Agnieszka Syska

Transkrypt

Agnieszka Syska
Agnieszka Syska autoportret 2012
RECENZJE:
Agnieszka Syska „krzyk przedświatów”, Instytut Wydawniczy „Świadectwo”,
Bydgoszcz 2007
Piotr Matywiecki
Wywiad, Radio Warszawa Praga, program Joanny Lipko „Kwadrans dla poety”
(fragm.): Klub Księgarza, Warszawa 17.10.2007., godz. 18.00, promocja książki
poet. Agnieszki Syskiej „krzyk przedświatów”
„ (…) Instynkt czytelnika poezji i osoby, która sama wiersze pisze zawsze
mi kazał sądzić, nawet kiedy czytałem zupełnie pierwsze wiersze pani Agnieszki
Syskiej, że to jest na pewno prawdziwy talent i to jest po prostu poetka.
Natomiast jej znakomitość bierze się stąd, że ona jest nieprawdopodobnie
oryginalna.
W dzisiejszej poezji wybicie się na oryginalność jest czymś niezwykle
trudnym, ponieważ zakwitło tysiąc kwiatów w polskiej poezji. To nie jest czas,
kiedy dominuje jakaś poetyka, to jest w zasadzie czas, kiedy poeci sięgają do
tylu najrozmaitszych tradycji, czasami z sobą nieomal sprzecznych, że znaleźć
jakąś swoją własną drogę, coś takiego, co powoduje, że głos jest od razu
rozpoznawalny, ale nie tylko głos w sensie intymnym, że to jest jakby ta jedna
poetycka dusza, ale również głos w sensie techniki poetyckiej, swojego
własnego sposobu konstruowania wiersza i to u pani Agnieszki Syskiej jest
widoczne od razu, na pierwszy rzut oka i to do tej poezji przykuwa.
(…) No, od razu sobie pomyślałem, że to jest ktoś, że to jest po prostu
talent niewątpliwy (…). Jest bardzo dobrą poetką, to nie ulega najmniejszej
wątpliwości”.
Marek Ławrynowicz
Red. Nacz. Kwartalnika Literackiego „Wyspa” Październik 2007
Recenzje „Na poetyckich antypodach” fragm.
„… Ja jednak radzę Państwu wczytać się w zawiłe nie tylko językowo, ale nade
wszystko intelektualnie wiersze Syskiej. Odnajdziemy wtedy w tej poezji
nieoczekiwane światy, odkryte przez autorkę. Niech przykładem będzie wiersz
„przedswiaty”: „z przedświatów krzyczy do słońca/ żeby cię niebo pochłonęło/
z przedświtów krzyczy do księżyca/ żeby cię ziemia pochłonęła/z zaświatów
krzyczy księżyc/ żeby cię ziemia pochłonęła/z przedświatów krzyczą zaświaty”. W
2
tym wierszu nie chodzi o grę językiem, chodzi o filozoficzny, a może teologiczny
dyskurs, którego współczesna kultura w zasadzie nie prowadzi, bo żyjemy dziś, jak
by to napisał Herman Hesse „w epoce felietonu”. (…) Język nie musi służyc
doraźnym błahostkom, jest narzędziem także rozważania spraw ważniejszych,
najważniejszych. Autorka nie tyle koncentruje się na języku, ile raczej poprzez
język dochodzi do obrazu świata. Język jest łodzią, która niesie poetke w jej tylko
znanym kierunku.
(…) Praca Syskiej przypomina szlifierza diamentów…
W każdym razie polecam Państwu tę oryginalną poetkę.”
Marek Ławrynowicz
Magazyn Literacki KSIĄŻKI
„… modna ostatnio poezja lingwistyczna”.
Jan Zdzisław Brudnicki
Recenzja: Agnieszka Syska i jej „krzyk przedświatów” Grudzień 2007
„Piasek przesypywał się przez mój głód”. Wiersze zromadzone w tomie
„krzyk przedświatów” docierają do czytelnika za pomocą metafor i symboli
skomplikowanych, wieloznacznych, spiętrzonych. Ma się wrażenie, że Autorka,
która posiada duże doświadczenia dziennikarskie, fotograficzne, naukowe, przy
tym przyznaje się do wielonarodowych korzeni, odeszła od wyrazu naiwnego,
uproszczonego, i wybrała okolice filozofii i uniwersalistycznej pedagogii. Krytyka
literacka ułatwia sobie zadania i tego typu próby i wycieczki na pola wyobraźni
zapośredniczonych zwie lingwizmem, czyli daleko idącą wynalazczością
językową na poziomie słowotwórstwa, semantyki i mentalności.
Oczywiście lingwizmów jest tyle, ilu autorów czyni z języka, z mowy
„bohatera literackiego”. Przy czym wszyscy oni przerobili już wypowiedzi
„wprost” i świadomość naiwną. Teraz pragną dokonywać zapisu stanu
świadomości w perspektywie wyposażenia i użycia języka, dotarcia do
„materialnej” także składowej mowy, zwłaszcza słów i idiomów powtarzanych i
skonkretyzowanych.
To, co zauważamy od pierwszej na ogół miniatury – to paradoks: słowny,
logiczny, mityczny. Są to paradoksy czasu, łoża, figur geometrycznych, dnia i
nocy, mężczyzny i kobiety, nieba, pamięci, głodu, a zwłaszcza czasu, czasu,
czasu. Trochę jest tu zabawy w wyliczanki, zabawy słowne i wynalazki
słowotwórcze. To strefa fraszki i aforyzmu. Gry kończą się, gdy pojawia się lęk.
Sprowadza go do świata ludzkiego czas, który całuje przewrotnie,a potem
konfrontuje istnienie z nieistnieniem. No właśnie, pary pojęć, pary partnerów
3
i sensów są ulubioną figurą Autorki. Jakżeby inaczej – kobieta i mężczyzna/ w
tym ojciec i matka/ fascynują Autorkę i zdradzają silną inspirację Gospodyni tej
liryki. „Na nocnym uczynku”/ „płonęłi do siebie”, „pocałunki przedczasu”,
„zmarszczki mają pamięć/ Kobiety Mężczyzny”, „ kobieta mężczyzna/ krzyżują
się/ w niebie”, „zabrałam ci twoje słońce/ by mieć się z kim całować” itd.
Okazuje się, że w słowach, w cierpieniu, w przyrodzie –centralną figurą jest
krzyż. „Krzyż leci mi przez ręce”.
Wszyscy i wszystko się krzyżuje. Ta najprostsza figura jest najbardziej
pojętna. Jest skrótem życia, toczącego się walca czasu i kosmosu. Podobnie jak
słowo „krew”, jej kolor , konsystencja jest wszechobecna. Czy dlatego, że
Autorka powołuje się na bałkańskie korzenie? „Przedmieście nocy zbroczone/
ciepłą krwią”, „czołga się w śródmieściu krwi”.
„Z przedświatów krzyczą zaświaty”. Niewątpliwie perspektywa
teologiczna życia przejmuje Autorkę silnie i znajduje nietypowy wyraz. Kiedy
piętrzy ona metafory i symbole ma się wrażenie, jakby chciała się przedrzeć w
mroki zaświatów lub ku światłu zapowiedzianemu przez proroków. Ale
pozostaje jednak po tej stronie. Mierzy i waży rzeczy, emocje, przeczucia.
Próbuje kontekstów słów dla siebie ważnych, aż po granice granicy gramatyki.
Nie szuka brzmienia, ale sensu. „Słowo pląsa między słowami”, a więż
Autorka ma nadzieję, że konteksty, że międzysłowie, że przemilczenia i
niedopowiedzenia powiedzą rzeczy istotne. A jeśli nie powiedzą, to zmobilizują
czytającego do wypełnienia miejsc niosących potencjalną energię, albo
przestrzeni, jaka rozciąga się między codziennością i nieskończonością, między
świeckim i świętym, między głodem i Chlebem Żywym.
Czytelnik sam musi sobie odpowiedzieć, czy to nowy typ liryki religijnej,
czy nowy sposób opowiedzenia utopii miłości? W każdym wypadku czeka go
kręta ścieżka czucia i rozumowania”.
Agnieszka Syska, „krzyk przedświatów”, Bydgoszcz 2007, Inst.. Wyd.
Świadectwo”, s. 51
Agnieszka Syska „jego usta mają rogi” Instytut Wydawniczy „Świadectwo”,
Bydgoszcz 2008
Urszula Kozioł
Felieton, „Z Poczekalni”; „Powitanie Nowych Poetów” , Miesięcznik literacki
„Odra”, Styczeń 2008, str. 138 -139 (fragm.):
„ (…) Teraz znaki na niebie i ziemi wskazują nieodwołalnie zmianę warty. Do
głosu dochodzi coraz więcej prawdziwie młodych poetów, z którymi ja w
4
każdym razie wiążę nadzieje. Taka np. Agnieszka Syska z Warszawy, o bardzo
rozległych zainteresowaniach, poetka, fotografik, redaktorka, absolwentka
Wydziału Teologicznego, już od paru lat przykuwa uwagę swoimi wierszami. (…)
Oryginalna, samoswoja, o niebywałym wprost słuchu językowym, plasująca się
tym samym w nurcie poezji lingwistycznej. Wróżę jej sławę…”
ODRA 12 grudzień rok XLIX/ 2009 str. 106/ 107 („Z poczekalni: Co ucieszyło
mnie w ostatnim półroczu”)
„/ Co jeszcze mnie ucieszyło?
Nareszcie ukazał się debiutancki tom wierszy Agnieszki Syskiej, wydany w
niszowym wydawnictwie w Rzeszowie, za co mu chwała, bo taki debiut zdarza
się raz na kilka lat: debiut ważny i wyrazisty. Od pewnego czasu z prawdziwą
przyjemnością prezentowaliśmy
w „Odrze” wiersze tej warszawskiej poetki, która wprost pławi się w słowach, w
ich niesamowitym rozpasaniu, która tymi słowami nie może się nacieszyć.
Jest samoswoja, osobna, godna zauważenia, podobnie jak kilkoro innych,
również prezentowanych w tym roku na łamach „Odry”, którzy w świecie
literackim chodzą własnymi drogami, bez podpórek, bez rozgłosu, jaki wokół
siebie wzniecać potrafi stowarzyszenie autorów spod ochronnych parasoli
rozpinanych nad nimi przez działaczy dobrze ustawionych w kulturalnych
realiach tego kraju./”
Piotr Matywiecki
Warszawa, 9 II 2009 r.
OPINIA O TWÓRCZOŚCI PANI AGNIESZKI SYSKI
Poetycką twórczość Pani Agnieszki Syskiej obserwuję od dawna. Uważam
Agnieszkę Syską za osobę ogromnie utalentowaną, pracowitą, zadziwiajacą
nieustannym i konsekwentnym rozwojem wyobraźni i warsztatu.
Zaczynała od wypracowania sobie własnej poetyki łączącej niezwykłą inwencję
językową z odkrywczością w dziedzinie symboliki. Ta poetyka miała w sobie coś
z doświadczeń „poezji lingwistycznej”, wiele czerpała z symbolicznej
„kombinatoryki” wielkiego serbskiego poety Vasko Popy. Syska utworzyła z
tego stop nadzwyczaj oryginalny. Zestawiała swoje wiersze w długie cykle o
bardzo świadomej kompozycji. Te poetyckie techniki służyły przekazywaniu
głębokich doświadczeń mistycznych o gorącej temperaturze emocjonalnej.
