Made in China 5

Transkrypt

Made in China 5
Hong Kong Calling
Chiny, jak przystało na kraj opisujący się przydawką
'ludowy', dały swym obywatelom możliwość uczynienia z
pieniędzy religii i wartości absolutnie nadrzędnej. Hongkong
(chyba tylko po polsku, Hong Kong w innych językach) jako
świątynia kapitalizmu zaoferował mieszkańcom nieco szerszy
wachlarz możliwości wyznaniowych.
Gdy w roku 1841 Brytyjczycy brali Hongkong, była to nędzna
wioska rybacka, którą zamieszkiwało 7.500 osób. Gdy
oddawali ją Chinom w 1997, była to wybitnie bogata bankokorpo metropolia ze zróżnicowaną etnicznie populacją liczącą
ponad siedem milionów.
To jest opowieść o tym jak to się mniej więcej złożyło.
po prawej: flaga Hong Kongu przed i po 1997 roku. Znajdź
różnice między dwoma obrazkami!
Po
co była Wielkiej Brytanii wioska na końcu świata?
Potrzebny był im port w okolicy (tak w pół drogi z Indii do Japonii), a akurat przejęli ten kawałek
ziemi od Chin w wyniku wojny opiumowej (Chiny nie chciały kupować opium, więc je zmuszono).
W wyniku drugiej wojny opiumowej w 1860 nieco go jeszcze powiększyli o półwysep Kowloon.
Co potem, dlaczego są bogaci i mają imigrantów?
W 1898 roku podpisano umowę o dzierżawie Hongkongu na następne 99 lat. Czas tak odległy w
przyszłości, że zapewne wydawał się wówczas wiecznością. Dołączono wtedy też obszary nazwane
Nowymi Terytoriami.
Pod brytyjskimi rządami wioska szybko się
rozwinęła, populacja dynamicznie wzrastała, by
potem w dużej mierze zmaleć w wyniku zarazy.
Panował tam dobry kolonializm, Brytyjczycy
jako panowie za wiele z Chińczykami się nie
zadawali, wdrożyli za to brytyjski system np.
edukacji, służby zdrowotnej, jak również swoje
zdobycze techniki. To dzięki nim rozwijała się
produkcja na skalę nie do pomyślenia w
ówczesnych Chinach. To również dlatego
przyjeżdżali ludzie, bo życie w Hongkongu się
po prostu opłacało. Do Chin jakoś nikt się nie
palił przyjeżdżać.
W 1941 roku przyszli Japończycy, pokonali wojska brytyjsko-kanadyjskie i dzięki swoim
światłym rządom (które owocowały poważnymi kłopotami z zaopatrzeniem) zredukowali
liczbę mieszkańców z 1,6 miliona do 600 tysięcy. Podczas wojny domowej w Chinach do
Hongkongu uciekali ludzie z biznesem i ci, którzy cenili sobie święty spokój. Od lat 50-tych
zapanowała bajka: z powodu połączenia brytyjskich technologii i niskich kosztów pracy
rozwijał się przemysł, więc kto jeszcze mógł, biegł z Chin do HK. Głównie ci, którzy mieli
blisko, czyli ludność z południa.
Fajnie było jak w czasach różnych zawieruch w Chinach, w Hong Kongu ludzie z niepokojem obserwowali zwłoki spływające
Rzeką Perłową do morza i zgadywali, co też kochani komuniści wymyślili tym razem.
W roku 1979 Deng Xiaoping postanowił adaptować rozwiązanie, które dało HK pieniądze: w przygranicznej wiosce rybackiej
Shenzhen utworzył wolną strefę handlu z HK. W ten sposób uczynił kolonię wrotami do robienia biznesu w Chinach.
Obecnie Shenzhen ma populację ponad 10 milionów ludzi, oferuje jedne z najlepszych
zarobków w kraju i jest główną siedzibą wielu ważnych firm chińskich. Ma też opinię
miejsca bardzo przyjaznego imigrantom, gdyż tam de facto wszyscy nimi są.
A co ze zwrotem do macierzy?
