Z Kaszuby do Świtu – Zbrzycą i Brdą
Transkrypt
Z Kaszuby do Świtu – Zbrzycą i Brdą
Òdj. © daffodilred – Fotolia.com Numer wydano dzięki dotacji Ministra Administracji i Cyfryzacji oraz Samorządu Województwa Pomorskiego. Dofinansowano ze środków Miasta Gdańska W NUMERZE: W NUMERZE: Opowieść o losach Polski 33 Òddzãkòwanié Méstrów Krzysztof KordaWegner Òdj. Arkadiusz 45 Życie i dziełoomnibusów Stolema. O do Stanisławie Od konnych Pesa Duo Pestce Kazimierz Ostrowski SławomirLewandowski 88 O Profesorze Jerzym Trederze Teatr Szekspirowski z widokiem na gwiazdy Adam Ryszard Sikora OFM GrażynaAntoniewicz 12 Miał odwagę zmieniać świat Jubilatka Politechnika 10 Miłosława Borzyszkowska-Szewczyk MartaSzagżdowicz 15 Żëwòt równoległi 11 Kaszëbizna w stolëcë J.N. kg 16 Czy brak nam urody życia? 12 Stanisław Kaszubi wSalmonowicz Gdańsku. Gdańsk stolicą Kaszub? – raz jeszcze! 18 Zéńdzenia ù Méstra Jana. Jón Trepczik JózefBorzyszkowski w ùbecczich zôpiskach do 1956 r. (dz. 1) DziałoFòrmella się w Gdańsku 17 Słôwk TeresaJuńska-Subocz 20 Plan transportowy dla Południa 18 Sławomir Lewandowski Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert 22 TómkFópka Na tropie tajemnic „Miedziowca” 20 Marek Adamkowicz Ożywiają przeszłość 24 Cassubia cantat MarekAdamkowicz Tómk Fópka 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona StanisłôwJanke 26 Jubileuszowy spływ Śladami Remusa Z Kaszuby do Świtu – Zbrzycą i Brdą. 23 Na zdrowié wejrowsczich szewców Edmund Szczesiak rd 28 Smiéch do lzów TacewnôBùllmann pòzwa „Grif ”. Wòjcech Czedrowsczi 24 Matéùsz w papiorach bezpieczi (dz. 2) 30 Kaszëbi nôlepszi w Eùropie SłôwkFòrmella Pioter Léssnawa 26 Zapachy mieszane, czyli o Coco Chanel 32 Kaszëbsczi dlô wszëtczich. Ùczba 43 StanisławSalmonowicz Róman Drzéżdżón, Danuta Pioch 28 Wodne Młodokaszuba, żołnierz, starosta (cz. 1) 34 wrota miasta MarianHirsz Marta Szagżdowicz 30 Na kùńc Eùropë i jesz dali… NAJÔ ÙCZBA I–VIII ZTomaszãPlichtãgôdôDarkMajkòwsczi 35 32 Listy Ùczba 37. Kaszëbsczi króm RómanDrzéżdżón,DanutaPioch 34 Terpy stworzyły Fryzów JacekBorkowicz 37 Żëczimë brzadnégò dzejaniégò! I–VIII Najô Ùczba DM 35 Jô jem kòmédiantã 38 ZeZbigniewãJankòwsczimgôdôStanisłôwJanke Ku pamięci profesora Jerzego Sampa Tadeusz Linkner 39 Jak Dzień 40 widEdukacji, mòrscziczyli blizëpo naszamu Uczby MariaPająkowska-Kensik Ewa Górska 39 Bùdacje Mirosława 43 jakMöller z „Gwiôzdowëch Wòjnów”? Szkoła Watkowski, tłóm. Tomôsz Ùrbańsczi Adrian 43 do w wespółrobòtë 40 Òrãdz „Gdynia” Holandii Adóm Hébel AndrzejBusler 44 W Bólszewie ò patronie rokù 42 Żyją w niewygasłej pamięci Red. KazimierzOstrowski 45 Gdy zwykłe słowa stają się poezją Żëją wPająkowska-Kensik niewëgasłi pamiãcë 42 Maria Tłóm.DanutaPioch 46 Zrozumieć Mazury. Dom 44 Waldemar Mierzwa Biég za zdrowim 48 BògumiłaCërockô Camino Pomerania rôczi 46 Ryszard tłóm. Danuta Pioch WiérztąWenta, żëcé pisóné MayaGielniak,tłóm.BòżenaÙgòwskô 50 Z drugiej ręki 48 Kònkùrs. ZrozumiećNôwôżniészé Mazury. Pobożność 51 kaszëbsczé ksążczi WaldemarMierzwa 51 Hobelbank z czasów wiôldżi wòjnë 50 Z drugiej ręki rd 52 51 Lektury Listy 57 53 57 61 59 67 62 68 66 67 To nasze historyczne ziemie Lektury Z ojcem Januszem Jędryszkiem rozmawia Pamiętajmy o Żeromskim – piewcy morza Dariusz Majkowski JerzyNacel Klëka Pusta noc w Kanadzie Nôłożnoscë a dołożnoscë AleksandraKurowska-Susdorf Tómk Fópka Klëka Dzyńdzylińdzy Rómk Drzéżdżónk X Konkurs „Moja pomorska rodzina” KrzysztofKowalkowski Obkłôdka III Mòje serakòjsczé miesące Po czim pòznac artistã Jarosłôw Kroplewsczi TómkFópka 68 Pëlckòwsczi meloman RómkDrzéżdżónk POMERANIA Môj 20152014 POMERANIA LËSTOPADNIK Od redaktora Po tym, co się stało w tym roku, kwiecień chyba już nigdy nie będzie się nam kojarzył z wiosną i budzącym się życiem. Straty, jakie poniósł ruch kaszubsko-pomorski w tym miesiącu, są olbrzymie. Jerzy Treder, Stanisław Pestka, Günter Grass… Dla wielu z nas byli mistrzami, wielu powtarzało na pogrzebach: „zostaliśmy sierotami”. Dzięki ich pracy, wizjom przyszłości, książkom łatwiej było rozwijać naszą kulturę, język kaszubski, wcielać w życie idee regionalizmu. Wciąż jeszcze szukamy odpowiedzi na pytanie, co dalej. Pamiętajmy o ich dokonaniach, ale mimo żalu, który czujemy, kontynuujmy – tak jak potrafimy – to dzieło, któremu oni poświęcili swój czas i talent. Na szczęście wciąż są na Pomorzu ludzie, którzy z pasją szerzą kaszubską kulturę. Jednym z nich jest ojciec Janusz Jędryszek – Kociewiak, który rozwijał kult Matki Boskiej Sianowskiej, a obecnie przywraca kaszubskiej świadomości Świętą Górę Polanowską. Być może dzięki jego pracy w Koszalinie znów ożyje rodnô mòwa, a mieszkańcy tych stron dowiedzą się więcej o historii swojej małej ojczyzny. Serdecznie zapraszamy naszych Czytelników do wzięcia udziału w I Kaszubskim Odpuście na Górze Polanowskiej. 13 czerwca będziemy mogli pokazać, że potrafimy się zjednoczyć – od Gdańska po Szczecin. Dariusz Majkowski PRENUMERATA Pomerania z dostawą do domu! Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty zagranicznej: 150 zł. Podane ceny są cenami brutto i uwzględniają 5% VAT. Aby zamówić roczną prenumeratę, należy • dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28 1020 1811 0000 0302 0129 35 13, ZG ZKP, ul. Straganiarska 20–23, 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki zamawiającej) oraz dokładny adres • zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31, e-mail: [email protected] • Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: [email protected] lub kontaktując się z Infolinią Prenumeraty pod numerem: 22 693 70 00 – czynna w dni robocze w godzinach 7–17. Koszt połączenia wg taryfy operatora. Zamawiający roczną prenumeratę obejmującą co najmniej 6 miesięcy 2015 roku otrzymają jedną z książek do wyboru. Lista pozycji do wyboru jest dostępna na stronie www.miesiecznikpomerania.pl/kontakt/ prenumerata. Książki wyślemy we wrześniu 2015 roku. 2 ADRES REDAKCJI 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20–23 tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31 e-mail: [email protected] REDAKTOR NACZELNY Dariusz Majkowski ZASTĘPCZYNI RED. NACZ. Bogumiła Cirocka ZESPÓŁ REDAKCYJNY (WSPÓŁPRACOWNICY) Piotr Machola (redaktor techniczny) Marika Jelińska (Najô Ùczba) KOLEGIUM REDAKCYJNE Edmund Szczesiak (przewodniczący kolegium) Andrzej Busler Roman Drzeżdżon Piotr Dziekanowski Aleksander Gosk Ewa Górska Stanisław Janke Wiktor Pepliński Bogdan Wiśniewski Tomasz Żuroch-Piechowski TŁUMACZENIA NA JĘZYK KASZUBSKI Dariusz Majkowski Iwona Makurat Danuta Pioch Tomasz Urbański FOT. NA OKŁADCE Arkadiusz Wegner WYDAWCA Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20–23 DRUK Drukarnia WL Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i redagowania artykułów oraz zmiany tytułów. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń i reklam. Wszystkie materiały objęte są prawem autorskim. POMERANIA MAJ 2015 Òddzãkòwanié Méstrów Żôl, kòmùda, ùdżibłé stanice, pòchiloné głowë. Òdeszło dwùch wiôldżich Kaszëbów. Prof. Jerzi Tréder òstôł pòchòwóny 7 łżëkwiata na smãtôrzu w Rédze, a red. Stanisłôw Pestka 8 łżëkwiata na gduńsczim Srebrziskù. Òdj. A. Wegner wspomnieniE Stanisław Pestka z Kraską, 2000 r. Życie i dzieło Stolema O Stanisławie Pestce K a z i m i e r z O s t ro w s k i Trzeci zbiór swoich wierszy, wydany na początku naszego wieku, Jan Zbrzyca zatytułował Wieczórny widnik, jakby dając znać, że „ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił” (Łk, 24, 29). W istocie, horyzont w wieczornym słońcu wygląda inaczej i skłania do namysłu nad przebytą drogą, do refleksyjnego spojrzenia w głąb siebie i na otaczający świat – bëne ë bùten. Można czytać te wiersze jak 4 testament poety i dziedzictwo dla potomnych. Teraz, po odejściu Stanisława Pestki – Jana Zbrzycy, będziemy jeszcze wnikliwiej wczytywać się w jego poezje, w jego myśli, wyrażone w słowach i metaforach, które tak wspaniale wzbogacają skarbiec kaszubszczyzny, będącej przecież ciągle jeszcze w stanie powstawania. Troszczył się o jej rozwój, bał się jej uwiądu, przestrzegał: Stracenié rodny mòwë / Òznôczô ùsnienié dëszë lëdu. On sam tę mowę wyniesioną z zaborskiego matecznika najczulej pielęgnował. Nie tylko poetycką schedę po sobie zostawił, lecz przeobfite źródło refleksji, przemyśleń, idei, drogowskazów, inspiracji, a także pytań o przyszłość kaszubsko-pomorskiej wspólnoty. Kim był – jakim zostanie w pamięci? Dziennikarz, pisarz, poeta, działacz… Humanista i intelektualista. Przyjaciel. Człowiek Niepospolity – Stanisław Pestka. Kaszuba w świecie mediów Rolbik nad Zbrzycą, miejsce urodzenia Stanisława Pestki, był jego pierwszym całym światem. Mój świat, który zamykał się w latach dzieciństwa granicami pobliskich wiosek – Widna, Laski, Leśna, Brus, Chełmów, Swornegac, Kaszuby, Kruszynia, Warsina – był światem o kaszubskim obliczu – wspominał po wielu latach. W dorosłym życiu do głëszë rólbikòwëch bòrów tęsknił, w nostalgicznych wierszach wracał do tatczëznë wówczas, gdy otworzył się przed nim świat znacznie szerszy aniżeli bruska okolica. Po ukończeniu liceum w Kościerzynie i studiów polonistycznych na Uniwersytecie Poznańskim, idąc śladem swego ojca, podjął pracę nauczycielską – uczył w szkołach średnich w Lidzbarku Warmińskim, następnie w Sławnie. W 1958 roku porzucił zawód nauczycielski i odnalazł swe powołanie w dziennikarstwie, w redakcji dwutygodnika „Kaszëbë”. Dziennikarstwo okazało się dziedziną dla niego przeznaczoną. „Kaszëbë”, pod kierunkiem przyjaciela z kościerskiego liceum Tadeusza Bolduana, były żywo redagowane, na tle ówczesnej sztampowej prasy wyróżniały się własnym stylem, a treścią i formą rychło zyskały sobie sympatię czytelników, w czym miał udział Stanisław Pestka, który od września 1958 roku pełnił funkcję sekretarza redakcji i współdecydował o kształcie pisma. Zainaugurował swą twórczość artykułem o sprawach dobrze sobie znanych Brus, ale przede wszystkim zajmował się publicystyką kulturalną. Pisał omówienia i recenzje książek Augustyna Necla, Lecha Bądkowskiego, Franciszka Fenikowskiego, Niny Rydzewskiej, Róży Ostrowskiej i innych, prezentował poezje Jana Trepczyka, Jana Piepki, recenzował premiery teatralne. Publikował analityczne artykuły o literaturze, m.in. POMERANIA MAJ 2015 wspomnieniE o twórczości Jana Karnowskiego i Leona Heykego, które wywołały polemikę Andrzeja Bukowskiego. Systematycznie popularyzował sylwetki twórców i działaczy zasłużonych dla regionu zarówno w przeszłości (F. Ceynowa, W. Fiałek, J. Czyżewski i in.) jak i postaci współczesnych. Napisał w tym czasie popularną biografię Józefa Wybickiego pt. Szablą i piórem, po kilku latach powrócił do tej postaci w publikacji Emisariusz niepodległości. Nie mniej ważkie były jego artykuły, komentarze, felietony dotyczące aktualnych problemów społecznych, a podróże po Kaszubach i Pomorzu zaowocowały wnikliwymi reportażami. Niektóre materiały podpisywał już wówczas pseudonimem Jan Zbrzyca, który jak widać, nie był zarezerwowany tylko dla twórczości literackiej. Niewątpliwie bez Pestki „Kaszëbë” byłyby zupełnie innym pismem, ale i on zaczerpnął wiele dla siebie, co szczerze przyznawał: „Kaszëbë” były dla mnie wraz z ogromnym karnem ludzi i zagadnień typowych dla Zrzeszenia pierwszym wtajemniczeniem w problematykę Kaszub i Pomorza. Likwidacja gdańskiego dwutygodnika z powodów politycznych z końcem 1961 roku dała początek kilkuletnim poszukiwaniom miejsca w światku pomorskich mediów, znacznie uboższym niż dziś. W „Ilustrowanym Kurierze Polskim” w Bydgoszczy był kierownikiem działu kulturalnego, dwa lata pracował w Polskim Radio w Szczecinie, wrócił do Bydgoszczy jako publicysta w tygodniku „Fakty i Myśli”. W 1968 roku na stałe osiadł w Gdańsku, najpierw wszedł do redakcji „Liter”, po ich zamknięciu w 1974 roku krótko pracował w „Tygodniku Morskim”, potem w „Czasie”, który też został zlikwidowany w stanie wojennym. Pracował wówczas do 1990 roku w Wojewódzkim Ośrodku Kultury. W latach 1969–1972 był redaktorem naczelnym „Biuletynu Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego”, nadał mu nowy kształt oraz nazwę „Pomerania”. Po raz drugi kierował pismem (przejętym z rąk Wojciecha Kiedrowskiego) w latach 1990–1994, jako etatowy naczelny. Powrót do Gdańska był naturalną konsekwencją wyboru dokonanego już w okresie „Kaszëb”, niejako ideowego „ukąszenia” kaszëbizną, lecz ciągle nierozstrzygnięty pozostawał dylemat POMERANIA Môj 2015 Abp. Tadeusz Gocłowski i prezes ZKP S. Pestka składają sobie życzenia podczas spotkania opłatkowego, z tyłu stoi Alojzy Kaliszewski, 1991 r. – Gdze tej wëmaklac nen pąkt równowôdżi / Midzë cëzą jinotą a swójną tożsamòscą (Nôgłãbszô òjczëzna). Publicystyka Stanisława Pestki nie pozostawia wątpliwości, w którą stronę wychyliło się wahadło; bogaty i różnorodny po względem formy dorobek dotyczy przede wszystkim tematyki kaszubsko-pomorskiej. W swych esejach i artykułach programowych poruszał kwestie tak fundamentalne, jak kształtowanie pomorskiej tożsamości społeczeństwa powstałego w tyglu powojennych migracji. W przygotowanych przez siebie i opublikowanych w „Pomeranii” (listopad 1996) założeniach ideowych Kongresu Pomorskiego wskazał na szeroki wachlarz problemów i zadań z tym związanych. W licznych publikacjach rozważał, jakie jest miejsce Kaszubów na Pomorzu i ich rola w budowaniu pomorskiej wspólnoty; podkreślał nierozłączność losów, dominującą pozycję tradycji i kultury Kaszub, a jednocześnie konieczność utrzymania różnorodności krain pomorskich. Szczególnie wnikliwie analizował rolę inteligencji w dziejach ruchu kaszubsko-pomorskiego; ukazywał zarówno chwalebne inicjatywy, jak i zaniedbania, pozytywne cechy i przywary tej warstwy, stosunek elity przywódczej do obowiązków względem małej ojczyzny w przeszłości i oczekiwania współczesne. Problemy te poruszył w referacie pt. W kręgu kaszubskiego kaduceusza, wygłoszonym podczas Spotkań Wdzydzkich (1983 r.), który został wydany także w osobnej broszurze. Jest to jeden z najważniejszych tekstów publicystycznych S. Pestki. Podobnie głębokim zainteresowaniem darzył literaturę regionalną od początku dziennikarskiej kariery w „Kaszëbach”, jak wyżej wspomniano. Tematyce literackiej pozostał wierny także w „Literach” i „Czasie”, najpełniej jednak wypowiedział się na łamach „Pomeranii” oraz jako czterokrotny referent podczas Spotkań Wdzydzkich, odbywających się corocznie od 1971 roku. Przedmiotem wprowadzających wystąpień Stanisława Pestki były: pamiętnikarstwo na Pomorzu, piśmiennictwo kaszubsko-pomorskie na tle kultury literackiej regionu, obraz Pomorza we współczesnej beletrystyce oraz – o czym już była mowa – rola kaszubskiej inteligencji w ruchu regionalnym. Oceny stanu literatury kaszubsko-pomorskiej oraz jej sytuacji w całokształcie życia literackiego, aczkolwiek w momencie formułowania odkrywcze i celne, wobec bujnego rozwoju twórczości literackiej w ciągu ostatnich dziesięcioleci, w dużej mierze utraciły aktualność. Sam autor owych analiz przyczynił się do tego własną twórczością literacką. Przedmiotem wielu ważnych wypowiedzi S. Pestki było „Miejsce kultury regionalnej (czytaj: kaszubsko-pomorskiej) w kulturze ogólnonarodowej”. Dotykał 5 wspomnieniE tu takich kwestii, jak istota regionalizmu, niedocenianie i marginalizacja kultury regionalnej, twórcze funkcje regionów. Apelował, by pozbyć się kompleksów i odrzucić stereotypy, docenić dziedzictwo, a przede wszystkim uznać prawdę, że kultura regionalna i lokalna współtworzy kulturę uniwersalną, jest jej konstruktywnym elementem. Zwłaszcza dotyczy to języka kaszubskiego, jako najcenniejszego skarbu, który każde kolejne pokolenie ma obowiązek przekazać potomnym. Działacz społeczności zrzeszonej Bliska tej tematyce była publicystyka o sprawach Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego – jego kondycji, celach i zadaniach, kierunkach działania. Kompleks zrzeszeniowych problemów zajmował Pestkę jako działacza – uczestnika niemal wszystkich ważniejszych inicjatyw regionalnych w ciągu kilku dziesięcioleci. Nie należał do grona założycieli Zrzeszenia Kaszubskiego, ale znalazł się w głównym nurcie jego spraw z chwilą podjęcia pracy w redakcji „Kaszëb”. Ponownie włączył się do działania po kilkuletniej nieobecności i niebawem stał się jedną z najważniejszych postaci społeczności zrzeszonej, jako naczelny redaktor „Pomeranii” i członek władz, a potem prezes ZKP. Stojąc na czele organizacji, był głównym aktorem zmagań z niechętną Zrzeszeniu (i autentycznej działalności społecznej) polityką partyjno-administracyjnych władz. Starcia te były stałym elementem ówczesnej rzeczywistości; Pestka, uczestnicząc w dyskusjach przedstawicieli ZKP z władzą, z właściwym sobie taktem i logiką wypowiedzi potrafił załagodzić wiele konfliktowych sytuacji. Podobnie zresztą rozbrajał wzburzone umysły podczas wewnętrznych dysput w Zrzeszeniu. Prezesem ZKP Stanisław Pestka był dwukrotnie – w latach 1976–1980 i 1992–1994, a przedtem i potem jeszcze przez szereg lat wiceprezesem i członkiem ZG. W strategii swojego przywództwa większą wagę przykładał do spraw merytorycznych, mniej zajmował się organizowaniem, lecz i na tym polu Zrzeszenie odnosiło sukcesy. Odrzucał koncepcję organizacji kadrowej, głosił konieczność rozwoju poprzez tworzenie nowych oddziałów i jednanie jak 6 Nad wodospadem Niagara. Zdjęcie z książki „W stolëcë chmùrników”. najliczniejszych członków; rzeczywiście tak się w latach 70. i 80. działo. Kładł nacisk na pogłębianie regionalnej świadomości rzeszy członkowskiej, krytycznie oceniał aktywność niektórych działaczy terenowych. Tadeusz Bolduan w książce Nie dali się złamać napisał, że „Liberalne »rządy« Pestki sprzyjały usamodzielnieniu się poszczególnych ogniw Zrzeszenia i indywidualnym inicjatywom poszczególnych członków, co (…) umocniło samorządność komórek Zrzeszenia w Gdańsku i oddziałów terenowych”. Działalność prezesa S. Pestki, wspieranego przez grono działaczy, przynosiła wymierne sukcesy. Do nich należało niewątpliwie pozyskanie w sierpniu 1980 r. od władz Gdańska ruin czterech kamieniczek przy ul. Straganiarskiej, które po mozolnej, długotrwałej odbudowie, wysiłkiem całego Zrzeszenia, znów w roli prezesa w 1993 r. mógł uroczyście otworzyć jako Dom Kaszubski. Sukcesem było, w wyniku dobrej współpracy ZKP z Kościołem, wydanie przez metropolitę gdańskiego T. Gocłowskiego Wskazań duszpasterskich w sprawie obecności i używania języka kaszubskiego w liturgii mszalnej, a także edycja Nowego Testamentu przełożonego na kaszubski przez Eugeniusza Gołąbka (Zbrzyca upamiętnił to wydarzenie wierszem Darënk Słowa). Nie można pominąć wielkiego osobistego wkładu Stanisława Pestki w organizację Galowych Koncertów Zespołów Folklorystycznych w Teatrze Wybrzeże, konkursów recytatorskich „Rodnô mòwa” w Chmielnie, Spotkań Twórców Literatury Kaszubsko-Pomorskiej we Wdzydzach (Spotkań Wdzydzkich), Spotkań Publicystycznych, Spotkań Pelplińskich, Seminariów Kaszubskich w Łączyńskiej Hucie i innych przedsięwzięć, które przez lata tworzyły intelektualny ferment i świadczyły o żywotności Zrzeszenia. Był także współorganizatorem II Kongresu Kaszubskiego oraz zakrojonego na wielką skalę Kongresu Pomorskiego. Głosił ideę scalenia kraju od Wisły do Odry w duchu Pomorza, jak czynili to przed nim Majkowski, Karnowski oraz współcześni Tadeusz Bolduan i Lech Bądkowski. Widnokrąg poetycki Stanisław Pestka stworzył osobny model działacza regionalnego, zakorzenionego w tradycji i kulturze swojej małej ojczyzny, ale sytuującego świat kaszubskich wartości w kontekście kultury uniwersalnej. W równej mierze czuł się POMERANIA MAJ 2015 wspomnieniE Kaszubszczyznę zaś rozumiał jako nierozerwalną jedność zbiorowej pamięci, kultury i tradycji, ducha i materii. Kaszëbskô (…) Czims wiãkszim je ë stolemniészim Aniżelë jãzëk chòcbë zadwigłi na kwadrat snôżotë. spadkobiercą Wojkasëna – Ceynowy jak i helleńskich filozofów. Pisał: Mòja tatczëzna mô wiele dëszów Jaglia sã złómie, nie dësza karnowô W wyznaniu tym zawiera się credo poety, który swoją tożsamość ukształtował, czerpiąc z wielu źródeł. Zadomowiony w „nôgłãbszi òjczëznie”, gdzie „Kòl Zbrzëcë cénie mojich starków”, dobrze czuł się też na stegnach Partenonu, wsłuchiwał w dźwięki Wickowej cytry i rymy méstra Jana Trepczyka, ale też podziwiał i wysoko stawiał słowa poety z Weimaru. Prowadził dialog z Wosiem Budzyszem – Janem Karnowskim z bliskiego Czarnowa i z Janem Lechoniem zza oceanu. Czuły był na symfoniczną muzykę cykad i szum Bałtyku. Tatczëzną Zbrzycy była kaszubszczyzna, która miała prapoczątek w połabszczyźnie, Winecie i Arkonie. Nie był jedynym wśród poetów kaszubskich, który tak głęboko w przeszłość sięgał w poszukiwaniu rdzenia rodzimej kultury, ale był chyba pierwszym, który dostrzegał jej parantele z antyczną cywilizacją śródziemnomorską i kulturalnym dziedzictwem nowożytnej Europy. POMERANIA Môj 2015 Stanisław Pestka zadebiutował jako poeta na łamach „Pomeranii” w 1969 roku. Cały swój dorobek poetycki pomieścił w trzech tomach: Południca (1976), Wizrë ë duchë (1976) i Wieczórny widnik (2002). Już pierwszy, skromny objętościowo, tomik stał się ważnym wydarzeniem w dziejach literatury kaszubskiej. Zwrócił uwagę odbiorców poetyckiego słowa, a znawców literatury kaszubsko-pomorskiej przede wszystkim, intelektualną głębią, świeżością metaforyki i co chyba najistotniejsze – warstwą językową. Pisano, że wiersze Zbrzycy otworzyły przed literaturą kaszubską zupełnie nowe perspektywy (Ferdynand Neureiter). Są to bowiem utwory inne od wszystkiego, co dotychczas na kaszubskim Parnasie powstało; zmuszają do umysłowego wysiłku, odkrywają przed czytelnikiem nieznane obrazy i skojarzenia oraz bogactwo słowotwórcze. Późniejsza twórczość pokazuje, że autor doskonalił swój oryginalny warsztat poetycki. Język Zbrzycy, nasycony archaizmami i słowami tworzonymi na ich podobieństwo, uważany jest przez niektórych krytyków za trudny i hermetyczny, ale właśnie ten nowy zasób leksykalny w połączeniu z bogactwem przenośni i niezwykłymi skojarzeniami słów powoduje, że jest to poezja nowatorska, reprezentująca wysoki poziom artystyczny. Autor Wieczórnégò widnika widział rzeczywistość w zwierciadle teraźniejszości, lecz także w perspektywie przyszłości. Był świadom nieuchronności zmian w świecie, coraz szybszych i stanowiących zagrożenie dla dziedzictwa kulturalnego, a przede wszystkim dla języka. Z żalem przewidywał smutny los kaszubszczyzny, taki, jak wszystkich małych języków: W mòrzu jãzëków lëdzczëznë Na kropla téż pòdleżnô klepsydrze I pytał samego siebie: Jaką złotnicą òbrąbic Zgarinczi nie ùmiartégò depòzytu. W innym miejscu jednak wyrażał nadzieję, że Kaszubi są zdolni obronić i swą mowę, która jest więcej warta niż wszystkie skarby: Żelë nasziństwa całosc Smùknie wszëtkò co mô nôdrogszégò Na jedną jedinącą kôrtã. Prawdziwym ewenementem w literaturze kaszubskiej stała się książka Jana Zbrzycy pt. W stolëcë chmùrników (2011 r.) – to zbiór opowieści, erudycyjnych i impresyjnych esejów o Ameryce, które autor nazywa akwarelami. Większość tych obrazków dotyczy Nowego Jorku, gdzie S. Pestka wielokrotnie przebywał, również kilka miesięcy w roku 2001, kiedy 11 września został dokonany zamach na słynne wieże World Trade Center. Z bliska przyglądał się katastrofie, widział szok i traumę amerykańskiego społeczeństwa. Część książki jest poświęcona reminiscencjom z podróży po USA. Na gruncie dotychczasowej prozy kaszubskiej eseistyczne teksty, napisane w oryginalnej poetyce Zbrzycy, stanowią niepowtarzalną jakość. Stanisław Pestka – Jan Zbrzyca wyznaczał nowe standardy na każdym polu swego działania. *** Znałem Stanisława Pestkę ze szpalt „Kaszëb”, ale pierwszy raz spotkaliśmy się dopiero w 1966 roku na jakiejś uroczystości w bydgoskiej fabryce. On – ceniony publicysta, ja – początkujący reporter. Coś nas zbliżyło do siebie, może wspólne pochodzenie z zaborskich stron. I tak już zostało na półwiecze prawie. On – mistrz, ja – terminator. Nie wiem nawet, czy pan Staszek pamiętał tamto nasze spotkanie, dla niego zapewne błahe (choć rozmawialiśmy długo), dla mnie ważne; nigdy go o to nie spytałem. Był moim autorytetem, mam pewność, że był autorytetem dla nas wszystkich, członków społeczności zrzeszonej. Fot. ze zbiorów S. Pestki i J. Borzyszkowskiego Zamieszczone zdjęcia były już publikowane w książce „Z zaborskiego matecznika” (red. J. Borzyszkowski, Gdańsk 2008). 7 wspomnienie O Profesorze Jerzym Trederze „(...) nie gustuje we wzniosłych słowach; pompatyczne, hiperboliczne wystąpienia są mu obce, ceni faktografię i beznamiętne relacje, właściwe stylowi naukowemu. Postawa taka mieści się zresztą w starożytnej gnomie: Jakie życie, taka mowa, a życie Jego wypełnione było nauką, zdobywaniem wiedzy, badaniami naukowymi, przekazywaniem wiedzy, zaangażowaniem w sprawy społeczne i oddaniem się Rodzinie”. Tak pisał o prof. Jerzym Trederze w 2007 r. prof. Edward Breza we wprowadzeniu do Księgi Pamiątkowej dedykowanej prof. Trederowi z okazji 65. roku życia i 40-lecia pracy naukowej. Pozwalam sobie moje wspomnienie rozpocząć właśnie od tego cytatu, gdyż nie znajduję trafniejszego i jednocześnie bardziej syntetycznego ujęcia w słowa tego, co sam czuję, myśląc o prof. Jerzym Trederze, z którym od kilkunastu lat miałem zaszczyt współpracować, a który po długiej i ciężkiej chorobie zmarł w Wejherowie 2 kwietnia 2015 r. Z pewnością powstanie wiele publikacji poświęconych Profesorowi, w tym także tych o charakterze wspomnieniowym, które ukażą wielowymiarowo zarówno jego osobowość, jak i imponujące dokonania na polu naukowym. Moje wspomnienie, choć nawiąże do najistotniejszych, moim zdaniem, faktów z życia śp. prof. Jerzego Tredera, dotyczyć będzie przede wszystkim okresu ostatnich szesnastu lat, gdy osobiście poznałem Profesora, a szczególnie ostatnich dwunastu, gdy ta znajomość przekształciła się w trwałą współpracę i w autentyczną przyjaźń. Z córką dr Justyną Pomierską oraz prof. Jerzym Sampem Każdy przetłumaczony przeze mnie fragment biblijny przechodził przez jego ręce Moje pierwsze spotkanie z prof. J. Trederem miało miejsce podczas sympozjum mariologicznego w Wejherowie w 1999 r., zorganizowanego w związku z koronacją Obrazu Matki Bożej Wejherowskiej, której dokonał kilka dni później Ojciec Święty Jan Paweł II na sopockim hipodromie. I choć po tym jak Profesor wygłosił referat, wymieniliśmy ze sobą zaledwie kilka zdań, to już w tak krótkim czasie dał się poznać jako człowiek niezwykle skromny, a przy tym solidnie wykonujący swoje zadanie i ściśle, bez zbędnych słów realizujący podjęty temat. Czas naszej naukowej współpracy nastąpił kilka lat później. W roku 2003, po pierwszej edycji kaszubskiej Verba Sacra w Poznaniu – projektu poznańskiego reżysera Przemysława Basińskiego – gdy zrodził się pomysł, by zrealizować ją także w Wejherowie, doszło do pierwszych dłuższych rozmów dotyczących najpierw samego projektu Verba Sacra – Biblia kaszubska, a potem tłumaczenia ksiąg biblijnych z języków oryginalnych na kaszubski. Tą tematyką Pan Profesor był od pierwszych chwil szczerze zainteresowany i głęboko w nią zaangażowany. Chociaż już wcześniej, bo w roku 2001, prof. Treder zetknął się przekładem Ewangelii 8 POMERANIA MAJ 2015 wspomnienie według św. Marka z języka greckiego na kaszubski mojego autorstwa, i wydał o nim fachową opinię, to rzeczywista współpraca, zarówno poprzez bezpośrednie rozmowy, jak i przez częsty kontakt e-mailowy, rozpoczęła się od roku 2003, i trwała nieprzerwanie niemalże do ostatnich dni życia Profesora. Odtąd bowiem każdy przetłumaczony przeze mnie fragment biblijny przechodził przez jego ręce i był nieraz szeroko omawiany podczas naszych spotkań w mieszkaniu Państwa Trederów. Mieszkanie to stało się dla mnie szybko nie tylko nowym, oryginalnym środowiskiem naukowym, miejscem wyjątkowych, głębokich, interesujących debat, ale dzięki obojgu małżonkom – prawdziwym domem przyjaciół. Nasze spotkania nie były monologiem: Profesor nie tylko ciekawie mówił, ale też uważnie słuchał. Reprezentowaliśmy przecież dwie różne dziedziny nauki, które tylko częściowo się ze sobą pokrywały. Profesor filologii stykał się już wcześniej z problematyką religijną, zwłaszcza biblijną, w literaturze kaszubskiej, wygłaszając referaty na temat historii kaszubskich tłumaczeń Pisma Świętego, a także angażując się w ocenę przekładów: tłumaczenia czterech Ewangelii dokonanego przez ks. Franciszka Gruczę z łaciny na kaszubski i całego Nowego Testamentu przez Eugeniusza Gołąbka z języka polskiego na kaszubski. POMERANIA Môj 2015 Z głęboką uwagą chłonąłem rozległą wiedzę Profesora Profesor odsłaniał przede mną nieznane mi dotąd obszary szeroko rozumianej problematyki kaszubskiej, z akcentem położonym oczywiście na kwestie językowe, a ja ze swej strony starałem się naświetlać realia czasów biblijnych i zwracać uwagę na ważkie w treści terminy biblijne. Pamiętam, z jakim zainteresowaniem słuchał, gdy wyjaśniałem mu teorię dwóch źródeł dotyczącą genezy Ewangelii synoptycznych czy gdy wskazywałem mu, jakie znaczenie dla ustalenia autentycznego tekstu biblijnego miały odkrycia w grotach w Qumran. Stawiał wówczas wiele szczegółowych pytań. Wszystko to podporządkowane było jednemu celowi: jak najwierniejszemu i wyrażonemu w jak najpiękniejszej formie przekładowi Pisma Świętego, który byłby zrozumiały dla jak największej rzeszy Kaszubów. Z głęboką uwagą chłonąłem rozległą wiedzę Profesora, z każdą chwilą przekonując się, że mam przed sobą nie tylko wybitnego znawcę swojej dyscypliny naukowej, ale też człowieka wielkiej pasji, który swoim nieprzeciętnym, osobistym zaangażowaniem potrafi zapalać drugiego do swoich idei. Niezapomniane pozostaną spotkania, gdy prof. Treder z zapałem przedstawiał mi historię sporów o współczesny kształt kaszubszczyzny albo gdy dzielił się swoimi najnowszymi wynikami badań nad twórczością 9 wspomnienie Ostatnia strona w indeksie Floriana Ceynowy. Nie ukrywał, że publikując swoje ustalenia, nie zawsze spotykał się ze zrozumieniem i obiektywną, sprawiedliwą oceną. Nie brakowało mu jednak odwagi, by w sprawach ważnych podejmować merytoryczną dyskusję. Cieszyłem się, że mogliśmy razem wsłuchiwać się w Słowo Boże po kaszubsku W 2005 r. po raz pierwszy włączył się bezpośrednio w wejherowską edycję Verba Sacra, opracowując i wygłaszając komentarz filologiczny do tekstów prezentowanych wówczas Jubileusz czterdziestolecia pracy zawodowej. Książkę wręcza dr Aneta Lica (doktorantka profesora, 2001) 10 najstarszych kaszubskich tekstów biblijnych, sięgających roku 1586. Swoje wystąpienie rozpoczął słowami: „Rok temu głęboko przeżyliśmy w wejherowskiej Kolegiacie spotkanie z Ewangelią Dzieciństwa – w tłumaczeniu (...) z greki na kaszubski język literacki, głosowo przybliżonym – w pięknej oprawie muzycznej – przez wielką artystkę panią Danutę Stenkę w jej domowej, gowidlińskiej kaszubszczyźnie. Byliśmy wewnętrznie poruszeni przyjmowaniem nowiny o narodzeniu Pana w mowie wyssanej przez nas z mlekiem matki, w mowie naszych pradziadów”. Komentarz językoznawczy na Verba Sacra w Wejherowie Profesor wygłosił potem jeszcze dwukrotnie, a przez jego korektę językową przeszły teksty biblijne przygotowane do wszystkich dotychczasowych prezentacji w kolegiacie wejherowskiej, a było ich do 2015 r. dwanaście. Gdy tylko mógł, uczestniczył w tych rokrocznych wieczorach biblijnych, dzieląc się potem swoimi refleksjami i jakże cennymi sugestiami. Bardzo już schorowany, brał udział również w ostatniej edycji, 9 lutego 2015 r., wsłuchując się w kaszubski przekład Księgi Rodzaju, a dokładniej w dramatyczne dzieje Józefa, syna patriarchy Jakuba. Cieszyłem się, że mogliśmy razem wsłuchiwać się w Słowo Boże po kaszubsku, któremu w ostatnich dwunastu latach poświęcał tak wiele uwagi. W ostatnim e-mailu, który od Profesora otrzymałem w połowie lutego, napisał w przejmujący sposób, czym były dla niego lata naszej współpracy: „Verba Sacra 2015 przeżyłem mocno. I cieszę się, że Opatrzność nas w tej pracy nad przekładem kaszubskim połączyła”. POMERANIA MAJ 2015 wspomnienie Praca z prof. Trederem była zaszczytem, ale była też wielkim wyzwaniem Poza przygotowaniami tekstów na kolejne edycje Verba Sacra, pracowaliśmy bardzo intensywnie nad przekładem czterech Ewangelii, Księgi Psalmów i Księgi Rodzaju. Wydanie czterech Ewangelii (Ewanielie na kaszëbsczi tołmaczoné), a później ich prezentacja w kościele Św. Trójcy w Gdańsku 20 września 2010 r., przy udziale wielu znamienitych gości, były dla nas wyjątkowym przeżyciem. Z dużą radością przyjął też Profesor wydanie pierwszej w historii synopsy czterech Ewangelii po kaszubsku (Zestawienié synopticzné 2014), której korekcie językowej poświęcił wiele serca. Wprawdzie znaczną część czasu naszych spotkań zajmowały kwestie ściśle złączone z kolejnymi translacjami, ale coraz częściej poszerzaliśmy tematykę naszych rozmów. Coraz większe zaufanie, którym siebie nawzajem darzyliśmy, zmieniało naszą znajomość w przyjaźń, która przekładała się na jeszcze bardziej owocną współpracę. Któregoś razu Profesor powiedział mi, że praca nad tekstami biblijnymi wniosła zupełnie nową jakość w jego życie. Przy innej okazji wyznał: „Wiesz, chyba w całym swoim życiu nie przeczytałem tyle tekstu Pisma Świętego, co przez te ostatnie dwanaście lat”. A na zakończenie ostatniej, tegorocznej, prezentacji Verba Sacra powiedział: „Szkoda, że rozpoczęliśmy współpracę tak późno. Mielibyśmy już przetłumaczonych o wiele więcej ksiąg biblijnych”. Jestem jednak przekonany, że nie zmarnowaliśmy czasu, który dała nam Opatrzność. Praca z prof. Trederem była zaszczytem, ale była też wielkim wyzwaniem. Niełatwo było dorównać mu w tempie pracy. Wymagania, które stawiał sobie, stawiał również swoim współpracownikom. Oczekiwał dotrzymywania ustalonych terminów, sam zawsze wywiązując się z nich bez zarzutu. Kładł duży nacisk na słowność, punktualność, dokładność. Sam pracował ponad miarę, skąpiąc sobie czasu na wypoczynek. Starając się wywiązywać z podjętych zobowiązań, dość szybko wypracowaliśmy styl naszej współpracy, który choć był nieco wyczerpujący, jednak pozwalał nam na harmonijne, zgodne i jakże satysfakcjonujące realizowanie podejmowanych inicjatyw. Profesor Treder zwykle realizował kilka projektów naukowych równocześnie. Większość ich była pracą na rzecz innych, a jego udział nie polegał tylko na korekcie językowej, ale i na istotnym wkładzie merytorycznym. W wielu publikacjach jego wkład zaznacza tylko lakoniczna informacja: „konsultacja i korekta językowa prof. Jerzy Treder”. A przecież za tą krótką wzmianką kryją się czasem miesiące ciężkiej, bezinteresownej pracy, czas poświęcony tak naprawdę innym, bez zabiegania o własną bogatszą bibliografię. Z pewnością wielu ludzi, nie tylko ja, zawdzięcza mu wykonanie licznych prac korektorskich, bezcennych godzin konsultacji, porad, inicjowania nowych dzieł. Całe Twoje życie było wierne „dobrej robocie” O poważnej chorobie Profesora dowiedziałem się w lutym 2013 r., gdy nie pojawił się na edycji Verba Sacra w wejherowskiej kolegiacie. Chorobę i związane z nią cierpienie przyjął i znosił z wielką godnością. Nigdy nie usłyszałem od niego słowa skargi, użalania się nad sobą, czy postawy, w której byłby choć cień buntu. Kreślił natomiast plany na przyszłość, włączając i mnie w projekty, które zamierzał z zapałem realizować. POMERANIA Môj 2015 W dniu obrony prac magisterskich. Od lewej: Stanisław Majchrzak, Jerzy Treder, Bronisław Rocławski Choć w ostatnich rozmowach dyskretnie, coraz częściej dawał sygnały, że czasu pozostało mu już niewiele, to jak długo mógł, pracował ze świadomością, że należy przynajmniej najważniejsze prace sfinalizować. Podczas ostatniego publicznego wystąpienia 23 marca 2015 r. w Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie, gdy został uhonorowany Medalem za zasługi dla Województwa Pomorskiego przez marszałka województwa Mieczysława Struka i Medalem Miasta Wejherowa przez władze miasta, powiedział, że udało mu się dokończyć pracę, m.in. nad trzecim tomem Słownika E. Gołąbka, a także nad pełną, ostateczną korektą Księgi Rodzaju. Wspomnienie o prof. Jerzym Trederze pragnę zakończyć przede wszystkim wyrażeniem wdzięczności Bogu za to, że pozwolił mi poznać tak prawego Człowieka, współpracować z tak wybitnym naukowcem i mieć w nim prawdziwego przyjaciela. Kiedyś, po ukończeniu pracy nad jedną z Ewangelii, napisał mi: „Mimo »zagonienia« i trochę zmęczenia – mogę chyba też mieć trochę satysfakcji, że uczestniczę w dobrej robocie”. Jurku, z pewnością można powiedzieć, że całe Twoje życiu było wierne „dobrej robocie”, a Twoje dobre czyny idą za Tobą (por. Ap 14,13), i dają świadectwo o Tobie nie tylko na ziemi. o. Adam Ryszard Sikora OFM Fot. ze zbiorów rodzinnych 11 podziękowanie Na spotkaniu ze Stowarzyszeniem Güntera Grassa (2014). Fot. Wojciech Charkin (z archiwum Stowarzyszenia Güntera Grassa) Miał odwagę zmieniać świat Czytam kolejne pożegnania po odejściu Güntera Grassa. I powracają pytania: Co Mu zawdzięczam? Czego mi będzie brakowało? Przede wszystkim będzie mi brakowało tego zadziornego pióra, bacznego spojrzenia na rzeczywistość, krytycznej postawy wobec mechanizmów nią kierujących oraz odwagi działania. 