Obecnie Agnieszka Syska weszła w następny rozwojowy okres swojej
liryki. Więcej w Jej wierszach jest surrealizujacej swobody.
5
Ta swoboda nie ma charakteru oderwanych gier poetyckich – często służy
intensywnej pracy sumienia, wiersze starają się ogarnąć całą etyczną złożoność
dzisiejszego świata.
Pierwszy okres Jej twórczości jest zaświadczony w dwóch tomikach: „krzyk
przedświatów” (2007) i „jego usta mają rogi” (2008).
Drugi okres czytelnicy poznają z utworów publikowanych w prasie
literackiej oraz z przygotowanych do druku nowych tomików.
Pragnę podkreślić, że utwory Agnieszki Syskiej spotkały się z nadzwyczaj
życzliwym przyjęciem wielu znawców – dlatego została przyjęta do
Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.
Orędowniczką Jej twórczości jest wybitna poetka Urszula Kozioł.
Agnieszka Syska stała się też znawczynią poezji obszaru bałkańskiego. Rozwija
swój warsztat językowo – literacki, tłumaczy wiele utworów poetów
Czarnogóry, Chorwacji i z pewnością stanie się jedną z najważniejszych
tłumaczek tamtych literatur.
Marek Ławrynowicz
Redaktor Naczelny kwartalnika literackiego „Wyspa” Marzec 2007
„…jest osobna, oryginalna. Jest niepowtarzalną wyspą w archipelagu
literatury”.
Andrzej Wołosewicz
Agnieszka Syska uraczyła nas już drugim tomikiem zatytułowanym „jego
usta mają rogi” (Instytut Wydawniczy Świadectwo, Bydgoszcz 2008; poprzedni,
„Krzyk przedświatów” ukazał się w tym samym wydawnictwie w minionym
roku). Na tytułowe pytanie będą mogli odpowiedzieć tylko ci, którzy zdobędą
się na lekturę obu tomików, a z nich ci, którzy po lekturze pierwszego nie
odpadną od tematu. Piszę to z premedytacją, bo mam świadomość, że Syska
jest poetką trudną, nieprzystępną i rogatą i to od pierwszych słów, pierwszych
sformułowań, pierwszego oglądu. Wiersze Syskiej są jak kaktusy, a kaktusy nie
są – delikatnie mówiąc – miłe w dotyku: ani się przytulić, ani do rany przyłóż.
W „jego usta mają rogi” Syska rozwija wizerunek siebie jako poetki
hermetycznej, nieprzystępnej, słowem dla nielicznych/. Największa osobność
nie jest wyrzucaniem siebie na margines, poza nawias, ona jest usilnym
poszukiwaniem własnej ścieżki i choć poeci na ogół nie chodzą stadami, to
jednak wydeptują na poetyckiej mapie wspólne trakty, dukty, drogi i choć
zostawiają na nich własne indywidualne ślady, to łatwo ich przypisać do drogi,
szlaku, łatwo znaleźć tych, za którymi idą i tych, którzy podążają za nimi. Ale na
6
każdej mapie są ścieżki w poprzek ustalonych kierunków głównych, ścieżki
prowadzące przez chaszcze, krzaki, bagna, którymi ważą się podążać nieliczni.
Agnieszka Syska takie ścieżki kreśli/. Syska nie próbuje nawet – moim zdaniem wejść w dialog z czytelnikiem, rozmawiać z nim, ona raczej konstruuje swój
świat i mówi: oto mój świat, wchodzę z nim do twojego świata, nic nie
będziemy ustalać, ja swój świat w twoim instaluję i koniec. Teraz cała robota
(lub jej brak) po stronie czytelnika. W tym sensie Syska jest poetyckim
agresorem. I to mi się u niej podoba najbardziej.
Wobec agresora trudno być obojętnym, chce się zobaczyć jego poetycki sprzęt,
arsenał środków, sposoby funkcjonowania, wreszcie taktykę i poznać porządki
jakie chce zaprowadzić. Spróbujmy zrobić to po kolei.
Syska w formie i sposobie prowadzenia wiersza jest minimalistką, wiersze
wykraczające poza kilka wersów są rzadkością. Oto przykład, wiersz „Cioci Marii
Kościk”:
twój nosorożec
mnie bodzie
jest plagą na moim łonie
twoje muchy żaby chrząszcze
mnie pożerają
są plagą na moim sercu
twój grad szron pioruny
mnie zamrażają
są plagą na moim języku
twój nosorożec
mnie bodzie
jest plagą na moim łonie
nie jest cały twój
zrobiłam plagiat z twojego serca języka łona
najświętsza dziewico
Powyższy przykład jest nietypowy. Wiersze Syskiej są „ściśnięte”, wręcz
„sprasowane”, a efekt dodatkowo potęguje z d e r z a n i e słów, tylko tak
umiem określić takie nimi operowanie jak choćby w wierszu „bodą”:
7
ustorożcu
gdzie masz usta gdzie masz nos gdzie masz serce
twoje rogi bodą moje słowa
nosorożcu
gdzie masz usta gdzie masz nos gdzie masz serce
twoje rogi bodą moje serce
Syska namiętnie „odwraca” znaczenia operując sprzecznościami. Spójrzmy na
„im głębiej”:
im głębiej tym płyciej
im płyciej tym głębiej
na dnie głębi płytkość
na dnie płytkości głębia
z głębokości wołam do ciebie
płytkości
z płytkości wołam do ciebie
głębokości
jednorożcu bądź płytszy
Nie przypadkiem użyłem sformułowania o zderzaniu słów, bo to nie są
zestawienia, nie są to słowa spokojnie egzystujące obok siebie, lecz ze względu
na ich przeciw-znaczenia z zasady generują konflikty, a przynajmniej napięcia.
Efekt zderzenia nie jest przewidywalny, a przez to poetka nie ma łatwo, nie
może zaprogramować oddziaływania swoich słowotwórczych poczynań nawet
gdyby chciała, bo zderzenia zawsze mają element niekontrolowany, zbyt wiele
czynników i zróżnicowań po obu stronach tej poetyki i odbiorców jej wierszy:
indywidualna siła słowa, egzystencjalne konteksty ich znaczeń, ich osobista
archeologia kulturowa.
Nadto Agnieszka Syska „piętruje” tj. z dwóch znaczeń, przeciwstawnych,
z ich zderzenia, buduje trzecie(jeśli tylko efekt zderzenia jest jednorodny, bo nie
musi być), po czym wszystko odwraca idąc w przeciwnym kierunku, mam na
myśli owe „stosy słowne”, jak w przytoczonym wierszu „głębiej”, po czym taki
stos słowny wysadza w powietrze jakimś kontrapunktem.
Są dwa fundamentalne niebezpieczeństwa poetyckiej agresji Agnieszki
Syskiej. Pierwsze dotyczy tego, że żyjemy w czasach coraz bardziej pokojowych
8
(także poetycko) i „zabezpieczyliśmy się” przed agresją w pancerz pop-kultury
odrzucając sytuacje wymagające czytelniczych poświęceń; totalny triumf
wygody i bierności nad jakimikolwiek przejawami aktywności, aktywność
została ograniczona do konsumpcji, także tej związanej z funkcjonowaniem w
kulturze (wielcy rewolucjoniści początków XX wieku przełamujący na wszelkie
sposoby barierę oddzielającą czytelnika/ widza/odbiorcę od procesu kreacji
artystycznej przewracają się w grobach). Drugie niebezpieczeństwo związane
jest z agresją na słowie, na języku, na operowaniu nim wbrew uzusom i
przyzwyczajeniom – wtedy łatwo polec. Myślę tu o zawsze istotnym pytaniu o
przekaz, komunikat, ten moment, kiedy nawet spolegliwy czytelnik zostanie na
powierzchni dźwięków i brzmień. Co prawda są kierunki w sztuce funkcjonujące
pod hasłem, które najdobitniej wyraził wybitny malarz Zdzisław Beksiński
mówiąc: „znaczenie jest bez znaczenia”, ale nie podejrzewam autorki „jego usta
mają rogi” o taki cel i dostosowaną do niego strategię poetycką. Sam,
akceptując sposób pisania Agnieszki Syskiej, słyszę czasem jak jedne wiersze są
echem innych. Sądzę, że jest to efekt określonej wewnętrznej logiki poetyckiej,
którą Syska stosuje, a która jest do odszyfrowania i można według niej
generować kolejne wiersze, choć inne to na swój sposób bliźniacze.
Porównajmy choćby wiersze bez tytułu ze stron 21 i 23, oto pierwszy:
małe jednorożce maja różki nie rogi
bodą nimi
duże jednorożce mają rogi nie różki
bodą nimi cnotę
nie minie rok, a zamienia cnotę na róg
i drugi:
małe jednorożce mają różki nie rogi czym
bodą cnotę
duże jednorożce mają rogi nie różki tym
bodą cnotę
z prehistorii weszła na łeb
Na szczęście są i inne tropy, ścieżki, na których Syska nie rezygnując – i
chwała Bogu! - ze swego sposobu poetyckiego trawienia świata, jest bardziej
otwarta na czytelnika, daje mu coś więcej niż zagadki językowych zderzeń,
9
językowych zdarzeń, zagadki, których czytelnik może nie chcieć rozwiązywać.
Myślę to o wierszach takich jak „otwierają” (s. 71):
otwierają grób
grobami pobielanymi jesteście
otwieram grób
grobem pobielanym jestem
trzeciego dnia żółknie jednorożec
czy wiersz bez tytułu ze strony 75:
jeden umarł
wszyscy zmartwychwstali
jeden znaczy wszyscy
Moim zdaniem Syska eksploduje! I niech tak, Agnieszko, zostanie.