W 1982 roku Margaret Thatcher prowadziła, a raczej próbowała prowadzić rozmowy z
Dengiem o przedłużeniu dzierżawy Hong Kongu o kolejne 50 lat. Była akurat po sukcesie w
wojnie o Falklandy, więc nie do końca spodziewała się, że Deng nie poświęci jej zbyt wiele
czasu, bo równocześnie przyjmuje wodza z Korei Północnej. Brytyjczycy chcieli przedłużyć
dzierżawę HK o kolejne 50 lat:
- Mogę kazać moim oddziałom wkroczyć do Hongkongu dzisiaj po południu – usłyszała w odpowiedzi. W takim wypadku wojna
mogłaby być nieco dłuższa i trudniejsza niż z Argentyną, więc dogadano się i wojska chińskie wkroczyły pokojowo w 1997
roku. Umówiono się jednak, że w HK nie zostanie wdrożony system komunistyczny – jeden kraj, dwa systemy – a także
pozostanie on demokratyczny przynajmniej przez 50 lat po przejęciu.
Uroczystość
Na magiczną datę wybrano 1 lipca 1997. W całych Chinach mówiono o niej używając słowa 'uroczystość', wszyscy wiedzieli
jaka. Wielu mieszkańców HK postanowiło ją obserwować z dystansu i oddaliło się na bezpieczną odległość - niektórzy do
Kanady, gdzie powstał swoisty fenomen migracyjny: zazwyczaj wyjeżdżają ludzie, którzy nie mają za dużo, bo chcą się
dorobić. Wtedy przyjechali obłędnie bogaci, którzy zamknęli się na strzeżonych osiedlach.
Podczas oczekiwania na Uroczystość, na jej symbol obrano delfina. Dziwne? Ależ nie, cytując za Terzanim:
„Ponieważ zwierzę to mieszka jedynie w południowych morzach i dlatego może reprezentować Hongkong. Ponieważ każdego roku
delfiny wracają do Rzeki Perłowej, aby połączyć się w pary, co pokazuje, że Hongkong jest nierozerwalnie związany z Chinami.
Ponieważ delfiny żyją w wielkich ławicach, a to odzwierciedla gorące pragnienie rodaków z Hongkongu powrotu w objęcia
Macierzy."
powyżej: spotkanie na wysokim szczeblu. Quiz: co stoi na podłodze obok Denga?
a) nocnik
b) popielniczka
c) spluwaczka
Jeden kraj, dwa systemy
Zgodnie z obietnicami wyrażonymi słowami
Denga 'jeden kraj, dwa systemy', w HK jest nieco
inaczej. Ma status wolnej strefy handlowej,
'zwykły' Chińczyk nie może sobie tam ot tak
wjechać.
Do roku 2003 turystów z Chin nie było w ogóle
zbyt wielu, ale z powodu kryzysu finansowego
wpuszczono ich tam nieco szerszym strumieniem. Takim
koło 28 milionów rocznie, a niektórzy mówią, że ostatnio
to nawet i 50. Po dziesięciu latach od tej decyzji efekty są
m.in. takie, że ceny różnych dóbr znacznie poszły do
góry - jadą głównie bogaci i kupują cuda w stylu zegarki,
markowe torebki, elektronika, sztuka i nieruchomości.
Tu trend jest obecnie spadający, niemniej dzięki
poprzednim latom ceny poszybowały w okolice
stratosfery. W HK nie ma cenzury internetu ani mediów.
Nawet na mieście można znaleźć obrazki z masakry na
Tiananmen. Pewnie i o Tybecie dałoby się pogadać, więc
pojawienie się mieszkańców interioru, dla których to
wszystko jest abstrakcją, spotkało się ze średnim
zachwytem ludności miejscowej.
Szarańcza
Istnieje też aspekt społeczny przyłączenia HK do macierzy, jest on najzabawniejszy w tym
wszystkim. Wielu mieszkańców HK uważa przybyszy za prymitywów, chamów,
niecywilizowanych cwaniaków, nuworyszy najgorszego rodzaju i co jeszcze człowiek wymyśli.
W roku 2012 w jednej z gazet pojawił się obrazek (na jego wydruk zrzuciło się 800 osób), który
oferował pewną alegorię zaistniałej sytuacji. Na pierwszym planie typowy przedstawiciel interioru,
na drugim jedna z najsłynniejszych panoram świata.
Podpisy oskarżają Chińczyków o turystykę szpitalną,
która kosztuje milion HK dolarów, co osiemnaście minut
- Chińczycy organizowali całe wycieczki kobiet w ciąży,
by urodziły po drugiej stronie granicy, w efekcie szpitale
nie miały miejsc dla pełnoprawnych obywatelek.
