Część 1 Przejście - Saga Przebudzenie

Transkrypt

Część 1 Przejście - Saga Przebudzenie
WOJCIECH ZBOROWSKI
PRZEBUDZENIE
Część I Przejście.
Autor W. Zborowski
Kontakt [email protected]
Projekt graficzny [email protected]
„Serdeczne podziękowania dla mojej małżonki Małgorzaty, dzięki której ta książka mogła powstać.
Podziękowania należą się też koleżance Iwonie, która służyła mi dobrą radą i wsparciem.”
Wojciech Zborowski
Saga Przebudzenie składać się będzie z kilku części. Całość jest opowiadaniem o aniołach i
o tym co może nas spotkać po śmierci.
Pierwsza część pod tytułem Przejście jest opowieścią o Emilii, która umiera a jej dusza
trafia do miejsca nazywanego na ziemi czyśćcem. Jednakże odbiega ono znacznie od naszych tradycyjnych wyobrażeń. Jej opiekunem zostaje anioł o imieniu Jonatan. Ma on za
zadanie przygotować i doprowadzić ją przede sąd ostateczny. Zostaje ona uwikłana w grę
toczoną pomiędzy klanami aniołów i to co wydawało się na początku takie proste wcale nie
musi być oczywiste. Emilia staje się częścią świata, w którym nienawiść, miłość, zdrada i
sex są nieodłącznym elementem istnienia.
2
PRZEJŚCIE
W niedużym pokoju wczesnym rankiem grupa zakonnic rozpoczęła odprawianie modłów nad kobietą leżąca na łóżku. W pomieszczeniu gdzie cztery świece
ułożone przy posłaniu dawały minimum światła, a kominek znajdujący się w rogu
próbował nadać mu trochę ciepła, czuć samotność, czuć śmierć. Siedem kobiet
odzianych w czarne suknie modliło się do Boga w intencji półprzytomnej
i majaczącej kobiety. Jej siwe przerzedzone włosy świadczyły o podeszłym wieku,
jej płytki i powolny oddech stawał się prawie niewyczuwalny, a blada skóra na
twarzy i spuchnięte oczy mówiły o zbliżającym się końcu. Końcu życia, które
w całości poświęciła modlitwie i oczyszczeniu swej duszy. Półmrok panujący
w pokoju nie pozwalał dostrzec zbyt wiele. Nagle umierająca zakonnica poczuła
gwałtowne pulsowanie w skroniach, w uszach nasilał się uporczywy szum, ciało
raz po raz przeszywały gwałtowne dreszcze. Myśli kobiety tłoczyły się w jej głowie Głosy wpijające mi się w głowę nie pozwalają zrozumieć sensu ich znaczenia.
Jedyne co mnie ogarnia, to strach – strach przed nieznanym, niezrozumiałym.
Zdawało by się, że chce krzyczeć z całych sił, że zacznie szamotać się na posłaniu,
lecz dalej tkwiła ona nieruchomo, nieznacznie tylko ruszając powiekami.
W pewnym momencie poczuła przejmujący chłód, jednak po chwili jej ciało ogarnęło miłe ciepło. Zdawać jej się zaczęło, że tak dobrze znane jej otoczenie zaczyna
być dla niej obcym. Poczuła gwałtowną chęć opuszczenia tego miejsca, zaczęła
wpadać w coraz większą panikę. Gdzie jestem, co tutaj robię? – Przecież przed
chwilą byłam gdzie indziej, gdzieś gdzie się nie bałam i byłam bezpieczna. Nagle
monotonny szept zakonnic zakłócił czyjś głos.
– Nie bój się – automatycznie odwróciłam się w stronę słyszanego głosu
i zobaczyłam obok mnie stojącego wysokiego mężczyznę.
– Nie bój się, chodź ze mną. – Złapał mnie za rękę.
Przerażona chciałam ją wyrwać, ale nie mogłam, jedyne, na co się zdobyłam to na
głośne:
– Kim jesteś, czego chcesz!
Żadna z modlących nawet się nie odwróciła, żadna nawet na chwilę nie przestała
się modlić.
– One cię nie słyszą, chodź ze mną – pociągnął mnie delikatnie za rękę.
Coraz bardzie przestraszona próbowałam wyrwać swoją dłoń. Łzy zaczęły spływać
mi po policzku, szarpiąc moją ręką zrozumiałam, że ja nawet nie czuję jego dłoni.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 3
Przecież trzymając kogoś za rękę czujemy jego dotyk, tutaj nie czułam nic.
– Nie skrzywdzę cię – powiedział ściszonym głosem i chwycił mnie drugą
ręką za ramię. W tym momencie w pokoju zrobiło się jaśniej i nieznajomy skinął
na mnie głową bym popatrzyła na kobietę na łóżku. Odwróciwszy wzrok
z przerażeniem stwierdziłam, że kobieta leżąca na łóżku to ja, kobieta, która całe
swoje życie oddała Bogu teraz idzie na spotkanie z tym, w którego tak wierzyła,
któremu tyle oddała, którego tak się bała. To byłam ja – stara, zmęczona
i przerażona – spanikowana patrzyłam na swoje ciało spoczywające kilka metrów
ode mnie. Kim w takim razie teraz jestem, albo czym? A może to wszystko jest
snem, jakąś fikcją. Tylko czy we śnie można się tak bać?
– Nie smuć się – głos nieznajomego przerwał moje rozmyślania – śmierć to
tylko koniec pewnego etapu, a właściwie początek kolejnego, o którym nikt
z żyjących nie może nic powiedzieć.
Przeszły mnie dreszcze, nogi pode mną zaczęły się uginać czułam, że zaraz
zemdleję. Poddałam się. Pokój rozjaśnił się jasnym blaskiem, kominek stojący
w rogu strzelił lekkim ogniem, który rozpalił znajdujące się w nim drwa. Mężczyzna ruchem ręki otworzył drzwi, które pojawiły się w ścianie. Poczułam ból, ból,
który już znałam. Bałam się.
Odchodząc spojrzałam tylko przez ramię. Zobaczyłam jak gasną świece oraz
jedną z sióstr całującą mnie w czoło i wkładającą mi w dłonie różaniec, coś, co
pozwoliłoby mi godnie stanąć przed samym stwórca; jednakże nie miałam go przy
sobie teraz i nie zauważyłam go też przy nieznajomym. Czy więc to, w co wierzyłam to prawda?
Wszystko, co do tej pory słyszałam ucichło, to, co widziałam zanikło, okryło
się bielą, szłam na spotkanie czegoś, czego nie znałam i czego się bałam. Nieznajomy, który szedł ciągle obok mnie coś mówił, ale jego słowa dochodziły zniekształcone, stawał się niewyraźny, jego sylwetka stawała się coraz bardziej rozmyta. Powoli traciłam siłę w nogach, ucisk w klatce piersiowej zrobił się bardzo mocny, moje oczy zachodziły mgłą. Błękit bijący od drzwi stawał się zimny, rozmazany a przede wszystkim rozległy. Zemdlałam.
POWITANIE
Obudził mnie śpiew ptaka. Ciepło bijące na twarz sprawiało mi taką przyjemność, że od razu przypomniało mi się wylegiwanie na plaży, kiedy jako nastoletnia
4
dziewczyna jeździłam wraz z rodzicami nad morze. Nawet szum wody i powiew
mokrego powietrza stwarzały realia morskiej przygody. Otworzyłam oczy, słońce
było tak oślepiające, aż musiałam rękę przystawić do czoła, podparłam się na drugiej ręce i zaczęłam się rozglądać. Okolica na pierwszy rzut oka wyglądała na pustynną oazę, wokoło palmy, po środku oczko wodne, do którego wpływał z jednej
strony strumyczek, natomiast z drugiej strony z niego wypływał. I właśnie przy
tym wypływającym strumieniu kucał nieznajomy, który chłodził się, opłukując sobie włosy. Chyba usłyszał jak się podnosiłam, bo odwrócił się w moją stronę
i zagadał:
– W końcu się przebudziłaś, witaj wśród tych, którzy są warci zaufania.
– Gdzie jestem? – Spytałam, bojąc się zarazem odpowiedzi, bo przecież pamiętam ból odchodzenia, chorobę, która wysysała ze mnie życie, pamiętam moje
towarzyszki siostry zakonne, które były mi bliskie od ponad 60 lat i to uczucie, gdy
moja dusza opuszcza ciało unosząc się nad nim. Pamiętam siebie widzącą to
wszystko z boku oraz mężczyznę w białym płaszczu.
– Umarłam – dodałam i od razu wstałam z przerażeniem na twarzy, cofnęłam
się, poczułam jak moje plecy opierają się o konar drzewa, pod którym spałam
a palce bezsilnie próbują wbić się w korę.
– Jesteś po drugiej stronie – odparł widząc moje przerażenie. – Śmierć jest
naturalnym następstwem życia, początkiem drogi, której kierunek obrałaś na ziemi.
– Ja przybyłem, aby cię przeprowadzić a właściwie twoją duszę, bo ciało jest
tyko ubraniem, które się właśnie zużyło i zostało porzucone – patrzył mi prosto
w oczy. – Wczoraj podczas drogi próbowałem ci wyjaśnić kilka rzeczy, ale jak tylko rozpoczęliśmy podróż to zemdlałaś.
– Jesteś aniołem? – Patrzyłam na niego próbując znaleźć skrzydła na jego półnagim ciele, na którym nie było nic, co mogłoby świadczyć o jego anielskości, było ono natomiast gładkie i niesamowicie męskie.
Pamiętam jak babcia w młodości próbowała wyjaśnić mi śmierć dziadka, mówiąc że przybył po niego skrzydlaty anioł. Zawsze wyobrażałam sobie anioła jako
stworzenie o dziecinnej twarzy ze skrzydełkami, a tu przede mną stoi mężczyzna
i to w dodatku bardzo przystojny. Wiem, jako zakonnica pewnie nie widziałam
wielu, ale dla takich jak on można zapomnieć się na chwilę, zatracić lub oszaleć.
Był wysoki, dobrze zbudowany. Jego mięśnie świadczyły o dużej sile fizycznej,
budziły szacunek i respekt. Jednakże jednocześnie miał w sobie dużo delikatności
i subtelności. Może zawdzięczał to oczom, które były duże, bursztynowe a jego
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 5
spojrzenie pełne było nostalgii i dziwnego smutku. Na ramiona miękko opadały mu
brązowe włosy, które mieniły się w słońcu ciepłym blaskiem.
– Tak, jestem aniołem a przynajmniej wy śmiertelnicy nas tak nazywacie. Jestem z zakonu Gabriela, nazywam się Jonatan i zostałem posłany po ciebie gdyż
twoja dusza już dojrzała. Ciało nie było już w stanie jej poić.
Patrzyłam na niego i próbowałam sobie cokolwiek przypomnieć o aniołach.
W pismach, które studiowałam w czasie mojego pobytu u sióstr zakonnych można
było znaleźć informacje na temat kilku archaniołów, ale nie było nic na temat anioła Jonatana. Zakon Gabriela – pewnie chodzi o archanioła Gabriela, który
w pismach kojarzony jest ze śmiercią, zmartwychwstaniem, miłosierdziem, zemstą
i posłaniem, Jeden z najpotężniejszych archaniołów, pierwszy po archaniele Michale. Więcej informacji nie byłam w stanie sobie przypomnieć, może z powodu
stanu w jakim się teraz znajduję a być może dlatego, że pisma, które studiowałam
były po prostu ubogie w informacje o życiu po śmierci. Możliwe jest jeszcze to, że
zwariowałam, że to jest fikcja, wymysł mojego zrujnowanego umysłu.
– Umarłam? – Wyszeptałam ponownie.
Zaczęłam się zastanawiać, co teraz będzie, czy to, w co wierzyłam i czemu poświęciłam całe życie okaże się prawdziwe. Kucnęłam, przytuliłam się do swoich
kolan.
Cale życie podporządkowałam Bogu. W moich nocnych przemyśleniach, kiedy w klasztorze bijące dzwony oznajmiały porę snu i kiedy sen nie przychodził,
pojawiało się wyobrażenie nieba, miejsce pełnego szczęścia, dobrobytu a przede
wszystkim bezpieczne. Widziałam tam rodziny, przyjaciół żyjących w pełnej harmonii, bez bólu, cierpienia. Wiem, że mój pogląd był ukształtowany przez tych
kilkadziesiąt lat spędzonych w klasztorze, ale wierzyłam w to z całego serca. Nagroda dla wiernych, kara dla złych. Wiara w Boga przekonała mnie, że niebo jawi
się jako raj, miejsce, w którym wszyscy są szczęśliwi, miejsce, w którym spotkam
tych, których kochałam, a którzy odeszli przede mną. A może ten anioł to nagroda,
coś, co niedane mi było za życia. Wróciłam myślami do czasów, w których jako
nastolatka podczas wakacji poznałam chłopaka, w którym zakochałam się
i któremu oddałam to, co najcenniejsze dla kobiety. Po powrocie do domu złamane
serce i przypadkowa ciąża. Rozpacz rodziców, nakłanianie do aborcji, w końcu
sama aborcja. Rodzice wmawiali mi, że szybko zapomnę, że będę szczęśliwa, ale
ja nawet jak umierałam to zastanawiałam się jak by ono teraz wyglądało. Po dwóch
latach od pozbycia się niechcianej ciąży wstąpiłam do zakonu sióstr niepokalanek,
oddałam moje życie służbie Bogu, a właściwie zemście na sobie samej.
6
– A wiec Jonatanie ja jestem siostra Emilia – odpowiedziałam z nutką zawstydzenia, że nie mogę oderwać wzroku od jego półnagiego, mokrego ciała.
Czy anioł może być taki piękny i taki pociągający? Starałam się odrzucać takie myśli, ale nie było to łatwe.
– Gdzie teraz jestem, czy to jest niebo? – Zapytałam się, chociaż byłam przekonana, że niebo powinno wyglądać inaczej.
– Nie, do raju jeszcze daleka droga przed tobą Emi. To, co teraz przejdziesz
nazwij oczyszczeniem za rzeczy, które zostały przez ciebie popełnione na ziemi.
Przestraszyłam się, pomyślałam, że on wiedział o tym, że w młodości usunęłam
ciążę. Ale czy to moja wina, przecież rodzice mnie zmusili, ja chciałam urodzić.
Sama już się gubię. A może się myliłam, może nie wiedział nic.
– Zjedz coś, niedługo musimy ruszyć dalej. Przed zmrokiem musimy dojść do
Jonataru – podsunął mi półmisek z jedzeniem i narzucił na siebie koszulę
a właściwie tunikę, bo sięgała mu do kolan.
Przez chwilę jedliśmy i piliśmy w milczeniu, nawet nie wiem, kiedy podsunął
mi tacę z owocami i dzban pełen wina. Winogrona były duże, soczyste, pomarańcze słodkie i czerwone, natomiast wino było słodkawe, ale nie wyczułam tam alkoholu.
– Na czym polega oczyszczenie? Czy popełniłam jakiś grzech, który nie pozwala mi wejść do raju – tak upragnionego i tak wyczekiwanego, czy moja wiara
była za słaba żeby zasiąść w domu bożym – przecież poświęciłam prawie całe życie służbie Bogu, słabym i biednym.
Uśmiechnął się słysząc moje pytania.
– Nie mnie jest osądzać twoją wiarę i służbę, zrobią to inni – widząc moje podenerwowanie dodał:
– Oczyszczenie potraktuj jako etap rozmyślań nad tym, czy wszystko zrobiłaś
w życiu tak jak powinnaś, pomyśl czy jesteś w stanie wybaczyć tym, którzy cię
skrzywdzili i czy ci, których ty skrzywdziłaś wybaczą tobie. Bo tylko człowiek
o czystej duszy i miłosiernym sercu dostąpi zaszczytu spotkania Ojca, który pozwoli mu przejść przez bramy raju.
Widząc, że chyba nie rozwiał moich wątpliwości, mówił dalej:
– Demony, czyli dusze upadłe nawet nie są warte naszych odwiedzin, nimi
zajmują się klany Samuela, zwanego przez was szatanem, upadłym, którego nie
wolno zwać nawet aniołem. Ja dostałem zadanie od Archanioła Gabriela aby przybyć po ciebie, wiec jesteś warta zaufania i nie powinnaś się martwić. Na tym etapie
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 7
czeka cię wieczność w raju lub ponowne odrodzenie. Kierunek, który wybierzesz
zależy tylko od ciebie.
– A co jeżeli byłam zła, czy Bóg jest wstanie wybaczyć?
– Ty sama musisz sobie wybaczyć, żałować a później szukać wybaczenia, my
jesteśmy jego sługami i zostaliśmy stworzeni, aby mu służyć. Wy natomiast zostaliście wybrani, aby z nim być, ale tylko wierni jego naukom mogą dostąpić tego
zaszczytu: przejść przez bramy Edenu.
– A po co idziemy do tego Jonataru i co to za miejsce?
– To mała osada 6 godzin stąd, jest tam mój przyjaciel Klemens, który nas pokieruje dalej, mamy później około doby na dotarcie do Jahwe największego miasta
w tej okolicy, w którym Aniołowie przygotują cię na spotkanie z Metatronami,
a później staniesz w Betel przed aniołem, który ma prawo cię osądzić w imię Ojca.
Przez chwilę nie rozmawialiśmy, chciałam uporządkować poznane fakty, ale
nie mogłam się skupić. Informacji było zbyt wiele.
– Musimy się zbierać, porozmawiamy po drodze, teraz się przygotuj – wyciągnął jakiś pakunek z worka.– Przebierz się i obmyj.
Rozwinęłam otrzymane zawiniątko. Były tam sandały i jakieś ciuchy. Teraz
dopiero zauważyłam, że jestem odziana w koszulę, w której spałam jeszcze niedawno; rzeczywiście – pomyślałam – może warto byłoby się przebrać. Chociaż to
nie szata zdobi człowieka, to stanąć przed stwórcą w koszuli to lekka żenada. Suknia, po rozwinięciu wyglądała jak płaszcz z kapturem. Podobne rzeczy były noszone w czasach średniowiecza, ale widać było, że jest dobrej jakości, lepsze to niż ta
koszula, w której teraz jestem. Jonatan poszedł do strumyka i napełnił 2 bukłaki
wodą.
– Odśwież się – poprosił i ustąpił mi miejsce przy strumyku.
Podeszłam do strumyka. Spojrzałam w taflę wody i ujrzałam twarz, swoja własną
ale jakże zapomnianą, machinalnie dotknęłam policzków. Tak, to ja 20 letnia kobieta, bez zmarszczek, bez zmęczenia ukrytego w przygasłych oczach. Znowu byłam piękna i młoda.
Zaczęłam obmywać twarz, szyję. Dotknęłam włosów, wszystkie były brązowe, ani
jednego siwego. Po policzku spłynęła mi łza. Czułam się świeża, nowa. Czułam się
taka kobieca.
Jak to możliwe, że byłam młoda, przecież to było tak dawno. Pamiętam tych
wszystkich adoratorów, próbujących mnie poderwać – byłam wtedy dość atrakcyjną kobietą. Pamiętam moich rodziców planujących mi życie i ich miny jak oznajmiłam o moich planach związanych z wstąpieniem do klasztoru, ich prośby, groź8
by, przekleństwa. Jedyną osobą, która mnie wtedy wspierała była babcia. To ona
nauczyła mnie pacierza, to ona zaprowadziła mnie jako małą dziewczynkę do kościoła i to ona opowiadała mi o aniołach, cudach, synu bożym i samym Bogu. Inni
z mojej rodziny próbowali mi tłumaczyć, że źle robię, że zmarnuję sobie życie.
W końcu grozili, że wydziedziczą mnie, nie będą mnie znać. Tylko babcia mnie
odwiedzała dopóki miała siłę, dopóki żyła. Innych widywałam tylko na ich pogrzebach. Ciekawe czy spotkam tu moją babcię, bardzo bym chciała. A co do moich rodziców, matki i ojca, no cóż, tak naprawdę nie żywię do nich urazy, mam nadzieję, że też ich spotkam.
Przebrałam się za kilkoma drzewami i krzakami, które znajdowały się
w miejscu gdzie się obudziłam. Moja suknia była lekka i przewiewna z materiału
podobnego do bawełny, grubej ale niezwykle delikatnej, zapinana z lewej strony na
guziki. W środku były doszyte spodenki, a właściwie pół–body. Ubrałam tę suknię
i zapięłam ją od kolan po szyję, sprawdziłam kaptur, który zakrywał całą twarz ale
nie ograniczał widoku. Dostałam też buty, a właściwie sandały z rzemieniami. Czułam się w tym swobodnie a zarazem dziwnie, wyglądałam jak średniowieczny
mnich skrzyżowany z muzułmańskim pielgrzymem. Podniosłam swoje stare rzeczy
i wyszłam zza krzaków.
Sprzątając nasze obozowisko nie rozmawialiśmy. Zastanawiałam się przez
chwilę, czy moje dobre samopoczucie jest wynikiem zakończenia mojego żałosnego życia, czy też może tego, że spotkam Boga. Nie chciałam do siebie dopuścić
bowiem myśli, że związane może to być z przystojnym aniołem. Raz po raz wracałam pamięcią do swej niechlubnej przeszłości. Ileż razy się zastanawiałam co by
było, gdybym wybrała inaczej. Czy aby mój ojciec nie miał racji. Tyle razy płakałam, żałowałam wyboru życia zakonnego, ale nie miałam odwagi rzucić tego
i zacząć wszystkiego od nowa, byłam tchórzem i byłam w pułapce własnej decyzji.
Teraz natomiast czułam się inaczej, wolna, spełniona i przede wszystkim silna.
Po obozowisku nie było śladu, nawet trawa, która powinna być podeptana
i przygnieciona wyglądała tak jakby nikt jej nawet nie musnął. Byłam gotowa do
drogi. Widziałam jak Jonatan wyciągnął jakieś bransolety z worka, do którego
przed chwilą wrzucał nasze rzeczy i zapiął sobie je na nadgarstkach. Były na nich
jakieś symbole, których nie rozumiałam, ale nie przyjrzałam się im bliżej bo zasłonił je zaraz rękawami swojej koszuli. Był bardzo przystojny, jego ubiór podkreślał
sylwetkę. Nie wiem dlaczego, ale dopiero tutaj zaczęłam czuć się kobietą, jako nastolatka popełniłam błąd, później w celibacie nawet nie spojrzałam na żadnego
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 9
mężczyznę jako potencjalnego partnera. Tutaj mój anioł mnie zaintrygował, czułam się niepewnie, jednakże było to bardzo przyjemne uczucie.
Wskazał palcem pod górkę. Zrozumiałam, że ruszymy w tamtym kierunku.
Dostałam od niego worek, coś w rodzaju plecaka z jednym ramieniem. Zarzuciłam
sobie go w ten sam sposób co on, przez szyję i ramię. Gdy chwycił mnie za rękę
żeby poprowadzić mnie pod górkę, poczułam jak pocą mi się dłonie. Czułam się
dziwnie. Teraz już się nie bałam.
Po chwili ruszyliśmy w trasę.
PODRÓŻ
Nasze obozowisko znajdowało się we wgłębieniu, z jednej strony było otoczone górkami wysokimi na jakieś 3 metry. Po wyjściu z niego zobaczyłam, że
otacza nas równina porośnięta trawą i gdzieniegdzie większymi krzakami. Szliśmy
wzdłuż strumyka, który wcześniej wpływał do naszej oazy.
Był piękny słoneczny dzień, temperatura w porównaniu do moich ostatnich
tygodni na ziemi gdzie padał śnieg i zima szalała w najlepsze, była o dziwo idealna, nie czułam palącego słońca tylko cudowny, ciepły dotyk powietrza. W oddali
zobaczyłam jakieś zwierzęta, nie znałam ich. Prawdę powiedziawszy za mojego
życia to spotykałam zwykle domowe ptactwo, psy, koty, kozy, krowy, świnie, czyli
te, które były potrzebne nam do życia w klasztorze. Te, które widzę teraz, przypominają mi stado sarenek tylko mają inny, szaro – biały kolor. Na krzakach, które
mijaliśmy rosły kwiaty, na innych były owoce, a jeszcze inne miały tylko kolce. Na
jednym z nich zobaczyłam motyla. Jego skrzydła mieniły się kolorami, których
nawet nie potrafiłabym opisać. Był piękny. Nawet nie drgnął jak wzięłam go na
ręce. Przez chwilę był nieruchomy by po chwili rozłożyć swoje skrzydła i odlecieć
z powrotem na kwiatek, który z kolei złożył płatki tak, jakby chciał stworzyć dla
niego schronienie. Widziałam podobne motyle na ziemi, tylko tam jakoś nigdy nie
doceniałam piękna tych stworzeń. Natomiast tutaj to wszystko było takie jak
w baśni. Próbowałam ogarnąć to wszystko, zrozumieć, ale otaczająca mnie nowa
rzeczywistość była tak samo piękna, jak zagadkowa.
W oddali po lewej stronie widziałam wysokie góry. Ich szczyty pokrywała
biel. Przed nami rozpościerała się bezkresna równina. Ciekawe, czy mają tu jakiś
środek transportu – pomyślałam.
Słońce świeciło centralnie nad nami, przypomniałam sobie, że normalnie o tej
10
porze najczęściej się modliłam. Dziwne, odkąd tu jestem ani razu tego nie robiłam,
co gorsza nawet przed posiłkiem nie podziękowałam Bogu za dary, co w klasztorze
było ściśle przestrzeganą normą. Tutaj nie czułam potrzeby. Nie musiałam uciekać
od życia do modlitwy, ciekawość powiązana z tryumfem, że zmartwychwstanie jest
prawdą przegoniło wszystkie inne uczucia. Nawet nie mam przy sobie krzyża, mój
ulubiony różaniec pewnie dalej wisi na moim ziemskim ciele, a może już mnie pochowali. Ciekawe ile czasu minęło od mojej śmierci.
Nagle potknęłam się o jakiś korzeń, nie upadłam. Mój opiekun a raczej przewodnik złapał mnie za rękę i podtrzymał. Spojrzałam mu prosto w oczy, natychmiast puścił mą rękę i uciekł spłoszonym wzrokiem w bok. Patrz jak łazisz, chciało
się usłyszeć, ale w uszach ciągle mieszkała cisza. Uśmiechnął się tylko i tym razem
zaczął iść przede mną. Czerwona na twarzy wyprostowałam się i ruszyłam za nim.
Szliśmy już jakiś czas a ja podziwiałam tylko krajobraz, kilka razy oglądałam się
do tyłu ale nasza oaza już jakiś czas temu zlała się z otoczeniem. Nie było po niej
śladu, jeszcze chwilę temu było widać czubki drzew, wystające z naszego byłego
obozu, ale teraz widok z tyłu jest taki sam jak z przodu.
– Co to za zwierzęta były tam wcześniej? – Zapytałam nie mogąc znieść ciszy.
– To są getiny. Pierwowzór waszych saren, jeleni, danieli. – Zwolnił trochę
i zaczął iść obok.
– Piękne – odpowiedziałam.
– I smaczne – w końcu pojawił się uśmiech na jego twarzy.
– Widzę, że rozglądasz się dookoła, próbujesz poznać to otoczenie, dotknąć
nowego. Rzadko który prekur tak reaguje, większość się boi, jest przerażona
i bełkocze te swoje ziemski modły. Teraz już nie ma czasu ani sensu na modlitwy,
niedługo staniesz przed obliczem najpotężniejszego, który pozwoli ci zasmakować
Edenu albo go zakaże.
Teraz z bliska zobaczyłam na jego szyi tatuaż, a raczej blizny w kształcie
dwóch trójkątów, które tworzyły klepsydrę. Otaczało je koło.
– Musisz wiedzieć, że jesteś zapisem ziemskiego życia, jesteś duszą pamiętającą rzeczy, które cię zraniły oraz skrzywdziły, które sprawiały radość, przyjemność.
– Rozumiem, że prokur to ja – odciągnęłam wzrok od jego szyi.
– Dobrze rozumiesz, prekur to dusza przeprowadzana na druga stronę do jednego z większych miast, w którym zostaniesz osądzona.
– A dlaczego na początku szliśmy w milczeniu? Rozmowa zawsze umila powww.sagaprzebudzenie.pl
Strona 11
droż.
Popatrzył na mnie z uśmiechem, nie spodziewał się chyba tak głupiego pytania.
– Trzeba lubić rozmawiać z wami, wybacz ale najczęściej lamentujecie. Poza
tym nie do mnie należy uświadamianie was, umilanie podróży, czy wspieranie lub
osądzanie czy byliście dobrzy lub źli. A to są najczęściej wasze główne pytania.
– Czyż anioł nie powinien pomagać ludziom? – w moim głosie słychać było
złośliwość, pewnie dlatego, że nie zwracał na mnie uwagi, że traktował mnie jak
rzecz.
Sama się zdziwiłam, że potrafię być taka arogancka.
– Nie jesteś już człowiekiem, jesteś prekurem – parsknął złośliwie i mrugnął
okiem czym wyprowadził mnie z równowagi.
– No to jak nie chcesz rozmawiać to po prostu powiedz, ale wydaje mi się, że
milej można spędzić czas.
Zostawił moją wypowiedź bez odpowiedzi. Po chwili milczenia zapytał:
– Widzisz tamte góry po lewej stronie?
– Widzę.
– Nazywają się Straterami. Są tak naprawdę granicą miedzy Pustkowiem
a Meadrom. Nie można ich zdobyć. Meadra jest właśnie krainą, do której idziemy,
a właściwie już w niej jesteśmy. Najstarsi powiadają, że Ojciec je stworzył na złość
aniołom, na złość swoim dzieciom.
– Na złość wam? – Nie rozumiałam.
Uśmiechnął się.
– My anioły najczęściej dostajemy to na co mamy ochotę, niestety są tylko
dwie rzeczy, których nam nie pozwolił posiąść. Jedną z nich są właśnie te góry.
Możemy je obejść, przejść jaskiniami na drugą stronę ale nie możemy ich posiąść,
zdobyć ich szczytów.
– A ta druga rzecz to? – Spytałam z ciekawością.
– Wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do…
– Piekła – dokończyłam – wiem, ale chciałabym się czegoś dowiedzieć
o tobie, w ogóle o aniołach. To wszystko wygląda inaczej niż sobie wyobrażałam.
Na przykład gdzie są wasze skrzydła?
Jonatan zaczął się śmiać, przystanął na chwilę.
– Skrzydła – uśmiech nie znikał z jego twarzy – wiesz, jak przeprowadzam
czasami dzieci to słyszę to pytanie, ale u ciebie, zakonnicy z takim stażem?!
– Wystarczy że wierzyłaś w Boga, byłaś wierna jego naukom – dokończył gdy
opanował śmiech – przecież jesteś po drugiej stronie, a to że jedni wyobrażają so12
bie nas ze skrzydełkami, jeszcze inni z lutnią a co bardziej ciekawi z łukiem
i strzałą, to już inna sprawa. Tak naprawdę ile istnień tyle historii. No ale cóż, jeżeli
nie podobam ci się taki jaki jestem to przykro mi, ale skrzydełek nie posiadamy.
– Szkoda, bo pomyślałam że może byśmy polecieli, byłoby szybciej.
– Widzę, że humor ci dopisuje, to dobrze bo jeszcze nie jedno cię tu zadziwi –
powiedział znowu z uśmiechem.
Wyciągnął bukłak.
– Napij się – powiedział podając mi go.
Poczułam w ustach smak wina, tego samego, które piłam przy posiłku po przebudzeniu. Zdziwiłam się, bo widziałam jak nalewał do nich wodę ze strumyka. Przypomniałam sobie opowieści z pisma jak Jezus zamieniał wodę w wino.
– Nie tylko syn boży to potrafił – powiedział, widząc chyba moje zdziwienie
na twarzy.
– Spotkam go tutaj?
– Nie. On jest po drugiej stronie bramy, u Ojca. Jeżeli tam trafisz to na pewno
go spotkasz. Tutaj był tylko raz. Po swojej śmierci.
Gdy on się napił to dodał:
– Za jakieś 2 godziny dojdziemy do Jonataru. Już go stąd widać.
Popatrzyłam przed siebie, ale wszystko z przodu zlewało się z horyzontem.
– Nic nie widzę – pewnie tak jak nasz wcześniejszy obóz znajduje się w jakiejś
dziurze i tylko wytrawne oko jest w stanie go zobaczyć, pomyślałam – ale skoro tak
mówisz to ci zaufam.
Zaczęliśmy się śmiać. Zauważyłam, że zaczął mnie teraz traktować inaczej niż
w obozowisku. Tam był surowy i poważny, tutaj staje się bardziej zabawny i mniej
obojętny.
– Podczas przeprowadzania pierwszego mojego prekura – powiedział po krótkiej chwili ciszy – chciałem być dla niego miły, więc z nim rozmawiałem, próbowałem go uspokoić, tylko teraz do tej pory nie mogę się pozbyć natręta. Jest teraz
zarządcą w mojej wiosce i nazywa się Klemens. Od tamtej pory staram się trzymać
od was troszeczkę z dala.
– To ile ty masz lat? – Spytałam z ciekawości – i ilu takich prekurów przeprowadziłeś?
– Moja posługa trwa już od pewnego czasu, a ilu was przeprowadziłem to nie
wiem, nie liczę.
– To jak nie jesteś aniołem od początku? – Coraz bardziej mnie to interesowawww.sagaprzebudzenie.pl
Strona 13
ło.
– To nie tak – odpowiedział z uśmiechem – tych najstarszych jest niewielu.
Może kiedyś nas poznasz i zrozumiesz, że my się tak bardzo nie różnimy od was.
Uprzedzę twoje następne pytanie, tak są kobiety anioły.
– No proszę – odpowiedziałam z uśmiechem – to twoimi rodzicami są mama
anioł i tata anioł. – Dodałam z nutką ironii.
– No nie tak do końca, ale nie będziemy chyba rozmawiać teraz o sprawach
damsko – męskich, mogę cię tylko zapewnić, że w tych kwestiach nie różnimy się
od siebie, a na pewno nie tak bardzo jak by to mogło się wydawać.
Pierwszy raz zobaczyłam, że anioł mógł się zaczerwienić, więc naprawdę chyba
tak bardzo się nie różnimy.
– Czy teraz ja mogę się o coś ciebie zapytać? – Rumieńce zniknęły
z policzków Jonatana.
– No właśnie się spytałeś, ale proszę bardzo, pytaj, pewnie chcesz wiedzieć
jak jest na ziemi.
– Nie – odpowiedział dość szybko – tam mogę zejść, kiedy chcę. Chciałbym
się spytać o jedną rzecz, nurtuje mnie od początku jak przeprowadzam prekurów –
westchnął – Klemensa też o to pytałem, ale to mnie bardzo ciekawi.
– No słucham.
– A mianowicie, jak to jest, że wierzycie, chociaż nie widzieliście, opieracie
się tylko na przekazach. Czy nie miałaś chwil zwątpienia?
– Nie zawsze wierzy się jedynie w to co można dotknąć i zobaczyć – odpowiedziałam zaskoczona – to się po prostu czuje, nie musisz widzieć żeby kochać,
żeby wierzyć. Nieraz zwątpiłam drogi Jonatanie, ale za każdym razem coś
w środku mi nie dawało spokoju, kazało się ukłonić, poddać, mówiło to jest złe.
Wydaje mi się, że taka jest nasza natura, że potrafimy kochać nie wiedząc tak naprawdę, za co. To moja babcia zaraziła mnie miłością do Boga, to ona mi pokazała
jego miłość i siłę, a życiowe porażki skłoniły do służby dla niego. Czasami robimy
głupie, wręcz straszne rzeczy, ale uważam, że większość z nas jednak później tego
żałuje.
– Tylko czasami na to już jest za późno.
– Czasami tak, ale czy sam nie powiedziałeś, że Bóg potrafi wybaczać, że jest
miłosierny?
– Ale nie potrafię zrozumieć, co was tak goni w stronę bogactwa, do tego, że
jesteście tak mało empatyczni, bez zrozumienia drugiej istoty.
– No, ale nie wszyscy tacy jesteśmy – odpowiedziałam i dodałam po chwili –
14
no a ty Jonatanie, dlaczego wierzysz?
– Bo ja go widziałem, dotykałem, poznałem. To on mnie tak naprawdę stworzył, to on dał mi tchnienie. To jest mój Ojciec.
– To tak jak ja, tylko ja go czułam. – Odparłam.
– A matka? – Spytałam z zaciekawieniem.
– Ciężko mi was zrozumieć Emilio. Może kiedyś się lepiej poznamy. – Powiedział tylko ignorując moje pytanie.
– Byłoby miło i sympatycznie.
Dzień był słoneczny, ciepły lecz nie upalny, postanowiłam dać moim stopom odpocząć i orzeźwić się trochę. Ściągnęłam sandały i zaczęłam iść strumykiem. Dawno
nie czułam takiej przyjemności.
– Czy jak dotrzemy do tego Jahwe to będziesz tam dalej nade mną czuwał? –
Zapytałam z nadzieją w głosie.
– Najpierw przenocujesz w Jonatarze, a co do Jahwe to – spojrzał do góry –
nie, tam już będziesz pod opieką Metatronów. To oni przedstawią ci dokładnie twoje obowiązki i prawa. To oni poddadzą cię osądowi, ale nie bój się, będziesz wiedzieć co masz robić. Najważniejsze żebyś była prawdą, jeżeli zostanie ci wybaczone to już jest połowa sukcesu.
– A jeżeli mi nie wybaczą? Co wtedy się ze mną stanie?
– Widzisz, w ogóle mnie nie słuchasz. Dusza człowieka dostąpi edenu wtedy
gdy Metatron stwierdzi, że jej egzystencja ziemska była zgodna z boskimi prawami, bo tylko takie obowiązują w domu Ojca. Jeżeli twoje postępki były
w większości przeciwne tym prawom, to nie dostąpiłabyś przejścia, które się teraz
dokonuje, lecz obudziłabyś się zniewolona w jaskiniach Samuela gdzie byłabyś
gwałcona, męczona i unicestwiana dla zabawy sług upadłego, by ponownie przywrócona do życia przeżywać te koszmary po wsze czasy.
– Ty to potrafisz dodać otuchy – powiedziałam z ironią w głosie.
– Macie przecież pismo i inne księgi, w których jest opisane, jaka spotyka was
nagroda, a jaka kara.
– No, ale żeby zaraz o torturach i gwałtach – odpowiedziałam – można bardziej delikatnie i z wyczuciem, najpierw te dobre rzeczy a później te złe.
– Ujmując to inaczej, to nie masz czego się bać – odpowiedział ze zdziwioną
miną – my nie potrafimy kłamać, więc nie powinnaś się bać. Samuel jako pierwszy
znienawidził ludzi. Dusze, które się zhańbiły życiem na ziemi są jego duszami, bo
kto inny bardziej się do tego nadaje. Wszystko zostało wam przekazane, czy to
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 15
w postaci objawień, czy to w postaci pisma. Jak zostaniesz tutaj, to może zrozumiesz?
– Zostać tu? – Spytałam zdziwiona.
– Tak, zostać tu i służyć nam aniołom, a podczas tej posługi zostaniecie nauczeni tego, o czym zapomnieliście na ziemi. To tutaj nauczycie się czytać biblię,
a przede wszystkim ją rozumieć. Na ziemi nie potraficie w większości jej poprawnie odczytać. Ale to jest trzecia możliwość, najbardziej neutralna dla tych, co nie
potrafili albo się bali. Bóg łatwo przebaczy, tylko wy macie z tym problemy. Możecie wybrać ponowne zasianie na ziemi lub posługę u jednego z aniołów
– A jak wrócić do domu? – Spytałam nie wiedząc czemu, przecież na ziemi
nie miałam domu.
– Do domu? – Westchnął – dom jest za bramą, na ziemi się tylko uczycie,
prawdziwe życie zaczyna się za południowymi murami Meadry; piękne, pełne miłości, żadnego bólu ani cierpienia. To tutaj zostaliście stworzeni, a później przy
pomocy Samuela zostaliście stąd wygnani. Wtedy Bóg postanowił nas wszystkich
rozdzielić. Was zesłał na ziemię w celu posłuszeństwa i nauki, a nam kazał wam
służyć i pilnować. Jesteśmy dla was jak starsze rodzeństwo. Czasami ostre, czasami miłosierne, a czasami po prostu zazdrosne.
W jego twarzy zobaczyłam tęsknotę, a w głosie wyczułam pogardę. Chciałam się
poprawić:
– Ja całe życie poświęciłam Bogu, pomagałam biednym, głodnym
i potrzebującym. Teraz to wszystko, w co wierzyłam okazuje się prawdą. Ty mówisz, że nie słucham, ale ja słucham, chłonę to wszystko jako coś dla mnie nowego, co może przekładać się nad...
– Pycha przez ciebie przemawia – przerwał mi – czy każda pomoc jest dobra,
czy każda sutanna jest warta zbawienia. Na te i inne pytania o swoim życiu otrzymasz wkrótce odpowiedzi. Tylko – dodał po chwili – bądź skromną osobą.
– Dostaliście tyle wskazówek jak żyć, lecz wasze ego zamazuje nauki przekazane przez Boga. Prawa boskie zostają zastąpione przez ludzkie. Wasza niewiedza
gna was w objęcia zagłady.
– Zagłady? O czym ty mówisz? – W moim głosie dało się słyszeć przerażenie.
– To, co niedługo cię spotka nazywamy sądem szczegółowym, ale kiedyś nastąpi sąd ostateczny. Pojawimy się wtedy wszyscy razem na ziemi i nie będzie litości dla tych, co zostali. Nie będzie już wyboru. Na prawo przejdą ci, co zasłużyli
i dostąpią spotkania z Ojcem, natomiast ci po lewej stronie … – tu nie dokończył,
ale zrozumiałam.
16
Apokalipsa, to słowo przeszło mi przez myśl. Tak wiele osób powinna spotkać
kara, ale więcej osób na karę nie zasłużyło. Sodoma i Gomora. Kiedyś spotkałam
kobietę w szpitalu, która głosiła herezje o zbliżającym się dniu sądu ostatecznego,
o ogniu palącym niewiernych i aniołach, którzy setkami burzyli to, co ludzkie. Nim
dokończyła to ochrona w brutalny sposób wyniosła ją z budynku. Czy była bliska
prawdy?
– Jak dotrzemy do mojej osady to poznasz kilku prekurów, którzy są pod moją
opieką.... – Przerwał na chwilę. Przystanął.
Osłoniłam oczy przed słońcem i popatrzyłam w tym samym kierunku co on. Zobaczyłam w oddali kilka osób. Za nimi wznosiła się wieża. Oni też nas zobaczyli, bo
nagle wszyscy patrzyli w naszą stronę.
– Idziemy. Jak dojdziemy do wioski to najlepiej o nic nie pytaj, a jak będą
chcieli z tobą rozmawiać to mów, że ci zabroniłem.
– A zabroniłeś? – Uśmiechnęłam się, miałam nadzieję, że zrozumiał żarcik.
– Zaufaj mi, nie każdemu tam może spodobać się twój charakter, lepiej dla
ciebie będzie jak nie odezwiesz się słowem – uśmiechnął się nieszczerze
i ruszyliśmy dalej.
– Czy coś mi tam grozi – lekko się zdziwiłam.
– Nie – z kolei to on się teraz troszkę zdziwił – Klemens to mój przyjaciel, jest
jednym z prekurów, który mimo możliwości wejścia do Edenu postanowił tu zostać
i poczekać na żonę. Reszta jest mi mało znana wiec prawdopodobnie będą zbyt
nadgorliwi i uprzejmi. Z Klemensem będziesz mogła sobie porozmawiać, opowie
ci trochę o zwyczajach obowiązujących prekurów. Martwię się tylko, że będziesz
dla niektórych łakomym kąskiem.
Skinęłam głową, że zrozumiałam, choć tak naprawdę, nie wiedziałam o jaki
kąsek mu chodzi. Chyba dawała o sobie znać moja zakonna zaściankowość. Chciałam zadać mu jeszcze kilka pytań, ale widziałam, że teraz bardziej interesuje go
widok przed nami niż rozmowa ze mną. Nasunął na głowę kaptur, zrobiłam to samo.
Im bardziej się zbliżaliśmy tym wyraźniejsze robiły się sylwetki przed nami.
Po chwili rozróżniałam już mężczyzn i kobiety. Zauważyłam, że wioskę otaczał
mur, nad którym wystawały dachy domostw, wieża robiła się coraz wyższa przypominając mi tak dobrze znane wieże kościelne. Przed wioską znajdowały się otoczone małymi, drewnianymi płotkami ogródki, pewnie przerywamy im pracę. Jedna z kobiet wbiegła przez bramę do środka, by po chwili wrócić razem z jakimś
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 17
mężczyzną, który na nasz widok wzniósł ręce do góry, następnie przeżegnawszy
się ruszył w naszą stronę.
– Bądź pozdrowiony Klemensie – powiedział Jonatan robiąc przy tym ten sam
gest – niech twoje oczekiwania dobiegną końca i Eden będzie twym domem –
mówiąc to położył dłoń na czole Klemensa.
– Niech miłość tego domu towarzyszy ci na wieki. Kogo nam tu przyprowadzasz? – Spytał ściskając dłoń mojego towarzysza.
W jego oczach widać było łzy, ale nie płakał.
– To jest Emilia, kolejna dusza do sprawdzenia – mówiąc to Jonatan zdjął kaptur i ruchem ręki pokazał mi żebym zrobiła to samo.
Poczułam się jak na targu, gdzie wszyscy się na mnie patrzą i oceniają; widziałam,
że Klemens posmutniał widząc mą twarz. Mimo to skłonił głową w moją stronę,
a reszta poszła za jego przykładem. Widać było, że jest tu przez innych poważany.
– Wejdźcie do środka, zjemy wieczerzę, pokoje są już przygotowane, ale najpierw obmyjcie się po podroży – wskazał ręką bramę prowadząca do środka wioski
– zapraszamy.
JONATAR
Jedna z kobiet zaprowadziła nas do domu, w którym prawdopodobnie będziemy spać. W środku znajdowało się pomieszczenie, które wyglądało jak zbiorowa stołówka, stało tam kilka dużych, drewnianych stołów przykrytych kolorowymi płóciennymi obrusami, przy każdym z nich znajdowało się po kilka krzeseł
wyściełanych miękkimi poduchami. Przechodząc obok kominka dotarliśmy do
schodów, które doprowadziły nas na piętro, a właściwie poddasze.
– Proszę bardzo, pan może wejść do tego pokoju – wskazała lewy – natomiast
ty skorzystaj z tego – wskazała na pokój naprzeciwko. – Kąpiel jest przygotowana,
ręczniki macie przy wannie, w szafce czystą odzież, tak jak prosiłeś panie – mówiąc to złożyła ręce i skinęła głową.
– Jak byście potrzebowali czegoś do kąpieli to zawołajcie, każę donieść, jestem na dole.
– Dziękujemy bardzo, przekaż Klemensowi, że chciałbym z nim po kąpieli
porozmawiać sam na sam, bądź pozdrowiona – odwzajemnił jej gest i pozwolił
zejść po schodach.
– Teraz się odśwież i przebierz – tym razem zwrócił się do mnie – niedługo
18
wieczerza. Mam nadzieję, że posmakujesz getina z jabłkami. Jeżeli będziesz mnie
potrzebować to jestem w pokoju naprzeciwko. Ja pójdę porozmawiać
z Klemensem, a ty się rozgość. Poślę po ciebie na wieczerzę. Najlepiej odpocznij,
jedzenie będzie gotowe za jakieś 3 godziny.
Zamknął za sobą drzwi.
Zrobiłam to samo, co on. Weszłam do pokoju i zamknęłam drzwi. Oparłam się
o nie plecami. Pośrodku na podwyższeniu stało przykryte wzorzystą kapą łoże. Po
lewej stronie znajdowały się drzwi, obok których stało krzesełko, a na nim kilka
ręczników. Z prawej strony była wielka jasnobrązowa szafa, obok niej komoda
w tym samym kolorze. W pokoju brakowało okna, ale świece, które się świeciły
w każdym rogu, dawały dość dobre światło. Ściany pomieszczenia były w ciepłym,
żółtym kolorze. Na podłodze znajdowała się gruba, beżowa wykładzina. Całość
sprawiała miłe i przytulne wrażenie.
Udałam się do pomieszczenia z lewej strony, które okazało się ładną łazienką,
wyłożoną małymi, białymi kafelkami. Na podłodze leżał niebieski dywanik,
w podobnym kolorze były puszyste ręczniki i przybory do mycia i higieny. Ręką
sprawdziłam wodę w wannie, była doskonała. Wszystko, co widziałam do tej pory
w tym domu było wykonane w większości z drewna. Piękne i skromne. Wzięłam
krzesełko z ręcznikami i postawiłam je obok wanny, na oparciu powiesiłam część
mojej garderoby.
Stanęłam teraz przed dużym lustrem, które wisiało na ścianie łazienki. Popatrzyłam znowu na siebie, byłam piękną, młodą kobietą. Rozplątując włosy z kitki,
którą zrobiłam przed podróżą, zaczęłam się zastanawiać czy wszystkie osoby tutaj
są takie młode, przecież umierając w większości jesteśmy starymi, zmęczonymi
ludźmi. Opuściłam włosy na ramiona.
Na razie wszystkie osoby, które do tej pory spotkałam były młode, najstarszy
wydawał się Klemens, wyglądał na 30–paroletniego bruneta, któremu powoli zaczynały się srebrzyć włosy. Reszta jego towarzyszy była trochę młodsza, żadnych
starców, żadnych dzieci. Przecież Jonatan wspominał coś o tym, że czasami przeprowadzał dzieci, ciekawe gdzie są.
Ściągnęłam sandały i resztę odzieży. Muszę powiedzieć, że jestem zachwycona moim ciałem, moja skóra mimo tego, że była pokryta częściowo na rękach
i twarzy jakimś kurzem wydawała mi się delikatna jak jedwab. Teraz dopiero poczułam jej zapach, od razu przyszła mi na myśl wanilia i miód. Moje piersi może
nie były imponującego rozmiaru, ale niejedna z kobiet w młodości by mi ich powww.sagaprzebudzenie.pl
Strona 19
zazdrościła. Uśmiechnęłam się widząc swoje odbicie w lustrze. Moje szaro–
błękitne oczy błyszczały ze szczęścia. Odwróciłam się tyłem do lustra, zaczęłam
podziwiać swoje plecy, tyłek, nogi. Zaczęłam zachowywać się jak nastolatka, która
przymierza ciuchy, tylko ja tych ciuchów nie miałam, byłam całkiem naga.
Weszłam do wanny. Woda nie straciła nic ze swej idealnej temperatury. Zanurzyłam się cała, dopiero teraz zaczęło do mnie docierać, co się dzieje, że niedługo
zdecydują się moje przyszłe losy, zaczęłam się zastanawiać nad tym, co się może
wydarzyć, oraz nad tym, co działo się do tej pory. Nie mogłam zrozumieć, czemu
na ziemi to wszystko wygląda inaczej. Przypomniałam sobie słowa siostry Bernadety, która powiedziała, że po śmierci możemy się bardzo zdziwić. Pozytywnie drogie siostry, ale zdziwić.
To, co do tej pory widziałam, odbiega od tego, co narzucał mi umysł na ziemi.
Wszystkie elementy duchowe stały się takie fizyczne, materialne. Nawet moje ciało niczym nie odbiega od ciała ładnej kobiety na ziemi, mogę go dotknąć, poczuć,
powąchać. Próbowałam poukładać moje poglądy, lecz kąpiel zrobiła swoje, odpływałam jak po środkach nasennych, lekkie zmęczenie kilkugodzinną podróżą mnie
opuszczało, oczy się same zamknęły. Zasnęłam.
KLEMENS I JONATAN
Wioska była mała, składała się z 12 budynków, dookoła otaczała ją palisada
wysoka na jakieś 5 metrów. Wszystkie domy znajdowały się w kręgu i były bezpośrednio złączone z palisadą. Po przeciwnej stronie głównego wejścia znajdowała
się wieża, którą można było zobaczyć z daleka. Pośrodku znajdował się plac, którego głównym punktem był krzyż. Nie było na nim żadnej postaci, żadnego Jezusa,
tylko goły krzyż otoczony drobnymi kamykami od dołu porastający krzewem.
Przez środek wioski płynął strumyk, który gdzieniegdzie tworzył oczka wodne. Wszystkie domy były jednakowe oprócz dwóch, które były dwukrotnie większe
od pozostałych. W jednym z nich zatrzymała się Emilia wraz z Jonatanem. Budynek ten pełnił rolę gospody wiejskiej gdzie na dole znajdowała się jadalnia, natomiast góra przeznaczona była na sypialnie. Wioskę zamieszkiwało ok 12 prekurów,
z których Klemens był administratorem wioski. Sama osada znajdowała się jakieś
pół dnia drogi na północny wschód od gór Straterów. Gór, które kiedyś były wyzwaniem a teraz stanowiły oazę strachu, świątynię Upadłego.
Jedna z kobiet podała do stołu dzban wina i dwa kubki. Klemens nalał do
20
kubków czerwony płyn i podał jeden Jonatanowi.
– Czy mogę dowiedzieć się, dlaczego sprowadziłeś tę kobietę bezpośrednio do
naszej wioski – powiedział Klemens. – Czy ma to coś wspólnego z tym, że szukało
cię tu kilku braci z rozkazu Gabriela.
– Kto mnie tu szukał? – Zmartwił się Jonatan, – kiedy tu byli?
– Wczoraj przed zmrokiem, nocowali u Aurelii, ale rano wyjechali. Mieli podobne symbole, co ty na szyi. Jeden to miał nawet taki symbol wypalony z trzech
stron.
– W którą stronę się udali? – Spytał trzymając ciągle kubek przy ustach.
– Ruszyli w stronę gór; powiedzieli, że jakbyś się pojawił masz wysłać im
jeden ze znaków, więc będą gdzieś około dzień drogi stąd.
– Coś jeszcze wiesz, czy coś jeszcze mówili? – Jonatan odłożył już pusty kubek.
– Nic. Pytali tylko o ciebie. Przez przypadek usłyszałem tylko jak ich naczelny, ten z trzema symbolami, mówił do jednego z nich, że musiałeś porządnie podpaść, bo inaczej nie wysyłano by ich na takie zadupie. Wydaje mi się, że byli bardzo wkurzeni z tego powodu.
– Z jakiego? Że mnie tu nie ma? – Zdziwił się.
– Nie, raczej z powodu, że tu takie zadupie. No, ale nie odpowiedziałeś mi na
pytanie przyjacielu.
– Jak zawsze ciekawość przez ciebie przemawia. Nie mogę zrozumieć, za co
ja cię tak lubię.
– Może dlatego, że byłem pierwszy, na ziemi pierwszy raz zawsze dużo znaczy.
– Z tego co wiem, to u kobiet to coś znaczy, ale u ciebie przyjacielu… no proszę, jak można się dużo o tobie dowiedzieć – na twarzy Jonatan pojawił się szyderczy uśmiech.
– Napijmy się! – Powiedział znowu Jonatan, po czym stuknęli się
z Klemensem kielichami.
– Przypominam o naszej umowie. Przyrzekłeś sprowadzić mi tu moją żonę,
czekam na nią już 50 lat. Dzisiaj byłem przekonany, że to ją prowadzisz. – Powiedział Klemens wypróżniwszy kielich jednym łykiem.
– Z tego co wiem, twoja żona miewa się nieźle jak na 87 latkę, obiecałem to
dotrzymam słowa. Przyprowadzę ci ją.
– A jakieś inne wiadomości były dla mnie? – Spytał po chwili nalewając sobie
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 21
kolejny kubek wina.
– Jak zwykle w nocy znów ptak siedział na krzyżu i czekał na ciebie, ale po
godzinie odleciał. Myślę, że Aurelia była zawiedziona dzisiejszej nocy. Poza tym
myślę, że na czas jak ty wyruszasz, to mogłaby u nas przebywać. Jednak jak anioł
jest w osadzie, to jakoś prace idą szybciej i nauki są ciekawsze, a tak... – tu Klemens nie dokończył tylko napił się znowu wina.
– Ona musi dbać o swoją osadę, a ja myślałem, że wybrałem dobrego administratora. Chyba będę musiał go zmienić – powiedział Jonatan z ironią w głosie.
– Jeżeli po kolacji ptak znowu się pojawi, to daj mi znać, weźmiesz wtedy
moją podopieczną na rozmowę i jej wyjaśnisz kilka praw i zwyczajów panujących
u nas. Tylko nie za dużo. Ja pojadę do tych, co mnie szukali i po śniadaniu ruszymy
w dalszą drogę. Tylko pamiętaj, że jesteś żonaty. – Dodał z chichotem w głosie.
– Czyżby nasz posesor i obrońca zauważył wdzięki naszego prekura? To mogę
zlecić przeniesienie twoich rzeczy do jej pokoju. – Odpowiedział bardziej złośliwie
Klemens, po czym dodał:
– A tak naprawdę, to kim ona jest? Normalnie prekura dostarcza się prosto do
Jahwe a nie sprowadza do własnej osady, to może oznaczać kłopoty dla ciebie Jonatanie. Po co tyle wysiłku i do tego dochodzą ci twoi bracia. Pierwszy raz widzę
żeby zaprzęg aniołów szukał innego i to jeszcze na polecenie samego Archanioła.
Pewnie nabroiłeś ostatnio na ziemi albo ona jest taka ważna.
Jonatan napił się wina i zostawił to pytanie po raz kolejny bez odpowiedzi:
– Żałuję tej chwili, gdy cię przeprowadzałem. Chyba dlatego, że to było moje
pierwsze zadanie, tak się z tobą spoufaliłem, dlaczego okazałem się taki slaby, ciągle zadajesz pytania.
– Po prostu jesteś dobry – odpowiedział – okazałeś współczucie, myślę, że to
ciekawość u ciebie wygrała Jonatanie. Po prostu byłbyś dobrym człowiekiem.
Zaśmiali się oboje.
– Odwiedziłem twoją żonę, jak na te lata pragnie jeszcze życia.
– Widziałeś ją, opowiedz panie – poprosił skruszony Klemens.
– Dalej mieszka sama, chociaż wasz siostrzeniec przekonuje ją na dom spokojnej starości. Poza tym brak większych chorób, tylko samotność ją męczy no
i odwiedza cię przyjacielu, codziennie. Przyprowadzę ci ją, tak jak obiecałem.
– Tak jak przyrzekłeś – poprawił go Klemens.
– Tak jak przyrzekłem, ale wszystko w swoim czasie. Powiedz mi Klemensie,
co będzie, jeżeli nie zasłuży, co zrobisz, jeżeli ją odrzucą.
– Tak się nie stanie, znam ją. Jest moją żoną.
22
– A co jeśli jednak tak będzie? – Nalegał Jonatan.
– Czy jest coś, co przede mną ukrywasz, powiedz mi przecież wiesz, że jest
teraz dla mnie najważniejsza – przerwał – mów całą prawdę, błagam – złapał za
dłonie Jonatana.
– Nic przed tobą nie ukrywam, znasz ją od 22 roku życia, nie wiesz, jaka była,
nie znasz przeszłości, pytam tylko, co jeśli – nie dokończył widząc, że Klemens się
trzęsie.
– Widzisz, my ludzie mamy zaufanie do tych, których kochamy, liczy się tylko
miłość, więc myślę, że nie mogłaby mnie okłamać, może na początku, ale po pewnym czasie by mi powiedziała prawdę.
Przez chwilę panowała cisza, słychać było tylko jak Jonatan napełnia kubki winem.
Gdy odstawił dzban, Klemens kontynuował dalej.
– Jak coś będzie nie tak jak planuję, to pójdę za nią wszędzie, nawet do piekła.
Widzisz jak mnie Metatroni przesłuchiwali to mi powiedzieli, że moja śmierć odzwierciedliła moją duszę, oddając życie, ratując nieznajomego w parku przed bandziorami zasłużyłem na Eden. I tak naprawdę nie znałem powodu mojej tamtej decyzji, dopiero jeden z aniołów powiedział mi, że nie zrobiłem tego dla siebie ani
dla tego chłopca, tylko dla niej. Bo czy mogłaby żyć z kimś, kto jest obojętny na
krzywdę innych.
Klemens wypił duszkiem cały kubek wina.
– Wiec Jonatanie czekam tu na nią, a przede wszystkim jej ufam i nie ważne
czy będziemy tutaj, czy w Edenie, ważne, że będziemy w końcu razem.
W najgorszym przypadku będziemy sługami Samuela, ale to się nie stanie, już ty
się o to zatroszczysz.
Nastała chwila ciszy, widać było, że te słowa nie przeszły obojętnie obok Jonatana.
Natomiast Klemensa podniosły na duchu.
– Czas na wieczerzę, czas obudzić Emi – przerwał po chwili ciszy Jonatan.
– Karino, pójdź po naszego gościa i zaproś go na wieczerzę – Klemens zwrócił się do kobiety, która podała im wino a teraz stała przy kominku i obracała pieczonego getina.
Kobieta po chwili wstała i poszła schodkami na górę.
– Mam prośbę Klemensie.
– Dla ciebie wszystko.
– Chciałbym, aby nasz gość poczuł się tutaj jak u siebie.
– Z tym nie powinno być problemu, jeśli tylko lubi wino i dobrze zjeść, to
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 23
będę dla niej bratem, wiesz, że takie dusze są mi najbardziej pokrewne.
– Chciałbym też żebyś ją wprowadził w tutejsze prawa i obowiązki, uświadomił jej możliwości wyboru. Wydaje mi się, że ciebie bardziej będzie słuchać
a zależy mi na tym, aby nie popełniła głupstwa w Jahwe.
– Jeżeli tak bardzo ci na tym zależy, to wspomogę się Kariną, kobiety bardziej
się zrozumieją. A spytam po raz trzeci, kim ona jest? – Spytał się Jonatana.
– Zakonnicą – padła odpowiedź, po której Jonatan się uśmiechnął a Klemens
zrozumiał, że nie uzyska odpowiedzi na swoje pytanie.
– No, nie wyglądała na taką pobożną jak co poniektórzy po tylu latach spędzonych w klasztorze.
– Nie nam jest oceniać jej wiarę przyjacielu. Chciałbym tylko, żebyś ją uświadomił, co do jej praw, jest dość ciekawą duszą.
– Ciekawe, co cię w niej tak zaciekawiło Jonatanie?
– Przypomina mi ciebie, też długo nie potrafiła trzymać języka za zębami.
– No wybacz, ja takiej figury nie mam, a jak bym miał to zrobiłbym z niej …
– Klemensie – przerwał mu Jonatan – przekażę twojej żonie twoje słowa. Ty
ciągle obgadujesz inne panny.
Klemens się zaśmiał.
– A poza tym tyle razy opowiadałeś jak kochasz swoją żonę i co? – Dokończył
Jonatan – oglądasz się za innymi, nieładnie, nieładnie.
– Widzisz, patrzeć to zawsze można, a co do figury to najbardziej mi brak
kształtów mojej żony. Jak się pojawi to będzie trzeba nadrobić tych kilkanaście
straconych lat – odpowiedział z uśmiechem Klemens.
– Nie, no nie mogę, Klemensie – w głosie Jonatan dało się słyszeć zdziwienie
pomieszane z uznaniem.
ZAPOZNANIE Z KARINĄ
Obudziło mnie pukanie do drzwi i ciche:
– Siostro, siostro, czy mogę wejść.
Przez chwilę zastanawiałam się czy to jawa, czy sen. Czy naprawdę umarłam? Leżałam w wannie, tej samej, co z mojego snu, pokój wyglądał identycznie jak przed
chwilą. Więc jednak to prawda, to nie jest sen. Woda w wannie jest jeszcze ciepła,
więc nie mogłam spać długo, jednak czułam się taka odprężona, wypoczęta.
Wstałam, chyba muszę się ubrać.
24
– Siostro, siostro! Proszę, wpuść mnie! – Wyrwało mnie z zamyślenia wołanie
zza drzwi.
– Chwileczkę, muszę się ubrać. – Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam
z wanny.
– Proszę, wejdź.
Drzwi się otworzyły i stanęła w nich ta sama kobieta, która mnie tu wprowadziła.
Była młoda i ładna. Długie, ciemnoblond włosy miała spięte w koński ogon. Młodzieńczego uroku dodawała jej spadająca niesfornie na oczy grzywka. Na lekko
zadartym nosie widać było kilka piegów, co było wynikiem częstego przebywania
na słońcu. Karina miała podobające się pewnie każdemu mężczyźnie kobiece
kształty, które podkreślała obcisłą suknią z dużym dekoltem. Jej bystre ciemnobrązowe oczy wpatrywały się teraz z zainteresowaniem na nowoprzybyłego prekura.
Po chwili odezwała się:
– Zapraszamy na kolację, – po czym dodała od razu – widzę, że kąpiel pomogła.
– Dawno nie czułam się tak dobrze jak teraz. Nie pamiętam, kiedy ostatnio
brałam taką przyjemną kąpiel. Długo spałam?
– Wystarczająco długo, żeby getin się upiekł. Mam nadzieję, że lubisz mięso.
Klemens tak się starał.
Uśmiechnęłam się, przypominając sobie jak sama patroszyłam i skubałam kurczaki, a czasami pomagałam zajmować się prosiakami.
– A jak smakuje ten wasz getin – nie miałam pomysłu na rozmowę, więc ciągnęłam temat kolacji.
– Jak dziczyzna, dobrze upieczona w sosie koperkowym z kaszą, ogórkami,
jest wyborny – odpowiedziała.
Zauważyłam, że uważnie mi się przygląda, odkąd tylko weszła do pokoju jej wzrok
był jak pochodnia płonąca ciekawością. Nie wyglądała teraz na taką skromną
i cichą osobę jak przy Jonatanie. Wyczuwałam, że chciałaby zapytać mnie o coś,
ale albo się bała albo wstydziła, może to i lepiej. Jonatan przecież mówił żeby się
nie odzywać, czyli jak najmniej gadać. Ciekawe, kim jest i czym się zajmuje.
– Zaraz zejdę, tylko się ubiorę – mówiąc to udałam się do szafy po ciuchy.
Wyciągnęłam z szafy dwie suknie.
– W której będzie mi lepiej – uśmiechnęłam się mając nadzieję na dłuższą
rozmowę – w białej czy seledynowej.
– Myślę, że w seledynowej – odpowiedziała i podniosła sandały spod komody
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 25
przy drzwiach – do tego załóż te sandały i nie zapomnij tylko o jakiejś bieliźnie –
mówiąc to wskazała mój ręcznik. – Mamy tu kilku panów, którzy z miłą chęcią
popatrzyliby na takie wdzięki.
– Ups – też zauważyłam, że mój ręcznik nie przysłaniał wszystkiego.
– To tutaj można myśleć o czymś takim – zaczerwieniłam się troszkę.
– Nie tylko myśleć, ale i…– uśmiechnęła się do mnie i podała mi sandały – to
jest kraina aniołów i zaufaj mi tu wszyscy mamy pragnienia jak na ziemi, w ogóle
to tu jest podobnie, może nie tak brutalnie jak na ziemi, ale pod względem życia
bardzo podobnie.
– Też jesteś prekurem? – Spytałam.
– Nie. Mnie już osądzili, niestety nie dostąpiłam oświecenia. Mogłam wrócić
na ziemię, ale wydaje mi się, że tu jest łatwiej, wiec wybrałam służbę aniołom. –
Dziewczyna najwyraźniej ożywiła się podczas tej rozmowy.
– To jest wioska anioła Jonatana, wszyscy mu tu służymy. Zadania wyznacza
nam Klemens. A ja jestem Karina.
Podała mi dłoń, na której zauważyłam te same symbole, co na szyi Jonatana.
– A na czym ta służba polega, co tu robicie? – Przerwałam mojej rozmówczyni.
– Normalna praca, trochę na roli, czasami wyjście do miasta, pohandlować.
Nic wielkiego i nic trudnego. Może monotonne, ale można się przyzwyczaić. Mam
nadzieję, że moją pracą zasłużę na przychylność naszego opiekuna i dostanę anielskie skrzydełka.
– Anielskie skrzydełka? – Zrobiłam minę jak czteroletnie dziecko – przecież
oni nie mają skrzydeł?
– To taki bilet za mur – na ustach Kariny pojawił się uśmiech. – Tak to tu się
nazywa, a właściwie to my tak to nazywamy. Jeżeli się dobrze służy swojemu aniołowi to w zamian dostaje się odpuszczenie, przebaczenie i można udać się do bram
raju. Takie anielskie skrzydełka – bilet do raju. Takie tam dyrdymały, jak będziesz
chciała o tym porozmawiać to ci później poopowiadam. A ty, jak masz na imię?
– Ja jestem Emilia. I niedawno się dowiedziałam, że umarłam, a właściwie
dostąpiłam przejścia i z tego, co usłyszałam po drodze to jestem prekurem. Teraz
czeka mnie sąd za moje ziemskie życie.
Karina popatrzyła na Emilię z lekkim poirytowaniem, od razu próbowała zmienić
temat.
– A jak samopoczucie?
– Tak naprawdę nie wiem, w jednej chwili jest ok, ale po chwili jestem przera26
żona. Z jednej strony cieszę się, że to nie koniec, ale po chwili się znowu boję.
A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie tęsknię za swoim życiem.
– Czasami tak jest – Karina próbowała mnie pocieszyć, chociaż tego nie wymagałam. – Niektórzy po przejściu się gubią, inni lamentują, a jeszcze są tacy, co
…. No cóż, co prokur to inna historia – dokończyła Karina.
Poszłam do łazienki i się ubrałam. Na zewnątrz zaczął bić dzwon.
– Zejdźmy na dół, dzwon oznajmia wieczerzę. – Usłyszałam z pokoju.
– Już – wyszłam ubrana z łazienki – a miałam nadzieję na dłuższą rozmowę,
bo podczas podróży to wypowiedziałam tylko kilka zdań. Taka jestem ciekawa.
– Chodźmy – powiedziała Karina otwierając szeroko drzwi – może po kolacji
jeszcze porozmawiamy.
– Mój anioł mnie strasznie pilnuje – uśmiechnęłam się mówiąc to – po za tym
zabronił mi rozmów z wami.
– Domyślam się, każdemu to mówi, ale nie martw się, po wieczerzy pewnie
wyjedzie na pół nocy, więc będzie trochę czasu na rozmowę.
Karina podeszła do drzwi i lekko je przychyliła. Wystawiła za nie głowę jakby
chciała sprawdzić, czy ktoś nas podsłuchuje.
– Zaufaj mi, ja też jestem ciekawa jak teraz jest na ziemi. – Dokończyła
i ruchem ręki skierowała mnie ku schodom.
Schodząc po schodach usłyszałam zamykające się za mną drzwi i kroki mojej rozmówczyni. Gdy odwróciłam głowę w jej kierunku zastanawiałam się jak długo ona
tutaj już jest.
PIERWSZA KOLACJA
– No w końcu przyprowadziłaś naszego gościa – powiedział Klemens, gdy
wchodziłyśmy do jadalni – jeszcze kilka minutek a nasza pieczeń uciekłaby nam
z rożna.
Uśmiechnęłam się tak jak cała reszta towarzystwa. Dopiero teraz mogłam się bliżej
i dokładniej przyjrzeć zarządcy Jonataru. Klemens mimo młodego wieku miał lekko posiwiałe skronie. Jego włosy były elegancko przystrzyżone. Na twarzy miał
jednodniowy zarost, w którym także było widać srebrne pasemka. Jego oczy były
koloru stalowo–niebieskiego i ocieniały je gęste i długie ciemne rzęsy. Był smukłej
budowy ciała, ubrany był w luźną jasnobrązową tunikę i jasne lniane spodnie oraz
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 27
skórzane sandały. W ocenie Emilii był to bardzo przystojny zarządca.
Wszyscy siedzieli przy jednym długim stole, na głównym miejscu siedział
anioł wbijając spojrzenie w Karinę, a obok niego siedział Klemens, który na mój
widok wstał i ręką wskazał miejsce koło siebie.
– Będę zaszczycony, jeżeli usiądziesz koło mnie, moja droga. Pozwól, że się
przedstawię – mówiąc to wyszedł zza stołu i podał mi rękę – jestem Klemens, a to
moi przyjaciele – tu zwrócił się do reszty towarzystwa – to jest Emilia, kolejna duszyczka, która została tu przyprowadzona przez naszego Jonatana, a która już jutro
nas opuści w celu znanym nam wszystkim, ale teraz jednak zacznijmy już jeść, bo
nasza pieczeń naprawdę nas opuści.
Na te słowa podniósł lampkę wina do ust i wypił.
Usiadłam tam gdzie mi zaproponował Klemens, naprzeciwko mnie usiadła
Karina. Nie wiem czy Jonatanowi coś nie pasowało, ale od momentu jak tylko tu
zeszłyśmy, to na mnie nie spojrzał, wyglądał na zamyślonego.
– Czego ci, słoneczko, ukroić? – Zapytał mnie Klemens – jesteś tu na razie
gościem, więc wybierz – mówiąc to wymachiwał już nożem i widelcem nad getinem.
Dopiero teraz zauważyłam na jego dłoni te same symbole, które nosił Jonatan na
szyi.
– Podpowiem ci tylko, że najlepiej smakuje jak jest jeszcze ciepłe, – na co
reszta wybuchła śmiechem.
– Zdam się na twój gust, ale nie za dużo, żeby tobie starczyło, bo słyszę żeś
głodny – odpowiedziałam.
– Proponuję do tego ziemniaczki pieczone no i oczywiście nasze kochane wino, które może nie jest najsmaczniejsze, ale za to troszkę bardziej, hmm, jak by to
powiedzieć, rozgrzewające.
Wzięłam talerz i od razu poczułam się głodna. Tymczasem Klemens kroił mięso
dla pozostałych domowników. Przy stole było gwarno i wesoło, każdy miał sobie
dużo do powiedzenia; dwie kobiety próbowały rozśmieszyć mężczyznę siedzącego
naprzeciwko, natomiast pozostałych trzech panów i pięć kobiet toczyło rozmowy
na różnorakie tematy, przeważnie jednak związane były one ze sprawami osady
i jej mieszkańców. Zauważyłam, że każdy z nich ma taki sam tatuaż, co Jonatan,
jednak był on umiejscowiony na ręku. Tylko ja, Karina oraz Jonatan siedzieliśmy
w milczeniu. No i oczywiście Klemens, który wesoło nucąc jakąś piosenkę, co
chwilę dostarczał domownikom kawałki pieczeni na talerze. Niektórzy jedli ziemniaczki, niektórzy nakładali sobie kaszę do mięsa. Po nałożeniu wszystkim do28
mownikom mięsa nastała chwila ciszy, wszyscy skierowali wzrok na Jonatana.
– Mam nadzieję, że kolejny dzień pod moim dachem przybliża was do upragnionego celu, nauki jakie pobieracie tutaj przybliżają was do Edenu, a co za tym
idzie, do życia wiecznego w szczęściu oraz dobrobycie. – Mówiąc to Jonatan
uśmiechnął się do siedzącego obok Klemensa i dodał:
– A ci, którzy czekają, niech będą wytrwali. Pokój z wami wiernymi.
– Pokój z tobą i z twoim domem – odpowiedziała reszta, a niektórzy przeżegnali się po tych słowach. To był pierwszy znak przypominający mi, że na ziemi
byłam zakonnicą.
Nastała chwila ciszy, słychać było tylko mlaskanie lub stukanie czymś metalowym o talerz. Widać było, że wszystkim smakuje wyśmienicie. Zauważyć można
było różnicę w wychowaniu, kilka osób miało serwetki pod szyją lub na kolanach.
Kobiety w większości jadły nożem i widelcem, natomiast mężczyźni nie używali
noża, wystarczał im tylko widelec. Troszkę mnie to dziwiło, że zwracam uwagę na
takie szczegóły. Będąc w klasztorze tylko dzieci próbowałam uczyć dobrych manier przy stole, dorosłym nie zawracałam tym głowy. Jedynym osobnikiem przy
stole, który zachowywał się inaczej niż pozostali był Jonatan. Jadł tak jakby nie był
głodny, każdy kęs przed włożeniem do ust najpierw oglądał i widać było, że pewne
rzeczy mu smakują bardziej, a inne mniej.
Mięso i ziemniaki były niesamowite. Smakowały jakby je przyrządził najlepszy kucharz na świecie, a może po prostu byłam głodna. Zjadłam jako pierwsza
i muszę przyznać, że się najadłam.
– No to się nazywa szacunek dla czyjejś pracy, pierwsza zjadła i nie grymasi
tak jak wy – mówiąc to Klemens wzniósł ręce do góry.
– Ale i nie chwali – przerwała mu Karina, a reszta się zaśmiała.
– Było wyborne, wręcz wyśmienite – wzięłam go w obronę – czuć rękę mistrza.
– Dziecko moje, niech cię uściskam, masz u mnie jutro plecaczek pysznych
rzeczy na drogę, może dokładkę? – Ręce Klemensa były skierowane cały czas
w górę.
Czyżby był księdzem w poprzednim wcieleniu?
– Nie, dziękuje bardzo, już się najadłam – mówiąc to zauważyłam smutek na
jego twarzy, – ale możesz dolać mi wina, bo też jest bardzo dobre.
– Ależ oczywiście, to też robiła ręka mistrza – mówiąc to Klemens spojrzał
drwiąco na Karinę.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 29
– No tak, ale owoce zbierali inni. Bo ty w tym czasie robiłeś bardzo dziwne
rzeczy – wtrącił się mężczyzna siedzący na końcu stołu.
– Nie dziwne, nie dziwne, sprawdzałem szczelność beczki w piwnicy na wino,
poza tym nie liczy się, kto zbierał, ale kto sadził i dbał.
– No tak, tylko ta beczka była w połowie pełna, a my cię później przez dwa
dni dobudzić nie mogliśmy, tak ci się fajnie spało po tej próbie szczelności, – na co
wszyscy zareagowali śmiechem.
– Och tam Danielu, wiesz, że w piwnicy inne ciśnienie panuje i słabo się może
każdemu zrobić – powiedziała kobieta siedząca naprzeciwko Daniela – to może
teraz nas poczęstujesz plackiem Klemensie, słyszałam, że też piekłeś rano.
– Ależ oczywiście Mario, tylko my palący zrobimy sobie piętnastominutową
przerwę na fajeczkę, a ci, co nie palą posprzątają ze stołu.
Po chwili większość wstała od stołu i szła w kierunku drzwi.
– A czy ty moja droga zapalisz z nami? – Zwrócił się do mnie Klemens, podsuwając mi swoją drewnianą fajkę.
– Nie palę, ale chętnie pomogę w sprzątaniu.
– To i tak zapraszam na zewnątrz, jesteś naszym gościem, więc nie musisz
zmywać – dodał – zapraszam, odetchnijmy trochę powietrzem, poznasz naszych
braci i siostry. Poza tym moja droga tutaj tytoń już nie szkodzi tak jak na ziemi.
Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, zaczynał się właśnie zachód słońca. Było to najpiękniejsze widowisko, jakie widziałam w swoim życiu. Niebo zaczęło stopniowo
zmieniać swą barwę. Na jasnym błękicie raz po raz zaczęły błyszczeć złociste łuny,
które po chwili zajęły całe niebo.
– Piękne, chodźmy na górę, będzie lepiej widać – usłyszałam z boku.
Całą siódemką weszliśmy schodkami przy domu na palisadę. To, co ujrzałam przerosło moją wyobraźnię. W pewnej chwili złoty odcień zaczął stopniowo nabierać
intensywnej ognistej barwy, by w pewnym momencie rozbłysnąć niezwykłą czerwienią. Cały nieboskłon pulsował nad nami, mieniąc się różnobarwnymi odcieniami czerwieni, zdawało mi się że porusza się w takt jakiejś niesłyszanej przez
nikogo muzyki. Robiło się coraz ciemniej. Nagle raz po raz na niebie zaczęły pojawiać się świecące i migoczące błyski. Gdy rozświetliły sobą całe niebo, zaczęły
się przemieszczać, pozostawiając po sobie świetliste smugi. W tym czasie niebo
znów zmieniało swe barwy, stawało się fioletowe, a po chwili przeszło
w intensywny granat. Jasne smugi zaczęły zanikać, na ciemnym niebie pozostały
jedynie jasnozłote lub srebrne gwiazdy, których była taka mnogość, że mimo iż
nastała już noc, było całkiem jasno. Nawet nie wiem kiedy i skąd na horyzoncie
30
pojawił się piękny, wielki księżyc, spowity delikatną mleczną mgiełką.
– Powiedz, czy na ziemi było coś piękniejszego niż to – usłyszałam głos Jonatana obok mnie – a to dopiero początek piękna, jakie możesz tu poznać. Popatrz na
innych.
– Oni są tu o wiele dłużej niż ty, a zachwycają się tym za każdym razem – dodał po chwili.
Przeszły mnie ciarki, czułam, że robię się czerwona na twarzy, ale nie oderwałam
wzroku od tego pokazu. Wiedziałam, że jak się odwrócę to zrobię coś głupiego.
– Wschody słońca są tutaj również urocze jak ten zachód – dodał po chwili, –
ale najprzyjemniejsze są noce, gdy księżyc otacza srebrną mgłą całe to miejsce.
– Piękne, – odetchnęłam – naprawdę piękne, na ziemi próżno czegoś takiego
szukać.
Zastanawiałam, czy ten zachód tak na mnie działa, czy może Jonatan robi na mnie
takie wrażenie. Czułam, że mogę zrobić coś szalonego, że jestem szczęśliwa, nigdy
bowiem czegoś takiego nie doznałam. Gdy doleciał do mnie zapach tytoniu nabrałam nawet ochoty na fajeczkę Klemensa, ale po chwili zrezygnowałam z tego pomysłu. Nawet nie zauważyłam, kiedy mój anioł się od nas oddalił. Byłam pewna,
że stoi cały czas za mną, ale przeczucie jednak mnie myliło. Obok mnie stała teraz
Karina, która zapraszała nas na ciasto.
Schodząc na dół zauważyłam ptaka siedzącego na gałązce drzewa, który zawzięcie
ćwierkał.
– Klemensie – spytałam, – co to za ptak siedzi tam na gałązce?
– Ależ to jest sikorka moja droga, znana też na ziemi.
– Piękna. – Odpowiedziałam chyba sama sobie.
Nie przypominała sikorek znanych mi w poprzednim życiu. Była intensywnej cytrynowej barwy, końcówki piór za to miała purpurowe. Pomyślałam, że to może
w nocy kolor upierzenia ptaka wygląda inaczej.
Przed ptakiem pojawił się właśnie Jonatan, który podał mu trochę ziaren. Jonatan zaczął go głaskać i w ogóle wyglądało to tak jakby ze sobą rozmawiali,
a właściwie ptak mówił a Jonatan słuchał. Przystanęłam na chwilę by przyjrzeć się
im dłużej, ale zaraz podszedł do mnie Klemens.
– Nawet nie próbuj moja droga – Klemens położył mi rękę na ramieniu – ten
dźwięk jest zarezerwowany tylko dla uszu Jonatana, albo inaczej, dla anioła – odpowiedział Klemens spostrzegłszy moje zmrużone oczy.
– Ale czy to … – próbowałam dokończyć, ale Klemens mi nie pozwolił.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 31
– Nie podsłuchujmy ich, bo to nieładnie – uśmiech nie znikał z twarzy Klemensa – my możemy raczyć się tylko ich śpiewem, natomiast inni to …
– Ale jak to, ptak i … – Teraz z kolei ja nie pozwoliłam mu dokończyć.
– Tak moja droga, jeszcze nie raz się tu zdziwisz – Klemens pociągnął mnie
delikatnie w stronę wejścia do domu.
– Chodźmy, zjedzmy w końcu ten placek. – Mówiąc to poklepał się po brzuchu i zaprowadził mnie z powrotem na stołówkę.
Po kolacji, a właściwie deserze, towarzystwo zaczęło się rozchodzić, część poszła
na górę, inni wyszli w ogóle z budynku. Po chwili zostaliśmy tylko ja, Klemens
i Karina.
SAKRUM
Jonatan, któremu ptak przekazał wiadomość o spotkaniu o północy przy
skałach poległych, nie wrócił do jadalni. Rozejrzał się tylko dookoła
i zobaczywszy, że wszyscy biesiadnicy udali się z powrotem dokończyć wieczerzę,
on udał się w stronę przeciwną. Dotarł do budynku, który był najdłuższy
w osadzie, znajdowały się w nim konie i kilka innych zwierząt hodowlanych.
Do północy jest jeszcze prawie dwie godziny, droga zajmie około godzinki.
Więc mam czas – pomyślał sobie Jonatan
Wyprowadził konia przed budynek i przywiązał go do poręczy, wrócił do
środka, wziął kilka rzeczy, które przygotował mu Klemens, następnie wsiadł na
konia, rozejrzał się dookoła. W wiosce paliło się światło tylko w budynku gospody,
na zewnątrz szarość przechodziła w mrok. Z gospody słychać było co jakiś czas
śmiech Klemensa.
– Bezpiecznie do skał, przyjacielu – mówiąc to Jonatan był pochylony nad
głową konia, który właśnie zarżał, stanął dęba i ruszył truchtem przez bramę.
Na zewnątrz panowała już ciemność, a w trawie dało się słyszeć różnego rodzaju
robactwo, które właśnie wyruszało na żer. Ruszył na północ od osady w kierunku
gór.
Im dłużej jechał, tym mrok był ciemniejszy, tylko księżyc i gwiazdy oświetlały mu trakt, stając się jednocześnie jego kompanami. Po jakimś czasie step zamie32
nił się w las, blask księżyca zaczął ginąć wśród drzew i ciemność stawała się coraz
groźniejsza. Jonatan nie mógł sobie pozwolić na strach ani na odrobinę paniki,
wiedział, że ptak wysłał go na spotkanie z ukochaną, później chciałby jeszcze odszukać tych, o których rozmawiał z Klemensem. Zaczął zwalniać, jego wierzchowiec już właściwie stał w miejscu, Jonatan właśnie spostrzegł w oddali trochę
światła. Już wiedział, że dotarł na miejsce. Zeskoczył z konia.
– Dzięki przyjacielu, dotarliśmy na miejsce. Resztę drogi przejdziemy pieszo.
Trzymając konia za lejce pozostałe 150 metrów przeszedł na nogach. Dotarł do
miejsca zwanego Sakrum – polany, na której znajdowały się resztki jakiejś budowli
otoczonej z jednej strony lasem, a z drugiej skałami, które były jak mur. Za skałami
znajdowała się tylko pustynia, a dalej już tylko Stratery. Przy skałach paliło się
ognisko, a przy nim siedziała kobieta o blond włosach ubrana w srebrny płaszcz.
– Witaj Aurelio – powiedział Jonatan wychodząc na polanę – długo na mnie
czekasz?
– Witaj – wstała uśmiechnięta – dla mnie to cała wieczność.
Podeszli do siebie. Jonatan objął ją za szyję i pocałował. Ona przytuliła się do niego.
– Straż Gabriela nocowała w mojej osadzie, pytali o ciebie Jonatanie. Był
z nimi twój przyjaciel Agar.
– Co chcieli?
– Mówili, że jak wrócisz i będziesz w Jahwe, to żebyś odwiedził Prałata. Od
niego dostaniesz rozkazy.
– Nie mogli zaczekać, bym porozmawiał z Agarem?
– Jak tylko nastał ranek ruszyli do świątyni Kafcjela. Trochę się im spieszyło,
odjeżdżając powiedział tylko, że za trzy dni będą wracać. Czy to coś ważnego?
– Nie, nic – odpowiedział Jonatan ściszonym głosem muskając jej usta swoimi
– tylko miałem jechać z nimi.
– Jechać z nimi? – Odepchnęła Jonatana od siebie – przecież nie jesteś
w straży, nie należysz nawet do klanu Archanioła Gabriela, jesteś zwykłym aniołem.
Mówiąc to odsunęła się bardziej.
– Poza tym to ja na ciebie czekam i tęsknię, a ty mi mówisz, że miałeś jechać
z nimi – dokończyła już uśmiechnięta.
– Ostatnio rozmawiałem z samym Gabrielem i wiem jak mogę powrócić do
klanu – przyciągnął ją do siebie. – Miałem jechać na rozpoznanie, a w zamian Agar
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 33
by się za mną wstawił.
Jonatan wiedział, że nie może jej powiedzieć prawdy, ale wiedział również, że nie
może skłamać. Nie powiedział jej po prostu wszystkiego. Zrzucił jej płaszcz
i zaczął całować po szyi.
– I zostawiłbyś mnie tu samą? – Spytała, a jej usta zatapiały się w jego włosach.
Sukienka opadła jej do pasa, obnażając piersi.
– Nigdy w życiu. Mogłabyś przez ten czas zarządzać też moją wioską. Klemens nie pozwoliłby ci się nudzić. Lub – tu się zawahał – zawsze mogłabyś zamieszkać ze mną w Jahwe.
Na te słowa Aurelia odsunęła się od niego i podciągnęła sukienkę.
– Wiesz, że nie mogę, że tylko na kresach mogę robić to, co chcę. Że tylko
tutaj jestem bezpieczna. W każdym mieście będę najgorsza, najniżej w hierarchii,
będę własnością Cherubinów.
– Wiesz, że nie pozwolę na to – przerwał jej i próbował znowu ją przytulić.
– I co będziesz z każdym walczył, z każdym się szarpał, wiesz, że to nie jest
realne. – W jej głosie słychać było gorycz.
Odwróciła się.
– Związek z kimś takim jak ja to hańba, nie będziesz mógł należeć do żadnego
klanu, nie będziesz w straży, już to przechodziłeś – w jej oczach pojawiły się łzy.
Nastała cisza, słychać było tylko trzask płonących drewien w ognisku i szloch Aurelii. Jonatan podszedł do niej i objął ją od tyłu łapiąc za dłonie. Delikatnie pocałował w szyję.
– Nic nie poradzę, że jestem mieszańcem Jonatanie, że moja matka puściła się
z aniołem – po jej policzku spłynęły łzy – to i tak dobrze, że mam swoją osadę, że
mam ciebie.
Zamknęła oczy gdy Jonatan zaczął wycierać jej łzy swoimi dłońmi.
– Chociaż czasami się zastanawiam, czy nie lepiej byłoby nie istnieć – dokończyła otwierając powieki.
– Nie mów tak, przecież wiesz, że zrobię wszystko żebyśmy byli razem. Nic
więcej się dla mnie nie liczy. Tylko ty i ja. Razem na wieki.
– Tak, razem Jonatanie – mówiąc to odwróciła się do niego.
Spojrzała mu głęboko w oczy i położyła swoją dłoń na jego policzku
– Ale tak jak teraz po kryjomu, w dzień niestety osobno – po tych słowach zaczęła go całować.
Po chwili ich ciała splotły się w namiętnym uścisku. Jonatan całował Aurelię za34
borczo i gwałtownie. W ten sposób przejawiał się jego gniew i frustracja, że nie
mogą ujawnić swojego związku, że muszą się ukrywać. Oprzytomniał, gdy usłyszał jęk bólu Aurelii. Spojrzał jej w oczy, dostrzegł bezgraniczną miłość i oddanie.
Kochał ją i wiedział, że to uczucie jest odwzajemnione. Jego pocałunki stawały się
bardziej delikatne, ruchy powolne. Aurelia zaczęła pojękiwać z rozkoszy. Odchyliła głowę a Jonatan całował ją po szyi, dochodząc do piersi. Delikatnie skubał zębami jej sutki. Aurelia wplątała palce w jego włosy i przyciągnęła jego usta do
swoich. Teraz to ona zaczęła go namiętnie i mocno całować. Ich ruchy stawały się
szybsze, ich oddechy płytkie i przyspieszone. Aurelia wbiła paznokcie w plecy Jonatana. Ogarnęło ich jednoczesne spełnienie. Jonatan ponownie spojrzał
w zamglone oczy swej ukochanej.
– Kocham cię – wyszeptał.
– Wiem – odpowiedziała z uśmiechem Aurelia.
UŚWIADAMIANIE I
Karina z Emilią siedziały w wiklinowych fotelach przy kominku, po chwili
podszedł do nich Klemens, trzymając w ręku butelkę wina i trzy kieliszki.
– Napijmy się drogie panie, noc jeszcze długa a i nasz drogi Jonatan prosił
żeby umilić ten czas naszemu gościowi – mówiąc to rozdał kieliszki i napełnił je
winem.
Po chwili podszedł do kominka, dorzucił kilka drew do środka, po czym usiadł obok dziewczyn. W izbie od razu zrobiło się jaśniej i przytulniej.
– No, droga Emilio, opowiadaj jak wrażenia po przejściu, nie często można tu
spotkać prekura, który nie jest przestraszony tylko uroczy i uprzejmy.
– No cóż drogi Klemensie, całe życie oddałam Bogu, więc moja wiara nie pozwalała mi wątpić w jego istnienie. Myślałam tylko, że będzie tu inaczej. – Pojawiło się przez chwilę zakłopotanie w moim głosie, co próbowałam ukryć popijając
wino.
– Tak jak każdy – odpowiedział jej Klemens.
Na co Karina zdzieliła go klapsem w kolano
– Nie przerywaj kolego jak kobieta mówi.
– No inaczej – ciągnęłam dalej – Ten anioł przecież powinien mieć skrzydła,
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 35
to otoczenie, zwierzęta, ludzie, ta wioska, to wszystko jest jak na ziemi,. Ja sama
przecież nigdy nie sądziłam, że znowu będę młoda. To wszystko jest jak marzenie,
o którym nawet nie śniłam. Myślałam, że się obudzę wśród bliskich, sama już nie
wiem, myślałam, że ujrzę tu babcię, ale to? Tego się nie spodziewałam.
– No widzisz moja droga, wszyscy mówią podobnie. – Powiedział Klemens,
dolewając wina – tyle razy zostało powiedziane, nie lękajcie się nowego, strzeżcie
się kary. Oba światy są podobne. Wszystko na ziemi zostało stworzone na wzór
tego, co znajdziesz tutaj. Tylko niestety człowiek już zdążył zniszczyć większość
wszystkiego, co piękne.
– A kim byłaś na ziemi? – Spytała się Karina.
– Zakonnicą. Należałam do sióstr niepokalanek – odpowiedziałam, – gdy miałam 18 lat to dołączyłam do zakonu. Za mój wybór zostałam odrzucona przez rodzinę, tylko babcia mnie przy tym wspierała i to ją miałam nadzieję tu spotkać.
W ostatnich tygodniach wiedziałam, że umieram, to jednak się czuje. Widziałam
siebie z góry tak jakbym się unosiła i wtedy zrozumiałam, że to już koniec, że
umarłam.
– No właśnie nie do końca droga Emilio – powiedziała Karina.
– Jak to? – Odstawiłam kieliszek i wstałam – przecież jestem tutaj.
– Spokojnie – powiedział Klemens – usiądź, proszę cię, Jonatan poprosił mnie
abym ci wszystko wyjaśnił, więc – tutaj przerwał podając mi z powrotem kieliszek
i nalał wina – po kolei.
– A mianowicie droga Emilio – zaczął Klemens, gdy ponownie usiedliśmy –
to twoja dusza opuściła ciało, co nie oznacza, że ciało umarło. Po śmierci dusza
musi być rozliczona w ciągu trzech dni, tak stanowią tutejsze księgi, gdyby twe
ciało umarło obudziłabyś się w Jahwe i teraz czekałabyś na sąd, tak przynajmniej
sądzę. Wnioskuję zatem, że twoje ciało jeszcze oddycha. Sama powiedziałaś, że
widziałaś je z góry. Ale to nieistotne, istotne natomiast jest to, co jutro cię czeka
w Jahwe. – Mówiąc to napił się wina.
– Moje ciało żyje, ale jak, jak to możliwe? – Czułam przerażenie – przecież
Jonatan dał mi do zrozumienia, że jest aniołem, że właśnie umarłam i że czas spotkać się z Bogiem.
– No tak, ale – tu się zawahał na chwilę – nie wiem jak ci to wyjaśnić – tu
spojrzał na Karinę.
– Twoje ciało to teraz najmniejszy problem – powiedziała Karina. – To
wszystko, co tutaj widzisz jest realne, nic nie jest fikcją. Tamto, co zostawiłaś nie
ma już znaczenia i tak naprawdę nigdy nie będzie miało.
36
– Ale... – Wyjąkałam.
– Ale właśnie widzę, że teraz wyglądasz jak prawdziwy prekur, przerażona
i blada – wyczuć można było w głosie Kariny złośliwość i sarkazm.
Natomiast u Klemensa pojawił się znowu uśmiech na twarzy.
– Posłuchaj – Klemens złapał delikatnie za dłoń Emi – Jonatan poprosił mnie
abym się tobą zajął podczas jego nieobecności, jutro po śniadaniu wyruszycie dalej
w drogę do Jahwe. Chcesz tego czy nie, staniesz przed Metatronami, a oni już nie
będą tacy wyrozumiali i mili jak ci się wydaje. To jest Betel, miejsce gdzie osądza
się duszę.
– Tam będą setki takich jak ty – dodała Karina – każdy przestraszony
i bogobojny, jakim nie był za życia.
– Więc droga panno – ciągnął dalej Klemens – możemy spróbować dokończyć
nasz piękny wieczór, my ci opowiemy trochę o nas, a ty nam o sobie, albo pójdziemy spać i spotkamy się rano na śniadaniu.
Poczułam się tak jakby to mój własny ojciec mnie skarcił za złe zachowanie.
Nie miałam ochoty na sen, ale bałam się też zostać z nimi. Klemens z fajnego, wesołego biesiadnika stał się nagle surowym nauczycielem, natomiast Karina ciągle
była zagadką. Nie wiem czemu, ale zaczęłam myśleć o Jonatanie, nie o swojej
przyszłości i o tym co może się ze mną niedługo stać, tylko o mym aniele.
– A więc? – Przerwano moje przemyślenia.
– To kto zaczyna? – Mówiąc to doszłam do wniosku, że nie mam nic do stracenia.
– No, zuch dziewczyna – Klemens aż zaklaskał w ręce.
SAKRUM II
Jonatan leżał obok Aurelii i patrzył na jej zamknięte oczy, wydawało mu się,
że śpi ale doskonale wiedział, że nie mogą sobie pozwolić na sen. Musnął ją palcami po znaku umieszczonym w kąciku oka. Podwójnej fali, znaku, który oznaczał
mieszańca. Przed chwilą doprowadzał ją do takiej rozkoszy, że ustami musiał zagłuszać jej jęki natomiast teraz panowała zupełna cisza. Tylko trzask palących się
drewienek w ognisku oraz ich oddechy zakłócały ten spokój. Patrzył jak jej piersi
podnoszą się i opadają wraz z oddechem. Czuł, że musi posiąść ją jeszcze raz. Delikatnie zaczął ją muskać ustami po piersiach, policzku.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 37
– Chciałabym się budzić co ranek obok ciebie mój drogi – przerwała mu Aurelia gdy pocałował ją w czoło.
– Kiedyś tak będzie, obiecuję ci to – zaczął muskać palcami jej włosy – nie
wiem kiedy ale zrobię to.
– Musisz się zbierać? – Aurelia pocałowała go w rękę – nie chcę żebyś odchodził teraz. Chciałabym, aby ta chwila trwała wiecznie.
– Uważaj, bo kiedyś twoje marzenia się spełnią – powiedział uśmiechnięty
Jonatan – i wtedy nie będziesz już miała wyboru. Będziesz musiała mnie tolerować
całą wieczność.
– Zastanawiałeś się kiedyś jak by to było gdybyśmy dostali szansę życia na
ziemi, czy też byśmy się spotkali, zakochali? – Mówiła dalej, wpatrując się w jego
źrenice, które przy słabym świetle ognia zdawały się prawie czarne – czy bylibyśmy szczęśliwi na ziemi?
– Wiesz, że nie chcieli nas tam – na chwilę zamilkł.
Jonatan usiadł i spojrzał w ognisko.
– Gdy się dowiedziałem, że jestem aniołem i że moja własna matka... – nie
dokończył bo złość ścisnęła mu gardło.
– Dziękuję tylko Ojcu za ciebie – dokończył po chwili i znowu położył się koło ukochanej.
– Nienawidzisz ich? – Spytała Aurelia.
– Kiedyś tak i to bardzo – odparł – kiedyś chciałem zejść na ziemię, wykrzyczeć swą złość, spalić tę która mnie poczęła i jej podobne, pragnąłem jej cierpienia
ale zrozumiałem, że i tak spotka ją kara i to gorsza niż ja jej wymyśliłem, a teraz –
odwrócił wzrok w stronę ogniska – wiem, że wśród nich są warci zaufania
i pomocy.
Jego wzrok utkwił ponownie w żarze ogniska.
– Czasami jest mi ich nawet szkoda. – Dodał Jonatan – większość ludzi jest
taka sama, mają wszystko zapisane w księgach, a jednak jest to dla nich niezrozumiałe, mało wygodne i kierują się swoimi wzrokowymi potrzebami. Jakby to
wszystko, co mają mogli zabrać tutaj. A przecież trafiają tu bez niczego.
– Ja ich nienawidzę – wtrąciła się Aurelia – nienawidzę ich za to, że zabrali mi
szansę na raj, że stworzyli mnie taką, jaką jestem teraz. Za Cherubinów i wszystkie
krzywdy których doznałam.
– Nie mów tak – mówiąc to Jonatan oparł się na rękach – nie można winić ich
wszystkich za grzechy własnej matki.
– Ja ją matką bym nie nazwała.
38
Jonatan się uśmiechnął. Wiedział jak bardzo Aurelia nienawidzi swojej matki
a mimo tego nie chciała mieć z nią nic do czynienia po przejściu. Nie chciała zemsty.
– Każdy ma jakąś matkę – Jonatan oparł brodę o jej nagie piersi – czasami jak
jestem na ziemi to widzę niektóre dzieci głodne, bite, przerażone i czasami mam
ochotę im pomóc, cokolwiek zrobić żeby im ulżyć ale nie mogę, jeszcze nie mogę.
Wiem, że mógłbym ich tym skrzywdzić. Gdyby tylko miały świadomość tego co
spotka ich w Edenie nie bałyby się. Czasami nie rozumiem...
Aurelia położyła palec na ustach Jonatana.
– Ciiiiii. – Przeleciało jej przez usta.
Przez chwilę patrzyli sobie głęboko w oczy. Jonatan zaczął znowu muskać jej ucho
swoimi ustami. Na co Aurelia zareagowała uśmiechem na twarzy.
– Czasami to ja jestem zazdrosna o ciebie jak schodzisz na ziemię albo przeprowadzasz jakiegoś prekura płci przeciwnej. – Przerwała mu Aurelia – może masz
tam na ziemi kogoś, kogo lubisz doglądać – wyczuć można było w jej głosie nutkę
prowokacji.
– Jak chcesz to wrócimy na ziemię razem – odpowiedział jej z uśmiechem –
Porozrabiamy tam trochę. Właściwie to przeprowadziłem teraz jedną duszyczkę.
Aurelia uderzyła z pięści Jonatana w ramię.
– Auuuu, za co? – Jonatan z uśmiechem zaczął je masować – nie sądzisz, że
gdybym lubił towarzystwo kobiecych prekurów to nie rozmawiałbym teraz z tobą
tylko zabawiał się z nią. A tak biedna Emi musi słuchać wywodów Klemensa.
– No proszę, to już jesteście na ty – mówiąc to złapała go za sutka.
Jonatan wstał.
– Jak nie przestaniesz mnie drażnić, to następne za co złapię to będzie to – i tu
wskazała jego przyrodzenie.
Oboje zaczęli się śmiać. Jonatan zaczął się ubierać, powoli ale z wdziękiem zakrywał kolejne partie swojego ciała. Aurelia przyłączyła się do niego z ubieraniem. Po
szybkim odzianiu się Jonatan złapał ją za rękę, przyciągnął do siebie a następnie
się jej spytał:
– Jutro jadę z rana do Jahwe dostarczyć prekura, więc może coś ci tam załatwić albo przywieźć?
– Nie, nie trzeba. W południe sama się tam udaję, na targ – powiedziała Aurelia.
– Nie lubię jak jeździsz tam sama, pewnie znowu Cherubini się do ciebie
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 39
przyczepią, możesz wysłać kogoś ze swojej wioski. Albo mnie weź ze sobą.
– Wiesz, że muszę ja jechać, jak wyślę kogoś z wioski to tym bardziej nikt nic
nie kupi, a jak pojedziesz ty to tobie się oberwie. Ja już się przyzwyczaiłam, taki
żywot mieszańca, poza tym jest tam kilku moich przyjaciół, więc mam gdzie przenocować.
– Niedługo to się zmieni, obiecałem ci, niedługo będziemy razem bez żadnego
ukrywania się.
– Wiesz, że dopóki jestem mieszańcem to nie możesz się ze mną związać,
prawo tego zabrania – odparła i pocałowała go w usta.
– Musimy się zbierać – dodała, kiedy jej usta były wolne – rano ruszasz do
Jahwe.
– Odprowadzę cię trochę. I jak możesz to nie bądź taka uparta. Jutro my jedziemy do Jahwe więc zastanów się, czy nie dołączysz do nas. Będę czekał na ciebie przy strumyku. Tam gdzie zawsze.
Aurelia się zaśmiała.
– Wiesz, że wybraliśmy to miejsce Jonatanie bo jest w połowie między naszymi wioskami, ty jedziesz w prawo, a ja w lewo. – Odpowiedziała ignorując całkowicie jego uwagę.
– Ale ten las, czyżbyś się go nie bała. – Powiedział z ironią w głosie.
– No cóż, nie pierwszy raz tu jesteśmy w nocy, poza tym to w lesie lub na
pustkowiu czuję się najpewniej, wszędzie tam gdzie nie ma aniołów – odwróciła
się od niego i zaczęła iść w stronę konia.
– A ja? Przecież jestem aniołem – odpowiedział Jonatan.
Odwróciła się do niego jeszcze raz, puściła mu całusa na dłoni i powiedziała:
– Czekaj na znak, – po czym wsiadła na konia i zniknęła w lesie.
UŚWIADAMIANIE część 2
– No to proponuję toast – Klemens wzniósł kieliszek z winem do góry – za
szczerość i zaufanie.
– Za zaufanie – odpowiedziała Karina.
– Za szczerość – dodałam.
Stuknęliśmy się kieliszkami. Usiedliśmy z powrotem w fotelach. Klemens odpalił
fajkę, z jego ust zaczął unosić się dym.
– A więc myślę, że to my będziemy w głównej mierze mówić – powiedział
40
Klemens patrząc na Karinę, po czym przesunął wzrok na Emilię – jak czegoś nie
zrozumiesz to się pytaj, spróbujemy ci to bardziej wyjaśnić. A jak będziesz coś
nam chciała opowiedzieć, to będziemy radzi cię wysłuchać.
– Doczekałaś właśnie końca swojego ziemskiego żywota, co tak naprawdę
oznacza, że twoja dusza karmiona cielesnymi doznaniami postanowiła opuścić
swoją powłokę. Wszystkie dobra materialne zostały utracone. Każda szata, każdy
pierścień są tutaj bez znaczenia. Już ich nie ujrzysz.
Klemens zrobił chwilową pauzę na łyczek wina i chmurkę fajki.
– Może się to troszkę wydawać dziwne, bo jak pewnie zauważyłaś jesteś młodą, piękną dziewczyną, ale tutaj wszyscy jesteśmy młodzi, po prostu jesteśmy odzwierciedleniem naszej duszy.
– O tym – wtrąciła się Karina – opowiemy ci innym razem.
– W momencie gdy twoja dusza jest gotowa do kolejnego etapu życia, pojawia
się jeden z tysięcy aniołów, aby cię doprowadzić przed sąd albo ukarać – ciągnął
dalej Klemens. – Ale to też już wiesz, bo poznałaś w ten sposób Jonatana.
– Twoje życie, droga Emilio, dopiero teraz się rozpoczyna – powiedziała Karina – tylko, że drogę którą niedługo podążysz obrało twoje ziemskie życie. To one
wskazało kierunek. Czy byłaś dobra czy zła, a może kimś po środku. Śmierć jest
tak naprawdę początkiem narodzin.
– Moje życie oddałam Bogu – przerwałam im ściszonym głosem, zupełnie tak
jakbym sama nie chciała się słyszeć – Całe życie byłam siostrą zakonną – dodałam
już normalnym głosem.
– To się chwali, ale tu nie liczy się kim byłaś tylko jak żyłaś. – Powiedział
z uśmiechem Klemens pykając fajkę – czy żyłaś zgodnie z prawami ustalonymi
przez Boga. Czy byłaś uczciwa. Wielu kierowało się jedynie żądzą posiadania
skarbów a później pieniądza. Wszystkim tym czym będziesz się rozliczać jest to co
masz przy sobie. Tylko twoje uczynki ci pozostały.
– Wy ludzie macie duże mniemanie o sobie i....
– To wy nie jesteście ludźmi? – Przerwałam Karinie.
– Już nie – odpowiedziała jej – czekamy tylko na... – Tu się na chwilę zawahała – a człowiek to tylko zwierzę, mięso takie same jak setki innych ziemskich gatunków. Rozróżnia was tylko to, co zostało w was zasiane podczas poczęcia.
– Pamiętaj, że to Bóg was, nas wybrał z pośród wszystkich stworzeń – dodał
Klemens – dał rozum, a przede wszystkim możliwość życia wiecznego w szczęściu
z bliskimi. Ja czekam na żonę, bez której moje wieczne życie nie ma sensu,
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 41
a Karina na przebaczenie. Jak to się uda to przechodzimy przez bramę, do raju.
Musisz przyjąć do wiadomości, że nie jesteś już człowiekiem Emilio tylko prekurem.
– Ale mówiliście, że moje ciało jeszcze nie umarło?
– Normalnie dusza może trafić przed oblicze dopiero po śmierci, skoro cię tu
przyprowadził anioł to wnioskuję, że jeszcze twoje ciało dyszy ale jest ono teraz
pustym naczyniem, które zostało rozbite. Nie możesz już wrócić, choć nie wiem
jak bardzo byś chciała, do swojego życia.
– Mówiłeś, że po śmierci mam trzy dni na rozliczenie, więc kiedy będę wiedziała, że to już ten czas? – Spytałam.
– Nie na rozliczenie, ale na wyrok. Oni, czyli aniołowie znają dokładnie czas
twojej ziemskiej śmierci i nie tylko to. – Odparł popijając wino – myślę, że czas
w którym ruszysz w dalszą podróż będzie godziną twojego ostatniego tchnienia na
ziemi. – Dodał, zaciągając się fajką.
– I naprawdę nie smuć się tym, że cię tam już nie będzie – powiedziała Karina
– ja dopiero tutaj zrozumiałam co to jest życie.
– Jutro po śniadaniu udasz się z Jonatanem do Jahwe, jednego z trzech dużych
miast w tym świecie, ale jedynego, do którego można wprowadzić prekura – powiedział po chwili Klemens – Jest to miasto zarządzane przez Archaniołów, ale
w waszej sprawie najwięcej do powiedzenia mają Metatroni, to przed ich obliczem
staniesz. W Betel. Nie przeraź się tym co tam zobaczysz. Żydzi, Chrześcijanie,
Muzułmanie i inne wyznania znane ci z pobytu na ziemi spotykają się w tym jednym miejscu i o dziwo nie walczą ze sobą.
– Uważać musisz na Cherubinów, strażników miast, oni od początku nie przepadają za ludźmi, a tym bardziej za prekurami, Wyklęty był jednym z pierwszych
Cherubinów – teraz odezwała się Karina.
– Lucyfer – wyskoczyłam.
– Tak – wtrącił się Klemens – to jedno z jego ziemskich imion, tutaj jest nazywany Wyklętym, został wygnany a jego prawdziwe imię to Samuel, tylko proszę
cię nie rozmawiaj na jego temat z nikim i nie wypowiadaj tam jego imienia. Aniołowie mają fioła na tym punkcie.
– Cherubinów się nie bój ale uważaj na nich, nie mają prawa ruszyć prekura, –
mówiła dalej Karina – łatwo ich rozpoznasz, ubierają się w szaty koloru brązowego, Metatroni z kolei upodobali sobie kolor czerwony, zaś Archanioła poznasz po
nieskazitelnej bieli.
– Reszta aniołów jak nasz Jonatan ubiera się na szaro lub żółto i co niektórzy
42
posiadają różnego rodzaju symbole przynależności do klanu. Noszą je na szyjach.
Oni są najniżej w hierarchii i mieszkają w gospodach lub takich osadach jak ta tu –
dokończył za Karinę Klemens.
– Dziwne to wszystko – westchnęłam – w Biblii inaczej jest to opisane. Przecież anioł to stworzenie boskie, z tego co pamiętam to miały pomagać ludziom,
chronić ich żeby nie powiedzieć służyć? Tutaj mam unikać Cherubinów i tak dalej?
Czyżby Biblia kłamała?
– Biblia nie kłamie tylko ludzie nie potrafią jej zrozumieć. Człowiek jak czegoś nie zrozumie albo się z czymś nie zgadza, to tworzy swoje historie, swoje prawa. Domyślam się, że jako zakonnica czytałaś Biblię nie raz, tylko czy kiedykolwiek próbowałaś przeczytać ją duszą? – Spytał się Klemens.
– Jak duszą? Moje serce, moja wewnętrzna potrzeba, pragnienie, czy nie to
można nazwać duszą? – Odpowiedziałam pytająco.
– Proponuję ci przeczytanie Biblii tutaj i gwarantuję, że dopiero teraz ją zrozumiesz. Pozbawiona swoich cielesnych potrzeb, pragnień dopiero tutaj możesz
poczuć się wolna. Możesz zrozumieć – głos Klemensa i jego gesty potwierdzały
jego wiarę w te przekonania.
Cała trójka zanurzyła usta w swoich kieliszkach.
– Poza tym tak jak wśród ludzi, tak i wśród aniołów od momentu stworzenia
powstawały podziały – mówił dalej Klemens ale jego głos nie był już taki przywódczy. – Są ci o pochodzeniu szlacheckim, jak i ci którzy takim pochodzeniem
nie mogą się pochwalić. Odkąd powstali ludzie, aniołowie stali się zazdrośni, przejawiali wstręt względem nas. Najważniejsi byli Serafinowie i Cherubini. Ale od
czasu wielkiej wojny niebios umocniła się pozycja Archaniołów. To oni tak naprawdę są nam najbardziej przychylni. Ale to już wiesz, bo przecież studiowałaś
księgi na ziemi, a jeżeli nie, to jak będzie troszkę czasu to ci później opowiemy, co
wiemy na ten temat.
– A Jonatan, czy to mój anioł stróż?
– Nie ma czegoś takiego jak anioł stróż – wtrąciła się uśmiechnięta Karina –
żaden anioł nie jest przy tobie na ziemi, zbyt mało ich jest, a poza tym ...
– Nie teraz przyjaciółko – przerwał jej Klemens – zabraknie nam czasu, żeby
to wszystko opowiedzieć, na to potrzeba tygodni. Teraz skupmy się na sprawach
istotnych z jutrzejszego punktu widzenia, poza tym mam przeczucie, że rozmowa
zejdzie na tematy damsko-anielskie, a nie chce mi się słuchać o walorach anielskich – po tych słowach na twarzy Kariny pojawiły się rumieńce – myślę, że o tym
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 43
możecie sobie porozmawiać później.
