tiScewHkSypca
Transkrypt
tiScewHkSypca
tiScewHkSypca 213479 I ’tyt _A A flC A A A wW WALECZNY PRZEWODNIK czyli HISTORYA o Zwalczeniu d w u n a stu 3 * 0 3 2 S T ;> 0 3 Q .ilS L Ö X '-iT '. Przedruk wzbroniony. A Czcionkami Teofila Nowackiego w N, Piekarach. 1 9 0 6. / r < % ' <£ & 2. ^ ' W aleczny Przewodnik czyli H 1 S T O R Y A o zwalczeniu dwunastu r o z'l> ó j n i k ó w. K ie d y jeszcze za panowania starych królów «Jagielonów, były się jeszcze znajdo wały po lasach, wielkie bandy rozbójników, przed którymi się , musiał każdy obawiać, w jak ą podróż udać, żeby od jakiej bandy rozbójników nie był napadnięty. Byli też tam jedni ludzie sie znajdowali w jednej wio sce, którzy byli bardzo bogaci, mieli bardzo piękny, przyzwoity, i wspaniały zamek i wiel ki obszer dobrego gruntu, którzy mieli ty l ko dwoje dzieci, jednego syna imieniem P a weł, a córce było na imię M aryanna, która była bardzo dobrą i wielce kochaną od ro dziców, i od wszystkich ludzi którzy ją znali na całej okolicy. Paw eł też był bardzo uczciwem człowiekiem a dotego wielce pojętnem i do wszystkiego, ciekawy i uczył się bardzo dobrze w szkołach, co gdy doszedł do dwu nastego roku życia, to sobie umyślił być źot- nierzym, ponieważ wojsko często przecho dziło koło jego domu, to mu się bardzo zapodobało. Tak też Paw eł zaraz od młodych lat się począł ćwiczyć we szkołach wysokich, gdy potem w krótkim czasie został oficerem co potem się wiele oznaczał, ponieważ był wielce waleczny i posiadał bardzo dużo siły. Gdy jednego razu poszedł na przechadzkę, gdy już był przewodnikiem to zawsze miał przy sobie jakąś broń dla obrony swojej, gdy sobie tak chodził po chodnikach w lesie, i oglądał się na wszystkie strony i pilnował, bo wiedział dobrze, iźe tam zawsze przeby wają w tym lesie rozbójnik!, żeby od nich nie był nagle napadnięty A tu na raz, gdy się tak przypatrzał i widzi przed sobą o kilka kroków, źe się tam jakaś banda dość duża znajduje i tak sobie pomyślał co w tym razie mam zrobić ? ale się nie namyślał dłu go, i pobiegł prędko do lasu, aby jako nie znajomie i w ukryciu do nich przyjść, żeby go nie postrzegli, co mu się też udało, do szedł do samego miejsca gdzie oni leżeli, i z wielką ciekawością słuchał co oni sobie rozmawiali, gdy się ponaradzali, pojedli i po pili, potem starszy rozbójnik wydał rozkaz, gdzie m ają się udać i to po trzech do k u py, co gdy Paweł usłyszał ten rozkaz star szego rozbójnika dla swoich sługów to już był spokojny, bo się poczęli rozchodzić k a żdy we swoją stronę. Paweł także się udał we swoją stronę, przyszedł na drogę gdzie pierwsi trzech mieli iść, i przeminę! ich, gdy oni rozbójnik! nagle Pawła spostrze gli, tak się dwaj na bok oddalili, a ten trze ci przyskoczył do Pawła, i pyta się go pręd ko, gdzie ma pieniądze, lecz P aw eł nie nstra szony, złapał pana brata prędko za gardło, tak silnie, iźe ten rozbójnik, zaraz zapo mniał dychać i to na zawsze, czego się jego kamraci nie spodziewali, bo sobie tego nie myśleli wiele Paweł siły posiada. T ak oni z wielkiem pędem się porwali na Pawła, ze swojemi nożami, ale nie tak było ja k oni chcieli, bo Paweł tylko swoje ręce wycią gnął, aby się napastnikom