Analiza i Egzystencja nr 10
Transkrypt
Analiza i Egzystencja nr 10
„Analiza i Egzystencja” 10 (2009) ISSN 1734-9923 ARTYKU£Y STANISŁAW JUDYCKI* FILOZOFIA I CHRYSTOLOGIA Słowa kluczowe: chrystologia, filozofia, wcielenie, dowód ontologiczny, osoba Keywords: christology, philosophy, incarnation, ontological proof, person Cyprysy mówią, że to dla Julietty, Że dla Romea, ta łza – znad planety Spada, i groby przecieka C.K. Norwid There have been men before now who got so interested in proving the existence of God that they came to care nothing for God Himself [...] as if the good Lord had nothing to do but exist! C.S. Lewis Zestawienie słów ‘filozofia’ i ‘chrystologia’ prowadzi do wielu trudności interpretacyjnych. Z jednej bowiem strony nosimy w sobie przeświadczenie, Stanisław Judycki (ur. 1954) prof. dr hab. – Kierownik Katedry Teorii Poznania na Wydziale Filozofii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II; autor książek: Intersubiektywność i czas. Przyczynek do dyskusji nad późną fazą poglądów Edmunda Husserla, Lublin: TN KUL 1990; Umysł i synteza. Argument przeciwko naturalistycznym teoriom umysłu, Lublin: Redakcja Wydawnictw KUL 1995; Świadomość i pamięć. Uzasadnienie dualizmu antropologicznego, Lublin: TN KUL 2004; obszary zainteresowań: epistemologia, filozofia współczesna, filozofia umysłu, teologia filozoficzna. E-mail: [email protected]. * 8 Stanis³aw Judycki że to, co nazywa się chrystologią, jest jednym z działów teologii chrześcijańskiej, z drugiej zaś naturalnie przyjmujemy, że czymkolwiek byłaby poza tym filozofia, to jest ona takim rodzajem myślenia, które – przynajmniej w punkcie wyjścia – nie zakłada prawdy żadnego określonego systemu religijnego i teologicznego1. Odnosząc to wprost do relacji pomiędzy filozofią a chrystologią (teologiczną), twierdzi się, że to, iż Jezus z Nazaretu był Bogiem i Zbawicielem osób ludzkich, może być wyłącznie przedmiotem wiary, a stąd ma wynikać, że filozofia, jako analiza najważniejszych kwestii dotyczących człowieka i świata, analiza zaczynająca się od różnych, szeroko pojętych danych, nie może mieć wiele wspólnego z teologicznymi rozważaniami na temat Jezusa jako drugiej osoby Trójcy Świętej oraz jako Chrystusa. Takie naświetlenie relacji pomiędzy filozofią a chrystologią nie oddaje jednak sprawiedliwości historycznemu stanowi rzeczy. Wiemy przecież, że kształtująca się przez wieki teologia chrześcijańska obszernie wykorzyO’Collins (G. O’Collins, The Incarnation: The Critical Issues, [w:] S.T. Davies, D. Kendall, G. O’Collins (red.), The Incarnation. An Interdisciplinary Symposium on the Incarnation of the Son of God, Oxford: Oxford University Press 2002, s. 1–27) omawia kilkanaście podstawowych problemów, które były i są nadal przedmiotem dyskusji w obrębie chrystologii teologicznej oraz teologii filozoficznej (teologii naturalnej). Są to m.in. następujące zagadnienia: (1) czy wcielenie było jednostkowym wydarzeniem historycznym, czy też wydarzenia biblijne są raczej tylko komunikatem dotyczącym pozahistorycznej prawdy na temat relacji człowieka do Boga: inkarnacja byłaby wyłącznie kwestią stopnia, tzn. Bóg wcielałby się we wszystkich ludzi w tym stopniu, w jakim są oni ‘przepełnieni duchem’; (2) kwestia osobowej preegzystencji Jezusa z Nazaretu jako drugiej osoby Trójcy Świętej: istnieją stanowiska głoszące, że Słowo Boga mogło doznać pełnej personalizacji dopiero przez Wcielenie; (3) utrzymując, że ta sama osoba (to samo indywiduum) może być jednocześnie w pełni Bogiem i w pełni człowiekiem, musielibyśmy stwierdzać coś, co jest logicznie nie do pojęcia: Bóg wcielony musiałby posiadać wzajemnie wykluczające się charakterystyki, tzn. musiałby być jednocześnie wieczny, niezniszczalny, aprzestrzenny z jednej strony, z drugiej zaś byłby temporalny, zniszczalny, zmienny i zdeterminowany przez przestrzeń; (4) elitarność zbawienia wynikająca z jego historyczności: wydaje się, że tylko ci ludzie mogą być zbawieni, którzy mieli okazję poznać treść wiary i według niej postępować, co jednak wystawiałoby wieczne przeznaczenie osób na przypadkowość miejsca dziejowego, w którym przyszło im żyć; (5) czy nie musimy przyjąć, że Jezus z Nazaretu posiadał dwa umysły: umysł boski, który dzielił z pozostałymi dwiema osobami Trójcy Świętej oraz umysł, którym posługiwał się jako człowiek; (6) czy Wcielenie było konieczne – takie stanowisko wydaje się jednak przeczyć głównemu nurtowi świadectw chrześcijańskich, zgodnie z którymi Inkarnacja była wolnym aktem Boga, motywowanym miłością do osób ludzkich. 1 Filozofia i chrystologia 9 stywała pojęcia i teorie filozofii starożytnej, jak też oczywiście dyskusje prowadzone przez Ojców Kościoła i scholastyków średniowiecznych, próbujące zinterpretować naturę Jezusa z Nazaretu jako Boga i jako człowieka, stosowały filozoficzne instrumentarium konceptualne pochodzące m.in. z filozofii Arystotelesa. Spierano się na przykład o to, czy pojęcia substancji i akcydensu nadają się do opisu unii pomiędzy Bogiem i człowiekiem2. Można jednak powiedzieć, że chociaż dyskusje tego rodzaju były filozoficzne, ponieważ polegały na próbach czysto rozumowego rozwiązania pewnego szczególnego zagadnienia teoretycznego, to jednak ich zasadnicza podstawa była konfesyjna i wewnątrzteologiczna: trzeba było po prostu przyjąć, jako założenie (prawdę) wiary, że Jezus z Nazaretu był (jest) identyczny z Synem Bożym, a więc z drugą osobą Trójcy Świętej i dopiero w obrębie tego założenia mogła odbywać się cała reszta rozważań filozoficzno-chrystologicznych. Znowu zatem filozofię i chrystologię dzieliłaby przepaść wiary lub jej braku: filozofia byłaby przedsięwzięciem intelektualnym, opartym wyłącznie na naturalnym rozumie ludzkim, podczas gdy chrystologia, jako dział teologii chrześcijańskiej, także wprawdzie angażowałaby r o z u m n a t u r a l n y, lecz jej ostateczną podstawę stanowiłaby wiara3. 2 „The main Christological difficulty for the medievals lies in their insistence that the human nature of Christ is itself an individual substance, or something very like an individual substance” (R. Cross, The Metaphysics of Incarnation. Thomas Aquinas to Duns Scotus, Oxford: Oxford University Press 2002, s. 37). Według Crossa św. Tomasz z Akwinu odrzucił model ‘substancja – akcydens’, jako mający opisywać relację pomiędzy naturą ludzką a naturą Boga w Chrystusie, gdyż – zgodnie z Arystotelesa teorią substancji – posiadanie akcydensów wymaga, aby ze strony substancji miała miejsce w odniesieniu do akcydensów aktualizacja pasywnej potencjalności, Bóg jest jednak czystym aktem i jako taki nie zawiera w sobie żadnych pasywnych potencjalności. Po drugie, sama ludzka natura jest substancją, a stąd żaden obiekt tego rodzaju nie może być akcydensem. Według Crossa Tomasz rozwiązywał ten problem za pomocą koncepcji unii pomiędzy konkretną całością a konkretną częścią tej całości (tamże, s. 52). 3 W tym kontekście można zwrócić uwagę na następujące formuły (i sugestie ich znaczenia) używane przez X. Tilliette’a: Philosophia Christus – oznaczać ma, że podmiot filozofujący pozostaje pod wpływem wiary w Jezusa z Nazaretu jako Chrystusa; Philosphia Christi (autorem tego wyrażenia był Erazm z Rotterdamu, który pytał, co ma wspólnego Chrystus z Arystotelesem) – Chrystus powinien być pierwszy, jeśli chodzi o sposób konstruowania każdej filozofii; Christus summus Philosophus – przesłanie antropologiczne i teologiczne głoszone przez Jezusa z Nazaretu było najwyższym i najważniejszym ze wszystkich koncepcji filozoficznych; Idea Christi – rozważana przez wielu filozofów (Spinoza, Kant) – to zrealizowana w życiu Jezusa idea dosko- 10 Stanis³aw Judycki Postawiona w ten sposób kwestia relacji pomiędzy filozofią a chrystologią może wydać się dość zaułkowym problemem, jakimś przedsięwzięciem zmierzającym do dodania blasku pewnemu dogmatowi teologicznemu, który przecież, jak ktoś może powiedzieć, sam z siebie stoi na mocnym fundamencie, a mianowicie na fundamencie wiary. Czym jednak jest owa wiara? Nie może tu bowiem chodzić o tzw. ślepą wiarę, a więc o taką sytuację, w której chrześcijanie wierzyliby w boskość Jezusa z Nazaretu, lecz z drugiej strony każda próba czysto rozumowej interpretacji tej wiary albo byłaby niemożliwa, albo prowadziłaby do różnych sprzeczności. Taka ś l e p a w i a r a, taki fideizm wydają się jednak niemożliwe nawet tylko czysto psychologicznie patrząc. Patrząc zaś na ten stan rzeczy z wewnątrz chrześcijaństwa, jest czymś całkowicie nieprawdopodobnym, aby Bóg, będący przecież najwyższym rozumem, wymagał od istot, które stworzył na swój obraz i podobieństwo, właśnie „ślepej wiary” w swoje istnienie i w swój sposób działania w świecie. Stąd zaś należy zasadnie wnosić, że na temat Jezusa z Nazaretu, jako inkarnowanej drugiej osoby Trójcy Świętej, musi się dać coś powiedzieć „czysto filozoficznie”, a więc na podstawie samego naturalnego rozumu, przy czym nie chodzi tu o takie uogólnienie chrześcijaństwa, aby stało się ono uniwersalną religią w obrębie samego rozumu4. Celem natomiast jest to, aby Wcielenie, jego sens, założenia i konsekwencje, rozjaśnić filozoficznie tak dalece, jak to jest możliwe. Opozycja do takiego właśnie postawienia całej tej kwestii wydaje się dość łatwa do przewidzenia. Wierząc w to, w co wierzą, chrześcijanie nie wierzą ślepo, lecz na podstawie Objawienia, a więc na podstawie danych biblijnych pochodzących z pism zarówno Starego, jak i Nowego Testamentu, a to przecież nie jest żadna ‘ślepa wiara’ chociażby z tego powodu, że wymaga rozumienia tego, co w tych pismach zostało przekazane na temat nałego (moralnie i duchowo) człowieka; Scientia Christi – to filozoficzno-teologiczne badania dotyczące historycznej postaci Jezusa, Jego sposobu życia jako człowieka, Jego świadomości itd.; por. X. Tilliette, Le Christ de la philosophie, Paris 1990 i Le Christ des philosophes, Namur 1993. 4 Mam tu na myśli oczywiście dzieło I. Kanta z 1793 r. Religion innerhalb der Grenzen der blossen Vernunft (Religia w obrębie samego czystego rozumu, tłum. A. Bobko, Kraków 1993), w którym Kant interpretuje postać Chrystusa jako ideał dobrego człowieka, tzn. takiego, który postępuje według najwyższych nakazów rozumu. Chrystus, „Syn Boży”, jest „ludzkością (żyjącą w świecie rozumną istotą w ogóle) w jej całej moralnej doskonałości” (Religia, s. 85). Filozofia i chrystologia 11 Boga i na temat człowieka. Zrozumienie tego przekazu, jego doniosłości metafizycznej, antropologicznej i moralnej, może stać się ważnym motywem dla decyzji woli, która stanowi podstawę wiary. Gdy jednak weźmiemy pod uwagę samo pojęcie Boga jako przedmiotu wiary, to cała ta sytuacja teoretyczna komplikuje się. Teksty biblijne mówiące o Bogu jako o stwórcy świata i jako o osobie działającej w dziejach ludzkości stały się punktem wyjścia dla teologów i filozofów chrześcijańskich i to oni w ciągu minionych wieków opracowali t r e ś ć p o j ę c i a B o g a. Nie znaczy to, że biblijna treść pojęcia Boga i treść tego pojęcia będąca wynikiem namysłu teologów i filozofów stoją do siebie w opozycji lub że termin ‘Bóg’ ze względu na treści biblijne odnosi do innego przedmiotu, niż to się dzieje w wypadku treści opracowanych w okresie patrystycznym i scholastycznym, lecz o to, że wieki teologiczno-filozoficznej pracy myślowej rozwinęły i niejako dopowiedziały to, co było zawarte w pismach uważanych przez chrześcijan za natchnione. Pisma te nie były przecież traktatami teologiczno-filozoficznymi. To, że Bóg jest stwórcą świata, jako ‘dana’ biblijna, zostało rozwinięte do postaci tezy o stworzeniu z nicości i tu od razu należało myślowo opracować samo pojęcie stwarzania, pojęcie nicości itd. Podobnie rzecz miała się z innymi atrybutami Boga, np. wszechwiedza, opatrzność, wszechmoc również wymagały teologiczno-filozoficznego rozwinięcia. Za wzorzec spekulatywnego rozwinięcia tego, co ‘zarodkowo’ zawarte jest w tekstach uważanych przez chrześcijan za natchnione, chciałbym uznać podejście św. Anzelma, gdy dowodził on istnienia Boga jako takiego bytu, od którego żaden większy nie da się pomyśleć: Niewątpliwie nikt rozumiejący to, czym jest Bóg, nie może pomyśleć, że Boga nie ma, choćby nawet wypowiadał te słowa w sercu albo bez żadnego znaczenia, albo nadając mu jakieś obce znaczenie. Bóg bowiem jest tym, ponad co nic większego nie może być pomyślane. Ten, kto dobrze to rozumie, doskonale rozumie, że to coś jest w taki sposób, że nawet nie można pomyśleć, że nie jest. Kto więc rozumie, że Bóg w taki sposób jest, ten nie może pomyśleć, że go nie ma5. 5 Anzelm z Canterbury, Proslogion, [w:] Anzelm z Canterbury, Monologion, Proslogion, tłum. T. Włodarczyk, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN 1992, s. 147. 12 Stanis³aw Judycki W ten sposób św. Anzelm biblijne, bardziej kosmologiczne pojęcie Boga, jako stwórcy widzialnego świata, wyniósł na poziom najwyższy, to znaczy zinterpretował akt stworzenia jako różnicę pomiędzy nicością a bytem. Ten sam proces myślowy dotyczył atrybutów Boga, które dzisiaj są oficjalnym przedmiotem wiary chrześcijan6. Sądzę, że w tym właśnie miejscu dochodzi do zgęszczenia się trudności wokół chrystologii teologicznej i – jak odtąd będę mówił – wokół chrystologii filozoficznej. Jeśli weźmiemy pod uwagę tzw. i n t u i c j e a n z e l m i a ń s k i e, a więc jeśli wyjdziemy od takiego pojęcia Boga, w ramach którego jest On bytem nieskończonym, wszechmocnym, wszechwiedzącym, doskonałym moralnie, bytem, który niejako włada istnieniem i nicością, to jak można zrozumieć, że Jezus z Nazaretu był identyczny z Synem Bożym i jako taki był współistotny z samym Bogiem? Gdy uwzględnimy owo, jak można by powiedzieć, bardziej „domowe”, kosmologiczne pojęcie Boga, które obecne jest w Biblii, to nie wydaje się aż tak dziwne nazywanie takiego Boga ojcem, czy można jednak mówić o nieskończoności jako o ojcu? Nie chodzi przy tym głównie o to, że akceptacja inkarnacji tak rozumianego Boga jest niepojęta w świetle pytania, dlaczego doskonała i stwórcza nieskończoność miałaby się wcielić, a więc zdegradować, w takie prawie nic, którym jest człowiek, lecz przede wszystkim o to, w jaki sposób ktoś żyjący na Ziemi mógł twierdzić, że on i Ojciec, a więc nieskończony Bóg, stanowią jedno. Wygląda więc na to, że to właśnie rozum, rozum teologów i filozofów przyczynił się do tej całej trudności chrystologicznej, gdyż tak wysoko spekulatywnie postawił pojęcie Boga. Roszczenie do boskości ze strony Jezusa z Nazaretu było dla oskarżających go w Jego czasach bluźnierstwem, potem jednak stało się ogromnym problemem teoretycznym dla 6 „In contemporary thought about God is a great divide. On one side are those who work in the a priorist, Anselmian tradition, which begins with a purportedly self-evident conception of God as the greatest possible being. This exalted yet simple conception of deity is taken to entail all the divine attributes, and acts as the single most important control on philosophical theology. On the other side of the divide are those who are committed to an a posteriori, empirical, or experiential mode of developing our idea of God. These theologians take as their starting point and touchstone for truth the data of religious experience and biblical revelation. Variations on these two very different procedures of conceptualizing the divine have resulted in a bewildering multiplicity of portrayals of God, ranging from the relatively naïve and anthropomorphic to the utterly abstruse and mysterious” (Th.V. Morris, The Logic of God Incarnate, Ithaca–London: Cornell University Press 1986, s. 74). Filozofia i chrystologia 13 całych pokoleń teologów i filozofów chrześcijańskich. Chciałbym jednak twierdzić, że skoro to spekulatywny rozum św. Augustyna, św. Anzelma, św. Tomasza z Akwinu i innych stał się powodem tego rodzaju trudności, to wyjścia z niej również należy oczekiwać od rozumu rozważającego relację pomiędzy tym, co nieskończone, a tym, co światowe i skończone7. W tym miejscu chciałbym zaproponować następujący podział poruszonych dotąd problemów. Po pierwsze, z punktu widzenia analizy czysto rozumowej, a więc analizy nieodwołującej się do danych Objawienia chrześcijańskiego, mamy problem wykazania istnienia Boga jako stwórcy świata widzialnego i jako stwórcy wszystkich przedmiotów niepodpadających pod ludzkie zmysły. Nie będę tutaj tej kwestii dyskutował, gdyż uznaję, że taki filozoficzny d o w ó d i s t n i e n i a B o g a i Jego podstawowych atrybutów można konkluzywnie przeprowadzić. Osobiście wskazywałbym w tym wypadku na dowód w stylu św. Anzelma, lecz nie wykluczam, że inne drogi rozwiązania tej kwestii również mogą wchodzić w rachubę. W ten sposób otrzymujemy tezę o istnieniu bytu, który jest osobą, który jest nieskończony w aspekcie mocy, jest wszechwiedzący, doskonale dobry i który jest stwórcą świata8. 7 Doktryna na temat Inkarnacji wydaje się prowadzić do przypisania sprzecznych własności jednej i tej samej rzeczy: np. ta sama rzecz ma być ograniczona, jeśli chodzi o moc, a jednocześnie posiadać moc nieograniczoną. Bycie ograniczonym i bycie nieograniczonym co do mocy są własnościami sprzecznymi i obie te własności są przypisywane Chrystusowi. Jednym z tradycyjnych sposobów wyjaśnienia tej trudności jest, stosowane także przez Tomasza z Akwinu (Summa theologiae III, 16, 10–12), odwołanie się do tzw. zdań reduplikatywnych: wszechmoc jest orzekana o boskiej naturze Chrystusa, natomiast brak wszechmocy jest orzekany o Jego ludzkiej naturze: Chrystus jako Bóg jest wszechmocny, natomiast jako człowiek nie jest. Stąd też – zgodnie z formułą Chalcedonu – atrybuty, które są niezgodne ze sobą, zostają od siebie oddzielone w inkarnowanym Chrystusie ze względu na to, że istnieją w Jego dwóch różnych naturach. Na temat trudności wynikających z takiego rozwiązania por. P. van Inwagen, Incarnation and Christology, [w:] E. Craig (red.), The Routledge Encyclopedia of Philosophy, New York: Routledge 1999, s. 725–732; E. Stump, Aquinas’ Metaphysics of the Incarnation, [w:] S.T. Davies, D. Kendall, G. O’Collins (red.), The Incarnation, s. 197–218. 8 Dowód ontologiczny można zinterpretować w następujący sposób: (1) Posiadam ideę Boga (ideę bytu najdoskonalszego), (2) Istnienie jest doskonałością, (3) Istnienie należy do istoty Boga, (4) Nie mogę pomyśleć Boga jako nieistniejącego, (5) Bóg istnieje. Por. na ten temat S. Judycki, Sceptycyzm i dowód ontologiczny, „Analiza i Egzystencja” 1(2005), s. 9–29 i Dwa aprioryczne dowody na istnienie Boga, „Internetowe Czasopismo Filozoficzne Diametros”, www.diametros.iphils.uj.edu.pl (IV 2005) oraz I. Ziemiński, 14 Stanis³aw Judycki Po drugie, dopiero w tym miejscu pojawia się dla rozumu ludzkiego problem chrystologii filozoficznej. Jednym z jej pytań jest to, czy Bóg posiadający wymienione wyżej atrybuty, a więc Bóg zgodny z anzelmiańskimi intuicjami, mógł tak blisko wejść w swoje stworzenie, że zmuszeni jesteśmy nazwać to wejście Wcieleniem? Odpowiedź jest jednak prosta i twierdząca: tak, mógł to zrobić, a to wynika z samego pojęcia wszechmocy, która – zgodnie z anzelmiańskim dowodem – jest Jego atrybutem. Ta konstatacja przeprowadza nas do właściwego i zasadniczego pytania: c z y W c i e l e n i e m u s i a ł o s i ę d o k o n a ć? Inaczej to przybliżając – czy do pojęcia Boga zgodnego z wyznaniem wiary chrześcijan oraz jednocześnie do pojęcia Boga wypracowanego przez teologię i filozofię chrześcijańską koniecznie należy idea wcielenia? Po trzecie, w centrum chrześcijańskiej chrystologii filozoficznej znajduje się pytanie, czy można jakoś argumentować, że to właśnie człowiek nazywany Jezusem z Nazaretu, tak jak go przedstawia Nowy Testament, był Bogiem, a dokładniej, czy był Synem Bożym, a więc drugą osobą Trójcy Świętej? W ten sposób zakładam, że jest jeden Bóg w trzech osobach, lecz sądzę, że również i to zagadnienie da się dyskutować w obrębie naturalnego rozumu9. Mamy więc do rozważenia dwie główne kwestie: czy do idei Boga należy koniecznie idea wcielenia? oraz: czy Jezusa z Nazaretu należy uznać za inkarnowanego Boga? W tym punkcie potrzebne są jednak istotne uwagi metodologiczne. Jak wiadomo, dowód istnienia Boga w duchu św. Anzelma bierze za punkt wyjścia wyłącznie pojęcie Boga jako bytu, od którego żaden większy nie da się pomyśleć. Do pojęcia bytu najdoskonalszego należy również jego istnienie (jako jedna z jego doskonałości) i – dalej – gdy myślimy pojęcie bytu najdoskonalszego, to musimy także pomyśleć, że on i s t n i e j e , gdyż myśląc pojęcie Boga bez przyjęcia istnienia przedmiotu tego pojęcia, nie odnosilibyśmy się do bytu rzeczywiście najdoskonalszego. Wiadomo, jak paradoksalne jest to rozumowanie i że w ciągu wieków filozofowie podzielili się na zwolenników tego dowodu, nazwanego dowodem Ontologiczny dowód na istnienie Boga, [w:] T. Gadacz (red.), Religia. Encyklopedia PWN, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN 2003, t. 7, s. 421–425; por. też J.H. Sobel, Logic and Theism. Arguments For and Against Beliefs in God, Cambridge: Cambridge University Press 2004. 9 Na temat filozoficzno-teologicznych aspektów dogmatu o Trójcy Świętej por. S.T. Davis, D. Kendall, G. O’Collins (red.), The Trinity. An Interdisciplinary Symposium on the Trinity, Oxford: Oxford University Press 1999. Filozofia i chrystologia 15 ontologicznym, i na przeciwników jego mocy dowodowej. Tutaj, zakładając poprawność tego rozumowania, chciałbym zwrócić uwagę, że dowód ten jest dowodem apriorycznym, to znaczy wychodzi się w nim nie od świata zmysłowego, od kosmosu, lecz jego punktem wyjścia jest wyłącznie samo pojęcie lub idea Boga. Jeżeli jednak dowód ontologiczny jest poprawny i jeżeli – co trzeba będzie próbować wykazać – również Wcielenie należy do idei Boga, to nie tylko nie da się pomyśleć pojęcia Boga bez akceptacji Jego istnienia, lecz także nie da się pomyśleć pojęcia Boga bez akceptacji Jego Wcielenia. W oczywisty sposób wszystko zależy tu od tego, jak zinterpretujemy pojęcie stworzenia rzeczy widzialnych i niewidzialnych, a więc w tym sensie stworzenie świata. Samo bowiem stworzenie świata można przecież byłoby uznać za rodzaj wcielenia. O ile zatem pierwszy i drugi problem dopuszczają rozwiązanie aprioryczne i koniecznościowe, to znaczy za pomocą odwołania się do samego pojęcia lub idei Boga, o tyle, przynajmniej zgodnie ze spontaniczną intuicją, wydaje się, że trzecia z wyżej wymienionych kwestii, to znaczy pytanie, czy Jezus z Nazaretu był Bogiem, nie dopuszcza takiego apriorycznego i koniecznościowego rozwiązania. Trzeba będzie to poddać rozważaniu. Gdyby jednak nawet tak było, to z tego nie wynika, że nie mogą istnieć inne argumenty wspierające przekonanie o boskości Jezusa z Nazaretu. Przechodzę zatem do pierwszego pytania: czy do idei Boga należy z konieczności idea wcielenia? Bóg chrześcijan jest osobą. B y c i e o s o b ą jest z pewnością jedną z doskonałości, a więc jest ono pociągane przez intuicje anzelmiańskie oraz przez sam dowód w duchu Anzelma. Dzieje się to w ten sposób, że pojęcie Boga jest pojęciem bytu, od którego żadnego większego nie da się pomyśleć, a więc oprócz tego, że pojęcie to zawiera istnienie przedmiotu, do którego się odnosi, to zawiera również taką doskonałość, jaką jest bycie osobą. Jeśli dowód Anzelma jest konkluzywny, to z pojęcia Boga wynika nie tylko Jego istnienie, ale też i to, iż jest On osobą. Z kolei zaś nasza, ludzka interpretacja tego, co to znaczy być osobą, obejmuje m.in. następujące zasadnicze składniki: bycie istotą samoświadomą i rozumną, posiadanie wolnej woli oraz dysponowanie zdolnością do reagowania na różnego rodzaju wartości10. 10 U podstaw tych określeń znajduje się oczywiście sławna definicja osoby sformułowana przez Boecjusza: osoba jest indywidualną substancją rozumnej natury (persona est rationalis naturae individua substantia). Określenie to, wielce dyskutowane przez całe 16 Stanis³aw Judycki Musimy przypisać Bogu posiadanie takich właśnie atrybutów, jeżeli w ogóle chcemy mówić o tym, że jest On bytem o charakterze osoby i musimy to zrobić niezależnie od przypuszczenia, że bycie osobą w wypadku Boga może implikować posiadanie innych, nieznanych nam cech bytu osobowego, jak również niezależnie od przypuszczenia, że samoświadomość, rozumność, posiadanie wolnej woli oraz zdolność do reagowania na różnego rodzaju wartości są istotnie spotęgowane w wypadku takiej osoby, którą jest Bóg. Twierdzę zatem, że jeśli to uznajemy, to musimy również uznać, że Wcielenie musiało się dokonać. Argument, który teraz przedstawię, w swoim pierwszym kroku będzie miał charakter aksjologiczny. Czy możemy sobie pomyśleć, że doskonale dobra osoba zostawiłaby w opresji stworzone przez siebie osoby, zostawiłaby bez własnego udziału w tym, co stało się ich udziałem? Można to ująć tak, że chociaż stworzenie świata było wolnym aktem, to Wcielenie było konieczne, a chodziło w nim o p o g o d z e n i e n i e s k o ń c z o n o ś c i z e s k o ń c z o n o ś c i ą11. Czy Bóg zasługiwałby na miano bytu doskonałego, to znaczy takiego, od którego nie da się pomyśleć wieki, wyznaczyło zbiór cech uznawanych za determinujące bycie osobą: substancjalność, indywidualność, rozumność, ale też podkreślane przez autorów średniowiecznych: wolność i niekomunikowalność (incommunicabilitas). Wszystkie te cechy osoby skłaniały do wniosku, że istota, która je posiada, wyposażona jest tym samym w szczególny rodzaj godności w hierarchii wszystkich istnień (supereminens dignitas). 11 Jednym z niewielu myślicieli średniowiecznych, którzy stali na stanowisku, że Wcielenie miałoby miejsce nawet wtedy, gdyby nie doszło do grzechu pierworodnego, był R. Lull (1232–1316). Doniosłość filozoficzna tej koncepcji polega na tym, że Inkarnacja nie jest w takim wypadku jakimś środkiem ad hoc ze strony Boga, jej ostateczny powód nie znajduje się w czymś kontyngentnym, lecz stanowi ona najwyższe wypełnienie sensu stworzenia, a także pełną realizację istoty Boga. Według Lulla wraz ze stworzeniem pojawia się różnica pomiędzy tym, co skończone, a tym, co nieskończone, istnienie takiej różnicy przeczy jednak godności Boga, a jedynym sposobem jej przezwyciężenia jest połączenie nieskończoności ze skończonością w naturze Chrystusa. Przezwyciężenie tej różnicy było od samego początku zaplanowane wraz z gotowością do Wcielenia. Wprawdzie sam akt stworzenia był aktem wolnym, to jednak Wcielenie było już konsekwencją stworzenia. Przed Lullem pogląd tego rodzaju głosił Rupert von Deutz (ok. 1070–1130) oraz Honorius Augustodunensis (zm. ok. 1151). Według Bonawentury (1221–1274) kwestia ta musi pozostać otwarta, zgodnie bowiem z rozumem należałoby przyjąć niezależność Wcielenia od grzechu pierworodnego, przeciwne stanowisko bardziej jednak odpowiada pobożności. Św. Tomasz z Akwinu (1225/1227–1274) wypowiedział się negatywnie na ten temat. Po Lullu, chociaż za pomocą innych argumentów, stanowiska o absolutnej konieczności Inkarnacji bronił Jan Duns Szkot (1266–1308); por. J. Judycka, Wiara i rozum w filozofii Rajmunda Lulla, Lublin: Wydawnictwo KUL 2005, s. 60–61; Filozofia i chrystologia 17 żaden większy, gdyby sam nie wziął udziału w losie swoich stworzeń? Odpowiedź wydaje mi się wręcz oczywista: tak jak my, ludzie, nie uważalibyśmy kogoś za dobrego moralnie, gdyby ten ktoś zostawił swojego przyjaciela w trudnej sytuacji, z taką samą oczywistością należy przyjąć, że Bóg wiedział, iż stworzenie świata, a więc stworzenie skończoności i skończonych osób, pociąga za sobą konieczność Wcielenia. Ten argument może się wydać mało przekonywający, gdyż wychodzi od ludzkich przeświadczeń aksjologicznych dotyczących tego, czym jest hierarchia wartości, oraz zakłada, że pewnej określonej hierarchii wartości muszą się podporządkować nie tylko wszystkie skończone osoby, lecz także Bóg. Żeby wzmocnić siłę tego argumentu, trzeba zastanowić się nad samym pojęciem doskonałości. Bóg jest rzeczywiście doskonały, ponieważ bierze udział w losie tego, co skończone. Nie chodzi tu tylko o implikację aksjologiczną, która obowiązuje i nas, i Jego, jak również wszystkie skończone osoby pozaludzkie. Chodzi tu o coś więcej, a mianowicie o samo p o j ę c i e d o s k o n a ł o ś c i. Ta istota może być nazwana doskonałą, która nie tylko jest nieskończenie mocna, wszechwiedząca, posiadająca nieskończoną pełnię idealnie zrealizowanych różnorakich własności itd., lecz również, która jest taka, że zna, na podstawie bezpośredniego doświadczenia, czym jest cierpienie, a ogólniej, która potrafi doświadczyć ‘głębi’ skończoności w postaci cierpienia. Nie da się jednak cierpieć nie cierpiąc, nie jest możliwe cierpienie na niby, wczucie w cierpienie nie jest także rzeczywistym cierpieniem – wszystkie te niemożliwości są niemożliwe nawet dla istoty wszechmocnej12. Jest to podobne do kwestii bezpośredniego doświadczenia tzw. prostych jakości, których przykładem mogą być barwy. Wydaje się, że nawet V. Hösle, Einführung, [w:] Raimundus Lullus. Die neue Logik. Logica Nova, hrsg. von Ch. Lohr, Hamburg 1985, s. X–LXXXVI. 12 Mówiąc tu o niemożliwości, mam na myśli niemożliwość dotyczącą tzw. potentia absoluta, a nie tylko potentia ordinata, chociaż oczywiście zachowuje wagę argument (wysuwany m.in. przez Descartesa), że ze względu na skończoność naszego umysłu nie możemy twierdzić, iż wiemy, że takie rzeczy, jak np. obowiązywanie zasady niesprzeczności nie mogą być przez absolutną wszechmoc Boga w jakiś sposób zniesione; por. W.J. Courtenay, Capacity and Volition. A History of the Distinction of the Absolute and Ordained Power, Bergamo: Pierluigi Lubrina Editore 1990; G. van den Brink, Almighty God. A Study of the Doctrine of Divine Omnipotence, Kampen: Kok Pharos Publishing House 1993. 