Rena Mirecka - Instytut im. Jerzego Grotowskiego

Transkrypt

Rena Mirecka - Instytut im. Jerzego Grotowskiego
Podróż
Rena Mirecka
aktorka Teatru
Laboratorium
Podróż
Rena Mirecka
– aktorka Teatru
Laboratorium
Wrocław 2005
4
Redakcja merytoryczna
Zbigniew Jędrychowski
Zbigniew Osiński
Grzegorz Ziółkowski
Opracowanie graficzne, projekt okładki i łamanie: Barbara Kaczmarek
Korekta: Stanisława Trela
Na pierwszej stronie okładki: Rena Mirecka podczas warsztatu THE WAY w Ośrodku Grotowskiego, Wrocław 2003, fot. Maciej Stawiński; na skrzydełku: Rena Mirecka
podczas warsztatu THE WAY TO THE CENTRE, Włochy 1989, fot. Paola Torriccelli
© Copyright by Ośrodek Badań Twórczości Jerzego Grotowskiego i Poszukiwań
Teatralno-Kulturowych, Wrocław 2005
ISBN 83-917448-0-9
Wydawca
Ośrodek Badań Twórczości Jerzego Grotowskiego i Poszukiwań Teatralno-Kulturowych
Rynek Ratusz 27, 50-101 Wrocław, tel./fax (071) 34 34 267
[email protected]; www.grotcenter.art.pl
Druk i oprawa
Drukarnia HECTOR, Długołęka
Spis treści
5
I
Ludwik Flaszen, Laurka dla Reny — 23
Zbigniew Osiński, Listy Jerzego Grotowskiego
i Reny Mireckiej do Haliny Gallowej, 1957–1970 — 26
Rena Mirecka, List do Haliny Gallowej, 2003 — 34
Rena Mirecka, List do Zbigniewa Osińskiego, 2003 — 34
Zbigniew Osiński, Notatniki Reny Mireckiej — 35
Rena Mirecka, Z notatników, 1959–1964,
wybrał i opracował Zbigniew Osiński — 39
II
„Chodzi o coś o wiele ważniejszego”.
rozmawia Tadeusz Kornaś — 77
Z Reną Mirecką
Pier Pietro Brunelli, Początek drogi.
Moje pierwsze doświadczenia z Reną Mirecką — 86
Rena Mirecka, Przebudzenie — 140
Rena Mirecka, List do Ciebie — 145
Aneks
Kalendarium, opracował Bruno Chojak — 148
Bibliografia wypowiedzi Reny Mireckiej,
zestawił Grzegorz Ziółkowski — 163
Spis ilustracji — 164
Rena Mirecka w roli Śmierci w Orfeuszu,
za nią Antoni Jahołkowski (Azrael)
i Andrzej Bartkowiak (Rafael), Opole 1959
20
5 W roli Feniksany w I wersji Księcia Niezłomnego, Wrocław, kwiecień 1965. Z prawej Antoni Jahołkowski (Król)
4 W roli Marii Magdaleny w III wersji Apocalypsis cum figuris, Genua 1980
Na następnej stronie:
Podczas ćwiczeń w Teatrze Laboratorium we Wrocławiu, 1965
21
22
Ludwik Flaszen
Laurka dla Reny
Była od samych narodzin Teatru Laboratorium w roku 1959 do jego instytucjonalnego końca w roku 1984. Widzę ją – w owym mitycznym autobusie, który przez całą
wrześniową noc wiózł nasz świeżo powstały zespół – bandę ryzykantów, desperatów,
oraz spiskowców z ukrytą wizją niesłychanej reformy teatru w głowach. Rozklekotany ten pojazd wiózł nas z Krakowa do prowincjonalnego Opola: jak się po latach
okazało, ku całkowitej odmianie losów wielu z nas.
Rena była jedyną aktorką, która – chyba z rocznym urlopem twórczym – przeszła
wszystkie dole i niedole tego przedsięwzięcia bez precedensu. Dziś należy do ścisłego grona „członków założycieli” – tych, którzy w roku 1984 uzurpowali sobie prawo do imiennego podpisu pod dokumentem ogłaszającym miastu i światu decyzję
o samorozwiązaniu Teatru Laboratorium. Już wtedy byliśmy w uszczuplonym gronie: mieliśmy pierwszych naszych zmarłych.
Czy trzeba podkreślać, że bez udziału Reny, bez jej pracowitej dociekliwości, graniczącej ze szlachetną dewocją fachu, słowem bez jej osobliwej obecności, brakłoby
w alchemii twórczej Grotowskiego i ekipy składnika podstawowego? Że była jedyna
i niezastąpiona?
Rzec by można – tak ją widziałem i tak zapamiętałem – że istnieją co najmniej
dwie Reny. Była podzielona czy podwojona. Jedna występowała pod artystycznym
pseudonimem Mirecka, druga zaś nosiła nazwisko rodowe Kądziołka.
Mirecka wcielała marzenia o byciu wielką damą, gwiazdą w sztuce i w życiu. W działaniu aktorskim miewała skłonność do tego, co po latach Grotowski nazwie „aktorstwem kompozycji”. Starała się trzymać pracowicie wystudiowanej, matematycznie
wymierzonej partytury aktorskiej. Z zaangażowaniem. Gorliwie. Ale na zimno.
