Gong, kurtyna, światło

Transkrypt

Gong, kurtyna, światło
Artur Beling & Marek Zgaiński
Zastępstwo – monodram.
Gong, kurtyna, światło.
Na pustą scenę wchodzi aktor. Aktor gra kilka postaci, dlatego, aby uprościć zapis
oznaczono wejścia i kwestie osobami przez niego kreowanymi.
Aktor: Dzień dobry (albo - Dobry wieczór) państwu. Z przykrością muszę państwa
poinformować, że planowany na dziś spektakl niestety nie odbędzie się, za co
przepraszam w imieniu dyrekcji i zespołu teatru. Jednak autor i reżyser sztuki
upoważnili mnie do opowiedzenia jej akcji, aby choć częściowo zrekompensować
stratę i abyście nie wychodzili państwo z naszego teatru z poczuciem, że ktoś tutaj
państwa oszukuje. Oczywiście, ja zdaję sobie sprawę z tego, że opowiedzenie
przedstawienia teatralnego, a zwłaszcza takich jego elementów jak światło,
muzyka, czy charaktery postaci, nie jest chyba w ogóle możliwe, a jeśli, to na
pewno nie jest to łatwe... Tak się jednak szczęśliwie składa, że pierwszą osobą,
która pojawia się w tej sztuce, jestem właśnie ja. Wychodzę, tak jak wyszedłem, z
lewej kulisy... Kostium zupełnie typowy dla współczesnej postaci. Po prostu
wyglądam tak, jak wyglądam. Może tylko te włosy...
Scenograf miał zastrzeżenia, ale on zawsze.... Mniejsza z tym. Co do scenografii,
to została usunięta. Nie opłaca się przecież wystawiać na scenę kosztownych
dekoracji i sprzętów tylko dla jednego aktora.
Niech państwo będą łaskawi wyobrazić sobie, że w tym miejscu (wskazuje miejsce)
stoi stół i dwa krzesła. Zaraz, przecież tu gdzieś powinny być jakieś krzesła i stół.
(wychodzi za kulisy i po chwili wraca z krzesłami i stolikiem). To, oczywiście, nie
1
jest ten stół, ani nie są to te krzesła, które miały stać tu naprawdę. Ale co w teatrze
jest naprawdę?
Ten stół i te krzesła są prawdziwe, (sprawdza i demonstruje prawdziwość stołu i
krzeseł) Prawda? Ale naprawdę to nie są te krzesła i ten stół, które miały tu być.
Ponieważ prawda w sztuce nie jest tym samym, co prawda w rzeczywistości. Niech
państwo wyobrażą sobie, że ten stół, który jest tu naprawdę, na prawdę jest nieco
wyższy i okrągły. Krzesła są gięte i pomalowane na czarno. Prawda, która jest
udziałem tych krzeseł i tego stołu, nie ma nic wspólnego z nierzeczywistą,
prawdziwą prawdą sceniczną.
W tym miejscu (wskazuje miejsce w głębi sceny)...Nie. W tym miejscu, stoi szafa.
Tej wysokości (pokazuje wysokość), dwudrzwiowa, z lustrem w środku, (otwiera
wyimaginowaną szafę i demonstruje lustro) Obok szafy lampa. Zwyczajna stojąca
lampa z tekturowym abażurem, („włącza” lampę) O, zepsuta....Stół, krzesła szafa,
lampa... To jest pokój w hotelu. Akcja tej sztuki rozgrywa się w pokoju
hotelowym... Tak... A gdzie jest walizka?... Zaraz... (szuka po kieszeniach i wyjmuje
kwit podchodzi z nim do publiczności) No tak, zostawiłem ją na dworcu w
przechowalni. Pomyślałem sobie, że nie będę jej brał ze sobą. Jest dość ciężka.
Wyskoczę coś zjeść, pospaceruję, może wpadnę do teatru... Zawsze pasjonował
mnie teatr. Fenomen polegający na tym, że w teatrze, w sztuce, poszukuje się
prawdy, tymczasem ludzie przychodzą do teatru, ponieważ chcą być oszukiwani.
