aw o° 08 r issue n 5

Transkrypt

aw o° 08 r issue n 5
issue no° 08 raw
02 / 2015
melba
REDAKTOR NACZELNA
ILUSTRATORZY
Magdalena Nowosadzka
[email protected]
Kaja Gliwa
Małgorzata Herba
Karolina Koryl
Paweł Olszczyński
Paprotnik Studio
DYREKTOR ARTYSTYCZNY
Piotr Matejkowski
[email protected]
MANAGER DS. KOMUNIKACJI
REDAKTOR PROWADZĄCY
Łukasz Nowosadzki
Łukasz Nowosadzki
[email protected]
AUTORZY
MANAGER DS. REKLAMY
Alicja Caban
Katarzyna Cieślar
Marta Czeczko
Marta Dyba
Dorotka Kaczmarek
Aleksandra Krześniak
Ewa Kosz
Alicja Rekść
Milena Soporowska
Malwina Żurek
[email protected]
W świecie panuje względna równowaga. Dziewczyny pijane szczęściem i zapłakane, ze złamanym sercem. Miasta, w których nigdy nie
zachodzi słońce i takie, w których deszcz to
jedyna pogoda. Dobre poranki po super imprezach i puste wieczory. Dlatego po ostatnim numerze Melby wypełnionym kolorem, radością
i kiczem w wielu wydaniach nastał czas raw.
U Annabel Miedemy i Andreya Bogusha człowiek jest prawie nieobecny; widzimy jedynie
abstrakcyjny, surowy przedmiot.
Do rozmowy zaprosiliśmy odnoszącą sukcesy w świecie muzyki elektronicznej Zamilską,
duet reżyserski Kijek/Adamski, kolektyw artystyczny Pussykrew oraz fotografów Asgera Carlsena i Maury'ego Gortemillera. Nie zabrakło
również mody. Prezentujemy wywiady z Zofią
Chylak i Natalią Siebułą oraz efekt współpracy
Pawła Błęckiego z Polą Zag. Tym razem współpracujący z nami artyści próbowali oswoić temat surowości i brutalności.
Dla fotografów punktem wyjścia okazał się sam
człowiek, ludzkie ciało i procesy w nim zachodzące. Przewija się to zarówno w konceptualnej
sesji Jacka Kołodziejskiego, u Justyny Chrobot,
czy nieco dosadniej na zdjęciach Rena Hanga.
Magdalena Nowosadzka
redaktor naczelna
raw
issue
no° 08
WEBMASTER
Ana Bee
PROJEKT GRAFICZNY
Piotr Matejkowski
STAŻYSTA
Ada Sokół
FOTOGRAFOWIE
Paweł Błęcki
Andrey Bogush
Justyna Chrobot
Ren Hang
Jacek Kołodziejski
Annabel Miedema
Filip Skrońc
Melba is self-published and composed
with OTAMA.EP font by Tim Donaldson
& Garamond by C. Garamond
& Sofia Pro Light font by Mostardesign
2
fotografia: Justyna Chrobot
www.melbamagazine.com
www.facebook.com/melbamagazine
www.melbamagazine.tumblr.com
instagram.com/melba_magazine
soundcloud.com/melba-magazine
twitter.com/melba_magazine
vimeo.com/melbamagazine
Wszystkie teksty oraz obrazy opublikowane na łamach Melba Magazine są wyłączną własnością poszczególnych autorów (fotografów, ilustratorów i współpracowników) i podlegają ochronie praw autorskich. / Żadne zdjęcie i żaden tekst nie może
być reprodukowany, edytowany, kopiowany lub dystrybuowany bez pisemnej zgody jego prawnego właściciela. / Żadna część tej publikacji nie może być reprodukowana w jakiejkolwiek formie (cyfrowej lub mechanicznej), drukowana, edytowana
lub dystrybuowana bez uprzedniej pisemnej zgody wydawców.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
3
melba
CHROBOT 8
Ludzie 20
KIJEK/ADAMSKI 22 / PUSSYKREW 26 / ZAMILSKA 36
KOŁODZIEJSKI 42
Fotografia 54
GORTEMILLER 55 / HARLEY WEIR 60 / CARLSEN 62 /
BLOSSFELDT VS ARAKI 68 / RAW 72
REN HANG 76
Moda 88
CHYLAK 89 / EWA KOSZ 94 / POLA ZAG 98 /
BALENCIAGA 102
BOGUSH 106
Styl 120
SIEBUŁA 122 / IN BUDDHA WE TRUST ALL OTHERS PAY CASH 130 /
KOTELUK 144
MIEDEMA 146
the raw issue 08
melba
raw
Uncooked: raw meat. Being in a natural
condition; not processed or refined: raw wool.
Not finished, covered, or coated: raw wood.
Not having been subjected to adjustment,
treatment, or analysis: raw data; the raw cost
of production. Undeveloped or unused:
raw land.
ilustracja: Paweł Olszczyński
6
fotografie: Justyna Chrobot
modelka: Aleksandra Talacha
modele: Roman Buk, Jakub Wolski,
Mateusz Woś
Chrobot
the raw issue 08
melba
11
the raw issue 08
the raw issue 08
14
the raw issue 08
16
melba
19
melba
Ludzie
KIJEK/ADAMSKI
PUSSYKREW
ZAMILSKA
ilustracja: Kaja Gliwa
21
the raw issue 08
Kijek/Adamski
WYWIAD
22
nia publiczność festiwalowa w 2014 roku. Sam
Białystok jest dla nas rzeczywiście miejscem
szczególnym na mapie. Mimo że żadne z nas
nie pochodzi z tego miasta, w dużej mierze
identyfikujemy się z panującą tu wielokulturową atmosferą. Duża w tym zasługa ekipy Białostockiego Ośrodka Kultury, która umiejętnie tę
atmosferę podsyca.
mechanizmy dojścia do werdyktów konkursowych, które do tej pory wprawiały nas często
w konsternację.
Jak oceniacie poziom i wyniki Żubroffki?
Słyszałem, że podjąć wspólną decyzję łatwo nie było.
Poziom jest zdecydowanie wysoki. Cieszy nas
zwłaszcza sukcesywny rozwój festiwalu i wzrost
jego rangi. A ustalenie werdyktu rzeczywiście
nie było łatwe. Bardzo szybko przekonaliśmy
się, że niemożliwe jest pogodzenie osobistych
ambicji i zasad demokracji.
Kompromis jest rzeczą mądrą, ale często szkodliwą. Jeśli przestajemy się identyfikować z finalnym werdyktem, przestaje on mieć dla nas
sens. Nie jest na szczęście tak, że nagrodzony
został wbrew naszej woli jakiś zły film. Pozostał
jedynie pewien niedosyt, że nie udało nam się
zaakcentować naszego punktu widzenia i kilka
wartościowych w naszym odczuciu filmów nie
zostało należycie docenionych. Ale to może po
prostu klęska urodzaju.
Jesteście również odpowiedzialni za oprawę wizualną i spot festiwalu. Wcześniej
byliście zaangażowani w projekt Filmowe
Podlasie Atakuje! Czujecie się związani
z Białymstokiem w jakiś szczególny sposób?
Dla uściślenia dodamy tylko, że kilka lat temu
stworzyliśmy ramy oprawy wizualnej Żubroffki,
ale w tym roku zaprosiliśmy do współpracy Izę
Srokę i to ona jest odpowiedzialna za wygląd
wszystkich druków, z którymi miała do czynie-
Sami zajmujecie się tworzeniem filmów,
w których warstwa plastyczna i spójność
koncepcji grają pierwszoplanową rolę.
Chciałbym przewrotnie zapytać, jak istotna jest dla was emocjonalność przekazu
filmowego?
Bardziej interesuje nas adekwatność. Ze swoimi
emocjami każdy powinien sobie radzić sam
i cieszy nas, że dzięki temu odbiór naszych prac
jest potencjalnie skrajnie różny. Nie mamy jednak na celu manipulowania emocjami widza.
Everytime
Rozmawiamy przy okazji festiwalu Żubr
-offka, na którym znaleźliście się w gronie
jurorów. Sami jesteście aktywnymi i nagradzanymi twórcami. Jak się czuliście po tej
drugiej stronie?
Na dobrą sprawę kryteria oceny cudzych prac
nie różnią się specjalnie od zasad, którymi sami
kierujemy się przy tworzeniu. Różnica polega
na konieczności zwerbalizowania oceny, przez
co zbliża debatę do standardów akademickich.
Na własne potrzeby nie musimy artykułować
wszystkich argumentów, które wypada przytoczyć na użytek komunikacji z innymi jurorami.
Sam tok obrad uświadomił nam z kolei, że niemożliwy jest werdykt doskonały i uzmysłowił
melba
Jak duży wpływ na waszą twórczość filmową ma wspólne wykształcenie graficzne
i jak wyglądała wasza droga do zajęcia się
obrazem ruchomym?
Wykształcenie graficzne, jakkolwiek nie przekłada się ściśle na naszą praktykę zawodową,
sprawia że myślimy przede wszystkim obrazem
i to właśnie obraz jest w naszym odczuciu najbardziej pojemnym i uniwersalnym medium.
Zainteresowanie obrazem ruchomym natomiast to wypadkowa ogólnego rozwoju technologii i komunikacji oraz niechęci do składowania i transportu fizycznych prac.
Wasze dzieła odznaczają się dbałością
o szczegóły i szacunkiem dla tradycji medium. Czy wybór często żmudnej pracy
zamiast sięgnięcia po techniki komputerowe to wybór wynikający ze świadomego
buntu przeciw możliwościom nowych mediów i chęć bycia bardziej autentycznym,
czy jednak wciąż tradycyjna animacja daje
ciekawsze efekty?
Na pewno nie ma tu mowy o buncie. Mamy na
koncie kilka realizacji, które powstały w środowisku czysto cyfrowym (m. in. In statu nascendi, czy film dla AnOther Mag / Phillipa Lima)
i czujemy się w nim równie dobrze jak przy pracach ręcznych. Wszystko zależy tu od pretekstu.
Rzeczywiście stosunkowo często jednak tradycyjne techniki znajdują w naszych pracach uzasadnienie. Początkowo było to w dużej mierze
podyktowane budżetami. Kameralne metody
realizacji oparte na autorskich pomysłach z pogranicza eksperymentu wciąż dawały szanse na
wyróżnienie się prac. Z czasem staliśmy się w tej
metodyce coraz bardziej skuteczni.
23
the raw issue 08
melba
Jak wygląda u was proces twórczy – od pomysłu do finalnego efektu? Czy we wszystkie jego etapy każde z was jest równomiernie zaangażowanym?
Zawsze szukamy najpierw odpowiedzi w pytaniu. To w specyfice utworu, briefu, czy problemu doszukujemy się pomysłu na realizację. Staramy się przy tym myśleć formą, bo często już
dobór odpowiedniej materii i techniki jest sam
w sobie celną odpowiedzią. Potem staramy się
konsekwentnie eksplorować właściwości materiału i technologii. Z reguły rzeczywiście trudno wskazać kto z nas odpowiada za które fazy
opracowania projektu. Wszystko to miesza się
i nie jest warte powtórnej analizy.
In Statu Nascendi
Zaciekawiła mnie koncepcyjna praca In
statu nascendi, w której, odwołując się do
wiersza Czesława Miłosza Stwarzenie świata, przedstawiacie proces stawania się grafiki 3D. Co Was najbardziej pociąga w animacji?
In statu nascendi jest trochę ironią przeszczepioną z cytatu z Miłosza zarzucającego filmowi,
że rości sobie prawa do pokazywania rzeczywistości. Może zresztą Miłosz był w tym zupełnie
poważny. My traktujemy to nieco z przymrużeniem oka, bo dla nas obraz ruchomy jest właśnie pretekstem do kreacji, a nie naśladownictwa. Dlatego też tak dużo uwagi poświęcamy
animacji, bo daje ona możliwość kontroli każdego elementu kadru i każdej klatki z osobna.
Robicie teledyski. Macie jakiś klucz do wyboru wykonawców, to znaczy musicie czuć
muzykę by ją przełożyć na obraz?
Niestety z powodu notorycznego braku czasu
dobór wykonawców nie jest tak komfortowy,
jak byśmy sobie tego życzyli. Zdecydowanie jednak odrzucamy propozycje pracy nad klipami
do utworów, które nie sprawiają nam przyjemności słuchania. Prawdę mówiąc, przez dłuższą
chwilę skupiliśmy się na innych formach twórczości i odłożyliśmy na bok robienie klipów,
ale już zaczynamy za tym tęsknić i pojawiło się
w naszych głowach kilka pomysłów, które zechcemy w najbliższej przyszłości zrealizować na
tym polu.
Jak widzicie swoją przyszłą drogę twórczą?
Planujecie robić więcej konceptualnych
projektów z myślą o wystawianiu ich w galeriach?
Poniekąd większość naszych prac jest w pewnym stopniu konceptualna, ale nie mamy ambicji zamykania ich w galeriach. Sporadyczne
wycieczki w tę stronę chyba wyczerpują nasz
apetyt na tworzenie form bardziej jednoznacznie kwalifikujących się jako sztuka.
rozmawiał: Łukasz Nowosadzki
stills: Kijek/Adamski
Katachi
24
25
the raw issue 08
melba
Pussykrew
Pussykrew, Body double
WYWIAD
26
Koncentracja na narzędziach 3D była podyktowana zewnętrznymi warunkami, dla mnie jest
okresem przejściowym. Nadal w sferze planów
jest produkcja arthousowego filmu erotycznego, który połączyłby nasze doświadczenia z video, slow motion, CGI i drukiem przestrzennym.
Tikul: Zanim się poznaliśmy, studiowałam
projektowanie ubioru w Krakowie, potem New
Media Design w Dublinie. Dało mi to dość dobre, kompleksowe przygotowanie w zakresie
rysunku, malarstwa, fotografii, historii sztuki,
projektowania czy grafiki. Wtedy bawiłam się
nieco modą, fotografią cyfrową i designem.
Miałam niezaspokojoną potrzebę odkrywania
nowych rzeczy, poszukiwania nowych praktyk
artystycznych. Interesowały mnie niekonwencjonalne rozwiązania estetyczne związane z ciałem i możliwości, jakie daje technologia.
