Czytaj
Transkrypt
Czytaj
Lokatorzy Autor: Ola & Joasia Cz.1 Wysoki, przystojny brunet wszedł do małej knajpki i rozejrzał się dokoła. Po chwili podszedł do stolika w rogu lokalu, gdzie czekał na niego kolega. - I jak, zdałeś tego kolosa? - otrzymał pytanie, gdy tylko usiadł. - Zdałem, nareszcie! Ale było ciężko – Marek odetchnął z wyraźną ulgą - A Ty cwaniaczku? Wszystko zaliczyłeś? - Oczywiście! Ja zawsze wszystko zaliczam! - chłopak wypiął dumnie pierś. - Ty?! Nie błaznuj Piotrek - Marek sprzedał kuksańca w bok kumplowi. - Dobra, już dobra. Tak tylko żartowałem. Słuchaj, mam propozycję nie do odrzucenia! - No ciekawe, co wymyśliłeś tym razem.... - Słuchaj, zbliża się długi weekend. Majówki i te sprawy. Wszystko zaliczone jak na razie to się czepiać nie będą. A ja mogę skołować klucze do domku w Bieszczadach... Co Ty na to? - No wszystko było by w porządku. Ja zawsze jestem chętny na imprezy i inne.... rozrywki - obaj panowie wybuchli głośnym śmiechem - Tylko nie zapominaj, że ja się przeprowadzam. - Jednak załatwiłeś te nowe lokum? - Piotrek oparł głowę na rękach - No opowiadaj. - Załatwiłem. Mam się przenieść jak najszybciej, więc raczej zrobię to w pierwsze wolne. Sam rozumiesz, ale może dojadę do Was. - No Stary! To jakaś parapetówa się szykuje! - Zobaczymy! - Marek uśmiechnął się do kolegi i wziął do ręki szklankę z sokiem - A teraz zdrówko, za moje nowe, przytulne mieszkanko. Na razie soczkiem, ale później... - chłopcy puknęli się szklankami - Dobra, ja muszę spadać - No ja też. Zaliczymy jutrzejsze kolokwium i mogą nam skoczyć – pożegnali się i obaj ze śmiechem wyszli na zewnątrz *** - Nawet nie wiesz jak się cieszę! W końcu będę miała cztery kąty tylko i wyłącznie dla siebie! Cisza i spokój – westchnęła z rozmarzeniem drobna blondynka siedząc w małej przytulnej knajpce naprzeciwko swojej przyjaciółki - Zobaczysz, że jeszcze będzie ci brakować akademickich imprez – rzuciła ze śmiechem Zuzia - A tobie brakuje? - Od kiedy jestem z Piotrkiem niczego mi nie brakuje – zamrugała oczami głupio się uśmiechając - Wariatka! – zaśmiała się Baska - Dobra, a teraz poważnie. Kiedy się wprowadzasz? - Za kilka dni, chyba w najbliższe wolne - Wreszcie będzie co oblewać! – zatarła szczęśliwa ręce – Chodź! – pociągnęła przyjaciółkę za sobą - Zuzka, ale gdzie?! - Trzeba ci coś kupić do nowego lokum, nie? – uśmiechnęła się do przyjaciółki i obie zadowolone ruszyły na podbój centrum handlowego. Kilka godzin później Basia wciągając do windy dużą, wypchaną walizkę przeklinała swoją głupotę. Była zła, że sama musi targać wszystkie swoje bagaże i właśnie w tej chwili żałowała, że nie ma faceta. Na domiar złego ulewa, która rozpętała się przed chwilą, sprawiła, że nie miała na sobie suchej nitki. - Do jasnej cholery! Czy ja zawsze muszę ściągać na siebie wszystkie nieszczęścia tego świata?! zadała sobie to pytanie, gdy wreszcie udało jej się wejść do windy - Piętro numer sześć! No Baśka, za chwilę ujrzysz to swoje gniazdko! Gdy drzwi otworzyły się, niepewnie wychyliła najpierw głowę, ale stwierdziwszy, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, wyszła i potykając się o walizkę podążyła dalej. - Mieszkanie 26, mieszkanie 26 - idąc cały czas to powtarzała - O jest! Spokojnie, teraz klucze! gdy otworzyła drzwi z jej buzi nie wydobył się żaden dźwięk. Rozejrzała się dokładnie po całym mieszkaniu - Boże, Baśka! Jest lepiej niż myślałaś! Aaaaa normalnie padnę zaraz! - zaciągnęła torbę do sypialni i zaczęła wyjmować rzeczy - Im szybciej zaczniesz, tym szybciej skończysz! Marek wysiadł z taksówki i trzymając swoja walizkę szybko wbiegł do klatki chroniąc się przed padającym deszczem - Wreszcie! – westchnął, wyjął z kieszeni skrawek papieru i upewniają się, co do numeru mieszkania, ruszył w kierunku windy. Wysiadł na 6 piętrze i skierował się do drzwi. Przekręcił zamek i niepewnie wszedł do środka - No, no! – pokiwał z uznaniem głową – Całkiem nieźle! No to Mareczku, rozgość się! – powiedział sam do siebie zacierając ręce i kierując kroki w stronę sypialni. Jakież było jego zdziwienie gdy przechodząc koło łazienki usłyszał jakiś hałas. Nagle drzwi otworzyły się a zza nich wyłoniła się postać drobnej blondynki odzianej jedynie w przykrótki ręcznik. - Aaaaaaaa!!! – głośny krzyk wydobył się z ust obojga, po chwili Baska zamknęła się znów w łazience a Marek stał w osłupienie gapiąc się na drzwi, jak ciele na malowane wrota. Nie minęła minuta, gdy pojawiła się w nich głowa Storosz z miną nie wróżącą niczego dobrego - Kim pan jest?! I co do cholery robi w moim mieszkaniu?! – wysyczała przez zęby - Pani mieszkaniu?! Tak się składa, że to MOJE – wyraźnie podkreślił ten wyraz – Mieszkanie! - Mam pan natychmiast stąd wyjść bo wezwę policję! - Proszę bardzo! Może sobie pani wzywać, pokaże im wtedy umowę wynajmu! – rzucił wściekle zakładając ręce na piersi - O nie! Tak to my nie będziemy rozmawiać! – zatrzasnęła się z hukiem w łazience a po kwadransie wyszła z niej już w kompletnym stroju dołączając do Marka, który w tym czasie zdarzył rozgościć się już w salonie. - Proszę Pana, nie wiem kim Pan jest i szczerze mówiąc nie bardzo mnie to interesuje, ale proszę natychmiast opuścić moje mieszkanie! - stanęła przed nim wściekła z rękoma na biodrach. - Posłuchaj Słoneczko! To Ty masz się stąd wynieść i nie obchodzi mnie jak to zrobisz, dotarło? podszedł do niej bliżej z ironicznym uśmiechem. - Nie pozwalaj sobie! Powtarzam, to jest moje mieszkanie! I... - Marek nie pozwolił jej dokończyć. - Drobna poprawka MOJE! - Mogę pokazać ci umowę wynajmu! - Basia pobiegła szybko do torby i po chwili wróciła z kartką papieru. - Ale co mi tu pokazujesz?! To nie jest umowa wynajmu, to jakaś fałszywka. Zobacz, to jest prawdziwa umowa! - sięgnął do kieszeni spodni i wyjął taką samą kartkę papieru, co Basia. Oboje pochylili się nad owymi dokumentami i zaraz też spojrzeli na siebie z przerażeniem. - Nie! - zawołali jednocześnie. - To jakieś nieporozumienie! Trzeba to wyjaśnić! - Basia bezradnie opadła na kanapę. - Koniecznie! Nie mam zamiaru dzielić z Tobą lokum! - Marek zmierzył wzrokiem dziewczynę i lekko się skrzywił. - To w ogóle nie wchodzi w grę... - Basia posłała mu pełne pogardy spojrzenie i znikła za drzwiami sypialni. Po chwili wróciła z telefonem w ręku - Ty czy ja? - Co Ty czy ja? - Trzeba zadzwonić i wyjaśnić tą sprawę - powiedziawszy to wykręciła numer. - I co? - Nic, nikt nie odbiera. Będę próbować do skutku! - po kilkukrotnym wykręcaniu tego samego numeru w końcu dała spokój - To nie ma sensu! Nie odpowiada..... - Posłuchaj, może załatwimy to między sobą. Po prostu zabierz rzeczy i się wynieś - powiedział to bardzo spokojnym tonem, nie spuszczając jej z oczu. - Słucham?! Nie no to jakiś żart! A gdzie ja się według Ciebie teraz podzieję?! No gdzie?! Przecież ja nie mam mieszkania! Poza tym zapłaciłam za rok z góry! - chodziła w kółko po salonie i wymachiwała ze złością rękoma. - Za ile zapłaciłaś? - Za rok, do jasnej cholery! - No to pięknie! Bo ja też za rok! - Basia spojrzała na niego ze strachem - Pokaż tą umowę chłopak jeszcze raz na nią spojrzał - No fantastycznie! Widzisz? Według tego, co jest tu napisane wynajęłaś to mieszkanie dwa dni po mnie! - Ale jak to? - dziewczynie zaszkliły się oczy. - No tak to, że ten facet nas po prostu oszukał! Jak go złapię to mu nogi z...... - No to co my teraz zrobimy?! - Oboje mamy dokument wynajmu i oboje zapłaciliśmy, ja nie mam gdzie mieszkać i Ty też. No to nie pozostaje nam nic innego, jak tylko..... - Zostać współlokatorami! - Basia dokończyła za Marka i zaniosła się głośnym płaczem Cz.2 Kilka godzin później Basia, tuląc do siebie poduszkę, siedziała cały czas na kanapie raz po raz zanosząc się płaczem. Marek z kolei odwrócony do niej tyłem stał przy oknie mrużąc ze złości oczy. - I czego Ty beczysz?! - w końcu odwrócił się do niej - Lepiej pomyśl jak to sensownie odkręcić. - A co ja mogę zrobić?! Przecież ten facet nie odbiera telefonów! A ja nie wiem gdzie on teraz mieszka! Może spieprzył już dawno na jakąś Riviere - dziewczyna znowu wybuchła głośnym płaczem. - Nawet mi o tym nie mów! Nie no, ja sobie tego w ogóle nie wyobrażam! Boże, jaki kanał! - Marek znowu odwrócił się od dziewczyny. - Ja tym bardziej! Więc żeby niczego nie utrudniać po prostu zabierz stąd swoje rzeczy i po sprawie! - O czym Ty mówisz w ogóle?! - chłopak ze złości kopnął stojącą kanapę tak, że siedząc na niej Basia aż podskoczyła - Mam się stąd wynieść?! To mieszkanie kosztowało mnie kilka tysiaków! I nie zrezygnuję z niego, rozumiesz?! – wykrzyczał, co spowodowało, że Basia po raz kolejny zaszlochała - I przestań ryczeć! - To nie wrzeszcz! A myślisz, że ja dostałam to mieszkanie w prezencie?! - Nie mam bladego pojęcia. Może miałaś jakieś konszachty z tym facetem! - Licz się ze słowami, bo nie ręczę za siebie! - poderwała się z kanapy ocierając łzy - Dobra, wiesz co? Ta rozmowa do niczego nie prowadzi, pójdę się rozpakować - chwycił do ręki swoją torbę i skierował do sypialni. - Hej! Zaraz! Moment! Dokąd Ty idziesz? - dziewczyna ruszyła za nim. - Nie widzisz? Do sypialni. Rozpakować się. - Ale to jest moja sypialnia! - Słoneczko, to też jest moja sypialnia, więc przepuść mnie! - wyminął ją i złapał ręką za klamkę. - Ale tam jest tylko jedno łóżko, więc wybacz...... - Słuchaj, przepuść mnie pókim dobry! - pchnął drzwi i wszedł do środka. - Jeżeli zaraz stąd nie wyjdziesz, zacznę krzyczeć. - Boże, dziewczyno! Ty jesteś niezrównoważona psychicznie! Dobrze, pójdę na ustępstwo. Spać mogę ewentualnie na kanapie i to tylko na razie. Ale musisz mi zrobić miejsce w szafie. - Co?! Za jakie grzechy mam się z Tobą męczyć! - podeszła do komody i wyjęła zawartość jednej szuflady – Rozpakuj się! Więcej miejsca nie będziesz miał! - rzuciła ubrania na łóżko i z furią opuściła pomieszczenie *** - Zuuziaa – jęknęła rozpaczliwie opierając głowę na ramieniu przyjaciółki i grzebiąc słomką w swoim napoju, kiedy następnego dnia spotkały się w kawiarni – I co ja mam zrobić? - Sprawa się rzeczywiście troszkę skomplikowała... - Troszkę?! To prawdziwa katastrofa! Miałam mieszkać sama a nie z jakimś... z jakimś gburem! – rzuciła wściekle opierając bezwiednie głowę na kawiarnianym stoliku i zakrywając ją rękoma – Dobij mnie! - Oj Baska, czy ty czasem nie przesadzasz? Przynajmniej masz dach nad głową, mogło być gorzej – Zuzia próbowała pocieszyć przyjaciółkę – Poza tym może ten „gbur” jak go nazwałaś wcale nie jest taki zły? Przystojny? – wypaliła szczerząc się od ucha do ucha - Zuzka! Ja tu mam poważny problem a Tobie jak zwykle tylko jedno w głowie! - Dobrze, już dobrze! Nie denerwuj się tak! Zapłaciłaś za rok z góry, on też. Ty nie masz zamiaru rezygnować z mieszkania, on tym bardziej. Nie masz wyjścia, musisz przywyknąć. A kto wie? Może się polubicie? – dodała z dwuznacznym uśmieszkiem - Prędzej mi kaktus na ręce wyrośnie! Ale ja się tak łatwo nie poddam, jeszcze zobaczymy czyje będzie na wierzchu! – zmrużyła oczy przybierając podstępny wyraz twarzy - Baska? Co ty chcesz zrobić? - Ja?! - Już ja znam tą minę! Gadaj! Chcesz go odstraszyć, tak? - Oj, zaraz odstraszyć. Po prostu uświadomić, jak się mieszka z prawdziwą kobietą! – obie wybuchły śmiechem (...) - Stary, mówię Ci jaka beznadzieja - Marek upił soku, siedzą w knajpce razem z Piotrem – Albo zabiję ją, albo siebie! - Spokojnie Marek. To już byłaby desperacja.... - Piotrek poklepał go po plecach. - Jezu! Ty nie wiesz, kto to jest! Jakaś wariatka! - No co Ty, jest aż tak źle? - Piotrek, to jest upierdliwa blondynka, która nie panuje kompletnie nad sobą! - chłopak oparł ręce o stolik. - No, ale może chociaż ładna? - Czy Ty jesteś poważny?! Ja Ci się tu zwierzam ze swoich problemów, a Ty mi się pytasz, czy jakaś kretynka jest ładna! - Marek skrzywił się na samą myśl o dziewczynie. - Dobra, sorki. Nie wiedziałem, że to tak Cię urazi. Wiesz jakby nie było mieszkacie razem.... - Już niedługo - na buzi Marka zagościł uśmieszek. - Co masz na myśli? Przecież z tego co mówisz, ona się nie wyprowadzi, Ty także. Oboje wpakowaliście w to mieszkanie sporą sumkę, więc co Ty mówisz? - Piotrek pochylił się nad stolikiem. - To, że ona wyniesie się z tego mieszkania, tyle, że jeszcze o tym nie wie..... - Marek, ja Cię proszę. Nie rób głupstw. Masz przed sobą jeszcze dwa lata studiów jak teraz ją zabijesz to.... - Piotrek co ty pieprzysz?! – spojrzał na kumpla jak na wariata - Przecież jej nie tknę. - No to co Ty kombinujesz? - Piotrek był lekko zdezorientowany. - Po prostu pokaże jej, jak to jest mieszkać z facetem. Takim jak ja - Marek uśmiechnął się szeroko. - Boże, ona może tego nie przeżyć! - panowie stuknęli się szklankami zanosząc się głośnym śmiechem. Godzinę później oboje wrócili do mieszkania z grobowymi minami. Od momentu, gdy przekroczyli jego progi nie zamienili ze sobą słowa, wymieniając jedynie złowrogie spojrzenia. Basia zamknęła się w sypialni a Marek rozłożony na kanapie przerzucał kanały w telewizji. Znudzony, skierował kroki do kuchni w celu przygotowania dla siebie jakiegoś posiłku. Zaraz też dołączyła do niego Basia. Każdy zajął się swoją osobą próbując nie zwracać uwagi na ta drugą. - Mógłbyś się przesunąć? – odezwała się Baska siląc się na uprzejmy ton – Chciałabym dostać się do szafki! - Możesz chwilę poczekać? Zaraz skończę! – odpowiedział jej równie uprzejmie. Przewracając oczami usiadła przy stole zakładając nogę na nogę i obserwując każdy jego ruch - Możesz się tak nie gapić? – zapytał podirytowany - Miałeś zaraz skończyć! Ile mam jeszcze czekać aż upichcisz to arcytrudne danie jakim jest jajecznica? Ja też jestem głodna! - To zrób sobie kanapki! - Nie mam na nie ochoty! Chce naleśniki więc zwolnij kuchenkę! - Bosh, proszę! Rób sobie te naleśniki! A żeby ci się przypaliły! – mruknął pod nosem czego ona na szczęście nie usłyszała. W tym samym momencie, kiedy Marek z talerzem w jednej ręce i kubkiem herbaty w drugiej odwrócił się w stronę wyjścia wpadł na Baśke wylewając na nią herbatę i wypuszczając z ręki talerz. - TY IDIOTO!! Patrz jak łazisz! – krzyknęła Baska chwytając za ścierkę i wycierając swoja bluzkę – To moja najlepsza bluzka! - To nie masz czego żałować! Poza tym, to Ty na mnie wlazłaś! Szczęście, że nie lubię gorącej herbaty, bo dopiero byś wrzasku narobiła! I jeszcze przez Ciebie wywaliłem kolację! - A ja straciłam apetyt! – odwróciła się napięcie i wyszła z kuchni – I posprzątaj ten syf, który tam urządziłeś! – krzyknęła mu jeszcze z korytarza trzaskając drzwiami od sypialni... Cz.3 Tydzień wspólnego mieszkania nie poprawił stosunków między Baska a Markiem. Ich relacje nie uległy ociepleniu nawet w najmniejszym stopniu, wręcz przeciwnie, było coraz gorzej. Będąc w swoim towarzystwie nie potrafili wytrzymać pięciu minut bez kłótni, docinków i wzajemnych pretensji. Oboje, delikatnie mówiąc, za sobą nie przepadali. Baska uważała Brodeckiego za niewychowanego gbura, bałaganiarza i kompletnego idiotę. On nie miał o niej wcale lepszego zdania. Dla niego Storosz była głupią, upierdliwą i rozhisteryzowaną blondynką. Większość czasu spędzali na uczelni lub w towarzystwie przyjaciół, siebie omijając szerokim łukiem, co mieszkając pod jednym dachem, siłą rzeczy, było trudnym zadaniem. Każde, na widok tego drugiego, dostawało wrzodów żołądka. Nic nie wskazywało na to by ich relacje w najbliższym czasie mogły ulec zmianie. Marek tej nocy większość czasu pędził na intensywnym uczeniu się. Pochłonął górę notatek i przeczytał kilka rozdziałów podręcznika, a wszystko dlatego, że właśnie trwała sesja letnia. Kiedy skończył zakopał się w puchową kołdrę i odpłynął do krainy Morfeusza. Basia wczesnym wieczorkiem zamknęła się w swojej sypialni i pogrążyła w lekturze ulubionej książki. Nie miała akurat egzaminu więc postanowiła się zrelaksować. Dlatego wcześnie rano wstała wypoczęta i poczłapała do kuchni, po drodze skrzywiła się jeszcze widząc śpiącego na kanapie współlokatora. Wyciągnęła z lodówki chłodne mleczko i nalała sobie do szklanki. Z wielkim uśmiechem na ustach wróciła do sypialni, wzięła ubrania i podreptała zrobić poranną toaletę. Po kwadransie odświeżona i pachnąca pojawiła się w salonie z odkurzaczem w ręku. Nie zważając na śpiącego Marka odsłoniła brutalnie zasłonki. - No! Od razu lepiej! – powiedziała sama do siebie, chłopak tylko skrzywił się przez sen - W końcu trzeba posprzątać ten chlew! - nacisnęła stopą na odkurzacz i zaraz też po całym mieszkaniu rozległ się głośny warkot. - Co jest do cholery?! - Marek zerwał się do pozycji siedzącej - Co Ty robisz?! - nie uzyskał jednak odpowiedzi, bo hałas zagłuszał wszystko - Co Ty wyprawiasz?! - podszedł do kontaktu i wyłączył odkurzacz. - Ty jesteś głupi tak sam z siebie, czy ktoś Ci za to płaci? - dziewczyna posłała mu spojrzenie pełne ironii - Słuchaj, nie chce mi się z Tobą kłócić. Nie spałem prawie całą noc, mam dziś egzamin, czy mogłabyś z łaski swojej odkurzyć później? - spojrzał na nią z wyczekiwaniem. - Dobrze, odkurzę później! - Basia odwróciła się na pięcie i poszła do kuchnia. Marek z powrotem, z wielkim uśmiechem nakrył się kołdrą. - Odkurzyć mogę potem. Bo czemu by nie? - uśmiechnęła się do siebie pod nosem i zaraz też w mieszkaniu cudownie rozbrzmiał mikser. Chłopak zerwał się z kanapy i pognał do kuchni. - Ty idiotko jedna! Nie rozumiesz jak się do Ciebie coś mówi?! - Marek z furią wyrwał jej robota z ręki. - Ale o co Ci znów chodzi?! Chciałam upiec ciasto, na przeprosiny, ale widzę, że z Tobą nie da się mieszkać! - opuściła pomieszczenie zatrzaskują za sobą drzwi łazienkowe. - Idź się utop! Nawet pies nie będzie po Tobie płakał! - Marek wrócił kolejny już raz na swoje legowisko. Ledwie przymknął oczy, a do jego uszu dobiegł kolejny szum, tym razem suszarki do włosów - Żeby Cię szlag trafił Storosz! Pożałujesz tego! - opadł ciężko na poduszkę, zaciskając ze złości pięści. Kilka godzin później, Marek z rękami w kieszeniach przemierzał korytarz uczelni. Szedł wolno, bo nigdzie mu się nie spieszyło. Egzamin zdany, a do domu jakoś nie bardzo miał po co wracać. Nagle poczuł na ramieniu czyjąś rękę. - Marek! Co jest stary? Wołam Cię i wołam, a Ty nic - Piotrek podał kumplowi dłoń. - Daj spokój! Zmęczony jestem. Może gdzieś klapniemy, co? - Brodecki wskazał ręką na pobliski parapet. - Boże, coś Ty taki zmarnowany? Kac raczej nie, bo sesja, panny na razie nie masz. Podkreślam, na razie! - roześmiali się - To co jest? Opowiadaj. - Szkoda gadać. Ta cholerna idiotka mnie wykończy! - Marek zakrył twarz ręką. - Taka ostra? – zapytał z głupim uśmiechem ale Brodecki nawet nie zwrócił na to uwagi - Porządków jej się dziś zachciało, bladym świtem! Mówię Ci, oszaleje tam! - Marek, no ale nie załamuj się! Przykręć jej troszkę śrubki i będzie dobrze! - chłopak poklepał go po plecach. - Najchętniej bym tam nie wracał, mam tego dość! - Ej, stary nie strasz mnie! Chyba nie chcesz popełnić samobójstwa.....