Aktor jest tym lepszy, im doskonalej potrafi oszukiwać. Nie, nie kłamać.
Oszukiwać.
Wychodzę na scenę. Coś mówię, wykonuję jakieś gesty, ale naprawdę to
moje słowa nie są moimi słowami, a moje zachowanie nie jest moim zachowaniem.
Państwo wiedzą o tym bardzo dobrze, a mimo tego gotowi są nawet zapłacić za
bilety, aby zostać oszukani. A gdybym tak był zwykłym, pospolitym oszustem,
jakiego można spotkać w pociągu, na ulicy, w sklepie... A dlaczego nie w teatrze?
2
Czy ktoś z państwa wpadłby na pomysł, aby ścigać mnie przy pomocy sił
policyjnych, prokuratury i aparatu sądowego? A może naprawdę jestem oszustem,
do tego bezczelnie podającym się za oszusta, któremu całe oszustwo uchodzi na
sucho tylko dlatego, że stoi na scenie.... A może całe to przedstawienie jest tylko
mistyfikacją? Co wtedy? (wykonuje jakiś rodzaj akrobacji) Jedyną sceną na której
nie można oszukiwać jest arena cyrkowa. Jeśli żongler nie umie żonglować, to
widać że nie umie. Jeśli linoskoczek nie umie chodzić po linie, to nie przejdzie.
Jeśli akrobata spada z wysokości piętnastu metrów, to krew jest prawdziwa.
(odwraca się tyłem do publiczności) Wydaje mi się, że powinienem przesunąć szafę
nieco w prawo, (przesuwa nieistniejącą szafę palcem) Tak, teraz jest dobrze. Z
lewej strony wchodzi dziewczyna. Długie blond włosy splecione w warkocz,
ubrana w średniej długości ciemną spódnicę i białą jedwabną bluzkę. Eliza jest
córką Gubernatora prowincji....(aktor wychodzi i wchodzi jako Eliza)
Eliza: Już czwarta, a jego jeszcze nie ma. Może coś mu się
przytrafiło. Może ojciec mój. Gubernator prowincji, który nie jest przychylny
naszemu związkowi, polecił swoim siepaczom aby zrobili mu krzywdę. Biedny
Albert, zawinił tylko tym, że tak mocno mnie kocha. Recepcjonistka tak dziwnie na
mnie patrzyła... Czyżby moje zachowanie zdradzało płomienne uczucie, które nas
łączy? A może pomyślała, że spotykamy się w tym obskurnym pokoju hotelowym
tylko po to aby zażywać rozkoszy cielesnych... Ach..., Albert jest taki męski i czuły.
Jego palce jak krople wiosennego deszczu muskają moją aksamitną skórę i
przesuwają się wzdłuż szyi... (dzwonek telefonu, Eliza podchodzi do wiszącego z
prawej strony, wyimaginowanego telefonu i odbiera, kiwa głową tak, jakby
słuchała dłuższej wypowiedzi kogoś po „tamtej stronie”, odkłada słuchawkę mówi
do publiczności) Właśnie dzwonił Albert. Powiedział, że niedługo się tu pojawi, ale
na razie utknął w korku na dziewiątej alei. (pisze coś na kartce i zostawia ją na
stole, po czym wychodzi, wchodzi Albert)
3
Albert: Kochanie, już jestem. Kochanie! ...Kupiłem pizzę. Kochanie...! (rozgląda
się po scenie, zauważa kartkę na stole czyta ją na głos) „Poszłam do bufetu na
kawę. Jeśli możesz, zastąp mnie przez chwilę. Skończyłam na słowach: „jego palce
jak krople wiosennego deszczu...” Tak, to prawda. Moje palce, jak krople
wiosennego deszczu muskają jej aksamitną skórę i przesuwają się wzdłuż szyi. Ale
gdy tylko przesuwam rękę niżej, ona zaciska uda. Jest jeszcze taka młoda...
