Miesiecznik 160
Transkrypt
Miesiecznik 160
2 czerwca 2003 wystartował Mars Express – europejska misja na Marsa. Na zdjęciu obok widzimy Mars Express na szczycie rakiety nośnej Sojuz/Fregat, na kosmodromie Bajkonur w Kazachstanie (fot. ESA/Starsem – S. Korwaja) MiesiÊcznik Biuletyn Informacyjny ŒKF 31.08.2003 NR 160 Galeria Europa leci na Marsa Wykorzystując Wielką Opozycję Marsa (która nastąpiła 28 sierpnia), wyruszyły na Czerwoną Planetę dwie misje – amerykańska i europejska. Misja Europejskiej Agencji Kosmicznej ESA Mars Express, który został wyniesiony rakietą Sojuz/Fregat z kosmodromu Bajkonur, 2 czerwca 2003. W grudMars Express przed montażen na szczycie rakiety nośnej – wyraźnie widoczne logo misji nie tego roku (bardzo szybko) dotrze do (fot. ESA/STARSEM – S. Korwaja) Marsa. Wtedy od modułu orbitalnego oddzieli się lądownik Beagle 2 (nazwany tak na pamiątkę statku, którym wyruszył na wyprawę Charles Darwin, i na którym dokonał swoich badań, prowadzących do sformułowania teorii ewolucji). Zadaniem Beagle 2 będzie badanie powierzchni, atmosfery i jonosfery Marsa z orbity oraz i powierzchni, poszukiwanie wody oraz inne badania. Lądownik wyposażony jest w kilka spektrometrów, kamerę stereowizyjną, radar. Przewidywany czas działania Beagle 2 to ok. 180 dni. Kierowanie lotem i misją zagwarantuje stacja naziemna ESA w New Norcia (okolice Perth w Australii). Projektowaniem i budową zarządzała francuska firma Astrium z Tuluzy, kierująca konsorcjum 24 firm z 15 krajów europejskich i USA. Lotem i misją orbitalną pokieruje ośrodek ESOC (European Space Operations Centre) w Darmstadt, Niemcy, a misją lądownika – Uniwersytet w Leicester, Wielka Brytania. PWC Tak wygląda Mars Express pod pancerzem (ilustr. ESA/Medialab) Mars Express w czasie swej sześciomiesięcznej podróży z Ziemi na Marsa (ilustr. ESA/J-L. Atteleyn) Wieœci 5 września zmarł Kir Bułyczow – nieodmiennie popularny, zabawny, reporter wieści z Wielkiego Guslaru, ojciec Alicji, dziewczynki, której nigdy nie stanie się nic złego, kolega doktora Pawłysza. Naprawdę nazywał się Igor Możejko. W 1957 ukończył studia w Instytucie Języków Obcych i wyjechał do Birmy, gdzie pracował jako tłumacz. Tam też w rosyjskojęzycznym magazynie przeczytał Krainę purpurowych obłoków Strugackich. Sam zaczął pisać pracując w magazynie Iskatiel – kiedy cenzura zdjęła tekst, do którego gotowa była już okładka. Możejko dopisał do grafiki opowiadanie – i tak narodziła się Alicja, a wraz z nią pisarz Kir Bułyczow. Igor Możejko obronił pracę doktorską i pisał książki historyczne, Bułyczow – zyskiwał coraz większą popularność. Na podstawie jego tekstów zrealizowano ponad dziesięć filmów. Ostatnio ciężko chorował, a pierwszy zawał przeżył dziesięć lat temu. 18 października miałby 70 lat. W Polsce jego pierwszy zbiór opowiadań Ludzie jak ludzie ukazał się w 1976 roku w Iskrach. Potem wychodziły kolejne, a powieść Miasto na górze szybciej nawet niż w ZSRR, gdzie miała pewne kłopoty z cenzurą. Odwiedził Polskę kilka razy, ostatnio był gościem honorowym Polconu w Katowicach (1977) i Euroconu w Gdyni (2000). Zapamiętaliśmy go jako siwowłosego, rumianego starszego pana, podobnego do św. Mikołaja – i świetnego gawędziarza. Już go nie zobaczymy. ! 27 czerwca minęła 25 rocznica lotu jedynego jak dotąd polskiego kosmonauty, majora (wtedy) Mirosława Hermaszewskiego. Start nastąpił o 15.27 z kosmodromu Bajkonur, lot trwał ponad 190 godzin. W tym czasie kosmonauci (dowódcą Sojuza 30 był Piotr Klimuk) zadokowali do stacji orbitalnej, gdzie wykonali zadania naukowe. ! Lądowali w rejonie morza Arkałyk w Kazachstanie, 5 lipca o godzinie 15.30. Hermaszewski (ur. w 1941) był doświadczonym pilotem, a do grupy kosmicznej trafił jako dowódca 11 pułku myśliwców we Wrocławiu. Po locie w kosmos pełnił liczne funkcje w sztabie, został komendantem „Szkoły Orląt” w Dęblinie, a obecnie jest członkiem Komitetu Wykonawczego Stowarzyszenia Kosmonautów i Astronautów Świata, członkiem Kapituły medalu Akademii Polskiego Sukcesu i członkiem Komitetu Badań Kosmicznych PAN, oraz ASE – Stowarszyszenia Odkrywców Przestrzeni. Dla wielbicieli serialu Battlestar Galactica wytwórnia Universal Studios przygotowała niespodziankę: kompletne wydanie na DVD wszystkich odcinków serialu, emitowanego w 1978. Płytki trafią do sklepów 21 października (7 grudnia SCIFI Channel wyemituje całość w telewizji). Pojawi się także gra Battlestar Galactica na PlayStation 2 oraz Xbox. Wszystko to łączy się oczywiście z 25. rocznicą emisji serialu. Na sześciu płytkach zmieszczą się 24 godzinne odcinki z cyfrowo poprawionym obrazem i dźwiękiem. Do tego kilka dodatków (nowych) – np. wywiady z aktorami i twórcami. Do zestawu nie trafiły odcinki późniejszego serialu Galactica z roku 1980. ! 1 lipca rozpoczęły się zdjęcia do The Chronicles of Riddick, kontynuacji Pitch Black Davida Twohy. Do tytułowej roli powróci oczywiście Vin Diesel. Na planie będą mu towarzyszyć Colm Feore, Alexa Davalos, Karl Urban, Linus Roache, Thandie Newton i Judy Dench. Akcja toczy się w pięć lat po wydarzeniach z Pitch Black. Riddick trafia na planetę Helion, ojczyznę otwartego, swobodnego społeczeństwa. Jednak Heliona atakuje Lord Marshal, fanatyk, który dowodzi armią Necromongerów. Riddick ze spotkaną przypadkiem w więzieniu przyjaciółką stają z nim do walki. Zobaczymy – zresztą w filmie wszystko może się jeszcze zmienić. Scenariusz napisał David Twohy, który będzie też reżyserował. ! 2 lipca nastąpiła amerykańska (8 sierpnia polska) premiera Terminatora 3: Rise of the Machines, długo oczekiwanej trzeciej części cyklu. ! 3 Akcja rozgrywa się dziesięć lat po części drugiej, a dorosły już prawie John Connor (w tej roli Nick Stahl) wciąż ukrywa się, żyjąc poza systemem – obawia się, że znowu jakiś robot spróbuje go zabić, choć w poprzednim filmie zdawało się, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane. Oczywiście ma rację – przybywa nowy terminator TX, tym razem w postaci kobiety (Kristanna Loken), a zaraz po niej niezawodny Arnold Schwarzenegger jako T800. Oczywiście dojdzie do starcia, oczywiście wszystko dobrze się skończy. Film ma znakomite efekty specjalne i trochę naciąganą fabułę, będącą w dużej części powtórzeniem Terminatora 2 Czasami wychodzi to filmów na dobre, kiedy te same scenki, poprzednio poważne, teraz powtarzane są jako dowcip (kiedy TX zdobywa samochód, a T800 swym klasycznym manewrem ubranie). Aktorzy zagrali nieźle, a Loken stworzyła całkiem sensowną postać – można uwierzyć, że jest jedyną kobietą zdolną pobić Schwarzeneggera – co zresztą robi. Ogólnie jednak widzowie byli nieco rozczarowani. Jeffrey Katzenberg, były pracownik Disneya i założyciel studia Dreamworks po raz kolejny postanowił rzucić rękawicę macierzystej wytwórni. Dreamworks wprowadziło na ekrany film animowany Sinbad: Legend of the Seven Seas, o legendarnym podróżniku i żeglarzu, znanym z arabskich baśni. Początek jest klasyczny: bogini chaosu, Eris, wykrada niejakiemu Proteusowi, młodemu księciu Syrakuz, tzw. Księgę Pokoju. Robi to w postaci Sindbada, który oczywiście zostaje ujęty i skazany na śmierć. Ratuje go Proteus, oferując swoje życie w zamian za życie Sindbada. Sindbad wychodzi na wolność i ma dziesięć dni na odzyskanie Księgi. I zaczynają się przygody. Sinbad jest technicznie udany, ale nie dorównuje – ani dbałością o szczegóły, ani jakością – poziomowi tradycyjnie prezentowanemu przez Disneya. Scenariusz ma luki – choć o Sindbadzie znane jest sporo baśni, scenarzysta John Logan (Gladiator, Star Trek: Nemezis) połączył dawne ekranizacje przygód żeglarza, trochę mitów greckich i tylko odrobinę nowych pomysłów. Film ratują aktorzy w gwiazdorskiej ! 4 obsadzie: Eris gra (tylko głosem) Michelle Pfeiffer, Sindbada – Brad Pitt, Proteusa – Joseh Fiennes, a jego narzeczoną – Catherine Zeta Jones. W Polsce film zobaczymy 22 sierpnia. Pojawiają się kolejne informacje na temat planowanego, czwartego filmu o przygodach Indiany Jonesa. Początkowo archeolog miał dostać młodszego pomocnika, uznano bowiem, że Harrison Ford jest już za stary (ma 61 lat). Teraz jednak okazało się, że będzie działał samodzielnie. Nad scenariuszem wciąż pracuje Frank Darabont (Zielona mila). ! Zdjęcia do trzeciego filmu o Blade, łowcy wampirów, rozpoczną się już we wrześniu w Kanadzie. Powrócą główni bohaterowie: Wesley Snipes jako Blade i Kris Kristofferson jako Whistler. Nie obsadzono innych ważnych ról, wśród nich dwójka potężnych łowców i prastary wampir imieniem Drake. Film ma opowiadać o grupie tzw. Nightstalkers, walczących z wampirami, próbującymi doprowadzić do wojny z ludzkością. Scenariusz napisał David Groyer, on też będzie reżyserował, jak w obu poprzednich filmach. ! James Cameron przyznał, że jest otwarty na propozycje i być może nakręci piąty film o obcych. Rozważa sytuację podobną do Aliens: grupa interesujących postaci (plus oczywiście główna gwiazda, Sigourney Weaver). Rozważa też możliwość wprowadzenie do filmu o obcych Arnolda Schwarzeneggera – jako terminatora T800 z innego słynnego cyklu, który Cameron w dużej części stworzył. ! Akcja film League of Extraordinary Gentlemen rozgrywa się z ostatnim roku XIX wieku, kiedy to Europa staje na krawędzi wojny niemiecko-brytyjskiej. Pewien człowiek, znany jako M (w tej roli Richard Roxburgh) podejrzewa świadome działania i aby zaradzić zagrożeniu, kompletuje zespół bohaterów, znanych i sławnych. Są to Alan Quatermain (Sean Connery), który powraca z afrykańskiego wygnania, kapitan Nemo (Naseeruddin Shah) to techniczny geniusz, który przypływa własnym okrętem podwodnym Nautilus, Mina Harker (Peta Wilson) była zwyczajną kobiet, ale stała się wampirem po spotkaniu z Draculą, Rodney Skinner (Tony Curran) jest niewidzialny, miły dr Jekyll (Jason Flemyng) może się zmieniać w brutalnego pana Hyde’a, Dorian Gray (Stuart Townsend) jest nieśmiertelny (starzeje ! się tylko jego portret). Z USA przybywa na pomoc Tom Sawyer (Shane West), przedstawiciel nowo stworzonej Secret Service. Wspólnie ruszają w pościg za niejakim Fantomem, posiadającym – według M – broń o wielkiej sile. Ten Fantom podobni stoi za incydentami prowadzącymi do wojny. Film oparty jest na komiksach Alana Moore’a i Kevina O’Neilla. Film zachowuje sporą część nastroju i ducha komiksu. Ładnie są pokazane konflikty, związki i przyjaźnie między bohaterami (każdy z nich ma przecież bardzo silny charakter, w dodatku przyzwyczajony jest do samotności). Wydaje się jednak (co potwierdzili Wilson i West), że z filmu usunięto spore fragmenty, przez co fabuła miejscami wydaje się urywana. Aktorzy grają na ogół świetnie, efekty są udane – warto zobaczyć, choć, jak to się ostatnio zdarza coraz częściej – żeby zobaczyć całość, wielbiciele Ligi będą musieli czekać na DVD (albo sequel). Do Polski film trafi 10 października. W lipcu odbyła się amerykańska premiera kolejnego disneyowskiego filmu, ! który – dość szokująco – oparty był na jednej z atrakcji Disneylandu (poprzednim był całkiem nieudany Country Bears, który zrobił finansową klapę). Tym razem Disney zrealizował Pirates of the Caribbean: The Curse of the Black Pearl, co było posunięciem dodatkowo ryzykownym, gdyż filmy o piratach zwykle z góry były skazane na niepowodzenie. Ten jednak odniósł sukces. Wszystko zaczyna się od wyłowienia przez statek, na którym podróżuje młoda Elisabeth Swann, pewnego chłopca, pływającego wśród szczątków statku handlowego. Dziewczyna zdejmuje choremu z szyli złoty medalion. Po latach Elisabeth (Keira Knightley) potajemnie kocha się w wyłowionym niegdyś Willu Turnerze (Orlando Bloom), który został kowalem. Kiedy na pokładzie mdleje i spada za burtę, ratuje ją pirat, kapitan Jack Sparrow (Johnny Depp), chce jej użyć jako zakładniczki, jednak zostaje pokonany i trafia do więzienia. Medalion ma moc magiczną i przyzywa piracki okręt Czarna perła – jest on przeklęty, dopóki jego kapitan Barbossa (Jeffrey Rush) nie