Listopad 2012

Transkrypt

Listopad 2012
CENA 5,00 ZŁ (w tym 5% VAT)
NR 11 (459) LISTOPAD 2012
MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY
ROK ZAŁOŻENIA 1963
Rok
Młodokaszubów
www.miesiecznikpomerania.pl
Huelle o Kaszubach i Grassie s. 7
Pielgrzymka do Ziemi Świętej s. 3
Republika gniewska s. 24
W NUMERZE PŁYTA
Z KASZUBSKIMI BAJKAMI
okladka_listopad_2012.indd 1
2012-10-25 23:12:01
PRENUMERATA
Z DOSTAWĄ
DO DOMU
SZCZEGÓŁY s. 2
okladka_listopad_2012.indd 2
2012-10-25 23:12:04
Numer wydano dzięki dotacji
Ministra Administracji i Cyfryzacji
oraz Samorządu Województwa Pomorskiego.
W NUMERZE:
36 KASZËBSKÔ BAZYLIKA NAD MISSISSIPPI
2 Od redaktora
3 „Magnificat” Kaszubów
P.D.
Magda Swierczińskô-Dolot, tłom. Katarzëna Główczewskô
K.S.
Kazimierz Ostrowski
Róman Drzéżdżón
Z Hùbertã Barembruchã gôdô Eùgeniusz Prëczkòwsczi
Jerzy Nacel
Grégór J. Schramke
37 SOLIDARNY, ROZMAJITI, ZAANGAŻOWÓNY
4 Z dwutygodnika „Kaszëbë”
38 MEDALE STOLEMA PRZËZNÓNÉ
5 Z drugiej ręki
7 LITERATURA, TO DIALOG Z CZYTELNIKIEM
Z Pawłem Huelle rozmawia Sławomir Lewandowski
11 ŻËWI JÃZËK MÙSZI BËC W SÉCË
39 MAGICZNA BRAMA
40 WIÉRZCHÙCËNO, WIERSCHUTZIN, WIERZCHUCINO
Z Yurekã Hinzã gôdô Dariusz Majkòwsczi
13 ZAWSZE ZWIĄZANY Z KASZUBAMI
42 WSZËTCË PŁAKELË JAK DZECË
Z Edmundem Wittbrodtem rozmawia Katarzyna Główczewska
Andrzej Busler
Tłom. Danuta Pioch
Bogusław Breza
Marek Adamkowicz
Krzysztof Korda
D.M.
54 Lektury
28 LUD ODNALEZIONY W SŁOWACH (CZĘŚĆ 4)
58 PÒMÒRANIÔ MIE WËZNACZA ŻËCÉ
Jacek Borkowicz
Elżbiéta Prëczkòwskô
Edmund Szczesiak
Ryszard Struck
Róman Drzéżdżón, Danuta Pioch
66 SZKÓLNĄ BËC
15 PRZYJACIEL „WYSŁANNIKA ORMUZDA”
17 DRËCH „ ÒRMÙZDOWÉGÒ PÒSÉLCA”
44 WOJCIECH KIEDROWSKI – WIELKI WIZJONER
45 NÔÙKÒWÉ TOWARZËSTWÒ W BRUSACH
19 OPOWIEŚĆ O ZAPOMNIANYM KASZUBIE (CZĘŚĆ 2)
22 DZIELNICA, KTÓRA CZEKA NA LEPSZE CZASY
48 WIÉRZTË. CËCHÒSC ÒSTA PÒ CE...
50 STÔRI MŁIN
Jón Drzéżdżón, tłom. Róman Drzéżdżón
Maria Pająkowska-Kensik
53 GDY TO, CO ZWYCZAJNE, STAJE SIĘ NADZWYCZAJNE…
24 REPUBLIKA GNIEWSKA 1919–1920
53 Działo się w listopadzie
27 GDZE JESMË?
30 Z REMUSEM NA PÒMÒRSCE
59 BEZPIECZNIEJ NA HEL
33 ÙCZBA 16. SPRZĄTANIÉ
60 Klëka
I–VIII Najô Ùczba
35 NIEZNANE OBLICZE WYSPY SOBIESZEWSKIEJ
Ana Glëszczëńskô
67 NIÉ DO WËCHRAPANIÔ
Marta Szagżdowicz
Tómk Fópka
P.D.
Rómk Drzéżdżónk
36 FREEDOM DLÔ ZŁOTI RIBCZI
68 ZADËSZNÔ REAKTIWACJÔ
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 1
2012-10-30 16:46:18
Od redaktora
„Cëchòsc òsta pò Ce” – tak rumski poeta Michał
Pieper zaczyna wiersz, w którym wspomina swojego
ojca. Taka cisza pozostała w naszych uszach i sercach
po śmierci wielu zasłużonych Pomorzan.
W listopadowym numerze „Pomeranii” wspominamy Wojciecha Kiedrowskiego, który właśnie w tym
miesiącu obchodziłby 75. urodziny. Nasze pismo zawdzięcza mu bardzo wiele, a niejeden kaszubski
działacz z dumą przyznaje, że bez Wòjka nigdy nie
pokochałby tak mocno tego regionu, kultury i języka.
Cisza trwa w nas także po odejściu Jana Drzeżdżona. Na szczęście,
jeszcze 20 lat po śmierci, wciąż przemawia do nas swoimi utworami. Jeden
z nich, „Stôri młin”, prezentujemy naszym Czytelnikom jako zapowiedź
książki z wybranymi baśniami tego wybitnego pisarza, która już wkrótce
trafi do księgarń.
25 listopada minie 30 lat od śmierci księdza Bernarda Sychty. Autora
Słownika gwar kaszubskich na tle kultury ludowej oraz Słownictwa kociewskiego przypomnimy w grudniowej „Pomeranii”.
Bolesnych pożegnań nie zabrakło również w tym roku. Nie sposób
wymienić wszystkich, bo właściwie w każdej części Pomorza odszedł ktoś
zasługujący na szczególną pamięć i podziękowania za pracę na rzecz
naszego regionu.
Dla Kaszubów w Sopocie świat już nie będzie taki sam bez ich duszpasterza – księdza Stanisława Dułaka. Ksiądz Prałat bardzo chciał odprawić
mszę świętą z okazji Zjazdu Kaszubów w swoim mieście. Niestety, zmarł
zaledwie 9 dni wcześniej.
Kolejnej straty doświadczyła „Pomerania”. Po ubiegłorocznym odejściu
wspomnianego już Wojciecha Kiedrowskiego, w tym roku pożegnaliśmy
Zbigniewa Gacha, świetnego reportera i wieloletniego współpracownika
naszego pisma.
Kaszubscy muzycy wciąż nie mogą uwierzyć, że już nigdy nie zagrają
z Lubą Sędzickim, który w ostatnich latach życia związał się szczególnie
z zespołem Fucus.
Z pewnością nie tylko w Ustce cëchòsc zapanowała z powodu śmierci
pisarza Mariana Majkowskiego, który swoim mottem życiowym uczynił
słowa: „Każdy miał swój dzień pierwszy i będzie miał swój dzień ostatni,
nie zmarnujmy biegnącego między nimi czasu”.
Dariusz Majkowski
Zaprenumeruj „Pomeranię”!
Prenumeratę można zacząć od dowolnego numeru bieżącego lub przyszłego, z tym że minimalny okres prenumeraty
to 3 miesiące.
Cena miesięcznika w roku 2012 wynosi: 1 egz. – 5 zł. Prenumerata krajowa: cały rok – 55 zł. Prenumerata zagraniczna: cały
rok – 150 zł. Wszystkie podane ceny są cenami brutto i uwzględniają 5% VAT.
Aby zamówić prenumeratę, należy:
• dokonać wpłaty na konto: ZG ZKP, ul. Straganiarska 20–23, 80-837 Gdańsk, PKO BP S.A., nr r-ku: 28 1020 1811 0000 0302
0129 3513, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki zamawiającej), dokładny adres oraz miesiąc rozpoczęcia prenumeraty. Konto dla przelewów zagranicznych: IBAN PL 28 1020 1811 0000 0302 0129 3513 Kod BIC (SWIFT): BPKOPLPW
• zamówić w Biurze ZG ZKP, telefon: 58 301 27 31, e-mail: [email protected]
„Pomeranię” można zaprenumerować na poczcie, a także na stronie internetowej: www.poczta.lublin.pl/gazety.
Numery archiwalne w cenie 4 zł do nabycia w Biurze ZG ZKP.
Wszelkie informacje podane w cenniku nie stanowią oferty w rozumieniu Kodeksu cywilnego.
2
pomerania_listopad_2012new.indd 2
ADRES REDAKCJI
80-837 Gdańsk
ul. Straganiarska 20–23
tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31
e-mail: [email protected]
REDAKTOR NACZELNY
Dariusz Majkowski
ZASTĘPCZYNI RED. NACZ.
Bogumiła Cirocka
ZESPÓŁ REDAKCYJNY
(WSPÓŁPRACOWNICY)
Danuta Pioch (Najô Ùczba)
Karolina Serkowska (Klëka)
Maciej Stanke (redaktor techniczny)
KOLEGIUM REDAKCYJNE
Edmund Szczesiak
(przewodniczący kolegium)
Andrzej Busler
Roman Drzeżdżon
Piotr Dziekanowski
Aleksander Gosk
Wiktor Pepliński
Tomasz Żuroch-Piechowski
TŁUMACZENIA
NA JĘZYK KASZUBSKI
Iwona i Wojciech Makuratowie
Danuta Pioch
Karolina Serkowska
NA OKŁADCE
Paweł Huelle
Fot. Joanna Siercha
WYDAWCA
Zarząd Główny
Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego
80-837 Gdańsk
ul. Straganiarska 20–23
DRUK
Grupa Plus Sp. z o.o.
Redakcja zastrzega sobie prawo
skracania artykułów oraz zmiany tytułów.
Za pisownię w tekstach w języku kaszubskim,
zgodną z obowiązującymi zasadami,
odpowiadają autorzy i tłumacze.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności
za treść ogłoszeń i reklam.
Wszystkie materiały objęte są
prawem autorskim.
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:18
pielgrzymka do Ziemi Świętej
„Magnificat” Kaszubów
Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie wspólnie z Domem Pojednania i Spotkań im. św.
M.M. Kolbego w Gdańsku oraz Franciszkańskim Biurem Turystyczno-Pielgrzymkowym
„Patron Travel” podjęło się zorganizowania
dziękczynnej Pielgrzymki Kaszubów do
Ziemi Świętej w dniach 10–17 marca 2013 r.
Punktem kulminacyjnym tego wydarzenia
będzie odsłonięcie i poświęcenie tablicy
z tekstem „Magnificat” w języku kaszubskim
w sanktuarium Nawiedzenia św. Elżbiety
w Ain Karem. To historyczne wydarzenie
ma się stać przyczynkiem do podziękowania Panu Bogu za lata wolności i za przemiany, które zaszły na Kaszubach i w Ojczyźnie,
a które stanowią o naszej podmiotowości.
Okres przygotowania do pielgrzymki będzie
doskonałą okazją, aby podsumować nasze
dokonania na rzecz społeczności kaszubskiej. Pielgrzymce przewodniczyć będzie
Jego Ekscelencja ks. bp Wiesław Śmigiel
z Pelplina, a honorowy patronat objęli: Pry-
mas senior Jego Ekscelencja ks. abp Henryk
Muszyński oraz Metropolita Gdański Jego Ekscelencja ks. abp Sławoj Leszek Głódź.
Kaszubi zawsze byli i są silnie przywiązani do tradycji oraz wiary swoich ojców. Od
wielu już lat przywołujemy wszyscy jakże
znaczące słowa, które skierował do mieszkańców pomorskiej ziemi bł. Jan Paweł II
podczas homilii w Gdyni w roku 1987: „Drodzy bracia i siostry Kaszubi! Strzeżcie tych
wartości i tego dziedzictwa, które stanowią
o waszej tożsamości”.
Odpowiedzią na słowa Jana Pawła II
była historyczna już Pielgrzymka Kaszubów do Ziemi Świętej w roku 2000. Po niej
miały miejsce kolejne, ale to właśnie wtedy – w roku jubileuszowym – umieściliśmy
w kościele Pater Noster na Górze Oliwnej
w Jerozolimie tablicę z tekstem Modlitwy
Pańskiej w języku kaszubskim. Było to wielkie i zarazem symboliczne wydarzenie,
w którym wzięło udział blisko pięciuset piel-
PROGRAM RAMOWY
1 dzień: Przelot na trasie Gdańsk – Tel Awiw.
2 dzień: Jerozolima – Betlejem. 3 dzień: Jerozolima – Kaszubskie „Magnificat” w Ain Karem.
W Ain Karem na placu przed kościołem Nawiedzenia św. Elżbiety nastąpi uroczyste
odsłonięcie tablicy „Magnificat” w języku kaszubskim.
4 dzień: Sebastia – Nazaret – Kana.
5 dzień: J. Galilejskie – Kafarnaum – Tabga – Góra Tabor.
6 dzień: Jerycho – Morze Martwe – En-Gedi.
7 dzień: Jerozolima (m.in. zwiedzanie Starego Miasta, Kalwarii i bazyliki Grobu Bożego).
8 dzień: Przejazd na lotnisko w Tel Awiwie. Odlot do Polski.
Zgłoszenia i informacje: Dom Pojednania i Spotkań im. św. M.M. Kolbego, ul. Św. Trójcy 4, 80-822 Gdańsk, tel/fax. 058 301 57 21, Anna Mucha e-mail: [email protected], kom. 609 113 117.
Więcej informacji na temat pielgrzymki na stronie www.dmk.pl (zakładka „Magnificat” Kaszubów).
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 3
grzymów z Kaszub. Od tamtej chwili tysiące
kaszubskich pątników zatrzymujących się
w miejscu, w którym nasz Pan nauczał modlitwy do Ojca, mogą czytać Modlitwę Pańską w języku najbliższym swojemu sercu.
Tamtej pamiętnej pielgrzymce przewodniczył Metropolita Gdański Tadeusz Gocłowski, dziś arcybiskup senior.
Biorąc pod uwagę fakt, że Kaszubi zamieszkują obszar dwóch diecezji: Archidiecezji Gdańskiej i Diecezji Pelplińskiej, o przewodniczenie pielgrzymce tym razem poprosiliśmy ks. bp. Wiesława Śmigla z Pelplina. Ksiądz biskup wystąpił z prośbą do
Kustosza Ziemi Świętej o zgodę na umieszczenie tablicy z kaszubskim tekstem „Magnificat” w Ain Karem i tę zgodę uzyskał.
Jesteśmy wdzięczni naszym Biskupom,
Pasterzom obu diecezji za troskę o społeczność kaszubską. Łukasz Grzędzicki, prezes Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego
W karnie Kaszëbów, jaczi pielgrzimùją do Zemi Swiãti, jesmë doszlë do
swiądë, że baro czãsto prosymë ò wiele rzeczy, ale mało czedë rozmiejemë
dzãkòwac. Ta pielgrzimka to bãdze
wiôldżé pòdzãkòwanié za 20 lat dzejaniégò Kaszëbów w wòlny Pòlsce, za to,
co dzãka Panu Bògù ùdało sã zrobic.
Za wprowôdzanié najégò jãzëka do
szkòłów, kòscołów, ùrzãdów. Za lëdzy,
chtërny pòmôgają nama w robòce nad
retanim i rozwijanim rodny mòwë…
Rôczã serdeczno do zgłosziwaniô
sã na tã òsoblëwą pielgrzimkã. Móm
nôdzejã, że rëgną na niã Kaszëbi z całégò regionu, bò wszëtcë mómë za co
bëc wdzãczny.
Arkadiusz Gòlińsczi,
kòòrdinatór pielgrzimczi
3
2012-10-30 16:46:19
Z dwutygodnika
Pogrzebana kultura
(z rubryki Od Bałtyku po Tucholskie Bory)
Bytów. Bytowianie mówią, że kultura w ich mieście „leży na czterech łopatkach”. Niestety stwierdzenie to jest jak najbardziej zgodne z rzeczywistością. Tutejszy
Dom Kultury daje pod tym względem najlepszy przykład. PDK chociaż posiada instrumenty dla 26-osobowej orkiestry, nie
potrafił po odejściu p. Szopińskiego skompletować zespołu. Podobnie na martwym
punkcie utknęła sprawa zorganizowania
regionalnego Zespołu Pieśni i Tańca, który w sierpniu ub. r. zadziwić miał swoim
programem mieszkańców Gniezna (w ramach wymiany kulturalnej między powiatami bytowskim a gnieźnieńskim). Podobnych przykładów znalazłoby się więcej i, co
gorsza, trzeba by w nich wspominać ciągle
o Domu Kultury, który powinien przecież
promieniować swoją pracą na całe miasto,
a nawet – na powiat.
liczba, muszą oni bowiem rozstać się z gospodarstwami, a ich ziemię przejmie miasto.
(sp)
„Kaszëbë”, 1959, nr 2, s. 7
Kiepski odczyt
(z rubryki Od Bałtyku po Tucholskie Bory)
Gdańsk. W Klubie Dyskusyjnym gdańskiego Oddziału Zrzeszenia Kaszubskiego
odbył się ostatnio odczyt Aleksandra Labudy pt. „Ideologia pomorska”. Niestety, prelegent zawiódł na całej linii, bowiem odczyt
był zlepkiem kilku złudnych myśli opartych
o fakty z Historii Kaszubów Majkowskiego.
Przydałyby się bardziej wartościowe odczyty
i mniej osobiste dyskusje.
(g)
„Kaszëbë”, 1959, nr 3, s. 7
„Marsz Kaszubski” w telewizji
(z rubryki Od Bałtyku po Tucholskie Bory)
Kartuzy. Wszystkim bezdomnym, mieszkającym „kątem” lub na tzw. waleta, przynosimy z nowym rokiem miłą wiadomość.
Otóż w ciągu najbliższych siedmiu lat Kartuzom przybędzie 1782 nowych izb. W sumie rok 1965 zastanie w Kartuzach 5828
pomieszczeń. Liczba mieszkańców wzrośnie przy tym z 7685 na 9250.
Gdańsk. Gdańska Telewizja poza wywoławczym sygnałem wizualnym, który przedstawia Neptuna, posiada już też swój sygnał
dźwiękowy. Stanowi go kilka taktów „Marsza Kaszubskiego” Feliksa Nowowiejskiego
wykonanych na organach oliwskich w ten
sposób, że do złudzenia imitują dzwony, carillon, i w dodatku dźwięk tego niby carillonu
przypomina bardzo muzykę, która dawniej
rozbrzmiewała z wieży Ratusza Głównomiejskiego w Gdańsku.
Projektodawcą obu sygnałów i zarazem
autorem sygnału wizualnego jest Roman Wyrobek. Sygnał dźwiękowy wykonał do nagrania organista katedry oliwskiej p. Dorawa.
(bd)
„Kaszëbë”, 1959, nr 2, s. 7
(i)
„Kaszëbë”, 1959, nr 3, s. 7
(ir)
„Kaszëbë”, 1959, nr 1, s. 7
Informacja dla
„bezdomnych kochanków”
(z rubryki Od Bałtyku po Tucholskie Bory)
LISTY DO REDAKCJI
Szanowna Redakcjo!
Dziękuję z a umieszczenie moich
„Wspomnień”, które w gazecie ukazały się
pod tytułem „W walce z okrutnym losem”.
Sprawdziłem, że „Kaszëbë” z racji ukazania się fragmentów opisujących moje
przeżycia, cieszą się wśród mieszkańców
Gdańska i Wejherowa większym zainteresowaniem niż dotychczas.
Niektórzy czytelnicy piszą, że czytają
„Kaszëbë” od deski do deski. Wierzę w to
święcie, bo przecież najlepiej o tym świadczy treść całej gazety. Pismo nasze propaguję wśród swoich znajomych w biurze.
Zauważyłem, że w kioskach „Ruchu”
we Władysławowie „Kaszëbë” rozchodzą
się bardzo „leniwie”. Rybacy, którzy szukają rozrywki w knajpach, powinni raczej
poczytać swoje pismo, zainteresować nim
rodziny i znajomych. Poza tym we wszystkich świetlicach i Domach Kultury na Wybrzeżu powinny znajdować się egzemplarze
„Kaszëb”.
Moc pozdrowień dla całej Redakcji
Leon Lakowski, Puck
„Kaszëbë”, 1959, nr 1, s. 7
Niech żyje kaszubski miód
Muszę przyznać się do tego, że skosztowałem na stoisku w Olimpii kieliszek starego miodu kaszubskiego i oświadczam, że
nie oddałbym butelki tego złocistego płynu
za całą skrzynkę szkockiej Whisky.
E. Hinterhoff
„Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza”
Londyn, 1 grudnia 1958 r., nr 286
„Kaszëbë”, 1959, nr 2, s. 1
Wieś czy miasto?
„Dżentelmen-Włamywacz”
(z rubryki Od Bałtyku po Tucholskie Bory)
(z rubryki Od Bałtyku po Tucholskie Bory)
Gdańsk-Orunia. Władze terenowe wydały niedawno zarządzenie, w myśl którego
Orunia ma być zaliczona do tzw. pierwszej
strefy miejskiej. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby Orunia miała chociaż trochę
wielkomiejskiego sznytu. Najbardziej niezadowoleni z tego nowego zarządzenia są tamtejsi gospodarze, których w Oruni jest spora
Puck. W ostatnim miesiącu po kaszubskich miastach wałęsa się „doskonały zespół
artystów Teatru Sensacja”, wystawiając znakomitą sztukę „Dżentelmen-Włamywacz”.
Dziwić się należy, że istnieją jeszcze naiwni
dający się nabrać na taką szmirę.
Za przesłanie bez zgody koleżanki
(pseud. „Ewa”) jej zdjęcia na konkurs „Fotografia Najładniejszej Kaszubki”, zorganizowany przez Redakcję „Kaszëbë”, serdecznie ją przepraszam.
(h)
„Kaszëbë”, 1959, nr 3, s. 7
„HANKA”
„Kaszëbë”, 1959, nr 3, s. 7
4
pomerania_listopad_2012new.indd 4
OGŁOSZENIA DROBNE
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:20
Ùczëté
Radio Gdańsk, Na bôtach i w bòrach,
23.09.2012
Arka Noegò mdze spiewac
pò kaszëbskù?
– Jeseń sã dopiérze zaczinô, a ju są
taczi, co mëszlą ò zëmie, a òsoblëwie
ò kòlãdach. Tak je prawie w Dodomie
Pòjednania i Pòtkań miona Maksymiliana Kòlbégò we Gduńskù. Kaszëbiznã
w nym môlu wiedno mòcno bëło widzec, le terô je òsoblëwô ùdba. Wiãcy
Arkadiusz Gòlińsczi, czerownik tegò
Dodomù.
[AG] Òd latecznëch lat më ju robimë ù francëszkanów kòlãdowanié dlô
gduńszczan, dlô lëdzy z Pòmòrzégò. I na
Gòdë – 6 stëcznika – bãdzemë rëchtowac, wespół z Arką Noegò, kòlãdowanié z kaszëbsczima téż kòlãdama. Në nié
z wszëtczima, ale z tima, chtërne dzecë
i Arka Noegò zrozmieją zaspiewac.
– To bãdą czësto nowé kòlãdë napisóné czë to są te, chtërne ju terô sã pò
kaszëbskù spiéwie?
[AG] Më chcemë spòpùlarizowac te,
chtërne sã terôzkù spiéwie, tak żebë òne
téż, dzãka temù, że Arka tuwò ù naji,
we Gduńsku, wëstąpi, bëłë promòwóne
dali, szerzi. Mëslimë, że dzãka temù nasza kùltura tu regionalnô, kùltura gduńskô, bãdze jã lepi czëc w Pòlsce.
– Jak wa zaczãlë gadac z nôleżnikama karna, òsoblëwie z wastą Friedrichem, chtëren je jakbë przédnikem
tegò karna, tej jak òn pòdszedł do te,
żebë cos taczégò zrëchtowac?
[AG] To je człowiek baro optymistycznie do wszësczégò nastawiony. Òn
wiedno gôdô blós: dôjta mie, jô przezdrzã, òbôczimë, bò w Arce, tak jak më
tu z nima współprôcëjemë òd wiele,
wiele lat, wiémë, że ò tim, co zespół spiéwô, nie decydëje akurat sóm Friedrich
(Litza) Robert, blós dzecë, bò to dzecë
wiedzą nôlepi i szczerze, jakô piosenka
je tą nôlepszą. Ë dzãka temù Arka taczi
sukces, wedle mie, mô w Pòlsce.
– I terô òni bãdą mùszelë tą samą
stegną jic, żebë zrëchtowac welenk tëch
kaszëbsczich kòlãdów?
[AG] Bãdzemë próbòwalë, móm
nôdzejã, że to sã nama wszëtkò ùdô i że
zespół z tim dô radã.
– To bãdze blós jedurny przëtrôfk,
czej bãdze mòżna pòsłëchac kòlãdów
kaszëbsczich w wëkònanim Arczi Noegò?
[AG] Mómë taczé zagwësnienié, że
blós we Gduńskù bãdze taczi koncert
6 stëcznika 2013 rokù. To bãdze jediny
koncert tuwò, w tim czasu. I mómë téż
ùdbã, żebë wëdac platã z tima kòlãdama, në i szukómë wsparcégò, bò kòżdi
dëtk je tu baro pòtrzébny. Mëslimë, że
powinien nama tu pòmòc i marszałek
wòjewództwa pòmòrsczégò (...) në i téż
nasz stałi mecenas, czëli prezydent Miasta Gduńska, bò doch Gduńsk je stolëca
Kaszëb.
Dinozaùer, kòrnus i gbùrsczi rok
– Ùroczëstô swiãtô msza, kònkùrs
na nôpiãkniészi w całim wòjewództwie
òżniwinowi wińc czë wëstãp gwiôzdë
pòlsczégò disco pòlo, do te jesz dzesątczi
wëstôwców a lëdowëch twórców – tak
bëło w ùszłą niedzelã w Lubaniu, bëłë
tam samòrządowò-diecezjalné òżniwinë pòmòrsczégò wòjewództwa, pelplińsczi diecezje, kòscersczégò krézu
a gminë Nowô Karczma. Na placu béł
Dominik Sowa. (...)
[CJ] Cyrzanów Jurek we wsë na mie
gôdają.
– A jakô je to wies?
[CJ] A kò Stãżëca. Jak je óws [na
wińc] zelony, to kòbiétë gò wëtną i to
mô jiny kolor ta słoma. A tej jesz niejedné kòbiétë seją (...) niejedny selë lén.
I tedë ten lén téż do òzdobë tegò wińca
béł dôwóny, ale zelony lén. 30–40 lat
temù tej to bëło zagłębie ù nas léniarsczé, tedë më tu na tim dëtków sã narobilë (...). A terô nicht nie chce lna
kùpòwac.
– Wasta miôł gbùrstwò, ale ju je
wëpachtowóné...
[CJ] Wëpachtowóné, bò jem ju 10 lat
na emeriturze. Jô ju móm 75 lat. Jô jem
stôri jak dinozaùer ju.
– No nie, dinozaury były młodsze. (...)
A gbùrstwò bëło wiôldżé?
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 5
[CJ] Òsem i pół hektara... Maaałé to
bëło. Jô w sédmëdzesątëch latach dostôł
òd mëminy sostrë zemiã i jô mùszôł
na tim gòspòdarzëc. Jô jesz prowadzył
warsztat instalatorstwa elektricznégò.
(...) Jô w Stãżëcë mieszkôł, a w Pierszczewie jô miôł zemiã. To bëło sédem
kilométrów òde mie. (...)
– A gôdómë na òżniwinach (...) w Lubaniu. Jaczi béł to rok dlô gbùrów?
[CJ] Narzékelë z pòczątkù w maju
i w czerwcu, jak bëło tak sëchò. Ale
tak béł dobri rok, pòd kùńc czerwca
przëszedł ten deszcz, zbòżé dorosło,
miało dosc grëbé zôrno i dobrze sëpało
tu na Kaszëbach.
– I zdążëlë wszëtcë zebrac?
[CJ] Jo, në bò terô są kómbajnë i tej
to je dwa – trzë dni i to je zesekłé. Ale
jak to bëło, jak jô béł młodi, to sã sekło
całi tidzéń – dwa. A tedë to jesz tidzéń
schnãło i deszcz padôł, i tej to wërosło...
(...) Jak jô béł młodi, tej taczé sã nie nazéwało „dożynczi“, to abò béł „bąks“,
abò „dżada“ bëło robioné. „Bąks“ to bëło
z niemiecczégò, a z pòlsczégò „dżada“.
– To je jesz terô téż wôżné, że to je
takô tradicjô, taczi folklor?
[CJ] Chcemë sã bawic, spòtikómë
sã wszëtcë i sã bawimë (...) I kòżdi jeden z drëdżim mòże sã spòtkac. Czedës
spòtikalë sã przë kòscele, jak na mszą
przejachelë, a terô nicht ni mô czasu, le
sadną w aùto i weg! A pò pierszi wòjnie
swiatowi, jak mój dżadek pòwiôdôł, tej
tam na przikład w Stãżëcë bëłë sztërë
karczmë, tej òni szlë jesz na kòrnusa,
kòbiétë dostałë Kaffeebohnen [Bohnenkaffee], chłop wëpił kòrnusa. To bëłë
dwa setczi, to béł kòrnus, jo. (...)
Òbezdrzóné
Twoja Telewizja Morska, Klëka, 16.09.2012
Szkólnym widzą sã gwarë
– Latos w Wejrowie kaszëbsczégò
jãzëka bãdze ùczëc sã 200 sztëk dzecy.
(...) Jiwrem bëłobë ùczeniô dialektów,
chtërnëch je cos kòl 70. I chòc wszëtczé
dzecë mają sã ùczëc lëteracczi kaszëbiznë, to szkólnym widzą sã gwarë.
[Witold Bobrowski] Tu szkoła ma
dwa zadania: z jednej strony powinna podtrzymywać te dialekty lokalne, a więc pozwalać, żeby mówiono
w domu tak, jak mówiono. A z drugiej
5
2012-10-30 16:46:20
z drugiej ręki
strony musi przygotować uczniów do
odbioru kaszubszczyzny literackiej, tej
ogólnej.
– Wasta Witold Bòbrowsczi, direktór szkòłë na Głodnicë (w gminie
Lëniô), do chtërny chòdzy blós 9 sztëk
dzecy, zapòczątkòwôł ùczbã kaszëbsczégò w wejrowsczim pòwiace 21 lat
nazôd. Tu wszëtkò sã zaczãło.
[W B] Wygrzeba łem pier wszy
dziennik z naszej szkoły na Głodnicy,
rok szkolny 1991/1992, klasa pierwsza.
I 6 września pierwsza lekcja kaszubskiego. Na początku uczyliśmy się my,
uczyliśmy się, jak uczyć. Ministerstwo
uczyło się, co zrobić z tymi Kaszubami, bo wcześniej nie było doświadczeń,
jeśli o to chodzi, były problemy, jak
umiejscowić Kaszubów.
Telewizja Teletronik, Klëka, 13.10.2012
Pòkôzk kùńsztu
„Zakòchóny w Kaszëbach /
Zakòchòny w Kòcewim“
– W Lëpùszu òbzerac mòżna wëstôwk sztuczi kaszëbsczi i kòcewsczi.
Nalézemë tu haftë, malarstwò i rzezbã.
Sala Gminnégò Òstrzódka Kùlturë wëzdrzi jak centrum sztuczi. (...) Ekspòzycjô
to pòmëslënk mieszkańczi Łubianë, Felë
Baska-Bòrzeszkòwsczi.
[FBB] Tu nie trzeba wielkiego zachodu. Dzięki uprzejmości domu kultury,
członków Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, pana wójta i społeczności
tu mieszkającej – pięknie się wszystko
udało.
– Wëstôwk mògą òbzerac wszëtcë
chãtny. Nôwiãkszim zajinteresowanim
ceszi sã òna kòl szkólnëch i ùczniów. (...)
Rzezbë z drewna, kolorowe haftë i plotłé
czipczi prezentowóné są w jednym placu. Òbòk prac artistów z Kaszëb są téż
te z Kòcewiégò.
[Rita Kozikowska, GOKSiR w Lipuszu] Takim naszym głównym celem,
założeniem, była (...) integracja tych
wszystkich regionów Pomorza, że nie
tylko sztuka nasza, kaszubska, ale żebyśmy mogli zobaczyć piękno także innych regionów.
– Za wëstôwk pod względem artystycznym òdpòwiôdô stowôra „Zakòchóny w Kòcewim“. Mieszkańcë
gminë Lëpùsz współprôcowalë z nima
pierszi rôz. (...)
6
pomerania_listopad_2012new.indd 6
[RK] To naprawdę miało duże poparcie, duże zainteresowanie i myślimy
o częstszym organizowaniu takich wystaw w Lipuszu.
Twoja Telewizja Morska, Klëka, 14.10.2012
Nowi mieszkańcë mdą mielë ùbëtk
przez czile lat
– W strzodã reno do Żarnowiecczégò Jezora wpłënãłë młodé wãgòrze.
Centimétrowé rëbë bãdą pòd òchroną, a w przińdnoce mają przëcygac turistów. Akcjô zarëbianiégò jezora to
dlô jegò zarządcë, tj. gminë Gniewino,
òbòwiązk.
[Dariusz Rytczak, wiceprezes zarządu, GOTIS Gniewino] Węgorz przyjechał
do nas z Danii.
– Zarô pò wpùszczenim jich do wòdë
wãgòrze w pòrã minut dżiną. Przez pôrã
lat na dnie jezora mògą spòkójno rosnąc.
[Stanisław Robak, ichtiolog] Mamy
nadzieję, że te ryby urosną większe,
w granicach pół kilograma – kilogram.
– Długô droga téż przed rëbôkoma,
bò pòzwòlenié na łowienié rëbów bãdze
mòżna dostac dopiérze za pôrã lat.
[SR] Wymiar ochronny na węgorza
wynosi 50 cm obecnie, tak że musimy
poczekać kilka lat, aż on będzie w kręgu
zainteresowań wędkarzy czy gospodarki rybackiej. Mam nadzieję, że tak żyzne jezioro, jak Żarnowieckie da efekt
gospodarczy już po pięciu – sześciu –
siedmiu latach.
– Te mają dopiérze pôrã centimétrów, ale rëbôków to nie zniechãcô.
[Jerzy Włodarczyk, wędkarz] Mam
nadzieję, że jak góra pozwoli, to doczekam...
– W strzodã wpùszczono wnetka
tonã wãgòrza. Pierszô takô akcjô òdbëła
sã w 2010 rokù. Tej do wòdë wpłënãło
razã 400 kilogramów rëbë.
[DR] Podpisaliśmy w połowie 2010
roku umowę i od tego czasu gospodarczo użytkujemy jezioro. Użytkowanie
jeziora oznacza, oczywiście, połów ryb
na jeziorze, ale również zarybianie, czego świadkami dzisiaj jesteśmy.
– Ni mô w Pòlsce drëdżégò tak wiôldżégò zarëbianiégò, jak w Żarnowiecczim Jezorze.
[SR] Zarybienia jedynie były dokonywane obecnie (mówimy o kilku latach poprzednich) w Zalewie Wiślanym
i Zalewie Szczecińskim.
– Wãgòrze w wòdze to cos, co
przëcygô turistów.
[DR] Traktujemy wędkarzy jako
turystów, którzy będą nas dzięki temu
liczniej odwiedzali. Zresztą staramy się
im zapewnić komfort przebywania nie
tylko w zakresie połowów, ale również
tego, co mogą zobaczyć, oraz tego, z czego mogą skorzystać, będąc na lądzie.
– Żarnowiecczé jezoro to mekka dlô
rëbôków i w teorii, i w praktice.
[JW] Tu są panowie, którzy specjalizują się w połowach dużych ryb.
Wiem, że w tym roku rekord ryby wynosił: szczupak – 15 kg 30 dag, miał
126 cm długości, natomiast w ostatnich dniach widziałem okonia – 2 kg
65 dag.
– Pòstãpnô akcjô zarëbianiégò òdbãdze sã za rok...
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:20
pomorski salon kulturalny
Literatura,
to dialog z czytelnikiem
Z Pawłem Huelle, pisarzem, kierownikiem literackim w gdyńskim Teatrze Miejskim i redaktorem naczelnym kwartalnika „Bliza”, rozmawia Sławomir Lewandowski.
Jaką rolę w teatrze odgrywa kierownik literacki?
Jest od tego, aby czytać dziesiątki tekstów i doradzać dyrektorowi artystycznemu, co może się znaleźć w repertuarze.
O tym, co ostatecznie będzie na scenie, decyduje jednak dyrektor.
Czy zatem pomysł adaptacji powieści Güntera Grassa Idąc rakiem wyszedł od Pana?
To była wspólna idea dyrektora artystycznego Teatru Miejskiego w Gdyni Krzysztofa Babickiego i moja. Ale Krzysztof był
głównym duchem sprawczym.
To dość odważny zamysł, bo powieść
nie jest łatwa w odbiorze, nie mówiąc
już o przełożeniu jej na język teatru...
Nie było to łatwe. Uznaliśmy jednak,
że książka jest ważna dla gdynian. To
tutaj przez długi okres okupacji cumował statek Wilhelm Gustloff, jako baza
szkoleniowa niemieckich marynarzy
U-Bootów. Stąd wypłynął w swój ostatni rejs, zakończony przez trzy sowieckie
torpedy. Powieść opowiada o korzeniach
nazizmu i o tym, jak faszyzm odradza się
we współczesnych Niemczech.
Skąd wziął się w tym wszystkim Dar
Pomorza?
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 7
Chodziło o miejsce, które pozwoliłoby widzowi poczuć klaustrofobię okrętową. Z jednej strony mamy kapitana
Marinesko na jego łodzi podwodnej,
a z drugiej tonący statek z tysiącami
pasażerów. Wnętrze Daru Pomorza idealnie pasuje do tej sztuki, jest przy tym
bardzo off-owe – jak to się dzisiaj mówi.
Jak zareagował Günter Grass na wieść
o tym, że Teatr Miejski w Gdyni chce
wystawić przekład jego powieści?
Na początku była dość trudna przeprawa z agencją pisarza. Zanim udzielono
licencji, zażądano szczegółowego opisu,
streszczenia sztuki. Napisałem list do
7
2012-10-30 16:46:20
pomorski salon kulturalny
Güntera Grassa, w którym wyłożyłem
nasze założenia i intencje. Gdy ten się
dowiedział, że pracujemy z Krzysztofem
Babickim w tandemie, sprawy potoczyły się już szybko.
Nazwiska Pawła Huelle i Krzysztofa
Babickiego nie były zatem obce pochodzącemu z Gdańska nobliście?
Krzysztof Babicki wiele lat temu wystawił, również w wersji off-owej, bo grane
w kamienicy dolnego Wrzeszcza, słynne
Wróżby kumaka, a ja z kolei byłem później głównym scenarzystą filmu o tym
samym tytule. Poza tym kilkakrotnie
miałem okazję spotkać się z Günterem
Grassem, również prywatnie.
Czy autorowi Idąc rakiem podobała
się sztuka oparta na jego powieści?
Galowa premiera miała miejsce 29
czerwca 2012 roku. Günter Grass przybył na nią z żoną, córką i wnukiem.
Mimo że zazwyczaj jest powściągliwy
w wyrażaniu emocji, nie krył wzruszenia. Przedstawienie bardzo mu się
podobało. Choć jeszcze przed uroczystością zapowiedział, że nie będzie komentował spektaklu, to jednak po jego
zakończeniu wygłosił krótką mowę. Co
więcej, podszedł do każdego aktora i podziękował za występ. Podszedł również
do mnie i powiedział: „Ofiarowaliście
mi piękny prezent”.
Wspomniał Pan o swojej znajomości z Günterem Grassem. Czy można
powiedzieć, że są to kontakty przyjacielskie?
Nie mogę powiedzieć, że jesteśmy przyjaciółmi, Grass przyjaźnił się tylko
z jednym polskim pisarzem – Bolesławem Facem. Choć, jak już wcześniej
wspomniałem, spotykaliśmy się także prywatnie. Przede wszystkim Grass
bardzo ciepło przyjął moją pierwszą
książkę wydaną w języku niemieckim
Weiser Dawidek, którą ciekawie skomentował, co dla mnie – wówczas młodego
pisarza – było ważne.
Z naszych spotkań w pamięci została
mi jedna dość zabawna historia. Mieszkałem wówczas na gdańskim Ujeścisku. Siedzieliśmy z Grassem przy stole, w bardzo dobrych nastrojach, jakiś
zbieg okoliczności sprawił, że pokazy8
pomerania_listopad_2012new.indd 8
wałem swoje zbiory – przedwojenne
mapy Gdańska. Grass nad jedną z nich,
taką, na której był Langfuhr (Wrzeszcz),
dość długo dumał, po czym powiedział:
„Słuchaj Paweł, ja jestem pisarzem
z Dolnego Wrzeszcza, a ty jesteś pisarzem z Górnego Wrzeszcza! Dla nas obu
wystarczy miejsca w Gdańsku!”.
Co zatem Günter Grass powiedział
o Pańskim książkowym debiucie?
Krytyka polska i niemiecka pisała, że
Weiser Dawidek to jest taki Blaszany Bębenek. Tymczasem Grass, jako jeden
z nielicznych, zrozumiał moją intencję.
I był zaintrygowany tym, że młody pisarz z Gdańska, jakiś tam Huelle, prowadzi z nim dialog, odwołując się przy
tym do jego książki. Weiser był bowiem
świadomym nawiązaniem do Kota i myszy, zresztą mojej ulubionej opowieści
Grassa. Mój debiut miał być dialogiem
z niemieckim pisarzem pochodzącym
z Gdańska, który musiał opuścić to miasto. Dla mnie ważny jest dialog książki
z książką. Pisarze nie muszą porozumiewać się osobiście, mogą to czynić także
poprzez swoje dzieła.
Czy Weiser Dawidek jest powieścią
biograficzną?
W dużym stopniu jest to powieść autobiograficzna. Ale w świat realny, niemal
topograficznie odwzorowany, wkracza
nagle element niezwykły, jak gdyby nie
z tego świata. To jest możliwe zwłaszcza w dzieciństwie, które Bruno Schulz
nazywa magiczną epoką. Na tym polega chwyt tej opowieści. Chyba się udał,
skoro książka zyskała serca wielu czytelników, także tych, którym realia powojennej Polski były zupełnie obce.
Czy wykreowany przez pisarza świat
musi mieć odzwierciedlenie w rzeczywistości, czy może być całkowicie
zmyślony?
Literatura jest sztuką wymyślania światów nieistniejących, które opierają się
wszakże na światach realnych. Na tym
polega magia literatury. Jeżeli powieść
bądź opowiadanie są dobrze napisane,
to uwodzą czytelnika, wprowadzają
go w inną rzeczywistość. Wówczas nie
jest ważne, do jakiego stopnia pisarz odwzorował rzeczywistość.
Literatura jest sztuką uwodzenia i sztuką opowiadania historii.
Nie żałuje Pan, że filmowa adaptacja Pańskiego debiutu została przeniesiona na Dolny Śląsk?
Taką decyzję podjął reżyser Wojciech
Marczewski. Miałem wprawdzie prawo
interweniować, gdyby twórcy scenariusza drastycznie zmienili sens opowieści,
ale nie musiałem tego robić. Swój udział
ograniczyłem do sprzedania praw do
ekranizacji książki. Zaufałem reżyserowi. Widziałem ten film ponownie, po latach. Broni się świetnie.
Jak to się stało, że związał się Pan
z kwartalnikiem „Bliza”?
Idea wydawania takiego pisma w Gdyni zrodziła się trzy lata temu. W trójmiejskim pejzażu kulturalnym wypełnia ono istotną rolę, ale powoli,
z mozołem, wspina się na piętro ogólnopolskie. Rzecz jasna, nigdy nie zapominając o punkcie wyjścia, którym jest
i będzie Gdynia. Sam tytuł – Bliza – nawiązuje do tej tradycji.
Gdynia zawsze mnie pociągała jako
piękne, udane dziecko II Rzeczypospolitej, miasto wprost z morza, coś, co się
nam Polakom naprawdę udało. No i nie
ma tego historycznego garbu, który ciążył nad Gdańskiem. W Gdyni wszystko było polskie, kaszubskie – od początku. Mój dziadek, Karol Huelle, inżynier,
więzień Oświęcimia, współpracował
przed wojną z ministrem Kwiatkowskim.
Wprawdzie nie przy budowie Gdyni, ale
przy realizacji Centralnego Okręgu Przemysłowego. Z Gdyni był dumny, lubił tu
przyjeżdżać, ostatni raz odwiedził to
miasto w 1938 roku. Kiedy więc pojawiła się możliwość wydawania kwartalnika dzięki mecenatowi miasta, nie wahałem się ani przez moment.
Jak Pan, jako pisarz, redaktor naczelny i kierownik artystyczny w jednej osobie, patrzy na wypieranie tradycyjnej książki przez techniczne
nowinki, np. audiobooki?
Na pewno książka drukowana jest teraz
zagrożona spadkiem do drugiej ligi. Ale
nie umrze. Jakieś 10 lat temu moi młodsi koledzy – poeci i pisarze przed debiutem – zakładali w internecie pisma
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:20
pomorski salon kulturalny
literackie, mówiąc, że trzeba iść z postępem, że papierowa publikacja to przeżytek. Co się okazało po latach? Otóż
każdy z nich marzył o tym, aby zadebiutować nie w sieci, ale w postaci drukowanego materiału. Bez książki na papierze czuli się mniej ważni, nie czuli
się 100-procentowymi autorami.
Rola książki maleje, czytelnictwo,
szczególnie w Polsce, również nie ma
się najlepiej. Chyba nie jest dobrze?
Rzeczywiście nie jest najlepiej. Jako pisarz odczuwam to na własnej skórze, bo
w końcu w dużej mierze żyję z książek.
Ale cóż, to jest rewolucja i i jej konsekwencje nie są przewidywalne. Znakomicie ujął to Zygmunt Bauman w swoich
esejach o postnowoczesności i o internecie: nie zdajemy sobie sprawy, dokąd nas
to zaprowadzi. Ale nie należę do klubu
zrzędzących starców. Kiedy budowano
pierwsze linie kolejowe w Europie, także
pojawiało się wiele kasandrycznych głosów: nawet kury miały znosić mniej jaj
ze względu na hałas i dym z lokomotyw.
Czy korzysta Pan z dobrodziejstw
internetu?
Nie mam konta na Facebooku, nie twitteruje, nie piszę bloga, bo zwyczajnie
mnie to nie interesuje. Piszę dzienniki,
ale do szuflady. Może za kilka lat ktoś
to wyda. W ostatnim numerze „Blizy” jest kilka świetnych tekstów na temat życia w sieci. Bardzo dobry esej
napisał Piotr Czerski, pokazuje w nim
różnice między moim pokoleniem
a pokoleniem, które się wychowało
w internecie. Widzę te ogromne różnice, ale raczej jestem nimi zaciekawiony
niż przygnębiony. Korzystam z poczty
elektronicznej, wyszukiwarek, rozmaitych serwisów. To jest fantastyczne.
Dzisiaj prawie każdy artysta, fotograf, muzyk czy pisarz, ma swoją
stronę w internecie, konto na portalach społecznościowych. To pewien
rodzaj reklamy. Nie obawia się Pan
tego, że z powodu Pańskiej nieobecności w sieci pewna grupa odbiorców
nigdy nie dotrze do Pana twórczości?
Nie. Zupełnie. Gdybym zabiegał o maksymalną liczbę czytelników, pisałbym
kryminały albo powieści grozy. Ewen-
Za stołem Konradek (postać z „Idąc rakiem”), grany przez Macieja Wiznera. Fot. S. Lewandowski
tualnie skecze erotyczne. Karol Marks
twierdził w swoich zasadach dialektyki, że ilość przechodzi w jakość. Internet pokazuje, że tak jednak nie jest. Być
za wszelką cenę zawsze i wszędzie, na
każde kliknięcie – to oczywiście obsesja naszej cywilizacji elektronicznej.