- Piotrek spojrzał na niego przerażony. - Piotrek ja nie zdążę, bo szybciej zejdę na zawał! - zrobił minę zbitego pieska - Muszę się na niej odegrać. - Proszę, nie mów już nic więcej, bo wsadzą mnie za współudział! - Nawet nie miałem zamiaru. Nie wiem tylko, czy podpalić mieszkanie, czy od razu ją utopić! chłopaki wybuchli donośnym śmiechem - Niech zginie w płomieniach! - Marek, tylko nie przesadź! Jeszcze będę Ci musiał przynosić krupnik w trojakach do pierdla! Piotrek podchwycił żart kumpla. - Krupnik czy żurek? Wszystko jedno! I tak pewnie będzie niezjadliwe! - Marek podniósł się z parapetu - Dobra, ja mykam. Może zdążę podsypać Baśce cyjanek zanim wróci - uścisnął dłoń kumpla po czym opuścił uniwerek. Wrócił do domu wieczorkiem, przekręcił klucz w zamku i cicho wszedł do mieszkania. Powiesił marynarkę w korytarzu, zdjął buty i szarpiąc się z krawatem powlókł się w stronę salonu. W łazience zobaczył palące się światło, co oznaczało, że Baska jest w domu. Z grymasem na twarzy skierował kroki do kuchni. Na stole stał kubek z ciepłym jeszcze kakao a obok walały się jakieś papierzyska. Marek wziął jedną kartkę do ręki, jak się okazało, były to notatki Storosz z wykładów. Nagle zrobiło mu się strasznie gorąco. Z perfidnym uśmiechem na ustach otworzył okno, ku jego zadowoleniu zaczął padać deszcz. Zebrał ze stołu wszystkie kartki i jednym sprawnym ruchem posłał jej w ciemną przestrzeń nocy. - No! – klasnął w dłonie z uśmiechem, po czym wyciągnął z lodówki zimne piwko. Zaraz w progu zjawiła się Baska. Zerkała to na stół, to na Marka z rosnącym zdenerwowaniem - Gdzie są moje notatki?! - Co? Jakie notatki? – zgrywał głupiego - Nie udawaj! Co z nimi zrobiłeś?! - Ja?! Aaaaa, chodzi ci o te papierki, które leżały na stole? - Brawo! Gratuluje spostrzegawczości, gadaj gdzie są! - Wywiało – rzucił beztrosko rozkładając bezradnie ręce - S-Słucham?! - Był przeciąg, nie zdarzyłem złapać – wzruszył ramionami. Baska dopiero teraz zwróciła uwagę na otwarte okno. Wpatrywała się w nie z rozdziawioną buzią i szeroko otwartymi oczami - Ty.... Ty.. Jak mogłeś?! To Twoja sprawka! Debilu wyrzuciłeś moje notatki!! Jutro mam egzamin, jak mam się Twoim zdaniem uczyć?! - Jak się pospieszysz, to może zdarzysz jeszcze kilka pozbierać – z triumfalnym uśmiechem opuścił kuchnie - Grrrrr...!!! Nienawidzę Cię! – krzyknęła za nim z furią w oczach - I vice versa! – odkrzyknął i z zadowoleniem rozsiadł się przed telewizorem. Cz.4 - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że ta sesja już za nami - zaraz po ostatnim egzaminie Basia udała się z Zuzią do knajpki - Teraz trzy miesiące słodkiego nic nie robienia! Czy Ty, wiesz co to znaczy?! - z rozpromienioną buzią spojrzała na koleżankę. - Hmmm, domyślałam się. Impreza, kac, impreza, kac... - Zuzia zaczęła wyliczać na palcach. - Ale Zuzka, po co od razu kac?! Może lekkie szumy w głowie! Ale czujesz ten klimat?! - Baśka przystanęła przed drzwiami pubu - Dziewczyno, Ty powinnaś się cieszyć, że cudem zdałaś wszystkie egzaminy! - Ale co Ty opowiadasz?! Jak to cudem?! Po prostu jestem niebywale inteligentna! A ten pajac pożałuje, że był wtedy przeciąg i moje notatki uległy samozagładzie! - na twarzy dziewczyny pojawił się chytry uśmieszek. - Baśka, weź się uspokój, co? Może naprawdę był przeciąg! - Zuzia oparła się plecami o drzwi. - Przeciąg?! Tak? A kto go zrobił? Zuzka, przeciągi same się nie robią! - To chociaż bądź mądrzejsza! Przecież tak nie idzie mieszkać! - Ale ja nie mam zamiaru z nim mieszkać! On jeszcze mnie popamięta! - Storosz złapała za klamkę - A jak będzie trzeba to w zimę będę zakręcała grzejniki! Niech sobie odmrozi..... stopy! dziewczyny wybuchły śmiechem i w końcu weszły do środka. - O nie! Czemu wszystkie stoliki zajęte? - jęknęła zrezygnowana Zuzka. - Jest jeden wolny! Obok toalety... męskiej! - Baśka parsknęła śmiechem – Chodź, może kogoś poderwiemy! - No co Ty?! Ja od jakiegoś czasu trwam w stałym, szczęśliwym związku! - Jezzzu! Jaka z Ciebie sztywniara! - dziewczyny ponownie wybuchły głośnym śmiechem. - Baśka, patrz, tam siedzi chyba Piotrek. Ale co on tu robi? Chodźże! - złapał koleżankę za rękę i poprowadziła do stolika swojego chłopaka - Cześć Piotrusiu! Co za spotkanie! - obie przywitały się z chłopcem. - No mi też jest miło moje Panny! Ale to nie na egzaminku? Po knajpach się szlajacie? - Piotrek, od kiedyś Ty taki bystry, co? Sam jesteś? - Zuzia usiadła obok niego - No nie, jestem z... – i w tym momencie wyrósł przed ich stolikiem wysoki brunet. Zuzia rzuciła mu krótkie cześć i pomachała wesoło ręką natomiast Baska gapiła się na niego z rozdziawioną buzią - To Ty! – powiedzieli równocześnie wywołując na twarzach swoich przyjaciół lekkie zaskoczenie - Co tu robisz?! – Baska prawie krzyknęła - O to samo mogę spytać Ciebie! Jestem z kumplem – wskazał głową na Piotrka - Zaraz, zaraz... chyba nie chcesz powiedzieć, że... – nie skończyła bo w rozmowę natychmiast wtraciła się Zuzka - Stop! Czekajcie, jak to? To wy się znacie? - Czy się znamy?! Mieszkam z tą wariatką! – Marek posłał Baśce sztuczny uśmiech - O wypraszam sobie! To ja muszę się z Tobą męczyć! - Nikt ci nie każe! Możesz śmiało się wynosić! - Twoje nie doczekanie! – wysyczała z wściekłością. Tą ich słowną utarczkę przerwała Zuzka - Hej, hej, hej! Opanujcie się, nie jesteście tu sami! I bez gadania! – dodała, kiedy chcieli coś powiedzieć – Jak to mieszkasz? Więc to Ty jesteś współlokatorem Baśki? Baska dlaczego ja nie wiem, że mieszkasz z Markiem? Piotrek, Ty wiedziałeś? - Nie miałem pojęcia, że mówiąc o upierdliwej blondynce Marek będzie miał na myśli Ciebie – zwrócił się do Baśki i wybuchł śmiechem - Bardzo zabawne! – rzuciła z przekąsem, posyłając jednocześnie Brodeckiemu mordercze spojrzenie. - Ale teraz, możecie się chyba zaprzyjaźnić, prawda? – Zuzka posłała im promienny uśmiech i pociągnęła swojego chłopaka na parkiet, zostawiając dwójkę „przyjaciół” samych... Następnego dnia Basia przeciągnęła się leniwie i wytknęła głowę spod kołdry. Rozejrzała się dookoła z uśmiechem na ustach, który zgasł natychmiast gdy tylko zobaczyła, która jest godzina. Z obłędem w oczach wyskoczyła z łóżka i zaczęła szukać ubrań. Wciągając na siebie spodnie zastygła w bezruchu. - Boże! Odbija mi, przecież mam wolne. Co ja w ogóle robię? - włożyła ponownie piżamkę i położyła się na łóżko - Poleżę jeszcze troszkę i pójdę coś zjeść. Marka, który cały czas nocował w salonie obudziły trzaski dochodzące z sypialni. Skrzywił się i uniósł lekko na łokciach. - Co ta wariatka znowu odstawia? - gdy tylko otworzył usta, poczuł przeszywający ból gardła - O cholera, chyba przeholowałem wczoraj z tym piwem - z trudem wstał z łóżka i lekko przygarbiony podreptał do kuchni - Takiego kaca to jeszcze nie miałem. Żeby w kości poszło?! - jego rozmyślania przerwały kroki w korytarzu - Jeszcze jej tu brakowało - wyjął mleko z lodówki i przelał do dzbanka. - Dzień dobry – Basia przywitała się od niechcenia - Dzień dobry - zachrypły głos współlokatora sprawił, że dziewczyna momentalnie na niego spojrzała. - Co się stało? Jesteś chory? - A co? Zadowolona byś była, nie? - Marek wstawił dzbanek do mikrofalówki. - Marek, mógłbyś sobie darować. Próbuję być miła... - sięgnęła po płatki i położyła na stole, przy czym niechcący się o niego otarła - Jesteś rozpalony! - Na pewno nie Twoim widokiem! - Brodecki postawił ciepłe mleko na stole i nasypał sobie płatków. - Znowu próbujesz być zabawny? - uśmiechnęła się do niego z politowaniem - Zresztą przy poziomie Twojej inteligencji, czegóż chcieć więcej? - zalała płatki mlekiem. - Nie mam zamiaru zagłębiać się z Tobą w dyskusje. Zimno jak cholera! - odsunął od siebie talerz ze śniadaniem i poczłapał do salonu. - Bez mojej pomocy się wykończysz – szepnęła i z uśmiechem włożyła łyżkę do buzi. Gdy skończyła sprzątnęła ze stołu i raz dwa umyła naczynia. Wycierając ręce podeszła do okna. Uśmiechnęła się na sam widok słoneczka i ruszyła w stronę drzwi, zatrzymała się jeszcze na chwilę i spojrzała w stronę salonu. - Marek, na pewno dobrze się czujesz? - Na Twoje nieszczęście jeszcze nie umarłem! - wychrypiał spod kołdry. - Idź w cholerę! - trzasnęła drzwi sypialni i w szybkim tempie włożyła na siebie ubranie. Zaraz była już z powrotem w korytarzu zakładając buty. Po chwili wybiegła z mieszkania zatrzaskując za sobą drzwi. - Jeszcze raz i drzwi będą do wymiany - skomentował Marek, zanosząc się kaszlem. (...) - No hej Zuzia! Piotrka nie ma? – zapytała rozglądając się po mieszkaniu przyjaciółki - Nie ma i wróci późno, więc mamy czas na babskie ploteczki – rozsiadły się wygodnie na kanapie – A co u Marka? - Zuzka! Nie przyszłam tu żeby o nim rozmawiać! - Wciąż nie możecie się dogadać? Baska, on jest naprawdę w porządku i w dodatku w Twoim typie – głupio się uśmiechnęła - Tak? To dziwne, jakoś tego nie zauważyłam. - To jak długo masz zamiar się z nim kłócić? Dobrze wiesz, że żadne z was nie zrezygnuje. Chcesz się tak męczyć przez cały rok? - Zuzia daj już spokój! Ja próbowałam być miła, nawet zapytałam czy wszystko w porządku, bo rano coś kiepsko wyglądał, chyba się przeziębił, ale widocznie jemu nie zależy! - Jest chory a ty zostawiłaś go samego? - Nie jestem jego niańką! Dorosły jest, poradzi sobie! W ogóle to miałyśmy omawiać wyjazd na Mazury a nie gadać o Brodeckim! - Dobra, już dobra! Nie wkurzaj się – puściła jej oczko - To co? Winko? - Winko! – reszta spotkania upłynęła im w bardzo miłej atmosferze. Około 22 Basia pożegnała się z przyjaciółką. Po drodze myślała o tym co powiedziała Zuzia, może Marek rzeczywiście nie jest taki zły? Choć nie chciała się do tego przyznać, to ich ciągłe kłótnie coraz bardziej ją męczyły. Nie potrafili w spokoju zamienić dwóch zdań, wieczorami ona siedziała zamknięta w sypialni a on urzędował w salonie. Wizja takiego życia przez najbliższy rok, nie napawała optymizmem. Basia doszła do wniosku, że chyba najwyższa pora wyciągnąć rękę i spróbować zmienić ich relację w bardziej przyjazne. Przechodząc obok apteki wykupiła kilka najpotrzebniejszych lekarstw i szybkim krokiem powędrowała do domu. Korytarz oświetlony był tylko smugą bladego światła, które sączyło się z salonu. Na kanapie, przykryty po uszy kołdrą leżał Marek. Spał wtulony w miękką poduszkę, musiała przyznać, że wygląda słodko. Położyła torebkę z lekami na stole, zgasiła małą lampkę i cicho, delikatnie się uśmiechając, wyszła z pokoju... Cz.5 Następnego dnia Marka obudziły pierwsze promienie słońca przedzierające się przez żaluzje. Leniwie podniósł się na łokciach i stwierdził, że czuje się jeszcze gorzej niż wczoraj. Potworny ból gardła, katar, kaszel i lekkie zawroty głowy sprawiły, że nie miał najmniejszej ochoty wstawać. Rozejrzał się po salonie dostrzegając na stole kilka opakowań leków. Zdziwiony zmarszczył brwi, nie przypominał sobie by ostatnio odwiedzał aptekę - Kupiłam wczoraj wracając od Zuzi – usłyszał za plecami jej głos i odwrócił się w jej stronę – Jakieś witaminy, gripex, coś na katar. To ci się chyba przyda – lekko się do niego uśmiechnęła - Yyy dzięki ale... nie musiałaś – odpowiedział trochę zmieszany - Ok. – wzruszyła beztrosko ramionami – Następnym razem, pozwolę ci się wykończyć – zachichotała widząc jego zdziwione spojrzenie - W kuchni jest gorący rosół, babcia mi go zawsze robiła gdy byłam chora. Zjedz, połknij tabletki i najlepiej nie wychodź z łóżka. No.. to ja pójdę do siebie – odwróciła wzrok lekko speszona intensywnością jego spojrzenia - Baska! – zatrzymał ją gdy już wychodziła – Dzięki... – posłał jej delikatny uśmiech, ona skinęła delikatnie głową i znikła mu z pola widzenia. Godzinę później widząc, że Marek śpi z zamiarem kupienia czegoś na kolację opuściła mieszkanie... Marka obudził głośny dźwięk dzwonka. Podniósł się do pozycji siedzącej, jednak nie miał zamiaru wstać. Rozejrzał się po mieszkaniu, wzrokiem poszukując Basi. - Mogłabyś otworzyć?! - odpowiedziała mu cisza, więc z ociąganiem wstał i mrucząc coś pod nosem poczłapał do drzwi. - Co tak długo? Już myślałem, że wyciągnąłeś kopyta! - Piotrek wparował do mieszkania. - Wejdź, nie krępuj się - Brodecki zatrzasnął drzwi i pobiegł z powrotem na kanapę. - Jejku! Ty naprawdę jesteś chory. A już myślałem, że Zuzka bredzi. - Daruj sobie! Jakieś cholerstwo mnie wzięło! - chłopak zarzucił na siebie kołdrę. - Ty, a może masz te, no jak to się nazywa…. - Piotrek usiadł na fotelu. - Stary nie myśl tyle, błagam. Nic mi nie będzie, zwykłe przeziębienie. - Mnie to wygląda na coś poważniejszego. - Piotrek, przestań. Przyszedłeś mnie załamywać? - jęknął zrezygnowany i znowu zaczął się rozglądać - Gdzie ona w ogóle jest? - Ale kto? - No jak to kto? Baśka! Nie ma jej przecież. - Aaaa! Baśka! A co Cię to interesuje? Martwisz się? - Piotrek spojrzał na niego podejrzliwie. - Nie, no coś Ty! - Spotkałem ją na dole. Szła na zakupy, także nie będzie jej ładnych parę godzin. - Weź otwórz okno. Duszno tu jakoś - Marek skrzywił się lekko. - Stary, Ty chyba nie powinieneś być w przeciągach…. - Dobra tam! Otwieraj, nie marudź! - Piotrek z niechęcią otworzył okno - A teraz gadaj, co z tym spływem? - No wygląda na to, że wszystko załatwione! Jedziemy w sierpniu, na całe dwa tygodnie! - chłopak, aż podskoczył z radości - Marek, co to będą za wakacje! Marzenie! - Mam tylko nadzieję, że jak wrócę to będę miał gdzie mieszkać. I nie dostane nakazu eksmisji. - Co Ty gadasz?! Już myślałem, że się dogadaliście. Mówię Ci ona nie jest taka zła. Jest dziewczyną owszem, ale to od razu jej nie dyskwalifikuje. Jest w porządku, znam ją trochę. - Piotrek, ale Ty z nią nie mieszkasz. W sumie, to mogę jej się bliżej przyjrzeć. Może coś z niej będzie - zamyślił się. - Poza tym… ten no…. śliczna jest…. - Ty! Zobaczysz powiem Zuzce! Ha! I Stary mam Cię! Wszystko jej powiem, chyba że zostaniesz moim służącym. Co Ty na to? - Marek zatarł ręce z chytrym uśmieszkiem. - Boże! Mam przygłupa za przyjaciela! - Ha Ha Ha! Cóż za wyszukany dowcip! - Dobra, Marek, kuruj się! Ja lecę! - uścisnął kumplowi dłoń i wyszedł. - No cześć - Brodecki wstał leniwie i zamknął okno - Rzeczywiście coś zimno! - skrzywił się i z powrotem zakopał w kołdrze. Basia z trudem otworzyła drzwi, dźwigając torby pełne zakupów doczłapała się do kuchni. Zostawiła wszystko na stole i wychyliła się w stronę salonu. - Marek? Wszystko w porządku? - nie odpowiedział jej, dlatego podeszła bliżej. Brodecki leżał przykryty po same uszy - Marek? - Wszystko ok. Chyba… - Jesteś głodny? Jest już po 17, więc może coś zjesz? - spojrzała na niego niepewnie. - Nie dzięki, nie mam apetytu. - Ale powinieneś coś zjeść. Może zrobię Ci chociaż kanapki, co? - usiadła na stoliku. - Nie, Baśka. Nie jesteś moją niańką i nie musisz się mną zajmować. Poradzę sobie - wychrypiał. - Jeny! Jak Ty w ogóle mówisz?! Dobra, nie nalegam. W razie czego będę u siebie - odprowadził ją wzrokiem, po czym znowu przykrył się po same uszy. Basia opadła ciężko na łóżko z książką w ręku. Bezmyślnie wodziła wzrokiem po stronach, w końcu wstała i podeszła do okna. Ale i tu nie potrafiła się skupić. Wreszcie wyszła z sypialni i udała się do kuchni. Zaczęła rozpakowywać zakupy. - Może zrobiłabym jednak ten obiad? Ciekawe, czy miałby ochotę na pomidorową? Zrobię mu, nie będę wredna - zastanawiała się cały czas, segregując produkty - Marek? - zawołała nieśmiało, ale stwierdzając, że może jej nie słyszeć, wyszła z kuchni - Marek? Śpisz? - Nie, nie śpię - odpowiedział słabo - Bo widzisz.... może miałbyś ochotę na... - przerwała widząc wypieki na twarzy i słysząc jego ciężki oddech - O Jezu, Marek! Co Ci jest? Jesteś cały rozpalony! - podeszła bliżej i dotknęła jego czoła - Musisz zmierzyć temperaturę! - pobiegła szybko do apteczki i zaraz była z powrotem z termometrem w dłoni - Proszę. - Baśka, nic mi nie jest... Naprawdę - marudził biorąc od niej termometr. - Cicho! Chociaż raz zrób co mówię! - nastała cisza, którą po dłuższej chwili przerwała Basia – Daj, wystarczy – odczytała temperaturę - 39,9! I Ty mówisz, że Tobie nic nie jest? Jesteś chory jak cholera! Nie ma co czekać, dzwonie po lekarza! - Baśka nie! Daj spokój, nic mi nie będzie! - Nie mam zamiaru Cię słuchać - chwyciła za telefon i wyszła do sypialni Po około pół godzinie w mieszkaniu rozległ się dzwonek. Basia czym prędzej pobiegła do drzwi i je otworzyła. Na progu stał mężczyzna w średnim wieku ze skórzaną torbą w ręku. - Dzień dobry! Pani Storosz jak rozumiem. To Pani dzwoniła? - Tak, ja. Zapraszam do salonu - wskazała ręką drogę. - A gdzie chory? - zadał pytanie w drzwiach salonu. - Marek? Pan Doktor do Ciebie - powiedziała uprzejmie - Dzień dobry! Widzę, że to coś poważniejszego - lekarz rozpoczął badanie, więc Basia postanowiła się ulotnić - Panie Marku, a gdzie Pan tak gardełko załatwił? - lekarz spojrzał na niego z wyczekiwaniem. - No wiem.... bywało się tu i tam.... - No tak, tak.... jak ja to znam.... Nie podoba mi się to, angina jak się patrzy. Przepiszę Panu antybiotyk, który trzeba wybrać do końca. I jakiś syrop na ten paskudny kaszel - lekarz schował stetoskop do torby i wypisał receptę - Proszę to wykupić. Zdrowia życzę! - uścisnął Markowi rękę i wyszedł z mieszkania. Zaraz też w drzwiach pojawiła się Storosz. - No i co? - Nic. Mówiłem, że to przeziębienie. - Oj, Marek, co powiedział lekarz? - Mam anginę.... - Anginę?! To jest nic? - podeszła do niego bliżej - Masz jakieś lekarstwa? - No coś tam mam..... - To dawaj! - Dobra, daj spokój! - przykrył się kołdrą. - Daj receptę, pójdę do apteki – wyjęła mu z