Moją przygodę z ruchomym obrazem rozpoczęłam, gdy się spotkaliśmy. Było to dla mnie
niezwykle ekscytujące: wprowadziłam swoje fascynacje w zupełnie inną formę. Studia w Newcastle też były dla mnie wielkim przełomem
w związku z poznaniem nowych narzędzi, takich jak programowanie, physical computing,
teoria mediów. To wszystko otworzyło przede
mną wachlarz nowych możliwości realizacji.
Generalnie cały czas działamy na pograniczu
video, dźwięku, technologii, sztuki. Nadal jesteśmy wierni idei DIY, działamy w sposób wymykający się kategoriom, spontaniczny i dość
niezależny. Dużo się przemieszczamy. Często
Pamiętam waszą działalność sprzed paru
lat. Potrafiliście VDJ-ować godzinami nawet w pustym klubie. Cieszy mnie ogromnie, że udało wam się przebić przez natłok
wszystkiego, co związane z 3D. Patrząc
wstecz: czy coś się zmieniło w waszych założeniach? Co uważacie za punkt zwrotny
w waszej karierze artystycznej?
Mi$ Gogo: Puste kluby i godziny grania to zdecydowanie początki mojej przygody z kulturą
klubową w 2004 roku, choć tak naprawdę wizualizacje zaczynałem tworzyć wraz z przyjaciółmi już w 2002, kiedy to prezentowaliśmy je
na koncertach naszego postrockowego zespołu
w rodzinnej Jeleniej Górze.
Punktów zwrotnych było chyba kilka, zdarzają
się one co kilka lat. Na pewno 2004 rok, później
2006, gdy przez przypadek zostałem w Dubline na 3 lata. 2009 i przeprowadzka do Anglii
na studia w Culture Lab Newcastle University
i 2012, gdy przenieśliśmy się do Berlina. Każde
nowe miejsce przynosiło nowe wyzwania i środowisko działań. 2014 rok był dla nas niezwykle
ciekawy, 2015 również zapowiada się bardzo interesująco.
Co do przebijania się przez 3D - nie jestem pewien, czy myślimy o tym w ten sposób. Nie musimy się chyba nigdzie przebijać, jesteśmy po
prostu konsekwentni. CGI [Computer Generated
Imagery] to tylko jedno z narzędzi, którymi się
posługujemy, a nie jedyna platforma działania.
Mnie osobiście interesuje rzemiosło i doskonalenie umiejętności, a także niezależność podczas tworzenia projektów.
27
the raw issue 08
melba
zamieniamy się rolami lub przyjmujemy nowe.
Fakt, iż nasza praca ewoluuje i zmienia się przez
lata, jest dla nas budujący i niezwykle pozytywny. To jest to, co nas napędza. Wszystko ulega
nieustannym zmianom: środowisko wokół nas,
narzędzia i dostęp do technologii. My znajdujemy wciąż nowe inspiracje, możliwości realizacji
i ekspresji. Bardzo nam to odpowiada. Chyba
najgorsze, co moglibyśmy zrobić, to pozostać
przy jednej estetyce lub medium i kultywować
to przez lata. Szybko się nudzimy, ciągle potrzebujemy nowych wyzwań. Czasami łączy się to
z podejmowaniem ryzyka, ale jest ono wpisane
w działanie. Można to doskonale zaobserwować
poprzez fakt, że co kilka lat zmieniamy miejsce
zamieszkania, wciąż działamy na nowych scenach.
Tikul: Jeśli chodzi o kontekst galeryjny, wydaje
nam się, że z racji mediów, którymi się posługujemy, aktualnie w Polsce nie ma chyba zbyt
wielu miejsc, które pokazywałyby takie prace.
Wszystko idzie jednak w dobrym kierunku, jest
coraz więcej zainteresowanych bardziej współczesnymi formami komunikacji. Świat sztuki
w Polsce to dość poważne środowisko, które
rządzi się własnymi, trochę innymi prawami.
Większości artystów dotyka tematów, z którymi my zupełnie się nie identyfikujemy, często
sposób egzekucji prac jest bardzo zachowawczy.
Poziom zainteresowania, wsparcie i organizacja to indywidualna sprawa. Nie wydaje mi się,
aby mogła wiązać się z danym krajem czy szerokością geograficzną, choć często zdarza się, że
w innych stronach ludzie są nieco pogodniejsi,
bardziej przychylni. Nie uważam jednak, żeby
w Polsce z jakichś względów kreatywne przedsięwzięcia były gorzej zorganizowane. Takie porównywania są chyba dość niesprawiedliwe i nie
mają najmniejszego sensu. Macie na swoim koncie wiele wystaw,
zarówno w Polsce, jak i za granicą. Podzielicie się swoimi doświadczeniami?
Jak porównacie poziom zainteresowania,
wsparcia kuratorów i organizację w naszym kraju i poza jego granicami?
Mi$ Gogo: Każde z nas zaczęło podróżować
dość wcześnie, dlatego niestety rzadziej mamy
okazje pokazywać nasze prace w kraju. Po prostu samoistnie dzieje się tak, że realizujemy więcej projektów i dostajemy więcej zaproszeń za
granicą. W tym roku mieliśmy w Polsce dwie
solowe wystawy: w BWA Zielona Góra i w Galerii Szarej. Pokazywaliśmy tam nasze najnowsze
prace, w tym wydruki 3D, video instalacje i grafiki. Było to wspaniałe doświadczenie. Wojtek
Kozłowski, Łukasz Dziedzic i Joanna RzepkaDziedzic - to ludzie jak najbardziej poszukujący,
otwarci na eksperymenty i bardzo pomocni.
W Szarej robiliśmy też warsztaty druku 3D. Zainteresowanie i entuzjazm były ogromne.
W którym momencie waszej praktyki zaczęliście się interesować 3D? Jakie były
pierwsze powody tego zainteresowania?
Czy była to naturalna kolej rzeczy wynikająca z wcześniejszych doświadczeń?
Mi$ Gogo: CGI było zawsze częścią mojej
praktyki ze względu na moją ówczesną pracę
w Dublinie (motion design, postprodukcja itd.).
Ograniczeniem jednakże były procesory i karty
graficzne. Dopiero z czasem w grę zaczęły wchodzić render farmy, które stały się finansowo dostępne. Przygodę z 3D zaczęliśmy kilka lat temu.
Najpierw od wizualizacji, budowania własnych
patchów do występów na żywo, a potem na profesjonalnych programach do 3D renderingu.
W 2012 roku braliśmy udział w rezydencji ar-
28
tystycznej w Platoon Kunsthalle w Berlinie. Powstał tam nasz pierwszy poważniejszy projekt
przy użyciu animacji 3D - projekcja na szklanej
fasadzie budynku. Nieco wcześniej wyprodukowaliśmy też set wizualny na Berlin Music Week,
tylko w 3D.
Tikul: Po dłuższym okresie nagrywania video
i przeprowadzce do Berlina, poszliśmy w bardziej syntetyczną stronę. Filmowanie ma swoje
ograniczenia, a my chcieliśmy budować surrealną rzeczywistość. W świecie fizycznym nie zawsze mogliśmy realizować nasze wyobrażenia.
3D okazało się po prostu łatwiejsze pod względem budowania konceptu, potrzebnych środków itd. CGI daje oczywiście obietnicę całkowitej wolności jeśli chodzi o wyobraźnię, jedyne
co może ograniczać, to karta graficzna i liczba
procesorów. Generowanie obrazów w 3D stało
się więc dla nas czymś naturalnym. Od dłuższego czasu planowaliśmy też połączenie naszych
wizualnych podróży z gaming environment.
Wszystkie te zmiany są dość organiczne. Myślę,
że to naturalna kolej rzeczy, że wielu artystów
skłoniło się w stronę 3D właśnie z powodu łatwiejszego do niego dostępu.
teresujemy się obrazem, dźwiękiem, aktualnie
dostępnymi narzędziami, globalnymi nastrojami. Jesteśmy czymś pomiędzy artystami a badaczami, działamy na różnych platformach,
tworzymy interdyscyplinarne prace. Ważna jest
dla nas nie tylko ostateczna forma projektu,
ale cały proces, podczas którego zdobywamy
doświadczenie i poszerzamy swoją wiedzę, aby
jak najlepiej wyegzekwować pomysł. Wszystko
realizujemy sami, od początku do końca. Jeżeli
projekt wymaga nowych umiejętności i wiedzy,
jest dla nas tym bardziej budujący. Ciągle próbujemy nowych rzeczy: obydwoje uczymy sie
bardzo szybko, wiec rozbrojenie drukarki 3D
czy podstawy nowego programu to kwestia kilku dni czy tygodni.
Publikujecie na swoim blogu również zapis
procesu samego druku 3D. Opowiedzcie
coś o technice wykonywania waszych prac
i powodach, dla których zdecydowaliście
się udostępniać jej etapy. Nie chcielibyście
mieć wyłączności na niektóre z technologicznych rozwiązań?
Mi$ Gogo: Nasza przygoda z drukiem 3D rozpoczęła sie w marcu zeszłego roku, kiedy to
kupiliśmy naszą pierwsza drukarkę. Wcześniej
mieliśmy niewielkie doświadczenia jedynie
w obserwowaniu procesu, od dłuższego czasu
robiliśmy także dość intensywny research na
temat najnowszych drukarek 3D i ich możliwości. Od połowy zeszłego roku wydrukowaliśmy
dwie serie rzeźb inspirowanych rzeźbą klasyczna, postmodernizmem, net artem, zacieraniem
granic pomiędzy rzeczywistością wirtualną
a światem realnym. Prace te zostały pokazane
dotychczas na sześciu wystawach w Austrii,
Niemczech, Polsce, Paryżu i opublikowane
m.in. na Creators Project i kilku innych znanych stronach dotyczących sztuki i technologii.
W związku z powyższym, jakie są wasze zainteresowania? Jakich tematów najbardziej
lubicie dotykać?
Tikul: Tematy, które od lat badamy, to fizyczność, seksualność, szeroko pojęte ciało, gender
fluidity, transhumanizm, technologia, syntetyczno-organiczne struktury, destrukcja, dekonstrukcja, wszelkiego rodzaju transformacje,
architektura, postindustrialne krajobrazy, fascynacje, zmysły, osobiste i globalne armagedony, ukryte pod specyficzną symboliką.
Mi$ Gogo: W zależności od potrzeby potrafimy wykreować dany nastrój w rożnej formie. In-
29
30
Pussykrew, b | w | r, widok wystawy Saatchi Gallery London
Pussykrew, okładka RSS Boys
the raw issue 08
melba
31
the raw issue 08
melba
Zostaliśmy również nagrodzeni Artist of the
Year Award na 3D Printshow w Londynie. Jest
to dla nas wielki sukces - zostaliśmy nominowani obok najważniejszych międzynarodowych
designerów i artystów, którzy pracują z drukiem
3D i tworzeniem obiektów od wielu lat.
Tikul: Nasze prace z animacją 3D były definitywnie dobrą bazą do rozpoczęcia przygody
z drukiem przestrzennym. To w pewnym sensie naturalna kontynuacja naszej wcześniejszej
pracy i próba przeniesienia jej w wymiar materialny. Rzeźby projektujemy i drukujemy sami,
poddawane są ręcznej obróbce, polerowaniu,
malowaniu. Eksperymentujemy z różnymi rodzajami materiałów. Są to bardzo proste rozwiązania, a jednak nasza estetyka jest dość wyjątkowa.
Jeśli chodzi o transparentność procesu, to nigdy nie próbujemy niczego ukrywać i zachować
tylko dla siebie. Wyznajemy zasadę, że należy
dzielić się doświadczeniem i wiedzą. Jeżeli ktoś
chce wiedzieć, w jaki sposób kreujemy obiekty
i jakich narzędzi używamy, zawsze służymy
pomocą. Chcemy inspirować i motywować do
działania, to dla nas bardzo ważne. Myślę, że
zaraziliśmy pasją do 3D już wielu naszych znajomych.
bawić się współczesną estetyką i znaczeniami,
aniżeli prace uznanych, poważnych artystów
w wielkich galeriach. My sami obecnie doświadczamy sztuki głównie przez Internet, naszą codziennością są streamy kolorowych obrazków.
Ta ilość stymulantów pozwala mi odpowiednio
funkcjonować. Na pewno bardziej przeraża
mnie przewaga bezwartościowych, powielających się obrazów w galeriach.
Nie mam poczucia, że coś jest bezwartościowe.
Każdy może dzielić się swoja kreatywną pracą
w dowolnym środowisku, poza murami wszelkich instytucji. Zawsze znajdzie się ktoś, kto to
doceni. To jak najbardziej pozytywne.
Mi$ Gogo: Estetyka zmienia się nie tylko pod
wpływem internetu, ale również poprzez dostęp
do narzędzi. Demokratyzacja technologii i globalne nastroje kształtują daną ekspresję. Wydaje mi się to całkiem naturalne, iż większość
artystów zwróciła się w kierunku 3D. Komputery stały się bowiem szybsze, a render farmy
tańsze i bardziej dostępne. To narzędzia które
będą jeszcze bardziej ewoluować w przyszłości.
To prawda - każdy używa teraz podobnych narzędzi, jeśli chodzi programy 3D. Mamy wielu
przyjaciół, którzy zajmują się także CGI, a jednak każdy z nich ma zupełnie inny, charakterystyczny styl, który odróżnia go od reszty artystów.
Prace 3D statyczne i ruchome, a także związana z nimi estetyka, stają się w bardzo
szybkim tempie coraz bardziej popularne
i wszechobecne, przynajmniej jeśli chodzi
o internet. Co sądzicie na ten temat? Czy
uważacie, że mamy obecnie przewagę bezwartościowych, powielających się obrazów?
Tikul: Prace młodych artystów rodem z internetu są niezwykle inspirujące. Wydaje mi się,
że aktualnie bardziej inspirują nas takie właśnie
bezpretensjonalne prace ludzi, którzy potrafią
formy, które ewoluują w odniesieniu do ciała.