Ale nie mam takiej potrzeby. Wychowałem się z przekonaniem, że literatura, to bardzo intymny dialog z czytelnikiem. Ponadto, że aby coś osiągnąć
– w sensie poznawczym – trzeba wykonać pewną pracę, włożyć w to wysiłek.
Dostępność wszystkiego dla wszystkich w każdej sekundzie istnienia naszego świata, to jeden ze współczesnych mitów. Poza tym gdybym miał
codziennie wypisywać na blogu, jakież to postępy zrobiłem w najnowszej
powieści, czułbym się ni mniej ni więcej jak prostytutka. To nie jest mój zawód. Ci, którzy chcą do czegoś dotrzeć
– dotrą. Jak mówi Jezus w Ewangelii:
kto ma uszy, niechaj słucha.
Czy zdradzi nam Pan, o czym jest ta
najnowsza powieść?
Moja nowa książka dotyczy lat 30.
XX wieku, a jej akcja dzieje się przede
wszystkim w Wolnym Mieście Gdańsku. Główny bohater jest mało znanym
niemieckim kompozytorem. Pewnego
razu dokonuje niezwykłego odkrycia,
mianowicie odnajduje w antykwariacie
w Budapeszcie niedokończoną partyturę opery Richarda Wagnera. Postanawia
dopisać brakujące części, aby wystawić
ją w Operze Leśnej, będącej po niemieckim Bayreuth drugim centrum wagne-
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 9
rowskim. W międzyczasie w Niemczech
do władzy dochodzi Adolf Hitler, któremu twórczość Wagnera posłużyła do
faszystowskiej propagandy. Mój bohater decyduje, że poczeka z ujawnieniem
odnalezionej opery Wagnera do czasu
upadku nowego reżimu. Jest optymistą,
myśli, że ruch faszystowski szybko upadnie. To główny wątek tej książki. Żeby
nie było nudno, zastosowałem w powieści kontrapunkt. Jest nim postać Kaszuby… zabawne, że narrator po latach
nie może dojść do tego, jak się nazywał:
Bieszk, a może jednak Bieszke, bo na pewno nie Bieszczański. Ta postać wprowadza
czytelnika w świat, z którym zetknąłem
się jako kilkuletnie dziecko.
Miałem pięć, może sześć lat, gdy pierwszy raz pojechałem z rodzicami na Kaszuby. Słuchałem języka kaszubskiego i byłem oczarowany i nim, i tym
wszystkim, co wokoło widziałem. To
był dla mnie zupełnie inny świat niż
ten, który dotychczas znałem. Wątek
pana Bieszka, czy też pana Bieszke, ale na
pewno nie Bieszczańskiego jest ważnym
punktem powieści.
Czy zatem jedynie wspomnienia
z dzieciństwa, tęsknota za minionym światem zadecydowały o sięgnięciu przez Pana po motyw kaszubski? Czy wpłynęły też na to
inne czynniki?
Kaszuby są stałym elementem mojego
życia. I, jak podejrzewam, każdego, kto
mieszka w Gdańsku, Sopocie czy Gdyni.
Niemal każdego roku wakacje spędzałem na Pojezierzu Kaszubskim, miałem
9
2012-10-30 16:46:21
pomorski salon kulturalny
w szkole kolegów Kaszubów. Kaszubi są
bardzo ważni, ponieważ w zmiennej historii Gdańska, Pomorza, stanowią element ciągłości… Wszystko się zmieniało,
a Kaszubi trwali tu zawsze. Z językiem
i swoją kulturą. Ta trwałość pięknie jest
też opisana w powieści Güntera Grassa
Blaszany bębenek. Niedawno po raz kolejny oglądałem ekranizację tej książki.
Ostatnia scena – jak w powieści – jest
przejmująca. Babcia Oskarka, Koljaczkowa mówi, żegnając wyjeżdżających do
Niemiec: ktoś musi tutaj zostać.
Czy Pana zdaniem można dzisiaj mówić o modzie na Kaszuby?
Nie nazwałbym tego modą. Mimo
wszystko uważam, że kaszubski głos
jest słabo słyszalny w Gdańsku, który
reklamuje się jako stolica Kaszub. Turysta, który przyjeżdża do naszego miasta,
musi naprawdę się wysilić, żeby mieć
styczność z kulturą kaszubską. Owszem
ona jest osadzona w granicach miasta,
my o niej wiemy, znamy ją, ale przybysz może być w Gdańsku przez dwa
– trzy dni i wyjechać stąd bez wiedzy,
że w Gdańsku są obecni Kaszubi i ich
kultura. No i że korzenie naszego miasta – na długo przed wizytą świętego
Wojciecha i przed przybyciem pierwszych kupców niemieckich – są zdecydowanie kaszubskie.
Bardzo pięknie pisał o tych sprawach
Lech Bądkowski w Odwróconej kotwicy. Ta książka powinna być włączona
do regionalnych programów edukacyjnych. Bądkowski jest Jasienicą Pomorza. Trochę pod jego wpływem napisałem kiedyś opowiadanie Dąb, które
dzieje się w opactwie cystersów w Oliwie paręset lat temu.
W powieści, nad którą teraz pracuję,
Pan Bieszke, a może Bieszk, ale na pewno
nie Bieszczański – mówi po kaszubsku.
To dla mnie trudne zadanie, mam świadomość ryzyka, korzystam ze słowników Sychty i Trepczyka, no ale i tak
jakiś mądry Kaszuba będzie musiał to
przejrzeć i poprawić. Chcę w ten sposób złożyć ukłon kulturze, w której wyrastałem. Która dała mi tyle wspaniałych przeżyć. Która jest dla mnie czymś
tak istotnym, jak pochodzenie moich
przodków, spolonizowanych Austriaków i Węgrów ze Lwowa.
Kim dla Pana jest dzisiejszy Kaszuba?
10
pomerania_listopad_2012new.indd 10
Paweł Huelle (w środku) obok Andrzeja Kasperka i Magdy Malinowskiej. Fot. S. Lewandowski
Na szczęście Kaszubi nie dali się zamknąć w skansenie. To jest wciąż kultura żywa. W którą stronę zdryfuje, tego nie wiemy. Jednak wciąż się
rozwija. Kilkanaście lat temu byłem
w Sierakowicach na festiwalu, na którym amatorski teatr wystawił sztukę
„Hanka se żeni”. To było niezwykłe dla
mnie doświadczenie. Nie władam językiem kaszubskim, więc musiałem mocno się starać, żeby zrozumieć, o co chodzi w tej sztuce, jednak zadziwiło mnie
przede wszystkim to, że było mnóstwo
świetnie reagujących widzów. Żaden
skansen. Żywy, dowcipny, nieźle zrobiony teatr.
W tamtym czasie byłem dyrektorem
gdańskiego oddziału telewizji. Postawiłem sobie za cel, aby przynajmniej raz
w roku nagrać jedną sztukę po kaszubsku. Niestety to się nie udało, nie miałem absolutnie zrozumienia w zarządzie
telewizji. Wysocy urzędnicy pukali się
w czoło, ponieważ traktowali to w kategoriach Cepelii. A to nie była Cepelia. To
była żywa, autentyczna kultura. Dzisiaj,
kiedy słucham Radia Kaszëbë – najczęściej w samochodzie – czuję, że jestem
u siebie. Tak samo jak na korytarzu Uniwersytetu Gdańskiego, gdy z sali wychodzą studenci i lektorzy po zajęciach
i mówią po kaszubsku tak, jak pamiętam
z moich pierwszych wakacji w Sycowej
Hucie, pod Kuescerzyną. Język kaszubski
jest jednak w lepszej pozycji niż irlandzki, celtycki Ghaeilge: wszyscy się go
uczą, ale nikt na co dzień go nie używa.
Jaki tytuł będzie nosić ta książka?
I najważniejsze pytanie: kiedy będzie można ją przeczytać?
Kiedy się ukaże, nie wiem, bo nie wiem,
kiedy ją skończę.
Tytuł powieści jest cytatem z Rainera
Marii Rilkego, niemieckiego poety, który miał swego czasu związek z Oliwą,
i brzmi „Śpiewaj ogrody” – Sange die
Garten.
Rilke był w Oliwie?
Tak, pod koniec XIX wieku spotkał się
tutaj ze swoją kochanką, W parku oliwskim, w altanie, którą wszyscy znamy,
wspólnie napisali wiersz.
To jednak niesamowite: jeden z największych poetów europejskich chodził
sobie po Oliwie, po leśnych wzgórzach,
skąd było widać morze, no i rozmyślał.
Może przechodząc przez Stary Rynek
Oliwski, słyszał kaszubskie przekupki, które oferowały mu świeże kwiaty?
Tak, na pewno je słyszał.
Dziękuję za rozmowę.
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:21
kaszëbizna w internece
Żëwi jãzëk mùszi bëc w sécë
W séwnikù i rujanie béł na Kaszëbach dr Yurek Hinz, wespółtwórca kaszëbsczi wersji internetowégò przezérnika Firefoks i werifikatora kaszëbsczégò pisënkù. Pòdług wiele znajôrzów, to mògą bëc nôwôżniészé nôrzãdza standarizacji najégò jãzëka. Jesmë spitelë gò
ò dobëca i jiwrë òb czas robòtë nad kaszëbsczima sprawama.
Dlôcze Wë chcelë stwòrzëc kaszëbską wersjã Firefoksa?
Inicjatorama kaszëbsczi wersji Firefoksa bëlë Mark Kwidzińsczi i Michôł
Òstrowsczi, chtërnym ju w 2006 dało
sã zdolmaczëc całownégò Linuksa na
kaszëbsczi jãzëk – kaszëbsczi Firefox
òstôł ùprzistãpniony jakno dzél distribùcji Linuksa. Tak że jô móm sã zaangażowóné w robòtã nad Firefoksã dopiérze w 2009 rokù, przë leżnoscë mòjich badérowaniów na temã lokalizacji
ôpen-zdrojowëch programów. Òkróm
pòmôganiô przë przërëchtowaniach
nowszich wersji Firefoksa, jô wzął na
se przeniesenié zdroju kaszëbsczégò
Firefoksa z Linuksa na pòrtal Mozillë,
co bëło ùkòrónowanim robòtë nad
kaszëbsczim Firefoksã. Szło mie ò to,
bë Firefox béł przistãpny dlô wszëtczich systemów òperacyjnëch (np. Mac,
Windows) – nié blós dlô Linuksa.
Pòlskô wersjô nie sygłabë Kaszëbóm?
Żlë jidze ò ùżiwanié pòlsczi wersji przezérnika, to dlôcze nie jic dali i nie zacząc ùżiwac angelskòjãzëczny wersji?
Na wersjô je doch nôpòpùlarniészô.
A tak na pòwôżno, Firefoksa jidze téż
dostac w jãzëkach mni pòpùlarnëch
òd kaszëbsczégò. Z pragmaticznégò
pòzdrzatkù pòlskô wersjô Firefoksa
sygłabë Kaszëbóm, ale ôpen-zdrojowé
karna dają szansã mniészoscowim jãzëkóm na bëtnosc w cyberprzestrzeni.
Wiôldżim firmóm kòmpùtrowim, taczim jak Microsoft czë Apple, nie òpłôcô sã wëdôwac òprogramòwaniów
w mniészoscowëch jãzëkach (chòc
niechtërné są wspieróné), ale przë përznie ùpartoscë ôpen-zdrojowé programë
jidze zlokalizowac (zdolmaczëc), co jô
z Marekã i Michałã mómë ju ùdowòdnioné. Faktã je, że jãzëczi, chtërnëch
ni ma w sécë, dżiną. Dlôte pòjawienié
sã kaszëbiznë na WWW (mëszlã tuwò
nié blós ò Firefoksu, le téż ò rozmajitëch karnach, jaczé są abò bëłë czedës
aktiwné), to wiôlgô wôrtnota. Równak
kaszëbsczé programë i jinszé dzejania
na rzecz kaszëbiznë mùszą bëc traktowóné le jakno nôrzãdła. Żlë lëdze
òprzestaną gadac pò kaszëbskù, niżódnô softwôra jima nie pòmòże. Prôwdą
je to, że blós Kaszëbi mògą ùretac mòwã swòjich starków.
Z czim bëłë nôwiãkszé problemë òb czas
robòtë nad „kaszëbsczim” Firefoksã?
Czej Mark i Michôł zaczãlë robòtã
nad skaszëbienim Linuksa i Firefoksa,
nôwiãkszi jiwer béł z infòrmaticzną
słowizną, chtërny tak pò prôwdze nie
bëło. Nót bëło wëmëslëc infòrmaticzné
słowa, chtërne bë òddôwałë specyfikã naszégò jãzëka, a przë tim nie bëłë
czësto òdcãté òd swòjich angelsczich
i pòlsczich równoznaczënków. Nôlżi
bëłobë prosto wząc pòlską wersjã przezérnika i jã skaszëbic. Na szczescé
Mark i Michôł òparlë sã ny pòkùse
i mielë starã ò to, bë z jedny stronë nie
ùdzywniac (np. szëkac tëch słowów,
chtërne sã różnią òd pòlsczich), a z drëdżi – nie bòjec sã wprowadzac nowé
słowa, chtërne sã lepi w kaszëbsczim
jãzëkù sprôwdzają. Przë tim jô za wiele nie robił, kò Mark i Michôł mielë
ju wnet wszëtkò ùstaloné, nigle jô do
nich przëstôł.
Béł téż jiwer z kaszëbsczim pisënkã.
Do dzysdnia Kaszëbi piszą rozmajice,
a to przë dolmaczenim przeszkôdzô.
To, że kaszëbsczi pisënk przechòdzy
metamòrfòzë, téż mô cësk na słowiznã
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 11
Yurek K. Hinz (Jerzi Hinc) ùrodzył sã w Serakòjcach,
ale òd dzecka je sparłãczony z Żukòwã, gdze wëcygnãła jegò familiô. Bãdącë w Pòlsce, ùcził sã na mùzykańta. Skùńcził m.jin. mùzyczną szkòłã w Kartuzach,
pózni rëchtowôł sã do tegò warkù we Gduńskù,
a kù reszce w Mùzyczny Akademii w Warszawie. Przez
wiele lat robił jakò mùzykańt. W 1993 r. przecygnął
do USA (Zjednónëch Krajów Americzi), a terô robi dlô
amerikańsczégò Departamentu Òbronë w Niemcach.
Òd 2004 r. ùczi infòrmaticzi i zarządzaniô ùdbama.
W 2010 r. dostôł nominacjã profesorską na University
of Maryland, gdze wëkłôdô pò dzys dzéń.
(ji pisënk) ùżiwóną w Firefoksu. Chòc
wikszosc brëkòwników przezérnika
ùżiwô blós jegò spòdlowëch fùnkcji
(jaczés 30%), równak całô reszta programù téż mùszi bëc zdolmaczonô.
Nowé wersje przezérnika (òd 2011 do
11
2012-10-30 16:46:21
kaszëbizna w internece
dzys bëło jich szesc) wëmôgają òd dolmacza wprowadzeniô zmianów w sto
(abò i wicy) lopkach. Ùtrzëmanié Firefoksa je dosc czasochłonné i móm nôdzejã, że nalézą sã lëdze do wespółrobòtë.
Dlô mie nôcãżi bëło z przërëchtowanim zdroju Firefoksa do jegò pierszégò wëdaniô (wersjô 10). Techniczné
wëmòdżi, taczé jak zrozmienié programù Mercurial, twòrzenié łat do nowëch
wersji czë dozdrzenié zmianów w programie zbawiło jaczés sztërë miesące.
Sami Kaszëbi bëlë zajinteresowóny tą ùdbą czë òstawilë wszëtkò na
Waji głowie?
Czej w 2011 rokù jô sã z Mozillą dogadiwôł w sprawie wëdaniégò skaszëbionégò Firefoksa, kaszëbsczi Linux béł
ju „dozdrzeniałą” distribùcją. Cziles
brëkòwników ju robiło na kòmpùtrach
w kaszëbsczim jãzëkù (chòc za wiele
jich nie bëło). Jiwer je w tim, że tipiczny brëkòwnik ùżiwô Windowsa czë
Maka. Chòc Linuksa jidze terô dosc letkò winstalowac, lëdze sã gò dali bòją.
Przez przërëchtowanié Firefoksa na
wszëtczé systemë òperacyjné, delësmë
Kaszëbóm mòżlëwòtã winstalowaniô
tegò przezérnika na platfòrmach, do
jaczich òni są przënãcony.
Żlë jidze ò zajinteresowanié tą ùdbą
samëch Kaszëbów, to pò ògłoszenim
przistãpnoscë Firefoksa, wiele brëkòwników nama dzãkòwało. Szkòda, że
chãtnëch do wespółrobòtë wcyg felëje.
Z tegò, co wiém, Mark i Michôł téż le
we dwùch nad kaszëbsczim Linuksã
robilë. A nad Firefoksã donëchczas jô
czësto sóm robiã. Przëdałobë sã pôrã
lëdzy do wespółrobòtë. Czasã je czëc,
że „to ju dô” taczi a taczi program pò
kaszëbskù. Prôwda je takô, że chtos
mô òfiarowóné setczi gòdzyn na skaszëbienié nëch programów. Dlôte baro
zachãcywóm do wespółrobòtë. Òkróm
Firefoksa je wiele projektów, chtërne
brëkùją pòmòcë. W wikszoscë znajomòsc programòwaniô nie je kòniecznô.
Co tak pò prôwdze Kaszëbi zwëskają dzãka kaszëbsczi wersji Firefoksa?
Skaszëbiony Firefox daje Kaszëbóm
mòżlëwòtã przezéraniô sécë przë ùżëcym kaszëbsczégò programù. Òkróm
12
pomerania_listopad_2012new.indd 12
tégò òpùblikòwanié Firefoksa pò kaszëbskù ùmiescëło kaszëbsczi jãzëk na
równi z jinyma jãzëkama, w chtërnëch
przezérnik òstôł ùprzistãpniony. Przez
to kaszëbsczi jãzëk zwëskôł zasłużoné
achtniãcé w cyberprzestrzeni. Żlë jidze
ò jegò pòpùlarnotã, to òna ju zanôleżi
òd òsobistégò òdnieseniégò Kaszëbów
do swòjégò jãzëka. Ja k to gôdają
w Americe: mòżesz kònia do wòdë
przëprowadzëc, ale ni dôsz radë gò do
picô przëmùszëc. Kaszëbsczi Firefox je
dlô wszëtczich przistãpny. I wszëtczich
zachãcywóm do jegò ùżiwaniô.
Czë Wë wiéce, jaczé je zajinteresowanié kaszëbsczim Firefoksã?
Tuwò mùszimë pòlégac na statistikach zladënkù programù. Òd Mozillë
wiém, że czileset brëkòwników mô
terô zainstalowóné kaszëbsczégò Firefoksa. Czekawé je téż to, że dzél brëkòwników skaszëbionégò Firefoksa
nie mieszkô na samëch Kaszëbach.
Na przëmiar chtos z Japónii mô gò
winstalowóné. Je téż pò pôrã brëkòwników z Westrzédny Eùropë, Skandinawii i zeza òceanu. Wiele lëdzy na
Kaszëbach próbùje kaszëbsczégò Firefoksa, nie rezygnëjąc przë tim z jegò
pòlsczi wersji, z chtërną są barżi òbeznóny. Chòc pòmalinkù, ale brëkòwników kaszëbsczégò przezérnika wcyg
przëbiwô. Wôrt napòmkniãcô je tuwò
wspiarcé, jaczé jô móm dostóné òd
pòlsczégò karna Mozillë, chtërno zajimô sã pòlską wersją Firefoksa. Òni
baro wspiérelë wëdanié kaszëbsczi
wersji. Na jich stronie (aviary.pl) jidze
nalezc wiadło ò kaszëbsczim Firefoksu i lënk do jegò scygniãcô. Ò kaszëbsczim Firefoksu bëło téż czëc òb czas
latosëch òbchòdów dnia mniészoscowëch jãzëków eùropejsczich.
Skądka Wë znajece kaszëbiznã,
a òsoblëwie kaszëbsczi pisënk?
Jô nie ùwôżóm sã za znajôrza kaszëbsczégò jãzëka i sã gò wcyg ùczã. Dlô mie
jiwer je w tim, że felëje jednoznacznëch
prawidłów, reglów kaszëbsczégò pisënkù, co nie pòmôgô w jegò ùczenim. Ale
pisanié pò kaszëbskù nie bëłobë mòżlëwé bez przëpòmnieniô sobie, jak sã
w tim jãzëkù gôdô. Do te mie namówił
Mark Kwidzińsczi. Czëtanié i pisanié
bëłë tegò zwëczajnym skùtkã.
Jak wëzdrzała droga mùzykańta
z Żukòwa do Departamentu Òbronë
Zjednónëch Krajów Americzi?
Czedë jem ùkùńcził sztudérowanié
w Mùzyczny Akademii w Warszawie, priwatny ùniwersytet z Virginii
przëznôł mie stipendium na ùczenié sã
zarządzaniô priwatnym radiã. Pò pòwroce do Pòlsczi jô na pòwôżno chcôł
zrëszëc priwatną radiostacjã gdzes na
Mazurach, ale miast tegò skùńcził jem
jakno kòncertméster w Kòncertowi
Òrkestrze Pòlsczégò Wòjska w Warszawie. Pò przecygniãcym nazôd do USA,
z brakù lepszi robòtë, jô sã zacygnął do
òrkestrë amerikańsczégò wòjska. Pôrã
lat pòzdzy jô zaczął sã interesowac infòrmatiką, co miało wiôldżi cësk na
resztã mòjégò żëcô i zaprowadzëło do
Departamentu Òbronë i na Ùniwersytet Marylandu.
Wiém, że Wë robice prawie nad werifikatorã kaszëbsczégò pisënkù.
Pòdług niejednëch to bãdze nôlepszé nôrzãdzé do standarizacji najégò
jãzëka i ùczbë kaszëbiznë.
To gwës jedna z wôżniészich ùdbów,
nad jaczima òd dłëgszégò czasu robiã.
Mëszlã, że pò prôwdze pòmòże w ùczbie. Werifikator robi to, że słowa lëchò
napisóné są pòdsztrichiwóné na czerwòno. Jaczés dwa lata temù jô zaczął
zbierac napòtkóné kaszëbsczé słowa i dodawac je do lopka na swòjim
kòmpùtrze. Nen lopk stôł sã spòdlim
dlô programù dającégò mòżlëwòtã
pòrównaniô pisónégò słowa z zapisónyma w lopkù. To rozszerzenié je ùżiwóné przez produktë Mozillë (Firefox,
Thunderbird, SeaMonkey), ale móm téż
przërëchtowóną wersjã dlô OpenOffice/
LibreOffice. Na dzys (pò rozpisanim
deklinacji zebrónëch słowów) nëch
słowów je wiãcy jak pół milióna. Równak nôwôżniészô robòta – normalizacjô – jesz nie je skùńczonô. Chòc nen
werifikator nie je słowôrzã, równak
nót je gò wëczëszczëc ze słów, chtërne
sã lëchò napisóné, le sóm nie dóm radë
tegò zrobic. Werifikator i jiné kaszëbsczé programë są przistãpné na pòrtalu
http://jurk.kaszubia.com/?page_id=61.
Rôczã do wespółrobòtë.
Gôdôł Dariusz Majkòwsczi
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:22
nasi uczeni
Zawsze związany
z Kaszubami
Z senatorem Edmundem Wittbrodtem, niegdyś rektorem Politechniki Gdańskiej i ministrem edukacji narodowej, rozmawiamy o jego karierze naukowej i muzycznej, o młodych
pracownikach nauki oraz o języku kaszubskim.
Niedawno obchodził Pan Profesor jubileusz 40-lecia pracy naukowej. Jak
dzisiaj oceniłby Pan ten czas? Jakie
plany udało się zrealizować?
Minione czterdziestolecie było owocne. Trudno natomiast powiedzieć, jakie plany udało mi się zrealizować, bo
takich daleko idących nie miałem. Gdy
kończyłem studia, to nie wiedziałem,
jaka będzie moja droga zawodowa. Raczej było to tak, że decyzje podejmowałem prawie na bieżąco. Wpływ na mnie
wywierali ludzie, których spotykałem na
swojej drodze. Miałem wspaniałych profesorów, szczególnie prof. Jana Kruszewskiego, który zachęcał i skutecznie przekonywał mnie do zajęcia się badaniami
naukowymi. Początkowo myślałem, że
będę się realizował jako inżynier w przemyśle. To się nie sprawdziło, zostałem na
uczelni. Potem wszystko jakby samo się
potoczyło. Konsekwentnie i z dużym zainteresowaniem zajmowałem się badaniami naukowymi i dydaktyką.
Skoro nie chciał Pan zostać nauczycielem akademickim, to z czym wiązał Pan swoją przyszłość?
Miałem szansę zostać muzykiem. Gdy
byłem w średniej szkole, grałem w zespole muzycznym Poszukiwacze. Były
to lata 60. i 70., czasy Beatlesów i Shadowsów. Graliśmy w Miejskim Domu
Kultury w Rumi. Podczas wakacji grywaliśmy na tzw. non stopach nawet
dwa dni w tygodniu. Na nasze koncerty przychodziło dużo młodzieży, także
z Wejherowa i Gdyni. Podczas studiów
na Politechnice Gdańskiej musiałem
podjąć decyzję, czy dalej zajmować się
muzyką, ale musiałaby to być muzyka
profesjonalna. Na początku czwartego
roku studiów zdecydowałem, że kończę
z muzyką. Zająłem się na dobre nauką.
Jak wyglądał początek Pana naukowej kariery…
Początki zawsze są trudne, ale ja nie miałem większych problemów ze względu na
dobre podstawy z matematyki i fizyki.
Słyszałem potem, kiedy już pracowałem
na uczelni, że wykładowcy wręcz obawiali się mnie, ponieważ często zadawałem
pytania, na które czasem trudno im było
odpowiedzieć. Musieli bardziej się przykładać do zajęć. Trafiłem do dobrego zespołu, który był pionierski we wdrażaniu
w Polsce metod komputerowych w mechanice. Miałem też dobry kontakt ze studentami – dzięki doświadczeniu muzyka.
Oprócz muzyki dorabiałem, udzielając korepetycji, bo moi rodzice nie byli zamożni.
Współpracę z młodzieżą cenię sobie najbardziej. Pochwalę się, że dwa lata temu
w internetowej ankiecie zostałem najwyżej oceniony przez studentów Wydziału
Mechanicznego, na którym pracuję od początku mojej kariery naukowej.
Pan Profesor jest nie tylko uczonym, ale także politykiem i społecznikiem. Był Pan też ministrem edukacji narodowej.
Moja kariera rozwijała się stopniowo,
krok po kroku, chociaż stosunkowo
szybko. Zanim zostałem rektorem, byłem dziekanem, a jeszcze wcześniej prodziekanem. W ten sposób poszerzał się
zakres moich obowiązków. Jako rektor
przewodniczyłem Radzie Rektorów Pomorza Nadwiślańskiego, więc zajmowałem się problemami wszystkich rodzajów
szkół naszego regionu. Przewodniczyłem
też Konferencji Rektorów Polskich Uczel-
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 13
Fot. Maciej Stanke
ni Technicznych. To pozwalało na wchodzenie w coraz szersze zagadnienia. Później byłem wiceprzewodniczącym Rady
Głównej Szkolnictwa Wyższego. Dopiero po tych wszystkich doświadczeniach
zostałem ministrem edukacji narodowej.
Jako senator, byłem członkiem Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy
oraz przewodniczyłem polskiej delegacji
parlamentarnej w konferencji państw
Morza Bałtyckiego. Dopiero potem zajmowałem się sprawami Unii Europejskiej, uczestniczyłem w spotkaniach
i dyskusjach na temat naszego członkostwa i korzyści z tym związanych. Nowym dla mnie doświadczeniem była też
praca w Konwencie Europejskim, który
przygotowywał projekt obowiązującego dzisiaj Traktatu Lizbońskiego. Z tych
wszystkich doświadczeń wynika, co powtarzam zawsze moim studentom, że
młody człowiek nigdy nie wie, czym się
będzie zajmował w przyszłości. Jestem
zwolennikiem budowania na dobrych
podstawach szerokiej wiedzy ogólnej.
Ułatwia to specjalizację, która następuje później, w zależności od aktualnych
13
2012-10-30 16:46:22
nasi uczeni
potrzeb. Z moich osiągnięć najbardziej
sobie cenię tytuł naukowy profesora, na
który trzeba było solidnie zapracować.
Realizacja tak wielu rzeczy jednocześnie
wymaga dobrej organizacji czasu pracy
i konsekwencji.
A skąd zainteresowanie Kaszubami
i zaangażowanie w sprawy społeczności lokalnej?
Kaszubami interesowałem się od początku. Mój ojciec był Kaszubą, urodził się w Rumi. Cała jego rodzina mówiła po kaszubsku. A moja mama nie
była stąd. Podczas II wojny światowej
ojciec, jako gdyński kosynier, po zatrzymaniu został wywieziony do obozu koncentracyjnego w Dachau. Mamę
– Rosjankę – wywieziono do Niemiec
na roboty, pracowała w obozie w Dachau. Pobrali się po wojnie w Niemczech, a potem przyjechali do Rumi.
Ze względu na moje korzenie zawsze
byłem związany z Kaszubami. Do działalności w Zrzeszeniu Kaszubsko-Pomorskim namówili mnie prof. Józef
Borzyszkowski i prof. Brunon Synak.
Spotkałem się z nimi w Radzie Rektorów Pomorza Nadwiślańskiego. Borzyszkowski był wówczas wicewojewodą, a Synak prorektorem Uniwersytetu
Gdańskiego. Był to początek mojej aktywności społecznej. Potem z prof. Józefem Borzyszkowskim współtworzyłem
Instytut Kaszubski. Jako minister edukacji narodowej wiedziałem, jak ważna
jest ścieżka edukacji regionalnej i nauka języka kaszubskiego. MEN, którym
wówczas kierowałem, wsparł finansowo wydanie kaszubskiego elementarza
[Witołd Bòbrowsczi i Katarzëna Kwiatkòwskô, Kaszëbsczé abecadło. Twój pierszi
elementôrz, Gdańsk 2000 – przyp. red.].
W świecie globalnym człowiek znajduje
równowagę na poziomie regionalnym.
Będąc członkiem Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, w tym
Komitetu Nauki i Technologii, brał
Pan udział w opracowywaniu raportu w sprawie sytuacji młodej kadry
naukowej w Europie. Czy bardzo
zmieniła się sytuacja młodych naukowców od 2001 roku?
Rzeczywiście w 2001 roku przygotowywałem ten raport, byłem jego sprawozdawcą. Sytuacja ta jest zróżnico14
pomerania_listopad_2012new.indd 14
wana, ale niewiele się zmieniła. Mamy
problemy z przedmiotami i naukami ścisłymi, a motywacje do zajmowania się sprawami naukowymi nie
są zbyt zachęcające. Chodzi nie tylko
o wynagrodzenia, ale też o regulacje
dotyczące statusu młodych pracowników naukowych. Jest jeszcze sporo do zrobienia, chociaż trzeba przyznać, że w ostatnich latach w Polsce
wiele w tym zakresie zrobiono. Mogę
wymienić chociażby środki finansowe
adresowane do młodych pracowników
nauki na realizację projektów badawczych, czy też stypendia dla podejmujących studia na kierunkach ścisłych.
W Unii Europejskiej finansowane są
projekty związane z mobilnością kadr.
Sprzyjają one zbieraniu doświadczeń
w innych ośrodkach naukowych poza
macierzystą uczelnią i krajem.
Niedawno obchodziliśmy Dzień Edukacji Narodowej. Proszę powiedzieć,
czy łatwo jest dzisiaj zostać dobrym
nauczycielem?
Wbrew pozorom wcale nie jest to takie
łatwe. Nie każdy ma predyspozycje do
bycia nauczycielem. Ważne są zarówno
kompetencje w zakresie psychologii, jak
i nowoczesna, aktualna wiedza wyniesiona z uczelni. Nauczyciel musi umieć
ułożyć sobie właściwe relacje z uczniami, zainteresować ich przedmiotem, pobudzać ciekawość, czynić ich kreatywnymi. To wymaga specjalnego podejścia
i ogromnego wysiłku. Dzisiaj mamy sytuację szczególnie trudną, jeżeli chodzi
o możliwość podjęcia pracy przez kończących studia pedagogiczne. Ze względów demograficznych znacząco spada
liczba młodzieży, więc nauczycieli ra-
czej się zwalnia, niż przyjmuje do pracy. Młodzi nauczyciele, nawet świetnie
przygotowani, mają trudności ze znalezieniem pracy. Pomimo to nadal jest
bardzo duże zainteresowanie studiami pedagogicznymi. Dodam jeszcze, że
w Polsce nie brak wielu bardzo dobrych
nauczycieli. Przewodnicząc Kapitule ds. Honorowych Profesorów Oświaty, działającej przy ministrze edukacji,
mam możliwość oceniania wniosków
i dorobku nauczycieli – u wielu jest on
imponujący.
Co sądzi Pan o obecnej sytuacji nauczania języka kaszubskiego?
Warunki prawne i finansowe nauczania języka są bardzo dobre. Jednak aby
móc je w pełni wykorzystać, trzeba pamiętać o dwóch istotnych elementach.
Pierwszy, to przygotowanie odpowiedniej liczby nauczycieli. Jest lepiej, niż
było 10–12 lat temu, ale wciąż jest ich
za mało. Znam takie przypadki, jak
chociażby w Szkole Podstawowej nr 1
w Rumi, gdy bardzo trudno było znaleźć nauczyciela chcącego podjąć pracę. Drugi element wiąże się z pobudzaniem zainteresowania językiem wśród
młodzieży i rodziców, z przekonaniem
ich, jak ważna jest edukacja regionalna, której istotną część stanowi język
kaszubski. To nasza kultura i nasze
dziedzictwo, w to warto inwestować.
Trzeba zachęcać np. poprzez zabawę,
poprzez organizowanie różnego rodzaju
konkursów. Sprzyja temu także umieszczanie nazw miejscowości w języku kaszubskim. Warunki mamy zatem odpowiednie, a reszta zależy od nas samych.
Rozmawiała Katarzyna Główczewska
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:22
Przyjaciel
Skra Ormuzdowa 2011
„wysłannika Ormuzda”
Drëch „Òrmùzdowégò
pòsélca”
ANDRZEJ BUSLER
Człowiek skromny i pracowity. Chemik, bibliofil, miłośnik kaszubszczyzny i regionalista, działacz gdańskiego oddziału ZKP. Tak najkrócej można by opisać Jerzego Nacla
– laureata Skry Ormuzdowej 2011.
Człowiek skrómny i robòcy. Chemik, miłotnik ksążczi, rozlubiony w kaszëbiznie i regionie, dzejôrz gduńsczégò partu KPZ. Tak krótkò rzekłszë, bë mógł òpisac Jerzégò
Nacla – ùczestnionégò Skrą Òrmùzdową 2011 rokù.
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 15
15
2012-10-30 16:46:24
Òrmùzdowô Skra 2011 rokù
Wspólne drogi
z Wojciechem Kiedrowskim
Podczas uroczystości wręczenia
Skier Ormuzdowych, która odbyła się
14 lutego br. w Ratuszu Starego Miasta
w Gdańsku, Jerzy Nacel ze wzruszeniem wspominał nieżyjącego przyjaciela Wojciecha Kiedrowskiego, trafnie
nazwanego przez Kazimierza Ostrowskiego (w jednym z artykułów) – wysłannikiem Ormuzda. To dzięki niemu
przed laty wrócił na kaszubską stegnę.
Drogi dwóch przyjaciół krzyżowały się wielokrotnie. Urodzili się w tym
samym roku – 1937 – i młodość spędzili w Kartuzach. Rodziny Jerzego
Nacla i Wojciecha Kiedrowskiego łączą podobne smutne wojenne losy. Ich
ojców zamordowali hitlerowcy. Ojciec
Jerzego – Paweł Nacel pochodzący
z Kociewia i należący w okresie międzywojennym do Polskiego Związku
Zachodniego, został rozstrzelany 14
września 1939 roku niedaleko Kartuz wraz z sześcioma innymi Polakami, także mieszkańcami tego miasta.
Dziś o tym tragicznym wydarzeniu
przypomina obelisk z nazwiskami
pomordowanych. Matka Jerzego i jego
brata Henryka – Marta Nacel (Kaszubka z Klukowej Huty) zdołała przetrwać
z dziećmi wojenną zawieruchę dzięki
pomocy rodziny.
Po wojnie Jerzy i Wojciech uczęszczali do tej samej klasy w Szkole Podstawowej w Kartuzach. Ponownie znaleźli się w jednej klasie w kartuskim
Liceum im. Hieronima Derdowskiego.
Jerzy Nacel, wspominając ten okres,
mówi, że jedyną widoczną oznaką kaszubskości w tej szkole był portret Hieronima Derdowskiego wiszący w holu.
Nauczyciele byli w większości spoza terenu Kaszub, o historii i kulturze tego regionu nie wspominano podczas lekcji – dodaje. Po maturze wybrali tę samą uczelnię,
Pòspólné drodżi
z Wòjcechã Czedrowsczim
Òb czas ùroczëznë wrãcziwaniô
Skrów Òrmùzdowëch, jakô mia môl 14
gromicznika latoségò rokù w Rôtëszu
Stôrégò Miasta we Gduńskù, Jerzi
Nacel ze wzrëszenim wspòminôł nieżëjącégò drëcha Wòjcecha Czedrowsczégò, ùdało pòzwónégò przez Kadzmierza Òstrowsczégò (w jed nym
z artiklów) – pòsélcã Òrmùzda. To za
jegò sprawą przed latama wrócył na
kaszëbską stegnã.
Drodżi dwùch drëchów parłãcziłë
sa wiele razy. Ùrodzëlë sã tegò samégò
rokù – 1937 – i młodectwò spãdzelë
w Kartuzach. Rodzëznë Jerzégò Nacla
i Wòjcecha Czedrowsczégò parłãczą
juwerné smùtné wòjnowé kawle. Jich
òjców zamòrdowelë hitlerowcë. Òjc
Jerzégò – Paweł Nacel – pòchôdający
z Kòcewiégò i przënôleżący w midzëwòjnowim cządze do Pòlsczégò Zôpadnégò Związkù, béł stracony (zastrzélony) 14 séwnika 1939 rokù niedalek Kartuz razã z szesc jinszima
Pòlôchama, téż mieszkańcama tegò
miasta. Dzys wdôrã tegò tragicznégò
zdarzeniô je òbelisk z nôzwëskama
pòmòrdowónëch. Mëmce Jerzégò i jegò brata Henrika – Marce Nacel (Kaszëbce z Klëkòwi Hëtë) ùdało sã przetrzëmac z dzecama wòjnową chajã
przë pòmòcë rodzëznë.
Pò wòjnie Jerzi i Wòjcech chòdzëlë
do ti sami klasë w Spòdleczny Szkòle
w Kartuzach. Znôwù nalezlë sã w jedny klase w kartësczim Liceùm miona
Heronima Derdowsczégò. Jerzi Nacel,
wdôrzającë nen cząd, gôdô, że jedną le
widzawną òznaką kaszëbskòscë w ti
szkòle béł pòrtret Heronima Derdowsczégò, co wisôł w przechòdze. Szkólny
bëlë we wikszoscë nié z Kaszëb, ò historii
i kùlturze tegò regionu sã nie gôdało na
ùczbach – dodôwô. Pò maturze wëbrelë tã samã ùczbòwniã, Gduńską Pòlitechnikã (GP). Jerzi Nacel rozpòczął
sztudérowanié na Wëdzélu Chemii
GP. Nen czas to pòspólné dzejanié
w Klubie Sztudérów Òrmùzd, założonym przez Wòjcecha Czedrowsczégò.
Ze skòmą dobiwca Skrë Òrmùzdowi
2011 rokù wspòminô sztudencczé wanodżi szëkòwóné przez nôleżników
tegò klubù.
Prowôdnik, chemik,
antikòmùnista
Ju za młodëch lat Jerzi Nacel béł
przëstójnikã bògaceniô swòji wiédzë
przez rézowanié. Òb czas sztudérowaniô jakno prowôdnik PTTK przëbliżôł
wanożnikóm snôżotã Trójgardu.
Pò dwùch latach ùczbë na GP przeniósł sã na Wëdzél Farmaceùticzny
Akademii Mediczny we Gduńskù. Pò
ji skùńczenim zrzesził swòje warkòwé
żëcé z Akademią, òstôł ji didakticznym
prôcownikã. Akademicczim szkólnym
béł do 2003 rokù.
Przez wiele lat pògłãbiwôł swòjã
chemiczną wiédzã, m.jin. zajimôł sã
badérowaniama nad syntezą léków dlô
starogardzczi Pòlpharmë. Je wespółaùtorã ksążczi Encyklopedia zielarstwa
i ziołolecznictwa, chtërna wëszła drëkã
w 2000 rokù. Òpùblikòwôł wiele artiklów ò dzejach kartësczégò aptékarstwa w pismionach „Dziennik Bałtycki”
i „Gazeta Kartuska”. Za to dzejanié dostôł m.jin. Nôdgrodã Bùrméstra Kartuz.
Wiele dało sã zrobic we warkòwim
dzejanim, równak òsoblëwie w pierszich
latach, wielerazowò nie bëło mie letkò
16
pomerania_listopad_2012new.indd 16
Zakończenie Szkoły Podstawowej. Jerzy Nacel drugi z lewej w górnym rzędzie,
Wojciech Kiedrowski w tym samym rzędzie – drugi z prawej. Fot. z archiwum Jerzego Nacla
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:24
Skra Ormuzdowa 2011
Politechnikę Gdańską. Jerzy Nacel rozpoczął studia na Wydziale Chemicznym
PG. Ten czas to wspólna działalność
w Klubie Studentów Ormuzd, założonym przez Wojciecha Kiedrowskiego.
Z nostalgią laureat Skry Ormuzdowej
2011 wspomina studenckie wanogi organizowane przez członków tego klubu.
Przewodnik, chemik,
antykomunista
Już w młodości Jerzy Nacel był
zwolennikiem wzbogacania swej wiedzy poprzez podróżowanie. W czasach
studenckich jako przewodnik PTTK
przybliżał turystom piękno Trójmiasta.
Po dwóch latach nauki na PG przeniósł się na Wydział Farmaceutyczny
Akademii Medycznej w Gdańsku. Po
jej ukończeniu związał się z Akademią
zawodowo, został jej pracownikiem
dydaktycznym. Nauczycielem akademickim był do 2003 roku.
Przez wiele lat pogłębiał swą wiedzę chemiczną, m.in. zajmował się badaniami nad syntezą leków dla starogardzkiej Polpharmy. Jest współautorem Encyklopedii zielarstwa i ziołolecz-
nictwa, która ukazała się w roku 2000.
Opublikował sporo artykułów o historii kartuskiego aptekarstwa w „Dzienniku Bałtyckim” oraz „Gazecie Kartuskiej”. Za tę działalność otrzymał m.in.
Nagrodę Burmistrza Kartuz.
Wiele udało się zrobić w pracy zawodowej, jednak szczególnie w pierwszych
latach, wielokrotnie nie było mi łatwo
z moimi poglądami. Zawsze byłem antykomunistą i przeciwnikiem systemu
socjalistycznego. Takie były i są moje
poglądy – podsumowuje. W czasach
stanu wojennego organizował pomoc
materialną dla prześladowanych i pozbawionych pracy przez władze komunistyczne.
Powrót na kaszubską stegnę
Od czasów studenckich minęło prawie pół wieku. Pewnego dnia, w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych
ubiegłego stulecia, spotkał swojego
dawnego kolegę ze szkolnej ławy –
Wojciecha Kiedrowskiego. A on zachęcił Jerzego Nacla, by wrócił na kaszubską stegnę. Szczególnie w początkowym
okresie Wojtek był dla mnie świetnym
sëniãtëch òd robòtë przez kòmùnisticzné przédnictwò.
Przë òdsłoniãcym tôflë ùwdôrzający pierszą aptékã
w Kartuzach. Òdj. z archiwùm Jerzégò Nacla
z mòjima pòzdrzatkama. Jô béł wiedno antikòmùnistą i procëmnikã socjalisticznégò systemù. Taczé bëłë i są mòje
pòzdrzatczi – pòdczorchiwô. W cządze
wòjnowégò stanu szëkòwôł materialné wspiarcé dlô przesladowónëch i òd-
Z nowa na kaszëbsczi stegnie
Òd sztudencczich czasów minãło prawie pół wiekù. Jednégò dnia,
w drëdżi pòłowie dzewiãcdzesątëch
lat ùszłégò stolecégò, pòtkôł swòjégò
dôwnégò drëcha ze szkòłowi ławë –
Wòjcecha Czedrowsczégò. A nen zachãcył Jerzégò Nacla, żebë pòwrócył na
kaszëbską stegnã. Òsoblëwie na zôczątkù Wòjk béł dlô mie bëlnym dorôdcą
i szkólnym kaszëbiznë, prowadzącë mie
przez zôkòla regionalizmù – wdôrziwô
Nacel. Jem sã zrzesził z kaszëbską wespòlëzną, co dzejała przë kòscele sw. Jana
we Gduńskù. Zaczãło sã òd szëkòwóny
przez Eùgeniusza Prëczkòwsczégò mszë
swiãti z kaszëbską lëturgią słowa. Pózni
przëszedł czas na pòstãpné ùdbë i jich
realizacjã. Dzys, pò czilenôsce latach
spòlëznowi robòtë, Jerzi Nacel je jednym z liderów kaszëbsczi wespòlëznë.
Je wôrt przëbôczëc, że to prawie
Jerzi Nacel béł jednym z ùdbòdôwców
ùmieszczeniô tôflë z mòdlëtwą „Òjcze
nasz” pò kaszëbskù w kòscele Pater
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 17
Często jest animatorem spotkań na temat Kaszub.
Fot. z archiwum Jerzego Nacla
doradcą i nauczycielem kaszubszczyzny,
prowadząc mnie przez meandry regionalizmu – wspomina Nacel. Związałem się
ze wspólnotą kaszubską działającą przy
kościele św. Jana w Gdańsku. Zaczęło
się od organizowania przez Eugeniusza
Pryczkowskiego mszy świętej z kaszubską liturgią słowa. Później przyszedł czas
na dalsze pomysły i ich realizację. Dziś,
po kilkunastu latach społecznej pracy,
Jerzy Nacel jest jednym z liderów tej
kaszubskiej wspólnoty.
Warto przypomnieć, że to właśnie Jerzy Nacel był jednym z pomysłodawców
Noster, òb czas słôwny pielgrzimczi
Kaszëbów do Zemi Swiãti w 2000 rokù.
Na szlach ti ùdbë i ji aùtora mòże trafic w archiwalnëch numrach „Nordë”
– kaszëbsczégò dodôwkù do gazétë
„Dziennik Bałtycki”. W tim samim
rokù dobiwca Skrë Òrmùzdowi 2011
òstôł nôleżnikã gduńsczégò partu Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô.
Sétmë lat pózni òbjął stanowiszcze
jegò sekretérë, a w dérëjący kadencji
je nôleżnikã Zarządu KPZ Gduńsk.
Z jegò inicjatiwë bëła òdsłoniãtô tôfla
ùwdôrzającô pierwòszną lokalizacjã
Tôrgù Kaszëbsczégò we Gduńskù.
Wchôdającë na nowò na kaszëbską
darżëcã, wrócył téż do kaszëbsczégò
jãzëka. W swòjim dodomie czuł tã
mòwã kòżdégò dnia òd matczi i dzélu
familii. Pózni, pò zamieszkanim we
Gduńskù, ju le tej sej. Równak melodiô jãzëka wësësónô z mlékã mëmczi òstôwô na wiedno w najim môgù,
a mòże w sercu… Pò tëli latach nie bëło
letkò z nowa ùżëwac kaszëbiznë, tim
barżi, że na swiece wiele sã zmieniło przez slédné pół wiekù. Chto pierwi
czuł ò internece, kòmpùtrach, mòbilkach?
17
2012-10-30 16:46:24
Òrmùzdowô Skra 2011 rokù
umieszczenia tablicy z modlitwą „Ojcze
nasz” po kaszubsku w kościele Pater
Noster, podczas słynnej pielgrzymki
Kaszubów do Ziemi Świętej w 2000
roku. Na ślad tego pomysłu i jego
współautora natrafiamy w archiwalnych numerach „Nordy” – kaszubskiego dodatku do „Dziennika Bałtyckiego”.
