Lipiec 2015 - IMmedia.com.pl

Transkrypt

Lipiec 2015 - IMmedia.com.pl
Nr
Lipiec 2015
imMEDIA
Gospodarka-Nauka-Technika-Kultura-Sztuka-Sport-Społeczeństwo
Rozmowa z prawnikiem Adamem Ostaszewskim, do niedawna
Szefem SLD w okręgu miasta i powiatu Koszalin, Kandydatem na Urząd
Prezydenta Koszalina w ostatnich wyborach samorządowych, Członkiem
Sejmiku Zachodniopomorskiego
rozmawia Izabela Piecuch
IP: Jeszcze do niedawna był Pan absolutnym liderem SLD w Koszalinie, pełniąc
funkcję Przewodniczącego Zarządu i nagle jest Pan poza partią SLD. Proszę przybliżyć w kilku słowach naszym
czytelnikom jak to się stało?
W listopadzie zeszłego roku grupa działaczek
i działaczy SLD, do
których i ja należałem,
zaczęła domagać się
gruntownej oceny
przegranych wyborów
samorządowych oraz
wyborów do Parlamentu Europejskiego.
W obu tych elekcjach
SLD otrzymało ok 8%
poparcia. Proponowaliśmy głębokie zmiany,
w tym zmiany personalne i programowe.
Uważaliśmy, że skończyć się czas pewnego
pokolenia polityków,
którzy do tej pory byli
twarzami lewicy. Jak pokazują kolejne sondaże i oczekiwania społeczne, mieliśmy rację.
SLD jest poniżej progu wyborczego, a dobiła
ją nietrafiona kandydatura Magdaleny Ogórek
w wyborach prezydenckich. Zamiast dyskusji
zawieszono Przewodniczącego Rady Wojewódzkiej SLD w Szczecinie Grzegorza Napieralskiego. W proteście przeciwko brakowi
dyskusji i takim poczynaniom władz SLD zawiesiłem członkostwo w Klubie Radnych SLD
w Sejmiku Zachodniopomorskim. Był to bez-
pośredni pretekst do wyrzucenia mnie z SLD,
pomimo tego, iż Regulamin Klubu przewiduje
możliwość zawieszenia członkostwa. Prawdziwym powodem jest strach takich działaczy
jak Dariusz Wieczorek czy Stanisław Wziątek
przed prawdziwymi zmianami na lewicy. Chcą
oni za wszelką cenę dotrwać do wyborów
i zająć miejsca w Sejmie. Dlatego usunęli
szego i średniego pokolenia działaczy najbardziej aktywni i bardzo wartościowi.
W Koszalinie odeszli m.in. Radna Rady Miejskiej Dorota Chałat, Wiceprzewodniczący
SLD w Koszalinie Robert Kaczmarek.
W Szczecinie rozpoznawalne twarze SLD takie jak Jędrzej Wijas czy Piotr Kęsik. Wszyscy oni chcą lewicy otwartej, nowoczesnej,
a nie partii, w której
koteria kilku działaczy
decyduje o wszystkim.
IP: Jak wiadomo lewica podzieliła się
na kanapowe partie,
które jeżeli się nie
połączą to lewicy nie
będzie w nowym
Parlamencie po październikowych wyborach. Tak więc
chcę zapytać czy
Pan razem z grupą
przyjaciół chce tworzyć mówiąc
w przenośni kolejną
kanapę? Czy też przyłączyć się do innej
z szeregów SLD regionalnych liderów chcąlewicowej partii a jeżeli tak to do jakiej?
cych realnych zmian.
Wiem, że jest zaproszenie do Twojego RuIP: Proszę przypomnieć kto razem Pa- chu.
nem został usunięty z SLD lub na znak
Na razie przyglądamy się rozmowom liderów
protestu odszedł
Z SLD usunięty został drugi z radnych wojewódzkich Artur Nycz. Na znak protestu odeszło kilkudziesięciu działaczy i działaczek
z Koszalina i Szczecina. Są to ludzie młod-
lewicy w Warszawie. Nie ukrywam, że po decyzji o moim wyrzuceniu otrzymałem wiele
propozycji współpracy z różnymi środowiskami lewicy. Jestem po rozmowach z kilkoma
krajowymi liderami lewicy, z którymi współ-
pracowałem jeszcze przed moim przystąpieniem do SLD oraz z osobami z mojego pokolenia, z którymi wspólnie działałem, a teraz są
znaczącymi postaciami na lewicy. Na pewno
pozostanę człowiekiem lewicy i wspólnie
z moimi przyjaciółmi z Koszalina, Warszawy
i innych części kraju będziemy działać w lewicowych projektach.
IP: Czy widzi Pan w ogóle możliwość
stworzenia z tych „kanap” jednej lewicowej partii jeszcze przed październikiemskoro liderzy tych partii lewicowych nie
chcą zrobić ani pół kroku w tył?
W mojej ocenie nie chodzi o jedną nową partię. Przed moim wyrzuceniem z SLD postulowałem stworzenie coś na kształt
obywatelskiego komitetu lewicy, których twarzami w kraju będą liderzy lewicy, tacy jak
Barbara Nowacka, Grzegorz Napieralski,
Wojciech Olejniczak, Katarzyna Piekarska.
Warunkiem byłaby też zmiana pokoleniowa.
Niestety, chyba do tego nie dojdzie. Kierownictwo SLD w kraju i regionach do tego nie
dopuści. Leszek Miller obiecał biorące „jedynki” w okręgach wyborczych swojej świcie i oni
nie odpuszczą. Nawet, jeżeli rozmowy
w Warszawie pod egidą OPZZ mogłyby zakończyć się sukcesem, to problem będzie na
poziomie regionów. Na czołowych miejscach
z nadania SLD będą znowu te same osoby,
które doprowadziły do katastrofy SLD i nie
wyciągnęły z niej wniosków. Wyborcy chcą
zmian, chcą nowych twarzy też na lewicy. Leszek Miller i jego otoczenie tego nie gwarantuje.
IP: Jeżeli więc nie widzi Pan możliwości
połączenia się lewicowych partii przed wyborami w październiku to czy w ogóle będzie to możliwe po tych wyborach gdy
scena polityczna poukłada się na kilka następnych lat?
Polska scena polityczna przechodzi obecnie
głęboką transformację. Przykład Pawła Kukiza, zwycięstwa Andrzeja Dudy pokazuje, że
wyborcy zmęczeni są wiecznie od 25 lat tymi
samymi twarzami po lewej i prawej stronie
sceny politycznej. Chcą, aby w Polsce doszło
do głosu obecnych 30, 40 latków, którzy wy-
chowali się lub rozpoczynali swoje dorosłe
życie w III RP, którzy na własnych plecach
odczuwają jej ułomności i chcą zmian. Moje
pokolenie do takich ludzi należy. Pracujemy,
prowadzimy działalności gospodarcze, korzystamy z publicznej opieki zdrowotnej, nasze
dzieci korzystają z publicznych szkół, żłobków, przedszkoli. Zmiany nie dokonają wieczni posłowie, którzy zwyczajnie oderwali się od
rzeczywistości. tak jest po prawej i lewej stronie. Lewica ma wtedy szanse, kiedy dopuści
to pokolenie do głosu nie na zasadzie kilku
miejsc na listach, ale na zasadzie zmiany pokoleniowej. Potrzeba odwagi i głośnej niezgody na obecny system społeczno gospodarczy w Polsce, który dyskryminuje i
nie daje ochrony grupom najsłabszym społecznie. Potrzeba nowego spojrzenia na prawo z uwzględnieniem społecznej wrażliwości.
funkcji. Żyjemy w kraju demokratycznym i
każdy ma prawo kandydować na różne funkcje. Nie można tworzyć swoistej „elity” na
podstawie wykształcenia czy doświadczenia.
Liczy się program i to, czy człowiek jest wiarygodny. Od szczegółów są eksperci. Liderzy
są od pokazywania wizji i kierunku działania.
Dlatego sprzeciwiam się dyskredytowania
kogokolwiek, kto staruje w demokratycznych
wyborach. Co do Pawła Kukiza, to jest to ciekawy ruch, z odcieniem wręcz rewolucyjnym.
Jest on o tyle dla mnie ciekawy, że jest to autentycznie ruch oddolny, ruch sprzeciwu wobec obecnej sytuacji w Polsce. I tu go
rozumiem i zgadzam się z tezami co do oceny obecnej sytuacji w Polsce. Wymaga ona
bezwzględnych zmian. System społeczny w
Polsce jest niesprawiedliwy, promuje bogatych, wielkie korporacje, banki. Nie chroni
najuboższych, bezrobotnych, osób pracująIP: Jak więc widzi Pan ogólnie przyszłość cych za wynagrodzenie nie pozwalające godlewicy?
nie żyć. Trzeba to zmienić. Czy Paweł Kukiz
ma na to receptę, nie wiem. Z uwagą będę
Jeżeli w wyborach do Sejmu z list lewicy doprzyglądał się jego receptom na poprawę tej
staną się znowu te same osoby zasiadające
sytuacji.
w Sejmie kolejne kadencje, to lewica zakonserwuje się na kolejne kilka lat i nic się nie
IP: Czy w tej sytuacji chciałby Pan jeszzmieni. Będą znowu polityczne gierki osób,
cze coś dodać od siebie i powiedzieć kilka
dla których to będzie ostatnia kadencja w
słów do naszych czytelników?
Sejmie i za wszelką cenę będą chcieli objąć
jakieś państwowe stanowiska. Jeżeli natoŻyczę Państwu, abyście na jesień mogli domiast starsze pokolenie działaczy zrobi krok
konać mądrej zmiany. Mam nadzieję, że tą
wstecz i dopuści do głosu pokolenie 30, 40
zmianę będą reprezentować kandydaci lewilatków rozumiejące obecną rzeczywistość, to cy nowego pokolenia. Ludzi lewicy, którzy
lewica ma szanse zmieniać Polskę na lepsze chcą prawdziwych zmian na lepsze w Polsce.
już teraz. Działacze z mojego pokolenia, bez Ja na pewno będę o to się starał. Jestem do
wpływu na możliwość wprowadzania zmian w Państwa dyspozycji jako Radny Wojewódzkraju zgodnie z lewicowym systemem warto- twa Zachodniopomorskiego, w miesiącu odści, odejdą w działania lokalne. Wtedy lewica bywam cztery dyżury radnego, dwa w
na poziomie kraju może uzyska znaczenia za Koszalinie, po jednym w Szczecinku i Sławkilka lat.
nie. Chciałbym też aktywnie włączyć się w
proces zmian w Polsce i być może startować
IP: Jak Pan ocenia Ruch Kukiza – który w wyborach parlamentarnych. Jeżeli nie do
jak na razie nie ma struktur a sam lider nie Sejmu ze wspólnej listy lewicy, to być może
posiada przygotowania merytorycznego do Senatu. W Senacie potrzeba prawników
do pełnienia funkcji politycznych gdzie wrażliwych społecznie. Prawników, dla któpotrzebna jest wiedza o gospodarce, pra- rych sprawiedliwość społeczna to nie puste
wie i ekonomii? Czy może Pan wie jakie słowa, a cel do zrealizowania. Swoim przekostudia ukończył Paweł Kukiz?
naniom byłem, jestem i będę wierny.
Moim zdaniem nie można twierdzić, że ktoś
jest nieprzygotowany do pełnienia pewnych
IP: Dziękuję za rozmowę!
Nazwa i siedziba wydawcy: Izabela Piecuch IMMEDIA. COM.PL 75-448 Koszalin, ul. Kołłątaja 1/1 , Adres Redakcji:
IMMEDIA Miesięcznik Pomorza 75-448 Koszalin, ul. Kołłątaja 1 lok 1 Tel.94 34 10 542,
tel. Kom. 693-708-524. E-mail: [email protected], www.immedia.com.pl .
Zespół redakcyjny Red. Naczelny Izabela Piecuch, Grażyna Kuźmicka, Jagoda Wójcik, Wioleta Stochła, Marta Malinowska,
Zdzisław Knap, opracowanie graficzne ZK&Friends, Drukarnia: INTRO-DRUK Koszalin. Nakład: 0,7 tys. egzemplarzy.
Czasopismo dostępne pod adresami:
Sklep Groszek Koszalin ul. Kołłątaja 1, Restauracja-Hotel Meduza Mielno ul. Nadbystrzycka 23, Sklep PYSIO w Sianowie
ul. Słowackiego 8D, Koszalin ul. Zwycięstwa 42, pok. 201, Eurokadra Sp.zoo Koszalin ul. Zwycięstwa 114
Rozmowa z Radną Miasta Koszalina
mgr Dorotą Chałat
rozmawia Izabela Piecuch
IP: Odkąd pamiętam mieszkańcy Koszalina mieli w większości opcje lewicową – tu lewica zawsze osiągała dobry
wynik. A co dzisiaj z tej lewicy w Koszalinie zostało gdy odszedł z SLD szef
okręgu Koszalin Adam Ostaszewski, jego zastępca Robert Kaczmarek oraz Pani przedstawicielka lewicy w Ratuszu
czyli Radna a przecież wraz z wami
SLD straciło bardzo dużo głosów. Pani
i Adam Ostaszewski zrobiliście doskonałe wyniki w wyborach samorządowych?
DC: Zgadzam się
z tym stwierdzeniem, większość
osób ma lewicowe
poglądy jednak nie
do końca utożsamia
się z SLD. Wiele
osób działa w organizacjach społecznych czy
pozarządowych
i z nimi się identyfikuje. Wiem to
z własnego doświadczenia ponieważ oprócz zaangażowania politycznego
od wielu lat działam w organizacjach pozarządowych na rzecz równouprawnienia,
przeciwdziałania przemocy oraz osób potrzebujących wsparcia. Prawdą jest że
w ostatnim czasie SLD straciło wielu wartościowych działaczy, ludzi którzy mają serce po lewej stronie aktywnie działających
na rzecz partii. Odpowiadając na Pani dalsze pytania wyborcy po raz drugi docenili
moje działania na rzecz społeczności lokalnej i miasta Koszalina. Mój wynik był lepszy niż w poprzednich wyborach, chociaż
SLD w Koszalinie uzyskało słabszy wynik.
Za dane mi zaufanie swoim wyborcom bardzo dziękuję, obiecując że dalej będę aktywnie działała na rzecz naszego miasta,
realizując postulaty wyborcze.
przybliżyć cel i zakres działań tego Stowarzyszenia – co chcecie robić w najbliższym czasie i jaki ma być zasięg
oddziaływania tego forum? Czy chodzi
tylko o miasto czy też o powiat a może
szerzej o całe Pomorze Środkowe
DC: Koszalińskie Forum Samorządowe to
stowarzyszenie, którego głównym celem
jest aktywizacja społeczności lokalnej poprzez podejmowanie inicjatyw obywatelskich, społecznych i gospodarczych.
IP: Drugą lewicową partią, która w Koszalinie jest zauważalna jest Twój Ruch
Janusza Palikota. W wyborach prezydenckich TR w Koszalinie a ściśle Janusz Palikot osiągnął 2,1 % i tu w Koszalinie ma struktury partyjne w tym
aktywnego posła b.starostę sławińskiego, b. burmistrza Darłowa mgr inż. Andrzeja Lewandowskiego. Mało tego Pani jest zaprzyjaźniona i wspólnie
działa na rzecz kobiet razem z panią
kanclerz mgr inż.
Barbarą Nowacką
od niedawna
-współprzewodnicząca Twojego
Ruchu. Zatem
konkretne pytanie
- czy przystąpicie
do Twojego Ruchu, który szeroko otwarł przed
wami swoje
drzwi, a jeżeli nie
to dlaczego?