12 POMERANIA MAJ 2015 podziękowanie Przełamywał niepamięć To Günter Grass wprowadził Gdańsk i kaszubskie postacie w krąg literatury światowej. Pisarz, rzeźbiarz i grafik urodzony w 1927 roku w niemiecko-kaszubskiej rodzinie w Wolnym Mieście Gdańsku, wzrastający we Wrzeszczu/ Langfuhr, przełamał niepamięć wielokrotnie, podejmując krytykę niemieckiej przeszłości i współczesnego świata. Pisarz zaangażowany, dla którego literatura to ważne medium dialogu politycznego, społecznego i międzykulturowego. To on w swoich gdańsko-kaszubskich powieściach scalił niemieckie, kaszubskie, polskie i żydowskie narracje dotyczące Gdańska o wspólnej, a zarazem dzielącej przeszłości. Gdańszczanom niemieckim przypomniał, że nieszczęścia II wojny światowej nie rozpoczęły się dopiero w 1945 roku utratą heimatu. Powojennym mieszkańcom Gdańska pokazał miasto z niemieckiej przedwojennej perspektywy. Nam, kaszubskim gdańszczanom/gdańskim Kaszubom – przywrócił miejsce w wielokulturowej społeczności miasta na polsko-niemieckim pograniczu, rysując bez upiększeń jego hierarchiczny porządek, sztywno przypisane miejsca oraz dylematy i konsekwencje wyborów dokonywanych w otoczeniu wymagającym jednoznacznych deklaracji narodowych. Do powojennej Polski po raz pierwszy przyjechał już w późnych latach 50., odwiedzając wówczas rodzinę w Bysewie. Tęsknotę do utraconej małej ojczyzny przekuł na siłę wyrazu, obrabiając zachowane w pamięci obrazy słowem i dłutem. Jak powiedział podczas spotkania w Wilnie (2000) z Czesławem Miłoszem, Wisławą Szymborską oraz Tomaszem Venclovą, pisarz wspomina zawodowo, a dla niego wspomnienia stanowią kopalnię, śmietnisko, archiwum. Mierzył się więc z nimi stale, określając własną twórczość „pisaniem z obsesji”. Nie wypierał i nie wybielał, praktykując świadome „odpominanie”, którego trud tak obrazowo ujął w autobiograficznej powieści Przy obieraniu cebuli. Można się było z nim nie zgadzać, jego słowa wywoływały jednak ferment i skłaniały do weryfikacji POMERANIA Môj 2015 Günter Grass w 2012 r. Fot. S. Lewandowski postrzegania, a co najmniej do zajęcia stanowiska. Można mu wypominać młodzieńcze zaczadzenia i decyzje, ale całe jego późniejsze życie potwierdza kierunek, który obrał jako świadomy człowiek. Można się – i nie bez przyczyny – denerwować jego politycznymi wypowiedziami w ostatnich latach, ale ten głos był donośny i wywoływał poruszenie. Kaszubski werblista? Jestem wdzięczna za wiele. Za spojrzenie z ukosa i zarazem od środka na polsko-niemiecko-kaszubski splot kulturowy. Za przełamywanie niemieckich, polskich i kaszubskich mitów, szukanie „tkanki łącznej” tam, gdzie w mainstreamowych obrazach dominowała opozycja i konfrontacja. Za odwagę ukazywania skomplikowania, niejednoznaczności, wielogłosowości, inności/obcości w swojskości, podczas gdy utrzymuje się, że to uproszczenia są fundamentem skutecznego przekazu. I za siłę przebijania się z własnym postrzeganiem do świadomości publicznej. Do kaszubskości, zdaje się, miał dwuznaczny stosunek, choć wielokrotnie powtarzał (prowokacyjnie?), że jest Kaszubą. Dziedzictwo matki i babki, kobiet ważnych w jego życiu? Doświadczenie skazy na niemieckim życiorysie chłopca dorastającego w drobnomieszczańskim domu w oparach nazizmu w WMG? Znamię na wizerunku niemieckiego intelektualisty? A przede wszystkim manifestacja krytycznej postawy wobec niemieckiej mieszczańskości w obliczu rozwoju nazizmu. Oskar Matzerath – w świecie powieści Blaszany bębenek owoc trójkąta małżeńskiego (Kaszubki, Niemca z Nadrenii i gdańskiego Polaka) – był przecież karłem, nawet jeśli z wyboru, żyjącym na marginesie społeczeństwa i doświadczającym na co dzień wykluczenia. Na moje pytanie, które padło podczas spotkania na Uniwersytecie Gdańskim w 2012 roku, o stosunek do kaszubskiego elementu tożsamości w nowej rzeczywistości po 1989, odpowiadał Günter Grass niezbyt chętnie. Tak jakby wszystko, co chciał powiedzieć, ubrał już w słowa. Niemniej tę problematyczną – w kontekście czasów i miejsc – konstelację pochodzeniową umiał wykorzystać jako humus refleksji. Weryfikując i (nad/prze) łamując utarte wyobrażenia, współtworzył naszą, także kaszubską, teraźniejszość. Spotkania z kaszubską rodziną były stałym punktem jego gdańskich wizyt. A Kaszubi (nie tylko ci w Gdańsku) – stałym elementem literackich światów jego tekstów. Nie zdążyłam... Podczas ostatnich odwiedzin pisarza w rodzinnym mieście, w październiku 2014 roku, miałam możliwość przez 13 podziękowanie W tandemie z żoną Ute na spotkaniu ze Stowarzyszeniem Güntera Grassa (2014). Fot. Wojciech Charkin (z archiwum Stowarzyszenia Güntera Grassa) chwilę z nim porozmawiać. Przed spotkaniem w Sopocie w gronie Stowarzyszenia Güntera Grassa i otwarciem sopockiej wystawy pt. „Kosmopolityczne tradycje Pomorza – Chodowiecki, Grass, Świeszewski, Targońska” czekaliśmy na przyjazd kolejnych członków stowarzyszenia. Grassowie spodziewali się wtedy wizyty w Gdańsku wnuków, którym dziadek chciał pokazać swoje rodzinne miasto. Zaproponowałam wówczas, żeby podczas następnego rodzinnego zjazdu młodemu pokoleniu – potomkom bysewskich Knoffów – pokazać pozagdańskie Kaszuby. Spojrzał ze zdziwieniem, ale chyba i z uwagą – nie odpowiedział. Dochodzą głosy, że podchwycił pomysł. Zgodził się też wówczas na rozmowę ze mną o swoich kontaktach z kaszubsko-pomorskim ruchem regionalnym. Bo przecież w 1978 roku uczestniczył w Spotkaniach Wdzydzkich. Pierwsze podziemne wydanie Blaszanego bębenka (1979) ukazało się ze wstępem Lecha Bądkowskiego. Pierwszym wyróżnieniem przyznanym w Polsce przyszłemu nobliście był Medal Stolema (1985). W roku 1993 został uhonorowany Medalem im. Bernarda Chrzanowskiego „Poruszył wiatr od morza”, a w 2007 – Medalem 50-lecia Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego Oddział w Gdańsku „Zrzeszonëch naju nicht nie złómie”. Ale, tak jak i w przypadku pana Stanisława Pestki, z którym umówiłam się na rozmowę o kontaktach z niemieckimi środowiskami, znowu nie zdążyłam… Odeszli, pozostawiając pytania. Panie Grassie, dziękuję!… także za te pytania. Miłosława Borzyszkowska-Szewczyk Günter Grass – niemiecki pisarz, grafik, rzeźbiarz. Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury (1999), Honorowy Obywatel Miasta Gdańska (1993), doktor honoris causa Uniwersytetu Gdańskiego (1993) za wybitną twórczość literacką oraz wkład w polsko-niemieckie pojednanie, przez środowiska ruchu kaszubsko-pomorskiego wyróżniony m.in. Medalem Stolema (1985) oraz Medalem im. Bernarda Chrzanowskiego „Poruszył wiatr od morza” (1993). Urodził się 16 października 1927 w rodzinie niemiecko-kaszubskiej w Wolnym Mieście Gdańsku. Mieszkał przy dzisiejszej ulicy Lelewela we Wrzeszczu, wówczas Labesweg w Langfuhr. Po wojnie ukończył studia plastyczne w Düsseldorfie i Berlinie. Aktywny uczestnik procesu polsko-niemieckiego zbliżenia po 1945 roku. Wspierał aktywnie politykę otwarcia na Wschód Willego Brandta, kanclerza RFN. Światową sławę przyniosła mu tzw. Trylogia gdańska, złożona z dzieł: Blaszany bębenek, Kot i mysz, Psie lata. W 1992 roku Günter Grass założył w Berlinie fundację nazwaną imieniem innego gdańszczanina, grafika Daniela Chodowieckiego. Celem jej działalności jest współpraca między artystami niemieckimi i polskimi; od 1993 roku organizowany jest Konkurs o Nagrodę im. Daniela Chodowieckiego za polski rysunek i grafikę. 14 POMERANIA MAJ 2015 wspòminczi Żëwòt równoległi W Pòlsce znelë gò òsoblëwie jakno socjologa, pòliticznégò kòmeńtatora, z jaczim òglowòkrajewé gazétë i telewizje robiłë wëwiadë. Mni znelë gò jakno ùczãstnika Òkrãgłégò Stołu abò załóżcã i direktora Institutu Pòliticznëch Sztudiów PAN-u, a jesz mni jakno bëlnégò aùtora lëteraturë science fiction. Kò w Bëtowie w pierszi rédze je naszińcã. Gôsczé pòchòdzenié Édmùnda Wnuk-Lëpińsczégò zdrôdzô jegò miństwò, pòcwierdzô môl ùrodzeniô òjca – Prądzona. Prôwdac òn sóm swiat pierszi rôz ùzdrzôł w Bòrach, w Sëchi, skądka pòchòdzëła jegò matka, i prawie tam Wnucë wëbëlë òkùpacjã. W 1945 r. przëcygnãlë równak do Bëtowa, jak wiele Kaszëbów ze Stôri Pòlsczi szëkającë w naszim môłim miesce nowégò żëcô, ùbëtkù pò wòjnowi traùmie, niejedny – ùtaceniô. Kaszëbi, naszłi i aùtochtonowie, jiny Pòmò rzanowie, néżczi Niemców, lëdze z centralny Pòlsczi, z Kresów, a òd 1947 r. téż Ùkraińcë. Małi gard, w dzélu spôlony òd Rusczich, gdzes za lasama, dalek òd Gduńska, jesz dali òd Szczecëna, pewno przez nen etniczny miszung, chòc zapajiczony, wòniôł swòją òsoblëwą pôszką. Taką, co dobrze robi dlô marzeniów, chtërne ni mają strachù swiata. E. Wnuk Lëpińsczi miôł i marzenia, i nos, co mòckò nã pôszkã wòniôł. Kò pierwi dlô młodégò Mùndka nôwôżniészé zdôwało sã sznëkrowanié na zómkù, kąpanié w czësti wòdze Gilingù, jak sã gôdało na jezoro Jeléń, abò pòdwórkòwé bitwë z „Niemcama”. Pózni przëszedł czas czëtaniô ksążków, spòrtu, w jaczim dosc tëli dokôzôł, i rézowaniô pò Pòlsce. Kùreszce rëgnął na sztudia do Warszawë. W stolëcë, gdze sã na fest ùchëczowôł, dostôł téż pierszą robòtã, w Przédnym Statisticznym Ùrzãdze. Ùrząd òtemkł mù òczë na swiat, wësélającë na stipendium do USA. Pózni przeniósł sã na Ùniwersytet Warszawsczi. Dali bëło ùsadzenié Institutu Pòliticznëch Sztudiów Pòlsczi POMERANIA Môj 2015 Akademie Nôùk i rektorowanié Collegium Civitas. Òstôł widzałim szpecjalistą òd socjologie pòliticzi, aùtorã wiele nôùkòwëch ksążków i artiklów. W jegò badérsczi robòce gwësno pòmògło mù doswiôdczenié z NSZZ „Solidarność”. Znôł swiat krëjamnégò dzejaniô w wòjnowim stónie i latach pò nim, kò zdrzôł na niegò téż òkã socjologa. Pewno temù ùgôdelë gò na so lidarnoscowégò doradcã do Òkrãgłégò Stołu. Pózni téż dorôdzôł pòlitikóm, tec barżi brelë gò za kòm eńt atora tegò, co na pòlsczi pòliticzny binie sã wëstwôrzało. We Warszawie òdeckła sã w nim téż lëterackô nóta. Jął twòrzëc dokazë science fiction. Stôł sã nôleżnikã karna nôbarżi widzałëch ùtwórców negò czerënkù w Pòlsce. Jegò trilogiô Apostezjon ò rewòlucje, jakô zwrócëła totalitarny pòrządk na samòstójnym òstrowie, bëła jednym òd nôlepszich pòlsczich socjological fiction. Ji drëdżi dzél ùkôzôł sã w 1988, a trzecy w 1989 r., jakbë zapòwiôdającë zmianë w naszim kraju. Nigdë nie zabiwôł ò rodzëznie, Bëtowie, Kaszëbach, Pòmòrzim. Béł bùszny z kòrzeniów. Kò rodzëznã bëła dlô niegò òparcym téż we frasënkù – czej niespòdzajno i nie je wiedzec, z jaczi leżnoscë, zdżinął jegò syn, czej pózni pò biôtce z rakã ùmarła jegò pierszô białka. Familiô pòmògła sã dwignąc, nalezc w se nową dôgã, wrócëc cekawòsc swiata i lëdzy. To doch pòd rekòwską Szëmrécą, jakô wastëje z wësoka nad bëtowską stroną, miôł turisticzną chëczkã, gdze òddichôł pò warszawsczi gòńbie. Dlô swòjich miôł czas i żëcznotã, jak pôrã lat dowsladë, czej prawie spãdzywôł lato w Rekòwie, nalôzł chãcë i sztót dlô małégò karna piszącëch pò kaszëbskù, żebë pòprowadzëc warkòwnie z science fiction. Jak to wëpôdô badérze i lëteratowi, pisôł wnet do kùńca. Jesz dôł radã przëzdrzec sã na swòjã aùtobiografiã, ji wersjã przed òstatną przeprawą. Ksążka, z titlã Światy równoległe, równak trafiła na ksãgarsczé pòlëce ju pò jegò smiercë. Je cekawim zôpisã karierë (nié leno nôùkòwi) Kaszëbë, chtëren w swiat szedł bez kómpleksów. J.N. 15 GAWĘDY O LUDZIACH I KSIĄŻKACH Czy brak nam urody życia? STANISŁAW SALMONOWICZ Życie ludzkie, jak wiadomo, ma nie tylko swój kres, ale i ciągłe, odmienne zależnie od wieku, kłopoty. Stefan Żeromski, który tak wiele pisał o polskiej kondycji narodowej różnych epok, jest także autorem książki pt. Uroda życia. Pisywał jednak sporo o polskim ponuractwie jako cesze narodowej. Było to jeszcze przed I wojną światową. W epoce II Rzeczypospolitej wydawało się, że wszystko zmienia się na naszą korzyść, że radość z odzyskanej niepodległości, pewna swoboda życia, zwyciężają. W latach dwudziestych, mimo kłopotów gospodarczych i innych, kultura polska rozkwitała, nieraz także jej wątki frywolne. Pisarze, którzy przestali walczyć o los narodowy, skoro kraj był niepodległy, bawili się nieraz potężnie w głośnych w całym kraju kabaretach literacko-muzycznych. Była to epoka kabaretu „Qui Pro Quo” i „Morskiego oka”, czasy znakomitych piosenkarek i poetek. Hanka Ordonówna, Zula Pogorzelska nie stroniły od utworów śmiałych obyczajowo. Śpiewano „Ja się boję sama spać”, śpiewano „Czy pani mieszka sama, czy razem z nim?”. Potem jednak był kryzys światowy, narastało bezrobocie i groźba wojny, a lata tragiczne 1939–1945 (plus PRL!) kierowały, rzec można, Polaków z powrotem do „wrodzonego ponuractwa”. Czy tak jest i dzisiaj? Pytanie 16 trudne z gatunku takich, na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Czy rzeczywiście jako naród mamy skłonność do pesymizmu, skrępowania w sposobie bycia i życia, skrępowania w obliczu wesołej zabawy? Czy tak jest też z Kaszubami? Moim skromnym zdaniem istotne są znaczne różnice po zaborach pruskim czy rosyjskim, różnice środowiskowe (zawodowe) czy siłą rzeczy – między mieszkańcami wsi a wielkich miast. Stereotypy narodowe czy etniczne są oczywiście krytykowane, nieraz mało wiarygodne, ale bywają też niezwykle trwałe w świadomości pokoleń, w świadomości naszych sąsiadów. Wiadomo, że francuskiej lekkości czy włoskiej spontaniczności nikt chyba nie dorówna. Oto parę przykładów francuskich z księgi, którą posiadam, a opiewa ona w 100 tekstach uroki wina w życiu każdego. Naprzód jednak warto przypomnieć, iż nie inaczej było w dalekim od nas świecie antyku śródziemnomorskiego. Rzymianie troski odrzucali, hołdowali nieraz filozofii stoickiej, która nakazywała kontentować się małym, cieszyć się chwilą, zbyt wiele od życia nie wymagać. Wielki Horacy tak kiedyś napisał (przekł. Zygmunt Kubiak): Krótką miarą powściągnij nadzieje. Sącz wino w puchary i pomyśl, gdy tak mówimy, ucieka zazdrosny czas, Dzień każdy urywaj jak owoc! Nie czekaj, nie czekaj jutra! A mało znany poeta francuski nazwiskiem Panard tak pytał w 1740 r.: „Eh, po co mamy pijać wodę? – Czyż jesteśmy żabami?”. Gabriel Vicaire, dziś już mocno zapomniany, pisał w 1884 r. w utworze pt. „Le cabaret” (słowo kabaret po francusku początkowo oznaczało tanią karczmę). Kiedy w knajpie siedzę wśród winorośli Trzymając pełny kielich Bez blagi, jestem szczęśliwszy od króla. Tradycja we Francji nie ginie, w 1980 r. Kristian Dorrière tak śpiewał: Kromka chleba Owoc, który ciąży w dłoni i wielki kielich czarodziejskiego wina Który odsyła na przyszłość myśl o śmierci. Wracam więc do pytania: czy my, wraz z Niemcami i Skandynawami, należymy do narodów ponurych, osobowości, które rozluźnia jedynie silna dawka alkoholu, prowadząc na odmianę nieraz do zachowań niekoniecznie najprzyjemniejszych? Istnieje pogląd, może formalnie mało naukowy, ale rozpowszechniony, że nasze postawy życiowe zależą od rodzaju używek, które na co dzień spożywamy. Są kraje wina, piwa i wódki. Jarosław Iwaszkiewicz POMERANIA MAJ 2015 gawędy o ludziach i książkach niemal przed 100 laty tak o tym pisał: „Nie dla nas winnic modry stok (...) A dla nas pylny owsa łan i karczmarz Żyd i wódki dzban”. Na dawnych polskich kresach wschodnich, podobnie jak w Rosji czy na Białorusi, bez „wódki” niczego pojąć się nie dało. Inaczej było w zamożniejszych i oświatą cywilizowanych terytoriach pod władzą pruską, w tym i na Kaszubach, gdzie w końcu XIX wieku raczej karczmarza Żyda nie spotkać, a w miejscowej restauracji czy piwiarni królowało raczej umiarkowanie tylko piwo, ale pijano także kawę bądź piwo z lemoniadą (dla pań). Powstaje dziś pytanie, czy – w skali masowej – zwyczaje i obyczaje tak zdecydowanie się zmieniły, czy młodzież dzisiejsza potrafi się bawić tak spontanicznie, jak robią to Włosi, Grecy czy Portugalczycy. Nie jestem socjologiem, nie znam pewnej odpowiedzi na to pytanie, wiemy jednak z różnych doświadczeń, że poważną przeszkodą w polskim życiu na co dzień i od święta bywa częsta izolacja społeczna (od sąsiadów, od kolegów z pracy), brak istotny zaufania społecznego. Czy wesołość nie jest polską cechą? Nieco przeczy może temu fakt, że Polacy są specjalistami od „kawałów” w trudnych epokach, w żadnym może kraju pod władzą komunistyczną, a przedtem w dobie okupacji niemieckiej, nie powstawało tak wiele dowcipów znakomitych, wisielczych, dopasowanych do absurdalnych sytuacji, w których musieliśmy egzystować. Dziś czasy są szczęśliwsze (choć nie wszyscy chcą w to wierzyć), a dobre dowcipy polityczne zanikły. Może nasi politycy na nic dobrego nie zasługują? Co na to jednak polska literatura piękna, co pisali o tych sprawach przez wieki polscy poeci? Czy zawsze tylko głosili patetyczne prawdy, tragiczne smutki opiewali, czy też może wiedzieli, że istnieje uroda życia, opiewali miłe chwile kiedyś przeżyte. Twórców ponurych, pesymistów w każdej sytuacji nigdy w polskiej poezji nie brakowało. Anonimowy poeta z końca XVII w. tak oto pisał: U mnie każdy czas w ciemnej chmurze chodzi Dzień o południu w nocnych cieniach brodzi. Jednak poezja nasza nie była jednoznaczna, od fraszek Jana Kochanowskiego szedł piękny nurt tradycji poezji ziemiańskiej, optymistycznej, fraszek frywolnych, które zawsze, w każdej epoce, aż po fraszki Jana Izydora Sztaudyngera włącznie, znajdowały swoich przedstawicieli. W dobie II Rzeczypospolitej rzucano, jak już wspomniałem, martyrologiczne tematy narodowe, pisano także o urodzie życia. Jeszcze w dobie Młodej Polski przed I wojną światową miłośnikiem urody życia był Kazimierz Przerwa-Tetmajer, pisząc w wierszu „W lesie” o pięknie przyrody, która go zachwycała: Szmaragdem słońce błyska Na ciemnej drzew zieleni, Lub przez konary rzuca Ognistych pęk promieni. Hedonistą wręcz i prześmiewcą patetycznych uniesień był słynny Tadeusz Boy-Żeleński, głosząc chwałę przelotnych wspomnień: O, Chwilo słodka, chwilo, stój, O Chwilo, słodka chwilo, stój, Błogosławiony kaprys twój. Zapomniany niesłusznie Julian Ejsmond, w wierszu właśnie zatytułowanym „Radość życia” tak pisał: Z pierwszymi kwiatami się rodzić! Z zielonym lasem się bratać! Z szarymi skowronkami W błękity radosne ulatać! Osobiście nigdy nie negowałem, trudno to byłoby robić po długich latach życia w PRL-u, że życie ma wiele aspektów ponurych czy trudnych. Trzeba się z tym liczyć, marzenia ograniczać. Zawsze jednak twierdzę, że istnieje uroda życia, trzeba jej szukać w dobrych wspomnieniach. Sekretem dobrych dni jest właśnie to bezinteresowne (zazwyczaj mało kosztowne!) zachwycanie się przyrodą: piękno lasu, brzeg jeziora, linia Brdy czy Regi. Takie rzeczy zachowujmy w pamięci – na stare lata! Każdemu to, co najbliższe: miłe przeżycia muzyczne, miłości czy rodzina, jakiś fragment wspaniały filmu „Casablanca” czy klasycznego westernu. Na co dzień niech wystarczają miłe spotkania z przyjaciółmi, wszystko jedno czy przy aromatycznej herbacie, dobrym piwie czy winie z dalekiego kraju. Nie bądźmy filozofami, nie zgłębiajmy zagadek kosmosu, to rzecz astronomów! – bliżej nas jest wiele okazji, kiedy możemy zapominać i o kłopotach finansowych, i o trudnościach z wybranym zawodem. Ci, którzy nie żądają wiele, a to potrafią, nie będą nigdy sfrustrowani, nie będą całe życie mieć do siebie czy do „wszystkich” pretensji o wszystko. Amerykanie dawno wymyślili hasło banalne, ale potrzebne nie tylko ekspedientce w supermarkecie: uśmiechaj się do ludzi! Nie psujmy sobie nastrojów, nie narzekajmy na to, że nie grozi nam kariera w Holly woodzie, urząd prezydenta kraju czy stanowisko ministra rolnictwa. Oni też mają zmartwienia, a my nie szukajmy niepotrzebnych. Boski Horacy, jak go w średniowieczu nieraz określano, tak oto pisał w wierszu pt. „W świątyni Apollina” (przeł. Z. Kubiak): Spraw, niech się cieszę tym, co mam. Niech zdrowie Zawsze mi służy, niech myśl się nie łamie, Starość, gdy przyjdzie, niech będzie łagodna, I pełna pieśni. NAJŚWIEŻSZE INFORMACJE Z ŻYCIA ZKP W TWOJEJ SKRZYNCE MEJLOWEJ POMERANIA Môj 2015 17 KASZËBI W PRL-U Zéńdzenia ù Méstra Jana. Jón Trepczik w ùbecczich zôpiskach do 1956 r. (dzél 1) Titlowi heroja negò artikla przënôlégô do karna nôbëlniészich ë nôbarżi znónëch dzejarzów w historie kaszëbsczi rësznotë. Je przedstôwcą zrzeszińców, to je nëch, co ùpiarto pòdsztrëchiwelë wszelejaczé apartnoscë Kaszëbów. Bëlë òni dbë, że kaszëbizna je apartnym słowiańsczim jãzëkã a Kaszëbi są apartnym nôrodã. Wszëtkò to wzãté do grëpë przëczëniło sã do tegò, że przez dłudżi czas bëlë òni „w zainteresowanim” pòliticzny pòlicje pòlsczégò państwa, chtërna Jana Trepczika a jegò drëchów zwa separatistama. Zaczãło sã to ju przed drëgą swiatową wòjną, czej wëchôda pierszô edicjô „Zrzeszë Kaszëbsczi”, a pòtemù dérowało téż dłudżé lata pò wòjnie. Òsoblëwie drãdżi béł dlô Kaszëbów pòwòjnowi cząd, co warôł wnetka do kùńca 1956 r., czej kaszëbskô spòlëzna pò zlëkwidowanim w 1947 r. drëdżi edicje „Zrzeszë Kaszëbsczi” ni mia niżódny mòżlëwòtë òrganizowaniô sã, a kòżdé ji dzejanié mògło bëc nazwóné procëmpaństwòwim. W nym dokazu chcã przedstawic to, co w aktach dôwnégò ùrzãdu bezpiekù jidze nalezc na témã krëjamnégò dozéraniô Jana Trepczika do 1956 r., to je do czasu pòwstaniô Kaszëbsczégò Zrzeszeniégò. SŁÔWK FÒRMELLA1 Méster Jón ùrodzył sã 22 rujana 1907 r. Jakno môl jegò ùrodzeniô w aktach zebrónëch w Instituce Nôrodny Pamiãcë colemało wëstãpiwô Mirochòwò, ale w jednym z pismionów z 1955 r. wëmieniony òstôł nen richtich môl, jaczim bëła Strëszô Bùda kòle Swiónowa. Starszima jegò bëlë Jón ë Berta z dodomù Hébel. Mielë òni sétmënôscehektarowé gbùrstwò. Jón Trepczik miôł dwùch bracynów i trzë sostrë. Nôstarszi brat w 1914 r. służił w niemiecczim wòjskù, gdze zachòrzôł na sëchòtë i krótkò pò tim ùmarł. Dosc wczas zmarła téż jedna z jegò sostrów, a co sã tikô dwùch jinszich, to jedna z nich w pòłowie 50. lat XX stalata, bò prawie z tegò czasu 18 mómë zdrzódłowé wiadła, mieszka w Mirochòwie, gdze mia gbùrstwò, a drëgô żëła tej w Nowim nad Wisłą. Wiedno wiérny dbóm zamkłim w statuce RZK Wôrt pòdczorchnąc w tim môlu, że chòc papiorë pòwòjnowégò ùrzãdu bezpiekù pòchôdają z 40. ë 50. lat ùszłégò wiekù, tej równak są w nich zamkłé wielné wiadła ò tim, co dzejało sã przed II swiatową wòjną. Bëło to brzadã tegò, że kòmùnysticzné krëjamné służbë chcałë bëlno pòznac nié blós to, co rozprôcowiwóné òsobë robiłë „terôczasno”, ale téż rozmajité sprawë z jich ùszłotë. Tak bëło téż w przëtrôfkù Méstra Jana. W latach 1921–1926 ùcził sã òn za szkólnégò w Seminarium dlô Szkólnëch w Kòscérznie, gdze pòznôł swòjégò przińdnégò drëcha i wespółrobòtnika Aleksandra Labùdã. Pò skùńczenim swòji ùczbë w latach 1926–1927 robił jakno szkólny w Kartuzach, a zarô pòtemù zaczął robòtã w szkòle w Miszewie kòl Żukòwa, gdze ùcził do 1934 r. W rokù 1929, to je prawie òb czas robòtë Méstra Jana w miszewsczi szkòle, pòwstało w Kartuzach Regionalné Zrzeszenié Kaszëbów (RZK; pòl. Zrzeszenie Regionalne Kaszubów), chtërnégò wespółzałóżcą béł midzë jinszima Jón Trepczik. Wôrt tuwò nadczidnąc ò tim, bò w archiwùm gduńsczégò partu INP westrzód dosc tëlé jinëch aktów, co tikają sã Kaszëbów, nalôzł jem téż statut ti stowôrë. W jaczi spòsób trafił òn do ùbecczi teczczi z 50. lat XX stalata?... POMERANIA MAJ 2015 Kaszëbi w PRL-u Zdôwô sã, że mógł gò fónkcjonariuszóm bezpieczi przëniesc sóm Méster Jón na jedno z òperacjowëch kôrbieniów, jaczé z tima „wastama” miôł òb lato 1955 r. Na drëgą òperacjową rozmòwã z ùbówcama Jón Trepczik przëniósł tej napisóné przez sebie rãczno òswiôdczenié, w jaczim zamkł swój pòzdrzatk na sytuacjã Kaszëbów w Lëdowi Pòlsce2. Jidze w nim przeczëtac midzë jinszima, że Kaszëbi, co dzejają na kaszëbsczim kùlturowim gónie, są wiérny dbóm załączonégò statutu Regionalnégò Zrzeszeniô Kaszëbów3. Skòrno statut nen w cytowónym zdanim nadczidniãti òstôł jakno „załączony”, tej wëzdrzi na to, że Trepczik mùszôł przëniesc gò razã ze zrëchtowónym przez sebie dlô bezpieczi pismã. Z zacytowónégò zdebło wëżi zdania wëchôdô téż, że Méster Jón na przék temù, że minãło ju 26 lat òd pòwstaniô RZK, w pòłowie 50. lat ùszłégò wiekù dërch béł wiérny dbóm zamkłim w jegò statuce. Òdniesenié do przedwòjnowi Pòlsczi: lojalné, ale i kriticzné Rzeczą, jakô wiedno interesowa ùrząd bezpiekù kòmùnysticzny Pòlsczi, bëło òdniesenié rozprôcowiwónëch przez niegò lëdzy do przedwòjnowëch, „sanacjowëch” pòlsczich wëszëznów. Gwësno czim lepszé bëło to òdniesenié, tim gòrzi bëło pò wòjnie dlô tegò człowieka. W pismionie z dnia 6 łżëkwiata 1955 r. zrëchtowónym przez Pòwiatowi Ùrząd Pùblicznégò Bezpiekù (PÙPB) w Kartuzach a wësłónym do PÙPB w Wejrowie napisóné òstało, że Trepczik do „sanacjowégò” przédnictwa Pòlsczi òdnôszôł sã dosc pòzytiwno, ale nie je nick wiedzec ò tim, żebë przënôlégôł do jaczich sanacjowëch òrganizacjów. Jeżlë ju jesmë przë ti témie, to je przë òdniesenim Trepczika do przedwòjnowégò pòlsczégò państwa, to wôrt przedstawic w tim môlu fragment jegò artikla (pisónégò w òriginale pò pòlskù) ze „Zrzeszë Kaszëbsczi” z 1933 r., chtëren dosc wiele nama ò tim pòwié. Czëtómë w nim: Më Kaszëbi – Pòmòrzó nowie, jakno prawòwiti òbëwatele Pòlsczégò Państwa jesmë winny kòżdémù rządowi Pòlsczégò Państwa dochòwac lojalnotë ë wiérnotë, słëchającë wszelejaczich jegò ùstawów i zarządzeniów òpiartëch na Kònstitucje – wedle POMERANIA Môj 2015 wskôzów najich starków. Widzymë tej, że Trepczik béł dbë, że Kaszëbi mùszą bëc wiérny pòlsczémù państwù. Nie òznôczało to dejade wedle niegò zgòdë na wszëtkò, co sã pòd pòlsczima rządama na kaszëbsczi zemi dzejało. W jinszim swòjim teksce (òriginalno téż pisónym w pòlsczi mòwie) ze „Zrze szë Kaszëbsczi” z 1933 r. pisôł dërno: Jãzëk nasz spichô sã w rédżi pòlsczich gwarów, nimò że ùczałi ju dôwno zarechòwiwają gò do karna samòstójnëch słowiańsczich jãzëków, i je stara, żebë dzeje naje zatrzec abò falszowac; Kaszëbów sã pòlaszi i kòlonizëje; pùbliczné ùrzãdë òbsôdzóné są lëdzama, co ni mają swiądë naszich realiów, i lëdzama lëchi wòlë, co nawetka wrogò wëstãpiwają procëm nama i wszëtczémù, co kaszëbsczé (…) chto nie dowiérzô, ni mòże żądac i miec dowiérnotë. Sprawiedlëwòta ë dowiérnota i danié nama mòżlëwòtë rozwijaniégò najich kùlturowëch apartnosców to są warënczi i jedurné spòdlé nawzôjny miłotë, zgòdë ë braterstwa. Z nacéchòwónégò kąsk wëżi òbrazu wëchôdô, że òdniesenié Jana Trepczika do przedwòjnowëch pòlsczich wëszëznów bëło lojalné, ale bëło téż namerkóné dosc mòcnym kriticyzmã. Dozdrzało to „sanacjowé” przédnictwò i ùdbało so ùkôrac gò za jegò dzejanié. Sztrôfą bëło wënëkanié gò z kaszëbsczi zemi i sczerowanié do robòtë w szkòłach w òbéńdze Wiôlgòpòlsczi. W latach 1934–1939 robił jakno szkólny pierwi w Rogòznie, a pózni w Tłukawach w pòwiece òbòrnicczim. Tam miôł ju ògrańczoné mòżlëwòtë dzejaniô na kaszëbsczim gónie, chòc wôrt pòdsztrëchnąc, że na przék wszëtczim jiwróm dôł radã wëdac w tim czasu (1935) swój Kaszëbsczi Piesniôk. Pòdług napisóny wiele lat pózni esbecczi charakteristiczi Jana Trepczika za separatisticzną dzejnotã (…) Trepczik òstôwô przeniosłi do westrzédny Pòlsczi i w nen spòsób sanacjô zahamòwa jegò dalszé dzejanié. Strona ze Statutu Zrzeszenia Regionalnego Kaszubów Dlôcze tëlé ò tim piszã? Chòdzy tuwò przede wszëtczim ò pòkôzanié, że chòc Lëdowô Pòlskô nie lëda ti przedwòjnowi, bò bëło to procëmkò mùnysticzné i „klasowò cëzé” państwò, to równak pòsądzywanié niechtërnëch przënômni kaszëbsczich dzejarzów, a òsoblëwie zrzeszińców, ò separatizm bëło wspólné dlô wëszëznów „sanacjowëch” i „lëdowëch”. Niedowiérnota do Kaszëbów nie bëła tej znanką leno kòmùnysticzny pòliticzi, ale wëchôda z prowôdzony przez lata pòliticzi pòlsczégò państwa i to niezanôléżno òd pòliticznëch jegò „farwów”. 1 Aùtor je starszim archiwistą w archiwalnym dzélu gduńsczégò partu Institutu Nôrodny Pamiãcë. 2 Òstało òno òpùblikòwóné łoni w lëpińco wò-zélnikòwim numrze „Pòmeranie” w arti klu pt. „Lëdowô Pòlskô wedle Zrzeszińców”. 