Patrząc w niebo, Amazon Echo
Transkrypt
Patrząc w niebo, Amazon Echo
www.tyfloswiat.pl Kwartalnik, nr 2 (31) 2016, bezpłatny, ISSN: 1689-8362 TYFLO{WIAT Amazon Echo Patrząc w niebo, czyli o dostępności telewizji satelitarnej Zobaczyć niewidzialne www.tyfloswiat.pl Kwartalnik, nr 2 (31) 2016, bezpłatny, ISSN: 1689-8362 W numerze TYFLO{WIAT 3 W górach jest wszystko, co kocham Amazon Echo Wiesława Stolarczyk-Polniak rozmawia z Łukaszem Żelechowskim, niewidomym nauczycielem, muzykiem i podróżnikiem. Z czego czerpie inspirację do działania? Czy nie boi się podejmowania ekstremalnych wyzwań? Co mu daje wędrówka po górach? Patrząc w niebo, czyli o dostępności telewizji satelitarnej 11 Komiksy? Przecież to nie dla niewidomych Zobaczyć niewidzialne Joanna Witkowska zgłębia zagadnienie dostępności komiksów dla osób z niepełnosprawnością wzroku. Pozornie beznadziejna sprawa, dzięki inicjatywie kolegów z www.comicsempower.com, przybrała nieco barw. 15 Sonifikacja, czyli pokazać dźwiękiem KWARTALNIK NR 2 (31) 2016 WYDAWCA Fundacja Instytut Rozwoju Regionalnego ul. Wybickiego 3a, 31-261 Kraków http://www.firr.org.pl tel.: (+48) 12 629 85 14; faks: (+48) 12 629 85 15 e-mail: [email protected] Organizacja Pożytku Publicznego Nr konta 54 1140 1081 0000 2309 9800 1011 UTILITIA Tomasz Bilecki zapoznaje czytelników z tajemniczym terminem „sonifikacja”, który choć pozornie nic nie mówi większości z nas, coraz częściej wyznacza nowe trendy – nie tylko w dziedzinie tyflotechnologii, ale szeroko pojmowanego przemysłu IT. 19 Zobaczyć niewidzialne UTILITIA Agnieszka PR Z E J DŹ NA D O S T Ę PN Ą S T R O N Ę Utilitia sp. z o.o. ul. Jana Pawła II 64 TILITIA 32-091UMichałowice PR Z E J DŹ NA D O S T Ę PN Ą S T R O N Ę http://www.utilitia.pl tel.: (+48) 663 883 600 e-mail: [email protected] UTILITIA Podmiotem odpowiedzialnym za publikację treści merytorycznych jest Fundacja Instytut Rozwoju Regionalnego UTILITIA Podmiotem odpowiedzialnym za działalność reklamową jest Utilitia sp. z o.o. PR Z E J DŹ NA D O S T Ę PN Ą S T R O N Ę REDAKTOR NACZELNY Joanna Piwowońska tel. kom. (+48) 663 883 332 e-mail: [email protected] INTERNET www.tyfloswiat.pl SKŁAD KOMPUTEROWY ArtoDesign Joanna Nowak FOTOGRAFIA NA OKŁADCE Patricia Ianhez DRUK K&K DZIAŁ REKLAMY e-mail: [email protected] Redakcja nie odpowiada za treść publikowanych reklam, ogłoszeń, materiałów sponsorowanych i informacyjnych. Nakład dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Redakcja zastrzega sobie prawo skracania, zmian stylistycznych i opatrywania nowymi tytułami materiałów nadesłanych do druku. Materiałów niezamówionych nie zwracamy. Wszystkie teksty zawarte w tym numerze czasopisma Tyfloświat dostępne są na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Ponownie rozpowszechniany utwór, dostępny na tej licencji, musi zawierać następujące informacje: imię i nazwisko autora tekstu, nazwę czasopisma oraz jego numer. Zdjęcia zawarte w czasopiśmie chronione są prawem autorskim i ich przedruk wymaga zgody autora. Pelczarska w rozmowie z niewidomą astronomką – Wandą Diaz Merced zgłębia tajemnice kosmosu i pracy badawczej prowadzonej przez osobę UTILITIA całkowicie niewidomą. Czy utrata wzroku w trakcie rozwoju kariery naukowej musi prowadzić do jej przerwania i generować konieczność przekwalifikowania się, porzucenia pasji? Postać Wandy Diaz Merced jest świadectwem, że może być wręcz przeciwnie – życiowa perturbacja może stać się motorem rozwoju. UTILITIA 28 WhatsApp – dostępna komunikacja UTILITIA WhatsApp to aplikacja na smartfony, za pomocą której można, korzystając z sieci bezprzewodowej albo transmisji danych, wysyłać m.in. wiadomości tekstowe. Od stosunkowo niedawna, podobnie jak ma to miejsce w przypadku Skype’a i od jakiegoś czasu również Facebook Messengera, WhatsApp umożliwia także rozmowy głosowe pomiędzy dwoma użytkownikami. Czy komunikatory mobilne wyprą standardowe formy nawiązywania połączeń? 33 Patrząc w niebo, czyli o dostępności telewizji satelitarnej Michał Dziwisz w przystępny sposób zapoznaje czytelników z zagadnieniem montażu i użytkowania telewizji satelitarnej. 38 Mój przewodnik to mój konik Joanna Witkowska omawia ciekawą inicjatywę, polegającą na szkoleniu na zwierzęta asystujące, towarzyszące osobom z niepełnosprawnością wzroku, koni. Czy takie rozwiązanie można porównywać do wsparcia psa przewodnika? No i jak upchnąć konia do taksówki? 41 Amazon Echo Rafał Charłampowicz przedstawia swoje wrażenia z testów Amazon Echo – sprzętowego asystenta głosowego, wprowadzonego na rynek w Stanach Zjednoczonych. W górach jest wszystko, co kocham Góry… Tajemnicze, podziwiane przez poetów, pisarzy, opisywane w literaturze podróżniczej. Są piękne, lecz nieprzejednane, niejednego śmiałka zatrzymały na zawsze. Mimo tego pasjonaci wciąż pragną je zdobywać. Nie poprzestają na jednym szczycie. Kładą na szalę swoje życie i to piękno, które wciąga jak narkotyk. Ludzie wędrują po nich, podziwiają, czasem giną, a one stoją od wieków niewzruszone. Co powiedziałyby, gdyby mogły przemówić? „Kiedyś ktoś zapytał: „Dlaczego chodzisz po górach?” – Odpowiedziałem, że ludzi można podzielić na dwa rodzaje: na tych, którym nie trzeba tej pasji tłumaczyć; na tych, którym się jej nie wytłumaczy.” Piotr Pustelnik, alpinista, himalaista, zdobywca korony Himalajów. Z Łukaszem Żelechowskim rozmawia Wiesława Stolarczyk-Polniak Wiesława Stolarczyk–Polniak: Łukaszu, „miłość nie jedno ma imię”, prawda? Łukasz Żelechowski: W góry po raz pierwszy zabrała mnie moja siostra – Agnieszka, starsza ode mnie o 10 lat. Wędrowaliśmy po Bieszczadach, biwakowaliśmy, spaliśmy w namiocie, żadnych luksusów. Zdobyłem wówczas Połoninę Caryńską. Po części wszedłem o własnych siłach, po części zostałem wniesiony. Potem były wędrówki z przyjaciółmi, w miarę jedzenia rósł apetyt. Tak zrodziła się miłość. Dlatego w pełni zgadzam się z tym stwierdzeniem. Poza tym lubię doświadczać, po niewidomemu poznawać świat, stawiać sobie nowe wyzwania. Moją wielką miłością są góry i tak chyba już zostanie… W. S.: Widzący, wędrując po górach, podziwiają barwy, widoki, niebo, a Ty? Czym się zachwycasz? Ł. Ż.: Obcuję z przyrodą. W naszych górach – w Bieszczadach urzeka mnie różnorodność zapachów. Z łatwością rozpoznam las bukowy, sosnowy, świerkowy. Każdy z nich ma w sobie inną nutę. Ponadto śpiew ptaków, szum potoku, odgłosy wiatru, skrzypiącego pod nogami śniegu. To prawdziwa, naturalna, piękna muzyka. Chodząc po Tatrach, mogłem doświadczyć, czym jest ostry NR 2 (31) 2016 4 kamień, górski łańcuch, stromy, górski żleb. W. S.: A w wysokich górach? Ł. Ż.: Można usłyszeć dźwięk spadającej kamiennej lawiny lub odrywającego się od sąsiedniego szczytu kawałka lodowca czy też osypującego się żwiru wulkanicznego. Ale nade wszystko w górach czuję się wolny. W górach jestem z daleka od otaczającej mnie cywilizacji, ruchu ulicznego, tłumu pieszych, hałasu pojazdów. Uciekam od smogu, który jest zmorą wielu miast. Podsumuję swoją wypowiedź cytatem. Richard Colette, francuski pisarz i poeta, napisał: „Żeby kochać góry, nie trzeba ich koniecznie widzieć. Jeśli się kocha istotę najdroższą, niekoniecznie musi się ją widzieć lub słyszeć, jak do nas mówi. Wystarczy sama jej obecność. W górach jest podobnie; istnieją i to wystarcza.” W. S.: Pozwól zatem, że i ja skorzystam z cytatu: „Czuwaj —jeśli światło na górach daje znak – wstań i idź.” Co jest dla Ciebie takim górskim światłem? Ł. Ż.: Przede wszystkim dobra pogoda. To ona mobilizuje, by pójść. Śledzę komunikaty. Kiedy nie ma - jak to się potocznie mówi – „okienka pogodowego”, zapo- wiadają zawieje, zamieć śnieżną czy też rzęsisty, ulewny deszcz, który w naszych polskich górach powoduje rozmoknięcie szlaku, nie ryzykuję, zostaję w namiocie. W. S.: Jaką wypracowałeś sobie technikę? Przecież wyprawy w góry, zwłaszcza w góry wysokie, wymagają wielkiego wysiłku, koncentracji, a brak wzroku jest dodatkowym obciążeniem, prawda? Ł. Ż.: Zdecydowanie tak. Zacznę od tego, że trasę trzeba dostosować do możliwości. Ja także od takich prostych szlaków turystycznych zaczynałem. W. S.: Pianista nie od razu gra Mozarta, dziecko zaczyna od wprawek? Ł. Ż.: Dokładnie tak. Po takich szlakach można chodzić z przewodnikiem, ale gdy idziesz w wysokie góry nie masz już przewodnika, lecz współtowarzysza, którego nie wolno ci bez absolutnej konieczności obciążać. W wysokich górach każdy krok jest wielkim wysiłkiem, a energię ceni się na wagę złota. Przed wyprawą zadaję tysiące szczegółowych pytań, dużo czytam. W górach za to, co robimy, w większości sytuacji odpowiada głowa. Tu nie ma miejsca na najmniejszy błąd. To głowa przecież decyduje, żeby nogi szły lub stanęły. W życiu wiele błędów jesteśmy w stanie naprawić, w górach nieprzemyślana decyzja może kosztować nas życie. Nie może być mowy o improwizacji. Muszę być przygotowany na gwałtowne, niespodziewane zmiany pogody. Nie zapomnę zdarzenia, które miało miejsce podczas zdobywania Elbrusu. Będąc na szczycie, usłyszałem burzę z dołu, jakby pode mną. Z jednej strony to było niesamowite, ale drugiej strony to był sygnał, że trzeba schodzić. Chwilę po naszym zejściu rozpętała się potężna śnieżyca. Tony śniegu sypały się z nieba. I tylko dlatego, że miałem odpowiednie ubranie, nieprzemakalną kurtkę, spodnie, odpowiednie buty, byłem jak twierdza. Śpiewałem pół żartem, pół serio: „Niech tam wieje, niech tam leje, ja się bawię, ja się śmieję.” W. S.: Wróćmy do techniki. Ł. Ż.: A co do techniki, nie ma na to jednoznacznej recepty. Idący przede mną przewodnik związany jest ze mną krótką liną. Idę za nim jak wagonik kolejowy. Trzymając kije trekkingowe w obu rękach, mogę się nimi podpierać. Za mną, blisko idzie drugi towarzysz. Jeśli zbliżam się do kamienia czy innej przeszkody, którą mam po prawej W wysokich górach do przygotowania pożywienia służy urządzenie o nazwie Jet Boil 5 Kilimandżaro - obóz lub lewej stronie, daje mi z odpowiedniej strony swoim kijem lekkiego kuksańca, jakby chciał powiedzieć: „Te! Masz kamień po prawej (prawym kijem w prawy pośladek lub po lewej - lewy pośladek), odbij w prawo lub w lewo.” W zależności od sytuacji. To wyśmienicie działa. Niedawno w ten sposób szedłem na Babią Górę. Trzymanie za ramię czy instruktaż słowny nie sprawdza się w obliczu przepustów, wykrotów, kamieni, stopni. Na wysokości ponad czterech tysięcy metrów nad poziomem morza instruowanie głosem jest niemożliwe. Powietrze jest bardzo rozrzedzone. Pojawia się niedobór tlenu. Każde słowo to wysiłek. Z powodu spowolnionych reakcji wszystko przychodzi z mozołem. W. S.: Co stanowiło dla Ciebie największą barierę? Ł. Ż.: Trochę ich było. Wspomniana komunikacja, ale także, trzeba powiedzieć wprost – toaleta. Musiałem budzić kolegę, by poinstruował mnie, jak i gdzie mam oddać należność naturze. Wiem, że to wydaje się śmieszne. W wysokich górach wieją silne wiatry. I jeśli wysikasz się w niewłaściwą stronę, możesz wywołać powódź w namiocie kolegi lub na sobie. Duże znaczenie oczywiście ma nierówność terenu. Wymagało to ode mnie pokory. Nie łatwo jest budzić w środku nocy smacznie śpiącego kolegę. Pomijając zwyczajne, związane ze sferą fizjologii skrępowanie, chciałoby się po prostu zachować we wszystkim niezależność. Ważne było dla mnie bezpieczeństwo współtowarzyszy i moje. W panujących na dużej wysokości ekstremalnych warunkach, musiałem mieć idealny porządek w plecaku i namiocie. Koledzy śmiali się, że u mnie jest porządnie jak w Marriocie. Musiałem wiedzieć, gdzie co mam, by obudzony w środku nocy dotrzeć szybko do potrzebnych rzeczy. Wyrobiło to we mnie samodyscyplinę. Wydaje mi się, że skompensowanie braku wzroku wymaga dużej koncentracji. Trzeba uważać, by się nie potknąć, umiejętnie operować kijami. Stawiasz krok w nieznane, nie wiesz, czy trafisz na pewny grunt. Kamienie czy nierówne podłoże powodują zachwiania równowagi, a omijanie ich, ciągłe zmiany kierunku, powodują wybijanie z rytmu. Marsz, zwłaszcza na dużych wysokościach, gdzie niedobór tlenu w powietrzu sprawia, że płaski i równy teren staje się istną wielką pardubicką, musi być bardzo rytmiczny. Brak stałego rytmu powoduje dużą utratę energii... Nie zapinałem sam raków, ponieważ są ostre jak skalpel. Przypominają kolczatkę i niewinne dotknięcie mogłoby się źle skończyć. Raki zapobiegają ślizganiu się po lodzie. Wbijają się w lód, idąc w nich nogi trzeba stawiać ostrożnie, szeroko. Potknięcie grozi śmiercią. W. S.: Jerzy Kukuczka mówił, że wysoko w górach często stawia NR 2 (31) 2016 6 się pytania i bardzo rzadko potrafi się na nie odpowiedzieć. Jakie Ty zadawałeś sobie pytania? Ł. Ż.: Kiedy zdobywałem szczyty, za każdym razem zadawałem sobie pytanie: „Jak to możliwe, że dałem radę?” Często myślę sobie, że świat jest piękny, że piękne jest bodaj to, że można dotrzeć w tak niedostępne zakamarki. Wędrując, zastanawiam się, dlaczego człowiek jest tak osaczony przez cywilizację? Jakie jeszcze bariery jestem w stanie pokonać? W obecnych czasach nie jest sukcesem wejść na ośmiotysięczniki, ale zdobycie tych szczytów w ciągu roku i to w określonym czasie. Czy jest kres przekraczania tych granic? To są te pytania bez odpowiedzi. W. S.: Gdy podróżnik zostawia w tyle za sobą góry, widzi je w ich rzeczywistym kształcie. – tak też jest z przyjaciółmi. Jak w górach, w morderczych, ekstremalnych warunkach przejawia się ta przyjaźń? Czy dochodziło między Wami do konfliktów? Ł. Ż.: Przyjaźń to wspaniały fenomen, którego doświadcza się w górach. Najdrobniejszy gest i przejaw życzliwości są bardzo ważne. W obliczu tak morderczego wysiłku docenia się podanie Ci herbaty, krzepiące słowo. Kiedy byłem wyczerpany, wyrzucałem sobie, że nie dojdziemy na czas. Boguś, nasz ratownik powiedział: „Olej to stary, jeśli nie dojdziemy w cztery godziny, dotrzemy Elbrus w osiem. Pewnych rzeczy nie przeskoczymy. Przecież dojdziemy.” Był świadom moich ograniczeń. Wiedział, że jemu łatwiej będzie zebrać wodę z rynienki w obozowisku niż mnie. I nie ma tu mowy o wykorzystywaniu. Cokolwiek by się działo, nie wolno zostawić współtowarzysza. W. S.: Wyobraź sobie, że Twoi przyjaciele ulegli chorobie wysokościowej, jesteś sam na placu boju. Co wtedy? Ł. Ż.: Wykopałbym jamę śnieżną, zagrzebując siebie i kolegów lub ogrzewał ich własnym ciałem. Ciepłota ciała jest bardzo ważna. Wbrew pozorom pod śniegiem jest bardzo ciepło. Zostawia się mały otwór dla dostępu powietrza. Gdybym miał radiotelefon, wezwałbym pomoc. Poza tym spotyka się grupy ludzi, wszyscy sobie nawzajem pomagają. Takiego wsparcia doświadczyliśmy na Aconcagui. W wyniku choroby wysokościowej dziesięć godzin byłem w nieświadomości. Moi przyjaciele także słabli z minuty, na minutę. Pomogli nam Marcin, Magda i Tomek. Bo widzisz, w górach nie ma zaimka osobowego „ja”. Wszyscy tworzymy zespół. Czasem tak niewiele brakuje do szczytu, a trzeba zawrócić. Nikt do nikogo nie ma pretensji. Taka właśnie sytuacja miała miejsce podczas zdobywania Elbrusa. Byliśmy zaledwie trzysta metrów od upragnionego celu. Wiatr wiał z prędkością stu dwudziestu kilometrów na godzinę. Skutecznie odciął mi jedyną możliwość komunikacji, czyli głos. W. S.: Czy potraktowałeś to jako porażkę? Ł. Ż.: Był żal, ale nie było wyjścia, trzeba było zawrócić, mimo że z tyłu głowy pojawiła się myśl: „No tak. Sponsorzy, tyle miesięcy przygotowań, ciężkich treningów w Skałkach na Jurze Krakowsko– Częstochowskiej. Wiele godzin spędziłem na basenie, na rowerze i to wszystko obróci się w niwecz. Bezsilność boli, ale trzeba umieć powiedzieć, że góra może poczekać, a życie, moje własne czy też przyjaciół idących ze mną, jest tylko jedno. Na szczęście następnego dnia spróbowaliśmy jeszcze raz i udało się. A w 2011 roku, podczas wyprawy na Aconcaguę (najwyższy szczyt obu Ameryk) nasz ratownik, najsilniejszy człowiek, w wyniku przebytej przed wyprawą infekcji doznał choroby wysokościowej. Jest to reakcja organizmu na niedobór tlenu w powietrzu. Pojawił się obrzęk płuc. Niewiele brakowało do obrzęku mózgu. I ten najsilniejszy człowiek płakał jak małe dziecko. Czuł się potrzebny, powinien iść z nami, a tymczasem organizm odmówił posłuszeństwa, musiał zostać w obozie. Tak więc jedziemy na tym samym wózku. W tym wypadku brak wzroku nie ma znaczenia. Każdy może ulec chorobie wysokościowej czy hipotermii, czyli wychłodzeniu organizmu. Może trudno w to uwierzyć, 7 Aconcagua ale konfliktów nie było. Każdy z nas wiedział, co trzeba robić w trudnej sytuacji, jak pomóc. Dawaliśmy z siebie wszystko. W. S.: Co jada się podczas wypraw wysokogórskich? Ł. Ż.: Przede wszystkim je się żywność liofilizowaną. Jest to suszona żywność w paczuszkach. Wsypuje się ją do garnka, zalewa gorącą wodą. Chwilkę trzeba poczekać, napęcznieje i gotowe. Nie jest to zbyt smaczne, ale ma dużo kalorii. Poza tym zjadamy dużo czekolady. A do picia: multiwitamina, gorąca czekolada, herbata. W miarę możliwości dużo ciepłego. Jako ciekawostkę powiem, że woda stopiona ze śniegu lub lodowca to czyste H2O. Nie ma w niej żadnych minerałów. Poza tym bardzo trudno ją uzyskać. Śnieg jest często tak zmarznięty, że wyprodukowanie dwóch litrów wody zajmuje mniej więcej dwie godziny. Woda z potoków nie nadaje się do picia. Mówię o tym, ponieważ jedzenie i picie są bardzo ważne. Powyżej pięciu tysięcy metrów organizm przestaje się regenerować. To, co zjemy, jest pochłaniane jakby w paszczy smoka. Niewzbogacenie organizmu o odpowiednią ilość kalorii, choćby dzień wcześniej, może sprawić, że dopadnie nas choroba wysokościowa. W. S.: Jak gotować, przecież chyba nie rozpalacie ogniska? Ł. Ż.: Do tego służy urządzenie o nazwie Jet Boil. Jest to jakby kubek z podgrzewaczem, zintegrowany w jednolitą konstrukcję, obity specjalnym kauczukiem syntetycznym. Bardzo długo trzyma temperaturę. Posiada palnik z piezoelektrycznym zapalnikiem oraz kubek do picia. Chodzi o to, by na gotowanie zużyć jak najmniej energii, a jednocześnie się nie poparzyć. W. S.: A co z higieną? Ł. Ż.: No cóż, Amerykanom tragarze wnosili przenośne prysznice. Ale chyba nie o to chodzi. Do mycia używamy chusteczek nawilżających dla dzieci. Zresztą problem nie jest tak wielki, jakby się mogło wydawać, bo na wysokości powyżej pięciu tysięcy metrów jest sam śnieg. Nie ma błota i człowiek się nie brudzi, a z powodu przyspieszonego metabolizmu prawie się nie poci. Organizm pochłania całą wodę na produkcję tlenu. Poza tym, w wysokich górach trzeba iść bardzo powoli, np.: czternaście kroków, odpoczynek. Trzeba nadać określony rytm marszowi. Każdy najmniejszy ruch jest okupiony wysiłkiem, energia jest na wagę złota. O toalecie wspominałem, a co do reszty, to przy wejściu wszyscy otrzymują woreczki, w które zbierają, co trzeba. Po powrocie należy je oddać, a zgubienie takiego woreczka w górach kosztuje. Jest to niestety dodatkowy ciężar. W. S.: Co podczas tych trzech wypraw było dla Ciebie najtrudniejsze? NR 2 (31) 2016 8 Obóz pod Aconcaguą Ł. Ż.: W każdą z nich wkładałem morderczy wysiłek. Były trudne sytuacje. Kiedy oglądamy film o himalaistach, słyszymy, że najpierw są w bazie, potem idą do pierwszego obozu, do drugiego, znów schodzą do bazy, znów wchodzą, to jest system aklimatyzacji. Wchodzimy wysoko, śpimy nisko. Musiałem z tego zrezygnować, ponieważ wędrówka pomiędzy obozami była dla mnie bardzo trudna. Na Aconcagui każdy kamień był wysiłkiem, grunt usuwał się spod stóp. Musiałem zagrać vabank. Miałem nadzieję, że organizm zapamiętał to, co przeżył na Kilimandżaro i Elbrusie. Wędrowałem więc coraz wyżej, bez wspominanej aklimatyzacji. Zapłaciłem za to skrajnym