Świat po wojnie atomowej
Transkrypt
Świat po wojnie atomowej
Świat po wojnie atomowej Stary Michał rozsiadł się w fotelu, przeczesał srebrną połać włosów i zapalił fajkę. W powietrzu rozszedł się delikatny aromat kiszonych ogórków. Nie wiąże się to bezpośrednio z rodzajem tytoniu. W tej sytuacji całą winę ponosi wydajność michałowych jelit, a dokładniej – chroniczna niestrawność. W każdym razie Michał, zapatrzony gdzieś w oddalę, począł kontynuować swoją opowieść. Jego jedynym słuchaczem była czteroletnia wnusia Zosia. Mało ją obchodziło, co mówi dziadek, niemniej jednak wszystkie lalki przeszły już lobotomię, a jedna nawet lewatywę, i nie było już nic do roboty. Dziadek ciągnął niskim basem: - To wcale nie było takie trudne Zosiu. Wystarczyło wysłać do Iranu kilku złomiarzy. Za flaszkę czy tam dwie, zrobiliby wszystko. Przynajmniej tory zostawili w spokoju... - Abstrahując wypadkową sumę wektorów ich umiejętności – zamyśliła się Zosia – wytyczne zrealizowali dość szybko... - O tak, moja droga. Atomówę wyniuchali po tygodniu, wszakże uran to cenny metal i na skupie można dostać niezłą sumkę. W każdym razie jest się czym chwalić, bo ONZ szukało dwa lata i nic nie znaleźli. Polak potrafi. - Potwierdzam. A to wszystko dzięki historycznemu uwarunkowaniu egzystencji naszej nacji, która pod względem stereotypowym wspaniale wywiązuje się z przypisanych uprzedzeń. - Trudno się nie zgodzić Zosiu – Michał puścił kółko z dymu – nasi ukochani przyjaciele w mig rozkręcili bomby, zapakowali na taczki i w dwa tygodnie dojechali do Polski. Byliby szybciej, ale po drodze się schlali i pojechali przez Puerto Rico. - To rzeczywiście dość nie po drodze, dziadku... - A co ty tam wiesz – nastroszył się Michał – ważne, że w niespełna miesiąc staliśmy się najważniejszym mocarstwem na świecie. Polscy naukowcy nauczyli się konstruować bomby, a uran zastąpili materiałami z toruńskiej oczyszczalni ścieków, stwierdziwszy, że siła rażenia jest podobna. - Już wiem, dlaczego zawsze orzekasz, że prawie cię rozerwało, gdy wychodzisz z ubikacji. - Jaką mam mądrą wnusię, no popatrz, popatrz – ironicznie uśmiechnął się stary – wróćmy do tematu. Pierwszą atomówę zrzuciliśmy na Niemcy, tak na próbę. No, co tak patrzysz, oni robili nam gorsze rzeczy. Wyniki były zaskakująco dobre. Jak pieprznęło to aż orła wywinąłem. Torunianie musieli się postarać. Z Niemiec została tylko dziura. - Żenujące. - E tam. Później było jeszcze ciekawiej. Rosji kazaliśmy sobie zapłacić sto miliardów Euro, bo w przeciwnym razie i ich byśmy zniszczyli. Zapłacili od razu. A bombę i tak zrzuciliśmy, bo kto by tam Ruska żałował. W USA też wymierzyliśmy, bo za dużo jedli, ale strzelcowi się coś pochrzaniło i przypierdzielił w Arabię Saudyjską. No trudno. Arabowie i tak oskarżyli Stany o ten atak i wszyscy się powysadzali. Dwie pieczenie przy jednym ogniu – zaśmiał się staruszek. - A czy kogoś w ogóle oszczędziliśmy? – zapytała Zosia. - Tak. Anglię. Tam sami nasi. Poza tym, szkoda nam było tak urokliwej mniejszości narodowej jak Anglicy. No i nie można zapomnieć o Słowacji. Tamtejszy naukowiec Igor Klejovic nauczył się destylować wódkę z powietrza. Inne państwa nie miały tyle szczęścia. Beneluks poszedł na pierwszy ogień. Nie można było tolerować tej homoseksualnej sodomii. Francja zawsze się na nas wypinała, więc i my się wypięliśmy. Dużo krain skończyło w ten sposób, resztę rozwaliła choroba popromienna. Długo by wymieniać – westchnął Michał. - Więc może sfinalizujemy naszą konwersację jutrooo – ziewnęła wnuczka – chce mi się regenerować. - No dobrze kochanie. Tylko dokładnie umyj macki i wyszczotkuj szczękoczułki. I ubierz ciepłą pidżamkę. Niebo jest fioletowe. Może być chłodnawo. Sztihraun