3 Wszëtczé cytatë wzãté z pòlskòjãzëkòwëch zdrzódłowëch tekstów skaszëbił Słôwk Fòrmella 19 gospodarka Plan transportowy dla Południa Gdańsk Południe – pod tą tajemniczą nazwą kryje się kilka szybko rozwijających się gdańskich osiedli i dzielnic. Obecnie mieszka tam ok. 95 tys. osób, ale w 2020 roku ma ich być ok. 105 tys. Docelowo zaś ten rejon może mieć nawet 145 tys. mieszkańców. Najludniejszą dzielnicą „Południa” jest Chełm. W grudniu 2007 roku właśnie tam, do pętli przy ulicy Witosa, dojechał pierwszy tramwaj. Dzisiaj można uznać tę datę za historyczną, ponieważ budowa linii tramwajowej na Chełm dała początek ekspansji tego środka komunikacji do tej części Gdańska. Sławomir Lewandowski Poprawa komfortu podróżowania, ale... Kolejny rozdział tramwajowych inwestycji dotyczył budowy linii tramwajowej od wspomnianej pętli przy ulicy Witosa do ulicy Świętokrzyskiej, u zbiegu dzielnic: Łostowice, Orunia Górna i Ujeścisko. Wraz z budową torowiska zmodernizowano ulicę Witosa oraz wybudowano od podstaw dzisiejszą aleję Vaclava Havla. O ile oddanie do użytku linii tramwajowej na Chełm było historycznym momentem, o tyle jej przedłużenie do dzisiejszego węzła transportowego Łostowice/Świętokrzyska uznać można za moment przełomowy w historii gdańskiego „Południa”. Aleja Havla i biegnące wzdłuż niej tory tramwajowe spięły bowiem południowy taras Gdańska ze Śródmieściem. Z kolei modernizacja ulicy Łostowickiej, będącej przedłużeniem alei Havla, pozwoliła na wygodniejsze i szybsze niż dotychczas przemieszczanie się w kierunku dzielnic Piecki-Migowo oraz Wrzeszcz. Wspomniane inwestycje bez wątpienia poprawiły komfort podróżowania mieszkańców „Południa”. Niestety, szybko się okazało, że nie wyeliminowały drogowych zatorów. Choć komunikacja tramwajowa działa sprawnie i cieszy się dużym powodzeniem, to jednak nadal ciężko poruszać się tam autem w godzinach szczytu. Wynika to przede 20 wszystkim z dynamicznego rozwoju tej części miasta. Ten boom, za którym kryje się m.in. budowa kolejnych osiedli mieszkaniowych, sprawił, że uchwalony przez radnych Gdańska w sierpniu 2011 roku Strategiczny Program Transportowy (SPT) ustalający zasady realizacji układu drogowego „Południa” zakładał potrzebę aktualizacji. Konieczna aktualizacja SPT Ma ona na celu określenie kolejności realizacji elementów układu drogowego i tramwajowego południowej części Gdańska w latach 2014–2020, których struktura przestrzenna wyznaczona została we wcześniejszych opracowaniach planistycznych. Zaktualizowany dokument według urzędników ma być narzędziem wspierającym starania miasta o dofinansowanie projektów drogowych i tramwajowych ze środków Unii Europejskiej. Planiści, pracując nad aktualizacją Programu, analizowali kilkanaście ciągów komunikacyjnych w południowo-zachodnich dzielnicach Gdańska. Pod uwagę brano m.in. główne kierunki poruszania się mieszkańców. Z wykonanej analizy wynika, że 40 procent mieszkańców podróżuje w kierunku Wrzeszcza. Stworzenie ciągu komunikacyjnego łączącego te dwa rejony miasta z pominięciem centrum skróci czas podróży o ok. 15 minut. Co ważne, sprawi, że na trasach tramwajowych biegnących przez Śródmieście Gdańska zmniejszy się liczba pasażerów, co pozytywnie wpłynie na komfort jazdy w tym kierunku. Według planistów takim ciągiem komunikacyjnym jest ul. Nowa Politechniczna, której w poprzedniej wersji Strategicznego Programu Transportowego w ogóle nie brano pod uwagę. W obecnej perspektywie unijnej największą szansę na dofinansowanie mają projekty zakładające rozbudowę sieci komunikacji zbiorowej, co zwiększa szansę na szybką budowę drogi oraz linii tramwajowej łączącej Wrzeszcz z dzielnicą Piecki-Migowo. Jest to zresztą zbieżne z polityką inwestycyjną miasta. Najpierw Nowa Bulońska i Nowa Jabłoniowa Na liście priorytetów gdańskiego Południa, obok Nowej Politechnicznej, znalazły się także Nowa Bulońska Północna, Nowa Warszawska, Nowa Jabłoniowa i Nowa Świętokrzyska. Kolejność na tej liście nie jest jednoznaczna z kolejnością wykonania, ponieważ wszystkie te projekty wymagają zewnętrznego dofinansowania. Dzięki pomocy marszałka województwa pomorskiego udało nam się pozyskać dofinansowanie na wykonanie dokumentacji dla Nowej Bulońskiej i Nowej Jabłoniowej. I w tym sensie jesteśmy gotowi do rozpoczęcia prac. Teraz pracujemy nad dokumentacją dla pozostałych ulic – mówi Marcin Dawidowski, dyrektor Wydziału Programów Rozwojowych. POMERANIA MAJ 2015 gospodarka Ulica Nowa Bulońska Północna (przedłużenie istniejącej ulicy Bulońskiej) ma szanse powstać najszybciej, gdyż jak zapowiadają urzędnicy, budowa ma ruszyć za rok. Planowana droga (zob. mapka obok) – ze względu na koszty projekt okrojono do jednej jezdni po jednym pasie w każdą stronę zamiast przekroju 2x2 – wraz z torowiskiem będzie miała 2,8 km długości. Rozpocznie się na skrzyżowaniu ulic Bulońskiej i Myśliwskiej w dzielnicy Migowo, skąd pobiegnie w kierunku południowym, by połączyć się na Jasieniu z ul. Kartuską, przecinając wcześniej ul. Stolema. Trasa będzie się kończyć węzłem przesiadkowym, który powstanie w rejonie skrzyżowania ulic Warszawskiej i Jabłoniowej. Na całej długości Nowej Bulońskiej wybudowanych zostanie 7 przystanków tramwajowych. W bezpośrednim sąsiedztwie tej inwestycji zostaną przebudowane lub wybudowane kolejne drogi, m.in. ul. Myśliwska, Nowa Wołkowyska, Myśliwska Południowa, Stolema, Kartuska czy Limbowa. Do tego dochodzą także chodniki i drogi rowerowe. Kolejnym klockiem w drogowo-tramwajowej układance jest ulica Warszawska. Kiedy zostanie wybudowana Nowa Bulońska, tramwaj będzie dojeżdżał do węzła przesiadkowego u zbiegu ulicy Jabłoniowej i właśnie Warszawskiej. Z tego miejsca do alei Havla w prostej linii jest niespełna 2 km. Wydaje się zatem, że budowa nowego układu drogowego i tramwajowego biegnącego przez dzielnicę Ujeścisko w sąsiedztwie dzisiejszej ulicy Warszawskiej to kwestia czasu, choć póki co większe szansę ma budowę ma ulica Nowa Jabłoniowa. Z przygotowanego opracowania wynika, że rekomendowany do wykonania wariant zawiera jedynie budowę w kierunku Szadółek jednej nitki Nowej Jabłoniowej z rezerwą pod linię tramwajową, która może powstać w przyszłości. Jak tłumaczą przedstawiciele Dyrekcji Rozbudowy Miasta Gdańska, istniejąca zabudowa mieszkaniowa i handlowa oraz planowane inwestycje nie wskazują, żeby natężenie ruchu miało tak wzrosnąć, by wymagało już dzisiaj budowy linii tramwajowej. Realizacja inwestycji ruszy nie wcześniej niż w latach 2017–2018, w jej ramach POMERANIA Môj 2015 powstaną również chodniki i ścieżki rowerowe. Rozbudowana zostanie także ul. Przywidzka do ul. Czermińskiego, prowadząca do Morskiego Parku Handlowego. A Nowa Politechniczna przed Nową Świętokrzyską? Przez wielu mieszkańców „Południa” najbardziej wyczekiwaną inwestycją jest jednak ulica Nowa Świętokrzyska. Obecna ulica Świętokrzyska to droga o przekroju jednej jezdni po jednym pasie w każdą stronę. W ostatnich latach kolejne jej odcinki zostały zmodernizowane i już tylko niewielkie jej fragmenty pamiętają czasy, kiedy Łostowice były jeszcze niepozorną dzielnicą na obrzeżach Gdańska. Niemniej rozbudowa okolicznych osiedli, a tym samym zwiększająca się liczba pojazdów powoduje, że ulica Świętokrzyska, która jest jednocześnie drogą wylotową z Gdańska, w godzinach szczytu korkuje się, co przekłada się na zator na sąsiednich ulicach. Budowa Nowej Świętokrzyskiej, która miałaby zostać zbudowana na południe od starej drogi (od alei Havla do ulicy Jaworzniaków, przy granicy z Kowalami) jest więc uzasadniona, ponieważ usprawni ruch zarówno w kierunku Obwodnicy Trójmiasta, jak i do okolicznych osiedli. Dodatkowo planowana budowa linii tramwajowej poprawi komunikację w tym rejonie miasta. Póki co Nowa Świętokrzyska w oczach urzędników straciła na rzecz Nowej Politechnicznej, o czym świadczyć może nierozstrzygnięcie przetargu na opracowanie koncepcji i dokumentacji projektowej. Decyzja o unieważnieniu przetargu na dokumentację projektową dla ul. Nowej Świętokrzyskiej na rzecz Nowej Politechnicznej została podjęta na podstawie Analizy Wielokryterialnej przeprowadzonej przez Biuro Rozwoju Gdańska. Wynik analizy wskazuje wyższy priorytet realizacji linii tramwajowej w ul. Nowej Politechnicznej nad Nową Świętokrzyską – wyjaśnia Marcin Dawidowski. Konsultacje społeczne dobiegają końca. Uwagi do dokumentu można składać w terminie do 21 maja. Głosowanie nad uchwaleniem dokumentu nastąpi na sesji Rady Miasta w ciągu najbliższych kilku miesięcy – najprawdopodobniej w czerwcu lub sierpniu br. Wówczas mieszkańcy „Południa” uzyskają odpowiedź na pytanie, czy nadal będą stali w korku, czy może pojadą nową drogą, a być może i tramwajem. Rzecz jasna, trzeba będzie jeszcze odczekać swoje, bo realizacja każdej inwestycji potrwa przynajmniej kilkanaście miesięcy. Oczywiście, jeśli się w ogóle zacznie. 21 historia Na tropie tajemnic „Miedziowca” Gdyby sporządzić listę gdańskich skarbów, „Miedziowiec” powinien się znaleźć na poczesnym miejscu. Aż dziw bierze, że do tej pory nie jest pokazywany jako jedna z ważniejszych atrakcji miasta, choć w pełni na to zasługuje. Marek Adamkowicz Lata 60. przyniosły archeologom podwodnym wiele spektakularnych odkryć. W 1961 r. wydobyto w Sztokholmie (po 333 latach od zatonięcia) królewski galeon Vasa. W okolicach duńskiego Roskilde, pomiędzy rokiem 1959 a 1962, odkryto i przebadano pięć łodzi i statków skandynawskich z XI w., a w Bremie wyciągnięto w 1962 r. wrak XIV-wiecznej kogi. Polacy o takich znaleziskach mogli tylko pomarzyć. I marzyli, jak dr hab. Przemysław Smolarek, dyrektor ówczesnego Muzeum Morskiego, który optował za podjęciem długofalowych badań podwodnych w polskiej strefie Morza Bałtyckiego. Zachętą były informacje o kilku godnych uwagi wrakach, choć oczywiście spodziewano się też dalszych odkryć. Fałszywy blask złota Szczęście do badaczy uśmiechnęło się w 1969 r., kiedy to w związku z powiększaniem gdańskiego portu natrafiono na pozostałości szwedzkiego galeonu Solen, zatopionego w czasie bitwy pod Oliwą. W pobliżu zlokalizowano też drugą jednostkę, którą nazwano „Miedziowcem”. Jedną z pierwszych osób, które dotarły do wraku, był nurek Antoni Dębski. We wspomnieniach przyznaje on, że zobaczywszy ładunek, pomyślał o... złocie. Znaleziony kawałek „nie wiadomo czego” błyszczał metalicznie, przywodząc myśl o zatopionym przed wiekami skarbie. Faktycznie, skarb odnaleziono, choć nie było to złoto, lecz miedź. Nadto odkryto wiązki sztab żelaza, osmund 22 (ruda żelaza), wosk, potaż, dębinę itd. Niestety, wkrótce po odkryciu rozpoczęła się niekontrolowana eksploracja wraku. Profesor Waldemar Ossowski zwraca uwagę, że według relacji Lecha Nowicza, późniejszego wieloletniego kierownika badań podwodnych, informacja o cennym ładunku trafiła do Muzeum Morskiego dość przypadkowo, poprzez Andrzej Benesza, posła na Sejm i zapalonego żeglarza, który był zaprzyjaźniony z dyrektorem Smolarkiem. Otóż, natrafił on na... złomowcu na ładunek miedzi wydobyty przez Polskie Ratownictwo Okrętowe! Zaczęła się walka nie tylko o odzyskanie materiału sprzed wieków, ale też objęcie wraka ochroną. Po wielu perypetiach to się wreszcie udało. Rozpoczęto prowadzenie kompleksowych badań, a w 1975 r. przeprowadzona została skomplikowana operacja wydobycia reliktów statku. Z Gdańska w daleki świat Podstawową kwestią, którą musieli wyjaśnić badacze, było określenie rodzaju statku oraz czasu i okoliczności jego zatonięcia. Z badań dendrochronologicznych wynika, że statek zbudowano około roku 1399, a zatonął on prawdopodobnie w roku 1408 – wyjaśnia prof. Beata Możejko, historyk badająca „Miedziowca”. Tym samym wiadomo, jakie towary wysyłano przez Gdańsk u progu wielkiej wojny z zakonem krzyżackim. Był to czas, kiedy Państwo Zakonu Krzyżackiego znajdowało się u szczytu potęgi, Gdańsk zaś prowadził ożywiony handel, i to nie tylko w ramach Hanzy. Znaleziony we wraku osmund pochodził zapewne ze Szwecji, natomiast płyty miedzi z Węgier, a mówiąc dokładniej: z kopalni na Spiszu (obecnie Słowacja). Były to surowce bardzo poszukiwane na rynku. Żelazo wykorzystywano do produkcji broni, miało ono również zastosowanie w budownictwie i produkcji stoczniowej. Miedzią pokrywano dachy i produkowano zeń naczynia gospodarcze. Badacze przypuszczają, że celem podróży „Miedziowca” mogła być Brugia, ważny port tranzytowy na zachodzie Europy, choć nie można wykluczyć, że płynął on do Amsterdamu czy też Londynu. Odkrycie i badania wraku „Miedziowca” znacząco powiększyły zasoby Narodowego Muzeum Morskiego – przyznaje dr Jerzy Litwin, dyrektor placówki. Cały zespół zabytków pozyskanych w wyniku archeologicznych badań podwodnych POMERANIA MAJ 2015 historia „Miedziowca” liczy kilkaset pozycji inwentarzowych i może być uznany za rewelacyjny. W ostatnich latach archeologowie w innych krajach natrafili również na wraki średniowiecznych statków wraz z podobnymi ładunkami, jednakże „Miedziowiec” i wydobyte z jego wnętrza zróżnicowane zabytki są – w rozległej skali odkryć pod wodą – pierwszymi tego rodzaju na świecie. Eksponaty poddane zostały konserwacji i teraz uatrakcyjniają ekspozycję stałą w naszej głównej siedzibie. Dopowiedzieć, co nienapisane Profesor Możejko przyznaje, że nie udało się odnaleźć w źródłach informacji na temat jednostki. Wiadomo natomiast, że w przygotowanie rejsu, w jakiś sposób, byli zaangażowani gdańszczanie. Udało się bowiem zidentyfikować gmerk jednego z tutejszych kupców. Zapewne nie działał on sam, bardzo często bowiem handel był prowadzony przez spółki. W takie właśnie przedsięwzięcie mogli być zaangażowani kupcy z Gdańska, Prus i Węgier, co sugeruje zawartość ładowni wraku. Udało się też ustalić, że statek był jednostką typu holk, bardzo rozpowszechnioną w tej części Europy, podobnie jak nazwa „Sługa Maryi” (Marienknecht lub Marienknyght). Niewykluczone, że tak właśnie nazywał się też „Miedziowiec”. Profesor Możejko zwraca uwagę, że ze źródeł z czasów, gdy statek zatonął, pochodzi na przykład informacja (z 24 lutego 1407 r.) o aresztowaniu w Anglii następujących hanzeatyckich statków: holka Marienknyght prowadzonego przez kapitana Johanna Somera, krajera Marienknyght pod kapitanem Johannem Stuve, statku Marienknyght prowadzonego przez H. Bernssona i krajera Marienknyght z kapitanem Eberhardem Kenenhorstem. Identyczne imię nosiły trzy kolejne holki, prowadzone przez Clausa Holewatera, Tuedemana van de Hanc i Johna Runne. Przyczyną zatonięcia „Miedziowca” najprawdopodobniej był pożar. Można przyjąć, że z racji bliskości brzegu załoga zdołała się uratować. Dla badaczy ważne jest to, że stan zachowania znaleziska pozwolił ustalić, jak wyglądało ułożenie towarów w ładowniach, oraz poznać szczegóły konstrukcyjne statku. Szczególnie frapujące wydają się wyniki badań pozostałości roślinnych. POMERANIA Môj 2015 Jako że w trakcie pożaru statku zostały one zalane warstwą dziegciu i smoły, przetrwały do naszych czasów w doskonałym stanie. Dzięki temu naukowcom udało się potwierdzić obecność m.in. żyta, cebuli, czosnku i bobiku. Tego rodzaju znalezisko, jak się wydaje, rzuca światło na zwyczaje żywieniowe ludzi morza z przełomu XIV i XV w. Historia ujęta w księgę Po 46 latach, jakie minęły od odnalezienia wraku, i 40 od jego wydobycia o „Miedziowcu” wiemy już sporo, niemniej badania wciąż trwają. Muzealnicy podkreślają, że pogłębianiu analiz sprzyja rozwój techniki i wprowadzenie nowych narzędzi pomocnych w pracy archeologów, historyków czy paleobotaników. Wyniki dotychczasowych badań zebrano w książce „Miedziowiec”. Wrak średniowiecznego statku i jego ładunek. To drugi tom z serii wydawniczej Badania Archeologiczne Narodowego Muzeum Morskiego. Zawiera on następujące teksty: dr hab. Beata Możejko (Uniwersytet Gdański, Wydział Historyczny) „Żegluga i handel morski Gdańska na przełomie XIV i XV wieku. Morskie i handlowe tło katastrofy Miedziowca w 1408 roku”; dr inż. Jerzy Litwin (Narodowe Muzeum Morskie) „Gdańsk – średniowieczne centrum okrętownictwa i handlu morskiego nad Bałtykiem” oraz „Elementy konstrukcyjne wraka Miedziowca”; dr hab. Szymon Uścinowicz, dr Wojciech Jegliński, dr Piotr Przezednicki (Państwowy Instytut Geologiczny, Oddział Geologii Morza) „Budowa geologiczna i rozwój obszaru w rejonie wraka Miedziowca”; dr hab. Waldemar Ossowski (Narodowe Muzeum Morskie) „Badania Miedziowca”, „Elementy wyposażenia statku i przedmioty osobiste z Miedziowca” oraz „Ładunek Miedziowca”; mgr Irena Jagielska, mgr Wiesław Urbański (Narodowe Muzeum Morskie) „Przebieg konserwacji kadłuba i ładunku statku”; prof. dr hab. Marek Krąpiec, dr Paweł Krąpiec (Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie) „Analiza dendrochronologiczna drewna użytego do budowy statku oraz ładunku”;; mgr Bogdan Kościński (Muzeum Archeologiczne w Gdańsku) „Naczynia ceramiczne”; dr Aldona Garbacz-Klempka, Stanisław Rzadkosz, Ireneusz Suliga (Wydział Odlewnictwa, Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie) „Analizy fizykochemiczne miedzi i żelaza”;; dr hab. Monika Badura (Pracownia Paleoekologii i Archeobotaniki, Katedra Ekologii Roślin, Uniwersytet Gdański) „Pozostałości roślinne”; dr Piotr Paweł Woźniak (Katedra Geomorfologii i Geologii Czwartorzędu, Uniwersytet Gdański) „Kamienne kule armatnie z wraku Miedziowca” oraz „Kamienne i ceglane ciężarki do sieci z Miedziowca”; dr Cezary Żrodowski (Politechnika Gdańska) „Próba cyfrowej rekonstrukcji kadłuba wraku Miedziowca”; dr hab. Jerzy Maik (Instytut Archeologii i Etnologii PAN) „Tkanina z Miedziowca”. Fot. Narodowe Muzeum Morskie 23 mùzyka Cassubia cantat Chcielibyśmy, aby pieśni zawarte w niniejszym śpiewniku (…) służyły zarówno muzykowaniu w domach, jak i szerszej prezentacji, m.in. takiej, jaką stwarza festiwal „Kaszëbsczé spiéwë”, odbywający się od wielu lat w Luzinie – nie darmo zwanym stolicą kaszubskiej piosenki1. Czë dzys dnia leno jeden taczi festiwal na Kaszëbach je? Òbczas jaczich rozegracjów, artisticznëch miónków jidze w całoscë ùczëc kaszëbską spiéwã, mùzykã? Chcemë kąsk pòsznëkrowac… Tómk Fópka POMORSKI FESTIWAL PIOSENKI KASZUBSKIEJ „KASZËBSCZÉ SPIÉWË”2 Festiwal rëchtowóny je òd 2001 rokù w Spòdleczny Szkòle m. Lecha Bądkòwsczégò w Lëzënie. Przez pierszé dwa lata bëła to rozegracjô pòwiatowô, òd 2003 rokù zmienia pòzwã na pòmòrską. Jak pòdôwô ùdbòdôwcka festiwalu, szkólnô Alicjô Klinkòsz, pierszégò rokù przëjachało 94 wëkònôwców. Na drëdżi rok bëło to ju 250. Ùczãstnicë wëstãpiwają w kategóriach solo i w karnie (nié wiãcy jak 7 sztëk), òd przedszkòlô do strzédny szkòłë plus kategóriô ôpen. Òkróm nômłodszich kòżdi spiéwô pò dwa dokôzë, razã nié dłëżi jak 10 minut. Ni mòże wëkònac kaszëbsczégò himnu, piesni kòscelnëch, biesadnëch abò z jaczima szpetnyma słowama. Ni ma gminowëch a pòwiatowëch eliminacjów, trzeba za to wprzódk przesłac òrganizatorowi nagróné dokôzë zapisóné w fòrmace MP3. Na 10-lecé festiwalu òstało wëdóné CD „Antologia piosenki kaszubskiej”. Szukającë „Kaszëbsczich Spiéwów” w internece, jidze trafic na jistną imprezã, jaką w maju tegò rokù zrobi Spòdlecznô Szkòła w Jelónkù, w gminie Serakòjce. Startowac mògą leno dzôtczi ze spòdlecznëch szkòłów i leno z gminë Serakòjce. WOJEWÓDZKI KONKURS PIEŚNI IM. JANA TREPCZYKA W MISZEWIE3 Òrganizowóny w Spòdleczny Szkòle m. Jana Trepczika w Miszewie òd 24 2008 rokù przez szkòłã a Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié z Banina. Szkò łowé dzecë (kl. 0–6) mùszą zaspiewac pò dwie kaszëbsczé piesnie, w tim jedną Méstra Jana. Spiéwią soliscë a duetë, nié dłëżi jak 7 minut. KASZUBSKI FESTIWAL POLSKICH I ŚWIATOWYCH PRZEBOJÓW W LIPNICY4 Rëchtëje gò òd 2010 rokù Zrzesz Szkò łów w Lëpińcach. Rôczony są wë kònôwcowie (òd 10 do 20 lat), chtërny spiéwią znóné pòlsczé i cëzé szla grë tłómaczoné na kaszëbsczé abò w nowi, kaszëbsczi wersje. Kòżdi spiéwô jeden dokôz. Specjalnô nôdgroda je przëznôwónô za nôbëlniészi dolmaczënk a za nôsnôżniészi jãzëk wëkònaniô. Nigle artiscë wëstąpią na binie, są kwalifikòwóny do wëstãpù pò wësłëchanim dokôzu na platce przez kòmisjã. Laùreacë Festiwalu mają leżnosc pòkazac swòje ùmiejãtnoscë òbczas rozegracji swiãta 3 Maja w Lë pińcach. FESTIWAL PIEŚNI KASZUBSKICH „KASZËBSCZÉ TÓNË NAD MÔLIM MÒRZÔ Je to przédnô latowô rozegracjô gminë Pùck. Òdbiwô sã w Swôrzewie. W rokù 2014 miała swój môl ju XV rôz pòsobicą 5. Wëstãpiwają rôczoné przez òrganizatorów karna. Kòmisjô przëznôwô GRAND PRIX „Bùrsztinowégò Skòwrónka”. Festiwal robi Òstrzódk Kùlturë, Spòrtu i Turisticzi Gminë Pùck. MIĘDZYNARODOWY FESTIWAL MUZYKI RELIGIJNEJ IM. KS. STANISŁAWA ORMIŃSKIEGO W RUMI6 Festiwal rëchtowóny je przez Kòmitet Òrga n i zac y jny w kòscele N M P Wspòmòżeniô Wiérnëch. Latos mdze jegò XXVII edicjô. Òd rokù 2011 òbczas rujanowégò Festiwalu przeprowôdzô sã Kònkùrs na nôlepszé wëkònanié piesni w jãzëkù kaszëbsczim7. Spiéwią chùrë, jaczé biôtkùją sã ò dëtkòwą nôdgrodã Wejrowsczégò Starostë a Pùchar Radë Chùrów Kaszëbsczich. POMORSKI FESTIWAL PIEŚNI WIELKOPOSTNEJ W KIELNIE Robiony òd dzewiãc lat w kòscele w Czelnie przez Gminowé Centrum Kùlturë, Spòrtu i Rekreacje w Szemôłdze8. Bierzą w nim ùdzél chùrë, co mògą wëkònac m.jin. zadóny dokôz w kaszëbsczim jãzëkù, jaczi wëgrôł ùszłoroczny Òglowòpòlsczi Kònkùrs na Kaszëbską Kómpòzycjã Chùralną do tekstu w jãzëkù kaszëbsczim ò tematice pasyjny, rëchtowóny przez wejrowsczé Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë i Mùzyczi. Je téż przëznôwóny Pùchar Radë Chùrów Kaszëbsczich. KASZUBSKI FESTIWAL MUZYKI CHÓRALNEJ I REGIONALNEJ W ŻUKOWIE Przédnym òrganizatorã ti chùralny rozegracje je gduńsczi part Pòlsczégò Związkù Chùrów i Òrkestrów9. Spié wóné je w kòscele Wniebòwzãcô NMP w Żukòwie. Latos bãdze ju jednôsti rôz. W repertuarze mògą bëc dokôzë pò POMERANIA MAJ 2015 mùzyka KONKURS PIEŚNI O MORZU „JANTAROWI BÔT” Rëchtowóny je przez part Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô w Dãbògòrzu-Kòsôkòwie. W ùszłim rokù béł to ju XIII kònkùrs pòsobicą. W regùlaminie czëtómë, że mùszi wëkònac dwie piesnie ò mòrzu, w tim przënômni jednã pò kaszëbskù17. Karna spiéwią do 10 minut. Ni mògą bëc czëc z binë kaszëbsczi himn i biesadné spiéwë. kaszëbskù, jaczé mdą dodôwkòwò achtniwóné. Dobëc mòże téż m.jin. Pùchar Radë Chùrów Kaszëbsczich. Latos mdze ju 23. rôz. Rëchtëje jã Bë towsczé Centrum Kùlturë razã z bë towsczim partã Zrzeszeniô. OGÓLNOPOLSKI FESTIWAL PIEŚNI O MORZU W WEJHEROWIE W tim rokù mdze ju pò rôz 22. Òrga nizëje gò Wejrowsczé Centrum Kùlturë (Filharmónia Kaszëbskô)10. Chùrë wëkònac mùszą mòrsczi dokôz abò pò kaszëbskù. Kaszëbskô piesniô je òsóbno òceniwónô. ZJÔZD KASZËBSCZICH SPIÉWÔKÓW Przédnô rozegracjô Radë Kaszëbsczich Chùrów, jakô rzeszi pôranôsce karnów spiéwù14 . Co rokù jiné karno cygnie kawel ò wanożną lutniã. Dobiwca òrganizëje zjôzd. Donëchczôs bëłë òne w: Lëzënie (Barłominie), Parchòwie, Wejrowie, Lëni, Rédze, Mechelinkach (Mòstach), Żukòwie, Chwaszczënie (Tëchómkù), Rëmi, Baninie, Żelëstrzewie a Gniewinie. Latos Kaszëbsczi Spiéwôce pòtkają sã w Kòsôkòwie. Kòżdi chùr spiéwô trzë piesnie pò kaszëbskù. POMORSKI KONKURS KASZUBSKIEJ PIEŚNI BOŻONARODZENIOWEJ W SZEMUDZIE Robi gò òd dzesãc lat szemôłdzczé gimnazjum11. Spiéwający wëstãpiwają solo abò w karnach, òd przedszkòlô pò ùstnëch. Wëkònóné mògą bëc dwie spiéwë, co pòwstałë w jãzëkù kaszëbsczim, przë czim jedna z nich je bez towarzeniô instrumeńtu. FESTIWAL „CASSUBIA CANTAT” W BYTOWIE Òrganizowóny je przez Zôpadnokaszëbsczé Mùzeùm w Bëtowie òd 2010 rokù12. Karna, jaczé przëjadą do Bëtowa, mùszą pòkazac swòjã aranżacjã wëbrónëch trzech dokôzków lëdowëch spòmidzë 98 zabédowónëch przez òrganizatorów. Brzôd pòsobnëch festiwalów je wëdôwóny co rokù na platkach. PRZEGLĄD TWÓRCZOŚCI KASZUBSKIEJ DZIECI I MŁODZIEŻY W BYTOWIE Rozegracjô, co mô w se trzë kònkùrsë: plasticzny, karnów spiéwù i tuńca a gminowé eliminacje Rodny Mòwë13. POMERANIA Môj 2015 KASZËBSCZI IDOL Mùzyczny projekt Radia Kaszëbë15, co sã zaczął w rokù 2008. Przëniósł ju pôrã plat ków z nag ra n ioma nowëch i starszich kaszëbsczich dokôzów wëkònónëch przez młodëch spiéwającëch, wëbrónëch w kastingach na całëch Kaszëbach. FESTIWAL KOLĘD KASZUBSKICH Rozegracjô robionô przez Stowôrã Kaszëbsczi Regionalny Chùr Mòrzanie z Pierwòszëna, do jaczi rôczoné są chùrë, co spiéwią kaszëbsczé kòlãdë. Jedna z nich je òbrzészkòwô, òpracowónô na chùr przez Przemisława Stanisławsczégò. Brzadã pòsobnëch festiwalów je m.jin. zsziwk z czilenôsce taczima kòlãdoma przëszëkòwónyma na chùrë. Festiwal òdbiwô sã òd 2006 rokù16. Hewò je krótëchny przezérk piãtnôsce wëbrónëch, do dzys dnia warającëch rozegracjów kaszëbsczi spiéwë. Sama jich wielëna sprôwiô, że mòże smiało krziknąc: CASSUBIA CANTAT! Na òdjimkach: Kaszubski Festiwal Polskich i Światowych Przebojów w Lipnicy 2014. Òdj. DM 1 Tak napisa we wstãpie do Kaszëbsczégò Spiéwnika Domòwégò, wëdónégò w rokù 2014 przez Wëdowiznã REGION zez Gdinie a Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Piśmieniznë i Mùzyczi we Wejrowie, jegò redaktorka, Witosława Frankòwskô. 2 http://www.luzino.pl/05kultur/05akutur/05arch03/0541festi/0541festi.html 3 http://www.konkurs_piesni.republika.pl/ index.html 4 https://www.youtube.com/watch?v =Vizx_x3bOIE 5 http://gmina.puck.pl/xv-festiwal-piesnikaszubskiej-kaszebscze-tone-nad-molimmorza/ 6 http://festiwalrumia.pl/historia-festiwalu 7 http://festiwalrumia.pl/regulamin-k-2015 8 http://www.szemud.pl/aktualno sci/9/924.html 9 http://www.pzchio-gdansk.pl/?cat=9 10 http://www.wck.org.pl/pozostale/ opis/3804-xxii-ogolnopolski-festiwal-piesnio-morzu-w-wejherowie.html 11 http://gimnazjumszemud.cba.pl/?page_id=105 12 http://www.bck-bytow.pl/aktualnosci/2010/casubia/regulamin.pdf 13 http://www.powiatbytowski.pl/news/116/n/880 14 http://kaszubi.pl/aktualnosci/aktualnosc/ id/215 15 http://radiokaszebe.pl/kaszubski-idol-muzyka/idol-2014/o-konkursie/ 16 http://www.kosakowo.pl/strona/?q=node/1059 17 http://www.kosakowo.pl/rkis/archiwum/ doc/2013/jantarowi_bot_2013-regulamin. pdf 25 Z Kaszuby do Świtu – Zbrzycą i Brdą Fot. Krzysztof Kwiatkowski Jubileuszowy spływ Śladami Remusa Klub Turystyczny ZKP Wanożnik zaprasza na XXX Kaszubski Spływ Kajakowy Śladami Remusa – od 4 do 12 lipca 2015 roku. Zacznie się w Kaszubie (gmina Brusy, pow. chojnicki, woj. pomorskie), będzie prowadzić rzekami Zbrzycą i Brdą, a zakończy się w miejscowości Świt (gmina Cekcyn, pow. tucholski, woj. kujawsko-pomorskie). Ta doroczna impreza jest kaszubska nie tylko z nazwy i z przebiegu tras (w tym roku będzie wieść także przez urokliwą krainę pomorską Bory), ale przede wszystkim z połączenia przygody wodniackiej z kaszubskim programem kulturalnym, realizowanym na lądzie podczas wycieczek i wieczornych ognisk. Staramy się, aby w tym roku ta oferta była szczególnie bogata ze względu na jubileusz spływu i na 25-lecie Klubu Wanożnik. WSTĘPNY PROGRAM SPŁYWU W sobotę 4 lipca zjedziemy się w pobliże miejscowości Swornegacie (gmina Chojnice), gdzie na polu namiotowym „Nad Brdą”, u państwa Hapków, będzie nasz trzydniowy biwak. Tam od godzin porannych rejestracja uczestników, a po południu spacer do centrum wsi letniskowej Swornegacie i jej zwiedzanie. W związku z planowanym w tym dniu w Redzie XVII Zjazdem Kaszubów uroczyste otwarcie spływu nastąpi o godz. 18, aby umożliwić zainteresowanym tym wydarzeniem kajakarzom udział w zjeździe. Po otwarciu spływu ognisko pod hasłem „Przeżyjmy to jeszcze raz” – z udziałem wiernych Remusowym spływom wokalistów. ❱❱ W niedzielę 5 lipca uczestnicy zostaną zawiezieni do miejscowości Kaszuba, gdzie przed wypłynięciem będą mogli uczestniczyć, w gospodarstwie 26 ❱❱ ❱❱ ❱❱ ❱❱ państwa Piekarskich, w mszy św. polowej z elementami liturgii w języku kaszubskim, a odprawi ją kapelan naszego spływu ks. kanonik Roman Skwiercz. Następnie płynięcie do Laski (14 km), skąd powrót autobusem na biwak w pobliżu Swornegaci. Tam w godzinach popołudniowych planujemy imprezę „Jubileuszowa niedziela z Remusem”. W poniedziałek 6 lipca autobus zawiezie kajakarzy do Laski, skąd popłyną (14 km) na biwak w Swornegaciach. Wieczorem, przy ognisku, poświęcone 25-leciu KT Wanożnik spotkanie z prezesem tego klubu Bernardem Hinzem. We wtorek 7 lipca płynięcie do Czernicy (12 km), gdzie na polu namiotowym u Piotra Szulca będziemy nocowali do końca spływu. W środę 8 lipca wybierzemy się na wycieczkę do Brus. Zwiedzimy Chatę Kaszubską w Brusach-Jagliach i niezwykłą zagrodę Józefa Chełmowskiego, potem obiad w restauracji i spotkanie z działaczami miejscowego oddziału ZKP. W czwartek 9 lipca płynięcie do Rytla (16 km). Po powrocie do Czernicy tradycyjne spotkanie z redakcją „Pomeranii” oraz prezentacja wydawnictw i upominków regionalnych, dokonana przez Księgarnię Kaszubsko-Pomorską Czec. ❱❱ W piątek 10 lipca wyruszymy na długi, ale łatwy do pokonania, odcinek do Woziwody (24 km). Po powrocie do Czernicy, przy ognisku, wieczór piosenki kaszubskiej. ❱❱ W sobotę 11 lipca popłyniemy z Woziwody do Świtu (23 km), gdzie zakończymy kajakowanie. Po powrocie do Czernicy odbędzie się ognisko pożegnalne. ❱❱ W niedzielę 12 lipca w tejże Czernicy nastąpi uroczyste zakończenie jubileuszowego spływu. BIWAKI I POSIŁKI Aby uniknąć uciążliwego codziennego rozstawiania namiotów i ich zwijania, przewidujemy – jak można było już się zorientować – biwaki jedynie w dwóch miejscach: w pobliżu Swornegaci i w Czernicy – na urządzonych polach namiotowych. Na miejsca startów (jeśli nie wypadną w miejscowościach, w których będziemy nocować) uczestników zawiezie autobus, a po zakończeniu etapu odwiezie ich na pole namiotowe. Podobnie jak w ubiegłym roku nie przewidujemy posiłków z góry narzuconych. Wyjątek: obiad w restauracji podczas wycieczki do Brus. ORGANIZATOR I PATRON PRASOWY Głównym organizatorem tegorocznego spływu Śladami Remusa jest Klub POMERANIA MAJ 2015 Jubileuszowy spływ Śladami Remusa Turystyczny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego Wanożnik. Patronat prasowy sprawuje redakcja „Pomeranii”, dzięki której w 1986 roku Remusowy spływ, wymyślony przez Janusza Kowalskiego, zaistniał i która przez kilka początkowych lat była, wraz z Klubem Kajakowym Wodniak przy Gdańskiej Stoczni Remontowej, organizatorem tej imprezy, długo będącej jedną z największych tego rodzaju na Pomorzu. Komandorem tegorocznego spływu będzie Wojciech Kuc. UCZESTNICY I SPRZĘT W spływie biorą udział osoby zakwali fikowane. Od osoby pełnoletniej prowadzącej kajak wymagane jest oświadczenie o umiejętności pływania lub okazanie – jeśli posiada – karty pływackiej. Młodzież poniżej 18 lat uczestniczy w spływie pod opieką osób pełnoletnich, co rodzice lub opiekunowie zgłaszają pisemnie najpóźniej podczas rejestracji. Organizator będzie dysponować kajakami dla zainteresowanych ich wypożyczeniem uczestników spływu. Odbiór nastąpi w miejscu startu, a oddanie na mecie. Można korzystać z własnego sprzętu, ale nie zapewniamy jego przewozu. Organizator gwarantuje fachowe prowadzenie spływu oraz opiekę ratowniczo-medyczną. Obok kajakarzy dopuszcza się udział grupy rowerowej, pod warunkiem zakwalifikowania jej uczestników przez organizatora, a także przygotowania przez nią tras lądowych. WPŁATY Wpłata na cele statutowe Klubu Turystycznego ZKP Wanożnik wynosi: normalna 270 zł, zniżkowa 230 zł. Zniżka przysługuje członkom ZKP i KT Wanożnik, którzy mają opłacone składki członkowskie do 2015 r. włącznie (co należy udokumentować podczas rejestracji, okazując dowód uiszczenia składek; nie dotyczy to członków KT Wanożnik, gdyż listą opłaconych przez nich składek będzie dysponował sekretariat spływu). Zniżka przysługuje także studentom i uczniom. Dzieci do lat 4 są zwolnione z wpłaty. Uwaga: powyższe kwoty mogą się nieznacznie zmienić. Te ostateczne będą podane w informatorze spływowym. Z wpłat wniesionych na cele statutowe organizator pokryje m.in. ubezpieczenie osób, opiekę medyczną, przewozy uczestników i bagaży, koszty biwaków i posiłku w Brusach, część kosztów imprez kulturalnych i pamiątki spływowej oraz informatora, a także część kosztów organizacyjnych. Opłata za wypożyczenie i przewo żenie kajaka wynosi 240 zł (120 zł od osoby). Pokryje ona koszty wypożyczenia kajaków od firm usługowych (w Swornegaciach i Czernicy) i świadczonego przez nie transportu kajaków, a także zapewnienia opieki ratowniczej. TERMINY ZGŁOSZEŃ I WPŁAT Pisemne zgłoszenia udziału przyjmowane będą do 10 czerwca br. W zgłoszeniu niezbędny jest PESEL, aby można było ubezpieczyć osoby zamierzające uczestniczyć w spływie. Zgłoszenia można wysyłać pocztą pod adresem siedziby Klubu Turystycznego ZKP Wanożnik: ul. Straganiarska 20-23, 80-837 Gdańsk, e-mailem (najbardziej pożądany wariant) pod adresem: [email protected] lub złożyć bezpośrednio w siedzibie klubu Wanożnik. Wpłaty należy uiścić do 19 czerwca na konto Klubu Turystycznego Wanożnik: Bank Millennium, nr konta: 39 1160 2202 0000 0002 0852 1487 z dopiskiem „Spływ Remusa” (podając nazwiska uczestników). Przewodniczący Komitetu Organizacyjnego Edmund Szczesiak tel. 608 466 356 e-mail: [email protected] Bieżące informacje będą podawane sukcesywnie na stronie internetowej www.kaszubi.pl/o/wanoznik Tam też zostanie umieszczony formularz zgłoszenia w wersji elektronicznej, a także informator spływowy z uaktualnionym programem i pełnym regulaminem uczestnictwa. Zgłoszenie na XXX Kaszubski Spływ Kajakowy Śladami Remusa 1. Osoba prowadząca kajak (pełnoletnia) lub rower 2. Członek załogi kajaka lub niepełnoletni rowerzysta Imię i nazwisko …………………………………………………………… Data urodzenia …………………………………………………………… Nazwa i nr dowodu tożsamości …………………………… . .…………… PESEL……………………………………………………………………… Adres (z kodem) ………………………………………………………… Telefon …………………………………………………………………… E-mail …………………………………………………………………… Należy do: ZKP (podać oddział) …………………………………………… KT Wanożnik …………… Imię i nazwisko …………………………………………………………… Data urodzenia …………………………………………………………… Nazwa i nr dowodu tożsamości …………………………… . .…………… PESEL……………………………………………………………………… Adres (z kodem) ………………………………………………………… Telefon …………………………………………………………………… E-mail …………………………………………………………………… Należy do: ZKP (podać oddział) …………………………………………… KT Wanożnik …………… KAJAK: Chcemy pożyczyć kajak od organizatorów (tak lub nie) ……… ZGŁOSZENIE DO GRUPY: kajakarze ……… kolarze ………… ………………………………………………………………………. Podpisy osób zgłaszających się (nie dotyczy wysyłających zgłoszenie e-mailem) POMERANIA Môj 2015 27 téater Smiéch do lzów Gùst – starszi chlop, ópa, gbùr ë gdówc – przëszed do dbë, żebë sã drëdżi rôz òżenic. To nie bëlo równak wcale taczé prosté. Jak pògòdzëc sã ze stôrą milotą, jak nagadac bialkã, chtërna mô ju swòje lata, do zdënkù… Matéùsz Bùllmann pòstacëjów, chtërne mają starã gadac pò pòlskù, to ju pòwtôrzający sã mòtiw szpòrtów Roszmana. To wszëtkò ë jesz wiele wicy mòżna nalezc w nowim pòkôzkù téatru amatorsczégò ze Strzelna w gminie Pùck. Jegò aktorów ze znónym plestą Józefã Roszmanã mòżemë òbzerac ju w piąti òdslonie. Pò wiôldżim dobëcym widzawiszczów „W niedzelny wieczór” czë dwùch partów „Testamentu” òpiartëch na ùsôdzkach Jana Drzéżdżona czas przëszed na dokôz pòdlug scenariusza wspòmniónégò przédnika strzelińsczégò téatrowégò karna. Jegò titel to „Nasz tatk sã chce żenic”. Drzéżdżón to je zdrój niewëczerpóny Równak to Jan Drzéżdżón ë jegò proza mô nôwôżniészi plac w tim, co téater ze Strzelna robi. Jô Jana Drzéżdżona znôl ë më wiele gôdalë ò tim. Niechtërny gôdają, że z Drzéżdżona më ju nic nie zrobimë. A jô rzekã tak: më mòżemë przeczëtac dwa, trzë zdania ë z tech zdań zbùdowac téater. Jan Drzéżdżón dôl nama wiele do mësleniô – twierdzy Józef Roszman. Żëcowé stegnë na szpòrtowny ôrt Kòżdi, chto òdwiedzyl Wiejsczi Dodóm Kùlturë w Strzelnie 12 lżëkwiata, nie zawiód sã. Na salë wëpchóny do fùl, a nawetka skòpicą, co sztócëk bùchôl smiéch. Dokôz, chtëren pòkazëje lëdzczé wadë, chãcë ë téż żëcowé stegnë, bawil do lzów. Glównô pòstacëjô – Gùst – zarô na zôczątkù nawiedzô bialkã (Trudã), z chtërną òd wiele lat je pòsztridowóny. To jegò dzéwczã sprzed wòjska, na chtërnã miôl czësto namklé, czej z negò wòjska przëszed nazôt dodóm. Miast z nią, òżenil sã tedë z Wandą, chtërna jak sóm gôdô na binie, „flot mu ùmarla”. Żebë przëcygnąc nazôd dôwną milotã Trudë, Gùstk czëtô ji lëst, chtëren przësla mù do wòjska. Starala sã pisac z wësoka, pò pòlskù. Zdôwô mie sã, że ten part widzawiszcza doprowadzyl òbzérników do nôwikszégò smiéchù. Mòglë më ùczëc chòcbë jakno mlodô Truda pisa do swòjégò Gùsta, że chãtno „by mu wesłała maslo i swieżi chleba do Grudządza, ale zanim to be doszlo, to to by zbutwiało”. Gôdczi Téater je wszëtczim pòtrzébny Przenôleżnosc do téatru ë robòta w nim to dlô aktorów ze Strzelna wiôlgô ë wôżnô sprawa. Tej, jak lëdze klaszczą ë gratulëją, dlô mie to je taczi wigòr. Taczi sztrik, że bëlo dobrze ë żebë tak bëlo dali – gôdô Dawid Rôdtka. Ale nié blós w taczich sztótach: Më jesmë përznã òdpòwiedzalny za dzeje, tradicje ti wsë, a téater w Strzelnie bél òd 1920 rokù, tej mô tradicje baro bògaté – dodôwô Brunon Ceszka. Téater, chtëren zajimô wôżny plac w kùlturze, mô bawic, ale téż ùczëc. Swiądã tegò strzelińsczi aktorzë na gwës mają. Jich téatralné dokazë niosą wiedno ze sobą glãbszą mësl. Tak téż je tim razã, co je wôżné dlô ùtwórców. Òn (ten binowi pòkôzk) je ë dlô starszich, ë dlô mlodszich. Bò niech mlodszi sã przëzdrzą, że ë starszima cos jesz sã òd żëcégò nôleżi, że jak chtos je sóm, në tej jednak ta drëgô pòlówka je pòtrzébnô – dolmaczi Adéla Roeska, chtërna na binie bëla Trudą. Në a sóm strzelińsczi téater je pò trzébny. Rôz, że òbzérnikóm: Jô sã nie spòdzôl, że jaż tak wiele lëdzy przindze. 