Współpracujemy też przy różnych projektach
z lokalnymi designerami, aktualnie pomagamy
zaprojektować kolekcję biżuterii opartej na algorytmach.
wyjazdem, w marcu i w kwietniu 2015, zaprezentujemy swoje prace na 3D Printshow w Berlinie i w Nowym Jorku.
Mamy też zaplanowanych kilka wydarzeń i festiwali w pierwszej połowie 2015 roku, m.in.
w Belgii, Francji i Niemczech. Jeśli chodzi o jeszcze dalsza przyszłość, jedyne o czym marzymy,
to abyśmy mogli kontynuować naszą praktykę
artystyczną i nadal mieć możliwość realizacji
swoich pomysłów, poznawać inspirujących ludzi, podróżować, dzielić się doświadczeniami
i nieustannie się rozwijać.
Tikul: Niespodziewanie okazało się, że już
w lipcu wyruszamy do Szanghaju. Zostaliśmy
wybrani do udziału w rezydencji artystycznej
w Swatch Art Peace Hotel. Jesteśmy tym niezmiernie podekscytowani, da nam to ogromne
możliwości, komfort pracy i wsparcie dla kreacji artystycznej.
Od lipca do stycznia 2016 roku planujemy w ramach rezydencji realizować własny projekt,
który połączy w sobie wszystkie dotychczasowe
przejawy ekspresji i media, którymi operowaliśmy dotychczas: video oraz całą sferę 3D (animację, druk, skanowanie). Całość pracy będzie
zainspirowana lokalną rzeźbą architektoniczną
miasta. Być może zostaniemy w Azji nieco dłużej. Mamy już kilka propozycji wystaw w Pekinie i Hongkongu. Natomiast jeszcze przed
rozmawiali: Ada Sokół i Piotr Matejkowski
prace dzięki uprzejmości artystów
Jakie macie plany i aspiracje na najbliższe
kilka lat?
Mi$ Gogo: Kilka miesięcy temu wyprowadziliśmy się z Berlina do Brukseli. Teraz tutaj jest
nasza baza: mamy nowe studio i pracujemy
nad nowa serią rzeźb 3D. Tym razem będą to
wearable sculptures, czyli eksperymentalne
32
33
Pussykrew, Forces (video still)
the raw issue 08
melba
34
35
melba
Kiedyś próbowałam odzwierciedlić w muzyce
szczęście, ale mi to nie wyszło. Natalia Zamilska
proponuje więc mroczne basy, łącząc je kobiecą,
ale silną ręką z tanecznym rytmem. Plemienna
elektronika - tak mówi o tym, co robi. Wydana
w maju płyta Untune obiegła już świat, dzięki
czemu muzyka Zamilskiej pojawia się nie tylko
tam, gdzie dobrzy ludzie tańczą do dobrego
techno, ale też na dużych festiwalach, a ostatnio
na wybiegu Diora.
To jak było z tym Diorem? Zadzwonili?
Nie dzwonili, ale napisali maila. Po prostu któregoś dnia przyszła propozycja z Paryża. Zapytano mnie, czy można wykorzystać Duel do
pokazu Diora w Tokio. Bardzo się ucieszyłam.
Pokaz mody to dla mnie rodzaj sztuki. Oprócz
modelek, ciuchów jest jeszcze cała magia – scenografia, oświetlenie i przede wszystkim muzyka. Zawsze oglądałam Fashion TV, bo mieli
o wiele lepszą muzykę niż na muzycznych kanałach, jak jeszcze takowe istniały.
Zamilska
MUZYKA
do lepienia. Tak też zostało do dziś. Jakiś czas
temu poznałam etnomuzykologa, który prowadzi portal Awesome Tapes from Africa. Facet
jeździ po Afryce i zgrywa stare kasety. Zbiera ja
po targowiskach afrykańskich i wrzuca na streamingi. I nagle okazuje się, że masz dostęp do
afrykańskich kaset - z Maroko, z najdalszych rejonów Afryki, nawet z lat 50. i 60. i to w świetnej
jakości.
Co wybierasz z elektroniki?
Z elektroniki lubię Andy'ego Stotta – u niego
po raz pierwszy usłyszałam kompresję na basie.
Gessafelstein na pewno, Laurel Halo, Gazzelle
Twin, Muslimguaze… M.I.A. - dziewczyna jest
z krainy popu, nie oszukujmy się, ale jest tym
cennym popem. Ma w sobie bunt i ma powód,
żeby się buntować, tak że z miejsca się w niej
zakochałam. Teraz jeszcze dzięki Unsoudowi
odkryłam Vessel. Cenię Carter Tutti Void czy
A czego słuchasz?
Bardzo tego dużo. Gdy zaczęłam zajmować się
elektroniką, słuchałam bardzo delikatnej muzyki. Nie zapuszczałam się nawet w rejony czarnej sztuki techno,. Oczywiście to się później
zmieniło. Interesują mnie etniczne brzmienia,
Arabia, Afryka. Odkąd zresztą pamiętam, plemienne aspekty zawsze stanowiły dla mnie bazę
37
the raw issue 08
melba
Rrose. Dużo tego. Od bardzo ciężkiej elektroniki, przez plemienne brzmienia, aż po starego
Jona Hopkinsa, gdy potrzebuję odpoczynku.
Kiedyś byłam bardzo konserwatywna, jeśli chodzi o gatunki, nie pozwalałam sobie na odchyły. Ale później stwierdziłam, że nie, dość tego.
Wywodzę się z undergroundu, który powinien
być z definicji otwarty, a później nagle okazuje się, że to nieprawda. Underground wzbrania
się przed kawałkami, które lecą w Radio Zet.
Nawet, jeśli są to dobre rzeczy. Długi czas też
myślałam, że nie wypada, ale jest taki komiks
Bohater Małgosi Halber. Znalazłam tam fajnie
postawione pytanie: jeśli coś jest popularne, czemu musi być gorsze? Dla małych wytwórni popularność nie idzie w parze z jakością. Istnieje
przekonanie, że jeśli chcesz być niezależnym
artystą, nie możesz mieć więcej niż 10 tysięcy
wyświetleń na YouTube, nie możesz grać na
mainstreamowych festiwalach. To jest bardzo
smutne.
popu, skoro cały czas gram to, co gram? I zauważyłam, że ludzie reagowali podobnie. Też
nie widzieli tego podziału na pop i resztę. Poszli
za instynktem. Właśnie o to mi chodzi, żeby nie
było tych sztucznych podziałów w muzyce. Pamiętam, jak grałam pierwsze koncerty i jacy ludzie przychodzili - totalna abstrakcja: fani techno, fani plemiennych brzmień, fani popu, fani
dyskotekowych ruchów, cały miszmasz.
Jakich emocji szukasz?
Skrajnych, ponieważ są najlepsze do przekazania. Kiedyś próbowałam odzwierciedlić w muzyce szczęście, ale mi to nie wyszło. Powstał
patetyzm, połączony z mrokiem. Nie umiem
robić wesołych kawałków, ale umiem robić kawałki taneczne. Byłam bardzo zdziwiona na
pierwszych koncertach, gdy zobaczyłam poruszenie, że ludzie tańczą. Ostatnio po koncercie usłyszałam piękny komplement: podobno
moja muzyka sprawia, że tańczy całe ciało. To
mnie motywuje do pracy, a potrafię pracować
przez tydzień non stop.
Taki konserwatyzm w drugą stronę.
Dokładnie. Gdy udało mi się wyrwać z tego klimatu, poczułam totalną wolność. Jakby ktoś
dał mi skrzydła. Teraz już nie wstydzę się przyznać, że uwielbiam Rihannę i jak jest mi po prostu źle, to słucham Rihanny. Jak chcę odpocząć
od techno, to słucham Beyoncé, jak chcę coś
jeszcze innego, to nie mam już problemu. Muzyka jest albo dobra albo zła.
Opowiedz o Untune.
Muzyka jest dla mnie formą terapii, wywaleniem ciężkich przeżyć za pomocą muzyki. To
odwaga, żeby wyrzygać emocje, bo nigdy nie
wiadomo, jaka będzie reakcja. Nieważne, że
nie ma tekstu, ale widzę, że ludzie doczytali się,
o co chodzi. Ludzie wyczuli, że chodzi o emocje, że nie jest to płyta techniczna. Untune opowiada o czymś naprawdę trudnym. Problem
polegał na tym, że Quarrel zrobił furorę. Wydaj
teraz resztę materiału! Ludzie będą chcieli powtórki z Quarrel, różnych wersji Quarrel i co tu
zrobić. Tymczasem każdy utwór opowiada zupełnie inną historię - wszystko tworzy jedną całość, paroletnią opowieść, podzieloną na kilka
Masz poukładane.
Weźmy na przykład taki Open'er. Mazzol, Sorry Boys, The Dumplings i Zamilska. Zaczęłam
zastanawiać się, co ja tam robię. Ale później
okazało się, że wszystko jest super. Open'er był
super. Najlepiej. Wszystko wypełnione po brzegi. Dlaczego nie mogę występować na koncercie
38
39
the raw issue 08
melba
etapów. Nie chciałam zrobić depresyjnej płyty,
ale żeby przy tym ciężarze była zawarta jakaś rewolucja: było fatalnie, stawiamy kreskę, idziemy
dalej. To również płyta polityczna. Polacy mają
problem z islamem, z innymi kulturami. Chcę
przełamywać stereotypy.
się nowej możliwości tym bardziej spinałam się
do pracy, żeby zasłużyć na to wszystko. Nadal
mam w sobie głęboką panikę z powodu tego, co
się dzieje, ale nie oszukujmy się, już nie jestem
w undergroundzie. Gram na mainstreamowych
festiwalach, ale dumna jestem z tego, że nie poszłam i nie pójdę na żaden kompromis
Mówi się teraz: to nie brzmi jak płyta debiutanta.
Poszukiwania trwały 10 lat. Na początku grałam na perkusji, na basie, byłam metalówą
i potem przerzuciłam się na elektronikę. Gdy
robiłam rzeczy do szuflady, to były trip hopy,
to były chilllouty. Chciałam połączenia basu,
pewnego rodzaju patetyczności i aspektu tanecznego. Jednocześnie zależało mi na mroku,
ale nie mroku depresyjnym, tylko takim klimatycznym. Kiedyś słyszałam bardzo niedobre
rzeczy: musisz się ukierunkować, nie możesz brać
wszystkiego. Początkowo tego słuchałam, ale
później uświadomiłam sobie, że jednak to nie
jest tak i nawet ktoś z większym niż ja doświadczeniem nie musi mieć racji. Dlatego zrobiłam
po swojemu i efektem tego był Quarrell. To kawałek, który powstał najszybciej, z impulsu, na
totalnym wkurwie. Usiadłam nad tym w jedną
noc, po czym postanowiłam gdzieś go wrzucić.
Ale może przyjdzie taki moment, że ktoś
będzie chciał zrobić z ciebie produkt.
Takie okazje zaczęły się już pojawiać. Miałam
reklamować wielkie firmy w Polsce, przychodziły różne dziwne propozycje. Na szczęście jestem
pod skrzydłami najlepszej agencji w Polsce,
która bardzo mnie wspiera i czuję się przy nich
strasznie bezpiecznie. Gdy mam jakąś moralną
zagwozdkę, to rozmawiamy. Tłumaczą mi swój
punkt widzenia, ale najczęściej jesteśmy zgodni,
bo oni czają mój klimat, widzą, jaka ja jestem,
do niczego mnie nie zmuszają. Jestem muzykiem, nie będę zajmować się reklamowaniem
czegokolwiek - chyba, że jest to dobrze przemyślane i czemuś ma to służyć, na przykład komuś
pomóc.
Mam nadzieję, że chociaż trochę dołożyłam się
do tej zmiany w myśleniu.
siąść za wcześnie do sprzętu. Zakładam sobie
szelki, przypominam do ściany, bo wiem, że
to jeszcze nie ta chwila. Czekam, aż to we mnie
dojrzeje. Od przyszłego roku też chciałabym
rozbudować trochę sprzęt, żeby było bardziej
koncertowo. To już nie będzie zwykły live act,
tylko wielki koncert z pierdolnięciem. Muszę
się zastanowić jeszcze, co bym dalej chciała.
Kiedy druga płyta?
Untune wyszło w maju, a ja od lutego już grałam, więc od dawna marzę o czymś nowym.
Jest zima, najchętniej teraz bym się zaszyła,
żeby popracować. Chwilowo trzaskam remixy,
współpracuję z różnymi ludźmi. Może wiosna?
Zobaczymy. Czekam na taki moment, aż zbiorę odpowiednią ilość emocji, żeby je zmieścić
na kolejnym krążku. Przecież nie chodzi o to,
żeby puścić ludziom kawałki, które po prostu
są dobre technicznie. Muzyka zawsze opowiada
historie. Muszę to ułożyć, przeżyć dziesięć razy
i wtedy dopiero będę mogła o tym opowiedzieć.
Czekam też, żeby nie zrobić falstartu, żeby nie
rozmawiała: Katarzyna Cieślar
fotografie: Ola Bydlowska
i Piotr Matejkowski
Jak to jest z dziewczynami w tym biznesie?
Na początku nie byłam traktowana zbyt poważnie, ale też zaczynałam w małym mieście,
w Cieszynie, na imprezach DJ-skich. Do tej
pory nie wszyscy mają świadomość, że nie jestem żadnym DJ-em, tylko gram live. Raz zdarzyło mi się, że gdy weszłam na scenę, technik
kazał mi wyjść, bo nie mógł uwierzyć, że ja to
ja. Musiałam się przedstawiać i tłumaczyć, że to
mnie za chwilę będzie nagłaśniał. Teraz myślę,
że gdy wchodzę na scenę, to mam dowód na to,
że my, kobiety, możemy. Za granicą, mam wrażenie, kobieta na scenie wzbudza jeszcze większy szacunek. W Polsce też powoli tak się dzieje.
I poszło. I zaczęły rosnąć wymagania.
Spadło na mnie bardzo dużo, bo z miejsca zostałam uznana nadzieją polskiej elektroniki,
królową techno, królową basu, a to straszna odpowiedzialność. Właściwie od początku byłam
trochę przerażona, bo wszystko stało się w momencie, kiedy miałam dopiero połowę materiału. Reszta była zaledwie szkieletem. Musiałam
dokończyć tę płytę, jednocześnie koncertując.