obronić i z wiel ką szypkością, obu dwóch do kupy uderzył, co ich też natychmiast bez przytomności na ziemię powalił, gdy się potem nagle spamię tali i widzieli, iźe się znajdują we wielkiej biedzie, iźe jest człowiek, który posiada ogromnie dużo siły, iźe mu się z jego rąk wydrzyć nie potrafią i dali się w prośbę Pawłowi; żeby ich puścił, lecz Paweł wi dząc ich oczy zaiskrzone i poznał po nich, żeby oni, gdy ich puści zaraz P aw ła wystrza łem zdradzili i życie mu odebrali, i P a weł się nie dał uprosić i natychmiast ich zaraz obu na micjscuTzabił, i jeszcze wziął od nich karabiny i strzelił do każdego je den wy strzał i poszedł we swoją stronę. Paweł przychodzi w pomoc i ocala życie jednej parze Hrabiów. € r d y Paweł się puścił jeszcze dalej na przechadzkę w głąb lasu, i potkał jedną karetę jadącą, w której siedzieli jedni H ra biowie, co onego Pawła nie spostrzegli bo Paweł szedł w ukryciu, gdy przyjechali dość spory kawałek drogi i widział, źe ktoś wy latuje na ową karetę i zatrzym uje nagle, konie, a to byli trzej rozbójników, za któremi Paweł ścigał i spostrzegł, źe owi roz bój nilci zaraz poczynają tych Hrabiów rabo wać i chcą im życie odebrać, ale Paweł zo baczywszy co się robiło i nadbiegł prędko, żeby tych Panów z niebezpieczeństwa wyra tować, bo widział co się robiło, lecz gdy rozbójnik! spostrzegli to chcieli Pawłowi dro gę zagrodzić, bo zaraz strzelili z karabi.ua na Pawła, lecz na szczęście go nie« trefiła kula tylko mu rękaw przedziurawiła, P a włowi się nic złego nie stało, dopiero to Pawła zgroazylo i dobył swego karabina, i zaraz onego rozbójnika zastrzelił na miejscu ; co gdy owi ludzie pomiarkowali, źe ten człoyrjek jest od Boga zesłany, żeby ich od śmierci wyratował, dopiero się poczęli rato wać, a Paweł z wielką szypkością przysko czył i natychmiast złapał tego jednego z wiel ką złością za gardło, i zaraz go na miajscu położył trapem , ten trzeci zaraz uciekł, ale nie daleko, bo Paweł zaraz do niego strze lił i natychmiast go na miejscu zabił. Co gdy ci ludzie zobaczyli, co się stało, to się zaraz rozpłakali z radości wielkiej, bo nie wiedzieli jakoby mu mieli dziękować, iźe ich od śmierci ocalił. I pojechali Panowie swoją drogą, a Paweł też poszedł we swą do domu, bo już był sturbowany, aby sobie wypocząć, gdy sobie wypoczął, to sobie pomyślał o dal szej podróży, żeby jeszcze mógł tych osta tek rozbójników znaleść, ale m u przyszło na myśl, iźeby się sam nie puszczał w drogę. Tak poprosił jeszcze ze sobą trzech kam ra tów, bo przeczuwał; iźe się jakoś niepewno zrobiło, bo wiedział, iźe już czas przeminął, jak się rozbójnik naradzał, łotr z bandą rozbójnicką, i przewodnik Karbinowski, co gdy rozbójniki się ześli, którzy jeszcze p o zostali i czekali na tych drugich, ale podaremnie, gdy tak czekali długi czas, a docze kać się nie mogli; tak wydał rozkaz przewódca Karlinowski, żeby się jaknajprędzej roześli we wszystkie strony, żeby się prze konać gdzie oni są, albo co się z niemi stało, gdy się naradzili i udali się z wielkiem pę dem, za znalezieniem swoich kam ratów, gdy przyśli na miejsce, gdzie mieli od Karbinowskiego przeznacone, i zdziwili się bardzo, gdy