2 Aw - z Izraela wspomnień ciąg dalszy..

Transkrypt

2 Aw - z Izraela wspomnień ciąg dalszy..
Żydzi w Łodzi
2 Aw - z Izraela wspomnień ciąg dalszy..
Autor: Chana
13.07.2010.
Zmieniony 21.10.2010.
Wyjrzałam przez okno. Budzi się normalny dzień pracy. Dzieciaki idą z plecakami do szkól, matki ciągną
za rękę, lub wiozą w wózkach maluchy do przedszkoli. Jest gorąco. Od pustyni wieje suchy chamsin.
Cieszę się, bo mam już bluzkę z krótkim rękawem i sandały. Jerzy wyjątkowo na nie pozwala, bo tak
zaplanował dzień, że wrócimy na obiad do domu i ewentualnie na wieczorne wyjście założę coś
wygodniejszego. Jestem szczęśliwa, czuję się lekka, zadowolona z siebie i co trochę popatruję na
Jerzego, nie mogąc się nacieszyć, że jest koło mnie. A on jest poważny, dorosły, odpowiedzialny i pilnuje
mnie, żebyśmy się nie zgubili. Na wszelki wypadek zaopatrzył mnie w numery telefonów do siebie i do
swojej siostry. Przypomina mi się, że lecąc do niego wyobrażałam sobie chłopaka ze złotym loczkiem,
spadającym na czoło. A przecież minęły jednak te 42 lata .Koło domu rosną jakieś kwitnące , ogromne
jak drzewa kaktusy, palmy i krzewy. Wokół słyszę hebrajski, tak dziwnie znajomy. Już wiem. Synagoga.
Język powstał na bazie tego biblijnego. Dodatkowo ma stały akcent, co prawda na ostatnią sylabę i do
tego dużo dźwięków "szumiących" ale melodycznie przypomina trochę polski. Pomyślałam sobie, że to:
szszszzsz związane jest z szumem morza i uśmiechnęłam się sama do siebie. Ale słowa nie są podobne
do żadnego znanego mi języka. Nie są podobne także do jidisz. którym posługiwali się moi znajomi z
dzieciństwa i młodości. Wsiadamy do autobusu. Przednim wejściem, bo tu kupuje się lub kasuje bilety.
Jest schludnie i porządnie. Siedzenia czyste, na podłodze nie ma papierów, ani walających się torebek
foliowych. Młodzież ustępuje starszym miejsca, nikt się nie awanturuje, nie ma pijaków ani żadnych
cuchnących osobników. Pasażerowie, tak jak i piesi za oknami, różnią się kolorem skóry, włosów, oczu,
ubraniem. Przypomina mi to trochę Londyn, w którym barwnie i bardzo kolorowo ubierają się kobiety z
Indii. Tu rozkwitają kolorami chusty i suknie Arabek. Izraelki ubierają się bardzo różnie, w większości jak
Europejki, choć odmiennością wyróżniają się chasydki, nosząc nakrycia głowy i ubrania w stonowanych
kolorach . Na ulicach widać dużo kobiet w ciąży i olbrzymią ilość wózków z małymi dziećmi. Wydaje się,
że wszyscy są jedną wielką rodziną. Są wobec siebie uprzejmi i życzliwi.