Badania naukowe dowodzą, że osiemdziesiąt procent dziewcząt w jej wieku
odczuwa podświadomy strach przed inicjacją... Ale ja ją kocham... Przecież wie o
tym... Zabezpieczyłem się... Mam skromne oszczędności, które pozwolą nam żyć
godnie. W pałacu Gubernatora prowincji Eliza opływa w dostatki, a tu, cóż... Dwa
krzesła, stolik i cieknący, zepsuty kran. Szafa. Lampa...(„włącza” lampę jak
poprzednio) Też zepsuta... Całe moje życie jest zepsute. Praca na uniwersytecie,
której nie lubię. Zresztą dostałem ją dzięki protekcji. Miłość do Elizy, która zmusza
mnie codziennie do uciekania przed siepaczami jej ojca. Gubernatora prowincji. I
do tego jeszcze zepsuł mi się rower. (Albert wychodzi, wchodzi Aktor ze szklanką
kawy.)
Aktor: Gdyby ojciec Elizy był przychylny ich związkowi, to nie byłoby żadnego
dramatu. Ich miłość byłaby przeciętna i nudna. A kto z państwa chciałby sztukę o
nudnej i przeciętnej miłości? Nawet przerzucając gazetę zwracamy uwagę na
informacje niezwykłe, frapujące. Ot, choćby pożar, powódź, kryzys parlamentarny,
afera korupcyjna, potwór z Loch Ness, facet, który zjadł własny rower... Nikogo
nie interesują zwyczajne historie. Wszyscy pragną przeżywać rzeczy niezwykłe, ale
niewielu się to udaje. Znajdują więc substytuty w książkach, w filmie, w teatrze.
Utożsamiają się z bohaterami sztuk, zaczynają żyć ich życiem... A może ktoś z
państwa uwierzył, że Albert naprawdę kocha Elizę? W rzeczywistości zależy mu
jedynie na jej posagu. Jest w końcu nędznie opłacanym pracownikiem naukowym i
do tego nie lubi swojej pracy, którą otrzymał zresztą dzięki protekcji. Albert byłby
4
w stanie znieść nawet podwójną dawkę siepaczy, byle tylko dopiąć swego. Ale
rzecz jasna, on się do tego nigdy nie przyzna. W każdym razie nie na scenie. Tu
jego motywy są czyste i szlachetne. Być może w innym przedstawieniu...
(Aktor zostawia szklankę z kawą na stoliku i wychodzi. Wchodzi Eliza)
Eliza: Ktoś tu był! (wskazuje kawę) Ale to nie Albert. Albert zawsze rzuca swój
prochowiec na łóżko... (spostrzega brak łóżka, lekko skonsternowana) Musimy
spotykać się w tym obskurnym pokoju hotelowym, ponieważ mój ojciec.
Gubernator prowincji nie jest przychylny naszemu związkowi.
(Eliza „przekształca się” w neutralną postać aktora i przybiera
postać
Gubernatora prowincji, który wychodzi zza wyimaginowanej szafy. Podczas całego
dialogu Eliza
- Gubernator, transformacja postaci przebiega zawsze poprzez
postać neutralną)
Gubernator: Tak, córko. Nie pochwalam tego związku!
Eliza: Ach, ojcze. Jak mnie tu znalazłeś?
Gubernator: Recepcjonistka jest moją konfidentką. Hehehehe.. he...
Eliza: Podejrzewałam to. Patrzyła na mnie tak dziwnie, jakby moje zachowanie
zdradzało płomienne uczucie, które nas łączy, albo jakbym przychodziła tu tylko po
to, aby zażywać rozkoszy cielesnych.
Gubernator: Nie odbiegaj od tematu. Gdzie jest Albert? Nie widzę jego
prochowca na łóżku.
Eliza: Z pewnością dopadli go twoi siepacze!!
Gubernator: Albert wytrzymałby nawet podwójną dawkę siepaczy, byle tylko
dopiąć swego. Czy nie wiesz, że w istocie jest on tylko obmierzłym łowcą
posagów?
Eliza: Ale on się do tego nigdy nie przyzna!!!