28 Më mùszelë jesz dostawiac stólczi. Równak to swiôdczi ò tim, że téater kaszëbsczi je brëkòwny – gôdô J. Roszman. Chòc mòżna sã bëlo spòdzewac ti fùl salë, bò wszëtczé ùszlé pòkôzczi prezentowóné na ti binie to téż bëlë zwënédżi. Czej aktorzë przëjéżdżelë z nima do jinëch wsów czë gardków w calim regionie, bëlo jistno. Dwa, téater je brëkòwny, żebë pòdtrzëmac nen zort ùtwórstwa na Kaszëbach. Swój zloti czas téater w naszi rodny mòwie miôl jesz przed drëgą swiatową wòjną. Tej we wnet kòżdi wikszi wsë bél téater. Tak przënômni to wëzdrzalo na nordze. Terô Kaszëbi cali czas żdają na jegò renesans. Gôdô regionalësta Eùgeniusz Prëcz kòwsczi, chtërnégò premiera prze cygnãla do Strzelna: Jeżlë ùdô sã dobrac tuwo młodëch lëdzy do tegò, co ju je, a je ten kòrpùs piãkno zbudowóny, to Strzelno bãdze promieniało na całi región baro bëlno, i żebë tak sã dzejało. Żebë téż te dokazë bëłë pùblikòwóné, co tu sã twòrzą. Baro hùmoristiczné. Në nasmielë më sã dzys nielëchò. Robòta ze Strzelna zdanim Eùge niusza Prëczkòwsczégò mòglabë sã przekùwac téż na jiné pòwiatë. Téater doch pòdtrzëmùje téż jãzëk ë jegò rozwijô. Timczasã trudno dzysô nalezc téater pòdobny do tegò z nordë. Òn w tim sztôlce dzejô ju 12 lat, òd czedë Józef Roszman przëszed do robòtë w Wiejsczim Dodomù Kùlturë (òdbùdowanié téatru pò 10 latach przerwë bëlo dlô niegò zadanim namienionym przez samëch mieszkańców) ë mòżna rzeknąc, że to téater fùl gãbą. Chòc sklôdô sã z aktorów-amatorów. Gdze jindze mòżna nalezc czasã téatrë przede wszëtczim mlodzëznowé, chtërne pòjôwiają sã ë znikają. POMERANIA MAJ 2015 téater Równak 10 lat temù w Strzelnie ùdalo sã nalezc chãtnëch na aktorów dzãka temù, że ti lëdze za mlodëch lat téż dzejalë w téatrach. Dzysô gôdają (chòc dwùch mlodëch knôpów wëstąpilo w „Nasz tatk sã chce żenic”), że nôbarżi jima felëje prawie lëdzy mlodëch. Czasã chtos przëchôdô, chòc rzôdkò, ale co z tegò, jak slabò gôdô pò kaszëbskù. Na binie to je widzec. Starszi mùszelëbë gadac z dzecama w chëczach ë tam jich ùczëc – gôdô Adéla Roeska. Dzys ju ùczą kaszëbsczégò w szkòlach. Starszi Kaszëbi równak czãsto nie wierzą w nen zort ùczbë. Na nordze je to wôżné, tim barżi że strzelińsczi téater je doch téatra bëlacczim. Tej brëkùje aktorów gôdającëch domôcą kaszëbizną – nié tą lëteracką. Mòże sukces pòstãpnégò przedstawieniô przëniese brzôd w zorce nowëch nôleżników? Téater ze Strzelna żdaje na rôczbë Za nama je premiera nowégò dokazu. Tak jak z ùszlima téater chce jezdzëc pò Kaszëbach. Żdaje blós na rôczbë. Mòżna z nima sã zglaszac ju terô. Chòcbë do jednégò z aktorów – Brunona Ceszczi, chtëren robi w Òstrzódkù Kùlturë, Spòrtu ë Turisticzi w Gminie Pùck. Nót je nôprzód òbmëslec plac na pòkôzk. Na kùnc chcemë jesz pòdac aktorską òbsadã téatru „Nasz tatk sã chce żenic”. Wëstąpilë w nim: Józef Roszman Adéla Roeska Tomôsz Żaczek Elżbiéta Rôdtka Dawid Rôdtka Bruno Ceszka Longina Dettlaff Barbara Dettlaff Gabriela Òrzel A jeżlë chtos chce wiedzec, czë Gùstkòwi ùdalo sã nalezc bialkã, czë òsta nią Truda, czë mòże szëkòwnô gdowa z Szimbarkù, chtërną rajil mù drëch, ten niech ùpatrzi so, gdze téater mdze wëstôwiony, ë niech na niegò nëkô. Żëczã wiele smiéchù. Artikel je napisóny w bëlacczim zorce kaszëbiznë, jistno jak dokôz na binã, ò chtërnym òpòwiôdô. POMERANIA Môj 2015 29 gòspòdarka Kaszëbi nôlepszi w Eùropie Kòle 300 projektów z cali eùropejsczi ùnie ë nôlepszé są òczëwistno te z Kaszëb. Przedstôwcowie wszëtczich Môlowëch Rëbacczich Karnów z Eùropë spòtkelë sã w strëmiannikù w Brukselë. Gôdelë przede wszëtczim ò tim, jak òd 2007 rokù bëlë wëdôwóné ùnijné dëtczi na rozwij rëbaczeniégò. Jak mielë pòdczorchniãté – Eùropejsczi Rëbacczi Fùndusz mô przënioslé pòzytiwné rezultatë. Pioter Léssnawa Òb czas zetkaniô bëla téż prezentacjô tzw. „bëlnëch praktik”. To prawie tim môlowé rëbacczé karna z Kaszëb dobëlë nôwôżniészé wëprzédnienia Eùropejsczi Kòmisje. Wicy jak 300 rëbacczich karnów z ùnie mialo zrëchtowóné abò wspiarté kòl 10 tësąców projektów. Z tëch 42 bëlë wëbróné do prezentacje w Brukselë ë òbsądzoné przez ùczãstników kònferencje. Kùcharzenié z ikrą Nordowòkaszëbsczé Môlowé Rëbacczé Karno, jaczé dzejô w pùcczim pòwiece, ë Môlowé Rëbacczé Karno „Kaszëbë” z kartësczégò pòwiatu mielë zaprezentowóné pòspólny projekt pòd titlã „Kuchnia z ikrą”. To prawie nen bél nôlepszi, jeżlë jidze ò projektë spòlëznowé. Bél òn sczerowóny do ùczniów wë żig imnazjalnëch szkòlów gastrono micznëch ë pòkazëje drogã, jaką przechôdô rëba – òd zlowieniô jaż do grôpa. Chòdzëlo téż ò promòcjã pòmòrsczégò regionalnégò jestkù. W tim projekce nôwôżniészô bëla praktikã. Ùczniowie gastronomicznëch szkòlów z Somònina, Serakòjc, Przedkòwa, Pùcka, Klanina ë Wiôldżi Wsë ùczëlë sã m.jin. warzëc zupë, rëchtowac przegrizczi ë glówné dania. Zajãca prowadzëlë méstrowie ze Stowôrë Pòlsczich Kùcharzów – Krësz tof Szulbòrsczi, Kazmiérz Żólnowsczi ë Mariusz Gachewicz. 30 W warkòwniach, jaczé bëlë w rujanie i lëstopadnikù ùszlégò rokù (1. cykl), a pózni jesz w gòdnikù ë w stëcz nikù latoségò rokù (2. cykl), parlãczno ùdzél wzãno 60 sztëk mlodëch lëdzy. Òkróm tegò, że mlodzëzna naùczëla sã warzëc jestkù z rëbów, pòwsta téż ksążka z receptama wëmëszlonyma przez ùczniów ë jich méstrów. Retac kaszëbszczé jezora W dzélu tikającym sã strzodowiszcza ë ekòlogie nôlepszi w Brukselë òkôzôl sã projekt retowaniô jezorów ùdëtkòwiony przez rëbacczé karno „Bëtowsczé Pòjezerzé”. Jidze ò Aqua mar Water Purification – preparat òbmëszlony przez firmã Aquamar z Miastka. Je to preparat biologiczno aktiwny – dolmaczi Môrcën Marczińsczi. Wprowôdzómë gò w dno wòdnëch zbiérników ë tej zaczinô sã jich mineralizacjô na taczi ôrt, jaczi nie brëkùje tlenu z wòdë. Dzãka naji metodze zwikszô sã wielëna lëftu w jezorach, w calim zbiérnikù – òd dna jaż do pòwierzchnie. Dzeje sã tak nawetka w przëtrôfkù baro zanieczëszczonëch jezorów, dze lëft kuńczil sã niżi trzecégò métra. Tam zaczinala sã miartwô strefa. W taczich wòdach ni mògą żëc rëbë, bò miast lëftu je tam sarkòwòdórk. Pò ùżëcym metodë firmë Aqua mar w taczich môlach zaczinają sã Przedstôwcowie LGR-ów w Brukselë. Òdj. ze zbiérów Nordowòkaszëbsczégò Môlowégò Rëbacczégò Karna POMERANIA MAJ 2015 gòspòdarka Ùczãstnicë projektu „Kuchnia z ikrą”. Òdj. ze zbiérów Nordowòkaszëbsczégò Môlowégò Rëbacczégò Karna pòk azowac òrganizmë bentosowé, jaczé są kôrmą dlô rëbów. A że preparat dzejô – widzec je chòcle w gminie Tëchómie nad jezorã Naleton. Mielë jesmë tam zastosowóné najã metodã – gôdô Marczińsczi. Dzãka temù pH wòdë pòdnioslo sã z wnet kwasowégò do 7, to je do nôtëralny niwiznë. Lëft je terô w calim slupie wòdë. Pòprawila sã téż widocznosc. Donëchczôs metoda firmë Aquamar òstala ùżëtô w wicy jak 10 jezorach – nié blós w Pòlsce. Wiedno skùtk bél pòzytiwny. Ale jak pòdczorchiwô Marczińsczi – dzejanié preparatu zanôlégô òd tegò, jak baro zanieczëszczoné je jezoro. Terô firma Aquamar chce zabédowac swój projekt m.jin. gminóm ë Pòlsczémù Wãdkarsczémù Związkòwi, jaczé przede wszëtczim są miéwcama jezór. Je to prosto pòtrzébné, bò jezora w Pòlsce ë na POMERANIA Môj 2015 Kaszëbach są w baro lëchim stónie. Jezora na Kaszëbach radzëlë so baro dobrze, pòkąd na szerok skalã nie weszla do ùżëtkù chemiô gburskô ë przemislowô, jakô mia zniszczoné nôtërné systemë òchronë jezorów. Òd czasów przemislowi rewòlucje jezora robią sã corôzka to starszé. Retowanié jezór nie je równak tóni, bò bédënk firmë Aquamar kòsztëje kòl 10 tesący zlotëch za hektar jezora. Ale donëchczasné metodë bëlë nawetka 10 razy drogszé. Wôrt jesz dodac, że projektã z Miastka je zainteresowóné Nôrodné Centrum Badérowań ë Rozwiju z Warszawë. Spôdkòwizna Gôdającë ò firmie Aquamar ë ji ùdbie na retowanié jezorów, ni mòże zabôczëc ò ji ùtwórcë – Andrisu Marczińsczim, jaczi ùmar rok temù. Z Miastkã ë òkò lim bél związóny òd kùńca lat 70., czej zacząn robòtã w Rëbacczim Gòs pòdarstwie. Pózni stwòrzil Aquamar ë zająn sã twòrzenim w Pòlsce rëbactwa strzódlądowégò ë òdtwôrzanim dżinącëch gatënków rëbów – na przëmiôr jesotra. Zajimôl sã tim téż za grańcama Pòlsczi – na Lëtwie ë w Biôlorusje. Jegò slédné wiôldżé dobëcé to prawie preparat do rekùltiwacje jezorów, jaczi dobél nôdgrodã w Brukselë. To téż z jegò inicjatiwë pòwstalo Môlowé Rëbacczé Karno „Bëtowsczé Pòjezerzé”, dzãka chtërnémù gminë z bëtowsczégò pòwiatu dostalë wiele ùnijnégò wspiarcô. Artikel je napisóny w bëlacczim zorce kaszëbiznë. 31 KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH ÙCZBA 43 Wëzgódczi RÓMAN DRZÉŻDŻÓN, DANUTA PIOCH Wëzgódka abò wëzgadło to pò pòlskù zagadka. Mòże téż rzec tãgódka. Kaszëbi baro lubią rozmajité wëzgódczi, òsoblëwie ne żëdowsczé wëzgódczi, tj. takie, których nie można odgadnąć. Cwiczënk 1 Przeczëtôj gôdkã i przełożë jã na pòlsczi jãzëk. Wëzwëskôj do te słowôrz kaszëbskò-pòlsczi. (Przeczytaj rozmowę i przetłumacz ją na język polski. Wykorzystaj do tego słownik kaszubsko-polski). – Witôj mój zamëszlony drëchù. – Bóg zapłac. – Jô ce nalôzł mëszlącégò! Mògã sã cebie co spëtac? – Pëtôj, jak mùszisz mëszlącémù człowiekòwi przerëwac. – Kòmùż të co dzéń gãbë dôwôsz? – Co të jes taczi zainteresowóny? Biôj mie lóz, cëż cebie do tegò! – Rãcznikòwi! Ale jô ce móm zrobioné! – Je z cebie ale frańt! Czej të jes taczi mądri, tej rzeczë mie, czedë głëpc je nômądrzészi? –? – Czej môłczi, jistno jak të terôzka. – Dożdżë, dożdżë, jô móm dlô ce wëzgódkã, jaczi të nie wëzgòdniesz: Chto wszëtkò czëje a nick nie gôdô? – Mądri? – Ùszë! Żlë ò ùszach më gôdómë, tej wëzgòdnij to: Chto ni mô pëska, a grëze? – Prawie to jô znajã: żgôwka. – Në wejle, jô mëslôł, że të nie wëzgòdniesz. – Terô jô móm cos dlô ce: Lëdzóm pòmôgô, jak le mòże, a jednak lëdze sã gò bòją. – Nie wiém. – Doktór. – Jenë jo, dobrze, że të mie przëbôcził. Jô doch jem ùgôdóny do zãbiôrza. Mùszã nëkac. – Dożdżë, mie sã prawie jedna wëzgódka przëbôcza ò dzurach: Dzura kòl dzurë, a trzimie. – Zãbë? – Jadra…, chòc żlë jidze ò twój gëbis, to mòże môsz dobrze wëzgòdłé. – A czemù të môsz dëmiącé ùszë? – Bò rozmiejã bëlno na placu zmëszlac! – Jo, jô móm ò tim czëté! 32 Cwiczënk 2 W teksce są zaznaczoné taczé kònstrukcje (w tekście zaznaczono następujące konstrukcje): zamëszlony, nalôzł mëszlącégò, mëszlącémù człowiekòwi, zainteresowóny, móm zrobioné, jem ùgôdóny, môsz wëzgòdłé, dëmiącé, móm czëté. Zadôj pëtania do słów zapisónëch tłëstim drëkã. Ò jaczi dzél mòwë pitómë taczima pëtaniama? (Zadaj pytania do słów zapisanych drukiem tłustym. O którą część mowy pytamy przy użyciu takich pytań?). Òd jaczégò dzéla mòwë słowa zaznaczoné tłëstim drëkã pòchôdają? (Od której części mowy pochodzą słowa wytłuszczone?). Bôczënk: słowa, ò jaczé pitómë jak ò znankòwnik, a pòchôdają òd czasnika, zwiemë znankòwni kòwima mionoczasnikama. (Uwaga: słowa, o które pytamy jak o przymiotnik, a pochodzą od czasownika, nazywamy imiesłowami przymiotnikowymi). Wëbierzë z tekstu czasniczi i zapiszë je jakno znan kòwnikòwé mionoczasniczi (wybierz z tekstu czasowniki i zapisz je jako imiesłowy przymiotnikowe), np. witôj – witający, witóny. Bôczënk: znankòwnikòwé mionoczasniczi mają w nazéwôczu kùnôszczi: -ący, -ącô, -ącé (czinny); -ti, -tô, -té, -ny, -nô, -né, -ony, -onô, -oné, -óny, -ónô, -óné (bierny). Wszëtczé je mòże òdmieniwac jak znankòwnik: przez przëpôdczi, lëczbë i ôrtë. (Uwaga: imiesłowy przymiotnikowe mają w mianowniku końcówki (...). Wszystkie z nich można odmieniać jak przymiotnik: przez przypadki, liczby i rodzaje). POMERANIA MAJ 2015 KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH Cwiczënk 3 Jaczi malôrz malëje nôchùtczi? Chto rozmieje i pòtrafi gadac wszëtczima jãzëkama swiata? Chto w zëmie je gòłi, a w lece òblokłi? Jaczi mùzykańt mô nôwikszą trąbã? 1) są òkresleniama (to je przëdôwkama), np. mëszlącémù człowiekòwi; 2) pòmôgają twòrzëc ùszłi czas òpisowi (wëpòmòżné słowò miec + znankòwnikòwi mionoczasnik bierny), np. môsz wëzgòdłé; 3) mògą bëc dzélã nasebnégò ùstôwù (wëpòmòżné słowò bëc + znankòwnikòwi mionoczasnik bierny), np. jem ùgôdóny. (Imiesłowy przymiotnikowe spełniają w zdaniach różne funkcje: 1) są określeniami (tzn. przydawkami)… 2) pomagają tworzyć czas przeszły opisowy [słowo posiłkowe miec + imiesłów przymiotnikowy bierny] 3) mogą być częścią strony biernej [słowo posiłkowe bëc + imiesłów przymiotnikowy bierny]). [jigła, drzéwiã, słoń, pòmión, taska, lód] Pòklasyfikùj wedle wëżi pòdónégo mòdła wszëtczé pòd sztrëchniãté w teksce kònstrukcje. (Poklasyfikuj zgodnie z podanym wyżej zestawieniem wszystkie podkreślone w dialogu konstrukcje). Cwiczënk 4 W kôrbiónce je gôdka ò mądrim i głupim. (W rozmowie jest mowa o mądrym i głupim). * Synonimë do słowa mądri są taczé (do słowa mądry są takie synonimy): rozëmny, òbmëslny, mądrzéla, mądrala. Widzec z tegò zestôwkù, że mòżemë te słowa czasã traktowac na dwa ôrtë: jak jistniczi abò jak znankòwniczi (z tego zestawienia wynika, że niekiedy możemy te wyrazy traktować na dwa sposoby: jako rzeczowniki lub przymiotniki). * Synonimë do słowa głupi (w jistnikòwim znaczenim) są taczé (synonimy do słowa głupi [w znaczeniu rzeczownikowym] są następujące): głupk, głëpisz, głëpc, glëpéra. Ùłożë zdania z wëbrónyma słowama. Ùżij w nich słowiznë w jistnikòwim i znankòwnikòwim znaczenim). (Ułóż zdania z wybranymi słowami. Użyj w nich słownictwa w rzeczownikowym i przymiotnikowym znaczeniu). Cwiczënk 5 W teksce je gôdka ò wëzgódkach. Nalézë je i głosno òdczëtôj. Dodôj téż do nich jich bëlné òdpòwiescë. (W tekście jest mowa o zagadkach. Znajdź je i głośno odczytaj. Dodaj też do nich poprawne odpowiedzi). Przeczëtôj jiné wëzgódczi. Z pòdónëch pòd nima słów wëbierzë bëlną òdpòwiésc. (Przeczytaj inne zagadki. Z podanych pod nimi słów wybierz prawidłową odpowiedź). Chòc ni mô gãbë ani rãk, sama pije i jinëch pòji. Ni mô rãków, a szëje. POMERANIA Môj 2015 Cwiczënk 6 Z pòdónëch w dialogù wëzgódków zapiszë tã, w jaczi nalazło sã słowò ùjimno (pejoratiwno) nacé chòwóné. Nalézë w słowarzu wszëtczé synonimë do słowa gãba. Zapiszë je z pòdzélã na zdrobnienia, zgrëbienia i słowa neùtralné. Zapiszë synonimë słów: òczë, włosë, noga, rãka. Pòdzelë je na zdrobnienia, zgrëbienia i słowa neùtralné. Cwiczënk 7 Przeczëtôj rimòwóné wëzgódczi i rzeczë, ò czim je w nich mòwa. Rozrzeszenié nalézesz na kùńcu, przed słowôrzkã. (Przeczytaj rymowane zagadki i powiedz, o czym jest w nich mowa. Rozwiązanie znajdziesz na końcu, przed słowniczkiem). Mô pùch i pióra, a nie je ptôch, mô cało i dëszã, a nie je człowiek, mô szesc nóg, a nie je żóden zwiérz. Zgòdnij, chłopie, żelë wiész. Mô na brzuszkù kòżëch na kòżuszkù, a jednak w òstri zëmie mrozu nie przetrzimie. Na jedny nodze stoji w lese, dzéwczã gò w kòszu do chëczë niese. Nie grëze, chòc mô zãbë, le wszëtkò przewrôcô na rãbë. Serce ze stôlë mô ten pón, piãkny i głosny jegò tón, a lëdze zwią gò… Wiedno z tobą razã jidze i przë jednym stoji widze, stoji, stoji, sã nie bòji. Co të zbrojisz, òna broji. Zdrój: Piãtów Tóna, Òrzechë do ùcechë abò pół tësąca kaszëbsczich zagôdek, Gdańsk 1956 [Łóżkò ze spiącym, cëbùla, grzib, grzebiéń, zwón, céniô] SŁOWÔRZK Czëtôj wiadło (przeczytaj informację): Znankòwnikòwé mionoczasniczi spełniwają w zdaniach rozmajité fùnkcje: jistno – tak samo; môłczec – milczeć; nôchùtczi – najszybciej; pòmión – echo; szpégel – lustro; zãbiôrz – dentysta; zdrzadło – lustro; żgôwka – pokrzywa 33 Gdańsk mniej znany Wodne wrota miasta Po sezonowej przerwie Muzeum Historyczne Miasta Gdańska zaprasza do zwiedzania Twierdzy Wisłoujście. Sprawdzamy, kto jeszcze, prócz zabytków, budzi się tu do życia. Marta Szagżdowicz Nie nad ujściem Gdańskie Wisłoujście należy administracyjnie do osiedla Przeróbka. Ale nasz spacer zaczynamy na ulicy Starowiślnej w Nowym Porcie, w pobliżu przeprawy promowej. Stąd, z lewego brzegu rzeki rozciąga się najpiękniejszy widok na Twierdzę Wisłoujście. Niegdyś to właśnie w tym miejscu Wisła uchodziła do Zatoki Gdańskiej. Z biegiem lat z nanosów rzeki utworzyła się wyspa. W XIX wieku władze zdecydowały połączyć ją z lądem i w ten sposób powstał półwysep Westerplatte. I choć ujście rzeki oddaliło się od pierwotnego aż za cypel Westerplatte, to jednak nazwa Wisłoujście przetrwała. Pierwszy raz wzmiankowana była już w XIV wieku. Od czasów średniowiecznych wejścia do portu chroniła wodna strażnica z latarnią. W pobliżu powstała też osada, gdzie mieszkał urzędnik zwany mundemajstrem (od niemieckiego słowa Mündung oznaczającego ujście). Nad torem wodnym i jego głębokością czuwali też dwaj rajcy – panowie palowi. Byli tak nazywani z powodu opłaty palowej, którą musiał uiszczać każdy cumujący w Gdańsku statek. Twierdza By zdobyć twierdzę, skorzystajmy z przeprawy promowej, a następnie skierujmy się w lewo. Twierdza była wielokrotnie przebudowywana, ale swój kształt zawdzięcza przede wszystkim Antoniemu van Obberghenowi i Hansowi von Lindau. Zbudowali jedyną w Polsce wodną fortecę, która nigdy nie została zdobyta, choć wiele razy kapitulowała. Na wzór fortyfikacji włoskich budowniczy wznieśli tzw. Fort Carré – na planie kwadratu rozmieszczono cztery bastiony 34 z kazamatami i działobitniami. Najlepiej to widać po wejściu na szczyt wieży, gdzie z wysokości 23 metrów można podziwiać całe założenie, a także Nowy Port, Letnicę i Zatokę Gdańską. W XIX stuleciu, gdy Twierdza straciła na strategicznym znaczeniu, pełniła funkcję więzienia. Po powstaniu listopadowym władze pruskie przetrzymywały w niej polskich oficerów i żołnierzy. Obiekt w okresie Wolnego Miasta Gdańska udostępniony był klubom żeglarskim. Po II wojnie światowej zniszczony zabytek długo nie mógł się doczekać zainteresowania. Konserwacja rozpoczęła się dopiero po 1989 roku, a badania trwają do dziś. Od czterech lat Muzeum Historyczne Miasta Gdańska organizuje w okresie letnim plenerową imprezę „Bitwa Morska”. Twierdza Wisłoujście jest główną bohaterką tej historycznej inscenizacji, podczas której odgrywana jest scena odparcia wrogich jednostek morskich. Zimowi goście Choć Twierdza wydaje się opustoszała, ma swoich stałych mieszkańców… Szczególnie w okresie zimowym miejsca strzegą nietoperze. W zakamarkach zabytku zarejestrowano w 2005 roku rekordową obecność ponad 300 osobników. Ceglane podziemia, kanały i fosy tworzą idealne warunki dla tych ssaków na przetrwanie okresu, w którym nie byłyby w stanie zdobyć pożywienia. Wisłoujście to jedno z największych zimowisk nocka łydkowłosego i nocka dużego – największego gatunku nietoperzy. Zwierzęta te wybierają sobie spokojne miejsca, by zapaść w stan hibernacji. Oszczędzają energię poprzez regulację temperatury ciała, ale i spowolnienie oddechu oraz tętna. W czasie hibernacji osiąga ono u nocka dużego do 80 uderzeń na minutę – jedenaście razy mniej niż podczas lotu. Teren Twierdzy Wisłoujście z uwagi na obecność nietoperzy wpisany został na listę obszarów chronionych Natura 2000. To regulowana przez Unię Europejską najmłodsza prawna forma ochrony przyrody w Polsce, która wprowadzona została w 2004 roku. Fot. M.S. POMERANIA MAJ 2015 Dzień Jedności Kaszubów w Senacie W Senacie Rzeczypospolitej Polskiej 18 marca 2015 roku odbyło się uroczyste posiedzenie Kaszubskiego Zespołu Parlamentarnego pod przewodnictwem senatora Kazimierza Kleiny. W gronie znamienitych uczestników świętowano Dzień Jedności Kaszubów – na pamiątkę pierwszej historycznej wzmianki o Kaszubach w naszych dziejach. Przewodniczący Kaszubskiego Zespołu Parlamentarnego senator Kazimierz Kleina pięknie przywitał wszystkich znamienitych gości Dnia Jedności Kaszubów w Senacie. Obok grupy posłów i senatorów oraz oddziału warszawskiego ZKP, w sposób szczególny przywitał Marszałka Senatu RP Bogdana Borusewicza i konstytucyjnego Ministra Środowiska Macieja Grabowskiego. Łącznie w spotkaniu uczestniczyło 50 osób. W słowie wstępnym senator Kazimierz Kleina przypomniał znaczenie pierwszej historycznej wzmianki o Kaszubach. Została ona zapisana w bulli papieża Grzegorza IX pod datą 19 marca 1238 roku. W dokumencie tym książę Bogusław I został nazwany księciem Kaszub (duce Cassubie). W tym okresie centrum kaszubszczyzny znajdowało się na Pomorzu Zachodnim. Niestety, z czasem zostało ono zgermanizowane. Senator K. Kleina określił Pomorze Zachodnie jako „pierwotną siedzibę Kaszub”. Jak zauważył senator, warto o tym i dzisiaj pamiętać. Przewodniczący Kaszubskiego Zespołu Parlamentarnego przywołał dobrodziejstwo obowiązującej od ponad 10 lat ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym, podkreślił, że współcześnie blisko 20 tysięcy dzieci i młodzieży korzysta z nauki języka kaszubskiego, oczywiście głównie na Pomorzu Gdańskim. Senator postawił też pytanie, na ile efektywnie wydawane są te pieniądze publiczne. Następnie zebrani wysłuchali pięknego koncertu w wykonaniu Pawła Ruszkowskiego, rodem z Kościerzyny. Były strofy kaszubskie, piękno poezji i własna oryginalna muzyka. Dzień Jedności Kaszubów w Senacie jak zwykle obchodzono bardzo uroczyście. Duża w tym zasługa Kaszubskiego Zespołu Parlamentarnego oraz duża w tym rola i aktywność stołecznego oddziału ZKP. Warto zauważyć, że jego członkowie pełnią często wysokie stanowiska w administracji rządowej i nauce polskiej. Zwyczajowo spotkania w Senacie RP mają świąteczny charakter. Przy kawie i „małym co nieco” długo i bardzo przyjaźnie rozmawiano. O czym, jako poseł Ziemi Pomorskiej, osobiście poświadczam. Jan Kulas Fot. M. Bławdziewicz i D. Wojucka POMERANIA Môj 2015 Gala konkursu „Miejsca kultu na Kaszubach” W naszej szkole Dzień Jedności Kaszubów był w tym roku wyjątkowym świętem. Już w listopadzie 2014 roku ogłoszono konkurs plastyczny mający na celu propagowanie miejsc kultu na Kaszubach, którego rozstrzygnięcie zaplanowano na ten ważny dzień. Odzew był ogromny, szczególnie jeśli się weźmie pod uwagę fakt, że to pierwsza edycja konkursu, nadeszły bowiem 54 prace z 8 szkół: w Pobłociu, Bierkowie, Szczypkowicach, Luzinie, Skórowie, Warcinie, Łupawie i Potęgowie. Tematem prac – szkiców, wyklejanek, dzieł wykonanych farbkami i kredkami oraz form przestrzennych – zgodnie z regulaminem były kościoły, kapliczki i inne miejsca kultu w naszej okolicy. 26 marca w naszej placówce, czyli Zespole Szkół w Potęgowie, zorganizowana została gala wręczenia nagród oraz wystawa prac konkursowych. Była to również okazja do świętowania Dnia Jedności Kaszubów. W kategorii klas I–III jury pierwsze miejsce przyznało Agnieszce Wencie ze Szkoły Podstawowej (SP) w Pobłociu, drugie Sewerynowi Firowi ze SP w Skórowie, a trzecie – Dawidowi Zganiaczowi i Karolowi Dwulitowi ze SP w Potęgowie (za pracę wykonaną wspólnie). Wyróżnienia w tej kategorii zdobyli Hieronim Wenta ze SP w Potęgowie, Kinga Barna ze SP w Szczypkowicach i Monika Zawadzka ze SP w Skórowie . W kategorii klas IV–VI zwyciężył Filip Siniawski ze Szkoły Podstawowej w Potęgowie, drugie miejsce ex aequo zajęły Wiktoria Celban z tejże szkoły oraz Weronika Renka ze SP w Łupawie. Trzecie miejsce przyznano Joannie Wietrzyńskiej ze SP w Bierkowie. Wyróżnienia w tej kategorii otrzymały Maria Treder ze SP w Skórowie, Magdalena Wietrzyńska ze SP w Bierkowie i Kacper Ślusarski ze SP w Warcinie. W kategorii klas I–III gimnazjum pierwsze miejsce zajęła Anna Kotłowska z Gimnazjum w Potęgowie, a drugie (za pracę wykonaną wspólnie) przyznano Alicji Klasie i Dominice Barzowskiej z tej samej szkoły. Dyrektor naszej szkoły p. Leszek Domaszk, wręczając dyplomy, powiedział 35 LISTY m.in., że w ramach nagrody wszyscy laureaci konkursu w kwietniu wezmą udział w wycieczce „Śladami Kaszubów w Gdańsku” zorganizowanej we współpracy ze Zrzeszeniem Kaszubsko-Pomorskim. Dodatkowym prezentem dla laureatów pierwszych miejsc w każdej kategorii jest roczna prenumerata miesięcznika „Pomerania. Przemawiający podczas gali proboszcz parafii Skórowo ks. Waldemar Pielecki podkreślał związki Kaszubów z ziemią i wiarą swoich ojców. Gościem specjalnym uroczystości była emerytowana nauczycielka naszej szkoły oraz malarka, pani Anna Dajnowicz, która poprowadziła warsztaty malowania pisanek. (…) Dziękujemy wszystkim uczniom i ich nauczycielom za wykonane prace. Gratulujemy laureatom. Do ùzdrzeniô za rok! Barbara Kochańska i Magdalena Tracewicz DJK (sã) wëpôlił DJK je fejrowóny òd 2003 rokù, tej ju 2 lata nazôd miało swój jubileùsz i më mòżemë rzec, że ten dzéń to je ju na wiedno wpisónô tradicjô. Baro dobrze, że sã ùdało stwòrzëc cos, wkół czegò Kaszëbi sã schôdają i są bùszny. Widzec sã téż mòże pòzwa „Dzéń Jednotë”. Mòże pòdéńc do cëzégò i z ùsmiéwkã „wszëtczégò bëlnégò” rzec – më mómë zwëk z ti leżnoscë so żëczbë składac, co je fejn alternatiwą do patrijotnëch ùroczëznów, na jaczich miast żëcznëch słowów sã czëje żôl, niezgarã i zgardã. Jô mëszlã, że tak ùsrąbioné swiãto je ju na tëli dozdrzeniałé, że spòkójno mòże wińc bùten mùrów kòscołów i szkòłów, w jaczich sã òdbiwają przédné ùroczëznë. Dzéń Jednotë Kaszëbów je òdswiãtny w najich chëczach, karczmach, placach, dze wëchôdómë sã ceszëc zymkòwim lëftã. Mój pierszi Dzéń Jednotë, na jaczi jô béł jachóny fejrowac, to bëło Bëtowò, 2009 rok. Tedë jô – młodi nié leno całã, le téż stażã w kaszëbsczi rësznoce, z ùczerënkòwóną, chòc jesz niéskristalizowóną juwernotą, bùszno szedł jem pòkazac całémù swiatu, że Kashubian still alive!, jak chtos na pierszich edicjach 36 swiãta miôł na transpareńce wëpisóné. Mszô pò kaszëbskù – nié mòja pierszô, le dërch tedë dlô mie nowina, jidzenié z fanama, spiéwanié himnu, pòtkanié znónëch òd pôrã miesący drëchów, z chtërnyma ju tedë jô miôł narzeszoné łączbã, jaczi nie jem w sztãdze przërównac do niżódny drëdżi. Kùli jô tedë jesz rzeczi nie wiedzôł... Jô nierôz bë chcôł bëc zôs Kaszëbą, jaczi je gwës, że swiat na rãbë wëwrócy, ale kaszëbiznã ùretô! Ten DJK béł dlô mie baro jednotowi – na binie mógł widzec tradicjowi fòlklor i punkòwé zwãczi, Kaszëbów i drëchów Ùkrajińców ë Szlązaków, bëłë spiéwóné òbadwa kaszëbsczé himnë – żebë wrócył ten czas... Dzysô to, co òstało, to firmòwé merczi rozegracje: turniér baszczi i bicé rekòrdu w równoczasny jigrze na akòrdionach. Terô przédnô rozegracjô Dnia Jednotë to je, szlachùjąco za Zjazdama, rëszné wëdarzenié. Latos bëło w Sëlëczënie. Towarził mie ten smùtk, że môl to je jedurnô rzecz, jakô apartni gò òd Dnia Jednotë w Serakòjcach. Jidze sã kòl stojiszczów z ksążkama i lëdowima wërobinama, czëje sã przëwitanié, diôbelsczé skrzëpice, baszkarzów i akòrdionë. Òdhôkniãté, mòże dodóm jachac. Damrockersów më na DJK nie ùczëjemë, bò jich terô ni ma, le mùzykańtów, co grają rozmajité zortë terôczasny rozriwkòwi mùzyczi, je tëli, że bë pòłowã czasu zajimnąc mòglë. Zaspiéwanié jesz jednégò himnu bë nikògò nie zabiło. Zrobienié czegòs, czegò jesz nie bëło, bë przëcygnało, a nié òdnëkało. Jô mëszlã, że sama deja przédnégò placu fejrowaniô përznã nikwi to, czim bë no swiãto mia bëc. Dzéń Jednotë nie znaczi, że mùszimë sã w jeden plac zjachac, le żebë pòdzeloné strzodowiszcza so przëbôczëłë sebie nawzôjno i w pôrã żëcznëch słowach spróbòwałë zblëżëc sã dlô dobra tatczëznë. Żebë w rozmajitëch placach pamiãtelë ò tim, że Kaszëbi mają swòjã pòdmiotowòsc i to nie je zbiér administracjowëch jednostków, le całownota, jakô za swòjã przińdnotã òdpòwiôdô. Baro pòzytiwną akcją je to, co mô zrobioné Kaszëbskô Jednota, hewòle mają przërëchtowóné kòmùnikatë we wejrowsczich aùtobùsach pò kaszëbskù, jaczé z ti leżnoscë bëłë pùszcziwóné. Dzãka temù akcjô trôfiô do wikszégò karna lëdzy jak ti, co kòżdi rok jadą pòtkac drëchów, chtërny téż kòżdi rok jadą. To nie znaczi, że tak cos sygnie. Nama je nót żëwëch pòtkaniów, nié jednorazowëch kòmùnikatów. Tuwò jô bë równak béł za decentralizacją swiãta. Dlô mie nôlepszim Dniã Jednotë béł nen w 2012 rokù, jak jô ùdzél brôł w zrobienim na wejrowsczim rënkù czôrno-złotégò serca z balónów, jaczé trzimałë dzecë, co sã kaszëbsczégò ùczą, ale téż jiny chãtny do fejrowaniô lëdze. Pózni më w karnie znajómków do karczmë szlë, jakô na tã leżnosc bëła wëstrojonô w naje farwë, z głosników to dało naje sztëczczi, a nawetka barmón sã òkôzôł bëc gitarowim wirtuozã, jaczi cos na tã leżnosc przërëchtowôł. I efektã tegò bëło wiôldżé zajinteresowanié jinëch przëszłëch do karczmë. Wëpitiwelë sã ò leżnosc fejrowaniô, zwierziwelë sã, że bëlë wëjachóny i ò kaszëbiznie mielë wnet zabëté, bëło widzec prôwdzëwé emòcje, wzrëszenié i to, ò co w całim 19 strëmiannika jidze – dëcha jednotë. To bë dobrze bëło, żebë më tą pòzy tiwną kaszëbizną zarażiwelë lëdzy wkół se, w swòjich môłëch strzodowiszczach, a nié na zalach, dze sóm fakt przińdzeniô òznôczô, że negò kògòs zachãcywac nie je nót. Kùńc kùńców to bë bëło dobrze, żebë më przestelë kaszëbiznã na kòżdim krokù deklarowac, a zaczãlë nią żëc. Adóm Hébel Òdj. J. Bògdan POMERANIA MAJ 2015 LISTY/ Kaszëbsczi Institut Z Pruszcza Dawno nie widziałam równie radosnego i ciekawego widowiska, jak to, które w Szkole Podstawowej nr 3 w Pruszczu Gdańskim z okazji Dnia Jedności Kaszubów przygotowały nauczycielki Bożena Fuhrmann i Elżbieta Śliwińska (obie są Kaszubkami). Były wiersze, piosenki i gadki po kaszubsku. Cała szkoła obejrzała występ, a uczniowie na pewno zapamiętają legendę o stworzeniu Kaszub, którą opowiadali z przejęciem Emilka Fiuk, Gabryś Fiuk i Szymon Jabłoński. Przed występem młodzi artyści, nieco stremowani, czekali za kulisami, czyli w klasie, gdzie zwykle odbywa się nauka języka kaszubskiego. Jeszcze ostatnie poprawki stroju, przepytywanie z tekstu i za chwilę wyjdą na scenę. Spytaliśmy ucznia szóstej klasy Filipa Ortmana, dlaczego z takim zapałem uczy się języka kaszubskiego. Ponieważ dzięki temu mogę odkrywać swoje korzenie, prawie cała moja rodzina pochodzi z Kaszub, z okolic Wiela – odpowiedział Filip. Kaszubskich korzeni nie mają Franciszek i Kalina Michallek. Nie pochodzimy z tych stron, ale fascynuje nas kultura regionu – przyznaje ich mama Justyna. – Dlatego chcieliśmy przybliżyć ją naszym dzieciom. Te zajęcia to nie tylko nauka języka, ale też odwiedzanie ciekawych miejsc związanych z kaszubszczyzną. Dzięki temu dzieci poznają tę kulturę, będą miały do niej bliżej i odnajdą się w lokalnej rzeczywistości. Pani Bożena Fuhrmann tak ciekawie prowadzi naukę języka kaszubskiego, że nasze dzieci są wręcz zafascynowane kaszubszczyzną. Franek Michallek był najmłodszym aktorem widowiska, na scenie pojawił się z Purtkiem (kaszubskim diabłem). Wszystkich widzów rozbawiła pyskata Kaszubka, w pięknym stroju. Kiedy tak ubraną zobaczyli mnie uczniowie, powiedzieli: „Pani wygląda jak sprzedawaczka jajek” – uśmiecha się Bożena Fuhrmann. – Nasi uczniowie znają coraz więcej kaszubskich słów i już nieźle radzą sobie z pisownią, choć jest ona wyjątkowo trudna. Żëczimë brzadnégò dzejaniégò! W łżëkwiace òstałë wëbróné wëszëznë Kaszëbsczégò Institutu. Nowim przé dnikã je terô prof. Cezari Òbracht-Prondzyńsczi. Zastąpił òn prof. Józefa Bòrzëszkòwsczégò, jaczi béł przédnikã KI òd samégò zôczątkù, to je òd pierszégò walnégò zéńdzeniô w gromicznikù 1997 rokù (założeniowé zéńdzenié òdbëło sã w lëstopadnikù 1996), przez szesc kadencji. Nowi prezes téż dzejôł w Instituce òd tegò rokù. Do 2009 rokù béł sekretérą, a pózni wiceprzédnikã. Zastãpiôczką prof. C. Òbracht-Prondzyńsczégò òstała dr Miłosława Bòrzëszkòwskô-Szewczik, skarbnikã dr Katarzëna Kùlikòwskô, sekretérą dr Tomôsz Rembalsczi. Nôleżnikama Zarządu są w ti kadencje: prof. dr hab. Józef Bòrzëszkòwsczi (òb czas łżëkwiatowégò zéńdzeniô jednomëslno òstôł mù przëznóny titel Hònornégò Przédnika Kaszëbsczégò Institutu), prof. dr hab. Daniél Kalinowsczi, dr Justina Pòmierskô. Nowim wëszëznóm żëczimë brzad négò dzejaniégò. Zachãcywómë najich Czëtińców do przeczëtaniô pùblikacji Instytut Kaszubski. Działalność od kwietnia 2012 do marca 2015 roku. Przërëchtowelë jã C. Òbracht-Prondzyńsczi i Tomôsz Rembalsczi. Je to sprawòzdënk z robòtë KI w slédny kadencji. Bënë mómë m.jin. lëstã wszëtczich nôleżników, wëdôwiznowi brzôd i planë, przezérk nôùkòwëch kònferencjów, seminariów