A druga Rena – ta bez pseudonimu – to dziewczyna z prowincji, ze skromnej
rzemieślniczej rodziny. To ona w szarej sukni z koca, z cynowym garnuszkiem i łyżeczką w Kordianie wg Słowackiego (1962) unaocznia biedę ludzką pensjonariuszek
zamkniętego zakładu. To ona niebawem w Akropolis według Wyspiańskiego stanie
się wstrząsającą Kasandrą, która współwięźniom owej Troi-obozu zagłady wieszczy,
z bolesnym szyderstwem, bliską śmierć. Rena, ludowa prorokini opętana swymi
wizjami, wkracza tu – oczywiście, prowadzona coraz pewniejszą ręką Grotowskiego
– w domenę, gdzie precyzja złożonej z ostrych przeciwieństw partytury aktorskiej
staje się odskocznią do czegoś, co już nie jest samą techniką. I te radosno-melancholijne, z towarzyszeniem chóru współwięźniów, pieśni wiecznej narzeczonej...
W Księciu Niezłomnym zaś według Calderóna-Słowackiego (1965) pojawia się – w roli
23
24
Rena Mirecka
w wieku 13 lat
Feniksany, córki królewskiej – owa Rena z pseudonimem. Tu
jest to wielka dama, pełna kaprysów, której bezwzględność
w dążeniu do celu – względem siebie i innych – oraz dwuznaczna pasja przejawia się w formie dworskiej oraz religijnej
etykiety. Te ostatnie pękają pod naciskiem instynktownych
kobiecych energii, bluźnierczych wybuchów i zaskakujących
aktów pokory. Grotowski dbał, aby obydwie Reny dochodziły
do głosu jako oczywistość organiczna.
I wreszcie – wcześniej? później? równolegle? – przemiana.
Z Grotowskim po cichu, a potem coraz jawniej – szliśmy
ku przekroczeniu granic teatru, granic sztuki. W pracach
zamkniętych, czysto studyjnych, które stawały się ważniejsze
od spektakli, ujrzałem którejś nocy inne wcielenie Reny.
W swojej improwizacji, zgodnie z zadaniem, przekształcała
ona opanowane wcześniej elementy ruchu w żywy akt o niezwykłej intensywności. Tu Rena była kimś, kto przypominał
postać hinduskiej tancerki: precyzyjna, jak przystało na tancerkę rytualną; zagadkowa, jak ktoś, kto zgłębia niezbadane.
Przypuszczam, że wtedy rodziły się zapowiedzi jej dalszej
drogi: w doświadczenia parateatralne. A następnie w jej własne osobliwe rytuały, których niestety nie byłem świadkiem
naocznym.
Po wielu latach od rozwiązania Teatru Laboratorium – czyli
„firmy”, jak go nazywaliśmy – spotykaliśmy się z Reną kilkakrotnie, z okazji różnych międzynarodowych przedsięwzięć.
Jest dziwnie dziewczęca, przejrzysta, rzec by można – promienieje światłem kobiety szczęśliwej. Jest młoda młodością
bez wieku. Jest fizycznie, co widać na oko, wysoce sprawna.
Obecnie mistrzowie jej są w Indiach, ziemi świętej najwyższej
Tajemnicy, jak mistrzowie Grotowskiego. Jest oddana swojej
misji. Gdy przemawia publicznie – zawsze blisko słuchaczy, bez mikrofonu, nie spoza stołu prezydialnego – budzi się w niej pasja wizjonerki, niosącej ludziom prawdę.
W prywatnych kontaktach jest pełna prostoty, humoru i autoironii. Przypuszczam,
że i taką bywa w swoich rytuałach. Spotykałem na świecie i w kraju wielu jej
zwolenników.
Kiedyś wyznała mi, że chętnie znowu zagrałaby jakąś rolę jako aktorka, a choćby
i monolog dramatyczny. Niewykluczone, że gdzieś w głębi nie opuszcza jej nostalgia
aktorstwa. Grotowski oszczędził jej w swoim czasie niebezpieczeństw i ryzyka psychodramu, ona zaś miewała trudności z przekraczaniem „aktorstwa kompozycji”.
Z perspektywy staje się jasne, że w tym zwielokrotnieniu jest tylko jedna Rena
– ta, której udaje się wśród zagadkowych kluczeń, w nieustającej trudnej walce o siebie jedną i niepodzielną kanalizować twórczo swe najintymniejsze treści
i niepokoje.
W zmaganiach z grozą Nieświadomego wspiera ją walnie zdrowy rozsądek fachowca od teatru i technika aktorska, nad którą pracuje bez ustanku od czasów
opolskich.
W czasie jednego z naszych spotkań wyznała mi, że często śpiewa Psalm Dawidowy
„Pan jest pasterzem moim... Na łąki zielone prowadzi mnie...”.
Niewątpliwie Grotowski bywa często partnerem jej wewnętrznego dialogu. Partnerem niełatwym, jak dla nas wszystkich.
25
Rena Mirecka
34
List do Haliny Gallowej
Rzym, 30 czerwca 2003
Halina Gallowa
Ku pamięci
Ukochana, Jedyna Pani Profesor!