A ponieważ jestem bardzo wymagająca wobec
siebie, z każdą dobrą recenzją lub pojawieniem
40
41
the raw issue 08
melba
Kołodziejski
FAKE FLECK
obiekty i fotografie: Jacek Kołodziejski
model: Bart Ungerman
make-up / włosy Marianka Jurkiewicz
stylizacja: Elwira Rutkowska
42
43
the raw issue 08
melba
44
45
the raw issue 08
melba
46
47
the raw issue 08
melba
48
49
the glow issue 07
melba
50
51
the raw issue 08
melba
53
melba
Fotografia
GORTEMILLER
HARLEY WEIR
ASGER CARLSEN
RAW
Maury Gortemiller, Ghosts
55
the raw issue 08
melba
Gortemiller
Natrafiłam na twoje prace przypadkiem
– było to jedno z tych popołudni spędzonych na przeglądaniu tumblra. Zobaczyłam ciekawe zdjęcie, bez śladu podpisu
wykonawcy czy tytułu. Podobna sytuacja
miała miejsce jeszcze kilka razy i minęło
trochę czasu, zanim znalazłam takie, któremu towarzyszył opis. Jakie masz odczucia względem swobodnego, niekontrolowanego przepływu fotografii w internecie,
pozbawionych kontekstu, zamienionych
w ornament? Wydajesz się otwarty na odbiorców w sieci – sam prowadzisz tumblra,
a na twojej stronie internetowej można
znaleźć bogate portfolio i opisy projektów.
Uczestniczę w obrazowym wirze udostępnień,
który kształtuje sposób, w jaki wchodzimy dziś
w relacje z fotografią. I chociaż wolę prezentować swoje prace wraz z informacją o kontekście (tytuł, oświadczenie artysty) w warunkach
formalnych, to zdjęcia muszą także dotrzeć do
publiczności na bardziej intuicyjnych, spontanicznych zasadach, jeśli mają być naprawdę
skuteczne. Jeśli obraz dobrze działa, to jego właściwości formalne, tematyka i ogólna atmosfera
zyskują odbiorców bez względu na to, jakie słowa mu towarzyszą. staje się źródłem brudu, hot-dogi zrobione
są z kostek lodu, manekiny wyglądają jak
przybysze z kosmosu…
Znakomicie! Jeśli ktoś czuje się niekomfortowo,
oglądając moje zdjęcia, to znaczy, że wykonałem dobrą robotę. Parafrazując Nicholasa Cage’a, to najlepsza pochwała.
Kolejną intrygującą rzeczą w twoich fotografiach jest to, że ciężko powiedzieć, czy
przedstawiona na nich kompozycja została zaaranżowana, czy to po prostu zapis
sytuacji, której byłeś świadkiem. Czy jest
to performance, intuicyjny snapshot czy
rezultat kreacji. To również pokazuje, jak
cienka jest linia pomiędzy światem sztuki
a zwykłym życiem.
Wolę, żeby moje obrazy były ambiwalentne lub
dwuznaczne na kilku poziomach. Aparaty często nie odzwierciedlają rzeczywistości w sposób,
jakiego oczekujemy. Wręcz przeciwnie, większość narzędzi rejestrujących obraz kreuje specyficzny, alternatywny wygląd tego, co rejestrowane. Obraz jest wierny w tym sensie, że istnieje
jako kopia informacji zawartej w świetle, ale zarazem może nieść ze sobą przekłamanie rzeczywistości poprzez zaburzenie perspektywy
czy głębi ostrości. Ta dwojaka natura medium
jest szczególnie interesująca w perspektywie
postrzegania aparatu jako narzędzia wiernego,
dokumentalnego zapisu. Aby zobrazować to
rozszczepienie posługuję się zdjęciami, które są
efektem intuicji, choć wydają się aranżowane,
oraz takimi, które zostały pieczołowicie opra-
W twoich pracach jest zawsze coś intrygującego. Dekonstruujesz utarte sposoby
postrzegania codziennych przedmiotów
poprzez dodanie elementów, które jak
intuicyjnie wyczuwamy, tam nie pasują.
Temu odkryciu towarzyszy zmieszanie
i niepewność. Patrzenie na twoje obrazy
może nawet sprawiać dyskomfort. Mydło
56
Maury Gortemiller, Watermelons
57
the raw issue 08
melba
Maury Gortemiller, Heads
używam estetyki snapshot, która nadaje im
bezpośredniości. Celowe środki, takie jak wbudowany flesz, chaotyczny kadr, itp. sugerują
uwiecznienie czegoś autentycznego.
cowane, ale sprawiają wrażenie przypadkowych.
To odnosi się z kolei do mojej wcześniejszej wypowiedzi odnoszącej się do wiedzy o kontekście danej pracy. Interesujący dialog nawiązuje
się pomiędzy odbiorcą a obrazem. Wypowiedź
artysty (lub jej brak) jest brana pod uwagę,
a proces powstawania zdjęcia czy towarzyszące
temu okoliczności związane są z jego tematyką.
Czynniki te współtworzą ostateczne wrażenie
odbiorcy, i co za tym idzie, budują obraz.
Ambiwalentny, nieoczywisty status twoich
fotografii jeszcze silniej podkreśla aspekt
techniczny. Odwołujesz się do estetyki fotografii snapshotowej, używając ostrego
światła, wbudowanego f lesza i przypadkowego kadrowania. Uważasz tę konwencję za
satysfakcjonujące narzędzie ekspresji, czy
może myślisz o wypróbowaniu innych sposobów zapisu?
Często, ale nie zawsze, używam sposobu, który
lubię określać jako estetyka intuicyjna. Jako że
wiele obrazów może wydawać się dwuznacznymi ze względu na ich inscenizacyjny charakter,
definicję, chociaż wydają się zarazem bardzo osobistymi historiami.
Generalnie nie używam terminu dokumentalny
w nawiązaniu do moich prac, ponieważ to słowo nacechowane jest zbyt dużą ilością znaczeń.
Często natomiast robię prace, które można
przypisać do stylu dokumentalnego. Projekt Breathe in and Disappear jak najbardziej został wykonany w takiej konwencji. Jednocześnie próbuję też nadać pewną szczerość czy autentyczność
obrazom, które są celowo niejednoznaczne, ze
względu na tematykę czy ogólne wrażenie, jakie
wywołują.
Do the Priest in Different Voices – to prawdopodobnie twój najbardziej znany projekt.
Co stanowi jego mocny punkt i angażuje widza to uniwersalizm – łatwo można
się z nim zidentyfikować. Obrazujesz odwieczne napięcie pomiędzy obrazem a językiem, za punkt wyjścia biorąc Biblię.
Osobiście odczytuję ten cykl również jako
ref leksję nad statusem współczesnej religijności. Mógłbyś opowiedzieć parę słów
o tym, jak zacząłeś i pracowałeś nad tym
projektem?
To bardzo osobisty projekt o odkrywaniu.
Interesuje mnie możliwość zaakceptowania
doświadczenia w sposób, który niewiele ma
wspólnego z nauką, organizacją religijną czy
konwencjonalnymi pojęciami zachodniej duchowości. Skoro omówiliśmy już proces, jednym z bodźców do realizacji tego projektu była
chęć pracy nad bardziej zaaranżowanymi sytuacjami. Tym razem chciałem skupić się niemal
wyłącznie na wykreowanych, konceptualnych
obrazach. Ponieważ sam temat jest dla mnie
kontemplacyjny na poziomie osobistym, chciałem stworzyć obrazy, które są nieco bardziej
wyciszone i nawiązują do symetrycznej i zrównoważonej kompozycji charakterystycznej dla
twórczości religijnej.
Wykładasz fotografię na uniwersytecie.
Czy młodzi fotografowie eksperymentują, szukają nowych możliwości użycia medium? Czy ich pomysły są dla ciebie inspirujące? Jak widzisz przyszłość fotografii?
Przeważnie jestem zainspirowany, a czasami
nawet zdumiony pracami studentów. Ci z nich,
którzy mają małe doświadczenie z fotografią,
lub też nie mają go wcale, tworzą najczęściej
w sposób bardzo swobodny i szczery – są to cechy, które trudno zachować wraz z biegiem lat.
Bycie nauczycielem fotografii polega w jednej
części na instruowaniu, w drugiej na słuchaniu
studentów, a w trzeciej na nie wchodzeniu im
w drogę.
Zajmujesz się też fotografią komercyjną?
Nie, przeważnie realizuję projekty osobiste, okazjonalnie wykonuję zlecenia dla magazynów.
Czy postrzegasz siebie jako dokumentalistę? Osobiście myślę o dokumentaliście
jako o osobie, która rejestruje lub wskazuje
na coś, aby dokonać pewnej zmiany, wpłynąć na czyjeś postrzeganie rzeczywistości.
Czy to jeden z twoich celów? Projekty takie jak Breathe In and Disappear czy October 13, 1983 z łatwością wpasowują się w tę
Nad czym pracujesz obecnie?
Pracuję nad projektem złożonym z martwych
natur powstałych z przedmiotów pochodzących ze sklepu z rzeczami za jednego dolara.
rozmawiała: Dorotka Kaczmarek
59
the raw issue 08
melba
Harley Weir
FOTOGRAF
Nazywana perwersyjną czarodziejką, bo jak
niewielu potrafi tak wieloznacznie epatować
nagością, pozostawiając zawsze coś nieodkrytego i magicznego jednocześnie. Przykład?
Ubiegłoroczna sesja w i-D Magazine z Lindsey
Wixson. Pozorna sielanka, słodka modelka –
urocza pastereczka. Ale to tylko złudzenie, bo
za chwilę bezwstydnie pochłonie nas czerwona sukienka. Chyba że już wcześniej ulegliśmy
pokusie ognistych ust.
60
Harley Weir jest fotograficznym samoukiem,
studiowała na Central Saint Martin’s. Profesjonalnie fotografią zaczęła zajmować się bardzo
wcześnie. Na początku nie była traktowana
zbyt poważnie. Często gdy przyjeżdżała na
plan sesji zdjęciowej ktoś pytał, czy jest asystentką Harley Weir. Teraz wraz z upływem czasu
czuje się silniejsza i umie wykorzystać to, że jest
młodą kobietą w zmaskulinizowanym świecie
fotografii mody. Uważa, że gdyby była mężczyzną trudniej byłoby prosić o niektóre rzeczy modeli, więcej osób oceniałoby ją jako niezwykle perwersyjnego i wyuzdanego fotografa.
Czasami szukając modeli do zdjęć, zwraca się
do mamy, która jest nauczycielką, żeby poprosiła, któregoś ze swoich uczniów o pozowanie.
Twierdzi, że gdyby była chłopakiem czułaby się
z tym dziwnie. Do tego dochodzi jej imię, które
jest zarówno imieniem męskim jak i żeńskim.
Wiele osób zanim pozna ją osobiście myśli, że
na sesję przyjedzie seksowny mężczyzna albo
gej. Harley śmieje się, że to pewnie dlatego ma
tyle pracy.
Egon Schiele – osobisty mistrz, też poniekąd
źródło inspiracji. Nawet jego twarz przypomina
kubistyczne dzieło. Harley przy pracy skupia się
przede wszystkim na kompozycji. To jej podporządkowana jest cała praca na warstwie wizualnej. Weir nie myśli wcześniej o odbiorze jej prac:
Chcę tylko poruszyć kogoś. Naprawdę nie ma
znaczenia, jakie emocje wywołają moje prace, czy
ktoś poczuje się zdegustowany, albo komuś przypomną o miłości czy o czymś podobnym. Obojętne
jakie to będą emocje, wystarczy żeby w ogóle były,
będę wtedy bardzo szczęśliwa. Tak trudno poruszyć dziś ludzi.
Harley nie ukrywa, że fotografia mody to najłatwiejszy dla fotografa sposób na zarabianie
pieniędzy. Oczywiście chwytanie momentów
jest bardziej satysfakcjonujące, ale na to brakuje czasu. Chociaż już kilka razy zdarzyło jej się
chwytać codzienność w miejscach trudnych,
dotkniętych konfliktami: Izraelu, Palestynie,
Abchazji i ostatnio Rosji. W tych projektach
rządzi człowiek i poszukiwanie prawdy o nim.
Weir podchodzi do pracy dokumentalisty nienachalnie, trochę może nawet nieśmiało, ale
przede wszystkim zachowując szczególną dbałość o szczerość bohatera i sytuacji. W twórczości Harley pojawia się też film. Tu kieruje
się słowami Rolanda Barthesa: „Fotografia jest
martwa, film jest żywy”. Jej filmy to właśnie ruchome obrazki, ożywione zdjęcia, które ogląda
się po prostu szybciej niż same fotografie, które
nachodzą na siebie aż stworzą jedność. Obecnie publikuje w AnOther Magazine, Vogue’u,
i-D, Dazed and Confused, a projekty reklamowe
wykonuje między innymi dla Stelli McCartney
czy Topshopu.
W okresie dorastania uwielbiała kolaże Petera
Bearda, jego zwierzęta i nagie kobiety. Czego więcej chcieć? Z fascynacji pracami Bearda
i starymi pocztówkami wzięło się mazanie po
zdjęciach, czyli jej pierwsze fotograficzne kolaże. Obecnie jest bardziej naturalna i surowa.
Chociaż zdarza jej się przedobrzyć, chce więcej i więcej, aż w końcu gubi realizm. Do tego
uwielbia naturalnych modeli o posągowej, renesansowej urodzie. Fotografuje chętnie zarówno
mężczyzn jak i kobiety, choć wydaje jej się, że łatwiej jest z chłopakami. Nie ma takiej presji, łatwiej zrobić coś interesującego, coś czego jeszcze
nie było. Wymarzonym modelem Harley byłby
tekst: Alicja Caban
61
the raw issue 08
melba
Asger Carlsen
WYWIAD
Osobiście interesuję się współczesną sztuką amerykańską. Widzę szereg pokus czyhających na pochodzących z zewnątrz
artystów, związanych z igraniem z poprawnością polityczną i wieloma różnorodnymi paradoksami, uporczywie obecnymi
w amerykańskiej współczesności. Ciekawi
mnie, jak ty, Duńczyk z pochodzenia, od
kilku dobrych lat mieszkający w Nowym
Jorku, odnosisz się do swoich doświadczeń
z przeszłości, edukacji, etc. w aktualnych
okolicznościach przyrody?
