Z. Gasior, W.Tupaj _S.P

Transkrypt

Z. Gasior, W.Tupaj _S.P
,,Wielka przygoda moich pradziadków’’
Stare, spłowiałe, czarno – białe zdj cie na zniszczonym kawałku tektury. Wygl da jak
zwyczajna fotografia, ale gdy babcia opowiada mi zwi zan z nim histori , postacie
uwiecznione na obrazku o ywaj i przeszło powraca…
Przed budynkiem przy dzisiejszej ul. Ko cielnej stoj cztery osoby: mój pradziadek
Piotr Starzycki, jego ona Maria, ich kuzynka Rozalia Starzycka, a tak e s siadka – Anastazja
Kowalska. Zdj cie wykonał znajomy mojej prababci – fotograf. Dwie kobiety przygl daj si
mał e stwu grabi cemu traw . Cho wszyscy wygl daj na zrelaksowanych, tak naprawd
ich duszami targa pot ny niepokój…
Kilka godzin wcze niej pani Anastazja zjawiła si z wizyt u Marii. Gospodyni
chciała pochwali si złotym ła cuszkiem, który niedawno podarował jej m . Obie panie
wyszły do ogródka, eby nacieszy si promieniami letniego sło ca. W pewnym momencie
silny podmuch wiatru str cił klejnot z dłoni Marii wprost do wie o skoszonej trawy.
Błyskotka znikn ła w ród zieleni.
Prababcia przej ła si bardzo utrat swojego skarbu. Wbiegła do domu, aby poprosi
m a o pomoc. Chwil pó niej w drzwiach pojawił si nie tylko Piotr, ale równie kuzynka
Rozalia i zaproszony na herbat znajomy fotograf. Kiedy czwórka przyjaciół przetrz sała
traw grabiami w poszukiwaniu ła cuszka, artysta spokojnie wyj ł aparat i zacz ł oddawa
si swojej najwi kszej pasji.
W pewnym momencie Rozalia zauwa yła w trawie co , co wygl dało jak wystaj ce
z ziemi, zardzewiałe, metalowe pudełko. Schyliła si , otworzyła je i ostro nie rozwin ła zwój
starego papieru. Jej oczom ukazał si starannie napisany, cho poplamiony list:
Trzebinia, 15 X 1831r.
Ten, kto odnajdzie ten list (tu słowa s zamazane).
Gieniu, moja Najukocha sza ono!
Trzeci ju dzie przebywamy w trzebi skim dworze.
I cho walki dobiegły ko ca, czuj , e mier jest blisko.
Cały nasz dom i wszystkie zgromadzone w nim pami tki
rodzinne i kosztowno ci nale do Ciebie i dzieci.
Pami taj, aby wychowa je na młodych patriotów,
gotowych do walki za wolno Ojczyzny.
Była mi wiatłem ycia i bez wzgl du na to,
co si ze mn stanie, zawsze b d miał przed oczami Twe oblicze.
Twój kochaj cy m , Marian
PS W piwnicach dworu pozostawiłem mał drewnian szkatułk .
Je li otrzymasz ten list, niezwłocznie odszukaj j ,
poniewa , jak wszystko co moje, nale y teraz do Ciebie.
Rozalia jeszcze chwil wczytywała si w tre dokumentu.
- Chod cie no tutaj! – zawołała po kilku minutach.
Piotr, Maria i Anastazja podbiegli do kobiety. Po piesznie przeczytali list i zapadła
pełna napi cia cisza. Nikt ju nie zastanawiał si nad losami złotego ła cuszka.
- Trzeba t Gieni odnale i przekaza jej testament. – stwierdziła s siadka.
- Przecie nie wiemy, gdzie ona mieszka. A raczej nie ona, tylko jej wnuki, bo napisano ten
list ponad sto lat temu! – zaprzeczyła Maria.
- W takim razie – co proponujesz? – zapytał Piotr.
- Nad czym wy si zastanawiacie !? Mamy tyle skarbów podanych jak na tacy! – wtr cił si
fotograf. – My l , e powinni my jak najszybciej i do dworu i tego poszuka .
- Nie uwa acie, e to złodziejstwo? – zaprotestowała Rozalia.
- No co ty! To wietna okazja, eby zabezpieczy si do ko ca ycia! – sprzeciwiła si
Maria. Pozostali uczestnicy dyskusji podzielili jej zdanie.
- Moja przyjaciółka, Kazimiera, pracuje we dworze jako kucharka. Na pewno pomo e nam
dosta si do piwnicy. – zasugerowała Anastazja.
- W takim razie – na co jeszcze czekamy?!
Około godziny 20.30 rozpocz ło si przygotowanie do wielkiej wyprawy. Rozalia
i Maria starannie prasowały czarne, maskuj ce sukienki, natomiast Piotr czy cił lamp
naftow . Wkrótce pod drzwiami domu pojawili si Anastazja z fotografem i całe towarzystwo
wyruszyło w kierunku dworu. Byli tak podekscytowani, e mało brakowało, a wpadliby pod
koła rozp dzonej furmanki. W parku, zgodnie z umow , czekała na nich kucharka.
- Domownicy jedz wła nie kolacj , wi c łatwo b dzie nam przej przez korytarz. Na
wszelki wypadek dam wam fartuchy, eby cie w razie potrzeby mogli udawa słu b . –
mówi c to, wyj ła z du ej torby kilka kawałków białej tkaniny. Chwil potem ju otwierali
ci kie, drewniane drzwi. We wn trzu wielkiego korytarza panował lekki półmrok. Z lampy
zawieszonej u sufitu s czyło si słabe wiatło. Przeszli przez czerwony dywan, mijaj c
po drodze cenne meble, zawieszone na cianach obrazy i kolejne, bogato rze bione wrota.