Gubernator: W takim razie nie było rozmowy. (Gubernator
schodzi, wchodzi Aktor)
5
Aktor: Zdarza się czasami, że aktorzy improwizują na scenie. Daje im to poczucie
pewnej swobody, nie skrępowania tekstem i wskazówkami reżysera. Wydaje im
się, że w ten sposób stają się bardziej prawdziwi, że przełamują sztywne ramy
konwencji pierwiastkiem osobistego zaangażowania. Niedopuszczalne są jednakże
wypadki, w których aktorzy, pod płaszczykiem improwizacji, samowolnie
zmieniają
scenografię!!
(wskazuje„łóżko”)
O
przypadkach
podobnej
niesubordynacji należy natychmiast donieść reżyserowi! (gwałtownie wychodzi,
jednak przed samymi kulisami zatrzymuje się) Ale w pokoju hotelowym przecież
musi być łóżko! (schodzi ze sceny. Wchodzi Albert)
Albert: Podejrzenia Elizy okazały się słuszne. Jej ojciec wie o nas wszystko.
Recepcjonistka jest jego konfidentką! Właśnie cudem umknąłem na moim
zepsutym rowerze z rąk podwojonej dawki siepaczy. Muszę uciekać!... (wyciąga z
kieszeni kartkę i ołówek i pisze list kreśląc kolejne wersy poziomymi kreskami)
Droga... nie! Kochana Elizo! Wybacz, ale nie mogę się z tobą spotkać. Twój ojciec,
Gubernator prowincji wie o nas wszystko. Recepcjonistka jest jego konfidentką.
Cudem udało mi się umknąć na moim zepsutym rowerze z rąk podwojonej dawki
siepaczy. Muszę uciekać. Dobrze się składa, bo właśnie otrzymałem, dzięki
protekcji, posadę na uniwersytecie w sąsiedniej prowincji. Żegnaj Elizo!!! Twój
kochający Albert.(zostawia list na stole, otwiera szafę i czegoś szuka) A gdzie jest
moja walizka?...Ach,... przecież zostawiłem ją w przechowalni na dworcu!
(wychodzi, wchodzi Aktor)
Aktor: I tak kończy się pierwszy akt tej sztuki. Zapraszam państwa w antrakcie do
bufetu na kawę. (wychodzi zabierając z sobą list i kawę.. pauza... po chwili
wchodzi znowu jako Aktor)
Aktor: (jak zapowiadacz jarmarcznych atrakcji)
W drugim akcie, po antrakcie
Zobaczycie prawdziwe życie
6
Panie, panowie staję na głowie
Dla waszej satysfakcji wkraczam do akcji.
(widownia nie wykazuje entuzjazmu, więc Aktor wraca do swojej normalnej roli)
Ho, ho...! Jak tu się zmieniło... (rozgląda się po scenie) Szafa stoi w innym miejscu
i łóżko nowe. Widać tamto się zużyło. Nic dziwnego. Minęło przecież dwadzieścia
lat... Eliza, pod wpływem swego ojca Gubernatora prowincji wyszła za mąż za
człowieka, którego nie kochała, który nie kochał jej, a do tego był tak obrzydliwie
bogaty, że nie zależało mu nawet na jej posagu. Gdyby tylko zechciał mógłby kupić
całą prowincję. Małżeństwo to, po trzech latach zakończyło się rozwodem. Sąd
przyznał Elizie połowę majątku. Była więc kobietą wciąż jeszcze młodą, atrakcyjną
i bajecznie bogatą. Niestety... z czasem, nie mogąc znaleźć satysfakcji w ramionach
coraz to młodszych kochanków rozpiła się i uzależniła od hazardu. Zbrzydła.