Agnieszka Syska „śpiewała młoda prawda”, Podkarpacki Instytut Książki i
Marketingu, Rzeszów 2009 (książka nominowana do wrocławskiego Silesiusa,
objęta programem stypendialnym MKiDZN)
Agnieszka Syska „śpiewała młoda prawda”, PIKiM, Rzeszów 2010, mecenat
MKiDN, nominacja do wrocławskiego „Silesiusa”
Wojciech Kaliszewski
Kiedy śpiewa prawda
Pierwsze skojarzenie, jakie pojawiło się w trakcie czytania wierszy
Agnieszki Syski, było natury architektonicznej: gotyk płomienisty. Decyduje o
tym rytm osadzanych na sobie, jedno po drugim. powtórzeń – rytm
przyspieszający i nagle zaskakująco zwalniający, łamiący całość, rozbijający ją na
szereg drobnych fragmentów grawitujących ku niewidzialnym celom. Niczym w
kunsztownie prowadzonych cięciach i kamiennych nałożeniach wirujących
wbrew prawom fizyki, słowa u Agnieszki Syski gonią się, iskrzą, dopowiadają i
prowokują. To znak pogoni za całością uciekającą w nieskończoność, za całością
niedocieczoną, a tak bardzo potrzebną. Jest też kierunek odwrotny, rytm
10
przeciwny, zmierzający od szczytów, przebłysków do podstaw, do samego jądra
kamiennych fundamentów, jest jak wyjście na pustynię, gdzie słowo jest tak
cenne jak kropla wody, gdzie nie ma mowy o wadze złota, bo liczy się tylko
prawda skupiona w kamieniu, w jego przyciągającym i trwającym słowie:
zawołał proroków wędrownych nauczycieli wyznawców
wszystkiego i niczego
zawołał Sarę i Abrahama
kazał im usiąść u źródła
pustyń piaszczystych morskich i kamienistych
u jednego nawoływania
ziem żyznych pastwisk zielonych i pól uprawnych
u jednej studni z której piły wieki
mórz czerwonych mórz martwych i mórz galilejskich
To tam, w tym pustynnym bezkresie i nadmiarze wszystkiego zarazem, jest
początek i niewidzialne centrum okręgów, po których poruszają się gwiazdy. Na
tym pustynnym fundamencie rozpoczyna się wznoszenie gmachu otwartego,
strzelającego coraz wyżej, spinanego ostrymi łukami światła:
kazał im otworzyć serca dusze i głos
z piersi wydobyć zamknięte dziecię
mężczyznę i kobietę siłę i potęgę spadania i drążenia głosu
większego
W tych obrazach zamyka się przyszłość, która stanie się kiedyś historią, a
ściślej wezmą z nich początek różne historie wdzięczne i niewdzięczne dla
poety. I o nich będzie „śpiewała młoda prawda”. Dla Agnieszki Syski to
wyśpiewanie, czy wypowiedzenie stanie się niezwykle ważnym wyzwaniem. Tak
ważnym, że nieprzypadkowo użytym w tytułowej formule najnowszego tomu
wierszy. Triadycznie skonstruowany tytuł jest wewnętrzne uporządkowany,
można powiedzieć, że ma strukturę zdania narracyjnego z podmiotem,
orzeczeniem i określeniem. Niewątpliwie najważniejsza jest tutaj prawda,
wokół niej koncentruje się cała wypowiedź, potem jest śpiew, stara tradycja
poetyckiego śpiewu staje ponad wszystkimi współczesnymi modyfikacjami
opowiadania. Poezja ma – powiada Syska naturę meliczną. I wreszcie
określenie: „młoda”. To, co młode jest zawsze żywe. „Młoda prawda” to
prawda nie jakiejś zamkniętej przeszłości, czasu zasypanego, niczym wyschnięta
pustynna studnia, ale wiecznie bijące i zasilające życie źródło. To dlatego
11
opowieść Agnieszki Syski jest tak żywa, zanurzona w początku i końcu, i jest
zarazem bez początku i końca, toczy się samym środku, i na obrzeżach.
Wszędzie.
patrzy na dwa z najwyższego szczytu nieba
początki i na dwa końce rozkrzyczane echo
na odrzwiach ma podkowę
patrzy na swój początek przed końcem i koniec przed
początkiem
w
dolinach
śpiewu
Ruch prowadzi wszystko, co jest stworzone, do końca, do śmierci, ale
umożliwia także narodziny nowej postaci świata. Dlatego obraz pustyni,
początku i źródła przemienia się zatem w perspektywę żyznych dolin i
płynących strumieni. Ale nie jest to przecież perspektywa arkadii. Agnieszka
Syska opowiada o życiu takim, jakie jest, śpiewa o prawdzie, chce ją poznać, bo
bez niej opowieść o życiu traci sens. Dlatego mierzy się z sytuacjami, które
niepokoją, są groźne, a nawet złowrogie. Bo zło wybiera doliny i strumienie, jest
blisko nas, chce ziemię zamienić w popiół, zło kusi i przyciąga. Przeciwko niemu
stają tylko słowa, wersy przebijają zapory obojętności., wiersze są śpiewem
sprzeciwu właśnie dlatego, że:
wyrwali jej język
powiesili na sercu głową do góry i głową do dołu
nie miała serca nie mogła poznać
miała długie włosy
nie mogła mieć za krótkiego serca
Śpiewanie prawdy jest bolesne, rani i zostawia ślady, ale jeśli to ma być
„młode śpiewanie”, to inaczej nie można. Tylko śpiew zdoła zmierzyć się z
pojęciami najważniejszymi – z miłością i nienawiścią, z narodzinami i śmiercią.
Wiersze Agnieszki Syski są absolutnie wsłuchane w rzeczywistość
konkretną, geograficznie umiejscowioną, w świat realny. To ta rzeczywistość
bardzo dotknięta, naznaczona cierpieniem i lękiem, bardzo potrzebuje słowa,
objaśnienia, tonu prowadzącego. Jej poetycka wyobraźnia czerpie siły właśnie z
tak dotkniętego świata, a dokładniej z przeoranych wojną i porażonych
napięciami zła Bałkanów. To tutaj śmierć wytrwale podkopuje życie, spycha je
w stronę przepaści, gasi nad nim światło. To tutaj
mają potomstwo liczne jak piasek morski
12
wszystkie ich dzieci rodzą się siwe
białe jak wiersze
A przecież jest to potomstwo wywodzące się z jednego pnia, powołane
do wspólnego życia, to owoc tamtej danej kiedyś Abrahamowi obietnicy.
Dlatego Agnieszka Syska nieustannie wraca do czasu początku, do chwili która
była tajemniczą zapowiedzią, kryjącą w sobie wszystko, co miało się dopiero
objawić. Wraca jakby w nadziei, że uda jej się dotrzeć do przyczyn tego
strasznego zamieszania, do burzy niszczącej i odkształcającej właściwą
perspektywę. To jest także powrót poety do początku, który nosi w sobie. Z
niejasnych i zapadających w ciemność miejsc śpiew ma wyprowadzić na światło
historię, która zawsze będzie wtopiona w prawzór Abrahama i Sary, w to
dziedzictwo dane każdemu, w historię własnego życia.
Wiersze Agnieszki Syski rozwijają się jakby między dwoma punktami –
między zapowiedzią a spełnieniem. W tym obszarze próbowany jest głos i
miara wiersza. Syska śpiewa swoją opowieść poddając się przede wszystkim
rytmowi. To on moduluje narrację, jest jej ramą. Rytm zależy od wewnętrznego
napięcia, od poetyckiej wrażliwości poznającej świat. Rytm przenosi te napięcia
na układ wersów, a te - niczym wykres – utrwalają zapis wrażeń. Poetka
doświadczona wieloma przeżyciami prześwietla je, buduje dla nich
symbolicznie zorganizowaną przestrzeń. Niekiedy wywołane w taki sposób
obrazy nabierają charakteru wręcz nadrealistycznego, wizyjnego:
wszystkie gwiazdy walczyły ze sobą
zarzucały sobie płomieniste obręcze z wody i ognia
topiły się we własnej wodzie paliły się we własnym ogniu
walczyły przyjmując wojenne barwy słońca i księżyca
Stopniowe wzmacnianie napięcia prowadzi do kulminacji do punktu, w którym
rozproszenie stapia się w jedność, zatraca swoje indywidualne cechy i tworzy
wspólnotę. Patos, wzorowany na apokaliptycznej tonacji, zapowiada nadejście
nowego porządku, który wynurzy się z ogni i wód. Bo świat niszczący sam
siebie, rozpoznający siebie jako złe rozwinięcie danej niegdyś obietnicy wciąż – i
mimo wszystko – chce być, pragnie istnieć. Świat pulsuje sobą, od wewnątrz,
rozrasta się i zmienia, dlatego niezmiennie potrzebuje nowych słów, na nowo
złożonych, zrośniętych, przeobrażonych. Agnieszka Syska ma niezwykły słuch
lingwistyczny, otwiera słowa na nowe znaczenia, dogania nimi świat, ożywia.
Słowo prowadzi tutaj samego bohatera. Słowo jest zapowiedzią i spełnieniem,
dlatego jest tak bardzo prześladowane:
13
zabraniają jej śpiewać
a ona jest pieśnią nad pieśniami
nie chce śpiewać nie może nie pieśnić
pieśni że śpiewanie i pieśnienie nie to samo
Pieśń jest miłością stwarzającą i oczyszczającą, pieśń jest ostatecznie groźna dla
zła, niweczy jego plany, przywraca miarę i nadzieję. Pieśń jest dobrem i
pięknem. Pieśń jest śpiewem i ze śpiewu, ale nie każdy śpiew zdolny jest
udźwignąć ciężar prawdziwej pieśni.
Tom „Śpiewała młoda prawda” ułożony jest z trzech części, nastrojonych
na nutę poematów lirycznych. Najpierw jest „Śpiew ogrodu wiersz na wodzie i z
lodu”. To początek, przygotowanie i jakby przez wodę oczyszczenie, introdukcja
otwierająca nas na to, co nadejdzie. Tutaj śpiewa się o tym, co jest na zewnątrz,
o powstawaniu i ginięciu świata, o życiu. W tej części pojawia się tło, czas i
przestrzeń, w której wszystko się zdarzy.
stworzony przed czasem
korowód w brązie srebrze i złocie
Nakładające się na siebie kolejne warstwy dziejów poddane są degradacji czasu,
przemieniają się, znikają. Życie jest korowodem, ruchem, jego trwanie nie jest
tak naprawdę trwaniem, składa się z samych przemijań.
Część druga tomu to” Śpiew ogrodu wiersz na chlebie i z kamienia”.
Symetria tytułowa obu części potwierdza podobieństwo tego, co ogólne z tym,
co pojedyncze, indywidualne. Tutaj, w tym drugim poemacie, centrum stanowi
właśnie to, co jednostkowe i niepowtarzalne. Wiersze, budujące tę część, mają
wagę zapisu bardzo osobistego. To jakby słowa sobie samej wypowiedziane,
wyśpiewane. Tutaj także – jak w introdukcji - życie i śmierć toczą ze sobą walkę.
Ale ta walka to agon wewnętrzny, wpisany w imię konkretne, dziedziczące
swoją historię, obciążone pamięcią o przodkach, ale i myślą o tych, którzy
przyjdą później. To też korowód, ale inny, paradoksalnie jednoosobowy i przez
to właśnie taki dramatycznie bliski każdemu, kto te wiersze czyta. Wspólnota
przeżyć i losu domaga się zatem głośnej artykulacji. I zyskuje ją w trzech
głosach, w trzech perspektywach, a tak naprawdę złączonych w jedno:
śpiew swoją pieśń na trzy głosy na trzy religie
jestem wszystkim dla wszystkich
wyzbyłem się wszystkiego by zyskać miłość
stałem się wszystkim dla każdego
z żydami jestem żydem z muzułmanami jestem
14
muzułmaninem katolikami jestem
katolikiem
Jedność w różnorodności – niczym dawne barokowe figury ujmujące trafnie
złożoność i tożsamość rzeczywistości - jest właśnie paradoksalnie i prawdziwie
wolnym krzykiem i ciszą zarazem. Ta formuła otwiera się na to i na tych, co
chce i którzy chcą się jednoczyć i wspólnie wzrastać.
W trzeciej części pojawia się „Pieśń ogrodu wiersz na niebie i ziemi”.
Tutaj rysuje się nieco inny, niż w dwu pierwszych częściach, porządek. Tam był
ważny horyzont, poziom, równina i pejzaż pustynny. Tutaj kierunek jest
pionowy: ziemia - niebo. Wyraźnie zostajemy przeniesieni, oderwani,
podniesieni ku temu, co jest ponad horyzontem. Tam przecież jest pamięć
przechowująca mity, przechowująca wspomnienia, tam jest prawda:
dawno dawno temu
było niebo i była ziemia
to były stare dobre czasy mówili starzy
stara bośnia i stara hercegowina
byliśmy szczęśliwi
nasze szczęście było podobne do słów podobne do wierszy
mieliśmy szczęście
Smutno brzmi czas przeszły, bo obejmuje coś, co w żaden sposób nie
może się odrodzić. Oto pieśń pożegnalna świata, swoista coda, zamknięcie
rozdziału, a nawet całej księgi, która powoli staje się księgą baśni. Ale to czas
przeszły pozwala – paradoksalnie – wracać, nastrajać się, odnosić do tego, co
było niegdyś. Wyrażenie „dawno temu” to przecież epicka inwokacja
otwierająca wyobraźnię i wrażliwość na wieczne teraz.