zobaczyli, źe oni leżą zamordowani, tak wzięli ich ciała i pogrzebali je do ziemi, i idąc dalej tą samą drogą, gdzie nareszcie zobaczą drugich trzech leżeć bez ducha, to ich ogro mnie przeraziło, co to ma znaczyć? tak mię dzy sobą rozmawiali; jeżeli też tu nie ma jakich innych śpiegów, żeby się i nam ta k nie stało. K rzyknął Karnolióski, pozór dać, przecie nas je s t sześci, to będziemy walczyć, gdy jeszcze tych też pochowali, i idą sobie tak, aźe kogoś natrafią, ale podaremnie, bo już w ten sam dzień żadnego nie natrafili, ale postanowili tak długo szukać i dowiady wać się co się stało, i tak się przechodzili kilka dni a szukali, aźe onych samych śmierć nadeszła. Paw eł namawia sobie trzech k a mratów, gdy jednego wieczora siedział P a weł na gościnie, między kamratami, i tak sobie rozmawiali o różnych rzeczach, co któ remu z kamratów się gdzie w drodze przy dało, lecz Paweł miał najciekawszą powieść swego życia, gdy to opowiedział co mu się przydało, a najbardziej, gdy im rozpowiedział, o wszystkich jego napastowaniach, a źe go jeszcze czeka jedna walka z rozbój nikami, tak jego kam raci postanowili iść Pawłowi w pomoc, i tak sobie zaprosił trzech ze sobą, i zaraz tego samego wieczora im Paweł powiedział, jak m ają robić bo Paweł dobrze wiedział ja k oni wyglądają, tak się roześli, a na drugi dzień rano się ześli i każdy miał ze sobą karabin ukryty. Gdy sobie tak pośli do lasu i szli sobie tak ja k zwyczajnie na przechadzki udając jakby nic nie wiedzieli, tu na raz słyszą jakieś gada nie niedaleko nich, Paweł na to zaraz cichem głosem zawołał baczność kamraci, bo to oni są, co gdy rozbójniki onych czterech spostrzegli i zaraz do nich pośpieszyli. Gdy do nich przyśli i pytają ich się gdzie oni id ą , jeżeli oni niewiedzą iźe oni do domu żywo nie pójdą, jeszcze tego dobrze nie*wy mówili, a już Paweł i jego kamraci mieli każdy jednego na oku i w jednem okamgnie niu rozbójniki byli zastrzeleni, widząc to Karbinowski uciekł jakby do powietrza i k a m rat jego za niem chciał, ale Paweł szybko poskoczył i zaraz tego rozbójnika zastrzelił. Karbinowski przewódca sam tyko uszedł do swego zamku, który miał w dalekiem lesie. Paweł ze swemi kamratami poszedł do do mu i zabrał ze sobą parę chłopów i pośli na miejsce, gdzie leżeli rozbójniki zabici, i k a zał pogrzebać ich ciała i poszedł do domu swego. — 1o — Paweł ma zam iar się ożenić ale gdzie ? G d y jednego pięknego dnia siedział so bie przy oknie i czytał sobie jakąś książkę, tu na raz wejrzał do okna bo słyszał, źe tam ktoś jedzie i widział, źe tam siedzi w karecie jakaś piękna panna i rodzice jej, którzy jechali na gościnę, którą H rabia był zrobił, z* radości, iże jednego czasu, był od śmierci wyratowany, gdy go byli rozbójniki napadli, na którą to gościnę zaprosił bardzo wiele gości, pomiędzy któremi się i Pawał znajdował. Gdy Paweł na tej gościnie zo baczył tę piękną Pannę to niewiedział co ma robić. Gdy się rozpoczęły rozmaite mowy między gościami, ale Paweł nie słuchał na żadne mowy dopiero, gdy poszedł do tej pię knej panny, przed którą się ukłonił i po prosił jej, jeżeli mu pozwoli ze sobą pomó wić, lecz ona mu zaraz przyrzekła: źe mu będzie