ręki odpowiednie świstki i wyszła zatrzaskując za sobą drzwi. - Czy Ty nie umiesz zamykać ciszej? - skomentował z uśmiechem Marek Minęło kilkanaście dni, Brodecki doszedł już w pełni do zdrowia więc oboje z Baśka dostali obowiązkowe zaproszenie na domówkę do Zuzki i Piotrka. Nie mając wyjścia szykowali się na imprezę do przyjaciół. Równo o 21 stawili się przed drzwiami swoich przyjaciół. - Cześć! – Zuzia przywitała ich z uśmiechem – Wchodźcie! – gestem ręki zaprosiła ich do środka. Wchodząc przywitali się resztą znajomych. Wpadło jeszcze kilka osób, zabawa rozkręciła się na dobre, była muzyka, tańce, alkohol. Wszyscy świetnie się bawili, w rogu pokoju na kanapie Marek z Piotrkiem i resztą kumpli popijając schłodzone piwko zaśmiewali się do łez - Maruś słyszałem, że mieszkasz w tym swoim gniazdku z jakąś babą, prawda to? – zapytał Marcin ich kumpel z roku - Niestety, z Baśką Storosz! – kiwnął w stronę bawiącej się dziewczyny - No stary, to niezła sztuka ci się trafiła. Ja bym wykorzystał okazję – Marcin i reszta zarechotali – Musi być niezła w te klocki - Nie mam zamiaru tego sprawdzać, jest nieznośna! – rzucił przez śmiech - Nie mów, że cię nie kusiło – szturchnął go lekko w bok - Marek po ostatniej przygodzie z Renatką ma dość panienek, prawda stary? – Piotrek zaczął zbijać się z kumpla - Wspomnij o tym jeszcze raz Zuzia nie będzie miała z Ciebie żadnego pożytku! – odgryzł się natychmiast rzucając w niego leżącą obok poduszką - Dobra, przestaję! – uniósł ręce w geście poddania - Słuchaj, jeśli Ty nie jesteś nią zainteresowany to ja chętnie do niej wystartuje! – rzucił pewnie Marcin, któremu alkohol dodał nieco odwagi - Do Baśki?! – Marek rzucił Piotrkowi porozumiewawcze spojrzenie – Proszę bardzo! – dławił w sobie śmiech - Patrzcie jak to się robi! – wypiął dumnie pierś do przodu i ruszył w stronę dziewczyn, chłopaki wybuchli zdławionym śmiechem. Marcin, zostawiając po drodze butelkę piwa na stole, stanął tuż za dziewczyną - Cześć! – wyszeptał jej tuż nad uchem. Dziewczyna szybko odwróciła się w jego stronę – Jak się bawisz? - Yyy.... świetnie! – Basia uśmiechnęła się trochę niepewnie - Jestem Marcin – chłopak wyciągnął dłoń w jej kierunku – Kolega Piotrka, widziałem cię już kiedyś na wspólnej imprezie - Baska, przyjaźnie się z Zuzią - Jesteś tu sama? Zatańczymy? - Wiesz..., dopiero zeszłam z parkietu, może później... – zaczęła się plątać – Zuzia mnie wołała! – rzuciła szybko i już chciała odejść ale poczuła na nadgarstku jego dłoń... Marek z Piotrkiem obserwując poczynania kumpla składali się ze śmiechu - Widziałeś to? Nie wiedziałem, ze z Marcina taki casanova – odezwał się Marek - Ale jego wdzięki chyba nie działają na Baske, na kilometr widać, że chce zwiać – Piotrek pokładał się ze śmiechu - Może pójdziemy w jakieś spokojniejsze miejsce? Pogadamy, lepiej się poznamy... – Marcin, któremu procenty nieco uderzyły do głowy, zbliżył się do niej na niebezpieczną odległość odgarniając kosmyk włosów z jej twarzy. Baska natychmiast strząsnęła jego rękę próbując wyrwać się z uścisku - Jakoś nie mam ochoty, mógłbyś mnie puścić? – zachowanie chłopaka coraz bardziej ją irytowało - Daj spokój! Nie bądź tak sztywna... – uśmiechnął się dwuznacznie, ponownie do niej zbliżając - Spadaj! – odepchnęła go ale nagle poczuła jak ręką mocno obejmuję ja w tali i przyciąga do siebie - Nie udawaj takiej niedostępnej – jego dłoń zjechała z pleców na jej pośladki – Święta nie jesteś... - Puszczaj mnie! – próbowała się szarpać - Nie słyszałeś co powiedziała? Koniec podrywu! – Marek stanął miedzy nim a Basią i odepchnął lekko chłopaka - Przeszkadzasz mi, nie wtrącaj się! – warknął, próbując go odsunąć ale ponownie został odepchnięty przez Brodeckiego - Chyba wyraziłem się jasno, zostaw ją! - Bo co? Zmieniłeś zdanie i sam chcesz ja przelecieć?! - Marcin daj spokój, jesteś pijany! – Piotrek próbował odciągnąć kumpla - Ale co daj spokój?! Chce się zabawić! Baska, wyskoczymy na szybki numerek? - Piotrek zabierz go bo mu przywalę – Marek, jeszcze spokojnie zwrócił się do kumpla - Chodź, ty już się wystarczająco dzisiaj nabawiłeś! Odwiozę cię do domu! – Marcin zaczął się trochę szarpać ale w końcu Piotrkowi udało się go wyprowadzić. - Wszystko ok.? – Marek zwrócił się do Storosz, która cały czas chowała się za jego plecami - Tak, w porządku - Przepraszam cię za niego. Przeholował z alkoholem, jutro pewnie nawet nie będzie nic pamiętał - Zauważyłam, nie musisz mnie za niego przepraszać – nieśmiało spuściła głowę – Dzięki, że... dzięki, że mi pomogłeś! - Nie ma sprawy – oboje unikali swoich spojrzeń – Ja będę się zbierał. Zostajesz czy wracasz? - Zostanę jeszcze, pomogę Zuzi sprzątać - No, to... do zobaczenia w domu – pożegnał się Marek ruszając w stronę wyjścia - Na razie! – rzuciła Basia odprowadzając go wzrokiem... Cz.6 Następnego dnia Marek obudził się dość późno. Leniwie przeciągając się na łóżku, otworzył jedno oko i zerknął na zegarek. Było kilka minut po 10. Wciągnął na siebie spodnie i powoli ruszył w stronę sypialni. W domu panowała idealna cisza więc był przekonany, że jego współlokatorka jeszcze smacznie śpi. Nie pukając, wparował do środka i oniemiał. Pierwsze, co rzuciło mu się w oczy, to zgrabne pośladki Storosz ubrane w czarne koronkowe figi i ich właścicielka zakładająca właśnie górę od swojej bielizny. Dziewczyna słysząc otwierane drzwi odwróciła głowę do tyłu i zamarła - Aaaa! Brodecki! – chwytając bluzkę, która leżała na łóżku starała się zakryć to i owo – No i co się gapisz?! Wyjdź stąd! - Yyy ja tylko... przepraszam no, bluzę chciałem wziąć! – stał na środku pokoju lustrując ją wzrokiem od góry do dołu - Nie umiesz pukać?! – wysyczała wściekła – Zabieraj tą bluzę i spadaj! - Dobra, nie denerwuj się tak! – uśmiechnął się głupio – I tak wiele nie zobaczyłem... – wyciągnął z szuflady odpowiedni ciuch i skierował się do wyjścia. Chwytając za klamkę odwrócił się jeszcze raz w jej stronę - Swoją drogą... ładna bielizna – rzucił i zniknął za drzwiami unikając lecącej w jego stronę poduszki - Chrzań się! – wkurzona opadła na łóżko. Godzinę później w pełnym stroju skierowała kroki do kuchni, gdzie również siedział Marek. Minęła go bez słowa, wyciągając z lodówki sok i nalewając sobie do szklanki - Oj daj spokój, obraziłaś się? – zapytał ze śmiechem – Nie ma się czego wstydzić! - Wiesz co? Daruj sobie! – wzięła do ręki jabłko i skierowała w stronę wyjścia - Dokąd idziesz? – zapytał widząc jak zakłada buty - Mam sprawy na mieście! Wrócę późno! – odburknęła i wyszła trzaskając drzwiami, on tylko pokiwał głową i z talerzem kanapek usiadł przed telewizorem. Basia długo nie wracała, koło 23 Marek zaczął się poważnie o nią martwić. Kiedy kolejny raz podchodził do okna wyglądając Storosz usłyszał zgrzyt zamka w drzwiach. Wyszedł na korytarz i zobaczył w progu zapłakaną dziewczynę. - Baska? Co się stało? – zapytał wystraszony podchodząc bliżej, Ona nic nie mówiąc wtuliła się w jego ramiona wybuchając płaczem. Marek przytulił ją mocno, delikatnie głaszcząc po głowie – Ciii... już dobrze, co się stało? – odsunął ją lekko od siebie i spojrzała w zapłakane oczy. - Zasiedziałam się u koleżanki i kiedy wracałam do domu jacyś trzej faceci mnie napadli – wyszeptała cichutko – Okradli mnie i chcieli... ale ktoś szedł i ja wtedy uciekłam... – nieśmiało spojrzała mu w oczy - Chodź, zrobie ci herbaty... – objął ją ramieniem i poprowadził do salonu. Chwile potem siedzieli obok siebie na kanapie nic nie mówiąc - Jeden z nich przystawił mi nóż do gardła... – odezwała się cicho, ścierając pojedynczą łzę – Tak strasznie się bałam... – głos jej się załamał - Hej, Basia... – uniósł dłonią jej podbródek by spojrzała mu w oczy – Już po wszystkim – uśmiechnął się lekko i przyciągnął do siebie a ona oparła głowę na jego ramieniu – A następnym razem, jak zasiedzisz się u koleżanki, po prostu zadzwoń. Przyjadę po Ciebie... – uniosła lekko głowę i spojrzała na niego - Naprawdę? – zapytała głosem małej dziewczynki - Naprawdę! – puścił jej oczko i promiennie się uśmiechnął. Nie wiadomo kiedy, nie odrywając się od siebie, zasnęli... Rano skrzywił się lekko pod wpływem ostrych promieni słonecznych. Ziewnął i chciał przeciągnąć, ale poczuł na swym ramieniu jakiś ciężar. Basia, przytulona do niego, smacznie spała. Lekko się uśmiechnął i najdelikatniej jak tylko potrafił wysunął ją ze swych ramion i położył na kanapie. Przykrył kocem i na paluszkach udał się do kuchni. Stanął przy stole i rozejrzał dokoła - No to może jakiś śniadanko? Tylko co by tu zrobić... - klapnął na krzesełko – Pascal ze mnie żaden, ale spróbować zawsze można. To może naleśniki z konfiturami? - podszedł do lodówki wyciągając jajka i mleko - Dobra, mąka jest to kręcimy! - zadowolony z siebie wziął do ręki mikser. Hałas obudził Basię, która przetarła zaspane oczy i wolnym krokiem poczłapała do kuchni. - Marek, co Ty wyprawisz? - zapytała zdziwiona, widząc Brodeckiego w fartuszku, przy garach, z robotem w ręku - Co, nie widać? Śniadanie robię, a przynajmniej się staram. Idź, weź prysznic czy coś. Tylko szybko wracaj, zaraz będzie gotowe - dziewczyna nic nie odpowiedziała tylko odwróciła się i podążyła do łazienki. Po około pół godzinie Marek postawił na stole talerz pełen cieplutkich i pachnących naleśników. Spojrzał w kierunku łazienki, gdzie nadal świeciło się światło. Podszedł do drzwi i delikatnie zapukał. - Basiu, wszystko w porządku? Nie siedź za długo bo ci wystygnie... - Zaraz wychodzę! – krzyknęła mu zza drzwi – Jestem! – po kilku minutach weszła do kuchni z mokrymi włosami i w ciepłym szlafroczku - Co jest? Skąd taka mina? - zapytała nakładając sobie naleśnika - Na pewno są dobre, nie przejmuj się – zachichotała puszczając mu oczko - Mam nadzieję - szepnął pod nosem Marek i z przyklejonym uśmiechem na ustach przyłączył się do konsumowania - Noo! Muszę przyznać, że były niezłe! - Basia odstawiła swój talerzyk i wstała od stołu - Jak skończysz to wstaw do zlewu, ja pozmywam. Trzeba się dzielić, nie? – uśmiechnęła się opuszczając kuchnie - Co racja to racja! – przytaknął, nakładając kolejną porcję naleśnikow. - Marek, musimy trochę posprzątać. Zobacz jak to wszystko wygląda, chlew jakiś! – Basia po zmyciu naczyń zjawiła się w salonie. - Ale o co Ci chodzi? Jest dobrze... - Brodecki bezmyślnie gapił się w telewizor. - Marek! Kurz powyżej jednego centymetra sam nie odpada, to jest udowodnione, także możesz przestać robić doświadczenia! – popatrzyła na niego wymownie - Ty sprzątasz salon, ja łazienkę – widząc jak się krzywi dodała – Dobra, pomogę Ci, ale potem Ty pomożesz mi w łazience. - Ewentualnie może tak być... – westchnął smętnie - Kuchnia z grubsza jakoś wygląda a do sypialni.... najwyżej zamknę drzwi - skrzywiła się lekko i pierwsze co zrobiła, to otworzyła okno. - To ja pozbieram te ubrania - Brodecki leniwie podniósł się z kanapy i ledwie wziął do ręki bluzę rozległ się dzwonek do drzwi. - Otworzę! A Ty zbieraj, zbieraj - zaśmiała się widząc zrezygnowaną minę chłopaka i podreptała do korytarza. - O przepraszam, chyba pomyliłam mieszkania - na progu stała kobieta w średnim wieku - Ale to jest numer 26, tak? - kobieta zerknęła jeszcze raz na tabliczkę z numerkiem - Tak, to jest numer 26. Mogę w czymś Pani pomóc? - Basia uśmiechnęła się serdecznie. - Ja się nazywam Maria Brodecka, ten adres podał mi mój syn, ale widzę, że zaszła pomyłka kobieta zaczęła się wycofywać. - Nie, nie. Marek chodź tu szybko! Masz gościa! - zawołała zmieszana i po chwili w korytarzu pojawił się Brodecki - Mama?! - chłopak z tego wszystkiego wypuścił trzymane w rękach ubrania – Proszę, wejdź do środka - Pani Brodecka stała na progu oniemiała. - Mówiłeś, że będziesz mieszkał sam... – zmierzyła Basię surowym spojrzeniem - Yyyy to ja... to ja pójdę do siebie – dziewczyna natychmiast ulotniła się do sypialni. - Oj mamo, wejdź - Marek wszedł do kuchni, a za nim podążyła pani Maria - No, bo miałem mieszkać... - Marek, ale jak tak można?! Bez ślubu z dziewczyną?! Nie tak Cię wychowałam! - Pani Brodecka podniosła głos. - Ale mamo.... - Nie przerywaj mi teraz! Gdybym wiedziała, że wywiniesz taki numer, nigdy w życiu bym się nie zgodziła na to całe mieszkanie! Coś Ty najlepszego narobił?! Ona jest w ciąży, prawda? To trzeba zorganizować jakiś szybki ślub, póki jeszcze nie widać! Przecież tak dalej być nie może! - Pani Maria wypowiadała słowa z prędkością światła, uniemożliwiając synowi dojście do głosu - Niech się ojciec o tym dowie, a dopilnuję żeby się dowiedział! A byłeś taki przekonujący, gdy mówiłeś o tym mieszkaniu! Przecież ja nawet nie mam dziewczyny - mama Marka zaczęła naśladować syna - Tam będę miał spokój, chcę się uczyć! No pięknie, ładny mi spokój! Myślałeś, że się nie dowiem?! - Ale mamo, to wszystko nie tak! - Marek wreszcie doszedł do głosu - Ta dziewczyna, ma na imię Basia i ona nie jest moją dziewczyną! Mieszkamy po prostu razem, dlatego, że... - tu zawiesił głos, zastanowił się chwilę co ma powiedzieć, bo na pewno nie to, że został oszukany - To jest kuzynka Piotrka. Zatrzymała się po prostu u mnie na kilka dni. Wyjedzie niedługo i będę mieszkał sam, mamo, przecież bym Cię nie okłamał - Marek uśmiechnął się słodko, w duchu przeklinając się, za to co robi. - No dobrze... – pani Maria popatrzyła na niego niepewnie - Może rzeczywiście mówisz prawdę Po chwili w kuchni słychać było już przyjemną rozmowę matki z synem. Pani Brodecka po około dwu godzinnej pogawędce wyszła z mieszkania. Gdy tylko drzwi się zatrzasnęły Marek oparł się o nie i z ulga wypuścił powietrze. - Kuzynka Piotrka, tak? – w korytarzu stanęła Basie z rękami na piersiach - Nic lepszego nie mogłeś wymyślić? - A Twoim zdaniem co powinienem powiedzieć? - Moim zdaniem prawdę. - Tak? A Ty powiedziałaś, że ze mną mieszkasz? - Marek spojrzał się na nią uważnie dostrzegając jej zmieszanie – Ha! Tak myślałem! - Ojjj tam! Nie zmienia to faktu, że nadal mamy w domu burdel i to przez Ciebie! - wbiła mu palec w ramię. - Przeze mnie? Przecież mieszkamy tu razem! - Tak, ale przecież ja jestem tylko gościem - wypięła mu język znikając w salonie... Cz.7 Ostry dźwięk dzwonka sprawił, że Marek wychylił swoją rozczochraną głowę spod kołdry. Przez chwilę myślał, że to mu się śni, ale gdy po raz kolejny osoba stojąca pod drzwiami dała o sobie znać, leniwie poczłapał otworzyć. - Dzień dobry! - na progu stała ładna, długonoga dziewczyna, która lustrowała wzrokiem, stojącego w samych bokserkach, Marka - Ojej, obudziłam Pana. Przepraszam, jakoś tak wyszło. Ale widzę że Pan nie zdążył się jeszcze wyprowadzić. Nie szkodzi ja poczekam - postawiła swoją walizkę w korytarzu i weszła dalej, zostawiając osłupiałego chłopaka. Po pierwszym szoku Brodecki zamknął drzwi, pokręcił z niedowierzaniem głową i ruszył za przybyłym gościem. - Przepraszam bardzo, ale to chyba jakaś pomyłka.... - Raczej nie. O co Panu chodzi? Miałam się dziś zgłosić więc jestem - dziewczyna usiadła na fotelu zakładając nogę na nogę. - Ale jak to zgłosić? Biuro rachunkowe jest za rogiem... - Brodecki założył ręce na klatce piersiowej. - Proszę Pana, my się chyba nie zrozumieliśmy. Właściciel tego mieszkania mówił.... - Ale to jakaś pomyłka! Właścicielem tego mieszkania jestem ja! - Jak to Ty?! - dziewczyna zerwała się do pozycji stojącej - Przecież ja mam akt wynajmu! wyciągnęła rękę z kartką, którą Marek natychmiast wziął i zaczął czytać. Z każdym kolejnym przeczytanym słowem na jego twarzy malowało się coraz większe przerażenie. - Baśka! Baśka, chodź szybko! - opadł ciężko na kanapę drapiąc się przy tym po głowie. - Co się stało? - w drzwiach pojawiła się zaspana Storosz - Chyba mamy problem - podszedł do niej podając kartkę Po kilku minutach Basia nerwowo chodziła po salonie, a kompletnie ubrany już Marek opierał się o ścianę, ze spuszczoną głową. - Nie, no to nie może być prawda! Boże, to jakaś farsa! - Basia podeszła do Marka - Ty się na tym znasz, zobacz czy to nie jakaś podróba! - podała mu kartkę i popatrzyła w oczy z nadzieją. - Już sprawdzałem. Oryginał - Brodecki zgiął akt własności na pół - Ale powiedz mi, kiedy Ty wynajęłaś to mieszkanie? - Jakiś miesiąc temu, i miałam wprowadzić się właśnie dziś! - dziewczyna nie przejęta w ogóle sytuacją siedziała wygodnie na fotelu machając nogą. - Posłuchaj... jak Ty w ogóle, masz na imię? - Basia podeszła bliżej dziewczyny. - Gośka! – posłała Markowi promienny uśmiech - No właśnie, więc posłuchaj Gośka! Zaszło jakieś nieporozumienie. Po prostu, jakby Ci to powiedzieć.... nie możesz się wprowadzić... - Baśka skrzywiła się lekko i z obawą zerknęła na chłopaka, który potaknął głową. - Ale jak to?! - Gosia zerwała się z fotela - To jest także moje mieszkanie! I mam takie samo prawo jak wy, żeby tu mieszkać! - Ale jak Ty to sobie wyobrażasz?! - Basia stanęła obok Brodeckiego - Marek, powiedz coś! - Basia ma rację, to mieszkanie jest za małe. My się ledwie mieścimy, a co dopiero w trójkę.... - Ale Wy chyba nie rozumiecie, nic mnie to nie obchodzi! Ja za to mieszkanie słono zapłaciłam i nie wyniosę się. Chyba, że zwrócicie mi kasę - spojrzała na współlokatorów, dłużej zatrzymując wzrok na Marku. Uśmiechnęła się i wyszła na korytarz - Marek, zrób coś! - jęknęła Basia opierając się o ścianę. - A co ja mogę? - Brodecki opuścił bezradnie ręce patrząc jak Gosia ciągnie za sobą walizkę (...) - Bosh! Zuzka.... – dwie godziny później, Baska załamana opadła na kanapę w mieszkaniu przyjaciółki, bezradnie chowając twarz w dłoniach – Przecież ja zwariuje... – jęknęła spazmatycznie – Niedługo się okaże, że mieszka tam cały garnizon wojskowy! Niech ja tylko dorwę tego faceta w swoje ręce, to... – zmrużyła wściekle oczy i zacisnęła pieści. - No to rzeczywiście kiszka. I co zamierzasz? Właściwie co zamierzacie? – zapytała Zuzka siadając obok przyjaciółki - Ta ruda małpa się nie wyniesie! Ledwo przekroczyła progi mieszkania a już się panoszy! Grrrr!! Jak ja nienawidzę takich sytuacji! - A co na to Marek? - Marek, Marek, Marek – rzuciła przewracając oczami – Wystarczyła krótka mini, kilka uśmiechów i już jest po jej stronie! Gdybyś ją widziała... Mareczku to, Mareczku tamto – zaczęła przedrzeźniając nową „koleżankę” - A może pomógłbyś mi wnieść rzeczy? – w