Jesteśmy połączone od pierwszych lekcji Pani nauczania i teraz też, pomimo że
fizycznie nie możemy się widzieć. W pamięci mojej żyje obraz Pani – Artystki,
Profesor, miłującej prawdziwie Sztukę Teatru.
Jestem z Sercem moim, bijącym mocno w tej chwili, blisko blisko blisko Pani
– Ukochana Pani Profesor.
Wierzę, że się spotkamy –
z Miłością
Rena Mirecka
Rena Mirecka
List do Zbigniewa Osińskiego
Rzym, 30 czerwca 2003
Kochany Zbyszku!
W horyzoncie nieskończoności jest PUNKT. Twoja obecność – Twoja praca jest
znakiem Podróżującego KU... Jakże niezmiernie pragnę Ci podziękować, że jeszcze
raz moje serce znalazło się wraz z moją pamięcią w Szkole Teatralnej w Krakowie,
gdzie spotkałam Profesor Halinę Gallową. Przesłałeś mi listy, które lata temu
pisałam do Niej. Jak wiesz, w tej samej Szkole dane mi było spotkać Jerzego
Grotowskiego.
Życzę Ci, by Święto i Miłość towarzyszyła Tobie!
Rena Mirecka
Zbigniew Osiński
Notatniki Reny Mireckiej
Wiosną ubiegłego roku Rena Mirecka użyczyła mi zeszyty i luźne kartki ze swoimi
notatkami z lat 1957-1970, 1973, 1974. Są to setki stron, zapisanych na kartach
różnych zeszytów, a także na luźnych kartkach, karteczkach i karteluszkach, czasami
na serwetce z kawiarni czy restauracji, innym znów razem na kawałku wyrwanym
z gazety. Były one pisane przeważnie w trakcie prób, ćwiczeń aktorskich, istotnych
dla autorki rozmów i spotkań. Przy tym relacje o pracy w teatrze przeplatają się
z tekstami o charakterze ściśle osobistym, niekiedy intymnym. Tematem wiodącym
i stałym punktem odniesienia pozostają jednak dla autorki niezmiennie Teatr Laboratorium oraz jej praca w tym zespole.
Mirecka nigdy potem nie dopracowywała tych notatek, nie próbowała również (na
szczęście!) robić z nich literatury, chociaż zdarzało się jej czytać je po jakimś czasie
i dopisywać uwagi. Pisane były one różnymi atramentami albo ołówkiem, dosyć
często bez oznaczenia dokładnej daty i bez przestrzegania układu chronologicznego. Znaczne fragmenty są już dzisiaj trudno czytelne lub wręcz nieczytelne.
Pełne opracowanie tego materiału, którego znaczenie merytoryczne trudno przecenić (jest to w końcu materiał traktujący o codziennym życiu zespołu Grotowskiego
od wewnątrz i to pisany na bieżąco, a nie po czasie), wymagać będzie niewątpliwie
wielu godzin benedyktyńskiej pracy.
Dla celów niniejszej publikacji zdecydowałem się dokonać wyboru notatek Mireckiej
z okresu jej pracy w Teatrze 13 Rzędów i Teatrze Laboratorium 13 Rzędów w Opolu,
z lat 1959-1964. Przy czym zasada wyboru i doboru była następująca: pozostawiłem jedynie notatki traktujące o pracy w teatrze i/lub mające z nią ścisły związek,
inne zaś usunąłem albo pozostawiłem z nich tylko te fragmenty, które okazały się
z jakichś istotnych powodów niezbędne. Notatki z ćwiczeń i prób do spektakli
wybrałem jedynie jako przykłady, ponieważ podczas ich lektury towarzyszyło mi
stałe poczucie, że oderwane od swojego kontekstu mogą one powodować zasadnicze nieporozumienia i niezrozumienie, a ich ewentualna publikacja może wyrządzić
więcej szkody niż pożytku.
Na notatki dotyczące okresu opolskiego składają się cztery zeszyty, zapisywane
z obu stron (to znaczy od początku i od końca zeszytu), nie paginowane, niektóre kartki zostały wydarte (są po tym widoczne ślady). Poza zeszytami mnóstwo
luźnych, zapisanych kartek i karteczek, niekiedy prywatne listy. We wcześniejszych
notatnikach można znaleźć wpisy o kilkanaście lat późniejsze, odnoszące się bądź
35
36 Rena Mirecka podczas warsztatów w Brzezince
na początku lat osiemdziesiątych
3THE WAY, Wrocław 2002
Na następnej stronie:
THE WAY, Wrocław 2002
86
Pier Pietro Brunelli
Początek drogi. Moje pierwsze doświadczenia
z Reną Mirecką
Początek
Wśród wysokich wzgórz Nurra w północno-zachodniej części Sardynii znajduje się
stary budynek pasterski, zamieniony obecnie w dom-laboratorium Stowarzyszenia
Kulturalnego „Helios”. Miejsce to, zwane w języku sardyńskim Pedrusirigu, jest rodzajem położonej na odludziu pustelni, gdzie wśród potężnych sił natury zachowały
się pradawne tradycje pasterskie. Ze skalistych, spalonych słońcem i smaganych
wiatrem wierzchołków widać słońce wyłaniające się rankiem zza gór na wschodzie
wyspy i znikające wieczorem w morskich falach na zachodzie. Ze skraju podwórka
budynku znajdującego się u stóp wzgórza, jak okiem sięgnąć, widać rozciągający
się w dal bezkresny krajobraz, obejmujący głębokie doliny, góry i równiny, wśród
których gdzieniegdzie dostrzec można położone w oddali niewielkie wioski czy
pojedyncze zabudowania.