wolno, czego sobie życzy, tylko za pozwoleniem mojego ojca i m atki i tak po dziękował za odpowiedź, bo był wielce ucie szony i poszedł zaraz do ojca i m atki i pro si o słowo co gdy Hrabiowie zaraz przyzwo lili, bo im bardzo się też podobał, bo bar dzo też piękny, grzeczny i przystojny, iże się może zaraz po gościnie do pałacu Hrabiów dostawić. Gdy się gościna skończyła, P a — 11 — weł pojechał natychmiast z niemi do domu, gdzie jadąc drogą zaczęli sobie rozmawiać; gdy przyjeżdżali koło tego miejsca, w któren% byli Hrabiowie napadnięci od trzech rozbójników, tak do Pawła, przemówił H ra bia, widzisz kochany Pawle, tu je st to m iej sce, w którym my byli obaj ze żoną moją od zbójców napadnięci, ale Bóg zesłał nam pomocnika, który nas od śmierci u w o ln ił; któremu to człowiekowi się należy odwdzię czyć. O cudo, kochany panie Hrabio, ja jestem tern człowiekiem co tutaj w tern m iej scu, przed czterma tygodniami, to jest o 5tej godzinie po południu trzech rozbójników za biłem, co gdy Hrabiowie słysząc te słowa, to się zaraz rozpłakali z radości, a Panna Amalia, gdy to słysząc skoczyła do Pawła i uściskała go i wielce dziękując mu, bar dzo serdecznie, bo gdy ojciec opowiedział, ja k przyjechał co mu się w drodze przydało, a tu na raz widzi przed sobą tego panicza walecznego, który tak mężnie obronił je j i rodziców. Tak Amalia postanowiła go nie odstąpić choćby ją i życie kosztowało. Nowa banda rozbójników się zebrała. G dy rozbójnik Karbinowski się starał, ażeby sobie zaś zebrał nowych kamratów, — 12 — którzyby mu służyli i już zaś zaczęli rozbi jać i rabować, Paweł słysząc to nie myślą sobie, żeby jeszcze raz przyszło do jakie walki z tymi zbójcami. Gdy jednego razt rozbónik Karbinowski, się przebrał za wieli kiego pana i przejeżdżał się po miastach wszędzie, gdzie mu się podobało bo mia wszystkiego dosyć. Gdy jednego razu prze jeźdzał kole zamku Hrabiów i zobaczył te: piękną A m alią, która mu wielce się zapodobała i niewiedział sobie rady, co miał ro bić, a tak, gdy przyjechał do swego domu rabierskiego, tak zawołał swoich kamratów i pytał ich się co miał robić? iźe widział bardzo piękną p a n n ę , jeżeliby jej jakiem sposobem mógł dostać ? A oni mu odpowie dzieli : iźe to wszystko pójdzie, jeden roz bójnik przemówił do niego do owego przewo dnika : ale panie masz dosyć wszystkiego, oblecz się za królewicza, a nas trzech weź miesz za sługów i pojedziemy. T ak się ubrał w bardzo piękne ubranie, i na wieszał n a się wiele kosztowności, także złote łań cuchy i pojechali do zamku, gdy przyjechali do placu zamkowego, to cały dwór się dziwił, co to za taki nie znajomy królewicz przy jechał i Hrabiowie wychodzą i witają, tak nie znanego królewicza i wprowadzają do sali zamkowej, który się przedstawia za kró lewicza bardzo z dalekich stron, i przem a wia do H rab ió w : Kochani P a n o w ie ! dowie działem się o tym, źe tu mają bardzo pię kną córkę, tak bym prosił o jej rę k ę, jeżeli będzie można, lecz gdy Hrabiowie onemu królewiczowi odpowiadają, źe oni mu na to nie mogą odpowiedzieć, ponieważ nasza córka już ma swojego, w którym się bardzo zako chała. Ha to nieznajomy królewicz odpowia da, no to