tym momencie Zuzka wybuchła śmiechem – Co?! - Baska, czy Ty przypadkiem nie jesteś zazdrosna? – zapytała starając się opanować - Ja?! Chyba żartujesz! Pff ... zazdrosna – prychnęła lekceważąco, zakładając nogę na nogę - To dlaczego się tak wściekasz? - Bo... bo... no a jak mam się nie wściekać, kiedy pod mój dach zwala się kolejny niechciany lokator?! Mamy z Markiem mało miejsca a teraz będzie go jeszcze mniej! - Ciekawe czy reagowałabyś tak samo, gdyby to był jakiś przystojny blondyn? - Oj Zuzka, przestań już i lepiej idź po to wino! – Ostrowska tylko zachichotała pod nosem i poczłapała do kuchni po butelkę czerwonego trunku... Następnego dnia Marek, wcześnie rano udał się na miasto w celu zakupu jakiegoś mebla do spania. Biedaczek jedną noc mógł przekoczować na podłodze, ale kolejnych, jego kręgosłup na pewno by nie wytrzymał. Podobnie zrobiła Basia. Kilka minut po Marku ona również opuściła mieszkanie udając się z Zuzia na wycieczkę za miasto. Nowa współlokatorka została sama. Nudziła się, chodząc z kąta w kąta i lustrując wyposażenie mieszkania. Jej szczególną uwagę przykuł fotel w dość opłakanym stanie. Obeszła go z każdej strony uśmiechając się pod nosem. - Ten salon może jeszcze jakoś wyglądać - na miejsce fotela postawiła stolik, dotychczas stojący obok kanapy – Dobra, trzeba teraz pozbyć się tego paskudztwa i kupić coś bardziej gustownego! Dwie godziny później, targając przed sobą zieloną pufę weszła do mieszkania, za nią wkroczył krępej budowy mężczyzna trzymając drugi, taki sam mebel. - Dziękuję bardzo, Panie Stanisławie. Naprawdę Pan mi pomógł, sama bym sobie nie poradziła uśmiechnęła się do sąsiada. - Nie ma za co, Pani Małgosiu, może jeszcze pomogę znieść Pani ten stary fotel? - sąsiad chwycił go i po chwili już go nie było. - No to z głowy! Ha! Zmodernizujemy troszeczkę salonik – podśpiewując, zaczęła małe przemeblowanie. W południe zamek w drzwiach wreszcie się przekręcił i w korytarzu stanęli roześmiani współlokatorzy Małgorzaty. - A Wy tak razem na tych zakupach? – Gosia zmierzyła ich podejrzliwym spojrzeniem - Nie! Spotkaliśmy się na klatce - Baśka parsknęła śmiechem. - Co się śmiejesz? - dziewczyna spojrzała na nią jak na wariatkę. - Nic. Po prostu Marek.... Marek opowiedz jej - Basia w tym momencie jeszcze raz wybuchła śmiechem i udała się do salonu - Co tu się stało?! – krzyknęła będąc w totalnym osłupieniu - Co? Gdzie? - Marek słysząc przerażony głos koleżanki pojawił się w pomieszczeniu. - No właściwie nic - Gosia uśmiechnęła się głupio - Postanowiłam unowocześnić trochę nasze mieszkanko! - Ale kto Ci pozwolił w ogóle?! I gdzie jest do cholery mój fotel?! - Basia spojrzała wściekła na dziewczynę. - No wyrzuciłam go! Ten rupieć i tak się do nieczego nie nadawał - oznajmiła zadowolona z siebie. - Co zrobiłaś?! Jakim prawem?! To był mój fotel! Mój! Marek czy Ty słyszysz to?! - Storosz spojrzała się na chłopaka - No powiedź coś! - Marek, podoba Ci się jak urządziłam nasz salon? - dziewczyna uśmiechnęła się do Brodeckiego. - No... całkiem nieźle - Brodecki lekko odwzajemnił uśmiech Gosi – chociaż fotel też był w porządu - W porządku?! Mam Ci przypomnieć kto najwięcej na nim przesiadywał? - Oj Baśka, to tylko głupi fotel, nie wściekaj się tak - Marek chcąc załagodzić sytuację podszedł bliżej Storosz, ale ta wściekła odsunęła się szybko od niego. - Głupi fotel?! - Bosh! Dziewczyno jesteś przewrażliwiona, ten rupieć do niczego tu nie pasował! – wtrąciła się nowa - Zamknij się! Nic mnie to nie obchodzi, ale ten mebel ma tu wrócić i to jak najszybciej! –wściekła zwróciła się do Małgosi - Nie wiem jak to zrobisz, ale widzę go za godzinę z powrotem! - Gosiu, czym możesz zostawić nas samych? Chyba musimy pogadać - Marek widząc, że Basia nie uspokoi się tak szybko postanowił ewakuować stąd dziewczynę, bo może dojść do rękoczynów. - Dobrze, już mnie nie ma – ślicznie się do niego uśmiechnęła i wyszła z salonu. - Nic do mnie nie mów! Nic do mnie nie mów! – Baska rzuciła wściekle, jak tylko Marek próbował otworzyć usta – Wyrzuciła MÓJ ulubiony fotel i nie daruję jej tego! Ledwo się wprowadziła i już się rządzi! - Ale czy Ty nie przesadzasz? Przecież nic się takiego nie stało! Spójrz na to z innej strony, mamy „nowy” salon za darmoszkę. A ten fotel i tak miałaś wyrzucić – wzruszył beztrosko ramionami -Widzę, że nasza nowa koleżanka już Cię do siebie przekonała! – obrzuciła go pełnym jadu spojrzeniem – Ciekawe tylko, czy gdyby pozbyła się którejś z twoich rzeczy, byłbyś tak samo łaskawy!! - Ale o co ci chodzi?! - Mi?! O nic! Najzupełniej w świecie o nic! – krzyknęła i trzaskając drzwiami zamknęła się w sypialni - I zrozum tu baby! – Marek przewrócił oczami i zrezygnowany opadł na kanapę... Cz.8 Następnego dnia, Gośka wracając z zakupów koło 10 przekroczyła progi mieszkania. Zostawiła torby w korytarzu i skierowała kroki do salonu. - Marek, panowie z meblowego przywieźli Twoje łóżko – usiadła na oparciu kanapy na której siedział chłopak i szeroko się uśmiechnęła. - Już? - Marek podniósł się do pozycji pionowej mimochodem zerkając na opalone nogi koleżanki - Czekają na dole - Brodecki po tych słowach wybiegł z mieszkania, a po niecałym kwadransie pojawił się z powrotem instruując pana Czesia i jego współpracownika gdzie mają postawić ten wygodny mebelek. - Może, niech Panowie zaniosą je na razie do salonu - zadowolony Marek wskazał miejsce chwilowego postoju nowego mebla - Dziękuję bardzo, do widzenia – kilka minut później pożegnał panów uściskiem dłoni i wrócił do salonu obejrzeć dokładnie nowy zakup. - Co się dzieje? - hałasy wyciągnęły Basię z sypialni - Kupiłeś łóżko? - stanęła obok Marka - No - Brodecki popatrzył na nie z zachwytem - Super jest, nie? - Mhm - dziewczyna pokiwała głową.- Tylko, gdzie je wstawisz? - Pomyślałem sobie, że do tego wolnego pomieszczenia… - Masz na myśli, tą rupieciarnie, na końcu korytarza? - Basia zerknęła na niego zdziwiona. - A co? Zły pomysł? - Tam jest potworny bajzel! Wiesz ile będziesz to sprzątał?! - Oj tam, jest nas troję, poradzimy sobie – szeroko się do niej uśmiechnął - Nie, nie, nie! – dziewczyna kategorycznie pokręciła głową – Na mnie nie licz! Nie mam zamiaru męczyć się z tymi pudłami! - Ale Basia, w trójkę pójdzie nam znacznie szybciej – zrobił maślane oczy w jej kierunku - A co mi z tego przyjdzie? – zapytała zakładając ręce na piersi - Postawię ci za to piwo, co? - Pff... - Dwa piwa? – popatrzył na nią błagalnie ale nie widząc reakcji dodał – No dobra, dwa piwa i kolacja, może być? - Plus dwa bilety do kina – dodała zadowolona – Pójdziemy sobie z Zuzią - Czy Ty nie za wiele wymagasz?! - Mam ci pomóc czy nie? To jak, zgoda? – uśmiechnęła się promiennie - Zgoda! – rzucił zrezygnowany - No! – klasnęła w dłonie – Bierzemy się do roboty! Cała trójka zaraz ostro wzięła się do pracy. Marek powyciągał wszystkie kartony, stary zepsuty rower, telewizor i inne rzeczy, które uniemożliwiały wejście do środka pomieszczenia. Okazało się że ten pokoik tylko sprawiał wrażenie malutkiego, a spokojnie wystarczy miejsca na urządzenie wygodnej sypialni dla Marka. - Trzeba ściągnąć resztę tych pudeł z góry - Gosia w swojej krótkiej sukience weszła na krzesełko, prezentując tym samym swoje wdzięki. Marek jak to facet, mając przed sobą takie widoki, nie był w stanie odwrócić głowy w innym kierunku. - Uważaj, bo sobie podrzesz tą sukieneczkę - Basia dogryzła dziewczynie widząc, że Marek lustruje ją wzrokiem. Nagle krzesło niebezpiecznie się zachwiało a Gośka prawię straciła równowagę i gdyby nie szybka interwencja Mareczka, który w ostatniej chwili złapał dziewczynę, najpewniej wylądowała by na podłodze. - Ojej, bym upadła! - zawołała obejmując go mocno za szyję - Nie dalej niż na podłogę - Storosz mrukneła pod nosem poirytowana zachowaniem chłopaka, wpatrującego się cały czas w Gosię - Ja już chyba nie będę Wam potrzebna, prawda Marek? Z resztę na pewno sobie poradzicie! – obrzuciła ich wymownym spojrzeniem - Już właściwie koniec. Przeciągnę jeszcze tylko łóżko i na dziś wszystko - obserwował cały czas Basię, która z zaciętą miną przyglądała się wynoszącej ostatnie kartony Małgosi. - Łóżko, to podobno najważniejszy mebel w mieszkaniu mężczyzny - rzuciła z sarkazmem – Musisz je koniecznie wypróbować - odwróciła się podążając w kierunku sąsiednich drzwi, gdzie była jej sypialnia. Marek pokręcił tylko głową z uśmiechem i zabrał się za przetransportowanie mebla. Po 10 minutach dzisiejszy nabytek stał już w jego nowej sypialni, doskonale się prezentując. - To co? Skończone? - Gosia opadła na łóżko - O! Jakie wygodne! - zalotnie się uśmiechnęła. - Kanapa też niczego sobie. Idę wziąć prysznic – uśmiechnął się zostawiając ją samą. Rano Baske obudziły hałasy dobiegające z korytarza. Przeklinając w myślach wygramoliła się z łóżka, zarzuciła na siebie szlafrok i wyszła z sypialni. W korytarzu zastała uśmiechniętego, zakładającego buty Brodeckiego. - Mareeek! Ja Cię proszę, zachowuj się ciszej. Ludzie chcą spać - stała oparta o futrynę i wiązała sobie szlafroczek. - Przepraszam Basiu, ale trochę się spieszę i to dla tego. A tak w ogóle dzień dobry - wyszczerzył zębiska w jej stronę. - No dzień dobry, ale gdzie Ty idziesz tak rano? - Do Piotrka, omawiać ten spływ kajakowy. Zresztą wcale nie jest tak rano, już po 10. Dobra lecę, będę po południu. Paa! – pożegnał się przyjacielskim buziakiem w policzek i szybko wyszedł z mieszkania. - No paa! – powiedziała już tylko do siebie i kręcąc głową udała się do kuchni. Podgrzała sobie mleko i nałożyła płatków. Zajadając czytała kobiecy magazyn, gdy w pewnym momencie w kuchni pojawiła się Gosia, w króciutkiej koszulce. - Cześć! - rzuciła szybko nawet nie spoglądając na Basię - Marka nie ma? - Nie ma - Storosz odpowiedziała szybko, starając się skupić na czytaniu. - To dziwne. Nic mi nie mówił, że gdzieś wychodzi... - Gośka spojrzała z wyższością na Basie, posyłając jej ironiczny uśmieszek. - Nie mówił ci gdzie wychodzi?! Jak on mógł?! – zapytała Baśka z udawanym oburzeniem - Nie bądź śmieszna! - Kto tu jest śmieszny? Marek to dorosły facet i nie musi ci się tłumaczyć! – warknęła poirytowana - Dlaczego ty mnie tak nie lubisz, co? - Ale kochana, ludzie nie są do jedzenia... – rzuciła cynicznie - Jesteś nie do zniesienia! Nie wiem jak Marek z tobą wytrzymuje, nie potrafisz mieszkać w grupie! - Małgosia założyła ręce na piersiach i z politowaniem patrzyła na Storosz. - Tak?! Bo co?! Bo nie chodzę pół naga po mieszkaniu, nie wdzięczę się przed Markiem, dlatego tak uważasz?! - Basia uniosła głos - Aaa i tu Cię boli! Bo podobam się Markowi, a Ty nie! Tego nie możesz przeżyć? - Słuchaj, nie ośmieszaj się. Mieszkam z Markiem dłużej niż Ty i trochę lepiej go znam. I naprawdę daruj sobie takie teksty - Storosz skrzywiła się lekko. - Zobaczysz, powiem o wszystkim Markowi! Pożałujesz, że mnie tak traktujesz! - O co Ci chodzi?! Naprawdę jesteś aż tak głupia?! Najlepiej nie wchodź mi w drogę! - Basia wyminęła ją i poszła w kierunku sypialni – Aha i nie strasz mnie Markiem, bo się go nie boję krzyknęła jeszcze z korytarza, trzaskając drzwiami od sypialni i rzucając się na łóżko. - Jestem! – kilka minut po trzeciej Marek przekroczył progi mieszkania - Cześć! – z kuchni wychyliła się głowa Gosi, która słodko się do niego uśmiechnęła - Cześć! A Basi nie ma? – Nie! Zjesz coś? Właśnie robię obiad - Oj tak, jestem głodny jak wilk – chłopak wyjął z lodówki mineralke i usiadł przy stole – To co pani serwuje? - Dzisiaj placki ziemniaczane – podsunęła mu pod nos talerz ciepłych placuszków - Mmm, pachną świetnie! - A jeszcze lepiej smakują – mrugnęła mu oczkiem - To co? Mam nadzieje, że częściej będziesz robić takie domowe obiadki - Jak ładnie poprosisz, to mogę ci jej serwować codziennie – usiadła naprzeciwko niego zalotnie przygryzając wargę – Marek tylko uśmiechnął się pod nosem nakładając sobie kolejną porcję placuszków – A gdzie wybyłeś tak z samego rana? - Umówiłem się z przyjacielem, wybieramy się na spływ kajakowy - Spływ kajakowy?! Naprawdę? Kiedy? – dziewczyna była wyraźnie podekscytowana - Za trzy tygodnie, nie mogę się już doczekać - Nawet nie wiesz jak ci zazdroszczę, też zawsze marzyłam żeby pojechać – westchnęła z nutką żalu – Pewnie jedziesz, ze swoją paczką - No tak, mamy stały skład na takie wyjazdy – lekko się uśmiechnął - A może mogłabym się z wami zabrać, hm? - Wiesz, ostatnie wolne miejsce zarezerwowała już Basia więc... – odpowiedział trochę zmieszany - Nie, jasne, rozumiem... – smutno się uśmiechnęła - No przykro mi, może innym razem? - Właśnie, innym razem, to bardzo dobre słowo! – do kuchni z reklamówką zakupów wkroczyła Baśka posyłają jednocześnie ironiczne spojrzenie - Marek pomożesz mi? – uśmiechnęła się, lekko przekrzywiając głowę - Jasne! – chłopak zabrał od niej zakupy wykładając produkty na blat - Wiadomo już kiedy jedziemy? - Za trzy tygodnie! Pojedziemy na dwa samochody, Marcin załatwił fajne miejsca kempingowe! Będzie super! - Już nie mogę się doczekać! Czuję że będę się świetnie bawić! – pisnęła radośnie. Gośka nie mogąc dłużej tego słuchać, wściekła wyszła z kuchni - Jeszcze zobaczymy kto się będzie bawił – chytrze się uśmiechnęła... Cz.9 Baska, pochłonięta lekturą ulubionej książki, leżąc wygodnie na łóżku oddawała się błogiemu lenistwu. Jej spokój zakłóciło ciche pukanie do drzwi. - Proszę! – krzyknęła z lekkim grymasem na twarzy - Nie przeszkadzam? – w drzwiach pojawiła się czarna czupryna Brodeckiego - Właź! – Marek natychmiast usadowił się na łóżku koleżanki - Co robisz? – zapytał z uśmiechem - Czytam, gdybyś jeszcze nie zdążył zauważyć – rzuciła posyłając mu krótki uśmiech - A ja się nudzę! – zrobił minę obrażonego chłopca - Gośka gdzieś wyszła, Ty zabarykadowałaś się w sypialni, nikt o mnie nie pamięta! – wygiął usta w podkówkę, na co Basia parsknęła śmiechem - Biedaczek! – dodała ze śmiechem – Więc co proponujesz? - Głodny jestem! Idziemy coś zjeść? Tu niedaleko otwarli jakąś nową knajpkę - W sumie ja też trochę zgłodniałam – rzuciła masując się po brzuszku – Dobra, ale Ty stawiasz! W końcu wisisz mi kolację, nie? - Oczywiście! To ja czekam w salonie, tylko się pospiesz – mrugnął jej oczkiem - Daj mi kwadrans! – rzuciła z uśmiechem 15 minut później w świetnych nastrojach opuścili mieszkanie. Weszli do małej, przytulnej knajpki zajmując stolik przy oknie w rogu sali. Wnętrze było gustownie i przyjemnie urządzone. - Fajnie tu! – pochwaliła Basia rozglądając się dokoła – To co zamawiamy? – sięgnęła po kartę – Spagetti? - Jestem tak głodny, że zjadłbym konia z kopytami! Jakiś czas później oboje delektowali się posiłkiem, śmiejąc się i rozmawiając. Zupełnie zapominając, że siedzą tu już ponad godzinę. - Ale się objadłam! – Baska pogłaskała się po brzuchu – Było pyszne! - Musimy tu częściej wpadać - Ja bardzo chętnie, jeżeli tylko znów za mnie zapłacisz – wyszczerzyła się w jego stronę - W takim razie, w najbliższym czasie na to nie licz – wypiął jej język – Mój studencki budżet został dziś zdrowo nadszarpnięty - Trzeba było tyle nie jeść! – zachichotała. Kilkanaście minut później opuścili lokal, wolnym krokiem kierując się w stronę domu. - Powiedziałaś rodzince o tym przekręcie mieszkaniowym? - Jeszcze nie. Wczoraj, kiedy odebrałeś telefon, dzwoniła moja siostra. Wiesz ile musiałam się namęczyć by uwierzyła, ze jesteś moim sąsiadem, który akurat wpadł na kawę? Agata ma niewyparzony język, na pewno wypaplałaby rodzicom - Ale kiedyś będziesz musiała im powiedzieć – zaśmiał się – Nie wolno tak kłamać koleżanko Storosz – pogroził jej palcem z udawanym oburzeniem - A Ty, kolego Brodecki? Jeden nalot mamusi już miałeś, skąd wiesz, że nie zrobi ci drugiego, hm? Wtedy możesz się tak łatwo nie wykręcić, w końcu masz teraz na głowie dwie kuzynki kumpla – zaśmiała się wystawiając mu język - Nie zrobi, nie martw się. Ostatnio była kilka dni u ciotki w Warszawie i stąd całe to zamieszanie, z Sopotu nie jest blisko, więc zawsze mnie uprzedza - Twoi rodzice mieszkają w Sopocie? - Mhm – kiwnął głową – Prowadzą tam pensjonat, więc w razie potrzeby mogę załatwić Ci zniżkę na nocleg – stwierdził z uśmiechem - Będę o tym pamiętać! Kocham Sopot! Mieszkałam tam przez 15 lat - Naprawdę? – był wyraźnie zaskoczony - Uwielbiałam spacerować po molo wsłuchując się w szum fal – rozmarzyła się - Znałam na pamięć każdy zakamarek tego miasta – smutno się uśmiechnęła – Dawno tam nie byłam... - Dlaczego? - Po śmierci taty wszystko się zmieniło, przeprowadziliśmy się do Przemyśla. Mama bardzo to przeżyła i nie chciała wracać do przeszłości... - Przykro mi, nie widziałem... - Nie szkodzi – posłała mu blady uśmiech – Ale dość już tego ponurego nastroju. Za trzy tygodnie jedziemy na spływ, to chyba będą najlepsze wakacje jakie miałam od lat! - Moje też! A pomyśleć, że tak się wykręcałaś – sprzedał jej w bok małego kuksańca - Wtedy jeszcze cię nie lubiłam! - A teraz lubisz? – zapytał z chytrym uśmiechem na twarzy - Teraz, to ja Cię toleruję! – zaśmiała się głośno i szybko wbiegła do klatki zostawiając go samego. Następnego dnia rano oboje wyszli z mieszkania zaraz po śniadaniu. Wybrali się do centrum handlowego, by kupić parę rzeczy w związku ze spływem. Gosia została sama, z czego nie była zbyt zadowolona. Z braku zajęcia wyskoczyła do pobliskiego warzywniaka, kupiła jakieś warzywa i zabrała się za przygotowanie zupy. Przed południem usłyszała przekręcany klucz w zamku. - Cześć Gośka! Już jestem! - w kuchni pojawił się Marek z torbą w ręku. - No cześć - dziewczyna promiennie się uśmiechnęła – A gdzie Baska? - Spotkała przyjaciółkę więc ruszyły na podbój sklepów z ciuchami – podszedł do niej zaglądając do garnka - Co tam masz? Zupkę? A dostanę troszeczkę? - zrobił błagalną minę siadając przy stole - Ty oczywiście. Specjalnie zrobiłam więcej, bo wiedziałam, że jak wrócisz na pewno będziesz głodny - dziewczyna postawiła mu talerz przed nosem. Pochylając się jednocześnie zaprezentowała mu swój spory dekolt. - Yyy.. dziękuję - uśmiechnął się nieśmiało, ale wzrokiem powędrował za bluzkę koleżanki - I jak, smakowało? – zapytała kilka minut później, siedząc na przeciwko Marka - Było pyszne! - Brodecki podniósł się i wstawił talerz do zlewu - A teraz idę do