i sesjów òrganizowónëch przez Institut w òstatnëch latach. Je téż òpisënk zéńdzeniów w òbrëmienim Pòmòrsczi debatë ò kùlturze. To wôrtnô lektura nié leno dlô ùczałëch, jaczi bierzą ùdzél w dzejaniach Institutu. Całosc mòżna nalezc na starnie www.instytutkaszubski.pl. W przińdnym rokù Kaszëbsczi Institut bãdze swiãtowôł 20. roczëznã. Z ti leżnoscë téż w „Pomeranii” mdzemë pisac ò jegò historie, dobëcach i nôleżnikach. DM Òdj. ze zbiérów KI Grażyna Antoniewicz POMERANIA Môj 2015 37 wspomnienia Ku pamięci profesora Jerzego Sampa Tadeusz Linkner Kościół Mariacki w Gdańsku. Sobotnie zimowe przedpołudnie. Słońce. Na katafalku trumna okryta żałobną kaszubską flagą. Wokół palące się świece. Na sztaludze kolorowe zdjęcie wpatrzonego z uwagą w obiektyw tego, którego wśród nas już nie ma. To Górki Zachodnie, nad morzem. Byliśmy tam kiedyś i wtedy zrobiłem to zdjęcie [zamieściliśmy je na okładce kwietniowej „Pomeranii”]. Wiało niemiłosiernie, ale słońce już zapowiadało letnią pogodę. Kiedy wracaliśmy, przez leśną drogę przeszło dostojnie stado dzików – locha z młodymi i kilka odyńców. To jedno z takich wspomnień, które ginie wśród innych, kiedy wraca rzeczywistość. W pierwszej ławce rodzina, potem najbliżsi i wszyscy, którzy przyszli na to ostatnie spotkanie. Ludzi coraz więcej. Bocznym wejściem spiesznie zdążają do zakrystii kapłani i klerycy. Co raz podchodzi ktoś do trumny, klęka i po raz ostatni dotyka jej wieka. Wchodzą poczty sztandarowe Kaszubów i ustawiają się przy ołtarzu. Godzina jedenasta. Z zakrystii wychodzi istna procesja kapłanów, kleryków i ministrantów. Wśród nich dostrzegam księdza Leszka, który przyjechał z francuskiej parafii pożegnać męża swej siostry, a także tych kilku, których twarze mi są znane. Podchodzą do ołtarza i rozpoczyna się żałobna msza święta poświęcona zmarłemu Jerzemu Sampowi, celebrowana przez franciszkanina o. Tomasza Janka. Organy w świątynnym wnętrzu swoją melodyką i pogłosem nakazują skupienie, zlewając się dźwiękami ze śpiewem wiernych. Homilia. Słowo 38 księdza Zbigniewa Zielińskiego celnie oddaje dokonania profesora, którego książki o Gdańsku, Pomorzu i Kaszubach znane są tu każdemu. Bo któż nie czytał Legend gdańskich (1992), Gdańska prawie nieznanego (1993), Uczty stulecia (1994), Gdańskich dworów i pałaców (1998, 2009), Gdańskich legend nieznanych (2010) czy Gdańskiej kapsuły czasu (2014). To zaledwie niewielka cząstka książek Jerzego Sampa. Wszak bodaj pierwszy był tomik wierszy Cyrografy (1977), a potem Droga na sabat (1981), Smętek. Studium kreacji literackich (1984), antologia kaszubskich bajek w Zaklętej stegnie (1985), Z woli morza. Bałtyckie mitopeje (1987) czy Orunia. Historia-zabytki-kultura (1992) i Bedeker gdański (1994), a jeszcze trylogia: Miasto czterdziestu bram (1996, 2004), Miasto tysiąca tajemnic (1999), Miasto magicznych przestrzeni (2003). I oczywiście to nadal nie wszystko. Niemniej wiele z tych tytułów ks. Zieliński przypomni. Ponad pół godziny tej doskonale przygotowanej mowy zdaje się chwilą. Na koniec inny kapłan odczytuje słowo arcybiskupa Leszka Sławoja Głodzia. A potem ten chwytający za serce list syna, córki i żony do ojca i męża, który za życia do nich i do wnuków adresował swoje książki i gdańskie legendy, a teraz pozostało im już tylko napisać do Niego. Kiedy żałobne obrzędy się kończą, idąc za trumną, widzę wszystkie ławki Mariackiego kościoła pełne. Podobnie na Cmentarzu Łostowickim, gdzie do kaplicy już nie mogę wejść. A potem ostatnie mowy przy grobie – dziekana Andrzeja Ceynowy, kierownika katedry Jana Ciechowicza i moje słowo do Jurka. Muszę je czytać, bo bez kartki nijak bym tego nie wykonał. A pomaga mi w tym wiatr, który szarpie kartką tak, jakby chciał mi ją wyrwać, paradoksalnie nakazując się skupić, by głos się nie załamał. Takich kłopotów nie miał mój poprzednik, a czytał z jeszcze większej karty. Czyżby to Jurek starał mi się pomóc? Tego mi już nie powie. Ostatni raz rozmawiałem z Nim przez komórkę, gdy leżał w warszawskim szpitalu. Było to kilka dni przed tym ostatecznym nieszczęściem. Kiedy się do niego dodzwoniłem, po raz pierwszy powiedział, że nie jest dobrze. Mówił cicho, z tak bolesnym wysiłkiem, że wymieniliśmy zaledwie kilka zdań. Na koniec usłyszałem, że gdy tylko poczuje się lepiej, to zadzwoni. Ale tego już się nie doczekałem! We wtorek rano dowiedziałem się, że zmarł w poniedziałek 16 lutego 2015 roku. I wtenczas uświadomiłem sobie, że ostały się już tylko wspomnienia! Chociaż w tym samym 1982 roku broniliśmy doktoratu i chociaż pracowaliśmy w tym samym Instytucie, to jednak poznaliśmy się dopiero po kilku latach. Jurek prowadził zajęcia z pomorzoznawstwa w inne dni niż ja z Młodej Polski, więc nie było nawet takiej okazji. Mijaliśmy się co prawda na korytarzach, bywaliśmy na wielu zebraniach, spotkaniach i konferencjach, ale to wszystko miało tylko służbowy charakter. Poznaliśmy się dzięki Jurka książkom. A tak naprawdę to dzięki tej jednej, kiedy to w osiemdziesiątych latach tamtego wieku zrecenzowałem w kilku znanych pismach Jurka Bałtyckie mitopeje. A potem już często spotykaliśmy się na gdańskiej starówce. Przesiadywaliśmy godzinami w zakolu Motławy, mając przed sobą przepiękną panoramę. Bywaliśmy na Długim Targu. POMERANIA MAJ 2015 wspomnienia Poznawałem dzięki Jurkowi wszelkie zaułki tego miasta, a nawet takie szczegóły, jak holenderskie kafle przy Złotej Bramie. Odwiedzałem też Jurka w Jego oruńskim mieszkaniu, gdzie nieraz czekały na mnie przyrządzone przez Niego rybne dania, które tak uwielbiał, a szczególnie zupę z węgorza. A szło się do Niego po rozchybotanych i trzeszczących schodach, które przypominały te w krakowskiej kamienicy prowadzące ongiś do pracowni Wyspiańskiego. Potem byliśmy w Kanadzie – w Toronto, Ottawie, na Kaszubach kanadyjskich. I nigdy tego nie zapomnę, jak nagrałeś dyktafonem naszą rozmowę w polskim konsulacie w Toronto, gdzie przez kilka dni nocowaliśmy, a potem, mówiąc, że w takich miejscach są przecież wszędzie podsłuchy, włączywszy tenże „podsłuch” w moim pokoju, wyszedłeś, a ja usłyszawszy swój głos, przestraszyłem się nie na żarty. W Oruni często bywaliśmy u naszego wspólnego przyjaciela, też Jurka. Tam Jerzy Samp od lat wynajmował garaż i chociaż to w samym mieście, jednak było tam jak na wsi. W zieleni starodrzewu, wśród krzewów i kwiatów, w tym niegdysiejszym ogrodnictwie już od wiosny przesiadywało się niczym na wiejskiej przyzbie do późnej nocy. I można by tak wspominać godzinami, ale widocznie zechciałeś, aby za dużo nie mówić, bo w jakiś niewytłumaczalny sposób zaginęły mi właśnie te spisane naprędce niegdysiejsze przypadki. Oczywiście wiem, że się odnajdą, ale widocznie teraz już tego dosyć! Z Jurkiem będę rozmawiał i wspominał tamte czasy jeszcze nie raz, ale przemówić nad jego grobem przyszło mi w tę sobotę [21 lutego 2015 r.] po raz ostatni. Pierwotnie moja mowa miała być dłuższa, ale kiedy już wcześniej powiedziano o Jurka studiach, pracy i współpracy z gdańskimi mediami, o tylu zasługach, o gdańskich kapitułach, medalach i nagrodach oraz o książkach, dla mnie jako ostatniego z uczelnianych mówców zostało już niewiele. Może to lepiej, bo mogłem mówić tylko od siebie! Ta mowa jest więc czymś w rodzaju podsumowania tego pro memoria. Profesor Jerzy Samp pisał wiele i kończąc jeden artykuł czy książkę, myślał już o następnych. I jak już powiedziałem, właśnie dzięki tym książkom się poznaliśmy. Recenzowałem kilka z nich i niektóre promowałem, jak chociażby tę o Oruni, w tamtejszym Domu Kultury, kiedy to sala była nabita po brzegi. Jurek uczył mnie Gdańska i był dla mnie po tym mieście najlepszym przewodnikiem. A po każdej takiej lekcji mnie egzaminował. Natomiast gdy się tylko spotkaliśmy, często zaczynał rozmowę od słów: „No mów!” Dzięki Tobie, Jurku, zamieszkałem na Oruni, gdzie tak często się spotykaliśmy i rozmawialiśmy. A kiedy coś pisałem i trzeba mi było znać jakiś gdański szczegół, zawsze mi pomagałeś. I to natychmiast! I tak było przez lata. Aż dopadło Cię to nieszczęście i wszystko tak nagle się skończyło. Wiele jednak ostało się w pamięci. Jak chociażby to zawołanie, którym kiedyś przywitałeś mojego czteroletniego wnuka: „Być albo nie być – oto jest pytanie!”, zawołanie, które tak dobrze zapamiętał, że jak tylko Cię widział, natychmiast to wykrzykiwał. A kiedy się dowiedział, że już Cię wśród nas nie ma, to chociaż minęło już osiem lat, jednak natychmiast sobie to powiedzenie z Hamleta odpomniał. Wiele będzie Cię, Jurku, przypominać. Natomiast Twoje dokonania i książki najbardziej. Pisałeś tak sugestywnie, że Twego słowa, syconego mądrością mitu i legendy, baśniokręgu i mitopei nie sposób zapomnieć. Dlatego w tej „gdańskiej kapsule czasu”, którą tak trafnie opisałeś, zająłeś już trwałe miejsce. Istniejesz w mojej i naszej pamięci, w każdym Twoim słowie i nie mogę powiedzieć „żegnaj”, a tylko „do widzenia”. Chociaż pochodząca z nadmorskich Kaszubów Twoja Matka na pewno powiedziałaby „Do ùzdrzeniô!”. Prof. J. Samp z autorem wspomnień (z przodu) w krokowskim zamku. Fot. z archiwum Christiana Sampa R E K L A M A POMERANIA Môj 2015 39 wspomnienia Jak wid mòrsczi blizë Iza bardzo źle się poczuła 1 listopada 1994 roku po powrocie z cmentarza na Srebrzysku, gdzie są groby jej rodziców. Kilka lat wcześniej przeszła zawał serca i była pewna, że czeka ją kolejny. Mówiła mi o tym, gdy po kilku dniach pojechałyśmy razem do jej chaty na Kaszubach, nie wspomniała tylko, że tego dnia napisała testament, w którym uczyniła mnie wykonawczynią swojej woli. Namówiła mnie na ten wyjazd, bo była piękna pogoda, a ona chciała uzgodnić z sąsiadem Andrzejem Napiórkowskim wiosenny plan przygotowania łazienki (kilka miesięcy wcześniej doprowadzono wodę na Dziewczą Górę, głównie dzięki jej staraniom), ja zaś chciałam jej opowiedzieć o wrażeniach z wycieczki do Grecji. Jak zwykle spacerowałyśmy po lesie, znalazłyśmy nawet kilka zapóźnionych grzybów i rozmawiałyśmy na różne tematy. Nie było już tego rozżalenia, które wylewało się z niej jeszcze w lecie z powodu różnych kaszubskich zaszłości, raczej pochłaniały ją plany na przyszły rok, te telewizyjne, wydawnicze, ale chyba przede wszystkim związane z remontem chaty. Iza – wydawało się już pogodzona z zaginięciem poprzedniego psa – co chwilę wołała Jokę, która ciągle znikała gdzieś w krzakach. Utkwił mi ten wyjazd w pamięci, bo to nasze ostatnie dłuższe spotkanie. Obie byłyśmy bardzo zajęte, więc później już tylko krótkie wizyty (ostatnia mniej więcej miesiąc przed jej śmiercią w moim nowym mieszkaniu w Gdyni, które kupiłam razem z obrazem przedstawiającym panoramę Kartuz, a że to miejsce bliskie jej sercu, więc przyjechała go zabrać), rozmowy telefoniczne i przypadkowe, a czasem też umówione spotkania w gdańskim ośrodku telewizyjnym. 40 Pelplin 1985 r. 18 kwietnia 1995 roku, w powielkanocny wtorek rano w redakcji „Gwiazdy Morza” odebrałam telefon od Kasi (ciotecznej siostrzenicy Izy), że jej ciotka miała kolejny zawał i znalazła się w nocy w Akademii Medycznej, a mnie prosi o kontakt i dokończenie za nią montażu magazynu „Rodna Zemia”. Natychmiast zjawiłam się w szpitalu, ale tylko na chwilę wpuszczono mnie na salę intensywnej terapii, gdzie Iza leżała pod kroplówkami i monitorem. Przekazała mi opis do montażu i prosiła, żebym zajrzała do Joki, którą zajęła się sąsiadka p. Degórska, podała też telefony do osób, które miałam zawiadomić o tym, że znalazła się w szpitalu. Po dwóch dniach przyjechałam zdać Izie relację. Przeniesiono ją już z sali intensywnej terapii, wyglądała znacznie lepiej, ale znów nie mogłyśmy dłużej porozmawiać, bo czekała na mnie taksówka, gdyż przygotowywałam dla Redakcji Polskiej Radia Szwedzkiego materiał o wybuchu w wieżowcu przy ul. Wojska Polskiego w Gdańsku i byłam umówiona z kobietą, której rodzice podczas niego zginęli. Opowiedziałam jej tylko trochę o tym tragicznym wydarzeniu, zapewniłam, że Joka ma się dobrze, a dokończenie montażu według jej precyzyjnego planu nie sprawiło mi problemu (bardzo pomocna okazała się montażystka Alicja Tomasik, którą Iza bardzo ceniła). Spisałam też to, co Iza prosiła, żeby jej przywieźć z domu, i obiecałam, że w niedzielę zostanę dłużej. W sobotę cały dzień miałam nagrania do cyklicznego programu o zwierzętach, który realizowałam dla TVG. W przerwie, wczesnym popołudniem przyjechałam do redakcji „Gwiazdy Morza”, gdzie dowiedziałam się, że dzwonił Wojciech Kiedrowski (zm. w 2011 r.) z informacją, że... Iza nie żyje. Zmarła poprzedniego dnia, tuż po mojej wizycie. To był szok, przecież wydawało się, że najgorsze ma już za sobą. POMERANIA MAJ 2015 wspomnienia Początek znajomości z Izabellą Trojanowską to gorący czas „Solidarności”. Widywałam ją wcześniej w Wydawnictwie Morskim, gdzie pracowałam, ale poznać się bliżej miałyśmy możliwość dopiero, gdy Lech Bądkowski – naczelny redaktor związkowego tygodnika „Samorządność” – jej zaproponował, żeby została jego zastępcą, a mnie kierowanie działem związkowym. I wcale nie był to dobry początek tylko przeszła na wcześniejszą emeryturę. W tym trudnym okresie szefowała Zrzeszeniu Kaszubsko-Pomorskiemu, ale też nieustannie interesowała się losem dziennikarzy „Samorządności”, którzy zostali bez pracy. Sama – właśnie za jej pośrednictwem – dostawałam do korekty „Pomeranię”, gdy tylko pismo zostało odwieszone. Organizowała ponadto u siebie we Wrzeszczu comiesięczne spotkania, na które przynosiliśmy rozmaite domowe specjały i rozprawialiśmy na różne tematy. Był to też okres ciężkiej choroby Lecha Bądkowskiego i to właśnie pomysłem Izy – gdy już zaszła taka potrzeba – były stałe dyżury przyjaciół przy jego łóżku. Czuwała nad tym od samego początku i jeśli tylko ktoś nie mógł się stawić w swoim stałym dniu, to dzwoniło się do niej i szukała zastępstwa. Uczyła mnie również, razem z Marysią Kowalewską (zm. w 2004 r.), robienia zastrzyków. Gdy pod koniec 1983 roku powstał dwutygodnik katolicki „Gwiazda Morza”, Iza służyła radą, pomocą, a w późniejszych latach bywała w sopockiej redakcji, a także pisywała o sprawach kaszubszczyzny. usunęłam). Nie sądzę, żeby to był tylko wyraz zachowania swoistego folkloru, bo przecież dokładała te obrazki, a to z Janem Pawłem II, a to z jakimś świętym. Planowała też postawić kapliczkę z figurą Chrystusa Frasobliwego na skrzyżowaniu dróg przed Dziewczą Górą. Wspominała, że ma odpowiednią rzeźbę, ale nie znalazł jej W. Kiedrowski, który po śmierci Izy przez pierwsze trzy tygodnie wraz z innymi osobami zajmował się likwidacją mieszkania. Nie sądzę jednak, żeby takich przedsięwzięć podejmowała się osoba, której sprawy wiary są obojętne. Wolę Izabelli wypełniliśmy rok po jej śmierci. W. Kiedrowski dotarł do rzeźbiarza Stanisława Śliwińskiego, który w drewnie z lipy i wiązu wyrzeźbił nie tylko figurkę, ale też napis z tyłu kapliczki: „Mergosz jak wid morszczi blize, Pamięci Izy Trojanowskiej 1929–1995”. Był to dar twórców ludowych dla tej, która tak bardzo zabiegała o rozwój różnych talentów rozsianych po kaszubskiej ziemi. Nigdy nie rozmawiałyśmy na tematy wiary, tylko czasem wymieniałyśmy uwagi dotyczące postawy księży. Kilku kapłanów było z nią zaprzyjaźnionych i wiem, że ceniła sobie te przyjaźnie. Marysia Kowalewska podkreślała, że Iza bardzo dużo zrobiła, aby msze święte mogły być odprawiane po kaszubsku, i że jest taką katoliczką niekoniecznie wierzącą, ale na pewno praktykującą. Bo też praktykowała przykazanie miłości, starając się pomagać innym na różne sposoby: panu Stefanowi Cymanowskiemu z sąsiedztwa załatwiła rentę, chodziła do Garcza robić zastrzyki jakiejś starszej pani, Wojtkowi Seli, dziecku sąsiadów, za pośrednictwem doktor Krystyny Grot załatwiła leczenie płuc. To tylko kilka przykładów, które obiły mi się o uszy. Ale na pewno miała problemy z wybaczaniem, czy też może przechodzeniem nad pewnymi zachowaniami do porządku dziennego; i nie brała sobie do serca uwag, że takie pielęgnowanie urazów bije w nią samą. Panu Bogu się nie narzucała jak lubiła mawiać jedna z jej znajomych, ale też tyle świętych obrazów, ile było w jej kaszubskiej chacie, rzadko się widuje w jednym miejscu (przyznam, że niektóre z nich później sama Talent, serce i pracę oddała Kaszubom Te słowa (autorstwa Marysi Kowalewskiej) wyryte na kamieniu nagrobnym właściwie mówią o Izie wszystko. Mnie również uczyła tej kaszubszczyzny, gdy Imieniny Izy, Dzéwczô Góra 1994 r. znajomości, bo Iza miała do mnie pretensję, że nie poczekałam w redakcji do późnych godzin nocnych na powrót z Radomia Donalda Tuska i Wojciecha Dudy, którzy mieli przywieźć relację z głośnych obrad prezydium Komisji Krajowej, stanowiących zresztą później pretekst do rozprawy z „Solidarnością”. Iza grzmiała, że to był mój obowiązek jako kierownika działu związkowego (do którego obaj przynależeli), a tymczasem sama musiała na nich czekać (niestety, nie było wtedy możliwości porozumienia się za pomocą telefonu komórkowego). Na szczęście ten incydent szybko poszedł w zapomnienie, ale dalsza współpraca skończyła się bardzo szybko wraz z wprowadzeniem stanu wojennego (trzy numery tygodnika zdążyły ujrzeć światło dzienne, ostatni z datą 13 grudnia). Iza nie wróciła już do pracy w „Głosie Wybrzeża” (skąd wzięła bezpłatny urlop, aby zająć się tygodnikiem związkowym), POMERANIA Môj 2015 41 wspomnienia bywałam na Dziewczej Górze. Czasem sama, ale częściej z Marysią, z którą w ostatnich dwóch, a może trzech latach przed śmiercią Iza wspólnie urządzała imieniny (3 września – Izabelli, a 8 – Marii). Przyjeżdżałam wtedy wcześniej, aby pomóc w przygotowaniach; pamiętam ogromny gar leczo, które obowiązkowo wchodziło w skład menu, a mnie ta potrawa do dziś kojarzy się z Izą. Poznawałam wtedy ich wspólne grono znajomych, a także najbliższych sąsiadów, których Iza zawsze zapraszała. Nie bardzo lubiła zajmować się kuchnią, ale za to pracy w ogródku poświęcała każdą wolną chwilę, a ja podzielałam to upodobanie do grzebania w ziemi, i chętnie jej pomagałam. Cieszyła się swoimi zbiorami, zwłaszcza tym, co udało się jej wyhodować pod folią. Zupełnie nie wyszedł jej natomiast „biznes czosnkowy”: obsadziliśmy nim spory kawał ziemi, ale właśnie tego roku okazało się, że rynek jest zawalony czosnkiem, więc Iza obdarowywała nim wszystkich wokoło. Były też długie spacery z psami, zbieranie grzybów – to była specjalność Marysi, rozmowy obu pań o sprawach Zrzeszenia, dysputy polityczne. Swoje polityczne sympatie Iza lokowała po lewej stronie, ale była to ta lewica postsolidarnościowa, czyli Unia Pracy. I choć tu się zupełnie nie zgadzałyśmy, to łączyła nas wspólna pozytywna ocena Ryszarda Bugaja, który wtedy przewodził temu ugrupowaniu. Stawiała ludziom pewne wymagania – nie takie znów wysokie, wydawało mi się, że od siebie wymagała więcej – i stanowiły one podstawę ich oceny. Lubiła mieć rację (któż tego nie lubi!) i była zadowolona, gdy korzystało się z jej rad. Bardzo ceniła lojalność, pamiętam, że podkreślała zachowanie swojego młodego współpracownika Artura Jabłońskiego, który nie zgodził się na propozycję dyrekcji TVG, by samodzielnie realizował program „Rodnô Zemia” bez porozumienia z Izabellą. Ten program przez nią wymyślony i wywalczony stanowił jej oczko w głowie. Myślę, że dlatego, żeby przecierać mu szlaki, zgodziła się kilka miesięcy zastępować Ryszarda Grabowskiego na stanowisku dyrektora programowego w TVG. Gdy z kolei później ja zastąpiłam ją na tym stanowisku, przekonałam 42 się, z jaką zapalczywością Iza walczyła o każdą minutę tego programu, absolutnie nie zgadzając się na moją propozycję, aby skrócić go z 20 do 15 minut, ale zwiększyć częstotliwość emisji z dwóch tygodni na tydzień. Owszem, co tydzień, ale 20 minut – upierała się na kolegium. Ponieważ rzeczywiście nie ustąpiła, pozostały stare ustalenia. Bardzo też leżała Izie na sercu dola owczarków kaszubskich, jak nazywała wszystkie wiejskie mieszańce. Zawsze towarzyszyły jej na spacerach psy sąsiadów, a gdy tylko widziała, że jakiemuś dzieje się krzywda, interweniowała. Utkwiła mi w pamięci sytuacja, kiedy udawałam inspektora Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, gdy trzeba było uwolnić z łańcucha ratlerka, który w jednym z domów Garcza bytował pod schodami. Na początku była Misia Pewnie były też wcześniej w jej życiu inne psy, ale zanim poznałam Izę, już wiedziałam, że ma suczkę o tym imieniu, bo patrzyła na mnie wielkimi oczami ze zdjęcia u Lecha Bądkowskiego. Później dowiedziałam się, że Iza się nią zajęła, gdy po śmierci sąsiada jego rodzina wyjechała na jakiś czas, zostawiając psa samego. I była to przez kilkanaście lat jej wierna towarzyszka, z którą niemal się nie rozstawała. Z Misią właśnie wiąże się mój pierwszy dłuższy pobyt na Dziewczej Górze, gdzieś w połowie lat osiemdziesiątych, gdy Iza – na zaproszenie znajomych dziennikarzy – wyjechała na kilka, a może kilkanaście dni do Niemiec. Przyjeżdżałam też do Wrzeszcza, gdy Misia wymagała po operacji opieki, a Iza musiała jechać na zdjęcia lub na montaż swojego programu kaszubskiego. Kolejnym psem była Bura, w niczym do Misi nie podobna, znerwicowana (wzięła ją od jakiegoś wiejskiego alkoholika) i niezwykle szczekliwa. Iza bardzo przeżyła jej zaginięcie na Dziewczej Górze w czasie burzy na początku lata 1994 roku. Dawała ogłoszenia, wyznaczyła nagrodę, objeżdżała okolicę w jej poszukiwaniu z Brygidą Napiórkowską, a później obie jeździłyśmy po schroniskach. Kamień w wodę… Jokę, jak nazwała wesołego i psotnego szczeniaka, Iza zabrała od Stefana Cymanowskiego, któremu ktoś ją podrzucił, a on już miał jedną suczkę. Była to Burka, która zresztą przenosiła się na Dziewczą Górę, gdy tylko Iza się tu zjawiała. Odkąd uratowała jej łapę (właściciel przeciął ją kosą przez nieostrożność), wytworzyła się między nimi niezwykła więź. Pan Stefan opowiadał mi, że wyczuwała jej przyjazd i kilka godzin wcześniej czekała na nią przy drodze. Był tylko jeden szkopuł: za nic nie dawała się zwabić do samochodu, więc trudno ją było zabrać do Gdańska, zresztą Iza uważała, że przywykła do swobody, bardzo źle by się czuła w mieście. Nie wiem, czy spotkała się z nią, gdy w drugi dzień zimnej i wietrznej Wielkanocy 1995 roku przyjechała na Dziewczą Górę, wiem tylko, że zostawiła dla niej puszki z jedzeniem, które pan Stefan zobaczył na progu, gdy wrócił wieczorem od znajomych. Rozpisałam się o tych psiakach dlatego, że one w dużym stopniu wypełniały ostatnie lata Izy życia, a sama często powtarzała, że im bardziej poznaje ludzi, tym więcej kocha zwierzęta. I dlatego, że miała – może trochę dalekosiężne plany – zorganizowania przytuliska na Dziewczej Górze i to dla tych zwierzaków, których właściciele umierają. Liczyła na mnie w ich realizacji i choć obie zdawałyśmy sobie sprawę, że to pieśń przyszłości, jednak zdarzało się, że bardzo konkretnie rozmawiałyśmy na ten temat. Jej psiaki, Joka i Burka, znalazły miejsce w moim domu (i sercu), ale czasem też myślę o tych naszych wspólnych planach. To też zdecydowało, że postanowiłam po śmierci Izy zatrzymać jej chatę. I choć stosunkowo krótka była nasza znajomość, to jak wid mòrsczi blizë wskazała mi to miejsce, jej zawdzięczam, że wrosłam w tę kaszubską ziemię; w niedalekim Prokowie, na cmentarzu, który widzę z okien chaty, pochowałam moją mamę. A dla tego miejsca na Dziewczej Górze – w którym obie spędziłyśmy niemałą część życia – wciąż szukam przeznaczenia, które mogłoby w pełni wpisać się w jej testament i nasze wspólne plany. Ewa Górska (wrzesień 2014 r.) Fot. z archiwów J. Borzyszkowskiego, R. Kiedrowskiej, J. Modela POMERANIA MAJ 2015 z żëcô KS Pomorania/ spòrt Bùdacje jak z „Gwiôzdowëch Wòjnów”? Latos minãło dzesãc lat òd ùchwôleniô ùstawë, co nadała kaszëbiznie status regionalnégò jãzëka. Òd dekadë mòżemë sã ùczëc kaszëbsczégò jãzëka w szkòłach. Ùczbë rodny mòwë pò môgają téż piastowac tradicjã i kùlturã, co żëłë tuwò òd stolecy. Kònkùrs Wié dzë ò Pòmòrzu przez 27 edicjów parłã cził młodëch, chtërnym zanôlégô na przedërchaniu kaszëbiznë. Më spëtalë ùczãstników latosëch miónków, jak widzą przindnotã Kaszëbsczi. Pioter Gaf ka z Wejrowa widzy jã w widnëch farwach: Na Kaszëbach bãdze sã wiele dzejało, òsoblëwie żle jidze ò nôùkã. Bãdzemë szkòlëc sã w wiele wietwiach wiédzë, téż w kaszëbsczim. Bãdze téż wiele nowëch spòrtowëch bùdacjów, bò jak gôdô Pioter: to je wôżné, żebë żëc aktiwno. Pò szkòle chce robic prawie przë bùdowanim, w firmie òjca. Dzysdniowé bùdinczi na Kaszëbach to je cos strasznégò. Jô baro bëm chcôł, żebë rozkòscérzëłë sã òsedla w klasycznym, kaszëbsczim ôrce. Cezari Hildebrandt z Kartuz ùwôżô, że wiele sã nie zmieni: Terô je tak, że wszëtczim sã dô dogòdzëc. A òsoblëwie dô sã pògòdzëc rozwij spòlëznë z òchroną bòkadë przirodë Kaszëbsczi Szwajcarie. Pò szkòle Cezari bë chcôł bëc szkólnym. Mòże szkólnym kaszëbsczégò? Juliô Chmielewskô mieszkô we Gduń skù. W przińdnoce bãdze mieszka w mòdernym sklënianym blokù z miesz kaniami fùlnyma technicznëch nowinków. Sprzątanié nie bãdze ju niżódnym jiwrã. Zrobią to za mie òdkùrzôcze i sta tczi, co same sebie bãdą mëłë. Juliô bãdze miała gwôsną pòdjimiznã. Do swòjégò bióra bãdze jachac aùtã, co téż bãdze sã samò prowadzëło. Dominik Narloch ùczi sã w Pelplënie. W kònkùrsu dobéł drëdżi môl. Wedle niegò nick na Kaszëbach nie bãdze taczé, jak przódë. Dodomë bãdą wëzdrzec, jak taczé z fantasticznëch filmów, na przëmiôr z „Gwiôzdowëch Wòjnów”. Jak jô ju skùńczã pòlitechnikã i bãdã robic jakno inżinier, jô nie bãdã jezdzył aùtołã do robòtë, le nim lôtôł. Młodi mieszkańcë Pòmòrzô pòwie dzelë nóm, jak widzą przińdnotã swòji môłi tatczëznë. Czekawé, czë jeżlë jaczi z nich przeczëtô ne słowa za trzëdzescë abò szterdzescë lat, to bãdze ùznôwôł zmianë, jaczé zaszłë na Kaszëbach, za dobré? Adrian Watkowski Tłomacził Tomôsz Ùrbańsczi Òdj. K. Pazda Òrãdz do wespółrobòtë Réda kòżdi rok òd 19 lat je samòrządową sécbalową stolëcą Pòlsczi. Karna robòtników samòrządów z całégò kraju sã zjéżdżają, żebë przez czile dniów wëfùlowiwac parketë rédzczich halów i biôtkòwac w nym bezkòńtaktowim spòrce. Tak bëło w dniach 16–18 łżëkwiata. Më sã wiedno pòtikómë w môłëch i wiôldżich karnach, żebë sã wëmienic doswiôdczënkama, przëzdrzec sã na to, co chto w swòji gminie, krézu abò gardze robi – gôdô Jerzi Conradi, direktór Gardowégò Òstrzódka Spòrtu i Rekreacje w Rédze, òrganizatór rozegracje. Gard, w jaczim te miónczi są òrga nizowóné, je bëlno przërëchtowóny na POMERANIA Môj 2015 taką wiôlgą spòrtową (chòc nié profesjonalną) rozegracjã. Tam je jaż 5 halów, na jaczich scérają sã samòrządówcowie z pôrãdzesąt karnów. Latos beniaminã bëlë sécbalérowie i sécbalérczi ze Swid nicë. Baro wësoką niwiznã pòkazywelë spòrtowcowie kòżdi płcë – karna bëłë miészóné z paritetama – nômni trzë sécbalérczi mùszałë na parkece bëc. Jesz jedną wigòdą dlô białków je to, że òne mògłë grac w kategórie 45+ nimò miészi wielënë przeżëtëch lat – białczi ò wiek sã nie pitelë. Wiôldżim przëstojnikã taczégò ôrtu integracje je bùrméster Rédë Krësztof Krzemińsczi. To je leżnosc, żebë sã wërwac z codniowëch òbrzészków, a téż w tim spòrce nalezc ùcechã, kò sã gôdô, że endorfinë przë zmògiwanim sã ùwòlniwają. To je jedurnô takô wiôlgô spòrtowô rozegracjô samòrządowców w pòlsczim państwie. To je, òkróm integracje, wespółrobòtë i mòżlëwòtë pòczëcégò spòrtowégò dëcha, promòcjô Rédë i òkòlégò. Robòtnicë ùrzãdów widzą zmianë, jaczé sã dzeją, zwiedzywają òbéńdã, w tim kòlmòrsczé môlëznë i zgódno scwierdzywają, że atmòsfera je żëcznô. Spòrt baro czãsto pòmôgô we wëtwòrzenim taczi atmòsferë. Adóm Hébel 43 rok Léóna Heyczi W Bólszewie ò patrónie rokù 27 strëmiannika w bólszewsczi ksążnicë òdbëła sã kònferencjô „Dzieło ks. dr. Leona Heykego”. Referatë (chtërne ùkôżą sã w pùblikacji, jakô je planowónô na jeséń) wëgłosëlë: Stanisłôw Janka „Moja glossa do biografii”, Władisłôw Kepka „Rodzina, sąsiedzi, koledzy z gimnazjum i Seminarium Duchownego ks. Leona Heykego”, Zbigórz Zelonka „Heyke w literaturze kaszubskiej”, Elżbiéta Bùgajnô „Poezja religijna Leona Heykego”, Daniél Kalinowsczi „Dramaturgia Leona Heykego”, Édwôrd Breza „Słownictwo Leona Heykego”, Krësztof Jażdżewsczi „Ślady ks. Leona Heykego w Kościerzynie”, Iwóna Piastowskô „Ks. dr Leon Heyke – Patron Biblioteki Publicznej Gminy Szemud”, Macéj Tamkùn „Inspiracje malarskie życiem i twórczością ks. Leona Heykego”. Kònferencjã prowadzył Stanisłôw Janka. W artisticznym dzélu zéńdzeniô Tomôsz Fópka zaprezentowôł wëbróné dzélëczi Szôłôbùłków L. Heyczi. Pózni òstôł rozrzeszony gminowi kònkùrs wiédzë ò żëcym i ùtwórstwie patrona latoségò rokù. Dobëlë: Martina Semerling (I môl), Wiktoriô Semerling (II môl), Sebastión Labùda (III môl), a wëprzédnienia dostelë: Barbara Kandziora i Wérónika Brëlowskô. Achtnionô òsta téż Wanda Czedrowskô, jaczi pòsélc Jerzi Bùdnik wrãcził sztaturkã Anioła Kùlturë. To nôdgroda, jaką òd 2006 rokù przëznôwô bólszewskô biblioteka lëdzóm mòckò zaangażowónym w dzejanié dlô ji dobra. Òbczas rozegracji direktorka biblioteczi Janina Bòrchmann òtemkła pòplenerowi wëstôwk „Inspiracje malarskie poematem Leona Heykego Dobrogòst i Miłosława i poezją Kaszëbsczé spiewë”. Òbrazë są brzadã robòtë nôleżników Kòła Ùtwórczich Ùlubieniów [pòl. Koło Pasji Twórczych] pòd dozérã Maceja Tamkùna. Tegò dnia òdbëła sã téż promòcjô dwùch ksążków: Inspiracje malarskie literaturą kaszubską Janinë Bòrchmann i Zalety imionami ludzi prof. Édwarda Brezë. 44 Òrganizatorama kònferencji bëlë: Wójt Gminë Wejrowò, Direktor Pùbliczny Biblioteczi Gminë Wejrowò m. Aleksandra Labùdë w Bólszewie, Direktor Samòrządzënowégò Gimnazjum m. Jana Pawła II w Bólszewie, Kòło Ùtwórczich Ùlubieniów i Bôłtowô Stowôra Marinistów Mare Nostrum m. Antoniégò Suchanka w Gòscëcënie. Wôrt dodac, że bólszewskô biblioteka zabédowa ògłoszenié rokù 2014/2015 rokã ks. L. Heyczi w gminie Wejrowò. Propòzycjô òsta przëjimniãtô przez samòrządzënowé wëszëznë i strë miannikòwô kònferencjô bëła wôżnym dzélã jegò ùtczeniô. Program naji imprezë je bòkadny, ale nie sygnie do pòkôzaniô nawetka spòdlecznëch sprôw sparłãczonëch z żëcym i ùtwórstwã ks. Heyczi. Do òbgôdaniô òstôwô chòcle wôrtnota jegò dokazów i jich môl w kaszëbsczi lëteraturze. Jegò ùsôdzczi czekają na badérów – rzekła J. Bòrchmann i òbieca, że bólszewskô biblioteka jesz do latoségò patrona bãdze wracac. Red. na spòdlim tekstu J. Bòrchmann Òdj. ze zbiérów biblioteczi w Bólszewie POMERANIA MAJ 2015 z Kociewia Gdy zwykłe słowa stają się poezją Żarliwa troska o ludzkie stado jak echo krzyża stary i nowy w człowieku testament jakoby z mroku słowa wyłoniony diament serca rozbłyskiem… (z wiersza J. Majewskiego „Odszedł i jest – Norwidowi”) Maria Pająkowska-Kensik Kwiecień – plecień. Nie tylko przeplata się pogoda, ale i nastrój, jak to w życiu. Myślę, że ludzi dobrej woli, rozwagi, zatroskanych o naszą Polskę (nieskromnie dodam, że bardzo chcę do nich należeć) – martwi, a właściwie oburza, gdy w przedwyborczych wiecach słyszą głosy osób znieważających najwyższy urząd. Osób, które same niczego jeszcze nie dokonały. Zawsze się smucę, gdy widzę, że tak niektórzy rozumieją wywalczoną nie przez siebie wolność. Może trzeba sobie powiedzieć, że jeszcze nie dorośli, nie zdążyli nabrać życiowej mądrości, a chamstwo zawsze jest prostsze. Na głębszą refleksję nieraz trzeba długo czekać i robić swoje, dążąc do tego, co w górze… Powtarzamy biblijną myśl, licząc, że nie zostaniemy potraktowani dosłownie, że chodzi tylko o ponadczasową metaforę. Dany czas każdemu kiedyś się kończy, ale żeby aż tylu przeszło na drugi brzeg rzeki czasu i żeby to zacne grono niepospolitych z naszego Pomorza aż tak boleśnie się pomniejszyło? Chciałoby się powiedzieć – Panie, proszę, wystarczy, i tak za dużo… Dawno temu za sprawą prof. Marka Latoszka mogłam wziąć udział w badaniach socjologiczno-kulturowych na Kaszubach. Dał mi szansę uczestniczenia w wielkiej naukowej przygodzie. Tamtego lata w Strzelnie wiele zrozumiałam i zachęciłam się jeszcze bardziej do gromadzenia swojskich obrazów pomorskiej kultury. Przeszedłszy kaszubską stegnę, z zapałem wróciłam na kociewskie stecki, gdzie też można znaleźć baśniowe światy, tak bliskie prof. Jerzemu Sampowi. Natomiast prof. Jerzy Treder (wtedy asystent) objaśnił mi podczas POMERANIA Môj 2015 ćwiczeń z dialektologii główne zjawiska fonetyczne. Jakie to szczęście, że na Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy już ponad 30 lat mogę prowadzić ten właśnie przedmiot. Wyciszony, zawsze stateczny Stanisław Pestka wybrał się (też dawno temu) na południe Kociewia (z Terespola Pomorskiego do Świecia nad Wisłą jeździły wtedy jeszcze pociągi), by napisać ciekawy reportaż o laureatce Skry Ormuzdowej. Dużo wspomnień, skojarzeń budzi też odejście Güntera Grassa. Na podstawie jego książki Psie lata mogłam przygotować referat o obecności Kosznajdrów na Pomorzu. Matka mojego męża pochodziła właśnie z tej grupy osiedleńców. Konferencja nt. „Kosznajderia – kraina i ludzie” była jedną z ciekawszych w moim życiorysie i wywołała rodzinne echo… I jak tu nie być wdzięcznym G. Grassowi za obrazy Gdańska i w ogóle za wielkie jego życiowe dzieło. Na szczęście życie niektórych – wybitnych – trwa dość długo, by zdążyli się wpisać w dzieje, wskazać kierunek. Właśnie tacy z mroku słowa wyławiali diament serca rozbłyskiem. Ta ich żarliwa troska… jak echo krzyża – w czasie powielkanocnym jeszcze długo będzie pamiętana. Wrócić tu trzeba do związanego przez całe lata z Kociewiem lekarza i poety Jana Majewskiego. Lekturę jego tomiku Pan pejzażu polecał w 2000 r. Krzysztof Kuczkowski, pisząc bardzo wymownie: Z utworów J. Majewskiego emocji moc skupienia, a także pełen pogody spokój biorący się (...) z akceptacji zarówno tego, co chwilowe, jak i tego, co wieczne. Z doświadczeń urody chwili żyjącej krótko jak jętka i mądrości tego, co od początku świata jest niezmienne i trwałe. Z rozumnego i godnego uczestniczenia w misterium przemijania... Jakże mogłam nie przepisać tych kilku pięknych zdań. Dzięki nim łatwiej we wspomnianym misterium uczestniczyć, godniej przeżywać wszystko, co niosą dane nam dni, i Bogu dziękować, że choć odeszli, to są... Planowałam felieton o niezwykłych wydarzeniach na naszym Kociewiu, ale rozwinięcie tematu musiało ustąpić refleksji. Może więc tylko po zdaniu o kociewskiej wiośnie. W gdańskim Ratuszu Staromiejskim znowu spotkali się wierni członkowie (ponad 60 osób) Trójmiejskiego Klubu Kociewiaków. Program jak zawsze bogaty. Krzysztof Kowalkowski, autor wielu kociewskich monografii, przedstawił Jana III Sobieskiego – starostę gniewskiego. Poseł Jan Kulas omówił świeżo wydaną książkę o harcerstwie w Tczewie i powiecie. Ucieszyło mnie też wystąpienie Przemysława Kiliana badającego tożsamość morzeszczynian, bo z drugiej strony regionu robi to moja doktorantka. Lepsieje Huberta Pobłockiego i kuchy też oczywiście były, jako że trwa fenomen organizacyjny tego wyróżniającego się Kociewiaka. Jeszcze tylko trzeba choćby wspomnieć o Festiwalu Kultury Kociewskiej w Pelplinie, który właściwie zainaugurował rok kongresowy, i liczę na to, że prężny, miejscowy oddział ZKP tym się bardziej pochwali. Wiosenne nadzieje wzbudziły też dobre wieści od senatora Andrzeja Grzyba, że w parlamencie pamiętają o przywróceniu należnego miejsca tradycyjnym polskim gwarom. Prawdziwe i zarazem swojskie perełki (lepiej drogocenne kamuszki) kociewskiej mowy znajdziemy w świetnych reportażach Tadeusza Majewskiego. Zbiór tych reportaży będzie wkrótce oczekiwaną książką. Tak więc zaczęłam od Jana Majewskiego, jego poetyckich myśli, kończę wzmianką o reportażach jego syna, w których gwara jest poezją życia. 