nie szkodzi, ja k nie idzie to nie idzie, ale bym też rad tego P ana zobaczył, i z nim pomówił i pytał się, kiedy on sam przyjdzie i oni mu odpowiedzieli; iźe on tu przyjeżdża tylko we wieczór, o dziesiątej i odjeżdża o dwunastej, to dobrze mówi ten nie znajomy królewicz, to ja tu jutro o go dzinie dziesiątej przyjadę to my sobie pomó wimy, i pokłonił się i odjechał do domu. Gdy Paweł jeszcze tego samego wieczora przyszedł, to mu zaraz Amalia powiedziała kto tam był. Kochany Pawle, ja tobie mó wię: iźe dla mnie nie ma innego oprócz cie bie, Paweł był bardzo ciekawy widzieć tego nie znajomego królewicza co to będzie za jeden. Karbinowski rozbójnik przewódca przyjeżdża do swoich kamratów i mówi do nich: Moi mili kamraci, je s t bardzo dobrze, jutro pojedziemy wszyscy i to w tern poźądtu, wy trzech, którzyście dzisiaj ze mną byli, — 14 — zaś jutro ze mną, zaś pojedziecie, a wy ośmiu się rozdzielicie na dwie połowy, to je st po czterech, pierwsi czterech pójdziecie, o dwie ście kroków od tych pierwszych, to będzie cie pilnować, jak pojadzie do zamku, ale mu się nie pokażcie, dopiero ja k pojedzie nazad, ale róbcie jak chcecie, bylebyści mi go ży wego chwycili, a jak go będziecie już mieli, to jeden przybędzie do mnie do zamku H ra biów, bo ja tam zostanę tak długo, aźe przyj dzie który zaś, i będzie trzymał kartkę w ręce i przemówi, iże już jest dobrze, a tak sobie pamiętajcie. Gdy przyszło na wieczór, to się wybrali wszyscy rozbójnik!, a jechali ku zam kowi i kaźy został na swojem miejscu prze znaczonym, tylko Karbinowski ze trzema pojechał do zamku, żeby się mógł z Pa włem zobaczyć. Gdy przyjechał do pałacu zamkowego, to Paweł też zaraz wyszedł bo był bardzo ciekawy widzieć tego królewicza, i dał mu rękę i przyśli do sali zamkowej to sobie rozmajcie rozmawiali i przytem poje dli i popili, gdy przyszła godzina dwunasta, Paweł się wybierał do domu, gdy Amalia to widząc wybiegła za nim i tak go prosiła, kochany Pawle, nie odjeżdżaj dzisiaj.do domu, aże rano, bo się moje serce czegoś lęka, ale Paweł do niej mówi moja kochana, ja jadę z Bogiem, ja się żadnego nie boję, Bóg mi — 15 — będzie na pomocy i siada do karety i odjeż dża do domu. Paweł wpada w ręce rozbójników. CMy się Paweł pożegnał ze swoją miłą kochanką i wsiada do swojej karety i odje żdża, gdy się oddalił dość kawałek drogi w las, aż tu na raz pada wystrzał, jeden i drugi, Paweł się przeląkł i widzi, ja k we wielkiem niebezpieczeństwie się znajduje, bo widzi czterech tęgich męźczyznów, a to byli rozbój niki co on sobie tego nigdy nie myślał ale się długo nie namyślał, i z wielką szybkoś cią wyciąga swój karabin, aby się napastni kom obronić bo uciekać nie mógł, be mu oba konie padły, tylko się bronił odważnie, bo tak strzelał ze swego karabine, źe do sie bie nie dał dostąpić, co ich trzech na raz położył, a tego jednego złapał pod gardło i udusił go, gdy w tym przylatują drudzy czte rech, i skoczęli z wielkim pędem na Pawła powiązali go mocno powrozami i do swojej karety go wrzucili, i tak jechali do swego zam ku rozbójnickiego, trzech jechali pomału, a ten jeden zaraz na koniu jechał nazad do swego przewódcy z odpowiedzią, iźe już jest