siebie, dziękuję. - Marek! - zawołała za nim, gdy wyszedł już z kuchni - Bo pomyślałam sobie, że warto byłoby powiesić u Ciebie jakieś firanki w oknie - uśmiechnęła się do niego szeroko i znikła w salonie - Mam tu nawet takie zgrabne - wróciła po chwili trzymając w ręku biały materiał. - Skoro tak... - nie dane było mu dokończyć, bowiem Gosia pobiegła już do jego pokoju Gdy Brodecki wszedł do pomieszczenia stała na krzesełku i usiłowała dosięgnąć karnisza. Chłopakowi w ogóle nie przeszkadzał fakt, że Gosia wyciąga się jak tylko może. Miała na sobie krótką spódniczkę, która odsłaniała jej zgrabne i opalone nogi. Marek, jak to facet, oczywiście musiał zawiesić na nich oko. W pewnym momencie krzesełko niebezpiecznie się zachwiało. Dziewczyna wydała z siebie pisk, co sprawiło, że Marek wrócił do rzeczywistości. Natychmiast rzucił się z pomocą ale zrobił to tak niefortunnie, że chwilę potem oboje leżeli na podłodze. Gośka wylądowała na Marku więc nic sobie nie potłukła. - O Boże, przepraszam – odezwała się lekko speszona - Nic nie szkodzi – wyjąkał Marek, dłuższą chwilę patrzyli sobie w oczy. Gośka zaczęła zbliżać swoją twarz ku niemu, kiedy ich usta dzieliły zaledwie milimetry, w drzwiach stanęła Baśka, patrząc na nich z rozdziawioną buzią. - O! Widzę, że przeszkadzam – wyjąkała chwilę póżniej - Basia?! Nie, nie! Mieliśmy drobny wypadek - Brodecki szybko zerwał się z podłogi stając w bezpiecznej odległości od Małgosi - Wypadek? Aha.. rozumiem – obdarzyła ich wymownym spojrzeniem – Przykro mi, że wam przerwałam, ale ja też tu mieszkam – uśmiechnęła się sztucznie - Chciałaś coś? – rzuciła Gośka z wyraźnym zniecierpliwieniem – Jesteśmy... troszkę zajęci - Nie wątpię! – warknęła poirytowana – Nie przeszkadzajcie sobie! – odwróciła się napięcie i wyszła trzaskając drzwiami - Ale Baśka! - Brodecki wybiegł za nią – To nie tak jak myślisz! - Marek, daj spokój! To, co ja w tej chwili myślę, jest naprawdę mało istotne – i nie czekając na jego reakcję zamknęła mu drzwi od sypialni, tuż przed nosem - Ale... - Daj, spokój, nie tłumacz się jej - Gosia stała oparta o futrynę zalotnie się uśmiechając. On tylko przewrócił oczami i mamrocząc coś pod nosem skierował kroki do swojego pokoju. Rano, przeciągnął się leniwie w łóżku, przetarł zaspane oczy i skierował kroki do kuchni, gdzie już krzątała się Basia. - Co robisz? Śniadanko? A załapie się? - Brodecki zasiadł do stołu szczerząc się przy tym wesoło. -To Gosia ci nie zrobiła? – uśmiechnęła się cynicznie - Baska, o co ci chodzi? - O nic! – kpiąco się uśmiechnęła – Tylko myślałam, że skoro robi ci domowe obiadki, to śniadania też ci serwuję, może nawet do łóżka... - Nic mnie z nią nie łączy, jeśli o to ci chodzi! – odezwał się nieco poirytowany - Nie no jaaassne! – rzuciła ironicznie nawet na niego nie spoglądając – To, że w nocy niczego nie słyszałam nie znaczy, że nic nie robiliście! - Co Ty sugerujesz? - na twarzy Marka malowało się coraz większe zdenerwowanie - Ja w nocy spałem! - Spałeś? – zaśmiała się z politowaniem – Sam czy ktoś Cię ululał? - Taak – warknął – Sapkowski! Czytałem go przed snem! Jak masz coś do mnie, to mi to powiedz a snuj głupich podejrzeń! – posłał jej wrogie spojrzenie i wściekły opuścił kuchnie. Basia odprowadziła go tylko przejętym spojrzeniem, ganiąc się w duchu za swój niewyparzony język. Musiała przyznać sama przed sobą, że tym razem chyba przesadziła... Cz.10 Przez kolejne dni atmosfera w domu była cieplutka jak zimnica. Baśka i Marek nie potrafili ze sobą normalnie rozmawiać, od czasu do czasu wymieniając jedynie ukradkowe spojrzenia. Gosi, sytuacja miedzy nimi jak najbardziej odpowiadała. Cały czas wdzięczyła się przed Brodeckim, tym samym doprowadzając Storosz do białej gorączki. Baska nie przestała dogryzać Markowi a on miał już tego powyżej uszu. Spływ kajakowy zbliżał się wielkimi krokami i choć żadne nie chciało się do tego przyznać, miało cichą nadzieje, że wspólny wyjazd naprawi to, co znów się popsuło. Dwa tygodnie bez nowej „koleżanki”, miały być dla Baśki balsamem dla duszy i szansą poprawienia relacji między nią a Markiem. Bądź co bądź, to głównie ona wywoływała kłótnie między nimi a jej urażona duma, nie pozwalała na wypowiedzenie prostych słów „przepraszam” jakie od kilku dni cisnęły jej się na usta, jednak zawsze więzły w gardle, zmieniając się w uszczypliwe uwagi. Marek nie mógł zrozumieć jej zachowania. Za każdym razem, gdy próbował z nią porozmawiać, Baśka go zbywała, co kończyło się kolejną kłótnią. I tak było przeszło tydzień, w tym czasie Gosia obserwowała ich z wyraźną satysfakcją, próbując jak najbardziej dogryźć Storosz i zbliżyć się do Brodeckiego. Szansą na zawężenie jej znajomości z Markiem, mógłby być spływ... - Marek, co robisz? - głowa Gosi pojawiła się w drzwiach sypialni Marka. - A nic ciekawego, czytam sobie - Brodecki uśmiechnął się życzliwie i gestem ręki zaprosił dziewczynę do środka – Stało się coś? - Nie, nie. Tak chciałam z Tobą pogadać... - Aha... - chłopak nieśmiało zwiesił głowę - A o czym? - Właściwie o niczym konkretnym - przysunęła się do niego jeszcze bardziej, tak, że teraz stykali się ramionami - Kiedy jedziecie na ten spływ? - No jeszcze troszeczkę. A co, będziesz tęsknić? – zapytał przewrotnie - Szczególnie za Tobą i mam nadzieję, że Ty za mną też – spojrzała mu prosto w oczy - Będziesz tęsknił? - Oczywiście, jesteś moją koleżanką.... - Marek, a czy na pewno nie znajdzie się dla mnie miejsce? Popatrz, zostanę tu sama jak palec. Nie będę miała, do kogo nawet się odezwać. Nie sprawię kłopotu, obiecuję. Będę siedziała cicho spojrzała się na niego smutno. - Tak, ja wiem, ale mamy komplet. Nawet w bagażniku się nie zmieścisz. Przykro mi... - Ale Marek, to ja mogę dojechać autobusem, albo pociągiem! - zawołała uradowana. - Gośka, przykro mi. Wiem, że chcesz jechać, ale ja nic na to poradzić nie mogę... - Nie no, rozumiem, trudno... Zawsze chciałam uczestniczyć w spływie, ale nigdy nie miałam okazji.. - zrobiła żałosną minkę - Szkoda, że nie mówiłaś wcześniej. A tak, już wszystkie miejsca zaklepane. Ewentualnie mogłabyś się wkręcić gdyby ktoś zrezygnował, w co raczej wątpię - A Basia? - skrzywiła się na wspomnienie o dziewczynie - Co Basia? - chłopak przyjrzał się jej uważnie. - No, czy Basia jedzie? - Oczywiście, już zaopatrzyła się w cały sprzęt! - zaśmiał się na samo wspomnienie wspólnych zakupów, na które udali się wraz z Zuzą i Piotrkiem. - No tak! - podniosła się z łóżka i powędrowała do drzwi - Ale Mareczku, pamiętaj, że gdyby jednak ktoś zrezygnował to ja się piszę od razu! - Oczywiście, będę pamiętał. Jesteś pierwsza na liście - uśmiechnął się ciepło. - No to idę. Nie przeszkadzam Ci już – mrugnęła do niego oczkiem i zamknęła drzwi. Powędrowała do salonu, rozsiadając się na kanapie - A ja myślę, że jednak pojadę - uśmiechnęła się do siebie tajemniczo - I chyba wybiorę się jutro na zakupy. A nóż widelec, ktoś zrezygnuje – chytrze się uśmiechnęła... (...) Brodecki wszedł do pubu rozglądając się dookoła. Okręcał się w jedną i w drugą stronę, aż w końcu dostrzegł w tłumie machającą w jego kierunku rękę. Podszedł bliżej witając się z kumplem - I co tam? - Brodecki zasiadł do stolika. - A w porządku. Zuzia mnie dokarmia, sprząta, czegóż chcieć więcej? - Piotrek zaśmiał się radośnie, a zaraz zawtórował mu Marek. - Sprowadziłeś sobie kobietę do domu do sprzątania? Myślałam, że Twoja wyobraźnia jest bardziej rozwinięta – szturchnął go z uśmiechem w ramie - Spokojnie, już ja wiem jak zapełnić jej czas wolny! – po tym stwierdzeniu obaj wybuchli śmiechem - A co u Ciebie? Ty to masz raj na ziemi. Dwie panny pod dachem.... bajka.... - Taaa.... Tylko ja chyba do niej nie pasuję... - Stary, co Ty gadasz?! Laski jak się patrzy, musisz nimi tylko odpowiednio pokierować - Brodecki rzucił mu groźne spojrzenie, na co chłopak ściszył głos - Czy coś? - Piotrek, znowu gadasz od rzeczy - jęknął. - No dobrze, koniec żartów. O co chodzi tym razem? - O Baśkę! Jakoś dziwnie się zachowuje. Nie jest już taka jak przedtem... - Przedtem? To znaczy przed czym? - No przed przyjściem Gosi, jakoś się dogadywaliśmy. A teraz dogryza mi na każdym kroku, albo w ogóle się nie odzywa. Mówię Ci, humorki to ona ma.... - No to rzeczywiście lipa... a rozmawiałeś z nią chociaż? - Ba! Żeby to raz! Wścieka się i tyle, mówi, że wszystko w porządku. A z Gosią mało co się nie pozabijają, strach je zostawić same! Nawet teraz zastanawiam się, czy jak wrócę, nie będę musiał identyfikować ciał! - upił łyk soku i zaśmiał się nerwowo. - Co Ty mi tu opowiadasz jakieś historie ze strefy 11? Mam nasłać na nią Zuzkę? Może troszkę ją przytemperuje, co? - Piotrek spojrzał się z politowaniem na zestresowanego kumpla. - I myślisz, że to coś pomoże? - No tak, myślę... spróbujmy chociaż. Bo boję się, że w takiej atmosferze, nabawisz się wrzodów żołądka, albo kij wie czego jeszcze! - Dobra, niech ją Zuzka wybada. Mam nadzieję, że wyciszy się do spływu, bo nie mam zamiaru jej tam wysłuchiwać. - Spokojna głowa. Ja mam nadzieję, że pogoda się poprawi, bo jak na razie jest fatalnie - wyjrzał za okno, gdzie zbierały się deszczowe chmury - To co? Po piwku, czy lecisz do swoich niewiast? - No co Ty?! Dobrze wiesz, że ja nie odmawiam kumplom - chłopcy ponownie zawtórowali sobie śmiechem, chwile potem popijając złoty napój. W tym samym czasie w mieszkaniu Basia leżała wygodnie na tarasie z książką w ręku i mp3 w uszach a Gosia urzędowała w kuchni. W domu panował względny spokój, ale jak to bywa, ta sielanka nie mogła trwać wiecznie. Majewska wolnym krokiem weszła do salonu, na niebie zbierały się czarne chmury i tylko patrzeć jak zacznie padać. Dostrzegła uchylone drzwi balkonowe i w tej samej chwili w jej głowie pojawił się diabelski plan. Korzystając z tego, że Basia ma w uszach słuchawki i na pewno jej nie słyszy, jednym sprawnym ruchem zatrzasnęła drzwi, a potem z triumfalnym uśmiechem na ustach opuściła mieszkanie... Cz.11 Mała kropelka deszczu, która spłynęła na dłoń Baśki, sprawiła, że dziewczyna oderwała się od czytanej lektury i zerknęła w niebo. Nad jej głową kłębiły się burzowe chmury. Zamknęła książkę, wyłączyła mp3 i z grymasem niezadowolenia na twarzy skierowała się w stronę drzwi. Jak tylko przed nimi stanęła zastygła w przerażeniu - Niieee – jęknęła kręcąc przy tym głową. Drzwi były zamknięte! I co w tym strasznego? Pewnie nic, gdyby nie fakt, że z powodu braku klamki po jednej stronie, można je otworzyć tylko z wewnątrz. Podbiegła do szyby usilnie próbując dostać się do środka, jednak rezultat był żaden. Nikt nie słyszał jej krzyków i wołania o pomoc. Na domiar złego rozpadało się na dobre a ona stała uwięziona na tarasie bez możliwości schronienia się przed deszczem. Dlaczego nikogo nie ma w domu? Marek wyszedł przed południem ale była Gośka - Gdzie podziała się ta zołza?! – warknęła sama do siebie i nagle ją olśniło – Zaraz, zaraz... przecież wiedziała, że jestem na tarasie... wiedziała również, że drzwi się zatrzaskują! – mówiła do siebie czując narastającą w niej złość – Nie było przeciągu a same zamknąć się nie mogły!! – Trzęsąc się z zimna i wściekłości zsunęła się bezradnie po ścianie, modląc się w duchu by jak najszybciej ktoś ją uwolnił. Kilka godzin później Gosia zadowolona przekroczyła progi mieszkania, zdjęła buty, powiesiła swój płaszczyk, strzepując z niego ostatnie krople deszczu, i poprawiając swoje bujne loki ruszyła w stronę salonu. Widząc na tarasie przemoczoną Baskę ledwo wstrzymywała śmiech. Robiąc przerażoną minę ruszyła do drzwi w pośpiechu je otwierając. - Boże Baśka, co ci się stało? – złapała się dłonią za usta. Rola zdziwionej i przejętej koleżanki wychodziła jej wręcz idealnie - Co mi się stało pytasz?! – zacisnęła zęby powoli zbliżając się w stronę Majewskiej – Ja ci zaraz pokaże co mi się stało, Ty ruda małpo!! – bez słowa ostrzeżenia rzuciła się na Gośkę. Emocję kumulowane w sobie przez wiele tygodni w tej jednej chwili wybuchły ze zdwojoną siłą. „ Ałłaa! Moje włosy!” „Podarłaś mi bluzkę” „Jesteś stuknięta!!” „Odechce ci się ze mną zadzierać!!” takie i inne wrzaski wydobywały się z salonu. Dziewczyny szarpały się jak tylko mogły i żadna nie zamierzała zrezygnować... W tym samym czasie, Marek wysiadł z windy i szukając kluczy w kieszeniach spodni, zmierzał holem w kierunku mieszkania. Na całym korytarzu słychać było niemiłosierne wrzaski, co zwróciło jego uwagę. Myśląc, że pewnie jakieś młode małżeństwo przechodzi swój pierwszy kryzys w związku, wzruszył tylko ramionami ruszając dalej. Jednak, gdy zatrzymał się przed wejściem do swojego mieszkania z przerażeniem stwierdził, że to jednak nie młode małżeństwo. Przyłożył głowę do drzwi i zaraz przypomniał sobie niedawną rozmowę z Piotrkiem... - No przed przyjściem Gosi, jakoś się dogadywaliśmy. A teraz dogryza mi na każdym kroku, albo w ogóle się nie odzywa. Mówię Ci, humorki to ona ma.... - No to rzeczywiście lipa... a rozmawiałeś z nią chociaż? - Ba! Żeby to raz! Wścieka się i tyle, mówi, że wszystko w porządku. A z Gosią mało co się nie pozabijają, strach je zostawić same! Nawet teraz zastanawiam się, czy jak wrócę, nie będę musiał identyfikować ciał! - upił łyk soku i zaśmiał się nerwowo. Czym prędzej odkluczył zamki wbiegając do środka. Wparował do salonu i ogarnął wzrokiem całą sytuację. Widząc jak dziewczyny szarpią się nie tylko za ubrania, ale i za włosy natychmiast zareagował. Złapał Basie w pół odciągając od Gośki i stając między nimi, tak, by nie dopuścić do kolejnego starcia - Co wy robicie?! Czy wyście kompletnie powariowały?! Co wam odbiło?! – wydarł się na całe gardło przerywając ich dotychczasową sprzeczkę - Kretynka! Jeszcze mnie popamiętasz! – warknęła Baśka - Trzęsę się ze strachu! – rzuciła ironicznie, na co Baska znów wystartowała do niej z pazurami - Hej, hej, hej! – Marek skutecznie ją zatrzymał – Uspokójcie się!! I jak Ty w ogóle wyglądasz? Jesteś cała mokra... – popatrzył na Basię z politowaniem – Co tu się stało?! - Ta wariatka się na mnie rzuciła! – odezwała się Gośka - Bo ta jędza zamknęła mnie na balkonie! – wskazała głową Majewską – A potem wyszła sobie, jak gdyby nigdy nic! - Gośka to prawda? – Marek zmierzył ją surowym spojrzeniem - Wcale nie! Wypraszam sobie! – oburzyła się dziewczyna - Nie udawaj głupszej niż jesteś! Drzwi same się nie zamknęły!! – wydarła się Baśka - Pewnie był przeciąg a Ty wszystko zwalasz na mnie! Trzeba było tam nie przesiadywać! Sama jesteś sobie winna! - Grrrr! Powyrywam ci te rude kłaki! – Baśka kolejny już raz chciała dobrać się do swojej „koleżanki” ale Marek w porę zainterweniował - Ty jesteś nienormalna, powinnaś się leczyć! – zaśmiała się cynicznie - Zamknij się! – krzyknęła Basia - Sama się zamknij! - Obie się zamknijcie!! – wrzasnął Marek gromiąc ich spojrzeniem, co spowodowało, że nagle ucichły - Słychać was w całym bloku! Nie obchodzi mnie która zaczęła i dlaczego, ale to nie powód, żeby urządzać taki cyrk! - Ale... – odezwały się obie - Nie chcę tego słuchać! Ty – zwrócił się do Baśki – Lepiej weź gorącą kąpiel, bo się jeszcze przeziębisz! A Ty – wskazał palcem na Gosie – Idź się doprowadź do porządku, bo wyglądasz okropnie – spojrzał na jej potargane włosy i rozerwaną bluzkę. Dziewczyny obrzuciły się złowrogim spojrzeniem po czym z fochem wymalowanym na twarzy opuściły salon. Marek ciężko opadł na kanapę łapiąc się za głowę - Skaranie boskie z tymi babami! – westchnął ukrywając twarz w dłoniach. Cz.12 Kolejny dzień zaczął się dosyć spokojnie. Marek przygotowywał śniadanie, Gośka wyszła wcześnie rano twierdząc, że ma do załatwienia kilka spraw na mieście a Basia jeszcze smacznie spała. Było po 11 gdy zaspana, w śmiesznej piżamce z misiem, wkroczyła do kuchni. - Nasza śpiąca królewna wstała. Fajna piżamka! – rzucił w jej kierunku tłumiąc w sobie śmiech - Daruj sobie! – usiadła przy stole ukrywając twarz w dłoniach. Nie czuła się dziś najlepiej i nie miała ochoty wdawać się z nim w kolejną słowną utarczkę. - Wszystko w porządku? – trochę zaniepokoiło go zachowanie koleżanki – Baska! – zawołał ponownie nie widząc reakcji z jej strony - Co? Tak, tak wszystko OK. – widząc z jaką troską jej się przygląda blado się uśmiechnęła - Na pewno? Nie wyglądasz najlepiej... - To nic takiego, musiałam się chyba przeziębić. Wezmę aspirynę i do jutra mi przejdzie – wymamrotała podchodząc do szafki z lekami. Już wyciągała po nie rękę, gdy nagle zrobiło jej się ciemno przed oczami... Obudziła się w swojej sypialni. Widząc pochylającego się nad nią obcego mężczyznę nie wiedziała, co się dzieje - Co się stało? Kim pan jest? - Spokojnie, jestem lekarzem – mężczyzna ciepło się uśmiechnął – Zemdlała pani, zresztą przy takiej temperaturze nie ma co się dziwić. Ma pani prawie 40 stopni gorączki i zapalenie oskrzeli. Nieźle się pani załatwiła, pogoda tego lata jest wyjątkowo paskudna i trzeba uważać - Ale jak to zapalenie oskrzeli? - Przepisze pani odpowiedni antybiotyk i myślę, że za tydzień wróci pani do zdrowia. Przez ten czas proszę nie wychodzić z łóżka. - Ale ja jutro mam spływ kajakowy! – jęknęła żałośnie - Przykro mi, ale będzie musiała pani zrezygnować. Zapalenie oskrzeli to nie żarty, nie wolno tego lekceważyć! - A nie da się jakoś szybciej tego wyleczyć? – zapytała głosem pięcioletniej dziewczynki patrzą błagalnie na doktora – Tak, żebym mogła pojechać? - Pani Basiu, myślałem że jest pani dorosła – lekarz pokiwał głową z politowaniem - Tak tylko zapytałam – mruknęła pod nosem z obrażoną miną - To ja się żegnam i życzę powrotu do zdrowia! – jak tylko lekarz opuścił mieszkanie, Marek, który czekał do tej pory w salonie natychmiast zjawił się w sypialni Baśki. - I jak się czujesz? – zapytał siadając na brzegu jej łóżka – Wiesz jak mnie wystraszyłaś? Nie wiedziałem co robić... - Przepraszam – leciutko się uśmiechnęła - A co powiedział lekarz? - Nic! – wyraźnie posmutniała - Jak to nic? Basia, co jest? - Nie jadę na spływ, mam zapalenie oskrzeli. Przez tydzień mam nie opuszczać łóżka – powiedziała płaczliwym tonem – To wszystko przez ta rudą lafiryndę! - Basia... - No co?! Tylko jej nie broń! - Przecież nic nie mówię, poza tym zdrowie ważniejsze - Jassne! Łatwo ci mówić, bo to nie Ty zostaniesz sam przez dwa tygodnie, nudząc się jak mops i walcząc z zapaleniem oskrzeli... - Nie martw się, jak dojdziesz do siebie zorganizujemy jeszcze jeden spływ – uśmiechnął się pocieszająco – A teraz się kuruj, a ja skoczę do apteki po twoje leki – powiedział i z prędkością światła wyleciał z mieszkania. Późnym wieczorkiem Gosia pojawiła się wreszcie w domu, trzymając w ręku torbę z zakupami. Weszła do salonu i ciężko opadała na kanapę. - Gosia? Coś Ty taka nie wyraźna? - Marek pojawił się w salonie. - A nie nic. Zmęczona jestem po prostu. Robiłam drobne zakupy - wskazała na kilka wypchanych toreb. - Drobne.... właśnie widzę - Brodecki lekko się zaśmiał. - A... a jak Basia? - Gosia z trudem zadała to pytanie. - No ma zapalenie oskrzeli, dostała jakieś leki i musi to wyleżeć.... - Oj, jaka szkoda... - Majewska uśmiechnęła się pod nosem - No i nie da rady pojechać na biwak. Szkoda, bo wszystko już ustalone. - Nie jedzie? - Gośka poderwała się z kanapy i stanęła obok Marka. - No, właśnie nie. No i w takiej sytuacji zwalnia się jedno miejsce - Brodecki spojrzał na rozpromienioną koleżankę - I jeżeli masz jeszcze ochotę i nic sobie nie zaplanowałaś, to możesz do nas dołączyć... - Pewnie! Przecież wiesz, jak bardzo chcę jechać! Jest! - dziewczyna z radości aż podskoczyła - Ale będzie super! Dobrze, że zrobiłam jednak te zakupy! - Tak, tak... - Marek pokiwał lekko głową mało zainteresowany paplaniną koleżanki. - Już nie mogę się doczekać! Ależ będzie zabawa! Dzięki Marek! - Majewska rzuciła się mu na szyję, po czym szybko oderwała się i odstawiając taniec radości pobiegła do łazienki, krzycząc coś o jakiejś maseczce przed wyjazdem. - No, nie wątpię że zapewnisz nam atrakcje... - Brodecki jakoś nie pałał wielkim entuzjazmem na myśl o towarzystwie Gosi - Może jakoś wspólnymi siłami damy radę - wyłączył światło w salonie i udał się do swojego pokoju przygotować wszystko na wyjazd. (...) - Basiu! My już idziemy – następnego dnia głowa Marka pojawiła się w drzwiach pokoju Storosz – Poradzisz sobie? - podszedł bliżej siadając na brzegu łóżka - Dam sobie radę, mną się nie przejmuj - wychrypiała. - Jesteś pewna? Bo jak chcesz, to ja mogę zostać... - Marek nie przesadzaj, wystarczy już, że ja nie jadę - uniosła się lekko na łokciach z uśmiechem na twarzy - Zresztą już mi chyba lepiej - na potwierdzenie zaniosła się kaszlem. - No, tak. Właśnie widzę - chłopak ze śmiechem pokręcił głową.