18 Stanis³aw Judycki istota wszechmocna nie jest w stanie widzieć, załóżmy, barwy niebieskiej inaczej niż my, gdyż niebieski nie ma żadnej ukrytej natury, którą istota ta mogłaby zmieniać. Wszechmocny Bóg mógłby wprawdzie skorelować niebieski z dowolnym rodzajem fal elektromagnetycznych, jak również z dowolną konstytucją fizyczną dowolnego doświadczającego podmiotu, mógłby również ‘zawiesić’ niebieski w otoczeniu ‘czystej nicości’, to znaczy bez żadnego powiązania z jakimikolwiek przedmiotami fizycznymi, lecz nie mógłby zmienić jego prostej natury w tym sensie, że jeśli chciałby widzieć niebieski, to musiałaby widzieć to, co my widzimy. Cóż bowiem innego miałby widzieć? Stąd zaś Wcielenie Boga w swoje stworzenie musi polegać na jego rzeczywistej bliskości z naszym losem, czyli na doświadczeniu tego, czego my doświadczamy. Należy w tym momencie zastrzec, że ustawiając w ten sposób kwestię Wcielenia, nie podpisuję się pod tymi wszystkimi nowymi koncepcjami, które osłabiają doskonałość Boga, twierdząc, że rozwija się On ze stworzonym przez siebie światem, że z nim współcierpi13. Bóg jest całkowitą i doskonałą pełnią, lecz właśnie jedną z Jego doskonałości jest znajomość cierpienia poprzez bezpośrednie doświadczenie. Wyciągając to na poziom abstrakcyjnego języka filozofii: doskonała i nieskończona pełnia jest tylko wtedy rzeczywiście pełnią i tylko wtedy jest doskonała, gdy partycypuje w tym, co skończone i niedoskonałe. Jest to w pewnym sensie o d w r ó c e n i e P l a t o ń s k i e j k o n c e p c j i p a r t y c y p a c j i, zgodnie z którą rzeczy niedoskonałe są tym, czym są dlatego, że partycypują w bycie idealnym (w ideach). Platonowi, który był filozofem przedchrześcijańskim, nie mogło przyjść do głowy, iż trzeba to uzupełnić w odwrotnym kierunku: prawdziwa 13 „We can also experience God as fully actual, which Whitehead calls God’s «consequent nature» because it is responsive to the happenings in the world. Far from being characterized by impassibility, God is the «great companion – the fellow-sufferer who understands»” (D.R. Griffin, Process Theology, [w:] Ph.L. Quinn, Ch. Taliaferro (red.), A Companion to Philosophy of Religion, Cambridge, MA: Blackwell Publishers 1997, s. 139. Zapoczątkowany pracami A.N. Whitheada (1861–1947) [Process and Reality (1929), New York: Free Press 1978] oraz Ch. Hartshorne’a (1897–2000) [Man’s Vision of God and the Logic of Theism, New York: Harper & Row 1941; The Divine Relativity: A Social Conception of God, New Haven: Yale University Press 1948] nurt tzw. teologii (filozofii) procesu zmienił bardzo wiele cech przypisywanych Bogu przez tradycyjną teologię i filozofię, a jego przedstawiciele twierdzą m.in., że natura Boga rozwija się wraz z procesami zachodzącymi w świecie, negują koncepcję stworzenia świata z nicości, indywidualną nieśmiertelność. Filozofia i chrystologia 19 doskonałość jest w stanie brać udział w tym, co niedoskonałe. Platoński kierunek partycypacji został w filozofii chrześcijańskiej wprawdzie zachowany, bo nadal rzeczy stworzone istnieją tylko dlatego, że biorą udział w swoich wzorach w umyśle Boga, lecz został istotnie uzupełniony: nieskończony Bóg dlatego jest doskonały, ponieważ bierze udział w tym, co skończone, i to bierze udział rzeczywiście, przez absolutną bliskość ze skończonością, a tą bliskością jest cierpienie. Stąd też Inkarnacji Boga nie należy pojmować w świetle faktu, że stworzył On świat i że świat, jako ucieleśnienie Jego planu, jest w tym sensie Jego ciałem. Ucieleśnienie, jakim jest stworzenie świata, nie jest Inkarnacją, gdyż nie jest rzeczywistym zejściem (descensio) do ‘głębi’ skończoności stworzenia. Powyższe ‘abstrakcje’ można nieco ożywić takim oto wskazaniem. Gdyby Bóg był wyłącznie wszechmocną i nieskończoną pełnią różnorakich własności, to nie zasługiwałby na żaden rodzaj czci. Można byłoby się Go wyłącznie bać, ale nigdy czcić. Cześć oddawana przez chrześcijan Bogu widzianemu w osobie Jezusa z Nazaretu zawiera rzadko chyba uświadamiany wyraźnie (a podstawowy moim zdaniem) element, a mianowicie to, że ś w i ę t o ś ć B o g a polega na niewyobrażalnym dla nas doświadczeniu, jakim musi być przejście przez próbę skończoności. Ta cześć jest jednocześnie poczuciem naszej wspólnoty z Bogiem w tym przejściu. Otóż śmiem twierdzić, powołując się na biblijną wypowiedź, że człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga, iż my również musimy ‘zejść’ z nieskończoności do skończoności, aby osiągnąć ‘kartę wstępu’ do Królestwa Bożego. W ten sposób przechodzę do drugiej i zasadniczej części argumentu na rzecz tego, że Wcielenie było konieczne. Przyzwyczailiśmy się myśleć o dziejach relacji pomiędzy Bogiem a człowiekiem w kategoriach kosmicznych w ten sposób, że Bóg stworzył świat wraz z wodą, drzewami, słońcem i księżycem i pośród tych – ładnych skądinąd – ‘dekoracji’ umieścił ludzi. Jednak dzieje relacji pomiędzy Bogiem a innymi osobami mogłyby się rozegrać w dowolnym świecie je otaczającym, gdyż w dziejach tych chodzi wyłącznie o kwestię osób i o przezwyciężenie ich egoizmu. Osobę ludzką można nazwać ‘małą nieskończonością’, ponieważ jej struktura i sposób działania polegają na tym, że jest ona w stanie przekroczyć każdą daną, może wszystko podać w wątpliwość, nawet największe oczywistości z dziedziny elementarnej logiki i matematyki. Nasze zdolności do przetwarzania różnego rodzaju danych, do rozumienia różnych treści, do rozwiązywania różnych problemów itd. są niewątpliwe skończo- 20 Stanis³aw Judycki ne, lecz nasza zdolność do świadomego, myślowego przekroczenia każdej treści i każdej tezy nie podlega żadnym ograniczeniom i w tym sensie jest (potencjalnie) nieskończona. Jednak nie to jest decydujące. Ta formalna zdolność do myślowego przekroczenia jakichkolwiek danych, norm, zasad czy przedmiotów zawiera w sobie drugi podstawowy element, którym jest dążenie do przedmiotu, do którego się odnosimy. Dążenie to, określane w tradycji takimi terminami jak conatus czy appetitus, posiada strukturę dwubiegunową14. Z jednej strony osoba dąży do tego, aby każdy obiekt, każdą daną, każdy byt itd. przywłaszczyć sobie chociażby w tym sensie, że dąży do tego, aby je poznać i jako poznane posiadać. Z drugiej strony to dążenie do asymilacji każdego obiektu, ‘pęd’ do posiadania i używania, do przyjemności płynącej z każdego posiadania, ma przeciwwagę w drugim biegunie. Na poziomie duchowej samoświadomości to egoistyczne dążenie jest równoważone przez fascynację i podziw dla obiektu dążenia. Znaczy to, również na poziomie duchowym, że jedynym przedmiotem, który może wyzwolić rzeczywistą fascynację i podziw, jest inna osoba, a więc, jak tu się wyrażam, inna ‘m a ł a n i e s k o ń c z o n o ś ć’. Fascynację strukturami podobnymi do nas można nazwać quasi-miłością. Quasi-miłość równoważy dążenie zmierzające do posiadania i używania każdej rzeczy. Jedną z wzorcowych ilustracji tego rodzaju dwubiegunowego dążenia mogą być opisy samoświadomości Hansa Castorpa z Czarodziejskiej góry Tomasza Manna. Fundamentalna struktura osób ludzkich i pozaludzkich sprawia, że są one ośrodkami niczym nieograniczonego egoizmu. Nie chodzi przy tym wyłącznie o egoizm w potocznym znaczeniu tego słowa, lecz o to, że struktura bycia osobą polega na ‘ściąganiu’ do siebie wszystkiego, na używaniu i na przyjemności płynącej z tego używania. Wydaje się, że z jednej strony struktura, jaką jest samoświadoma osoba, jest najbardziej wyrafinowaną strukturą, jaką da się pomyśleć, z drugiej zaś, gdyby ją pozostawić w takiej formie, którą faktycznie posiada, to byłaby to struktura najbardziej przewrotna. Mam tu na myśli na przykład to, że potrafimy działać motywując nasze działanie miłością do innych osób, podczas gdy w rzeczywistości zwycięża w nas dążenie do zawłaszczenia, do posiadania i do używania. Nasze działania motywujemy też często poświęceniem dla innych, podczas 14 Por. J. Nieraad, Conatus, [w:] J. Ritter (red.), Historisches Wörterbuch der Philosophie, Basel: Schwabe & Co Verlag 1971, t. 1, kol. 1028–1029. Filozofia i chrystologia 21 gdy w rzeczywistości chodzi nam o przyjemność czerpaną ze świadomości, że się poświęcamy. D ą ż e n i e (conatus), zawarte w strukturze ‘małej nieskończoności’ osoby, nie jest czymś wyłącznie kosmicznym, lecz ma charakter akosmiczny, a więc w pewnym sensie absolutny. Przecież możemy myśleć w następujący sposób, niejako okazując absolutną moc osoby: „Cóż – kosmos jest taki, jakim go znamy, ale mógłby być inny, może istnieć wiele różnych kosmosów”. Ciągle po cichu stosujemy też taką figurę myślową: „Tak, on (ona) jest dla mnie jedyny (jedyna), lecz ostatecznie zawsze chodzi o mnie”. Jesteśmy jednak jeszcze mocniejsi, możemy bowiem pomyśleć tak: „Cóż – nieskończony Bóg, ale ja Go nie muszę chcieć, mam własne cele” itd. Osoby są nie tylko małymi nieskończonościami, są także absolutne. W swojej potencjalności do przekraczania wszystkiego są centrami absolutnego egoizmu. Wydaje się, że absolutność egoizmu, przewrotność funkcjonowania samoświadomości oraz quasi-miłość, jako fascynacja bytami podobnymi do nas samych, mogą zostać przezwyciężone tylko przez udział w takim cierpieniu, które ze względu na swoją wielkość nie dopuszcza, wspominanej przed chwilą, manipulacji motywacją, ani też nie da się przekroczyć powiedzeniem w rodzaju: „Cóż – mogę przez to przejść, ale czy to ma jakieś znaczenie?”. Stwarzając osoby, bo to jest ten ważny i prawdziwy sens Stworzenia, w porównaniu z którym cała reszta wirujących w przestrzeni atomów i ich konfiguracji jest tylko nic nieznaczącym dodatkiem, Bóg powołał do istnienia wielość potencjalnie nieskończonych ośrodków egoistycznej aktywności. Rezultatem mogła być tylko wojna wszystkich ze wszystkimi, co widzimy na co dzień. Z dotychczasowych rozważań prześwieca ponury obraz uniwersum osób ludzkich i pozaludzkich w stanie permanentnego dążenia do posiadania i używania. Skąd jednak bierze się – jak o tym mówi fragment wiersza Norwida – ta łza dla Romea i dla Julietty, co znad planety spada i groby przecieka? To jest ‘ł z a W c i e l e n i a’, które ze względu na pomieszanie prawdziwej spontanicznej miłości z egoizmem i fascynacją inną osobą lituje się nad takimi jak my osobami i stara się je uratować, dając im wzór. „Łza, która groby przecieka” – nie jest to ze strony Boga decyzja uratowania od zagłady światowej, zwanej śmiercią, tych ośrodków egoizmu, jakimi są osoby ludzkie. Zachowanie tego rodzaju osób na wieczność byłoby godne najwyższego potępienia. Tą łzą jest Wcielenie, które w Bogu jest permanentną, pozaczasową, zawsze zrealizowaną doskonałością, a dla nas musiało pojawić się w czasie. 22 Stanis³aw Judycki Wcielenie należy więc do istoty Boga, do jego pojęcia czy idei. P o z a t e m p o r a l n a i n k a r n a c j a sprawia, że Bóg jest godny czci jako ten, który od zawsze przekroczył absolutny egoizm wbudowany w strukturę każdej osoby. Jest On godny czci również jako ten, który w czasie, przez konkretne i jednostkowe cierpienie, uczestniczył w losie swojego stworzenia. Bóg chrześcijan nie jest samomyślącym własną doskonałość absolutem Arystotelesa, nie jest żadnym demiurgiem, zachowującym dystans do całej konstrukcji świata, nie jest pozaświatową prajednią Plotyna, którą ‘wylewa’ swoje istnienie. Jest On natomiast doskonały pełnią atrybutów, wśród których znajduje się inkarnowane uczestnictwo w świecie15. Jedyną rzeczą, którą Bóg zna, lecz w niej nie uczestniczy, jest z ł o. Zna On zło, ponieważ zna wszystko, lecz nigdy nie spełnia aktów złej woli. Przez zło rozumiem tutaj właśnie złą wolę, to znaczy dążenie do szkodzenia innym osobom i w związku z tym można powiedzieć, że cierpienie nie jest złem, choć oczywiście zostaje zachowane potoczne rozumienie cierpienia jako czegoś – w nieokreślonym bliżej znaczeniu – złego. Ujmując to bardziej precyzyjnie, trzeba powiedzieć, że cierpienie jest neutralne moralnie, może stać się okazją do aktów złej lub dobrej woli. Bóg nigdy nie uczestniczy w spełnianiu aktów złej woli, co jest udziałem niedoskonałych osób ludzkich i pozaludzkich16. W tym miejscu potrzebny jest ponowny namysł nad pojęciem doskonałości. Gdy myślimy o doskonałości Boga, bardzo ważne jest o d r ó ż n i e n i e McCord Adams definiuje ‘okropne zło’ (horrendous evil) lub okropieństwa (horrors) w następujący sposób: „I define ‘horrors’ as ‘evils participation in (the doing or suffering) which constitutes prima facie reason to doubt whether the participant’s life could (given their inclusion in it) have positive meaning for him/her on the hole” (M. McCord Adams, Christ and Horrors. The Coherence of Christology, Cambridge: Cambridge University Press 2006, s. 32). Według McCord Adams bliskość Boga ze światem, zrealizowana w Chrystusie, jest odpowiedzią na problem zła (w tym też okropnego zła) i cierpienia, ponieważ: „Divinity is a good incommensurate with both created goods and created evils [...] So also victims of horror from the vantage point of heaven, when they recognize how God was with them in their worst experiences, will not wish to eliminate any moments of intimacy with God from their life histories” (tamże, s. 40). McCord Adams podkreśla te wszystkie elementy wiary chrześcijańskiej dotyczące Jezusa z Nazaretu jako Boga i Syna Bożego, w których widoczna jest bardzo bliska wspólnota pomiędzy Jego życiem a naszym. 16 Por. S. Judycki, Co wiemy o istocie dobra?, „Roczniki Filozoficzne” 55, 2 (2007), s. 21–41. 15 Filozofia i chrystologia 23 p o m i ę d z y z n a j o m o ś c i ą c z e g o ś a s p e ł n i a n i e m c z e g o ś. Bóg zna wszystko, zna również rzeczy traktowane przez nas jako niedoskonałe, nieużyteczne, zdegradowane lub brzydkie, powiedzmy, spróchniałe drzewa, rozbite żaglowce, twarze starych ludzi, brudne zakamarki miast itd. Jego wiedza na ten temat jest pełna, czyli doskonała. Wie na przykład w pełni, jak to jest być starym człowiekiem. Ta właśnie pełna znajomość nawet rzeczy niedoskonałych czyni Go istotą najdoskonalszą. Jedyny wyjątek stanowi w tym zła wola, czyli zło: Bóg zna zło, lecz nigdy nie spełnia aktów złej woli, to znaczy nigdy nie dąży do wyrządzenia krzywdy swojemu stworzeniu. Poza tym wyjątkiem, jak jednak doniosłym, bierze On, poprzez swoją doskonałą wiedzę, udział w losach wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych. W tym też sensie Inkarnacja Boga jest pozatemporalna i należy do Jego idei. Na możliwy zarzut, że skoro Wcielenie należy do idei Boga, to czy nie wynika stąd, że stworzenie świata było konieczne, można odpowiedzieć w następujący sposób. Sądzę, że transcendencja Boga w stosunku do stworzenia może zostać poprawnie zinterpretowana wyłącznie za pomocą pojęć mocy i wolności. Transcendencja mocy polega na tym, że Bóg przekracza swoją mocą wszystko, co stworzył. Transcendencja wolności polega natomiast na tym, że stworzenie dokonało się w wyniku wolnego aktu woli, a nie pod jakimkolwiek przymusem ontycznym. Jeżeli nawet powiemy, że Bóg musiał stworzyć świat w wyniku konieczności, którą narzucała mu Jego własna istota, a tą istotą była miłość, jako dążenie do dzielenia się ze stworzeniami pełnią swoich atrybutów, to jednak można zwrócić uwagę, że konieczność ta musi być wyjątkowa, to znaczy musi mieć t r a n s m o d a l n y charakter, a więc musi przekraczać wszystkie paradygmatyczne dla nas, ludzi, pojęcia konieczności, możliwości i wolności17. Gdyby nawet Bóg odwiecznie współ- 17 Mówienie o konieczności lub o wolności Wcielenia posiada istotne ograniczenie, które wynika z naszych, ludzkich możliwości rozumienia terminów modalnych wtedy, gdy odnosimy je do Boga. Wydaje się, że konieczność czegoś ujmujemy na dwa podstawowe sposoby. Po pierwsze, przez intuicyjne uchwycenie relacji pomiędzy określonymi treściami lub napisami i stwierdzenie, że te treści lub napisy znajdują się w takich powiązaniach, że powiązania te nie mogłyby (sensownie) być inne. Gdy ujmujemy na przykład napis a = b, to jako intuicyjnie konieczny pojawia się nam napis b = a. Po drugie, pojęcie konieczności, dotyczące świata empirycznego (fizycznego), zawsze jest zrelatywizowane do poznawczego ujęcia jakichś warunków poprzedzających określone zdarzenie (proces) i ze względu na te warunki nazywany to zdarzenie (proces) koniecz- 24 Stanis³aw Judycki istniał ze swoim stworzeniem, a więc gdyby świat był wieczny, to nawet ten brak czasowego pierwszeństwa nie przeczyłby istnieniu ontycznego pierwszeństwa Boga w stosunku do świata, jak też Jego transcendencji wobec świata18. Gdyby świat był wieczny, to Bóg nie byłby czasowo uprzedni wobec świata, lecz mimo to zachowywałby pierwszeństwo w stosunku do świata, pierwszeństwo ontyczne, które wynika z transcendencji mocy. Interpretacja filozoficzna stwierdzająca, że wcielenie było konieczne, co ma wynikać z potrzeby pogodzenia nieskończoności ze skończonością, może jednak nasunąć innego rodzaju istotne wątpliwości. Przecież zgodnie z rdzeniem doktryny teologicznej chrześcijaństwa Wcielenie miało być efektem grzechu pierworodnego, a ten z kolei pochodził z wolnej decyzji pierwszych rodziców. Dla filozofów, którzy zdają sobie sprawę, jakie problemy kryje w sobie p o j ę c i e w o l n o ś c i, to ostatnie rozwiązanie będzie obarczone aporią: jeżeli decyzja u początków dziejów osób ludzkich, decyzja odwrócenia się od Boga, nie miała żadnych przyczyn, to była absolutnie przypadkowa, a więc nie była wolna, jeżeli jednak była efektem jakichś nym: gdy np. powiemy, że osunięcie się ostatniego ziarenka piasku, podtrzymującego drzewo zwisające z morskiego klifu, czyni koniecznym wpadnięcie drzewa do morza, to konieczność ta będzie odniesiona do warunków poprzedzających to zdarzenie (pamiętając oczywiście o tym, że owo osunięcie się ziarenka piasku stanowi tylko fragment warunków powodujących konieczność wpadnięcia drzewa do morza). Jednak w wypadku Boga oba te rodzaje rozumienia konieczności nie wchodzą w rachubę, gdyż ani nie jesteśmy w stanie intuicyjnie uchwycić relacji pomiędzy treściami Jego umysłu w ten sposób, że dozwalałoby to na nazwanie jakichś określonych Jego decyzji koniecznymi, ani też nie możemy pojąć Jego decyzji jako wypływających z określonych sekwencji zdarzeń rozciągniętych na ‘linii’ czasu. Raczej trzeba mówić, że konieczność, możliwość lub wolność, gdy są odniesione do Boga, są pojęciami transmodalnymi niż modalnymi w naszym, ludzkim, rozumieniu modalności. Ten stan rzeczy jest widoczny tam, gdzie odwołujemy się do natury Boga, zgodnie z którą musiałby On działać: albo ta natura tak determinuje Jego działanie, że nie może ono być nazwane działaniem wolnym, albo w ogóle nie wyznacza tego działania, a wtedy staje się ono czymś całkowicie irracjonalnym (przypadkowym). 18 „Time originated with the universe; before the beginning of the universe there was no time. What is to be said about the question, whether God could have created the world before that moment in which he actually created it. No temporal ‘before’ really exists. St. Thomas expressly denies that God has any temporal priority and attributes to Him the priority of eternity. The ‘before’ of the nothing in creation is to be understood ontologically and not temporally” (M. Meyer, The Philosophy of St. Thomas Aquinas, London: B. Herder Book Co. 1945, s. 279). Filozofia i chrystologia 25 poprzedzających ją przyczyn, powiedzmy kuszenia i chęci pełnej wiedzy, to była konieczna ze względu na te przyczyny, a więc również nie była wolna. Otrzymujemy zatem, z jednej strony, albo konieczność, gdy mianowicie nie chcemy uznać, że decyzja pierwszych rodziców była pozbawiona jakichkolwiek przyczyn, albo, z drugiej, całkowicie niezrozumiałe pojęcie przypadku. Czy istnieje jakieś rozwiązanie? Sądzę, że rozwiązanie kryje się w pojęciu czasu i w doświadczeniu czasu. Patrząc od strony natury Boga, Wcielenie było zdarzeniem atemporalnym, co z kolei znaczy, że nie zrealizowało się ani przed żadnym zdarzeniem, ani też po żadnym zdarzeniu, natomiast dla skończonych osób ludzkich musiało zostać doświadczone w określonym momencie na ‘linii’ czasu, a więc jako takie, które doszło do skutku po wolnej decyzji pierwszych rodziców. Patrząc znowu od strony pozaczasowej natury Boga, stan pierwotny pierwszych rodziców, to znaczy ich pełne, nieskażone niczym współistnienie z Bogiem było jednoczesne ze stanem konieczności przejścia przez świat i przez cierpienie. Biorąc jednak pod uwagę ich punkt widzenia, te dwa stany, to znaczy stan przed i po grzechu pierworodnym, były doświadczane jako następujące po sobie zdarzenia. Jednak, jak twierdził już Platon, c z a s j e s t r u c h o m y m o b r a z e m w i e c z n o ś c i. To samo dotyczy wszystkich pokoleń, które żyły, żyją i będą żyły po pierwszych rodzicach. Można zatem zachować doktrynalnie poprawne przekonanie, że decyzja pierwszych rodziców była przyczyną Wcielenia i jednocześnie uznawać, że Wcielenie było konieczne, to znaczy że nie było ono czasowym następstwem decyzji osób ludzkich. Każda osoba ludzka i pozaludzka, będąc małą nieskończonością, musi spełnić i powtórzyć tę figurę eschatologiczną, którą Bóg od zawsze urzeczywistnił, lecz nie każda musi przejść tę próbę pozytywnie. Idea woli szatańskiej jest ideą woli całkowicie odrzucającej próbę, jaką stanowi przejście przez świat. To odrzucenie motywowane jest dążeniem (conatus) do niczym nieograniczonego używania i przyjemności z niego płynącej. To jednak nie rozwiązuje drugiej istotnej kwestii związanej z tezą o konieczności Wcielenia. Czy decyzja pierwszych rodziców, lub każdego z nas, decyzja, jak można to ująć, o pójściu za Wcieleniem lub postanowienie o odrzuceniu tego wyzwania wypływa z jakichś warunkujących ją uprzednich przyczyn, a więc czy jest ona konieczna, czy też raczej nie ma żadnych przyczyn, a więc trzeba ją uznać za coś irracjonalnego i przypadkowego? Częściowym rozwiązaniem tej ‘pierworodnej aporii’ może być 26 Stanis³aw Judycki wskazanie, że decyzja ta nie jest przypadkowa, gdyż jej transcendentalną, a to znaczy ostateczną, przyczyną jest Bóg. To B ó g p o c i ą g a k u s o b i e w s z y s t k i e a k t y w o l n e j w o l i, jednak pociąga w ten sposób, że nie stanowi to determinacji koniecznościowej. On niejako ‘namawia’ wszystkie skończone osoby, namawia przez całe dzieje za pomocą głosu sumienia, na różne sposoby, aby zejść (descensio) z niczym nieograniczonej zdolności do posiadania i używania i pójść za Nim w dobrowolnym przyjęciu cierpienia i skończoności. Nie kryje się za tym żadna ideologia cierpienia dla samego cierpienia, co powinien unaocznić następujący eksperyment myślowy. Jak by to było, gdyby istniał Bóg, który ze względu na swoją wszechwiedzę oraz ze względu na swoje doświadczenie atemporalnego Wcielenia znałby z bezpośredniego doświadczenia ten ‘zakamarek’ istnienia, którym jest świat i cierpienie, lecz jednocześnie wraz z Nim istniałyby osoby ludzkie i pozaludzkie, które nigdy nie doświadczyły tego, czego On doświadczył, które – mówiąc obrazowo – żyłyby w pełnej nieświadomości tego, czego On doświadczył, a poza tym korzystałyby ze wszystkich dobrodziejstw Jego nieskończoności. Nie znałyby tej granicy istnienia, którą jest cierpienie, bo to ono jest właśnie granicą istnienia, nie zaś nieistnienie względnie nicość. Śmierć, jako nieświadomy stan, podobny do snu bez marzeń sennych, nie jest granicą istnienia, gdyż wtedy nie ma żadnej granicy, ponieważ nie jest ona w żaden sposób doświadczana. Prawdziwa granica istnienia znajduje się we wcieleniu i w cierpieniu z niego płynącym. Przechodzę teraz do punktu trzeciego, to znaczy do pytania, czy istnieje czysto rozumowa argumentacja wykazująca, że Jezus z Nazaretu był Bogiem, czy więc słowo ‘inkarnacja’ należy pisać małą literą, odnosząc się w ten sposób wyłącznie do idei Boga, czy również dużą literą, mając na myśli określone zdarzenie w czasowych i światowych dziejach osób ludzkich19. Gdy mówi się o wcieleniu, to w naturalny sposób podkładany jest obraz Wcielenia znany z religii chrześcijańskiej, lecz trzeba podkreślić – i to jest 19 Problem, który w ten sposób podejmuję, jest oczywiście bardzo dawny, a jednym z jego ostatnich emblematycznych rozwiązań negatywnych jest stanowisko J. Hicka (The Metaphor of God Incarnate, Louisville, KY: Westminster / John Knox Press 1993), który twierdzi, że Biblia nie stwierdza boskości Jezusa z Nazaretu, jak również, że On sam ani tak siebie nie interpretował, ani też tego nie głosił innym. Jak, pyta Hick, teologowie ważą się twierdzić coś tak doniosłego na temat Jezusa z Nazaretu, skoro On sam wydawał się być zupełnie tego nieświadomy. Filozofia i chrystologia 27 pierwsza zasadnicza trudność argumentacji czysto filozoficznej na ten temat – że chociaż możemy rozumowo wiedzieć, że wcielenie musi być absolutną bliskością ze skończonością, to w ten sam sposób nie możemy wiedzieć, na czym tego rodzaju bliskość miałaby polegać. Ze względu na wszechmoc Boga Wcielenie mogłoby się odbyć inaczej niż w taki sposób, jak się to akceptuje w obrębie wiary chrześcijańskiej, a mianowicie Bóg mógłby zjednoczyć się ze światem inaczej niż poprzez ś w i a t o w e n a r o d z i n y z kobiety. W tym sensie Inkarnacja nieskończonej mocy, którą jest Bóg, jest wyłącznie faktem, a stąd wydaje się, że istnienia tego faktu nie da się uzasadnić czysto rozumowo (filozoficznie). Analogicznie, chociaż możemy pojąć, czym jest idea lub pojęcie, powiedzmy, trójkąta, to z samej idei lub pojęcia trójkąta nie da się wyprowadzić istnienia żadnego faktycznego trójkąta, na przykład istnienia trójkąta narysowanego palcem na piasku gdzieś w okolicach góry Tabor około dwóch tysięcy lat temu. Druga trudność dotycząca chrystologii filozoficznej jest jeszcze bardziej podstawowa. Jak to podkreślałem na początku, w pytaniu o to, czy Jezus z Nazaretu był (jest) wcielonym Bogiem, chodzi o takie pojęcie Boga, zgodnie z którym jest On bytem nieskończonym co do mocy, wiedzy, który jest doskonały moralnie itd. W odniesieniu do żadnego przedmiotu, który podpada pod nasze zmysły, jak również w odniesieniu do żadnej osoby nie da się rozstrzygnąć kwestia, czy przedmiot ten lub osoba są identyczne z nieskończonym i jedynym przedmiotem20. Nie da się tu zastosować żadna 20 „Lecz Jezus im odpowiedział: «Ojciec mój działa aż do tej chwili i Ja działam»” (J 5, 17); „Ojciec bowiem nie sądzi nikogo, lecz cały sąd przekazał Synowi, aby wszyscy oddawali cześć Synowi, tak jak oddają cześć Ojcu” (J 5, 22); „Rzekł do nich Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Zanim Abraham stał się, Ja jestem»” (J 8, 58); „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10, 30); „Ojciec jest we Mnie, a Ja w Ojcu” (J 10, 38): „Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca” (J 14, 9). Powołując się na powyższe fragmenty z Ewangelii św. Jana i nawiązując do C.S. Lewisa (Mere Christianity, New York: Macmillan 1960, s. 40–41), S.T. Davis w artykule Was Jesus Mad, Bad, or God? (S.T. Davies, D. Kendall, G. O’Collins (red.), The Incarnation, s. 221–245) konstruuje następujący argument (w skrócie MBG) na rzecz boskości Jezusa z Nazaretu: (1) Jezus – albo implicite, albo explicite – twierdził, że jest Bogiem, (2) Jezus albo miał rację, albo nie, twierdząc, że jest Bogiem, (3) Jeżeli Jezus mylił się twierdząc, że jest Bogiem, to był albo szalony, albo zły moralnie, (4) Jezus nie był zły moralnie, (5) Jezus nie był szalony; (6) Stąd Jezus nie mylił się twierdząc, że jest Bogiem, (7) Stąd Jezus miał rację, gdy twierdził, że jest Bogiem, (8) Stąd Jezus był Bogiem (tamże, s. 224). Davis, analizując poszczególne elementy tej argumentacji, wspiera ją i dodaje na koniec, że istnieje most pomiędzy chrystologią św. Jana a chrystologią pozostałych Ewangelii: 28 Stanis³aw Judycki ze znanych procedur identyfikacji przedmiotów, których używamy na co dzień w obrębie – jeśli można to tak ująć – skończoności. Trzeba podkreślić, iż nie chodzi tu o tzw. ścisłą identyczność, z którą mamy do czynienia wtedy, gdy pytamy, czy pewna określona próbka wody jest identyczna z tą samą próbką H20, a więc gdy pytamy o to, czy pewien przedmiot znany nam dzięki pewnemu opisowi jest identyczny z przedmiotem znanym dzięki innemu opisowi. Chodzi tu o swobodniejsze p o j ę c i e i d e n t y c z n o ś c i, np. takie, w ramach którego pytamy, czy pewien stary generał jest identyczny z młodym chłopcem, który niegdyś zrywał jabłka w ogrodzie. Dla stwierdzenia tej ostatniej, luźniejszej identyczności istnieją w życiu codziennym różne kryteria, wydaje się jednak, że nie istnieją żadne światowe kryteria pozwalające ustalić, czy pewna określona osoba jest identyczna z nieskończonym Bogiem. Rzecz ta ma się w ten sposób zarówno w odniesieniu do kosmologicznego pojęcia Boga, które jest obecne na kartach Starego Testamentu, ale tym bardziej w odniesieniu do Boga teologów i filozofów spekulujących na temat istnienia, nicości i nieskończoności. Jednocześnie należy zwrócić uwagę, że jeśli nie istnieją żadne ‘światowe kryteria’ pozwalające na stwierdzenie zachodzenia identyczności pomiędzy Jezusem z Nazaretu a nieskończonym Bogiem (a właściwie biorąc, kryteria umożliwiające skonstatowanie identyczności pomiędzy Jezusem z Nazaretu a Synem Bożym jako drugą osobą Trójcy Świętej), to n i e i s t nieją też żadne ‘światowe kryteria’ mogące być podstawą o d r z u c e n i a t a k i e j i d e n t y c z n o ś c i . Żadne hipotezy empiryczne – np. taka, że Jego uczniowie świadomie ubóstwili Go, kierując się pragnieniem pocieszenia się po Jego śmierci lub pragnieniem dodania sobie znaczenia społecznego – nigdy nie będą konkluzywne. Pomijam tu zupełnie kwestię, „Wszystko przekazał mi Ojciec mój. Nikt nie zna Syna, tylko Ojciec, ani nikt Ojca nie zna, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić” (Mt 11, 27). Tutaj, zgodnie z przekazem św. Mateusza, jak podkreśla Davis, Jezus z Nazaretu twierdzi wyraźnie, że jest Synem Bożym, jedynym i autorytatywnym objawieniem Ojca. Z punktu widzenia dotychczasowych rozważań należy jednak powiedzieć – gdy uznamy siłę przekonywającą MBG – że argument ten nie rozwiązuje problemu filozoficznego: czy na podstawie analizy czysto rozumowej możemy wiedzieć, że zachodzi identyczność pomiędzy nieskończonym co do mocy i innych atrybutów Bogiem a Jezusem z Nazaretu oraz problemu, jak możemy pojąć zachodzenie tego rodzaju identyczności. Jezus sam, gdy weźmie się pod uwagę powyżej zacytowane stwierdzenia, nie próbował wyjaśniać słuchającym Go ludziom filozoficzno-teologicznych zagadnień dotyczących Boga oraz swojej relacji do Niego. To stało się zadaniem dla filozofii i teologii po dzień dzisiejszy. Filozofia i chrystologia 29 czy tego rodzaju hipotezy są przekonywające, gdy weźmiemy pod uwagę wszystko to, co wiemy na ten temat z dziejów Jezusa z Nazaretu i Jego uczniów oraz na temat wszystkich okoliczności, które im towarzyszyły. Skoro wydaje się, że identyczności Jezusa z Nazaretu z Bogiem nie możemy ani czysto rozumowo wykazać, ani też tej identyczności nie jesteśmy w stanie odrzucić, oraz skoro istnieje wiele racji, aby sądzić, że empiryczne hipotezy sceptyczne na ten temat są całkowicie nieprawdopodobne, to możemy w to wierzyć. A zatem wydaje się, że musimy wrócić do punktu wyjścia, to znaczy do wiary, a nie do wiedzy na temat boskości Jezusa z Nazaretu. Wiara ta może być, jak już sugerowałem, interpretowana jako akt decyzji rozumu i woli, akt wielorako umotywowany. Bardziej metaforycznie można tę wiarę widzieć jako r o d z a j d a l e j n i e d a j ą c e j s i ę w y j a ś n i ć i n t u i c j i, mówiącej nam, że jest tak, iż Jezus z Nazaretu był (jest) identyczny z nieskończonym Bogiem. Ci, co wierzą na podstawie tego rodzaju intuicji, byliby jak psy, które bezbłędnie wyczuwają węchem swojego pana, gdy zbliża się do domu, mimo że nie mogą go jeszcze widzieć. Czy jednak rzeczywiście nie istnieje żaden argument czysto rozmowy uzasadniający przekonanie, że Jezus z Nazaretu był (jest) identyczny z Bogiem? Aby odpowiedzieć na to pytanie, zbiorę to, co dotąd zostało stwierdzone. Po pierwsze, wiemy (wiemy to filozoficznie), że istnieje Bóg jako byt najdoskonalszy, a wiemy to na podstawie rozumowania w stylu św. Anzelma lub podobnego. Wiemy też, że istnieje świat, a zatem wiemy, że Wcielenie musiało się dokonać, gdyż zgodnie z intuicjami anzelmiańskimi wiemy, iż do idei Boga należy z konieczności idea wcielenia. Nie wiemy jednak, w jaki sposób mogło się ono dokonać, ani też nie wiemy, czy to, w co wierzą chrześcijanie, a mianowicie, że Jezus z Nazaretu był (jest) inkarnowanym Bogiem, jest prawdą. Odpowiedź twierdząca na to drugie pytanie rozwiązywałaby oczywiście pierwszy problem, to znaczy, w jaki sposób Wcielenie mogło się dokonać, gdyż oznaczałaby, że