wypełnione życzenie swego przewodnika. Gdy przewódzca widząc swego posła, który miał w ręku karteczkę z odpowiedzią, ja k się byli — 16 — umówili i zaraz spieszył za niemi czemprędzej, gdy przyjechali z Pawłem do swego zamku. T ak ten, który się był mianował królewiczem, w domu u Hrabiów, to sobie Paweł pomyślał, teraz mi się oczy otworzyły, teraz widzę nie królewicza, ale wielkiego roz bójnika, który do Pawła przemawiał, z wiel ką surowością, teraz jest piękna Amalia moja a nie twoja, teraz tu będziesz od mojej ręki ginął, a to ju tro rano o ósmej godzinie, i prowadzili go do piątego pokoju, gdzie się znajdowały narzędzia mordercze, a na pośrod ku stał wielki gnat, który był ogromnie mocno przykułty do ziemi i tam go mocno przywią zali w łańcuchy i powrozy i pośli spać. Tam także rozbójniki mieli jedną dosyć w latach panią, którą byli chwycili bez dzień, która sobie była na przechadzce, bo była pięknie ubrana, która miała piękny zegarek złoty i łańcuszek i złoty pierścień na palcu to ją też mieli zamkniętą w cdi egiem pokoju kole Pawła, która też miała śmierć naznaczoną w tej samej godzinie co Paweł przewodnik wojskowy. W tym pokoju, gdzie owa Pani była wepchniętą, tam nie było żadnego zam ku zwyczajnego, tylko była sztuczna sprę żyna w progu, o której się żaden więzień nie postrzegł, tak też i owa Pani. Potom się ci rozbójniki jeszcze ujedli, upili i pośli — 17 -— także spać, żeby zaś bez dzień mogli wycho dzić na zdobycz rabierską. Gdy się uciszy ło i już rozbójniki spali, a Paweł wielce zmę czony, prosił Boga; żeby go jeszcze wyra tował z rąk okrutnych zbójców, Bóg go j e dnak wysłuchał, gdy sobie tak rozmyślał, tu na raz, słyszy głos mu bardzo znajomy i to wtem zaraz drugim pokoju. Paweł stoi przy gnacie śm iertelnem , oczekuje godziny śm ierci swojej. A le słyszy na raz takie przerażające słowa, Boże m ó j! Boże mój z wysokiego nieba! że by mój syn wiedział, gdzie ja się znajduję, toby on mnie przyszedł wyratować, Paweł słysząc te słowa, westchnął zprzeraźenia, Boże m ó j! alboź to jest prawda, albo tylko sen, to je st głos mojej matki i odzywa się do tak znajomego głosu. Kto tam jesteś ? i znowu się odzywa, ja jestem matka Paw ła przewo dnika wojskowego, Paweł woła z wielkiem w zruszeniem : Matko moja, ja jestem Paweł syn tw ó j; jeżeli możesz, to pójdź do mnie, a uwolnij mnie z tych więzów, to i ja cię potem uwolnię. Gdy matka słysząc te słowa syna swojego, zaraz padła na ziemię i zem dlała z boleści. Paweł słysząc co się stało, łzy mu wyskoczyły z oczu, lecz gdy matka przyszła do przytomności i poszła do drzwi, — 18 — u których żadnego zamku nie znalazła i za raz padła po drugi raz na ziemię i zemdlała prawie na szczęście udeźyła głową o próg kole odtworu drzwi i zaraz aię drzwi otwarły za tern uderzeniem głowy. Paw eł dopiero wi dząc swoją m atk ę, ale cóż kiedy leży zem dlona na ziemi nie może mu przyjść prędko z pomocą, dopiero jak przyszła do przytom ności, to poszła do niego i zaraz m u poczęła rozwięzywać powrozy, któremi były ręce przy wiązane. Dopiero, gdy miał wolne ręce w ten czas sobie nieco odetchnął, ale łańcuchy, które były koło biodrów jego, były zamknięte, ale on sobie