odda skarbu – do którego należy medalion. Piraci porywają Elisabeth, a Will w towarzystwie Jacka Sparrowa, wyruszają jej na pomoc. Atutem filmu jest znakomita gra aktorska, przede wszystkim Johnny’ego Deppa, któremu pozostałe gwiazdy starają się dorównać. Dobra i sensownie pomyślana jest fabuła, ciekawe efekty, sporo zabawnych gagów... Ogólnie – trzeba obejrzeć. W ciągu pierwszego tygodnia projekcji film zarobił prawie 80 mln dolarów. Disney planuje już kontynuację. Podobno studio zagwarantowało sobie udział głównych gwiazd – zgodzili się wystąpić Johnny Depp, Orlando Bloom i Keira Knightley, a także reżyser Gore Verbinsky. Przed premierą drugiego filmu o przygodach Lary Croft, twórcy filmu uczestniczyli w kampanii promocyjnej. Reżyser Jan de Bont stwierdził, że choć nie chce krytykować poprzedniego filmu, jednak uważa, że główna bohaterka była nazbyt jednowymiarowa. Lubi kobiety w głównych rolach, a tutaj chciałby podkreślić także pewne delikatne cechy jej charakteru. Ponadto uważa, że sama fabuła powinna być bardziej solidna – w pierwszym filmie miała spore braki. Z kolei Angelina Jolie oświadczyła, że tym razem chciała zagrać kobietę z krwi i kości, zaprezentować Larę Croft bardziej wiarygodnie, nie tylko jako bohaterkę gry komputerowej. Co ciekawe, te obietnice zostały w znacznym stopniu spełnione. Film zaczyna się od trzęsienia ziemi na greckiej wyspie Santorini – zostaje odsłonięta świątynia Luny, gdzie Aleksander Wielki ukrył część swych skarbów. Lara Croft nurkuje z przyjaciółmi, dostaje się do świątyni, tam grupa zostaje zaatakowana, przyjaciele giną, Lara ledwie uchodzi z życiem. Agent MI6 informuje ją, że atak był dziełem bandytów wynajętych przez specjalistę od wirusów, Jonathana Reissa (Ciarán Hinds). Któryś ze skarbów Aleksandra była Puszka Pandory – pojemnik morderczych wirusów, które Reiss chce uwolnić. Lara decyduje się odzyskać pojemnik, do czego potrzebuje pomocy byłego kochanka, Terry’ego Sheridana (Gerard Butler), chwilowo uwięzionego w Kazachstanie. Już sam fakt, że na samym początku Lara Croft doznaje porażki, czyni z niej kogoś więcej niż tylko bohaterkę gry. Do tego dochodzą raczej złożone stosunki z Sheridanem... Świat filmu zmienia się z czarno-białego uniwersum gry w coś bardziej zbliżonego do rzeczywistości, a całkiem papierowa postać Lary zyskuje trzeci wymiar. Zresztą i Jan de Bont okazał się lepszym reżyserem od Simona Westa, i w drugim filmie realizatorzy nie musieli już tak kurczowo trzymać się założeń gry. Co wszystkim wyszło na dobre i film wart jest obejrzenia. ! 5 Mimo jednak oczekiwań, nie jest kasowym hitem. W weekend otwarcia zarobił 21 mln dolarów, mniej niż pierwszy Tomb Raider. Wytwórnia Paramount obwinia o to grę Tomb Raider: The Angel of Darkness, która zniechęciła wielu widzów do Lary Croft. Podobno jest technicznie niedopracowana i ma liczne błędy, które uniemożliwiają rozgrywkę. Niezwykłe zagranie marketingowe zastosowano przy filmie 28 dni. Alternatywne zakończenie filmu, bardziej ponure i pesymistyczne, zostanie dołączone do wszystkich 1400 kopii wyświetlanych w amerykańskich kinach. Dodatkowe sceny i zmiany zakończeń to w zasadzie nic dziwnego – jednak zawsze pojawiały się dopiero w edycjach DVD. Po raz pierwszy taki manewr zastosowano do filmu wciąż obecnego w kinach. Obecne, znane widzom zakończenie to w rzeczywistości oryginalne – takie było w scenariuszu. Jednak już w czasie produkcji scenarzysta Alex Garland i reżyser Danny Boyle zastąpili je sceną w szpitalu, ponurą i odbierającą nadzieję. Po testowych projekcjach z publicznością powrócili jednak do oryginalnych scen. To alternatywne zakończenie będzie pokazywane po napisach. Dostępne jest także na brytyjskim wydaniu DVD z filmem. ! Istnieje szansa, że po zlikwidowaniu przez Fox serialu Firefly (sf „westernowa”) powstanie pełnometrażowy film o jego bohaterach. Joss Whedon, twórca serialu, pracuje nad scenariuszem. Na razie, póki nie istnieje nawet wstępna wersja, trudno coś przewidywać. Na pewno jednak realizacja filmu będzie zależała od tego, czy uda się skłonić oryginalnych aktorów do powrotu na plan. Whedon jest optymistą. Na razie Whedon przygotowuje wydanie Firefly na DVD. Płyta będzie zawierać także nieemitowane, a zrealizowane już odcinki, oraz zwykłe dodatki. ! Gotowa jest już pierwsza wersja scenariusza kolejnego filmu o dinozaurach, Jurassic Park IV. Wiadomo tyle, że akcja wynosi się z wyspy dinozaurów, znanej z trzech poprzednich części. Gdzie – to tajemnica. Producentka Kathleen Kennedy stwierdziła tylko, że „film nie będzie zielony – nie wracamy do dżungli”. Autorem scenariusza jest powieściopisarz William Monahan, który w tej dziedzinie debiutował przy filmie Tripoli Ridleya Scotta. Tripoli wciąż nie został ukończony, więc na razie Monahan pozostaje niewiadomą. Wciąż nie wiadomo, kto będzie reżyserował. ! 6 Premiera Terminatora 3 spowodowała zapewne ponowne wydanie na DVD poprzedniej części filmu. Nie po raz pierwszy – Terminator 2: Dzień sądu wydawany był już kilkukrotnie, a za każdym razem na płytach pojawiały się nowe dodatki. Tym razem DVD zatytułowano Terminator 2: Judgment Day Extreme DVD, a pierwszą rzucającą się w oczy różnicą jest metalowa okładka z wytłoczoną na niej głową Terminatora. Na szczęście to nie wszystko. Do filmu dołączono całkiem nowy komentarz Jamesa Camerona i współscenarzysty Williama Wishera – pouczający i zabawny, jedną scenę, dokument – opowiadający m.in. o problemach, jakie mieli filmowcy, gdy młody Edward Furlong podczas realizacji urósł o dziesięć centymetrów i przeszedł mutację. Drugi dysk to dwa zabawne dokumenty: No Feat But What We Make – wypowiedzi twórców (m.in. Peter Jackson opowiada, jak opracowane w T2 metody pomogły mu potem w jego filmach). Drugi to T2: On the Set, pokazujący, jakie żarty robią aktorzy i ekipa na planie. Zabawne, interesujące. Koszt: ok. 30 dolarów. ! Powieść Julesa Verne’a 20.000 mil podmorskiej żeglugi przez ponad stulecie była inspiracją dla filmu. W okresie kina niemego powstały aż trzy ekranizacje (1905, 1907 i 1916), a współcześnie pewne elementy tej opowieści można znaleźć choćby w animowanym Atlantis czy ostatnio w Lidze niezwykłych dżentelmenów. Jednak większość miłośników kina zgadza się, że ostateczną, bazową ekranizacją jest disneyowska, z 1954. Wystąpili w niej Kirk Douglas jako harpunnik Ned Land, James Mason jako kapitan Nemo, Paul Lukas jako prof. Pierre Aronnax. Właśnie ukazała się na DVD. Dwupłytowe wydanie prezentuje przede wszystkim sam film – w świetnej jakości (był jednym z pierwszych, nakręconych systemem CinemaScope), albo z klasyczną ścieżką stereo, albo z komentarzem reżysera Richarda Fleischera i hollywoodzkiego historyka Rudy’ego Behlmera. Dołączono też dodatek – kreskówkę z Kaczorem Donaldem, która towarzyszyła filmowi podczas projekcji kinowych. Na drugiej płycie zmieścił się obfity materiał uzupełniający: fotosy i dokumenty, reklamy, filmiki ! z planu, niewykorzystane animacje itd. Do tego The Making of 20,000 Leagues Under the Sea, wywiady z Fleischerem, z aktorem Kirkiem Douglasem itd. Jest też film Jules Verne & Walt Disney: Explorers of the Imagination, w którym rozmawiają luminarze fantastyki, Forrest J Ackerman, Gregory Benford i Vincent Di Fate. To nie wszystko, naturalnie. Całość świetna. Neil Gaiman i Dave McKean podczas konwentu w San Diego zdradzili kilka szczegółów na temat pełnometrażowego filmu, który wspólnie realizują (Gaiman napisał scenariusz, McKean będzie reżyserował). Film Mirrormask opowiada o dziewczynie, Helenie, która należy do rodziny cyrkowców. Podczas spektakli żongluje, czasem sprzedaje popcorn, ale tak naprawdę nie chce tkwić w cyrku, chciałaby raczej uciec i zacząć normalne życie. Producentem filmu jest Lisa Henson z Jim Henson Pictures, a powodem realizacji – spostrzeżenie, że choć kukiełkowe (w całości lub częściowo) Ciemny kryształ i Labirynt nie przyniosły dochodów w kinach, co roku trafiają na listę najlepiej się sprzedających kaset, a ostatnio DVD. Może być ciekawie. ! Halle Berry, która ma zagrać tytułową rolę w filmie Catwoman, zapowiedziała, że akcja filmu jest niezależna od Batmana, skąd pochodzi bohaterka. Film ma opowiadać o tym, skąd przybywa i jak stała się kobietą-kotem, zaprezentuje ją jako kogoś więcej niż tylko poboczną postać Batmana. Zdjęcia do filmu zaczną się 10 września w Vancouver. Drugą postacią, którą Halle Berry ma zagrać już wkrótce, to Jinx – znana jako partnerka Bonda w Śmierć nadejdzie jutro. ! Disney przewidział sporo nowych produkcji z okazji 75. urodzin Myszki Miki. Miki wystąpił po raz pierwszy w Steamboat Willie, 18 listopada 1928, i wkrótce stał się jedną z najszerzej rozpoznawalnych postaci na świecie. Ostatnio znany jest głównie z witania gości w Disneylandach. Najciekawsze produkcje (oprócz zwykłych lalek, gadżetów, komiksów) to The Three Musketeers, pierwszy pełnometrażowy film z Mikim w roli głównej (lato 2004) oraz pierwszy jego występ jako postać 3D w Mickey’s Twice Upon Christmas. ! SCIFI Channel zapowiedział, że powstanie ósmy sezon popularnego serialu Stargate SG1. Wystąpią w nim wszyscy główni bohaterowie, w tym Richard Dean Anderson, Michael Shanks, Amanda Tapping i Christopher Judge. Dzięki temu serial stanie się drugim najdłuższym w historii amerykańskiej telewizji, ustępując tylko Archiwum X. Jednocześnie ! ósmy sezon stanie się podstawą do serialu odpryskowego, Stargate: Atlantis. W Atlantis wystąpi nowy zespół badaczy i naukowców, poszukujący śladów pochodzenia Gwiezdnych Wrót. Wydanie DVD nowego przeboju Disneya, Finding Nemo przewidziano na 4 listopada 2003, z sugerowaną ceną poniżej 30 dolarów. W kinach Nemo zarobił do tej pory 312 milionów dolarów. Oprócz samego filmu w wersji szerokoekranowej i normalnej, na płycie znajdzie się oryginalny krótki film z Jeanem-Michelem Cousteau, dodatkowe sceny, wycieczka po studiach Pixara, gra, wirtualne akwaria i zwykłe dokumenty. Można będzie też zobaczyć film krótkometrażowy Knick Knack, wyświetlany w kinach przed Nemo. ! Po czterech latach walki i coraz gorszych godzin nadawania, Futurama (po polsku Przygody Frya w kosmosie) uniknęła z telewizji. Ostatni odcinek nosił tytuł The Devil’s Hands Are Idle Playthings, a Fry dotarł w nim do piekła i z powrotem. Wszystko zaczęło się od nieudanej gry na holophonorze, przez co Fry uznał, że nie zdobędzie serca Leeli. Robot Bender przekonał go, że musi udać się do Robociego Piekła i zawrzeć umowę z Robocim Demonem. Po dość dziwnych zbiegach okoliczności Fry zamienia się na dłonie z Robocim Demonem i po powrocie gra na holophonorze jak wirtuoz. Leela jest wzruszona, Fry robi karierę, Roboci Demon planuje odzyskanie rąk. Epizod nie wygląda, jakby był zaplanowany jako ostatni. Ale ma należyty finał i jakieś tam rozwiązanie wątków,. Szkoda, że telewizja Fox się wycofała, a Futurama dołączyła do Firefly i Farscape – grupy świetnych seriali, zakończonych w tym roku przed właściwym sobie czasem. ! Marvel Comics zamierza wskrzesić księżniczkę Dianę jako mutantkę – w satyrycznym komiksie X-Satix. Diana będzie bohaterką wrześniowego zeszytu zatytułowanego Di Another Day. Komiks jest dziełem Anglika Petera Milligana (scenariusz) oraz Mike’a Allreda (grafika). Bohaterami cyklu są mutanci, dawniej znani jako X-Force, a cały cykl ma być satyrą na system gwiazdorski i współczesną popkulturę. Diana ma powrócić z zaświatów; nie przypomina latających czy potężnych bohaterów, ale ma pewne specjalne moce (rzecznik Marvela nie chciał zdradzić, jakie). Ściga ją grupa Eurotrash, paskudne mutanty, które chcą odesłać zmartwychwstałą księżną z powrotem do grobu. ! 