Urodzone tamże chińskie dzieci otrzymują prawo do
nauki w szkołach w HK. Edukacja w HK ma opinię jednej
z najlepszych na świecie, natomiast edukacja w Chinach
nie ma opinii jednej z najlepszych na świecie. Obok
szarańczy jest jeszcze o tym, że ze zrozumieniem
spoglądano, gdy przyjeżdżali po mleko, gdy ich mleko
było skażone, że tolerowano ich prymitywne zachowania,
ich uproszczony chiński, ale tak dalej być nie może i
napływ ludzi z interioru musi zostać zahamowany, bo
inaczej zadepczą cały HK.
Chińczyk ubiera się u Prady
Inna fajna afera wybuchła, gdy ktoś chciał zrobić zdjęcie pod sklepem Dolce & Gabbana. Ochroniarz krzyknął,
że zdjęcia mogą robić tylko turyści z interioru. No i poszło, wkrótce zorganizowano protest, przyszły stada i
zablokowano sklep, oczywiście wznosząc okrzyki o tym, że HK dla HK i że MAJĄ PRAWO ROBIĆ ZDJĘCIA!
Skąd w ogóle pomysł, że nie?
Majętni turyści z Chin boją się, że potem takie zdjęcie pójdzie w eter i ktoś ich rozpozna. Fortun dorabiali się wyłącznie
uczciwie (to zwłaszcza urzędnicy i partyjni), ale jeszcze sąsiad zobaczy i zacznie zadawać pytania, co też ten pan i ta
pani tam robili, potem nie będzie chciał wierzyć, że tylko poszli skorzystać z toalety w salonie Prady, cała afera gotowa,
no a sprawy o korupcję w Chinach lubią się dla oskarżonych kończyć wycieczkami do innych miejsc niż Hongkong.
obok: kolejka do Prady. Tak, w celu wejścia
do sklepu należy ustawić się w kolejce.
drugie obok: gustowne wdzianko
Dojenie Hong Kongu
Pewnym symbolem relacji macierzy z dawną
kolonią jest mleko dla dzieci, o czym właśnie
wspomina uroczy obrazek z szarańczą.
Jakiegoś pięknego dnia roku 2008 okazało się,
że chińskie mleko w proszku dla niemowląt
(kosztujące jakąś połowę tego, co prawdziwe) jest
trujące, więc kto mógł przypuścił szturm na Hongkong
lub słał apele do przyjaciół i rodziny, żeby podesłali. W
efekcie ceny poszybowały w stratosferę, a sklepy
musiały wprowadzić racjonowanie towaru, bo nie
przewidziały tego, że nagle miliony pójdą po mleko w
proszku. Biedni nie mieli tego problemu, mogli dalej
truć swoje dzieci produktem chińskim (łącznie zatruło
się 300 tysięcy dzieci, jakieś 16 zmarło, ponad 50
tysięcy w szpitalach – dobre, bo chińskie).
Jednak co tam Hongkong, z Nowej Zelandii chińscy
żeglarze masowo wysyłali rodzinom paczki!
z prawej: Chiny - kraj mlekiem i miodem płynący.
Takie tam, jak robi do kosza
i żre makaron w metrze
Pełno jest pomniejszych incydentów, których chyba
nawet nikt nie zbiera, ale cieszą się niemałym
zainteresowaniem w sieci. Na przykład film matki z córką,
które żrą w metrze. Na zwrócenie im uwagi, że nie wolno,
rozpoczyna się dzika kłótnia. Albo video, na którym matka wysrywa
swoje dziecko do śmietnika w centrum miasta i jest wielce oburzona,
że jej zwracają uwagę. Albo zdjęcia z ulic, gdzie przybysze odlewają i
wypróżniają swoje dzieci. Temat defekacji w miejscach publicznych to
niemal symbol różnicy poziomów kulturalnych między HK a macierzą.
Zwłaszcza, że w centrum HK trudno być dalej niż 100 metrów od
darmowej, publicznej toalety. Inne kwestie sporne to plucie
(zgadnijmy, którzy plują, a którzy nie), przepychanie się w kolejkach,
rozmawianie podniesionym głosem w miejscach publicznych i
ostentacyjne obnoszenie się z bogactwem. Odróżnienie przyjezdnego
Chińczyka od lokalnego nie sprawia większych trudności: jeżeli
chwilowo nie krzyczy i nie kicha na pół sklepu, to i tak widać skąd
przybył, bo nosi plecak na brzuchu – żeby go nie okradli. Nieważne, że
przestępczość w HK jest minimalna, a kradzieże surowo karane,
według Chińczyków HK jest niebezpieczny.