DC: Zapewne, jest
to drugi wynik dla
partii lewicowych.
Jednak oba wyniki w rankingu nie miały
większego znaczenia.
Z racji działania w Stowarzyszeniu Kongres Kobiet w Warszawie mam wiele koleżanek z różnych ugrupowań politycznych tj.
Twój Ruch, Partia Kobiet, SLD, PSL czy
PO, ale również z organizacji pozarządowych działających w sferze równouprawnienia, praw człowieka, czy ruchów
obywatelskich. Z niektórymi tworzymy
wspólny projekt organizację Regionalnych
Kongresów Kobiet. Z innymi szkolimy się,
czy też wymieniamy doświadczeniami.
Jednak pomimo sympatii i szacunku do
wielu z nich, na dzień dzisiejszy nie planuję
przystąpienia do Twojego Ruchu.
Zamierzamy przybliżać mieszkańcom
Koszalina
inicjatywy
uchwałodawcze
w mieście. W ramach Koszalińskiego Forum Samorządowego zamierzamy działać
na rzecz miasta Koszalina ale również będziemy angażować się w inicjatywy ogólnopolskie, które mają wpływ na życie
Koszalinian. Na dzień dzisiejszy stowarzyszenie oczekuje na wpis do KRS. Pierwszym przedsięwzięciem będzie partnerstwo
z Fundacją Era Dialogu, w ramach którego
przeprowadzimy szkolenia z debat oksfordzkich. Od sierpnia będziemy rozmawiać
z mieszkańcami na temat inicjatyw uchwałodawczych. Ponadto zamierzamy pisać
projekty unijne i pozyskiwać środki na edukację obywatelską, czy poradnictwo prawne. To tyle na początek. Krótkookresowy
IP: Czy nie uważa Pani, że nowa partia
plan
działania będzie sporządzony
którą organizują Andrzej Rozenek
IP: Niedawno powołaliście do życia Ko- w sierpniu, natomiast długookresowy w nai Grzegorz Napieralski to kolejne
szalińskie Forum Samorządowe. Proszę stępnych miesiącach.
rozdrobnienie lewicy i działanie w kierunku takim aby lewicy nie było w Parlamencie czyli wbrew rozsądkowi itd.
itd. ?
DC: Trudno powiedzieć, czy to będzie ko-
lejne rozdrobnienie. Na dzień dzisiejszy
dwie partie lewicowe , które do tej pory
funkcjonowały na scenie politycznej nie uzyskały dobrych wyników w ostatnich wyborach. Uważam że wszystkie nowe formacje
które powstały, czy powstają, dają Polakom
alternatywę. Jak ją wykorzystają to już inna
sprawa. Jestem optymistką. Wierzę w de-
mokrację, w mądrość ludzi i w ich dobre wybory.
I Uważam że wszystkie nowe formacje które
powstały, czy powstają, dają Polakom alternatywę. Jak ją wykorzystają to już inna sprawa. Jestem optymistką. Wierzę
w demokrację, w mądrość ludzi i w ich dobre
wybory.
IP: Czy chciałaby Pani coś od siebie dodać i przekazać naszym czytelnikom?
tywności obywatelskiej. Jeżeli chcieliby Państwo skontaktować się ze mną bardzo proszę
o kontakt mailowy :
[email protected]
www.dorotachalat.pl
lub na fb https://www.facebook.com/chalatdorota
IP: Dziękuję za rozmowę!
DC: Zachęcam wszystkich czytelników,
mieszkańców Koszalina do zwiększenia ak-
Lewico gdzieżeś ty?
Ale głupie pytanie, prawda? Lewicy nie
ma! Lewicy od dawna nie ma, bo ci, którzy
uważali, że tworzą lewicę, sami ją uśmiercili.
Większość postulatów lewicowych zagarnęła prawica. Wszyscy wiemy, że ich realizacja przez rząd prawicowy nie jest możliwa,
ale pięknie wygląda i rozbudza nadzieje!
Każdy rząd chce dla nas, Polaków jak najlepiej, tylko jakoś nic nie idzie ku dobremu.
Zawsze coś stoi na przeszkodzie, a najbardziej pieniądze, zwłaszcza ich brak. Na "zakupy kiełbasek wyborczych" jakoś się
znajdują, ale na realizację szczytnych planów zawsze ich brakuje.
Rząd naszej najjaśniejszej traktuje naród, jak stado bezmózgich baranów, któremu wystarczy pokazać marchewkę na kiju,
ale zaraz po wyborach chowa marchewkę
i garbuje nam skórę tym kijem. Młode pokolenie, już drugie po "okrągłym stole", nie ma
pojęcia o postulatach solidarnościowych, nie
wie co to potwór, była ta "wredna komuna",
wiec daje się zwieść pięknym słowom, albo
płonie oburzeniem, że życie nie jest takie
barwne jak w telewizyjnych serialach.
Ale nie o tym chciałam pisać. Ważniejszy
jest teatr jaki się rozgrywa na naszych
oczach. Niedawna mobilizacja przedwyborcza nie wszystkim wyszła na dobre i prysły
nadzieje na wygraną drugiej kadencji Pana
Prezydenta Komorowskiego. No, cóż, zdarza się, że partie lecą w niebyt, z powodu
"zmęczenia materiału". Dotychczasowa partia opozycyjna i jej pomniejsze a siostrzane
partyjki, nie mogły doczekać się sukcesu, aż
wreszcie nadszedł. Elektorat prawicowy jest
duży, zmobilizowany, a agitacja, nie tylko
oficjalna, ale i ta z ambony, mniej lub bar-
dziej zakamuflowana, przyniosły nareszcie
oczekiwany sukces. Radości nie ma końca,
bo jest nowy Prezydent - elekt, który od razu
wziął się do pracy i grzecznie poprosił jeszcze urzędującego Prezydenta i oczywiście
cały rząd o niedokonywanie żadnych zmian
i nie majstrowanie ani w starych, ani w nowych ustawach, w okresie tzw. przejściowym, zanim obejmie urząd. Dotychczasowy
rząd musiał przełknąć tą gorzką pigułę, bo
to jednak plama na honorze tak sromotnie
przegrać z ignorowanym dotychczas przeciwnikiem. A tu nagle pojawiły się nowe podsłuchy, które swobodnie wrzuca do sieci
zbuntowany obywatel. No niezupełnie nowe,
bo jeszcze tłumaczenia się ze starych podsłuchów nie zakończono, ale istnieje zagrożenie, że będą udostępnione inne. Po
prostu siła złego na jednego. Nie dość, że
jak przez pączkowanie, rodzi się kilka nowych partii, które odchudzą niezdecydowany elektorat dotychczas istniejących partii.
Wśród tego nawału informacji, którymi
karmią nas media, gdzieś w tle dzieją się
sprawy ważne dla nas - obywateli, o których
jakoś cicho, no chociażby sprawa dotycząca
prof. Chazana, a ogólnie dotycząca klauzuli
sumienia. Profesor został uniewinniony ze
stawianych mu zarzutów i stara się o przywrócenie na stanowisko dyrektora kliniki,
której szefował i zapewne będzie żądał odszkodowania, za usunięcie go z zajmowanego stanowiska. Z pełną świadomością
skutków, doprowadził do urodzenia dziecka
z nieodwracalnymi uszkodzeniami, narażając owo dziecko na śmierć w bólu, którego
nie sposób opisać i na tragedię kobiety
Grażyna Kuźmicka
zmuszonej do donoszenia tej ciąży. No, cóż
podpisując Konkordat dano prawo autonomii kościołowi, to teraz musimy wszyscy pić
to nawarzone piwo. Jak to się mówi na ulicy
:" morda w kubeł" i nie wtrącać się nam szaraczkom, do klauzuli sumienia, ani do programu nauczania, tu pokłon w kierunku
ministerstwa oświaty, które nie może ingerować w program i częstotliwość lekcji religii
w szkołach, pozwalając na rozszerzenie
tychże, kosztem takich przedmiotów, jak
matematyka, historia, czy geografia. A udostępniając w mediach zdjęcia z wizyty naszej pani Premier u papieża Franciszka,
która zgięta w pokorze całuje rękę papieża,
stawia nasz kraj w roli wasala, uzależnionego od woli i nakazów kościoła. I niech mi
nikt nie mówi o etykiecie, czy obyczaju. bo
jakoś innym przedstawicielom z innych krajów, na papieskich wizytach nie zgina się
grzbiet w pałąk i nie całują przedstawiciela
innego państwa po rękach, nawet jeżeli jest
papieżem.
Może dlatego, widząc takie obrazki
w mediach, powstają jak grzyby po deszczu
różne partyjki, którymi kierują fałszywi prorocy z krzyżem w ręku, gotowi w każdej
chwili utłuc przeciwnika tym, dla nich świętym krzyżem.
Pani premier Kopacz zmuszona sytuacją
i oburzeniem obywateli na stan polityki musiała dokonać zmian i oto mamy nowych ministrów z tzw. łapanki. Nie odbierając
zasług, jakie niewątpliwie ma na swoim koncie, zasłużony kardiochirurg, został wybranym nowym ministrem zdrowia. Czy ten pan
mimo szczerych chęci, pełnego
zaangażowania w naprawę systemu, jest
w stanie zmienić cokolwiek w tak ograniczonym czasie? Obawiam się, że raczej nie,
a już sejm oblegają pielęgniarki, słusznie
domagając się podwyżki płac, które są daleko w tyle za średnią krajową, a którą podaje
się w mediach jako płaca brutto, nie
uwzględniając różnych niezbędnych składek
i oczywiście podatku, gdzie owe blisko, lub
ponad cztery tysiące złotych topnieją do lekko ponad dwóch, zanim dotrą do portfela
pracownika.
Ciągle, ze wszystkich stron słychać lament, że brakuje pieniędzy w budżecie,
a przecież te pieniądze są i można je odzyskać. Czy nie warto jeszcze raz przyjrzeć
efektom działalności Komisji Majątkowej,
która lekką rączką, nie bacząc na nic, rozdawała majątek państwowy kościołom, które
miały czelność się o ten majątek dopominać
wiedząc, że żądania kościoła dalece wykraczają poza zwykłą przyzwoitość. Kościołom
zawsze jest za mało, a nikt nie miał odwagi
zapytać, który to majątek ów kościół wypracował własnymi rękami. Nikt nie zapytał, co
dzieje się z ludźmi z kamienic, które z nagła
okazały się być majątkiem do zwrotu kościołowi. Nikt nie przeliczył np. wartości ziemi, jaka dostała się w ręce kościoła, za
przysłowiowa złotówkę i zaraz odsprzedana
za grube miliony. Nikt nie zajrzał do Konkordatu, w którym ani słowa nie wspomniano,
że za lekcje religii kler będzie opłacany
z funduszy szkół, gdy na pensje nauczycieli
brakuje pieniędzy. Tu szanowna lewico
i rządzie naszej najjaśniejszej są pieniądze
i najwyższy czas sięgnąć po nie, ale czy
ktoś się odważy? A lewica dalej śpi, zatroskana jedynie tym, czy przekroczy próg, pozwalający na istnienie w sejmie. A pod
nosem tejże partii, ponoć lewicowej, która
od dawna przestała być partią wiarygodną
i zapomniała na czym polega program lewicowy, organizują się nowe kółeczka wzajemnej adoracji, tworząc sobie drogę do
przyssania się do cycka, jakim są pieniądze
z budżetu, nosząc z dumą, nieśmiertelne,
a zupełnie zużyte hasło :Bóg, Honor i Ojczyna.
Nie dziwię się oburzeniu ludzi, którzy
chcą istotnych zmian, bo zmiany są potrzebne od zaraz, natychmiast, od wczoraj,
więc może ktoś, kto chce i umie poderwać
ludzi, do działania, stworzyć prawdziwie
obywatelskie społeczeństwo, niech pierw
zmieni to wyświechtane hasło na: Odpowiedzialność , Honor, Ojczyzna, bo chyba sam
Bóg czuje się obrażony, obarczony odpowiedzialnością za wszechobecny bałagan.
Nasz kraj, który trzeba przyznać, pięknieje nowymi budynkami, drogami za pomocą pieniędzy unijnych, które kiedyś trzeba
będzie oddać, niestety nie jest takim miejsce na ziemi, w którym chce sie żyć, zakładać rodziny i poczuć prawdziwą wolność.
Nasz kraj jawi się krajem na wskroś klerykalnym, gdzie nie ma miejsca na inność
i różnorodność. Puste deklaracje o równości
i tolerancji, w praktyce pokazują przepaść
w pojmowaniu świata w XXI wieku i ciągłym
podziale ludzi na wierzących i tych innych.
Innych pod względem światopoglądu, innych orientacji seksualnych, innych religii
i przynależności narodowej. Więc pozostaje
nam zaciskając zęby lub pięści i nie mając
wyjścia musimy się z tym stanem rzeczy
godzić, lub uciekać.
To nie trzyma się kupy?
Wybory, kandydaci, klakierzy, piękne twarze, brzydkie twarze, deklaracje, obietnice, chorągiewki, autobusy,
a wszystko razem to targ próżności.
Media, niezależnie po której stronie
polityki stoją, a większość, mimo deklaracji, że są obiektywne, stoją po
tej jednej – słusznej i walą na oślep
komentarzami, przerywanymi co
chwilę oświadczeniami „elyty”.
Łeb mi trzeszczy, bo pojąć nie mogę tych wszystkich, pokrętnych i wymijających
wypowiedzi,
które
w skrócie wyglądają mniej więcej
tak: Panie redaktorze, że aczkolwiek,
że tak powiem, lecz ponieważ,
przede wszystkim …itd., a widz sam
niech sobie to zinterpretuje i wyciągnie wnioski. A wniosek wyciągam
taki, że mam wrażenie, że to wszystko jest zabawą nastoletnich dziewczynek, które mając wrażenie, że
icka
m
ź
u
na K
y
ż
a
r
G
stoją przed wielką widownią, usiłują
śpiewać do słuchawki prysznica, albo
do „bezprzewodowego” mikrofonu,
jakim jest pojemnik z dezodorantem.
sualnych nieletnie dziewczyny z Domu Dziecka, płacąc im jakieś grosze.
Nie pytajcie mnie czy mam zaufanie
do wymiaru sprawiedliwości!
Nie mam już siły by znęcać się nad
wypowiedzą n/tem In vitro „Matuzalema” z PSL-u, bo pomyślałam tylko:
Boże, cóż to światłość biła mu z oczu
i pewność „trofiejnej” wiedzy zaczerpniętej od prof. Chazana.
Może jeszcze na koniec wspomnę
nieśmiało o ciężkiej, acz wydajnej
pracy komorników, zwłaszcza, że
dotyczy szczególnie jednej kancelarii
komorniczej,
wyspecjalizowanej
w odbieraniu mienia osobom, które
nie były zadłużone. No, cóż, jak widać komornik może w majestacie
prawa, w biały dzień, tak zwyczajnie
okraść obywatela, który nie ma nic
do gadania.
Ale to wszystko, to mały „Pikuś”, bo
udało mi się usłyszeć bardzo niepokojąca wiadomość, że oto, właśnie
„niezależny” sąd raczył był uniewinnić od grzechu przestępstwa, jakie
popełnili, czterej, wysoko postawieni
Słuchaj więc i oglądaj widzu i nie
notable i obciążyć kosztami sądowy- zadawaj pytania: Czy to nie trzyma
mi państwo, czyli nas wszystkich. Cóż się kupy? Ależ tak, właśnie kupy się
takiego popełnili owi czterej pano- trzyma i to mocno!
wie? Nic takiego! Ot, tak zwyczajnie
korzystali, namawiając do usług sek-
Jaś i Małgosia byli rodzeństwem.