Urodziłem się i wychowałem w Danii. Niestety
nie mam profesjonalnego wykształcenia. Wychodzi na to, że jestem samoukiem na wszystkich polach, który w wyniku zbiegu wielu okoliczności podążył w zupełnie nieoczekiwanym
kierunku. Z pewnością pozostałem obcokrajowcem odkrywającym nowe terytorium. Nie
mogę uciec przed wpływem mojego aktualnego
środowiska na to, co robię i kim jestem, chociaż
jest tutaj bardzo wiele rzeczy, z którymi zupełnie się nie zgadzam. Dostrzegam bardzo wiele
różnic kulturowych, często budzących najszczersze zdumienie – w Ameryce nie możesz
mówić otwarcie o seksie, ale możesz nosić przy
sobie broń i zastrzelić człowieka nachodzącego
twoją posesję.
Czyli wówczas zajmowałeś się fotografią
dokumentarną?
Na początku pracowałem tam przez tydzień,
ale zacząłem odwiedzać redakcję regularnie
po zakończeniu praktyk. Zostałem potem zatrudniony jako fotograf scen zbrodni. To była
bardzo ciężka praca. Były lata dziewięćdziesiąte. W tamtych czasach skończenie szkoły
fotograficznej nie gwarantowało nauczenia się
czegokolwiek innowacyjnego. Żeby pracować
w zawodzie, wystarczało udowodnić, że jest się
dobrym, na tyle dobrym by sprzedać swoje zdjęcia gazecie. Można było się z tego utrzymać.
Fotografowanie scen zbrodni to bardzo
interesujący trop w kontekście dziwności
i swego rodzaju ingerencji w ludzkie ciało
silnie obecnych w twojej twórczości artystycznej. Jak długo pracowałeś w tym zawodzie?
Pracowałem w ten sposób prawie 10 lat. Po fotografowaniu scen zbrodni miałem jeszcze kilka
innych zleceń. W tym czasie nie miałem jeszcze
rozbudowanej świadomości wizualnej i nie byłem do końca pewny, co chcę osiągnąć swoimi
zdjęciami. Wiedziałem, że robienie zdjęć było
czymś, co wydawało się mieć sens, sprawiało
mi dużo satysfakcji. Sam do końca nie wiem,
co sprawiło, że moje prace wyglądają tak, a nie
inaczej, na ile moje wcześniejsze doświadczenia wpłynęły na ich kształt, ale faktycznie coś
w tym pewnie jest. Byłem zaangażowany w fotografię prasową do 1999 roku. Później zacząłem
się zajmować zleceniami komercyjnymi – dla
magazynów, etc.
Jak to się stało, że znalazłeś się w Nowym Jorku?
Cóż, obecnie mam 41 lat, odkąd miałem 16
lat byłem szaleńczo zainteresowany fotografią. W ramach szkolnych praktyk wybrałem
pracę w lokalnej gazecie w małym miasteczku
na obrzeżach Kopenhagi. Spędziłem tam na
początku tydzień i to, czego doświadczyłem
kompletnie zbiło mnie z nóg. Zobaczyłem, jak
ogromny potencjał drzemie w medium fotografii. Przekonałem się, że można wejść do czyjegoś domu i „ukraść” zastany tam obraz.
fotografia: Asger Carlsen
62
63
the raw issue 08
melba
I postanowiłeś pojechać do Stanów Zjednoczonych… Czy byłeś tam wcześniej?
Tak, wiele razy, zarówno na wymianach studenckich, jak i na wielodniowych wycieczkach
samochodowych. W 2005 roku przyjechałem
tu z powodu komercyjnego zlecenia. Miałem
zatem zapewnioną pracę. Regularnie odwiedzałem Stany w 2006 roku, by rok później osiąść na
stałe.
Ludzie mogą nazywać mnie tak, jak tylko im
pasuje. Dla mnie fotografia jest tylko medium,
potrzebnym mi do uchwycenia czegoś – jakiegoś kształtu, czy formy. Nie czuję się zbyt
mocno fotografem jako takim. I tak, powoli zaczynam tworzyć własne rzeźby. Fotografia pozostała jednym z mediów. Chociażby w projekcie Hester nie miałem koncepcji fotograficznej
– ta pojawiła się o wiele później. Zdałem sobie
z niej sprawę, gdy poprosiłem znajomego, aby
sfotografował pewne części mojego ciała, nawiasem mówiąc, obiektywnie nie były to wcale
wybitne zdjęcia.
Skoro mówimy o Ameryce – wspomniałeś
o paradoksalnych wartościach – tabu seksu
w telewizji i prawie gwarantującym możliwość posiadania broni. W swoich pracach
zdajesz się używać owej fobii przed nagością – cielesność i seksualność są silnie
zaznaczone w twoich pracach, zwłaszcza
w cyklu Homemade, który łączy w sobie erotyzm w wytrawną innością. Ów cykl przypomina mi lalki Hansa Bellmera, czy pikantne opowiadania Georges’a Bataille’a.
Czy były to może dla ciebie swoiste siły
popychające ku prowokacji pruderyjnego
społeczeństwa?
Tak, zawsze byłem szczerze zafascynowany Bellmerem. Jednakże większość moich prac pojawiła się, z uwagi na istnienie konkretnego zdjęcia.
Jestem najbardziej leniwym fotografem, jakiego możesz sobie wyobrazić. Przez dłuższy czas
unikałem pracy z innymi ludźmi. Wszystkie
moje prace powstawały wyłącznie w mojej pracowni. Dało to mi możliwość stworzenia dokładnie tego, czego chciałem, bycia w pełni za
to odpowiedzialnym.
fotografia: Asger Carlsen
W zdjęciach z Wrong i niektórych innych
tworzonych przez ciebie portretach dostrzegam atmosferę, przywodzącą mi na
myśl dawne Kunstkammeren – pomieszczenia wypełniane sztuką, ale i egzotycznymi eksponatami, osobliwościami,
anatomicznymi kuriozami, grafikami
z przykładami ludzki deformacji, które zaburzały zaistniały porządek…
Były swego rodzaju pokazy osobliwości, chociażby na Coney Island. Ciekawiło mnie to zjawisko, ale nigdy nie leżało w moich intencjach
stworzenie rzeczy, które miałyby przypominać
jakąkolwiek znaną chorobę, czy cokolwiek, co
może faktycznie objawić się u człowieka.
Jest w twoich pracach także wyczuwalny wpływ surrealizmu i psychoanalizy,
zwłaszcza w cyklu Hester – niektóre prace,
włączając twoje autoportrety, mają wiele
wspólnego z pracami Maxa Ernsta. Czy
miewasz podobne obsesje, jak surrealiści?
Kiedy zacząłem tworzyć cykl Hester, byłem żywo
zainteresowany przeżywaniem swojego życia
wedle własnych zasad, chciałem cieszyć się wolnością. Bylem już nieco znużony fotografią,
chciałem ją przekroczyć. Wrong było cyklem,
To interesujące, zwłaszcza, że na twoją pracę składają się skrupulatne, koronkowe
wręcz działania postprodukcyjne. Twoje
ostatnie projekty stają się coraz bardziej
abstrakcyjne, chociaż nadal pozostają
w dwóch wymiarach, wyglądem zbliżają się
do rzeźby. Czy chcesz uniknąć etykietki,
wyzwolić się z jednoznaczności medium?
64
65
the raw issue 08
który powstał niejako przez przypadek, w ramach igraszki, zabawy. To nawet nie miał być
artystyczny projekt, osobiście nigdy nie myślałem o tym, by zostać artystą. Zafascynowała
mnie idea możliwości pracy z medium fotograficznym, ale jako malarz. Byłem zachwycony
malarstwem Francisa Bacona. Pewnego dnia
biegałem (w ogóle biegam bardzo dużo, jestem
kompulsywnym biegaczem) i nagle wstrząsnął
mną taki pomysł, by wziąć fotografię nagiej
dziewczyny, zestawić ją z kolejną i poodwracać
je na różne sposoby. Jak tylko dobiegłem do
domu, natychmiast wziąłem się do pracy.
Jednym z silniejszych akcentów, wyraźnie
charakterystycznych dla twojej twórczości
jest podejście do ciała – jest pokazywane
z dużą estetyczną precyzją, jego rzeźbiarska natura przywodzi mi na myśl fotografie Roberta Mapplethorpe’a. Wiosną 2014
roku otwarto w Paryżu wystawę konfrontującą prace Mapplethorpe’a i Rodina. Masywność i ciężar ciała, wszystko to jest też
bardzo obecne w twoich pracach…
Tworząc swoje prace, zawsze dużo myślałem
o rzeźbach. Jakie powinny sprawiać wrażenie,
jakim zasadom powinny odpowiadać. Nigdy
nie miałem w planach zostać rzeźbiarzem, ten
proces stał się zupełnie naturalny.
melba
Współpracowałeś z Rogerem Ballenem.
Z tego, co udało mi się przeczytać, ty wysyłałeś mu swoje fotografie, a on dokonywał na nich własnych ingerencji. Nie kusiło cię, by pójść krok dalej, by stworzyć coś
jeszcze?
Jesteśmy aktualnie w trakcie kontynuacji naszej
współpracy. Projekt, o którym mówisz, to mała
sprawa realizowana dla magazynu Vice. Po jej
zakończeniu stwierdziliśmy, że musimy działać
dalej razem. Rezultat niebawem ujrzy światło
dzienne. Na razie nic więcej nie zdradzę.
Roger Ballen nie tak dawno stworzył wideoklip dla zespołu Die Antwoort (I fink
U freeky, 2012), ty na razie produkowałeś
okładki albumów (Cut Copy, Free Your Mind,
2013). Nie kusi cię by sięgnąć po obraz ruchomy?
Owszem, z pewnością bym się w tym odnalazł.
Pozostaje kwestia czasu – z pewnością stworzenie wideo na moich zasadach zajęłoby spokojnie kilka dobrych miesięcy. Wymagałoby też
dużego budżet. Ale zdecydowanie przyjąłbym
takie wyzwanie.
rozmawiała: Alicja Rekść
fotografie: Asger Carlsen
Albo progres… Ile zazwyczaj czasu musisz
poświęcić, by ukończyć jeden obraz?
Dokończenie cyklu Hester zajęło mi jakieś trzy
lata, ale w tym czasie wykonałem około stu
prac, z których finalnie wybrałem niewiele ponad dwadzieścia. Każda praca, jaką tworzę staje
się swoistą konstrukcją, wymaga bardzo dużo
budowy.
67
the raw issue 08
melba
Kwarantanna
FOTOGRAFIA
W 1928 roku Karl Blossfeldt wydaje
w Berlinie album Urformen der Kunst.
Inspirowane średniowiecznymi
i renesansowymi zielnikami studium
roślin stanowić ma wzór dla projektantów
sztuki użytkowej. Ponad 80 lat później
Nobuyoshi Araki kończy serię Flower
Paradise barwną baśń, w której jedną
z głównym ról odgrywają, dekorujące jego
balkon, kwiaty. To swoiste epitafium na
cześć zmarłych: żony Yoko i kotki Chiro.
Choć zestawionych twórców uznać można
za reprezentantów dwóch przeciwległych
biegunów fotografii, ich cykle zdradzają
podobną obsesję przedmiotu taktylnego,
sensualnego, nachalnego wręcz w swojej
surowej bezpośredniości.
68
Po botaniczne okazy Blossfeldt jedzie pod koniec XIX wieku do Włoch. Wraz z instruktorem
rysunku, profesorem Moritzem Mauerem, wyrusza na wyprawę badawczą, której celem jest
stworzenie nowoczesnego herbarium. Mauer,
pedagog eksperymentujący z nowymi strategiami edukacyjnymi, poszukuje w Rzymie i jego
okolicach podstawowych wzorców budujących
rzeczywistość, owych wywiedzionych wprost
z natury Urformen.
Araki, w przeciwieństwie do swojego poprzednika, nigdzie wyjeżdżać nie musiał. Inspirację
do swoich wanitatywnych martwych natur
znalazł w zaciszu własnego domu. To tam kontempluje stratę żony i ukochanego zwierzęcia,
łącząc ich ponownie w utopijnej przestrzeni
osobistego Edenu. Znany m.in. z zamiłowania
do snapshotowych narracji, tym razem tworzy
starannie przygotowane kompozycje. Ustawione na ciemnym tle, soczyście kolorowe kwiaty
nawiedzają postaci lalek i jaszczurek. Te skarlałe
sobowtóry Yoko i Chiro często interpretowane
są również jako alter-ego artysty. Rośliny wydają się przy nich monstrualne, przytłaczające.
Raj ten to zarówno afirmacja życia, jak i gorzkie przypomnienie o jego końcu.
Dla młodego rzeźbiarza, Blossfeldta podróż ta
staje się zderzeniem z czystą strukturą. Wkrótce
sam przyjmuje posadę wykładowcy w muzeum
sztuki użytkowej w Berlinie, gdzie kontynuuje
zajęcia z „modeli żywych roślin” [Modellieren
nach Pf lanzen] zapoczątkowane przez Mauera.
Do wykorzystywanych w trakcie kursu gipsowych modeli i rysunków dodaje w końcu fotografię. Łącząc praktykę odlewniczą, edukację
artystyczną oraz wykształcenie pedagogiczne
tworzy unikalny program, jednocześnie przyczyniając się do ugruntowania modernistycznej
koncepcji fotografii I połowy XX wieku.
Fotografia dla Arakiego stanowi przede wszystkim odbicie surowych odczuć i wrażeń2. To
rodzaj dziennika, niekończącej się sekwencji,
której rytm nadaje puls fotografującego. Jego
bezkompromisowe zapisy własnych doświadczeń to efekt nie szczegółowej analizy, badań
i weryfikacji, a spontaniczne uderzenie, uścisk,
moment. Nawet, gdy moment ten swoją kulminację znajduje w zaaranżowanym układzie. To
nadal forma dla doznania, które wymyka się językowi.