Wysiadamy koło meczetu Hasan Bek na granicy Tel-Awiwu i Jaffo.(...) Wokół rosną palmy, a na
trawnikach kępki fioletowych kwiatów połączone są rurkami doprowadzającymi wodę. Idziemy nad
morze. Jest bardzo urokliwie. Seledynowe morze. promenada, wieżowce i ekskluzywne hotele z
basenami. Kupujemy jakieś lody (pyszne!), chłonę świat i trochę ostre morskie powietrze całą sobą. Jerzy
się spieszy, zaplanował, że jeszcze pokaże mi jeszcze od rana najstarszą dzielnicę Tel-Awiwu Neve
Tsedek. Wchodzimy w wąskie uliczki z niskimi domami . Zobaczyłam jakąś młodą parę. biegnę, żeby
zrobić zdjęcie. Uliczka , jak wszystkie tutaj wąziutka, a na balkonach domów kwitną różowe i czerwone
kwiaty. Na każdym wolnym kawałku ziemi rosną drzewa lub krzewy. Tam, gdzie się ich nie udało
posadzić na ulicy, stoją w olbrzymich donicach i skrzyniach. Przechadzamy sie uliczką, koło jakiegoś
przedszkola , którego ogrodzenie pięknie udekorowano plakatami z reprodukcjami Chagala. Widok jest
urokliwy i przez tęczę kolorów i przez palmy rozczapierzające liście jak ogromne wachlarze.. Dalej stoją
jakieś stare domy, z wylegującym się leniwie na chodniku ogromnym rudym szylkretowym kotem. Na
drzewach wiszą pomarańcze, w gazonach kwitną czerwone prymule. Idziemy dalej. Jerzy pokazuje mi
pierwszy dom w stylu Bauhaus. Jest piękny. W Tel-Awiwie jest ich około2,5 tysiąca. Mają płaskie dachy i
asymetryczną bryłę. Z uwagi na kolor elewacji, dzielnica, na której się znajdują zyskała miano Białego
Miasta. W 2003 roku The White City w Tel-Awiwie wpisano na listę obiektów zabytkowych UNESCO.
Dzielnica ta, jest jakby skansenem Bauhausu. Wsiadamy do autobusu i wracamy do domu. Okno było
otwarte a mimo siatki, na stole, kredensie i podłodze osiadł kurz. Zrozumiałam dlaczego czuję szczypanie
pod powiekami i drapanie w gardle. To pył przywiany przez wiatr z pustyni.
Jemy obiad, trochę odpoczywamy. Wieczorem jedziemy do Jaffo. Na plakatach i w różnych
przewodnikach nazwa różnie brzmi. Raz Jaffo. raz Jaffa. Jakby się jednak miejscowość nie nazywała jest
bardzo urokliwa. Pamięta jeszcze starożytność i jest jedną z najstarszych na świecie osad miejskich.
Wzrusza chodzenie po starych ulicach, przez które przemieszczali się przed wiekami Turcy, Ormianie,
Żydzi, Egipcjanie, Czerkiesi, Palestyńczycy, Niemcy, Francuzi, Marokańczycy i Sudańczycy. Nie sposób
wymienić wszystkich. Miasto kamiennych domów sprzed wieków pobudowane w różnych stylach.
Teraźniejszość miesza się ze starożytnością. W związku z mnogością ras, religii, zwyczajów i tożsamości
http://zydziwlodzi.pl
Kreator PDF
Utworzono 2 March, 2017, 14:14
Żydzi w Łodzi
miejscowość nosi w sobie ich różnorodność. Zobaczymy tu ulice na wskroś arabskie i na wskroś
europejskie i takie, które pachną dalekimi morzami i oceanem. Są tu i ślady polskości. Oto i polski kościół
- miejsce spotkań emigrantów i obecnie przyjeżdżających z Polski w poszukiwaniu pracy. Po drugiej
stronie kamienne, masywne schody prowadzące w głąb uliczek z afiszami teatralnymi i muzycznymi
zachęcającymi do kontaktów z wysoką kulturą. Kilka kroków dalej wąziutkie przejście z arabskimi i
ormiańskimi sklepikami a tuż obok synagoga ozdobiona odświętnie , po dopiero co odbytej uroczystości
zaślubin. Za chwilę jestem już na placu prowadzącym na ulicę Napoleona. Oczywiście proszę Jerzego o
zrobienie mi zdjęcia przy jego "pomniku". Po kilku minutach jesteśmy na miejscu widokowym, z którego
rozciąga się panorama Tel-Awiwu, całego w kolorach dopiero co pozapalanych świateł domów i hoteli,
które budzą się do nocnego życia. A w dole szumi morze. Jestem zauroczona tym widokiem. A obok jest
Jerzy . I to , że jest , bardziej potęguje moje wrażenia niż sny z dzieciństwa, kiedy to mama czytała mi
"Baśnie z tysiąca i jednej nocy". Jak niewyobrażalnie dużo z baśni może być w zwyczajnym życiu
człowieka! Nie wypadało, ale chciałam się przytulić do Jerzego i w myślach wypowiedzieć słowa z "Fausta"
- "Trwaj chwilo, jesteś piękna". Wróciliśmy do domu ostatnim autobusem. Potem siedzieliśmy jeszcze do
trzeciej nad ranem i opowiadaliśmy sobie dzieje swojego życia. Dzieje 42 lat.