Małgosia była faworyzowana przez rodziców tylko, dlatego, że była dziewczynką i mimo, że była starsza od
Jasia, to właśnie od Jasia wymagano,
by to on otaczał siostrę opieką i we
wszystkim jej ustępował. Próbował się
buntować, ale po wielu porażkach z rezygnacją musiał zaakceptować wzór
zachowań wymuszony przez rodziców.
Lata biegły i rodzeństwo wydoroślało.
Jaś stał się samodzielnym mężczyzną,
umiejącym radzić sobie w każdej sytuacji. Małgosia, rozpieszczona i uważająca się za „pępek świata”, mentalnie
pozostała rozwydrzoną i roszczeniową
dziewczynką. Wyszła za mąż, dokonując z mamusią selekcji kandydatów na
męża. Wybranek nie podobał
się mamusi, bo był
„gołodupcem”,
ale
uro
dna
bestia
z niego
była i to
przesądziło o tym,
że
został
oficjalnie „zaobrączkowany”, co potwierdzono ceremonią w kościele i wystawnym
weselem. Niedługo po ślubie, Małgosia
zaczęła wydzwaniać do mamusi, skarżąc się, że jej wybranek, to leń i bałaganiarz, a ona nie ma zamiaru mu
usługiwać. Małgosia dzwoniła również
do Jasia, wymagając od niego różnego
rodzaju pomocy, od wożenia jej po zakupy, po wieszanie firanek, zasypując
brata listą skarg na tego „gołodupca
i niezgułę”, który tak jak ona był wychowywany przez swoich rodziców na
księcia, przed którym cały świat powinien leżeć u stóp. Jaś miał dość tych
narzekań i zrobił w końcu to, co powinien był dawno już zrobić i przeprowadził się do innego miasta. Czas mijał
i rodzeństwo spotkało się raz na pogrzebie ojca, gdy Małgosia była już po
rozwodzie z „gołodupcem”, a drugi raz
na pogrzebie matki, na którym usłyszał „radosną nowinę”, że siostrzyczka
wyszła za mąż, tym razem za bardzo
dobrze sytuowanego prawnika. Oczywiście nie obyło się bez pretensji w sto-
Ja
sunku do Jasia, że zbyt skromnie
finansowo wspomógł postawienie pomnika nagrobnego rodzicom. Jaś nie
dzwonił do siostry i nie dzielił się z nią
swoimi kłopotami, a miał ich sporo. Po
wyjeździe z rodzinnego miasta, pomieszkiwał w wynajętych pokojach,
zanim nie poznał kobiety swojego życia – Alicji. Alicja była skromną, zapracowana
kobietą.
Mieszkała
w malutkim mieszkanku „po rodzicach”. Broniła się przed uczestniczeniem w życiu towarzyskim i zaraz po
pracy biegła do domu, gdzie
czekała na nią wierna i łagodna
a
iś M
ści, bo te, które mieli „zjadły” jego bezpłatne urlopy. Długo się wahał, zanim
„włożył dumę do kieszeni” i mając
odrobinę nadziei, zadzwonił do Małgosi. - Witaj, siostra, mam do ciebie
prośbę…. - Ach, dzień dobry Jasiu, zaszczebiotała Małgosia, wiesz Wenecja
jest cudowna, właśnie wróciliśmy. Małgosiu, ja w innej sprawie. Pożycz
mi trochę pieniędzy. Moja żona umiera. - Och,
Jasiu, nie możesz
sobie sam poradzić? Ty chcesz
pożyczyć ode
mnie pieniądze? A na
pomnik
icka
m
ź
u
dla rona K
y
ż
a
r
dziców
G
nawet się….. Jaś
nie dał skończyć zdania
Małgosi. Kłapnął słuchawką,
a gardło ścisnęły mu jakieś niewidzialne obcęgi. Koledzy z pracy zrobili
„zrzutkę”, bo i Alicja i Jaś byli lubiani
przez wszystkich, za ich życzliwość
i gotowość niesienia pomocy, każdemu,
kto jej potrzebował. Alicja leżała już
w domu, na wypożyczonym, medycznym łóżku, podłączona do kroplówek.
Psiak, co chwilę stawał na łapkach,
usiłując dotknąć nosem rękę swojej
pani, a Jaś stał i bezsilnie patrzył i łykał gorzkie, męskie łzy. Miesiąc później
odprowadził Alicję na cmentarz. Po
pogrzebie, Jaś rzucił się w wir pracy,
bo wisiały nad nim niespłacone długi.
Zamknął się w sobie, unikał kontaktów
i wracając do domu, tylko w psich
oczach widział zrozumienie. Rok później wyjął ze skrzynki list od siostry.
W pierwszym odruchu chciał go wyrzucić, ale po kilku dniach przekładania listu w różne miejsca, otworzył
i przeczytał: „Jasiu, mój mąż nie żyje.
Miał wypadek. Przyjedź! Ps. Na szczęście będą miała po mężu wysoką rentę” Co za młot! Co za młot! Powtarzał
i darł ten list na drobne strzępki, nie
oszczędzając żadnej litery i spłukał go
w sedesie. Pewnego dnia wrócił z pracy, a wierna sunia nie przywitała go
w drzwiach. Leżała na swoim kocyku,
zwinięta w kłębek z ulubionym szalikiem Alicji pod głową. Nie żyła. Pochował ją razem z szalikiem, pod jednym
a
i
s
o
łg
psinka,
którą
Alicja
znalazła zimą pod kontenerem na śmieci. Jaś i Alicja
poznali się w pracy i jakoś te dwie osoby, łaknące przyjaźni i zrozumienia,
zbliżyły się do siebie i pokochały. Cichy
ślub i Jaś z dwoma walizkami z ubraniami zmieścił się w mieszkaniu Alicji.
Parę lat starali się o dziecko, ale w badaniach „wyszło”, ze Alicja nigdy nie
zostanie matką. To był cios dla nich
obojga, ale jeszcze gorszym ciosem były wyniki dodatkowych badań. Tumor!
Jaś, jak tylko potrafił, ukrywał przed
Alicją tą straszną wiadomość, którą
przekazał mu lekarz. Alicja gasła
w oczach. Do pracy już nie wróciła.
W krótkich przerwach między pobytami w szpitalu, leżała w domu, na swojej wersalce, czekając aż Jaś wróci
z pracy, a u jej boku leżała wierna
psinka, wpatrując się uważnie w swoją
panią i dotykała ją swoim wilgotnym
nosem. - Jasiu, ja wszystko wiem, powiedziała podczas ostatniego pobytu
w szpitalu. Zabierz mnie stąd do domu.
Proszę. Nie zastanawiał się ani chwili.
Zabrał ją do domu, bez żadnego sprzeciwu ze strony lekarza. Musiał tylko
„zdobyć” trochę pieniędzy na opłacenie
pielęgniarki, na czas, gdy musiał być
w pracy. Nie mieli żadnych oszczędno-
z krzewów w pobliżu mieszkania. Po
którymś z kolei listów od siostry, których już nie czytając, wyrzucał do
śmieci, zadzwonił telefon. To była Małgosia. - Jasiu, ja cię przepraszam, byłam egoistką. Wybacz mi. Wysłuchaj
mnie, bo ja już wiem, co to jest samotność i błagam, nie odkładaj słuchawki.
- Mów! - Wiesz, Jasiu, ja ciągle choruję
i znowu jadę do sanatorium, więc proponuję, byś przeniósł się do mnie. - Po
co? - Jasiu, to mieszkanie, które kupili
mi rodzice, ja natychmiast przepiszę
na ciebie, tylko przyjedź i zaopiekuj się
mną. Ja się zmieniłam. Należę do grupy chrześcijan, dużo zrozumiałam i
resztę życia chcę poświęcić Bogu. Jasiu,
przecież jesteśmy rodzeństwem i tylko
na sobie możemy polegać i sobie ufać. Muszę to przemyśleć. - Jasiu, nie myśl,
tylko pakuj się i przyjeżdżaj. Czekam. I
Jasio przyjechał. Załatwili „na razie”
tymczasowe zameldowanie, a na stole
już leżały, przygotowane do wypełnienia dokumenty o scedowaniu własności mieszkania z siostry na Jasia. Jaś
stanął na wysokości zadania i opiekował się siostrą, która wcale nie wyglądała na tak chorą, jak siebie
opisywała. Wyjeżdżała dwa, trzy razy
w roku, na płatne turnusy zdrowotne i
biegała na rozmodlone zebrania do
kościoła, a Jaś pracował i resztę czasu
poświęcał na dogadzanie siostrze. Kiedyś, mimochodem zapytał, gdzie się
podziały dokumenty do wypełnienia, a
Małgosia, jak zwykle zaszczebiotała,
że od dawna już leżą wypełnione u notariusza. Po jednym z turnusów, przywieziono Małgosię karetką wprost do
szpitala. Złamała nogę. Złamanie
otwarte. Potem była sepsa i zgon. Jaś
dołożył wszelkich starań w organizowaniu pogrzebu. Znowu się zapożyczył
i zgodnie z życzeniem Małgosi, opłacił
księży, którzy odprowadzili Małgosię –
wierną i szczodrą córkę kościoła, w jej
ostatnią drogę. Dwa tygodnie po pogrzebie, Jaś poszedł do administracji,
by uaktualnić swój status, bo przecież
jest już prawnym właścicielem mieszkania, scedowanego przez siostrę na
jego rzecz. - Proszę pana, powiedziała
kierowniczka administracji, waląc Jasia, jak obuchem siekiery po łbie, pańska siostra, już parę lat temu zapisała
to mieszkanie na kościół!!! O… proszę
spojrzeć, tu są te dokumenty, w których notarialnie zapisuje to mieszkanie na rzecz wymienionej kurii i w
związku z tym, musi je pan opuścić w
ciągu miesiąca. Jaś dobiegał już siedemdziesiątki, więc to nie pora, by zaczynać życie od zera z walizką w ręce.
Komisja, zgodnie z narzuconym kalendarzem, po miesiącu wyważyła drzwi.
Koroner stwierdził zgon. Z ręki wiszącego Jasia wypadła na podłogę, zaplamiona płynami ustrojowymi, kartka:
Pochowajcie mnie nad Alicją. Nikt nie
wiedział, kto to był, ta Alicja i nikt się
tym specjalnie nie przejął. Pochowała
Jasia opieka społeczna, gdzieś na peryferiach cmentarza, po szybkiej sekcji
zwłok Ps. Historia oparta na faktach
Nowa Regionalna Rada Ochrony Przyrody
Izabela Piecuch
Zarządzeniem numer 25/201 5 Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska Województwa Zachodniopomorskiego w Szczecinie mgr inż. Grzegorza
Kubiaka, została powołana na kolejną kadencję 201 5-2020, nowa
Regionalna
Rada
Ochrony Przyrody dla
Województwa Zachodniopomorskiego.
W skład Rady weszli
naukowcy uczelni zachodniopomorskich oraz
dyrektorzy wielu instytucji zajmujących się
ochroną
środowiska,
m.in. tzw. obszarów
chronionych,
lasów
państwowych itd. itd. W skład 30-sto osobowej Rady weszli z Politechniki Koszalińskiej:
prof. dr hab. in. Tadeusz Piecuch a z uczelni
Szczecina tj. z uniwersytetu Szczecińskiego
oraz z Zachodniopomorskiego Uniwersytetu
Technologicznego następujące osoby:
Prof. dr hab. Janina Jasnowska, prof. dr Dobracki, Marek Łazor, Sławomir Kiszkurno,
hab. Stefan Friedrich, dr hab. Magdalena Ewa Stanecka, dr Paweł Bilski, Arleta SiarKarbowska-Dzięgielwska, dr Jacek Kaliciuk, kiewicz-Hoszowska, Jacek Chrzanowski
(Prezes Zarządu Wojewódzkiego
Funduszu
Ochrony Środowiska),
Józef
Ciechanowicz,
Magdalena Racimkowska-Ratajska, Mariusz
Adamski, Stanisław Cygiel, Dorota Janicka,
Barbara Wójcik (Dyrektor Wydziału Ochrony
Środowiska w urzędzie
Wojewódzkim), Mieczysław Zachaś, Mariola
Katarzyna Tańska, Dorota Rogala, Witold Ruciński, Rafał Popko.
dr Krzysztof Ziarnej, dr hab. Paweł MickiePierwszy zjazd nowo powołanej Regiowicz, dr hab. Katarzyna Stepanowska, nalnej Rady Ochrony Przyrody odbył się
dr hab. Robert Czerniawski, dr hab. Mariola w Szczecinie w dniu 3 lipca br. pod nieWróbel, dr Maria Wolender, dr Maciej No- obecność Dyrektora Naczelnego Regionalwak, a ponadto dyrektorzy instytucji zajmu- nej Dyrekcji Ochrony Środowiska
jących się ochroną przyrody Ryszard w Szczecinie, posiedzenie inauguracyjne
prowadziła jego zastępca pani dr Sylwia Jurzyk-Nordlöw. Posiedzenie miało charakter
uroczysty na którym Pani Dyrektor wręczyła
nominacje. Następnie zatwierdzono regulamin pracy Rady na następne 5 lat. Następnie głos zabrała Przewodnicząca Rady
dwóch uprzednich kadencji pani
prof. dr hab. Janina Janowska,
która poinformowała Radę, iż
rezygnuje z kandydowania na
przewodniczącą w kolejnej rozpoczynającej się kadencji
201 5/2020 po czym zarekomendowała do funkcji przewodniczącego Dyrektora Parku
Krajobrazowego w Pile pana
dr Pawła Bilskiego. Innych kandydatów z sali nie podano i pan
dr Bilski jednogłośnie został
wybrany Przewodniczącym Rady na nową kadencję. Następnie przystąpiono do ustalenia osobowego
zespołów programowych, które będą działały w nowej w 5-letniej kadencji, a mianowicie:
- zespół ds. ochrony gatunkowej roślin,
grzybów oraz ich siedlisk
- zespół ds. ochrony gatunkowej zwierząt
oraz ich siedlisk
- zespół ds. przestrzennego zagospodarowania obszarów przyrodniczo cennych
Wybrano także kierowników tych zespołów.
Na kierownika ostatniego zespołu ds. zagospodarowania przestrzennego obszarów
przyrodniczo cennych została zgłoszona
kandydatura prof. dr hab. inż. Tadeusza Piecucha, który jednak odmówił przyjęcia tej
funkcji ze względu na odległość Koszalina
od Szczecina stwierdzając, że taka funkcja
wymaga dyspozycyjności i dlatego zapropo-
wiek inną) na obszarze chronionym
przyrodniczo w województwie zachodniopomorskim NATURA 2000. Konkretnie jednak
w praktyce prawie każda tka opinia jest respektowana przez Regionalną Dyrekcję
Ochrony Środowiska Województwa Zachodniopomorskiego w Szczecinie. Należy nadmienić, że
często są to sprawy trudne, bowiem przyrodnicy, którzy absolutnie dominują w składzie tej
Rady są ogromnie wyczuleni
na tzw. ochronę gatunku i każdy niekorzystny wpływ nowej
ewentualnej inwestycji na rośliny i zwierzęta. Tymczasem
musimy mieć przecież na uwadze tzw. ogólny rozwój zrównoważony o którym nasz
miesięcznik wielokrotnie pisał,
a także prowadził wywiady
z wybitnymi naukowcami tej problematyki,
min. z prof. dr hab. Lucjanem Pawłowskim
w numerze 1 0 naszej gazety Miesięcznik
Pomorza. W sprawach trudnych bywa i tak,
że na posiedzenia są zapraszani inwestorzy,
którzy mają przekonać Radę do swoich racji, a nawet czasem przysyłają oni- inwestorzy swoich pełnomocników prawnych.
nował aby kierownikami zespołów były jednak osoby mieszkające i pracujące
w Szczecinie - co potem tak się stało przy
obsadzie kierowników poszczególnych zespołów. Równocześnie pani dyrektor dr Sylwia Jurzyk-Nordlöw w krótkim wystąpieniu
bardzo serdecznie podziękowała pani profesor dr hab. Janinie Jasnowskiej za dotychczasową pracę i kierowanie tą komisją
Piszę o powyższym dlatego aby przew uprzednich dwóch kadencjach. Przypo- kazać naszemu czytelnikowi, że rola tej
mnijmy więc, że Rada Ochrony Przyrody Rady jest ważna i to w szczególności
opiniuje każdy wniosek formalny o inwesty- właśnie dla inwestorów.
cje (np. budowlaną, drogową lub jakąkol-
WIDAR Sp z o.o. firma świadczy profesjonalne usługi w zakresie:
WIDAR Sp z o.o.