Śpiew składa się na całość większą i bardziej trwałą, ze śpiewu bierze się
pieśń. Przypomina się tutaj więc romantyczna wiara w znaczenie i moc pieśni,
moc niezwykłego trwania ducha, które polskiej poezji znane jest doskonale.
Czym jest więc to pisanie - śpiewanie? Myślę, że opowiadaniem, które
nie może być zamknięte. Chropowatość, ale i brzmieniowa płynność, szczegół,
fragment dający metaforycznie pojecie o całości, dosadność i dystans, to, co
klasyczne i to, co jakoś romantyczne – w wierszach Agnieszki Syski jest wiele
pokładów. Jest Bośnia, Hercegowina, Serbia, Macedonia, jest wędrówka z
pustyni, jest wędrówka przez Grecję, przez niszczone i odbudowywane miasta,
królestwa i państwa. To jest pieśń własna, prywatna, wyśpiewana własnym
głosem, ale o wyraźnie greckim rodowodzie, inwokacyjna, ocalająca, pieśń o
górach miłości/ pieśń o dolinach.
15
To jest pieśń wzmocniona echem obecności dawnych poetów,
bezimiennych, autentycznych, z krwi i kości. Prawdziwie młodych.
Janusz Adam Kobierski, recenzja (fragm.):
„Te wiersze stanowią bardzo jednorodny cykl, niezwykle ciekawy. Poezja
w nich zawarta to eksplozja, żywioł. To wiersze śpiewne jak bałkańskie pieśni, o
powtarzających się szerokich frazach. Przy ich lekturze wręcz słyszy się
pobrzmiewania rzewnej muzyki bałkańskiej –i niestety odgłosy strasznej
rodzimej wojny wraz z rzezią i niepojętymi ludzkimi cierpieniami. Autorka
zmierzyła się więc odważnie z tematem ważnym i ogromnie trudnym. I
poradziła sobie. To liryka błyskotliwa, zaskakująca w ostrości widzenia, a
jednocześnie w czułości wyrażania. Od pierwszych fraz wiersza widać
prawdziwie lwi pazur poetycki.
W wielu wierszach znajduję świetne neologizmy (…). Puenty wierszy z
zasady są znakomite (…). Niewątpliwie Agnieszka Syska to duży talent poetycki.
I nie można jej wierszy zbyć. Im się należy uwaga i życzliwość (…)”.
Jerzy Górzański
„/ Poeta wyczerpuje się całkowicie w języku/. Talent poetycki sprawdza się
właśnie w języku/.
Królestwem Agnieszki jest wszechświat słów; słoworzeczeń, czy słowowyrzeczeń,
do którego Agnieszka dodaje potężny zasób poetyckiej energii. I to jest ta siła
poetyckiego wyrazu/.
A może proces tworzenia bywa wyzwalaniem poetyckiej energii z języka.
Mamy do czynienia z poetką całą sobą. Jest sobie źródłem, a więc
prawierszem, językiem, językową wyobraźnią/. Zawiera się w sobie w sposób
totalny. Wszystkie słowa atakują, wszystkie słowa bronią/. Nieustanne retardacje,
przyspieszenia, powtórzenia, rytmizacje. Ta poezja żyje sobą, jest ukierunkowana
na siebie/.
To, co wyróżnia poetę, a poetkę Agnieszkę Syską zwłaszcza, ma na imię
nieuchronność formy/.
Każdy jej wiersz jest spuentowany. To nie są wiersze otwarte, które mówią
– uwaga, za chwilę będzie dalszy ciąg. Istnieje u Agnieszki potrzeba puentowania
rozlewiska słów/.
Słowa, które są, są niesłychanie mocne, wyraziste/. Każdy wiersz jest jakby
pisany po raz ostatni, ma taką siłę/.”
16
Zbigniew Chojnowski
Agnieszka Syska ŚPIEWAŁA MŁODA PRAWDA: Vasko Popie od Bocznego
nieba: wiersze 2006-2008. – Rzeszów: Podkarpacki
Instytut Książki i Marketingu, 2009. – 72 s.: 21 cm 821.161.1-1
Nowe Książki 7/ 2010
Pisanie- śpiew
Agnieszka Syska (rocznik 1977) w swoim trzecim tomiku Śpiewała młoda
prawda rozsnuła temat wizyjny i malarski. Wydał mi się on retoryczny, rozlewny
oraz zanadto patetyczny i jeśli można tak powiedzieć: bardziej napisany, niż
przeżyty. Moja podejrzliwość bierze się z lęku, że być może znowu nadużyto
wielkich, świętych słów, kluczowych dla kręgu kulturowego, którego wartości
uważam za własne.Udawanie to przekleństwo nie tylko poezji.
Poetka odróżnia się jednak od wielu rówieśnych autorek i autorów
wierszy, operujących permanentnym banalizmem, beznadziejną rejestracją
ulotnej i powtarzalnej szarości lub wydziwieniami językowymi, które bratają się
z bełkotem. Żarliwość religijna, a nade wszystko duchowa, zaszczepiona w tym
poemacie przypomina mi „świetlistość” i ponawianie biblijności w poezji
Tadeusza Żukowskiego.
Agnieszka Syska ma poetycki polot, jej dynamiczna wyobraźnia płynie i
leci ponad bałkańskimi krajami i krainami, splatając je z geografią Biblii i
kosmicznym przestworem.
Nasłonecznieniu Bałkanów, jak i ciałom niebieskim nadawany jest tu walor
jakby mistyczny.
Poetka próbuje opisać/ oddać/ wzbudzić ekstazę, która pozwala objąć,
doświadczyć „początek”i „koniec”.Wielorako pojęte płodzenie, rodzenie,
macierzyństwo oraz umieranie, śmierć, a także nadzieja eschatologiczna
powracają jak w modlitewnej medytacji. Frazy są niejako rozwieszone
pomiędzy Księgą Rodzaju, a Objawieniem św. Jana, czyli Apokalipsą.
Zdolność do zestawiania rzeczy, zjawisk, osób niezależnie od czasu i miejsca,
którym sa przypisane, świetnie rokuje. U Syski bowiem talent ów nie zamienia
się w umiejętność technicznego żonglowania nacechowanymi wyrazami.
Jakkolwiek uważam, że przed poetką
jeszcze wiele pracy, aby osiągnęła głębszą świadomość odległych zestawień,
które powołuje do poetyckiego zaistnienia. Na razie przekonująco unaocznia, że
człowiek poszukujący odkrywa z coraz to większą mocą i poczuciem
bezradności Niedostępność Tajemnicy; autorka językowo uplastycznia to, że
żyjemy w żywiole niewyrażalności. Poetka wie, że język, dzięki któremu ujawnia
17
się poezja, stanowi jednocześnie barierę duchowo – poetyckiego przekazu.
Operuje więc taką jego formą, którą można by nazwać pisaniem – śpiewem.
Wyzwala się w ten sposób z przemocy językowości zmuszającej do trzymania
się zastanych zasad. Nienachalny lingwizm Agnieszki Syski oprócz funkcji
poznawczych ma i tę, która polega na sygnalizowaniu panowania nad kreacją.
Poemat „Śpiewała młoda prawda” jest tak ułożony, aby swą formą upodobnić
się do rytuału, któremu powinniśmy się poddać w celu poprawienia wzroku
(Szekspirowskich) „oczu duszy”.
Zacięcie lingwistyczne Agnieszki Syski zatrzymuje wartki strumień poetyckiej
ekstazy w miejscach językowych zapętleń (choć nad niektórymi zabawami
słownymi chciałoby się zawołać prośbą Mikrona Białoszewskiego „natreść mi
ości i uzo”).
Wzniosły ton, którego tu nie brak znajduje swoje zaprzeczenie w wołaniu o
ciszę, spokój, kontemplacyjne zatrzymanie.
Właściwości poematu podporządkowane są temu, aby nie zamienił się on
w krzyk; on z kolei zdaje się być wykładnikiem tego wszystkiego, co poetka chce
przezwyciężyć, a co wiąże się z wojną, rzeziami, tragediami ludzi rozpadającej
się Jugosławii, a także podmiotową i autentyczną egzystencją każdego czasu i
miejsca. To „krzyk”, a więc ból, cierpienie, chaos, lęk, przemoc itd., sprawia, że
człowiek i jego najważniejsze problemy przestają być widoczne
(nadmiar słusznego poczucia krzywdy negatywnie kształtuje osobowość).
„Krzyk” czyni nas ślepcami. Antidotum na „krzyk” jest „śpiew”, który odsłania
przed człowiekiem prawdę.
Syska postawiła przed sobą niesłychanie trudne zadanie poetyckie, jak i
człowiecze. Jej trzecia książka uczestniczy (miejmy nadzieję) w zwyciężaniu
„krzyku” „śpiewem”.
Agnieszka Syska ŚPIEWAŁA MŁODA PRAWDA: Vasko Popie od Bocznego nieba :
wiersze 2006-2008. – Rzeszów : Podkarpacki Instytut Książki i Marketingu,
2009. – 72 s.: 21 cm 821.161.1-1 Nowe Książki 7/ 2010
„stworzony z prawiersza”, PIKiM, Rzeszów 2010, stypendium MKiDN
Agnieszka Syska ''stworzony z prawiersza'', mecenat MKiDN
Wojciech Kaliszewski
Ogień i słowa
Prawiersz otwiera drogę dla tego, co sie staje. Jest obecnością, której siły
nie da się obezwładnić czasem. Prawiersz kryje w sobie nieprzeliczoną rzeczę
18
aktów, wyrzuca je z siebie bezustannie. Prawiersz jest, bo jest. W tej platformie
skupiają się wszystkie formy; ''ty i oni jedno jesteście''.
Agnieszka Syska nazwała swój świat poetycki ''Stworzony z prawiersza'' .
Stanęła nad źródłem iw okamgnieniu, z właściwą swojej poetyce otwartością
zanurzyła się w strumieniu wypływającym z owego źródła. Uczyniła to
odważnie, a poetyka w tym wypadku posłużyła traktatowej powadze. Te dwa
lata wierszy pisanych między 2008, a 2010 rokiem scaliły sie ostatecznie w
traktat – poemat z wyraźnie rozpoznawalnym głosem teologicznym, można
powiedzieć wręcz, że w wyraźnie
w wielu sekwencjach dominującym głosem teologicznym. Poezja i teologia
wyrastają z kontemplacji, ze spotkania z głębią świata w samotności, w izolacji,
która ksploduje nieoczekiwanie zerwaniem wszelkich ograniczeń, wybucha
słowem, objawia się i chce czysto wybrzmieć:
u początku i u końca wierszoskrzydłe bososkrzydłe *
nagoskrzydłe słowo
na skrzydłach odbija się od starego początku
Ten śmiały, wspólno bosko – poetycki skok słowa odsłania przestrzeń,
otwiera pole, jest początkiem świata. A świat rodzi się z żaru, wytapia w ogniu.