Ten dzień to znów zwiedzanie Tel-Awiwu. Miasto jest tak wspaniałe, że miesiącami można by chodzić w
zachwycie po jego uliczkach i jeszcze by się wszystkiego nie zobaczyło. Zachwyt wzmaga Jerzy. Jest
historykiem i wszystko wie i o wszystkim pięknie opowiada. Zawozi mnie na Bulwar Rodszylda. Piękne
domy, zadrzewiony chodnik i świetni ludzie. Uśmiechnięci i zadowoleni. Różnią się kolorem oczu i skóry,
ale mówią po hebrajsku. Są stąd. Dużo kobiet w ciąży i tych, które popychają wózki z dziećmi. Oto
dzieciak umazany od stóp do głów jakąś czekoladką, matka przewijająca dziecko, czarny ojciec niosący
śliczną dziewczynkę z główką całą w czarnych pierścionkach i niebieskich kokardkach. Na balkonie jacyś
młodzi ludzie fetują jakąś uroczystość i machają do przechodniów. Przechodzimy na ulicę Bialika i
oglądamy dom poety a potem oglądamy gmach Ośrodka Muzycznego im .Felicji Blumental i stary gmach
ratusza, tak bardzo niepodobny do polskich. W drodze do domu maszerujemy przez park Wolfson z
ogromnym placem zabaw dla dzieci i oczkami wodnymi. Po obiedzie Jerzy zawozi mnie do Ramat Awiw ,
żebym zobaczyła kompleks budynków uniwersyteckich. Tak jak w Łodzi na Piotrkowskiej są wmurowane
gwiazdy z nazwiskami słynnych aktorów i reżyserów zasłużonych dla miasta, tak tu między płyty
chodnikowe są wmurowane napisy , z mądrościami starożytnych.
Na początku "Cogito ergo sum" a dalej przed Wydziałem Medycznym "Primum Non Nocere". Czytając tą
tabliczkę westchnęłam tylko i pomyślałam jak wielu lekarzy nie pamięta o tej maksymie i jak dużo
wycierpiałam, zanim trafiłam do doktora Leńki ze Zgierza, który zapewne nie tylko przestrzegał mądrości
z tabliczki, ale i był znakomitym fachowcem, znającym się na swojej robocie. Spojrzałam wokół. Na
trawnikach siedzą studenci, dyskutują , coś gestykulują, przeglądają śpiesznie konspekty. W pobliżu
dziwnego kształtu budynek synagogi.
Studenci przed wykładami i egzaminami wpadają tu by modlić się a może i prosić Boga o mądrość i
zrozumienie świata. Jeszcze tylko tabliczka ze strzałkami sygnalizującymi, gdzie znajduje się jaki wydział
i ogródki skalne przed każdym z budynków z ogromną ilością różnorakich kaktusów. Idziemy dalej i po
chwili podziwiamy "ławeczkę Karskiego". To właśnie tu uwieczniony jest Polak, którego pamięć czczą
łodzianie , w jednej z sal Muzeum Miasta Łodzi, w pałacu Poznańskiego.