Kiedy wczesnym popołudniem 2 maja 1988 roku wraz z ośmioma, w większości nieznanymi mi osobami, przybyłem do siedziby „Heliosa”, od razu ujęła mnie
niezwykła atmosfera tego miejsca. Po raz pierwszy uczestniczyłem w doświadczeniu
parateatralnym i nie wiedziałem, że stanie się ono moją swoistą legendą, którą postaram się tu opowiedzieć. Niekiedy odnosząc się do przeszłości, będę używał czasu
teraźniejszego. Podkreślę w ten sposób, że przeżycia i doznania, o których opowiadam, pozostają aktualne i są moim udziałem tu i teraz. Mam nadzieję, Drogi
Czytelniku, że uda mi się przekazać Ci szczere i autentyczne świadectwo naprawdę
niezwykłego doświadczenia.
*
Niebo jest błękitne i czyste, powietrze przesycone światłem. Rena Mirecka ubrana
w białą tunikę, ma we włosach kwiaty. Tańczy powoli, wykonując lekkie, delikatne
ruchy. Cichutkim głosem nuci spokojną melodię, która układa się w harmonijne
słowo-dźwięk: „Sita-Ram”... Jej głos dociera do mnie, lecz nie rozumiem, co oznacza. Mariusz również śpiewa „Sita-Ram”, grając na tabli. My, nowo przybyli, jesteśmy tu dopiero chwilę, ja w dodatku pierwszy raz. Wszystko jest dla mnie nowe.
Ewa śpiewając kładzie na głowę każdego z nas polne kwiaty, splecione kolorowymi
wstążeczkami. Ostrożnie przyłączamy się do śpiewających i już po chwili szep-
tem powtarzamy „Sita-Ram”. Zaczynamy też nieśmiało tańczyć. Taniec składa się
z małych kroków, ciało kołysze się delikatnie, jakby było łodygą tulipana trącaną
lekkim powiewem wiatru. Grupa powoli wykonuje obrót; teraz wszystkie nasze
ciała razem przypominają pole słoneczników, które wyciągają się ku niebu. Naraz
zatrzymujemy się na chwilę zwróceni kolejno w cztery strony świata. Rena delikatnym, lecz szybkim i płynnym ruchem dłoni potrząsa mały instrument. Jest to łodyga trzciny wypełniona w środku kawałkami muszli. Instrument wydaje rytmiczny,
regularny dźwięk, odmierzając tempo naszego spokojnego tańca. Każdy gest jest
jak cicha pieszczota skierowana ku dolinie.
*
W ten sposób rozpoczęło się Be here, now – TOWARDS… („Bądź tu, teraz – KU…”),
doświadczenie parateatralne prowadzone przez Renę Mirecką we współpracy z Ewą
Benesz i Mariuszem Sochą. Zorganizowało je Stowarzyszenie „Helios” z Sassari, zajmujące się sztuką oraz medycyną holistyczną i naturalną. Ten rodzaj doświadczeń
parateatralnych sięga korzeniami Teatru Laboratorium założonego w roku 1959
przez Jerzego Grotowskiego przy współpracy Ludwika Flaszena oraz aktorów: Antoniego Jahołkowskiego, Reny Mireckiej i Zygmunta Molika, do których dołączyli
następnie Zbigniew Cynkutis i Ryszard Cieślak.
Początki poszukiwań twórczych Mireckiej datują się na rok 1959, kiedy to po ukończeniu Państwowej Wyższej Szkoły Aktorskiej w Krakowie rozpoczęła pracę z Grotowskim w Opolu. W tym małym prowincjonalnym mieście, gdzie jedynym bogactwem zespołu był entuzjazm grupy młodych ludzi i chęć pracy, zrodziła się energia,
która przeobraziła się w najważniejsze doświadczenie teatralne drugiej połowy
dwudziestego wieku. Teatr Laboratorium w krótkim czasie stał się głównym punktem odniesienia w ewolucji współczesnego teatru, zwłaszcza od chwili, gdy przeniósł
się do uniwersyteckiego Wrocławia, gdzie święcił sukcesy jako Teatr Laboratorium
– Instytut Badań Metody Aktorskiej, od roku 1970 Instytut Aktora – Teatr Laboratorium. Historia teatru i jego zespołu zakończyła się oficjalnie 31 sierpnia 1984
roku, po dwudziestu pięciu latach działalności. Dla aktorów ten koniec oznaczał
początek nowych poszukiwań opartych na doświadczeniach przeżytych w teatrze.
Po rozwiązaniu zespołu Mirecka rozpoczęła własną pracę badawczą, najpierw samodzielnie, następnie razem z Ewą Benesz i Mariuszem Sochą, aktorami ukształtowanymi w Teatrze Laboratorium. Wspólnie prowadzili warsztaty w różnych
krajach świata. Mimo że wyrastały one z tradycji pracy Mireckiej z Grotowskim,
ich tematyka, forma oraz treść zostały stworzone przez nich od podstaw. Mirecka
rozpoczęła własne badania cyklem warsztatów prowadzonych w latach 1982-1988
pod wspólnym tytułem Be here, now – TOWARDS… Następnie kontynuowała je
w latach 1989-1992 pod nazwą THE WAY TO THE CENTRE. W roku 1993 rozpoczęła kolejny cykl zatytułowany NOW IT’S THE FLIGHT. Wszystkie trzy cykle
87
140
Rena Mirecka
Przebudzenie
Aktor – człowiek twórczy, nie jest wyłącznie aktorem.