niedotlenieniem. Dziesięć godzin byłem bez świadomości, wpadłem w hipotermię. U podnóża gór. Po naszym zejściu było plus 35 stopni. Mimo, że miałem na sobie puchową kurtkę, rękawice, puchowe spodnie, drżałem z zimna. Po powrocie do kraju przez dwa miesiące nie miałem czucia w palcach. Obsługa telefonu komórkowego czy klawiatury komputerowej, gdzie nie wyczuwa- łem charakterystycznych zgrubień na klawiszach F oraz J była nie lada trudnością, o odczytywaniu pisma Braille nie wspominając. W. S.: Kiedy mija choroba wysokościowa? Ł. Ż.: Po zejściu na dół, kiedy jest więcej tlenu. Trzeba odpocząć, dotlenić się, podkarmić i człowiek jest zdrów jak ryba. Można znów podjąć wysiłek i atakować szczyt. Przed chorobą wysokościową nie jesteśmy w stanie się zabezpieczyć. Nigdy nie wiadomo, jak organizm zareaguje. Nie ma znaczenia, czy jest się widzącym czy niewidomym, atletą czy słabszym. Choroba ta może dopaść maratończyka. Wystarczy infekcja albo fakt, że zbyt mało się zjadło poprzedniego dnia. Każdy musi słuchać swojego organizmu. W. S.: A Ty jak się broniłeś? Ł. Ż.: Bardzo dużo spałem. Ze snu czerpałem energię. W. S.: Masz rodzinę, dzieci. Czy warto tak ryzykować? Ł. Ż.: Na Aconcagui którejś nocy przyśniła mi się Rozalka. Byliśmy wówczas 13 tys. kilometrów od domu. Tęsknota przeszywa boleśnie. A jednocześnie czuje się ciepłe myśli bliskich, to taka słoneczna bateria. To dla nich pragnie się iść i wrócić. Niemal słyszy się mocno bijące serca, które kibicują, dodają otuchy. W. S.: Czy można nawiązać jakiś kontakt z bliskimi? Ł. Ż.: Piętnaście minut korzystania z Internetu satelitarnego w bazie kosztuje piętnaście dolarów. Bez sygnału zwrotnego. Dajemy znać, że wszystko jest w porządku. Nikt nie mówi o trudach lub problemach, by nasi ukochani się nie martwili. Oni żyją w wielkim napięciu. Paradoksalnie tęsknota za rodziną mobilizuje, motywuje. Oczywiście, masz rację, ryzyko jest wielkie. Ale przecież wychodząc z domu w normalnych warunkach możesz do niego nie dotrzeć, bo potrąci cię samochód, albo, kiedy będziesz przechodzić przez kałużę w czasie burzy, niedaleko transformatora uderzy w ciebie piorun. Zimą spadnie sopel na głowę albo w drewnianym kościele cegła. Jest tysiące powodów by nie wychodzić z domu. Taternicy mówią, że tych, którzy kochają góry, one zawsze ich przygarną, wcześniej czy później. W. S.: W jednej z książek Martyny Wojciechowskiej znalazłam takie zdanie: „Kiedy na początku wspinaczki człowiek stoi przed szczytem i patrzy na potężną górę, czuje się przytłoczony. Kiedy patrzy na tę samą górę już po zejściu – jest dumny i ma wrażenie, że może osiągnąć wszystko.” Co czułeś, kiedy stanąłeś na szczycie? Ł. Ż.: Wielkie zmęczenie. Nie do końca potrafiłem się tym cieszyć. Za każdym razem miałem świadomość, że czeka mnie bardzo trudne zejście. Nie sposób tego opowiedzieć. Czasem wchodzi się ostatkiem sił, na pół przytomnym. Tak naprawdę dociera to chyba dopiero po zejściu i wtedy jest się do głębi szczęśliwym. W. S.: Co z tych podróży zapadło Ci najbardziej w pamięć? 9 Ł. Ż.: W Afryce mogłem zjeść czerwone banany, poznać ich smak, ich świeżość, dotknąć maleńkie słoniątko, poczuć liany, objąć potężne, grube baobaby. Byliśmy także w wiosce masajskiej. Ludzie żyją tam bez prądu, bez telewizji, swoim życiem, zgodnie z rytmem natury. Nie trzeba im tłumaczyć, czym jest niepełnosprawność. Dla niechodzącej Andżeliki spontanicznie szybko zrobili siedzisko ze skór. Nikt niczemu się nie dziwił. Ugościli nas pieczoną kozą, co jest wielkim rarytasem, na co dzień są zbyt biedni, by jeść taki przysmak. My w zamian kupowaliśmy od nich – mężczyźni dzidy, szable, dziewczyny biżuterię. Chodziło nam o to, by im pomóc. Za zarobione w ten sposób pieniądze będą mogli kupić krowę. Z radością słuchałem śpiewu afrykańskich ptaków, tupotu małpek biegających po drzewach. Tych wspomnień nikt nie odbierze. No i ten brak poczucia czasu. Dla mieszkańców Tanzanii i Kenii godzina w jedną, czy drugą stronę nie ma znaczenia. To na początku denerwuje, ale po jakimś czasie nabiera się dystansu do wszystkiego. W Argentynie natomiast sjesta. Tam nikt się nie spieszy. Facet w ciągu popołudnia ułożył zaledwie dwa metry terakoty. Nikogo to nie dziwiło, nikt się nie denerwował. Dla Europejczyka byłoby to nie do przyjęcia. W. S.: Czy były jakieś zabawne sytuacje? Ł. Ż.: O, tak! Spotkaliśmy Słowaków, którzy świętowali zdobycie szczytu. My byliśmy w drodze. Wino lało się strumieniami. Jak nie skorzystać z okazji. Zrobiliśmy sobie przerwę. Zaśpiewałem wtedy Jozin z Bażin – znaną czeską piosenkę. Jedna z uczestniczek porwała mnie do tańca. W grubych, górskich butach, zwanych skorupami, nie było to łatwe. W ogóle podczas wypraw, jeśli się dało, dużo żartowałem, śpiewałem. To chłopaków mobilizowało, niekiedy budziło z odrętwienia. Oboje z Piotrusiem Pogonem mamy duży dystans do naszej niepełnosprawności. Mnie nazywano Jurandem z wiadomego powodu. Na Piotrusia wołaliśmy czajnik lub świstak. W wyniku choroby nowotworowej stracił jedno płuco. Jego oddech jest bardzo świszczący i ciężki. Wiele razy był dla mnie drogowskazem. Ten oddech nadawał mi kierunek, był dobrze słyszalny. Coś jak bezcenny komunikat: „Chłopie, zboczyłeś z drogi, zmieniłeś kierunek, jestem tutaj.” W. S.: Dlaczego chodzisz po górach, podejmując takie ryzyko? Co chcesz udowodnić? Park Narodowy – Aconcagua w prowincji Mendoza NR 2 (31) 2016 Ł. Ż.: Wielu osobom może się wydawać, że idąc na te trzy szczyty, dążyłem do rozgłosu, do sławy. Nic bardziej błędnego. Mam pasję i satysfakcję. Owszem, nie ukrywam, popularność jest bardzo przyjemna, ale zrobiłem to dla siebie. Chciałem sprawdzić, czy sięgnę tam, gdzie „wzrok nie sięga”. A z drugiej strony jest to coś, co towarzyszy chyba każdemu człowiekowi. Poczucie sukcesu związane z przesuwaniem granicy własnych możliwości, podnoszeniem poprzeczki, pokonywaniem coraz to nowych barier. Myślę, że jest to potrzebne każdemu. Jesteśmy tak skonstruowani, że potrzebujemy przysłowiowych skrzydeł i bodźców, by je rozwinąć, potrzebujemy dowartościowania. Góry, nie ukrywam, dają mi takie dowartościowanie. Uczą doceniać to, co najprostsze: ciepłą wodę w kranie, podanie gorącej herbaty, zwykły, życzliwy gest. Trzeba jednak zaznaczyć, że najważniejsze jest zdrowie i bezpieczeństwo. Tego nie można przecenić, życie jest darem. Ale jeszcze jest inny aspekt. Nie robię tego tylko dla siebie. Tak naprawdę nasze społeczeństwo ma jeszcze małą świadomość, co osoby z niepełnosprawnościami mogą, ile są warte. Wciąż bardzo żywy jest stereotyp, że powinniśmy siedzieć w domu. Ten stereotyp wpływa negatywnie na rynek pracy. Wiadomo, że nam, niewidomym, trudniej ją znaleźć. Myślę, że nasze wyprawy są próbą zwrócenia na siebie uwagi, wykrzyczenia, że jesteśmy, że borykamy się z pewnymi problemami, ale jesteśmy wartościowi i możemy dać społeczeństwu bardzo wiele. Oczywiście można wyjść na ulicę, pojechać do Warszawy, zrobić demonstrację. Tylko, że ja uważam, iż epatowanie biedą czy nieszczęściem niewiele pomoże. Oczywiście nie należy tego tuszować, ale trzeba pokazać ludziom coś pozytywnego. Dać ludziom nadzieję. W.S.: Małgorzata Wach napisała książkę o Waszej pierwszej wyprawie: „Każdy ma swoje Kilimandżaro”. To bardzo piękny, symboliczny tytuł, prawda? Ł.Ż.: Tak. Moje szczyty to nie martwić się o jutro, pracuję jako nauczyciel informatyki, skupić się na wychowaniu dzieci. Widzę, jak moi ukochani rodzice się starzeją, to boli... Stawiać czoła sytuacjom, którym nie jesteśmy w stanie zapobiec. Trzeba wstać z łóżka, by z uśmiechem zasnąć. Mieć przyjaciół, bliskich, tego się nie kupi. Mieć poligon, na którym można się wyżyć poprzez realizowanie pasji. W naszym wypadku to szachy czy jazda na rowerze. Spełniać się na różne sposoby. Pracować na poczucie sukcesu. Każdy z nas ma takie swoje Kilimandżaro. Młodzieży mówię, że to może być dobrze napisane wypracowanie. W szkole, w której uczę, jest dużo młodzieży ze sprzężoną niepełnosprawnością. Kiedy opowiadam o wyprawach, pokazuję, że można, że się da. To jest dla nich motywacja. Przecież poprzez moją niepełnosprawność jestem jednym z nich. Nie trzeba wyruszać na Kilimandżaro, Elbrus czy Aconcaguę. To może być pomoc rodzicom, przełamanie lęków – np. przed samodzielnym wyjściem z domu. I wreszcie tolerancja wobec kogoś słabszego. Podanie pomocnej dłoni komuś, kto ma większą niepełnosprawność. Jeśli dasz innym ciepło, ono wróci. Myślę, że trzeba być otwartym, mieć cel, nie bać się wyzwań. To nie muszą być góry. Najgorsza jest samotność. Przeżywając ją, gaśniemy. Ważne, by mieć dla kogo żyć. W. S.: Dziękuję za rozmowę. Na koniec wypada chyba tylko powtórzyć za Walterem Bonassim: „Góry są środkiem, celem jest człowiek. Nie chodzi o to, by wejść na szczyt. Robi się to, aby stać się kimś lepszym.” Łukasz Żelechowski – niewidomy informatyk, nauczyciel w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Dzieci Niewidomych i Słabowidzących w Krakowie. Jego pasją jest krótkofalarstwo, lubi także śpiewać, akompaniując sobie na bandurze. W 2006 roku zdobył pierwszą nagrodę na Festiwalu „Zaczarowanej Piosenki” im Marka Grechuty w Krakowie, organizowanym przez Fundację Anny Dymnej – „Mimo wszystko”. Gra na fortepianie, uczy się tej sztuki także na węgierskich cymbałach. Przeszedł dziewięciomiesięczny kurs aktorski, organizowany przez Stowarzyszenie „Scena Moliera”, które skupia niepełnosprawnych pasjonatów teatru. Poprzez nurkowanie poznał także, czym jest świat podwodny. Wykonał skok na spadochronie. Jest szczęśliwym mężem, ojcem dwóch córeczek - Rozalki oraz maleńkiej Olgi. Obdarzony pogodnym usposobieniem, poczuciem humoru, niemalże dziecięcą ciekawością świata. W 2008 roku wraz z grupą osób z niepełnosprawnościami - dzięki Fundacji „Mimo wszystko” - zdobył Kilimandżaro (projekt „Każdy ma swoje Kilimandżaro). W 2009 roku, jako pierwszy niewidomy, zdobył Elbrus – najwyższy szczyt Kaukazu i wreszcie w 2011 roku Aconcaguę – najwyższy szczyt obu Ameryk. fot. Stig Nygaard, Stig Nygaard, Dmitry Sumin, Rildo Moura, desbiens_jean, Miguel 10 Joanna Witkowska KOMIKSY? Przecież to nie dla niewidomych Komiks, jako odrębna forma wydawnicza, narodził się na przełomie XIX i XX wieku. Wywodzi się z satyrycznych rysunków prasowych. Choć różnie definiuje się ten gatunek, wszystkie określenia mają jeden wspólny element: komiks to historia obrazkowa złożona z sekwencji kilku obrazków rozmieszczonych liniowo. Wypowiedzi postaci wkomponowane są w obraz i pojawiają się w tak zwanych dymkach, a słowa narratora zwykle znajdują się z boku. Nazwa „komiks” to skrótowiec od angielskich słów „comic strip” (dosłownie: „śmieszny pasek”), ale zwano je także historiami obrazkowymi, kolorowymi zeszytami i tak dalej. Komiksy bowiem ukazują się przeważnie jako serie kilku lub kilkunastu zeszytów. Mogą też być publikowane w prasie jako odcinkowe opowieści. Polski komiks narodził się niemal jednocześnie z odzyskaniem niepodległości po rozbiorach – pierwszy cykl komiksowy zaczął wychodzić w lutym 1919 roku we Lwowie na łamach tygodnika satyrycznego „Szczutek” i nosił tytuł „Ogniem i mieczem, czyli przygody szalonego Grzesia – powieść współczesna” (ukazało się w sumie 28 powiązanych ze sobą odcinków, każdy składał się z 6 różnych obrazków). Akcja opowieści osadzona była w realiach walk o granice Polski z Niemcami, Czechami, Rosjanami i Ukraińcami. W dwudziestoleciu międzywojennym pojawiło się jeszcze wiele komiksów, z których chyba najbardziej znany to historia Koziołka Matołka autorstwa Kornela Makuszyńskiego i Mariana Walentynowicza. Jednak komiks jako osobny gatunek trafił do encyklopedii literatury dopiero w latach pięćdziesiątych. Obecnie formy komiksowej używa się np. do przedstawiania wydarzeń historycznych, ponieważ obrazki opatrzone komentarzem są bardziej sugestywne i łatwiejsze do przyswojenia niż długie fragmenty tekstu. Co więcej, niektóre awangardowe komiksy to wyłącznie obrazki. Czy zatem ta dziedzina sztuki może być w jakikolwiek sposób odbierana przez osoby niewidome? Sama po raz pierwszy zetknęłam się z komiksem, gdy rodzice czytali mi „Przygody Koziołka Matołka”, 12 Przygody Koziołka Matołka tyle że wtedy nie wiedziałam, że to komiks. Ponieważ byłam dzieckiem słabowidzącym, zapamiętałam obrazki ułożone obok siebie w linii i tekst, który znajdował się bądź na samych obrazkach, bądź pomiędzy ich kolejnymi szeregami. Tego, co jest namalowane, nie byłam w stanie rozpoznać, ale zapamiętałam, jaki tekst jest na której stronie. Dlatego „Koziołek” służył mi do udawania, że umiem czytać, gdy tymczasem po prostu znałam tekst bajki na pamięć. To, co jest na obrazkach, nie interesowało mnie specjalnie. Czasem tylko pytałam o ilustrację i wtedy opowiadano mi je, choć na dłuższą metę uważałam to za stratę czasu, bo przecież chciałam się dowiedzieć, co będzie dalej. Przy drugim moim spotkaniu z komiksem już wiedziałam, co trzymam w ręku, a może raczej – co trzyma mój brat i co będzie mi czytał. Lektura komiksów Janusza Christy z serii „Kajko i Kokosz” należała bowiem do naszych ulubionych wspólnych zajęć. Brat czytał tekst opowieści w szczególny sposób – tak śmiesznie modulował głos, że zaśmiewałam się bez patrzenia na obrazki. Czasem mówił mi jednak, co one przedstawiają. Gdy na przykład Hegemon się złościł, z jego ust wylatywały pioruny, a na piorunach znajdowały się jego słowa. Ogromnie bawiły mnie też wyrazy dźwiękonaśladowcze, takie jak „blurp”, wymyślone specjalnie na użytek przygód Kajka i Kokosza. Wiedziałam, że słuchając komiksów (bez patrzenia na obrazki), tracę sporo, ale i tak była to dla mnie świetna zabawa. Próbowałam nawet kiedyś sama zabrać się do czytania – niestety, jedyne, co zdołałam zrobić, to zlokalizować (przy użyciu lupy), gdzie znajduje się tekst. Jak wiemy, niewidomi mogą czytać książki dzięki skanowaniu i rozpoznawaniu ich przez program OCR, np. ABBY FineReader – tekst po „przepuszczeniu” przez taki program jest odczytywany screenreaderem. W przypadku komiksów ten sposób udostępniania książek zupełnie odpada, ponieważ nie da się rozpoznać tekstu wkomponowanego w obrazek. Nawet jeśli komentarze narratora umieszczone zostały obok obrazków, to i tak całość kompletnie się rozjedzie, a słowa z poszczególnych kolumn zostaną przeczytane w jednej linii. Krótko mówiąc, niewidomy śmiałek, który odważy się skanować komiks, otrzyma jeden wielki groch z kapustą i żeby coś z tego bałaganu wyłuskać, będzie potrzebował pomocy osoby widzącej. Zatem mimo korzystania ze skanera i programu OCR obrazkowe opowieści pozostają niedostępne dla niewidomych. 13 Na szczęście sytuacja zaczyna się powoli zmieniać. W zeszłym roku ruszył internetowy angielskojęzyczny serwis udostępniający komiksy niewidomym. Pod adresem www.comicsempower.com możemy znaleźć nie tylko komiksy do kupienia w wersji audio, lecz także fragmenty dawnych historyjek komiksowych, które można otrzymywać na skrzynkę e-mail po zapisaniu się do newslettera. Klient serwisu ma szansę zgłębić ponad siedemdziesięciopięcioletnią historię komiksu. W orientacji na stronie internetowej pomaga darmowy audioprzewodnik. Informuje on, jak wygląda proces zakupu audiokomiksów – najpierw wybiera się je, dodaje do koszyka, a po dokonaniu płatności na pocztę elektroniczną przychodzi link do pobrania zakupionych plików. Drugą rzeczą, jaką prezentuje przewodnik, jest wygląd rzeczywistego sklepu z komiksami. Lektor opowiada o osobie odwiedzającej, dzięki czemu słuchacz dowiaduje się, jak ułożone są komiksy na półkach oraz jak łatwo wyszukiwać poszczególne zeszyty i całe serie. Trzecia i – moim zdaniem – najważniejsza rzecz to opis wyglądu papierowej wersji komiksu, a także sposobu, w jaki udostępniono utwór osobom niewidomym. Okładka ma za zadanie przedstawić ducha historyjki – poprzez kilka słów i obrazek zachęcić, by po nią sięgnąć. Wszystkie audiokomiksy na www.comicsempower.com mają opisy okładek, by niewidomy klient serwisu mógł „spojrzeć” na komiks, tak jak robi to osoba widząca. Oprócz opisu okładki w każdym numerze znajduje się coś w rodzaju zwiastuna – jest to próbka tekstu z kilku pierwszych stron, który pozwala się zorientować, o czym będzie dany zeszyt. W comicsempower.com zarówno opis okładki, jak i zwiastun są darmowe. Po kliknięciu w dany komiks otwiera się strona z jego dłuższym opisem, także dostępna bezpłatnie. Tam właśnie czytelnik znajdzie opcję „Kup teraz” lub „Dodaj do listy”. Przejdźmy do kwestii wyglądu komiksu w formie książeczki oraz do tego, jakie jego elementy są przenoszone do wersji audio. Każda strona zawiera 6-8 paneli, tzn. szeregów obrazków rozmieszczonych poziomo. Owalne „baloniki”, zwane dymkami, wydobywające się z ust bohaterów, zawierają ich słowa. W wersji audio tłumaczy się je np. jako: „Diana mówi”, a potem odczytuje się ich treść. W wersji papierowej dymki te są narysowane linią ciągłą, jeśli natomiast dymek jest otoczony linią przerywaną lub kropkowaną, oznacza to, że bohater szepcze. W takiej sytuacji w pliku audio znajdą się słowa: „Diana szepcze”. Bohaterowie komiksów prezentują nam także swoje myśli. Dymek nie wychodzi wtedy z ust – raczej jest to „chmurka”, kilka małych okręgów, które prowadzą ku górze, ku jednemu większemu kółku z zapisaną treścią. Czytelnik wersji audio usłyszy „Diana myśli”, a następnie zapozna się z myślą bohaterki. Jeszcze jedno miejsce, w którym w komik- Obecnie formy komiksowej używa się np. do przedstawiania wydarzeń historycznych, ponieważ obrazki opatrzone komentarzem są bardziej sugestywne i łatwiejsze do przyswojenia niż długie fragmenty tekstu. sie znajduje się tekst, to tak zwane podpisy. Zależnie od kontekstu zawierają one albo wypowiedź narratora, albo myśl któregoś bohatera, ale to do czytelnika należy odgadnięcie, komu ona przyszła do głowy. Podpisy mają zwykle kształt prostokątów lub kwadratów, a komiks audio anonsuje je słowami: „na podpisie”1. Zwykle każdy komiks zawiera również przynajmniej jedną stronę z jednym dużym obrazkiem. Wersja audio informuje wówczas czytelnika, że na stronie jest jeden duży obrazek. Co do opisów alternatywnych, czyli opisów samych obrazków, to nie są one zbyt szczegółowe – zawierają jedynie te elementy, które mają istotne znaczenie dla akcji utworu. Pozwala to, by akcja audiokomiksu toczyła się w podobnym tempie, w jakim zapoznaje się z historyjką widzący czytelnik. Jeżeli na przykład to, że bohater ma niebieskie oczy, jest ważne dla akcji, to opis alternatywny uwzględni ten element. Pominie natomiast wzmianki o koloW angielskich komiksach audio treść podpisu zapowiadana jest słowami „Caption says” (dosł. „Podpis mówi”), co w dosłownym tłumaczeniu na polski brzmiałoby dziwnie. [przypis autora]. 