75-412 Koszalin ul. Al. Monte Cassino 6
woj. zachodniopomorskie
tel. 500 075 317
e-mail: [email protected]
Twój Ruch w nowej oprawie wodzowskiej - i co dalej?
Izabela Piecuch
Janusz Palikot moim zdaniem, a także
zdaniem wielu innych w tym czołowych
dziennikarzy naszych mediów to jeden
z najinteligentniejszych polityków obecnych
w naszym Sejmie - a moim zdaniem i także
zdaniem wielu to po prostu człowiek o największej wiedzy ogólnej o gospodarce, prawie cywilnym (wielokrotnie kontrolowany
i oskarżany) a także ekonomii. Ma ogromny
własny dorobek zawodowy. Niestety mówiąc
prosto w oczy prawdę ponarażał się wszystkim opcjom politycznym czytaj partiom, otoczony przez hieny osiągnął słaby wynik
w wyborach prezydenckich które przecież
były tylko testem a nie walką o Urząd Prezydenta RP.
W tej trudnej chwili rękę podała Januszowi Palikotowi dzielna kobieta, lubiana i bardzo popularna obecnie Pani Kanclerz jednej
z warszawskich uczelni mgr inż. Barbara
Nowacka. Podała rękę i udzieliła wsparcia
mimo , że zewsząd pojawiły się propozycję
wstąpienia do którejś z partii lewicowych
i nie tylko lewicowych.
Obecnie próbuje Pani Barbara scalić lewice – przynajmniej do wspólnego startu
w wyborach do Parlamentu co jest niewątpliwie słuszne i celowe, ale mało realne do
wykonania. Dzisiaj w partiach lewicowych
jest zbyt dużo liderów i to w każdej partii bo
dzisiaj partie o tak niskim poparciu społecznym wszystkie należy nazwać kanapowymi
i jedynie rozważać czy to jest mała czy też
duża kanapa.
Dlatego zastanawiam się czy w sytuacji
gdy Basia Nowacka chce łączyć lewice a takie medialne postacie i na pewno osoby
umiejące poruszać się w meandrach polityki
jak poseł Andrzej Rozenek czy też poseł
Grzegorz Napieralski chcą tworzyć kolejną
partie czyli zapewne kolejną kanapę lewicową czy to wszystko ma sens?
Czy nie lepiej by było gdyby poseł Andrzej Rozenek wrócił do Janusza Palikota
i po prostu przeprosił za to co robił – bo że
postąpił nieładnie co do tego nie mam wątpliwości ja i wielu moich znajomych. Gdyby
Janusz Palikot był nieuczciwy to inne partie
polityczne oraz główne media rozniosłyby
przecież Janusza Palikota w pył a tak się
nie stało .
Uważam, że poseł Andrzej Rozenek powinien przyprowadzić ze sobą na razie do
Twojego Ruchu posła Grzegorza Napieralskiego a poseł Grzegorz Napieralski cała armię swoich popleczników, którzy się za nim
ujęli jak m.in. b. szef SLD w Koszalinie,
Radny Sejmiku Wojewódzkiego województwa zachodniopomorskiego prawnik Adam
Ostaszewski, radna miasta Koszalina
mgr Dorota Chałat (silnie współpracująca
z Barbarą Nowacką w ramach Ruchu równouprawnienia kobiet) itd. itd.
Oczywiście, że tworzenie jednej dużej
wspólnej partii lewicowej ma sens i jest konieczne ale pod jednym jedynym warunkiem, że wszystkie partie lewicowe obecnie
kanapowe odgórnie rozwiązują się i swoje
struktury i wspólnie przystępują do tej nowej lewicy, w której obowiązują demokratyczne zasady w wyborach wewnętrznych
i w której istniałaby pełna równowaga między młodymi wilkami a starymi wyjadaczami.
Weźmy bowiem przykład ze sportu a najlepiej z piłki nożnej - otóż, drużyna osiąga
najlepsze wyniki wówczas kiedy obok starszych zawodników doświadczonych i rutynowanych jest także obiecująca młodzież
i także kilku piłkarzy w tzw. wieku średnimsportowe powiedzenie mówi, że to mieszanka rutyny młodością.
Uważam, że nie można bowiem tracić
oczu ludzi starszych i doświadczonych (takim przykładem jest w PSL poseł Zych, czy
pan poseł Żelichowski). Takimi przykładami
na lewicy w ramach SLD jest na pewno prof.
Liberadzki i prof. Iwiński – którzy powinni
startować moim zdaniem na urząd prezydenta a wynik byłby o wiele lepszy. Nie możemy zapominać także o pokoleniu średnim
na lewicy tym najbardziej optymalnym pokoleniu a więc o osobach które jeszcze mają
siłę i zdrowie ale mają już doświadczenie i
kwalifikacje – a takimi są moim zdaniem
m.in. właśnie pan poseł Palikot i pani posłanka Piekarska i pan Czarzasty.
Niestety b. Premier pan poseł Leszek Miler wysunięciem pani dr Magdaleny Ogórek
na kandydatkę lewicy doprowadził do kompromitacji SLD i ruiny finansów i do dzisiaj
nie wiem i nie rozumiem co ten przecież
niezwykle inteligentny i doświadczony polityk chciał zrobić? Przecież od początku było
wiadomo, że ten numer nie przejdzie; może
dociekliwi historycy dojdą w przyszłości do
tego co legło u podstaw wykręcenia takiego
numeru rekomendując tą niewątpliwie piękną dziewczynę do fotela głowy państwa.
Można więc zauważyć, że mamy na lewicy
taki bigos, że wprost niewyobrażalne – jest
to bigos do którego dodano i dżemu i maku i
szpinaku i ryby a może jeszcze czegoś.
W tej sytuacji Twój Ruch powinien uczynić
wszystko aby zebrać sieroty po SLD a potem także sieroty po PO – gdyby PO poniosło wyraźną porażkę w wyborach październikowych czego w obecnej sytuacji nie
można wykluczyć. Tymczasem życzę naszej
Basi Nowackiej sukcesu w scalaniu lewicy
ale jednocześnie sugeruję panu posłowi Palikotowi aby niezależnie, do końca zachował
alternatywę przystąpienia do październikowych wyborów samodzielnie przez Twój
Ruch.
[email protected]
http://www.meduza.mielno.pl
Kij w mrowisko
Przyszedł sierpień, a ja z przerażeniem
uświadomiłam sobie, że zaczęłam sześćdziesiąty dziewiąty rok życia. Wzięłam do ręki ten nowy kalendarz, bojąc się go
otworzyć, bo jakiś taki wiotki i łamliwy, a na
dodatek strach, że spomiędzy kartek może
wyskoczyć jakiś złośliwy dżin.
Pamiętam, jak bardzo oczekiwałam na
swoje osiemnaste urodziny, licząc na to, że
w dniu, w którym wkroczę w dorosłość,
wszystko zmieni się w jednej sekundzie. Liczyłam na to, że świat szeroko się do mnie
uśmiechnie, że nastąpi wielkie „BUM”, ale
świat zapomniał o moich osiemnastych urodzinach i nie było żadnego „BUM”, a ja osłodziłam sobie gorycz rozczarowania, kupując
jednego pączka, w którym było zbyt mało
marmolady jak na urodzinowe ciastko, a odbierając dowód osobisty, postanowiłam sobie, że nigdy nie będę celebrować dat
swoich imienin i urodzin. Rok mijał za rokiem, a ja dopiero po pięćdziesiątce zaczęłam uważniej spoglądać w lustro, które
powoli stawało się moim wrogiem i krytykiem. Tak jak każda kobieta, której trudno
jest się pogodzić z upływem czasu i zmianami, jakie ten czas niesie, starałam się być,
co raz mniej widoczna dla otoczenia. Ktoś
może powie, że jestem zakompleksiona i po
części będzie miał rację, ale ja wiem, ze siedzi we mnie złośliwy zoil, który zawsze ustawiam mnie pod ścianą i wykrzywia lustro.
Etapami rezygnowałam z wielu rzeczy, naturalnie akceptowanych u młodych kobiet. Na
tzw. pierwszy rzut, poszedł makijaż, pozwalając sobie tylko na nałożenie tuszu na rzęsy
w sytuacjach od „wielkiego dzwonu”. Ktoś
może zapyta: dlaczego? Dlatego, że na zawsze wrył mi się w pamięci obraz widzianej
na ulicy babci bez kompleksów i lustra, która
była „wypacykowana” i ubrana jak jej nastoletnie wnuczki, licząc, że tym sposobem
odejmie sobie, co najmniej trzydzieści lat,
ale swoim wyglądem wzbudzała powiedzmy… zdumienie otoczenia. Ta kobieta nie
przewidziała, ze z rozmazanym pod oczami
tuszem nałożonym zbyt grubą warstwą,
upodobni się do misia pandy, a nosząc
spódniczkę mini, odsłoni sine baty nabrzmiałych żylaków.
Po ukończeniu „sześćdziesiątki” pożegnałam się ze szpilkami, butami, które lubi-
łam jak żadne inne. Próbowałam jeszcze
walczyć z niesprawnością, ale wkładając te
moje ulubione szpileczki, szłam chwiejnym,
drobnym kroczkiem gejszy i wyglądało to
tak, jak bym miała kłopoty z żołądkiem i natychmiast była mi potrzebna wizyta w WC.
Porozdawałam córkom psiapsiółek wszystkie moje buciki na obcasie, zachowując jedną, ulubioną parę, którą nie wiem, dlaczego,
wcisnęłam do pawlacza.
Bacznie obserwuję kobiety po sześćdziesiątce i widzę, że znakomita większość, udając, że się pogodziły ze zmianami, jakie
niesie ze sobą upływ czasu, dały się zaszufladkować przez społeczeństwo, a głównie
przez własną rodzinę, do roli babci, której na
imieniny, zamiast dobrych perfum, kupuje się
mięciutkie papucie. To właśnie najczęściej
nasza własna rodzina spycha nas do roli
babci, która w tych imieninowych papuciach,
drepcze po kuchni, piekąc te cholerne, znienawidzone szarlotki, oczekuje z gorącą herbatką na odwiedziny dzieci i wnucząt.
Świat mody też zapomniał o kobietach
w wieku mocno „po balzakowskim”, bo przecież panuje moda na młodość. Ten świat
mody nie oferuje nam odzieży o stonowanej
elegancji, szyjąc dla anorektyczek kreacje,
które już w większym rozmiarze, wyglądają
żenująco paskudnie.
Stojąc przed lustrem nie pytam: „ lustereczko powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy w świecie”, bo zanim zapytam, lustro
pokazuje, czego już mi nie wolno. A dużo mi
nie wolno! Skończył się czas odsłaniania dekoltu, pleców, ramion i nóg, więc „wbijam”
się w długie spodnie, żakiety i bluzki z długimi rękawami i nie znosząc upalnych dni, staram się nie wychodzić z domu, by nie
„ugotować się we własnym sosie”. Żadne
zapewnienia pochlebców, że jest dobrze, że
nie wyglądam na swoje lata, nie uspokajają
mnie, bo co dzień, przy myciu zębów, straszy mnie moje własne odbicie w lustrze
i gdyby nie koszt, to już dawno zrobiłabym
sobie lifting twarzy.
Ktoś może zapyta: dla kogo i po co? A ja
odpowiem: DLA SIEBIE! Nie dla faceta, nie
dla wzbudzenia zazdrości u psiapsiółek
przywiązanych do kuchni, miękkich papuci
i szarlotek, ale dla siebie. Raz w życiu zrobić
coś tylko dla siebie i poprawić odrobinę to,
Gra
icka
m
ź
u
żyna K
czego się nie da ukryć pod ubraniem, no
chyba, że tym ubraniem była by islamska
burka.
Ktoś może powie: fanaberie, w głowie ci
się, Grażka, poprzewracało! Ale to nie są fanaberie, to są moje skrywane marzenia i jestem przekonana, że większość kobiet też
o tym marzy. Nie ja jedna uważnie przyglądam się programom „na żywo” z klinik urody
i doskonale wiem jak wygląda i na czym polega taka operacja i jak bardzo są szczęśliwe kobiety i jak wyglądają kobiety po takiej
operacji i mimo, że jestem świadoma ewentualnego ryzyka, to bez namysłu poddałabym się takiemu zabiegowi gdyby nie pustki
w portfelu.
Ktoś inny złośliwie zapyta: a w jakim jesteś wieku, żeby coś takiego ci przyszło do
głowy? A ja się „zrewanżuję”, odpowiadając:
w XXI wieku, w XXI wieku, gburze! W wieku,
w którym kobiety, w odróżnieniu od tych żyjących w średniowieczu, dożywają do menopauzy i widzą, co czas z nami robi. W wieku,
w którym medycyna nie ogranicza się do leczenia grypy i izolowania chorych na ospę,
czy inną cholerę, tylko poczyniła milowe kroki i potrafi naprawić to, co się naturze nie
udało, lub z czasem się zestarzało. W wieku,
w którym jesteśmy świadome, czego oczekujemy i mamy to w zasięgu możliwości
gdyby nie… podszewka w kieszeni.
Szczerze mówiąc, długo się wahałam,
zanim „dotknęłam” tego tematu, licząc się
z tym, ze kobiety, zgodnie z „teorią zaprzeczenia”, rozjadą mnie jak walec drogowy.
No, cóż, możecie mnie zmiażdżyć, ale dodam, że nie marzę o pałacu, o najnowszym
modelu samochodu, nie marzę o bogactwie,
ani nawet o pięknym „żu, żu” u boku, ale
o tym by móc siebie zaakceptować. Przecież
mogłabym przestać się buntować i pogodzić
ze starością, bo kim ja do cholery jestem dla
świata? Jakimś niewidocznym pyłkiem, jakąś iskierką, która przemknie i zaraz zgaśnie. Mogłabym, ale nie chcę. No cóż, jakie
czasy, takie marzenia.
Bucik, paznokieć, pilniczek,
Włosy na rudo, róż na policzek.
Kiecka obcisła, sweterek też ciasny.
Tylko ten pesel! Do cholery jasnej!
Misyjnośćmediów –co to takiego?