Mija osiemnaście lat od zakończenia poszukiwań parateatralnych, które prowadziłam jako aktorka Teatru Laboratorium Jerzego Grotowskiego. Powody, dla których
prowadzę te poszukiwania były i są różnego rodzaju – jest wśród nich potrzeba
przemienienia własnej energii, ucieczka od alienacji, cierpienia, samotności, chęć
odkrycia trwałej, konstruktywnej, wiernej energii, pragnienie przekroczenia potocznej świadomości. Podczas wielu lat poszukiwań pojawiła się możliwość przekształcenia czasu profanicznego poprzez zanurzenie się w czas specjalny, święty.
Praca aktora jest niczym muzyka, niczym poszukiwanie harmonii, mające na celu
ujawnienie własnej siły, otwarcie się w pracy grupowej. Aktor musi dostroić ciało,
umysł i duszę. Chcąc pracować codziennie, musi inaczej ukształtować swoje życie.
Każdy dzień jest nowy i na tej podstawie aktor powinien budować swój osobisty
trening. W życiu i w pracy musi pozostawać uczciwy, szczery, prawdziwy, przekraczać codzienność i banał, musi być spontaniczny – ponieważ jeśli nie otworzy się
na czystość impulsu, jego działania będą fałszywe, a miejsce komunikacji zajmie
imitacja. Droga aktora, który przeznacza swoje życie i rzemiosło, by podróżować
do odkrycia praw życia oraz wielkiej Natury nie zależy wyłącznie od talentu. Konieczne są jeszcze charakter, odwaga, ogromna praca i bezkompromisowy wysiłek,
wielka determinacja, dyscyplina, ład wewnętrzny, precyzja i koncentracja. Trzeba
wiedzieć, jak się przygotować i jak przywołać Energię. Bardzo ważne jest, aby nie
myśleć o rezultacie.
Improwizacja na początku poszukiwania to zawsze zmaganie. Wie się, czego nie
należy robić, ale tego, co się robić powinno – tego się właśnie szuka...
Podczas tych poszukiwań, w trakcie tej walki z samym sobą, obecna jest wola,
która służy za wsparcie. Twórczy moment jeszcze się jednak nie pojawił, ponieważ umysł sprawuje kontrolę, nadmierny jest też wysiłek. Kiedy jednak kontrola
umysłu powoli zanika, a ego wchodzi w kontakt z głębszymi pokładami jaźni, ciało
stopniowo rozbraja się, impulsy i reakcje się oswobodzają i stają się organiczne,
autentyczne.
Gdy rodzi się moment spontaniczności i rozpoczyna się „proces”, otwiera się coś
głębokiego, intymnego – wówczas zanurzamy się w chwili tworzenia.
Zatem to nie tylko wola aktora rodzi działanie twórcze, ale wyższa Energia, która
prowadzi i tworzy nowe, nieznane ludziom związki. Znajdujemy się wtedy w prawdziwym, żywym doświadczeniu – Tu i Teraz, w teraźniejszości. Powstaje zdarzenie
obejmujące jednocześnie jednostkę i grupę. Żywe doświadczenie pozwala rozpoznać
na nowo własną moc, sny, idee, siły twórcze, a także siły negatywne.
Proces twórczy jest aktem totalnym spajającym różne siły w człowieku: fizyczne,
emocjonalne, mentalne i duchowe. Aktor otwiera swe życie na odległe przestrzenie
i impulsy, poświęca samego siebie, i w tym procesie przeżywa w pełni swą radość
i własne cierpienia – zaczyna stawać się całkowitym, przestaje być fragmentarycznym.
Poprzez zbiorowe uczestnictwo w Parateatrze szukamy języka komunikacji niewerbalnej, nie tylko między ludźmi, ale także w sensie „wertykalnym”. Podczas działań
prowadzę pracę grupy i biorę w niej udział. Przemawiamy poprzez własne bycie,
własne centrum, tworząc akcje – określone struktury.
W początkowym okresie naszej pracy, którą nazwaliśmy Be here, now – TOWARDS…
oraz THE WAY TO THE CENTRE, koncentrowaliśmy się na tworzeniu struktur
uroczystości i ceremonii. Po latach przyszedł czas badania żywiołów. Z pomocą
uczestników z różnych kultur, bardzo ważnych dla nas, weszliśmy w kontakt z archetypami żywiołów: powietrzem, ogniem, wodą, ziemią. Mogliśmy w ten sposób
stworzyć formy i struktury naszych rytuałów. Oznacza to, że nie wykorzystywaliśmy istniejących już rytuałów, ale czerpaliśmy inspirację z greckiego mitu, który
nieustannie powraca i jest obecny w naszych poszukiwaniach – mitu, z którym
tylko nieliczni Grecy mogli się zapoznać w świętym czasie Misteriów Eleuzyńskich.