W tym samym roku laureat Skry Ormuzdowej 2011 wstąpił do gdańskiego
oddziału Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Siedem lat później pełnił funkcję
jego sekretarza, a w obecnej kadencji
jest członkiem Zarządu ZKP Gdańsk.
Z jego inicjatywy odsłonięto tablicę
upamiętniającą dawną lokalizację Targu Kaszubskiego w Gdańsku.
Ponownie wstępując na kaszubską
drogę, wrócił także do języka kaszubskiego. W swoim rodzinnym domu
słyszał tę mowę codziennie z ust matki
i części rodziny. Później, po osiedleniu
się w Gdańsku, niestety rzadziej. Jednak melodia języka wyssana z mlekiem
matki pozostaje na zawsze w naszym
umyśle, a może w sercu... Po tylu latach
nie było łatwo zacząć się posługiwać
kaszubszczyzną, tym bardziej, że na
świecie wiele zmieniło się przez ostatnie
pół wieku. Kto słyszał kiedyś o internecie,
komputerach, telefonach komórkowych?
Jak je nazwać po kaszubsku? W Zrzeszeniu Kaszubsko-Pomorskim powróciłem do
rodny mòwë. Sporo ćwiczyłem w samotności, czytając na głos całe rozdziały powieści o Remusie, nagrywałem swój głos.
Odsłuchując tego później, starałem się wychwytywać błędy – wspomina Jerzy Nacel.
Dziś płynnie mówi w matczynej mowie,
wielokrotnie uczestniczy w oprawach
mszy świętej z kaszubską liturgią słowa.
Kaszubsko-pomorski bibliofil
Obecnie trwają prace nad wydaniem jego książki dotyczącej chemii.
Tym razem język kaszubski zaistnieje
w dziele związanym nie z wiedzą humanistyczną, lecz z naukami ścisłymi.
Od blisko dwudziestu lat Jerzy Nacel
jest mieszkańcem gdańskiej dzielnicy
Jasień, w której mieszka wielu Kaszubów. Regały w jego pracowni uginają
się od regionalnej literatury. Do perełek w jego księgozbiorze należą pierwsze, przedwojenne wydania epopei kaszubskiej Żëcé i przigòdë Remùsa. Pasja
głos. Pózni jem tegò słëchôł i miôł starã
wëchwëcëc wszëtczé fele – wspòminô
Jerzi Nacel. Dzys głôdkò pòsługiwô sã
mòwą matczi, wielerazowò je bëtnikã
òprawów mszów swiãtëch z kaszëbską
lëturgią słowa.
Dzél lëstu Wòjcecha Czedrowsczégò
do Jerzégò Nacla z 1959 r.
Jak je nazwac pò kaszëbskù? W Kaszëbskò-Pòmòrsczim Zrzeszenim jô sã copnął
do rodny mòwë. Dosc tëli jem cwicził
w sómnoce, czëtającë w głos całé rozdzéle
romana ò Remùsu, nagriwôł jem swój
18
pomerania_listopad_2012new.indd 18
Kaszëbskò-pòmòrsczi biblofil
Terôczasno trëwają prôce nad wëdanim jegò ksążczi tikający sã chemii.
Tą razą kaszëbsczi jãzëk bãdze miôł
swòje bëcé w dokazu sparłãczonym nié
z hùmanisticzną wiédzą, le z nôùkama
matematiczno-nôtërnyma.
Òd prawie dwadzesce lat Jerzi Nacel je mieszkańcã gduńsczégò dzélu
miasta – Jasenia, gdze mieszkô wiele
Kaszëbów. Pòlëce w jegò warkòwni
ùdżibają sã òd regionalny lëteraturë.
Do perlów w jegò knégòzbiérze nôleżą pierszé, przedwòjnowé wëdania
kaszëbsczi epòpeji Żëcé i przigòdë Remùsa. Biblofilskô pasjô Nacla je widzec téż w artiklach pùblikòwónëch
w cządnikù „Pomerania”, gdze wiele
razy dôwôł tekstë ò kaszëbsczich szlachach òdkrëwónëch w rozmajitëch
òbrëmiach.
bibliofilska Nacla przejawia się także
w artykułach publikowanych w „Pomeranii”, w której wielokrotnie zamieszczał teksty o kaszubskich śladach
odkrywanych w różnych dziedzinach.
Rok temu zorganizował wyjazd
gdańskich Kaszubów na Litwę. Głównym punktem tej wycieczki było przekazanie kaszubskiej wersji Pana Tadeusza wileńskiemu Muzeum im. Adama
Mickiewicza. Ze skromności nie wspomina o tym, że kilkakrotnie sponsorował wydania kaszubskich książek.
Ostatnią kaszubską inicjatywą Jerzego
Nacla jest doprowadzenie do uroczystego przekazania repliki figurki Matki Boskiej Sianowskiej jego jasieńskiej
parafii – kościołowi pw. Błogosławionej
Doroty z Mątew. Tę piękną replikę wykonał kaszubski rzeźbiarz Czesław Birr.
Czy ma jakieś marzenia? Chciałbym
upamiętnić i rozpropagować dawne nazewnictwo jednej z kluczowych arterii
Gdańska, Traktu Konnego, w dawnych
czasach nazywanego potocznie Kaschubischen Weg (Kaszubską Drogą).
Życzymy Jerzemu Naclowi, aby i ten
jego pomysł doczekał się realizacji.
Rok temù przëszëkòwôł rézã gduńsczich Kaszëbów na Litwã. Przédnym
pùnktã ti wanodżi bëło przekôzanié kaszëbsczi wersji Pana Tadeùsza
wileńsczémù Mùzeùm miona Adama Mickewicza. Ze skrómnotë nie
wspòminô ò tim, że czile razy béł spònsorã wëdôwaniô kaszëbsczich ksążków. Slédnym kaszëbsczim ùmëslënkã
Jerzégò Nacla je doprowadzenié do
ùroczëstégò przekôzaniô repliczi figùrczi Matczi Bòsczi Swiónowsczi jegò
jaseńsczi parafii – kòscołowi pw. Błogòsławiony Dorotë z Mątew (w chtërnym òna òsta pòswiãconô 6 rujana,
ò czim piszemë w Klëce – dopisënk redakcje). Nã snôżą replikã przëszëkòwôł
kaszëbsczi żłobiôrz Czesłôw Birr.
Czë mô jaczés marzenia? Bëm chcôł
ùwiecznic i rozpòmiónowac dôwné
pòzwë jedny z przédnëch arteriów
Gduńska, Kónnégò Traktu, w dôwnëch
czasach zwónégò w prostim jãzëkù Kaschubischen Weg (Kaszëbską Dargą).
Żëczimë Jerzémù Naclowi, żebë i ta
dejô sã zjiscyła.
Tłomaczenié Danuta Pioch
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:25
pomorskie historie
Opowieść o zapomnianym
Kaszubie (część 2)
Jeszcze trzy dziesięciolecia temu Tadeusz Bolduan umieszczał jego biogram w projektowanym „Kaszubskim słowniku biograficznym”. Dziś nawet członkowie najbliższej rodziny
niewiele potrafią o nim powiedzieć. W części winien jest temu sam bohater niniejszego artykułu – Wiktor Zarach – bo w różnych okresach życia celowo koloryzował i wyolbrzymiał
jedne elementy swojej drogi życiowej, a pomniejszał czy pomijał inne.
B O G U S Ł AW B R E Z A
Wygrana bitwa
w przegranej kampanii
Dwadzieścia pięć lat po wojnie
Wiktor Zarach tak opisywał, jak spędził ostatnie godziny pokoju: „W nocy
dnia 31 sierpnia 1939 r. na 1 września
1939 r. przyjechałem na stację Chojnice, gdzie stwierdziłem, że pociągi
tranzytowe z Firchau do Malborga
[tak w oryginale – BB] nie są z Niemiec wysyłane, co słusznie wzbudziło podejrzenie, że wybuch wojny jest
bliski. Wydałem wtedy ówczesnemu
zawiadowcy stacji ob. Janowi Mokwie
szczegółowe instrukcje o konieczności
nawiązania łączności z Dowództwem
Wojskowym na wypadek zauważenia
jakichkolwiek ruchów podejrzanych
w rejonie torów prowadzących ku granicy niemieckiej”. To zarządzenie bohatera niniejszego artykułu miało się
przyczynić do wzmożenia czujności
chojnickich kolejarzy, co zaowocowało odparciem przez polskich żołnierzy
niemieckiego pociągu pancernego,
który wczesnym rankiem 1 września
wtargnął na stację w Chojnicach.
Jest oczywiste, dlaczego W. Zarach
przytoczył akurat to wspomnienie.
Chciał, by potomni zauważyli jego
wkład w ten, stosunkowo często opisywany przez polskich historyków,
krótkotrwały triumf polskiego oręża
w zakończonej klęską kampanii wrześniowej. Zapewne też nie mógł przy-
Kurs haftu – Koscierzyna 1927 r. Krzyżykiem zaznaczona Jadwiga Zarach (z domu Koska).
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 19
toczyć więcej podobnych wydarzeń ze
swoim udziałem. Wraz z wycofującymi
się z Pomorza oddziałami armii „Pomorze” przybył do Warszawy. Tutaj został
zdemobilizowany i najprawdopodobniej
przed nacierającymi wojskami niemieckimi udał się w kierunku wschodniej
granicy ówczesnego państwa polskiego. Dotarł aż do Łunińca na dzisiejszej
Białorusi. O pobycie w tej miejscowości
nie opowiadał, musiałby przecież wspomnieć o wkroczeniu wojsk radzieckich na terytorium Polski, a to nie był
wdzięczny temat w polskich powojennych realiach przed rokiem 1989.
Odważny księgowy
Z Łunińca Wiktor Zarach wrócił na
Pomorze. W Bydgoszczy dowiedział się
od znajomych, że w Chojnicach był poszukiwany przez okupacyjną policję.
Wiedział już, czym to grozi. Nie wrócił
więc do Chojnic, lecz zaczął się ukrywać u krewnych żony w powiecie kościerskim. Aresztowany, został umieszczony w areszcie w Wysinie, z którego
po dwóch dniach – jak wspominał –
zbiegł z jednym z mieszkańców pobliskiej Iłownicy. Schronił się na terenie
Generalnego Gubernatorstwa. Istnieje
również inna wersja tych wydarzeń.
Według niej po prostu został tam wysiedlony przez hitlerowskie władze, tak
jak wielu innych polskich mieszkańców
powiatu kościerskiego. Niewątpliwie
Niemcy nie poznali jego prawdziwej
tożsamości, bo ją ukrywał, podszywając się pod swojego młodszego brata,
Alberta Saracha. Zarówno podczas
okupacji, jak i w początkowym okresie
19
2012-10-30 16:46:25
pomorskie historie
po wyzwoleniu posługiwał się dokumentami wystawionymi na jego nazwisko.
Początkowo przebywał w Jurkach
w podwarszawskim powiecie grójeckim. Następnie przeniósł się do wsi Sucha w gminie Białobrzegi Radomskie.
(Po wojnie – przez dwa lata – ta gminna miejscowość była jedyną w Polsce
wsią, która była też siedzibą powiatu).
Tutaj znalazł zatrudnienie w miejscowym majątku – będącym pod zarządem SS – jako księgowy. Pozwoliło mu
to na sprowadzenie najbliższej rodziny,
ewakuowanej z Chojnic w ostatnich
dniach sierpnia 1939 r. w głąb Polski.
Pracę ułatwiła mu świetna znajomość
języka niemieckiego i niemieckiej psychiki. Zachowane dokumenty ujawniają, że stać go było – jako polskiego pracownika – na wręcz niezwykłą
w ówczesnej sytuacji cywilną odwagę,
a nawet na publiczne przeciwstawienie
się żądaniom niemieckich pracodawców, i to w mundurach SS. Gdy jednak nie pozdrowił Niemca i odmówił
niezwłocznego okazania dokumentów
w trakcie kontroli, podnosząc liczne
zastrzeżenia formalne, został dotkliwie
pobity, stracił kilka zębów i omal nie
trafił do obozu koncentracyjnego.
dowódcą „grupy w Suchej”. Przyjął
pseudonim „Rotkiw”, od swojego prawdziwego imienia Wiktor czytanego od
końca. Z działalności podziemnej najbardziej zapamiętał dwa wydarzenia.
Jednym z nich było zdobycie pieniędzy
na potrzeby organizacji poprzez sprzedaż płodów rolnych z magazynów SS
pod fikcyjnymi nazwiskami okolicznych chłopów. Drugim – uczestniczenie w 1943 r. w nieprzyjemnej akcji
ogolenia głowy właścicielce sąsiedniego majątku, żonie polskiego oficera
będącego w niewoli, która współżyła
z niemieckim urzędnikiem. Po wojnie
szczycił się jednak bardziej – całkiem
zasadnie – czym innym. Wspólnie
z żoną z narażeniem życia od 1943 r. do
1945 r. ukrywał i utrzymywał Żydówkę, Irenę z Kelhofferów Zielińską.
Ostatnie miesiące okupacji – nadal działając w konspiracji – spędził
w majątku w Złotym Potoku, w powiecie częstochowskim (w XIX w. stanowiącym własność Zygmunta Krasińskiego). Tutaj, 16 stycznia 1945 r.,
zastało go „wyzwolenie” przez Armię
Czerwoną. Jak można przypuszczać
z powodu swojej przynależności do
AK, został aresztowany przez tworzącą się Milicję Obywatelską. Zwolniony
12 lutego 1945 r., jeszcze w tym miesiącu powrócił na Pomorze. Natychmiast
znalazł zatrudnienie – co można uznać
za miarę jego operatywności – w zarządzie upaństwowionych majątków
ziemskich w powiecie sępoleńskim:
Iłowie, Komierowie, Rogalinie, Sośnie
i Skarpie.
Uprawnione jest stwierdzenie, że
wszedł w skład ówczesnej elity władzy
tego powiatu, pełniąc także inne funkcje, w tym przewodniczącego Rady
Nadzorczej „Samopomocy Chłopskiej”
w Sępólnie oraz członka tamtejszego
Prezydium Powiatowej Rady Narodowej. W powiecie sępoleńskim był też
„czynnym członkiem Milicji Obywatelskiej” i w tym charakterze przyczynił się do uwolnienia dwóch funkcjonariuszy bezpieczeństwa, ujętych
przez jedną z działających wtedy grup
przeciwników ustroju socjalistycznego i polityczno-militarnej dominacji
Związku Radzieckiego.
Od AK do MO
W 1942 r. wstąpił do Armii Krajowej, był nawet w jej strukturach
Nie chciał zdejmować krzyży
W 1948 r. przeprowadził się do
Chojnic, gdzie był kierownikiem Cen-
Wiktor Zarach
20
pomerania_listopad_2012new.indd 20
trali Rybnej oraz prezesem Rejonowej
Spółdzielni Ogrodniczej. W tym mieście udzielał się też w działalności Polskiej Partii Socjalistycznej, której był
członkiem od 1945 r. Pełnił w niej między innymi funkcję przewodniczącego
Koła Miejskiego. Jednak już w 1948 r.
został z niej wykluczony „za odchylenia prawicowe”, co według relacji córki
oznaczało sprzeciw wobec zdejmowania krzyży z pomieszczeń budynków
użyteczności publicznej. Od tej decyzji
wnieśli sprzeciw pracownicy Centrali
Rybnej, a on sam bezskuteczne odwołanie.
Miało to ważkie konsekwencje dla
jego dalszych losów. Jego temperament
nie pozwolił mu trzymać się daleko od
polityki. Swoją aktywność na tym polu
zaczął realizować w jednym ze stronnictw satelickich PZPR – Stronnictwie
Demokratycznym (SD). Po raz kolejny
zmienił miejsce zamieszkania. W 1950 r.
osiadł w Koszalinie. Pełnił tam kilka
funkcji kierowniczych, w tym kierownika działu budownictwa i inwestycji
w Wojewódzkiej Komisji Planowania
Gospodarczego, dyrektora Koszalińskich Zakładów Gastronomicznych,
zastępcy kierownika Wydziału Budownictwa Prezydium Wojewódzkiej
Rady Narodowej. Był członkiem Prezydium Miejskiego Frontu Jedności
Narodu, Prezydium Wojewódzkiego
Komitetu SD, wieloletnim radnym
miejskim, nadal udzielał się w organizacjach spółdzielczych. W prasie koszalińskiej publikował artykuły, które
choć w socjalistycznej otoczce ideologicznej, jednak poruszały rzeczywiste
ówczesne problemy społeczno-gospodarcze, jak wolne tempo odgruzowywania Koszalina, kłopoty z naprawą
sprzętu rolniczego itp.
Twórca TRZZ
Chociaż z dzisiejszej perspektywy
może się to wydać zaskakujące, jednak
za swój największy – kto wie, czy nie
życiowy – sukces uznał w tym czasie
wkład, jaki podobno włożył w zainicjowanie powstania Towarzystwa Rozwoju Ziem Zachodnich (TRZZ). Wszystko
zaczęło się w 1956 r., gdy jako przewodniczący delegacji Miejskiego Frontu
Jedności Narodu wygarnął Przewodniczącemu Rady Państwa Aleksandrowi Zawadzkiemu błędy w zarządzaniu
tzw. ziemiami odzyskanymi. Tak to
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:25
pomorskie historie
opisywali pozostali członkowie delegacji: „Po zreferowaniu przez W. Zaracha
sprawy zaniedbania i niewłaściwego,
zdaniem delegacji, traktowania Ziem
Zachodnich przez władze centralne,
w wyniku czego dochodzi do większej dekapitalizacji istniejących nieczynnych obiektów przemysłowych,
stagnacji życia gospodarczego, kulturalnego i społeczno-politycznego, rodzącego poczucie tymczasowości Ziem
Zachodnich, i może być wykorzystane
przez rewizjonistów niemieckich, Przewodniczący Rady Państwa zapytał, jak
delegacja widzi perspektywę dalszego
rozwoju gospodarczego i kulturalnego
Ziem Zachodnich. Wtedy [...] W. Zarach
przedstawił konkretny projekt i wysunął wniosek powołania odrębnej organizacji społecznej o krajowym zasięgu
działalności, która zainteresowałaby
całe społeczeństwo tak bogatą i złożoną
problematyką Ziem Zachodnich”.
Przez kolejne dziesięć lat W. Zarach
bezskutecznie zabiegał, by władze centralne oficjalnie potwierdziły, że był
pomysłodawcą założonego formalnie
w 1957 r. TRZZ. Można przypuszczać, że przypisał mu co najmniej rolę
i znaczenie przedwojennego Polskiego
Związku Zachodniego. Nie przewidział, że organizacja ta zostanie jeszcze za jego życia rozwiązana, a niedługo po jego śmierci prawie całkowicie
zapomniana. Nie można mu jednak
odmówić odwagi w podnoszeniu niewygodnych dla socjalistycznych władz
opinii i przebojowości w działaniu.
Działacz społeczno-polityczny
i współtwórca MPiMKP
W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku zapadł na zdrowiu, na co
dodatkowo nałożyły się problemy rodzinne. Przestał pracować zawodowo.
Udało mu się uzyskać – w docenieniu
jego zasług w działalności niepodległościowej i w pracy na ziemiach odzyskanych – rentę specjalną. Przeprowadził
się do Wejherowa, gdzie kontynuował
działalność publiczną. Był członkiem
wielu organizacji, w tym władz powiatowych i wojewódzkich Spółdzielni
Spożywców „Społem”, Frontu Jedności
Narodu, Związku Bojowników o Wolność i Demokrację, Zjednoczonego
Związku Emerytów, Rencistów i Inwalidów. Należał też do aktywnych
członków Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, pełnił w nim między innymi funkcję przewodniczącego Głównego Sądu Koleżeńskiego. Na co dzień
aktywnie udzielał się w oddziale wejherowskim tej organizacji, jak wspomina były jej prezes, Stanisław Pestka,
był jego „dobrym duchem”.
Nie zaprzestał też działalności politycznej. Był zastępcą przewodniczącego komitetu powiatowego SD. Kilkakrotnie został radnym powiatowym
i przewodniczącym klubu radnych SD
oraz pełnił kilka funkcji w ówczesnej
radzie powiatu. Kiedy się przegląda
protokoły z jej posiedzeń, uderza jego
wyróżniająca aktywność. Zabierał często głos w bardzo różnorodnych sprawach nurtujących wtedy społeczność
powiatową. Autor tego artykułu zwrócił szczególną uwagę na fakt, że to on
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 21
w 1968 r. zgłosił wniosek o przekazanie
projektowanemu Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej
(MPiMKP) w Wejherowie wolnego
lokalu, by mogło ono zostać „uruchomione”. Ze specjalnego podziękowania,
które otrzymał od pierwszego kierownika Muzeum Pawła Labudy, wynika,
że udzielał się też w innych kwestiach
związanych z powstaniem tej instytucji, należy więc go zaliczyć do jej
współtwórców. Dowodzi to, że jest
błędem ograniczanie grona twórców
MPiMKP do członków jego Komitetu
Organizacyjnego i ówczesnych luminarzy ruchu kaszubsko-pomorskiego.
Otrzymał znaczną liczbę odznaczeń, wyróżnień i dyplomów, w tym
Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia
Polski, Krzyż Partyzancki, odznakę
„Za zasługi w rozwoju województwa
koszalińskiego”, „Zasłużonym Ziemi
Gdańskiej”, „Zasłużony działacz Frontu
Jedności Narodu”, „Zasłużony Działacz
Ruchu Spółdzielczego”, medal „Zwycięstwa i Wolności 1945” i „30-lecia Polski
Ludowej” oraz inne.
Zmarł 4 sierpnia 1974 roku w Gdyni. Został pochowany w Wejherowie,
jednak rok później rodzina przeniosła
jego zwłoki na cmentarz w Koszalinie.
Autor dziękuje rodzinie W. Zaracha
– szczególnie córce Halinie Korczyńskiej
z Koszalina i wnukowi Maciejowi Zarachowi z Rumi – za użyczone dokumenty,
fotografie i udzielone relacje.
21
2012-10-30 16:46:25
mądrze zagospodarujmy Gdańsk
Dzielnica, która czeka
na lepsze czasy
Biskupia Górka to oficjalnie śródmieście Gdańska. W rzeczywistości jest miejscem osobnym, oddzielonym od Głównego Miasta ruchliwą trasą WZ. Mało kto zapuszcza się tu bez
potrzeby. W powszechnym wyobrażeniu nie ma nawet po co – bo bieda, bo alkohol i jest
niebezpiecznie. Jeśli jednak uważniej przyjrzymy się tej dzielnicy, to okaże się, że może być
perłą współczesnego Gdańska.
MAREK ADAMKOWICZ
Piękne dawne czasy
Tym, co wyróżnia Biskupią Górkę, jest jej zabudowa. W odróżnieniu
od historycznego centrum miasta,
gdzie po 1945 r. trzeba było wszystko
podnosić z ruin, tutaj zachowały się
oryginalne budynki. Dziś nadają one
dzielnicy niepowtarzalny klimat, choć
jest to ledwie cień tego, co we Wspomnieniach gdańskiego bówki odmalował
Brunon Zwarra.
Dla Zwarry Biskupia Górka to „kraj
lat dziecinnych”. Urodził się przecież
na ulicy Biskupiej, na niej też dorastał. W czasach jego młodości okolicę
zamieszkiwali głównie Niemcy albo
zniemczeni Kaszubi. Byli to robotnicy i rzemieślnicy, ludzie niezamożni.
Zwarra przywołuje ich z fotograficzną
wręcz dokładnością. Równie wyraźne
jest wspomnienie dawnych sklepów
i zakładów, po których do dziś zachowały się pamiątki w postaci napisów
na murach. Nawet jeśli nie czytało się
Bówki, to samemu można odnaleźć
adres przedwojennej piekarni, restauracji czy miejsca, w którym można
było kupić mleko albo mydło. Gorzej,
gdybyśmy mieli szukać boisk, których
– według Brunona Zwarry – było na
Biskupiej Górce aż pięć (do tego kilka
mniejszych placyków). Przed wojną
rozgrywano na nich mecze ligowe, dziś
byłoby to już niemożliwe.
W odróżnieniu od lat międzywojennych, trudno jest też spacerować
wzdłuż fortyfikacji, chociaż stanowią
22
pomerania_listopad_2012new.indd 22
one wspaniały przykład architektury
militarnej. Niestety, dziś są mocno zdegradowane, trudno więc się dziwić, że
zamiast turystów częściej można tam
spotkać bezdomnych. Wyjątek stanowią XIX-wieczne koszary, które częściowo zostały wyremontowane na
potrzeby Gdańskiej Wyższej Szkoły
Humanistycznej (GWSH).
Na marginesie świata
Mieszkańcy Biskupiej Górki mówią, że czują się zapomniani. W ich
dzielnicy czas zatrzymał się zaraz po
wojnie, kiedy owszem, było tu pięknie,
ale uroda w końcu przeminęła. Jedyną
poważną zmianą, jakiej zaznali w minionych dziesięcioleciach, była budowa
przelotowej trasy WZ, tyle że dla samej dzielnicy niekoniecznie przynio-
sła ona korzyści. Zmieniła natomiast
radykalnie północny skraj Biskupiej
Górki, ponieważ podczas realizowania
tej inwestycji zlikwidowano ul. Stawki.
Zniknęły stojące przy niej domy, a także budynek dawnej szkoły powszechnej, w której miejscu (w przybliżeniu)
znajduje się dzisiaj rondo Groddecka.
Jak zauważa Krystyna Ejsmont,
mieszkanka i radna dzielnicy Śródmieście, do której należy Biskupia Górka, rozpadające się domy to nie tylko
sprawa estetyki. Kryją się za nim konkretne kłopoty. Niby mamy XXI wiek,
a w wielu kamienicach ludzie wciąż korzystają ze wspólnych toalet – mówi. Do
tego czynsze są tu porównywalne z tymi,
jakie płaci się w śródmieściu, ale tym lepszym, na Głównym Mieście. A jakby tego
było mało, są problemy społeczne, które
Próby zaktywizowania mieszkańców Biskupiej Górki podjęło się Stowarzyszenie Waga, które ma swoją siedzibę w dawnym zakładzie fryzjerskim. Fot. Marek Adamkowicz
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:26
mądrze zagospodarujmy Gdańsk
Gdańska widzianą właśnie z tego wzniesienia – wskazuje Jerzy Wołodźko, prezes Fundacji Karrenwall, która wydała
album poświęcony wspomnianemu
artyście. Dzisiaj powtórzenie tego ujęcia
byłoby trudne, bo stoki Biskupiej Górki
porastają drzewa.
Krystyna Ejsmont zwraca uwagę,
że warto byłoby przywrócić widok,
który w niczym nie ustępuje temu,
jaki roztacza się z Góry Gradowej. Konieczna byłaby jednak regulacja drzew,
które notabene są samosiejkami. Warto byłoby też pomyśleć o budowie platformy widokowej. Zapewne byłaby
ona kolejną atrakcją Gdańska.
Atutem tej części Gdańska jest oryginalna, przedwojenna architektura. Fot. Marek Adamkowicz
– o ile wiem – nie zostały dotychczas należycie zdiagnozowane.
Odpowiedzialność za stan dzielnicy można zrzucać na władze, ale po
części, zwłaszcza w kontekście sytuacji
po 1990 r., można ją również wiązać
z brakiem aktywności mieszkańców.
O ile bowiem w innych dzielnicach
gdańszczanie wzięli sprawy w swoje
ręce, o tyle na Biskupiej Górce wciąż
trzeba ich zachęcać, żeby zrobili coś dla
siebie.
Na szczęście pojawiły się jaskółki
zmian. Jedną z nich jest Partnerstwo
dla Biskupiej Górki. To przedsięwzięcie społeczne zrzeszające organizacje,
instytucje, osoby prywatne, słowem
rozmaite podmioty gotowe do pracy
na rzecz urbanistycznej i społecznej rewitalizacji tej części Gdańska.
W październiku minął rok od spotkania w siedzibie GWSH, podczas którego w szerokim gronie społeczników
i przedstawicieli władz miasta zdefiniowano zadania, jakie należy wykonać na Biskupiej Górce. Stwierdzono,
że przede wszystkim trzeba się zająć
umocnieniem terenu i modernizacją kanalizacji (osuwające się skarpy
zagrażają bytowi dzielnicy), tworzeniem wspólnot mieszkaniowych oraz
rewitalizacją społeczną, czyli rozwiązaniem problemów ubóstwa, alkoholizmu, bezrobocia, przestępczości, wyuczonej i dziedziczonej niezaradności
życiowej, a także eksmitowaniem tu
mieszkańców z innych dzielnic, a więc
tworzeniem swoistego getta. Ponadto
zwrócono uwagę na konieczność partnerstwa społeczników i samorządu
w działaniach zmierzających do aktywizacji i integracji mieszkańców.
W ciągu roku, jaki minął od tamtego
spotkania, dało się zauważyć, że na Biskupiej Górce wreszcie coś zaczęło się dziać
– mówi Elżbieta Jachlewska, szefowa
Stowarzyszenia Waga, które działa na
rzecz równouprawnienia kobiet, ale też
stara się ożywić Biskupią Górkę. Lokalni
przewodnicy i przewodniczki oprowadzają po Biskupiej Górce, odbył się tu plener
malarski, dwie wystawy, organizowane
są warsztaty dla dzieci, mieszkańców
i mieszkanek Biskupiej Górki.
Drobnym, acz ciekawym przyczynkiem do rozbudzenia zainteresowania
dzielnicą był projekt „Poczta z widokiem na Biskupią Górkę”. Akcja miała
pomóc w wypromowaniu tej części Gdańska, a jednocześnie służyć podtrzymaniu
tradycji epistolograficznej, którą w naszych czasach zastąpiło pisanie SMS-ów
i maili – tłumaczy Elżbieta Jachlewska.
Zaprosiliśmy ludzi do pisania i przysyłania nam pocztówek, w zamian otrzymywali oni korespondencję zwrotną.
W ramach pocztowego projektu zorganizowane zostały specjalne warsztaty, które poprowadziła pisarka Barbara Piórkowska. Odbyła się też seria
gier miejskich „Zaginiona przesyłka”
oraz otwarto wystawę zdjęć Wojtka
Ostrowskiego. Swoje fotografie dzielnicy sprzed 30 lat skonfrontował on
z wykonanymi współcześnie.
Ostrowski nie jest pierwszym fotografem, który zwrócił uwagę na
walory widokowe Biskupiej Górki. Już
w XIX wieku zrobił to Rudolf Theodor
Kuhn. Kuhn spopularyzował panoramę
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 23
W oczekiwaniu na rok 2014
Urząd Miejski w Gdańsku przekonuje, że dzielnica doczeka się jeszcze
lepszych czasów.
Biskupia Górka jest ujęta w Lokalnym
Programie Rewitalizacji, co oznacza, że dostrzegamy potrzebę rewitalizacji tej wartościowej, historycznej dzielnicy – informuje
Anna Dobrowolska z biura prasowego
UM. Już dziś, przy wsparciu środków finansowych z Urzędu Miasta Gdańska, realizowane są tzw. projekty miękkie, których
celem jest m.in. promocja dzielnicy i walka
z istniejącymi stereotypami.
Jak tłumaczy Anna Dobrowolska,
rewitalizacja obejmująca kompleksowe działania inwestycyjne i społeczne
może rozpocząć się wtedy, gdy pojawi się nowa perspektywa pozyskania
funduszy unijnych na ten cel. Najwcześniej będzie to możliwe po roku 2014
wraz z opracowaniem i upublicznieniem Regionalnego Programu Operacyjnego dla Województwa Pomorskiego na lata 2014–2020.
Obecnie na podstawie dostępnych
materiałów i planowanej diagnozy społecznej dzielnicy jest opracowywana
koncepcja programu rewitalizacji Biskupiej Górki – dodaje Dobrowolska. Już
na tym etapie można powiedzieć, że
brane są pod uwagę działania polegające
na uzupełnianiu istniejących pierzei lub
wprowadzaniu nowych zespołów zabudowy. W kręgu zainteresowań samorządu są też zabytki. To głównie fortyfikacje,
unikatowy kościół menonicki oraz budynki mieszkaniowe o wartościach kulturowych, które tworzą klimat tego miejsca.
Zasługują one nie tylko na ochronę i wyeksponowanie, ale też – w miarę możliwości – na udostępnienie zwiedzającym.
23
2012-10-30 16:46:26
To, które obiekty zostaną poddane
pracom konserwatorskim i budowlanym, zależy od opracowywanych założeń programowych oraz wysokości
przyznanych środków na realizację
projektu rewitalizacyjnego.
Młodzi z inwencją
Niezależnie od planów miasta powstają kolejne pomysły na zagospodarowanie Biskupiej Górki. Niektóre
pochodzą z konkursu „Fortyfikacje
Gdańska i Pomorza. Kultura Autentyczności”, który w tym roku odbył się
w Gdańsku już po raz trzeci. W rywalizacji zorganizowanej przez Centrum Informacji i Edukacji Ekologicznej (CIiEE) Gdańskiej Fundacji Wody
udział wzięli studenci, absolwenci (do
dwóch lat po ukończeniu studiów)
oraz doktoranci uczelni wyższych, zarówno polskich, jak i zagranicznych.
Ograniczenia kierunku studiów nie
było, bo – jak podkreślają organizatorzy – ważna była interdyscyplinarność przedsięwzięcia.
W konkursie chodziło o znalezienie
ciekawych pomysłów na zagospodarowanie obiektów militarnych, czyli bastionów: Zbawiciela, Pośredniego oraz
Ostroróg wraz z podziemną klatką schodową – tłumaczy Katarzyna Sulewska
z CIiEE. Tak też się stało i jest szansa, że
przynajmniej część z nich zostanie wzięta pod uwagę przy rewitalizacji.
Wśród nagrodzonych koncepcji
były plany zagospodarowania obiektów na salę kinowo-wykładową, pomieszczenia dla stowarzyszeń działających na Biskupiej Górce, amfiteatr,
miejsce na ognisko, salę multimedialną, gdzie można się zapoznać z historią
tej części Gdańska. Były też pomysły
adaptacji terenu z naturalną regulacją
zieleni poprzez... wypas kóz oraz wykorzystanie ich pożytków do stworzenia produktu regionalnego. W zwycięskim projekcie, przygotowanym przez
Natalię Kowalską ze Szkoły Głównej
Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie i Bognę Mańkowską z Akademii
Rolniczej w Krakowie, dodatkowo wyeksponowano elementy niderlandzkie,
jakie wyróżniają fortyfikacje Biskupiej
Górki.
Wszystko to brzmi atrakcyjnie. Nasuwa się jednak pytanie: w jakim stopniu będzie to można zrealizować?
24
pomerania_listopad_2012new.indd 24
Republika gniewska
1919–1920
– najmniejsze państwo
ówczesnego świata
Przetrwała ponad pół roku. W jej skład wchodziły 102 miejscowości. Miała swojego prezydenta i własne wojsko. Republika gniewska była dla wielu Kociewiaków namiastką Polski, do której została włączona w styczniu 1920 roku.
K R Z Y S Z T O F KO R DA
Państwo polskie odrodziło się po
zaborach w listopadzie 1918 roku, jednak w jego skład nie weszły ziemie
byłego zaboru pruskiego. Poznaniacy
chwycili za broń i sami wywalczyli sobie wolność oraz przyłączenie do państwa polskiego. Pomorzanie powstanie
przygotowywali, ale nie doszło do jego
wybuchu. Pozostali w państwie pruskim. Wyłom w murze zrobili mieszkańcy głównie lewobrzeżnej doliny
dolnej Wisły. Polacy tam mieszkający
ustanowili latem 1919 roku polską republikę z siedzibą w Gniewie.
Wyłom w pruskim murze
18 listopada 1918 roku dla mieszkańców Gniewu i okolicznych wsi pewnie
nie różniłby się niczym od poprzednich dni, gdyby nie jedno spotkanie...
Otóż podczas odbytego wówczas zebrania kilkoro tamtejszych obywateli powołało polską Powiatową Radę
Ludową na Gniew i okolicę. W jej
skład weszli najaktywniejsi działacze
polscy z okresu zaborów, wśród nich
m.in. były poseł do parlamentu Rzeszy
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:26
historia Pomorza
a
Ksiądz Aleksander Kupczyński, wiceprezes Powiatowej
Rady Ludowej w Gniewie. Fot. ze zbiorów Jana i Barbary
Romeyko-Hurko z Gdańska
ks. Antoni Wolszlegier, prezes towarzystw ludowych na Pomorzu ks. Aleksander Kupczyński, ks. Franciszek Filarski (od 1915 roku proboszcz w Dzierżążnie k. Gniewu), Paweł Tollik (dyrektor
Banku Ludowego w Gniewie założonego w 1907 roku), Franciszek Czarnowski
(ziemianin z Gniewskich Młynów) i Julian Piotrowski (ze Szprudowa).
Rada stała się przedstawicielstwem
polskiego społeczeństwa zamieszkałego na ziemi gniewskiej. Reprezentowała je w kontakcie z władzą niemiecką
i stworzyła fundamenty pod przyszłą
polską administrację.
Straż Ludowa
Polacy mieszkający w Gniewie
i okolicznych wsiach zabiegali, szczególnie na przełomie roku 1918 i 1919,
o powrót tych ziem do Polski, zwoływali wiece i wysyłali telegramy do
wpływowych polityków, głów państw.
Wystosowali apel m.in. do prezydenta
Stanów Zjednoczonych Thomasa Woodrowa Wilsona z prośbą o przyłączenie
Gniewa, Opalenia, Smętowa, Walichnów i blisko 100 okolicznych wsi do
Polski. Prezydent niewiele mógł, więc
wzięli sprawy w swoje ręce.
Członkowie wspomnianej wyżej
rady ludowej – która pełniła funkcję ustawodawczą – stanowili polską władzę
w tej części powiatu kwidzyńskiego,
która znajdowała się po lewej stronie
Wisły, i w kilku miejscowościach prawobrzeżnych (wchodzących w skład parafii Janowo i Tychnowy). Niemcom nie
podobała się działalność garstki polskich aktywistów. Chcieli ograniczyć
swobodę odbywania ich zebrań oraz
zawiesić pracę organizacji polskich,
przeprowadzali rewizje m.in. u członków rady, kilku zamierzano aresztować.
Władzą wykonawczą na tym terenie stał się Franciszek Czarnowski.
W czerwcu 1919 roku został powołany
przez polski rząd, na mocy umowy z rządem niemieckim, na funkcję delegata
rządowego przy niemieckim staroście,
który stał na czele powiatu obejmującego
swoim zasięgiem prawy i lewy brzeg Wisły, a więc i Gniew, i Kwidzyn. Był tubą,
głosem polskich mieszkańców tego terenu i wykonywał ich wolę.
A zatem w Gniewie były polskie
władze: ustawodawcza i wykonawcza.
Członkowie polskiej Powiatowej Rady
Ludowej w Gniewie postanowili utworzyć także polskie wojsko.
Do władz polskich w Gniewie
i niemieckich w Kwidzynie wpływały
skargi na niewłaściwe zachowanie niemieckiej straży granicznej, tzw. Grenzschutzu (rabunki, rozboje, bezpodstawne rewizje). Niemcy postanowili zatem
wycofać z części powiatu kwidzyńskiego znajdującej się na lewym brzegu Wisły (tj. z ziemi gniewskiej) swoje wojsko,
które uczyniło wiele krzywd Polakom
– aby bardziej nie antagonizować lud-
430 km² republiki
Ut worzenie 7 lipca 1919 roku
straży ludowej na terenach powiatu
kwidzyńskiego leżących na lewym
brzegu Wisły stało się faktycznie początkiem republiki gniewskiej. A zatem od tego dnia aż do 27 stycznia 1920
roku Gniew i ziemia gniewska były
Zamek, siedziba Powiatowej Rady Ludowej w Gniewie. Fot. Jacek Cherek
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 25
ności. Obawiali się także ewentualnej
reakcji państw będących uczestnikami
konferencji pokojowej w Paryżu na chuligańskie zachowania służb niemieckich. Udzielili więc zezwolenia polskiej
radzie ludowej na zawiązanie straży
ludowej, ale pod warunkiem utrzymywania jej na koszt Polaków.
Po wycofaniu się niemieckiego
Grenzschutzu Polacy w ciągu dwóch
godzin (nieformalne przygotowania
trwały już wcześniej) utworzyli straż
ludową złożoną z 200 mężczyzn. Do
ich zadań należały zapewnienie bezpieczeństwa publicznego i ochrona
mienia obywateli oraz ochrona porządku publicznego. Dzięki temu społeczność w Gniewie miała sposobność,
jak wspominał jeden z mieszkańców:
oglądać w lipcu 1919 roku Wojsko Polskie,
gdyż pod dowództwem p. por. Głowackiego ćwiczenia Straży Ludowej odbywały
się w języku polskim, a Straż Ludowa
występowała wszędzie publicznie jako
Polska Organizacja Wojskowa.
25
2012-10-30 16:46:27
historia Pomorza
quasi-państwem z Franciszkiem Czarnowskim na czele, potocznie zwanym
prezydentem republiki, i członkami
władzy ustawodawczej, a więc Powiatowej Rady Ludowej, której przewodniczył ksiądz Antoni Wolszlegier.
W sk ład republi ki, której powierzchnia wynosiła 430 km², wchodziły 102 miejscowości: 82 na lewym
brzegu Wisły i 20 na prawym brzegu
(wsie z terenu parafii Janowo i Tychnowy). Miejscowości te należały do
dwunastu parafii katolickich, ośmiu
z dekanatu gniewskiego (Gniew, Dzierżążno, Wielki Garc, Lignowy, Piaseczno, Tymawa, Wielkie Walichnowy,
Janowo), trzech z dekanatu nowskiego
(Pieniążkowo, Kościelna Jania, Lalkowy), ponadto częścią republiki była
także wieś Tychnowy z dekanatu kwidzyńskiego.
Niemcy wycofali się z ziemi gniewskiej w lipcu 1919 roku, więc cała władza znalazła się w rękach polskich:
prezydenta Franciszka Czarnowskiego,
Powiatowej Rady Ludowej i straży ludowej, czyli wojska.
Żołnierze przejęli od niemieckiego
burmistrza Gniewu, kiedy opuszczał
wraz z wojskiem miasto, 88 sztuk broni, a wcześniej sami pozyskali, nielegalnie, dodatkowe sztuki, które następnie
przemycili do Gniewu. Armia republiki
przypominała wojsko polskie. Umundurowanie miała poniemieckie, ale dystynkcje służbowe były polskie: żołnierze nosili polskie odznaki przy pruskich
mundurach i czapkach. Na czapkach
widniał polski orzeł. Czerwone otoki
czapek zasłonięto szarą taśmą, wskutek czego przypominały maciejówki.
Zamożniejsi żołnierze sprawili sobie na
własny koszt rogatywki, których szyciem zajmował się m.in. gniewski krawiec Ksawery Zawadzki
Straż miała stałe posterunki w Opaleniu, Kolonii Ostrowickiej, Smętowie,
Gniewie, Walichnowach i Janiszewku.
Funkcjonowały one całą dobę. Oprócz
tego lotne patrole odwiedzały poszczególne miejscowości. Żołnierze straży
26
pomerania_listopad_2012new.indd 26
ludowej obserwowali, co się dzieje w republice, co robią Niemcy. A ci okradali
teren z wszelkich bogactw, np. wycinali
lasy. Zamierzali wywieźć drewno, żywność i maszyny. Siły porządkowe republiki gniewskiej wstrzymały jednak
wywóz 16 wagonów.
Warto tu wyjaśnić, że nazwa „republika gniewska” funkcjonowała potocznie, używali jej polscy mieszkańcy
ziemi gniewskiej świadomi swojej autonomii. Określeniem „republika” posługiwali się także żołnierze niemieccy
w odniesieniu do terenów rządzonych
przez Polaków po zakończeniu I wojny
światowej, a przed powrotem Pomorza
do Polski. W dokumentach tworzonych
przez polskie władze nie spotkałem się
z tą nazwą. Jednak mieszkańcy ziemi
gniewskiej używali tego określenia,
a pamięć i o nim, i o samej republice
gniewskiej przetrwała do czasów obecnych.
Powrót do Polski
Straż ludowa funkcjonowała dzięki
ofiarności samych mieszkańców oraz
dzięki kredytowi z polskiego Banku
Ludowego w Gniewie. W okresie republiki w Gniewie kwitło polskie życie kulturalne. Odbywały się występy
teatrów ludowych, koncerty orkiestry
straży ludowej. Mijały miesiące, nerwowo wyglądano za Polską, a ona nie
nadchodziła. Iskierka nadziei, która
pojawiła się latem 1919 roku, kiedy to
w Wersalu podpisano traktat pokojowy (28 czerwca), rozżarzyła się powtórnie w grudniu wraz z nominacją
Franciszka Czarnowskiego na polskiego komisarycznego starostę. Traktat
wszedł w życie 10 stycznia 1920 roku,
a w siedemnaście dni później do Gniewu wkroczyło wojsko polskie pod dowództwem generała Józefa Hallera. 27
stycznia ziemia gniewska wróciła do
Polski.
Republika gniewska przetrwała
niecałe 7 miesięcy. Stała się namiastką Polski dla spragnionych wolności mieszkańców ziemi gniewskiej.
Zarówno Polska jak i Niemcy w 1919
roku były w trudnej sytuacji, więc nie
chciały zaostrzać i tak zaognionej granicy polsko-niemieckiej. Niemcy miały
u siebie rewolucję, a Polska nieuregulowane granice z sąsiadami i wojnę z sąsiadem na wschodzie. W efekcie splotu
wielu ważnych wydarzeń, geopolityki,
ziemia gniewska od 7 lipca 1919 roku
do 27 stycznia 1920 była niezależnym
państewkiem otoczonym przez Niemców, którego mieszkańcy mieli nadzieję, że Pomorze wróci do Polski, a tym
samym ziemia gniewska.
Po powrocie większości ziem republiki gniewskiej do Polski – 82 miejscowości spośród 102 weszły w skład
Polski od 27 stycznia 1920 roku – ustanowiono powiat gniewski, w którym
władzę objęli bohaterowie republiki.
Wsie wchodzące w skład parafii Janowo i Tychnowy pozostały w Niemczech. O ich losie zdecydować miał
plebiscyt na Powiślu. W jego wyniku
jedynie 5 miejscowości z parafii Janowo wróciło do Polski w sierpniu 1920
roku. Ich terytorium nazwano Małą
Polską. Mieszkańcy wsi i osad, które
nie wróciły do Polski, w większości
pozostali na swoich gospodarstwach.
Zaangażowali się w działalność Związku Polaków w Niemczech. Znany jest
także przypadek Izydora i Marty Wojaków z Białego Dworu, których gospodarstwo pozostało w Niemczech.
Wojakowie (moi pradziadkowie) chcieli
mieszkać i wychowywać swoje dzieci
w Polsce. Sprzedali więc gospodarstwo
i przeszli przez granicę, która przebiegała w pobliżu ich domu. Wsiedli do
łodzi w Janowie i przepłynęli do Gniewu… do Polski.
A co się stało z polskim wojskiem?
Żołnierze wstąpili do 65. pułku piechoty (starogardzkiego). Dołączono ich
jako oddzielny batalion. Początkowo
stacjonowali w Gniewie, ale wkrótce
Ojczyzna była w niebezpieczeństwie
i wyruszyli na kolejny front… tym razem pod Warszawę do walki z bolszewikami.
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:27
młodi ò Pòmòrzim
Gdze jesmë?
Młodi lëdze, dlô chtërnëch wôżné są kaszëbskò-pòmòrsczé sprawë, pòtkelë sã w Gduńskù
19, 20 i 21 rujana.