7 Rzecznik pałacu Buckingham stwierdził tylko, że „to obrzydliwe; wydaje się, że to prymitywna próba zrobienia pieniędzy na sławie Diany”. Pirackie wydania piątego tomy cykli J.K. Rowling Harry Potter and the Order of Phoenix zalały pakistańskie rynki. Jak oceniają księgarze, legalny oryginał ma niewielkie szanse w konkurencji z tańszymi wersjami. W sprzedaży znalazło się przynajmniej pięć różnych pirackich wydań książki, sprzedawanych w cenie od 5 do 8,5 dolarów, w porównaniu do niemal 30 dolarów za oryginał. W Pakistanie kwitnie piractwo książkowe. Istnieją tam prawa chroniące własność intelektualną, ale rzadko są egzekwowane. Czasami miło pomyśleć, że istnieje państwo, gdzie opłaca się przestępczo i w podziemiu wydawać książki... ! Nowojorskie wydawnictwo ibooks inc. ogłosiło, że wyda albumy komiksowe, których bohaterami będą postacie z filmów Terminator i Terminator 2: Dzień sądu. Już w październiku pojawi się pierwszy tom, Terminator 2: Judgment Day – The Official Graphic Novel, adaptacja filmu Camerona z 1994, autorstwa Gregory’ego Wrighta (scenariusz) i Klausa Jansona (grafika). W albumie pojawią się też nigdy wcześniej nie zebrane komiksy z serii Terminator 2: Cybernetic Dawn Dana Abnetta, Roda Whighama i Jacka Snidera. W listopadzie na rynek trafią The Terminator: The Burning Earth Alexa Rossa. ! Potężny, prawie 600-stronicowy tom Transfinite: The Essential A.E. van Vogt to chyba pierwszy tak szeroki wybór krótkich tekstów Wielkiego Mistrza SFWA od jego śmierci w 2000. Redakcją zajęli się Joe Rico i Rick Katze, a jako wstęp wykorzystano esej Hala Clementa. Książka nadaje się zarówno dla tych, którzy z prozą van Vogta jeszcze się nie spotkali, jak i tych, którzy chcieliby ją sobie przypomnieć. Niektóre teksty znane są w Polsce choćby z Misji międzyplanetarnej (Iskry 1998) – dotyczą wyprawy okrętu Space Beagle (nawiązanie do Darwina jest oczywiste). To Black Destroyer o kociokształtnym mordercy Coeurlu, War of Nerves, gdzie samotny bohater walczy samotnie z intruzami, i Discord in Scarlett o ataku obcego Xtla, znalezionego w kosmosie. Jedną ze specjalności van Vogta były paradoksy czasowe. W Film Library do współczesności trafia ! 8 film z przyszłości, w Recruiting Station ludzie porywają żołnierzy z historii, by wykorzystać ich w wojnie przyszłości, w The Search człowiek usiłuje odzyskać utraconą pamięć i trafia w labirynt związków przyczynowo-skutkowych. W Far Centaurus hibernujący astronauci uciekają w przeszłość od świata, który zastali po przebudzeniu. Często pojawia się wątek złych obcych. W The Monster świat ludzi leży w ruinach – do czasu, kiedy obcy kolonizatorzy wskrzeszają jednego z ludzi; Asylum to historia ataku Dreeghów, kosmicznych wampirów, którzy traktują ludzi jak bydło, dopóki nie spotykają ich protektora; The Vault of the Beast opowiada o międzywymiarowym podróżniku uwięzionym na Marsie; The Rull mówi o jednym człowieku i jednym Rullu, którzy na niegościnnej planecie muszą rozstrzygnąć losy wojny między rasami; w Dear Pen Pal więzień z obcej planety planuje zamianę z pozornie niczego nieświadomym człowiekiem. To oczywiście nie wszystkie tematy. Obcy badają ludzką inteligencję w A Can of Paint, inteligentne rośliny próbują przebudować społeczeństwo w The Harmonizer itd. Opowiadania są wciąż jeszcze świetną lekturą, mimo dość klasycznego podejścia; znajdujemy z nich obserwacje ludzkiej kultury, przemiany paradygmatów – wszystko, czego nam trzeba. Godne polecenia. Ukazała się nowa powieść znanej u nas pisarki Kristine Kathryn Rusch, Extremes, połączenie kryminału z science fiction. Bohaterem jest Giles Flint, Retrieval Artist (Artysta Wyszukiwania), który zajmuje się odszukiwaniem Disappeared (Znikniętych) – osób skazanych za przestępstwa przeciwko obcym. Jednak te przestępstwa to tylko drobne wykroczenia w ludzkiej kulturze, więc osoby te „znikają” – uzyskują nową tożsamość, nowy adres itd. Pozwala to zachować dobre stosunki z obcymi i udawać, że przestrzega się obcych praw. Czasem jednak taką znikniętą osobę trzeba znaleźć, nie zdradzając jej jednak przed Trackers (Tropicielami) – łowcami nagród, którzy szukają przestępców, by oddać ich w ręce pozaziemskiej sprawiedliwości. Akcja zaczyna się od zgonu doświadczonego sportowca podczas maratonu na Księżycu. Wybucha też śmiertelna choroba wśród uczestników biegu. Podejrzewa się, że źródłem choroby jest szalona uczona, która wykonywała testy na ludziach – obecnie zniknięta. Poszukuje jej tropiciel, natomiast Giles ! Flint zajmuje się sprawą innej znikniętej osoby, która jest ofiarą morderstwa. Wszystkie te wątki łączą się zgrabnie i zmierzają do zaskakującego zakończenia w stylu noir, gdzie Giles staje się mądrzejszy i chyba bardziej cyniczny. Rusch jest wprawną pisarką, zarówno w kryminale, jak w sf. Jej poprzednia powieść, The Disappeared, rozgrywała się w tym samym świecie, podobnie jak rozpoczynające cykl opowiadanie Retrieval Artist. Extremes ma pewne braki, na przykład całkiem brakuje w niej obcych. Poza tym przestępstwo szalonej uczonej trudno chyba uznać za drobne wykroczenie, kwalifikujące ją do zniknięcia. Mimo całość jest przyjemną lekturą. Janis Ian – gitarzystka i piosenkarka, urodzona w roku 1951, zadebiutowała w 1967 przebojem Society Child – niedawno odwiedziła swój pierwszy w życiu konwent sf i spotkała grupę swych literackich idoli. Mike Resnick namówił ją, by zgodziła się na wykorzystanie swoich tekstów jako korzeni trzydziestu opowiadań. W sierpniu ukazał się zbiór będący owocem tej operacji: Stars. Autorzy to same znane nazwiska. W Come Dance with Me Terry’ego Bissona nastolatki „kevorkują” (to od dra Kevorkiana, znanego z eutanazji) parami, w nadziej trafienia do obiecanego tamtego świata, który być może jest cybernetyczną iluzją. Orson Scott Card w Inventing Lovers on the Phone pisze o dziewczynie, która zyskuje niezwykłego telefonicznego (komórkowego) przyjaciela. Play Like a Girl Kristine Kathryn Rusch to opowieść o duchach – a także o konflikcie między córką gitarzystki i jej matką. The Scent of Trumpets, the Voices of Smoke Tada Williamsa to pozacielesny urlop przyszłego urzędnika, znanego jako „Manipulator”, All in a Blaze Stephena Baxtera to opowiadanie o Xeelee, Ej-Es Nancy Kress opowiada o statku badawczym, lądującym w zapomnianej ziemskiej kolonii, gdzie czeka „wirusowy bóg”. Sama Ian proponuje tekst w stylu Delany’ego o niewolnictwie i żądzy – Second Person Unmasked. I tak dalej. ! Opowiadanie są rzeczywiście dobre i w pewnym sensie zachowują nastrój muzyki – jeśli można tak powiedzieć o dwórch tak różnych mediach. Warto przeczytać. Znany pisarz i nasz były felietonista, Rafał A. Ziemkiewicz, próbuje swoich sił w całkiem nowej dziedzinie – gier komputerowych. Podjął współpracę ze studiem Metropolis, które przygo- ! towało wg jego scenariusza grę Gorky Zero: Beyond Honor, prequel Odium (znanego za granicą jako Gorky 17). Gracz w Gorky Zero będzie wykonywał operacje specjalne na terenach Ukrainy. Jak stwierdził Rafał, tworzenie gry, w przeciwieństwie do powieści, zbliżone jest raczej do pisania scenariusza filmowego, a opowieść musi być skonstruowana, nie opowiedziana, od początki do finału, poprzez zaplanowane punkty kulminacyjne. Takie zajęcie jest lekcją dyscypliny, nie do przecenienia dla pisarza. Studio Electronic Arts zapowiedziało, że w opracowywanej grze James Bond 007: Everything or Nothing, głosów postaciom użyczą aktorzy, którzy grali te postacie w filmach. W szczególności wystąpią Peter Brosnan jako Bond, John Cleese jako Q, lady Judy Dench jako M, a Richard Kiel jako legendarny czarny charakter, Szczęki (co prawda w filmie nie odzywa się często, ale w grze – kto wie). Z nowych postaci, Willem Dafoe zagra nowego wroga Bonda, Nikolaia Diavolo. Postacie w grze będą rzeczywiście podobne do oryginałów, ponieważ aktorzy zostali „wskanowani” do programu. Scenariusz gry napisał weteran bondowskich filmów, Bruce Feirstein. Everything or Nothing trafi na rynek jesienią tego roku, z przeznaczeniem na PlayStation 2, Xbox, GameCube i Game Boy Advance. ! Znana w Polsce gra RPG Shadowrun rozgrywa się w interesującym świecie, będącym połączeniem magii z cyberpunkiem (korporacje rządzą, hakerzy mają myślowe połączenia z globalnym matrixem, w dodatku pojawiły się magiczne energie, które zmieniają ludzi w orki i trolle, umożliwiają powrót elfów i smoków). Teraz Shadowrun doczekał się wersji „klikowej” – podobnej do wcześniejszych MageKnight, HeroClix czy Mechwarrior. Powstały figurki, osadzone na specjalnej podstawie, którą p każdym starcu należ przekręcić, a w małym okienku pojawią się aktualne charakterystyki postaci. Choć jednak mechanika jest podobna, podejście do gry, nazwanej Shadowrun Duels, jest inne. Po pierwsze figurki nie nadają się do kolekcjonowania ! 9 – pierwsze wydanie to sześć sztuk (a nie setki, jak w innych grach). Są też większe, wysokości 15 cm. W podstawach zmieściły się aż trzy (zamiast jednej) obracane tarcze w charakterystyką głowy (ruch i inicjatywa), rąk (atak) i ciała (obrona). Walka to rzut kilkoma kolorowymi kostkami, z których każda decyduje o jednej z cech. Postacie mogą dokupić trochę sprzętu i broni. Pojedynki odbywają się „w terenie”, zasięg ruchu czy ataku mierzy się linijką. Same figurki są ładnie wykonane i – to ciekawe – ruchome. Zginają się stawy, można dołożyć broń, pancerze, sprzęt i tak dalej. Ciekawe. Studio LucasArts poinformowało, że Star Wars Galaxies: An Empire Divided, nowa masowa gra sieciowa, w ciągu pierwszego tygodnia ściągnęła na serwery aż 125 tys. graczy. Galaxies ustanowiły zatem „rekord otwarcia” dla tego typu gier. Zespół programistów pracuje już nad nowymi opcjami, takimi jak pojazdy będące własnością konkretnych graczy czy miasta graczy. Dodatkowe elementy powinny się pojawiać co miesiąc. ! Studio Electronic Arts ogłosiło, że stworzy grę wideo opartą na powieści J.K. Rowling Harry Potter i kamień filozoficzny, przeznaczoną na konsole nowej generacji, za jakie uważa się PlayStation 2, Xbox i GameCube. Grą zajmie się ten sam zespół, który opracował oryginalne gry Harry Potter i kamień filozoficzny oraz Harry Potter i komnata tajemnic na PC oraz konsole PlayStation, GameBoy Advance i GameBoy Color. Nowa wersja gry trafi na rynek jesienią. ! Gra studia Eidos, Tomb Raider: The Angel of Darkness to kolejna gra i znakomitej Larze Croft. Wprawdzie zdawało się, że zginęła na końcu w poprzedniej, ale teraz wraca – w nowym kostiumie. Gra rozpoczyna się od śmierci jednego z nauczycieli Lary, tuż po spotkaniu z nią. Larę podejrzewa policja i cała pierwsza część gry polega na unikaniu policjantów – i szukaniu prawdziwego mordercy. Potem rozwija się przygoda – prawdziwy plątanina zaginionych artefaktów, tajnego stowarzyszenia i psychopatycznego mordercy. Nowością jest towarzysz Lary, Kurtis Trent. Ma on pewne szczególne umiejętności i na kilku etapach to jego prowadzi gracz. Trochę zmieniły się też przyciski sterujące, trudniej kieruje się kamerą. Lara jest jak zawsze świetna, gra udana. Niespecjalnie przeszkadza Trent, może przesad- ! 10 nie szczegółowo przedstawiono śledztwo w sprawie morderstwa. Całość do zagrania, a dla miłośników Lary – konieczna. Gra przeznaczona jest na PlayStation 2. Niestety, dobre wrażenie psują pewne niedoróbki techniczne. 