Light my Fire
Co jakiś czas Pekin dopierdala do pieca. Niedawno chcieli wdrożyć do szkół przedmiot-perełkę:
naukę o Chinach. W ramach tejże uczniowie dowiadują się dlaczego partia jest super, Tajwan
należy do Chin, a o Tiananmen uczy się, że tam powołano do życia ChRL i pochowano Mao
Zedonga. Na wieść o tym mieszkańcy HK wyszli na ulice w proteście przeciwko pojeniu ich
dzieci jedyną prawdą. Chwilowo plan zarzucono, ale spokojnie, koło 2015 mają znowu próbować.
Cheap Rolex, Mister
Hongkong ma sławę miejsca, w którym można tanio obkupić się we wszystkie możliwe cuda. Niestety, to
już było. Jest nieco taniej, jakieś 10-20% wobec cen zachodnich, ale należy zapomnieć o interesach życia
na miarę samochodu od niepalącego Niemca, który nim jeździł tylko do kościoła (i tak płakał gdy go
sprzedawał że wciąż czuć łzy w tapicerce). Oczywiście, takie oferty się trafiają – głównie od
przemierzających ulice sprzedawców zegarków – ale istnieją pewne obawy, iż mogą oni nie ofiarować
towaru oryginalnego na gwarancji. Innym hitem są garnitury, wszyscy chcą nam je szyć i gwarantują, że
będą one gotowe w siedem godzin od złożenia zamówienia.
Kwestią interesów życia jest też to w jakiej walucie zarabiamy. Chiński juan bardzo umocnił się w
ostatnich latach, więc dla nich jest dość tanio. Do tego towary luksusowe w HK nie są obłożone
podatkiem (bodajże 23% od importowanych dóbr w Chinach), więc dla Chińczyka różnice mogą dojść
nawet do ponad 30, w porywach 40%. Nie takie dziwne, że kupują jak dzicy.
Chungking Express
To tytuł filmu hongkońskiego reżysera Wong Kar-waia z 1994 roku. Opowiada dzieje mieszkańców
tytułowej siedziby, czyli Chungking Mansions. Sam film jest w porządku, chociaż istnieją lepsze, ale
prawdziwie jedyny w swoim rodzaju jest właśnie budynek, który to dzieło zainspirował. W wyniku
jakiegoś niewyjaśnionego zbiegu okoliczności, w miejscu tym zamieszkali przedstawiciele wszystkich
możliwych grup etnicznych i nie do końca bardzo szanowanych zawodów świata. Budynek ma 17 pięter
i pięć klatek schodowych, które dzielą między siebie różne grupy etniczne i usługi. Dominują Chińczycy
i Hindusi, ale nie brakuje też ludności afrykańskiej i arabskiej. W ciągu roku przez Chungking przewijają
się przedstawiciele około 120 narodowości.
Na pierwszych dwóch piętrach można kupić jedzenie,
elektronikę, zegarki, ubrania i wymienić pieniądze po
najlepszych kursach w mieście. Można podobno
również skorzystać z usług mniej oficjalnych w stylu
narkotyki, dokumenty.
Wyżej zaczyna się segment mieszkalny, rezydencję
łącznie zamieszkuje jakieś cztery tysiące osób. Na
kilkunastu piętrach jest ponad siedemdziesiąt hoteli,
które ofiarują najtańszy nocleg w okolicy, od jakichś
50 PLN za osobę. Pokoje są rozmiarów pudełek od
zapałek, ale o dziwo mają łazienki (wiadomych
rozmiarów), TV, klimatyzację, a nawet lodówki.
Z czystością jest różnie, niemniej parę lat temu budynek przeszedł gruntowną renowację i
obecnie trudniej znaleźć karakany. Głównym problemem są windy, do których zawsze jest
mniejsza lub większa kolejka. Przekaz podprogowy numeru: Chinese people create a kind of disgust
wherever they go. W dół ciekawiej iść schodami, bo na klatce można wynaleźć najdziwniejsze
artefakty: spalone materace, taśmy magnetofonowe, ślady po libacjach i inwencji właścicieli, głównie z
naciskiem na elektrykę.