z tego nic nie robił i dołożył wszy stkich sił, od których się zdołał wyratować i zaraz prędko otworzył okno i przywiązał powróz do okna, a matkę swoją wziął na barki swoje i spuścił się na dół, ze swoją m atką i uciekał ile tylko mógł, ażeby jak najprędzej mógł przyjść do swego wojska, ale jeszcze miał dosyć kawał drogi, dopiero, gdy przyleciał do jednego m łynarza i w o ła : młynarzu otwieraj, lecz młynarz na razie go nie poznał, nie chciał otworzyć, bo myślał, źe to są jacyś rabierze, lecz gdy mu się po drugi raz odezwał i podał mu swoje imię, wtedy młynarz wiedział kto tam jest, dopiero prędko otwiera, ponieważ Paweł od tego mły narza brał wszystką żywność, dla swojego — 19 — w ojska. Tak Paweł z wielkim pędem i wiel kim pośpiechem żąda od młynarza konia, któ ry najlepszy, abym mógł jak najprędzej się do mego wojska dostawie, a matka moja tu niechaj jest, aźe tu nazad przyjdę, to się dopiero dowiesz co się stało, bo to jest okro pna rzecz, ale teraz już nie mam czasu, i bierze konia i wsiada na niego i jedzie z wiel kim pędem do swego wojska. P aw eł spieszy ze swojem wojskiem do zam ku rozbójników. G d y przyjechał do swojej arm ije i zaraz kazał zawołać prędko gwałtu, i natychmiast wojsko się spieszyło na miejsce naznaczone, za pół godziny już wszystko stało na pogo towiu, i wszystko ze sobą co trzeba było pusz czają się w drogę, gdy już byli nie daleko zamku, to Paw eł zawołał stanąć i powiedział, w szystkim : gdzie idą i po co i czego się mają trzymać, żeby każdy był baczny, bo idziemy bandę rozbójników zabić. To już każdy wiedział dobrze czego się trzymać, gdy przyśli ku zamkowi, to zaraz bez wszystkiego wrzasku, każdy się na szykował i do koła zamku postawali i każdy pilnował dobrze. Jak wszystko stało dobrze, to Paweł kazał zabębnować i zatrąbić gwałtu, co gdy rabierze słysząc co się dzieje, powyskakiwali wy — 2O —— straszeni i chcą uciekać, ale podaremnie, bo nie było gdzie, gdyż było bardzo dużo woj ska i Paweł zaraz kazał chwycić tego prze wodnika rabierzów, a tych drugich wszystkich kazał postrzelać, a tego przewodnika ja będę sam moją ręką zabijał, co gdy on rozbójnik widząc Pawła zatrWorzył się wielce i wołał głosem w ielkim : ja teraz poznałem dopiero, jaki ja głupi i bije się w czoło i m ów i: ja byłem mądry wczoraj, iźe cię tu dostałem, a tyś był głupi, a dzisiaj, ja jestem głupi, a tyś jest mądry, bo, żebym ja cię był w czoraj zabił, tobych dzisiaj żył, ale tak też ja m u szę ginąć od twojej ręki, Ale P aw eł go kazał mocno powiązać w powrozy i musiał mu od dać wszystkie klucze od jego zamku i po wiedzieć, gdzie się co znajduje i potem mu jeszcze Paweł powiedział, widzisz ty zdrajco, jednak ty będziesz ginął od mojej rę k i, bo jest wola Boga mego, bo już raz byłeś w mo ich rękach, a ty nie wiesz o tern nie pozna łeś mię jakoś pierwszych twoich jedenastu kamratów stracił, zostałeś tylko sam, a tyś mi uciekł to wtedy było twoje szczęście, a moje nieszczęście, ale dzisiaj ci się już szczę ście twe skończyło, tak ja ci dam tak samo, jak ja wisieć przy tym gnacie, bez noc, jak i ja musiałem wisieć i śmierci czekać, aźe dopiero jutro rano o ósmej godzinie będzie - 21 - koniec