610 - Wydawca.com.pl
Transkrypt
610 - Wydawca.com.pl
4 [e - k siążki] z DRM-em czy bez? O rynku publikacji elektronicznych rozmawiamy z prezesem zarządu firmy 7bulls.com K onradem W awruchem* 7bulls.com sp. z o.o. jest firmą ekspercką, zajmującą się usługami informatycznymi skierowanymi do wydawców, drukarń cyfrowych, obsługującą rynek publikacji elektronicznych. W trzech oddziałach firmy – Warszawie, Krakowie i Toruniu pracuje około 70 osób. Zarząd tworzą dwie osoby – K onr ad W awruch i P iotr B olek . Na początku tego roku, w związku ze sprzyjającą sytuacją na rynku książek elektronicznych powstała firma zależna eLib.pl, mająca na celu sprzedaż publikacji elektronicznych oraz oferująca wydawcom usługi typu: digitalizacja istniejących już zasobów publikacji papierowych, dostosowanie różnych elektronicznych postaci książek wydawcy do dystrybucji, doradztwo w zakresie modyfikowania procesu wydawniczego – przystosowania go do powstawania wersji elektronicznych publikacji. „Wydawca”: Rynek publikacji elektronicznych w Polsce dopiero powstaje. Różnimy się tu zasadniczo od naszych sąsiadów i to nie tylko tych za zachodnią granicą. Z czego to wynika? Konrad Wawruch: Istotnie, publikacji elektronicznych w Polsce prawie nie ma. Trudno powiedzieć, z czego to wynika, bo w wielu dziedzinach Polska przoduje w Europie, jak choćby w bankowości elektronicznej, internetowej. Często nawet same wydawnictwa nie posiadają wersji elektronicznych, a ich jedynym materiałem jest wersja autorska: papierowa bądź plik doc, oraz PDF gotowy do przekazania drukarni. Na Zachodzie jest zupełnie inaczej. Już dziesięć lat temu można było kupować tam książki zarówno w wersji papierowej, jak i elektronicznej. Ze względu jednak na niewygodę czytania – na ekranach monitorów komputerów – wersje elektroniczne służyły głównie jako zbiory informacji tekstowych do wyszukiwania: zamiast czytać całą książkę, wystarczyło K W : *Absolwent Wydziału Matematyki, Informatyki i Mechaniki onrad awruch UW, uzależniony od czytania, poszerzania wiedzy i podróży. Konrad Wawruch prezes zarządu firmy 7bulls.com podać słowo kluczowe a na ekranie pojawiał się potrzebny fragment książki. Obecnie książki elektroniczne zaczynają dawać się już „czytać”, między innymi dzięki e-papierowi, który pojawił się kilka lat temu i znalazł zastosowanie w czytnikach książek. Natomiast wracając do Pańskiego pytania, to oprócz przeszkód związanych ze sposobem myślenia, a więc przede wszystkim brakiem wiary wydawców, że sprzedaż wersji elektronicznych ma sens, główną przyczyną jest obawa przed niekontrolowanym wyciekiem książek do internetu i ich nielegalnym kopiowaniem. Można je przecież odpowiednio zabezpieczyć. I tak się robi. Pytanie tylko, czy to ma sens? Tu wkraczamy na pole, na którym różnimy się od większości naszych konkurentów. Jesteśmy jedną z niewielu firm, która zdecydowała się na brak DRM-u, czyli pewnej formy [ e -ks i ąż ki ] 5 zabezpieczeń elektronicznych wersji publikacji. Obawiamy się, że rynek książki czeka taki sam los jaki spotkał rynek muzyczny. Dziesięć lat temu, gdy odtwarzacze MP3 były już tanie, ludzie zaczęli słuchać muzyki na komputerach, zapisywać ją w formacie MP3 na potrzeby swoje czy znajomych. Oficjalnie natomiast nie można było kupić muzyki w tym formacie – branża nie oferowała tego