26 sierpnia trafiła do sprzedaży długo oczekiwana gra Tron 2.0 (akcja z perspektywy pierwszej osoby, na PC), nawiązująca do filmu Tron z 1982. Film ten okazał się pionierski, jeśli chodzi o efekty specjalne generowane komputerowo. Akcja Tronu 2.0 dzieje się 20 lat po wydarzeniach przedstawionych w filmie. Bohaterem jest Jet Bradley, syn Alana (bohatera filmu). Gracz jako Jet przedostaje się do wnętrza komputera, gdzie walczy z korupcją wewnątrz i na zewnątrz komputerowego świata, a także odwiedza interesujące miejsca: hub internetowy, firewall, uszkodzony serwer... Gra trafiła na rynek w 21. rocznicę premiery filmu. ! Popularny serial Red Dwarf, łączący humor w stylu Douglasa Adamsa z egzystencjalizmem i rygorystycznym przestrzeganiem praw Murphy’ego, doczekał się realizacji w formie gry fabularnej. Akcja toczy się za trzy miliony lat, kiedy ludzie praktycznie wymarli. Galaktykę zamieszkują ich spadkobiercy: wyewoluowane zwierzaki, genetycznie stworzone formy życia, mechanoidy, hologramy i nie tylko. Wśród nich przetrwało wiele idei ludzkości i aż za wiele jej wad. Gra próbuje odtworzyć sytuację z serialu – grupę nieudaczników na pokładzie statku kosmicznego. Mistrz obejmuje rolę sztucznej inteligencji statku. Proste zasady mówią, jak się tworzy postacie, jakie są rasy, sprzęt, statki, planety... Podręcznik zawiera również przygodę początkową. Co ciekawe, podręcznik warto przeczytać od deski do deski. Trochę przeszkadzają skróty. Oczywiście, żeby grac, trzeba mieć poczucie humoru i ironii. Ale warto. ! Znane studio Namco zakupiło prawa do gier wideo, w których występuje Snake Plissken – zagrany przez Kurta Russella bohater Ucieczki z Nowego Jorku (a potem również ...z Los Angeles). Russell wraz z reżyserem Johnem Carpenterem ! i producentką Deborah Hill będzie współpracował z Namco przy produkcji kilku gier. Russell użyczy swojego głosy postaci, która w post-apokaliptycznym świecie będzie walczyć z użyciem pięści, broni palnej, podstępów i inteligencji (zapewne w tej właśnie kolejności). Jak w filmach, Plissken znajdzie się w trudnych sytuacjach, wymagających szybkich decyzji i szybkiego działania. Pierwsza z gier powinna trafić na rynek w grudniu 2005. Na rynek trafiła kolejna gra „trekowa”: Star Trek: Elite Force II, opowiadająca o wyczynach specjalnej grupy, stworzonej przez por. Tuvoka z kosmolotu Voyager. Zespół ma uczestniczyć w misjach zbyt ryzykownych dla zwykłych grup badawczych. Początek pokazuje, jak zespół uwalnia Voyagera do Borga, jednak potem jego członkowie zostają rozesłani do innych jednostek, a dwa lata później ponownie gromadzi ich kapitan Picard. Gracz wciela się w rolę Alexandra Munro, dowódcy grupy. W każdej misji towarzyszą mu różni członkowie, jednak zawsze są sterowani przez komputer i nie można wydawać im poleceń. Dysponują różnym sprzętem, jednak żadnej misji nie da się zakończyć bez tricordera. W przeciwieństwie to innych strzelanek w pierwszej osobie, tutaj postacie mogą się wspinać się, skakać i przyklękać. Ogólnie niezłe, choć raczej żadna rewelacja. ! Wynalazek Vibracon Globe, które to urządzenie wykorzystuje ludzkie emocje do wytwarzania energii, umożliwił ludzkości opanowanie kosmosu. Jednak Vibra Corporation obawia się, że oddalone od siebie ludzkie kolonie, utracą kontakt,. By temu zaradzić, powołuje zespół Intergalactic Touring Band, który ma podróżować od świata do świata i głosić pokój oraz harmonię, śpiewając piosenki o pierwszych bohaterach kosmosu. Taka legenda znalazła się na okładce niezwykłej płyty Intergalactic Touring Band, nagranej w 1977, a niedawno wydanej ponownie na CD. Zespół składa się z gwiazd – ówczesnych, bo dzisiaj niektóre nazwiska są już lekko zapomniane. I tak Meat Loaf śpiewa w Keeper Keep Us, w Reaching Out występu- ! je były gitarzysta Genesis, Anthony Phillips, w A Planet Called Monday dwóch członków Status Quo, Rick Parfitt i Francis Rossi, w Heartbreaker – Dave Cousins ze Strawberries. To oczywiście nie wszyscy. Ciekawy pomysł, interesująca muzyka – warto. W 1987 na ekrany kin wszedł pierwszy film z cyklu Hellraiser, który wprowadził do masowej wyobraźni surrealistyczną rasę Cenobitów, dowodzonych przez niezapomnianego demona Pinheada. Przerażający efekt wzmacniała niewątpliwie muzyka – zarówno w tym filmie, jak i w jego licznych sequelach. Teraz możemy się nią zachwycać (albo bać się jej) dzięki wydaniu trójpłytowego albumu Hellraiser: The Chronicles, zawierającego ścieżki muzyczne z trzech pierwszych filmów: Hellraiser, Hellraiser II (1988) oraz Hellraiser III: Hell on Earth (1992). Każdy z albumów poświęcony jest jednemu z filmów. Pierwszy zawiera 42 minuty muzyki, 14 utworów, takich jak Seduction and Pursuit czy The Cenobites, czy naprawdę przerażający The Lament Configuration (tak się naprawdę nazywała łamigłówka otwierająca wrota piekieł). Drugi – 61 minut – to także 14 utworów o bardziej przerażających tytułach, takich jak Skin Her Alive czy Chemical Entertainment. Autorem muzyki dwóch pierwszych filmów był Christopher Young. Trzeci dysk to 11 utworów Randy’ego Millera: Cenobites Death Dance czy Mind Invasion – melodie pełne pasji i wyrażające nastrój grozy – prawie 47 minut. Hellraiser miał w Polsce wielu wielbicieli, którzy na pewno zainteresują się muzyką. 4 lipca, w amerykańskim Dniu Niepodległości, Arnold Schwarzenegger złożył wizytę w siłach zbrojnych USA nad Zatoką Perską, gdzie pokazywał swój nowy film Terminator 3. Arnold rozmawiał z żołnierzami, jadł w wojskowe racje, odwiedził kilka posterunków. W zeszłym roku Schwarzenegger, entuzjasta armii, odwiedził żołnierzy kontyngentu amerykańskiego w Bośni. Pokazywał wtedy swój film Collateral Damage (Na własną rękę). ! Wielbiciele klasycznych hollywoodzkich horrorów mają teraz – dzięki firmie Sideshow Toys – zdobyć figurki swoich ulubionych monstrów. Są sporych rozmiarów: mają po 25 cm (to wzrost lalki Barbie). Na przykład Mumia (w wersji Borisa Karloffa) owinięta jest bandażami, a do kompletu ! 11 dołączono egipskie pudełko z trzciny i zwój pergaminu. Frankenstein (także Boris Karloff ) nosi proste spodnie, wełnianą kamizelkę, pod pachą ma tom baśni. Upiór z Opery (Lon Chaney) występuje w kostiumie z Maski Czerwonej Śmierci – w masce, kapeluszu z piórem, z peleryną i laską. Narzeczona Frankensteina (Elsa Lanchester) jest owinięta białymi bandażami i chirurgicznymi prześcieradłami, ma serce w słoju i trochę sprzętu medycznego. Wszystkie postacie mają ruchome stawy łokciowe i kolanowe, a dłonie można stawić pod niemal dowolnym kątem. Udało się też oddać podobieństwo do aktorów, a na opakowaniach wydrukowano plakaty z filmów. Każda z tych figurek (a jest ich więcej) będzie niewątpliwą atrakcją dla kolekcjonerów. Jedynie cena jest zniechęcająca 40 dolarów za sztukę. Kiedy w pierwszych Gwiezdnych wojnach Luke Skywalker dostał w prezencie od Obiwana Kenobiego miecz świetlny ojca, widzowie po raz pierwszy zobaczyli tę niezwykłą broń, która szybko stała się ikoną kultury masowej. Dostępne były liczne jej kopie (licznych modeli, gdyż miecze świetlne w Bardzo Odległej Galaktyce nie były produkowane seryjnie). Firma Master Replicas wprowadziła na rynek kopię miecza Anakina Skywalkera – ojca Luke’a, jednen z jego wcześniejszych mieczy, widzianych w Ataku klonów. Replika nie jest perfekcyjna, choć dostatecznie dokładna – pewne zmiany wprowadzono, by zmieścić w rękojeści niezbędną elektronikę. Miecz ma 85-centymetrową luminescencyjną klingę połączoną z chromowaną rękojeścią, zdolną do wydawania dźwięków, jakie znamy z filmu. Umieszczono w niej dwa czujniki ruchu – kiedy machamy mieczem, zwykły szum zmienia wysokość i natężenie, gdy trafimy w przeszkodę, słychać trzask. Niestety, klinga nie jest wyjmowana – efekt luminescencji uzyskuje się po ! przyłożeniu napięcia, a zdjęcie ostrza osłoniłoby całą elektronikę. Jedyną wadą tej zabawki (choć raczej nie dla małych dzieci) jest cena – 140 dolarów. W serii Force FX dostępny jest także miecz świetlny Dartha Vadera i Luke’a Skywalkera. Wszyscy widzieli Matrix – bohaterem jest Neo, oficjalnie Thomas Anderson, żyjący w symulacji komputerowej. Film zyskał popularność nie tylko dzięki fabule, ale też dzięki nieźle prezentowanej filozofii, a także akcji, stylowi... i modzie. Neo powraca w świat Matrixa ubrany w niezwykły czarny płaszcz (i obwieszony bronią). I ten płaszcz jest także – w pewnym sensie – gwiazdą filmu. W drugiej części, Matrix Reloaded, płaszcz wygląda inaczej – przypomina raczej sutannę. Teraz, dzięki firmie AbbyShot, fani mogą ubierać się podobnie. Wełniany płaszcz, z odpowiednimi guzikami, kołnierzykiem, mankietami i całą resztą, może kupić każdy prawdziwy wielbiciel Neo – wystarczy wyłożyć 419 dolarów. Jednak mimo kostiumu, raczej nie uda się latać ani unosić się w powietrzu. Broń także nie jest dołączona. ! W przeddzień procesu została zawarta ugoda między wytwórnią Warner Brothers a twórcami Egzorcysty, reżyserem Williamem Friedkinem i autorem Williamem Blatty. Nie są znane żadne szczegóły finansowe, ale wiadomo, że twórcy w pozwie wspominali o stratach rzędu 10 mln dolarów. ! Harlan Ellison nie ustępuje w procesie przeciwko America On-Line, amerykańskiemu gigantowi internetowemu. Pisarz zaskarżył AOL o naruszenie praw autorskich, ponieważ nie dość szybko zareagowali na umieszczenie na serwerze AOL opowiadań Ellisona (bez jego zgody). AOL odpowiada, że teksty zostały usunięte, gdy tylko uzyskano o nich informację. Ellison żąda pieniędzy (początkowo wnosił o odszkodowanie wysokości 488 mln dolarów, ostatnio praktycznie tylko zwrotu wszystkich kosztów). Jednocześnie uważa, że ten proces jest czymś w rodzaju krucjaty przeciwko piratom sieciowym. W marcu sąd w Kalifornii uznał, że AOL nie jest odpowiedzialny; pisarz odwołał się do wyższej instancji. Zobaczymy. ! PWC 12 Nagrody 23 sierpnia podczas Polconu w Elblągu wręczono Nagrody im. Janusza A. Zajdla. Tradycyjnie wręczyła je pani Jadwiga Zajdel. Zwyciężyli w kategorii powieści: Narrenturm Andrzeja Sapkowskiego (SuperNOWA) w kategorii opowiadania: Kuzynki Andrzeja Pilipiuka (Science Fiction) W głosowaniu udzuiał wzięło 187 osób, które oddały 174 ważne głosy. Zwycięzcom gratulujemy. Podczas tegorocznego Worldconu – Torconu 3 – wręczono najważniejsze nagrody światowej fantastyki czyli Hugo. Ceremonia odbyła się 30 sierpnia w Toronto. Oto zwycięzcy: powieść: Hominids, Robert J. Sawyer; mikropowieść: Coraline (Koralina), Neil Gaiman; nowela: Slow Life, Michael Swanwick; (Analog 12/02) opowiadanie: Falling Onto Mars, Geoffrey A. Landis; książka niebeletrystyczna: Better to Have Loved: The Life of Judith Merril, Judith Merril Emily Pohl-Weary; redaktor: Gardner Dozois; grafik: Bob Eggleton; film: The Lord of the Rings: The Two Towers; film krótki: Conversations With Dead People (odc. Buffy – postrach wampirów) magazyn: Locus, red. Charles N. Brown; fanzin: Mimosa, red. Richard i Nicki Lynch; pisarz-fan: Dave Langford; grafik-fan: Sue Mason; Nagroda Campbella dla nowego pisarza: Wen Spencer. Jak widzimy, wciąż na fali jest Neil Gaiman – za Koralinę dostał Hugo, a także nagrodę Locusa. Jak zwykle Dave Langford został laureatem za teksty fanowskie, jak zwykle Locus jao magazyn. Właściwie na liście laureatów nie ma nowych nazwizk – oczywiście poza Wenem Spencerem, ale nagrodę Campbella przynaje się za debiut i można ją otrzymać w ciągu dwóch lat od pierwszej publikacji. ! 4 lipca podczas Westerconu w Seattle ogłoszono wyniki plebiscytu i wręczono nagrody pisma Locus, najpoważniejszego amerykańskiego magazynu poświęconego fantastyce. Oto zwycięzcy w poszczególnych kategoriach: powieść sf: The Years of Rice and Salt Kima Stanleya Robinsona; powieść fantasy: The Scar Chiny Miéville; pierwsza powieść: A Scattering of Jades Alexandra C. Irvine’a; powieść dla młodzieży: Coraline (Koralina) Neila Gaimana; ! 13 mikropowieść: The Tain Chiny Miéville; nowela: The Wild Girls Ursuli K. Le Guin; opowiadanie: October in the Chair Neila Gaimana; zbiór opowiadań: Stories of Your Life and Others Teda Chianga; antologia: The Year’s Best Science Fiction: Nineteenth Annual Collection, red. Gardner Dozois; książka niebeletrystyczna: Tomorrow Now: Envisioning the Next Fifty Years Bruce’a Sterlinga; album malarstwa: Spectrum 9: The Best in Contemporary Fantastic Art, red. Cathy i Arnie Fenner; redaktor: Gardner Dozois; magazyn: The Magazine of Fantasy & Science Fiction; wydawca: Tor; grafik: Bob Eggleton. Po raz pierwszy nagroda Theodore’a Sturgeona za najlepsze opowiadanie przypadła tekstowi opublikowanemu w Internecie: Over Yonder Luciusa Sheparda (z witryny SciFiction, zarządzanej przez SCIFI.COM). Drugie miejsce zajęło Bronte’s Egg Richarda Chwedyka, trzecie – Singleton Grega Egana. Nagroda Johna W. Campbella również po raz pierwszy trafiła do laureata zeszłorocznej nagrody Sturgeona – otrzymała ją Nancy Kress za powieść Probability Space. Mąż Kress, nieżyjący już Charles Sheffield, otrzymał nagrodę Campbella dziesięć lat temu, przez co stali się pierwszym tak wyróżnionym małżeństwem. Drugie miejsce zajął David Brin z powieścią Kiln People, trzecie Robert J. Sawyer i Hominids. Obie nagrody wręczono 11 lipca na Uniwersytecie w Kansas. ! 