Słowo bez ognia jest martwe, nieme, niknie, pozostaje nieznane. W ogniu jest
ruch. Ogień jest próba istnienia, ale ogień jest także realnym doświadczeniem,
obdarowuje pogorzeliskiem, popiołem użyźniającym. Ponad ogniem trzeba
przejść. W nim jest spotkanie początku wszystkiego i on jest znakiem końca.
Jest radością:
w tym domu na tym polu na tej twarzy wiatr *
nigdy nie płonął jeszcze tak pięknie
w tym domu na tym polu w którym płonie wiatr *
słońca palą się same
w tym domu na tym polu na tej twarzy wiatr *
nigdy nie płonął jeszcze tak pięknie
Powtórzenia wzmacniają radość. Mamy przed sobą hymn rozsławiający
ogień, znak stwarzania, siły, ale mamy przed sobą takze i zarazempsalm
błagajacy o ratunek przed strasznym żywiołem, przed klęską, przed
doświadczeniem znanym, przepalającym ziemię południowych Słowian.
19
Ogień jest piękny i straszny zarazem. W ogniu Bóg stawał przed
Mojżeszem. A kiedy pojawia się historia w perspektywie chreścijańskiej
eschatologii, a żeńcy na polu stanęli wobec ostatecznego kresu, wobec lęku i
nadziei, pojawił się wers:
''pożar topnieje we mnie pełnią pełnieje''. Pomień łączy zatem sprzeczności i
przepala to, co sobie przeciwstawne. Pełnia, całość, to, co stworzone zawsze
zamyka w sobie ziarno zagłady, które cierpliwie czeka na swój czas. Nasze życie
wypełnione jest także tym rytmem prowadzącym od narodzin do śmierci i dalej
– od pokonania śmierci do narodzin życia wiecznego, jasnego, radośnie
płomiennego i ostatecznie zwycięskiego.
Rytmem wierszy jest nieustanna, bezprestankowa przemiana.
Przechodzenie od czegoś do czegoś, od formy do formy, od aktu do aktu.
Szukanie ostatecznego celu, spoczynku, wytchnienia po szalenczym biegu
zapisane jest nieomal w każdym wersie ''Stworzonego z prawiersza'':
wszystkie słowa wydarły się mojemu *
zamurownemu bezkresowi *
bezgwiezdnemu kręgowi wokół mojego serca
darły rwały bezkres bezgwieździe wydarły *
wyrwały bezkres bezgwieździe
słońcami pluły w twarz księżycom mojego słońca
Słowotwórcze działania poetki obudowują wewnętrzny nurt myśli i
napięć jej bohatera. Świat w każdym wierszu rodzi się z ognistej słownej magmy
na nowo.
Przekształcenia słów i oryginalnie brzmiąca wariantowość leksykalna, obecna
na powierzchni wierszy to projekcja jego wrażliwości. Świat jest w ruchu. Tę
jego właściwość doskonale rejestrują zbitki słowne, neologizmy i całe frazy.
Świat jest dynamiczny, rozszerza sie w swoim ciele, ale – na zasadzie reakcji –
dąży też do zamknięcia, obramowania i opisania swoich granic. Świat jest
przecież naszym ogrodem – winoogrodem – i domem, miejscem bliskim
człowiekowi. Świat – dom wrasta w nasz czas: ''dom latorost latowrost''. Dom,
który trzeba zamknąć w słowie, w wierszu. Świat – dom – ogród szczepi się jak
krzew winny, pozwalając mu potem rosnąć i owocować. Grecy zabierali na swe
okręty winne szczepy, aby je potem sadzić w dalekich koloniach, aby budować
prawdziwy dom – tak rosła kultura helleńska, śródziemnomorska, ostra, twarda
i subtelna zarazem. Jej północną granicą
20
są bliskie poetce bałkańskie krainy, ziemia tętniąca spięciami, przepalona,
doświadczana, upadajaca i powstająca, ziemia – dom.
Z prawiersza wyłania się cały wszechświat, kosmos. Spojrzenie wędruje ku
miejscom odległym od ludzkiej źrenicy. Harmonia kosmiczna przybliża się do
naszych zmysłów harmonią dźwięków. Chóry galaktyk brzmią wspaniale i
potężnie. To partytura Beethovena:
w poświacie księżyca stoją wszystkie twoje *
fortepiany
w dniu twojego marca
wybuch trioli potop basów na lewą rękę
w dniu twojego marca
słońce wyciąga księżyc z wody
Wiersz nabiera cech muzyczności przez powtórzenia, wydłużenia, wibracje
głosek i odbicia dźwięków naśladujących odbicia świateł. Ale eksplodująca
muzyką poetycką ekspresja ma swoje źrodło przede wszystkim w pochwyceniu
ruchu, w następstwach czasu, zmieniającego obraz świata. Linię horyzontu
przecina potężna symfonia, ogarniająca początek i koniec wszystkiego.
Agnieszka Syska staje wobec groźnych żywiołów. To metafizyka. Przed oczami
jej bohatera przesuwają się słońca i księżyce, mapy nieba i ziemi. Liczba mnoga
nie jest tutaj przypadkowa, wyolbrzymia i wzmacnia niustannie rosnace jego
napięcie wewnetrzne, rejestruje stan jego zwielokrotnionej emocji. Człowiek
zostaje wtopiony w tę grę niezależnie od swojej woli i wiedzy:
nie powiedziałeś że noga twoja i ręka twoja *
są ciemnością że podpierają prastare wody
Widzę w tym obrazie prafigurę narodzin i trwania. Ale wyzwala ona także swoje
przeciwieństwo, swój odwrócony kontur. Widzieć w niej można strach przed
końcem świata i śmiercią. To jest sprzeczność przecinająca się w nas, wołająca
przez nas: ''ciemność ciemność ciemność''. Każdy sam uczestniczy w
powstawaniu świata, jest zanurzony i jakby ograniczony swoją ziemską
skończonością, a zarazem wynurzony
z samotności, powołany do bycia razem, do uczestniczenia w pokonywaniu
smutku.
Smutek jest poczuciem nicości. Pojawia się w chwilach zwątpienia, ma smak
popiołu, jest gorzki, zasypuje oczy i usta, zaciemnia wyobraźnię, zamyka serce.
Smutek uzależnia. Ale nie jest zdolny – powiada poetka – zniszczyć praformy.
Ona buduje opór, wyzwala. Prawiersz jest światłem rozszerającym pole
21
widzenia człowieka. Ciemność bywa pokonana: ''ciemność widzi gwiazdozbiór
słońca ''.
Wiersze z tomu ''Stworzony z prawiersza'' przywodzą na myśl błyski,
idące jakby z niezwykłych spięć i wyładowań, podobnych do wyładowań
burzowych. Są kwantami energii, promieniują, kreśląc zawiły i trudny
przewodnik ludzkiej wędrówki:
przechodniami przechodnymi odchodnymi w tył *
przechodniami wprzód
przechodniami słonecznymi i księżycowymi prastarymi *
podwojami nieba i ziemi
W tej wędrówce towarzyszy nam światło, przed nami lub za nami
pojawia się słup ognia. Biblijna klamra wciąż spina naszą perspektywę, toruje
drogę, porządkuje pola znaczeń tego, co widzialne i tego, co ukryte przed
zmysłami. Trwa wędrówka do ziemi obiecanej.
Świat w wierszach Agnieszki Syskiej otwiera się i odsłania najdalsze
horyzonty. Każdy obłok, każda cząstka wtapia się w ten porządek, wypełnia
wsobą puste i wolne miejsce, ale świat nie jest tylko sumą rzeczy dodanych.
Jest także różnicą, która pozostaje po odjęciu, po utracie tego, co było. Obszary
wypalone, jałowe, opłakane i puste drażnią pamięć, rozsadzają jej spokój,
deformują, odejmują głos. Jest zatem także czas tragicznej, ziemskiej
samotności, powolnego konania, lęku płynącego poprzez ciało wprost do ziemi.
Ale tutaj to nie jest każda ziemia, ona ma swój wyraźny profil, ma swoje imiona,
etnografię:
rozdzierają lilie Bośni rozdzierają lilie *
Hercegowiny
rozdają swoje wniebowzięcia
na ziemi Sarajewska noc
Przez tę noc usiłuje przecisnąć się światło, słońce buduje szczeliny, przedziera
się przez najtajniejsze kanały, ratując życie i przenosząc słowa, otwierając
gwiazdozbiory. Pod nimi jest właśnie ta wyczekujaca spokoju ziemia –
przedmiot sporu światła ksieżycowego i słonecznego. Człowiek chroni się za
tarczą słów. Iskry żywiołów zapalają wyobraźnię. W jej kręgu rzeczywistość
przechodzi w nadrzeczywistość, wokół piętrzą sie oksymorony, rosną antytezy.
Ślad nadrealizmu pojawia się w wierszach Agnieszki Syskiej za sprawą Vaska
Popy, serbskiego poety, poety wielkiej wyobraźni. To jego ślady są odciśnięte w
22
słowach, światłach, snach i myślach. On ma klucz otwierający wolną przestrzeń
jej poezji. Syska biegnie jego tropem, kiedy mówi:
wszystkie słowa wydarły się mojemu *
zamurowanemu bezkresowi
bezgwiezdnemu kręgowi wokół mojego *
serca
Serce łączy – jeszcze silniej, niż słowo – teologię, antropologię i poezję w
jeden wielopostaciowy splot. Tutaj zbiegają się wszystkie języki, tutaj mowa
staje się zrozumiała, tutaj dokonuje się oczyszczenie myśli z logicznych
wątpliwości. Serce jest ''domem mądrosci'', czeka na poruszenie.
Świat w wierszach Agnieszki Syskiej przechodzi przez swoje stwarzanie,
aż po kres, ''w którym czas ma odpocznienie''. Tutaj wszystko staje się jasne i
zrozumiałe, tutaj spełnia się nadzieja, która pozwala nam przejść przez czas
zwątpienia. Ósmy dzień, to dzień wypatrywany, to czas wyczekiwany, czas
odrodzenia, cudu i utrwalenia stworzenia. Ale ósmy dzień jest także opowieścią
mityczną:
w ogrodzie było szystko oddychajace *
wszystko tchnienie żywe
Mit zbudowany jest z konkretów, jest katalogiem szczegółów, rejestrem
rzeczy na zawsze obecnych, gestów, i tego wszystkiego, co jest raz na zawsze
niepowtarzalne.
Wieczny bezruch i wieczny ruch przylegają w jego wnetrzu do siebie w
idealnym, jedynym w swoim kształcie ułożeniu. Mit jest ósmym dniem, nie tyle
przeczuwanym, ile widzianym, zobaczonym nadwzrokowo, doświadczanym w
sposób poruszający. Tutaj - w nim – umacniaja się imiona, ''wody unoszą, a lądy
osiadają''. Dzień ósmy biegnie ponad pierwszym i siódmym, podskórnie i
zarazem ''nadpowierzchownie'', jest spełnionym oczekiwnaniem. Wiersze
Syskiej naznaczone sa obecnością konkretu. Drogi, mosty, kamienie, dom,
rośliny sczelnie wypełniają granice jej świata, opowiadaja głęboko skrywane
historie o miejscach, przechowują tożsamość miejsc. Przywołują, otwierają się,
czekają.