typu plików, ponieważ obawiała się, że to doprowadzi do masowego piractwa. Niestety, piractwa nie zwalczono, stracono natomiast ogromną część rynku. Proszę rozszyfrować skrót DRM. DRM to Digital Rights Management – zarządzanie prawami autorskimi. W tym przypadku oznacza kupno pliku, nieważne, książki czy utworu muzycznego, który można odtworzyć na z góry ograniczonej liczbie urządzeń, najczęściej tylko na jednym. Co to oznacza w praktyce? Utratę kupionych plików w przypadku zmiany komputera bądź awarii dysku twardego. Plików zabezpieczonych w ten sposób nie można też przegrywać na odtwarzacz MP3, inne dyski itd. Takie rozwiązanie jest nieracjonalne i niepraktyczne, nic więc dziwnego, że słuchacze przestali kupować – wybrali nielegalne kopiowanie. Tego rodzaju obostrzenia zabijają rynek. Systemy DRM bywają gorsze i lepsze, ale wszystkie utrudniają życie legalnym nabywcom, co powoduje, że użytkownicy – zamiast oddać pieniądze licencjonowanym dostawcom wolą zdobywać nielegalne kopie. Ale nie łudźmy się piractwo było, jest i będzie. Kiedyś były to płyty ze stadionu czy bazaru, dziś są to pliki zamieszczone w internecie. Chodzi raczej o to, aby nieprzemyślanymi działaniami nie prowadzić do rozkwitu piractwa, ale na odwrót, starać się ograniczyć je do minimum. Branża muzyczna udostępniała pliki z DRM-em uważając, że inaczej się nie opłaca – nie ma rynku, bo zabija je piractwo. Jest to już samo w sobie zaprzeczeniem – jeżeli rozwija się piractwo, to znaczy że jest rynek. W pewnym momencie jednak na rynek wkroczyła firma Apple ze sklepem iTunes, która miała tak mocną pozycję rynkową, że narzuciła wydawcom muzycznym brak DRM-u, zaczęła natomiast znakować udostępniane pliki. Co to oznacza? To, że w oferowane pliki „wszywana jest” informacja o osobie kupującej, dzięki czemu można wyjaśnić, kto kupił plik, a następnie wprowadził na rynek nielegalną kopię. Okazało się, że jest to doskonały straszak na piratów. W przypadku rynku książki nie ma jeszcze takiego gracza, który wymusiłby to na wydawcach. W Polsce większość wydawnictw oferuje książki elektroniczne z DRM-em, przez co ich książki gorzej się sprzedają – ja w każ- Strona główna i przykładowa podstrona portalu eLib.pl dym razie takiej książki nie kupię. Sparzyłem się już na płytach z muzyką. Dlatego też eLib, córka naszej firmy powołana do dystrybucji publikacji elektronicznych, jako pierwsza firma w Polsce oferuje książki znakowane. Specjalny program wciąż przeszukuje internet w poszukiwaniu oznakowanych plików. W momencie gdy taki znajdzie żądamy usunięcia pliku z danego portalu, a kiedy to nie skutkuje kierujemy sprawę na drogę sądową. A czy w takim razie na Waszej stronie internetowej nie powinno być wyraźnie zaznaczone, że kupowane tam pliki są znakowane, czyli łatwe do zidentyfikowania w sieci? Epatowanie wyraźnymi napisami, na wzór pieczątek firm windykacyjnych na rachunkach, moim zdaniem obraża klienta – z góry traktowany jest jako złodziej. Oczywiście taką informację, ale w delikatniejszej formie, zamieściliśmy na naszej stronie, dzięki czemu nasi klienci są mniej skłonni do nielegalnego rozpowszechniania kupowanych u nas plików. Stosowanie DRM-ów ma jednak niekiedy sens. Przykład? Student może wykupić czasowy dostęp do publi- 6 [e - k siążki] kacji na interesujący go okres, np. jeden