Uśmiech na twarzy Klemensa robił się tym większy im Karina robiła się bardziej
czerwona na twarzy, tylko ja wyglądałam na zagubioną.
– Wracając do sedna, jutro jak wejdziecie do miasta to spotkasz setki takich
jak ty, najlepiej nie rozmawiaj z nimi. Jonatan zaprowadzi cię do Betel, miejsca,
w którym zostaniesz osądzona. – Klemens zrobił chwilę przerwy na zaciągnięcie
się fajką – zostaniesz poproszona na rozmowę, a następnie poinformowana o tym
jaką ocenę dostałaś.
– Może to być ocena pozytywna lub dostateczna – mówił dalej wypuszczając
ponownie dym z ust – w przypadku oceny pozytywnej zostaniesz odprowadzona
później przez anioła do bramy i znajdziesz się w Edenie.
– Tylko pamiętaj żeby dostać ocenę pozytywną, musisz wybaczyć i mieć wybaczone. Natomiast w przypadku oceny dostatecznej masz dwie możliwości. Karino wykaż się, a ja pójdę po wino. Najwyższy czas otworzyć mój specjał.
Klemens odwrócił butelkę do góry dnem i wypadły z niej ostatnie kropelki do jego
kieliszka. Następnie wstał i udał się w stronę drzwi do piwnicy. Po chwili
w pomieszczeniu zostałyśmy we dwie.
– Te dwie możliwości to: po pierwsze będziesz miała możliwość powrotu na
ziemię, ale nie do swojego życia – powiedziała to widząc mój uśmiech – niestety
nie będziesz nic pamiętać zarówno ze swojego wcześniejszego życia jak i tej obecności tu, poza tym nigdy nie wiadomo kim się urodzisz, a twoja dusza będzie nową, czystą kartą. Nie będziesz pamiętać swoich bliskich, dzieci, rodziców nikogo.
Przytaknęłam głową ze zrozumieniem.
– Drugą możliwością jest zostanie tutaj – mówiła dalej Karina – dostać można
nakaz służby i nauki w którejś z licznych wiosek anielskich. Można też zostać na
posługach w mieście.
– Domyślam się, że to twój wybór i Klemensa – wtrąciłam się w opowiadanie.
– Mój tak, Klemensa nie, on akurat miał ocenę pozytywną, ale to inna historia
– Karina westchnęła.
– Wszyscy inni, których dzisiaj poznałaś wybrali tę drugą opcję. Wydaje mi
się, że służba u któregoś z aniołów jest dopełnieniem mojego ziemskiego doświadczenia i jeżeli jest ktoś, na kim ci zależy to lepiej na niego poczekać tutaj, niż
o nim zapomnieć i zacząć wszystko od nowa. Nie wszyscy aniołowie są jednak
tacy jak Jonatan, niektórzy biorą sobie tą służbę za bardzo do serca. Co anioł to
inna służba.
– A na czym ta służba polega? – Spytałam się, chociaż wiem, że już raz zada44
wałam to pytanie.
– Normalne prace domowe w wiosce, na roli, wśród zwierząt oraz wieczorne
nauki, jak się zasłuży to można dostać od swojego anioła skrzydła, co jest równoważne ze zbawieniem. Może to potrwać kilka miesięcy, ale może potrwać
i dziesiątki lat. Życie tu jest podobne do tego znanego na ziemi, może bardziej
nudne, ale nie o zabawę tu chodzi. Na zabawę przyjdzie czas po zbawieniu.
– Uprzedzę cię tylko, że tutaj też mamy swoje zachcianki i pokusy, tak naprawdę nie różnimy się tak bardzo od tego, kim byliśmy na ziemi. – Karina była
uśmiechnięta – tutaj dopiero możesz poczuć co tak naprawdę znaczy słowo kobieta.
– Wy mówicie o dwóch ocenach, a w czasie drogi Jonatan mówił mi o trzeciej
możliwości – powiedziałam odstawiając pusty kieliszek na stolik, znajdujący się
w pobliżu foteli na których siedzieliśmy.
– Eksterminacja – w głosie Kariny słychać było niepewność, czy o to mi chodzi ale widząc, że trafiła z odpowiedzią mówiła dalej – to nie ocena tylko kara. Jeżeli ktoś nie szanował praw napisanych przez Boga, krzywdził bliźnich w celu zaspokojenia swoich własnych potrzeb i nie potrafił kierować się dobrem innych, to
nie ma prawa się tutaj pojawić. Oni są przenoszeni do Królestwa Samuela, tam
czeka ich wieczny ból, zniewolenie i strach. Czasami, jeśli taką zabłąkaną duszę
uda się aniołom złapać, to ją publicznie unicestwiają. Z tego, co mi kiedyś Klemens opowiadał, to Bóg po wielkiej wojnie niebios postanowił, że dusze, które nie
wykazały szacunku i wiary w to, co on uczynił zostaną przeznaczone na cierpienie
i przekazane Wyklętemu na znak jego hańby. Natomiast dusze odrzucone przez
innych ludzi zasilą szeregi jego dzieci, aniołów.
– Co to znaczy, odrzucone przez innych ludzi? – Spytałam.
– Niechciani, niekochani, ci wszyscy, którzy nie dostali szansy na ziemi moja
droga. Wszystko co unicestwił człowiek na ziemi, odrodziło się tutaj. Ale odradza
się z mocą, jako boskie. Nie raz się zdziwisz, jeśli tu zostaniesz.
Nie potrafiłam się nawet na chwilę zatrzymać przy swoich myślach. Kotłowały się
one w mojej głowie tworząc jeden wielki chaos. Wszystko się wydawało takie szalone, a przede wszystkim takie inne, niezwykłe i zaskakujące. Inaczej sobie to
wszystko wyobrażałam.
– Wiedz tylko, że jeśli tu zostaniesz to ciebie też może czekać eksterminacja –
mówiła dalej Karina, której kieliszek też został właśnie opróżniony – tu też obowiązują prawa, są one zapisane w tutejszych księgach, a dokładniej w drzewie żywww.sagaprzebudzenie.pl
Strona 45
cia.
– A co jest w tych księgach?
– O tym będziesz się tu uczyć jeśli zostaniesz, jak będziesz w Betel czekać na
spotkanie to skieruj się w dół. Jest tam wielka biblioteka, w której znajdują się
księgi. Znajdziesz w nich informacje z obowiązującym tu prawem, są tam także
księgi zawierające duży poziom wiedzy ogólnej jak i culcurmy, czyli księgi życia.
– Culcurmy, a co to za księgi? – Pojawiło się po raz kolejny zdziwienie na
mojej twarzy.
– Są to księgi z zapisem życia każdego człowieka, którego czeka proces.
– Nie za bardzo rozumiem. O moim życiu będzie tam książka? – Ciągnęłam
dalej ten temat.
– Dokładnie, w Betel będą książki zawierające opis życia każdego prekura,
który stanął w tym dniu przed sądem. Od dnia narodzin na ziemi, aż do czasu powrotu duszy. Niektóre są grube, niektóre cienkie. Muszę cię tylko zmartwić, swojej
księgi nie możesz przeczytać. Proponowałabym ci jednak najpierw przeczytać całą
Biblię. Może wtedy ją zrozumiesz.
– I co, mogę sobie podejść i przeczytać tak książę? – Spytałam zdziwiona.
– A czemu nie, tutaj nie jest nic zabronione. Może inaczej. To co jest zabronione, dla prekurów jest nieosiągalne. Weźmy na przykład culcurmę na twój temat.
Możesz ją wziąć, ale po otwarciu będziesz widzieć tylko czyste kartki, zero znaków. Tak tutaj aniołowie rozwiązali ciekawość ludzką.
Karina wstała i podeszła do kominka w celu wrzucenia kilku drewienek do ognia.
Następnie przyniosła talerz z owocami i postawiła go na stoliku przed nami.
– Tutaj jest tylko część książek, natomiast wszystkie księgi są przechowywane w pozostałych dwóch miastach. Do tamtych miejsc mają dostęp tylko aniołowie. Klemens ma fajnie bo Jonatan mu przynosi co jakiś czas ciekawą księgę
z historii niebios. Można się wiele ciekawych rzeczy dowiedzieć na różne tematy.
Jedno z miast Jerycho jest stworzone tylko dla aniołów, to tam mają swoje, nazwijmy to, rodziny, przyjaciół. Natomiast drugie miasto Babilon jest tak zwaną
bramą. Przejściem na drugą stronę do raju. To miejsce jest zamieszkane głównie
przez najstarszych aniołów.
W drzwiach, które się właśnie otworzyły stanął Klemens trzymając w ręce karafkę
z winem. Jego uśmiech zniewoliłby niejedną kobietę. Gdy zaczął się zbliżać, to
zauważyć się dało jego chwiejny krok. Skoro przyniósł tylko jedną karafkę, to
z dużym prawdopodobieństwem wypił dwie takie karafki sam na dole. Obie się
uśmiechnęłyśmy do siebie na ten widok.
46
– Widzę drogie panie, że ja i moja koleżanka – tutaj Klemens wskazał na karafkę – przybyliśmy w ostatniej chwili.
Napełnił każdy kieliszek, po czym spoczął w fotelu między nami.
– No to jak moja droga, czy wiesz już co nie co o jutrzejszym dniu? – Nie
czekając na odpowiedź mówił dalej – może uda ci się jutro zobaczyć diabła, całego
zarośniętego takiego z rogami i ogonem.
– No przestań – Karina zaczęła się śmiać – jeszcze kilka łyków wina i sam
zamienisz się w diabła.
– Ja? Diabłem? To dopiero by było. Klemens diabełek piąty. – Napił się wina
– siedziałbym ci na ramieniu i szeptał sprośne rzeczy do ucha.
Mówiąc to Klemens robił tak zabawne gesty rękoma, że nasz śmiech pewnie było
słychać na zewnątrz.
– Jakoś nie mogę sobie wyobrazić ciebie z rogami i ogonkiem – Karina dalej
nie mogła pohamować śmiechu – przecież ty byś piekło przepił przyjacielu.
– Całkiem możliwe – Klemens sam zaczął się do siebie uśmiechać.
– Nie słuchaj go Emilio. Nie ma żadnych diabełków, a na pewno nie zarośniętych z ogonem i rogami. – Karina powoli powstrzymywała śmiech – wiem, że diabeł jest tak opisywany na ziemi dość często, mnie też kimś takim straszyli
w dzieciństwie, ale nie ma to nic wspólnego z prawdą. Nasz towarzysz jest już troszeczkę zmęczony, ale humor mu dopisuje.
– No tak, jak zawsze o tej porze zmęczony – wybełkotał Klemens. – Nawet
nie wiesz moja droga jak ciężko jest ściągnąć wino z beczek do takiej małej karafki.
– Muszę się dowiedzieć jak oni zamieniają wodę w wino – powiedział to tak
jakby rozmawiał sam ze sobą.
Czułam się troszkę zmieszana. Nie za bardzo rozumiałam te ich żarty i na siłę
zmuszałam się do uśmiechu, ale muszę stwierdzić, że mi się to podobało. Może jak
bym tu została dłużej to byśmy się zaprzyjaźnili? Najdziwniejsze jednak było to, że
teraz nie myślałam o jutrzejszym dniu, nawet się tym nie przejmowałam. Wybita
z rozmowy zastanawiałam się, kiedy ostatni raz widziałam kogoś tak pijanego jak
Klemens, ale nie potrafiłam sobie przypomnieć. Więc może rzeczywiście siostra
Gertruda miała rację, że się zdziwimy tym, co tu zastaniemy.
– No to jak Emilio, może opowiesz nam trochę o sobie – głos Klemensa
dalej brzmiał jak pijacki bełkot.
– Myślę kolego, że najlepiej będzie jak pójdziesz już spać – poprosiła Karina.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 47
– No nie mogę – powiedział lekko wzburzony – przecież musimy ją przygotować.
– Już prawie skończyliśmy – Karina wstała z fotela – resztę ja jej mogę opowiedzieć, ale jak pójdziesz spać.
– Nie pójdę.
– Widzę że tam na dole to chyba niejedna karafka się skończyła – Karina podała rękę Klemensowi. – Jak tak dalej pójdzie to zostaniesz pierwszym alkoholikiem po tej stronie.
– A wiesz, że to by było zabawne – wybełkotał Klemens. – Tylko, kto by tu
terapie prowadził.
– No chodź przyjacielu, Emilio pomożesz mi go podnieść?
Wstałam i podałam rękę z drugiej strony Klemensowi. Po kilku pociągnięciach do
góry udało się go postawić w pionie. Po chwili chybotania, Klemens zawisł na szyi
Kariny i wybełkotał:
– Dwie dziewczyny dla mnie jednego, naprawdę cuda się zdarzają. Niestety
moje drogie, czekam na kogoś innego, więc nic z tego nie wyjdzie, nie róbcie sobie
nadziei.
– Jestem załamana kolego, nie zasnę w nocy – mówiąc to Karina uwolniła się
z jego uścisku, odwróciła go do siebie plecami i zaczęła pchać go w stronę schodów na piętro.
– Pomóc ci? – Spytałam.
– Nie, nie trzeba, już się przyzwyczaiłam – mówiąc to zaczęła wpychać Klemensa po schodach, – ale poczekaj minutkę to wrócę i dokończymy rozmowę.
Po chwili oboje zniknęli w wejściu na piętrze. Zostałam sama na dole. Kucnęłam
przed kominkiem. Ciepło bijące od ognia uspokajało mnie troszeczkę. Zaczęłam
się zastanawiać nad jutrzejszym dniem. Czy dostanę ocenę pozytywną czy inną.
Komu miałabym wybaczyć i kogo prosić o wybaczenie. Całe życie oddałam Bogu
więc nie powinnam się bać. Teraz w moich myślach pojawiła się babcia. Jeśli dobrze zrozumiałam to można na kogoś tutaj poczekać. Tylko dlaczego jej jeszcze nie
widziałam. Może czeka w tym Jahwe, a może po prostu dołączyła do dziadka za
bramą i czekają tam na mnie. A moi rodzice? Jaką drogę wybrali? Wiem tylko, że
im wybaczyłam już dawno temu. Uświadomiłam sobie, że nie miałam żadnych
wrogów, żadnych nieprzyjemności. Wszystkim, którzy mnie kiedyś skrzywdzili
wybaczyłam już dawno temu. Teraz zaczęłam się zastanawiać, czy to ja kogoś
skrzywdziłam. Ale nie potrafiłam znaleźć takich osób, jedynymi których skrzywdziłam byli moi rodzice, którym tak naprawdę złamałam serce swoją decyzją o ce48
libacie. Ale w głębi czułam, że mi wybaczyli. Zaczęłam też myśleć o swojej miłości wakacyjnej, po której usunęłam ciążę. O chłopaku, któremu wybaczyłam, że
mnie wykorzystał i o nienarodzonym dziecku, które usunęłam w 5 tygodniu ciąży.
Przypomniałam sobie zdanie, które niedawno usłyszałam będąc już tutaj wszystko
co unicestwił człowiek na ziemi, odrodziło się tutaj. Odpokutowałam, całe życie
przeznaczyłam na pomoc dla innych, dla bardziej potrzebujących. Zaczęłam się
zastanawiać, czy moje dziecko trafiło tutaj, ale odrzuciłam te myśli natychmiast.
Po pierwsze nie było jeszcze człowiekiem, nie miało wyrobionych jeszcze żadnych
elementów ciała czy duszy, a po drugie nie miało chrztu. A pismo święte mówiło
jasno, że dostąpienia może otrzymać dusza, która przeszła chrzest. Ale czy na
pewno, przecież właśnie dowiedziałam się jak rzeczywiście jest po drugiej stronie,
że Biblia jest mało zrozumiana po tamtej stronie.
– No już jestem – usłyszałam głos Kariny schodzącej po schodach. – Ciężko
było go wrzucić do łóżka, ale dałam radę. Całe szczęście, że nie będzie miał jutro
kaca bo to co wypił to by niejednemu koniowi jutro łeb urwało.
– Jak to, nie będzie miał kaca? – Spytałam.
– No, taki jeden z prezentów od Boga po tej stronie dla nas – odpowiedziała
z uśmiechem Karina. – To może dokończymy to co Klemens dostarczył z piwnicy?
– W takim przypadku nie widzę przeciwwskazań do picia – odpowiedziałam
tym razem z uśmiechem.
– No więc jak Emilio, przerażona jesteś jutrzejszym dniem po tym wszystkim
co tu usłyszałaś? – Spytała od razu Karina.
– Szczerze to powiem, że nie wiem – odpowiedziałam troszkę skołowana. –
Zrobiłam rachunek sumienia i nie za bardzo mam się do czego przyczepić.
– To dobrze, pamiętaj tylko, że wielu rzeczy możesz nie pamiętać a zostaną ci
przypomniane, ale tym się nie przejmuj.
Obie napiłyśmy się po lampce wina.
– Opowiedz Emilio, co tam na ziemi słychać, czy coś się zmieniło, czy ludzie
się zmieniają? – Spytała się Karina.
– Obawiam się droga koleżanko, że nie jestem w stanie ci cokolwiek więcej
powiedzieć na ten temat. Moje życie opierało się na służbie mojemu zakonowi,
więc nie za bardzo interesowałam się relacjami panującymi na świecie. Wydaje mi
się, że niewiele mogę ci powiedzieć na te tematy, bo ludzie z którymi się spotykałam są tacy sami jak kiedyś, biedni, chorzy i słabi. Nie wszyscy, ale wielu właśnie
takich jest.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 49
Karina posmutniała, już dawno wyczułam, że ją interesowało to co na ziemi modne, wygodne i piękne.
– Ale ty mogłabyś mi opowiedzieć dlaczego tu zostałaś? – Ponownie zabrałam
głos, gdy opróżniłam kolejną lampkę wina.
– Widzisz moja droga, moje życie nie było łatwe. Za życia wychowywałam
się bez rodziców, którzy mnie porzucili już w wieku trzech lat. Na szczęście miałam babcię, która mnie przygarnęła i wychowała. Do trzynastego roku życia
wszystko było piękne i gładkie, ale później złe towarzystwo, imprezy, narkotyki.
Byłam narkomanką. Moja babcia nie potrafiła mi pomóc wydostać się z tego nałogu. Jedyną osobą, jaką skrzywdziłam to była właśnie ona. Zaślepiona towarzystwem i narkotykami nie widziałam nawet jak mocno ją ranię, pewnej nocy przedawkowałam i spotkałam Jonatana. Więc teraz czekam na nią i będę prosić
o przebaczenie. Wiem, że mi wybaczy, ale chcę to usłyszeć, chcę ją tu przytulić,
przeprosić. Po tym mam nadzieję zabrać ją na drugą stronę, do Edenu. Zrozumiałam, że tylko z nią mogłabym spędzić wieczność.
W oczach Kariny pojawiła się łza, którą przetarła rąbkiem swetra, który miała na
sobie odkąd wróciła z góry.
– Teraz po tamtym okresie pozostała mi tylko jedna rzecz – powiedziała Karina już uśmiechnięta.
– Jaka? – Spytałam się troszkę zdziwiona tym, że tak szybko można przejść
z płaczu w uśmiech.
– Pociąg, pociąg do przystojnych facetów – uśmiech nie znikał z jej twarzy –
a tych niestety jest tutaj co niemiara.
Obie zaczęłyśmy się śmiać, by po chwili stuknąć się lampkami z winem.
– No z tym to się akurat zgodzę – powiedziałam.
– A ty Emilio masz na kogo czekać? – Wzrok Kariny znad lampki wina utkwił
w mojej twarzy. – Wiem, że byłaś zakonnicą, ale każdy z nas potrzebuje miłości,
uczucia, ciepła. Jak nie dostałaś tego tam, to na pewno dostaniesz tutaj.
– Teraz już nie – odpowiedziałam – myślałam, że spotkam tu babcię, ale najwidoczniej wolała jak najszybciej dołączyć do dziadka. Tam – zastanowiłam się
przez chwilę – nie za bardzo mam na kogo czekać.
– A jeśli można wiedzieć, to co wybierzesz jeśli nie uda ci się przejść? – ciekawość Kariny była dokładnie taka sama jak w pokoju na górze gdy po raz pierwszy rozmawiałyśmy w pokoju. – Nie obraź się, ale skoro całe życie poświęciłaś
Bogu i się nie udało tak od razu, to czy nie warto było by zapomnieć i spróbować
życia jeszcze raz?
50
– A co jeżeli bym zboczyła z drogi i została jakąś lafiryndą? Czy warto? Co by
było gdyby zamiast Jonatana pojawiłby się jakiś facet z rogami – odpowiedziałam,
po czym obie wybuchłyśmy śmiechem.
– Popatrz na mnie, ja jako narkomanka dostałam szansę więc inni też mogą ją
dostać. Poza tym wiesz jako zakonnica, że Bóg łatwo przebacza. Ja jestem dobrym
tego przykładem.
– No tak, ale my sami mamy problem z przebaczaniem. Skoro ty jesteś tutaj,
to znaczy, że nie potrafisz sobie sama przebaczyć tego co zrobiłaś babci – po tych
słowach nastała chwila ciszy.
Poczułam, że wino mocno uderzyło mi do głowy. Zaczęłam gadać jak stara babcia,
która próbuje doradzać komuś, nie mając o tym tak naprawdę pojęcia.
– Może zostanę tutaj – powiedziałam po chwili – życie tutaj może wydawać
się naprawdę ciekawe, jest tu tyle ksiąg do przeczytania, tyle do poznania – mówiłam, a myślałam zupełnie o czymś innym. Księgi akurat teraz najmniej mnie interesowały.
– Jutro się okaże co się stanie – powiedziała Karina – napijmy się jeszcze.
Po tych słowach napełniła obie lampki czerwonym płynem.
– Mogłabyś mi powiedzieć co należy zrobić żeby tu zostać, jak wybierana jest
osada albo anioł?
– Czyżby komuś spodobał się nasz Jonatan? – Odpowiedziała Karina.
Zrobiłam się czerwona.
– Nie powiem, jest całkiem przystojny – odpowiedziałam automatycznie bez
zastanowienia; uśmiech nie mógł zniknąć z twarzy Kariny.
– Nie, to nie tak – próbowałam odpowiedzieć szybko, ale sama nie wiem, kiedy obie zaczęłyśmy się z tego śmiać.
Wino, które piłyśmy naprawdę zaczęło teraz dochodzić do głowy. Nie pamiętałam,
kiedy ostatni raz czułam się taka wyluzowana, jeszcze świadomość braku jutrzejszego kaca, rozochocała mnie jeszcze bardziej. Zaczęłam się tylko zastanawiać,
czemu z nami nie ma już żadnego faceta i gdzie się podział ich pan i władca Jonatan.
– No widzisz droga Emi, może tutaj uda ci się zaznać szczęścia przed przejściem za mur. Jak to powiedział kiedyś Klemens;
Karina zrobiła krótką pauzę i wzniosła do góry lampkę wina.
– Oni nie mogą nas do niczego zmusić, skoro jesteśmy tutaj to korzystajmy
z dobrodziejstw nam oferowanych – westchnęła Karina – twoje zdrowie siostro.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 51
ŚWIĄTYNIA KAFCJELA
Jonatan dogasił ognisko na polanie. Do wschodu ma jeszcze sześć godzin,
więc wyruszył za skały, w stronę Straterów. Aurelia powiedziała mu, że Agar udał
się do świątyni Kafcjela. A właściwie do ruin świątyni anioła, który zakochał się
kiedyś w ludzkiej królowej. Kiedyś wielki anioł, odpowiedzialny za śmierć króli,
obecnie jeden z poddanych wyklętego. Sam Samuel przekonał go do porzucenia
Ojca i przejścia na jego stronę. Kafcjel na rozkaz Metatrona miał sprowadzić jedną
z ludzkich królowych, ale zamiast ją zabić i przyprowadzić, zakochał się w niej,
czym rozgniewał samego Ojca.
Jonatan przecisnął się między skałami i wyszedł na otwartą przestrzeń. Za nim
stał jego koń, przed nim rozciągała się pustynna ziemia, za którą znajdował się jego cel. Bezszelestnie wskoczył na konia. Gdyby tylko jego Aurelia się dowiedziała,
dokąd zmierza. Nawet nie chciał myśleć o tym, co by zrobiła. Pognał w kierunku
świątyni.
Po półgodzinnej szybkiej jeździe dotarł do cel. Przed nim wznosiły się mury
świątyni Kafcjela. Teraz, gdy księżyc osiągnął pełnię, można było w pełni podziwiać prastarą budowlę. Mury otaczały cały szereg budynków, nad murami wyłaniała się górna część jednego z nich, na każdym rogu stały wieże w kształcie korony.
Budowla była stara, pamiętała czasy sprzed wojny niebios, ale nie wyglądała najgorzej. Można powiedzieć, że trzymała się nieźle. Brakowało jej jednego, pomyślał
– życia w jej wnętrzu.
Jonatan zeskoczył z konia, po czym kazał mu czekać. Sam udał się w stronę
świątyni. To co go zaniepokoiło to to, że nie widział żadnego światła. Wiedział, że
jest to jedyne miejsce gdzie mógł zastać Agara i jego kompanów, ale wszystko wyglądało tak, jakby nikogo tutaj nie było.
Po chwili był już pod murami świątyni. Postanowił ją obejść dookoła. Do
środka prowadziła tylko jedna brama. Powoli udał się w jej kierunku. Krocząc
w jej stronę wyczuł jednak, że coś tutaj jest nie tak. Wiedział, że musi być tak jak
powiedziała Aurelia, żaden anioł nie wycofuje się z tego co postanowił, obiecał lub
przysiągł. Znając Agara, domyślił się, że prawdopodobnie przygotował mu jakiegoś psikusa. Zrezygnował z przejścia główną bramą, postanowił wspiąć się po murze do góry. Po chwili wysiłku znalazł się już na samy szczycie. Zobaczył dokładnie oświetlony przez księżyc plac główny, nie było na nim nikogo. Aniołowie
52
prawdopodobnie ukryli się w pierwszym budynku po lewej stronie od bramy.
Na korzyść Jonatana przemawiał fakt, że znał tę świątynię bardzo dobrze,
w końcu mieszkał od niej jakąś godzinę drogi i dość często przyjeżdżał tu żeby
w samotności ćwiczyć. Poznał ją dokładnie, wiedział, że składa się tak naprawdę
z dwóch gościnnych budynków przypiętych do muru oraz z głównego klasztornego
sanktuarium. Pod spodem znajdowały się niezliczone piwnice. Całość była otoczona murem, wysokim na jakieś sześć metrów i grubym na metr. Główny budynek,
sanktuarium, w którym kiedyś zamieszkiwał Kafcjel, znajdował się na wprost od
bramy głównej i był tyłem skierowany w stronę gór Straterów. Jako jedyny z trzech
większych budowli w środku wystawał ponad mur. Z każdego budynku można było dostać się na mury wąskimi schodami. Budynki gościnne, w których mieli
schronienie różni wędrowcy, były położone w narożnikach z przodu. Właśnie
w kierunku jednego z nich skierował się po cichu Jonatan. Schodząc schodkami
w dół usłyszał ciche rżenie konia, teraz już był pewien, że Agar się przed nim
gdzieś tutaj ukrył. Konie znajdowały się dokładnie w tym budynku, o którym przed
chwilą myślał on sam. Przez małe okienko dojrzał żar wydobywający się z fajki,
którą pewnie palił jeden z kompanów Agara, ukryty w budynku przy prawej wieży.
Teraz Jonatan wiedział na pewno, że Agar upodobał sobie sanktuarium, jako swoją
dzisiejszą nocną siedzibę.
Idąc przy murze wiedział, że trudno go będzie zobaczyć. On widział wszystko
dokładnie, a sam był ukryty w cieniu muru. Po chwili był przy sanktuarium. Wystarczyły dwa szybkie skoki z cienia w kierunku drzwi i już był w środku. Zawsze
wyobrażał sobie to miejsce pełne płonących świec i pachnących kadzidełek, ale
zawsze gdy je odwiedzał było ono smutne. Trochę światła do środka dostarczał
księżyc, który padał na jedną ze ścian, a który dostawał się tutaj przez dziurę
w poszyciu dachowym. W środku znajdowała się główna nawa. Pośrodku znajdowało się dużo połamanych drewnianych ław. Za nimi w głębi znajdował się ołtarz
z dużym drewnianym krzyżem. Za nim wisiała czerwono-złota płachta, kiedyś
piękna dziś miejscami podarta i przybrudzona. W czterech rogach sali znajdowały
się kolumny, które owinięte były gałęziami pokrytymi drobnymi liśćmi i kwiatami
wykonanymi ze złota. Teraz jednak pokrywały je pajęczyny i kurz. Na ścianach
wisiały liczne świeczniki, wypełnione resztkami wosku ze świec. Pomiędzy nimi
wisiały w grubych pozłacanych ramach obrazy, które także pokrywała gruba warstwa brudu. Całość sprawiała ponure i mroczne wrażenie. Jonatan starał się wybierać najbardziej zacienione miejsce sali w celu poruszania się po niej. Zastanawiał
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 53
się gdzie mógłby się ukryć przed nim Agar, doskonale wiedział, że tu jest. W tej
samej chwili oślepiło go światło księżyca, które wpadło przez nową dziurę
w dachu. Jonatan odwrócił wzrok w lewą stronę, z której usłyszał spadające resztki
sufitu. Zauważył na wielkim krzyżu przymocowanym do ściany postać Agara. Kucał na samym szczycie krzyża i uśmiechał się do Jonatana. Wiatr, który lekko powiewał pod dachem unosił jego blond włosy i płaszcz w falistych ruchach.
– Długo na siebie każesz czekać, Jonatanie – powiedział z uśmiechem na twarzy. – Chodź do góry, porozmawiamy w spokoju.
Na te słowa zeskoczył na środek sali i udał się w kierunku schodów prowadzących
na górę. Teraz Jonatan mógł w pełni podziwiać potężną sylwetkę swego przyjaciela. Był on o głowę wyższy od Jonatana, miał szerokie barki, mocno umięśnione
ramiona i uda, co podkreślał obcisłym, skórzanym strojem. Miał średniej długości
włosy, które zaczesywał za uszy, na kobiety, które lubił zdobywać, czy jak twierdzili niektórzy jego znajomi, kolekcjonować, szczególnie mocno działały jego
wielkie, zielone oczy. Całość dopełniała silnie zarysowana męska szczęka, pokryta
jednodniowym zarostem. Na szyi miał znak trzech klepsydr.
– Przyjacielu rozpal ognisko, coś zjemy – Agar klasnął w dłonie i dopiero teraz Jonatan zobaczył kolejnego anioła, który pojawił się w taki sposób, jak by
przed chwilą wyszedł ze ściany.
Jonatan pomyślał, że dał się zaskoczyć jak małe dziecko. Jego wydalenie z klanu
Gabriela, źle wpłynęło na jego umiejętności. Poczuł złość na samego siebie gdyż
wiele razy ćwiczył z Agarem więc powinien znać jego ruchy. Anioł zatrzymał się
na schodach i skierował wzrok na przybysza:
– No chodź Jonatanie, ciągle na ciebie trzeba czekać.
– Niezły ten twój kompan, nawet go nie zauważyłem w odróżnieniu od tego
w pierwszym domku – powiedział Jonatan, chcąc się obronić przed tym, że tak
szybko dał się zaskoczyć przyjacielowi.
– Zobaczyłeś to co chcieliśmy żebyś zobaczył – uśmiech nie znikał z twarzy
Agara – skoro udało ci się odnaleźć pierwszego naszego brata, to zatraciłeś koncentrację i nie dostrzegłeś pozostałych; wpadłeś jak nie powiem co. Ale już się nie
smuć, kiedyś ci to wszystko przypomnę. Odkąd jesteś na tym zadupiu twoje umiejętności nie są nawet w dziesięciu procentach tym, czym były kiedyś. Może jednak
twój wybór nie był taki dobry.
– Powinieneś tutaj zamieszkać – Jonatan odpowiedział na słowną zaczepkę
przyjaciela – może w końcu dostrzegłbyś piękno tego świata a nie tylko czubek
swojego nosa.
54
– Nie ma siły, która by mnie do tego zmusiła – Agar się roześmiał – zrezygnować z tych wszystkich uciech jakie oferowane są mi przez wszystkie piękne
damy? Dziwię się, że ty dałeś sobie z tym spokój.
Jonatan nie odpowiedział Agarowi, wiedział, że dla niego liczy się tylko to by nocy
nie spędzać samotnie. Nieważne co by powiedział, nie zmieni podejścia Agara do
życia. Taki już jest i tyle. Najważniejsze jednak, że jako przyjaciel nigdy go nie
zawiódł.
Obaj dotarli schodami na górę. W tym pomieszczeniu znajdowało się dokładnie tylko jedno duże okno i było ono skierowane na Stratery. Agar przysunął do
siebie kopniakiem dwa krzesła. Wyjął bukłak z winem i podał go Jonatanowi.
– Spocznijmy – jego ręka wskazała na fotele.
– Z miłą chęcią – mówiąc to Jonatan wykonał jego polecenie i napił się wina.
– Wzywałeś mnie przyjacielu – ciągnął dalej Jonatan, – więc jestem. Nie było
łatwe wyrwać się z obowiązków, ale zrobiłem to tak szybko jak mogłem.
– Wiem – tutaj spojrzeli sobie w oczy, – ale też bym sobie przystanął na tej
polanie.
Jonatan zmrużył oczy. Domyślił się, że któryś z kompanów Agara obserwował go
z Aurelią. Musiał być dobry skoro ich nawet nie usłyszał. Ciekawe co każe być im
aż tak ostrożnym.
– Nieładnie tak szpiegować przyjaciół – wtrącił Jonatan.
– Nie martw się, nikt nie chciał cię śledzić, czy podglądać. Po prostu jeden
z moich braci wyczuł zapach palonego drewna. Więc dla pewności pojechał
sprawdzić czy to ty. A gdy dotarł w pobliże polany to zobaczył cię z naszą wczorajszą gospodynią, więc kulturalnie wrócił do nas.
– Nie miej nam za złe – dodał po chwili – taka anielska ostrożność, gdy się
jest w dziwnych miejscach.
– Dziwnych miejscach? Co tu takiego dziwnego? – Spytał Jonatan.
– A chociażby ta świątynia, a właściwie dom Kafcjela. Nie wydaje ci się
dziwne, że jeszcze stoi, w sumie po kilku poprawkach byłby dobrym domem.
Agar przejechał palcami po obrzeżu okna tak jak sprawdza się czy został sprzątnięty kurz. Przysunął palce do nosa i powąchał ich koniuszki.
– Lub chociaż samo sąsiedztwo ze Straterami – mówił dalej Agar, nie czekając
na odpowiedź Jonatana. – To mi się wydaje dziwne. Przecież wiesz, że
w Straterach są główne wejścia do piekieł, dlatego nie dane nam jest je zwiedzać –
dodał z przekąsem.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 55
– Nie obawiaj się przyjacielu, wejścia są w głębi gór, nawet jak by jakaś duszyczka urwała się z piekielnego łańcucha, to nie dotarłaby tutaj; świta Samuela by
na to nie pozwoliła. Oni nie mogą przejść tutaj a my tam. Takie prawo, znasz je
doskonale. – Powiedział Jonatan.
Agar uśmiechnął się tylko kącikiem ust, po czym wziął porządny łyk wina.
– Widzisz przyjacielu, mam do ciebie prośbę, a mianowicie chciałbym abyś
udał się na ziemię.
– Na ziemię? Ale kiedy – odparł zdziwiony Jonatan. – Czemu się aż tutaj musieliśmy spotkać. Przecież mogłeś wysłać posłańcem rozkaz i było by już po sprawie.
– To nie takie proste – Agar miał kamienną twarz – widzisz, musisz się tam
dostać tak, żeby Metatroni się o tym nie dowiedzieli.
Musiało to być coś ważnego, skoro się aż tutaj fatygował. Normalnie wystarczy
zezwolenie od Metatronów na przejście na ziemię i już. Skoro chce to załatwić bez
ich wiedzy to musi to być coś poważnego. Jonatan uśmiechnął się w duchu. Po raz
drugi zdarzało mu się słyszeć w ostatnich dniach by udał się na ziemię bez zezwolenia Metatronów.
– Ale po co?
– Posłuchaj, Gabriel dowiedział się, że Samuel będzie próbował wysłać na
ziemię swojego pobratymca Douma.
– Księcia piekieł, ale po co?
– Prawdopodobnie żeby odszukał Remiela.
– Archanioła Remiela? Ale co ja mogę mieć z tym wspólnego? Oni są tak potężni, że ja jestem jak drobny włos na ich głowie, nawet mnie nie dostrzegą. –
W głosie Jonatana można było usłyszeć strach.
– Musisz ostrzec Remiela, że Książę piekieł go szuka. Ale tak, żeby Metatroni
się nie dowiedzieli. Im mniej wiedzą tym więcej może Gabriel. Kiedy mógłbyś
wyruszyć?
– Nie wiem. – Odpowiedział zaskoczony Jonatan – teraz mam prekura do dostarczenia …
– Prekur to nie problem – Agar przerwał Jonatanowi – wyślij Klemensa z nim,
albo przekaż go nam, to my go dostarczymy – jego głos stawał się bardziej nachalny.
– Nie mogę przyjacielu – Jonatan próbował wyciszyć emocje w głosie swojego rozmówcy.
– Dlaczego? Co jest ważniejszego od ostrzeżenia jednego z braci Archanio56
łów? – Agar zaczął właściwie już krzyczeć – przecież chcesz wrócić do klanu?
Odmowa może ci to utrudnić, a nawet zniweczyć wszystkie twoje dotychczasowe
wysiłki.
Agar nie tylko podnosił głos, ale na dodatek wstał z krzesła. Stanął na wprost siedzącego Jonatana.
Jonatan zaczął się zastanawiać. Rzeczywiście, jeżeli to jest tak ważne dla Gabriela,
to może warto spełnić tę prośbę. Każde zadanie przybliżające do klanu to z kolei
szansa dla niego i Aurelii. Szansa na lepsze życie i skok w hierarchii aniołów
z drugiej strony Gabriel wie doskonale kim jest ten prokur, przecież sam mu przekazał o niej informację. Archanioł nie pchałby się w tak dziwne rozgrywki. Jonatan
nabierał przekonania, że ta misja na ziemi to blef, coś innego musiało ich tu sprowadzić. Przecież tak naprawdę sam Gabriel mógłby przekazać Remielowi tę informację. Zajęłoby mu to kilka godzin, Jonatanowi mogło to zająć kilka dni.
– Naprawdę muszę dostarczyć tego prekura do Jahwe – powiedział po chwili
Jonatan, – ale jak nie masz nikogo, kto podjąłby się tej misji na ziemi, to musisz
poczekać do jutrzejszego wieczoru. Jonatan napił się wina.
– Czyli dopiero jutro wieczór będziesz mógł się tego podjąć? – Zapytał Agar.
– Tak. Myślę, że jutro wieczorem mój prokur będzie po ocenie, więc zajmę się
tą sprawą. Po za tym sam mówisz, że Douma jeszcze nie ma na ziemi, że to dopiero plany.
– Niech i tak będzie, właściwie byłem przekonany, że dostaniesz tę informację
dopiero jutro w Jahwe u Prałata. – Agar ponownie usiadł na krześle i napił się wina
– Wiem, Aurelia mi mówiła – Jonatan podał ponownie bukłak z winem Agarowi – poza tym nie musicie tak mi jej straszyć.
– Straszyć? – Odpowiedział zdziwiony – przecież my tylko u niej nocowaliśmy. A poza tym dziwię się, że tak otwarcie się z nią zadajesz.
– Nie powinieneś się tym interesować – powiedział już zdenerwowany Jonatan, zawsze się unosił jeżeli jakiś anioł próbował mu coś powiedzieć na temat Aurelii – sam sobie dobieram przyjaciół i kobiety.
– Tak tylko mówię, a właściwie ostrzegam – Agar nie przejął się głosem Jonatana – mieszaniec zawsze przynosi kłopoty.
W głosie anioła można było wyczuć szyderstwo. Słysząc te słowa Jonatan wstał
i wyrwał bukłak z winem Agarowi z ręki. Następnie napił się trochę wina i rzucił
tym co zostało w swojego rozmówcę. Agar też szybko wstał i patrzyli sobie prosto
w oczy. Agar był wyższy od Jonatana i bardziej umięśniony, ale to akurat u nich nie
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 57
miało znaczenia. Wyglądało na to, że zaraz się pobiją, tylko żaden z nich nie miał
za bardzo ochoty na użycie siły. Wyczuć można było respekt, jakim darzą siebie
nawzajem. Przecież oboje znali się od narodzin, razem wychowywali i przyjaźnili,
robili te same ćwiczenia i posiadali te same umiejętności. W czasie przysięgi jaką
aniołowie składają przed Ojcem po 25 latach ćwiczeń, nakazano im służbę u boku
Gabriela. Tylko, że Jonatanowi po pewnym czasie zaszkodziły kontakty
z mieszańcem, a dokładniej Aurelią. Agarowi się udało, jest teraz jednym
z przybocznych Gabriela, natomiast Jonatan został zarządcą osady, którą nazwał
Jonatar.
Po chwili Jonatan wycedził po woli przez zęby:
– Jeszcze raz usłyszę z twoich ust słowo mieszaniec w odniesieniu do Aurelii
to….
– To co? – przerwał mu Agar – Cherubini robią sobie co chcą z mieszańcami,
a mnie nie wolno nawet mówić o jej hańbie?
– Ale ty nie jesteś Cherubinem, jesteś mi bratem – odpowiedział urażony Jonatan.
– Wybacz Jonatanie, ale ja tylko dbam o twój tyłek. Już raz na tym wyszedłeś
jak …
– Nie musisz. Wystarczy, że pozwolisz mi być takim, jakim chcę być – głos
Jonatan był już spokojny.
Po chwili odwrócił się od Agara i usiadł z powrotem na fotelu. Wyciągnął fajkę
i nabił ją tytoniem. Zaciągnął się kilka razy i podał ją Agarowi.
– Zapal, skoro pozbyłem się tak dobrego wina, to uracz się, chociaż tą fajką –
w głosie Jonatana słychać było teraz lekceważenie – po za tym drogi przyjacielu,
zdradź mi prawdziwy powód twojej wizyty na takie zadupie? Przecież to wszystko
mógłbyś przekazać mi przez Prałata w mieście lub sam tam na mnie poczekać.
Jonatan robił się coraz ciekawszy.
– Gabriel wie, jakie mam rozkazy, więc na pewno ci to przekazał. A więc? –
Jonatan spojrzał na przyjaciela.
Agar spojrzał prosto w oczy Jonatanowi, z jego ust wydobywał się dym. Po chwili
oddał mu fajkę. Zamruczał coś pod nosem i wstał. Podszedł do okna i spojrzał na
Stratery. Ciężko było cokolwiek tam dojrzeć, ale patrzył w ich kierunku dłuższą
chwilę. Po chwili skierował się w stroną schodów na dół i powiedział:
– Chodź Jonatanie, coś zobaczysz.
Oboje udali się do trzeciego budynku, w którym Jonatan podczas skradania widział
jednego z aniołów, którzy przybyli tutaj z Agarem. Weszli do środka. W środku stał
58
anioł z pochodnią w ręku.
– Korinie podaj pochodnię – zwrócił się Agar do anioła, następnie odwrócił
się do Jonatana i powiedział :
– Zejdźmy na dół.
Udali się schodkami do piwnicy. Gdy tam dotarli Jonatan zobaczył na ziemi związane, a raczej zakute w łańcuchy ciało. Od razu je poznał. To był jeden
z odrzuconych. Ciekawe czy był sługą Samuela, czy uciekł od niego. Tak czy siak
kara go spotka o świcie, pomyślał Jonatan. Doskonale wiedział co stanie się z nim
gdy wzejdzie słońce.
– Skąd go tutaj wytrzasnąłeś? – Jonatan próbował dojrzeć jego twarz, ale była
ona skierowana w podłogę.
– A błądził w tej świątyni – odparł Agar – jak przybyliśmy to nawet się nie
bronił, nie próbował uciekać.
– I to jest twój powód przybycia tutaj? – Spytał zdziwiony Jonatan.
– Widzisz, przyjacielu – głos Agar stał się bardziej arogancki – nie bywasz
dość często u nas, więc nie wiesz.
– Czego nie wiem?
– A mianowicie, że Metatron chce schwytać kilku odrzuconych w celu pokazowej egzekucji w mieście.
– W celu egzekucji – Jonatan popatrzył z uśmiechem na Agara – a czemu ma
to niby służyć.
– To jest wersja oficjalna. – Uśmiech pojawił się na twarzy Agara, który był
zadowolony, że znowu zaskoczył Jonatana – a nieoficjalna jest taka, że będzie ich
chciał przehandlować Serafinom.
– Przecież Serafinowie nie zadowolą się byle odrzuconym – Jonatan dalej
przyglądał się leżącemu.
– Ale to nie jest zwykły odrzucony – po tych słowach Agar kopnął leżącego
w brzuch.
– Patrz – dodał przy drugim kopniaku. – Patrz Jonatanie.
Po trzecim kopniaku, chyba najmocniejszym z nich wszystkich, leżący wystękał
coś przez nos i położył się na plecach. Teraz Jonatan dostrzegł jego twarz,
a właściwie jej.
Twarz miała trochę przybrudzoną pewnie od podłogi, na której leżała, widać
było siniec na policzku i zadrapanie na nosie. Na szyi, zaraz pod lewym uchem
rozpoznał symbol pentagramu, a w jednym rogu krzyż zakończony harpunem. To
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 59
była Lilith, pierwsza oblubienica samego Samuela. Jonatan nie znał jej twarzy, znał
tylko ten symbol. Niemożliwy do podrobienia. Ten akurat wypalił jej sam Bóg,
zaraz przed wygnaniem. Symbol na szyi lub twarzy oznaczał anioła, symbol na
dłoni oznaczał ich sługi.
– Niemożliwe, jak ci się to udało – powiedział zaskoczony Jonatan. – Przecież
to jest Lilith. Jedna z pierwszych wyklętych.
Na te słowa kobieta spróbowała się podnieść, ale widać było, że nie ma siły, tylko
syknęła w stronę Jonatana. Widać było, że Agar się z nią za delikatnie nie obchodził.
– Sama chciała porozmawiać – odparł Agar – przysłała do Jahwe, a właściwie
do Gabriela posłańca, rozumiesz? Posłańca, sługę, takie samo ścierwo jak ona.
A my wycisnęliśmy z niego, co się da. Biedak spłonął publicznie.
– Gabriel na to pozwolił?
– Gabriel był przez kilka dni w Babilonie. Właściwie to będzie prezent dla
niego.
– Agar! – Jonatan aż krzyknął – czy ty kiedyś najpierw pomyślisz za nim cokolwiek zrobisz!
– Nie obrażaj mnie przyjacielu – odparł urażony anioł.
– Skoro jej sługa chciał coś przekazać Gabrielowi to powinieneś go wezwać,
albo przynajmniej poczekać z decyzją na jego powrót.
– Co miał przekazać to przekazał mi. Powiedział, że Lilith będzie czekać na
niego dzisiaj właśnie w tym miejscu. Jak myślisz, jak postąpiłby Gabriel? – Agar
się wzburzył na przyjaciela, – bo ja myślę, że kazałby mi ją schwytać i sprowadzić.
Po za tym mój drogi, w Jahwe trudno jest cokolwiek ukryć. Jak tylko zacząłem go
przypalać, to pojawili się Cherubini i mi go po prostu zabrali. Następnego dnia
o świcie płonął już na głównym placu. Takie prawo. Ale nie martw się. Wyśpiewał
wszystko. Od razu się tu udałem.
Każdy schwytany w naszym obszarze wyklęty lub jego sługi mają być unicestwieni
i to natychmiast pomyślał Jonatan. Jedno z praw wygłoszonych przez Metatrona po
wojnie Niebios. Od tamtej pory wygnańcy mogli funkcjonować tylko w piekle.
Jonatan nie chciał kontynuować tego wątku, wiedział dobrze, że nie przemówi
Agarowi do rozsądku. Znał go od dziecka, razem ćwiczyli, uczyli się
i wychowywali. Od dzieciństwa Agar stanowił o sile tej dwójki, natomiast Jonatan
kierował się rozumem. Domyślał się, że skoro Lilith chciała porozmawiać
z Gabrielem i tak bardzo ryzykowała, to znaczy, że ma jakiś ważny powód. Ona,
jedna z pierwszych, którzy dołączyli do Samuela, jego kochanka, jego córka
60
i matka w jednym. Ciekawe co się stało, że się na to zdecydowała, przecież doskonale wie co ją czeka.
– Rób jak uważasz, tylko się nie zdziw jak dołączysz do mnie na pustkowiu –
przerwał swoje rozmyślenia Jonatan.
– Nie, mój przyjacielu – odpowiedział z dumą Agar – mnie pustkowie nie pasuje, skłaniałbym się raczej ku temu, że dostarczenie jej pomoże mi zostać jego
pierwszym przybocznym.
Jonatan odwrócił się w stronę wyjścia.
– Nie uciekaj jeszcze – Agar złapał go za ramię – myślałem, że pomożesz mi
ją trochę przesłuchać – dodał lekko zirytowany – wiesz, że ja zawsze miałem małe
problemy z przesłuchiwaniem żeńskich osobników, a ty byłeś w tym nieoceniony.
– Nie przyjacielu, – Jonatan pokręcił z niedowierzaniem głową – radź sobie
sam, ja już mam swoje problemy i nie chcę ich mieć więcej, poza tym tobie też
radzę nie rób nic, to nie twoja liga. Oddaj ją Gabrielowi, – po czym skierował się
schodami w górę.
Agar ruszył z pochodnią za przyjacielem.
– Proszę cię Jonatanie, czy nie możesz dla mnie tego zrobić? – Mówił Agar
idąc za przyjacielem – a jak nie dla mnie, to zrób to dla siebie, nie widzisz w tym
szansy?
– Posłuchaj przyjacielu – Jonatan zatrzymał się na górze.
Agar oddał pochodnię Korinowi i wskazał ruchem dłoni żeby zostawił ich samych.
– Nie widzisz w tym szansy żeby do nas wrócić. Może nawet z tą swoją kobietą. To jest nasza szansa. Coś, na co czekaliśmy. Pamiętasz, o tym marzyliśmy
jak byliśmy młodzi. Zostać kimś a nie tylko zwykłym aniołem.
– Nie – Jonatan pokiwał głową.
– Ja już ją próbowałem zmusić do mówienia, ale ona nawet nie pisnęła. Syczy
tylko jak żmija. Wydaje mi się, że ty mógłbyś ją jakoś podejść. Tobie zawsze to
wychodziło lepiej.
– Czy ty naprawdę nie rozumiesz, że Gabriel będzie wściekły! Po pierwsze,
działasz bez jego zgody, a po drugie myślisz, że ona dałaby się tak łatwo złapać?
Pomyśl! Czy ty w tym Jahwe się tak zagubiłeś? To są jedni z pierwszych. Nieliczni, którzy przeżyli Bitwę Niebios. Ona mogłaby cię zdmuchnąć samym oddechem.
Sam dotyk jej skóry może być trujący.
– Nie przesadzaj – Agar wyprężył pierś – baba to może mnie w łóżku dmuchnąć a nie w walce.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 61
Jonatan pokiwał tylko z niezadowoleniem głową.
– Ale Jonatanie – wystękał zrezygnowany Agar.
– Nie ma już tamtego Jonatana – Jonatan podniósł głos – pamiętasz, za co zostałem zesłany do wioski, to pomyśl. Co zrobi Gabriel, jeżeli się dowie, że bez jego
zgody ją przesłuchujesz? To, że tamtego przesłuchiwałeś i się tu udałeś, to jeszcze
można wytłumaczyć twoją głupotą, ale to co chcesz zrobić teraz, to jak to wytłumaczysz? Chęcią posiadania informacji?
Agar nie odpowiedział nic, Jonatan pomyślał, że w końcu coś do niego dociera.
– To wiedz, że informacja tutaj jest najcenniejsza i nie dla każdego dostępna. –
mówił dalej – skoro ona chciała się skontaktować z Gabrielem, to ją dostarcz adresatowi i nie rób nic więcej. Poza tym ona jest potężniejsza niż ci się wydaje i dziwi
mnie strasznie, że żadnemu z was nie stała się krzywda. To co ona chce zrobić albo
przekazać, jest przeznaczone tylko dla uszu Gabriela. I możesz ją bić, gwałcić,
przypalać, łamać i nie wiem co jeszcze wymyślisz, to i tak ona nie powie nic.
A wiesz dlaczego?
Nastała chwila ciszy.
– Bo to jest Lilith – Jonatan przerwał tą chwilę ciszy – pierwsza z oblubienic
Samuela. Jej się nawet w piekle boją czarni książęta. Jak będzie chciała to zabije
cię nie dotykając twojego cielska. To ona jest pierwowzorem zła na ziemi.
– I dlatego dzięki niej będę tym kim zawsze chciałem być – odparł Agar, na co
Jonatan odwrócił się i wyszedł.
Doszedł do głównej bramy, odwrócił się jeszcze w stronę Agara, który właśnie pojawił się na placu, po czym zagwizdał. Po chwili pojawił się jego koń. Jonatan
wskoczył na niego, podjechał do swojego przyjaciela i powiedział mu ściszonym
głosem:
– Proszę się przyjacielu, w imię starej przyjaźni, nie rób głupstw.
Agar się tylko uśmiechnął, klepnął konia Jonatan w zad i powiedział:
– Miłej i bezpiecznej podróży. Wstawię się za tobą u Archanioła.
Przejeżdżając przez bramę Jonatan usłyszał jeszcze tylko:
– Odwiedź mnie jak będziesz w Jahwe, pytaj o pierwszego po Gabrielu.
Jonatanowi została tylko godzina na dojechanie do wioski oraz dwie godziny snu.
Ścisnął lejce w dłoni i pognał konia. Spieszył się. Nie wiedział co o tym wszystkim
myśleć, ale jedyne czego teraz pragnął to być jak najdalej od tego miejsca.
ZAPROSZENIE NA ŚNIADANIE
62
Obudziło mnie stukanie do drzwi. Nie wiedziałam, która godzina ani o której
poszłam spać. Nie pamiętałam nawet jak się tu znalazłam. Ostatnie co pamiętam to
to, że rozmawiałam z Kariną. Ale kiedy skończyłyśmy rozmawiać i o czym mówiłyśmy tego nie potrafiłam sobie przypomnieć. Nie wiedziałam nawet ile spałam.
Nie czułam zmęczenia, żadnego dyskomfortu, który akurat powinno się czuć po
spożyciu większej ilości alkoholu. Przeciągnęłam ręce wzdłuż poduszki. W pokoju
paliły się świece, te same które paliły się wczoraj gdy z niego wychodziłam. Szkoda tylko, że nie ma tu okna, przydałoby się trochę światła dziennego, pomyślałam.
Znowu się przeciągnęłam. Moje wyobrażenie o życiu po śmierci było zgoła inne
niż to, co tu zastałam, ale podobało mi się. Brakowało tylko jednego z tego co miałam na ziemi. Muzyki. Tego co tak naprawdę kochałam. Brzmienia fortepianu,
skrzypiec. Byłam wielką pasjonatką muzyki klasycznej. To ona nadawała ton mojemu życiu. Zawsze, gdy byłam smutna uciekałam w modlitwę lub muzykę. Za
tym pierwszym jakoś nie tęskniłam, nie czułam bynajmniej takiej potrzeby. Może
dlatego, że Jonatan powiedział mi iż na modlitwę teraz jest już za późno.
Stukanie do drzwi się powtórzyło.
– Proszę!
W drzwiach stanęła uśmiechnięta Karina.
– Jak główka – spytała, zamykając za sobą drzwi.
– Muszę powiedzieć, że doskonale. Czuję się jak nowonarodzona.
Karina się uśmiechnęła.
– Tak tu już jest – uśmiech nie znikał z jej twarzy. – Musiało cię też nieźle
wczoraj załatwić to wino skoro się nawet nie przebrałaś do snu.
Spojrzałam na siebie, rzeczywiście spałam w tym co miałam wczoraj na kolacji.
– Nie przejmuj się, ja też spałam w ubraniu – powiedziała Karina widząc chyba moje zakłopotanie. – Nie mów, że na ziemi ci się to nie zdarzało, bo mnie przytrafiało się dość często.
Na te słowa przypomniałam sobie, że Karina wspominała coś o tym, że była na
ziemi narkomanką, więc wydaje mi się, że dla niej ten stan rzeczy był dość częstym objawem. Dla mnie wręcz rzadkością, a właściwie czymś, czego nie doznałam nigdy wcześniej.
– Poza tym rozmawiałam przed chwilą z Klemensem, powiedział mi, że wczoraj otworzył jedną z pierwszych swoich beczek. Świeże wino czy chcesz czy nie,
na pewno zwali cię z nóg.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 63
Obie zaczęłyśmy się śmiać. Po chwili wstałam z łóżka.
– Zapraszamy na śniadanie – powiedziała Karina – po śniadaniu ruszymy do
Jahwe.
– Ruszymy? – Zdziwiłam się i ubrałam sandały.
– Tak, ruszymy – powtórzyła Karina – Jonatan powiedział Klemensowi żeby
kilkoro z nas towarzyszyło wam w tej podróży.
– To fajnie – uśmiechnęłam się – będzie z kim pogadać.
Pomyślałam, że fajnie będzie wrócić do tego, co było wieczorem, Karina otworzyła
drzwi i będąc jeszcze w pokoju powiedziała:
– Za jakieś pół godzinki zejdź na dół, zrobię jajecznicę, teraz najlepiej skorzystaj z łazienki i doprowadź się do ładu. Nie możesz wyglądać jak czupiradło.
Drzwi się zamknęły i znowu zostałam sama.
Pierwsze kroki skierowałam do łazienki, załatwiłam pierwsze potrzeby,
a następnie wskoczyłam do wanny. Jak oni to robią, że tu jest cały czas czysta, ciepła woda? Leżąc w wannie próbowałam sobie poukładać pewne rzeczy, o których
wczoraj mi mówili, ale nie mogłam za bardzo się na tym skupić. Byłam zbyt rozkojarzona. Sama nie mogłam sobie wytłumaczyć stanu, w jakim się znajduję. Tak
naprawdę nie chciałam o niczym myśleć, po prostu wszystko było mi obojętne.
Jakieś księgi, spotkanie w Jahwe, sądy i inne rzeczy jakoś szybko wylatywały
z mojej głowy. Bałam się trochę, ale nie myślałam o tym. Co ma być to będzie. Jedyne, nad czym się na chwilę zatrzymałam to to, że chciałabym tu jeszcze trochę
pobyć, poznać ich. Podobało mi się tu. Moje myśli skupiły się teraz na Jonatanie.
Zaczęłam się zastanawiać gdzie on był całą noc, a może nas później odwiedził, a ja
nie pamiętam nic. Mam nadzieję, że nie zrobiłam nic głupiego albo nie chłapnęłam
nic, co mogłoby mi narobić wstydu. Zaczęłam się zastanawiać nad życiem seksualnym Jonatana, czy ono w ogóle istnieje, przecież w Biblii aniołowie byli opisywani jako bezpłciowi. To tak jak na ziemi, pomyślałam, wszyscy przystojni okazują
się później homoseksualistami. Westchnęłam. Tak strasznie mi się podobał. Co by
się stało gdybym mu to powiedziała? W pierwszym momencie nie myślałam o nim
w ten sposób, myślałam o nim jak o przystojnym facecie. Myjąc się gąbką po całym ciele zaczęłam sobie wyobrażać, że to dłonie Jonatana. Po chwili otworzyłam
oczy. Pierwsze czego zaczęłam żałować to to, że nie spotkałam takiego mężczyzny
na ziemi. Próbowałam go porównać do swojej wakacyjnej miłości, ale tak naprawdę nie było czego porównywać. Jonatan wygrywał w każdym calu jako mężczyzna,
a tamten był tylko wakacyjnym podrostkiem. Był przystojny, miał piękne ciało,
a przede wszystkim jego tajemniczość chyba mnie omamiła. Rany, co się ze mną
64
dzieje, nie mogę tak myśleć, nigdy tak nie myślałam o płci przeciwnej. Gdyby teraz pojawił się, bez wahania bym mu wszystko wyznała, bym mu się oddała. Dopiero jak zanurzyłam całą głowę pod wodę, to trochę ochłonęłam. Najpierw muszę
porozmawiać z Kariną, wyczułam u niej skłonność do rozwiązłego trybu życia, ale
czy było to tu możliwe? Pamiętałam jak mówiła, że niektórzy panowie tutaj z miłą
chęcią by się mną zaopiekowali, domyśliłam się, że chodzi o kwestie damsko–
męskie, ale czy to dotyczyło też anioła? Czy anioł może uszczęśliwić kogokolwiek? Po chwili pomyślałam o Karinie i innych kobietach, które wczoraj poznałam. Przecież im też nic nie brakowało, były piękne i młode. Nie widziałam ich
w całej okazałości, ale domyśliłam się, że je też również obdarowano wdziękami
takimi jak moje. Ogarnęła mnie lekka zazdrość. Przecież skoro ja zwróciłam uwagę na Jonatana, to one też mogły to zrobić, może one go uszczęśliwiają. Może on
jest z każdą z nich. Ale z kolei mężczyźni, których tutaj poznałam też nie byli źli,
byli przystojni, dobrze zbudowani, potrafili rozmawiać, byli zabawni. Nie. Postanowiłam, że najpierw muszę Karinę pociągnąć trochę za język, nie będę nic planować, ani obmyślać. Najpierw porozmawiam z Kariną.
Wyszłam z wanny z uczuciem prawie pełnego spełnienia, czułam się jak zakochana nastolatka, która niedługo spotka się z ukochanym. Stanęłam przed lustrem.
Wycierając głowę pomyślałam o Klemensie, może z nim warto o tym porozmawiać, on wydaje się tutaj najbardziej dojrzały. Karina mówiła, że Klemens lubi
czytać tutejsze księgi, jest dobrym przyjacielem Jonatana. A może już rozmawiałam o tym z Kariną i nic nie pamiętam. Baba pijana to plecie głupoty, pomyślałam.
Może jednak rozmawiałyśmy o tym.
Wytarłam się ręcznikiem a następnie udałam się w stronę szafy. Przejrzałam
wszystkie rzeczy, które w niej wisiały i zaczęłam je po kolei przymierzać. Po chwili zdecydowałam, że najlepiej mi będzie w tym, w czym tutaj przybyłam, czyli
płaszczo–sukni z kapturem, tylko wybrałam kolor jasnoseledynowy. Muszę przyznać, że tutejsze ubrania są dosyć seksowne, można odsłonić co nie co. Po chwili
ubierałam już sandały i ruszyłam na dół. Poprawiłam po drodze jeszcze tylko dekolt. Wiedziałam, że spotkam Jonatana, więc niech sobie popatrzy. Schodząc po
schodach słyszałam już głos Kariny i Klemensa, a właściwie ich śmiech. Poczułam
zapach jajecznicy i kawy. Tak kawy, jaką nabrałam ochotę na kawę! Nawet zapach
wczorajszej kolacji poszedł w zapomnienie, teraz liczyła się tylko kawa.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 65
ROZMOWY PRZED ŚNIADANIEM
Klemens klepnął w tyłek Karinę, która właśnie wbijała jajka do wielkiej miski.
– Ej – odezwała się na tę zaczepkę Karina – widzę, że brakuje ci czegoś.
Po czym machnęła w jego kierunku łyżką, trafiając w twarz Klemensa drobinkami
żółtka z jajek.
– Niczego co mógłbym dostać od ciebie – odparł Klemens wycierając twarz –
tylko jedna osoba może mi to dać.
– Widzę, że po rozmowie z Jonatanem jesteś bardziej szczęśliwy, nawet nie
próbowałeś podrywać naszego gościa.
– No cóż – rzekł Jonatan stojąc w drzwiach.
Oboje się odwrócili w jego stronę i wszyscy skinęli głowami na przywitanie.
– Ten czas niechybnie się zbliża – dodał Jonatan.
Klemens uśmiechnął się do Kariny pokazując swoje białe zęby, na co Karina ponownie zdzieliła go resztkami jajka z łyżki.
– Ale Klemensie, nie wariuj – powiedział z uśmiechem Jonatan – jeżeli twoja
druga połówka będzie taka jak ty, to trudno nam będzie was wypuścić.
– Ach moi przyjaciele – Klemens aż zaklaskał w ręce – obiecuję, że po
wszystkim będę was odwiedzał razem z żoną. Przecież wśród was będzie moja kochanka. Piękna i pełna piwniczna beczułka. Tylko jak ja to wytłumaczę mojej żonie?
Cała trójka zaczęła się śmiać.
– Co dzisiaj na śniadanie? – Spytał Jonatan, – bo kawa pachnie cudownie.
– Dzisiaj jajecznica – odparła Karina – specjalnie dla naszego gościa, któremu
tak brakowało jajek na ziemi.
Karina po tych słowach nie mogła powstrzymać śmiechu. Klemens też się nie próbował powstrzymywać, tylko Jonatan nie rozumiał ich żartu.
– Nieważne – odparł trochę speszony Jonatan. – Chyba zaczynam żałować, że
nie zostałem wczoraj po kolacji, – lecz te słowa skierował już tylko do samego siebie.
– No pięknie – Karina aż krzyknęła.
Miska z resztą jajek upadła jej na ziemię.
– Coś czuję, że po śniadaniu będziemy od razu głodni – na twarzy Klemensa
malowała się złośliwość, – ale wiem jak temu zaradzić.
– O nie, nic z tego – odpowiedziała Karina ścierając rozbite jajka z podłogi –
nie będziemy od rana raczyć się twoim winem.
66
– Tylko po lampce – Klemens aż zacierał ręce, – co ty na to Jonatanie?
– Wolę żebyś napełnił bukłak winem na drogę, w podróży może umilić nam
czas – odpowiedział Jonatan – rano najlepsza jest kawa. Poza tym jakoś nie jestem
głodny. Karino? – Tu zwrócił się już do niej.
– Tak.
– Nalej mi proszę tylko kawy, wypiję na zewnątrz. Wczoraj w nocy objadłem
się niemiłosiernie mięsa i nadal czuję się pełny. Myślę, że kawa pomoże dojść mi
do siebie. – Jonatan swoją prośbę skierował do kucającej Kariny.
– Myślę, że będę musiał spróbować – wtrącił się Klemens.
– Czego? – Chórem spytała się pozostała dwójka.
Klemens popatrzał na nich z uśmiechem.
– Jak to czego – odpowiedział – kolacji Aurelii, skoro tak nasyciła naszego
posesora jedną kolacją, to mi też by to pomogło – na jego twarzy pojawił się wyraz
zadowolenia – no chyba, że nasyciła cię w inny sposób, to też chętnie bym ...
Ale już nie dokończył zdania, ponieważ Jonatan stuknął go ręką w ramię.
– Oj drogi przyjacielu, ciekawe co zrobisz jak pojawi się tu twoja żona, będę
musiał z nią poważnie porozmawiać – teraz na twarzy Jonatana malował się
uśmiech.
– No tak – Karina podniosła się z podłogi – wam to tylko jedno w głowie,
a jak trzeba pomóc to nie można liczyć na żadnego chłopa – rzuciła ścierką
w Klemensa.
– Droga panno, czy mogłabyś się odnosić do nas, mężczyzn, bardziej
z szacunkiem. – Klemens mówiąc to zwinął ścierkę i położył ją na wiaderko. – My
tu ciężko pracujemy, staramy się aby wam było dobrze, a wy macie wiecznie problemy. Rany, dokładnie jak na ziemi. Wy się nigdy nie zmienicie.
– Pracujecie! Tylko, że to ja wczoraj musiałam twoje cielsko targać na górę,
bo ty nie wiedziałeś czy siedzisz, czy leżysz. Aż się Emilia z ciebie śmiała.
– No popatrz drogi Jonatanie, znowu marudzi. Trzeba jej znaleźć jakieś dodatkowe zajęcie – Klemens skierował swoje słowa do Jonatana.
– No ładnie, widzę Klemensie, że wczoraj nie wytrzymałeś do końca. Wydaje
mi się, że to tobie trzeba znaleźć jakieś dodatkowe zajęcie. Coś wymyślimy.
Na twarzy Klemensa pojawiły się rumieńce.
– A możesz mi powiedzieć jak tam wczoraj nasz gość? Bo rano mi mówiłeś,
że wszystko jej wytłumaczyłeś, a mnie się wydaje, że to Karina więcej czasu z nią
spędziła. – Jonatan przyjął pozę zmartwionego.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 67
– No tak – Klemens popatrzył na Karinę z dziwną miną – po kolacji usiedliśmy w trójkę i miło spędziliśmy wieczór, a właściwie też część nocy. Zapewniam
cię jednak, że przekazaliśmy jej to o co prosiłeś. Nie musisz się o nic martwić. Nie
narobi ci wstydu. A to, że później się upiłem no to cóż, znasz mnie dobrze, więc
mogłeś się tego spodziewać. Jak jesteśmy po zbiorach to wiesz, że wtedy piję poprzednie zbiory.
– Nie masz się czego obawiać – wtrąciła się Karina w obronie Klemensa –
wczorajszy wieczór był bardzo miły. Dziewczyna jest bardzo sympatyczna, co jest
dziwne jak na prekura, a tym bardziej na byłą zakonnicę – jej usta nabrały uśmiechu.
– Ale w zupełności dowiedziała się o zasadach panujących w Jahwe – dodała
po chwili. – Myślę, że będzie tak jak rzekł Klemens, nie masz się czego obawiać.
Nie narobi ci wstydu. Poznała wszystkie podstawowe rzeczy dotyczące przejścia.
– Cieszę się – odpowiedział Jonatan – daj mi w końcu tej kawy, bo wychodzę.
Karina zaczęła przygotowywać kawę. Po chwili zapach świeżej kawy unosił się
ponownie w pomieszczeniu.
– Jeżeli słodzisz to na stole masz cukier – powiedziała kładąc kubek przed Jonatanem.
– Nie, dziękuje – odpowiedział biorąc kubek.
Następnie odwrócił się na pięcie i skierował się w stronę drzwi.
– Niech nikt na razie mi na zewnątrz nie przeszkadza, jak pojawi się nasz gość
to przygotujcie ją do podróży – powiedział do nich stojąc w drzwiach.
– I proszę cię – tu skierował głos w stronę Klemensa – nie zawiedź mnie,
a przede wszystkim zachowaj trzeźwość umysłu. Proszę.
– Postaram się – odpowiedział Klemens, ale te słowa nie dotarły już do Jonatana, ponieważ w tym samym momencie zatrzasnęły się za nim drzwi.
Przez chwilę panowało milczenie. Karina podała kubek z kawą Klemensowi
i poklepała go po plecach. Klemens odwzajemnił się uśmiechem.
– Myślę, że się ciebie czepia ponieważ niedługo nas opuścisz – Karina nie
przepadała za ciszą.
– Tak myślisz?
– Jesteś jego jedynym przyjacielem. Ciebie, jako pierwszego przeprowadzał
na tę stronę, więc jakiś sentyment mu został – mówiła dalej – myślę, że wczorajsza
noc mu się nie udała, dlatego jest teraz taki upierdliwy. My zrobiliśmy to, co do nas
należy.
– Możliwe – odparł Klemens, popijając gorącą kawę – rano jak z nim rozma68
wiałem to był przygnębiony, wymieniliśmy dwa zdania i wróciliśmy do swoich
zajęć. Poprosił tylko żebyśmy udali się z nim do Jahwe.
– Ciężko jest ich zrozumieć – powiedziała Karina. – Raz normalni a innym razem nagle czepiają się byle czego. Ja wolę się do nich nie zbliżać tak jak ty.
– To znaczy? – Klemens spojrzał wymownie na Karinę.
– To znaczy szepczecie sobie po nocach jakieś tajemnice do ucha. Wydaje mi
się, że on tylko tobie ufa. Ja wolę trzymać się z boku. Wykonywać od czasu do
czasu jego polecenia, ale się nie wychylać.
– Oj, tajemnice. Wiesz, że najczęściej rozmawiamy o mojej żonie. Czasami
pyta się o uczucia jakie kierują nami, ludźmi. Ot tyle. Czasami ja opowiem mu
o życiu ludzi. Czasami on przyniesie mi jakąś księgę o życiu aniołów, opowie
o swoich doświadczeniach. Takie koleżeńskie przysługi. Ale żeby od razu jakieś
tajemnice.
– Na ziemi też tak lubiłeś książki?
– Lubiłem czytać, to fakt – westchnął, – ale tutaj to jedyna droga żeby ich zrozumieć, poznać. Wydaje mi się, że on jest strasznie samotny. Poza tym ta cała aura
tego świata, czy to cię nie fascynuje?
– Nic a nic – odpowiedziała Karina – interesują mnie tylko niektóre fakty
z tego świata, zwłaszcza te męskie.
– I kto tutaj myśli cały czas o seksie?
Karina tylko zalotnie uśmiechnęła się w odpowiedzi.
– No a ta jego dama z wioski obok? Wydaje mi się, że ona dla niego coś znaczy – Karina łyknęła kawy z kubka Klemensa. – Skoro odwiedza ją kiedy tylko
może. Poza tym widziałam ją kilka razy u nas i muszę stwierdzić, że jest bardzo
atrakcyjna. Nawet jak dla mnie.
Klemens otworzył aż oczy ze zdumienia.
– Chyba nie myślisz w ten sposób – język się mu plątał – to znaczy chyba nie
pociągają cię …
Klemens nawet nie dokończył, ponieważ Karina szturchnęła go łokciem.
– No co ty. Tak tylko próbuję cię rozweselić. Poza tym nie podoba ci się perspektywa dwóch gorących lasek?
– Znam cię już dłuższy czas. I muszę powiedzieć, że potrafisz mnie jeszcze
zaskoczyć – dopił kawę i odłożył pusty kubek na barek.
– No, ale ta jego no …
– Aurelia – dokończył Klemens.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 69
– No właśnie, Aurelia. Czy ona nie jest w stanie zaspokoić jego potrzeb? Czy
nie może z nią zamieszkać?
– Nie za bardzo. Już ci kiedyś mówiłem, że to jego sprawa i ja nie będę wam
o tym gadał, bo nie jestem plotkarzem. Ale powiem ci, że tutaj to nie jest takie proste jak by się wydawało. – Klemens wstał od barku, przy którym oboje stali
i podszedł do okna.
– To tak jak ty byś chciała zamieszkać z kimś pod jednym dachem, z kimś kogo wszyscy nienawidzą. To nie jest takie łatwe ani proste. Prawda?
– No, ale jak się kogoś kocha – ciągnęła dalej Karina – to można wszystko,
tak. A tym bardziej tutaj, gdzie miłość jest nagrodą, a strach potępieniem.
– Niezupełnie. Ona ma znamię potępienia przez samego Boga. A jak wiesz, on
jest tutaj najważniejszy. Ale nie mogę, nie chcę o tym rozmawiać. Zrozum mnie. –
Jego słowa były już prośbą.
– To może naszego gościa podsuniemy mu na pocieszenie?
– Czemu sama go nie pocieszysz – odrzekł z uśmiechem Klemens.
– On nawet na mnie nie spojrzy – powiedziała Karina – czasami wydaje mi
się, że patrzy na nas jak na pierwszą lepszą rzecz. Nie widzi naszych zalet, nic.
A przecież każdy z nas mógłby mu coś zaoferować.
– To czego on od nas potrzebuje dostaje codziennie. A wracając do tych damsko anielskich spraw to nie uważasz, że sypianie z aniołem to lekka przesada. Co
byś zrobiła jakby się okazało, że oni mają dwie kuśki?
Karina wybuchła śmiechem. Jednak Klemens miał ogromne poczucie humoru.
Podszedł do Kariny i przyłożył jej ręce do piersi nie dotykając ich.
– To nazywasz zaletą – powiedział z uśmiechem – czasami wydaje mi się, że
wy wszystkie ubieracie się tylko dla niego w tym domu. Dekolt odsłonięty do
ostatniego guzika. Kuse sukienki – tu przejechał palcem po jej nodze.
– No skoro w tym domu są sami tacy jak ty – Karina odepchnęła go
z uśmiechem – czekają tylko na swoje baby. Muszę się dzisiaj porządnie w mieście
porozglądać. – Dokończyła zalotnie.
– Zero skromności – Klemens pokiwał głową – jak oni cię tu wpuścili?
– No co? Sam kiedyś powiedziałeś, że tutaj to już nie jest grzechem – Karina
położyła nogę na krzesełku i przejechała palcem od kostki po całej nodze, brzuchu,
piersi, szyi aż włożyła go do buzi.
– Nie, no ja nie mogę – Klemens zrobił się czerwony, – ale ty jesteś rozwiązła.
– Wiesz, że lubię cię drażnić – Karina położyła już nogę na ziemi i opuściła
sukienkę, w którą wytarła swój palec – Uwielbiam to. Tego mi będzie najbardziej
70
brakować jak nas opuścisz. Tej twojej głupiej miny. Bezcenne.
Oboje zaczęli się śmiać. Rzeczywiście, Klemens przez chwilę przypominał kogoś,
kto pierwszy raz zobaczył kawałek kobiecej nogi, a jak już palec dotarł do piersi, to
ślina zaczęła pojawiać mu się w kąciku ust.
– Nie żartuj sobie ze mnie – odparł już spokojnie Klemens – lepiej powiedz,
o czym rozmawiałyście po moim odejściu. Jak tam nasza Emilia? W ogóle ktoś ją
obudził?
– Już ją obudziłam, bierze kąpiel – powiedziała Karina – idź, przynieś trochę
jajek. Jak wrócisz to jeszcze porozmawiamy. Pospiesz się! Zaraz zacznę smażyć
jajecznicę.
Klemens zabrał pustą miskę i udał się w kierunku drzwi. Karina w tym czasie zaczęła sprzątać stół mokrą szmatką.
– To kto będzie na śniadaniu? – Spytał jeszcze w drzwiach Klemens.
– Tylko my i Emilia, Jonatan odpadł. Pozostali już jedli – tu wskazała zlew pełen naczyń, – więc myślę, że tylko my.
– To nie starczy tych jajek?
Karina popatrzyła na niego z pobłażaniem.
– W misce mam tylko pięć jajek, pozostałych dziesięć zbiłam. Ja sama zjem te
jajka, bo jestem głodna. Więc domyśl się ile jajek jest jeszcze potrzeba i przynieś.
Wiem, że to czasami boli, ale rusz się! I to żwawo!
Klemens wyszedł na dwór i udał się przez bramę w kierunku zagrody.
ZWIEDZANIE OSADY
Siedziałam przy Klemensie naprzeciwko Kariny. Jajecznica była przepyszna.
Kawa smakowała jakby była przed chwilą palona i zmielona. Przed śniadaniem
spytałam się tylko, gdzie reszta i czy nikt więcej nie będzie jadł z nami.
W odpowiedzi usłyszałam od Kariny, że wszyscy już jedli wcześniej. Zostali tylko
ci, którzy wczoraj balowali do końca. Każdy normalny kładzie się o normalnej porze i normalnie wstaje, dokończył Klemens. Nawet nie wiedziałam czy jest ranek,
czy już południe. Podczas jedzenia przypomniałam sobie tylko, że czas w którym
wyruszymy, będzie czasem moje fizycznej śmierci na ziemi. Za bardzo się tym nie
przejmowałam. Nie chciałam wracać do tego, co było na ziemi. Z bliskich nie miałam nikogo, a i z dóbr materialnych nie było nic, co mogłoby być warte uwagi.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 71
Bardziej interesowała mnie nieobecność mojego anioła. Byłam pewna, że go ujrzę,
ale jak na razie to się myliłam. Miałam nadzieję, że niedługo wyruszymy i będę
znowu w pobliżu Jonatana. Przez chwilę zastanawiałam się czy wczoraj nie chlapnęłam jakiejś głupoty, ponieważ rozmowa przy stole się nie kleiła. Były tylko
uprzejmości w stylu proszę, dziękuję, może jeszcze kawy albo jak się spało. Niestety, żadne z nich na razie nie potrafiło pociągnąć dłuższej rozmowy. Tak jak by
coś się wydarzyło. Miałam tylko nadzieję, że to nie ja byłam sprawcą tego ponurego milczenia. Schodząc na dół słyszałam śmiechy, które ustały w momencie kiedy
się pojawiłam. Coraz bardziej byłam przekonana, że wczorajszej nocy coś musiałam jednak zrobić. Myśli moje wędrowały od Jonatana do wczorajszego wieczoru.
Próbowałam sobie też usilnie przypomnieć jak doszłam do pokoju, o czym rozmawialiśmy pod koniec. Niestety, w głowie miałam wielką pustkę i po trosze traciłam
wiarę na przypomnienie sobie czegokolwiek. Miałam tylko nadzieję, że za chwilę
Klemens znowu będzie żartował, Karina się rozgada. Przecież jeszcze przed chwilą
gdy mnie budziła, była rozpromieniona, zadowolona. A teraz może dwa razy spotkałyśmy się wzrokiem. Zaczęłam tęsknić za wczorajszym wieczorem. Byłam wtedy w centrum uwagi, a teraz się czułam, no właśnie, zaczęłam się czuć jak na ziemi, jak jedna z sióstr zakonnych, czułam się samotna, opuszczona. Dopiłam resztę
kawy w kubku i odstawiłam go do talerza. Postanowiłam, że wrócę do pokoju
i przemyślę wszystko na spokojnie, atmosfera tutaj panująca nastrajała mnie bardzo pesymistycznie. Rano miałam zupełnie odmienne wyobrażenie o dzisiejszym
śniadaniu.
– Dziękuję za posiłek – powiedziałam – mogę wiedzieć, kiedy wyruszamy, bo
nie wiem czy mogę się jeszcze udać do pokoju. Położyłabym się jeszcze na trochę.
– Nie, no moja droga – odrzekł Klemens – szkoda dnia na leżenie. Nie martw
się, niedługo wyruszymy.
– A tymczasem – wtrąciła się Karina wstając od stołu – zapraszam cię na zewnątrz. Wczoraj nie miałaś okazji poznać naszej osady, to może zdążę cię oprowadzić. Jak pewnie zauważyłaś nie jest ona zbyt duża, ale jest tu przytulnie
i przyjemnie.
Klemens zareagował na to parsknięciem śmiechem, przypominając sobie niedawną rozmowę o rozwiązłości Kariny, niestety ja nie rozumiałam jego zachowania.Karina wstała i podeszła do mnie podając rękę.
– No chodź, oprowadzę cię. A ty – tu zwróciła się z szyderczym uśmiechem
do Klemensa, – możesz pozmywać przez ten czas.
– O nie – odparł urażony Klemens – ja wolę zająć się przygotowaniem do po72
dróży, napełnić bukłaki, przygotować konie.
– Ktoś to musi pozmywać. A z tego co wiem, to już wszystko przygotowałeś
a właściwie zrobił to Daniel. Tak więc przyjacielu, żeby nie marnować cennego
czasu jaki został nam tu darowany, spożytkuj go na umycie naczyń. Proszę – tutaj
Karina już ładnie uśmiechnęła się do Klemensa.
– Wydaje mi się, że to ja jestem od wydawania poleceń moja droga – Klemens
zaczął się przekomarzać z Kariną.
– Co prawda to prawda – odrzekła Karina – ale wydaje mi się, że raz na jakiś
czas powinieneś wykazać się odpowiedzialnością lub chociaż inwencją i dać innym
dobry przykład.
Na moich ustach pojawił się w końcu uśmiech. Krótka rozmowa między tą dwójką
przypomniała mi wczorajszy wieczór, kiedy oboje przerywali sobie a właściwie
wchodzili w słowo. Może to tylko poranki po takich wieczorach są tutaj takie ciche. Odzyskałam nadzieję na miłe spędzenie dzisiejszego dnia. Po chwili udałyśmy
się do drzwi. Klemens odprowadzał nas wzrokiem i mamrotał jakieś przekleństwa
pod nosem.
Słońce świeciło pełnym blaskiem, mogło by się wydawać, że jest skwar ale
nie czuło się gorąca. Drobny wiaterek podwiał końcówkę mojej sukienki. Poczułam przyjemny dotyk wiatru na mojej nodze. Karina skierowała nas do krzyża na
środku, a właściwie do ławeczki obok, na której usiadłyśmy.
– W sumie to powinniśmy cię wczoraj oprowadzić po domostwie – powiedziała Karina, – ale jakoś dziwnie nie przyszło nam to głowy. To jest główny plac, jak
widzisz jego głównym punktem jest krzyż. Rzadko możesz go spotkać po tej stronie. Ten tutaj został postawiony przez jednego prekura. Ponoć jeszcze przed Jonatanem. Niektórzy czasami przyjdą się tu pomodlić, ale jest to też rzadkim widokiem. Na początku i ja tu się kilka razy modliłam, ale z czasem przestałam. Tutaj
żadna modlitwa nie zostanie wysłuchana. Najprościej jest porozmawiać z którymś
z aniołów.
Karina zrobiła krótką pauzę i wpatrzyła się w jeden z domów.
– Dookoła masz domy mieszkalne – Karina wstała, obróciła się wokół własnej
osi z wyprostowaną ręką.
Wskazała na dom, z którego właśnie wyszłyśmy
– Ten tutaj, pierwszy co do wielkości, służy nam za świetlicę, tutaj jemy, bawimy się, odpoczywamy. Czasami śpią w nim goście tacy jak ty. W tych mniejszych my pomieszkujemy my. To są nasze oazy spokoju. Większość czasu jednak
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 73
spędzamy w jadalni albo na zewnątrz.
– Ten – Karina wskazała drugi co do wielkości dom – to stajnia. Tam trzymamy naszych ulubieńców. Reszta zwierząt trzymana jest na zewnątrz.
Karina usiadła znowu obok mnie i wskazała palcem ten z wieżą wznoszącą się ponad palisadę, podobną do kościelnych.
– Tam z kolei jest sanktuarium Jonatana. Jak na razie to tylko Klemens tam
był. Nam, ludzkim potomkom, nie wolno tam wchodzić bez pozwolenia.
– Nad każdym domem masz tarasy z widokiem na okolice – mówiła dalej.
Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, przypomniałam sobie zachód wczorajszego
słońca i Jonatana, który stał za mną. I to uczucie, które temu towarzyszyło. Pomyślałam przez chwilę, że to wtedy zaczęłam darzyć go głębszym uczuciem.
– Czasami siadamy przy oczku – tu wskazała oczko wodne, przez które przepływał strumyk – i tak razem rozmawiamy o przeszłości, czasami o przyszłości. To
tutaj poznajemy się bliżej.
Karina ściągnęła sandały i weszła do strumyka. Zaczęła tak stąpać po wodzie, że
poczułam kropelki wody na sobie.
– Co jesteś taka smutna, cały ranek przy śniadaniu jakoś nie miałaś ochoty na
rozmowę, wczoraj byłaś bardziej zabawna.
– Nie, nie jestem smutna – odparłam – to znaczy – tu się troszeczkę skrzywiłam, nie wiedząc jak wyjawić jej powód mojego smutku. – Nie za bardzo pamiętam końcówkę naszego wczorajszego spotkania. Nie za często korzystałam z takich
form spędzania czasu na ziemi. Poza tym jak zeszłam na dół, to wydawało mi się,
że ja was mogłam czymś wczoraj urazić, chlapnąć jakąś głupotę. Tak naprawdę to
nic nie pamiętam.
Karina zaczęła się śmiać.
– Chodź tutaj – mówiąc to zaczęła bardziej mnie opryskiwać wodą ze strumyka – no chodź, czy myślisz, że u mnie było inaczej. Ale o to tu chodzi, o prawdę.
Nie pilnujesz się wtedy, nie kontrolujesz. Poza tym już ci mówiłam, że to wina
Klemensa. On robi coś z tym winem, że jest takie mocne. Większość innych trunków tutaj możesz pić i pić, i nic. Ale te Klemensa są zabójcze. Pozwalają zapomnieć, rozluźnić się, uspokoić. Ja też mało co pamiętam, nawet nie wiem jak się
znalazłam w łóżku.
Przez chwilę obie zaczęłyśmy chlapać się wodą. Zachowywałam się jak beztroskie dziecko, które uwielbia zabawę. Poczułam opuszczającą mnie niepewność
i na mojej twarzy zagościł na dłużej uśmiech.
– My to nazywamy kacem moralnym – powiedziała Karina przysuwając się
74
do mojego ucha – nie przejmuj się tym – wyszeptała i musnęła moją rękę.
Przeszły mnie dreszcze. Poczułam dotyk dłoni Kariny, czułam jak moja skóra dostaje gęsiej skórki. Poczułam ciepło bijące od ciała Kariny. Instynktownie uciekłam
ręką od jej dłoni. Widząc to Karina się uśmiechnęła. Wydawało mi się przez chwilę, że ona mnie podrywa. A może to normalne u niej zachowanie.
– Chodź, pokażę ci jeden z domów, a później pójdziemy na zewnątrz. Zobaczysz, czym się tutaj zajmujemy.
Obie wyszłyśmy ze strumyka i ubrałyśmy sandały. Dopiero teraz poczułam, że
mam mokry cały dół sukni.
– Zaraz wyschnie – powiedziała Karina, po czym złapała mnie za rękę
i zaprowadziła do najbliższego domu.
– To jest dom Marty.
Pokój, w którym się znalazłyśmy wyglądał identycznie jak ten, w którym spałam,
był tylko o wiele większy i miał okna wychodzące na plac. Wszystko było wykonane z drewna. Pośrodku, przy ścianie znajdowało się łóżko. Była też duża szafa
i kilka komód. Obok znajdowała się łazienka. Podeszłam do okna i dopiero teraz
zauważyłam, że są one z witrażami. Dziwne, pomyślałam, z zewnątrz wyglądały
jak zwykłe szyby, a od wewnątrz były pełne rysunków drzew, zwierząt, słońca. Były
piękne. Po chwili wyszłyśmy z powrotem na zewnątrz.
– A teraz moja droga decyduj czy idziemy posiedzieć na tarasie, czy chcesz
zobaczyć, czym się zajmujemy poza osadą? – Po tych słowach Karina podeszła
z powrotem do krzyża. Wykonała kilka ruchów i po chwil zaczął z niego wypływać
strumyk wody.
– O proszę – powiedziałam zdziwiona.
– Widzisz, nawet fontannę tu mamy – powiedziała uśmiechnięta Karina. –
Kiedyś Daniel, chyba się nudził to wykombinował coś takiego. Jonatanowi to nie
przeszkadzało, więc pozwolił to zostawić. To jak, gdzie idziemy?
– U góry byłam wczoraj. Chodźmy więc na zewnątrz. Jak wrócimy to może
pójdziemy na taras i napijemy się jeszcze kawy – odparłam.
– Bardzo dobry pomysł, może już do tego czasu Klemens skończy zmywać.
Obie zaczęłyśmy się śmiać. Karina chyba też wyobraziła sobie Klemensa przy
zlewie pełnym talerzy. Śmiejąc się dotarłyśmy na zewnątrz, wyszłyśmy przez tę
samą bramę, którą wczoraj wchodziłam. Karina pokazała mi kilka szop i stodół,
w których trzymali zwierzęta hodowlane i konie. Kilka z nich było już osiodłanych, był też przygotowany powóz, a właściwie ładna furmanka. Z przodu za miejwww.sagaprzebudzenie.pl
Strona 75
scem dla woźnicy, znajdowały się wyściełane kolorowym materiałem ławy dla podróżnych, które ocieniane były baldachimem wykonanym z jasnego płótna. Za siedzeniami było jeszcze sporo miejsca na bagaże i pakunki. Wóz był wykonany
z solidnego drewna pomalowanego na ciemnoniebieski kolor. Po drodze spotkałyśmy dwóch mężczyzn, którzy coś wrzucali na tę furmankę. Karina przywitała się
z nimi machnięciem ręki i uśmiechem, ale nie zamieniłyśmy z nimi ani jednego
słowa. Później pokazała mi kilka ogródków, w których hodowali warzywa.
– Tutaj mamy cały warzywniak – powiedziała Karina – tym właściwie się
zajmujemy w tej osadzie. Najlepsze jest to, że cokolwiek posadzisz na tej ziemi, to
następnego dnia możesz zbierać już plony. Tak więc moja droga, głód nam tu nigdy
nie będzie groził. Nasiona i różnego rodzaju przepisy można zdobyć w mieście, na
targu.
Obeszłyśmy osadę dookoła. Karina pokazała mi jeszcze mały sad, w którym
było kilka drzew z owocami i owocowych krzaczków.
– A to jest oczko w głowie Klemensa – wskazała na wiśnie – to jest podstawa
jego zabójczego eliksiru, którego wczoraj próbowałyśmy. Niestety, dzieło Klemensa nie można zrobić w jeden dzień, tylko trzeba na nie poczekać troszeczkę dłużej.
Samo zbieranie owoców to sztuka. Trzeba to zrobić o określonej porze. To co
wczoraj piłyśmy było dziełem Klemens z przed dwóch lat.
– Proszę – Karina podała mi zerwane przed chwilą jabłko – nie bój się to nie
jest to jabłko, tamte owoce rosną tylko w Edenie.
Ugryzłam owoc i pomyślałam o pierwszych ludziach na ziemi, o Adamie i Ewie.
Dlaczego zaryzykowali zjedzenie owocu, przecież mieli wszystko. Przez krótką
chwilę zaczęłam zastanawiać się, jak ja postąpiłabym na miejscu Ewy; czy też byłabym taka słaba i w gruncie rzeczy grzeszna. Popatrzyłam z uwagą na piękne,
czerwone jabłko. Ciekawe czy smakowało tak samo.
– To co, wracamy jeszcze na kawę?
Nawet nie zauważyłam, kiedy w mojej ręce został tylko ogryzek. Dawno nie
jadłam tak dobrego owocu. Skinęłam głową i obie wróciłyśmy do osady. Jak tylko
przekraczałyśmy bramę to zauważyłam schodzącego z tarasu Jonatana. Karina zamachała do niego ręką. Przez chwilę czułam lekkie ukłucie w klatce, próbowałam
nabrać powietrza. Idąc w jego kierunku próbowałam uciekać od niego wzrokiem,
ale co chwilę skupiałam się na jego sylwetce. Wczoraj jeszcze nie znałam takiego
uczucia, ono potęgowało się wraz z mijającym czasem, aż się bałam co może się
wkrótce wydarzyć. Na początku podobał mi się, to fakt, ale dzisiaj to już coś innego. Po chwili nasze drogi przecięły się na środku osady.
76
– Widzę, że już po śniadaniu – zapytał pierwszy Jonatan – czy nasz gość się
wyspał?
– Dzień dobry – odpowiedziałam, na co Karina aż parsknęła śmiechem – to
znaczy witam. – Poprawiłam się szybko
– Tak – mówiłam dalej, ale czułam takie zmieszanie, że nie mogłam wymyślić nic sensownego tak, aby mi się język nie plątał. – Nigdy wcześniej nie spałam
lepiej – dokończyłam już wolniej.
– To dobrze. Czeka nas troszkę dłuższa podróż, więc sen jest bardzo ważny.
A jak tam moi rabowie? – Spytał ponownie Jonatan.
– Rabowie? – Na mojej twarzy pojawiło się zdziwienie i od razu popatrzyłam
na uśmiechniętą Karinę.
– Czyli my – odpowiedziała szybko Karina – dusze, które tu zostały aby służyć aniołom.
– Aaaa – odparłam z uśmiechem – to bardzo dobrze.
Zorientowałam się, że nawet ja nie zrozumiałam swojej odpowiedzi, więc natychmiast się poprawiłam:
– To znaczy bardzo sympatyczni i pomocni. A za wczorajszy wieczór jestem
im bardzo wdzięczna.
– To dobrze – Jonatan nie spuszczał ze mnie wzroku, co zaczęło mnie jeszcze
bardziej peszyć.
Czułam, że się pocę i szybciej oddycham. Chciałam zapaść się teraz pod ziemię.
A może nie, może lepiej by było jakby mnie teraz pocałował. Nastała chwila ciszy.
Wzrok Jonatana uciekł już od mojego wzroku, co zaowocowało spokojniejszym
oddechem. Starałam się ukryć moje zachowanie, ale nie wiem czy mi się to udawało.
– Idziemy na kawę, może się przyłączysz? – Wyjąkałam.
– Nie, dziękuję. Już piłem. Musze jeszcze wydać kilka poleceń pozostałym bo
niedługo wyruszamy. Bądźcie w pobliżu – odpowiedział już w kierunku Kariny, po
czym udał się do swojego sanktuarium.
– Chodźmy – Karina ze śmiechem złapała mnie za rękę.
Idąc z nią odprowadzałam wzrokiem Jonatana. Weszłyśmy do kuchni po kawę. Nie
było już tam Klemensa, ale stos nieumytych talerzy pozostał na miejscu. Karina
nalała po kubku kawy, co jakiś czas zerkając z uśmiechem na mnie.
– Bierz – powiedziała podając mi kubek – i chodź na górę.
Weszłyśmy na taras. Usiadłyśmy na leżakach. Wczorajsze widoki były o wiele
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 77
piękniejsze niż ten teraz, aczkolwiek muszę przyznać, że okolica nawet teraz wyglądała na bardzo ładną. Za osadą rozpościerały się łąki pokryte kolorowymi kwiatami. Miejscami znajdowały się kępki małych brzózek, których biała kora odznaczała się na tle soczystej zieleni. Gdzie niegdzie rosły olbrzymie krzaki dzikich róż
i kaliny, także obficie obsypane kwiatami. Pomyślałam, że tutaj wszystko musi
zakwitać w tym samym momencie i trwać tak cały czas. W oddali na tle błękitnego
nieba rysował się las, w którym ginęła ścieżka wiodąca z osady. Gdy siedziałyśmy
przez chwilę w milczeniu usłyszeć można było dochodzący od niego szum drzew.
– No, spowiadaj się – usłyszałam od Kariny, która postanowiła przerwać panującą ciszę.
– Spowiadaj? – Byłam zaskoczona, nie wiedząc, o co jej chodzi.
– To znaczy nie spowiadaj się w takim sensie jak w kościele, tylko opowiadaj,
co tam słychać.
– Gdzie?
– No, opowiadaj tak jakbyś chciała porozmawiać z przyjaciółką. Nie bój się,
nic nikomu nie powiem – Karina wydawała się bardzo zaciekawiona.
– No ale o czym? – Spytałam po raz kolejny, bo nie rozumiałam, o czym miałabym jej mówić.
– No o tobie – jej uśmiech zrobił się o wiele szerszy niż dotychczas, aż ujrzałam jej chyba wszystkie zęby – o tobie i Jonatanie.
– Jak o mnie i Jonatanie? – Dopiero teraz się zorientowałam, o co jej chodzi.
– Nie zaprzeczaj – powiedziała spokojnym głosem – po tym co zobaczyłam
przed chwilą to mi nie wmówisz, że to strach.
– To aż tak to było widać? – Trochę posmutniałam myśląc, że Jonatan też to
wyczuł, ale z drugiej strony mogłam w końcu komuś o tym powiedzieć, wyrzucić
to z siebie.
– Wiesz, kobieta pozna u innej kobiety, kiedy coś jest grane. Dawno się tak nie
uśmiałam.
– Uśmiałam? – Spytałam zdziwiona.
– No tak, te dziwne podchody. Po co to? Zachowywałaś się jak nastolatka,
która pierwszy raz się zakochała. Język ci się bardziej plątał niż wczorajszego wieczoru. No to fajnie. Naprawdę.
– Zakochałam? Nie wiem, czy …
Chciałam się jakoś wymigać, zabezpieczyć, że to nie zakochanie tylko, że mi się
podoba. Ale właściwie musiałabym siebie samą oszukiwać. Dobrze, że mi Karina
przerwała.
78
– Oj nie udawaj. Teraz wiem, czemu byłaś na śniadaniu taka smutna. Nie widziałaś Jonatana. Ale wczoraj to jakoś cię nie ciągnęło do niego, ledwie kilka razy
o nim wspomniałaś.
– Bo widzisz wczoraj jeszcze nie byłam pewna, ale dzisiaj gdy wszystko sobie
jakoś poukładałam w myślach dotarło do mnie, że coś zaczynam do niego czuć. Co
jest trochę dziwne, bo znamy się raptem od niedawna – westchnęłam. – Dzisiaj
rozsadza mnie od środka. Nie mogę jasno przy nim myśleć, logicznie się wypowiadać. Chciałabym żeby poświęcił mi więcej uwagi, ale z drugiej strony wolę jak
na mnie nie patrzy, bo wtedy mam wrażenie, że mówię same głupstwa. Nie wiem
co mam zrobić ani jak się zachować.
– O bidulka – powiedziała Karina ze smutkiem w głosie – coś poradzimy. Muszę cię tylko zmartwić.
– Czym zmartwić – popatrzyłam w oczy Karinie – czy oni nie mogą nas kochać, być z nami?
– Nie, to akurat nie jest problem – dopowiedziała trochę zdziwiona Karina –
Jonatan jest stuprocentowym facetem, zresztą oni wszyscy są tutaj obojga płci. Są
piękni aniołowie i piękne anielice. Te drugie to prawdziwe suki. Ale nimi się nie
przejmuj, one po prostu są o nas zazdrosne. My jesteśmy kwiatem tego świata,
piękne i każdy pragnie nas mieć.
Słysząc te słowa od razu mój stan przygnębienia się zmniejszył.
– To w czym problem? – Spytałam po chwili, nie spodziewając się takiej odpowiedzi.
– A no w tym, że on ma już kobietę.
– Ciebie – odparłam bez zastanowienia.
– Nie. No co ty, to nie mój typ. Ja wolę bardziej ciekawych osobników, takich
co uwielbiają przygodę. Nie lubię cichych, spokojnych, w każdej sytuacji musi się
coś dziać.
Po tych słowach ciężar spadł mi z serca, ale smutek dalej mnie nie opuszczał.
– Nie powiem. Jonatan też mi się podobał, ale na początku. Później niestety
zrozumiałam, że on nie ma nic do zaoferowania, jest za spokojny. Przy nim wieje
nudą. Gdyby nie Klemens i wyjazdy do miasta, to bym tu uschła. – Zrobiła chwilę
przerwy i się uśmiechnęła.
– Zresztą nieważne – dodała po chwili. – Będziesz w mieście to zrozumiesz.
Tam to jest życie. Po tym co wiem teraz żałuję, że nie wybrałam miasta.
– No to kto to jest? – Spytałam tracąc cierpliwość.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 79
– Aurelia – powiedziała robiąc krótką przerwę na napicie się kawy. – Anioł,
a właściwie anielica. Właścicielka sąsiedniej osady.
Aurelia – jak echo niosło mi się w głowię. Kto to jest? Czy długo są ze sobą?
Czy się kochają? Pojawiało się tysiące pytań na ich temat, ale nie znałam żadnej
odpowiedzi. Czy była ładna? Co on w niej widział? a może ona była tylko jego
zabawką, przecież na ziemi słyszałam, że mało jest facetów, którzy są przez całe
życie z jedną kobietą. Czy mam jakieś szanse, jak się teraz zachować? Stawałam
się coraz bardziej zagubiona w tym wszystkim. Chciałam ją spotkać, poznać,
zniszczyć.
– Ale nie przejmuj się – mówiła dalej Karina – ja jej nie lubię. Tak jak mówiłam wcześniej, one wszystkie są wrednymi sukami.
– Aurelia – jej imię ledwo co przeszło mi przez gardło. – Ale czy on ją kocha,
czy ona jest w stanie mu dać wszystko – zaczęłam myśleć już na głos co chyba
lekko przeraziło Karinę.
– Spokojnie – powiedziała Karina chwytając mnie za dłoń. – Kiedyś Klemens
mi opowiadał, że są mieszane pary na tym świecie. Porozmawiamy o tym
z Klemensem. On może nam więcej powiedzieć. A nią też bym się nie przejmowała, znam kilka sposobów, na które chwytają się faceci. Poradzimy sobie z tym.
– Ale czy Klemens będzie chciał na ten temat rozmawiać? – Spytałam.
– Nie zauważyłaś, że Klemens gra tutaj głównego ojca. Wszystkie problemy
stara się rozwiązywać za nas. Już moja w tym głowa żeby nas wysłuchał i nie tylko. Musimy go też przekabacić na naszą stronę.
Rozłożone na wiklinowych leżakach napiłyśmy się kawy. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie i wymieniałyśmy się uśmiechami. Cały czas myślałam o Jonatanie
i Aurelii. Jaką tworzyli parę? Może jednak warto jest się wycofać. Może byli
szczęśliwi, a ja to wszystko chcę zniszczyć. Sama siebie nie poznawałam. Na ziemi
bym się odsunęła bez najmniejszego problemu. Nie chciałabym nic rozbijać. Ale
tutaj chciałam walczyć. Pragnęłam go mieć tylko dla siebie.
– Rozumiem, że mam tu przygotować ci pokój? – Powiedziała po chwili Karina.
– Nie rozumiem – podniosłam głowę ku górze.
– Z tego, co się przed chwilą dowiedziałam, to raczej wybierzesz opcję pozostania tutaj. Nieważne jaka będzie ocena. – Karina wyglądała na uszczęśliwioną
tym faktem.
– Nie wiem, – odpowiedziałam po namyśle – coś w środku mi mówi, żebym
nie odpuszczała, żebym brała to co tu jest garściami. Ale jednak nieswojo się czuję
80
z tą myślą. Chyba nie potrafię być taką nieustępliwą jak bym chciała.
– Nie poddawaj się, walcz – nalegała Karina – na ziemi byłaś cicha
i spokojna, tutaj zacznij żyć. Tutaj spełnij swoje ukryte pragnienia.
Słowa Kariny zabolały, ale miały sens. Czy to, że całe życie poświęciłam Bogu
miało oznaczać, że dalej mam być taka? Czy nie mam prawa do własnego szczęścia? Czym jest niebo, jeśli nie możemy mieć tego czego pragniemy? Nagrodą ma
być w końcu cierpienie, czy szczęście?
Po chwili namysłu wstałam, wzięłam pusty kubek od Kariny i powiedziałam:
– Idziemy.
– Gdzie? – Spytała lekko zdziwiona Karina.
– Pokażesz mi mój nowy pokój.
Karina wstała i przytuliła mnie. Szeptem na ucho powiedziała do mnie krótko:
– Zrobimy wszystko żebyś była szczęśliwa.
W moich oczach pojawiła się łza, pojawiła się nadzieja. Poczułam się jakbym wygrała na loterii. Byłam szczęśliwa. Nie dopuszczałam złych myśli. Właściwie to nie
wiedziałam co mam teraz zrobić, ale czułam, że Karina mi pomoże.
Nagle na dole usłyszeć można było głośny gwizd. To Klemens nas wołał. Zrozumiałam, że zbliżył się czas wyruszenia. Czas, w którym moje ciało na ziemi wydało ostatnie tchnienie. Poczułam jak Karina ścisnęła mnie mocniej.
– Witaj – powiedziała – teraz jesteś pełnym prekurem.
Zeszłyśmy na dół. Stał już tam Jonatan i Klemens. Przed bramą widać było konie
i furmankę.
– Jeżeli potrafisz jeździć to zapraszam na konia – powiedział Klemens. – Jeżeli nie, to zapraszam obok mnie, na furmankę.
PODRÓŻ DO JAHWE
Pogoda była identyczna jak wczorajszego popołudnia, kiedy docieraliśmy do
osady. Niebo było bezchmurne, wiał lekki wiaterek. Poruszaliśmy się wzdłuż strumyka, którego kierunek z tego co mi wyjaśniła Karina, prowadzi do Jahwe. Powiedziała też, że wszystkie strumyki w Meadrze prowadzą do Jahwe. Ale końcówka
drogi to będzie coś czego nie widziałam. Będzie niespodzianką. Ja siedziałam,
a właściwie leżałam z tyłu na furmance wśród wszystkich worków i paczek, które
zajmowały nawet część dla pasażerów. Klemens wyjaśnił mi, że są one przeznawww.sagaprzebudzenie.pl
Strona 81
czone na handel w mieście. Na przodzie siedziała Karina i Klemens, który powoził
naszym wozem. Przed nami na koniach jechała dwójka mężczyzn, których spotkałyśmy z Kariną przy stajni, jak mnie oprowadzała po osadzie. Za nami jechał Jonatan.
Leżałam oparta o jeden z worków tak, że po lewej stronie miałam Klemensa
z Kariną, a po prawej mogłam zerkać na Jonatana. Próbowałam co chwilę podsłuchać o czym rozmawia moja nowa przyjaciółka, ale mówili za cicho żeby cokolwiek usłyszeć. Mój wzrok w większości był skupiony na Jonatanie i na jego koniu.
Niestety jechał jakieś sto metrów za nami, więc nie mogłam obserwować jego twarzy. Nie wiedziałam czy patrzy na mnie, czy na to co jest przed nami. Jechaliśmy
już jakąś godzinkę, osada dawno zniknęła z horyzontu, a ja od czasu kiedy tu wsiadłam nie zamieniłam z nikim żadnego słowa.
Zaczęłam myśleć o tym co się teraz dzieje na ziemi. Wyobraziłam sobie to, co
robią z moim ciałem. Pamiętam, że ja też kilka razy brałam udział w ubieraniu,
myciu i tym podobnych rzeczach, które robi się ze zwłokami po śmierci. Domyślałam się, że pochowają mnie na cmentarzu zaraz za klasztorem, gdzie leżały
wszystkie inne siostry. Ciekawe, w jaką suknię mnie ubiorą? Pomyślałam o moim
habicie. Trumnę pewnie zrobił dla mnie Janek, stolarz, który bardzo był z nami
zżyty, obiecał mi włożyć do niej moje ulubione kwiaty, białe róże. Poznałam go,
gdy był dzieckiem. Pojawił się u nas jako sierota, wychowałyśmy go jak wiele innych dzieci, które zostały nam podrzucone, pomogłyśmy mu zdobyć zawód. Ale on
jako jedyny został u nas na stałe, reszta dzieci po osiągnięciu pełnoletności opuszczała nas i nigdy nie wracała, on natomiast pozostał. Nigdy nie zrozumiałam jego
decyzji. Przecież mógł odejść, założyć rodzinę, ale widocznie nie chciał. Poczułam
łzy na policzku, jednak tęskniłam za tym co było, a może zrobiło mi się po prostu
żal tego co miałam na ziemi, sama nie wiedziałam czemu płaczę. Po chwili zauważyłam, że Jonatan przyspieszył, żeby po chwili wyprzedzić nas i dołączyć do
dwóch mężczyzn na przedzie. Pomyślałam, że jedzie do mnie, no ale cóż, myliłam
się. Otoczenie robiło się coraz bardziej przyjazne, pojawiało się coraz więcej
drzew, krzewów, coraz więcej zwierząt przebiegało lub zatrzymywało się
w naszym pobliżu. Wyglądały na takie, które się nas nie boją; właściwie to nie
zwracały na nas uwagi. Były zajęte skubaniem trawy, zabawą. Wyglądały na bardzo szczęśliwe.
Poczułam rękę na swoim ramieniu. To była Karina, nawet nie słyszałam jak do
mnie podeszła.
– No i jak się czujesz? – Zapytała, gdy usiadło obok mnie – rozmawiałam
82
z Klemensem o twojej decyzji i o twoim, nazwijmy to, problemie z Jonatanem.
– I co on na to? – Spytałam.
– No cóż – westchnęła – zachował się jak rasowy facet, nieznający się na kobietach. Powiedział, że powinno ci to minąć, że my wszystkie mamy tak po przejściu. Ale gdy go ciągnęłam dalej za język w sprawie Jonatana i Aurelii, to powiedział, że możemy o tym porozmawiać z tobą, ale dopiero wtedy, gdy zrobisz to co
mówiłaś.
– A ja mówiłam, że co mam zrobić? – Spytałam, nie wiedząc o co chodzi.
– No to, że zostaniesz u nas – odpowiedziała zdziwiona Karina. – Powiedziałam mu, że chcesz do nas dołączyć. To on wtedy stwierdził, że skoro tak wybrałaś,
to będzie mógł ci przekazać trochę swojej wiedzy na ten temat. Powiedział, że będziesz wtedy rabem czyli jednym z nas, wiedza dotycząca tego świata będzie dla
ciebie ogólnodostępna.
Wyczułam, że Karina coś ukrywała przede mną, ale się nie odzywałam. Pewnie się
dowiedziała jakiś dziwnych rzeczy i nie chciała mnie denerwować przed sądem.
– No ale ja już podjęłam decyzję – powiedziałam – czy nie mógłby mi teraz
powiedzieć co to za Aurelia i czy ja mam w ogóle jakąś szansę? Bo jak nie, to wolałabym zapomnieć, urodzić się od nowa.
– Nie potrafię cię zrozumieć – powiedziała – najlepiej jest zapomnieć?
A może walczyć. Jeżeli nie spróbujesz to się nigdy nie dowiesz. Nie można się
poddać. My najczęściej na ziemi uciekamy od problemów, zostawiając je z boku,
niech same się rozwiążą. Tylko pamiętaj! Wygranym zawsze jest ten, który się
z nimi mierzy.
– Ale to boli – powiedziałam. – Nawet gdybym dostała możliwość spędzenia
wieczności w raju to mi się to nie uśmiecha. Mam przeczucie, że to co czuję nie
jest zwykłym zauroczeniem i nigdy tego nie zapomnę. A wiesz jakie to uczucie
kochać kogoś i nie móc z nim być, rozmawiać. Ja nawet mogłabym być jego niewolnicą, służką, byle tylko przebywać w jego towarzystwie. A jeśli nie, to czy zapomnienie nie jest wtedy najlepszym rozwiązaniem?
– Nie mów tak – powiedziała – przecież obiecałaś, że będziesz walczyć. Jak
zostaniesz u nas to my ci pomożemy. Klemens coś wymyśli, a ja ci pomogę to zrealizować. Już jest nas troje. Zrozum, teraz Klemens ma trochę związany język.
– Zresztą porozmawiaj z nim sama – powiedziała po chwili przerwy, po czym
pchnęła mnie w kierunku Klemensa i kazała usiąść na ławeczce obok niego.
Gdy znalazłam się obok Klemensa, on tylko się uśmiechnął.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 83
– Słyszałem, że chcesz się nauczyć powozić furmanką? – Uśmiech z jego twarzy nie zniknął.
– Wiesz, że nie po to przyszłam – odpowiedziałam czerwona.
Widząc jego uśmiechniętą twarz od razu zaczęłam żałować, że do niego podeszłam. Pomyślałam, że nic z tego nie będzie, że lepiej jest wybrać to o czym przed
chwilą mówiłam Karinie. Chciałam się cofnąć. Odwróciłam głowę do Kariny, która w tym samym momencie ruchem głowy kazała mi siedzieć.
– No cóż – powiedział – jak trwoga to – dokończył inaczej – do Klemensa.
Posłuchaj kochana. Z tego co mi mówiła Karina to jest problem. Myślę, że ci
przejdzie.
– A jak nie to co? Chciałabym wiedzieć, czy warto tu zostać – odpowiedziałam szczerze.