Zbiedniała... Teraz stać ją jedynie na wynajmowanie tego obskurnego pokoju w
hotelu. Jej ojciec, z powodu złego stanu zdrowia zrezygnował z piastowania urzędu
Gubernatora prowincji. A Albert?... Cóż... Albert obejmował, oczywiście dzięki
protekcji, kolejne posady na uniwersytetach w sąsiednich prowincjach. Trzy razy
bliski był zawarcia związku małżeńskiego, ale zawsze, w ostatniej chwili
okazywało się, że jest tylko pospolitym, obmierzłym łowcą posagów. Nie chcąc się
do tego przyznać rzucił się w wir pracy naukowej, aby w ten sposób
zrekompensować sobie życiowe niepowodzenia. Habilitował się z psychologii
rozwoju seksualnego dziewcząt w okresie dojrzewania. Zajmował się też
popularyzacją tej dziedziny wiedzy, wygłaszając otwarte odczyty. (Aktor wychodzi,
wchodzi Eliza, niosąc butelkę wódki owiniętą w gazetę. Siada przy stole odwija
butelkę i odkręca korek, pije, po czym stawia butelkę na stole i zaczyna przeglądać
gazetę)
Eliza: No tak.. Pożar, powódź... kryzys parlamentarny... afera korupcyjna... potwór
z Loch Ness... O, to ciekawe... Pewien mieszkaniec sąsiedniej prowincji zjadł
7
własny rower, uprzednio tnąc go na kawałki nadające się do połknięcia. Zjedzenie
całego roweru z oponami, lusterkiem wstecznym i łańcuchem zajęło mu
dwadzieścia lat... Dwadzieścia lat... (przerzuca stronę) Wykład otwarty na temat
psychologii rozwoju seksualnego dziewcząt w okresie dojrzewania... Albert? Mój
Albert! Oh, pa-miętam jego palce, jak krople wiosennego deszczu dotykające mojej
aksamitnej skóry i przesuwające się wzdłuż szyi... (dzwoni telefon, Eliza odbiera i
jak poprzednio, kiwa przez chwilę głową słuchając, po czym odkłada słuchawkę)
Dzwonił Albert. Prosił, żebym czekała na niego w tym pokoju. Przyjdzie po
wykładzie. Chyba pójdę zrobić kawę. (Eliza zabiera gazetę i wódkę, wychodzi.
Wchodzi Aktor ze szklanka kawy)
Aktor: Oni coś knują... (stawia szklankę na stole) Oni coś knują... No, bo jak
inaczej?! Spotykają się po dwudziestu latach...Tutaj? Nie!! W mieście. I jeszcze
„nie życzą sobie, żebym za nimi łaził”. Przecież takie spotkanie musi mieć
kluczowe znaczenie dla całej sztuki. Na pewno coś knują i starają się to ukryć!!
Chwileczkę. (Aktor wychodzi za kulisy i zaraz wraca z egzemplarzem sztuki,
wertuje go) O, tu.. „na pewno coś knują i starają się to ukryć, chwileczkę”,
(przewraca stronę jakby szukał dalszego tekstu) Przepraszam państwa, ale tu
brakuje kilku kartek. Muszę to wyjaśnić z reżyserem, (wychodzi zostawiając
egzemplarz na stole. Wchodzi Albert)
Albert; Kocham Elizę tak samo jak wtedy, kiedy z miłości do niej zjadłem
pierwszy kawałek swojego roweru! Dzisiaj połknąłem ostatnie ogniwo łańcucha.
Nic nas nie rozłączy, niezależnie od tego, co tam jest napisane, (wskazuje leżący na
stole tekst i wyrywa z niego kilka kartek, wychodzi. Wchodzi Eliza)
Eliza: Albert jest wciąż tak samo męski i czuły, jak dwadzieścia lat temu. Kocham
go tym samym płomiennym uczuciem! Nic nas nie rozdzieli. Niezależnie od tego,
co tam jest napisane. ! (powtarza operację, którą przed chwilą wykonał Albert i
wychodzi. Wchodzi Gubernator)
8
Gubernator: Hej, siepacze do mnie! Choć nie jestem już Gubernatorem prowincji,
nie pozwolę, aby moja córka związała się z tym obmierzłym łowcą posagów,
niezależnie od tego, co tam jest napisane! (wyrywa kilka kartek i wychodzi.
Wchodzi Aktor)
Aktor: Reżyser nie przypomina sobie, aby dokonywał jakichś zmian. Chociaż
czasami to się zdarza. Twórca przystępuje do pracy z pewnym założeniem
wstępnym, ale ostateczny kształt spektaklu wykluwa się dopiero w trakcie prób.