Nôbarżi zajinteresowóny zéńdzenim bëlë Kaszëbi, ale nie felowało téż
Kòcewiôków, Krajniôków i przedstôwców jinëch dzélów Pòmòrzô. Pierszégò
dnia ùczãstnicë pòsłëchalë dr Nicole
Dołowi-Rëbińsczi z Jinstitutu Slawisticzi PAN. Gôda òna ò jãzëkòwi
stojiznie Bretończików, Walijczików,
Łużiczanów i Kaszëbów. Pózni przédnik Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô Łukôsz Grzãdzëcczi w swòjim
wëstąpienim òdkriwôł, a barżi pëtôł,
„Gdze jesmë w wiôldżim kaszëbskò-pòmòrsczim projekce?”. Òdpòwiesców młodi i kąsk barżi doswiôdczony
ùczãstnicë zéńdzeniô szukelë òb czas
pôrãgòdzënowi diskùsji.
20 rujana béł dniã pòtkaniô z czekawima Kaszëbama. Ò swòjich kaszëbskò-pòmòrsczich drogach kôrbilë: wielelatny redaktór cządnika „Pomerania”
i pòéta Stanisłôw Pestka, senatór prof.
Édmùnd Wittbrodt, tłomacz i aùtór słowarzów kaszëbsczich Eùgeniusz Gòłąbk, pòsélc Jarosłôw Sellin, gazétnik
i aùtór pòwiôstków kaszëbsczich Pioter
Dzekanowsczi.
Rëchli ùczãstnicë brelë ùdzél w diskùsjach na témã kùlturë, edukacji
i nôùkòwëch badérowaniów. Dôwelë
bôczenié na taczé problemë, jak felënk
jinfòrmacji ò tim, co sã dzeje w kùlturze w rozmajitëch dzélach Pòmòrzô,
a òsoblëwie ò ksążkach wëdôwónëch
w rozmajitëch placach. Próbòwelë
téż nalezc òdpòwiescë na pitania, jak
prowadzëc regionalną edukacjã, żebë
dała òna jak nôlepszi brzôd. Westrzód
bédënków, jaczé pòjawiłë sã òb czas diskùsji, wôrt nadczidnąc ò newsletterze,
chtëren miôłbë jinfòrmòwac ò regionalnëch ksążkach, co ùkazywają sã na
całëch Kaszëbach, a téż ò ùczbòwnikù
do nôùczi regionalny historii. Ùczãstnicë diskùsji pòdczorchiwelë téż, że
szkólnym felëje edukacyjnëch filmów
i jinëch nôùkòwëch pòmòców.
Jem baro rôd z tegò zéńdzeniô.
Mòglësmë sã pòtkac, pòznac, pògadac
ò tim, co je dlô nas wôżné, co mùszimë
pòzmienic. Ju dzysô młodé pòkòlenié,
20-, 30-latków, mô wiôldżi cësk na òbrôz
przińdnotë najégò kaszëbskò-pòmòrsczégò
swiata. Chcemë razã so pòmëslec, jak
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 27
mòżemë sztôłtowac czerënczi pòzmianów
najégò regionu i jak gò ùrządzywac zgódno z najima snicama – gôdô przédnik
KPZ Łukôsz Grzãdzëcczi.
Pò zakùńczenim seminarium zaczãłë sã zéńdzenia dlô piszącëch pò
kaszëbskù. Béł to drëdżi dzél warkòwniów, chtërne zaczãłë sã w czerwińcu
w Starbieninie. 20 terôczasnëch abò
przińdnëch gazétników pòznôwało
krëjamnotë pisaniô bëlnëch repòrtażów
òb czas pòtkaniô z prof. Jolantą Maćkiewicz z Gduńsczégò Ùniwersytetu.
Redaktór Stanisłôw Pestka pòkazywôł,
gdze nôlepi szukac piãkny kaszëbiznë,
żebë tekstë bëłë równoczasno zrozmiałé dlô czëtińca i bòkadné w snôżą,
lëteracką słowiznã. Młodi aùtorzë mielë téż leżnosc pòsłëchac doradów dłëżi
piszącëch żurnalëstów, chtërny òtaksowelë tekstë napisóné òb czas starbienińsczégò pòtkaniô. Brzôd tegò zéńdzeniô
– repòrtaże i jiné tekstë – Czëtińcowie najégò pismiona przeczëtają ju
w nôblëższich numrach.
D.M.
Òdj. Maciej Stanke
27
2012-10-30 16:46:27
fenomen pomorskości
Lud odnaleziony
w słowach
(część 4)
Nazwy terenowe trzeba badać jak archeolog: metodycznie, warstwa po warstwie odkrywając je i próbując rozczytać ich utajony przekaz. Jeśli potrafimy robić to odpowiednio
zręcznie, a jednocześnie ostrożnie i z pokorą, nie szukając na siłę potwierdzenia własnych
teorii, to ziemia odpłaci nam stokrotnie, ukazując na chwilę – niczym chochlik wiodący
śmiałka do zakopanego w polu antycznego skarbu – wejście do zazdrośnie strzeżonej krainy odległej przeszłości.
J A C E K B O R KO W I C Z
Pradziejowy gramofon
Nadbałtyckie Pomorze, to większe,
rozciągające się od niemieckiej Lubeki
hen, aż po estońską Narwę, jest miejscem, w którym co krok natykamy się
na nazewnicze ślady bardzo zamierzchłych czasów. Popatrzmy chociażby
na Wustrow, nazwę dość pospolitą na
terenie Meklemburgii, a przed wojną równie często spotykaną w okolicach Koszalina czy Słupska. W języku
dawnych, słowiańskich mieszkańców
tych terenów oznaczała ona ostrów,
czyli wyspę. I rzeczywiście: tak do
dzisiaj nazywa się kilka przybrzeżnych wysp bałtyckich na wysokości
Wismaru i Rostocka. Nazwa Wustrow,
którą meklemburscy Niemcy wymawiają uestrou, jest właściwie wiernym
zapisem mowy tamtejszych Pomorzan
sprzed tysiąca lat.
Wyrażenie to zawiera w sobie archaiczny rdzeń srou, obecny w sanskrycie i starożytnej grece, a oznaczający
oblewanie. Ostrów zatem to teren „oblany” wodami rzeki lub falami morza.
28
pomerania_listopad_2012new.indd 28
W tym wypadku nazwa trafnie i lakonicznie opisuje charakter przedmiotu,
czego nie można powiedzieć o „wyspie”,
mającej znacznie młodszą metrykę.
Wydaje się, że dwa tysiące lat temu
właśnie tę nazwę zapisał Pliniusz Starszy
w swojej Historii naturalnej. Jego Austeravia, Wyspa Bursztynowa, mieściła się
gdzieś na południowym wybrzeżu Bałtyku. Przeczytajmy uważnie oryginalny
zapis uczonego Rzymianina: wskazuje
on wyraźnie, że wyspa ta leży w zachodniej części bałtyckiego basenu, stosunkowo blisko Półwyspu Jutlandzkiego, nazywanego przezeń Tastris. Wniosek ten
stoi w sprzeczności z dotychczasowymi
dociekaniami historyków, którzy zwiedzeni językowymi analogiami, szukali
owej wyspy na wschodzie (germańskie
auster-oster). Gdzież jej nie znajdowano!
Według niektórych badaczy Austeravia
ma być jedną z wysp estońskich lub nawet fińskich, co już w jaskrawy sposób
wypacza sens zapisu Pliniusza. Tymczasem rzeczywistość może okazać się
znacznie prostsza. Zapewne to nie żadna
„wschodnia wyspa”, lecz „ostrów”, nazwa
zapisana z fonetyczną precyzją tak, jak
wymawiali ją miejscowi, co zresztą podkreśla sam Pliniusz (Glaesaria a sucino
militiae appellata, barbaris Austeravia).
Gdzie leży jej fizyczny odpowiednik? Osobiście typuję okolice Darss-Zingst, długiego półwyspu (niegdysiejszej wyspy) na zachód od Stralsundu. Jeśli spojrzymy na mapę, to zobaczymy tam
miejscowość Wustrow, w przeszłości ważny ośrodek pogańskiego kultu Połabian.
Żeglarze znad zatoki,
rolnicy znad jeziora
Równie typową dla Pomorza i podobnie starą nazwą jest wik, zapisywany
jako vik u Skandynawów i wiek u Niemców. Ta nazwa ma kilka znaczeń; dla
naszych rozważań istotne jest, że określano nią przystań lub też osadę nad zatoką. W tym miejscu warto zauważyć, że
uik to prastare, indoeuropejskie pojęcie
miejsca zasiedlonego: stąd między innymi pochodzi greckie słowo oikos, czyli
osada lub wspólnota. Wik z północy Europy był z pewnością słowem z języka
zaginionego ludu morza, żeglarzy, dla
których jedyne znane osady mieściły się
wzdłuż morskiego brzegu.
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:27
fenomen pomorskości
Co znaczy tajemniczy rdzeń jam, na
Pomorzu obecny chociażby w nazwie
koszalińskiego jeziora Jamno i przylegającej doń wioski o bardzo starej
metryce? Czy może on mieć coś wspólnego z jamami, których pełno do dziś
w północnej Rosji, a ściślej mówiąc: na
rosyjskim obszarze zlewiska Bałtyku?
Jam Zapolski, miejsce rozejmu zawartego w 1582 r. przez Stefana Batorego
z Iwanem Groźnym zna każdy, kto nie
wagarował na lekcjach historii – mimo
że wioszczyny owej nie znajdziemy
na żadnej współczesnej mapie. Wiem,
wiem… Dla specjalisty-fennologa postawienie podobnej kwestii będzie świadczyć o braku pokory wobec faktów, do
której sam wzywałem na początku tego
tekstu. Rosyjski jam pochodzi bowiem
od fińskiego häme, pojęcia oznaczającego wspólnotę osiadłych rolników lub
teren przez nich zajęty. Wiadomo przecież, że fińska warstwa nazewnicza na
obszarze północnej Rosji jest starsza od
słowiańskiej. Mimo ryzyka podtrzymuję jednak swoje pytanie. A gdyby
założyć, że było na odwrót? Że to Finowie, choć byli tam wcześniej, przyjęli tę
nazwę od Słowian? Lub od innego ludu,
który przybył nad Bałtyk przed Słowianami, przynosząc fińskim myśliwym
i pasterzom reniferów umiejętność posługiwania się radłem?
W takim wypadku jamy oznaczałyby osady rolników, położone nad
jeziorami, podobnie jak wiki – osady
żeglarzy nad zatoką.
Święte słońce nad Verissą
Przestańmy już mnożyć tropy
i pytania. Ci rolnicy – a także żeglarze z wików i ostrowów – to Wenedowie, zaginiony lud, który pozostawił
po sobie wiele nazw na terenie całej
Europy, od łotewskiej Windawy, przez
Wiedeń (Vindobona) aż po Wenecję.
Fascynują nas, chociaż (a może raczej:
ponieważ) bardzo niewiele o nich wiemy. Przynajmniej tyle, by powiedzieć,
że na pewno nie byli Słowianami. Ci
mieli bowiem dla nich osobną nazwę
Kieś, zachowaną w łotewskiej formie
Cesis w imieniu miasta, które kiedyś,
w czasach wojen o Inflanty, zwaliśmy
Wenden. Stąd też wzięli się Czesi: we
frankońskiej kronice, pisanej 150 lat
przed chrztem Polski, mieszkańcy
Pragi określeni są mianem Czichu-Vindones.
Tu jednak problem zaczyna się
komplikować – nie można bowiem
powiedzieć, aby Wenedowie byli
nam obcy. My i oni mieliśmy ze sobą
wiele wspólnego, tak wiele, że mylili
nas ze sobą sąsiedzi: Niemcy do dziś
zwą Wendami (Wenden) zachodnich
Słowian, a Finowie i Estończycy dla
wschodnich zachowują miano Vene.
Pomyłka ta zapewne w dużej mierze
wzięła się z podobieństwa języków:
Wenedowie i Słowianie mieli dużo
wspólnych słów. Dlaczego? Ano dlatego, że pierwsi Wenedowie przybyli
nad Bałtyk bardzo wcześnie, w czasach, gdy wspólny, protoindoeuropejski język nie podzielił się jeszcze na
słowiańskie, germańskie lub celtyckie
odgałęzienia. Przybyli tu morzem od
zachodu, zostawiając po drodze ję-
Wydanie „Słownika polsko-kaszubskiego” cz. 1
Wydanie baśni Jana Drzeżdżona
Warszaty regionalne „Remusowa Kara 2012”
Skarbnica Kaszubska – kaszubski portal edukacyjny
Festiwal „Solidarity in diversity” – występ zespołów kaszubskich
Działalność bieżąca Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w 2012 roku
Język kaszubski w „Pomeranii” – wydawanie czasopisma
ze stronami kaszubskojęzycznymi
oraz dodatków kaszubskojęzycznych „Najô Ùczba” i „Stegna”
Scenariusze teatralne – wydanie publikacji
Działalność Akademii Bajki Kaszubskiej w 2012 roku
Organizacja konferencji naukowej: edukacja kaszubska
– tradycje, aktualność, perspektywy oraz wydanie publikacji pokonferencyjnej
Działalność Rady Języka Kaszubskiego w 2012 roku – wydanie publikacji
Spotkania piszących po kaszubsku w 2012 roku
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 29
zykowe pamiątki w Bretanii, Walii,
północnej Danii, Prusach, Litwie i na
Łotwie. Także na Kaszubach. Nazwę
Verissa, dawne imię rzeki Wierzycy,
zdążył jeszcze zapisać Mikołaj Kopernik. Pozostało po nich odległe echo
kultu słońca, obecne do dziś w kaszubskich klechdach.
Pokrewni tym wczesnym przybyszom, iliryjsko-prasłowiańscy Antowie dotarli w nasze strony później i od
strony lądu – ale to już inna historia.
Jak daleko na wschód dopłynęli
ci żeglarze? Nad jeziorem Ilmeń, tuż
obok Wielkiego Nowogrodu, wypatrzyć można dwa mniejsze jeziora:
Jamno i Winietskoje. Nazwa tego drugiego przypomina nam o legendarnej,
rzekomo nigdy nie istniejącej Winecie,
zatopionej w falach Bałtyku.
29
2012-10-30 16:46:28
XXVII Kaszubski Spływ Kajakowy
Z Remusem na Pòmòrsce
Jest kaszubski nie tylko z nazwy i z przebiegu tras, ale przede wszystkim z połączenia wodniackiej przygody z bogatym kaszubskim programem kulturalnym na lądzie. Spływowi
patronuje bohater kaszubskiej powieści, jej fragmenty są codziennie czytane, na maszcie powiewa czarno-żółta flaga, a popołudniami i przy wieczornych ogniskach odbywa się
przyspieszona edukacja regionalna. Taki był również tegoroczny XXVII Kaszubski Spływ
Kajakowy Śladami Remusa, który rzeką Słupią prowadził z Sulęczyna do Słupska.
EDMUND SZCZESIAK
Trudna rzeka
Pływamy w cyklu olimpijskim (jak
zwykł nazywać powtarzalność tras Janusz Kowalski, pomysłodawca Remusowych spływów): Wdą, Brdą, Kółkiem
Raduńskim i Słupią. Ten ostatni szlak
jest najtrudniejszy: pełen przyspieszeń prądu wody, nazywanych bystrzami, i licznych przeszkód. Jego 38-kilometrowy odcinek między Sulęczynem
a Gałąźnią Małą figuruje w wykazie
górskich szlaków kajakowych. A już
szczególnie uciążliwy i niebezpieczny
jest odcinek w samym Sulęczynie i zaraz za nim.
Z tego względu miejsce startu wybraliśmy za tym groźnym odcinkiem. Namioty rozstawiliśmy w pobliżu centrum wsi, na łące obok ośrodka Podróżnik. Tu odbyło się uroczyste otwarcie. Dopiero o ósmej wieczorem, a więc
później niż zwykle, po to, aby osobom
uczestniczącym w XIV Zjeździe Kaszubów w Sopocie umożliwić udział w inauguracji naszej imprezy.
Otwarcie zapoczątkowało tradycyjne odczytanie, po kaszubsku i po polsku, fragmentu części pierwszej powieści Aleksandra Majkowskiego Żëcé
i przigòdë Remùsa, w którym mowa o Sulęczynie, „chdze kòscół ni mô zwónnicë”. Staramy się tak dobierać cytaty,
żeby przystawały do miejsc, w których
przebywamy. Tym razem były to głównie zachodnie Kaszuby, więc w kolejnych
dniach towarzyszyły nam fragmenty
części trzeciej – o przygodach Remusa
i jego kompana Trąby na Pòmòrsce.
Po uczczeniu minutą ciszy pamięci zmarłego w październiku ubiegłego
roku niestrudzonego barda spływowego
Waldemara Winieckiego, o wciągnięcie
flagi na maszt poprosiłem jedyną obecnie uczestniczkę wszystkich dwudzie-
stu siedmiu Remusowych spływów
– Henrykę Mułkowską, najstarszą wiekiem (chociaż bardzo młodą duchem)
Barbarę Wójcicką (lat 92) i wieloletniego komandora „Remusa” Eugeniusza
Gutfrańskiego. Przy słowach hymnu
„Tam gdze Wisła òd Krakòwa” czarno-żółta flaga kaszubska powędrowała
na maszt, a formułę: „XXVII Kaszubski
Spływ Kajakowy Śladami Remusa uważam za otwarty” wypowiedział komandor Stefan Gorajek, od ubiegłego roku
realizator spływu, na zlecenie Klubu
Turystycznego Wanożnik i we współpracy z nim.
Dalszą część sobotniego wieczoru
wypełniło spotkanie z członkami Oddziału Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Sulęczynie, którzy przybyli
do nas prosto ze Zjazdu Kaszubów, podobnie jak prezes Wanożnika Bernard
Hinz i kilkunastu członków sekcji motocyklowej tego klubu.
Barbara Wójcicka przepłynęła z synem Zbigniewem
wszystkie etapy trudnego szlaku. Fot. Edmund Szczesiak
30
pomerania_listopad_2012new.indd 30
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:29
XXVII Kaszubski Spływ Kajakowy
Długi pierwszy etap
Nazajutrz, idąc wzdłuż Słupi na
miejsce startu, mogliśmy się przekonać
naocznie, że groźne opisy „rynny sulęczyńskiej”, to żadne strachy na Lachy.
Woda rwała jak szalona, przemykając
między wystającymi ponad powierzchnię głazami, tworzącymi swoisty tor
przeszkód.
Mimo że pominęliśmy najtrudniejszy odcinek, jednak pierwszy etap okazał się bardzo wyczerpujący. Zdradliwe pale, niskie kładki, a po wpłynięciu
w otulinę Parku Krajobrazowego Dolina Słupi niezliczone zwalone drzewa,
przegradzające rzekę – takie niespodzianki czyhały na nas tego dnia. Do
tego przenoszenie kajaków z kanału
prowadzącego do elektrowni Struga na
rzekę. Etap ten był ponadto, jak na nasze standardy, wyjątkowo długi: liczył
prawie 16 km.
W spływie uczestniczyła tego dnia
(i tylko wówczas) grupa motocyklowa,
oczywiście nie na swoich pojazdach,
ale na wypożyczonych w sulęczyńskiej przystani kajakach. Pożegnali się
z nami po przypłynięciu do Soszycy,
gdzie zaraz za mostem rozstawiliśmy
namioty. Zaplanowaliśmy na tym polu
biwakowym trzy noclegi, spełniając życzenie wyrażane od lat przez spływowiczów, aby nie trzeba było codziennie
zwijać i rozwijać obozowiska. Żeby tak
się stało, trzeba było wynająć na cały
czas trwania spływu autokar. Woził bagaże, gdy przemieszczaliśmy się z biwaku na biwak, i uczestników, gdy nie
zmienialiśmy miejsca postoju.
Mimo forsownego etapu przy ognisku zebrało się wieczorem sporo osób.
Wicekomandor ds. programowych Sławomir Klas w interesujący sposób poprowadził lekcję języka kaszubskiego,
której efektem było wypisanie pozdrowień po kaszubsku na kartkach pocztowych.
Przeszkoda za przeszkodą
Drugi etap był krótszy, liczył 11 km,
ale wcale nie łatwiejszy. Wypłynęliśmy z Soszycy, dotarliśmy do Gołębiej
Góry, aby stamtąd wrócić autokarem;
kajaki pozostawiliśmy w pobliskiej leśniczówce. Na rzece nadal nie brakowało przeszkód, bo od Soszycy zaczyna
się właściwy obszar Parku Krajobrazowego Dolina Słupi. Obejmuje on tereny sięgające niemal do Słupska, które
Spotkanie z prezesem Wanożnika Bernardem Hinzem (drugi z prawej) i szefem Wydawnictwa Region
Jarosławem Ellwartem (pierwszy z prawej) w Soszycy. Fot. Edmund Szczesiak
Prezeska Oddziału ZKP w Bytowie Lilianna Grosz wita uczestników spływu na dziedzińcu zamku.
Fot. Edmund Szczesiak
są w 72% zalesione. Ponieważ w Parku nie usuwa się powalonych drzew,
więc przeszkoda goni przeszkodę. Nurt
na dodatek w wielu miejscach jest rwący, więc nie obyło się bez wywrotek, na
szczęście niegroźnych, bo rzeka na tym
odcinku nie jest jeszcze zbyt głęboka.
Atrakcję wieczoru stanowiło spotkanie z prezesem Wanożnika, a zarazem gawędziarzem Bernardem Hinzem, połączone z promocją książki
Szpòrtë swójsczé ë kùpczé od Tómka Fópczi, opublikowanej przez Wydawnic-
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 31
two Region. Jego właściciel Jarosław
Ellwart przeczytał co bardziej smakowite dowcipy, oczywiście w języku kaszubskim.
Na zamku w Bytowie
Wtorek był dniem lądowym. Z Soszycy udaliśmy się do Bytowa, gdzie na
dziedzińcu zamku ugościł nas Oddział
Bytowski Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, częstując kùchem i kawą.
Prezeska Lilianna Grosz opowiedziała
nam o działalności znanego z prężności
31
2012-10-30 16:46:31
XXVII Kaszubski Spływ Kajakowy
oddziału ZKP, a burmistrz Bytowa Ryszard Sylka zwrócił uwagę na specyfikę wielokulturowego miasta, w którym wyjątkowo zgodnie współżyją
Kaszubi, Ukraińcy i Niemcy. Następnie
mieliśmy okazję zwiedzić z przewodnikiem zamek, tę perłę Bytowa, oraz ciekawe obiekty w mieście.
Po powrocie do Soszycy dużym zainteresowaniem cieszyło się wieczorne spotkanie przy ognisku poświęcone
Towarzystwu Młodokaszubów, niezwykle zasłużonej dla rozwoju ruchu
kaszubsko-pomorskiego organizacji,
która została utworzona 100 lat temu.
Wicekomandor Sławomir Klas przypomniał, że podstawowym celem Towarzystwa było obudzenie w Kaszubach,
w okresie zaborów i nasilonej germanizacji, świadomości etnicznej. Taką
też misję pełnił patronujący spływom
bohater powieści Aleksandra Majkowskiego, najwybitniejszego Młodokaszuby. Wieczór zakończył quiz na ten
temat, przygotowany przez Klasa. Nagrody książkowe – publikacje Oficyny
Czec – ofiarowała Renata Kiedrowska.
Następny etap był jeszcze krótszy niż
poprzedni – tylko 9 km. Z konieczności,
bo na krańcu Jeziora Głębokiego Słupia
chowa się w dwóch potężnych rurach
i dopiero po siedmiu kilometrach wypływa na powierzchnię – w kanale zasilającym elektrownię wodną w Gałąźni
Małej. Trzeba było zatem przewieźć kajaki aż za elektrownię. Nas zawiózł autokar.
Biwakowaliśmy w rozległym parku
podworskim, nad samą Słupią.
Spotkanie z „Pomeranią”
Czwartkowy etap z Gałąźni do
Krzyni znowu był niezbyt długi (niespełna 11 km) i bodaj najłatwiejszy,
gdyż płynie się głównie jeziorami zaporowymi – Konradowem (obecnie
nazywanym Strzegomino) i Krzynią.
W miejscowości o tej samej nazwie
znajduje się ośrodek Polrelax (dawniej W dolinie Słupi), w którym się zatrzymaliśmy. Czekała tu na nas ciepła
woda w prysznicach oraz wiele atrakcji kulturalnych i rozrywkowych.
Najpierw gościliśmy redakcję „Pomeranii”, czasopisma, które przez
pierwsze dziesięć lat było głównym organizatorem spływu, przez kolejnych
piętnaście – współorganizatorem, a od
dwóch lat sprawuje, jako jedyne, patro32
pomerania_listopad_2012new.indd 32
Nasze VIP-y, od lat wierne spływowi: zastępca Komendanta Głównego Policji Krzysztof Gajewski (drugi z lewej),
burmistrz Kościerzyny Zdzisław Czucha i Andrzej Kospał Pawłowski, dyrektor Wojewódzkiego
Sądu Administracyjnego w Gdańsku. Fot. Edmund Szczesiak
nat medialny. Przyjechał redaktor naczelny Dariusz Majkowski, który nakreślił swoją wizję miesięcznika (kieruje
nim od stycznia br.). Towarzyszył mu
członek kolegium i stały felietonista Roman Drzeżdżon, który wniósł wiele humoru. A potem, do późna w noc, królowała piosenka turystyczna, jako że
zjechali się do nas bardowie.
Niebezpieczne wywrotki
Piątkowy etap do mostu przy trasie Lubuń – Żelkówko nie miał być
szczególnie trudny. W przewodniku
można było przeczytać, że rzeka płynie „łagodnymi zakrętami, wśród szerokiej doliny, głównie między łąkami”.
Tymczasem nadal nie brakowało zwalonych drzew, nurt – zasilony nowymi deszczami – okazał się wyjątkowo
bystry, a Słupia bardzo głęboka. W takich warunkach łatwo o niebezpieczne
wywrotki. I, niestety, zdarzały się. Płynąłem tego dnia ze znakomitym kajakarzem „Guciem” Gutfrańskim i też zaliczyliśmy kąpiel.
Z mety tego etapu mieliśmy być
przewiezieni na biwak w Leśnym
Dworze (k. Dębnicy Kaszubskiej), aby
tam spędzić kolejne dwie noce. Ale
okazało się, że intensywne deszcze,
które nastąpiły po kilku dniach słonecznej pogody, zamieniły łąkę w rozlewisko. W tej sytuacji skorzystaliśmy
z zaproszenia właścicielki ośrodka
U Steni w Krzyni i tam – pod dachem
– ulokowaliśmy się na dwa noclegi.
Atrakcją wieczoru była prezentacja nowości na kaszubskim rynku wydawniczym książek i płyt z muzyką, dokonana przez wicekomandora Klasa.
Smak przygody
Ostatni etap, liczący ponad 13 km,
okazał się początkowo trudny, gdyż
trzeba było przedzierać się przez porastające koryto rzeki krzaczaste zarośla wierzbowe. Trwało to i trwało,
aż wreszcie za mostem na trasie Krępa Słupska – Łosino skończył się park
krajobrazowy, a wraz z nim przeszkody, których pokonywanie kosztowało
tyle wysiłku i które jednocześnie najbardziej zapadną w pamięci, bo tylko
to, co przychodzi z trudem – smakuje.
W Słupsku zakończyliśmy pływanie na lewym brzegu rzeki, w południowej części Parku Kultury i Wypoczynku. Wróciliśmy do Krzyni, aby
nazajutrz się pożegnać i rozjechać do
domów.
W przyszłym roku udamy się na
Kółko Raduńskie i pobliskie rzeki,
a będzie to już dwudziesty ósmy spływ
śladami Remusa!
Więcej o spływie na
www.kaszubi.pl/o/wanoznik
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:33
kaszëbsczi dlô wszëtczich
ÙCZBA 16
Sprzątanié
RÓMAN DRZÉŻDŻÓN, DANUTA PIOCH
Czôrny to pò pòlskù brudny. Niepòrządk abò szërmëcel to bałagan. Sprzątac, òpòrajac, czëszczëc,
òpòrządzac to sprzątać. Òdkùrzëwac to odkurzać. Czësto to czysto.
Przeczëtôj gôdkã i przełożë jã na pòlsczi jãzëk.
Wëzwëskôj do te kaszëbskò-pòlsczi słowôrz. (Przeczytaj rozmowę i przetłumacz ją na język polski.
Wykorzystaj do tego słownik kaszubsko-polski).
– Mariczënë panie jo! Jakùż kòl ce wëzdrzi!
– Wëzdrzi jak wiedno.
– Prôwdzëwi szërmëcel! Kò tu je czôrno! Chcemë nã jizbã
òpòrajic.
– Czôrno? Ale gdze!
– Nie widzysz të tegò? Wejleszcze, tu stôré lómpë rozdrzuconé, tam dzurawé stréfle cësnioné, jaczés tôkle pò nórtach
sã tacą, na pòlëcach pichù grëbò na pôlc, a przez òkno swiata nie je widzec… Pòj, wezniemë sã za sprzątanié!
– Jô so sóm òpòrządzã. Czej të sã za to wezniesz, tej jô nick
nie nalézã.
– Jô cë chãtno pòmògã. Halôj le wòdã, szôtorkã, miotlëcã…
abò lepi òdkùrzôcz. Natëchstopach!
– Ju nëkóm, nëkóm…
Za sztót
– Òd czegò zaczniemë?
– Nôprzód zetrzij pich z pòlëców…
– Móm scarté!
– Terôzka ùmij òkna…
– Ùmëté!
– Terô wezkôj ksążczi ùłożë…
– Ùłożoné! A ne papiorë?
– Wërzëcë w rak, a tej ne lómpë do praniô zaniesë!
– Papiorë wërzëconé, lómpë w pranim. Terô cëż?
– Tôkle wëniesë na przãter.
– Są wëniosłé!
– Alaże! Jô cë jem ale zmarachòwónô!
– Të? Kò të le dirigòwa… a jô sprzątôł.
– Żebë béł pòrządk, chtos doch mùszi robòtą czerowac!
Cwiczënk 2
Na spòdlim gôdczi z cwiczënkù 1 zrobi òpisënk jizbë (sprzed sprzątaniégò), użij w nim jak nôwicy
synonimów tëch słów, chtërne są w gôdce. Synonimë nalézesz w słowarzkù I. (Na podstawie rozmowy z ćwiczenia 1 opisz pokój [sprzed sprzątania],
w opisie użyj jak najwięcej synonimów tych słów, którymi się
posłużono w dialogu. Synonimy znajdziesz w słowniczku I).
SŁOWÔRZK I
Cwiczënk 1
szërmëcel – niepòrządk, bëjzel, òpòrajic – òpòrządzëc, lómpë – szôtorë,
kòdrë, łachë, stréfle – nogawice, żoczi, tôkle – gratë, rëmtotë, grochòtë,
pich – kùrz, rozdrzucëc – pòcëskac, cësnąc – szmërgnąc, tacëc sã – krëc
sã, wôlac sã, sprzątnąc – òchãdożëc
Cwiczënk 3
Miast słowa „sprzątnąc” mòże ùżëc taczich słów: òchãdożëc, òpòrajic, òpòrządzëc, òchlëdzëc, wëczëszczëc. Ale kòżdé z nich mô përznã jiné znaczenié. (Zamiast słowa „sprzątnąć” można użyć takich słów: òchãdożëc, òpòrajic, òpòrządzëc, òchlëdzëc, wëczëszczëc. Ale każde z nich ma trochę
inne znaczenie).
Ùżij tëch słów w pòdónëch niżi zdaniach. Sprawdzë nôpierwi w słowarzu, co te słowa òznôczają. (Użyj tych słów w podanych niżej zdaniach. Jednak najpierw sprawdź w słowniku, co one oznaczają).
Mùszã ………………. kùchniã pò szëkòwanim môltëchù.
Czë të ni miôł czasã ………………….. w chléwie?
Całą chëcz nôleżi ju terô ………………
Przed swiãtama je mùsz wszãdze zazdrzec i wszëtkò ………..
Czë mòżesz mie …………………… aùto?
Cwiczënk 4
Zamieni w teksce pòlsczé słówka na kaszëbsczé. (Zamień
w tekście polskie słowa na kaszubskie).
Jô ju ni mògã zdrzec na nen bałagan w mòjim
mieszkanim. Tu cë je ale brudno! Muszã posprzątać jizbë, dóm, wichódk a kùchniã. Kò porządek
mùszi bëc. Nôprzód zetrzã kurz, pòtemù umyję wszëtczé òkna. Tej ułożę ksążczi na pòlëcach a odkurzę
pòdłogã. Na kùńc wëniesã wszëtczé stôré graty. Mdã sprzątał całi dzéń, ale bãdze w mòjim mieszkanim czysto.
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 33
33
2012-10-30 16:46:33
kaszëbsczi dlô wszëtczich
Wëpiszë z gôdczi słowa, co nazéwają rzeczë pòtrzébné przë
sprzątanim. Przë ùżëcym słowarza pòlskò-kaszëbsczégò dospòrządzë nen zestôwk ò czile jinszich słów. (Wypisz z dialogu słowa nazywające rzeczy potrzebne przy sprzątaniu. Za
pomocą słownika polsko-kaszubskiego uzupełnij to zestawienie o kilka innych słów).
Cwiczënk 6
Pòdsztrëchnij w gôdce wszëtczé słowa, chtërne
są rozkazownikama (w drëdżi òsobie pòjedinczi
lëczbë). Na spòdlim zebróny słowiznë wëcygnij
swiądë na témat spòsobów twòrzeniô rozkazowników w kaszëbiznie. (Podkreśl w rozmowie wszystkie słowa
będące rozkaźnikami [w drugiej osobie liczby pojedynczej].
Na podstawie zebranego słownictwa wyciągnij wnioski
dotyczące sposobów tworzenia w języku kaszubskim trybu
rozkazującego).
Rozkazownik twòrzimë (w 2. òsobie pòjedinczi lëczbë) przez
dodanié pò cwiardëch spółzwãkach ë, pò mitczich i abò j.
Nierôz rozkazowniczi jinaczą sã òd juwernëch fòrmów czasników w indikatiwie ternégò czasu blós môlã stôwianiô
przezwãkù (tak je w rozkazownikach we wielny lëczbie, np.
robimë, robimë; robita, robita). (Rozkaźnik tworzymy (w 2.
osobie l. poj.) przez dodanie po spółgłoskach twardych ë, po
miękkich i lub j. Niekiedy czasowniki w trybie rozkazującym
różnią się od analogicznych form w trybie oznajmującym
czasu teraźniejszego tylko miejscem akcentowania. Tak jest
w rozkaźnikach w liczbie mnogiej…)
Cwiczënk 7
W niechtërnëch rozkazownikach je widzec cekawą znankã
kaszëbską – zdrobniwanié czasników, jak w zdanim: Terô
wezkôj ksążczi ùłożë. (W niektórych rozkaźnikach można
zaobserwować ciekawą kaszubską cechę – zdrabnianie czasowników, jak w zdaniu: …)
tzn. ‘brudno’. Słowo „czôrny” ma w języku kaszubskim wiele znaczeń. Znajdź w słownikach, co ono może jeszcze znaczyć).
Cwiczënk 9
Òpòwiedzë ò tim, co mùszisz pòsprzątac w nôblëższim czasu w swòjich chëczach.
SŁOWÔRZK II
Cwiczënk 5
czôrno – brudno, dirigòwac – dyrygować, kierować, miotlëca – duża
miotła, môltëch – posiłek, natëchstopach – szybko, natychmiast, pich
– kurz, rak – brud, brudownik, rozkazownik – rozkaźnik (tryb rozkazujący), szërmëcel – bałagan, szôtorka – ścierka, szmatka, tôkle – graty,
wëzdrzi – wygląda, zmarachòwóny – zmęczony
I
RSK
O
M
Y
-PO
SKO NETOW
B
U
Z
TER
KAS
L IN
A
T
POR
ŚCI
O
N
UAL DZI
T
K
A
IE
KP
Z
W
Y
O
T
ZAP UNIKA E
J
KOM RELAC O
E
O
FOT CJE VID
A
REL
Dopiszë zdrobnienia do taczich czasników
– w drëdżi òsobie pòjedinczi lëczbë (dopisz
zdrobnienia do takich czasowników – w 2. osobie
liczby pojedynczej):
zetrzij –
ùmij –
wez –
spij –
płaczë –
stój –
jédz –
jidzë –
Cwiczënk 8
W jizbie bëło czôrno (pòl. brudno). Ale słowò „czôrny” mô
w kaszëbsczim jãzëkù wiele znaczeniów. Nalézë w słowarzach, cëż òno mòże jesz znaczëc. (W pokoju było czôrno,
34
pomerania_listopad_2012new.indd 34
dołącz do nas na facebook.com/kaszubi
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:33
Gdańsk mniej znany
Nieznane oblicze
Wyspy Sobieszewskiej
Słynie z pięknej plaży i przyrody chronionej dzięki utworzonym tu rezerwatom. Walorów
naturalnych reklamować nie trzeba, więc dziś przedstawiamy nieliczne zabytki, które można tu zobaczyć.
M A R TA S Z A G Ż D O W I C Z
Gdańskie La Salette
Pierwsza parafia w Sobieszewie
istniała prawdopodobnie już w średniowieczu. Kościół katolicki wzmiankowany był po raz pierwszy w 1530
roku. Dziś wjeżdżających na Wyspę
Sobieszewską wita współczesna bryła
Sanktuarium Matki Bożej Saletyńskiej.
Kościół zbudowany został na miejscu
starej świątyni, która spłonęła w lutym 1986 roku. Z pożogi uratowano
zabytkową figurę Matki Bożej Płaczącej z 1926 roku. Przedstawia pochyloną
Maryję, która siedząc, zasłania sobie
dłońmi twarz. Pierwotnie znajdowała się w sanktuarium w Dębowcu na
Podkarpaciu. W 1960 roku ustawiono
tam nową figurę, a zabytkowa została
przekazana saletynom z Sobieszewa.
Nietypowe ukazanie Maryi nawiązuje
do pierwszej fazy objawień we francuskim La Salette. 19 września 1846 roku
dwójka pastuszków, Melania i Maksymin, zobaczyli na jednej z alpejskich
gór płaczącą „Piękną Panią”. Słowa,
które wypowiedziała – „przyszłam
ogłosić wam wielką nowinę” – wypisane zostały na ścianie sanktuarium
w Sobieszewie. Można tu także zobaczyć krzyż z obcęgami i młotkiem.
Podczas objawienia dzieci widziały go
na piersi Matki Boskiej. Młotek symbolizuje grzech, ale obcęgi przypominają
o tym, że można się go pozbyć. Od 2007
roku świątynię w Sobieszewie zdobi
witraż projektu Macieja Kauczyńskiego ukazujący Siedem Boleści Matki
Najświętszej. Udając się do kościoła,
warto zwrócić uwagę na osiemnasto-
wieczne stele ustawione przy ścieżce.
Są pozostałością po ewangelickim
cmentarzu funkcjonującym w Sobieszewie od XVII stulecia.
Wyspa św. Franciszka
Kolejnym punktem na naszej trasie
jest ulica Lazurowa. Tu, ukryta w lesie, znajduje się tak zwana Forsterówka. Modrzewiowy dworek zbudowany
w latach trzydziestych zasłynął jako
letnia rezydencja przywódcy NSDAP
w Wolnym Mieście Gdańsku – gauleitera Alberta Forstera. O dawnym
właścicielu, oprócz nazwy budynku,
przypominają swastyki wkomponowane między innymi w okratowanie
okien. Rzekomo powstały na polecenie
Adolfa Hitlera. Niektórzy twierdzą nawet, że dworek był prezentem führera
dla Forstera. Gauleiter odpoczywał tu
w tak zwanej Sali Gotów lub Jadalnej,
gdzie do dziś zachował się elegancki
kominek. Do jego dyspozycji był także schron przeciwlotniczy. W późniejszych latach nieopodal Forsterówki
powstał nazistowski ośrodek rekrutacyjno-szkoleniowy. Podczas wojny
składowano tu dzieła sztuki i dokumenty z Gdańska. Od lat pięćdziesiątych terenem zarządzał Fundusz Wczasów Pracowniczych. Działał tu ośrodek
wczasowy Mewa. Obecnie trzyhektarowy obszar znajduje się w rękach
zakonu franciszkanów. Forsterówka
ma się stać Wyspą Świętego Franciszka. Będzie siedzibą Domu Pojednania
i Spotkań im. św. Maksymiliana Marii
Kolbego. Dworek zamieni się w miejsce
spotkań przede wszystkim młodych
ludzi z całej Europy. Jak mówią franciszkanie – będzie łączyć, a nie dzielić.
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 35
Techniczna ciekawostka
Odwiedzając Wyspę Sobieszewską,
zajrzyjmy na jej południowo-wschodni
kraniec, gdzie znajduje się śluza Przegalina. W 1895 roku tworzone było
nowe ujście rzeki zwane dziś Przekopem Wisły. Wtedy też zbudowano
pierwszą śluzę. Jest to tak zwana śluza
północna i nie jest już czynna. Powstał
przy niej wał powodziowy, który chroni tereny leżące nad Martwą Wisłą.
Obecnie wykorzystywana śluza została wybudowana w latach 1975–1981. Jej
długość całkowita wynosi niemal 215
metrów. Od czerwca bieżącego roku
dzięki zwodzonemu mostowi, który
powstał nad śluzą, jachty nie muszą
już kłaść masztów, gdy chcą się tędy
przedostać na Martwą Wisłę. Most został wybudowany w ramach projektu
„Pętla Żuławska – rozwój turystyki
wodnej”.
35
2012-10-30 16:46:35
kaszëbsczé bôjczi përznã jinaczi / amerikańsczi Kaszëbi
Freedom dlô złoti ribczi
Na bëtowsczim rënkù karno warszawianów z przédnikã, co pòchòdzy
z Anglëji, w chùralno-perfòrmersczim
szëkù òpòwiôdało kaszëbską bôjkã. Kò
taczé wëstwôrzanié nie je dzywné, czej
w miesce bawi nôwiãkszô na zôpadnëch Kaszëbach téatralnô rozegracjô.
Na kùńc séwni ka Melpòmena
i Pòlihimniô zazdrzałë do Bëtowa za
sprawą BytoffSky i „Jédz rëbë”. Rozegracje przënëkałë do miasta rozmajité
szpektôkle, warsztatë, kòńcertë, jaczé
do grëpë òbezdrzało wiãcy jak tësąc
lëdzy. Wëstrzód ti artisticzny bòkadoscë nalazło sã karno, co w czësto nowi
fòrmie wëzwëskało kaszëbską tradicjã.
Sean Palmer, anielsczi aktór i reżiséra
ze swòjim chùrã z Warszawë Gre Badanie wzãlë sã za bôjkã ò złoti ribce.
W bôjkach sedzy drżéń kòżdi kùlturë.
Temù tak lubiã sã nima zajimac – klarëje S. Palmer. Në, seanowsczi spòsób
pòwiôdaniô je òsoblëwi, to jakbë
zrzëszëc chùralné spiéwë z perfòrmansã a wszëtkò ùprawic szpòrtã. Spòdlé
je tradicyjné, słowa i dzél muzyczi (tu
jedno òd starëch sztëczków z platczi
„Cassubia Cantat”), tec artista wié, że
dzysôdniowi òbzérôcze czëtają téż lëtrë
terôczasny kùlturë. Dlôte doparłãcził
swiatowé hitë, w tim „Freedom” czë
„Ridwane ògnia”, co òsoblëwie pòdskacało przedstôwk.
S. Palmer zdradzył, że terô mô
szmak na wiãcy kaszëbsczich bôjków.
Chcôłbë je na fëst dotëgòwac do repertuaru swòjégò chùru, z jaczim jezdzy
pò Eùropie. Na Kaszëbach mòże zôs
òbôczimë gò za rok w Bëtowie? Mëszlã, że nié leno jô bë baro chcôł cos tak.
Òrganizatorã BytoffSky bëlë bëtowsczi part Kaszëbskò-Pòmorsczégò Zrzeszeniô, Bëtowsczi Center Kùlturë,
Zôpadno-Kaszëbsczé Mùzeùm i Téater
Zamkòwô 2.
P.D.
27 séwnika na bëtowsczim rënkù karno Gre Badanie
z Warszawë swòjim òsoblëwim spòsobã
òpòwiedzało bôjkã ò złoti ribce.
Kaszëbskô bazylika nad Mississippi
Kaszëbi z amerikańsczi Winonë dożdalë swòji bazyliczi. To dlô nich òrądz
do bùchë i wiôldżé swiãto.
9 rujana winońsczi kòscół sw. Stanisława Kòstczi òficjalno òstôł dwigniony do miona bazyliczi mniészi.
Specjalną mszã swiãtą òdprawilë biskùpi John Quinn, Bernard Harrington
i Thomas Hargesheimer. Dlô miéstnëch
Kaszëbów (w miesce żëje jich pôrã
tësąców i są drżéniã tamti Pòlonie) to
béł baro wôżny dzéń. Kò parafiô sw.
Stanisława założëlë jich przódkòwie
w 1871 r. Në na zôczątkù pòstawilë le
małi kòscółk (1873 r.), jaczi pò 10 latach
pòwiãkszëlë, bò do miasta dowcygało
wiãcy a wiãcy Pòlôchów. Chùtkò i ten
béł za małi. Tak tej w 1893 r. probòszcz
Antón Klawiter zabédowôł pòdzelenié
parafie abò bùdacjã nowégò, wiôldżégò
kòscoła. Winończicë webrelë to drëdżé.
Dzysôdniową swiãtnicã starą parafianów wëswiãcëlë w 1895 r. Nôpierwi
36
pomerania_listopad_2012new.indd 36
równak rozjãlë stôri kòscół, a msze
swiãté ksãża zaczãlë òdprawiac w kòscele sw. Jana, jaczi słëchôł czesczim
imigrantóm. Pózni, żebë òbszczãdzëc
dëtka, jaczi mùszelë płacëc za tã pachtã, przënieslë òdprawianié do parafialny szkòłë sw. Stanisława, gdze téż
pòstawilë małą drzewnianą zwónnicã.
W séwnikù 1894 r. pòdpiselë ùmòwã
na bùdowanié z firmą Wsilewski&Hall
Construction z Minneapolis (stolëca
Minnesotë). Nowi sw. Stanisłôw miôł
szlachòwac za jednym òd kòscołów
w Chicago. Robòtë rëgnãłë w rujanie. Zaczãlë òd wmùrowaniô srąbnégò kama, w jaczi òkróm gazétów,
w jaczich pisalë ò bùdacji, włożëlë złoté i strzébné dëtczi, a téż pòłdolarowkã
i dwa pòlsczé grosze 150 lat stôré.
Robòtë szłë w szëk, kò zdarzało sã
téż nieszczescé. W lëstopadnikù z wiżawë spôdł Francëszk Lacek. Tak so
pòtrzôskôł czaszkã, że pò pôrã dniach
ùmarł. Në, kùńc kùńców wësokô na
wiãcy jak 52 m swiãtnica wëapartniła
sã na winońsczim widnikù, i jesz dzysô je jã widzec z daleka.
Tec sw. Stanisłôw to nié leno bùdink. To pòspólnota, chtërna mô starã ò wiarã i swòje pòlskò-kaszëbsczé
kòrzenie. Stądka wëszło wiele ksãżi
i zôkònnëch sostrów. Òd zôczątkù
pòdskacała pòlskò-kaszëbską swiãdã
w pôłniowi Minnesoce.
Jednym òd parafianów béł doch
sóm Herónim Derdowsczi, ù nas znóny òsoblëwie z leżnoscë Ò Panu Czôrlińsczim, a nad Mississippi jakno przédny redaktór gazétë „Wiarus”. Z parafie
pòchòdzy téż ks. Paùl Bréza, załóżca
Polish Museum, człowiek, jaczi zwënégòwôł pòdpisanié drëszny ùmowë
Bëtowò – Winona.
P.D.
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:35
Youth of European Nationalities na Kaszëbach
Solidarny, rozmajiti,
zaangażowóny
Òd 9 do 14 rujana we Gduńskù – pòliticzny stolëcë Kaszëb – przebiwalë młodi przedstôwcowie etnicznëch, jãzëkòwëch i regionalnëch mniészëznów z rozmajitëch nórcëków najégò kòntinentu, zdrëszóny w òrganizacji Youth of European Nationalities (YEN). Mielësmë ùgòszczóny
m.jin. Romów z Macedonii, Niemców z Rusëji, Wãgrów z Serbii i Aromanów z Albanii. Wszëtcë
razã jesmë zjiscywalë projekt nazwóny „Solidarity in Diversity – Youth Leader Seminar”.