– Karina powiedziała, że podjęłaś już decyzję – odwrócił głowę w stronę Kariny i zrugał ją wzrokiem, – ale widzę, że jeszcze nie.
Przejechaliśmy kilkanaście metrów w milczeniu i już chciałam wstać i wrócić do
przyjaciółki, gdy Klemens się odezwał:
– Posłuchaj słoneczko. Nie mogę ci za wiele powiedzieć. Nie o Jonatanie czy
Aurelii. Jak tu zostaniesz to też ci raczej wiele nie powiem na ich temat. Sama będziesz musiała się domyślać wielu rzeczy na podstawie tego, co zobaczysz.
– Ale ja …. – nie dokończyłam, bo Klemens mi przerwał.
– Nie przerywaj dziecino, jesteś jak nastolatka. To co przeżyłaś na ziemi jest
niczym z tym co możesz przeżyć tutaj – powiedział lekko urażony patrząc przed
siebie – sama chcesz się czegoś dowiedzieć, to słuchaj. Jeżeli jest prawdą to, co
mówiła Karina, to ci współczuję.
Na te słowa posmutniałam. Poczułam się jak by mi ktoś wyrwał serce.
– Nie znam się na tych uczuciach – mówił dalej – i wiem, że kocham tylko
moją żonę. Jeżeli twoje uczucie jest tak samo silne jak moje do żony, to powiem ci
tak: gratuluję, ale i przykro mi. Takie uczucie jest wspaniałe, jeżeli jest odwzajemnione.
– To czego mi gratulujesz? – Spytałam z zaciekawieniem.
– Odwagi, moja droga – odparł, – bo tylko odwaga, prawda i miłość mają tu
znaczenie. Wszystko inne jest wynaturzeniem tego, co zostało stworzone wraz
z naszym ziemskim światem.
Siedząc tak obok niego, położyłam głowę na jego ramieniu.
– Czy warto tu zostać? Odpowiem ci krótko, tak warto. Ucieczka niczego nie
zmieni. Pamiętaj też, że nie wiesz jaką otrzymasz ocenę. Jeśli pozytywną, to na
84
twoim miejscu uciekałbym do Edenu. Tam takich Jonatanów są setki i zawsze będziesz mogła nas odwiedzić. A co do reszty twoich pytań i marzeń to są tutaj pary
mieszane, ale nie są one liczne. Czy masz jakieś szanse? Nie wiem.
Tutaj zrobił chwilę przerwy.
– Jeżeli zostaniesz w osadzie to będziesz w pobliżu swojego Jonatana, ale
może to wtedy boleć podwójnie. Bo musi boleć bardziej gdy widzisz kogoś kogo
kochasz z kimś innym. A na pewno ją tutaj zobaczysz. Będziesz czasami z nią jadła, będziesz przebywać w jej towarzystwie i tak dalej. Pamiętaj, że swojego wyboru nie zmienisz. Może ci się uda, a może będziesz cierpieć. Z cierpieniem musisz
jednak walczyć sama, nikt z nas nie ukoi tego bólu za ciebie.
– Ale ja chcę wiedzieć, czy mam jakieś szanse – odparłam – czy Jonatan
w ogóle na mnie spojrzy jak na kobietę?
– Co do Jonatana to jest dziwna sprawa. Jest zupełnie inny od pozostałych
aniołów, których ja tutaj spotkałem – powiedział Klemens – jest cichy, spokojny.
Niedługo przekonasz się o tym sama, widząc innych aniołów w mieście. Są przede
wszystkim wyniośli, zarozumiali. A co do ciebie i Jonatana, to po pierwsze, rzadko
prekura ściąga się jeszcze kiedy jego ciało żyje. Normalnie budzisz się w pobliżu
Jahwe, by po chwili być osądzonym. To co ciebie tu spotkało to jest, jakkolwiek to
brzmi, trochę dziwne. A po drugie – westchnął – nie powinienem ci tego mówić, bo
nie wiem o co chodzi. Ale Jonatan wczoraj mnie prosił żebyśmy cię ukierunkowali
z decyzją tak, abyś wybrała możliwość pozostania tutaj.
Poczułam wypieki na twarzy. Nie, to niemożliwe co usłyszałam. Jonatan
chciałby żebym tutaj została! Czemu nie powiedział mi tego sam? Zaczęłam myśleć. Jaki powód miał żeby zasugerować mi pozostanie w jego osadzie? Wspominał mi coś o tym, że jestem inna. Poczułam się o wiele radośniej. Odwróciłam się
uśmiechnięta do Kariny i chciałam coś powiedzieć, ale Klemens widząc moje rozpromienienie powiedział:
– Nie ciesz się za bardzo. Skoro ja nie wiem o co chodzi, to nikt z nas nie wie.
Tylko Jonatan wie. Oni są dziwni, naprawdę, widziałem różne rzeczy jakie się tutaj
dzieją i nie można przewidzieć o czym oni myślą, co zrobią.
Ale ja już jego nie słuchałam, wstałam wyciągnęłam ręce do góry
i krzyknęłam aż się cała trójka przed nami odwróciła w naszą stronę. Klemens zareagował kiwnięciem głowy i uśmiechem. Po chwili jeden z jeźdźców podjechał do
Klemensa i o czymś rozmawiali, ale już byłam przy Karinie i trzymałyśmy się za
ręce. Byłam szczęśliwa. Poczułam ciepło rozgrzewające moje wnętrze. Widziałam
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 85
na twarzy Kariny prawdziwy uśmiech. Zrozumiałam, że nie tylko mam szansę, ale
i przyjaciół. Kogoś, z kim będę mogła dzielić moje smutki oraz radości.
– Teraz musisz się skupić na sądzie – Karina wyglądała na przejętą – nie pozwól sobą tam manipulować i za żadne skarby nie mów nic o swoich uczuciach.
Oni wiedzą tylko o twoim ziemskim życiu. To co tu się wydarzy wiedzą tylko ci,
którzy brali w tym udział. Skup się – Karina mocniej ścisnęła moją rękę.
– Ale jak? – Odpowiedziałam cała czerwona z radości – jak mam się skupić,
jeżeli mam szansę. Rozumiesz mam szansę! Czuję się tak, jakby Bóg przestał mnie
interesować a jego miejsce zajął Jonatan.
– Nie bluźnij – upomniała mnie zaskoczona Karina – skup się. Bez tego możesz nie wrócić do nas. A wtedy wszystko o czym marzysz legnie w gruzach.
Uspokoiłam się. Położyłam obie ręce pod głowę i rozłożyłam się na workach.
Karina zrozumiała chyba, że chcę być sama i wróciła do Klemensa. Patrzyłam
w niebo. Nie mogłam myśleć o tym co mnie czeka w Jahwe. Jak głupia nastolatka
zaczęłam snuć plany na przyszłość. Ale już z Jonatanem. Zasnęłam.
POZNANIE AURELII
Obudził mnie łagodny głos Jonatana.
– Coś chyba nie wyspałaś się u nas.
Otworzyłam oczy. Zatrzymaliśmy się. Nade sobą widziałam cały czas niebo. Dopiero jak przechyliłam głowę bardziej do tyłu to zobaczyłam Jonatana. Siedział na
koniu i uśmiechał się do mnie. Nie wiedziałam ile czasu spałam i jak długo jechaliśmy. Odwzajemniłam mu się uśmiechem.
– Robimy krótką przerwę – powiedział zsiadając z konia.
Wstałam. Zobaczyłam, że zatrzymaliśmy się na pagórku, na którym Klemens rozkładał koce i prowiant. Karina stała nieopodal pod drzewem i uśmiechała się do
mnie. Jonatan podszedł od tyłu do furmanki i powiedział:
– Zapraszamy na posiłek.
– Ile spałam? – Spytałam schodząc z wozu.
– Właściwie to przespałaś trzy czwarte drogi. Na horyzoncie widać już wieże
Jahwe – powiedział, gdy stanęłam obok niego.
Popatrzyłam w tym samym kierunku co on, ale widziałam tylko drzewa, przysłaniające mi horyzont i od razu sobie przypomniałam naszą pierwszą podróż, gdy
on też już coś widział a ja nic. No cóż, uśmiechnęłam się tylko do niego. Dlaczego
86
gdy z nim rozmawiam mam uczycie, że język mi się plącze i szybko chcę skończyć
tę rozmowę. Z takim podejściem nigdy nie zdołam z nim porozmawiać dłużej. Muszę być taka jak na początku: zabawna, wesoła i nie przejmująca się niczym. Jonatan właśnie ściągał jakiś worek z wozu i dał go tym, którzy jechali z nim na przedzie. Zaczęli karmić i poić konie. Podeszłam do Kariny, która właśnie zaczęła szykować, obok leżącego już Klemensa posiłek.
– Pomogę ci – próbowałam wyciągnąć kilka owoców z torby.
– Nie! – Odpowiedziała Karina – tobie, jako prekurowi nie wolno służyć aniołom. Ale skoro jesteś naszym gościem to możesz usiąść obok Klemensa, – po czym
kopnęła delikatnie go w tyłek.
– Ałaaa! – Zawył Klemens masując się w miejscu uderzenia.
– Zrób miejsce dla Emilii – powiedziała do niego Karina.
Klemens niechętnie wstał. Podszedł do bukłaka i napił się prosto z wlewu chyba
zapominając, że jest w towarzystwie i powinien użyć kubka. Po chwili Jonatan
i pozostała dwójka raczyła się z tego samego bukłaka.
– No cóż – powiedział Klemens, wycierając usta – tego mi najbardziej brakowało. Niedługo zawitamy do Jahwe, a ja nie jestem nawet przygotowany na rozmowy.
– Nie przesadzaj – odpowiedział mu jeden z mężczyzn – później się okaże, że
znowu wszystko co przywieźliśmy na handel, ty sprzedałeś za przysłowiowe grosze.
– I zamiast materiałów na suknie dla naszych pań przywieźliśmy tylko kawałki gotowych szmat – odpowiedział z uśmiechem drugi z jeźdźców.
– Nie – powiedziała Karina – tym razem to ja zajmę się handlem.
– To dobrze – odpowiedział na zaczepki Klemens – będę miał czas by zwiedzać karczmy.
Chciał wziąć bukłak od Jonatana, ale widząc jego wzrok zaraz cofnął rękę.
– Możesz się napić wina z innego bukłaka. Bo czuję, że to tutaj – Jonatan
podniósł lekko do góry bukłak, z którego przed chwilą pili – to twoje dzieło.
Jonatan zabrał trochę jedzenia i oddalił się wraz z pozostałą dwójką. Po chwili
zniknęli mi całkowicie z oczu. Znowu zostaliśmy w trójkę. Usiadłam obok Klemensa, który znowu leżał na kocu, wyglądał jak by drzemał. Miałam teraz chwilę
na przemyślenie tego, co się do tej pory stało. Po krótkiej drzemce na wozie moja
głowa nie była już tak ciężka, wydawało mi się jakbym przed chwilą znowu się
narodziła. Brak Jonatana jednak mi dokuczał, myślałam o słowach Klemensach.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 87
Jaki miałby mieć powód żebym tu została? Teraz moje myśli były bardziej przejrzyste, próbowały doszukać się sensu. A może Klemens kłamał, pomyślałam przez
chwilę. Ale nie, to niemożliwe, tyle razy mi mówiono, że tutaj najważniejsza jest
szczerość. To nie w stylu Klemensa. A może się mylę, przecież nie tak dawno dopiero ich poznałam. Tyle znaków zapytania. Chciałabym żeby ta podróż była już
powrotną do Jonataru. Znowu moje myśli krążyły wokół Jonatana. Gdzie on poszedł i czy musiał. A może on czuje to samo co ja. Przecież jak mnie widzi, to albo
mnie ignoruje albo też ma problemy ze skleceniem zdania. Przecież ja postępuję
dokładnie w ten sam sposób. Na kolacji nawet na mnie nie spojrzał, uciekał wzrokiem. Po kolacji podszedł do mnie na tarasie i szepnął kilka ciepłych słówek do
ucha. Rano też mnie unikał, zamieniając ze mną kilka słów. Teraz też ucieka, a tak
chciałabym go dotknąć. Czasami tylko, jak spotkamy się wzrokiem, to mam odczucie, że mogłabym w jego oczach wiele wyczytać. Są takie wielkie, przypominają złocisty bursztyn, mam wrażenie jakby do mnie mówiły. Mój wzrok ogarnęła
mgła. Pomyślałam jak to się skończy. Odrzucałam myśli o odtrąceniu, chciałam
być szczęśliwa. Czy nie tak powinno wyglądać życie po śmierci. Za dobrą służbę
na ziemi czeka nas radość, szczęście i pomyślność. A ja teraz czuję smutek, samotność i obawę. Nie, nie po to oddałam całe życie na ziemi Bogu żeby teraz znowu
nie mieć nic. Jak błyskawica przetoczył mi się prawdziwy powód wstąpienia do
zakonu. Przecież ja zrobiłam to na złość sobie samej. Zrobiłam to, bo czułam wyrzuty sumienia po aborcji. Teraz zaczęłam myśleć, że to może kara. Kara za pozbycie się nienarodzonego dziecka, które miałam urodzić. Może tak zaplanował mi to
Bóg. Może dlatego Jonatan został wysłany po mnie. Po to tylko, żeby mnie rozkochać i żebym teraz cierpiała. Poczułam się jak odrzucona. Skuliłam kolana. Nie
miałam ochoty jeść, sama nie wiedziałam już czego chcę. Może najlepiej się upić
tak jak wczoraj. Tylko, że to mocne wino zostało zabrane przez Jonatana. Po chwili
poczułam ręce na swoich plecach. To były dłonie Kariny. Widziała chyba, że jestem smutna, więc próbowała mi jakoś pomóc. Ciekawe czy powiedzieć jej o tym
dziecku. O tym, że pozbyłam się jako młoda osoba nienarodzonego jeszcze dziecka. Nie. Po chwili patrząc na Karinę zdecydowałam, że na razie to będzie mój sekret. Jak przyjdzie czas, to powiem. Bo czy chciałaby rozmawiać z kimś kto zabił,
zniszczył nierozpoczęte jeszcze życie, nie znam jeszcze jej tak dobrze. Na początku gdy wstąpiłam do zakonu, myślałam że w ogóle nie będę miała szansy odpokutować, ale widać jest inaczej skoro znajduję się tutaj. Tak jak powiedział Jonatan,
jeżeli bym nie zasłużyła, to by mnie tu nie było, reszta zależy tylko ode mnie.
– Zjedz coś – usłyszałam od Kariny.
88
– Nie mam ochoty – odpowiedziałam.
– Zjedz bo wpadniesz nam w anoreksję i co wtedy? Na taką chudzinę to już na
pewno nikt nie spojrzy.
Uśmiechnęłam się tylko. Nie miałam teraz wielkiej ochoty na rozmowę. Chciałam
pomyśleć. Wybrać.
– To może się napijesz? – Karina podsunęła mi kubek.
– Nie, dziękuję.
– Co się dzieje? – Mówiła dalej Karina – jak zasypiałaś byłaś szczęśliwa. Teraz znowu jesteś smutna. Zachowujesz się jak rozpieszczona królewna. Nie jesz,
nie pijesz. Mów co się dzieje.
Popatrzyłam na Karinę. Dopiero teraz zauważyłam, że jej źrenice były czarne a nie
jak na początku mi się wydawało ciemnobrązowe.
– Boję się – wyszeptałam – tak bardzo się boję.
– Czego? Czy chodzi o Jonatana? Przecież mówiłam, że jak wrócimy to ….
– Nie, to nie o to chodzi – przerwałam jej – sama już nie wiem. Po prostu się
boję – odpowiedziałam.
Karina mnie przytuliła. Czułam się jak mała dziewczynka, którą właśnie przytuliła
mama. Poczułam ciepło. Tego mi brakowało, uczucia ciepła drugiej osoby.
– Czy możemy się przejść? – Spytała się Karina.
– O tak – odpowiedziałam, uważając to za znakomity pomysł.
Ile razy czułam chwile zwątpienia na ziemi, wtedy albo modliłam się w kaplicy
albo spacerowałam po naszych ogrodach, szukając odpowiedzi w tym co zobaczę,
poczuję.
Wzięłam kawałek chleba ze sobą i ruszyłam za Kariną. Po kilku chwilach minęłyśmy drzewa i wyszłyśmy na otwartą przestrzeń. Dopiero teraz zobaczyłam piękno,
jakie nas otaczało. Za nami była prosta równina, a właściwie coś w rodzaju parku,
w którym się zatrzymaliśmy, – ale przed nami, przed nami było bajecznie. Stałyśmy na skarpie, jakieś 50 metrów pod nami była dopiero ziemia. Wszystko wyglądało jak jeden olbrzymi wąwóz rozciągający się po sam horyzont. Obok nas spływał strumyk, a za nim jakieś 15 metrów prowadziła droga w dół. Z krańców skarpy
w oddali zobaczyłam jeszcze dwa inne strumyki, spływające w dół. Jeden wyglądał
nawet jak mały wodospad. Wszystkie łączyły się po pewnym czasie w jedną większą rzeczkę. Słychać było wyraźnie jej szum. Wszystko na dole mieniło się przepięknymi kolorami, dominowała jednak zieleń. Ten widok mnie uspokajał.
Wszystko inne wyglądało tak jakby było stworzone po to, aby nie można było po
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 89
tym się wspinać. Droga w dół prowadziła delikatnymi zakrętami, wyglądała na
bardzo bezpieczną, zachęcała wręcz do dalszej wędrówki. Widziałam ptaki latające
na dole ponad drzewami. Ich głosy brzmiały jak śpiew kanarków. Obserwując całe
to miejsce, na próżno w pamięci szukałam wspomnienia o podobnym miejscu na
ziemi. Wszystko wyglądało tak żywo, zielono. Tam drzewa, tu trawa, tam kwiaty
tu znowu drzewa. Dopiero teraz zrozumiałam, że stoję tak już dłuższą chwilę. Ciekawe, czym mnie tu jeszcze zaskoczą. Wczorajszy zachód słońca, teraz ten widok.
Było cudownie.
– Widać w oddali wieże Jahwe – powiedziała Karina.
Wytężyłam wzrok i rzeczywiście widziałam kontury wież jakiejś wielkiej budowli.
Wydawało się, że promienie słoneczne się od niej odbijają, może dlatego tak bardzo mi się ich obraz rozlewał.
– Teraz to jeszcze nic – powiedziała po chwili Karina, – ale jak podejdziemy
bliżej to dopiero się zaskoczysz. Nie ma nic piękniejszego od tego miasta. Za jakieś dwie godziny dotrzemy tam. Chodź, pozbieramy trochę kwiatków – dodała po
chwili – to trochę pomaga jak chce się uspokoić.
Wróciłyśmy w pobliże naszego obozowiska i razem z Kariną uzbierałam bukiet niezwykłych kwiatów. Zbierałam je tak, aby każdy był w innym kolorze. Wiązanka wyszła mi przepiękna. Od razu pomyślałam, że dam go Jonatanowi
w podziękowaniu za to wszystko, co wydarzyło się do tej pory. Karina gustowała
chyba w fiolecie. Jej bukiet był cały fioletowy, tylko jeden z kwiatków w środku
był biały. Zobaczyłam Klemensa, który już nie drzemał tylko patrzył siedząc zwrócony w naszą stronę. Po chwili byłyśmy już obok niego. Widać było, że coś zjadł
bo jak zwykle zostawił mnóstwo okruchów na kocu.
– Jak można mnie tak zostawić samego – powiedział zbulwersowany – przecież jakiś zwierz mógł mnie zjeść.
Uśmiechnęłam się. Będąc tu ani razu nie pomyślałam o zagrożenie. Odsunęłam się trochę od nich. Chciałam pobyć sama.
– Jasne – Karina pacnęła go delikatnie bukietem swoich kwiatów w głowę, –
kto jak kto, ale ty swoim chrapaniem odstraszasz wszystko dookoła. Nawet ja
i Emilia odeszłyśmy od ciebie, bo nie można było znieść tego dźwięku – mówiąc
to puściła mi oko.
– Ale zabawne – Klemens wstał i strzepał z siebie resztkę okruchów. – Gdzie
jest reszta? Powinniśmy ruszać dalej w drogę. Przy takim tempie zastanie nas tu
noc.
– Czyżbyś się bał? – Karina dalej podśmiewała się z Klemensa, – co z twoją
90
odwagą?
– Moja odwaga jest na miejscu – odpowiedział jej Klemens, próbując klepnąć
ją w tyłek, ale Karina zręcznym ruchem uciekła od klapsa – tylko strasznie nie lubię spać na twardym. Najlepiej śpi mi się w łóżku, na dwóch materacach pod ciepłą
kołderką.
– No gdzie ten Jonatan? – Ale już nic więcej nie dodał, bo na te słowa pojawiła się sylwetka naszego anioła. Za nim jechało dwóch naszych towarzyszy, a za
nimi wóz, całkiem podobny do naszego. Powoziła nim kobieta, obok której siedział
jakiś mężczyzna. Po chwili dostrzegłam pod jej okiem tatuaż, dwie fale.
– Aurelio – powiedział Klemens – jak dobrze cię widzieć.
Poczułam się jakby mi ktoś wbił igłę w klatkę piersiową. A więc to była Aurelia.
Patrzyłam złowrogim spojrzeniem na siedzącą w powozie blondynkę o długich
prostych włosach, które rozpuszczone sięgały jej znacznie poniżej połowy pleców.
Twarz miała drobną, pociągłą, ładnie wykrojone, pełne usta na widok znajomych
twarzy rozciągnięte były w uśmiechu. Na szczególną uwagę, jak u prawie każdego
anioła, zasługiwały oczy Aurelii; były one jasnobłękitne, przejrzyste niczym źródlana woda, co w połączeniu z ciemnymi brwiami i rzęsami robiło olbrzymie wrażenie. Jak na ukochaną anioła nie prezentowała się tak, żeby powalać z nóg. Choć
skrycie sama przed sobą przyznałam, że jest naprawdę ładna, tylko zazdrość nie
pozwalała mi tego przyznać. Inaczej sobie ją wyobrażałam. Dopiero gdy zeszła
z wozu i Klemens pocałował ją w policzek, zobaczyłam, że jest wysoką, zgrabną
kobietą, jednakże bardzo szczupłą, przez co wyglądała na osobę wręcz filigranową.
Ubrana była dość prosto, zwykła biała suknia z kapturem zapięta od stóp po samą
szyję. Zaczęłam się zastanawiać, co oznacza jej znak. Jonatan ma znak na szyi, ona
na policzku pod lewym okiem. Ciekawe, co to znaczy. Ten tatuaż nie dodawał jej
uroku, wręcz szpecił jej delikatne rysy twarzy. Po przywitaniu się z Klemensem,
zaczęła witać się z Kariną. Poczułam lekką zazdrość, rozczarowanie. Klemensowi
się nie dziwię, że witał ją serdecznie, z uśmiechem, dokładnie tak samo jak wczoraj
mnie. Natomiast Karina mówiła, że jej nie lubi i za nią nie przepada a tu proszę,
uśmiechy, wzajemne komplementy. Po chwili zaczęła iść w moją stronę, a ja jak
słup soli stałam z kwiatkami w dłoni.
– Witam – powiedziała miłym, spokojnym głosem.
Podała mi rękę.
– Witam – odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem na twarzy.
– Jestem sąsiadką Jonatana – mówiła, obcinając mnie spojrzeniem Aurelia.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 91
– A ja, … – ale nie dokończyłam, bo Klemens szybko zaczął mówić za mnie.
– To jest nowy nasz nabytek droga sąsiadko. Właśnie zmierzamy do Jahwe,
ale widzę że nasze drogi się krzyżują.
– Niech będzie wola Ojca – odpowiedziała Klemensowi nie spuszczając ze
mnie wzroku – a i owszem nasze drogi się z krzyżowały. Jonatan wypatrzył mnie
na drodze i prawie siłą zmusił do dołączenia do was. Co za zbieg okoliczności, że
wszyscy spotykamy się podczas tej samej podróży.
– O, to spędzimy podróż w zacnym gronie – powiedział Klemens radośnie,
czym poczułam się urażona.
– Ładny bukiet – Aurelia tym razem zwróciła się do mnie – piękne. Nic kobiecie tak nie dodaje uroku jak bukiet pięknych kwiatów. Ale nie sądzę, by ci się
przydały w Jahwe. Tam bardziej ci się przyda to coś uczyniła dobrego na ziemi.
– Zebrałam je dla – tutaj zrobiłam krótką pauzę – dla Klemensa. W podzięce
za wczorajszy wieczór i ciepłe przyjęcie.
Wręczyłam Klemensowi kwiaty i pocałowałam go w policzek.
– No cóż … – zaczął mówić Klemens, ale Aurelia mu przerwała.
– Myślałam, że to domeną mężczyzn jest na ziemi obdarowywanie kobiet,
a nie odwrotnie, no ale cóż … – tym razem Aurelia nie dokończyła, bo przerwał jej
Klemens.
– Już drugi raz w ciągu dwóch dni słyszę, że coś jest domeną mężczyzn
w stosunku do kobiet i to ja jestem w roli kobiety – mówił rozbawiony, – więc informuję was moi drodzy, że jestem mężczyzną i mam nadzieję, że niedługo się
o tym przekonacie.
– Chciałbym to zobaczyć – odezwał się mężczyzna towarzyszący Aurelii.
Reszta towarzystwa skwitowała to uśmiechami na twarzy.
– To jest Tobiasz – Aurelia przedstawiła mi swojego towarzysza – jest dla
mnie dokładnie tym samym, kim Klemens jest dla Jonatana.
– Administratorem wioski – powiedziała ni stąd ni zowąd Karina.
– Przyjacielem moja droga – poprawiła ją Aurelia – przyjacielem.
Pewnie z nią sypia, pojawiła się w mojej głowie złośliwa myśl. Był niczego sobie,
wysoki, barczysty, z kędzierzawą czupryną i krótkim zarostem. Gdybym miała takiego sługę to sama bym go chciała wykorzystać. Oj, Jonatanie, jaki ty jesteś ślepy. Ugryzłam się w język, o czym ja myślę. Po chwili zauważyłam, że wszyscy się
gapią na mnie. Stałam w bezruchu i gapiłam się ciągle na Aurelię. Dopiero Karina
podeszła do mnie i mnie szturchnęła. Wiedziałam, że nie polubię Aurelii, ale ucieszyło mnie to, że było to z wzajemnością. U niej także wyczułam niechęć do mnie.
92
– Chyba się spodobałam – wysyczała przez zęby w moją stronę widząc, że nie
odrywam od niej wzroku.
– Przepraszam – odpowiedziałam, pierwsze co mi przyszło do głowy – ale
strasznie przypominasz mi moją przyjaciółkę.
– O proszę – odpowiedziała już z uśmiechem – szkoda, że tak mało czasu nam
zostało, bo może byśmy się polubiły. Szczęśliwi będą ci, którzy przejdą na drugą
stronę bramy.
– Ja właśnie ją przeszłam – odpowiedziałam buńczucznie mając na myśli to,
że całe moje szczęście, czyli Jonatan, stoi teraz koło Aurelii.
Te słowa zdenerwowały Aurelię, wiedziałam już, że jest o mnie zazdrosna.
– Życzę ci szczęścia – powiedziała – mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy.
– Nie mówię nie – odpowiedziałam już ze szczerym uśmiechem. – Z tego co
do tej pory się dowiedziałam, to tutaj wszystko się może zdarzyć.
– No, dobra – wtrącił się Jonatan wskakując na konia – dość tych uprzejmości.
Musimy ruszać. Jak tak bardzo chcecie porozmawiać to w wozie jest dużo miejsca.
W mieście się rozdzielimy. Aurelia ruszy w swoją stronę, a ty Klemensie prosiłbym
abyś udał się z nią.
– Nie widzę przeszkód – odpowiedział Klemens i zaczął pakować nasze rzeczy na wóz.
W momencie gdy Klemens pakował obozowisko, zastanawiałam się, czy nie siąść
obok Aurelii, ale po chwili zrezygnowałam z tego pomysłu.
Przez moment bacznie obserwowałam Jonatana i Aurelię, ale nie zauważyłam niczego szczególnego. Nawet się do siebie nie uśmiechali. Zachowywali się tak jakby byli sobie obojętni. Jonatan wskoczył na konia, a Aurelia usiadła w wozie. Po
chwili Aurelia odezwała się do mnie:
– Może jednak spędzimy tę podróż razem? – wskazała ręką miejsce obok siebie – może dowiem się jakich głupot napletli tobie w tym Jonatarze.
Tutaj już spojrzała na Jonatana. Jej spojrzenie mówiło wszystko. Widać w nim było
tęsknotę i uwielbienie. Ja tak też kiedyś patrzyłam, lecz było to dawno temu, na
plaży. Jonatan na to spojrzenie pospiesznie odwrócił się na koniu i ruszył przodem.
Nie wiedziałam co powiedzieć i jak się zachować. Uratowała mnie Karina:
– Niestety – powiedziała – mamy jeszcze kilka spraw do omówienia, więc
raczej nie uraczy cię towarzystwem.
Aurelia się tylko uśmiechnęła i ruszyła wozem. Tobiasz pospiesznie zabrał to, co
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 93
podawał mu Klemens i wskoczył do wozu.
– No wsiadać dziewczyny – powiedział siedzący już na wozie Klemens – czas
dotrzeć do Jahwe.
Ruszyliśmy. Na przedzie jechał Jonatan i dwóch naszych towarzyszy, za nimi jechał wóz Aurelii i na samym końcu jechaliśmy my. Klemens wymienił
z Tobiaszem jakieś gesty, bo rozmowa nie była możliwa z takiej odległości i po
chwili dołączył z bukłakiem wina do wozu Tobiasza. Nawet nie wiedziałam, że
taki leń jak Klemens może tak szybko biegać. Musieli się dobrze znać, bo po chwili ich śmiech było słychać nawet u nas. Usiadłam obok Kariny, która teraz prowadziła naszą furmankę. Klemens co jakiś czas robił do nas głupie miny. Właśnie zaczęliśmy zjeżdżać tą ścieżką w dół, przed którą jeszcze nie tak dawno stałam
z Kariną. Poczułam nierówności na drodze, przez chwilę miałam wrażenie, że wypadnę z wozu. Pierwszy raz poczułam jakąś niewygodę. Po chwili byliśmy już na
dole, gdzie droga znów była prosta i bez żadnych wertepów.
– Widzę, że nie przypadłyście sobie do gustu – powiedziała Karina.
– A czemu tak sądzisz? – Spytałam z uśmiechem.
Karina zaczęła się tylko śmiać, czym mnie też sprowokowała do śmiechu. Po chwili jednak przestałam. Jonatan podjechał do Aurelii i zaczął z nią rozmawiać. Ile
bym dała żeby dowiedzieć się o czym. Może Klemens podsłucha co nieco i później
się wygada.
CHERUBIN NA DRODZE
Jonatan podjechał do Aurelii. Po drodze tylko zerknął w kierunku Kariny
i Emilii, i jechał już z boku wozu Aurelii.
– No i jak moja droga? – Powiedział. – Jesteś zazdrosna?
– Nie wydaje mi się – odpowiedziała Aurelia, patrząc prosto przed siebie –
trochę wygadana jak na prekura. I nie wyczułam w niej strachu.
– Przesadzasz – wtrącił się Jonatan.
– Coś musiałeś jej zrobić. Chyba się zaprzyjaźniła z tą twoją Kariną.
– Jest trochę inna od pozostałych, których przeprowadzałem – odpowiedział
Jonatan – przypomina mi Klemensa.
– A propos Klemensa – Aurelia zmieniła temat i odwróciła się w jego stronę –
jak tam twoja żona przystojniaku?
– No cóż – odpowiedział Klemens – ponoć cudownie. Niedługo się spotkamy.
94
– Mam nadzieję, że mnie z nią poznasz – powiedziała Aurelia, która zachowywała się tak, jakby była bardziej zainteresowana rozmową z Klemensem niż
Jonatanem. – Zapraszam na kolację gdy się pojawi.
– Nie widzę przeciwwskazań – odpowiedział, popijając wino z bukłaka – tylko nadmienię, że przez pierwszy tydzień możecie nas nie spotkać. Trzeba nadrobić
zaległy czas.
Tobiasz skwitował do śmiechem.
– Proszę Jonatanie – tym razem Aurelia zwróciła się do anioła jadącego obok
niej – weź przykład ze swojego przyjaciela. Powinieneś tyle samo czasu poświęcać
swojej ukochanej po każdym powrocie.
Jonatan nie odpowiedział tylko się uśmiechnął. Wiedział, że Aurelia żartuje,
i chociaż nienawidzi ludzi, to Klemensowi strasznie zazdrości. Zazdrości tego, że
będzie mógł jadać kolacje razem ze swoją żoną i budzić się rankiem w jej objęciach. Ona pragnęła tego samego od niego. Była osobą, która nigdy się do tego nie
przyzna, ale wiedział, że to było jej wielkim marzeniem. Na razie nie mógł jej tego
dać, na razie. Może w przyszłości, ale nie teraz. Miał plan, trudny do zrealizowania
i szalenie niebezpieczny, ale miał. Po rozmowie z Gabrielem postawił wszystko na
jednej szali. To było jedyne wyjście dla niej, dla niego, aby znowu wrócić do miasta, czuć się jednym z klanu. No i pozostawała jeszcze Emilia, która coraz bardziej
go intrygowała. Bał się wykonać w stosunku do niej jakiegokolwiek ruchu żeby jej
nie przestraszyć. Wyczuł, że ona jest nim zainteresowana, ale nie mógł na razie
podjąć gry. Nie wtedy, gdy jest w pobliżu Aurelia.
– Czemu tak zaniemówiłeś? – Aurelia zwróciła się w kierunku Jonatana.
– Bo ktoś rusza nam na spotkanie – mówiąc to, Jonatan wskazał ruchem głowy przed siebie.
Przed nimi w pewnej odległości na drodze unosił się delikatnie kurz, po chwili wyłoniła się z niego sylwetka jeźdźca. Jeźdźca ubranego w brązowe szaty.
– Poczekajcie tutaj – powiedział i pędem ruszył przed siebie.
Wozy się zatrzymały. Aurelia zarzuciła kaptur na głowę w ten sposób, żeby jej
twarz była nie rozpoznana, ale nie ograniczał jej widzenia. Dwóch jeźdźców
z przodu miało problemy z utrzymaniem koni po przejeździe Jonatana. Omal nie
spadli. Z całej ekipy podróżnych tylko Klemens z Tobiaszem wyglądali na obojętnych.
Jonatan po kilku chwilach znalazł się przy przybyszu. Objechali się dookoła.
– Witaj Jonatanie – powiedział jeździec, poznając anioła po jego tatuażu na
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 95
szyi.
– Dokąd zmierzasz? – Jonatan próbował rozgryźć, kim jest jeździec.
Poznawał tylko jego szaty. Był jednym z Cherubinów, ale do jakiego klanu należał
tego nie wiedział, nie mógł dostrzec jego tatuażu na szyi, całą zasłaniała mu chusta.
– Jadę po twojego przyjaciela, Agara – silnym uściskiem powstrzymywał konia przed dalszym pędem. – Doszły nas słuchy, że zabawia się w świątyni Kafcjela.
Jonatan pomyślał o Agarze. No to ma chłopak przechlapane. Ciekawe tylko kto
doniósł Cherubinom. Wiedział, że te bydlaki nie podróżują pojedynczo. Przeczuwał, że gdzieś pośród drzew skrywają się jego towarzysze.
– Czy zrobił coś złego? – Spytał po chwili Jonatan tak jakby chciał opóźnić
jego podróż.
Jeździec popatrzył z podejrzliwością na Jonatana.
– Dziwi mnie, że ty jego najlepszy przyjaciel nic nie wiesz. Wydaje mi się, że
skoro ruszył w twoje strony to zasadnym byłoby odwiedzić przyjaciela.
– Kiedyś – odpowiedział spokojnie Jonatan i poklepał niespokojnego konia po
karku – może byliśmy przyjaciółmi, ale teraz kontakt się urwał. Ja jestem tu, a on
tam. Takie boskie losy. Nic na to nie poradzimy. Ale nie boisz się podróżować
sam? Jeżeli dobrze pamiętam to Agar wciągnąłby cię nosem, nie mrugnąwszy nawet okiem. No chyba, że mój dawny przyjaciel stracił dwie ręce.
Przybysz tylko uśmiechnął się pod nosem ignorując jego obrazę. Jonatan wiedział,
że nie uwierzył w jego słowa, chociaż nie kłamał. Po prostu nie mówił tego co zaszło w świątyni.
– A ciebie co sprowadza do miasta? – Spytał jeździec.
– Jadę na targ – odparł anioł.
Cherubin nerwowo przyglądał się wszystkim osobom znajdującym się w pobliżu.
Jonatan z kolei spoglądał na uzbrojenie jeźdźca i zastanawiał się czy jego przeciwnik zdołałby wyciągnąć miecz zza pleców.
– To widzę, że dużo masz do sprzedania skoro targasz ze sobą dwa wozy i całą
świtę. Porozmawiałbym z tobą dłużej, ale czas mnie nagli. – Widać było, że przybyszowi się spieszy.
Po chwili powoli ruszył przed siebie. Jonatan wolniej ruszył za nim. Jeździec minął
dwóch konnych z przodu. Na krótko zatrzymał się przy Aurelii, po czym odwrócił
się do Jonatana i spojrzał na niego z pogardą. Ten z kolei zauważył, że jego ukochanej drżą ręce. Miał ochotę zdzielić Cherubina, ale się powstrzymał. Wiedział, że
zaspokoiłby tylko swoją potrzebę wyładowania na kimś gniewu, a ją i resztę naraziłby na niepotrzebne cierpienie. Klemensa i Tobiasza jeździec zignorował zupeł96
nie. Następnie udał się do ostatniego wozu. Popatrzył na Karinę, a następnie objechał wóz dookoła i stanął z drugiej strony. Tym razem jego wzrok utkwił w Emilii.
– Kim jesteś ślicznotko? – Spytał.
Emilia poczuła przerażenie, od razu przypomniała sobie opowiadanie Klemensa
o aniołach w mieście. Mówili żeby uważać na Cherubinów. Na aniołów ubranych
w brązowe szaty. Widać było, że się bała. Język utkwił jej w gardle, nie mogła wypowiedzieć ani słowa. W myślach panicznie mówiła sobie: nie lękaj się ich, oni nie
mogą zrobić nic prekurowi. Jonatan zauważył paraliżujący Emilię strach. Nie zastanawiał się długo, wjechał swoim koniem pomiędzy Cherubina a wóz. Odciągnął
jego wzrok od Emilii.
– Nie twoja sprawa – Jonatan syknął tylko przez zęby – jest ze mną i nie powinno cię to obchodzić.
– Prekur – usłyszał Jonatan w odpowiedzi od nieznajomego – dziwne rzeczy
się tu dzieją ostatnio. Wiesz, że poznawanie prekurów z rabami jest tutaj zabronione. Znasz prawo.
– Nie twoja sprawa – powtórzył Jonatan i bardziej zaczął naciskać koniem na
konia obcego.
Cherubin pod wpływem nacisku odsunął się od wozu.
– Ładna – powiedział przybysz szeptem do Jonatana, po czym odwrócił konia
i ruszył szybkim pędem przed siebie. Po chwili zniknął im z widoku. Jonatan rozejrzał się dookoła i powiedział:
– Ruszamy dalej. Nie ma czasu. To tylko Cherubin – w myślach jednak dokończył za drzewami pewnie jest ich jeszcze czterech.
Jonatan pochylił się do Emilii i wytarł jej łzę z policzka.
– Nie bój się – powiedział półszeptem – przy mnie nic ci nie grozi.
Nie odpowiedziała nic, przytuliła tylko jego dłoń do policzka. Jego gest widziała
Aurelia, która momentalnie ruszyła przed siebie. Jonatan wyjechał na przód grupy.
Przez chwilę jechali w ciszy. Nawet Klemens z Tobiaszem ucichli. Jonatan dołączył po chwili do Aurelii.
– Prosiłem cię żebyś nie jechała – powiedział Jonatan – mogłaś wysłać Tobiasza samego.
– I co, cały czas mam nie wychodzić z wioski? – Odparła zdenerwowana Aurelia – czy on wiedział?
– Wyczuwamy jak coś jest nie tak, wiesz o tym dobrze – odparł Jonatan.
– To nawet pachnę mieszańcem – w głosie Aurelii wyczuć można było pogarwww.sagaprzebudzenie.pl
Strona 97
dę.
– Nie moja droga – odpowiedział Jonatan – zakryłaś twarz kapturem, a my nie
jesteśmy zwierzętami. Po prostu zapomniałaś o rękach.
Aurelia popatrzyła na ręce, w których trzymała lejce. Zapomniała. Na nich też miała między kciukiem a palcem wskazującym dwie fale. Poczuła się jak idiotka. Jedzie do miasta i nie chce być rozpoznana, a popełniła taki błąd.
– Widzę też, że lubisz strasznie pocieszać swoich prekurów – powiedziała,
próbując odreagować swoją złość.
– To nie tak.
– A jak – odpowiedziała ze smutkiem – przypomnieć ci jak w nocy wycierałeś
mi łzy.
– To naprawdę nie tak – odparł naprawdę nie wiedząc jak wybrnąć z tej sytuacji – jak mam ci udowodnić, że tylko ty się liczysz, że jesteś jedyna?
Aurelia zbyła to pytanie ciszą. Nie miała ochoty rozmawiać z Jonatanem. Poczuła
się urażona.
– Tyle lat już jesteśmy razem – mówił dalej Jonatan – nigdy nie skrzywdziłem
cię i wiesz, że nigdy tego nie zrobię. Co muszę zrobić by to udowodnić?
Aurelia po raz kolejny nie odpowiedziała na pytanie. Jonatan zrozumiał, że
rozmowa w tej chwili nie ma sensu. Znał Aurelię doskonale, wiedział, że nie
o zazdrość w stosunku do Emilii jej chodzi. Została rozpoznana przez tego Cherubina, którego wzrok wyrażał wszystko. Pogardę, nienawiść, a nawet obrzydzenie.
Jonatan pomyślał, że mógłby go zabić, zrobiłby to jednym ruchem, ale czy to by
pomogło? Przypomniał sobie niedawne słowa Aurelii, które wypowiedziała na polanie i co, będziesz walczył z wszystkimi? Miała rację, dopóki tego nie rozwiąże
w inny sposób, to nic się nie zmieni. Gdy będą z dala od innych, to będą szczęśliwi, natomiast jak będą w towarzystwie, to wiecznie będą się kłócić.
Postanowił zostawić ją samą ze swoimi myślami, wcześniej to pomagało. Odjeżdżając od niej myślał tylko co będzie w Jahwe. Tam każdy anioł, nieważne czy
Cherubin czy inny, nie pozwoli jej normalnie przejść. Będzie podatna na zaczepki,
zniewagi. Bał się o nią. Wiedział, że kiedyś nie wytrzymają i albo ona zrobi coś
głupiego, albo on. Jedną karę już poniósł, było to wykluczenie z klanu Gabriela.
Ale czy można kogoś karać za miłość do drugiego anioła? To pytanie zadawał sobie setki razy. Wiedział, że tym razem kolejna kara może być o wiele bardziej bolesna. Straci nie tylko swoją pozycję ale coś więcej, straci to, co kocha ponad
wszystko. Czasami wydawało mu się, że nie rozumie Boga. Jak on może być tak
okrutny w stosunku do nich, do swoich dzieci, a ludziom wybaczać gorsze rzeczy.
98
Może rzeczywiście większość miała rację, że trzeba ich nienawidzić. Byliśmy
pierwsi, przed nimi. W momencie kiedy ich stworzył, uczynił ich równymi ze swoimi dziećmi. Z czasem widać było, że jednak kocha ich bardziej. Prosił nas byśmy
im służyli. Kazał dbać o nich, pilnować gdyż byli słabsi, delikatniejsi. Dopiero po
wielkiej Bitwie Niebios zrozumiał, że popełnił błąd w stosunku do ludzi, zmienił
prawo. Nie wierzył już tak w ich niewinność, oddanie, nawet śmierć Jezusa tego
nie zmieniła. Poświęcił tylu aniołów w imię ludzkiej nadziei, a oni i tak nie wierzyli w to, co głosił. Od tamtej pory tylko ci, co wierzą i są oddani, mogą się tu dostać,
naprawić swoje błędy. A ci, którzy wiedli życie zgodnie z jego kodeksem otrzymają nagrodę, życie wieczne. Jonatan wiedział, że jeżeli będzie potrzeba, uda się
w sprawie Aurelii do samego Ojca, tego nauczył się od Klemensa. Może dla takich
jak ten rab warto dawać im szansę. Warto ich kierować na właściwą drogę. Drzewa
się przerzedzały. Wiedział, że zbliżają się do Jahwe, słyszał już nawet szum wody.
JAHWE
Czułam się przerażona, nawet Karina nie potrafiła mnie pocieszyć. Wyjaśniła
mi, że ten jeździec to Cherubin i że oni tylko tak groźnie wyglądają. Ale ja,
w momencie kiedy poczułam oddech nieznajomego na swojej twarzy, myślałam, że
zaraz ucieknę i się gdzieś ukryję. Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć, jak
się zachować. Nie wiem czemu od razu pomyślałam, że przyjechał po mnie, że
chciał mnie zabrać. Wszyscy wyglądali tak bezbronnie. I ten jego miecz wystający
zza pleców. Po co mu miecz? Po co miecz aniołowi? Coraz bardziej bałam się tego
miasta. Mówili mi, że Cherubini są najbardziej niewdzięczni i trzeba na nich uważać, ale żeby aż tak się ich bać! Jeszcze nie tak dawno podziwiałam krajobrazy,
rośliny, zwierzęta spotkane po drodze a teraz? Teraz czuję się jak sparaliżowana.
Nawet dotyk dłoni Jonatana nie pomógł. Do tej pory czuję strach, czuję jak nierówno oddycham. Od pojawienia się obcego trzęsą mi się ręce. Drżenie ustępowało
dopiero jak Karina brała je na chwilę w swoje dłonie. Nie wiem czego się tam spodziewać, ale wiem, że nie wolno mi teraz oddalać się od Jonatana, Klemensa czy
Kariny. Nie sądziłam, że można tak silnie odczuwać zagrożenie. Nigdy nie przeżyłam czegoś takiego na ziemi. Żadna groźba, żadne uderzenie tego nie wywołało,
a tutaj wystarczyło jedno spojrzenie, jeden oddech. Nie, krzyknęłam w myślach.
Muszę przestać o tym myśleć.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 99
Zauważyłam, że las zaczął się przerzedzać, usłyszałam szum wody. Po chwili
zobaczyłam coś o czym nawet nie śniłam. Wielkie miasto otoczone białym murem.
Na każdym końcu tego muru wznosiła się wieża, ale pośrodku było ich o wiele
więcej i każda kolejna była piękniejsza od poprzedniej. Wyglądało trochę jak starożytna Jerozolima, ale było większe, wyższe i o wiele piękniejsze. Wszystko lśniło. Wieże miały błyszczące kopuły w różnorakich kolorach: były żółte, zielone,
błękitne, czerwone. W blasku słońca mieniły się jak wielobarwna tęcza. Nad podłużnymi oknami znajdowały się pasiaste czerwono – błękitne markizy. Miasto
wyglądało tak, jakby wzniesiono je na wodzie, a właściwie na wielkim jeziorze, do
którego wpływały rzeki wychodzące z lasu. A więc tu jest ujście naszego strumyka.
To stąd wziął się szum wodospadu. Niektóre rzeki wpływały jak ta, przy której my
się poruszaliśmy, prosto do jeziora, natomiast kilka kolejnych już spadało
z wysokości, im dalej tym wysokość spadu kolejnego była wyższa. Ale pięknie
pomyślałam. Niestety, nawet na chwilę się nie zatrzymaliśmy, jechaliśmy dalej.
Tylko raz spojrzałam na Karinę, która śmiała się ze mnie. Nie dziwię się, musiałam
mieć niezłą minę. Chciałam jej coś powiedzieć, ale nie mogłam wydobyć z siebie
żadnego zdania. Zupełnie jak podczas spotkania z Cherubinem, ale tutaj było zupełnie odwrotnie. Przepełniała mnie radość z tego co widzę. Jeżeli tak sobie wyobrażamy niebo to jestem całkowicie za. „Miasto unoszące się na wodzie, nie na wyspie, na wodzie” krzyczałam w duchu. Droga urywała się przy samym jeziorze.
Ciekawe czy przypłynie po nas łódź? – pomyślałam, ale jakie było moje zdziwienie
kiedy wjechaliśmy do wody. Najpierw konni, później Aurelia z Klemensem oraz
Tobiaszem i na końcu my. Żadne z nas nie tonęło. Wyglądało to tak, jakbyśmy jechali po wodzie. Niewiarygodne! Z początku myślałam, że jest tak płytko, ale co
jakiś czas widziałam ryby pływające pod nami. Co jakiś czas czułam tylko wzrok
Kariny na sobie i słyszałam jej głośny śmiech. Co chwila rozglądałam się dookoła.
Jezioru dodawały uroku rzeki wpływające do niego, niektóre tworzyły przepiękne
wodospady. Chciałam coś powiedzieć, ale brakowało mi słów. Z przodu Klemens
mi zasalutował, dokładnie tak jakby spędził całe życie w wojsku. Nawet Aurelia
opuściwszy kaptur odwróciła się w moją stronę i uśmiechnięta pokiwała przecząco
głową. Dopiero teraz zrozumiałam, że wydaję jakieś piski, nie mówię, tylko piszczę jak mała dziewczynka, która dostała najwspanialszy prezent na urodziny. Mijaliśmy właśnie Jonatana, który się zatrzymał żeby zobaczyć co się u nas dzieje, ale
widząc moją radość tylko się uśmiechał. Popatrzyłam mu przez chwilę w oczy.
Chciałam żeby moje spojrzenie wyglądało na naprawdę wdzięczne. Miałam nadzieję, że potraktuje je jako podziękowanie za to co teraz widzę, ale on natych100
miast pognał z powrotem do przodu. Dojechaliśmy właśnie do potężnej kutej
z żelaza bramy. Gdy ją mijaliśmy powitało nas dwóch strażników. Byli to Cherubini, ale nie wyglądali tak groźnie jak ten wcześniejszy. Może dlatego, że nie patrzyli
w moją stronę. Skinieniem ręki przywitali Jonatana.
W środku wszyscy, których mijaliśmy, byli ubrani podobnie do nas. Nie było
nikogo wyróżniającego się. Różnili się tak naprawdę tylko twarzami. Ale wszyscy
byli młodzi, żadnych starców, żadnych dzieci. Z początku myślałam, że wszystko
jest zbudowane ze złota bo tak lśniło, ale dopiero w środku zrozumiałam, że to był
jakiś mocno wyszlifowany, gładki kamień. Jechaliśmy wąską uliczką, Jonatan
prowadził konia za uzdę, nawet nie spostrzegłam kiedy zniknęli pozostali panowie,
którzy towarzyszyli nam od początku. Kamienice, które mijaliśmy były stosunkowo niewielkie w porównaniu do tych wież, które widziałam z zewnątrz. Pomyślałam, że te wieże w środku są jakimś centralnym punktem tego miasta. Co jakiś czas
któraś z wież migotała między dachami kamienic, ale bardziej interesowali mnie
ci, których mijaliśmy. Tylko gdy gdzieś w oddali mignął mi ktoś w kolorze brązowym, ogarniał mnie strach. Ale szybko wyczułam, że Jonatan spostrzegał ich szybciej i idealnie zmieniał trasę by ich uniknąć.
– Jak będziemy mieć czas to musimy udać się na drugą stronę miasta – powiedziała Karina.
– A co tam jest? – Ucieszyłam się słysząc swój głos.
– Nie będę ci zdradzała tajemnicy – powiedziała, – ale to, co tu widzisz to dopiero początek fascynacji.
Po chwili usłyszałam z jej ust:
– Odrzuć wszystko to co było ludzkie i poznaj to co jest boskie.
Nawet nie próbowałam zrozumieć sensu jej słów, ale najwidoczniej miałam dziwny wyraz twarzy, bo po chwili dodała:
– Tymi słowami przywitał mnie tutaj jeden z Metatronów. Pamiętam je tak
dokładnie jakby to było przed chwilą.
Po chwili zatrzymaliśmy się na jakimś większym placu. Klemens pożegnał się
z nami. Pocałował w policzek Karinę a mnie serdecznie przytulił.
– Trzymam za ciebie kciuki – powiedział mi do ucha – pamiętaj bądź prawdą.
W drodze powrotnej to opijemy.
– Karino – tu już zwracał się do mojej towarzyszki – w tym największym gąsiorze jest moje wino. Wiesz, że dostaniesz za nie prawie wszystko. Załatw mi trochę dobrego tytoniu, a reszta jest wasza i nie zapomnij o Emilii.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 101
Po tych słowach odwrócił się od nas i dołączył do Aurelii.
Poczułam się tak jak bym już miała go więcej nie zobaczyć. Do oczu napłynęły mi łzy. Nie chciałam takiego pożegnania. Chciałam go jeszcze zobaczyć, pośmiać się z nim. Będzie dobrze, powiedziałam sobie w duchu.
Jonatan tylko odprowadził wzrokiem Aurelię, która odjeżdżała w innym kierunku niż my. Nawet się nie pocałowali. Pomyślałam, że to dziwne, skoro są parą
to normalnym jest się pożegnać pieszczotą. Z oddali jeszcze Tobiasz z Klemensem
nam zamachali, na co Karina im zasalutowała.
– Nie wiedziałam, że byłaś w wojsku – powiedziałam z uśmiechem do Kariny.
– Nie byłam – odpowiedziała.
– Ruszamy ”Pod Koguta” – przerwano naszą rozmowę.
To był donośny głos Jonatana.
– Pod koguta? – Wyrwało mi się.
– Taka fajna oberża – powiedziała Karina – zjemy pewnie coś i się rozstaniemy.
Po tych słowach zrobiło mi się znowu smutno.
– Ty udasz się z Jonatanem do Betel, a ja pójdę pohandlować na targ. – Dokończyła, – ale najpierw zjedzmy. Tam mają naprawdę dobre jedzenie a jacy faceci
tam urzędują!
Po chwili wjeżdżaliśmy do kamienicy, w której przed bramą stała dwójka naszych
konnych towarzyszy. Zeszliśmy z wozu. Ja z Kariną udałam się przez drzwi na górę. Pozostali wraz z Jonatanem rozpakowywali wóz. Po chwili znaleźliśmy się
w sali pełnej osób. Niektórzy byli z tatuażami na szyi, większość jednak miała rysunki tylko na dłoniach. Jeżeli dobrze rozumiałam, to wiedziałam już jak poznać
anioła, a jak raba. Po chwili podszedł do nas pewien mężczyzna.
– Wy jesteście od Jonatana? – Spytał uprzejmie.
– Tak – odpowiedziała Karina.
– Zapraszam, tam jest stolik – wskazał na stół w głębi sali – każę już donosić
to, co było zamówione.
Przedarłyśmy się przez salę i usiadłyśmy przy zamówionym stole, który był
z bardzo grubego drewna. Karina napełniła dwa puste kubki płynem z dużego
dzbana. Dopiero gdy się napiłam poczułam, że to jest wino. Widziałam jak Karina
z uśmiechem rozglądała się po sali, obserwując męską część. A było na co popatrzeć! Przy barze nie było nikogo, tylko za ladą stała jakaś kobieta. Natomiast
w sali tylko jeden stolik przy oknie był wolny. Wszyscy dookoła rozmawiali, ich
głosy się wzajemnie mieszały, więc nie mogłam zrozumieć niczego.
102
– Czy tu zawsze tak głośno i tłumnie? – Spytałam Kariny.
– Zazwyczaj – odpowiedziała popijając wino – można to porównać do ziemskiej soboty i niedzieli, kiedy wszyscy tłumnie zjeżdżają do miasta na zakupy.
– A tutaj jaki jest dzień? – Ciągnęłam rozmowę.
– Tutaj nie ma nazw dni tak jak na ziemi. Mamy jutro, pojutrze, wczoraj i tak
dalej. Ale ogólnie dzielimy dni na wolne i normalne. Te wolne to dzisiaj i jutro,
czyli tak naprawdę dni targowe.
– A czym handlujecie? Macie z tego jakieś pieniądze?
– Nie, tutaj nie ma pieniędzy – odpowiedziała. – Tutaj wszystko jest na wymianę. Najczęściej na złoto, tylko nie myl go z tym ziemskim. Tutaj to zupełnie
inna rzecz. My handlujemy warzywami, owocami, czasami dziczyzną. A w zamian
bierzemy rzeczy pierwszej potrzeby, jak tkaniny i takie tam. Popatrz jakie ciacho –
wskazała mi blondyna, idącego do baru.
– No co ty – powiedziałam zdziwiona – o czym ty myślisz?
– O tym samym, co ty w stosunku do Jonatana – usłyszałam.
Popatrzyłam na tego jej przystojniaka. Mógł się nawet podobać. Rozpięta koszula,
odsłonięty tors.
– To anioł? – Spytałam nie widząc jego tatuaży.
– A co, ty gustujesz tylko w aniołach – odpowiedziała patrząc ciągle w jego
stronę – to rab. Wiesz, jak ich poznać?
– Domyślam się. Tatuaż na szyi to anioł, a na dłoni to rab, tak jak ty. – Odpowiedziałam zadowolona, że sama doszłam do czegoś tutaj.
– Dokładnie – popatrzyła na mnie. – Nie mówiłam ci tego wczoraj?
Pokręciłam tylko głową, że też nie pamiętam.
– Nie wiem tylko, co oznaczają te tatuaże – powiedziałam dopijając wino.
– Nikt z nas tego nie wie. Ponoć się już z tym rodzą. Ale dobra, ja już sobie
pooglądałam, więc moja droga póki nie ma Jonatana to opowiadaj.
Zaczęto donosić nam jadło do stolika. Po chwili cały nasz stół zajęty był przez
jedzenie.
– No ale niby o czym? – Nie wiedziałam, o co chodziło Karinie konkretnie.
Czy miałam gadać o wrażeniach jakich tutaj doznaję, czy o Aurelii, czy może
o tym przerażającym jeźdźcu?
– No widziałam, że ci się nie spodobała. Gapiłaś się na nią jakby ci nie wiadomo jaką krzywdę wyrządziła – powiedziała Karina, łamiąc kawałek kurczaka.
– Ja też jej nie lubię – mówiła dalej – zresztą ona też za nami nie przepada.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 103
Uważa chyba, że wszystkie latamy za Jonatanem.
– Nie, no ogólnie to wiesz – mówiłam nie wiedząc właściwie co – dziwna jest
– dokończyłam.
– Ty też – usłyszałam od niej, co mnie lekko zaskoczyło – raz klaskasz rękoma co odbieram, że wiesz co masz robić. Drugi raz jesteś w dołku. Później znowu
jesteś przerażona, by ponownie być uśmiechnięta. Bądź cały czas taka sama, to
łatwiej mi będzie ciebie zrozumieć. Jeżeli tak pojawisz się przed Metatronami, to
nici z naszego planu.
– To my mamy plan? – Spytałam z zaciekawieniem.
– No jeszcze nie, ale jak już przejdziesz sąd w Betel, to wtedy coś ułożymy.
Wtajemniczymy jeszcze do tego bardziej Klemensa, bo on lubi takie babskie podchody i na pewno wymyślimy jakiś plan.
– Wybacz – próbowałam się usprawiedliwić – to, że Jonatan mi się podoba to
jeszcze mogę ukryć, ale jak ci Metatroni są tacy sami jak ten Cherubin, to już po
mnie. Zwariuję. Jak do mnie podjechał to się cofnęłam na ziemię, do dzieciństwa.
Nic więcej mnie w tym momencie nie interesowało. Czułam jak kazał mi o tym
myśleć. Myśleć o ziemi.
– Wydaje ci się. To pewnie ty się tak bronisz. Uciekasz przed strachem
w swoje najmilsze wspomnienia.
– Nie wydaje mi się – odpowiedziałam smutna – wystarczyło jedno jego spojrzenie – powiedziałam już bardziej przerażona.
– No dobra – Karina złapała mnie za dłoń – widzę, że się dalej boisz. Metatroni są jak profesorowie. Studiowałaś kiedyś?
– Nie – odparłam.
– Są jak nauczyciele, nie krzyczą, sprawiają dobre wrażenie, są sympatyczni
i oceniają cię z tego co jest napisane w twoim zeszycie, a właściwie w księdze.
– Skoro tak mówisz – odpowiedziałam, wyobrażając sobie starszego pana
z ładnie ostrzyżoną brodą i okularami na nosie.
Dokładnie jak mój nauczyciel matematyki w podstawówce. Miły, uprzejmy, spokojny.
– Poza tym, moja droga, Jonatan cię obroni – powiedziała z uśmiechem –
przecież widziałaś jak bohatersko stanął między tobą a tym aniołem. Wydaje mi
się, że on też cię lubi.
Przypomniałam sobie jak Jonatan wytarł dłonią moją łzę na policzku. Poczułam
lekką ulgę wtedy i poczułam ją teraz. Może rzeczywiście jest tak jak mówi. Nie
warto myśleć o tym co złe i co przeraża, ale skupić się na sobie samej, zaufać swo104
im przyjaciołom tutaj. Przecież to miasto napawało radością, szczęściem. Wjeżdżając do niego czułam się spełniona. Postanowiłam nie skupiać się na tym, co spotkało nas po drodze. Kończyłyśmy już jeść, chociaż ja prawie nie zjadłam nic, gdy
pojawił się Jonatan z naszymi dwoma jeźdźcami. Zajęli miejsca po przeciwnej
stronie stołu i od razu zaczęli się posilać. Nawet się do nas nie odezwali. Karina
zlustrowała ich spojrzeniem.
– A co? Panowie się obrazili? – Powiedziała do jednego z dwójki, siedzącego
obok Jonatana.
– Wiesz, ktoś musiał oporządzić konie, a nie jak królewna wtoczyć się na salony i tylko siedzieć.
Wyczułam, że ten mężczyzna nie przepadał za Kariną. Ton jakim się do niej zwrócił był dość obraźliwy. Nie przyglądałam się im wcześniej za bardzo, bo nie miałam okazji. Jednego pamiętam, siedział w ciszy podczas kolacji, drugiego natomiast na niej nie było. Karina nie odpowiedziała na jego wyniosłą zaczepkę. Jej
spojrzenie, jakim go obdarzyła było jednak pełne pogardy. Niestety, on nawet na
nią nie spojrzał. Pomyślałam, że jednak nie wszyscy są tutaj sympatyczni. Na początku myślałam, że każdy rab jest w porządku, ale od niego natychmiast mnie odrzuciło.
Jonatan się nie odzywał, siedział nad talerzem i jadł kurczaka. Widać było, że
myślami jest gdzie indziej. Miałam tylko nadzieję, że jego myśli krążyły wkoło
mojej osoby, a nie Aurelii. Musiało coś się między nimi nie układać skoro rozstawali się w ten sposób. Bez pożegnania, bez czułości. Karina rozglądała się teraz po
sali, szukając okazu, na którym mogłaby zawiesić wzrok. Nie mogłam uwierzyć,
że aż tak ją interesują mężczyźni. Przecież tak nie można, sama mówiła, że czeka
tylko na babcię. A może ona tylko szukała tego jedynego, właściwego? Muszę kiedyś z nią o tym porozmawiać. Zauważyłam, że zaczął jej się teraz podobać pewien
brunet przy barze, bo od dłuższego czasu na niego zerkała. Szturchnęłam ją delikatnie łokciem w żebro, na co zareagowała chwilowym brakiem zainteresowania
tym, co się dzieje na sali, a skupiła uwagę na naszym stoliku.
– To kiedy wyruszacie? – Spytała Jonatana.
Jonatan rzucił obgryzioną kością na talerz i wytarł rękę. Po chwili się uśmiechnął
i powiedział do Kariny:
– Dobrze to ujęłaś. Wyruszacie. Ja zostałem wezwany do Gabriela. Natomiast
ty, Karino, odprowadzisz Emilię do Betel. Wiesz gdzie to jest? – Spojrzał jej prosto
w oczy.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 105
– Wiem, przecież tam byłam. Ale z tego co wiem, to tam mnie nie wpuszczą. –
Odpowiedziała skromnie i ze zdziwieniem.
– Z tym wpuszczą – Jonatan wyciągnął z torby, którą miał przewieszoną przez
ramię, coś w rodzaju glejtu – pokażesz to strażnikowi w czerwieni, to cię wpuści.
I pamiętaj jednemu z Metatronów, nie Cherubinowi.
– A Klemens, dlaczego on nie idzie? – Pytała dalej Karina.
– On ma inne zadanie, poza tym moja droga trzeba cię przygotowywać do takich zadań. Niedługo Klemens nas opuści i mam nadzieję, że to ty przejmiesz jego
obowiązki. Sam Klemens stwierdził, że już czas.
– To on wiedział od rana i nic nie powiedział – Karina położyła ręce na biodrach, chcąc chyba wyglądać groźnie, ale widać było, że jest zadowolona.
– A co z handlem? Miałam iść na targ – powiedziała po przejęciu metalowego
glejtu.
– Tym zajmie się ta dwójka – Jonatan wskazał na kompanów, którzy towarzyszyli nam w podróży.
– Dlatego jesteś taki zły – wymamrotała Karina – o rany! Wino Klemensa!–
Mówiąc to podniosła swoje czarne brwi ze złości.
– Tym się nie przejmuj – Jonatan wybuchnął śmiechem. – Zostało zarekwirowane. Jak wszystko dobrze pójdzie to jutro zostanie zwrócone. Klemens się nie
obrazi.
– Dobra, panowie zjedli, to szykujcie się na targ. A wy dziewczyny ruszajcie
do Betel. Trzymam kciuki za ciebie Emi. Mam nadzieję, że twoja podróż nie dobiegła końca i się jeszcze spotkamy.
Wstałyśmy od stołu. Karina była trochę zdziwiona tym zadaniem. Ja też byłam
zdziwiona. Myślałam, że będę mogła spędzić trochę czasu z Jonatanem, a tu nic.
Przecież jak byliśmy tylko we dwójkę, to nawet fajnie się nam rozmawiało. Miałam takie plany.
– No ale jak? – Odwróciłam się jeszcze do Jonatana.
Jonatan przyłożył tylko palec do ust i nakazał z uśmiechem milczenie.
Po tym geście udałyśmy się do wyjścia. Po drodze minęłam jakiegoś anioła. Poznałam go po tatuażu na szyi. Był ubrany w białe szaty. Widać było, że jest kimś ważnym, bo nawet na nas nie spojrzał. Trzymając się za ręce wyszłyśmy na zewnątrz.
FAJSOS
106
Jonatan siedząc dalej „Pod Kogutem” odprowadzał dziewczyny wzrokiem.
Widział jak mijają jednego z posłańców Gabriela. To z nim był teraz umówiony i to
z nim miał się udać do Archanioła. Dawno nie był w sanktuarium Gabriela. Jak
daleko sięgał pamięcią, to było to podczas jego wygnania. Później zostało mu to
już zabronione. Dom Archanioła Gabriela był dla niego niedostępny. Widywał się
później wiele razy z Gabrielem, ale to było w innych miejscach, a u Archanioła
mieszkał dość długo i brakowało mu tego.
– No to jak przyjacielu, ruszamy? – Powiedział posłaniec, siadając naprzeciwko Jonatana.
– Daj zjeść Fajsosie – odpowiedział Jonatan – mówiłem, że jak zjem to ruszymy. Przyłącz się, bo jedzenie się zmarnuje. – Jonatan wskazał żywność leżącą
na stole.
Posłaniec nalał sobie wina i jednym przechyleniem wypił cały kubek. Wziął ostatniego kurczaka z miski i zaczął go skubać aż tłuszcz spływał mu po zarośniętej
brodzie.
Fajsos był jednym z pierwszych przybocznych Gabriela. To jego miejsce pragnął zająć Agar. Był ich opiekunem i to on wyćwiczył w nich wszystkich siłę, spryt
i rozum. Codziennie ich trenował, karał za przewinienie, nagradzał za cierpienie.
Był tym złym i tym dobrym. Jonatan zapamiętał go jednak jako dobrego. Pamiętał,
że to on jako jedyny z przybocznych wstawił się osobiście za nim u samego Gabriela. Niestety, prawo może zmienić tylko Ojciec. Agar z kolei nie przepadał za
swym nauczycielem. Fajsos uważał go za mięśniaka bez krzty rozumu i Agar o tym
doskonale wiedział.
– Co tam słychać na kresach przyjacielu? – Słowa Fajsosa przerwały milczenie przy ich stoliku – rzadko mamy sposobność rozmawiać. Czasami brakuje mi
ciebie.
– Tak? – Odpowiedział ze zdziwieniem Jonatan.
– No wiesz, muszę czasami młodym pokazać przeciwieństwo Agara i brakuje
mi takiego przykładu. Oj, przydałbyś się tam. Większość nowych idzie w ślady
tego osiłka. Czy ty wiesz kim oni się staną?!
– Wiem – Jonatan umoczył usta w winie – mieczami Gabriela – dodał
z uśmiechem.
Fajsos spojrzał podejrzliwie na Jonatana. Nie podobało mu się jego zachowanie.
Jako młody anioł przekładał umysł nad siłę. Tyle razy widział jak Jonatan brzydził
się siłowym rozwiązywaniem problemów, wręcz tym gardził. Rozmawiając
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 107
z nowonarodzonymi uzmysławiał im potęgę rozumu. Pokazywał jak pokonać wroga, nie wyciągając miecza. Był bardziej podobny do Michała niż do Gabriela.
A teraz, czy pustkowia na których mieszka mogą tak zmienić anioła? Pamiętał, że
tylko raz użył otwarcie miecza i to go zgubiło.
– I nie przeszkadza ci to? – Spytał po chwili Fajsos.
Nie usłyszał odpowiedzi, ale po minie Jonatana poznał, że to już nie ten sam anioł,
co jeszcze kilka lat temu. Widział obojętność na jego twarzy.
– I nie wiesz, czego ode mnie chce Gabriel? – Jonatan zmienił temat.
– Mówiłem ci na dole przy wozie, że nie – odpowiedział – stawiam, że chodzi
o Agara. Najpierw miał cię tu sprowadzić, a od czterech dni się nie odzywa.
– Może się zakochał – odparł Jonatan – przecież zawsze lubił się zabawić.
– Wątpię – Fajsos ponownie przechylił kubek – sprawdziłem wszystkie jego
ulubione miejsca, w których lubił przebywać i nikt go nie widział. Nawet zaczerpnąłem wiadomości u Cherubinów, ale oni też nic nie wiedzą.
Jonatan uśmiechnął się, słysząc te słowa. Nie miał zamiaru mówić nic Fajsosowi
o spotkaniu z Cherubinem po drodze, a tym bardziej o spotkaniu z Agarem
w świątyni Kafcjela.
– Za stare lata! – Powiedział Jonatan, po czym stuknęli się kubkami.
– Za stare!
– Poczekaj chwilę, załatwię coś z karczmarzem i możemy iść.
Jonatan wstał i podszedł do karczmarza.
– Przekaż Prałatowi, że będę u niego wieczorem.
Karczmarz skinął głową na znak, że zrozumiał.
– To jak mam ci zapłacić?
– Przekażę, nie ma problemu. A co do zapłaty, to …..
– To co? – Jonatan pytająco uniósł brew.
– To chciałbym z Klemensem o tym porozmawiać.
– Nie ma problemu, – Jonatan zrozumiał aluzję karczmarza. – Jak go spotkam
to mu powiem, aby się z tobą rozliczył.
Doskonale wiedział, że wino Klemensa jest rarytasem w tym mieście. Uściskali
sobie dłonie i pożegnali się w dobrych nastrojach. Jonatan wrócił do Fajsosa
i razem wyszli przed karczmę.
– No to prowadź – odezwał się do posłańca Gabriela.
– Nie żartuj Jonatanie – odpowiedział mu z poważną miną Fajsos – przecież
znasz drogę doskonale.
Ruszyli razem w kierunku wież, którymi tak fascynowała się Emilia.
108
KARCZMA AD
Aurelia zatrzymała się na obrzeżach miasta. Miała daleko do targu, ale wiedziała, że tutaj raczej nie spotka żadnego z aniołów. Nie musiała się aż tak przejmować obelgami, które na pewno usłyszy jeszcze nie raz. Najbardziej z wizyty
w mieście zadowoleni byli Tobiasz i Klemens. Co chwila rechotali, czym doprowadzali ją do złości, ale starała się tego nie okazywać. Doskonale wiedziała, że
wynikało to z zazdrości. Oni byli szczęśliwi, a ona musiała ukrywać wszystko.
Swoją miłość do Jonatana, swoją tożsamość, a jej pochodzenie było dla niej przekleństwem. Tyle razy myślała o eksterminacji, ale doskonale wiedziała, że dla niej
coś takiego nie istnieje. Po eksterminacji narodziłaby się znowu, ale tym razem
byłaby w gorszym położeniu, bo u samego Samuela. A tam nie chce trafić nikt. Ból
byłby po tysiąckroć silniejszy, dodatkowo brak możliwości ucieczki, a tu zostaje
jej nadzieja, którą nazywa Jonatanem. Jedyny powód, dla którego znosi jeszcze to
wszystko. Kiedyś sobie przyrzekła, że jak straci Jonatana to nawet strach przed
Samuelem jej nie powstrzyma.
Siedząc przed karczmą i spoglądając na Klemensa i Tobiasza wypakowujących wóz, zaczęła wracać wspomnieniami do niedalekiej przeszłości. Myślała
o tym jak trafiła do tego świata. Jako prekur myślała, że będzie dobrze. Zmarła
w dość młodym wieku jak na człowieka. Mając trzydzieści trzy lata zżarła ją jedna
z chorób dopadająca ludzi na ziemi. Jedynej osoby jakiej jej wtedy brakowało to
matki, dokładnie tej samej, której tak teraz nienawidzi. Dopiero po przejściu dowiedziała się kim jest i co znaczą te fale pod okiem. Anioł, który ją przeprowadzał
miał z tego niezłą zabawę, a uzmysłowił jej to wszystko Gardiasz, Cherubin, który
nie wpuścił jej do Betel. Już pierwszej nocy ją zgwałcił i uświadomił jej miejsce
w szeregu, które powinna zajmować. To wtedy pierwszy raz próbowała się zabić,
podcinając sobie żyły, ale po chwili przestała krwawić, a rana się zagoiła nie zostawiając żadnej blizny. Miała jeszcze kilka takich prób, ale żadna nie okazała się
udana. Teraz już wie, że jedyne co może ją uśmiercić to cios mieczem Cherubina
zadany jego ręką. Każda inna śmierć spowoduje, że obudzi się u Samuela. Po kilku
dniach została wyrzucona poza mury miasta. Nie miała co jeść, gdzie spać. Była
jak zwierzę. Przez cały dzień czuła głód, pragnienie, by w nocy zasnąć; taka sytuacja trwała dość długi czas, wydawało jej się, że niemal wieczność. Dopiero kiedy
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 109
spotkała jednego z aniołów naznaczonego tak jak i ona, jej los się odmienił. Barbara, tak miała na imię, zaopiekowała się nią przez chwilę, zaczęła ją uczyć jak przetrwać. Przekazała jej podstawowe prawa, obowiązujące na tej ziemi. To ona nauczyła ją jak żyć z piętnem mieszańca, pokazała jak poruszać się w mieście by unikać Cherubinów. Znalazła jej opuszczoną osadę do zamieszkania. Była mieszańcem, zrodzonym z człowieka i anioła, ale bez miłości, istotą, która po śmierci na
ziemi jest tutaj boską pomyłką. Była zhańbionym aniołem, kimś kto nie miał prawa
się zrodzić. Bóg już na początku zakazał aniołom, kontaktów cielesnych z ludźmi
i każdy owoc zrodzony z takiego spotkania będzie cierpiał za tych dwoje. I cierpiała. Podwójnie. Za ludzką matkę i metatrońskiego ojca. Nie mogła zrozumieć jak
Bóg mógł dać Cherubinom prawo własności nad mieszańcami. Dlaczego tylko oni
mogli decydować o ich śmierci lub życiu? W nagrodę za co? Kiedyś gdy była
w mieście, Cherubini rozebrali ją publicznie do naga i przy wszystkich zaczęli
biczować. Wtedy poznała Jonatana, który wstawił się za nią. Wywołało to nie lada
śmiech u Cherubinów, ale nikt z nich nie postawił się otwarcie Jonatanowi. Niedługo po tym niby przez przypadek odwiedził ją w jej osadzie, ale później się
przyznał, że było to coś innego. Nazwał to ciekawością, chęcią poznania nowego.
Kiedy w jej życiu pojawił się Jonatan, to zniknęła Barbara, od tamtej pory nie widziała jej już ani razu. Po pewnym czasie zaczęło nawet się im układać. Zapomniała o Barbarze. Coraz częstsze spotkania stawały się normą w ich związku. To on
przyprowadził jej kiedyś Tobiasza. W zamian za długoletnią posługę dla Aurelii
obiecał mu niebo. Błędem były spotkania w mieście, do tej pory Aurelia nie może
sobie tego wybaczyć, że miłość mogła ją tak zaślepić. Podczas jednego z takich
spotkań została wciągnięta do jednej z rezydencji gdzie urzędowali Cherubini.
Miała tylko nadzieję, że ją po wszystkim zabiją, ale nim zaczęli, wkroczył Jonatan
z Agarem. To wtedy mieczem oszpecił twarz Gardiasza, a Agar rozpłatał głowy
dwóm jego kompanom, którzy do dziś nie mogą wstać z łóżka. Jonatan za to, a
w szczególności za kontakty z mieszańcem, został wydalony ze służby u Gabriela.
Przeniesiono go na kresy Meadry. Zdegradowano do roli posłańca. Teraz przeprowadza tylko dusze na spotkanie z Metatronami. Agarowi zatarg z Cherubinami został wybaczony, ale sami Cherubini nie wybaczyli mu tej zniewagi i brutalnego
ataku. Jonatan kiedyś jej opowiadał, że oni nie wybaczają tylko czekają. Od momentu wygnania, Jonatan mieszka wioskę obok Aurelii. Od tamtej pory on ją nauczał i kochał w ukryciu. Ale ona nie potrafi sobie wybaczyć tego, że przekreśliła
marzenia Jonatana. Nawet próbowała się z nim rozstać bo wiedziała, że tylko tak
może on odzyskać swoją pozycję, ale on jej nie pozwolił. Przyrzekł, że znajdzie
110
sposób na to by byli razem. Tylko on wierzył w te słowa. Ona nie miała nadziei.
Wiedziała, że jedynym rozwiązaniem jej problemu będzie miecz Cherubina, miecz,
który odbierze jej życie. Bała się, ale wiedziała, że to jest jedyne wyjście.
– Już wszystko zrobione – Tobiasz przerwał jej rozmyślania – może byśmy
coś zjedli?
Jego czarne loki zasłaniały mu w połowie oczy a pot spływał po policzku. Aurelia
widząc go oraz spoconego jeszcze bardziej Klemensa aż się uśmiechnęła.
– Ależ oczywiście – powiedziała, wstając z ławeczki – idziemy coś zjeść,
a przede wszystkim napijemy się.
Złapała ich dwoje pod pachy i skierowała w stronę drzwi prowadzących do karczmy. Dopiero po wejściu do środka, zobaczywszy że w środku panuje pustka, opuściła kaptur na ramiona.
– Karczmarzu – krzyknęła – podaj wina spragnionym wędrowcom i przygotuj
konkretny posiłek.
Na te słowa z pomieszczenia za barem wybiegł mężczyzna z dokładnie takim samym tatuażem na ręce jaki posiadał Agar, potrójną klepsydrę. Był to Patrycjusz,
jedyny rab jakiego posiadał ten anioł, a ta karczma nazywała się „†AD† „ i była
własnością samego Agara. Cherubini tu nie zaglądali. Bali się. Natomiast Aurelia
uważała to miejsce za najbezpieczniejsze dla niej w tym mieście.
– Aurelio – powiedział lekko przestraszony Patrycjusz – jak dobrze cię widzieć. Miałaś być dopiero jutro. Jak bym wiedział to przygotowałbym pokoje.
– Nie przejmuj się – odpowiedziała Aurelia.
– Tylko podaj wina – dodał Tobiasz.
Po chwili na ich stole znalazł się dzban pełen wina i trzy kubki. Pierwszym, który
opróżnił kubek był Klemens. Za nim uczynił to Tobiasz. Aurelia nawet nie zdążyła
zamoczyć ust w winie, gdy oni opróżniali już drugi kubek. Po chwili na stole pojawiły się drobne przekąski, by na końcu pojawiło się główne danie w postaci pieczonych kurczaków. Przez chwilę jedli w milczeniu, ale panowie długo nie byli
w stanie znieść ciszy.
– Nigdy nie nanosiłem się tyle co dzisiaj – powiedział Klemens – jak wrócę to
będę raczył się tygodniami moim winem i odpoczynkiem.
– Nie zapomnij, że obiecałeś mi kilka gąsiorów – odezwał się Tobiasz.
– Dam ci całą beczkę. Byle tylko to się już nie powtórzyło.
– Ale z ciebie leń, przyjacielu. Musisz nas zacząć częściej odwiedzać.
W osadzie mało rąk do pracy, więc i nawet dla twoich rączek znajdzie się jakieś
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 111
proste zajęcie.
– Wiesz, że moim głównym i właściwie jedynym zajęciem są owoce – Klemens odpowiedział na zaczepkę z uśmiechem – i owoce mojej pracy uwielbiają
wszyscy.
– Specjalnie dla ciebie posadzimy drzewostan, składający się wyłącznie
z najlepszych owoców.
– No cóż, propozycja warta zastanowienia, tylko Tobiaszu co to będzie za
osada kiedy w jednej znajdzie się akurat dwóch największych pijaków tej krainy.
Aurelia zaraz by nas wypędziła.
– Widzę, że odzwyczaiłeś się od pracy – wtrąciła się Aurelia.
– Od pracy nigdy się nie odzwyczaję droga Aurelio – odpowiedział Klemens –
tylko za bardzo przyzwyczaiłem się do odpoczynku.
Tobiasz parsknął śmiechem. Aurelia zresztą też. Nikt tak nie potrafił jej poprawić
samopoczucia, jak robił to czasami Klemens. Po chwili do ich stołu przyłączył się
karczmarz.
– Coś się stało, że odwiedziłaś nas wcześniej niż planowałaś? – Zagadał Aurelię – Agara nie ma. Wyjechał kilka dni temu i nic mi nie mówił kiedy wróci. Więc
wszystkie pokoje są do waszej dyspozycji.
Aurelia nie powiedziała nic na temat tego, że Agar przejeżdżał przez jej osadę.
Uznała, że skoro sam nie poinformował o tym swojego raba, to ona tym bardziej
nie będzie o tym mówić.
– No cóż, miałam się zjawić dopiero jutro rano – odpowiedziała Aurelia, – ale
Jonatan uznał, że dobrze by było żebyśmy razem wjechali do miasta. Więc go posłuchałam. Szkoda tylko, że Agara nie ma tu z nami. Pośmialibyśmy się razem
wieczorem.
– O, Jonatan jest w mieście? – Powiedział zaskoczony Patrycjusz – to mógł
się tutaj zatrzymać.
– Wiesz, że nie chce robić problemu Agarowi – odpowiedziała uprzejmie – już
wystarczająco dużo mu ich narobił. Poza tym musiał doprowadzić prekura do Betel, więc logicznym jest, że zatrzymał się tam gdzie zawsze.
– Właśnie, mógłby załatwić nam kilku prekurów – powiedział – karczma się
rozrasta, coraz więcej gości nas odwiedza.
– Niemożliwe – skwitował to Klemens.
– Nie zauważyłem, aby było tu teraz więcej osób niż zwykle – dodał Tobiasz.
– Nie teraz – odpowiedział lekko urażony Patrycjusz – wieczorami nie ma już
miejsca. Nawet Cherubin potrafi tutaj zaglądnąć.
112
Na te słowa Aurelia zrobiła się lekko nerwowa.
– No, ale przecież Cherubin i Agar to jak woda i ogień – powiedziała zdziwiona – przecież to są swoje przeciwieństwa, jak się tylko spotkają to wszyscy uciekają. Czyżby Agar zaczął tolerować swoich naturalnych wrogów?
– Nie wiem, co ci odpowiedzieć – powiedział wstając od stołu, – ale już od
pewnego czasu pojawiają się tu, sporadycznie co prawda, ale pojawiają się.
A najdziwniejsze jest to, że nawet nie zaczepiają innych. Chyba nadal boją się Agara albo czują do niego respekt.
– Respekt to na pewno – ucięła tę rozmowę Aurelia. – Panowie, czas trochę
odpocząć. A z rana ruszamy na targ.
Karczmarz przyniósł klucze i dał każdemu z osobna.
– Pokoje weźcie sobie na poddaszu. Są największe. Jakby czegoś wam brakowało to dajcie znać. Zaraz coś poradzimy.
Po chwili cała trójka udała się schodami na górę.
DROGA DO BETEL
Obie poruszałyśmy się jedną z czterech głównych ulic Jahwe. Już od dłuższego czasu nie minęłyśmy żadnego skrzyżowania, żadnej uliczki w bok, mogłyśmy
iść jedynie do przodu lub się cofnąć. Od momentu kiedy opuściłyśmy karczmę co
jakiś czas mijałyśmy kolejne świątynie. Im bliżej centrum Betel tym wieże kolejnych świątyń stawały się większe. Domyślałam się, że idę w kierunku tych największych, górujących ponad wszystkimi, które lśniły już z daleka oślepiającym,
mocnym blaskiem. Po drodze Karina opowiadała mi historie mijanych świątyń.
Próbowałam to wszystko zapamiętać, ale nie byłam w stanie. Nie znałam nawet
imion aniołów, które przytaczała Karina. Zrozumiałam, że moja wiedza na temat
Boga jest ograniczona. Będąc całe życie zakonnicą, nie znałam nawet części tego,
co tu widziałam. Wiedziałam tylko, że do tego miejsca doprowadziła mnie wiara,
nie wiedza tylko wiara i może tylko ona tak naprawdę się liczy. Im bliżej byłyśmy
centrum, tym na ulicy robiło się bardziej tłoczno. Najbardziej przebijał się kolor
czerwony, reszta kolorów jakoś nie rzucała się w oczy, chociaż brąz napawał mnie
strachem. Podczas podróży ubrałam szary płaszcz, który przysłaniał ubranie założone jeszcze w Jonatarze. Spoglądając na Metatronów stwierdziłam, że Karina
miała rację. Ich twarze nie były może aż tak przystojne jak tych, których do tej pory spotykałam, nie byli nawet tacy młodzi. Wyglądali na dojrzałych mężczyzn. Nie
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 113
byli straszni jak Cherubini. Biła z nich mądrość i wiedza, dokładnie tak jak powiedziała Karina „tacy profesorowie”. Zdziwiło mnie tylko, że nie spotkała jeszcze
żadnej kobiety ubranej w czerwony płaszcz.
– Ci odziani na czerwono to Metatroni – powiedziałam – a ci w brązowych
płaszczach to Cherubini.
– Dokładnie – odpowiedziała Karina.
Jak widziałam Cherubina to automatycznie szukałam wzrokiem innego celu. Natomiast przyglądanie się Metatronom sprawiało mi frajdę. Czułam się tak jakbym
miała za chwilę poznać coś nowego.
– A ten w żółtym? – Zapytałam.
– To anioł, taki sam jak Jonatan – Karina wzrokiem wskazała mi zakapturzoną
postać przed nimi – a ten to taki sam prokur jak ty.
Przyspieszyłyśmy kroku. Chciałam go zobaczyć. Czy jest taki sam jak ja, zobaczyć
jego twarz.
– Kaptur – Karina przypomniała mi to, o czym wspominała po drodze.
Noszenie odsłoniętej głowy i twarzy w Jahwe nie jest zakazane dla prekura. Natomiast plac Betel nakazywał zakrycie głowy przez takich jak ja. Nałożyłam kaptur
na głowę. Już się prawie zrównałyśmy z naszym żółtym aniołem, gdy zauważyłam
powoli kończące się ściany budynków. Przede mną pojawiła się w całej okazałości
świątynia Betel. Wielka kopuła, z której na środku wyrastała najwyższa a zarazem
najcięższa wieża, wokół niej znajdowało się kilka innych mniej okazałych. Wysoko
nad ziemią dostrzec można było małe okna które miały w większości pozamykane
okiennice. Cała budowla wykonana była z białego marmuru, który błyszczał
w słońcu niczym lustro. Świątynie otaczał biały plac. Karina mówiła mi po drodze,
że do Betel prowadzą cztery główne drogi. Każda dochodziła do świątyni z innego
kierunku. My idziemy od gór. Jest jeszcze las, woda i anielskie ścieżki. Trzy pierwsze kierunki oznaczają drogę, którą pokonuje prokur, natomiast czwarta prowadzi
do kolejnego miasta. Karina wspomniała, że można nią podążyć, ale tylko wtedy
gdy dostąpi się zbawienia, inaczej nie odróżnisz jej od zwykłego placu, po którym
teraz idziemy. Do kopuły prowadzą trzy wejścia. Do każdego wznoszą się schody,
od dołu szersze, zwężające się przy samych drzwiach. Przypomniało mi to piramidy z obciętym czubkiem. U szczytu schodów znajdowały się kolumny, które otaczały całą świątynię, podtrzymywały one sklepienie, które jako jedyne było innego
koloru niż biały, a mianowicie całe było purpurowe, przypominało to kolor szat
Metatronów. Zaczęłam rozglądać się wokół siebie, błądząc wzrokiem po placu.
Kolor czerwony mieszał się tutaj z szarym i żółtym, natomiast brązowego koloru
114
było bardzo mało. Podniosło mnie to trochę na duchu.
– Ale nas jest – pomyślałam nie sądząc, że mówię to na głos.
– Wielu jest na ziemi tych, którzy odchodzą, niestety to tylko garstka tych którzy powinni tu dotrzeć. To jedyne miejsce gdzie ruch nie ustaje – odpowiedziała mi
Karina – chodź, zejdziemy. Musimy się dostać do środka. Im szybciej tym lepiej.
– Ile czasu tam będę? – Spytałam.
– Tego nie wie nikt – odpowiedziała, – ale myślę, że do rana skończymy.
Zrobiłam zdziwioną minę.
– No chodź – Karina ponagliła mnie i trzymając za rękę zaczęła iść
w kierunku schodów.
Dopiero teraz zauważyłam na niektórych twarzach przerażenie, na innych radość,
niektóre płakały a niektóre wyglądały jak podczas hipnozy. Inni mieli tak spuszczony kaptur, że nie byłam w stanie dostrzec nic. Stamtąd można było jednak usłyszeć słowa modlitwy. Tyle razy je słyszałam „Ojcze nasz, któryś jest w niebie, bądź
wola …”.
Idąc po schodach czułam ciepło obejmujące moje stopy. Zupełnie jakbym szła po
rozgrzanym piasku na plaży. Pierwszy raz widziałam taką biel. Po chwili byłyśmy
przy samym wejściu i ku mojemu przerażeniu ujrzałam tam kilku Cherubinów.
– Stać – zawołał jeden wskazując na nas.
Zrobiłam głupią minę i zauważyłam, że wszyscy nas mijali jak gdyby nigdy nic się
nie wydarzyło.
– Ty nie możesz wejść – powiedział bardzo dobrze zbudowany anioł w brązie
i położył rękę na ramieniu Kariny. Poczułam jak jej uścisk gniecie moją dłoń, po
chwili Karina mnie puściła.
– Prekur wchodzi – drugi z Cherubinów lekko pchnął mnie w plecy – rab nie
może wejść.
– Mam glejt – powiedziała spokojnie Karina.
Cherubin wyciągnął rękę, ale Karina nawet nie wyciągnęła go spod płaszcza.
– Do rąk własnych któregoś z Metatronów – odpowiedziała na ten gest.
– Najpierw ja go przeczytam – odpowiedział trzeci, podchodząc do nas.
No ładnie, pomyślałam. Zaraz będzie ich tu gromadka, a ja już mdleję ze strachu.
– Najpierw to było niebo, później Bóg stworzył ziemię – Karina mówiąc to
miała niezły ubaw.
– Widzę, że lubisz ból – powiedział z kolei ten, który jako pierwszy nas zatrzymał – jak tak bardzo pragniesz to ci go zapewnię.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 115
Mówiąc to wyciągnął rękę w stronę szyi Kariny, ale powstrzymał go krzyk trzeciego. Wszyscy oprócz mnie spojrzeli na drzwi, przez które wyszedł jeden z aniołów
w czerwieni.
– Kto tu zakłóca spokój domu Ojca? – Zwrócił się bezpośrednio do Cherubinów. – Dlaczego zatrzymujecie tego prekura? – Tu wskazał na mnie.
– To ją zatrzymujemy – odparł lekko zdenerwowany Cherubin – jest rabem,
nie wolno jej przekroczyć murów tej świątyni.
Karina uklęknęła i wyciągnęła glejt. Nie wiedziałam, czy mam stać, czy klęknąć
razem z nią, więc opuściłam wzrok na ziemię
– Wybacz mi to zachowanie, ale to pismo wyjaśni wszystko – powiedziała.
Na znak anioła, który wyszedł z świątyni, Karina wstała i podała mu upoważnienie. Anioł nie przeczytawszy go powiedział do Cherubinów:
– Pieczęć Gabriela. Proszę wejdźcie – wskazał nam ręką kierunek drzwi.
– Natomiast wy – tu zwrócił się do Cherubinów – nie zakłócajcie ciszy, która
jest częścią tego miejsca.
– Takie nasze zadanie – odpowiedział Cherubin, który wyglądał na ich przywódcę.
Natychmiast po tych słowach wrócili na swoje poprzednie miejsce, a my weszłyśmy do środka. Karina przypomniała mi tylko palcem na ustach, że nie można tu
już rozmawiać. Jedyne rozmowy, jakie tutaj są dopuszczalne to rozmowa
z Metatronami. Wszystkie inne spowodują konsekwencje. Jakie – nie umiała mi
powiedzieć, bo nie wiedziała. Powiedziała tylko, że nie znalazł się jeszcze prokur,
który by złamał ten zakaz. Umówiłyśmy się tylko, że będziemy komunikować się
gestami. Idąc korytarzem, dotarłyśmy do głównej nawy, pomieszczenia, w którym
siedziała większość prekurów. Była ona ogromna. Nie przesadziłabym twierdząc,
że jest kilkanaście razy większa od głównej nawy w Bazylice św. Piotra. Nie widziałam końca tego pomieszczenia. Nie czułam tutaj zapachu ziemskiej świątyni
tak specyficznego dla kościołów, nie widziałam żadnych świec, choć panowała
jasność. Nie widziałam krzyża, lecz wielu klęczało. Żadnych rysunków, żadnych
witraży, nic, co mogłoby przypominać kościół. Cały czas szłyśmy do przodu, a ja
pilnie przyglądałam się prokurom. Co jakiś czas widziałam prekura odprowadzanego przez jednego z Metatronów. Po chwili widziałam już, co jest z przodu, była
tam ściana, w której znajdowało się mnóstwo drzwi. Do nich właśnie byli prowadzeni wybrani spośród setek oczekujących. Na prawo i lewo od tej ściany znajdowały się kolejne wejścia, lecz tam nikt nie wchodził. Szliśmy jeszcze chwilę do
przodu, a ja zupełnie inaczej niż pozostali cały czas obserwowałam wnętrze, więk116
szość natomiast siedziała i pewnie oddawała się przemyśleniom. Karina wskazała
mi ręką abym usiadła w pustym rzędzie. Było to w połowie drogi między naszym
wejściem a wejściami bocznymi. Po chwili oddaliła się ode mnie i zostałam zupełnie sama. Troszeczkę się tym zmartwiłam. Podczas pieszej podróży tutaj zapewniała mnie, że zostanie ze mną do samego końca, a teraz sobie idzie? Czułam jak pocą
mi się dłonie.
Po chwili zauważyłam prekura, klęczącego nieopodal pod boczną ścianą. Co
chwilę pochylał się do przodu, dotykając czołem podłogi. Dziwne, nie słyszałam
modlitwy, ale domyślałam się, że to jest muzułmanin. Ale dlaczego został dopuszczony do Domu Bożego. Nie, to niemożliwe – odpowiedziałam sobie sama
w duchu na to pytanie. Ale to nie dawało mi spokoju, co jakiś czas dyskretnie zerkałam w jego stronę. Po chwili dojrzałam jeszcze kilku takich jak on. Nagle przed
prekurem, który siedział dwie ławeczki przede mną, pojawił się anioł w czerwieni.
– Ty jesteś Nikodem od Partyjasza. – Usłyszałam pytanie skierowane do niego.
– Tak – odpowiedziała prekur.
– To chodź ze mną – powiedział anioł – możesz odsłonić twarz, już nic nie
musisz ukrywać.
Prekur opuścił kaptur na ramiona, po czym udał się spokojnie za aniołem. Karina
mówiła, że wezwą mnie po imieniu moim i imieniu anioła, który mnie przeprowadził. Zastanawiałam się, kim był ten osobnik, który został zabrany przed chwilą
przez anioła. Może kimś ważnym. Wiedziałam, że na to pytanie nie poznam nigdy
odpowiedzi. Ale skoro trafił tutaj to znaczy, że nie mógł być zły na ziemi i ominęło
go najgorsze.
Nawet nie zauważyłam, że moja przyjaciółka wracała już do mnie. Gdy przeciskała się między ławkami w moją stronę, dałam jej delikatnie znać ruchem głowy
i miną żeby spojrzała na tego człowiek pod ścianą. Próbowałam odczytać wyjaśnienie z jej miny, ale do takiego wyrazu twarzy Kariny można było dopasować
wszystko. Po chwili wzięła mnie za rękę i zaczęła prowadzić dalej do ściany
z przodu, ale już nie środkową alejką, ale tą, przy której modlił się ten muzułmanin. Zobaczyłam, że co jakiś czas w tej ścianie znajdują się otwory, z których
schody prowadzą w dół. Od razu przypomniałam sobie słowa Kariny żeby zejść do
piwnic i milej spędzić ten czas. Byłyśmy już na dole. Trafiłyśmy do pomieszczenia
podobnego do tego wyżej, tylko ono było o wiele mniejsze i przede wszystkim zamiast ławek były regały z książkami. Idąc za Kariną wzięłam jedną do ręki
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 117
i zaczęłam ją przeglądać. Nawet nie zauważyłam, że Karina poszła dalej nie wiedząc, że ja się zatrzymałam. ”Tajemnica języka” taki miała tytuł, a oprawiona była
w białą skórę. Przeczytałam początek „W nagrodę dla zasług, wiary i miłości stworzyłem jeden uniwersalny, jeden, który zrozumie każdy, nawet zwierzę. Uczyć się
go nie trzeba, z nim się narodzisz…”.
Poczułam jak Karina złapała mnie za rękę. Odwróciłam się i zobaczyłam na
jej twarzy minę, mówiącą nie oddalaj się ode mnie. Wzięła moją książkę, przeczytała tytuł i odłożyła z powrotem na regał. Poszłyśmy dalej. Po chwili zatrzymałyśmy się i Karina podała mi książkę. „Emilia Barch”. Moje nazwisko. Culcurma
o mnie. Uśmiechnęłam się. Nawet nie zaglądając do środka oddała mi ją. Ale
uśmiech zniknął tak szybko jak się pojawił. Każda ze stron była czysta. Nie mogłam nic przeczytać, bo nic nie było. Karina miała rację „prekur swojej nie przeczyta, będzie widział czyste karty”. Ciekawe, czy ona może przeczytać moją księgę. Lepiej nie. Odłożyłam ją na miejsce. Dopiero teraz zauważyłam, że Karina jest
uśmiechnięta od ucha do ucha. Oznaczało to mniej więcej „czytaj co chcesz, poznaj życie każdego prekura, który dzisiaj jest sądzony razem z tobą”. Wzięłam
pierwszą culcurmę z brzegu. „Aleksander Apolini”. Włoch, pewnie przystojny,
pomyślałam. „Urodzony 14 lutego 1928 roku. Matka Klaudia, Ojciec Albert, Anioł
sprowadzający Wiktor”. Później opis pierwszego roku, następne strony opisują kolejne lata życia. A więc to tak. Pięknie i niebezpiecznie pomyślałam od razu. Odłożyłam ją na miejsce.
Spacerowałyśmy między regałami. W porównaniu do górnego piętra, tutaj oprócz
nas widziałam zaledwie kilka innych duszyczek. Jednak nie zwracałam na nich
uwagi, interesowały mnie tylko te księgi. Za chwilę znalazłyśmy się przy regale, na
którym wszystkie książki były oprawione w czarną skórę. Musiały być bardzo
ważne skoro wyróżniał je kolor. Po chwili się przekonałam, że miałam rację. Na
jednej z nich było napisane Biblia I, Biblia II, aż do Biblii V. Dziwne, czyżby Biblia składała się aż z tylu ksiąg? Na regale znajdowały się jeszcze takie księgi jak
Tora w trzech księgach, Koran też w trzech. Nie wiedziałam, co o tym myśleć.
Prawdą było, że te wszystkie religie kierowały nas ku wspólnemu Bogu, ale każda
była inna, w każdej kto inny był jej przewodnikiem. Te wszystkie religie, tyle cierpienia i wojen. W imię czego? Teraz razem leżą na jednej półce, tak jakby były
najlepszymi przyjaciółkami. Przejechałam po nich palcami. Obiecałam sobie, że je
przeczytam, dowiem się wszystkiego. Czytaj ją duszą, nie ciałem – powiedział kiedyś Klemens. Kariny już nie było obok mnie, nawet się tym nie przejęłam, zaczęłam czytać Biblię. „Widząc zmartwienie i samotność moich dzieci aniołów, na
118
prośbę ich matki stworzyłem im świat, zamieszkany przez ich nowych braci – ludzi. Pierwszego dnia oddzieliłem światłość od ciemności, niech wiedzą, co będzie
dobre a co złe. Drugiego oddzieliłem nasz świat od tego, który właśnie powstawał,
nadałem mu wyraz podobny do tego, jaki znają aniołowie. Dnia trzeciego ukształtowałem lądy i oceany. Porosło ją to, czym najlepiej jest się wyżywić. Czwartego
pozwoliłem widzieć już słońce, księżyc i gwiazdy. Piątego i szóstego rozmnożyłem
nasze zwierzęta i przeniosłem na ziemię. Jeżeli nie będą kochane to wrócą tu do
mnie. Na końcu pokazałem im człowieka. Nowego brata i siostrę dla moich dzieci
aniołów. Siódmego musiałem odpocząć, spędzając ten czas z matką aniołów…”.
Czułam się tak jakbym czytała księgę napisaną przez samego Boga. Chciałam
coś powiedzieć, ale nie mogłam. Po chwili czytałam dalej.
GABRIEL
Jonatan z Fajsosem wchodzili właśnie do jednej z najokazalszych świątyń
w tym mieście. Była główną siedzibą Archanioła Gabriela i składała się z wielu
pomieszczeń. Wchodząc do środka przechodziło się przez małe pomieszczanie,
w którym siedział pierwszy z adiunktów Gabriela. Widząc ich od razu wstał i udał
się po chwili za drzwi.
– Widzę, że nic się nie zmieniło – Jonatan stwierdził to cichym głosem, ale
Fajsos jedynie uśmiechnął się pod nosem.
Po chwili wrócił adiunkt Gabriela i wprowadził ich przez te same drzwi. Znaleźli
się w nawie głównej. Była to sala dość duża, Jonatan pamiętał, że mogła pomieścić
nawet kilka setek aniołów. Okrągły strop podtrzymywały potężne kolumny, za którymi Jonatan lubił stać podczas zebrań. Czuł się wtedy niewidoczny. Na samym
końcu pomieszczenia stał wielki tron, ulubione miejsce Gabriela. To tam zawsze
przyjmował spowiedzi aniołów. Ze ścian bocznych wyłaniały się ciemne korytarze.
Znał je wszystkie, wiedział dokładnie, do jakich komnat prowadzą, spędził tu przecież sporo czasu. Po chwili z jednego z takich korytarzy wyłoniła się postać starca,
ale niepomarszczonego, niezmęczonego. Miał białe długie włosy, które zlewały się
z jego szatą. Jonatan nie był w stanie określić jego wieku, ale wiedział, że ten, który się zbliża jest jednym z nielicznych, którzy pamiętają tworzenie świata przez
Ojca.
– Jonatanie – dało się słychać już w oddali.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 119
– Gabrielu – odpowiedział anioł klękając na jednym kolanie.
– Wstań – Gabriel chwycił Jonatana za ramiona i podniósł do góry – oszczędźmy sobie tych konwenansów. Porozmawiajmy jak dawniej. – Mówiąc to patrzyli sobie prosto w oczy.
– Dziękuję ci Fajsosie – Gabriel zwrócił się do swego posłańca – jesteś na dzisiaj wolny. Proszę, zostaw nas samych.
Fajsos ukłonił się przed Gabrielem i poklepawszy Jonatana po plecach odszedł tą
samą drogą, którą tu przyszli. Pozostała dwójka usiadła na jednej z nielicznych
ławek w tym pomieszczeniu. Po chwili dostarczono im wino.
– Co słychać u ciebie przyjacielu? – Spytał łagodnym tonem Gabriel.
– A co może być? – Odpowiedział Jonatan – wszystko po staremu.
– Słyszałem, że dotarłeś do miasta w towarzystwie swojego ukochanego mieszańca.
Jonatan na te słowa zacisnął dłoń w pięść.
– Nie denerwuj się – kontynuował spokojnie Gabriel – tak się ich określa i nic
z tym nie zrobisz.
– Ale to boli – odpowiedział Jonatan.
– Domyślam się, ale takie jest prawo. Stworzył je Ojciec i tylko on może je
zmienić. Po za tym wiem, że przyprowadziłeś w końcu tutaj tego prekura. Troszkę
niezgodnie z zasadami, ale …
– Nie złamałem żadnych zasad. Robię to, co do mnie należy – przerwał mu
Jonatan.
– Nie mówię, że złamałeś, mówię tylko, że trochę je nagiąłeś. Ale nieważne.
Mam nadzieję, że dociągniesz tą sprawę do końca tak jak cię o to prosiłem.
Archanioł wziął Jonatana pod pachę i zaczęli spacerkiem chodzić po nawie.
– Pamiętasz jak rozmawialiśmy kiedyś o prawdzie, – mówił dalej – o tym, że
nie możemy kłamać, bo tak zostaliśmy stworzeni. Przekazałem ci wtedy jak anioł
może ukryć prawdę. To, co teraz zrobiłeś jest dokładnie tym samym. Jak myślisz,
dlaczego tak bardzo cię potrzebuję? Sam dałem ci namiar na tego prekura i decyzja
należy do ciebie. Zrozum, ja wiem, jakie to jest ważne dla ciebie. – Tu przerwał na
chwilę – a właściwie jak ważne dla ciebie są one obie. Ale kiedyś będziesz musiał
wybrać i obawiam się, że przed tym nie uciekniesz.
Jonatan pomyślał najpierw o Aurelii, że jest teraz sama i właściwie może jej
dziać się krzywda. Dlatego wysłał z nią Klemensa; wiedział, że odda za nią nawet
życie. Miał jej pilnować. Ostatnio wyczuł u niej złe emocje, bał się, że zrobi coś
głupiego. Kiedyś był na służbie u Gabriela i mógł zapewnić jej wszystko, teraz co120
raz bardziej dochodziło do niego, że nie potrafi się już nią tak opiekować. Została
mu tylko obietnica Gabriela, która od kilku już lat brzmiała tak samo, a nie pociągała za sobą rezultatów. Nie chciał, ale powoli tracił nadzieję. W myślach zaczęła
pojawiać mu się też Emilia, kolejne zadanie wyznaczone przez Gabriela. Myślał,
że będzie to rutynowe zadanie, ale się mylił. Nie było tak łatwo jak to sobie wyobrażał, domyślał się, że Emilia się w nim podkochuje. Widział w niej cierpienie, radość oraz zrozumienie. Trudno będzie mu rozstać się z nią. Coraz częściej zastanawiał się, czy rzeczywiście zasługiwała na to co mają jej przynieść najbliższe dni.
Nagle uciął rozmyślania, nie mógł teraz się wycofać. Pomyślał, że doprowadzi to
do końca, a co ma być niech będzie, wola Ojca. To wszystko robi dla swojej ukochanej, ona była najważniejsza.
Gabriel na razie nie przerywał rozmyślań Jonatana. Wiedział, że ma problem
i chciałby mu pomóc, ale z tym musiał uporać się on sam. Nie było to łatwe.
Z jednej strony Aurelia mieszaniec, przez którą Jonatan może stracić wszystko.
Z drugiej Emilia, prekur który ma dla Jonatana coraz większą wartość. Na chwilę
w ich otoczeniu pojawił się adiunkt Gabriela i szepnął mu jakieś słowo na ucho. Po
chwili byli już znowu we dwójkę, przestali spacerować i usiedli na ławeczce.
– Agar cię odwiedził? – Zapytał Gabriel.
– Tak, ale nie zastał mnie – odpowiedział lekko speszony Jonatan.
Nie wiedział co ma mówić, Nie chciał wydawać przyjaciela, ale z drugiej strony
wiedział, że Gabriel i tak się wszystkiego dowie. Na razie postanowił pomijać
pewne fakty.
– Wiesz gdzie się udał? – Padło kolejne pytanie.
– Z tego co mi wiadomo, to do świątyni Kafcjela, wcześniej był u mnie – Jonatan mówiąc to popijał wino – miał dla mnie zadanie, miałem ostrzec Remiela
przed Doumem, ale tak jak mówiłem, przeprowadzałem prekura i…..
– Wiesz, że przed chwilą Agar wrócił do Jahwe – głos Gabriela brzmiał tajemniczo.
– To chyba dobrze – odparł speszony Jonatan – z tego co wiem, wielu go szukało.
– Wrócił – słowa Gabriela brzmiały teraz jak zmartwionego ojca, – ale ledwie
żywy. Pozostali, co z nim jechali nie żyją. Mają wydłubane oczy i wyssaną duszę.
Jonatan popatrzył prosto w oczy Gabriela, ale się nie odezwał. Lilith – przeszło mu
przez głowę. Główną domeną wyklętych jest karmienie się duszami aniołów, stają
się silniejsze, a oczy może są jakimś rodzajem trofeum dla odrzuconego. Aż przewww.sagaprzebudzenie.pl
Strona 121
szły go ciarki. Mówił Agarowi, że to było za proste!
– Najgorsze jest to, że przyprowadzili go Cherubini. I nie wiem tylko czy padł
ofiarą ich zagrywki, czy przegrał z odrzuconymi. – Mówił dalej Gabriel.
Jonatan opuścił wzrok na marmurową podłogę. Milczał. Nie uszło to uwagi Gabriela.
– Jonatanie – Gabriel podniósł się z ławki – a więc ty wiesz.
Po czym zamilkł na chwilę.
– Widzisz, byłem niedawno w Babilonie, u Ojca – głos Gabriela był spokojny
– rozmawiałem z nim na temat twojej Aurelii. Próbowałem wstawić się u niego.
I wiesz, że mi się udało.
Jonatan na te słowa podniósł głowę i spojrzał na Gabriela.
– Znam rozwiązanie – mówił dalej chodząc wokół Jonatana – nie jest to łatwe,
ale możliwe. Więc powiedz mi proszę, czy warto jest się starać o to byś wrócił do
mej służby?
Anioł nadal milczał, chociaż było widać, że chce coś powiedzieć.
– Unikasz odpowiedzi, – Gabriel wyglądał na zmartwionego – a może Agar
jest dla ciebie ważniejszy? Wiedz jeszcze, że wiem o waszym spotkaniu
w świątyni. Skoro Cherubini się o tym dowiedzieli, to ja tym bardziej wiem. Powiedz mi, czy warto dalej brnąć w to, o czym rozmawialiśmy kilkanaście dni temu?! – Ostatnie słowa Gabriela zabrzmiały w Jonatana uszach jak krzyk.
– To była Lilith – odparł Jonatan, ale te słowa nie zrobiły najmniejszego wrażenia na jego słuchaczu – Agar po przesłuchaniu tego odrzuconego, który został
ostatnio spalony, dowiedział się, że Lilith będzie czekać na ciebie w świątyni Kafcjela, ale to już wiesz.
Jonatan próbował wyczytać coś z twarzy Gabriela, ale to tak jakby czytał ze skały.
– Jak tam dotarł, to ją schwytał – dokończył.
Tutaj przerwał mu śmiech Gabriela.
– Ja miałbym z tym problem, a on tak bez niczego dokonał tego nie lada wyczynu. Czyż to nie dziwne? – Słowa Gabriela były przepełnione sarkazmem.
– Dokładnie! Mówiłem mu to, ale on nie słuchał! – Mówił dalej Jonatan –
chciał być ci wierny, kierowała nim tylko służba. Zrobił to tylko dla ciebie.
– Głupek – odparł Gabriel – to ty miałeś się z nią spotkać i … – Nie dokończył
– Ale jak? – Odparł zdziwiony Jonatan – jak ja? Nic o tym nie wiem.
– Posłuchaj Jonatanie – Gabriel skierował się ku swojemu tronowi – wiem, że
lubisz się spotykać z Aurelią w okolicach tej świątyni i to dość często. Lilith miała
122
wypuścić w tych okolicach jednego ze swoich odrzuconych, a ty miałeś go wyśledzić. Po pewnym czasie dotarłbyś do świątyni, a tam czekałaby na ciebie Lilith.
– Ale po co? Przecież ona by zrobiła ze mną to samo co z Agarem.
– Bo ciebie nikt nie pilnuje tak jak moich aniołów – mówił Gabriel – widzisz,
gdy Agar dowiedział się o niej, to wiedzieli już to wszyscy najważniejsi w tym
mieście. Idiota nie pomyślał i przerosło go to.
– Jonatanie – Gabriel ściszył głos – Lilith chce oddać mi Uriela.
Archanioł Uriel, brat Gabriela. Schwytany przez Samuela kilka wieków temu –
imię kolejnego Archanioła odbijało się echem w głowie Jonatana.
– Ale jak? – Mówił dalej Jonatan – przecież ona jest po stronie Samuela. Nie
rozumiem, mogła przekazać to Agarowi.
– Muszę wiedzieć co stało się w świątyni Kafcjela, skoro byli tam Cherubini
i wrócili z Agarem żywi, to znaczy, że jej już tam nie było.
– Musiała się uwolnić – odparł Jonatan – później zabić kompanów Agara, jego
samego zaś pozbyć się nie zdążyła, może spłoszyli ją Cherubini.
– To nie takie proste – powiedział Gabriel. – Ona chce wrócić, nie pozwoliłaby sobie na taki błąd. To nie ona ich zabiła Jonatanie.
– Cherubini? – Odpowiedział pytająco Jonatan, – ale oni by zabili w pierwszej
kolejności Agara. Przecież go nienawidzą. Jeżeli choć trochę jest w nim życia to
udzieli wyjaśnień.