27 lipca wręczono nagrody Mythopoeic, honorujące fantastykę w literaturze i badaniach naukowych. Tym razem ceremonia miała miejsce podczas Mythconu w Nashville, stan Tennessee, USA. Oto zwycięzcy: literatura dla dorosłych: Ombria In Shadow Patricii A. McKillip; literatura dla dzieci: Summerland Michaela Chabona; badania naukowe nad dziedzictwem Inklingów: Beowulf and the Critics by J.R.R. Tolkien, red. Michael D.C. Drout; badania naukowe nad mitem i fantastyką: Fairytale in the Ancient World Grahama Andersona. ! Rys. Małgorzata Pudlik 14 Recenzje i opinie PIASKOLUDEK Zaznaczam z góry, o Sandmanie nie napiszę złego słowa. Wszystkich więc tych, którzy liczą na ostrą krytykę odsyłam gdzie indziej. Szukajcie a znajdziecie... może. Dlaczego tak? Bo Sandman to z wszech miar dzieło genialne, arcydzieło i kamień milowy w dziedzinie komiksu. Argument do ręki dla tych wszystkich, którzy chcieliby zamknąć usta przeciwnikom tekstowo obrazkowego medium. W końcu, wspaniała historia ze znakomicie zarysowanymi (dosłownie i w przenośni) postaciami, spójną fabułą i mnóstwem smaczków wszelakich. Ale do rzeczy. Kim jest Sandman? To potężny Władca krainy zwanej Śnieniem, jeden z siedmioroga rodzeństwa Nieskończonych (potężniejszych niż bogowie istot kierujących różnymi aspektami życia ludzi). Wraz ze swymi licznymi poddanymi, w których poczet zaliczyć można chociażby Kaina i Abla, (bohaterów pierwszej opowieści) tworzy on ludzkie sny i pilnuje równowagi między światem Śnienia a jawą. Strzeże jej twardą ręką, podejmując często bezlitosne decyzje, bo choć nieobce są mu ludzkie uczucia, jak miłość czy przyjaźń, jest przede wszystkim opiekunem swego świata. Taki właśnie jest Sandman, choć w chwili gdy go poznajemy, jakoś nie ma w nim całej tej siły i mocy. Widzimy jak leży najpierw przebrany w swój dziwaczny strój, a potem już nagi pod szklaną kopułą i w magicznym kręgu. Bo oto Sen został uwięziony i cały świat ulega zmianom. Ludzie zasypiają na całe lata, lub wręcz przeciwnie, nie mogą zasnąć wcale. Po ulicach krążą nieprzytomni, a w szpitalach przebudzeni na moment zastanawiają się cóż stało się z ich życiem. A wszystko z powodu wygórowanych ambicji jednego człowieka, który pragnął uzyskać nieśmiertelność... Jak łatwo się domyślić, Sandman znajduje w końcu drogę ucieczki (gdyby było inaczej, nikt z nas nigdy by już nie śnił), odzyskuje moc i rośnie w siłę. Pojawiają się też kolejne problemy, które... ale o tym sza. Egmont wyda, przeczytamy. Wielką zasługą scenarzysty komiksu Neila Gaimana jest (co stało się już znakiem firmowym tego autora) znakomite spajanie ze sobą baśni, mitów i gazetowych newsów. Tu nie mamy już do czynienia ze wzbogacaną dygresjami fabułą, a raczej ze sprawnie zmontowanym kolażem. Dziełem sztuki i zabawką zarazem, w której najważniejsze staje się szukanie tropów wszelakich. Tym sposobem mamy obok siebie wspomnianych Kaina i Abla, Szekspirowskie trzy wiedźmy (noszące imiona trzech parek greckich) czy obecną w jednym ze snów Merlin Monroe. Mamy komiksowego J’ona Marsjańskiego Łowcę Głów (który czci Sandmana jako Boga) i Juliusza Cezara, pytającego, o co chodzi w przepowiedni o gwałconej matce. Wreszcie cytaty zarówno z piosenek rockowych (Mr Sandman) jak i z Szekspira czy Faulknera. 15 Bezlitosny jest Gaiman dla nieuważnego czytelnika. Wystarczy czasem zgubić jedno nazwisko, jeden panel, czy jeden dymek, a już znakomicie spleciona historia traci spójność i urok. Bo któż pomyślałby na przykład, że pokazana na trzech panelach w Śnie sprawiedliwych (pierwszy tom) zgwałcona podczas snu dziewczynka okaże się być kluczową postacią w tomie trzecim (Dom lalki)? Sam zmuszony jestem przyznać, że mimo iż starałem się czytać uważnie za każdym razem, dopiero przy którymś kolejnym podejściu odnalazłem niektóre powiązania. A mogę się założyć, że i tak wiele ich jeszcze znajdę. Jako że mamy do czynienia z komiksem, kilka słów o kresce. I tu również z łatwością dostrzegamy artyzm. Już okładka, tajemnicza i niewiele mająca wspólnego z treścią, przyciąga uwagę, kusi by zajrzeć do wnętrza. W środku zaś oszczędność formy w połączeniu ze znakomitymi pomysłami (że raz jeszcze powołam się na Kaina i Abla czy chociażby samego Sandmana). Wybuchowa mieszanka. Dodając do tego pozornie źle dobrane, a budujące nastrój kolory, czy niejednokrotnie zachwiane proporcje w wyglądach bohaterów, mamy już pełen obraz całości. Panowie Sam Kieth, Malcolm Jones jr (rysownicy) i Dave McKean (autor okładek) spisali się na medal. Długo mógłbym tak jeszcze Sandmanowi słodzić, ale wiele bym pewnie zdradził przy okazji z jego treści, a szkoda by było. Bo obcowanie ze światem stworzonym przez Gaimana to przygoda niełatwa, ale dająca wiele satysfakcji. Bo to dająca do myślenia rozrywka na najlepszym poziomie. Wreszcie (i tu pozwolę sobie użyć zasłyszanego ostatnio na skate-owskim placyku określenia) najbardziej wykręcenie odjechana schiza jaką czytałem. Panie Sandmanie, przynieś mi sen... kolejny. Jakub „Azver” Ćwiek Neil Gaiman: Sandman: Sen sprawiedliwych, Sandman: Nadzieja w Piekle (rys. Sam Keith, Mike Dringenberg, Malcolm Jones III), Sandman: Dom lalki t. 1 i 2 (rys. Mike Dringenberg, Malcolm Jones III, Chris Bachalo, Michael Zuli, Steve Parkhouse). Przeł. Paulina Braiter. Wyd. Egmont Polska, Warszawa 2003. BO AUTOR BY³ NIEDELIKATNY... Tytuł nowej powieści Konrada T. Lewandowskiego odwołuje się do niedawnej kampanii tzw. reklamy społecznej pod hasłem „bo zupa była za słona”, sugerującej setkom tysięcy normalnych ludzi, że za przesolenie zupy należy się w mordę (zamiar był, oczywiście, inny, ale skutek – właśnie taki: normalnemu człowiekowi coś takiego na myśl nawet nie przychodzi). Choć jednak zjadliwa kpina z demoliberalnej wizji świata zajmuje w tej książce wiele miejsca, jest to miejsce na marginesie. Tytułowe kombinerki okażą się w rękach redaktora Tomaszewskiego [Uwaga, spoiler! Dalej też będą!] opatrznościowym narzędziem w dziele, przesądzającym o dalszych losach świata. Marginesem książki jest też wątek redaktora Aleksandrowicza. Sama postać jest wprawdzie ważna dla rozwoju narracji, ale nie musiał nią być bohater opowiadań Rafała A. Ziemkiewicza, w dodatku opisany w sposób, będący drwiną z autora, nie z postaci. Inna rzecz, że jest to literacki odwet za wprowadzenie przez Ziemkiewicza postaci redaktora Tomaszewskiego do opowiadania Żadnych marzeń, także – powiedzmy – mało eleganckie i także atakujące autora, a nie postać. Czytelnikom, orientujących się w zadawnionym sporze (kłótni?) między obu pisarzami, trudno nie czytać Kombinerek... przez pryzmat tej wiedzy, co szkodzi odbiorowi powieści. Mnie także, 16 nie kryję, przeszkadzała świadomość, co jest grane w opisie „genesis z dupy” i późniejszym kpinom z „pomiotu bystrzaków”. Warto jednak zapomnieć podczas tej lektury to, co wiemy o pisarzach, i czytać Kombinerki... tak, jak większość czytelników, zdolnych najwyżej skojarzyć red. Aleksandrowicza z bohaterem Całej kupy wielkich braci. Czytelników, którzy nie orientują się, do jakiego stopnia ten ostatni jest literackim autoportretem Ziemkiewicza, ani – jak bardzo redaktor Tomaszewski z tej powieści (znacznie bardziej, niż z dawniejszych opowiadań) jest literackim autoportretem Lewandowskiego. Bo to są, powtórzę, marginalia, bez których ta opowieść mógłaby się obyć, choć widać, że odegrały wielką rolę w procesie jej powstawania. Jak zwykle o naszego autora, powieść bierze za punkt wyjścia awangardowe kierunki poszukiwań fizyki i nauk technicznych. Tym razem – sugerujące możliwość powołania nie tylko sztucznej inteligencji, ale też – sztucznego życia. Mamy tu także wyraźne nawiązania literackie: najpierw do Lema (bystrzaki są rodem z Niezwyciężonego i Pokoju na Ziemi, choć sama nazwa została zaczerpnięta z Wizji lokalnej, gdzie czytamy o bystrach), następnie – do C.S. Lewisa (konkretnie – Perelandry). Jedne i drugie są wprost zasygnalizowane w tekście, a znajomość powieści Lewisa przez bohatera jest istotna dla rozwoju intrygi. Redaktor Tomaszewski staje bowiem oko w oko z problemem podobnym do tego, któremu musiał stawić czoła Ransom (bohater Perelandry): musi pomóc nowym istotom odeprzeć kuszenie, uniknąć grzechu pierworodnego. Jego sytuacja jest trudniejsza: Ransom zostaje przeniesiony przez aniołów na Wenus, gdzie właśnie zostali powołani do życia Pierwsi Rodzice, po których sięga Zły Duch. Ogólny zarys sytuacji jest mu więc znany. Tymczasem Tomaszewski ma do czynienia z istotami (wspomnianymi bystrzakami) całkowicie niepodobnymi do ludzi, które będą musiały dzielić świat z ludźmi, odkupionymi przez Chrystusa (rzecz dla Lewisa wprost nie do pomyślenia). Więcej – nie jest pewne, czy to Bóg powołał do istnienia świadomość bystrzaków (raczej nie), czy też tylko „autoryzował” ją, udzielając czegoś w rodzaju pierwotnego objawienia. Sytuacja nie jest więc tak oczywista, jak w Perelandrze, która przez cały czas stanowi drogowskaz bohatera. Skoro Bóg nie interweniuje tu widomie, red. Tomaszewski musi sam odkryć, co jest istotnym zakazem (kryterium posłuszeństwa), wiążącym bystrzaki. I dopiero ex post odkrywa, że to on sam, nieświadomie (pod natchnieniem?) taki zakaz ustanowił. Musi też sam odkryć, kto jest narzędziem Szatana, w jaki sposób ta osoba będzie działać i jak można to działanie udaremnić. I to wszystko mu się udaje. Po szczegóły odsyłam do książki, tu zwrócę tylko uwagę, że opisując (niedoszły) upadek bystrzaków, Lewandowski nawiązuje do usuniętej dziś w cień seksualnej interpretacji grzechu Adama i Ewy. W ten sposób nasz bohater staje się nie tylko narzędziem Boga, ale cokolwiek „pełniącym obowiązki Boga”. Może i trafny to pomysł, skoro bystrzaki są efektem „wtórkreacji”, są dziełem człowieka, a nie bezpośredniego zamysłu Stwórcy. Ale to, że bystrosobowości nie są istotami integralnymi cieleśnie i nie ma jasności co do sposobu ich rozmnażania, wprowadza niejasność, niepewność. Na jakiej zasadzie bystrOla ma być reprezentantką wszystkich bystrosobowości, także istniejących równolegle z nią? Nie mamy nawet powodu, by sądzić, że jest pierwszą z nich. A jeśli – jak sugeruje autor – jej upadek byłby tylko przykładem dla innych, cała konstrukcja Upadku rozsypuje się. I skąd gwarancja, że to kuszenie było ostateczne, że raz odparte – nie powróci? U Lewisa jest to jedno z kluczowych zagadnień – odpierane kuszenie nie ustanie, chyba, że Ransom zabije Westona („reprezentanta” Szatana). A to, że już nie powróci (gdy Weston został unicestwiony), gwarantuje sam Bóg, wprowadzając Pierwszych Rodziców Perelandry do ich Królestwa. Na czym opiera się pewność Tomaszewskiego? 