twój i zaprowadzili go do więzienia do tego samego pokoju, gdzie Paweł wisiał i postawił straż wojskową, dopiero pojechał do domu swego i po drodze zabrał matkę swoją od tegoż młynarza, a opowiedział mu wszystko co się stało. W iesz kochany przy jacielu, jutro rano o godzinie siódmej bądź gotowy, ja k ja tu przyjadę, bo teraz pojadę po moją kochaną Amaliję i po jej ojców Hrabiów, którzy tam mieszkają w tern zielono-grodzie i będziecie wszyscy się przyglą dać śmierci tego rozbójnika Karbinowskiego, który mnie i moją matkę chciał w jednej godzinie zamordować. Grdy przyjechał do zielono-grodu do swojej pięknej Am aliji i jej ojców, którzy niewiedzieli o niczem, co się z Pawłem tej nocy stało, co gdy Paweł zaczął mówić to się wielce polękali, bo im nie mógł tak wszystkiego na jeden raz po wiedzieć, dopiero jak im wszystko dokła dnie powiedział, dopiero się ucieszyli. T e raz Paweł mówi dalej kochani ojcowie i ty kochana A m alio! jutro rano o szóstej godzi nie, pojedziemy do zamku tego nie z n a jo mego królewicza, co tu w czoraj wieczór ze mną rozmawiał i będziecie na ocznemi św iad kami jego śmierci, a ja k się umówili, to Paweł do swego domu odjechał, a na zajutrz rano przyjechał wczas co się też Hrabiowie i j e go kochana Amalia byli przygotowali ną czas i pojechali z nim wszyscy. Najprzód Paweł ze swoją Amalią, potem Hrabiowie ojcowie, matka Paw ła i jeszcze inni Pawłowi, którzy raz byli Pawłowi w pomocy. Gdy tak j e chali po drodze wstąpili też do tego m łyna rza i jechali wszyscy razem k u zamkowi rozbójników, gdy tam zajechali to jeszcze nie było osiem na zegarze i wprowadził ich wszystkich do pokoju, gdzie stał przykuty ten zdrajca, dopiero ja k go wszyscy zoba czyli, wtenczas Paweł przemówił do rozbój nika, teraz już jest ósma na zegarze, obej rzyj sobie jeszcze teraz tę piękną pannę, którąś sobie tak pragnął i rodziców, którycheś tak obełgał, boś się za królewicza przedsta wił, a tyś je st przewodnikiem rozbójników, po tych słowach, kazał go zeblec z odzieży tylko został we spodnich i tak był mocno przywiązany, iźe się nie ruszył i dobył mie cza tego samego, którym on chciał P aw ło wi życie odebrać i za jednem zamachem głowa zbójnika była na ziem i, dopiero po tem kazał wykopać wielki dół i pogrzebać, onego i jego kamratów i potem wszyscy opuścili zamek zbójecki i pojechali kążdy do swego domu, gdy na drugi dzień Paweł się naradził ze swoją kochanką i jej rodzicami i pojechali na furach do zamku i powybie- - Ti - rali wszystko co tam było, było tam bardzo dużo złota i różnych drogich rzeczy, które to rzeczy zostały zachowane na pamiątkę, a złota i srebra też było bardzo dużo, to też Paweł nie zapomniał o swojem wojsku, bo też każdemu dał, co każdy miał pamią tkę aże do śmierci. Paw eł nie czekał dłu go i zaczął się przygotywywać rychło do wesela, i za sześć tygodni potem się oźynił, a wiodąc życie Bogobojne i jego małżonka Amalia, a dziękując serdecznie Bogu za tak cudowne sprawy Jego, źe ich tak cudownym sposobem od śmierci wyratował ich i jego m atkę, z którą bardzo wiele strachu, trudów i niebezpieczeństwa podjął. KONIEC. ' Biblioteka Śląska w Katowicach Id: 0030000448180 I 213479