dokonało się ono właśnie poprzez narodziny z kobiety. Okazuje się zatem, że decydująca jest kwestia identyczności pomiędzy Jezusem z Nazaretu a Bogiem. Bóg jest bytem najdoskonalszym, jest więc także doskonały moralnie, a z tego wynika, że nie mógłby nas zwodzić, okłamywać. Ci, którzy znają dzieje filozofii, wiedzą, że wiele wieków po św. Anzelmie René Descartes wykorzystywał ten atrybut Boga jako argument na rzecz istnienia tzw. świata zewnętrznego, to znaczy na rzecz przekonania, że istnieje świat przedmiotów fizycznych niezależny od stanów naszej świadomości. Bóg nie dopuszcza, 30 Stanis³aw Judycki abyśmy mogli być zwodzeni przez jakiś nieznany nam czynnik co do tego, że istnieje ś w i a t m a t e r i a l n y, gdyż jest On osobą doskonałą moralnie, chociaż oczywiście uprawiając różnego rodzaju nauki, jak również w życiu codziennym możemy się mylić co do bardzo wielu rzeczy. U Descartesa tego rodzaju dowód istnienia świata zewnętrznego równał się – pośrednio – dowodowi nieistnienia złego i potężnego demona, który mógłby być przyczyną takiej uniwersalnej iluzji, a przynajmniej był to dowód, że tego rodzaju demon nie ma nad nami żadnej władzy. Chciałbym twierdzić, że dobroć i prawdomówność Boga można wykorzystać jako argument chrystologiczny. Gdy weźmiemy pod uwagę j e d y n o ś ć zdarzeń przekazanych nam przez Stary i Nowy Testament, ich wzajemną spójność, gdy uwzględnimy ich konsekwencje w postaci istnienia ludzi uznawanych za świętych, gdy weźmiemy w rachubę całe dzieje teologii i filozofii chrześcijańskiej oraz ogromną ilość innych faktów, to należy przyjąć, że najdoskonalsza istota, jaką jest Bóg, nigdy nie mogłaby dopuścić, aby te wszystkie rzeczy wydarzyły się niejako nadaremno, aby ogromne rzesze ludzi poświęcały swoje życie dla Jezusa z Nazaretu jako wcielonego Boga, a On nie był inkarnowanym Bogiem. Czy jednak, jak zapyta s c e p t y k , odwołanie się do prawdomówności Boga nie może równie dobrze sankcjonować autentyczności wszystkich innych roszczeń do bycia wcielonym Bogiem i zbawicielem osób ludzkich, które dotąd pojawiły się w dziejach i z pewnością pojawią się w czasach przyszłych? W tym miejscu należy ponownie odwołać się do unikalności zdarzeń ewangelicznych i ich konsekwencji. Całość tych zdarzeń pojawia się jako niepowtarzalna, jako jedyna. To przeświadczenie o ich jedyności i spójności rozwiązuje również problem, czy na innych planetach, o ile istnieją tam istoty rozumne o charakterze osób, nie mogło dokonać się Wcielenie? Prawdomówność, która wynika z anzelmiańskich intuicji, jest filozoficzną (czysto rozumową) gwarancją tego, że zdarzenia biblijne nie są złudzeniem, że nie są powtórzeniem czegoś, co niegdyś, w innym miejscu, już się zdarzyło lub zdarzy się, rozumowo gwarantuje to, że każde kolano istot ziemskich i pozaziemskich musi zgiąć się na Jego imię. Mielibyśmy zatem do czynienia z następującym wglądem: (anzelmiańska) idea Boga zawiera nie tylko istnienie jej przedmiotu, lecz także wynika z niej konieczność Inkarnacji, a także fakty dotyczące Jezusa z Nazaretu są tak jedyne, że nie jest możliwe, aby prawdomówny Bóg dopuścił do ich 31 Filozofia i chrystologia zaistnienia, gdyby nie oznaczały one Jego rzeczywistego Wcielenia. Przesłanka o unikalności całego procesu historycznego, który stanowi chrześcijaństwo w świecie, nie jest jednak wyłącznie przesłanką empiryczną, gdyż jest przepleciona mocnym argumentem aprioryczno-aksjologicznym: nie jest możliwe, żeby wszechmocny, dobry i prawdomówny Bóg dopuścił, aby poświęcenia i cierpienia doświadczane w Jego imię i w imię Jego Wcielenia, nie dotyczyły prawdziwego Wcielenia. Czy to jest argument rozstrzygający? Czy nie mogłoby być tak, że wszechmocny Bóg, który jest prawdomówny, miałby jednak jakieś powody, aby p o d d a ć n a s p r ó b i e w ten sposób, że to, co uznajemy za rzeczywiste Wcielenie, nie miałoby jeszcze miejsca, a stąd ciągle musielibyśmy oczekiwać prawdziwego Wcielenia, ciągle musielibyśmy oczekiwać Mesjasza? Patrząc czysto filozoficznie, trzeba odpowiedzieć, że nie. Nie mógłby tego zrobić, ponieważ to, co się stało za sprawą osoby Jezusa z Nazaretu – całe ogromne pasmo dziejów ludzkości wypełnione poświęceniem i cierpieniem przyjmowanym w Jego imię, Bóg musiałby odrzucić, a to byłoby sprzeczne z Jego istotą, bo On jest dobry. PHILOSOPHY AND CHRISTOLOGY Summary Assuming that the so called ontological proof is conclusive (at least in some of its versions) the article tries to justify the thesis that the idea of incarnation belongs to the idea of God, what in consequence implies that His incarnation was necessary. Even though God freely created the world incarnation was necessary in order to reconcile His infinite perfection with finite and imperfect creation (this idea was already presented by some medieval theologians and philosophers). From God’s point of view incarnation is an atemporal ‘event’, but for human beings it had to be something temporally determinate. The aim of incarnation was to give humans a moral paradigm which would show them how to overcome egoism (conatus) belonging to the essence of every personal being. In this way we can say that we not only a priori know that God as a prefect being exists but that we also know that it was necessary for Him to participate in His creation. The second part of the article aims to show that the Christian belief that Jesus was (is) God incarnate can be grounded in a reasoning similar to that presented by Rene Descartes as a justification for our 32 Stanis³aw Judycki conviction that the so called external world really exists: God cannot lie – which via ontological proof follows from His perfection – and from this we may conclude that He would not allow that what is believed by Christians as His incarnation has turned out something illusory. „Analiza i Egzystencja” 10 (2009) ISSN 1734-9923 RAFAŁ MISIAK* GENEZA ZŁA W FILOZOFII SØRENA KIERKEGAARDA Słowa kluczowe: zło, egzystencja, wolność Keywords: evil, existence, freedom Wstęp Zagadnienie zła należy do podstawowych tematów antropologii i etyki podejmowanych od samych początków refleksji filozoficznej (Sokrates, Platon) i aktualnych do dzisiaj. Pewien przełom w myśleniu nad złem nastąpił wraz z pojawieniem się chrześcijaństwa, które wprowadziło do filozofii biblijne pojęcie grzechu pierworodnego, co stało się źródłem zagadnienia nazwanego radykalnym złem. Można wskazywać na wiele znaczących etapów w refleksji nad radykalnym złem; zalicza się do nich nauka Marcina Lutra oraz egzystencjalizm Sørena Kierkegaarda. Pierwszy poruszył to zagadnie- Rafał Misiak – doktor nauk humanistycznych w zakresie filozofii. Zajmuje się filozofią współczesną ze szczególnym uwzględnieniem antropologii, powiązaniami filozofii i teologii, a także niemieckim transcendentalizmem. Pracuje jako adiunkt w Katedrze Filozofii Chrześcijańskiej na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Szczecińskiego. Ostatnio opublikował: Mitologiczne, filozoficzne i biblijne wątki komplementarności człowieka, „Colloquia Theologica Ottoniana” 2 (2007), s. 99–115; Wolność woli w ujęciu św. Augustyna i Schopenhauera, [w:] Wolność w epoce poszukiwań, red. M. Szulakiewicz, Z. Karpus, Toruń 2007, s. 161–172. E-mail: [email protected]. * 34 Rafał Misiak nie omawiając temat woli i skażenia natury ludzkiej, drugi nie godził się na jakąkolwiek teorię ograniczającą ludzką wolność. Pogląd luterański przypisywał człowiekowi wolność w kwestiach cywilnych, ale zdecydowanie odrzucał ją w sprawach zbawienia1. Nie ma mowy zatem o wolności człowieka w najważniejszej kwestii wiary i zbawienia, gdyż wola w tej sferze nie jest wolna, a zepsucie po grzechu pierworodnym olbrzymie2. Problem dotyczy nie tylko antropologii, lecz stanowi zagrożenie dla etyki, gdyż dla niej podstawowym założeniem jest przekonanie o wolności czynów. Jeśli Luter mówi o uczynkach, to właśnie w tym kontekście, iż należy je „spełniać wyłącznie z tym przekonaniem, by ciało brać w niewolę i oczyszczać ze złych jego pożądliwości tak, by cała uwaga była skierowana jedynie na wyzbycie się pożądliwości”3. Tym samym pozostaje uznać tezę, że człowiek może tylko grzeszyć. Z jeszcze innego punktu widzenia pojawia się niebezpieczeństwo usprawiedliwienia złego postępowania, skoro nie wynika ono z wolnej woli, lecz z determinacji4. Kierkegaard wpisuje się w ten klimat dyskusji i burzy współczesne mu teorie człowieka budowane w oparciu o filozofię (zwłaszcza Heglowską) i nauki przyrodnicze. Proponowany przez idealizm i przyrodoznawstwo obraz człowieka był dla niego utratą autentycznego indywidualnego istnienia, a także nie rozstrzygał podstawowego pytania o sens własnej egzystencji. Tymczasem jednym z najbardziej dokuczliwych problemów ludzkiej egzystencji jest właśnie czynienie zła i wyzwolenie się z niego. Stąd temat zła pojawia się na skrzyżowaniu jego luterańskich przekonań oraz egzystencjalnej refleksji. Podstawową publikacją Kierkegaarda poruszającą zagadnienie zła jest wydane w 1844 roku Pojęcie lęku. Proste rozważania o charakterze psychologicznym, odniesione do dogmatycznego problemu grzechu pierworodnego Mówi o tym wprost XVIII punkt Obrony Konfesji Augsburskiej Filipa Melanchtona. Zagadnieniom tym poświęcone są pierwsze punkty trzeciej części Artykułów szmalkaldzkich, w których Luter analizuje scholastyczne dogmaty. Nauka o nieskażonej przez grzech pierworodny ludzkiej woli i możliwości przestrzegania przykazań w oparciu o samą naturę zostaje określona jako błędna, a nawet wręcz pogańska. Por. Die Bekenntnisschriften der evangelisch-lutherischen Kirche, Göttingen: Vandenhoeck & Ruprecht 1967, s. 434–435. 3 M. Luter, O wolności chrześcijańskiej, Warszawa: Znaki Czasu 1991, s. 28. 4 Por. M.J. Uglorz, Współczesne poglądy na temat grzechu pierworodnego, „Studia Humanistyczno-Teologiczne” 1 (2003), s. 131. 1 2 Geneza zła w filozofii Sørena Kierkegaarda 35 autorstwa Vigiliusa Haufniensisa. Zastanawiające jest, iż Kierkegaard w podtytule swego dzieła mówi o grzechu pierworodnym, co nasuwa pytanie o znaczenie tego zdarzenia dla problematyki zła. Trudno jest na nie dać odpowiedź, gdyż sam autor pisze, iż pojęcie pierwszego grzechu nie ma określonego miejsca (co też wprost należy do jego definicji)5 i tym samym nie należy do żadnej nauki6. Nie podoła temu zadaniu także dotychczasowa etyka, która jest nauką idealną i rozbija się o grzeszność jednostki, której nie potrafi wyjaśnić7. Zdaniem Kierkegaarda o grzechu można mówić jedynie na płaszczyźnie osobistej oraz w dialogu interpersonalnym. Pewnym wyjściem z tej sytuacji jest więc rozpoczęcie namysłu nad grzechem w ramach psychologii (rozumianej w czasach autora jako część filozofii, a przez samego Duńczyka jako nauka o duchu subiektywnym), gdyż w ten sposób początek lokuje się w tym, co rzeczywiste, a nie idealne. W pamięci należy jednak zachować przekonanie, że można o nim mówić jedynie opierając się na własnych doświadczeniach, a wszelka naukowa zarozumiałość8 jest tu nie na miejscu. Inną rolę pełni Dziennik Kierkegaarda zawierający olbrzymią porcję osobistych refleksji, pisany przez całe dorosłe życie – od 18. roku życia aż do śmierci. Stanowi on bardzo istotne dzieło będące zwornikiem kilku anonimowych książek napisanych przez myśliciela z Kopenhagi i jako takie jest niezbędne do wzięcia pod uwagę przy rekonstrukcji jego poglądów9. Niniejszy artykuł podejmuje zadanie zebrania w całość fragmentów na temat zła rozsianych w wielu publikacjach Kierkegaarda. Cała myśl tego filozofa jest nacechowana osobistym odniesieniem do chrześcijaństwa, co powoduje, że mówienie o złu jest tak naprawdę rozmową o grzechu. Różnica między złem a grzechem jest wyznaczona odniesieniem do Boga. Tam, gdzie ono nie występuje lub nie ma konieczności jego wymienienia, pojawia się termin zło, natomiast w momencie odniesienia do Boga poprawniejsze staje się pojęcie grzechu. Por. S. Kierkegaard, Pojęcie lęku. Proste rozważania o charakterze psychologicznym, odniesione do dogmatycznego problemu grzechu pierworodnego autorstwa Vigiliusa Haufniensisa, tłum. A. Szwed, Warszawa: De Agostini 2002, s. 25. 6 Por. tamże, s. 27, 34. 7 Por. tamże, s. 28. 8 Tamże. 9 Por. A. Szwed, Przedmowa, [w:] S. Kierkegaard, Dziennik (wybór), Lublin: TN KUL 2000, s. 5. 5 36 Rafał Misiak 1. Antropologiczny i religijny kontekst zła, czyli protest przeciwko niwelacji jednostki Tematyka zła zostaje podjęta przez Kierkegaarda w dwóch kontekstach: (1) antropologii, czyli opisu egzystencji człowieka i podejmowanych przez niego decyzji oraz (2) religii jako dialektycznego uzasadnienia chrześcijaństwa. Obydwa aspekty ściśle łączą się ze sobą, gdyż wymieniając typy egzystencji człowieka, na szczycie umieści on typ religijny, polegający na trwaniu przy odnalezionych wartościach i wierności własnym przeżyciom. Zgodnie z egzystencjalnym podejściem Kierkegaarda natura ludzka musi być taka, by grzech mógł zaistnieć10. I to jest fundamentalna teza antropologiczna! Druga teza zabiega o zachowanie indywidualności przy powiązaniu z całym rodzajem ludzkim. Rzecz ta dotyczy postawy Adama, co pomaga w odczytaniu postawy pojedynczego człowieka. Kierkegaard sądzi, że człowiek jako indywiduum „jest jednocześnie sobą i całym rodzajem ludzkim, w taki sposób, że cały rodzaj ludzki uczestniczy w jednostce, a jednostka w całym rodzaju ludzkim”11. W swoim Dzienniku Kierkegaard napisze: Jednostka jest ważniejsza niż rodzaj. Podczas gdy konkretne egzemplarze zwierzęce przewyższają rodzaj, to tu Jednostka, to jest każde indywiduum, gdy ono naprawdę jest Jednostką, jest tym, co przekracza rodzaj. Rodzaj wiąże na niższym poziomie (…) Ma to wielkie znaczenie dla całej doktryny o grzechu pierworodnym12. Jeśli zatem rozważamy postawę Adama, której opis zawiera biblijna Księga Rodzaju, to tym samym mamy podstawę do opisu zachowania każdego człowieka. Pomimo tego powstają pytania o to, dlaczego filozofia egzystencjalna powinna przypatrzeć się Adamowi i jaką rolę odgrywa w tym biblijny opis? Odpowiedź jest prosta: grzech Adama był pierwszym grzechem i ma fundamentalne znaczenie dla kwestii zła, gdyż każdy człowiek „naśladuje” ów pradawny uczynek. Ponadto nie posiadamy żadnego innego przekazu tego wydarzenia, jak Księga Rodzaju, która w tym momencie staje się źródłem antropologii filozoficznej. Tutaj ponownie antropologia splata się z religią. Samo pojęcie grzechu pierworodnego wymaga jeszcze dopowiedzenia 10 11 12 Por. S. Kierkegaard, Pojęcie lęku, s. 34. Tamże, s. 41. S. Kierkegaard, Dziennik, s. 74. Geneza zła w filozofii Sørena Kierkegaarda 37 w kontekście „zachowania indywidualności”. Kierkegaard oponuje wobec tradycyjnego teologicznego przekonania, iż postępek Adama warunkuje grzeszność wszystkich ludzi. Przyjąwszy tę tezę stawiałoby się prarodzica poza rodzajem ludzkim, który nie brałby początku od niego, lecz poza nim jako pierwszym człowiekiem. Adam jako protoplasta ludzkości byłby z niej wyjęty, a to wprowadza sprzeczność13. Tym samym Kierkegaard przychyla się do przekonania, że grzech wszedł na świat przez uczynek Adama i w taki sam sposób pojawia się poprzez pierwszy grzech każdego człowieka14. W jaki sposób grzech pierworodny pojawia się w świecie? By na to pytanie dać odpowiedź, potrzebne jest pojęcie „skoku”. Kierkegaard nazwie go skokiem jakościowym, gdyż wprowadza on nową jakość w ludzką egzystencję. Zrozumienie pojęcia skoku wymaga opisania stanu człowieka przed jego dokonaniem i to otwiera niezwykle ciekawe zagadnienie niewinności jako stanu prarodziców i każdego człowieka. Niewinnością jest postać egzystencji, w której każdy z ludzi jest stworzony i dlatego można go nazwać rzeczywistością pierwotną. Oryginalność myśli Kierkegaarda polega na zniesieniu cezury między stanem niewinności a grzesznością. W dziejach myśli nad zagadnieniem stanu stworzenia często idealizowano Adama, co przybierało postać opisywania go jako czyniącego wyłącznie dobro. Ten błogostan miał być przerwany przez zdarzenie nazwane pierworodnym grzechem, które ściągnęło na Adama, Ewę i ich potomków śmierć, cierpienie, niedogodności, a zwłaszcza skłonność do czynienia zła. Duński filozof nie godzi się na taki podział i już w Adamie dostrzega istnienie lęku, co obala mit o jego perfekcyjnym sposobie bytowania. Lęk kojarzy się z niepewnością istnienia, dotyczy niemożności poznania przyszłości. Autor Pojęcia lęku zachowuje co prawda klasyczne słowo na opisanie sytuacji prarodziców w raju – niewinność – lecz nadaje mu własne znaczenie. Potwierdza, że oznacza ono brak winy, czyli niepopełnienie czynów uważanych za złe i powodujących samooskarżenie. Dodaje jednak do charakterystyki rajskiego człowieka lęk niewinności, a wyjście z niego jest możliwe tylko przez zaciągnięcie winy15. Por. tamże, s. 43. Trudno jest w tym kluczu interpretować życie samego Kierkegaarda, lecz nie bez znaczenia jest podawany przez biografów fakt przeklęcia Boga przez jego ojca, co miało kolosalne znaczenie dla jego egzystencjalnej refleksji. Nastąpiło to w latach dziecięcych, co można by uważać za pierwszy grzech, który wprowadził konsekwencje dla życia całej rodziny. 15 Por. S. Kierkegaard, Pojęcie lęku, s. 51. 13 14 38 Rafał Misiak Brak winy i jej odczuwanie stanowią bieguny ludzkich doświadczeń, przy czym to pierwsze stanowi zaledwie początkowy etap życia i jak się okaże – wcale nie najistotniejszy. Ponadto obydwa wzajemnie się warunkują, czyli – jeśli nie zaciągnąłeś winy, to tym samym nie byłeś w stanie niewinności. W tym momencie może pojawić się przekonanie, iż celem życia człowieka jest powrót do stanu niewinności, który jawi się jako doskonały, zamierzony przez Stwórcę, przez co Adam byłby prawzorem i ostatecznym ideałem człowieka. Dla filozofa z Kopenhagi jest to niemożliwe, gdyż jeśli tylko zapragnie się niewinności, to w tym samym momencie się ją utraci16. Już samo jej pragnienie jest winą straconego czasu na płonne marzenia. Na czym zatem polega niewinność? Jaki przymiot najbardziej ją charakteryzuje? Kierkegaard powie: „niewinność jest niewiedzą”17. Zastanawiają przeczenia używane do opisu tego egzystencjalnego stanu: niewinność, niewiedza. Być może jedyną dostępną drogą jest opis polegający na przeciwstawieniu się temu, co dotyczy aktualnej sytuacji człowieka: zaciągnięcia winy i pozyskania wiedzy. Warte uwagi jest także to, że dla Kierkegaarda w opisie pierwotnego stanu człowieka i możliwości zła nie występują takie określenia, jak zła wola czy zniewolony duch. „W stanie niewinności człowiek nie jest określony jako duch, lecz jest określony psychicznie, w bezpośredniej jedności ze swoim stanem natury. W człowieku duch pozostaje w uśpieniu”18. Co się dzieje, kiedy człowiek opuszcza stan niewinności? W jaki sposób się to dokonuje? Oczywiste jest, że w niewinności nie występuje poczucie winy. Pojawia się ono na podstawie skoku jakościowego, a jego efektem jest wejście w stan winy i świadomość tego zdarzenia. Skok oznacza tutaj przejście od niewiedzy do samowiedzy, co sprawia zmianę jakości egzystencji. Stąd też wina spełnia rolę nabrania realności egzystencji, stanowi indywidualne przeżycie, którego z nikim nie można współdzielić (choć można je opowiedzieć w rozmowie z drugim). Wina stanowi zatem o samopotwierdzeniu własnej egzystencji i jako taka nie odnosi się do konkretnych ludzkich czynów, lecz stanowi o określeniu siebie wobec wieczności i Boga. Wieczne szczęście i Bóg jawią się podmiotowi jako przeciwieństwa jego własnego sposobu bycia i stawiają go wobec potrzeby wyzwolenia, odkupienia. To następnie wiąże się silnie z religijnością, 16 17 18 Por. tamże, s. 53. Tamże. Tamże, s. 57. Geneza zła w filozofii Sørena Kierkegaarda 39 gdyż podmiot chce uwolnić się od tego doświadczenia, co możliwe jest tylko w nawiązaniu relacji z Bogiem. Płaszczyzna antropologiczna łączy się ściśle z religijną, gdyż opis stanu stworzenia człowieka wiąże się perspektywą wyboru dobra i zła. Niewinność nie polega więc na tym, że stan człowieka jest określony poprzez brak zła. Ono nie może zaistnieć, gdyż samo rozróżnienie dobro–zło nie funkcjonuje jeszcze w ludzkiej świadomości. Aby doszło do skoku jakościowego, potrzebny jest lęk, co stanie się podstawą dalszych analiz. W ten sposób Kierkegaard próbuje wyjaśnić szyfr egzystencji, który koniecznie zawiera w sobie krok prowadzący przez lęk, stadium przejścia od niewinności do wolności. Nie jest to wiedza obiektywna stanowiąca system filozoficzny, lecz droga osobista – poświadczona przez samego filozofa i jego własne doświadczenia. Do stanu niewinności człowieka należy dodać wolność – niezbędny walor osoby. W stanie niewinności istniała co prawda wolność, lecz, jak powie Kierkegaard, nie była to „wolność jako wolność”19. Istniała ona w formie zalążkowej, jako potencja, co wyraża się w istnieniu lęku. W swej pełni pojawia się dopiero w momencie skoku jakościowego. A to właśnie w wolności manifestuje się egzystencja jednostki i aby ją osiągnąć, należy zdobyć się na krok będący skokiem. Tak naprawdę to dopiero w „wolności jako wolności” możliwe staje się rozróżnienie dobra od zła. Pierwsze z nich jest wręcz tożsame z wolnością, a drugie aktualizuje się w osiąganiu bycia wolnym. Dzieje się to wszystko w konkretnych ludzkich czynach, gdyż dla Kierkegaarda nie ma mowy o dobru i złu abstrakcyjnym, lecz realnym, konkretnym, osobistym. Kategoria grzechu wpleciona do antropologii pokazuje, że Kierkegaard zrywa ze zracjonalizowanym, obiektywnym, systemowym ujęciem zła. Jest ono osobistym przeżyciem, określa egzystencję wobec siebie i wobec Boga oraz staje się podstawą do porozumienia się ze sobą w perspektywie Absolutu. Wiąże to antropologię z religią, gdyż bez Boga nie ma mowy o grzechu, podobnie jak i bez człowieka nie ma sytuacji zła i potrzeby odkupienia. Charakterystyka pierwszego złego uczynku dokonana jest poprzez zanegowanie pierwotnej niewinności. Te dwa stany pozostają w ścisłej relacji, gdyż dla niewinności grzech stanowi śmiertelne niebezpieczeństwo, a dla grzechu niewinność jest wspomnieniem tego, co utracone i co ważne dla Kierkegaarda – nabyte jako indywidualna egzystencja. To wszystko dzieje się 19 Tamże, s. 151. 40 Rafał Misiak nie bez związku z ówczesnymi przeobrażeniami społecznymi, które Edward Kasperski charakteryzuje w następujących słowach: „Warunki dla zła rodziła modernistyczna koncepcja eksploatatora, producenta, użytkownika i konsumenta. Praktyka nowoczesności narzucała konieczność zbiorowego działania i domagała się od jednostek adaptacji. Krzewiła «estetyczny pogląd na życie», który propagował dążenie do rozkoszy. Esteta unikał napięcia, sprzeczności, cierpienia, stawania się, wewnętrznej przemiany. Dążąc do produkcyjnej i konsumpcyjnej satysfakcji, wychylając się w świat przedmiotowy, tracił niepostrzeżenie ego, jaźń, subiektywność i tożsamość. Tracił wolność. Stawał się więźniem władzy pożądania. Zdawał się na warunki, które ją satysfakcjonowały. Przestawał być warunkiem sam dla siebie”20. A na to Kierkegaard zgodzić się nie mógł. Wszelkie zmarginalizowanie jednostki, odseparowanie jej od własnego wnętrza prowadzi do tego, co Kasperski nazywa niwelacją. Powołując się na słowa Kierkegaarda z Recenzji literackiej, pisze on o niwelacji jako „cichym abstrakcyjnie matematycznym zajęciu, które wygładza wszelkie nierówności, zwycięstwie abstrakcji na indywiduami”21. Prowadzi to wprost do śmierci jednostki, a jedynym ocalałym bytem jest ogół i to, co w nim ujednolicone. Myśląc nad przytoczonymi wyżej słowami sądzę, że i dzisiaj myśliciel z Kopenhagi zabierałby głos wskazując na wartość indywidualnej egzystencji i protestując wobec zatracenia się w świecie przedmiotowym. Ponadto, przemiany zachodzące wokół człowieka nie są w stanie unicestwić lęku, który towarzyszy człowiekowi, tym bardziej, kiedy dochodzi do coraz to większych przeobrażeń. I stąd pojęcie lęku, podstawowe w filozofii egzystencjalnej, stanie się podstawą dalszych analiz. Obrona przed niwelacją jest – paradoksalnie – utrzymaniem właściwego pojęcia zła. Jak dowodzi Kierkegaard w Chorobie na śmierć, grzechu nie da się zrozumieć bez odniesienia do indywidualnego człowieka, gdyż „stać się sobą to znaczy stać się czymś konkretnym22. Zatem obrona istoty pojedynczej była apelem o zachowanie indywidualności, o rozwój odrębnej osobowości, o kultywowanie życia subiektywnego. Równało się, po drugie, 20 E. Kasperski, Kierkegaard. Antropologia i dyskurs o człowieku, Pułtusk: Wyższa Szkoła Humanistyczna im. A. Gieysztora 2003, s. 256. 21 Tamże, s. 259. 22 S. Kierkegaard, Choroba na śmierć, tłum. J. Iwaszkiewicz, Poznań: Wydawnictwo Zysk i S-ka 1995, s. 29. Geneza zła w filozofii Sørena Kierkegaarda 41 odrzuceniu jednostronnej formacji człowieka publicznego, określonego wyłącznie przez zewnętrzne relacje z otoczeniem, zdanego na jego sensualne i numeryczne kryteria. Wskazywało, po trzecie, drogę do kształtowania osobowej autonomii jednostki, dysponującej własną, odrębną jaźnią, własną «historią wewnętrzną». Bycie to, po czwarte, człowiekowi jednowymiarowemu przeciwstawiało postulat wielowymiarowości osobowości i egzystencji, postulat «ruchu», «głębi», «uwewnętrznienia»”23. Towarzyszyło temu przekonanie, że w losach jednostki uobecnia się gatunek, że dzieje indywiduum są ze sobą zbieżne, choć każde z nich ma własną drogę i historię. Nie chodzi tu zatem o negację życia społecznego, lecz o kształtowanie sfery publicznej na podstawie indywidualnie przeżywanej egzystencji. Pojęcia wolności, dobra, zła, skoku jakościowego, wiary dobitnie potwierdzają, że mają sens tylko w podejściu indywidualnym. Dodać należy, że niedopuszczalne było dla Kierkegaarda wszelkie absolutyzowanie jednostki, a jej nadzwyczajność może posiadać jedynie względny charakter. Ten styl myślenia zabezpiecza także podejście religijne sytuujące człowieka w odpowiedniej hierarchii bytów i podkreślające równość międzypodmiotową, choć należy pamiętać, że relacja Kierkegaarda do wspólnoty duńskiego ewangelickiego Kościoła była krytyczna. Postawa religijna – by zasłużyć na to miano – powinna prowadzić do osobistego zaangażowania się w sprawy wiary, czego brak filozof z Kopenhagi wytykał luteranom. Nie ma także tutaj miejsca dla jakiegokolwiek ducha absolutnego z filozofii Hegla, podkreślanie przemian społecznych w duchu Marksa, czy też heroiczność losów jednostki podejmowanych w literaturze romantycznej24. 2. Pojęcie lęku jako podstawa analizy osoby w przejściu od niewinności do wolności Możliwość spowodowania zła jest związana z konstytucją samego człowieka i poczuciem nicości. Kierkegaard opisując stan niewinności E. Kasperski, Kierkegaard, s. 266–267. Pewne wątki relacji jednostki do ogółu oraz jednostki do nad-jednostki są zawarte w rozprawie Kierkegaarda: O różnicy między geniuszem a apostołem, „Rocznik Teologiczny” 1–2 (2006), s. 195–210. 23 24 42 Rafał Misiak zauważa, że już wówczas pojawia się nicość25. Odzwierciedla ona ducha (będącego syntezą duszy i ciała) pozostającego w uśpieniu oraz oddaje to, co znajduje się poza nim, co go tworzy. Nie jest ona czymś konkretnym i właśnie dlatego jako nieograniczona możliwość powoduje, że przedmiot lęku jest nieskończony. To właśnie nicość wprowadza lęk. Kierkegaard bardzo szybko przechodzi w tych rozważaniach od jednego twierdzenia do drugiego, nie wyjaśniając zbytnio, co kryje się pod tymi konstatacjami. Jasne jest, że lęk pojawia się jako cecha ludzkiego uśpionego ducha, który staje przed możliwością urzeczywistnienia się. Nicość nie jest jednak możliwa do uchwycenia, gdyż szybko znika, i jak powie Kierkegaard, „jest ono niczym, które tylko jest w stanie spowodować lęk”26. Aby jeszcze bardziej przybliżyć to niełatwe pojęcie, warto przyjrzeć się mu w opozycji do strachu. Ten ostatni odnosi się do czegoś określonego, podczas gdy „lęk jest rzeczywistością wolności jako możliwości dla możliwości”27. Tak pojęty lęk nie stanowi zagrożenia dla niewinności, nie jest ciężarem czy cierpieniem. Opisując go, można odwołać się do doświadczenia dzieci, dla których lęk „przybiera raczej postać poszukiwania tego, co trąci przygodą, tego, co straszne, tajemnicze”28. Taki opis wskazuje na dwojaką cechę lęku: budzi on zainteresowanie i pociąga ku nieznanej rzeczywistości, która może być spełnieniem dla ducha, ale jednocześnie powoduje obawę i niechęć. Autor Pojęcia lęku powie jeszcze dobitniej: duch ustosunkowuje się do samego siebie jako lęk29. I to właśnie powoduje sytuację krytyczną dla niewinności, ponieważ duch będący w stanie niewiedzy nabiera lęku, a powodem tego jest opieranie się niewiedzy na nicości. „Nie ma tu żadnej wiedzy o dobru i złu itd., gdyż cała rzeczywistość wiedzy ujawnia się w lęku jako potwornej nicości niewiedzy”30. Jeśli więc – odwołując się do biblijnego opisu – Adam usłyszał, że nie wolno mu spożywać owoców z „drzewa poznania dobra i zła”, to należy przypuszczać, że nie rozumiał tych słów, gdyż samo to rozróżnienie miało być dopiero następstwem grzesznego uczynku31. Nie 25 26 27 28 29 30 31 Por. S. Kierkegaard, Pojęcie lęku, s. 58. Tamże. Tamże. Tamże, s. 59. Por. tamże, s. 60. Tamże, s. 61. Por. tamże. Geneza zła w filozofii Sørena Kierkegaarda 43 rozumie on także konsekwencji tego uczynku – śmierci, gdyż jest mu ona całkowicie nieznana. Jednocześnie zakaz ten spowodował lęk u Adama, gdyż pojawiła się możliwość wolności za cenę nieznanej mu śmierci, co zapewne było odczytane jako podstawowe zagrożenie dla jego dotychczasowego istnienia. Cała przeto działalność zła, usymbolizowana w postaci węża w rajskim ogrodzie, była sprowadzona do wzbudzenia lęku i w ten oto sposób Adam nabiera relacji do tego, co zakazane i co zostało obwieszczone jako kara32. Lęk stanowi przeto warunek pierwszego złego uczynku i pojawił się nie tylko w Adamie, lecz dotyczy każdego człowieka. Jedyną możliwą różnicą pomiędzy lękiem Adama a lękiem poszczególnego człowieka jest jego ilościowy charakter, co nie powoduje żadnej jakościowej zmiany. Dla Kierkegaarda nie do przyjęcia jest stanowisko katolickie, uznające, iż grzech pierworodny bywa przekazywany poprzez sam fakt narodzenia się człowiekiem. Przyrównuje on to stanowisko do zewnętrznej oprawy książki, która nie ma jednak nic wspólnego z samą książką. Gdy książka kierowana jest do nowej oprawy, poprzednią się po prostu odcina33. Dodać jeszcze należy, że w stanie niewinności istnieje tylko lęk przedmiotowy – związany z nicością, a lęk podmiotowy pojawia się dopiero na skutek pierwszego grzechu34. Przedmiotem lęku w stanie niewinności jest zatem nicość i to ona świadczy o jego mocy. Trudno wyobrazić sobie większe zagrożenie dla człowieka w raju (i każdego innego) niż nicość – totalne przeciwieństwo „radości istnienia” w obliczu Boga. Wszystko, co Bóg stworzył zostało przecież powołane do istnienia! W refleksji Kierkegaarda lęk mocno wiąże się z pojmowaniem wolności. Wspomniałem o tym pisząc, że stanowi on cechę niewinności, lecz jedynie w zalążkowej postaci. Dopiero teraz ujawni się pełna wolność, a jej przyczyną będzie spotkanie niewinności z wolnością, stanu człowieka stworzonego z możliwościami, jakie się przed nim pojawiają. Wolność jawi się jako największe dobro stworzonej istoty i stąd, aby mogła ona zaistnieć, potrzebna jest Boska wszechmoc. Tylko wszechmoc jest w stanie powołać do istnienia to, co ostatecznie się jej przeciwstawi, tylko wszechmoc może uczynić bycie wolnym, sprawiając możliwość uniezależnienia się bytu od 32 33 34 Por. S. Kierkegaard, Dziennik, s. 116. Por. tamże, s. 247. Por. tamże, s. 75, 121. 