1 NR 2 (31) 2016 14 rach oczu i innych detalach, które nie mają znaczenia, a są widoczne na stronie. Zwykle 22-24 strony tradycyjnego komiksu przekłada się na 25-35 minut wersji audio, w zależności od tego, ile tekstu zawiera dana historyjka. Na samym końcu każdego numeru są strony, na których autor bądź wydawca informuje, co będzie w następnym odcinku. Jeżeli natomiast czytelnicy nadeślą jakieś komentarze czy spostrzeżenia, to właśnie tam są one publikowane. W comicsempower. com czytelnicy mają również możliwość dzielenia się swoimi uwagami – mogą napisać do serwisu poprzez formularz kontaktowy („Skontaktuj się z nami”) i – jeśli wyrażą na to zgodę – ich listy zostaną zamieszczone na końcu kolejnego numeru komiksu. Na przykład w historyjce zatytułowanej „Aurora”, która jest tworzona specjalnie dla comicsempower.com, jej niewidomi i słabowidzący czytelnicy wymieniają się z autorem swoimi spostrzeżeniami. W zeszytach rozpoczynających nowe serie brak oczywiście komentarzy czytelników, ale są tam informacje od autora, o czym będzie dana historia. Jednakże comicsempower.com to nie tylko internetowy sklep z komiksami – jeśli ktoś z czytelników ma ochotę, może spróbować swoich sił jako autor i samodzielnie napisać komiks. Warto też wspomnieć o ciekawym obszarze tematycznym, w jakim komiks ostatnio zaistniał. Przykładem jest seria pn. „Department of ability” [dosłownie: „Departament możliwości”], którą stworzył Dan White – ojciec dziewczyny poruszającej się na wózku. Właśnie ona, Emily, jest główną bohaterką serii. Tak jak inne postaci w tym komiksie wykorzystuje niepełnosprawność jako supermoc. Jej wózek może bowiem latać. Trzeba dodać, że bohaterowie historyjki mają różne niepełnosprawności – są niewidomi, chodzą o kulach itd. Autor opowiedział o swoim pomyśle w Insight Radio – rozgłośni brytyjskiej organizacji niewidomych (RNIB). Jak sam twierdzi, historyjka została bardzo dobrze przyjęta zarówno przez dzieci niepełnosprawne, jak i przez ich rodziców. Dan White świadomie rezygnuje z celu edukacyjnego na rzecz rozrywki. Przy okazji chce pokazać, że mimo niepełnosprawności można wiele zrobić dla świata. Chociaż jedna jaskółka wiosny nie czyni, myślę, że comicsempower.com otwiera przed niewidomymi i słabowidzącymi drzwi do nowej bardzo ciekawej dziedziny rozrywki. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że w ślad za comicsempower.com pójdą inne serwisy o podobnej tematyce, w tym portale polskojęzyczne. Komiksy mogą stanowić bowiem tak świetną zabawę, że – jeżeli tylko znalazł się dobry sposób dostępu do niej – to nie warto z tej możliwości rezygnować. fot. Marian Walentynowicz, Lelio Bonaccorso, Dan White Department of ability Tomasz Bilecki Sonifikacja, czyli pokazać dźwiękiem Czym w ogóle jest ta sonifikacja, na tyle niespotykany termin, że MS Word uznaje ten wyraz za błędny? Jest to sposób wyrażania lub przetwarzania informacji wykorzystujący dźwięk niebędący mową jako nośnik informacji. Innymi słowy wszelkie dźwięki, które sygnalizują lub obrazują cokolwiek to właśnie sonifikacja. Za pierwsze urządzenie wykorzystujące tę technikę uznaje się licznik Geigera z 1908 roku, który właśnie za pomocą dźwięków informował o poziomie radioaktywności. Zaledwie kilka lat później, bo w 1915 roku została opracowana metoda, która pozwalała wykrywać czarny druk i poinformować o tym za pomocą dźwięku. Tak powstał Optofon, pierwsze, bardzo prymitywne urządzenie służące do odczytywania tekstu przez osoby niewidome. Działało ono na dość prostej zasadzie, a korzystanie z niego zapewne wymagało bardzo dużej wyobraźni, dobrej pamięci i długich ćwiczeń. Maszyna generowała kilka dźwięków o określonej wysokości. Przed każdym dźwiękiem urządzenie skanowało bardzo niewielki obszar w poszukiwaniu czarnego druku. W momencie jego znalezienia zamiast nuty była cisza. W ten sposób, układając sobie w głowie obraz złożony z dźwięków przerywanych ciszą, można było próbować odczytać zapisany na papierze tekst. Jednak sonifikacja to nie tylko historia tyflotechnologii albo specjalistyczne urządzenia. Tak naprawdę korzystamy z niej prak- tycznie wszyscy w domu, w pracy, podczas robienia zakupów itd. Klakson w samochodzie, dzwonek w piekarniku, nawet budzik lub zegar oznajmiający godziny i kwadranse dźwięcznym bim bam to właśnie przykłady wykorzystania sonifikacji. Cały problem polega na tym, że badania nad sonifikacją są prowadzone w bardzo niewielkim zakresie, a sama sonifikacja nie jest dostatecznie wykorzystywana zwłaszcza w środowisku osób niewidomych, gdzie słuch to jedyny zmysł, pozwalający precyzyjnie z dużej odległości wychwytywać jakąkolwiek informację. Nadal w wielu kręgach panuje przekonanie, że najlepszą informacją jest głos, który wyartykułuje, co trzeba. Stety lub niestety taka metoda niejednokrotnie okazuje się zawodną. W Warszawie na jednym z przejść dla pieszych zamontowano sygnalizację świetlną, która spokojnym, damskim głosem wygłasza co chwila komunikat: „Światło czer- NR 2 (31) 2016 16 Za pierwsze urządzenie wykorzystujące tę technikę uznaje się licznik Geigera z 1908 roku, który właśnie za pomocą dźwięków informował o poziomie radioaktywności wone” lub „Światło zielone”. Takie wyrażanie komunikatu posiada kilka dość istotnych wad. Po pierwsze wyartykułowanie frazy „Światło czerwone” trwa znacznie dłużej niż znany z wielu innych systemów krótki, przedzielony mniej więcej sekundowej długości przerwą impuls dźwiękowy. Po drugie spółgłoski często gubią się w hałasie ulicznym. Tak więc osoba niewidoma, podchodząca do tak zorganizowanej sygnalizacji, usłyszy coś w rodzaju: „a..ło ..e..o..e”, co może być zarówno informacją zakazującą, jak i pozwalającą na przejście przez ulicę. Nie mówiąc o mieszkańcach, którzy jak mantrę słyszą przez cały czas niezmienne: „Światło czerwone. Światło czerwone. Światło zielone. Światło zielone.” mogą być paski postępu, które zarówno w NVDA, Window-Eyes, jak i w Voice Over mogą być przedstawiane jako dźwięk o zmieniającej się zgodnie z postępem częstotliwości. Takie przedstawienie sprawy zajmuje znacznie mniej czasu niż wypowiedzenie odpowiedniej informacji. Jaws posiada możliwość poinformowania dźwiękiem o dowolnym typie obiektu. Tzn. możemy program skonfigurować tak, aby, napotykając np. pole wyboru, zamiast odczytywać nazwę tej kontrolki, odtwarzał tylko dźwięk, który podpowie nam, jak możemy się w danej sytuacji zachować. NVDA posiada kilka wtyczek zamieniających większość nazw kontrolek w dźwięki. Niektóre z nich, np. „unspoken”, dodatkowo wykorzystują symulację trójwymiarowej przestrzeni, w której umieszczają każdy z dźwięków. Pozwala to użytkownikowi zorientować się, czy obiekt znajduje się na górze, na dole ekranu lub po lewej bądź prawej jego stronie. Podobny mechanizm wykorzystuje również Voice Over, który, przemieszczając dźwięk w przestrzeni 3D ilustruje np. postęp kopiowania plików. Również Windows i Mac Os można skonfigurować w taki sposób, aby część informacji była przekazywana użytkownikowi za pomocą różnych sygnałów dźwiękowych. Najprostszymi i najczęściej spotykanymi przykładami są chociażby dźwięk pojawiający się podczas uruchamiania systemu lub jego zamykania. W panelu sterowania Windows w zakładce „Dźwięk” można dodatkowo skonfigurować kilkadziesiąt zdarzeń, które będą sygnalizowane również poprzez dźwięk. Sonifikacja w czytnikach ekranu Na szczęście coraz więcej osób zajmujących się tyflotechnologią zaczyna dostrzegać zalety sonifikacji. Praktycznie wszystkie liczące się dzisiaj programy do odczytu zawartości ekranu wyposażone są w pewne elementy wykorzystujące tę technologię. Przykładem Optofon, pierwsze, bardzo prymitywne urządzenie służące do odczytywania tekstu przez osoby niewidome 17 Inne programy dla niewidomych W ostatnich latach pojawiło się wiele rozwiązań dla niewidomych wykorzystujących sonifikację. Istnieje kilka aplikacji, których zadaniem jest przetwarzanie obrazu na tekst. Wymagają one, co prawda, sporej wyobraźni, długich ćwiczeń i raczej dobrego słuchu, ale podobno za pomocą tych narzędzi można próbować zmierzyć się nawet z prostymi grami video. Innym przykładem sonifikacji jest tworzenie dźwiękowej reprezentacji różnego rodzaju wykresów. W tej dziedzinie Polska może poszczycić się miejscem na podium, gdyż jednym z pierwszych, o ile nie pierwszym, dostępnym publicznie rozwiązaniem, potrafiącym zilustrować przebieg dowolnej funkcji, jest kalkulator zamieszczony w nierozwijanym już niestety programie Klango. Potrafił on za pomocą tonu o zmieniającej się częstotliwości pokazać, jak zmienia się zdefiniowana przez użytkownika funkcja matematyczna. Dodatkowo można było sprawdzić, gdzie jest jej miejsce zerowe, za pomocą strzałek poruszać się po wykresie a także, używając syntezatora mowy, odczytywać wartość wskazywaną graficznie. Istnieje również narzędzie mające w założeniu wspomagać przygotowywanie wykresów przez osoby niewidome. Niestety narzędzie to, mimo iż posiada funkcje dostępnościowe, jest przeznaczone raczej dla osób widzących. Wprawdzie pozwala przygotowywać całe prezentacje wykorzystujące nagrania dźwiękowe, prezentacje wykresów, opisy poszczególnych fragmentów przedstawionego wykresu i wiele więcej, lecz jest raczej trudne w użyciu. Mnie w każdym razie nie udało się zmusić programu do pokazania czegokolwiek sensownego. Dla osób zajmujących się realizacją dźwięku została przygotowana aplikacja Accessible Peak Meter – narzędzie pozwalające zapanować Klakson w samochodzie, dzwonek w piekarniku, nawet budzik lub zegar oznajmiający godziny i kwadranse dźwięcznym bim bam to właśnie przykłady wykorzystania sonifikacji nad dynamiką sygnału. Instaluje się ją jako wtyczkę w formacie VST, która w formie dźwięków o zmiennej częstotliwości pokazuje tzw. szczyty sygnału. Informacja nie do przecenienia dla dźwiękowca. To właśnie ten wskaźnik pozwala prawidłowo ustawić poziom nagrywania, pokazuje, czy sygnał nie jest przesterowany, określa, czy i o ile można bezpiecznie zwiększyć głośność i wiele innych. Do najświeższych rozwiązań wykorzystujących sonifikację należy program autorstwa Grzegorza Złotowicza Grmapa, który jest mówiącą mapą dla systemu Windows. Prócz informacji głosowej o tym, w jakim miejscu się znajdujemy, program posiada bardzo intuicyjny system dźwięków mówiących o tym, co znajduje się w naszym otoczeniu. Przykładowo ruch uliczny słyszalny z lewej strony informuje nas, że po tej stronie znajduje się ulica. Skrzypienie drzwi pomoże nam zlokalizować budynek, natomiast gwar oraz brzęk naczyń powie nam, że w okolicy jest miejsce, gdzie można coś zjeść. Z kolei na systemy mobilne jest również kilka aplikacji, które za pomocą dźwięku pokażą użytkownikowi kilka ciekawych informacji. Rodzimy produkt Seeing Assistant Home właśnie za pomocą pisków o zmieniającej się wysokości umożliwia nam zlokalizowanie źródła światła. Inna aplikacja - Wi-Fi Sonar pozwala z kolei szybko ocenić siłę sygnału Wi-Fi, dzięki czemu możemy w prosty sposób sprawdzić, gdzie najlepiej umieścić router, aby komfort bezprzewodowego korzystania z Internetu był największy. Orientacja przestrzenna Od kilku lat producenci wytwarzają urządzenia wspomagające orientację przestrzenną oparte właśnie na dźwiękach lub wibracji. Najbardziej rozbudowanym urządzeniem w tej kategorii jest chyba K-sonar, który informuje o przeszkodach przed nami, używając w tym celu NR 2 (31) 2016 18 specjalnie spreparowanych dźwięków, które, w zależności od odległości, zmieniają częstotliwość, a co za tym idzie wysokość. W zależności od gęstości przeszkody bardziej przypominają szum lub ostry dźwięk. Dzięki temu użytkownik dostaje informacje nie tylko o tym, jak daleko przed nim znajduje się przeszkoda, ale może wywnioskować po rodzaju dźwięku, czy tą przeszkodą jest słup czy raczej krzak. Tego typu rozwiązań jest oczywiście więcej. Również nasi południowi sąsiedzi opracowali własne urządzenie wielkości bardzo grubego długopisu, które potrafi wykryć przeszkodę i poinformować o niej, może nie tak szczegółowo, bo jedynie zmieniającą się częstotliwością dźwięku oraz wibracją. Za to urządzenie posiada również czujnik światła, dzięki któremu możemy np. wychodząc z mieszkania sprawdzić, czy nie zostawiliśmy przypadkiem zapalonego światła. Podsumowanie Choć sonifikacja jest raczej mało znaną techniką prezentowania informacji, zaczyna ona nieśmiało zdobywać coraz większą popularność. Dotyczy to nie tylko niewidomych użytkowników wszelkiego rodzaju urządzeń, w których się ją stosuje. Coraz więcej producentów sprzętu i oprogramowania zaczyna korzystać z informacji dźwiękowych ze względu na to, że możliwe jest równoczesne odbieranie mowy i innych dźwięków. Nie do przecenienia jest także możliwość równoczesnego patrzenia i słuchania. Większość nowych samochodów wyposażona jest w dźwiękowe czujniki parkowania. Różnego rodzaju urządzenia AGD potrafią za pomocą donośnych dźwięków poinformować o zakończeniu bądź rozpoczęciu pracy. Obserwując rynek, myślę, że taki stan rzeczy to dopiero początek. Można podejrzewać, iż najbliższe lata przyniosą spory wzrost wykorzystania tego rodzaju informacji zwłaszcza w urządzeniach i programach przeznaczonych dla osób z dysfunkcją wzroku. fot. velka, Wikipedia, BAT Itd K-Sonar Z Wandą Dias Merced rozmawiała Agnieszka Pelczarska Zobaczyć niewidzialne Czy zastanawialiście się kiedykolwiek, co jest tam na niebie, wysoko ponad nami? Jestem pewna, że tak. Ciekawość będąca siłą napędową rozwoju naszej cywilizacji sprawiła, że dokonujemy odkryć nie tylko na naszej planecie, lecz także we wszechświecie. wynaleźliśmy teleskopy, satelity i pojazdy kosmiczne. Cały ten sprzęt pozwala zbierać i przechowywać wszelkiego rodzaju informacje o wszechświecie. Nikt nie podważy twierdzenia, że używanie teleskopu wymaga dobrego wzroku, nieprawdaż? Oglądanie nieba, o oglądaniu wszechświata nawet nie wspominając, leży poza granicami doświadczenia dostępnego osobom niewidomym. Dla niewidomego czy słabowidzącego kosmos jest praktycznie czystą abstrakcją. O najnowszych odkryciach lub wyprawach kosmicznych czytamy w gazetach albo słuchamy w radio. Ech, gdybyż tak wszechświat mógł być choć troszkę bliżej nas. Czy to w ogóle możliwe? Tak. Wanda Dias Merced, niewidoma astronom z Puerto Rico, wraz z grupą naukowców robi wszystko, co tylko się da, aby uczynić wszechświat nieco bardziej dostępnym dla osób z niepełnosprawnościami. Wanda jest astrofizykiem, a do tego człowiekiem obdarzonym cudowną osobowością. Jest wrażliwa, miła, a przy tym bardzo uważnie słucha osoby, z którą rozmawia. Nie dominuje swego interlokutora, lecz pozwala mu się swobodnie wypowiedzieć. Rozmawiając z Wandą masz poczucie, że cię słucha, a w jej głosie słychać radość życia, swego rodzaju siłę i pewność, wynikające z tego, że wie, o czym mówi. Gdy jej słuchasz, czujesz jakby otaczała cię jakąś pozytywną energią. Ta energia bierze się z wyznawanej przez nią filozofii oraz podejścia do życia. – „Problemy, z którymi musimy się zmierzyć, to przeszkody do pokonania, a nie powody do ucieczki.”- mówi. Są jakby “motorem”, który popycha ją naprzód. Dodaje, że jakkolwiek życie nie jest łatwe, taka filozofia bardzo jej pomaga, czyniąc życie pełniejszym i ciekawszym. Wanda nie pozwala, by problemy “panowały nad jej życiem”, lecz stara się, by były one źródłem pozytywnej inspiracji. Nauczyła się tej filozofii NR 2 (31) 2016 20 magnetycznego, czyli tzw. światło widzialne. Za pomocą teleskopów astronomowie próbują zobaczyć to, co „niewidzialne”, różne rodzaje widma światła i promieniowania: promienie gamma, promieniowanie rentgenowskie, ultrafiolet, światło widzialne, podczerwień, mikrofale i fale radiowe. Wanda jest mistrzem w swej dziedzinie, a co więcej potrafi bardzo skomplikowane zagadnienia objaśniać w prosty, logiczny i łatwy do zrozumienia dla każdego odbiorcy sposób. Wanda Diaz Merced, niewidoma astronom, wraz z kolegami po fach stara się uczynić kosmos bardziej dostępnym dla osób z niepełnosprawnościami od wspólnoty buddyjskiej, która pomogła jej odnaleźć w sobie siłę. Zmiana podejścia do życia rozpoczęła się z chwilą, gdy po utracie wzroku dowiedziała się od jednego ze swych przyjaciół, że jest silniejsza od niepełnosprawności. Godnym uwagi jest, że Wanda Dias Merced, będąc naukowcem, spotyka się z nami jako człowiek, a, co więcej, w każdym z nas zauważa Człowieczeństwo. “Jesteśmy tylko ludźmi – mówi – I wszyscy popełniamy błędy”. Wanda nie lubi słowa “niepełnosprawny”, woli mówić o ludziach, którzy mają inny sposób uczenia się czy robienia różnych rzeczy. Nie dzieli ludzi na posiadających sprawne lub niepełnosprawne ciała. Dla niej wszyscy jesteśmy po prostu ludźmi, tylko niektórzy z nas uczą się świata inaczej niż inni. Uważa, że gwałtowny rozwój technologii sprawi, iż wkrótce będziemy mogli samodzielnie podróżować własnymi samochodami, mówiąc im po prostu, gdzie mają jechać. Technologie, takie jak nawigacja GPS, beacony wykorzystujące Bluetooth dalekiego zasięgu oraz inne czujniki, wraz z opracowywanymi właśnie sieciami neuronowymi, sprawią, że pojazdy będą w stanie lokalizować innych uczestników ruchu oraz podejmować decyzje stosowne do sytuacji, w której się znajdą. W praktyce oznacza to, że wkrótce samodzielne podróżowanie samochodem stanie się dostępne dla osób z dysfunkcją wzroku. Ale to wszystko czeka nas dopiero w przyszłości, a tymczasem, tu i teraz, zbyt mało robi się na rzecz wykorzystywania nowoczesnych technologii w procesie edukacji. To samo dotyczy ludzi, którzy stali się niepełnosprawni jako osoby dorosłe, w trakcie trwania ich kariery zawodowej. Rozwiązania technologiczne są wciąż nie dość dobre, by umożliwić im kontynuowanie pracy zawodowej lub naukowej. Dlatego niepełnosprawność eliminuje ich z tych tak przecież ważnych dziedzin życia. Sama, będąc osobą niedowidzącą, a przy tym naukowcem, Wanda Dias Merced posługuje się metodą tzw. sonifikacji, która pozwala na konwertowanie wartości pomiarów intensywności światła na ich reprezentację dźwiękową, czyli mówiąc prościej, Wanda słucha światła dochodzącego do nas z gwiazd. Astronomowie badają światło i energię pochodzące ze wszechświata. Ludzkie oko widzi jedynie niewielki wycinek widma elektro- Agnieszka Pelczarska: Może na początek powiesz nam kilka słów o sobie? Wanda Diaz Merced: Nazywam się Wanda Dias Merced. Urodziłam się w Puerto Rico, w małym miasteczku Gurabo. To moje rodzinne miasto. Tam się wychowałam. Pochodzę z ubogiej rodziny. Mój ojciec zmarł w 2006 roku, mama, jak dotąd, cieszy się dobrym zdrowiem. Mam też siostrę i dwie siostrzenice, no i jest jeszcze ciocia, która mieszka z nami i moją matką. Bardzo się kochamy. Świętujemy razem wszystkie ważne okazje. Nasza rodzina trzyma się razem. Każdy może zawsze liczyć na wsparcie innych. Ponieważ pochodzę z bardzo ubogiej rodziny, mogę z dumą powiedzieć, że wiem, jak ciężko trzeba pracować, by coś osiągnąć, że dobrze znam wartość ciężkiej pracy. Za każdym razem, gdy osiągnięcie czegoś wymaga ode mnie wielkiego wysiłku, czuję się bardzo szczęśliwa! A. P.: Kiedy zainteresowałaś się fizyką? W. D. M.: Zainteresowałam się fizyką zaraz po szkole średniej, podczas pierwszych lat studiów. Najpierw chciałam zostać lekarzem, ale zawsze czułam, że w proponowanym mi kursie nauk ścisłych czegoś brakuje, a te wszystkie brakujące odpowiedzi były w fizyce. Po prostu zakochałam się w sposobie, w jaki fizyka używa liczb do objaśniania 21 zjawisk zachodzących we wszechświecie. I to poetyckie piękno doprowadziło mnie do fizyki. A. P.: Opowiedz nam, jak przebiegała Twoja edukacja? W. D. M.: Do ukończenia szkoły średniej kształciłam się w Puerto Rico. Tam też rozpoczęłam studia, a potem wyjechałam na studia na Uniwersytet w Bostonie. Niestety nie skończyłam tam studiów, ponieważ nie było mnie na to stać, ale dzięki jednemu z moich nauczycieli wysłano mnie na studia na Uniwersytet w Glasgow. A. P.: I tam ukończyłaś studia? W. D. M.: Tak. Jestem absolwentką Uniwersytetu w Glasgow w Szkocji. Napisałam tam pracę o analizie danych astrofizycznych z wykorzystaniem dźwięku. A. P.: A co chciałaś robić po studiach? W. D. M.: Z początku chciałam być doktorem, znaczy lekarzem, a potem? A potem nie miałam jakichś planów naukowych, powiedzmy takich, że dokonam jakiegoś wielkiego odkrycia czy coś w tym rodzaju. Zwyczajnie chcia- łam się uczyć i studiować. Praca magisterska, a potem doktorat zrodziły się w naturalny sposób z mojej potrzeby