semestr, przez ten czas korzystać z niej na swoim czytniku e-papieru. W ten sposób ma zapewniony łatwy i dość tani dostęp do wszystkich obowiązujących lektur. Po upłynięciu ustalonego czasu publikacja przestaje być widoczna na ekranie czytnika i jeśli student chce ponownie po nią sięgnąć, powinien po raz kolejny zamówić do niej dostęp. Przedstawił Pan tu wizję nowego typu biblioteki uczelnianej – zamiast książek, szereg czytników e-papieru. Tym tematem wszyscy są bardzo zainteresowani, oprócz oczywiście drukarń. Ta forma sprzedaży książek może przynieść spore oszczędności – zarówno wydawcom jak i uczelniom. Prowadzimy już na ten temat rozmowy z kilkoma oficynami. Rozmawiamy w biurze prowadzonej przez Pana firmy 7bulls.com. Na regale widzę jednak sporo książek. Nie jest jednak ich zbyt wiele. Proszę zwrócić uwagę, że brak wśród nich słowników, encyklopedii... Są to książki ściśle branżowe, i to po jednym egzemplarzu na firmę zatrudniającą kilkadziesiąt osób. Papierowa forma słowników i encyklopedii powoli odchodzi w przeszłość, podobnie zresztą jak tych na dyskietkach. Dziś mamy encyklopedie w internecie, do których dostęp jest często płatny – zwykle symbolicznie jedynie po kilka złotych. Portal onet.pl ma np. bazę wiedzy „wiem.onet.pl”, która zawiera informacje z różnych słowników i encyklopedii. Ale słowniki i encyklopedie to dość specyficzny sektor wydawniczy. Publikacje elektroniczne to również wydawnictwa fachowe i beletrystyka. W przypadku tych pierwszych zaletą jest możliwość stałego uzupełniania wiedzy i łatwość wyszukiwania. Jestem z wykształcenia informatykiem, ale czasami wolę przysiąść nad papierową wersją książki, spokojnie zgłębić jej treść, pomyśleć; w pracy natomiast potrzebuję informacji natychmiast – wówczas włączam komputer lub używam czytnika. Korzystam głównie z angielskiej czytelni internetowej Safari wydawnictwa O'Reilly. Jaki jest koszt korzystania z takiej czytelni? Dostęp dla jednej osoby kosztuje 20 -30 USD na miesiąc za kilkanaście książek. W przypadku instytucji kalkuluje się to inaczej. Jest to uzależnione od liczby publikacji, które chce się przeglądać w jakiejś jednostce czasu. Na przykład można wykupić pakiet za 40 USD, który pozwala na korzystanie przez określony czas z zawartości „księgarni” i dwa pobrania książek w formacie PDF. Jeżeli potrzeby rosną, kupuje się droższy abonament. W tej czytelni zostawiamy całkiem przyzwoite pieniądze. Takich firm jak my, o takich potrzebach, są w Polsce tysiące i jest to rynek, który nasze wydawnictwa tracą. Kupuje Pan książki? Mam ich tysiące, ale jestem słabym klientem księgarń, ponieważ nowych pozycji kupuję bardzo mało. Szukam raczej pierwszych wydań, często tych sprzed stu lat. Kolekcjonuję książki, które lubię, do których chce się wracać, które z jakichś powodów są dla mnie ważne. Jeśli już na coś się decyduję to na powieści. Książki fachowe kupuję wyłącznie w formie elektronicznej, choć wolałbym w obu formach – wydawnictwo, które oferowałoby książkę w dwu takich formach miałoby szansę zawojować rynek. Co utrudnia korzystanie z publikacji elektronicznych? Sama technika, a głównie monitory komputerów, i to wszystkich, również tych najnowszych generacji, LCD z podświetlanym monitorem, które mają określoną rozdzielczość i męczą wzrok. Ponieważ chcemy oszczędzić oczy dużo