44 Rafał Misiak Stwórcy35. Dlaczego w wolności pojawia się lęk? Staje się to możliwe jako wybór ducha lub przyrody, gdyż te dwie rzeczywistości tworzą syntezę człowieka. Dla Kierkegaarda wolność nie jest rozumiana jako kategoria filozoficzna, i tym samym nie można wyjaśnić jej istoty, a tylko podać warunki niezbędne do jej ujawnienia się. Tym właśnie warunkiem jest lęk i dzięki niemu następuje przejście między stanem niewinności a stanem grzechu, a następnie krok do wiary. Warto pamiętać, że lęk nie jest skutkiem upadku w grzech, lecz przyczyną grzechu. Lęk w wierze zmienia się w rozpacz, którą duński filozof nazwie chorobą na śmierć. W tej sytuacji grzech jest rozpaczą, gdyż zostaje popełniony w obliczu Boga36. Lęk sprawia, że wolność może zaistnieć, a także objawia jej dwuznaczność: z jednej strony prowadzi do zaistnienia wolności, z drugiej – obawia się jej kroków chroniąc jednostkę. Paul Tillich, nawiązując do duńskiego filozofa, nazwie tak określoną wolność niespokojną wolnością, co jest zresztą typowe dla skończonej ludzkiej wolności37. Warto zauważyć, że lęk (1) oznacza stan, w którym jednostka popełnia zło w skoku jakościowym oraz (2) wprowadza zło w świat, co dokonuje każda jednostka w wymiarze ilościowym38. Taka sytuacja zależy od dwóch czynników, co Kierkegaard wyjaśnia w następującym przykładzie. Lęk można przyrównać do zawrotu głowy. Ten, kto zwraca oczy ku przepastnej głębi, doznaje zawrotu głowy. Lecz przyczyną jest zarówno jego oko jak i przepaść, w którą spojrzał. Podobnie lęk jest zawrotem głowy spowodowanym przez wolność, który powstaje wtedy, gdy duch pragnie ustanowić syntezę oraz wolność, patrząc w dół na swą własną możliwość, i wówczas chwyta się skończoności, by się na niej zatrzymać. W tym zawrocie głowy wolność upada39. Co zatem pozostaje – doczesność. Czy w doczesności możliwa jest pełna wolność? Nie – wolność zatem upada. Por. tamże, s. 191–192. Por. S. Kierkegaard, Choroba na śmierć, s. 73, 77–78. 37 Por. P. Tillich, Teologia systematyczna, t. 2, tłum. J. Marzęcki, Kęty: Wydawnictwo Antyk 2004, s. 39; tenże, Pytanie o Nieuwarunkowane. Pisma z filozofii religii, tłum. J. Zychowicz, Kraków: Wydawnictwo Znak 1994, s. 200. 38 Por. S. Kierkegaard, Pojęcie lęku, s. 72. 39 Tamże, s. 80–81. 35 36 Geneza zła w filozofii Sørena Kierkegaarda 45 Czy temat lęku kończy się więc wraz z pierwszym złym uczynkiem? Bynajmniej, odpowie Kierkegaard, gdyż będzie on dalej towarzyszył jednostce, mając już określony przedmiot. Swoją podstawę lęk będzie miał w stworzonych ułomnych rzeczach i jego rolą będzie pokazywanie, że są one skończone i zawodne. Jeśli tak się ma rzeczywistość – o czym dogłębnie przekonuje doświadczenie osobistego lęku – to otwarta zostaje droga do religijnej wiary. Lęk zatem kształtuje życie człowieka prowadząc go do wiary, co wcale nie uchyla znikomości świata, ale daje jednostce oparcie w sobie samej. Oprócz tego funkcjonuje już rozróżnienie dobra i zła, które pojawiło się na wskutek jakościowego skoku. Dalsze rozważania dotyczą dwóch postaci lęku: przed złem i przed dobrem. Choć w jakiś sposób mówienie o dobru i złu jest powiązane z wolnością, to Kierkegaard mocno oponuje przed tym, by ograniczać pojęcia wolności, dobra i zła do wymiaru doczesnego. „Wolność jest nieskończona i nie powstaje z niczego”40. Wolność jest jednak „ograniczona” lękiem, który zdaje się powstrzymywać jej zapędy. To powiązanie wolności z lękiem prowadzi do podporządkowania religijnej wierze, która choć ostatecznie ukierunkowuje ludzkie działania, to nie potrafi wyzwolić z lęku. Ma ona co prawda duże znaczenie, gdyż potwierdza właściwe wybory, ale lęku przed złem czy też dobrem nie eliminuje. To wszystko powoduje, że bez samopoznania wolność człowieka byłaby ślepa i pozbawiona personalnych treści, gdyż służyłaby jedynie sobie samej lub zrealizowaniu obiektywnego katalogu wartości. Na pewną trudność powyższej interpretacji stanu niewinności wskazuje Marian Grabowski. Odwołując się do Księgi Rodzaju, wskazuje, że Duńczyk przyjmuje perspektywę takiego Adama, którego pierwszym czynem jest zerwanie owocu poznania dobra i zła. Dla Grabowskiego nie jest to pierwszy uczynek, gdyż Adam w rajskiej rzeczywistości żył i podejmował decyzje. Był wolną osobą. Inaczej należałoby uznać jego upośledzenie w aspekcie wolności41. Człowiek nie był zatem w stanie niewinności „drzemiącym duchem”, lecz aktualizującym swą wolność. By jednak znaleźć się w tym sposobie refleksji, należy przyjąć, iż wolność nie realizuje się tylko w wyborze dobra i zła. Jak pisze Grabowski, „«przedmiotem» wolności w stanie niewinności nie jest stosunek do świata dobra i zła moralnego, ale stosunek 40 41 Tamże, s. 140. Por. M. Grabowski, Zapomniana wolność Adama, „Logos i Ethos” 1 (2000), s. 72. 46 Rafał Misiak do Boga”42. Pierwotna wolność i wolność obecnie przynależąca ludziom nie różnią się przeto formalnie, lecz przedmiotowo. Realizują się one przez wybór, co jest oczywiste dla charakterystyki wolności, jednak odmienny jest „przedmiot” decyzji: jest nim Stwórca lub to wszystko, co poza Nim43. Otwarta w tym momencie perspektywa wolności bez wybierania dobra lub zła ukazuje człowieka realizującego wolność poprzez relacje do Boga i siebie (przeżywającego własną niewinność jako dar Stwórcy). To, o czym pisze Kierkegaard i co jest przedmiotem wielu etycznych systemów – wybór między dobrem a złem – jest konsekwencją uprzedniej decyzji w sferze ducha: za lub wbrew Bogu44. A ten fundamentalny wybór nie mógł się dokonać bez wolności, gdyż inaczej pozostawałoby uznanie fatalizmu, który także i dla Kierkegaarda jest nie do zaakceptowania. Przyjąwszy fatalizm należałoby uznać, iż czyn człowieka mający podstawowe znaczenie dla jego egzystencji byłby niezrozumiały i nieakceptowany przez niego samego. I stąd wolność jest tutaj koniecznością, a odnalezienie „głębszego rezerwuaru” kształtowania się wolności zabezpiecza przed różnymi postaciami nihilizmu. 3. Skok jakościowy jako podjęcie ryzyka Kierkegaard przejmuje pojęcie skoku jakościowego od Hegla. W Fenomenologii ducha określa on rozwój ducha45. Podobnie rozumie skok sam Kierkegaard, dla którego wyraża on przejście ducha ze stanu uśpienia do właściwej mu egzystencji. Sytuacja przed skokiem jakościowym została opisana jako niewinność i tym samym staje się punktem wyjścia dla dziejów człowieka. To w niej zawarte są wszelkie możliwości, a nade wszystko, „pierwotność jest możliwością «ducha»” – napisze Kierkegaard w swym Tamże, s. 74. Por. tamże, s. 81. 44 Interpretacja Kierkegaarda w tym momencie nie jest prosta, gdyż i on porusza się na poziomie „głębszym” niż samo wybieranie dobra czy zła. Przybiera to postać albo–albo, które jawi się jako fundament będący podstawą pod konkretne wybory dobra i zła. Albo–albo nie zawiera jednak perspektywy Boga w punkcie wyjścia (interpretacja Adama), ani w punkcie dojścia (eschatologiczne losy człowieka). Por. S. Kierkegaard, Albo–albo, t. 2, tłum. K. Toeplitz, Warszawa: PWN 1976, s. 225–226. 45 Por. G.W.F. Hegel, Fenomenologia ducha, t. 1, tłum. A. Landman, Warszawa: PWN 1963, s. 18. 42 43 Geneza zła w filozofii Sørena Kierkegaarda 47 Dzienniku46. Nie występuje wówczas podział na dobro i zło, gdyż jest on możliwy na podstawie pełnej wolności, a ta jeszcze nie wystąpiła. „Dobro i zło nie istnieją nigdzie poza wolnością, ponieważ sama ta dystynkcja może zaistnieć [dopiero] dzięki wolności”47. Przywołany już Tillich powie, że tak pojmowaną niewinność należy określić „jako marzycielską niewinność o nierozstrzygniętych potencjalnościach”48. Kierkegaard, analizując sytuację Adama w raju, twierdzi, że nie ma tutaj właściwej syntezy dokonanej przez ducha, gdyż nie został on jeszcze ustanowiony jako duch. I to właśnie dokonuje się w jakościowym skoku. Rodzi się pytanie, czy wyjściem z trudnej sytuacji nie byłoby zaniechanie skoku jakościowego? Jaki jednak wówczas byłby obraz człowieka? Należałoby go zatem opisywać jako tego, który nie zaktualizował swej wolności, jako „ducha marzyciela” a nie ducha czynu. Byłby on bardziej „duchem esencji”, a nie egzystencji (nawiązując do terminologii Tillicha), duchem niewiedzy, a nie wiedzy. Nieodparta jest w tym momencie konkluzja, że zło radykalne jest konieczne w stawaniu się człowiekiem. Jednak taką myśl Kierkegaard stanowczo neguje. Bardziej odpowiednią propozycją interpretacji tej sytuacji jest mowa o ryzyku: osoba ma możliwość podjęcia ryzyka, stania się sobą w wolności lub pozostania w niewinności, która jednak okaże się niespełnioną pułapką49. To swoiste albo–albo! Lęk i postępujący za nim skok jakościowy są domniemaniem nowej rzeczywistości. Trudno zakładać, by ta decyzja miała podstawy irracjonalne, nie była zgodna z poznaniem samego siebie oraz otaczającej rzeczywistości. To wszystko sprawia, iż skok należy traktować z cała powagą jako osobowy czyn. Biorąc pod uwagę jego następstwa, można go interpretować jako nietrafne domniemanie, które wprowadza zło w świat. Dla Kierkegaarda zdaje się nie ma innej możliwości, jego albo–albo wyklucza trzecią możliwość. W stanie lęku jednostka jest pozostawiona sobie samej, na niej ciąży podjęcie decyzji i choć Duńczyk jest bez wątpienia mistrzem samopoznania i sposobów egzystencji, to traci z oczu świat go otaczający. Mam na myśli punkt widzenia rajskich prarodziców – na co zwraca uwagę Grabowski S. Kierkegaard, Dziennik, s. 362. Tamże, s. 191. 48 P. Tillich, Teologia systematyczna, s. 39. 49 Taką propozycję przedstawia Tillich. Por. P. Tillich, Pytanie o Nieuwarunkowane, s. 202. 46 47 48 Rafał Misiak – których egzystencja nie była zamknięta w indywidualnych przeżyciach i decyzjach. W tym pierwotnym wymiarze człowiek współegzystował ze swoim Stwórcą, innymi ludźmi, światem przyrody i wszelkie decyzje były podejmowane w takim kontekście. Dla Kierkegaarda nie istnieje taki świat, choć przywołuje on postać Adama i sądzi, że każdy z nas jest w takim samym momencie decydowania, jak rajski praojciec50. W jakiś sposób myślenie Kierkegaarda zamyka się w obrębie subiektywności, indywidualnego podmiotu, lecz można by tę perspektywę rozszerzyć o otoczenie, najbliższy człowiekowi świat życia, co wcale nie musi oznaczać przyjęcia krytykowanego przez niego świata obiektywnego. Kwestią ciekawą, aczkolwiek trudną, jest wskazanie na wątki teologiczne w myśleniu Kierkegaarda. Były one mu bardzo bliskie, osobiście przeżywane, zapewniające tożsamość w świecie. Rodzi się pytanie, w jakim stopniu myślenie Kierkegaarda zawiera się w teologii protestanckiej, którą przecież znał i rozważał? W jakim stopniu wprowadzenie dogmatyki luterańskiej do rozważań antropologicznych mogło wpłynąć na jego egzystencjalne rozwiązania? Ważne jest tu, by wspomnieć, że w ewangelickiej teologii mowa jest o skażeniu ludzkiej natury grzechem pierworodnym, i to tak mocnym, iż człowiek nie jest w stanie uczynić niczego zasługującego. Nie ma także możliwości, by zachował wolną wolę, która została bezpowrotnie utracona przez prarodziców51. Wincenty Granat, opisując egzystencjalizm od strony teologii katolickiej, wskazuje, iż „skala ludzkiego bytowania rozpoczyna się według nauki protestanckiej od natury zdolnej jedynie do grzechu i dlatego biorąc pod uwagę samą tylko naturę, musimy powiedzieć, że człowiek jest moralnie zły w swej etycznej strukturze i dlatego znajduje 50 Czytając Kierkegaarda, natykamy się w wielu miejscach na treści teologiczne. Widać, że nie są one obce samemu autorowi, choć nie podaje on zasadności łączenia refleksji filozoficznej z danymi teologicznymi. Wynika to najprawdopodobniej z jego niechęci wobec spekulatywnej teologii, którą często krytykował, zachęcając bardziej do etycznej egzystencji niż naukowych rozpraw. Klasyczne jest jego odwołanie się do postaci Abrahama, czy też przywołanie w niniejszym tekście biblijnego Adama. Za podstawowe uchodzi odniesienie się do pojęcia grzechu pierworodnego, choć, jak widać, jest ono przez Kierkegaarda swoiście wyjaśniane. Szerzej o pojęciu dogmatyki u Kierkegaarda pisze A. Szwed, Między wolnością a prawdą egzystencji. Studium myśli Sørena Kierkegaarda, Kęty: Wydawnictwo Antyk 1999, s. 70–72. 51 Należy pamiętać, iż Kierkegaard jest spadkobiercą luterańskiego myślenia, które akcentuje wolę i dlatego pojmuje grzech jako niewłaściwy wybór, złe wykorzystanie wolności. Geneza zła w filozofii Sørena Kierkegaarda 49 się w stanie moralnej nędzy. W stanie natury upadłej wszystkie ludzkie dążenia są bezcelowe i nie ma w naturze żadnego środka do przezwyciężenia pesymizmu wynikającego przecież z samej zepsutej natury. Niepokój i lęk człowieka uwikłanego w zło jest czymś tak bardzo dlań naturalnym, że wyzwolenie może przyjść jedynie od zewnątrz”52. Taka zdecydowana ocena nie jest pozbawiona podstaw, gdyż filozof z Kopenhagi nie bez przyczyny mówi o nicości otaczającej człowieka. Tym samym skok jakościowy wiedzie w jednym kierunku – zła, a jednostka nie może inaczej postąpić. Nie ma możliwości wyboru dobra, nie ma sposobu na uniknięcie zła i związanego z tym pesymizmu. Sytuacja, w której znajduje się Kierkegaard i tak jest uodporniona na nihilizm, gdyż jego ostateczne egzystowanie dokonuje się w perspektywie wiary. W ten sposób, choć wyzwolenie przychodzi z zewnątrz, w postaci Zbawiciela, to i tak ostatecznie polega ono na osobistej wierze. Tu także widać wyraźny ślad doktryny protestanckiej – sola fide. Bez tej perspektywy otwarta pozostawałaby droga do nihilizmu. Następny krok uczyni egzystencjalizm dwudziestowieczny, zeświecczając idee grzechu pierworodnego i wskazując, iż przed człowiekiem jawi się nicość, pustka, bezcelowe pragnienia, nuda (Jean-Paul Sartre). A jeśli Boga nie ma, to nie ma także żadnego czynnika wyzwalającego. Pozostaje osamotniony podmiot. Grzech jawi się ostatecznie jako wybór tego, co zewnętrzne. Zostaje w ten sposób utracony główny sens egzystencji skupiony na wnętrzu i poszukujący prawdy dla siebie. Kierkegaard pisząc o utracie niewinności wskazuje na jej szczególny klimat, który wywołuje lęk: człowiek go nie chce, bo się go boi, ale tego, czego się boi, pragnie. Lęk czyni jednostkę bezsilną i pierwszy grzech zawsze wydarza się w słabości, dlatego pozornie brakuje człowiekowi poczytalności, ale ten brak jest prawdziwą pułapką53. Wszystko to dzieje się w człowieku, gdyż „grzech nie może powstać poza człowiekiem”54. Słowa te zastanawiają, gdyż nie do końca jest zrozumiałe, na czym ma polegać słabość, w której dokonuje się grzeszny uczynek, ani też 52 W. Granat, Egzystencjalizm w świetle nauki o łasce i grzechu, „Roczniki Teologiczno-Kanoniczne” 1 (1956), s. 215. 53 S. Kierkegaard, Dziennik, s. 114. 54 Tamże, s. 246. 50 Rafał Misiak jaka jest jej przyczyna? Skoro dzieje się to w stanie pierwotnej niewinności, to przyczyną słabości może być jedynie pierwotna kondycja człowieka. 4. Działanie etyczne Na koniec pozostają jeszcze rozważania dotyczące etyki. Ciekawą rzeczą jest odwołanie się Kierkegaarda do dogmatyki, co następuje w momencie braku znalezienia satysfakcjonującego rozwiązania genezy zła. Nie mogąc odwołać się do obecnej etyki, do rozważań zostaje wprowadzona dogmatyka, która powoduje tym samym narodziny nowej etyki – nieignorującej grzechu. „Nowa etyka zakłada dogmatykę, a z nią grzech pierworodny, i z jego pomocą wyjaśnia grzech jednostki, choć jednocześnie stawia idealność jako zadanie, to jednak nie w ruchu z góry na dół, lecz z dołu do góry”55. Tę nową etykę Kierkegaard nazwie etyką drugą56. W jaki sposób zatem odczytuje punkt wyjścia refleksji nad złem: jest nim indywidualne doświadczenie połączone z dogmatyczną treścią o zaistnieniu pierwszego zła, nazywanego z racji swej roli – radykalnym. Namysł podmiotu nad samym sobą zostaje wsparty doświadczeniem prarodziców, protoplastów złego uczynku, co w czasach obecnych przybiera postać odwołania się osobistej refleksji do teologii dogmatycznej. Podstawą nowej etyki jest niewinność. Określa ona pierwszy stan człowieka, lecz nie zawiera w sobie doskonałości, gdyż brakuje jej działania etycznego (a tym samym wolności), a duch nie jest jeszcze świadomy sam siebie. Duch może osiągnąć świadomość siebie poprzez ironię (ukazaną w dziele O ironii), nieskończoną rezygnację (opisaną w Bojaźni i drżeniu) i poczucie skruchy (zanalizowane w drugim tomie Albo–albo). Ironia jest granicą między tym, co estetyczne, a tym co etyczne. Przejawia się w doświadczeniu zewnętrznego świata jako obcego i tracącego znaczenie. Jeśli dokonuje się to przez negowanie, to tym samym negacja staje się podstawą podmiotowej wolności. Słowo ironia dobrze to wyraża, gdyż chodzi tutaj o relację indywiduum do siebie samego, a także i do innych. Ta postawa do siebie samego wyraża się w tym, że człowiek dystansuje się do świata i doprowadza tym samym do wyobcowania się. Ironia określa jednak pod55 56 S. Kierkegaard, Pojęcie lęku, s. 33. Por. tamże, s. 34. Geneza zła w filozofii Sørena Kierkegaarda 51 miotowość, gdyż człowiek wchodzi we własne wnętrze, a to stanowi pierwszy krok do poznania siebie57. Następny uczynek to nieskończona rezygnacja, różniąca się tym od ironii, że nie prowadzi do wyobcowania podmiotu, lecz zachowuje go w świecie. Polega ona na tym, że człowiek neguje własne cele skończone, które tym samym przestają być dla niego najważniejsze. Odnajduje tym samym swą duchową tożsamość i dalej pozostaje w świecie. W tym momencie pojawia się etyczna perspektywa! Skrucha implikuje rzecz do tej pory nieobecną w tego typu myśleniu – dogmat o grzechu pierworodnym. Tym samym skrucha dotyka głębi ludzkiego ducha58. Aby jednak nastąpiła skrucha, musi pojawić się czyn, do którego będzie ona odnoszona, czyn wymagający osobistej duchowej postawy uniżenia. Pojęcie skruchy wiąże się zatem z uprzednim doświadczeniem winy, która powstaje po dokonaniu grzechu. Powstaje wówczas następujący układ: grzech – wina – skrucha. Grzech powoduje zmianę samego podmiotu, co w przypadku zła radykalnego jest uświadomieniem sobie grożącej nicości i podjęciem ryzyka zaktualizowania wolności. Dochodzi do tego działanie Boga, który oświeca człowieka, by ukazać mu jego grzeszny stan. Grzech ma i to znaczenie, że jest kluczem do zrozumienia chrześcijaństwa, gdyż choć sam człowiek nie jest w stanie do końca go poznać, albowiem w nim tkwi, to domaga się zbawczej ingerencji z zewnątrz. Jednocześnie świadomość grzechu zakłada istnienie wiedzy o pierwotnej niewinności, czyli braku jakiejkolwiek winy. Wiedza ta nie pochodzi od samego podmiotu, lecz z zewnątrz – od Boga. I tutaj właśnie pojawia się jedna z tez dogmatycznych – realność grzechu pierworodnego. Ta teologiczna prawda ma być jednak osobiście przeżyta przez każdego człowieka, a tym samym nabyć cechy subiektywności, gdyż sfera wiary polega na wewnętrznym doświadczeniu, a nie na przyjęciu zewnętrznych formuł. W tym momencie warto wprowadzić rozróżnienie lęku: przed dobrem i przed złem. Lęk przed złem jest tutaj oczywisty, gdyż informuje o istnieniu innej, nieznanej jeszcze rzeczywistości. Natomiast lęk przed dobrem jest obawą przed wolnością i tym samym postawą zamknięcia się na samego siebie. Jest to wręcz postawa demoniczna, antywolność, trwanie w uporze, powodująca oderwanie jaźni od kontaktu z Bogiem59. Indywiduum, doświadczając grze57 58 59 Por. S. Kierkegaard, Dziennik, s. 155–156. Por. A. Szwed, Między wolnością a prawdą egzystencji, s. 156–158. Por. tamże, s. 184–186. 52 Rafał Misiak chu i rozpadu jaźni, nabiera niechęci do realizowania własnej egzystencji – i to przybiera postać lęku przed dobrem60. Ale jednocześnie grzeszność to możliwość wolności. Brak przejścia z niewinności do grzeszności jawi się wprost jako brak wolności. Stan niewinności zawiera jedynie możliwość wolności, jest stanem człowieka nieobciążonego ani grzechem Adama, ani własną winą. I choć ten stan określony jest pojęciem niewinności, to innymi słowy można go ująć jako duchowo niedoskonały, nierozwinięty. Mamy zatem taką sytuację, w której mogą wystąpić trzy scenariusze: (1) trwanie w lęku niewinności, co oznacza pozostanie w duchowej niedoskonałości; (2) dokonanie skoku w wolność, co prowadzi do grzeszności i objawia się w niewłaściwej relacji ducha do siebie oraz Boga; (3) przyjęcie postawy wiary po dokonaniu skoku jakościowego, co polega na okazaniu skruchy i przyjęciu wyzwolenia. Uwagę przykuwa mówienie o wierze, gdyż ona umożliwia wyrwanie się z lęku. To właśnie wiara nie unicestwiając lęku, lecz pozostając wiecznie młodą, wyzwala od śmiertelnego lęku. To potrafi jedynie wiara, ponieważ tylko w wierze synteza jest wiecznie i w każdym momencie możliwa61. Wieczność jest rozumiana jako wewnętrzność, pole ducha w osobie, gdyż w niej właśnie jawi się to, co trwa wiecznie. Dla Kierkegaarda przeciwieństwem grzechu nie jest cnota, lecz wiara62. I tak jak grzech oznaczał krok w stawaniu się sobą, tak też wiara zmierza do tego, by urzeczywistniać ducha. Stąd też wiara lokuje się na podstawowej płaszczyźnie egzystencji, dzięki której wybiera się dobro i zło. Nie jest ona poznaniem, lecz chęcią bycia wolnym, namiętnością woli. Także do wiary stosuje się pojęcie absurdu, gdyż dotyczy ona jednocześnie tego, co wieczne (Boga) i historyczne (konkretnych wydarzeń, jak chociażby wcielenie Chrystusa). Żadne poznanie nie może mieć za przedmiot tego absurdu i dlatego wiara nie polega na poznaniu. To powoduje trudność, że pierwotna niewinność została określona jako niewiedza, przejście zwane skokiem jakościowym polega na 60 Kierkegaard tę sytuację nazwie rozpaczą. Jest ona określeniem grzechu wobec samego siebie. W niniejszym artykule pozostawiam na boku to zagadnienie, podjęte głównie w Chorobie na śmierć. 61 S. Kierkegaard, Pojęcie lęku, s. 145. 62 Por. S. Kierkegaard, Choroba na śmierć, s. 79. Geneza zła w filozofii Sørena Kierkegaarda 53 nabraniu wiedzy, a wiara wyzwalająca człowieka z poczucia grzechu jest ponownie formą niewiedzy (niemożliwością poznania swego przedmiotu). Choć oczywiście inna jest pierwotna niewiedza, a inna niewiedza wiary, to jednak określenie postawy ducha dokonuje się przez brak wiedzy. Tym samym pozostaje osobiste przeżywanie upadku i wyzwolenia, co nadaje tej refleksji egzystencjalny wymiar. Zakończenie Zło pojawia się w świecie w wyniku decyzji indywidualnego człowieka. Dokonuje się poprzez czyn nazywany skokiem jakościowym, polegający na przejściu od pierwotnej niewinności do popadnięcia w winę. Jest on jednocześnie przejściem od pierwotnej niewinności do samowiedzy podmiotu. Stąd wina pełni funkcję nabrania przez jednostkę realności własnego istnienia i jej przeżywania. Indywidualną egzystencję nabywa się zatem przez utratę pierwotnej niewinności. Geneza zła wiąże się ponadto z wywołującym lęk poczuciem nicości. Nie jest on skutkiem zła, lecz jego przyczyną. Lęk stanowi także podstawowy motyw decyzji o skoku jakościowym i tym samym staje się przyczyną zła. Ostateczną jednak przyczyną jest kondycja człowieka pierwotnego, która umożliwia pojawienie się nicości oraz pragnienia aktualizacji wolności. Skok jakościowy zawiera w sobie ogromne ryzyko, gdyż daje możliwość stania się wolnym samoświadomym podmiotem lub pozostania w stanie marzycielskiej niewinności. Obroną przed popadnięciem w nihilizm w powyższej sytuacji jest wiara i oczekiwanie na wyzwolenie pochodzące z zewnątrz, a wyrażone w osobie Odkupiciela. Przedstawione rozważania pokazują, że nie do uniknięcia jest sytuacja doświadczania lęku. Egzystencjalną receptą jest zaakceptowanie tego położenia, a wręcz nauka życia z lękiem. „Dlaczego jednak Kierkegaard każe uczyć się lęku? Albowiem lęk jest najwierniejszym towarzyszem i najlepszym przewodnikiem człowieka nowoczesnego. Lęk pojawia się w chwili, w której utraciliśmy niewinność: człowiek został wygnany z raju prawa naturalnego i jego spolegliwie reprodukujących się z pokolenia na pokolenie form, i wyszedł tym samym w świat pozbawiony złudzeń, który raz na zawsze odsłonił swą przygodną, niekonieczną, lotną postać. Dla Kierkegaarda eksperyment nowoczesności jest więc niczym innym, jak tylko powtórzeniem biblijnego wzorca, w którym nakłada się na siebie 54 Rafał Misiak historia Wygnania oraz historia Wyjścia: jedna z żalem opisuje opuszczenie rajskiej biernej błogości i bezpieczeństwa jako utraty – druga radośnie afirmuje moment wyjścia z martwej quasi-naturalności, symbolizowanej przez egipski Dom Niewoli”63. Lęk jest zatem pierwszym i podstawowym doświadczeniem człowieka po grzechu i należy go niejako „ułaskawić”, „oswoić”, gdyż będzie on dalej towarzyszył człowiekowi. Jednocześnie lęk chroni przez adaptacją z nowym światem, co jawi się jako nowe zagrożenie. Ostatecznie egzystujący podmiot stanowi syntezę doczesności i wieczności, wolności i skończoności, grzechu i wiary. Na koniec warto przypomnieć słowa Kierkegaarda z jego Dziennika, w którym zapisał: niemożliwość zrozumienia [grzechu – R.M.] wypływa z samej jego natury. Łatwo można to zobaczyć w następujący sposób. Weźmy człowieka, który kiedyś oddał się grzechowi, a teraz został wyzwolony – i zapytajmy go, czy teraz jest w stanie zrozumieć, jak mógł grzeszyć w podobny sposób, odpowie: nie, teraz rozumiem mniej niż kiedykolwiek. Im bardziej czysty staje się człowiek, tym bardziej niemożliwe jest dla niego zrozumienie zła64. THE ORIGIN OF EVIL ACCORDING TO SØREN KIERKEGAARD Summary According to Kierkegaard the source of evil in the world is not the first action of the first man (Adam) but the first action of any of us. The prerequisite of evil is the jump from innocence to freedom. This jump leads to first evil action and it opens way to religious faith. It is also way to real existence. The fear is the evidence of sin. Kierkegaard’s redefinition of original evil leads to recognition of our own role in appearing sin in the world and seeks some rescue in religious faith. Keeping innocence is impossible for humans. The consciousness of our own sin is according to Kierkegaard the highest form of self-knowledge. 63 A. Bielik-Robson, Nauczyć się lęku: Kierkegaard i Hegel, [w:] Miłość i samotność. Wokół myśli Sørena Kierkegaarda, P. Bursztyka, M. Kaczyński, M. Sosnowski, G. Uzdański (red.), Warszawa: Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego 2007, s. 165. 64 S. Kierkegaard, Dziennik, s. 254. „Analiza i Egzystencja” 10 (2009) ISSN 1734-9923 DOROTA LESZCZYNA* FILOZOFIA EGZYSTENCJALNA W UJĘCIU MIGUELA DE UNAMUNO Człowiek z krwi i kości, który rodzi się, cierpi i umiera – przede wszystkim umiera – który je i pije, bawi się i śpi, myśli i kocha, człowiek, którego się widzi, i słyszy, brat, prawdziwy brat. [...] I ten konkretny człowiek z krwi i kości jest podmiotem i zarazem najwyższym przedmiotem wszelkiej filozofii, czy tego chcą czy nie chcą niektórzy tak zwani filozofowie. Miguel de Unamuno1 Słowa kluczowe: życie, egzystencja, nieśmiertelność, śmierć, rozum, Bóg Keywords: life, existence, immortality, death, reason, God 1. Wprowadzenie Celem artykułu jest próba ukazania filozoficznego stanowiska hiszpańskiego myśliciela przełomu XIX i XX wieku, Miguela de Unamuno. Unamuno był umysłem niezwykle wszechstronnym, o czym może świadczyć nie tylko * Dorota Leszczyna (ur. 1983) – absolwentka Uniwersytetu Śląskiego, obecnie doktorantka w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Wrocławskiego, interesuje się współczesną filozofią hiszpańską (Miguel de Unamuno, Jose Ortega y Gasset, Julian Marias, Xavier Zubiri, Maria Zambrano, Jose Gaos) i szeroko pojęta filozofią życia (Fryderyk Nietzsche, Wilhelm Dilthey, Henri Bergson). E-mail: [email protected]. 1 M. de Unamuno, O poczuciu tragiczności życia wśród ludzi i wśród narodów, tłum. H. Woźniakowski, Kraków–Wrocław 1984, s. 5–6. 56 Dorota Leszczyna jego bogata spuścizna filozoficzno-literacka, lecz także zróżnicowane formy wyrazu, jakimi posługiwał się w swej twórczości. Zasłynął przede wszystkim jako twórca dramatów, powieści i poezji, które jednak zawsze zabarwione były refleksją o charakterze filozoficznym. Był również jednym z najbardziej kontrowersyjnych bohaterów hiszpańskiej kultury XX wieku. Wystarczy wspomnieć, że równocześnie jest określany jako: katolik, heretyk, mistyk, ateista, materialista, egzystencjalista, pragmatysta, a nawet jako faszysta2. Spotkamy tu zatem niezliczoną ilość sprzecznych interpretacji, co jednak nie może nas dziwić, gdyż sam Unamuno w wielu momentach pozostaje niekonsekwentny, a jego rozważania są czasem wewnętrznie sprzeczne. Należy też pamiętać, że brak systematyczności i sprzeczność w twórczości Unamuno są poniekąd spowodowane ciągłą ewolucją jego myśli. Był on bowiem głęboko przekonany o konieczności poszukiwania prawdy. Nie szukał jednak prawdy martwej, unieruchomionej czy też, jak sam zwykł mawiać, zabitej przez rozum, lecz prawdy żywej, wolnej od skostniałych schematów. Wedle Unamuno wszystko, co witalne, jest irracjonalne, a wszystko co racjonalne, ma charakter antywitalny. Tym samym na gruncie ludzkiej egzystencji toczy się odwieczna walka przeciwstawnych sił, tj. życia i rozumu oraz wiary i rozumu, które – choć nawzajem się wykluczają – są dla siebie nieodzowne. Przez ciągłe zmaganie ze sobą oraz nieustanną agonię wzajemnie się konstytuują3. Rozum i wiara są przeciwnikami, którzy nie mogą się utrzymać jeden bez drugiego. To co irracjonalne domaga się racjonalizacji, a rozum może dokonywać operacji tylko na tym, co irracjonalne. Muszą wspierać się jeden na drugim i łączyć się. Lecz łączyć się w walce, bowiem walka jest jednym ze sposobów łączenia4. Unamuno żywił przekonanie, że tradycja czysto racjonalistyczna jest w tym samym stopniu niemożliwa co tradycja czysto religijna. 2 Zob. E. Górski, Hiszpańska refleksja egzystencjalna. Studium filozofii i myśli politycznej Miguela de Unamuno, Wrocław–Warszawa–Kraków–Gdańsk 1979, s. 6. 3 Słowo agonia nie oznacza u Unamuno konania i śmierci, lecz odwołuje się do walki, zmagania się, które człowiek toczy w sobie w każdej chwili życia. „Poprzez agonię – według P. Raka – człowiek tworzy samego siebie. Jej brak jest równoznaczny z unicestwieniem”. Zob. P. Rak, Wstęp tłumacza, [w:] M. de Unamuno, Agonia chrystianizmu, tłum. P. Rak, Kęty: Antyk 2002, s. 15–16. 4 M. de Unamuno, O poczuciu tragiczności życia..., s. 125–126. Filozofia egzystencjalna w ujęciu Miguela de Unamuno 57 W kręgu moich zainteresowań znajduje się też relacja i stosunek hiszpańskiego filozofa do preegzystencjalizmu Kierkegaarda i Schopenhauera oraz jego filozoficzny wkład w myśl egzystencjalizmu XX wieku. Należy bowiem pamiętać, że Unamuno uważany jest za jednego z twórców dwudziestowiecznej filozofii o orientacji egzystencjalnej. W pierwszej części artykułu zostanie ukazany kontekst historyczny powstania tzw. Generacji 98, której Unamuno był jednym z najbardziej prominentnych przedstawicieli. Ponadto krótko przedstawiony będzie wydźwięk i znaczenie, jakie dla kierunku rozwoju myśli Unamuno miał doznany przez niego w 1897 roku głęboki kryzys religijny. W dalszych częściach artykułu zaprezentowane zostanie stanowisko filozoficzne Unamuno. 