Przesłanié Solidarnoscë dzysô
Przédnym célã seminarium dlô
młodëch prowadników, zòrganizowónégò m.jin. przez Karno Sztudérów
Pòmòraniô, bëło òbeznôwanié jegò
bëtników z Solidarnoscą, spòłeczną
rësznotą, chtërny pierszim gazétnym
rzecznikã béł Lech Bądkòwsczi. Ale òb
czas seminarijnëch zetkaniów òdbiwającëch sã pòd zéwiszczã „Solidarnosc
w rozmajitoscë” ùdało sã téż pògadac ò solidarnoscë jakno ùniwersalny wôrtnoce, wôżny dlô kòżdégò człowieka, a czasã òdmienno rozmióny we
wszelejaczich kùlturach.
Młodi lëdze przëjachalë na Kaszëbë
z niewiôlgą wiédzą na témat Solidarnoscë. Przez warsztatë ò deji i historii rësznotë, roli prowadnika, spòłecznym ùdzélu i spòłecznym zjinaczenim,
mòglësmë naùczëc sã, jak przesłanié
Solidarnoscë mòżna dzys wëzwëskac.
Warsztatë bëłë doskònałé. Z jedny starnë dôwałë òdpòwiedzë na wiele pëtaniów
ò genezã Solidarnoscë, a z drëdżi przekònałë kòżdégò z naju ò tim, że leno aktiwnym
dzejanim w spòlëznie, mòżna miec prawò
do òczekiwaniégò zjinaczeniów – gôdô Lidiô z wãdżersczi mniészeznë w Serbii.
Wielefarwnô parada
w Miesce Wòlnotë
Bëtnikóm seminarium baro widzôł sã Gduńsk, chtëren òrganizatorzë
mielë starã òdkrëc przed nima w jak
nôwikszim dzélu. Przedstôwcowie
mniészëznów mielë zwiedzóné m.jin.
Mòrsczé Mùzeùm, Mùzeùm Bùrsztinu
i Mariacką bazylikã.
Òkróm tegò m.jin. òbezdrzelë film
„Czôrny Czwiôrtk” i przësłëchiwalë
sã prowadzony w Radiu Gduńsk dowòdzëznie ò przińdnoce Solidarnoscë,
w jaczi wzął ùdzél téż Zbigórz Bùjak
– legeńda ny rësznotë.
Òstatnégò dnia gòscënë we Gduńskù wszëtczé mniészëznë miałë leżnosc pòkôzaniégò sã – w swòjëch
nôrodnëch òbleczënkach i z fanama
– mieszkańcóm Miasta Wòlnotë. Przë
zwãkach akòrdionu młodi lëdze przeszlë gduńską Starówką do kòscoła sw.
Jana, gdze òdbéł sã kaszëbskò-ùkrajińsczi kòncert, chtëren téż miôł titel „Solidarity in Diversity”.
Ach, pëszno bëło – parada, kòncert,
warsztatë. Móm w głowie tëlé ùdbów
i tëlé mòcë, że zarôz jak przëjadã nazôd
dodóm, zamëszlóm je zjiscëc. A przëdadzą sã, bò w 2014 rokù to më bãdzemë
òrganizowac seminarium ù se. Dzãka,
Pòmòraniô – z ùsmiéchã gôdô Taùrus,
Retoroman ze Szwajcarii.
Wëspółòrganizatorama projektu „Solidarity in Diversity (Solidar-
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 37
nosc w rozmajitoscë)” bëlë: Eùropejsczé Centrum Solidarnoscë, Youth of
European Nationalities i téż Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié. Partnerama
– Miasto Gduńsk, Nadbôłtëcczé Centrum Kùlturë, Gduńsczi Ùniwersytet,
Gduńskô Pòlitechnika, Marszałkòwsczi Ùrząd Pòmòrsczégò Wòjewództwa, Minysterstwò Administracji i Cyfrizacji i jesz Fùndacjô Orange. Karno
Sztudérów Pòmòraniô dzãkùje téż za
wspòmògã senatorowi Kazmierzowi
Kleinie.
Magda Swierczińskô-Dolot,
tłom. Katarzëna Główczewskô
Karno Sztudérów Pòmòraniô je
nôleżnikã „Youth of European Nationalities” òd 2007 rokù. Chùdzy miało
zòrganizowóné dwie wëmianë dlô kòl
30 òsób. Tak wiôldżé seminarium, jak
„Solidarnosc w rozmajitoscë” Kaszëbi
zrobilë pierszi rôz.
37
2012-10-30 16:46:35
kaszëbsczi nobel
Medale Stolema przëznóné
Nôleżnicë Karna Sztudérów Pòmòraniô mają wëbróné latosëch nôdgrodzonëch Medalã
Stolema. Są nima David Shulist z Kanadë i Kaszëbsczé Òglowòsztôłcącé Liceùm w Brusach.
David Shulist, ùrodzony w 1951 r.
w Kanadze, dzejô w prowincji Ontario,
a òd niedôwna je téż wójtã (bùrméstrã)
gminë Madawaska Valley. Przez wiele
lat béł prezydeńtã stowôrë Wilno Heritage Society, chtërna zajimô sã òchroną
i promòcją kaszëbsczi kùlturë. Òkróm
anielsczégò, gôdô téż pò kaszëbskù, co
jemù sã przëdôwô w promòcji kùlturë,
tradicji i kaszëbsczégò jãzëka w Kanadze, a téż za ji grańcą. Dobiwca je
wespółaùtorã ksążków Słownik polsko-angielsko-kaszubski i Słownik kaszubsko-angielsko-polski. W Kanadze dostôł
państwòwą nôdgrodã, a w Pòlsce m.jin.
bruny medal Zasłużony Kulturze Gloria Artis.
Kaszëbsczé Òglowòsztôłcącé Liceùm
(KÒL) w Brusach, założoné w 1991 r., kaszëbsczé je nié blós z pòzwë. Szkòła bëła
gòspòdarzã wiele jimprezów, sparłãczonëch z promòcją lëteraturë i kaszëbsczégò jãzëka, w tim kònkùrsu kaszëbsczi pòézji i kònkùrsu Czëtanié Remùsa.
Wiele ùczniów tegò liceùm bëło laùreatama tëch kònkùrsów. Kaszëbsczi
jãzëk ùczëc mòżna w KÒL nié blós na
ùczbach i kònkùrsach, le téż na apelach,
przedstawieniach téatralnégò karna, òb
czas przerw w òbgôdkach midzë ùczniama, w szkòlnym radiowãzle. Kòż-
38
pomerania_listopad_2012new.indd 38
W rujanie sztudérowie wëbiérelë lëdzy, chtërny zasłużëlë na pòzwã Stolema. Òdj. Paweł Kòwalewsczi
dégò rokù ùczniowie piszą kaszëbską
maturã. Czãsto, razã ze szkólną kaszëbsczégò, Felicją Baską-Bòrzëszkòwską,
jeżdżą na warkòwnie, kònferencje i téż
wëstãpùją z kaszëbsczim programã òb
czas kùlturalnëch jimprezów w Chònicach, Kòscérznie czë Gdini.
Medal Stolema przëznôwóny je
przez Karno Sztudérów Pòmòraniô
òd 1967 rokù. W kaszëbskò-pòmòr-
sczim strzodowiszczu ceszi sã wiôldżim ùwôżanim. Dostôwają gò lëdze
abò jinstitucje, chtërne na òsoblëwi
ôrt rozkòscérzają kùlturã Kaszëb
i Pòmòrzô. Ùroczëstosc dôwa niô
nôdgrodów òdbãdze sã, jak wiedno,
w Stôrogardowi Radnicë (Ratusz Starego Miasta) we Gduńskù 24 lëstopadnika 2012 r.
KS
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:36
FELIETON
z południa
Magiczna brama
KAZIMIERZ OSTROWSKI
Niezauważenie minęła w sierpniu 80. rocznica powstania Muzeum
Regionalnego w Chojnicach (obecnie:
Muzeum Historyczno-Etnograficzne). Nie było wspominkowej imprezy
i jubileuszowego tortu, podsumowania
osiągnięć, dyplomów i kwiatów. Nic
z tych rzeczy. Bo chojnickie muzeum
działa konsekwentnie, ale bez rozgłosu. Może za cicho?
Z pewnością w świętowaniu jubileuszu przeszkodził trwający aż półtora roku remont Bramy Człuchowskiej
– głównej siedziby muzeum. Górująca nad starym miastem 5-piętrowa,
ceglana wieża w ciągu blisko siedmiu
wieków pełniła różne funkcje, zanim stała się salonem wystawowym.
Przede wszystkim strzegła gościńca
do Człuchowa, mostem zwodzonym
i żelazną kratą broniła wrogom dostępu do miasta, służyła także jako arsenał i wieża strzelnicza. „W tej bramie
działo krótkie, wielkie i przestronne” – napisali lustratorzy królewscy
w 1565 r. W następnych wiekach była
więzieniem dla obywateli miasta, którzy popadli w konflikt z prawem. Potem wyznaczono jej rolę dzwonnicy
protestanckiego kościoła, dzięki czemu uniknęła losu dwóch pozostałych
bram miejskich, rozebranych w XIX w.
Przez wiele dziesięcioleci ubiegłego
wieku stała bezczynnie, a jej charakterystyczna sylwetka silnie wrosła
w krajobraz Chojnic, stając się niemal
symbolem miasta.
Tajemnicze wnętrze bramy intrygowało mieszkańców, a szczególnie
młodzież, toteż jako uczniowie pobliskiej szkoły nie raz zaspokajaliśmy
swoją ciekawość. Forsowaliśmy słabo
zabezpieczone drzwi i po zmurszałych
schodach, drabinach lub nawet skacząc z belki na belkę, penetrowaliśmy
zakurzone, pełne pająków i nietoperzy
piętra budowli. Takie było nasze chłopięce obcowanie z historią, a wyobraźnia podpowiadała, co działo się w tych
murach przed wiekami. Aż wreszcie
potężna wieża doczekała się swego
przeznaczenia, pół wieku temu dostała
zaszczytne zadanie – pełnienie funkcji
skarbca pamiątek historii i sztuk.
Reaktywowane, po długiej przerwie wojennej i powojennej, muzeum
chojnickie pilnie potrzebowało odpowiedniego budynku. Bezowocne
okazały się starania młodego jeszcze
wówczas Zrzeszenia Kaszubskiego
o pozyskanie zabytkowego poaugustiańskiego kościoła, byłego konwiktu
gimnazjum chojnickiego. Ale wtedy
nadarzyła się sposobność zaadaptowania na potrzeby muzeum remontowanej właśnie Bramy Człuchowskiej, co
stało się faktem. W maju 1962 r. twórca muzeum, kustosz Julian Rydzkowski, objął ją w posiadanie. Mam dobrze
w pamięci jego ożywienie i radość. Był
szczęśliwy, że nareszcie zbiory, które po zawierusze wojennej drugi raz
mozolnie budował, znalazły spokojną
i pewną przystań.
Można powątpiewać w to, że Brama
Człuchowska jest najlepszym budynkiem dla muzealnej ekspozycji. Pionowe usytuowanie sal, na domiar niezbyt
obszernych, konieczność wspinania
się na kolejne kondygnacje, zachętą do
zwiedzania raczej nie jest. Ale panu
Julianowi, mimo podeszłego wieku, to
nie przeszkadzało. Czuł się tu gospodarzem, czasem w przejmującym chłodzie, okutany w swój płaszcz w jodełkę, przesiadywał w bramie do późna.
Spotykał się wtedy i rozmawiał z duchem XVIII-wiecznego zasłużonego
burmistrza Chojnic Izaaka Goedkego,
co później opisał w literackiej formie.
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 39
Brama Człuchowska w Chojnicach. Fot. Maciej Stanke
Był „panem na starej wieży” – tak nazywali go reporterzy, dzięki którym
zdobył niezwykłą popularność.
Minęło kilkadziesiąt lat i dzisiejsze
Muzeum Historyczno-Etnograficzne
jest już inne. Dużo zawdzięcza następczyni Rydzkowskiego, energicznej Wandzie Tyborskiej, zwłaszcza
rozprzestrzenienie się wzdłuż murów
obronnych na kilka zrekonstruowanych baszt, lecz niezmiennie w muzealnym gospodarstwie dominuje Brama
Człuchowska. Teraz, unowocześniona
we wnętrzu, z nowo urządzonymi wystawami, nocą rozjarzona światłem
reflektorów, budzić będzie zdwojone
zaciekawienie. Będzie znów uczyć szacunku dla przeszłości i umiłowania
naszej kaszubsko-pomorskiej ojczyzny.
Każdemu, kto wrażliwy, na pewno pozwoli obcować z duchami burmistrza
Izaaka, kustosza Juliana i pani Wandy.
A trud wspinaczki na ostatnie piętro
wynagrodzi wspaniałymi widokami
na wszystkie cztery strony miasta.
PS Spóźniona jubileuszowa uroczystość 80-lecia muzeum, wraz z nadaniem placówce imienia założyciela Juliana Rydzkowskiego, odbyła się
z dużym zadęciem 26 października. Napiszemy o tym w następnym numerze
„Pomeranii”.
39
2012-10-30 16:46:36
zéńdzenia dlô piszącëch pò kaszëbskù 2012
Wiérzchùcëno,
Wierschutzin, Wierzchucino
Wãdrëjã przez wies. Na szasëjach mało lëdzy – dzecë jidącé ze szkòłë, czile białk, co pchają
wózyczi, pôrã ómków. Jidã wedle krómù ò pòzwie „Kaszub”. Tam-sam na dodomach widzã
kaszëbsczé fanë. Nie jem głodny, temù nie wchôdajã ani do gòspòdë U Pysia, ani do karczmë
Kaszubski Młyn nad Bëchòwską Strëgą. Szpëcëjã ùszë, mòże ùczëjã gdze niemiecką gôdkã.
Kò gôdają, że tu wiele Niemców mieszkô…
RÓMAN DRZÉŻDŻÓN
Przez grańcã do Hollywood
W 90. latach XX stalatégò młodi lëdze òd Pùcka, Starzëna, Krokòwa
a jinëch wsów pùcczi zemi, aùtama,
aùtobùsama, czim chto mógł, co sobòtã przekrôcziwelë grańcã pòlskò-niemiecką. Jô téż. Më ni mùszelë jachac
czileset kilométrów za Òdrã, le cziledzesąt. Przëchłoscëwało naju „Hollywood” we Wiérzchùcënie, gdze më sã
mòglë òderwac òd codniowòscë, bawiącë sã do rena, tuńcëjącë, spiéwającë, pòznôwającë pëszné brutczi, a naju
drëszczi – spòsobnëch kawalérów.
Przejeżdżającë przez mòst na grańcowi rzéce Piôsznica za Żarnówcã, czãsto
chtos do szpòrtu, pòdkôrbiającë niemiec-
ką gôdkã, wòłôł: „Ausweiskontrolle” abò
„Paszporty bitte”. Wnenczas w pòjezdze
dało sã czëc smiéch. Swòji wiedzelë, cëż
je lóz, ale ti „nié stąd” rozzérelë sã wkół,
nie wiedzącë, czë pò prôwdze mają ne
dokùmeńtë przërëchtowac…
Nen wspòmink z tamtëch lat sedzy
mie głãbòk w głowie. Ach, jezdzyło sã
do Wiérzchùcëna na diskòtekã, jezdzyło… przez grańcã. Bò téż Wiérzchùcëno
dlô naju, z pùcczich a krokòwsczich
strón, bëło wsą za grańcą.
Niemiecczé szlachë
Rzéka Piôsznica jesz wcyg przëbôcziwô ò midzëwòjnowim cządze. Przëbôcziwô ò tim, że bëła na ni pòlskò-niemieckô grańca. Krokòwò, Żarnówc, Nôdolé – tu bëła Pòlskô. Wiérz-
Ewanielëcczi kòscół w Wiérzchùcënie. Òdj. Maciej Stanke
40
pomerania_listopad_2012new.indd 40
chùcëno, Chòczewò, Brzëno – tã bëłë
Niemcë.
Wchôdającë do wsë òd Żarnówca,
pò lewi stronie drodżi, òbzéróm widzałi bùdink graniczny strażë. Dali,
pò prawi, stoji kòscół. Wiela stalatów
Wiérzchùcëno słëchało parafie w Żarnówcu, ë tã wierny chòdzëlë na msze.
Czedë w 1920 rokù Wiérzchùcëno òd
Żarnówca rozdzelëła państwòwô grańca, katolëcë ni mielë letczégò żëcô.
Temù w kùńcu dwadzestëch lat erigòwónô òstała w Wiérzchùcënie parafiô ë wëbùdowóny kòscół. Pewno téż
temù, bë Kaszëbi mielë jak nômni kòńtaktów z bracynama z Pòlsczi.
Ewanielicë mielë swòjã swiątnicã z 1882 rokù. Służiła òna jima jaż
do sédmëdzesątëch lat. Pòtemù długò
stojała lózô. Niszczonô bëła przez czas
a lëdzy. Kùreszce òstała kùpionô przez
wastnã Kùrilewicz, córkã Wandë Warsczi. Zabëtk je zabezpieczony, le jak
gôdają mieszkańcowie, nick sã tã nie
dzeje.
Jedną z cekawszich pamiątków
w Wiérzchùcënie je ewanielëcczi smãtôrz. Leżi kilométer za wsą. Zdrok przecygô stojący kòl niegò pòmnik pòstawiony na wdôr mieszkańców Wiérzchùcëna, co zdżinãlë na pierszi swiatowi wòjnie. Béł òn pòswiãcony przez
ks. Kurta Reicha, probòszcza z Żarnówca, w 1927 rokù. Na tôflë je widzec
pòstãpny szlach pòplątóny pòmòrsczi
historëji – dzurë pò kùlach wëstrzélonëch z rusczich aùtomatów. Mòże na
ni przeczëtac nôzwëska „niemiecczich” żôłniérzów. Niemieczich mùszi
dac w cëzymsłowie, kò w wikszoscë
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:37
zéńdzenia dlô piszącëch pò kaszëbskù 2012
są to pòlsczé a kaszëbsczé przezwëska:
Styn, Drzeżdzon, Pilath, Budnik, Ceinowa, Goyke, Grezlikowski, Lieske.
Pòd ną stôrą tôf lą zamòntowónô je
nowô z nôdpisã pò niemieckù ë pòlskù: „Na wdôr wszëtczim pòległim
ë zadżinionym w II swiatowi wòjnie
z Wiérzchùcëna ë òkòlégò”.
Plac wkół pòm n i ka je zadbóny, równak smãtôrz je zarosłi zeleskã, a wikszosc grobòwëch kamów
pòtłëkłô. Widzec téż je, że niechtërné
grobë chtos dozérô. Czekawi je grobòwi kam przedwòjnowégò pachtarza wiérzchùcyńsczégò fòlwarkù Hermana Gumza a jegò białczi Aùgùstë
– pòchòwónëch w 1928 rokù. W nym
samim grobie leżi Erika Petersen, jejich wnuczka, pòchòwónô w 1997 rokù.
Wkół kama czësto, stoją kwiatë a znitë.
W dwùch grobach, co swòjim sztôłtã a nôdpisama apartnią sã òd nëch
stôrëch, pòchòwóny są Zygfryd, Margòt
a Zygmùnt Cholka. Nen slédny ùmarł
béł w 2011 rokù. Epitafium na nich je pò
pòlskù „W nadziei na zmartwychwstanie”. Jak mie rzekła Jadwiga Czirkòwskô, nie bëlë to ewanielicë ani katolëcë,
leno Swiôdcë Jehòwë. Ewanielików we
Wiérzchùcënie ju ni ma – dodôwô.
Kaszëbsczi Plac
ë berlińskô Òlimpiada
Part Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô w Wiérzchùcënie pòwstôł dopiérze w 1997 rokù, ale bùsznic sã mòże
brzadnym dzejanim. Chòcbë dzecnym karnã Nasze Stronë, wëdowiznama czë rëchtowanim wiele rozegracjów. Przédniczką wiérzchùcyńsczich
Kaszëbów przez wiele lat bëła Jadwi-
ga Czirkòwskô – białka, co ò ni mòże
rzec: „Czej dwiérzama jã wërzucą, tej
òna òknã wléze”.
Copajã sã do wsë. Jidã na Kaszëbsczi
Plac – môl, gdze niemiecczi spòrtowcowie rëchtowelë sã do Òlimpiadë, jakô
bëła w 1936 r. w Berlënie. Kòl basenu,
gdze zawòdnicë cwiczëlë płiwanié, terô
stoji pòkrëtô strzëną kaszëbskô chëcz.
Bënë je zala pamiãcë, na przãtrze latowé jizbë dlô gòscy, a bùten bina.
Na Placu nôleżnicë KPZ òrganizëją zéńdzenia, festinë a rozegracje,
chòcbë przëzérczi kaszëbsczich lëdowëch karnów. Stoją tu téż rozmajiti
wiôlgòscë kamë „na wdôr” sënów pùcczi zemi, m.jin. namienioné bp. Kònstantinowi Dominikòwi z Gniéżdżewa,
Florianowi Cenôwie ze Sławòszëna, Janowi Drzéżdżónowi z Domôtowa, Janowi Patockòwi ze Strzelna czë Staszkòwi
Òkòniowi „Kajczikòwi” – pòéce z Wiérzchùcëna. Latos swój kam „dostôł” pisôrz
a szkólny Józef Cenôwa z Pôłczëna.
Ni ma ò czim gadac
Przez wiele lat we Wiérzchùcënie
bëłë dwie stowôrë: kaszëbskô a niemieckô. Dzysdnia part KPZ baro mòckò dzejô, jinaczi jak Zrzeszenié Niemiecczi Miészëznë, jaczé dwa lata
temù òstało rozwiązóné… Czemùż tak
sã sta? Zwòniã do Eleonorë Doering
z Biôłogórë, białczi, jakô na zôczątkù 90. lat założëła a przez dwadzesce lat prowadzëła niemiecką stowôrã
w gminie Krokòwò. Za wiele nie chce
gadac ò ti sprawie z gazétnikama.
Rzekła blós, że mô wicy jak 80 lat,
a ni ma człowieka, jaczi bë òrganizowôł zéńdzenia.
Kamë namienioné wiôldżim sënom pùcczi zemi (na Kaszëbsczim Placu).
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 41
Pòmnik żôłniérzów, jaczi zdżinãlë òb czas I swiatowi wòjnë.
Zrzeszenié Niemiecczi Miészëznë
nômòcniészé bëło w 90. latach ùszłégò
wiekù a na zôczątkù XXI stalata. Nôleżnicë spòtikelë sã co tidzéń na zalë
gòspòdë Pod Zielonym Wieńcem. Òrganizowelë Adventsfeier czë Muttertag. Brelë ùdzél w seminariach a kònferencjach. Rézowelë do partnersczi
gminë Krokòwa – Schweich, gdze pò
wòjnie mieszkôł hrabia von Krockow.
Rozprowôdzóné bëłë niemiecczé gazétë
np. „Schlesisches Wochenblatt” ë ksążczi. Młodi mòglë ùczëc sã niemiecczi
gôdczi, a nôbiédniészi dostôwelë socjalną pòmòc.
Ò niemiecczim zrzeszenim nie chce
téż wiele rzec Jadwiga Czirkòwskô
– ùszłô przédniczka KPZ. Kò wedle ji ni
ma ò czim gadac. Pitajã, czë przódë
nôleżnicë Zrzeszeniô bëlë téż w niemiecczi stowôrze. Nié – krótkò òdpòwiôdô Czirkòwskô.
Chòc fòrmalno òrganizacjô ju nie
dzejô, równak Niemcë z nordë Kaszëb
– Wiérzchùcëna, Pùcka, Gniewina
– spòtikają sã rôz w rokù na Adventsfeier, na chtëren przëjéżdżô kòle 70
lëdzy. W wëwiadze, jaczi nalôzł jem
w gazéce „Wochenblatt”, Eleonora Doering rzekła, że mô nôdzejã, że jesz
wërosce jaczi lider. Doda téż, że niemiecczé zéńdzenia na Adventsfeier
wcyg mdą rëchtowóné.
Nen artikel je brzadã zéńdzeniô dlô piszącëch pò kaszëbskù, chtërno òstało zrealizowóné dzãka dotacji Minystra Administracji i Cyfrizacji.
41
2012-10-30 16:46:37
wòjnowi Kaszëbi
Wszëtcë płakelë jak dzecë
Hùbert Barembruch pòchòdzy z Głusëna. Òb czas wòjnë robił midzë jinyma w Peenemünde.
Z niemiecczégò wòjska ùcekł do batalionu generała Maczka.
Waji òjc, Léón, béł przed wòjną wójtã w Swiónowie. Cos pamiãtôce
z gôdków, jaczé miałë plac ù Waji
doma?
Hùbert Barembruch: Më tam za
wiele ò niczim nie wiedzelë. Doma to
bëło tak, że czej do òjca przëchòdzëlë
sąsôdzë, lëdze ze sprawama, dzecë
mùszałë jic do drëdżi jizbë. Nie bëło
mòżno słëchac, ò czim gôdają.
A co sã stało z Wajim òjcã, jak nasta
wojna i przëszlë Niemcë?
Niemcë gò aresztowelë.
Na pòczątkù wòjnë Wë jesz bëlë
młodi, ale przëszedł 1943 rok i Waji
wzãlë ju do wòjska…
Jo, tak bëło. Nôprzód jô mùszôł jic do
Arbeitsdienst. To nie bëło wòjskò, le
przëmùsowé robòtë. Jô béł pòwòłóny
do Peenemünde, gdze bëła w ùkrëcym
robionô bróń, midzë jinszima V-1 i V-2.
Krëjamnotã ò ti broni zdradzył aliantóm Pòlôk. Òni nie chcelë ùwierzëc, że
to je prôwda, ale w kùńcu przëszlë do
tegò, że cos sã tam dzeje, blós nie wiedzelë co.
Infòrmacje ò Peenemünde przekazywôł m.jin. pòchòdzący z Czelna
Klémens Wicczi, dzãka chtërnémù
ùdało sã zbómbardowac ten môl.
A co Wë mùszelë robic w ti fabrice broni?
Më stôwielë płotë wkół tegò całégò placu, a niżi pòd zemią òni dërch cos tam
robilë. Nim të wlôzł na ten plac, bëło
fùl rozmajitëch zabezpieczeniów.
Wa tam widzała jaczich niemiecczich generałów?
42
pomerania_listopad_2012new.indd 42
Nié, nié. Më bëlë òddzelony. Mògã rzec
taką historiã: jeden chłop, chtëren
pòchòdzył z Berlina, wëmëslôł sztrajk.
Słupë do tëch płotów bëłë baro cãżczé,
betonowé. Më je nosëlë w sztërzech
chłopa. Bëlë tam Pòlôszë, Niemcë, Czeszë i jinszé nôrodowòscë. Wszëtcë nie
rozmielë pò niemieckù, tej më gôdelë midzë sobą pò swòjémù, më gôdelë
do se pò kaszëbskù. A nen chłop rzekł:
„Rzucta te słupë i stójta. Ni miéjta strachù, jak bãdą wrzeszczec”. Më tak
wëtrzimelë dosc długò. W kùńcu nastąpił rozłóm, a Niemcë i tak wzãlë górã.
Òni sã mscëlë?
Kò na pòligónie delë nama pózni
nôùczkã.
Jaczé je Waje nôgòrszé wòjnowé przeżëcé?
Diwanowé bómbardowanié w Peenemünde. Pamiãtóm alarm, wiôldżi wid
z górë i zaczãłë sëpac sã bómbë. Żóden môl kòl môla nie òstôł całi. To bëło
tak. Lecôł jeden fliger, zdrzucył bómbë, dôwôł widã znak, że òn skùńcził,
żebë nastãpny wiedzôł, gdze mô zacząc. Në i tej drëdżi zaczął spùszczac.
I tak dali. Wszëtcë płakelë jak dzecë,
kòżden wòłôł w swòjim jãzëkù. Më sã
mòdlëlë: „Mój Bòże!”, Niemcë: „Mein
Gott!”, a Francuzowie pò swòjémù.
To nie je do òpisaniô. Zemia całô sã
trzãsła…
Gdze wa sã schòwa, że ùdało sã wama przeżëc?
Më bëlë w lese, w tëch wòjskòwëch
rowach, òkòpach, i tam më sedzelë. Bëłë dosc głãbòczé i miałë chrónic òd òdłómków. To bëła Sodoma
i Gòmòra! Zabitëch, przësëpónëch
bëło baro wiele. Scanë rowów zesëwałë sã. Na ten mój wiek, bò jô doch miôł
le òsmënôsce lat, to bëło òkropné przeżëcé. Pierszé i taczé straszné. Wszëtkò
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:38
wòjnowi Kaszëbi
sã pôlëło; bùdë, całé òsedla bëłë przewróconé do górë nogama.
Wa pòtemù mùsza zbierac cała zabitëch?
Jo. Nas wëw iozlë w iele k i lométrów w las, a stądka wòzëlë nas
aùtama do robòtë. Ta m më mùsz
elë wënaszac, wòzëc i na jeden plac
kłasc tëch zabitëch. To bëło naszą robòtą. Tam bëłë setczi, a mòże tësące
zabitëch. Jô to jesz móm dërch przed
òczama. To bëło cos strasznégò!
Mòże Wë pamiãtôce jaczé nôzwëska
jinszich Kaszëbów, co bëlë z Wami?
Kò tam waji bëło wiele wiãcy.
Jo. Tam béł doch twój òjc. Béł Lewińsczi z Kartuz, syn drogerzistë, ale òn
nie wrócył do Pòlsczi, bò wëjachôł pò
wòjnie do Kanadë. Razã ze mną béł pózni w wòjskù ù generała Maczka, ale
pòtemù wëjachôł. Bëlë Antón Prëczkòwsczi, Bruno Élwart z Bórkù kòle
Strzépcza. Czej wòjna sã skùńcza, òn
òstôł na Zôchòdze i tam ùmarł pôrã lat
temù. Jô le sã niedôwno ò tim dowiedzôł. Przedtim jô nawetka nie wiedzôł,
co sã z nim stało.
Mòżna rzec, że jakbë aliance nie
zbómbardowelë ti fabriczi, to V-1
i V-2 mògłë bëc straszlëwą bronią na
wòjnie?
Gwës, że jo. Ale jô nawetka ni mògã
wiele gadac ò tëch sprawach, bò skądka jô mógł miec wiadomòscë wnenczas ò tim? Më nie wiedzelë, co tam
sã robi. Jô tej jesz nie znôł dobrze niemiecczégò, ni mógł czëtac pò niemieckù. Człowiek nick nie wiedzôł. Dopiérze pò latach jô sã doznôł, co tam sã
tak pò prôwdze robiło.
A pòtemù Was wzãlë na front?
W tim Arbeitsdiensce jô służił czile
miesãcy. Pózni pùscëlë nas dodóm, a pò
dwùch czë trzech niedzelach, jô dobrze
nie pamiãtóm, wzãlë nas do wòjska. Jô
dostôł pòwòłanié do Szczecëna. Pòtemù bëło przërëchtowanié do wëjazdu
na wschòdny front. Na szczescé mie sã
ùdało, że jô tam w kùńcu nie jachôł.
Mie òddzelëlë òd ti jednostczi i wzãlë
do szpitala. Tej jô òstôł przëłączony do
Spòdlecznô szkòła w Kòloni w szkòłowim rokù 1933/34 r.
żôłniérzów, jaczi jachelë na Zôchód,
do Francji. Bëła tam òstatnô òfensywa niemiecczégò generała Rundstedta.
Tam më sã ùmówilë. Jô nie pamiãtóm,
wiele nas bëło, mòże piãtnôsce. Më bëlë
tak ùgôdóny, że jak blós sã dô, tej trzeba ùcekac, bò bëło wiôldżé zamieszanié. To bëło w Belgii. Jeden, co przed
wòjną chòdzył do gimnazjum z Bielicczim, szkólnym z Kòloni kòl Swiónowa,
mógł dobrze gadac pò francëskù. Szedł
rôz do jednégò lokalu i spitôł sã tegò
gòspòdôrza, czë znaje jaką rodzëznã,
chtërna bë nas ùkrëła. Ale ten òdpòwiedzôł: „Co?! Niemiecczi żôłniérze
chcą sã schòwac? Na front z wama!”.
Në jo, bëlë różny lëdze… Nen kòlega rzekł tej: „Ale më jesmë Pòlôszë…”
Minãło czile tidzeniów i më ùczëlë, że
Pòlôszë są w jedny wsë, chtërnã zdobëlë. To bëło wòjskò generała Maczka.
Spitelë sã nas, czë chcemë do nich dołączëc. Më òdrzeklë: „Gwës, że chcemë sã
przëłączëc!”. Tak më sã dostelë do pòlsczégò wòjska. Tam më zjedlë pierszé
cepłé pôłnié òd dłudżégò czasu! Czë to
je mòżno, żebë sobie to wëòbrazëc? Béł
téż angelsczi chléb – kwadratowi, biôłi, z pszény mączi…! Tej nas wiozlë do
Szkòcji. To nie bëło pôrãnôsce lëdzy, to
bëłë tësące! Pózni bëłë cwiczenia, a tej
jô wstąpił do I Dywizji Pancerny, do
1. kómpanii, 9. batalionu, generała
Maczka. I nazôd do Niemców…
…do strefë òkùpacyjny?
Nié, nié. To jesz nie béł kùńc wòjnë. Tej
nas wësłelë dopiérze na front.
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 43
Gdze wa walczëła?
We Francji, Belgii i Néderlandach.
W kùńcu jô sã dostôł do Wilhelmshaven, w Niemcach. Tam bëło dopiérze zakùńczenié wòjnë. Nasza kómpania òsta
w Niemcach jakò òkùpant.
To bëła angelskô strefa?
Jo, angelskô. Jednostka òstała rozwiązónô, a nama rzeklë: „Mòżeta robic, co
chceta. Wëjachac do Anglii, Americzi”. Tam przëjachelë pòlsczi òficérowie i gôdelë, żebë wrócëc do naszégò
kraju. Lëdze wëbiérelë rozmajice. Jô
wëbrôł pòwrót do Pòlsczi.
Trzeba dopòwiedzec, że Wasz pòwrót nie béł do kùńca szczestlëwi.
Wszëtczich doma ju nie bëło.
Nie bëło brata ani òjca. Brat béł w Rusëji – na Sybirze, w Swierdłowskù. Czej
òn wrócył, miôł le sztëczk chleba. Béł
czësto wëkùńczony. Gò wnet nie szło
pòznac. Miôł straszné przeżëca.
A co sã stało z òjcã?
Nie bëło gò. Nie żił! Pózni mie rzeklë,
że Ruscë gò wzãlë, zanëkelë do Grëdządza. Miôł bëc zesłóny na Sybir, ale òn
nie wëtrzimôł. Je pòchòwóny w Grëdządzu. To je zbiorowi grób. Më tam bëlë
czile razy, ale to je cãżkò, żebë kògòs
tam nalezc...
Gôdôł Eùgeniusz Prëczkòwsczi
43
2012-10-30 16:46:38
listopadowe wspominki
Wojciech Kiedrowski
– wielki wizjoner
22 listopada br. to dla mnie dzień szczególny – dzień 75. rocznicy urodzin śp. Wojciecha Kiedrowskiego. Byliśmy równolatkami. Nasi ojcowie zostali bestialsko zamordowani przez siepaczy hitlerowskich w pierwszych miesiącach II wojny światowej. Razem kończyliśmy Szkołę
Podstawową w Kartuzach i Liceum Ogólnokształcące w tym mieście. I jak to w życiu często
bywa, nasze losy, kiedy już weszliśmy w dorosłość, różnie się potoczyły.
JERZY NACEL
Klub Studentów Kaszubów
Ormuzd
Wojtek – kaszubski Stolem, laureat Nagrody im. Floriana Ceynowy Budziciel Kaszubów, zakochany w tym
wszystkim, co o Kaszubach stanowi, już
jako student Politechniki Gdańskiej zaczął się udzielać na niwie kaszubskiej.
Jedną z wymiernych inicjatyw Wojtka było założenie Klubu Studentów Kaszubów Ormuzd i przewodniczenie mu.
Należał także do grona założycieli klubu
Pomorania, który w październiku bieżącego roku obchodził jubileusz 50-lecia.
Pierwsze młodzieżowe kluby kaszubskie powstawały na fali popaździernikowej odwilży 1956 roku. Najczęściej
afiliowane przy Zrzeszeniu Kaszubskim,
działające autonomicznie, były tworzone
w różnych miejscach na Kaszubach i całym Pomorzu. I tak w latach 1958–1959
w Kartuzach powstał Klub Młodej Inteligencji Kaszubskiej. Założył go Edmund
Kamiński. W Wejherowie założono Klub
Młodych Kaszubów im. ks. Leona Heyke, którego motorem był Jerzy Kiedrowski, brat Wojtka. Organizowali się również studenci Seminarium Duchownego
w Pelplinie
Wojciech Kiedrowski nazwał utworzony przez siebie Klub Studentów Kaszubów – Ormuzdem, świadomie nadając mu imię staroirańskiego bóstwa
światła, mądrości i prawdy.
Samokształcenie, wanogi
i działalność wydawnicza
Klub skupiał niewielką grupę, zwykle było w nim około 20 studentów.
44
pomerania_listopad_2012new.indd 44
Moja droga do „Ormuzda” wiodła przez
lekturę wydawanego przez Zrzeszenie
Kaszubskie – już w 1957 roku – dwutygodnika „Kaszëbë”. W tych latach studiowałem na PG. Spotkany przypadkowo Wojtek zaproponował mi wstąpienie
do swojego klubu. Ponieważ interesowało mnie wszystko, co kaszubskie,
a niedosyt wiedzy był duży, chętnie
włączyłem się w tę działalność. Wojtek potrafił wyłuskiwać z grona studentów
tych o kaszubskim rodowodzie, którzy
w przyszłości mogliby działać dla sprawy kaszubskiej. Wielu ormuzdowców
okazało się później działaczami Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego.
Pamiętam nasze spotkania w Ratuszu Staromiejskim w Gdańsku, w których często uczestniczył Lech Bądkowski
z nieodłączną fajką. Ten główny ideolog
Zrzeszenia był wielkim rzecznikiem kaszubszczyzny rozumianej szeroko, na
wskroś współcześnie. Wiele trudu wkładał w kształcenie i wychowanie młodych działaczy. Na naszych klubowych
zebraniach bywali także m.in. Karol
Kreft, prof. Stefan Bieszk oraz ks. Franciszek Grucza.
Oprócz zebrań organizowaliśmy
wspólnie z klubami wejherowskim i kartuskim wycieczki po Kaszubach (Wanoga Klubu Ormuzd).
Klub angażował się również w działalność wydawniczą. Udało się Wojtkowi wydać druk okolicznościowy, który nazwał: „Ormuzd. Pieśni Trepczyka”.
W tym skromnym, dość prymitywnie
wydanym na papierze światłoczułym,
tomiku zamieścił kilkanaście pieśni
wraz z nutami autorstwa jednego z najwybitniejszych poetów kaszubskich.
Współtworzenie obrazu Kaszub
Potem nasze drogi życiowe się rozeszły. W kwietniu 1959 roku otrzymałem
od Wojtka list, w którym poinformował
mnie, że „nasz klub (Ormuzd) istnieje
i pracuje”. Ubolewał jednak nad trudną
sytuacją ogólną w Zrzeszeniu Kaszubskim i nad, jego zdaniem, nieprzychylnym stosunkiem Zarządu Głównego i redakcji pisma „Kaszëbë” do klubu. Pisał
również o tym, „jak obecnie trudno coś
zrobić, zgodnie z naszymi przekonaniami, przy takiej sytuacji wewnątrz Z.K.,
ogólnej sytuacji politycznej itp.” Niemniej zaprosił mnie do wspólnego wanożenia po Kaszubach. W tym liście napisał również o „podniesieniu Kaszub do
właściwej rangi, a obok wielkich innych
kultur [nasza społeczność] będzie rozwijała kulturę swoją na wysokim poziomie,
a nie tylko ludową”. W tym liście prosił
mnie o daleko idącą dyskrecję.
Wojtku! Już wtedy – ponad pięćdziesiąt lat temu! – okazałeś się wielkim wizjonerem.
Droga życiowa Wojciecha Kiedrowskiego rozumiana szerzej była próbą poznawania, a raczej współtworzenia obrazu Kaszub, tych zakorzenionych
w tradycji, ale i Kaszub – jak to napisał
nasz kolega z kartuskiego liceum, poeta
i fizyk Edmund Puzdrowski – „uczestniczących w kulturowych przemianach
świata”. Jako wieloletni redaktor „Pomeranii” i jako wydawca Wojciech Kiedrowski kształtował świat wartości z dzisiejszym obrazem i rozumieniem Kaszub.
Skan fragmentu listu Wojciecha Kiedrowskiego do Jerzego Nacla z 1959 r. prezentujemy
na stronie 18.
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:38
òkrãgłô roczëzna
Nôùkòwé towarzëstwò
w Brusach
Brusë miałë ë mają szczescé do kùlturalnëch ë gòspòdarczich pòdjimniãców. Kò prawie tu
w 1898 r. òsta założonô znónô pózni na Pòmòrzu stowôra Kupiec. Tu lëdze sã fëst wzãlë
ë w dobré trzë lata wëbùdowalë wiôldżi kòscół. Na zôczątkù 20. stalata bùsznił sã „Ceres”,
jaczégò młin béł tedë wiãkszi ë barżi nowòczesny òd wszëtczich w òkòlim. A kródzy najich
czasów, bò w 1980 r. bëło założoné fòlkloristiczné karno Krëbane. Do ùszłégò rokù Brusë
mògłë sã téż chwôlëc Midzënorodnym Festiwalã Fòlkloru. W 1991 r. pòwstało òglowòsztôłcącé liceùm – pierszé kaszëbsczé w kraju. A òd 5 lat dzejô tu Zabòrsczé Nôùkòwé Towarzëstwò.
GRÉGÓR J. SCHRAMKE
Kòłã w deje
Jeżlë jidze ò no Towarzëstwò, to
wszëtkò zaczãło sã òd… jeżdżeniô na
kòle. W latach 80. Zbigórz Gerszewsczi, młodi szkólny brusczi spòdleczny
szkòłë, kùpił so kòło ë zaczął na nim
wanożëc pò òkòlim. Jak wspòminô,
nôprzód jezdzył sóm, tej z òdjimkòwnikã. Brzadã tegò pòznôwaniô zabòrsczi
zemi béł m.jin. zatitlowóny „Klejnoty
naszych pól i lasów” wëstôwk zdjãców,
na jaczich w snôżich najich bòrach
szkólny pòkôzôł… smiecë. Tej w kòłowim wanożenim doparłãcził do Gerszewsczégò robòtnik brusczégò ùrzãdu
gminë Krësztof Zabrocczi, pòtemù, ju
w czasach jistnieniô Kaszëbsczégò
Òglowòsztôłcącégò Liceùm (KÓL),
w jaczim nen pierszi ùcził – przédno
szkòlniôcë a absolwencë ti szkòłë.
Òb czas wanożeniô wiele sã gôdô,
a gôdczi pòmôgają w pòwstôwanim dejów. W latach 90. ti wanożnicë założilë
niefòrmalné Karno Aktiwny Turisticzi
(KAT) ë nié blós na kòłach, le téż piechti czë czôłnama przemierzalë przédno
zabòrską zemiã.
W 1999 r., z ùdbë Gerszewsczégò ë Zabrocczégò, KAT zrëchtowało I Zëmòwi
Zabòrsczi Kòłowi Rajd miona Jana Karnowsczégò. Chcelë na ten ôrt ùtczëc
60. roczëznã smiercë negò wiôldżégò
pôłniowòkaszëbsczégò pòétë. Ùdba
ùwidza sã téż medióm, tej wanożnicë
nalezlë sã w TVG (gduńsczi telewizje)
ë w gazéce „Dziennik Bałtycki”. Zabrocczémù do te sniło sã wskrzeszenié
cządnika „Zabory”, jaczégò wespółzałóżcą béł doch czedës Karnowsczi.
Niecałi rok pózni, w lëpińcu, nôleżnicë karna pòjachalë òbôczëc swiat
Annë Łajming, jidącë za mëslą z archiwalny lecónczi, że „Tego, co zawierają opowiadania, a przede wszystkim
trzy tomy wspomnień […] nie da się
opisać – to trzeba samemu przeczytać,
ale i zobaczyć”. Zajachalë do Lesna,
Przëmùszewa, Mùtkòwa ë jinszich znónëch z ji ùtwórstwa môlów. Pòtkalë sã
z ùtwórczënią, tedë ju 96-latną. Ë wëticzëlë turisticzny szlach, jaczim dzys,
òznakòwónym, kòżden turista mòże sã
przejechac czë przeńc. Pòwsta téż pózni ksążka Literacki Szlak Turystyczny
im. Anny Łajming.
Dzeckò grantu
Z karnama biwô tak, że rôz w nich
sã dzeje lepi, rôz gòrzi. Niechtërnëch ju òprzestało ceszëc wanożenié, przédno pò głãbòczich piôchach
pôłniowòkaszëbsczich dargów. Tak
biwô. Dejade w 2006 r. tak sã złożiło,
żeGerszewsczi napisôł projekt „Badanie i promocja walorów przyrodniczych i kulturowych Ziemi Zaborskiej” na kònkùrs „Równać szanse”
zrëchtowóny przez Pòlską Fùndacjã
Dzecy a Młodzëznë. Ë nen projekt
dobéł. KÒL, z jaczim Karno Aktiwny
Turisticzi bëło doch mòckò sparłãczoné chòcbë personą Gerszewsczégò
ë dzélã nôleżników, dostało dëtczi.
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 45
Pòdjimniãcé sã ùdało. Aptit równak òstôł. Kò mòże ë na przińdny rok…?
– tłëkło sã pò głowach. Sprawa nieletkô, téż dlôte, że bëłë ju zmienioné warënczi przëznôwaniô grantów ë szkòłë
ju wiãcy z ny fùndacje dëtków dostac
ni mògłë. Ë wej to sprawiło, że… sã
ùrodzëło Zabòrsczé Nôùkòwé Towarzëstwò (ZNT). W smùtanie. Dokładno 5 lat dowsladë.
Dzywnô stowôra
Na zôczątkù w ZNT bëło kòl 15
sztëk lëdzy (mni wiãcy tak, jak rëchli
w KAT). Terô je jich kòl 30 ë nie są to,
jakbë sã chto mógł spòdzëwac, leno
lëdze nôùczi, chòc westrzód nôleżników nie felëje tëch z titlã „dr”. Z zapisanim do ZNT téż jiwru ni ma. Rechùją
sã le chãce do nôleżnictwa ë wespółrobòtë, a nié nôùkòwi czë jinszi doróbk.
Gerszewsczi przëznôwô tej, że mòże
kąsk na wyrost pòzwalë swòjã òrganizacjã.
Zéńdzeniów towarzëstwa, pòza
walnym rôz òb rok, tak pò prôwdze
ni ma. Le czasã, tak nieòbrzészkòwò,
pòtikają sã przë leżnoscë rozmajitëch
jimprezów czë jich finałów. Przédno
ZNT pòtikô sã dzãka jinternetowi. Do
te pòsobną niezwëczajnotą je to, że
ZNT mô… jaż trzech przédników. Czej
dzëwùjã sã temù, Gerszewsczi dolmaczi: Tak je lżi, kò czej czasã je nót gdze
zajachac, co załatwic ë pòdpisac, a jô ni
mògã, tej np. jedze Krësztof [Zabrocczi.
Trzecym przédnikã je Michalina Kalkòwskô – przëp. G.J.S].
45
2012-10-30 16:46:38
òkrãgłô roczëzna
Ekòlogiô, kùltura Zabòrów
ë edukacjô
ZNT wiãcy dëtków z Pòlsczi Fundacje Dzecy ë Młodzëznë ju nie dostało. Dejade ò grantë pisało ë gdze jindze
– do gminë, pòwiatu, Ùrzãdu Marszałkòwsczégò etc. Ë dëtczi bëłë. Nié
wiedno ë nié wiedno tëlé, co bë chcelë nôleżnicë Towarzëstwa. Dejade dlô
lëdzy, co chcą zjiscywac swòje pasje,
nawetka to sygało ë sygô do dzejaniô.