Gabriel się tylko uśmiechnął. Zaczęła się gra. I nikt nie wiedział, kto jakie ma kości.
– Przecież zostały wyssane ich dusze – powiedział Jonatan – a to domena Samuela i jego aniołów. To dodaje im siły.
– Przejmując ich dusze mogą zarządzać wiecznie ich ciałem – powiedział Gabriel, – więc po co ich uśmiercać skoro mieliby trzech kolejnych po swojej stronie?
Jonatan zamilkł. Rzeczywiście, po co zabijać aniołów kiedy zostało się ich panem.
Żaden z upadłych aniołów a tym bardziej Samuel nie mają tyle litości by pozwalać
im odejść i stanąć przed obliczem Ojca.
– Widzę, że dalej się rozwijasz. Kalkulujesz – powiedział po chwili ciszy Gabriel – wydaje mi się, że to jednak ja mam rację. Niedługo się o tym przekonamy.
– Jak? – Spytał Jonatan.
– Wyruszysz do świątyni.
Jonatana ta prośba lekko zaskoczyła.
– Tylko wróć jak najszybciej. Ja mam nadzieję, że do czasu twego powrotu
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 123
Agar odzyska przytomność i wyjaśni, co tam zaszło.
– Zaraz wyruszę! – Powiedział Jonatan – a Aurelia? Co z nią? Mówiłeś, że
znasz sposób.
Gabriel uśmiechnął się pod nosem.
– Ojciec powiedział mi tylko, że muszą za to zapłacić. Według odwiecznego
i niezmiennego prawa nie mogą istnieć związki par mieszanych, nie mogą rodzić
się z nich dzieci. Jeżeli tak się staje, to ktoś musi ponieść tego konsekwencję.
Z matką sprawa wygląda prosto.
Po tych słowach Archanioł spojrzał na anioła i od razu dostrzegł, że Jonatan zrozumiał doskonale jego słowa. W jego oczach mógł ujrzeć nadzieję a wręcz okrzyk
zwycięzcy. Sam Jonatan poczuł jak serce bije mu o wiele szybciej. Doskonale zrozumiał Gabriela. Albo Aurelia odpowie za grzechy swoich rodziców albo zrobią to
oni sami. Dla niego odpowiedź była jednoznaczna.
– Tu nie powinno być problemu. Mogę ją zniszczyć. Ale jej ojca? – Anioł pokiwał głową.
– Z tym też nie powinno być problemu jak odzyskam Uriela – dokończył Gabriel.
Jej ojcem był jeden z Metatronów i to nie jakiś z niższym stażem, ale jeden
z najwyższych w tym klanie. Bliski współpracownik samego Metatrona, księcia
aniołów, prawej ręki samego Ojca. Jonatan wiedział, że sam tego nie dokona, ale
słowa Gabriela dodały mu otuchy, dały nadzieję. Archaniołowie odzyskując Uriela
staliby się znowu najpotężniejszym w tym mieście, a jakby Michał jeszcze wrócił
z ziemi, to sam książę nie chciałby wchodzić im w drogę. Matkę Aurelii spotkał
kiedyś u podnóża Straterów w krainie samobójców, więc prawdopodobnie dalej
tam przebywa. Mijała prawie noc a on musiał wyruszać do świątyni. Tylko co
z Aurelią i Emilią? Musi przed wyruszeniem odwiedzić Klemensa. Niech się zaopiekuje obiema.
Gabriel pożegnał Jonatana w drzwiach domu wręczając mu coś co mu się na
pewno tam przyda. Rozmawiali jeszcze chwilkę między zewnętrznymi kolumnami
o dawnych czasach. Po chwili pożegnali się, Gabriel wrócił do środka a Jonatan
udał się do karczmy AD. Wiedział, że podczas drogi do świątyni będzie musiał
odwiedzić jeszcze Jonatar. Miecz, który otrzymał od Gabriela przy wyjściu, może
raczej nie wystarczyć na to, co spotka w świątyni.
TARG
124
Aurelia zasnęła od razu. Obudził ją śpiew ptaków za oknem. Przespała spokojnie noc co było u niej rzadkością. Tylko w ramionach Jonatana czuła się tak
bezpiecznie. Nie jadła nawet śniadania. Po cichu wyszła z karczmy i udała się na
targ na razie tylko popatrzeć, rozpoznać czy uda jej się cokolwiek sprzedać. Nie
mówiła Klemensowi ani Tobiaszowi, że opuszcza pokój. Wiedziała, że któryś
z nich nalegałby na swoje towarzystwo. Chciała być sama. Kierowała się
w kierunku centrum miasta, targ znajdował się jakieś dwadzieścia minut od karczmy, w której się zatrzymali. Zaczęła już słyszeć gwar dobiegający z targu, który
zaczął się z samego rana a skończy jutro, późnym wieczorem. Skręciła w prawo,
w wąską uliczkę. Nie chciała wchodzić na targ głównym wejściem od ulicy, wolała
to zrobić jedną z mniejszych bram. Wybrała ten sposób, ponieważ wszyscy handlarze zwracają się do nowo przybyłych z zamiarem uzyskania najkorzystniejszej ceny i czasami żeby się kogoś pozbyć po prostu trzeba coś od niego kupić. Ona potrzebował rzeczy użytecznych w osadzie, natomiast kupcy z miasta najbardziej liczyli na złoto. Miała woreczek przy sobie, ale na razie nie chciała go sprzedawać.
Potrzebowała jedwabiu i innych tkanin. Miała też chęć zdobyć trochę przepisów.
Ostatnie, które zdobyła pozwoliły zwiększyć plony owoców. Wyszła z bocznej
bramy i tak jak myślała nikt nie zwrócił na nią za bardzo uwagi. Targ, mimo wczesnej pory, cieszył się dużym zainteresowaniem. Wielu było tak jak ona zakapturzonych. Wielu miało do ukrycia swoją tożsamość. Wiedziała, że można tutaj spotkać
kilku innych mieszańców, poszukiwanych czy uciekających. Niektórymi towarami
nie można było handlować, jak chociażby winem Klemensa, ale właściwie nikt
tego nie pilnował. Tak naprawdę można było kupić tu wszystko. A najcenniejsze
i też najrzadsze były przedmioty związane z pierwszymi aniołami, dodawały one
mocy lub siły. Były to przedmioty tworzone przez samego Ojca. To ich głównie
szukali Cherubini, którzy pojawiali się na targu, ale ukrywali swoją tożsamość pod
jasnym płaszczem i kapturem. Więc tak naprawdę nie można było wiedzieć, kto
jest teraz kim, kogo skrywa zakapturzona postać, czy to mieszaniec, czy Cherubin,
a może zwykły uciekinier, niezgadzający się z prawami Ojca, ale niechcący mu się
przeciwstawiać. Co do tych pierwszych, to Aurelia kilku już spotkała, ale nie
chciała nawiązywać z nimi żadnych kontaktów. Była jednym z nich i wiedziała, że
osobno jest lżej. Tutaj nie musiała obawiać się nawet Cherubina. Zeszłaby mu
z drogi, ale wiedziała, że żaden z nich nie skrzywdziłby jej. To, co by go spotkało
byłoby o wiele gorsze niż to, co on zrobiłby jej. Ten targ został stworzony dla zwywww.sagaprzebudzenie.pl
Strona 125
kłych mieszkańców tego miasta, bardziej z myślą o rabach. Istniał całkowity zakaz
przebywania tu dla jakiegokolwiek Cherubina czy Serafina. Te dwa klany stanowiły oręż w ręku Ojca, więc nie chciał ich kusić. Dlatego nikt nie kontrolował targu.
Jedynych, których należało się tu obawiać to sami handlujący, którzy potrafili
z niczego zrobić niezłe źródło korzystnej wymiany.
Zobaczyła handlarzy z całą paletą tkanin. Podeszła. Wsłuchiwała się
w rozmowę toczoną między handlarzem a kupującym. Po chwili zrezygnowała.
Zrozumiała, że handlarz jest tylko pośrednikiem. Odkupił te tkaniny od jakiegoś
raba rano i teraz chce je przehandlować za coś, czego ona nie ma. Szukała dalej.
Chodząc między straganami zauważyła spacerującego raba z kilkoma tkaninami na
ramieniu. Poznała go po tatuażu na ręce. Wiedziała, że pochodzi z osady, która najprawdopodobniej zajmuje się tkactwem. Większość miejscowych handlarzy ma
swoje stragany. Przyjezdnych poznać można po tym, że to czym handlują mają
w dwóch rękach. Reszta upchana jest w wozach dokładnie tak jak u niej. Przez
chwilę chodziła za nim, ale po chwili została przez niego zauważona.
– Widzę, że interesują cię moje tkaniny – powiedział miłym głosem.
– Nie powiem, że nie – odpowiedziała Aurelia będąc cały czas pod kapturem.
– Potrzebuję za jedną belę dziesięć worków ziarna – zaproponował.
– Nie wiem czy tyle mam – odpowiedziała zadowolona Aurelia.
Wiedziała, że propozycja jest dobra i on chce to, co ona akurat posiada.
– Poza tym nie potrzebuję całej beli – mówiła dalej.
– Na sukienki, na zasłonki, w osadzie zawsze się przyda – tkacz zachwalał
swój towar – od lat zajmujemy się tylko tkactwem, takich materiałów nie dostaniesz u nikogo innego; dotknij, jaka jakość!
Aurelia zrzuciła kaptur i zaczęła sprawdzać dotykiem tkaninę. Rab popatrzył na jej
tatuaże, ale nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Albo nie wiedział, albo go to
nie interesowało.
– Delikatne – powiedziała Aurelia – a jakie masz kolory?
– A jakie sobie życzysz. Mamy cały wóz, więc jeżeli jesteś zainteresowana
i masz to, co my chcemy to możemy się dogadać.
– Mam tylko 20 worków pszenicy i trochę nowych owoców, ale potrzebowałabym kilku kolorów – Aurelia sprawdzała czy uda jej się kupić niecałe bele.
– Za to to tylko dwie bele, owoce nas nie interesują.
– A po co wam tyle ziarna? – Spytała, sprawdzając dalej tkaniny.
– No nie myślisz chyba, że my to sami robimy! Mamy pająki, które produkują
te tkaniny i trzeba je jakoś karmić. A że lubią tylko ziarna pszenicy, jęczmienia lub
126
kukurydzy to nic nie poradzę.
– Myślałam, że pająki lubią muchy a nie ziarna.
A więc to tak, wykorzystujecie biedne zwierzęta do pracy za was – pomyślała Aurelia. Uśmiechnęła się lekko. Przecież ona sama wykorzystuje ziemię do swoich celów. Rano zasadzi ziarna a po kilku dniach ma już pszenicę. Co prawda musi ją
skosić i obrobić, ale ma. Gdyby miała więcej takiej ziemi mogłaby mieć więcej
ziarna. Niestety, jednak niewielka część tego, co ma, nadaje się do uprawy. Na
reszcie może sadzić tylko trawę, która i tak po kilku dniach schnie. Wie, bo kilka
razy próbowała posadzić tam ziarna i nigdy jej nie wyrosły. Zmarnowała tyle worków i nic. Od Jonatana usłyszała tylko, że Ojciec może jej ziemię użyźnić, lecz na
to raczej nie liczyła.
– Nie te, moja droga – odpowiedział. – To jak z wymianą?
– Bądź w karczmie AD w porze kolacji to się wymienimy. Wezmę cztery kolory po pół beli.
– Nie mogę. Sprzedaję tylko na całe. To jak? – Przerwał jej tkacz.
– Więc wezmę czerwoną i białą – mówiąc to miała niezadowoloną minę.
– Będę – odpowiedział – pamiętaj dwadzieścia worków ziarna. Podjedziemy
wozem.
– A nie wiesz gdzie znajdę kogoś, kto handluje przepisami? – Mówiąc to liczyła, że nakieruje ją na pewnego znajomego, od którego zawsze brała ten towar,
a którego miejsca pobytu nie znała.
– Widziałem Beala, był jeszcze przed chwilą. Musisz go poszukać, na pewno
jest – odpowiedział i poszedł dalej handlować.
Beal, tak o niego chodziło Aurelii. Dość gruby jak na anioła, ale miał jedną zaletę –
kochał wszystko to, co było z zasady przez ogół odrzucone, darzył więc Aurelię
jako mieszańca szczególną sympatią. Trzymał ich stronę. Był jej dobrym znajomym. Zaciągnęła ponownie kaptur na głowę, będąc właściwie zadowoloną
z dobitej transakcji. Po chwili krążenia pośród straganów zobaczyła Beala. Po
chwili znalazła się przy nim.
– O, proszę! – Powiedział poznając Aurelię po jej stroju.
Zawsze uważał, że nikt nie szyje od niej lepiej i gdyby nie to, że jest mieszańcem,
zrobiłaby furorę, jako krawcowa.
– Moja kruszynka. Miło mi cię widzieć.
– Witaj – odpowiedział Aurelia – widzę, że nic nie chudniesz. Mam dla ciebie
dobrą rzecz na odchudzanie.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 127
– Wiesz, że jak bym chciał się odchudzić to przybyłbym do ciebie i kochał się
z tobą godzinami. Wtedy może pozbyłbym się trochę mojego ciałka. I zaufaj mi,
po mnie nawet Jonatan by ci obrzydł. Co to za rzecz? – Dodał od razu.
Aurelia uśmiechnęła się na te słowa. Beal, jeden z aniołów takich jak Jonatan, który jednak porzucił misję sprowadzania prekurów na rzecz miejskiego życia. Co jak
co, ale jego słowa nie obraziły jej. Wiedziała, że mówi to w żartach.
– Pamiętasz te przepisy, które ostatnio mi podarowałeś – wzięła go pod ramię
i zaczęli iść – wyrosły z nich przecudne owoce. A jakie pyszne – mówiąc to oblizała językiem usta.
– No proszę – odpowiedział – nie dosyć, że dobra krawcowa to jeszcze hoduje
karwelle.
– Karwelle? – Spytała Aurelia.
– Te owoce, na które dałem ci przepis – powiedział z uśmiechem – tak je nazwałem. W końcu muszą mieć jakąś nazwę. Ale muszę cię zasmucić. Nie lubię
owoców.
– No cóż – powiedziała zasmucona – mogłam się tego spodziewać. Nigdy nie
widziałam cię jedzącego owoce. No chyba, że w płynie – tutaj klepnęła go delikatnie w brzuch.
– A propos – przerwał jej Beal – może się napijemy i coś zjemy?
– Nie mogę – odpowiedziała Aurelia.
– To czym mogę cię uraczyć, skoro nie mogę kupić od ciebie twoich owoców?
– Możesz mi dać jeszcze kilka przepisów – powiedziała będąc pewna, że się
nie zgodzi.
– Wiesz, dać to ci mogę coś innego – zarechotał pod nosem.
Aurelia zrozumiała jego sprośny żart i walnęła go łokciem w bok.
– Ale mogę ci je sprzedać – dokończył.
– Nie mam nic na wymianę, przed chwilą wymieniłam wszystko na jedwab.
– No to się bardzo dobrze składa – zatrzymał się z Aurelią na chwilę, – bo widzisz moja droga. Moja, nazwijmy to, przyjaciółka widząc nas ostatnio była zachwycona twoją suknią.
– Wiem którą – odpowiedziała z uśmiechem.
– Bardzo by chciała żebyś taką dla niej uszyła. A właściwie dla mnie. Tylko to
będzie prezent ode mnie dla niej – Beal chyba sam siebie nie zrozumiał.
– Ale wiesz, że jak się dowie, że to od mieszańca – ostatnie słowo wypowiedziała ściszonym głosem – to ją spali, a ciebie niestety mój drogi porzuci nim zaczniesz się z nią spotykać.
128
– Wątpię – odpowiedział – czy ty też mówisz wszystko Jonatanowi?
– Co masz na myśli? – Spytała twardym głosem.
– Nic konkretnego – zaczął iść powoli.
– Mów. O co chodzi? – Była bardziej natarczywa.
– Ostatnio piłem w karczmie a obok siedział jakiś Cherubin przechwalający
się przed swoimi znajomymi. Po chwili domyśliłem się, że mówił o tobie.
– Co mówił? – Aurelia była coraz bardziej zdenerwowana.
– Przechwalał się, że brał cię na kilka sposobów i że jego koledzy robili to
także. I w ogóle, że taki mieszaniec jak ty powinien być prezentem dla każdego
Cherubina. Takie tam.
Aurelia pomyślała o Gardiaszu. O tym, co jej zrobił. Jak była bita oraz wielokrotnie gwałcona. Najpierw przez niego, a jak wyjechał, przyszli kolejni. Poczuła łzy
na policzku. Nie spodziewała się usłyszeć tego od przyjaciela. Wiedziała, że nie
chciał jej skrzywdzić, ale to ją zabolało.
– Przepraszam – Beal próbował przytulić Aurelie, ale ta nie pozwoliła – nie
chciałem. Tak czasami palnę głupotę. Wiesz, że czasami chcę powiedzieć coś innego a wychodzi głupota. Myślę, że to nie o tobie nawet mówił. Sam już nie wiem,
co myślę – dodał po chwili.
Aurelia wytarła rękawem oczy.
– A czemu sądzisz, że nie powiedziałam o tym Jonatanowi? – Spytała już spokojnie.
Beal nie odezwał się. Dopiero powtórzenie pytania zmusiło go do odpowiedzi.
– Bo nadal jesteście razem, bo Gardiasz żyje – odpowiedział. – Skończmy ten
temat. Nie chciałem. Ja też go nienawidzę i wstyd mi, że tacy aniołowie istnieją
wśród nas. Wiem, że takie jest prawo, ale nie muszę się z nim zgadzać. Zapomnijmy o tym, dobrze?
Przeszli jeszcze kawałek razem, ale Beal wyczuł, że Aurelia jest w smutnym nastroju. W końcu sam ją do tego doprowadził. Nie potrafił jej teraz pomóc. Wyciągnął tylko zwitek z przepisami i podał Aurelii.
– Proszę, to dla ciebie – dodał jeszcze od siebie – i nie musisz myśleć o sukni,
to właściwie od niej się zaczęło. Jak chcesz, możemy się wieczorem upić? To mi
jednak wychodzi najlepiej. Gdzie się zatrzymałaś?
Aurelia nie odpowiedziała na to pytanie. Nie czuła urazy do Beala. Nawet dobrze,
że się dowiedziała. Czuła się nawet lepiej, że nie tylko ona o tym wie. Że ktoś będzie dzielił z nią ten ból. Tyle razy chciała powiedzieć o tym Jonatanowi. Ale bała
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 129
się, że go straci. Że albo ją zostawi, albo zabije Gardiasza, co równoważne byłoby
ze śmiercią jej ukochanego. Wie, że kiedyś będzie musiała mu to powiedzieć. Ale
jeszcze nie teraz, tak strasznie się bała. W duchu cieszyła się, że jest ktoś, kto dzieli
z nią tę wiedzę. Gardiasz gada o tym w karczmach, więc może kiedyś Jonatan się
dowie, a wtedy będzie za późno. Musi mu sama powiedzieć. A może wtedy zrozumie? Aurelia wzięła przepisy i pocałowała w policzek Beala.
– Innym razem – powiedziała ściszonym głosem – może jak będę tu następnym razem to się napijemy. Uciekam.
Odwróciła się od niego i wyszła z targu tą samą drogą, którą przybyła. Wracając do
karczmy spotkała spoconego Klemensa.
– Gdzie byłaś! – Aż wrzasnął na nią – Jonatan był u nas, musi wyjechać
z miasta. Myślałem, że mnie spali żywcem, tak zionął ogniem jak cię nie zastał.
Miałeś jej pilnować krzyczał. Tobie tylko wino w głowie. Jutro z rana wróci –
Klemens plątał się w swoim opowiadaniu – Tobiasz poszedł cię szukać w innym
miejscu. Dobrze, że ja pomyślałem o targu. Rany. Babo. Myślałem, że zejdę martwy z tego świata, pierwszy raz widziałem takiego Jonatana.
– Nie zapominasz się Klemensie.
– Czemu mi nie powiedziałaś? Wiesz, jaki jest Jonatan – mówił już spokojniej
– gdzie byłaś? – Złapał ją za ramiona z uśmiechem.
– Na targu – odpowiedziała – sprzedałam nasze zapasy.
Po tych słowach machnęła mu przepisami przed nosem. Klemens nie zrozumiał.
Cały wóz za kilka świstków?
– Gdzie Jonatan musiał wyjechać? – Spytała jak szli w stronę karczmy.
– Nie wiem. Nie powiedział.
– Czemu mnie nie szukał?
– Pewnie ma coś ważnego, bo mu się strasznie spieszyło – odpowiedź Klemensa była teraz bardziej spójna. – Chciał z tobą porozmawiać, ale cię nie zastał.
Wyskoczył przed karczmę. Zachowywał się jak szalony. Krzyczał na mnie. Rozumiesz? Powiedział, że ma dla ciebie niespodziankę, ale musi wykonać jakieś ważne zadanie i że rano wróci. A jak cię nie znajdę to …
Tutaj Klemens już nie dokończył. Wstydził się.
– Rozumiem – odpowiedziała Aurelia, wchodząc do karczmy AD.
SĄD EMILII
130
Zafascynowana biblią stałam przy regale z książkami. Podszedł do mnie anioł
ubrany na czerwono.
– Ty jesteś Emilia od Jonatana? – Spytał cichym, przyjemnym głosem.
– Tak – odpowiedziałam lekko zdenerwowana. – To ja.
Przeczuwałam, że już czas. Że zaraz stanę przed sądem. Jeżeli jest tak jak mi opowiadał Klemens z Kariną, to nie ma się co bać. Wybaczam i proszę o wybaczenie
pomyślałam.
– Chodź za mną – to były ostatnie słowa, jakie wypowiedział w mojej obecności.
Powoli ruszyliśmy schodami do góry, minęłam miejsce gdzie wcześniej siedziałam. Rozglądałam się za Kariną, ale nigdzie jej nie widziałam. Zobaczyłam za to
tego samego muzułmanina, robił dokładnie to samo co wtedy gdy ostatnio tu siedziałam. W ciszy szłam dalej za moim czerwonym aniołem. Czułam pot na skórze.
Gdzie jest Karina? Jedno jej spojrzenie dodałoby mi otuchy. Weszliśmy do jednych
z kilkunastu drzwi, które znajdowały się na centralnej ścianie nawy. Ruszyliśmy
schodami na górę by po chwili znaleźć się w wąskim, ale długim korytarzu.
Po chwili anioł ruchem dłoni kazał mi się zatrzymać i wszedł za drzwi, które
znajdowały się tuż przede mną. Czułam, że coraz bardziej się pocę i że zaczynają
trząść mi się ręce i uginać kolana. Cały czas miałam w pamięci słowa Kariny
i Klemensa o tym, że będzie dobrze, ale nie mogłam opanować nerwów. Po chwili
drzwi się otworzyły i zostałam zaproszona do środka. Ja weszłam, natomiast anioł,
który mnie prowadził wyszedł. Pokój był dość sporym pomieszczeniem. Na jego
końcu przez wielkie na całą ścianę okno rozpościerał się niesamowity widok na
ogród. Trochę mnie to zdziwiło, bo z tego co pamiętam miasto było z każdej strony
otoczone budynkami i świątyniami, natomiast stąd można było wejść do wielkiego
ogrodu, którego końca nie mogłam dostrzec. Czy tak wyglądał raj? – Pomyślałam.
Usiadłam na małej sofie wyłożonej białą skórą. Wszystko w środku pomieszczenia
było w odcieniach bieli. Tylko anioł w czerwieni przede mną i widok za nim silnie
z tym kontrastowali. Ta wszechobecna biel mnie przygnębiała. Powodowała, że
stawałam się bardziej nerwowa, zaczęłam nerwowo ocierać ręce. Mój sędzia chyba
to zauważył, bo popatrzył na mnie i lekko się uśmiechnął pod nosem. Wpatrywałam się w niego, ale on tylko siedział za tym swoim stołem i przeglądał jakąś
książkę. Zauważyłam też na stole glejt, ten sam który Karina wręczyła jednemu
z Metatronów. Pomyślałam tylko, że może dzięki niemu tak szybko się tu znalazłam. Chociaż nie wiem ile czasu minęło mi na czytaniu Biblii, to znalazłam się
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 131
tutaj o wiele szybciej niż ten, który modlił się przed ścianą w pozycji muzułmanina. Czytając początek Biblii zrozumiałam słowa Klemensa. Rzeczywiście tutaj było w niej zapisane to samo co na ziemi, ale sens jak z niej wypływał był zupełnie
czymś innym. Dopiero teraz zrozumiałam jak powstał świat. Czym był i w jakim
celu został stworzony. Byłam już przy powstawaniu pierwszych ludzi, ale nie mogłam dokończyć rozdziału, ponieważ zostałam wezwana tutaj. Czy naprawdę ja
i on byliśmy kiedyś rodzeństwem? Zadałam sobie w duchu to pytanie, obserwując
mojego Metatrona. Przecież jeżeli jest tak jak było tam napisane, to my zostaliśmy
stworzeni jako młodsze rodzeństwo dla dojrzewających już aniołów. Reszty nie
doczytałam, nie zdążyłam. Wiem tylko kim była Ewa i Adam. Ale wrócę do tej
księgi. Jest taka inna, nowa, a przede wszystkim wydawała się taka prawdziwa.
– Witam cię moja droga – powiedział – jestem Amadeusz z klanu Metatrona.
Będę dzisiaj twym sędzią.
Kiwnęłam tylko głową.
– Widzę, że się nie boisz – mówił dalej – inni mają spuszczone głowy
i najczęściej się modlą, ale ty – tutaj zrobił lekką pauzę – jesteś troszkę inna.
Na te słowa przesunął glejt i podniósł księgę do góry. Obszedł stół dookoła i stanął
przed nim.
– Czy wiesz co to jest? – Spytał unosząc księgę do góry.
Kiwnęłam głową, że tak, na co on się uśmiechnął.
– Tak więc wiesz moja droga, że ja wiem wszystko o tobie. Więc zadam ci
dwa podstawowe pytania. Czy jest ktoś, komu nie możesz wybaczyć krzywdy doznanej na ziemi?
– Nie – odpowiedziałam bez wahania – wybaczam wszystkim, nie było takich,
do których mogłabym czuć urazę. A jeżeli byli to już wszystko zostało wyjaśnione
i zapomniane.
Moje słowa spowodowały zgryźliwy uśmiech na jego twarzy.
– A teraz moja droga – powiedział ponownie cichym spokojnym głosem – czy
jest ktoś, kto może czuć do ciebie urazę? Albo inaczej, bo twoje słowa mi się nie
podobają. Czy jest ktoś na ziemi albo ją już opuścił, a nie potrafi ci wybaczyć?
– Nie wiem – odpowiedziałam, opuszczając głowę.
– Wszystko co jest zapisane w tej księdze dotyczy spraw związanych z twoją
ziemską drogą, którą musiałaś przejść aby narodzić się tutaj od nowa. – Jego słowa
odbijały mi się w głowie jak echo – wszystko inne czego dokonałaś, będąc już tutaj
się nie liczy i nie może być brane pod ocenę. Więc?
– Nie wiem – odpowiedziałam ponownie nie podnosząc głowy, – ale proszę
132
o wybaczenie.
– Twoje imię nie zostało nigdy wypowiedziane przez tych, którzy przekroczyli
do tej pory bramy tej świątyni, a i z modłów, jakie do nas docierają nie słyszałem
skargi na ciebie. Wiec wiedz, że nie ma żadnego ziemskiego istnienia, które by tobą gardziło i nie potrafiło tobie wybaczyć.
Zapanowała chwila ciszy. Poczułam jak opuszcza mnie zdenerwowanie. Ale nadal
nie miałam odwagi, aby podnieść wzrok i spojrzeć na niego. Czułam jego oddech.
Wiedziałam, że stoi przede mną, ale chciałam jedynie jak najszybciej stąd wyjść.
– Ale jest jedna rzecz, która dotyczy twojego wybaczenia – powiedział po
chwili. – Ty nie jesteś w stanie wybaczyć.
Ale jak? Pomyślałam.
– Nie jesteś w stanie wybaczyć samej sobie – dokończył i wrócił za stół.
Wiedziałam, że jest jedna rzecz, której nie mogłam zapomnieć i nie mogłam jej
sobie sama wybaczyć. To dziecko, które zabiłam póki jeszcze się nie urodziło.
Głupia nastoletnia miłość z takimi konsekwencjami. Zawsze gdy próbowałam się
usprawiedliwiać, wmawiałam sobie, że to wina rodziców. To oni mnie do tego
zmusili. Tylko jak mijał mój ból, żal w stosunku do nich to wiedziałam, że mogłam
walczyć, nawet głupia ucieczka od nich pozwoliłaby żyć mojemu dziecku. Tylko
co wtedy? Wygoda, do jakiej byłam przyzwyczajona wzięła górę i poddałam się
woli rodziców. Usunęłam ciążę. A kiedy zrozumiałam swój błąd było za późno.
Nie mogłam niczego cofnąć. To prawda, że resztę życia oddałam Bogu. Uciekłam
od wygody i luksusu, który mogła zapewnić mi moja rodzina. Ale żałowałam. Nawet przed śmiercią nie mogłam sobie tego wybaczyć. Czułam, że o tym właśnie mi
mówił ten Amadeusz. Ale czy kiedyś sobie wybaczę? Co ze mną teraz będzie? Te
pytania raz za razem pojawiały się w mej głowie. Podniosłam do góry głowę. Po
mojej twarzy spływały łzy. Chciałam się spytać co teraz? Co z moim dzieckiem?
Czy trafiło tutaj?
– Ale... – z nerwów nie potrafiłam dokończyć zdania.
– Nie mnie jest tobie wybaczyć – usłyszałam – sama musisz to zrobić. Na razie nie jesteś gotowa.
– Ale co... – znowu nie mogłam dokończyć.
A może po prostu nie chciałam. Wyrodna matka. Teraz interesuje się dzieckiem,
a wcześnie je zabiła. Czy oni potrafią zrozumieć?
– Nie mogę nic więcej powiedzieć – jego wzroku już nie był taki łagodny jak
na początku – muszę cię odesłać na ziemię w celu przejścia nową drogą tylko
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 133
wiedz, że droga ta może być bardziej bolesna i okrutna niż ci się wydaje. Możesz
też zdecydować zostać tutaj, jako rab. Wtedy twój opiekun będzie cię nauczał aż
dojrzejesz i wybaczysz. Tylko pamiętaj, tutaj obowiązują inne prawa niż na ziemi.
Tutaj obowiązuje tylko jedno prawo i tylko jedna ocena. Po niej nie będzie powtórki.
Otworzył księgę, a w ręce trzymał już pióro. Czekał na moją decyzje. Ale jak ja
mogę sobie wybaczyć, skoro nie potrafiłabym tego zrobić tutaj. A Jonatan? Tak
bardzo go pragnę. Jak mam powiedzieć o tym Karinie, a tym bardziej Jonatanowi.
Czy będą chcieli mnie znać jako kogoś kto nie pozwolił żyć swojemu własnemu
dziecku. A może wiedzą. Może Karina na dole czytała moją curculmę? Może ludzie dostają szansę za gorsze występki? Sama nie wiedziałam co o tym myśleć.
Gdy czytałam Biblię to zrozumiałam, że tam poznam wszystkie odpowiedzi.
A teraz?
Widziałam, że Amadeusz czeka na moją odpowiedź.
– Chcę do Jonatana – powiedziałam wycierając łzy.
Mój sędzia nic się nie odezwał tylko zapisał coś w księdze. Po chwili podszedł do
mnie i poprosił mnie o rękę. W momencie jak mnie chwycił poczułam ogromny
ból na dłoni. Nie mogłam mu jej wyrwać, wiłam się w konwulsjach. Myślałam, że
zwymiotuję, po chwili ból zaczął stopniowo zanikać, by następnie zniknąć całkowicie. Po chwili czułam już tylko lekkie swędzenie na zewnętrznej stronie dłoni.
Gdy Amadeusz puścił moją dłoń zauważyłam na niej wypalony symbol. Tatuaż.
Dokładnie taki sam jaki Jonatan miał na szyi. Klepsydra w kółku. A więc teraz
jestem na usługach Jonatana Popatrzyłam na Amadeusza, który znowu wrócił za
stół. Miałam łzy w oczach. Czy mógł to zrobić gołą ręką?
– Możesz odejść – usłyszałam na pożegnanie.
Trzymając się za dłoń odwróciłam się w stronę drzwi.
– Teraz już nikt cię tutaj nie zatrzyma – usłyszałam jeszcze wychodząc przez
drzwi.
Po chwili byłam już w głównej nawie. Mój muzułmanin jeszcze się modlił pod
ścianą. Nawet nie miałam ochoty o nim myśleć. Szukałam Kariny, ale nigdzie nie
mogłam jej znaleźć. Zeszłam na dół do biblioteki, ale tam też jej nie zastałam.
Gdzie ona się podziała. Tyle bólu, tyle cierpienia a jej nie ma. Wiedziałam, że będę
musiała kiedyś powiedzieć o tym komuś; Karina wydawała się najlepszą kandydatką by wysłuchać mej spowiedzi, ale na razie nie chciałam, musiałam ochłonąć
i poczekać. Musiałam się upewnić, że nie zostanę z tym sama jak na ziemi. Nawet
gdy mijałam księgi, które jeszcze nie tak dawno mnie interesowały, to nie zwraca134
łam teraz na nie uwagi. Szukałam Kariny, a później wyjścia. Miałam dosyć na dzisiaj. Musiałam wrócić do Jonatana. Ciekawe jak on zareaguje. Odwiedzałam po
kolei kolejne pomieszczenia. Wszystkie były mniejsze i bardziej przytulne od tej
głównej, ale nigdzie jej nie znalazłam. Ne sądziłam, że Betel jest tak ogromne.
Czułam, że bolą mnie już nogi. Dopiero wracając do nawy głównej natknęłam się
na Karinę, z którą musiałam się minąć i to pewnie nie raz. Pokazałam jej tylko wypalony tatuaż na dłoni, co ona skwitowała uśmiechem i przytuliła mnie. Po chwili
trzymając mnie za rękę poprowadziła w kierunku wyjścia.
SPOTKANIE JONATANA Z LILITH
Jonatan był już kawałek drogi od Jahwe. Martwił się o Aurelię. Zostałby, ale
nie mógł. Teraz pędził tą samą drogą, którą wcześniej jechał, tylko teraz robił to
wielokrotnie szybciej. Wycisnął z konia wszystko, co mógł. Wiedział, że go zmęczy, ale w Jonatarze wymieni go na wypoczętego, więc w świątyni pojawi się zaraz
po zmroku. Myśli o Aurelii nie dawały mu spokoju. Znał ją bardzo dobrze, wiedział, że potrafi się nieźle ukryć, ale w mieście była zawsze czujna. Zawsze go słuchała. Co ją ugryzło? Gdyby Cherubini ją porwali wiedziałby, jako pierwszy. Nie,
to niemożliwe. Patrycjusz powiedział mu, że Aurelia wymknęła się cichaczem
prawdopodobnie na targ. Ale Klemens miał jej pilnować, nie odstępować jej ani na
krok. Tym razem bardzo go zawiódł. Po chwili zastanawiał się, czy nie za bardzo
na niego krzyczał, czy rzeczywiście mógł winić Klemensa. Przecież Aurelia tyle
razy potrafiła wymknąć się też i jemu. Nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Tak bardzo się o nią bał. Ale dlaczego mu to teraz zrobiła? Czyżby chciała
udowodnić, że jest taka samodzielna? Minął właśnie stertę kamieni, co oznaczało,
że niedługo będzie w osadzie. Gdyby nie to, że jechał teraz lekko pod górkę pewnie by ją już widział. Jego wzrok był o wiele lepszy niż u zwykłych ludzi czy rabów. Potrafił widzieć na wielkie odległości. To samo dotyczyło pozostałych zmysłów, które nie raz okazywały się cenniejsze od wzroku. Tak bardzo chciałby powiedzieć Aurelii, że znalazł rozwiązanie. Z drugiej strony pojawiała mu się
w myślach Emilia. Nie tak to miało wyglądać. Bał się słów Gabriela, że będzie
musiał wybrać którąś z dwóch. Jeżeli jego plan wypali i glejt pomoże, to Emilia
wybrała jego osadę. Więc będzie mógł poznać ją bliżej. Nie widział w tym nic złego. Tylko jak zakomunikuje Aurelii, że Emilia zostaje w jego osadzie. Wyczuł niewww.sagaprzebudzenie.pl
Strona 135
chęć, jaka pojawiła się między nimi przy pierwszym spotkaniu. Wyczuł, że obie
będą o niego walczyć tylko, że ta druga nie ma najmniejszych szans w starciu
z Aurelią.
Dostrzegł już światła Jonataru, co spowodowało uśmiech na jego twarzy. Po
chwili był już na podwórzu przed głównym budynkiem. Kazał tylko Amandzie
wymienić konia i ruszył w stronę swojego domu. Przebrał się, a po chwili ze
skrzyni pod łóżkiem wyciągał swoją broń. Dwa jednoręczne miecze i bransolety.
Była to jego ulubiona broń. To na takiej broni szkolił go Fajsos. Uznał, że taka będzie dla niego najlepsza. Dwa miecze szybkie jak błyskawice oraz bransolety, które
potrafiły odbić i zadać śmiertelne rany. Nikt w szkole nie był lepszy od niego.
Wszystko było wykonane ze stopu, który niszczył odrzuconych. Miał jeszcze takie
same ze stopu wypalonego przez smoki i pobłogosławione przez samego Ojca. Ale
te zostały mu zabrane wraz z opuszczeniem klanu Gabriela. Brakowało mu ich, bo
to tylko one były wstanie powstrzymać anioła. Jeśli spotka Lilith to ta, którą teraz
zakłada do niczego mu się nie przyda. A ten jeden miecz, który dostał od Gabriela
przed wyjazdem sprawi mu więcej problemu niż pomocy. Po chwili był już gotowy
do kolejnej podróży. Celem była świątynia. Wsiadając na konia zobaczył tylko
wzrok Amandy i wyczytał w nim przerażenie. Dopiero teraz sobie uzmysłowił, że
pierwszy raz widzi go takiego. W ciemnoszarym, a właściwie grafitowym stroju,
z mieczami przy pasie i jednym wielkim na plecach. Uśmiechnął się tylko
i powiedział jej:
– Nie bój się, jadę na polowanie, – po czym mijając bramę pędem udał się
w stronę świątyni Kafcjela.
Koń, na którym się poruszał był jego ulubionym. Gdyby tylko wiedział od rana, co
go czeka to wyruszyłby na nim do Jahwe. Wśród zwierząt nie miał lepszego przyjaciela. Jadąc przez pustkowie znowu zaczął myśleć o Aurelii. Czy już się znalazła? Mógł wypuścić ptaka do Jahwe. Pewnie jak by wracał to znałby już odpowiedź na swoje pytanie. Po chwili jednak postanowił skupić się na swoim zadaniu.
Jeżeli nie wyjdzie z tego cało, to na nic zdadzą się jego zamartwiania o ukochaną.
Postanowił pojechać dokładnie tak jak ostatniej nocy. Najpierw na polanę, na której spędził upojne chwile z Aurelią, a następnie z otaczających ją skał przyjrzeć się
murom świątyni. Gdy zapadnie zmrok uda się do jej środka. Przez pewien czas
jechał pustkowiem by po chwili otoczenie zmieniło się w las. Po chwili był już na
polanie. Spojrzał tylko na miejsce gdzie jeszcze ostatniej nocy leżeli razem
w cudownym uścisku i wspiął się na skały. Powoli zapadał zmrok. Słońce zachodziło za jego plecami, więc wiedział, że jeśli ktoś obserwował te skały z murów
136
świątyni to go nie zobaczy. Będzie zlewał się ze skałami. Obserwował mury aż
zapadła ciemność. Nie zauważył niczego podejrzanego, zupełnie tak jakby nic tam
nie było. Postanowił ruszyć. Zostawił konia. Wiedział, że na piechotę będzie wolniej, ale ciszej i bardziej bezpiecznie.
Po niedługiej chwili był już pod jej murami. Domyślał się, że jeżeli w środku
jest Lilith a Gabriel się mylił, to będą to jego ostatnie chwile. Wspiął się dokładnie
w ten sam sposób co ostatnio. Do góry po murze. Po chwili był na górnym tarasie
świątyni. Przyczaił się tam na chwilę, ale nie widząc żadnego ruchu postanowił
zejść na dół. Za nim udał się do głównego sanktuarium sprawdził ostrożnie dwa
mniejsze budynki. Nie zastał tam nikogo. Schodził nawet do piwnic. W jednej były
tylko łańcuchy. Najbardziej zdziwiło go jednak to, że nie widział żadnych śladów
walki. Skoro zginęło tu trzech aniołów, a czwarty był ciężko ranny, to musiały być
tu jakieś ślady. Skoro ich nie było, walka musiała odbyć się gdzie indziej. Znał siłę
uderzenia Agara i wiedział, że nie poddałby się tak łatwo. Podczas ćwiczeń, jeżeli
nie trafił w cel, a miecz napotykał na jakąś przeszkodę, to ta przeszkoda się rozpadała. Nieważne czy była zrobiona z drewna, czy ze skały. Siła Agara mogła rozwalić wszystko. Po chwili stał już przy głównym wejściu do sanktuarium Kafcjela.
Chociaż od początku uczono go, że liczy się tylko odwaga i pojęcie strachu było
mu obce, to poczuł pot na plecach. Nie było to przyjemne uczucie. Domyślał się,
że może być źle. Ale czego nie robi się dla ukochanej. Zamknął oczy. Wszedł
szybkim krokiem do środka rozbijając nogą drzwi. W rękach miał swoje dwa miecze. Panowała cisza. Nie było nikogo. Powoli przesuwał się w stronę schodów na
górę. Jeżeli ktoś miał go zaatakować to teraz byłby najlepszy moment. Nie był
osłonięty z żadnej strony. Powoli wracała do niego nadzieja na powrót, a zarazem
frustracja, że jego misję szlag trafił. Był już na górze. Po chwili schował miecze.
Poczuł się bezpiecznie. Nie było nikogo. Księżyc oświetlał w półmroku pomieszczenie. Popatrzył jeszcze przez wielkie okno w stronę Straterów. Gdy się odwrócił
zamarł w bezruchu. Jakieś pięć metrów przed nim stała Lilith i z uśmiechem obserwowała go. Szybkim ruchem wyciągnął swoje miecze. Kobieta zaśmiała się, po
chwili miecz, który ona trzymała zapłonął ogniem. Zrozumiał swój błąd. Wyrzucił
dwa miecze i sięgnął powoli po ten na plecach. Marne widział szanse w pojedynku
z nią, ale będzie się bronił. Pomyślał o Aurelii. Pocałował miecz od Gabriela. Wyczuł, że na ścianach zaczynają pojawiać się odrzuceni. Dusze przejęte przez Samuela. Oni mnie nie mogą dopaść. Jak mam zginąć to z jej ręki. Nie czuł już strachu.
Niech się dzieje wola Ojca – pomyślał. Ruszył w jej kierunku. Nim jednak zrobił
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 137
cokolwiek, Lilith wbiła swój płonący miecz w podłogę, co rozświetliło pomieszczenie i zapaliło pochodnie na ścianach.
Usłyszał skomlących ze strachu odrzuconych, którzy zaczęli chować się
przed ogniem. Sam poczuł jego gorąco. Po chwili zostali sami. On i Lilith. Wyglądała zupełnie inaczej niż wtedy w łańcuchach. Była piękna. Ubrana w czarny
płaszcz, który swobodnie okrywał jej kobiecą sylwetkę. Wyraźnie widać było
kształtne piersi, wąską talię i długie, zgrabne nogi. Oprócz płaszcza ubrana była
w przylegający do ponętnego ciała czarny, lśniący, skórzany kostium. W pasie
przepasana była czerwonym rzemieniem, który opadał na ponętne biodra, podkreślając ich krągłość. Na kostiumie znajdowały się metalowe wstawki, w których
odbijał się ogień, sprawiało to wrażenie, iż Lilith cała płonie żywym płomieniem.
Jej czarne włosy miękkimi puklami otaczały twarz o regularnych, ale ostrych
i trochę wyzywających rysach. Karminowe usta wykrzywiały się w pełnym politowania uśmiechu, a czarne jak węgiel oczy z zainteresowaniem wpatrywały się
w Jonatana. Ten stał jak wryty ściskając mocniej miecz, nie wiedział, co ma zrobić.
– Spokojnie przystojniaku – powiedziała – nie chcę cię zniszczyć. Potrzebuję
cię żywego. Poza tym szkoda marnować takiego talentu.
Nie usłyszała odpowiedzi.
– Ja opuściłam miecz – mówiła dalej – a ty?
Jonatan chwilę się zastanowił i też opuścił swój miecz, ale trzymał go
w pogotowiu.
– Nie mam zamiaru tutaj stać całą noc – powiedziała znowu, – co ci Gabriel
przekazał?
– To, że cię tu zastanę – odpowiedział Jonatan, – dlaczego to zrobiłaś?
– Przestraszyłam cię? – Stanęła teraz bliżej Jonatana. – Nie sądziłeś chyba, że
od tak przyjdę do ciebie. Raz to zrobiłam i jakiś idiota zakuł mnie w łańcuchy.
Zresztą widziałeś.
– Dlaczego to zrobiłaś Agarowi? – Anioł tym razem bardziej precyzyjnie się
wyraził.
– A, to – uśmiech zniknął z jej twarzy – obawiam się, że się mylisz. To nie ja.
Ja kończę swoje dzieło.
Lilith po tych słowach powoli oblizała językiem usta. Patrząc na to Jonatanowi
zrobiło się aż gorąco z podniecenia. Przez chwilę wspólnie się obserwowali. Oboje
zastanawiali się, jaki będzie kolejny ruch drugiej osoby.
– Dlaczego ci nie wierzę? – Powiedział Jonatan.
– Może dlatego, że jestem upadłą? Ale przecież wiesz, że mogłam was znisz138
czyć nawet w łańcuchach. Sam to stwierdziłeś. Słuchałam Jonatanie. I czekałam.
Ale nie ja się zajęłam Agarem, chociaż miałam taką ochotę. Nie wierzę, że nie
znasz jeszcze swoich braci? Przecież wszyscy wiemy, do czego zdolni są Cherubini. Nie sądzisz? Przecież mój ukochany jest Cherubinem.
Jonatan nie chciał wierzyć w te słowa. Gabriel mówił, że to raczej Cherubini, ale
nie byliby tacy głupi żeby zostawiać świadka. Przecież Agar jak się ocknie, to
wszystko powie. Czyżby jego przyjaciel znowu był w niebezpieczeństwie. Pojawiało się zbyt wiele niewiadomych w jego rozumowaniu.
– No dobra, skończmy to – powiedział Jonatan – wiem, że masz dla mnie jakieś informacje.
– Nie dla ciebie – odpowiedziała, – ale dla Gabriela i porozmawiamy jak odłożysz to paskudztwo. Nawet w twoich rękach mnie ono obrzydza.
Jonatan schował miecz z powrotem na plecy. Schylił się i podniósł swoje dwa małe
miecze.
– Te też – usłyszał, po czym włożył je za pas.
– Usiądziemy? – Zapytała Lilith.
– Wolę stać – odpowiedział jej na przekór.
Wiedział, że kobiety takie jak ona potrafią oczarować każdego. Pozwalało na to jej
piękno i urok. Wiedział, że jest to niebezpieczne, ale nie mógł się temu oprzeć. Coraz bardziej jej postać go pociągała. Nie patrzył już jej w twarz, ale obserwował
kolejne części ciała. Próbował to ukrywać, ale im dłużej przebywał w jej towarzystwie tym gorzej dla niego.
– Siadaj – tym razem zwróciła się do Jonatana głosem nie znoszącym sprzeciwu.
Jonatan odsunął siedzenie troszeczkę z dala od niej i usiadł.
– Myślałam, że po takiej akcji Gabriel sam tu przybędzie, ale jak widać i ja się
mylę – zaczęła rozmowę – a szkoda, bo czasu mało.
– Streszczaj się – powiedział Jonatan, próbując przejąć inicjatywę
w rozmowie.
Lilith tak jakby nie usłyszała go w ogóle, mówiła dalej.
– Podczas najbliższego zaćmienia słońca w świątyni Natana będzie przebywać
Uriel. Będą próbować go tam przemienić na upadłego. Wszystko, co mu robili
w świątyni Samuela nie odniosło skutku. Mimo bólu Uriel nie chce wyrzec się Ojca i wiary w ludzi. Samuel wyczytał w starych podaniach, że może w świątyni na
ziemi boskiej uda mu się tego dokonać.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 139
– Dziwne – przerwał jej, – ale Samuel nie może opuścić piekła.
– Naprawdę? – Odpowiedziała tak jak by mówiła do ułomnego – a ja to co?
Jakoś jestem w świątyni, a piekła tutaj nie widzę.
– Ale... – Jonatan nie dokończył, po krótkim zastanowieniu przyznał jej rację.
– Wystarczy, że Gabriel zrozumie. Ty jesteś tylko posłańcem. Kilka dni przed
planowaną przemianą będzie tam kilku pierwszych Samuela, przygotują wszystko
do ceremonii. Będzie z nimi Uriel. Może na kilka godzin przed samym zaćmieniem
pojawi się Samuel. Wątpię, ale nie wykluczam takiej możliwości. Jeżeli Gabriel
nie boi się upadłych to powinien zareagować.
– Będzie musiał zebrać zastępy aniołów, powiadomić Metatrona, Cherubinów
– myślał na głos Jonatan.
– Milcz – krzyknęła Lilith – Gabriel mówił, że jesteś rozsądnym chłopcem,
ale widzę, że na starość i on się myli. Jakie zastępy?! Archaniołowie są w rozsypce.
Michał jest na ziemi od wieków i pilnuje ludzi. Uriel jest u nas. Rafael zaszył się
w jakiejś dziurze i tylko Ojciec wie gdzie on jest. Pozostali nie żyją albo siedzą
w raju. Przystojniaku, klany Archaniołów już nie istnieją. Tworzą je tacy durnie jak
ty, czy Agar. A Cherubini? Im właśnie na tym najbardziej zależy. Na słabej pozycji
Archaniołów. Jak myślisz, kim się zajmą? Urielem czy Samuelem. Ja stawiam, że
Urielem. Samuel był ich pierwszym i to w nich jest jego cząstka. Większość jego
zaufanych to Cherubini. A Metatron kogo tu wyśle? Poczciwych czerwonych mądrali. Jemu też nie pasuje silniejsza pozycja Gabriela. Co prawda nie stanie nigdy
po stronie Samuela, ale jak ma coś zniszczyć to zniszczy wszystkich, bez wyjątku
– przerwała na chwilę i podeszła do okna.
– Czy ty w ogóle słyszałeś, co się działo w czasie wojny niebios? Tylko Serafinowie są w stanie sprostać wszystkiemu, ale oni służą Ojcu, nie ludziom. – Powiedziała stojąc do niego plecami, – czego oni was tam teraz uczą?
Jonatan nie odpowiedział na to pytanie.
– A ty, dlaczego to robisz? – Spytał, – dlaczego zdradzasz swojego ukochanego?
Lilith się odwróciła. Jonatan ujrzał jej płonące źrenice, jej twarz nabrała demonicznego wyglądu; pierwszy raz widział coś takiego. Wiedział, że pierwsi mogą naprawdę wszystko, ale taka zmiana wyglądu była naprawdę niesamowita. To mu się
spodobało. Lilith wróciła i stanęła obok Jonatana. On sam też się podniósł. Nie
wiedział czy wynikało to z dobrych manier czy z obawy przed nią.
– Tylko Archaniołowie na czele z Metatronem stanęli po stronie Ojca. Cherubini czekali i dalej czekają na rozwój sytuacji. Serafini natomiast pojawiają się tyl140
ko przy boku Ojca albo wtedy, gdy jest on w niebezpieczeństwie. Czasami pożegnają martwego. Powiedz mi, widziałeś kiedyś jakiegoś Serafina?
Jonatan znowu miał usta zamknięte. Potężne anioły. Już sam ich wygląd budził lęk.
To one mają zwiastować apokalipsę człowieka. Nie znał, a nawet nie słyszał o sile,
która mogłaby je pokonać. Rzadko można było ich spotkać. On sam widział tych
aniołów może ze dwa razy.
– Archaniołowie tyle razy walczyli z Samuelem. I tylko Michał z nim wygrał.
Ale Ojciec tylko wygnał Samuela, natomiast Michał uciekł do ludzi, nie rozumiejąc jego łaski. Zawsze kiedy Gabriel krzyżował miecz z Samuelem to wtrącał się
Ojciec. Nie pozwalał im się skrzywdzić nawzajem, nie chciał ponownie popełnić
błędu takiego jak z Michałem. A wiesz, dlaczego? Bo wszyscy z pierwszych, to
jego dzieci. Wiesz ilu takich synów i córek stracił bezpowrotnie? Na początku były
nas miliony teraz są tysiące. Samuel tyle razy dostał szansę od niego i nigdy nie
skorzystał. Ale ja mam już dość. Chcę wrócić do Ojca. Chcę jego miłości.
– A ludzie? – Padło kolejne pytanie z ust Jonatana.
Lilith przybliżyła się do Jonatana. Poczuł jej słodki oddech, jej piersi dotykały jego
ciała. Czuł, że zaraz ją pocałuje. Nie miał siły z tym walczyć. Chciał to zrobić. Ich
usta się spotkały. Lilith poczuła język Jonatana w swoich ustach. Nagle przerwała
pocałunek, oblizała końcem języka wargi Jonatana i nie odsuwając swojej twarzy
wyszeptała złowróżbnie:
– Wiszą mi – powiedziawszy to Lilith odepchnęła go – to wy jesteście po to,
by o nich dbać.
Zrozumiała, że mogłaby go teraz zdobyć. Był jej. Nie rozumiała tylko Gabriela.
Opowiadał jej o Jonatanie, o jego sile, głupocie oraz mądrości. Przez opowieści
o Jonatanie i jego mieszańcu chciała go właśnie, jako posłańca. Chciała sprawdzić
jego wierność i siłę miłości, jaką obdarował swoją ukochaną. A teraz wyglądał na
słabego, bezsilnego a przede wszystkim na niezbyt lojalnego. Zastanawiała się, czy
Gabriel nie kłamał, mówiąc o jego miłości do tego mieszańca? Chciała poznać kogoś silnego dzięki darowi, jakim jest uczucie miłości. Kogoś, kto rezygnuje ze
wszystkiego dla zakazanej namiętności. A tu się okazuje, że Jonatan nie myśli już
o swojej Aurelii tylko o ciele Lilith. a może ona go nie docenia? Może to on ją
zwodzi? Tak, wierzyła w miłość. W miłość do Samuela. Dla niego oddała wszystko, a on ją wystawił. Dopiero niedawno zrozumiała, że on kocha tylko jedno.
Ludzkie nieszczęście.
– Kończymy mój drogi – powiedziała – pamiętaj, przekaż wszystko Gabriewww.sagaprzebudzenie.pl
Strona 141
lowi i powiedz mu, że ma dotrzymać słowa.
Jonatan był lekko rozczarowany. Dopiero teraz do niego dotarło, że Lilith mogłaby
z nim zrobić, co chce. Tak bardzo jej przed chwilą pożądał. A teraz? Zostaje
z bólem głowy i kolejną tajemnicą przed Aurelią.
– Przekażę – odpowiedział – przy najbliższym zaćmieniu słońca w świątyni
Natana.
– Dokładnie – usłyszał w odpowiedzi – i pozdrów Agara. Jest silny, wydobrzeje. Już Gabriel się o to postara. Może kiedyś się spotkam z twoim przyjacielem,
muszę w końcu mu się odwdzięczyć za to, co mi zrobił – dodała ze złośliwym
uśmieszkiem na twarzy.
Jonatan chciał powiedzieć jeszcze coś o sytuacji, która miała miejsce przed chwilą,
ale Lilith widząc jego przygnębiającą minę powiedziała za niego.
– Wychodząc na zewnątrz dobrze by było żebyś ochłonął.
Jonatan na początku nie zrozumiał jej aluzji, ale gdy Lilith wyciągnęła swój miecz
z podłogi i ugasiła na nim ogień jednym pociągnięciem dłoni, zrozumiał. Nastał
znowu pół mrok i na zewnątrz usłyszeć można było głosy odrzuconych. Wiedział,
że musi z nimi stoczyć walkę, wyciągnął swoje dwa małe miecze.
– Mnie też zależy na tym, aby żaden z nich nie przeżył – powiedziała, gdy
Jonatan schodził już na dół.
Jonatan nie zastanawiał się ilu ich jest i co potrafią. Wiedział, że musi wrócić do
Gabriela i do Aurelii. Wyskoczył na zewnątrz sanktuarium. Wbiegł na środek placu, który był dobrze oświetlony przez księżyc. Stał z dwoma mieczami opuszczonymi do kolan. Czekał. Głosy stawały się coraz wyraźniejsze. Wiedział, że nie powinien mieć z nimi problemu. Nie byli dobrze uzbrojeni. Ich siłę stanowiła zawsze
ilość. Po chwili zauważył pierwszy sztylet, za chwilę krótki miecz. Zrobił unik.
Ciął tak jak go uczyli w szkole. Najpierw przez brzuch, później przez kark. Kolejnego wykorzystał, jako podporę, po której się przekręcił i dźgnął kolejnego. Jednemu odciął głowę, innych przebijał na wylot. Wszystko wyglądało tak jakby walczył z manekinami. Od czasu do czasu rzucano mu nową partię. Jonatan musiał się
skupić żeby nie dać się okrążyć, gdyż wtedy łatwo mogliby go powalić i pokonać.
Stał na środku placu i zapamiętale eliminował przeciwników jednego po drugim.
Po chwili ucichły wszystkie jęki. Czuł się spełniony. Pierwszy raz walczył z taką
grupą i dobrze mu poszło. Nie odniósł nawet żadnego zadrapania. Po chwili ciała
zaczęły znikać z placu. Wiedział, że odrodzą się na nowo w podziemiach Straterów. Cieszył go tylko fakt, że nie będą pamiętać nic od momentu śmierci na ziemi.
Taki prezent od Boga, żeby nie mogli przyzwyczaić się do cierpienia i bólu. I tak
142
w kółko, aż ktoś się nad nimi zlituje i zniszczy ich bronią przeznaczoną dla anioła.
AGAR
Dochodziło późne popołudnie. Aurelia brała kąpiel. Była trochę zła na siebie,
że poszła na targ. Z jednej strony zdobyła co chciała, z drugiej nie zastał jej Jonatan, a może miał dla niej jakieś ważne wiadomości. W błogim rozluźnieniu oddawała się rozmyślaniom. Nie myślała teraz o Jonatanie, jej myśli były skierowane
ku Agarowi. Gdy wróciła do karczmy, dowiedziała się o nim od Patrycjusza. Biedny leżał nieprzytomny w swoim pokoju. Odwiedziła go na chwilę, ale nie była
w stanie go nawet dotknąć. Jego widok ją przerażał. Jakim trzeba być bezdusznym
żeby zrobić mu coś takiego. Nawet śmierć byłaby dla niego lepsza. A tak, jeżeli
wydobrzeje, będzie musiał żyć z tym znakiem wypalonym na policzku. Znakiem
Samuela. Hańbą dla anioła takiego jak on. Martwiła się o niego. Wiedziała jak będzie się czuł, ona to przeżywała tyle razy. Każde spojrzenie, każdy śmiech będzie
traktował jak obelgę, będzie go ranił. Hańba, u niej to fala, u niego odwrócony pentagram. Dlaczego go to spotkało? Tyle dobrego dla niej zrobił. Był wyniosły, to
fakt, ale nigdy jej nie obraził. Wie, że wyrażał się o niej jak o mieszańcu, ale robił
to tylko przy Jonatanie, zawsze chciał wyprowadzić go z równowagi. Od początku
lubił się z nim drażnić, ale oddałby dla niego wszystko. Tylko jej to wyznał, innym
się wstydził, uważał to za oznakę słabości. Lubiła go. Choć wszyscy uważali go za
mięśniaka, za anioła, którego głównym celem jest wspinanie się w hierarchii ona
wiedziała, że się mylili. On potrafi kochać i dbać o najbliższych. W końcu to on
stanął też w jej obronie. To on poturbował Cherubina, który ją więził. Zawsze gdy
ją odwiedzał miał dla niej prezent. Nigdy nie poczuła się w jego towarzystwie jak
ktoś gorszy, co ważne, zawsze traktował ją jak prawdziwego anioła.
Na początku myślała, że się w niej podkochiwał, chciał ją zdobyć, ale nie.
Kiedyś jej wyznał, że jest dla niego młodszą siostrą, że pomoże im i nieważne, jaką
będzie musiał zapłacić za to cenę. Tyle razy to widziała. Nawet zagroził Gabrielowi, że jeżeli Jonatan odejdzie, on zrobi to samo. Dopiero jakaś obietnica Gabriela
przekonała Agara o pozostaniu w klanie. Wiedział, że słowo Archanioła jest święte.
Prosił ją tylko żeby Jonatan się o tym nie dowiedział. Nie chciał okazywać braterskiej słabości. A teraz leży sam, nie wiadomo czy z tego wyjdzie. Niedługo ma go
odwiedzić jeden z zaufanych Gabriela i może on coś pomoże. Było jej smutno. Bywww.sagaprzebudzenie.pl
Strona 143
ła tak bezradna. Chciało jej się krzyczeć ze złości i własnej bezsilności. Nie wiedziała czy to woda ją tak zmroziła, czy to uczucia, które nią targają.
Wyszła z wanny. Stanęła przed lustrem wycierając swoje ciało. Dotykała piersi, które tak lubił pieścić Jonatan. Brakowało jej teraz jego obecności. Powinien
czuwać przy swoim bracie. Nie wiedziała, co może być teraz od tego ważniejsze.
Wróciła myślą do ostatniego spotkania z Jonatanem. Kiedy ją całował, kochał.
Wtedy potrafiła się śmiać, teraz już nie mogła. Kiedy pierwszy raz doszło do ich
zbliżenia czuła przerażenie, przed oczami widziała Gardiasza. Odtrącała go wtedy.
On nie rozumiał jej zachowania, myślał, że to jego wina, że robi coś nie tak. Ale
nie mogła mu tego powiedzieć, bała się. Bo jak by ją potraktował? Co by o niej
pomyślał? Jednakże im więcej czułości doznawała z jego strony, tym szybciej zapominała o Gardiaszu; aż w końcu po wielu spotkaniach pozwoliła mu się spełnić.
Pozwoliła mu na wszystko. Za każdym razem było cudownie. Ona też czuła się
wtedy spełniona, zupełnie tak jakby była gdzie indziej, z dala od tego wszystkiego.
Teraz dzięki Bealowi wróciły wspomnienia. Wiedziała, że będzie kiedyś musiała
powiedzieć o tym Jonatanowi, ale się bała. Będzie dokładnie tak jak powiedział
Beal, albo nie będą wtedy razem, albo jej ukochany zabije Gardiasza. W obu przypadkach nie będzie już widzieć Jonatana. Żeby go nie krzywdzić umocniła się
w swoim wcześniejszym postanowieniu. Będzie musiała sprowokować Cherubina,
aby to on wyjawił bolesną dla niej prawdę, będzie musiała rozstać się z tym, co
miała tutaj. Musiała odejść na wieki.
Usłyszała pukanie do drzwi. To był Klemens, który po chwili wszedł do jej
pokoju. Była już częściowo ubrana, ale to i tak niezdrowo podnieciło Klemensa.
Zaczął się zachowywać nerwowo, odwracał od niej wzrok.
– Klemensie – powiedziała – czyżbym cię onieśmielała?
– Naprawdę Bóg dał wam piękno, a nam słabą wolę – odpowiedział, – ale wolę zachować wstrzemięźliwość do czasu pojawienia się mojej żony. Więc proszę
ubierz się.
– Przecież jestem ubrana.
– Bardziej, bielizna jednak nie jest ubiorem, w którym bym chciał cię widzieć,
a tym bardziej nie chciałbym, aby Jonatan o tym wiedział. Proszę – dokończył.
Aurelia narzuciła na siebie jedną z sukien. Co prawda nie zakrywała ona o wiele
więcej, bo była dość przezroczysta, ale Klemens wyglądał już na bardziej zadowolonego.
– Gdzie Tobiasz? – Spytała.
– Śpi, zmęczył się chłopak – odpowiedział.
144
– W porze kolacji pojawią się kupcy z targu. Wymień im ziarno na dwie bele
jedwabiu i zapakujcie na wóz – Aurelia wydała polecenia Klemensowi – tylko
sprawdźcie czy nie są uszkodzone.
– A ty? – Spytał Klemens – czy znowu się gdzieś wybierasz?
– Nie opuszczę karczmy – powiedziała – masz moje słowo, cokolwiek ono
znaczy. Będę przy Agarze. Dobrze by było jakby ktoś przy nim posiedział.
– Patrycjusz jest u niego – Klemens przerwał na chwilę – i był u niego wysłannik Gabriela, ale chyba za bardzo mu nie pomógł. Patrycjusz nawet nie zszedł
na dół, a zbiera już się trochę klientów.
– To obudź Tobiasza i zajmijcie się karczmą – poprosiła go.
– No ja właśnie trochę na dole pobyłem, ale jest ich coraz więcej i nie ogarniam wszystkiego. Na razie delektują się moim winem, więc przyszedłem się pytać, co robimy?
– Obudź Tobiasza. Ja zajmę się Agarem i zaraz przyślę wam Patrycjusza –
powiedziała – nie będzie mi potrzebny. Ja tam będę czuwać.
– A, i przynieś mi dzban wina, twojego. – Dokończyła.
Klemens wyszedł z pokoju. Aurelia założyła sandały i zeszła do pokoju Agara.
Przywitał ją uśmiech Patrycjusza. Podeszła do niego i położyła rękę na jego ramieniu.
– Zejdź na dół – powiedziała ściszonym głosem – ktoś musi zająć się karczmą. Ja tutaj zostanę i będę czuwać.
Rab pocałował Agara w rękę i zaczął wychodzić.
– Przynieś, jak możesz, miskę z wodą – powiedziała Aurelia – obmyję go trochę.
Po chwili Patrycjusz wrócił z miską ciepłej wody i kompletem ręczników, by ponownie zostawić ją samą. Aurelia usiadła na łóżku. Namoczyła ręcznik i zaczęła
obmywać twarz Agara, która wglądała na bardzo spokojną. Była lekko zarośnięta.
Zaczesała na mokro jego blond włosy do tyłu. Wyglądał jak młodzieniec, który
właśnie zasnął. Tylko to znamię na policzku pod okiem wyglądało ohydnie. Bała
się o niego, o to, że nie przeżyje a nawet jak mu się uda przeżyć, to zostanie okaleczony do końca. Aniołowie z tym piętnem najczęściej są wyśmiewani przez innych, a kobiety widzą w nich wszystko co najbardziej tchórzliwe. Wiedziała, że
mimo tego, iż jest on przystojnym aniołem nie będzie miał teraz zbyt wielu okazji
by uszczęśliwić kobietę.
Aurelia usłyszała dzwon powtarzający się cyklicznie, wyznaczał on pogrzeb pozowww.sagaprzebudzenie.pl
Strona 145
stałej trójki na jutrzejszy ranek. Dzwon dobiegał z najwyższej z wież w Betel,
a jego dźwięk można było usłyszeć w całej Meadrze. Ktoś kiedyś mówił, że ten
dźwięk słyszalny jest w piekle i oznacza on ucztę dla Samuela. Pewnie będą tłumy
– pomyślała. Nigdy nie uczestniczyła w takim wydarzeniu. Ostatni taki pogrzeb
odbył się jeszcze przed jej narodzinami na tym świecie. Miała tylko nadzieję, że
będą ułożone tylko trzy stosy.
Rozpięła mu u góry tunikę, zaczęła obmywać jego tors. Już wcześniej zwróciła uwagę, że jest lepiej zbudowanego od Jonatana, dotykając jego piersi czuła się
tak jakby to ona robiła mu krzywdę. Po chwili odłożyła miskę na podłogę i usiadła
na krześle. Wzięła go za rękę i zaczęła nucić jedną z jej ulubionych pieśni. Pieśń,
którą sama kiedyś ułożyła na cześć jej anioła – Jonatana, ale wydawało jej się, że
Agarowi też by się spodobała. Słowa był przepełnione goryczą i smutkiem, ale dawały nadzieję. Tylko takie była w stanie wymyśleć. Zaśpiewała ją kilkakrotnie.
Gdy skończyła otworzyła oczy. Zauważyła wzrok Agara wpatrzony w sufit. Ocknął
się – pomyślała. Ścisnęła jego dłoń mocniej, Agar odwzajemnił ten uścisk. Po jej
twarzy popłynęły łzy.
– Jonatan – usłyszała.
Nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Chciała krzyczeć z radości.
– Jonatan – powtórzył Agar – muszę z nim porozmawiać.
Mówiąc to Agar skrzywił się z bólu. Musiał mieć poważne obrażenia. Proste słowa
sprawiały mu ból. Nie miał siły przekręcić nawet głowy w stronę Aurelii, ale wiedziała, że ją poznał. Po uścisku, tylko ją trzymał tak za rękę.
POWRÓT Z BETEL
Mijałyśmy razem kolejne świątynie, byłyśmy już blisko karczmy „Pod Kogutem”. Rozpoznawałam już niektóre kamienice. Po drodze wyjaśniłyśmy sobie
zniknięcie Kariny. Pochwaliłam się tatuażem na dłoni, po czym opowiedziałam jej
wszystko, co spotkało mnie w świątyni. No może nie wszystko, mój sekret zachowałam dla siebie. Postanowiłam, że jak będzie odpowiednia pora to jej powiem, jej
jako pierwszej. Na razie wolałam milczeć na ten temat. Rozmawiałyśmy na temat
Biblii i tego, co z niej wyczytałam. Karina uświadomiła mi, że to dopiero początek
mojego poznawania i im więcej jej przeczytam, tym więcej zrozumiem. Pytałam
też o tego muzułmanina, bo on najbardziej zapadł mi w pamięci, ale powiedziała
mi tylko, żebym uważnie czytała Biblię, to sama to zrozumiem.
146
Doszłyśmy właśnie do „Koguta”. Nie chciałam na razie nawiązywać do zajścia przed Betel, a to z tego powodu, że nie chciałam sobie popsuć humoru. Byłam
taka szczęśliwa. Moje myśli co jakiś czas krążyły wokół Jonatana. Myślałam, że
będzie ze mną w świątyni, ale jakoś tego nie żałowałam. Karina w pełni go zastąpiła. Dodała otuchy.
– To co? Trzeba to uczcić! – Zaproponowała Karina.
– Nie widzę przeciwwskazań – odpowiedziałam roześmiana.
Weszłyśmy do środka, panował tam półmrok i było o wiele mniej osób niż wcześniej. Ale mnie to nie przeszkadzało.
Usiadłyśmy przy stole, a Karina zamówiła dzban wina.
– Ciekawe gdzie jest reszta? – Spytałam.
– Nie zawracajmy sobie na razie nimi głowy – po jej słowach stuknęłyśmy się
kubkami.
– Ale Jonatan... – powiedziałam i przerwałam w pół zdania.
– Pojawi się, nie martw się. Cały wieczór przed nami i jutrzejszy dzień.
A później wracamy do osady. Tam coś wymyślimy – słowa Kariny brzmiały jak
zachęta do jakiejś większej imprezy.
– Mamy teraz wieczność – dodała i odłożyła pusty kubek.
– To co się im nie spodobało? – Usłyszałam po chwili.
– Nie potrafiłam wybaczyć – odpowiedziałam krótko.
– No, co ty. Zakonnica? – Mówiąc to Karina zaczęła się śmiać.
– Dawne sprawy – dokończyłam nie chcąc rozwijać tego wątku.
– Mam nadzieję, że poluzujesz tutaj swoje zakonne hamulce?
– Co masz na myśli? – Spytałam.
Nie odpowiedziała. Pokazała mi tylko ruchem głową mężczyznę, wychodzącego
właśnie z lokalu. Zrozumiałam jej intencje, ale zostawiłam je bez odpowiedzi.
– Nie bałaś się tam w Betel? – Spytałam po chwili.
– Czego? – Przymrużyła oczy.
– Tych Cherubinów. Do tej pory gdy o nich pomyślę, ciarki mnie przechodzą.
Dlaczego się ciebie czepiali? – Mimo dobrego humoru, nie potrafiłam przemilczeć
zajścia przed świątynią.
– Bo to są niedobre chłopaki. Pewnie wykastrowani i nie mogą inaczej
z kobietą rozmawiać – odpowiedziała ze spokojem w głosie – już ci mówiłam, że
oni tylko tak wyglądają, ale nie mogą nam nic zrobić. Jesteśmy dla nich zabronieni.
Widziałaś, że nawet mnie nie dotknął.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 147
– Ale jego ręka prawie cię … – nie dokończyłam.
– Co jego ręka? – Karina oburzyła się mym stwierdzeniem – bierzesz wszystko zbytnio do siebie, musisz wyluzować jeśli chcesz się tu dobrze czuć. Nawet
mnie nie dotknął. Jeżeli tylko dzieje się krzywda rabowi wyrządzana przez Cherubina, to zaraz pojawia się anioł w czerwieni. Przeżyłam to już kilka razy. Są takim
strachem na wróble, straszni, ale nic nie mogą zrobić. Kiedyś też się ich bałam, ale
Klemens opowiedział mi historię o tym jak Bóg ich ukarał za Samuela.
Z nowonarodzonych mogą posiadać tylko mieszańców albo zagubionych. Żaden
rab nie może im służyć.
– Mieszańców, zagubionych. A kim oni są? – Spytałam.
– Nie wiem, musisz spytać Klemensa. On lubi czytać takie historie. Poza tym
moja droga, przeszłaś sąd, jest tak jak chciałaś. Musisz nam psuć nastrój?
Nie odpowiedziałam jej na to pytanie, stuknęłyśmy się tylko kubkami. Miała rację,
skoro jest po wszystkim powinnyśmy się cieszyć. Powinno być tak jak wczoraj,
tylko teraz bez żadnych kazań i przemówień. Zwykła zabawa i śmiech. Tego mi
teraz brakowało. Czułam jak cały ten stres i strach ze mnie spływa. Postanowiłam,
że dopiero po powrocie do osady zajmę się tutejszymi sprawami, poczytam księgi
jeśli mi pozwolą. Tęskniłam tylko za Jonatanem, ale przeczuwałam, że go jeszcze
dzisiaj zobaczę. Może będzie z nami wieczorem.
– Chodźmy – powiedziała Karina – obejrzymy targ, może spotkamy tam kogoś znajomego, a może… – nie dokończyła tylko się uśmiechnęła.
Wyszłyśmy na zewnątrz. Czułam, że słońce zbliża się ku zachodowi, bo nie było
już tak ciepło. Mimo tego, że spędziłam w świątyni przeszło kilkanaście godzin, to
nie czułam zmęczenia. Poszłyśmy w przeciwnym kierunku niż wcześniej. Kluczyłyśmy między kamienicami miasta Jahwe. Wszystkie były bardzo piękne i miałam
trudności z określeniem, która jest najpiękniejsza. Każda miała swój niepowtarzalny urok. Tutaj już nie spotkałam żadnego prekura, mijałam tylko aniołów oraz ich
rabów. Karina co do drugiego szczerzyła zęby w uśmiechu, niektórzy się jej odwzajemniali, ale jakoś żadne z nich nie zdobyło się na nic więcej. Po chwili domyśliłam się, że dochodzimy do targu. Gwar stawał się coraz bardziej słyszalny.
– Zarzućmy kaptury – poprosiła Karina – będziemy się czuć jak niewidzialne.
Dość przyjemne uczucie w takim miejscu.
Zrobiłam to, o co mnie poprosiła. Po chwili byłyśmy na targu. Pierwszy raz zobaczyłam taki tłum. Było tutaj podobnie jak na ziemskim targowisku, na którym
wszystko było oferowane za pół ceny. Rzędami koło siebie stały drewniane budki
lub rozstawione stoiska, gdzie kupcy wykładali swój towar. Cały targ podzielony
148
był na różne strefy, w zależności od rodzaju oferowanego towaru. W jednej części
można było nabyć materiały, gotowe ubrania, ozdoby, w innych artykuły spożywcze, nasiona, artykuły przemysłowe. Każdy mógł towar wypróbować, dotknąć,
przymierzyć. Po wąskich uliczkach przechadzali się dodatkowo kupcy, którzy mieli przy sobie próbki swych towarów i reklamowali je napotkanym przechodniom.
Mijałyśmy powoli kolejne stragany, przy niektórych Karina się zatrzymywała
i rozmawiała z kupcami, ale mnie to nie interesowało. Co prawda oglądałam z nią
różne rzeczy, ale myślami byłam przy Jonatanie oraz Aurelii. Zastanawiałam się
jak to rozegrać. Najprostszym sposobem było poróżnienie ich, ale czy dam radę?
Zatrzymałyśmy się przy dość grubym aniele.
– Witam! – Powiedział w naszą stronę – czy czegoś konkretnego potrzebujecie?
– No, przydałoby się – odpowiedziała Karina – przyjaciółka właśnie zostaje
na dłużej i chciałabym ją zapoznać z naszymi zwyczajami.
– Przyjaciółka jeszcze z czasów młodości? – Spytał mierząc mnie wzrokiem.
– Dobra przyjaciółka – odpowiedziała krótko Karina.
– W takim razie nie znajdziecie nic lepszego od wieczornego przyjęcia – po
tych słowach podał jakiś znaczek Karinie – zaczyna się po kolacji – dodał
z uśmiechem i odszedł od nas.
– Co to jest? – Spytałam Kariny wskazując na znaczek, który dostała.
– Zaproszenie – odpowiedziała z uśmiechem. – Zaproszenie na bal – dodała
i chwyciła mnie za rękę.
Biegiem opuściłyśmy plac. Zatrzymałyśmy się dopiero, gdy Karina poczuła się
zmęczona.
– Jaki to jest bal – spytałam – że musimy uciekać?
– Nie uciekamy – odpowiedziała oparta o ścianę budynku – tylko pierwszy raz
mogę się tam dostać.
– Gdzie?
– Na bal, moja droga – mówiła – będą wszyscy, którzy kochają zabawę. Rozumiesz? Zabawa bez żadnych ograniczeń. Wszystko za darmo. Pewna namiastka
ziemskiego życia. Od kiedy Klemens mi o tym opowiedział marzyłam by tam iść.
Widać przynosisz mi szczęście.
Po tych słowach pocałowała mnie w policzek.
– Ale ja nie wiem czy chcę tam iść – powiedziałam lekko zaniepokojona.
– Musisz – odpowiedziała stanowczo Karina – zrób to dla mnie. Zabawimy się
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 149
i przypomnimy sobie ziemskie życie. Oczywiście nie twoje. Ale będziemy mogły
skorzystać z uroków mojego doświadczenia.
Nie wiedziałam, co o tym sądzić. Coś mi tu nie grało. Karina coraz bardziej stawała się wyuzdana, chętna do wszystkiego, co na ziemi nazywało się grzechem. Ale
czy tutaj tak można? Przypomniałam sobie słowa Amadeusza, który mówił
„wszystko inne, czego dokonałaś będąc już tutaj się nie liczy i nie może być brane
pod ocenę”. Może rzeczywiście to, co było grzechem na ziemi tutaj stawało się bez
znaczenia.
– To co, pójdziesz ze mną? – Spytała się.
– Zastanowię się – odrzekłam – najpierw chciałabym spotkać Jonatana
i pochwalić się mu moim wyborem.
– To chodź, poszukamy go – Karina ruszyła w inną stronę – pójdziemy najpierw do Klemensa, on na pewno wie, co w trawie piszczy i powie nam gdzie
znajdziemy innych.
Wiedziałam, że idąc do Klemensa, spotkam Aurelię. Nie miałam ochoty na jej towarzystwo, ale pomyślałam o jej minie gdy zobaczy mój tatuaż. Od razu poczułam
się lepiej. Po pewnym czasie weszłyśmy do karczmy AD. Była dość daleko od naszej i trochę to trwało nim tam doszłyśmy. Za barem stał nie kto inny jak tak poszukiwana przez nas osoba. Klemens widząc nas uśmiechnął się od ucha do ucha.
– No widzę, że przyszła pomoc. – Uściskał nas serdecznie – a u ciebie jak
tam? – Pytanie było skierowane w moją stronę.
Nie odpowiedziałam, pokazałam Klemensowi tylko tatuaż na dłoni, dokładnie taki
sam jak jego.
– No widzę, że wybrałaś tak jak mówiłaś – powiedział – to teraz moja droga
muszę nauczyć cię patroszyć ryby, zabijać kury oraz patroszyć getina.
Zrobiłam wielkie oczy na te słowa. Nigdy nie robiłam tego na ziemi. To dlaczego
miałabym robić to tutaj?
– Przestań Klemensie straszyć naszą przyjaciółkę – powiedziała ze śmiechem
Karina.
Dopiero teraz zrozumiałam, że Klemens się ze mnie naśmiewał.
– No, ale przyznasz, że warto było – mówił dalej – chociażby dla samej jej
miny. Witaj rabie wśród swoich – mówiąc to pocałował mnie w policzek.
– Szukamy Jonatana – powiedziałam – byłyśmy w karczmie, na targu, ale nie
zastałyśmy go nigdzie, więc myślałyśmy…
– Myślałyście, że jest tutaj – dokończył za mnie.
– Nie – powiedziała Karina.– Myślimy, że ty wiesz gdzie go zastać.
150
– Tu go nie ma – odpowiedział i widać było, że się z nami droczy.
– A gdzie jest? – Spytałam – chciałabym go poinformować o mojej decyzji.
Właściwie to się go nie pytałam o pozwolenie, ale… – znowu nie dokończyłam
przez Klemensa.
– Nie musisz mieć jego pozwolenia, a poza tym myślę, że się ucieszy, że zostaniesz z nami. Sądzę też, moje drogie, że dzisiejszego wieczoru będę musiał wam
go zastąpić, ale pamiętając wczorajszy wieczór, nie będzie tak źle.
– Jak to go zastąpić? – Posmutniałam.
– A to dlatego moje drogie, że musiał wyjechać poza miasto – Klemens objął
nas obie i zaczął prowadzić w kierunku baru – i coś czuję, że spotkamy go dopiero
po powrocie do osady.
– Ale dlaczego – spytałam ponownie – czy coś się stało?
– Nic, co mogłoby zaprzątać wasze piękne główki. No, może za wyjątkiem
tego, że na mnie nakrzyczał.
– Nakrzyczał? – Teraz Karina podśmiewała się z Klemensa – bidulek. A za
co?
– A o tym moje drogie dowiecie się wieczorem, przy kolacji.
Całą sytuacja wyglądała tak, jakbym z naszej trójki tylko ja przejęła się nieobecnością Jonatana. Im najwyraźniej jego brak nie przeszkadzał w niczym.
– Kochane panie – powiedział Klemens gdy doszłyśmy do baru – teraz mogłybyście trochę pomóc. Coraz więcej osób się tu zjawia i nie dajemy z Tobiaszem
rady.
– A czy my damy radę? – Spytała Karina.
– Nieważne – odpowiedział wymijająco Klemens – ważne, że trzeba pomóc.
W zamian oferuję swoje usługi przy wieczornej kolacji.
– Co do kolacji – powiedziała Karina – to…
Tutaj przerwała i pokazała mu znaczek, który dostała od grubego anioła. Klemens
pokiwał ze zrozumieniem głową.
– Nieważne gdzie jemy kolację – powiedział – ważne, w jakim towarzystwie.
Zrozumiałam to tak, że Klemens z miłą chęcią uda się razem nami na ten bal. Popatrzyłam na Karinę, która dała mi znak, abyśmy przez chwilę pomogły Klemensowi.
– To co mamy robić? – Spytałam się Klemensa.
– No cóż – odpowiedział zadowolony – proponuję trochę poczyścić te stoły,
a później moje drogie zabawcie się w kelnerki. Ja jestem za barem, a Tobiasz
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 151
w kuchni. Wy rządzicie na sali. Tylko proszę was nie przymilajcie się za bardzo do
tych przystojniaków – dodał po chwili.
Zaczęłam wycierać okruchy z najbliższego stolika. Widziała, że Karina podeszła
od razu do grupki aniołów siedzących pod oknem. Nalała im wino by w nagrodę
dostać klapsa w tyłek. Myślałam, że się mu odwinie, ale ona przyjęła to
z uśmiechem, po chwili siedziała mu na kolanach. O nie, ja wolę ścierać stoły –
pomyślałam. Tak naprawdę nie przeraził mnie ten widok, chociaż będąc zakonnicą
takie zachowanie powinnam nazwać wulgarnym, ale tutaj coraz mniej mnie
wszystko dziwiło. A Karinie, no cóż, naprawdę brakowało mężczyzny.
PRZEBUDZENIE AGARA
Aurelia siedziała cały czas w pokoju Agara. Nie interesowało ją co się dzieje
na dole. Miała nadzieję, że Klemens dopilnował wymiany, tak bardzo chciała tego
jedwabiu. Czasami jej myśli wędrowały do Jonatana. Zastanawiała się nawet nad
tym żeby wysłać mu ptaka, ale sama nie wiedziała dokładnie gdzie. Co jakiś czas
podawała Agarowi specyfik, który zostawił tutaj adiunkt Gabriela. Im więcej go
dawała tym anioł był silniejszy. Ruszał już głową, wypowiadał pojedyncze słowa,
które jednak nie były dla niej zrozumiałe. Opowiadała mu historie z ich spotkań,
próbowała rozbawić. Teraz on spał. Nie życzyła nikomu tego, co spotkało Agara.
No, może poza Gardiaszem, temu życzyła zawsze jak najgorzej. Marzyła kiedyś,
że nastąpi taka chwila, że to ona będzie oprawcą tego zwyrodnialca, zedrze z niego
całą skórę i wystawi na placu przed Betel, na przestrogę dla innych, takich jak on,
by mieli się na baczności. Ale wiedziała, że marzenia spełniają się tylko na ziemi.
Tutaj jedynym prawem jest prawo Ojca. Nie można cofnąć tego, co zostało powiedziane. Kiedyś chciała się dostać na tutejsze spotkanie z Ojcem, ale nawet nie dopchała się do Betel. Cały plac był brązowy. W pierwszych rzędach sami Cherubini.
Ona widziała tylko jasną poświatę towarzyszącą mu w wejściu do świątyni
i otaczających go Serafinów. Przybył do miasta by wysłuchać, o co modlą się jego
dzieci na ziemi. Nie mogła zrozumieć jak można być ślepym na takie zło jakie tutaj
wyrządzają Cherubini, nie pojmowała dlaczego człowiek jest wyżej stawiany od
takiej jak ona. Czasami wydawało jej się, że rozumie Samuela, tak nienawidziła
ludzi, ale później doszła do wniosku, że jednak jest inna od niego. On nienawidzi
ludzi i kocha nieszczęście, ona natomiast im zazdrości, dokładnie tak samo jak
Klemensowi i innym rabom. Zazdrości im wyboru, którego oni mogą dokonać.
152
Podeszła do okna, zobaczyła, że kończy się dzień, coraz ciemniejsze światło
padało przed karczmę. Niedługo pora kolacji a nie ma Jonatana, tak chciałaby żeby
ją teraz przytulił, pocałował. Cały czas biła się ze swoimi przemyśleniami na temat
śmierci. Kiedyś myślała żeby zdobyć się na odwagę i zginąć z ręki Cherubina. Poczuła chłód, tak jakby ktoś otworzył właśnie okno. Zarzuciła pelerynkę na siebie
jednak chłód nie minął. Odwróciła się by usiąść, ale aż podskoczyła. Przed nią stał
Agar, ubrany tylko w lekką tunikę. Przestraszyła się. Patrzyli sobie w oczy, ale nic
w nich nie mogła wyczytać, zupełnie tak jakby były martwe. Objęła go kładąc mu
głowę na ramieniu. Słychać było jej szloch. On natomiast stał wyprostowany
w milczeniu. Po chwili usłyszała:
– Gdzie jest Jonatan?
– Wyjechał – powiedziała i odsunęła się od niego. – Tak się cieszę – dodała.
– Muszę się z nim spotkać i to jak najprędzej – powiedział trzymając jej dłoń.
– Wątpię czy wróci na noc – odpowiedziała ukrywając wzrok.
– Nie mogę tyle czekać. Jak tutaj się znalazłem? – Spytał.
– Przywieźli cię Cherubini, wczoraj. Wszyscy myśleli, że nie przeżyjesz –
odpowiedziała.
Agar się tylko uśmiechnął.
– Nie mieli zamiaru mnie zabijać – odpowiedział i podszedł do okna.
Jego twarz zrobiła się purpurowa ze złości, oczy aż zaiskrzyły. Zobaczył swoją
twarz i to, co mu zrobiono. Odwrócił się z powrotem do płaczącej Aurelii.
– Widziałem jak mi to robili, czułem to wszystko – powiedział, bojąc się spojrzeć prosto w jej oczy – widziałem jak mordują mi braci. W imię czego?
– Ale kto? – Szepnęła błagalnym głosem bojąc się tego, co zaraz zrobi Agar.
Nie odpowiedział, usiadł na łóżku. Aurelia usiadła obok na krześle dalej pociągając
nosem. Widząc to Agar się uśmiechnął. Chociaż przez chwilę był takim, jakiego go
lubiła.
– Czy ktoś tutaj mnie odwiedzał? – Spytał.
– Tak, twój Patrycjusz siedział przez chwilę.
– Żadna z niewiast mnie nie odwiedziła?
Aurelia poczuła jak wraca stary Agar. Ale wiedziała, że było to tylko chwilowe.
Musiał jakoś odreagować. Bała się tylko, że zrobi to rozwalając wszystko co stanie
mu na drodze, ale na razie był spokojny, za spokojny.
– Wiesz, że nie wpuściłabym tutaj żadnej – odpowiedziała mu – one są dobre
tylko do jednego. A ty na razie nie jesteś w stanie nic zdziałać. Poza tym ja tutaj
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 153
jestem.
– Nie musisz się o mnie martwić – poklepał ją po dłoni – czy ktoś jeszcze tu
był?
– Był jeszcze adiunkt Gabriela, to on przyniósł ten napar – pokazała mu go
palcem – szybko postawił cię na nogi.
Agar wziął butelkę i powąchał jej zawartość. Po chwili wylał trochę na swoją dłoń.
Jego rękę oblał gęsty czerwony płyn, który od razu odparował znikając
w powietrzu.
– Krew Archanioła – powiedział ściszonym głosem, – czyli jeszcze jestem
godzien Gabriela.
Aurelia zdziwiła się. Cały czas sądziła, że Archaniołowie nie posiadają krwi, że
tylko anioły niższych hierarchii zachowują część ziemskiego osocza.
– Gdzie moje rzeczy? – Spytał odkładając butelkę.
– Na dole, Patrycjusz się nimi zajął. To on w ogóle cię przebrał – mówiła Aurelia.
– No właśnie do tego przydałaby się niewiasta, a nie spocony rab – odparł żartem – jeszcze wiele muszę go nauczyć. Ale lepszego nie znajdę nigdzie indziej.
– A po co ci twoje rzeczy? – Spytała Aurelia – chyba nie masz zamiaru gdzieś
wychodzić w takim stanie?
– Ano mam, moja droga. Muszę porozmawiać z Gabrielem – powiedział
i wstał.
Ale w tym samym momencie otworzyły się drzwi i do środka wpadł jego rab.
– Co się dzieje? – Spytał Agar.
– O, nie wierzyłem, kiedy ten starzec mówił mi, że wyzdrowiałeś i w ogóle, że
mam go tu przyprowadzić – Patrycjusz nie wiedział jak ma zareagować na to, co
widzi, więc machał rękoma na wszystkie strony.
– Jaki starzec? – Spytał Agar ponownie, ale nie usłyszał już odpowiedzi.
Do pokoju w tym samym momencie wszedł starszy mężczyzna odziany w szarą
pelerynę, z zarzuconym kapturem na głowę. Widać był tylko częściowo rysy jego
twarzy i kosmyki białych włosów. Nie odezwał się ani słowem, tylko stanął
w wejściu. Popatrzył na wszystkich i podszedł do okna, stał teraz tyłem do nich.
Wszyscy na niego patrzyli w milczeniu. Nikt go nie znał oprócz Agara. Wiedział,
kto go odwiedził. Nieznajomy odrzucił kaptur i się odwrócił.
– Gabrielu – można było usłyszeć z ust Agara – przepraszam.
Agar schylił głowę, wbijając wzrok w podłogę. Aurelia oniemiała, bo spotkanie
Archanioła było rzadkością, natomiast Patrycjusz wybiegł z przerażeniem
154
z pokoju. Agar wiedział, że zawiódł, że jest dokładnie tak jak mówił Jonatan. Był
na siebie wściekły, że nie usłuchał przyjaciela.
– Witaj przyjacielu – powiedział Gabriel – jak się czujesz?
Nie padła odpowiedź na to pytanie.
– Czy mogę cię prosić, abyś zostawiła nas samych? – Mówiąc to wbijał wzrok
w Aurelię, przyglądał się jej tatuażowi.
Tak naprawdę pierwszy raz od dawien dawna widział mieszańca. A więc to w niej
kocha się Jonatan. Ciekawe czy wie, że kazałem sprowadzić tutaj jej rywalkę – zastanawiał się Gabriel. Aurelia pospiesznie wyszła z pokoju, blada jak ściana. Wiedziała, że Gabriel nie musiał prosić. Po chwili drzwi się zamknęły. W pokoju zostali tylko Gabriel i Agar. Schodząc na dół Aurelia miała tylko wyrzuty sumienia, że
zostawiła przyjaciela samego tam na górze. Widać było, że Agar się bał. Pierwszy
raz dostrzegła u niego strach.
POWRÓT JONATANA
Jonatan wracał już do Jahwe. Jak się pospieszy, to będzie nad ranem. Wjedzie
do miasta w momencie wschodu słońca. Zastanawiał się nad Lilith, tak łatwo dał
się jej uwieść. To prawda, była piękna, ale i niebezpieczna. Może to go w niej pociągało. Musiał dotrzeć do Gabriela. Najbliższe zaćmienie słońca będzie za miesiąc. Do Jerycho zdążają wtedy wszyscy wolni aniołowie oddać cześć Ojcu. Taka
anielska mekka. Każdy anioł musi ją odwiedzić, dostąpić spowiedzi u samego Metatrona i uzyskać błogosławieństwo samego Ojca. Był kilka razy w Jerycho, piękne
miasto, po nim już tylko Babilon – bramy do Edenu. Ciekawe jak Gabriel to rozwiąże. Czy Lilith mówiła prawdę, a może grała w coś z Gabrielem? Przecież od
wieków była oblubienicą Samuela, jak mogła go zdradzić? Pomyślał o Aurelii i co
by on zrobił gdyby go zdradziła. Był pewien, że Samuel zrobi z Lilith tysiąc razy
gorsze rzeczy.
Mijał w oddali Jonatar, nie skręcił do niego, nie widział potrzeby. Wiedział,
że jego koń wytrzyma taką szybką podróż bez postoju, nie raz go w ten sposób trenował. Odpoczną razem w Jahwe. Koń w stajni, Jonatan u boku Aurelii. Spoglądał
na niebo. Przypomniał sobie słowa Lilith o Bitwie Niebios. Niektóre gwiazdy, które mu oświetlają teraz drogę, były świadkami walki Michała z Samuelem. Ponoć
był to jeden z najpiękniejszych widoków na nieboskłonie, jakie widzieli wtedy
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 155
aniołowie. Ściskał kolanami boki swojego przyjaciela najmocniej jak umiał, aby
pędził najszybciej jak mógł. Jak dotrze do Jahwe to sprawdzi wybór Emilii. Był dla
niego bardzo ważny. Chciał, żeby została w jego osadzie. Miał wobec niej plany
i wiedział, że dużo od tego zależy. Później odwiedzi Aurelię i Agara. Przed wyjazdem gdy szukał Aurelii to zajrzał do Agara. Przysiągł nieprzytomnemu przyjacielowi, że pomoże mu znaleźć jego oprawców. Teraz już wie, że nie będzie to trudne.
Trudniejszym będzie się im odwdzięczyć. Ciekawe czy Aurelia tęskni? Rozstawali
się w nie najlepszych relacjach, poza tym wyprowadziła go z równowagi opuszczając samotnie karczmę. Będzie musiał na razie ograniczyć z nią kontakty, przynajmniej na czas aż nie rozwiążę się kwestia Emilii. Kochał ją, – jeżeli to, co czuje
można nazwać miłością. Szukał odpowiedzi na to słowo u Klemensa, ale nie znalazł. Tęsknił, współczuł a przede wszystkim pragnął, ale czy to była miłość? Czy to
było to, czego ludzie mieli pod dostatkiem, a nie szanowali? Na końcu odwiedzi
Gabriela i przekaże mu wiadomości. Najadł się przez niego trochę strachu, więc
niech trochę poczeka. A jak Aurelia będzie w dobrym nastroju to Archanioł poczeka o wiele dłużej. Przeczuwał, że wszystko jest w porządku, że Agar dobrze się
czuje, że Aurelia się znalazła. Gdyby było inaczej kazał Klemensowi wysłać ptaka
do Jonataru by zgaszono światło w wieży. Światełko płonęło, więc wszystko było
dobrze. Czuł, że dopada go zmęczenie. Mrużył oczy, jego zmysły robiły się mniej
wydajne. Kolejna noc, której nie przespał, a wystarczyłaby godzinka snu. Przyrzekł
sobie, że wyśpi się u Aurelii, przy jej boku. Zatrzymał konia, zsiadł. Podszedł do
strumyka, klękając zanurzył głowę w zimnej wodzie. Poczuł ulgę. Zrobił to jeszcze
kilka razy. Nawet nie wiedział, kiedy zaczął krzyczeć. Ocknął się. Wskoczył na
konia i znowu był w pełnym biegu. Tyle razy mijał tę trasę. Znał każde drzewo,
każdy kamień. Był już na głównym trakcie. Po chwili jednak znowu brało go zmęczenie. Tym razem sen nasilił się jeszcze bardziej. Nie poczuł nawet, kiedy jego
głowa położyła się na szyi konia. Jego towarzysz wyczuł, że Jonatan zasnął, więc
przeszedł z szybkiego galopu do truchtu.
Jonatanowi ukazała się Aurelia. Siedziała na łożu w nieznanym pokoju
w samej bieliźnie, zupełnie tak jak to lubił. Pokój był taki ciepły, jasny. Nie znał
go, ale nie to było najważniejsze. Patrzył na Aurelię, podszedł bliżej i odgarnął jej
blond kosmyki z twarzy. Nie miała fal. Nie miała pod okiem, na policzku żadnego
tatuażu. Odwróciła delikatnie głowę w bok by mógł ją całować po szyi i zobaczył
kolejny cud. Jego tatuaż na jej szyi. Wszystko to, o czym marzył, spełniło się. Byli
razem, bez żadnego piętna, bez żadnej skazy. Zaczął ją całować od szyi do ust. Położyli się. Po chwili przeszedł ustami na piersi. Nie miał problemu z rozebraniem
156
jej do naga. Nauczyła go wszystkiego. Przez chwilę myślał, że wybuchnie, ale się
powstrzymał. Dawno nie był tak rozpalony, a nawet się w niej nie zagłębił. Czuł jej
delikatne ciało, zawsze jak się z nią kochał zamykał oczy. Robił to po to by dać
upust innym swoim zmysłom. Czuł, że się w niej zagłębia, jej jęki potwierdzały
jego męskość. Po chwili odkrył, że leży teraz na Lilith. Nie wie, dlaczego ale nie
przestawał, chciał, ale nie mógł. Jej skóra była równie delikatna jak Aurelii. Jej
ciało podniecało go tak samo, nie mógł przestać. Ruchy stawały się bardziej intensywne, jęki coraz głośniejsze. Twarz Lilith mieszała się z twarzą Aurelii. Uniósł
głowę do góry w rozkoszy. Ujrzał stojącą w rogu Emilię. Co się dzieje? Jego ciało
zwolniło, aż w końcu wstał. Na łóżku leżała Aurelia, a obok niej Lilith. Na brzegu
usiadła Emilia. Żadna się nie odezwała, zupełnie tak jakby nie miały pojęcia
o istnieniu pozostałych. Nie wiedział, jak ma się zachować. Każda z tych trzech
coś dla niego znaczyła. Zauważył, że każda woła go palcem, aby do niej podszedł.
Musiał wybrać. Poczuł grozę. Wszystkie trzy, a on musi wybrać. Poczuł strach.
Domyślał się, że to sen, ale nie mógł się z niego obudzić. Bał się. Wiedział, że
aniołom nie przytrafiają się sny, a jeśli je mają to są one prorocze. Tylko, co ten ma
znaczyć? Dobiegając do schodów potknął się o kant i sturlał. Był już na dole,
w karczmie. Za barem ujrzał Emilię, przy jednym stoliku siedziała Lilith, a Aurelia
stała z dzbanem wina. Wszystkie były jednakowo ubrane, każda miała tę samą sukienkę, tę samą fryzurę. Wyglądały tak jakby nic się przed chwilą nie zdarzyło.
Odwrócił się w stronę wyjścia i chciał uciec, ale w tym momencie zobaczył pięść
wymierzoną mu prosto w nos, Widział tylko, że była to pięść wymierzona przez
Cherubina. Co się dzieje? – Ponownie pojawiło się w jego głowie. Upadając poczuł
wielki ból. Czuł, że odpływa, widzi wszystko za mgłą.
Po chwili mgła zaczęła się rozrzedzać, a on ujrzał nad sobą swojego konia,
który parskał, chyba ze śmiechu. Wstał. Zauważył, że byli już u celu. Przed nim
znajdowała się brama Jahwe. Na nieboskłonie pojawiały się pierwsze promienie
słońca. A więc jednak sen – pomyślał. Jak dobrze. Złapał swojego rumaka za cugle
i szepnął mu do ucha:
– Mogłeś być bardziej delikatny, przyjacielu.
Koń tylko parsknął. Jonatan poruszał ręką szczękę. Nie wiedział na co upadł, ale
bolała go szczęka i cały kark. Prowadząc konia doszedł do bramy. Pozdrowił stojących w niej na straży Cherubinów i ruszył w kierunku karczmy.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 157
IMPREZA
Dałam się namówić Karinie na ten bal. Nie było Jonatana więc za bardzo nie
miałam co robić, poza tym skoro Klemens szedł wraz z nami, to musiało być fajnie. Umówiliśmy się zaraz po kolacji przed karczmą, ale musiałyśmy trochę poczekać na Klemensa, który zajmował się wymianą jakiegoś towaru. Karczma opustoszała zaraz po kolacji, co wprawiło Karinę w markotny nastrój. Klemens powiedział, że spowodowane jest to jutrzejszym pogrzebem kilku anielskich braci.
Z tego też powodu Karina obawiała się pustek na balu. Klemens pocieszył ją tym,
że żałoba dotyczy tylko aniołów, a wśród rabów też znajdzie wielu przystojniaków.
Jakoś specjalnie się nie stroiłam, starałam się wyglądać normalnie. Nie tak jak
Karina, która przerobiła swoją starą sukienkę, dzięki której wyglądała jak księżniczka. Po chwili pojawił się nasz spóźnialski:
– No moje panie – powiedział – jak zwykle piękne i urocze. Coś czuję, że dzisiaj niejedno serce będzie złamane.
– A ty jak zwykle spóźniony – odpowiedziała Karina.
Ja skwitowałam to wszystko uśmiechem. Lubiłam jak oni się tak przekomarzają.
Gdyby nie ta wierność Klemensa, mogłabym ich posądzić o to, że mają się ku sobie. Ruszyliśmy, prowadziła Karina. Ja szłam z Klemensem za nią. Drogę oświetlało nam mnóstwo pochodni na ścianach budynków. Było piękniej niż za dnia.
– Jakieś plany na dzisiejszą noc? – Spytał mnie Klemens.
– No tak, idę z wami – nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
Klemens się uśmiechnął.
– Chodzi mi o to, czy planujesz to, co Karina?
– A co ona takiego planuje? – Spytałam.
– No nie mów, że nie widzisz – odpowiedział Klemens – jak dzisiaj kogoś lub
czegoś nie zaliczy, to będziemy mieć nie lada kłopot w osadzie. Znowu będzie się
czepiać wszystkich.
– No, ale jak zaliczyć? – Spytałam zdziwiona.
– No tak normalnie – odpowiedział – spotkać jakiegoś przystojniaka, zaspokoić swoje potrzeby.
– I to wszystko bez miłości?
– Dokładnie. Bez miłości i bez problemu. Miłość jest domeną ludzi. A wiesz,
że my nimi już nie jesteśmy – odpowiedział.
– Niby tak, ale ty kochasz swoją żonę – przypomniałam mu.
– Ja tak. Z tego, co mi wiadomo, ty pewnie też kochasz Jonatana – tutaj się
158
uśmiechnął – a jednak idziesz. Więc przygotuj się na wszystko.
– Nie rozumiem? – Odpowiedziałam pytająco.
– Tutaj nie warto się zakochiwać, jak kochać to tylko tych, co byli z tobą na
ziemi. Aniołowie nie znają słowa miłość. Znają tylko swoje potrzeby i pragnienia.
Jeżeli byłaś na ziemi niespełniona, to tutaj korzystaj do woli, nic nie będzie ci zapamiętane. Ale jeżeli chcesz dalej trwać w tym co obecnie, to odsuń się od Kariny.
Ona jest dość rozrywkowa, więc może sprowadzić cię, powiedzmy, na złą drogę.
– Ale w czym mam trwać? – Spytałam.
– No jak to, w czym – odpowiedział – w swoim zadurzeniu wobec Jonatana,
ale uważaj oni nie potrafią kochać tak jak my, oni znają swoje pragnienia.
Ucieszyłam się na te słowa. To znaczyło, że Jonatan z Aurelią się nie kochają. Że
łączy ich tylko namiętna wymiana pragnień. Coraz bardziej wydawało mi się, że
zdobycie Jonatana to tylko kwestia czasu. Nawet jak mnie nie będzie kochał, to ja
będę kochała jego. A co do jego pragnień, to dam radę. I to jeszcze jak. Klemens
nie rozumiał mojego uśmiechu na twarzy, ale się tym nie przejął. Zaczął zwracać
uwagę Karinie jak ma się zachowywać i że ma go nie zostawić samego. Bo jak on
zrobi głupstwo, to ona pożałuje. Doszliśmy już do celu. Karina pokazała stojącemu
przed bramą rabowi znaczek. Po chwili byliśmy w środku. Pierwszy raz słyszałam
tutaj muzykę. Nie jakieś techno, rock; to było coś pięknego dla ucha. Muzyka, jaką
kochałam. Fortepian, skrzypce. Zupełnie tak jakbym słyszała orkiestrę symfoniczną, ale grane wszystko tak żywiołowo, energicznie. Karina skrzywiła tylko nos ze
stwierdzeniem, że mogłoby być więcej osób, ale i tak poleciała zaraz do baru po
przeciwnej stronie sali. Poczułam się jakbym była w domu rozpusty. Wszędzie było pełno satynowych sof, na niektórych siedziały grupy lub pary osób. Na ścianach
pokrytych wzorzystymi tapetami, wisiały obrazy, przedstawiające nagie ciała
w wyszukanych, zmysłowych pozach. Pośrodku pomieszczenia znajdowało się
podłużne podwyższenie, na którym przy licznych błyszczących rurach tańczyli
kobiety i mężczyźni. Wszystko tutaj wyglądało tak erotycznie. Widziałam mężczyznę ziejącego ogniem i kobietę tulącą na szyi dużego węża.
– Mówiłem – powiedział Klemens, – że się zdziwisz.
Nie odezwałam się. Czułam jak moje ciało zaczyna poruszać się w rytm muzyki.
Nawet Klemens zaczął się bujać.
– Co to za miejsce? – Spytałam.
– Taki azyl dla rabów – odpowiedział, – którzy tęsknią za tym, co było na
ziemi, a w takim miejscu łatwo jest sobie to wszystko przypomnieć. Nawet aniowww.sagaprzebudzenie.pl
Strona 159
łowie lubią tu przebywać – wskazał mi palcem anioła tańczącego na podwyższeniu.
Poznałam go. To był ten sam, który wręczył Karinie znaczek.
– Mało dzisiaj osób – mówił dalej Klemens – to pewnie przez ten jutrzejszy
pogrzeb. Ale cóż, my możemy się zabawić – odebrał właśnie od Kariny lampkę
z winem.
– Hej, co wy! – Powiedziała – bawmy się! Bo nie wiadomo, kiedy nadarzy się
znowu taka okazja.
Mówiąc to, podeszła do pierwszej wolnej sofy i położyła na stole swoją lampkę
wina. Nim doszliśmy do niej, ona była już przy jednej z rur i tańczyła w taki sposób, że nie wiedziałam, że można tak wyginać ciało. Od razu zwróciła uwagę
większości na sali.
– Nią się nie przejmuj – powiedział do mnie Klemens siadając na sofie – nad
ranem się znajdzie.
Usiadłam obok niego. Też chciałam tańczyć, ale nie tak jak Karina. Ja takiej potrzeby nie czułam, a poza tym wstydziłam się takiego zachowania. Wiedziałam, że
po przejściu stałam się inna, bardziej otwarta na wszystko, ale nie aż tak. Napiłam
się i zrozumiałam, że jest to dzieło Klemensa. On tylko uśmiechnął się widząc moje zdziwienie.
– Teraz widzisz gdzie trafia mój towar – powiedział – a jest tu wszystko, co
było na ziemi. Niektórych rzeczy nie próbuj, są jak narkotyki. Zagubisz się. Najlepiej zostań przy tym, co sprawdzone – tutaj wskazał na swoje wino.
Klepnęłam go w kolano i uśmiechnęłam się. Poprawiłam się na sofie tak, aby widzieć, co wyprawia Karina. A było już przy niej kilku niezłych mężczyzn. Najbardziej jednak przykuła uwagę anioła, który wręczył jej znaczek. Co prawda był gruby i ustępował umięśnieniem pozostałym, ale nie był brzydki, sprawiał wrażenie
nawet sympatycznego, tylko czy Karina takich lubiła? Po chwili na stole pojawiły
się jakieś przekąski i dzban pełen wina. Kobieta, która to przyniosła czule przywitała się z Klemensem. Po chwili zostałam sama na sofie, a Klemens rozmawiał
z kimś za barem. Nawet nie zdążyłam się dobrze przyjrzeć wyczynom Kariny,
a dosiadł się do mnie jakiś obcy.
– Witam ślicznotko – powiedział.
Uśmiechnęłam się. Ostatni raz ktoś chciał mnie podrywać? No właśnie, nie pamiętam kiedy. Było miło, ale nie chciałam, czułam się niezręcznie. Był przystojny,
lekko łysiejący, ale nie odejmowało mu to urody.
– Jestem Emil – wyciągnął rękę, na której był znak pająka.
160
– O, – odpowiedziałam – mój imiennik.
Uścisnęłam mu dłoń.
– Czemu jesteś taka smutna? – Spytał – nie przypomina ci to domu?
Mój dom. Pomyślałam, że nigdy nie miałam takiego. Teraz miałam nadzieję znaleźć takie miejsce u Jonatana.
– No nie wiem – odpowiedziałam, – ale smutna nie jestem, bardziej zmęczona.
Uśmiechnął się.
– Zmęczona? – Powiedział ze zdziwieniem.
– Dopiero przeszłam – chciałam się go pozbyć – czekam na przyjaciół.
– O dziewica – usłyszałam od niego.
Zarumieniłam się, nie rozumiałam go. Jego wypowiedź była taka otwarta
a zarazem chamska.
– To może się rozluźnimy – wyciągnął jakieś pudełko z kieszeni.
– Nie, dziękuję – uratował mnie Klemens – ta pani jest ze mną.
Słysząc te słowa obcy się nimi nie przejął. Popatrzył tylko na mojego wybawcę.
– Możesz nas już opuścić? – Dodał Klemens siadając między nami.
– Z tego co widziałem to ty ją opuściłeś? – Odpowiedział mu Emil.
– Chyba nie chcesz się bić – Klemens walił prosto z mostu – myślę, że lepiej
będzie dla ciebie spędzić tę noc na zabawie z kimś innym niż na leczeniu ran.
Obcy wstał z uśmiechem na twarzy. Podał mi rękę na pożegnanie.
– Jak zmienisz zdanie to mnie gdzieś tutaj znajdziesz – powiedział – a i lepiej
będzie dla ciebie jak zaprzyjaźnisz się z nami niż z takim zadufanym snobem jak
twój – zaniemówił na chwilę – ojciec – dokończył.
Klemens nie zareagował, odprowadził tylko obcego wzrokiem.
– No widzisz – powiedział żartem – zostawić cię na chwilę samą a masz już
branie. Karina powinna być zazdrosna o ciebie.
Uśmiechnęłam się na te słowa. Ciekawe jak wyglądałaby bójka między tymi rabami. Stawiałam na Klemensa, był bardziej barczysty, a i rozumem chyba bystrzejszy.
– Co tam przy barze? – Spytałam.
– A nic, podziękowania za towar – odpowiedział – najlepsze jest to, że dostali
go dopiero od trzeciego pośrednika. Ale już się dogadaliśmy i mam zlecenie.
– No to możesz swój interes rozkręcić – odpowiedziałam – widzę, że i tu twoje wino jest doceniane.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 161
Klemens skwitował moje słowa uśmiechem.
– Tajemnica moja droga tkwi w zbiorach – odpowiedział tajemniczo – mnie
nie interesuje handel tylko moja żona. Jak ją odzyskam to zdradzę ci sekret mojego
wina. Ktoś musi trzymać się tradycji.
– Za twoją żonę – powiedziałam wznosząc lampkę z winem.
Klemens odwzajemnił mój gest z miną uznania. Zastanawiałam się, czy teraz jest
dobry moment na wypytywanie Klemensa o Aurelię i Jonatana, ale zrozumiałam,
że najlepiej będzie to zrobić w osadzie.
– Zatańczymy? – Usłyszałam od Klemensa.
– Nie widzę przeciwwskazań – odpowiedziałam.
Trzymałam się Klemensa w dojściu na parkiet. Nie sądziłam, że potrafię tak tańczyć. Czułam się cudownie. Muzyka rozpalała moje ruchy. A i Klemens widząc
mnie rozluźnioną okazał się także świetnym tancerzem. Tu obrót, tu kółko, przechył na prawo a później na lewo. Dawno nie czułam się tak rozluźniona. Po chwili
nawet Karina do nas dołączyła.
– No widzę, że w końcu przestaliście gadać tylko bierzecie się do roboty –
krzyknęła w naszą stronę tańcząc z jakimś brunetem, który nie mógł oderwać
wzroku od jej dekoltu.
– Ruchy, Klemensie – krzyczała Karina – ze mną nigdy nie chciałeś tańczyć.
– Bo taniec z tobą może się skończyć czymś trudnym to przełknięcia – odpowiedział jej Klemens trzymając mnie w ramionach – a tutaj mam osóbkę, którą
interesuje tylko taniec.