2. Generacja 98 Przez Generację 985 należy rozumieć grupę pisarzy, filozofów, poetów, których wystąpienia i twórczość stały się werbalizacją uczuć towarzyszących Hiszpanom, zwłaszcza zaś inteligencji, po upadku hiszpańskiego imperium w wyniku utraty ostatnich kolonii: Kuby, Filipin i Puerto Rico. Konsekwencją tych wydarzeń, mających miejsce w 1898 roku (stąd nazwa tego ugrupowania) był kryzys społeczny i polityczny, a przede wszystkim moralny kraju6. Przedstawiciele Generacji 98 podjęli próbę przezwyciężenia kryzysu, stając się jego ofiarami, co znajduje swoje odzwierciedlenie w ich trosce o dalsze losy ojczyzny oraz we wszechogarniającym pesymizmie. Wszyscy przedstawiciele Generacji 98 przyszli na świat między rokiem 1864 a 18757. Należy również wziąć pod uwagę, że ustalenie i znalezienie 5 Zob. A. Komorowski, Pokolenie ’98. Niektóre problemy racjonalizacji klęski, „Archiwum Historii Filozofii i Myśli Społecznej” 20 (1974), s. 239–250. Por. też Azorín, La generación del 98, Salamanca: Anaya 1961; R. Baroja, Gente del 98, Barcelona: Editional Juvetud 1969; J. Blanco Amor, La generación del 98, Buenos Aires 1966; S.L. Granjel, Panorama de la generación del 98, Madrid 1959; R. Gullón, Direcciones del modernismo, Madrid 1963; J. Marías, Miguel de Unamuno, Madrid: Editional Gustavo Gili 1943; A.F. Molina, Le generación del 98, Barcelona: Editional Labor 1968. 6 Zob. P.J. Chamizo Domínguez, Ortega y la cultura espańola, Madrid: Cinciel 1985, s. 32. 7 José Ortega y Gasset jest często mylnie zaliczany do Generacji 98. Był on komentatorem myśli tego ruchu, jednak sam do niego nie należał. W 1898 r. miał zaledwie piętnaście lat, nie mógł więc mieć intelektualnego wpływu na kształt i charakter twór- 58 Dorota Leszczyna cech wspólnych, charakteryzujących to ugrupowanie, nie jest zadaniem prostym. Ich twórczość wyrasta z podobnej sytuacji egzystencjalnej, jednak intelektualne reakcje są znacząco różne. Wystarczy wspomnieć o konflikcie i polemice dotyczącej samej koncepcji Generacji 98, tj. o dyskusjach między Pío Baroją, Ramiro de Maeztu i Pedro Salinasem. Dwaj pierwsi kwestionują fakt istnienia Generacji 98. Z kolei Salinas potwierdza i afirmuje jej powstanie, prowadząc drobiazgowe analizy, prezentowane przez siebie zarówno na kursach uniwersyteckich, jak i w krótkim artykule, który ukazał się w grudniu 1935 roku w czasopiśmie „Revista de Occidente”8. Artykuł ten ukazał się później w dziele Salinasa Literatura espańola del siglo XX 9. Krytyka koncepcji Generacji 98 była również prezentowana przez Juana Ramóna Jiméneza, następnie zaś przez Federico de Onisa, Ricardo Gullóna, Alena W. Philipsa, Yvana Shulmana oraz José Carlosa Mainera i Germána Gullóna. Inny hiszpański filozof, José Ortega y Gasset, choć sam nie należał do Generacji 98, twierdził, że można wyróżnić w niej dwa pokolenia. Pierwsze grupuje myślicieli urodzonych do 1864 roku, w tym właśnie Unamuno. Drugie mieści myślicieli nieco młodszych. Z kolei Julián Marías uznaje za datę centralną rok 1871 i wyróżnia: Miguela de Unamuno, Ángela Ganiveta, Vale-Inclána, Jacinto Benavente, Carlosa Arnichesa, Vicente Blasco-Ibáńeczości Generacji 98. To raczej ta formacja odcisnęła swe piętno na jego filozofii, czego przykładem może być kontynuowana przez niego debata o przyszłości Hiszpanii i jej miejscu w świecie, jak i głęboka troska i niepokój wywołane wydarzeniami historycznymi oraz kolejnymi klęskami, jakie nawiedziły ten kraj. Nie można również zapomnieć o znaczących różnicach i polemice, którą toczyli ze sobą Unamuno oraz Ortega y Gasset, np. w kwestii europeizacji Hiszpanii, albowiem Unamuno po przejściu kryzysu religijnego, spowodowanego ciężką chorobą, a w rezultacie śmiercią jednego z jego synów, poświęca się całkowicie rozważaniom nad problematyką śmierci i nieśmiertelności. Kryzys religijny Unamuno wywołuje również głęboką przemianę w refleksji dotyczącej spraw społeczno-politycznych Hiszpanii, i tak, zamiast postulować jej europeizację, na co wskazuje m.in. Krzysztof Polit, Unamuno zaczyna mówić o jej afrykanizacji lub o hispanizacji Europy, co oczywiście powoduje całkowite rozejście się dróg obu filozofów. Ortegę bowiem bardziej od śmierci interesowało mocne, pełne barw życie, którego był na przestrzeni filozoficznych dziejów największym afirmatorem. Ponadto jego (Ortegi) spojrzenie nieustannie kierowało się ku Europie, jej wartościom, zwyczajom, obyczajom, a przede wszystkim ku europejskiej filozofii, w niej bowiem upatrywał ratunku dla swego konającego intelektualnie i moralnie kraju. 8 P. Salinas, La Generación del 98, „Revista de Occidente” (grudzień 1935). 9 P. Salinas, Literatura española del siglo XX, Madrid: Alianza Editorial 1972. Filozofia egzystencjalna w ujęciu Miguela de Unamuno 59 za, Gabriela y Galána, Manuela Moreno, Miguela Palaciosa, Pío Baroja, Ramiro de Maeztu, Azorína, Manuela Machado i Antonia Machado. Wśród artystów, którzy mieszczą się w ramach Generacji 98, trzeba wymienić malarzy: Ignacio Zuloaga i Ricardo Baroje oraz muzyków: Isaaca Albéniza i Enrique Granadosa. Pomimo wskazanych trudności można wyróżnić także pewien zbiór cech wspólnych, charakterystycznych dla Generacji 98. Są nimi: a) rozróżnienie na Hiszpanię prawdziwą, podupadłą i nędzną oraz na Hiszpanię oficjalną, fałszywą i pozorną, prezentowaną na arenie międzynarodowej10; b) troska o jedność i tożsamość, która stała się początkiem debaty o Hiszpanii i jej miejscu w Europie, kontynuowanej przez kolejne pokolenia; c) głęboka miłość do Kastylii, opuszczonej i tracącej własny krajobraz mentalny, język i tradycję11. Myśliciele tego pokolenia poświęcali wiele czasu na studiowanie hiszpańskich romantycznych mitów, legend i opowieści, by być bliżej oraz wzmacniać to, co lokalne i regionalne; d) rozbicie i łamanie klasycznych form i wzorów literackich oraz zastępowanie ich nowymi, na przykład zamiast klasycznego opowiadania współczesna nowela stworzona przez Unamuno, jak również jego filozoficzne dramaty, powieść liryczna i impresjonistyczna Azorína, który eksperymentuje w niej z czasem i miejscem akcji, a bohater powieści żyje w różnych epokach, czy też otwarta powieść prezentowana przez Baroje oraz eksperymentalny teatr i powieściopisarstwo Valle-Inclána12; e) odrzucenie estetyki realizmu i jego drobiazgowego stylu i charakteru13; f) zwrot ku językowi bliższemu życiu i ulicy, bardziej spontanicznemu oraz korzystającemu z pojęć tradycyjnego języka kastylijskiego; g) wpływ i próba zakorzenienia na gruncie hiszpańskim myśli filozoficznej czołowych ówczesnych przedstawicieli irracjonalizmu europejskiego, przede wszystkim koncepcji Nietzschego (Unamuno, Azorín, Baroja), Schopenhauera (Unamuno, Baroja) i Kirkegaarda (Unamuno); h) wszechobecny pesymizm, krytyka racjonalizmu i scjentyzmu, zwrot ku intuicji i „porządkowi serca”, kult tego, co indywidualne i konkretne, niechęć do abstrakcji i racjonalizacji, przekonanie o twórczym charakterze życia i człowieka, witalizm i woluntaryzm. 10 11 12 13 Azorín, La generación del 98. J. Blanco Amor, La generación del 98. R. Gullón, Direcciones del modernismo, Madrid: Greolos 1963. M. Peńa, Pintura de paisaje e ideología: la generación del 98, Madrid 1983. 60 Dorota Leszczyna Niektórzy komentatorzy twórczości Generacji 98, zwłaszcza krytycy, dostrzegają dodatkowo, że członków tego ugrupowania charakteryzują nie tylko wyżej wymienione cechy, lecz także nadmierny przyrost egotyzmu, przedwczesne i przerysowane uczucie frustracji i lęku, przesadny zryw neoromantyczny oraz zwykła imitacja i plagiat ówczesnych tendencji europejskich. Ten intelektualny bunt jest jednak przede wszystkim symbolem żalu i zawiedzionych nadziei społeczeństwa, które zostało oszukane podwójnie, ponieważ doświadczyło upadku dwóch różnych politycznych struktur, tj. rewolucji i restauracji. Porażka ta wyzwoliła w Hiszpanach poczucie, że ich ojczyzna upada i może zostać odbudowana tylko poprzez te formy aktywności, które będą odmienne od aktywności politycznej. Polityka i politycy ostatecznie się skompromitowali, a ich fałszywe ideologie upadły, gdyż pozostawały bezradne wobec zaistniałej sytuacji i problemów. Nie może zatem dziwić lęk i niepokój intelektualnej elity, obserwującej powolną śmierć własnego kraju. Nie powinna też zdumiewać troska o jego przyszłość i próba jego europeizacji, która wydaje się jedynym ratunkiem. Jeden z komentatorów stanu ówczesnej kultury hiszpańskiej, Pedro Domínguez, pisał: „Sytuacja Hiszpanii tamtego okresu była zła i niekorzystna, i musiała zostać przezwyciężona; przezwyciężenie to mogło być zrealizowane jedynie poprzez zaszczepienie na jej gruncie myślenia europejskiego, dlatego potrzebne były elity intelektualne, stojące na czele europeizacji kultury hiszpańskiej”14. Natomiast Ortega y Gasset zwraca uwagę, że „Hiszpania była problemem, Europa zaś jego rozwiązaniem”15. Jednak zarówno Ortega jak i Unamuno są przeciwnikami biernego przejmowania europejskich idei. Postulują konieczność „hiszpańskiej interpretacji świata. Hiszpania jest europejską możliwością. Tylko przez nią widziana i zauważona jest możliwa”16. Nie można też zapomnieć o wpływie, jaki na myśl Unamuno wywarł kryzys religijny, którego doświadczył on w 1897 roku. Kryzys ten jest spowodowany ciężką chorobą, a następnie śmiercią jednego z jego synów, za którą zresztą filozof obwiniał siebie, widząc w tym karę Boską za utratę wiary. To wydarzenie doprowadziło Unamuno na skraj załamania nerwowego i spowodowało głęboką przemianę w charakterze jego refleksji. Piotr P.J. Chamizo Domínguez, Ortega y la cultura espańola, s. 32 (tłum. D.L.). J. Ortega y Gasset, España como posibilidad, [w:] Obras Completas, Madrid: Alianza Editiorial 1946–1983: Revista de Occidente, t. I, s. 138 (tłum. D.L.). 16 Tamże. 14 15 Filozofia egzystencjalna w ujęciu Miguela de Unamuno 61 Rak w Przedmowie do Agonii chrystianizmu pisze: „sprawy wiary stały się jego obsesją”17. Unamuno chciał obsesyjnie uwierzyć w istnienie Boga, a przez to w nieśmiertelność ludzkiej duszy. Co do tej kwestii wciąż jednak toczą się spory i dyskusje. Na przykład Sánchez Barbudo uważa, że cała twórczość Unamuno od 1897 roku jest werbalizacją poczucia niemożności uwierzenia w Boga, uznając go jednocześnie za zdeklarowanego ateistę, pozorującego ciągłe poszukiwanie utraconej wiary18. Dodatkowo, wyznania zawarte w Dzienniku intymnym19 ukazują Unamuno jako człowieka wewnętrznie rozdartego, którego egzystencja toczy się pośród nieustannej walki rozumu z tym, co w swej istocie niezgłębialne, czyli z pragnieniem wiary, która jako jedyna wyrywa człowieka z ram jego doczesności i może go ocalić przed unicestwieniem. Czy pragnienie – pyta Unamuno – wiary nie jest jej początkiem? Kto pragnie wiary i o nią prosi czyż już jej nie posiada, choć jeszcze o tym nie wie?20 3. Egzystencjalna i witalna filozofia Miguela de Unamuno Filozofia Miguela de Unamuno jest mało systematyczna, nierzadko pełna sprzeczności, u swych podstaw głęboko irracjonalna i witalna. Przedmiot jej zainteresowań stanowi człowiek, rozumiany nie abstrakcyjnie jako „człowiek w ogóle”, lecz jako człowiek jednostkowy, konkretny, którego ostatecznym i nieodwołalnym przeznaczeniem jest śmierć. Człowiek który nie pochodzi stąd czy stamtąd, z tej czy innej epoki, który nie posiada ani płci, ani ojczyzny, jednym słowem czysta idea, czyli zaprzeczenie człowieka21. P. Rak, Wstęp tłumacza, [w:] M. de Unamuno, Agonia chrystianizmu, s. 9. Szerzej na temat religijnego kryzysu Unamuno pisze E. Górski w: Hiszpańska refleksja egzystencjalna..., s. 24–30. 19 M. de Unamuno, Dziennik intymny, tłum. P. Rak, Kęty: Antyk 2003. 20 Tamże, s. 66. 21 M. de Unamuno, O poczuciu tragiczności życia..., s. 5. 17 18 62 Dorota Leszczyna Stanowisko to jest ostrą krytyką wszelkich tworów i produktów teoretycznych, które są wynikiem czystej abstrakcji. Antropologiczna filozofia witalna Unamuno wyrasta z samego życia i jest obrazem prawdziwej, konkretnej ludzkiej egzystencji. Punktem wyjścia zaś filozofii Unamuno jest pojęcie świadomości: „Świat stworzony został dla świadomości, dla każdej świadomości”22. Ta filozofia jawi się jako akt refleksji indywidualnej i subiektywnej, której przedmiotem jest człowiek i jego egzystencja. Stąd też wynikają jego dwa podstawowe obszary inspiracji, tj. odniesienia do koncepcji Sørena Kierkegaarda i Artura Schopenhauera. 3.1. Śmierć i nieśmiertelność – inspiracje religijną koncepcją Kierkegaarda Każda refleksja nad ludzkim życiem potęguje – według Unamuno, podobnie jak u Kierkegaarda – świadomość jego tragizmu. Jesteśmy bowiem naznaczeni brakiem, niepełni, jakby niedokończeni. Bliskie jest nam ciągłe dążenie ku temu, aby wykroczyć poza wąskie ramy naszej nędznej egzystencji. Dlatego też nieodłącznie towarzyszy nam lęk przed śmiercią, a w rezultacie pragnienie nieśmiertelności, która dałaby nam poczucie spełnienia. Dzięki temu zrozumiałe staje się nasze usilne zabieganie o sławę i prestiż, które nie są niczym innym, jak pożądaniem i pędem ku wieczności. Unamuno, częściowo odwołując się także do spinozjańskiego pojęcia wysiłku23, zaznacza w swej istocie agonistyczne podłoże ludzkiej egzystencji, ponieważ człowiek jest rozdarty między dwoma przeciwstawnymi dążeniami, tj. dążeniem do bycia sobą (serse) i dążeniem do bycia czymś lub kimś więcej niż jest, do nieustannego transcendowania własnego istnienia (ser lo todo). Pragnę być sobą, a nie przestając być sobą, być również innymi, pogrążyć się w całość rzeczy widzialnych i niewidzialnych, rozpostrzeć się w nieograniczoność przestrzeni i nieskończoność czasu24. Tamże, s. 18. Wysiłek (conatus) – co podkreśla Górski – ma u Spinozy charakter dążenia każdej substancji do nieograniczonego czasowo przetrwania. Zob. E. Górski, Hiszpańska refleksja egzystencjalna..., s. 33. 24 M. de Unamuno, O poczuciu tragiczności życia..., s. 30. 22 23 Filozofia egzystencjalna w ujęciu Miguela de Unamuno 63 W innym tekście pisze, że ludzkie istnienie charakteryzuje gwałtowna i niezaspokojona chęć bycia wszystkim innym, [...], władanie nad całym Wszechświatem, nie pozwalając jednocześnie, by Wszechświat władał nad nami i nie wchłonął nas, chęć bycia innym nie przestając być sobą, być nadal sobą i równocześnie kimś innym25. Unamuno, ukazując te antagonistyczne dążenia ludzkiej egzystencji, odwołuje się również do myśli podkreślającej dialektyczne napięcie między granicą (peras) i bezkresem (apeiron); podobnie jak u Platona z działania tego, co ograniczone powstaje byt, tak u Unamuno z pragnienia wytyczenia sobie granic, jak i ich nieustannego przełamywania, wyłania się tragiczna egzystencja konkretnego człowieka. Filozofia Unamuno skupiona jest wokół problemu śmierci i wieczności. Nietrudno doszukać się tutaj następnej analogii z pesymistycznym stanowiskiem Kierkegaarda, dostrzegającego rozdarcie ludzkiej egzystencji, świadomej swej skończoności, a jednocześnie tak rozpaczliwie pragnącej przetrwania i nieśmiertelności. Człowiek jest bowiem związkiem dwóch przeciwstawnych sił, jest płaszczyzną spotkania tego, co w swej istocie niepełne, niedoskonałe i skończone, ale i zarazem tego, co nieograniczone i wieczne. „Człowiek – pisze Kierkegaard – jest syntezą nieskończoności i skończoności, doczesności i wieczności, wolności i konieczności, jednym słowem syntezą”26. W tym właśnie przejawia się ów tragiczny wymiar ludzkiego życia i istnienia, obarczonego ciągłą świadomością nieuchronnego końca, okrutnego, z góry narzuconego przeznaczenia, które tak łatwo niweczy wszelkie ludzkie plany, uczucia i dążenia, przysypując je ziemią i poddając nieuchronnemu rozkładowi. Tym, co u Kierkegaarda stanowi o nieustannym ludzkim cierpieniu, jest relacja człowieka do bytu wiecznego i niezmiennego, czyli Boga. To Bóg oraz religia są przyczyną wszelkich antynomii, sprzeczności i konfliktów na gruncie naszej egzystencji, ponieważ one właśnie otwierają człowieka na nieśmiertelność i wprowadzają w horyzont jego doczesności wymiar tego, co wieczne. „Gdyby nie było nic wiecznego w człowieku – powie Kierkegaard – to nie mógł by on rozpaczać, 25 M. de Unamuno, El secreto de la vida, [w:] Ensayos, t. 1, Madrid: Publicaciones de la Residencia de Estudiantes 1966, s. 844. 26 S. Kierkegaard, Bojaźń i drżenie; Choroba na śmierć, tłum. J. Iwaszkiewicz, Warszawa: PWN 1982, s. 146. 64 Dorota Leszczyna a gdyby rozpacz mogła pochłonąć jego osobowość, to w ogóle nie byłoby rozpaczy”27. Idea bytu nieskończonego i absolutnego urąga i poniża ludzki rozum, niezdolny do tego, aby ją pojąć i zrozumieć, aby przerzucić most pomiędzy nieskończoną otchłanią, co wzmaga tylko poczucie męczarni i bezsilności. Z tego powodu właśnie u Kierkegaarda człowiek często stara się uciec od problemu śmierci i nieśmiertelności. Zatapia się w skończonym wymiarze życia, pragnie o nich zapomnieć, lecz w rezultacie prowadzi egzystencję nieautentyczną i nie w pełni ludzką, gdyż ta wymaga od niego odwagi, heroizmu i ciągłego zmagania się z własnym „lękiem i drżeniem”. „Staramy się – pisze Unamuno w duchu filozofii Kierkegaarda – uciec od tego wszystkiego i od cienia wieczności, zapadając się i pogrążając w kultywowaniu nauki, sztuki czy życia publicznego. W ten sposób oszukujemy samych siebie, nie słuchamy samych siebie”28. Kierkegaard stworzył trójwymiarową typologię ludzkiego życia, tj. stadium estetyczne, etyczne i religijne. Pierwsze ma charakter zabawy i gry możliwościami. Jest zatopione w tym, co powierzchowne i przemijające. Ten sposób życia najbliższy jest artyście i poecie, oni bowiem nie szukają rzeczywistości i stabilizacji, a jedynie pokarmu i materiału dla wzbogacenia wyobraźni. Drugie stadium Kierkegaard nazywa etycznym, gdyż w nim człowiek stara się kroczyć po raz obranej drodze, którą wcześniej uznał za słuszną, oraz czuje się odpowiedzialny za własne czyny i decyzje. Ostatnie natomiast stadium religijne zasadniczo różni się od pozostałych tym, że człowiek otwiera swoją egzystencję na Boga i wieczność, chociaż wzmaga to jego rozpacz i mękę, ponieważ Bóg zawsze pozostanie dla niego bytem irracjonalnym i niezrozumiałym. Stoimy tym samym – zdaniem Kierkegaarda – zawsze przed alternatywą „albo–albo”. Albo autentyczne istnienie okupione strachem i rozpaczą, lecz śmiało zwrócone ku dystynkcji śmiertelność–wieczność, albo życie starające się być nieświadome własnej skończoności, wyłączające się z horyzontu myśli problem śmierci. Unamuno z tej perspektywy wybrał egzystencję autentyczną. Juliŕn Mariŕs pisał: „żył dla śmierci, zawsze do niej powracał, antycypował ją, trapiony potrzebą przetrwania i nieśmiertelności, nie jako samej nazwy, lecz nieśmiertelności osoby i ciała”29. Tym, co wedle Tamże, s. 156. M. de Unamuno, Dziennik intymny, s. 63. 29 J. Marías, La significación de Unamuno, „Revista Blanco y Negro” R. XLIX, nr 18–19 (luty 1939), s. 16. 27 28 Filozofia egzystencjalna w ujęciu Miguela de Unamuno 65 Unamuno jawi się jako najbardziej przerażające w momencie śmierci nie jest strach przed potępieniem czy karą za grzechy, przed tym, że coś strasznego może wydarzyć się w pośmiertnym życiu, lecz to, że śmierć stanowi ostateczny kres i unicestwienie. Dlatego też Unamuno poświęcił większą część twórczości zagadnieniu nieśmiertelności. Marias w Significación de Unamuno podkreśla nawet, że ma ona cechy intelektualnej udręki, a tragizm jego filozofii polega na głębokim pesymizmie. Wymowne są też słowa samego Unamuno, oddające wszechogarniający lęk przed nieuniknionym: Drżę na myśl o konieczności oderwania się od ciała, drżę jeszcze bardziej na myśl o konieczności oderwania się od wszystkiego, co zmysłowe i materialne, od wszelkiej substancji30. Jednak najbardziej dobitnie podkreślające ów stan słowa znajdują się w jednej ze scen jego dramatu Mgła, gdzie główny bohater Augusto Pérez zwraca się do samego autora: A więc dobrze, mój panie de Unamuno. Ale pan także umrze, pan także obróci się w proch, z którego pan powstał. Bóg przestanie pana śnić! Umrze pan, tak umrze pan, choćby pan nie chciał umierać!31 3.2. Szalony bohater – Don Kichot, a irracjonalny wymiar rzeczywistości – myśl Schopenhauerowska w filozofii Miguela de Unamuno32 Śmierć i nieśmiertelność jako główny temat w filozofii Unamuno determinują dodatkowo także i inne problemy. Pierwszym z nich jest zagadnienie bohatera, którego egzystencję wyznacza pragnienie sławy i prestiżu. Unamuno identyfikuje „rzeczonego bohatera” z postacią Don Kichota, który jest odbiciem i reprezentacją życia samego filozofa. Jest on również archetypem i symbolem, który ucieleśnia narodowego ducha hiszpańskiego. Mamy tu także do czynienia z pewną alegorią, której Unamuno używa w celu Tamże, s. 17. M. de Unamuno, Mgła, tłum. E. Boye, Warszawa: Książka i Wiedza 1958, s. 214. 32 Zob. Filosofía y Educación – Cuaderno de Materiales, http://www.filosofia.net/materiales/tem/unamuno.htm. Obszerny fragment dotyczący postaci Don Kichota znajduje się także [w:] M. de Unamuno, O poczuciu tragiczności życia..., s. 320–352. 30 31 66 Dorota Leszczyna zarysowania własnej myśli filozoficznej. Unamuno podąża tu za Schopenhauerem. Rozróżnia dwie warstwy rzeczywistości. Pierwsza obejmuje świat fenomenalny i jest przedmiotem racjonalnego poznania, druga natomiast jest rzeczywistością rzeczy samych w sobie (noumenów) i jest w swej najgłębszej istocie irracjonalna. Don Kichot zaś jest symbolem człowieka szalonego, kierującego się sercem i intuicją, odżegnującego się od tego, co racjonalne. Jawi się on w tej koncepcji jako bohater, który ucieleśnia czystą irracjonalność, przez co noumenalny wymiar rzeczywistości jest mu bliższy i łatwiej dostępny. Prawdziwa zatem rzeczywistość jest irracjonalna – im bardziej irracjonalny jest człowiek i im mniej kieruje się rozumem, tym łatwiej do niej dociera i ją poznaje. Na dnie człowieka – zdaniem Unamuno – tkwi siła, którą za Schopenhauerem uznajemy za bezrozumną i irracjonalną wolę wiecznie głodną i nieznającą ukojenia, która gna, aby przetrwać, nie znając kierunku ani celu swego dążenia. Nie jest to wola działająca rozumnie i celowo, lecz wola ślepa, bezwzględnie wolna i pozbawiona wszelkich określeń. Świat prawdziwy jest zatem światem wolicjonalno-uczuciowym i tylko sercem oraz wiarą może być poznany. Człowiek autentycznie szalony, według Unamuno, nigdy nie wątpi, nie ma wyrzutów sumienia33. Wyzwolony jest z ograniczeń, jakie niesie ze sobą rozum i to, co racjonalne. Kieruje się tylko wiarą, wewnętrznym głosem, który prowadzi go do świata prawdziwego, do świata noumenów. Inni ludzie nie słyszą tego głosu, jednak nie dlatego, że go w sobie nigdy nie mieli, lecz dlatego, że głos ten zagłuszony został wymogiem logicznego i racjonalnego myślenia oraz działania, narzucanego nam przez społeczeństwo i kulturę. Z tego powodu szaleniec – Don Kichot – jest zawsze samotny, niezrozumiany i wyśmiewany. Jest obiektem żartów i kpin, a często nawet agresji. „W sercu każdego człowieka – pisze Schopenhauer – tkwi dzikie zwierzę, które czeka tylko na okazję, aby burzyć się i szaleć, chcąc zadać ból drugiemu i zniszczyć go”34. Unamuno jest przekonany, że gdybyśmy wszyscy kierowali się wewnętrznymi przekonaniami i głosami, szaleństwo stałoby się czymś normalnym i wspólnotowym, a tym samym przestałoby być szaleństwem. Jest to utopia i w naszym świecie Don Kichot na zawsze już pozostanie bohaterem samotnym. Jego samotność nie jest Tamże. A. Schopenhauer, W poszukiwaniu mądrości życia. Parerga i Paralipomena. Drobne pisma filozoficzne, t. II, tłum. J. Garewicz, Kęty: Antyk 2004, s. 200. 33 34 Filozofia egzystencjalna w ujęciu Miguela de Unamuno 67 jednak rozpatrywana jako coś dogłębnie negatywnego, wręcz przeciwnie – stanowi ona swoistą wartość. Ludzie czują się naprawdę braćmi tylko wtedy, gdy słyszą się wzajemnie w ciszy rzeczy poprzez samotność. Tylko samotność roztapia gęstą warstwę nieśmiałości, która izoluje nas od siebie i tylko w samotności odnajdujemy siebie i odnajdując się znajdujemy w sobie wszystkich naszych braci w samotności. Samotność łączy nas tak jak społeczeństwo dzieli. I nie potrafimy kochać, ponieważ nie umiemy być samotni. Nie ma bardziej prawdziwej rozmowy niż ta, jaką nawiązujemy z sobą samym, a rozmowę tą możesz nawiązać tylko będąc w samotności. W samotności i tylko w samotności możesz poznać samego siebie, jako bliźniego, nie będziesz mógł dostrzec w swych bliźnich innych jaźni. Jeśli chcesz nauczyć się kochać innych, wejdź w samego siebie!35. 4. Bóg jako gwarant nieśmiertelności duszy Dla Unamuno wiara w Boga jest uzasadniona i usprawiedliwiona tylko z punktu widzenia nieśmiertelności duszy. Życiowy imperatyw, jakim jest dążenie i pęd ku wieczności, nakazuje człowiekowi przyjęcie wiary w istnienie istoty Boskiej, która jego duszę uczyniła nieśmiertelną. Jeżeli zatem dusza nie jest wieczna, a podlega śmierci i unicestwieniu, tak jak ludzkie ciało, to Bóg i wiara w jego istnienie jest bezużyteczna. Kiedyś rozmawiając z pewnym wieśniakiem, zaproponowałem mu hipotezę, wedle której istniałby Bóg, władający niebem i ziemią, Kosmiczna Świadomość, lecz dusza każdego człowieka nie musiałaby wcale być z tej racji nieśmiertelna w sensie tradycyjnym i konkretnym. On zaś odpowiedział mi „A po co taki Bóg”36. Bóg jest czymś w rodzaju naszej projekcji, będącej wyrazem pragnienia wyrwania się z ram czasowości i przemijalności. Jest swoistą antropomorfizacją, która jest człowiekowi nieodzowna. To, co najważniejsze opiera się na uznaniu Boga za Boga ludzkiego, który nie poddaje się poznawczej mocy 35 M. de Unamuno, Ensayos, t. I, s. 694–695. Cyt. za: E. Górski, Hiszpańska refleksja egzystencjalna..., s. 45. 36 M. de Unamuno, O poczuciu tragiczności życia..., s. 9. 68 Dorota Leszczyna rozumu. Ten Bóg, będący wyrazem pragnienia, pożądania, miłości i cierpienia, jest projekcją konkretnego człowieka. Jest on wszechogarniającym, totalnym „Ja”, jest nieskończoną świadomością, która ogarnia i obejmuje wszystkie inne świadomości. To Bóg irracjonalny, który jest niedostępny za pomocą środków rozumowych: Do Boga żywego, do Boga człowieczego nie dochodzi się drogą rozumu, lecz drogą miłości i cierpienia. Rozum odsuwa nas raczej od Niego. Nie da się najpierw poznać Boga po to, by potem Go pokochać, zacząć trzeba od kochania, pożądania, pragnienia. Wówczas można Go poznać. Poznanie Boga wywodzi się z miłości ku Niemu i mało w nim lub wcale nie ma racjonalności. Bóg bowiem jest niedefiniowalny. Chcieć zdefiniować Boga, to usiłować ograniczyć Go do naszej myśli, to zabić Go. Kiedy usiłujemy Go zdefiniować wyłania się nicość37. W innej pracy pisze zaś: Rozumem szukałem Boga racjonalnego, który rozwiewał się, gdyż był czystą ideą i w ten sposób doszedłem do Boga-Nicości, do którego prowadzi panteizm, oraz do czystej zjawiskowości, źródła poczucia pustki. I nie odczuwałem Boga żywego, który mieszka w nas, i który objawia się nam poprzez akty miłości miłosiernej, a nie poprzez próżne i będące wyrazem pychy pojęcia. Póki nie przyciągnął on mego serca i nie wlał w nie lęku przed śmiercią38. Unamuno jest w ten sposób zagorzałym przeciwnikiem wszelkich racjonalnych prób dowodzenia istnienia Boga. Wszystkie one prowadzą bowiem tylko do potwierdzenia istnienia idei Boga, jego pojęcia: „Tak zwane klasyczne dowody na istnienie Boga wszystkie odnoszą się do tego Boga-Idei, do Boga logicznego, Boga przez spotęgowanie, i z tej racji nie dowodzą niczego, to znaczy nie dowodzą niczego ponad istnienie owej idei Boga”39. Do Boga żywego natomiast prowadzi nas pragnienie nadania sensu naszej marnej egzystencji, głód i instynkt przetrwania, chęć przerwania ograniczającego łańcucha czasu, który więzi nas w naszej doczesności. Dlatego też niepodobna, aby ktoś nie pragnął wierzyć w istnienie Boga. Wiara w Boga na gruncie koncepcji Unamuno jest tym samym pewnego rodzaju 37 38 39 Tamże, s. 208. M. de Unamuno, Dziennik intymny, s. 10. M. de Unamuno, O poczuciu tragiczności życia..., s. 177. Filozofia egzystencjalna w ujęciu Miguela de Unamuno 69 wypośrodkowaniem pomiędzy iluzją a nadzieją. Jest ważna i niezastąpiona z tego powodu, że czyni nasze życie możliwym do zniesienia. „wierzyć to znaczy pragnąć wierzyć, a wierzyć w Boga to przede wszystkim pragnąć, aby On istniał”40. Unamuno zdaje się jednak nie wierzyć w jego istnienie, co mogłoby potwierdzać wskazaną wcześniej interpretację Sáncho Barbuda, który uważa Unamuno za ugruntowanego, choć starającego się to ukryć ateistę. Wyrazem tego może być fragment Modlitwy ateisty, gdzie Unamuno pisze: „Ja cierpię Twoim kosztem, Nie istniejący Boże, lecz gdybyś jednak istniał, wówczas także i ja istniałbym naprawdę”41. Problem Boga w filozofii Miguela de Unamuno nastręcza komentatorom wielu innych niejasności. Może być interpretowany w dwojaki sposób. Bóg uznawany jest z jednej strony za coś podobnego w swej istocie do Schopenhauerowskiej irracjonalnej woli, stojącej u podstaw i przenikającej całą rzeczywistość, z drugiej zaś jest traktowany jako sen i projekcja konkretnego człowieka42. Dodatkowo w filozofii Unamuno mamy trójstopniową płaszczyznę antropologiczną: człowieka konkretnego, jednostkowego, który jest podmiotem refleksji filozoficznej i zarazem stanowi jej przedmiot; człowieka wyższego stopnia, czyli bohatera oraz Boga, którego traktujemy bądź jako projekcję ludzkiego pragnienia nieprzemijalności, bądź też jako irracjonalną podstawę, przenikającą świat i samego człowieka. 5. Egzystencja Za egzystencjalnym charakterem filozofii Unamuno przemawia też pojmowanie sposobu istnienia człowieka w świecie. Jest on bytem wrzuconym w świat, jest jednym z aktorów teatru życia i jego tragikomicznego charakteru. Balansuje nieustannie między światłem bycia a mrokami nicości. Jest niczym innym, jak krótkim impulsem zawieszonym między niebytem przeszłości, której już nie ma, a niebytem przyszłości, której jeszcze nie ma. Ponadto wiecznie stawia sobie pytanie, czy jego egzystencja jest czymś Tamże, s. 129. Tamże, s. 136. 42 Unamuno w wielu swych dziełach opisywał Boga jako iluzję człowieka. Uważał, iż człowiek sam stwarza Boga, by nadać sens swej nietrwałej egzystencji. Por. M. de Unamuno, O poczuciu tragiczności życia..., s. 209–215. 