45 ZROZUMIEĆ MAZURY Dom WA L D E M A R M I E R Z WA Za najlepszy czas na rozpoczęcie budowy domu uważano na Mazurach pełnię księżyca, bo gdy on był pełny, to i „w chałupie będzie wszystkiego pod dostatkiem”. Domy stawiano tu z materiałów, których w wielkiej obfitości dostarczała ojczysta ziemia: drewna, kamieni, słomy i trzciny. Wielkością budynki odpowiadały potrzebom gospodarstwa: ilości i jakości ziemi, liczbie domowników i wielkości inwentarza. Do połowy XIX w. najbardziej popularnym typem zabudowy była chałupa konstrukcji wieńcowej (zrębowej), w której ściany stawiano z drewnianych kloców (ciesi) układanych na zrąb, czyli jeden na drugim, łączonych w narożach na tzw. jaskółczy ogon. Zakończenie prac nad więźbą dachową oznajmiano zatykaniem na szczycie wiechy – wianka lub korony z kwiatów, ziół i, symbolizującej życie, zielonej gałęzi świerku. Gospodarz podejmował wtedy poczęstunkiem budowniczych, co było także podziękowaniem za sąsiedzką pomoc. Przy budowie domu pracowali bowiem wszyscy mieszkańcy wsi. Czynili to pod nadzorem cieśli, nieodpłatnie, zaproszeni przez gospodarza do pomocy. Pominięcie kogokolwiek byłoby afrontem. Pomocnicy mogli oczywiście liczyć na wzajemność, gdy sami przystępowali do budowy. Ówczesna „parapetówka” nie różniła się zbytnio od nam współczesnej: na zbitym z desek i kozłów, przykrytym obrusem stole stawiano jedzenie i wódkę, by „oblać” na szczęście chałupę. Do nowo wybudowanego domu wprowadzano się także w czasie pełni księżyca lub wtedy, gdy go na niebie przybywało, i w dni parzyste, bo te gwarantowały szczęście domownikom. Ważne było oczywiście, kto pierwszy 46 przekroczy próg. W okolicach Mrągowa czyniła to kobieta z miotłą, symbolizującą czystość, porządek i ład. Zanim weszła do sieni, rzucała ją przed siebie, potem do kolejnych izb. W Dąbrównie zaś, gdzie wierzono, że na człowieka wchodzącego do nowego domu czyha śmierć, wrzucano do izby najpierw psa, a w przypadku jego braku – kota. Mazurzy wierzyli, że nowo wybudowany dom domaga się ofiary. Zabitą kurę, rzadziej inne zwierzę, obnoszono więc po wszystkich izbach, co miało oszczędzić życie ludzkie. Aby zapewnić sobie szczęście w nowym miejscu, pod próg kładziono poświęcony obrazek lub Biblię (okolice Węgorzewa), lub też gliniane naczynie z pieniędzmi (okolice Nidzicy). Kilka innych spraw było oczywistych dla każdego Mazura: przybita do progu gwoździem znaleziona podkowa przynosiła szczęście, a podłożony pod próg kawałek żelaza chronił przed piorunami, pierwszy sen w nowym domu zawsze się sprawdza, a jak się chce komuś naprawdę zaszkodzić, trzeba mu na próg podrzucić zabitą żabę. Erich Schimanski, autor pracy Das Bauernhaus Masurens zauważa, że „starodawny” mazurski dom daje się rozpoznać głównie przez rozkład na część mieszkalną, sień i oborę. Przeciętnie miał on 15 m długości, 7,5 m szerokości i ok. 8 m wysokości. Wznoszono go jako budowlę jednokondygnacyjną, na kamiennym fundamencie, z drewnianych bali o szerokości 25–35 cm i grubości ok. 20 cm, z dwuspadowym dachem krytym trzciną lub słomą. Przed silnymi wiatrami kalenicę chroniły gąsiory. Pod jednym dachem ludzie pomieszkiwali razem ze swoimi zwierzętami, izby mieszkalne sąsiadowały przez sień z oborą i stajnią. Schimanski twierdzi wprawdzie, że działo się tak z miłości Mazurów do koni i krów, wydaje się jednak, iż było to jednak przede wszystkim skutkiem słabości ekonomicznej gospodarstw. Dopiero od połowy XIX w. powszechniej pojawiają się u bogatszych gospodarzy oddzielne budynki inwentarskie, do których przeprowadzono konie, świnie i krowy. W opuszczanych przez zwierzęta pomieszczeniach wyrzynano otwory okienne, uzyskując trzyczęściowy dom mieszkalny, co przy bogatych tu zazwyczaj w potomstwo rodzinach nie było bez znaczenia. Najstarsze znane nam domy zwrócone były szczytem ku wiejskiej drodze, od strony okapu drzwi z sieni otwierały się na podwórze. Wygląd szczytu domu od strony drogi świadczył często o praktycznym zmyśle mazurskich cieśli, a bywało, że również o poczuciu humoru gospodarza. Deski układano tu pod różnymi kątami, w formie rombu, szachownicy, a nawet rybiej ości. Jak zauważał Schimanski, „wszystkie te odmiany wykończenia szczytu z zastosowaniem miejscowych materiałów harmonijnie składają się na całość domu, nadając mu stylowy wygląd przez wywoływaną różnym układem słojów grę światłocieni”. Najważniejszy był jednak pazdur – stanowiący zwieńczenie szczytowej ściany chałupy, bogato rzeźbiony drewniany słupek wystający prawie 1,5 m nad dach. Pięknie wykonany budził podziw sąsiadów, każdy zaś chronił domostwo przed złymi duchami. Świadectwem kunsztu mazurskich cieśli były chałupy podcieniowe, wyróżniające się dekoracyjnymi płytkimi podcieniami szczytowymi w jednym, rzadziej w obu szczytach budynku. Na trzech ozdobnych słupach kładziono profilowaną belkę, nad nią dawano dwudzielne deskowanie, ułożone w dekoracyjną „jodełkę”, nad tym górował oczywiście, pięknie obrobiony snycerką, pazdur. Do naszych czasów zachowały się ledwie cztery takie chałupy, w tym POMERANIA MAJ 2015 Zrozumieć Mazury dwie z podcieniami. Obejrzeć je można w olsztyneckim skansenie i Osadzie Kulturowej w Kadzidłowie. Cegła jako podstawowy budulec domu zaczęła dominować na Mazurach już pod koniec XIX w. Związane to było nie tylko z rozwojem techniki budowlanej, ale także z większą zasobnością kieszeni mazurskich gburów [gospodarzy]. Ekonomiczne wzmocnienie stanu chłopskiego było konsekwencją zakończenia procesu regulacji i separacji gruntów. Budynki z czerwonej licowej cegły, z dachami krytymi czerwoną dachówką, są do dzisiaj wizytówką regionu, charakterystycznym elementem krajobrazu całych dawnych Prus Wschodnich. Domy wznoszone z cegły zyskały na wielkości, stawiano je kalenicą do drogi. Liczniej zaczęły pojawiać się też samodzielne budynki gospodarskie. W krajobrazie wsi dominowały oczywiście małe domki ceglane, niepodpiwniczone, nietynkowane, wznoszone na planie wydłużonego prostokąta, nakryte niezbyt wysokim dwuspadowym dachem pokrytym dachówką ceramiczną, pozbawione detalu architektonicznego, proste i funkcjonalne. Okazalsze domy bogatych gospodarzy, wznoszone na kamiennej podmurówce, raczej tynkowane, miewały często na osi podwyższenie w rodzaju wystawki w partii dachowej z osobnym dwuspadowym daszkiem. Zamożność gbura pozwalała zatroszczyć się o detale: ozdabiano je boniowaniem, zaznaczano gzymsy i paski okienne, wprowadzano historyzujące ornamenty. Wielkiego boomu budowlanego doświadczyły Mazury, tak zresztą jak i całe Prusy Wschodnie, w latach trzydziestych XX w., po dojściu do władzy Hitlera. Niewielkie, parterowe, tynkowane domki, przykryte dwuspadowym dachem o lekko wklęsłych bokach, zwane od nazwiska gauleitera prowincji Ericha Kocha „kochówkami”, wybudowano wówczas chyba we wszystkich miejscowościach, w niektórych zaś wzniesiono całe osiedla. Państwo pomagało biedniejszym rodzinom, udzielając na ich zakup korzystnego kredytu. Wiele z tych domów przetrwało do dziś. Wraz z wyglądem mazurskiego domu zmieniało się oczywiście też jego wnętrze. Podróżujący po krainie na zlecenie władz kościelnych, przychylny na POMERANIA Môj 2015 ogół Mazurom, pastor Friedrich Salomo Oldenberg zanotował w połowie XIX w., że w chatach zbudowanych z gliny i drewna, które często stoją tak krzywo, że „nie wiadomo, na którą stronę mogą się przewrócić (…), sprzęty domowe stanowi kilka stołków, skrzynia, stół – czasami za stół służy skrzynia – jakieś miski i garnki. Na ścianie, obok wizerunku króla lub następcy tronu, widać święty obraz – kiepskie malunki na papierze (…). Na oknie albo na półeczce można spostrzec Biblię, śpiewnik i polską postyllę zgodnie sąsiadujące z butelką wódki”. Praktyczny zmysł mazurskiego chłopa dostrzegł kilkadziesiąt lat później (1940) Erich Schimanski. Nie może nas to dziwić – autor ten nie przyjmował do wiadomości innego niż niemieckie pochodzenia Mazurów. „Wchodzimy do dużej izby – pisał – po lewej, obok półki z naczyniami, stoi duża beczka z wodą, a na prawo od drzwi wejściowych znajduje się kącik kuchenny. Ponieważ w tym miejscu często pryska woda, to podłoga wyłożona jest kamieniami lub pokryta gliną, a w później zbudowanych domach – cegłami. Pod sufitem biegnie wzdłuż ścian pięknie zdobione obramowanie, za którym ustawia się naczynia używane od święta, a w specjalnie w tym celu sporządzonych wycięciach wiesza się łyżki, też nieużywane na co dzień. (…) Pod oknem znajduje się ława. Przed nią stoi wielki stół, przy którym często się jada, częstokroć jest to jeszcze stary stół skrzyniowy. Zamiast świętych obrazków w ewangelickim chłopskim domu na Mazurach kąty zdobią obrazki żołnierzy oraz zdjęcia rezerwistów niemieckiej armii. Są świadkami dumy, wspomnień o własnej służbie wojskowej i miłości do niemieckiej ojczyzny”. Uczciwość nakazuje, abyśmy nie utonęli w tym miejscu w etnograficznych opisach mazurskiej biedy. Poprawiająca się sytuacja materialna Mazurów, powstanie wielu średniej wielkości, a nawet kilkusethektarowych gospodarstw gburskich, pomoc państwa, szczególnie odczuwalna przez wiejskie masy w okresie faszystowskich Niemiec, zmieniły bowiem radykalnie oblicze mazurskiej wsi. W latach trzydziestych XX w. zawitała tu nowoczesność. Domy wznoszono trwalsze i ładniejsze, zaczęto dbać o obejścia, wypiękniały przydomowe ogrody, znacząco poprawiła się jakość dróg. Wiele prac rolniczych wykonywano przy użyciu maszyn, coraz powszechniejsze stawały się sprzęty gospodarstwa domowego. Taka wieś musiała być szokiem dla polskich robotników przymusowych, którzy trafili tu w latach II wojny, by zastąpić w pracach polowych i inwentarskich powołanych do Wehrmachtu Mazurów. W porównaniu z polską wioską, ta mazurska jawić się im musiała jakimś Eldorado. Wielu z nich będzie tu chciało po wojnie wrócić. Jedni, by spróbować tu żyć, inni, by w ramach „zadośćuczynienia” zabrać nieswoje. Mazurski dom. Pocztówka ze zbiorów autora 47 Kaszëbë w Eùropie Camino Pomerania rôczi W 2014 rokù òstałë zakùńczoné robòtë przë òdnôwianim strzédnowieczny Pòmòrsczi Drodżi sw. Jakùba. Droga ta cygnie sã òd lëtewsczégò miasta Kretinga przez Kaliningrad, Elbląg, Gduńsk, Lãbòrg, Kòszalëno, Kòłobrzég i Swinoùjscé do niemiecczi Roztoczi. Je to wëznaczony i òpisóny przédny szlach ò dłużawie 1135 km, pòdzelony na 46 partów. Òkòma przédnégò szlachù w przedstôwiającym Camino Pomerania turisticznym prowadnikù* je téż òpisóné szesc szlachów do wibòru i dwie òtnodżi: serakòwsczi òpãtnik w Pòmòrsce i 3-etapòwô Droga Szczecyńskô z Wòlina do archikatédrë sw. Jakùba w Szczecënie. W eùropejsczi sécë jakùbòwëch drogów Pòmòrskô Droga sw. Jakùba je sparłã czonô z eùropejską sécą jakùbòwëch drogów Camino de Santiago. Jak pòre chòwelë ùsôdzcë prowadnika, z Kretindżi na Lëtwie do Santiagò, żelë sã jidze przédnym szlachã, je nót przeńc kòle 4440 km, a òd katédrë òliwsczi i stojącégò kòl ni kòscoła sw. Jakùba je kòl 4050 kilométrów. Sparłãczenié nadbôłtowégò Pòmòrzô z Santiago de Compostela stało sã mòżebné przez òdnowienié niemiecczich dargów, jaczé miało môl w pòréncznëch landach na przełómanim XX i XXI wiekù, leno czile lat przed ùrmòwim òdnôwianim pòlsczich drogów. Òdcynk niemiecczi Pòmòrsczi Drodżi sw. Jakùba pòkriwô sã z pierszima dzélama Via Baltica, jakô mô zaczątk na òstrowie Ùznam w pòłożonym przë niemieckò-pòlsczi grańcë môlu Kamminke – 9 dzélów je pòspólnëch. Tur Via Baltica mô w całoscë 780 kilométrów, 48 rozpartowónëch na 33 etapë, i kùńczi sã w Osnabrück. Stądka przez Aachen Camino prowadzy m.jin. przez Brukselã i dali, przez Pariż, do pòdstopiégò Pirenejów, a na przëmiôr w Saint-Jean-Pied-de-Port może weńc na szpańską Camino Francés i pò niéfùl 750 km bëc przë grobie sw. Jakùba Apòstoła. Ni mùszi równak przeńc całégò szlachù, żebë stac sã „kaminowiczã” – wôżné, cobë wińc i jic. Droga, Camino, zmieniwô bòdôj kòżdégò, niezanôleżno òd pòdskôcënków do jidzeniô. Pòmôgô òdnalezc sebie i swòje òdniesenié, swòje nastawienié do sacrum. Lãbòrg – gard kùltu sw. Jakùba Apòstoła i znowieniô Camino Dejô, a pò richtoscë pragniączka znowieniô Pòmòrsczi Drodżi zrodzëła sã w Lãbòrgù. Je to jeden z brzadów żëwégò kùltu apòstoła sw. Jakùba Starszégò w tim miesce, pòstacje, z jaką kòscół i parafiô sw. Jakùba są sparłãczoné òd czasu założeniô miasta w XIV wiekù. Òdrodzenié żëwégò kùltu sw. Jakùba w Lãbòrgù miało môl pòd kùńc XX w. za sprawą oo. francëszkanów i swiecczich sparłãczonëch z kòscołã, m.jin. bëłë szëkòwóné òglowòmiesczé Òdpùstowé Jôrmarczi sw. Jakùba (òd 1996 r.), sw. Jakùb òstôł ùstanowiony patronã miasta Lãbòrga (1998), a kòscół pòd jegò wezwanim dostôł status diecezjalnégò sanktuarium sw. Jakùba (2010). Jedną z wińdzënów pòdskôcënkù lãbòrsczégò strzodowiszcza przez sw. Jakùba bëła Lãbòrskô Droga sw. Jakùba, jaką òbcéchòwelë w 2007 rokù – ze Swiónowa, òd Królewi Kaszëb, przez Lãbòrg do Łebë i dali do Smôłdzëna, na górã Rewkół. Bëła redota z òdemkniãcô ji, ale téż i niéfùlnô satisfakcjô: Droga sã kùńczëła pò kòle 100 km, brakło ji pòstãpnégò dzéla. Dzãka ni miało môl zjiscenié wôżnégò zadaniô, bò w 2008 rokù pòwsta w Lãbòrgù Kapituła Pòmòrsczi Drodżi sw. Jakùba. POMERANIA MAJ 2015 Kaszëbë w Eùropie Wëznaczniczi trasë Camino Pomerania Przëczińcë znowieniô Pòmòrsczi Drodżi ùznelë, że za pòspòdlé do wëznaczeniô ji dzysdniowi – XXI-wieczny – trasë je nót przëjąc trzë wëznaczniczi: 1. Trasa szlachù w wiekach strzé dnëch. 2. Môle sparłãczoné z kùltã sw. Ja kùba Starszégò a téż sanktuaria/ swiãté place ùmôlnioné sprzëti historicznégò szlachù. 3. Dzysdniowé kùlturowé i nôtërné chłoscënë. Dlôte na szlachù mòżemë m.jin. pò mòdlëc sã przed figùrą sw. Jakùba Ap. z kòscoła w Tolkmickù, w kòscele sw. Jakùba Ap. w Gduńskù, w sanktuarium sw. Jakùba w Lãbòrgù, przë figùrze sw. Jakùba z bazyliczi archikatédralny w Szczecënie. Ale Camino Pomerania téż prowadzy do sanktuarium Matczi Bòżi Saletińsczi w Sobieszewie, dôwô zôchãcbã do òddaniô kłónu przed figùrą Matczi Bòżi Królewi Kaszëb z sanktuarium w Swiónowie czë pòdskôcô do mòdlëtwë w kaplëcë francëszkańsczi pùstelni na swiãti Górze Pòlanowsczi. Wôżné, za sprawą òddólnëch wskôzów, przë wëznôczanim szlachù bëłë téż nôtërné wôrtnotë bédowónégò szlachù, a téż wôżné abò atrakcyjné bùdownie i pòczestné place do òbezdrzeniô. Stądka jidącë abò jadącë kòłã, pielgrzimi zwëskùjący z Pòmòrsczi Drodżi sw. Jakùba mògą pòdzywiac m.jin. pësznotã Mierzeji Kùrońsczi i Trójgardowégò Krôjmalënkòwégò Parkù, Plac Solidarnoscë z pòmnikã Zabitëch Stoczniowców (Trzech Krziżów), galeriã i mùzeùm volkswagena w Pãpòwie, Papiesczi Wôłtôrz w Serakòjcach (nen z Pelplina, gdze sw. JP II béł w 1999 rokù), klif nadmòrsczi midzë Rowama a Ùstką. Nôdzeje sparłãczoné z Pòmòrską Drogą sw. Jakùba Przédné céle znowianiô Drodżi są trzë: 1. Przëszëkòwanié przëcygającégò òdpùstowò-wanożnégò szlachù (włączonégò w séc eùropejską, do môlowégò téż wëzwëskaniô, tak dlô miestnëch sanktuariów, jak téż turistno). 2. Mòżlëwòta gòspòdarczégò i spò lëznowégò pòdskôcënkù rozwiju POMERANIA Môj 2015 môlów w òbrëmienim Drodżi (na to je nót czasu). 3. Bùdowanié eùropejsczi wespò lëznë wspiarti na pòspólny kùl turowi erbie i chrzescëjańsczich kòrzeniach. Są to naje, przëczińców znowieniô Drodżi, gòrącé nôdzeje, ale mómë swiądã, że nic samò sã nie zdarzi, że nie sygnie leno dac cos z bùtna, ale dlô ùdostaniô żądónégò skùtkù bédënk mùszą przëjąc adresacë i zacząc wespółrobic z fùlnym zaangażowanim. Dzysdniowi stój znôwianiô Pò mòrsczi Drodżi bë nie béł mòżebny bez ùnijnégò wspiarcô. W cządze 4 lat (2011–2014) 10 wespółùsôdzców z trzech państwów (Lëtwa, Pòlskô, Nie mcë) szëkòwno wëzwëskało bùdżet 1,4 mln eùro (kòle 5,8 mln zł), w tim 85% z Programù Wespółrobòtë Transgraniczny Pôłniowi Bôłt. Materialné wińdzënë zjiscywaniô pòspólnégò projektu, przë bëtnictwie 5 wespółrobiącëch òrganizacjów (m.jin. Parafie sw. Adalberta w Kaliningradze i Rusje – czwôrtégò kraju, przez jaczi jidze Droga), są zadzëwòwné: fùlné òznakòwanié przédnégò szlachù i dzéla trasów do wëbiéru na teritorium Pòlsczi, w dzélu na Lëtwie i w Niemcach, kartë i prowadniczi w 4 jãzëkach, internetowô starna www.pomorskadrogaswjakuba.pl, paszpòrtë, sztãple, twòrzenié wiadłów ò baze nocnëch leżów, wielné pòtkania, pùblikacje, kònferencje – rozpòmiónowanié wiédzë ò Drodze. Równak są téż „ùjimné plusë” wiôldżich dëtków z bùtna. Nôwikszi jiwer brëkùjący rozrzeszeniô òd raza, terôzka czedë szlach je wëznaczony i dóny dlô pielgrzimów a wanożników, to nalézenié dlô niegò gòspòdarza. Droga wedle ùdbë wiele lëdzy òsta „dónô” z bùtna, przez ùrzãdë w Lãbòrgù, Gduńskù, Szczecënie, Kretindze – braknie môlowëch ji dozérôczów. A takô òddólnô/môlowô òpieka je nieòbéńdnô, òsoblëwie w cządze pierszich cziledzesąt lat – tak jak to je z piastowanim i dozéranim dzecka i młodégò człowieka. Bò nót je wiele lat na to, żebë lëdze, co mieszkają przë szlachù, dostelë Jakùbòwégò dëcha: mielë starã ò techniczny stój i òbcéchòwanié szlachù, a òsoblëwie ò kaminowiczów – z jaczima ni mòże sã blós òbchadac w zôkrãżim biznesowim, bò òni brë kùją żëczlëwòtë i òpieczi tak òd samò rządzënowégò i kòscelnégò strzodowiszcza, jak téż òd wanożnégò warkù. Dobrim i nieòbéńdnym rozrzeszenim dlô wëbëcô i dérowaniô Camino Pomerania na gwës bãdą Klubë Drëchów Pòmòrsczi Drodżi sw. Jakùba, jaczé bez mała z dobri wòlë pòwstôwają we wikszich môlach na szlachù. W Gduńskù taczim placã pòtkaniô sã Drëchów Drodżi je kòscół sw. Jakùba przù ùl. Wałowi 28 prowadzony przez òjców kapùcynów, w Lãbòrgù – dzejającô przë sanktuarium Lãbòrskô Stowôra sw. Jakùba Apòstoła. Rôczã do wespółrobòtë a téż na Camino Pomerania i żëczã, żebë to bëła dobrô droga – Buen camino. Riszôrd Wenta, przédnik Kapitułë Pòmòrsczi Drodżi sw. Jakùba ([email protected]) Tłómaczëła Danuta Pioch Òdj. ze zbiérów R. Wentë * Pomorska Droga św. Jakuba. Przewodnik turystyczny, red. Małgorzata Duda, Tomasz Duda, Fundacja Szczecińska, Szczecin 2014. 49 Z Tłuczewa do Japónie hthttp://www.telewizjattm.pl/nasze-programy/61-1/33302-na-goscenie.html?play=on 7.04.2015 [TTM, Adóm Hébel] Nasz jãzëk ju òd XIX stalata je w òbrëmienim zainteresowaniô ùczałëch z Rusëje, Niemców, Czechów (...). Dzysô ju je drãgò zrechòwac kraje, w jaczich ùniwersytetë (...) kaszëbiznã badérëją. Jednym z krajów, gdze badérowania są robioné, a ùczałi sã zjéżdżiwają, żebë nasz jãzëk pòznac, je Japóniô [na ekranie m.jin. kôrta Japónie i japóńsczi cządnik]. Pòétka i szkólnô z Tłuczewa Jaromira Labùdda [widzymë ji òdjimniãcé] bëła tam w gromicznikù na kònferencjã jachónô, żebë przedstawic naszą kùlturã i sprawã naùcziwaniô kaszëbsczégò w szkòłach. (...) Na ekranie nôpierwi òdjimk, na jaczim je J. Labùdda z mikrofónã w rãce, pewno zrobiony òbczas japóńsczi kònferencje, widzymë na nim téż m.jin. ùczbòwnik ji aùtorstwa „Zôrna mòwë”. Pòtemù jesmë, jak mëszlã, na Kaszëbach: herojka programù „Na gòscënie” gôdô z gazétnikã w szkòłowi jizbie. [Jaromira Labùdda] Gôda jem ò tim, jak wëzdrzałë pòczątczi naùczaniô jãzëka kaszëbsczégò (...), pózni jem przeszła do czasów terôznotnëch, do problemów z naùczanim jãzëka kaszëbsczégò, jak téż gôda jem ò kòdifikacji kaszëbiznë. Pòtemù, pò wëkładze, mia jem wiele pëtaniów, bëło widzec, że nôùkówcë są baro zainteresowóny jãzëkem kaszëbsczim, ale téż bëlë zmartwiony, bò dowiedzelë sã, że nasze dzecë doma nie gôdają pò kaszëbskù, że przekaz międzypokoleniowy je wstrzimóny (...). [TTM] Jak gôdelë gòsce kònferencje [na ekranie zdjãcé z kònferencje z J. Labùddą i japóńsczé pismiono z ji òdjimkã], w jinëch krajach sytuacjô je jinô: domôcy jãzëk je ùczony doma. [J. Labùdda] (...) To bëła (...) kònferencjô nié ò ùczbie jãzëka kaszëbsczégò, ale òglowò ò jãzëkach słowiańsczich (...). Dosta jem baro cãżczé pitanié jedno (...): co zrobic, żebë kòdifikacjô jãzëka kaszëbsczégò przebiegła baro dobrze. Mie bëło baro cãżkò òdpòwiedzec na taczé pëtanié, tim barżi, że jô nie jem ani w Radzëznie Jãzëka Kaszëbsczégò, ani nie jem w Komisji Oświaty we Gduńskù, wiãc jô na to wpłiwù ni móm. Mògã jedinie rzec, jak jô to widzã, ale na pewno mój głos sã nie liczi na taczim forum. [TTM] Szkólnô sã czëje achtnionô, że mògła Kaszëbów tam reprezentowac, chòc jak gôdô, sama fòrmalno nie je ùczałą [widzymë kôrtczi, na jaczich są wiérztë J. Labùddë pò kaszëbskù, pòlskù i japóńskù]. Rôczba przëszła òd japóńsczégò slawistë profesora Motokigò Nomaczégò [na ekranie òdjimniãcé, na jaczim je m.jin. Motoki Nomaczi i J. Labùdda], jaczégò nôùkòwô stegna doprowadza do zajimaniô sã kaszëbizną. [J. Labùdda] (...) [prof. Motoki] béł w naszi gminie i pitôł sã, czë tu są lëdze, chtërny baro dobrze znają jãzëk kaszëbsczi (...). Trafił do Witka Bòbrowsczégò i Witek (...) wskôzôł nas, że tu mieszkôł Aleksander Labùda. Òn (...) ju miôł czëté ò Aleksandrze Labùdze i sã baro [nim] zainteresowôł, dowiedzôł sã, że tu mieszkają jegò córczi, że òd dzecka gôdają pò kaszëbskù, na codzéń. I tej òn do nas przëjachôł i miôł rozmajité pëtania (...). Jô stara sã òdpòwiadac na te pëtania, oczywiście to bëłë taczé nôùkòwé rzeczë. Przez pôrã lat më do sebie piselë mejle i téż òn do nas przëjéżdżôł (...) dodóm. (...) W ùszłim rokù (...) w gromicznikù napisôł do mie mejla, czë jô bë sã zgòdza przëjachac do Japónii. (...) jem doszła do swiądë, że w żëcym mie sã nie trafi takô leżnosc, tim barżi, że to miôł bëc międzynarodowy zjazd naukowców i mia jem wëgłosëc tam wëkłôd na temat naùczaniô jãzëka kaszëbsczégò (...). I za rok, znôwù w gromicznikù, jem wëjacha do Japónii. [TTM] Òsoblëwą nôdgrodą za pòkôzanié Kaszëb bëła dlô pòétczi z Tłuczewa mòżlëwòta pòznaniô Kraju Kwitnący Wisznie. [J. Labùdda] Pò prôwdze kraj egzoticzny (...). [Widzymë òdjimniãca z Japónie, m.jin. z Tokio i Sapporo, a bòhaterka programù òpòwiôdô ò tim, co tam òbzérała i co sã ji nôbarżi widzało]. [TTM] W Japónie jiné je téż to, co sã wëdôwô ùniwersalné: pòdchôdanié do nôùkòwëch sprawów, co sã baro naszémù gòscowi widzało. [J. Labùdda] Tak długò drążi jaczis problem, aż dokładno gò wëbadô, i to je (...) téż tipòwé dlô nôùkówców japóńsczich. Òni nie słëchają tegò, co gôdają jinszi... Co czekawégò profesor rzekł. Ù nas nôùka zakłôdô jaczés ramczi i dobiérô przëkładë do jaczis tezë, chtërną sobie òprôcëje. Ù nich je na odwrót: zbiérają przëkładë i na podstawie tëch przëkładów dopiére wëcygają wniosczi. [TTM] Ùczãstnicë kònferencje, to je slawiscë z całégò swiata, téż rôd sã zapòznôwelë z ùtwórstwã Labùddë, co dlô ni, jak gôdô, je nôwikszim achtnienim ji artistny stegnë. [J. Labùdda] (...) jem mia wieczór aùtorsczi (...) to bëło baro dobrze przëjãté (...). Jô mia wëbróné taczé swòje wiersze, chtërne kąsk nawiązywałë do jich kùlturë, na przëkłôd w jednym gôdóm përznã ò reinkarnacji. (...) stara jem sã tak, żebë òni to rozmielë. (...) Jô tłomaczã, ò czim to je, oczywiście béł tłomacz, tłomacził z pòlsczégò na japóńsczi. Pòtemù jô recytowa wiersze; òni bëlë zdzëwiony, że jô to gôdóm z pamiãcë. A na tôblëcë (...) béł równoczasno tekst japóńsczi, tak że òni dokładno wiedzelë, ò czim jô gôdóm. Pòtemù wëdalë wieczerzã na mòjã czesc! Fùl nôùkówców japóńsczich i jô na ti wieczerzë [widzymë zdjãca z ti czestë]. Przemòwa. Jô téż mùsza wëgłosëc na kùńc przemòwã. (...) Jô przëjacha tak naladowónô energią, jô sã pòczëła tak wôżnô w tim momence, że òni mie aż tak achtnãlë. Nigdë w żëcym jô nie bëła aż tak achtnionô jak tam, w daleczi Japónii. A MOŻE PRENUMERATA? 50 s. 2 POMERANIA MAJ 2015 kònkùrs /zachë ze stôri szafë Nôwôżniészé kaszëbsczé ksążczi Òd pôrã numrów dérëje na starnach „Pomeranii”, a bez jaczis czas téż miało plac w internece, głosowanié na nôlepszé kaszëbsczé ksążczi. Z niemôłim zacekawienim czëtóm pòsobné zestôwczi. Ë przëznóm sã, że barżi niżlë jem béł rëchli dbë, zaskôkiwają mie niechtërne z nich (co nijak nie òznôczô, że chcã tu pòtãpiwac czë „nawracac” jich ùtwórców!), bò jô bë doch nawet nie przëszedł na to, bë Remùs mógł sã nie nalezc w ny klasyfikacje! Zycher tej nicht sã ju tu nie zdzëwùje, że wedle mie nôwôżniészą nają ksążką je Żëcé i przigòdë Remùsa Aleksandra Majkòwsczégò (I). Dlô mie mô òna téż òsoblëwé znaczenié, bò òd ni – tegò wieleniwiznowégò, fùl symbòlëznë, piãkno napisónégò arcëdokazu – tak pò prôwdze, nimò rëchlészich, mni a barżi swiądnëch zôczątków, zaczãła sã mòja kaszëbskô stegna. Téma plebiscytu „Nôwôżniészé kaszëbsczé ksążczi” rozmiejã jakno te nôwôżniészé dlô naji rësznotë a wëdrëkòwóné w kaszëbsczim abò jinszim jãzëkù (szkòda, że téma nie òsta tak zredagòwónô, cobë tu szło téż wstawic cządniczi, np. Skôrb... Cenôwë). Tak tej tu, na pòsobnëch placach, jô bë dôł: II. Słownik gwar kaszubskich na tle kultury ludowej ks. Bernata Zëchtë. III. Ò panu Czôrlińsczim, co do Pùcka pò sécë jachôł Hieronima Derdowsczégò. IV. Tołmaczënczi Biblëji, a lepi bë rzec, ji dzélów. Nôprzód béł to przełożënk Francëszka Grëczë (1992), zarô za nim Eùgeniusza Gòłąbka (1993), tej nót dolmaczóm òddac tczã, że tak pò prôwdze bëlë pierszima (nie rechùjã tu wëjimków pùblikòwónëch rëchli), równak nôlepszô robòta to ta òjca Adama Sykòrë, jaczi Nowi Testameńt. Ewanielie pò kaszëbskù przełożił z pierwòsznégò jãzëka, tu: greczi. V. Twarz Smętka Jana Drzéżdżona. Dejade, jeżlë jô bë tu pòdôł nôpëszniészé ë/abò nôwôżnié szé dlô mie kaszëbsczé ksążczi, to zestôwk nen bë wëzdrzôł zdebło jinaczi: Żëcé i przigòdë Remùsa A. Majkòwsczégò Słownik gwar kaszubskich... ks. B. Zëchtë Nôwotné Spiéwë Jana Kôrnowsczégò Tołmaczënczi Biblëji Wieczórny widnik Jana Zbrzëcë. Grégór Schramke Hobelbank z czasów wiôldżi wòjnë Rozmajitëch wersjów òbrazkòwëch piosenków, jaczé Kaszëbi pò zywają „Kaszëbsczima nótama” abò „Kaszëbsczim alfabetã”, mòże nalezc na swiece baro wiele. Zwią sã òne wszelejakò, np. w Niemcach znóné są pòd pòzwama „Schnitzelbank”, „Hobelbank” czë téż „Gartenhaus”. Wersjô, jaką nalôzł jem w jednym z niemiecczich antikwariatów, pt. „Das neue Lied von der Hobelbank”, òsta wëdónô jakno pòcztowô kôrtka w 1918 rokù. Chòc braknie do ni tekstu, równak zdrzącë na òbrôzczi, mòże zmërkac, że béł to satiriczny kòmeńtôrz do wëdarzeniów z I swiatowi wòjnë. Zôczątk piesni je jistny jak w wikszoscë niemiecczich wariantów, tj. Das ist kurz, das ist lang, das is eine Hobelbank. Widzymë czile znónëch personów: króla Friderika II Wiôldżégò, marszôłków Aùgùsta von Mackensena i Paùla von Hindenbùrga, Ententã przedstôwioną jakno bestijã czë kôrtã Niemców. rd POMERANIA Môj 2015 51 Pierwsza kaszubskojęzyczna monografia doktorska Prezentowana książka Hanny Makurat Interferencjowé przejinaczi w gôdce bilingwalny spòlëznë Kaszub, początkowo przedstawiona jako rozprawa doktorska, została napisana – pod kierunkiem prof. dra hab. Jerzego Tredera – w całości w języku kaszubskim, co stanowi pierwszy tego typu przypadek w historii języka kaszubskiego. Monografia składa się ze wstępu (Wstãp), pięciu rozdziałów, zakończenia (Zakùńczenié), informacji o informatorach (Wëkôz skrócënków òznôczającëch infòrmatorów i krótczé wiadło ò kòżdim z nich), skrótów bibliograficznych (Bibliograficzné skrócënczi), bibliografii (Bibliografiô), a także aneksu zawierającego wybór analizowanych tekstów. Początkowe rozdziały są swego rodzaju wprowadzeniem w analizowaną problematykę. W rozdziale pierwszym (Metodologiczny aspekt badérowaniów) Autorka przedstawia obecny stan badań (Stón badérowaniów) w analizowanej dziedzinie, ukazuje cel i metodę swojej pracy (Cél i metoda dokazu) oraz charakteryzuje informatorów i prezentowany materiał językowy (Charakteristika infòrmatorów i jãzëkòwégò materiału). W rozdziale drugim zawarta jest analiza pojęcia kontaktów międzyjęzykowych, charakterystyka ich typów oraz sposobów ujmowania przez różnych badaczy. W rozdziale trzecim Autorka analizuje sytuację socjolingwistyczną na kaszubskim terytorium językowym (Socjolingwistnô jeleżnosc Kaszub), przedstawiając Kaszubów jako mniejszość etniczną (Kaszëbi jakno etnicznô miészëzna) oraz ukazując funkcję, jaką pełnią dla Kaszubów w tak zarysowanej sytuacji oba języki będące obiektem 52 zainteresowania Autorki: polski i kaszubski (Fùnkcje kaszëbsczégò i pòlsczégò jãzëka na kaszëbsczi òbéńdze). W rozdziale czwartym przedstawiono interferencje (wpływy) gwar kaszubskich w polszczyźnie (Interferencje kaszëbsczich gwarów w pòlaszëznie), dzieląc je ze względu na podsystemy języka, w których się ujawniają. Najpierw ukazane zostały interferencje fonetyczne (Fòneticzné interferencje) w obrębie samogłosek (Wòkalëzna) i spółgłosek (Kònsonatëzna), następnie zaprezentowano interferencje w odmianie (Interferencje we fleksji), a wśród nich m.in. interferencje zachodzące w deklinacji (Interferencje w mionowi zjinace – miészanié przëpôdkòwëch fòrmów) oraz w koniugacji (Interferencje w werbalny zjinace). W kolejnej części pracy obszernie zobrazowano interferencje składniowe (Interferencje w syntakse), a w ich obrębie takie zagadnienia, jak m.in. powtarzanie podmiotu (Pòwtôrzanié subiektu), nadużywanie zaimków wskazujących (Czãsté brëkòwanié przëdôwkù wësłowionégò wskôzownym zamionã), zmiany w zakresie wymagań składniowych czasownika (Przejinaczi w zasygù rekcji czasnika), dopełniacz partytywny (Dzélowi genetiw). Rozdział ten zakończony jest opisem interferencji leksykalnych (Leksykalné interferencje), zachodzących w różnego typu wyrazach: w słowach kaszubskich zaadaptowanych przez potoczną polszczyznę pod względem fonetycznym całkowicie lub częściowo (kaszëbsczé leksemë czësto abò dzélowò zaadoptowóné fòneticzno przez codniową gôdóną pòlaszëznã) albo w niezaadaptowanych (kaszëbsczé leksemë niezadaptowóné fòneticzno przez codniową gôdóną pòlaszëznã), w germanizmach zupełnie lub częściowo zaadoptowanych przez polszczyznę potoczną fonetycznie (germanizmë czësto abò dzélowò zaadoptowóné fòneticzno przez codniową gôdóną pòlaszëznã) lub fonetycznie i morfologicznie (fòneticzno i mòrfòlogiczno), a także w zawołaniach na zwierzęta (zawrzeszczenia na zwierzãta), ponadto w pożyczkach frazeologicznych, semantycznych oraz w kalkach (Frazeòlogiczné i semanticzné pòżëczczi i kalczi). Rolę podsumowania opisu interferencji leksykalnych pełni analiza ich przyczyn oraz ukazanie świadomości informatorów w zakresie różnic leksykalnych między obu językami (Przëczënë leksykalnëch interferencjów i swiąda infòrmatorów tikającô sã leksykalnëch rozjinaczeniów midzë kaszëbizną a pòlaszëzną). Rozdział piąty poświęcony został interferencjom polszczyzny ujawniającym się w gwarach kaszubskich (Interferencje pòlaszëznë w kaszëbsczich gwarach). Dokonują się one na płaszczyźnie fonetycznej (Fòneticzné interferencje) w obrębie systemu samogłoskowego (Wòkalëzna) i spółgłoskowego (Kònsonatëzna), w morfologii (Mòrfòlogiczné interferencje) we fleksji imiennej (w mionowi zjinace) i werbalnej (w werbalny fleksji) oraz w słowotwórstwie (w słowòbùdowiznie), a także w leksyce (Leksykalné interferencje). Podobnie jak w rozdziale poprzednim analizę wpływu polszczyzny na kaszubszczyznę w zakresie słownictwa Autorka kończy ukazaniem przyczyn interferencji leksykalnych polszczyzny w gwarach kaszubskich (Przëczënë leksykalnëch interferencjów pòlaszëznë w kaszëbsczich gwarach). Hanna Makurat przeprowadziła badania wśród bilingwalnych mieszkańców trzech kaszubskich zespołów dialektalnych: północnego (gwara Odargowa, bylacka gwara Chałup na Półwyspie Helskim, gwara luzińska), środkowego (gwara mezowska, gwara żukowska, gwara wsi Lisie Jamy, gwara wsi Klukowa Huta, gwara sulęczyńska) oraz południowego (gwara lipnicka, POMERANIA MAJ 2015 LEKTURY gwara bruska, gwara konarzyńska). Badaniom poddała przedstawicieli trzech grup wiekowych: najstarszej – informatorów urodzonych w latach 1913–1950, średniej – informatorów urodzonych w latach 1951–1980, oraz