- W takim razie zbieram się. Będę dzwonił - pochylił się nad nią chcąc pożegnać buziakiem w policzek ale dziewczyna szybko się odsunęła - Nie, bo się zarazisz. Daj łapę - uścisnęli sobie dłonie i Brodecki skierował kroki do wyjścia – Miłej zabawy! - Nie dziękuję – mrugnął do niej - A Gosi niczego nie będziesz życzyć? - Taaak, żeby złapała wilka, albo kleszcz jej wszedł w d... w pośladek. Tego jej życzę z całego serca Marek pokręcił głową ze śmiechem, pomachał jeszcze na pożegnania i zniknął jej z pola widzenia. Chwilę potem Baśka słyszała już tylko trzask drzwi i odgłosy przekręcanych klucz Brodecki z koleżanką stanęli przed blokiem wypatrując samochodów znajomych. Nie czekali długo, bowiem zaraz zajechały dwa auta. Z jednego wygramolił się Piotrek. - Cześć Stary! Gotowi do drogi? - chłopak uścisnął dłoń Brodeckiego. - Oczywiście! To jest właśnie Gosia – przedstawił swoją współlokatorkę, która przywitała się szerokim uśmiechem. - No to wbijajcie się do środka. U nas jest tylko jedno wolne miejsce więc Marek zabierzesz się z nami a Gosia pojedzie z resztą ekipy, w porządku? - Brodecki pokiwał głową - To jedziemy bo nie mamy dużo czasu. Już jesteśmy spóźnieni. Załadowali torby do bagażników i wsiedli do środka. Czasu stracili jeszcze sporo, stojąc w warszawskich korkach, ale jakoś z wielkim trudem minęli wreszcie zatłoczone miasto. Gdy tylko wyruszyli Brodecki utkwił swój wzrok za szybą samochodu. Zadawać by się mogło, że jest bardzo zauroczony krajobrazem, jednak on myślami był daleko. Przy pewnej drobnej osóbce, która została w domu, zdana na siebie. Z zamyślenia wybudziło go lekkie szarpanie za rękaw. - Marek, a jak Baśka? - zapytała Zuza - Bardzo chora? - Ma zapalenie oskrzeli, a sama wiesz najlepiej jak ona lubi leżeć. Ale gdyby pojechała skończyłoby się jeszcze gorzej - No tak, to zrozumiałe. Jednak szkoda, że nie jedzie. Ona tak się cieszyła na ten wyjazd. Marek, a zabrałeś aparat? Marek? - Zuzia ponowiła pytanie, nie widząc reakcji ze strony kolegi. Marek chyba nawet jej nie słyszał. Ocknął się dopiero wtedy gdy Zuzka pomachała mu ręką przed oczami – Halo! Ziemia do Marka! Coś ty tak odpłynął? - Co? A nie... wiecie co? Zatrzymajcie się tu! - Marek dobrze się czujesz? Gdzie ci się tu zatrzymam, po co? - Piotrek zjedź na pobocze, ja wysiadam. - Ale, że co proszę? Jak to wysiadasz? - Normalnie, nie jadę! Zmieniłem zdanie, zatrzymaj się – Piotrek zjechał na pobocze gasząc silnik - Ale co? Chcesz wracać do Wawy? To może cię chociaż podrzucimy, co? - Nie, nie trzeba i tak już wystarczająco czasu straciliście. Poradzę sobie - Na pewno? - Spokojna głową, jedzcie i bawcie się dobrze – uśmiechnął się przyjaźnie wyciągając swoje bagaże z samochodu. Pożegnał się z przyjaciółmi, których kilka minut później stracił z pola widzenia... Cz.13 Basia wygrzebała się spod kołdry i spojrzała na zegarek. Było parę minut po godzinie 15, skrzywiła się i burcząc coś pod nosem oparła się plecami o zagłówek swojego łóżka. Wyciągnęła rękę i na ślepo zaczęła „macać” swoją szafkę nocną. Wreszcie lekko się uśmiechnęła i jej dłoń z książką wróciła na kołdrę. Otworzyła ją i ledwie zdążyła przeczytać dwie strony, a książka znowu z hukiem powędrowała na stolik. - Nie, no nie! Kurcze! Właściwie to, o co mi chodzi? - zapytała sama siebie z grymasem na twarzy Przecież wszystko jest w porządku. Ciepłe łóżeczko, chata wolna, to o co chodzi? - upiła łyk wody stojącej w kubku na stoliku – Przecież ja tu zwariuję z nudów! – opadła ciężko na poduszkę i nakrył się kołdrą zanosząc się kaszlem. Ale za chwilę z powrotem jej głowa wyłoniła się na powierzchnie, słysząc zgrzyt zamka w drzwiach – Z tego wszystkiego zaczynam świrować - ale mina zrzedła jej jeszcze bardziej słysząc kroki w korytarzu. - No cześć, biedaczku! - w drzwiach pojawiła się głowa Brodeckiego. - Marek?! Co Ty tu robisz? Czegoś zapomniałeś? - dziewczyna nie ukrywała swojego zdziwienia. - Niczego. A co? Nie cieszysz się, że mnie widzisz? - wszedł dalej z rękoma założonymi na piersi Nie mów, że się nie stęskniłaś? - Ja? W ogóle! Ale dlaczego wróciłeś? - A zdrówko, jak? - zasiadł wygodnie na jej łóżku, ignorując jej pytanie. - Nigdy nie czułam się lepiej – rzuciła szybko na odczepne - Ale ty mi powiedz co tutaj robisz?! - Pomyślałem, że przyda ci się towarzystwo – mrugnął do niej oczkiem – Poza tym, mam okazję na rewanż – ślicznie się uśmiechnął – Ty się mną zajmowałaś kiedy byłem chory, więc teraz moja kolej - I zrezygnowałeś ze spływu tylko dlatego, żeby się mną opiekować? – zapytała nie kryjąc zaskoczenia - W końcu trzeba sobie pomagać, prawda? A na spływ pojedziemy innym razem. To Ty sobie leż, a ja zrobię Ci gorącej herbaty, co? - Bardzo chętnie! – po jej słowach Brodecki zniknął za drzwiami i po niecałym kwadransie wrócił ponownie z tacą w ręku, którą postawił na łóżku obok Basi - Pomyślałem też, że jesteś głodna, co prawda, to tylko zupka instant, ale lepsze to niż nic - podał jej kubek a sam wziął drugi i z uśmiechem przyglądał się jak łapczywie upija łyk zupy - A jak Ty właściwie się tu z powrotem dostałeś? I Co zrobiłeś, że nie ma z Tobą Gosi? – lekko się skrzywiła parząc sobie język - Uważaj gorące! – zaśmiał się lekko – Gośka jechała w drugim samochodzie, poza tym Piotrek wysadził mnie przy wylotówce - Jechałeś tu aż z wylotówki?! - Widzisz jak się poświęcam? – wypiął dumnie pierś do przodu - Najpierw na stopa podjechałem do centrum, a potem to już poszło lekko. Ale kobieta, która mnie podwoziła patrzyła na mnie takim wzrokiem... Myślałem, że się na mnie rzuci! – zrobił przerażoną minę, na co dziewczyna zaniosła się śmiechem - Śmiej się, śmiej! Wiesz co ja przeżyłem? - Oj tak wyobrażam sobie jakie to było traumatyczne przeżycie – ledwo się opanowała - No właśnie! Dobra, idę przynieść Ci syropek i kolejną porcję tabletek, a Ty tu na mnie grzecznie czekaj - zabrał z jej ręki pusty kubek i skierował się do wyjścia. - Nawet nie zamierzam się stąd ruszać – powiedziała odprowadzając go ciepłym spojrzeniem. (...) - Maareek! – następnego dnia, głośne wołanie Basi wybudziło go z bardzo przyjemnego snu. Zerknął na zegarek, było kilka minut po ósmej. Wszystko byłoby ok. gdyby nie fakt, że położył się jakieś 3 godziny temu. Leniwie podniósł swoje cztery litery kierując się do sypialni koleżanki – Mareeek! – usłyszał ponownie - No idę, już idę – wymamrotał do siebie nieprzytomnie – Co jest? – zapytał przekraczając progi pokoju Storosz - Chce mi się pić – powiedziała z miną małej dziewczynki - Baska... – jęknął – Nie mogłaś z tym poczekać chociaż godzinkę? - Nic nie poradzę, że chce mi się pić akurat teraz, to przyniesiesz mi czy nie? - Przyniosę... – rzucił kierując się w stronę kuchni. Jakąś godzinę później gdy delektował się poranną kawą i przeglądał prasę do jego uszu ponownie dobiegło wołanie koleżanki - Maaareek!! - A podobno ją boli gardło – mruknął do siebie – Co? – zapytał zjawiając się w progu sypialni - Pójdziesz do sklepu? Chusteczki mi się skończyły – leciutko się uśmiechnęła - A nie masz zapasowych? - Gdybym miała to bym Cię nie wysyłała, prawda? - Z tobą nigdy nic nie wiadomo, daj kasę! - Ale ja jestem spłukana – zrobiła niewinną minkę - No dobra, może jeszcze wygrzebię coś z portfela - Tylko kup całą paczkę. Albo najlepiej dwie, żeby nie chodzić dwa razy, aha i jak możesz wejdź do apteki, ok.? Tabletki na gardło też mi się skończyły – ślicznie się do niego uśmiechnęła - Wracam za 20 min – rzucił tylko i wybiegł z mieszkania. I tak przez kilka kolejnych dni Marek spełniał zachcianki Storosz, których z dnia na dzień było coraz więcej. Baska nie wychodziła z łóżka i miała tego już po dziurki w nosie, co objawiało się ciągłym narzekaniem i marudzeniem. - Marek!! – na sam dźwięk swojego imienia chłopak skrzywił się przewracając oczami - Byłem u Ciebie jakieś pięć minut temu, co znowu? - Nudzi mi się! – założyła ręce na piersi robiąc minę naburmuszonej dziewczynki - Baśka! – chłopak był lekko poirytowany zachowaniem przyjaciółki - No co?! - Przecież przyniosłem ci tonę książek z biblioteki, pożyczyłem nowe składanki od kumpla. Grałem z tobą w karty, chińczyka, domino, kółko i krzyżyk, państwa-miasta chwilę temu skończyliśmy grać w statki, a ty ciągle marudzisz! - Ja marudzę?! Gdybyś leżał całymi dniami w łóżku jak ja, też byś narzekał! A poza tym miałeś się mną zająć! - Miałem się zająć, tak?! - Tak! – krzyknęła – I masz to zrobić teraz, zaraz, tu!! - Jesteś pewna? - Tak! - OK.! Sama tego chciałaś! – podszedł do niej szybkim krokiem i żarliwie pocałował. Baśka totalnie oszołomiona natychmiast poddała się jego pieszczocie oddając pocałunek z taką samą siłą jak on. Chwilę potem oderwali się od siebie ciężko oddychając - Czy taka forma rozrywki pani odpowiada? - Jestem całkowicie za! – i nie czekając dłużej tym razem to ona wpiła się namiętnie w jego usta. W szybkim tępię pozbyli się swojej garderoby zupełnie zapominając o bożym świecie i całkowicie poddając się fali uczuć jakie wybuchły w ich obojgu. W tej jednej chwili liczyli się tylko Oni, nikt poza tym. Godzinę później leżeli mocno w siebie wtuleni z błogim uśmiechem na ustach - Widzisz? Gdybyśmy się wcześniej spiknęli nie musiałbym kupować nowego łóżka – powiedział całując delikatnie jej nagie ramię - Że też o tym nie pomyśleliśmy – zachichotała - No, ale teraz mamy przynajmniej dodatkowy, wolny pokój – uśmiechnął się ślicznie - Taa z którego Gosia zapewne zrobi sobie sypialnie – przewróciła oczami – Musimy się jej pozbyć! - Basia czy Ty troszeczkę nie przesadzasz? – zapytał tłumiąc w sobie śmiech na widok jej zaciętej miny - Ani trochę! Nie pozwolę, żeby ta ruda wywłoka pożerała cię wzrokiem! - Kochanie, ale ona w ogóle nie jest w moim typie - Taak? Więc jaki jest Twój typ? - Tylko i wyłącznie drobne blondynki o cudnych brązowych oczach i cholernie seksownych pośladkach! – skradł jej szybkiego buziaka w szyję - Drobne blondynki mówisz? O seksownych pośladkach? To chyba nie ma takich wiele! - Fakt! Ale na szczęście mam pod ręką taki jeden egzemplarz w którym jestem szaleńczo zakochany – stwierdził poważnie, patrząc jej prosto w oczy - To dobrze! Bo ten egzemplarz jest cholernie szczęśliwy i chce żeby tak było zawsze – wyszeptała mocno wtulając się w jego ramiona. Chwilę potem oboje spokojnie zasnęli... Pierwsze promienie słońca sprawiły, że oboje nie spali już od kilku godzin leniwie wylegując się w łóżku. Marek bawił się kosmykami włosów Basi, a dziewczyna lekko chichotała. - Basiiuu? A może byśmy tak, gdy już wyzdrowiejesz, wybrali się na jakiś biwak? - chłopak uśmiechnął się słodko. - Biwak mówisz? - Mhm – pokiwał głową - Już sobie to wyobrażam... sami, zaszyci w leśnej gęstwinie... Czujesz ten klimat? - Mogę się nad tym zastanowić, ale pod pewnym warunkiem! - Basia podparła głowę ręką. - Proponuję ci uroczy wyjazd ze mną, a Ty mi stawiasz warunki? - Skoro nie chcesz – opadła na poduszkę udając obrażoną - No dobra, nie bocz się już tak – złożył na jej ustach delikatny pocałunek – Więc co to za warunek? - Ja wybieram miejsce! - wykrzyknęła dziewczyna z zadowoleniem na twarzy. - W porządku! Ale nie myśl sobie, że już zawsze będę ci tak ulegał! – pogroził jej palcem ze srogą miną - Nawet przez myśl mi to nie przeszło – zachichotała pod nosem – To co? Może jakieś śniadanko? – popatrzyła na niego wymownie, po czym Marek bez słowa dał buzi swojej dziewczynie i opuścił sypialne. Jakiś czas później z kuchni wydobywały się przyjemne zapachy. Basia uśmiechnęła się sama do siebie i już miała wstać by pomóc Markowi ale jej palny pokrzyżował dzwoniący telefon. - Halo! - zawołała radośnie widząc kto dzwoni. - No cześć Kochana! - wesoło przywitała się Zuzia - Widzę, że humorek dopisuje. A myślałam, że będziesz obłożnie chora. W końcu to poważna choroba - w słuchawce dało słyszeć się śmiech. - Zuzka! Jak możesz, ja naprawdę jestem chora! Leże w łóżku cały czas.... - Sama? - Zuzia nie dała jej dokończyć. - Oczywiście, że sama! A z kim niby?! - Nie no, dobrze już. Nie bulwersuj się tak. A Marek szczęśliwie wrócił? - Tak, szczęśliwie – Basia starała się ukryć zdenerwowanie wywiadem przyjaciółki - A dotrzymuje Ci towarzystwa? Na pewno ma wiele ciekawych pomysłów... - dziewczyna po raz kolejny zaniosła się śmiechem. - Zuzia, o co Ci chodzi? - O to, że Marek postawił na nogi połowę wycieczki, tylko po to, by wrócić do Ciebie! Czy to nie dziwne? - Zuzia cały czas mówiła ze śmiechem. - Ja nie wiem o co Ci chodzi, ale mnie i Marka nic nie łączy..... - Gotowe Kochanie! - w tym momencie Brodecki wparował do sypialni Storosz z tacą w ręku. - Aha, no tak. To zdrowiej Kochanie - w słuchawce dał się słyszeć jeszcze tylko donośny śmiech dziewczyny, która chwilę potem się rozłączyła... Cz.14 Przez kolejnych kilka dni Marek i Basia nie odstępowali siebie na krok. Wspólne posiłki, a gdy Basia wydobrzała, także wspólne spacery, wypady na basen, czy za miasto były na porządku dziennym. Brodecki pewnego pięknego dnia postanowił zabrać nawet dziewczynę do swojego rodzinnego domu, ale niestety jak się okazało, jego rodzice wyjechali na urlop. Jednak chłopak niezrażony tym, zdążył zapowiedzieć się na inny termin. Sam nie nalegał na wizytę w domu Basi, a i ta zbytnio się do tego nie kwapiła. Nie naciskał jej, dobrze wiedział, że nie lubi mówić o swojej rodzinie, ale gdy tylko nadarzyła się sposobność dokładnie zlustrował jej album Uwielbiali przebywać w swoim towarzystwie, siedząc na balkonie, czytając i zarazem podziwiając zachody słońca. Tak spędzali niemal każdy wieczór. - Mareek..... dużo Ci jeszcze zostało? - Basia odłożyła swoją książkę na bok, siedząc na leżaku, oparta plecami o chłopaka. - Właściwie, nie. Kończę rozdział - zaczytany Brodecki przyciągną dziewczynę jeszcze bliżej siebie A Ty? - Ja już skończyłam i mi się nudzi - Storosz zrobiła smutną minkę - Nie wiedziałam, że jesteś takim molem książkowym. - Poczekaj sekundkę, zaraz skończę - pocałował ją w głowę i dalej pogrążył się w lekturze. Jednak szybko się od niej oderwał słysząc dźwięk otwieranych drzwi. - Czeeeść! - w korytarzu rozległ się głos Gosi. - O niieee! - jęknęła Basia i podeszła do barierki. - Cześć Gosiu! Jak było? - Brodecki z uśmiechem na twarzy przywitał dziewczynę. - Suuuper! Żałuj, że nie pojechałeś! Było fantastycznie! - dziewczyna z rozmarzeniem na twarzy zaczęła opowiadać swoje wrażenia. - No tak. Ale my też spędziliśmy miło czas - chłopak puścił Baśce oczko. - Oooo! Widzę, że Baśka już zdrowa. Jednak znalazło się lekarstwo na Twoją dolegliwość! A myślałam, że medycyna będzie bezsilna! - Gosia stała oparta o drzwi z ironicznym uśmiechem. - Ja widzę, że Ty też w jednym kawałku. Nie pogonił cię żaden dzik, niestety! - Basia odwzajemniła uśmiech - No tak, ale z Twoim jadem nawet ostre kły dzika nie mają szans - Gosia już ruszył do przodu, ale Brodecki wiedząc z doświadczenia, co za chwilę może mieć miejsce, poderwał się z leżaka. - Yyyy, dziewczyny może wystarczy, co? - podszedł bliżej Storosz i spojrzał jej w oczy - Basiu, pamiętasz miałaś iść oddać Tomkowi, jego płyty. Pójdziemy razem i tak mam do niego sprawę. A Ty Gośka możesz spokojnie się rozpakować - popchnął lekko Baskę do przodu w kierunku wyjścia zostawiając Majewską samą na balkonie... Następnego dnia, Gośka ubrana jedynie w króciutką koszulkę nocną wparowała do kuchni. Uśmiechnęła się od ucha do ucha na widok krzątającego się tam Marka - Cześć Mareczku! – rzuciła słodko na widok swojego współlokatora, który miał na sobie tylko bokserki – Jak się spało? – przechodząc obok przejechała mu ręką po nagim ramieniu - Wyśmienicie! – westchnął z rozmarzeniem na wspomnienie kolejnej nocy w sypialni swojej dziewczyny – A Tobie? - No cóż, czuję się bardzo samotna... – obdarzyła go wymownym spojrzeniem, na co Marek nieco speszony odchrząknął tylko odwracając głowę – Kanapkę? – próbował zręcznie zmienić temat jednak dziewczyna zupełnie ośmielona zbliżyła się na niebezpieczną odległość. Brodecki cofnął się lekko trafiając na lodówkę stojącą za jego plecami. Gośka nie przestając patrzeć mu w oczy, delikatnie ugryzła kanapkę, którą on cały czas trzymał w dłoni - Pyszna... – kusząco oblizała wargi - Eeee.. – tyle zdołał z siebie wydusić, gdy naglę tę uroczą atmosferę przerwało głośne chrząknięcie. Brodecki widząc swoją dziewczynę, która stała za nimi z rękami na piersiach i miną nie wróżącą niczego dobrego, głośno przełknął ślinę - Widzę, że znowu wam w czymś przeszkodziłam – stwierdziła sarkastycznie - Masz fatalne wyczucie czasu – Gośka zmierzyła ją groźnym spojrzeniem. Basia nic sobie z tego nie robiąc w dwóch krokach podeszła do Marka wieszając mu się na szyi - Dzień dobry kochanie – skradła mu szybkiego buziaka – Mnie też poczęstujesz kanapeczką? - Dla Ciebie mam cały talerzyk – uśmiechnął się ślicznie - Przepraszam, co tu się dzieje?! – odezwała się dotąd milcząca Gośka, która obserwowała ten obrazek z nieciekawym wyrazem twarzy - Gosiu ale o co ci chodzi? – zapytała Baśka z przesadną uprzejmością, przytulając się do Marka - Jesteście razem?! – nie mogła w to uwierzyć - Jak widać! – Baśka uśmiechnęła się z wyrazem triumfu – Coś nie tak? - Wszystko OK.!! – rzuciła i wściekła wybiegła z kuchni. Jak tylko znikła im z pola widzenia, Basia natychmiast oderwała się od Brodeckiego mierząc go podejrzliwym spojrzeniem - No co? Nie patrz tak na mnie, nic nie zrobiłem! – chłopak uniósł ręce w geście poddania – Ona się do mnie przylepiła! - Nie chodź goły po mieszkaniu, to może będzie mniej bezpośrednia! – odwróciła się napięcie i już chciała odejść gdy poczuła jak łapie ją w pasie całując w tył głowy - Uwielbiam jak się złościsz – wyszeptał jej do ucha – Jesteś wtedy jeszcze bardziej pociągająca - Nie podlizuj się... – uśmiechnęła się do siebie nie mogąc ukryć zadowolenia - Gdzież bym śmiał – zjechał pocałunkami na jej szyję - Mareeek – zachichotała gdy zaczął dobierać się do jej bluzki – Jeszcze ci mało? – zapytała przekornie - Muszę dbać o kondycję – i nie zważając na jej protesty zaciągnął w kierunku sypialni... Gośka mimo wszystko nie zrezygnowała z adorowania Marka. Dwuznaczne spojrzenia, uśmieszki, to wszystko doprowadzało Baśke do szewskiej pasji. A co na to Mareczek? Starał się unikać sytuacji gdzie byłby z Gosią sam na sam ale jakoś marnie mu to wychodziło. Wieczorem kończył brać prysznic wesoło podśpiewując coś pod nosem, zakręcił kurki z wodą, odsunął kabinę wychylając się po ręcznik kiedy w lusterku dostrzegł postać stojącą za nim. Szybko odwrócił głowę - Gośka?! – krzyknął widząc swoją koleżankę, która stała jak gdyby nigdy nic w krótkim ręczniku, oparta o pralkę - Czekam aż skończysz – uśmiechnęła się mierząc go wzrokiem, Marek porwał ręcznik wiszący obok i obwiązując się nim w pasie wyszedł z kabiny - Mogłaś poczekać na zewnątrz! – rzucił z pretensją - Oj Marek, nie złość się – przejechała palcem po jego umięśnionym torsie - Marek nie widziałeś mo... – Baska wparowała do łazienki i widząc swojego chłopaka i Gośke jedynie w ręcznikach, w dość bliskiej odległości zaniemówiła – Mogę wiedzieć co to ma znaczyć do cholery?! - Jak to co? Bierzemy prysznic – posłała w jej kierunku kpiący uśmiech - Marek? – przerzuciła wściekłe spojrzenia na chłopaka - Baśka to nie tak! Ja właśnie wychodziłem... – i woląc się nie narażać szybko opuścił łazienkę - Zbliż się do niego, a cię zatłukę! – wysyczała wściekła - Co? Boisz się, że może mi się nie oprzeć? – spojrzała na nią wyraźnie z siebie zadowolona – Weszłabyś tu chwilę później a kto wie, co byś zobaczyła... – rzuciła znikając pod prysznicem. Baska stała chwilę z otwartą buzią nie mogąc uwierzyć jak ona może być aż tak bezczelna. Z furią zatrzasnęła drzwi od łazienki kierując się do sypialni. Godzinę później leżała na łóżku ze wzrokiem wbitym w sufit gdy usłyszała ciche pukanie do drzwi. Domyślając się kto stoi za nimi, szybko wzięła do ręki leżące na półce czasopismo i zaczęła je przeglądać - Mogę? – zapytał ale nie dostał żadnej odpowiedzi. Uśmiechnął się do siebie widząc jej naburmuszoną minę, podszedł bliżej łóżka i zajął miejsce obok niej. Leżał tak chwilkę, ale widząc, że dziewczyna w ogóle nie reaguje na jego obecność, wyrwał jej z ręki magazyn i rzucił na podłogę. - Co Ty robisz?! - widać było, że Storosz nie jest w najlepszym humorze. - Ja? Nic! - z szerokim uśmiechem na twarzy przysunął się bliżej całując jej ramię, wystające spod luźnej bluzeczki - Marek przestań! – odepchnęła go od siebie zakładają ręce na piersi z wściekłą miną - Basia co jest? Gniewasz się na mnie? - zapytał słodkim głosikiem i musnął jej policzek – Przecież nic nie zrobiłem - Nie, jasne że nie! - Ale Baśka o co ci chodzi? - O to, że ona na chama Cię podrywa, a Ty udajesz, że tego nie widzisz! A może Tobie się to podoba, co? Podbudowuję Twoje męskie ego! – była strasznie wkurzona i nie miała ochoty tego ukrywać – Ciekawe, co by było gdybym weszła kilka minut później, może miałabym ciekawsze widoki! - Baska zwariowałaś?! – krzyknął poirytowany – O co Ty mnie podejrzewasz?! - O nic! Ale mógłbyś jakoś zareagować, nie tylko stać i szczerzyć się jak głupi! - Więc, co Twoim zdaniem powinienem zrobić?! - Marek nie wiem! Ale czy ty nie widzisz do czego ta sytuacja prowadzi?! Nie chce się z tobą kłócić... – dodała spokojnie spuszczając smutno głowę - Skarbie wiem, przepraszam... – uniósł dłonią jej podbródek gładząc delikatnie jej policzek – Kocham cię! – szepnął lekko się uśmiechając - Ja ciebie też i dlatego nie chce, żeby ktoś lub coś, to zepsuło - Nie zepsuję, obiecuję ci to! – wyszeptał składając na jej ustach namiętny pocałunek. Tej nocy długo nie mogła zasnąć, rozmyślając nad tym co dziś zaszło. Ta dziewczyna strasznie działała jej na nerwy i perspektywa dalszego mieszkania z nią pod jednym dachem, po prostu nie wchodziła w grę. Ufała Markowi ale nie jej, zdawała sobie sprawę, że ona łatwo nie zrezygnuję. Musiała coś wymyślić, żeby jak najszybciej rozwiązać tą beznadziejną sytuację a na tą chwilę jedyny pomysł jaki przyszedł jej do głowy to eksmisja Gosi. To byłoby najlepsze rozwiązanie. I najlepiej zacząć zajmować się tym już od jutra. Im szybciej tym lepiej. Trzeba zadbać o to, żeby dziewczyna się nie nudziła... Cz.15 Kilka tygodni później atmosfera w domu nieco się poprawiła. Baska i Marek spędzali ze sobą mnóstwo czasu a Gośka przestała nachalnie adorować chłopaka, chociaż nie kryła, że nadal jej się podoba. Ku zadowoleniu Basi coraz częściej wychodziła na miasto wracając dopiero wieczorami. - Dzień dobry! – przywitała się niechętnie widząc w kuchni swoją współlokatorkę – Ty jeszcze w domu? Myślałam, że cię nie zastanę... - Na przyszłość tyle nie myśl, ja się dzisiaj nigdzie nie wybieram – rzuciła z cynicznym uśmiechem - Jaka szkoda – zrobiła smutną minkę – No, ale ja dzisiaj wyciągnę Marka na miasto, poszalejemy sobie. Może wybierzemy się na romantyczną kolację? – westchnęła popijając łyk świeżo parzonej kawy. Jak tylko poczuła w ustach gorzkawy smak natychmiast pobladła na twarzy i łapiąc się za buzię pobiegła pędem do łazienki - To chyba nici z kolacji – zachichotała Gosia odprowadzając Storosz kpiącym spojrzeniem ... ... ... - Basiu wszystko ok.? – Marek już od kilkunastu minut stał pod drzwiami łazienki, próbując dostać się do środka - Tak, tak... – dobiegł go słaby głos Basi a chwile potem stanęła przed nim blada dziewczyna - Baska, na pewno dobrze się czujesz? Nie wyglądasz najlepiej - Musiałam się chyba czymś zatruć – blado się uśmiechnęła – Wczoraj z Zuzią jadłyśmy chińszczyznę. Położę się i mi przejdzie - Może jednak zadzwonię po lekarza? - Marek nie przesadzaj, naprawdę już mi lepiej... – spojrzała na niego z lekkim uśmiechem - Martwię się o Ciebie – powiedział z troską przejeżdżając dłonią po jej policzku - Nie musisz, nic mi nie jest – odpowiedziała z bladym uśmiechem – Pójdę się położyć... – skierowała się w stronę sypialni odprowadzona jego zatroskanym wzrokiem (...) Kilka dni później Marek umówił się z Piotrkiem na spotkanie. - Cześć! Jak tam? - Piotrek podał rękę uśmiechniętemu kumplowi. - W porządku! W jak najlepszym porządku! - rozsiadł się wygodnie na krzesełku i podobnie jak jego towarzysz zamówił sobie piwko - Ano widzisz! A jeszcze do niedawna była idiotką, histeryczką i jakimś wybrykiem natury! - Oj tam, bez przesady – Marek skrzywił się delikatnie - No dobra. Ale opowiadaj, miłość kwitnie? - Piotrek nachylił się w stronę kolegi i czekał na odpowiedź. - Żebyś wiedział! Jest nam razem dobrze i czuję, że się powoli od niej uzależniam - Brodecki uśmiechnął się pod nosem.. - Ale Cię wzięło! Zaraz może się oświadczysz? - Piotrek roześmiał się serdecznie. - Wiesz, że nie jest to głupi pomysł? - na te słowa towarzysz Marka zachłysnął się piwem - No, co Ty Stary! Żartowałem! Jesteśmy jeszcze za młodzi na takie deklaracje. Trzeba się bawić i korzystać z życia nie? - Brodecki upił napoju i zaśmiał się z miny kolegi. - Kurka, jakie Ty gadki strzelasz. Nie poznaję Cię. - Ja siebie też nie! Czasami to aż się boję, wiesz że chciałem zabrać ją do siebie do domu? - Stary, chyba przesadzasz. Chcesz ją odstraszyć? - E tam, bredzisz! - Brodecki machnął ręką i znowu umoczył usta w piwie. - No nie zdziw się jak Cię wykopie. Nie staraj się aż tak, zachowuj się na luzie. Sam powiedziałeś, że chcecie się bawić. - A Ty, co? Może postaw mi jeszcze tarota, albo powróż z fusów, co? - chłopcy roześmiali się głośno - Żeby Zuza słyszała jakiś Ty mądry - Pfff.... Powiedz lepiej co u Baśki? Jak po chorobie? - Wszystko dobrze! Ostatnio tylko ma jakieś kłopoty z żołądkiem. Mdli ją i przesiaduje w toalecie, ale tak to w porządku. - A, to pewnie po tych antybiotykach co brała. Wiesz, organizm musi się oczyścić, odreagować jakoś - Piotrek zatopił rękę w miseczce z orzeszkami - Słuchaj, a co powiecie na małą domówkę u nas. Tylko nasza czwórka. Zrobimy sobie imprezkę na zakończenie wakacji, hm? - No! Powiem Baśce i się zmówimy dokładnie. W końcu musicie opowiedzieć jeszcze wrażenia z obozu - A było na co popatrzeć! - Piotrek zaniósł się śmiechem - Ale Ciebie to już nie dotyczy. Ty zajęty jesteś. - A Ty niby wolny? Zuzia też tak uważa? - Zawsze potrafisz człowieka sprowadzić na ziemię. - Muszę dbać, żeby mój kumpel nie zszedł na złą drogę. A teraz chodź, idziemy do Tomka. Miał mi oddać płytki - chłopaki zapłacili i w dobrych nastrojach opuścili lokal. W tym samym czasie kiedy Marek dobrze się bawił Zuzia pocieszała zrozpaczoną przyjaciółkę - A jak się okaże, że Ty masz rację? – wyszlochała jej w rękaw - Baska nie panikuj! Przecież ja tylko tak.... żartowałam, noo... – próbowała pocieszać przyjaciółkę, w duchu karcąc się za swój niewyparzony język - Zuzka ja nie chceee – rozpłakała się jeszcze głośniej - Baska nie becz! Przecież nie masz pewności, mdłości to jeszcze żaden dowód! Co innego gdybyś miała np. wzmożony apetyt, zawroty głowy, humorki no i gdyby ci się spóźniał a tak nie jest, prawda? – zapytała z nadzieją w głosie. Baska popatrzyła na nią, by po chwili wybuchnąć głośnym płaczem – Masz?! - Mhmmm – rozpaczliwie pokiwała głową – I co teraz będzie? - Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Robiłaś test? - Nie, zwariowałaś?! - To na co czekasz? Idziemy do apteki a jak nie będziesz chciała, to sama ci go kupie! - Zuzia ale ja się boje! A jak się okaże że naprawdę jestem w ciąży? – spojrzała na nią wystraszonym wzrokiem - Musisz mieć pewność, potem będziemy się martwić – pogładziła ją po ramieniu lekko się uśmiechając – W ogóle najlepiej byłoby gdybyś poszła do lekarza... - Nie, do lekarza nie! Zróbmy ten test! - Baśka wytarła łzy i wzięła głęboki oddech - Pójdziesz do apteki? Proszę..... - Dobra, to lecę! Wybiegła z mieszkania w ekspresowym tempie i po niecałym kwadransie była z powrotem, trzymając w ręku małą torebkę. - Proszę. Są trzy różne, żeby była większa pewność. Zapraszam - popchnęła koleżankę w kierunku łazienki, a sama poszła do kuchni nalewając w dwie szklanki soku i podśpiewując po nosem wróciła z nimi do pokoju koleżanki. Upiła trochę, ale zaraz odstawiła szklankę widząc w drzwiach Basię. - Już?? - zdziwiła się. - Niee, nie mam odwagi... - po policzkach Storosz znowu zaczęły płynąć łzy. - Baśka nie rycz już! Idź, zrób te testy i miej to z głowy! - złapała ją za rękę i zaprowadziła z powrotem do łazienki - W razie czego wołaj. Zuzia jeszcze przez chwilę stała pod drzwiami, nasłuchując czy koleżanka sobie radzi, ale stwierdziwszy, że wszystko w porządku wróciła do pokoju. Usiadła wygodnie na łóżku i zajadając chipsy zaczęła przeglądać czasopismo. - I co?! - zawołała, gdy po jakimś czasie Basia pojawiła się w sypialni - Jaki wynik?? - Storosz opadła na łóżku i podała jej test. - Pozytywny?! Nie, niemożliwe. Pokaż tamte - pogodny wyraz twarzy Zuzi szybko się zmienił - O cholera! To Cię urządził... Cz.16 Baska od pół godziny leżała skulona na łóżku, w otoczeniu zużytych chusteczek higienicznym raz po raz pociągając nosem i przecierając zapłakane oczy. Zuzia starała się ją w jakiś sposób pocieszyć ale nic nie skutkowało dlatego gdy Basia się już odrobinę uspokoiła ponownie postanowiła z nią porozmawiać - Basia zobaczysz, jeszcze wszystko się ułoży... - Zuzka, co się ułoży? Przecież ja nie mogę urodzić tego dziecka! Jak ja powiem o tym swojej rodzinie? Co ze studiami? Nie nadaje się do roli matki, nie teraz! - Baska ale przecież nie jesteś sama! Masz mnie, Marka... No właśnie, kiedy zamierzasz mu powiedzieć? - Nie wiem... – spuściła smutno głowę – Ale on nie może się dowiedzieć że jestem w ciąży, dopóki sama nie będę absolutnie pewna. Nikt nie może wiedzieć... – nie wiedziała tylko, że całą rozmowę słyszała Gośka... Dwie godziny później gdy Zuzia pożegnała się z przyjaciółką Basia przyłożyła głowę do poduszki próbując zasnąć ale w jej głowię plątało się tysiąc myśli na minutę. Jak to teraz będzie? Przecież ona kompletnie nie jest gotowa na dziecko, szybko starła wypływającą z pod powieki łzę. Dotknęła lekko swojego brzucha przymykając oczy w tym momencie do pokoju wparował uśmiechnięty od ucha do ucha Marek - Hej skarbie! – rzucił się na łóżko kładąc obok niej i skradając słodkiego całusa – Jak się czujesz? - Cześć! Dobrze – uśmiechnęła się szeroko nie dając poznać po sobie, że coś jest nie tak - Byłem u Tomka, nie uwierzysz co się stało! Magda jest w ciąży! - Co?! – Baśka ciężko przełknęła ślinę - Byłem tak samo zaskoczony jak Ty - A jak... a jak Tomek to przyjął? - No nie był zadowolony i wcale mu się nie dziwie. Dziecko w tym wieku? Kiepska sprawa, zamiast się uczyć on będzie zmieniał pieluchy. Najgorsze jest to, że chciał zerwać z Magdą, już od jakiegoś czasu im się nie układało a teraz jest uwiązany na całe życie - No, to rzeczywiście kiepsko – sztucznie się uśmiechnęła - Chłopak ma przee... przerąbane jednym słowem. Dobrze, że nam to nie grozi... – zbliżył się do niej pieszcząc pocałunkami jej szyję - Tak, nie grozi... – wyszeptała ze szklankami w oczach... (...) Zuzia po raz kolejny nerwowo przemierzała korytarz przychodni. Odkąd jej przyjaciółka znikła za drzwiami gabinetu zdążyła już przeczytać wszystkie ulotki i ogłoszenia znajdujące się na korkowej tablicy. Właśnie miała zgłębić się w lekturze gazetki przyniesionej dopiero co przez jedną z pielęgniarek, gdy drzwi gabinetu otworzyły się i na korytarzu pojawiła się Basia. - No i co? - Zuzia prawie podbiegła do koleżanki - Baśka, gadaj! - No co! Pobrali mi krew i kazali czekać. Zeświruję chyba zaraz. Zuza, chodźmy może na jakieś ciacho, czy coś. Muszę coś zjeść - ruszyła do przodu zostawiając zdziwioną koleżankę w tyle. - Mam złe przeczucia - Zuzia mruknęła jeszcze pod nosem i dołączyła do Storosz. Po kwadransie Basia ocierając jeszcze chusteczką buzię usiadła na krzesełkach przed gabinetem. - Dlaczego to tak długo trwa? - Storosz oparła głowę o ramię przyjaciółki. - No Baśka, a myślałaś, że co? Módl się lepiej, żeby Ci nie wykryli przy okazji czegoś innego! - No Zuzka, Ty to potrafisz człowieka podbudować! Dziękuję Ci bardzo! - Basia poderwała się z krzesełka i już miała nagadać coś jeszcze koleżance, gdy z gabinetu lekarskiego wyszedł mężczyzna i gestem ręki zaprosił ją do środka Dziewczyna bez słowa podążyła do pokoju, by po chwili wyjść z niego z pliczkiem kartek w ręku. - No! Gadaj że wreszcie! - Zuzia natychmiast dopadła do koleżanki. - Kurcze, no! Jestem w ciąży - na policzkach Basi zaszkliły się łzy. - Basiuu.... nie płacz.... musisz po prostu teraz pogadać z Markiem. Na pewno wszystko się ułoży zobaczysz - przytuliła płaczącą dziewczynę - Nie płacz... - Zuza, ale on nie chce.... nie, nie powiem mu.... - O nie! Tak nie można! Do tego trzeba dwojga, tak? To pójdziesz teraz ładnie do domku i powiesz mu o wszystkim! - pociągnęła zdecydowanie koleżankę za rękę i poprowadziła do wyjścia. Basia weszła po cichu do mieszkania i od razu powędrowała do sypialni. Uchyliła drzwi z przyklejonym do twarzy uśmiechem, ale pokój okazał się być pusty. Zdziwiona poczłapała do kuchni. - Cześć - skrzywiła się na sam widok współlokatorki - Marka nie ma? - A co? Zginął Ci gdzieś? - Słuchaj, nie mam nastroju na kłótnie, także daruj sobie, ok.? - opadła ciężko na krzesełko. - W porządku. Po prostu nie wiem gdzie on jest. A coś Ty taka blada? - Gosia zlustrowała ją. - Nic. Jakoś nie za dobrze się czuję. - No i pewnie, tak teraz już będzie - Majewska uśmiechnęła się pod nosem. - Co powiedziałaś? - Basia z przerażeniem spojrzała na dziewczynę. - Tak sobie gaworzę głośno... o Twojej ciąży - tym razem na ustach Gosi pojawił się już szeroki uśmiech. - Skąd o tym wiesz?! - wykrzyknęła Basia, zdziwiona do granic możliwości. - Nie denerwuj się, to szkodzi dziecku. Posłuchaj, czy Ty nie uważasz, że zmarnujesz tylko Markowi życie? Dziecko w tym wieku? Myślisz, że Marek się ucieszy? Nie sądzę. Poza tym ile, wy jesteście razem? Miesiąc, dwa? I taka wpadka.... - Zamknij się! - Storosz poderwała się z krzesełka. - Co? Prawda w oczy kole? Może i Marek zostanie z Tobą, ale nie z własnej przyjemności. Myślisz, że na dzień dzisiejszy jego plany wybiegają aż tak daleko w przyszłość? Zastanów się, dziewczyno! - Basia odwróciła się i wybiegła z pomieszczenia. Zatrzasnęła drzwi i rzuciła się na łóżko gorzko płacząc. Po chwili jednak otarła łzy i wyciągnęła z szafy wielką torbę, do której włożyła wszystkie ubrania. Zamknęła ją i już miała wychodzić z pokoju, ale zawróciła i z szuflady Marka wyciągnęła bluzę. Włożyła ją na siebie i ścierając łzę z policzka opuściła mieszkanie... Cz.17 Późną porą Marek pojawił się wreszcie w mieszkaniu. Zdjął buty i powędrował do sypialni swojej dziewczyny. Krzyknął jeszcze krótkie „cześć” do siedzącej w salonie współlokatorki i z uśmiechem na twarzy otworzył drzwi. Zdziwiony nieobecnością Basi, rozsiadł się wygodnie na łóżku z książką w ręku. Postanowił poczekać na nią przy jakiejś przyjemnej lekturze. Już miał zagłębiać się w jej treść, gdy jego wzrok przykuły uchylone drzwiczki szafy. Wstał natychmiast i zajrzał do środka. Szafa była pusta, podobnie jak basina część komody. Potarł wierzchem dłoni czoło i szybko wybiegł do salonu. - Gośka! - dziewczyna zaraz podniosła na niego wzrok - Nie widziałaś Basi? - Była tu jeszcze jakieś.... - spojrzała na zegarek - ... 