40 41 70 Dorota Leszczyna więcej niż tylko snem. Wraz z takim ujęciem problemu egzystencji pojawia się u Unamuno kilka pytań. Pierwsze dotyczy tego, czy egzystencja ludzka jest prawdą, czy fikcją? Drugie kładzie nacisk na to, czy człowiek jest istotą obdarzoną wolnością, czy też w pełni zdeterminowaną? I jeszcze jedno, a mianowicie, jakie są relacje człowieka względem innych jednostek? Pytania te wskazują, że Unamuno koncentruje się przede wszystkim na poszukiwaniu miejsca człowieka w świecie, na jego sposobach odnoszenie się do świata. Człowiek nie znajduje usprawiedliwienia swoich działań w uprzednio danej mu esencji, która wyznaczała mu cele i stawiała wymagania. Jest on każdorazowo odpowiedzialny za swoje postępowanie, ponieważ jest bytem, który wciąż się „staje” bytem niegotowym, który musi pracować całe życie nad ostatecznym kształtem swojej istoty, która wcale nie jest mu dana a priori43. Można zatem, posługując się twierdzeniem egzystencjalistów, powiedzieć, że żadna esencja nie przesądza o charakterze egzystencji, ponieważ to właśnie egzystencja poprzedza wszelką esencję44. Najważniejsze jest jednak przekonanie o konkretnym i jednostkowym wymiarze ludzkiego istnienia. Dlatego też Unamuno pyta ostatecznie: kim jest człowiek? i odwołując się do słów Obermanna, odpowiada: „Dla wszechświata niczym, dla siebie wszystkim”45. Por. tamże, s. 290–299. Pomiędzy filozofią egzystencjalną Miguela de Unamuno a egzystencjalizmem Heideggera, Sartre’a, Jaspersa czy Camusa można doszukać się licznych podobieństw, lecz także znaczących różnic. Podobieństwo tez wynika przede wszystkim ze wspólnych inspiracji, jakie wymienieni wyżej filozofowie czerpali z myśli Pascala, Kierkegaarda, Schopenhauera, Nietzschego, Dostojewskiego, Szestowa i Bierdiajewa. O bezpośrednim wpływie Unamuno na filozofię Heideggera, Jaspersa czy Sartre’a – jak zauważa Górski – trudno nam dzisiaj mówić, jednak na podstawie źródeł możemy podejrzewać, że był on niewielki. Wiemy na pewno, że Unamuno nie znał filozofii Heideggera, podobnie jak Heidegger w żadnym swym dziele nie odwołuje się do hiszpańskiego myśliciela. „Jaspers zaś – pisze Górski – wymienia nazwisko Unamuno tylko raz przy okazji refleksji na temat światopoglądu tragicznego, podobnie Sartre, który wspomina Hiszpana tylko w przypisie pierwszego rozdziału Critique de la raison dialectique”. Szerzej na temat inspiracji filozoficznych Unamuno oraz jego związków z niemieckimi i francuskimi egzystencjalistami pisze E. Górski, [w:] Hiszpańska refleksja egzystencjalna..., s. 112–157. Zob. też F. Meyer, L’Ontologie de Miguel de Unamuno, Paris 1935. 45 Obermann, [w:] M. de Unamuno, O poczuciu tragiczności życia..., s. 16. 43 44 Filozofia egzystencjalna w ujęciu Miguela de Unamuno 71 6. Życie jest snem i fikcją Argument snu z całą pewnością nie stanowi novum w dziejach filozofii. Posługiwali się już nim sceptycy, a Kartezjusz stosował go do uzasadnienia twierdzeń o istnieniu, aby się przekonać, czy przedmioty mają charakter realny, czy też są to jedynie fikcje bądź konstrukcje ludzkiego umysłu. Jednak wątpienie Kartezjańskie miało charakter szczególny46. Było bowiem wyłącznie zabiegiem metodycznym, gdzie wątpienie i sceptycyzm stanowiły punkt wyjścia, a nie rezultat refleksji. Argument snu (jako jeden z wielu z argumentów) służył do tego, aby znaleźć twierdzenie niepowątpiewalne, będące fundamentem wszelkiej wiedzy i ostoją pewności. Fundamentem tym okazała się świadomość podmiotu, cogito. Tutaj też Kartezjusz widział ów punkt „archimedesowy”. Postawa Unamuno jest jednak całkowicie odmienna od stanowiska Kartezjusza. Argument snu nie jest u niego punktem wyjścia. Nie polega na walce ze sceptycyzmem, lecz stanowi rezultat i punkt dojścia jego refleksji. Ponadto nie uwalnia nas od postawy sceptycznej, wręcz przeciwnie – potęguje ją, likwidując dogmatyzm oraz naiwny realizm. Człowiek – dla Unamuno – który nigdy nie wątpi w siebie, w swoją egzystencję, nie zadaje sobie pytania o to, czy jego życie nie jest tylko snem lub fikcją, nie może czuć się prawdziwie wolny. Unamuno rozpatruje ten problem w trzech odsłonach47. Po pierwsze, jako bycie w postaci fikcji literackich, śnionych przez autora i jego czytelników przy każdym czytaniu dzieła. Po drugie, jako bycie człowieka śniącego oraz śnionego przez Boga. Po trzecie wreszcie, jako bycie istoty boskiej, której obiektem snu jest człowiek oraz świat, i które istnieją tylko w oparciu o to, że są śnione przez Boga. Przez te płaszczyzny Unamuno wskazuje również na nędzę i marność ludzkiej egzystencji, na jej kruchość i słabość. Aby uwolnić człowieka od poczucia zagubienia i znikomości jego istnienia, proponuje kilka możliwości powiązania człowieka ze światem i zapewnienia mu stabilizacji jego egzystencji. Wszystkie one są utworzone na wzór Kartezjański, według formuły Amo ergo sum48. Występują u Unamuno jako biologiczny i fizjologiczny 46 O wątpieniu Kartezjusza i refleksyjności ludzkiej świadomości pisze Unamuno w swym dziele O poczuciu tragiczności życia..., s. 42–43. 47 Zob. Filosofía y Educación – Cuaderno de Materiales, http://www.filosofia.net/materiales/tem/unamuno.htm. 48 M. de Unamuno, O poczuciu tragiczności życia..., s. 43. 72 Dorota Leszczyna instynkt przetrwania (np. instynkt przedłużania gatunku). Chodzi tu zatem o postawę: „Kocham więc jestem”, wyrażającą miłość skierowaną ku innym ludziom tworzącym nasz świat49 lub też postawę: „Cierpię więc jestem”, będącą wyrazem pragnienia wieczności, gdzie człowiek szuka w Bogu, a nie w drugiej osobie gwarancji nieśmiertelności. 7. Życie jest teatrem50 Jeżeli przyjmiemy, że ludzka egzystencja jest u Unamuno tylko snem lub, mówiąc inaczej, że człowiek jest obiektem i przedmiotem snu jakiejś wyższej istoty, trudno jest ocalić twierdzenie o jego wolności. Z tego powodu Unamuno zwraca się w kierunku uznania ludzkiego życia za reprezentację teatru. Człowiek jest w teatrze świata aktorem. Tu jednak pojawia się pytanie, czy ma on z góry przeznaczoną rolę do odegrania, czy też sam jest twórcą swego scenariusza. W koncepcji Unamuno bardziej uwypuklone zostaje przekonanie o ludzkiej wolności czy wręcz o skazaniu człowieka na wolność. Przykładem tego jest poczucie nieustannej konieczności dokonywania wyborów, spośród różnych możliwości oferowanych nam przez świat i życie. Człowiek nieuchronnie stawiany jest przed decyzją „albo–albo”, a to sprawia, iż czuje się zagubiony, nieustannie rozdarty i pozostawiony sam sobie. Nasze życie nie toczy się w próżni, a decyzje i wybory, których dokonujemy, mają wpływ na innych ludzi51. Jesteśmy wrzuceni w życie bez środka zaradczego, bez mapy, drogowskazów i kompasu, które mogłyby nam wskazać słuszny kierunek naszego zachowania. Życie jest zatem dla Unamuno zarówno przeznaczeniem, jak i wolnością. Jest przeznaczeniem, ponieważ świat, w którym żyjemy, nie jest czymś, co możemy wybrać. Dysponujemy natomiast pewnym marginesem możliwości, który może podlegać realizacji. Spektrum naszych wyborów i decyzji jest jednak ograniczone przez sytuację życiową, rozumianą bardzo szeroko. Życie w świecie abstrakcyjnym, niezdeterminowanym, jest niemożliwe, a świat witalny jest już zawsze światem naszego „tu i teraz”. Jednocześnie życie jest dla Unamuno wyrazem Tamże. Zob. Filosofía y Educación – Cuaderno de Materiales, http://www.filosofia.net/materiales/tem/unamuno.htm. 51 Por. M. de Unamuno, O poczuciu tragiczności życia..., s. 31. 49 50 Filozofia egzystencjalna w ujęciu Miguela de Unamuno 73 wolności, gdyż przeznaczenie, w horyzoncie którego rozgrywa się nasze życie, nie determinuje w pełni naszego postępowania. Musimy nieustannie dokonywać wyboru, bowiem wybór i podejmowanie decyzji są nieuchronnie wpisane w naszą egzystencję. Życie ma charakter przyszłościowy, jest projektem wymagającym od nas nieustannego planowania i realizacji poprzez dokonywanie wyborów. Ta konieczność podejmowania decyzji zmusza nas do bycia odpowiedzialnymi za nasz los i los innych ludzi, wśród których mimowolnie toczy się nasza egzystencja. U Unamuno stanowi to podkreślenie tragicznego i dramatycznego wymiaru ludzkiego życia. 8. Zakończenie Filozofia Unamuno wyrasta z poczucia tragiczności naszego życia, jego agonii w etymologicznym rozumieniu. Agonia ta była udziałem samego Unamuno jako myśliciela i może właśnie dlatego, co często mu się zarzuca, to siebie samego uczynił głównym przedmiotem i obiektem własnej refleksji. Ktoś może powiedzieć, że to oznaka próżności czy też egocentryzmu. Nic bardziej mylnego. Unamuno chciał rozwiązać tajemnicę egzystencji prawdziwego i konkretnego człowieka, który rodzi się, cierpi i umiera. Nasza własna egzystencja jest zaś nam najbliższa. To zawsze w sobie odkrywamy jej kruchość i tragizm. To przecież konkretny człowiek wie, że musi umrzeć, a jednak mimo wszystko chce żyć, to jego istnienie toczy się pośród przeciwieństw i wewnętrznych sprzeczności, to on trawiony jest przez głód nieśmiertelności i to on zmierza ku nicości. Unamuno pisząc zatem o sobie, pisze o każdym z nas. Czytając jego dzieła, każdy z nas staje się jego rozmówcą, uczestnikiem osobliwej rozmowy o pragnieniu życia pomimo nieuchronności śmierci. „Filozofia Unamuno – zdaniem Piotra Raka – nie jest abstrakcyjnym systemem, a on sam nie jest chłodnym analitykiem. Unamuno nie tyle jest autorem filozofii, co aktorem-bohaterem, prowadzącym z czytelnikiem żywy, namiętny dialog o życiu, rodzaj wspólnego, jego i czytelnika, przeżywania życia – przeżywania, czyli opisywania i szukania rozwiązań tych problemów, które każdego człowieka najbardziej dotyczą i przenikają wszystkie jego sfery: nie tylko umysł, ale również uczucia i wolę. W tym sensie jest to filozofia, która staje się antropologią”52. 52 P. Rak, Wstęp tłumacza, [w:] M. de Unamuno, Agonia chrystianizmu, s. 11. 74 Dorota Leszczyna Literatura Prace Miguela de Unamuno Ensayos, Madrid: Publicaciones de la Residencia de Estudiantes 1916–1918. Paz en la guerra, Madrid: Espasa-Calpe S.A. 1956. La agonia del christianismo, Buenos Aires: Editorial Losada S.A. 1964. Del sentimiento trágico de la vida, [w:] Obras Completas, Madrid: Escelicer 1966–1971. Diario íntimo, Madrid: Escelicer S.A. 1970. Soledad, Madrid: Espasa-Calpe S.A. 1974. Niebla, Madrid: Espasa-Calpe 1978. Vida de Don Quijote y Sancho, Madrid: Cátedra 1988. Polskie przekłady prac Miguela de Unamuno Mgła, tłum. E. Boye, Warszawa: Książka i Wiedza 1958. Pokój pośród wojny, tłum. K. Wojciechowska, Kraków: Wydawnictwo Literackie 1975. O poczuciu tragiczności życia, tłum. H. Woźniakowski, Kraków–Wrocław: Wydawnictwo Literackie 1984. Agonia chrystianizmu, tłum. P. Rak, Kęty: Antyk 2002. Dziennik intymny, tłum. P. Rak, Kęty: Antyk 2003. Prace o Miguelu de Unamuno i hiszpańskiej filozofii Azorín, La Generación del 98, Salamanca: Anaya 1961. Baroja R., Gente del 98, Barcelona: Editorial Juventud 1969. Domínguez P.J., Ortega y la cultura española, Madrid: Cincel 1985. Górski E., Hiszpańska refleksja egzystencjalna. Studium filozofii i myśli politycznej Miguela de Unamuno, Wrocław–Warszawa–Kraków–Gdańsk: PAN 1979. Gullón R., Direcciones del modernismo, Madrid: Gredos 1963. Filozofia egzystencjalna w ujęciu Miguela de Unamuno 75 Marías J., La significación de Unamuno, „Revista Blanco y Negro” R. XLIX, nr 18–19 (luty 1939). Marías J., Miguel de Unamuno, Madrid: Editorial Gustavo Gili 1968. Molina A., La generación del 98, Barcelona: Editorial Labor 1968. Ortega y Gasset J., En la muerte de Unamuno, [w:] Obras Completas, t. V, Madrid: Alianza Editorial 1961. Ortega y Gasset J., La pedegogía social como programa político, [w:] Obras Completas, t. I, Madrid: Alianza Editorial 1946–1983. Salinas P., La Generación del 98, „Revista de Occidente” (grudzień 1935). Salinas P., Literatura española del siglo XX, Madrid: Alianza Editorial 1972. Inne Kierkegaard S., Bojaźń i drżenie, Choroba na śmierć, tłum. J. Iwaszkiewicz, Warszawa: PWN 1982. Schopenhauer A., Świat jako wola i przedstawienie, t. 1, tłum. J. Garewicz, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN 1994. Schopenhauer A., Świat jako wola i przedstawienie, t. 2, tłum. J. Garewicz, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN 1995. Schopenhauer A., W poszukiwaniu mądrości życia: Parerga i Paralipomena, t. 2, tłum. J. Garewicz, Kęty: Antyk 2004. EXISTENTIAL PHILOSOPHY ACCORDING TO MIGUEL DE UNAMUNO Summary The article is an attempt to present the philosophy of Miguel de Unamuno, especially his conception of human life. The author of the article focuses mainly on the characteristics and presentation of the attributes of the human existence. The title of Unamuno’s most famous work, Del Sentimiento Trágico de la Vida (The Tragic Sense of Life), refers to the human condition of the desire for immortality when faced with the certainty of death. According to Unamuno this desire to live forever is an irrational desire, but it is this desire that makes us human. Thus there 76 Dorota Leszczyna is a conflict between our perpetual desire for immortality and our reason – which contradicts it; out of this conflict comes the desire to believe in God, which reason cannot confirm. „Analiza i Egzystencja” 10 (2009) ISSN 1734-9923 ANNA BROŻEK* O STYLACH FILOZOFICZNYCH I DYLEMATACH METODOLOGICZNYCH Słowa kluczowe: metoda filozoficzna, założenie filozoficzne, cel filozofii, styl filozoficzny, styl analityczny, styl fenomenologiczny, styl hermeneutyczny Keywords: philosophical method, aim of philosophy, philosophical assumption, philosophical style, analytical style, phenomenological style, hermeneutic style 1. Filozofia jako dyscyplina naukowa Słowo „filozofia” jest wieloznaczne, ale w jednym z istotnych znaczeń odnosi się do pewnej dyscypliny naukowej. Właśnie o filozofii w sensie dyscypliny naukowej będzie dalej mowa. Na każdą dyscyplinę naukową, a więc także na filozofię tout court i na każdą poszczególną dyscyplinę filozoficzną, składają się następujące elementy: – problematyka, czyli pytania, na które w ramach danej dyscypliny się odpowiada; Anna Brożek – dr hab. w Instytucie Filozofii UW, absolwentka filozofii PAT i pianistyki w Akademii Muzycznej w Krakowie; autorka m.in. książek: Symetria w muzyce (OBI-Biblos 2004), Principia musica (Semper 2006), Pytania i odpowiedzi (Semper 2007). Zajmuje się semiotyką logiczną, metodologią, a także aksjologią, historią filozofii polskiej i muzykologią. E-mail: [email protected]. * 78 Anna Brożek – dyrektywy metodologiczne, określające optymalne procedury poszukiwania odpowiedzi na owe pytania; – teorie, które stanowią uporządkowane zbiory tych odpowiedzi. Od dawna wiadomo, że pod żadnym z tych trzech względów filozofia, ani żadna poszczególna dyscyplina filozoficzna, nie jest monolitem. Różnorodna jest problematyka badań filozoficznych: wystarczy zestawić takie pary pytań: „Jakie są atrybuty Boga?” – „Jakie są podstawowe kategorie ontyczne?”; „Które źródła poznania są niezawodne?” – „Jakie są kryteria prawdziwości?”; „Co należy czynić?” – „Jaki jest sens słowa «dobry»?”. Poszczególni filozofowie uważają swoje pytania za doniosłe, ale nie ma kryteriów doniosłości, które przyjmowaliby wszyscy filozofowie. Różnorodne są też metody stosowane w filozofii. Nie ma jednak kanonu takich metod, które wszyscy filozofowie uważaliby za równie prawomocne. Naturalną konsekwencją różnorodności problematyki i różnorodności metod jest oczywiście różnorodność teorii czy, szerzej, doktryn filozoficznych. Trzeba od razu zaznaczyć, że ta niejednorodność problemowo-metodologiczna filozofii nie jest czymś typowym tylko dla niej. Również w psychologii, muzykologii czy w teorii literatury pytania są różne i różne są metody badawcze. W psychologii np. do innych metod odwołuje się badacz o nastawieniu behawiorystycznym, do innych zwolennik analiz introspekcyjnych, do jeszcze innych – redukcjonista spod znaku neurofizjologii. Wiele faktów wskazuje na to, że w miarę jednolite pod względem metody są dyscypliny takie, jak np. geologia czy astronomia. Ale w tych dyscyplinach dzieje się tak, że nowe metody są po prostu pod ważnymi względami lepsze od starych i dlatego te ostatnie ustępują tym pierwszym: nowe pozwalają odpowiedzieć na więcej pytań i to odpowiedzieć precyzyjniej. Dla przykładu: w geologii porzucono stare, względne metody datowania wieku warstw skorupy ziemskiej po wynalezieniu nowych metod opartych na wykorzystaniu zjawiska promieniotwórczości. Po wynalezieniu teleskopu w astronomii zaprzestano obserwacji nieba gołym okiem. Inaczej jest w filozofii. Zastosowanie nowych metod ma często skutki destrukcyjne: na ich gruncie nie uzyskuje się odpowiedzi na więcej pytań. Przeciwnie: da się przy ich pomocy wykazać, że pewne pytania, dotąd uważane za doniosłe, trzeba usunąć z filozofii albo jako nierozwiązywalne, albo jako należące do innych – niefilozoficznych dyscyplin. O stylach filozoficznych i dylematach metodologicznych 79 2. Metoda w rozumieniu procesualnym i metoda w rozumieniu dyrektywalnym Pojęcie metody można eksplikować jako zestaw pewnych procedur lub jako zestaw pewnych dyrektyw. Co to jest metoda budowania domu? Jest to zbiór czynności prowadzących do zbudowania domu albo też zestaw dyrektyw mówiących, jak tych czynności należy dokonywać. Co to jest metoda uczenia się języka obcego? Jest to zestaw czynności prowadzących do nauczenia się języka obcego – lub zestaw dyrektyw, mówiących, jak języka należy się uczyć. Co to jest metoda rozstrzygania problemów filozoficznych? Znowu – jest to zbiór czynności prowadzących do udzielenia odpowiedzi na pytanie filozoficzne albo zbiór zdań, które wskazują, jakie procedury należy podjąć, aby problem filozoficzny rozwiązać. Łatwo pokazać, że oba pojęcia metody – procesualne i dyrektywalne – są do siebie sprowadzalne. Załóżmy mianowicie, że czynność-egzemplarz a podpada pod czynność-typ α, czynność-egzemplarz b pod czynność-typ β itd. Jeśli metodę w sensie proceduralnym Mpr utożsamić wolno ze zbiorem odpowiednio dobranych czynności typów, to: Osoba O posługuje się metodą Mpr = {α, β, γ } po to, aby zaszło to, że p – gdy osoba O dokonuje1 czynów a, b, …, c po to, aby zaszło to, że p. Rozważmy pewną metodę w sensie dyrektywalnym Mdyr, a więc pewien zestaw (ogólnych) dyrektyw {D1, D2, …, Dk}. Wtedy: Osoba O posługuje się metodą Mdyr = (D1, D2, ..., Dk) po to, aby zaszło to, że p – gdy O stosuje się do dyrektyw D1, D2, ..., Dk po to, aby zaszło to, że p. Często na metodę nakłada się dodatkowe warunki: że musi być na przykład powtarzalna, intersubiektywna itd. Wydaje się, że te właśnie warunki – to warunki nakładane na metodę naukową. Warto zwrócić uwagę na to, że w niektórych wypadkach skuteczne są metody niepowtarzalne. Przykładem mogą być przynajmniej niektóre metody kształtowanie własnego charakteru. 1 Używam tutaj niezbyt zręcznego zwrotu „dokonywać czynu”. Niestety w polszczyźnie nie dysponujemy lepszym wyrażeniem na oznaczenie tego, co się „robi” z czynem. 80 Anna Brożek 3. Metoda i styl w filozofii Jakkolwiek byśmy nie definiowali „metody filozoficznej” – widać wyraźnie, że filozofów, szkoły czy nurty filozoficzne, a nawet dyscypliny filozoficzne – nie różnicującą wyłącznie metody. Różnicuje je – poza zespołem procedur czy określających je dyrektyw – wiele innych czynników. Wydaje się nawet, że metoda to coś, co jest raczej dostosowywane, „dobierane” do innych determinant roboty filozoficznej: dziedziny badań, postawionego pytania czy celów, jakie się chce osiągnąć. Zespół takich różnicujących elementów – których jedynie elementem (i to nieraz wcale nie najważniejszym) jest metoda – nazwać można, za Leonem Kojem, „stylem filozofowania”. Koj pisze: Na pewno do stylu filozofii należy preferowana przez nią tematyka. Jedni zajmują się teorią poznania, inni estetyką, dalsi etyką, jeszcze inni ontologią i logiką itd. Innym wyznacznikiem stylów w filozofii jest punkt wyjścia w rozważaniach: dane historii filozofii, wiadomości zaczerpnięte z nauk przyrodniczych, obserwacje z życia społecznego itp. Także sposób argumentacji jest charakterystyczny dla stylu. Dla jednych jest to podawanie argumentacji, dla innych wywód dedukcyjny, dla jeszcze innych analiza znaczenia wyrażeń. Styl filozofii wyznacza także zasięg teorii filozoficznych. Jedni – maksymaliści – chcą wszystkie sprawy wyjaśnić w ramach swoich filozofii; inni – minimaliści – ograniczają się do analiz bardzo wąskich problemów. Jeszcze inni w jednych dziedzinach są maksymalistami, a w drugich minimalistami, albo lokują się gdzieś pośrodku, albo na pozycji ekstremalnej. Dalej: filozofie są adresowane do różnych ludzi, są one elitarne albo popularne. Stosunek do przeszłości również różnicuje styl. Jedne [filozofie] nawiązują do przeszłości, inne jako tzw. krytyczne, chcą z nią zerwać i głoszą takie lub inne rewolucje kopernikańskie. Niektóre filozofie wyraźnie ujawniają tendencję do bezosobowego prezentowania tez i argumentów, inne zaś rezygnują z tego i raczej podkreślają osobistość przeżyć, przemyśleń i argumentacji. Także forma literacka wyznacza styl. Można pisać dialogi, monologi, maksymy, stawiać tezy i tylko pytać. Dowodzić more geometrico lub argumentować w ten lub inny sposób wyzywać przeciwników. Rodzaj przyjmowanych explicite lub implicite tez jest jednym z najbardziej istotnych znamion stylów. O stylach filozoficznych i dylematach metodologicznych 81 Jest to tzw. koncepcja świata, człowieka, poznania. Chcę podkreślić, że koncepcja ta nie wyznacza całkowicie stylu. Kotarbiński i Lukrecjusz obaj są materialistami, ale poetyckie wywody Lukrecjusza decydują o innym stylu niż analizy u Kotarbińskiego, pisane prozą i nie odwołujące się do poczucia piękna u czytelnika. Nie można też wyobrazić sobie stylu filozoficznego bez obowiązującego w nim systemu wartości. Podobnie jak wiele jest koncepcji, istnieje bardzo wiele systemów wartości2. Bliższa analiza charakterystyk, jakie dla stosowanych współcześnie metod filozoficznych dają ich użytkownicy, przemawia za tym, że w charakterystykach tych chodzi nie o metody, lecz właśnie o style filozofowania. Przyjrzyjmy się bliżej trzem tak pojmowanym stylom: stylowi analitycznemu, fenomenologicznemu i hermeneutycznemu. 4. Trzy style filozoficzne: analityczny, fenomenologiczny i hermeneutyczny 4.1. Styl analityczny Procedury analityczne obecne są we wszystkich metodach i dyscyplinach naukowych3. Z terminem „styl analityczny” filozofowie określający się mianem „analitycznych” wiążą jednak specyficzne znaczenie. Na styl analityczny w filozofii składają się nie tylko pewne procedury, lecz także określona baza materiałowa, określone cele, określone postulaty i określone credo teoretyczne. (1) Baza materiałowa Za bazę materiałową (resp. przedmiot badań) filozofowie analityczni przyjmują wypowiedzi: własne i cudze. W sposób wyróżniony traktowane są wypowiedzi będące twierdzeniami naukowymi. L. Koj, O stylach w filozofii, „Edukacja Filozoficzna” XII (1991), s. 86–87. Starałam się to wykazać w jednej z wcześniejszych prac, napisanej wspólnie z J. Jadackim. Por. A. Brożek, J. Jadacki, Analiza analizy, „Studia Philosophiae Christianae” XLII, 1 (2006), s. 37–54. 2 3 82 Anna Brożek (2) Procedury Za dwie zasadnicze procedury stylu analitycznego uznać należy chyba analizę pojęć, pytań i twierdzeń oraz parafrazę – przekład oryginalnego języka analizowanej wypowiedzi na język ściślejszy (w tym – formalny)4. (3) Cele Celem, jaki stawiają sobie filozofowie analityczni, jest eksplikacja pojęć, pytań i twierdzeń filozoficznych – następnie zaś rozwiązywanie problemów rozstrzygalnych, a eliminacja problemów jałowych. (4) Postulaty Postulaty roboty analitycznej najkrócej i najtrafniej wyrażali członkowie Szkoły Lwowsko-Warszawskiej: są to postulaty jasności (precyzji) i zasadności (uzasadnienia). (5) Credo teoretyczne Filozofów analitycznych łączy przekonanie o aktywnej roli języka w poznaniu (a więc o niemożności poznania «czystego» – pozajęzykowego poznania). Znamienne jest też dla nich (przynajmniej – w okresie kształtowania się nurtu analitycznego w filozofii) nastawienie antymetafizyczne oraz minimalizm. 4.2. Styl fenomenologiczny (1) Baza materiałowa Przedmiotem badań fenomenologów są fenomeny – to, co dane w «czystym» doświadczeniu introspekcyjnym (duchowym «oglądzie» przedmiotów, intuicji). (2) Procedury Najważniejszymi procedurami fenomenologicznymi są dwa rodzaje redukcji: ejdetyczna i transcendentalna. Przypomnijmy, że redukcja ejdetyczna to usunięcie z pola uwagi wszystkiego (teorii, tradycji itd.), co utrudnia skupienie się na istocie badanych przedmiotów («zobaczenie» tej istoty, ogląd ejdetyczny). Natomiast redukcja transcendentalna (epoché) – to usunięcie z pola uwagi sprawy rzeczywistości (istnienia) badanych przedmiotów, co ma ułatwiać skupienie się na tym, jakie są ich uposażenia treściowe (Warheit). 4 Trzeba tu zrobić zastrzeżenie, że i parafrazę można uznać za pewien szczególny typ analizy. Por. tamże. O stylach filozoficznych i dylematach metodologicznych 83 (3) Cel Celem procedur fenomenologicznych jest odkrycie istoty przedmiotów badanych, sformułowanie apriorycznych praw określających związki („istotnościowe”) między przedmiotami rzeczywistymi. (4) Postulaty Wśród postulatów fenomenologów wymienić należy: postulat adekwatności opisu „widzianych” fenomenów oraz obiektywizm, bezzałożeniowość (zgodnie z zasadą, że w każdym badaniu myślenie powinno być skierowane wyłącznie na przedmiot z całkowitym wyłączeniem wszystkiego, co subiektywne”). (5) Credo teoretyczne Do przekonań leżących u podstaw metody fenomenologicznej należy przekonanie o destrukcyjnym wpływie języka na poznanie, przekonanie o możności poznania «czystego» – pozajęzykowego oraz esencjalizm (tj. przekonanie, że „każdy przedmiot ma swoją istotę” – i można do niej bezpośrednio «dotrzeć»). 4.3. Styl hermeneutyczny5 (1) Baza materiałowa Do bazy materiałowej hermeneutyki należą artefakty, zwłaszcza wytwory językowe. (2) Procedury Kluczową procedurą hermeneutyczną jest interpretacja artefaktów (zwłaszcza wypowiedzi) przez pryzmat momentu historycznego (albowiem „chcąc zrekonstruować [sens jakiegoś tekstu] musimy odtworzyć sytuację historyczną i psychologiczną, w jakiej znajdował się autor interpretowanego dzieła”). (3) Cele Celem roboty hermeneutycznej jest ustalenie najgłębszego, «prawdziwego» sensu artefaktów. Chodzi tutaj zasadniczo o hermeneutykę jako metodę, a nie hermeneutykę rozumianą jako „sposób bycia człowieka” – jak u Heideggera. Zaryzykowałabym jednak hipotezę, że pogląd Heideggera w tej sprawie da się zinterpretować w ten sposób, że tym, co decyduje o człowieczeństwie, jest zdolność przeprowadzania procedur hermeneutycznych – już w sensie, w którym tutaj mowa. 5 84 Anna Brożek (4) Postulaty Postulatami hermeneutyki są autokrytycyzm (świadomość własnych uwarunkowań historycznych) oraz subiektywizm. (5) Credo teoretyczne Do elementarnych założeń stylu hermeneutycznego należy przekonanie o decydującej roli języka w poznaniu (ponieważ poznanie świata jest niemożliwe bez pośrednictwa języka), a także przekonanie, że proces rozumienia ma charakter historyczny (skoro bowiem interpretacja np. jakiegoś tekstu wymaga uwzględnienia kontekstu historycznego, to nigdy nie jest «ostateczna»). Powyższą charakterystykę należy opatrzyć ważnym zastrzeżeniem. Otóż jest ona bardzo schematyczna i odpowiada tylko „czystym” stylom danego typu. Czystymi analitykami, fenomenologiami czy hermeneutykami byli być może inicjatorzy owych stylów (a i to – często raczej w deklaracjach niż w praktyce). Dziś często dochodzi do «fuzji» interstylistycznej: pewne elementy jednego stylu łączą się z pewnymi elementami innych stylów. Istnieją więc style «hybrydalne» w postaci hermeneutyki analitycznej lub fenomenologicznej, albo fenomenologii analitycznej. Zgódźmy się jednak – na potrzeby dalszych rozważań – na powyższe uproszczenia. Zauważmy więc, że: (A) Analizę z hermeneutyką łączy przekonanie o językowym charakterze poznania, tj. przekonanie o tym, że to, co i jak poznajemy – np. widzimy – zależy od języka, którym się posługujemy. Fenomenologię różni właśnie od analizy i hermeneutyki przekonanie o możliwości poznania „bezjęzykowego” (scil. fenomenologicznego). (B) Hermeneutyka, w odróżnieniu od fenomenologii, nie abstrahuje od historii, tradycji, teorii. Hermeneutyk twierdzi, że nie można nic ważnego powiedzieć w filozofii w oderwaniu od kontekstu kulturowego, a fenomenolog – że tylko takie oderwanie gwarantuje dotarcie do istoty. Fenomenologowie (np. Roman Ingarden) zwracają nieraz uwagę na to, że świadectwem tego, że można coś widzieć bez języka, jest to, że treści takiego widzenia nie potrafimy językowo wyrazić/zakomunikować. Stąd fenomenologowie uważają język za kiepskie narzędzie, którym trzeba się posługiwać z dużą ostrożnością, a nawet nieufnością. Natomiast dla analityków, niezwerbalizowane poznanie jest bezwartościowe; tylko dzięki językowi możemy sprecyzować treść aktów poznawczych. O stylach filozoficznych i dylematach metodologicznych 85 (C) Styl analityczny wyróżnia się przede wszystkim naciskiem na postulaty jasności i zasadności. Analityk – inaczej mówiąc – jest maksymalistą metodologicznym, czyli stawia swoim rozważaniom wysokie wymagania. Zarzut niejasności i (wąsko rozumianej) bezzasadności nie jest natomiast uznawany za decydujący w wypadku procedur fenomenologicznych i hermeneutycznych. (D) Najbardziej uderzające jest to, że filozofowie różnych stylów mają różną bazę materiałową i, co za tym idzie, stawiają sobie różne pytania. Fakt, że cele i pytania filozofów bywają różne, poniekąd tłumaczy współwystępowanie wielu metod filozoficznych. Jeśli naszym celem jest analiza najbardziej podstawowych elementów naszej świadomości, to najlepiej do tego nadają się badania prowadzone w stylu fenomenologicznym. Jeśli chcemy eksplikować pojęcia i twierdzenia, to najlepiej robić to w stylu analitycznym. Jeśli naszym celem jest w miarę pełny opis artefaktów (bardzo przecież złożonych), to najlepsza jest hermeneutyka. 5. Przykład: metody i cele metafizyki Zależność między problematyką filozoficzną a metodami filozoficznymi rozważę teraz na przykładzie metafizyki, a więc jednej z najważniejszych i najstarszych dyscyplin filozoficznych6. W wielkim uproszczeniu – są dwa rodzaje pytań (zadań) metafizycznych: deskryptywne i aksjologiczne. Stąd można mówić odpowiednio o metafizyce deskryptywnej i metafizyce aksjologicznej. Metafizyka deskryptywna stawia sobie za zadanie sformułowanie pewnych ogólnych tez opisowych dotyczących świata (przede wszystkim rzeczywistego). Natomiast zadaniem metafizyki aksjologicznej jest sformułowanie pewnych tez wartościujących dotyczących świata i ludzkiego życia. Otóż do rodzaju pytań stawianych w metafizyce dostosowuje się odpowiednie metody jej uprawiania i związane z nimi źródła poznania, do którego metafizyka danego rodzaju się odwołuje. Metafizyka naukowa odwołuje się tylko do tych źródeł poznania, na których opiera się wiedza naukowa. Me6 Nieco szerzej piszę na ten temat w artykule Profesor Marian Przełęcki o metafizyce, [w:] M. Przełęcki, Horyzonty metafizyki, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe Semper 2007, s. 204–206. 