Pasje ne, wësztôłconé ë przez lata ju
scwiardłé w niezmiennotã, to: ekòlogiô, kùltura Zabòrów (przede wszëtczim) ë edukacjô. To są téż przédné
òbrëmia dzejalnotë ZNT ë nôlepi je
pòkôzywają pòdjimnotë ny òrganizacje, np. Zabòrsczi Ekòlogiczny Kònkùrs
ò „Złote Kocanki Piaskowe”, wanoga do
zdrzódłów Zbrzëcë, rechòwanié bòcónów, òrnitologiczny kònkùrs ò „Kulika
Wielkiego” czë òrganizowóny przez Zabrocczégò „ekòlogiczny spłiw Zbrzëcą”,
bëlny przikłôd na parłãczenié przëjemnégò z pòżëtecznym, bò òb czas spłënieniô sã zbiérô z rzéczi smiecë. Niechtërne
z rozegracjów, jak ta pierszô z wëpisónëch, bëłë ju rëchtowóné rëchli, przed
ZNT, chòc przez tëch samëch lëdzy. Nót
tu téż zarô dodac, że ZNT w rëchtowanim swòjich pòdjimów czãsto wëspółrobi z KÒL (sã rozmieje), Zabòrsczim
Krajòbrazowim Parkã, Nôrodnym
Parkã „Bory Tucholskie” czë brusczim
dodomã kùlturë, to je Centrum Kùlturë
ë Bibloteczi. Nôblëższim wespółrobòtnikã je równak Chònicczé Towarzëstwò
Drëchów Nôùk.
Môłi méstrowie
Pëtóny dali ò pòdjimnotë ZNT Gerszewsczi z nôwiãkszim, wierã, łiskã
w òkù pòwiôdô ò projekce „Mały Mistrz
Obserwacji Przyrody”, jedny z jegò
ùdbów, w jaczi dzôtczi 5 ë 6 lat stôré
nôprzód szkòlą sã w rozpòznawanim
roscënów (kòl 20 ôrtów, czej w przedszkòlim wëmôgónëch je le 5), a tej malëją
wëbróné kwiôtczi. Finał w 2011 r. w Dodomie Kùlturë w Brusach zgromadzył
fùl zalã dzecy z jich przedszkòłowima
òpiekùnama. Kòżden przedszkòlôk, jaczi
wzął ùdzél w nym pòdjimniãcu, dostôł
diplom, bëłë téż bómczi, le nôpëszniészim
wierã sztëczkã bëło, czej westrzód kòl
270 dokazów môłi méstrowie nalôżelë
swój malënk. Ë prawie ta redosc a bùcha
dzecy to dlô Gerszewsczégò nôwiãkszô
satisfakcjô z robòtë.
46
pomerania_listopad_2012new.indd 46
Robòta ób czas zjiscywaniô projektu „Mały Mistrz Obserwacji Przyrody”.
Òbrócënk
w dzejanim ZNT
Radoscë ë zadowòleniów bëło wiãcy. Jak chòcbë tedë, w 2009 r., czedë
ZNT wëgrało grantowi kònkùrs na
òtemkniãcé Zabòrsczégò Bióra Òbiwatelsczich Pòradów. Béł to, jak je dbë
Gerszewsczi, òbrócënk w dzejanim
ZNT. Bò nié dosc, że ùdało sã zrëchtowac nòwé, bëlné dlô lëdzy pòdjimniãcé,
kò bióro za darmôka zajimô sã wszelejaczima doradama (m.jin. pòmôgô z rozwiązywanim jiwru zadłëżeniô) ë do
terô ùdzelëło wiãcy jak tesąc radów,
a wôrt dodac, że dzejało téż, jak grantu
nie dostało (tak sã stało w 2011 ë mdze
w 2013), to na dodôwk zwëskało samò
ZNT, bò narôz zbòkadniło sã òno ju
ò prôwdzewie swój plac. Do te, dzãka
temù, że czerowanim bióra sã zajął
sóm Zabrocczi ë do jegò prowadzeniô
a ùdzelaniô pòradów lëdzóm òstôł
z Ùrzãdu Robòtë wzãti prôcownik, lżi
sã zrobiło z całą ùcemiãżną papierkòwą
robòtą, jaczi doch w najim kraju wiele.
Z ùrzãdnikã nie dobãdzesz!
Ta prawie biórokracjô je tim, co
Gerszewsczi nie za dobrze wspòminô. Téż ë to, że nad niechtërnyma
projektama nôleżnicë ZNT sã fëst narobilë, bë jak sã nôleżi, wszëtkò fëjn
òpisac, zrëchtowac bùdżet, etc, ë tej,
czasã dzãka jaczémùs kùńdersczémù
ùrzãdnikòwi, dëtków nie dostalë. Rôz
òdwòłalë sã òd dostónégò pòstanowieniô. Czej òno przëszło, sadlë, wszëtczé
zastrzédżi dokładno sprôwdzële ë na-
pisalë òdwòłanié. Wiedzelë, że mają
prôwdã, wiedzelë, że dëtczi na projekt
dostac bë mùszelë. Z ùrzãdnikama
równak nie dobãdzesz. Jak ju co so
pòstanowią, tak mùszi bëc. Òd òdwòłaniô tej przëszła decyzjô, w jaczi chòc
„cała ùrzãdniczé” do felów sã przëznałë, to równak le w dzélu, ë dëtków tak
a tak nie przëznałë.
Ksążka pierszô, drëgô…
Òstawiającë ju biôtczi z ùrzãdnikama ë wracającë do widniészich starnów dzejaniô, wôrt tu dopòwiedzec,
że ceszi Gerszewsczégò téż wëdôwiznowô robòta ZNT. W 2008 r. Towarzëstwò òpùblikòwało wspòmnióny ju
prowadnik Literacki Szlak Turystyczny
im. Anny Łajming, tej razã z Chònicczim Towarzëstwã Drëchów Nôùk
Szlak Rydzkowskiego (2009). A latos
sã ùkôzôł Szlak Zbrzycy, snôżo wëdóny, na dobrim papiorze, dzãka czemù
jidze docenic pësznotã wielnëch, pò
prôwdze nadzwëk dobrëch zdjãców
(brzadu òdjimkòwi pasje m.jin. Gerszewsczégò czë szkólny KÒL Jolantë
Pòzorsczi-Cuppa – nôleżniczczi ZNT).
Tekstë téż cekawé, a do te ten prowadnik je w trzech jãzëkach – pòlsczim,
kaszëbsczim (w dolmaczënkù Wòjcecha Mëszka) ë niemiecczim.
ZNT jesz zwiãksziwô wëdôwiznową
dzejnotã. Prawie co, swiéżo z drëkarnie,
wëszła ksążka Antona Cemińsczégò
Nad Niechwaszczą i Parzenicą, a w ùdbie
na przińdnotã je zrëchtowanié dokazu
„Zabory i Gochy – przewodnik ency-
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:39
òkrãgłô roczëzna
klopedyczny”, do jaczégò ùsôdzeniô
Zbigórz Gerszewsczi ju rôczi.
Téż ë cządnik
ZNT, jak na nôùkòwé towarzëstwò
przëstało, mô téż swój biuletin. Rocznik „Ziemia Zaborska” wëchôdô òd
2008 r. ë òd samégò zôczątkù rëchùje
so pôrãdzesąt starnów fòrmatu B5 (np.
nr 1 – 52 starnë, a nr 2 – 84). Sã rozmieje, że tematika cządnika je przédno
sparłãczonô z dzejanim Towarzëstwa
czë zaczekawieniama jegò nôleżników,
bò chòc z cządnika mógł sã czëtińc dowiedzec np. ò drobny szlachce zabòrsczi
zemi, ò tim, jak bëłë wëkòrzistiwóné
môlowé łączi czë ò ùtwòrzenim nowégò
na pôłniowòkaszëbsczi zemi rezerwatu
rodë (jezoro Mòczadło kòl Mãcëkała), to
równak mógł téż w nim pòczëtac ò wanodze Maceja Cybùlsczégò ë Anë Szëszkewicz (nôleżniczczi ZNT) na Syberiã,
jaczi tam pòjachalë w 2008 r. òbôczëc
ë òdjąc fùl zacmienié słuńca.
Do drëkù prawie co je rëchtowóny pòsobny numer rocznika „Ziemia
Zaborska”, w jaczim bãdze mòżna
przëczëtac m.jin. ò Marianie Mòkwie
(z leżnoscë 25. roczëznë smiercë negò
malôrza), Heronimie Derdowsczim
(z tegò, co mie Gerszewsczi dolmacził,
jidze ò jinszé wëzdrzenié na jegò „Ni ma
Kaszub bez Pòlonii…”) czë tekst sparłãczony z 140. roczëzną pòwstaniô Spółdzelczégò Bankù w Kòronowie, jaczégò
filia je téż w Brusach. Bãdze tej co do
czëtaniô, a mòże w przińdnoce jesz wiãcy, bò òb czas mòji gôdczi z Gerszewsczim wëszło, że chto wié, mòże wôrt bë
z rocznikã zrobic kwartalnik.
Ekòlogiczny
mònitoring ë…
Ùdbë na przińdnotã są nié le wëdôwiznowé. ZNT mô np. chãc pòstarac
sã ò dëtczi na kòmpleksowi ekòlogiczny mònitoring, dzãka jaczémù mógłbë
stwòrzëc kôrtã dzëczich wësëpisków
smieców czë badac jakòsc gruńtowëch
wòdów. Chce téż, bë nômni czilenôsce
dokazów rodë òstało ùznónëch za
pòmniczi. Kò, jak Gerszewsczi sprôwdzył, slédny rôz taczé ùznanié miało
plac w 1995 rokù!
…cos dlô magistrów
ë nié blós dlô nich
Nową pòdjimą ZNT je przëznôwanié dëtkòwëch nôdgrodów za nôlepszi
licencjacczi, magistersczi czë pòdiplo-
mòwi dokôz tikający sã Zabòrów. Rokrocznie bãdą przëznôwóny trzë, jaczé
razã bãdą robiłë sëmã pôrã tësãcy złotëch.
Mòbilny animatór
turisticzi
Jesma téż wëmëslëlë nowi wark!
– ùsmiéwô sã szpòrtowno Z. Gerszewsczi – Mòbilny animatór turisticzi
– dodôwô, a czej wcyg nie rozmiejã,
wëwidnio, że czãsto òb czas wanożeniô, a nót dodac, że Gerszewsczi
na kòle jezdzy nawetka dzéń w dzéń,
pòtikô turistów, téż tëch swiądnëch,
co chcą cos òbezdrzec, cos pòznac, czegòs sã dowiedzec. Jim to, pòtkónym
gdzes na zabòrsczich dargach rozdôwô
prowadniczi ZNT (a wiedno mô jaczis
w rubzakù), wskôzywô, co ë gdze wôrt
òbôczëc.
Jubileùsz?
Terô je ju jeséń, turistów corôz mni.
Dlô ZNT równak zaczinô sã gòrący
czas rozrechòwaniów z projektów,
a téż pisaniô a „dopieszczaniô” nowëch; kò nôwiãcy kònkùrsów ò grantë przepôdô na zëmã. Latos, prawie
w smùtanie, mijô piãc lat òd założeniô
ZNT. Na pitanié, czë bãdze z leżnoscë
tegò jubileùszu jaczé swiãto, przédnik
Gerszewsczi òdpòwiôdô: Swiãto? Mòże
cos sã tam ò tim rzeknie na walnym
– namiszlô sã. – Równak nick wiãkszégò
nie planëjema. Nié, nié terô, nie na blós 5
lat jistnieniô. Ni ma na to czasu.
Pierszô lëterackô kòłowô wanoga.
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 47
47
2012-10-30 16:46:40
wiérztë
Cëchòsc òsta pò Ce...
Jón Drzéżdżón
Hana Makùrôt
Przëszlë do mie rôz dwa biôlé kôlpie
Cëż wa pòwiéta drëszë dwa
Dóm wama dwie swiéce na drogã
Niech sã pôlą dlugò na ti drodze biôli.
Ùmarłą jem i wejleno nicht nie zmerkôł…
Mòjégò òdéńscô nie dozdrzôł niżóden.
Òzëbło òddzãkòwa sã ze mną Zemia,
Na jaczi bëła jô jawernym człowiekã,
Wanożącym hewò przez rzékã a górã.
Przëszlë do mie
Przëszlë do mie rôz dwa mòdrôczi z żëta
Dzesz wa bëla tak dlugò drëszë dwa
Dóm wama na drogã mòje nowé bótë
Na tã dlugą biolą drogã piôszczëstą.
Przëszlë do mie rôz dwa jezora z gladą
Dzesz wa spa tak dlugò przëjôcele mòji
Dóm wama mòje òczë na samò glãbòczé dno
Żebë wa mia co òd mie na pamiątkã.
Przëszlë do mie rôz dwie gwiôzdë z nieba
Żëbë jô z nima szedl w tã drogã wësoką
Wzãlë mie pòd pazëchã a tej më szlë
A wkól lëdze zwònilë, zwònilë zwònama.
(Przëszlë do mie, 1995)
Ùmarłą jem
Czë to mdze jesz żëcé, czë téż mdze ùmrzenié?
– Zemi to wszëtkò równo i jistno bëło,
Tej nick so nie zrobia z mòjégò ùmrzeniô.
Dali sã krącã wkół i w dôlą nëka wcyg,
Przë grobie mòjim nie zatrzëma sã na sztót.
Hewò ból béł blós mój… blós mòja smierc bëła…
„Biôj z Bògã” – tegò nie rzekła mie ani Zemia,
„Bóg zapłac” – i zabôczëła pòdzãkòwac,
„Spij w pòkù” – we łbie nawetka nie pòmëszla.
Ùswiądnia jô so tej – „to nie je ji sprawa”!
A wic ùmrzenié bëło czësto priwatné.
Nicht mie nie chwôcył za zëmną wnenczas rãkã,
Gromicë nie zapôlił, ksãdza nie wòłôł,
Pôcerza nie òdmówił za mie niżóden.
Sama jô bëła, leno ùmrzenié ze mną.
Mòja smierc – blós òna ze mną tedë bëła,
Mòje ùmrzenié – to òno mną sã stało,
Jô, smierc, ùmrzenié – w jedno są sparłãczałi.
Ùmarłą jem i wejleno nicht nie zmerkôł…
Mòjégò òdéńscô nie dozdrzôł niżóden.
(Zymk 6/2007)
48
pomerania_listopad_2012new.indd 48
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:41
wiérztë
Lëstopadnik to miesąc, czedë òsoblëwie wiele mëslimë ò smiercë, mijanim żëcégò i tëch,
z jaczima ju jesmë sã na zemi òddzãkòwelë. Ta téma je téż wôżnô dlô kaszëbsczi pòézji, tak
dlô ùznónëch ju méstrów słowa (Janów – Drzéżdżona i Piepczi), jak i młodëch, co dopiérze
zaczinają pòéticką drogã. Hewò czile wiérztów wëbrónëch z antologii kaszëbsczi pòézji Skrë
ùsôdzkòwi mòcë i jeden z ksążczi Jana Piepczi Mòje stronë. Utwory zebrane (wëdonëch przez
Wydawnictwo Region w 2010 i 2012 rokù).
Michôł Piéper
Jón Piepka
Cëchòsc òsta pò Ce,
Mie braknie wieczórnégò szemaru,
Czedë Të czëtôł gazétã na zeslu,
Nacyganiégò zégra
Òn zapôdł w spik razã z Tobą,
Kaszlu, niedzelnégò pôłnia.
Të wzął ze sobą mòje dzectwò
Ju nie je tak samò.
Czë je tam tak, jak Të so rojił.
Jô brëkùjã nowé lëstowé marczi,
Mònetë, pielgrzimczi, òrszôk.
Długò pò Ce, czej Të so szedł
Na niebny Piotrowi rejón,
Roznaszac lëstë, pióra anielsczé,
Më midzë Twòjima rzeczama
Wònilë pôchã
Zmiészóną z cygaretama ë lékama
Pôchã, jaką dobrze pamiãtóm,
Czej do Ce jem sã przëcyskôł
Żałujã – jô robił to za mało.
Że Ce nie mùjkôł w nocë,
Czej jem przë Twòjim łóżkù nie spôł.
Roznaszôj lëstë w niebie.
A më w mòdlëtwie kôrtkã
Z wzdichnienim Cë slemë.
Przëjacelowi
Dlô Tatka
Wspòmink
To nick
że słuńce zachòdzy
dwa kroczi za ùrzmą
to nick
bò mòje kroczi je duńdą
i nowé wzéńdzenié
jesz ùzdrzą
To nick
jeżlë wiater
dobiegnie z łiskanim
i ògniszczã spòpieli
chëcz mòże ë wrzosë
To nick wszëtkò
to nick
jednak jak të żes
ju szedł swòją drogą
na wiecznosc
jô cebie nigdë
nie bądã ju mógł
zawółac żdającô
do se
(Spiewa i lza, 2002)
(Wanoga pò mëslach, 2002)
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 49
49
2012-10-30 16:46:42
Stôri młin
JÓN DRZÉŻDŻÓN
Wëdôwizna Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô rëchtëje sã do òpùblikòwóniô łżónków Jana Drzéżdżona.
Dwadzesce dokazów, napisónëch przez aùtora pò pòlskù i przetłomaczonëch na kaszëbsczi jãzëk (przez
Rómana Drzéżdżona), mô przëbôczëc czëtińcóm tegò bëlnégò pisarza z nordowëch Kaszub.
Wëdanié łżónków Jana Drzéżdżona je wespółfinansowóné przez Minysterstwò Administracji i Cyfrizacji.
50
pomerania_listopad_2012new.indd 50
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:42
dlô dzecy
Stôri lëdze pamiãtają młin, jaczi
stôł na górze. Ju wnenczas nicht w nim
nie mieszkôł ani nie młół w nim zbòża.
Lëdze pòwiôdelë, że nocą szła tã biôłô
pòstacjô ë wprôwiała w rëch młin,
a téż to, że nie wiedzec skąd przëjéżdżałë wòzë fùl zbòża, zaprzigłé w czôrné kònie. Nicht nie wiedzôł, skąd bëlë
fùrmani, lëdze pòwiôdelë, że bëłë to
gnôcané pòstacje, tej tak jakbë lëdze co
dôwno nie żëją.
W młënie nôrëszniészô bëła biôłô
pòstacjô, wëdôwała mąkã a przëjimała
zbòżé. Tedë fùrmani razã z tą pòstacją
sedzelë wkół stołu i pilë czerwòné wino,
ë bëło czëc, jak sã smieją. Jejich smiéch
béł ale straszny ë nicht ni miôł òdwôdżi
pòdéńc w nym czasu krótkò młëna. Bëłë
téż widzec jiné pòstacje, białczi, jaczé
wchòdzëłë ë wëchòdzëłë z młëna, niosącë szmórowóné miãso ë sklané misë, na
chtërnëch leżałë żëwé szaré kùropatczi.
Òd czasu do czasu kùropatczi lecałë do
górë ë tedë na misach zjôwiałë sã szãtopierze. Szãtopierze spałë ë bëło jima
wszëtkò równo, dze ne białczi je na tëch
misach niosą. Wcale nie chcałë òdlatëwac. Biôłé pòstacje białk sôdałë kòle
drodżi ë stôwiałë misczi na ji zberkù,
ë tedë przëchòdzëlë proszący, co brelë
szãtopierze ë chòwelë je w swòje rejzetasze. Tedë szlë do młëna ë wëpùszczalë
je, smiejącë sã baro głosno. Ti, co sedzelë kòle stołu, skrôpialë je winã ë téż sã
smielë. Ale proszący, czej szãtopierze
òstałë skropioné winã, wëchòdzëlë
z młëna, a tej zaczinelë tuńcowac z białkama wkół, pò drogach.
Lëdze, co nie spelë, zdrzelë bez rutë
ë drëżelë ze strachù. Bòjelë sã, żebë ne
tuńcëjącé pòstacje dëchów nie òpanowałë całégò swiata żëwëch. Gasëlë widë
ë blós pòdzérelë bez rësënë. Timczasã we
młënie ë wkół niegò dërch wara mùzyka,
jedny fùrmani òdjéżdżelë, jiny przëjéżdżelë, szãtopierzi bëło corôz wicy, téż ti
bënë corôz czãscy kropilë je winã.
Kòl rena pòjôwiôł sã złotopióri kùr
ë piôł, ë tedë wszëtkò flot dżinãło, ë òstôwôł blós pùsti młin na górze. Nic nie bëło
mërkac pò tim, co tã sã dzejało w nocë.
Niedalek młëna mieszkôł krôwc, co
miôł piãc sënów. Nierôz pòwiôdôł, że ni
ma na swiece człowieka, jaczi bë miôł
òdwôgã spac chòc jedną noc we młënie.
Jegò sënóm to nie dôwało pòkù. Bëlë
młodi ë chcelë zrobic cos niezwëczajnégò, co zadzëwòwałobë òjca ë jinëch
lëdzy.
I stało sã tak, że nôstarszi syn, co
sã zwôł Wilczé Òkò, ùmëslił so jic do
młëna. Wzął sztëczk chleba ë szedł. Czej
nadeszła noc, ùzdrzôł biôłą pòstacjã, co
stojała we młënie kòle òkna. Wëzérała
bez no òkno ë stojała do niegò tëłã. Chtëż
to je? – pòmëslôł, pòdeszedł do pòstacje
i chwôcył jã za remiã. Òkôzało sã, że trzimie młińsczé kòło, co bëło pòkrëté pajiczëną ë pichã, tak jakbë òd wiela, wiela
lat stało nierëszoné w nym samim môlu.
Baro gò to zadzëwòwało, kò czãsto widzôł nocną mùzykã dëchów we młënie,
a timczasã nawetka ti stojący kòle òkna
pòstacji wcale tu nie bëło. Ë tedë dostôł
wiôldżi strach. Chwôcył gò paralusz
ë tak òstôł stojącë, jakno skamiałô pòstacjô, co òd terô słëcha do młëna.
Czedë długò nie przëchôdôł dodóm, drëdżi syn krôwca rzekł, że jidze
do młëna a niech sã dzeje co chce, òn
pòkôże, jaczi je dzyrżczi ë wszëtczi mdą
wiedzelë, jaczégò sëna mô krôwc. Zwôł
sã Długòrãczi. Wsadzył sztëk chleba
w taszã ë szedł òb wieczór. Długò sedzôł
òpiarti ò dwiérze młëna, czej dozdrzôł
môłą mësz, co stojała krótkò jegò nodżi
i rzekła: – Biôj stąd, biôj stąd, biôj stąd.
– Wëcygnął rãkã, chcącë jã chwacëc,
czej pòczuł, że chtos na niegò jidze ran.
Zesztiwniôł z ùrzasu ë tak òstôł niedalek dwiérzi do stôrégò młëna, zamieniony w kamianną pòstacjã.
Terô przëszedł czas na trzecégò sëna, co sã zwôł Biegnący Jeléń. Stało sã
tak jak zeszłim razã, sôdł òb wieczór
we młënie ë czej zrobiło sã baro cemno, ùczuł cëdną mùzykã skrzëpiców.
Szedł za ną mùzyką ë chòdzył za niã
tak długò, jaż w kùńcu dozdrzôł przed
sobą przepadniã ë ùrzasł sã, ë tak òstôł
skamiałi tim swòjim ùrzasã.
Przëszedł czas na czwiôrtégò sëna,
co sã zwôł Chùtkô Strzéla. Nen zôs ùzdrzôł we młënie pëszną białkã, szedł za
nią ë szedł tak długò, jaż dozdrzôł przez
ji biôłą sëkniã gnôtë, co sã swiécëłë
ë pòmëslôł, że to je smierc. I tej ùrzasłi
chcôł sã wëcopac, ale bëło ju za pòzdze,
òstôł tak, jak stojôł, z ùrzasłą mùnią,
përznã òdwrócony, ale ju ni mógł do
przódkù, bò skamiôł.
Òstôł piąti syn krôwca, zwóny Jasnô Twôrz. Krôwc prosył gò, żebë nie
szedł do młëna. Nie chce òstac sóm, kò
je jegò pòcéchą na stôré lata. Cëż òn
sóm zrobi, słabi, niezaradny, niedalek
tegò strasznégò młëna, dze òni wszëtczi òstelë. Jasnô Twôrz dokazywôł òjcu,
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 51
że mùszi tã jic, chòcbë miôł zdżinąc,
ni mòże òstawic bracy, kò mòże jemù
sã ùdô ë wrócą wszëtczi dodóm. – Wa
nie przińdzeta nazôd – jiscył sã krôwc.
– Nie ùretôsz jich. Jakùż të to zrobisz,
doch tamti, wiele mòcniészi jak të, nic
ni mòglë zrobic.
Chòc òn prosył a biadolił, równak
slédny syn szedł do młëna. I jak tamti żdôł òb noc bënë. Wtim zjawił sã
straszny stolem. Chòdzył pò młënie
ë mrëczôł: – Chtos tu je, czëjã kògòs,
lepi, żebë stąd szedł. Co stolem stąpił,
to młin trzeszczôł tak, jakbë miôł sã
rozpasc. Tej syn krôwca rzekł: – Kògùż
të szukôsz? – W tim mòmence stolem
zdżinął, a w jegò môl pòjawiła sã nãdznô pòstacjô, co baro narzéka, że je głodnô. Knôp dôł ji skórkã chleba ë w tim
sztócëkù chtos chwôcył gò za remiona.
Piąti syn krôwca ùrzasł sã tak baro, że
zesztiwniôł ë òstôł jakno kamiannô
pòstacjô we młënie.
Terô krôwc òstôł czësto sóm. Zrobił sã smãtny, bëło mù wszëtkò równo,
bò co to za żëcé, jeżlë kòżdégò pòrénka
ë wieczora òbzérô sã nen swiat w samòtnoscë. Ùmëslił so jic do młëna ë nie
bòjec sã niczegò. Tak téż zrobił. A czedë
ùzdrzôł swòjich sënów zamienionëch
w kamë, sôdł so ë żdôł na noc.
Noc nadeszła, a razã z nią pôrã stolemów, co chòdzącë pò młënie, gôdelë: – Chtos tu je, czëjemë, że chtos tu
je. Krôwc skrił sã za młińsczé kòło
a czej jaczis stolem wëcygnął rãkã,
abë gò chwacëc, pòdôwôł mù kamiéń.
A stolemë, òbzérającë to, co jima dôwôł,
rozmëslałë, czë na pewno czëją blós kamiéń. I tak dzél nocë je zeszłi na pòdôwanim kamieniów ë jich òbzéranim.
Tedë przeszła westrzódkã młëna
tak jasnô pòstacjô, że stolemë mùszałë
zakrëwac òczë. Pòstacjô niosła przed
sobą zapôloną swiécã, a za nią szedł szari człowiek z zapôloną lãpą. Krôwc flot
schòwôł sã w céni ti pòstacji ë szedł za
nią razã z szarim człowiekã krok w krok.
Wiedzôł doch, że stolemë mdą chcałë zazdrzec w môl, skądka òdbiérałë kamë,
bò bëłë ju pewné, że chtos tã mùszi bëc.
I nie zmilił sã: rzucëłë sã w nen plac za
młińsczim kòłã ë sznëkrowałë w nim,
ale na szczescé jegò ju tã nie bëło. Jak
terô krôwc béł bezpieczny, bò stolemë
ni mògłë zdrzec na jasną pòstacjã ë tegò,
chto béł w ji céni, téż nie widzałë. Wiedzôł jednak, że długò tã bëc ni mòże,
kò jasnô pòstacjô miała swòje planë,
51
2012-10-30 16:46:43
dlô dzecy
chtërnëch nie znôł, kò noc sã mògła zarô
skùńczëc. Rozmiszlôł tej baro, co bë tu
zrobic, czedë narôz weszlë mùzykańcë
z trąbama ë zaczãlë grac, a stolemë zaczãłë tuńcowac. Krôwc bòjôł sã, że gò
zadepcą, temù chùtkò stanął westrzód
mùzykańtów ë zaczął spiewac. Nicht tu
jesz nigdë nie czuł spiéwù żëwégò człowieka. Krôwc spiéwôł pòrénczną piesniã,
chtërna pòrazëła stolemë. Jasnô pòstacjô
zdżinãła razã z młënã, a na górze sedzôł
krôwc ë piãc jegò sënów, co spelë. Czej
słunuszkò zaczãło wschadac, òbùdzëlë sã
ë zdrzelë jeden na drëdżégò. Dze je młin?
– pitelë. Dze je młin? – pòwtôrzelë.
Krôwc nic nie gôdôł, nie béł pewny,
czë zrozmieją, że zamienił swòją piesnią
całi nen młin w nicotã. Pòtemù òpòwiôdôł ò tim znajomim, ale òni jemù nie
wierzëlë, ùwôżno słëchelë, le mëslëlë so,
że krôwc na stôré lata zrobił sã dzywny.
Zó to sënowie krôwca gôdelë, że młin
dzes mùszi bëc, kò òn ni mógł tak czësto
zdżinąc. Do tegò chcelë òjcu pòkazac,
że są òdwôżny. Temù téż jednégò dnia
rëszëlë w swiat szëkac za młënã. Wzãlë
na chrzebtë sanie, kò jakbë trafilë na
wieczné sniedżi, tejbë mòglë so jachac.
Krôwc gôdôł, że mòże taczi młin dze
je, le docz za nim jic? Nie rozmiôł, że
òni ni mòglë nie jic. Òddzëkòwelë sã
z nim, gôdającë, że przińdą nazôd jakno bòhaterowie ë òn mdze z nich baro
bùszny. Krôwc zrozmiôł, że to je chłopskô sprawa jic naprocëm niebezpiekòwi,
ë temù téż ju nick wicy nie gôdôł. Ale
wiedzôł téż, że szukającë za tim młëna,
òni wszëtczi mògą zdżinąc. Dobrze
ò tim wiedzôł stôri krôwc, ale cëż òn
mógł zrobic? Z nima ju nie pùdze ë nie
przekôże jima swòjégò doswiôdczeniô,
mùszą sã sami naùczëc. Òni zôs wiedzelë jedno: że w tamtim młënie, co czedës
stojôł niedalek na górze, zgùbił sã jich
włôsny strach. Tak trudno nad nim
dobëc, òsoblëwie młodim. Terô chcelë
sã zmierzëc z tim krëjamnym młënã,
w jaczim bëło fùl dëchów. A bëlë tegò
pewny.
Na krziżewëch drogach ùzdrzelë sedzącą na czerwònëch wãglach białkã.
Zapitelë jã ò stôri młin, a òna pòkôzała
52
pomerania_listopad_2012new.indd 52
jima jednã z dróg. Szlë długò ną drogą,
jaż ùzdrzelë wiôldżi dodóm z dôczi a wiatrów. Wlôzlë bënë, a wkół na scanach
wisałë wiôldżé zégrë, złoté, srébrzné
ë w rozmajitëch farwach. Kòżden z nëch
zégrów pòkôzywôł jinã gòdzënã. Tej pòjawiło sã szaro òblokłé dzéwczã ë zapitało,
czegò ti chcą. Òdpòwiedzelë, że szukają
młëna, dze je mùzyka ë tuńce dëchów.
– Òn je tã – òdrzekło ë wskôzało jednã
z dróg. Dało jima na drogã jeden z zégrów
ë rzekło, że mają miec starã ò to, żebë nie
stanął, bò jeżlë tak sã stónie, tedë młin
zapadnie sã głãbòk w zemiã ë ju nicht nie
mdze mógł jic jegò szëkac.
Bracynowie pòdzëkòwelë szarémù,
nadzwëk delikatnémù dzéwczëcu ë,
niosącë sanie ë zédżer, szlë dali drogą,
jaką jima wskôza. Òb drogã dzëwòwelë
sã, że do krëjamnégò stôrégò młëna je
tak dalek. I tej spòtkelë dwòje lëdzy, co
sã pùrgelë pò wiecznëch lodach. Bëlë
zadzëwòwóny, że ti nie miarzną, są
doch tak letkò òblokłi. Spitelë sã ò drogã do młëna, tej sôdlë na swòjich saniach ë jachelë, trzimiącë zédżer tak,
żebë jima nie wëpôdł. Mijelë farwną
tãgã, wieczorë ë pòrénczi, ë wszëtkò, co
òb drogã spòtkelë: biôłé brzozë, kòscołë, szaré mëszë ë stôré lasë. Przëzérelë
sã temù ë pilowelë zégra, czë czasã nie
stanął. Czedë dojachelë na sóm kùńc
swiata, ùzdrzelë stôrégò człowieka.
Mëslelë, że to wieczny wãdrowczik,
nie pòznelë gò z daleka. Òkôzało sã,
że to béł krôwc, jich òjc. Gôdôł, że béł
tu długò przed nima, ale nie pòtkôł niżódnégò młëna. Sënowie ni mòglë sã
z tim pògòdzëc. Baro jich zadzëwòwało, że òjc béł tu przed nima. Jak doszedł
tu taczi stôri, bez sań? Stôri krôwc tak
sã le ùsmiôł a nick jima nie òdrzekł. Kò
mòże bëc, że òn téż wierził w jistnienié
negò młëna.
Sënowie delë krôwcowi zédżer,
a òn rzucył gò w przepadniã, skąd
wëlecałë dwa pëszné biôłé kôłpie.
– Tã je młin, skąd òne wëlecałë
– rzekł krôwc. Ale sënowie pamiãtelë, co jima rzekło dzéwczã w dodomie
z dôczi ë wiatrów, że czedë zédżer
stónie, stôri młin sã zapadnie ë nicht
ju gò nie naléze. Ale mòże zédżer nie
stanął, nie pòtłukł sã – mëslelë. Równak ni mielë skrzidłów kôłpiów, abë
pòlecec dali jak krôj swiata ë sprawdzëc to. Mòżlëwé, że zédżer chòdzył,
chòc gò ni mielë, nie bëło czëc zapôdaniô sã stôrégò młëna.
Czedë tak sedzelë, mëslącë, co dali
robic, Wilczé Òkò rzekł, że widzy dalek stąd, westrzód dôczi, na jezorze bôt,
w jaczim je wiele lëdzy, co wiozą młin.
Długòrãczi wëcygnął w nã stronã rãkã
ë chwôcył bôt, ale ni mógł gò wëdostac
z jezora. Tej Biegnący Jeléń pònëkôł
ë wzął gò na chrzebt, ë przëniósł razã
z lëdzama, a Chùtkô Strzéla wëpchł
młin na górã razã z lëdzama. Lëdze
rzeklë, że w tim stôrim młënie straszi.
Tej piãc sënów razã z krôwcã wlazło do młëna ë żdelë, jaż przińdze noc.
W nocë wlecôł bënë kôłp, wòłającë: –
Dze jô jem, dze jô jem, chwôcą mie. –
Nie chwôcą – zawòłôł krôwc. I w tim
mòmence młin rësził. Nie wiedzec dokąd szedł, le béł corôz to dali. Lëdze
nëkelë za nim ë nëkelë, ale ni mòglë
jegò donëkac. I tak òdpłiwôł nen młin
corôz dali ë nicht z niegò nie wëszedł.
Dokąd òdpłënął, tegò nicht nie wiedzôł.
Rozmajice lëdze pòwiôdelë. Jedny,
że sënowie krôwca pògwôłcëlë jaczés
prawa, szukającë za ùkôzką tegò młëna.
Jiny, że winã miôł krôwc, bò mógł dac
sënóm wòlą, mòże bë zrobilë to, co chcelë, a tak ni moglë dobëc nad jegò staroscą. Zôs jiny pòwiôdelë, że to prawie bez
samégò krôwca nalôzlë ùkôzkã stôrégò
młëna, ale chto ju rôz zacznie biôtkã
z ùkôzką, tegò òna wcygnie, ë tak sã
stało z krôwcã ë jegò piãc sënama.
Ale bëlë ë taczi, co wierzëlë, że wszëtczi przińdą nazôd. Taczich lëdzy bëło
a je baro wiele. Nierôz lëdze gôdają, widzącë wiecznégò wãdrowczika: – Hewò
jeden z sënów krôwca jidze nazôd. Abò
czedë je to stôri człowiek, tedë gôdają,
że to je sóm krôwc. Temù téż kòl jedzeniô lëdze stôwiają na stole jeden talérz
wicy prawie dlô jednégò z nich.
Tłomaczenié Róman Drzéżdzón
Malënk na s. 50 Małgòrzata Miklaszewskô
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:43
z Kociewia / kalendarium
Gdy to, co zwyczajne,
staje się nadzwyczajne…
DZIAŁO SIĘ
w listopadzie
• 1 XI 1992 – w Kościerzynie powstał
skansen Parowozownia Kościerzyna.
• 2 XI 1772 – król pruski Fryderyk II
zarządził kasację i przejęcie majątków biskupstw, kapituł i klasztorów.
Dotyczyło to m.in. klasztorów norbertanek w Żukowie i benedyktynek
w Żarnowcu.
MARIA
PA J Ą KO W S K A - K E N S I K
Minęło już dwanaście lat od czasu, gdy cieszyliśmy się na Kociewiu,
że mamy książkę W kuchni i przy stole
z podtytułem Ksiónżka o jeściu na Kociewiu pod redakcją Romana Landowskiego. Później jeściem zajmował się
w swoich książkach Andrzej Grzyb.
Swojskie, nieudziwnione jadło wróciło do łask w całej Polsce. Rejestruje
się tzw. produkt regionalny, zdobywa
certyfikaty, nawet walczy o nazwę.
Im bardziej swojsko i staro, tym lepiej.
Bywają nazwy kłopotliwe, jak np. fiut,
co na Kociewiu i w Borach Tucholskich
oznacza syrop przygotowany z soku
buraków cukrowych. Tenże fjut (tak
zapisano, by osłabić dwuznaczność)
sprzedawano na Festiwalu Smaku
w Grucznie. Pomysłodawcom produktu potrzebna była przy rejestracji opinia językoznawcy.
Regionalistę musi zainteresować
ożywienie działań wokół kuchni,
zwłaszcza jeśli traktuje sprawę poważnie i np. sprawdza – pyta: ten
sznek czy ta szneka. Oczywiście może
być z glancem lub bez. W tym roku
w Grudziądzu urządzono „Święto szneka”. W bogactwie kulinarnego nazewnictwa zachowała się różnorodność
kultury regionalnej, nawet dowody
sąsiedzkiej wspólnoty. Jednym z przykładów mogą być kociewskie ruchanki
(placuszki z ciasta drożdżowego) znane
i na Kaszubach.
Dawne wiejskie kuchnie nie były
bogate, jednak nazwy potraw, a właściwie warianty tych nazw są niezwykle
ciekawe i urozmaicone. Wystarczy dotrzeć do opracowania Róży Wosiak-Śliwy (Kaszubskie nazwy potraw i napojów,
Gdańsk 2011), w którym znajdujemy
liczne poświadczenia ze starannie dobranych i wiarygodnych źródeł. Moda
na swojskie jadło (chłopskie jadło, smaki regionów) jest formą obrony przed
straszną globalizacją. Miarą jakości stają się dodawane przymiotniki – „babcine” (np. konfitury), „domowe” (obiady),
„kociewski” (miód), też określenia typu:
szynka „z komina”, wędzonka „sołtysa”,
jajka „od kur podwórkowych”… Im bardziej naturalnie, zwyczajnie, tym lepiej.
I pomyśleć, że w dzieciństwie zazdrościłam koleżance, że u nich zawsze był
kupny chlyb, a u nas duże bochny swojskigo trzeba było jeść przez cały tydzień.
Na szczęście jeszcze za życia moich rodziców dane mi było docenić swojskość
i opisać w tekstach gwarowych m.in.
przygotowywanie okrasy z kluskowanych gęsi, pieczenie chleba… Dzisiaj
wspominam to jak prawie (domowe)
misterium.
O obecności Kociewia na Smakach
Pomorza zorganizowanych w Gdańsku już wspomniałam, teraz muszę
pochwalić imprezę w Subkowach
zorganizowaną przez Kociewskie Forum Kobiet w październiku. Było to
już III Sympozjum kulinarne z cyklu
„O jeściu na Kociewiu”, z miodem
w roli głównej. Były referaty i występy
dzieci ze szkół w Pszczółkach i Brzuścach. Nie zabrakło występu dynamicznego zespołu Burczybas z Gniewa.
W samo południe zaśpiewał Zbigniew
Wodecki. Grą na trąbce, skrzypcach
i śpiewem oczarował licznie zgromadzonych Kociewiaków. Piosenka
„Oczarowanie” oczywiście też była.
Później wszyscy mogli częstować się
potrawami z miodową nutą, ale i zwyczajnym, swojskim zagrajem. Kto nie
wie, co to jest, niech zajrzy do kociewskiego słownika…
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 53
• 3 XI 1922 – w Gdyni powstało Towarzystwo „Stocznia w Gdyni” – pierwsza stocznia morska w II RP.
• 5 XI 1992 – Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy uchwaliło Europejską kartę języków regionalnych
lub mniejszościowych. Dotyczy ona
również języka kaszubskiego.
• 7 XI 1922 – w Gdańsku-Wrzeszczu
urodził się prof. dr Hubert Górnowicz,
wybitny znawca dialektów i nazewnictwa pomorskiego, organizator
i kierownik Zespołu Onomastycznego UG, twórca gdańskiej szkoły
toponomastycznej, który gdańską
polonistykę rozsławił w kraju i poza
jego granicami. Zmarł 2 maja 1986
w Gdańsku.
• 10 XI 1982 – oddział gdański ZKP
wydał utwory Alojzego Budzisza,
opracowane przez Jana Drzeżdżona
i zebrane w tom Zemia kaszëbskô.
• 25 XI 1982 – w Pelplinie zmarł ks. Bernard Sychta, najwybitniejszy leksykograf kaszubski, dramatopisarz,
etnograf, językoznawca, twórca
Słownika gwar kaszubskich na tle kultury ludowej, zawierającego 30911
haseł. Urodził się 21 marca 1907
w Puzdrowie.
• 25 XI 1982 – ukazały się słowniki
Aleksandra Labudy Słowôrz kaszëbskò-pòlsczi, w opracowaniu naukowym Edwarda Brezy, i Słownik
polsko-kaszubski w opracowaniu
naukowym Jerzego Tredera.
Źródło: Feliks Sikora,
Kalendarium kaszubsko-pomorskie
53
2012-10-30 16:46:43
Gôdczi, spiéwanié i ... zeblôkanié
Na jedny z kaszëbsczich bùtnowëch
rozegracjów mòżna bëło kùpic Dwa widowiska Janusza Kòwalsczégò, wëdóné
przez Aùtora za swòje dëtczi dwa lata
dowsladë. Pisanié ò tim tomikù je mòże
kąsk spóznioną recenzencką reakcją,
le wôrt je pòdsztrichnąc, że dopiérze
òstatno wëdôwcë kaszëbsczi lëteraturë
zaczãlë barżi dbac ò rozprowôdzanié
swòjich ksążków i są òne do dostaniô
nié leno w bezpòstrzédnym kùpianim,
le téż przez jinternetowé ksążnice. Tak
téż sã stało z tomikã Kòwalsczégò.
Na Kaszëbach téatralné i òbrzãdowé widowiszcza sã zdarzeniama wcyg
dérëjącyma, chòc corôz czãscy biwają
barżi chòreògraficznyma i mùzycznyma przedstôwkama z dzélama kaszëbsczégò rituału niżlë spektaklama
z dominującym tekstã. Jeżlë zdrzec
na bédënczi Kòwalsczégò z òmôwiónégò tuwò tomikù, to je widzec, że są
òne próbama nalézeniô balansu midzë
lëdowim i wësokartisticznym widowiszczem. Czë takô równowôga òsta pò
prôwdze zachòwónô, pòkôże dopiérze
kònkretné wëkònanié scenarnika przez
aktorów, nié le sóm lëteracczi zapisënk.
54
pomerania_listopad_2012new.indd 54
Czedë sã òceniwô gôdczi, piesnie i jinscenizacyjné ùdbë, co są w ksążce Dwa
widowiska, leno na spòdlim słownégò
òpisënkù, niejedne zdôwają sã trafioné
i zasadné, jinszé jaż straszą najiwnotą
i artisticzną bezmòżnotą. Wôrt je jednakò pamiãtac, że skłôdającé sã na nen
òpisënk elemeńtë wizje Aùtora, chtërne
mdą spòdlim òpiniów niżi, nie są czims,
czegò bë ni mòżna w scenicznëch realizacjach pòzmieniwac. Doch òne – jak to
je w téatrze – òstaną pòddóné przewôrtoscowanimù òb czas próbów i wëkònaniégò przed pùbliką.
Zaczniemë òd pierszégò scenarnika Janusza Kòwalsczégò Lipusz i Tuszki. Pierszi dzél widowiszcza skłôdô sã
z òpòwiescë Lëpùszónów gôdającëch na
Tuszkòwiónów. To zestôwk smiésznëch
i przekãsnëch gôdków, co pòkazywają
wszelejaczé dzewactwa mieszkańców
Tuszków. W òstatny scenie tegò dzélu
widowiszcza Aùtór rozëmno miéniô
przewôżający donëchczas nôstrój
i wskôzywô – przez przëwòłanié dokazu Żëcé i przigòdë Remùsa – że tuszkòwiôcë nie są tak letczi, jak pòkôzywają jich tradicyjné pòwiôstczi. Drëdżi
dzél widowiszcza to pôrãnôsce scenów,
w jaczich frantówczi i tuńce òstałë sparłączoné na ôrt wòdewilu wëkònywónégò solo, przez pôrë abò chórë aktorów/tuńcôrzów. Fabùłą dlô piesni je
przëwitanié pùbliczi i danié ji wielnëch
frantówków w miłosny témie. W kùńcu
dokazu pòjôwiają sã elemeńtë tikającé
bùdowaniô wspólnotë ùczestników widowiszcza, a téż pòliticzné mòtiwë, co
terô są ju przebrzmiałë w swòjim znaczënkù (frantówka ò Lechù Wałãse).
Wzerającë na pierszé widowiszcze
Kòwalsczégò òd trescowi starnë, mòże
je zaakceptowac przez wzgląd na ludiczné i satiriczné znanczi. Ni ma tuwò
przesadzënkù w topòrnym szpôsu czë
agresje w dzélu pòsmiéwaniô. Je nót
jednakò zastanowic sã nad sensã ekspònowaniô òbrazów òb czas pierszégò
dzélu widowiszcza. Czë Aùtór zakłôdô,
że widzowie są tak mało kreatiwny, że
je nót jima do jednoznacznégò w tonie
tekstu dodawac jesz wiôldżé płôchtë
(2 x 2 m) z céchùnkã scenë? Mòże bë sygłë tuwò pantomimiczné ùkładë razã
z gôdanim pòstãpnëch gôdków, nié zôs
techniczné metodë rodã z przedszkòlnégò téatru? Z wątplëwòtama jinszégò
ôrtu mómë do ùczinkù w drëdżim dzé-lu
widowiszcza. Chòc tuńce i spiéwë wëz-
drzą tuwò atrakcyjno, to jednakò czë
je zasadné, żebë w mùzycznym dzélu
niejedne z mùzycznëch zdrzódłów dlô
piesniów pòchôdałë z różnëch dzélów
Pòlsczi, a nié z Kaszëb? Abò co melodiô
z redomsczich czë krakòwsczich strón mô
wespólnégò z Lëpùszã i Tuszkama? Abò
jaką fùnkcjã spełniwô w kaszëbsczi òbéńdze (spiéwónô pò kaszëbskù) frantówka
„Më jesmë Kùjawiacë”? Czë pò prôwdze
w lëdowi tradicje Kaszëb ni ma mòdłów,
chtërne bë mòżna wëzwëskac w mùzycznym òprawienim widowiszcza? Czë pò
prôwdze w bòkadoscë gôdków i frantówków nie bëło barżi dopasowónëch
do kaszëbsczégò kòńtekstu niżlë taczé,
co parłączą sã z apartnyma kùlturowò
regionama Pòlsczi (kùjawiôk, krakòwiôk, mazur)? Pewno, że Aùtór bë mógł
na taczé ùwôdżi òdpòwiedzec, że chcôł
ùdostac efekt ùniwersalnégò lëdowégò
widowiszcza, mòżlëwie òglowò òpiéwającégò Kaszëbë i Pòmòrzé. Jeżlë jo, to
mòżna zabédowac czëtanié dôwnëch
scenarników, chòcbë Pawła Széfczi,
w jaczich téż bëłë parłączoné różné regionë Pòmòrzégò, a téż rozmajité sztótë
òbrzãdowégò kalãdôrza w jedną ùdbã
lëdowégò widowiszcza. W tëch dokazach
bëłë ùdostóné wiele barżi przekònywającé
artisticzné brzadë niżlë niekònsekwentné w dobranim tekstowim i mùzycznym
bédënczi Janusza Kòwalsczégò.
