Mieć i nie mieć

Transkrypt

Mieć i nie mieć
Juozas Šikšnelis
Mieć i nie mieć
Jak jest lepiej: mieć czy nie mieć? Stuknęło mi 55 lat, więc podliczyłem wszystko, co mi jeszcze,
niestety, pozostało, i czego, na szczęście, już nie mam.
Mam uszy, niejednokrotnie nacierane, zatykane, aby nie słyszały, czego nie potrzeba i nie raz myte,
aby usłyszały właśnie to, co zakazane.
Oczy bez zeza, ale niezbyt dobrze widzące, które, niestety, dotychczas nie odnalazły jedynej
najkrótszej drogi do szczęścia.
Głos, za który nawet w dniu wyborów ani jeden z kandydatów na posła czy na prezydenta nie
zaproponował złamanego grosza.
Niezgrabny, nienadający się na modela, zbyt duży nos, często obrywający z powodu wtykania w
cudze sprawy.
Duże serce, przepełnione miłością do bliźniego swego, czyli przede wszystkim do siebie samego.
Jeden taki drobiazg, łączący kobietę i mężczyzną, z biegiem czasu jego znaczenie, wdzięk i
rozmiary ulegają zmianom, niestety.
Z trzydziestu dwóch zębów, które należą się człowiekowi zgodnie z ustaloną przez Boga
konstytucją ciała ludzkiego, mam tylko parę z czasów Chruszczowa, Breżniewa, z Epoki Trzech
Pogrzebów i kilka wstawionych już po odzyskaniu niepodległości.
Wszystkie dziesięć palców, które dostały mi się zgodnie z tą samą konstytucją Boga, a które
zgarniały, co tylko się dało, ale z powodu wtykania ich pomiędzy drzwi lub tam, gdzie nie potrzeba,
zesztywniały, dlatego też upuszczają wszystko, co im się udaje pochwycić.
Trzeszczący kark, na który starają się wsiąść różne pasożyty, zwykle z powodzeniem, a ja to
dostrzegam już po czasie.
Wrażliwą potylicę, na której w okamgnieniu wyczuwam cudze spojrzenia.
Pojemne płuca, które dawno należałoby wytrzepać jak dywan czy filtr odkurzacza.
Platynowy żołądek, któremu przypadł los doświadczalnego królika.
Jęzor średniej długości, który nadaje się raczej do wyrwania, niż do mielenia.
Kilka litrów krwi, której większa część jest czarna, dlatego aż się prosi, aby jej nieco upuścić.
Spękane usta, które nie chcą i które nikt więcej nie chce całować.
Jeden taki otwór, którego nazwę w dobrym towarzystwie na głos wymawiają jedynie snobi.
I jeszcze mi zostało
Życiowej mądrości dokładnie 25 razy więcej, niż miałem przed ćwierćwieczem, chociaż to jest
wyłącznie moje osobiste odczucie.
Kamień w zanadrzu wyczekujący okazji, aby trafić do czyjegoś ogródka.
Mnóstwo ambicji, których brzemię odczuwam tylko ja sam.
Uczucia, których liczba jest zmienna, zarówno jak same uczucia.
Dar lewitacji, dzięki któremu często wznoszę się ponad tłum, ale niezwykle rzadko ponad swoją
próżność.
Wciąż topniejąca liczba pragnień, chociaż termin spełnienia większości dawno upłynął.
Pół wozu podejrzeń, iż jestem narażony na wpływy i że mogę się stać ofiarą spisku.
Niezmywalna wina, ale nie znak Kaina, którego nikt nie rozpoznaje.
Zdaniem otoczenia, mam kawał szczęścia, tymczasem w moim przekonaniu, pozostały mi zaledwie
drobne jego okruchy.
Niebios do woli, ziemi – 6 stóp, ale dopiero po śmierci, gdy zostanie mi całkowicie przywrócone
prawo własności.
Własne drogi i ścieżki, ale z tych pierwszych często rezygnuję dla tych drugich.
Światła regulujące ruch, tylko że dawno zepsute, dlatego zdradliwie mrugając czerwonym okiem
nieustannie podstawiają mi nogę, powodując upadki.
Półki pełne książek, pośród których wciąż brakuje tej jedynej.
Bez wątpienia, mam zapewniony kij i torbę żebraczą, które tylko wyczekują właściwej chwili.
Aureola, którą rozkręcać i widzieć dano tylko dla mnie.
Siwy włos na głowie, ale ani diabła w ogonie.
Ale za to nie mam
Święconej wody, żeby zmyła grzechy, które popełniałem, popełniam i będę popełniać.
Szkodliwych nałogów, ale za to mam mnóstwo złych myśli.
Miliona w gotówce i w nieruchomościach, od którego stale bolałaby głowa.
Umiaru, ale za to mam przepastne gardło.
Własnego Żyda, który nieprawdopodobnie przypomina Litwina.
Ukrytych myśli w kontaktach z kobietami.
Partii, którą mógłbym zdradzić przed wyborami.
Książki, którą chciałbym jeszcze raz przeczytać.
Fotografii, które chciałoby się jeszcze raz obejrzeć.
Słów, których nie wypowiedziałem do tych, których już nie ma.
Cierpliwości, zwłaszcza w chwilach, gdy jej najbardziej potrzebuję.
Dotychczas nie mam czego zaskarżyć do litewskiego Strasburga.
Jeszcze nie mam
Gwiazdy przewodniej.
Jednej ściśle określonej prawdy.
Zdrowia, jakiego miałem przed 25 laty.
Pcheł i wszy – ani własnych, ani cudzych.
Przypadkowych kontaktów seksualnych ani spowodowanych przez nie chorób.
Misternie ukrytego zainteresowania płcią męską oraz niespełnionych fantazji seksualnych.
I jeszcze brakuje mi drzewa oraz kamienia, ale mam nadzieję, że kamień na moim grobie położą
nieprzyjaciele, natomiast drzewo wyrośnie samo, jeśli grób zostanie zrównany z ziemią.
Tlumaczyla Mirijana Kozak

Podobne dokumenty