W pierwszej „z brzegu” encyklopedii czytamy, że słowo: m i s j a, oznacza posłannictwo, ważne zadanie do wykonania. Można
by rozszerzyć to określenie, ale uznam, że
tyle wystarczy, by przejść do roli jaką jest
owa misyjność. Pierwsze skojarzenia, jakie
przychodzą mi na myśl, dotyczą misyjności
kościoła/kościołów w szerzeniu wiary i zdobywaniu wyznawców, kształtowaniu świadomości i wiedzy dotyczącej danego kościoła.
Ale mnie interesuje misyjność mediów,
których rolą jest szerzenie wiedzy, kształtowanie świadomego, by nie powiedzieć wybrednego w odbiorze wiadomości z głośnika,
ekranu, czy z czasopism, obywatela. Nie
ulega wątpliwości, że mass-media posiadają
moc i słusznie nazywane są czwartą, piątą,
czy dziesiątą władzą.
Cóż zatem robią media? Krzyczą! Krzyczą najgłośniej jak potrafią i doprawdy nie
wiem, czy chodzi o zdobycie jak największej
liczby odbiorców, czy może o przekonanie
tych odbiorców do swoich racji, ale najczęściej i najwyraźniej przebija się wątek polityczny. Nie ma znaczenia jaki problem jest
„na tapecie”, bo wszędzie i zawsze i o każdej porze w tle jest wątek polityczny.
O to w tym wszystkim chodzi? Nie wiem
czy media nie zdają sobie sprawy z tego, że
każdy ma prawo wyboru i guziczki na pilocie
i najczęściej klikają na tzw. ”bele co”, by nie
słyszeć wrzasku z ciągłych przepychanek
i złośliwości płynących wartkim strumieniem
z ekranu, lub programów radiowych, niczym
się nie różniących od telewizji z Korei Północnej, gdzie do obrzydzenia reporterki zachwalają, któregoś z dynastii Kim Dzonga
wpadając niemal w ekstazę.
Czy u nas, w Polsce jest inaczej? Otóż nie!
Wszystko zależy od słupków poparcia. Raz
mizdrzenie się mediów jest skierowane
w stronę prawicy, raz w stronę lewicy i to
w taki sposób, by nigdy nie „podpaść” władzom kościelnym, podając wręcz „na tacy”
sposób myślenia widzom i słuchaczom. Ale
to wszystko jest mało, by w sposób pożądany urobić odbiorcę na swój obraz i podobieństwo, nie dając minimum szansy na
samodzielne myślenie. Dla podniesienia
temperatury, dziennikarze zapraszają do
studia gości, którzy niczym gladiatorzy na
arenie, walczą ze sobą na słowa, boleśnie
raniąc się nawzajem i opluwając przeciwne
ugrupowanie polityczne, nie dając reporterowi szans na zadanie następnego pytania.
Czym różni się przekaz telewizyjny od
„gazetowego”? Chyba tylko tym, że na ekranie jest obraz ruchomy, a podobno jedno
zdjęcie wystarczy za tysiąc słów, więc atakowani jesteśmy obrazami wojny, terroryzmu,
zwłaszcza w wykonaniu radykalnego dżihadu, dziesiątkami zdjęć zakrwawionych ciał,
działaniami wojennymi z kraju co to „przez
miedzę” z Polską graniczy. Żeby widz mógł
odetchnąć od tych tragicznych scen, telewizja emituje filmy takie jak „Plebania”, „Ojciec
Mateusz”, ucząc jak powinno wyglądać przykładne życie praktykującego katolika i np.
film „Na dobre i na złe” – o wzorcowym szpitalu jak z baśni. Po co to wszystko? Po to,
by widz docenił spokój i pokój we własnym
kraju i zadowolił się tym co ma.
Ale to nie wszystko, bo dziennikarze też
stoją po przeciwnych stronach barykady i od
icka
m
ź
u
aK
n
y
ż
a
Gr
czasu do czasu, ktoś komuś podstawia nogę
i tym sposobem zawiesza się niepokornych
dziennikarzy. I tak zawieszono panią Agnieszkę Gozdyra, za program, do którego,
nie dość, że zaprosiła pana Urbana, to jeszcze ubranego w szaty biskupa. Aż dziw bierze, że w studio, nikt z zaproszonej widowni
nie skandował: „Precz z komuną”. Zawieszono również panią Elizę Michalik, podając
arcy-pokrętny argument, uzasadniając decyzję Jej zawieszenia, że jest: „zbyt wyrazista”,
za jej feminizm i krytykę kościoła. A mnie od
razu przypomniało się powiedzenie,
że: prawdziwa cnota krytyk się nie boi. Inne
media zostały skarcone, że w okresie świątecznym nie było, lub było za mało kolęd.
Jak tu nie przyznać racji, przecież to jasne,
że jak nie ma kolęd, to nie ma misji!
A mnie marzy się Teatr Telewizji z czasów
PRL-u i tęsknię za Kabaretem pani Olgi Lipińskiej, w którym, mimo cenzury zawsze
udało się przemycić „coś miedzy wierszami”.
Im dłużej słucham i oglądam, tym bardziej
nie rozumiem na czym ma polegać owa misyjność mediów, bo przecież nie na „naukowym” podejściu do sprzątania mieszkania,
bo przecież nie na zastanawianiu się nad
tym, jak wielkim grzesznikiem jest ktoś po
zmianie płci, bo przecież nie na zachwalaniu
urody startujących kandydatów na fotel prezydenta.
Głowa mnie już boli, więc kliknę na guziczek z kanałem Discovery.
WIDAR Sp z o.o. firma świadczy profesjonalne usługi
WIDAR Sp z o.o.
75-412 Koszalin ul. Al. Monte Cassino 6
woj. zachodniopomorskie
tel. 500 075 317
e-mail: [email protected]
Zimny trup
Drzazga zaczepiał ludzi spieszących
się do pracy i prosił, żeby ktoś zadzwonił na policję. Ludzie go ignorowali, bo
trudno im było przezwyciężyć niechęć
do zaniedbanego i niezbyt ładnie
„pachnącego” człowieka, który dreptał
charakterystycznym krokiem ludzi
uzależnionych od alkoholu, szurając
rozczłapanymi i trochę za dużymi butami, nie odrywając nóg od parkowej
alejki. W ręku trzymał starą reklamówkę z Makretu z puszkami po piwie, które co dzień skrzętnie zbierał,
by potem je sprzedać w skupie metali
kolorowych. Wreszcie jakiś przechodzień, trochę „na odczepnego”, wyjął
telefon i zadzwonił na 997 i powiedział, ze jakiś pijaczek nalega, żeby
zgłosić, że znalazł w parku zwłoki.
- No, k…, uważaj pan sobie, tylko nie
„jakiś pijaczek”! – zachrypłym głosem
zaprotestował Drzazga – ja jestem porządny obywatel, tylko deczko wczorajszy.
Mężczyzna przełączył telefon na głośno mówiący, tak, by i Drzazga i policjant słyszeli siebie nawzajem.
- Proszę zapytać go o nazwisko.
- Moje? Zachrypiał Drzazga.
- Tak, pańskie.
-To powiedz pan, że ja jestem jaśnie
pan Drzazga!
- Może mi pan dać go do telefonu?
- O, nie! Chyba pan rozumie, powiedział mężczyzna do policjanta, patrząc
z wyraźnym obrzydzeniem na potwornie brudnego i śmierdzącego jeszcze
potworniej „jaśnie pana Drzazgę”.
- No tak, rozumiem. Proszę mu kazać
poczekać na nas.
- No, to se, k… poczekam, a truposz
niech se spokojnie stygnie, a mnie konkurencja zbierze puszki, co se na wikt
zbieram - rzucił Drzazga w stronę telefonu.
Uczynny przechodzień schował telefon
i poszedł w swoją stronę, a Drzazga
posłusznie doszurał nogami do ławki
i usiadł, starając się przylgnąć plecami
do oparcia, by nie stracić równowagi
i nie „wyrżnąć ryjem w glebę”. Policjanci dobrze znali Drzazgę, bo nie raz
„zawijali go na dołek”, ratując go zimą
przed zamarznięciem.
- Dzień Dobry, jaśnie panie Drzazga,
zwrócił się kpiąco do Drzazgi jakiś
młody policyjny narybek.
- Te, synek, ja z tobą nie będę „gestykulował”, bo brak ci szacunku, dla porządnego człowieka! Obruszył się
Drzazga i demonstracyjnie wytarł nos
o rękaw kurtki.
- Dobra, dobra, panie Drzazga, mów
pan, o co chodzi. Dokładnie i po kolei!
- Panie władzo, przecież ten laluś, co
mi uprzejmość zrobił i do was zadzwonił, powiedział, że chodzi o trupa, co
żem go znalazł. Tak?
- Drzazga, Drzazga, jaki znowu trup?
Coś pan nawymyślał? Zimy jeszcze nie
ma, więc na darmowy wikt i opierunek
trochę za wcześnie. A nie mógłby się
pan gdzieś trochę odświeżyć?
- Panie władzuchno, a to niby gdzie
miałbym se kąpieli zażyć? W tym stawie, w parku? Ja żem porządny człowiek i kocham przyrodę i nie bendem
żabom zakłócał spokoju. A teraz opowiem wszystko, jak na spowiedzi. To
było tak:
Siedzimy sobie grzeczniutko z Einsteinem na ławeczce, wśród tych pieprzonych, kraczących wron i spożywamy,
jak porządni ludzie normalne śniadanie. No, wiesz pan: dymek i łyczek naleweczki i znowu dymek i łyczek
naleweczki, zamiast kawusi z tym
francowatym rogalikiem, czy inną,
modną drożdżówką. Wstałem na
chwilkę i „kurtularnie” przepraszam
Albercika, że muszę „na stronę, bo mi
się uczucia skropliły”. A wiesz pan, jak
się tak zmęczony człowiek zasiedzi, to
trudno tak na raz dwa trzy, poderwać
dupę z ławki, więc siedzę i patrzę na
krzaki i widzę, że coś tam się rusza.
Trącam Einsteina, delikatnie, łokciem
w żeberko, że mało se Albercik nie wy-
icka
m
ź
u
na K
y
ż
a
r
G
bił flaszką ostatniego zęba i mówię:
- Te, Einstein, patrz, k…, coś tam się
w krzakach rusza! A on do mnie, też
bardzo „kurtularnie” odpowiada:
- Drzazga, nie p…., bo tobie tylko dać
pół naleweczki i wszystko od razu, ci
się rusza. Chyba cię jakieś wszy obsiadły i dlatego ci się we łbie rusza.
No, k…, panie władzo, nie będzie mnie
jakiś Einstein obrażał, wiec chciałem
jebnąć go w ryj, ale dzisiaj jestem jakiś
słabo-silny i nie chciałem ponieść
szwanku na honorze mężczyzny, bo
mógł mnie tak pizdnąć, żebym się nie
pozbierał, więc spokojnie mówię:
- Albercik, luknij jeszcze raz, jak ci
kompas pokazuje i słońce oczy wypala,
patrz w te cholerne krzaki!
I wie pan, co mi odpowiedział?
- Drzazga, ale jaja, ja chyba się też
urżnąłem, bo jak mi nalewka miła,
tam, w krzakach, rzeczywiście coś się
rusza. Drzazga, rusz d…, wstawaj,
idziemy zobaczyć, co tam jest. Zrobili
my kilkanaście kroków, a Albercik jak
nie wrzaśnie:
- O w dupę jeża! Drzazga, tam leży
zimny trup, tylko odrobinę się rusza.
S…… stąd!
To ja mu mówię:
- Albercik, ni ch…., musimy zadzwonić
po krawężników, „ekskjuzimła” panie
władzo, tak się z szacunkiem o was
wyrażamy, zamiast mówić - policja, ale
ten durny Albercik rezolutnie mnie zapytał:
- A na ch…. ci kłopoty, ja idę teraz na
stronę, bo mam delikatnej natury żołądek i poszedł sobie, łachudra jeden,
a mnie z truposzem w krzakach zostawił.
Panie władzo on się chyba ze strachu
zesrał, jak zobaczył ten „korpus delikates” i łachudra uciekł z miejsca
przestępstwa. Chociaż z drugiej strony,
to chyba nie powinno się palić fajek
przed śniadankiem? Prawda? A jak już
jestem przy temacie, to zbawco, sprezentuj mi pan jakieś dwa złote polskie
na „wuce z kwadransem” u babci klozetowej, bo ja już nie polezę w krzaki,
bo wrażliwy jestem na widok trupów,
krwi zastrzyków, które ostatnio dosłałem, jako dziecię srające jeszcze w pieluchy.
- No, dobrze, panie Drzazga, pięknie
pan bajki opowiadasz, lepsze niż w Dobranocce, ale może w końcu się dowiem,
gdzie jest ten denat.
Panie władzo, denat, jak pan żeś go
poetycko nazwał, to już na pewno jest
zimny i sztywny, ale jak pan chcesz, to
panu pokażę, ale, o ile ja się znam na
medycynie, to jemu już tylko wieczne
odpoczywanie trzeba zaśpiewać nad
dołkiem. Ooo, widzisz pan ten but, pod
krzakiem?
Policjant zerwał się z ławki, na równe nogi, na której przysiadł, słuchając
opowieści Drzazgi i pobiegł we wskazanym kierunku. Za parę minut zaroiło się
od policjantów, sanitariuszy z karetki i
nie wiadomo skąd, ale pojawili się nawet dziennikarze z kamerą. Pod krzakami leżał trochę pobity i do
nieprzytomności pijany chłopak, z szalikiem jakiejś miejscowej drużyny piłkarskiej na szyi, którego zaginięcie zgłosiła
w nocy rodzina. A Drzazga, cudem hamując parcie na pęcherz, opowiedział
kilka zdań do kamery, jak to z Einsteinem znaleźli trupa pod krzakami i nawet „mignął” w wieczornych
wiadomościach, w telewizji. Kumple,
którzy oglądali Drzazgę, przez wielkie
okna w Media Markt, dodali mu do nazwiska przydomek: aktor.
Kiedy nadejdzie, nie będę płakać
Wzniosę wysoko dłonie w uścisku
Krzyknę gorąco: a gdzieżeś była?
Po coś zwlekała, czemuś trapiła?
Magiczna barwa snu wiecznego
Fiołkowy powiew zacnych cnót
Niesie smak życia doczesnego
Odnalezienie skrytych dróg.
I ucałuję mienie splamione
Tęsknotą jęków, tęsknotą barw
Rzucę się w morze niedocenione
W morze uniesień i nagłych zmian.
Mrok gruntu bije ciemności blaskiem
A jasność siłą odbiera lęk
Tchnienie wielkości dokucza spadkiem
Wiara ludzkości przewyższa zło.
Kiedy nadejdzie będę wysoko
Na rozpostartych skrzydłach radości
Ześlę pryzmaty szczodrej podzięki
Kończącej zakwit przebytej męki.
Anielska czystość słowiczym śpiewem
Oczyszcza umysł mądrości gniewem
Z lekka dygocząc w zburzonej toni
Ginie w otchłani zgubnej niedoli.
Pozapalam w sobie czule
Iskry wiary w nienaganny świat
Oddam wszystko co dogłębnie czuję
Niczym przesadzony wybujały kwiat.
Tak o poranku w słoneczny dzień
Budzący instynkt wypiera z nas sen
I krocząc błędnym ścieżkami losem
Obleka dusze w złociste kłosy.
Wioleta Stochła
To co przeminęło kroczy wciąż za nami
Krzepkim rytmem serca budzi zmysły czas
W czujnej skrypcie czynów słowa z nakazami
Kreślą bujne ślady na przejrzystym tle.
Idąc naprzód w tył się oglądamy
Zamazując smugę nowych sił i praw
Skrajne siły drzemią w nas cząstkami
Wiodąc pełny zarys myśli, czynów, strat.