W dziele Kar-waia w samym
budynku dzieje się może 10% akcji
filmu. Szkoda, ponieważ zaklepał
temat i nikt się szybko nie
zdecyduje koło tego majstrować,
tymczasem produkcja naprawdę
koncentrująca się na rezydencji
Chungking i jej mieszkańcach
mogłaby spokojnie trwać kilka
godzin. Właściwie to zajmujący
jedno piętro wystarczyliby na
napisanie traktatu socjologicznego
pokaźnych rozmiarów.
po prawej: oniryzm we współczesnym filmie i hydraulice
Podłe delfiny
Po kilkunastu latach od przekazania Hong Kongu Chińczykom, niewdzięczność mieszkańców specjalnej
strefy raczej narasta. Na rok 2017 zapowiedziano pierwsze całkowicie demokratyczne wybory, ale czy się
odbędą, czas pokaże. Gubernator HK wybierany jest obecnie przez radę liczącą 1200 osób – głównie
związanych z Pekinem i biznesem. Pod względem standardów demokratycznych HK zajął zaszczytne
miejsce obok Senegalu. Pozwolenie ludziom na głosowanie to niemal gwarancja tego, że wybiorą innych
przedstawicieli do rady. Ruch obywatelski jest dość prężny, co roku organizuje spotkania, 4 czerwca celem
uhonorowania ofiar Tiananmen, 1 lipca, by upamiętnić uroczystość. W zeszłym roku parę osób zniknęło po tym
drugim. Oficjalnie chińska policja musi współpracować z lokalną, ale wiadome jest, że robią, co chcą.
Slanted eyes meet a new sunrise
Hongkong w roku 1997 powrócił do Chin na wzór delfinów zmierzających w górę rzeki. W roku 2013 grupa
chińskich turystów na wyspie Hainan znalazła prawdopodobnie rannego delfina. Bardzo się z tego powodu
ucieszyli i natrzaskali sobie pamiątkowych foci do pokazywania znajomym. Mieli pecha, bo ktoś to zgłosił i stali
się popularni. Ich zdjęcia ze zdychającym delfinem w objęciach stały się znane w całym kraju, a nawet poza jego
granicami.
Do ukazania swej obecnej sytuacji mieszkańcy Hongkongu wykorzystali szarańczę. Już wkrótce może okazać się,
że ich los jest – zgodnie z zapowiedziami władz sprzed kilkunastu lat – jednak bardziej podobny do losów
delfina. Może on stanowić nawet wypadkową dziejów dwóch delfinów – tego z Hainan, zamęczonego przez
chińskich turystów do ładnych zdjęć, jak również rzecznego – niemal całkowicie wymarłego z powodu
zanieczyszczenia wód i eksploatacji. Na razie Chińczycy jeszcze są na etapie robienia zdjęć, brania w objęcia i
brudzenia, nie będąc przy tym świadomymi, co też czynią Hongkongowi.
HollyKong
Tiziano Terzani był włoskim dziennikarzem, który swe życie i pracę zawodową poświęcił Azji.
Hongkong nie był jego największą pasją, ale przeglądając felietony na temat, znalazłem wiele
inspiracji i punktów do dalszych poszukiwań. Nie wszystko jednak przydało się, ale ponieważ są to
bardzo ładne zdania, zdecydowaliśmy się zebrać je tutaj.
- Hongkong jest jak Hollywood: produkuje marzenia. A największym
marzeniem jest tutaj bogactwo. - Przykłady tego, że owo marzenie
nadal się ziszcza, wszyscy mają przed oczami.
- Szczęśliwy? - zapytałem taksówkarza.
- Mogę być szczęśliwy albo nieszczęśliwy, a oni i tak przyjdą.
- Nasi przodkowie byli sprytni - powiedział. - Wypożyczyli Brytyjczykom
wioskę rybacką i popatrz, co teraz dostajemy z powrotem! Szkoda, że nie
pożyczyli im więcej.
Pewna pani oznajmiła:
- Hongkong był idealny, był rajem. To nie mogło trwać wiecznie. Chińczycy
tak dobrze nam służyli!
Natomiast laureat pokojowej nagrody Nobla, Liu Xiaobo, miał w roku 1988 powiedzieć tak:
Po stu latach kolonializmu widzimy, czym jest dzisiaj Hongkong. Biorąc pod
uwagę rozmiar Chin, konieczne byłoby trzysta lat kolonizacji, by móc
zmienić je we współczesny Hongkong. Aczkolwiek mam
wątpliwości, czy trzysta lat
by wystarczyło.