Wielkoformatowe slajdy i odbitki umieszczane
początkowo na ścianach sal dydaktycznych, potem zaś w galeriach i albumach, charakteryzuje zimna analiza. Porowate warstwy, wykutych
niczym w kamieniu, organicznych konstrukcji
przytłaczają swoją bezdyskusyjną obecnością.
To zapowiedź „nowego sposobu widzenia”1,
swoją realizację znajdującego w estetyce Nowej Rzeczowości [Neue Sachlichkeit]. Stylu,
w którym to, co naprawdę realne to przedmiot
– obiektywny, absolutny, górujący nad obserwatorem.
Strand P. [za:] Kemp W., Krótka historia fotografii – Od
Daguerre’a do Gursky’ego, przekład: M. Bryl, Universitas
Kraków 2014, s. 53.
1
Araki N., Nobuyoshi Araki: Sakura [online], [dostęp:
27.01.2015]. Dostępny w internecie:
https://www.nowness.com/story/nobuyoshi-araki-sakura
2
69
the raw issue 08
W tych nasiąkniętych intymnością pracach zaciera się często granica pomiędzy przedmiotem
a podmiotem, pomiędzy artystą a obiektem rejestrowanym. Skrajne podkreślenie autoekspresji to jednocześnie afirmacja tego, co tę ekspresję
umożliwia. Araki zwykł mawiać, że nie on jest
wielkim fotografem, to jego modelki są wspaniałe. Czasem nawet oddawał im aparat odwracając pierwotnie przypisane role. Przedmiot patrzył na widzącego, stając się jego lustrem.
Na przykładzie Blossfeldta i Arakiego doskonale oddać można jedną z najważniejszych zmian
w sposobie traktowania tego, co fotografowane,
a więc i samego medium fotografii. Od pozornie obiektywnej, zanurzonej w dyskursie naukowym rejestracji, po skrajnie indywidualną ekspresję własnych przeżyć, których zdjęcie ma być
nośnikiem. Dystans skonfrontowany z imersją.
Naukowiec zestawiony z uczestnikiem. Poznanie versus intuicja.
Jednocześnie obaj twórcy rejestrują naturę –
wyabstrahowaną, przetworzoną, pozbawioną
oryginalnego kontekstu. Rośliny stają się po
prostu i aż przedmiotami. Wyrwane z otoczenia zyskują status formy. Formy wręcz surrealistycznej, bo choć nadal związanej ze swoim
desygnatem, to już niebezpiecznie wyobcowanej. Blossfeldt efekt ten, mimo iż niezamierzony, osiąga poprzez nadmierny realizm. Ekstremalne powiększenia, pozbawienie roślin liści,
korzeni i pędów, rozproszone światło podkre-
zdjęcie dzięki uprzejmości Leica Gallery Warszawa
fotografia: Karl Blossfeldt
fotografia: Nobuyoshi Araki
melba
ślające ich wypukłość – to wszystko paradoksalnie sprawia, że tracą one na rozpoznawalności.
Araki podobne doznania wywołuje nie dzięki
naukowej izolacji, lecz estetycznemu przeciążeniu: kolorem, fakturą, rekwizytem. Zarówno
poprzez brak, jak i naddatek przedmiot objęty
zostaje swoistą kwarantanną – natura odseparowana od swoich naturalnych kontekstów może
wreszcie stać się surowym obiektem. Surowym,
a więc otwartym na ciągłe reinterpretacje.
tekst: Milena Natalia Soporowska
70
71
the raw issue 08
melba
Raw
PYTANIA
Czyli jak? Dla mnie z jednej strony
krystalicznie, sterylnie, zbyt czysto,
aż nieswojo. Ale jest też w tym słowie
coś chropowatego, szorstkiego, coś,
co powoduje, że ta minimalistyczna
pustka budzi niepokój. Gdzie jej
szukać? Aby odnaleźć odpowiedź
na to pytanie, zapytaliśmy czterech
fotografów, jak surowy może być obraz
i w zasadzie co to znaczy.
72
Michał Polak
Kamil Zacharski
Jak słyszysz raw, jaki obraz widzisz?
Odciski ubrań na ciele / seks bez
zabezpieczenia.
Jak słyszysz raw, jaki obraz widzisz?
Stop klatki z pierwszych teledysków Romaina
Gavrasa dla Mafia K1 – surowe, bezpośrednie,
bez barier, bez planu realizacji, bez przesadnej
ingerencji, bardzo mocne i prawdziwe, pełne
koloru życia. Albo okładka albumu Jurgena Tellera The Master wraz z zawartością.
Jeśli miałabyś sfotografować raw (dostałabyś taki temat), co by to było?
Zdecydowanie ludzkie ciało.
Który fotograf/zdjęcie przychodzi ci na
myśl, jeśli tematem jest raw?
Stare kampanie Helmuta Langa / Wolfgang
Tillmans.
Jeśli miałabyś sfotografować raw (dostałabyś taki temat), co by to było?
Skupiłbym się na ludzkiej skórze, tej prawdziwej, nieczęsto spotykanej w fotografii, zwłaszcza modowej. Detale, zbliżenia, ruchy, zmiany, odciski, motywy, które trwają tylko chwilę,
a potem znikają i są nie do powtórzenia. Kontakt ciała z rożnymi materiami – kamień,
marmur, piasek, żelazo. Temperatury, faktury,
struktury – działanie na wyobraźnię na zasadzie - to by bolało, od tego skóra marznie – coś
jest następstwem czegoś.
Ola Walków
Jak słyszysz raw, jaki obraz widzisz?
Świeże sashimi z łososia, skaza białkowa.
Jeśli miałabyś sfotografować raw (dostałabyś taki temat), co by to było?
Myślę o super filmie animowanym Frozen Disneya jako inspiracji. Zimno, mróz, lód, Kanada i te klimaty.
Który fotograf/zdjęcie przychodzi ci na
myśl, jeśli tematem jest raw?
Jon Raffman ze swoim projektem 9eyes – zbiór
obrazów z kamerek Google zestawionych ze
sobą w bardzo ciekawej formie – życie, kontrola, ingerencja, sprzeciw przez spontaniczne pozowanie, zmienianie, piękno absurdu.
Który fotograf/zdjęcie przychodzi ci na
myśl, jeśli tematem jest raw?
Ostatnio bardzo popularny chiński młody fotograf Ren Hang.
73
the raw issue 08
Dominik Tarabański
Jak słyszysz raw, jaki obraz widzisz?
Staram się poruszać w mojej fotografii możliwie
daleko od pierwszego punktu, który rozpoczyna proces myślowy. Stawianie kolejnych kroków
i szukanie konotacji między nimi, próby przetworzeń i transformacji pierwotnie wybranego
obszaru wydają mi się znacznie ciekawsze, niż
pozostawanie w nim. Ta droga zależy jednak od
bardzo wielu znaczących, ale i zupełnie błahych
czynników, jak obszary moich zainteresowań,
nastrój czy pogoda. Myśląc o raw jak o punkcie
wyjścia, mógłbym postawić takie kroki:
raw -> surowość -> integralność -> brak modyfikacji -> czystość struktury -> faktura -> beton
/ drewno -> organiczne vs syntetyczne -> ciepłe
i zimne.
Który fotograf/zdjęcie przychodzi ci na
myśl, jeśli tematem jest raw?
Obiecałem sobie kiedyś nie szukać inspiracji
w innych fotografiach i oddalać moje poszukiwania możliwie najbardziej od zbyt bliskich,
dosłownych i bezpośrednich powiązań z innymi obrazami. Oczywiście jest to bardzo trudne,
bo cały czas oglądam ogromne ilości fotografii, ale gdy dziś zabieram się za pracę, staram
się nie używać żadnych innych fotografii jako
referencji czy inspiracji lub robić to możliwie
rzadko. Już nawet tak banalny gest, jak szukanie
inspiracji w malarstwie, w sposób znaczący pozwala zniwelować podobieństwo między tym,
dlaczego zaczynam fotografować a tym co jest
efektem tej fotografii. Staram się jednak poruszać jeszcze dalej i szukać pretekstów i inspiracji
w dziedzinach dalszych niż malarstwo dla fotografii. Ale dziś, pozostając przy nim, mógłbym
wskazać na przykład takie referencje wizualne
jak: Ad Reinhardt, Barnett Newman czy nawet
Mark Rothko.
Jeśli miałabyś sfotografować raw (dostałabyś taki temat), co by to było?
Chyba zupełnie śmiało mogę stwierdzić, że byłoby to wszystko, czego przykładem może być
właśnie ta droga i skoki od jednego punktu do
drugiego. Głęboko wierzę w stwierdzenie quality comes from mind, dlatego staram pozwalać sobie myśleć wystarczająco długo i zupełnie swobodnie. To jest też coś, co w fotografii
i sztukach wizualnych interesuje mnie w sposób
szczególny, nawet jeśli gdzieś na końcu okazuje się, że to, co powstaje jest tak odległe od tego,
co rozpoczęło ten proces, że sam muszę szukać
ponownie konotacji, by zrozumieć jak z pierwszego punktu dotarłem do ostatniego (który
definiuje już jakaś konkretna forma w warstwie
wrażeniowej i wizualnej).
ilustracja: Gosia Herba
rozmawiała: Alicja Caban
74
melba
Ren Hang
77
melba
79
the raw issue 08
80
melba
85
melba
melba
Moda
CHYLAK
KOSZ
POLA ZAG
BALENCIAGA
89
the raw issue 08
melba
Zofia Chylak
PROJEKTANT
Temat naszego numeru to raw. Czy określiłabyś swoje projekty mianem surowych?
Nigdy nie lubiłam przesady ani ubrań, które
sprawiają, że jesteśmy przebrani. Jeżeli prostotę, elegancję i umiar można uznać za elementy
składające się na surowość stroju, z pewnością
jest to moja estetyka. Zawsze było mi bliżej do
stroju zakonnic niż sukni w kształcie bezy. Dlaczego zdecydowałaś się na szycie na
miarę zamiast tworzenia sezonowych kolekcji?
Były dwa powody. Pierwszy jest bardziej romantyczny. Jest we mnie ogromy sentyment do
czasów przedwojennych. Do czasów, których
nie znałam, ale które bliskie są mojemu sercu
dzięki opowieściom żyjącego jeszcze pokolenia,
dzięki zdjęciom i zachowanym filmom. Zawsze
chciałam przywołać dawną tradycję szycia na
miarę. Żeby było jak kiedyś: elegancko, powoli,
niczym w przedwojennym Domu Mody Bogusława Hersego. Przychodziły tam eleganckie
panie, zamawiały ubrania, inspirując się modą
z żurnali sprowadzanych z Paryża. Wybierały
tkaniny, a potem umawiały się na przymiarki.
Niestety ten dom mody nie przetrwał drugiej
wojny światowej. Piękna kamienica przy ulicy
Marszałkowskiej, w której mieścił się, zajmując
wszystkie cztery piętra, została w całości zburzona. Zawsze budzi to we mnie wielki smutek.
Chciałam podjąć próbę podtrzymania, mimo
czasu, który upłynął, tej tradycji.
Drugi powód, który wcale nie przesłania mi
pierwszego, jest znacznie bardziej pragmatyczny. Nie mając dużego inwestora, który od
początku wspierałby moją markę, obawiałam
się tworzenia co sezon kolekcji, w którą muszę
sama inwestować. Lubię robić ubrania z bardzo dobrej jakości tkanin, zazwyczaj wybieram
jedwabie i wełny.
Skończyłaś historię sztuki. Jaki wpływ na
to, co i jak projektujesz miało twoje wykształcenie?
Historia sztuki to wspaniały kierunek i wszystkim będę go polecała. Nie są to studia łatwe.
Przez pięć lat trzeba przyswoić ogromną ilość
wiedzy, zapamiętać tysiące dat. Gdy już jednak mamy możliwość skupienia się na tym, co
najbardziej nas interesuje - w moim przypadku były to stroje protestantów w Niderlandach
w XV i XVI wieku - można czerpać z tej wiedzy
łyżkami. Okazuje się ona przydatna i rozwijająca, bardzo często podczas projektowania. Nawet jeżeli nie jest to widoczne na pierwszy rzut
oka, zdarza mi się przenosić jakieś elementy - na
przykład z renesansowej rzeźby przedstawiającej rycerza w zbroi - na formy sukienek.
90
91
the raw issue 08
melba
Szycie z nich pięknie wykończonych ubrań
po prostu nie może być tanie. Inwestowanie
w jednym momencie pieniędzy w całą kolekcję,
później w organizację sesji i wszystko, co z nią
związane wiąże się z ogromnym nakładem finansowym. Starałam się znaleźć inną drogę, by
nie obawiać się, czy na pewno te pieniądze mi
się zwrócą.
ograniczona. Ich rzeczy również muszą sprostać oczekiwaniom odbiorców, od których zależy sprzedaż. W moim przypadku okazało się,
że wszystkie projekty szyte w naszej pracowni są
bardzo moje. Wydaje mi się, że udało mi się już
na samym początku mocno zaznaczyć charakterystykę marki. Dzięki temu przychodzą do
mnie kobiety, które szukają rzeczy w mojej estetyce. Staram się brać pod uwagę ich wszelkie potrzeby i inspiracje, na to nakładam potem mój
pomysł i tak powstaje projekt. Czy łatwo jest połączyć modę z biznesem?
W jaki sposób tobie się to udało?
Zakładając własną firmę modową, trzeba zdawać sobie sprawę, że samo projektowanie ubrań
nie będzie wcale naszym głównym zajęciem.
Jeżeli zaczynamy bez inwestora i wspólników
– jak ja to zrobiłam – trzeba zacząć myśleć o finansach, dobrym inwestowaniu, nawiązywaniu kontaktów, pozyskiwaniu klientów, znajdowaniu najlepszych współpracowników czy
podwykonawców, porozumiewaniu się z nimi.
Na to, co najprzyjemniejsze zostaje stosunkowo niewiele czasu. Jeżeli uda nam się to dobrze
poprowadzić, pewnie da się to zharmonizować.
Myślę, że jestem na dobrej ku temu drodze.
Nie ma co się jednak oszukiwać, że upragniony
cel przyjdzie bardzo szybko, konkurencja jest
ogromna i trzeba włożyć dużo pracy i czasu
w rozwój marki.