Trochę później znajdziemy się w Muzeum Diaspory. Jest to niezwykłe muzeum, takie, jakiego nie ma na
całej kuli ziemskiej. Po wejściu uwagę przykuwa płaskorzeźba ukazująca Rzymian, wynoszących
przedmioty kultu religijnego ze zniszczonej przez siebie Świątyni, dalej ogromne zdjęcia ludzi z twarzami
tak różniącymi się od siebie kolorem oczu, skóry, że aż się wierzyć nie chce, że posiadają tą samą
narodowość. A są to Żydzi z dwunastu pokoleń Izraela. Są niepodobni do siebie, bo są obywatelami
świata. I właśnie to im, poświęcone jest całe muzeum, ludziom z odległych zakątków Ziemi
porozrzucanych ręką Boga po najodleglejszych krainach. Może właśnie to rozproszenie powoduje, że
Izraelici są tak otwarci na inne wyznania i kultury pozostając przy pielęgnowaniu własnej. Gdzie się nie
znaleźli, tam pozostawili po sobie rozważania na temat świętych ksiąg, wysoko cenioną literaturę,
muzykę, malarstwo, rzeźbę, budynki mieszkalne, synagogi, przedmioty kultu i zwyczajnego codziennego
http://zydziwlodzi.pl
Kreator PDF
Utworzono 2 March, 2017, 14:14
Żydzi w Łodzi
życia. Oto i jedna z części muzeum. Poświęcona jest obyczajom i zwykłemu życiu w różnych częściach
świata. Z zainteresowaniem oglądamy z Jerzym makiety z ludźmi w strojach charakterystycznych dla
Żydów mieszkających w różnych krajach i epokach. Widzimy tych , którzy przynieśli dziecko do
obrzezania, jakąś matkę z dziewczynką na ręku w stroju zapewne charakterystycznym dla
sefardyjczyków, sąd rabinacki, ślub pod chupą, wypełnianie różnorakich micw .Słowem Żydzi w
rozmaitych sytuacjach życiowych. Bodaj największe wrażenie robią jednak makiety synagog z całego
globu. Znajdujemy tu makietę synagogi w Toledo, w Warszawie, freski z komnaty Rasziego w synagodze
w Wormacji, synagogę Kai-Feng-Fu w Chinach,synagogi w Wenecji, we Florencji, Amsterdamie
,Chodorowie na Ukrainie, na wskroś nowoczesną synagogę w Stanach Zjednoczonych, w Curacao (Antyle
Holenderskie). Będąc kobietą,zwróciłam uwagę na opisane powyżej części muzeum, myślę jednak, że
mężczyźni bardziej zachwyciliby się częściami, poświęconymi sławnym rabinom, historii diaspory i
ludziom zasłużonym w budowaniu wartości kulturowych i państwowotwórczych, którym muzeum
poświęciło kilka odrębnych sal. Muzeum jest niepowtarzalne, niepodobne do innych na świecie i tym
bardziej wartościowe. Zwiedzałam je z wypiekami na twarzy i robiłam po kryjomu zdjęcia, choć
tłumaczyłam sobie, że można , bo nigdzie nie ma na ścianach tabliczki z zakazem fotografowania. Ale
przecież nie wszyscy tam byli, a zdjęcia mogą być przedsmakiem tego, co można w nim zobaczyć. Po
kilkugodzinnym zwiedzaniu zrobiliśmy się strasznie głodni. Po wyjściu z muzeum Jerzy starannie wybierał
miejsce, gdzie zjedliśmy pyszne falafle z bukietem z jarzyn - specjalnością narodową Izraela. Bardzo dbał
o mnie i nie tylko o to, żeby mi zapewnić piękne doznania duchowe, ale i o moją fizyczność, bo podczas
pobytu w Izraelu ani raz nie miałam sensacji żołądkowych. Wieczorem wybraliśmy się do Maryli - siostry
Jerzego. Zrobiła bardzo wytworną kolację i długo gawędziliśmy o starych czasach. Przy okazji Maryla
oprowadziła mnie po mieszkaniu a ja złapałam się na tym, że starałam się znaleźć w nim coś co
odróżniało je od polskich mieszkań. Myślę, że prócz mezuzy niewiele. Każdy dom jest urządzony według
wyobrażenia piękna jego właściciela i stopnia jego zamożności. Tak było i w tym przypadku . A Maryla
miała dobry gust.