Wioleta Stochła
[email protected]
http://www.meduza.mielno.pl
Rozmowa ze starostą koszalińskim
Marianem Hermanowiczem
rozmawia Wileta Stochła
-Jak ocenia pan pierwszy rok pracy na
stanowisku starosty? Z jakich działań jest
pan najbardziej dumny, a czego nie udało
się zrealizować?
- Najważniejsze inwestycje zarówno pod
względem znaczenia dla mieszkańców powiatu, jak i wysokości ponoszonych nakładów
to remonty i przebudowy dróg powiatowych.
Od kwietnia br. realizujemy cztery duże
-4 czerwca minęło pół roku mojej pracy w saprzedsięwzięcia drogowe. Prace remontowe
morządzie powiatowym, w którym jestem radprowadzone są na odcinkach dróg: Koszalin
nym i pełnię funkcję starosty. Moja ocena jest
– Niekłonice oraz Giezkowo – Dunowo
bardzo pozytywna. Rada Powiatu pracuje
w gminie Świeszyno, granica powiatu –
zgodnie i efektywnie. Zarząd Powiatu, którym
kieruję, podejmuje
decyzje merytorycznie i kompetentnie. Trudno
jest mówić o realizacji celów w tak
krótkim czasie. Ale
urząd jest dobrze
przygotowany do
wykonywania zadań. Nastąpiły
niewielkie korekty
organizacyjne,
które pomagają
w lepszej pracy
całego urzędu.
Założone cele zostaną z pewnością
Strzepowo – Dobrzyca w gminie Będzino,
zrealizowane w późniejszym czasie. KadenSianów – Nadbór (IV etap) w gminie Polanów
cja obecna kończy się dopiero za trzy i pół roi od krajowej szóstki poprzez Warnino, Kraku.
śnik, z powrotem do drogi nr 6 w gminie Biesiekierz. Tylko na drogi wydamy w 201 5 roku
-Co może pan powiedzieć o przyjętym buprawie 20 mln złotych.
dżecie na 201 5 rok?
-Budżet na 201 5 rok został przyjęty przez Radę Powiatu bez większych problemów. Jest
ambitny i niełatwy do zrealizowania. Wydatki
powyżej 90 mln złotych przewyższają dochody o około 9 mln zł, a więc planowany jest
deficyt. Jest to efekt istotnych zmian po stronie wydatków, a mianowicie zwiększenia nakładów na inwestycje, przede wszystkim
drogowe. Na początku roku planowaliśmy, że
będzie to 1 8 mln, obecnie jest już ponad 24.
W porównaniu na przykład do roku ubiegłego
to ponad dwa razy więcej.
-Jakie inwestycje czekają powiat w tym
roku i w najbliższym czasie?
-Co chce pan osiągnąć w obecnej kadencji?
-Chciałbym, żeby była to kadencja dobrej
pracy urzędu. Moim celem jest też zapewnienie sprawnego funkcjonowania podległych
Starostwu jednostek budżetowych. Temu m.in. służą zmiany organizacyjne i utworzenie w 201 5 roku trzech nowych placówek.
Mam na myśli Centrum Kultury w Sarbinowie
oraz Domy Pomocy Społecznej w Cetuniu
i Parsowie. Zamierzam również sukcesywnie
zwiększać ilość zadań inwestycyjnych realizowanych w powiecie w celu maksymalnego
wykorzystania środków inwestycyjnych do-
stępnych w ramach funduszy unijnych.
-Jakie będą następne lata dla powiatu?
-Głęboko wierzę, że mamy przed sobą okres
stabilności finansowej, pomyślnego rozwoju
i wzrostu poziomu życia mieszkańców. Mam
nadzieję, że przed nami czas udanej realizacji samorządowych zadań oraz ambitnych
celów i zamierzeń.
-Jak ocenia pan sytuację polityczną w naszym kraju?
-Pomimo narzekań i różnych
opinii (przede wszystkim medialnych) życie polityczne pozostaje w pełni demokratyczne.
Najważniejsze, że się rozwijamy gospodarczo i jesteśmy
jednym z liderów wzrostu ekonomicznego wśród państw Unii
Europejskiej. Natomiast tworzenie się nowych partii politycznych świadczy tylko o tym,
że nie stoimy w miejscu i jako
społeczeństwo chcemy zmieniać nasz kraj na lepsze. I nie
chodzi tu o zmianę samą w sobie, ale taką,
która pozwoli przyśpieszyć proces przekształcania Polski w nowoczesne, dobrze
zorganizowane i zasobne państwo.
-Jak skomentuje pan wyniki tegorocznych
wyborów prezydenckich?
-Nie umniejszając ich rangi, to tylko i aż wybory prezydenta RP. Wychodzę z założenia,
że o wyborach się nie dyskutuje, kiedy zostają już rozstrzygnięte. Decyzję demokratyczną
trzeba zaakceptować dla dobra wszystkich.
Prawdziwym testem poparcia dla poszczególnych sił politycznych w Polsce będą jesienne wybory parlamentarne. Ich wyniki
przesądzą o kierunkach i tempie rozwoju naszego kraju.
"Przestroga"
cik
j
ó
W
a
Jagod
Słońce powoli zbliżało się ku zachodowi, przystrajając zimowe niebo kolorami. Zza ustawionych rzędami krzyży
sączyły się ożywione ostatnim tchnieniem dnia promienie, niczym stróżki
krwi. Lśniły w błękitnych oczach, delikatnie przesłoniętych opadającymi na
czoło kręconymi włosami, tak jak
w tarczy słońca, które zaraz miało
zniknąć za horyzontem. To był dzień
Wigilii. Ale czymże jest w tych czasach
Wigilia? „Chciała się bawić, teraz zabawia się z aniołami” huczało mi
echem w zaćmionej głowie. Miażdżyło
myśli. Byłam jakby nieprzytomna, stojąc nad grobem niedawno zmarłej
Kornelii i ściskając w palcach woreczek z białym proszkiem. Jeszcze niedawno w tym samym miejscu stało
więcej osób, choć nie wszyscy mieli łzy
w oczach i słowa żalu na ustach. Po
prostu patrzyli pustym wzrokiem i kolejno odchodzili. Tylko ja zostałam, nie
mogąc zmusić samej siebie do odejścia.
Z Kornelią bawiłam się najlepiej.
W przeciwieństwie do mnie była biedna, dlatego to ja załatwiałam „coś
mocnego” na imprezy, które stały się
naszą codziennością. Paweł, Kuba,
Piotr, Mika, Andżela, Domi, Grzesiek…
i my. W każdy weekend zbieraliśmy się
i chodziliśmy po klubach, parkach, pokątnie wciągając do nosa coraz większe ilości białego proszku. To był nasz
raj. Pamiętaliśmy tylko goniące nas
śmietniki, rzeczy, które nigdy się nie
wydarzyły. Ojciec patrząc na mnie czule i z zaufaniem, zawsze dawał pieniądze, wierząc, że wydam je na coś
użytecznego, podczas gdy ja grałam
grzeczną dziewczynkę, by mieć za co
zabawić się ze znajomymi.
Nasze życie opierało się na zabawie.
„Carpe diem” powiedział ktoś kiedyś.
Tak więc chwytałam dzień i brałam to,
co życie chciało mi zaoferować. Korzystałam z niego, wiedząc, że młodość
mija. Po dłuższym czasie przestałam
wierzyć ludziom, którzy twierdzili, że
bez dobrego alko nie można się dobrze
bawić. Śmiałam się z dziewczyn, które
tak mówiły i miały czelność przechodzić obok mnie w szkole. Piwo to za
mało! Trzeba było uciec od realnego
świata w inny, o wiele lepszy, ciekawszy. Tam, gdzie można robić wszystko… Miałyśmy z Kornelią ulubiony
„sklep kolekcjonerski”. Prowadził go
młody chłopak, który na pewno też
brał. Zawsze sprzedawał nam co nieco,
czasem spuszczał z ceny. Byłyśmy
szczęśliwymi nastolatkami, które nie
bały się konsekwencji. Nie to, co dziewczyny z klasy. Zawsze takie święte,
uczyły się, jakby nie miały nic lepszego
do roboty. Życie ma się tylko jedno…
Kornelia straciła je, ale odeszła szczęśliwie. Po prostu pewnego dnia nie
obudziła się po towarze. Jej grób wywoływał smutek w moim sercu, lecz
może to i lepiej, że odeszła. Starszy nie
szanował jej zbytnio, często więc uciekała z domu. Kilka razy spędziła noc
u mnie albo razem ze mną pod mostem. Wtedy chłopaki przynosili towar.
To zawsze potrafi ło pocieszyć moją
przyjaciółkę. Słońce zaszło, zanim się
obejrzałam. Niebo powoli zapraszało
do siebie ciemność. Trzeba było się
zwijać. Dziś bez imprezy, lecz miałam
coś w zanadrzu, aby tę samotną noc
jakoś miło spędzić. Zmusiłam swoje
ciało, by ruszyło się w końcu. Brązowe
oczy Kornelii patrzyły ze zdjęcia, znicze kolorowym światłem tańczyły na
marmurowej mogile. Ognie drgały, delikatnie… tak jak ona. Zawsze dziwnie
drgała. W końcu wszyscy się przyzwyczaili… Nie odwracając się, odeszłam.
*** − Słoneczko, za chwilę przyjdzie
babcia pomóc z jedzeniem – krzyknął
do mnie tata z kuchni. – Pamiętaj,
ubierz się ładnie! Ciocia z wujkiem niedługo też się pojawią. Nienawidziłam,
kiedy tak do mnie mówił! Nie byłam
już małą dziewczynką. Poza tym on
nawet nie wiedział, co w tych czasach
oznacza „słoneczko”. − Dobrze – od-
krzyknęłam krótko i przeszłam obok
szafki, na której stało zdjęcie mamy.
Odeszła dawno temu… − Co dziś robiłaś? Martwiłem się, że nie zdążysz na
Wigilię! – zaczął znów, gdy usiadłam
przy stole. – Jeszcze trochę czasu, zanim wszystko zostanie przygotowane…
zrobię ci teraz kanapki. Ile ja mam lat,
żeby pytał mnie, co robię?! Ludzie, jestem już w gimnazjum! Niech przestanie się zamartwiać i zajmie się sobą!
Zamiast skupić się na pracy, skupia się
na mnie… Ostatnio nie miałam apetytu. Mało jadłam, niemalże nic. Ale dopóki nie czułam głodu, wszystko było
okej. Ojciec postawił przede mną kanapki z szynką. Chleb miał starannie
odkrojoną skórkę. Spojrzał na mnie
z uczuciem i pogłaskał po głowie. Nienawidziłam tego! Miałam ochotę odrzucić jego dłoń i wykrzyczeć, co sądzę
o jego traktowaniu mnie jak dziecko!
Ale bałam się, że już więcej nie da mi
pieniędzy i nie będę miała za co kupić
towaru. Wolałam więc nic nie mówić.
Gdy tylko zniknął za ścianą, wstałam,
przemknęłam cicho przez kuchnię
i wyrzuciłam jedzenie do kosza. Gdyby
zobaczył, że nie jem, znów by się przyczepił i pytał, dlaczego nie jestem
głodna. Naprawdę, mógłby się w końcu odczepić! Z obawy, że zaraz zacznie
jakąś rozmowę, uciekłam do swojego
pokoju. Bałagan, porozrzucane wszędzie ciuchy.
Mój świat. Usiadłam na łóżku i włączyłam pierwszy lepszy serial. Po
chwili odpaliłam też komputer, żeby
zobaczyć, kto siedzi na Gadu-Gadu. Nikogo ciekawego. Wymacałam w kieszeni małą białą tabletkę. Będę miała
co robić, jak już ta cała błazenada
z Wigilią się skończy. Prezenty, rodzinne spędzanie czasu. Kto w moim wieku
obchodzi coś takiego?! Moi znajomi
zbierają się w parku i świetnie się bawią, wciągając towar najlepszej jakości. Tylko ja muszę siedzieć ze starymi
grzybami i szczerzyć się. Miałam
posprzątać, miałam się przebrać, ale nie
obchodziło mnie to. Rozłożyłam się na
łóżku. Za oknem szalały płatki śniegu,
osadzając się na szybie. Tańczyły przed
moimi oczami, niesione przez silny
wiatr. Krążyły, zderzały się, zlepiały
tak… rytmicznie. Coraz szybciej, z coraz
większą mocą. Na ramionach pojawiła
mi się gęsia skórka. Zrobiło się zimno.
Coraz zimniej i zimniej. Coś było nie w
porządku. Przecież nic jeszcze nie brałam! A może wzięłam i zapomniałam, że
brałam? W nozdrza uderzył ostry smród
spoconego ciała. Zaczęłam podejrzewać,
że to ode mnie, ale dlaczego pojawił się
tak nagle? Coś tu było nie tak… Serce zaczęło bić szybciej, a oddech oszalał. Nie
miałam pojęcia, co się ze mną stało. Czego ja się boję? Dlaczego cała drżę? Co
jest nie tak? I nagle… żarówka błysnęła
kilka razy i światło zgasło. Serce podskoczyło mi do gardła. Przestań głupia!
Nigdy nie bałaś się ciemności! Co ci jest?
Wygrzebałam z kieszeni zapalniczkę.
Miałam tam niezły bajzel, dlatego niechcący wypadło mi kilka papierosów i
tabletek. Poczułam ulgę, gdy moje palce
zderzyły się z zimnym metalem. Drżącymi dłońmi – trudno powiedzieć, czy z
zimna, czy ze strachu – zapaliłam ogień.
Dawał słabe światło, na szczęście oczy
po dłuższym czasie przyzwyczaiły się do
ciemności. Mróz szczypał mnie w policzki. Wyciągnęłam rękę w stronę kaloryfera. CIEPŁY!!! WIĘC CO JEST, DO
CHOLERY?! I nagle… Coś zadzwoniło…
Coś głośno puknęło w ścianie… Jakby
ktoś się zbliżał… Co chwilę z innej strony… Odgłosy były wszędzie, jakby mnie
otoczyły. Więc jednak coś wzięłam! Ale
dlaczego to wszystko było takie przerażające? Powinnam się śmiać, powinnam
ganiać się z ławkami na łące, powinnam
kąpać się w rzece z mleka! Co tu się dzieje? Co za beznadziejny towar mi wcisnęli? Coś zaświeciło w oknie. Pokój na
chwilę wypełnił się złoto-srebrnym blaskiem. Machinalnie zeskoczyłam z łóżka
i odsunęłam się jak najdalej pod ścianę.
W blasku zobaczyłam jakiś niewyraźny
zarys. Był coraz bliżej i bliżej… bicie mojego serca rozbrzmiewało echem… Gdy
do mojego pokoju zajrzały przez szybę
dwa czerwone ślepia, zasłoniłam twarz
dłońmi. Chciałam krzyczeć jak najgłośniej! Chciałam, by usłyszeli mnie na dole i przybiegli z pomocą! Co z tego, że
znajdą mnie naćpaną? Przynajmniej wyrwą mnie z tego koszmaru. Jednak głos
najwyraźniej też się przestraszył, bo z
gardła wydobył się jedynie cienki pisk. I
nagle… Wszystko się uspokoiło… Jak ręką odjął, znów zrobiło się ciepło, przestało śmierdzieć, lecz przez zasłaniające
oczy palce widziałam, że ciągle jest
ciemno. Zaczęłam się śmiać. Koniec! Nareszcie… − Słaby był ten towar… − powiedziałam z wyrzutem i powoli
zdjęłam dłonie z oczu. ZNÓW PISNĘŁAM
I PRZYWARŁAM DO ŚCIANY!