Ba, cechą dobrego i przenikliwego reżysera jest właśnie zdolność do zmian
koncepcji. Dobry reżyser nie trzyma się kurczowo raz obranej drogi, ale
modyfikuje swe koncepcje w zależności od rozwoju sytuacji na scenie. Wtedy teatr
zaczyna żyć!... Ale czy to państwa obchodzi? ...Nie! Państwo chcą wiedzieć, co
będzie dalej... (zagląda do tekstu sztuki i staje osłupiały, po czym domyśla się, że
kartki wyrwał prawdopodobnie ktoś z widzów. Próbuje patrząc z bliska w oczy
widzom odkryć prawdę, następnie sprawdza za kulisami i wychodzi. Wchodzą
Albert i Eliza. zasada ich dialogu jest taka sama jak w przypadku dialogu Elizy z
Ojcem, ale całość odbywa się szybciej)
Albert: Spaliłaś?
Eliza: Spaliłam. Podarłeś?
Albert: Podarłem... Czytałaś?
Eliza: Nie, a ty?
Albert: Też nie...
Aktor: Od swego zarania sztuka dramatyczna była zdeterminowana i ograniczona
strukturą dzieła. Na przestrzeni wieków, rzesze twórców czyniły starania aby
przełamać ramy wytyczone przez poprzedników. Ale nawet pojawienie się
dramaturgów i reżyserów otwarcie zrywających z klasycznym kanonem nie
przyniosło rozwiązania. Do dziś silący się na oryginalność artyści burzą tradycje,
(bierze ze stołu szklankę z kawą) A przecież każda sztuka musi mieć początek,
9
rozwinięcie akcji, kulminację, zakończenie i niekiedy epilog. To tak jak w życiu.
Rodzimy się, osiągamy dojrzałość, starzejemy się i umieramy...
(pije kawę i wychodzi, wchodzi Albert i patrzy na szklankę)
Albert: Elizo! Elizo! Chodź tu szybko. Wypił!
Eliza: (pojawiając się jak poprzednio, poprzez neutralną postać Aktora) Albercie.
Mój ojciec nie żyje!
Albert: Wiem, przecież otruliśmy go!
Eliza: Nie. Umarł z głodu i pragnienia.
Albert: Tak, czy inaczej, jesteśmy wolni. Opuśćmy ten obskurny pokój hotelowy i
zamieszkajmy gdzieś w odległej prowincji. Mam skromne oszczędności, które
pozwolą nam żyć wygodnie. Ep!! (Albert czka gardłowo)
Eliza: Tak, to wzruszające...
Albert: Ep!!
Eliza: Kochanie, czy ty się dobrze czujesz? Może zjadłeś coś nieświeżego...
Albert: (zmienionym głosem) Ep!! Tak, ten rower zacząłem zjadać z miłości do
ciebie dwadzieścia lat temu, a już wtedy nie był nowy. Musiało mi zaszkodzić
ostatnie ogniwo łańcucha, które dziś połknąłem. Elizo! Umieram.
(Albert osuwa się w dół, jednak po drodze przekształca się w Elizę, klęczącą nad
ciałem Alberta)
Eliza: Albercie, !! Albercie!... Albert nie żyje. Mój ojciec nie żyje. Po cóż zatem
mnie żyć... Chcę umrzeć ze zgryzoty w samotności!... (Eliza wychodzi, wchodzi
Aktor, jest mu zimno, trzyma się za brzuch)
Aktor: Czy państwo zauważyli, jak tu jest strasznie zimno? (podchodząc do
przodu przesypuje jakby przez ciało Alberta, bierze ze stolika szklankę z resztą
kawy i dopija do końca) Nawet kawa wystygła. Ep!!.. (siada na krześle).
Przepraszam, ale teatrowi nie opłaca się ogrzewać sali, w której nie odbędzie się
żadne przedstawienie, podobnie jak nie opłaca się Ep!!.. właściwie nic się nie
10
opłaca... Skąpe dotacje. Małe wpływy z kasy. Ep!... Ostatnim ogniwem w łańcuchu
niepowodzeń teatru jest brak prawdziwych dramatów (Aktor przechyla się na
krześle i wypowiadając ostatnią kwestię nieruchomieje, przechylając się w bok na
krześle. Powoli gaśnie światło. Kurtyna)
KONIEC
11

Podobne dokumenty