Wstaję, otwieram okno. Powietrze takie przezroczyste. Lekki wiaterek przywiewa zapachy budzących się
kwiatów. Nie ma już chamzinu, jest trochę chłodniej. Jerzy wymyślił wycieczkę do Jerozolimy. Szybko
jemy śniadanie i jedziemy na dworzec autobusowy, żeby dostać się do kolebki trzech największych religii judaizmu, chrześcijaństwa i islamu. Ubrana jestem w długą , czarną spódnicę i bluzkę z długim
rękawem, żeby wyglądać nobliwie i odświętnie. Zabrałam też szal, by założyć go po przyjeździe na
miejsce. Droga jest niezwykle urokliwa, ale nie ma tu żadnych palm, czy też charakterystycznej
roślinności dla krajów śródziemnomorskich. Jerzy mówi, że lubi ten odcinek, bo przypomina mu Polskę. I
rzeczywiście jest to teren pagórkowaty, porośnięty lasami. Miejscami niewysokie góry. Zastanawiałam się
, do jakiego fragmentu Polski można go przyrównać i wymyśliłam, że chyba do Gór Świętokrzyskich. A
może do Pogórza Sudeckiego? Nie było czasu na zastanawianie się, bo kierowca autobusu zarządził
wysiadkę. Awaria. Myślałam już, że będziemy musieli iść pieszo do jakiegoś odległego przystanku, ale po
około trzech minutach podjechał następny autobus rejsowy i nas zabrał. Po drodze mijaliśmy jakieś
arabskie wsie i miasteczka, a po kilkudziesięciu minutach jakieś miejskie osiedle porozrzucane na
wzgórzu. To już Jerozolima. Wjeżdżamy do miasta. Wielki zachwyt budzi most podwieszony sznurami do
nieba. Serce bije mocniej, bo świadomość bycia na miejscu tylu świętych wydarzeń robi wrażenie. (...)
Autobus wjeżdża na Mea Szaarim. Dziwna ulica. Na ścianach domów mnóstwo hebrajskich afiszy,
ulotek. To tak, jakby to była ulica ogłoszeń. Po chodniku toczy się kula jakiegoś zadrukowanego,
podartego papieru. Stwarza to skojarzenia z jakimś dawnym, wymarłym światem, którego już nie ma i
widać tylko jego pozostałości na murach i bruku.... Ale nie! Oto wyłaniają się z czeluści jakiejś kamienicy
mężczyźni w czarnych garniturach lub chałatach, białych koszulach i obowiązkowo w czarnych
kapeluszach, spod których czasami niesfornie wydostają się proste lub skręcone w loki francuskie ,pejsy.
Pojawia się też jakaś kobieta ubrana na ciemno - w długiej spódnicy i chustce na głowie z gromadką
dzieci. Wiem już, gdzie jestem. To świat bez gazet i telewizorów. Te afisze na ścianach to przestrogi
rabinów, ogłoszenia i wizje końca świata. Na pewno jest to wszystko ciekawe, ale nie chciałabym
prowadzić takiego życia jak oni . (...) Za oknami autobusu zmienia się krajobraz i podjeżdżamy pod mury
Starego Miasta. Stoją tu Arabowie w swoich długich szatach, ciągną rzesze turystów z całego świata.