86 Anna Brożek tafizyka pozanaukowa odwołuje się – dodajmy: przy uzasadnianiu swoich tez – również do innych, pozanaukowych źródeł poznania. Kto uprawia metafizykę deskryptywną, opiera się na metodach naukowych. Tak uprawianą metafizykę nazywa się na ogół „ontologią” i traktuje jako rodzaj syntezy nauk szczegółowych (u Tadeusza Czeżowskiego, mówi się w związku z tym o metafizyce indukcyjnej). Przedstawiciele metafizyki aksjologicznej, którzy próbują określić jej przedmiot, utrzymują, że dotyczy ona pewnego szczególnego rodzaju wartości – odmiennych zarówno od wartości etycznych, jak i od wartości estetycznych, a dostępnych nam w specyficznych przeżyciach metafizycznych. Twierdzą przy tym zazwyczaj, że bliższa charakterystyka tych wartości i przeżyć nie jest niemożliwa. Dla przykładu – zwolennik takiego rozumienia metafizyki, Marian Przełęcki, charakteryzuje te wartości jako „ogólne”, „całościowe” i zaznacza, że ich nośnikami są przedmioty takie, jak ludzkie życie, historia i widziany przez ich pryzmat świat. To, czym są wartości metafizyczne, można – według niego – określić jedynie poprzez odwołanie się do ilustracji: ilustracje takie znajdujemy nie tylko w filozofii, ale np. także w dziełach literackich i muzycznych. Do tak rozumianej metafizyki znów «pasują» tylko pewne metody. Nie można jej w szczególności uprawiać, stosując te same metody, którymi posługują się pozafilozoficzne dyscypliny naukowe. Dyscypliny te żadnej wiedzy o wartościach nie poszukują i za pomocą metod w nich przyjętych żadnych aksjologicznych tez metafizycznych uzasadnić się nie da. Metafizyka aksjologiczna może być więc jedynie pozanaukowa – może odwoływać się jedynie do pozanaukowych źródeł poznania (co nie znaczy, że jest antynaukowa). Źródłem poznania, do którego uciekają się metafizycy aksjologiczni, jest intuicja aksjologiczna. To właśnie silnie zabarwiona emocjonalnie intuicja wartości dostarcza racji tezom aksjologicznym: dokładniej – jednostkowym zdaniom wartościującym. Wartościujące zdania ogólne to uogólnienia indukcyjne tych ostatnich. Niestety, przeżycia metafizyczne to przeżycia rzadkie, być może nawet nie przez wszystkich doświadczane. Co więcej: bardzo trudno jest wysłowić ich treść. Dlatego filozofowie uprawiający tak pojętą metafizykę posługują się na ogół językiem metaforycznym – takim, który nie spełnia kryteriów formułowanych przez metodologów dla nauk matematycznych i przyrodniczych. Jak widać, wybór zakresu badań i pytań filozoficznych determinuje stosowane procedury badawcze. O stylach filozoficznych i dylematach metodologicznych 87 6. Porównanie i ocena metod filozoficznych 6.1. Fakt, iż style filozoficzne wyznaczone są nie tylko przez metody, lecz także przez problematykę, założenia i cele – utrudnia porównywanie metod, które w ramach tych stylów występują. Tylko wtedy można byłoby orzec, że dana metoda M1 jest np. skuteczniejsza od innej metody M2, gdyby za jej pomocą usiłowano osiągnąć ten sam cel poznawczy. Załóżmy, że moim celem jest dostanie się z kościoła Mariackiego w Krakowie na Wawel. Mam do wyboru kilka «metod» podróży. Mogę tam doczołgać się, pójść pieszo, pobiec, pojechać taksówką, polecieć śmigłowcem... To, którą metodę wybieram, zależy od kilku czynników: czasu, którym dysponuję; kosztów, które jestem w stanie ponieść itp. W tym wypadku wybiorę najprawdopodobniej „podróż” piechotą. Wybrałabym jednak inny sposób podróży, gdybym chciała dotrzeć z Warszawy do Pekinu lub Nowego Jorku, lub gdyby bardzo zależało mi na czasie. Wybór metody filozofowania także zdeterminowany jest przez cel, który ma się za jej pomocą osiągnąć. Dla przykładu – załóżmy, że chcemy odpowiedzieć na pytania P1, P2, … i Pk – i próbujemy to zrobić, stosując różne metody filozoficzne. Która metoda będzie lepsza? Przy założeniu, że wszystkie pytania są tej samej wagi i że nie nakładamy żadnych warunków na odpowiedzi, lepsza jest ta metoda, która pozwala odpowiedzieć na więcej pytań z tego zbioru. W praktyce jednak istotna jest również często nie tylko liczba pytań, lecz także ich doniosłość. Istotne jest nie tylko wskazanie odpowiedzi, lecz także takie jej walory, jak oczywistość, uzasadnienie itp. Dlatego ocena danego stylu filozoficznego i porównywanie stylów filozoficznych są takie trudne. 6.2. Spory między filozofami dotyczą często nie tyle odpowiedzi na stawiane pytania, ile właśnie stosowanych metod. Warto tu zwrócić uwagę na kilka rzeczy. Oceny danego stylu filozoficznego można dokonywać na dwóch płaszczyznach: wewnętrznej i zewnętrznej. W ocenie wewnętrznej sprawdzamy jedynie: (a) czy dany filozof umiejętnie dobrał metodę do celu (zgodnie z odpowiednim credo); (b) czy poprawnie tę dobraną metodę zastosował. 88 Anna Brożek Przeprowadzenie krytyki wewnętrznej danego stylu filozoficznego może być utrudnione np. dlatego, że reprezentant danego stylu nie wskazuje wyraźnie swoich założeń (tj. jego credo jest niepełne). Co innego ocena zewnętrzna: w tym wypadku ocenia się także np. jakość przyjętych założeń i procedur metodologicznych. Są przy tym dwa typy oceny zewnętrznej danego stylu filozoficznego przez filozofa F: z punktu widzenia kryteriów filozofia F lub z punktu widzenia intersubiektywnych, ponadstylowych kryteriów. Skłonna jestem twierdzić, że to właśnie na polu oceny dokonywanej z punktu widzenia własnych kryteriów (z tzw. z góry upatrzonych pozycji) częściej dochodzi do sporów filozoficznych. Gdyby pomiędzy filozofami panowała zgoda co do tego, jakie metody są w filozofii dopuszczalne, byłoby na pewno mniej sporów dotyczących trafności przyjętych rozstrzygnięć. 7. Dylematy metodologiczne filozofa Wydaje się, że są dwa typy filozofów: zadaniowcy i sposobowcy. Zadaniowcy wychodzą od pytań, na które chcą odpowiedzieć; pytania determinują metodę, jaką stosują w swoich badaniach. Sposobowcy wychodzą od metody, którą przyjmują „a priori”, a do swojej metody – w pewnym sensie – dobierają dziedzinę badań i stawiane pytania. Dylemat zadaniowca da się wyrazić pytaniem: „Jaką metodą mam posługiwać się w swoich badaniach?” Dylemat sposobowca wyraża się z kolei tak: „Jakie dziedziny mogę badać za pomocą wybranej przez siebie metody?” Żartobliwy obraz filozofa-zadaniowca, który na próżno usiłuje dobrać właściwe metody do stawianych pytań, dał w swojej fraszce o śledziu Tadeusz Kotarbiński: Do jasnych dążąc głębin – nie mógł trafić w sedno Śledź pewien, obdarzony naturą wybredną. Dokądkolwiek wędrował, zawsze nadaremno: Tu jasno, lecz płytko – tam głębia, lecz ciemno. Za to fraszka o logice jest przestrogą dla filozofów-sposobowców, żeby pamiętali, że metoda jest narzędziem, nie zaś celem badań: O stylach filozoficznych i dylematach metodologicznych 89 Gdziekolwiek myślą sięgnąć, tkwi błędu łodyga. Logiko, karcicielko, po badylach śmigaj! – Na chwasty moja praca później się rozpostrze. – A teraz czym się trudzisz? – Sama siebie ostrzę. Niech te dwie fraszki stanowią «morał» moich rozważań. ON PHILOSOPHICAL STYLES AND METHODOLOGICAL DILEMMAS Summary Philosophy is not a methodologically homogeneous discipline. Philosophical styles differ not only with respect to applied methods but also with respect to the domain of research and basic assumptions. Good examples of this variety are three important styles functioning in the contemporary philosophy: analytical, hermeneutic and phenomenological one. It is easy to notice that representatives of these philosophical styles concentrate on different problems, apply different procedures and accept different assumptions. What is more, it seems that there are two kinds of philosophers: some of them delimit the range of their research with respect to previously chosen methods, others – select the best method suitable to examine previously established domain. That is why it is difficult to evaluate philosophical work objectively. „Analiza i Egzystencja” 10 (2009) ISSN 1734-9923 DYDAKTYKA FILOZOFII ADAM GROBLER PROJEKT PODSTAWY PROGRAMOWEJ Z FILOZOFII: PRZECIW STEREOTYPOM Przystępując do prac nad projektem podstawy programowej, stanęliśmy1 przed podstawowym pytaniem: jaką funkcję w systemie kształcenia ogólnego ma pełnić filozofia w kraju, w którym panuje niedobór inżynierów. Takie bowiem pytanie nieuchronnie pojawi się w debacie publicznej. Na nas zaś będzie spoczywał obowiązek przekonania nie filozofów, ale szeroką publiczność, że nauczanie filozofii w szkole ponadgimnazjalnej jest społecznie pożyteczne. W tej sprawie mamy do pokonania mnóstwo negatywnych 1 Po raz pierwszy nad podstawą programową pracowaliśmy z Jackiem Wojtysiakiem i Pawłem Kołodzińskim w 2004 r. Po zmianie rządu nasz projekt poszedł do kosza. W lutym 2008 r. Jacek Wojtysiak i ja zostaliśmy ponownie powołani do sformułowania projektu o wiele szerzej zakrojonego (na 240 lekcji, a nie, jak przedtem, na 54). Niemniej potraktowaliśmy nasze zadanie, zresztą na wyraźne życzenie MEN, jako kontynuację poprzedniego. Przez pewien czas uczestniczył w nim również Tomasz Mazur, który od początku kontestował naszą koncepcję i wreszcie wycofał się z zespołu. Niemniej kolejne wersje projektu, od kwietniowej począwszy, realizują niektóre jego pomysły. Końcowa wersja konsumuje ponadto wyniki konsultacji z Andrzejem Kaniowskim (fragmenty dotyczące etyki) oraz niektóre uwagi ze strony recenzentów: Piotra Gutowskiego i Agnieszki Żychskiej. W zakresie estetyki przejęliśmy dorobek autorów koncepcji matury 2009, którym przewodził Jacek Juliusz Jadacki. Poza tym korzystaliśmy z rad wielu innych przyjaciół i nieprzyjaciół, których nie sposób w komplecie wymienić. Wszystkim osobom, które nam pomogły, serdecznie dziękuję. Niestety nasz projekt w listopadzie ub.r. również poszedł do kosza. Jest on dostępny na http://adam_grobler.w.interia.pl w zakładce Dydaktyka filozofii. 92 Adam Grobler stereotypów na temat filozofii. W odróżnieniu od Wielkiej Brytanii, w której studenci Cambridge i Oksfordu masowo studiują filozofię2, czy Stanów Zjednoczonych, gdzie studia filozoficzne są najbardziej obiecującym wstępem do kariery prawniczej3, w Polsce na internetowych stronach dyskusyjnych filozofia jest wymieniana jako kierunek do niczego niepotrzebny. Tym bardziej zatem należy się spodziewać oporu przed wprowadzeniem filozofii do szkół jako jeszcze jednego balastu dla uczniów przeciążonych nauką. Stereotyp numer jeden głosi, że filozofia polega na swobodnym fantazjowaniu, zupełnie zbędnym w świecie zdominowanym przez naukę i technologię. Standardowym argumentem przeciwnym jest, że najbardziej zatwardziały technokrata potrzebuje pewnej dozy wykształcenia humanistycznego. Byłby on wszakże przekonujący, gdyby zacni humaniści zechcieli masowo uznać, że im z kolei niezbędne jest pewne wykształcenie w zakresie matematyki i nauk przyrodniczych. Dlatego promując sprawę wprowadzenia filozofii do szkół, wolałbym unikać przyklejania jej łatki dyscypliny humanistycznej, a raczej podkreślać jej uniwersalność, jej znaczenie kulturotwórcze jednakowo istotne dla kultury humanistycznej, jak i matematycznej oraz przyrodniczo-technicznej. Dlatego w projekcie podstawy znajduje się m.in. zapis o filozoficznej genezie pojęć nauki o atomie i jego strukturze. Sam atomizm antyczny występuje jako rozwiązanie problemu tożsamości i zmiany, osiągnięte nie drogą natchnienia, lecz rozumowania odpierającego trudności Parmenidesa. W materiałach metodycznych, których powstanie zamierzamy zainspirować, byłoby pożądane, aby hipotezę Daltona, historię powstania pojęcia cząstki elementarnej, a następnie kwarka, przedstawić jako kolejne zastosowania pomysłu Demokryta. Podobnie można w (ambitniejszej) szkole prześledzić drogę od Empedoklesowego pojęcia pierwiastka do pojęcia pierwiastka chemicznego. Uczniowie mają stąd wynieść morał, że zaawansowana nauka czerpie swoje pojęcia teoretyczne z filozofii. Z podobnego powodu w projekcie jest mowa o zakładzie Pascala, a nie – jak w sylabusie matury 2002 – o „myślącej trzcinie”. Zakład Pasca- Na poziomie undergraduate, na którym zazwyczaj studiuje się dwa kierunki. W USA studia prawnicze podejmuje się po uzyskaniu tytułu bachelor, odpowiednika naszego licencjatu. Najwyższe wyniki testów wstępnych na prawo uzyskują absolwenci z major z filozofii, tj. głównego z dwóch kierunków studiowanych na studiach pierwszego stopnia. 2 3 Projekt podstawy programowej z filozofii 93 la jest świetną ilustracją zastosowania rachunku prawdopodobieństwa do zagadnień humanistycznych, w tym przypadku do kwestii wyboru wiary w Boga, zastosowanie, które łatwo daje się uogólnić na problem wyboru racjonalnej decyzji. Inne punkty podstawy wiążą się z problemami metody naukowej – kwestią prawomocności rozumowania indukcyjnego, metodą hipotetyczno-dedukcyjną, kontrowersją realizm–instrumentalizm. Mają one pouczyć ucznia, że filozofia oferuje zmierzającą do zrozumienia refleksję nad istotą nauki, podobnie jak nad istotą innych ludzkich praktyk. Okazję do przedstawienia łączności filozofii z nauką stwarza również zapis na temat współczesnej filozofii umysłu. Jest to ta dziedzina, która w tej chwili stanowi bodaj najpoważniejszy styk ze współczesną nauką: kognitywistyką oraz zagadnieniami sztucznej inteligencji z jej zastosowaniami w informatyce i robotyce. Kolejny stereotyp na temat filozofii przedstawia ją jako dyscyplinę zgoła niepraktyczną. Tymczasem nie ma nic bardziej niepraktycznego, jak uczyć się rzeczy ściśle praktycznych. Treści praktyczne szybko się dezaktualizują ze względu na postęp naukowo-techniczny, za którym żadna szkoła, ani ponadpodstawowa, ani wyższa, nie są w stanie nadążyć. Dlatego w edukacji w ogóle należy położyć nacisk na umiejętności o tzw. szerokim transferze, tj. umiejętności, które łatwo przenoszą się z jednych sytuacji na inne, umożliwiają szybkie przystosowanie się do zmienionych okoliczności. Akurat filozofia takie umiejętności kształci, czego dowodzą sukcesy absolwentów odnoszone w najrozmaitszych dziedzinach4. Są to umiejętności stawiania problemów (dostrzegania ich tam, gdzie inni nie dostrzegają), rozwiązywania problemów, argumentacji uwzględniającej różne aspekty problemu. Wymienione umiejętności zostały zapisane w wymaganiach ogólnych podstawy jako cele kształcenia. Są one zresztą w pełni zgodne z ogólnym celem reformy programowej – odejściem od kształcenia erudycyjnego na rzecz kształcenia umiejętności. Podstawa programowa z filozofii jest więc fragmentem szeroko zakrojonej reformy edukacji. Ma to swoje odzwierciedlenie w sformułowaniu wymagań szczegółowych. Zostały one rozpisane przeważnie5 według schematu: sformułowanie problemu, przykłaZob. http://adam-grobler.w.interia.pl/Dlaczego%20warto.htm. W toku prac nad projektem nie uświadamialiśmy sobie tego schematu, w związku z czym nie każdy punkt wymagań szczegółowych jest dokładnie tak samo ustruktury4 5 94 Adam Grobler dowe rozwiązania (co najmniej dwa), argumenty za i przeciw, porównania przykładowych rozwiązań, zastosowania do innych problemów, niekiedy w innych dziedzinach (poza filozofią). W niektórych punktach dochodzą jeszcze rozróżnienia pojęciowe. Uczeń ma zatem stosować zdobytą wiedzę filozoficzną m.in. do odróżniania nauki od pseudonauki, argumentów epistemicznych od pragmatycznych (czyli racji opartych na rozpoznaniu i racji praktycznych), wydawania ocen moralnych i politycznych, rozwiązywania dylematów społecznych i osobistych. Umiejętności logiczne zostały zapisane w osobnym punkcie, ale z zaleceniem, ażeby je kształcić w kontekście materiału z innych punktów. Wedle jeszcze innego stereotypu filozofia polega na ciągłym ponawianiu pytań bez żadnego postępu w uzyskiwanych odpowiedziach. Że pytania filozoficzne są zawsze otwarte, a odpowiedzi nigdy ostateczne, nie znaczy bynajmniej, że odpowiedzi późniejsze nie są bardziej wyrafinowane, nie uwzględniają coraz to nowych aspektów problemu, nie są mocniej uzasadnione od wcześniejszych. Pod tym względem filozofia nie różni się zasadniczo od nauk szczegółowych, które uchodzą za konkluzywne dlatego, że w szkole podkreśla się ich dokonania, na ogół sprzed pół wieku, które przetrwały próbę czasu, a pomniejsza się element dyskusji m.in. przez pisanie historii nauki przez pryzmat dzisiejszej wiedzy. Dla zaznaczenia postępowości filozofii rozwiązania historyczne, najbardziej charakterystyczne dla danego problemu, są w wymaganiach szczegółowych zestawione z rozwiązaniami bardziej współczesnymi. Na przykład klasyczne rozwiązania problemu psychofizycznego w ujęciu kartezjańskim są skonfrontowane ze współczesnymi problemami fizykalizmu we współczesnej filozofii umysłu. Spór między natywizmem a empiryzmem genetycznym jest podsumowany hipotetyzmem Poppera, zwłaszcza powszechnie dziś akceptowaną tezą o uteoretyzowaniu obserwacji (organizacją doświadczenia przez hipotezę). Do klasycznej, platońskiej koncepcji miłości nawiązuje koncepcja psychoanalityczna, a starożytne definicje sztuki są zestawione z alternatywną definicją Tatarkiewicza. Projekt jest zapisany w ujęciu problemowym, a nie – ulubionym przez wielu nauczycieli – historycznym, w celu zerwania ze stereotypem panującym już nie wśród szerokiej publiczności, lecz w nauczaniu filozofii. zowany. Jeśli będzie nam dane pracować nad kolejnymi wersjami, pewnie postaramy się o większą konsekwencję w tym względzie. Projekt podstawy programowej z filozofii 95 Na praktyce uniwersyteckiego kształcenia filozoficznego ogromne piętno wycisnęła Historia filozofii Tatarkiewicza, która w swoim czasie była jedynym dostępnym podręcznikiem wolnym od marksistowskich przypraw. Zachowanie dzięki niemu autonomii polskiej myśli filozoficznej w czasach opresji zostało okupione upowszechnieniem wzorca nauczyciela jako przewodnika po targowisku, na którym każdy filozof wystawia własny kramik. Wzorzec ten dodatkowo interferuje z wyniesionym ze szkoły modelem kształcenia humanistycznego, którego karykaturą są projekty lekcji sporządzane przez studentów odpornych na przeciwną indoktrynację z mojej strony. Oto jak taki kandydat na nauczyciela planuje lekcję o Platonie. Na początek, życiorys Platona przez 15 minut. Reszta lekcji – kompletne dzieło Platona, od teorii idei, przez teorię państwa, do estetyki. Na zadanie domowe – przedstaw znaczenie filozofii Platona dla człowieka współczesnego. Co z tego uczeń ma? Ano dowiaduje się, że taki żył i wielkim filozofem był. A na zadanie przepisze parę banałów z Internetu. Taki sposób nauczania filozofii grozi odarciem jej z najistotniejszej cechy, cechy konstytutywnej dla kultury Zachodu w ogóle: że jest dyskursem budującym kolejne osiągnięcia na krytyce poprzednich, przystosowywaniem tradycji do nowych wyzwań, a nie jej ślepym konserwowaniem. Zapis w układzie problemowym ma zniechęcić nauczycieli do powielania niedobrych wzorców, nakierować ich uwagę na związki merytoryczne i funkcjonalne między poszczególnymi treściami. Krytycy takiego ujęcia podkreślają większe niż w innych dziedzinach zakorzenienie filozofii w jej historii i wynikającą z tego potrzebę podkreślania kontekstów historycznych. Nie neguję tej potrzeby. Twierdzę natomiast, że nauczyciel o tradycyjnym wykształceniu historyczno-filozoficznym świetnie da sobie radę sam ze związkami historycznymi, natomiast związki merytoryczne trzeba mu podpowiedzieć. To samo mieli na uwadze autorzy podstawy programowej z historii sztuki i historii muzyki, którzy niezależnie od nas zrezygnowali z ujęcia historycznego na rzecz problemowego. Jeżeli, z uwagi na ogólne cele reformy programowej, wybrano taką koncepcję nauczania przedmiotów, które mają w tytule słowo „historia”, to tym bardziej nadaje się ona do zastosowania w nauczaniu filozofii. Na początku prac nad podstawą zostaliśmy usytuowani jako podzespół zespołu nauk o kulturze, razem z językiem polskim, łaciną i kulturą antyczną, wiedzą o kulturze, historią sztuki i historią muzyki. Obawiając się jednoznacznego skojarzenia „kultury” z kulturą typowo humanistyczną, 96 Adam Grobler przeciwstawioną matematycznej i przyrodniczej, postaraliśmy się o przeniesienie nas do zespołu nauk społecznych, z historią, wiedzą o społeczeństwie i przedsiębiorczością. W takim sąsiedztwie nasza dbałość o równowagę motywów humanistycznych – zagadnień filozofii człowieka, etyki, filozofii polityki i estetyki – i „naukowych” – zagadnień epistemologii, filozofii nauki i logiki – nie budziła u nikogo zdziwienia. Innym, prócz wspomnianego wyżej zakładu Pascala, przykładem naszej dbałości o łączność między tymi dwoma odmiennymi, w potocznym odbiorze, żywiołami, jest zapis na temat kwestii istnienia przedmiotów abstrakcyjnych – przedmiotów matematycznych z jednej strony i wartości moralnych z drugiej. Albo zawarty między wierszami związek między hipotetyzmem Poppera a jego koncepcją społeczeństwa otwartego. Mimo nowatorskiego podejścia, dobór treści niewiele odbiega od zawartości typowych podręczników ze wstępu do filozofii, w szczególności od projektu matury 2002. Naszym najbardziej niestandardowym pomysłem jest wprowadzenie tematyki miłości. Zdecydowaliśmy się na to ze względu na jej bezpośrednie zastosowanie w życiu osobistym uczniów, zarówno w latach szkolnych, jak i później, w wieku dojrzałym. Na lekcjach języka polskiego dominuje romantyczny wzorzec miłości, mało co przystający do autentycznych wyzwań, przed którymi staje człowiek w różnych stadiach swojego życia. Dla przeciwwagi proponujemy koncepcję neopsychoanalityczną, łączącą miłość z zadaniem rozwoju osobowego. Inną swoistą cechą naszego projektu jest spolonizowanie współczesnej estetyki, usprawiedliwione większą jasnością polskiej niż obcej myśli w tej dziedzinie. Tradycyjne zagadnienie powszechników zastąpiliśmy zagadnieniem przedmiotów abstrakcyjnych. Kierowaliśmy się tym, że – po pierwsze – zagadnienie powszechników będzie w ten sposób i tak skonsumowane (każdy powszechnik jest bowiem przedmiotem abstrakcyjnym). Po drugie zaś zagadnienie przedmiotów abstrakcyjnych łatwiej ująć w zastosowaniach. Na przykład, o ile uczeń łatwo zrozumie, że liczba wymierna jest powszechnikiem egzemplifikowanym przez ułamki, to już Fregego-Russella ujęcie liczby naturalnej jako powszechnika jest dla ucznia zdecydowanie za trudne. W zupełności wystarczy, jeśli uczeń dowie się, że liczba jest przedmiotem abstrakcyjnym i nie musi przy tym odróżniać realizmu skrajnego od umiarkowanego. Podobnie w zastosowaniu do filozofii polityki, o ile społeczeństwo jest powszechnikiem, to jego egzemplifikacją jest na przykład społeczeństwo polskie, zaś samo społeczeństwo polskie jest również Projekt podstawy programowej z filozofii 97 przedmiotem abstrakcyjnym, ale już nie powszechnikiem. Zatem gdy staje problem, co jest dobrem wspólnym czy społecznym, w odróżnieniu od dobra poszczególnych osób, łatwiej go postawić w kontekście problemu istnienia przedmiotów abstrakcyjnych niż powszechników. Parę słów usprawiedliwienia wymagają może inne, prócz powszechników, nieobecności. Nie ma na przykład epistemologii Kanta. Zaufaliśmy opinii Ajdukiewicza6, popartej naszym własnym doświadczeniem akademickim, że jest ona dla ucznia za trudna. Natomiast świetną jego namiastką, łatwo przyswajalną przez uczniów, jest bardziej współczesny hipotetyzm Poppera. Hipoteza, według niego, organizuje doświadczenie tak, jak formy zmysłowości u Kanta, z tym że hipotezy są wymienne, a formy aprioryczne. Hipotezy są genetycznie a priori, a tylko metodologicznie empiryczne. Popper realizuje przewrót kopernikański sloganem „hipoteza poprzedza eksperyment” tak, jak Kant maksymą „pojęcie poprzedza doświadczenie”. U Poppera znajdujemy nawet transcendentalny warunek poznania, jakim jest założenie, że w świecie występuje co najmniej jedna prawidłowość. Kant niewątpliwie był jednym z największych filozofów. Niemniej bez wprowadzania w dalsze losy jego dziedzictwa – na przykład historię neokantyzmu czy pojęcia analityczności – i w oderwaniu od krytyki jego stanowiska m.in. pod wpływem powstania geometrii nieeuklidesowych, o których programy szkolne milczą, trudne do zrozumienia wiadomości o jego epistemologii nie mają żadnego zastosowania, nie przekładają się na żadne umiejętności. Natomiast wielkość Kanta uczeń wystarczająco mocno odczuje na przykładzie imperatywu kategorycznego, który z reguły zapiera dech w studenckich piersiach. Kierując się podobnymi względami – przystępności, możliwościami zastosowań do ćwiczenia umiejętności intelektualnych lub bezpośrednich zastosowań w życiu – pominęliśmy fenomenologię (zostawiając jej zastosowanie w Ingardena teorii dzieła literackiego i, ewentualnie, Schelera etyce wartości) i hermeneutykę. Opuściliśmy teorię umowy społecznej Locke’a uznając, że przeciwstawienie Hobbesa i Rousseau wystarczająco dobrze oddaje główne jej problemy, zaś teoria Locke’a mogłaby nieco myląco interferować z liberalizmem. Zastanawialiśmy się nad uzupełnieniem filozofii polityki o Rawlsa jako współczesnej wersji liberalizmu nadbudowanej nad socjalistyczną ideą sprawiedliwości. Zrezygnowaliśmy z tego z obawy 6 Wyrażonej w Zagadnieniach i kierunkach filozofii. 98 Adam Grobler spowodowania trudności nauczycielom: jego stosunkowo świeżej daty dzieła nie są jeszcze dobrze opisane w podręcznikach, a ich przekład na język polski jest niestety niedobry. Zignorowaliśmy postmodernizm z jego krytyką „dotychczasowego paradygmatu filozofii” uznając, że uczeń (a i sam nauczyciel) ma małe szanse rozpoznać, na czym ten rzekomo zmurszały paradygmat polega i co właściwie postmodernizm z niego odrzuca. Z pewnością można nam wytknąć wiele innych opuszczeń. Ale i tak w opinii wielu osób nasz projekt zawiera zbyt wiele treści, jak na 240 lekcji w liceum7. Z naszej strony dołożyliśmy wielu starań, aby tak nie było. Po pierwsze, przyjęliśmy, że materiał do przedstawienia w ciągu 45 minut wykładu akademickiego w szkole zajmie średnio 6 lekcji (wliczając ćwiczenia, pracę z tekstem, powtórki, klasówki). Wydaje się, że ten przelicznik jest stosunkowo bezpieczny, a nasza ocena oparta na własnych doświadczeniach akademickich dość realistyczna. Zwłaszcza że mamy doświadczenie z różnych uczelni z różnych regionów kraju, nie tylko tych, które słyną z liceów produkujących laureatów olimpiad. Po drugie, konsultowaliśmy się z kilkoma nauczycielami. Dwoje z nich recenzowało nasz projekt8, dwoje innych ułożyło do niego tzw. rozkład materiału9. Po trzecie, niektóre treści są zapisane jako „wybrane”, co znaczy, że nauczyciel może niektóre pominąć. Na tej podstawie można zaryzykować tezę, że treści podstawy nadają się do zrealizowania nawet w bardzo przeciętnym liceum, a w lepszych liceach nauczycielom zostanie trochę czasu na wprowadzenie własnych pomysłów. Takie jest też założenie podstawy programowej: określa ona końcowy efekt kształcenia i wymagania maturalne. Natomiast nie krępuje nauczycieli w kwestii organizacji materiału ani wprowadzania treści własnego pomysłu, jeżeli starczy im na to czasu. Projekt przyjęty przez MEN zawiera ok. 50% więcej treści. Maciej Kożuszek i Agnieszka Żychska. Ich opinie bardzo nas podtrzymały na duchu. Serdecznie dziękuję. 9 Renata Skorczyńska i Marcin Szymański. Przy okazji serdecznie dziękuję. 7 8 „Analiza i Egzystencja” 10 (2009) ISSN 1734-9923 MACIEJ SMOLAK JAKIEJ FILOZOFII UCZYĆ W SZKOLE? Nowa podstawa programowa kształcenia ogólnego zakłada, że filozofia pojawi się na poziomie kształcenia licealnego jako przedmiot do wyboru od roku 2012. Przy czym o ile zdecydowana większość środowiska filozoficznego opowiada się za włączeniem filozofii do szkolnego procesu edukacyjnego, o tyle nie ma już powszechnej zgody co do programu i kształtu edukacji filozoficznej w ogóle. Trudno się temu dziwić, ponieważ status samej filozofii jest niejasny. Na to nakłada się brak konsensusu co do tego, co uczyć, jak to robić i po co. Z jednej strony nie ma więc porozumienia co do natury samego przedmiotu filozofii, z drugiej brakuje jasnych odpowiedzi na trzy podstawowe pytania związane z nauczaniem filozofii: „dlaczego uczyć filozofii?”, „jak uczyć filozofii?”, „czego uczyć na lekcjach filozofii?”. 1. Dlaczego uczyć filozofii? Pytanie „dlaczego uczyć filozofii?” jest pytaniem o racje i cele jej nauczania1. Nietrudno na nie wskazać. Gdy chodzi o racje, warto przytoczyć Arystoteles w Fizyce (2.7 198a14-21) pokazuje, że pytanie „dlaczego?” (dia ti?) jest pytaniem ogólnym, które pyta się o cztery przyczyny, czyli o przyczynę materialną, formalną, sprawczą i celową. Wskazanie czterech przyczyn dostarcza czterech komplementarnych odpowiedzi na pytanie „dlaczego?”. Innymi słowy: to jedno pytanie odsyła Arystotelesa do czterech różnych typów rzeczy. Pomijam dwie pierwsze przyczyny, 1 100 Maciej Smolak niektóre założenia dotyczące natury człowieka i samego procesu nauczania, które leżą u podstawy nauczania w ogóle2. Patrząc od strony natury człowieka, zakłada się, że: i) każdy człowiek jest odrębną i niepowtarzalną istotą3, która dąży do rozwoju; ii) człowiek jest zdolny do brania odpowiedzialności za swoje życie; iii) człowiek jest twórczy. Gdy chodzi o proces nauczania, zakłada się, że: i) uczenie się jest procesem trwającym przez całe życie; ii) uczeń jest zdolny do samokształcenia i może podlegać kształceniu4. Oprócz tych ogólnych założeń warto jednak również przytoczyć te, które wiążą się bezpośrednio z edukacją filozoficzną. Gdy chodzi o naturę człowieka, wiążące jest założenie, że człowiek jest uwikłany w filozofię ze względu na stawiane przez siebie pytania5. Natomiast gdy chodzi o kształcenie filozoficzne, istotne jest założenie, że: i) filozofia nie jest przedmiotem „egzotycznym”, ale zwyczajnym, tak jak wiele innych przedmiotów nauczanych w szkole; ii) filozofia ze względu na stawiane pytania i poruszane problemy jest przydatna w procesie paideicznym warunkującym m.in. sprawne orientowanie się i poruszanie się w świecie; iii) uczeń może filozofować i zarazem może być uznany za pełnoprawny podmiot filozofujący6. Wydaje bo nie o nie idzie w pytaniu „dlaczego uczyć filozofii?”. Natomiast koncentruję się na dwóch pozostałych, mając na uwadze wskazanie tego, „przez co?” nauczanie filozofii jest zasadne, tzn. jakie racje o tym decydują, oraz wskazanie tego, „po co?” nauczanie filozofii ma się odbywać, tzn. w jakim celu. 2 Odrzucenie tych założeń stawia pod znakiem zapytania sensowność edukacji jako takiej. 3 Pod tym względem przydatne może się okazać wprowadzone przez Vernanta (1989) rozróżnienie pomiędzy pojęciem jednostki (w przeciwstawieniu do grupy), pojęciem podmiotu (jako źródła decyzji i działań) i pojęciem ja (które jest świadome siebie na sposób samoświadomości). Meirieu (2003) z kolei podkreśla, że nauczyciel powinien opierać się na założeniu, że drugi człowiek ma w sobie wymiar, który jest niemożliwy do zrozumienia i zmediatyzowania. 4 Drugą część założenia należy uzupełnić o wytyczną, która kładzie nacisk na podmiotowe i teleologiczne traktowanie ucznia oraz akcentuje odrzucenie indoktrynacji, charakterystycznej dla autorytatywnych systemów dydaktycznych (Por. Kodeks etyki nauczycielskiej, 1995). 5 Dobrą ilustracją tego założenia jest formuła, która otwiera Metafizykę (980a1) Arystotelesa: wszyscy ludzie pragną z natury wiedzy. 6 Zanegowanie założeń leżących u podstawy kształcenia filozoficznego jest milczącą zgodą na podważenie sensowności nauczania innych przedmiotów. Dla przykładu, odrzucenie założenia, że uczeń może filozofować i zarazem może być uznany za podmiot filozofujący daje niedwuznacznie do zrozumienia, że trzeba również zrezygnować Jakiej filozofii uczyć w szkole? 101 się, że wyróżnione założenia nie są nadzwyczajne. Dlatego ich akceptacja nie powinna budzić zasadniczych trudności. Ale zgoda na nie jest równocześnie potwierdzeniem istnienia stosownego fundamentu dostarczającego racji dla wprowadzenia i usankcjonowania filozofii w szkole. Pytając się o cele nauczania filozofii, pytamy się o to, po co jej uczyć. Jeżeli zgodzimy się, że celem edukacji jest wychowanie człowieka mądrego7, to filozofia jako umiłowanie mądrości wydaje się naturalnym środowiskiem, w którym taki cel daje się realizować. Jeżeli też przyjmiemy, że zabiegi edukacyjne mają zmierzać w tym kierunku, by uczeń stał się samodzielnym podmiotem swoich działań i uzyskał dostęp do wolności rozumianej jako możliwość dokonywania odpowiedzialnych wyborów8, to filozofowanie wydaje się wchodzić w zakres tych zabiegów już choćby z tego powodu, że uczy odpowiedzialności myślenia. Prócz jednak formacyjnego wymiaru9 zasadniczym celem kształcenia filozoficznego jest rozwijanie i doskonalenie umiejętności intelektualnych, interpersonalnych oraz motywacyjnych ucznia. Notabene trudno sobie wyobrazić, by wychowywanie mądrego człowieka było możliwe bez równoczesnego kształtowania takich umiejętności. Tym samym podstawowe cele kształcenia filozoficznego pozostają zbieżne z ogólnymi zadaniami edukacyjnymi szkoły, do których można zaliczyć: i) przekazywanie uczniom określonego zasobu wiadomości; ii) wykształcez założenia, że uczeń może np. rachować i zarazem może być uznany za podmiot rachujący. 