17 Ale to są wątpliwości, same z siebie potwierdzające wartość książki; literackie badziewie nie pobudza do takich rozważań. Gorzej od wątku bystrzaków wypada opis środowiska, w którym się on rozwija – współczesnej Warszawy. Jest zbyt groteskowy, karykaturalny. Sam w sobie znakomity, pozostaje w dysonansie z tamtą, bardzo poważną, opowieścią (zwłaszcza w zestawieniu z wręcz podniosłą tonacją Perelandry). Ale ten dysonans niezbyt przeszkadza w lekturze – w każdym razie wolę to, niż powszechne dziś w fantastyce uciekanie do konwencji opowieści kryminalnej lub szpiegowskiej. Nie kryję też, że podoba mi się osadzenie tej opowieści w Polsce, z nieco ironicznym, ale bardziej optymistycznym podtekstem „Polak potrafi”. Kapitalny jest język Kombinerek.... Nie, żeby mi się podobał – ta plebejska dosadność, niekiedy wręcz brutalność jest obca mojemu gustowi. Ale formuła jest dobrze przemyślana i przeprowadzona. I sprawdza się, zarazem uwiarygodniając bohatera, obrotnego dziennikarza, ale przede wszystkim – chłopaka-cwaniaka z Woli (choć już średniego pokolenia). Temu samemu służy scena erotyczna (skądinąd „znak firmowy” autora), która pełni ważną rolę w fabule. A że się (niektórym) nie podoba, że nie budzi przyjaznych uczuć do bohatera? Redaktor Tomaszewski nie jest skonstruowany tak, by miał się każdemu podobać, a tym bardziej – by każdy mógł się z nim identyfikować. Mnie na przykład wiele w tej postaci nie odpowiada (jak niesympatyczny jest w roli „ambasadora” bystrzaków...) – ale to tylko dodaje smaku lekturze. Tadeusz A. Olszański Konrad T. Lewandowski: bo kombinerki były brutalne. Wyd. Lampa i Iskra Boża, Warszawa 2003. LEGENDA OPOWIEDZIANA NA NOWO Fenomenalny, ujmujący, wspaniały, rewelacyjny – tymi słowami można określić kreowany przez Tomasza Pacyńskiego świat. Legenda o Robin Hoodzie, wyblakła już nieco i ograna w dziesiątkach seriali i filmów z hollywoodzkim zadęciem,dzięki powieści Sherwood nabywa zupełnie nowego znaczenia. Z kart powieści dowiadujemy się jak przebiegały dalsze losy drużyny Robin Hooda, po dramatycznej śmierci jej przywódcy. Opowieść poznajemy z ust Matcha, który dokonuje niejako rachunku sumienia, szykując się do swojej ostatecznej walki. Słuchaczem owej spowiedzi jest Jason, oszust obdarzony wyjątkowo potężnym darem widzenia przeszłości i przyszłości. Z opisywanych przez Matcha wydarzeń buduje wyjątkowo skomplikowana historię – historię, w której walka z szeryfem i jego ludźmi jest tylko malutką częścią gry prowadzonej przez prastarych władców Sherwood. Książka pełna jest refleksji dotyczących naszych czasów. Jednak wbrew pozorom nie rażą one, ale doskonale komponują się z klimatem książki, czyniąc miłe w odbiorze dygresje. Prawdziwym smaczkiem są nawiązania do takich hitów pop kultury jak Wiedźmin czy Stawka większa niż życie. Dla mnie osobiście perełką są rozmowy szeryfa z Gisbournem, gdzie humor iironia tworzą tak udany mariaż, że co rusz stawały mi przed oczami sceny z pamiętnego serialu w reżyserii Iana Sharpa z 1984 r. (z Michaelem Praedem w roli Robin Hooda i Nickolasem Gracem w roli szeryfa). Sherwood jest pierwszym tomem trylogii i jak na pierwszy tom przystało, kończy się zaskakująco. Gorąco polecam, nie tylko miłośnikom gatunku. Paweł Kontek . Tomasz Pacyński: Sherwood, wyd. Runa 2003 18 Imprezy ZABAWA Z DAWNA OCZEKIWANA CZYLI MAY THE FORT BE WITH YOU Siedzimy dziś w Bielawie, Chłodzimy nogi w trawie bo Elek nam wymyślił bieg po szyszkach bardzo twardych. Obiadu dziś nie mamy, Herbaty się nachlamy, a potem przyjdzie z ognia jeść kiełbasę bez musztardy... Adiemus (na mel. „Whisky in the Jar”) Piąty Tolk Folk, jak przystało na okrągłą rocznicę, był szczególny. Trwał aż dwa dni i obejmował sobą dwie miejscowości:Srebrną Górę i Bielawę. W forcie „Harcerz” w Górach Sowich przez cztery dni trwał plener tolkienowski, jak to zwykle przed Tolk Folkami bywało. Na pięć uczestniczących w nim artystek aż dwie były członkiniami ŚKF-u (Karolina Stopa-Olszańska oraz niżej podpisana); Baśkę Śliwińską spora część fanów na pewno kojarzy ze względu na jej charakterystyczne, zabawne obrazki o tematyce tolkienowskiej i wiedźmińskiej. Pozostałe to Ola o ksywce Dis, członkini Forum Tolkienowskiego, oraz Ewa i Bożka, jedyne wśród nas zawodowo wykształcone plastyczki. XVIII-wieczny pruski fort na szczycie porośniętej lasem góry jest idealnym wprost miejscem do przeprowadzania tego typu imprez. Mieści się w nim zresztą Centrum Turystyki Niekonwencjonalnej, organizujące m.in. obozy RPG. Z łatwością można było sobie wyobrazić, że prostokątne, zagłębione w ziemi podwórze otoczone murami z kamienia to np. stepowa warownia Rohirrimów. Impreza rozpoczęła się w sobotę, 28 czerwca. Po wpłaceniu symbolicznej akredytacji i wpisaniu swoich danych na listę, każdy uczestnik dostawał piękny, grawerowany w mosiądzu znaczek z wizerunkiem wieży na Wielkiej Sowie i napisem „Tolk Folk – Srebrna Góra – Bielawa”. Członkowie internetowego Forum Tolkienowskiego dodatkowo mieli na szyi obrazki, których używają na forum jako identyfikatorów – tak, aby osoby znające się tylko z sieci, mogły łatwo się rozpoznać. Pierwszym punktem programu była dyskusja panelowa z tłumaczami poezji i prozy Tolkiena: Tadeuszem Olszańskim i Cezarym Frącem. Siedzieliśmy pod gołym niebem, przy miejscu na ognisko, bo przy ślicznej pogodzie nikt nie miałby ochoty zamykać się w kazamatach fortu. Dyskusję prowadził Elek; rozmawialiśmy o różnicach w tłumaczeniach i między poszczególnymi wydaniami, o błędach Skibniewskiej i samego Tolkiena, o trudnościach w przekładzie poezji z angielskiego (za mało rymów męskich w naszym języku) i o tym, czy Tolkien wielkim poetą był. Po godzinie Elek zostawił przy ognisku tych, którzy jeszcze chcieli pogadać, a sam dwa metry dalej zaczął prowadzić I Ogólnopolski Turniej Zagadek Tolkienowskich, ułożonych przez Avari 19 – sympatyczną forumowiczkę z Gdańska. Miały one postać rymowanych czterowierszy, a odpowiedzi były zazwyczaj bardzo proste (Pierścień, Minas Tirith, Arda, elf), co nie znaczy, że łatwe do odgadnięcia. Po zakończeniu konkursu i dyskusji, rozpoczął się Turniej Łuczniczy o Czarną Strzałę Barda. Do słomianej tarczy przymocowany został żółto-czerwony wizerunek Smauga, pracowicie wymalowany przez Ewę i Baśkę. Z trafieniem w czułe miejsce smoka (zaznaczone krążkiem czarnego brystolu) wszyscy mieli problemy. Monika żartowała, że przy tych wszystkich ranach w skrzydło, szyję, łapę i tak dalej, Smaug i tak dawno by zginął, ale dopiero, kiedy Elek o półtora metra zmniejszył dystans, uczestnicy zaczęli trafiać w czarne kółko. Potem stawka szła już o to, który trafi najbliżej środka. Wreszcie wygrał forumowicz o pseudonimie BelegC; drugie miejsce zajął Sir William z Najemnego Regimentu Szkockiego. BelegC, zwycięzca turnieju Kolejną atrakcją, która na nas czekała, były warsztaty tańców szkołuczniczego ckich i irlandzkich, prowadzone przez trójkę miłych młodych ludzi z Krakowa. Najpierw był zwykły pląs w kółeczku w stylu „trzy kroki w lewą, trzy kroki w prawą”, a potem bardziej skomplikowane figury w trójkach. Całkiem nieźle nam wychodziło, chociaż byliśmy porządnie zziajani. Kto nie chciał tańczyć, mógł spróbować swoich sił w lepieniu figurek z ciasta solnego (z poświęceniem przygotowali je w przeddzień Adan i Monika). Niektórzy usiłowali stworzyć pionowe rzeźby, wzmacniając je od środka patykami, aby się nie złożyły w pół, jednak najlepsze efekty osiągali ci, którzy wybrali formę reliefu. Baśka np. wyrzeźbiła absolutnie uroczego Toma Bombadila. Potem odbył się konkurs strojów – uczestnicy musieli się przedstawić, a najlepiej zaprezentować jakąś krótką scenkę. Najzabawniejszy był Adan w granatowej kufajce, kaloszach okręconych żółtą taśmą izolacyjną, białym kapeluszu i z przyprawioną landrynkoworóżową brodą. „Nazywam się Tom Bimbadol... [pauza]. Tom Bambidol... [pauza] Nazywam się Tom Bombadil!”. Wszyscy myśleli, że on się myli specjalnie, żeby było zabawniej, ale potem wyznał, że to skutek tremy. Pierwsze miejsce zajął Jok jako Nazgul-pierścienioholik; wystąpiła też Bożka jako Arwena w pięknej, aksamitnej sukni, Dis jako kobieta krasnoludzka w złotej kolczudze Bożka lepi z cekinów, Nifrodel – elfka-adminka forum w zielonym płaszczu i trójka milczących Nazguli ubranych jak w filmie. Sam Elek też przebrał się w druidzko-gandalfią szatę z surowego płótna, z zawieszoną u pasa gałązką jarzębiny czy czegoś w tym rodzaju. Po zapadnięciu zmroku na podwórzu fortu zapłonęło kilka reflektorów solidnej mocy i rozpoczęła się sztuka Nieszczęścia Saurona, napisana wierszem przez niejakiego Adiemusa. Sauronem było namalowane przez Ewę i Baśkę demoniczne Oko, przymocowane do barierki na koronie fortu. Ukryta za nim Monika wylewała wodę z konewki w momentach, kiedy Sauron płakał (czyli prawie przez cały czas). Wszystkie dialogi wraz z muzyką i efektami dźwiękowymi były puszczone z playbacku i aktorom pozostawało tylko czynić odpowiednie gesty i miny. Jedynymi słowami mówionymi na żywo były dwie kwestie dowódcy orków (w tej zaszczytnej roli wystąpiła niżej podpisana). Aby nie pozbawiać czytelników Miesięcznika dobrej zabawy, nie oprę się i przytoczę tutaj całość sztuki. Komentarze w nawiasach kwadratowych pochodzą ode mnie. 20 NIESZCZĘŚCIA SAURONA by Adiemus Miejsce akcji: Taras na wieży Barad-dur z widokiem na Górę Przeznaczenia [motyw muzyczny z filmu Love Story] Sauron: Po tarasie orki chodzą, księżyc już na niebie I nikt nie wie, mój Pierścieniu, jak tęsknię do Ciebie. Od tygodnia z tej żałości aż mi serce skacze Cóż mam począć ja nieszczęsny? Chyba się rozpłaczę. (płacze) Chór orków: [orkowie wybiegają z podcieni i stają frontem do Oka, czyniąc gesty rozpaczy] My jesteśmy twarde chłopy, mamy ostre miecze Lecz nie możem znieść widoku łzy, co z Oka ciecze! Nieszczęśliwy jest nasz władca, jak baba się maże Postąpimy po japońsku, co nam kodeks każe! [Dowódca orków (krzyczy): Seppuku!!! Orkowie stukają się pięściami w głowy i padają martwi} Sauron: O ja biedny, nieszczęśliwy, moje dzielne orki Popełniły harakiri, leżą tu jak worki! [Dowódca orków (wstaje): E, chwileczkę, to miało być harakiri! (orkowie wstają z ziemi, wyciągają sztylety, wbijają je sobie w brzuchy i znów padają martwi] Cóż mam zrobić z tej żałości? Na tarasie siędę Westchnę sobie kilka razy, dalej płakać będę. (wzdycha i płacze) [efekt dźwiękowy jakby lądującego statku kosmicznego. Brama się otwiera i...] (wchodzą Nazgule (w liczbie dziewięciu)) Nazgule (w liczbie dziewięciu): Nie płacz, miły Sauronie, nie płacz już, nasz panie! Zdaje nam się, że twych nieszczęść mamy rozwiązanie. Złapaliśmy wczoraj stworka, co przed nami zwiewał. Gdyśmy grzecznie zapytali, wszystko nam wyśpiewał 21 Gollum (śpiewa i pląsa): [uwaga: głos Golluma jest tak cienki i przenikliwy, że martwi orkowie podnoszą się z ziemi, krzywiąc się i zatykając uszy, i odchodzą] Dobrze, dobrze, wszysssstko powiem, kochany mój sssskarbie. Ssssmeagol będzie bardzo grzeczny, nie bij go po garbie! Miałem kiedyśśśś ja pierśśśścionek, dobry był koleżżżżka, Ukradł mi go Bagginssss złodziej, który w Sssshire mieszka. [znika za namiotami] Sauron: Jedźcie, jedźcie, moje zuchy, konie z sobą weźcie Znajdźcie w Shire mi Bagginsa, pierścionek przywieźcie Ja tu będę na was czekał, nie zwlekajcie w drodze Potem szybko powracajcie... tak na jednej nodze! [Nazgule odjeżdżają skacząc na jednej nodze i wypytując publiczność: „Ej, którędy do Shire?” „Widzieliście Bagginsa?” i tak dalej] Sauron: Pojechały me Nazgule, lecz serce wciąż smutne Czemu Eru na mnie zsyła te męki okrutne? Nikt nie przyjdzie mnie pocieszyć, nikt mnie tu nie kochał Nadal nie mam ja pierścionka, więc będę znów szlochał (szlocha i płacze) Rzecznik Saurona: Sauronie, wytrzyj Oczko, nie płacz już, kochany Twój kryształek ci przyniosłem, w skrzyneczce schowany Masz chusteczkę, otrzyj łezkę, która z Oka płynie [rzuca mu wielki kłąb papierowego ręcznika] Popatrz sobie w palantirek, to ci chandra minie [rzuca mu piłkę do siatkówki] Sauron (bierze chusteczkę i wyciera oko [w tym momencie następuje odgłos spuszczania wody z górnopłuka], potem patrzy w palantirek): Co ja widzę? Co to znaczy? Jakieś dwa maluchy? Skąd się wzięły w mym Mordorze?! Przenikły jak duchy? Jeden niesie dwa rondelki i elficki sznurek Drugi trzyma coś w kieszeni i włażą na Górę. [Czerwony reflektor w drugi koniec podwórza, gdzie widać Froda i Sama kończących posiłek i zbierających się z ziemi. Frodo zaczyna wchodzić na schodki prowadzące na górny poziom fortu. Tymczasem zza namiotów wyłania się skradającym krokiem Gollum] 22 Frodo (włażąc): Nie lubię cię, Sauronie, i na ciebie p-p-p-luję Mam ze sobą twój pierścionek, znalazł go mój wujek. A jak mógłbym Ci dokuczyć, Gandalf mi powiedział: Wrzucę w ogień twoją zgubę, nie będziesz tu siedział! (włazi na Górę, a Sam za nim) Gollum: O Bagginssssie ty passsskudny, nie rób nic głupiego! Mussssisz