Zakładam szal na głowę i spinam go z tyłu. Wtapiamy się z Jerzym w tłum i kierujemy do Zachodniego
Muru Świątyni - najświętszego miejsca żydów. Po drodze kilkakrotnie sprawdzają nam bagaże,
przechodzimy przez jakieś bramki. Uff! Już koniec, choć policja i wojsko kręcą się jeszcze po placu. Jerzy
podprowadza mnie pod kobiecą część Ściany Płaczu. Znajduję
puszkę na cedakę .Wrzucam pieniążki dla biednych i podchodzę bliżej. Rozglądam się z zaciekawieniem i
widzę jakieś istoty płci żeńskiej na krzesłach, podglądające i fotografujące męską stronę Ściany. To bar
micwa. Matki i babcie ciekawe są jak przebiegają uroczystości ich latorośli. Skorzystałam z okazji ,
weszłam jak one na krzesło i zrobiłam kilka zdjęć. Byłam z siebie taka dumna, że miałam odwagę. Po
chwili wyciągnęłam woreczek, w którym miałam "kwitełe" z Polski i podeszłam do Ściany. "Kwitełe" nie
bardzo chciały się mieścić w szczeliny w Murze i wylatywały, ale w końcu uporałam się z nimi i oparłam
http://zydziwlodzi.pl
Kreator PDF
Utworzono 2 March, 2017, 14:14
Żydzi w Łodzi
obie ręce o Ścianę .Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie wszystkie nieszczęścia i pragnienia ludzi, którzy
od setek lat przybywali Tu, by prosić Boga o pomoc. Myślałam wtedy o kobietach proszących o zdrowie i
przetrwanie swoich dzieci i rodzin, o pokój na świecie i przynajmniej znośny byt. Wyobrażałam sobie ile
łez i wiary towarzyszyło ich modlitwom. Sama nie wiem kiedy i mnie potoczyły się łzy i mimo wsuniętej w
szczeliny także własnej karteczki z prośbami, zaczęłam prosić Boga jeszcze o mądrość i zrozumienie tak
niepojętej rzeczywistości i siłę, aby unieść życie i umieć wnosić w nie radość. Pewnie stałabym tam
jeszcze bardzo długo, ale skojarzyłam sobie, że Jerzy czeka i że tyle jeszcze mamy dziś do zobaczenia.
Wracam(...)
Udajemy się do autobusu i jedziemy do innego miejsca, które uświęcone jest przez śmierć milionów
Żydów , zgładzonych podczas drugiej wojny światowej. Potem idziemy pod górę jakąś piękną leśną
drogą. To Góra Pamięci i Yad Vashem - muzeum zagłady. To muzeum jest jedną wielką niezabliźniającą
się raną i pamięcią o bólu, strachu i niezawinionej niczym śmierci. Ogromny teren z drzewami
posadzonymi w hołdzie Sprawiedliwym wśród Narodów Świata, z budynkiem, w którym znajduje się Sala
Imion ze zdjęciami niewinnie pomordowanych przez nazistów, umieszczonymi na ogromnej kopule, tak
charakterystycznej dla kościołów . Ludzie z tych zdjęć z wyrzutem patrzą na nas żyjących jakby chcieli
powiedzieć, że mimo ich cierpień i śmierci nie ustrzegliśmy świata przed wojnami i nienawiścią..Dalej
Muzeum Sztuki, z obrazami poświęconymi holokaustowi, Pawilon Wystawowy, Archiwum, Biblioteka,
Centrum Wideo i Centrum Badań nad Szoah, Synagoga. Wychodzimy z budynku.. W pewnym momencie
zauważyłam, ze kurczowo trzymam się ramienia Jerzego i że nie mogę już patrzeć na rampę z
odjeżdżającym bydlęcym, a przeznaczonym dla ludzi wagonem. Zrozumiał, a odchodząc minęliśmy
jeszcze pieczarę w skale poświęconą pamięci półtora milionów dzieci, zamordowanych przez faszystów.
Później Jerzy zaprowadził mnie na Plac Getta Warszawskiego i Plac Janusza Korczaka - wielkiego pisarza,
pedagoga i społecznika, który zginął w drodze do Treblinki, nie chcąc pozostawiać samych dzieci z
sierocińca w ich ostatniej życiowej drodze. Dalej szliśmy obok Monumentu rzeźbiarza Bernarda Finke,
poświęconemu 1500000 Żydom walczącym z nazizmem w szeregach wojsk koalicyjnych, w gettach i
oddziałach partyzanckich. Tyle lat po wojnie, a Muzeum Holokaustu jest tak potrzebne. Wyszłam stąd
zdruzgotana. Ciekawa jestem, jak wielką traumę przeżywają podczas oglądania muzeum potomkowie
tych, którzy taki los zgotowali ludzkości. Jak można żyć ze świadomością, że ojciec, dziadek, stryj, czy
ciotka mordowali bez zastanowienia niewinnych ludzi szarżując z hasłem "Bóg z nami". Gdzie w człowieku
rodzi się takie bestialstwo? Mimo cudnej okolicy i szosy wijącej się wśród pagórków porośniętych pięknym
wysokim lasem, gdzie przez konary drzew przebijały się resztki zachodzącego słońca, szliśmy cichutko,
nie rozmawiając ze sobą. Kiedy dostaliśmy się do głównej arterii, po której jeździły już autobusy, zapadał
zmierzch. Podjechał autobus. Wsiedliśmy. Dziś jeszcze mamy zaplanowaną wizytę u Estery (...).