I śpiewaliśmy. Zawsze. Dźwięk jest jedną z najgłębszych sił w poszukiwaniu i praktyce, która jednoczy człowieka z rytmami natury i wielkiej przestrzeni... Poprzez
szczególny śpiew oraz mantry wchodziliśmy w bardzo określony proces. Śpiewaliśmy autentyczne sylaby gamy indyjskiej, to jest: Sa – Ri – Ga – Ma – Pa – Dha
– Ni. Wyśpiewywaliśmy także samogłoski i specjalne słowa, które otwierają wibrację głosu i pozwalają usłyszeć ją w ciele i w otaczającej przestrzeni.
Zauważyliśmy, że głos ludzki podczas śpiewania jakiejś nuty z odpowiednim rezonansem przekazuje specjalną wibrację, dzięki której w tym samym momencie usłyszeć
można więcej niż jeden ton. Jest to dawna technika – dźwięk harmoniczny, teraz
nazywany alikwotami. Z tej techniki rodzi się zaśpiew, szczególna inkantacja, która
znana jest w praktyce i teorii mnichom tybetańskim. Praktyka śpiewu wibracyjnego
służy równoważeniu różnych sił człowieka.
Na naszej drodze, w głębi naszej pracy teatralnej i parateatralnej ważne jest odkrycie samego siebie i przezwyciężenie bojaźni i słabości, jednak aby to osiągnąć, niezbędne jest przebudzenie miłości, która przejawia się w prawdzie, pięknie, esencji
życia.
Nie mówię o miłości zmysłowej z potrzebami i indywidualnymi pragnieniami, które nas wiążą i często prowadzą do dysharmonii. Mówię o miłości owocującej zgodą,
o miłości niczym doskonała harmonia sfer, o prawdziwym uczuciu, które akceptuje
141
142
innych i przemienia wszystko, co napotka. To miłość, która niesie z sobą tolerancję,
wolność, jedność i prowadzi do wyższego stanu świadomości.
Powinniśmy „wzlatywać” do nowego świata, odrywając się od świata zmysłów. Właśnie
to próbowaliśmy uczynić w naszym projekcie NOW IT’S THE FLIGHT.
Ludzie kroczą różnymi ścieżkami, często naznaczonymi smutkiem, nienawiścią...
Nie widzimy, nie czujemy, założywszy zbyt wiele masek i sztucznych uśmiechów.
Zapomnieliśmy jak pomagać sobie nawzajem i żyjemy w wielkim strachu, rozbici
– zagubiliśmy siebie w codzienności.
Aby zmienić ten stan, powinniśmy doświadczać życia i dotknąć mądrości. Wtedy
odkryjemy i zaczniemy kultywować osobistą technikę, a nasza świadomość przestanie spoczywać w uśpieniu.
Mądrość nie wyłania się jedynie podczas lektury książek. Prawdziwa radość pojawić się
może dopiero wtedy, gdy zaczniemy zyskiwać samoświadomość. W ten sposób można
przekazać pokój, próbując przekroczyć morze cierpień.
Ciało człowieka jest jak laboratorium. Powinniśmy kontrolować nasze zmysły, myśli i działania. Chcę powiedzieć, że każda myśl, nie tylko czyn czy słowo, wibruje
i unosi się w przestworza. Jeśli jest negatywna, napotyka inne siły ujemne, pogłębiając nasz ból. W ten właśnie sposób zło powraca do nas. Widzimy więc, że każdy
sam tworzy swą ludzką kondycję, gmatwa wśród przyczyn i skutków... pogrąża
w karmie. Powinniśmy być czujni i sprawować kontrolę.
Droga, po której kroczymy – nasza praca – polega na poszukiwaniu twórczego
życia także na co dzień. Jest ważna i pożyteczna nie tylko dla aktora. Gdy mówię
aktor, myślę człowieczeństwo.
Jest tylko jeden kierunek – cel nadprzyrodzony, każdy jednak powinien znaleźć
osobistą ścieżkę i nią podążać.
Aby dysponować wystarczającą ilością i jakością energii do przebudzenia świadomości, człowiek powinien znajdować się w stanie równowagi, to znaczy – powinien
oczyścić się wewnętrznie, rozluźnić, skoncentrować i być ześrodkowanym. By być
w harmonii z samym sobą i ze światem zewnętrznym, powinien zwrócić się ku
wnętrzu i przestać się łudzić, że chaos zewnętrznego świata wypełni jego przeznaczenie.
Wewnętrzna, indywidualna energia to wielka księga, którą powinniśmy zacząć czytać. W ten sposób możemy uniknąć pogubienia i chaosu, możemy zacząć wzrastać
w czystości i pokoju ducha. Osobista technika, praca dla nas samych może otworzyć umysł człowieka na największą z tajemnic, która objawia się każdego dnia,
w każdej chwili. Do prawdy przybliża rozszerzające się serce.
Spośród wszystkich technik najważniejszą jest medytacja.
U podstaw mojego rzemiosła stał Teatr Laboratorium z Jerzym Grotowskim i grupą kolegów. Pracowałam przy powstawaniu wszystkich spektakli i grałam wszyst-
Jerzy Grotowski, 1965
kie role kobiece. Grotowski rzucił mi wielkie wyzwanie, które
zainicjowało proces obróbki chropawego kamienia, jakim byłam.