Tuż przy moim łóżku, nad ziemią unosiła się półprzezroczysta, fosforyzująca
postać. Przeraźliwie chuda dziewczyna,
z posklejanymi włosami unoszącymi się
w górę. Miała na sobie szmaty, których
ubraniem nie można było nazwać. Jeszcze przed chwilą jej oczy świeciły czerwienią, teraz zaś były zupełnie
pozbawione koloru. Wokół szyi zjawy
zawiązana była lina, której koniec unosił się ponad jej głową. Gdy się przyjrzałam, doznałam szoku! LINA BYŁA
SPLECIONA ZE SKRĘTÓW! I wtedy dostrzegłam, że cała postać jest opleciona
takimi linami − jej ręce, nogi, brzuch, ramiona i stopy. Jeszcze nigdy w życiu nie
miałam tak mocnej jazdy po prochach!
Te liny były zrobione z ciasno ułożonych
tabletek różnej wielkości i koloru, ze zlepionego proszku, splecionych ziół…
dziwne było to, że pobrzękiwały jak łańcuchy i były zakończone wielkimi pudełkami po dopalaczach, które wyglądały
na bardzo ciężkie. Nie mogłam złapać
tchu. Te straszne, bezbarwne oczy! Przeszywały mnie! Wwiercały się w moją
głowę, sprawiały ból! Okropne uczucie.
Nie mogłam nic powiedzieć. W końcu
wycharczałam, jąkając się ze strachu: −
K… k… kk… kim jesteś? – zapytałam. Myślałam, że oszaleję! Wiedziałam, że to
tylko ten towar tak na mnie działa, że
widzę coś, czego nie ma, ale nie mogłam
się opanować. − Nie sądziłam, że tak
szybko zapomnisz – powiedziała powoli
dziewczyna, głosem słabym, zbolałym,
ale dziwnie znajomym. – Nie sądziłam,
że będę musiała przypominać ci, kim jestem bądź czym się stałam… Nie pamiętasz już swojej starej przyjaciółki? NIE!
TO NIEMOŻLIWE!! TO NIE MOŻE BYĆ…
− Kornelia? – zapytałam, albo raczej
stwierdziłam. – Co oni za prochy mi dali? − Twierdzisz, że nie przyszłabym do
ciebie naprawdę?
Naprawdę myślisz, że musisz się naćpać, by mnie zobaczyć? – rozgniewała
się, a jej głos stał się potężny i uderzył
mnie zimnem. − Nie, och nie! – zaczęłam
się tłumaczyć, a moje serce jakby zamarło. – Przepraszam, przepraszam!
Myślałam tylko, że… Nie wiedziałam, jak
dokończyć. Na szczęście nie wymagała
tego. − Pewnie zastanawiasz się, co mnie
tu sprowadza? Dlaczego przeszkadzam
ci w dzień Wigilii, w dzień rocznicy mojego samobójstwa? Chociaż niezależnie
od tego, jaki to nie byłby za dzień, i tak
spędzisz go tak samo jak każdy inny… −
Tak, tak właśnie się zastanawiam… −
zaczęłam niepewnie, a w myślach krzyczałam: co tu się dzieje? Nich ktoś mi
powie! Duch Kornelii unosił się w powietrzu przede mną. − Dlaczego tutaj jesteś? Znaczy… nie odeszłaś tam… no
wiesz… tam… − nie umiałam złożyć zdania! Byłam przyćmiona strachem, szokiem… − Największym błędem, jaki
można popełnić, jest samobójstwo – zaczęła już spokojniej. – Samobójca nie
może odejść. Nasze życie jest darem, teraz widzę, że trzeba je szanować. Bo ten,
kto go nie uszanuje, nie odejdzie… Byłaś
moją przyjaciółką, więc coś ci powiem.
Śmierć jest nagrodą za życie. Życie zaś
jest testem, czy jesteśmy warci tej nagrody. Ja nie byłam… musiałam zostać…
Przybyłam, by cię ostrzec. − Samobójca?
– nie dowierzałam. – Przecież ty się nie
zabiłaś! Nie chciałaś umrzeć! Zmarszczyła nagle brwi. Wstała i najwyraźniej
rozwścieczyła się. Ale co ja takiego powiedziałam? − SAMA DOPROWADZIŁAM
SIĘ DO ZGONU! NIBY NIE CHCIAŁAM
UMRZEĆ, ALE ROBIŁAM WSZYSTKO, BY
DO TEGO DOPROWADZIĆ, ŚWIADOMA,
ŻE TO ZŁE!
DOPALACZE, PROCHY, TABLETKI, PIWO, PAPIEROSY! CHCIAŁYŚMY SIĘ BAWIĆ! BYŁYŚMY ŚWIADOME, ŻE TO, CO
ROBIMY, NISZCZY NAS OD ŚRODKA! TAK
SAMO JAK TOBIE, WYDAWAŁO MI SIĘ,
ŻE MOGĘ PRZESTAĆ W KAŻDEJ CHWILI!
ŻE WSZYSTKO KONTROLUJĘ! ALE TO
JEST NAŁÓG, JULKA! TO NAS TRZYMA,
CHOĆ NIE ZDAJEMY SOBIE Z TEGO
SPRAWY! − krzyczała. Byłam w szoku!
Otworzyłam usta i z trudem łapałam
powietrze, wciskając się plecami w ścianę. Ten jej krzyk! Ten głos! Rozsadzał
moją głowę od środka niczym najmocniejsze skręty! Sprawiał mi ból! Niech
ona już nie krzyczy! − Widzisz to? – zapytała już spokojniej, podsuwając mi
pod sam nos łańcuch spleciony z tabletek. – Nawet nie wiesz, ile ty będziesz
musiała tego dźwigać za to, co robisz ze
swoim darem. Nawet nie wiesz, jak ciężko jest nosić ze sobą to brzemię i patrzeć, jak inni dostają nagrodę, jak
zasługują na nią! − Ale jakim darem,
Kornela? – z moich oczu popłynęły łzy.
−Darem życia, głupia dziewczyno! –
znów się uniosła, to mnie miażdżyło. –
Dzisiaj możesz śmiać się po tabletkach
i żyć w swoim nieprawdziwym, kolorowym świecie… jutro może być już za
późno. Dostałaś największy dar, jaki
można dostać, i zamiast dbać o niego,
zasłużyć na swoją nagrodę, ty wciągasz
nosem świństwa, naiwnie dajesz się nabierać na truciznę zamkniętą pod nazwą „niezła jazda”. Ja nie mówię, że
masz latać do kościoła, modlić się codziennie, bo wiem, że to zależy od wiary
i poglądów… wiary, której ci brakuje,
moja przyjaciółko… ale, do cholery,
spójrz na mnie i powiedz, że szacunek
dla samej siebie, jak i dla swojego życia
to tylko głupie gadanie! Powiedz mi, że
najważniejsza jest zabawa na całego!
Powiedz mi, że nie ważne są konsekwencje, liczy się to, że jesteśmy młode
i musimy się bawić. Spójrz na moje łańcuchy i powiedz to. SPÓJRZ NA MNIE
I POWIEDZ!
Nie mogłam nic powiedzieć! Jej głos
wdzierał się w umysł i spalał go! To było
tak dziwne uczucie! Tak straszne i mrożące krew w żyłach! Jej słowa może
i docierały do mnie w pewien sposób,
ale szok był tak duży, że w tej chwili nie
rozumiałam ich znaczenia. Nie rozumiałam… − Muszę iść i dalej znosić męki
związane z ciągnięciem za sobą całego
życia. Widzisz moje łańcuchy? Widzisz,
jak wyglądało? Ale moje, przy twoich, to
zaledwie małe łańcuszki choinkowe. Nie
wiem, naprawdę nie wiem, czy będziesz
w stanie udźwignąć ciężar własnego życia, naprawdę nie wiem. Masz pieniądze, masz rodzinę, ojca, który cię
kocha… nie to, co mój… obyś zapamiętała mnie nie jako przyjaciółkę, z którą
kupowałaś dopalacze, lecz jako dziewczynę, która skończyła niczym śmieć, bo
sama tego chciała… żegnaj… obyśmy
nie spotkały się po twojej śmierci. Choć
teraz jesteś warta tyle co ja, jeszcze możesz zasłużyć sobie na nagrodę… Nie
odezwałam się. Łzy zastygły mi
w oczach, kiedy Kornelia, nie patrząc na
mnie, odwróciła się w stronę drzwi
i znikła za oknem, z hukiem ciągnąc za
sobą ciężkie pudełka po dopalaczach
i łańcuchy. Ciężko było mi zrobić jakikolwiek ruch, jednak na kolanach przeszłam przez cały pokój, aż do okna. Nic.
Tylko płatki śniegu wirujące w powietrzu, niczym setki małych baletnic. Kornelia znikła, a światło znów się zapaliło.
Wstałam, otarłam spocone czoło. Na
łóżku zobaczyłam tabletki i papierosy,
które mi wypadły z kieszeni. W głowie
nadal huczały mi słowa. Nie chciały
zniknąć z pokoju. Odbijały się od ścian
i znów uderzały we mnie, wyciskając
łzy. Popłynęły wodospadem. Już przestałam się zastanawiać, czy to wszystko,
co widziałam, było halucynacją po prochach, czy nie. Te słowa nie dawały mi
spokoju. Szok! Strach! Ten głośny,
wdzierający się w umysł głos! Rozpaczliwie sięgnęłam po tabletki. Najpierw
wzięłam jedną. Kołowało mi w głowie.
Ale słowa wciąż huczały: „OBYŚMY NIE
SPOTKAŁY SIĘ PO TWOJEJ ŚMIERCI…”
Połknęłam jeszcze jedną, kolejne wsadziłam do kieszeni. Zanim się obejrzałam, wychodziłam z domu przez okno
w toalecie. Zapomniałam o Wigilii, zapomniałam o wszystkim. Wiedziałam
tylko, gdzie moi znajomi właśnie siedzą
i świetnie się bawią przy dopalaczach.
Ich rodziny miały gdzieś święta. Właśnie tam się udałam. Świat zaczął nabierać innego znaczenia. Wszystko
robiło się inne. Ale słowa nadal huczały
w głowie. Jednak w tamtej chwili nie obchodziło mnie ich znaczenie i sens. Tylko zapomnieć! Iść i zapomnieć… To, co
wydarzyło się później, pamiętam jak
przez mgłę. Twarze, niby to obce, niby
znane. Wciskane mi w dłonie skręty, tabletki, proszek, jakieś zioła. Nie myślałam. Odlatywałam, coraz dalej i dalej.
Jednak słowa nadal huczały mi w głowie. Były tak blisko, jakby Kornelia stała
przede mną i krzyczała mi prosto do
ucha. Śmiech znajomych… Majaki… Coraz częściej zmieniające się obrazy…
Natłok zdarzeń… Słowa… I gdy jedna
z przyjaciółek wcisnęła mi do ręki ostatnią tabletkę, ten jeden krzyk, który całkowicie mnie sparaliżował: „NIE RÓB
TEGO, JULKA!” Potem… próżnia. Pustka.
Żadnych uczuć, żadnego dźwięku, echa,
żadnej myśli kołaczącej się po głowie.
Tylko twarze. Twarze znajomych, które
powoli rozlewały się… Odpływały niczym woda… woda…. I tak dużo wody
wokół. Ale to nie była woda… to nadal
były twarze. Ale coraz dalej i dalej… nic
już nie czułam, nic już nie wiedziałam…
Pustka… próżnia… Nic… Tak ciemno…
tak jasno… I to światło! Chwilowe uczucie ciepła… ale przejściowe… i nagle pożądałam już tego światła. Chciałam
biec do niego! Czułam bijące do niego
bezpieczeństwo. Spokój! Ale oddalało
się, chociaż biegłam do niego. Było tak
daleko… tak blisko, ale daleko. Spadałam, chociaż biegłam naprzód. Zataczałam się. Spadałam coraz niżej, coraz
dalej. Oddalałam się od światła. Nie,
ono nie było dla mnie. Chociaż pragnęłam go, nie było dla mnie… Uderzyłam
w coś. Wszystko było takie zagmatwane.
Ulica. Tak dobrze mi znana ulica. Ale inna. Szara. Pozbawiona kolorów. Niczego
tam nie było, choć była ulica. Brak ludzi,
brak powietrza, brak ciężkości, brak
wszystkich zmysłów. Smak, zapach…
gdzieś uciekły. Wstałam i rozejrzałam
się. Zimno. Szaro. Biegłam. Biegłam
wzdłuż ulicy, niczego nie rozumiejąc.
Wiedziałam, że jestem naćpana. Wiedziałam, że dużo wzięłam. Ale to
wszystko było kompletnie inne niż zawsze. Kompletnie… I te obrazy, nagle
pojawiające się w tle ulicy. Wskoczyłam
w ten obraz. Obraz znajomych, śmiejących się, choć większość była już nieprzytomna, bądź otumaniona. Smród
spoconych i brudnych ciał zmieszany
z wonią kokainy. I to był jedyny zapach,
jaki na chwilę mnie uderzył. Znów pobiegłam ulicą. Wszystko się ze sobą zlewało. Wszystko było takie samo, ale
kompletnie inne. Gdzie jestem? Co ze
mną jest? Co się dzieje? Czy to myśli, czy
ja naprawdę zadaję te pytania? Może
tylko mi się zdaje, że to ja? Może to ktoś
inny? Może to Kornelia. Wskoczyłam
w inny obraz. Mój pokój i ojciec wraz
z resztą rodziny rozglądający się. Szukał mnie. W całym domu. Słyszałam
głos babci, jak przez wodę. Widziałam,
jak przez mgłę. Wiedziałam wszystko,
choć nie wiedziałam nic. − O Boże, tu leżą jakieś tabletki! − Julka, gdzie jesteś?
I znów biegłam ulicą. Coraz więcej słyszałam. Swoje kroki, choć nie czułam,
bym po czymś stąpała. Swój oddech,
choć nie czułam, że oddycham. Swoje
pochlipywania, choć po policzku nie leciały mi łzy! GDZIE SĄ ŁZY?! Panika… −
Co za debilne dzieci… − znajomy głos.
Sprzedawca dopalaczy i jego kumpel.
Sklep. Tak, sklep przy Wiązadłowej 13.
Znajomy. − Nie ma to jak zarabiać na
debilach, co? − Tak, zwłaszcza przed
świętami. Dzieciaki chcą się zabawić,
a my mamy kasę! Nie wiem, jak te gnoje
mogą to wciągać. Ja nigdy w życiu bym
tego nie wziął. − No pewnie, przecież
nie jesteś debilem. Głupie gnoje. Napiszesz na pudełku „daje kopa” i są w stanie wciągnąć nawet zwykłą trawę
albo majeranek i dostawać schizów.
−Taaa… albo nasze najnowsze „Magiczne skrętki”. Trutka na mrówki, z odrobiną ołowiu… naiwne bachory… nie mają
własnego rozumu… Wyskoczyłam na
szarą ulicę, rozumiejąc coraz więcej. Ale
ja nie chciałam rozumieć. NIE! NIE
CHCĘ!!! MUSZĘ SIĘ OBUDZIĆ!!! MUSZĘ
WRACAĆ NA WIGILIĘ! Kiedy te prochy
przestaną działać? KIEDY, NO?! KIEDY?!
Krzyk… Kaplica. Świece. Kwiaty. Wieńce.