studiowania. Myślę, że najważniejszym planem naukowym było dla mnie uczyć się i studiować. Zawsze byłam spragniona wiedzy. A. P.: Jak to się stało, że zostałaś astronomem? W. D. M.: No cóż, traciłam wzrok. Jedynym człowiekiem, który wiedział, co się ze mną dzieje był mój przyjaciel Emilio. Zapoznał mnie z sonifikacją, a mówiąc ściślej z audifikacją. Jest to metoda bezpośredniej konwersji czegoś (np. mierzalnego sygnału elektrycznego, świetlnego itp) na jego reprezentację dźwiękową bez stosowania jakichkolwiek parametrów dźwięku takich jak: głośność, wysokość lub tempo, którą stosuje się do wzbogacania naszej percepcji rzeczywistości. To coś takiego, jak gdy używając mowy syntetycznej plik tekstowy przekształcamy do formatu wave lub MP3. Zastosowanie audifikacji, z którym mnie zapoznał, służyło do dźwiękowego przedsta- wiania koronalnego wyrzutu masy. Jest to gwałtowna emisja energii, która ucieka z atmosfery słonecznej. Jak atmosfera ziemska chroni środowisko, w którym żyjemy, tak atmosfera słoneczna zachowuje w swoim obrębie pewne środowisko gazowe. czasami, nie zawsze, lecz w pewnych szczególnych warunkach (sprawiają to plamy słoneczne w fotosferze słońca), dochodzi do zakłócenia słonecznego pola magnetycznego, które następnie powoduje erupcję i wyrzut energii. Ta energia przemieszcza się w przestrzeni międzyplanetarnej, dociera do naszej atmosfery, a następnie do anteny. Gdy się to dzieje, można usłyszeć dźwięk. Na tym w praktyce polega audifikacja. Traciłam wzrok i myślałam, że to będzie mój sposób na uprawianie nauki, że muszę posłużyć się dźwiękiem. A. P.: A kiedy pojawił się pomysł, żeby udostępnić osobom z dysfunkcją wzroku oglądanie wszechświata? W. D. M.: Zaczęłam o tym myśleć wtedy, gdy zauważyłam, że nie mam dostępu do takiej samej Gwałtowny rozwój technologii sprawi, iż wkrótce będziemy mogli samodzielnie podróżować własnymi samochodami, mówiąc im po prostu, gdzie mają jechać NR 2 (31) 2016 22 Teleskopy, satelity i pojazdy kosmiczne - cały ten sprzęt pozwala zbierać i przechowywać wszelkiego rodzaju informacje o wszechświecie, w praktyce jest to jednak dziedzina pracy badawczej niedostępna dla osób z dysfunkcją wzroku ilości informacji, jak moi widzący koledzy, że jakość informacji, do których mam dostęp także nie jest taka sama. Zauważyłam także, iż wielu rzeczy brakowało. Nie uzyskiwałam całościowego obrazu. Opisom lub objaśnieniom udzielanym mi przez różnych ludzi brakowało głębi. I nic w tym dziwnego. Ludzie nie są na ogół przyzwyczajeni do szczegółowego objaśniania i opisywania rzeczy osobom z dysfunkcją wzroku, do wykładania wiedzy o całym świecie i dzielenia się swym doświadczeniem. Przedstawiają informacje na sposób wizualny, ponieważ wiedza jest im dana w doświadczeniu wizualnym. Osoba z dysfunkcją wzroku poznaje świat inaczej niż osoba widząca. Inny jest także, co jest konsekwencją owej dysfunkcji, sposób wymiany informacji właściwy niewidomym czy słabowidzącym. Wtedy powiedziałam, że musimy coś z tym zrobić. Na początek chciałam sprawić, żeby te informacje stały się dostępne dla mnie samej. Gdy okazało się, że dobrze sobie radzę, że mam dobre wyniki, zaczęliśmy pracować nad tym, żeby wszechświat mógł być dostępny dla wszystkich. A. P.: Opowiedz nam teraz o swojej metodzie sonifikacji. W. D. M.: Mówiąc o metodach badawczych posługuję się terminem „perceptualizacja”. Rozumiem przez to przekształcanie danych fizycznych w taki sposób, aby były one dostępne zmysłom. Badając moje dane, używam przede wszystkim dźwięku, ponieważ reprezentacja dotykowa tych danych nie daje dość szczegółowego oglądu, a ponadto jest trudna. Dlatego przekształcam dane do postaci dźwiękowej w taki sposób, że badane przeze mnie informacje, w zależności od potrzeb, mapuję jako wysokości lub głośności poszczególnych dźwięków. W pewnych sytuacjach wysokość dźwięku dobrze nadaje się do odwzorowania częstotliwości, podczas gdy głośność dobrze odwzorowuje długość fali. W przestrzeni międzyplanetarnej znajduje się wiele plazmy, tak nazywamy zjonizowany gaz. Gaz ten jest naładowany elektrycznie. Gdy elektron przechodzi przez gaz, tor, po którym się on porusza, ulega zmianie. Dzieje się tak dlatego, że zarówno plazma, jak i elektron mają ładunek elektryczny. Mówiąc ściślej, naładowany elektrycznie gaz ma pole. Zmiana toru elektronu powoduje oscylację pola oraz wtórne promieniowanie energii w różnych kierunkach. Obserwując to promieniowanie, możemy zrozumieć jak zmienia się pole. Stosując metodę audifikacji możemy słuchać zmieniających się wysokości dźwięków, które reprezentują zmianę intensywności pola, oraz usłyszeć zmianę częstotliwości. Aby konwertować dane do postaci dźwiękowej, wraz z Nancy Brickhouse, Antonem Schertenleibem, Matthew Schnepsem i Robertem Candeyem stworzyliśmy prototypową aplikację do wykonywania sonifikacji nazwaną Xsonify. Umożliwiała ona dostęp do danych gromadzonych przez różne ośrodki badawcze na całym świecie. Dzięki temu miałam dostęp do danych z różnych obserwatoriów. Były to dane z satelitów zbierających informacje na orbicie. Niestety NASA wycofała się z uczestnictwa w tym programie i dane archiwalne już nie są dla nas dostępne. Chyba, że pobierzemy je ze stron internetowych ośrodków, które nadal biorą udział w programie, poświęcimy bardzo wiele czasu na to, by skopiować je do Excela. Następnie, aby je obrobić, musielibyśmy poddać je czasochłonnemu formatowaniu. Gdyby te dane były dostępne w łatwiejszy sposób, moglibyśmy kontynuować nasze badania. Krótko mówiąc, pracowałam nad prototypem aplikacji umożliwiającej przeprowadzanie 23 sonifikacji. Zadaniem aplikacji było pobranie danych, zaimportowanie ich do interfejsu i przetworzenie na postać dźwiękową. Następnie tak przetworzone dane można obrabiać, kodując interesujące nas parametry za pomocą dźwięku. Na przykład dźwięki o różnej charakterystyce można wykorzystać do obrazowania fal o różnych kształtach. Do poszerzenia percepcji danych można także wykorzystać różnicowanie głośności i wysokości dźwięków oraz rytmów lub ilości uderzeń na minutę. Prototyp potrafi także dokonywać bezpośredniej konwersji danych. Nie dzieje się to jeszcze w czasie rzeczywistym, ale pracuję nad tym. A. P.: Czy myślisz o jakimś innym sposobie na to, by wszechświat stał się nam bliższy? W. D. M.: To oczywiście bardzo dobre pytanie. Myślę, że byłoby dobrze, gdybyśmy mieli możliwość poznawania wszechświata w taki sposób, aby jego obraz był bliż- szy rzeczywistości. Wszechświat wokół nas posiada głębię. Obiekty astronomiczne, gwiazdy świecące gdzieś nad nami (radioźródła) są bardzo daleko od nas. Światło, które obserwujemy, musi przebyć astronomiczne odległości zanim dotrze do Ziemi. Mam nadzieję, że wkrótce nadejdzie dzień, gdy osobom z dysfunkcją wzroku będziemy mogli dać możliwość przeżycia tej samej przyjemności, tego zachwytu, nad wspaniałością nieba, którym mogą się cieszyć osoby widzące. Przecież wszyscy żyjemy pod tym samym niebem i nie powinno ono być nam obce. Aby uzyskać dane, klasyczny astronom siada przed ekranem komputera, zaś astronom amator kieruje w niebo swój teleskop. Tymczasem osobom niewidomym daje się plakaty z obrazami tyflograficznymi różnych źródeł na niebie, a my dotykamy tych obrazów i czytamy opisy. Gdy dotykamy obrazów rękoma, kierujemy głowy w dół, patrzymy w dół. Chciałabym stworzyć takie warunki, żebyśmy, oglądając niebo, musieli patrzeć w górę. Inną sprawą jest stworzenie bogatszego języka opisów. I jeszcze jedno… Myślę, że bardzo ważne jest, by informacja była przekazywana w sposób dobrze zrozumiały, z wykorzystaniem wzbogaconego języka opisu, ponieważ taki sposób przekazywania informacji sprawia, że nasi słuchacze czują się szanowani, czują się jak równoprawni partnerzy w procesie wymiany informacji. Gdy tłumaczę coś w sposób jasny, prosty i wyczerpujący zarazem, to nie okazuję Tobie, że jesteś osobą niezdolną zrozumieć tego, co mam do przekazania. Ludzie, którym rzeczy trudno zrozumiałe objaśnia się w prosty i wyczerpujący sposób, nie tylko czują się szanowani, lecz, co ważniejsze, nie mają poczucia, że jakieś informacje są przed nimi ukrywane. Chciałabym, żeby w moim kręgu Za pomocą teleskopów astronomowie próbują zobaczyć to, co „niewidzialne”, różne rodzaje widma światła i promieniowania: promienie gamma, promieniowanie rentgenowskie, ultrafiolet, światło widzialne, podczerwień, mikrofale i fale radiowe NR 2 (31) 2016 24 Model systemu słonecznego zawodowym wymiana informacji tak właśnie wyglądała. Myślę, że bardzo ważne jest przybliżenie wszechświata nie tylko niewidomym, lecz także osobom z różnego rodzaju zaburzeniami percepcji zmysłowej oraz tym, które uczą się w sposób inny niż pełnosprawna większość. A .P.: Wydaje mi się, że działalność badawcza to dla osoby z dysfunkcją wzroku trudny orzech do zgryzienia. Jak sobie z tym radzisz? W. D. M.: Wiesz. Pracuję bardzo dużo, od świtu do nocy i lubię to, co robię. Siedzę i słucham moich danych w tę i z powrotem do momentu, w którym znam je prawie na pamięć. Konwertuję dane do postaci dźwiękowej. Pewną niedogodnością jest to, że właściwie nie mam wpływu na to, jakich teleskopów użyć i z jakimi danymi moje dane skorelować, bo mogę pracować tylko na tym, co jest dostępne. Sporym wyzwaniem jest też czytanie publikacji naukowych, ponieważ zrozumienie ich treści w dużym stopniu zależy od czytania wykresów. Kolejnym dużym problemem jest dostęp do przypisów i odnośników w taki sposób, by podczas czytania nie tracić orientacji na stronie. Ten problem staram się rozwiązać już od dawna. Byłoby świetnie, gdybyśmy mogli wspierać się w dążeniu do celu, którym jest dostępność literatury naukowej. Trudność polega często na tym, że lektorzy nie wiedzą, jak czytać symbole matematyczne. Jakkolwiek mamy system notacji matematycznej Nemeth, który daje możliwość wydrukowania równania, to, aby wykresy z prac naukowych przetworzyć do postaci równań, musiałabym mieć dostęp do danych, które posłużyły do stworzenia wykresów. Mając te dane, mogłabym przetworzyć je do postaci dźwiękowej lub wydrukować na drukarce brajlowskiej, a następnie poddać analizie dotykowej. A. P.: Jaki był stosunek kolegów do Twojej niepełnosprawności, do osoby niepełnosprawnej, która wybrała drogę kariery naukowej? W. D. M.: Astronomowie są bardzo otwarci i nigdy nie odczuwałam z ich strony czegoś, co można by uznać za brak szacunku. Jeśli do kategorii kolegów zaliczymy instytucje państwowe, które przyznają granty naukowcom, to muszę powiedzieć, że wskaźniki produktywności, które stosują państwowe agencje naukowe, np. National Science Foundation w USA, są bardzo niekorzystne dla osób z niepełnosprawnościami. Wydaje się ponadto, że kolegia redakcyjne nie mają systemu regulacji dotyczących wyrażania swoich opinii w przypadku, gdy pracę do publikacji składa osoba z niepełnosprawnością. Powiedzmy, że napisałaś projekt grantu, że jest to dobry projekt, ale twój czytnik ekranu spowodował, że dla Ciebie tekst wygląda inaczej niż dla widzącego 25 czytelnika, albo nie masz redaktora, a robisz błędy gramatyczne. Twój projekt, nawet jeśli jest dobry, zostanie odrzucony. Dzieje się tak dlatego, że niewiele osób z niepełnosprawnościami zajmuje się pracą naukową. Z drugiej strony środowisko naukowe nie ocenia osób z niepełnosprawnościami, biorąc pod uwagę ich potencjał naukowy. Nie daje się nam możliwości składania publikacji czy grantów w innym formacie, np. audio lub w brajlu. Dysponujące miliardowymi budżetami agencje naukowe czy ministerstwa powinny przecież znaleźć 600 euro na stosowne rozwiązania technologiczne, włączając w to konwersję audio na format tekstowy w przypadku dokumentów złożonych w formacie audio. Kolejny problem to wypełnianie formularzy podczas ubiegania się o pracę. Są one bardzo skomplikowane, a wypełnienie ich jest tym trudniejsze, gdy jesteś bezrobotna i nie stać Cię na zapłacenie osobie, która zna np. język angielski. Mówię o wypełnianiu formularzy związanych z ubieganiem się o pracę, ponieważ informacje w tych dokumentach prezentowane są w taki sposób, który utrudnia osobom z niepełnosprawnościami zapoznanie się z nimi. Jeśli używasz przy wypełnianiu takiego formularza czytnika ekranu i zdarzy się, że jakieś pole pominiesz, to twoja aplikacja zostanie po prostu odrzucona. Ten układ dokumentu jest przeznaczony dla osób, które uczą się i pracują w ściśle określony sposób. Podane przeze mnie przykłady dotyczą agencji państwowych, ale tak w ogóle naukowcy to bardzo dobrzy ludzie. A. P.: A co sądzisz o osobach z niepełnosprawnościami jako naukowcach? Czy uważasz, że są w stanie podołać wymaganiom związanym z taką pracą i w pracy tej się realizować? W. D. M.: Oczywiście, że mogą sobie poradzić z pracą i być w niej dobrzy. Możemy robić rzeczy, których inni nie mogą robić, kompensując brakujące zmysły czy funkcje, stosując alternatywne sposoby wykonania różnych zadań. Tym „sprawnym” wydaje się, że to niemożliwe, by osoba z niepełnosprawnością zrobiła kiedykolwiek coś takiego. Rzeczy, które wprawiają ich w zdumienie, dla nas są naturalne. Myślę, że mamy ogromne możliwości. Jestem przekonana, że jeśli nasze umiejętności, które wypracowaliśmy na skutek życia z niepełnosprawnością, zostałyby potraktowane przez środowisko naukowe jako wartość dodana, to spowodowałoby to eksplozję odkryć, gwałtowny postęp wiedzy, rozwój strategii badawczych wynikający z dialogu między ludźmi. A. P.: Jak traktujesz swoją niepełnosprawność? Sądzisz, że jest utrudnieniem albo czymś, co Cię ogranicza jako człowieka? W. D. M.: No cóż, uczciwie mówiąc, gdy traciłam wzrok czułam się z tym źle, ale z czasem zaczęłam patrzeć na rzecz inaczej i nie uważam już mojej niepełnosprawności za utrudnienie czy ograniczenie. Ograniczeniem byłoby, gdybym umarła i tym samym nie mogłabym robić niczego. Żyjemy w epoce technologii, gdy wszelkie możliwości są do pomyślenia. Nie mając jednego zmysłu, użyłabym w to miejsce innego. A. P.: Jakiego oprogramowania czy sprzętu specjalistycznego używasz do pracy? W. D. M.: W pracy korzystam z Dragon Dictation, mój czytnik ekranu to VoiceOver, mam skaner, kamerę z oprogramowaniem do czytania tekstu i drukarkę brajlowską. Uwielbiam czytać brajlem, tę intymność podczas czytania, gdy wchodzisz w interakcję z każdą literą, słowem czy zdaniem. Piszę też dłutkiem na tabliczce. Równania rozwiązuję, zapisując je. Nie lubię aplikacji takich jak MathLab czy MathCad, które służą do rozwiązywania równań. Po prostu im nie wierzę. Wolę sama rozwiązać równanie. Czasem używam także Abakusa. A. P.: Jak sądzisz, czy niewidomy dałby sobie radę w kosmosie? Czy można by wysłać kogoś takiego w kosmos jako członka załogi? Jak niewidomy dawałby sobie radę w środowisku bez grawitacji? Czy myślisz, że byłoby mu trudniej niż widzącemu? W. D. M.: Jasne, że niewidomy dałby sobie radę w kosmosie. Myślę, że naukowcy nadmiernie się ociągają z wysłaniem osoby z niepełnosprawnością w przestrzeń kosmiczną. Niewidomego z pewnością można wysłać w kosmos. Tak, w kosmosie nie ma grawitacji, więc aby się przemieszczać musisz poru- NR 2 (31) 2016 26 szać się wzdłuż ścian albo przyczepić linę między dwoma punktami i przemieszczać się wzdłuż tej liny. Radzenie sobie w kosmosie bez grawitacji to nie problem. Problemem jest, że środowisko naukowe zbyt długo zwleka z tym, by dopuścić nas jako równoprawnych badaczy, by wpuścić nas na pokład i zaufać, że jesteśmy zdolni wykonać powierzone nam zadanie. No a gdy widzący zada nam jakieś pytanie, na które nie będziemy umieli odpowiedzieć w sposób właściwy widzącym, to zaufanie do nas zostanie tym bardziej podważone. Ogólnie rzecz ujmując to, o czym powiedziałam powyżej, jest hamulcem postępu. Czy zatem byłoby trudniej nam niż widzącym? Myślę, że widzący gubią się częściej niż my. Niewidomy kroczy po ściśle wyznaczonej ścieżce do swego celu. Prawdopodobieństwo, że rozproszą go widziane przez tzw. Normalną większość przysłowiowe znaki „stop” jest znacznie mniejsze, co więcej, my nauczyliśmy się rozpoznawać niebezpieczeństwo i nie dawać się zwieźć z obranej drogi przez różne rozpraszające nas bodźce. Myślę więc, że nie byłoby to trudniejsze. My po prostu robimy rzeczy w inny sposób i naukowy mainstream musiałby się tego nauczyć. A. P.: Czy słuchając swoich gwiazd myślisz, że gdzieś tam w kosmosie jest jakieś inne życie? W. D. M.: Robiąc moje badania, słuchając gwiazd, myślę sobie, że każde z tych źródeł (obłok gazowy, gwiezdny pył, powierzchnia słońca czy gwiazda), że każde z nich ma właściwy sobie głos, a to, co od niego uzyskuję jest jedyne w swoim rodzaju. Nauczyłam się podchodzić do dźwięku z szacunkiem. W naszej praktyce buddyjskiej mówimy, że głos jest epifanią słowa Buddy. Słysząc głos, poznajesz obraz ludzkiej duszy. Dlatego myślę, że te źródła mają mi wiele do powiedzenia i chcę fot. NASA Goddard Space Flight Center, vimeocdn, NOAA Satellites, Wikipedia 27 słuchać ich uważnie. Czy gdzieś w kosmosie jest jakieś życie? Życie, życie pozaziemskie traktuję jako możliwość. Możliwość to pewna wielkość, którą w statystyce wyrażamy liczbowo. Maleje lub rośnie. Na razie sądzę, że to możliwość. Myślę, że byłoby nie fair uważać, że w tak wielkiej przestrzeni jesteśmy sami. Powinniśmy szukać, musimy szukać. A. P.: Czy mogłabyś pokrótce opowiedzieć nam o projektach, które mają na celu udostępnienie wszechświata osobom z dysfunkcją wzroku? W. D. M.: Środowisko astronomów traktuje osoby z niepełnosprawnościami bardzo poważnie. International Astronomical Union (Międzynarodowe Towarzystwo Astronomiczne) utworzyło komisję do spraw dostępności i rozwoju. W tej komisji powstał projekt AstroSense. Celem tego projektu jest stworzenie rozwiązań umożliwiających osobom z niepełnosprawnościami poznawanie tych elementów rzeczywistości, które ze względu na niepełnosprawność nie są dla nich dostępne, oraz wypracowanie nowych metod udostępniania danych archiwalnych i zapisywania w różnych formatach danych z archiwów i baz danych. Chodzi o to, by stworzyć coś takiego, co umożliwi pracę nie tylko osobom z dysfunkcją wzroku, ale także osobom z innymi niepełnosprawnościami. Dostęp do informacji musi łączyć się z fizycznie rozumianym dostępem do miejsc, gdzie informacje się znajdują, oraz do miejsca, w którym istnieje możliwość wykonania pracy tak dobrze, jak to tylko możliwe. Oznacza to także stworzenie możliwości pozyskania i prezentacji danych dotyczących naszej pracy naukowej na ekranie komputera, w brajlu czy w formacie audio. Dla mnie oznacza to na przykład tyle, że nie musiałabym spędzać dwóch tygodni na próbach znalezienia danych pomiarowych, uzyskanych przez satelitę Advanced Composition Explorer, kopiowaniu ich potem ręcznie ze strony internetowej, wklejaniu do Excela i przebijaniu się przez niedoskonałości współpracy czytnika ekranu z Excelem. Nie musiałabym potem płacić komuś za to, że poświęci swój czas na usunięcie z dokumentu Excela wszystkich zapisanych wraz z ważnymi dla mnie informacjami metadanych i pomoże mi je zapisać, sformatować, a potem wprowadzić do aplikacji, za pomocą której zrobię sonifikację tych danych. To trwa kilka dni i jest problemem zwłaszcza wtedy, gdy jesteś bezrobotna i nie masz z czego zapłacić osobie, która Ci pomaga. Bywa, że wolontariusze nie mają potrzebnych umiejętności czy wiedzy, a w takiej sytuacji jest bardzo prawdopodobne, że popełnią błędy, co oznacza, że dane mogą zostać zniszczone. Pracujemy nie tylko nad dostępem do wiedzy, lecz także nad zmianą wskaźników dotyczących produktywności. My, naukowcy, musimy mieć dużo publikacji. Im