Dopiero dzięki tej szczególnej pracy kamień szlachetniał.
Pracując w teatrze, stworzyłam bardzo szczególny trening, którym posługiwaliśmy się, by odblokowywać twórczą energię – były to „ćwiczenia plastyczne”. Przypominały taniec każdej części ciała. Struktura tego
treningu jest bardzo precyzyjna: przypomina alfabet zapisany w ciele
– alfabet, dzięki któremu mogłam otworzyć siebie i wielu aktorów, z
którymi pracowałam. Za pomocą ćwiczeń plastycznych i innych adept
przygotowuje swój organizm, by stawać się aktorem.
Pojawiłam się w Teatrze Laboratorium po ukończeniu Wydziału
Aktorskiego Szkoły Teatralnej w Krakowie. Od samego początku
w mojej naturze – to znaczy w moim sposobie reagowania i bycia
– obecna była szczególna siła: umiejętność ujmowania działań w
formę i komponowanie ich; siła ta była uwięziona w mym wnętrzu.
Grotowski jednak od razu uświadomił sobie znaczenie tego potencjału i potrafił pomóc mi, by go odblokować i rozwinąć. Nasze
początkowe przedstawienia opierały się na tworzeniu form i kompozycji poprzez studia ciała i głosu, dopiero później rozwinęliśmy
„proces organiczny”.
Jak pracował Grotowski? Podam przykład: pewnego razu odbywaliśmy rozmowę,
która miała mi pomóc w poszukaniu roli do Akropolis. Grotowski zapytał mnie
o bardzo osobisty problem, a ja podjęłam ten temat. Potem zadał pytanie: „Co
możesz zrobić z tymi komplikacjami?”. Odpowiedziałam wzruszeniem ramion
i reakcją twarzy. „Stop – powiedział – utrzymaj tę maskę!”. Z tego właśnie wyrazu
twarzy rozwinęło się działanie postaci w całym przedstawieniu.
Po tym jak zdecydowaliśmy rozwiązać Teatr Laboratorium, rozpoczął się nowy rozdział w moim życiu w sztuce. Podjęłam odpowiedzialność bycia na Drodze poszukiwań, utrzymując całkowitą niezależność i autonomię.
Życie nas rozdzieliło, ale czuję, że jesteśmy kroplami tego samego morza i dziećmi
tego samego Ojca. Na samym początku naszych poszukiwań doświadczyłam czegoś
całkowicie nowego dla mnie. Razem z Mariuszem i Ewą siedzieliśmy na rozświetlonej łące i rozmawialiśmy, i oto nagle przyfrunął Błękitny Motyl. Usiadł na moim
czole, a ja zaczęłam tworzyć scenariusz filmowy – historię ujętą w tryptyk, którego druga część działa się na tratwie. Pamiętam, z jaką łatwością przychodziło mi
mówienie o tym... Dlaczego? Czułam się tak, jakby ktoś inny mówił przeze mnie.
I o dziwo! Historia opowiedziana w tym tryptyku urzeczywistniła się w tworzonych
przez nas strukturach podczas wielu lat tych poszukiwań. Na początku prób stworzyliśmy ważną pieśń:
143
144
a my tu
dla i ku
aż pozwolisz nam
w łodzi siąść
bez trwóg
i niebieskie światło
opromieni naszą nową podróż.
Działania z tratwą stały się najbardziej twórczymi spośród naszych przedsięwzięć
– powstał ryt Canoe. To w jego trakcie kilka osób doznało wewnętrznej przemiany.
Zostali zainicjowani do podjęcia nowych wyborów. Wizja wywołana przez Niebieskiego Motyla była przesłaniem dotyczącym mojego przeznaczenia.
Podczas poszukiwań z Canoe niespodzianie spotkałam się z autentyczną amerykańską szamanką, Turtle Rattle Woman. Chciała się z nami zobaczyć i nawiązałyśmy
kontakt. Razem z nią mogłam wejść do Świętego Canoe, stosując się do technik
szamańskich.
Kilka lat później rozpoczęłam moje czwarte przedsięwzięcie THE WAY – Laboratorium
Badań, mając za sobą doświadczenia teatralne, parateatralne oraz szamańskie.
Jego program obejmuje trening fizyczny i wokalny, jogę, poszukiwania indywidualne, działania grupowe, poszukiwanie struktur performatywnych, podróż szamańską, taniec zwierzęcia będącego przewodnikiem, improwizację. Jestem w ciągłej
podróży w głąb samej siebie. Pracuję z ludźmi i inspiruję ich przebudzenie.
Praca trwa przez pięć dni, w jednym miejscu lub nie, na zewnątrz i pod dachem,
w miejscach o szczególnym charakterze lub w wybranych ośrodkach miejskich.