Wreszcie dotarli, niezauwa eni przez nikogo, do zej cia w podziemia. Po kr tych,
kamiennych schodach przodem ruszył Piotr, rozja niaj c mrok lamp naftow . Zaraz za nim
ostro nie pod ali pozostali uczestnicy wyprawy.
W ko cu ostatni stopie poł czył si z gruntem i moi przodkowie wraz z przyjaciółmi
znale li si w ogromnej sali pełnej bochenków chleba, marynowanego mi sa i beczek
z kiszon kapust .
- Oprócz tej spi arni w piwnicach jest jeszcze kilka pomieszcze : garderoba, skład
starych mebli i mały, pusty korytarz. Na szcz cie zabrałam z kuchni kilka wiec, dlatego
mo emy rozdzieli si i poszuka skarbu. – poinformowała kucharka.
Piotr skierował si do nie zapełnionego pomieszczenia, a fotograf pod ył do
,,graciarni”. Maria i Rozalia zaj ły si przechowalni ubra , a Anastazja i jej przyjaciółka
pozostały w spi arni. Drzwi spróchniałych szaf, w których erowały całe gromady owadów,
otwierały si ze skrzypieniem, jednak w adnej z nich nie było poszukiwanej szkatułki.
M czyzna zajrzał jeszcze pod dywan i zdj ł ze ciany kilka obrazów, ale i to nie przyniosło
rezultatu. Mojej prababci bardzo spodobały si eleganckie, bogato haftowane suknie
i płaszcze. Razem z cioci Rozali przeszukały ich kieszenie jednak nie natrafiły nawet na
lad skarbu. Kobiety rozgarn ły r kami fałdy cennych materiałów i uwa nie przeczesały
sier do dawna martwych lisów i norek – bez skutku. Kucharka i jej przyjaciółka
pootwierały ka d z beczek, a tak e słoiki z przetworami. W adnym rodzaju pojemnika nie
było jednak drewnianej szkatułki. Pradziadek Piotr rozgl dał si chwil po korytarzu. Nie był
on tak naprawd zupełnie pusty, poniewa stało w nim połamane krzesło. Przez moment
zastanawiał si , co robi , gdy jego wzrok padł na stoj cy w rogu piec kaflowy. Otworzył
blaszane drzwiczki i wsadził r k do rodka. Wyczuł pod palcami drewniany
prostopadło cian. Wyci gn ł znalezisko i ujrzał star szkatułk .
- Chod cie szybko! – zawołał. W korytarzu pojawili si pozostali uczestnicy
wyprawy.
- Mamy skarb!!! – ucieszył si fotograf.
Prababcia Maria wyj ła pudełeczko z r k m a i szybkim ruchem uniosła pokrywk .
W rodku nie było ani ladu skarbu. Zamiast tego, na dnie spoczywała mała karteczka.
- No prosz ! Zaryzykowałam utrat pracy, włamałam si do cudzej piwnicy,
a kosztowno ci nie ma! – lamentowała kucharka.
- Zobaczmy lepiej, co jest na tej kartce. – zaproponowała Rozalia.
Okazało si , e na papierze narysowano plan jakiego domu. Jeden z pokoi
zaznaczono czerwonym krzy ykiem.
- Ale to plan dworu! – ucieszyła si Kazimiera. – Ten pokój to jedna z sypialni na
pi trze.
Ostro nie przeprawili si przez schody i w ci gu dziesi ciu minut byli ju na górze.
Główne miejsce w pomieszczeniu zajmowało łó ko z baldachimem granatowym jak nocne
niebo. Tu obok stała szafka nocna, a na niej mała lampka. W rogu pokoju ustawiono du
szaf .
- Wszystkie te meble wygl daj na niedawno kupowane! – westchn ła Anastazja.
Fotograf, który nigdy nie przegapiał okazji do zrobienia kilku zdj , zabrał si za
rozkładanie swojego sprz tu przyniesionego w podr cznym plecaku. Nieszcz liwie zahaczył
nog o statyw, przewrócił si , zrobił fikołka i uderzył głow o podłog . Rozalia i Maria zaj ły
si przywracaniem go do przytomno ci, kucharka o mało nie zemdlała, a Piotr otworzył szaf
w poszukiwaniu czego , co nadałoby si na opatrunek. Tylko Anastazja zauwa yła, e pod
wpływem uderzenia jedna z desek uniosła si lekko w gór . Kiedy poszkodowanemu udało
si wsta , jeszcze bardziej przechyliła uszkodzon cz
parkietu. Jej oczom ukazała si mała
skrzyneczka z ko ci słoniowej. Wydała z siebie cichy okrzyk. Pozostali otoczyli j ciasnym
kr giem. Otworzyła szkatułk . Wewn trz skrzyły si diamenty, rubiny, szmaragdy i inne
kamienie szlachetne. Wszyscy zaniemówili z wra enia. Teraz to oni byli panami tego skarbu.
Szkatułk moi pradziadkowie ukryli na strychu swojego domu. W czasie drugiej
wojny wiatowej Piotr Starzycki wst pił do Armii Krajowej. Klejnoty znalezione we dworze
przekazał swoim dowódcom. Jedyn pami tka po tych wydarzeniach, oprócz czarno – białej
fotografii, jest bardzo stary, poplamiony list, spoczywaj cy w szufladzie biurka mojej babci.
List, w którym ołnierz powstania listopadowego wyraził miło do ony, dzieci i utraconej
Ojczyzny…
Zuzanna G sior i Weronika Tupaj
Szkoła Podstawowa im. w. Jadwigi- Królowej w Dulowej
Uwaga: Powy szy tekst jest fikcj literack , zainspirowan star , rodzinn fotografi .

Podobne dokumenty