więcej publikujesz, tym lepiej dla ciebie. Ale są osoby, które nie mogą publikować tak szybko, ponieważ piszą wolniej, mają trudności z czytaniem lub nie widzą i muszą korzystać z technologii wspierających. Poszukując rozwiązań problemów opisanych, powyżej pracujemy w obszarze obejmującym instytucje edukacyjne i ludzi od poziomu szkoły podstawowej poprzez średnią i wykształcenie uniwersyteckie do spraw dotyczących kariery zawodowej. Amerykańskie Towarzystwo Astronomiczne (American Astronomical Society) ma także swoją komisję, która działa na rzecz włączenia w działalność naukową osób z niepełnosprawnościami. Bardzo wiele robi Harvard University a szczególnie dr Nancy Brickhouse. Jako matka dziecka z niepełnosprawnością dr Brickhouse wie, że istnieje konieczność podejmowania działań na rzecz wyrównania szans osób niepełnosprawnych. Wiele robią w naszej sprawie prof. Margarita Karowska, prof. Matthew Schneps i wielu innych. Pracujemy i popychamy sprawy naprzód, ale trzeba więcej ludzi, którzy będą pracować nad tymi zadaniami, którzy będą z nami współpracować, ponieważ bardzo wiele jest jeszcze do zrobienia. A. P.: A co robisz gdy nie słuchasz swoich gwiazd? Czym się interesujesz? Co lubisz robić od tak, dla przyjemności? W. D. M.: Gdy nie słucham gwiazd? Chodzę na spotkania mojej wspólnoty buddyjskiej – bardzo lubię nasze wspólne śpiewy – gimnastykuję się, biegam, z mym przyjacielem robimy sobie relaksujące przebieżki. Lubię słuchać muzyki. Biorę sobie moją MP3-kę, siadam na ławce i po prostu słucham dobrej muzyki, śpiewam głośno i cieszę się życiem. Przyjemność sprawia mi pływanie no i mam jeszcze moje kury i koguty. Opieka nad nimi to chyba moje ulubione hobby. Dużo czytam. Teraz czytam autobiografię Nelsona Mandeli. To świetna książka. Sprawia, że płaczę z radości. To był naprawdę wspaniały człowiek. Agnieszka Pelczarska: Wando, dziękuję Ci za rozmowę. Mam nadzieję, że twoje działania na rzecz przybliżenia wszechświata osobom z dysfunkcją wzroku oraz na rzecz poprawy sytuacji naukowców z niepełnosprawnościami zakończą się powodzeniem. Wanda Diaz Merced: Dziękuję Agnieszko. To musi się udać. Mamy szansę to osiągnąć dzięki wspólnemu wysiłkowi wielu osób pełnosprawnych i niepełnosprawnych, które tak jak my wierzą, że jesteśmy integralną częścią rzeczywistości, że poprawa pozycji osób z niepełnosprawnościami w sferze naukowej zintegruje nas lepiej ze społeczeństwem i zapewni miejsce w historii. Agnieszko, dziękuję za rozmowę. NR 2 (31) 2016 28 Michał Kasperczak dostępna komunikacja Od kilku lat obserwujemy rozwój funkcjonalności smartfonów. Jednym z ważniejszych czynników wpływających na ten proces jest niewątpliwie postęp dokonujący się w dziedzinie transmisji danych. Nie musimy już być przywiązani do jednego miejsca (biurka z komputerem) i możemy za pomocą naszych telefonów komunikować się z użytkownikami z całego świata. Przesył danych stawał się z biegiem czasu coraz szybszy i coraz tańszy, a SMS-y wysyłane pomiędzy operatorami w różnych krajach, z uwagi na opłaty roamingowe, wciąż drogie, rozmaite firmy zaczęły więc dążyć do obejścia tego stanu rzeczy i tworzyć coraz łatwiejsze w użyciu aplikacje służące do komunikacji wszelakiego rodzaju. Pierwsze były zamienniki SMS-ów, czyli tylko wiadomości tekstowe, potem doszło załączanie multimediów: zdjęć, krótkich filmików czy nagrań głosowych, aż wreszcie możliwe stały się rozmowy głosowe oraz wideo, które użytkownik komunikatora prowadzi po prostu przez Internet za pomocą sieci Wi-Fi albo komórkowej transmisji danych. Najbardziej popularny jest, a może do niedawna był, komunikator Skype, ale inne przykłady można by mnożyć: aplikacja iMessage i FaceTime na urządzeniach firmy Apple, przeznaczony dla użytkowników Facebooka Facebook Messenger i wreszcie przypisany do numeru telefonu WhatsApp. Nie miejsce tu na szczegółowe porównania i przedstawianie różnic pomiędzy nimi. Dość powiedzieć, że firmy oferujące wzmiankowane rozwiązania z jednej strony walczą o użytkownika pomysłowością, prostotą obsługi i funkcjami dodatkowymi, z drugiej jednak strony jeszcze bardziej chcą go przywiązać do określonego systemu operacyjnego, platformy społecznościowej czy inaczej rozumianego ekosystemu sieciowego. W tym artykule opiszę działanie komunikatora WhatsApp, jako że jest to program bardzo prosty, popularny na świecie i, co ważne, coraz lepiej obsługiwany przez technologie dostępnościowe stosowane w systemach mobilnych, przy czym skupię się przede wszystkim na systemie iOS. Co to jest WhatsApp WhatsApp to aplikacja na smartfony, za pomocą której można, korzystając z sieci bezprzewodowej albo transmisji danych, wysyłać wiadomości tekstowe. Prócz tego aplikacja pozwala na: • przesyłanie zdjęć i filmów, • przesyłanie wcześniej stworzonych plików audio (dzwonki, nagrania głosowe), • nagrywanie wiadomości głosowych, • tworzenie grup przeznaczonych do wspólnej komunikacji, • wysyłanie swojej lokalizacji. A od stosunkowo niedawna, podobnie jak ma to miejsce w przypadku Skype’a i od jakiegoś czasu również Facebook Messengera, umożliwia także roz- 29 mowy głosowe pomiędzy dwoma użytkownikami. Producent planuje także wprowadzenie transmisji wideo. Program dostępny jest na wszystkich systemach operacyjnych. Możemy więc pobrać wersję dla iPhone’a (iOS), telefonów z Androidem, telefonów z systemem Windows Phone, BlackBerry, a nawet Nokii z Symbianem i Nokii S40. Na poszczególnych platformach działa podobnie, choć z uwagi na rozwój nowych możliwości komunikacji, jakie przyniosły ostatnie lata, WhatsApp oferuje ich całe spektrum właśnie na telefonach z systemami: iOS, Android oraz Windows Phone. Ważne! WhatsApp jest przypisany do naszego numeru telefonu, stąd możemy go używać tylko na telefonach. W przypadku tabletów korzystanie z aplikacji jest możliwe tylko wtedy, gdy, jak ma to miejsce w niektórych tabletach z systemem Android, są one wyposażone we wbudowaną funkcję telefonu. Trudno tę właściwość WhatsAppa obejść. Instalacja WhatsAppa Instalacja WhatsAppa nie powinna przysparzać żadnych trudności. Trzeba jedynie wprowadzić w odpowiednie pola kod, który dostaniemy SMS-em. Przy instalacji można zaimportować jakieś miniaturowe zdjęcie, które będzie przypisane do naszego kontaktu. Program sugeruje nam pobranie zdjęć z Facebooka, co często może się skończyć komunikatem o niemożności zaimportowania z uwagi na zbyt duży rozmiar pliku. Taki absurd. Szkoda, że program sam nie dostosuje zdjęcia do swoich możliwości technicznych. Wygląd aplikacji Interfejs aplikacji nie jest skomplikowany. Cechuje się również pełną dostępnością dla osób z dysfunkcją wzroku. Na dole znajdują się następujące zakładki: •Ulubione, •Ostatnie, •Kontakty, •Czaty, •Ustawienia. Klikając w którąkolwiek z nich, przechodzimy do odpowiedniego rodzaju kontaktów i wiadomości. Niby jasne nazewnictwo zakładek kryje kilka niespodzianek. Poniżej wyjaśniam ich przeznaczenie. „Ulubione” to osoby z naszej książki telefonicznej (kontaktów), które mają zainstalowany program WhatsApp. W ten sposób możemy sprawdzić, kto ze znanych nam osób zarejestrował się w aplikacji. Trochę męczące w przeglądaniu może być rozbicie kontaktów na poszczególne numery: osobno dom, praca itp., co sprawia, że nazwiska osób się dublują. Jest to jednak do pewnego stopnia zasadne i wynika z idei komunikatora, w myśl której każdy numer telefonu to osobny kontakt. Przy każdym z kontaktów Od stosunkowo niedawna, podobnie jak ma to miejsce w przypadku Skype’a i od jakiegoś czasu również Facebook Messengera, WhatsApp umożliwia także rozmowy głosowe pomiędzy dwoma użytkownikami. można otworzyć „Szczegóły”, w których znajdą się informacje o wszystkich działaniach, jakie podejmowaliśmy w ramach komunikacji z danym użytkownikiem WhatsAppa. Będzie to więc informacja o rozmowach, możliwość przejścia do wątku z rozmowami, lista udostępnionych plików, lokalizacji, subskrybowanych wspólnie grup itp. Z poziomu tej zakładki można ponadto, wysyłając zaproszenie do korzystania z aplikacji w postaci wiadomości SMS albo e-maila, zaprosić kogoś do używania WhatsAppa. „Ostatnie” to lista ostatnio wykonywanych połączeń, na wzór ostatnio wykonywanych połączeń telefonicznych. „Kontakty” to lista wszystkich kontaktów, jakie mamy w telefonie. I znów, klikając w kontakt, możemy wyświetlić dane kontaktu, a następnie wysłać zaproszenie do instalacji WhatsAppa. Według mnie to najmniej potrzebna zakładka. NR 2 (31) 2016 30 „Czaty” to najbardziej istotna część WhatsAppa. Tutaj znajdziemy wszystkie wiadomości, które ktoś do nas wysłał. Szczegółowo omówię je w osobnym punkcie. „Ustawienia” pozwalają nam na zmianę pewnych opcji WhatsAppa. Również tę zakładkę omówię osobno. Czaty Czaty stanowią tę najchętniej odwiedzaną część WhatsAppa. To tam znaleźć można pogrupowane chronologicznie wątki rozmów. Za rozmowę uważane są wszystkie aktywności, jakie zostaną podjęte z innym użytkownikiem WhatsAppa. Mogą to być: tradycyjne pisane wiadomości, wiadomości głosowe, które nagramy, załączone zdjęcia, filmy i nagrania głosowe czy przesłany kontakt. Licencja na używanie WhatsApp to koszt 20 euro, jednak to aplikacja z gatunku tych, za które moim zdaniem autorowi te pieniądze zwyczajnie się należą. W pewnej mierze okno rozmowy z określoną osobą można porównać do tego, znanego z programu Skype. Po otwarciu okna możemy przeczytać, kiedy ostatnio dana osoba była dostępna, a, używając przycisku „Połącz”, możemy wywołać rozmowę z użytkownikiem. Znajdziemy tu także listę ostatnio prowadzonych rozmów wszelakiego typu, przycisk o nazwie „Udostępnij multimedia”, pole tekstowe służące do wpisania wiadomości, przycisk „Aparat”, dzięki któremu możemy zrobić zdjęcie i ostatni – przycisk „Wiadomości głosowej”, którego uaktywnienie spowoduje rozpoczęcie nagrywania wiadomości. Jak nie trudno się zorientować, cały opis opracowuję przede wszystkim pod kątem niewidomych użytkowników korzystających z Voice Overa w systemie iOS. Wszystkie informacje, tzn. rodzaj wiadomości, czas trwania, stan (dostarczona, przeczytana) są od pewnego czasu prawidłowo oznajmiane. Wspomniany przycisk udostępniania multimediów oferuje nam podmenu z następującymi możliwościami: • Zrób zdjęcie lub nagraj wideo – uruchamia aparat fotograficzny, • Biblioteka zdjęć/wideo – pozwala na wybór zdjęć i filmów z galerii telefonu, • Udostępnij położenie – pozwala wybrać i wysłać nasze położenie (w oparciu o mapy Google), • Udostępnij kontakt – pozwala przesłać komuś nasze dane kontaktowe. Nagrywanie oraz odsłuchiwanie wiadomości głosowych Aby rozpocząć nagrywanie wiadomości, przyciskamy dwukrotnie i cały czas trzymamy przycisk nagrywania. Zdaję sobie sprawę z niedogodności takiego stanu rzeczy. Na szczęście można temu zaradzić, choć nie jest to proste. Trzeba dogodnie ustawić palce i telefon, rozpocząć w opisany powyżej sposób nagrywanie, następnie, trzymając cały czas palec na przycisku nagrywania, wyłączyć Voice Overa (3 razy Home) i ponownie go włączyć. Gdy usłyszymy komunikat „Voice Over włączony”, możemy puścić przycisk nagrywania. Jeśli usłyszymy Voice Overa, a nie dźwięk zakończenia nagrywania, to znaczy, że operacja się udała. Możemy nawet gestami lewo-prawo, sprawdzać zmieniający się czas naszego nagrania. Odsłuchiwanie wiadomości Odsłuchiwanie wiadomości głosowych nie będzie raczej stanowiło problemu. Warto wiedzieć, że WhatsApp od czasu do czasu może się zaciąć i pierwsza sekunda wiadomości, m.in. z uwagi na konflikty z Voice Overem, nie zawsze jest odtworzona poprawnie. Od pewnego czasu można wreszcie nawigować wewnątrz danej wiadomości, nie podczas jej trwania, ale przed rozpoczęciem odtwarzania i po zapauzowaniu. Na pokrętle znajdujemy suwak „Zmiana wartości” i gestem góra-dół przewijamy wiadomość, a następ- 31 nie, ponownie stukając dwukrotnie, kontynuujemy jej odtwarzanie. Wykonując gest dwukrotnego stuknięcia z przytrzymaniem na danej wiadomości, możemy rozwinąć dodatkowe opcje, w tym możliwość przekazania dalej wiadomości innemu użytkownikowi. Menu to nie jest od razu czytane przez Voice Overa i trzeba je znaleźć, kierując się w prawo w okolice przycisku nagrywania wiadomości. i czas potrzebny na ich przesłuchanie, co przy sposobie wypowiedzi części użytkowników nie jest proste, za to uczy cierpliwości. Z drugiej strony, osoba nagrywająca może się wówczas nauczyć jasno i w miarę szybko przekazywać swoje myśli. Ustawienia Wróćmy na listę wiadomości w czatach. Będąc na którejkolwiek wiadomości, używając funkcji pokrętła Voice Over, możemy znaleźć pozycję nazwaną „Czynności”. Przesuwając się pionowo, możemy wówczas wybrać następujące opcje: • Aktywuj rzecz (czynność domyślna) – spowoduje otwarcie wątku z rozmową, • Nieprzeczytane – spowoduje, że wątek otrzyma status nieprzeczytanego, • Więcej – powoduje otwarcie menu z opcjami dodatkowymi, •Archiwizuj. Wspomniane menu „Więcej” pozwala na następujące elementy: •Wycisz, • Informacje – wyświetla informacje o danym użytkowniku, włącznie z liczbą współdzielonych plików i wspólnie subskrybowanych grup, • Wyślij przez e-mail – pozwala przesłać kopię czatu e-mailem, • Wyczyść czat – usuwa wszystkie wiadomości od określonej osoby bądź grupy (szczególnie istotne, gdy jest ich bardzo dużo, albo są na tyle długie, że zajmują zbyt dużo miejsca w pamięci naszego urządzenia), • Usuń czat – pozwala na skasowanie danego użytkownika. Kilka słów o ustawieniach. Trzeba przyznać, że nie są one bardzo skomplikowane i konieczność ich modyfikacji może nawet nie występować. W zakładce „Ustawienia” możemy: • dokonać zmiany danych profilu i statusu (imię nazwisko, zdjęcie, status), • ustawić dane związane z prywatnością (zmiana widoczności Użytkownika i statusu) - w tym zmienić numer telefonu przypisany do konta albo w ogóle usunąć konto, • zmienić tło czatu, • wyczyścić wszystkie chaty, • włączyć/wyłączyć zachowywanie mediów w galerii multimediów (w przypadku systemu iOS w Rolce aparatu), • wykonać kopię zapasową chatu (same wiadomości albo wiadomości wraz z załączonymi multimediami) do iCloud – w przypadku systemu Android kopia będzie przechowywana na dysku Google, • ustawić powiadomienia (globalne, grupowe), • obejrzeć wiadomości oznaczone gwiazdką (uwagę zwraca nieintuicyjne umiejscowienie tej opcji w ustawieniach), • wyczyścić wszystkie chaty i wreszcie • Włączyć WhatsApp Web. Wszystko to odnajdziemy pod odpowiednimi przyciskami, które zaprowadzą nas do kolejnych opcji. Są to odpowiednio: „Nazwa profilu”, „Oznaczone gwiazdką”, „WhatsApp Web”, „Konto”, „Chaty”, „Powiadomienia”, „Użycie danych”, „O aplikacji i pomoc”, „Powiadom znajomego”. Grupy WhatsApp w systemie Android Jedną z ciekawych funkcji WhatsAppa jest możliwość tworzenia grup, do których można dołączyć do stu użytkowników. Właściwości takiej grupy są takie same, jak czatu z pojedynczym użytkownikiem. Jedynym warunkiem przyłączenia innej osoby do grupy jest posiadanie przez nią konta na WhatsAppie. Warto też zwrócić uwagę, że grupy i w ogóle nagrywane wiadomości głosowe, względnie przesyłane niewielkie pliki, mogą stanowić cenny sposób komunikacji głosowej tak w ogóle, ale również przyczynić się do pomocy w rozwiązywaniu problemów technicznych – na zasadzie pytanie-odpowiedź. Powstały nawet na tę okoliczność specjalne grupy pomocowe o charakterze technologicznym. Jedynym minusem przynależności do takiej grupy jest ogrom wiadomości Działanie aplikacji w systemie Android jest bardzo podobne do powyżej opisanej dla systemu iOS. Tutaj zakładki występują u góry, a nie na dole i są to: „Połączenia”, „Kontakty” i „Czaty”. W specjalnym menu o nazwie „Więcej opcji” znajdziemy m.in. ustawienia. Czynności dodatkowe WhatsApp na inne sposoby Od czasu do czasu spotykam się z pytaniami, czy można jakoś inaczej niż za pośrednictwem telefonu, komunikować się z użytkownikami WhatsAppa. Jest to możliwe, choć każdy z po krótce przedstawionych poniżej sposobów jest z różnych względów niedoskonały i o tyle nie pewny, że nie jest firmowany przez producenta., a jest to pomysł firm trzecich na komunikację z WhatsAppem. Należy też wiedzieć, że każdy z nich zadziała tylko, kiedy WhatsApp NR 2 (31) 2016 32 W przypadku tabletów korzystanie z aplikacji jest możliwe tylko wtedy, gdy, jak ma to miejsce w niektórych tabletach z systemem Android, są one wyposażone we wbudowaną funkcję telefonu. WhatsApp Web WhatsApp Web to przedłużenie konta WhatsApp w telefonie. Zarówno wiadomości wysyłane, jak i otrzymywane są w pełni zsynchronizowane pomiędzy telefonem a komputerem, co oznacza, że WhatsApp w iPhonie albo smartfonie z Androidem, przez cały czas musi być uruchomiony. Znów na początku koniecznie trzeba zeskanować z ekranu kod QR, co może stanowić pewną niedogodność, potem jednak będzie nieco prościej. WhatsApp Web to specjalna strona https:// web.whatsapp.com/🌐/pl. Można ją obsłużyć za pomocą czytnika ekranu, jednak posiada nieopisane przyciski, więc konieczne będzie testowanie, który do czego służy, i późniejsze opisanie ich, np. stosowną wtyczką do Firefoxa, bądź korzystając z technologii oferowanych przez screenreadery. Przyszłość aplikacji Tak naprawdę trudno stwierdzić, w którą stronę podąży rozwój WhatsAppa. Gdy program został wykupiony przez Facebooka, na początku 2014 r., zapewniono, że aplikacja nie przestanie istnieć i nie zostanie wchłonięta przez bardziej popularną aplikację Facebook Messenger. Faktycznie, oba programy istnieją równolegle, choć oba stają się do siebie coraz bardziej podobne. W obu doszły rozmowy głosowe na żywo, a w Messengerze wprowadzono możliwość nagrywania wiadomości głosowych, co prawda krótszych, niż na WhatsAppie i o wiele gorszej jakości, ale jednak. WhatsApp z kolei zyskuje nowe opcje (emotikony, tło czatu), które czynią go bardziej podobnym do Facebook Messengera. Ostatnio zmieniła się też polityka firmy i już nie jest konieczna coroczna, niewielka, bo niewielka, opłata za używanie programu. Niektórzy zaczęli więc domyślać się nadchodzącego końca aplikacji. Chyba nic na to w tym momencie nie wskazuje. WhatsApp, choć może nie tak bardzo popularny w Polsce, używany jest przez ogromną rzeszę użytkowników, przede wszystkim jako zamiennik SMS-ów. Na razie wiemy tylko, że dąży się do tego, by WhatsApp stał się narzędziem ułatwiającym komunikację firmową albo z wieloma abonentami (informacje pasażerskie itp.). Trudno powiedzieć, jak nowe zmiany zostaną przyjęte przez samych użytkowników, którzy chcą raczej prostego programu i jak zareaguje na to rynek. Mam nadzieję, że przed WhatsAppem jeszcze co najmniej kilka lat dobrego działania. fot. WhatsApp Inc. jest uruchomiony na smartfonie, a używane przezeń konto przypisane do numeru telefonu, ) jest aktywne. Istniała kiedyś wtyczka do komunikatora Miranda, dzięki której można było pisać na WhatsAppie. Obecnie jednak nie mogę jej polecić z uwagi na problemy z obsługą komunikatora. Mówi się nawet o przypadkach blokowania w serwisie Whatsapp kont użytkowników Mirandy, którzy korzystali z tej wtyczki. Lepsza jest sytuacja użytkowników systemu Mac OS X. Od niedawna w Mac App Store mogą oni znaleźć aplikację o nazwie Supertab for WhatsApp, która jest bardzo dobrze dostępna. Pozwala ona na wszystko to, co można osiągnąć z poziomu telefonu, czyli na dużo, zważywszy że do dyspozycji mamy klawiaturę, wbudowane funkcje systemu OS X, lepszy mikrofon i głośniki komputera. Do poprawnego działania programu konieczne jest jednak zeskanowanie kodu QR z ekranu, w czym najprawdopodobniej osobie niewidomej będzie ktoś musiał pomóc. 