Chciałabym podziękować ludziom z różnych krajów: mojej siostrze, Władysławie Radołowicz, Zbigniewowi Osińskiemu, Ludwikowi Flaszenowi, Stefanii Gardeckiej, Ewie Benesz, Mariuszowi Sosze, Czesławowi Szarkowi, Jarosławowi Fretowi,
Grzegorzowi Ziółkowskiemu, Brunonowi Chojakowi, Andrzejowi Popowiczowi,
Markowi Wilhelmowi, Pierowi Pietro Brunellemu, Alfredowi Buccholzowi, Franco
Zanottiemu, Tommaso Ursellemu, Carli Barnabei, Loredanie Butti, Andrei Belloni,
Barbarze Barbarani, Paolo Magnoniemu, Franco Lorenzoniemu, Julianowi Knabowi, Maribel Gonzalez Muñoz, doktorowi Sandro Selisowi, Vincenzo Atzeniemu,
Giusi Meddzie, Marii Antonietcie Calleddzie, Tata Spiga, Stefanku Germaniemu,
Emanueli Manini, Lieve Van Daele, Elenie Zikelli. Szczególne zaś podziękowanie
składam tobie, doktorze Salvi – tobie, który jesteś cennym promieniem, kierującym do nieznanego świata.
Bez was nie czułabym się tak bezpiecznie. Dzięki waszej obecności moja Miłość
staje się wieczna. „Miłość, która porusza Słońce i inne gwiazdy”.
Rena Mirecka
Rena Mirecka
List do Ciebie
List skierowany do
uczestników warsztatu.
Wyruszam w podróż na Wschód i piszę do ciebie, ponieważ jesteś moim wyzwaniem. Nie sam kierunek – Wschód – jest ważny. Liczy się wschód świadomości.
Burzliwe lata młodości, wypełnione nadzieją, stanowią najczęściej zwodnicze obrazy
wyobraźni. Rzeczywistość ma inny wymiar. Towarzyszą nam niespełnione marzenia,
cierpienie, upadki i wzloty, dążenie, aby zbliżyć się do celu.
Cel: determinacja, przemiana.
Podejmujesz trud istnienia. Bądź cierpliwy. Niczego nie można przyspieszyć. Nie
powtarzaj niczego, co już znasz. Nie osiadaj wśród ludzi, którzy interesują się tylko
życiem codziennym. Wycofaj się. Postaraj się zwrócić w głąb siebie – poznaj swą
wewnętrzną moc. Droga postępowania naprzód, przeznaczona tylko dla ciebie,
pojawi się jako rezultat wytrwałej, codziennej pracy.
Dyscyplina. Równowaga. Siła twórcza.
Zobaczysz to po sobie. Sam dla siebie będziesz przewodnikiem.
Usłyszysz głos wewnętrzny, który cię poprowadzi. Bez niego nie będziesz w stanie
uczynić niczego, co naprawdę się liczy. Ten głos jest dźwiękiem indywidualnej
energii – to jaźń w pierwotnej formie rozbrzmiewająca tylko dla ciebie. Aby ją
rozpoznać, usłyszeć, dąż do spokoju umysłu. Zapanuj nad swoimi zmysłami. One są
źródłem pragnień i chcą dominować. Jeśli uda ci się rozpoznać najważniejszą sferę
twej aktywności i poświęcić się jej całkowicie, wówczas zmysły znajdą się pod kontrolą spontanicznie i podporządkują się. To, co jest czynione z zadowoleniem, może
określić granicę doznania zmysłowego. Właściwie ukierunkowane zmysły sprawiają, że budzą się odpowiednie wrażenia i poszerza się doświadczenie. Pojawia się to
wraz z codziennym wysiłkiem i może prowadzić do stworzenia osobistej techniki
działania.
Jedną z reguł jest działanie w organicznym rytmie.
Bieg codziennego życia powoduje przyspieszenie, nieprawdziwą aktywność uczuć,
myśli, czynów. Nie jesteś prawdziwy. Prawda może pojawić się z impulsu niewinności, ale nie z napięć, kalkulacji. Prawda to między innymi jedność uczucia, zrozumienia i działania. Sprawdzaj zatem, czy nie nadużywasz siły fizycznej. Jeśli jesteś
spięty, rozproszony, jeśli się forsujesz, przeliczasz z siłami, wtedy blokujesz prawdziwe wibracje. Działasz mechanicznie. Impulsy i reakcje nie są autentyczne, brak
w nich twojej wewnętrznej mocy. Naucz się relaksu. Rozluźnij wszystkie mięśnie
ciała, oprócz tych niezbędnych do wykonania zadania. Zacznij od kontrolowania
niepotrzebnych ruchów i eliminowania ich. Postępuj w działaniu z wewnętrzną
145
146
uwagą. Gdy ciało jest rozbrojone, wtedy to, co istnieje – jest.
Pamiętaj, sztywne i forsowne używanie ciała uaktywnia w pierwszej kolejności siłę
fizyczną. Człowiek nie składa się tylko z ciała fizycznego. Ciało fizyczne musi być
na tyle pasywne, aby mogło się uaktywnić inne ciało. Zaistnieć prawdziwie można
wtedy, gdy potrafi się zatrzymać „robienie” woluntarne. Ciało fizyczne nie może
pracować na najwyższych obrotach przez cały czas. Siła pasywna stanowi twórczą
siłę witalną, która powoduje istnienie.
Proszę, pomyśl o tym, co ci napisałam i zastosuj to w praktyce. Mam nadzieję, że
spotkamy się tego lata i znów będziemy się radować. I jeszcze raz, tworząc krąg
ludzi dążących do celu, razem będziemy wirować w słonecznym tańcu.
Przyjdź i bądź.
Twoja,
Rena

Podobne dokumenty