drukujemy. Rewolucją jest e-papier i czytniki, w których światło jest odbijane a nie świeci jak w monitorach. Kupić urządzenie aby nie drukować – okaże się, że to dobra inwestycja. E-papier ma wiele zalet, to dobry zamiennik papieru, który nie męczy wzroku, a zmiana strony na takim urządzeniu trwa około jednej sekundy. Czytników jest coraz więcej, są one coraz bardzie ergonomiczne, coraz tańsze i coraz łatwiej z nich korzystać. W domu zrobiłem mały test: dałem rodzicom, którzy „nie lubią się z komputerami” czytnik eClicto Kolportera (proste urządzenie, łatwo się je obsługuje, choć ma mały ekran) i powiedziałem: bawcie się, spróbujcie z niego korzystać. Rodzice potrafili urządzenie włączyć, wybrać książkę, zmienić strony i stwierdzili, że to fajna rzecz i chcą ją mieć. Ważnym elementem wskazującym na czytniki jest wygoda, łatwość kupowania. W księgarniach bywam rzadko, one mnie przytłaczają – są tam setki książek, które chciałbym mieć, a coś trzeba wybrać. Oczywiście można kupić książkę w internecie, ale tu znowu trzeba czekać na dostawę. A korzystając z czytnika, nowość można mieć natychmiast – wystarczy nacisnąć klawisz lub – w przypadku ekranu dotykowego – odpowiednie miejsce. Na takim rozwiązaniu olbrzymie sumy zarabia Amazon – z poziomu czytnika łatwo wydaje się pieniądze. Czytamy tam jakiś tekst, w którym nagle coś nas zainteresowało. Wcześniej poszlibyśmy do księgarni, ewentualnie poszukali w internecie. A można przecież inaczej: w czytniku dotknąć ekran, jeśli jest to czytnik [ e -ks i ąż ki ] 7 z ekranem dotykowym, bądź za pomocą klawiszy wybrać opcję: „szukaj na ten temat”. Następnie wybrać publikację i ją kupić – tu i teraz. Taka książka nie będzie droższa od papierowej, za to będzie natychmiast. Badania zagraniczne pokazują, że ludzie zaczynają dzięki temu czytać więcej książek. W ubiegłym roku, w okresie przedświątecznym, a więc trochę nietypowym, Amazon sprzedał więcej książek elektronicznych niż papierowych – była to wówczas sensacja na skalę światową. W lipcu tego roku była to już rzecz prawie normalna. Oczywiście powiemy, że oceniamy rynek amerykański, gdzie ludzie mają inne przyzwyczajenia. Ale przecież mówimy o ludziach, którzy czytają książki, a oni są tacy sami na całym świecie. Wieszczy Pan koniec książki papierowej! Oczywiście, że nie. Z pewnością zmniejszy się liczba sprzedawanych książek, ale książka jako taka nie zniknie – powoli będzie dryfować w stronę niszy. W dalszym ciągu działać będzie siła przyzwyczajenia, chęć obcowania z pewnego rodzaju dziełem sztuki. Z pewnością jednak wydawnictwo, które będzie oferować wyłącznie książki papierowe przegra z konkurencją. nia pewnej masy krytycznej, po której przekroczeniu obrót takimi wersjami stanie się opłacalny. Firmy, które obecnie zajmują się książką elektroniczną, na razie nie konkurują ze sobą – pracy związanej z tym rynkiem jest tak dużo, że każda z nich zagospodaruje pewien jego fragment. Książki elektroniczne może oferować każda księgarnia. Oczywiście, jeśli chce wprowadzać zabezpieczenia DRM, to musi kupić dość drogi program, zmodyfikować nieco całą księgarnię. Problem niewielkiej liczby publikacji elektronicznych ogranicza rozwój księgarń internetowych, które nie mają co oferować – 2-3 książki na dany temat, podczas gdy w księgarni znajdziemy ich 500. Widać to