Matka Boska. Ojciec klękający przed
trumną, zalewający się łzami. Jego łkanie niosło się echem i uderzało we mnie
jak ciężkie kamienie. − Co ja takiego
zrobiłem? – szeptał przez łzy. – Wszystko tylko dla ciebie, córeczko… wszystko… chciałem zastąpić ci matkę…
dlaczego wybrałaś taką drogę?… to moja wina… ufałem ci… nie widziałem, co z
sobą robisz… to moja wina… zostałem
sam… to moja wina… moja… W trumnie
leżało moje ciało. Dziewczyny z kręconymi włosami, opadającymi na twarz.
Dziewczyny bladej, chudej, z zaciśniętymi na różańcu, zesztywniałymi dłońmi.
Dziewczyny, która właśnie przegrała.
Przegrała nagrodę. Przegrała życie.
Przegrała z samą sobą. Przegrała z nałogiem, któremu dobrowolnie pozwoliła
się zniszczyć. Dziewczyny, która w dzieciństwie kochała Wigilię. Dziewczyny,
która w dzieciństwie marzyła, by zostać
weterynarzem. Dziewczyny, która w
podstawówce uczyła się bardzo dobrze,
ale potem jakby ktoś odebrał jej ambicje, talent… Nie… NIE!!! TO NIE MOGĘ
BYĆ JA!!! JA NIE CHCĘ!!! NIE MOGĘ TAK
SKOŃCZYĆ!!! MUSZĘ WRACAĆ!!! MUSZĘ… Nagle zrozumiałam wszystko…
ale już nie było odwrotu. Szara ulica. Ja,
w starych łachmanach, tylko na nie zasługiwałam. Czas, który dla mnie właśnie się zatrzymał. Coś uderzyło we
mnie od tyłu. Poczułam, jak wiele zimnych łańcuchów owija całe moje ciało.
Bez litości, mocno ściskały brzuch, ręce,
nogi, ramiona i głowę. Choć były zimne,
paliły mnie jak żywy ogień. Krzyczałam,
a krzyk od środka rozsadzał mi czaszkę!
Słowa Kornelii wróciły i paliły ze zdwojoną siłą! Ból, tak strasznie przenikliwy
ból. „Nasze życie jest darem, teraz widzę, że trzeba je szanować. Bo ten, kto
go nie uszanuje, nie odejdzie…” „Śmierć
jest nagrodą”. „Życie jest testem”. „Mogłaś być warta tej nagrody, Julia, mogłaś wszystko naprawić, dałam ci
szansę, być zobaczyła, do czego prowadzi twoje życie. Ale ty nie chciałaś zrozumieć”. Ulica zmieniła się w
rozżarzone węgle. Chciałam wstać, ale
łańcuchy i ciężary były zbyt ciężkie. Ból,
jakbym łamała sobie kości, kiedy próbowałam wstać. Nie udało się. Upadłam.
Głową w sam środek wspomnień o tym,
jak było kiedyś i jak sama głupim buntem i chęcią wolności zamieniłam
dziewczynę, która mogła coś osiągnąć,
w kogoś, kto przegrał własne życie. Miałam wszystko, czego chciałam. Miałam
ojca, dom, jedzenie i różne przyjemności. Miałam przyjaciół, których zamieniłam na ćpunów. Myślałam, że jestem
sama, choć miałam wokół siebie tyle
osób, które się o mnie martwiły. Chciałam wolności, choć cały czas ją miałam.
Nie zdawałam sobie sprawy, że grzechem by było żądać lepszego życia. Aż
było za późno... tak… było za późno.
Ciemność. Ciężkie łańcuchy palące skórę. Łzy zamieniające się w proch. Suchość w gardle. Ulica, piekło, szarość…
nie było tam nikogo. Choć wiele osób
zginęło tak samo jak ja, byłam tam sama. Wśród bloków, wśród ulic nikt nie
dostrzeże cienia osoby, którą byłam kiedyś, ani cienia tego, czym stałam się teraz. To już koniec. Za późno otworzyłam
oczy. Za późno… łańcuch ścisnął moje
gardło… wszystko odeszło… tak, wszystko…
***
Wigilia. Nastolatka z rozgniewaną twarzą powoli wbijająca sobie w żyłę małą
igłę. Smród, zimno, miliony rozkołysanych płatków śniegu. Światło, pojękiwanie, brzęk łańcuchów. I nagle… twarz
dziewczyny, która kiedyś miała błękitne
oczy. Szare, kręcone włosy opadały na
twarz, a łańcuchy ciężko oplatały całe
jej ciało. Mina pełna cierpienia… twarz
zbolała i smutna…
Co dziesiąty gimnazjalista bierze dopalacze Codziennie setki nastolatków, jak i
dorosłych ludzi umiera na skutek
przedawkowania Jeśli wierzyć w bujdy
o końcu świata… To nie nastąpi on za
sprawą meteorów czy powodzi Tylko za
sprawą ludzi
Tunezja to kraj położony w Afryce Północnej, pomiędzy Libią i Algierią, jest ona niewielkim krajem wielkości połowy Polski oraz
liczy około 1 0 mln ludności. 99%
mieszkańców Tunezji to Arabowie będący
muzułmanami. Tunezja jest jednym z najbar-
dziej zeuropeizowanych krajów muzułmańskich, bardzo wcześnie, po odzyskaniu
niepodległości w latach 50 XX wieku, wprowadzono tam prawo cywilne zamiast prawa
islamskiego m.in. zakaz noszenia przez kobiety nakrycia hidżab w obiektach publicz-
nych jak szkoły, urzędy.
Tunezja również po odzyskaniu niepodległości rozpoczęła proces eliminacji ekstremistów i fundamentalistów islamskich. Kraj ten,
jako była kolonia francuska, utrzymuje dość
bliskie związki z Francją, drugim językiem
Tunezja -afrykańskawysepkanormalnościwmorzuislamskiegoekstremizmu
w Tunezji jest język francuski. Mieszkańcy
Tunezji w dużej mierze utrzymują się z turystki oraz handlu z turystami. Głównie wyroby
skórzane (buty, płaszcze, torby itp.), przyprawy (sławna Harrisa), kosmetyki (olej arganowy, czarne mydło itp). Tunezja jest dla nas
Polaków krajem przyjaznych cen, oczywiście
jak w większości krajów arabskich na bazarach trzeba się targować, aby uzyskać dobrą
cenę
Tunezja ma bardzo bogatą historię, to
właśnie na tych terenach powstała legendarna Kartagina, założona w miejscu obecnej
stolicy kraju Tuniusu. Po zniszczeniu Kartaginy przez Rzym tereny te były w jego władaniu przez kilkaset lat, w drugiej połowie VII
wieku obszary te zostały opanowane przez
Arabów. Po okresie kartagińskim i rzymskim
pozostało na terenach Tunezji sporo zabytków. Polscy turyści odwiedzają głownie tereny nadmorskie oraz korzystają z wycieczek
na Saharę i do Tunisu (zwiedzanie ruin Kartaginy). Tunezja przez całe lata była krajem
bezpiecznym dla turystów, zapewniała to silna władza i policyjna kontrola społeczeństwa
oraz walka z ekstremizmem islamskim,
a także bardzo przychylne nastawienie Tunezyjczyków do zagranicznych gości. Otwartość
tego kraju zachęcała do podróży i samodzielnego poruszania się po tunezyjskich miastach, w przeciwieństwie do Egiptu gdzie
turystyka koncentruje się w kilku strzeżonych
enklawach nad Morzem Czerwonym i gdzie
turyści poruszają się w chronionych konwojach, a w każdym hotelu są ochroniarze
uzbrojeni w broń automatyczną.
Niestety wraz z tzw. Arabską Wiosną nastąpiło rozluźnienie kontroli i władzy państwa,
a wraz z amnestią zostali zwolnieni z więzień
również ekstremiści islamscy. Powstanie państwa islamskiego oraz zdobycie przez ISIS
silnych baz w ogarniętej chaosem Libii spowodowało powolne przenikanie komórek terrorystycznych do Tunezji, chociaż trzeba
powiedzieć, że zdecydowana większość społeczeństwa nie popiera terrorystów i ortodoksów islamskich. Dlatego strategia komórek
terrorystycznych, tworzonych
w Tunezji
przez ISIS, zakłada głęboką konspirację
i działanie małymi grupami 1 -2 ludzi tzw. stra-
tegia samotnych wilków, zadaniem ich jest,
poprzez zamachy na turystów, pogrążyć Tunezję w chaosie gospodarczym i wywołanie
zamieszek, dających szansę na przejęcie
władzy.
Obecnie, dopóki władze Tunezyjskie i całe
społeczeństwo nie rozpoczną bezwzględnej,
bezpardonowej walki z ideologią salaficką,
organizacjami terrorystycznymi oraz powracającymi bojownikami Państwa Islamskiego,
kraj ten należy zaliczyć do niebezpiecznych,
aczkolwiek trzeba powiedzieć, że najwyższe
stopienie zagrożenia zamachami ogłoszono
również w krajach europejskich, Hiszpania,
Francja. Turyści powinni uważnie śledzić komunikaty Ministerstwa Spraw Zagranicznych
o zagrożeniach w poszczególnych krajach
i regionach.
Myślę, że w przyszłym roku Tunezja
może już być wolna od zagrożeń lub stopień zagrożenia będzie taki jak w Londynie, Paryżu lub Madrycie, taki mamy
obecnie ten dziwny świat pełen konfliktów
i zagrożeń nawet blisko naszych granic
(Ukraina).
Tunezja – aktualizacja ostrzeżenia dla podróżujących
Ze względu na potencjalny wzrost aktywności grup terrorystycznych w Tunezji i zagrożenia
zamachami kierowanymi również przeciwko turystom, Ministerstwo Spraw Zagranicznych
odradza wyjazdy do tunezyjskich miejscowości Bizerte, Tabarka, Hammamet, Tunis i Sousse
oraz na wyspę Dżerba. Zdecydowanie odradza się również wyjazdy na tereny przygraniczne
z Libią i Algierią, szczególnie do gubernatorstw Beja, Jendouba, Le Kef i Kasserine.
www.msz.gov.pl/pl/informacje_konsularne/ostrzezenia/
Izabela Piecuch
Co dalej z byłymi działaczami lewicy?
Jak donoszą nasze wiewiórki na dzisiaj
(01 .07 br.) czołowi działacze lewicy koszalińskiej do niedawna czołowe postacie SLD
jak np. pan mgr Adam Ostaszewski radny
wojewódzki, pani mgr Dorota Chałat radna
miasta Koszalina i inni jeszcze nie zadeklarowali czy i do jakiej partii przystąpią. Ze
względu na bardzo dobre kontakty osobiste
z posłem Grzegorzem Napieralskim – zapewne może znajdą się w tej nowej „kanapie lewicowej” i posła Rozenka
i posła Napieralskiego ale z drugiej
strony według przecieków na dzisiaj kierująca zespołem zjednoczeniowym lewicy pani mgr inż.
Barbara Nowacka z Twojego Ruchu blisko współpracująca obecnie
posłem Gawkowskim z SLD już
mają sukcesy zjednoczeniowe
i może być ciekawie co oczywiście
nie jest na rękę posłom Rozenkowi
i Napieralskiemu i to jest zrozumiałe, a może Napieralski zapisze
się do Twojego Ruchu a poseł Rozenek do SLD i poprzez działalność
zjednoczeniową
pani
kanclerz Nowackiej powrócą do
poskładanej „do kupy” zjednoczonej lewicy?
szowania tej sprawy. Według naszej wiedzy
sprawa ta już znajduje się w jednej redakcji
warszawskiego czasopisma tzw. centralnego, które głównie zajmuje się sprawami nauki. Sprawa jest ponoć bardzo rozwojowa
i według naszych wiewiórek bardzo poważna gdyż ponoć prof. M.G dostarczył Rektorowi Politechniki Koszalińskiej niezbitych
dowodów na te liczne plagiaty. Sprawa jest
o tyle ciekawa, że za panią dr A.H stoją
mocni „promotorzy i ochroniarze” a szczególnie jeden z ważnych organizacyjnie profesorów uczelni. Sprawa jest wysoce
rozwojowa.
Dla kogo niebieska karta?....
Plagiat w Politechnice Koszalińskiej
Zanosi się na grubą aferę plagiatową w Politechnice. Jeden z profesorów Politechniki pan prof. M.G
wykrył u jednej z osób z grupy nauczycieli akademickich pani dr A.H
ogromną ilość publikacji, którym
można zarzucić plagiat w tym także dotyczy to jej pracy doktorskiej.
Pani dr A.H jest osobą funkcyjną na swoim
Wydziale. W imieniu profesora M.G wystąpiła z oficjalnym pismem do Rektora Politechniki koszalińskiej w tej sprawie Kancelaria
Adwokacka z Gdańska - bowiem w Gdańsku pan prof. M.G mieszka na stałe i ma zameldowanie.
Prawdopodobnie
Rektor
Politechniki powołał Komisję w tej sprawie
ale według naszej wiedzy prof. M.G ma poważne zastrzeżenia co do składu Komisji
i obawia się, że będzie podjęta próba zatu-
członków PiS. Jak też pisaliśmy to jest najprawdopodobniej wewnętrzna rozgrywka
w lokalnym PiS-ie posła Hoca przeciwko
tym niezwykle popularnym a także lubianym
w Koszalinie radnym. Mija 9- ty miesiąc be
odpowiedzi. Niedawno ponoć pan poseł Hoc
zorganizował integracyjny piknik w Manowie
na który nie poproszono radnego Skórkę
i radną Mętlewicz a także radną z PiS-u,
córkę pana Mirosława Skórki - panią Oliwie
Skórkę oraz także osoby z PiS-u o których
jest wiadomo, że blisko współpracowały
z tymi radnymi itd. itd. Oczywiście szanse
w tej sytuacji znalezienia się na listach do
Parlamentu w październiku
są prawie równe zero i chyba właśnie o to chodziło.
Przykre.
Radni PiS dalej bez odpowiedzi
Jak już pisaliśmy w numerze marcowym,
kwietniowym, majowym i czerwcowym br.
zawieszeni przez władze PiS radni miasta
Koszalina wiceprzewodniczący Mirosław
Skórka i była kandydatka do urzędu Prezydenta miasta Koszalina mgr inż. Anna Mętlewicz - zostali zawieszeni na wniosek
szefa okręgu koszalińsko-kołobrzeskiego
posła lek. med. Czesława Hoca w prawach
Żyje w dżungli. Osoba niepełnosprawna która ma
stopień lekki i umiarkowany
nie ma już prawa do karty
parkingowej. To nic jak ktoś
ma neuropatie i problemy
z chodzeniem. Nie ma prawa i już, bo miasto musi
zarabiać, a nóż zaparkuje
na jakimś niedozwolonym
miejscu lub na kopercie a to
800 zł wpływu dla miasta.
Żadnego powiadomienia,
żadnej informacji a termin
składania nowych wniosków minął 30 czerwca br.
Pani w Ratuszu grzecznie
mnie pyta czy wyobrażam
sobie aby wszystkim niepełnosprawnym
wysyłać
powiadomienia bo np.
część osób już nie żyje-tak
wyobrażam to sobie, nawet
bezczelnie uważam, że tak to właśnie powinno wyglądać a z umarłymi nie ma problemu bo i tak nie przyjdą. Teraz chory
człowieku ganiaj po komisjach, lekarzach
i mądrych uzdrowicielach - orzecznikach
ZUS. Chory kraj kwituje grzeczna pani ds.
niepełnosprawności, niech mi pani nic nie
mówi bo ja sama nie wiem gdzie żyje... NA
tym właśnie polega w Polsce państwo obywatelskie w myśl zasady d… do obywatela.