Ostatnio zaprojektowałaś własną linię torebek. Jakie jeszcze nowości szykujesz?
W jakim kierunku chcesz się rozwijać?
O torebkach myślałam od dawna. To był projekt, nad którym naprawdę długo pracowałam.
Był bardzo przemyślany, prototypy powstawały
przez kilka miesięcy. To nie ma być jednorazowa kolekcja, chcemy kontynuować i rozwijać tę
część marki. Inwestujemy w nią dużo pieniędzy
i czasu. Właśnie powstaje kolejna linia akcesoriów, będziemy ją wprowadzać za kilka tygodni
do sprzedaży. Staramy się, żeby wszystko było
dopracowane. Wszystkie metalowe elementy są
produkowane dla nas we Włoszech, mają rzadki
odcień matowego złota, który pięknie współgra
z naszymi czarnymi włoskimi skórami, których
część jest właśnie specjalnie dla nas tłoczona we
wzory w jednej z włoskich firm.
Być może, że moja marka będzie rozwijała się
właśnie w tę stronę, z naciskiem na skórzane
akcesoria. Nie żegnam się jeszcze na pewno
z ubraniami, ponieważ moja działalność szycia
na miarę prężnie się rozwija. Mamy coraz więcej
zamówień. Właśnie zaprojektowałam sukienkę na Oscary dla nominowanej za film Joanna
Anety Kopacz.
Jak sama mówiłaś każde szycie zaczyna się
od wywiadu z klientką i wsłuchania w jej
potrzeby. Ile ciebie jest w końcowym projekcie, a ile to wpływ osoby, która do ciebie
przychodzi?
Na początku bardzo obawiałam się tego połączenia. Tego, że w pewnym sensie muszę
mój projekt oddać i dostosować do wymagań
klienta. Z drugiej strony wolność projektantów
tworzących kolekcje też ostatecznie okazuje się
rozmawiała: Magdalena Nowosadzka
fotografie: Małgorzata Turczyńska
92
93
the raw issue 08
melba
Ewa Kosz
PRAWDA CZY FAŁSZ
Rok 2008. Jestem na urlopie
wychowawczym i siedzę w domu
z moim synkiem. Wszystko niby ok,
ale gnuśnieję. Spędzam całe dni w dresie.
Powoli zaczynam to zauważać i jestem
przerażona. W momencie największego
emocjonalnego dołka odkrywam blogi
modowe. Jest to dla mnie totalne
objawienie.
Najpierw oglądam i poznaję coraz to nowsze
blogi. Następnie zaczynam komentować, by na
samym końcu sama założyć bloga o wdzięcznej
i z lekka infantylnej nazwie Kostki Cukru. Liczba polskich blogów rośnie. Spotykamy się, rozmawiamy, poznajemy i myślę, że w jakiś sposób
zaprzyjaźniamy. I po tych ponad sześciu latach
muszę przyznać, że był to wspaniały czas. Relację między naszą małą społecznością blogerek
modowych były naturalne i szczerze. Nasze
wizyty w programach śniadaniowych pełne entuzjazmu. Nie udawałyśmy nikogo. Prowadziły-
śmy jedynie blogi, na których pokazywałyśmy
swoje ciuchy. Nie było w tym większej filozofii.
Natomiast była w tym prawda. Bez lukru, kilkukrotnego przegotowania i posypywania złotym
brokatem. Bez retuszu i zakłamywania rzeczywistości. Bez oportunizmu.
I nagle mamy rok 2015. To, co się dzieje w polskiej blogosferze związanej z modą wygląda
groteskowo. Dzień bez kryzysu jest dniem straconym. Tylko czy modowe kryzysy w social
media są jeszcze ciekawe? Nie. Czy to, że jedna
94
ilustracja: Paprotnik Studio
95
the raw issue 08
melba
blogerka nosi podróbki ubrań, uszyte przez
swoją mamę jest ciekawe? Nie, jest raczej żenujące. Zwłaszcza patrząc przez pryzmat firm, które
jeszcze chcą inwestować w takie osoby z mętnym poczuciem tego co dobre, a co złe. Czy
szpachlowanie sobie twarzy makijażem, który
ma nas uszczęśliwić jest ekscytujące? Na Boga,
nie. Od razu myślę o rozpadającej się Goldie
Hawn i Meryl Streep w filmie Ze śmiercią jej do
twarzy. Czy warto ufać wyborom pań blogerek?
Czy to, co pokazują na blogu jest rzeczywiście
tym czymś, za którym warto pobiec do sklepu
z ostatnią stówką w portfelu? Oczywiście, że nie
warto. W końcu na blogach znaczących w środowisku znajdziemy przecież wszystko – jedyne co się liczy to odpowiednia kwota zasilająca
konta właścicielki swojej cudownej blogowej fermy. Zapytam po raz kolejny – gdzie się podziała
prawda?
Zastanawiam się, jak moje życie wyglądałoby,
gdyby tej mody, blogów w nim nie było. Wiem,
że nie poznałabym wielu wspaniałych ludzi –
tak, to trochę frazes, ale tak naprawdę jest. Może
trudno w to uwierzyć, ale poznałam w trakcie
swojego blogowania wiele świetnych kobiet,
z wieloma utrzymuję nadal kontakt – spotykamy się, czasami coś pijemy i jest totalnie miło.
Ktoś może powiedzieć: jesteś stara, zgorzkniała,
nie osiągnęłaś sukcesu, trzeba było prowadzić
bloga dalej, kupować followersów, byłabyś teraz
na Fashion Weeku w Nowym Jorku… Zaraz, zaraz – czy ktoś już czegoś takiego nie powiedział?
Ale wracając do meritum – nie, nie smucę się,
że nie kasuję pięciu tysięcy złotych za wpis na
stronie. Nie wyrywam sobie włosów z głowy, bo
przeszedł mi kolejny intratny kontakt z marką
X. Nie jestem zdołowana, że nie dostaje tony
ciuchów za nic. Taką wybrałam drogę, pracę,
dojrzałość i niepowierzchowne kontakty z ludźmi. A jeśli blogi modowe muszą wyglądać tak
jak teraz, to szczerze mówiąc, nie ubolewam.
Nawet superodpicowany zakalec zostanie zawsze zakalcem.
Od blogów do polskiej mody blisko. Wszak
blogerki to słynne recenzentki pokazów mody
i bywalczynie salonów. I tu ja zadaję sobie pytanie - czy warto zajmować się polską modą?
To pytanie chyba jest jednym z cięższych, które cyklicznie sobie zadaję. Zwłaszcza, kiedy
mój kontakt z modą polską można zaliczyć do
traumatycznych. I tu mogę zadać kolejne pytanie… Czy warto chodzić na pokazy projektantów, którzy wygrywają telewizyjne talent show,
a tym bardziej czy warto o tym pisać? Nie, jeśli
pretensjonalność całego przedsięwzięcia jest nie
do zniesienia, a projekty ranią estetycznie oczy
oglądającego.
tekst: Ewa Kosz
ilustracja: Paprotnik Studio
96
97
the raw issue 08
melba
Pola Zag
PROJEKTANT
Pola Zag, projektantka biżuterii,
architekt wnętrz. Wszystkie swoje
projekty wykonuje ręcznie,
przywracając życie dawnemu
rzemiosłu we współczesnej odsłonie.
Od blisko 5 lat tworzy swoją autorską markę,
przykładając dużą uwagę do świeżości realizowanych projektów oraz spójności z ideą: kiedy
oglądasz finalny projekt odejmij z niego jeden akcent – otrzymasz ideał.
Projekt fotograficzny to efekt współpracy studia FALA z Polą Zag – krakowską projektantką
biżuterii. Tak o projekcie pisze Paweł Błęcki, założyciej FALI: Fotografie są wyrazem mojej fascynacji przedmiotami. Na zdjęciach zestawiam
biżuterię z obiektami naturalnymi, kawałkami
metalu itp. Pozbawiam ich funkcjonalności na
rzecz czerpania przyjemności z jej obserwacji. Tytuł projektu to zestawienie dwóch słów (FALA
to studio fotograficzno-projektowe, którego jestem
założycielem, natomiast POLA to imię projektantki biżuterii).
fotografie: Paweł Błęcki / FALA
98
99
the raw issue 08
melba
100
101
the raw issue 08
melba
Balenciaga:
surowy przemysł
PROJEKTANT
Długo zastanawiałam się nad wyborem
projektanta, o którym napiszę w tym numerze.
Z jednej strony jednym z moich pierwszych
skojarzeń ze słowem surowy jest industrialny,
przemysłowy. A myśląc industrialny, niemal od
razu pomyślałam o ostatniej kolekcji Balenciagi,
wiosna/lato 2015. Z drugiej strony, o Alexandrze
Wangu - co prawda w kontekście marek sygnowanych jego imieniem, ale zawsze - pisałam
w poprzednim numerze. Przemysł mody jest
jedną z dynamiczniej rozwijających się gałęzi
rynku, więc kolejny tekst poświęcony tej samej
osobie wydawać się może małym faux pas.
No trudno, zaryzykuję.
102
103
the raw issue 08
melba
Warto spojrzeć na tę kolekcję przez pryzmat
wywiadu dla Vogue’a (autorstwa Hamisha Bowlesa, z 24 września), w którym Wang przedstawia swoje inspiracje. Mówi o przepychu i bogactwie oraz ponownym odkryciu upiększeń
i zdobień, z których słynął twórca marki, Cristóbal Balenciaga. Oglądając zdjęcia z pokazu,
trudno w prezentowanych ubraniach znaleźć
cokolwiek z wymienionych przez projektanta
inspiracji. Całość utrzymana jest w kolorystyce
typowej dla Wanga, czyli bieli, czerni i szarości.
Proste formy, ostre cięcia. Gdzie więc szukać bogactwa i ozdób? Wang chciał połączyć je z funkcjonalnością.
Pracując nad kolekcją, pomysłów szukał na
ulicach Paryża, ogarniętego wówczas gorączką
Tour de France. Punktem wyjścia stał się materiał strojów kolarskich. Dyrektor kreatywny
Balenciagi postanowił przenieść na zewnątrz
to, co ukryte, czyli bogactwo monochromatycznych haftów i splotów, z których tkanina
została wykonana. Stąd w większości propozycji w kolekcji wiosna/lato 2015 znajdziemy przeskalowaną siatkę – połączone ze sobą i obite
satyną oczka różnej wielkości. Materiał powstał
z misternie splecionych poliestrowych wstążek,
przypalonych i stopionych na końcach.
Kolejnym nawiązaniem do Tour de France są
tzw. croakies, czyli opaski zapobiegające zsunięciu się okularów przeciwsłonecznych z głowy.
Kolarze najczęściej używają tych wykonanych
z gumy, Wang natomiast wyniósł je do rangi
biżuterii. Finezyjnie ozdobione, stanowią przeciwwagę do sportowych okularów. Z innych
detali warto zwrócić uwagę na bransoletki i naszyjniki, kształtem i fakturą przypominające
łańcuch rowerowy. Buty – oplecione rzemykami skórzane sandały na płaskiej, sportowej
104
podeszwie – są nawiązaniem do rowerowych
nosków: elementów mocowanych na pedale,
służących do lepszego przekazywania energii
z nogi i stopy na koła.
Poczucie szybkości wbudowane jest w całą kolekcję, co samo w sobie stanowi interesujący
zabieg. Pojawiają się smukłe, sportowe sylwetki, obcisłe szorty z wysokim stanem, przylegające do ciała koszule, dopasowane sukienki
w kształcie litery T. Wang znany jest ze swoich
inspiracji wielkim miastem. Tak więc szybkość,
którą chciał zamknąć w tej kolekcji, wydaje się
naturalną kontynuacją wypracowanego przez
projektanta stylu.
Imponujący jest cały entourage pokazu. Premiera odbyła się pod koniec września w Tokio,
wzbudzając spore poruszenie. Wybieg, wykonany z najnowocześniejszego, bezbarwnego
szkła i metalowej kratownicy, przypominał rekonstrukcję tradycyjnych francuskich podłóg,
wyłożonych kafelkami. Pod nimi umieszczono
maszyny produkujące suchy lód, dzięki czemu
modelki sprawiały wrażenie, jakby unosiły się
kilka centymetrów nad podłożem.
Karierę Wanga obserwuję już od jakiegoś czasu
z niesłabnącym zainteresowaniem, więc pewnie mojej ocenie daleko do obiektywizmu. Jako
projektant pokazał, że 30-latek jest w stanie
stworzyć dwie autorskie marki o zasięgu światowym i stanąć na czele trzeciej. Podobno człowiek przez połowę życia pracuje na swoje nazwisko po to, by przez drugą połowę nazwisko
pracowało na niego. W przypadku Alexandra
Wanga ta pierwsza połowa okazała się znacznie
krótsza.
tekst: Aleksandra Krześniak
fotografie: materiały prasowe
105
the raw issue 08
Bogush
fotografie: Andrey Bogush
106
sukienka, plecak: Maldoror
melba
the raw issue 08
melba
108
109
the raw issue 08
melba
110
111
melba
113
the raw issue 08
114
the raw issue 08
melba
the raw issue 08
118
melba
Styl
NATALIA SIEBUŁA
IN BUDDHA WE TRUST
ALL OTHERS PAY CASH
MELA KOTELUK
ilustracja: Karolina Koryl
121
the raw issue 08
melba
Natalia Siebuła
WNĘTRZE
W twoim domu czuć ducha, historię. Ważny był dla ciebie taki punkt zaczepienia?
Klimat samego miejsca?
Szukaliśmy z Piotrem, moim partnerem, wspólnego mieszkania. Lubimy klimat starych budynków, więc wiedzieliśmy, że musi to być kamienica. Weszliśmy obejrzeć to mieszkanie jako
pierwsze z zaznaczonych przez nas ogłoszeń.
I to było to! Pomimo bardzo złego stanu i braku
ogrzewania, przekonały nas stare, duże okna,
parkiet, dwa kaflowe piece, dwuskrzydłowe
drzwi – wiedzieliśmy, że zostajemy. Po ponad
półrocznym remoncie poczuliśmy się tu świetnie.
ce, nadają miejscom charakter. To te małe rzeczy, które mnie cieszą.