Drëdżim widowiszczã prezentowónym w hewòtny ksążeczce je òbrzãdowô spiéwògra Kaszubski strój. Spòdlowô
dramaturgicznô ùdba na przedstôwk
pòlégô na pòmalnym zeblôkanim Brutczi przez Bëńla. Dzeje sã to w takt gróny przez kapelã mùzyczi, chłop zeblôkô
jedną białkã, a czedë chór dzéwczãt
pòwtôrzô frazã z pòstãpnyma elemeńtama òbleczeniô, ten chłop, biegającë do
jinszégò dzélu scenë, òblôkô dwie jinszé
òsobë (Dzéwczãta I i II). W kùńcowim
dzélu widowiszcza Brutka òstôwô na
scenie wëzeblokłô, z bótama, napiersnikã i spódnyma bùksama, a Dzéwczã I
i Dzéwczã II mają przë se dzéle òbleczeniô wëzeblokłi Brutczi.
Òkróm tegò zakùńczeniô Aùtór widowiszcza przewidiwô jesz dwa jinszé,
chtërne twòrzą sytuacjã pòwtôrzalnotë òbrzãdu. Hewò bò Bëniel bierze
òd dwùch dzéwczãt wszëtczé dzéle
òbleczeniégò i òblôkô w nie pòstãpné
dzéwczã, chtërno za sztót mdze zeblôkóné wedle znónégò ju mòdła. Òmówioné dzejniczi widowiszcza wërazno
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:43
lektury
òdsylają do weselny sytuacje, wnet
epitalamiczny. Erotizm spektaklu pòdnôszô sã w czasu dérowaniô piesenczi
i zeblôkaniô Brutczi, a swój kùńc mô
w ùkôzanim ji nagòscë (le téż w grańcach kònwencje). To je mało spòtikónô
znanka kaszëbsczi òbëczajnotë przedstawionô na binie, jaką wôrt je docenic,
chòc mòże nié przez tak niepasowné
pòrównanié do romana Lolita Vladimira Nabòkòva, jak to zrobił aùtór kòmeńtarza do tegò widowiszcza – Grzegórz
J. Schramke. Widowiszcze Kòwalsczégò
mô téż swòjistą ùczebną wôrtnotã,
bò krok za krokã zapòznôwô pùblikã
z pòzwama kaszëbsczégò òbleczeniô,
co bògacy słowiznã òdbiorcë i ùmòcniwô jegò wiédzã ò pòmòrsczi i lëdowi
òbëczajnoce. Je to doch apartné ùczenié,
nié do ùżëcô we wczasnoszkòłowim
sztôłcenim, chòc mòże do wëzwëskaniô na ùczbach przëstosowaniô do żëcô
w rodzëznie.
Dwa widowiszcza Kòwalsczégò òstałë sparłączoné na tëlé elasticznym kòmpòzycjowim zamikaczã, że je mòżebné
pòłączenié w jedno przedstawienié
dwùch dzélów, chòc wierã mòżlewô je
prezentacjô blós jednégò. Wôżną rolã
wedle Aùtora òdegrac mô w scenicznëch
i òkrómscenicznëch dzejaniach pùblika,
to doch dlô ni dzél piesniów spiéwóny je
pò pòlskù, dzél pò kaszëbskù. Dzeje sã
tak, bò Kòwalsczi zakłôdô, że widowiszcza mdą òbzerac tak môlowi Kaszëbi,
jak i letnicë, turiscë òdwiedzywający
Pòmòrzé òb czas latnëch feriów, dlô jaczich są òrganizowóné zapòznôwczé
wieczórczi czë fòlkloristiczné jimprezë.
Nie jem gwës, czë taczé widowiskòwé
„atrakcje” pò prôwdze przënôszają esteticzny zwësk spektaklóm i czë môlowi
aktorzë dostôwają dzãka nima dobrą
renomã. Kaszëbi spiéwający pò kaszëbskù, że są Kùjawiakama, abò zeblôkający
jedno dzéwczã za drëdżim... Dosc zaskakiwający to wëzdrzatk... Chòc mòże przë
taczich tuńcowno-spiéwónëch i spiéwóno-zeblôkónëch zdarzënkach (nôczãszczi przë piwie abò kòrnusu) nie je nót za
wiele mëslec, a prosto sã bawic i pic...
Czegò sobie i jinszim lëdzóm jednakò
– nie żëczã.
Daniél Kalënowsczi,
tłom. Jiwóna i Wòjcech Makùrôcë
Janusz Kowalski, Dwa widowiska, Gdańsk
2010.
Pomorskie lasy
w okresie staropolskim
O tym, że lasy zajmowały niegdyś
znaczną część Pomorza i że odgrywały
istotną rolę w życiu społeczno-gospodarczym tego regionu, nikogo chyba
przekonywać nie trzeba. Jednakowoż
wiedzy na ten temat należało dotąd szukać w rozproszonych źródłach i pracach
o charakterze przyczynkarskim. Próby
zebrania i przeanalizowania informacji o pomorskim lesie podjął się Michał
Kargul, absolwent Technikum Leśnego
w Tucholi, a więc osoba jak najbardziej
kompetentna w dziedzinie leśnictwa.
W swojej karierze Kargul nie poprzestał na leśnictwie, gdyż po ukończeniu
szkoły średniej studiował historię i socjologię na Uniwersytecie Gdańskim,
a w 2009 roku obronił na swojej macierzystej uczelni pracę doktorską Gospodarka leśna w województwie pomorskim
w latach 1565−1772. W swoim bogatym,
jak na stosunkowo młody wiek, życiorysie podaje, że jest historykiem, regionalistą, działaczem społecznym i nauczycielem.
Omawiana książka Michała Kargula Abyście w puszczach naszych szkód
żadnych nie czynili… jest rozwinięciem
dysertacji doktorskiej autora, co już na
wstępie podnosi jej rangę, ale zarazem
stawia jej twórcy większe wymagania.
Praca Kargula, poprzedzona króciutką przedmową, składa się ze wstępu,
w którym definiuje temat, omawia źródła i literaturę oraz konstrukcję pracy,
czterech rozdziałów, zakończenia, bibliografii, spisu tabel i rysunków oraz
aneksów.
Rozdział I „Lasy oraz leśnictwo na
Pomorzu, w Rzeczpospolitej i Europie
w okresie nowożytnym” ma charakter
wprowadzający do tematyki, gdyż omawia się w nim znaczenie i zagospodarowanie lasów w Polsce od średniowiecza
do końca epoki staropolskiej. Następnie
autor charakteryzuje lasy województwa pomorskiego w epoce nowożytnej
oraz początki gospodarki leśnej w pozostałych krajach europejskich w tym
samym czasie. Politykę leśną polskich
władców, organizację administracji
leśnej w dobrach królewskich oraz ich
przemysłową i pozaprzemysłową eksploatację omawia się w rozdziale II
„Gospodarka leśna w lasach królewskich województwa pomorskiego”.
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 55
Rozdział III nosi tytuł „Gospodarka leśna w lasach kościelnych, szlacheckich
i miejskich województwa pomorskiego” i tytułowym zagadnieniom został
poświęcony. Z kolei w rozdziale IV
„Przemiany gospodarki leśnej w lasach
województwa pomorskiego w okresie
nowożytnym” autor omawia proces
wykształcania się nowoczesnych form
urządzania, hodowli i użytkowania
lasu. Następnie przechodzi do charakterystyki form ochrony lasu i ich znaczenia, a kończy podsumowującym podrozdziałem o znaczeniu gospodarczym
i pozagospodarczym lasów pomorskich
w latach 1565−1772.
W zakończeniu Kargul dokonuje
istotnych podsumowań wyników swoich studiów, ale już w pierwszym akapicie pisząc znacząco, że „Badacz tematyki leśnej w województwie pomorskim
w okresie nowożytnym staje przed zadaniem zapoznania się ze znaczną ilością dokumentów i źródeł z epoki. Niestety, znaczna ich część nie dostarcza
wartościowych informacji. Wiele z nich
jedynie potwierdza wnioski, które można sformułować na podstawie samych
lustracji starostw województwa pomorskiego. Jednak w trakcie badań odnaleziono kilka bardzo cennych świadectw,
które rzuciły nowe światło na historię
pomorskiej gospodarki leśnej”. Autor
podkreśla, że w średniowieczu „lasy
traktowano jako specyficzny nieużytek”. Mimo że czerpano z nich znaczące
korzyści, to jednak kosztem lasu pozyskiwano nowe grunty pod uprawę rolną.
55
2012-10-30 16:46:43
lektury
W XV wieku doszło również duże zapotrzebowanie na drewno, co skutkowało znaczną trzebieżą lasów, tak że
już w następnym stuleciu w niektórych
regionach zaczęto odczuwać znaczne
niedobory drewna. Był to jednak początek zmian w świadomości ówczesnych
ludzi. Oczywiście wiele zależało od
tego, do kogo lasy należały. Ponieważ
większość drzewostanów pomorskich
stanowiła własność króla, podlegały
one władzy centralnej. Bardzo wcześnie do zarządzania terenami leśnymi
własność kościelna i miejska zatrudniła
odpowiednich fachowców. Niejednoznaczna sytuacja panowała w lasach
szlacheckich, gdzie w zależności od sytuacji ekonomicznej ich właściciela lasy
ulegały dewastacji, albo wręcz przeciwnie – podlegały starannej ochronie.
W jednej z konkluzji autor stwierdza:
„Należy zakwestionować niesprawiedliwą opinię, że nowoczesna gospodarka leśna na Pomorzu rozpoczęła się
dopiero po jego przejęciu przez Prusy.
Dostrzegamy bowiem szereg przesłanek
pozwalających stwierdzić, że rozbiory
przekreśliły własną, polską drogę wprowadzania nowoczesnego gospodarstwa
leśnego. Model pruski wcale nie był
stricte nowocześniejszy, tylko wynikał
z realizacji innej filozofii funkcjonowania administracji. Nie można także
zapomnieć o rzeczy najistotniejszej –
przejmując dobra kościelne wraz z ich
lasami, administracja pruska dokonała rewolucji własnościowej. W 1772 r.
lasy pomorskie, pomimo znacznych
wylesień i dewastacji, prezentowały
się stosunkowo dobrze i wciąż zajmowały znaczny obszar województwa”.
Autor zamieścił w swojej pracy imponujący wykaz źródeł oraz literatury
przedmiotu, w którym zapewne zabrakło kilku pozycji z piśmiennictwa na
temat lasów lub ich obrzeży, aczkolwiek
niekoniecznie ma to ujemny wpływ na
całość książki. Dopełnieniem pracy Kargula jest zamieszczenie 17 tabel i 13 rysunków, a także 13 aneksów, w których
znalazły się m.in. przeliczniki walut
i miar, słowniczek pojęć leśnych (niemal
niezbędny przy tego typu pracach) oraz
wypisy ze źródeł i ich podobizny.
Książka została napisana jasnym
i przystępnym językiem, nie rażą w niej
„literówki”, choć całkowicie się ich
nie ustrzeżono. Publikacja ta dzięki
przyjaznemu dla odbiorcy sposobowi
56
pomerania_listopad_2012new.indd 56
przedstawiania faktów może okazać
się przystępna nawet dla osób średnio
interesujących się tą tematyką, co jest
o tyle istotne, że w ostatnich czasach
historia gospodarcza nie cieszy się popularnością (tym większe uznanie dla
autora idącego pod prąd tendencjom).
Szkoda jedynie, że autor nie zdecydował
się na zamieszczenie indeksu osobowo-geograficznego.
Niezaprzeczalnym walorem pracy
Michała Kargula jest jej interesująca
i estetyczna szata graficzna, twarda
okładka, szlachetny papier Ecco-Book-Cream oraz wielobarwne, wysokiej
jakości ilustracje. Taki wygląd książki
z pewnością zachęci potencjalnego czytelnika do jej zakupu.
Tomasz Rembalski
Michał Kargul, Abyście w puszczach naszych szkód żadnych nie czynili… Gospodarka
leśna w województwie pomorskim w latach
1565−1772, wyd. Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie Zarząd Główny, Gdańsk 2012.
Inwentarze
człuchowskiego starostwa
W 2008 roku dr Marian Fryda, pracownik Muzeum Regionalnego w Człuchowie, opublikował Inwentarz starostwa człuchowskiego z roku 1753, który
był pierwszym od ponad 100 lat tego
typu źródłem wydanym dla dawnej
Ziemi Człuchowskiej (po wyd. w 1904 r.
publikacji Konstantego Kościńskiego Inwentarz starostwa człuchowskiego
z roku 1748). Na szczęście człuchowski
historyk nie pozwolił nam czekać przez
kolejne sto lat – już po trzech latach od
wydania przez niego XVIII-wiecznego
inwentarza ukazały się bowiem Inwentarze starostwa człuchowskiego z lat 1676
i 1696 wraz z inwentarzami wsi Debrzno
i Małe Chojniczki. Niewykluczone, że
tak krótki odstęp czasu między tymi
publikacjami, to efekt współpracy Mariana Frydy z Krzysztofą Monikowską,
również pracownicą człuchowskiego
muzeum.
Inwentarze to ceniony przez historyków typ źródeł, zwłaszcza do dziejów
społeczno-gospodarczych. Interesują się
nimi również genealodzy i miłośnicy historii regionalnej, gdyż inwentarz, o któ-
rym tu mowa, to
„spis faktyczny
ilości i wartości wszystkich
składników majątku jednostki
organizacyjnej”.
W tym przypadku – wszystkich
m iejscowości
wchod z ąc ych
w skład starostwa człuchowskiego
i dwóch sąsiednich wsi. Okazją do ich
sporządzania, jak napisali o tym wydawcy w przedmowie, były zmiany na stanowisku dzierżawców starostwa. I tak
pierwszy z inwentarzy, noszący datę 12
lipca 1676 roku, został sporządzony przez
stolnika brzeskiego Ludwika Jeziorkowskiego „przy okazji oddania przez tegoż
w dzierżawę dochodów ze starostwa
gdańszczaninowi Elertowi Friedrchsenowi”. Drugi, z datą 20 sierpnia 1696
roku, sporządzili kanonik wileński ks.
Marcyan Bogusław Wołłowicz i cześnik
sieradzki Jan Siemianowski. Do tego
spisu dołączono inwentarz połowy wsi
Debrzno i połowy wsi Trudna. Wszystko uzupełniono inwentarzem folwarku
i wsi Małe Chojniczki. Introligatorsko
oprawione inwentarze trafiły do archiwum książąt Radziwiłłów (z tego rodu
pochodzili starostowie człuchowscy, którzy nakazali sporządzić ww. spisy), obecnie przechowywanego w Archiwum
Głównym Akt Dawnych w Warszawie.
Publikacja człuchowskich historyków składa się ze spisu treści, przedmowy, wykazu skrótów, zasadniczych tekstów źródłowych, czyli inwentarzy, oraz
indeksów osobowego i nazw miejscowości. W książce są liczne obszerne tabele.
Tak jak wydawcy nadmienili w przedmowie, opublikowane inwentarze
„zawierają oprócz ogólnych danych,
obejmujących dochody i rozchody
starostwa, także spisy mieszkańców
(użytkowników ziemi) poszczególnych
wsi, młynów i pustkowi”. Przy czym
nie obejmują one spisów mieszkańców
miast (tj. Człuchowa, Chojnic i Debrzna), które upowszechniły się dopiero
w XVIII wieku.
Większość wsi, które zosta ł y
wymienione w inwentarzach, wchodzi obecnie w skład powiatów człuchowskiego, chojnickiego i bytowskiego. Dużymi wsiami z tego ostatniego
powiatu należącymi w dobie Rzecz-
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:44
lektury
pospolitej szlacheckiej do starostwa
człuchowskiego były Borowy Młyn
i Wojsk. W inwentarzu z 1676 roku zapisano znane do dziś na Gochach nazwiska Olików, Rudników, Przechlów
(Przechlewskich), Szyprytów czy Ryndwelskich. Ponieważ licznie zamieszkujący Gochy drobni szlachcice kaszubscy korzystali ze starościńskich lasów
i jezior, zobowiązani byli uiszczać za
to stosowne opłaty. Przy czym w tym
wypadku nie podawano ich nazwisk,
lecz nazwy wsi szlacheckich i pustkowi, w których mieszkali, takich jak:
Gliśno, Borzyszkowy, Ostrowite, Lipnica, Kiedrowice, Luboń, Mielno, Karpno,
Parszczenica.
Inwentarz z 1696 roku góruje nad
poprzednim dokładnością i obszernością. Dowiadujemy się z niego na przykład, że w Wojsku sołectwo dzierżyli
wspólnie Marcin Ryndwelski i Grzegorz
Meyer, a cztery gburstwa posiadali
Franciszek Dorawa, Adam Wirkus, Jakub Dorawa i Jan Szypryt. Karczmarzem był Jędrzej Reszka, który pod wsią
miał 2 włóki „osobliwego gruntu”, a „borowy[m] przy dojrzeniu lasów” był
Jan Ryndwelski. Z kolei w Borowym
Młynie sołtysami byli Tomasz Żmuda
i Adam Rogenbuk. Mieszkało tu również 7 gburów: Jakub Przechlewski,
Adam Rudnik, Michał Olik, Wojciech
Hafka (Hapka?), Jakub Rudnik, Adam
Kaupman i Krzysztof Olik. Tutejszy
młyn pospołu trzymali Krystian Zoneberk i Adam Trzebiatowski. Niebagatelną rolę odgrywała również produkcja
smoły drzewnej, której wyrobem w Borowym Młynie trudnili się Paweł Szypryt i Tomasz Żmuda, a w Wojsku
Szypryt o nieznanym imieniu. Inwentarz
z 1696 roku wymienia również powinności, jakie spoczywały na wsiach szlacheckich wydzierżawiających jeziora,
łąki i lasy starościńskie. Interesujące są
opisy pustkowi, zwłaszcza w kontekście
wyliczania ich mieszkańców. Dowiadujemy się, że Mielno zamieszkiwali Michał Kiedrowski i Jerzy Meyer, Lubonię
Jerzy Stolpman (czyli Stoltman), Krzysztof Piechowski, Adam Kiełbasa oraz niejaki Gliszczyński. Ciekawa informacja
dotyczy Borzyszków, w których znajdujące się 3-włókowe sołectwo „ksiądz
arendą pleban borzyszkowski trzyma,
przy pilnowaniu lasów i ryb wożeniu”.
Książka Inwentarze starostwa człuchowskiego z lat 1676 i 1696 nawiązuje
graficznie do wydawnictwa z 2008 r. Ma
twardą lakierowaną oprawę, została estetycznie złożona, a wydrukowano ją na
kremowym papierze Ecco-Book. Mankamentem publikacji jest błędna numeracja
stron w indeksach. Utrudnia to przeszukiwanie książki, lecz nie wpływa na jej
ogólną wartość merytoryczną.
Omawiana praca to niewątpliwie
jedna z bardziej potrzebnych i interesujących publikacji historycznych ostatniego roku dla terenu Kaszub. Owoc
ciężkiej pracy Mariana Frydy i Krzysztofy Monikowskiej można polecić każdemu miłośnikowi dziejów południowo-zachodnich Kaszub jako lekturę
obowiązkową.
Tomasz Rembalski
Inwentarze starostwa człuchowskiego z lat
1676 i 1696 wraz z inwentarzami wsi Debrzno
i Małe Chojniczki, wydał Marian Fryda przy
współudziale Krzysztofy Monikowskiej,
wyd. Muzeum Regionalne w Człuchowie,
Człuchów 2011.
Parafia w Niedamowie
Do rąk czytelników trafia kolejna
publikacja księdza doktora Leszka Jażdżewskiego. Poprzednią była ciekawa
praca Byłem i jestem z wami. 25 lat obecności Jana Pawła II na Zaspie, w której
niezwykle plastycznie opisał słynną
mszę świętą odprawioną przez papieża.
Tym razem autor napisał „imponującą książkę”, jak to ujął niedawno zmarły ksiądz biskup Jan Bernard
Szlaga. Jest nią Historia parafii pw. św.
Mikołaja w Niedamowie. Autor przedstawia w niej dzieje parafii od czasu jej
powstania w XIII wieku aż po współczesność.
Parafia w Niedamowie to najstarsza
córka kościoła Świętej Trójcy – kościerskiej fary. Teren parafii znajduje się na
wschodniej granicy posługiwania się
mową kaszubską. Nazwa wsi bierze
swój początek od staropolskiego imienia Nadamir, które występuje w dokumentach z XIII wieku (czasy księcia
Mściwoja II). W XVI wieku ta miejscowość nosiła nazwę Adamowo lub Adamowy, od imienia Adam wymawianego
dawniej Jadam.
Autor interesująco i barwnie opisuje dzieje parafii na przestrzeni 700 lat
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 57
jej istnienia. Jednym z najciekawszych
rozdziałów tej publikacji jest ten, który
został poświęcony opisowi kościoła św.
Mikołaja w Niedamowie. Znajdujący
się w tej świątyni ołtarz główny, utrzymany w stylu wczesnobarokowym, pochodzi z pierwszej połowy XVII wieku.
W jego wysokiej predelli umieszczono
obraz „Nawiedzenie św. Elżbiety” (szkoła gdańska). A w centrum ołtarza można podziwiać kopię wizerunku Matki
Boskiej Częstochowskiej pochodzącą
z przełomu XVI i XVII wieku. Niedamowska kopia jasnogórskiego obrazu
– dzieło o wymiarach 101 x 70,5 cm – jest
uznawana za jedno z piękniejszych wytworów ówczesnego rodzimego malarstwa religijnego. Ciekawy element tego
obrazu stanowi unoszący się nad głową
Maryji lambrekinowy baldachim z zasłonami ozdobionymi motywem haftu
kaszubskiego.
Ważnym uzupełnieniem monografii
jest rozdział traktujący o krzyżach i kapliczkach na terenie parafii. Opisuje
w nim autor zarówno bardzo stare drewniane krzyże, jak i stale budowane Boże
Męki.
Jerzy Nacel
Ks. Leszek Jażdżewski, Historia parafii pw.
św. Mikołaja w Niedamowie, Gdańsk 2012.
Autorem recenzji zatytułowanej „Blade dobro”, opublikowanej
w październikowym numerze „Pomeranii” na s. 55 –56, jest
Daniel Kalinowski, którego przepraszamy za nieumieszczenie
jego nazwiska pod napisanym przez niego tekstem.
57
2012-10-30 16:46:44
50 lat Klubù Sztudérów Pòmòraniô
Pòmòraniô
mie wëznacza żëcé
Pierszé mòje zetkanié z pòmòrańcama bëło pòdczas òbòzu adaptacyjnégò w zélnikù 1992
rokù, czej jem sã stała sztudérką pierszégò rokù pedagógiczi na Gduńsczim Ùniwersytece.
ELŻBIÉTA PRËCZKÒWSKÔ
Dosta jem jesz w latowëch feriach
lëst, a tak pò prôwdze rôczbã na no tigòdniowé zéndzenié z młodima. Cekawiło mie, skądka ti lëdze mie nalezlë?
Jak sã pózni òkôzało, pòmòrańcë przezérelë wszëtczé lëstë na gduńsczich
ùczbòwniach i szukelë tëch, co mielë
kaszëbsczé nôzwëskò i mieszkelë na
kaszëbsczi zemi.
Egzamin z kaszëbsczégò
i przësëga na wiedno
Tak z pòczątkù tatk mie nie chcôł
pùscëc, bò doma bëło wiedno wiele robòtë na gbùrstwie, jednakò kù reszce
dôł swòje pòzwòléństwò, bò òbóz miôł
sã òdbëwac w Łątczińsczi Hëce, krótkò
mòji rodny wsë – Łątczëna. Rôczonô
bëła téż mòja drëszka Mariô Sykòra
i wiele jinszich młodëch lëdzy, chtërnëch rada jem pòzna blëżi.
Zarô na zôczątkù nót bëło przeńc
pierszi wôżny egzamin ze znajemnotë
kaszëbsczégò jãzëka przed przédnikã
Pòmòranii, jaczim tedë béł Eùgeniusz
Prëczkòwsczi. I tej jem bëła bùsznô, że
mòji starszi i starcë naùczëlë mie rodny
mòwë i pierszi rôz mògła jem sã wëkazac tim bògactwã westrzód lëdzy sztôłcącëch sã.
Òbóz béł baro bëlno przërëchtowóny. Zéndzenia z wiôldżima dzejôrzama
kaszëbsczima, jak prof. Brunon Synak,
prof. Józef Bòrzeszkòwsczi, dr Janusz
Kòwalsczi i wiele jinszich. Bëłë wanodżi do lasów mirochòwsczich, Kaszëbsczégò Ùniwersytetu Lëdowégò w Wieżëcë, do wastë Franca Kòwalewsczégò
w Strëszi Bùdze, do swiónowsczégò
sanktuarium. To wszëtkò baro głãbòk
wmikło w mòje serce i dało do mëszleniô, że tak krótkò mie bëłë tak cëdowné
place, a dotëchczas jô ò nich mało co
58
pomerania_listopad_2012new.indd 58
wiedza. Tam zrodzëło sã téż ùczëcé do
Genka, chtërno sprawiło, że pò dwùch
latach przed Matką Bòską Swiónowską
më złożëlë sobie małżeńską przësëgã na
wiedno.
Szkòła regionalnégò dzejaniô
I tak sã zaczãło wespółdzejanié
przë kaszëbsczich sprawach. Bëłë pierszé czëtania lëturgiczné na mszach
z kaszëbską lëturgią słowa, òrganizacyjnô robòta przë wanogach i jinszich
regionalnëch dzejaniach.
Më mielë swòje zéndzenia tej
w Bratniakù przë pòlitechnice, gdze
Genk prowadzył ùczbë kaszëbsczé-
gò pisënkù. To bëło baro cekawé i baro pòmòcné przë dobrim czëtanim
kaszëbsczich tekstów lëteracczich.
Do dzys móm w mëslach, czej jednégò w ieczor u w chëczë pòmòrańców kôzelë nama pòsobicą czëtac
brawãdã Żëcé i przigòdë Remùsa Aleksandra Majkòwsczégò w stôrim pisënkù. Bëło to wiôldżé wezwanié i strach
dlô kòżdégò młodégò pòmòrańca, co
z pisënkã miôł mało do ùczinkù.
W 1993 rokù, òb lato, wasta prof.
Brunon Synak zlécył nama sztudérama
przeprowadzenié anketów na temã swiądë Kaszëbów ò swòji juwernoce. Më sã
dowiedzelë pòdczas nëch badérowaniów,
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:44
gorące tematy
że tak pò prôwdze lëdze mało wiedzą
ò kaszëbsczi lëteraturze i kaszëbsczich
dzejôrzach, jednakò baro są związóny
z tradicją swòjëch starków. To bëło wiôldżé wspiarcé i nowô wiédza, za chtërnã
jem wdzãcznô wasce Synakòwi.
18 lat z Rodną Zemią
A jesz w 1992 rokù zaczãłë sã téż dlô
mie ùczbë kaszëbsczégò jãzëka w Magazynie Kaszëbsczim Rodnô Zemia, prowadzonym przez Izabellã Trojanowską.
Tam nót bëło nié blós piãkno gadac, ale
przedërchac swój strach przed kamerą.
Dzãka wiôldżémù wspiarcémù drëchów
krok pò krokù bëło corôz lepi.
Pòdczas zéńdzeniów w karnie, wilëjów w chëczë, rëchtowaniégò rozmajitëch rozegracjów jô pòznôwa wiele
dzejôrzów kaszëbsczich, pisôrzów, gazétników. Pòsobné dzejanié bëło ù bòkù
Izabellë Trojanowsczi, chtërna brała
mie na realizacjã materiałów do kaszëbsczégò programù. To bëła bëlnô ùczba
gazétnikòwégò warkù, przë chtërny
mògła jem wëzwëskac kaszëbsczi jãzëk.
To dzejanié – wespół z mòjim chłopã
– dérowało jaż do 2010 rokù, czej Rodnô Zemia òsta zniosłô z antenë, nimò
tegò, że béł to wiedno jeden z nôbarżi
pòpùlarnëch programów gduńsczi telewizji.
Wëpełniwóm testameńt
Jana Pawła II
W tim tam czasu mia jem téż leżnosc
wespółdzejac z ksãdzã prałatã Hilarim
Jastakã, ù chtërnégò jem bëła stipendistką. Nen wiôldżi Król Kaszëbów òpòwiôdôł ò òdwôdze naszich swòjińców òb czas
gòdnikòwëch strajków w 70 rokù i wiele jinszich dzejaniach. Miôł ù se piãkné kroniczi, gdze wszãdze namalowóné
bëłë wzorë z kaszëbsczich wësziwków.
Jegò kaszëbskô swiąda – kaszëbskô juwernota – bëła tak mòcnô, że zagwësniwa słëchińców ò ji wiôldżi wôrtnoce.
Wszëtczé te dzejania wëwarłë na
mie taczi cësk, że mòje dalszé żëcé sparłãczoné je z dzejanim dlô Kaszëb i kaszëbiznë, a òsoblëwie dlô kaszëbsczich
dzôtków, bò jakno szkólnô kaszëbsczégò
jãzëka w Szkòle Pòdstawòwi w Miszewie miona Jana Trepczika i Pùblicznym
Gimnazjum nr 2 w Żukòwie, mògã tak
wëpełniwac testameńt Jana Pawła II
ò przekôzywanim jãzëka kaszëbsczégò
swòjim dzecóm i młodémù pòkòleniémù.
Bezpieczniej
na Hel
Tej jesieni po Półwyspie Helskim nie można jeździć pociągiem, chyba że tym należącym do ekipy remontowej.
10 września na trasie kolejowej Hel – Władysławowo została
uruchomiona zastępcza komunikacja autobusowa.
RYSZARD STRUCK
Na początku tegorocznego lata
mieszkańcy Półwyspu dowiedzieli
się, że Polskie Koleje Państwowe będą
u nich wymieniać szyny. Pierwszą tego
oznaką było połamanie znajdujących się
w sąsiedztwie torowiska drzewek, które mogłyby przeszkadzać w planowanej wymianie. Sterczące kikuty drzew
szpeciły krajobraz. Wskutek sprzeciwu
Urzędu Morskiego, mieszkańców i lokalnej prasy połamane drzewka zostały
ścięte, co wyglądało już znacznie estetyczniej.
Następnie wzdłuż całej linii kolejowej zostały ułożone nowe szyny, więc
dla każdego stało się jasne, co tutaj
wkrótce będzie się działo. Co prawda
później szyny leżały rozrzucone wzdłuż
torowiska przez ponad dwa miesiące
i kusiły potencjalnych złodziei...
Kiedy skończył się sezon letni, Polskie Linie Kolejowe rozpoczęły wymianę szyn. Pociąga to za sobą spore nie-
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 59
dogodności dla pasażerów, ponieważ
na trasie Władysławowo – Hel na czas
wymiany szyn uruchomiono zastępczą
komunikację autobusową. W godzinach
odjazdów pociągów autobusy przyjeżdżają na przystanki autobusowe. Wiadomo, że w pociągu jest znacznie więcej
miejsc siedzących aniżeli w autobusie,
więc wszyscy ci, którym uda się usiąść,
mogą się uważać za szczęśliwców. Te
niedogodności mają potrwać do 19
grudnia, kiedy to przeprowadzająca
wymianę torów włoska firma Salcef ma
ją zakończyć.
Wymiana torowiska ma z jednej
strony zwiększyć bezpieczeństwo jazdy, z drugiej zaś umożliwić szybsze
poruszanie się po nim pociągów. Torowisko zostanie bowiem dostosowane do
prędkości pociągu 100 km/godz., co ma
skrócić czas jazdy na trasie Hel – Reda
o około 20 minut. Czy pociągi będą tu
jeździły z taką szybkością, to inna sprawa, ale techniczne możliwości do tego
zostaną stworzone.
59
2012-10-30 16:46:45
W kaszëbsczim krãgù
ò filmach i ksążce
Na pierszim pò latny przerwie zéńdzenim Remùsowégò Krãgù bëło gôdóné
m.jin. ò II Festiwalu Kaszëbsczich Filmów, jaczi òdbiwôł sã w lëpińcu i zélnikù tr. w Miszewkù. Mësl tã pòdjął Bruno
Cërocczi (ùdbòdôwca pòspólnégò czëtaniô
rôz w miesącu wëjimków romana Żëcé
i przigòdë Remùsa), chtëren béł ùczãstnikã
wszëtczich òsmë filmòwëch pòkôzków: Ten
festiwal to je bëlnô deja. Ceszã sã, że pòtkania òdbiwałë sã prawie we czwiôrtczi, tak
jak naszégò Krãgù. Mùszã pòchwalëc òrganizatorów i rzec, że frekwencjô na nim bëła
nadzwëkòwô.
Wôrt téż dopòwiedzec, że latosy festiwal
béł szerok przedstôwiany, òsoblëwie w TV
Teletronik i kartësczich môlowëch gazétach,
le téż przez jiné telewizje, jak TV Gdynia.
Na jesénné zéńdzenié Remùsowégò
Krãgù do Bòrzestowa béł rôczony Eùgeniusz Prëczkòwsczi – przédnik Òrganizacyjnégò Kòmitetu Festiwalu – jaczi przedstawił prowôdną ùdbã jimprezë. Wëjasnił,
że Kaszëbi mają ju dosc wiôlgą filmòtekã.
Nôwiãcy filmów pòwstało w slédnëch
dwadzesce latach, le są téż cekawé dokazë nawetka sprzed półwiekù. Taczi starszi
filmòwi ùsôdzk pòkôzôł trójno zéńdzonym
ùczãstnikóm pòtkaniô. Béł to baro cekawi
dokùmeńtalny film pòd titlã „Na Kaszubach”, w chtërnym midzë jinyma ùtrwaloné są taczi wôżny dlô naszégò regionu
lëdze, jak wësziwôczczi Zofiô i Jadwiga
Ptachównë, pisôrz Agùstin Necel, żłobiôrz
Apòlinari Pastwa czë rogôrz z Mirochòwa
Francëszk Meyer. Prëczkòwsczi pòkôzôł
Bëtnicë zéńdzeniô na pòspólnym òdjimkù.
60
pomerania_listopad_2012new.indd 60
téż dzél nowégò filmù „Od Pani Swarzewskiej do Lewoczy” – ò historii sanktuarium
i pielgrzimòwaniô Kaszëbów na Jasną
Górã.
W drëdżim dzélu pòtkaniô prezentowónô bëła nônowszô ksążka Prëczkòwsczégò –tomik wiérztów dlô młodëch
czëtińców Dzecynny czas, jaczi zwëskôł jedną z przédnëch nôdgrodów na Targach Kaszëbsczi i Pòmòrsczi Ksążczi w Kòscérznie.
Ùczãstnicë Dnia Głosnégò Czëtaniô z zaczekawienim
słëchelë pòwiôstczi czëtóny przez czarownicã.
(jd), tłom. KS
Czarownica w wejrowsczi
biblotece
Ùczi, jak pòkazëwac wseczëca, pòmôgô
w rozwiju, w cwiczenim pamiãcë, pògłãbiô
łączbë w familii, rozwijô wëòbrazniã,
wzbògacywô słowiznã… Ò dobrëch stronach głosnégò czëtaniô mòżna gadac wiele.
Tã ùdbã rozkòscérza wejrowskô bibloteka
òb czas latosëch òbchòdów Dnia Głosnégò
Czëtaniô. Pòlskô Jizba Ksążczi mô ògłoszony ten Dzéń w 2001 rokù, przëpôdô òn na
29 séwnika. Krézowô i Gardowô Pùblëcznô
Bibloteka w Wejrowie drëdżi rôz włączëła
sã w jegò òbchòdë.
Przejãti ùczniowie wprowadzony òstelë do bibloteczny zalë, chtërna tegò dnia,
dzãka farwnémù widowi, mia magiczny
klimat. W ti apartny scenerii dzecë òdwiedzëła… czarownica! Swòjim przëlotã na
miotle narobiła wiôldżégò rëjbachù, a nawetka niechternëch përzinkã ùrzasła, le
zarô wëjasniła, że je dobrą czarzbónką
i nie chce nikògò zamieniac w żabã. Rzucëła blós na zéńdzonëch Zaklãcé Dobri
Zabawë, a pòtemù òpòwiedza historiã kòta
Herberta, chtërna òpisónô òsta w ksążce
Przepraszam, czy jesteś czarownicą?
Pózni wszëtcë wëjachelë w magiczną
rézã na jiné planétë. Na jedny z nich bëłë leno
mòrza i òceanë, na jaczich szôlôł straszny
sztorm. Czedë ju bezpieczno wëlądowelë na
Zemi, przëbôczëlë so pòwiôstkã ò Ùpichańcu.
Wszãdze mòglë przebiwac razã z Ùpichańcã.
Kôrmilë z nim ptôszczi przed chëczą, cãżkò
robilë, a w kùńcu szlë na bal.
W głosnym czëtanim baro wôżnô je farwa
głosu, spòsób gôdczi i jintonacjô – gôdô Éwelina Magdziarczik-Plebanek, chtërna wcelëła sã w rolã czarownicë. Jidze ò to, żebë
wërażac jak nôwiãcy wseczëców i przeniesc
dzecë w magiczny swiat lëteraturë – dodôwô.
W cządze kòmpùtrów, smartfonów
i cyfrowi telewizji głosné czëtanié mô
wiôldżi znaczënk. Òkróm znónëch òd lat
zwësków, odcygô téż dzecë òd ekranów,
a zmieniającë sã w wieczorny rodzynny
zwëk, pòzwôlô na zwiãkszenié blëskòscë
midzë dzeckã a zabiegónym òb czas dnia
jegò starszim. Do taczégò codniowégò
czëtaniô zachãcywô wejrowskô bibloteka.
EM-P, tłom. KS
„Złotô łëżka” w Òstrzëcach
22 séwnika w Òstrzëcach òdbéł sã V Festiwal Kaszëbsczich Pòtrawów „Kaszëbsczé
Jestkù”, òb czas chtërnégò biôtkòwało sã
trzënôsce karnów z gastronomicznëch
szkòłów, kòłów wiejsczich gòspòdëniów,
a téż restaùracjów.
Bëtnicë szëkòwelë piãkno pòdóné kaszëbsczé jestkù. Méstrowie kùchni Krësztof Szulbòrsczi i Kadzmiérz Żołnowsczi
òczarzëlë pùblikã artizmã kùcharsczégò
kùńsztu, a òsoblëwé dokazë z brzadu żłobił
Mariusz Gachewicz.
Kapituła Dobrégò Smakù z przédnikã dr Henrikã Lewandowsczim przëzna nôdgrodë. W kategòrii gastronomiczné szkòłë I môl dostôł Pòwiatowi Zespół
Szkòłów nr 1 w Kòscérznie. W kategòrii gastronomiczné pòdmiotë I nôdgroda trafiła
do restaùracji Hotel Pod Orłem w Kartuzach.
W kategòrii kòła wiejsczich gòspòdëniów
z jôdów przërëchtowónëch przez piãc karnów nôlepszô òkôza sã czôrnina z bùlwama
Stowôrë Białków Zgòrzałégò.
Zyta Górnô, tłom. KS
Zgòrzałczi za kaszëbską czôrninã
dostałë pierszi môl i „Złotą łëżkã”.
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:46
klëka
Lëteracczé zéndzenié
w Bólszewie
Jubileusz Oddziału ZKP w Redzie
Osoby interesujące się dziejami Zrzeszenia wiedzą, że w Redzie już w latach 70.
XX w. powstało najpierw niewielkie koło,
a potem działał oddział ZKP. Ten ostatni
jednak po upływie ok. 10 lat przestał istnieć.
Dlatego w 1992 r. inni redzcy działacze społeczni utworzyli od podstaw nowy oddział,
zespół dotąd prężnie działający. Wprawdzie
bez własnej siedziby, ale już od 1996 r. ze
sztandarem. Od 2000 r. patronuje znanemu
z licznych występów w kraju i za granicą
Folklorystycznemu Zespołowi Redzanie.
Zarząd Oddziału skorzystał z niezwykłej okazji, by połączyć obchody 20-lecia
działalności z ciekawą i cenną inicjatywą Portu Rumia Centrum Handlowego
Auchan. To centrum handlowe, otwarte
w 2007 r., postanowiło swoją 5-letnią obecność na kaszubskiej ziemi, na pograniczu
Redy i Rumi, zaakcentować weekendem
kaszubskim pod nazwą „Módné Kaszëbë”.
Ta impreza, przy której współpraca usatysfakcjonowała obie strony, odbyła się
w dniach 22–23 września.
Zgodnie z kaszubską tradycją jubileuszowe obchody rozpoczęto uroczystą mszą
świętą w najstarszym redzkim kościele.
Uczestniczyło w niej 11 pocztów sztandarowych, senatorowie Edmund Wittbrodt
i Kazimierz Kleina, wiceminister rolnictwa
Kazimierz Plocke, przedstawiciele władz powiatowych i miejskich (Redy i Rumi), prezes
ZKP Łukasz Grzędzicki oraz prezesi kilku
oddziałów. I oczywiście liczni mieszkańcy
Redy, zrzeszeńcy i sympatycy. Zebranych powitał proboszcz, ks. kanonik Marian Świątek,
a koncelebrowanej mszy z kaszubską liturgią
słowa przewodniczył ks. prof. Jan Perszon.
On również wygłosił po kaszubsku homilię.
Wokalną oprawę dali Redzanie. Po zakończeniu mszy wszystkim podziękował prezes
oddziału Bogusław Breza.
Następnie wyruszono pod pamiątkową
tablicę patrona pobliskiego Zespołu Szkół,
płka K. Pruszkowskiego. Był on bohaterem
wojny z bolszewikami i jednym z dzielnych obrońców Kępy Oksywskiej w 1939 r.
Po wojnie jako mieszkaniec Wejherowa
20-lecie redzkiego oddziału ZKP obchodzone było podczas
weekendu kaszubskiego pod hasłem Módné Kaszëbë.
zrobił wiele dla integracji lokalnego środowiska, jest więc jednym z naszych bohaterów. Pod tablicą złożono kwiaty.
Dalsze obchody jubileuszu przebiegały
przy specjalnie przygotowanej scenie na
terenie Portu Rumia. Były krótkie przemowy, gratulacje, życzenia, dyplomy, kwiaty
i drobne upominki. Na ręce prezesa B. Brezy
senator K. Kleina złożył Medal Senatu RP.
A po części oficjalnej urozmaiconą część
artystyczną – jak zawsze sprawnie i z humorem, dodatkowo zaś z konkursowymi
przerywnikami – poprowadził Edmund Lewańczyk. Najpierw występowali Redzanie,
potem młodzieżowy zespół C.Z.A D. Wokół
sceny gromadziło się wielu słuchaczy, także
osoby, który znalazły się tam przypadkowo,
przyjechały bowiem na zakupy do centrum
handlowego. Można było też skorzystać
z oferty kilku stoisk z kaszubskimi rękodziełami oraz obejrzeć wystawę fotograficzną „Kaszuby w obiektywie Z. Pałasza”
i kilka obrazów artystów z Koła Pasji Twórczych w Bolszewie.
Warto dodać, że w drugie popołudnie
kaszubskiego weekendu w Porcie Rumia
wystąpili Morzanie, kapela Kleka oraz
Weronika Korthals z zespołem.
Przedstawiciel centrum handlowego – współorganizatora imprezy – nie
krył zadowolenia z zainteresowania, jakie kaszubski weekend wywołał również
wśród klienteli. Sądzę, że jeśli tylko byłaby
możliwość, to warto ten przykład współpracy powielać.
We strzodã 3 rujana w bólszewsczi biblotece pòtkelë sã lubòtnicë kaszëbsczi kùlturë m.jin. z Wejrowa i z gminów Wejrowò,
Lëzëno i Szemôłd.
Òrganizatorzë tegò wëdarzeniô, Pùblëcznô Bibloteka Gminë Wejrowò miona Aleksandra Labùdë w Bólszewie i part
Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô w Wejrowie, rôczëlë do Bólszewa karno Remùs
z Lëzëna, chtërno przedstawiło bëlno ùdbóny i cekawie wëkònóny słowno-mùzyczny
zestôwk dokazów pòswiãcony pòstacóm
Heronima Derdowsczégò, Léóna Roppla,
Jana Drzéżdżona i ks. dra Bernata Sëchtë.
Wiôldżé brawa dlô Piotra Skrzëpkòwsczégò,
chtëren fachòwò przërëchtowôł i przeprowadzył program. Òsoblëwé wërazë ùznaniô téż dlô Riszarda Bòrisonka, chtëren
przëszëkòwôł szmakòwité mùzyczné aranżacje dlô lëzyńsczégò karna.
Bôczënk pùbliczi téż jô jem sã starôł
zwëskac, pòkazëjącë swòje slédné lëteracczé ùsôdzczi wëdóné przez gdińsczi Region
(téż bëtny – w òsobie miéwcë Jarka Ellwarta – òb czas pòtkaniégò z nônowszim,
jak wiedno cekawim, bédënkã ti wëdowiznë). Promòwóné bëłë kaszëbsczé wice, tj.
Szpòrtë swójsczé ë kùpczé òd Tómka Fópczi
(505 szpôsów) i tomik wiérztów Z drodżi,
chtëren jem zadedikòwôł mòjim Starszim,
w 40. roczëznã Jich slëbù.
Promòcyjny dzél jesmë zakùńczëlë
gromadnym òdspiewanim frantówczi
„Niekòchóny tószk”.
J. H.
Tomôsz Fópka, tłom. KS
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 61
Òbkłôdczi promòwónëch ksążków.
Òdj. z archiwùm bibloteczi w Bólszewie.
61
2012-10-30 16:46:46
klëka
Kaszëbsczé wice i przëspiéwczi
Pòsobné, sztërnôsté ju Fòrum Lëdowégò Ùtwórstwa Kaszëbsczi Zemi za
nama. Òdbëwało sã òno 12 i 13 rujana tr.
w Zrzeszë Przeszłogimnazjalnëch Szkòłów
(ZPS) w Somòninie.
Na ten czas do aùli szkòłë zjachelë
lëdowi ùtwórcë, chtërny przërëchtowelë
stojiszcza ze swòjima dokazama. Artiscë
pòkôzelë wësziwk, żłobiznã, malarstwò na
skle, òléjowé òbrazë, tãczné òkna, szôtorowé pùpczi, a téż wiele jinych wërobów.
Przédną témą pòtkania bëłë „Kaszëbsczé
przëspiéwczi i wice”.
Na zôczątkù w wëkładowi zalë zeszlë
sã nôleżnicë fòrum, razã z jegò przédnyma òrganizatorama, direktorką ZPS
w Somòninie Elżbiétą Swiãtoń i direktorã
Gminnégò Òstrzódka Kùlturë w Somòninie Marianã Kòwalewsczim. Òrganizatorzë
przëwitelë bëtnëch na pòtkanim, lëdowëch
dokôzców, ùczniów szkòłë, a téż môlowé
wëszëznë. Nastãpno ùczëc mòżna bëło kaszëbsczé piesnie i przëspiéwczi wëkònóné
przez sostrë Agnészkã Miąskòwską, chtërna spiéwa, i Zofiã Stankòwską grającą na
akòrdionie. Na diabelsczich skrzëpicach
akómpaniowôł jima méster w zażëwanim tobaczi Andrzéj Òlszewsczi. Pòtemù
kaszëbsczé wice òpòwiôdôł Zdzysłôw Dawidowsczi i téż ksądz Róman Skwiercz. Pò
reakcji pùbliczi, chtërna chãtno włącziwała
sã do pòspólnégò spiéwù i mòcno klaskała w rãce, mòże mëslec, że prezentacje sã
widzałë.