Uśmiechnęłam się do niego. Wydawał się takim starszym bratem.
– Odbijany – krzyknęła Karina i porwała mi Klemensa.
Ja trafiłam w ręce jej bruneta. Jego wzrok utkwił teraz w moim dekolcie. Co za
typ! – Pomyślałam. Czy może patrzeć na coś innego? Po chwili znowu wylądowałam przy Klemensie, by za chwilę tańczyć z Kariną. Czułam jak wino uderza mi do
głowy. Chciałam się bawić, zapomnieć. Czułam, że mogę wszystko. Nie wiem jak
długo tak tańczyłam i ile czasu poświęciłam na zabawę. Ale później cała nasza
czwórka siedziała na naszej sofie pijąc, jedząc i śmiejąc się.
SPACER Z ARCHANIOŁEM
Aurelia siedziała na dole przy stole. Karczma była całkowicie pusta. Patrycjusz po spotkaniu z Gabrielem nie był rozmowny i gdy tylko zrobiło się pusto
162
udał się do swojego pokoju. Tobiasz zmywał jeszcze w kuchni, natomiast Klemens
udał się gdzieś na bal. Ona zaś czekała na to, aż pokój Agara opuści Archanioł.
Siedzieli tam już dość długo. Myślała, żeby tam podejść, spytać się czy wszystko
w porządku, ale za bardzo się bała. Gabriel pewnie poniżyłby ją jeszcze bardziej
niż Gardiasz, a tego nie chciała ponownie przeżywać, nie w obecności swojego
przyjaciela. Swoje myśli skierowała więc w kierunku Jonatana. Chciała go zrozumieć, ale nie potrafiła, od jakiegoś czasu zrobił się dziwny. Na początku myślała,
że to przez Emilię, ale po chwili odrzuciła te myśli. Widziała, że Jonatan stawał się
dziwny już od dłuższego czasu, od momentu jak zaczął snuć plany, w których widział ich razem w Jahwe. Nie chciała wierzyć w jego słowa, ale nie mówiła mu
o tym. Natomiast co do Emilii, to nie czuła zazdrości, nie widziała w niej żadnej
rywalki, była ładna ale nie w typie Jonatana. Miała wyrzuty, że tak ją potraktowała.
Usłyszała kroki na schodach. Na początku myślała, że to Tobiasz, ale po chwili
w progu stanął ten sam starzec, który był u Agara, miał opuszczony kaptur. Podszedł do baru, wziął kubek i przysiadł się do niej. Aurelia czuła pot na plecach. Nigdy wcześniej go nie spotkała, nie znała a jednak się go bała. Gabriel robiąc to
wszystko nie spuszczał z niej wzroku. Nawet teraz, gdy nalewał wino z dzbana do
obu kubków, nie spuszczał wzroku z Aurelii.
– Napijmy się – powiedział ściszonym głosem.
Aurelia drżącymi rękoma przechyliła kubek.
– To ty jesteś Aurelia – powiedział po chwili – ukochana Jonatana?
Aurelia była zaskoczona. Powiedział ukochana, nie mieszaniec jak zwykli mówić
wszyscy zwracając się w jej stronę. Wiedziała, że oficjalnie nawet Agar tak o niej
mówił. Ale Gabriel, co nim kierowało?
– Teraz widzę – powiedział – a może i zaczynam rozumieć.
Gabriel rozejrzał się po pomieszczeniu, tak jakby nie był pewny czy są tu sami.
Przyglądając się bacznie sobie nawzajem, opróżnili prawie cały dzban wina.
– Masz może ochotę na spacer? – Zaproponował po chwili – noc jest ciepła,
w sam raz na spacer.
Aurelia skinęła głową. Nie wiedziała jak ma się zachować. Zastanawiała się co by
się stało gdyby odmówiła i co będzie gdy z nim wyjdzie. Już raz poznała wysoko
postawionego i przeżyła wtedy koszmar.
Wyszli na zewnątrz.
– Załóżmy kaptury – usłyszała – im mniej osób nas widzi tym lepiej dla nas.
A więc jednak, wstydzi się pokazać z mieszańcem – pomyślała Aurelia. Przez chwiwww.sagaprzebudzenie.pl
Strona 163
lę szli powoli, w całkowitym milczeniu. Mijali kolejne kamienice. Od czasu do
czasu mijali inne osoby.
– Więc, moja droga – odezwał się Gabriel gdy w pobliżu nie było nikogo –
może przestaniesz się mnie bać i porozmawiamy. Słyszałem, że troszczyłaś się
w tym trudnym czasie o Agara lepiej niż mój adiunkt. Więc chciałbym ci za to podziękować.
– Podziękować? – Wyrwało się Aurelii – nie musisz – dodała.
– Robiłam to dla niego – dokończyła po chwili.
– Wiem, że dla niego – odpowiedział Gabriel.
– Wiesz? – Powiedziała zdziwiona – to może wiesz, dlaczego taką krzywdę
doznałam od Cherubinów? Dlaczego jak widzę kogoś w brązie to ustępuję mu
z drogi, unikam go? Dlaczego czuję się odrzucona i samotna? Nawet na ziemi nie
czułam się tak podle, chociaż tam mnie porzuciła matka. – Nie czekała na odpowiedź, mówiła dalej – to pewnie wiesz, dlaczego muszę cały czas ukrywać się pod
kapturem.
Aurelia była w szoku po tych słowach. Nie wiedziała jak mogła je wypowiedzieć,
co nią kierowało. Przecież to Archanioł, bała się. Czuła, że będąc w jego towarzystwie staje się odważniejsza, ale nie dlatego bo tego chce, tylko dlatego, że coś
w środku jej tak każe. Zupełnie tak jakby jej wnętrze słuchało jakiś głosów
z zewnątrz.
– Takie jest prawo Ojca – odpowiedział – winni są twoi rodzice i nic tego nie
zmieni.
– Wali mnie prawo Ojca – aż krzyknęła.
Po tych słowach kobieta naprawdę się przestraszyła. Zobaczyła, że Archanioł stał
się o wiele większy, jego płaszcz na plecach się podniósł w taki sposób jak by
chciał wyprostować ukryte pod spodem skrzydła. Oczy zaiskrzyły mu na żółto. Na
twarzy poczuła powiew wiatru, na plecach gęsią skórkę. Wiedziała, że przesadziła.
Była pewna, że spotka ją kara. Zamknęła oczy. Czuła na twarzy coraz zimniejsze
powietrze. Była pewna, że zaraz umrze.
– Bądź łaskawy Samuelu – wyszeptała, sądząc że zaraz stanie przed panem
piekieł.
Ale nic się nie stało. Znowu czuła ciepło nocy na swojej twarzy. Powoli otwierała
oczy. Gabriel wyglądał zupełnie tak samo jak w karczmie, tylko jego oczy się różniły, były w kolorze gasnącej czerwieni. Po chwili i jego wzrok wrócił do normalności.
– Mimo tego czy mógłbym się jakoś odwdzięczyć? – Mówił tak spokojnie,
164
jakby nic się nie stało.
– Ty, odwdzięczyć? – W głosie Aurelii wyczuć można było nerwowość – a
w jaki sposób? Zmienisz prawo? Zniszczysz wszystkich Cherubinów? – Sama nie
wierzyła, że wypowiadała takie słowa do Gabriela.
– Nie – odpowiedział spokojnie – tego nie mogę dla ciebie zrobić.
– To nie możesz zrobić nic.
– A Jonatan? – Padło tajemnicze pytanie od Archanioła.
– A czyż już mi go nie zabrałeś? – Odpowiedziała ze łzami w oczach.
– Czemu tak sądzisz? Z tego co pamiętam to ty mi go zabrałaś.
– A teraz? Czy nie ty go gdzieś wysłałeś? Czy to nie z tobą kontaktuje się
ostatnio częściej niż ze mną? Czy to nie ty łudzisz go nadzieją? – Mówiąc to płakała.
Wyczuła, że może powiedzieć wszystko Gabrielowi, nawet go obrażać, a on i tak
jej nie skrzywdzi. Mógł to zrobić przed chwilą jednak tego nie zrobił. Nie znała
tylko powodu jakim się kieruje. Coś wewnątrz niej kazało jej być szczerą i mówić
prawdę, namawiało ją do tego by wyrzucić wszystkie swoje bóle.
Gabriel przemilczał te pytania.
– Kiedyś chciałem cię zniszczyć – Gabriel zdobył się na szczerość – za to co
zrobiłaś z jednym z moich najlepszych aniołów. Nawet chciałem dogadać się
z jakimś Cherubinem, żeby się ciebie pozbyć raz na zawsze, ale….
– Co za szczerość! – Przerwała mu z pogardą – i hojność.
Miała nawet ochotę się na niego rzucić. Nie obchodziło jej co by się z nią stało.
Był taki sam jak inni.
– Ale teraz rozumiem mój błąd – dokończył to czego Aurelia nie chciała usłyszeć – bardzo tego żałuję.
Milczała. Czego on chce? – Pomyślała.
– Widzisz – mówił dalej – ja wiem co wycierpiałaś i wiem co jeszcze wycierpisz. Uwierz mi, ból który poznasz porównywalny jest tylko do cierpień zadawanych przez Upadłego.
Aurelia przystanęła. Spojrzała głęboko w oczy Gabriela, ale nie dostrzegła tam ani
współczucia, ani złości. Nic, tylko pustkę.
– Jest jedna rzecz, którą możesz dla mnie zrobić – powiedziała wycierając łzy
– zabierz ode mnie Jonatana. Tak będzie najlepiej dla nas obojga.
– Będziesz cierpieć. Być może zginiesz tak jak pragniesz. Ale proszę cię
o jedno. Nie odwracaj się od Jonatana. Cokolwiek się stanie. Nie odwracaj się od
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 165
niego. Tak jak nie odwróciłaś się od Agara. Nadchodzą trudne dni i będziesz mu
potrzebna. Cokolwiek się wydarzy, proszę cię, nie odwracaj się od niego.
Aurelia nie chciała wierzyć w te słowa. Jak Gabriel może ją o coś prosić. Wystarczyło przyjść i nakazać. Poza tym skąd wiedział co ona planuje. Czy rzeczywiście
ich wiedza i moc były nieograniczone?
– Gdzie on w ogóle jest? – Spytała.
Pierwszy raz podczas tej rozmowy zrobiła to spokojnie.
– Właśnie wraca do ciebie – odpowiedział jej – nad ranem cię odwiedzi.
– To może mnie nie zastanie – odpowiedziała sama do siebie.
– Czego ty właściwie chcesz? – Te słowa skierowała do Archanioła.
– Chcę, żebyś nie podejmowała żadnych pochopnych decyzji. Chcę cię odwieść od twego zamiaru. Nie chcę byś umarła tak jak masz to w planach.
Aurelia domyśliła się, że on wie wszystko, zupełnie tak jakby czytał jej w myślach.
Tylko od trzech osób wcześniej słyszała, że chcą by żyła. Byli to Barbara, Jonatan
i Agar. Ale dlaczego Gabrielowi na tym zależało? Miał słabość do mieszańców?
Jeżeli tak, to mógł się wcześniej pojawić.
– Mogę cię odprowadzić? – Gabriel chciał już chyba skończyć to spotkanie.
– Nie potrzebuję opiekuna – odpowiedziała pospiesznie Aurelia.
– Potrzebujesz – odpowiedział z poważną miną. – Gardiasz wie, że jesteś
w mieście i wie, że Jonatan z niego wyjechał. Więc potrzebujesz opiekuna.
Aurelii zrobiło się słabo. Jeżeli Gardiasz wie o jej wizycie w mieście i o tym, że
jest praktycznie sama, to spróbuje ją złapać. Zawsze chciał się odegrać na Jonatanie, to przez niego ma piękną szramę przez pół twarzy.
– To powinieneś się z tego cieszyć – powiedziała po chwili, chcąc ukryć strach
– będziesz miał Jonatana tylko dla siebie.
– Niezupełnie – odpowiedział jej Gabriel – nie słuchasz mnie. Ja zrozumiałem, że Jonatana mogę mieć po swojej stronie tylko wtedy, gdy jest z tobą.
W każdym innym przypadku nie.
Jonatan dowiedziawszy się o uwięzieniu Aurelii przez Gardiasza, najprawdopodobniej zabiłby go. Skazałby się wtedy na śmierć. Prawo Ojca w przypadku bratobójstwa jest surowe. Zostałby spalony na stosie, a jego prochy rozsypano by
w każdej krainie tej ziemi. Tak, aby nie można było ich odnaleźć, by nie mogły być
z powrotem połączone.
– To możesz go przyjąć do klanu ponownie – Aurelia próbowała podsunąć mu
najgłupsze rozwiązanie, jakie przyszło jej do głowy.
– Nie mogę złamać prawa. Wiesz o tym. Jego mogę przyjąć, ale ciebie nie,
166
jeszcze nie – odpowiedział jej – jesteś własnością Cherubinów.
Aurelia uśmiechnęła się z pogardą na te słowa. A więc jednak przypomniał jej
miejsce w hierarchii. To poproś o zgodę Cherubinów skoro jeszcze nie – pomyślała.
Czym niby są ci Archaniołowie. Z opowiadań Jonatana miała pogląd, że są zupełnie inni niż pozostali aniołowie z krwi Ojca. Byli szlachetni. Teraz ta szlachetność
uciekła, Gabriel tymi słowami uzmysłowił jej, że nie różni się za bardzo od Cherubinów.
Dochodzili już do karczmy. Wszystkie światła był pogaszone. Aurelia nie widziała
już księżyca. Nie zaśnie, za dużo zdarzeń. Do wschodu została jej jeszcze godzinka.
– Uważaj na siebie – powiedział jej na pożegnanie – niedługo pojawi się Jonatan i myślę, że będziesz bezpieczna.
Aurelia nie odpowiedziała nic na jego słowa. Weszła do karczmy, zostawiając
przed drzwiami samotnego Archanioła.
Gabriel nie chciał jej mówić, że znalazł sposób na rozwiązanie jej problemu.
Z rozmowy wywnioskował, że Jonatan jej tego jeszcze nie powiedział a on nie
chciał psuć tej niespodzianki. Wiedział, że anioł niedługo pojawi się u jej boku
i zostanie wynagrodzony za cudowne informacje. Inaczej wyobrażał sobie pierwszą rozmowę z Aurelią, ale dokładnie tak wyobrażał sobie jej charakter.
POSZUKIWANIA
Jonatan był już przed karczmą. Przywiązał konia i wszedł do środka. W pokojach
spotkał tylko dwóch swoich rabów z osady.
– Gdzie jest Emilia? – Spytał ich poważnym tonem – gdzie Karina?
– Nie wiemy – odparł pierwszy.
– Nie wróciły jeszcze – dodał drugi.
– Skąd? – Pytał dalej.
– Poszły po kolacji do katakumb. Karina dostała skądś zaproszenie i poszły –
odpowiedział ten drugi.
Obaj patrzyli ze zdziwieniem na wystające spod płaszcza miecze. Jonatan miał
ochotę krzyknąć.
– To suka! – Wyrwało mu się. – Czy ta Karina kiedyś pomyśli głową, a nie…
– nie dokończył, widząc swoich rabów nieco przerażonych.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 167
Popatrzył na nich, pokiwał głową i pobiegł na dół. Po chwili stał przed karczmą.
– A miało być tak pięknie – powiedział sam do siebie.
Udał się do miejsca, w którym nocowała Aurelia i Klemens. Dojeżdżał do karczmy
Agara. Wszedł do środka, ale nie zastał tam nikogo. Lekko się zaniepokoił. Przeszukał karczmę i udał się na piętra. Zaczął od tych najwyżej położonych. W pokoju
Aurelii nie było niczego nagannego, wszystko było ładnie poukładane. Znał ją doskonale, uwielbiała porządek, ale powinna jeszcze spać. Łóżko było zaścielone.
Wpadł do pokoju Klemensa, ale tam też nikogo nie zastał. Drzwi Tobiasza otwierał
już kopniakiem, ale tam też było pusto. Przeszukawszy całe piętro zszedł prosto do
pokoju Agara. Drzwi były zamknięte na klucz. Rozwalił je kopnięciem. Na łóżku
leżał Agar związany łańcuchem twarzą do pościeli. Jednym ruchem miecza rozharatał łańcuch.
– Co jest? – Agar aż krzyknął – już drugi raz mi psie ścierwa robią taki numer.
Daj miecz Jonatanie.
– Gdzie Aurelia? – Jonatan próbował panować nad emocjami, ale miał taką
ochotę komuś teraz przywalić.
Zrozumiał, kto to zrobił.
– Jak to gdzie! – Odparł wściekły Agar – powinna być u góry.
Mina Jonatan mówiła wszystko. Agar zrozumiał, że to nie on był celem nocnej zabawy Cherubinów. Aurelii nie ma w budynku. Jonatan podszedł do ściany i pięścią
zrobił w niej dziurę.
– Ubieraj się – powiedział po chwili – idziemy ich szukać.
Agar zarzucił coś na siebie. Przeszukali resztę pokoi. W jednym znaleźli związanych i zakneblowanych Tobiasza z Patrycjuszem.
– Co się stało? – Spytał się ich Jonatan.
– Nie wiem – odpowiedział przerażony Patrycjusz – spałem, najpierw przybył
Gabriel, a później dostałem w łeb czymś twardym i tutaj się obudziłem.
– Jaki Gabriel? – Jonatan nie rozumiał, o co chodzi.
– Gabriel mnie wczoraj odwiedził – wytłumaczył Agar – mieliśmy krótką
rozmowę.
– Gdzie reszta? – Pytał dalej. – Gdzie Aurelia, Klemens?
– Aurelia siedziała w karczmie jak ją ostatnio widziałem – powiedział Tobiasz
– Klemens udał się z dziewczynami do katakumb na bal. Chcieli mnie wziąć, ale
nie miałem ochoty. Tak teraz żałuję.
– Gdzie te katakumby? – Jonatan grzmiał na Agara.
– Spokojnie – odpowiedział – znajdziemy je. Przynieście mi mój topór! –
168
Krzyknął do rabów.
– Tylko Karina wiedziała gdzie to się odbędzie – mówił Tobiasz – Klemens
powiedział, że dostała zaproszenie od jakiegoś grubasa na targu.
– Beal – odpowiedzieli zgodnie aniołowie.
– Jedziemy – powiedział Jonatan i zbiegł na dół.
Agar czując jeszcze obrażenia ze świątyni Kafcjela poruszał się wolniej, ale po
chwili razem jechali w stronę siedziby Beala, taranując po drodze nielicznych
przechodniów. Po chwili na koniach wjechali do kamienicy grubego anioła. Nie
tracąc czasu odszukali sypialnię poszukiwanego.
– Gdzie Emilia? – Spytał Agar trzymając krótki topór przy szyi Beala.
– Wiesz, że tym złomem nic mi nie zrobisz – anioł chciał rozładować żartem
sytuację.
– Gdzie są moi rabowie? – Spytał Jonatan przykładając miecz Gabriela pod
brodę Beala.
– Nie wiem, o co chodzi? – Odpowiedział z przerażeniem Beal.
Agar popatrzył na Jonatana. Ten dał znak. Agar mimo zmniejszonej sprawności
przerzucił grubego anioła przez łóżko trafiając w ścianę.
– Ja naprawdę nic nie wiem – powiedział półprzytomny – Jonatanie, spytaj
Aurelie.
Zemdlał. Jonatan miał chęć przywalić Agarowi za nadmierną siłę. Był wściekły.
Musieli jakoś ocucić Beala. Agar kucnął przy łóżku.
– Wyłaź, słoneczko – zwrócił się do kogoś, kto leżał pod łóżkiem.
– Wyłaź – powiedział i zaczął toporem rozwalać łóżko.
Spod spodu wytoczyła się goła Karina.
– Nie, no nie mogę! – Krzyknął Jonatan – okryj się!
Agar rzucił jej prześcieradło.
– Nie wiedziałem, że masz takie skarby w osadzie przyjacielu – Agar
z uśmiechem patrzył na Karinę – nago wygląda o wiele lepiej niż w ubraniu.
Anioł chciał odsłonić prześcieradło zakrywające jej piersi, ale przerwał mu Jonatan. Karina była przerażona, niewyspana i wyglądało, że nieźle balowała przez całą
noc. Widać było, że wczoraj przeholowała. Sama się dziwiła, że wylądowała u Beala.
– Gdzie reszta? – Spytał spokojnie Jonatan.
– Nie wiem – odpowiedział przerażona, pocierając twarz ręką – nie pamiętam
nic.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 169
– Gdzie Aurelia, gdzie Emilia, gdzie Klemens? – Jonatan sprecyzował pytanie
– Agarze przestań się na nią gapić tylko przeszukaj pozostałe pokoje, może gdzieś
tu są.
Agar wyszedł z pokoju puszczając buziaka Karinie, co odwzajemniła skrzywioną
miną.
– Mów – usiadł na szafce – po kolei. Co się wczoraj działo?
– Byliśmy w katakumbach – mówiła płacząca Karina – dostałam zaproszenie
od niego – tutaj wskazała palcem na anioła leżącego pod ścianą.
– Poszliśmy w trójkę. Ja, Klemens i Emilia. Aurelii z nami nie było. Przysięgam. No i normalnie, wino, zabawa, tańce. Bawiliśmy się super. Tak bardzo tam
chciałam iść. To mój pomysł.
Jonatan popatrzył na nią surowym wzrokiem.
– To nie jest zabronione – odpowiedziała mu widząc jego surowy wzrok – poznałam fajnego bruneta, Emilia bawiła się z Klemensem. I – tutaj zrobiła pauzę –
nic więcej nie pamiętam.
– Tyle razy wam mówiłem, nie łazić mi do takich miejsc – Jonatan zachowywał się jak ojciec w stosunku do Kariny.
Robił się spokojny, był przekonany, że znajdą tutaj Emilię i Klemensa.
– I nie pamiętasz jak wlazłaś mu do wyra?! – Krzyknął ponownie, na co Karina pokręciła przecząco głową.
– Znalazłem twojego ulubieńca – Jonatan usłyszał głos wchodzącego do pokoju Agara. Odwrócił się w jego stronę i zobaczył Klemensa, który był wleczony za
nogę po podłodze.
– No proszę – powiedział do siebie Jonatan – w osadzie zobaczycie jak kastruje się rabów – te słowa skierował do Kariny.
Do pokoju wbiegł jakiś krzyczący mężczyzna, ale Agar powalił go jednym uderzeniem. Dość zabawnie to wyglądało, ponieważ upadł idealnie obok Beala.
– Klemensie – powiedział Jonatan do leżącego przed nim raba.
– Klemensie! – Krzyknął.
– Nic z tego – powiedział Agar – nawet ja nie potrafię się tak ubzdryngolić.
– Idź, szukaj dalej – Jonatan zwrócił się do przyjaciela – jak oni tu są, to ona
też powinna.
Agar wyszedł ponownie z pokoju szukać Emilii.
– Mówisz, że Aurelii z wami nie było? – Spytał ponownie Kariny.
– Nie – odpowiedziała Karina – została w karczmie. Wiesz, że nie potrafimy
się z nią dogadać, więc nawet jej nie zapraszaliśmy. Czy mogę już się ubrać? – Po170
prosiła na koniec nerwowo poprawiając prześcieradło, którym była niezdarnie
okryta.
Jonatan kiwnął głową na zgodę i poszedł za Agarem.
– Pilnuj go – powiedział jeszcze do Kariny wskazując grubego anioła – jak się
obudzi, krzycz.
Karina zbierając swoje rzeczy po pokoju podeszła i kopnęła Beala.
– To za bruneta chamie – kopnęła go drugi raz – a to za to, że nie pamiętam.
Jonatan z Agarem przeszukali całą kamienice. Nie znaleźli Emilii.
– Myślisz o tym, co ja? – Spytał Agar przyjaciela.
Jonatan pokiwał głową
– Nie ma ich obu – odpowiedział ze smutkiem w głosie, – jeżeli jest tak jak
myślimy, to mają je Cherubini.
– Mnie już dorwali – mówiąc to Agar przejechał sztyletem po znaku, które mu
wypalili na policzku.
Pojawił się na nim czerwony ślad, który po chwili zniknął. Dopiero teraz Jonatan
mógł przyjrzeć się hańbie, jaką upokorzono jego przyjaciela.
– Widzisz, nawet nie mogę się go pozbyć – dodał.
Nastała chwila ciszy. Czuć było smutek i złość obu aniołów. Siedzieli w pokoju
i patrzyli na kończącą się ubierać Karinę. Jonatan zastanawiał się jak ma teraz postąpić, zaś Agar myślami był przy Cherubinach, którym będzie ścinał
z przyjemnością łby.
– Weź Klemensa i wróć do karczmy – zwrócił się do Kariny – czekajcie tam
na mnie i nie wychodźcie nigdzie. Niedługo się zjawię i powiem, co dalej.
– Co z Emilią? – Spytała się Karina.
– Wkrótce ją przyprowadzę – obiecał Jonatan.
– Ale gdzie ona jest? – Spytała ponownie.
– Bierz Klemensa i do karczmy – powiedział rozkazująco Agar – Pomóc ci? –
To już powiedział łagodnie.
– Jak byś mógł – odpowiedziała Karina zalotnym spojrzeniem.
Agar bez wysiłku postawił na nogi Klemensa, który wymachiwał ręką jak dyrygent
orkiestry. Zawiesił go pod ramię Karinie i na odchodne klepnął ją w tyłek. Po
chwili rabowie zniknęli z budynku.
– To co teraz robimy? – Spytał się Jonatana, który zakrywał twarz dłońmi.
– Idziemy na wojnę – odpowiedział – ja pojadę do Gabriela, a ty pilnuj tego
tutaj. Tylko proszę cię nie lej go za mocno. Niech coś najpierw powie.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 171
Agar się tylko uśmiechnął, chociaż był załamany. Jeżeli jest tak jak myślą
i Cherubini mają Aurelię to będzie ciężko. Nie rozumiał tylko, po co im Emilia,
przecież to zwykły rab. A może obaj się mylili i dziewczyna wraca teraz spełniona
do karczmy. Muszą poczekać. Jonatan wiedział, że Gabriel na pewno będzie wiedział, co się wydarzyło ostatniej nocy.
– Nie pozwolę im cię dorwać przyjacielu – powiedział do Jonatana – wystarczy, że mi to zrobili. Ciebie im nie damy.
Uścisnęli sobie dłonie jak przyjaciele chwytając się za przedramienia. Agar pierwszy raz zobaczył łzy w oczach Jonatana. Miał tylko nadzieję, że były to łzy nienawiści.
PRZEBUDZENIE
Aurelia ocknęła się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Wpadało tu trochę
światła, ale nie mogła odwrócić się w jego stronę. Bolała ją głowa i szyja. Ostanie
co pamiętała to to, że wchodziła do karczmy gdzie nocowała. Gabriel został na zewnątrz. Była jeszcze przy barze, aby nalać sobie dzban wina. Po rozmowie
z Archaniołem, chciała się upić jeszcze bardziej, może to pomogłoby jej zasnąć.
Nie znalazła niestety specyfiku Klemensa, więc postanowiła poszukać go w jego
pokoju. Gdy wchodziła na korytarz, w którym mieściły się ich pokoje poczuła uderzenie. Tak jakby jej się sufit zawalił na głowę. Wszystko przechodziło jej w mgłę,
aż nastała ciemność. Ocknęła się dopiero tutaj. Domyślała się, gdzie jest. Bała się
odwrócić w stronę światła. Myślała, że spotka tam swojego oprawcę. Na razie wolała leżeć w bezruchu. Niech myślą, że jest nieprzytomna. Myślała o tym, co jej
mówił Gabriel, o tym, że będzie cierpieć i o tym, że może nawet umrzeć. Dopiero
teraz zrozumiała jego słowa. Mimo tego, że wielokrotnie wcześniej pragnęła
umrzeć, teraz bała się. Miała nadzieję, że jej męczarnie długo nie potrwają. Myślała o Jonatanie, tak bardzo chciała go jeszcze raz pocałować. Pożegnać się z nim.
Oddałaby wszystko za tę chwilę. Pomyślała też o Agarze, niech wraca do zdrowia.
Ktoś będzie musiał pocieszyć Jonatana. Wiedziała, że jej nie uratują, nawet tego za
bardzo nie chciała. Zacisnęła zęby. Ból głowy był nie do zniesienia. Mimo, że nie
chciała, odwróciła głowę w stronę światła. Jakież było jej zdziwienie, kiedy ujrzała
znajomą postać w przeciwnym rogu pomieszczenia, w którym była uwięziona. To
była Emilia, nieprzytomna, ale żywa. Widziała jak jej piersi poruszają się wraz
172
z oddechem. Mimo bólu w plecach podniosła się. Usiadła przy niej. Czego od niej
chcą? Po co im ona? To, że ją mają to rozumie, ale Emilię? Złapała ją za dłoń
i zobaczyła wypalony symbol Jonatana. Przecież to prokur, a właściwie już rab. To
jest zabronione. Chyba, że zrobiła coś strasznego. Nie, to niemożliwe – jej myśli
krążyły wokół Emilii. Po chwili postanowiła ją ocucić.
– Hej! – Uderzyła ją delikatnie w twarz.
– No, ocknij się – potrząsnęła jej ramionami, ale i to nie dało rezultatu.
– No dawaj! – I uderzyła ją z całej siły w twarz.
Emilia ocknęła się, ale nie rozumiała gdzie jest. Pierwsze co zobaczyła to Aurelię.
– Co jest? – Wydukała i chciała wstać, ale momentalnie opadła.
Złapała się za głowę.
– Rany, moja głowa – powiedziała już normalnie – a Karina mówiła, że nie ma
tu kaca.
– No ładnie – odpowiedziała Aurelia – widzę, że się wczoraj za bardzo zabalowało.
– Nie twoja sprawa – odparła jej oschłym głosem – gdzie jestem?
– Dobre pytanie – powiedziała Aurelia – mów wszystko co wiesz?
– To znaczy? – Emilia trzymając się cały czas za głowę rozejrzała się dookoła
– możesz mi powiedzieć, gdzie jestem i co ty tutaj robisz?
– Skoro chcesz, to ci powiem. Jesteś w niewoli u Cherubinów. Czy możesz mi
to wyjaśnić?
Emilia aż wstała z przerażenia. Zapomniała nawet o bólu głowy. Przestraszona rozejrzała się ponownie po pomieszczeniu. Rzeczywiście mogłoby to wyglądać na
jakąś cele. Była nieduża. Jedyne wyjście było zakratowane. U góry, nad nią paliła
się pochodnia, która dawała im trochę światła. W środku znajdowały się tylko one,
słoma i wiadro z wodą. Niczego więcej tutaj nie było. Przypominało to trochę pomieszczenie dla konia, ale po co ta krata?
– Żartujesz sobie – powiedziała cicho, – jeśli tak, to jest bardzo głupi żart.
Aurelia pokręciła tylko głową. Emilia uświadamiała sobie coraz bardziej to gdzie
się znajduje. Przeszły ją zimne dreszcze.
– Ale co to ma znaczyć? – Mówiła dalej – przecież byłam razem
z Klemensem, siedzieliśmy na sofie – przerwała. – To na pewno jakiś twój głupi
żart.
Emilia zaczęła się śmiać. Widząc jednak poważną minę swojej towarzyszki, spoważniała. Stała się smutna i przerażona.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 173
– Mów dokładnie co wiesz – poprosiła ją Aurelia – pamiętasz czy zrobiłaś coś
głupiego?
– Nie – odpowiedziała – nie wiem, nie pamiętam – zakryła twarz rękoma,
chciała krzyczeć.
– Nie rozumiem dlaczego tu jesteś? – Aurelia mówiła cicho, – ale postaraj się.
Powiedz co robiłaś?
– Nic. Poszłam z Kariną na bal. Był z nami Klemens. Ale nie pamiętam jak się
tu znalazłam.
Emilia wstała i zaczęła nerwowo chodzić po celi.
– Spróbuj – wtrąciła się Aurelia – przypomnij sobie!?
– No przecież mówię, że byłam na balu – rab czuł rozgoryczenie – piliśmy
z Klemensem jego wino, później tańczyłam. Bawiłam się całkiem dobrze. Karina
była z jakimś brunetem. Chyba Konrad miał na imię. Tak, Konrad. Był zafascynowany Kariną, ona zresztą nim też. To znowu to wino Klemensa mnie powaliło.
– Nie, to nie to. Po winie niemożliwe jest mieć tutaj kaca – powiedziała jej
Aurelia – sama zresztą to powiedziałaś. Nie brałaś żadnych innych rzeczy?
– Nie! – Odpowiedziała zdenerwowana Emilia, – ale zaraz, był taki facet, zaraz na początku, jak on się nazywał? Ach tak, mój imiennik. On oferował mi coś na
rozluźnienie, ale nie wzięłam. Zresztą Klemens go zaraz przegonił. Później go nie
widziałam.
– Pewnie culebra – powiedziała sama do siebie Aurelia.
– Jaka celebra? – Zdziwiła się Emilia, – o czym ty mówisz?
– Nie celebra, tylko culebra – Aurelia starała się wytłumaczyć – taki tutejszy
narkotyk. Najbardziej pospolity. Kiedyś zapomniany, ale rabowie go wskrzesili,
można kupić przepis na niego i sobie wyhodować. Olbrzymie drzewo. A ten twój
ból głowy to najprawdopodobniej jego konsekwencje. Dobrze, że nie wymiotujesz.
– Ale ja nic nie brałam – odpowiedziała stanowczo.
– Nie musiałaś – powiedziała Aurelia – czy palił ktoś w twoim towarzystwie?
– Klemens i ten brunet – Emilia zmrużyła oczy, – ale dym Klemensa pachniał
słodkim tytoniem, który mnie trochę obrzydza, natomiast ten drugi miał jakieś takie bezzapachowe. Bo nawet Klemensowi zwróciłam uwagę na to, żeby przerzucił
się na taką fajkę, przynajmniej będzie można koło niego siedzieć.
– I co on na to? – Aurelia domyśliła się już, że Klemens wiedział co było
w drugiej fajce.
– Nic, uśmiechnął się tylko i powiedział, że muszę się jeszcze dużo nauczyć.
– No właśnie, czyli culebra – powiedziała Aurelia, – ale nie daje nam to od174
powiedzi na pytanie jak się tu znalazłaś. To nie culebra to spowodowała. Ona tylko
pozwala na fajniejszą zabawę, nie zapomina się po niej, a wręcz przeciwnie, czuje
i widzi się więcej.
Obie siedziały przez chwilę w milczeniu. Obserwowały się nawzajem. Emilia mówiła sobie, że to pomyłka, że zaraz Klemens ją odnajdzie. Myślała o Aurelii, co
ona tu robi? Z kolei Aurelia zastanawiała się, dlaczego Emilia jest tutaj. Ale obie
czuły to samo – Cherubini, gdy o nich myślały, coraz bardziej potęgował się w nich
ból i strach.
– Co ostatnio pamiętasz? – Aurelia przerwała ciszę.
– No właśnie tę sofę, wcześniej wypiłam tylko trzy kubki wina.
– Więc to nie to zwaliło cię z nóg – Aurelia próbowała dojść jakość do rozwiązania – nawet specyfiku Klemensa trzeba wydoić cały dzban.
Emilia tylko westchnęła, zastanawiała się jak postąpić gdy ktoś się tutaj w końcu
zjawi. Co ma mówić. Wcześniej pomagała jej Karina z Klemensem. Teraz nie wiedziała jak się zachować. Miała nadzieję na szybkie rozwiązanie sytuacji, w jakiej
się znalazła. Przypomniała sobie jak razem wchodziły do Beatel. Przecież Karina
mówiła, że jeśli ktoś poczuje się zagrożony przez Cherubinów to od razu pojawi
się anioł w czerwieni. Ale takiego tu nie ma. Co się dzieje! - Krzyczała w myślach.
Zastanawiała się, czy może liczyć na pomoc Aurelii.
– Chodź, usiądź koło mnie – Aurelia zrobiła ruch ręką – będzie nam cieplej
i przytulniej.
Emila dołączyła do niej. Teraz nie wydawały się rywalkami. Były jak dwie myszki
w klatce. Jedna czeka na to co jej przeznaczone, natomiast druga wciąż nie wie
w co została wplątana.
– A ty, co tutaj robisz? – Spytała się Aurelii. – Nie powinnaś być teraz
z Jonatanem?
– Długa historia, nie warta opowieści – odpowiedziała szorstkim głosem.
Nie chciała się chwalić kim jest.
– Poza tym, nie zauważyłaś ostatnio, że on chętniej przebywa z wami niż ze
mną?
Emilia nie odpowiedziała, nie chciała.
– Długo jesteś z Jonatanem? – Spytała po chwili.
– A skąd wiesz, że z nim jeszcze jestem? – Odpowiedziała zaskoczona tak
prywatnym pytanie Aurelia.
– A tak jakoś wyszło. Karina powiedziała, że was nic nie jest w stanie rozdziewww.sagaprzebudzenie.pl
Strona 175
lić – Emilia skłamała.
– Za długi język ma ten rab. Powinna zająć się sobą, a nie interesować się
sprawami innych – Aurelia podwinęła nogi pod piersi.
– Będzie już ze dwadzieścia lat – w końcu odpowiedziała na zadane wcześniej
pytanie.
– Chyba nie lubisz Kariny – Emilia zmieniła temat, nie chciała żeby wyszło,
że interesuje się Jonatanem.
– A ty ją lubisz? – Aurelia pierwszy raz się uśmiechnęła – zobacz gdzie się
znalazłaś przez nią. Gdyby nie ona siedziałabyś teraz w karczmie i szykowała się
w drogę powrotną.
– Ja tak nie myślę – odpowiedziała Emilia.
– A jak myślisz?
– Myślę, że to pomyłka.
– Oj, dużo musisz się tutaj nauczyć – westchnęła Aurelia – Po pierwsze nigdy,
ale to nigdy nie ufaj Karinie, może i jest fajna, ale jak poczuje chłopa to już nie jest
sobą. A po drugie moja droga, Cherubini się nie mylą. Zawsze widzą we wszystkim
interes.
Emilia się przestraszyła. Poznała już Cherubina w drodze do Jahwe i bała się go.
Czyżby rzeczywiście zrobiła coś głupiego. Jaka czeka ją kara? Sam widok Cherubina jest dla niej karą. Nie chciała wyobrażać sobie nic gorszego. Bała się.
Nagle obie zerwały się na równe nogi. Usłyszały otwierające się u góry drzwi
i dźwięk kroków na schodach. Po chwili przy kracie pojawił się anioł w brązowym
płaszczu, z blizną na twarzy. Szpeciła całą jego osobę, gdyby nie ona uznać by go
można za całkiem przystojnego. Był postury Agara. Miał zaczesane do tyłu brązowe, lekko falujące włosy. W jego bladej twarzy jarzyły się miodowe oczy, które
teraz z nieukrywaną wrogością wpatrywały się w dwie uwięzione kobiety. Emilia
poczuła się słabo. Obie oparły się plecami o tylną ścianę. Gdy otworzył się zamek
w kracie i Cherubin wszedł do środka, Emilia schowała się za plecami swojej
współwięźniarki.
– Witaj Aurelio – odezwał się w nieprzyjemny sposób.
– Gardiaszu – odpowiedziała arogancko Aurelia.
Emilią aż wstrząsnęło. Znają się. Niech ją uwolni. Powie, że to pomyłka. Przecież
zawsze się tak mówi. Uszczypnęła Aurelię w ramię. Ale nawet to nie ruszyło Aurelii, która była sparaliżowana strachem.
– Niestety – powiedział ponownie anioł podchodząc do Aurelii – muszę wyjechać do Jerycho. Wrócę dopiero wieczorem. Ale obiecuję, że cię ponownie odwie176
dzę.
Mówiąc to przejechał palcem po twarzy mieszańca, dokładnie tak jakby poruszał
się po swojej bliźnie. Emilia wyczuła drgawki, jakie przeszły po plecach towarzyszki. Nie sądziła, że ona aż tak się boi.
– A ty! – Wrzasnął na Emilię chwytając ją za włosy i stawiając przed Aurelią.
– To pomyłka! – Krzyknęła Emilia.
Aurelia chciała ją osłonić, ale uderzona mocno w twarz upadła na podłogę. Nawet
słoma nie zamortyzowała bólu, który poczuła na twarzy i kolanach.
– Pomyłka!? – Gardiasz krzyczał prosto w twarz raba – Jonatan to pomyłka –
i popchnął Emilię tak, że wpadła na Aurelię.
Obie padły sobie w ramiona. Obu łzy płynęły po policzkach. Anioł opuścił celę,
zamykając kratę na klucz.
– Czego on chce? – Wyszeptała przerażona Emilia drżąc w ramionach Aurelii.
– Wiem czego chce ode mnie – powiedziała odgarniając włosy Emilii do tyłu
– ale od ciebie, nie mam pojęcie. Obawiam się, że niedługo się dowiemy.
ROZMOWA JONATANA Z GABRIELEM
Jonatan właśnie wchodził do świątyni Gabriela. Próbował go powstrzymać jego adiunkt, ale nie dał rady. Anioł sprawnie wykręcił mu rękę i uderzył o ścianę. Po
chwili otworzył drzwi do głównej nawy i trzasnął nimi o ścianę aż zgasły w środku
wszystkie światła pochodni. Nawę oświetlał teraz tylko świetlik w suficie, ale wystarczało to by dostrzec Gabriela na głównym tronie świątyni.
– Gabrielu! – Krzyknął Jonatan idąc w jego stronę – Gabrielu, proszę…
– Nie tak się wchodzi do mojego domu – przerwał mu Gabriel unosząc się do
góry.
– Gabrielu – powiedział Jonatan błagalnym tonem – daj mi glejt.
Gabriel nie odpowiedział, patrzył dalej na Jonatana i nie wierzył, że może być tak
bezczelny. Czekał. Jonatan dopiero na środku tam gdzie skupiało się światło świetlika, uklęknął.
– Gabrielu – jego błaganie się powtórzyło – proszę.
Gabriel wolnymi krokami zbliżył się do Jonatan. Stanął przed nim. Złapał za ramię
i pociągnął do góry. Jonatan już stał.
– Jak tam moje sprawy? – Powiedział.
– Gabrielu – odpowiedział Jonatan – daj mi glejt. Muszę wkroczyć do Gardiasza.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 177
– Nie mogę – odpowiedział ze smutną miną – najpierw mów, co się wydarzyło
w świątyni Kafcjela.
Jonatan domyślał się, że nie przyspieszy spraw, więc zaczął relacjonować mu przebieg wydarzeń w świątyni. Opowiedział o wszystkim.
– Dzielny Uriel – powiedział zmartwiony Gabriel – już tyle lat w niewoli. Ale
niedługo to się zmieni mój przyjacielu i mój brat do nas wróci.
– Jak myślisz Lilith dotrzyma słowa? – Skierował pytanie do Jonatana.
– Myślę, że tak – odpowiedział – wyczułem, że tęskni do Ojca.
Gabriel aż się zaśmiał.
– Obawiam się, że jedyne co czułeś to pociąg do naszej Lilith. Ale powiem ci.
Nie warto. Jest strasznie wyrachowana i dominująca. A my mężczyźni, nie lubimy
dominującej drugiej osoby. Wiesz kim ona jest?
– Wiem tylko to, czego nauczono nas o niej w Nous.
– To wiedz, że kochaliśmy się w niej wszyscy – powiedział Gabriel – naprawdę wszyscy. Nie ma w tym żadnej ujmy. Niestety albo na szczęście nie posiadł jej
nikt. A ona kochała tylko dzieci. Czasami zakochała się w jakimś człowieczku, ale
to wszystko. Ona kocha tylko dzieci. I od dzieci wzięła całą swoją moc. Mogła być
królową, panią. Mogła być kim chce. A została…
– Gabrielu – Jonatan już nie mógł wytrzymać, widać było, że przez całą rozmowę był nerwowy.
– Wiem mój przyjacielu – starzec poklepał Jonatana po ramieniu – przed
chwilą dostałem pismo od Gardiasza. Mam złą wiadomość dla ciebie.
Jonatan nie odpowiedział. Chciał usłyszeć od razu tę wiadomość.
– Aurelię schwytał Cherubin, a ona go ośmieszyła przy kilku innych aniołach.
Jutro rano stanie przed sądem i wymierzona zostanie jej kara.
– To kłamstwo – krzyknął zdenerwowany Jonatana – parszywe kłamstwo.
W nocy porwali ją z karczmy Agara. Nie było żadnego ośmieszenia. Związali
wszystkich, a ją zabrali. Nawet Agarowi się znowu dostało.
– A widzisz – powiedział Gabriel – czy nie mówiłem, że Cherubini za tym
stoją.
Gabriel przypomniał, kto miał rację w sprawię Agara.
– Ale powiedz mi przyjacielu, kto zezna tak przed sądem? Ty, jako wyrzutek
i jej ukochany? Komu uwierzą?
Przystanęli na chwilę. Spacery po nawie męczyły Gabriela. Były takie nudne i tak
przyzwyczaił się do siedzenia. Usiedli na ławeczce.
– To może Agar? – Mówił dalej Archanioł – tylko czy nie ośmieszy się on
178
wtedy jeszcze bardziej? Czy zaryzykuje? Skończy się pojedynkiem, a on w tym
stanie raczej nie wygra. I prawda będzie po stronie Cherubina. To może któryś
z rabów tam obecnych? Ale komu uwierzą, aniołowi czy ludzkiej duszy?
– Nie może tak być – powiedział urażony Jonatan – to prawo Ojca już nic nie
znaczy?
– Już to gdzieś słyszałem, tylko bardziej wulgarnie – Jonatan nie wiedział, że
Gabriel przywołał wczorajsze słowa Aurelii. – Ten Cherubin, nawet nie wiem jak
ma na imię, widać jest mało ważny, zażądał Metatrona na sędziego. Rozumiesz?
Księcia Aniołów.
– No i? – Jonatan nie rozumiał, do czego zmierza starzec.
– Książę jest leniwy, dokładnie jak ja. Więc wyznaczył swojego zastępcę. Ale
nie chciał urazić czcigodnego Cherubina, który nie potrafi sobie poradzić
z mieszańcem.
Jonatan nie obraził się na te słowa. Wiedział, że Gabriel naśmiewa się z Cherubina.
– To pozwolił mu wybrać, kogo chce – mówił dalej – i wiesz kogo wybrał?
Nastała chwila ciszy.
– Gardiasza, który właśnie jedzie po glejt do Jerycho, aby odebrać go z rąk
samego Metatrona – dokończył Gabriel.
Jego słowa zaskoczyły Jonatana. Jeżeli jest tak jak mówi, to Gardiasz jest nie do
ruszenia. A sama Aurelia jest w bardzo nieciekawej sytuacji. Nawet jeśli zabije
Cherubina to nie zwycięży. Zginie on jak i Aurelia. Musi znaleźć inny sposób. Skoro sąd jest dopiero jutro rano to ma trochę czasu. Tylko czy Aurelia tyle wytrzyma,
czy nic złego jej się do rana nie stanie. Chciał być dobrej myśli, ale jakoś nie mógł.
– Mam dla ciebie drugą złą nowinę – Gabriel przerwał jego rozmyślania –
a mianowicie Cherubini mają twoją Emilię. I tu sprawa jest o wiele poważniejsza,
choć nieoficjalna. Ponoć zabiła jakiegoś raba.
– Co?! – Jonatan aż wrzasnął – to niemożliwe. Przecież ona jest…
Nie dokończył, bo przerwał mu starzec.
– Tak, tak Jonatanie. Oni chcą teraz dorwać się do twojej skóry. Będą czekać
na twój ruch. A znając cię popełnisz dużo błędów. A wiesz, że musisz uważać.
Gabriel po tych słowach wrócił na swój tron. Rozsiadł się wygodnie i odpalił fajkę.
Jonatan nie wytrzymał tej arogancji. Podszedł do Gabriela.
– Pomóż mi – poprosił.
– Marne szanse – odpowiedział dmuchając dymem w twarz Jonatana, – ale nie
sądzisz chyba, że nadaremnie strzępię swój język. Umówię cię jak najszybciej się
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 179
da z Gardiaszem. U mnie. Porozmawiasz z nim, dowiesz się czego chce od ciebie
w zamian za ich uwolnienie. Prosta sprawa jest z Emilią. Jej uczynek nie został
nagłośniony, a ciała nie znaleźli. Poza tym oni nie wiedzą co mają. Jeżeli dobrze
myślę to załatwili to w ten sposób, że ów martwy rab jest dobrze ukryty i cudownie
ożyje dopiero gdy sprawa ucichnie. Ot, taka przysługa dla Cherubina w zamian za
raj. Natomiast, co do Aurelii to wiesz, że Gardiasz ma do niej słabość i tutaj już nie
wygląda to tak przyjemnie i prosto. A czy ten mieszaniec w ogóle mówił ci coś
o tym Gardiaszu?
Jonatan zacisnął pięść. Tym razem poczuł się urażony słowami Gabriela. Nie uszło
to uwadze Gabriela.
– Bo się przestraszę przyjacielu – zaśmiał się starzec.
– Przepraszam, ale nie …. – Jonatan nie dokończył.
– Dobrze, już dobrze – Gabriel kończył się właśnie śmiać, czkając na odpowiedź.
– Właściwie to wiem tylko, że ją bił, czasami aż do nieprzytomności. Był jej
panem, władcą. Nic więcej nie mówiła, a i ja nie pytałem. Boję się rozdrapywać
stare rany – odpowiedział po chwili.
– Wydaje mi się, że będziesz musiał – powiedział Gabriel odkładając fajkę.
– Potrzebuję was Jonatanie – powiedział po chwili ciszy Archanioł – ciebie
i Agara. Musicie odzyskać dla mnie Uriela, a wtedy wróci prawo i porządek. Prawo
Ojca. Ostatnio gdy mu o tym mówiłem, stwierdził że oddał to miejsce nam. Powiedział, że już powinniśmy nauczyć się radzić sobie sami. On teraz chce się skupić na
ziemi. Chce tam wrócić.
– Ja i Agar – Jonatan się zaśmiał – przeciwko pierwszym Samuela. Ty chyba
naprawdę nie myślisz już na starość. Inaczej się umawialiśmy. Mam dostarczyć ci
tylko krew pierworództwa.
– Ktoś jednak będzie musiał tę krew podać Urielowi – odpowiedział Archanioł. – Poza tym powiedziałem ci już jak uwolnić twoją ukochaną z jej brzemienia.
Do zaćmienia jest trochę czasu. Fajsos się wami zajmie i was przeszkoli. Myślę
też, że Lilith wam pomoże i jeszcze kilku braci z klanu.
Jonatan przymrużył oczy. Lilith, nie no proszę. Zamiast na walce będzie skupiał się
na niej.
– Ale proszę cię o jedno – powiedział Archanioł – jeżeli uda nam się uratować
je obie, to Aurelię zostawisz w spokoju aż do czasu powrotu mojego brata. Wiem,
że to trudne, ale konieczne.
Jonatan nie mógł zostawić ot tak, w spokoju Aurelii. Nie na tak długo. Właściwie
180
to mógł już jej nigdy nie zobaczyć. Odbicie Uriela nie należało do łatwych zadań.
Jonatan miał tylko nadzieje, że Gabriel się nie myli, że zaplanuje wszystko. Co do
Emilii, to też miał wobec niej inne plany. Gabriel też je znał. Poza tym, one trzy
w jednym czasie? Za dużo nawet jak dla niego.
–To co? – Usłyszał ponownie pytanie Archanioła – mogę na to liczyć? Najważniejsza jest Aurelia. Musisz przestać się z nią spotykać. W momencie gdy uratujesz Uriela, zrobisz jak uważasz. Jeżeli wrócisz do Aurelii to nawet tutaj będzie
dla was miejsce o ile dokonasz tego, o czym ci mówiłem wcześniej – Gabriel tym
zdaniem przypomniał Jonatanowi jak ma uwolnić Aurelię od hańby jej rodziców.
Z tym nie powinno być problemu, gorzej z Urielem, pomyślał anioł.
– Niech i tak będzie – odpowiedział Jonatan – nie mam nic do stracenia. Tak
czy siak i tak mogę zginąć. Ale w tym ostatnim przypadku Aurelia będzie wolna.
– To cieszę się – powiedział starzec wstając z tronu – zaraz pogrzeb naszych
braci. Mam nadzieję zobaczyć was tam obu. Stańcie gdzieś nieopodal, najlepiej tak
aby nikt was nie widział. I obserwujcie. Cherubin z pająkiem na szyi stoi za tym
wszystkim. To on załatwił Agara i twoje dwie dziewczynki. Po obiedzie możecie
już do mnie zawitać. Omówimy plan na wieczór.
Jonatan skinął głową z uśmiechem. W końcu będzie miał szansę się zemścić. Odwrócił się i udał się w stronę wyjścia. Mijając korytarz przeprosił jeszcze tylko adiunkta Gabriela klepnięciem w ramię. Po chwili był na zewnątrz. Udał się go Agara
przekazać mu informację o Emilii i Aurelii. Za bezcelowe uważał trzymanie go
dalej w domu Beala. Później chciał udać się na pogrzeb, a po nim do Klemensa.
W końcu musiał obciąć mu to co sobie obiecał. Gabriel natomiast odprowadził
anioła wzrokiem do drzwi. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że zapewnienie
Jonatana, że zostawi w spokoju Aurelię jest czczym gadaniem. Znał potęgę miłości
i chociaż wiedział, że Jonatan będzie się oszukiwał to nie zostawi Aurelii nawet
w rękach Archanioła. Miał w głowie już zalążek planu jak ich odsunąć od siebie
przynajmniej na chwilę, ale na razie się nad tym nie rozwodził. Czekała go rozmowa z Gardiaszem i jego panem. Tutaj mógł spodziewać się problemów.
SPOWIEDŹ AURELII
Aurelia przygotowywała się do zbliżającego się koszmaru, jaki niechybnie
miał ją spotkać. Siedziała przy Emilii, która spała trzymając głowę na jej udach.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 181
Nie myślała o niczym innym tylko o Jonatanie. Pragnęła go znowu ujrzeć. Teraz
już nie chciała śmierci. Chciała żyć razem z Jonatanem. Przydałby się jej teraz odpoczynek, ale nie była w stanie zasnąć, myśli o ukochanym nie pozwalały jej na to.
Nie wiedziała kiedy będzie miała jeszcze wolną chwilę, więc chciała ją poświęcić
na przyjemne wspomnienia. Tylko Jonatan był w stanie wywołać je u niej. Wróciła
do pierwszego spotkania z Jonatanem, do ich pierwszej wspólnej nocy i jego nieudolnych podrywów. Podobał jej się, ale jego zachowanie wzbudzało w niej tyle
sprzecznych uczuć. Już wtedy wiedziała, że każdą osobę na której zacznie jej zależeć spotka kiedyś jakaś przykrość. Starała się tego unikać, z nikim nie zaprzyjaźniać, ale wobec Jonatana była uległa. W stosunku do niej był jak małe dziecko,
próbował ją ochraniać ale wiedziała, że bardziej może zaszkodzić sobie niż jej pomóc. Mimo tego robił to i wywiązywał się z tego doskonale jak dla niej. Czuła na
twarzy jego oddech, czuła jak gładzi jego włosy. On to uwielbiał. Przypominała
sobie to co najlepsze im się przytrafiło. Wspólne wyprawy na kresy, gdzie nikt nie
mógł ich odnaleźć, wspólne obiady. Najbardziej lubiła nocne igraszki w Sakrum.
To tam odbyła z nim pierwszy akt. To było ich święte miejsce. Ciekawe czy będzie
jej wierny po śmierci. Tak bardzo chciała teraz żyć mimo tego, że jeszcze wczoraj
nie szanowała tego co ma. Wiedziała, że będzie to mało prawdopodobne, a jeżeli
już jakimś cudem uniknie śmierci, to spędzi tutaj wiele czasu nim coś się zmieni.
Tak chciała żeby ją uratował, przybył po nią. Tak samo jak wtedy kiedy się poznali,
kiedy się za nią wstawił, kiedy ją zabrał od Cherubinów. Po chwili jednak doszła
do wniosku, że nawet, jeśli ją uwolni to wszystko będzie się powtarzać. Będzie
musiała spoglądać za swoje plecy i żyć w ukryciu. Teraz jednak gdy jest w niewoli
pragnęła żyć, wrócić do dawnego życia, na przekór wszystkiemu i wszystkim jeszcze raz podjąć walkę o ich wspólne szczęście. Im dłużej myślała tym bardziej się
gubiła. Z jednej strony fizyczny ból i cierpienie z drugiej psychiczne wstrząsy,
wieczne ukrywanie i strach.
Ocknęło ją poruszenie głową Emilii. Popatrzyła na nią. Biedna – pomyślała, –
co ona im zrobiła? Czego od niej chcą? Tak teraz żałowała, że jej nie polubiła. Była o nią lekko zazdrosna, ale w miarę upływu czasu nie przejmowała się nią. Ufała
Jonatanowi. Pogłaskała Emilię po włosach. Uśmiechnęła się do niej. W jej oczach
znowu pojawiły się łzy. Coraz bardziej martwiła się o nią niż o siebie. Czy ona wytrzyma? Już sam widok Cherubina ją przerażał, a to dopiero początek i to ten łaskawy. Może jednak ją uwolnią. Może Emilia miała rację, że to pomyłka. Przecież
rabów nie można krzywdzić, znała prawo Ojca. Skoro dostali szansę, to są rozgrzeszeni, teraz tylko czekają na przejście. Tego zazdrościła ludziom, szansy jaką do182
stawali od Ojca. Mimo popełnianych drobnych grzechów na ziemi mogli wybrać,
czy chcą powrócić czy zostać tutaj. Powrót na ziemię mógł się odbywać wielokrotnie. Za każdym razem inna przygoda, inne życie. Anioł tego nie miał. Otrzymał
życie bez chorób i starości. Można powiedzieć, że otrzymał życie wieczne, ale kiedy pojawiała się śmierć, stawał przed obliczem Ojca. Tam już nie dostawał szansy,
był rozliczany za służbę jaką oddał Ojcu. Człowiek po śmierci mógł wybrać, anioł
już nie. Żadna istota z tego świata nie ma prawa wtrącać się do rabów, zmuszać ich
do czegoś wbrew ich woli, ma służyć im pomocą i nauką. Ale widziała oczy Gardiasza, gdy ciągnął Emilię za włosy, coś do niej miał. I wspomniał przy tym Jonatana. Może chciał go jakoś ukarać. Ale żeby aż tak. Miał swoje powody, chociażby
ta szpecąca blizna, dzieło jej ukochanego. Co ona mogła mieć wspólnego
z Jonatanem? Nie, Gardiasz musiał być źle poinformowany. Przecież wystarczy
mu ona sama, aby Jonatan cierpiał. Wymyśli historyjkę dla Emilii na pocieszenie.
Chciała ją jakoś pocieszyć, więc skłamie. Wie, że rab nie jest w stanie wyczuć
kłamstwa.
Emilia otworzyła oczy, ale nie poruszyła się. Aurelia zaczęła delikatnie muskać jej skórę na twarzy.
– Śpij dziecko – powiedziała cichym spokojnym głosem, jakby mówiła do
małej dziewczynki – odpocznij, zbieraj siły – dokończyła.
Emila znowu zamknęła oczy, ale Aurelia wyczuła, że nie śpi. Czy ona też o czymś
teraz myśli? Czy ona spodziewa się, co ją może czekać? a może żyje w błogim przeświadczeniu, że niedługo wyjdzie. Oj, jak bym chciała – pomyślała Aurelia.
– Co to jest za tatuaż, który masz pod okiem? – Usłyszała pytanie.
Aurelia nie chciała jej mówić prawdy, wiedziała, że aniołowie wiedzą co to oznacza i może kilku jakichś rabów. Nie chciała jej uświadamiać.
– Znak mojego klanu – powiedziała tylko – tak jak każdego innego anioła, my
mamy takie znaki, wy nosicie swoje na dłoniach.
– Ale ty masz je na policzku, szyi i dłoniach – drążyła dalej Emilia.
– No tak, nie da się ukryć – powiedziała Aurelia lekko zdenerwowana niezręcznym pytaniem.
– Czy byłaś kiedyś rabem, a teraz jesteś aniołem?
Aurelia aż się uśmiechnęła, słysząc tak głupie pytanie. Aniołowie mieli znamiona
na szyi, co bardzie nadgorliwi robili je sobie też pod okiem, ale nigdy na dłoniach.
Tego nie mogli zrobić. Tylko pierwsi aniołowi urodzili się czyści. Bez żadnego
rysunku, żadnego znamienia. To oni zaczęli tworzyć swoje klany, a tatuaże miały je
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 183
wyróżniać.
– No, można tak powiedzieć – odpowiedziała – żyłam na ziemi i po śmierci
trafiłam tutaj, jako anioł.
– To tak można? – Spytała Emilia.
– Jak najbardziej – odpowiedziała Aurelia głaskając ją po włosach – tylko
trzeba mieć rodziców aniołów.
– Twoja mama i tata są aniołami? – Pytała dalej Emilia.
– Byli – odpowiedziała Aurelia – kiedyś. Teraz są zwykłymi… – nie dokończyła.
– Chciałabym poznać te wszystkie opowieści, możliwości – powiedziała Emilia – w Betel nawet zaczęłam czytać Biblię. Jak stąd wyjdę to przeczytam ją całą.
Jest bardziej ciekawa niż na ziemi. Tyle było tam ksiąg. Życia może zabraknąć.
– Tutaj ci tego nie zabraknie – Aurelia pocałowała Emilię w czoło – przeczytasz je wszystkie.
Aurelia myślała nad jakąś historyjką, by opowiedzieć ją Emilii, ale nie mogła nic
wymyśleć na poczekaniu. To rozmyślanie przerwała jej współtowarzyszka.
– A jak tutaj się rodzą aniołowie? – Spytała – jak powstał taki Jonatan?
– To musisz przeczytać księgę o narodzinach aniołów – odpowiedziała Aurelia
nie chcąc zasmucać ją opowieścią o tym jak powstają teraz aniołowie – ta oprawiona w kolorze czerwonym będzie mówić o narodzinach pradawnych aniołów jak
Archaniołowie, Serafinowie a ta oprawiona na czarno opowiada o tych zwykłych
aniołach. Takich jak Jonatan czy Agar.
– A kto to jest Agar?
– To przyjaciel – Aurelia uśmiechnęła się – najlepszy przyjaciel Jonatana i mój
brat.
– Fajnie jest mieć brata?
– A ty, kim byłaś na ziemi? – Spytała Aurelia nie chcąc odpowiadać na to pytanie.
– Ja? Zakonnicą, należałam do sióstr niepokalanek – odpowiedziała Emilia –
brakuje mi teraz moich sióstr. One zawsze coś poradziły.
– I jak wrażenia? – Aurelia nie wiedzieć, czemu zadał to pytanie.
– Tutaj wszystko wydaje się takie inne niż to, czego nauczono nas na ziemi –
Emilia otworzyła oczy – czasami jest naprawdę pięknie, a czasami strasznie. Czemu nawet tutaj Bóg stworzył złych aniołów? Czemu piękno pomieszane jest
z brzydotą?
– To nie Ojciec ich takich stworzył – odpowiedziała Aurelia – to wy nas taki184
mi zrobiliście. Samo piękno jest w Edenie, a my jesteśmy tacy sami jak wy. Dobrzy i źli.
– A do której grupy należą Cherubini? – Spytała Emilia.
Aurelia nie odpowiedziała na to pytanie. Nie chciała. Emilia słysząc ciszę zamknęła ponownie oczy.
– Ja też chciałabym zostać aniołem – w głosie Emilii panował spokój – czy to
możliwe w moim przypadku?
– Tu wszystko jest możliwe. Nawet to, że niedługo stąd wyjdziesz. To pomyłka – Aurelia chciała podnieść Emilię na duchu.
– To dobrze, – ale w głosie Emilii nie było słychać euforii, zupełnie tak jakby
się pogodziła z sytuacją, w której obecnie się znajduje.
– Śpij – powiedziała po chwili Aurelia – jak wyjdziesz musisz mieć siłę, musisz być wypoczęta.
– Jestem głodna – wymamrotała Emilia.
Rzeczywiście, Aurelia też czuła głód, lecz nauczyła się go oszukiwać. Nie wiedziała nawet jaka jest teraz pora. Nie wiedziała ile tutaj leżała, a i od wizyty Gardiasza
minęło sporo czasu. Czekała na dzwony oznajmiające pogrzeb braci Agara, ale na
razie panowała cisza. Im dłużej siedziała i patrzyła na Emilię, tym szybciej biło jej
serce. Czuła, że zbliża się czas bólu i cierpienia. W każdej chwili może zejść tutaj
Gardiasz i ją zabrać. Obie na chwilę zasnęły.
POGRZEB ANIOŁÓW
Jonatan z Agarem nie stali w tłumie przed rajskim placem, na którym znajdowały się trzy stosy. Jeden obok drugiego ułożone były na podwyższeniu tak, że
wystawały ponad wszystkich. Plac był zapełniony większością aniołów znajdujących się w Jahwe. Jonatan nie chciał być rozpoznany, więc ukrył się na dachu jednej z kamienic. Żałował tylko, że nie zdołali nic wyciągnąć od Beala, który zapewniał ich, powołując się na wszystkich pierwszych, o swojej niewinności. Był tak
żałosny, gdy go przesłuchiwali, że nawet poprosił ich by nie rozpowiadali o tym co
wydarzyło się w jego domu. Jonatan mu uwierzył, Agar natomiast nie był przekonany. Po rozmowie z Archaniołem, Jonatan wyjaśnił swojemu przyjacielowi, kogo
mają dorwać. Teraz obaj szukali swojego celu. Jonatan miał dobry wzrok, więc
widział wszystko dokładnie. Najważniejsze dla niego było wypatrzenie anioła
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 185
z pająkiem na szyi. Wzrokiem ogarniał tylko ubranych na brązowo, nie było ich
wielu, ale za to stali w grupkach. Większość pozostałych aniołów była ubrana
w zielone szaty oznaczające żałobę. Zauważył Gabriela otoczonego swoimi pierwszymi, po jego prawicy stał Fajsos. Widział też Serafina prowadzącego ceremonię,
robił wrażenie. Wszyscy Serafinowie są tak potężni jak ten, na którego teraz spogląda. Byli oni obdarzeni wysokim wzrostem, wysokiego i tak Agara przewyższali
o dobre dwie głowy. Byli szczupli, jednakże dobrze zbudowani, umięśnieni i silni.
Każdy z nich miał jasne, prawie białe włosy, ich oczy były bladobłękitne, skóra
zdawała się być niemal przezroczysta. Jedynie usta miały silnie czerwoną barwę.
Jonatan nie za bardzo przejmował się spektaklem i tym, co mówił anioł
w czerwieni, stojący na jednym ze stosów z pochodnią w ręce i księgą w drugiej.
Jego interesowała pajęcza sieć, a właściwie anioł z pająkiem jako tatuażem. Obserwował. Agar natomiast przeżywał. Byli to w końcu jego bracia. Kiedy odczytywano ich imiona, Agar zgniótł w pięści kawałek muru. Widać było, że pragnie zemsty. Wiedział, że po spaleniu jego bracia staną przed Ojcem, nie tak jak ludzie
przed Metatronami, ale przed samym Ojcem. I jeśli pełnili swoją posługę dla jego
dobra to pozwoli im przejść, jeżeli nie to nie zobaczy ich nigdy więcej. Ich imiona
po pewnym czasie też zostaną zapomniane. Wierzył, że jeszcze ich ujrzy, że jeszcze się z nimi napije. Innej możliwości nie dopuszczał do swoich myśli. Wszyscy
uklękli, Jonatan przeskoczył z dachu na rzeźbę znajdującą się na fasadzie budynku
i kucnął. Teraz miał najlepszą okazję do znalezienia poszukiwanego. Cały plac klęczał, wszystkie oczy skierowany były ku ziemi. Tylko Serafin, prowadzący ceremonię stał i milczał. Wyciągnął olbrzymi miecz. Uderzył nim w ziemię. Po placu
przetoczyła się siła jego uderzenia. Jonatan z Agarem poczuli na twarzy zimny
wiatr powstały po uderzeniu. Pod stopami zadrżała lekko ziemia, słońce na krótką
chwilę okryło się czerwoną mgłą i na placu zrobiło się mroczno i złowrogo. Wszyscy obecni poczuli wszechogarniającą trwogę, spowodowaną przeświadczeniem
o obecności Boga. Po chwili słońce znów zaczęło świecić swoim blaskiem
i wszystko wróciło do normalności. No proszę, – pomyślał Jonatan – trochę mocniej i nie byłoby nikogo na tym placu. Serafin wziął pochodnię od anioła, który ją
trzymał. Z wież Betel dochodził dźwięk dzwonów, które układały się w jedną ze
znanych aniołom melodii. Serafin wypowiadał jakieś niezrozumiałe słowa i
z pochodni uniosły się trzy wielkie kule ognia. Po chwili ogień uderzył w każdy
z przygotowanych stosów i rozpalił je czerwonym ogniem. W tłumie słychać było
głosy: wybacz, zlituj się. Były skierowane do Ojca by był łaskawy dla braci. Nawet
Agar klęczał na jednym kolanie i bełkotał o wspaniałomyślności Ojca. Jonatan do186
strzegł dopiero teraz to czego szukał. Głupi przypadek. Wcześniej nie zwracał
uwagi na zielonych, a pająk był właśnie na szyi anioła ubranego w zielony płaszcz.
Zdziwił się, Gabriel mu mówił, że to będzie Cherubin, ale oni nie mają zwyczaju
ubierać się w szaty żałobne. Jonatan przyjrzał mu się dokładniej, pod płaszczem
zobaczył wystające rękawy w kolorze brązowym.
A jednak Gabriel się nie mylił. Tylko czemu ten Cherubin ubrał zielony płaszcz.
Czy coś przeczuwał? Jonatan wrócił jednym szybkim skokiem na dach. Kucnął
koło Agara.
– Znalazłem – szepnął mu na ucho.
Agar podniósł wzrok. Popatrzył w kierunku, który wskazał mu wzrokiem Jonatan.
– Ten w zielonym – dokończył – poznasz go, pod spodem ma ubiór Cherubina.
Na twarzy Agara pojawił się uśmiech. Zobaczył go, widział już jego tatuaż.
– No to idziemy – odrzekł do Jonatana.
– Poczekaj – Jonatan chwycił wstającego Agara za rękę – niech się rozejdą,
będziemy go śledzić.
Agar postanowił posłuchać Jonatana. Ostatnio jak tego nie zrobił, to nie wyszedł na
tym dobrze. Tłum z czasem zaczął rzednieć. Oczy ich obu były skierowane na pająka. Ale i on zaczął opuszczać plac. Podszedł jeszcze do kilku Cherubinów. Pośmiali się z czegoś i odszedł. Stosy na placu gasły powoli. Zostali tylko ci, którzy
byli najbliżej z poległymi aniołami.
Obaj zaczęli śledzić swoją ofiarę. On poruszał się po uliczkach, oni korzystali
z dachów kamienic. Czekali na dogodny moment. Agar po chwili odłączył się od
Jonatana i zwinnymi ruchami przedostał się na dół. Użył do tego balkonów, okiennic oraz rzeźb znajdujących się na ścianie kamienic. Szedł za swoim celem
w odległości około dwudziestu metrów. Po pewnym czasie nieznajomy spostrzegł,
że jest śledzony. Systematycznie skręcał w coraz to inne boczne uliczki z nadzieją
zgubienia swojego ogona. Momentami nawet biegł. Już był pewny, że się pozbył
Agara, gdy w wąskiej uliczce zeskoczył przed niego Jonatan. Zdziwiony chciał się
odwrócić i uciec, ale stał już tam lekko zasapany Agar. Cherubin zrzucił zielony
płaszcz i ukazał swoją brązową szatę.
– Jestem z klanu Cherubina Rigbiela – powiedział lekko spłoszony, – czego
chcecie?
Nie usłyszał odpowiedzi tylko zobaczył uśmiech na twarzy Jonatana. Wiedział co
go czeka. Wyciągnął swój ukryty na plecach miecz. W tym samym momencie dało
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 187
się usłyszeć dźwięk wyciąganych innych mieczy. To Jonatan wyciągnął swoje dwa
małe miecze, Agar z kolei machał już swoim wielkim toporem. Pająk nie miał
najmniejszych szans. Rzucił się na Jonatana, ale zdołał zadać tylko dwa puste ciosy
gdy dostał porządnego kopniaka w splot. Cios był na tyle silny, że aż klęknął wypuściwszy miecz. Od tyłu dopadł go Agar i podłożył mu pod brodę ostrze swojego
topora.
– No to co? – Powiedział Jonatan pochylając się nad nim – porozmawiamy?
Cherubin tylko plunął mu na stopy.
– Nie mamy o czym – powiedział wściekły – i tak już po tobie.
Agar zdzielił go w łeb obuchem topora. Nieznajomy upadł zemdlony, Jonatan
sprawdził tylko czy aby na pewno na szyi ma pajęczynę. Odchylił mu włosy
i potwierdził swoje przypuszczenia.
– Trzeba go zabrać do karczmy – powiedział do Agara.
– Jak sobie życzysz – odpowiedział mu zadowolony anioł.
Pierwszy raz od jakiegoś czasu coś mu w końcu się udało. Agar założył na pająka
jego zielony płaszcz. Przerzucił go sobie przez ramię i obaj udali się do karczmy
Agara. Tam mogli spokojnie go przesłuchać.
OFANIEL
Gabriel po pogrzebie udał się do siedziby Gardiasza w celu zaproszenia go na
kolację. Wiedział, że ten odmówi, ale miał w zanadrzu inny plan. W mieście przebywał jeden z potężniejszych Cherubinów. To z nim liczył tak naprawdę na rozmowę. Gabriel wiedział, że nie zostanie rozpoznany, potrafił zmieniać twarz. Tylko
pierwsi, którzy narodzili się z Ojca mieli taką zdolność. Najczęściej przedstawiał
się, jako swój własny adiunkt lub rab. Nigdy też nie pokazał swojej prawdziwej
twarzy komuś, kto nie był jego pierwszym. Nawet Jonatan i Agar widzieli go takim, jakim nie jest. Nieważne jaką nosiłby maskę, tylko mu podobni mogli go rozpoznać. Z tych, którzy byli w mieście to tylko Ofaniel, najstarszy z Cherubinów,
był w stanie go zidentyfikować. Razem z Rikbielem i Zofielem stanowili tak zwaną trójkę Potężnych Cherubinów. Kiedyś jeszcze był z nimi Samuel, ale został wypędzony. Gabriel nie przepadał za pozostałymi Cherubinami a już w szczególności
za Kajrem, który zajął miejsce Upadłego. Wiedział, że wszyscy dalej hołdują wy188
pędzonemu, ale nie chcą otwarcie wystąpić przeciwko Ojcu. Nie po tym co stało
się z Samuelem. Dochodził już do świątyni. Przed wejściem do środka stało kilku
aniołów ubranych w brązowe płaszcze z mieczami przewieszonymi przy boku.
Nawet teraz próbuje pokazać swój status, swoją pychę – pomyślał Gabriel. Nie to
co u niego – jedynie adiunkt i kilku pierwszych, którzy mieszkają w jego świątyni.
Ofaniel lubił otaczać się dużą ilością uzbrojonych Cherubinów. Było to przedłużeniem jego męskości i statusu.
– Czego chcesz rabie? – Zatrzymał go przed wejściem największy z nich.
– Byłem umówiony – odparł Gabriel opuściwszy zakrytą kapturem głowę.
– Nic o tym nie wiemy – odpowiedział drugi i obaj zagrodzili mu wejście do
środka.
Otworzyły się drzwi i wyszedł anioł, ubrany na brązowo, ale bez płaszcza. Popatrzył na niego surowym wzrokiem jakby czekał na jakiś znak. Gabriel wyciągnął
rękę przed siebie. Na jego dłoniach pojawił się tatuaż motyla.
– Wejdź – odpowiedział Cherubin bez płaszcza – nasz mentor czeka na ciebie.
Gabriel wszedł do środka. Zaraz po rozmowie z Jonatanem wysłał ptaka do Ofaniela z wiadomością, że wyśle do niego swojego raba ze znakiem motyla na dłoni.
Gabriel tak jak inni z pierwszych aniołów nie posiadał tatuażu, był czysty. Niektórzy sobie później dorabiali znamiona, chcieli być bardziej rozpoznawalni. Jemu na
tym nie zależało. Po krótkiej chwili byli już w środku.
– Zdejmij płaszcz – powiedział do niego Cherubin – i pokaż czy nie masz
żadnej broni.
Gabriel wykonał polecenie. Pozwolił się przeszukać. Mógł go powalić jednym ruchem ręki, ale nie po to tu przyszedł. Nie będzie walczył. Przyszedł poprosić.
Wszedł do środka.
Ofaniel siedział w środku, obok niego siedziało kilku Cherubinów – byli oni
pewnie ważniejszymi w jego hierarchii; wszyscy spożywali posiłek. Nagle Gabriel
usłyszał donośny śmiech tego, do którego przyszedł.
– Nie wierzę – powiedział Ofaniel – rab? Bo nie uwierzę... – po czym szybkim
ruchem wstał zza stołu.
Reszta zrobiła dokładnie to co on, tylko nie wiedzieli o co chodzi, na dodatek kilku
z nich wyciągnęło miecze. Gabriel wiedział, że Cherubin go rozpoznał.
– Wyjść! – Krzyknął na swoich aniołów Ofaniel – zostawcie nas samych.
– A ciebie – tu wskazał palcem na Gabriela – zapraszam do stołu. Tak zacnych
braci to nawet trudno jest spotkać w Jerycho.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 189
Wszyscy posłusznie wykonali rozkaz swojego mentora. Mijając Gabriela, każdy
przyglądał mu się z uwagą. Wiedzieli, że jest kimś ważnym i chcieli zapamiętać
jego twarz. Nim Archanioł doszedł do stołu jego tatuaż zniknął z dłoni, a twarz
zmieniła się by znów przypominać tego, którego znał Jonatan i inni aniołowie. Był
sobą. Od dawien dawna nie czuł się tak jak teraz. Usiadł na wskazane miejsce,
a Ofaniel nalał mu wina.
– Nie wierzę – powiedział, uśmiechając się do Gabriela – Archanioł w moim
domu i to sam Gabriel.
– Witaj Ofanielu.
– Słyszałem, że też jesteś w mieście, ale to! Tego się nie spodziewałem. Co cię
sprowadza w moje progi?
– Prośba – odpowiedział Gabriel.
– Zaciekawiasz mnie coraz bardziej – Ofaniel nie mógł wyjść z podziwu – to
proś!
– Chcę zapobiec pewnej rzezi w tym mieście i ty musisz mi w tym pomóc.
– Masz taką władzę, że poradzisz sobie z tym sam. Dlaczego mnie prosisz
o pomoc?
– Dlatego, że to moja strona może zniszczyć twoich aniołów. A nie chcę tego.
Ofaniel się zaśmiał.
– Nie rozśmieszaj mnie – powiedział już na poważnie – w tym mieście jest
więcej Cherubinów niż gdzie indziej. A ty kogo masz, Fajsosa?
Gabriel miał chęć walnąć go za zarozumiałość.
– To może Agara – mówił dalej Cherubin – o przepraszam, czy nie dostał
ostatnio od moich chłopców po łapach? Więc, Gabrielu, streszczaj się i mów, o co
ci chodzi.
Ofaniel po tych słowach wrzucił kości kurczaka do miski i wytarł ręce w ścierkę.
– Porywanie rabów z ulicy nie przystoi chyba Cherubinom? – Gabriel spytał
prowokacyjnie.
– Jakich rabów? Nic o tym nie wiem.
– Metatroni też jeszcze nie wiedzą – Gabriel dał do zrozumienia, że może do
tej sprawy włączyć sędziów, a to już nie byłoby takie miłe – mianowicie twój Gardiasz porwał z ulicy raba Jonatana.
Ofaniel wstał od stołu.
– Niemożliwe. Wiedziałbym o tym – powiedział nalewając im wina – czy ci
się nie pomyliło, czy nie chodzi ci o tego mieszańca, z którym sypia ten twój Jonatan?
190
– Nie – odpowiedział, – ale o tym mieszańcu też bym chciał porozmawiać.
– Mów dalej – powiedział siadając naprzeciw Gabriela – robi się ciekawie.
– Wiesz, że porywanie rabów jest tutaj surowo karane.
– Tak jak większość złych uczynków, ale sami potrafimy to ukrywać przed
księciem, nieprawdaż? – Ofaniel przerwał Archaniołowi i uśmiechnął się.
– Wracając do sedna – Gabriel napił się wina – chcę je odzyskać, najlepiej
obie i w całości.
– To mówisz, że zrobił to Gardiasz – podsumował go Ofaniel – o mieszańcu
wiem i niestety nic na to nie poradzę. Takie prawo. Tak naprawdę jest naszą własnością, nie Jonatana. Musi się do tego przyzwyczaić. Im szybciej tym lepiej. Co
do tego porwania, to chyba urwę mu łeb i powieszę przed główną bramą. Jak to
możliwe, że ty wiesz coś, czego nie wiem ja.
– Muszę je odzyskać – ponowił swoją prośbę, – jaka jest twoja cena?
– O! – Odpowiedział Cherubin – będziemy się teraz targować. Nieładnie, nieładnie. Gardiasz jest w Jerycho, ale wieczorem powinien wrócić. Muszę też wysłuchać jego wersji. Rozumiesz, lojalność Cherubinów. Wtedy podejmę decyzję. Ale
czemu one cię tak interesują? Jeżeli tak lubisz trójkąty, to wydaje mi się, że jest
o wiele więcej pięknych kobiet wśród anielic. Czystsze i bardziej namiętne. Taki
mieszaniec nie jest najlepszą partią dla tak czcigodnego anioła jak ty czy ja.
– Nie – uciął krótko Gabriel – nieważne. Wieczorem, jak nie będziesz się bał,
to załatwimy to u mnie.
– Nie widzę przeszkód – odpowiedział Cherubin – dawno nie byłem w twojej
świątyni, więc chętnie ją odwiedzę. Chociaż pewnie to już nie to samo co za czasów Michała lub Uriela. A właściwie, to co u nich?
Ofaniel zakpił z Gabriela wiedząc, że ten z Michałem nie widział się już od wieków, a Uriel jest w niewoli u Samuela. Gabriel zbył milczeniem to pytanie.
– Tak myślałem – Cherubin wstał od stołu – a czy ten Jonatan nie będzie podskakiwał u ciebie? Bo wiesz ja też nie chcę jatki, tym bardziej u ciebie, ale jak
mnie zmusi to nawet ty mu nie pomożesz.
– Bardziej bałbym się o Gardiasza. Jonatana biorę na siebie – odpowiedział
już nieco bardziej zadowolony Archanioł. – Agar też jeszcze nie wie kto konkretnie
zrobił mu to świństwo.
– No cóż – powiedział Ofaniel – za tak poharataną przez Jonatana twarz, to
każdy by był na niego cięty. Myślę jednak, że na Agarze się skończy. Przynajmniej
na razie. Poza tym, jeżeli Gardiasz ukrył coś przede mną to możliwe, że do wieczowww.sagaprzebudzenie.pl
Strona 191
ra nie będzie go już na tym świecie. Aurelii ci nie obiecuję, bo to nasza własność,
a co do tego raba to może się uda. Ja też nie chcę smrodu. Ale coś za coś przyjacielu.
– A mianowicie? – Spytał Gabriel – Podaj jakąś cenę.
Ofaniel nie odpowiedział na to pytanie. Wyczuć można było, że czeka na propozycje. Doskonale zdawał sobie sprawę, że Archaniołowi bardzo zależy na tych kobietach, więc czekał na propozycje. To co on by zaproponował mogłoby się okazać
zbyt mało cenne. Znając Gabriela wiedział, że posiada coś o czym on nawet nie
jest w stanie pomyśleć.
– Myślę, że o tego raba to niech oni się dogadają, tylko żebyśmy byli przy tym
oboje bo się pozabijają, natomiast co do Aurelii to…
– Nie – przerwał mu Ofaniel – ten mieszaniec to nie taka łatwa sprawa, poza
tym ja też muszę coś z tego mieć. A na razie nie słyszę konkretów.
– To co chcę ci zaproponować jest warte nawet setki takich jak one – dokończył Gabriel.
Cherubin zmarszczył tylko czoło. Wiedział, że Gabriel nie rzucał słów na wiatr i to
co zaproponuje może być bardzo cenne.
– Lilith – powiedział Archanioł i nie spuściwszy wzroku z Cherubina napił się
wina.
– O! Proszę! Trzeci raz mnie zaskakujesz dzisiaj – powiedział bardzo zdziwiony Ofaniel – masz Lilith?
– Powiedzmy – Gabriel nie chciał mówić całej prawdy.
– No to chyba się napijemy jeszcze przyjacielu? – Mówiąc to Cherubin nalewał znowu wino do kielichów.
– Ale musimy to rozegrać tak, jak ci powiem – powiedział Gabriel przejmując
inicjatywę w rozmowie.
Wiedział, że Ofaniel zrobi teraz to o co go poprosi. Lilith była jego siostrą. I tak jak
każdy z aniołów zrobi wszystko dla najbliższych. Gabriel przeczuwał nawet, że
gdyby Lilith wróciła i dostała przebaczenie od Ojca, to sam Ofaniel poszedłby
w jej ślady i zniknął z życia publicznego, a co za tym idzie skończyłyby się jego
intrygi przeciwko Archaniołom. Nie miałby takiego parcia na władzę.
Archanioł czuł się zwycięzcą. Mógł upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.
Odzyskać dwie kobiety tak ważne dla jego sprawy i pozbyć się jednego
z groźniejszych przeciwników, jakim był Ofaniel. Musiał tylko przekonać go do
tego, żeby zagrali tak jak by chciał on osobiście, tylko to wszystko ma wyglądać
tak jakby to była inicjatywa Cherubina nie Archanioła.
192
PRZESŁUCHANIE PAJĄKA
Agar zdyszany rzucił Cherubina na podłogę. Gdy próbował złapać oddech to kopnął go w brzuch.
– Ścierwo – powiedział sam do siebie – żebym musiał się męczyć przez takie
bydlę.
– Podnieś go – zwrócił się z prośbą Jonatan.
– I może jeszcze mam go pocałować – odparł zmęczony Agar – Wstawaj!
Wstawaj! – Mówiąc to kopał go po tyłku.
Cherubin związany, obolały usiadł na krzesełku.
– Gdzie? – Agar kopnął krzesełko, na którym usiadł – Stój.
Jonatan poprawił krzesło, ale Cherubin nie odważył się znowu na nim usiąść, czuł
cały czas siłę uderzeń Agara. Stał.
– Czego ode mnie chcecie? – Spytał.
– Szukamy naszych dziewczyn – powiedział Agar.
Jonatan z rozbawieniem patrzył na całą tę sytuację. Zastanawiał się ile jeszcze ciosów może przyjąć ktoś taki jak to co stoi i dygoce z bólu.
– Nie wiem nic o żadnych dziewczynach – odpowiedział.
– Wiesz i zaraz wyśpiewasz – Agar przyłożył mu sztylet do krocza – to na
pewno nie odrośnie.
– Poczekaj chwilę – Jonatan zatrzymał rękę Agara – niech się zastanowi.
– Nie, no ty znowu z dobrocią – Agar posmutniał – przecież to trzeba lać, inaczej nie zrozumie.
Agar wymierzył mu potężny cios w szczękę. Cherubin zwalił się z nóg. Bełkotał
leżąc na ziemi. Jonatan uklęknął obok niego:
– Już sobie przypomniałeś, czy mam powiedzieć przyjacielowi żeby zaczął cię
łamać? – Jonatan spytał życzliwym głosem, ale bełkot pojmanego był dalej niezrozumiały.
– A może powiedzieć mu kto go tak urządził – te słowa Jonatan wypowiedział
wprost do ucha Cherubina w taki sposób by Agar ich nie usłyszał.
Anioł dał chwilę czasu leżącemu na zastanowienie. Widząc jednak, że Cherubin
nie ma chęci na współpracę pokiwał z gniewem głową.
– Podnieś go Agarze – Jonatan zwrócił się do przyjaciela – jest twój.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 193
Agar posłusznie podniósł Cherubina. Zaczął go okładać. Wymierzał ciosy na zmianę, najpierw w twarz, później w brzuch. Po chwili znudziło mu się już stawianie go
do pionu więc wyciągnął sztylet, a drugą ręką złapał Cherubina za krocze.
– To powiedz, które pierwsze? – Spytał się Agar.
– Nie, proszę – słowa padły z ust Cherubina – powiem, ale dajcie się napić.
Jonatan podał mu kubek z wodą. Był pod wrażeniem umiejętności Agara. Nie był
zwolennikiem takich metod, ale w takiej sytuacji wisiało to mu. Wiedział kto ma
dziewczyny i tak naprawdę to tylko chciał się zabawić z tym pająkiem. W końcu
należy mu się nauczka. Kiedyś i tak Agar go załatwi za to co mu zostało uczynione
w świątyni.
– A więc? – Jonatan odebrał mu kubek.
– To na rozkaz Gardiasza – odpowiedział i wypił jednym łykiem wszystko co
mu podano.
– Dziwne – powiedział Agar, – od kiedy jeden Cherubin wysługuje się drugim
– mówiąc to zbliżył się z wyciągniętym sztyletem do jeńca.
– Nie, proszę – usłyszeli ponownie.
Cherubin zmiękł do reszty.
– Gardiasz poprosił mnie, żeby zajął się tym rabem – wycierał brodę związanymi rękoma – to mój rab podał jej narkotyk do picia. A gdy była już półprzytomna
poszedł za nią na zewnątrz i wtedy ją pojmał.
– Przecież nie możecie mieć rabów – powiedział Jonatan – prawo tego zakazuje.
– Dobrowolnych nam nie odebrano – odparł Cherubin – nie możemy posiadać
ich tak jak wy, ale jak znajdzie się jakiś, który nas sam wybierze to nie odmawiamy.
– Mów dalej – powiedział Agar.
– Kiedy ją przyprowadził, to dostarczyłem ją do Gardiasza. Ale naprawdę nic
nie wiem o dziewczynach. Ja tylko zająłem się tą jedną.
– A gdzie ciało niby tego przez nią zamordowanego?
– Jakie ciało? On jest teraz ukryty – odpowiedział Cherubin – jak skończy się
proces to wróci.
– To kto wpadł na ten pomysł, ty czy Gardiasz? – Spytał Jonatan.
– Nie ja – tłumaczył się dalej Cherubin – to on mnie o to poprosił, a braciom
się nie odmawia.
– Taaa – odparł drwiąco Agar – czy już wszystko wiemy?
Jonatan nie odpowiedział, skupił się na jeńcu.
194
– To gdzie trzymana jest Emilia?
– Tam gdzie zawsze trzymamy więźniów. W piwnicy u Gardiasza.
– Tak jak myślałem! – Krzyknął Agar – Jedziemy tam!
Jonatan znowu go zignorował.
– A co w zamian zaproponował ci Gardiasz? – Pytał dalej Jonatan.
– Nic – odpowiedział Cherubin – jesteśmy z jednego klanu, więc jeśli miałem
pomóc, to pomogłem.
– Widzisz kolego – Jonatan odsunął się od leżącego jeńca – kłamiesz. Agarze
obetnij mu to co obiecałeś.
– Z przyjemnością – odrzekł Agar i z ochotą zabrał się do dzieła, ale nim doszedł do jeńca Jonatan znowu mu przerwał.
– Ostatnia szansa! – Krzyknął, – co ci obiecał?
Jonatan zaczął wbijać mu sztylet w szyję, dokładnie w to miejsce gdzie miał znamię pająka. Cherubin nie miał siły. Widać było, że się posikał. To takie nieanielskie, pomyślał o nim Agar. Zachował się jak ostatni tchórz.
– Agara – odpowiedział krzywiąc się z bólu.
Jonatan odpuścił. Jeszcze kilka milimetrów głębiej i mógł go zabić. Dopiero teraz
z rany zaczęła jątrzyć się krew. Anioł wytarł ostrze sztyletu w ścierkę, która leżała
na stole.
– Po wszystkim obiecał mi Agara – powtórzył patrząc w sufit – sobie zostawi
ciebie.
– Jest twój Agarze – powiedział Jonatan i się odwrócił.
Agar podszedł szybkim krokiem, jeniec nie zdążył nawet krzyknąć, gdy Agar ponownie zdzielił go obuchem. Cherubin stracił przytomność.
– Co z nim zrobimy? – Spytał się Jonatana.
– Na razie do piwnicy go – powiedział anioł, – jeżeli jest tak jak mówił Gabriel, to on za tym wszystkim stoi, a przynajmniej to wszystko wymyślił. Gardiasz
nie umie prowadzić takich knowań. Myślę, że spróbujemy wymiany wieczorem.
Jeżeli jest tak jak myślę, to on dużo wie i może pogrążyć Gardiasza. Sądzę, że będą
chcieli go odzyskać. Tylko obawiam się tego, że ktoś potężniejszy musi ich kryć.
Nie mogli od tak sobie skrzywdzić raba. Jeżeli to wszystko się wyda to polecą
głowy.
Agar złapał nieprzytomnego za nogi i pociągnął schodami do piwnicy. Tam go
jeszcze kilka razy obwiązał łańcuchem i na pożegnanie kopnął. Gdy wrócił, Jonatan nalewał wina do kubków.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 195
– To co teraz robimy? – Agar usiadł przy stole naprzeciwko Jonatana.
– Czekamy, niedługo udamy się do Gabriela – odpowiedział Jonatan – mam
nadzieję, że Gardiasz też tam będzie. Mamy jego przyjaciela, więc powinien iść na
układ.
– I co myślisz, że ot tak pójdzie na ten układ? – Wtrącił się Agar – wydaje mi
się, że ma silniejsze karty. Zabójstwo, prawo, wszystko jest po jego stronie.
– Chyba nie wierzysz w te oskarżenia? – Jonatan podniósł głos.
– Pewnie, że nie. Tylko ja bym to załatwił inaczej – Agar poczekał na pytanie
Jonatana – użyłbym miecza i rozwalił ich wszystkich – dokończył, gdy Jonatan
zignorował jego pierwszą wypowiedź.
– I co? – Spytał lekceważąco Jonatan. – Gdyby nas nie zabili, to zrobiłby to
sąd. Czy tego właściwie chcemy? Bo ja chcę je żywe, rozumiesz.
– Je? – Spytał zdziwiony Agar – czyżbyś tęsknił za dwiema naraz. A to dlatego ją wzięli! Teraz rozumiem. Żeby cię skrzywdzić, zabiją obie. Czy Aurelia wie
o tej drugiej? – Mówiąc ostatnie zdanie był bardziej oburzony.
– To nie tak jak myślisz.
– A jak? Mylę się?
– Nie mogę ci na razie powiedzieć. Nie teraz.
– O, proszę. Mamy tajemnicę. Wiesz, że nie pozwolę skrzywdzić Aurelii. Ani
im, ani tobie. Rozumiesz?
Jonatan popatrzył w oczy przyjaciela. Czy musiał mu się tłumaczyć. Kiedyś zrozumie, teraz nie mógł mu nic powiedzieć, bo sam nie wiedział jak to się skończy.
Miał tylko nadzieję, że Agar zrozumie i mu wybaczy, że teraz milczy.
– Popatrz na mnie – powiedział gdy jego wściekłość na Jonatana mijała – popatrz, co mi zrobili – znowu przejechał czubkiem palca po pentagramie na twarzy –
jak ich nie pozabijam to będę się czuł jak Aurelia. A nie chcę. Jak wyrwę jakąś panienkę z takim świństwem na policzku? Jeżeli będę miał okazję, to mnie nie powstrzymuj, nieważne co się stanie. Ty zajmij się kobietami, a mnie zostaw resztę.
Pamiętaj tylko moje imię.
Agar podniósł kubek na zgodę, ale Jonatan się z nim nie stuknął. Popatrzył tylko
dosadnie w oczy Agara.
– Nie będę pił za twą śmierć przyjacielu – tym razem to on podniósł kubek –
napiję się za nasze zwycięstwo.
Tym razem stuknęli się kubkami. Jonatan czuł, że Agar będzie chciał ciągnąć temat
Aurelii i Emilii, ale on nie miał teraz na to ochoty. Poza tym postanowił, że już
czas uświadomić go w sprawie przyszłego zaćmienia. Skoro tak liczył na uwolnie196
nie dziewczyn, to wiedział, że będzie musiał to spłacić służbą u Gabriela. Odbicie
Uriela nie należało do łatwych. Sadził nawet, że to co teraz robią, to nic
w porównaniu z tym co go może czekać w świątyni Natan. Najważniejsi ludzie
Samuela, do tego niepewna Lilith. Będzie musiał dość ciężko popracować. Ale
wiedział, że na Agara może liczyć.
– Słuchaj – powiedział Jonatan – Gabriel złożył mi ofertę.
Agar nie przerywał, czekał aż jego kompan się rozwinie.
– Pamiętasz swoją Lilith? – Mówił dalej – tę, którą schwytałeś?
– Jak mógłbym zapomnieć – odpowiedział lekko urażony Agar – kiedy tylko
odjechałeś, ona bez problemu uwolniła się i uciekła. A potem pojawiła się po kryjomu ta banda brązowych karaluchów i resztę chyba już znasz?
Jonatan kiwnął głową ze zrozumieniem, ale nie chciał rozwijać tego wątku. Wiedział również, że Agar tak naprawdę nie wiedział, kto go tak zhańbił. Nie rozpoznał anioła z pająkiem. Na razie nie chciał nic mówić o tym Agarowi. W końcu on
miał coś ważniejszego jemu do przekazania.
– Jak cię przywieźli nieprzytomnego, ja udałem się do świątyni Kafcjela. Czekała tam na mnie Lilith.
Agar na te słowa aż wstrzymał w powietrzu kubek z winem.
– Gabriel mnie tam wysłał. Krótko mówiąc ona jest teraz w ręku Gabriela.
Agar odstawił kubek na ławę. Bał się, że go zgniecie. Wolał mieć wolne ręce.
– Zdradziła mi, że przy pierwszym zaćmieniu, kilku odrzuconych, a właściwie
pierwsi Samuela.
– Książęta ciemności – poprawił go Agar.
– Tego nie wiem – powiedział w pośpiechu, – ale upewnimy się na miejscu.
– Upewnimy się? – Agar zaśmiał się z Jonatana – jestem wariatem, ale nie
mam zamiaru się z nimi spotykać. No może za jakieś kilka wieków, kiedy będę tak
dobry jak oni.
– Musimy tam się udać. A właściwie do świątyni Natana.
– I co? – Agar zadrwił z Jonatana. – Jak zginąć to w równej walce, a nie gdy
nawet nie zdążę wyciągnąć miecza. Świątynia Natan! Co ci chodzi po głowie?
Jonatan nic nie powiedział tylko patrzył na Agara. Po chwili pojawił się szczery
uśmiech na twarzy barczystego mężczyzny.
– Robisz sobie ze mnie jaja? Przecież upadli nie mogą ot tak opuścić sobie
piekieł?
– Niestety nie przyjacielu. Ja też tak myślałem. Dopiero Lilith mi uświadomiwww.sagaprzebudzenie.pl
Strona 197
ła, że oni zawsze mogli wyjść z piekła. Tylko im bliżej boskich miast, tym mniejsze mieli moce. W Jahwe Samuel miałby siłę zwykłego anioła.
– To nie lepiej ich tutaj zwabić?
Jonatan aż się uśmiechnął. Wiedział już, że Agar się zgodzi. Nie ciągnąłby go tak
za język.
– Przed zaćmieniem będzie tam kilku pierwszych Samuela. Kto? Nie wiem
i nie interesuje mnie to. Wiem, że będzie tam Uriel.
– O! – Powiedział zaskoczony Agar – robi się coraz ciekawiej. Rozumiem, że
będzie z nami Gabriel.
Jonatan skinął tylko przecząco głową. Agar popatrzył w pusty kubek.
– Będziemy tylko my – odparł Jonatan, na co Agar popatrzył mu prostu
w oczy – Lilith i może jeszcze Fajsos. No i liczę na Uriela, jeżeli uda nam się go
oswobodzić, to nam pomoże.
– Lilith – Agar miał kamienną twarz – a co ona ma do tego?
Jonatan przemilczał odpowiedź na to pytanie.
– To jak? – Spytał obserwując twarz Agara.
– A co ci obiecał w zamian Archanioł, czy jak się uda to wrócisz?
Jonatan pokiwał twierdząco głową.
– Wrócę i to nie z byle kim – mówiąc to uśmiechnął się.
Widział, że jego przyjaciel zrozumiał to co miał na myśli. W końcu obaj się śmiali.
Agar był osiłkiem, miał swoje wady, ale i zalety. Zawsze jednak wiedział, że był
jednym z nielicznych, którzy nie odwrócili się od niego plecami.
UPOMNIENIE GARDIASZA
Gardiasz wrócił do Jahwe. Była już noc a księżyc robił za główną latarnie
miasta. Wchodził właśnie do swojej kamienicy. Przywitał go jeden z jego podwładnych. Oddał mu płaszcz. Chciał się udać od razu na dół, do mieszańca, ale
powstrzymał go ruchem głowy ten, który go witał. Domyślił się, że za drzwiami
ktoś na niego czekał. Nie pytał się swojego podwładnego, był pewien, że skoro
został tutaj wpuszczony to musiał to być ktoś wyższy w hierarchii od niego, spodziewał się Eryka, ale jakie było jego zdziwienie, gdy zamiast tatuażu pająka zobaczył trzy świece na szyi. To był Ofaniel. Widział go ostatnio, gdy ten kazał udać
198
mu się do Jerycho, ale nie spodziewał się jeszcze go tutaj spotkać.
– Czym zasłużyłem sobie na twoje towarzystwo? I to podwójnie w ciągu
ostatnich dni.
– Jak udała się podróż? – Spytał od razu Ofaniel nie odchodząc od kominka,
nad którym ogrzewał ręce.
– Bardzo dobrze. Końmi zajęłoby to kilka dni, ale dzięki twojej uprzejmości
potrwało to kilka godzin. Mam glejt. Myślę, że to załatwi sprawę z mieszańcem
raz ale dobrze.
Gardiasz chciał jeszcze coś powiedzieć, ale został złapany silnym uściskiem za
gardło. Nie mógł wydobyć żadnego słowa, nawet prośby. Uścisk jego mentora stawał się coraz silniejszy. Czuł, że ogarnia go ciemność. Nie wiedział, czy to z braku
tchu, czy to strach przysłaniał mu rzeczywistość. Oczy Ofaniela zrobiły się czarne,
tak jakby ich nie posiadał.
– Czemu mnie oszukujesz – usłyszał po chwili – czy nie nauczono cię prawdy? Jak możesz mnie tak upokarzać przed Archaniołem? Mów, o co chodzi
i wiedz, że jak skłamiesz to pożegnasz się z życiem. I zaufaj mi, nawet Ojciec cię
nie odrodzi.
Wypowiedziawszy ostatnie słowa Ofaniel puścił swoją ofiarę, która łapczywie łapała teraz powietrze.
– Mów! – Krzyknął – długo mam czekać!
Ofaniel powrócił do wcześniejszego zajęcia, kucnął i rozgrzewał swoje dłonie nad
kominkiem. Gardiasz zrozumiał, że nie ma po co ukrywać przed nim prawdy. Żałował teraz, że uległ namowom Eryka o niepowiadamianiu swojego mentora o tym
fakcie.
– Chodzi o raba Jonatana – stękał mając problemy z oddechem – miałem ci to
właśnie powiedzieć. Rano z natłoku obowiązków zapomniałem.
– Kim ona jest, że odważyłeś się ją porwać – mówił ze złością w głosie Ofaniel. – Przecież wiesz, jaka jest za to kara.
– To nie tak – mówił Gardiasz – ona zabiła jednego z naszych rabów...
Nie dokończył jednak zdania, bo Ofaniel wstał i pięścią zdzielił go w twarz.
– Ona jest dość ważna dla Jonatana – Gardiasz poprawił się szybko.
Zrozumiał, że takie wymówki mógł mówić właśnie w Jerycho.
– Myślę, że ją kocha.
Starszy z Cherubinów usiadł na ławeczce przy stole, zaczął jeść winogrona, które
niedawno mu dostarczono. Wiedział, że Gardiasz zrozumiał. Tyle razy próbowano
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 199
ich nauczyć, że nie mogą być przeciwko klanowi. Mogą robić wszystko, nikt
z Cherubinów nie szanował ludzi ani pośmiertnych rabów. Ale klan i hierarchia
były świętością. Jeżeli ukrywało się coś przed starszymi to oznaczało to braku szacunku i honoru. A za to można było oberwać i to dość mocno. Poza tym żaden
Cherubin nie mógł puścić płazem zniewagi Archanioła, a tym bardziej najstarsi.
– Jak dostałem w ręce tego mieszańca, to chciałem odegrać się na Jonatanie –
mówił dalej Gardiasz – za to, co mi zrobił. Okrywa nas hańbą, poruszając się z tym
mieszańcem po mieście. Nie mogę puścić mu tego płazem.
– Przecież jest tyle sposobów, aby nauczyć go pokory. Popatrz jak Eryk zajął
się Agarem, wystarczy pomyśleć – mówił już spokojnie Ofaniel, – ale dalej nie
rozumiem, co wspólnego z tym ma ten rab?
– Chodzi o to, że pomyślałem, a właściwie to Eryk mi to podpowiedział, że
skoro mamy tę Aurelię, a chodzą plotki po mieście, że ta druga, Emilia jest blisko
z Jonatanem, to porwiemy i ją. Baliśmy się, że Jonatan nie przejmie się tym, co
zrobimy z mieszańcem – Gardiasz przyspieszył swoją opowieść – i znowu nasze
wysiłki pójdą na marne. Przekonaliśmy znajomego raba, żeby porwał Emilię i ją
nam dostarczył. W zamian dostał obietnicę przejścia na drugą stronę.
Ofaniel się zaśmiał. Kolejny rab który zawierzył Cherubinowi – pomyślał.
Wiedział, że za taki uczynek nikt nie wpuści go za bramy raju. A jak ktoś będzie
bardziej skrupulatny, to może wznowić mu sąd boży. Nie wolno krzywdzić tych, co
przeszli oczyszczenie. Prawo kładzie nacisk głównie na aniołów, ale nigdzie nie
jest powiedziane, że nie dotyczy też rabów.
– Gdzie jest ten rab? – Spytał się starszy z aniołów.
– W jednej z wiosek na kresach po lewej stronie – odpowiedział Gardiasz
i kontynuował dalej swoją historię. – Sprawy nie nagłaśnialiśmy, chodzi
o sprowokowanie Jonatana. Którąś na pewno kocha a więc jest szansa, że mu odbije i na nas ruszy. A wtedy jego los jest przesądzony.
Ofanielowi podobał się plan, wiedział, że nikt nie ruszy sprawy Emilii i po kilku
dniach by ją wypuścili. Ale jeżeli jest tak jak mówią a Jonatanie, to pewnie spróbuje zadrzeć z jakimś Cherubinem. Wtedy można odwołać się do prawa Ojca. Kto
zaczął ten winny. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie Gabriel. Niestety cena jaką
zaofiarował Archanioł jest bardzo dobra i nawet zemsta na Jonatanie jej nie przebije. Ofaniel wiedział, że szanse na upokorzenie tego anioła powtórzą się setki razy,
a ofiara, jaką chciał złożyć mu Gabriel była o wiele atrakcyjniejsza. Zaczął podziwiać Eryka, który był bardziej myślący, natomiast Gardiasz to typ osiłka. Udowadniał to właśnie podczas spotkań z mieszańcami. Cherubini mieli do nich prawa, ale
200
mało który postępował z nimi w ten sposób jak jego rozmówca. Większości wystarczyły drwiny i publiczne upokorzenie, nic poza tym.
– Udasz się ze mną do Gabriela – powiedział po chwili Ofaniel.
– Ale po co? – Gardiasz mówiąc to od razu żałował słów, które wypowiedział.
– Pójdziesz i oddasz im obie dziewczyny.
– Obie? – Gardiasz kolejny raz wtrącił się w pół zdania swego zwierzchnika.
– Jeśli jeszcze raz mi przerwiesz, to twoja głowa zawiśnie nad moją bramą
w Jerycho – Ofaniel znowu poczuł złość za niesubordynację swojego podwładnego. – Pójdziesz i będziesz się targował. Jeżeli będzie trzeba to masz nawet tam zginąć. I nie pytaj się dlaczego. Zrobisz to, bo ja tak mówię. Jak ci się nie podoba to
oddaj płaszcz i znikaj, ale długo nie pożyjesz. Targuj się o możliwie dużą stawkę.
Tylko za nic nie możesz oddać mieszańca Jonatanowi.
– Ale przed chwilą mówiłeś, że mam oddać im obie – po raz kolejny i chyba
ostatni Gardiasz przerwał Ofanielowi.
Jego zwierzchnik wyciągnął miecz na stół i popatrzył na swego podwładnego surowym wzrokiem. Wstał od stołu i wziął w ręce miecz, pukając nim od czasu do
czasu w marmurową podłogę.
– Mieszaniec jest dla Gabriela – powiedział po chwili Ofaniel – Jonatan ma
wyjść od Archanioła tylko z rabem. Jak wyjdzie, to ty grzecznie zostawisz mieszańca pod moją opieką i wrócisz do swoich własności. Zapomnisz później o całej
sprawie. Jonatanem się nie przejmuj, jeszcze nie raz nadarzy się okazja na wyrównanie rachunków. Wystarczy myśleć. Jutro rano wyjeżdżam i przed tym chciałbym
się spotkać z Erykiem. Przekaż mu by mnie odwiedził. Tobie nie powierzę moich
rozkazów za to, że ukrywasz przed swoimi cokolwiek.
– Czy to jest dla ciebie zrozumiałe? – Dokończył Ofaniel a ton jego głosu nie
pozostawił żadnego wyboru podwładnemu.
Gardiasz skinął tylko głową na znak, że zrozumiał wszystko.
– To szykuj się. Poślij po te dwie damy i ruszamy do Gabriela – Ofaniel był
już znużony towarzystwem młodszego Cherubina
WEZWANIE KOBIET
Emilia nerwowo chodziła po celi. Aurelia próbował ją uspokoić, ale jej nie
wychodziło. Obie były głodne, z tym że jedna potrafiła sobie z tym radzić, natowww.sagaprzebudzenie.pl
Strona 201
miast druga nie. Blondynka przeczuwała, że niedługo pojawi się jej oprawca. Minęło dość dużo czasu, od kiedy go ostatni raz widziała. Czas ten spędziła na przemyśleniach oraz wspomnieniach. Próbowała sobie przypomnieć jak radziła sobie
wcześniej z bólem, ale na samo wspomnienie tamtych dni brała ją rozpacz i po cichu płakała. Emilia natomiast większość czasu przespała. Budziła się co jakiś czas,
ale gdy otwierała oczy wyglądała na nieobecną. Teraz gdy chodziła widać było, że
jest wybudzona, przestraszona i wkurzona.
– Usiądź – powiedziała po raz kolejny Aurelia.
– Nie mogę – odpowiedziała – jestem głodna, nie wiem co jest grane i boję
się. Rozumiesz? Chcę stąd wyjść.
Chwyciła za kraty i zaczęła nimi szarpać. Aurelia wiedziała, że to na nic. Kiedyś
robiła to samo. Kończyło się tym, że brakowało jej później siły na walkę
z Gardiaszem. Po pewnym czasie nauczyła się, żeby szanować siły i zostawić je na
ostateczność. Tutaj nie miały szans, natomiast u góry cień szansy mógł się pojawić.
– Oszczędzaj się – powiedziała znowu Aurelia.
– Po co? – W głosie Emilii słychać było irytację – pozwól mi się wyżyć.
Gdzieś muszę się wyładować.
Aurelia chciała jej powiedzieć, że wyżyć będzie mogła się u góry. Szarpiąc i bijąc
Gardiasza. A przynajmniej próbując. Przemilczała to, nie chciała jej straszyć bardziej.
– Z kim chciałabyś się spotkać po tej stronie? – Spytała się chcąc odwrócić
uwagę od położenia, w którym się znalazły.
– A czy to ważne? – Emila arogancko zbyła jej pytanie.
– Jeżeli chcesz się denerwować to proszę bardzo – Aurelia aż krzyknęła ze
złości – możesz wykorzystać ten czas na bezsensowne szamotanie się z kratami
i samą sobą. Ale zaufaj mi, o wiele lepiej spędzić ten czas na rozmowie. I to miłej
rozmowie. Kto wie, czy to nie jest ...
– Ostatnia rozmowa, którą przeprowadzimy – dokończyła spokojnie, ale ze
strachem Emilia.
W końcu usiadła ze spuszczoną głową obok Aurelii.
– Najlepsze rozwiązanie w tej sytuacji – powiedziała szeptem do Emilii – to
chciałam powiedzieć.
– Z babcią – zaczęła mówić Emilia. – To tak naprawdę dzięki niej trafiłam do
zakonu. W młodości byłam dość fajną dziewczyną. Miałam wszystko, bogatych
rodziców, wyniki, perspektywy na przyszłość.
– A jednak oddałaś życie Bogu.
202
– Dokładnie. Tylko, że nie wiem czy było warto. Nie tak wyobrażałam sobie
to wszystko, a przynajmniej nie tak jak teraz – mówiąc to Emilia dała do zrozumienia, że mówi o obecnej sytuacji.
– Zaufaj mi, że było. Zwłaszcza kiedy zobaczysz Boga.
– Zobaczę Boga? – Na twarzy Emilii pojawił się uśmiech.
– Zobaczysz. Dotkniesz – mówiła dalej Aurelia – a jak poczujesz, to... – przerwała na chwilę. – Jesteś najszczęśliwsza, wszystkie smutki mijają, nie myślisz
o niczym innym jak o szczęściu, którego doznałaś. Tego uczucia jednak nie można
opisać, to trzeba przeżyć. Jeżeli tak wygląda raj to też chcę tam iść – ostatniego
zdania jednak nie wypowiedziała na głos, dokończyła je w myślach.
– A ty kim byłaś na ziemi? – Usłyszała Aurelia.
– Ja? – Odpowiedziała zaskoczona – nawet już nie pamiętam, to było tak
dawno. Długo tam nie byłam. Poczęto mnie tam i wychowano.
Aurelia odwróciła twarz w drugą stronę, chciała ukryć łzy, które napłynęły jej do
oczu. Pomyślała o sobie. Jednak smutek szybko zamienił się w złość.
– Widzisz, to nie twoja wina – Aurelia postanowiła opowiedzieć Emilii zmyśloną historię na pocieszenie. – Jak spałaś, to próbowałam poukładać fakty i chyba
mi się udało.
Emilia popatrzyła na nią ze zdziwieniem. Z wyrazu twarzy można było odczytać
urazę „dlaczego teraz mi o tym mówisz”. Ale nie przerwała jej, słuchała dalej.