We wnętrzach, tak jak i w modzie, ważne
są proporcje, harmonia, kolor, użytkownik
– inne są środki. Budując swoją przestrzeń,
myślisz takimi samymi kategoriami jak
wtedy, kiedy projektujesz ubrania?
Nie, w mieszkaniu zbieram rzeczy, które mi się
podobają. Często to kwestia przypadku, emocji. Mogą do siebie nie pasować, pochodzić
z rożnych stylów, być w rożnej kolorystyce. Wybieram te przedmioty, które uważam za ładne
i funkcjonalne. Jednak kiedy buduję kolekcję,
wszystko mam zaplanowane. Musi to być spójne, dopracowane. Wiem konkretnie, co chcę
uzyskać, na czym mam się skupić .
Wnętrze ma być natchnieniem czy tłem,
odpoczynkiem? Przekłada się na twórczość
zawodową, czy wręcz odwrotnie?
Dla mnie wnętrze rozumiane jako dom jest na
pewno tłem. Wydaje mi się, że to, gdzie żyjemy
i czym się otaczamy, wpływa bezpośrednio na
naszą pracę i życie prywatne. Otaczanie się ładnymi rzeczami polepsza subiektywne poczucie
szczęścia. Są też wnętrza, które inspirują, do
których chcemy wracać, bo przypominają nam
miłe wspomnienia lub ludzi, których tam spotkaliśmy .
Twoją pracownię stanowi jeden z pokoi
w mieszkaniu. Życie domowe swobodnie
przenika się u ciebie z zawodowym?
Choć często przebywam wśród maszyn, u krawcowej, większość czasu spędzam w domu. Tam
też pracuję nad projektami. Bardzo dużo mówi
się o rozgraniczeniu pracy i czasu prywatnego,
ale ja cenię sobie taką swobodę. Dobra organizacja pozwala mi na miłe przerwy: mogę na
chwilę wyjść z pokoju, który przeznaczyliśmy
do pracy do kuchni, przygotować coś na obiad,
posiedzieć chwilę z kotkami, a za moment wrócić do swoich zajęć. Nie czuję wtedy takiego
zamknięcia: teraz jest czas na pracę, później na
obowiązki domowe. Mogę zajrzeć też do pracy
wieczorem i wcale nie czuję się z tym źle.
Jaka musi być przestrzeń, w której funkcjonujesz, żeby była twoja? Co jest w niej najważniejsze?
Lubię wysokie, białe pomieszczenia. Większe
przestrzenie dają większy oddech. Ważne jest
dla mnie światło. Cienie przenikające się gdzieś
na ścianach, duże okna, przez które wpada słoń-
122
123
the raw issue 08
melba
124
125
the raw issue 08
melba
Od 2009 roku masz własną markę modową. Jesteś też muzykiem, gotujesz. Natalia
Siebuła tworzy dla wszystkich zmysłów?
Och, nie przesadzałabym. Postanowiłam jakiś
czas temu, że dopóki będzie się dało, będę robiła to, co sprawia mi przyjemność. Wszystko
w zgodzie ze sobą. Warto uwzględniać swoje
zainteresowania i pasje, łączyć przyjemne z pożytecznym. Na początku kiedy zaczęłam projektować, nie myślałam, że chcę i będę zarabiała
na tym pieniądze, z tego żyła. Największa jest
jednak radość, kiedy wiesz, że dobrze wykonałaś swoją pracę ku zadowoleniu innych. Wtedy
to wszystko nabiera zupełnie innego znaczenia.
Czasem oczywiście jest trudno, coś nie idzie po
naszej myśli, ale to normalne, przejściowe. Trzeba mieć plan, kombinować, cieszyć się i wciąż
rozwijać.
szukać, odgrzebywać historię. Staram się wybierać tematy, które same przychodzą mi do głowy: na wiosnę myślałam o morzu, oglądałam
fotografie Edourda Boubata, czytałam o pierwszych pomysłach na stroje kąpielowe, o modzie
plażowej. Teraz przy zimowej kolekcji zainteresowała mnie trochę duszna i deszczowa aura
w fotografiach Saula Leitera. Sama do końca nie
wiem, skąd biorą się inspiracje. Obserwuję dużo
przemian w sztuce, designie, rozwój w grafice
i malarstwie. Przeglądam magazyny, dużo fotografii. To gdzieś zostaje, skłania do różnych
refleksji. Zawsze dopełnieniem jest dla mnie
muzyka.
Ważniejsze jest odczuwanie czy obserwacja?
Oba te pojęcia postawiłabym na równi. Zapisywanie zmian, badanie zjawisk i obrazów,
spostrzegawczość i uwaga – zapamiętywanie
wrażeń wpływa na nasze odczuwanie, odbiór
i przeżycia.
Myślisz, że w odbiorze wnętrza dźwięki
i zapachy też są ważne?
Tak , bardzo. Myślę, że to trochę tak jak z zapachami, które nosimy na ciele. One wpływają na
nasze samopoczucie. U mnie w domu pachnie
aloesem, eukaliptusem, kwiatami. Lubię zapach
traw i mchu, w sezonie świeżo zerwanego tataraku. Podobnie jest z muzyką. Gdy słyszymy
melancholijną, wprowadza nas to w refleksyjny
nastrój, radosna dodaję energii. Poznanie systemów odczuwania i harmonia tych wszystkich
czynników owocuje zadowoleniem.
Ubrania podpisujesz własnym nazwiskiem,
ale muzykę tworzysz w duecie, podobnie
z gotowaniem w Lubczyku i Jemiole. Samodzielność i niezależność czy współpraca?
Tak , ubrania podpisuje swoim nazwiskiem,
bo ja je projektuje, ale markę tworzę z Piotrem,
który wykonuje wszystkie fotografie. Jest przy
mnie od początku istnienia firmy i jest obecny na wszystkich etapach pracy: od rozmów
o inspiracjach, przez realizacje projektów, do
codziennych spraw związanych z firmą. Czuję
w nim poparcie moich działań i bardzo tego potrzebuję. Jest także moja krawcowa Gosią, która
pomaga mi w konstrukcji wszystkich modeli,
odszywaniu wzorów przy zamówieniach na
miarę. Podobnie jest z muzyką. Ja sama gram
już teraz dużo mniej, ale kiedy Piotr tworzy,
Mówisz, że w modzie zawsze inspirowało
cię miasto: to, jak zmienia się zależnie od
pory dnia, pogody, ludzi w nim funkcjonujących. Co jeszcze?
Oczywiście miasta są ciekawe: ich światło , osadzającą się mgła, ich dźwięki, ale to już mnie
tak nie pochłania . Teraz próbuje we wszystkim
znaleźć jakiś interesujący kontekst: poznawać,
126
127
the raw issue 08
melba
dużo o tym rozmawiamy, analizujemy. Zawsze
pyta mnie o zdanie, prezentując nowy utwór.
Natomiast Lubczyk i jemioła to projekt angażujący więcej osób. Jest dla nas powrotem do
tradycji wspólnego jedzenia przy dużym stole.
Chcemy umożliwić innym wspólne celebrowanie posiłków, co zawsze przekłada się na nowe
interakcje.
Lubię współpracować, działać w dużym gronie,
ale przyznaję, że wolę, kiedy ostateczne zdanie
należy do mnie. Pewnie nie bez powodu przyjaciele żartobliwie nazywają mnie szefową.
do załatwienia, jest w zasięgu mojego wzroku,
a mamy tu tak wiele pięknych miejsc. Kiedy coś
mnie interesuje, jakieś wydarzenie, lub mam
nagłe sprawy, spotkanie, sesję czy przymiarki
w Warszawie, mogę tam być w przeciągu dwóch
godzin. Na tym etapie nie jest to ważne gdzie jestem, bardziej to, gdzie dobrze się czuję i gdzie
mogę w spokoju realizować swoje projekty. Wielokrotnie myśleliśmy o przeprowadzce i pewnie
kiedyś to nastąpi, ale ze względu na realizację
naszych kolejnych planów, a nie beznadziejności tego miejsca. Nasi znajomi uwielbiają nas
odwiedzać, spędzać tu weekendy. Często śmiejemy się, że Radom to sanatorium dla Warszawy.
Radom wystarcza?
Większość ludzi śmieje się z Radomia. Ci, co tu
zostali, wiecznie narzekają, że nuda, marazm.
Marzą tylko o tym, żeby stąd jak najszybciej
wyjechać, powiem więcej - uciec. A ja lubię Radom. Mam dużo pracy, więc na nudę nie narzekam. Tu jest tak spokojnie, cicho, czas płynie jakby trochę wolniej. Wszystko, co mam
128
rozmawiała: Marta Czeczko
fotografie: Piotr Czyż
129
the raw issue 08
melba
In Buddha we trust
all others pay cash
PODRÓŻ
Proszę młodych mnichów, by zapozowali mi do
zdjęcia. Świeci ostre słońce, więc ustawiam ich
w cieniu klasztoru. Klasztor jest za moimi plecami, za ich wisi jasnoróżowa reklama. Nie wiem,
co znaczą napisy na niej umieszczone, ale intryguje mnie kobieca sylwetka – siedzi na ziemi,
ciało podpiera rękoma, wypina biust, nogi ugina
w znany sposób. Kobieta z plakatu całymi dniami patrzy na buddyjską świątynie. Wydaje mi się
to dziwne, ale nikt inny się temu nie dziwi. Pattaya, gdzie robię to zdjęcie, jest światową stolicą
seksturystyki. Bóg oczywiście też tu mieszka , ale
ofiary przyjmuje w bahtach i dolarach.
fotografie i tekst: Filip Skrońc
130
131
the raw issue 08
melba
melba
137
the raw issue 08
melba
143
the raw issue 08
melba
Mela Koteluk
STYL
Rok artystki
Tytuł artysty roku zdaje się być zarezerwowanym dla tych, którzy debiut mają już dawno
za sobą. 2013 był jednak rokiem nietypowym
– dwa Fryderyki zgarnęła Mela Koteluk. Nazywana będzie muzycznym odkryciem, doceniana za kolejne utwory. Gdy odbiera podwójną
nagrodę jest ubrana w prostą, różową sukienkę sygnowaną nazwiskiem Jagody Piekarskiej.
Szpilki w odcieniu jasnoniebieskim. Lekki makijaż, rozpuszczone włosy. Naturalna, w stylu
i tekstach.
Czerń pojawia się także jako kolor główny. Podczas wyjść, podczas koncertów. Bywa zastępowana przez granat, występuje w towarzystwie
bieli i wzorów. Prostota krojów, brak przesadnych dodatków. Mela Koteluk nie popełnia błędów wynikających z pogoni za sezonowością.
Wybiera stroje zróżnicowane, ale zazwyczaj
proste. Składające się z kilku elementów, ograniczonej liczny dodatków, niejednokrotnie butów
na obcasie.
Podobieństwo
Talent Meli komplementuje się i porównuje do
tego, jaki posiada Kasia Nosowska. Dopatrując
się podobieństw na poziomie tekstu, stylu, melodii upewnia się w przekonaniu o oryginalności. Szukając podobieństw w stylizacjach, zapożyczeń, inspiracji dostrzega się konsekwencję.
Zestawienia, które zdają się idealnie pasować do
osoby, która je nosi.
Odkrycie
Drobna blondynka to autorka utworów o codzienności. Jej różnych odcieniach, barwach,
aspektach. Maluje różnymi kolorami, używa
prostych słów, ciekawych metafor. Nasuwających się na myśl, oddających sedno. Różnicujących przekaz, współgrających ze zmiennym
rytmem utworów, które potrafią kołysać, ale
i zachwycać szybszym rytmem.
Przywodzi na myśl biel. Chropowatą powierzchnię, pełną rys i niedoskonałości.
Ostrość w wykończeniu, kroju, geście. Bezkompromisowość, nieugładzenie, ale i wysokie standardy. Surowość to słowo, które nasuwa szereg
skojarzeń. Przywodzi przed oczy minimalizm
i kusi ascezą. Ale surowość to także naturalność. Świeżość. A ta może przejawiać się w stylu, przekazie, całej twórczości.
144
Przyznając się, że lubi prostotę, sama serwuje
utwory niełatwe. Z przesłaniem, na temat. Kuszące melodią, wokalem i uderzające tekstem.
Wartością potwierdzoną udanym debiutem.
Z naturalności czyni swój największy atut, zachwycając kolejnych tym, co potrafi.
Surowość w doborze środków, naturalność
w ich używaniu sprawdza się zarówno jeśli chodzi o twórczość, jak i o kreowanie własnego
stylu. Niepowtarzalnego, niezwykle dopasowanego do autora. Bezkompromisowego w swoim
zharmonizowaniu.
Zróżnicowanie widoczne jest także w stylu. Od
kolorowych sukienek na oficjalne okazje po
całkowitą czerń. Paleta barw waha się od różu
przez ostry, niebieski kolor. Stylizacja Meli Koteluk z festiwalu w Opolu w roku 2013 uznawana była za jedną z najlepszych w tamtym czasie.
Długa, rozkloszowana, pikowana czarna kreacja i biały kwiat jako jedyny, kontrastowy dodatek. Kwiaty pojawiają się także w jednej z sesji piosenkarki. W towarzystwie żółtego swetra
zdają się być naturalnym dodatkiem. Paradoksalnie, równie dobrze współgrają z czarno-białymi paskami.
tekst: Marta Dyba
fotografia: materiały prasowe
145
melba
Miedema
147
fotografie: Annabel Miedema
przedmioty pochodzą z Corque.nl
melba
the raw issue 08
150
151

Podobne dokumenty

NENUKKO BLODA TOÏDÉ KOMINEK

NENUKKO BLODA TOÏDÉ KOMINEK wydatne usta) i  jak lalka się ubiera – słodko, trochę dziewczęco, trochę zalotnie. Jej fizyczność i sposób ubierania tylko potęgują rozwarstwienie z  tym, co dzieje się wewnątrz. A wewnątrz jest p...

Bardziej szczegółowo

4 01 02 / 2 PAJONK

4 01 02 / 2 PAJONK Osamu Yokanami ILUSTRATORZY

Bardziej szczegółowo