Zjôzd béł leżnotą do pòznóniégò tegò
òbrëmieniégò ùtwórstwa, chtërno na co
dzéń nie wiedno je dobrze znóné. Jegò
ùczãstnicë przëznelë, że ju sã òdchôdô
òd kaszëbsczich spiéwów, a wôrt je sobie
przëbôczëc i kùltiwòwac, żebë ta tradicjô
nie zadżinãła. Dwa dnie przeżëté w Somòninie pòmôgałë téż w jintegracji tak
ùtwórców, òrganizatorów, jak i młodzëznë.
Bëła to òkróm tegò mòżlëwòsc do głãbszégò pòznóniô kaszëbsczich zwëków.
AS, tłom. KS
Wiôldżim zaczekawienim ceszëłë sã kaszëbsczé plotłé
kòsze zrobioné przez Redżinã Białk z Kòscérznë. Òdj. AS
62
pomerania_listopad_2012new.indd 62
Kaszëbskò-peruwiańsczi dialog
Na òdjimkù nôleżnicë gduńsczégò partu KPZ razã
z malarkama Norą Sidoine i Danutą Joppek z wnuczką.
W Gduńsczi Galerii Miesczi òd 8 séwnika do 21 rujana mógł òbzerac wëstôwk nazwóny „Dialog kòrzeni”. Jegò bòhatérkama
bëłë dwie malarczi, chtërnëch ùtwórstwò
głãbòk sygô do jich kùlturowëch kòrzeniów
– do Pòlsczi i do Peru. Kòżdô z nich nawiązywa w swòjich òbrazach do historii i tradicji. Òbzérnik mógł miec wrażenié, że òne
przë ùżëcym rozmajitëch techników i symbòlów twòrzą dialog kaszëbskò-peruwiańsczich kòrzeniów i równoczasno nadôwają
jima terôczasny charakter. Westrzód dokazów nalazłë sã nawetka taczé, chtërne nawiązywałë do sédem farwów kaszëbsczégò
wësziwkù i pòstacë Stolema.
9 séwnika, tj. òb czas wernisażu,
òkróm aùtorków òbrazów w Gduńsczi
Galerii Miesczi bëło wiele lëdzy, w tim téż
Kaszëbi. Wëstôwk wzbùdzył dosc wiôldżé
zajinteresowanié, a téż zebrôł dobré òcenë.
Titel wëstôwkù je jak nôbarżi dostosowóny
do nas, Kaszëbów. Jem zaùroczonô farwama òbrazów, chtërne zaczerpniãté są z naszi
tradicji – gôdała Teréza Juńskô-Subòcz,
nôleżniczka gduńsczégò partu Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô.
Kaszëbów gwësno òsoblëwie zacekawiłë ùsôdzczi Danutë Joppek, bò mòcno są
sparłãczoné z kaszëbską spôdkòwizną. Westrzód jednégò z cyklów òbrazów nalôzł sã
baro czekawi ò pòzwie „SMS-y Kaszubskie”.
Dokazë drëdżi malarczi, ùrodzony w Limie, Norë Sidoine, pò prôwdze emanowałë
ògniowima farwama. Zrobioné z rozmajitëch wëpãklënów, przeplôtóné mieszanyma
sztôłtama i figùrama, zmùszałë òdbiérców
do szëkaniô jistnotë negò dôwnégò swiata,
jaczi pòkôzała aùtorka.
„Dialog kòrzeni” béł apartnym wëdarzenim – wielofarwné cykle òbrazów wëróżniałë sã jinteresującym ùjãcym i wëzwëskanim kaszëbsczich mòtiwów, a téż pòkôzanim w jaczims dzélu tajemnégò swiata
jindiańsczich cywilizacjów.
Katarzëna Główczewskô
Trzë wôżné dlô Kartuz roczëznë
6 rujana 2012 rokù w Kartuzach òdbëłë
sã ùroczëstoscë sparłãczoné z 630. roczëzną
założeniô Kartuz, 10-lecym ùstanowieniô
sw. Bruna patronã tegò gardu, a téż 20. roczëzną erigòwaniô kòlegiacczi kapitułë.
Òb czas sesji Gardowi Radzëznë w zalë
Gardowégò Ùrzãdu nôdgrodzony diplomama i leżnoscowima pamiątkama bëlë
lëdze zasłużony dlô Kartuz. Pózni cekawi
wëkłôd ò sw. Brunie przedstawił dr Pioter W. Lorkòwsczi z Eùropejsczi Wëższi
Szkòłë w Sopòce. Zakùńczenim tegò dzéla
swiãceniô roczëznów béł artisticzny pòkôz
przëszëkòwóny przez szkólnëch i ùczniów
Państwòwi Mùzyczny Szkòłë I stãpnia miona I. J. Paderewsczégò w Kartuzach.
Nastãpno delegacje ze stanicama,
rôczony gòsce i jiny bëtnicë ùroczëstoscë
przemaszérowelë pòd òdnowioną kaplëczkã z figùrą sw. Bruna. Pò krótczich przemówieniach i złożenim kwiatów wszëtcë
przeszlë do kartësczi kòlegiatë, gdze pòd
przédnictwã Jegò Ekscelencji ks. dr hab.
Wiesława Smigla òsta òdprawionô mszô
swiãtô.
Pò mszë òb czas pòczestënkù w Refektarzu lëdze dzelëlë sã ùmëslënkama ò dzejach gardu Kartuzë i ò jegò terôczasnëch
sprawach.
We wzbògacenim swiãta w wiôldżim
dzélu pòmógł ks. Pioter Krupińsczi, probòszcz parafii pw. Wniebòwzãcô Nôswiãtszi Mariji Pannë. Nôleżą sã jemù òsoblëwé
pòdzãkòwania.
Jerzi Nacel, tłom. KS
Na òdjimkù bùrméster Kartuz Mirosława Lehman,
probòszcz parafii WNMP w Kartuzach Pioter Krupińsczi
i Przédnik Radzëznë Gardu Riszard Duszińsczi.
Òdj. expresskaszubski.pl
Kaszëbsczé sprawë kòscersczégò LO
W I Ò g lowò sz t ô ł c ą c y m L ic e ù m
w Kòscérznie wiele sã dzeje. Ùczniowie
mògą pòchwalëc sã wejleno apartną wizytą. Przëjachôł do nich kònsul Peru. Nie-
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:49
klëka
dôwno téż w szkòle òdbëła sã akcjô czëtaniô Pana Tadeùsza pò kaszëbskù.
10 séwnika do kòscersczégò I LO miona J. Wëbicczégò zawitôł Kònsul Hònorowi
Repùbliczi Peru (dlô wiôlgòpòlsczégò i dolnosląsczégò wòjewództwa) Kajetón Pirzińsczi. Gòsca rôczëła na pòtkanié szkólnô
kaszëbsczégò jãzëka Wanda Czedrowskô.
Ùczniowie dowiedzelë sã, że to òn je aùtorã
słów dokazu „Pieśń do Matki Boskiej Swarzewskiej”, a òd òsmënôsce lat dwa razë
w rokù òdwiedzywô Gòlëbie.
Òb czas pòtkaniô Kajetón Pirzińsczi
òpòwiôdôł młodzëznie ò tim, jak pòwstôwa ww. piesń, ò swòji robòce i ò jinkasczim skarbie ùkrëtim na zómkù w Nidzycë. Gôdôł téż z młodima ò żëcym, miłoscë,
wëzwaniach, jaczé stôwiô przed nima kawel. Òdczëtiwôł swòje wiérzte, dzelił sã
doswiôdczenim. Òkróm tegò na rãce direktora szkòłë złożił rôczbã do swòjégò dwòru
w Mełpinie. Pòtemù szpacérowôł pò kòscersczim rënkù, kùpiwôł w Turisticzny Jinfòrmacji i pòdzywiôł Remùsa.
Przëjôzd òsoblëwégò gòsca baro widzôł sã ùcznióm. Jak gôdelë, bëlë rôd, że
człowiek na tak wôżnym stanowiszczu
òkôzôł sã baro òtemkłi i żëczlëwi. Delë téż
bôczënk na jegò wiôldżé wcygniãcé w to,
co robi.
Cekawé dlô kòscersczich ùczniów bëło
téż wëdarzenié sparłãczoné z czëtanim pòlsczi epòpeji w rodny mòwie. Mijô ju dwasta lat òd zdarzeniów òpisónëch w Panu
Tadeùszu, dlôte w całi Pòlsce słowa, jaczé
są w dokazu Mickewicza, brzëmią corôz
głosni. W akcji „Narodowe czytanie Pana
Tadeusza” wzãło ùdzél wnet szescdzesąt
pòlsczich gardów, w tim téż ùczniowie
I Òglowòsztôłcącégò Liceùm w Kòscérznie.
Na ùczbach kaszëbsczégò jãzëka zagłãbiwalë sã w lekturã epòpeji w kaszëbsczim
przełożënkù Stanisława Janke.
Tomôsz Lidzbarsczi, tłom. KS
Kajetón Pirzińsczi wpisywôł sã do zesziwków
ùczniów klasë I c.
Swiónowskô Madonna
w jasyńsczi swiãtnicë
Jerzi Nacel z Gduńska òpòwiôdôł ò Matce
Bòsczi Swiónowsczi. Òdj. Édmùnd Szczesôk
7 rujana w kòscele w gduńsczim Jaseniu
òdbëło sã pòswiãcenié kòpii figùrczi Matczi
Bòsczi Swiónowsczi – Królewi Kaszëb.
Ùdba ùswiãceniô Swiónowsczi Pani
w jasyńsczim kòscele pw. Błogòsławiony Dorotë z Mątew zrodzëła sã westrzód
ùczãstników aùtokarowi pielgrzimczi do
marijnëch sanktuariów w Fatimie, Lourdes,
La Salette i Altötting, jakô bëła łoni w rujanie. Brelë w ni ùdzél mieszkańcowie Jasenia razã z ksãdzã probòszczã Zygmùntã
Słomsczim.
Żłobiznã z lëpòwégò drewna pòdług
òriginalny Madonnë Swiónowsczi wëkònôł
Czesłôw Birr – artista z Mscëszejców. Dokôz
sfinansowelë mieszkańcowie Jasenia, nôleżnicë kaszëbsczich parłãczëznów przë kòscołach Bòżégò Cała na Mòrenie i sw. Janów we
Gduńskù, a téż lëdze z Kartuz i Warszawë.
Ùroczëstoscë zaczãłë sã procesją z ùdzélã staniców gduńsczégò i kôlbùdzczégò partu Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô.
Kaszëbi w lëdowëch ruchnach przenieslë
Madonnã do wôłtôrza. Òb czas mszë swiãti
krótką jinfòrmacjã ò historii Swiónowsczi
Pani przedstawił parafianin Jerzi Nacel, pò
czim ksądz probòszcz dokònôł aktu pòswiãceniô. Gazétnik, reżiser i mùzyk Bògùsłôw
Òlszonowicz òdspiéwôł przë zwãkach gitarë piãkną piesń ò Swiónowsczi Madonnie. Jedno z mszalnëch czëtaniów przedstawiła w kaszëbsczim jãzëkù òblokłô na
lëdowò Mónika Hirsz z gduńsczégò liceùm.
Bëtnosc na mszë swiãti żłobiôrza Czesława
Birra bëła dodôwkòwim elementã wzbògacającym wëdarzenié.
Pò nôbòżeństwie gòsce i spónsorzë zeszlë sã w parafialny kawiarence.
Òsóbné pòd zã kòwa n ia nôleżą sã
ksãdzu probòszczowi Zygmùntowi Słomsczémù, chtërnégò stara sprawiła, że jesmë
mòglë przeżëwac ten wôżny dzéń.
Jerzi Nacel, tłom. KS
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 63
W roku Aleksandra Labudy
Konferencja naukowa „Aleksander Labuda i wyzwania tożsamości kaszubskiej.
W 110. rocznicę urodzin twórcy”, która odbyła się 17 października w Dworku Drzewiarza w Gościcinie (siedzibie tamtejszego Gminnego Domu Kultury), stanowiła
doskonałą okazję do podzielenia się swoją
wiedzą o tym pisarzu.
Licznie przybyłych na spotkanie gości przywitał i słowo wstępne wygłosił
dr Krzysztof Zabiegliński, doradca i pełnomocnik wójta ds. organizacji i rozwoju gminy Wejherowo. Następnie Janina
Borchmann, dyrektor bolszewskiej książnicy, zaprosiła młodzież gimnazjalną z Bolszewa, by zaprezentowała montaż słowno-muzyczny poświęcony Aleksandrowi
Labudzie.
Po chwilach wzruszeń wywołanych
występem młodzieży profesor Daniel Kalinowski otworzył konferencję. Fragmenty
swojego dorobku zaprezentowali Józef Borzyszkowski, Jerzy Samp, Jaromira Labudda, Adela Kuik-Kalinowska, Daniel Kalinowski, Tadeusz Linkner, Marek Cybulski
i Maciej Tamkun. Konferencja odbyła się
w ramach Roku Aleksandra Labudy ogłoszonego przez gminę Wejherowo. Zorganizowali ją pracownicy Biblioteki Publicznej
Gminy Wejherowo im. Aleksandra Labudy
w Bolszewie przy współpracy z Instytutem
Kaszubskim i Akademią Pomorską w Słupsku. W organizację włączyli się także wójt
i Rada Gminy Wejherowo, Samorządowe
Gimnazjum im. Jana Pawła II w Bolszewie
i Gminny Dom Kultury w Gościcinie.
Podczas spotkania promowana była
książka zawierająca pierwsze wydanie
sztuki Aleksandra Labudy Z czasów Swiãtopôłka Bëlnégò. Zdecydowaliśmy się opublikować ją w wersji znormalizowanej, uzupełnionej o słowniczek autorstwa prof. Jerzego Tredera i przepisanej z oryginału przez
Edmunda Kamińskiego – mówiła Janina
Borchmann. W publikacji znalazły się także skany oryginalnego zeszytu Aleksandra Labudy oraz krótkie podsumowanie
wydarzeń związanych z postacią patrona
bolszewskiej biblioteki, które zostały zorganizowane w tej książnicy w roku poświęconym pisarzowi.
Tego dnia można było nabyć również
inne książki, które tak jak omówiona wyżej, zostały wydane w serii „Biblioteczka
Gminy Wejherowo”. Imprezie towarzyszyła wystawa obrazów namalowanych
przez artystów z bolszewskiego Koła Pasji
63
2012-10-30 16:46:50
klëka
Twórczych podczas pleneru zatytułowanego „Inspiracje malarskie poezją Aleksandra Labudy Ewanielskô spiéwa”.
Artykuły pokonferencyjne, uzupełnione materiałami faktograficznymi oraz
obrazami powstałymi podczas wspomnianego wyżej pleneru, zostaną wydane
w książce, która ukaże się w serii „Biblioteczka Gminy Wejherowo”. Ponadto, zanim
dojdzie do opracowania i opublikowania
pełnej biografii Aleksandra Labudy, staraniem bolszewskiej biblioteki (jeszcze
w tym roku) zostanie wydana książka Jaromiry Labuddy Twórcze życie Aleksandra
Labudy. Zarys monograficzny.
Miłym akcentem uroczystości było
podarowanie córkom pisarza, Bogusławie
i Jaromirze, portretu Aleksandra Labudy
namalowanego przez Macieja Tamkuna.
Dar wręczył im sam autor.
Oprac. J.B.
55-lecé KPZ i Lëdowé Talentë
Latosé òbchòdë 55-lecô dzejnotë gduńsczégò partu Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô sparłãczoné bëłë z warkòwniama
i kònkùrsã pt. „Lëdowé Talentë” zòrganizowónyma 29 i 30 séwnika w Szkòlnym
Schroniskù Młodzëznowim we Gduńskù.
W warkòwniach i kònkùrsu brała
ùdzél młodzëzna ze spòdlecznëch szkòłów
z Bórcza, Bëtoni, Kleszczewa Kòscersczégò,
a téż ze Zrzeszë Szkòłów w Kôłczëgłowach
pòd òkã jinstruktorów wësziwkù Jirénë
Szczepańsczi i Danutë Niechwiadowicz,
pleconkarstwa – Redżinë Białk, i żłobiznë w drewnie – Stanisława Sliwińsczégò.
Pòdjimnota bëła wespółfinansowónô ze
strzódków samòrządzënë pòmòrsczégò
wòjewództwa.
Jubileùszowé ùroczëstoscë zaczãłë sã
òd pòlowi mszë sw. z kaszëbską lëturgią
słowa, sprawòwóną przez ks. Romana
Skwiercza. Na apartné wëprzédnienié zasłużëła dzesãc lat stôrô Amélka Gembel
z Bórcza, chtërna piãkną kaszëbizną przeczëta tekst Swiãtégò Pismiona.
Pòtkanié przë ògniszczu ùmilałë kapela Zamkowa z Kartuz i téż wëstãpë pò kaszëbskù i pò kòcewskù młodzëznë, chtërna brała ùdzél w „Lëdowëch Talentach”.
Westrzód rôczonëch gòscy bëlë zrzeszińcë
z Kartuz, Kôlbùdów, Pruszcza Gduńsczégò,
Żukòwa i Zblewa.
Na skùńczenié òbchòdów, w niedzelã 30
séwnika w òliwsczi archikatédrze òsta òd-
64
pomerania_listopad_2012new.indd 64
Ùczãstnicë warkòwniów doskònalëlë swòje rozmiałoscë
z pòmòcą znónëch lëdowëch artistów. Òdj. Jiwóna Wòlskô
prawionô mszô sw. z czëtanim i mòdlëtwą
wiernëch w kaszëbsczim jãzëkù pòd przédnictwã ks. abpa Tadéùsza Gòcłowsczégò
w kòncelebrze gòspòdôrza ks. prałata Zbigórza Zelińsczégò. Òpatrznosc sprôwiła, że ùroczëstoscë òdbiwałë sã òb czas wizytacji parafii przez arcybiskùpa i jak na gòspòdôrzów
tëch zem przëstoji, miała kaszëbsczi òprôwk
ze stanicama partów z Gduńska, Gdini, Kôlbùdów, Redë, Sopòtu, Wejrowa i Żukòwa.
Bëła to téż leżnota do pòdzãkòwaniô Jegò
Ekscelencji przez rektora i profesora Gduńsczégò Ùniwersytetu, Andrzeja Ceynowã,
za pòmòc i òpiekã, jaczi arcybiskùp wiedno
ùdzélôł KPZ, a òsoblëwie za imprimatur na
wëdôwanié lëturgicznëch knégów pò kaszëbskù. W asysce ks. arcybiskùpa przedstôwcowie Zarządu KPZ pò mszë sw. złożëlë kwiatë
przë grobnicë Pòmòrsczich Ksyżãtów.
Szkòlnô młodzëzna skùńczëła plenerową sesjã zwiedzanim Òliwsczégò Parkù
z Palmiarnią i Òddzélã Etnografii Nôrodnégò Mùzeùm we Gduńskù i òdebrónim
nôdgrodów.
Teréza Juńskô-Subòcz, tłom. KS
Pòtkanié wiôldżi familii
w piãknym môlu
Trzënôsti ju Zjôzd Familiów Trzebiatowsczich òdbéł sã w Miastkù i òstrzódkù
w Swieszënie w dniach 14–16 séwnika.
W piątkòwi wieczór latosy Zjôzd òficjalno òstôł zaczãti. Pò przëwitanim zeszłëch lëdzy Gabriela Reca zaprezentowa
wëszëté przez se mszalné òrnatë, chtërne nastãpnégò dnia miałë bëc złożoné
w kòscele. Pòtemù zaczãła sã zabawa.
Czej nasta ła sobòta, Trzebiatowscë, zgódno z tradicją, zeszlë sã przed
òstrzódkã i aùtama z pòwiewającyma
chòrądżewkama jachelë do kòscoła na
ùroczëstoscë. Òdbëłë sã òne w piãkny swiãtnicë pw. Bòżégò Miłoserdzô w Miast-
kù. Żdało tam na nas wiele wzrëszeniów.
Mielësmë leżnosc ùczëc mszalné czëtanié
i kôzanié w kaszëbsczim jãzëkù, brac ùdzél
w procesji dzecy z naszich familiów, chtërne niosłë darë, a téż wësłëchac piãknégò słowa na zakùńczenié, jaczé wëgłosył
probòszcz hewòtny parafii. Pò mszë swiãti
bëło dôwónié medalów m. Ksãca Bògùsława X
za rozsłôwianié nôzwëska Trzebiatowsczi
w kraju i za grańcą. Rozsądzënkã kapitułë do
tegò bëlnégò karna òdznaczonëch dołączëlë
Zdzysłôw Zmùda Trzebiatowsczi i Tomôsz
Żmùda-Trzebiatowsczi. Na gwës zasłużëlë
òni na medal dzãka swòji robòce włożony
w wëdowiznową dzejnotã. To dzãka nima
mòżemë ceszëc sã ju trzënôsce tomama ksążków òpòwiôdającëch ò naszi familii. Snôżé
laùdacje ò nôdgrodzonëch wëgłosëłë białczi
òbùch chłopów. Nastãpno òdbéł sã krótczi
kòncert jachtôrzowëch sygnalów. Delegacjô
pôrã lëdzy szła téż na smãtôrz, żebë złożëc
kwiatë na grobach Trzebiatowsczich spòcziwającëch w Miastkù.
Pò przińdzenim nazôd do òstrzódka
żdała na nas ju blós zabawa. Òdbëła sã licytacjô, béł krómik z ksążkama i gadżetama, a téż loteriô. Dzãka tim ùdbóm mòżemë
zebrac dëtczi na fùnkcjonowónié Radzëznë
Familii. Jesmë rozegrelë téż fùsbalowi mecz
midzë Jutrzenkama a Zmùdama. Bëła to
leżnota do zwiãkszeniô parłãczëznów midzë Trzebiatowsczima. Pòd wieczór nôpierwi przëgriwała kaszëbskô kapela, a pózni
jesmë sã bawilë przë mechaniczny mùzyce.
W niedzelã, w mniészim ju karnie, òdbëło sã pòtkanié pòdrechòwùjącé latosy
zjôzd. Kòżdi gôdôł téż ò swòjich ùdbach na
nastãpné jimprezë. Pò pôłnim bëła mòżlëwòsc wzãcô ùdzélu w jinscenizacji Òdseczë Wiedeńsczi w Brzéznie. Pòjawiło sã tam
wiôldżé karno przedstôwców naszi familii.
Òd wszëtczich ùczãstników zjazdu przekazywóm pòdzãkòwanié Kristianowi Zmùda-Trzebiatowsczémù z Mielna i całi Radzëznie
Familii za przërëchtowónié pòtkaniô.
Barbara Jutrzenka-Trzebiatowskô,
tłom. KS
Pamiątkòwi òdjimk bëtników zéńdzeniô
przed kòscołã w Miastkù.
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:50
klëka
Spod znaku Rodła
mi – mówi organizator Tadeusz Szczyrbak
z Rodziny Rodła we Wrocławiu, który przygotował również uroczystości w Słupsku.
Pamięć o ZPwN kultywowana jest
w jeszcze jeden sposób, na... sportowo.
W sobotę 13 października w Pomysku Wielkim (gm. Bytów) odbył się XXV Jubileuszowy ,,Bieg Rodła”, w którym wystartowało
kilkuset zawodników. To najstarsza masowa impreza biegowa na ziemi bytowskiej.
Młodzież z bytowskiego LO na cmentarzu w Płotowie.
P.Cz.
W tym roku obchodzimy 90. rocznicę
powołania Związku Polaków w Niemczech
(ZPwN). To dla zachodnich Kaszub, do 1945 r.
będących częścią Niemiec, ważny fragment
historii, mało znanej poza ich granicami.
O organizacji powołanej 27 sierpnia
1922 r. przypomniano 23 września w Słupsku na specjalnej uroczystości. Oficjalne
obchody rozpoczęły się od mszy w kościele
św. Jacka, której przewodniczył ks. prałat
Jan Giriatowicz, proboszcz tej świątyni. Po
eucharystii złożono kwiaty pod pomnikiem
księcia Bogusława X Wielkiego.
W części artystycznej zagrała m.in. Orkiestra Sił Powietrznych z Koszalina, uczniowie Gimnazjum nr 5 im. Sejmu Polskiego
w Słupsku zaśpiewali kilka utworów, w tym
„Rodło nasze” i „Hymn Rodła”, zatańczyła
i zaśpiewała po kaszubsku grupa Ùpartëlcë
z Ugoszczy (gm. Studzienice, pow. bytowski).
Nie zabrakło przemówień, m.in. nauczycielki
historii z Zespołu Szkół Ogólnokształcących
w Bytowie Małgorzaty Ryś, autorki Vademecum Walki o Polskość Ziemi Bytowskiej.
Małgorzata Ryś ponadto odwiedziła ze
swoimi uczniami cmentarz i Muzeum Szkoły Polskiej w Płotowie (gm. Bytów), którego
ekspozycja stała przedstawia działalność
Związku Polaków w Niemczech, a także
historię Kaszub i powołania do życia szkół
polskich w III Rzeszy.
Historię Związku Polaków w Niemczech poznali też gimnazjaliści z Bytowa
na niecodziennych lekcjach historii. Prawdy
Polaków spod znaku Rodła to wciąż aktualne,
mądre i ponadczasowe zdania, bardzo potrzebne dzisiejszym pokoleniom młodych ludzi. Stąd
pomysł zorganizowania lekcji na ziemiach
związanych historycznie z tymi wydarzenia-
Fenomen trwania kaszubszczyzny
za wielką wodą
W Senacie Rzeczypospolitej Polskiej
uroczyście otwarto wystawę „Kaszubi
w Kanadzie. Kaszubi w Polsce”. Jest to plon
znakomicie rozwiniętej w ostatnich latach
współpracy ze społecznością kaszubską
w Kanadzie.
Po raz pierwszy ta ekspozycja była prezentowana pod koniec czerwca br. w ambasadzie Kanady w Warszawie. Stało się
tak głównie z inicjatywy senatora Kazimierza Kleiny, aktywnie zaangażowanego
w rozwój przyjaznych kontaktów pomiędzy Kaszubami z Polski i Kanady. Zachowanie tożsamości kaszubskiej w Kanadzie ma
dla nas ogromne znaczenie. Jest to fenomen,
o którym powinni wiedzieć wszyscy. Dlatego
też towarzyszy tej sprawie tak duże zainteresowanie – podkreślał przewodniczący
Kaszubskiego Zespołu Parlamentarnego.
Niewątpliwie aktywność senatora
w dużej mierze zdecydowała o licznej obecności parlamentarzystów na uroczystości
otwarcia wystawy w sali senatu RP. Wśród
senatorów można było zauważyć Romana
Zaborowskiego z Bytowa, Andrzeja Grzyba
ze Starogardu Gdańskiego, Romana Preissa ze Stargardu Szczecińskiego oraz byłego
prezesa Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego,
wicemarszałka senatu Jana Wyrowińskiego
z Torunia (rodem z Brus). Formułę otwarcia wygłosił marszałek Senatu RP Bogdan
Borusewicz, który później powiedział m.in.:
Z wieloma Kaszubami współpracowałem.
Przede wszystkim mile wspominam Lecha
Bądkowskiego. Poza tym w młodości przez
jakiś czas mieszkałem w Rekowie pod Redą.
Znam więc melodię kaszubskiej mowy. Ale
ona już wtedy tam zanikała. Dlatego tym bardziej trzeba podkreślić niesamowity fenomen
jej trwania wśród Kaszubów w Kanadzie.
Na dwudziestu fotogramach zostały
przedstawione najważniejsze wydarzenia
z ostatnich lat związane z zachowaniem
tożsamości kaszubskiej na kanadyjskich
Kaszubach, w tym pobyt na tej ziemi premiera RP Donalda Tuska w maju bieżącego
roku (podczas jego oficjalnej wizyty w Kanadzie). Zdjęcia ukazują też piękne pejzaże
polskich Kaszub oraz działalność Kaszubów za wielką wodą.
Jesteśmy dumni z postawy tej społeczności w Kanadzie. Są świetnie zorganizowaną
grupą, potomkami pierwszych polskich osadników, którzy przybyli tam już w 1858 roku,
a więc dziewięć lat przed powołaniem państwowości kanadyjskiej – tłumaczył Greg
Houlahan, chargée d’affaires Ambasady
Kanady w Polsce.
Na wystawie obecna była też kilkuosobowa delegacja z Kaszub, w tym autor
przedstawionych na wystawie zdjęć Marian Gorlikowski oraz twórca opisów do
fotografii Eugeniusz Pryczkowski (obaj są
związani z banińskim oddziałem Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego), dzięki
którym można było na wystawie przedstawić most przyjaźni łączący Kaszubów na
dwóch półkulach.
W Kanadzie byłem sześć razy – wyjaśniał Marian Gorlikowski. Zrobiłem mnóstwo zdjęć filmowych oraz fotografii. Jest to
duży zbiór, który czeka na opracowanie. Część
tych materiałów emitowana jest w różnych
stacjach. Wcześniej Pryczkowski zrealizował
film „Kaszubi w Kanadzie”, który kilkakrotnie
był emitowany w telewizji publicznej oraz na
festiwalach filmowych. Niedawno został przygotowany dokument „Premier RP Donald Tusk
u Kaszubów w Kanadzie”. Ten i najnowsze materiały można oglądać w TV Teletronik.
Kaszubska wystawa z Senatu RP niebawem powędruje do Kanady. Docelowo
jednak znajdzie swe miejsce w Centrum
Edukacji i Promocji Regionu w Szymbarku.
Jan Dosz
www.miesiecznikpomerania.pl/audio
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 65
65
2012-10-30 16:46:50
mëslë plestë
Szkólną bëc
A N A G L Ë S Z C Z Ë Ń S KÔ
Ti szkólny to dopiérze mają so dobrze. Bò cëż to téż mô bëc w szkòle
za robòta? Sztërë gòdzënë przë tôflë
pòstã kają (abò i nié), kąsk dzecë
pòmãczą (abò i nié), na nie pòrëczą
(abò i nié), kawã jedną, drëgą i trzecą
òb czas paùzów wëpiją (abò i nié) i ju
sã karëją dodóm (to na gwës). Wejle jesz pôłnié ze szkòłowi jôdnicë dlô
całi rodzënë mët wezną. W Krakòwie
dobrze hejnału nie wëgralë, a òni ju
– baro ùmãczony – szorëją nazôd pò
drãdżi robòce. Zapłaconé to téż wiedno dostónie. A wiele wòlnégò! Chtos
wierã zlicził, że tegò mdze kòl sztërëch
miesąców i to bez sobòtów i niedzelów!
Òni sã jesz za baro nie przënãcą do te,
że sã szkòłowi rok zaczął, a tu zôs fajrant i do dwanôsti mòżesz we wërach
leżec. Tidzéń – dwa do szkòłë i zôs jakô
réza z dzecama. I za to téż mdze zapłaconé! A w zdrzélnikù co rôz to gôdają, że szkólny znôù wiãcy dëtków dostóną. I za co? Za robòtã? Cëż to je za
robòta? Darmò nie gôdają – chto nie
rozmieje robic, ten rozmieje w szkòle
dzecë ùczëc. I zarô dodôwają: „Jak jô
bë w szkòle robił, jô bë jich wszëtczich
zarô do pòrządkù dostôł. Żebë mie dzecë nie chcałë słëchac?”. Taczi szkólny
to wié, że żëje. Tak to bë chcôł miec
kòżdi, nié? Pewno, że jo. Nawetka më
– szkólny. Naji chłopi i białczi téż.
Jô nie mdã terô klarowała, jak to
tak pò prôwdze òd ti drëdżi stronë wëzdrzi. Tegò sã tak einfach téż nie dô òpisac. To trza blós przeżëc. Terô mómë
ju dosc tëli czasu, cobë sã do ti robòtë nôprzód bëlno zachãcëc i pózni richtich przënãcëc, a pòtemù jesz
kąsk òstónie, cobë tëch nôcwiardszich
przed emeriturą dobic. A że szkólnëch
robòta czãsto a gãsto za gbùrską robòtą
w jednégò kònia i do te jesz na letczich,
gôsczich, griczano-kùrzajkòwëch ze-
66
pomerania_listopad_2012new.indd 66
miach szlachùje, to wiedzą leno òni
sami i czasã téż kąsk mądrzészé szkòłowé dzecë. W naji szkòle zrëchtowałë
nawetka ekstra zestôwk zachów wiedno brëkòwnëch dlô tëch nôbarżi zmarachòwónëch, cobë jima w robòce lżi
szło, a jich pedagògiczné cała i dësze
swiãti bezpiek miałë i jesz pôrãdzesąt
latków pòd tôflą dożdałë. Tak òne to
nama przënômni dolmaczëłë. I tak wej
szkólnémù słëchô sã przed kòżdą ùczbą zagwësnic:
– Naùsznice – bë nie stracëc słëchù
w òbù ùszach òb czas paùzów i cobë
nie czëc tegò całégò jamrowaniô, czej
rzeknie: „Wëcygómë cedelczi!”.
– Fëst tubã – cobë głos szkólnégò
brzëmiôł jak ksãdza na kôzanim,
a brëkòwnô wiédza chiżni do dzecnëch
mùsków nëkała.
– Copny szpédżel – bë karkù nie
skrącëc i wiedno bëlno widzec, co za
szkólnégò plecama je lóz; òsoblëwie
wôrt gò miec przë pisanim na tôflë.
– Sądowi młotk – bë chùtkò sprawic, żebë rozwrzeszczóné luntrusë sedzałë sztël; òkróm tegò przë słowach
„Wszëtcë wstac! Szkólny jidze!” na
zôczątkù ùczbë je mòżno zastosowac
jednoczasno sądowi młotk i fëst tubã.
– Zdrzélówczi szkólnégò – bë zazdrzec w dëszã negò chitrzelë, co to
klarëje, że pòstãpny rôz zabéł doma
zrobic cwiczënk.
– Lupã – bë złómac zaszifrowóny
system szkòłowëch zapisënków w zesziwkach i nié blós le tam.
– Pòdrãczny rentgenowsczi aparat – cobë zaòbszczãdzëc czasu i jiwrów, czej mdze sprôwdzywónô wiédzô klasë ze slédnëch ùczbów. Sygnie
le do mùskù przëstawic i òdczëtac, co
wëszło. Wôrt przë tim sedzec.
– Miech grochù – dzysô ju gwësno
zabëtô sztrôfa dlô nipòcëch dzecy. Nót
je przëbôczëc, do cze béł przódë groch
w szkòle – na nim trza bëło klãczëc
pòd tôflą!
– Pële na ùspòkòjenié – nôwôżniészé w całim zestôwkù. Dobré dlô
szkólnëch, lepszé dlô dzecy...
To bë ju bëło wnetka wszëtkò. Wôrt
jesz do te dołączëc nerwë ze żelazła,
miãtczé serce, anielską cerplëwòtã,
miłi ùsmiéwk i... do szkòłë!
Trza bë bëło ten zestôwk wësłac
téż naszim minystróm. Jak ju nã Kôrtã Szkólnégò zniosą, to bãdą przënômni mielë cos w ten plac. I szkólny sã
bãdą ceszëlë, że na górze ò nich mëszlą
i chcą jima dopòmòc, cobë w jednym
sztëkù wëpragłëch rézów pò Eùropie
na emeriturze dożdalë.
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:51
FELIETÓN
sëchim pãkã ùszłé
Nié do wëchrapaniô
Ch rap! Chrap! Chrap! Chrap!
– chrapie, jaż mù nos gwiżdże. A cebie
kòżdô nerwów strëna dërgô. Gardinë
na òknie sã zybią. Zédżer jakbë sã copôł. Nawetk mùcha, co sã głosno tłëkła
pò scanach, sedzy cëchò jak mësz pòd
miotłą na zberkù łóżka i wzérô. Wzérô
na tegò chrapalã pòd pierzëną. I sã bòji.
Że jã pòłknie...
Kùli razów òdeckniwómë w taczim
mëszowò-mùchòwim strachù, bëlno nie
przechrapnąwszë sã (ò òdchrapnienim
nie wspòmnã), wiedzącë, że nóm jeden
taczi schrapnął prawie spik? Czej sąsôd
ò pół „chrap” dali smaczno spi a jegò
gôrdzel wëgriwô prawie chrap-kantatã,
të ni mòżesz ùsnąc.
Zaczinôsz dlô zabicô czasu wëmiszlac mòdła scëszeniô chrapiélca. Kò witro wczas reno mùszi wstac a tu nôpiarto: pieeeła, żôgga, żôgga...
Mòże żôgòwnikòwi przëkrëc głowã pòdëszką? Żlë grëbô – pòmòże, ale
mùszi òpasowac, cobë gò nie ùdëszëc...
Mòże sygnie scygnąc pierznã? Jak
mù sã zëmno zrobi, pewno òprzestónie...
Chcemë lepi włączëc radio. Ga
ùczëje mùzyczkã, wierã zacznie ùszë
szpëcowac. Żelë to mdze kòl północë,
nie ùrzasnij sã, jak na bacznosc stónie
i kaszëbsczi himn zajintonëje. Tej słëchôj ùwôżno. Jak to mdze „Zemia rodnô” – môsz doma Kaszëbã-Pòlôcha, czej
„Tam, dze Wisła” – Pòlôcha-Kaszëbã,
a jak „To je dłudżé, to je krótczi”... tej
SŁOWÔRZK
TÓMK FÓPKA
wiedzë, że to ju je z nim pò prôwdze
lëchò...
Në jo, ale òn dali chrapie...
Mòżna chrapac mù do rimù. To gò
mòże zmili. Na zmianã. Chto głosni.
Chto wëżi. Leno nie zachrapnijta òd te!
Abò wiersze deklamòwac. Ten chrapi a të mù frazą płëniesz... Paùzë robisz
wielemòwné... Antikadencjã... Apòstrofą strzélniesz!
Czej szerok mô gãbã òtemkłé – mòżna mù jaką szlorkã zaaplikòwac. Krziwdë mù nie zrobi a mòże kąsk cëszi chrapajk bãdze...
Pòdobno pòmôgô na bòk przewrócenié. Leno ùważôj, cobë z łóżka przë ti
òperacji nie wëpôdł...
Gôdają, że nos mùszi pôlcama zaklészczëc. Zdrzë, co ce nie kąsy...
Dobrze je bòdôj zrobic gãbą: cyk,
cyk. Zasmòkòtac. Takô kląsanina wnet
gò rëszi...
Jak chto pòtrafi, mòże gwizdac. To
kòl sąsôdów pòmôgô, leno scërze téż sã
bùdzą i niemiłoserno łają...
Są taczé białczi, co chłopoma przë
chrapanim wòdã do gãbë leją. Jeden
Strëna – struna; gardinë – firany; sã zybią – kołyszą się; zédżer – zegar; zberk – skraj;
chrapala, chrapiélc, chrapajk – chrapacz; òdeckniwómë – budzimy się; bëlno – dobrze;
przechrapnąwszë sã – zdrzemnąwszy się; òdchrapnienié – przespanie się; schrapnął –
tu: skradł; spik – sen; gôrdzel – gardło; mòdło – sposób; kò – przecież; pieła, żôga – piła;
òpasowac – uważać; sygnie – wystarczy; ga – gdy; wierã – pewnie; uszë szpëcowac –
uważnie słuchać; ùrzasnąc sã – wystraszyć się; nie zachrapnijta – nie zachrypnijcie; szlorka
– pantofel nocny; kąsk, përznã – ciut, trochę; leno – tylko; nos zaklészczëc – zatkać nos;
zdrzë – patrz; zasmòkòtac – zamlaskać, zaciamkać; kląsanina – mlaskanie; scërze – psy;
łają – szczekają; białczi – kobiety, żony; dracht – dwa wiadra; gëldzec – łaskotać; smùkac
– głaskać, pieścić; tej – wtedy; môl – miejsce; piszkają – sikają; wërë – prycza, wyro, łoże;
barń – broń; sã sfrëszowôł – orzeźwił się; w całoscë nie spôwôł – w ogóle nie spał; wiodro
– pogoda; wãbórk – wiadro.
pomerania listopad 2012
pomerania_listopad_2012new.indd 67
dracht, drëdżi... I z chłopiszcza robi sã
wielorib. I priszcze... le łóżkò mòkré...
Są na szczescé jiné białczi, białeczczi, co chłopùlków swich kòchają
i dorazu gëldzec jich i smùkac zaczinają. Tej, w môl chrapaniô pòjôwiô sã
mrëczenié. Përznã cëchszé...
Te niecerplëwé do ùcha jima dmùszą. To robi to, że chłopi tej piszkają pò
wërach. I zôs je mòkro...
Baro òstro sã robi, czej wëcygają na
chrapiącégò barń – jinstrumeńt. Gitara
czë mandolina wiôldżégò trzôskù nie
zrobią, ale trąbka... Taką żôłniérską
pòbùdkã jidze nią zagrac, że ùmarłi bë
sã sfrëszowôł...
Nôlepi, ale nôlepi zrobic tak, cobë
Chëczus Chrapòzaurus w całoscë
nie spôwôł! Zagadac gò trzeba! Mòże
ò pòlitice? Mòże ò pògòdze? Abò...
wiodrze? Nôlżi mù pùscëc audiobùk
z „Żëcym i przigòdoma Remùsa”... To
gò przëtrzimie...
Mòże... aeaaa, jidã spac.
Hmm, a za czim przë łóżkù stoji
nen wãbórk z wòdą...?
67
2012-10-30 16:46:51
z bùtna
FELIETÓN
Zadësznô reaktiwacjô
RÓMK DRZÉŻDŻÓNK
Më sã przezebleklë a szlë. W strachù. Kò pewno ju wicy jak 150 lat nicht
w Pëlckòwie tak nie chôdôł. Cëż lëdze
nó to rzeką? Kò dobrze, że bëło cemno,
a më na gãbach mielë larwë.
– Flot! – pònëkiwôł naju brif ka.
– Mùszimë na jedenôstą bëc.
– Gdzeż jô sã dôł nagadac? – gniótł
òb drogã lesny. – Stôri a głupi!
– Nie gniece! – jô ju béł nawielony. – Sóm jes nen zwëk wëgrzebôł kòl
Szefczi, tej terô…
– Sztël wa dwaji bãdzëta! – zagrzëmiôł brifka.
– Jô mëslôł ò młodëch, żebë ti szlë.
Më trzeji mómë ju swòje lata. Kò zgódno z nym stôrim zwëkã do te mùszą
bëc nieżeniałi knôpi – szeptnął mie
w ùchò lesny.
– Młodi? Wòłama jejich òd kòmpùtrów a jinternetów nie òdcygniesz
– rzekł jem smãtno.
– A skądkaż téż dzysdnia wòła
wzyc? – prawił lesny. – Òsłów jo,
òsłów dzysdnia wiele dô, ale jednégò
mòcnégò wòła, jaczi bë robòtã pòcygnął…
***
Doszlë më na môl.
– Je to jedenôstô? – brifka bùfsnął
lesnégò.
Nen zdrzącë na pòdswietliwóny
zédżerk òdrechòwôł czas.
– Tr z ë, d w a , je d e n … Je e e…!
Aaaaauuuuu!
68
pomerania_listopad_2012new.indd 68
Naju pieczelnô mùzyka zabrzëmiała kòl smãtarny brómë, bë nad lëchą
swiatã dobëc. Brzdãkelë më diôbelsczima skrzëpcama, co je lesny z pëlckòwsczi jizbë pamiãcy pòżëcził, trzôskòwelë klaprama a sznarama. Wëlë më,
wrzeszczelë a dzarlë sã na całi gôrdzel
jak òdzëwiałi. Wkół nas zebrelë sã
zadzëwòwóny lëdze, chtërny zaczãlë
tuńcowac. Ale czej cemnosc rozwidnił
mërgający wid, wszëtcë rozpłënãlë sã
jak pòrénecznô dôka. Pòczëlë më ból…
***
– Ała! – zawëlë më jesz głosni jak
przódë.
Ùkôzczi w mòdrëch ruchnach
zdzarłë z naju larwë a wrzucëłë do nysczi. Lëft rozdzarło przerazlëwé „iło,
iło”.
– Cëż wa tu robia? – spitôł milicjant, jaczi òdwrócył sã do naju
z przédnégò sedzeniô.
– Më… më chcelë… Reak… – brifka
ni mógł doprzińc do słowa.
– Antisocjalisticznô reakcjô?!
– Niżódnô socjalisticznô! Antihalołinowô!
Milicjant czësto baf wezdrzôł na
drëdżégò:
– Cëż z nima?
Nen sã zasmiôł:
– Jesz rôz jima wsmarowac a pùscëc.
– Të bë le smarowôł! Do Kòcbòrowa z nima. Zdrzë na nich. Ti doch ni
mają wszëtczich doma…
– Kò rozmajice – brifka wëstąpił
do przódkù – króm, skłôd, spółdzelniô,
czasã wiôldżi króm, super króm, a babë
gôdają tóny króm, le jima nie je do wiarë, bò w składze kòl Cylczeny je czasã
tóni…
Ch łop wzd ich ną ł, zapisôł cos
w grëbim hëfce, dôł nama paternoster
a pùscył na wòlą…
***
Bëła pùńkt pierszô, kùńc gòdzënë
dëchów. Stojelë më kòle biedrónczi.
– Jô so blós wdarzã ne malińczé
halołinë, co wrzeszczałë: „Bómk abò
psota!” – wëstãkôł lesny.
– Delë më jima co?
– Nié… – brifka pòmaklôł sã pò szadi bani.
– Nie rozmiejeta? – wezdrzôł jem
na drëchów. – Ne halołinë zrobiłë
nama ale psotã!
– Nie wiém jak wama, ale mie sã ti
całi reaktiwacji òdechca. To ni ma co,
stôré nad nowim nie dobądze. Halołin
mòcniészi… – lesny scygnął z se biôłą
płôchtã, a szedł w swój las.
A ma z brifką zajãlë régã do biedrónczi. Kò dzysô mô bëc promòcjô na
znitë.
***
– Skądkaż wa jesta? – chłop òblokłi w czôrny ancug, strojny kòl szëji
w biôłą kòloratkã, przëzérôł sã na naju
bôczlëwò.
– Z Pëlckòwa. Je to môl zatacony
midzë barabónama a përdëgónama.
– Wiém, gdze to je. Tã kòl nëch
pùtawów, za pùrtkòwiszczã…
– Dokładno – zgòdzył sã lesny.
– Tej rzeczëta mie, jakùż kòl waju
sã gôdô na biedrónkã?
pomerania lëstopadnik 2012
2012-10-30 16:46:51
Hewò darënk dlô Czëtińców „Pomeranii”.
Jistno jak łoni, téż latos jesmë przërëchtowelë dlô Waji platkã
z kaszëbsczima òpòwiôstkama, legeńdama, łżónkama i bôjkama.
Żëczimë bëlnégò słëchaniô snôżich dokazów nagrónëch przez znónëch
artistów, gazétników, szkólnëch i zrzeszeniowëch dzejôrzów. Mómë
nôdzejã, że bãdą sã widzałë młodim i starszim Czëtińcóm.
D.M.
okladka_listopad_2012.indd 3
2012-10-25 23:12:06
okladka_listopad_2012.indd 4
2012-10-25 23:12:07

Podobne dokumenty

Jesiań, Wszitke Śłante ji Zaduszki

Jesiań, Wszitke Śłante ji Zaduszki • zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31, e-mail: red.pomerania@ wp.pl

Bardziej szczegółowo

Kaszubi na Pomorzu Zachodnim s. 4

Kaszubi na Pomorzu Zachodnim s. 4 Ogólnopolskiego Konkursu Prozatorskiego im. Jana Drzeżdżona, który został rozstrzygnięty 27 września, a po drugie dla Teatru Neokaszubia za wystawiony we wrześniu „Sąd nieostateczny” – niezwykły sp...

Bardziej szczegółowo