– Kiedyś, a właściwie nie tak dawno – zaczęła opowieść – Jonatan poharatał
twarz Gardiasza. To ten co tutaj był. Kiedyś pokłócili się o kobietę i w walce Jonatan mu to zrobił.
– Tą dziewczyną byłaś ty – Emilia zgadywała.
Aurelia nie odpowiedziała, tylko się uśmiechnęła.
– Wszyscy mieszkańcy tego świata nie posiadają żadnych blizn, żadnych
znamion oprócz tych nałożonych przez Metatronów albo samego Boga. Wszystkie
inne są wstydliwe, a wręcz uznawane za hańbę dla ich klanu. Jonatan już kilka razy
starł się z Gardiaszem. Ale tym razem miał inny miecz.
– Miecz? – Emilia znowu przerwała.
Aurelia ponownie zignorowała jej słowa kontynuując dalej swoją historyjkę.
– Ten miecz akurat był zrobiony w Babilonie. Czyli mógł nawet zabić innego
anioła.
Emilia znowu chciała jej przerwać, ale zaprzestała tego pomysłu. Jej pytania pozostawały bez odpowiedzi, więc postanowiła wysłuchać opowieści do końca. Może
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 203
wtedy pozna pewne odpowiedzi.
– Zwykłe żelastwo robione tutaj dobre jest na złych, którym nie dane jest
oczyszczenie, ale na anioły nie działa. Taka magiczna różdżka – Aurelia się
uśmiechnęła – ranisz anioła a po chwili rana znika. Gardiasz dostał innym mieczem, błogosławionym przez samego Ojca. Takie miecze są święte i można ich
tylko używać do walki z wyklętymi. Jonatan właściwie się bronił i nie miał wtedy
przy sobie nic innego, więc go użył. Blizna się nie zagoiła. Uraza została. Teraz
nadarzyła się okazja dla Gardiasza. Zemsta za hańbę. Tym bardziej, że klany Archaniołów nie przepadają za klanami Cherubinów. Aurelia zatrzymała się na chwilę
przy swojej opowieści. Popatrzyła z uśmiechem na Emilię.
– Tak moja droga – westchnęła – aniołowie nie różnią się niczym od ludzi. Też
mają swoje wady i zalety. Jedni są wierni naukom, inni dążą do władzy. Jedni kochają ludzi, inni ich nienawidzą. Są aniołowie szlachetnie urodzeni i aniołowie
w których płynie ta gorsza krew. Tak naprawdę nie ma znaczenia kim się urodziłeś,
ale jakim staniesz przed Bogiem. Ale, wracając do sedna. Ja jestem okazją dla Gardiasza na sprowokowanie Jonatana. Wabikiem, na który może złapać się nasz anioł.
Ty natomiast jesteś pomyłką. Myślę, że aniołowie Gardiasza pomylili cię ze mną.
W końcu obie znalazłyśmy się tutaj w tym samym czasie. Ciebie wzięli dlatego, że
się z nim pojawiłaś w mieście. Pewnie zrobił to jakiś rab, który się chciał przypodobać. Teraz natomiast nie wiedzą, co z tobą zrobić. A że prawo Ojca jest święte
więc cię nie skrzywdzą. Wypuszczą. Tylko obawiam się, że dopiero za kilka dni.
Jak wszystko ucichnie.
Emilia wyglądała na zaskoczoną. Nie odpowiedziała nic. Powinna się przecież cieszyć. Niedługo odzyska wolność. Aurelia chciała jeszcze coś dodać, ale obie zerwały się na równe nogi. Z góry zaczął dochodzić do nich stukot kroków. Wyglądało na to, że ktoś do nich schodzi i to nie jedna osoba, ale kilka.
Po chwili ich oczom ukazało się trzech aniołów w brązowych płaszczach.
Dwóch zostało przed kratą jeden wszedł do środka. Aurelia wiedziała, że coś jest
nie tak bo nie ma z nimi Gardiasza.
– Idziemy! – Krzyknął.
– Idziemy! – Powtórzył i pojedynczo wypchnął je z celi.
Każda z nich trzymana była przez pozostałych aniołów z tyłu za ręce. Trzeci stał za
nimi i zamykał kratę. Po chwili obie były prowadzone schodami ku górze. Wyprowadzone zostały do długiego korytarza. Światło w nim stawało się coraz jaśniejsze.
Obie czuły swój pot na plecach, ciarki na całym ciele, obie się bały. Emilii przypominało to samo światło co podczas przejścia. Po chwili były w pokoju. Światło
204
nabrało normalnego natężenia, rozpoznały sylwetkę Gardiasza. Nawet się do nich
nie odezwał. Wskazał tylko ruchem ręki aby je wyprowadzić przez drzwi.
WYMIANA
Gardiasz w towarzystwie kilku Cherubinów i Ofaniela zbliżali się do świątyni
Gabriela. Na dworze było już ciemno. Wszyscy mieli zasłonięte głowy kapturem.
Jednak brązowe płaszcze zdradzały kim są. Tylko dwójka jeźdźców w środku się
wyróżniała. Ubrana była w szare, brudne płaszcze. Jeżeli ktoś by się przyjrzał, to
zauważyłby, że to kobiety. Wyróżniały się drobną sylwetką pośród umięśnionych,
wysokich Cherubinów. Niestety nikt nie miał odwagi dłużej przyglądać się orszakowi Ofaniela. Każdy, którego spotkali po drodze ustępował im z drogi. Tylko inni
w brązowych płaszczach pozdrawiali ich jak to mieli w zwyczaju Cherubini, wyciągniętą ręką z zaciśniętą pięścią. Ale i oni nie wiedzieli dokładnie kto porusza się
na koniach, nie rozpoznawali w ciemnościach twarzy. Po chwili zatrzymali się
przed świątynią Archanioła, w której czekała już czwórka aniołów. Jonatan, Agar,
Fajsos i gospodarz tego domu, Gabriel. Do środka wpuścił ich adiunkt Gabriela.
Nie wyglądało to tak jak u Ofaniela. Nikt ich nie sprawdzał, nikt im nie kazał się
rozbierać. Gabriel nie miecza się obawiał a tego, że wyjdzie coś czego nie zaplanował.
W środku panował półmrok, tylko tył i przód nawy były dobrze oświetlone.
Gabriel ze swoimi aniołami siedział przy tronie, dla Cherubinów został przygotowany stół u podnóża. Archanioł wiedział, że nie spodoba się to Ofanielowi, ale
skoro Lilith była po jego stronie, to Ofaniel będzie na razie jadł mu z ręki.
W końcu przystał na plan Archanioła bez żadnego warunku.
Ofaniel wszedł do sali jako pierwszy, za nim podążał jego orszak, ośmiu
w brązowych płaszczach i dwójka w szarych. Na sam widok tej dwójki Jonatanowi
zaczęło szybciej bić serce. Czuł, że są całe i zdrowe.
– Witaj Ofanielu – powiedział, jako pierwszy Gabriel.
– Nie zaproponujesz wina na dobry początek – odpowiedział mu Cherubin
z kwaśną miną.
Przez chwilę Cherubin spoglądnął na stół, który mu przygotowano, przejechał palcem sprawdzając czy chociaż go wytarli z kurzu. Wszyscy usiedli. Stały tylko Aurelia i Emilia, i tylko one miały kaptury na głowie. Emilia była jednym
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 205
z nielicznych rabów, który gościł w nawach tak wysoko postawionego anioła jakim
był Gabriel. Po chwili doniesiono dwa dzbany wina i kilka pięknych, srebrnych
kielichów.
– Przyprowadziłeś nasze zguby – powiedział Archanioł – cieszę się, że Gardiasz chce o tym porozmawiać.
– Nie zguby, wasza anielskość – odpowiedział Gardiasz, – ale coś co jest moje
i coś co nie powinno znaleźć się na tym świecie.
– Nie rozprawiajmy o prawie – odpowiedział poirytowany Gabriel – tylko
o cenie jaką chcecie uzyskać za nie obie.
– Nie mogę wycenić czegoś co nie jest moje, a należy do Metatronów – wskazał na Emilię – natomiast cena za tego mieszańca jest zbyt wysoka by twój uległy –
tu wskazał na Jonatana – się na nią zgodził.
Gabriel coraz bardziej się wkurzał. Jak taki prostak miał czelność stawiać mu warunki. Nie chciał się wtrącać w spór Jonatana i Gardiasza, ale aroganckie zachowanie tak małego Cherubina bolało go.
– Ofanielu czy nie nauczyłeś swojej świni jak ma się zachowywać
w gościach? – Pytanie Gabriela było skierowane do najważniejszego Cherubina
w tym pomieszczeniu.
– A czy ty nie powinieneś ugościć nas tak jak należy się memu klanowi. Nie
jesteś księciem, któremu bije się pokłony a przyjmujesz mnie, Ofaniela, w ten sposób! Tak więc słowa Gardiasza nie powinny cię ranić. U mnie siedzimy razem przy
jednym stole – odpowiedział.
– Poza tym myślę, że to nie my tutaj będziemy się cenić tylko Gardiasz
z Jonatanem załatwią tę sprawę. – Dokończył Ofaniel.
Jonatan wstał z krzesła i zszedł. Jak tylko zbliżył się do stołu Cherubinów, kilku
zagrodziło mu drogę do kobiet. Spojrzał w oczy Aurelii i Emilii. U obu widział to
samo, strach, tęsknotę i nadzieję. Agar w tym momencie też się podniósł, ale Gabriel ręką wskazał mu żeby nie robił nic.
– Czego chcesz? – Spytał Jonatan, patrząc surowym wzrokiem na Gardiasza.
– Czego chcę? – Odpowiedział pytająco – ciebie.
Jonatan milczał na te słowa. Wiedział, że najbardziej czego pragnął Gardiasz to
upokorzyć go. Agar mu nie wystarczył. Jonatan się uśmiechnął.
– To weź – Jonatan wysunął miecz ostrzem w stronę stołu, na co reszta Cherubinów zrobiła dokładnie to samo.
– Spokój! – Krzyknął Gabriel. – Widzisz Ofanielu co się dzieje z tymi młodymi głowami?
206
– To twój prowokuje – odpowiedział pieniąc się Gardiasz. – Jeżeli chcesz
uwolnić jedną z nich to musisz udać się z nami.
– I nie wróci tak jak moi kompani – wtrącił się Agar.
– A co splugawiona gęba chce przez to powiedzieć – głos zabrał Ofaniel –
czyżby insynuował, że zrobili to moi aniołowie?
Nastała cisza. Agar się tylko uśmiechnął. Wiedział, że gdyby to powiedział to stanęliby przed Metatronem w celu rozwiązania tej kwestii. Ale tam miałby całą watahę Cherubinów przeciwko sobie, swoich świadków pochował po południu. Nie
wygrałby z nimi na słowa a co za tym idzie, drugi raz by go upokorzyli. Widział
oczy Jonatana mówiące nie wtrącaj się. Zaufał mu i usiadł.
– No to jak – mówił dalej Jonatan z wyciągniętym mieczem – chcesz mnie, to
bierz. Tylko wiedz, że nie będzie ci łatwo.
Gardiasz się tylko uśmiechnął. Nakazał innym schować swoje miecze.
– Popatrz – powiedział i skierował się do Aurelii.
Chwycił ją za gardło jedną ręką i zaczął ściskać. W Jonatanie wszystko się gotowało, chciał skoczyć do niego i odciąć mu tę rękę, ale powstrzymała go jakaś dziwna
siła. To był Gabriel, który siłą woli kazał mu stać w miejscu.
– No widzisz – Gardiasz puścił już Aurelię, która zaczęła łapać dech – nawet
twój mentor cię powstrzymuje. Takie jest prawo.
Gardiasz usiadł z powrotem przy stole i napił się wina. Jonatan miał łzy w oczach,
tak bardzo chciał go teraz zabić, ale nie mógł. Gabriel miał ochotę puścić go, ale
się opanował. Słowa Cherubina były bezczelne, musiała spotkać go za to kara
i spotka. Archanioł nie popuści. Ale gdyby pozwolił Jonatanowi zabić go teraz,
w tej świątyni, to wtedy Ofaniel miałby wszystkie karty u siebie i to Archanioł tańczyłby jak mu zagrają. Dobrze, że Gardiasz był głupcem i odezwał się zaraz jak
usiadł.
– Innej ceny nie ma – powiedział – tylko ty zostajesz, a wiedz, że przyjdziesz
i to na kolanach.
Gabriel spojrzał na Ofaniela. Popatrz w prawo – wskazał mu wzrokiem. Cherubin
uczynił tak jak wskazał Archanioł. Za nim uczyniła to reszta w brązowych płaszczach. Przy ścianie, przykuty łańcuchami, leżał nieprzytomny Eryk. Wokół niego
rozpalały się kolejne pochodnie. Najbardziej zdziwiony był Gardiasz. Ofaniel spodziewał się jakiejś zagrywki w wykonaniu Gabriela. Właśnie ją ujrzał. Teraz był
przekonany, że cały plan Gabriela się uda.
– Jak śmiecie – Gardiasz chwycił za miecz i wstał od stołu.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 207
Nie zrobił nic ponadto, wzrok jego mentora mu zabronił.
– Siadaj głupcze! – Krzyknął Ofaniel i to on teraz wstał od stołu.
Wolnym krokiem zbliżał się do Archanioła.
– Sądzę – mówił spokojnie, ale tak żeby wszyscy go usłyszeli, – że skoro te
dwa młode wilki nie potrafią się dogadać, to my zrobimy to za nich – Ofaniel był
już metr od Gabriela.
– No cóż – odparł Archanioł – jakieś pomysły, żeby się nie pozabijali, a przy
tym nam kłopotów nie narobili?
Wszyscy patrzyli na tę dwójkę ze zdziwieniem. Tylko Fajsos się uśmiechał. Znał
Archaniołów i Cherubinów. Wiedział, że się nienawidzą, ale potrafią czasami rozmawiać. Domyślił się, że to co się zaraz wydarzy w tym pomieszczeniu zostało
zaplanowane przez nich obu jakiś czas temu. Nie znał przebiegu jakie będą mieć
kolejne ich ruchy ale doskonale wiedział, że to tylko gra.
– No cóż – mówił dalej spokojnie – my mamy dwie, na których wam zależy.
Więc proponuję wymianę. Jonatanie wybierz, którą chcesz odzyskać w zamian za
Eryka.
– Nigdy – wyrwało się Jonatanowi – chcę obie.
– Nie możesz – powiedział Ofaniel, zbliżając się do niego – no chyba, że masz
jeszcze drugiego? – Tutaj się uśmiechnął.
Wiedział, że Jonatan nie ma wyjścia i będzie musiał którąś z tych dwóch wybrać.
Cherubinowi podobał się plan Gabriela, który usłyszał podczas wcześniejszej rozmowy z Archaniołem. Nie rozumiał tylko czemu chce tak męczyć Jonatana, nie
zastanawiał się nad tym długo, poczucie słabości Jonatana napawało go radością.
– Jeden za jednego. Nic więcej nie masz – krzyknął do wszystkich Ofaniel –
tylko decyduj się i to szybko. Bo może się rozmyślę i zostawię wam tę padlinę pod
ścianą. Skoro dała wam się uwięzić to znaczy, że jest słaba.
Jonatan nie wiedział co ma zrobić, chciał walczyć o obie. Potrzebował ich obu.
Szukał pomocy we wzroku Gabriela, ale po minie widział, że Gabriel przystał na tę
propozycje. Żałował tylko, że nie uprowadził wcześniej dwóch Cherubinów. Miałby teraz towar na wymianę.
– Jak możesz się targować o naszego – odezwał się Gardiasz – możemy odebrać go siłą.
Ofaniel podszedł do stołu i zdzielił go w twarz. Huk uderzenia był tak duży, że
usłyszeli go wszyscy. Na podłogę upadł bezradny Cherubin.
– Zabrać mi go stąd – Ofaniel krzyknął do reszty swoich aniołów.
A do leżącego Cherubina zwrócił się szeptem:
208
– Ostatni raz mi przerwałeś.
– Wybacz – w głosie Gardiasza słychać było przerażenie.
Po chwili w nawie został Ofaniel i dwójka pilnująca kobiet.
– To którą wybierasz? – Powtórzył Cherubin, rozkładając ręce w kierunku
wybierającego.
Jonatan się zawahał, popatrzył na Gabriela, który dał mu delikatnie znak, aby się
decydował. Nie mogło to się tak skończyć. Nie tak.
– Spiesz się – ponaglił go Ofaniel – nie mam czasu. Zabawiłbym tu dłużej, ale
nawet mój anioł mnie wkurza.
– Raba – powiedział cicho, ale Aurelia to usłyszała – Raba. Przyprowadź tutaj
Emilię.
Jonatan odwrócił się i usiadł na krześle z twarzą ukrytą w dłoniach. Nie miał odwagi spojrzeć na Aurelię. Wybrał to, co wydawało mu się teraz najważniejsze
z jego punktu widzenia.
– Co jest? – Wtrącił się Agar. – Czyś ty oszalał.
Ale anioł nie usłyszał odpowiedzi.
– Gabrielu – Agar zwrócił się do Archanioła – nie możemy zostawić tak Aurelii.
– Wymiana się dokonała – powiedział tylko Gabriel – Jonatanie weź swojego
raba i odejdź.
Jeden z Cherubinów popchnął Emilię w stronę aniołów Gabriela. Ta nie wiedząc co się dzieje udała się w ich kierunku. Chciała się rzucić w ramiona swojego
wybawcy, ale się powstrzymała. Odchodząc od Aurelii zerknęła na jej twarz, ale
nie mogła nic z niej odczytać. Wyglądała jak skała. Ofaniel pozostałym dwóm
Cherubinom kazał iść do Eryka i wynieść go na zewnątrz. Agar nie mogąc zrozumieć Jonatana pośpiesznie opuścił salę. Spojrzał jeszcze na Aurelie, ale nie mógł
wyczytać nic z jej twarzy. Jedyne o czym teraz pomyślał to o jej bólu. Nie był zły
na Cherubinów, był wściekły na swojego przyjaciela. Musiał stąd wyjść, inaczej by
go rozszarpał. Po chwili w sali zostali już tylko Archanioł, Ofaniel i nieszczęsna
Aurelia, która zatopiła wzrok w podłodze. Zupełnie tak jakby była posągiem.
SMUTEK AURELII
Aurelia stała na środku i nie wiedziała co się dzieje. W głowie słyszała tylko
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 209
słowa swojego ukochanego, raba – przyprowadź tutaj Emilię. Nie wierzyła. Jak
mógł? Wszystko co ich łączyło, odeszło. Jego miłość, jego zapewnienia, to wszystko okazało się nieprawdą. Pragnęła odejść, ale nie mogła. Stopy były takie ciężkie,
że nie miała siły ich unieść. Głowa pulsowała na wszystkie strony. Zamknęła oczy.
Zaraz się obudzi. Ale nic się nie działo. Stała ciągle w tym samym miejscu. To sen,
to straszny sen próbowała sobie wmówić Aurelia. Jednakże wiedziała, że to nieprawda, że to dzieje się naprawdę, że została zdradzona przez osobę, którą bezwarunkowo kochała i której wierzyła. Jak mógł? – Krzyczała w myślach. Powoli zaczęło do niej wszystko dochodzić. Ból stawał się coraz silniejszy. Nie mogła go
porównać do niczego co do tej pory przeżyła. Czuła się gorzej niż gdy była bita
i gwałcona przez Gardiasza. Emilia, kim ona jest? Jak śmiała być ważniejsza od
niej! Zdradził ją, dla takiej dziewki, która nic nie osiągnęła. Nie płakała, cały wysiłek włożyła w to, aby ukryć swoją złość i swój ból. Wiedziała, że jak by pozwoliła
uczuciom na chwilę się wydostać, to by oszalała. Nie chciała. Poczuła, że musi
żyć. Jeszcze nigdy nie pragnęła tak życia jak teraz. Pragnęła zemsty. Na Jonatanie.
Te wszystkie noce, dni, chwile nic dla niej już nie znaczyły. Wszystko co z nim
przeżyła stawało się obce, zadawało jej większy ból niż wspomnienie Gardiasza.
Przyrzekła sobie. Najpierw Emilia, a później Jonatan. Ta dwójka to teraz jej wrogowie, główny cel jej egzystencji. Pomyślała o Cherubinach. Nieważne ile potrwa
jej ból i niewola u brązowego ścierwa musi przeżyć, musi się zemścić. Wszystko
w niej krzyczało, chciało się z niej wydostać. Jonatan nawet na nią nie spojrzał.
Zachował się jak zwykły tchórz. Jak miłość może tak boleć?
– Ojcze, dlaczego? – Wyszeptała.
Czuła, że się osuwa. Wszystko zaczęło jej się kręcić przed oczami. Poczuła się taka
lekka. Już niczym się nie przejmowała. Czuła, że odlatuje. Ofaniel złapał ją nim
dotknęła podłogi.
– Obiecałem cię całą, więc dotrzymam słowa – usłyszała jeszcze tylko jego
słowa, po czym zapadła ciemność.
POWRÓT EMILII
Gdy wyszli przed świątynię Archanioła, Jonatan miał ponurą minę. Emilia była uradowana. Nie sądziła, że tak się to dla niej zakończy. Nie dosyć, że odzyskała
210
wolność, to jeszcze Jonatan oficjalnie przy wszystkich wybrał ją. Zostawił Aurelię,
swoją ukochaną, dla niej. To musiało coś znaczyć. Ona musiała coś znaczyć dla
Jonatana. Taka jestem szczęśliwa – myślała Emilia – on naprawdę coś do mnie czuje. Czuła się zwycięsko, wiedziała, że wygrała walkę o uczucia Jonatana. Jej myśli
błądziły wokół jego osoby i ich wspólnej przyszłości; z rozmarzeniem i miłością co
jakiś czas zerkała na pochmurną minę swego wybawcy. Tak naprawdę nie wiedziała o co w tym wszystkim chodzi, cieszyła się z faktu, że jest wolna i że to Jonatan
jest jej wybawicielem.
– Jonatanie – powiedziała Emilia ledwo nadążając za nim po schodach.
– Nie mów teraz nic – odparł Jonatan przyciskając ją do ściany – nie teraz,
proszę.
Emilia poczuła siłę jego dłoni na swojej szyi. Nie trwało to długo, ale to ją zabolało. Przez chwilę patrzyli sobie prosto w oczy. Zauważyła w nich smutek, pewnie
czuł się okropnie. Chciała go jakoś podnieść na duchu, ale nie umiała. Była zadowolona, cokolwiek by sobie zażyczył w tej chwili, spełniłaby to bez wahania. Pogłaskała go po twarzy. Ich usta zbliżyły się niebezpiecznie do siebie. Płonęła. Jonatan nie wytrzymał. Odwrócił się od niej i szybkim krokiem zaczął iść ulicą
w stronę karczmy. Emilia zdenerwowana cisnęła pięścią powietrze.
– To o co ci chodzi – nawiązała do sytuacji przed chwilą – wybierasz mnie,
a nie chcesz pocałować …
– Milcz! – Nie pozwolił jej skończyć. – Błagam cię, milcz.
Jonatan był już przed nią jakieś dziesięć metrów. Emilia zaczęła iść za nim, jeszcze
chwila i zostałaby tu sama. Bała się tego, wiedziała jak może się to skończyć. Jej
wybawca robił szybkie kroki, natomiast Emilia aby mu dorównać, co jakiś czas
musiała się przebiec. Wiedziała, że Jonatan jest rozdarty i współczuła mu, nie wiedziała jak ona by się z tym czuła. Zastanawiała się jaki był sens tak szczęśliwego
dla niej wyboru. Mimo tak dużego zmęczenia tą sytuacją z Cherubinami, czuła
wielki przypływ energii. Myśli jej krążyły między Aurelią a Jonatanem. Nie przepadała za nią od początku i nawet w lochach nie mogła się do niej przekonać. Widziała w niej rywalkę, ale jednak szkoda jej było Aurelii. Co Cherubini mogą jej
zrobić? Chciała jak najszybciej wrócić do karczmy, może tam jej wszystko wyjaśnią. Z jednej strony była szczęśliwa, natomiast z drugiej rozbita na kilka części.
Byli już przed karczmą. W środku było ciemno, zupełnie tak jakby wszyscy spali.
Jonatan poszedł szybko na górę. Słyszała tylko trzaśnięcie drzwiami. Musi pozwolić mu ochłonąć. Dopiero teraz przypomniała sobie o głodzie. Poszła do kuchni,
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 211
może znajdzie tam jeszcze coś do jedzenia. Nim zrobiła sobie pajdę chleba do
środka wtargnął Klemens.
– Co się dzieje? – Spytał donośnym głosem – gdzieś ty się podziewała? Wszyscy cię szukali.
Emilia nie odpowiedziała tylko podbiegła do niego i mocno się przytuliła. Zupełnie
tak jak córka tuli się do ojca. Klemens pogłaskał ją po włosach. Złożyła mu raport
z tego co ją spotkało. Opowiedziała szczegółowo o tym jak się obudziła obok Aurelii i jak ją Jonatan uwolnił. Nie chciał uwierzyć, wiedział, że skoro Karina potrafiła znikać podczas wizyt w mieście nawet na dwie noce, to każda inna samotna
duszyczka potrafi to samo. W końcu jednak jej uwierzył.
– Idź i wykąp się. Połóż się spać – powiedział tuląc ją do siebie, – jeżeli to
prawda, to będę siedział przed twoimi drzwiami całą noc. U Kariny jest wolne łóżko. Nie chcę żebyś spała sama. Ona cię przyjmie z rozkoszą.
– Już, tylko coś zjem – powiedziała Emilia, a po jej twarzy płynęły łzy.
Dopiero teraz czuła jak wszystko ją opuszcza. Chwilowa radość nabyta po uwolnieniu przeplatała się z przerażeniem, jakiego nabawiła się w lochu. Sama nie wiedziała co o tym sądzić. Tylko przy Jonatanie czuła się bezpieczna. Po posiłku udała
się na piętro do Kariny. Cichaczem przemknęła obok łóżka i wskoczyła do wanny.
Umyła się szybko i wreszcie położyła. Po chwili już spała.
PROPOZYCJA GABRIELA
– No to jak Gabrielu, opijemy twój perfekcyjny plan? – Zaproponował Ofaniel, gdy obaj siedzieli przy jednym stole.
Na ławie obok leżała nieprzytomna Aurelia.
– Za pomyślność zawsze się napije – odpowiedział Archanioł.
– Nic tylko gratulować – mówił pochlebstwami Cherubin – przemyślane od
początku do końca. Rzadkość w dzisiejszych czasach.
Jak ktoś ze starszych aniołów by to widział, to by nie uwierzył. Archanioł
o imieniu Gabriel i Cherubin o imieniu Ofaniel współpracowali. Więcej, obaj byli
bardzo zadowoleni z tego co osiągnęli przed chwilą. Nie było przegranego. Obaj
czuli się zwycięzcami.
– A co z ptaszkiem, który teraz tutaj śpi? – Spytał Ofaniel.
– Poczekamy aż się obudzi – odrzekł Gabriel – będę musiał wprowadzić ją do
mojego planu.
212
– Nie wiem w co grasz Gabrielu i jaki jest cel tej rozgrywki. Ale powiem
szczerze, że mnie to nie obchodzi. Kiedy ujrzę Lilith?
– Po najbliższym zaćmieniu słońca – odpowiedział Gabriel – tak jak obiecałem.
– A nie można wcześniej? – Spytał Ofaniel.
– Niestety nie. Mówiłem ci, że dopiero w zaćmienie będę miał szansę ją dostać.
– To chciałbym w tym uczestniczyć. Tak dla pewności. Walka z odrzuconymi
nie należy do łatwych, a i pewnie któryś z pierwszych będzie w jej pobliżu – Cherubin drążył temat.
– I co, może miałbym cię za plecami – odparł rozbawiony Archanioł – przypomnieć ci Wojnę Niebios, byliście wtedy po drugiej stronie i jak to się skończyło.
No cóż bracie, może masz dobre chęci ale wybacz, załatwię to sam.
Gabriel nie powiedział całej prawdy Ofanielowi. Musiał się nieźle namęczyć,
aby to przed nim ukryć. Kiedy rozmawiali w domu Gardiasza nie wyznał mu, że
tak naprawdę chodzi o Uriela. Obawiał się, że taka wiadomość sprawiłaby, że Cherubin przedłożyłby Archanioła nad swoją Lilith. Wolał go w to na razie nie wtajemniczać. Nie wiedział tylko co na to Lilith. Była silnym i odważnym aniołem,
który wybrał złą drogę. Teraz chciała wszystko naprawić. Tylko czy się nie
wścieknie na Gabriela, że ją przehandlował jej bratu.
– Jak wolisz. Ale wiedz, że będę w tej sprawie służył ci pomocą – powiedział
uśmiechnięty Ofaniel.
Gabriel wiedział, że Cherubin tak łatwo nie odpuści. Będzie śledził każdy jego
ruch. Spodziewał się, że wydał już nawet w tej sprawie rozkazy. Ale nie bał się, był
przygotowany na każde jego zagranie.
– No cóż. Trzeba obudzić naszą Aurelię – powiedział Archanioł.
– Swoją drogą – powiedział Ofaniel, gdy stali już oboje nad Aurelią – dziwię
ci się, że tak interesujesz się tym mieszańcem. Powinieneś brać przykład z nas. No
może niekoniecznie z Gardiasza. Ale z nas starszych. Przecież to jest owoc tego,
czego my wszyscy nie tolerujemy.
– Zgadza się Ofanielu – powiedział ściszonym głosem Archanioł – tylko ja
wolę jak cierpią ci, którzy za to odpowiadają, a nie ich ziarno. Czy ona tak naprawdę jest czemuś winna? Czy dziecko może być ukarane za grzechy swoich rodziców?
– Ach, rozmyślasz. Prawo w tych sprawach jest jednoznaczne. Skoro chciał
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 213
tego nasz Ojciec, to co nam do tego – powiedział Ofaniel – z zepsutego nasienia
wyrastają trujące rośliny, czyż nie tak?
– Nie zawsze – odpowiedział Gabriel przypatrując się Aurelii – niedługo mam
nadzieję się o tym przekonasz.
Archanioł dmuchał w twarz Aurelii i gładził jej włosy. Najpierw delikatnie niczym
poranny wiaterek by z czasem nabrać siły. Mógł to zrobić brutalnie, poprzez mocne
pociągnięcie, ale nie chciał. Aurelia przypominała mu Lilith. Nie chciał żeby skończyła tak jak ona, u boku Samuela. Kiedy ludzkość znajdowała się jeszcze przed
upadkiem, Lilith była jednym z głównych aniołów, czuwających nad ludzkimi
dziećmi. Była w nich zakochana. Jedynym aniołem na którego wtedy zwracała
uwagę był Michał. Ale Archanioł był słabym podrywaczem i tylko przyglądał się
kolejnym podbojom swojej miłości. Nie spodobało się to kilku innym aniołom. Jej
zbliżenie do Adama i jego podobnych było jej przekleństwem. Kiedy ludzkość wybrała zdradę w stosunku do Ojca, Lilith została wypędzona na pustkowie. Michał
okazał się wtedy tchórzem, nie stanął w jej obronie. Bez niej ludzie okazali się słabi i nie potrafili przeciwstawić się Samuelowi. Ona natomiast żyjąc samotnie na
pustyni zagubiła się sama w sobie, zaczęła mordować wszystkie napotkane ludzkie
dzieci. Jedynym, który ją odwiedzał był Samuel. To w nim się zakochała i to jego
sprawie poświęciła resztę swojego życia. Dopiero teraz zrozumiała, że wszystkie
wybory jakie dokonała do tej pory były błędem, a Samuel jest nikim innym jak
wpatrzonym w siebie aniołem, którego jedynym celem jest dorównać Ojcu a nawet
go przerosnąć.
Patrzył teraz na Aurelię i wiedział, że złamane serce anioła jest groźniejsze niż
potężny zastęp aniołów. Niby mieszaniec, anioł bez wyszkolenia i mocy, a jednak
przeczuwał, że trzeba będzie się z nią liczyć, bo czy jest coś silniejszego od miłości? Swoimi posunięciami Archanioł chce zaoszczędzić Aurelii służby u Samuela,
a jednocześnie pragnie uczynić ją silną. Po chwili kobieta otworzyła oczy.
– No proszę – powiedział Ofaniel – chyba twój nieświeży oddech ją ocucił.
– Proszę cię – odparł mu lekko urażony Gabriel – nie wracajmy do naszych
złośliwości. Teraz musimy ją tylko przekonać.
– Gdzie jestem? – Spytała smutna Aurelia.
– W świątyni Archanioła – odparł Cherubin.
Aurelia spojrzała na niego ze wstrętem. Nieważne kim był, ważne, że w brązowym
płaszczu. Skrzywiła się z bólu, ale nie tego fizycznego, tylko psychicznego. Powoli
wracały do niej wspomnienia ostatniej chwili.
– Jak mógł – wyszeptała.
214
– Nie martw się dziecko – Archanioł pogłaskał ją po włosach – nic ci nie grozi. Jesteś teraz u mnie.
– A Jonatan? – Wyszeptała patrząc w sufit zdobiony lustrami.
– O nim na razie nie myśl – zaproponował jej Ofaniel – zostawiam cię u Gabriela. Teraz jesteś na jego posługach. Nie przynieś tylko wstydu mojemu klanowi,
bo wrócę i oddam cię Gardiaszowi.
Na te słowa Aurelia aż się skrzywiła i odwróciła od Cherubina ze wstrętem plecami. Chciała się zapaść pod ziemię, zniknąć. Ale nie mogła, miała w głowię tylko
jedno, zemsta.
– Chcę zostać sama – poprosiła.
– Teraz musisz być silna – szepnął jej Archanioł.
– Musimy porozmawiać – powiedział Ofaniel – i to już.
Aurelia po chwili usiadła na stole. Rozejrzała się po nawie i zobaczyła, że są sami
w trójkę. Zaczęła się zastanawiać, czego od niej chcą. Nie ważne - pomyślała. Jedyna rzecz która ją cieszyła to ta, że nie ma tu Gardiasza i Jonatana. To była dwójka, których tak bardzo nienawidziła. Po chwili została zaproszona do stołu, przy
którym siedział już Ofaniel z Archaniołem.
– Usiądź i napij się wina – Gabriel nalał jej wina – to pomoże ukoić twój ból.
Mówiąc to jednak sam nie wierzył w swoje słowa.
– To co zrobił Jonatan to... – przerwał na chwilę Archanioł – nie wiń go za to.
Dokonał wyboru, na który nikt nie miał wpływu.
Aurelia się zdenerwowała.
– Dokonał wyboru! – Krzyknęła – dla takiej jak ona!
– Uważasz, że jesteś lepsza? – uciął jej krzyk Ofaniel – przypomnieć ci kim
jesteś według prawa?
– Proszę cię – wtrącił się Gabriel – nie musisz się w to wszystko mieszać. Poza tym myślę, że twoja obecność tutaj jest już zbędna. Jak będę wiedział cokolwiek
o Lilith, to cię niezwłocznie poinformuję.
Słowa Gabriela jednoznacznie wskazywały co ma teraz zrobić Cherubin. Ofaniel
się nie sprzeciwił. Szybkim krokiem opuścił świątynię Archanioła i udał się do Jerycho. Im szybciej tam będzie, tym lepiej. Musiał przemyśleć rozgrywkę z Lilith.
Jak przywrócić ją do łask Ojca? Ciekawiło go jak zareagują jego bracia. Później
musi odwiedzić Babilon. Tam będzie musiał porozmawiać z samym Kajrem. Po
chwili w nawie został już tylko Gabriel i Aurelia.
– No to co, dziecko – powiedział spokojnie Archanioł – czy teraz mnie wysłuwww.sagaprzebudzenie.pl
Strona 215
chasz, czy się rozstaniemy?
– Rozstaniemy? – Zdziwiła się Aurelia.
– Tak, możesz odejść i wiedz, że nic złego ci się tutaj nie stanie. Dopóki jestem w mieście jesteś chroniona. Później, jak zechcesz, będziesz kontynuować to
co do tej pory robiłaś – wytłumaczył jej – ale zaufaj mi, moja propozycja jest
o wiele atrakcyjniejsza od tego.
Aurelia myślała chwilkę, próbując wyczytać coś z twarzy Gabriela.
– Wysłuchanie nic nie kosztuje – odpowiedziała – tylko proszę o dwie rzeczy.
Pierwsza to nie rozmawiajmy o Jonatanie, a druga czy mogłabym coś zjeść?
Kiedyś opowiadano jej o Archaniołach. Wiedziała, że są tajemniczy, a zaraz najbardziej uprzejmi. Z jednej strony skryci, ale z drugiej otwarci na ból i cierpienie.
Byli odzwierciedleniem dobroci Ojca, jego miłości ale też gniewu i surowych
praw. Nikt tak naprawdę ich dokładnie nie poznał, od zawsze żyli nie z innymi
aniołami, ale obok nich, na uboczu. Interweniowali tylko gdy działo się coś złego,
gdy musieli przywracać ustalony przez Boga porządek. Budzili strach, ale też
i przekonanie, że zawsze można u nich znaleźć pomoc i poradę. Nie znała tych
opowieści z nauk, gdyż te były jej zakazane, znała je z opowieści Jonatana. Jeżeli
chcą z tobą rozmawiać to znaczy, że wywarło się na nich jakieś wrażenie. Ostatnia
rozmowa z Archaniołem nie zmieniła wprawdzie jej opinii o nich. Nie rozumiała
tylko, dlaczego jeszcze nie została ukarana za jej pychę i pogardę w stosunku do
Ojca. Skoro jednak tutaj jest musiała być do czegoś potrzebna Archaniołom. Czuła,
że to dzięki niemu będzie miała ogromną szansę na zemstę. Po chwili adiunkt
przyniósł dość dużą kolację i dwa talerze.
– To zjemy razem – powiedział ucieszony Archanioł.
Aurelia tylko uśmiechnęła się słysząc te słowa. Był to pierwszy uśmiech od dłuższego czasu na jej twarzy. Nie wiedziała, czego się spodziewać po rozmowie
z Archaniołem, ale się go nie bała. Nie po ostatniej z nim rozmowie. Zaczęła jeść
i pić to co położono na stole.
BATRARZ
Lilith po rozmowie z Jonatanem siedziała na samej górze wieży w świątyni
Kafcjela i spoglądała na Jonatana. Gabriel wypowiadał się w samych superlatywach na jego temat. Patrzyła z podziwem jak walczy z jej odrzuconymi, wyglądał
na bardzo sprawnego fizycznie. Wszystkie jego ruchy wydawały się takie przemy216
ślane. Niestety, miał jedną słabość. Lilith się uśmiechnęła, gdy pomyślała o tym.
Kobiety. To była jego słabość. Nie potrafił się oprzeć jej urokowi. Nauczyła się
manipulować swoim wdziękiem już w czasach Adama, kiedy była wręcz zachwycona ludźmi. Mogła mieć dowolnego mężczyznę, nieważne człowieka czy anioła,
od razu zrozumiała jak wykorzystać swoje wdzięki. Był tylko jeden nie podatny na
jej wdzięki, to Archanioł Michał. Wiedziała, że się w niej podkochuje, ale nigdy
nie zdobył się na to by ją posiąść. Stał z boku i przyglądał się kolejnym jej podbojom. Na początku jej się to podobało, spodziewała się czegoś wielkiego z jego
strony, jednak nie doczekała się. Michał okazał się w tym względzie tchórzem.
Kiedy jeszcze ludzie mogli przebywać w raju, u samego Ojca, mieszane pary
były na porządku dziennym. Wszystkie miasta, wszystkie krainy tego świata były
jednym wielkim rajem. Nikt na nic nie narzekał, nikt o nic się nie martwił. Wszystko było dane od Ojca. To on dbał o dobrobyt i sielską atmosferę. Był gwarantem
spokoju i bezpieczeństwa. Dopiero kiedy ludzie ulegli pokusie dorównania Ojcu
w zrozumienia tego świata, postanowiono ich stąd wyrzucić. Głównym winowajcą
był Samuel, to on ich sprowokował do tego błędu. Tak bardzo był zazdrosny
o ludzkich braci, że przeciwstawił się woli Ojca i pokazał im drogę, którą podążają
do tej pory. Kiedy ten świat opuszczali, żaden anioł nie podążył za ludźmi na ziemię, mimo tego że wcześniej się tak kochali, żaden anioł nie walczył o swoje potomstwo. Według nowego prawa, potomstwo ludzi i aniołów nie mogło zejść na
ziemię i nie mogło pozostać tutaj. Stawali się wyrzutkami, mieli zamieszkać na
kresach z dala od miast. Później się okazało, że będą własnością Cherubinów. Lilith nie mogła znieść rozstania ze swoimi podopiecznymi, zabiła wszystkie dzieci
narodzone z mieszanych par. Jedyne wyjście, jakie wtedy widziała. Za swój uczynek została wygnana na anielskie pustkowia, martwą krainę gdzie nawet robaki nie
chciały przebywać. Każdy dzień, każda noc była dla niej walką o następny dzień.
To tam poczuła głód i pragnienie, zrozumiała, że Ojciec jest nie tylko dobry, ale
potrafi też karać. Tylko Samuel okazał jej łaskę, tylko on starał się jej wtedy pomóc. Wykorzystała wtedy swój urok. Przez cały czas myślała, że to ona ma
w swoich ramionach Samuela, ale było odwrotnie. To on ją okiełznał, to on nią
dyrygował. Nawet nie wie kiedy tak bardzo znienawidziła ludzi. Byli dla niej robactwem. Opamiętała się dopiero niedawno, kiedy spotkała jedno z dzieci, które
trafiło do Samuela. Dziwiła się temu strasznie, ponieważ prawie niemożliwym jest
aby dziecko nieosiągające wieku komunii mogło zostać odrzucone. Samuel i dla
takiej duszy nie miał litości, męczył je, upokarzał, na końcu chciał je wcielić do
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 217
swoich szeregów. Niestety, nie udało mu się. Lilith coraz bardziej współczuła tej
drobnej duszy, w końcu pozwoliła mu odejść. Dała mu szansę na powrót na ziemię.
Wbijając mu święty sztylet prosto w serce, pozwoliła na powtórne narodziny. Myślała, że Samuel ją za to ukarze, ale on tylko jej pogroził. Wiedział, że nie ma gdzie
pójść, więc myślał, że to na nią zadziała. Niestety Lilith od tego czasu coraz bardziej tęskniła za domem, Ojcem a przede wszystkim, za normalnym życiem. Bez
bólu, cierpienia, przemocy. Skoro Ojciec otworzył bramy raju ponownie dla ludzkości w zamian za godne i wierne życie na ziemi, to była przekonana, że jej też
pozwoli wrócić. Potrzebowała tylko wstawiennictwa i jeżeli Gabriel jest taki jak za
dawnych czasów, to niedługo będzie jadła i piła u boku Ojca. Gra, którą podjęła
jest bardzo ryzykowna. Po jednej stronie Gabriel, a po drugiej Upadły. Jeżeli Gabrielowi się nie uda przekonać Ojca, to wtedy wróci do Samuela, ale nie jako jego
oblubienica, ale jako podarek dla wszystkich jego odrzuconych. Wróciła myślami
do Jonatana, patrzyła jak opuszcza plac. Nie różnili się tak bardzo. Oboje mieli tyle
wspólnego z mieszańcami.
Jonatana już nie było, na placu pozostały nieliczne ciała wyklętych. Wiedziała,
że te ciała za chwilę wrócą do Samuela. On nie pozwala nikomu tak łatwo umrzeć,
a i Jonatan nie zabijał ich poświęconymi mieczami. Też nauczony był nie okazywać łaski, szkoła Archaniołów. Skoro zostali przez Boga odrzuceni za grzechy, to
pozwalajmy im narodzić się na nowo, ale w piekle, niech przeżywają to wszystko
od początku. Lilith wydawało się, że u Samuela największą łaską nie jest służba
jak najbliżej jego boku, a po prostu śmierć. Czarna nicość, która ogarnia wszystko
i otacza cię tylko pustka. Ale nie ma bólu i cierpienia, tyle razy była o to proszona
przez niektórych odrzuconych. Czas zejść na dół – pomyślała. Zbliżyła się do krawędzi dachu i skoczyła. Wyglądała wtedy jak czarny anioł zstępujący na ziemię.
Poszczególne warstwy jej sukni pod wpływem nagłego podmuchu uniosły się
i wirowały na wietrze, rzucając na ziemię nierówne cienie. Po chwili z gracją wylądowała przykucając na jedno kolano. Wyprostowała się i zaczęła oglądać jak kolejne ciała zamieniają się w pył i pochłonięte przez ziemię dostarczane są do siedziby Samuela. Wiedziała, że jak wróci do Wyklętego to spotka ich w Kaźni, miejscu gdzie przykuci łańcuchami przechodzą ponowny chrzest Samuela. Gdy
wszystko zniknęło a plac wyglądał tak jak gdyby nigdy nic się na nim nie wydarzyło, Lilith wyszła przed świątynie Kafcjela.
– Batrarze, czekam – wyszeptała.
Po chwili zjawił się przed nią latający potwór. Był to średniej wielkości smok, cały
pokryty drobnymi, czarnymi, lśniącymi łuskami, jedynie żółte ślepia miały krwi218
stoczerwone obwódki. Smok miał długi zakończony ostrym szpicem ogon, który
wykorzystywał do sterowania w powietrzu i zadawaniu ciosów w walce. Po bokach smukłego cielska znajdowały się niezbyt duże, lecz niezwykle mocne skrzydła pokryte przezroczystą, grubą błoną. Smok poruszał się po ziemi na krótkich,
lecz masywnych czterech łapach, zakończonych mocnymi i długimi szponami. Na
grzbiecie miał przytwierdzone siodło dla swego jeźdźca. Stworów tych pozbyto się
na ziemi już w dawnych czasach. Odrodziły się tutaj i tylko pierwsi aniołowie potrafili je okiełznać. Inni, gdy próbowali tego wyczynu, to kończyło się to dla nich
tragicznie. Największy wpływ jednak na te bestie miał sam Ojciec, był jedyną istotą której one nie mogły skrzywdzić.
Gdy lądował jego skrzydła wzniosły multum trawy i piachu do góry. Gdy
zbliżył się do Lilith jego głowa była wielkości jej całego ciała. Pogłaskała go po
pysku, jego łuski były twarde niczym stal. Jedyny mój przyjaciel wśród sług Samuela – stwierdziła. Był z nią od początku służby. Wskoczyła mu na siodło. Po chwili
wraz z nim była już w powietrzu. Skierowała się w stronę Straterów. Musiała wrócić przed rankiem, aby Samuel nie nabrał podejrzeń. Będąc już nad górami nabrała
obrzydzenia. Pojawiały się kolejne mniejsze świątynie, by po chwili ujrzeć główną
Świątynie Samuela, wielki warowny zamek z kremowego marmuru. Niby był podobny do Betel, ale czuła do niego odrazę. Mimo jasnego kamienia, z którego był
zbudowany i licznych witrażowych okien, sprawiał wrażenie ponurego
i opuszczonego zamczyska. Nie słychać było w nim gwaru, rozmów, śmiechu, lecz
martwą ciszę, przerywaną jedynie pojedynczymi krzykami. To w jego podziemiach
rozgrywały się najczarniejsze rzeczy związane z odrzuconymi. Na zewnątrz oraz
w samej świątyni panowała cisza, to co się działo w podziemiach nigdy nie wyjdzie na zewnątrz bez pozwolenia Króla Piekieł. Wylądowała na głównym placu.
Gdy lądowała wszyscy odrzuceni uciekli w popłochu, wiedzieli, że byliby dobrą
przekąską dla jej zwierzaka. Po chwili udała się w stronę głównego wejścia do
świątyni. Przed wejściem odwróciła się tylko w kierunku swojego smoka, ale on
już odlatywał do swojego legowiska, miejsca, które znajdowało się po drugiej stronie Straterów, nieosiągalnego dla takich jak ona. Tak bardzo bym chciała polecieć
razem z tobą – pomyślała Lilith, po czym jej twarz przybrała swój zwykły zimny,
wyrachowany wyraz i szybkim krokiem weszła do budynku.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 219
ROZMOWA AGARA Z ARCHANIOŁEM
Agar wstał jako pierwszy, właściwie nie spał całą noc. Myślami był przy Aurelii. Jak Jonatan mógł tak z nią postąpić? Nawet Tobiaszowi się dostało, że nie
potrafił upilnować swojej pani. Myślał o Jonatanie, jak ma się teraz zachować
w stosunku do niego. Nim zdążył coś zjeść, dostał wiadomość od Gabriela, aby
pojawił się u niego zaraz po śniadaniu. Wyruszył od razu. Nie miał ochoty na jedzenie. Po chwili był już u Archanioła.
– Dobrze, że jesteś – przywitał go Gabriel.
– Pojawiłem się tak szybko jak mogłem – odpowiedział.
– Chciałem o tym porozmawiać z wami wczoraj, ale tak szybko opuściliście to
miejsce, że nie zdążyłem – zaczął Gabriel.
– A dziwisz się? – Odpowiedział Agar. – Myślisz, że znasz swojego przyjaciela, a okazuje się, że jest całkowicie inny niż myślisz.
– Nie wiń Jonatana za jego wybór – odpowiedział mu po chwili Archanioł –
zrobił to, co uważał za konieczne. Czy nie mówił ci, że wkrótce zrozumiecie
wszystko?
– Nie wiem, nie wracam już do słów Jonatana. Okazuje się, że niewiele znaczą.
– Nieważne, myślałem, że wasza przyjaźń jest na tyle silna by przetrwać
wszystko – powiedział lekko urażony Gabriel – widzę, że nie trafi to do ciebie.
Wiedz tylko, że czasami dokonujemy wyborów lepszych dla ogółu niż dla pojedynczych jednostek.
– Ciekawe co to za ogół, ta Emilia – powiedział Agar nie mając ochoty rozmawiać na temat Jonatana – wybrał to, co jest prostsze i bezpieczniejsze. Zawsze
był umiarkowany w działaniach. Myślałem, że mogę na niego liczyć, że pomoże
mi z Cherubinami, a on co? Nic! Wytargował jakiegoś raba za swoją ukochaną. I ja
mam być jego przyjacielem. Ja go już nawet nie szanuję. Może mnie też by sprzedał tak łatwo.
– A ty co byś zrobił? – Spytał wściekły Gabriel.
– Użyłbym miecza, posiekałbym ich na kawałki – odparł Agar.
– Miecza! – Gabriel się roześmiał – niedługo będziesz miał do tego sposobność, a i na zemstę przyjdzie czas.
Agar stał się bardziej ciekawy.
– Czy mówi ci coś najbliższe zaćmienie – spytał się Archanioł.
220
– Coś wspominał mi ten robak.
– Chcę abyś udał się przed zaćmieniem do świątyni Natan – poinformował go
Gabriel – do tego czasu przeszkoli was Fajsos.
– Po co nas będzie szkolił? – Agar był zdziwiony – czy nie przeszliśmy już
szkolenia, czy nie potrafię władać mieczem?
– To, co przechodziłeś przyda ci się tylko do samoobrony lub do walki
z odrzuconymi. Tam natomiast będziesz walczył z najlepszymi od Samuela. Kto
wie czy nie z samymi jego pierwszymi?
– Poradzę sobie – odparł Agar.
– Poradzisz sobie! – Krzyknął Archanioł – tak samo jak z tym.
Dopiero teraz Gabriel wskazał Agarowi jego znamię na policzku. Wywołało to
wściekłość na twarzy anioła, ale nie odezwał się. Za bardzo szanował Archanioła
by mu się przeciwstawiać czy chociaż ubliżać.
– Słuchaj – powiedział po chwili Gabriel – to nie jest już zabawa. To musi się
udać. Jeżeli nie, to nie masz po co wracać. Albo będziesz się słuchał albo zajmiesz
miejsce Jonatana.
W tym samy momencie do sali weszła Aurelia. Niosła tacę z winem i jedzeniem.
Gdy Agar ją ujrzał, nie mógł uwierzyć. Był pewny, że znajduje się teraz u Gardiasza. Nawet w nocy rozmyślał o tym, aby się tam udać i ją odbić. Żeby chociaż
przez chwilę Aurelia poczuła, że jest jeszcze ktoś, kto o nią się martwi i nie zostawi
jej samej sobie. Ale to? Jak Gabriel to załatwił?– Pomyślał. Na jego twarzy pojawił się dawno niewidziany uśmiech. Aurelia z uśmiechem podeszła do stołu, który
był nieopodal nich. Na jej twarzy też gościł uśmiech. W końcu widziała twarz
przyjaciela. Agar długo nie wytrzymał w bezruchu. Podszedł do niej.
– Jak to możliwe? – Spytał patrząc jej prosto w oczy.
Aurelia odłożyła tacę na stół i przytuliła się do anioła.
– Życie potrafi czasami płatać figle – odpowiedziała tuląc się do anioła jak
mała dziewczynka.
Z trudnością powstrzymywała łzy. Wiedziała, że mogło to wszystko skończyć się
inaczej, bardziej tragicznie. Po wczorajszej rozmowie z Gabrielem zrozumiała wiele rzeczy, ale wciąż nie potrafiła zrozumieć najważniejszych. Dobrze, że jest tu
chociaż ktoś, kto się przejmuje jej losem. Gabriel był rozbawiony tą sytuacją. Para
aniołów tuląca się do siebie jak brat i siostra. Dawno nie widział takiego widoku.
– No, moi mili – przerwał im – może tak dokończymy to, co zaczęliśmy.
Dopiero teraz Agar odsunął się od Aurelii, która szybko rozłożyła jedzenie na stole.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 221
Puściła oko do przyjaciela i z uśmiechem opuściła nawę.
– Jak to możliwe? – Spytał Agar.
– Nic trudnego – odpowiedział mu Archanioł – wystarczy tylko pomyśleć,
a nie tylko mieczem i mieczem. Byliście moją wielką nadzieją gdy was wybierałem do klanu, a okazuje się, że nie potraficie przemyśleć wszystkiego spokojnie.
Jesteście narwani.
– To nie zmienia mojego poglądu na postępowanie Jonatana – powiedział
Agar – chyba, że ty go do tego przekonałeś?
Gabriel nie odpowiedział na to pytanie tylko wskazał mu miejsce przy stole. Usiedli.
– No to wracając do sedna sprawy… – zaczął Gabriel.
– Nie, nie wierzę – przerwał mu Agar – jak to zrobiłeś, że Cherubin zgodził
się od tak zostawić tu ją.
– Ale ty jesteś pusty – odpowiedział żartem Gabriel – przecież wystarczy pomyśleć. Wiesz, kim był ten najważniejszy Cherubin?
Agar kiwnął tylko przecząco głową. Nawet się nad tym nie zastanawiał. Widział
tylko, że wczoraj miał ogromny wpływ na pozostałych.
– To był Ofaniel.
Agar aż otworzył szerzej oczy. Słyszał o nim, ale nigdy go nie poznał – jeden
z pierwszych Cherubinów na tym świecie.
– Znamy się od wieków – mówił dalej Gabriel – nie było trudno poprosić go
o przysługę. Oczywiście, coś za coś. Ale nie mówmy o cenie, rozmawiajmy o tym
po co cię wezwałem.
Gabriel nie chciał szczegółowo wprowadzać Agara w swój plan. Wystarczy, że
weźmie udział w krucjacie przeciwko pierwszym Samuela. Tam jego topór będzie
miał znaczenie. Bezsensownym będzie zaśmiecanie głowy anioła zbędnymi dla
niego wiadomościami.
– Tak więc jest ona teraz na moich posługach – mówił dalej – ale tylko do czasu mojego wyjazdu. Jakbyście zachowali się wczoraj inaczej, to wydaje mi się, że
i noc dla was byłaby spokojniejsza.
– A dlaczego mówisz o nas w liczbie mnogiej? – Spytał Agar.
– Bo Jonatana to też dotyczy – Gabriel nakazał ręką aniołowi, aby mu nie
przerywał. – Wczoraj rozmawiałem długo z Aurelią, ale nie potrafi wybaczyć Jonatanowi. Przynajmniej na razie. Kiedyś zrozumie wszystkie fakty i pewnie wybaczy
mu. Wróci, kiedyś na pewno wróci. Mam tylko nadzieję, że ty potrafisz zrobić to
wcześniej, potrafisz współdziałać z Jonatanem. Bo jeśli tak, to będzie łatwiej. Jeśli
222
nie, to będzie bardzo trudno.
– Tylko, że Aurelia nie należy do takich żeby można było ją zostawiać w taki
sposób. Tu nie chodzi o zabawę – odpowiedział Agar – Gabrielu, tu chodzi o to,
komu on ją zostawił.
– Agarze – Gabriel był już zrezygnowany – mam dla ciebie propozycję.
Agar napił się wina patrząc w oczy Gabrielowi, ale nie powiedział nic.
– Jeżeli będziesz współpracował z Jonatanem i nie będziesz mu bruździł to
obiecuję ci, że Aurelia do zaćmienia zostanie tutaj. Jeżeli natomiast zaczniesz stroić fochy i będziesz mu dokuczał, to pozwolę jej odejść nawet teraz – słowa Archanioła brzmiały niczym szantaż. – Macie być mą tarczą i mym mieczem. A uda się
to wszystko tylko wtedy gdy oba te elementy będą razem, a nie przeciwko sobie.
Agar przemyślał tę propozycję. Wiedział, że najbezpieczniej będzie dla niej
pod dachem Archanioła. Mając jego poparcie nie skrzywdzi jej nikt w tym mieście.
Ale czy on będzie potrafił rozmawiać z Jonatanem tak jakby nic się nie stało, w to
wątpił.
– Czego ode mnie oczekujesz? – Spytał się po chwili. – Jeżeli mojego topora,
to go masz. Jeżeli mojego życia, to też ci je oddałem, ale jeżeli chcesz abym dalej
był przyjacielem Jonatana, to tego nie mogę ci obiecać.
– Chcę tylko żebyś dalej był przy Jonatanie. Jeżeli nie dla was, to dla mnie. –
Gabriel przeszedł od razu do rzeczy – w świątyni będzie Uriel, nie muszę ci chyba
mówić, kim on jest dla mnie. Trzeba go będzie odbić. Ale bez żadnych fajerwerków. Cherubini nie mogą się o tym dowiedzieć. Możesz liczyć tylko na Jonatana
oraz kilku aniołów z naszego klanu. Wasza współpraca będzie pod tym względem
najważniejsza. Jego rozum i twój oręż będą w tym kluczowe. Jeżeli Fajsos zdąży
was przeszkolić, to się uda. Ale wystarczy wasza jedna sprzeczka, jedna kłótnia
i wszystko zostanie zniweczone. Nie dosyć, że stracę brata, to stracę też kilku najlepszych moich aniołów. Gram teraz w najważniejszą grę Agarze i to wy jesteście
na tej planszy najważniejszymi figurami.
– To masz mój oręż i moje słowo. Jeżeli zrobię coś Jonatanowi przed zaćmieniem, masz też moje życie – przyrzekł Agar.
– Dziękuję – odpowiedział Archanioł i dodał – mam nadzieję, że do tego czasu wszystko zostanie wyjaśnione. A teraz zjedzmy coś, bo widzę, że dobre samopoczucie powróciło do ciebie.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 223
ROZMOWA KARINY I EMILII
Karina nie mogła wyjść ze zdziwienia, że po przebudzeniu ujrzała w łóżku
obok śpiącą Emilie. Przeskoczyła delikatnie do jej posłania i przykryła się jej kołdrą. Nie chciała jej budzić specjalnie, czekała aż się obudzi sama.
– Gdzie ty byłaś? – Powiedziała do Emilii, kiedy ta otworzyła tylko oczy.
– I tu i tam – odpowiedziała jej zagadką.
– Nie chcesz, to nie mów – odpowiedział obrażona Karina.
Emilia złapała ją za rękę. Wiedziała, że Karina się o nią martwiła. Streściła jej całą
swoją przygodę. O utracie świadomości, o współdzieleniu celi z Aurelią, koszmarnych Cherubinach i wyborze Jonatana.
– To widzę, że miałaś więcej przygód ode mnie. Pomijając Cherubinów było
super – westchnęła do Emilii. – Ja mogę się pochwalić tylko tym, że Jonatan wyrwał mnie ze szponów tego grubego anioła, który nas zaprosił na bal. Jak o nim
pomyślę to jest mi niedobrze.
Kariną aż targnęły drgawki.
– Tylu było przystojniaków, a ja musiałam wylądować u tego barana – mówiła
dalej – nawet ten twój blondas był niezły.
– Jaki blondas? – Spytała szybko Emilia.
– No ten, który na początku do ciebie uderzał, ale spławił go Klemens – Karina zdziwiła się, że już tego nie pamięta.
– Tańczyłam z nim?
– Nie tylko moja droga – odpowiedziała jej z uśmiechem – po pewnym czasie
myślałam, że twój język utknie mu w gardle. Nawet nie sądziłam, że zakonnice
mogą być tak wyluzowane – dodała żartem.
– Ale wstyd – Emilia zakryła z zażenowaniem twarz ręką. – Jak Jonatan się
o tym dowie, to mu ten wybór czkawką się odbije.
– Mógł być tam z nami – odparła Karina. – Wtedy na pewno nic by ci się nie
stało. Przez chwilę myślałam nawet, że o nim zapomniałaś, tak tuliłaś się do tego
blondyna. Jak chciałam go poznać to uciekłaś z nim na drugą stronę sali. Więc was
zostawiłam w spokoju. Nawet Klemens się już tobą nie interesował. Siedział przy
barze i cały czas rozmawiał z barmanem. Czasami myślę, że on woli jednak facetów, a ty jak myślisz?
224
Emilia nie odpowiedziała, udała się do łazienki. Załatwiła pośpiesznie swoje potrzeby, myśląc o ostatnich przygodach. Gdzie mogła wylądować z tym blondynem,
co się tam działo? Tak krótko tu przebywa, a już ma tyle luk w pamięci. Ten rab
z pająkiem na dłoni, jak mogła tak szybko mu ulec. Czy to normalne zachowanie,
czy po prostu zawsze tego pragnęła? Czy rzeczywiście jest tutaj tak niebezpiecznie? Postanowiła na razie nie tykać żadnego wina i niczego, co nie wie jak działa.
Po chwili była już z powrotem w pokoju. Obie zaczęły ubierać się w szaty, które
zabrały z Jonataru. Ktoś zastukał do drzwi. To był Klemens. Nawet nie czekał na
zaproszenie tylko od razu wszedł do pokoju.
– No dziewczyny – powiedział na przywitanie – koniec tego dobrego. Schodzimy na dół, jemy śniadanie i za jakieś trzy godziny wyruszamy z powrotem do
domu. Jakieś pytania? – Mówiąc to patrzył na Emilię.
– Wreszcie! – Odpowiedziała Karina, – co przygotowałeś na śniadanie, bo
czuję, że głód rozwala mi brzuch?
– Jemy to, co upolujemy – Klemens próbował być zabawny – Jonatan jest
wściekły. Kazał mi udać się do Tobiasza i pomóc mu zapakować wóz. Więc raczej
nie będę towarzyszył wam w drodze powrotnej.
– O, jaka szkoda – wymknęło się Emilii.
– No proszę, chociaż jedna duszyczka będzie za mną tęsknić – mówiąc to
Klemens zaczął przeglądać ciuszki swoich koleżanek. – Chyba lekko przegięliśmy
z tą imprezą. Jonatan chodzi wściekły od rana. A ty Emilio jak się czujesz?
– Dobrze – odpowiedziała – wiedząc, że pilnujesz mnie przed drzwiami całą
noc, spałam wyśmienicie.
– No cóż – Klemens zrozumiał, że Emilia się z niego naśmiewa wiedząc, że
raczej jej nie pilnował.
– Zostaw to – Karina wyrwała mu swoje majteczki – nie dla psa kiełbasa.
Klemens skwitował to lekkim uśmiechem.
– Na dole jest kawa. Wozy są już spakowane – powiedział cofając się do drzwi
przed naporem Kariny – a na śniadanie najlepiej jak usmażycie sobie jajek. Ostatnio upolowałaś pewnie kilka, więc będzie co smażyć.
– Ciekawe, co ty robiłeś w pokoju obok, hmm? – Powiedziała Karina
i trzasnęła drzwiami, zamykając pokój przed Klemensem.
– Tak się traktuje przyjaciół? – Dało się jeszcze usłyszeć zza drzwi – spałem
sam w przeciwieństwie do ciebie.
Drzwi się ponownie otworzyły i w szczelinie pojawiła się jego głowa, ale Klemens
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 225
uciekł ponownie za drzwi przed kuksańcem Kariny. Emilia przyglądała się im. Ich
zachowanie wyglądało tak jakby nic się ostatnio nie wydarzyło. Byli tacy jak zawsze. Nawet się nie przejęli za bardzo tym, że Jonatan był wściekły. Ona natomiast
czuła lekki lęk, ale może z czasem i ona zacznie się tym nie przejmować.
– Wszystko co dobre szybko się kończy – westchnęła Karina oparta
o zamknięte drzwi. – Teraz będziemy mieć dużo czasu by usidlić twojego Jonatana.
– Idziemy na dół – dodała po chwili pakując swoje rzeczy – zjemy coś
i pójdziemy na drugą stronę miasta. Pokażę ci coś.
– O nie – wypaliła od razu Emilia – ja nigdzie się z tobą nie ruszam. Jeszcze
nie ochłonęłam po wczorajszym. Zostaję tutaj.
Uśmiechnięta Karina pokiwała tylko głową.
– Przyzwyczaisz się. Ale skoro nie czujesz się na siłach to dobrze, zostańmy
tu.
Gdy spakowały wszystkie swoje rzeczy, zeszły na dół. W budynku panowała kompletna cisza. Zupełnie tak jakby nikt tu nie mieszkał. Po chwili były już na dole,
tam też panował spokój. Udały się do kuchni, bo w karczmie znajdowało się
dwóch jakiś obcych rabów, ale żadna z nich nie miała za bardzo ochoty na kolejne
znajomości. Tam usmażyły sobie jajecznicę i bez rozmowy spędziły krótki czas na
jedzeniu i piciu kawy.
– To co teraz chcesz robić? – Spytała Karina – mamy jeszcze trochę czasu,
więc może się skusisz na wyjście.
– Nie za bardzo – odpowiedziała Emilia, – bo znowu wpadniemy w jakieś tarapaty i po co to nam. Możemy wyjść przed karczmę, posiedzimy na ławeczce.
Karina skinęła tylko głową i obie znalazły się dość szybko na zewnątrz. Dzień był
słoneczny, słychać było śpiew ptaków, czego jak przyjechali nie słyszała, było
o wiele mniej tłoczno. Zupełnie tak jakby była wczesna pora. Emilia nie potrafiła
tego określić. Nie znała jeszcze sposobu jak mierzyć tutaj dokładnie czas. Emilia
odchyliła głowę do tyłu i zamknęła oczy. Chciała pomyśleć przez chwilę, ale przy
Karinie było to niemożliwe.
– A nie wiesz czego mogli chcieć od ciebie Cherubini? – Zagadała Karina
próbując przy tym osłonić oczy przed słońcem.
– Nie mam bladego pojęcia – odpowiedziała Emilia – przez cały czas byłam
w celi i tam nikt mnie nie informował o niczym. Aurelia stwierdziła po pewnym
czasie, że to pomyłka, więc myślę, że miała rację.
– Trochę dziwne to wszystko – Karina wyciągnęła ręce wzdłuż ciała –
a Jonatan ci nic nie wyjaśnił?
226
– Też nie. Najbardziej się bałam jak kazali nam z nimi jechać. Takie głupie
myśli przychodziły mi do głowy, że … – Emilia przerwała na chwilę.
Widać było, że się wzruszyła.
– A w środku to tylko się targowali, jak o jakieś zwierzę. Naprawdę nie mam
pojęcia, o co chodziło. Może Jonatan mi to wyjaśni. I to dokładnie.
– Alę widzę po uśmiechu, że już masz jakiś plan. – Karina szybko zmieniła
temat widząc niepewną twarz swej przyjaciółki
– Na razie nie myślę o tym. Cały czas się zastanawiam, czy Jonatan coś do
mnie czuje. Skoro mnie wybrał to coś musi w tym być. Wczoraj miał lekko skwaszoną minę, ale myślę, że z czasem zapomni – Emilia czuła, że wkrótce dostanie
od Jonatana to czego pragnęła.
Martwiło ją tylko, że może to potrwać tylko chwilę. Co będzie jak się nie uda?
Wczoraj był przybity. Ale tłumaczyła sobie to tym, że sama by się tak zachowała.
Bo właściwie jak miał się zachować. Nie mógł wybrać ich obu. Wybrał tą, która
był dla niego cenniejsza. Nieważne, pod jakim względem, ważne, że cenniejsza.
Poza tym Aurelia była silniejsza, bardziej doświadczona, zapewne sobie poradzi.
Sama mówiła, że już kilka razy tam trafiała. Chociaż, czy można się przyzwyczaić
do widoku tych okropnych Cherubinów. Emilię przeszły ciarki gdy o nich pomyślała.
– Szkoda mi tej Aurelii – powiedziała Karina tak jakby czytała w myślach
Emilii. – To musiało boleć podwójnie.
– Tak – odpowiedział Emilia – tylko Aurelia była twarda. Miała kamienną
twarz. Ja bym się chyba rozryczała. Kiedy Jonatan mnie wybrał, nawet powieka jej
nie drgnęła.
– Jak nas odwiedzała to zawsze tak wyglądała. Zero emocji – dodała Karina.
– W celi też nie wypowiadała się z wielką miłością o Jonatanie. A poza tym
widziałaś, że jak się rozstawali przed wjazdem do miasta to nie za bardzo za sobą
tęsknili. Byli tacy wypaleni.
– Myślisz, że ona wiedziała, że się tak to skończy? – Spytała Karina.
– Nie wiem, ale wiem, że ich uczucie się już dawno wypaliło. Zaskoczeniem
dla Aurelii było pewnie to, że Jonatan wybrał mnie.
– A dla ciebie?
– Dla mnie to było spełnienie marzeń – odpowiedziała Emilia – idąc w stronę
Jonatana czułam się jak księżniczka. Dalej nie mogę w to uwierzyć.
– Może poszukamy Jonatana? – Karina chciała jak najszybciej rozwiązać tą
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 227
zagadkę.
– O nie – odpowiedziała zarumieniona Emilia – chciałabym, ale wolę nie.
Klemens mówił, że Jonatan jest wściekły i jeszcze ty mi wspominasz o tym blondynie. Myślę, że to nie najlepszy pomysł. Najchętniej spotkałabym go dopiero
w osadzie. Mam nadzieję, że do tego czasu ochłonę i będę trzeźwo myśleć.
– To idę jeszcze po kawę, chcesz? – Spytała Karina.
– Tak, napiję się – odpowiedziała jej z uśmiechem – tylko pójdę z tobą. Jakoś
nie mam ochoty zostawać sama.
– Boisz się? – Karina wyczuła lekki lęk u Emilii.
– A ty byś się nie bała. Zresztą ostatnio jak mnie zostawiłaś na chwilę to popatrz jak to się skończyło.
– Klemens miał cię pilnować nie ja. Mówiłam to już od początku, że ja idę na
podryw i mnie nie powstrzymujcie.
– Nie ważne – odpowiedziała Emila – nie mam do ciebie żalu. Tylko jakoś ci
Cherubini mnie przerażają.
– Niedługo stąd wyjedziemy, to zapomnisz – Karina pocieszała ją – a ja
z Klemensem nauczymy cię jak należy z nimi postępować. Zapoznasz się
z podstawowymi prawami i wszystko będzie dobrze.
Mimo tego, że na zewnątrz była piękna pogoda, wróciły do środka napić się kolejnego kubka kawy. Zapach świeżo mielonej kawy wyczuć można było już na zewnątrz. Obie siedziały w milczeniu i delektowały się smakiem kawy.
PREZENT ARCHANIOŁA
Aurelia postanowiła w końcu wyjść. Nie mogła znieść tej nudy panującej
w domu Gabriela. Wieczór był uroczy i na dodatek wiedziała, że w mieście nie
spotka nikogo kto by ją skrzywdził. Gardiasz ponoć zaszył się głęboko w swoim
domu, natomiast Jonatan ze swoją Emilią wrócili do Jonataru. Wiedziała, że będzie
tęsknić do swojej osady, za swoimi owocami, ziemią i zwierzętami. Miała tylko
nadzieję, że Tobiasz dopilnuje wszystkiego pod jej nieobecność. Chciała z nim
o tym porozmawiać, ale kategorycznie sprzeciwił się temu Archanioł. Uznała, że
skoro przystała na jego propozycję, to nikt nie mógł się dowiedzieć, że jest u niego.
Jeszcze nie teraz. Ledwo ubłagała go aby pozwolił Agarowi ją zobaczyć. Wiedziała, że jest on na tyle szalony, że dla niej wpędzi się w większe problemy. Gabriel
o dziwo zgodził się z nią i pozwolił przez chwilę im porozmawiać. Ale miała być
228
to tajemnica.
– Czy gdzieś się wybierasz? – Gabriel, zauważył ją w pobliżu wyjścia ze
świątyni.
– Na spacer – odparła.
– Wydaje mi się, że to nie najlepszy pomysł. Rozmawialiśmy już o tym wczoraj.
– Ale tak tutaj nudno – odpowiedziała zawiedziona – muszę coś z sobą zrobić,
bo mnie roznosi.
– Dalej uważam, że to głupi pomysł – Gabriel upierał się przy swoim zdaniu.
– Ale nikogo z nich nie ma w mieście – prosiła go dalej – przecież się nie dowiedzą. Będę w kapturze.
– Nie chodzi mi o nich – Gabriel miał na myśli w szczególności Jonatana. –
Dalej są Cherubini, a oni nie odpuszczą twojej urodzie – wskazał jej fale pod
okiem – nie chcę żadnej awantury z twoim udziałem.
Aurelia zrezygnowana, ze spuszczoną głową odsunęła się od drzwi. Taką miała
ochotę na spacer. Co prawda mogła przebywać w wielkim ogrodzie, ale to nie to
samo.
– Ale skoro się uprzesz – Gabriel chciał poprawić jej humor – to cię nie zatrzymam na siłę.
– Weź tylko to – podał jej bransolety z symbolem trójkąta – załóż je i w razie
czego wystaw na widok.
Aurelia zdziwiła się tym podarkiem. Nie wiedziała, że są to bransolety z symbolem
Archanioła. Tak jak kółko oznacza Cherubina, kwadrat Serafina, a wszystkie trzy
oznaczają mądrość Metatrona.
– Nie musisz rozumieć – powiedział widząc jej dziwny wyraz twarzy. – Wystarczy, że Cherubin zrozumie.
Aurelia z uśmiechem pocałowała Gabriela w policzek i wybiegła na zewnątrz. Gabriel dotknął dłonią tylko miejsce, do którego przyłożyła Aurelia usta i nim zdążył
cokolwiek powiedzieć drzwi trzasnęły z lekkim hukiem, a on został sam. Nie wiedział czy robi dobrze, ale trzymanie jej na uwięzi w swoim domu przez prawie
miesiąc mogło pogorszyć sytuację. Wrócił do swoich ulubionych zajęć, ksiąg
i pism, kochał je tworzyć.
Aurelia przechadzała się wąskimi uliczkami. Nie rozglądała się. Chciała być
sama. Po chwili zauważyła rudego kota. Postanowiła się za nim udać. Podobały się
jej jego ruchy. Był zwinny i miał wszystko gdzieś, nie zwracał na nikogo uwagi. To
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 229
bardziej inni uważali, aby nie zrobić mu krzywdy. Krążyła między uliczkami aż
w końcu kot zniknął w jakimś piwnicznym oknie. Postanowiła na niego poczekać,
może powróci. Po chwili zrezygnowała z tego planu. Skierowała się do Betel.
Chciała tam pobyć sama. Przejdzie przez bramę, którą mogą wejść tylko aniołowie.
Nie ma tam żadnych Cherubinów. Wejście znajdowało się w kamienicy przy placu,
tunelem można było dojść do biblioteki. Dowiedziała się tego od jednego
z adiunktów Gabriela. Później uda się na górę do głównej nawy, nigdzie indziej
w tym mieście nie ma takiego miejsca, gdzie cisza i spokój potrafią tak rozluźnić.
W ciszy i spokoju będzie mogła pomyśleć o swoim dalszym losie. Wczoraj Gabriel
nakreślił jej kilka opcji, ale to ona musiała którąś wybrać. Mijając nieznajomych
w uliczce schylała głowę ku ziemi, wolała się zabezpieczyć przed rozpoznaniem.
Starała się nie myśleć o Jonatanie, ale było to silniejsze. Za bardzo bolało. Nie
zmrużyła w nocy oka z tego powodu. Dopiero po śniadaniu, a właściwie spotkaniu
z Agarem, miała siłę zasnąć na kilka godzin. Pomyślała o Emilii. Nie doceniała jej.
Ciekawe czy Jonatan zdradzał ją już wcześniej. Na początku nie wierzyła w to, że
Jonatan interesuje się młodymi rabami, ale teraz nie miała wątpliwości. Co ona
mogła takiego mieć? Przecież ona i tak kiedyś odejdzie, znudzi się jej życie tutaj.
Ale Aurelia wiedziała, że ona sama nie miała nic do zaoferowania Jonatanowi. To
co mu dała było tylko cierpieniem, wygnaniem z klanu, śmiechem towarzyszy.
Przecież od początku wiedziała, że ich związek nie ma sensu, ale mimo tego tak się
w nim zatraciła. Przez nią stracił wszystko, pozycję, szacunek miasta. Już tyle razy
myślała, żeby go zostawić dla jego dobra. Tak bardzo go kochała. Teraz on zostawił ją. Powoli brała całą winę na siebie. Ale jak mógł to zrobić w ten sposób, upokarzając ją przy wszystkich. Mógł chociaż jako jedyny, ze względu na to co ich
kiedyś łączyło, zostawić jej honor. Teraz nie ma już nic. Po tylu wspólnie spędzonych latach zabrał jej nawet resztki godności. Czuła się upokorzona bardziej niż
kiedykolwiek wcześniej. Archanioł podczas rozmowy uświadomił jej, że to może
ją tylko wzmocnić. Po tej rozmowie poczuła się silna. Już się nie lęka, nie boi
a przede wszystkim nie zwraca uwagi na to co powiedzą inni. Nieważne co się
z nią stanie. Zagra w grę zaproponowaną jej przez Archanioła. Tylko czy jej się
uda? Za bardzo ją ciągnęło w kierunku Jonatana, ale nie z miłości, a z chęci zemsty.
Wchodziła właśnie do kamienicy, w której na dole był tunel do Betel, taka cicha droga do środka miasta. Po drodze minęła pierwszych aniołów od wyjścia ze
świątyni Archanioła. Po chwili była już w bibliotece. Nie chciała czytać, udała się
na górę. Pragnęła ciszy. Tam mogła się skupić, pomyśleć. Usiadła na ławce
230
i zaczęła obserwować siedzących w pobliżu prekurów. Ich lęki, obawy, u niektórych radość i szczęście. Głupcy, jeśli byliście wierni naukom Boga, to czeka was
wspaniała przyszłość – chciała do nich wykrzyczeć, ale nie zrobiła tego. Ona nigdy
nie dostała szansy, aby tu usiąść i czekać na odpuszczenie. Gdy umarła na ziemi,
powinna powstać w Nous – wylęgarni aniołów. Ale z powodu swojego pochodzenia, nawet to jej zabrano. Tyle razy się zastanawiała co by było, gdyby była zwykłym śmiertelnikiem.
Spoglądała na aniołów w czerwieni. Im też zazdrościła. Mieli wszystko, byli
najbardziej wpływowi po tej stronie. To Metatron był księciem aniołów, to on był
pierwszym po Ojcu a ona ostatnią, po wszystkich istotach. Czemu ten świat jest tak
zbudowany? Ściągnęła kaptur, dała wolność falom, chociaż tutaj nie chciała się
ukrywać. Postanowiła, że nie wróci przez bibliotekę, wyjdzie głównym wyjściem.
Nie założy kaptura, nie będzie się bała. Jej myśli powodowały, że rosła w siłę. Pomodliła się jeszcze przez chwilkę, dokładnie tak samo jak robiła to na ziemi
i wstała. Ruszyła w stronę wyjścia. Po chwili oślepiło ją światło z zewnątrz, to zachodzące słońce smagało ją po oczach. Gdy była na schodach okrążyło ją kilku
Cherubinów, jej tatuaże nie pozostały niezauważone. Poczuła silny ścisk na swoim
ramieniu i od razu została pchnięta z powrotem w stronę bramy. Padła na jedno
kolano.
– Co tutaj robisz? – Usłyszała, gdy się podnosiła.
Czuła, że strach do niej wraca, ale nie pozwoliła mu nad sobą zapanować.
– Co tutaj robisz? – Usłyszała ponownie.
Tym razem nie czuła już strachu, umiała go okiełznać. Nawet gdy doliczyła się
sześciu Cherubinów stojących dookoła niej, nie czuła lęku. Nie czuła nic. Zupełnie
tak jakby była powietrzem.
– Chyba dzisiejszej nocy się nieźle zabawimy – usłyszała gromki śmiech
z ich ust.
– No to jak masz na imię ślicznotko? – Spytał ją jeden z Cherubinów, który
przybliżył się do niej.
Aurelia nie odpowiadała, była spokojna. Jeżeli któryś ją szarpnie albo uderzy będzie walczyć. Znała kilka chwytów, których nauczył ją Jonatan. Wiedziała, że nie
ma z nimi szans. Potrafiła się jednak bronić, wiedziała jak i gdzie zadawać ciosy,
by mieć szansę na ucieczkę.
– Jakaś dziwna jest – usłyszała za sobą – ja bym się z nią nie cackał – dodał
inny.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 231
Po tych słowach usłyszała dźwięk tartego metalu, to któryś z Cherubinów wyciągnął miecz. Spojrzała w górę i zobaczyła w locie wielkiego orła. Wrzasnął tak głośno, że nawet Cherubini spojrzeli do góry. Aurelia uśmiechnęła się tylko na ten
widok, podniosła do góry rękę by osłonić oczy przed słońcem. Gdy to zrobiła rękaw odsłonił jej bransolety. Światło odbitych w nich promieni słonecznych oświetliło twarze Cherubinów.
– Co jest do cholery – powiedział ten przed nią – skąd to masz?
Aurelia nie odpowiedziała, tylko zaczęła się im przyglądać. Bransolety wyglądały
teraz zupełnie inaczej niż wtedy, gdy je zakładała. Były piękne, wygrawerowane na
nich liście otaczały dookoła trójkąt. Odwróciła ręce paznokciami w dół, z drugiej
strony znak był identyczny, tylko ten wyglądał tak jakby żył. Nie wiedziała czy to
urojenie, ale wydawało jej się, że po liniach trójkąta pływa jakaś inna linia.
Cherubini widząc jej bransolety splunęli tylko na boki i rozeszli się, zostawiając ją w spokoju. Tylko jeden, ten najbardziej agresywny, obserwował ją, ale i jego
zbyła szyderczym uśmiechem. A więc tak działa ochrona Gabriela. Musi się go
spytać czy nie podarowałby jej ich na zawsze. Zeszła po schodach i zdjęła płaszcz.
Nawet przy Jonatanie nie czuła się aż tak wolna i bezpieczna jak teraz. Pierwszy
raz, od momentu, kiedy dowiedziała się co oznaczają jej fale czuła ulgę, czuła wolność i swobodę. Z uśmiechem na twarzy skierowała się ku Świątyni Archanioła.
GORĄCE ŹRÓDŁA
Jonatan wyruszył do swojej osady o wiele szybciej niż pozostali. Nie miał
ochoty z nikim rozmawiać. To wszystko, co się wydarzyło w Jahwe nie było po
jego myśli. Stracił Aurelię i wiedział, że nigdy jej nie odzyska. Był przegranym na
całej linii. Dobrze, że chociaż odzyskał Emilię. To nie tak miało być, miał mieć je
obie. Zacisnął zęby i z całej siły przeciął mijane właśnie drzewo swoim krótkim
mieczem. Koń, na którym jechał nawet nie zwolnił. Jonatan gonił go już tak pół
dnia a mimo to koń pędził i nie czuł zmęczenia. Czuł, że nawet Agar się od niego
odwrócił. Chciał z nim porozmawiać przed wyjazdem, ale wystarczyło zobaczyć
jego wzrok by zejść mu z drogi. Całą noc spędził na rozmyślaniach co zrobił nie
tak i jak powinien był się zachować w tej rozgrywce. Po raz kolejny Cherubini byli
górą. Skoro nie mógł pomóc Aurelii teraz postanowił, że zrobi to w inny sposób.
Przysiągł sobie, że wyeliminuje jej rodziców. Jakiekolwiek miało to mieć konsekwencje wobec jego osoby przysiągł, że to zrobi. A teraz czeka go o wiele trudniej232
sze zadanie. Stawką w nim będzie jego życie. Na dodatek za sprzymierzeńca ma
mieć Agara, który z miłą chęcią wbiłby mu sztylet prosto w twarz i Lilith, kobietę,
która całe życie spędziła zakochana u boku Samuela. Nie wierzył. Dlaczego tak
łatwo odpuścił Aurelię? To, co czuje do Emilii jest ważne, ale Aurelia jest dla niego
całym jego sensem. Może naprawdę trzeba było wyciągnąć miecz i załatwić to tak
jak chciał Agar. Siłowo. Teraz pewnie by już go nie było, stałby przed Ojcem i się
tłumaczył. A może pozwoliłby mu zapaść w ciemność. Nie czułby nic, nie tęsknił,
nie pożądał.
Jonatan kilka kilometrów po wyjeździe z miasta odbił w lewo, w przeciwną
stronę niż Stratery. Udał się do Gorących Źródeł zwanych Artenami. Był już blisko.
To tam odbył swój chrzest, oczyścił wnętrze. Tylko tam mógł go błagać o pomoc.
Mógł udać się do Jerycho lub Babilonu, ale zbyt długo by to trwało. A tutaj wystarczy jedna kropla krwi i Ojciec go wysłucha. Ale czy to była prawda, nigdy się nie
zastanawiał. Tak go nauczyli. To w tym miejscu Metatron zapłakał po raz pierwszy,
Archanioł Michał został ranny, a Samuel znalazł pierwszą ofiarę. Każdy anioł coś
tutaj uczynił dobrego bądź złego, ale wszystko odbyło się za wiedzą Ojca. Są to
źródła szczególne dla aniołów, jedyne miejsce gdzie Ojciec nie ma wpływu na ich
decyzje, tylko ich wysłuchuje. Kto tutaj zginie, ginie wraz z nim wszystko, co było
jego. Imię, sława, legenda. Nawet przy sądzie ostatecznym, gdy Ojciec wskrzesi
wszystkich umarłych z tych źródeł nie wstanie już nikt. Wystarczy wpuścić kilka
kropel krwi do źródła i wyżalić się, a słowa dotrą do Ojca. Arteny były otoczone
z każdej strony skałami. Wyglądały jak wielki kamieniołom zalany wodą. Jonatan
zeskoczył z konia, był już u celu. Zbiegł drogą prowadzącą w dół by po chwili stać
nad urwiskiem. To tutaj był chrzczony, to tutaj składał przysięgę. Klęknął na ścianie urwiska najbardziej wysuniętego nad wodę, to stąd ich zrzucali do wody by po
nocy wyciągnąć. Myślał o Aurelii. O jej bólu, nie tym, którego dozna, ale tym, który doznała przez niego. Czuł się winny. Ale co miał zrobić, Emilii też nie mógł tam
zostawić. Wybrał.
– Ojcze daj mi czas – wyszeptał klęcząc nad urwiskiem – daj mi nadzieję i daj
mi szansę. Zaopiekuj się Aurelią. Ona teraz nie ma nikogo, więc proszę cię zdejmij
ze mnie moją ochronę i otocz nią Aurelię.
Po chwili wyciągnął sztylet zza paska i ścisnął jego ostrze w dłoni. Po stali popłynęła anielska krew. Niczym nie różniła się od ludzkiej. Jonatan wystawił dłoń
z zaciśniętym sztyletem nad urwisko i go wypuścił. Nóż wpadł do wody, ale nie
utonął. Pływał po powierzchni.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 233
– Proszę cię Ojcze! – Krzyknął unosząc ręce przed siebie – daj mi siłę by to
naprawić.
Sztylet momentalnie poszedł na dno. Na powierzchni pozostały tylko bąbelki powietrza, które zresztą też po chwili zanikły. Jonatan wierzył w to, że się uda.
Wszystko będzie dobrze. Odda Uriela Gabrielowi, uratuje Aurelię, zmaże jej hańbę
i zabije jej rodziców. Musiał zrobić wszystko, aby poczuła się wolna. Wstał
i wrócił do konia. Usiadł z powrotem na jego grzbiecie. Wiedział, że nie będzie już
nigdy z Aurelią, nie po tym, co jej zrobił ale miał nadzieję, że przynajmniej przyczyni się do polepszenia jej życia.
Ruszył pędem na koniu. Z trzech kobiet zostały mu teraz dwie, miał jeszcze
Emilię, która już nie ukrywała uczuć w stosunku do niego, no i była Lilith, pani
ciemności, która wywarła na nim ogromne wrażenie. Do czasu uwolnienia Uriela
mogło się okazać, że zostanie sam albo nie będzie już go pośród żywych.
POWRÓT DO JONATARU
Emilia była lekko wściekła na Jonatana, że nie jechał z nimi tylko wyruszył
sam z rana w drogę powrotną. A gdyby pojawili się Cherubini to co wtedy?
W wozie jedzie tylko ona i Karina, a dwójka pozostałych rabów na koniu raczej nie
interesowała się ich losem. Miasto tak piękne z wyglądu napawało ją jednak przerażeniem. To, co tam przeżyła nie było zbyt przyjemne, ale w duchu cieszyła się,
że niektóre sprawy przybrały taki obrót. Co chwilę zerkała do tyłu na oddalające
się wieże Jahwe. Po chwili ten piękny widok zasłonił las, w który wjechali. Nie
tylko Jonatana jej brakowało, ale i tęskniła za Klemensem. Przydałby się teraz ten
gaduła. Karina bowiem odkąd się dowiedziała, że będzie powozić całą drogę, była
najzwyczajniej w świecie sfrustrowana.
– Nie cierpię tego robić – mówiła sama do siebie, – kto to wymyślił żebym się
użerała z tymi końmi. Ja znam się tylko na roli. No i na mężczyznach.
Karina prowadziła sama z sobą monolog.
– I do tego jeszcze to – pokazała swoją rozdartą suknię – mam nadzieję, że da
się ją naprawić.
Karina rozmawiała sama z sobą przez dłuższą chwilę. Nie przejmowała się nawet
tym, że Emilia czasami śmiała się z jej tekstów. Była zła. Jej mina mówiła odwalcie się ode mnie wszyscy.
– Nie przejmuj się tak – Emilia chciała ją pocieszyć – jak chcesz to poprowa234
dzę za ciebie.
– Nie mów, że potrafisz prowadzić. Jeśli tak, to proszę.
– To znaczy nie umiem – odpowiedziała Emilia, – ale mogę spróbować. Wygląda, że to nic trudnego.
– To prawda – odpowiedziała Karina – tylko strasznie nudne.
Zamieniły się miejscami.
– Tylko mów gdzie jechać – odparła Emilia, chwytając lejce, – bo nie pamiętam drogi.
– Nie musisz – Karina przeszła do tyłu i wygodnie się rozsiadła – konie znają
drogę, poprowadzą nas. Tylko trzeba je trzymać, bo będą co chwilę się zatrzymywać.
– Ale wredna jesteś – powiedziała urażona Emilia – ja chcę ciebie zmienić,
a ty idziesz się wylegiwać.
– Sama chciałaś – odpowiedziała jej z uśmiechem.
Ale długo nie siedziała z tyłu, po chwili wróciła do Emilii. Właśnie wjeżdżali pod
górkę i mijali miejsce, w którym odpoczywali.
– Może chcecie odpocząć – krzyknął do nich rab z przodu.
Karina zbyła go tylko ręką.
– Co będziemy marnować czas – powiedziała do Emilii – im szybciej w domu
tym lepiej. Tam odpoczniemy.
Emilia skinęła tylko głową zgadzając się z nią. Jakoś obie nie miały ochoty na
rozmowę. Widać było, że to Klemens był jednak duszą towarzystwa. Poza tym
Emilia przypuszczała, że Karina dopiero po kilku kubkach wina robi się gadatliwa.
Czas mijał nieubłaganie, zupełnie tak jak na ziemi, ale nikt tutaj go nie liczył.
Dzień zaczynał się rano i kończył wieczorem. I tak naprawdę nikt nie tęsknił za
dniem wczorajszym, każdy był nastawiony na jutro. Słońce chyliło się ku zachodowi. Dopiero tutaj Emilia mogła podziwiać piękny zachód słońca. Jego korona
była tak wielka, że wydawało jej się, że jest na wyciągnięcie ręki. Czuła jak czerwone promienie słońca oplatają jej skórę. Nie parzyły, były chłodne niczym wiosenny wiatr. Konie się zatrzymały. Podjechał do nich jeden z rabów.
– Słuchajcie piękne damy – zwrócił się do nich z uśmiechem – droga do domu
jest już prosta. My udamy się na polowanie.
– No, ale jak to – odpowiedziała Karina – tak same?
– Nic wam nie będzie. Konie znają drogę, trafią.
– Ściągnijcie mocniej lejce to będą poruszać się szybciej – powiedział drugi
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 235
rab – my musimy coś upolować, bo w osadzie zostały same kobiety.
– A nie mamy ochoty jeść samych warzyw. Więc jedziemy na polowanie. No
chyba, że chcecie z nami zapolować, – gdy rab to mówił, to aż mu się policzki
trzęsły ze śmiechu.
– Nie, dziękujemy – prychnęła Karina – poradzimy sobie. Emilio ruszamy.
Emilia szarpnęła lejcami. Konie wyrwały do przodu prawie zwalając je z wozu.
– Chyba za mocno – odparła Emilia, gdy tylko wróciła do postawy siedzącej.
– Pięknie – Karina była lekko zdziwiona, ale uśmiechnięta – mnie się podobało. Mogłaś nawet trochę tych dwóch buców poturbować. Mieliby nauczkę.
Obie się śmiały. Emilia podpuszczona przez Karinę mocniej ściskała lejce, co przełożyło się na szybszy galop wozu. Po chwili jednak zwolniła widząc, że z tyłu
wszystkie rzeczy aż podskakują do góry na nierównościach.
– No poszalałyśmy – skwitowała Karina – to teraz do domu, ale już normalnie.
Obie wymieniły się tylko uśmiechem i spojrzeniem. Po chwili było już widać osadę, która w miarę jak się zbliżały wydawała się coraz bardziej okazała. Po chwili
wjeżdżały już do środka. Dopiero teraz sobie uświadomiły, że nie ma żadnych
mężczyzn w środku i to one będą musiały rozpakować wóz. Dzień zbliżał się do
końca, na zewnątrz robiło się szarawo a one zamiast zjeść i spać, będą musiały trochę popracować. Była to pierwsza praca wykonana przez Emilię w osadzie Jonatana. Nim skończyły, pojawiło się ich dwóch towarzyszy. Każdy z nich miał przerzuconego przez grzbiet konia jakiegoś zwierzaka.
– Brawo pięknie panie – powiedzieli chórem – robiliśmy zakłady, że to nam
zostawicie.
Karina była zła na siebie. Nie pomyślała o tym. Była pewna, że wrócą gdzieś
o północy. Emilia natomiast zaczęła się śmiać. Klepnęła tylko Karinę po plecach
i ruszyła do środka. Musiała napić się wody.
OBIAD Z AGAREM
Aurelia poszła na spotkanie z Agarem. Gabriel nie miał większych obiekcji.
Zezwolił jej, ale pod warunkiem, że nie odbędzie się ono na widoku. Udała się do
jego karczmy. Po wczorajszej przygodzie w Betel nabrała większej odwagi, czuła
się panią swojego losu. Nie za bardzo jeszcze wiedziała co przyniesie jej przyszłość, ale ufała Archaniołowi, prawie tak samo jak kiedyś Jonatanowi. Siedziała
236
przy stole i czekała na swojego przyjaciela. Chciała mu zrobić niespodziankę, więc
przyszła trochę wcześniej. Poprosiła Patrycjusza by po niego poszedł, ale zachował
w tajemnicy, kto na niego czeka. Siedziała przy oknie i popijała wino. Nie przeszkadzało jej nawet towarzystwo innych aniołów siedzących przy stołach obok.
Miała na sobie bransolety Archanioła, ale ukryte pod rękawami. Nie czuła na sobie
ich wzroku, nie czuła wstydu. Nigdy o czymś takim nawet nie marzyła, a teraz
dzięki kawałkowi żelastwa czuła się bezpiecznie. Spoglądała przez okno obserwując przechodniów, próbowała zgadywać, z jakich są klanów.
– Witaj – usłyszała.
Odwróciła się i zobaczyła uśmiechniętego Agara stojącego przed jej stolikiem.
Miał głowę przykrytą kapturem tak, że tylko z bliska można było rozpoznać jego
twarz. Wstydził się tego, co miał pod okiem.
– Widzę, że zaniemówiłaś – odpowiedział.
– Nie, to nie tak – powiedziała lekko zaskoczona – to ja chciałam ci zrobić
niespodziankę, a ty mnie tak zaskoczyłeś. Usiądź proszę.
– No to raczej zrobiłaś – Agar usiadł naprzeciwko – tylko tyle, że będziemy
musieli poczekać na obiad, bo kazałem go przygotować trochę później.
– Nic nie szkodzi – odpowiedziała Aurelia podnosząc kubek do góry – mamy
to. Poza tym nie jestem jeszcze głodna.
– Cieszę się, że cię widzę – powiedział do niej chwytając ją za dłonie – naprawdę nie rozumiem jego postępowania, jak mógł tak postąpić. Po tym wszystkim, co was łączyło.
– Nie psuj mi humoru Agarze – Aurelia zrobiła się poważna – nie wspominaj
mi więcej o Jonatanie. Przynajmniej jeszcze nie teraz.
– To o czym chcesz rozmawiać?
– O wszystkim i o niczym – odpowiedziała – po prostu chcę pogadać
z przyjacielem.
– Ładną masz suknię – anioł wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Kobieta zignorowała jego stwierdzenie, ale też się uśmiechnęła.
– Jak idzie prowadzenie interesów? – Aurelia zmieniła temat.
– Ogólnie to całkiem nieźle. Kiedyś było lepiej. Ale ostatnio odwiedza mnie
coraz mniej aniołów. Chyba im to przeszkadza – Agar podniósł lekko do góry kaptur, wskazując swoje znamię pod okiem.
– Nie jest takie złe – chciała dodać mu otuchy – mogło być gorzej, mogłeś już
nie żyć.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 237
– Może dla ciebie – odpowiedział – dla mnie to prawie koniec. Mam tylko
nadzieję, że niedługo odpłacę się psubratom za te krzywdy.
– Kiedy zaczynacie szkolenie? – Spytała Aurelia, nie chcąc drążyć tematu jego hańby.
Z własnego doświadczenia wiedziała, że nawet zwykła rozmowa na ten temat potrafi zaboleć.
– To wiesz o szkoleniu? – Odparł zaskoczony Agar – nie podejrzewałem Gabriela o tak długi język.
– Przestań – Aurelia musnęła go dłonią po nosie – powiedział mi o tym zaraz,
gdy mnie przyjął pod swój dach.
– No cóż – odparł Agar – im więcej aniołów będzie o tym wiedzieć, tym
mniejsze są nasze szanse.
– Nie będzie źle – Aurelia pocieszała swojego przyjaciela – ponoć to tylko
rutynowe szkolenie. Po nim powinniście schwytać kilku odrzuconych w celu pomszczenia twoich kompanów.
Agar tylko się uśmiechnął. Domyślił się, że Gabriel nie wyjawił jej całej prawdy
o ich misji. Szkolenie, o którym ona mówi przeszli już dawno. Jeszcze przed wstąpieniem do klanu Gabriela, był to warunek by u niego służyć.
– Może masz rację – odparł – niedługo pojawi się twój ukochany. To znaczy
twój były.
– Nieważne – sprostował, gdy ujrzał wyraz twarzy Aurelii – wtedy poćwiczymy z Fajsosem w świątyni, a później wyruszymy szkolić się za miasto.
– Wyjeżdżacie? – Przerwała mu. – A możesz powiedzieć gdzie?
– A co ty taka ciekawska? – Odpowiedział – znasz to miejsce doskonale. Wyruszamy do świątyni Kafcjela.
– Może będę chciała cię tam odwiedzić – odpowiedziała zalotnie.
– Wydaje mi się, że Gabriel zabronił ci spotkań z Jonatanem.
– Przecież mówię, że odwiedzę ciebie, a nie Jonatana.
– Tylko gdzie ja, tam i Jonatan. Niestety szkolenie dotyczy nas obu i jeszcze
kilku innych aniołów.
– Wiem. Drażnię się tylko z tobą. Gabriel powiedział, że na czas jak będziecie
u niego, ja mam zniknąć.
– Ciekawe gdzie? – Spytał.
– No jak to gdzie? Udam się do Jerycho. – Aurelia, mówiąc to wyglądała na
szczęśliwą.
Agar na te słowa aż wypluł wino, które właśnie miał w ustach. Popatrzył
238
z niedowierzaniem na Aurelię.
– Czy jesteś pewna?
– Tak mi powiedział – odparła zaciekawiona, że Agar coś wie – będę tam
w jego domu.
– Piękne miasto. Byłem tam kilka razy. Jednak najbardziej to chciałbym zobaczyć miny Cherubinów mijających cię w Jerycho. Będąc pod opieką Archanioła
poczują się wściekli.
– Mam to – Aurelia nie mogła się doczekać kiedy pochwali mu się bransoletami.
W końcu wystawiła mu je przed nos.
– No proszę – odparł Agar – z tym znakiem wszystko przed tobą stoi otworem.
– Mógłbyś mi coś o nich opowiedzieć? – Spytała.
– No cóż, jest to znak Archanioła – zaczął opowiadać – nie do podrobienia.
Takie rzeczy są bezcenne.
Teraz dotknął trójkąta po wewnętrznej stronie, który zaczął świecić lekkim niebieskim światłem. Aurelia aż otworzyła oczy z zachwytu.
– To są rzeczy nadane przez Ojca pierwszym. Są prawie niedostępne dla takich jak ja czy ty. Każdy anioł o tym marzy. Gdybym był pierwszym u Gabriela, to
też bym takie otrzymał. Dodają siły, energii. Są przedłużeniem miecza dla wojownika.
Gdy Agar cofnął palce z bransolety, światło zgasło.
– A największą ich zaletą jest to, że nie zhańbi ich żaden zwykły anioł. Nikt
nie może zrobić ci krzywdy gdy masz je na sobie. Chyba, że pierwsi, tacy jak Gabriel i inni mu równi. Oni mają nad nimi władzę. Mogą zrobić z nimi wszystko.
– Piękne – powiedziała uśmiechnięta Aurelia.
– I niebezpieczne – odparł Agar – ponoć tylko w nich możesz kierować smokiem.
– Żartujesz? – Aurelia aż krzyknęła.
– Co, zdziwiona? – Agar uniósł brwi – ponoć tylko w nich drzemie moc, która
potrafi przekazać myśli do tych łuskowatych łbów. Ale czy ty widziałaś kiedyś
smoka?
– Nie – Aurelia zrobiła się czerwona – Jonatan kiedyś o nich opowiadał, ale
tego nie mówił. Tak chciałabym kiedyś je ujrzeć.
– W Jerycho ujrzysz je na pewno – zapewnił ją Agar – uwielbiają latać nad
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 239
miastem. Niestety są to nocne stwory, więc raczej ujrzysz je tylko po zmierzchu.
Aurelia wyglądała na zafascynowaną tą rozmową, zawsze marzyła żeby dowiedzieć się czegoś o smokach. Gdy prosiła o to Jonatana, ten zawsze zmieniał temat.
– Jak znasz imię smoka, z którym związane są te bransolety to po prostu je
wypowiedz – Agar uśmiechał się pod nosem – a pojawi się.
– Drwisz ze mnie – Aurelia klepnęła go w ramię.
– Nie – odpowiedział – o tym uczono nas w Nous. Akurat to dotyczy tylko
bransolet. One są wykonane z metalu przetopionego prze same smoki. Ponoć zawierają ich krew i kości. Jeżeli pojawia się smok, to z wdzięczności za narodziny
daje Ojcu właśnie taki dar. Nie ma smoka który oparłby się woli Ojca. Możesz go
wyszkolić, rozkochać a on i tak gdy zażąda tego Ojciec stanie u jego boku.
– Żałuję, że nie mogłam być w tym Nous – powiedziała tylko.
– W wylęgarni aniołów? – Agar się zdziwił – nie ma czego.
– Czego was tam jeszcze uczono? – Spytała.
– Wszystkiego, co umiem – odparł. – Jak walczyć, jak służyć. Na początku
było dużo ksiąg.
Agar aż się skrzywił mówiąc o tym.
– Później było już o wiele łatwiej i fajniej. Większość zajęć polegała na ćwiczeniach z bronią i takie tam. Ale Jonatan ci o tym nie opowiadał? Nie mów, że
spędzaliście czas tylko na… – nie dokończył, tylko znacząco mrugnął okiem.
– Przestań – Aurelia ponownie walnęła go w ramię – nie masz nad czym się
zastanawiać.
– Sama pytałaś.
– Ale nie o niego – odparła – mów dalej.
– A co mam mówić? – Westchnął – już wszystko powiedziałem. Wiesz, że nie
należę do poetów i nie potrafię tego bardziej opisać.
– A matka?
– No cóż. Ostatnio ją przeprowadziłem. Biedaczka – Agar posmutniał – nigdy
jej nie znałem, ale czasami ją podglądałem na ziemi. Co mnie odwiedzała na cmentarzu, to płakała. Nigdy nie mogła się pogodzić z tym, że mnie straciła jeszcze
przed narodzinami. Całe życie to przeżywała. Kiedy poznała prawdę, była szczęśliwa. Miała tyle pytań do Boga. Ale w końcu zrozumiała. Była taka dumna. Jak
wrócę ze szkolenia zabiorę cię do Babilonu. Poznasz ją.
– Moja mnie nie chciała znać – odparła Aurelia – w końcu mnie porzuciła.
– Wiem. I smutno mi z tego powodu – tym razem Agar przejechał dłonią po
jej twarzy – dziecko nie powinno być karane za grzechy rodziców. Ostatnio o tym
240
nawet myślałem.
– O czym? – Spytała.
– O twoich rodzicach – odparła Agar. – Ostatnio Jonatan wspominał mi o tym.
Był przy tym taki szczęśliwy. Wydaje mi się, że znalazł rozwiązanie twojego problemu.
Musnął palcami jej fale na policzku, patrząc jej prosto w oczy.
– A twoi rodzice są do tego kluczem – dokończył lekko zawiedziony.
– Przestań – Aurelia odtrąciła jego dłoń – jakby znalazł rozwiązanie to nie
zostawiłby mnie tam. Jakby mnie kochał to nie uciekłby jak szczur. Jonatan to zamknięty temat. Dla mnie nie istnieje.
– Wypytam go na ćwiczeniach – mówił dalej Agar, chociaż widział, że boli to
Aurelię – musi coś wiedzieć, a skoro tak, to musi się tym pochwalić. Który
z aniołów jest twoim ojcem?
– Nie wiem – Aurelia miała dość tego tematu – Jonatan mówił, że któryś
z czerwonych. Czy możemy skończyć już ten temat?
Agar popatrzył na nią ze współczuciem. Chciał dać jej nadzieję, a ona ją odrzucała.
Może miała rację. Może nie ma dla niej ratunku. Może to tylko jego jakieś domysły, które mogą okazać się nieprawdą. Żałował, że jej o tym powiedział. Czuł, że
jest smutna, nie tak powinien postępować przyjaciel.
– Patrycjuszu! – Wrzasnął Agar bijąc pięścią w stół aż podskoczyły kubki na
stole – dawaj jeść, bo kto głodny to się kłóci.
Aurelia na początku przestraszona, uśmiechnęła się.
– A my tego nie chcemy – mówiąc to nachylił się do Aurelii.
– To prawda – odpowiedziała.
KOLACJA U SAMUELA
Lilith ubrała się w jedną ze swoich piękniejszych sukni. Czarną, długą,
z rękawami połączonymi z boku do sukni. Gdy rozłożyła ręce wyglądała jakby
miała skrzydła. Góra niezwykle mocno opinała jej kuszące kształty, dekolt obszyty
był złotą nicią i sięgał głęboko w zagłębienie między piersiami. Dół sukni był
mocno rozkloszowany i obrębiony podobnie jak wycięcie, złotą nicią. Gdy szła
zdawało się, że spod jej stóp lecą błyszczące iskry. Na stopy założyła złote szpilki
na niebotycznie wysokich obcasach. Wiedziała, że będzie w nich i tak niższa od
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 241
wysokiego Samuela. Stała przed lustrem i podziwiała samą siebie. Prezentowała
się niezwykle pięknie. Na ramiona zarzuciła czerwony jedwabny szal. Gęste włosy
spięła wysoko w niedbały kok, z boku twarzy opadało jej kilka niesfornych kosmyków, co dodawało jej jedynie powabu i uroku. Usta podkreśliła czerwoną
szminką. Bezwiednie oblizała wargi, czekała ją kolacja z Samuelem, musiała ładnie wyglądać i zdawała sobie sprawę, że jej się to udało. Jej wygląd i fascynacja
samą sobą to były jedyne, co kochała ze starych lat. Wszystko inne porzuciła,
chciała się tego pozbyć, wyrzec. Już od kilku dobrych lat miała dość Samuela
i ukrywała to przed nim perfekcyjnie, ale ostatnio czuła się niepewnie. Wyszła ze
swojej ozłoconej komnaty i udała się schodami na dół, do jadalni. Czekało tam kilku jego pierwszych, którzy na jej widok schylili głowy w geście posłuszeństwa.
Wiedziała, że najchętniej zajęliby jej miejsce. Na razie bali się jej, ale wystarczy
jeden większy błąd i z chęcią to zrobią. Pośród aniołów ciemności przy stole byli
tacy książęta jak Nasragiel, Douma, Leviathan, Murmur, Nithael czy upadły Archanioł Sarfael. Byli potężni i widziała nie raz co potrafią. Wszystkich znała jeszcze z czasów przed człowiekiem, kiedyś byli spokojni i przyjacielscy, a teraz zaufali retoryce nienawiści Samuela. Brakowało kilku z książąt, ale ci tutaj obecni wystarczyli już by zniszczyć ziemię i jej mieszkańców. Upadły wiedział kim się otoczyć, wszyscy oni byli najważniejsi w swoich klanach. Uwierzyli mu. Głupcy –
pomyślała mijając ich po kolei, – jeżeli tylko nie będziecie mu potrzebni zrobi
z wami co chce. Usiadła po prawicy Samuela. Jego miejsce było puste. Zawsze
kazał na siebie czekać. Tylko ona miała odwagę usiąść, wszyscy pozostali czekali
na stojąco przy swoich krzesłach. Niektórzy rozmawiali szeptem między sobą, inni
wpatrzeni byli w nią lub drzwi, którymi miał zwyczaj wchodzić jej ukochany. Czuła, że ich pociąga, ale byli zbyt bojaźliwi wobec Samuela by na dłużej zawiesić na
niej wzrok. Nie bacząc na nic kazała jednej z odrzuconych nalać sobie wina. Ta nie
śmiała odmówić mimo nieobecności pana tego zamku, gdyż wiedziała, że jeżeli
coś nie spodoba się Samuelowi to wróci na dół do takich jak ona. Lilith wzięła do
ręki pięknie zdobiony kielich i zamoczyła usta w czerwonym płynie. Tym różnił się
Samuel od innych aniołów, nienawidził ludzi, ale kochał wykonane przez nich rzeczy. Im były piękniejsze tym bardziej ich pragnął. Ugasiła pragnienie winem, co
prawda nie było ono najlepsze, ale mogło być. Nagle w sali rozległo się westchnienie. Odchyliła głowę w stronę drzwi i ujrzała mężczyznę. Bruneta z delikatnym,
dobrze przystrzyżonym zarostem. Był wysoki, dobrze zbudowany, ale nie umięśniony. Miał ciemne, falujące włosy, które miękko opadały mu na czoło, stanowiły
one silny kontrast dla pięknych, błękitnych oczu, okalanych czarnymi, długimi
242
i podwiniętymi rzęsami. Jednakże w owych oczach czaiło się coś, co u większości
istot budziło lęk i grozę. Samuel miał delikatne rysy twarzy jednak nikt nie miał
złudzeń co do jego charakteru. Był surowym sędzią i okrutnym panem. To był właśnie jej ukochany. Jak zwykle przystojny oraz elegancki. Ubrany był tym razem
w białą marynarkę i ciemne spodnie. Lilith czasami śmieszyło to, że ubiera się jak
ludzie na ziemi, ale teraz stwierdziła, że wygląda bardzo ponętnie. Samuel wszedł
do sali nawet nie patrząc na swoich pierwszych. Jego wzrok był utkwiony w Lilith.
Podszedł, pocałował z uśmiechem ją w rękę, usiadł obok niej. Dopiero teraz reszta
przyłączyła się do stołu. Jakie przydupasy – pomyślała Lilith, ale uśmiech z jej
twarzy nie zniknął.
– Jak się czuje moje słońce, nie widziałem cię przeszło tydzień? – Samuel zaczął rozmowę z Lilith.
– Bardzo dobrze – odpowiedziała patrząc na jego usta – małe problemy
w świątyni, ale już wszystko załatwione.
– Słyszałem – Samuel patrzył na nią przenikliwym wzrokiem, co wywołało u
niej mieszane uczucia – czy dorwałaś tego anioła?
– Którego? – Spytała, zastanawiając się, co jej ukochany może wiedzieć
o wydarzeniach w Świątyni Kafcjela, – bo pierwszego odbili mi Cherubini,
a drugiego który pokonał odrzuconych na placu dorwał mój mały Batrarz.
– Więc mój prezent spełnia swoją rolę. Dba o moją jedyną miłość – odpowiedział zadowolony z tego co usłyszał.
– Jak najbardziej – odparła Lilith – nie mogę się z nim rozstać.
– Bo będę zazdrosny.
– Pod względem fizycznym nie ma z tobą szans, mój drogi – uspokoiła go
Lilith – łuski niestety nie są sympatyczne w dotyku.
Zbliżyła do jego twarzy dłoń i pogłaskała go po policzku. Wybacz, ale wolałabym
teraz głaskać łuski – pojawiło się w jej głowię, ale uśmiech nie znikał z jej twarzy.
– Jedzmy – zwrócił się do pozostałych Samuel – po kolacji chciałbym z wami
porozmawiać.
– Jak sobie życzysz – odpowiedział Leviathan, który siedział po jego lewej
stronie.