np. na portalu prowadzonym przez naszą firmę eLib, która też jest w pewnym sensie księgarnią internetową. Oferta nie jest tam jeszcze sprofilowana, pierwszy dział utworzą dopiero lektury, które częściowo będziemy tam udostępniać bezpłatnie. Zamawiając książkę elektroniczną, co otrzymujemy? K onrad W awruch : Plik PDF, zazwyczaj zabezpieczony, albo Wierzę w przyszłość plik z rozszerzeniem ePUB – format książki elektronicznej. książki elektronicznej przystosowany do specyfiki czytników e-papieru, smartfoW wielu sektorach nów. My swoją sprzedaż ograniczamy Czyli gonimy Amerykę, obojętnie, czy czytelnictwa czytnik chwilowo do PDF-ów. Wynika to z ograto dobrze, czy źle – załóżmy, że dobrze. i komputer już niczeń polskiego rynku, w którym czytniIle firm w Polsce zajmuje się dystrybuków jest jeszcze bardzo mało, a więkcją książek elektronicznych? zastępują książkę szość zamówień kierowana jest przez Kilkanaście lub kilkadziesiąt zajmuje się papierową internet. Niestety nie jesteśmy Amazointernetową sprzedażą. Kilka podmionem, w którym zamówienia można skłatów, w tym i my, ma ambicję robić coś więcej oprócz zwykłego sprzedawania: dystrybuować dać za pośrednictwem samego czytnika e-papieru. publikacje do innych księgarń, pomagać wydawnictwom Obecnie musimy się na czymś skupić, priorytetem dla w procesie digitalizacji papierowych wydań, a więc sta- nas jest stworzenie samej bazy publikacji, w jakiejkolrać się, aby tych publikacji było na rynku jak najwięcej. wiek formie elektronicznej, a otrzymanie pliku PDF jest Mam nadzieję, że organizowane przez nas konferencje w tej chwili najprostsze. Oczywiście pracujemy nad werpromujące ideę e-publikacji też na to wpłyną. Pierwszą sjami typu ePUB, ponieważ jednak publi-kacji tego typu taką konferencję zorganizowaliśmy w maju tego roku mamy jeszcze mało, zbyt tego nie rozgłaszamy. W tym podczas Warszawskich Targów Książki. Polski rynek tego zakresie współpracujemy z jednym z największych poltypu publikacji dopiero powstaje. Gdybyśmy chcieli skich dystrybutorów czytników, firmą e-Media, która istzałożyć zwykłą księgarnię, to zwyczajnie byśmy się nie nieje od wielu lat i jest firmą sprawdzoną. Z plikami utrzymali – oferta, którą moglibyśmy przedstawić czytel- ePUB chcemy wystartować w najbliższych miesiącach. nikom, jest jeszcze mizerna. Czyli zadaniem takich firm jak nasza jest między innymi popularyzowanie samej Mówił Pan, że elektronicznych wersji książek jest idei książki elektronicznej i doprowadzenie do powsta- wciąż mało. Mało, to znaczy ile? 8 [e - k siążki] Kilka tysięcy i faktycznie jest to bardzo mało. Również progresja liczby publikacji jest niezbyt duża, choć nowe książki przygotowywane są już często z myślą o publikacjach elektronicznych. Wydawcy zachowują wówczas ostateczny plik tekstowy czy też przełamany plik przygotowany w jakimś programie, a nie tylko PDF gotowy do druku. Ostatnio sporo mówi się o wejściu Google na polski rynek i zagrożeniach z tym związanych. Jak Pan je ocenia? Google może być tym dla wydawców książek, czym Apple stał się dla wydawców muzycznych. Za chwilę wejdzie na polski rynek i oznajmi, że ma przygotowane elektroniczne wersje wszystkich książek i może sprzedawać je lub nie. Oczywiście nie ma mowy o bezpłatnym do nich dostępie, Google też chce zarabiać. W tej chwili wydawcy już