oddać mi pierśśśścionek, źle mi żyć bezzzz niego. Popatrz, jesssstem już pod Górą i za tobą wlizę. Jak nie oddasz mego Sssskarbu, palec ci odgryzę! (goni Froda i Sama) Sam: A szkarado ty paskudna, nie goń za mym panem! Popatrz, ostre mam Żądełko pod płaszczem schowane. Oprócz tego mam w kieszeni Światło Galadrieli. Jak ci mało, to rondelkiem Sam przez łeb cię zdzieli! (bije Golluma rondelkiem) Frodo: Sauronie ty niedobry, zrobię tobie ziazi! Wrzucę Pierścień twój Jedyny do ognistej mazi. Ani śladu nie zostanie po twojej potędze, A ja pięknie to opiszę w mej Czerwonej Księdze. (wrzuca Pierścień do Szczeliny Zagłady) [Frodo i Sam wychylają się przez barierkę, wpatrując się w dół i pokazując sobie wzajemnie, jak Pierścień spada] Pierścień (spadając): [głos sepleniący jak Sean Connery] Czepło, czeplej, och, gorączo, chyba szę rożpłynę O ja biedny, nieszczęszliwy, żaraż w ogniu żginę! W kończu będą rożwiążane te wszysztkie pierszczenie Już mnie nie ma w kraju Mordor, gdże żaległy czenie (roztapia się nieodwołalnie) [Frodo i Sam przybijają piątkę i tańczą do wtóru muzyki z „Love story”] Sauron: O Bagginsie ty niedobry, co ty mi zrobiłeś? Mój pierścionek, mój Jedyny, do ognia wrzuciłeś! O pierścionku mój najdroższy, już cię nie zobaczę Żyć nie mogę ja bez ciebie, na śmierć się zapłaczę... (płacze rzewnie i zapłakuje się na śmierć) 23 Kałuża Łez: (pozostaje po Sauronie) Kurtyna: (opada litościwie nie mogąc już wytrzymać takiej płaczliwej sztuki) Po zakończeniu sztuki nastąpiło integracyjne ognisko do późna w noc. W niedzielę wyruszyliśmy pieszo do Bielawy pod wodzą Tomka Śnieżka – miejscowego przewodnika i geografa. autora książki o ciekawych miejscach w Górach Sowich. Droga nie była zbyt męcząca – wiodła nieco pod górę, ale mało stromo (jak to w Sowich), więc mogliśmy swobodnie zagłębiać się w dyskusje na tematy fantastyczne. Jako ostatni szedł zamówiony przez Elka ratownik drogowy, więc mieliśmy pewność, że nikt się nie zgubi. W pewnym miejscu Tomek spytał, czy chcemy zwiedzić starą kopalnię srebra. W tym celu trzeba było nieco zboczyć ze szlaku i zejść stromo w dół, więc ci, którzy nie mieli siły, czekali na nas w tym miejscu. Zeszliśmy, a właściwie zjechaliśmy po stromym zboczu zasypanym Schwytany Gollum zeschniętymi bukowymi liśćmi, i zaczęliśmy iść wąską drogą, żartując, że idziemy do Morii i że Tomek jest w niebezpieczeństwie, bo przecież w Morii Drużyna straciła przewodnika. Niestety, w którymś momencie Tomek nagle stwierdził, że do środka nie wejdziemy – niedokładnie zrozumiałam, czy zmylił drogę, czy też wejście zatarasowało jakieś upadające drzewo. W każdym razie moja propozycja, żeby powiedzieć „Przyjacielu” i wejść została odrzucona – Cezary przypomniał, że w tym celu trzeba by jeszcze poczekać do pełni księżyca. Wróciliśmy do reszty grupy (wejście z powrotem po tym stoku było dość mordercze) i ruszyliśmy dalej. Część trasy wiodła, niestety, szosą – pilnował nas samochód tego całego ratownictwa drogowego, jadący przed nami z prędkością 10 km/h, więc byliśmy owiani jego spalinami. Ale zdaje się, że takie są przepisy. Na szczęście po kilkunastu minutach skręciliśmy znowu między drzewa. Było przepięknie. Co jakiś czas zza drzew otwierały się widoki na malownicze równiny, nie było w ogóle gorąco, a kiedy zaczynaliśmy zbliżać się do Bielawy, na poboczu pojawiły się pyszne jagody. W końcu teren zaczął się robić jakby znajomy – pamiętałyśmy te drogi z wędrówek w czasie poprzednich plenerów. Wyszliśmy z lasu niedaleko Pana Pstrąga (to nasza ulubiona knajpka), dokładnie naprzeciwko Leśnego Dworku, w którym odbyły się pierwsze plenery. Miejsce, które Elek zaplanował na dokończenie Tolk Folku, to niewielka polanka, a może nie tyle polanka co jakby rozszerzenie drogi, z murowanym kominkiem do grilla, murkiem oraz kłodami-ławkami, na których można siedzieć. Stał tam już sprzęt nagłośnieniowy oraz niebieski daDroga przez góry szek-palankin z reklamą sponsorującej tę część imprezy lokalnej firmy komputerowej. Na terenie otaczającego Leśny Dworek ogrodu odbywał się III Bieg Hobbicki – coś w rodzaju toru przeszkód, oczywiście inspirowanych książkami Tolkiena, na przykład pajęczyna obwieszona dzwonkami, których nie wolno potrącić. Tradycyjnie uczestnicy musieli startować boso i mieć na sobie jakiś żółty lub niebieski element stroju. Podobnie jak w zeszłym roku, nikt nie zajął pierw24 szego miejsca, gdyż wszyscy polegli na jednym zadaniu: wrzucili kamyk do studni, czego nie powinni byli zrobić. Po zakończeniu Biegu wszyscy przenieśli się na polankę z grillem i nastąpiło rozdanie nagród za wszystkie konkursy. Wręczał je sam wiceburmistrz Bielawy, a filmowała to Telewizja Sudety, która szkoda, że nie przyjechała poprzedniego dnia, bo dopiero wtedy miałaby ciekawy materiał. Ostatnim punktem programu był występ zespołu Drużyna Trzeźwych Hobbitów w składzie Elek, Monika i Jacek, śpiewającej ułożone przez członków Forum Tolkienowskiego piosenki inspirowane Wiadomą Książką – najbardziej podobały mi się Żale Balroga, Żale Froda (z geNagrodzeni złotem nialnie śpiewanym przez Monikę refrenem „...przecież nie jestem kobieSmauga tąąąąą!!!”) oraz Elek in the Jar – piosenka opisująca Tolk Folki. Monika rozdała wszystkim odbite na ksero słowa refrenów, żebyśmy mogli im wtórować. Na tym V Tolk Folk się zakończył. Na pocieszenie mogliśmy pośpiewać sobie ostatnią zwrotkę piosenki Adiemusa: Już noc zapadła wkoło, bawimy się wesoło, gospodarz gada głupio coś, że piwo zakazane. Do świtu posiedzimy, na pociąg się spóźnimy... A co tam, w roku tylko raz tolkfolki zwariowane! Tekst: Agnieszka „Achika” Szady Zdjęcia: Jarosław „Elek” Florczak Co: V Tolk Folk Gdzie: Srebrna Góra – Bielawa Kiedy: 28-29 czerwca 2003 r. JAK TO W NIDZICY W czwartek, 12 czerwca jako dwuosobowa delegacja ze Śląska i Częstochowy (mam nadzieję, że docenią to rozłączne potraktowanie moi przyjaciele z Częstochowy, szczególnie Sławek Sączek – pozdrawiam) dotarliśmy do Nidzicy i dotkliwie wysuszeni prześladującym nas w podróży słońcem wgramoliliśmy się na zamek. Ku naszemu wielkiemu ukontentowaniu już na zewnętrznym dziedzińcu Maciek Bałasz z Jackiem Inglotem poczęstowali nas napojami regenerującymi, poczym pełen dobrych intencji Maciek zaprowadził mnie do recepcji. Tam zaś, jak to zwykle – rejestracja, skubanie z kasy, zrzucanie bagaży, a potem już bez zwłoki rozpoczęłam zajęcia integracyjne. A było się z kim integrować! Dość wymienić, że wśród gości X Festiwalu Fantastyki znaleźli się między innymi Andriej Łazarczuk, Marina i Siergiej Diaczenko, Kirył Jeskow, Pavel Weigel, Ewa Białołęcka, Eugeniusz Dębski, Jacek Jarek Grzędowicz, Jacek Inglot (o którym już wspominałam), Lech Jęczmyk, Maja Lidia Kossakowska, Marek Oramus, Maciej Parowski, Andrzej Pilipiuk, Marcin Wolski, Andrzej Ziemiański i wielu innych, pominiętych tu przeze mnie nie z braku szacunku, lecz w trosce o to, by relacja ta nie stała się tylko i wyłącznie wyliczanką. 25 Ze względu na dużą odległość od domu, a co za tym idzie długą podróż i późną porę dotarcia na miejsce imprezy, nie załapałam się na spotkanie autorskie Jarka Grzędowicza (nadrobiłam to rychło w trybie indywidualnym), prelekcję Marka Oramusa dotyczącą rzekomego plagiatu Robota Snerga, dokonanego przez braci Wachowskich, ani też na rozważania Dominiki Materskiej o Neilu Geimanie. A szkoda. Dzięki Jarkowi Grzędowiczowi i Mai Kossakowskiej zdążyłam za to (oczywiście) na ognisko, które zostało zaplanowane na 19.30 przy hotelu „Piast”, oddalonym o ho ho od zamku. Przez Festiwalowa księgarnia cały wieczór zajmowałam się głównie piciem ciemnego piwa (czy muszę podkreślać, że nie było to Karmi?), zjadaniem kiełbasek nie przeze mnie smażonych oraz uleganiem napadom nadgorliwości ekologicznej, objawiającej się zbieraniem rozrzuconych w lesie tekturowych tacek. W wyniku mocno zaawansowanego procesu integracji wraz z Kiryłem Jeskowem i jego urocza żoną Olgą odkryliśmy wspólnego znajomego s p o z a fandomu. Zadziwiające... Powrót z Markiem Michowskim zajął nam nieco więcej czasu, niż powinien (bez podtekstów – zabłądziliśmy), jednak już przed pierwszą wylądowaliśmy w łóżkach. Pozwoliło nam to już o dziesiątej rano świeżym i rześkim stawić się na spotkanie z Kiryłem Jeskowem. Rześcy byliśmy niezwykle, gdyż wszelakie okoliczne punkty handlowe czynne były dopiero od dziesiątej, a sklepik firmowy przy miodosytni od piątej, więc z konieczności nasze śniadanie składało się głównie z nidzickiego miodu pitnego, będącego jedyną wysokokaloryczną substancją dostępną w najbliższej okolicy o ósmej rano. Znaczną część samego spotkania pochłonęły dygresje z dziedziny entomologii, jako że jest to wyuczony fach Kiryła. Interesujące okazały się także rozważania dotyczące wpływu kariery naukowej na tworzenie literatury fantastycznej na podstawie doświadczeń samego prelegenta, a także Iwana Jefremowa pracującego przez jakiś czas w tym samym instytucie. Zarówno to, jak i wszystkie pozostałe spotkania z gośćmi ze wschodu tłumaczone były (w sposób wysoce dowolny) przez Eugeniusza Dębskiego, który pod koniec konwentu mówił już wyłącznie z rosyjskim akcentem. O 13:00 udałam się na spotkanie autorskie Andrieja Łazarczuka, gdzie polska publiczność wielokrotnie zaskakiwała pisarza znajomością jego książek; nie tylko Wszyscy zdolni do noszenia broni, ale i pozostałych pozycji. I to właściwie byłby koniec moich oficjalnych zajęć na ten dzień, byłam bowiem bardzo zajęta integrowaniem się z pozostałymi uczestnikami festiwalu. Byłby, gdyby nie zaplanowany na wieczór konkurs strojów. Znając relacje z poprzednich Nidzickich imprez przywlokłam ze sobą odpowiednie do historycznego otoczenia kreacje. Szkoda byłoby zmarnować ten trud, więc przebrałam się za pazia, w co i tak nikt nie uwierzył, i zostałam oficjalnie sklasyfikowana jako czarny charakter. Mogłoby to oznaczać, że właściwie wcale się nie przebrałam. Konkurs wyglądał w ten sposób, że Wojtek Sedeńko przechadzał się wśród zgromadzonych licznie konwentowiczów i niektórych z nich Autorka tekstu z głównym (z nas) zapraszał na scenę. Nikt się nie opierał. W samym konkursie organizatorem, Wojtkiem Sedeńko (ten w kapeluszu). była taka mnogość kategorii (chyba ze cztery), że nawet mnie udaW tle Obelix. ło się w jednej z nich zwyciężyć, jednak absolutnie zabójczy (sic!) był występ przyszłych państwa Pilipiuków, odzianych w stroje z kresów wschodnich. W skrócie przedstawiało się to tak, że Ellen grała na oboju, zaś Andrzej służył jej za statyw na nuty. W finale sceny statyw palnął sobie w łeb z samopału. Z zachwytu, oczywiście. Po przedstawieniu Fausta 26 udaliśmy się podstawionymi przez organizatorów autokarami do ośrodka i tam... w podgrupach dłuuugo gotowaliśmy się do snu. Przygotowania te okazały się na tyle męczące i niezdrowe, że o godzinie jedenastej rano, zamiast udać się na spotkanie z Mariną i Siergiejem Diaczenko, nadal rozlewałam kawę w barze. No – rozlałam dwie, trzy wypiłam. Dopiero o 12:00 dotarłam na panel rosyjski, gdzie przekład został całkowicie zdominowany przez osobowość tłumacza: ze względu na to, iż większość publiczności nie miała odwagi, albo umiejętności, by odezwać się po rosyjsku, okazało się, że uczestnicy odpowiadali niemal wyłącznie na pytania Eugeniusza Dębskiego. O przekazywaniu odpowiedzi nie wspomnę („Eee, tego nie będę tłumaczył...”) A że krzesła były nieco niewygodne, zaraz po panelu ewakuowałam się z galerii „Pod Belką” do... no, tam gdzie wszyscy. Punktem programu, o którym nie mogę nie napisać był benefis Wojtka Sedeńki, który, poza dziesięcioleciem Festiwalu Fantastyki obchodził także dwudziestopięciolecie swej działalności w fandomie. Kto by pomyślał – patrząc na niego! Była to okazja do wielu miłych i zabawnych wspomnień i przy opowieściach wywoływanych przez jubilata do odpowiedzi gości wszyscy bawiliśmy się doskonale. Wieczorem odbyła się uczta Asterixa, na której konsumowaliśmy między innymi pieczonego