Przez chwilę wszyscy jedli w milczeniu. Co chwila ktoś próbował zachwalać jedzenie, ale inni na to nie zwracali uwagi. Żadne dłuższe rozmowy przy stole się nie
utrzymywały. Lilith próbowała podsłuchiwać, ale słyszała jedynie bełkot o tym kto
co robił w ostatnich dniach. Dopiero kiedy skończyli, Samuel zaprosił wszystkich
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 243
do salonu obok gdzie rozsiedli się wygodnie w fotelach i na sofach. Lilith jak zwykle siedziała na podłokietniku fotela, w którym rozsiadł się Samuel. Służyła mu
przy takich spotkaniach pomocą, rzadziej rolą doradcy.
– Więc powiedz mi szanowny Sarfaelu – zaczął Samuel paląc papierosa, którego odpaliła mu Lilith – jak tam sprawy z twoim bratem Urielem.
– Niezłomny – odparł mu wielki blondyn, posturą przypominający wikinga –
jak wszyscy Archaniołowie. Dopóki nie zrozumie, to nic nie jest w stanie go złamać.
– To może lepiej go jednak eksterminować? – Spytał Samuel.
– Spróbujmy tego o czym mówiłeś ostatnio panie – kontynuował Sarfael. –
Jeżeli nie udadzą się starodawne obrzędy, to trudno. Jestem gotów poświęcić nawet
brata dla naszej sprawy.
– Spróbujmy – powtórzył Samuel – jesteś za to odpowiedzialny. Jeżeli się nie
uda, chcę tutaj jego głowy.
Sarfael pokiwał tylko głową na znak, że zrozumiał.
– A czy ktoś od nas jest teraz na ziemi?
– Jak zwykle – odpowiedział ubrany na czarno Nasragiel – jesteś tam panie
pod wieloma imionami. Niestety nie mamy zbyt wiele czasu na walkę z tą ludzką
zarazą. Wszyscy zajęci są poszukiwaniem Michała.
Samuelowi aż zaświeciły się oczy na dźwięk tego imienia. Nie mógł zapomnieć
o upokorzeniu jakiego doznał właśnie od Archanioła Michała.
– Na razie natrafiliśmy na ślad Remiela i mamy nadzieję, że to on doprowadzi
nas do Michała. – Kontynuował Nasragiel.
– Głupcy! – Samuel wpadł w złość – czy wy sądzicie, że Remiel jest takim
idiotą by nie wyczuć tej hołoty, którą posłaliście na ziemię. Tam musi udać się ktoś
z was.
– Dlatego postanowiliśmy wysłać tam Douma – Nasragiel przerwał Samuelowi.
Bał się tylko, że rozzłości tym bardziej swojego pana, ale o dziwo, Samuel
uśmiechnął się i skierował wzrok na Douma. Anioł ciemności czując na sobie
wzrok Samuela schylił tylko głowę w geście posługi.
– Pięknie! – Odpowiedział zadowolony Samuel – widzę, że czasami myślicie.
Tylko czemu tak późno. A rozumiem! Czekacie na moje błogosławieństwo. Więc je
macie. Działajcie! Ludzką zarazą się nie przejmujcie. Wystarczy ją tylko rozniecać,
a Ojciec sam ją zgładzi. Kiedyś musi nie wytrzymać. Potrzebujemy tam tylko więcej naganiaczy, a wszystko się uda, nigdy nie widziałem słabszej rasy od ludzkiej,
244
nawet mieszańców cenię bardziej od nich.
Nastała chwila ciszy. Wszyscy kiwali zgodnie głową, zgadzając się ze słowami
Samuela. Dopiero niedawno Samuel zrozumiał, że może walczyć z ludźmi ile razy
chce, ale nigdy nie uda mu się ich zmusić do uległości. Za każdym razem był tak
blisko, ale zawsze mu się wymykali. Nigdy nie mógł sprawy doprowadzić do końca. Dopóki będzie miał tutaj wrogów w postaci Archaniołów, na ziemi nie ugra
zbyt wiele, będą pojawiać się wojny, masakry, choroby ale nigdy nie uda mu się
wyplenić całkowicie ludzi. Teraz wiedział, że kluczem do wyniszczenia ludzkości
jest pozbycie się ich obrońców, Archaniołów.
– Najważniejszych potrzebuję przy sobie – przerwał ciszę – jak będziecie się
oddalać to góra na dwa, trzy dni. Potem powrót do mnie. Czy w sprawie moich
braci, Cherubinów coś się zmieniło?
– Nic panie – odpowiedział Nithael, który był księciem drugiego poziomy
piekieł – czekają na rozdrożu. Przyłączą się do nas dopiero jak szala zwycięstwa
będzie po naszej stronie.
– Wtedy nie będą mi potrzebni – odparł zmartwiony Samuel – moi bracia nie
chcą współpracować?
– Nie tyle co nie chcą, ale się boją – mówił Nithael – jak próbujemy nawiązać
z nimi kontakt, to nie odmawiają. Tylko twierdzą, że nie mogą w tej sprawie nic
zrobić. Dobrym przykładem jest Lilith.
Wszyscy popatrzyli na nią. Podczas rozmowy wyglądała tak, jakby tematyka spotkania ją nie interesowała, co było oczywistą nieprawdą. Dopiero gdy usłyszała
swoje imię popatrzyła na nich zdziwiona.
– Co Lilith? – Odparła lekko urażona – czy coś insynuujesz Nithael?
– Nic, czarna pani – odparł – mówię tylko, że mogli ci zrobić krzywdę, gdy
polowali na tego anioła, który cię uwięził.
Lilith poczuła, że jest atakowana. Była do tego przyzwyczajona. Nie wiedziała tylko skąd oni tak szybko się o tym dowiedzieli.
– Uwięził? – Samuel popatrzył na nią zdziwiony.
– Oj, spokojnie – pstryknęła go palcem w nos – taka zabawa. Dałam się złapać
kilku aniołom dla zabawy. Chciałam zobaczyć co zrobią. Lecz nim coś postanowili, pojawili się Cherubini i wywiązała się między nimi walka.
– O ciebie? – Samuel dopytywał.
– No co ty – odpowiedziała – przecież wiesz na co mnie stać. Pokonanie ich
zajęłoby mi minutę. Bawiłam się.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 245
Pocałowała go w usta.
– Ale Nithael ma rację, gdy mnie zobaczyli to nic nie zrobili. Byłam dla nich
powietrzem. Nawet się nie odezwali. Więc nie będą wchodzić nam w drogę.
– Będą następnymi po Archaniołach – powiedział Samuel na co reszta przytaknęła mu głową.
– Tak, tylko jak zwabić Archaniołów? – Wyklęty myślał na głos, nie przejął
się informacjami Nithaela gdyż przyzwyczajony był, bo ekstrawaganckiego stylu
życia swojej ukochanej.
– No właśnie nad tym pracujemy – mówił dalej Nithael – myślimy, że bardzo
ważne będzie pozyskanie Uriela na naszą stronę. Zostanie ich tylko kilku, a my
będziemy mieć najstarszego z klanu.
– Jeżeli się nie uda to zniszczyć go! – Uciął temat Samuel – nie będziemy się
bawić z nim w nieskończoność. A pozostałych i tak uda nam się dopaść. Zajmie to
wieki, ale my mamy czas, – gdy kończył zdanie to patrzył już prosto w oczy Lilith.
Złapał ją za rękę i powoli wyprowadził z salonu.
– Poopowiadasz mi o tym co cię spotkało?
– Jak najbardziej – odpowiedziała – tylko jest tyle ciekawszych rzeczy, które
moglibyśmy robić w tym czasie, że ….
Nie dokończyła. Samuel położył jej palec na ustach. Powoli wchodzili po schodach, prowadzących do jego komnaty. Większość swojego ubioru gubili po drodze.
Gdy weszli do środka byli już całkowicie nadzy. Lilith całowała tak namiętnie, że
nawet Samuel nie był w stanie wyczuć co siedzi teraz w jej wnętrzu. Lilith kochała
się z nim tysiące razy, ale po raz pierwszy tak bardzo się brzydziła.
EMILIA
Emilia siedziała w osadzie już trzeci dzień. Przez ten czas tylko raz spotkała
Jonatana. Wymienili się tylko uśmiechami. Widziała, że walczy z samym sobą,
czuła się wtedy zła na siebie, czuła się wtedy taka niepotrzebna. Bolało podwójnie,
kochała go a jednak czuła się odrzucona, dopiero teraz współczuła Aurelii, ale nie
chciała jej tutaj widzieć. Nawet Klemens nie miał dla niej za bardzo czasu. Był
w rozjazdach między Jonatarem a osadą Aurelii. Musiał pomagać Tobiaszowi
w prowadzeniu gospodarstwa. Tylko jej przyjaciółka i pozostałe dziewczyny
z osady poświęcały jej więcej czasu. Ranki poświęcała pracy i nauce. Wieczorami
jak zwykle wszystko kończyło się tu przy winie, ale ona nie piła. Nie mogła się aż
246
tak rozluźnić. Bała się, że może wtedy zrobić coś głupiego. Wolała mieć trzeźwy
umysł. Gdy kolejnego wieczora myła talerze po kolacji a dziewczyny relaksowały
się na tarasie, do jadalni wszedł Jonatan. Wyglądał jakby zupełnie pogodził się
z sytuacją, w jakiej się znajdował. Usiadł przy stole.
– Napijemy się? – Spytał.
Emilia odwróciła się od mokrych naczyń.
– Na razie nie piję – odpowiedziała – nie chcę wpaść ponownie w jakieś tarapaty.
Sama nie wierzyła w to co mówi. Miała to, o czym marzyła ostatnimi dniami,
a próbuje się go pozbyć. Szukał w myślach sposobu by go zatrzymać.
– Tutaj nic ci nie grozi.
– Wiem, ale wolę nie. Chyba, że ty chcesz się napić. A ja z miłą chęcią dotrzymam ci towarzystwa, ale przy wodzie, jeśli pozwolisz.
Jonatan skinął tylko głową na zgodę. Nie przypominał tego samego anioła co
ostatnio. Uśmiechał się. Emilia przyniosła dzban wina. Postawiła go wraz z dwoma
kubkami na stole. Sama doniosła jeszcze dzbanek wody i usiadła naprzeciwko Jonatana. Mimo usilnych prób rozluźnienia się, czuła jak jej skronie pulsują wraz
z kolejnym uderzeniem serca.
– Jak się czujesz u nas? – Jonatan rozpoczął rozmowę.
– Dobrze.
– Ale mogłoby być bardzo dobrze – poprawił ją – muszę cię przeprosić za to
wszystko co cię do tej pory spotkało. Te wszystkie wydarzenia. To wszystko dzieje
się tak szybko.
– Nie musisz – Emilia starała się go pocieszyć.
– Jak dla anioła, zbyt szybko – mówił dalej – nie powinienem brać cię najpierw tu, tylko prowadzić od razu do Betel. Wtedy nie było by problemu.
– Więc to ja jestem problemem? – Emilia nie to chciała usłyszeć.
– Nie, to nie tak – odpowiedział przysuwając się bliżej stołu – to i tak by się
zdarzyło. Ja i Aurelia, to nie mogło się udać. Już tyle lat byliśmy razem i było coraz gorzej.
Anioł zrobił przerwę na łyk wina. Emilia nie chciała przerywać wyznania Jonatana.
Nim mu odpowie, chciała posłuchać go do końca.
– To naprawdę nie jest twoja wina – kontynuował – Cherubini nas nie lubią.
I czekali tylko na okazję by się na mnie zemścić. To moja wina. Pomylili cię
z Aurelią. I to przeze mnie tyle wycierpiałaś.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 247
Jonatan zrobił kolejną pauzę, licząc na to, że Emilia mu przerwie, ale ona chciała
słuchać w milczeniu.
– Gdyby ciebie nie było, to by się nawet nie targowali. Musieli jakoś wyjść
z tej pomyłki. Teraz już przemyślałem wszystko i podjąłem pewne decyzje.
Emilia na te słowa podniosła brwi do góry. Nie podobały się jej te słowa.
– Chciałbym ci wynagrodzić te krzywdy – powiedział patrząc prosto w jej
oczy – tylko nie wiem jak?
Emilia poczuła jak robi się czerwona. Ale to nie wstyd powodował jej zaczerwienienie, była wniebowzięta. Nie wiedziała co odpowiedzieć. Chciała rzucić mu się
na szyję, ale zachowała spokój. Myślała, że krzyczy, ale to jej wnętrze szalało
z radości. Piła jeden kubek za drugim.
– Halo! – Jonatan pomachał ręką przed jej twarzą – jesteś tam?
– Tak jestem – Emilia poczuła, że odpłynęła w myślach – no, nie wiem.
Kobieta zaczęła plątać słowa. Zupełnie tak jak przed wyjazdem do Jahwe. Jonatan
wstał, wystraszona Emilia chciała krzyknąć do niego aby nie odchodził, ale on tylko poszedł nalać wody do pustego już dzbanka. Po chwili wrócił i nalał jej do kubka.
– Więc jak mógłbym ci się odwdzięczyć? – Powtórzył pytanie.
– Myślę, że jednak nie musisz – odpowiedziała – wystarczająco zrobiłeś wybierając mnie.
Emilia, mimo że nie chciała, przypomniała mu sytuację u Gabriela. Widziała, że jej
słowa nie spodobały się aniołowi, ale spłynęło to po niej. Czuła się naprawdę wyśmienicie.
– Nie wracajmy już do tego. Ja zamknąłem już rozdział z Aurelią. Prosiłbym
cię abyś zapomniała też o tym, co było w Jahwe. – Powiedział anioł.
Emilia była coraz bardziej zadowolona. Wszystko układa się tak jak tego pragnęła.
Wszystko idzie ku dobremu. Tylko jak to teraz rozegrać? – Myślała. Karina! Potrzebuję pomocy! – Krzyczała w duchu wzywając podświadomie przyjaciółkę.
– Ja już nie pamiętam – przejechała po ustach palcami, udając, że zamknęła je
na kluczyk, który wyrzuciła za siebie – nie będziemy do tego wracać.
– To jak mogę ci się odwdzięczyć? – Jonatan ponowił swoje pytanie.
– Myślę, że mógłbyś zacząć od oprowadzenia mnie po okolicy? – Mówiąc to
uśmiechnęła się zalotnie.
Jonatan skinął głową i wstał od stołu. Podał jej rękę.
– Zapraszam – powiedział.
– Ale jak to? Teraz? – Odpowiedziała zaskoczona Emila.
248
– A czemu nie? – Ponowił swoją prośbę – zacznijmy od przejażdżki.
Emilia była w szoku. Po pierwsze wydawało jej się to bardzo romantyczne, a po
drugie, – na jaką przejażdżkę? Przecież ona nie umie jeździć konno.
Wychodząc z jadalni, czuła tylko wzrok swoich koleżanek na tarasie. Obserwowały
jak ona i Jonatan udają się do stajni. Anioł wybrał dwa najładniejsze konie. Nie
zakładał na nie siodeł. Zarzucił tylko na ich grzbiet wzorzyste derki.
– Ale ja nie potrafię – westchnęła Emilia.
Anioł się tylko uśmiechnął. Podszedł do klaczy i poklepał ją po grzbiecie.
– Kiedyś cię nauczymy – powiedział i wskoczył na swojego konia – ta klacz
jest teraz twoja. Jeżeli nie potrafisz na niej jeszcze jeździć to zapraszam do siebie.
Jonatan wyciągnął rękę do stojącej przed nim Emilii. Po chwili zgrabnym ruchem
wciągnął ją na konia. Usiadła przed nim. Poczuła jak jego wyrzeźbione ramiona
otaczają ją w mocnym, ale delikatnym uścisku. Oparła się o niego plecami. Jonatan
wycofał konia ze stajni by po chwili być już z nim na zewnątrz. Ruszyli przed siebie. Emilii nie interesowało to, gdzie jadą. Teraz liczyło się kto z nią jest i z kim
spędzi najbliżej godziny. Liczyła na dużo więcej.
Nie jechali za szybko, Jonatan nie chciał zniechęcić Emilii do jazdy konnej.
Po chwili ich osada zniknęła z horyzontu. Słońce chyliło się ku zachodowi. Jonatan
skierował konia na pola porośnięte wysokimi trawami, które sięgały do połowy
boków zwierzęcia i co jakiś czas łaskotały przyjemnie wystające z sandałów stopy
jeźdźców. Delikatny wiatr poruszał trawami, które w promieniach zachodzącego
słońca mieniły się różnymi odcieniami zieleni. Emilia nie mogła sobie wyobrazić
bardziej romantycznego wieczoru. Zastanawiała się co przyniosą najbliższe minuty. Po chwili zatrzymali się na końcu prerii. Dalej rozciągała się tylko pustynia. Był
tylko piasek. Jonatan ściągnął derkę i położył ją na ziemi. Usiedli na niej
i podziwiali zachód słońca. Emilia wtuliła się w Jonatana.
– Piękny widok – Emilia była zachwycona tym co widzi.
– To prawda – odpowiedział Jonatan – ta pustynia przed nami to Bel–Har.
Jedno z cudowniejszych miejsc. Dużo aniołów lubi tutaj przyjeżdżać, oglądać grę
świateł jakie daje słońce. Piasek pustyni tak pięknie odbija jego promienie, że….
Ale nie dokończył. Emilia położyła palec na swoich ustach co oznaczało, aby milczał. Nie chciała słuchać. Chciała widzieć i czuć. Położyła swoją głowę na silnym
ramieniu anioła. Słońce zaczęło swój taniec na pustyni, jasnożółte promienie migoczące na piasku zaczęły razić w oczy. Jego korona była olbrzymia, zupełnie tak
jakby znajdowała się na wyciągnięcie ręki. Po chwili słońce wyglądało tak jakby
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 249
się rozdzieliło na kilka mniejszych, które zajęły cały horyzont. Kolor żółty przeszedł w kolor pomarańczowy. Po chwili jedne promienie wydawały się złote, inne
żółte, a jeszcze inne pomarańczowe. Potem wszystko zrobiło się czerwone. Nawet
piasek zmieniał barwę, tylko on mienił się większą liczbą kolorów. Wszystkie one
współgrały ze sobą, tak jakby ktoś nimi dyrygował. Emilia czuła się jakby znajdowała się w wielkim kalejdoskopie. Pierwszy raz widziała żeby promienie tańczyły.
POCZĄTEK SZKOLENIA
Gabriel wysłał Aurelię na kilka dni do Jerycho. Nie mogła sprawiać mu teraz
problemów. A przede wszystkim Jonatan nie mógł się dowiedzieć o tym, że Aurelia
jest pod jego opieką. Pragnął wykorzystać złość Jonatana do swoich celów.
W świątyni Archanioła przy stole siedział już Fajsos i Agar. Wszyscy czekali na
Jonatana. Mieli odbyć krótkie szkolenie w Jahwe by resztę czasu, aż do zaćmienia
spędzić w Świątyni Kafcjela. To tam dołączą do reszty aniołów, którzy wezmą
udział w wyprawie. Tę dwójkę wziął do siebie by ich doszlifować, by stworzyć
z nich jedność.
– Coś spóźnia się ten twój ideał – stwierdził uśmiechnięty Fajsos.
– Niedługo się pojawi – odparł Gabriel.
– O której mieliśmy się spotkać? – Spytał wkurzony Agar – czy on nawet nie
potrafi dotrzymać terminu?
Ale Agar szybko się zamknął, widząc spojrzenie Gabriela. Wiedział, że obiecał mu
neutralność wobec Jonatana, a już się go czepia. Podniósł ręce do góry w geście
odpuszczenia i dalej popijał wino.
– No jesteś! – Krzyknął Fajsos do wchodzącego właśnie Jonatana – czas zacząć zabawę.
– Witam wszystkich – Jonatan pozdrowił wzrokiem obecnych, ale tylko Agar
nie skinął mu głową.
– To od czego zaczynamy? – Jonatan przeszedł od razu do sedna.
– Od rozmowy – zaproponował Archanioł i wskazał miejsce przy stole.
Gabriel zajął miejsce po jednej stronie, natomiast pozostała trójka siedziała naprzeciwko niego.
– Na początku wyjaśnijmy sobie co jest naszym celem – zaczął Archanioł. –
Myślę, że wszyscy tu obecni wiedzą, że najważniejszy jest Uriel. Nic więcej się nie
liczy.
250
Wszyscy pokiwali zgodnie głową zgadzając się z nim.
– Pod okiem Fajsosa rozpoczniecie trening, mający na celu podniesienie waszych umiejętności w walce wręcz. Do tej pory to co przeszliście pozwalało wam
na służbę dla mnie – Gabriel kontynuował swoją mowę – teraz chcę byście byli
moją ręką. A dokładnie moim mieczem. Będziecie walczyć …
Nie dokończył, bo przerwał mu Agar
– A czy nie miało być nas nieco więcej?
– Wszyscy pozostali mają takie szkolenie już dawno za sobą – odpowiedział
Fajsos. – Takie umiejętności zdobywa się latami. Tak więc moi mili jesteście najmłodsi w tym zacnym towarzystwie – uśmiech nie znikał z twarzy Fajsosa.
– I najmniej doświadczeni – dodał Gabriel – tak jak mówiłem, będziecie walczyć z najlepszymi Samuela. Będzie tam któryś z jego pierwszych, ale nim zajmie
się Lilith. Wy i pozostali aniołowie macie zająć się odrzuconymi i uwolnić Uriela.
Fajsos będzie rozpoznaniem. Mam nadzieję dostarczyć przed bitwą najbardziej
precyzyjne plany dotyczące strategii, tak więc myślę iż nie ma sensu jej teraz układać bo i tak się zmieni.
– Walczyłem już z odrzuconymi, więc sobie z nimi poradzę bez wysiłku – odparł z dumą Agar.
– Ja też – powiedział Jonatan.
– Ale ci będą najlepsi z najlepszych – mówił dalej Archanioł. – Wątpię żeby
pierwszy wybrał sobie niedoświadczonych do takiego zadania. Na pewno wybierze
takich, którzy służą mu najdłużej. Żyją oni na tym świecie dłużej od was co czyni
ich silniejszymi.
– A co jeżeli będzie tam Samuel? – Wtrącił się Fajsos.
– Wątpię by zostawił Tartar niepilnowany – odparł zaskoczony Gabriel, chociaż spodziewał się kiedyś tego pytania, – ale jeśli by się tak stało, to rzućcie miecze i czekajcie, tylko niech wcześniej ktoś uwolni Uriela.
– Nigdy! – Krzyknął Agar – pierw zginę niż się poddam.
– Nie o twoją śmierć mi chodzi Agarze, tylko o życie Uriela – powiedział Gabriel, – jeżeli pojawi się Samuel to tylko w ten sposób możecie go na chwilę zająć
czymś innym niż Urielem. Później wszystko rozegra się między ich mieczami. Ale
na pocieszenie powiem wam, że Samuela nie powinno tam być. Brzydzi się świątyniami. Poza tym jest leniwy. I nie podejrzewa, aby ktoś z jego otoczenia mógłby
go zdradzić.
– To nie możesz udać się razem z nami? – Spytał Jonatan. – Załatwilibyśmy tą
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 251
sprawę w mig.
– O, nie mój przyjacielu – odpowiedział z uśmiechem Gabriel. – Byle jaki mój
ruch w tamtą stronę spowoduje, że Samuel będzie tam czekał na nas z całą świtą
swoich książąt. Moglibyśmy ruszyć na nich razem z Cherubinami i Serafinami ale
wtedy wątpię, żeby Uriel przeżył. A naszym głównym celem jest Uriel. Żywy! –
Krzyknął Gabriel.
– To kiedy zaczynamy? – Fajsos chciał rozładować napiętą atmosferę powstałą po pytaniach aniołów.
– Najlepiej natychmiast – odpowiedział już spokojny Gabriel – tylko najpierw
trochę posłuchajcie. Musicie się tam dostać przed nimi. Myślę, że jak byście się
tam zaszyli kilka dni wcześniej, byłoby dobrze. Na kilka dni przed ceremonią pojawi się tam kilku wyklętych w celu przygotowania świątyni, poza tym jaskinie
w pobliżu świątyni będą pełne odrzuconych. Pozbędziecie się ich.
Gabriel miał na myśli całkowitą eksterminację. Nie chciał ryzykować odrodzeniem
się wyklętych w Tartarze lub odrzuconych w piekle. To by pomogło Samuelowi
przejrzeć ich plany. Wiedział, że odrzuceni nie będą nic pamiętać, ale wyklęci pamiętają wszystko. Tylko święta broń, gwarantuje to, że nie odrodzą się po śmierci.
Dopiero gdy spłoną ich ciała, będą mogli powstać na nowo. Zasada była prosta,
ziemia święta gwarantowała sąd Ojca natomiast dom Samuela oznaczał pobudkę
w Tartarze.
– Dostaniecie świętą broń – mówił dalej Gabriel – nie bawcie się nią. Dzień
przed zaćmieniem powinien pojawić się cały zaprzęg wyklętych, będzie przewodził im jeden z pierwszych Samuela. Myślę, że będzie to mój brat Sarfael.
– Brat? –Wymsknęło się Jonatanowi.
Gabriel nie zwrócił uwagi na pytanie Jonatana, po prostu je zignorował.
– Poznacie go po posturze – mówił dalej – będzie wyglądał jak niedźwiedź.
I jest naprawdę dobry. Tylko słaby psychicznie, skoro poparł Samuela. Nim zajmie
się Lilith. Uriel będzie skamieniały. Jonatan wkrótce będzie miał broń by go ożywić. Dopiero wtedy uderzycie. Was będzie około dwudziestu. Ich około setki.
– Nieźle – Agar klasnął w dłonie – trochę pozamiatamy i wracamy.
– Martwi mnie ta Lilith – powiedział Jonatan – jesteś jej aż tak pewny?
W świątyni wystarczyło jej jedno spojrzenie a jadłem jej z ręki.
– Sugerujesz, że ja też poddałem się jej urokowi – Archanioł aż się zaśmiał. –
Znam ją od narodzin. Jej wdzięk działa na takich jak ty Jonatanie, niedoświadczonych, żądnych przygód. Mnie musiałaby pokazać coś więcej niż tylko swój urok.
Niestety nie ma takiej niewiasty, która mogłaby mnie zauroczyć.
252
Fajsos uśmiechnął się po tych słowach. Doskonale rozumiał Archanioła, był w jego
służbie już dwadzieścia wieków, a od dziesięciu był jego pierwszym przybocznym.
Rozmyślał o młodych aniołach i ich braku rozumowania. Wiedział, że czeka go
teraz trudna rola. Musi nie tylko nauczyć ich walczyć na poziomie osiągalnym dopiero po kilku wiekach, ale i umieć zwyciężyć wyklętych. Z tym pierwszym powinien dać sobie radę, co do drugiego miał wielkie obawy.
– Przez tydzień będziecie spać w moim domu – Gabriel już kończył – nie możecie wychodzić na miasto. Gdy skończycie ćwiczenia tutaj, będziecie mieć dwa
dni odpoczynku. Rozejdziecie się wtedy i spotkacie dopiero w świątyni Kafcjela.
Tam poznacie resztę i dokończycie szkolenie. Stamtąd ruszycie prosto do świątyni
Natana. Od tej pory Fajsos jest waszym mentorem, to jego macie słuchać. U góry
są wasze pokoje. Dokładnie te same, w których gościliście, gdy pierwszy raz tu
trafiliście. Ojciec jest z wami.
– Na wieki wieków – odpowiedzieli chórem.
Gabriel namaścił każdego z nich, kładąc na ich głowach swoją dłoń i odmawiając
krótką modlitwę. Po chwili zostawił ich samych.
– No to rozgośćcie się na górze i za godzinę spotykamy się ponownie
w ogrodach – powiedział Fajsos, który po chwili też opuścił nawę.
JERYCHO
Aurelia podziwiała Jerycho. Pierwszy raz była w tym mieście. Otoczone ono
było wysokim murem wykonanym ze szczerego złota i wysadzanym licznymi drogocennymi kamieniami. Brama wjazdowa była zawsze otwarta; wykonana była
z perłowej masy, wyrzeźbione na niej były motywy kwiatów, słońca i ptaków.
Przybywający do miasta podróżni z różnych stron musieli przysłaniać oczy, gdyż
blask bijący od ścian oślepiał każdego. Stanowiło to zapowiedź tego, czego można
było się spodziewać wewnątrz. Aurelia nie wiedziała dlaczego, ale Jerycho od razu
skojarzyło się jej z kobietą. Piękną, elegancką, doświadczoną i bezwzględną. Jego
piękno przerażało ją. Nie mogła przypomnieć sobie, aby którakolwiek kamienica
w Jahwe mogłaby być choć w połowie tak cudowna jak te tutaj. Jedyna budowla,
która by się tutaj komponowała to Betel. Wszystko było wykonane z kamienia,
który bardzo przypominał jej kość słoniową. Nigdy wcześniej nie widziała tak
ogromnego bogactwa. Tym, co przyświecało budowniczym było piękno
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 253
i maksymalny estetyzm. Domy lśniły w słońcu, drzwi i okiennice pokryte były
licznymi płaskorzeźbami, przedstawiającymi sceny znane z Biblii. Gdzieniegdzie
na ścianach pięła się zielona roślinność pokryta kolorowymi kwiatami. Pomiędzy
budynkami rosły ozdobne, małe drzewka, a ich gałązki uginały się pod ciężarem
różnorakich owoców. Co krok podróżni mijali liczne parki i skwery, ozdobione
fontannami, z których tryskała woda mieniąca się całą paletą barw.
Idąc w eskorcie z dwoma adiunktami Gabriela, musiała dotknąć każdego kamienia, każdej ściany. Nawet ptaki i motyle nie uciekały z ulic. Zupełnie tak jakby
to był ich dom a aniołowie gośćmi. Czuła, że ciężko przebyta podróż, na którą poświęciła dwa dni swojego życia dobiegła końca. Była szczęśliwa. Powoli rozumiała, dlaczego aniołowie tak tęsknią do Jerycho. Pierwszy raz odkąd jest po tej stronie ujrzała dziecko. Szło za rączkę z dwoma innymi starszymi aniołkami. Dopiero
tutaj uzmysłowiła sobie siłę bliskości, tęsknoty, coś czego brakowało jej w Jahwe.
Kiedyś Jonatan jej opowiadał, że to w tym mieście obudził się pierwszy raz. To
tutaj dorastał i wychowywał się. Jedyne miasto gdzie można spotkać dzieci. Była
nimi zachwycona, obserwowała je cały czas, aż zniknęły za rogiem. Myślała, że
podróż odbędzie na smoku, ale grubo się myliła. Na dodatek Gabriel zabrał jej
bransolety, bo stwierdził, że w Jerycho nie będą jej potrzebne. Jeżeli będzie się tylko poruszała w eskorcie adiunktów Archanioła, to nic jej tam nie grozi. Nawet konie, na których odbyli podróż po przekroczeniu bram Jerycho były jak nowo narodzone. To miasto dodaje tajemniczej energii – pomyślała. Tylko odbicie jej twarzy
w wodzie nad fontanną przypomniało jej kim jest. Czar prysł. Wróciły do niej
wspomnienia, ale po chwili postanowiła nie wracać do przeszłości. Chciała się cieszyć Jerycho. Może to jedyny raz kiedy tu jest. Chciała zapamiętać całe piękno,
które tu widzi. Nawet aniołowie, których mijała wydawali się inni, żaden nie nosił
broni, nie czuła zagrożenia. Jak zwykle tylko Cherubini krzywo na nią patrzyli, ale
nie wyglądało to tak jak w Jahwe. Tutaj nikt nie chciał jej poniżyć. Przynajmniej
teraz.
Fontanna, przy której się zatrzymali była zrobiona z bursztynu. Znała ten kamień z pobytu na ziemi. Napoili konie i sami ochłodzili się zimną wodą. Była
przyzwyczajona, że drogę przebywa zawsze wzdłuż strumienia, ale do tego miasta
nie prowadził żaden. Droga, przebyta od Jahwe do Jerycho była usłana tylko piaskiem i kamieniami. Żadnych zwierząt, żadnych roślin po drodze. W trasie dość
często prowadziła rozmowę z adiunktami Gabriela. Dowiedziała się conieco o tym
mieście. Bardzo podobały się jej ich opowieści, ale to co zobaczyła na żywo, przeszło jej wszelkie wyobrażenie o tym miejscu. W końcu dotarli do świątyni Archa254
nioła. Dom, do którego właśnie wchodziła jest siedzibą wszystkich Archaniołów.
Każdy, kto jest wierny trójkątowi zawsze znajdzie tutaj odpoczynek i pożywienie.
Prosto z ulicy prowadziły do niego kamienne schodki zakończone metalową małą
bramką. Za nią znajdowała się kamienna ścieżka, prowadząca przez niewielki porośnięty ozdobnymi drzewkami i krzakami róż ogród. Na końcu ścieżki znajdował
się dom Archanioła, do drzwi wejściowych dochodziło się przez rozległy taras, na
którym rozłożone były wiklinowe fotele pokryte miękkimi, beżowymi poduchami,
które zachęcały do odpoczynku zdrożonych wędrowców. Sam budynek był piętrowy, miał liczne mniejsze lub większe balkony, w oknach widać było delikatne, muślinowe firanki, które poruszał lekki wiaterek. Drzwi, przez które wchodzili podróżni były wielkie i białe, obok nich znajdowały się duże okna zastawione donicami z zieloną roślinnością. W całym domu panowała cisza i wszechogarniający
spokój. Gabriel, od kilku wieków był jedynym gospodarzem w jej murach. Pozostali przebywali na ziemi lub po stronie Ojca. Reszty już nie było. Wielkość tej
świątyni przerażała Aurelię. Była z dziesięć razy większa od jej osady. Adiunkt
podczas rozmowy powiedział, że najwspanialsza ze świątyń należy do Serafinów
i to tam najczęściej zatrzymuje się Ojciec. Jeśli będzie czas, to ją tam zaprowadzi,
pokaże gdzie Ojciec wita swoje dzieci. Aurelia była zachwycona wnętrzem, architektura była zupełnie inna niż ta w Jahwe. Było tu pełno luster, dużej przestrzeni
i przede wszystkim zaskoczyła ją mnogość kolorów, co było rzadkością w świątyni
Jahwe. Gdy wyszła z holu, dotarła do ogrodu. Bardzo jej przypominał ten, który
już znała, ale był o wiele większy i bardziej tętnił życiem. Słyszała szum wody,
śpiew ptaków i brzęczenie owadów. Mogła w nim założyć osadę, a i tak zostałoby
jeszcze sporo miejsca. Adiunkt kazał jej zostać przy małej fontannie, a sam udał się
do innego pomieszczenia. Po chwili pojawił się anioł ubrany podobnie do jej towarzyszy i całą czwórką udali się na górne piętro. Idąc korytarzem, z lewej strony
miała widok na ogród, a po prawej mnóstwo regałów z książkami. Przypomniała
sobie słowa Gabriela, który na pożegnanie powiedział jej, że nie będzie się tam
nudziła. Gdy zmoże ją zwiedzanie miasta to może zająć się księgami, w świątyni
jest ich niezliczona ilość. Poprosił ją też, aby udała się do jednej z bibliotek, które
są ogólnie dostępne dla aniołów. Powinna znaleźć tam wszystkie informacje, które
ją interesują. Po chwili była w swoim pokoju. Gdy sprawdzała swoje łóżko do
środka wszedł kolejny anioł, który przywitał się z nią uśmiechem i zostawił jej torby. Upierała się przed Gabrielem, że nie musi brać aż tylu rzeczy, ale uległa jego
namowom wzięła wszystko co ma. Stwierdził, że tak jej się tam spodoba, że zostawww.sagaprzebudzenie.pl
Strona 255
nie tam dłużej niż te pięć dni, które zakładali. Aurelia leżąc na łóżku i oglądając
siebie w lustrach na suficie zgodziła się teraz z Gabrielem. Atmosfera i wygląd tego miasta przekonywały ją do pozostania tu jak najdłużej. Gdy została w pokoju
sama postanowiła się wykąpać, miała jakąś godzinkę do kolacji. Anioł, który ich
tutaj wprowadzał, poinformował ją o porach posiłków. Jak ktoś chciałby jeść
o innej porze, to niestety będzie musiał sobie sam coś przygotować. Weszła do łazienki i zaczęła się powoli rozbierać. Wystarczyło wejść do wanny by woda zapełniła się po brzegi. Zanurzyła się po szyję. Chciała odpocząć. Po chwili szeroko
otworzyła oczy i gwałtownie usiadła, rozbryzgując wodę po jasnych kaflach łazienki. Wreszcie dotarł do niej sens słów Gabriela. Tam znajdziesz to co cię interesuje. Powiedział to z takim uśmiechem na ustach.
– Wiedział! – Krzyknęła uderzając rękoma o wodę – on wszystko wie.
Emilia – pomyślała Aurelia. Przecież to tutaj znajdzie jej curculmę, księgę życia. To
z niej dowie się, co łączy ją z Jonatanem. Po chwili zanurzyła się cała w wodzie,
aby ochłonąć. Przecież curculmy zawierają tylko zapis ziemskiego życia. Nic jej po
tym. Przecież Jonatan poznał ją dopiero po przejściu. No nic – pomyślała Aurelia.
Gabriel dał jej wskazówkę, więc musi ją jakoś wykorzystać. Księgi? Co może
w nich znaleźć? Postanowiła jednak, że odszuka księgę Emilii, przynajmniej dowie
się kim była i jak wyglądało jej życie. Powoli, ale dokładnie zaczęła myć ciało mydłem, chciała zmyć cały brud, który nosiła aż od Jahwe.
KOLEJNE DNI W JONATARZE
Emilia przy śniadaniu podzieliła się z Kariną wczorajszymi przeżyciami. Bolało ją
tylko to, że Jonatan szybko opuścił wioskę nawet się z nią nie pożegnawszy. Spędzili cały wczorajszy wieczór wspólnie a on nawet nie raczył jej poinformować
o swoim wyjeździe. Wczorajszy wieczór znaczył dla niej bardzo wiele i miała nadzieję, że będzie powtarzało się to coraz częściej. Dopiero Klemens z rana sprowadził ją do rzeczywistości informując o tym, że przez cały tydzień zostaną same bez
Jonatana, który musiał pilnie udać się do Archanioła. Zresztą i on z rana też szybko
zniknął udając się do osady Aurelii. Więc tak naprawdę Emilii została tylko Karina,
której mogła wyznać wszystko. Po śniadaniu udały się na taras by nabrać ochoty
do popołudniowej pracy przy owocach.
– Więc Jonatan zapomniał o Aurelii? – Rozpoczęła Karina opalając się na tarasie.
256
– Powiedział, że zamknął ten rozdział – odpowiedziała Emilia zadowolona
z tego, że Karina jednak interesuje się jej sprawami.
Gdy jej opowiadała o wszystkim przy śniadaniu, to wyglądało jakby jej wszystko
wchodziło jednym uchem, a wychodziło drugim.
– A czy to nie to samo? – Zapytała Karina.
– No, raczej tak. Tylko chcę być szczegółowa. Żeby nie było, że coś źle interpretuję.
– A obawiasz się czegoś?
– Nie – odpowiedziała Emilia – tylko nie chcę brnąć w jakieś szaleństwo.
– A co w tym jest szalonego? Czy nie tego pragnęłaś? Korzystaj moja droga
z nadchodzących dni na maksa, bo nigdy nie wiemy ile one potrwają. Tylko bardziej efektywnie. Nie mogę zrozumieć dlaczego, nie skończyliście w łóżku? – Karina zasypywała ją pytaniami.
– A czy tobie wszystko musi kończyć się w łóżku? – Odpowiedziała z nutką
ironii Emilia. – I na to przyjdzie czas.
– Czyż esencją miłości nie jest jej fizyczne zaspokojenie? – Odparła Karina.
Emilia tylko pokiwała z uśmiechem głową. Rozłożyła się na leżaku. Korzystała
z dobrodziejstw słońca. Co jakiś czas wracała myślami do wczorajszego wieczora.
Nigdy nie była tak szczęśliwa jak wczoraj. Romantyczną miłość znała wcześniej
tylko z książek, ale to co wczoraj przeżyła było chyba jeszcze piękniejsze i bardziej
doniosłe. Nie wie czy ktoś potrafiłby to opisać. Brakowało jej tylko jednego, pocałunku. Ale stwierdziła, że i na to przyjdzie pora.
– A dlaczego nie ma Jonatana? – Przerwała milczenie Emilia.
– Pewnie dlatego, że nie zaspokoiłaś go wczoraj tak jak należy – odparła
z sarkazmem Karina, ale widząc minę Emilii dodała od razu – wyjechał bo został
wezwany przez Archanioła. Cały tydzień masz moja droga na przemyślenia. I dam
ci jedną radę. Skoro los ci tak sprzyja to nie pozwól mu się wymknąć. Użyj swoich
wdzięków i nie pozwól za bardzo zastanawiać się Jonatanowi nad swoim życiem.
Bo im dłużej będzie wracał do tego co było, tym częściej będzie tego żałował.
– Nie pozwolę – odparła Emilia i znowu położyła głowę na leżaku by się poopalać.
Po chwili usłyszały delikatny dźwięk dzwonu. Oznaczał on południe, więc dziewczyny musiały zbierać się do pracy. Z trudem wstały z leżaków i zeszły na dół.
Obie doskonale wiedziały, co mają robić. Niestety brak Klemensa wpływał na nie
negatywnie i z opóźnieniem zabrały się do swych obowiązków. Po chwili znalazły
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 257
się w ogrodzie za osadą i mozolnie zrywały owoce z drzewa i krzewów. Emilię
najbardziej zadziwiał tu fakt, że owoc wczoraj zerwany, zostawał zastępowany
kwiatem, by po kilku dniach stawać się znów owocem. Na ziemi zajmowało to rok,
tutaj trwało to kilka dni. Zbiory były obfite a owoce soczyste i słodkie. Karina kiedyś jej opowiadała, że owoc który rośnie na ziemi błogosławionej przez Ojca nie
ma prawa się zepsuć. Emilia na potwierdzenie tych słów postanowiła przeprowadzić pewien eksperyment. Od kilku dni trzymała pod łóżkiem jabłko. Co wieczór
zaglądała tam, ale owoc wyglądał identycznie jak w chwili kiedy go zerwała.
– No to teraz najgorsza robota – powiedziała Karina – trzeba te owoce zataszczyć do środka.
– Przydałby się jakiś porządny facet – dodała Emilia – mógłby nas wspomóc.
– Szukałam takiego całe życie na ziemi – odparła Karina podnosząc kosz do
góry – i tutaj szukam cały czas. Jakbyś takiego widziała, to daj znać.
Emilia nie była przyzwyczajona do takiej pracy. Co prawda zajmowała się na ziemi
rolą i zwierzętami, ale tam trwało to tylko chwilę. Pójdź, nakarm, zerwij, przynieś.
Tutaj jednak musiała się wysilić. Co prawda już po kilku minutach po wysiłku, ból
i zmęczenie zanikały, ale jeszcze nie potrafiła się do tego przyzwyczaić.
Musiały zrobić kilka rundek z koszami. Najgorsza była pierwsza, kolejne już
nie sprawiały takiego problemu. Emilia pomyślała, co by się stało z osobą, która na
ziemi nigdy nie pracowała, nigdy nic nie zrobiła. Czy potrafiłaby się tutaj odnaleźć. Może wybrałaby inaczej niż ona. Jej wyborem tak naprawdę kierowało uczucie do Jonatana. Jak by to wszystko wyglądało gdyby wybrała inaczej. Poczuła
dłoń na swoich plecach. Odwróciła się, ale miała problemy z rozpoznaniem twarzy
gdyż osoba ta stała pod słońce. Dopiero jak Emilia przysłoniła oczy, to ją rozpoznała.
– Klemens! – Zarzuciła mu ramiona na szyję.
– Tak to ja – odparł uradowany, – ale z tego co wiem to widzieliśmy się rano.
No chyba, że wybuch twej radości spowodowany jest czymś innym.
– Nie – odpowiedziała Emilia – po prostu mówiłyśmy o pomocy i ty się zjawiłeś. Nie uważasz, że to jest cud?
– Ja mam wam pomóc? – Odpowiedział uśmiechnięty, – jaki cud? No chyba,
że cudem nazwiemy to, że w końcu uwinęłyście się z zadaniem przed zachodem.
Emilia rozejrzała się dookoła. Rzeczywiście wszystkie kosze były wniesione do
środka. Więc pomoc Klemensa okazała się zbędna.
– Ale wiecie dziewczyny – Klemens objął je w pasie – dzisiaj jestem już do
waszej dyspozycji. W osadzie Aurelii wszystko jest już uporządkowane i Tobiasz
258
sobie tam sam poradzi. Będzie nas odwiedzał co jakiś czas ale najważniejsze, że ja
nie muszę tam jeździć.
– Więc – wtrąciła się Karina – zostajesz już z nami.
– Dokładnie. Myślę, że możemy dzisiaj w nocy trochę zaszaleć. Co wy na to?
– Klemens wchodził właśnie z dziewczynami do jadalni.
– Ja jestem za – odparła Karina.
– A ja muszę się umyć – Emilia z uśmiechem odtrąciła rękę Klemensa i udała
się na górę.
Posiedzi z nimi przy kominku. Może Klemens zacznie jej opowiadać jakieś ciekawsze rzeczy o tym miejscu, bo Karina nie była w tej kwestii bardzo rozmowna.
Co prawda cały czas jej buzia się nie zamykała, ale tematy które poruszała dotyczyły tylko spraw męsko – damskich. Nauki, które otrzymywała czasami z rana też
niewiele jej mówiły o tym miejscu. Miała ochotę na przeczytanie kilku ksiąg,
w szczególności zależało jej na Biblii, która wywarła na niej ogromne wrażenie
w Betel, ale w osadzie nie było żadnej. Może Klemens jej doradzi gdzie taką księgę można tutaj zdobyć. Postanowiła poruszyć z nim ten temat wieczorem.
ROZMOWA Z SAMUELEM
Lilith po spędzonej nocy z Samuelem obudziła się przytulona do poduszki.
Jak zwykle nawet nie usłyszała, kiedy jej książę ciemności opuścił łoże. Odwróciła
się na drugą stronę i lekko się przeraziła. Przy oknie stał półnagi Samuel. Wpatrzony w widok za oknem nawet nie interesował się tym, co dzieje się w środku. Nie
wiedziała o co chodzi. Nigdy nie zdarzyła się jej taka sytuacja, aby Samuel następnego ranka po upojnie spędzonej nocy, pozostał w tym samym pokoju. Zawsze
przed świtem udawał się w sobie tylko znanym kierunku. Teraz było inaczej.
– Co się stało? – Podeszła po cichu do Samuela.
Przylgnęła do niego obejmując go ramionami w pasie. Ich nagie ciała znowu połączyły się w jedno. Spojrzała w tym samym kierunku co jej ukochany, ale nie dostrzegła tam nic oprócz skał i kamieni. Po chwili zaczęła delikatnie całować go po
karku.
– Przestań – warknął Samuel, odtrącając jej ręce z ramion.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 259
– Jeszcze niedawno chciałeś, abym cię gryzła, a teraz ….– nie dokończyła
Samuel odwrócił się do niej tak, że stali teraz twarzą w twarz. Pocałował ją w usta.
– Po prostu nie chcę – odparł poprawiając jej włosy – mam inne zmartwienie.
Lilith poczuła gorąco przetaczające się przez jej ciało. Nie spowodował tego bynajmniej pocałunek ukochanego, ale jego słowa. Bała się. Czy Samuel był w stanie
odczytać prawdziwe uczucia Lilith?
– Nie ufam za bardzo Archaniołom – zaczął się jej zwierzać – od samego początku byli przydupasami Ojca i donosili na wszystko i wszystkich.
– Ale to normalne u nich – Lilith starała się go pocieszyć, właściwie to pocieszała siebie samą – mnie też kiedyś zdradzili.
Lilith nigdy nie mówiła tego Samuelowi, ale kiedy została wygnana przez Ojca
wtedy najbardziej liczyła na pomoc Michała. Niestety, bardzo pomyliła się
w stosunku do tego Archanioła. Potrafił przyglądać się jej dniami i nocami nie ingerując w jej wybory. Dla niego zostawiłaby wtedy to wszystko czym się otaczała
i była przekonana, że on zrobi dokładnie to samo. A kiedy przyszła pora by wykazał się odwagą, po prostu stchórzył.
– No właśnie – mówił dalej Samuel, trzymając ją w ramionach – myślę, że źle
zrobiłem oddając dowodzenie w sprawie Uriela, Sarfaelowi. Czuję, że mnie zawiedzie.
– Nie wierzę – odparła od razu Lilith, chociaż byłoby to jej na rękę – przecież
tyle razy stał u twojego boku i nigdy cię nie zdradził. Nigdy nawet cię nie zostawił.
– Zgadza się – Samuel dalej był poważny – tylko, że to jest jego brat. I wątpię
czy będzie miał siłę, aby go zgładzić.
– Nie mówię, że nie – Lilith wróciła do łóżka, okryła się prześcieradłem, – ale
nie mówię też, że tak. Wiesz, że przeczucie to zły znak? Nigdy się nie sprawdza.
Powiedz słowo a nie zobaczy on dzisiejszego zachodu. Tylko czy cię stać na taką
stratę?
Samuel nic nie odpowiedział. Wpatrywał się tylko w okno. Nawet jak Lilith się
ubierała, nie zwrócił na nią uwagi.
– Muszę cię prosić abyś udała się z nimi – powiedział Samuel.
– Gdzie? – Lilith udała, że nie wie, ale w głębi była szalenie zadowolona, że
nie będzie musiała wymyślać jakiejś historyjki, aby udać się w zaćmienie poza
Stratery.
– Do Świątyni Natana – Samuel odsunął się już od okna i podszedł do Lilith –
będziesz go pilnowała. Jeżeli nie będzie miał siły, aby zgładzić Uriela, zrób to za
niego. W ogóle najlepiej będzie jak zgładzisz ich obu. A potem wrócisz do mnie
260
i ...
Tutaj przerwał, objął ją i zaczął całować.
– Ale on odbierze moją obecność jako twoją pogardę w stosunku do niego –
Lilith odsuwała swoje usta od ust Samuela.
Teraz ona wolała kontynuować rozmowę niż się czulić.
– Będzie czuł się poniżony – dokończyła uśmiechając się prowokacyjnie.
– Na pewno? – Samuel nie przestawał całować Lilith.
– Na pewno! – Krzyknęła odsuwając od siebie Samuela. – Poczuje się zagrożony i dopiero wtedy może wymyślić coś głupiego.
– Nie pomyśli nic złego – Samuela był lekko urażony zachowaniem swojej
ukochanej. – Jak go zabije to obudzi się w Tartarze.
– Ale z tego co się domyślam ciebie tam nie będzie. Czy się mylę?
– Nie mylisz się. Ale jeżeli chcesz żebym rozwiał twoje obawy, wyślę tam
jeszcze dwóch moich pierwszych. Sama ich sobie dobierz.
Lilith się uśmiechnęła.
– Tylko jak usłyszę, że któryś ci się podoba – Samuel mówiąc to, złapał za
pasek otaczający jej biodra i przyciągnął Lilith do siebie – to zedrę z niego skórę,
a tobie każę ją nosić.
– A czy kiedyś ktoś inny podobał mi się oprócz ciebie? Dla twego spokoju nie
skorzystam z usług żadnego z twoich książąt, załatwię to sama. Porozmawiamy
wieczorem przy kolacji – Lilith stanęła w drzwiach.
– A obiad? – Spytał smutnym głosem Samuel
– Nie ze mną mój drogi – odpowiedziała Lilith – ja idę na polowanie.
Po chwili była znowu w tym samym pomieszczeniu co podczas wczorajszej kolacji. Udała się do swojego pokoju. Musiała się przebrać. Niedługo zejdzie na dół
w celu znalezienia jakichś porządnych odrzuconych. Kto wie, czy nie uda się jeszcze dzisiaj do którejś z innych Świątyń Samuela. Musi znaleźć jakiś sposób, aby
nie widzieć dzisiaj swojego księcia. Poza tym musiała jakoś poinformować
o wszystkim Gabriela. Weszła do swojego pokoju. Szybko się rozebrała
i wskoczyła do wanny. Wszystkie plany na razie układają się jej idealnie. Nawet
Samuel nieświadomie idzie jej na rękę. Coś za łatwo mi idzie – pomyślała, gdy
obmywała swe ciało – i do tego to jego zachowanie. Zmieniła plany. Musi się bardziej strzec i być bardziej ostrożna. Nie może unikać Samuela. Zejdzie na dół, do
piekieł i pomęczy kilku nowo nabytych odrzuconych. Niech wszyscy usłyszą ich
jęki. Tylko w ten sposób może sobie poprawić humor i dodać trochę nadziei.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 261
ROBERT
Aurelia siedziała sama przy stole i spożywała posiłek. Myślała, że spotka któregoś ze swoich kompanów podróży, ale się myliła. Chciała porozmawiać z kimś
na temat ksiąg, a właściwie curculm, bo nie wie nawet gdzie ich szukać, ale
w pomieszczeniu wiało pustką. Dopiero po chwili zjawił się w sali jakiś anioł. Wyglądał na mało znaczącego. Ubierał się w ciuchy pokroju Jonatana. Szare, pomięte,
a przede wszystkim wysłużone i podniszczone. Aurelia od momentu gdy wszedł,
zaczęła go bacznie obserwować. Dziwnym wydawało jej się to, że chodzi po świątyni w kapturze. Na początku usiadł przy osobnym stoliku. Zajęty opróżnianiem
tego co miał na talerzu, na początku nie zwracał na nią uwagi. Ale chyba nie mógł
znieść wzroku Aurelii, która go bacznie obserwowała, więc podszedł do niej.
– Skoro tak mnie obserwujesz, to lepiej będzie zjeść wspólnie ten posiłek –
nieznajomy nawet nie czekał na jej pozwolenie tylko od razu usiadł obok.
– Czy w twoich stronach to takie normalne obserwować innych jak jedzą? –
Mówił wkładając łyżkę pełną zupy do ust.
Aurelia poczuła się speszona. Nie wiedziała co mu odpowiedzieć. Bogu ducha
winny anioł, a ona go obserwuje jak jakiegoś złodzieja albo wyrzutka. Próbowała
obejrzeć dokładnie jego twarz, ale dostrzegała tylko niewyraźne rysy.
– Przepraszam – wyjąkała, – ale jestem tu nowa i nie za bardzo mam z kim
porozmawiać. Jeszcze raz przepraszam.
Po tych słowach chciała wstać, ale nieznajomy złapał ją za rękę.
– Ja też tutaj niedawno przybyłem. Więc oboje jesteśmy podróżnymi – obcy
próbował rozładować atmosferę. – Który raz tu jesteś?
– Pierwszy – odpowiedziała.
– A ja już po raz kolejny – obcy odsunął pusty talerz po zupie. – Więc mam
nad tobą olbrzymią przewagę.
Ale widząc, że Aurelia nie zrozumiała jego żartu dokończył:
– To jak ci się podoba miasto? Robi wrażenie?
– Piękne – odpowiedziała po raz kolejny – nie widziałam nic piękniejszego.
Chociaż i Jahwe ma swoje zalety.
– Aaa, Jahwe – obcy zrobił zdziwioną minę – dawno tam nie byłem. Są tam
jacyś aniołowie, czy już tylko rabowie?
– Są i aniołowie, i rabowie – Aurelia zaczęła się zastanawiać, kim jest jej roz262
mówca. – A ty skąd jesteś?
– Wychodzi na to, że stąd – odpowiedział jej i ściągnął kaptur – tutaj się narodziłem i tutaj wychowałem.
– Tak jak każdy anioł – odpowiedziała mu Aurelia i przyglądała się jego twarzy, ale nie widziała jej nigdy wcześniej.
Na pewno zapamiętałaby te brązowe oczy. Były jak bursztyny, które widziała przy
fontannie. Poza tym rzadkością było spotkać anioła o złotych włosach, które
w lekkim nieładzie opadały zawadiacko na oczy. Dodatkowo chłopięcego uroku
dodawały mu delikatne piegi oraz złocista, opalona skóra. Widać, że często przebywa na słońcu. Był wysoki i barczysty.
– Nie każdy – odpowiedział jej szybko – na przykład ty. Ty się tutaj nie narodziłaś. Twoje fale pod okiem. Widzisz zapomniałem nawet, co one znaczą. Tak
rzadko tutaj bywacie.
– To nie wiesz? – Spytała zawstydzona.
– Teraz już wiem – odpowiedział, – ale jak wszedłem to nie mogłem sobie
przypomnieć. Teraz już pamiętam. Jesteś mieszańcem.
Aurelia zrobiła się czerwona na twarzy. Sama nie wie czy ze wstydu, czy ze złości.
Chciała wyjść, ale nieznajomy przytrzymał ją ponownie za rękę i nie pozwolił.
– Jeżeli cię uraziłem to przepraszam – powiedział do niej – nie taki miałem
zamiar.
– Nie obraziłeś mnie. Nikt już tego nie może zrobić – odpowiedziała mu twardo.
– No proszę. A więc to jesteś ty. Słyszałam od mieszkańców tego domu, że
Archanioł Gabriel przysłał tutaj ciebie. I że mają cię pilnować. Ale nikt nie powiedział, że jesteś taka piękna.
Aurelia zrobiła się jeszcze bardziej czerwona, o ile można się takim stać. Pierwszy
raz od rozstania z Jonatanem usłyszała słowa, które sprawiły jej przyjemność.
– Dziękuję bardzo – odpowiedziała z uśmiechem, – więc już krążą pogłoski
o mnie w tej świątyni?
– Może nie pogłoski, a rozmowy. Czy masz ochotę jeszcze coś zjeść?
– Nie, już się najadłam – Aurelia wcześniej zaspokoiła swój głód.
– To co teraz planujesz? – Spytał ją nieznajomy – skoro mówiłaś, że nie znasz
tu nikogo to mogę się tobą zaopiekować, jakkolwiek dziwnie to brzmi.
Oboje zaczęli się śmiać.
– Będę tutaj kilka dni – mówił dalej, – więc mogę cię oprowadzić po mieście.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 263
Podróżuję, co prawda po całej tej krainie, ale miasto znam bardzo dobrze. Aniołowie od Gabriela są raczej niedoświadczeni w sprawach przewodnictwa. A ja znam
tu najlepsze biblioteki, karczmy i inne naprawdę ciekawe miejsca, które mógłbym
ci zaproponować.
– Dziękuję – odpowiedziała Aurelia, – ale muszę odmówić. Po kilku niemiłych spotkaniach wolę trzymać się swoich sprawdzonych przewodników.
– Jak sobie życzysz – odpowiedział jej nieco smutny anioł, – ale jak zmienisz
zdanie to będę tutaj kilka dni, więc zawsze możesz skorzystać z okazji. A skoro nie
chcesz wyjść z nieznajomym na zewnątrz to może napijesz się tutaj wina ze znanym już ci aniołem. Jestem Robert – wyciągnął do niej rękę na przywitanie.
– Ja jestem Aurelia – i oboje uścisnęli sobie dłoń.
– Więc co z tym winem?
– Hm – wymamrotała – to znaczy, nie dzisiaj. Może jutro.
Aurelia sama nie wiedziała, czemu chciała się tak szybko pozbyć nawet dość sympatycznego anioła. Biorąc pod uwagę fakt, że nie znała tutaj praktycznie nikogo to
nie powinna pozbywać się tak szybko nowo poznanych. Tym bardziej, że nie czuje
z ich strony żadnego zagrożenia ani odrzucenia.
– Naprawdę – Aurelia próbowała się tłumaczyć – dzisiaj dopiero tutaj dotarliśmy i jestem zmęczona. Poza tym chciałam nadrobić zaległości. I chciałam przeczytać kilka książek. Możemy umówić się z tym winem na jutro. Jeżeli ci pasuje.
– Mnie zawsze pasuje – odpowiedział jej Robert – a co zamierzasz czytać?
– Myślę, że chciałabym poznać prawdę o sobie samej – mówiąc to Aurelia
wskazała swoje fale pod okiem – dowiedzieć się, czemu Ojciec karze dzieci za rodziców. Uzupełnić braki w prawie ogólnym oraz przeczytać kilka curculm.
– Curculmy – odpowiedział zachwycony anioł – czyżby podobał się jakiś rab
mojej koleżance?
– Nie, nie – ucięła szybko – tak po prostu kilku kiedyś poznałam i chciałabym
się czegoś o nich dowiedzieć.
– A czy nie prościej jest ich o to zapytać?
– No właśnie nie – odpowiedziała speszona Aurelia – przepraszam, ale muszę
już iść.
Robert jej nie zatrzymywał. Obserwował tylko jak odchodziła. Aurelia sama była
lekko zagubiona. Czuła, że ten anioł był jakiś dziwny. Raz sprawiał wrażenie
strasznie sympatycznego by po chwili stać się kimś, kto ją sprowadza do pionu,
zupełnie jak nauczyciel. Może jutro przy winie będzie bardziej przyjacielski. Po
chwili żałowała, że nie spytała się gdzie znajdzie jakieś książki. Stojąc przed
264
drzwiami do swojego pokoju, przejrzała wszystkie na regale, ale nie znalazła żadnych interesujących ją tytułów. Gdy położyła się na łóżku od razu zasnęła.
SPRZECZKA
Treningi były bardzo wyczerpujące. Po skończonych zajęciach Jonatan nie
miał już siły na nic więcej. Już po śniadaniu musieli stawiać się w ogrodzie i uczyć
technik walk. Później mieli krótką przerwę na odpoczynek przy obiedzie, pod wieczór było trochę lżej. Fajsos opowiadał im jak zachowują się upadli aniołowie i jak
walczą pierwsi Samuela. Ulubioną bronią Jonatana były dwa krótkie miecze i nie
rozumiał on, dlaczego musi się szkolić w posługiwaniu pozostałą bronią. Agar natomiast nie narzekał na nic. On uwielbiał, gdy coś się działo. Im więcej teraz się
nauczy, tym większe będzie miał szanse pozbycia się swojej hańby. Jego akurat nie
interesowało czym walczy, najważniejszym dla niego było to, że trzyma kupę żelastwa w dłoni i może coś rozłupać. Obaj ćwiczyli w osobnych częściach ogrodu.
Fajsos nie chciał ich jeszcze ze sobą skonfrontować, wiedział, że może się to skończyć jatką. Dostał zapewnienie od Agara, że ten nie będzie prowokował Jonatana,
ale nie wierzył w to. Doskonale rozumiał złość Agara, ale i rozumiał też postępowanie Jonatana. W tym wszystkim gubił się tylko w postępowaniu Gabriela.
Pierwszego dnia Jonatan próbował porozmawiać z Agarem, ale jego wysiłek poszedł na daremne. Nie dosyć, że się wygłupił prosząc Agara o pomoc, to jeszcze
dostał kuksańca od Fajsosa za łamanie reguł obowiązujących na treningu.
Z każdym kolejnym spotkaniem na treningu wyglądali jak wrogowie. Fajsos nawet
doniósł Gabrielowi, że obaj wyglądają jak dwa psy na łańcuchu, które nie pałają do
siebie uczuciem. Mieli być jedną pięścią Archanioła, ale na razie wyglądali jak
dwie wszy na jego głowie, które walczą o krople krwi. Fajsos tracił z czasem nadzieję na stworzenie z tych dwojga aniołów wspaniałego duetu. Trzeciego dnia Archanioł wezwał ich do ogrodu razem. Przy fontannie stali w trójkę. W powietrzu
można było wyczuć wzajemną niechęć, emanującą od tych dwóch aniołów.
– Czy macie jakiś problem? – Spytał Gabriel.
– Nie ma żadnego – odpowiedział Agar popijając wodę z fontanny.
Jonatan milczał. Jego uśmiech potwierdzał słowa Agara.
– To dlaczego mój pierwszy na was narzeka? – Ciągnął dalej Archanioł.
– To musisz się jego o to spytać – odpowiedział arogancko Jonatan.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 265
– Dlaczego nie chcecie wykonywać jego poleceń? – Gabriel coraz bardziej
wydawał się zirytowany.
Nie dosyć, że nie słuchali to jeszcze pyskowali.
– Czy muszę przypomnieć wam, o jaką stawkę gramy?
– Nie musisz – odpowiedział Agar prostując się nad fontanną – tylko czasami
powietrze w tym pomieszczeniu jest zepsute i przez to traci się zapał do nauki.
Jonatan zacisnął pięści. Wiedział, że te słowa dotyczyły jego osoby. Czuł się obrażony. Agar widząc, że jego słowa spowodowały zamierzony efekt mówił dalej.
– Chcesz abym uwolnił Uriela. To daj mi mężczyznę, a nie …
Jonatan rzucił się na Agara. Ale między nich wkroczył Gabriel. Nawet się nie zorientowali, kiedy znaleźli się po przeciwnych stronach ogrodu. Siła jaką wyzwolił
Archanioł ze swoich rąk pozwoliła ich odrzucić na taką odległość. Obaj trzymali
się za brzuchy i lekko postękiwali. Gabriel schował ponownie ręce za siebie.
– Jak to zrobiłeś? – Spytał Jonatan wstając z podłogi.
– Tego właśnie chce was nauczyć Fajsos, a wy nie słuchacie – mówił Gabriel.
– Jedyne, co w was siedzi to wasza obopólna nienawiść.
– A ty byś go pewnie kochał – przerwał mu Agar – za to wszystko co zrobił.
Przecież on zachował się jak tchórz i ty każesz mi walczyć u jego boku.
– Mimo wszystko nienawiść daje większą moc od miłości. Obaj daliście mi
słowo, że wasze spory osądzicie dopiero po zaćmieniu – Gabriel rzucił na podłogę
dwa krótkie święte miecze.
Jeden upadł przed Agarem drugi znalazł się przy Jonatanie.
– Jeżeli chcecie się pozabijać zróbcie to teraz – odpowiedział wychodząc
z ogrodu – w Świątyni potrzebuję miecza, a nie dwóch igieł.
Gabriel stanął zaraz za wejściem. Wypowiedział jakieś dziwne słowa i ogród został
otoczony dziwną prześwitującą osłoną. Dotknął ją tylko ręką, aby sprawdzić czy
przejdzie na drugą stronę. Jego ręka została odrzucona. Obydwaj przebywający
w środku zrozumieli, że jest to jakaś bariera, której nie przejdą. Agar
w przeciwieństwie do Jonatana nawet się nad tym nie zastanawiał. Jego niechęć
i złość kazały mu od razu wziąć miecz. Po chwili z wrzaskiem rzucił się na Jonatana.
– To za to co uczyniłeś!
Jonatan zrobił unik. Miecz przeszedł kilka centymetrów nad jego głową. Gabriel
zamknął oczy i spuścił twarz. Tego nie zakładał. Sądził, że dojdą do porozumienia,
ale jednak nienawiść w Agarze była tak olbrzymia, że nawet on nie mógł tego
przewidzieć. Odwrócił się od walczących i udał na górę. Na schodach spotkał jesz266
cze biegnącego swojego pierwszego.
– Panie, ale oni się pozabijają – powiedział Fajsos trzymając Archanioła za
rękę.
– Przegraliśmy przyjacielu – Gabriel odwrócił się jeszcze by spojrzeć ostatni
raz na walczącą dwójkę. – Niestety tylko razem mogą coś zdziałać. Oni nie będą
moim mieczem w tej bitwie.
Anioł właśnie kopnął Jonatana tak, że ten upadł. Nim dosięgnął go miecz zdążył
przetoczyć się w bok. Jonatan zrozumiał, że to nie jest zabawa. Musiał się bronić.
Agar natomiast wyglądał jakby opętał go zły duch. Po chwili nawet fontanna nie
wytrzymała uderzeń miecza. Jonatan był już z powrotem na nogach, Agar motał się
między kamieniami, które odpadły od fontanny po jego uderzeniu.
– Widzisz – Gabriel odtrącił rękę Fajsosa – nic z tym nie zrobisz. Ale jeżeli
stracę Uriela, to nie pozwolę im umrzeć tak pięknie jak planują. Oddam ich Samuelowi.
Archanioł pobiegł wściekły na górę. Rzadko nie wychodziło mu to, co zaplanował.
To miała być dla nich lekcja, a wyszła zwykła jatka. Mógł im przerwać, ale nie
chciał. Lepiej niech pokaleczą się tutaj. Fajsos uderzył w przezroczystą barierę,
chciał wskoczyć do środka i przerwać ich walkę, ale nie mógł.
Jonatan powoli tracił siły. Odbijanie uderzeń miecza Agara nie było trudne do
przewidzenia, ale zadawane były z taką siłą, że tracił na to całą swoją energię. Ciosy Agara padały to z lewej, to z prawej. Gdy mijały miecz Jonatana, rozwalały to,
co stawało im na drodze. Po chwili w ogrodzie nie ostała się żadna żywa roślina,
wszystko było poszatkowane jakby zrobiła to jakaś maszyna. Z obu aniołów pot
leciał strumieniem, a na ciele mieli liczne rany od cięcia mieczem. Agar atakował
dalej, Jonatan się ciągle bronił. Obaj czuli jak ubywają z nich siły, ale żaden nie
chciał tego okazać przed drugim. Te wszystkie lata, które Jonatan spędził na kresach nie przyczyniły się do poprawy jego umiejętności, natomiast Agar poprawił
dość dużo w swojej sztuce walki.
– Jak mogłeś tak uczynić! – Wrzeszczał Agar sądząc, że słowami doda sobie
siły. – Tak ją kochałeś a zostawiłeś ją Cherubinom!
– Nie twoja sprawa – odpowiedział Jonatan po raz kolejny parując cios. – Co
ona cię tak interesuje? Czyżbyś się w niej kochał?
Te słowa bardziej rozjuszyły Agara. Zupełnie tak jakby dodały mu nowych sił. Po
chwili Jonatan nie mógł oprzeć się takiej zmasowanej sile. Zgubił miecz. Poczuł
kopniaka na brzuchu i uderzenie rękojeścią w twarz. Klęczał. Agar podszedł do
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 267
Jonatana od tyłu.
– Co powiesz Ojcu na powitanie. Czy będziesz miał odwagę? – Agar przyłożył szpic miecza do karku Jonatana.
Nastała chwila ciszy. Fajsos zamarł. Wiedział, że Agar ma po swojej stronie
wszystkie racje, ale nie chciałby żeby to wszystko się tak skończyło. Jonatan nic
nie odpowiedział, zachował się jak prawdziwy anioł. Tylko w prawym oku pojawiła się łza. Chciał coś powiedzieć Agarowi, ale nie miał odwagi. Pewnie i tak by nie
zrozumiał – pomyślał Jonatan.
– Po tylu latach przyjaźni – Agar nie odstawił miecza – zrobiłeś ze mnie idiotę. Po tylu latach miłości do Aurelii skazałeś ją na męczarnie.
Agar podniósł miecz do góry, ale nie wbił go w kark Jonatana. Jego ostrze utkwiło
w podłodze przed Jonatanem.
– Nie pozwolę ci tak łatwo odejść – powiedział Agar – jeszcze nie teraz.
Osłona puściła. Do środka wpadł blady Fajsos. Nie interweniował, wiedział że
wszystko się dobrze skończyło. Poklepał tylko po plecach zmęczonego Agara,
a Jonatanowi podał rękę.
– Obiecałem Gabrielowi, że uwolnię dla niego Uriela, więc tego dokonam –
Agar miał łzy w oczach. – Nie jesteś mi potrzebny, ale skoro Archanioł chce cię
tam widzieć, to mu się nie będę sprzeciwiał. Wiedz tylko, że nie pozwolę ci tak
łatwo wymigać się od tego, co zrobiłeś Aurelii. Chcę abyś cierpiał.
– Już po wszystkim! – Krzyknął Agar, chcąc by usłyszał go Gabriel. – Lekcja
się udała.
Nie musiał krzyczeć. Archanioł wszystko słyszał i czuł doskonale. Stał na samym
szczycie schodów i obserwował całą walkę. Gdy Agar odrzucił miecz, poczuł ulgę.
Przeczuwał, że jednak może odzyskać brata. Najbardziej w tym wszystkim jednak
zaskoczyło go postępowanie Agara, jego sposób wybaczenia, podejścia do drugiej
osoby sprawiły ogromne wrażenie na Gabrielu. Gdy Fajsos zdecyduje by stanąć
przed Ojcem to Archanioł nie musi się obawiać. Miał godnego następcę.
SZCZEROŚĆ KLEMENSA
– I co tam słychać droga przyjaciółko? – Spytał Klemens Kariny – dawno nie
rozmawialiśmy – stwierdził to, smarując pieczywo pastą jajeczną.
– To przez ciebie – odrzekła Karina – ciągle cię nie ma.
– Takie zadanie. Jonatan kazał mi się zaopiekować osadą Aurelii do jej powro268
tu.
– Czy myślisz, że ona powróci? – Spytała Karina.
Klemens nie odpowiedział na to pytanie, tylko nalał do kubków wina. Powąchał
zawartość i lekko się skrzywił. Nawet w zapachu nie przypominało jego wyrobu.
– A jeśli chodzi o Jonatana – powiedziała Karina – czy nie słyszałeś conieco
o nim i Emilii?
– Nic – odpowiedział jej Klemens siadając obok w fotelu – od naszego ostatniego spotkania, a było to podczas wizyty w Jahwe, nie rozmawiałem dłużej
z nikim z nas. Nawet Jonatan wydawał tylko polecenia. Nie miałem czasu na ploteczki, więc myślałem, że dowiem się czegoś od ciebie.
– No to pokrótce streszczę ci, że Emilii prawdopodobnie uda się uwieść Jonatana – Karina myślała, że zadziwi tym Klemensa.
– O proszę. Czyli wskoczyła mu już do łóżka? Myślałem, że jest bardziej
skromna od ciebie.
Karina klepnęła Klemensa w ramię.
– No co? – Odpowiedział odkładając kubek – czyżbyś sądziła, że się mylę?
– Twierdzisz, że jestem łatwa? – Spytała Karina.
– Nie – odparł szybko Klemens. – Nie łatwa tylko szybka. Czyż nie interesuje
cię tylko szybki romans na jedną noc? Żadnych zobowiązań. Żadnych zmartwień.
O tak, zaspokojenie tylko swoich potrzeb. Nic więcej.
– To prawda, że interesują mnie tylko szybkie doznania. Ale czy to jest złe?
Wolę poczekać i w raju znajdę sobie kogoś na stałe.
– Po takim zachowaniu – odpowiedział z uśmiechem Klemens – wątpię czy
ktoś wpuści cię do tego raju.
– Potrzebuję tylko mojej babci – odpowiedziała mu Karina.
– Tylko czy ona będzie chciała ci wybaczyć, jeżeli zobaczy, że tutaj też lgniesz
do facetów?
Karina nie odpowiedziała. Zajęła się winem. Widać było, że słowa przyjaciela ją
zabolały.
– No to jak z tą naszą Emilią? – Spytał po chwili widząc, że Karina nie chce
rozmawiać na swój temat.
– Nic – odpowiedziała – na pewno nie weszła mu do łóżka, tak jak zasugerowałeś. Po prostu się do siebie zbliżyli. Ponoć powiedział jej, że zamknął już rozdział z Aurelią. Ostatnio byli nawet we dwoje na piaskach. A sam wiesz jak tam
jest pięknie.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 269
– Mmmmmm – zamruczał Klemens przypominając sobie przecudny widok
zachodzącego słońca nad piaskami – romantycznie.
– Właśnie. Myślę nawet, że gdyby nie musiał wyjechać, to Emilia już by go
miała – Karina ciągnęła dalej swoje przypuszczenia.
– Całkiem możliwe – odparł jej Klemens – i pewnie mieli by już ze sobą parę
małych aniołków biegających po Jonatarze.
Dopiero teraz Karina zrozumiała, że Klemens się z niej wyśmiewa. Zrobiła obrażoną minę i chciała wyjść, ale Klemens powstrzymał ją chwytając jej dłonie.
– Dobra już – powiedział do niej czule – nie będę już się śmiał. Tylko to takie
dziwne. Ja po prostu nie wierzę w miłość między rabem a aniołem.
– A co w tym dziwnego? – Spytała Karina, siadając z powrotem w fotelu.
– Nie wydaje ci się, że to wszystko jest dziwne? – Spytał Klemens i od razu
wyjaśnił. – To, że tak szybko zapomniał o Aurelii? Że tak bardzo zapragnął innej
kobiety? Widzisz, Jonatan tyle razy wypytywał mnie o miłość, o to, co czuję do
mojej żony. Chciał poznać definicję miłości. Więc wątpię, żeby ot tak zostawił Aurelię. Zamknął za sobą rozdział, który dał mu tyle radości, smutku a przede
wszystkim wspomnień.
– A może właśnie dzięki rozmowom z tobą zrozumiał, że jej nie kocha – Karina przerwała Klemensowi.
Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
– Wiem, że kochał Aurelię. I to bardzo mocno – odpowiedział tylko Klemens
– myślę, że najlepszym rozwiązaniem dla Emilii byłoby zostawienie Jonatana
w spokoju.
– Żartujesz – znowu przerwała mu Karina – czy ty ją widziałeś? Jej oczy, jej
usta, jej ruchy i ciało mówią za nią wszystko. Nigdy nie widziałam nikogo, kto potrafiłby siedzieć wieczorami na ławeczce i wpatrywać się w pustą chatę ukochanego.
Klemens się znowu uśmiechnął. Bo nie widziałaś mnie – przeszło przez jego głowę.
– Ale tak zachowuje się tylko Emilia – Klemens dalej utwierdzał się przy swojej wersji. – Do zakochania potrzeba dwojga. To, że ona go kocha nie pozostawia
najmniejszej wątpliwości. Tylko czy Jonatan nie pobawi się nią tylko chwilę,
a później...
Nie dokończył, słowa uwięzły mu w gardle. Klemens zawsze brzydził się osobnikami, którzy potrafią tylko wykorzystać innego a potem zostawić go samemu sobie. Nie sądził, aby Jonatan mógł tak uczynić, ale tutaj wszystko było możliwe.
270
Najbardziej nurtowała go jednak sprawa Aurelii. W przeciwieństwie do pozostałych rabów z tej wioski, on ją szanował. Czuł się winny temu jak postąpił jego Jonatan z Aurelią. Nie raz próbował rozgryźć tę sytuację na spółę z Tobiaszem, ale
im się to nie udawało. Po prostu tego nie rozumieli.
– Wiesz co, przyjacielu – powiedziała Karina – sądzę, że pobyt u Aurelii troszeczkę cię zmienił. Na pewno nie powinieneś zasmucać Emilii swoim przypuszczeniami. Nawet jeżeli jest tak jak mówisz, to nigdy nie kochałeś jednostronnie
i nie wiesz co to znaczy. Więc pozwól, chociaż przez kilka chwil, być jej szczęśliwą. A może się mylisz i wszystko będzie dobrze.
Klemens nie odpowiedział nic. Po prostu nie chciał stanąć po żadnej ze stron. Po
jednej miał Aurelię, której było mu szkoda. A po drugiej Emilię, nowego raba, który jeszcze praktycznie nic nie wie. On sam był typem osobnika, który nie potrafił
nikogo skrzywdzić. Cieszył się, że dołączyła do nich Emilia. Klemens jak zwykle
powitał ją uśmiechem w osadzie, chociaż spodziewał się wtedy innej kobiety. We
wzroku Kariny ujrzał groźbę, że jeśli choć na chwilę Emilię zasmuci, to gorzko
tego pożałuje. Ich rozmowę przerwała wchodząca Emilia.
– Jak zwykle piękna i urocza – powiedział Klemens, całując przybyłą w rękę.
– Dziękuję – odpowiedziała, odwracając kubek do góry dnem.
– Po ostatnich wybrykach postanowiłam dać sobie spokój – wytłumaczyła
swój gest Emilia – posiedzę sobie z wami, jeżeli pozwolicie, ale przy wodzie.
Klemens przysunął jej trzeci fotel, na którym wygodnie się rozsiadła. Siadając zauważył jak falują jej piersi. Ale dziewczyna – pomyślał. Czemu mnie kusisz Ojcze.
– To może jednak odrobinkę – Klemens nalegał na wino – to nie mojej roboty.
Nic ci po nim nie grozi.
– Nie, dziękuję – odparła krótko Emilia. – o czym rozmawiacie?
– A o wszystkim i o niczym – odparła Karina – plotkujemy jak stare baby na
targowisku.
– Czyli o mnie pewnie też rozmawiacie – stwierdziła Emilia, chcąc być pewną, że Klemens wie co się tutaj wydarzyło.
– Tak naprawdę – Klemens zrobił krótką pauzę – całą naszą rozmowę zaczęliśmy od ciebie. Gratuluję moja dziecino.
Klemens schylił głowę jak posłuszny sługa. Na twarzy Emilii zawitał uśmiech. Była nawet gotowa ulec namowom Klemensa co do wina, ale podczas dalszej rozmowy nikt już jej tego nie zaproponował.
– Kiedy możemy zacząć cię poważnie szkolić, bo to co usłyszałaś do tej pory,
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 271
nijak ma się do tutejszego życia. – Karina wolała zmienić temat.
– Nawet jutro mogłabym zacząć – odpowiedziała Emilia. – Czego będziecie
mnie uczyć?
– Ja proponuję inaczej – wtrącił się Klemens. – z nauką zaczniemy od przyszłego tygodnia. Teraz proponuję poczytać trochę książek, które mam u siebie.
– A Biblia? – Spytała od razu Emilia.
– Jak najbardziej, też się znajdzie, a po wyjeździe Jonatana weźmiemy się
ostro do nauki.
– Po wyjeździe? Czy on już nie wyjechał? – Zapytała Emilia.
– No tak, ale pod koniec tygodnia zawita tutaj na dwa dni – Klemens mówił to
specjalnie. Chciał sprawdzić reakcję Emilii. Nie mylił się, każde wymienienie
imienia Jonatana wywoływało u niej rozmarzony wyraz twarzy.
– Ma wrócić ze szkolenia – tłumaczył dalej, widząc uradowaną dziewczynę, –
ale po dwóch dniach znowu nas opuści na kilka dni. Taka rola aniołów. Ktoś musi
przeprowadzać Prekurów na tą stronę.
– Rozumiem – powiedziała Emilia – a dokładnie, kiedy wróci?
Karina wiedziała, że Klemens specjalnie bawi się uczuciami Emilii, ale mu nie
przerywała. Lepsze to, niż gdyby miał ją zasmucać. Dobrze wie, że jej przyjaciółka
jeszcze nie raz zaśmieje się głośno tego wieczoru.
– Za dwa dni, pod wieczór – odpowiedział jej Klemens – powinien pojawić
się w osadzie. Poza tym mam chyba dla ciebie fajny prezent – wstał i stanął do
nich przodem – a właściwie dla was obie mam fajny prezent.
– No to mów – nawet Karina była już podekscytowana – nie każ mi czekać.
– U siebie w pokoju mam …
Ale nie dokończył. Dziewczyny biegiem pobiegły do jego domku. Słychać było
tylko trzaśnięcie drzwiami. Najpierw w jadalni a później u niego w domku. Gdy
doszedł do swoich drzwi słyszał tylko okrzyki zachwytu Kariny i Emilii. Przywiózł
im dwie rolki tkaniny, które były własnością Aurelii, a które kazał mu zabrać Tobiasz. Wiedział, że tutaj się nie zmarnują.
– No kochana – powiedziała Karina puszczając oczko do Klemensa stojącego
w drzwiach – jutro szyjemy suknie. I to piękne suknie.
Karina rozciągnęła tkaninę na całą swoją długość.
– A praca? – Spytał Klemens.
– Trzeba było o tym pomyśleć nim dałeś babom taki prezent – burknęła Karina – wróciłeś do nas to coś wymyślisz.
272
KAWA Z ROBERTEM
Aurelia przed pójściem spać przeszukała wszystkie regały z książkami znajdującymi się na jej piętrze. Nie znalazła nic ciekawego. Wszystko co się tutaj znajdowało było czymś, co już wiedziała. Najprostsze prawa dotyczącego tego świata.
Dziesięć tomów twórcy twórców, w którym Ojciec dokładnie opisał początek anioła, człowieka, czy żywot upadłego syna. To tylko niektóre z tytułów, które miała
w ręce. Nie miała ochoty znowu się w to zagłębiać. Co prawda nie czytała ich
wszystkich, ale znała je doskonale z opowiadań. Jej myśli krążyły wokół Jonatana
i Emilii. Minęło już kilka dni, od kiedy Jonatan zostawił ją na pastwę Cherubinów,
ale tak bardzo pragnęła zrozumieć. Najbardziej chciała przeczytać curculmę Emilii,
ale doskonale wiedziała, że znajdzie ją dopiero poza murami świątyni Archaniołów. Nim księżyc oświetlił całe Jerycho, Aurelia zapłakała do poduszki i zasnęła.
Nie była to przyjemna noc, co chwilę się budziła, zmęczona, sparaliżowana jakimś
dziwnym lękiem. Czuła się tak jakby ktoś przebywał w jej pokoju i cały czas ją
obserwował. Najbardziej przeraziło ją to, gdy nad ranem w jej pokoju trzasnęły
okiennice. Huk, jaki powstał od uderzenie wprawił ją całą w drżenie i od tamtej
pory nie zmrużyła już oka. Nie orientowała się, która była godzina, wiedziała tylko, że zbliża się ranek. Światło na zewnątrz stawało się coraz jaśniejsze a i na korytarzu słyszała ciche kroki. Wstała. Czuła się głodna. Dopiero jak wychyliła się za
okno, zauważyła że tak naprawdę zaczął się ranek. Aurelia szybko zapomniała
o nieprzespanej nocy. Umyła się i zeszła na dół. Wchodząc do jadalni rozejrzała się
po sali, siedziało tam tylko kilka osób. Coś ich mało pomyślała i ruszyła przed siebie. Przy jednym ze stołów siedział i pił kawę jeden z adiunktów Gabriela. Aurelia
nie za bardzo miała ochotę na rozmowę z nim, więc przywitała go tylko uśmiechem i usiadła na samym końcu sali. Po wczorajszym dniu wiedziała już, że jeżeli
zejdzie się w określonych porach to jedzenie zostanie jej podane. I tak właśnie się
stało, Aurelia otrzymała pół kurczaka z pieczonymi ziemniakami, dzbanek wina
oraz kubek ładnie pachnącej kawy. Była tak głodna, że kurczak dość szybko zniknął jej z talerza. Później delektowała się kawą. Miała nadzieję, że ona postawi ją
szybko na nogi. Nie myliła się, nawet nie wypiła wina, kawa jej w zupełności wystarczyła. Po chwili wychodziła już z jadalni. Stanęła na korytarzu i zaczęła się
zastanawiać. Dopiero co zaczął się dzień a ona już nie wie, co ma robić. Postanowiła udać się na dół do katakumb i tam poszukać jakiejś ciekawej książki, jeżeli
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 273
i tam nie znajdzie nic ciekawego, to uda się do jednej z wielkich bibliotek. Trochę
się bała wychodzić na zewnątrz sama, tym bardziej, że Gabriel zabrał jej ukochane
bransolety. Chodziła między regałami, przeglądając wybrane książki. Najprawdopodobniej trafiła chyba do jakiejś sali, w której były księgi wielkich aniołów. Co
wzięła księgę, to zaczynała się ona od słów „ Dla kolejnych pokoleń. By mieli do
czego dążyć. Żywot…..”. Aurelii nie podobały się takie księgi, były jak nudne biografie umierających gwiazd. Co prawda niektórzy aniołowie ujęci w tych księgach
żyli, ale jej to nie interesowało. Zauważyła, że już od wczoraj jej myśli uparcie
krążyły wokół Jonatana. Nie interesowało jej co on teraz robi i gdzie jest. Zastawiała się tylko cały czas, co ona zrobiła złego, że ją tak potraktował. Czyż nie zasłużyła za te wszystkie wspólnie spędzone lata na wytłumaczenie? Jonatan jakby
był litościwy to skróciłby jej cierpienia uśmiercając ją, a nie kazał jej cierpieć kolejne męki. Przechodząc obok ostatniego regału przy wyjściu aż podskoczyła ze
strachu do góry. Była święcie przekonana, że jest sama a tutaj niczym duch pojawił
się jej wczorajszy nieznajomy. Aurelia stała przez chwilę nieruchomo i tylko patrzyła jak jego uśmiech robił się coraz szerszy.
– Witaj – przywitał się.
– Witam – odpowiedziała Aurelia, – ale mnie przestraszyłeś.
– Przepraszam, nie miałem takiego zamiaru
– Och – odparła tylko – było blisko.
– Blisko czego? – Spytał anioł odkładając jakąś książkę.
– Blisko mojego zejścia z tego świata – odpowiedziała Aurelia.
– No chyba wiesz, że tutaj ci to nie grozi – powiedział do Aurelii domyślając
się, że ta mówiła o zawale serca.
– A ty to od razu wszystko przerabiasz na prawdę.
– A czy prawda nie prowadzi nas, jako jedyna do celu – przerwał jej nim dokończyła zdanie.
– Idę na górę – odpowiedziała opryskliwie Aurelia – chyba się nie wyspałeś.
Bo gadasz jak ksiądz na ambonie.
Robert zaśmiał się dość głośno. Wyciągnął rękę po książkę w ten sposób, że zagrodził jej drogę i nie pozwolił uciec na górę.
– Widzę, że interesują cię książki naszych bohaterów? – Anioł starał się podtrzymywać rozmowę.
– Niestety, ale nie znalazłam tutaj tego, co mnie interesuje – odpowiedziała
mu.
– A powinno. To właśnie tutaj znajduje się cała historia naszych braci i sióstr.
274
Jak żyli, żyją. Jak walczyli, walczą. Jak umierali i …
– Może twoich braci – tym razem to Aurelia przerwała mu, przemykając pod
jego ręką do wyjścia – mnie jakoś nikt przez cały okres pobytu tutaj nie rozpieszczał. A już na ziemi mnie nauczono, że o własnych braci i siostry należy dbać. Może się mylę?
Można było zobaczyć zakłopotanie na twarzy Roberta. Z jednej strony on nie
chciał jej wypuścić, a z drugiej ona nie chciała z nim zostać. Wczorajsze spotkanie
było bardziej miłe.
– To może w ramach rekompensaty zabiorę cię na kawę? – Odpowiedział jej
wymijająco.
– W ramach jakiej rekompensaty? – Spytała uroczo, chociaż wiedziała co on
miał na myśli.
– Za dzisiejszy poranek – odpowiedział krótko Robert – żeby okazał się lepszy bo widzę, że nie tylko ja się nie wyspałem.
– A jak powiem, że już piłam kawę? – Spytała Aurelia.
– To odpowiem, że ta na mieście jest o tysiąc razy lepsza od tej podawanej
tutaj. Mistrzami w parzeniu kawy są tylko aniołowie pochodzący z klanu Cnót. –
Uśmiechnął się bo wiedział już, że poranek może być sympatyczny – a ja wiem
gdzie znajdują się najlepsze kawiarnie w mieście.
– To w takim razie poinformuję tylko moich towarzyszy, że opuszczam świątynię i zaraz spotkamy się w głównym holu.
Jak tylko weszli na górę, Aurelia od razu natknęła się na jednego z adiunktów Gabriela. Poprosiła go o pozwolenie opuszczenia świątyni. Robert z narzuconym już
kapturem stał przy wyjściu. Adiunkt chciał zobaczyć anioła, z którym wychodzi
Aurelia na zewnątrz. Nim jednak cokolwiek uczynił, Robert odsłonił twarz
i adiunkt posłusznie schylił tylko głowę.
– Z nim będziesz bezpieczna – odpowiedział Aurelii z uśmiechem i pozwolił
wyjść na zewnątrz.
Aurelia stanęła obok Roberta i próbowała zrozumieć kim on jest, jeśli adiunkt Gabriela poczuł się przy nim tak skromnie, ale nie odważyła na razie się spytać.
– To co? – Spytał Robert narzucając znowu kaptur na twarz – idziemy?
– Ale tylko na kawę – Aurelia też zarzuciła kaptur.
– Do twarzy ci w jedwabiu tworzonym przez anielskie pająki – anioł pochwalił jej półprzezroczysty płaszczyk, który wyglądał tak jakby był wyhaftowany
z najdelikatniejszej tkaniny na świecie.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 275
– Dziękuję – odpowiedziała Aurelia, – ale komplementów mi nie potrzeba.
– Nie ciebie komplementuję tylko ten płaszczyk – wytłumaczył się szybko
Robert i oboje wyszli na zewnątrz.
Aurelia znowu poczuła smak wolności. Pogoda była wymarzona do pieszych spacerów. Przez chwilę szli razem pod ramię nie rozmawiając. Nawet jej towarzysz
podziwiał budowle, zupełnie tak jakby był tutaj pierwszy raz. Wszystko dookoła
było takie piękne, nowe, kolorowe. Aurelii wydawało się, że to wszystko jest jeszcze piękniejsze niż ostatnio. Po chwili dotarli do gospody, w której według Roberta
dawali najlepszą kawę. Usiedli na zewnątrz w ogródku. Stąd mieli wspaniały widok na ulicę. Po chwili anioł wyglądający jak dziecko przyniósł im kawę. Aurelia
nie mogła oderwać od niego wzroku. Wiedziała, że głupio teraz wygląda, ale uporczywie przyglądała się aniołowi, który właśnie kładł na ich stolik filiżanki. Rysy
miał delikatne, z całej jego postaci emanowała wręcz dziecinna niewinność.
– Pierwszy raz ich widzisz? – Usłyszała, gdy odszedł.
– Tak – odpowiedziała – jacyż oni piękni.
– I strasznie niebezpieczni – odpowiedział jej Robert – to są właśnie Cnoty.
Nawet Serafinowie nie chcieliby mieć z nimi do czynienia.
– Jak takie urocze istoty mogłyby być groźne? Wyglądają przecież tak niewinnie – Aurelia westchnęła z niedowierzaniem.
– Dlatego właśnie Ojciec wierzy im w każde słowo. Są jego ulubieńcami. Kiedyś ludzie byli tacy sami, ale resztę już znasz.
– Widzę, że dużo wiesz o aniołach i ludziach – odparła mu Aurelia.
– Jestem już dość długo na tym świecie i wiele się nauczyłem. Obecnie od
wieków podróżuję między światem ludzi a naszym, więc poznałem to co jest dobre
i to co jest złe. I...
Tutaj przerwał żeby napić się kawy.
– I? – Aurelia przypomniała mu z uśmiechem by dokończył.
– To opowieść na dłuższe wieczory, przy winie, może przy świecach – odparł
jej również się uśmiechając, – ale może w końcu ty coś powiesz o sobie?
– A co tu mówić – Aurelia pokazała palcem swoje fale na policzku – skoro jesteś obeznany w świecie aniołów to pewnie już wszystko wiesz na ten temat.
– Nie o to pytałem – odpowiedział, biorąc łyk kawy. – To kojarzy mi się tylko
z bólem i cierpieniem a wolałbym cię nie zasmucać. Co cię sprowadza do tego
miasta?
– Też chciałabym wiedzieć – odparła Aurelia pijąc kawę – Gabriel mnie tutaj
przysłał i kazał odpoczywać.
276
– Słyszałem. Sam Gabriel – Robert wyglądał na zdziwionego.
– A co w tym dziwnego, znasz go? – Spytała Aurelia.
– Właściwie to znam tutaj wszystkich – odpowiedział jej – ostatnio widziałem
go wieki temu. Nie pamiętam żeby uganiał się za kobietami.
– Nie ugania się za mną – przerwała mu – bardziej opiekuje.
Ich wzrok przyciągnęła dwójka Cherubinów zbliżająca się z ulicy. Nie spodobało
się to siedzącej przy kawie parze. Oboje automatycznie bardziej naciągnęli kaptury
na głowę i bacznie obserwowali nadchodzących Cherubinów, którzy po chwili
zniknęli wewnątrz gospody. Aurelię zdziwiło zachowanie jej towarzysza.
– Czyżbyś miał coś do ukrycia przed Cherubinami?
– Nie – Robert się tylko uśmiechnął – postanowiłem dotrzymać ci w tym towarzystwa – pociągnął ją lekko za kaptur.
Oboje zaczęli się śmiać. Aurelii coraz bardziej podobał się jej towarzysz. Dawno
nie potrafiła się tak rozluźnić. Kiedyś tylko Jonatan lub Agar byli w stanie ją rozweselić.
– To skąd znasz Gabriela? – Aurelia kontynuowała rozmowę.
– Stare dzieje, – odpowiedział jej, – ale nie chcesz chyba słuchać opowieści
kombatanckich.
– Może chcę – odpowiedziała mu z uśmiechem. – Nie teraz, ale kiedyś na
pewno bym chciała posłuchać.
– Nie widzę najmniejszego problemu – mówił to patrząc jej prosto w oczy, –
ale znam o wiele ciekawsze zajęcia, aby miło spędzić czas.
– Na przykład? – Spytała.
– A ile czasu spędzisz w mieście? – Odpowiedział jej pytaniem na pytanie –
i czy za każdym razem musisz pytać się o zgodę swojego ochroniarza?
– Nie wiem jak długo tu zostanę – odpowiedziała odchylając się do tyłu
i ukazując w pełni swój dekolt, – ale z tego, co się orientuję to do zaćmienia słońca
Gabriel mnie stąd nie wypuści. A co do ochroniarza to nie posiadam takiego.
– To kawał czasu – odpowiedział jej Robert. – Jeżeli tylko pozwolisz to sprawię, że nie będziesz się nudziła.
Oboje uśmiechnęli się do siebie i zanurzyli usta w kawie.
– Tak jak mówiłam, najpierw muszę zająć się swoimi sprawami a później, kto
wie? – Odparła prowokacyjnie.
– Jeżeli poprosisz to ci pomogę – Robert nie dawał za wygraną.
– Chciałabym dostać się do jednej z tutejszych bibliotek. Czy mógłbyś mnie
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 277
do jakiejś zaprowadzić? – Spytała.
– Nie widzę najmniejszego problemu – odparł jej – tylko powiedz, do której
bo jest ich tutaj aż dziesięć. Jak byś powiedziała czego szukasz, to moglibyśmy
zawęzić poszukiwania.
– Na razie chciałabym się dostać do jakiejkolwiek – odpowiedziała, nie chcąc
na razie wtajemniczać go w swoje sprawy – tam sobie poradzę.
– Ale tam są tysiące ksiąg – Robert aż westchnął – jeżeli szukasz czegoś konkretnego to powiedz. Możemy razem poszukać. Szukanie na oślep przez kogoś
takiego jak ty jest niczym szukanie igły w stogu siana.
– Takiego jak ja? – Aurelia poczuła się urażona.
– Ile razy byłaś w świętej bibliotece? – Spytał od razu widząc jej minę. – Tam
łatwo można zatracić się w czasie. A i szukanie bez doświadczenia jest zwykłym
marnotrawstwem czasu swojego i innych.
– Z tego co już wiesz, mam czas – odparła mu Aurelia. – Na razie poszukam
sama.
– A czego będziesz szukała? – Nalegał Robert.
– Sama jeszcze nie wiem, ale jak znajdę to się dowiem – odpowiedziała mu
szczerze.
Sama nie wiedziała czego szukać w księgach. Curculma Emilii była tylko częścią
tego, co chciała znaleźć. Liczyła, że chociaż tam może znajdzie część odpowiedzi
na nurtujące ją pytania. Gdzie szukać innych odpowiedzi, nie wiedziała. Będzie
robić to po omacku. Robert wydawał się jej bardzo przystojny, elegancki a przede
wszystkim uczciwy. Ale miała inne plany. Najpierw chciała zrealizować swoje założenia, a z nim na razie wystarczy jej poranna kawa we dwoje. Próbowała zainteresować go swoją osobą i chyba jej się to udało. Z tym swoim doświadczeniem
i znajomością miasta może będzie w stanie jej pomóc. Widziała w nim coś więcej
niż kompana, ale nie chciała jeszcze dzielić się swoimi przeżyciami.
– To jak, idziemy? – Powiedziała odkładając pustą filiżankę na stół.
– Już cię mam odprowadzić do świątyni? – Spytał się lekko zasmucony Robert.
– Nie odprowadzić – odpowiedziała mu z uśmiechem, – ale zaprowadzić. Do
jednej z tych bibliotek. Pod wieczór mnie odbierzesz i napijemy się razem wina.
Aurelia poczuła, że musi dać mu coś w zamian, bo bała się, że po nią nie przyjdzie.
– Skoro tak to idziemy – dopił kawę i postawił filiżankę obok drugiej – panie
przodem – powiedział, wskazując ręką kierunek.
Szli cały czas rozmawiając o otaczających ich budowlach. W końcu dotarli do pła278
skiego, ale długiego gmachu. Była to biblioteka. Do budynku prowadziło ogromne
wejście pomiędzy dwiema wielkimi kolumnami. Reszta budynku ciągnęła się za
wejście i stopniowo zanikała pod ziemię. To, co wystawało nad ziemią, było tylko
ułamkiem tego, co znajdowało się pod jej powierzchnią.
– Może jednak wejść tam z tobą i pomóc w szukaniu – spytał po raz kolejny,
gdy stanęli między kolumnami.
Aurelia nie odpowiedziała. Pocałowała go w policzek i z uśmiechem przekroczyła
bramę.
– Chyba będę musiał przyjść po ciebie od razu z winem. Minie sporo czasu
nim cię tu znajdę – Robert powiedział to sam do siebie i ruszył w głąb miasta.
ZABAWA LILITH
Lilith po rannej rozmowie z Samuelem postanowiła się trochę rozerwać. Po
śniadaniu udała się na dół, do ostatniego z piekieł. Wyglądało ono jak olbrzymia
jaskinia z dwiema wieżami po bokach. Większość skał tworzących to piekło wyglądała jak rozgrzana lawa która stoi w bezruchu. Pod jedną ze ścian na podwyższeniu stał tron Samuela, zrobiony z mosiądzu i wysadzany olbrzymimi rubinami.
Pod ścianami na żelaznych ławach przesiadywali podwładni pana piekieł, gdzie
niegdzie płonęły małe ogniska, które rozświetlały ciemniejsze zakamarki jaskini.
Nigdzie nie można się było ukryć. Niektórzy z odrzuconych ćwiczyli z bronią, by
być przydatnym w razie potrzeby. Było to miejsce, w którym najwytrwalsi odrzuceni mogli poczuć już trochę swobody. Jeżeli mogliby być przydatni, Samuel okazywał im litość, jeżeli nie, to wracali do pierwszych z piekieł zwanym Poczęciem.
Tam byli ponownie przyzwyczajani do bólu. Lilith w ostatnim czasie nie lubiła
zapuszczać się do jaskiń piekielnych. Czuła wstręt do tego, co się tam dzieje, chociaż to ona była głównym pomysłodawcą cierpień zadawanych tam na dole. Te
wszystkie tortury, gwałty, bóle były wymysłem jej chorej nienawiści do wszystkich
i wszystkiego. Teraz się tego wstydziła i nie zaglądała tam. Usprawiedliwiała się
tylko tym, że jeśli nie ona by to wymyśliła, to pojawiliby się inni, którzy zrobiliby
dokładnie to samo co ona.
Siedziała teraz w Samuelowym tronie na podwyższeniu i przyglądała się co
atrakcyjniejszym odrzuconym. Co prawda niektórzy byli nawet przystojni, ale pozostali wyglądali jak główni bohaterowie kiepskich horrorów, których Samuel był
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 279
fanem na ziemi. Niestety, ale odrzuceni nie mieli takiego przywileju jak rabowie.
Pojawiali się tutaj dokładnie w takiej formie, w jakiej opuszczali ciało na ziemi,
brzydcy, chorzy i pomarszczeni, tylko czasami trafiał się ktoś na kim można było
zawiesić oko. Co piękniejsze okazy były wyłapywane na dole i robiono z nich
anielskie zabawki. Kto miał ochotę, to się nią bawił. I nieważne czy była płci męskiej czy żeńskiej. Kiwnęła do jednego z wyklętych, aby przyprowadził jej jednego
z odrzuconych, ćwiczących na placu. Po chwili ćwiczący leżał już u jej stóp. Głowę miał opuszczoną do podłogi, nawet nie miał odwagi podnieść wzroku. Wiedział
doskonale, że tutaj wystarczy jedno krzywe spojrzenie, aby zaczynać wszystko od
nowa. Nie po to cierpiał tyle lat, by tu się dostać. Cierpliwie oczekiwał na rozkaz
swej pani. Lilith wstała i obeszła go dookoła. Po chwili dostarczono jej jego curculmę. Przeczytawszy ją pobieżnie Lilith uśmiechnęła się. Miała do czynienia
z mordercą dzieci. Dokładnie z kimś takim jak ona. Tylko różnica polegała na tym,
że ona jest aniołem, natomiast on okazał się zwykłym psycholem, który mordował
swoich braci i siostry.
– Jakie jest twoje imię? – Spytała udając znudzoną.
– Jestem Abel, pochodzę z …– nie dokończył, Lilith przerwała mu kopniakiem w żebra.
– Odpowiadaj tylko na pytania, bo wrócisz do korzeni. Jak długo już tu jesteś?
– Nie liczę czasu, pani – mówił już z przerażeniem i znowu dostał kopniaka.
Tym razem jednak bardziej go zabolało. Lilith potrzebowała pretekstu, więc nie
zamierzała się z nim cackać.
– Dlaczego nie odpowiadasz na proste pytania? – Lilith pochyliła się nad nim
i wbiła mu swoje paznokcie w głowę.
Odrzucony automatycznie skrzywił się. Dawno nie czuł takiego bólu. Zupełnie tak jakby poczuł to, co uczynił wszystkim swoim ofiarom, które skrzywdził na
ziemi. Spojrzał błagalnym wzrokiem na swoją panią prosząc ją by przestała.
– Jak przeżyjesz to znaczy, że mogłeś na mnie spojrzeć – Lilith klasnęła
w ręce i bardzo szybko w jej otoczeniu pojawiło się dwóch wyklętych.
– Czego sobie życzysz pani? – Spytał pierwszy.
– Zrzucić go z wieży. Na skały – powiedziała.
– Ależ pani – usłyszała w odpowiedzi od drugiego. – Oni są przeznaczeni do
walki. Nie możesz tak po prostu go zgładzić.
– Weźmiecie innego – Lilith aż krzyknęła – a właściwie to wy możecie go zastąpić.
Lilith spojrzała na jednego z nich surowym wzrokiem
280
– Jak śmiesz podważać moje rozkazy? – W jej głosie można było wyczuć pogardę wobec stojącego przed nią upadłego anioła.
Dopiero teraz można było zauważyć, co oznacza wściekła diablica. Jej oczy aż
płonęły ze złości. Włosy zaczęły poruszać się ruchem węża. Jeszcze chwila
a zamieniłaby się w wijącą się ogniem żmiję.
– Nie podważamy ich pani – odpowiedział pierwszy – tylko książę Sarfael
rozkazał sporządzić nam zaprzęg z odrzuconych, więc....
– Czy uważasz, że Sarfael jest ważniejszy ode mnie? – Lilith jednym ruchem
wbiła mu swą rękę głęboko w klatkę i złapała za bijące serce. – To wezwij go,
niech ci pomoże.
Dookoła zapanowała cisza, słychać było tylko szybki oddech wściekłej diablicy
i lekkie jęki trzymanego za serce wyklętego. Gdy ścisnęła dłoń mocniej nastała
całkowita cisza. Lilith rzuciła martwe ciało na podłogę, które zamieniło się
w popiół i wsiąkło w kamienną podłogę.
– Możesz się udać do Tartaru – szepnęła sama do siebie.
Po zniknięciu ciała zwróciła się do drugiego z wyklętych.
– Możesz tam go odwiedzić, jeśli ci go brakuje. Ale najpierw – znowu zaczęła
krzyczeć – zaprowadź mi tę świnię na górę i zrzuć na dół, na skały.
– A ty kochasiu – tutaj zwrócił się do odrzuconego, który leżał na ziemi, – jeżeli nie zgubisz oczu po drodze, to ci je sama wydłubię.
Wkrótce odrzucony został zaprowadzony na jedną z wież. Lilith obserwowała jak
po drodze próbował się szarpać. Obaj stali już na wieży i czekali na jej rozkaz. Lilith uwielbiała takie sytuacje. Świnia, która kochała zadawać ból innym tylko po
to, aby zaspokoić swoje potrzeby. Świnia, która zaprzedała swoją duszę Samuelowi
będąc jeszcze na ziemi. Niech się teraz pomodli do niego, może się pojawi i mu
pomoże. Lilith się zaśmiała, podeszła do skał, na które zostanie zrzucony jej skazaniec. Nie chciała go tak łatwo odstawić, musiała go ukarać jeszcze bardziej.
Wiedziała, że się ponownie obudzi w pierwszym z piekieł i wszystko zacznie się
od nowa, tylko czy będzie mu łatwo to wszystko przechodzić bez oczu? Ludzie tak
bardzo byli przyzwyczajeni do swoich podstawowych zmysłów.
Lilith ruszyła ręką. Odrzucony roztrzaskał się na skałach przy jej stopach. Dokładnie tak jak to wszystko zaplanowała. Gdy wycinała mu oczy, jeszcze żył. Dopiero, gdy uniosła je w geście tryumfu do góry, zgliszcza odrzuconego wchłonęły
skały. Odradzaj się – pomyślała – ile razy zechcesz, ale za każdym razem będziesz
ślepy. A ja zrobię użytek z twoich oczu. Poczekała jeszcze na schodzącego z wieży
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 281
wyklętego, by zbesztać go samym wzrokiem i wróciła do swojej komnaty. Ma to,
czego potrzebowała. Lilith postanowiła odpocząć. Udała się na zewnątrz w celu
wezwania swojego smoka. Może lot na jego grzbiecie pozwoli jej się rozerwać tak
jak tego pragnie, będąc na dole nie odprężyła się tak jak chciała. Poza tym myślała
o tym, aby się udać do zamku, z którego będzie miała najbliżej do Świątyni Natana. Nie miała za bardzo ochoty przebywać tutaj w towarzystwie pierwszych Samuela ani jego samego. Tylko zastawiała się co powiedzieć ukochanemu, aby się na to
zgodził. Postanowiła z nim porozmawiać wieczorem przy kolacji. Po chwili stała
już na zewnątrz i wzywała swojego Batrarza. Wtarła do zdobycznych oczu trochę
swojej krwi i wysłała je ptakiem do Jerycho. Jej krew zawierała wszystkie potrzebne informacje. W świątyni Archanioła będą wiedzieć co z tym zrobić. To był jedyny sposób, aby poinformować Gabriela o planach Samuela. Nawet jeśliby ktoś
przechwycił ptaka to potrzebowałby jej krwi do odczytania wiadomości. Tylko Gabriel posiadał kilka jej kropel. Przekazała mu je w ciele Agara. Gdy ją więził
a później sam był więziony przez Cherubinów, pomogła mu. Nieprzytomnemu rozcięła więzy i zabrała pierścień, gdy go ściągała zatarła mu skórę na palcu. Archanioł znał ten sposób więc wystarczyło by rozmawiał ze swoim aniołem, a rozpozna
ranę zadaną przez nią. Żal jej było tylko tego, że Archanioł może ją zobaczyć
w nieprzyjemnej dla niej roli kochanki Samuela. Po chwili siedziała już na swoim
ukochanym smoku.
WPROWADZENIE FAJSOSA
Gabriel pierwszy raz od wieków był w tak wybornym humorze. Rzadko coś
mu nie wychodzi, ale jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się, aby w trakcie jednej sytuacji pomylił się dwukrotnie. Uważał to za dobry znak. Nawet jak coś nie wychodzi
tak jak to zaplanował to i tak zatoczy koło by wrócić do punktu końcowego. Zawsze mu bracia wmawiali, że Ojciec go tworzył podczas nowiu księżyca. Był tym
któremu sprzyjają gwiazdy. Zaprosił Fajsosa na kolację. Dzisiaj był ostatni dzień
treningu. Większość jego aniołów rozjechała się po swoich domostwach. Zostało
tylko kilku nielicznych, którzy nie stworzyli jeszcze większych więzi rodzinnych.
Fajsos jako jedyny z klanu miał w tym mieście żonę. Widząc ją prawie codziennie
mógł poświęcić ten wieczór Gabrielowi, ale czy cały? Przecież mogły być to ostatnie spotkania Fajsosa ze swoją ukochaną. Świątynia Natana może okazać się trudnym zadaniem do wykonania. Gabriel przez chwilę poczuł się zmartwiony, powi282
nien pozwolić cieszyć się mu ukochaną. A tak zabiera im być może ostatnie radosne chwile. Mógł zaprosić go z nią na kolację. Ale czy kresem każdego anioła nie
jest stanięcie przed obliczem Ojca i usłyszenia podziękowania? Po krótkim namyśle odpędził jednak od siebie uczucie empatii, musiał dowiedzieć się o postępach
swoich dwóch podopiecznych. Znał ich od urodzenia, poznał ich matki. To on ich
przyjął do klanu co było rzadkością u Archaniołów i to on pozwolił im się rozwijać. Widział ich przyjaźń, którą budowali od momentu poznania się i czuł ich nienawiść, którą obecnie pałali do siebie. Jonatan miał serce domowego zwierzęcia,
nieważne, jaka go krzywda spotka, potrafi wybaczyć. Agar był nieokrzesaną bestią.
Nie wybaczał nikomu i nigdy. Archanioł wiedział, że tylko na tej nienawiści jest
w stanie zbudować silną koalicję przeciwko pierwszym Samuela. Przyjaźń byłaby
przekleństwem tego zadania. Musiał ją zniszczyć. Wszystko zostało zaplanowane
miesiące temu. Lilith, Jonatan, Aurelia, Agar, Emilia. Oni wszyscy są figurami na
szachownicy, którą rozłożył Gabriel.
Archanioł stał w największej ze swoich wież i obserwował panoramę miasta.
Nienawidził go a zarazem kochał to, czym kiedyś było, a było kolebką ludzi. To
tutaj powstali pierwsi z ludzkiej rasy. To tutaj ulegli szatanowi. To co z niego zostało to tylko zgliszcza, brud i obrzydzenie zasiane przez rabów. To oni kiedyś byli
panami tego miasta, a obecnie pełnią rolę nieformalnych anielskich niewolników.
Gdy młodzi aniołowie dowiadują się, że to tutaj był pierwszy raj, nie mogą w to
uwierzyć. Lecz gdyby byli w wieku chociażby Gabriela, to ich wiara w te słowa
byłaby niezaprzeczalna. Archanioł spoglądał na wieże Betel. Tylko one przypominały mu miejsce, które tak bardzo kochał tysiące lat temu. Porównywanie Jerycho
do obecnego Jahwe nie miało sensu. To tak jakby porównać złotą koronę do korony cierniowej. Natomiast Jerycho w porównaniu do tego, co stało tu dawniej przegrywało nawet na etapie trawników. Wierzył w to, że kiedyś odbuduje to miasto,
dorówna temu, które istniało tutaj tysiące lat temu. W końcu był to prezent od Ojca
dla niego i jego braci za wierną służbę u jego boku podczas Wojny Niebios.