Poezja Agnieszki Syskiej dotyka tego, co jest istotą trwania. Ontologiczna
oś przechodzi przez wszystkie nieomal jej wiersze. Ale nie tutaj przebiega
granica stawianych przez poetkę pytań. Ona idzie jakby dalej, porusza byt po to,
aby wejść w ruch, w zmiany, w życie. To już są kwestie egzystencji. Trzeba je
dostrzec, trzeba dostrzec tych, którzy idą, wychodzą na drogi i pola, zasypiają,
23
budzą się, ruszają dalej. Te wiersze wpisują się w niepowtarzalność każdego
istnienia. Mityczna i surrealistyczna zarazem projekcja świata przedstawionego
zakłóca niewątpliwe porządek teologiczny. Jego nurt wpada w pułapki
paradoksów, wiruje wokół neologizmów, spiętrza się i rozpada na poszczególne
strumienie. One z kolei płyną w zaskakujących kierunkach, szumią, grają
aluzyjnymi tonacjami, szukają źródła.
Ruch fraz, swoista anarchia porządku poetyckiego i leksykalna wariacyjność
sprawiają, że wyobraźnia odbiorcy reaguje na te wiersze niezwykle żywo, wręcz
spontanicznie. Trudno byłoby wskazać dla tych wersów jeden wzorcowy model
odbioru. Do każdej linijki trzeba się po prostu dostroić, szukając
najwłaściwszego tonu. Słowa są bowiem całkowicie niezależne od
znaczeniowych i składniowych kategorii, a brak interpunkcji tę otwartość
tekstów poetyckich Agnieszki Syskiej pogłębia. Jej wiersze są manifestami słów
wolnych, wypełniają – w jakimś sensie i przy zachowaniu wszystkich
historyczno – literackich proporcji – futurystyczny postulat lingwistycznej
swobody. Ale są także manifestem siły skupioniej w poezji, w samej poezji, nie
w jej związkach z innymi przestrzeniami życia. One są gdzieś obok. Liczą się
wiersze i tylko wiersze.
Zrozumieć te wiersze to znaczy starać się wejść w ich przestrzeń, poddać
się ich rytmowi, odnaleźć ich linie rozwoju, rozpoznać je gatunkowo. Bo każdy z
nich jest powiązany wieloma łączami z historia odmian i rodzajów pisania.
Warstwy biografii nakładają się na psalmiczne wzorce, najczystsza liryka miesza
z narracją, rozmyślanie z przeżyciem, widzenie z poznawaniem. W samym zaś
centrum, pod tymi wszystkimi warstwami i pokrywami kryje się wybuchajace
raz po raz światło, słońce, źródłosłów, oddech, to co ''było i jest jego imieniem'',
które – jak powida poetka – nazwy nie potrzebuje.
Grzegorz Łatuszyński
Recenzja(fragm.):
„/Znakomita książka, świetna poezja, dynamiczna, pełna ekspresji,
nieprzebranego bogactwa językowego i barwności języka poetyckiego. Poezja
mądra, wnikliwa i ciepła, przesiąknięta południowosłowiańskimi klimatami/.
Poezja, której dusza jest stamtąd, której serce jest tam, zanurzone w kulturze
serbskiej i czarnogórskiej/. Poezja, która na nowo łączy, jak krajobrazy łączą
góry z morzem, a historia Wschód z Zachodem, chrześcijaństwo z islamem,
tworząc niepowtarzalny konglomerat kultur, obyczajów i zachowań/”.
24
Krystyna Rodowska
List (fragm.):
„/ Wiersze w chwale innowacyjnego języka i biblijnego obrazowania, intonacji,
chodzą wciąż przed oczami, hieratycznie jak święci w procesji zmysłowo jak
miłośnice babilońskie, w złocie i purpurze, i od razu robi się odświętnie, między
świętem, a światem, między burzą na niebie, a burzą słów, wszystkich w locie,
natchnieniu…/”.
Lech M.Jakób (Wanda Skalska)
„Latarnia Morska” (fragm. recenzji)
/ Kto pierwszy raz zetknie się z poezją Agnieszki Syskiej, być może odczuje
zakłopotanie lub niepewność. Owo zakłopotanie będzie miało związek z formą
prezentowanych utworów.
Gdyż mocno odbiegają od form dziś ugruntowanych i dominujących. O inności
tych wierszy decyduje plastyczność wyobraźni oraz język. Bo język u autorki
krzyku przedświatów jest nie tylko narzędziem komunikacji, ale także
przedmiotem „twórczej adoracji”, obiektem wiwisekcji, prania kanonów/.
U tej poetki wieloznaczność słów i kontekstów pojęć zdaje się rosnąć,
niczym dobrze zrobiony zaczyn drożdżowy w dzieży/.
Biserka Rajčić
List (fragm.):
„/ Pani należy do nurtu szczególnego; połączenie poezji lingwistycznej i
kontemplatywnej. I tłumacz musi się napracować, żeby połączyć te systemy/.”
Agnieszka Syska „wszechzdumiewało go”, Podkarpacki Instytut Książki i
Marketingu, Rzeszów 2011
Krystyna Rodowska
List (fragm.):
„/ Poezja porywa swoją ekstatycznością, innowacyjnością, biblijnymi
zakorzeniami języka, który w ujęciu Agnieszki Syskiej, ujawnia jakieś
niepodejrzewane wcześniej możliwości ekspresji/”.
25
Agnieszka Syska „na ogród gorejący”
Jacek Moskwa
Agnieszka Syska należy do najwybitniejszych i najbardziej twórczych
przedstawicielek młodego pokolenia poetów w Polsce. Opublikowała kilka
autorskich zbiorów wierszy (następne są przygotowywane do druku), a wiele z
tych utworów znalazło się w antologiach wydanych w kraju
i zagranicą.
W twórczości tej zwraca uwagę rzadkie połaczenie metafizycznej głębi z
niezwykłym talentem językowym, co sprawia, że na mapie współczesnej
literatury polskiej zajmuje ona miejsce osobne i wyraźnie postrzegane. Walory
te podkreślają zgodnie wybitni krytycy i znawcy poezji, że wymienię tu tytułem
przykładu nazwiska Urszuli Kozioł, Krystyny Rodowskiej, Jerzego Górzańskiego,
czy Piotra Matywieckiego.
Godne zauważenia są związki Agnieszki Syskiej z życiem literackim krajów
byłej Jugosławii: Serbii, Czarnogóry i Słowenii. Jej utwory są tam znane dzięki
najwybitniejszym tłumaczom z polskiego, ona z kolei przekłada u nas tamtejszą
poezję.
Agnieszka Syska uprawia również fotografię artystyczną i projektuje
grafikę książkową. W twórczości swojej nie idzie jednak na żadne kompromisy o
charakterze komercyjnym/.
Wojciech Kaliszewski
Znaki z ognia
Kiedy podziemne rzeki wypływają na powierzchnię, ich wody mieszają się
ze światłem, ucząc się nowego, podniebnego życia. To jest początek opowieści.
Ławice słów szukają układu, wchodzą w porządek wersów, dystychów, strof.
Stają się śpiewami, eposami i hymnami. Poeta wyrusza na wierszobranie, ale
musi się spieszyć, bo słowa nie czekają. Nurt jest coraz szybszy. Wiersze niosą
się same do siebie i od siebie, zataczają koła, docierają do wodospadów,
rozpraszają, wypuszczają nowe pędy. Wiersze żyją w swoim obiegu „biegną
krążą dopóty dopóki ziemia okrągleje niebo okrągli się/ zaokrągla istnienie”.
Poeta otwiera swoje oczy i uczy, otwiera serce i rozum gdzieś pomiędzy
zaokrągloną ziemia i zaokrąglonym niebem. Jest gotowy do połowu.
Agnieszka Syska chwyta słowa nie po to, aby układać z nich piętrzące się
konstrukcje, ale po to, aby umocować w pamięci wizję. To, co widziane,
zobaczone jest jej najbliższe. Świat ujawnia się w naszym odbiorze. Wizja to coś
26
więcej, niż tylko układ dostrzeżonych rzeczy, jej istota polega na chwytaniu tego,
co wcale nie musi poddawać się racjonalnemu tłumaczeniu Poezja jest jej
własnym filmem, wiersz – własnym obrazem, walczącym o autonomię
z pominięciem argumentów. Wizja wiarą dotyka prawdy:
film film film
w nocy jego światła podcinają żyły kadry żyły na powierzchni poematu i w środku
poemat trzeba przerobić na film luci del varietà le notti di cabiria luci del varietà
podcinają żyły
film film film
film ma długie życie la dolce vita fortunella la dolce vita
jest morzem po którym płynie poemat
kolorowym
film film film
Wizje rodzą się jedna za drugą, splatają, jak wody strumienia, w sekwencje
odtwarzające stan wewnętrznych napięć. Wiersze płoną, obrazy płoną, języki
ognia wynoszą myśli do najwyższych rejestrów, do granic słyszalnej harmonii.
Słowa stapiają się w wizje. Wzrok dotyka, ogarnia powierzchnię i wdziera się do
środka. Jest wszechobecny. Płonący ogród staje się znakiem apokaliptycznym,
odkrywa prawdę.
W ogniu wszystko staje się widzialne, nagie i odsłonięte. Także my sami widzimy
siebie w całej ostrości istnienia. W całej nagości. Lecz apokalipsa to także
początek.
Z płonącego źródła wypływa nowy strumień, by stać się morzem po którym płynie
poemat. Tak odradza się słowo. Najważniejszy dla poety jest czas oczekiwania na
jego powrót. Wiersz musi się otworzyć. Różewiczowski „środek” staje się
„powierzchnią poematu”. Ale nie dzieje się to od razu. Tę odległość, tę długą
drogę pomiędzy jednym a drugim punktem Agnieszka Syska stara się pokonać i
ostatecznie wyjść na powierzchnię.
U Różewicza jest inaczej, on dobrze zapamiętał dramatyczną lekcję Orfeusza:
ten gasnący
w świetle dziennym wiersz
ukrył się w sobie
tylko czasem zalśni
27
ale nie wyciągam go
z ciemnej głębiny
na płaski brzeg
rzeczywistości
Nie ma powrotu z Różewiczowskiego świata ukrytego. Na powierzchni są
tylko ruiny i popiół. Nić została zerwana, źródła nie płyną już strumieniami. Ich bin
Niemand/ Meine Name ist Niemand. Nikt. Słowa, dźwięki, tonacje. Krzyk i cisza.
Nic. Słowo pozostaje w głębi z całą swoją mocą i siłą nadziei.
Tymczasem słowa Agnieszki Syski nadciągają niczym gwałtowna burza,
słychać je bardzo wyraźnie. Wznoszą, wstępują, tworzą wirujący słup. Brzmi w
nich echo psalmów, które łączyły niebo i ziemię. Ze słów wyrastają obrazy, z
obrazów – wizje. Syska wyprowadza wiersze z ciemnej głębiny. Zmierza do
prawdy.
Wiersze potrzebują światła. Poeta pisząc, staje się nagi jak słońce, słowa
wypalają się i hartują w świetle, nabierają blasku. To są słowa idące – słowa
nabrzmiałe wszystkimi językami:
rozpłoniły się we mnie rozogniły się we mnie rozigrały się
we mnie wszystkie języki gołębicy
płomień płonął w moim jordanie
Ta muzyka światła – bo to, co widzialne przenika to, co słyszalne - wyznacza rytm
wierszy Syski. Jej wiersze wybuchają jak gwiazdy, zapadają się w otchłani,
wychodzą z niej i wznoszą ku jasności. Ona chce, aby jej wiersze pulsowały według
rytmu kosmicznego.