najmłodszej – informatorów urodzonych w latach 1981–1996. Najwięcej wpływów kaszubszczyzny na polszczyznę znalazła Autorka u przedstawicieli najstarszej grupy wiekowej, najmniej ich zaś występuje w pokoleniu najmłodszym. Jest to zrozumiałe, ponieważ – co również podkreśliła Hanna Makurat – dla najstarszych respondentów konkretny dialekt kaszubski jest ich pierwszym językiem, polszczyzny zaś uczyli się w szkole i pogłębili jej znajomość w życiu dorosłym. Najmłodsze zaś pokolenie Kaszubów kaszubszczyzny uczy się (jeżeli w ogóle się uczy) na ogół dopiero w szkole (Autorka tylko wśród takich przedstawicieli najmłodszej grupy wiekowej przeprowadziła badania), ponieważ przerwana została ciągłość pokoleniowa w przekazywaniu języka; bardzo mało jest rodzin, w których rodzice rozmawiają na co dzień z dziećmi po kaszubsku. Dla tych młodych ludzi zatem kaszubszczyzna jest drugim językiem i w zasadzie nie można już mówić o interferencjach kaszubskich w ich polskojęzycznych wypowiedziach. Jeśli od tej strony spojrzymy na analizowane w pracy zagadnienie, to badania podjęła Autorka w ostatnim momencie. Natomiast jeśli chodzi o interferencje polskie w tekstach realizowanych w gwarach kaszubskich, to z badań Hanny Makurat wynika, że we wszystkich badanych pokoleniach zachodzą one w jednakowym stopniu. W wyniku przeprowadzonych badań udało się też Hannie Makurat udowodnić, że wpływ polszczyzny na dialekty kaszubskie jest większy niż wpływ kaszubskich dialektów na polszczyznę. Ponadto interferencje dialektów kaszubskich w polszczyźnie nie mają wpływu na dalszy rozwój polskiego systemu językowego, ponieważ jest to system stabilny, z wykształconą normą i szerokim zasięgiem oddziaływania. Natomiast w sytuacji kaszubszczyzny, niezwykle zróżnicowanej dialektalnie, której standard ogólny ciągle jeszcze POMERANIA Môj 2015 jest na etapie tworzenia, in statu nascendi, rzecz wygląda inaczej. Wpływy języka polskiego przyczyniają się w sposób ciągły i systematyczny do trwałych zmian w systemach dialektów kaszubskich, a w sposób pośredni również w systemie kaszubskiego języka literackiego. Jak w innym miejscu pisze Autorka, informatorzy świadomie bronią się przed interferencjami kaszubskich gwar w polszczyźnie, natomiast w sytuacji interferencji polszczyzny do kaszubszczyzny sytuacja przedstawia się odwrotnie: w wypowiedziach kaszubskojęzycznych ankietowani świadomie dodają polskie słowa, nadając w ten sposób – we własnym przekonaniu – większej precyzji swym wypowiedziom, chcąc być przez to lepiej zrozumiałymi. W analizowanej rozprawie Hanna Makurat prezentuje analizowane zagadnienia językowe na szerokim tle diachronicznym oraz niejednokrotnie przedstawia różne sposoby ujęcia danego zagadnienia. Pisząc na przykład o interferencjach składniowych gwar kaszubskich w polszczyźnie, Autorka konkluduje: Równoczasno aùtorka zdôwô sobie sprawã z tegò, że wiele notérowónëch przëmiôrów mógłbë ùznac nié za skùtk interferencji kaszëbsczich gwarów w pòlaszëznie, ale prosto jakno element pòlsczégò gôdónégò jãzëka (s. 127). Praca w całości została napisana kaszubskim językiem literackim, za co Autorce niewątpliwie należy się uznanie. Zastosowana w pracy leksyka, zwłaszcza specjalistyczna, w większości została przejęta ze Słownika polsko-kaszubskiego Jana Trepczyka. Hanna Makurat w zastosowanym przez siebie języku obiera pewne formy i rozwiązania, odrzucając inne. Opowiada się na przykład za szerokim stosowaniem alternacji morfonologicznych we fleksji, co jest szczególnie widoczne w wypadku alternacji samogłoskowych, por. dokôz : dokazë, dokazów, ale już zasyg, zasygu, zasygã itp., podczas gdy w dawniejszych tekstach innych autorów częstszy był typ: dokôz, dokôzë, dokôzów. Odtąd rozwiązania zastosowane przez Hannę Makurat staną się jakimś argumentem za przyjęciem pewnych form i odrzuceniem innych. Decydując się na kaszubszczyznę jako język swej rozprawy doktorskiej, Hanna Makurat dokonała też wyboru pewnych terminów naukowych. W tym jednak wypadku warto było się przyjrzeć, jakich terminów użyto w dotychczasowych, nielicznych przecież kaszubskojęzycznych tekstach naukowych, i nie mnożyć niepotrzebnych bytów. Na przykład Jerzy Treder w Spòdlowi wiédzë ò kaszëbiznie (wyd. I Gduńsk 2009 i wyd. II Gduńsk 2014) na oznaczenie słowotwórstwa przyjął termin słowòtwórzba, podczas gdy Hanna Makurat (także w tekstach publikowanych w „Naji Ùczbie”) używa terminu słowòbùdowizna. Rozprawa Hanny Makurat ukazująca stan interferencji językowych u dwujęzycznych przedstawicieli społeczności kaszubskiej, wydana przez Instytut Kaszubski, jako pierwsza tak szeroko ujmuje badane zagadnienie i podjęta została w momencie bardzo ważnym z socjolingwistycznego punktu widzenia; ponadto napisana w całości kaszubskim językiem literackim, jest pracą ważną i znaczącą w rozwoju tego języka. Marek Cybulski Hanna Makurat, Interferencjowé przejinaczi w gôdce bilingwalny spòlëznë Kaszub, Instytut Kaszubski w Gdańsku / Kaszëbsczi Institut, Gdańsk 2014. Chojnicki Wiktor Zin Zaczynał od portretów. Absorbująca praca w Wojsku Polskim nie pozwalała mu jednak skoncentrować się na rozwijaniu pasji artystycznych. Dopiero po przejściu na emeryturę w 2010 r. ten absolwent Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Łączności w Zegrzu mógł więcej czasu poświęcić na rysowanie. Porzucił jednakże portretowanie osób na rzecz wizerunków rozlicznych obiektów architektury miejskiej. Jego prace zostały rychło zauważone. Chojniczanie z podziwem oglądali szkice ołówkiem wiernie oddające niedostrzegalne wcześniej detale budynków. Pocztą pantoflową rozchodziły się wieści, że pan Jacek 53 LEKTURY przygotowuje pierwszy kalendarz ze swoimi rysunkami. To nie lada gratka być przecież posiadaczem zbioru szkiców doskonale znanych obiektów. I to wykonanych jeszcze przez człowieka, który urodził się (1964 r.) i ukształtował w Chojnicach. Po kalendarzach, które rozchodziły się wśród znajomych jak świeże bułeczki, przyszedł czas na wydanie teczki z rysunkami. Pojawiły się szybko porównania warsztatu plastycznego Jacka Klajny do dokonań cenionego artysty, nauczyciela i pasjonata chojnickiej przeszłości – Franciszka Pabicha (1909–1989). Do dziś „widoczki” różnych budynków i elementów przestrzeni miejskiej – autorstwa Pabicha – cieszą się wielkim powodzeniem nie tylko w środowisku kolekcjonerów. Artysta ten zasłynął również jako wybitny znawca filigranów (znaków wodnych) dawnych papierni; jego artykuły publikowane były na łamach „Pomeranii”. J. Klajna nawiązuje do dobrych tradycji chojnickiej plastyki, mimo że nie zdobył wykształcenia w tym zakresie. Będąc amatorem, potrafi wydobyć jednak z prezentowanych obiektów najdrobniejsze szczegóły. Zadanie to wymaga wielkiej pracowitości, precyzji i skupienia. Pierwsza z opublikowanych teczek ze szkicami Klajny zawiera 12 plansz formatu A4 prezentujących Dawne Chojnice. Na rysunkach odnajdziemy m.in. neogotycki ratusz, secesyjne kamienice, 54 Bramę Człuchowską, kościoły czy budynek Królewskiego Katolickiego Gimnazjum w Chojnicach (założonego 200 lat temu!). Dodatkowym atutem publikacji są informacje o historii ukazanych obiektów (zamieszczone na odwrocie poszczególnych plansz). Na wyróżnienie zasługuje bezspornie grafika przedstawiająca „najładniejszą i największą secesyjną kamienicę” położoną przy ulicy Dworcowej 16–18. Przed II wojną światową mieszkał w niej m.in. Józef Trzebiatowski, sekretarz miejski, obywatel zasłużony dla rozwoju Chojnic w II Rzeczypospolitej (i autor ciekawych wspomnień). Ta potężna czteropiętrowa kamienica z 1910 roku, o bogato zdobionej fasadzie, wciąż zachwyca przechodniów swym majestatycznym wyglądem. Na druk czeka kolejna teczka szkiców: Dawny Gdańsk. To dobra wiadomość dla Czytelników „Pomeranii”. Autor nie próżnuje i niedługo również gdańszczanie i liczni miłośnicy grodu nad Motławą będą mogli podziwiać piękne grafiki chojnickiego Wiktora Zina. A w planach Malbork, Bytów, Gdynia i inne ośrodki miejskie o frapującej historii. Kazimierz Jaruszewski Dawne Chojnice. 12 grafik, projekt i opracowanie graficzne Jacek Klajna, wyd. nakładem autora, Chojnice 2014. Gburską i Kaczą Chojniczanie doczekali się kolejnego wartościowego opracowania traktującego o dziejach i współczesności miasta. Tajemnice chojnickich ulic to lektura obowiązkowa nie tylko dla mieszkańców, ale też dla wszystkich osób odwiedzających tę miejscowość bądź zainteresowanych jej historią i topografią. Książkę przygotowało dwóch autorów: regionalista Kazimierz Ostrowski, doskonale znany Czytelnikom „Pomeranii”, oraz urzędnik Zbigniew Buława. To kolejna publikacja tego duetu pasjonatów lokalnych dziejów; wcześniej wydali, również staraniem Urzędu Miejskiego w Chojnicach, przewodnik Zabytkowe Chojnice czy Cmentarze chojnickie współczesne i dawne. Najnowsze dzieło K. Ostrowskiego i Z. Buławy dotyczy chojnickiej plateonimii oraz historii i rozwoju przestrzeni miejskiej. Przypomnijmy, że plateonimia (zwana też urbanonimią) stanowi obszar toponomastyki odnoszący się do nazewnictwa ulic, placów, skwerów etc. W ostatnich kilkudziesięciu latach ten dział wiedzy onomastycznej zdobył sporą popularność i dostarczył wielu cennych opracowań dotyczących większych i nieco mniejszych ośrodków. Publikacja chojnicka nie ma jednak charakteru naukowego, natomiast zbliżona jest swoim profilem do popularnej monografii nazewnictwa ulic na przestrzeni wieków. Książka została podzielona na trzy części; w pierwszej z nich K. Ostrowski przedstawił kształtowanie się zabudowy miejskiej, układu drogowego i nazw ulic do końca XIX stulecia, w drugim rozdziale ukazał chojnicką urbanonimię do roku 2014, a ostatnia część opracowania przynosi opis zmian wyglądu rynku i przestrzeni wokół niego. Ten moduł publikacji dopełniają biogramy patronów ulic oraz alfabetyczny spis 309 ulic i 7 placów. W pierwszej części wydawnictwa autor chętnie powołuje się na rezultaty badań naukowych Stanisława Gierszewskiego i Klemensa Bruskiego, przypominając również, iż mało prawdopodobne jest nadanie praw miejskich Chojnicom przez księcia pomorskiego Mestwina II. K. Ostrowski podaje, za K. Bruskim, że lokacja miasta nastąpiła ok. 1315 r. przez Zakon Krzyżacki. Ciekawa to hipoteza, zważywszy, że nikt w Chojnicach nie szykuje się do świętowania 700-lecia tak ważnego wydarzenia. Z publikacji dowiadujemy się ponadto, że w dawnych wiekach nazwy ulic nie wymagały regulacji urzędowej, lecz „utrwaliły się w życiu codziennym (…) ze względów praktycznych” (s. 19). W Chojnicach już w XV i w I połowie XVI stulecia większość ulic miała nazwy. Niektóre miana związane były z zaułkami. Tym terminem autor określa „poszczególne odcinki ulicy biegnącej wzdłuż murów miejskich” (s. 18). Cennym źródłem wiedzy dotyczącej nazewnictwa miejskiego Chojnic w XVIII w. jest Inwentarz starostwa człuchowskiego z 1753 r. wydany kilka lat temu POMERANIA MAJ 2015 LEKTURY przez człuchowskiego historyka Mariana Frydę. Najdłuższa w okresie poprzedzającym I rozbiór Polski była w Chojnicach ulica Gburska na Przedmieściu Człuchowskim, przy której znajdowały się 64 posesje. Plateonim ten świadczy o żywotności popularnego na Kaszubach przymiotnika gburski/gburska także w Chojnicach. Współczesnych mieszkańców intryguje zapisana w Inwentarzu… ulica Kacza. Nazwą tą określano odcinek obecnej ulicy Staroszkolnej (od Bramy Człuchowskiej do zakrętu). Interesująco przedstawiało się również nazewnictwo ulic i osad podmiejskich w II Rzeczypospolitej; wiązało się ono ściśle z repolonizacją przygranicznych wówczas Chojnic i okolic. Proces ten trwał kilka lat, jeszcze bowiem w 1925 r. niektóre osady nosiły nazwy niemieckie, np. Akerhof (Chojnaty) czy Karlshof (Karolewo). Po II wojnie światowej, co godne odnotowania, wiele nazw nie uległo zmianom. Warto jednakże wskazać te ulice, które obecnie nazywamy inaczej, m.in. Bankowa (dawniej Augustyńska – na pamiątkę klasztoru oo. augustianów eremitów), Drzymały (d. Gockowskiego), Sukienników (d. Ministra Pierackiego), 14 Lutego (d. Szenfeldzka), tudzież Swarożyca (d. Cmentarna) bądź Zielona (d. Rzezalna). Dzięki wysiłkom kolejnych już pokoleń chojnickich regionalistów podkreślających związki miasta i jego mieszkańców z ziemią pomorską, a szczególnie kaszubską, odnajdziemy w nazewnictwie ulic „pokaźny rejestr POMERANIA Môj 2015 lokalnych patronów” (s. 69). W podtytule książki pojawił się Myślibój – urzędnik książęcy, pierwszy znany z imienia obywatel Chojnic z XIII stulecia. A sylwetki osób chlubnie zapisanych w zbiorowej pamięci znalazły się także w innej książce K. Ostrowskiego: Patroni chojnickich ulic (wydanej w 2000 r.). Wydawcą publikacji jest Urząd Miejski w Chojnicach, a jej współautorem pracownik tegoż urzędu, dlatego pewnie zawartość książki wzbogacają tabele obrazujące przedwojenną rozbudowę sieci ulic, wydatki na utrzymanie dróg, współczesne inwestycje drogowe oraz infrastrukturę techniczną. Atutem wydawnictwa są także, prócz fotografii archiwalnych, piękne zdjęcia lotnicze (autorstwa Zbigniewa Tomczaka) oraz reprodukcje rysunków Franciszka Pabicha (na łamach „Pomeranii” ukazywały się jego artykuły na temat filigranów papierni pomorskich). Cieszy oko szata graficzna – książka wydrukowana została w pelplińskim Bernardinum. Kazimierz Jaruszewski Tajemnice chojnickich ulic. Od Myśliboja do Miłosza, oprac. Kazimierz I. Ostrowski, zdjęcia Zbigniew Buława, wyd. Urząd Miejski w Chojnicach, Chojnice 2014. Twôrz ògardownika Na zberkù darżlëbsczi pùszczë, w pò rénczny dôce bëła widzónô krëjamnô sztatura. Przëchôda sã pòmalinkù, zdôwa sã nasłëchiwac i... szła nazôd. Nad jezorã Biélawa téż wënurziwôł sã z dôczi jaczis sztôłt. Ten jednakò stojôł bez rëchaniô i zdrzôł na pôłnié... Taczé rzeczë zdarziwają sã na Nordze i swiôdczą ò tim, że grańce swiatów sã tuwò załómiwają... Czëtającë prozã Jana Drzéżdżona, mòże czasã stracëc pòczëcé czasu i placu, jednakò zëmny wiater òd Bôłtu chùtkò trzézwi. Dzysô czej dotikalnégò Drzéżdżona ni ma westrzód żëwëch, òstôwô tekst, jaczi òn napisôł, i wdôr lëdzy, co gò znelë. Nie je letkò jic pò stegnach, jaczé nacéchòwôł pisôrz. Są spëzgloné, niewërazné, czasã zmiloné, le jednoczasno òczné i baro swójsczé. Co bë sã westrzód nich nie pògùbic, baro przëdôwô sã kôrta, jaką nacéchòwa nié-Kaszëbka i to jesz z Warszawë. Nie zrobia te z chãcë wzãcô so skarbów z òkòlô Domôtowa, niczegò Drzéżdżonowi nie wzãła. Barżi przërëchtowa kôrtã nadzwëkòwëch môlów, chtërne òdwiedzôł nadzwëkòwi artista. Piszã tuwò ò Marie Jentis-Bòrelowsczi, pòétce, editorce, lëteracczi kriticzce, jakô bëła wielelatną drëszką rodzënë Jana Drzéżdżona, kòleżanką „pò piórze”, wëdôwczënią jegò pòlskòjãzëkòwi pòézje, kù reszce interpretatórką jegò ùsôdztwa. Do napisaniégò wiôldżi i grëbi biografie przëpasowiwa sã ju długò. Òd wiele lat pisa mniészé tekstë kriticzno-lëteracczé, w jaczich przedstôwia swòjégò drëcha jakno òsóbnégò artistã, chtërnémù słëchô apartny bôczënk bez wzgląd na jegò swiat wëòbrazni, żëcową pòstawã, kù reszce kaszëbsczé tożsamòscowé kòrzenie. Nie pòpôda nigdë w tak òdwôżné zestôwczi Drzéżdżona z przedstôwcama pòwszéchny lëteraturë, jak to sã zdarziwało jinszémù warszawsczémù kritikòwi – Henrikòwi Beréze Òstôwa krocy kaszëbsczégò aùtora i gwôsnégò pòznawczégò wseczëcô, nakôzywającégò wierzëc barżi tekstowi niżlë aktualno módnym lëteracczim trendóm. W tim pòstãpòwanim nie cygnãła w stronã mitizowaniégò pòstacë pisarza, chòc bez wątplëwòsców takô tendencjô tej-sej przebija w ji pisanim, ze wzglãdu na to, że mia z nim tak wiele wespól nëch doswiôdczeniów na niwie twò rzeniégò kùńsztu. Mòże temù czasã w ji biografie kąsk za wiele pòczestnotë i pòchwôlënków. Jednakò ji swiat przeżiwaniô i twòrzeniô lëteraturë, a téż ji biograficzné kawle bëłë na tëlé apartné òd tegò, w czim wësztôłcył sã i co twòrził Drzéżdżón, że dało to ji ùtrzimac do niegò pasowné òddalenié. Skùńcza tej w 2014 rokù ksążkã, w jaczi na dwasta stronach tekstu na nowò przedstôwiô pòstac jednégò z nôwôżniészich aùtorów pòwòjnowégò Pòmòrzô, a wierã téż i Pòlsczi. Wiele tematicznëch wątków zawartëch w ksążce Jentis-Bòrelowsczi je ju bëlno znónëch lubòtnikóm lëteraturë Drzéżdżona. Nigdë jednakò nie je za wiele interpretacjów jegò dokazów, pòùkłôdónëch do te w chronologicznym pòrządkù i z wëzwëskanim 55 LEKTURY tëch òpùblikòwónëch, a téż tëch nieòpùblikòwónëch, bënowëch recenzjów. Nôcekawszé w biografie Jentis-Bòrelowsczi są òbgôdania ùsôdzków Drzéżdżona, jaczé drëkã w òsóbnëch ksążkach jak dotądka nie wëszłë abò bëłë prezentowóné leno w zabôczonëch dzysô pismionach, i to w malinczich czasã dzélëkach. W taczim przëtrôfkù dzysô pùblikòwóné òbrobienié Jentis-Bòrelowsczi stôwô sã nadzwëkòwò wôrtną ksążką „pierszégò zetkaniô” z ùsôdztwã kaszëbsczégò pisarza, jaczé jeżlë rechòwac to wielëną stronów, je w setkach kartów maszinopisów wcąg nieòdkrëté i dërchã czekającé na òdwôżnégò wëdôwcã… Warszawskô badérka ùswiądnia dzysdniowémù czëtińcowi, że wcąg ni ma na czëtelniowim rënkù tak wôżnëch pòzycjów, jak Czarna msza, Misterium ziemi, a téż baro grëbé Rotardania czë Pergamonia. Na szczescé dlô nowëch pòkòleniów – jeden z lubòtników ti prozë, Paweł Nowakòwsczi ze szczecyńsczi Wëdôwiznë Fòrma, chce wëdawac Drzéżdżona nimò wszëtkò i przék terôczasno nômòcniészim módóm. Syganié przez Jentis-Bòrelowską do niepùblikòwónëch rzeczów, do maszinopisów, céchùnków, priwatnëch relacjów je jednym z nôwôżniészich walorów ji ksążczi. To dzãka taczim zdrzódłóm mòżemë pòznac sztótama dramaticzné leżnoscë bëcégò Drzéżdżona w Americe (Zjednónëch Stónach), w jaczich badérowôł kawle Pòlonie i kaszëbsczich 56 emigrantów z XIX wiekù, abò zrozmiec smùtną zmiłkã Czesława Miłosza, chtëren nie chcôł pòmòc młodszémù pisarzowi z Kaszëb. Mòżemë téż chòc kąsk ùswiądnic sobie, co je w artiklach, jaczé napisôł Drzéżdżón òb czas bëcô za òceanã. To je wôżné ò tëlé, że pòkazywô fakt, że kaszëbsczi intelektualiscë mielë swòje pòrësziwającé doswiôdczenia zderzeniégò kùlturów wiele rëchli niżlë w òdniesenim do Americzi przedstôwiôł niedôwno swòje Stanisłôw Pestka. Wnetka tak samò wôżną sprawą, jak amerikańsczi mòtiw je ù Jentis-Bòrelowsczi òpisywanié zamkłoscë òstawionëch w spòsobie pò lëterace z Domatówka nôùkòwò-badérownëch i editorsczich dokazów. Je widzec jednakò w nich nié leno ùwôżnégò i wizjonersczégò artistã, ale téż ùwôżnégò i empaticznégò czëtińca jinszich aùtorów. Je nót tuwò pòdsztrichnąc, że kriticznô pòstawa Drzéżdżona wedle apartnëch lëteratów je télé wëmôgającô, co i wëfùlowónô zachãcbą. Zôs jegò pòdéńdzenié do nôùkòwi karierë téż wëmôgô głãbszich òbjasnieniów, bò jak mòże dzãka ùwôgóm jegò biografczi wëwnioskòwac, nie béł òn na pòlim akademicczégò diskùrsu stałi, i stądka mòże brałë sã przënômni niejedne z jegò szkólnowëch pòrażków. Jinszą sprawą je nieżëcznô mù atmòsfera w strzodowiskù gduńsczi hùmanisticzi, jakô w òsobach czile decydentów nie chca ùznac jegò rozrzesziwającégò gòrset nôùkòwòscë pòdéńdzeniégò. Nônowszô ksążka ò Drzéżdżonie pòstãpny rôz pòkazywô dzysdniowémù òdbiorcë fakt, że miôł prozaik-badéra òdwôgã òpiewaniô Alojzégò Bùdzysza jakno jednégò z nôwôżniészich kaszëbsczich aùtorów abò że pòd kùńc swòjégò żëcô baro ùznôwôł kaszëbskòjãzëkòwą edukacjã i domôgôł sã ji fùlniészi realizacje niżlë leno dzélëkòwé pòznôwanié spòdlégò jãzëka na pòzaszkòłowëch zajãcach. Ju blós te wspòmnióné kwestie pòswiôdcziwają, że Drzéżdżón béł òdwôżnym intelektualistą, chtëren przechôdôł w swòjim żëcym rozmajité etapë sztôłtowaniô kaszëbskòscë, bë zakùńczëc je na fùlnym ùbënowienim i ùbùtnowienim domôcy tradicje. Òd warszawsczi aùtorczi, jakô sã sama przëznôwô, że nie znaje za dobrze kaszëbsczégò, ni mòże żądac, żebë głãbòk zinterpretowa kaszëbsczé kòntekstë ùsôdztwa Drzéżdżona. Ni mòże téż wëpòminac ji, że nie òmôwiô nôgłãbi dokazów napisónëch w tim prawie jãzëkù. Jednakò empatiô badérczi wënadgrodzywô jãzëkòwé niedostatczi. Szkòda leno, że przë òcenach kaszëbsczégò i pòlsczégò ùsôdztwa Jentis-Bòrelowskô nie sygła do nônowszich òbrobieniów i témiznë, jaczé pòjawiłë sã ju pò wëdanim zbiorowi ksążczi Twarze Drzeżdżona pòd redakcją Renatë Mistôrz z rokù 2007. Kò namëslënk nad ną prozą rozwijôł sã téż i pózni, nalôżającë sztótama cëkawé ôrtë òpisënkù. Taczé wëchilenié kù nowszim czasóm i nowszim òbrobienióm je tim barżi brëkòwné, że dozwòliwô z mniészim namaszczenim pòwzerac na òsóbnotã Drzéżdżona, jakô wcale nie bëła takô apartnô na kôrce pòlsczégò lëteracczégò żëcô sédmëdzesątëch i òsmëdzesątëch lat XX wiekù. Króm te przëjãcé szerszégò lëteraturoznôwczégò kòntekstu, nié leno personalno-histo ricznégò, dôwô lepi zrozmiec, dlôcze w niejednëch latach jegò dzejalnotë stikôł sã z niechãcbą, pózni z aprobatą, a jesz pózni z òbòjãtnotą. Ogrody zamyśleń, marzeń i symboli to wôżnô biografiô, razã z rëchlészima zbiorow ima ksążkama òpisy w ô wielewëmiarowé ùsôdztwò nadzwë kòwégò artistë. Òd dôwna takô aùtorskô robòta mia ju bëc, i smùtné, że to nie òstało zrobioné rëchli. Tim barżi wôrtny je bédënk Marie Jentis-Bòrelowsczi, chtërna òdkriwô nama jesz jedną twôrz Jana Drzéżdżona. To nie je blós twôrz apartno òbrobionégò prozaika, pòétë, badérë czë editora. To je téż twôrz ògardownika, człowieka dbającégò ò gwôsny i jinszich lëdzy rozwij. Ògardownika, chtëren mô starã ò zemiã-jãzëk, atmòsfericzné warënczi-lëteracczé żëcé i roscënã-dokôz. Czë twôrz Drzéżdżona-ògardownika je tą prawie gôdającą całą prôwdã ò kaszëbsczim lëterace...? Ni ma wiedzec... Niemùszebno... Daniel Kalinowski, tłómaczëła Iwóna Makùrôt Maria Jentys-Borelowska, Ogrody zamyśleń, marzeń i symboli. Rzecz o Janie Drzeżdżonie, Wojewódzka Biblioteka Publiczna im. Josepha Conrada-Korzeniowskiego w Gdańsku. Fundacja Światło Literatury, Gdańsk 2014. POMERANIA MAJ 2015 nasze rozmowy To nasze historyczne ziemie Na Pomorzu Środkowym występują trzy znane góry, nazywane też świętymi: Chełmska, Rowokół i Polanowska. Na tej ostatniej, leżącej między Koszalinem a Miastkiem, 13 czerwca odbędzie się kaszubski odpust. O tym wydarzeniu rozmawiamy z jego pomysłodawcą, franciszkaninem ojcem Januszem Jędryszkiem, kociewiakiem, który czuje się Kaszubą. Zacznijmy od kaszubskiego odpustu na Górze Polanowskiej. Skąd wziął się ten pomysł? Bezpośrednio pomysł z ustanowieniem tego odpustu powstał w maju ubiegłego roku podczas poświęcenia tablicy ku czci bpa Ignacego Jeża. Na tę uroczystość przybyli Kaszubi ze Słupska i Miastka. Zrodziła się wówczas myśl, żeby przywrócić Świętą Górę Polanowską świadomości kaszubskiej. Chodziło też o to, żeby Kaszubi, którzy po wojnie przyszli w te strony, tu się osiedlili, czuli się dowartościowani, żeby kaszubszczyzna odżyła na tej górze po tylu latach. Odpust kaszubski chcemy organizować co roku w sobotę po 12 czerwca, czyli po każdej rocznicy konsekracji pustelni na Górze Polanowskiej. W tym roku homilię po kaszubsku wygłosi ks. Marian Miotk, wystąpi chór Pięciolinia z Lini. Liczę na obecność wielu Kaszubów w strojach, kapel i zespołów. Pokażmy, że to nasze historyczne ziemie. W XV w. podczas wizytacji przeprowadzanej przez biskupa kamieńskiego Henninga śpiewano w koszalińskim kościele Mariackim: „Tu felix Cassubia salutis indubia”. W kronikach niedalekiego Żydowa znajduje się wzmianka, że w XIX w. mówiono tam po kaszubsku. Ten czerwcowy odpust ma to przypominać. Wspomniał ojciec o pustelni. Proszę wyjaśnić naszym czytelnikom, skąd wzięła się ona na Górze Polanowskiej. POMERANIA Môj 2015 Rozpocznę od tego, jak tam w ogóle trafiłem. W 1993 r. w Darłowie w parafii Matki Bożej Częstochowskiej, gdzie byłem proboszczem 15 lat, odbywała się uroczystość rekoronacji tamtejszej figury Matki Bożej Fatimskiej – Matki Jedności. Przyjechał m.in. biskup senior Ignacy Jeż. Opowiadałem mu m.in. o planach przywracania kaszubszczyzny w Darłowie, gdzie spoczywa król Eryk i członkowie jego rodziny. Biskup odpowiedział, żebym lepiej się zajął Górą Polanowską, bo to miejsce leży mu szczególnie na sercu. Pojechałem tam, zobaczyłem i zakochałem się w tej najwyższej ze świętych gór Pomorza Środkowego. Stwierdziłem, że to świetne miejsce na życie pustelnicze dla 2–3 braci. Uzyskałem stosowne pozwolenia władz zakonnych oraz Lasów Państwowych, do których należał ten teren, i zabrałem się do pracy. Chciałem, żeby pustelnia była drewniana, bo znajduje się w lesie. Doradzano mi, żebym zwrócił się do górali, bo oni budują takie domy u siebie. Kiedy jednak widzę góralskie zajazdy na Pomorzu, to zaraz się denerwuję – jakby tu nie było drewnianego budownictwa regionalnego! Nie musimy małpować górali. Szukałem kogoś, kto by mi to zaprojektował w stylu miejscowym, kaszubskim. Modliłem się w tej intencji i pomogła mi „Pomerania”. Tu mnie ojciec zaskoczył. Mamy więc swój udział w tym dziele? Jak najbardziej. Znalazłem w „Pomeranii” wywiad z panem Janem Sabiniarzem, który mówił, że chciałby odnowić budownictwo pomorskie, kaszubskie. Dostałem do niego telefon i usłyszałem: „całe życie marzyłem, żeby zaprojektować taki monasterek”. Myślę, że wspólnie dokonaliśmy dobrej syntezy tego, co kaszubskie, i tego, co nowe na tych ziemiach, gdzie dzisiaj mieszają się trzy grupy mieszkańców: Kaszubi, Kielczanie i Ukraińcy. Dlatego pustelnia z zewnątrz to kaszubska architektura, a w środku znajdują się ikony – czyli pokazujemy otwarcie na wrażliwość ukraińską. Podczas uroczystości konsekracji powiesiłem trzy flagi: polską, ukraińską i kaszubską. Przyszła do mnie pewna dziewczynka i pyta: „Co to za trzecia flaga?” – A wiesz, czemu wisi polska? – zapytałem. „Bo tu mieszkają Polacy”. – A czemu ukraińska? „Bo mieszkają też Ukraińcy”. – Widzisz, a kaszubska dlatego, że tu też mieszkają Kaszubi, a poza tym, kiedyś te ziemie były właśnie kaszubskie. Przez takie rzeczy dokonuje się pogłębianie świadomości. Kiedy słyszę, że tu od zawsze były piastowskie ziemie, to zaraz się denerwuje, zwłaszcza gdy mówią to ludzie z tytułami naukowymi. 57 nasze rozmowy Pustelnia zimą W 1999 r. podczas wizyty w Pelplinie Jan Paweł II poświęcił kamień węgielny dla świątyni na Górze Polanowskiej. Jak udało się ojcu to zrobić? Poprosiłem o pomoc ówczesnego biskupa pelplińskiego Jana Bernarda Szlagę. Wyjaśniłem, że na znak duchowej łączności z cystersami, którzy niegdyś przebywali zarówno w Pelplinie, jak i w Polanowie, chciałbym, żeby był to kamień z katedry pelplińskiej. Jak słyszę, Góra Polanowska ma szczęście do przychylnych hierarchów. Bp Jeż, bp Szlaga, a przecież na konsekracji pojawił się nawet arcybiskup Bambergu… To ciekawa historia. Gdy myślałem, jakie relikwie sprowadzić, chciałem, żeby nie były one obcym ciałem. Natchnęło mnie, że pięknie byłoby, gdyby wrócił tu św. Otton z Bambergu. Nie mam co prawda dowodów historycznych, że był na tej świętej górze, wiadomo jednak, że w wyniku jego działalności pogańskie góry Pomorza Środkowego zmieniły charakter na maryjny. Pamiętałem też słowa prof. Józefa Borzyszkowskiego, który powiedział podczas jednego ze spotkań w Łączyńskiej Hucie, że Kaszubi są winni Ottonowi wdzięczność. 58 Ale skąd wziąć relikwie? Przyjechał do mnie ksiądz pracujący w Norymberdze. Nazywał się Stenka – zmartwychwstaniec z Kościerzyny. Powiedziałem mu: – Jesteś niedaleko od Bambergu, zapytaj arcybiskupa o relikwie. Przedstaw mu ideę powrotu Ottona na Pomorze Środkowe. A on na to: „Świetnie się składa, za dwa tygodnie będę się z nim widział”. Gdy zadzwoniłem, aby się dowiedzieć, czy się udało, usłyszałem, że jest zgoda. Potrzebne jest tylko oficjalne pismo od naszego biskupa. Nasz biskup pomocniczy Paweł Cieślak je przygotował i dodał, że zna osobiście abpa bamberskiego Ludwiga Schicka: „W lipcu tam będę, to odbiorę” – powiedział. Okazało się jednak, że słowa nie dotrzymał, bo abp Schick postanowił przywieźć relikwie osobiście. To brzmi wręcz nieprawdopodobnie. Okoliczni mieszkańcy byli zaskoczeni takim nagłym zainteresowaniem Górą Polanowską? Reakcje były różne. Burmistrz Polanowa Grzegorz Lipski – zresztą Kaszuba, którego ojciec pochodził ze Starej Kiszewy – postanowił przy okazji wizyty abpa Bambergu nadać mu honorowe obywatelstwo gminy, a Ottonowi postawić pomnik. Niektórzy protestowali: „Czemu Niemcowi stawiamy pomnik? Nie mamy polskich świętych?”. Trzeba było tłumaczyć, uczyć historii i przekonywać. 12 czerwca 2010 r. odbyła się konsekracja kaplicy na Górze Polanowskiej, ale czy pustelnia zmieniła się od tego dnia w sanktuarium? Ludzie często przychodzą i mówią, żebym zmienił pustelnię w sanktuarium, ale ja uważam, że sanktuariów nie powinno się tworzyć dekretami. Kult sam musi się tutaj odrodzić, ja nie będę tego robił. I tak się dzieje. Ludzie przyjeżdżają do domu Matki. Spotkałem kiedyś pielgrzyma z Gościcina, który opowiedział mi, że został tu uzdrowiony z raka prostaty. Po jakimś czasie przyjechał autokarem pełnym ludzi. Pielgrzymów jest coraz więcej. Ojciec mówi o odrodzeniu, wskrzeszeniu sanktuarium w tym miejscu. Proszę przybliżyć nam historię wcześniejszego kultu. Nie ma za dużo przekazów historycznych, nie było tu też na razie badań archeologicznych. Wiadomo jedynie, że do 1548 r. byli tu mnisi, POMERANIA MAJ 2015 nasze rozmowy najprawdopodobniej cystersi. Ludzie pielgrzymowali tu w wielkiej liczbie. Drzwi sanktuarium nie zamykano ani we dnie, ani w nocy. Jeszcze przed II wojną światową, choć już dawno nie było sanktuarium, krążyło takie powiedzenie: masz otwartą gębę jak drzwi kościoła na Świętej Górze Polanowskiej. Przybywali tu ludzie z całej Europy, zwłaszcza bratobójcy. Gdy nastała reformacja, mnisi zostali stąd wyrzuceni i zabrali ze sobą wizerunek Matki Bożej. Reformatorzy zasypali też cudowne źródło na górze, „żeby katolicki zabobon nie rozszerzał się na Pomorzu”. Zachowała się jednak nazwa: Święta Góra. Po wojnie został tu postawiony krzyż. Gdy bpem został Ignacy Jeż, chciał ożywić kult w tym miejscu. Odprawiał tu majowe nabożeństwa, sprawował sakrament bierzmowania. Od 2000 r. jest tu już regularny kult. Wtedy postawiliśmy nowy krzyż, odprawialiśmy msze przy polowym ołtarzu. Mam przed sobą książkę ks. Januarego Żelawskiego z wizerunkiem Polanowskiej Bramy Niebios. Skąd takie wezwanie? Ponieważ drzwi tego sanktuarium były zawsze otwarte. Nie znamy historycznego tytułu, nie zachowały się informacje, jak wyglądał wizerunek Matki Bożej na Górze Polanowskiej. Pewnego dnia podczas moditwy przyszło olśnienie – niech to będzie sanktuarium Bramy Niebios. I tak zostało. ale ich nie widziałem. Jedynym maleńkim znakiem było to, że w Boże Ciało dziewczynki w strojach krakowskich niosły na poduszeczce czarno-białe zdjęcie Matki Boskiej Sianowskiej. Zacząłem szukać. Pytałem kleryków, ministrantów o kaszubskich nazwiskach: – Jesteście Kaszubami? Odpowiadali: „Nie!”. Dowiedziałem się, że tutaj „ty Kaszubie” to jest przezwisko, więc nikt się nie przyznawał. Gdy podczas nauk pierwszokomunijnych zaśpiewałem: „czy wy wiecie, że jesteśmy Kaszubami”, na melodię „Czy wy wiecie, że jesteśmy świątynią”, to dzieci krzyknęły: „Nie!”. Nie poddawałem się jednak. Robiąc szopkę w kościele, postanowiłem ją wykonać w stylu kaszubskim. Zrobiliśmy chëcz szachulcową, aniołkowie nie trzymali napisu „Gloria in excelsis”, tylko „Më trzimómë z Bògã”. Pożyczyłem stroje ludowe, bo tu nikt nie miał, i ubrałem w strój kaszubski Matkę Boską oraz aniołki. Niektórzy byli zachwyceni, niektórzy zniesmaczeni i zgorszeni. Odnalazł się jednak przy tej okazji pan Stefan Fikus, który opisał tę szopkę w „Pomeranii”. I już miałem w nim wielką pomoc. Razem mogliśmy zrobić więcej. Razem przygotowaliście m.in. kaszubskie jasełka, za które Klub Studentów Pomorania przyznał wam w 1982 r. Medal Stolema. Pamiętam, że odbierając Medal, powiedziałem: Mój tatk ani stark nie bëlë Kaszëbama, ale jô jem Kaszëbą. Tak to czuję. Kiedy jestem gdzieś w Polsce, mówię, że jestem Kaszubą, bo człowiek musi znaleźć swą tożsamość. Można być od pnia, ale można też być zaszczepionym i czerpać soki. Na takich ludzi z zewnątrz trzeba być otwartym, nie można się bać otwartości. Czasami martwi mnie taka ciasnota Kaszubów. Rozmawiam np. z niektórymi byłymi ministrantami i pytam: – Jesteście w Zrzeszeniu? „Nie, bo tam za dużo jest tych nie-Kaszubów”. Zamiast się cieszyć, że inni chcą też, to narzekają. Zawęża się Kaszuby do tych, którzy mówią dzisiaj po kaszubsku, ale jest to też rzeczywistość historyczno-geograficzna. Poza tym gdzie byliby dzisiaj Kaszubi bez Gulgowskiego, Wryczy, Ostrowskiej, Trojanowskiej, Bądkowskiego? Często powtarzam, że nie wystarczy być Kaszubą, trzeba jeszcze coś w życiu dla Kaszub zrobić. Albo kwestia błogosławionych. Na Kociewiu jest Maria Wiecka. Ludzie miejscowi się cieszą, są dumni. Kiedy Kaszubów zapytać, czy mają jakiegoś błogosławionego, to nawet księża potrafią wymienić tylko bpa Dominika, który jeszcze nie jest wyniesiony na ołtarze. A przecież błogosławionym jest Józef Jankowski. Kiedy byłem w Brusach w 2005 r., chciałem achtnąc miejscowych Kaszubów, mówiąc, że czuję się zawstydzony, głosząc kazania w miejscowości, skąd pochodzi błogosławiony. Tymczasem usłyszałem ostrzeżenie od A wizerunek? Chciałem ikonę, a nie obraz, bo wiedziałem, że będzie do zaakceptowania dla wszystkich mieszkańców. Okazało się, że w klasztorze gruzińskim na górze Athos jest ikona Bramy Niebios. Na jej wzór napisał ją dla nas bułgarski malarz Todor Dimczewski zamieszkały w Sławnie. Czemu Kociewiak organizuje kaszubski odpust? Już jako dziecko jeździłem często do Starej Kiszewy, gdzie mieszkało wielu Kaszubów, ale miłość do kaszubszczyzny rozpaliła się w Lęborku, gdzie pracowałem zaraz po święceniach. Byłem przekonany, że trafiam na Kaszuby, i wszędzie szukałem śladów kaszubszczyzny, POMERANIA Môj 2015 Pustelnię zaprojektował J. Sabiniarz 59 nasze rozmowy Ikony wewnątrz pustelni przedstawiające św. Ottona oraz Trójcę Świętą. Kamień węgielny, który pochodzi z pelplińskiej katedry miejscowego proboszcza, żeby lepiej o nim nie mówić. Zdziwiłem się i pytam: – Ale dlaczego? „Bo tutaj mówią: z taczi biédny rodzënë i swiãti?” Nie zaakceptowali tego do końca. To trzeba przełamywać. Takich przykładów jest zresztą więcej. To właśnie Kaszubi mówią: „Po co dzieciom ten kaszubski w szkole, lepiej niech się uczą angielskiego” – ręce opadają. I ostatni przykład: gdy wraz z uczestnikami ruchu oazowego udaliśmy się do Sianowa na nabożeństwo, podczas odsłonięcia organista zagrał: „Jest zakątek na tej ziemi”. Myślałem, że mnie tam poniesie. A mieliśmy na oazie studentów Malgaszów, czarnoskórych. Nauczyli się „Kaszëbskô Królewô” i zaśpiewali to podczas niedzielnej mszy 60 w Sianowie. Znowu ludzie z zewnątrz musieli dać dobry przykład. Trzeba ciągle wydobywać zaklęty zamek. Ja co prawda jak Remus mam skażoną mowę, bo jestem z Kociewia, ale chcę to zrobić. Jak słyszę, epopeja Aleksandra Majkowskiego nie jest ojcu obca. Zdecydowanie nie. To dzięki niej obudziła się we mnie Skra Ormuzdowa. Kiedy szukałem w Lęborku kaszubszczyzny, ktoś (już nie pamiętam kto) podrzucił mi Żëcé i przigòdë Remùsa. Czytałem to w oryginale z wypiekami na twarzy do samego rana. Czego nie rozumiałem, fantazja mi podpowiadała. Zakochałem się po tej lekturze w Kaszubach i kaszubszczyźnie. W marcowej „Pomeranii” Eugeniusz Pryczkowski przypomniał, że pierwsza zwarta grupa pielgrzymów dotarła do Sianowa właśnie za sprawą „charyzmatycznego franciszkanina o. Janusza Jędryszka”. Jak do tego doszło? Gdy przyszedłem do Lęborka, szukałem najbliższego sanktuarium maryjnego, żeby poprowadzić pielgrzymkę. Wypadło na Sianowo (wtedy była to inna diecezja, bo Lębork był w koszalińsko-kołobrzeskiej). Pojechałem do proboszcza, ks. Aleksandra Kaźniaka. Byłem zdziwiony, że to sanktuarium, a nie ma żadnych pieszych pielgrzymek. Więc wyruszyliśmy. Wtedy to było nielegalne, ale specjalnie się tym nie przejmowaliśmy. Ludzie często po raz pierwszy widzieli wtedy kaszubskie fanë i się pytali: „A co to za żałoba, że flagi czarne?”