podpisują z firmą Google umowy zezwalające na prezentację ok. 1/3 publikacji na jej stronach. Jest to dobra forma promocji książek. My również ewentualnym czytelnikom-klientom udostępniamy fragment publikacji bezpłatnie. Rozmawiamy o dystrybucji książek elektronicznych w księgarniach. A jak ma postąpić wydawca, który chce je sprzedawać we własnym zakresie, mam na myśli oczywiście zabezpieczenia, poprzez swój portal. W najbliższych miesiącach zamierzamy uruchomić usługę znakowania plików, a ponieważ jest to dość skomplikowana maszyneria, wymagająca specjalnego oprogramowania i wiedzy, to wprowadzanie takiego rozwiązania na własną rękę raczej się wydawnictwu nie opłaci. Jednak w momencie gdy będzie to ogólnodostępna usługa, koszty takiego zabezpieczenia nie będą wysokie. Jak to będzie działać? Na podstawie informacji od wydawcy wprowadzimy w plik wymaganą informację, np. tytuł książki, nazwę oficyny, imię i nazwisko kupującego, ostrzeżenie przed nielegalnym wprowadzeniem do internetu, itp. Dane te mogą być jawne lub niewidoczne. Przygotowujemy się również do oferowania wydawcom, którzy planują wprowadzić do sprzedaży dużą liczbę publikacji elektronicznych, całego sklepu internetowego. Otóż pewną okrojoną wersję serwisu eLib będzie można umieścić na portalu wydawnictwa, zmieniając całkowicie jej szatę graficzną, logo itp. Oczywiście cena takiej usługi uzależniona będzie od liczby oferowanych tam publikacji. Chcemy rozwiązywać problemy i wspólnie zarabiać pieniądze, a nie oferować sztywny produkt KSIAŻKI NADESŁANE OKUP Emily Diamond Przekład: Liliana Fabisińska Wydawnictwo Wilga Warszawa 2010 Książka dla „młodszej młodzieży”. Zatopiona Anglia w 2216 roku... Wszystko jest inne. Londyn to miasto biedaków. Mocarstwem jest Większa Szkocja. Na morzu prym wiodą drapieżcy. Ludzie żyją bez technologii i komputerów. Gdy porwana zostaje córka premiera, na pomoc dziewczynce wyrusza trzynastoletnia Lilly Melkun, właścicielka niezwykłego kota morskiego. Jako okup chce ofiarować drapieżcom stary i bardzo cenny klejnot. Uważaj, Lilly! Ten klejnot to tak naprawdę... Brzmi ciekawie, prawda? A to dlatego, że takiej historii jeszcze nie było. Nic dziwnego, że książka zwyciężyła w konkursie „The Times” na najlepszą książkę młodzieżową fantasy! UPADLI Lauren Kate Przekład: Anna Studniarek Wydawnictwo MAG Warszawa 2010 W Danielu Grigori jest coś boleśnie znajomego. Luce Price zwraca uwagę na tajemniczego i zdystansowanego Daniela już pierwszego dnia w szkole Sword & Cross w dusznej Georgii. On jest jedynym jasnym punktem w miejscu, gdzie nie wolno korzystać z komórek, inni uczniowie to świry, a każdy ich ruch śledzą kamery. Choć Daniel nie chce mieć nic wspólnego z Luce – i robi wszystko, żeby dać jej to wyraźnie do zrozumienia – dziewczyna nie potrafi się powstrzymać. Przyciągana niczym ćma do płomienia, musi dowiedzieć się, jaką tajemnicę ukrywa Daniel... nawet gdyby to miało ją zabić. Upadli to powieść ekscytująca i romantyczna, połączenie wciągającego thrillera i historii miłosnej. – na zasadzie, bierz co jest, albo szukaj innego dostawcy – takie podejście jest nam obce. Staramy się być elastyczni. To rozsądna koncepcja działania. Życzymy sukcesów w promocji idei publikacji elektronicznych i powodzenia w realizacji planów. (Rozmawiał A n d r z e j P a l a c z )