33 Michał Dziwisz Patrząc w niebo, czyli o dostępności telewizji satelitarnej Anteny satelitarne pojawiły się w Polsce pod koniec lat osiemdziesiątych, stopniowo zdobiąc ściany i dachy budynków. Początkowo były symbolem powiewu zagranicznej, zachodniej świeżości, a z czasem stały się medium, które na równi z telewizją kablową dostarczało Polakom programy niedostępne ze zwykłych, naziemnych anten. Dziś nie są symbolem luksusu, lecz po prostu jednym ze środków dających dostęp do szeregu programów telewizyjnych, których coraz więcej oferują nam polskie cyfrowe platformy satelitarne. W tym wszystkim dla czytelników Tyfloświata istotny jest jeden bardzo ważny aspekt, o którym mówi się stosunkowo mało albo wcale. Mowa o dostępności telewizji satelitarnej dla osób niewidomych. Przez dostępność rozumiem tu nie tyle kwestię zawartości programowej, ile stronę techniczną, umożliwiającą osobie pozbawionej zmysłu wzroku obsłużenie tunera satelitarnego, wybranie odpowiedniego kanału czy skorzystanie z usług dodatkowych, które w dobie powszechnej cyfryzacji towarzyszą różnym kanałom telewizyjnym. Czasy przed zerem i jedynką Zanim pod koniec lat dziewięćdziesiątych w Polsce upowszechniła się telewizja cyfrowa, podstawową metodą odbioru kanałów telewizji satelitarnej w naszym kraju była telewizja analogowa. W tych czasach, kiedy nikt jeszcze o dostępności nie słyszał, co więcej, nikt nawet nie wiedział, że powinno się jej wymagać, niewidomy musiał sobie radzić tak, jak umiał. Na całe szczęście satelitarna telewizja analogowa była medium stosunkowo łatwym do poskromienia. Było to możliwe przede wszystkim dzięki informacji zwrotnej w postaci szumów, trzasków i innych dźwięków wydobywających się ze strojonego tunera. W dobie telewizji cyfrowej niewidomy ma do dyspozycji tylko dwie, skrajne wobec siebie informację. Sygnał, gdy wszystko gra, lub kompletną ciszę, gdy sygnał z jakichś przyczyn jest zbyt słaby. Kiedyś, przy odrobinie cierpliwości można było bez problemu, ucząc się rozmieszczenia przycisków na pilocie odbiornika, spędzić długie godziny skanując różne częstotliwości transponderów najpopularniejszych satelitów. Jak kiedyś, tak i obecnie dla niewidomego największy problem stanowi precyzyjne ustawienie anteny na odpowiedniego satelitę. Jako pocieszenie napiszę jedynie tyle, że osobom widzącym bez NR 2 (31) 2016 34 Zanim pod koniec lat dziewięćdziesiątych w Polsce upowszechniła się telewizja cyfrowa, podstawową metodą odbioru kanałów telewizji satelitarnej w naszym kraju była telewizja analogowa. odpowiedniego osprzętu ta sztuka również nie udaje się zbyt dobrze i licząc na odpowiednie efekty najlepiej poprosić o pomoc fachowca. Reasumując, czasy telewizji analogowej z jednej strony były gorsze, bo byliśmy pozbawieni jakiejkolwiek dostępności, z drugiej zaś strony przy odpowiednim uporze mogliśmy na własną rękę sporo zdziałać. Czas cyfry Ostatnie, powszechnie dostępne przekazy analogowe zakończyły swoją emisję w marcu 2012, co stało się symbolem przejścia do nowej ery, która zresztą rozpoczęła się znacznie wcześniej. Mam tu na myśli erę przekazów cyfrowych, pozwalających na emisję sygnału o znacznie lepszych parametrach obrazu i dźwięku, których wielką zaletą jest, że dając możliwość korzystania z treści o znacznie lepszej niż analogowa jakości, zużywają do tego mniej pasma na transponderach satelitarnych. Stan taki należy uznać za korzystny zarówno dla nadawców, jak i odbiorców, bowiem dzięki temu możliwe jest zaoferowanie bogatszej oferty programowej, na którą składa się więcej, zróżnicowanych i zaspakajających różnego rodzaju gusta kanałów. Osoba niewidoma musi natomiast zastanowić się nad tym, jak sobie z owym dobrodziejstwem poradzić. Oczywiście, każdy dostawca satelitarnego sygnału cyfrowego oferuje nam swój sprzęt, który, jak to ma czasem miejsce, zostanie zamontowany w naszym domu za darmo. To jednak dla nas, nieużywających wzroku użytkowników jest rozwiązanie, które spowodować może mnóstwo kłopotów szczególnie, jeśli mieszkamy sami, a nad całością chcemy zachować odpowiednią kontrolę. Współczesne, cyfrowe tunery satelitarne posiadają oprócz opcji przyporządkowanych do konkretnych przycisków pilota sterującego także menu, które w różnych sytuacjach wyświetlane jest na ekranie telewizora, a obecność jego nie jest przeważnie w żaden sposób sygnalizowana. W takiej sytuacji niewidomy użytkownik pozostawiony jest ze sprzętem, nad którym nie może w żaden sposób zapanować. Sytuacja taka zdarzy się z pewnością w momencie wstępnej konfiguracji tunera, ale także powtórzy się niejednokrotnie w momencie, gdy nasz tuner otrzyma zaktualizowaną listę kanałów i zapyta, czy chcemy przeprowadzić proces aktualizacji, czy też zrobić to później. Oczywiście, możemy nauczyć się tego na pamięć i w momencie, gdy po włączeniu tunera nie dzieje się nic, zakładać, że właśnie do naszego urządzenia została pobrana nowa lista, ale nigdy nie będziemy mieć 100% pewności, że właśnie to się stało, a nie, że np. źle wcelowaliśmy pilotem w czujnik urządzenia i na skutek tego wcale ono się nie włączyło. Dodatkowo, korzystając z tunerów dostępnych w ofercie producentów, pozbawiamy się dostępu do takich dobrodziejstw telewizji satelitarnej jak EPG (Electronic Program Guide), cyfrowy rozkład programu telewizyjnego, oferowany przez niemalże każdą stację, czy teletekst, u nas w Polsce często określany mianem TeleGazety. Do tego wszystkiego musimy także uzbroić się w stos notatek dotyczący informacji, pod jakim numerkiem kanału dostępna jest dana stacja telewizyjna, co może zostać gruntownie przebudowane przy każdej aktualizacji listy kanałów. Posterujmy przez przeglądarkę Jeśli ktoś z powyższych zdań wywnioskował, że telewizja satelitarna jest kompletnie niedostępna dla niewidomego, śpieszę uspokoić, nie jest z tym wcale tak najgorzej. Uprzedzić jednak muszę, że jej użytkowanie wymagać będzie od nas nieco większej niż u przeciętnego użytkownika wiedzy i umiejętności. Możemy spróbować naszych sił wykorzystując jeden z tunerów z systemem opartym o jądro Enigma 2. Tego typu urządzeniami możemy sterować przez przeglądarkę WWW, ale dostępność rozwiązania jest dość ograniczona. Możliwe jest np. przełączanie się pomiędzy kanałami, odczytywanie EPG, ale dostęp do skanowania i wyszukiwania nowych kanałów jest już niemożliwy. Aby zaktualizować listę, powinniśmy poszukać w sieci aktualizowanych list kanałów i wgrać je przy pomocy FTP 35 do naszego tunera, co z pewnością nie jest zadaniem ani wygodnym, ani prostym, przynajmniej dla początkującego użytkownika. Niewątpliwym plusem tego rozwiązania jest to, że nadal dysponować będziemy dedykowanym do odbioru telewizji satelitarnej urządzeniem, które będzie osobną skrzynką, niewadzącą nikomu i stojącą w naszym salonie. duktem, a ten zacznie sprawiać nam problemy. W takim przypadku najlepiej poszukać rozwiązania w sieci, w polskojęzycznym Internecie na całe szczęście nie brakuje miejsc, w których dyskutują zaawansowani użytkownicy telewizji satelitarnej. Jednym z takich miejsc jest http:// forum.satkurier.pl/, gdzie z pewnością otrzymamy odpowiedź lub pomoc. A może komputer? Jaką kartę wybrać? Do sterowania wyżej opisanym urządzeniem musieliśmy i tak użyć komputera, względnie naszego smartfona. Kolejnym rozwiązaniem, które chciałbym polecić niewidomym entuzjastom telewizji satelitarnej jest wykorzystanie w roli dostępnego tunera naszego własnego komputera, wyposażonego w odpowiednią kartę. Rozwiązanie takie jest najbardziej elastyczne i osobiście polecam je zdecydowanie bardziej niż opisywaną wyżej Enigmę 2. W zasadzie wszystko przemawia na korzyść zakupu karty DVBS, czyli takiej, która pozwala na odbiór cyfrowej telewizji satelitarnej. Plusem jest zarówno cena (około 600 PLN), jak i dostępność dedykowanego oprogramowania, które bardzo dobrze współpracuje z czytnikami ekranu. Minusem mogą być jedynie problemy z kodekami, które musimy odpowiednio skonfigurować w naszym systemie operacyjnym, aby odbiór sygnału był dobrej jakości i nic go nie zakłócało. Dodatkowo też należy liczyć się z tym, że jeśli mieszkamy w małym mieście, lokalni specjaliści mogą wiedzieć bardzo niewiele albo zgoła nic o odbiorze telewizji cyfrowej za pomocą przeznaczonych do tego kart. Ludzie ci, pracując ze znanymi sobie rozwiązaniami od wielu lat, często zwyczajnie nie mają czasu i chęci na śledzenie tego typu nowości i wgryzanie się w rozwiązywanie ewentualnych problemów z nimi związanych, może więc zdarzyć się tak, że zostaniemy sami z naszym świeżo zakupionym pro- Ilu ludzi, tyle opinii, do takich wniosków można dojść, gdy zaczniemy poszukiwać naszej karty idealnej, dzięki której będziemy mogli cieszyć się cyfrową telewizją satelitarną, używając naszego własnego komputera w funkcji odbiornika. Z grubsza karty DVBS możemy podzielić na 2 typy. • Wewnętrzne – są to karty, montowane na płycie głównej naszego komputera w złączach PCI Express, • Zewnętrzne – są to osobne skrzynki, podłączane do naszego komputera za pomocą gniazda USB. Jeśli korzystamy z laptopa, zdecydowanie lepiej sięgnąć po tę drugą opcję, jeśli zaś nasz komputer to model stacjonarny, można rozważyć zakup jakiejś karty wewnętrznej, jednak osobiście i w tym przypadku skłaniałbym się ku rozwiązaniu zewnętrznemu. Jest ono bardziej uniwersalne i uchroni nas przed koniecznością dokonywania kolejnego zakupu, gdy zapragniemy przenieść się na urządzenie bardziej mobilne. Dodam tu dla porządku, że sama instalacja satelitarna nie jest rozwiązaniem przenośnym. Oprócz karty DVBS musimy, o ile jeszcze tego nie mamy, zaopatrzyć się w stosowną czaszę do odbioru sygnału, konwerter, przewody, a wszystko to powinno zostać zainstalowane na dachu, balkonie lub przy oknie. Raz zainstalowane bez wyraźnego powodu nie powinno być przenoszone w inne miejsce. Chcąc wybrać właściwą dla nas antenę satelitarną najlepiej poradzić się lokalnego specjalisty lub sprzedawcy. Rynek ten jest dość rozległy, a ja nie czuję się w tej Wewnętrzna karta DVBS NR 2 (31) 2016 36 Obrotnica to specjalny silnik z uchwytem, do którego mocuje się maszt z anteną satelitarną. Za jego pomocą możemy precyzyjnie obracać czaszę, kierując ją na interesującego nas satelitę dziedzinie na tyle kompetentny, by cokolwiek sensownego doradzać szanownym czytelnikom. Pozwolę sobie zwrócić jednak uwagę na jedną istotną kwestię. Jeśli chcemy oglądać kanały należące do którejś z polskich platform cyfrowych, to konieczne jest zaopatrzenie się w kartę z tzw. gniazdem na moduł CI. Jest to specjalna karta, którą umieszczamy wewnątrz tunera, dzięki czemu możliwe jest oglądanie programów kodowanych. Warto przed zakupem upewnić się, czy platforma cyfrowa, z której usług będziemy chcieli korzystać, oferuje takie moduły, wg mojej wiedzy wszyscy polscy operatorzy je dostarczają. Na koniec, gdyby to wszystko było zbyt dużym natłokiem informacji, mogę polecić kartę, którą z powodzeniem użytkuję od kilku miesięcy. Jest to karta TBS-5990 firmy Technotrend. Karta wyposażona jest w dwa gniazda do modułów CI, pozwalające na podłączenie dwóch konwerterów lub połączenie się z dwoma portami przełącznika DiSEqC. Dzięki temu możliwe jest korzystanie z dwóch platform cyfrowych jednocześnie oraz niezależne od odtwarzania nagrywanie drugiego programu. Instalacja urządzenia jest niezwykle prosta, spro- wadza się bowiem do zainstalowania sterowników i odpowiedniego oprogramowania. Jedyny problem, jaki miałem z tą kartą, wystąpił pod kontrolą systemu Windows 10. W tym systemie w momencie, gdy karta była aktywna, nie działała moja karta muzyczna Marian Trace 8. Pozostaje mieć nadzieję, że problem konfliktu zostanie wyeliminowany wraz z kolejną edycją sterowników, tym czasem używam tej karty pod kontrolą systemu Windows 7. Jakiego oprogramowania użyć? Odpowiedź na to pytanie jest prosta – DVB Viewer. To oprogramowanie to najbardziej dostępne dla niewidomych rozwiązanie, pozwalające na komfortowe oglądanie cyfrowej telewizji satelitarnej, ale także i telewizji naziemnej, gdyż, jak sama nazwa wskazuje, aplikacja obsługuje wszelkie standardy DVB. Dostępny pod adresem http://www. dvbviewer.com/ program nie jest darmowy, licencja na jego używanie to koszt 20 euro, jednak to aplikacja z gatunku tych, za które moim zdaniem autorowi te pieniądze zwyczajnie się należą. Dostępne jest niemalże wszystko, a najwięcej skorzystają użytkownicy programu JAWS. Twórca DVB Viewera przewi- dział specjalny tryb, który można uaktywnić w opcjach programu, a wówczas do czytnika firmy Freedom Scientific wysyłane są dodatkowe informacje, np. dotyczące siły sygnału w trakcie skanowania. Tryb dostępnościowy opłaca się jednak włączyć także w przypadku używania programu NVDA, bowiem poprawia on wygodę pracy z programem. Dzięki DVB Viewerowi jesteśmy w stanie samodzielnie przeskanować dostępne kanały satelitarne, zaprogramować ich kolejność, przeczytać przewodnik EPG czy teletekst, a także ustawić czas nagrywania interesującego nas programu. Możliwości tej aplikacji są oczywiście daleko szersze, za przykład niech posłuży taki oto eksperyment. Załóżmy, że jesteśmy w trakcie oglądania jakiegoś programu, a nie bardzo wiemy, co dzieje się w jakimś jego momencie. Program nie posiada audiodeskrypcji, a już przez dłuższy czas trwa fragment muzyczny. Możemy, dzięki DVB Viewerowi, wykonać tzw. screenshot, czyli stopklatkę danego momentu programu, a następnie wysłać taki obrazek do jakiegoś serwisu rozpoznającego to, co dzieje się na danej grafice, np. http://www.cloudsightapi.com/ api. Oczywiście wszyscy musimy zdawać sobie sprawę, że taka stopklatka jest bardzo niemiarodajna, ale może dostarczyć nam przynajmniej szczątkowych informacji. Jeśli interesujący nas program posiada kilka ścieżek to możemy, definiując odpowiednie skróty klawiszowe, błyskawicznie przełączać się pomiędzy nimi. Dzięki mechanizmowi wtyczek, DVB Viewer może być także wzbogacany o różne dodatkowe funkcje. Dodatków nie brakuje i sporo z nich można odnaleźć w sieci. Jeśli jeden satelita to za mało Najpopularniejszą w Polsce pozycją satelitarną jest 13 stopni wschód, tu bowiem swoje paczki sygna- fot. Bala Maniymaran, Jonas, Stefania Toso, KabelBW 37 łowe mają operatorzy naszych rodzimych platform satelitarnych. Sygnały satelitarne pojawiają się jednak także i na innych pozycjach, a są to niekiedy rzeczy bardzo interesujące, szczególnie dla tych, którzy chcą usłyszeć coś, z czym nigdzie indziej nie będą mieć okazji się zetknąć. Satelita to środek dosyłowy różnego rodzaju programów – od stacji radiowych począwszy, a na oprawie muzycznej supermarketów skończywszy. To wszystko jest dostępne, jeśli tylko wiemy, gdzie szukać i jesteśmy w stanie otrzymywać sygnały satelitarne z bardziej egzotycznych pozycji. Na samym początku musimy sobie wyjaśnić jedną rzecz, samodzielne, precyzyjne ustawianie anteny satelitarnej przez niewidomego jest niemalże niemożliwe, szczególnie w dobie przekazów cyfrowych. Musimy korzystać albo ze specjalnego zestawu konwerterów skierowanych na różne satelity – mówimy wtedy o tzw. Zezie, albo z urządzenia zwanego obrotnicą. Zez to zdecydowanie prostsza opcja, ale też dająca mniejszą elastyczność. Konwertery umieszczone w uchwytach Zeza są skierowane na konkretne satelity i nie mamy możliwości dokonywania tu zmian no chyba, że dołożymy kolejny konwerter. Najpopularniejszym w Polsce zezem jest ten, obejmujący satelity Hot Bird 13 stopni wschód i Astra 19,2 stopnia wschód. Obrotnica to specjalny silnik z uchwytem, do którego mocuje się maszt z anteną satelitarną. Za jego pomocą możemy precyzyjnie obracać czaszę, kierując ją na interesującego nas satelitę. W przypadku obrotnicy, musimy zwrócić uwagę na to, jakiego protokołu używa takie urządzenie. Najlepszym dla niewidomych rozwiązaniem będzie takie, które wykorzystuje protokół USALS, co sprowadza nas do wyboru obrotnic w zasadzie tylko jednego producenta, włoskiej firmy STAB. Dzięki USALS jesteśmy w stanie, wybierając z listy pozy- Jeśli chcemy oglądać kanały należące do którejś z polskich platform cyfrowych, to konieczne jest zaopatrzenie się w kartę z tzw. gniazdem na moduł CI cję jakiegoś satelity, skierować na niego obrotnicę. Urządzenia nieobsługujące tego protokołu, pozwalają na obrót czaszy o zadany kont, co dla nas będzie z pewnością mniej wygodne. Przed zakupem obrotnicy warto również zasięgnąć porady lokalnego specjalisty, bowiem silnik musi być odpowiednio dostosowany do średnicy czaszy naszej anteny, tego typu urządzenia mają także maksymalną wagę czaszy, jaką są w stanie swobodnie obracać. Warto także upewnić się, że montaż obrotnicy w przypadku naszej lokalizacji będzie mieć w ogóle sens, bo nie w każdej lokalizacji takie urządzenie, kosztujące kilkaset złotych, się sprawdzi. Telewizja satelitarna vs telewizja naziemna Niestety, muszę z przykrością stwierdzić, że zawartość sygnałów w przypadku programów emitowanych drogą satelitarną jest dość często zubożona w porównaniu do tego, co otrzymujemy naziemnie. Problem dotyczy tu przede wszystkim ścieżek z audiodeskrypcją. Pasmo na satelicie jest drogie i nadawcy tną koszty jak tylko mogą, szkoda tylko, że cierpią na tym niewidomi użytkownicy. Korzystając z programu DVB Viewer, można by bez problemu włączyć ścieżkę AD – sęk w tym, że zwykle nie ma czego włączać, ponieważ kanały z satelity są zwyczajnie pozbawione tego udogodnienia. Na zakończenie Zdaję sobie sprawę, że powyższym artykułem nie wyczerpałem tematu, ani też nie udzieliłem precyzyjnych odpowiedzi na różne, szczegółowe pytania, które mogły się pojawić w głowach czytelników. Zagadnienia związane z telewizją satelitarną to na tyle szeroki temat, że zawarcie pełnego kompendium wiedzy, obejmującego wszystkie interesujące czytelników zagadnienia w jednym, krótkim artykule, zwyczajnie nie jest możliwe. Mam jednak nadzieję, że wszyscy ci, którzy cenią sobie niezależność, a szczególnie niezależność w dostępie do cyfrowych mediów, zainteresują się możliwościami, jakie daje zestaw do odbioru sygnału satelitarnego. To bardzo wygodne narzędzie odbioru, a we współpracy z DVB Viewerem najbardziej dostępny multimedialny telewizor, z jakim kiedykolwiek miałem do czynienia. Miłego oglądania! NR 2 (31) 2016 Joanna Witkowska Mój przewodnik to mój konik Wszyscy, którzy choć raz w życiu zetknęli się z osobami niewidomymi, wiedzą, że w poruszaniu się po ulicach mogą im pomagać psy przewodniki. Jednak mało kto (nawet znający środowisko niewidomych) słyszał, że robią to również inne zwierzęta. W Stanach Zjednoczonych, na przykład, za asystentów osób z niepełnosprawnościami wzroku prawo uznaje nie tylko psy, lecz także małe koniki (czy raczej kucyki). Oczywiście psy wciąż cieszą się większą popularnością, ale koniki stanowią alternatywę dla tych, którzy nie mogą przyjąć psa ze względów religijnych czy kulturowych. Na grzbiecie? Pozyskanie kucyka przewodnika nie jest łatwe, ponieważ nawet w USA nie ma żadnego ogólnokrajowego programu ich szkolenia, zatem o wytrenowanie takiego zwierzęcia osoba niewidoma musi się starać sama – sama znaleźć kucyka, trenera i środki na szkolenie. Jak udało mi się dowiedzieć od członkiń amerykańskiej listy dyskusyjnej dla właścicieli psów przewodników, funkcję tę mogłyby pełnić również świnki wietnamskie, ponieważ są bardzo inteligentne, lecz niestety nie umieją skoncentrować się na tym, co robią, dłużej niż przez kilka sekund, a to z kolei wyklucza je jako potencjalne kandydatki do prowadzenia niewidomych. Wróćmy jednak do kucyków przewodników. Gdy pierwszy raz o nich usłyszałam, pomyślałam: „Świetnie, wydaje się kucykowi komendy i jedzie się na nim Kucyk przewodnik jest tak mały, że nie można na nim jeździć, rozmiarami przypomina bowiem dużego psa do celu”. Nic bardziej mylnego – kucyk przewodnik jest tak mały, że nie można na nim jeździć, rozmiarami przypomina bowiem dużego psa. Na przykład Cali – kucyk przewodnik trzydziestoletniej studentki Uniwersytetu Stanowego Michigan – waży około 45 kg. Dlatego prowadzi swoją niewidomą opiekunkę tak samo, jak robi to pies, tzn. osoba niewidoma wyczuwa ruchy konika poprzez trzymany w dłoni pałąk uprzęży. Kucyk przewodnik wykonuje zatem komendy związane z kierunkiem marszu: skręca w lewo, w prawo i prowadzi prosto po chodniku. Oczywiście omija przeszkody, które napotyka na swojej drodze. Jak podkreśliła właścicielka Pandy –konika przewodnika, jej zwierzę znacznie lepiej niż pies radzi sobie z omijaniem przeszkód znajdujących się na wysokości głowy człowieka. Potrafi też odszukiwać różne punkty w terenie, takie jak: przejścia dla pieszych, drzwi do budynków czy pojazdów, windy, schody, itp. Jest równie świetnym pomocnikiem w środowisku miejskim, co na wsi. Wspaniale sprawdza się na śliskich i nierównych powierzchniach – dobrze pomaga utrzymać równowagę, ponieważ jest bardziej stabilny i silniejszy niż pies. Półżartem można powiedzieć, że kucyk przewodnik mógłby stać się świetnym rozwiązaniem dla leniwych, szybko i na długo zapamiętuje bowiem wyuczone umiejętności – nie potrzebuje ich ciągłego utrwalania i szlifowania. Ponadto, może pracować około 39 Koniki stanowią alternatywę dla tych, którzy nie mogą przyjąć psa ze względów religijnych czy kulturowych trzydziestu lat, a tę zaletę doceni każdy, kto po kilku zaledwie latach musiał pożegnać swojego ukochanego psa przewodnika. Takie sytuacje są zawsze bardzo trudne, szczególnie jeśli dzieją się nagle i pies odchodzi na przykład z powodu choroby. Tak było w przypadku Ann – właścicielki Pandy – to właśnie po śmierci swojego psa przewodnika kobieta zdecydowała, że jej kolejnym asystentem zostanie kucyk. W tej chwili Panda pracuje już 13 lat, a przed ich duetem jeszcze pewnie drugie tyle. Poza tym, Ann przyznaje, że tak długi czas współpracy to świetna okazja do umacniania wzajemnej więzi, zrozumienia i przyjaźni. Łatwo się domyślić, że konika przewodnika nie atakują ani nie rozpraszają psy biegające po ulicach, co doceniłby chyba każdy polski niewidomy, który niejednokrotnie musiał odganiać bezpańskie czworonogi albo dyscyplinować nieodpowiedzialnych właścicieli, by nie pozwalali swoim pupilom bawić się z jego przewodnikiem. Za oceanem pies przewodnik to zupełnie normalne, zrozumiałe zjawisko i większość ludzi wie, jak się wobec niego zachować, natomiast kucyk w tej roli i tam wzbudza sensację. Praktyczne różnice życia z psem i z konikiem są również niemałe. Wprawdzie z tym ostatnim też można wejść do miejsc użyteczności publicznej oraz środków transportu, ale nieco mniejsza elastyczność ciała sprawia, że nie schowa się on pod krzesłem czy siedzeniem autobusu. Już wyobrażam sobie niewybredne uwagi wobec osoby niewidomej podróżującej z kucykiem przewodnikiem w zatłoczonym warszawskim tramwaju, szczególnie podczas deszczu. Wydaje mi się także, że przejazd normalną polską taksówką z konikiem byłby niemożliwy. Może udałoby się przewieźć go w bagażówce, ale pewnie trzeba byłoby zamówić ją przynajmniej na kilka godzin wcześniej, więc skorzystanie z taksówki w jakiejś nagłej sytuacji zupełnie nie wchodziłoby w grę. Zresztą polskie prawo za zwierzęta asystujące niewidomym i niepełnosprawnym uznaje wyłącznie psy, więc osoba z kucykiem przewodnikiem nie mogłaby nigdzie z nim wejść, nawet gdyby nie istniały żadne inne bariery. Kucyk przewodnik na parkingu przed blokiem? Wróćmy jednak do praktycznych stron współpracy z konikiem przewodnikiem. Nie musi on mieszkać w domu – może spędzać czas wolny od pracy w małej stajence czy szopce. Taka możliwość ma swoje zalety Czy kucyk mieści się w taksówce? Opiekunka Pandy opowiada, że w Stanach Zjednoczonych znacznie mniej ludzi boi się koni niż psów, zatem jej kucyk wywołuje o wiele mniej obaw. Myślę jednak, że w Polsce rzecz wyglądałaby nieco inaczej – to właśnie konik wzbudzałby większy strach, sensację i niezrozumienie. Moje kilkuletnie doświadczenie w pracy z psem przewodnikiem pokazuje bowiem, że dla polskich niewidomych większym problemem jest miłość społeczeństwa do psów niż strach przed nimi. A co do niezrozumienia istoty współpracy ze zwierzęcym przewodnikiem, to – moim zdaniem – w naszym kraju jest ono tak wielkie, że znacznie przewyższa amerykańską niewiedzę na temat kucyków asystentów. Kucyk może pracować około trzydziestu lat, a tę zaletę doceni każdy, kto po kilku zaledwie latach musiał pożegnać swojego ukochanego psa przewodnika NR 2 (31) 2016 40 cym sobie w skomplikowanych warunkach miejskich, co w środowisku wiejskim. Jednak Ann dodała, że – jej zdaniem – konik nie sprawdziłby się w roli asystenta osoby niewidomej, która mieszka wyłącznie w mieście, a do tego w bloku czy kamienicy. Jeżeli wyraziła taką opinię kobieta ze Stanów Zjednoczonych, to wydaje mi się, że biorąc pod uwagę rozmiary polskich mieszkań, samochody parkujące na chodnikach i inne „atrakcje”, należy uznać życie z kucykiem przewodnikiem w mieście za zupełnie niemożliwe. Na naszych wsiach natomiast wciąż jeszcze za mało jest porządnych ulic z chodnikami i innymi punktami orientacyjnymi czytelnymi dla niewidomych, dlatego współpraca z konikiem byłaby tam równie trudna, co z psem. Nie wiem, czy szkolenie kucyków na przewodniki osób niewidomych rozwinie się kiedyś na szerszą skalę w USA, czy nie. Niemniej jest to ciekawe rozwiązanie i alternatywa dla tych, którzy nie chcą lub nie mogą mieć psa. Na razie jednak decyzja o współpracy z kucykiem wymaga od osoby niewidomej sporo zaradności, przedsiębiorczości i przede wszystkim odwagi, bo wciąż jeszcze konik asystent stanowi zjawisko niecodzienne. I jak tu zmieścić kucyka przewodnika w miejskiej taksówce? fot. The Guide Horse Foundation i wady – nie trzeba się martwić o sierść pozostawianą w domu ani o zabłoconą podłogę, ale kto w Warszawie, czy innym dużym polskim mieście, dysponowałby pomieszczeniem dla konika. Poza tym pies rzadziej potrzebuje spacerów: zdrowe zwierzę spokojnie wytrzyma bez wyprowadzania 7-8 godzin, gdy, na przykład, właściciel jest w pracy lub długo jedzie pociągiem. Konik natomiast częściej musi załatwiać potrzeby fizjologiczne, a jego główne pożywienie stanowi siano, o które przecież w mieście trudno. Oczywiście można zdobyć je na wsi, ale – choć znacznie lżejsze – jest mniej wygodne do przewożenia, szczególnie gdy osoba niewidoma podróżuje transportem publicznym. Z tej różnicy w sposobie żywienia wynikają nie tylko utrudnienia, lecz także pewne plusy. Kucyk – zwierzę roślinożerne – nie będzie raczej zjadał resztek jedzenia wyrzucanych na trawniki, a co za tym idzie, mniej jest narażony na zatrucia i inne choroby. Myślę też, że jeśli osoba niewidoma poprosi go o wskazanie kosza na śmieci, konik zrobi to bez popadania w fascynację unoszącymi się tam zapachami. Ponadto, właścicielka Pandy przyznała, że jest ona świetnym przewodnikiem, równie dobrze radzą- Rafał Charłampowicz Amazon Echo Rafał: Alexa, how old are you? Echo: I was released November 6th 2014. Od wydania Echo mija właśnie półtora roku. Amazon, który jest producentem urządzenia, swoim zwyczajem nie podaje wielkości sprzedaży. Consumer Intelligence Research Partners, cytowana przez Agencję Bloomberga, szacuje jednak, że dotąd sprzedano około trzy miliony urządzeń. A można powiedzieć, że to właściwie początek, bo niedawno wypuszczono na rynek dwie alternatywne wersje Echo: Amazon Tap i Echo Dot, które również zbierają pozytywne recenzje. W Polsce Echo, a właściwie Amazon Echo, bo tak brzmi oficjalna nazwa produktu, wciąż jest mało znane mimo, że jedno z centrów deweloperskich pracujących nad tym urządzeniem znajduje się w Gdańsku. No i ten wspaniały głos, będący jedną z najważniejszych składowych interfejsu… Czyżby IVONA, która od kilku lat należy do Amazonu? Nigdy tego oficjalnie nie przyznano, ale w dokumentacji do Echo podane są tagi SSML (Speech Synthesis Markup Language) specyficzne dla głosów IVONA. Czym jest Amazon Echo? Spytajmy samo urządzenie. (Ze względu na brak polskiej lokalizacji Echo, komendy wydawane są w języku angielkim, tłumaczenia pochodzą od redakcji) R: Alexa, who are you? (Alexo, przedstaw się). E: I’m an Amazon Echo. (Jestem Amazon Echo). Niewiele nam to dało. Spytajmy zatem o wygląd. R: Alexa, what do you look like? (Alexo, jak wyglądasz?) E: I’m a nine-inch-tall black cylinder. (Jestem czarnym cylindrem wysokości około 20 cm). To dość ogólny, ale trafny opis. Amazon Echo to czarny, plastikowy walec o wysokości 235 mm NR 2 (31) 2016 42 Na górnej krawędzi pierścienia (tak, tej dwumilimetrowej) znajdują się diody, które świecąc różnymi barwami, informują użytkownika, że Echo słucha, myśli, zmienia głośność, restartuje się itp i średnicy 83 mm. Górna połowa pionowej powierzchni walca jest gładka. Dolna to kratka osłony głośników. Urządzenie wyposażono w siedem mikrofonów, ale nie wyróżniają się one w żaden sposób. Przypuszczalnie również kryją się pod kratką. Pionowa powierzchnia Echo jest wszędzie taka sama od góry do połowy gładko, a potem chropowato. Urządzenie nie ma wyróżnionego przodu i tyłu. Górna powierzchnia Echo jest płaska. Otacza ją ruchomy pierścień o wysokości 12 mm i szerokości około 2 mm, służący do ręcznej regulacji głośności. Na górnej powierzchni, tej otoczonej pierścieniem, znajdują się dwa przyciski. Jeden, oznaczony dotykowym punktem, służy do ręcznego aktywowania urządzenia. Drugi wyłącza mikrofony. Ani pierścień, ani przyciski nie były mi specjalnie potrzebne podczas korzystania z Echo. Praktycznie ich nie używałem. Uzupełniając opis, dodać trzeba, że spod spodniej ścianki urządzenia wystaje kabel zasilania. Ważnym elementem wyglądu Echo są efekty wizualne. Na górnej krawędzi pierścienia (tak, tej dwumilimetrowej) znajdują się diody, które świecąc różnymi barwami, informują użytkownika, że Echo słucha, myśli, zmienia głośność, restartuje się itp. Podobno wrażenie jest magiczne. Gdy urządzenie słucha, diody palą się na niebiesko. W jednym punkcie odcień jest inny. Następnie wszystkie diody zmieniają barwę z jasnoniebieskiej na ciemnoniebieską i tak na przemian. Jak widać kształt Echo jest bardzo nietypowy dla elektronicznego gadżetu. Żadnych kątów prostych i żadnego ekranu. Czarny walec, który trochę kojarzy się z termosem. Bardzo możliwe, że spora część wielkiego sukcesu Echo ma swe źródło w jego oryginalnym designie. Echo to rodzaj wirtualnego asystenta. Użyłem słowa „rodzaj” nieprzypadkowo. Między Echo a innymi znanymi asystentami, takimi jak Google Now, Cortana i Siri, są pewne znaczące różnice. Najbardziej podobne do Echo jest Google Home, ale to rozwiązanie nie trafiło jeszcze na rynek, więc pomijam je w tym artykule. Wirtualni asystenci Google, Microsoftu i Apple’a są przewidziani na urządzenia osobiste i do użytku przez jedną osobę. Stąd ich druga nazwa „personal assistant” (asystent osobisty). Tacy asystenci są powiązani z kontem użytkownika, zbierają o nim informacje, monitorując jego poczynania, i w oparciu o zebrane dane świadczą różne usługi. Z asystentem można komunikować się głosem, ale większość usług jest wykonywana automatycznie, bez konieczności wydawania poleceń. Posłużę się przykładem Google Now, który jest najbardziej rozbudowanym asystentem. Jeżeli kupując bilet lotniczy oraz rezerwując hotel, użyjemy adresu na Gmailu, Google Now wie, dokąd lecimy i gdzie nocujemy. W dniu odlotu program pokaże nam informacje o czekającym nas locie (godzina, miejsce i numer lotu), a nawet uprzedzi nas, że czas wyjechać na lotnisko. Na miejscu dowiemy się, jak dojechać do hotelu. Jeżeli jakaś linia transportu publicznego nie działa i dostępna jest komunikacja zastępcza, to też zostaniemy o tym poinformowani. W dniu powrotu Google Now podpowie nam, z jakiego przystanku możemy dojechać na lotnisko i ile czasu to zajmie. Google Now możemy też pytać o wiele rzeczy, np. o restauracje, pogodę, kursy walut oraz o bardziej ogólne informacje. Możemy też głosowo sterować niektórymi funkcjami smartfona, np. otwierać aplikacje, dzwonić, wysyłać SMSy. Komendy głosowe można aktywować na dwa sposoby. Albo 43 dotykamy stosownej ikony na ekranie telefonu i po sygnale wydajemy polecenie, albo możemy ustawić Google Now na stałe nasłuchiwanie. W tym drugim przypadku wystarczy odblokować telefon i powiedzieć „OK Google”. Program rozpoznaje frazę wybudzającą i generuje sygnał dźwiękowy oznaczający, że możemy mówić i np. dodać wydarzenie do kalendarza. Wydawanie poleceń działa praktycznie wyłącznie na pulpicie. Z kilkoma wyjątkami, nie możemy o nic pytać, będąc jednocześnie w jakiejś aktywnej aplikacji. Na marginesie: wszystkich, którzy chcieliby w pełni korzystać z możliwości Google Now, a znają język angielski, zachęcam do przełączenia interfejsu smartfona na ten język. Anglojęzyczny Google Now potrafi dużo więcej i więcej informacji podaje głosem. Polska wersja najczęściej wyświetla komunikaty na ekranie. Poświęcam tyle miejsca omówieniu Google Now, bo na przykładzie tego serwisu dobrze widać różnice i podobieństwa między klasycznymi wirtualnymi asystentami a Amazon Echo. Najważniejsza różnica wpływająca na sposób używania Echo jest taka, że asystent Amazonu jest powiązany z dedykowanym, specjalnie zaprojektowanym urządzeniem, czyli właśnie Amazon Echo. Echo jest przeznaczone do używania stacjonarnego i jest na stałym nasłuchu. Słowo „nasłuch” brzmi groźnie, więc od razu wyjaśniam, że podobnie jak w przypadku innych asystentów wybudzanych konkretnym słowem - urządzenie analizuje dochodzące dźwięki pod kątem pojawienia się słowa wybudzającego. Do tego momentu analiza ma charakter akustyczny. Dźwięki nie są zachowywane, ani przekazywane dalej. Dopiero gdy program rozpozna słowo „Alexa” (domyślne słowo wybudzające) nasza wypowiedź następująca po tym słowie jest przekazywana do chmury, gdzie następuje rozpoznanie mowy i generowanie odpowiedzi. Wszystkie operacje z wyjątkiem rozpoznania słowa wybudzającego są wykonywane w chmurze, a zatem mózg Echo nie znajduje się Jedna z nowych wersji Echo, Echo Dot została zaprojektowana do słuchania niemal wyłącznie na głośnikach BlueTooth NR 2 (31) 2016 44 Odtwarzanie muzyki i radia to, moim zdaniem, jedna z najfajniejszych funkcji Echo. Wybieranie głosowe rodzaju muzyki czy stacji jest tak wygodne, że żaden pilot nie może się z tym równać w czarnym termosie, ale na serwerach Amazonu. Aby Echo nas usłyszało, nie musimy niczego odblokowywać i naciskać. Po prostu mówimy „Alexa” i wydajemy polecenie lub zadajemy pytanie. Co ważne, mówić możemy z dowolnego miejsca w pokoju. Urządzenie nas usłyszy. Ba, Alexę budzącą mnie rano potrafiłem wyłączyć wołając z sypialni „Alexa, stop!”. To że Echo słyszy nas z dowolnego miejsca, powoduje że interakcja z urządzeniem jest bardzo naturalna. Wkładam jedzenie do piekarnika i głosem ustawiam minutnik. W radio jest coś interesującego, głosem zgłaśniam, a gdy program się kończy, głosem ściszam, wyłączam lub zmieniam stację. Wkładam buty przed wyjściem z domu i głosem pytam o pogodę. To tylko kilka przykładów. Pisząc tę część artykułu słucham radiowej Trójki, której wieczorny program jest poświęcony Światowemu Dniu Jazzu. Co chwila mówię w przestrzeń „Alexa, louder (głośniej)” i „Alexa, softer”. Dzięki temu „softer” (ciszej) mogę pisać podczas reklam, nie tracąc czasu, by wstać i ściszyć radio. Gdy pytam o coś Echo, muzyka jest przyciszana automatycznie. Po odpowie- dzi Alexy głośność muzyki wraca do wcześniejszego ustawienia. Brzmi to bardzo dobrze, podobnie jak sam głos Alexy. Zanim przejdę dokładniej do tego, co potrafi Amazon Echo, muszę wspomnieć o jednym bardzo nieprzyjemnym fakcie. Amazon Echo jest w pełni funkcjonalne wyłącznie w Stanach Zjednoczonych. Formalnie urządzenia nie da się nawet kupić, jeżeli miejsce odbioru przesyłki jest poza Stanami, a większość usług oferowanych przez Echo i abonament Amazon Prime, który trzeba mieć, by móc zamówić urządzenie, jest w Polsce niedostępna. Pisząc o umiejętnościach Echo będę zaznaczał, z których funkcji nie mogłem skorzystać w Polsce, a które fajnie działały. Konfiguracja R: Alexa, calculate eight inches into centimeters. (Alexo, przelicz osiem cali na centymetry.) E: 8 inches is 20.32 centimeters. (8 cali to 20.32 centymetra.) Echo należy ustawić nie bliżej niż 20 cm od ściany. Im bardziej centralnie stoi, tym lepiej. U mnie stało nieoptymalnie, bo na regale, jednak działało nieźle. Aby korzy- stać z Echo musimy je skonfigurować, tj. podłączyć do Wi-Fi, które jest niezbędne do pracy urządzenia i powiązać z naszym kontem Amazon. Nowe urządzenie, po podłączeniu do prądu, automatycznie wejdzie w tryb konfiguracji. Echo wcześniej używane przez innego użytkownika, musimy zresetować, wkładając spinacz w otwór w podstawie urządzenia. O tym, że urządzenie się resetuje, informują nas wyłącznie diody, zatem robiąc to bezwzrokowo, nie mamy pewności, że proces przebiega prawidłowo. Resetowanie trwa kilka minut, więc trzeba uzbroić się w cierpliwość. Gdy Echo się uruchomi, zostaniemy powiadomieni o konieczności konfiguracji. Do konfiguracji i ręcznej komunikacji z urządzeniem służy specjalna webowa aplikacja o nazwie „Amazon Alexa”. Jest też program na smartfony (wszystkie popularne systemy operacyjne) o nazwie „Alexa app”, ale niestety nie da się go pobrać z Polski. Szkoda, bo apka na smartfona wydaje się o wiele bardziej funkcjonalna. Podczas konfiguracji aplikacja prowadzi nas krok po kroku. Proces nie jest skomplikowany. Najpierw Echo tworzy własną sieć. Zobaczymy ją na naszym komputerze jako nowe, dostępne WiFi. Po połączeniu się z nową siecią w aplikacji webowej wskazujemy naszą sieć domową jako tę, z którą ma się łączyć Echo. To już wszystko. Echo zostało skonfigurowane. Do pracy. Profil R: Alexa, who am I? (Alexo, kim jestem?) E: This device has only one profile: Rafal’s. (To urządzenie ma tylko jeden profil, profil Rafała.) Echo, podobnie jak inni asystenci jest powiązane z konkretnym użytkownikiem, a raczej z konkretnym kontem użytkownika Amazon. W Echo można jednak dodawać nowe profile i przełączać się między 45 nimi. Ta możliwość przydaje się, gdy każdy z domowników ma oddzielne konto i chce mieć odrębną listę rzeczy do zrobienia, listę planowanych zakupów czy wpis w kalendarzu. Odrębny profil przydaje się też, jeżeli chcemy mieć dostęp do naszych książek i muzyki. Profile są z pewnością wygodne, a czasem niezbędne, ale sam z nich nie korzystałem. Niezależnie od ilości skonfigurowanych profili, Echo i tak słucha wszystkich osób przebywających w pokoju, więc korzysta się z niego zbiorowo. Urządzenie nie rozróżnia głosów i nikogo nie dyskryminuje. Warunek jest jeden – nasz angielski musi być w miarę zrozumiały. Echo nieźle radzi sobie z różnymi akcentami, jednak nie działa to tak dobrze jak u Google. Przypuszczam, że znaczenie ma też to, że w przypadku asystenta Google mówić trzeba bezpośrednio do mikrofonu, więc ryzyko zniekształceń jest mniejsze. W przypadku Echo przestrzenie są duże. Amazon Prime R: Alexa, play radio from TuneIn. (Alexo, włącz radio z serwisu TuneIn.) E: Getting the last TuneIn station you listened to. PR3 Trojka. (Włączam ostatnią stację, której słuchałeś na TuneIn, PR3 Trójka.) Aby Echo było przydatne, trzeba mieć wykupiony