Wiersze, które się wznoszą i wstępują, odrywają każdego, kto zechce za
nimi pójść, od zmysłowych przyzwyczajeń. Zmysły są na tym poziomie
bezużyteczne. Przezwyciężone prawa fizyki nie hamują już wyobraźni. Poezja jest
wizją o wciąż poszerzających się granicach. Poeta staje się zwornikiem łączącym w
sobie wszystkie linie tej niezwykłej przestrzeni. Stoi w środku strumienia,
zanurzony w płynności, wrażliwy na przypływy i odpływy, wędruje w górę i w dół,
nawiedza źródła i ujścia rzek. Szuka drogi do prawdy.
Niezwykła wyobraźnia Agnieszki Syski wyzwala całe serie zaskakujących
skojarzeń. Słowa wyrwane ze swoich pól znaczeniowych tworzą nowe związki ze
światem tak, jak było to w chwili narodzin całej rzeczywistości. W błysku wiersza
powraca chwila pierwotna, w której słowa i rzeczy stawały po raz pierwszy
naprzeciwko siebie:
28
wszystkie wiersze wracają do swoich początków prapoczątków
trwania
początków stworzenia przed stwórcą początków stworzenia
przed archaniołem
początków
W otwartej na chwilę szczelinie praczasu panuje wprawdzie jeszcze całkowita
bezcielesność. Ale to, co ma dopiero powstać i co będzie, ma w niej już swoje
miejsce. Tam są także słowa, a właściwie ich zalążki gotowe rozwinąć się dopiero
w formy pełne, brzmiące i przejrzyste. Skojarzenia poetki burzą znaczeniową
umowność, buntują się przeciwko granicom zasad, są ponad semantyką, tworzą
nową praktykę porozumiewania się. Tak powstaje sztuka, wielki pokaz, w którym
liczy się ekspresja i szczerość. Kłamstwo jest końcem sztuki i zarazem końcem
świata. Artysta nie może kłamać. Wiersz musi mówić prawdę, linoskoczek musi
naprawdę stanąć na rozpiętej pod niebem linie, a słowa muszą przejść przez
ogień. To zanurzenie jest potrzebne. Poeta też zanurza się w ogniu. Dopóki tego
nie uczyni, jest jak zwierzę zanurzone w świecie/ dlatego tak niepewne wobec
świata. Syska pochyla się nad Różewiczem. Jego strofa to ostrzeżenie przed
ostateczną katastrofą sztuki.
Słowo zawieszone, wzięte w nawias samo siebie zastępuje obrazem.
Dlatego niemy film eksploduje w wyobraźni, odbija świat w czarno-białej skali,
pozwala skupić się na tym, co najważniejsze. Syska kocha niemy film, słyszy jego
tony i dźwięki. Syska wierzy w świat zagarnięty przez niemy film. Rozumie jego
nieme zdania. Bo świat w niemym filmie jeszcze mówi, jeszcze nie wyrzekł się
ostatniego słowa, nie utracił wiary w język. Jest przed-mową. Wypalona
przestrzeń Różewicza jest już niema śmiertelnie. To dwie przeciwności, dwa różnie
brzmiące bezdźwięki: początek i koniec. Syska rozpoznaje te tonacje. One w niej
wibrują, rozbrzmiewają, śpiewają, wznoszą się wierszami. Jej wiersze, jej słowa są
w środku, wzrastają pomiędzy bezdźwiękami. Te trzy warstwy stanowią układ
uwarunkowany historycznie, związany z wydarzeniami dwudziestego stulecia.
Milczenie jest znakiem umownym, ale stało się także okrzykiem przerażenia i
przestrogą. Słowo w tej perspektywie jest obramowane milczeniem. Syska tworzy
swoje wizje w tej właśnie ramie. W tej „milczącej” ramie zostaje przedstawiona –
wysłowiona - prawda. Ale prawda zależy przede wszystkim od wyboru właściwej
drogi poznania. Poetyckie napięcie, pozwalające otwierać się niezwykłym
perspektywom, ożywiające język i formy wierszowe łączy się u Syski z
teologicznym uporządkowaniem świata. Wierszobranie to winobranie, to wielkie
żniwa, które biorą się z ziaren kiełkujących w dobrej glebie. U Syski słychać echa
nie tylko psalmów, ale także przypowieści, które trafiały w każdy ludzki krok. W
wierszach Agnieszki Syski manifestuje się wolność bycia sobą, bycia poetą
29
tworzącym w świecie zaskakującym i wibrującym niezwykłymi obrazami.
Powstający pod jej piórem i wciąż rozrastający się nieustannie nadrealny poemat
jest pieśnią o istnieniu, o tajemnicy istnienia i ukrytej w niej tajemnicy sztuki.
Wacław Tkaczuk
„Wiersze z gazet i czasopism” (Polskie Radio, Dwójka)
13 października 2012 roku
Kończymy dzisiaj lekturę zawartości poetyckiej drugiego tegorocznego
zeszytu rzeszowskiej „Nowej Okolicy Poetów”.
W numeracji ciągłej jest to wydanie 37. Wybór tekstów udostępnionych w
prezentacji antenowej, daleki jest, jak to zazwyczaj bywa, od wyczerpania pełnej
listy autorów.
Ale nie powinno zabraknąć w nich Agnieszki Syskiej. Z dwu drukowanych teraz w
NOP-ie jej nowych wierszy, być może więcej powiedziałby o poetce pominięty
wiersz pt.: „wstępuj wierszu”. Nie chciałem jednak, aby to pierwsze pojawienie się
Agnieszki Syskiej w tej audycji, z czego zaraz będę się tłumaczył, odbyło się pod
znakiem, czy szyldem jeszcze jednego wiersza o wierszu, jakich tutaj i wszędzie nie
brakuje, napierają zewsząd.
Mogę tylko zapewnić, że autotematyczność w poezji Agnieszki Syskiej ma
niewątpliwie antyartystowski charakter, a być może nawet antystrukturalistyczny.
Ponadto pominięty utwór zaistniał prawie równocześnie z publikacją na łamach
„Nowej Okolicy Poetów” w najnowszym jej tomie pt.: „na ogród gorejący”, gdzie
mamy do czynienia z radykalnie odmienną wersją finału. Dopuszczając do głosu
dość długo przemilczaną tutaj poetkę, zaczynać od odmian tekstu, to nie byłoby
najszczęśliwsze.
A jak doszło do tego przemilczenia i dlaczego. – Agnieszka Syska, rocznik
1977, ur. w Warszawie, debiutowała ksiażką poetycką w 2007 roku. Wspomniany
tom „na ogród gorejący”, który dopiero co się ukazał, jest szóstą publikacją
książkową.
Niektóre noty bio-bibliograficzne określają narodowość poetki podwójnie,
Polka i Czarnogórka. Wątki bałkańskie uwzględniające m.in. wielowyznaniowość
krajów byłej Jugosławii , są silnie obecne w jej twórczości.
Poetka ukończyła Wydział Teologiczny Uniwersytetu Kardynała Stefana
Wyszyńskiego, Specjalizacja Misjologia.
Mimo silnego charakteru podmiotowego narracji lirycznej, trudno byłoby bliżej
określić bohatera lirycznego/ bohaterkę liryczną tej poezji. – Na ogół bywa
ostatnimi czasy przeciwnie. O jego/ jej statusie decyduje przynależność do
30
wspólnoty ludzi księgi i rytuału, czy obrzędu przynajmniej. W tej drugiej dziedzinie
przewagę nad zapisem ma słowo, sama mowność.
Z księgi, czyli objawienia biorą się fascynacje i spekulacje genezyjskie. Z obrzędu
zaklęcia, modlitewność, zachłanność i wybujałość językowa. Spotkanie tych dwu
inspiracji dobrze oddaje tytuł tomu z 2010 roku: ”stworzony z prawiersza”.
Jeszcze przed wydaniem tego tomu, Urszula Kozioł pisząc o niebywałym
słuchu poetyckim Agnieszki Syskiej, wiązała jej twórczość z nurtem poezji
lingwistycznej, mającej zresztą, dodajmy, aż leśmianowskie korzenie.
Ale już melodyka oraz retoryka, są raczej biblijne, niekiedy wprost psalmiczne.
Poezja Syskiej jest poezją nadmiaru. Jeśli uwzględnimy jeszcze wybiegające daleko
pasje kosmologiczne, czy odwrotnie historiozoficzne; te bieguny nie przyciągają
się.
W lekturze zaś przeszkadza z kolei zagospodarowanie graficznej przestrzeni
wiersza. Wydzielone pojedyncze wersy zastąpiły i wyparły prawie całkowicie zapis
stroficzny.
I znowu za przyczynę uznać należy nadmiar zdublowanych inspiracji,
awangardowej i biblijnej. Tego rodzaju zapisem posługiwał się niegdyś Peiper, a
potem późny Karpowicz.
Biblijna inspiracja korzysta z pośrednictwa miłoszowych przekładów
biblijnych. Brakuje zresztą zapisom Syskiej miłoszowej konsekwencji i
funkcjonalności.
Wiersz, który wybrałem do zacytowania, byłby więc wyjątkiem
potwierdzającym regułę.
Wiele lat zajął mi powrót do lektury Tymoteusza Karpowicza, której
poniechałem jak wielu innych czytelników, po ogłoszeniu tomu: „Odwrócone
światło”. Podejrzewam, że moja przygoda z poezją Agnieszki Syskiej zapowiada się
podobnie, tyle tylko, że mniej zaległości będę miał do odrobienia.
***
byliśmy jak ociemniali
serca nam krwawiły wykrwawiały się krwawiły
noc nam na oczy
serca nam krwawiły zorzyły się krwawiły
noc nam na oczy
ślad nasz krwawy zorzny na śniegu
wyjęliśmy serca
serca nasze na śnieg
wyjęliśmy serca
jak się wam idzie jak się wam patrzy jak się wam idzie
przed siebie
31
jak wam
dniało w nas
zorza krwi za nami
dniało w nas
słońce powstawało we wschodzie
mrok nasz zasnuł spowił zasnuł ziemię
słońce powstawało we wschodzie
słońcem my
nie będzie innego słońca
słońcem my
byliście jak ociemniali słońce i księżycu
daliście sobie wyjąć serce
odtąd
noc się wyrywa z piersi zachodzi wschody wasze
odtąd
noc
na śniegu
Nowa Okolica Poetów (37)
Agnieszka Syska „na ogród gorejący”„Miniatura”, Kraków 2012
Adriana Szymańska
„Słowa ciągną do wzajemności”
Agnieszka Syska debiutowała zbiorem wierszy krzyk przedświatów,
Instytut Wydawniczy „Świadectwo” (2007), a już uważana jest przez krytyków i
starszych poetów za wybitną osobowość w polskiej literaturze. Ze względu na
swoją biografię, związana jest z krajami byłej Jugosławii – głównie Serbią,
Czarnogórą i Słowenią - tłumaczy poezję z języków południowosłowiańskich i
dlatego w jej polskich wierszach znajdują się symbole z tamtej kultury nie tylko
w treści, ale i w języku. Właśnie szczególny „dar języków” powoduje, że jej
poezja nie jest linearna, uporządkowana składniowo i frazeologicznie. Jest to
poezja pulsujących, nakładających się na siebie wizji i niezwykłych skojarzeń,
poezja rwącego, poszarpanego nurtu zdaniowego i słowotwórczych
łamigłówek.