dzika, przy czym znaczna część towarzystwa czyniła to w stylowych przebraniach. Nie trzeba zapewne zaznaczać, że zapijaliśmy owego zwierza obficie. I wystarczy. W niedzielę moi współlokatorzy musieli mnie straszliwymi groźbami wydobywać spod prysznica i spóźniliśmy się na pierwszy autokar do Nidzicy. Ponieważ jednak organizatorzy zdali się przewidywać wszystko, za co im chwała, mogliśmy sobie pozwolić na podróż drugim z dyżur- Autorka tekstu w roli pazia nych pojazdów, w drodze spożywając tradycyjne już nidzickie śniadanie w płynie. Na zamek dotarłam w dobrym stanie i humorze, mimo konieczności tachania bagaży. Niestety, było już dość późno, a program kończył się o 14:00. Zdążyłam więc tylko na prowadzony przez Cezarego Frąca panel tłumaczy, a także na fragment Dwóch Wież. Oficjalne zamknięcie imprezy miało miejsce o 15:00, ale przyznać muszę, że o godzinie 17:00 ciągle jeszcze okupowaliśmy zamkową restaurację, świętując urodziny Dawida Kacperaka. Do domu dotarłam około piątej rano, obładowana nabytymi w działającym przez całą imprezę antykwariacie książkami i padnięta po trzech przesiadkach z plecakiem wielkości młodego nosorożca. Było warto! Festiwal Fantastyki 2003 był imprezą zacną: świetnie zorganizowaną, w pięknym otoczeniu krzyżackiego zamku, w niezwykle miłej atmosferze, przy pysznym Bartniaku... Za rok wybiorę się po drugą krówkę. Foka Co: X Festiwal Fantastyki; Gdzie: zamek w Nidzicy; Kiedy: 12–15 czerwca 2003 r. Rys. Małgorzata Pudlik 27 Sceny z ¿ycia smoków 1991 – LOVE AND DEATH Rok 1991 był, jak widać, bogaty w wydarzenia, skoro rozciągnął się aż na trzy odcinki. To, o którym chcę teraz napisać, nastąpiło w okresie między Euroconem a moim wyjazdem do Grecji – pod koniec lipca. Siedzę ci ja sobie w moim „gabinecie” kierownika Beta Books czyli maleńkiej kanciapie na końcu trzypokojowej amfilady, a tu otwierają się drzwi i wchodzą dwie niewiasty, w tym jedna wyraźnie rasy żółtej. Zgłupiałem cokolwiek, gdyż akurat żadnych gości się nie spodziewałem, a tym bardziej z tamtej strony świata, ale zapraszam obie panie do środka, jak grzeczność wymaga, i zapytuję, w czym mogę pomóc. W odpowiedzi słyszę historię wręcz niewiarygodną. Otóż jakiś czas wcześniej jedna z tych pań – ta „tutejsza” – spotkała tę drugą na klatce schodowej domu, w którym mieszkała. Chinka (jak się okazało) stała bezradnie przed zamkniętymi drzwiami i płakała. Zapytana, co się stało, odparła (na szczęście znała angielski), że przyjechała do Polski na zaproszenie, ale czy to nastąpiło jakieś nieporozumienie, czy też zapraszający uznał, że jego rola już się skończyła, dość, że turystka z dalekiej Azji zastała po przyjeździe drzwi zamknięte. Wysłuchawszy tej opowieści gościnna Polka zaprosiła niefortunną turystkę do swojego mieszkania, żeby mogła chociaż coś zjeść i chwilę odpocząć, a sama zaczęła główkować. Może ją jeden dzień przenocować – no, kilka dni, ale to wszystko. A co potem? Wakacje, nikogo nie ma, jednym słowem czarna rozpacz. Ze swego kłopotu zwierzyła się znajomemu, który mieszkał w Anglii. I oto zdarzył się cud: znajomy odparł, że może coś poradzi: otóż jego przyjaciel, osobnik w średnim wieku, szuka żony. Ma przy tym szczególny warunek: kandydatka nie może być rasy białej, ponieważ on nie chce, aby przypominała mu jego pierwszą żonę. Cokolwiek by o tym myśleć, Li Yi (bo tak się owa Chinka nadawała) akurat pasowała. Słucham ci ja tego wszystkiego, nie bardzo wiedząc, co to ma ze mną wspólnego. Wszystko się jednak wyjaśniło, gdy padło nazwisko przyszłego pana młodego, który zresztą bardzo się zainteresował propozycją poślubienia córy Państwa Środka. Nazwisko to brzmiało John Brunner... Celem zaś wizyty obu pań było po pierwsze, zapytanie mnie o to, jakim człowiekiem jest John Brunner, który zresztą je do mnie skierował (wyobrażacie sobie: JA wystawiam świadectwo moralności sławnemu pisarzowi!), po drugie zaś, pomoc w rozpoznaniu go, albowiem następnego dnia przylatywał do Warszawy, aby poznać swoją wybrankę. „Wystawiłem” Johnowi jak najlepsze rekomendacje i umówiliśmy się następnego dnia na Okęciu. Powitanie było całkiem miłe, po czym gościnna Polka ulotniła się, uznając, że jej rola dobiegła końca, ja zaś z „młodymi” udałem się do zarezerwowanego przez Johna Hotelu Polonia – nie 28 najszykowniejszego może, ale i tak lepszego od owego akademika, w którym organizatorzy krakowskiego Konwentu OKMFiSF z roku 1980 zakwaterowali swoich gości... Po przyjeździe na miejsce umówiłem się na dzień następny i wróciłem do domu, trafnie chyba uznając, że w tej sytuacji trójka to za dużo... Następnego dnia John od razu obwieścił: „Pogratuluj nam, Wiktor, jesteśmy zaręczeni”. Zaręczyny oblewaliśmy tequilą z wszystkimi atrybutami, czyli solą i cytryną, po czym wybraliśmy się do konsulatu brytyjskiego, aby uzyskać informacje, jak załatwić wjazd Li Yi do Anglii. Problem okazał się do przezwyciężenia, tyle że nie od razu. Należało złożyć stosowne dokumenty, te miały być wysłane do Londynu, tam przetrawione i decyzja miała trafić z powrotem do Warszawy. Kto kiedykolwiek załatwiał wizę do Anglii, ten wie, o czym mówię. John nie mógł tyle zostać w Polsce, więc opłacił hotel z góry na wymagany czas, po czym wrócił do siebie, szykować małżeńskie gniazdko. Ja tymczasem wyjechałem do wspomnianej Grecji, a gdy wróciłem, Li Yi już w Hotelu Polonia nie było – widać formalności trwały znacznie krócej, niż wszyscy myśleli. Potem przyszło zawiadomienie, że 27 września odbył się ślub. Teraz wybiegnę nieco w przyszłość, by dokończyć opowieść o Johnie Brunnerze, który przez moje życie przewijał się przez równo szesnaście lat. Otóż jakiś czas później John napisał do mnie, że słyszał, iż polskie radio RMF FM ma firmowe koszulki z wizerunkiem smoka i czy nie mógłbym mu dwóch załatwić. Odpisałem, że spróbuję. Łatwiej powiedzieć niż zrobić – mimo że co jakiś czas bywałem służbowo w Krakowie, niemal zawsze nie starczało czasu, aby na Kopiec Kościuszki, gdzie mieściła się siedziba główna radia, dojechać. Raz się jednak zaparłem, dotarłem na miejsce i wyłuszczyłem swą (a właściwie nie swą) prośbę. Krakusy z RMF zachowały się typowo – mowy nie ma, koszulki są tylko na nagrody dla słuchaczy, jak by to było, gdyby każdy wszedł i zażądał koszulki. Odszedłem jak niepyszny, a Johnowi odpisałem, że nic z tego, niestety. Chyba zrozumiał. Po paru następnych latach wybierałem się na Worldcon 95 do Glasgow. Radio RMF FM akurat otworzyło biuro w Warszawie, więc pomyślałem, co mi szkodzi, pójdę i zapytam. I dziw nad dziwy – okazało się, że nie ma żadnego problemu, nie minęło parę dni i koszulki miałem w ręku. No, pomyślałem sobie, nareszcie spełnię mocno zaległą prośbę. Spotkałem Johna niedługo po przybyciu do kompleksu, w którym odbywał się konwent. Dałem mu koszulki – był jakiś taki nieobecny, nawet nie wiedziałem, czy sobie przypomina, o co chodziło. Myślałem, że może zajęty obowiązkami na Worldconie. Niestety, nie o to chodziło... Kiedy następnego dnia przyszedłem do kompleksu, znajomy autor powitał mnie słowami: „John Brunner – jaka szkoda...” „Co się stało?” – niemal krzyknąłem. „Nie wiesz? John umarł tej nocy”... Nie był to więc objaw zaaferowania czy rozkojarzenia – John czuł się bardzo źle, a wieczorem potwornie skoczyło mu ciśnienie i nastąpił wylew. Zawieziono go do szpitala, ale nic już nie dało się zrobić – zmarł po kilku godzinach, w wieku równo 60 lat. Nawet nie sądziłem, że w tym stanie mógł zwrócić uwagę na koszulki ze smokiem – może nawet je gdzieś zgubił... Ale nie – kilka tygodni później Li Yi przesłała mi relację z pogrzebu i podziękowała za koszulki – chyba ostatni prezent, jako John dostał przed śmiercią... RIP, John – nasza znajomość na Worldconie się zaczęła i na Worldconie skończyła... W następnym odcinku – Upiór Gdańska czyli Phantom Press. Wiktor Bukato 29 Zapowiedzi STEPHEN BAXTER W POLSCE „Imagine This” to program zainicjowany przez British Council, mający na celu przybliżenie polskim czytelnikom literatury science fiction oraz fantasy z Wysp Brytyjskich. W najbliżym czasie będą miały miejsce wizyty brytyjskich autorów w Polsce, ponadto odbywać się będą pokazy filmów SF i fantasy oraz konkursy związane z tym tematem. Pierwszym zaproszonym pisarzem science fiction z Wysp Brytyjskich jest Stephen Baxter, który zainauguruje „Imagine This” i będzie promował w naszym kraju swoją najnowszą polskojęzyczną powieść Podróż, wydaną przez wydawnictwo Zysk i S-ka. Autor spotka się z czytelnikami w Warszawie w EMPiK JUNIOR w dniu 25.09.03 o godz.18.00. Stephen Baxter jest czołowym brytyjskim pisarzem science fiction. Jego książki były publikowane w wielu krajach. Zdobyły one również wiele prestiżowych nagród, min.: Philip K. Dick Award, John Campbell Memorial Award oraz był nominowany do szeregu innych, takich jak: Arthur C. Clarke Award, Hugo Award i Locus Awards. W Polsce ukazały się do tej pory: Czasopodobna nieskończoność, Antylód, Pierścień oraz Światło minionych dni - książka napisana wspólnie z Arthurem C. Clarkiem. ZAHCON 2003 Jak zwykle w Toruniu, w starym forcie, odbędzie się tradycyjny Zahcon, na który organizatorzy serdecznie zapraszają. Co: Konwent Miłośników Fantastyki ZAHCON 2003 Kto: KF „MITHOST”, KF „RASSUN”, Poltergeist rpg.net.pl Termin: 3 – 5.10.2003 r. Miejsce: dziewiętnastowieczny Fort IV, Toruń Program: prelekcje, spotkania autorskie i wydawców, konkursy i gry (karciane, fabularne, terenowe – LARP) i wiele innych atrakcji; Koszt imprezy: akredytacja (za osobę) 35,– PLN Szczegóły: www: http://zahcon.fantastyka.net/ e-mail: [email protected] telefon: Karol Czachorowski (56) 664-01-11, Łukasz Czyżewski – 0-600-017 278. 30 Mars Express na orbicie Marsa; następuje odrzucenie lądownika i Beagle 2 opuszcza moduł orbitalny (ilustr. ESA/Medialab) Beagle 2 wyląduje na Isidis Planitia, położonym nisko, dzięki czemu atmosfera marsjańska jest dostatecznie gęsta, by pozwolić na użycie spadochronu (ilustr. ESA/Medialab) Beagle 2 po lądowaniu. Wybrane miejsce, Isidis Planitia, to duże, osadowe zagłębienie, w granicach którego znajdują się zarówno geologicznie młode równiny północne, jak i południowe wyżyny, znacznie starsze. Mogły się tam zachować ślady życia. Okolica jest nie tak kamienista, by zagrozić bezpiecznemu lądowaniu, ale dostatecznie kamienista, by być interesującym terenem badań. (Ilustr. ESA/Medialab) Beagle 2 rozłożony do pozycji roboczej. Lądownik wyposażony jest w liczne instrumenty, które mają szukać dowodów na istnienie kiedyś życia na Marsie (Ilustr. ESA) WORLDCON 63. Światowy Konwent Science Fiction 4–8 sierpnia 2005 r. SECC, Glasgow, Szkocja, GB Gos‘cie Greg Pickersgill, Christopher Priest, Robert Sheckley, Lars-Olov Strandberg, Jane Yolen W tym dziesięcioleciu to największe wydarzenie europejskiej fantastyki. Tysiące fanów, setki pisarzy, grafików i wydawców. Nie przegap szansy, żeby się tam znaleźć. Akredytacja (do 30.11.2003) pełna 550 zł wspomagająca 195 zł dziecko (do 15 lat w dniu imprezy) 210 zł Możliwe jest także płacenie w ratach: należy wykupić akredytację wspomagającą, co zablokuje progresję opłat, a pozostałą część spłacić w trzech kwartalnych ratach (130+130+95 zł) Informacje: Piotr W. Cholewa, Szafirowa 1/24, 40-762 Katowice email: [email protected], http://www.skf.org.pl/cons.html#worldcon konto: Piotr W. Cholewa, PKO COI nr 50 1020 5558 1111 1189 7000 0025 World Science Fiction Convention and Worldcon are service marks of the World Science Fiction Society, an unincorporated literary society. MIESIÊCZNIK - biuletyn Śląskiego Klubu Fantastyki. Redagują: Piotr W. Cholewa, Elżbieta Gepfert, Wojciech Gierasimiuk, Małgorzata Pudlik, Piotr Raku Rak, Arkadiusz Sroka. Adres: ul. Pocztowa 16, skr. poczt. 502, 40-956 Katowice. Tel. (wtorek 16.00–18.00) 253 98 04. E-mail: [email protected] Konto: PKO BP O/Katowice, 27 10202313 105880278 Biuletyn dostępny w Internecie pod adresem http://www.skf.org.pl Wydawnictwo bezpłatne.