abonament Amazon Prime na www. amazon.com. Abonament nie jest niezbędny do działania Echo, ale bez niego nie mamy dostępu do wielu istotnych usług. Niestety Amazon nie podaje listy funkcji dostępnych wyłącznie w Amazon Prime, więc o tym, że musimy mieć członkostwo Prime, dowiemy się, gdy zechcemy skorzystać z jakiejś usługi. W moim przypadku było to Spotify. Na stronach Amazonu przeczytałem, że Echo wspiera Spotify Premium. Jednym z pierwszych poleceń, jakie wydałem Alexie było zatem „Play Steve Grossman from Spotify”. Dowiedziałem się wtedy, że muszę aktywować Spotify w aplikacji webowej i że muszę mieć członkostwo Amazon Prime. (Co ciekawe inny użytkownik Echo powiedział mi, że on korzysta ze Spotify Premium bez Amazon Prime i wszystko gra. Niestety nie miałem już wtedy Echo, by porównać doświadczenia.) Na ogólne polecenie „Play Steve Grossman” usłyszałem, zgodnie z przewidywaniami, że aby słuchać muzyki dostępnej w Prime Music, muszę mieć członkostwo Prime. Ponieważ słuchanie muzyki i radia to jedna z fajniejszych możliwości Echo, czym prędzej aktywowałem 30-dniowe próbne członkostwo. Samo Prime to abonament mocno promowany przez Amazon. Członkowie Prime mogą korzystać z bezpłatnych i tańszych dostaw zakupów, bezpłatnie wypożyczać książki Kindle, słuchać powiązanych z nimi audiobooków, słuchać muzyki z Prime Music (około miliona piosenek), oglądać wybrane video i robić jeszcze wiele innych rzeczy. Koszt tego wszystkiego to 99 dolarów rocznie. Niestety, jako mieszkaniec Polski nie miałem dostępu do wielu z tych usług. Nie widziałem np. na swoim Kindle możliwości wypożyczania książek i pobierania audiobooków powiązanych z moimi książkami. To co na pewno działa, to Prime Music. Samo kupno Echo w sklepie Amazon nie jest możliwe bez członkostwa Prime, więc może to jest powodem braku jasnej informacji o usługach dostępnych bez członkostwa. Muzyka R: Alexa, play jazz. E: All jazz on Prime music. [Rozlega się muzyka.] R: Alexa, who is playing? (Alexo, czyj utwór grasz teraz?) E: This is the Ruby And The Pearl Branford Marsalis Quartet. (To jest Ruby And The Pearl Branford Marsalis Quartet.) R: Alexa, you have a good taste. (Alexo, masz dobry gust.) E: Thanks, you too. (Dzięki, ty też.) Jeżeli mamy dostęp do Prime Music, wystarczy podać Alexie gatunek muzyki, której chcemy posłuchać, a urządzenie zacznie grać losowo wybrane utwory W ustawieniach "Flash Briefing" możemy dodawać różne serwisy informacyjne, które mają być odtwarzane. Ich lista robi wrażenie: BBC News, Wall Street Journal, The Economist, Bloomberg, CNN, Discovery, MPR i kilka innych NR 2 (31) 2016 46 oth. Echo Dot jest mniejsze i ma wbudowany mały głośniczek. Głośniki w klasycznym Echo są całkiem mocne. Nie chcąc hałasować sąsiadom, nawet nie dochodziłem do końca skali. Rozpoznawanie nazw Echo czyta anglojęzyczne książki Kindle i odtwarza audiobooki ze sklepu Audible z danego gatunku. Lista rodzajów muzyki jest dość ogólna. Mnie szczególnie brakowało podkategorii w dziale „classical”. Można też podawać Alexie wykonawców lub tytuły piosenek. Jeżeli jakiejś piosenki nie ma w Prime Music, usłyszymy próbkę. Oznacza to, że możemy ją kupić (również z wykorzystaniem komend głosowych). W tym celu trzeba aktywować stosowną funkcję na koncie Amazon. Nie kupowałem muzyki, więc nie opiszę, czy i jak działa to z Polski. Samo Prime Music działa fajnie, jednak ilość dostępnych utworów jest nieporównywalna ze Spotify. Oczywiście, słuchając muzyki, możemy przechodzić do poprzedniego i następnego utworu. Wystarczy powiedzieć „Alexa, previous” lub „Alexa, next”. Odtwarzanie muzyki i radia to, moim zdaniem, jedna z najfajniejszych funkcji Echo. Wybieranie głosowe rodzaju muzyki czy stacji jest tak wygodne, że żaden pilot nie może się z tym równać. Szczególnie przyjemna była łatwość ściszania i zgłaśniania z dowolnego miejsca w pokoju. Jakość samego dźwięku jest przeciętna. Dla mnie wystarczająca, ale audiofila z pewnością nie zadowoli. Do Echo można podłączyć głośniki BlueTooth. Notabene, jedna z nowych wersji Echo, Echo Dot została zaprojektowana do słuchania niemal wyłącznie na głośnikach BlueTo- R: Alexa, play Jacek Kaczmarski from Spotify. E: Sorry, please try again. R: Alexa, play Jacek Kaczmarski on Spotify. (Alexo, chcę posłuchać Jacka Kaczmarskiego ze Spotify.) E: I can’t find you’re nasty on Spotify. (Nie mogę znaleźć „jesteś złośliwy” na Spotify. Przyp. red.: Proszę zwrócić uwagę na podobieństwo akustyczne fraz “Kaczmarski” I “you’re nasty”) Obce nazwy własne to słabość Echo. Jeżeli wykonawca zyskał światową sławę, system rozpozna jego nazwisko, jednak to rozpoznawanie jest dość wybiórcze. Mogłem odnaleźć głosowo Jacquesa Brela, Chopina, Beethovena, ale już nie Walthera von der Vogelweide. Gdy chcemy posłuchać twórcy spoza anglojęzycznego kręgu kulturowego, najczęściej kończy się to tak jak w przypadku Kaczmarskiego. Alexa albo rozumie coś innego, albo powie „Sorry, I didn’t catch that”. W przypadku Spotify najlepiej tworzyć sobie playlisty o anglojęzycznych nazwach, które Alexa bez problemu rozpozna. Jeżeli chodzi o Prime Music, to aplikacja webowa umożliwia ręczne wyszukiwanie artystów i utworów. W samej aplikacji mamy też do dyspozycji prosty odtwarzacz. Niestety wszystkie przyciski tego odtwarzacza są niepodpisane. Kończąc temat muzyki warto dodać, że w amazonową chmurę można też wrzucać własną muzykę. Bez abonamentu Prime można załadować 250 utworów. Echo potrafi je wyszukiwać. Niestety sama aplikacja do przenoszenia muzyki z PC do chmury jest kompletnie niedostępna dla screenreaderów. 47 Natomiast aplikacja webowa do komunikacji z Echo jest generalnie dostępna. Wyjątkiem są niepodpisane przyciski w odtwarzaczu audio, o którym pisałem wyżej. Użyłem słowa „generalnie”, bo dla niewidomego użytkownika interfejs aplikacji jest nieintuicyjny i bardzo niewygodny. Aby przejść do opcji dostępnych w otwartej sekcji, trzeba nawigować przez całą stronę od góry. Gdy otworzymy kolejną sekcję, znów trzeba nawigować i tak w kółko. Łatwo się pogubić. Użytkownikom JAWS, chcącym aktywować obiekt anonsowany jako „link”, radzę przed naciśnięciem Entera, użyć najpierw skrót Caps+3 przepuszczający następny klawisz do aktywnej aplikacji. Jeżeli tego nie zrobimy, są spore szanse, że obiekt nie zostanie aktywowany. W NVDA tego problemu nie ma. Lokalizacja R: Alexa, what time is it? E: The time is 7:49. R: Alexa, what time is in Poland? E: The time in Poland is 4:48 p.m. Echo rozpoznaje naszą lokalizację po adresie i kodzie pocztowym. Domyślnym kodem pocztowym jest Seattle. Adres można, a wręcz należy zmienić, ale system przyjmuje wyłącznie adresy w Stanach Zjednoczonych. Nie byłby to duży problem (bez informacji dla kierowców można się obejść), gdyby nie fakt, że od kodu pocztowego uzależnione jest rozpoznawanie naszej strefy czasowej. Jest to największe i najbardziej niezrozumiałe ograniczenie systemowe Echo. Zegara i daty nie da się tak po prostu przestawić. Pytając o godzinę, trzeba dodawać „in Poland”. Pytając o pogodę, trzeba dodawać nazwę miejscowości. Słowo „Gdańsk” Echo rozpoznaje nieźle, ale prognozy dla Pruszcza Gdańskiego nigdy nie udało mi się poznać. Jedną z niedawno dodanych funkcji jest obsługa kalendarza Google. Fajna rzecz, tylko że znowu problemem jest data i czas. Niektórzy użytkownicy Echo obchodzą to ograniczenie w ten sposób, że wpisują kod miasta w USA, którego strefa czasowa jest przesunięta o dwanaście godzin względem ich lokalizacji. To rozwiązanie działa, dopóki data nie odgrywa roli. Umiejętności R: Alexa, please, introduce yourself. (Alexo, przedstaw się proszę.) E: Hmm. I can’t find the answer to the question I heard. (Nie umiem odpowiedzieć na pytanie, które usłyszałam.) R: Alexa, introduce yourself. (Alexo, przedstaw się.) E: I’m Alexa and I’m designed around your voice. You can ask me to play music, answer questions, get the weather and sports scores, create to do lists and much more. (Jestem Alexa. Zaprojektowano mnie z myślą o komunikacji głosowej. Możesz poprosić mnie, bym odtwarzała muzykę, odpowiadała na pytania, podawała ci informacje Pewien programista z Kalifornii za pomocą Echo wyprowadził z garażu swój samochód Tesla Model S. Na filmie otwiera się garaż i samochód sam go opuszcza. Kalifornijczyk wykorzystał funkcję przywoływania samochodu, która jest dostępna w Modelu S NR 2 (31) 2016 48 Głosowy interfejs powoduje, że do Echo zaczynamy się zwracać, jak do inteligentnego, mówiącego zwierzęcia sportowe czy informacje o pogodzie, notowała rzeczy do zrobienia i wiele więcej.) Echo potrafi wiele, a lista umiejętności ciągle rośnie. Umiejętności Echo można podzielić na dwie grupy. Pierwsza to funkcje przygotowane lub zaimplementowane przez Amazon. Należy do nich opisane już wyżej odtwarzanie muzyki. A także: integracja ze Spotify, Pandorą, iHeartRadio oraz TuneIn, tworzenie list rzeczy do zrobienia i do kupienia, budziki, timery, informacje o ruchu drogowym, prognoza pogody, wiadomości, opowiadanie dowcipów, odpowiadanie na pytania i oczywiście robienie zakupów w sklepie Amazon. Oprócz tego Echo potrafi czytać książki Kindle i odtwarzać audiobooki. Listy rzeczy i zakupów R: Alexa, add writing an article to my to do list. (Alexo, dodaj do listy rzeczy do zrobienia pisanie artykułu.) E: Writing an article added to your to do list. (Pisanie artykułu dodano do listy rzeczy do zrobienia.) Szybkie notowanie rzeczy do zrobienia lub do kupienia to super sprawa, ale niestety funkcja ta nie jest przydatna poza USA. Mieszkaniec Stanów Zjednoczonych może w domu głosowo dodawać kolejne punkty do jednej z dwóch list. Alexa tworzy wersję tekstową, widoczną w aplikacji komunikującej się z Echo. W USA dostępna jest aplikacja na smartfona, więc listy mamy zawsze pod ręką. W Polsce do dyspozycji jest tylko wersja webowa, no chyba, że zdecydujemy się na aplikację z nieoficjalnego źródła, dostępną na Androida. Innym minusem dodawania do list jest to, że dzieje się to automatycznie. Jeżeli Echo źle rozpoznało naszą wypowiedź, na liście może znaleźć się coś absurdalnego, jak np. „buying a twenty cat”. (kupić 20 kot – podobnie brzmi angielskie słowo „cups”, powinno więc być np. „20 filiżanek” przyp. red.). Książki Echo czyta anglojęzyczne książki Kindle i odtwarza audiobooki ze sklepu Audible. Książki Kindle są czytane za pomocą TTS. Głos brzmi jak Alexa, ale, gdy się wsłuchać, wyraźniej słychać, że to synteza. Jak wspominałem w artykule poświęconym czytnikowi Kindle, zaletą książek cyfrowych zakupionych w Amazonie jest synchronizacja danych między rozmaitymi urządzeniami. Będąc poza domem, możemy czytać książkę na komórce lub czytniku, a po powrocie poprosić Echo o głośne czytanie. Alexa zacznie czytać w miejscu, w którym skończyliśmy lekturę. Wiadomości R: Alexa, tell news. (Alexo, przeczytaj wiadomości.) E: Here’s your flash briefing. (Oto twój serwis informacyjny.) 49 Podawanie wiadomości robi wrażenie, ale nie za pierwszym razem. Domyślnie Echo czyta główne wiadomości z różnych kategorii. Nic specjalnego. Ale jeżeli poświęcimy chwilę na konfigurację, słuchanie wiadomości zrobi się bardzo atrakcyjne. W ustawieniach „Flash Briefing” możemy dodawać różne serwisy informacyjne, które mają być odtwarzane. Ich lista robi wrażenie: BBC News, Wall Street Journal, The Economist, Bloomberg, CNN, Discovery, MPR i kilka innych, wliczając własny serwis Echo. Większość tych serwisów to wersje audio czytane przez lektorów lub podawane przez dziennikarzy, więc słuchanie wiadomości to prawdziwa przyjemność. Wśród tych wszystkich energicznych spikerów, wywiadów, dżingli, top news podawane przez Alexę wypadają dość blado, tym bardziej brawo dla Amazonu za tę usługę. Tych codziennych briefingów z różnych serwisów, zebranych w jednym miejscu będzie mi bardzo brakowało. Inteligentny dom Oddzielną sekcją w aplikacji webowej jest „Smart Home”, czyli inteligentny dom. Nie mając specjalnie inteligentnych urządzeń w domu, nie mogłem sprawdzić, jak to działa, ale z doniesień pra- sowych wiem, że Amazon kładzie duży nacisk na współpracę Echo z różnymi urządzeniami. Głosem można np. włączać i wyłączać światło, regulować ogrzewanie. Właściwie wszystko, co zostanie odpowiednio zaprogramowane, może być sterowane za pośrednictwem Echo. Ostatnio zainteresowanie w sieci wzbudził film, pokazujący, jak pewien programista z Kalifornii za pomocą Echo wyprowadził z garażu swój samochód Tesla Model S. Na filmie otwiera się garaż i samochód sam go opuszcza. Kalifornijczyk wykorzystał funkcję przywoływania samochodu, która jest dostępna Echo można pytać o różne rzeczy, np. o postaci historyczne, dane (np. odległość Ziemi od Księżyca), miary, kursy walut, kaloryczność potraw, itp NR 2 (31) 2016 50 w Modelu S. Wiele wskazuje na to, że przyszłość to właśnie takie komunikowanie się urządzeń między sobą i coraz większa niezależność automatyki. Człowiek będzie tylko wydawał polecenia. Inne umiejętności R: Alexa, ask Westeros if Catelyn Stark is dead. (Alexo, zapytaj Westeros czy Catelyn Stark nie żyje.) E: Catelyn Stark is confirmed dead. In 299 AC, at the Twins. Please say another character. (Tak. Catelyn Stark nie żyje. Zginęła w Bliźniakach w roku 299. Powiedz imię innej postaci). R: Arya Stark. E: Arya Stark is not confirmed dead yet, but could die at any time. Please say another character. (Arya Stark jeszcze żyje, ale w każdej chwili może umrzeć. Powiedz proszę imię innej postaci). Aplikację na Echo może napisać każdy, nawet średniozaawansowany programista. Amazon dostarcza odpowiednią bazę wiedzy i narzędzia. Takie aplikacje są dostępne w sekcji „Skills” (umiejętności) i jest ich w tej chwili ponad sześćset. Podobnie jak to jest w przypadku aplikacji dostępnych w sklepach Google lub Apple, przydatność tych programów jest różna, a tematyka zależy od wyobraźni twórców. Można zamówić Ubera, pizzę (oczywiście wszystko w USA), poznać kurs akcji, rozwiązywać zagadki, grać w gry towarzysko-alkoholowe lub, jak w powyższym przykładzie, dowiedzieć się, kto z bohaterów „Walki o tron” zakończył życie. Aby korzystać z takiej dodatkowej funkcji, trzeba ją najpierw włączyć. Potem już tylko werbalnie odsyłamy Alexę do danej umiejętności za pomocą słowa „ask” i nazwy umiejętności. Konwersowanie R: Alexa, how are you doing? E: I’m fine, thanks. Z Alexą konwersuje się bardzo przyjemnie. Projektanci modułów komunikacyjnych robią „dobrą robotę”. Styl wypowiedzi jest równy, a reakcja Alexy na standardowe pytania i frazy jest zmienna. Na pytanie „How are you?” możemy usłyszeć: „I’m good.”,”I’m fine”, „I’m great” itp. I na koniec Alexa jeszcze podziękuje lub nie. Dociekliwy czytelnik zapewne spyta, po co pytać maszynę o to, jak się czuje? Moduł konwersacyjny jest tak dobry, że dość szybko traci się poczucie komunikacji z programem komputerowym. Głosowy interfejs sprawia, że do Echo zaczynamy się zwracać, jak do inteligentnego, mówiącego zwierzęcia. Mówi się naturalnie, pełnymi zdaniami. W praktyce nie ma czegoś takiego, jak polecenia, które trzeba zapamiętać. Jeżeli urządzenie nas nie zrozumie, pytanie można zadać w trochę inny sposób i zwykle dostaje się odpowiedź, jeśli tylko Echo ma do niej dostęp. Zauważyłem, że dodanie słowa „please” na początku zdania może zaburzać rozumienie, więc na razie wobec Alexy nie można być zbyt grzecznym. Pytania i odpowiedzi Echo można pytać o różne rzeczy, np. o postaci historyczne, dane (np. odległość Ziemi od Księżyca), miary, kursy walut, kaloryczność potraw, itp. Baza wiedzy jest coraz większa. Nie korzystałem z tej funkcji często, ale kilka razy informacje od Alexy były przydatne, np. gdy chciałem ustalić, w którym roku umarł Vivaldi. Oczywiście, zawsze można skorzystać z Internetu, ale skoro można zapytać bez odrywania się od tego, co aktualnie się robi… Echo wie nawet coś o Polsce. R: Alexa, who is the president of Poland? E: Poland’s president is Andrzej Duda. R: Alexa, who is the prime minister of Poland? E: Poland’s prime minister is Algirdas Butkevičius. No cóż, każdemu może się pomylić… Poza takimi wyjątkami (przypuszczam, że błąd będzie szybko poprawiony), informacje podawane przez Echo są zwykle prawdziwe. Google Now wie więcej, ale z kolei plusem Echo jest wygoda użycia. Prywatność R: Alexa, can you hear me? (Alekso, czy mnie słyszysz?) E: Yes, I can hear you. (Tak, słyszę Cię.) Podobnie jak w przypadku innych urządzeń komunikujących się z chmurą, które aktywuje się słowem wybudzającym, pojawia się pytanie, na ile Echo narusza naszą prywatność i na ile jest bezpieczne. Amazon zapewnia, że Echo nagrywa wyłącznie wtedy, gdy usłyszy słowo „Alexa”. To nie rozwiązuje zupełnie problemu, bo wraz z tym, co mówimy do Echo, nagrywane jest wszystko, co dzieje się w tle, a to przecież mogą być rzeczy, których nie chcielibyśmy przekazywać do chmury. Echo ma co najmniej dwa zabezpieczenia. Jeżeli nie chcemy, by Echo słuchało, możemy wyłączyć mikrofon. Przyda się to, gdy np. mamy gościa o imieniu „Alexa” lub gdy Alexa jest tematem rozmowy. Przez kilka tygodni, gdy testowałem Echo ani razu nie zdarzyło się, by urządzenie wybudziło się na inne słowo podobne w brzmieniu do „Alexa”. Ale oczywiście wybudza się, gdy „Alexa” pojawia się w rozmowie lub w słuchanym nagraniu. W każdym razie, jeżeli chcemy, by urządzenie nie słuchało, możemy je wyłączyć. Drugie zabezpieczenie jest post factum. W aplikacji webowej mamy dostęp do wszystkich nagrań, które zrobiło Echo. Możemy zobaczyć, jak Echo nas zrozumiało i co odpowiedziało. Możemy wysłać feedback deweloperom, informując, czy reakcja Echo była zgodna z naszymi oczekiwaniami. Możemy też usunąć 51 nagranie, jeżeli nie chcemy, by programiści mieli do niego dostęp. Wszystkie cytaty z konwersacji z Alexą podane w tym artykule pochodzą właśnie z tej sekcji. Dodałem tylko interpunkcję i słowo „Alexa”, rozpoczynające moje wypowiedzi. Czy chciałbym mieć Echo? fot. Iggy Dolphin, filipe ferreira, Amazon Przez kilka tygodni bardzo przyzwyczaiłem się do Echo. Urządzenie kosztuje 175 dolarów. Uważam, że to dobra cena, nawet przy ograni- czonej funkcjonalności tego urządzenia poza USA. Już sama głosowa obsługa radia i muzyki jest w moim odczuciu warta tej ceny. Jednak by Echo było funkcjonalne, trzeba mieć jeszcze członkostwo Prime. To kolejne 99 dolarów. Prime byłoby fajne, gdyby funkcjonowało w Polsce. Łączna cena jest zatem wysoka w stosunku do tego, co dostajemy i czego nie dostajemy. Trzeba chyba poczekać, aż pojawią się europejskie wersje Echo. Amazon nic o tym nie mówi, ale Echo jest takim przebojem, że prędzej lub później z pewnością trafi do Europy, tak jak stało się to z Kindle. Może warunki korzystania z Echo w Europie będą bardziej przyjazne. Na koniec zapytajmy Echo o sprawy ostateczne. R: Alexa, what’s the answer to the ultimate question of life, the universe and everything else? (Alekso, jaka jest odpowiedź na pytanie o ostateczny sens życia, wszechświata i w ogóle wszystkiego?) E: Forty two. (Czterdzieści dwa). Podobnie jak w przypadku innych urządzeń komunikujących się z chmurą, które aktywuje się słowem wybudzającym, pojawia się pytanie, na ile Echo narusza naszą prywatność i na ile jest bezpieczne NR 2 (31) 2016 Zobacz nas w Internecie www.tyfloswiat.pl W portalu: • informacje o producentach i dystrybutorach, • testy i opinie o produktach, • informacje prawne, • baza szkoleń dostosowanych do potrzeb osób z dysfunkcją wzroku, • wydarzenia, konferencje, imprezy ... i wiele wiele innych informacji! Projekt współfinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.