. Nie było wtedy w Lęborku prawie żadnej świadomości kaszubskiej. Dzisiaj mam satysfakcję, że udało się ją w tym mieście przywrócić. Teraz chciałbym to samo zrobić z Pomorzem Środkowym. Będzie trudniej, bo mniej ludności kaszubskiej, ale sporo Kaszubów napłynęło po wojnie… Uda się. Fot. o. Kamil Szczupaczyński 13.06.2015 r. Zapraszamy na I Kaszubski Odpust na Górze Polanowskiej 11.00 – zbiórka przy pomniku św. Ottona w Polanowie Następnie przemarsz na Świętą Górę. 12.15 – Msza Święta z kaszubską liturgią słowa Po zakończeniu Mszy posiłek dla wszystkich pielgrzymów i występy zespołów oraz kapel kaszubskich. POMERANIA MAJ 2015 KLËKA Lëzëno. Swiãto Patrona i Dzéń Jednotë Kaszëbów ùczniowie Spòdleczny Szkòłë m. Lecha Bądkòwsczégò w Lëzënie 19 strë miannika przëszlë do swòji szkòłë ùroczësto òblokłi, z czôrno-żôłtima kòtilionama. Nôwôżniészim dzélã òbchòdów Dnia Jednotë Kaszëbów bëła a k adem iô w k a szëbsczi m jãzëkù. Do szkòłë przëjachało wiele gòscy, a westrzód nich córka Lecha Bądkòwsczégò Sławina Kòsmùlskô z chłopã, wójt môlowi gminë Jarosłôw Wejer, ks. prałat Zygfrid Leżańsczi, direktorowie szkòłów i biblioteczi. Radzëznã Starszich reprezentowa Aleksandra Meyer. Òbczas ùroczëznë òstelë nôdgrodzony dobiwcowie kònkùrsu plasticznégò i wiédzë ò Lechù Badkòwsczim. Jeden z wëprzédnionëch dokazów, zrobiony przez Agatã Doering z klasë 0, dosta wastnô Sławina Kòsmùlskô. Swiãto w lëzyńsczi szkòle pòkôzało, że dzãka wiele lëdzóm: ùcznióm, starszim, szkólnym, dzejôrzóm i wë szëznóm, wcyg rozwijô sã najô rodnô kùltura. (…) Baro wôżné je to, że dërch żëwé są w nas te wôrtnotë, ò jaczé biôtkòwelë, dlô chtërnëch robilë i òddôwelë za nie swòje żëcé naji starkòwie, w tim Lech Bądkòwsczi. Dark Rąbca Òdj. ze zbiérów Spòdleczny Szkòłë m. Lecha Bądkòwsczégò w Lëzënie Tłóm. DM Bëtowò. Wieczór ze Szczãsnym Gòscã Gardowi Biblioteczi w Bëtowie 19 strëmiannika béł Francëszk Szczãsny, chtëren òbczas aùtorsczégò zéńdzeniô zaprezentowôł swòje 4 romanë, wszëtczé sparłãczoné z najim regionã. Dwie z jegò ksążków to historiczné dokazë: W krainie gryfa – kaszubska saga rodzinna i Gryfowy szaniec – sfabùlarizowóné dzeje Krëjamny Wòjskòwi Òrganizacje „Gryf Pomorski”. Dwie zaòstałé pùblikacje to ksążczi spòlëznowò-òbëczajowé: Kamienista droga i Za mną same zgliszcza. Òkróm nëch promòwónëch w ùróbkù aùtora je jesz jedna, pòd titlã Na przekór. F. Szczãsny pisôł téż bôjczi dlô dzecy. Za swòje dokazë dostôwôł wiele nôdgrodów i wëprzédnieniów. Red. Òdj. ze zbiérów Gardowi Biblioteczi w Bëtowie Serakòjce. Emòcje i przedjastrowô zabawa 29 strëmiannika ju XVI rôz òdbéł sã w Serakòjcach Krézowi Przezérk Szkòłowëch Téatrów „Kaszëbskô Bina”. Jurorzë (Mariô Krosnickô – direktorka lëzyńsczi biblioteczi, Irena Warmòwskô – chòreògrafka, Dariusz Narloch – czerownik Téatru Młodëch Gòtów) delë Złotą Larwã karnu Krôsniãta ze Spòdleczny Szkòłë w Stôri Hëce. Drëdżi môl zajimnãłë Mòdré zwónczi ze Spòdleczny Szkòłë w Mirochòwie, a trzecy Téatralné Karno „Wicherki” ze Zrzeszë Sztôłceniô i Wëchòwaniô w Kamiéńcë Szlachecczi. POMERANIA Môj 2015 Tegò dnia òdbéł sã téż w Serakòjcach Swiąteczny Jastrowi Kermasz i sódmi pòkôzk jastrowégò stołu. Mòżna bëło szmakac rozmajité wiôlgònocné jestkù przërëchtowóné przez ùczniów Zrzeszë Wëżigimnazjalnëch Szkòłów w Serakòjcach, Kòło Wiesczich Gòspòdëniów z Dłëdżégò Krza, Kamiéńcë Królewsczi, Lësëch Jamów i Paczewa. Bëła téż leżnosc kùpieniô jastrowëch przëòzdobów zrobionëch przez regionalnëch lëdowëch ùtwórców. Red. Òdj. ze zbiérów GÒK Serakòjce 61 KLËKA Swiónowò. Krżiżewô Droga pò kaszëbskù W XII Kaszëbsczi Krżiżewi Drodze wzãlë ùdzél wiérny z rozmajitëch dzélów Kaszub. Òdbëła sã 20 strëmiannika. Ewanieliã pò kaszëbskù przeczëtôł i rzekł kôzanié ks. Wòjcech Klawikòwsczi z parafie w Grzëbnie. Rozwôżania przërëchtowôł Dariusz Majkòwsczi, a czëtelë je – co je ju tradicją – lektorzë z całëch Kaszub. Pò skùńczonym nôbòżéństwie w Dodomie Pielgrzima Eùgeniusz Prëczkòwsczi òpòwiedzôł ò historie swiónowsczich ksãżi, karno Redzanie dało krótczi kòncert, a Aleksandra i Dariusz Majkòwscë rzeklë ò swòji ksążce Mòja pierszô Bibliô. Stôri Testament w òbrôzkach, wëdóny łoni przez Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié. Red. Òdj. A.M Lëzëno. Swiãto kaszëbsczi mùzyczi 20 strëmiannika Spòdlecznô Szkòła m. Lecha Bądkòwsczégò w Lëzënie bëła nadzwëkòwò rozspiéwónym môlã. Tegò dnia òdbéł sã XIII pòmòrsczi festiwal „Kaszëbsczé spiéwe”. (…) Òbczas kòncertów pòkôzało sã wiãcy jak 100 spiéwôków, jaczich òceniwało żuri: Dorota Mùża-Szlas – przédniczka, Wéró nika Kòrthals-Tartas, Pioter Jãdrzejczak, Mieczisłôw Bistroń. Rozegracjô miała patronat senatora Kazmierza Kleinë z Kaszëbsczégò Parlamentarnégò Kòła, Marszôłka Pòmòrsczégò Wòjewództwa Mieczisława Struka i Pòmòrsczi Kùrator Pòùczënë Elżbiétë Wasilenkò. Na festiwal przëjachelë m.jin. K. Kleina, Starosta Wejrowsczégò Krézu Gabriela Lisius, zôstãpca bùrméstra Kartuz Tomôsz Belgraù, direktor Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë i Mùzyczi Tomôsz Fópka. Rozegracjã prowadzył przédnik lëzyńsczégò partu KPZ Słôwk Klôsa. Dobiwcama „Kaszëbsczich spié wów” òstelë: Francëszk Szczëpiorsczi, Paweł Serkòwsczi, Wérónika Bònk i Agnészka Szur. Westrzód wókalno- -instrumentowëch karnów pierszé môle dostałë grëpë z Gminowégò Pùblicz négò Przedszkòla w Lëzënie, Zrzeszë Sztôłceniô i Wëchòwaniô w Brodnicë Górny, Spòdleczny Szkòłë w Sëlëczë nie, Szkòłowò-Przedszkòlny Zrzeszë w Bùkòwinie i Pùblicznégò Gimnazjum w Lëzënie. Òrganizatorama imprezë bëlë: Spòd lecznô Szkòła m. L. Bądkòwsczégò w Lëzënie, Gminowi Òstrzódk Kùlturë w Lëzënie, lëzyńsczi part Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô. Dark Rąbca Òdj. ze zbiérów Spòdleczny Szkòłë m. Lecha Bądkòwsczégò w Lëzënie Tłóm. DM Cewice. Dzéń Jednotë i pòdrechòwanié projektu Dzéń Jednotë Kaszëbów béł ùroczësto swiãtowóny w gminie Cewice 21 strëmiannika w filie Gminowégò Centrum Kùlturë (GCK) w Maszewie Lãbòrsczim. Mòżna bëło tam òbezdrzec 62 wëstãp karna „Ziemia Lęborska” i artisticzny program dzecy i młodzëznë ze Spòdleczny Szkòłë m. Pòlsczich Òlimpijczików w Maszewie. Òstôł téż pòdrechòwóny projekt „Taczi Kaszëbë” zjiscywóny przez GCK òd gòdnika 2014 rokù. W òbrëmienim projektu bëłë robioné m.jin. wikliniarsczé robòtë, kaszëbsczé wësziwczi, regionalné jestkù. Jegò zakùńczenim bëła promòcjô filmù „Taczi Kaszëbë”, chtëren przedstôwiô kaszëbsczé tradicje w gminie Cewice. Westrzód gòscy bëlë samòrządôrze, môlowi kaszëbsczi dzejôrze z przédnikã cewicczégò partu Zrzeszeniô Adamã Nowakã i gòsce z jinëch partów. Na promòwónym filmie są kôrbiónczi z mieszkańcama gminë Cewice. Mòżna pòznac historiã Kaszëbów z nëch strón. Pòkazywają swòje familijné pamiątczi, òdjimczi, gôdają ò swiątecznëch tradicjach. Òkróm tegò film je dokùmeńtã dzejaniô wëszëznów gminë i môlowégò partu KPZ, żebë kaszëbskô spôdkòwizna na tëch zemiach przedërchała. Film jidze òbezdrzec na starnie http://www.taczikaszebe.pl/ Red. Òdj. Wastostwò Kòbiela. Kadr z filmù „Taczi Kaszëbë” POMERANIA MAJ 2015 KLËKA Bólszewò. Jak zaczekawic pòézją? W òbrëmienim Midzënôrodnégò Dnia Pòézji 19 strëmiannika w filie nr 1 Pùbliczny Biblioteczi Gminë Wejrowò w Bólszewie òdbëłë sã „I Pòwiatowò- -Gminowé Miónczi Jedny Wiérztë / III Turniej Jednego Wiersza”. Ùczãstników òceniwała kòmisjô, w jaczi bëlë Stanisłôw Janka, Liliô Wilczińskô, Mirosłôw Òdiniecczi, Macéj Tamkùn. Przesłëchania zaczãłë sã òd ùczniów spòdlecznëch szkòłów kl. IV–VI, pózni wëstãpòwelë gimnazjaliscë, a na kùńc młodzëzna z wëżigimnazjalnëch szkòłów i dozdrzeniałi. W kategórie klasów IV–VI przédną nôdgrodã dosta Anna Mëszke z Sa mòrządzënowi Spòdleczny Szkòłë w Bólszewie. Westrzód gimnazjalëstów dobëła Aleksandra Grzenkòwitz ze Zrzeszë Szkòłów w Strzépczu, w kategórie wëżi gimnazjalnëch szkòłów Paùla Wiszniewskô z Zespòłu Wëżigimnazjalnëch Szkòłów nr 1 w Wejrowie. Westrzód dozdrzeniałëch nôlepszi béł Francëszk Òsmiałowsczi z Rédë. Pò przesłëchaniach na binie wëstą piła téatralnô aktorka Agnészka Babicz, jakô zaprezentowa „Wspòminczi ò Anie German”. Akómpaniowôł ji Jón Rejnowicz z fòrmacji RAMA 111. Red. Òdj. z archiwùm Pùbliczny Biblioteczi Gminë Wejrowò Bëtowò, Swiónowò. Jak żëwô kaszëbskô fana 27 biegôczów pòchôdającëch m.jin. z Piłë, Gduńska, Wejrowa, Rëmi, Słëpska, Lëzëna i Bëtowa wzãło ùdzél w biegù do sanktuarium Królewi Kaszub w Swiónowie. Zaczãło sã òd mszë w kòscele sw. Filëpa Neri w Bëtowie. Pózni ùczãstnicë rëgnãlë w 62-kilométrową drogã, jakô prowadzëła przez Parchòwò, Sëlëczëno, Gòwidlëno, Serakòjce jaż do Swiónowa. Ùczãstnicë òblokłi w czôrné i żôłté kòszëlczi twòrzëlë żëwą kaszëbską fanã. Pierszi rôz jesmë biegnãlë do Swiónowa rok pò smòleńsczi katastrofie. Pòstãpnégò rokù jesmë nëkelë zôs, żebë ùtczëc pamiãc òfiarów tegò tragednégò wëdarzeniô, a pózni pòjawiłë sã jinszé intencje. Tak jesmë mielë leżnosc wzyc ùdzél ju w piãc maratonach. Jak Bóg dô, za rok pòbiegniemë znôwù – gôdô jeden z ùczãstników Stanisłôw Majkòwsczi z Klubu Biegôcza „Goch” z Bëtowa. Dëchòwą òpiekã nad pielgrzimama miôł latos probòszcz parafie sw. Filëpa Neri Krësztof Szari. B.K., Òdj. K. Rolbiecczi Bëtowò. Proza, pòezjô i dramat pò kaszëbskù Zrzesz Ekònomiczno-Ùsłëgòwëch Szkòłów w Bëtowie i Kaszëbsczé Òglowòsztôłcącé Liceùm w Brusach ju drëdżi rôz zòrganizowałë Lëteracczi Kònkùrs „Twòrzimë w rodny mòwie”. Finał òdbéł sã 30 strëmiannika. Z 11 gimnazjów i wëżigimnazjalnëch POMERANIA Môj 2015 szkòłów òstało przësłónëch 60 dokazów, a pòstãpné trzë òd dozdrzeniałëch. Hewò rezultatë kònkùrsu PROZA: gimnazja – I môl Kasper Ronkòwsczi (Pòùczënowô Zrzesz w Liniewie), wëprzédnienia – Paùlina Lejk i Manuela Gòjtowskô (òbëdwie ze Zrzeszë Szkòłów w Roczitach); wëżigmnazjalné szkòłë – I plac Béjata Knopik (Zrzesz Ekònomiczno-Ùsłëgòwëch Szkòłów w Bëtowie), II Éwa Nowickô (KÒL w Brusach), wëprzédnienié – Wérónika Rogalla (KÒL w Brusach); dozdrzeniałi – I môl Matéùsz Łącczi. PÒEZJÔ: gimnazja – I plac Karolëna Kòssak Główczewskô (ZS w Brzéznie Szlachecczim), II Katarzëna Laska (Gimnazjum nr 2 w Bëtowie), III Dawid Jach (Pòùczënowô Zrzesz w Liniewie), wëprzédnienia – Jan Kiedrowicz (PZ w Liniewie), Juliô Fòrmela (ZS w Gòwi dlinie), Juliô Bùkòwskô (ZS w Ùgòszczë); wëżigmnazjalné szkòłë – I môl Ilona Grzëbòwskô (ZEÙS w Bëtowie), II Paùlina Depka Prądzyńskô (Technikùm nr 3 w Chònicach), III Mónika Ùgòwskô (KÒL w Brusach), wëprzédnienia – Wé rónika Damps (Zrzesz Warkòwëch i Òglo wòsztôłcącëch Szkòłów w Kartuzach), Marta Andrzejewskô (ZEÙS w Bëtowie). DRAMAT: dozdrzeniałi – I Adóm Hébel, II Katarzëna Główczewskô. Red., òdj. ze zbiérów ZEÙS w Bëtowie 63 KLËKA Szczecëno. Tcza dlô nôstarszich mieszkańców Pòmòrzô W Pòmòrsczi Ksążnicë w Szczecënie z pòdskacënkù szczecyńsczégò partu Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô i z leżnoscë Dnia Jednotë Kaszëbów òdbéł sã wëkłôd prof. Zygmùnta Szultczi „Słowiańsczé domôcé lëdztwò Zôpadnégò Pòmòrzô z pòzdrzatkù 2015 r.” Pò nym wëstąpienim ùczã stnicë pòszlë do katédrë sw. Jakùba, gdze złożëlë kwiatë pòd òbeliskã na wdôr Kaszëbów – nôstarszich mieszkańców Pòmòrzô i bënë swiãtnicë, w kaplëcë Grifitów, ksążãcy rózdżi, jakô wastowa na Pòmòrzim òd XII do XVII w. Red., òdj. Katarzëna Szczëgielskô Zagórzëca. Ùczniowie pòznôwelë kaszëbsczé tradicje W Zrzeszë Szkòłów w Zagórzëcë 29 strëmiannika béł swiãtowóny Dzéń Kaszëbsczi Kùlturë. Célã wëdarzeniô bëło pòznôwanié i rozkòscérzanié kaszëbsczi kùlturë i kùńsztu a téż piastowanié rodny mòwë. Imprezã òtemknął ùroczësto direktór szkòłë Róbert Nowak. Ùczniowie klasów I–VI spòdleczny szkòłë, chtërny ùczą są kaszëbsczégò, pòd czerënkã Alicje Krawczewsczi i Joanë Szczepaniak, przërëchtowelë przedstôwk „Jastrë” i pòkôzk tuńca „Szewiec”. Gòsce rozegracji mòglë téż pòsłëchac tradicyjny kaszëbsczi mùzyczi w wëkònanim karna Levino z Lãbòrgã pòd przédnictwã Francëszka Òkùnia. W swiat lëdowégò kùńsztu wprowadzëlë wszëtczich Drozdowie z Rozłazëna. Dzecë i dozdrzeniałi mòglë téż wzyc ùdzél w rzezbiarsczich warkòwniach pòd òkã Bògùsława Szczëgła z Łãczëców. Pòstãpną atrakcją bëłë warkòwnie zdobieniô jajów metodą decoupage. Z.B. Czelno. Swiãto chórowi mùzyczi 21 strëmiannika w kòscele sw. Wòj cecha w Czelnie òdbëła sã dzewiątô edicjô Pòmòrsczégò Festiwalu Wiôlgòpòstny Spiéwë. I n ic jatorã i przéd n y m òrganizatorã bëło Gminowé Centrum Kùlturë, Spòrtu i Rekreacji w Szëmôłdze, a wespółòrganizatorama: Parafiô sw. Wòjcecha w Czelnie, Krézowé Starostwò w Wejrowie, Gmina Szëmôłd, Gduńsczi Part Pòlsczégò Związkù Chórów i Òrkestrów a téż Radzëzna Kaszëbsczich Chórów. Latos wëstãpë òceniwała Artisticznô Radzëzna, w jaczi bëlë: ks. Róbert Kaczorowsczi, prof. Anna Fiebig, Barbara Lewickô-Wójcik, Tomôsz Fópka i dr Arkadiusz Wanat. Pò kònkùrsowëch wëstãpach òdbéł sã specjalny kòncert Chłopsczégò Chóru „Harmonia” z Wejrowa pòd direkcją Môrcëna Grzëwacza. Ùczãstnicë mùszelë zaspiewac pòlsczé, łacëznowé i kaszëbsczé dokazë a téż òbrzëszkòwò wëkònac gregòriańsczi chòrał „Crux fidelis”. Gduńsczi metropòlita abp Leszek Sławòj-Głódz za nôlepszé zaspiéwanié chòrału ùfùndowôł 16-kilowi òkrãt zrobiony z artisticznégò skła. Nôdgrodã tã dostôł gdińsczi chór Duc in Altum pòd przédnictwã ò. Przemësława Raczkòwsczégò. Ti sami spiéwôcë dobëlë téż Grand Prix Festiwalu. Red., òdj. T.F Cewice. Nôùka przez zabawã Szkòłowò-Przedszkòlnô Zrzesz w Bù kòwinie ju czwiôrti rôz zòrganizowała Kònkùrs Wiédzë ò Kaszëbach „Poczuj kaszubskiego ducha”. Sczerowóny béł do ùczniów klas I–III spòdlecznëch szkòłów z gminë Cewice. Latos dzecë òdpòwiôdałë na pitania sparłãczoné 64 z kaszëbsczima kwiatama i farwama kaszëbsczégò wësziwkù. W òbrëmienim zadaniów ùczãstnicë mùszelë m.jin. zarzeszëc kaszëbsczé bótë, ùłożëc pùzzle ze znónyma môlama na Kaszëbach, malowac kaszëbsczé kwiatë i nëkac za „kaszëbsczim dëchã”. Wszëtcë ùczniowie, co brelë ùdzél w miónkach, dostelë diplomë i darënczi. Przédną nôdgrodą béł wëjôzd do nôwiãkszégò w Pòlsce centrum rozegracji Loopy’s World we Gduńskù. Red. (na spòdlim tekstu Justinë Badtke ze stronë: http://kaszubi.pl/o/cewice) POMERANIA MAJ 2015 KLËKA Rejkjavik. Ostańce Próśb Artiscë fòtograficë, jaczi dzejalë w projekce Ostańce Próśb, to je zajimelë sã dok ùmeńtowan im wëbrónëch sakralnëch òbiektów z Pòlsczi, Norwesczi i Islandzczi, przërëchtowelë wëstôwk w G erduberg Ga l ler y w Rejkjavikù. Ekspòzycjô òsta òtemkłô 18 łżëkwiata. Na òdjimkach mòże òbezdrzec kaszëbsczé kapelczi, islandzczé farmersczé kòscołë i norwesczé kòscołë, tpzw. stavkirke. Aùtorama zdjãców są: Môrcën Czaplińsczi, Fridrik Orn, Wlodek Witek, Môrcën Kalińsczi, Dariusz Kùla, Tómk Zerek. Ò samim projekce jidze przeczëtac wiãcy na starnie: http://ostanceprosb.pl/. Red. Bëtowò. Gôdczi ò historie W restaùracje Jaś Kowalski w Bëtowie 17 strëmiannika bëła promòcjô ksążczi Wojna na Kaszubach. Pamięć polskich i niemieckich świadków Rolanda Borchersa i Katarzënë Madoń-Mitzner. Goscama zéńdzeniô bëlë aùtorzë a téż dr Pioter Filipkòwsczi i prof. Cezari Òbracht-Prondzyńsczi. Promòcjô òdbëła sã w òbrëmienim projektu Pòtkania z kaszëbską kùlturą „Żebë wrócył ten czas…” wespółfinansowónégò ze strzódków Gminë Bëtowò i Bëtow sczégò Krézu. Red., Òdj. K. Rolbiecczi Wdzydze. Skansen rôczi 17 maja wdzydzczi skansen swiãtëje Midzënôrodny Dzéń Mùzeów. Tegò dnia mòżna tam weńc darmôk i òbezdrzec kaszëbsczé widzawiszcze „Scynanié kani”. Wôrt téż pòjachac do tegò môla 2 czerwińca na òbchòdë Dnia Dzecka. Òdbãdą sã wnenczas warkòwnie „Méster i ùczéń”, to je m.jin. òdbijanié drzewòrëtu, malënczi na rutach, ùczba wësziwkù i grónkòwiznë. Mdze téż mòżna pòbawic sã w rozmajité jigrë na łące abò wzyc ùdzél w ùczbie kaszëbsczégò jãzëka. Drobnotë na starnie http://www. muzeum-wdzydze.gda.pl/. Red. Òdj. A.M. Przedkòwò. Pòrénk z pòézją patróna rokù Latosô, ju trzecô edicjô krézowégò deklamatorsczégò kònkùrsu „Ùsôdzcë z najich strón” (òrig. Twórcy z naszych stron) òrganizowónégò przez Pùbliczną Biblotekã Gminë Przedkòwò m. Henrika Héwelta mia titel „Kaszëbizna w ùtwórstwie Léóna Heyczi”. Do recytatorsczich miónków, chtërne òdbëłë sã 26 strëmiannika w przedkòwsczi biblotece, zgłosëło sã 14 ùczniów ze spòdlecznëch szkòłów (klase IV–VI) z Kartësczégò: z Dzerzążna, Kòloni, POMERANIA Môj 2015 Kôłpina, Przedkòwa, Somònina i Stajszewa. Kònkùrs dobëła Magdaléna Malotka-Trzebiatowskô, chtërna widzałą kaszëbizną zaprezentowa dokôz patróna 2015 rokù pt. „Kaszëbskô”. Drëgą nôdgrodã żuri przëznało Òliwie Elgert za piãkną deklamacjã wiérztë „Rôj na zemi”, a na trzecym placu nalazłë sã dwa dzéwczãta: Gracjô Elgert i Marta Stolc, chtërne tak samò pëszno rzekłë ten sóm dokôz „Swit nôdzeje”. Kòżdô laùreatka wróca dodóm z fùl taszą nôdgrodów ùdëtkòwionëch przez darczińców: Ùrząd Gminë Przedkòwò, Pòwiatowé Starostwò w Kartuzach, Kaszëbsko-Pòmòrsczé Zrzeszenié i Turisticzną Stowôrã Kaszëbë. Miodné i nié leno taczé darënczi dostelë téż jiny ùczãstnicë miónków, wszëtcë bò wej òstelë przez òbsądzëcelczi wëprzédniony za dobré przëszëkòwanié nieletczich dlô młodzëznë dokazów ks. Heyczi. bc 65 KLËKA / wieści z gdańskiego oddziału ZKP Suchy Dąb. Sesja poświęcona Żuławom W Zespole Szkół (ZS) w Suchym Dębie 21 marca odbyła się V sesja popularnonaukowa o tematyce żuławskiej. Uroczystość zainaugurowali dyrektor ZS w Suchym Dębie Aleksandra Lewandowska, wójt gminy Suchy Dąb Barbara Kamińska i prezes kociewskiego oddziału ZKP dr Michał Kargul. Wśród zaproszonych gości byli posłowie: Jan Kulas i Kazimierz Smoliński oraz radny powiatu gdańskiego Ireneusz Lech. Zebranym uczestnikom zaprezentowano nowy numer „Tek Kociewskich” (nr 8), który zawiera artykuły o tematyce historycznej i regionalnej. Wszyscy wysłuchali prelekcji poświęconych następującym tematom: „Historia powstania Wolnego Miasta Gdańska w 1920 roku” (M. Kargul), „O braciach Moskalach – relacja z wyprawy do Rosji” (Leszek Muszczyński), „Wyzwolenie czy zniewolenie – Powiat Gdański w 1945 roku” (dr Daniel Czerwiński), „Historia i rola miesięcznika »Pomerania« na rynku wydawniczym Pomorza” (Bogumiła Cirocka). Uczennice ZS w Suchym Dębie, pod kierunkiem nauczyciela Michała Albińskiego, przedstawiły projekt edukacyjny. Gimnazjaliści przygotowali prezentację dotyczącą środków masowego przekazu z punktu widzenia twórcy i prezentera. Podczas spotkania można było zwiedzić wystawę pt. „Polska Walcząca” przygotowaną przez Instytut Pamięci Narodowej oddział w Gdańsku i podziwiać prace Michała Łagowskiego, nauczyciela plastyki w miejscowej szkole. Po przerwie zebrani udali się do miejscowości Grabiny-Zameczek, gdzie uczestnicy sesji zwiedzili zamek, poznając jego historię oraz prace związane z jego renowacją. Organizatorami V sesji popularnonaukowej o tematyce żuławskiej byli: ZS w Suchym Dębie, Urząd Gminy w Suchym Dębie i Oddział Kociewski Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Tczewie. T. Jagielski Fot. ze zbiorów ZS w Suchym Dębie Łubiana, Zaòsé. Z Kaszub na Biôłoruską Nôleżnicë partu Kaszëbskò-Pòmòr sczégò Zrzeszeniô w Łubianie zrobilë rézã na Biôłoruską. Tam, w môlu Zaòse (pòl. Zaosie) òdwiedzëlë Mùzeùm Adama Mickewicza (Muzeum-Folwark Mickiewiczów „Zaosie”). Mùzeùm je òbstrojoné w stilu zascónka Soplëcowò, z ti epòczi pòchòdzą rozmajité zachë i sprzãtë. Są tamò téż niejedne ksążczi Mickewicza, w tim tłómaczënczi pòlsczi epòpeje na cëzé jãzëczi. Kaszëbi z Łubianë nie ùzdrzelë tam przełożënkù Pana Tadeùsza na kaszëbsczi Stanisława Janczi. Tej so ùdbelë, że taką knégã przeslą do Zaòsa w darënkù. Òbczas zetkaniô aùtorsczégò ze zrzeszeńcama w Łubianie Stanisłôw Janka wpisôł ekstra dedikacjã w egzemplarzu kaszëbsczégò Pana Tadeùsza. Ten dokôz òstôł wësłóny na Biôłoruską. Pò czile niedzielach przëszło apartné pòdzãkòwanié na rãce przédniczczi partu KPZ w Łubianie Irenë Marszewsczi. Direktor mùzeùm napisôł w tim lësce (pò pòlskù) midzë jinszima: „Më jesmë baro wdzãczny, że wë nie zabôczëlë òdwiedzëc mùzeùm; terô ten egzemplôrz ksążczi bãdze w stałi ekspòzycji w naszim mùzeùm”. jl DZIAŁO SIĘ w maju • 3 V 1975 – przed gmachem Urzędu Powiatowego w Kościerzynie odsłonięto popiersie Aleksandra Majkowskiego. Pomnik ten odsłoniła córka pisarza Damroka Majkowska. • 6 V 1905 – w Gdańsku ukazał się pierwszy numer „Drużby”, dodatku„Gazety Gdańskiej” wydawanego w języku kaszubskim. • 9 V 1945 – oddział 48 Armii 3 Frontu Białoruskiego wojsk radzieckich wyzwolił obóz koncen- 66 tracyjny Stutthof, miejsce kaźni tysięcy Kaszubów w latach II wojny światowej. • 20 V 1865 – w Wielu urodził się ks. Bernard Antoni Łosiński, działacz polityczno-gospodarczy i oświatowy, poseł na sejm pruski i na sejm ustawodawczy w niepodległej Polsce, przeciwnik sanacji, długoletni proboszcz w Sierakowicach. 22 kwietnia 1940 został zamordowany w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen. W 1994 rozpoczął się jego proces beatyfikacyjny. • 31 V 1885 – w Bagnach k. Czerska urodził się Józef Słomiński, nauczyciel w Wielkim Gliśnie, działacz społeczny, m.in. z jego inicjatywy powstał pierwszy na Kaszubach wiejski Ośrodek Zdrowia w Lipnicy (1930). Zamordowany i pochowany w Jarcewie k. Chojnic w październiku 1939. W 1946 zwłoki ekshumowano i pochowano w Borzyszkowach. Od 1981 lipnicki Ośrodek Zdrowia nosi jego imię. Źródło: Feliks Sikora, Kalendarium kaszubsko-pomorskie POMERANIA MAJ 2015 sëchim pãkã ùszłé Nôłożnoscë a dołożnoscë TÓMK FÓPKA Zacznã òd sebie. Słodczé. Jak jô lubiã słodczé! Sóm wëzdrzã bądze krãcył. Że bądą i tak pisac wiersze, mùzykã, bùdowac òd te jak jaczi ptôszi mléczk. Ale jém. I jém. Bò lubiã. Bò chcã. chëcze czë sadzëc wrëczi. Òstaw tej te papiorë a biôj dodóm! Mòże zdążisz na wieczórné dzecóm bôjk czëtanié. Kòl ti Bò mògã. Nônãtë. Nôłożnoscë. Nëczi. Chto z nas jich ni mô…? nônãtë czësto krótkò sã krãcy kòmpùtrohòlizm, a w całoscë Mòżna sã ùzanôleżnic òd kògòs abò czegòs. Zle je tej, czej ùzależnienié òd internetu. To je gòrszé òd wszëtczich nëków razã wzãtëch, bò òdnãcywô ni mòżemë sã òd tegò òdnãcëc. człowieka òd bëcô człowiekã. Chòcô chcemë. Prôcohòlizm je drãdżi Òd rozmòwë z blisczima, sąsaTak jem sã mało patrioticzno òdnãcył òd zażiwaniô tobado wëlékarzeniô. Pierszé doma. Zamikô w cyber-skansenie, dze biédôk òstôwô sóm czi. A zażiwôł wiele. Gôrzcama. to wëtłómaczëc sobie, ze sobą i swòjima pitanioma. Na dwie dzurë. Jaż gardłã szło. Smierdzała skóra, òbleczenié. że ni ma lëdzy nié do Szarpie sã taczi nieszczãsnik, w cyber-rum cãżczé słoJedno w iôldżé chrochtazastąpieniô. Że bez cebie cyskô wa, òbskôrżô i… jesz barżi zanié. I wëcéranié. Nosa. Gãbë. swiat dali sã bądze krãcył. cyskô sã zôdzerzga niezrozmieAùtoła, bò jem chãtno tam zaniô na jegò egò. I barchnieje. żiwôł. Doma pralka ni mògła Òd kògò/czegò jesz mòżemë kòszlów doprac. I òdstawił. Nie kùpił na benzynowi stacje posobnégò czôrnégò szechtla. Jaż sã ùzależnic? Òd pòrénczny kawë; òd rozmòwë ò wszëtczim sã zdzëwilë. I mòżna bez tobaczi. Leno czim jinym mùszi rãce a niczim z krómòwą; òd reklamów proszkù do praniô; òd zôpachów (np. lëmù, gùtalinu); òd spaniô przed telewizorã; zajic… Są taczi, co pôlą cygaretë. Pòdobno wãdzoné dłëżi trzi- òd szpacérkù pò lasu; òd trzëgòdzynnégò gôdaniô przez mô. A chłop, co za cygaretą abò fùzlã nie je czëc – kòzélcã telefón (to przez te darmòwé minutë); òd zôpachù piekłégò smierdzy. Leno kùli litrów kòlońsczi wòdë mùszi wëlôc, cobë chleba ò czwiôrti reno; òd comiesãczny spòwiedzë w môłim nie bëło te czëc… Pôlenié cygaretë jak jiné nôłodżi, rzeszi kòscółkù; òd kùpianiô w jednym krómie z robôkã; òd tëch, co je mają. Bò to òbczas robòtë mòżna na cygaretã wińc. czëtaniô ksążczi w szituzu; òd chłopa/białczi, co wiãcy zaPògadac na swiéżim lëfce. Pòfilozófòwac, co bë tu zmienic. Co rôbiô jak jô; òd gôdaniô pò kaszëbskù. Człowiek mòże sã ùzależnic òd snôżich òczów. Czasã to je zle, a kògò to je wina. Przë picym alkòhòlu to jidze jesz dzél lżi. Jak zaszëmi w głowie, to i zatańcowac mòże, a czasã jaczi prowadzy w stronã miłotë, czasã je to krótczé òsamãtanié. szpòrt sobie człowiek przëbôczi i zarô lëdzëska jinaczi zdrzą. Kùliż wiérztów, piesniów, malënków, rzezbów pòwstało òd A słëchają, jaczé mądroscë z ti pòdlóny bani sã wëléwają. jednégò wezdrzeniô… Lëdze próbùją sobie ze swòjima nëkama radzëc. Jedny Białczi pò kòżdim kòrnusu są piãkniészé, pò kòżdim piwie lżi sã kroczi stôwiô. Do czasu. Bò nót je wiedzec, czedë skùńczëc. radzą sobie sami i to na dłëżi sygô. Są téż specjalné wësoczé Ga człowiek tegò nie wié, bùdzy sã ò pòrénk z bòlącą głową kòmisëje w kòżdi gminie, klubë AA a jinszé. Pòlsczé Państwò a mòcną nôdzeją, że żódny sromòtë nie zrobił. Że w inter- płacy z naszich pòdatków cãżczé dëtczi na tëch, co ni mają nece jegò òdjimczi a co gòrszé – filmë sã nie nalézą. Nieje- na tëli mòcny wòlë, żebë sobie òdmówic. Daje i na léczeden ju pòżałowôł, że dôł sã nagadac na pòsobny czeliszk. Ti nié, i na żëcé, przez co pòbłaznowiwô pòsobné pòkòlenié, nôgłëpszi picë sôdają pò wëpicym za kòłã czeru. To jej jed- co sã ùzależniwô òd państwòwi wspòmóżczi, żëjącë jak na z nôgłëpszich głëpòtów, co czãsto sã kùńczi tragedią… zwiérz w cyrkù. W niewòlë mù zle, chòc jesc dają, ale kôżą Sznaps, drinczi, wino, piwò, naléwczi – to wszëtkò je dlô wëstwarzac fizmateńta, a wòlnoscë sã prosto bòji, bò nie je lëdzy, leno mùszi òpasowac. Òpasowac je mùsz téż przë je- ji nôłożné… A czegò më bë chcelë bëc nôłożny? Pewno dobrégò. Lëdzy. dzenim, pôlenim różnëch rzeczi czë… robienim. Prôcohòlizm je drãdżi do wëlékarzeniô. Pierszé to wëtłómaczëc sobie, że Rzeczi. Wiadłów. Snôżich òbrôzków. Sniców a mëkceniów. ni ma lëdzy nié do zastąpieniô. Że bez cebie swiat dali sã POMERANIA Môj 2015 67 z bùtna Dzyńdzylińdzy RÓMK DRZÉŻDŻÓNK W łżëkwiace dostelë më z brifką òd najich bracynów jak pùta, pò taszã sygô. Dze je tasza?! Hewòle, pòd stółkã sã Kòcewiôków z Pelplëna rôczbã na kònferencjã. Jak wiedno zatacëła. Chwôcëła jã trzãsącyma sã rãkama, në i tuwò chòc mie sã nie chcało jachac, ale brifka mie gniótł, gniótł, trzë jeden semestr archeòlogicznëch sztudiów bë sã ji przëdôł, bò za pùrtka ni mòże negò telefónu wëkòpac. Kùreszce je! Wëcyniedzele gniótł, jaż kùreszce jô sã zgòdzył jemù towarzëc. Wa bëlno wiéta, że më z brifką, jak ju dze jedzemë, to na gô, nacyskô knąpã, a nen dali dzyńdzylińdzy. Mariczënë pajednym kòle. Kò chcemë na krôjòbrôzë pòwzerac, swiéżégò nie jo! Jakùż to sã wëłączô? Ùff! Ùdało sã. Ùsmiéwk wrôcô na lëftu w płëca halac a òb drogã jaką przigòdã przeżëc. Ną gãbã, a telefón, hòp, nazôd w taszã. Równak nié na długò, kò razą bëło jinaczi. Wzął naju ze sobą sóm przédny redaktora za sztócëk telefón zôs napiarto zwòni. Matizernoga jo, terôznajégò pëlckòwsczégò pismiona! Jo, jo! Tak tej më so jachalë ka profesóra z Lublëna czekawé rzeczë òpòwiôdô, a telefón jak grafòwie pierszą aùtową klasą. Mùszi chłop dobrze zara- z taszë dzyńdzylińdzy jak ògłëpiałi. Brifka, rzekã wama, nie strzimôł. Chcôłbë w ùbëtkù biac, kò mô aùto klimatizowóné. Prôwdac klima dzejô, jak sã rutë, taką wrãgą, co kòl dwiérzi je zamòńtowónô, pòkrący, pòsłëchac, jaczi to më jesmë religijny, a tuwò co sztócëk mù w ùszach telefónë dzyńdzylińdzą. Jedną razą wstôł a wëszedł ale wiedno. z zalë. Jô pòczadzył za nim, wa To, że më tak baro bëlë doch dobrze wiéta, czedë brifachtniony, brifka mie pózni ka zrobi sã nerwés, to mòże wëdolmacził. Kò w nym Peldiôbła narobic. plënie tak pò prôwdze nie Pëlckòwiôce! Òd jaczégò – Cëż ti lëdze mają z nyma bëło niżódny kònferencje, zwònieniégò w kòscele telefónama? Dzyńdzylińdzy leno areòpag. A areòpag to je z grecczégò, nie wiém mòże są służcë, a nié waju a dzyńdzylińdzy! To je jakô chòrosc. Jô rozmiejã, że na brif ka mie manił, zéńdzetelefónë! Wëłączëta je! mszi służcë zwònią, ale telenié tëch nôwôżniészich. Ma fónë? – brifka dreptôł donąd dwaji nôwôżniészi! A co? Ni a nazôd, a nerwés machôł mòżemë? pają. Në jo! Tak më jachalë. Wio– Spòkójno, drëchù – próbòwôł jem gò ùspòkòjic. dro fëjné, słunuszkò swiécëło, a najémù szoférowi nijak – Spòkójno? Bez to dzyńdzylińdzenié jô jem terôzka głëpsã nie spieszëło. Mòże temù, że miôł strach Kòcewiôków? A mòże bez to, że zabéł paszpòrtu? Czegò sã tu bòjec, kò szi! Wëkłôd móm straconé! Wicy cë rzekã, tuwò bëło wiele më nawetka nie zmërkelë, czedë bez grańcã przejachalë. rzekłé ò naju pëlckòwsczi religijnoscë, a jô jem corôzka mni Prawie w témie grańców a jachaniô bez nie na Ùniô to je religijny. – Jakùż to? – zadzëwòwôł jem sã baro, bò doch wszëtcë dobrô sprawa. Chòc pòmalë, równak dojachalë më na czas. Prawie na ò tim wiedzelë, że brifka co niedzelã, a w swiãta dëbelt, do wieczerzã, co bëła kòl kòledżi Mariana. Negò kòledżi Ma- kòscoła nëkô. – Takùż to, że jô òd dłëgszégò czasu pëlckòwsczim riana jô nawetka nie pòznôł, bò tã skòpicą lëdzy bëło, ale rzekã wama, że wieczerza, chòc piątkòwò-pòstnô, bëła Môrcënã Lëtrã mëszlã òstac! – rzekł òstro brifka. – Terô ju na ale smacznô – jaja, rëbë a salôtkã to dało. I zôs më z brif- gwës weznã a przëbijã na dwiérzach najégò kòscoła kôrtkã, ką bëlë achtniony a do te tak najadłi, że brzëchë nama na a na ni miast dzewiãcdzesąt piãc tezów, mdze le jedno zéwiszpiãc centimétrów do przódkù ùrosłë. Nie chcã nic gadac, ale cze napisóné: PËLCKÒWIÔCE! ÒD ZWÒNIENIÉGÒ W KÒSCELE w Pëlckòwie rzôdkò naju tak baro achtną, jak òbczas negò SĄ SŁUŻCË, A NIÉ WAJU TELEFÓNË! WËŁĄCZËTA JE! Wtim z brifkòwëch bùksów dało sã czëc głosné dzyńdzyareòpagù na Kòcewim. Na drëdżi dzéń szlë më na nen areòpag pòsłëchac mą- lińdzy. Brifka, mie nic tobie nic, wëcygnął z taszë mòbilkã, drëch lëdzy, co mielë wiele do gôdaniô ò naju, pëlckòwsczi nacësnął czerwòną knąpã a ùsmiéwającë sã pòd knérą, religijnoscë. Wszëtkò bëłobë dobrze, żebë nié to nôpiarté spòkójno rzekł: – Widzysz të, czej jô na zalë sedzã, mój telefón dobrze dzyńdzylińdzenié. Hewò, zdrzijta, profesór gôdô, a tu z białczëny taszë dzyńdzylińdzy sã òdzéwô. Na biédnô, czerwònô wié, że nie je nót zwònic! 68 POMERANIA MAJ 2015 Jarosłôw Kroplewsczi Mòje serakòjsczé miesące Môj Szlë më tak: Buńta, Mëszka, Bronisz i jô, a Psotka wkół. Za lëpinc, jaż za bùczk, Dze pòdkòlónny óws, Wëstôwiôł sã Do mùjkaniégò Sësznikowi, cobë sã zabëstrzëc wësziwkem wszelejaczim: a maków, a mòdrôków, a kąkólowëch lilôków... Dze górnym dzélã jak dëdżi archanielsczé rëpińce przestrzélunów, co le je abòszkò jedny z białgłowska kòscelnicą mienią Tak jak w to, Jednym razã, W ne skrë sã rżnôł plësz czë cziż, a wierã kòska to mògła bëc – chtëż bë sfòrtowôł pòstrzéc... Ë jak to złoto òdbiło w niebò brizgã, A z górë sczidło sztëczuszk tameczny [mòdrotë, Ë jak ta parzëna nazôd sëpiąc Sã sparłączëła w zelińc wszelejaczi: a to charna przëschłô, a to kalmùs żôłtozélny, a to znobné sëtowié... A biôlëchny wëtrëp, co na niebie [sã òstôł, Zrobił mùniã a chilnął psotawicą, Jaż wszëtkò sã wkół zasklëniło, Czejbë niebiańsczi młënôrz Zmielił rutã, Chtërna òd Kaszëbów òddzélô rôj – – tak sã stôł môj. Buńta – nasza krowa Mëszka – krowa Gruchałów Òdj. © oraziopuccio – Fotolia.com Dze wzdługą z pażãcë przëblakłi przërôstô żôłti òchwatnik a na dërfã sã dżibie do jesz żôłczészich mléczowëch dépów, chtërne arfë słuńcowi strënë le szczëpkują dzëwim mërtóm, co czipłë na miôłkù dërdzewiawim czejbë złoté krëszënë
Podobne dokumenty
prof. Jerzy Samp (1951–2015)
• Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: pr...
Bardziej szczegółowoKaszubski teatr s. 3–13
kierować na adres e-mail: [email protected] lub kontaktując się z Infolinią Prenumeraty pod numerem: 22 693 70 00 – czynna w dni robocze w godzinach 7–17. Koszt połączenia wg taryfy operatora...
Bardziej szczegółowo