3 godziny temu. - Co się tu stało?! - Nic się nie stało, co się miało stać? - Więc dlaczego jej nie ma?! - chłopak zaczął nerwowo chodzić po salonie. - Nie mam pojęcia! I prawdę mówiąc nie wiele mnie to obchodzi, więc przestań się na mnie wydzierać! - Pytam tylko – odpowiedział już spokojniej - Gdzie ona jest? Zabrała wszystkie swoje ubrania? Wiesz coś? - Nie! Była tu, ale jak zwykle w ogóle się do mnie nie odezwała, zamknęła się w waszej sypialni i po chwili wyszła z torbą. Trzasnęła drzwiami i tyle ją widziałam. - Ale jak to wyszła? Tak po prostu wyszła? - Brodecki spojrzał na nią z przerażeniem. - I co Cię tak dziwi? Mówiłam, że jest niezrównoważona - Ale dlaczego? Co się stało? Ty coś wiesz, prawda? - Marek, powtarzam Ci, że nic nie wiem. Zresztą w ogóle się nią nie przejmuj. Jak jej przejdzie to wróci z podkulonym ogonem - uśmiechnęła się do niego szeroko. Marek zignorował kompletnie komentarz dziewczyny, ale szybko wyciągnął z kieszeni swój telefon i wybrał numer Basi. Po kilku sygnałach odezwała się poczta głosowa na co chłopak tylko zaklął. - Co? Nie odbiera? - Gosia przyglądała się chłopakowi, śmiejąc pod nosem. - Coś się musiało stać.... Goska ja Cię proszę, przypomnij sobie! Może Baśka mówiła Ci coś przed wyjściem? Dziwnie się zachowywała? - Ona zawsze zachowuję się dziwnie, poza tym czym Ty się tak przejmujesz?! Jak sobie poszła to niech idzie, widocznie ma cię w nosie, skoro nawet Cię nie poinformowała. Brodecki pokręcił tylko głową podchodząc do okna. Postał tam chwilę, po czym mrucząc cos pod nosem wybiegł z mieszkania... (...) Szła wąskim chodnikiem taszcząc swoją torbę podróżną, Z jej oczu, co chwilę wypływała pojedyncza łza. Przechodzący obok ludzie mierzyli ją dziwnymi spojrzeniami ale ona nie zwracała na to uwagi. W głowię huczały jej wciąż słowa Gosi. Nie będzie rujnować Markowi życia, nie chce, by był z nią z litości czy poczucia obowiązku. Wczoraj sam dał jej przecież do zrozumienia, że nie wyobraża sobie takiej sytuacji. Złapię pierwszy autobus do Przemyśla i wyjedzie nic mu nie mówiąc. Z takim postanowieniem ruszyła w kierunku dworca. Był późny wieczór, była zmęczona i śpiąca. Stres, nerwy spowodowane wydarzeniami ostatnich dni nie wpłynęły dobrze na jej samopoczucie. Nagle poczuła jak świat dokoła zaczyna wirować a obrazy zachodzą mgłą. W uszach rozbrzmiał jej przeraźliwy pisak opon a potem była już tylko ciemność... Marek stanął pod drzwiami jednego z mieszkań i głęboko odetchnął, po czym nacisnął dzwonek. Usłyszał drobne kroki w przedpokoju i zaraz drzwi ustąpiły. - Cześć Marek! - Zuzia wesoło przywitała kumpla - Wejdź, zaraz zawołam Piotrka. - Ja właściwie przyszedłem do Ciebie... - Brodecki wkroczył do środka, ciekawsko rozglądając się po mieszkaniu - Jest może Baśka? - U nas? Nie, a co się stało? - Zuzia zrobiła niewyraźną minę, domyślając się o czym będzie rozmowa. - Zuźka, widziałaś się dziś z Baśką, prawda? - No, tak. Byłyśmy razem na mieście... - Mówiła Ci coś?! Powiedz mi, Ty na pewno coś wiesz! - Marek zdenerwowany uniósł głos. - Ale co się stało? Dlaczego jesteś taki zdenerwowany? - Posłuchaj, Baśka zabrała swoje rzeczy i wyniosła się! Nie odbiera telefonu, nie wiem gdzie jest! spojrzał przerażonym wzrokiem na koleżankę - Zuzia, proszę Cię powiedz mi, gdzie ona jest?? - Marek, ale ja nie wiem.... - ich głośna rozmowa zwabiła do salonu Piotrka. - Cześć Stary. Coś Ty taki nie wyraźny? - podszedł do Marka i poklepał go po ramieniu. - Piotrek, Baśka znikła.... - głos Marek załamał się - A Zuza mi nie chce powiedzieć, gdzie ona się podziewa... - Piotrek natychmiast spojrzał na swoją dziewczynę. - Ale przecież ja nie wiem... ja nic nie wiem, naprawdę.... - Zuzia opadła na kanapę. - Zuzka, pomyśl trochę. Skup się! Może Baśka coś wspominała? - Piotrek pochylił się nad nią. - Nie! Nic kompletnie! Rozmawiałyśmy tylko o dziecku... - Zuzia w tym momencie zawiesiła głos. - O czym rozmawiałyście? - Marek przybliżył się jeszcze bardziej do kanapy i już miał znowu coś powiedzieć, gdy zadzwonił jego telefon - Halo! - cały czas obserwował Zuzię, która wyraźnie odetchnęła - Ale co się stało?! - Marek zaczął nerwowo chodzić, po pomieszczeniu - Nic jej nie jest? Gdzie ona teraz jest?! - przerażony zaczął zadawać mnóstwo pytań - Dziękuję, zaraz będę! rozłączył się szybko. - Co jest, Marek? - Piotrek spojrzał zdenerwowanego Marka. - Wiem gdzie jest Baśka. Na razie! - tyle zdążył im powiedzieć i z prędkością światła opuścił mieszkanie. Pół godziny później przerażony wpadł na izbę przyjęć natychmiast zaczepiając siedzącą tam pielęgniarkę - Podobno przywieziono tu młodą dziewczynę z wypadku! Gdzie ona jest?! - Zaraz chwileczkę, kim pan jest? - Marek Brodecki! Jestem jej chłopakiem, niech mi pani powie, co z nią! - w tym momencie podszedł do niech lekarz - Przepraszam, co tu się dzieje? - Panie doktorze, co z Basią? Basią Storosz, przywieziono ją tu z wypadku! - Aaa pani Basia! Proszę się nie martwić, na szczęście, to nic poważnego. Ma kilka powierzchownych stłuczeń – lekarz uśmiechnął się przyjaźnie – Z dzieckiem też wszystko w porządku! - Z dzieckiem? – zapytał zaskoczony – Przepraszam, jakim dzieckiem? - Noo z pańskim jak sądzę, pani Storosz jest w 6 tygodniu ciąży, nie wiedział pan? - Zaraz... ale przecież.... jak to możliwe? – założył ręce na kark nerwowo przechadzając się po korytarzu - A tego już chyba nie musze panu tłumaczyć – lekarz dziwnie na niego popatrzył - Mogę do niej wejść? – zapytał gdy doszedł do siebie - Proszę, sala numer 12 Niepewnym krokiem przekroczył próg sali. Leżała z głową odwróconą do okna tak, że nie widziała jak wszedł. Cichutko pociągała nosem przecierając zapłakane oczy, wydała mu się taka krucha i bezbronna - Dlaczego mi nie powiedziałaś? – zapytał ściągając na siebie jej wystraszone spojrzenie - Marek? Co tu robisz? - Chciałaś to ukryć? Liczyłaś, że nigdy się nie dowiem? – zasypał ją pretensjami ignorują jej wcześniejsze pytanie - Marek ja... - Myślałem, że mi ufasz! - Bo tak jest! – spojrzała mu w oczy - Więc czemu nic nie powiedziałaś?! Dlaczego zabrałaś rzeczy i odeszłaś bez słowa? Wiesz jak się martwiłem? - Przepraszam... – wyszeptała spuszczając pokornie głowę – Po prostu nie chce zmarnować ci życia... - Słucham? O czym Ty w ogóle mówisz?! – po raz kolejny tego dnia przeżył szok - Marek, ja niczego od Ciebie nie oczekuje. Nie musisz czuć się do czegokolwiek zobowiązany, nie potrzebuję litości... - Baska, nie wiem skąd u Ciebie tak idiotyczne pomysły – spojrzał na nią nie kryjąc zdziwienia Może to wynik ciąży, ale chyba nie myślisz, że ja Cię teraz zostawię?! - Marek posłuchaj... - Baśka kocham Cię! Nie pozwolę Ci odejść... znaczy Wam – uśmiechnął się lekko spoglądając na jej brzuch - Marek, ale teraz wszystko się zmieni, nie rozumiesz?! Nasze studia, plany! Jak powiemy o tym rodzinie?! Przecież my nawet nie jesteśmy małżeństwem! Co z mieszkaniem, przecież będzie dla nas za małe! Co będzie jeśli sobie nie poradzę?! Nie jestem gotowa do roli matki! – z każdym wypowiedzianym zdaniem na jej policzkach pojawiało się coraz więcej łez - Basia wiem że się boisz! Ja też, ale razem sobie poradzimy! – ścisnął mocniej jej dłoń patrząc jej prosto w oczy - Obiecujesz? – zapytała drżącym głosem niepewnie zagryzając wargę - Obiecuję! Wszystko będzie dobrze! – mocno ją do siebie przytulił - Kocham Cię Marek! - Ja Ciebie też – mrugnął do niej – I mam nadzieje, że to będzie syn! 9 miesięcy później... Marek siedział ze spuszczoną głową i starał się ukryć zmęczenie. Nudny wykład sprawił, że Brodeckiemu mimowolnie zamykały się powieki. Co chwilę jednak siedzący obok Piotrek szturchał go łokciem, co powodowało, że chłopak jeszcze nie zasnął na dobre. - Chłopie, co Ty taki nie do życia dziś? - Piotrek szeptem zwrócił się do kolegi. - Daj spokój stary, Baśce o drugiej w nocy zachciało się jagodzianki. Musiałem gnać pół dzielnicy do nocnego - Piotrek ledwie stłumił śmiech - Ale pocieszam się, że to wszystko dla dobra mojego dziecka. - No wiesz, trzeba się czasem poświęcić... - Piotrek urwał zdanie, pod wpływem ostrego wzroku wykładowcy - Dobra cicho, bo zamiast do sklepu, będziesz latał na Stadion i to nie kupować tylko sprzedawać! - Marek zaśmiał się cicho, ale szybko spoważniał czując jak w kieszeni wibruje mu komórka - Marek, weź to wyłącz, bo naprawdę nas zaraz wykopią - Musze odebrać! A jak to Basia? Może źle się czuje.... - telefon nie ustępował i dzwonił już któryś raz, gdy Brodecki w końcu schował się za plecami jednego z kolegów i nacisnął zieloną słuchawkę – Halo? – wymówił szeptem – Co?! – krzyknął tak głośno, że zwrócił na siebie uwagę wszystkich, włącznie z wykładowcą, który zmierzył go wściekłym spojrzeniem - Brodecki! – syknął – Co Ty sobie wyobrażasz?! - Yyyy... – spojrzał na niego przerażony – Baska rodzi... – przełknął ciężko ślinę - Słucham?! – docent spojrzał na niego jak na wariata - Moja dziewczyna właśnie rodzi! – krzyknął i nie czekając dłużej szybko skierował się do wyjścia - Marek! – krzyknął za nim Piotrek - Co?! – chłopak zatrzymał się tuż przy drzwiach - Łap! Będzie szybciej! – rzucił mu kluczyki od swojego samochodu - Dzięki! – i nie zatrzymując się już wybiegł z sali. Błyskawicznie pokonał trasę dzielącą uczelnię i szpital, wpadając na izbę przyjęć z obłędem w oczach. Odszukał szybko piętro, na którym znajduje się oddział położniczy i już zmierzał do sali skąd dobiegały krzyki, gdy ktoś brutalnie go zatrzymał łapiąc za kołnierz kurtki. - A dokąd to kochaniutki?! Bez obuwia ochronnego?! Wynocha mi stąd, ja się tu męczę i sprzątam, a taki tu przyjdzie i znowu zachlapie podłogę! - przysadzista pani salowa stała z rękoma na biodrach i wlepiała w niego wściekły wzrok. - Proszę Pani, ja nie mam teraz czasu na jakieś foliowe skarpety czy coś! - Brodecki już chciał ruszyć do przodu, ale ciężka ręka kobiety znowu go zatrzymała. - Z powrotem chłopczyku, powiedziałam! Dziecięcy piętro wyżej! - i już otwierała usta, by znowu coś powiedzieć, ale spostrzegła zmierzającego w ich stronę doktora. - O Pan Marek! Jak dobrze, że Pan jest. Ale teraz szybciutko, bo Pańskiemu dziecku bardzo się spieszy na ten świat! - lekarz poklepał przerażonego Marka, po plecach i zaprowadził na salę porodową. - Baśka! - Brodecki dopadł do swojej dziewczyny - Jak się czujesz? - Pomijając fakt, że coś rozrywa mnie od środka, doskonale! Aaaaa! - głośny krzyk Storosz sprawił, że chłopak aż się skulił - Nie denerwuj się! Wszystko będzie dobrze. Bardzo boli? - Marek otarł pot z czoła Basi. - Niieee skąd! – odpowiedziała z sarkazmem i ponownie wrzasnęła, co spowodowało, że Brodecki zrobił się blady jak ściana... Po trzech godzinach bólu, wrzasków i morderczego wysiłku, w sali wreszcie rozległ się płacz dziecka. Kiedy wzięła w ramiona swoją małą córeczkę nie była w stanie pohamować wzruszenia. Uczucia jakie nią wtedy miotały były nie do opisania. Potworna ulga, radość, ogromna miłość do tej małej istotki ale jednocześnie strach i obawy czy na pewno sobie poradzi, czy oboje sobie poradzą. - Jest śliczna! – Marek jak zaczarowany wpatrywał się w swoje maleństwo, które słodko drzemało w ramionach mamy – Dziękuję! - Za co? - Za ten mały skarb – dotknął malutkiej rączki tego maleństwa – Nigdy nie sądziłem, że w wieku 24 lat będę najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem! - Nie żałujesz? – zapytała zabawnie przekrzywiając głowę - Niczego! – odpowiedział pewnie, chwile potem zatapiając się w jej ustach... The End Epilog Basia z torbą pełną zakupów weszła do mieszkania. Od razu przy samych drzwiach przywitały ją głośne krzyki i Marek, który od razu do niej dopadł. - Baśka, już myślałem, że zabłądziłaś! Dawaj to, co masz! - zabrał jej z rąk pakunki i udał się do kuchni, gdzie zaraz zbiegła się dwójka rozwrzeszczanych istot. - Mamo powiedz coś! Krzysiek zabrał mi moją szczoteczkę do zębów! - na środku kuchni stała ośmioletnia dziewczynka. - Krzysiek, oddaj Julce jej szczoteczkę - Basia wyjmowała produkty z toreb, a Marek układał je do szafek. - Przecież to jest moja szczoteczka! Niebieska, tak? A ona ma różową! - przystojny chłopak oparł się o blat stołu - Zresztą ja nie mam czasu na pierdoły. Za pół godziny mam trening, także ja się z państwem żegnam - podszedł do matki, ucałował ją w policzek, po czym znikł. - Mamo, no! Przecież ja nie zdążę na zajęcia! A dziś ćwiczymy nowy układ! - dziewczynce zaszkliły się oczy. - Julka, zamiast marudzić, poszłabyś do łazienki i wzięła sobie nową szczoteczkę. Zaraz przyjedzie mama Madzi i nie będzie na Ciebie czekać - do rozmowy wtrącił się Marek i pod wpływem jego karcącego spojrzenia dziewczynka opuściła pomieszczenie. Basia uśmiechnęła się z ulgą do męża. - Mamo! Krzysiek blokuje łazienkę! Nie zdążę no! - Julka stała pod drzwiami i tupała ze złości nóżką. - Krzysiek, długo jeszcze? - Basia wychyliła się z kuchni. - W tym domu nie ma człowiek ani chwili prywatności! - chłopak wyszedł z łazienki i biorąc torbę na ramię wparował jeszcze do kuchni - Gdzie jest mineralka? - Kurcze, zapomniałam... - jęknęła Basia. - Mamo! Przecież prosiłem Cię! Co ja teraz zrobię?! Umrę z pragnienia! - Krzysiek, nie przeginaj! Dostaniesz kasę i kupisz sobie sam! - po raz kolejny dzisiejszego dnia Marek wtrącił się do dyskusji i wręczył synowi banknot dziesięciozłotowy. - No dobra, ewentualnie mogę przystać na taką propozycję. Dobra ja lecę. Pa! - krzyknął jeszcze i tyle go widzieli. - Jedno z głowy – Marek mrugnął do Basi – Julka pospiesz się! Masz jeszcze 10 minut! - Idę, już idę! – mała wparowała ponownie do kuchni – Mamo gdzie moje nowe adidasy? Przecież musze w czymś tańczyć! - W twoim pokoju! – powiedziała Basia - Ale już szukałam! Tam ich nie ma! - Kochanie – Basia kucnęła przed dziewczynką – Jeszcze wczoraj je tam widziałam a gdybyś bardziej dbała o porządek nie miałabyś problemu z ich znalezieniem! - Właśnie, mama ma rację! Wczoraj o mało nie zabiłem się o twoje rolki! – wtrącił się Marek - Się patrzy pod nogi – mruknęła mała, czego jej tatuś na szczęście nie usłyszał – To w czym mam jechać?! - Weźmiesz stare – Baska sztucznie uśmiechnęła się do córki - Stare?! – jęknęła mała - Na przyszłość nauczysz się sprzątać! A teraz ubieraj buty bo właśnie podjechała mama Magdy! Chwile później ostatnia pociecha opuściła dom a w domu zapanowała błoga cisza - Nareszcie spokój! – Basia ciężko opadła na kanapę w salonie przymykając oczy - Przez najbliższe trzy godziny jesteśmy sami – spojrzał na nią z szerokim uśmiechem – Musimy to jakoś wykorzystać – i nie czekając dłużej zamknął jej usta namiętnym pocałunkiem - Mareek – zachichotała gdy zjechał pocałunkami na jej szyję. Te uroczą chwilę przerwało głośnie trzaśnięcie drzwiami, a zaraz potem do salonu wpadła ich najstarsza pociecha - Grrrr! Zaraz mnie szlag trafi! – dziewczyna z furią opadła na fotel nie zważają na zdziwione spojrzenia rodziców - Kaska?! Co Ty tu robisz? Przecież miałaś być w Krakowie – zapytał zaskoczony Marek – I co się w ogóle stało? - Nie uwierzycie jaki kanał! – zrezygnowana ukryła twarz w dłoniach - Mów wreszcie! - Basia poprawiła się na kanapie. - Słuchajcie, wpadam do mojego nowiutkiego mieszkanka, a tam ulokował sobie już miejsce jakiś nadęty facet! A gdy pokazuje mu akt wynajmu, ten wyciąga dokładnie taki sam! Beznadzieja! dziewczyna oparła się ciężko o fotel. - Jak to?! - Basia spojrzała znacząco na męża. - No tak! Ten cały właściciel to jakiś oszust! Kurka, że też mnie się to przytrafić musiało! - Kasia wyszła z salonu zostawiając zdziwionych rodziców samych. - No, ale Kaśka! Przecież tak być nie może! - Basia szturchnęła Marka w bok, aby ten zabrał głos. - No właśnie! Trzeba to jakoś załatwić! - Brodecki spojrzał na wchodzącą do salonu córkę. - Co załatwić? - Kasia upiła soku ze szklanki.- Ja zapłaciłam za rok z góry i się nie wyniosę! A on? On również kategorycznie odmówił! Twierdzi, że też dał roczną zaliczkę. Poza tym z nim nie idzie się dogadać! - Ale musisz z nim porozmawiać! - Basia uśmiechnęła się pod nosem. - Mamo! Ja nie będę rozmawiać, a tym bardziej mieszkać z... z jakimś.... gburem! To jakaś katastrofa! Nie miałam w planach dzielić mieszkania z tym idiotą! - Lepiej zastanów się, co on o Tobie myśli! - Marek spojrzał znacząco na rozbawioną żonę. - Ale tato! Postaw się w mojej sytuacji! - w tym momencie Basia parsknęła śmiechem - To nie jest śmieszne! Dzielę mieszkanie z jakimś niewychowanym bałaganiarzem! Dobijcie mnie! - opadła na fotel oblewając się przy tym sokiem – Kurcze! - Ale może się jeszcze polubicie? - Basia podała dziewczynie chusteczkę - Prawda Marek? Brodecki skinął lekko głową wyraźnie niezadowolony z całej tej sytuacji. - No co Wy! Szybciej mi kaktus wyrośnie! Już ja mu pokażę jak to jest mieszkać z prawdziwą kobietą! - tym razem to Marek szturchnął żonę w bok. - Baśka, czy Ty to słyszysz? - szepnął do niej wykorzystując sytuację, że Kasia zajęta była wycieraniem spodni - Wiesz jak to się może skończyć, jeżeli ona pokaże mu, że naprawdę jest kobietą? - Ale o co ci chodzi? – spytała wyraźnie rozbawiona - Chyba najwyższy czas uświadomić jej kilka faktów...