Uśmiech nie znikał z jego twarzy gdy przyglądał się wieżom. Myśl o tym, że odzyska Uriela i przy jego pomocy odbuduje to miasto napawała go szczęściem. Jutro
wyrusza do Jerycho. Jeżeli wszystko dobrze układa się u Lilith, to prawdopodobnie
będzie tam czekać na niego wiadomość od niej. Gdy odwiedził rannego Agara od
razu poznał na jego palcu ranę, którą zadała mu Lilith. Była czarna, ale nie rzucająca się w oczy. Tylko ktoś taki jak Lilith mógł coś takiego wymyślić. Stare dobre
czasy! Troszkę musiał się natrudzić by wyciągnąć z tej rany jej kroplę krwi, ale za
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 283
starych czasów robił to tak często, że nawet Agar nie zorientował się, co zrobił gdy
podał mu rękę. Będąc w Jerycho musi też sprawdzić jak zachowuje się Ofaniel. Na
razie gra według jego zasad, Lilith okazuje się doskonałą figurą dzięki której trzyma go w szachu. Ale czy na pewno? Nauczył się już nie ufać nawet swoim braciom, musi sprawdzić, co porabia Ofaniel w Jerycho. Za dwa dni powróci. To tutaj
będzie musiał czekać na finał zdarzeń w świątyni Natan. To tutaj dotrą pierwsze
informacje. Nie czuł się jednak z tym dobrze. Chociaż nie jest już młodzieńcem
i stosuje się do lekcji Michała „Wygrywaj głową a nie mieczem„ to wolałby być na
polu bitwy. Tam mógłby spojrzeć w oczy wszystkim swoim wrogom i powiedzieć
do nich – wróciłem. A tak Uriel może być wdzięczny zupełnie komu innemu, chociaż to on zaplanował wszystko. Wiedział jednak, że jego pojawienie się w tamtych
stronach od razu zaniepokoiłoby Cherubinów i Metatronów. Sama podróż
w kierunku gór wywołałaby w nich panikę i strach, że coś kombinuje. Wiązałoby
się to z tym, że oni też wzięliby udział w tych wydarzeniach, a tego nie chciał. Nikt
poza nim nie liczyłby się z Urielem.
Do pomieszczenia wszedł Fajsos. Jak zwykle elegancki, z mieczem przy pasie. Jego ubiór wyglądał tak jakby przed chwilą odebrał go od najlepszego pająka
w tym świecie. Jak zbliżał się do Gabriela to światło oświetlało całą postawę
pierwszego Gebriela, zupełnie tak jakby Ojciec już go wybrał. Jego broda mieniła
się złotą barwą, a długie włosy falowały na wietrze. To co spodobało się najbardziej Gabrielowi w jego ubiorze to znak na pelerynie. Wielki trójkąt, znak Archanioła. Z każdego wierzchołka wystawały malutkie miecze. Peleryna była uszyta
z tak przezroczystego materiału, że Gabrielowi wydawało się, że sam trójkąt unosi
się w powietrzu.
– Witaj przyjacielu – powitał go Gabriel – punktualny jak zwykle.
– Kazałeś, więc jestem – odpowiedział z uśmiechem anioł.
– Zejdźmy na dół. Tam przygotowano nam już kolację.
Gabriel pochwycił przyjaciela za ramię i razem zeszli na dół. Idąc w dół śmiali się
tylko wspominając stare czasy. Zupełnie tak jakby spotkało się dwóch weteranów
wojennych.
– To ile to już lat przyjacielu w mojej służbie?
– Tysiące Gabrielu, ale wolę mówić w wiekach.
– Trzeba pomyśleć o jakichś większych laurach wobec ciebie.
Fajsos nie odpowiedział, nie lubił podlizywania się, jeżeli Archanioł miał wobec
niego plany niech sam decyduje. On zawsze uważał, że jest po to by służyć.
– Jak twoja małżonka? – Spytał Gabriel, gdy usiedli już przy stole.
284
– Bardzo dobrze – odpowiedział mu Fajsos – na ziemi ludzie zabijaliby się
żeby wyglądać tak jak ona mając tyle lat.
Obaj wybuchli śmiechem. Gabriel dawno nie widział żony przyjaciela, ale uważał
ją za jedną z piękniejszych kobiet, jakie stąpały po Meadrze. Żeby ją zdobyć Fajsos
musiał wykazać się nie lada odwagą i sprytem. Nie tylko on miał na nią ochotę.
Kolejka aniołów była dość długa do jej drzwi.
– Czyli rozumiem, że wracasz jak najszybciej do niej – powiedział Gabriel.
– Jeżeli się uda to nie zabawię tutaj długo – westchnął Fajsos – nie zrozum
mnie źle, ale to z nią jest przyjemniej spędzać wieczory niż z tobą. Tobie powinny
wystarczyć dni, noce wolę rezerwować dla niej.
– Całkowicie się z tobą zgadzam – odpowiedział z uśmiechem Archanioł.
– Ale nie wezwałeś mnie tutaj, aby rozmawiać o mojej żonie.
– I znowu muszę przyznać ci rację – odparł Gabriel racząc się pieczonym mięsem, które im dostarczono. – Chciałbym się dowiedzieć, co ty o tym sądzisz?
– Mięso jest wyśmienite – odpowiedział Fajsos.
– Nie o to mi chodzi – Gabriel wybuchnął śmiechem. – Co sądzisz o naszych
dwóch żołnierzykach?
– Agar i Jonatan – anioł jadł dalej pieczona mięso. – Nie widzę dla nich żadnych szans.
Mówiąc to przestał jeść i spojrzał prosto w oczy Gabriela.
– Dla siebie też – dokończył całkiem poważnie.
– Żadnych? – Spytał Archanioł.
– Żadnych – Fajsos pokiwał przecząco głową i zaczął znowu jeść, – jeżeli dalej będą się tak nienawidzić to żadnych. Oni mają walczyć z odrzuconymi
i wyklętymi w świątyni. Tylko, że jeśli zbliżą się do siebie, to będą walczyć między
sobą. Czy mógłbyś polegać na takich kompanach podczas walki?
– No nie – odpowiedział mu Gabriel, – ale czy tej nienawiści nie można wykorzystać w inny sposób?
– Wiesz, że nie strzępiłbym języka nadaremnie, tym bardziej, że pieczeń jest
znakomita – Fajsos aż wziął większy oddech by zmieścić więcej jadła. – Jest jedno
wyjście, aby zaczęli współgrać nienawidząc siebie, ale..
– Ale? – Gabriel wyglądał na zdziwionego.
– Ale trzeba w to wciągnąć Aurelię.
– Nie, to niemożliwe – odpowiedział Archanioł – za dużo już przeszła i jak
wyjdzie na jaw, że jest u mnie to Jonatan poczuje się zwycięzcą, a to na pewno
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 285
nam nie pomoże.
– Wciągnąć Aurelię, ale bez jej udziału. Pamiętasz, opowiadałeś mi jak może
pozbyć się swojej hańby?
Gabriel pokiwał tylko twierdząco głową.
– Trzeba tylko sprawić, aby oboje o to zawalczyli.
– Już cię rozumiem. – Odpowiedział z uśmiechem Archanioł. Nie sądził, że
Fajsos jest równie dobrym myślicielem, co wojownikiem – Jonatan zna rozwiązanie. Natomiast Agarowi można je podsunąć.
– Dokładnie – Fajsos pokiwał z dumą głową – wystarczy dać im wspólnego
wroga i to takiego, z którym w pojedynkę nie dadzą rady. Nienawiść w nich pozostanie, ale do kogoś innego i wtedy będziemy mogli ją wykorzystać.
– Z tym nie będzie problemu – Gabriel popatrzył na swojego przyjaciela,
chcąc zobaczyć jego reakcję – jej ojcem jest Marvel.
Fajsosa zatkało. Zatrzymał wino na swoich ustach. Nie był w stanie go przełknąć.
– Z nim to nawet ja im nie pomogę – anioł pokiwał z niedowierzaniem głową
– nawet jakby im się udało go zniszczyć, to nie ma już życia dla nich po tej stronie.
Każdy z klanu Metatrona będzie polował na nich do końca.
– Co ja mówię! – Fajsos aż krzyknął. – Każdy anioł nie da im spokoju. Nie
będą mogli stanąć przed Ojcem.
Przez chwilę pili w ciszy. Anioł był zniesmaczony. Jego plan właśnie legł
w gruzach, to znaczy mógł się udać, ale i tak tracił wtedy Agara i Jonatana. Poza
tym od początku twierdził, że cała wyprawa jest szaleństwem i on nie widzi szans
na wyjście z tego cało. Jedyne co go pocieszało to tylko to, że były olbrzymie
szanse na uwolnienie Uriela i na to, by w końcu stanąć przed obliczem Ojca. Mina
Fajsosa była smutna, tylko Gabriel uśmiechał się nad kielichem wina.
Fajsos po chwili zrozumiał i też zaczął się uśmiechać. Gabriel był cwaną bestią. Nie bez powodu wszyscy twierdzili, że aby pozbyć się Archaniołów wystarczy
pozbyć się Gabriela, to on przejął schedę po Michale i jest mózgiem tego klanu.
Anioł doskonale wiedział, że Archanioł wpadł na jakiś pomysł.
– Powiesz mi? – Spytał Fajsos mieszając palcem w winie.
– A masz czas? – Gabriel się uśmiechał. – Mówiłeś, że spieszy ci się do żony.
– Jutro zrobię to czterokrotnie – mówiąc to anioł napełnił oba kielichy do pełna winem – wybaczy mi dzisiejszą noc.
POLOWANIE LILITH
286
Lilith latała nad Straterami na swoim smoku. Ostrym wzrokiem wypatrywała
swojej kolejnej ofiary. Najlepiej jakiegoś zabłąkanego odrzuconego. Po chwili wypatrzyła kilku uciekinierów, którym udało się wydostać z piekła. Koszącym lotem
zniżyła się do nich. Przelatując nad nimi pozwoliła swojemu Batrarzowi pożreć
kilku. Słyszała tylko krzyk i czuła zapach krwi unoszący się w powietrzu. Po chwili na drodze został tylko jeden, ukryty między skałami. Gdy Lilith wylądowała,
odrzucony zerwał się do ucieczki. Lilith szybkim ruchem bata rzuciła uciekającego
na skały, które znajdowała się tuż za nim. Lilith znała kilka sztuczek, które umiała
wykorzystać by zdobyć szacunek odrzuconych a jednocześnie wpoić im lęk
i strach. Podeszła do niego z rozpalonymi oczyma.
– Poznajesz mnie? – Spytała pochylając się nad nim.
Zauważyła tylko kiwnięcie głową. Odrzucony potwierdził, że ją rozpoznaje. Jego
wzrok utkwił w czarnym dekolcie Lilith. Gdyby go nie potrzebowała zniszczyłaby
go na miejscu. Jej wdzięki są zarezerwowane dla wyższych celów niż zwykły
śmieć.
– To dobrze – odpowiedziała i rzuciła go jednym ruchem na kolejną skałę –
wiesz, że nie żartuję.
– Zrobisz coś dla mnie? – Spytała znowu, kiedy pochyliła się ponownie nad
nim.
Znowu odrzucony pokiwał głową.
– To się zabawmy – powiedziała i rozdarła koszulę na piersi swojej ofierze.
Odrzucony zrobił wielkie oczy. Spodziewał się wszystkiego oprócz tego. Czyżby
mylił się w stosunku do Lilith. Czyżby chciała się tylko z nim zabawić? Poczuł
silne uderzenie w twarz. To Lilith zdzieliła go pięścią, po której jej ofiara straciła
przytomność. Wstała i zwróciła się do smoka:
– Nie mów, że się nie najadłeś.
Batrarz w odpowiedzi zionął tylko parą przez nozdrza.
– Tego ci nie oddam – powiedziała – przynajmniej nie teraz.
Lilith skrępowała swoją ofiarę i podciągnęła pod łapy swojego smoka. Po chwili
cała trójka znalazła się w powietrzu, z tym że odrzucony był w szponach smoka.
Lilith musiała przenieść swoją ofiarę. Szlak, na którym ich odnalazła był dość często odwiedzany. Nie mogła tam zostać, przynajmniej nie z żywym odrzuconym.
Reszta zjedzona przez smoka odrodzi się w piekłach, ale tam nie będą mieli za
wiele do powiedzenia. Tego, który wisiał teraz pod nimi, potrzebowała do swojej
gry. To co teraz będzie próbowała zrobić, zadecyduje o jej dalszym losie. Powróci
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 287
w łaskę Ojca, zostanie tutaj albo co gorsza, trafi tam gdzie trafiają wyklęci aniołowie, do Tartaru. Tego ostatniego bała się najbardziej. Tyle razy widziała co Samuel
potrafił zrobić nawet z najbardziej zatwardziałymi aniołami. Jak do tej pory tylko
Uriel był w stanie mu się oprzeć. Ale z jakim bólem i cierpieniem musiał się zmagać do tej pory. Ona by tego nie zniosła.
Zauważyła jaskinię. Wydawała się dość dobra na chwilowe schronienie. Potrzebowała około godzinki, by złamać odrzuconego i przekonać go do swoich racji.
Wylądowali. Batrarz położył się przed wejściem do jaskini. Lilith wciągnęła swoją
ofiarę do środka. Stanęła nad nim i walnęła go w twarz by się ocknął.
– Wstawaj łajzo – zwróciła się do niego, gdy tylko zaczął okazywać znaki życia.
– Nie pora na drzemkę – zdzieliła go ponownie.
– Co jest? – Wybełkotał odrzucony, – co się dzieje?
Dopiero gdy ujrzał Lilith zrozumiał, że to co wydawało mu się snem, okazało się
prawdą. Momentalnie na czworaka uciekł do najbliższej ściany skalnej.
– O, jakie biedne dziecko – Lilith naśmiewała się ze swojej ofiary – pewnie
trafiłeś do Samuela przez pomyłkę.
Odrzucony nic nie odpowiedział tylko tulił się do skały. Lilith wskazała mu palcem, aby przyszedł do niej. Bojąc się kolejnych ciosów odrzucony przyczołgał się
i klęknął przy jej stopach.
– Czego chcesz pani? – Wyszeptał leżąc przy jej stopach.
– Muszę cię posiąść – odpowiedziała Lilith podnosząc go do góry, – ale nie
w ten sposób, o którym teraz myślisz.
Pazurami rozszarpała mu gardło, z której trysnęła krew. Nogi odrzuconego zaczęły
wierzgać w powietrzu. Czuł jak opuszczają go siły.
– Wystarczy – powiedziała Lilith zakrywając mu ręką ranę.
Spod jej dłoni zaczęła wydobywać się para. Zupełnie tak jakby zasklepiła mu ranę
gorącym żelastwem. Gdy opuściła dłoń, na szyi jej ofiary widniała tylko wielka
blizna. Reszta była ubrudzona od krwi.
– A teraz drogi przyjacielu – Lilith rzuciła go delikatnie na ziemię – zrobisz to,
o co cię proszę.
Lilith jednym ruchem rozpaliła pochodnię i umieściła ją w ścianie. Jaskinia była
teraz bardziej rozświetlona. Wyszła na chwilę przed jaskinię i rozejrzała się, czy
nie ma gdzieś w pobliżu jakiejś wścibskiej duszyczki. W przypadku nadlatującego
zagrożenia jej smok ostrzegłby ją natychmiast. Lilith powróciła do swojej ofiary.
Odrzucony z minuty na minutę czuł się lepiej. Nie wiedział tylko co zrobiła mu
288
pani ciemności.
– Czego chcesz pani? – Wybełkotał, gdy nabrał już siły by móc poruszać
ustami. – Co mi zrobiłaś?
– Nic strasznego – odpowiedziała z uśmiechem – przynajmniej jeszcze nie
teraz.
Jej uśmiech przerażał go coraz bardziej. Lilith uporczywie rozglądała się po jaskini.
– Spuściłam ci trochę krwi – mówiła dalej – po to abyś nie miał siły walczyć.
– Z kim? – Spytał przybierając pozycję siedzącą.
– Z tym – Lilith chwyciła pełzającą po ścianie jaskini żmiję.
W oczach odrzuconego pojawił się strach. Spanikował, po jego nogawce popłynęły
fekalia. Wyciągnięta ręka Lilith została oplątana przez czerwoną żmiję, z dłoni wystawał jej tylko łeb. Szczęki gada ściskały rękę diablicy. Twarz Lilith wyglądała
jakby przeżywała orgazm, nawet pochodnia zaczęła świecić pełnym blaskiem, dając coraz jaśniejsze światło. Oglądający to wszystko, odrzucony nie mógł powstrzymać łez, jakaś niewidzialna siła pozwalała mu ruszać tylko głową. Reszta
ciała odmawiała posłuszeństwa, nie drgnął mu nawet palec. To co przeżył
w piekłach wydawało się tylko namiastką tego, co spotka go zaraz. Wiedział, że
kobieta stojąca przed nim była pomysłodawcą tych wszystkich tortur, których miał
okazję doznać w piekle a to co najlepsze zostawia na sam koniec. Lilith po chwili
otworzyła szeroko oczy, żmija powolutku odsunęła łeb od jej ręki i skierowała
wzrok ku odrzuconemu, który uporczywie obijał tył głowy o skałę w nadziei, że
umrze nim ona mu coś zrobi. Nie zdążył, Lilith wypuściła w stronę swojej ofiary
żmiję napełnioną jadem diablicy. Po chwili wbiła swoje zęby w rękę odrzuconego,
który z czasem przestał się ruszać. Teraz wyglądał jakby był naćpany.
– Jest twój – szepnęła Lilith do swojej żmii, – wpuść w niego cały swój jad.
Na twarzy Lilith pojawiał się coraz większy uśmiech. Udało jej się dostać posłusznego niewolnika. Jad, który wyssała z diablicy żmija, był teraz wtaczany do odrzuconego. Tylko w ten sposób Lilith będzie mogła go w pełni kontrolować. To co
w niego wtłoczyła żmija było zapisem tego co chciałaby powiedzieć Lilith, jej rozkazami, całym planem. Weźmie go z sobą na zamek i jak tylko pojawi się okazja,
to podrzuci go Samuelowi. Jej ukochany już i tak nie ufał Sarfaelowi. Dodatkowo
gdy pojawią się informacje o zdradzie od jakiegoś odrzuconego, to Samuel wpadnie w furię. Próbując krwi odrzuconego nikt nie będzie miał wątpliwości, co do
zdrady Sarfaela. Lilith w końcu pozbędzie się kolejnego wroga. Miała tylko nawww.sagaprzebudzenie.pl
Strona 289
dzieję, że stanie się to przed wyruszeniem do świątyni. Nawet tu Archanioł, mimo
tego, że sprzyja ciemności jest zbyt potężny, by Lilith mogła go tak łatwo pokonać.
Po chwili jej ofiara zaczęła się ruszać. Żmija już odpuściła i odpełzła w głąb jaskini. Lilith poczekała chwilę aż jej ofiara dojdzie do siebie.
– Wstań – nakazała Lilith.
Odrzucony wykonał rozkaz. Był w takim stanie, że nawet jakby miał obie nogi połamane a ona kazałaby mu chodzić, to by to wykonał. Był pod wpływem jej jadu.
Nie czuł bólu, był jak marionetka na sznurku kierowana przez swojego mistrza.
– Wiesz co masz zrobić? – Spytała Lilith.
– Wiem pani – odpowiedział jej.
– To dobrze – odpowiedziała Lilith – a teraz umyj się.
Odrzucony wyszedł z jaskini. Nawet pomruk smoka nie przestraszył go. Rozebrał
się do naga i zaczął obmywać swoje ciało nad strumykiem, który przepływał obok
jaskini. Lilith odwróciła wzrok. Obrzydzał ją ten widok. Jeszcze jakby był młodym, wysportowanym mężczyzną, chociażby jak ten którego kazała zrzucić ze skały, to mogłaby sobie przynajmniej popatrzeć. Ale tutaj stał przed nią wystraszony,
poraniony strzęp dawnego człowiek. Skóra i kości. Czuła wstręt. Jak wypełni doskonale zadanie, ukróci jego cierpienia. Pozwoli na nowo narodzić mu się na ziemi
albo wybrać ostateczne rozwiązanie. Chociaż nie wiedziała za jakie grzechy trafił
do piekieł, wybór pozostawi mu. Musi tylko doskonale wywiązać się ze swojej
roli. Musi przekonać Samuela o nadciągającej zdradzie Sarfaela.
POWRÓT JONATANA
Emilia nie mogła doczekać się powrotu Jonatana. Z tego czego dowiedziała
się od Klemensa, powinien pojawić się już przed kolacją. Siedziała na tarasie
i obserwowała drogę, którą mógł nadjechać jej ukochany. Specjalnie na tę okazję
uszyła sobie suknię, a właściwie Karina zrobiła to za nią. Gdy przeglądała się
w lustrze, to nawet Klemens był zachwycony. Mówił jej, że nigdy nie widział nic
piękniejszego. Jej falbany były niczym fale na oceanie. Była lekka niczym wiatr,
a najbardziej podobał się jej krój. Był jak suknia królowej z wieloma pelerynami,
z których każda była prześwitująca niczym blask księżyca. Sama naszyła na każdej
z nich znak Jonataru. Klepsydrę składającą się z dwóch trójkątów. Emilia traciła
powoli nadzieję na to, że jeszcze dzisiaj Jonatan wróci. Słońce zbliżało się ku zachodowi. Zdenerwowanie jakie zaczęło ją ogarniać nie pozwoliło jej skupić się na
290
pięknym widoku. Rękoma tarła sukienkę między kolanami.
– Nie denerwuj się dziecino – usłyszała za sobą znajomy głos.
– Nie strasz mnie – odpowiedziała.
– Nie straszę – powiedział Klemens – przyszedłem sprawdzić, co z tobą. Pół
dnia ślęczysz na tarasie i wyczekujesz.
Emilia się tylko uśmiechnęła.
– Ja bym spożytkował ten czas bardziej efektywnie – Klemens przysiadł się
do niej i podał jej herbatę – tutaj wszystko jest tak jak w zegarku.
Emilia popatrzyła na niego spod byka.
– To znaczy, jeżeli planuje to Bóg, to nie ma innego wyjścia – poprawił się od
razu, gdy zobaczył spojrzenie Emilii.
Widząc, że rozmowa z nią nie ma większego sensu, wyciągnął fajkę i zaczął palić.
Nawet dym jej nie przeszkadzał. Oparta o barierkę tarasu nie mogła usiedzieć na
leżaku. Co chwilę zmieniała pozycję. Klemens bacznie ją obserwował i zaczął się
zastanawiać czy miłość może być aż tak gwałtowna i czy on sam czasami się tak
zachowuje. On mocno kocha swoją żonę, ale żeby tak wariować. Tylko uśmiechnął
się pod nosem na samą myśl o swojej miłości.
– Mówiłeś, że dzisiaj się pojawi. – Emilia przerwała jego rozmyślenia.
– I podtrzymuję te słowa – Klemens wyciągnął z ust fajkę – dzień się co
prawda powoli zbliża ku końcowi, ale myślę, że lada chwila Jonatan pojawi się na
horyzoncie.
Emilia skwitowała jego słowa uśmiechem. Chociaż na chwilę ktoś poprawił jej
humor.
– Pij herbatkę – Klemens poklepał ją po plecach – doprawiłem ją ziółkami
abyś miała siłę na wszystko, na co masz ochotę. I zostawię ci to.
Podał jej drewnianą fajkę.
– Może i jest śmierdząca, ale tu nie szkodzi, a wręcz pomaga – dokończył
z uśmiechem na twarzy.
Emilia chciała dla żartów uderzyć go, ale Klemens zdążył uniknąć jej ciosu. Udało
mu się ją rozweselić. Patrzył na nią pełen podziwu. Tak bardzo chciał wierzyć, że
to się wszystko uda, ale doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie jest to możliwe. Tutaj już cuda się nie zdarzają.
– Zostawiam cię – powiedział na odchodne – przez to twoje gadulstwo boli
mnie głowa.
Emilia znowu została sam. Teraz naprawdę nie miała ochoty na nic innego niż
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 291
przytulić się do Jonatana. Próbowała odpalić fajkę, ale się krztusiła. Po kilku próbach jednak jej się udało. Rozłożyła się wygodnie w leżaku. Nim poczuła jak ogarnia ją zapach palonego tytoniu, zauważyła na horyzoncie mały punkcik, który
z czasem robił się coraz większy. Po chwili mogła już oddzielić sylwetki jeźdźca
i konia. To był Jonatan, który gnał co sił do wioski. Emilia poczuła jak całe ciepło,
które się w niej gromadziło nagle z niej spływa. Czuła się taka lekka
i bezgranicznie szczęśliwa. W środku jednak pozostawał cień strachu. Bała się, że
to sen i że może zrobić coś głupiego. Zbiegła po schodach na dół. Po drodze minęła Karinę. Wpadła do gospody. Klemens pijący coś przy barze spojrzał na nią
z lekkim zdziwieniem. Nim jednak zdołał coś powiedzieć, Emilia wypiła porządny
łyk wina i powolnym ruchem, poprawiając sukienkę wróciła na zewnątrz. Jonatana
właśnie zeskakiwał z konia. Porozmawiał chwilę z Kariną i zbliżył się do Emilii.
– Witaj – powiedział – mam dla ciebie prezent.
Wzrok Jonatana przeleciał po całym jej ciele. Zupełnie tak jakby chciał ją rozebrać.
Emilia poczuła, że słabnie.
– Tak – odpowiedziała nieśmiało Emilia.
– Proszę – Jonatan podał jej małe zawiniątko.
– Dziękuję – odparła i mimowolnie pocałowała go w policzek.
Oboje się zaczerwienili, ale Jonatan bardziej. Całej sytuacji przyglądała się Karina
stojąca za Jonatanem, ale oni nie przejmowali się tym faktem. Oboje patrzyli sobie
prosto w oczy. Emilia nie mogła się powstrzymać i złapała Jonatana za rękę. Wyglądali jak para zakochanych, którzy spotykają się pierwszy raz od dawien dawna.
Dopiero głośne chrząknięcie Kariny przerwało wymianę ich spojrzeń.
– Jak podróż? – Wtrącił się wychodzący z budynku Klemens.
– Bardzo dobrze – Jonatan puścił rękę Emilii – jestem zmęczony i głodny.
– W środku już wszytko przygotowane – odpowiedział mu Klemens – nic tylko usiąść i jeść.
– To dobrze. Zaraz się obmyję i przyjdę – Jonatan podniósł torbę, którą zrzucił
wcześniej z konia i odwrócił się w kierunku swojego domu.
– Niedługo przyjdę do jadalni – powiedział – a ty droga Emilio rozpakuj prezent. Potraktuj go jako podarek za to, że nas wybrałaś.
Emilia odprowadziła wzrokiem Jonatana. Przyglądała się każdemu jego ruchowi,
miłosnym, zachwyconym wzrokiem obejmowała całą jego sylwetkę. Widać było,
że wracał z podróży. Miał lekko poniszczony ubiór, zakurzone buty, przy pasie
miał dwa krótkie miecze, dłuższy miał na plecach. Jego oręż nie robił już na niej
takiego wrażenia. Po tym wszystkim co przeszli w Jahwe powoli się przyzwyczaja292
li do takiego widoku. Po chwili Jonatan zniknął za drzwiami. Emilia z Klemensem
udała się do środka i pobiegła na górę. Nie chciała iść do swojego domku, bo bliżej
miała tutaj. Usiadła na łóżku i rozpakowała prezent. Był to piękny naszyjnik wykonany ze świecącego metalu. Kształtem przypominał małego węża, który został
zaklęty w złote ogniwa. Przymierzyła go. Był bardzo piękny. Miała dziwne przeczucie, że już go widziała tylko nie mogła sobie przypomnieć skąd go zna. Rozpięła bardziej dekolt by naszyjnik mógł się zaprezentować w pełnej okazałości i zeszła
na dół.
– No proszę – skwitował Klemens jako pierwszy – mnie nigdy nie przyniósł
takiego prezentu.
– Nie bądź wredny – Karina szturchnęła go i podeszła do Emilii.
Zaczęła przyglądać się naszyjnikowi. Emilia chciała nawet dać go jej do przymierzenia, ale Karina odmówiła twierdząc, że to prezent Emilii i tylko ona powinna go
nosić. Po chwili cała trójka usiadła do późnej kolacji. Na zewnątrz robiło się już
ciemno. Nim Klemens opróżnił z Kariną butelkę wina pojawił się Jonatan.
Z uśmiechem na twarzy przysiadł się do stołu. Mimo kąpieli wyglądał na zmęczonego. Po krótkim błogosławieństwie zaczął jeść jakby cały tydzień w mieście głodował.
– Coś kiepsko was tam karmili – odezwał się Klemens.
– Jedzenia było w bród – odpowiedział mu Jonatan – tylko tęskniłem za twoimi daniami przyjacielu.
– No proszę – powiedziała Karina – możesz zabrać go następnym razem ze
sobą.
– Pomyślę o tym – odpowiedział jej.
– Widzę, że prezent się spodobał – tym razem zwrócił się do Emilii, która odpowiedziała mu uwodzicielskim uśmiechem. – To dobrze.
Co chwilę ich wzrok spotykał się ze sobą, towarzyszyła temu wymiana uśmiechów.
– Jestem strasznie zmęczony – Jonatan rozciągnął ręce przed stołem po skończonej kolacji.
– To nie pogadamy? – Klemens zabrał głos w imieniu wszystkich.
– Jestem naprawdę zmęczony – odpowiedział im Jonatan. – Chciałbym porozmawiać z wami, ale padam z nóg. Od trzech dni nie zmrużyłem oka. Muszę się
przespać.
– Ale nie martwcie się – zwrócił się do nich, widząc smutną minę Emilii – będę tu jeszcze dwa dni.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 293
Jonatan wypił jednym łykiem cały kubek wina. Emilia ze złości zrobiła to samo, aż
Karina i Klemens zrobili głupie miny.
– Jutro rano porozmawiamy Klemensie – Jonatan wstał od stołu – musisz
zdać mi relację. Teraz obie osady są na twojej głowie. Jak ty dajesz radę?
Ale Jonatan nie oczekiwał odpowiedzi. Był już przy drzwiach, gdy zwrócił się do
Emilii.
– A ty moja droga. Czy mogłabyś mnie odprowadzić?
Na twarz Emilii wrócił uśmiech. Szybkim ruchem udała się w stronę Jonatana. Po
chwili oboje byli już na zewnątrz. Szli przez chwilę w milczeniu aż zatrzymali się
przy domu anioła.
– Przepraszam cię, że tak mało dzisiaj spędziliśmy ze sobą czasu, ale naprawdę nie mam sił.
– Rozumiem – odpowiedział Emilia przybliżając się do Jonatana.
Złapała go za dłoń.
– Jutro ci to wynagrodzę – szepnął w jej stronę.
Emilia pokiwała tylko głową.
– Zabiorę cię w pewne miejsce – Jonatan pogłaskał Emilię po włosach.
– Gorące źródła – dodał po chwili – jeszcze piękniejsze miejsce niż te ostatnio.
– To znaczy muszę wziąć jakiś strój kąpielowy? – Spytała, gdy ich usta zbliżyły się na niebezpieczną odległość.
Już miała go pocałować, ale przerwał im hałas dobiegający z jadalni.
– Nie – Jonatan wyglądał jakby się właśnie ocknął.
– To znaczy nie wiem – odsunął się od niej z uśmiechem.
– Jutro to przedyskutujemy – puścił jej dłonie i wszedł do środka.
Emilia odwróciła się i wolnym krokiem zaczęła wracać. Była lekko zawiedziona.
Myślała, że go pocałuje, a on uciekł. Była tak blisko swojego pierwszego pocałunku z aniołem. A może dostała właśnie kosza? Nie, to niemożliwe, nie umawiałby
się z nią na jutro. Złapała biedronkę, która siedziała na krzyżu pośrodku osady. Popatrzyła na nią, pomyślała życzenie i wypuściła ją na wolność. Tanecznym ruchem
wróciła do środka. Tam już na nią czekała Karina, która aż kipiała z ciekawości.
Nawet Klemens był ciekawy tego, co ona im powie.
294
WYCZEKIWANIE NA GABRIELA
Aurelia już czwarty dzień przeszukiwała biblioteki. Ta była jej trzecią. Poświęcała na to każdą wolną chwilę. Dzielnie w tym pomagał jej Robert – anioł,
którego poznała w tym mieście. Czuła się przy nim taka bezpieczna i szczęśliwa.
W jego towarzystwie zapominała o wydarzeniach jakie rozegrały się w Jahwe.
Skupiona była na poznawaniu prawa stworzonego przez Ojca i poszukiwaniu curculmy Emilii. Już tyle ksiąg przeczytała, że nie powstydziłby się tego niejeden
z klanu Metatrona. W ciągu tych kilku dni miała w dłoniach więcej książek niż
Agar z Jonatanem razem wzięci. Nadrabiała to, co zostało jej zabrane gdy przybyła
na ten świat. Nous musiało być przedszkolem w porównaniu do tego co ona tutaj
studiowała. Te wszystkie księgi aż kipiały mądrością i wiedzą. Poprosiła nawet
Roberta by ją zabrał do wylęgarni aniołów, ale on pokazał jej tylko to miejsce
z zewnątrz. Do środka mogli wejść tylko ci, co nauczają lub ci co tam się rodzą.
Mimo tego, że nie widziała wnętrz Nous była zachwycona widokiem, tyle dzieci co
widziała na zewnątrz napawało ją takim optymizmem, że aż się popłakała. Zrozumiała, że tego, jako anioł nie będzie posiadać na tym świecie.
Przez przypadek dowiedziała się, że Gabriel odwiedził miasto. Chciała się
z nim spotkać, a raczej miała nadzieję, że on sam ją odnajdzie, ale cały czas się
mijali. Gdy ona wracała do świątyni to nie było Archanioła, a gdy on się pojawiał
to ona była na mieście. Wczoraj wieczorem została w świątyni, by z nim porozmawiać, ale się nie zjawił mimo tego, że tak długo czekała. Gdy nie mogła zasnąć,
rozmyślając o tym wszystkim, wydawało jej się, że unika jej celowo. Dzisiejszy
cały dzień postanowiła spędzić w bibliotece. Nawet na obiad nie chciała wychodzić. Powoli rozumiała decyzję Ojca w sprawie mieszańców, a raczej tych którzy
byli ich twórcami. Otwarcie go zdradzili, nie potrafili być mu wierni, a przede
wszystkim kłamali. Z jednej księgi dowiedziała się, że kłamstwo jest najbardziej
ohydną zbrodnią wobec Ojca. Czymś, czego on nie wybaczy. Szczerość była tym,
co kochał najbardziej. Można przemilczeć pewne fakty, ale nigdy nie należy kłamać. Przeczytała też, co robił z kłamcami, którzy stanęli przed jego obliczem. Nie
chciałaby być na ich miejscu. Teraz szukała odpowiedzi, jak może zmyć swoją
hańbę, a raczej świństwo, jakiego dopuścili się jej rodzice oraz jakiejkolwiek informacji o Emilii albo o samym Jonatanie. Coraz bardziej była przeświadczona
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 295
o jakiejś tajemnicy krążącej wokół jej byłego ukochanego anioła. Nie mogła sobie
przypomnieć niczego, co mogłoby świadczyć o przeszłości Jonatana. Nigdy nie
mówił nic o swoim powstaniu, narodzinach. Nie zwierzał się kim była jego matka
i czy już przeszła. Bardziej interesowało go życie Aurelii. Dopiero teraz rozumiała,
że jej ukochany nie był tak krystaliczny jak jej się wydawało, był owiany tajemnicą.
Wszystkie biblioteki były zbudowane w ten sam sposób. Długie korytarze
z regałami książek, a między nimi wejścia do osobnych pomieszczeń, w których
można było poczytać. Wszystko było oświetlone świetlikami prowadzonymi
z zewnątrz. Znała to ze świątyni Gabriela. Tam też było mało okien, a mimo to
wnętrze było bardzo dobrze oświetlone. Wszystko to sprawiały świetliki i lustra
umieszczone na sufitach. Wyglądały one jak zwierciadła zwisające u góry. Wchodząc do biblioteki wchodziło się na ostatnie piętro. Wszystkie pozostałe znajdowały się poniżej, w sumie było ich trzynaście. Im niższy poziom, tym więcej korytarzy. Pewne piętra pomijała, znajdowały się na nich informacje dotyczące medycyny, nauki czy samej przyrody. Gdy była na piętrze, na którym znajdowały się informacje na tematy dotyczące natury przypomniała sobie o bransoletach Gabriela.
Chciała poczytać o smokach, ale zrezygnowała. Im więcej czasu spędziłaby tam,
tym mniej mogłaby spędzić na poszukiwaniu tego, co dla niej naprawdę ważne.
Obiecała sobie, że jak będzie miała tylko czas to powróci tutaj. Kolejne księgi
ściągane z półek nie pomagały jej uzyskać odpowiedzi. Wprost przeciwnie, pojawiało się coraz więcej pytań. Kolejne piętra męczyły ją psychicznie. Czuła coraz
większą frustrację. Dzisiaj naprawdę żałowała, że nie poprosiła Roberta o pomoc.
Tak bardzo by jej się ona przydała. Coraz bardziej miała dość tych ksiąg, regałów
i długich korytarzy. Czasami zdarzało się tak, że była sama na korytarzu, a czasami
musiała się przepychać w tłumie czytelników. Zawsze robiła to z nasuniętym kapturem, no chyba, że zostawała sama w pomieszczeniu to wtedy pozwalała sobie na
swobodę. Teraz gdy kucała i była oparta o ścianę, mijały ją kolejne sylwetki aniołów. Nie zwracała na nich uwagi do momentu gdy pewien cień zatrzymał się przy
niej na dłużej. Spojrzała do góry. Ujrzała uśmiechniętą twarz Roberta.
– Czas na obiad – podał jej rękę.
– Wydaje mi się, że umówiliśmy się, że dzisiaj zjemy razem tylko kolację? –
Odpowiedziała mu gdy wstała.
– Jak bym cię tu zostawił do wieczora to obawiam się, że mogłabyś zwariować – odparł jej z uśmiechem – a z wariatem nikt nie chce spędzić wieczoru. Czy
znalazłaś to, czego szukałaś?
296
– Nie – odpowiedziała wściekła – dzisiaj nic a nic.
– Więc może pozwolisz bym ci pomógł?
– A czy to coś da? – Spytała lekceważąco, chociaż już jakiś czas temu zmieniła zdanie i bardzo chciałaby żeby jej pomógł.
Bała się jednak do tego przyznać.
– Jak nie spróbujemy, to się nie dowiemy – odparł jej i czekał aż mu coś powie.
– Na początek curculma – powiedziała ze wstydem w głosie – raba Emilii,
którą przeprowadzał Jonatan.
Ciszę w korytarzu przerwało jej głośne westchnięcie.
– I chciałabym się dowiedzieć czegoś o nim, bo...
– Bo jesteś zazdrosna – dokończył za nią Robert.
– Nie! – Krzyknęła Aurelia.
– Nie jestem zazdrosna – powtórzyła już normalnym głosem – chcę tylko poznać kilka odpowiedzi na pytania dotyczące tej dwójki.
– Jedno nie będzie trudne – pocieszył ją Robert. – Jeżeli jest rabem i znamy
imię jej i anioła, który ją przeprowadził to jeszcze dzisiaj ją znajdziemy. Natomiast
co do anioła, to może to potrwać. Prostszym sposobem będzie spytać się o niego
w jego klanie.
– Obecnie nie ma klanu – odpowiedział Aurelia.
– To najpierw obiad – Anioł wyciągnął do niej łokieć – a wieczorem podrzucę
ci curculmę tej diablicy.
– To nie jest diablica – odpowiedziała mu Aurelia i oboje udali się na obiad.
Zjedli pyszne bakłażany nadziewane ryżem i papryką. Robert zamówił sobie jeszcze pieczonego królika. Wszystko popijali dobrym winem. Aurelia stwierdziła nawet, że było lepsze od trunku Klemensa. Słabsze, ale o wiele bardziej wytrawne.
Na deser wzięli koszyk owoców. Całe popołudnie spędzili na rozmowach, siedząc
przy stole w jednej z okolicznych karczm. Z rozmowy jaką toczyli, postronna osoba mogłaby wywnioskować, że mężczyzna usilnie stara się poderwać kobietę. Aurelii to nie przeszkadzało. Lubiła jego zaloty. Nie wiązała z nimi jakichkolwiek
większych nadziei, ale było to sympatyczne. Czułą się potrzebna.
– Muszę się zbierać – powiedziała, gdy na stole zostało samo wino.
– A gdzie ci tak śpieszno młoda damo? – Usłyszała w odpowiedzi.
– Muszę to znaleźć.
– Czyż nie obiecałem ci, że pomogę? – Odpowiedział jej Robert. – Wieczorem
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 297
dostaniesz to, o co prosiłaś.
Aurelia się uśmiechnęła.
– A ty, dlaczego to robisz? – Spytała go gdy wyszli już z karczmy.
– Co robię?
– Pomagasz mi. Jaki masz w tym interes?
Robert się tylko uśmiechnął.
– Bo lubię. Bo chcę. A może, dlatego, że muszę – odpowiedział jej szczerze.
– Nie rozumiem – odpowiedziała zdziwiona Aurelia.
– Nie musisz – odpowiedział jej gdy się zatrzymali – po prostu taką mam naturę. Jak komuś dzieje się krzywda to muszę mu pomóc. Poza tym uważam, że tak
atrakcyjnej kobiecie moim obowiązkiem jest pomagać.
– Szkoda tylko, że nie spotkaliśmy się wcześniej – powiedziała półszeptem –
wtedy kiedy potrzebowałam naprawdę pomocy.
– A czy to by coś zmieniło? – Robert potarł palcem jej fale na dłoni.
– Nie wiem. Ale na pewno czułabym się bezpieczniej – Aurelia miała łzy
w oczach na wspomnienia tego, co ją spotkało na początku w Jahwe.
Ponownie ruszyli przed siebie. Do świątyni dotarli w milczeniu. Zupełnie tak jakby
szły obok siebie zupełnie obce sobie osoby. Zatrzymali się przed samym wejściem.
Robert stanął naprzeciw Aurelii. Ta mimo usilnych starań, nie potrafiła powstrzymać łez. Coś w środku kazało jej się nagle rozczulać nad samą sobą.
– Nie lubię, gdy kobieta płacze – wytarł jej łzę płynącą po policzku – zachowam ją na pamiątkę.
Wtarł ją w chustę, którą miał zawiniętą pod szyją. Aurelia się uśmiechnęła. Chciała
go pocałować, ale nie była jeszcze gotowa. Zamknęła oczy i głośno westchnęła.
Chciała powstrzymać kolejne łzy, ale jej się nie udało. Po jej policzku popłynął
delikatnie strumień łez.
– Ej – szepnął do niej Robert – zabraknie mi chusty.
Aurelia położyła na jego ustach palec. Następnie oparła głowę o jego klatkę piersiową. Przez chwilę stali tak w milczeniu. Aurelia weszła do środka świątyni dopiero jak jej twarz była sucha. Przechodząc przez korytarz natknęła się na Gabriela
siedzącego w ogrodzie. Udała się w jego kierunku.
– Witaj – powiedziała do zamyślonego Archanioła.
– O, witaj – powiedział Gabriel udając zaskoczenie, – co ty tutaj robisz?
Aurelia zrobiła głupią minę.
– Przecież sam mnie tu przysłałeś – odpowiedziała.
– No tak – powiedział lekko zmieszany – to prawda, ale nie o to mi chodzi.
298
Jestem tu już drugi dzień a ciebie jeszcze nie widziałem.
– To samo mogę powiedzieć o tobie – powiedziała mu Aurelia – wczoraj pół
dnia czekałam na ciebie aby z tobą porozmawiać. Nikt ci tego nie przekazał?
– Wiesz, że nikogo tutaj nie słucham. Poza tym jestem cały czas to tu, to tam.
Muszę załatwiać dużo spraw. Nad ranem wracam do Jahwe.
– A ja z tobą? – Spytała lekko zaskoczona.
– Nie – odpowiedział jej stanowczo – ty tutaj musisz jeszcze trochę zabawić.
– To dobrze – odparła Aurelia – podoba mi się tu.
– Tak? – Gabriel zrobił minę detektywa. – To czemu jesteś taka smutna?
– Bardziej zmęczona – Aurelia chciała ukryć prawdę – zwiedzam biblioteki
i próbuję nadrobić stracony czas.
– O proszę. To może porozmawiamy o tym przy kolacji.
– Jestem z kimś umówiona, ale wydaje mi się, że dla ciebie mogę zrobić wyjątek i ją odwołać.
Gabriel się uśmiechnął. Trochę ciszy i spokoju w miejscu podobnym do raju, a już
Aurelia zrobiła się cudowną kobietą. Potrafi korzystać z tego, co dał im Bóg. Komu jak komu, ale jej należała się nagroda. Widział, że mimo smutku na jej twarzy,
ona jest teraz zupełnie inną kobietą niż wcześniej. Czuł, że jej wizyta w tym mieście była bardzo dobrym pomysłem.
– Przyślę po ciebie – powiedział Gabriel i pocałował ją w czoło – teraz odpocznij skoro jesteś taka zmęczona.
Kiwnął na nią jeszcze głową żeby zmykała na górę do pokoju. Porozmawiają wieczorem. Aurelia wpadła do swojego pokoju i położyła się na łożu. Myślała jak odwołać spotkanie z Robertem. A może weźmie go ze sobą na kolację. W końcu ma
przynieść jej curculmę Emilii. Archanioł nie powinien czuć się urażony tym, że
przybędzie z kimś na kolację. Warto jest znać takich aniołów. Wstała i skierowała
się do łazienki. Po drodze zrzucała swoją garderobę. Nim dotarła do wanny, była
całkiem naga. Wskoczyła do wody i zamknęła oczy. Chciała odpocząć.
SANKTUARIUM JONATANA
Klemens spotkał się z Jonatanem w jego domu. Wnętrze było bardzo eleganckie. Ściany pokryte były lustrami i różnorakimi obrazami. Na podłogach leżały
miękkie dywany. W pokoju pod ścianami stało kilka komód, fotele, ława oraz biurwww.sagaprzebudzenie.pl
Strona 299
ko. Na meblach stały różnorakie bibeloty zbierane przez anioła od wielu lat. Były
tam szkatułki, świeczniki, porcelanowe figurki. W głębi widać było schody prowadzące na piętro. Na próżno byłoby tu szukać bogactw i pięknych zdobień. Wszystko było wykonane z drewna i szkła. Jonatan siedział na fotelu przed swoim biurkiem, jedynej rzeczy w tym pomieszczeniu obitej skórą.
– Usiądź Klemensie – powiedział Jonatan nie odwracając wzroku od kartki, na
której coś pisał – zaraz porozmawiamy tylko to skończę. Czy wszyscy jeszcze
śpią?
– Jak najbardziej – odpowiedział rab – gdyby nie twój ptak to też jeszcze bym
spał.
W głosie raba czuć było żal.
– Niedługo się wyśpisz – powiedział Jonatan pisząc dalej coś na kartce – jak
możesz przynieś coś do jedzenia i trochę twojego wina.
– O proszę – powiedział Klemens – pić się chce.
– Nie pić – odparł mu anioł – tylko rozmawiać.
Klemens powrócił po chwili z miską chleba i kiełbasy, a w drugiej miał mały bukłak wina.
– Kurczę! Kubków zapomniałem – powiedział Klemens kładąc swój towar na
stole przy ścianie.
Jonatan właśnie skończył pisać i odwrócił się do swojego przyjaciela.
– Tam stoją – anioł wskazał palcem Klemensowi skąd ma wziąć kielichy.
– Piękne – Klemens podziwiał już je w dłoni.
Były wykonane z cienkiego szkła koloru szafirów, brzegi miały lekko wygięte,
kształtem przypominały kielichy kwiatów na długiej i cienkiej nóżce.
– Tu masz mój list – Jonatan wskazał Klemensowi kartki papieru, które właśnie wkładał do kopert – oddasz go Aurelii.
Po czym zapieczętował go swoim pierścieniem i oddał kopertę Klemensowi.
– Ale Aurelia… – Klemens nie miał odwagi przypominać Jonatanowi gdzie
jest Aurelia.
– Jakbym nie wrócił po miesiącu to masz jej to oddać – Jonatan miał surowy
wyraz twarzy. – Gdy wyruszę, możesz przeczytać list, który skierowałem do ciebie.
– Ale... – Klemens zaczął dukać.
– Nie ma żadnego ale. Masz wykonać to, o co cię proszę. W drugiej kopercie
masz instrukcje dla siebie. Poczytasz sobie jak wyjadę. Będziesz wiedział, co dalej
robić. A teraz daj coś zjeść. Od północy byłem głodny.
300
– A czy nie byłeś zmęczony? – Rab przypomniał swojemu posesorowi, co
mówił podczas kolacji.
Jonatan się tylko uśmiechnął.
– Nie mogłem zasnąć. Całą noc pisałem ten list.
– Co się dzieje? – Spytał Klemens popijając już wino.
– Nic – odparł anioł – pojutrze wyruszam na wyprawę i może mnie nie być
cały miesiąc. Teraz opowiadaj co tam w osadzie Aurelii i naszej?
Klemens zdał raport Jonatanowi ze stanu obu osad. Zapewnił anioła, że
wszystko jest w porządku i nie ma o co się martwić. Osadą Aurelii zajmuje się teraz Tobiasz i nieźle sobie z tym radzi. Klemens wysłał mu dwóch rabów do pomocy. Umówili się, że na targ będą jeździć raz w miesiącu i wspólnie handlować. Nie
potrzebują zbyt wielu rzeczy, więc nie ma konieczności częściej odwiedzać targu.
Jonatanowi podobało się to, co usłyszał od Klemensa. Kiwał z uznaniem głową.
– A co z Emilią? – Wypalił Klemens.
– A co ma być? –Jonatan zlustrował go ostrym wzrokiem.
– Nic. Obiecałeś jej dzisiaj jakąś wycieczkę. W co ty grasz? Tutaj Emilia. Tam
Aurelia. Nie rozumiem cię!
– To się wygadała – Jonatan się uśmiechnął.
– Wczoraj od razu jak wróciła do nas, to wszystko wypaplała. Wiesz, że ona to
traktuje poważnie, a ty chyba nie. Wiesz, że takich gierek nie lubię. Myślałem, że
pragniesz nas zrozumieć. Te wszystkie nasze rozmowy o tym jak kochamy, co czujemy. Nie rozumiem.
– Ja też traktuję ją poważnie przyjacielu.
– No tak – odpowiedział mu Klemens – jakoś nie chce mi się w to wierzyć.
– To uwierz – Jonatan szedł w zaparte – wiesz, że nie możemy kłamać.
Klemens pokiwał głową.
– Więc oświadczam ci, że traktuję ją poważnie. Zależy mi na Emilii – Jonatan
wypił cały kielich wina. – Mam nadzieję, że niedługo to wszystko zrozumiesz.
– To co z Aurelią? – Spytał Klemens nalewając mu wina.
– To samo, co wcześniej – odpowiedział anioł przechylając ponownie kielich
– też mi na niej zależy.
Klemens pokiwał tylko głową. Widział, że trzy szybkie kielichy zmąciły umysł
anioła.
– To dlaczego jest teraz u Cherubinów? – Klemens dalej ciągnął tą rozmowę –
Wiesz, że ona teraz może cierpieć.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 301
– Nie bój się, przyjacielu. Niedługo i ona powróci. Ma wielkiego obrońcę.
Większego niż ja i głupszego. Znasz go – Jonatan podniósł do góry kielich. – Za
zdrowie Agara.
– Ale co Agar ma wspólnego z Aurelią?
– Też chciałbym wiedzieć – odparł Jonatan, – ale niedługo się przekonamy.
Zasmucasz mnie przyjacielu. Ciągle tylko wypytujesz o moje sprawy, może Aurelia tobie też się podoba?
Klemens się tylko uśmiechnął, ale nie był to uśmiech spowodowany szczęściem
tylko współczuciem.
– Nie zapytasz się o swoje? Czyż nie wydaje ci się to dziwne.
– Co z moimi sprawami? – spytał zaskoczony Klemens – czy coś wiesz
o mojej żonie?
– Dowiedziałem się, że wkrótce tutaj przybędzie – na twarzy Jonatana pojawił
się uśmiech. – Tylko mam złą wiadomość dla ciebie.
– Jaką? – Klemens wyglądał na przerażonego.
– Nie ja będę ją przeprowadzał. Będziesz musiał wybaczyć mi to, że nie dotrzymam tego co obiecałem.
Widząc jednak zaciekawioną minę swego raba mówił dalej:
– Ja, niestety, jak wiesz muszę wyjechać. Ale znalazłem anioła który zrobi to
za mnie. Nazywa się Markus. Myślę, że jest to kwestia dwóch może trzech tygodni
i jesteście razem. Wasze zdrowie.
Jonatan wzniósł kielich do góry. Klemens aż wstał z radości. Chciał krzyczeć, ale
włożył całą pięść do ust, by stłumić dźwięki. W jego zachowaniu było tyle spontaniczności, tyle naturalności, że Jonatan był w szoku. Jak on musiał ją kochać!
Pierwszy raz Jonatan widział, aby ktoś tak cieszył się z czyjejś nadchodzącej
śmierci. Ukochana żona Klemensa. Niedługo będą razem. Po tylu latach rozłąki.
Jonatanowi zrobiło się smutno. Po pierwsze chciał być przy tym a po drugie zazdrościł im. Poza tym, jeżeli będzie tak jak planuje Klemens, to już nigdy się nie
zobaczą. Przejdą do raju, na stronę Ojca i będą świętować. Czasami się spotkają,
ale to już nie będzie to samo. Klemens się opanował. Wypił kielich wina i usiadł.
– A czy ten Markus….
Rab nie dokończył. Jonatan mu przerwał.
– Tak, wie. Przyprowadzi ją tutaj, jako prekura. Później udacie się razem do
Jahwe. Tam zostanie osądzona. Będziesz mógł być przy niej cały czas – Jonatan
napił się wina. – Mam nadzieję, że wszystko uda się tak jak planowałeś.
– Ja też – Klemens aż klasnął w ręce.
302
– A później przyjacielu... – Jonatan wniósł ponownie do góry kielich – później
ją poznam i opowiem jej, co tutaj cały czas wyprawiałeś.
Obaj się roześmiali i stuknęli kielichami. Klemens wyglądał na szczęśliwego. Teraz nie interesowało go nic innego jak przybycie jego żony. Tyle lat na nią czekał.
KARO
Agar ledwo siedział na krześle. Oparty o bar w swojej karczmie miał problem
z podniesieniem drewnianego kielicha do ust. Każdy kto przyglądał się tej sytuacji
mógłby dojść do wniosku, że jest to ostatni łyk tego potężnie zbudowanego anioła.
Agar wyglądał tak już od jakiegoś czasu, a dokładniej od południa. Wtedy wygonił
ostatnich gości za drzwi. Przeszkadzało mu wszystko. Od śmiechu, przez głośną
rozmowę, aż po czyjeś kichnięcie. Doszło do tego, że nawet jednego z aniołów
pobił i kopniakami wyrzucił za drzwi. Tobiasz był tylko szczęśliwy, że nie napatoczył się dzisiaj żaden Cherubin. Polałaby się wtedy krew, a tego nikt nie chciał.
Rab przyglądał się zza baru swojemu aniołowi. Wycierając talerze i kubki uważnie
go obserwował. W myślach nawet robił zakłady, kiedy anioł stoczy się na ziemię.
Agar pił by zapomnieć. Rozstał się z Jonatanem w bardzo złym nastroju. Jedyne na co miał od rana ochotę to rozróba. Im więcej jednak pił, tym robił się łagodniejszy. Myśli przejmowały stery nad jego mięśniami. W głowie układał plan,
co będzie robił odrzuconym, kiedy ich spotka. Każdemu będzie chciał odrąbać
głowy i przybić do bram Jahwe. By wszyscy mogli zobaczyć, że nie jest słaby.
Najchętniej wymieszałby je razem z głowami Cherubinów, ale stwierdził, że i na
nich kiedyś przyjdzie pora. Próbował rozmyślać o Jonatanie i Aurelii, ale gdy tylko
zaczynał, brało go na wymioty. Nie mógł zrozumieć jak można być tak podłym.
I mieć jeszcze pretensje o to, że się go nie rozumie. Fiut. To było najczęściej powtarzane dzisiaj przez Agara słowo. Po wielkich bólach Agar wchłonął kolejny
kielich wina. Uderzył srebrnym dnem kielicha o bar i krzyknął:
– Jeszcze jeden!
Tobiasz nalał mu bez słowa. Cała sytuacja powtarzała się dzisiaj od rana. To była
już piąta butelka wina. Nawet kogoś takiego jak Agar musiało to kiedyś powalić.
Walka z kielichem zaczęła się od nowa. Agar próbował go podnieść do góry, ale im
więcej siły na to przeznaczał, tym mniej zostawało mu na podtrzymanie równowagi. Kielich wrócił na bar. Agar skrzywił się i wymamrotał niezrozumiałe słowa.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 303
Wyprostował się, splunął na podłogę i ponownie skierował kielich w kierunku
swoich ust. Ręka zaczęła mu delikatnie drżeć, ale sięgnęła celu. Agar znowu trzasnął kielichem o bar i zażądał dolewki. Tobiasz zauważył, że skończyła się już piąta butelka.
– Może już starczy – powiedział.
– Lej! – Krzyknął anioł. – Ja ci powiem kiedy będę miał dość. Lej albo giń.
Agar odwinął się ręką, ale nie wcelował w raba. Jego dłoń owinęła mu się wokół
szyi i gdyby nie jego silne nogi, upadłby na podłogę. Popatrzył na Tobiasza
i wymamrotał znowu coś niezrozumiałego. Chwycił butelkę wina, którą właśnie
otwierał rab i z kielichem w drugiej przeniósł się do stolika. Zwalił się na ławkę jak
kłoda. Tobiasz był lekko zasmucony, że jego anioł jest w takim stanie, nie mógł
zrozumieć przyczyny tego pijaństwa. Zawsze jak się upijał to towarzyszyło mu
grono pięknych anielic, ale dzisiaj pił zupełnie sam. Jednocześnie co jakiś czas
Agar rozbawiał go swoim zachowaniem. Niby zrobił rozróbę na początku
w karczmie i powyzywał kilku pomniejszych aniołów, ale wobec swojego raba
zawsze zachowywał się w porządku. Tobiasz przyrządził na kolację pieczoną kiełbasę. Podał ją Agarowi, który opróżnił już w połowie kolejną butelkę przy stole.
– Zjedz coś – powiedział Tobiasz, kładąc miskę pełną pieczonych kiełbasek
i cebuli przed nosem Agara.
– Nie mogę – odpowiedział mu bełkotliwie anioł, – bo będę rzygał.
Tobiasz się skrzywił.
– Jeszcze nigdy nie widziałem cię abyś rzygał.
– A w takim stanie już kiedyś mnie widziałeś? – Spytał niewyraźnie Agar.
– Zdarzało się – odpowiedział mu rab.
Anioł się uśmiechnął. Miał twarz nawalonego bażanta. Nie wiedział, w którą stronę
patrzeć, ale głupio się uśmiechał.
– Siadaj – Agar klepnął w ławkę, na której siedział – napij się ze mną.
Agar zaczął szukać drugiego kielicha na stole, ale nie znalazł. Nalał do swojego
i podsunął go Tobiaszowi.
– Pij – rozkazał i sam napił się z butelki.
Tobiasz tylko zamoczył usta. Nie mógł się nawalić jak ten, który siedział przed
nim. Ktoś musiał pilnować karczmy.
– Pij do dna – wybełkotał Agar zataczając się na ławce.
– Już wystarczy – powiedział Tobiasz i wyrwał butelkę Agarowi.
Odwróciwszy ją do góry dnem zobaczył, że była pusta. Myślał, że Agar go wyzwie
albo nawet uderzy za zuchwalstwo, ale on się tylko głośno roześmiał. Śmiał się
304
i patrzył na Tobiasza w ten sposób, że raba przeszły dreszcze.
– Możesz przynieść następną – powiedział anioł pokazując ręką drzwi do zaplecza za barem.
Ale jego ręka wyciągnięta w kierunku baru przeważyła go całego. Agar runął na
podłogę z cichym jękiem. Tobiasz próbował go podnieść, ale z takim ciężarem nie
mógł dać rady.
– Wezwij Karo – wybełkotał anioł leżąc z zamkniętymi oczami. – Idź pod Liść
Dębu i znajdź mi ją.
Tobiasz wychodząc z karczmy wiedział, że idzie po panienkę, która ostatnio dość
często spotykała się z Agarem. Oczywiście chodziło im tylko o seks. Nie spotykali
się oficjalnie, najczęściej ich spotkania owocowały w libacje alkoholowe powiązane z wyuzdanym seksem, wtedy to nie spało pół gospody. Tobiasz dziwił się tylko,
dlaczego Agar zrezygnował z dawnego stylu życia. Zawsze podczas imprez otaczał
się wieloma pięknymi kobietami. Później wybierał najładniejszą i nigdy nie powtarzał tego z tą samą osobą. Zawsze na górze lądowała inna. Kiedyś się nawet razem
z niego śmiali, że zabraknie mu kobiet w Jahwe i będzie musiał przejść na facetów.
Teraz od jakiegoś czasu spotykał się tylko z Karo i nawet jak na imprezie było kilka dziewczyn, Agar lądował u góry tylko z tą jedną. Czyżby się zakochał? Tobiasz
odnalazł ją w karczmie, do której skierował go Agar. Była niewielkiego wzrostu,
z krągłymi biodrami i piersiami. Włosy miała rude i krótko ostrzyżone. Lubiła
chodzić w krótkich spódnicach bądź szortach, eksponując mosiężne buty. Gustowała w ubiorze odrzuconych, dużo czerni i wiele srebrnych gadżetów. Jej uroda nie
powalała na kolana, Agar spotykał się z wieloma piękniejszymi aniołami, ale miała
w sobie to coś, co nie pozwalało przejść koło niej obojętnie. Tobiasz zwrócił na to
uwagę dopiero jak z nią zaczął rozmawiać. Po kilku wyjaśnieniach udała się z nim
w drogę powrotną. Przez cały czas nie rozmawiali, tylko szybkim krokiem zbliżali
się do karczmy Agara. Gdy wpadli do środka Anioł siedział już przy stole
i pałaszował kiełbasę. Do baru po wino nie miał siły się udać.
– No jesteś – zwrócił się do Tobiasza – możesz podać mi wina.
– Już wystarczy – Karo nakazała Tobiaszowi by nie podchodził.
Ruchem ręki kazała mu odejść a sama podeszła do Agara.
– No i co? – Spytała cichym głosem.
Agar położył głowę na jej kolanach i rozpłakał się jak dziecko. Ona tuliła go do
siebie z całych sił. Głaskała go przy tym po głowie.
– Już spokojnie – mówiąc to tuliła go do siebie.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 305
Tobiasz stał w drzwiach od kuchni i obserwował całą tę sytuację. Pierwszy raz widział, aby Agar płakał. Był bezbronnym, zmęczonym wrakiem, z którego teraz
wszystko spływało. Zostawił ich samych. Udał się przez kuchnię na górę.
– Czy ty wiesz, co oni mi zrobili? – powiedział Agar gdy opanował płacz. –
Jeszcze wczoraj był moim przyjacielem, a teraz jest pluskwą na ścianie, którą chcę
rozgnieść ale nie mogę. Rozumiesz?
Odchylił się i starał się spojrzeć w jej oczy.
– Już spokojnie, jestem przy tobie – Karo starała się go uspokoić.
– Jak on mógł tak postąpić z Aurelią, ze mną, z nami wszystkim? – Westchnął.
– A co ciebie tak interesuje ta Aurelia – odpowiedziała lekko podirytowana –
może ją kochasz?
– Nie – odpowiedział odsuwając od niej głowę – wiesz dobrze, że ja nie potrafię kochać nikogo.
Karo odsunęła się od niego na dwa kroki.
– To po co mnie wezwałeś? – Spytała – czy jestem tylko twoją zabawką?
– Wiesz, że nie – odpowiedział jej i próbował wstać, ale mu nie wyszło.
Usiadł szybciej niż wstał.
– Tylko przy tobie jestem w stanie o tym wszystkim zapomnieć – dokończył.
– Już to widzę – odpowiedziała mu.
– Naprawdę – mógłby jej przysiąc – tylko ciebie pragnę i tylko do ciebie chcę
wracać. Ale to byli i są moi przyjaciele, a Aurelia to moja siostra i niech tak zostanie.
– Naprawdę? – Karo zrobiła swoją ulubioną minę.
Agar pokiwał tylko głową.
– Naprawdę – powiedział do niej, kiedy się zbliżała.
Karo usiadła na stole przed Agarem. Wyrzuciła pustą miskę za siebie. Rozłożyła
przed nim nogi tak, że anioł mógł obserwować co ma pod kusą sukienką. Poczuła
jego ręce na swoich pośladkach. Powoli ale wytrwale Agar dostawał się językiem
do celu. Karo z rozkoszy ścisnęła uda na jego głowie, odchyliła się do tyłu. Agar
przesunął dłonie na jej piersi. Jednym ruchem rozerwał jej bluzkę. Popatrzył na
gołe piersi. Ściągnął ją na siebie. Karo znowu jęknęła z rozkoszy. Poczuła ciepło
wypełniające jej wnętrze. Agar płynnymi ruchami doprowadzał ją do rozkoszy. Po
chwili oboje leżeli na stole w namiętnym uścisku. Nawet tak pijany, Agar miał siłę
by dogodzić anielicy. Po chwili czuli się spełnieni. On leżał z boku, a ona trzymała
głowę na jego torsie.
– I po co ten płacz? – Spytała.
306
Agar się nie odezwał. Cieszył się, że z niego to wszystko spłynęło. Wiedział, że
kiedyś wybuchnie i cieszył się, że stało się to w ten sposób. Zupełnie jak dziecko,
które nie chciało nic mówić tylko wypłakało wszystkie swoje żale. Agar po takim
wysiłku prawie wytrzeźwiał, nie całkiem, ale czuł, że ma władzę w całym ciele.
Zszedł ze stołu.
– Gdzie idziesz? – Powiedziała urażona Karo.
Ale Agar nie zareagował na jej słowa, udał się do kuchni. Wybrał z pieca resztę
kiełbasek i wziął butelkę wina. Wrócił do ubierającej się już Karo. Widząc go
z tym wszystkim wybuchła śmiechem. Sądziła, że skończy się to jak zwykle szybkim numerkiem i oboje wrócą do siebie.
– Zjesz ze mną? – Agar podszedł do niej i położył jedzenie na stole.
Do rąk podał jej kubki i napełnił je winem. Gdy się napili nie miał ochoty na jakąkolwiek rozmowę. Odłożył kubki na bok. Podniósł Karo do góry i znowu położył
na stole. Nie musiał jej rozbierać, bo była ubrana tylko w bluzkę, z której wcześniej oderwał jej dwa guziki. Teraz rozszarpał je wszystkie. Karo ponownie płonęła
z rozkoszy.
– Dzisiaj w nocy będziemy robić tylko to – powiedział do niej Agar.
– Czyli co? – Szepnęła mu do ucha wkładając przy okazji tam język.
– To – Agar wszedł w nią jednym mocnym ruchem i jednocześnie ją pocałował.
Teraz trwało to o wiele dłużej. Karo jęczała z rozkoszy, natomiast Agar sapał
z wysiłku. Oboje czuli, że to coś wielkiego.
Nim skończyła się noc, kochali się siedem razy. Dokładnie tyle, ile Agar wypił butelek. Ostatnią opróżnił z Karo. Widać było, że rozumieją się bez słów. Najlepsze
było to, że pasowali do siebie idealnie. I jednocześnie chyba to najbardziej przerażało ich oboje.
ARCHANIOŁ RAFAEL
Aurelia szykowała się do kolacji. Ubrała jedną ze swoich ulubionych rzeczy.
Białą dopasowaną bluzkę z delikatnym haftem przy półokrągłym dekolcie oraz
kremowe, delikatnie prześwitujące szerokie w nogawkach spodnie. Szyję przewiązała turkusową chustą, która podkreślała jej wielkie zielone oczy. Na przegubach
obu rąk miała liczne złote bransolety, które wydawały cichy szelest gdy poruszała
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 307
dłońmi. Swoje lekko falujące włosy spięła wysoko w koński ogon. Gdy skończyła
się czesać usłyszała pukanie. To był Robert.
– O, jak ładnie się wystroiłaś na dzisiejszą kolację – powiedział oniemiały
z wrażenia.
Aurelia się tylko uśmiechała, nie wiedziała jak ma mu powiedzieć, że nie zjedzą
kolacji sami, ale zrobią to w trójkę.
– Mam dla ciebie prezent – Robert wyciągnął księgę zza pleców.
Aurelia poczuła, że ciepło przepływa przez nią całą. Była mu taka wdzięczna. Teraz żałowała, że nie poprosiła go o pomoc wcześniej. Czuła się z tym głupio.
– Jak byś tylko pozwoliła mi wcześniej sobie pomóc, to byłabyś już dawno po
tej lekturze – powiedział do niej Robert, czytając jej chyba w myślach.
Aurelia odebrała książkę z rąk Roberta i w nagrodę dała mu buziaka w policzek.
Nie otwierając księgi przyjrzała się jej okładce. Obita brązową skórą, zdobiona
srebrnymi literami. Wcześniej widziała setki takich ksiąg. Nie dziwiła się, że nie
mogła jej znaleźć. Wszystkie były takie same, różniły się tylko tytułem. Chciała ją
otworzyć, zajrzeć do środka, ale Robert ją powstrzymał.
– Najpierw kolacja – powiedział do niej trzymając ją za rękę, którą chciała
otworzyć curculmę – a później możesz sobie ją czytać ile będziesz chciała.
Aurelia trochę się skrzywiła. Tak bardzo chciała ją przeczytać, ale chyba wytrzyma
jeszcze tych parę godzin.
– Muszę cię zmartwić – powiedziała, gdy odkładała książkę na łóżko, – ale
kolację zjemy w trójkę.
Robert zrobił zdziwioną minę.
– Chodzi o to, że nie planowałam tego – Aurelia próbowała to wyjaśnić – po
prostu tak wyszło. Spotkałam dobrego znajomego, który jutro już nas opuszcza i po
prostu się wprosił. Nie gniewasz się?
– A niby dlaczego mam się gniewać? – Odpowiedział jej Robert – a kim jest
ten twój znajomy?
– To Gabriel – odpowiedziała – mówiłeś, że go znasz, więc myślę, że nie powinno nam to przeszkadzać.
Robert odchylił do góry głowę. Słowo Gabriel zrobiło na nim wielkie wrażenie.
Był lekko zdumiony tym, że Aurelia zaprosiła Archanioła do stołu właściwie
z nieznajomym, o którym praktycznie nic nie wie.
– Co masz taką minę? – Spytała Aurelia.
– Nie, nic – próbował wybrnąć z sytuacji, w jakiej się znalazł – po prostu mogłaś mnie uprzedzić, inaczej bym się ubrał – anioł wskazał swój wymiętolony strój.
308
– Myślę, że to mu nie będzie przeszkadzać. A poza tym ucieszy się, że jest tutaj ktoś, kto mi pomaga.
– Ja jednak wolę się przebrać – odparł jej Robert – w końcu to Archanioł. Pójdę założyć coś odpowiedniego.
Robert wyszedł z pokoju. Aurelia poczuła woń kolacji. Wiedziała, że za chwilę
przy stoliku zjawi się Gabriel i będzie na nią czekał. Musiała się spieszyć. Miała
nadzieję, że Robert do nich dołączy jak tylko się przebierze. Jednak przed wyjściem spojrzała na książkę przy łóżku. Ciekawość zwyciężyła. Wróciła i otworzyła
ją. Był to opis życia Emilii. Aurelia po przeczytaniu pierwszych kilku zdań była
w szoku. Księga wypadła jej z rąk. Nie chciała w to uwierzyć.
Usiadła na łóżku. Jak to? Dlaczego? Schowała twarz w dłoniach. Zaczęła rozumieć. Wstała i zbiegła na dół. Chciała krzyczeć, wyrzucić wszystko Gabrielowi.
Przecież on o wszystkim musiał wiedzieć i ani razu nic jej nie powiedział. Wbiegła
do wielkiej jadalni. Przy stole siedział Archanioł. Gdy tylko ją zobaczył wstał, ale
minę miał nietęgą. Zrozumiał, że Aurelia jest wściekła. Z kolei ona była zła, że nie
wzięła ze sobą księgi. Miałaby teraz czym w niego rzucić. Dopadła do niego
wściekła, aż piana szła jej z ust.
– Jak mogłeś? – Krzyknęła.
– Co mogłem. O co ci chodzi? – Odparł pytająco Gabriel.
– O to, że przeczytałam curculmę Emilii. Co ty na to? – Odpowiedziała mu
z wyrzutem.
Archanioł zamilkł. Stał i się nie odzywał. Nawet nie wykonywał zbędnych ruchów
ciałem. Przyglądał się tylko łzom spływającym Aurelii po policzkach. Po chwili
usiadł i wytarł usta serwetką.
– Nie sądziłem, że znalezienie jej tutaj zajmie ci tak mało czasu – Gabriel
wskazał jej, aby usiadł przy stole.
– Nie rób fochów – powiedział, gdy ona nie chciała usiąść – nic tym nie
zdziałasz. Proszę usiądź.
Dopiero teraz Aurelia usiadła.
– Musisz być desperacko zdolna skoro znalazłaś ją tak szybko – powiedział
Archanioł, gdy już oboje siedzieli naprzeciwko siebie – rozumiem, że znasz już
wszystkie tajniki tutejszych bibliotek?
– Nie – Aurelia pokiwała przecząco głową – ktoś mi pomógł. I to on okazuje
się być mi przyjacielem, a nie ten który zapewnił mi bezpieczeństwo.
– To nie tak – Gabriel próbował złapać ją za dłonie, ale Aurelia mu nie pozwowww.sagaprzebudzenie.pl
Strona 309
liła.
Archanioł wiedział, że nie ma sensu tłumaczyć jej teraz co kierowało nim by to
ukryć. Postanowił podejść do niej inną drogą.
– A jak się nazywa ten twój przyjaciel? – Spytał Gabriel, gdy nalewał im obojgu wina.
– Niedługo go poznasz – Aurelia już z uśmiechem na twarzy wskazała postać,
która kierowała się ku nim. – Ma na imię Robert.
To był on, ubrany w taki sam strój co Gabriel. Schludny i olśniewający bielą. Gabriel nie mógł go wcześniej zauważyć, ponieważ szedł od strony jego pleców. Dopiero ruch ręką Aurelii spowodował, że się odwrócił. Od razu wstał wylewając wino na obrus i swoje ubranie. Plamy nie wyrządziły jednak większej szkody na szacie Archanioła. Zniknęły po paru sekundach. Ale wrażenie zdziwienia nie zniknęło
z jego twarzy. Aurelia pierwszy raz widziała tak zaskoczonego Archanioła.
– Witam – powiedział Robert stając za Aurelią lekceważąc zupełnie jej towarzysza przy stole.
Gabriel nie mógł oderwać wzroku od postaci w bieli. Co chwilę patrzył to na niego
to na nią. Czy ona wiedziała kim jest jej nowy przyjaciel? Robert stanął za Aurelią
i dopiero teraz z uśmiechem na twarzy spojrzał na Gabriela
– Co ty tutaj robisz? – Gabriel rozejrzał się po całej sali by znaleźć winnego,
który mu nic nie przekazał.
– Wróciłem braciszku – odpowiedział Robert trzymając ręce na barkach Aurelii.
Po tych słowach Aurelia chciała wstać, ale mocny uścisk jej przyjaciela ją powstrzymał. Poczuła się jak by była w kleszczach, osaczona dodatkowo przez wilki.
Tak naprawdę nie wiedziała, co się dzieje.
– Puść ją – nakazał mu Gabriel – proszę cię Rafaelu, puść ją!
– Jak sobie życzysz.
Robert, a właściwie Rafael puścił Aurelię, która od razu przesunęła się na koniec
ławki masując sobie barki.
– Możesz odejść – Gabriel zwrócił się w kierunku Aurelii.
– Zostań – powiedział Rafael patrząc na nią słodko – przecież ta cała sprawa
dotyczy i jej.
– Naszą kłótnie nazwiesz jej sprawą? – Spytał się Gabriel.
– Ale kim jesteś? – Wtrąciła się Aurelia.
– To jest Rafael – odpowiedział jej Gabriel – jeden z Archaniołów, który od
wieków włóczy się po tej krainie oraz ziemskich pastwiskach. To jest mój najmłod310
szy brat.
Archanioł skłonił się głową zupełnie tak jakby chciał się elegancko zaprezentować.
– Tak, tak droga Aurelio – mówił dalej Gabriel – widzę, że on też nie powiedział ci wszystkiego.
– O wybacz – odpowiedział urażony Rafael – ja jej pomogłem. I zrobiłbym to
wcześniej gdyby mi pozwoliła.
– Teraz rozumiem, czemu puścili mnie z tobą bez słowa. Wystarczyło pokazać
swoją twarz a wszyscy w tym domu przed tobą uciekali – powiedziała Aurelia –
nie rozumiem tylko, czemu się przede mną ukrywałeś? Robercie, skąd wziąłeś to
imię?
– To proste – odpowiedział jej. – Pojawiliśmy się tutaj mniej więcej w tym
samym czasie. Pierwsze co usłyszałem to to, że przybył tutaj jakiś mieszaniec na
polecenie Gabriela. Wtedy zapragnąłem cię poznać, oczywiście incognito. Zobaczyć czy warto. To wszystko co uczyniłem dla ciebie zrobiłem tylko w jednym celu. A mianowicie strasznie mi się podobałaś. Nie tylko fizycznie, ale i mentalnie.
Jesteś cudowną kobietą.
Rafael napił się wina.
– Ale kiedy przeczytałem tę księgę, o którą prosiłaś to zrozumiałem, że cię nie
zdobędę. Nie jako wolną kobietę – dokończył i usiadł przy stole.
– To co teraz? – Powiedziała Aurelia. – Za dobry uczynek odpłacić mam ci
wskakując do twojego łóżka?
Słowa Aurelii zabolały Rafaela. Nie o to mu chodziło. Został chyba źle zrozumiany.
– Oj, uwierz mi – powiedział do niej ze znaczącym uśmiechem – pragnąłbym
tego, ale jest to niemożliwe. Nie po tym, co przeczytałem. Nie bawi mnie jednostronna rozkosz. To jest zbyt prostackie jak dla mnie.
– Uspokójcie się, nie zapominajcie, że ja tu dalej jestem! – Krzyknął Gabriel –
Skoro jesteśmy tu już razem to porozmawiajmy. Najlepiej spokojnie.
– O czym? – Spytała z ironią Aurelia – nie jesteście lepsi od Cherubinów. Liczy się tylko wasz interes. Ale nie pozwolę wam zrobić nic więcej. Nawet kosztem
mojej śmierci.
Aurelia wstała oburzona od stołu. Zrozumiała, że jest tylko narzędziem, pionkiem
w rękach Archaniołów. Uwierzyła Gabrielowi, najwidoczniej za bardzo. Ale teraz
doskonale zdawała sobie sprawę, że to dzięki jego knowaniom musiała rozstać się
z Jonatanem.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 311
– Dzisiaj jadę do Jahwe i muszę się spotkać z Jonatanem – dokończyła wściekła.
– To jest niemożliwe – powiedział jej Gabriel – musisz dotrzymać warunków
umowy, jaką zawarliśmy tamtego wieczoru. Przypomnieć ci?
– Ja muszę porozmawiać z Jonatanem póki nie będzie za późno! – Krzyknęła
Aurelia. – Nasza umowa nie jest już ważna skoro jedna ze stron nie potrafi powiedzieć prawdy.
– Ale nikt cię też nie okłamał – powiedział uśmiechnięty Gabriel.
Mina Archanioła ją rozwścieczyła, poczuła się jakby dostała w twarz. Chciała
uciec, ale Rafael w porę ją chwycił. Nie miała siły by długo walczyć. Szarpała się
i gryzła, ale nie robiło to większego wrażenia na Archaniołach. Po chwili stała
unieruchomiona przez Rafaela i patrzyła z wyrzutami na Gabriela.
– Czy ty wiesz, co oni mogą sobie zrobić nawzajem – powiedziała błagalnym
głosem – mogą się pozabijać. Pozwól mi wrócić i z nimi porozmawiać. Powstrzymać ich. Wyjaśnić! – Ostatnie słowa mówiła już z płaczem. – Ja muszę z nim porozmawiać, wybaczyć!
Rafael puścił płaczącą Aurelię, która upadłą na kolana i zaczęła gwałtownie szlochać. Wystarczyło tych parę zdań z curculmy Emilii by ponownie oddać serce ukochanemu Jonatanowi. Ale w głębi serca czułą, że zagubiła się. Wiedziała, że jeżeli
nie zrobi niczego w ciągu najbliższych kilku dni to straci któregoś z nich albo co
gorsza, obu naraz. Agar i Jonatan, kiedyś najlepsi przyjaciele teraz wrogowie. Pałający do siebie nienawiścią właśnie przez nią. Tylko, że ona już to wszystko rozumie. Jonatan nie mógł postąpić inaczej.
– Co z nią zrobimy? – Spytał Rafael.
Gabriel mu nie odpowiedział tylko złapał Aurelię za szyję w ten sposób, że ta momentalnie zemdlała. Ruchem ręki wezwał kilku pomniejszych aniołów, którzy
przyglądali się tej scenie z ukrycia. Nakazał im zabrać ją do pokoju i trzymać pod
kluczem.
– To w końcu może zjemy tę kolację – powiedział wściekły na brata Gabriel
i ruchem ręki wskazał Rafaelowi miejsce przy stole – witaj w domu braciszku. Na
długo wróciłeś?
– Ptaki śpiewają, że Archanioł Gabriel chce wrócić na tron Jehowy. Więc
przybyłem – odparł mu Rafael – poza tym słyszałem, że niedługo wróci Uriel.
– To też słyszałeś od ptaszków? – Gabriel miał wyraz twarzy surowego nauczyciela. – Źle ci było na ziemi? Wzywałem Michała, a pojawił się ten co nawet
miecza nie potrafi trzymać. Jeszcze psujesz mi plany myśląc tym, co masz
312
w spodniach. Kiedy ty się zmienisz?
Archanioł Rafael się tylko uśmiechnął, słowa jego brata go zabolały ale się nie
obraził. Niepokoiło go tylko to, jak postąpił z Aurelią. To nie był Archanioł, którego pamiętał z dawnych lat.
– Co z nią zrobisz? – Spytał, gdy opróżnili kielich wina.
– Nic. Pozostanie tu w mieście do czasu zaćmienia. Później ją puszczę. Niech
wraca gdzie chce.
– A co z jej hańbą? – Rafał wskazał ruchem ręki jej znamię pod twarzą.
– Jeżeli wszystko ułoży się tak jak zaplanowałem. To odzyska to, co straciła. A
i może jeszcze więcej. A tobie też muszę pogratulować. Ładnie mnie podszedłeś.
– Nie rozumiem – odpowiedział mu Rafał.
– Aurelia – podpowiedział Gabriel.
– Uwierz mi. To był zwykły przypadek. Chciałem cię zaskoczyć, to fakt. Ale
ona naprawdę mi się tylko podoba.
Gabriel nie chciał wierzyć w jego słowa. Wzniósł kielich do góry.
– Napijmy się bracie – powiedział – za twój bezpieczny powrót do domu.
Mam nadzieję, że zostaniesz dłużej. I mam nadzieję, że nie będziesz się wtrącał
nieproszony. Ta zabawa nie jest dla młodych, naiwnych chłopców.
Stuknęli się kielichami i wypili jego zawartość jednym duszkiem.
– Opowiadaj, co tam u ciebie. Nie było cię wieki, więc racz mnie opowieściami o swoich podbojach miłosnych – powiedział Gabriel i urwał całą nogę
z pieczonego kurczaka.
PIERWORÓDZTWO
Emilia nie mogła doczekać się wspólnego wyjazdu z Jonatanem. Chodziła
w kółko po całej osadzie. Nie wiedziała co ma z sobą zrobić. Nie reagowała nawet
na upomnienia Kariny, która obserwowała ją z tarasu. Chciałaby z kimś porozmawiać ale nie wiedziała o czym. Jedyny temat jaki przychodził jej do głowy to Jonatan, ale wszyscy mieli już tego serdecznie dość. Klemens z rana się gdzieś ukrył.
Emilia podejrzewała, że gdzieś się spił wczorajszej nocy i leży nieświadomy dnia.
Krążyła niespokojnie po osadzie; to przesiedziała trochę w jadalni, to trochę
w swoim domku. Przez jakiś czas leżała na tarasie. Czas jej się dłużył okropnie.
Nawet Jonatana nie spotkała ani razu. Ale wiedziała, że śpi. Zasłony w jego sankwww.sagaprzebudzenie.pl
Strona 313
tuarium były zasłonięte. Gdy siedziała w ogrodzie poza osadą, doszły ją słuchy, że
Jonatan już wstał. Wróciła czym prędzej i ujrzała go moczącego głowę
w fontannie. Zarzucił głową do tyłu, a woda zaczęła mu spływać po plecach
i ramionach. Kropelki błyszczały w słońcu i powoli spływały po jego umięśnionej
sylwetce. Jego mokre ciało prosiło się o to by je dotknąć. Emilia poczuła jak robi
się jej ciepło w środku.
– Witaj – powiedziała, gdy podeszła go od tyłu.
– Witaj – odpowiedział jej odwracając się do niej.
Dopiero teraz w pełni mogła podziwiać jego ciało. Gdyby nie to, że trzyma się
krzyża na placu już dawno osunęłaby się na ziemię. Jego ramiona, tors a przede
wszystkim brzuch były jednym, pięknie zdobionym mięśniem. Całe ciało wyglądało jakby było stworzone tylko do jednego celu. Do podziwiania. Przez chwilę jej
wzrok zjechał i zatrzymał się w miejscu pod paskiem spodni. Jej wyobraźnia jednak aż tak daleko nie sięgała. Zrobiła się czerwona. Jonatan podszedł do ławki by
wziąć ręcznik.
– Już po śniadaniu? – Zapytał wycierając ręcznikiem włosy.
– Śniadanie jedliśmy już dawno temu. Niedługo będzie pora obiadu – powiedziała mu przechodząc przed krzyż i opierając się o niego plecami.
Stali teraz od siebie jakieś dwa metry.
– Wybacz mi, że nie uczestniczyłem w porannym posiłku, ale byłem zmęczony i spałem cały czas – Jonatan zbliżył się do niej jeszcze bliżej.
Emilia uciekła za krzyż. Musiała, inaczej rzuciłaby się na Jonatana i zaczęła go
gwałtownie całować. Anioł skwitował jej posunięcie uśmiechem.
– Nic się nie stało. Wiem, że spałeś – powiedziała z uśmiechem – i pewnie
jesteś głodny?
– Właściwie to nie za bardzo – odpowiedział jej – prędzej chce mi się pić.
Podszedł i napił się wody z fontanny. Sposób, w jaki to robił doprowadzał Emilię
do rozkoszy. Pobiegła i przyniosła mu po chwili dzban soku ze świeżo wyciśniętych owoców. Jonatan wypił to, ale lekko się skrzywił. Mówiąc chce mi się pić,
miał na myśli wino.
– Dziękuję – wyszeptał i oddał jej pusty dzban – myślę, że jak się wysuszę to
moglibyśmy udać się tam gdzie ci wczoraj mówiłem.
Emilia na te słowa uśmiechnęła się szerzej.
– Jedzie się tam troszkę dłużej, więc nie marnujmy czasu – mówił dalej –
chciałbym tam być pod wieczór. No chyba, że masz inne plany?
– Nie. – Odpowiedziała stanowczo Emilia.
314
– Nie mam – dokończyła już spokojniej – nawet przyrządziłam coś na drogę.
Jonatan wydał dźwięk podziwu. Tego się nie spodziewał. Dziewczyna przygotowała coś na drogę. Miał tylko nadzieję, że znajdzie się tam trochę wina. To, które potrafił robić z wody miało tylko smak wina, a on potrzebował ogromnej dawki rozluźnienia.
– Kosz pełen jedzenia i trochę wina Klemensowego. Tak dla ogrzania jakby
było zimno – dodała Emilia.
– No pięknie – odparł uradowany Jonatan – tego się nie spodziewałem. Wydam tylko kilka poleceń Klemensowi i za jakąś godzinkę wyruszmy. Idź wybrać
sobie konia na podróż.
Ostatnie słowa wypowiedziane przez niego były uprzejmą prośbą.
– Z Klemensem może być problem – powiedziała Emilia – pewnie popił
w nocy i gdzieś się zaszył. To nie moje przypuszczenia. Tak Karina mi powiedziała
rano – od razu starała się wytłumaczyć.
– Już idę do stajni. Wybiorę sobie konia – dokończyła pospiesznie widząc
uśmiechniętą minę swojego anioła.
– Ja go znajdę – odpowiedział z uśmiechem Jonatan.
Nie sądził żeby wino było przyczyną chwilowego zniknięcia Klemensa. Znał go
dobrze i wiedział gdzie go szukać. Właściwie nie musiał z nim rozmawiać, wszystko, co miał mu przekazać, powiedział przed rankiem, gdy razem siedzieli
w sanktuarium. Innym musiał powiedzieć, co mają robić. Zaczął od Kariny, która
obserwowała całą sytuację z tarasu.
W tym samy czasie Emilia w stodole wybierała sobie konia. Cały tydzień ćwiczyła konną jazdę. Wybrała kasztanowatą klacz, na której ostatnio uczyła się jeździć. Potrafiła ją już przygotować samodzielnie do jazdy. Zajęło jej to trochę czasu,
ale wykonała to perfekcyjnie. Była zadowolona sama z siebie. Kiedy ona kończyła, Karina zaczęła przygotowywać konia Jonatana. Bez słowa, nawet na nią nie
spojrzała. Była wielce obrażona. Emilia chciała dowiedzieć się, co odpowiada za
ten stan rzeczy, ale postanowiła się nie odzywać. Nie chciała psuć sobie humoru.
Wychodząc tylko ze stajni powiedziała w stronę Kariny:
– Życz mi powodzenia.
Dopiero teraz na twarzy Kariny pojawił się uśmiech. Może tylko nie widziała Emilii w stodole. W końcu dzieliły je cztery boksy. Emilia udała się z koniem na zewnątrz. Przywiązała go do jednego ze słupków przy jadalni i udała się do środka
po kosz i wino. Wróciła i zostawiła je przy koniu. Udała się jeszcze do swojego
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 315
domku by się przebrać w wygodniejsze ciuchy. Tyle razy podczas nauki jazdy na
koniu mówiono jej, że jedwab jest najgorszy na przejażdżki konne. Najlepsze są
rzeczy z bawełny lub skóry. Piękno trzeba było zastąpić wygodą. Ubrała się
w bawełniane lekkie spodnie i błękitną koszulę. Na wszystko zarzuciła skórzany
płaszcz, który był lekki jak piórko. Gdy zeszła na dół stał już tam Jonatan ze swoim wierzchowcem.
– Zapakowani? Więc możemy ruszać – powiedział i podłożył Emilii dłonie
by łatwiej jej się wsiadało.
Ona jednak z tego nie skorzystała. Chciała pokazać, czego się nauczyła. Wykonując dwa płynne ruchy i wykorzystując słupek obok swej klaczy siedziała już
w siodle. Jonatan skwitował to gwizdem podziwu i rzucił jej kapelusz. Teraz przypominali raczej kowbojów niż pielgrzymów, którymi byli na początku. Szybkim
galopem pomknęli w kierunku, który wyznaczał Jonatan. Była to wędrówka dość
szybka, żadne z nich nie chciało zwolnić. Pędzili przed siebie. Jak tylko ona doganiała Jonatana ten szybko zmieniał kierunek jazdy, co powodowało zwolnienie
przez Emilię. Wykorzystywał fakt, że nie znała trasy. I tak kilka razy, kiedy Emilia
nabrała już pędu, Jonatan zmieniał kierunek trasy, bo nie chciał być wyprzedzonym. Po blisko dwugodzinnej jeździe stanęli przed wystającymi skałami. To pośród nich znajdowały się gorące źródła. Jonatan zeskoczył z konia.
– Dalej pójdziemy pieszo – powiedział – poprowadzę nasze konie.
Jonatan chwycił w jedną rękę dwie uzdy i zaczął przeciskać się miedzy skałami.
Emilia szła tuż za nim. Podziwiała kamienne bloki wystające z ziemi. Po chwili
wyszli na większą przestrzeń. Wszystko wyglądało jak jeden wielki kamieniołom
zalany wodą. Skały otaczające go wyglądały groźnie, były jak sztylety wystające
z ziemi. W niektórych miejscach widać było naturalne występy. Jeden
w szczególności wydawał jej się piękny. Wystawał najbardziej i wyglądał jak naturalna trampolina osadzona nad wodą. Zatrzymali się w miejscu, z którego roztaczał
się chyba najpiękniejszy widok. Emilia rozpakowała koszyk, a Jonatan rozłożył na
miękkiej trawie duży koc. Nagle rozpoczął się przedziwny, lecz cudowny spektakl.
Krople wody zaczęły unosić się do góry. Zachwycona Emilia obserwowała
z zachwytem jak dość duże krople wznosiły się ku niebu. Zupełnie jakby deszcz
padał z dołu do góry. Jonatan tylko uśmiechnął się, widząc minę swojej towarzyszki.
– To dopiero początek – powiedział do niej.
– Popatrz – szepnął jeszcze ciszej i objął ją od tyłu.
Po przeciwnej stronie woda zaczęła się burzyć. Zupełnie jakby powstawały na niej
316
ogromne fale. Jonatan przysunął Emilię bliżej krawędzi.
– Nie bój się – szepnął jej do ucha.
Wtuliła się w ciało Jonatana. Nie czuła strachu. Już raz mu zaufała. Woda przed nią
tworzyła zupełnie nieznane jej wzory na tafli. Wyglądała tak jakby żyła. Jej taniec
próbował im coś przekazać. Czuła się jak na spektaklu teatralnym. Wszystko było
takie piękne. Nagle woda zebrała się w jeden wielki strumyk i szybkim ruchem
przeskoczyła przez skały po przeciwnej stronie. Emilia mogła ujrzeć jak niecka
opróżniła się w połowie. Po chwili jednak na wodzie zaczęły pojawiać się pęcherzyki powietrza. Woda unosiła się powoli do góry by w pewnym momencie wybuchnąć jak gejzer ochlapując ich całych. Emilia przestraszyła się i wtuliła swoją
twarz w tors Jonatana.
– Chodź na koc – powiedział do niej – wyschniemy trochę.
Emilia dopiero teraz zauważyła, że jest cała przemoczona. Udała się z Jonatanem.
Usiadła na kocu i zaczęła wycierać włosy bluzką, którą musiała zdjąć. Pod spodem
została jej podkoszulka, która tak naprawdę nie zasłaniała zbyt wiele. Widziała, że
Jonatan obserwuje jej piersi, które falowały z każdym jej ruchem.
– Podczas zachodu – odezwał się Jonatan – będzie jeszcze piękniej. Gra świateł i wodne fontanny są stworzone dla siebie. Mam nadzieję, że ci się spodoba.
Emilia się uśmiechała.
– A co będziemy robić do tej pory? – Spytała patrząc mu prosto w oczy.
– Zachód słońca już niedługo. Widać nawet koronę księżyca – Jonatan wskazał jej wyłaniający się u góry ledwo widoczny rogal, – więc myślę, że możemy
skosztować tego, co przyrządziłaś.
Anioł domyślał się, o co chodziło Emilii. Wiedział, że miała ochotę na coś więcej
niż rozmowę. Zauważył, że jest podniecona. Tyle razy obserwował to zachowanie
u Aurelii. Jednakże on zaplanował dla niej niespodziankę na wieczór i nie chciał za
bardzo zmieniać planów. Pewnie mógłby na tym skorzystać, ale nie o zaspokojenie
swoich fizycznych potrzeb w tej chwili mu chodziło. Czekał na wieczór. Na grę
świateł nad wodą. Miał tylko nadzieję, że nikt im wtedy nie przeszkodzi.
Przez chwilę, gdy jedli i pili, wyglądali jak dwoje zakochanych, którzy znają
się od lat i jedno wie, co pragnie drugie. Co chwilę się śmiali, dotykali, ale do niczego więcej nie dochodziło. Słońce właściwie już zachodziło. Władzę nad światłem przejmował księżyc, otaczająca ich barwa przechodziła ze złota w srebro. Jonatan wstał i wyciągnął rękę do Emilii.
– Chodź – powiedział – niedługo się zacznie.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 317
Emilia wstała. Jonatan podał jej koszulę, ale ona z niej nie skorzystała. Wieczór był
ciepły i bardzo przyjemny. Udali się z powrotem nad wodę. Tym razem stanęli nad
większym występem. Dopiero teraz Emilia mogła zobaczyć piękno tego miejsca.
Te wszystkie krople wchłaniane przez górę mieniły się teraz wszystkimi kolorami
tęczy. Na srebrnym tle dawało to niesamowity efekt. Tam gdzie woda robiła jakiekolwiek większe ruchy, pojawiała się barwa. Raz fiolet, raz pomarańcz. Wszystko
było tak zharmonizowane jakby zarządzał tym teraz jakiś dyrygent. Kolory na wodzie pojawiały się w rytm muzyki, którą wydawał wiatr wiejący między skalnymi
blokami, które mijali po drodze. Im mniej pozostawało słonecznych promieni, tym
bardziej robiło się srebrzyście dookoła. Księżyc i gwiazdy robiły się coraz jaśniejsze, zupełnie tak jakby była wśród nich. Wszystko powiła prześwitująca mgła.
Czuła się jak na wysepce pośród gwiazdozbioru. Z tyłu, za nią ogarniała ją srebrzysta pustka, pod nią tańczyły wodne kolory, nad nią unosiły się tysiące gwiazd
i księżyc. Wszystkiego dopełniał ciepły dotyk Jonatana. Emilia czuła jak całe jego
ciepło rozpływa się po niej. Wiedziała, że po takim spektaklu będą musieli zrobić
tylko jedno. Nigdy nie przeżyła nic bardziej romantycznego, nigdy nie marzyła
o czymś innym. Gdyby takie coś istniało na ziemi, byłoby spełnieniem marzeń, to
tam człowiek chciałby się rodzić i umierać. To tutaj chciała spędzić całe swoje życie. Gdy się tak rozpłynęła w marzeniach i ciepłym dotyku Jonatana jej oczom
ukazała się twarz z wodnych kropel. Czuła się tak jakby ujrzała Boga. Widziała
uśmiech na wodnym obliczu. Nim cokolwiek powiedziała poczuła ból. Zupełnie
tak jakby ktoś wbił jej w kark coś ostrego. Czuła to od szyi po samą łopatkę. Zrobiło jej się zimno i srebrzyście przed oczami. Nie czuła już dotyku swojego ukochanego, całe piękno tego miejsca zniknęło. Widziała tylko księżyc odbijający się
w tafli wody. Po chwili pojawił się przed nią Jonatan. Nie mając siły, kobieta uklękła na jedno kolano, a po chwili klęczała już na obu.
– Co się ze mną dzieje? – Spytała Emilia patrząc na twarz Jonatana.
Nie czuła już nic, żadnego bólu, żadnego strachu. Zupełnie tak jakby zawisła
w powietrzu. Jonatan uciekał od niej wzrokiem. Wyciągnął drugi sztylet i pokazał
go Emilii. Zauważyła na nim jakieś tajemnicze znaki i poczuła, ale już bez bólu
drugie ukłucie, dokładnie tak samo jak wcześniej tylko po przeciwnej stronie karku. To Jonatan wbił jej sztylet w szyję tak by dotarł do drugiej łopatki.
– Dlaczego? – Wyszeptała, a łzy ciekły jej po policzku.
Nie usłyszała odpowiedzi, Jonatan kucnął tylko przed nią i popatrzył jej prosto
w oczy. Poprawił kosmyki jej włosów, które opadały jej na ramiona, pocałował
w czoło.
318
– Tak bardzo cię kocham – wydukała.
– Ja ciebie też – odpowiedział Jonatan – matko.
Ostatnie słowo wypowiedziane przez anioła było jak igła wbijające się w jej serce.
Emilia zrobiła wielkie oczy. Przez chwilę nie wiedziała, o co chodzi aniołowi, ale
im dłużej przyglądała się jego oczom tym bardziej rozumiała sens jego słów. Tyle
razy je widziała, ale dopiero teraz je rozpoznała. To były jej oczy.
– Tak mamo – odpowiedział spokojnie Jonatan gdy zauważył uśmiech na twarzy Emilii – jestem twoim synem. A raczej tym kim zostaje nienarodzone dziecko
gdy jego własna matka z nieprzymuszonej woli postanawia je uśmiercić. Zabiłaś
mnie nim naprawdę zacząłem żyć.
Emilia opuściła głowę na dół. Nie miała odwagi patrzeć dłużej mu w oczy. Nawet
jej uśmiech zniknął z twarzy. To wszystko, co do niego czuła było prawdziwe.
Zawsze zastanawiała się, czemu od razu się w nim zakochała, teraz już wiedziała.
Czasami w zakonie zastanawiała się, kim byłoby jej dziecko. Dlaczego nie walczyła o nie. Tak bardzo żałowała tej decyzji. Wyobrażając sobie przed oczami małego
Jonatana, zaczęła ponownie się uśmiechać. Nie bała się, była gotowa na karę. Zawsze wiedziała, że to ją kiedyś spotka. Zapomniała o tym trafiając tutaj po śmierci,
ale wcześniej był przekonana o swojej karze. Teraz tylko cieszyła się, że ma syna.
Tylko co teraz z nią będzie? Widziała jak krople łez spływające jej po twarzy
i uderzające o kamień przed nią, stawały się coraz bardziej czerwone. To nie były
już łzy, to była jej krew. Tak mi przykro – myślała. Czuła jak ogarnia ją panika,
uświadomiła sobie, że to wszystko było przez Jonatana zaplanowane, tylko nie
wiedziała w jakim celu. Boże, ja umieram! – myślała cała dygocąc. Pozwól mi go
dotknąć – błagała w myślach Boga o dotyk, ale nie mogła ruszyć ręką – ten jedyny
raz. Pozwól dotknąć mi syna. Nawet powieki przestały u niej mrugać. Jej oddech
stawał się coraz bardziej płytki, zaczęła charczeć i pluć krwią. Jak przez mgłę widziała twarz anioła, widziała, że coś do niej mówił, ale jego głos dochodził do niej
jakby z oddali. Nie wybaczył mi, nie wybaczył – myślała bezładnie. Jej ciałem targały przedśmiertne drgawki, z ust popłynęła cienka stróżka krwi. Spuściła oczy,
które coraz bardziej zachodziły jej mgłą.
– Jestem tym, którego porzuciłaś, nie dając mu szansy dołączyć do Ojca
w niebie – tym razem głos anioła grzmiał złowróżbnie. – Tym, którego nie kochałaś za życia, by pokochać po śmierci.
– Lecz tym razem to już koniec matko – Jonatan wypowiedział te słowa nad
wyraz spokojnie – teraz zabieram to, co moje.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 319
Szarpnięciem ściągnął jej naszyjnik, który jej podarował.
– To od twojej babci – Jonatan pokazał jej zerwany naszyjnik i wrzucił go do
wody.
Stanął za Emilią w lekkim rozkroku. Położył dłonie na dwóch sztyletach wbitych
w jej kark. Rozkoszował się jeszcze chwilę jej szlochaniem i wbiwszy je do końca
wyciągnął oba do góry. Usłyszał jeszcze tylko ostatnie tchnienie Emilii
i kopnąwszy ją przed siebie pozwolił jej umrzeć.
To co zrobił nazywane jest pierworództwem anioła. Każdy, który zginął
w łonie matki lub nie dożył swoich 10 urodzin na ziemi, prawem Ojca stawał się
aniołem. Jeżeli na ziemi był odrzucony przez matkę mógł po jej śmierci zemścić
się na niej. Nie było jeszcze anioła, który pozwoliłby takiej matce żyć tutaj. Robiono to jednak tylko pod całkowitą kontrolą Betel. Takie matki budziły się na ołtarzu
i to tam podrzynano im gardło. Gdy wykrwawiały się na śmierć, były uświadamiane kto im to robi. Po wszystkim budziły się w okowach Samuela by dopełnić woli
Ojca. Ich krew była przekazywana do Babilonu, to nią Ojciec karmił smoki. Nie
mogła pozostać w rękach jakiekolwiek anioła, krew własnej matki byłaby zbyt potężną bronią, by mogła istnieć wśród nich. To co teraz zrobił anioł było złamaniem
praw Ojca ale nie bał się, zrobił to na polecenie samego Archanioła Gabriela. Sztylety, które wbił jej Jonatan w kark były specjalnie wyżłobione, aby wybrać jak
najwięcej krwi. To, co jej spływało z policzków było wiadomością dla Ojca. Ofiarą
dla niego, za to o co prosił jej syn.
Jonatan jeszcze przyglądał się przez chwilę jak ciało jego matki miesza się ze
skałą. W końcu znikło, zupełnie tak jak ciała odrzuconych. Mógł pozwolić odrodzić się jej ponownie. Wystarczyło, aby trochę krwi z jego życzeniem wrzucił do
gorących źródeł, ale nie chciał tego. Nie chciał już nigdy mieć z nią do czynienia.
Tyle razy czytał jej curculmę, tyle razy obserwował ją na ziemi i widział, że żałuje,
ale nie wybaczył. Nie potrafił. Nawet to, że oddała się Bogu nie znaczyło dla niego
nic. On stracił zbyt wiele nie dostając nawet szansy. Nigdy nie mógłby być równy
ludzkim istotom, zasiadającym w domu Ojca. Tego nie mógł wybaczyć. Każdy
anioł kiedyś spotka się ze swoją matką. Wtedy może być jak Agar, pełen współczucia i miłości wobec niej lub skorzystać z prawa pierworództwa.
Po wszystkim konia Emilii wypuścił wolno w nagrodę za to, że się tak męczył
z morderczynią. Odjeżdżając myślał o tym, co stracił. O Aurelii i Agarze. Byli jak
on. Bez prawa do życia na ziemi, mogli tylko tam uciec ale nigdy nie będą jej prawowitymi mieszkańcami, zawsze będą tam obcy. Coraz bardziej nienawidził ludzi
za to, co potrafią zrobić sami sobie. Z ich trójki tylko Agar przyjął swoje powołanie
320
spokojnie. Uważał to za misję od Boga. Urodził się martwy, uduszony własną pępowiną. Ale jego matka go kochała. Potrafiła go odwiedzać, a jej modlitwa w jego
intencji docierała do Betel, wystarczyło wejść do odpowiedniego pomieszczenia,
by ją usłyszeć. Gdy jego matka przeszła na tę stronę, Agar powitał ją z kwiatami.
Do tej pory co jakiś czas odwiedza ją po stronie Ojca, by nacieszyć się tym, co
stracili na ziemi. Ich ziemscy Ojcowie się nie liczyli. Anioł ma innego Ojca. Ten,
który dał mu nowe, wieczne życie.
Jonatan uśmiechnął się, wskakując na konia. Teraz zostali tylko rodzice Aurelii. Jonatan poprzysiągł, że zrobi wszystko by jej pomóc. Zbliżały się wydarzenia
w Świątyni Natana. Teraz nie ujrzy już Aurelii, nie będzie miał czasu tłumaczyć się
jej. Zostawił tylko list, w którym zawarł wszystko, co niezbędne, ale czy mu wybaczy? – Nie liczył na to. Gdyby wyjawił im wcześniej, kim jest dla niego Emilia,
straciłby szansę na wolność dla Aurelii. Straciłby wszystko. Wystarczyło, by Cherubini się o niej dowiedzieli i Jonatan nie stałby w tym miejscu co teraz, a jego
wrogowie posiadali by teraz potężną broń. A byli tak blisko. Posłuchał Gabriela,
wolał nie mówić o tym nawet najbliższym. Teraz tego żałował. Mknął w ciemność
oświetlaną jedynie przez światło bijące z gwiazd i księżyca. Teraz było już po
wszystkim. Może być sobą. Niedługo spotka się z Agarem. Może on go w końcu
zrozumie. Sprawdził czy sztylety ma za pasem i ścisnął mocniej boki swojego rumaka. Wiedział, że to co zabrał matce może okazać się zbawienne dla Uriela.
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 321
Archaniołowie Uriel, Rafael, Raguel, Michał, Saraquel, Gabriel, Remiel.
Jahwe – miasto w Meadrze, do którego sprowadza się prokur.
Jonatan – anioł przeprowadzający Emilie.
Jonatar – osada Jonatna.
Prekur – dusza przechodząca po śmierci.
Rab – Mieszkaniec osady aniołów. Dusza, która została do oczyszczenia.
Świątynia Kafcjela – stara świątyni leżąca między Jonatarem a górami Strater.
Stratery – góry, które są siedzibą samego Samuela.
Lilith – pierwsza oblubienica Samuela.
Douma – pobratymiec Samuela, książę piekieł.
Culcurmy – księgi z opisem życia na ziemi poszczególnych rabów, życie po śmierci nie jest zapisywane.
Betel – miejsce gdzie osądza się prekura.
Meadra – cała kraina, w której leży Jahwe, Jonatar.
Fajsos – pierwszy przyboczny Gabriela.
Agar – przyjaciel Jonatana z dzieciństwa.
Aurelia – ukochana Jonatana.
Tobiasz – rab u Aurelii.
Gardiasz – oprawca Aurelii, Cherubin.
Amadeusz – sędzia Emilii.
Patrycjusz – rab Agara.
322
Świątynia Natana – miejsce, w którym Uriel ma wyrzec się boga
Odrzuceni – dusze złych ludzi.
Upadli, Wyklęci – aniołowie którzy przeszli na stronę Samuela.
Beal – przyjaciel z targu Aurelii
Gorące źródła, Arteny – miejsce chrztu anioła.
Barbara – wyciągnęła pomocną rękę do Aurelii.
Culebra – jeden z narkotyków.
Jerycho – drugie miasto w Meadrze.
Kajr – jeden z najważniejszych Cherubinów.
Rikbiel,Ofaniel, Zofiel – trójka najpotężniejszych Cherubinów, bliscy bracia Samuela.
Eryk – Cherubin który okaleczył Agara.
Batrarz – smok Lilith.
Nous – wylęgarnia aniołów, to tam się rodzą.
Książęta ciemności Nasragiel, Douma, Leviathan, Murmur, Nithael, upadły Archanioł Sarfael.
Marvel – ojciec Aureli – jeden z ważniejszych Metatronów.
Karo – oblubienica Agara.
Sakrum – polana Jonatana i Aurelii.
Sanktuarium – dom, w którym mieszka anioł.
Pod kogutem– oberża, w której zatrzymała się Emilia.
Babilon – ostatnie miasto przed rajem, to ono rozdziela Eden od Meadry, jest bramą do raju
Kaźnia – miejsce piekielne dla złych dusz ludzi i odrzuconych.
Tartar – piekło dla aniołów.
Trójkąt – symbol Archaniołów.
Kółko – symbol Cherubinów.
Kwadrat – symbol Serafinów
Wszystkie trzy oznaczają Metatrona.
PRZEJŚCIE ................................................................................................................ 3
POWITANIE .............................................................................................................. 4
PODRÓŻ .................................................................................................................. 10
JONATAR ................................................................................................................. 18
KLEMENS I JONATAN .......................................................................................... 20
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 323
ZAPOZNANIE Z KARINĄ ..................................................................................... 24
PIERWSZA KOLACJA............................................................................................ 27
SAKRUM ................................................................................................................. 32
UŚWIADAMIANIE I............................................................................................... 35
SAKRUM II ............................................................................................................. 37
UŚWIADAMIANIE część 2 .................................................................................... 40
ŚWIĄTYNIA KAFCJELA ....................................................................................... 52
ZAPROSZENIE NA ŚNIADANIE .......................................................................... 62
ROZMOWY PRZED ŚNIADANIEM ..................................................................... 66
ZWIEDZANIE OSADY........................................................................................... 71
PODRÓŻ DO JAHWE ............................................................................................. 81
POZNANIE AURELII.............................................................................................. 86
CHERUBIN NA DRODZE ...................................................................................... 94
JAHWE..................................................................................................................... 99
FAJSOS .................................................................................................................. 106
KARCZMA AD ...................................................................................................... 109
DROGA DO BETEL ...............................................................................................113
GABRIEL ................................................................................................................119
TARG...................................................................................................................... 124
SĄD EMILII ........................................................................................................... 130
SPOTKANIE JONATANA Z LILITH.................................................................... 135
AGAR ..................................................................................................................... 143
POWRÓT Z BETEL............................................................................................... 146
PRZEBUDZENIE AGARA.................................................................................... 152
POWRÓT JONATANA .......................................................................................... 155
IMPREZA............................................................................................................... 158
SPACER Z ARCHANIOŁEM ................................................................................ 162
POSZUKIWANIA .................................................................................................. 167
PRZEBUDZENIE .................................................................................................. 172
ROZMOWA JONATANA Z GABRIELEM ........................................................... 177
SPOWIEDŹ AURELII ........................................................................................... 181
POGRZEB ANIOŁÓW .......................................................................................... 185
OFANIEL ............................................................................................................... 188
PRZESŁUCHANIE PAJĄKA ................................................................................ 193
UPOMNIENIE GARDIASZA ............................................................................... 198
WEZWANIE KOBIET ........................................................................................... 201
324
WYMIANA ............................................................................................................ 205
SMUTEK AURELII ............................................................................................... 209
POWRÓT EMILII .................................................................................................. 210
PROPOZYCJA GABRIELA .................................................................................. 212
BATRARZ .............................................................................................................. 216
ROZMOWA AGARA Z ARCHANIOŁEM ........................................................... 220
ROZMOWA KARINY I EMILII ............................................................................ 224
PREZENT ARCHANIOŁA.................................................................................... 228
GORĄCE ŹRÓDŁA............................................................................................... 232
POWRÓT DO JONATARU ................................................................................... 234
OBIAD Z AGAREM .............................................................................................. 236
KOLACJA U SAMUELA ...................................................................................... 241
EMILIA .................................................................................................................. 246
POCZĄTEK SZKOLENIA .................................................................................... 250
JERYCHO .............................................................................................................. 253
KOLEJNE DNI W JONATARZE ........................................................................... 256
ROZMOWA Z SAMUELEM ................................................................................. 259
ROBERT................................................................................................................. 262
SPRZECZKA ......................................................................................................... 265
SZCZEROŚĆ KLEMENSA ................................................................................... 268
KAWA Z ROBERTEM ........................................................................................... 273
ZABAWA LILITH .................................................................................................. 279
WPROWADZENIE FAJSOSA............................................................................... 282
POLOWANIE LILITH ........................................................................................... 286
POWRÓT JONATANA .......................................................................................... 290
WYCZEKIWANIE NA GABRIELA ..................................................................... 295
SANKTUARIUM JONATANA ............................................................................. 299
KARO ..................................................................................................................... 303
ARCHANIOŁ RAFAEL ........................................................................................ 307
PIERWORÓDZTWO ............................................................................................. 313
www.sagaprzebudzenie.pl
Strona 325

Podobne dokumenty