Dojeżdżamy do dzielnicy Baka , w której mieszka Esterka i oczom naszym przedstawia się niezwykły
widok. Procesja. Nigdy wcześniej, ani potem nie widziałam w Izraelu procesji. Była ona związana z
nadaniem nowej Tory w pobliskiej synagodze. Ulicą szedł tłum ludzi. Między nimi biegały szczęśliwe
dzieciaki. Przodem jechały odkryte samochody , pięknie przyozdobione kolorowymi lampeczkami
układającymi się w błyszczące jak w diamentach, korony Tory. Na samym początku samochód z Torą.
Dzieciaki piszczały, trąbiły, klaskały, śpiewały ,a dorosłym udzielał się podniosły i radosny nastrój. To
wydarzenie pozwoliło otrząsnąć się z koszmaru Yad Vashem. Jeszcze w uszach słychać było śpiew i
dzwoneczki z uroczystości, kiedy doszliśmy do mieszkania Esterki. Jej mąż - sefardyjczyk, powiedział, że
przybyliśmy razem z Torą, przyjął nas bardzo serdecznie i stwierdził, że nikt nie może wyjść z
sefardyjskiego domu bez poczęstunku. Esterka uwijała się w kuchni. Zjedliśmy wspólnie kolację,
obserwując ich śliczną córeczkę, która z zachwytem w oczach bawiła się przywiezionymi przeze mnie, od
babci z Łodzi, garnkami dla lalek. Aż szkoda było od nich wychodzić i się żegnać, ale czekał nas jeszcze
powrót do Tel-Awiwu.
Znów następny dzień. Tak szybko mija czas. Lubię być w Tel-Awiwie. Dziś idziemy do Muzeum Sztuki.
Przed wejściem jakieś niesamowite, współczesne rzeźby. W środku bogate kolekcje sztuki klasycznej i
współczesnej z eksponatami nie tylko z Izraela, ale i całego świata. Muzeum posiada liczne sale
poświęcone na wystawy okresowe a także audytorium, w którym odbywają się wykłady o sztuce z
przeźroczami, koncerty i przeglądy filmowe. Dla Polaków na pewno ciekawe jest, że pod egidą tego
Muzeum działa Pawilon Sztuki Współczesnej im. Heleny Rubinstein, tej samej, która jest w Łodzi znana ze
sponsorowania cyklicznie odbywających się koncertów fortepianowych w Pałacu Izraela Poznańskiego.