32
Jak w psychodelicznym transie sens słów przybliża się tu i umyka,
powracają śpiewne refreny i szorstkie zawołania. Ta poetycka psychodrama ma
swoje źródło w podświadomości poetki, zafascynowanej wielością znaków i
objawień rzeczywistości, w jej aktywności i odkrywczości językowej, a swój
świadomy wyraz odnajduje w „mówiących” tytułach, powtórzeniach – niekiedy
wielokrotnych – całych poematów z kilkoma dodanymi na końcu wersami,
uzupełniającymi lub przewartościującymi ich przesłania. Powracające wciąż
symbole, stające się obsesjami lub nowoutworzonymi mitami, kształtują
materię tych wierszy na wzór biblijnych przypowieści i psalmów, a także
ortodoksyjnych pieśni prawosławnych. Pojawiają się tu echa teologiczne,
kulturowe, nawiązania do sztuki i literatury światowej oraz rodzimej.
Wszystkim tym zabiegom przyświeca pragnienie powrotu do prapoczątków
mowy, stanu sprzed stworzenia świata i tragedii, jaka stała się udziałem
człowieka w raju, a potem w ciągu całych dziejów ludzkości. Zaskakuje u młodej
(ur.1977) osoby tak silne poczucie więzi, solidarności z przeszłością,
współczesnością i przyszłością świata.
Wojciech Kaliszewski pisząc o zbiorze śpiewała młoda prawda (2009)
podkreśla tę specyfikę jej wierszy: „Agnieszka Syska nieustannie wraca do czasu
początku, do chwili, która byla tajemniczą zapowiedzią, kryjącą w sobie
wszystko, co miało się dopiero objawić. (...) To jest także powrót poety do
początku, który nosi w sobie. Z niejasnych i zapadających w ciemność miejsc
śpiew ma wyprowadzić na światło historię, która zawsze będzie wtopiona w
prawzór Abrahama i Sary, w to dziedzictwo dane każdemu, w historię własnego
źródła (,,,) Syska śpiewa swoją opowieść poddając się przede wszystkim
rytmowi. (...) Niekiedy wywołane w taki sposób obrazy nabierają charakteru
wręcz nadrealistycznego, wizyjnego.” (Z posłowia do zbioru „na ogród
gorejący”.)
Ów wizyjny rytm wierszy Agnieszki Syskiej wprawia czasem czytelnika w
zakłopotanie, z jednej strony z powodu energii milczenia, jaką poetka
wprowadza pomiędzy wersy, z drugiej strony z powodu gorączki, żarliwości
poszczególnych wersów, energii przyspieszenia, która nie pozwala przerwać
lektury i po prostu odetchnąć: „byliśmy jak słońce nadzy pośród nagich nieba//
gwiazdy niosły nas orszakiem przed oblicze niebieskiego// byliśmy jak słońce
nadzy// aniołowie archaniołowi ciała niebieskie// na ziemi// gwiazdy ciała
wyrwane niebu// orszakiem niosły nasze dusze jak na ramieniu// gwiazdy//
niosły naszą nagość// jakby miła rzucić się ku ziemi i urazić kamień.” („wiersz
aniołów”). W jej obrazach powracają obsesyjne plany: symbolizujące bliskość –
oczy oraz przestrzeń – morze, a także pary przeciwieństw: światło i ciemność,
czerń i biel, milczenie i pieśń, ciało i dusza, nicość i ogród gorejący, alegoria
dobrodziejstwa, wszechmocy, świętości.Emocje są tu na huśtawce
33
ambiwalencji: od miłości do nienawiści biegnie tęsknota Syskiej za odkryciem
ostatecznej prawdy o istnieniu.
„Niezwykła wyobraźnia Agnieszki Syskiej wyzwala całe serie
zaskakujących skojarzeń – kontynuuje w przywołanym eseju Wojciech
Kaliszewski. – Słowa wyrwane ze swoich pól znaczeniowych tworzą nowe
związki ze światem tak, jak było to w chwili narodzin całej rzeczywistości. W
błysku wiersza powraca chwila pierwotna, w której słowa i rzeczy stawały po
raz pierwszy naprzeciwko siebie.”
Tak dzieje się m.in. w wierszu „Przypowieść”: „Słowa wypływały z jakichś
wód* z jakichś druhen nieroztropnych// niesłownych ciemnistych* słowo po
słowie// płodziły w ciemności jakąś ciemność* pod korcem kurhanem korcem*
słońce opętane// słowa wypływały z wód// pętliły się wody płodu głodu potopu
ognia płodu// pępowiny słońcem opętane// pętliły się wody płodu powietrza
potopu wojny płodu”. A takie jest zakończenie: „Spiętrzyły się w nas wody//
Brzemienniał nami obiecaniec oblubieniec obiecaniec// spiętrzyły się w nas
wody// po szyje// wypływałyśmy jakby z siebie// słowo na słowie usta na
ustach słowo na słowie posłowie// wypływałyśmy jakby z siebie// mądre/
słońce jak opętane światłem/ roztropne”.
Poetka korzysta niekiedy z innych dziedzin sztuki, by zastąpić obrazem
słowo wiersza. Jej ulubioną formą przekazu jest niemy film, w którym ludzie i
rzeczy istnieją prawdziwiej, bo nie są skażone mową, zaburzającą jasność i
czystość egzystencji. Będąc poetką, Syska – paradoksalnie – pragnie mowy
bezmownej. Ma wszakże swoich mistrzów także w świecie sztuki mówionej – w
poezji i filmie. To przede wszystkim Tadeusz Różewicz i Federico Fellini, którzy
patronują współczesnemu światu – rozbitemu i zdegradowanemu,
pozbawionemu odniesień do tradycyjnych wartości po doświadczeniach
dwudziestowiecznych totalitaryzmów.
Niezrównany interpretator wierszy Agnieszki Syskiej, Wojciech
Kaliszewski, zauważył: „Syska wierzy w świat zagarnięty przez niemy film.(...) Bo
świat w niemym filmie jeszcze mówi, jeszcze nie wyrzekł ostatniego słowa, nie
utracił wiary w język. Jest przed-mową. Wypalona przestrzeń Różewicza jest już
niema śmiertelnie. To dwie przeciwności, dwa różnie brzmiące bezdźwięki:
początek i koniec. Syska rozpoznaje te tonacje”. Pomiędzy te dwie
ostateczności poetka wpisuje swoje wiersze, nadając im często kształt
filozoficznych traktatów. Najciekawsze bohaterki jej poematów to Gelsomina,
postać
z „La strady”, i Maria Ceccarelli z „Nocy Cabirii”, obie zagrane genialnie
przez Giulettę Massinę. Bohaterki filmów Felliniego są symbolicznymi siostrami
poetki. Syska umieszcza je w swych poematach jako metafory niewinności i
grzechu, dobra i zła, szczęścia i cierpienia, naiwności i mądrości. W
34
rozkołysaniu, w pomieszaniu tych cech przekazuje ostrzeżenie dla świata, dla
jego bezwzględności i beznadziei: „Giuletto/ gdy nie będzie cię już w filmie
wpadnij do wiersza* trafisz na pogodny rozpaczliwy dzień/ Giulietto (...) filmuję
cię z powietrza/ z rozpaczy/ widzę// noc karłowacieje/ wiersz studyjny* jak
oczy dziecka rozpaczliwy* oczy coraz większe/ włoskie niebo”. („Cabiria”).
Przypis do jednego z wierszy, nawiązującego do filmu „Światła variete”, gdzie
Agnieszka Syska wymienia różne role Giulietty Massiny, poetka zakończyła
uwagą: ”Po czym weszła do wiersz grając rolę życia.”
„Słowa ciągną do wzajemności” – mówi w jednym z poematów Syska. O
jaką wzajemność chodzi? Czy tylko o powiązanie ze sztuką innych twórców?
Oprócz rozmów z Różewiczem poetka prowadzi też w swych poematach
dyskurs z utworami m.in. Jerzego Górzańskiego i Wojciecha Kudyby. Obok
Felliniego pojawiają się inni włoscy reżyserzy: Antonioni, Passolini. W
przywołaniach biblijnych, odniesieniach do różnych religii też rozpoznajemy
nośniki ludzkiej wspólnoty. Myślę, że w tym określeniu chodzi jednak o tę
funkcję słów w poezji, dzięki której stają się one „językami” i pełnią rolę
detrywializacji, odbanalnienia, uduchowienia świata. W wielu miejscach Syska
dobitnie podkreśla to zadanie poezji: „jakaś podziemna rzeka płynie poprzez
nas// nurtuje w nas jej nurt podziemny/ jakby drążył zaprzeszłe/ podziemne
przeszłe (...) w jakimś czasie historycznym, starosłowiańskim// drąży płynie
drąży zakola starocerkiewnosłowiańskie(...) jakaś podniebna rzeka płynie
poprzez nas// nurtuje w nas jej nurt podniebny/ jakby drążył zaprzeszłe/
podniebne przeszłe// dobrowieszczo wieszczy sobie/ i sobie w nas//
podziemiami podniebiami przywołuje w nas jakiś język językami („pieśń na
cherubinach”).
Trudno byłoby w jednym omówieniu ogarnąć krytyczną uwagą wszystkie,
związane z poezją Agnieszki Syskiej znaczenia i przesłania. Zbyt bogaty jest jej
świat, zbyt wiele przestrzeni się nim otwiera. Sprzeczności i paradoksy budują
wieloznaczną treść świata tej poezji, językowe kalambury decydują o migotaniu
tajemnicy, która przeziera przez rytmy ekstatycznych strof. Jedną z
powracających metafor jest tu obraz żeńców, żniw. Poetycki „ogród gorejący”
Syskiej to rodzaj ogrójca, gdzie dokonuje się ofiara ze słów, oczyszczenie z
opętania piekłem współczesności, ale też miejsce zbiorów, twórczego
„pieśnienia”, gdzie wysiłek języka i wyobraźni owocuje pokarmem dla duszy.
Adriana Szymańska
Agnieszka Syska: Na ogród gorejący. Malarstwo: Beata Polkowska;
Wydawnictwo Miniatura, Kraków 2012, str. 179.
35
Piotr Matywiecki
Dedykcja (fragm.):
„/ wspaniała ekstatyczna poezja.”
Agnieszka Syska „oczy z papieru”, „Miniatura”, Kraków 2014
Piotr Müldner-Nieckowski
Agnieszka Syska, poetka młodego pokolenia, odważnie i mocno zaznaczyła
swoją obecność w polskiej literaturze. Szybko zauważono jej niespożytą
wyobraźnię i własny styl. Pisze wiersze niespotykane, nasycone emocjami,
niestroniące od analizy filozoficznej, wrażeniowe i – co najważniejsze –
czytelne, bo operujące klarowną, choć zaskakującą metaforą. Poetka po
mistrzowsku stosuje powtórzenia, nawiązania, wariacje przesuwające
opowiadania w rejony, których czytelnik się nie spodziewa. Jej wiersze, choć nie
są epickie, rzeczywiście opowiadają niczym nowela, rozpisują znaną
rzeczywistość na nieznane szczegóły, a dramaturgia każdego utworu narasta.
Mikroeseje łączone z mikropowieścią w poetyckiej formie. Polecam i zalecam te
wiersze - jako terapię świeżością.
36
Agnieszka Syska autoportret 2012
37

Podobne dokumenty