(Oczywiście znana jest jeszcze bardziej z tego, że jest córką znanego na całym świecie, a związanego z
Łodzią, wirtuoza fortepianowego Artura Rubinsteina.) Po obejrzeniu setek obrazów, namalowanych przez
znakomitych , znanych na całym świecie malarzy oraz wielu rzeźb, Jerzy prowadzi mnie do kompleksu
budynków teatralnych, a następnie na ulicę Weizmanna do Polskiego Instytutu. Serce mi się
roztrzepotało, bo wiem, że to miejsce jest dla wygnanych z Polski w 1968 roku ciągłością kontaktów z ich
dawną ojczyzną. Myślę, że przychodząc tu do biblioteki czy czytelni, z wieloma polskimi tytułami,
uczestnicząc w spotkaniach z zaproszonymi z Polski pisarzami, dziennikarzami, naukowcami czy
politykami, słuchając odczytów, koncertów Chopinowskich i koncertów Pendereckiego, pod jego batutą,,
http://zydziwlodzi.pl
Kreator PDF
Utworzono 2 March, 2017, 14:14
Żydzi w Łodzi
oglądając wernisaże, polskie dramaty i biorąc udział w warsztatach scenicznych, mają ciągły kontakt z
polską kulturą i najnowszymi wydarzeniami społecznymi i politycznymi Polski. Instytut jest także
współorganizatorem imprez kulturalnych promujących Polskę w Izraelu. Organizuje kursy językowe,
kursy dla przewodników izraelskich po Polsce, cykle wykładów na terenie całego Izraela. Dla przykładu
mogę podać kilka tematów wykładów z kursu "Pod wspólnym niebem" ,organizowanego w Muzeum
Diaspory w pierwszym kwartale 2010 roku. A oto i one :"Warszawa Baszewisa Singera", Galicyjskie
tradycje Polaków i Żydów"," Nieznane kolekcje sztuki żydowskiej w Polsce", Współczesna literatura
polska",". Początki osadnictwa żydowskiego w Wielkopolsce". Jak widać tematyka bardzo różnorodna. Z
powyższego wynika, że przymusowi emigranci z Polski są żywo zainteresowani Polską i jej kulturą,
wydarzeniami społecznymi i politycznymi. A dodatkowo wiem, mieszkając w gościnie u Jerzego, że
oglądają polskojęzyczne
stacje telewizyjne, a na spotkaniach towarzyskich posługują się piękna polszczyzną i śpiewają
zapamiętane z dzieciństwa i młodości polskie piosenki, których nie znają już nasze dzieci, nie mówiąc o
wnukach. Wracamy do domu. Zbliża się wieczór. Kupujemy jeszcze wiązankę kwiatów, bo wybieramy się
na urodziny do Beli - przyjaciół ki Jerzego. Jerzy prasuje gustowną koszulę i pięknie się ubiera, ja stroję
się w najelegantszą sukienkę wyjściową, jaką zabrałam do Izraela. Bela jest piękna. Pochodzi z Rosji i
jest współczesną pisarką izraelską . Pisze po hebrajsku. Dom jest już pełen gości. Bela usadawia mnie na
kanapie między Marylą - siostrą Jerzego a nim. Po chwili zrozumiałam tą dbałość w umiejscowieniu gości.
Na urodzinach są kibucnicy, mówiący po hebrajsku, nasza trójka, mówiąca po polsku, poeta
rosyjskojęzyczny, dziennikarz i lekarka, posługujący się rosyjskim. Z konieczności, ale i z niemałą
przyjemnością "odgrzałam" swój niezły kiedyś rosyjski, a dzięki towarzystwu Maryli i Jerzego nie
siedziałam jak na tureckim kazaniu, kiedy rozmowa toczyła się po hebrajsku, bo albo Maryla, albo Jerzy
od razu mi tłumaczyli. Byłam im bardzo wdzięczna , za tą ich pracę, a i Beli za to, że nie znając mnie, tak
bardzo się o mnie zatroszczyła. Urodziny były urocze, atmosfera przyjemna. Widać było, że wszyscy się
lubili i szanowali mimo różnic w zawodach, pochodzeniu i językach. A prócz tego Bela zaserwowała
pyszne kulinaria i te słone i te pełne słodkości. W świetnym nastroju opuszczaliśmy dom pięknej
solenizantki. Wracając, szliśmy przez park i aż żal było iść do domu. Było ciepło i miło. Usiedliśmy na
huśtawce i przegadaliśmy pół nocy dzieląc się wrażeniami z urodzin. Przy okazji odkrycie! W Izraelu
księżyc świeci inaczej niż w Polsce. U nas rożki księżyca są skierowane w prawą lub lewą stronę, w
Izraelu w górę i w dół. Twardowskiemu byłoby wygodniej na izraelskim księżycu, bo jest on bardziej
stabilny i można sobie nawet na nim poleżeć. Krystyna Szymczakfoto: autorka
http://zydziwlodzi.pl
Kreator PDF
Utworzono 2 March, 2017, 14:14

Podobne dokumenty