7 Na taki cel edukacji wskazuje Szewczyk (1998). Obok rozważań teleologicznych Autor zajmuje się również zagadnieniami normatywnymi. Odwołując się do pierwszych rozważań, formułuje nawet zasadę, która powinna być bezwzględnie przestrzegana przez każdego pedagoga: Zawsze postępuj tak, aby działania twe przyczyniały się do wychowania człowieka mądrego. 8 Na taki cel wskazuje Meirieu (2003). Autor charakteryzuje proces edukacyjny i działania nauczyciela z perspektywy problematyki etycznej zakładając, że każde oddziaływanie nauczyciela niesie ze sobą pozytywne lub negatywne skutki. 9 Warto w tym miejscu przytoczyć interesującą wypowiedź Deweya (1972, s. 71) na temat wychowania: „Proces wychowawczy nie ma innych zewnętrznych w stosunku do siebie celów, jest celem sam w sobie”. W tym sensie wychowanie mądrego człowieka, który zarazem ma być odpowiedzialnym podmiotem swoich działań, nie należy traktować jako celu narzucanego wychowaniu z zewnątrz, lecz jako immanentny cel wychowania. W tak rozumianym wychowaniu akcent pada na wychowywanie ucznia, a nie na jego wychowywanie „do czegoś”. Zatem obranie za cel wychowania kształtowanie człowieka mądrego nie jest przejawem instrumentalizacji wychowania, ale wyrazem prawdziwej troski o wychowanka. 102 Maciej Smolak nie u uczniów różnych umiejętności; iii) wykształcenie u uczniów określonych postaw warunkujących sprawne i odpowiedzialne funkcjonowanie we współczesnym świecie. By pokazać, że rzeczywiście zachodzi koincydencja pomiędzy celami kształcenia ogólnego i kształcenia filozoficznego, ograniczę się do wymienienia niektórych celów podpadających pod drugą kategorię. Za najważniejsze umiejętności, jakie uczeń powinien uzyskać i rozwinąć w procesie edukacji szkolnej, uważa się: i) umiejętność czytania, która pozostaje w bezpośrednim związku z umiejętnością rozumienia, przedstawiania, wykorzystywania i przetwarzania czytanego tekstu; ii) umiejętność myślenia matematyczno-logicznego; iii) umiejętność myślenia naukowego rozumianego jako umiejętność wykorzystywania wiedzy o charakterze naukowym do identyfikacji i rozwiązywania problemów w oparciu o empirię; iv) umiejętność wyszukiwania, selekcjonowania i krytycznej analizy informacji; v) umiejętność komunikowania się. W myśl wytycznych podstawy programowej z filozofii uczeń powinien m.in. zdobyć i rozwinąć w toku edukacji filozoficznej: i) umiejętność werbalizowania problemów; ii) umiejętność przedstawiania różnych rozwiązań problemu i zrekonstruowania ich argumentacji; iii) umiejętność porównywania przykładowych rozwiązań problemu; iv) umiejętność wykrywania związków z innymi problemami. Edukacja filozoficzna umożliwia więc uczniowi zdobywanie i rozwijanie różnych umiejętności intelektualnych, np.: wyciągania wniosków i argumentowania prezentowanego stanowiska, poszukiwania uzasadnień, uwzględniania alternatywnych rozwiązań problemów, dokonywania klasyfikacji i rozróżnień, łączenia zespołów twierdzeń w całości problemowe. Niewątpliwie wyróżnione umiejętności pozostają w bezpośrednim związku z tymi umiejętnościami, o jakich wypowiada się nowa podstawa programowa kształcenia ogólnego. Już choćby na tej podstawie można przyjąć, że nauczanie filozofii wpisuje się w nowoczesne spojrzenie na edukację szkolną i równocześnie w nim znajduje swoje umocowanie. 2. Jak uczyć filozofii? Z perspektywy odpowiedzi na pytanie „dlaczego uczyć filozofii?” pokazuje się, że nauczanie filozofii w szkole jest potrzebne. Dlatego palące staje się zarysowanie odpowiedzi na drugie pytanie, tzn. „jak uczyć filozofii?”. Wydaje się, że efektywność kształcenia zależy od możliwości Jakiej filozofii uczyć w szkole? 103 znalezienia przepisu, który zastosowany w danej sytuacji dydaktycznej pozwala na wyzwolenie zaangażowania i potencjału twórczego ucznia oraz daje szansę na stworzenie pozytywnego klimatu, by kontakt z wiedzą i jej przewodnikiem był czymś, co przynosi radość. Podkreśla to jedna z zasad heurystycznych zwana zasadą ludyczności10. Zastosowanie jej na gruncie rzeczywistości szkolnej oznacza, że edukacja ma stać się działalnością przyjemną, która dostarcza samoistnych nagród. To pokazuje, że edukacja ma upodobnić się do działania autotelicznego, a więc takiego, które jest wykonywane ze względu na nie samo. Co prawda jest to tylko pożądany ideał, ale koncentracja na stanach idealnych dostarcza sposobności do opracowania czegoś zbliżonego do ideału, co w konsekwencji skutkuje ulepszeniem stanu aktualnego. Nauczyciel, wychodząc od takiego ideału, zaproponowanego na drodze myślenia życzeniowego, stoi przed zadaniem przybliżenia go do realnej rzeczywistości. Zadanie nie jest łatwe, ponieważ by wyzwolić w wychowanku tkwiącą w nim moc, entuzjazm oraz potrzebę twórczych zmian, trzeba rozpoznać jego potrzeby, dostarczyć mu bodźców i usunąć przeszkody. Ale to oznacza, że nauczyciel staje przed koniecznością wykroczenia poza nauczanie tradycyjne, które od strony metodologicznej bazuje na tzw. podejściu podającym, skoncentrowanym przede wszystkim na przekazywaniu wiedzy11. Oznacza to również, że nauczyciel staje przed koniecznością ograniczenia swojej aktywności w procesie edukacyjnym na rzecz aktywności uczniów. Alternatywne dla nauczania tradycyjnego jest nauczanie nowoczesne. Jego głównym zadaniem jest doprowadzenie do stworzenia takich warunków, dzięki którym uczeń będzie nie tylko odkrywał informacje, ale również świadomie przeżywał drogę dochodzenia do nich. Z własnego doświadczenia Nęcka (1994) wyróżnia sześć zasad heurystycznych, które znajdują swoje zastosowanie w kontekście twórczego myślenia i twórczego rozwiązywania problemów. Obok zasady ludyczności Autor wymienia zasadę różnorodności, zasadę odroczonego wartościowania, zasadę racjonalnej irracjonalności, zasadę kompetentnej niekompetencji i zasadę aktualności. Wydaje się, że zaproponowane zasady heurystyczne mogą być wykorzystane i włączone do reguł porządkujących i organizujących nauczanie filozofii. 11 Nie oznacza to, że należy w zupełności zrezygnować z nauczania tradycyjnego. Podawanie i przekazywanie wiedzy może odbywać się na różne sposoby i za pomocą takich metod, które skutkują wzbudzeniem zainteresowania uczniów i utrzymaniem ich uwagi na takim poziomie, który motywuje ich do przyjęcia, zrozumienia i pogłębienia dostarczanej wiedzy. Wystarczy wspomnieć o multimedialnych środkach, które coraz częściej wykorzystuje się w celu uatrakcyjnienia przekazu wiedzy. 10 104 Maciej Smolak wiemy, że lepiej zapamiętujemy i rozumiemy oraz bardziej cenimy to, do czego dochodzimy sami, aniżeli to, co zostaje nam przekazane przez osoby trzecie. To sugeruje, że nauczanie przez przeżywanie jest skuteczniejsze i daje lepsze wyniki12. Nie powinno więc dziwić, że podstawowym atrybutem nauczania nowoczesnego jest podejście aktywizujące, przy pomocy którego dąży się do zaangażowania ucznia w proces edukacyjny i wykorzystania jego potencjału twórczego. Takie podejście stwarza więc sprzyjające warunki do kształcenia opartego na doświadczeniach własnych ucznia i umożliwia podejmowanie poszukiwań, a także konstruowanie rozwiązań problemów poprzez przeżywanie i odgrywanie ról. Nauczanie nowoczesne, z racji swojej koncentracji na uwolnieniu energii twórczej uczniów, sprzyja również rozwojowi myślenia, ponieważ myślenie jest aktywnością, którą można trenować. Założenie, że myślenie poddaje się trenowaniu jest w pełni uzasadnione, ponieważ myślenie jest aktywnością naturalną, na którą składają się typowe czynności (np. przejawianie ciekawości poznawczej, potrzeba naprawiania, zadawanie pytań, wydawanie sądów, przeprowadzanie wnioskowań dedukcyjnych i indukcyjnych, dokonywanie skojarzeń, metafor i transformacji) i jak wiele innych czynności można je skutecznie rozwijać i poddawać doskonaleniu, zwłaszcza że owe czynności z różnych powodów ulegają często zahamowaniu. Do tego jednak, by myślenie mogło być rozwijane, potrzebny jest odpowiedni trening, który dzięki zastosowaniu właściwego doboru interaktywnych metod nauczania i zestawu ćwiczeń stwarza szansę podniesienia jego sprawności i w konsekwencji formy intelektualnej ucznia13. Trening wymaga jednak aktywnego uczestnictwa i zaangażowania trenowanego. Nauczanie nowoczesne, dążąc do aktywizacji ucznia w procesie edukacyjnym, podkreśla więc konieczność ograniczenia autorytarnej pozycji nauczyciela i przyznaje mu rolę menedżera, który inspiruje, animuje i jest przewodnikiem w sukcesach osobistych i zespołowych. Zaznaczona różnica pomiędzy nauczaniem tradycyjnym i nowoczesnym nie oznacza, że nauczyciel stoi przed wyborem jednej ze strategii. Oba podejścia, choć różne, można łączyć i przeplatać w procesie edukacyjnym. By pokazać, że jest to możliwe, odwołam się do czterech modelowych stylów pracy, wyodrębnionych pod kątem zorientowania na przyswajanie 12 Niewątpliwie lepiej i więcej zapamiętujemy przeżywając coś, aniżeli tylko słucha- jąc. 13 Por. Nęcka (1992, 1994), Joyce, Calhoun, Hopkins (1999). Jakiej filozofii uczyć w szkole? 105 wiedzy lub rozwijanie myślenia, i skorelowanych z nimi czterema typami nauczyciela: wykładowcą, mentorem, promotorem i trenerem14. Wykładowca jest zorientowany na przekaz wiedzy i opanowanie materiału przez uczniów. Jego działania są maksymalnie skoncentrowane na podawaniu wiedzy i jej weryfikowaniu, natomiast w minimalnym stopniu zależy mu na kształtowaniu i rozwijaniu myślenia. Mentor skupia się na doskonaleniu umiejętności myślenia i rozwijaniu pomysłowości. Przekaz wiedzy ma w jego przypadku jedynie charakter uboczny. Mentorowi zależy przede wszystkim na wymyślaniu oryginalnych sposobów rozwiązywania problemów i tego wymaga od swoich uczniów. Z kolei promotor koncentruje się równocześnie na wiedzy i myśleniu, przy czym wiedza służy przede wszystkim za układ odniesienia, na bazie którego uczniowie rozwijają umiejętność krytycznego myślenia i samodzielności twórczej. Promotorowi zależy więc na twórczym użyciu wiedzy i temu celowi podporządkowuje swój wysiłek edukacyjny. Trener nastawiony jest na rozwój dynamiki grupowej. Nie stara się ani przekazywać wiedzy, ani nie nakłania do samodzielnego myślenia. Zależy mu natomiast na wykształceniu u członków grupy zmysłu współpracy, otwartości na innych i współodpowiedzialności za wspólnie podjęte przedsięwzięcie. Ze względu na różnorodne cele kształcenia filozoficznego proponowane w nowej podstawie programowej wydaje się, że optymalnym sposobem ich realizacji jest łączenie wyróżnionych stylów pracy. Z tego punktu widzenia nauczyciel filozofii powinien więc wyznawać zasadę złotego środka i być jednocześnie wykładowcą, mentorem, promotorem i trenerem. W konsekwencji nauczyciel filozofii powinien umieć łączyć nauczanie tradycyjne, skupione w głównej mierze na przekazie wiedzy, oraz nauczanie nowoczesne, szczególnie nadające się do kształtowania i rozwijania szeroko rozumianych umiejętności intelektualnych, interpersonalnych i motywacyjnych, a także do wypracowywania różnych postaw. Realizowanie procesu edukacyjnego według takiej strategii wymusza jednak znajomość szerokiego wachlarza nowoczesnych narzędzi dydaktycznych i metod nauczania oraz zakłada posiadanie umiejętności ich skutecznego stosowania. 14 Por. Kostera, Rosiak (2005). 106 Maciej Smolak 3. Czego uczyć na lekcjach filozofii? Ogólnie rzecz ujmując, zadaniem nauczyciela filozofii jest przekazanie odpowiednich treści merytorycznych, kształtowanie odpowiednich umiejętności oraz kształtowanie odpowiednich postaw. Ale tak sformułowana odpowiedź na pytanie „czego uczyć na lekcjach filozofii?” jest niedookreślona ze względu na pojawiającą się zmienną „odpowiednie”. Pod zmienną „odpowiednie” dla formuły „kształtowanie odpowiednich umiejętności” można wstawić „intelektualne, interpersonalne, motywacyjne”, czyli takie umiejętności, których rozwój stwarza szansę uzyskania kompetencji filozoficznych. W przypadku zmiennej „odpowiednie” dla formuły „kształtowanie odpowiednich postaw” chodziłoby o takie jej wypełnienie, dzięki czemu możliwe byłoby uzyskanie rezultatu, który świadczyłby o tym, że uczeń potrafi podejmować przemyślane, świadome, swobodne i odpowiedzialne działania. Rzecz jasna zaproponowane wypełnienia są niewystarczająco informatywne, ale to nie wyklucza możliwości ich dalszego doprecyzowywania15. Wydaje się jednak, że najtrudniejszym zadaniem jest dookreślenie zmiennej „odpowiednie” z formuły „przekazanie odpowiednich treści merytorycznych”, ponieważ z jednej strony treści te powinny tworzyć spójną całość, a z drugiej ich dobór powinien stymulująco wpływać na rozwój umiejętności i postaw objętych kształceniem. Przy czym same treści merytoryczne mogą być uporządkowane co najmniej na trzy sposoby, tzn. według układu historycznego, systematycznego i problemowego. Nauczanie filozofii w oparciu o układ historyczny opiera się na założeniu, że nie da się filozofować w sposób zadowalający, pomijając dorobek myślowy poprzednich pokoleń. Układ historyczny umożliwia chronologiczne uporządkowanie treści merytorycznych oraz rekonstrukcję ewolucji myślenia filozoficznego i sposobów rozwiązywania problemów filozoficznych na tle dziejów samej filozofii. Jego zasadniczą wadą jest nieuchronność wprowadzenia obszernego materiału treściowego. To z kolei stwarza groźbę przerostu informacyjnego i ugruntowania dysfunkcji tradycyjnego 15 W dookreślaniu różnych umiejętności i postaw można iść dalej. Dla przykładu, w kontekście kształtowania umiejętności intelektualnych można wskazać na takie, których rozwój podnosi ogólną sprawność myślenia. Chodziłoby więc m.in. o rozwój typowych czynności intelektualnych – abstrahowania, dokonywania skojarzeń, przeprowadzania wnioskowań dedukcyjnych i indukcyjnych, metaforyzowania, transformowania – które są wykorzystywane w twórczym myśleniu i twórczym rozwiązywaniu problemów. Jakiej filozofii uczyć w szkole? 107 modelu edukacji. Dodatkowo rodzi niebezpieczeństwo niedostosowania skali trudności treści kształcenia do poziomu uczniów i zwiększa ryzyko niezastosowania bądź zastosowania w zminimalizowanym stopniu nauczania nowoczesnego w procesie edukacyjnym. Układ systematyczny pozwala na wyróżnienie podstawowych dyscyplin filozoficznych i uporządkowanie skorelowanych z nimi problemów. Dla uproszczenia można wyróżnić trzy podstawowe działy filozofii: i) filozofię spekulatywną, czyli ontologię, której przewodnim pytaniem jest pytanie „co jest?”; ii) filozofię praktyczną, czyli etykę, której przewodnim pytaniem jest pytanie „jak żyć?”; iii) filozofię krytyczną, czyli epistemologię, której przewodnim pytaniem jest pytanie „jak poznawać?”. Niewątpliwie takie usystematyzowanie przedmiotu filozofii wprowadza ład i przejrzystość do treści kształcenia. Umożliwia również wyodrębnienie problemów i ich skonkretyzowanie na tle wyróżnionych działów. Ale równocześnie niesie ze sobą niebezpieczeństwo sztucznego rozczłonkowania samej tematyki filozoficznej16. Idzie o to, że przynajmniej niektóre zasadnicze problemy filozoficzne są równocześnie problemami ontologicznymi, epistemologicznymi i etycznymi17. Poza tym określenia wybrane na oznaczenie poszczególnych działów filozofii same są niejednoznaczne i różnie rozumiane przez filozofów18. Dla przykładu, traktowanie etyki jako wyodrębnionej dziedziny filozoficznej staje się przedsięwzięciem paradoksalnym na tle filozofii, która świadomie i odpowiedzialnie podnosi problem człowieka i sposobu jego bycia. W tym sensie pytanie „czym jest człowiek?”, na pierwszy rzut oka stricte ontologiczne, jest równocześnie pytaniem etycznym. (Na marginesie, podejście systematyczne może stwarzać problem w związku z nieuregulowanym statusem lekcji etyki w szkole.) 17 Za przykład może posłużyć zagadnienie zła, do którego filozofia podchodzi „interdyscyplinarnie”. Dzieje się tak dlatego, że „zło” rozpatrywane jest w powiązaniu z problematyką dobra, niedoskonałości, celowości, wartości, powinności itd. Z punktu widzenia filozofii spekulatywnej problematyka zła wiąże się przede wszystkim z zagadnieniem całości i racjonalności bytu, modalności bytu, skończoności i doskonałości, stosunków egzystencjalnych w czasie i przestrzeni, istnienia i atrybutów Boga. Natomiast z punktu widzenia filozofii praktycznej kwestia zła pojawia się przy zagadnieniach fundamentalnych dotyczących natury człowieka, jego woli i sprawczości, wolności i odpowiedzialności. 18 Za przykład może posłużyć termin ontologia, który wywodzi się od greckiego słówka on, z punktu widzenia gramatyki będącego imiesłowem, a pochodzącego od słówka „być” (einai). Ów imiesłów może występować w dwóch funkcjach: jako rzeczownik opisujący to, co jest (to, co będące) oraz jako przymiotnik odczasownikowy wskazujący na bycie 16 108 Maciej Smolak Z kolei zastosowanie układu problemowego pozwala na ułożenie treści merytorycznych według głównych problemów filozoficznych. To stwarza z jednej strony okazję do w miarę swobodnego, w granicach danego problemu, poruszania się po dziejach filozofii, z drugiej strony pozwala na całościowe traktowanie filozofii bez wyraźnego i z góry narzuconego dzielenia jej na poszczególne działy. Z tego punktu widzenia jest on najmniej restrykcyjny, ponieważ nie narzuca ram chronologicznych i przedmiotowych. Poza tym tworzy dogodne warunki dla wykorzystania w procesie edukacyjnym nauczania nowoczesnego i skorelowanego z nim podejścia aktywizującego. W tym sensie porządkowanie treści kształcenia według układu problemowego w naturalny sposób pozostaje w harmonii z ideą kształcenia filozoficznego. W konsekwencji pozwala na efektywne kształtowanie kompetencji filozoficznych, rozwijanie umiejętności samodzielnego filozofowania, uzyskiwanie samowiedzy i samorealizacji. Jednak z punktu widzenia metodologicznego konstruktor, który ma dobrać i uporządkować treści kształcenia według układu problemowego, znajduje się w trudnym położeniu, ponieważ nie dysponuje jasnym kluczem, który by w punkcie wyjścia wskazywał na sposób doboru i porządkowania treści merytorycznych. Takim kluczem dysponuje konstruktor wykorzystujący układ historyczny (chronologia) i konstruktor odwołujący się do układu systematycznego (działy filozofii). Co prawda konstruktor posługujący się układem problemowym dysponuje ogólną dyrektywą, w myśl której na treści kształcenia mają się składać reprezentatywne problemy filozoficzne dające się uporządkować w spójną strukturę, ale według tej samej dyrektywy powinni pracować konstruktorzy porządkujący treści kształcenia według tego, co jest, czyli na sposób, w jaki to, co jest, jest. Dwuznaczność terminu on daje powód do dwojakiego rozumienia ontologii jako takiej. Znalazło to swoje odzwierciedlenie w dziejach ontologii europejskiej. Jej klasyczna wersja zajmuje się problematyką bytu jako takiego, natomiast jej współczesna wersja koncentruje się na problematyce bycia jako takiego (powszechnie się uważa, że twórcą ontologii współczesnej jest Heidegger). Oczywiście dla uproszczenia można zrezygnować z wykładania ontologii jako nauki dotyczącej problematyki bycia jako takiego i ograniczyć się do przedstawiania jej w jej wersji klasycznej. Przemawiać za tym może fakt, że skala trudności filozofii Heideggera wykracza poza treści kształcenia, które mogą być ujęte w podstawie programowej z filozofii. Jednak to nie zmienia faktu, że uproszczenie zachodzi dwukrotnie: raz w kontekście rozumienia ontologii, drugi raz w kontekście doboru problemów rozważanych w obrębie ontologii i ich sposobów rozwiązywania. Jakiej filozofii uczyć w szkole? 109 układu historycznego i układu systematycznego, o ile kształcenie filozoficzne ma w ogóle spełniać stawiane przed nim zadania. Nie przesądzając, który układ jest najlepszy, nie ulega wątpliwości, że na treści merytoryczne powinny składać się konkretne problemy filozoficzne wzajemnie ze sobą powiązane i osadzone na fundamencie wiedzy filozoficznej. Zakończenie Ponieważ wprowadzenie filozofii do szkoły jest praktycznie przesądzone, środowisko filozoficzne staje przed zadaniem sformułowania przejrzystej odpowiedzi na pytanie: jakiej filozofii uczyć w szkole, tzn. czego uczyć i jak to robić? Palącym problemem staje się też opracowanie podręczników dostosowanych do powstającej podstawy programowej z filozofii i przygotowanie w pełni wykwalifikowanej kadry nauczycielskiej. Realizacja takiego przedsięwzięcia wymaga jednak konsolidacji i poczucia odpowiedzialności środowiska filozoficznego, zwłaszcza że filozofia będzie miała status przedmiotu do wyboru. Literatura Dewey J. (1972), Demokracja i wychowanie. Wprowadzenie do filozofii wychowania, tłum. Z. Doroszowa, Wrocław: Książka i Wiedza. Joyce B., Calhoun E., Hopkins D. (1999), Przykłady modeli uczenia się i nauczania, tłum. K. Kruszewski, Warszawa: WSiP. Kodeks etyki nauczycielskiej (1995), Warszawa. Kostera M., Rosiak A. (2005), Zajęcia dydaktyczne. Jak je prowadzić, by..., Gdańsk: GWP. Meirieu P. (2003), Moralne wybory nauczycieli. Etyka i pedagogika, tłum. T. Grzegorczyk, Warszawa: Wydawnictwo Fraszka Edukacyjna. Nęcka E. (1992), Trening twórczości, wyd. 2, Warszawa: Wydawnictwo Instytutu Psychologii PAN. Nęcka E. (1994), TRoP... Twórcze Rozwiązywanie Problemów, Kraków: Impuls. Ross W.D. (1928), Aristotle: Metaphysics, A revised Text with Introduction and Commentary, Oxford: Clarendon Press. 110 Maciej Smolak Ross W.D. (1955), Aristotle’s Physics, Oxford: Clarendon Press. Szewczyk K. (1998), Wychowywać człowieka mądrego. Zarys etyki nauczycielskiej, Warszawa: PWN. Vernant J.P. (1989), L’individu, la Mort, l’Amour: Soi-même et Autre en Grèce Ancienne, Paris: Gallimard. „Analiza i Egzystencja” 10 (2009) ISSN 1734-9923 ELŻBIETA KONOPACKA RÓŻNORODNOŚĆ I ZNACZENIE AKTYWIZUJĄCYCH METOD PROWADZENIA ZAJĘĆ Z FILOZOFII W SZKOLE ŚREDNIEJ Modele edukacji Dość powoli, w atmosferze znaczących zmian programowych, filozofia trafia do szkół średnich jako jeden z przedmiotów nauczania. Od dawna toczy się dyskusja nad metodami prowadzenia zajęć z tego przedmiotu. Punktem wyjścia jest niewątpliwie ogólna wizja edukacji, w której wyraźnie daje się zauważyć spór, czy współczesna szkoła, na każdym z poziomów edukacji, powinna „nauczać”, czy też „uczyć”, tzn. wyzwolić proces uczenia się. Inicjatywa, odpowiedzialność za własne postępy, samodzielność podczas pracy powoli stają się wyznacznikami rzetelnego wykształcenia. Jednocześnie, zdaniem Roberta Piłata, filozofia w szkole może być ważnym narzędziem wychowawczym, a także skuteczną ochroną przed manipulacją, wiele bowiem zmienia w sposobie myślenia, daje narzędzia krytycznej refleksji, prowadzi do samodzielności, a tym samym do odwagi wzięcia odpowiedzialności za „uczenie się”1. 1 J. Podgórska, Powab wiedzy o niewiedzy. Dodatek do „Polityki” nr 25 (2008). 112 Elżbieta Konopacka W kolejnych Raportach Klubu Rzymskiego problem ten został również dość jednoznacznie rozwiązany2. Należy dążyć do przewagi „uczenia się” nad nauczaniem. Tylko taki punkt wyjścia gwarantuje rozwój, samodzielność myślenia i nieobojętność w stosunku do narastających lawinowo problemów globalnych świata. Nadmiar informacji, to główna cecha współczesności, w jej obliczu istotnym zadaniem staje się więc umiejętność wyboru. Z kolei jakikolwiek wybór jest niemożliwy bez kontekstu nadającego znaczenie. Wiedza bez kontekstu jest niejako „pusta”, nie sprzyja tworzeniu pamięci głębokiej, procesom przeżywania, utożsamiania i rozumienia otaczającego świata. Podobne stanowisko w odniesieniu do mechanizmów budowania wiedzy o rzeczywistości zajmuje A.N. Whitehead3. Stawanie się, proces, interakcje pomiędzy ludźmi są konieczne, aby konstruktywnie realizować „zasadę względności”. Oddzielne, samoistne byty nie istnieją, a świat jest procesem, nieustannym stawaniem się. Każdy człowiek może liczyć na rozwój tylko wspólny z innymi bytami, ludźmi, przyrodą, z którą stanowi nierozłączną jedność. Naszym podstawowym interesem jest więc troska o wszystko, co nas otacza i dopiero w ten sposób rodzi się przesłanka tworzenia „lepszego światowego porządku”4. Obywatele XXI wieku powinni nie tylko umieć sprawnie korzystać z wiedzy, ale również stosować ją w praktyce, wykazywać zaangażowanie w sprawy otaczającego świata, rozumieć procesy w nim zachodzące, powinni także posiadać świadomość swej podmiotowości oraz obowiązków, jakie nakłada ona na człowieka. Wymienione zadania może najpełniej realizować wybór aktywnego modelu edukacji. Można w nim dostrzec równocześnie argument za szybkim wprowadzeniem filozofii do programów nauczania. W porównaniu bowiem z innymi przedmiotami, filozofia historycznie, a także ze względu na metody, najlepiej może wspomagać realizację niezbędnego współcześnie modelu edukacji. Wielość technik oddziaływania dydaktycznego oraz ich charakter można dostrzec już na poziomie sokratejskich korzeni odkrywania prawdy, dialogu czy też myślowej prowokacji. Tradycja metod poszukujących, zwanych współcześnie aktywizującymi, jest więc nieodłącznie związana z narodzinami filozofii. To, czym jest ona 2 J.W. Botkin, M. Elmandrja, M. Malitza, Uczyć się bez granic. Raport Klubu Rzymskiego, Warszawa: PWN 1982. 3 A. North Whitehead, Process and Reality, New York: The Free Press 1969, s. 27. 4 Tamże. Różnorodność i znaczenie aktywizujących metod 113 w czasach nam współczesnych, poddawane jest rozlicznym dyskusjom. I choć nie ma zgody, czy obecnie jest „rodzajem pisania”, „sztuką cywilizowanej konwersacji”, czy też „otwartością nasłuchiwania”, to dalej widoczna jest jej pełna otwartość na różne modele dialogu, umiłowanie wolności umysłowej, dążenie do rozumienia świata5. Wszystkie wymienione cechy stanowią niezbędne zadania w edukacji współczesnego człowieka. Dylematy edukacyjne Kazimierz Cymerys pisząc o dylematach edukacyjnych dzisiejszej Europy, wymienia ich źródła6. Można do nich zaliczyć: nadmiar wiedzy, jej szybką dezaktualizację, nieprzystawalność do nowych sytuacji. Wszystkie one mają negatywny wpływ na kondycję i efektywność szkoły zarówno na poziomie dydaktycznym, jak i wychowawczym. Drogą do ich przekroczenia są nowe aktywne formy edukacji. Tylko metody poszukujące mogą wprowadzić w życie znane i ważne hasła współczesnego świata: „Uczyć się, aby być”, „Uczyć się bez granic”, „Rozumieć świat – kierować sobą”7. Wielość technik oddziaływania dydaktycznego należałoby zatem nakierować na wyżej wskazane metody. Ich różnorodność pozwala na swoiste dopasowanie, uzgodnienie z tematyką lekcji, zakresem oczekiwanych umiejętności, inspiracją postaw twórczych, poziomem intelektualnego i emocjonalnego rozwoju ucznia. Metody poszukujące niewątpliwie nie spełnią swej roli edukacyjnej w modelu lapidarnie określonym „3 × Z”, który sprowadza się do trzech prostych zadań, w slangu uczniowskim brzmią one: zakuć, zdać, zapomnieć. Daleko im bowiem do prostej strategii podającej w pełni odtwórczej, która, niestety, ciągle dominuje w polskiej szkole średniej, a dodatkowo jest wzmacniana wszechobecnością testowej formy sprawdzania wiedzy i przeprowadzania co ważniejszych egzaminów końcowych. Metoda podająca niewątpliwie ułatwia mechaniczne zapamiętywanie treści i późniejsze bezrefleksyjne ich odtworzenie, ale niewiele wnosi do pełnego G. O’Sullivan, Filozofia a integracja, „Filozofia w szkole” IV (2003). K. Cymerys, Rola i zadania edukacji w procesie integracji Polski z Unią Europejską, „Filozofia w szkole” IV (2003), s. 125. 7 J.W. Botkin, M. Elmandrja, M. Malitza, Uczyć się bez granic, s. 114. 5 6 114 Elżbieta Konopacka i spójnego obrazu świata. Rzeczywiście, pozbycie się tak podanej wiedzy, nie stwarza później problemów. Szeroko dyskutowany stan kryzysu polskiej szkoły trudno zmienić z dnia na dzień. Jesteśmy świadkami powolnej ewolucji. Krytykowany model edukacji wywodzi się z odległej już pozytywistycznej koncepcji rozwoju naukowego. Wedle jej założeń rozwój nauki możliwy jest tylko na drodze wzrastającej specjalizacji połączonej z prymatem szczegółu. Programy merytoryczne przedmiotów nauczania, szczególnie szkoły średniej, są swoistą projekcją tak rozumianej nauki. W rezultacie zamiast scalać, kawałkują obraz świata, czyniąc go mało spójnym i czytelnym. Można określić ten proces przenośnie: „treści przedmiotów nauczania zaabsorbowane są wyłącznie sobą”. Przeprowadzenie lekcji holistycznej bywa trudne. Na zasadne pytanie ucznia: „po co się uczę?” niełatwo udzielić wiarygodnej odpowiedzi, bowiem jej uczciwa próba: „poznajesz świat” nie jest czytelna. Uczniowie oczekują sprawnego przygotowania do testu i egzaminu. Interesujące wyniki przytacza Tadeusz Lewowicki, badając zależność różnych strategii kształcenia w odniesieniu do indywidualnych właściwości ucznia8. Dla przypomnienia – dzielą się one na podające, poszukujące, eksponujące i praktyczne. Z badań wynika, że w przypadku wszystkich typów charakterologicznych najwyższy poziom efektywności uzyskała strategia eksponująca, umożliwiająca przeżycie omawianych treści. Zaraz po niej uplasowała się metoda problemowa (poszukująca), która była optymalna dla badanych o dużej ruchliwości procesów nerwowych i znacznej sile pobudzenia (typ sangwiniczny). Najtrwalsze wiadomości, co wykazały badania długoterminowe, uczniowie uzyskali na lekcjach problemowych. Najsłabsze efekty przyniosła strategia podająca. Znaczenie metod aktywnych Inne argumenty, które można byłoby określić mianem psychologiczno-poznawczych, przedstawia Jean Piaget9. Jego zainteresowania koncentrowały się wokół rozwoju procesów poznania; badał także mechanizmy i struktury 8 T. Lewowicki, Psychologiczne różnice indywidualne a osiągnięcia uczniów, Warszawa: WSiP 1975. s. 148. 9 J. Piaget, Psychologia i epistemologia, Warszawa: PWN 1977. Różnorodność i znaczenie aktywizujących metod 115 umożliwiające aktywność poznawczą. Wynikiem tych prac są stwierdzenia o fundamentalnym znaczeniu z punktu widzenia metod poszukujących. W ujęciu Piageta rozwój zarówno natury poznawczej człowieka, jak i samego poznawania jest konstrukcją, nie stanem, lecz aktywnym procesem. Jeżeli za podstawę modelu relacji człowieka ze środowiskiem przyjmiemy wzajemną wymianę i wynikające z niej zależności, to efektem tej wymiany będą czynności regulacyjne, dostosowawcze. Można je sprowadzić do zadań akomodacji (przekształcenia przez przystosowanie) i wyboru, które po kolei układają się w ciąg zdarzeń opartych na stałej aktywności podmiotu. Nie poznajemy zatem świata takim jaki jest, lecz takim, jakim staje się on dla nas, podczas naszej aktywności. Można to ująć lapidarnie – poznanie jest naszą konstrukcją. Równocześnie jest także ciągłym procesem dostosowawczym zmierzającym do osiągnięcia coraz to bardziej stabilnej równowagi. Po drodze, przy konstruowaniu kolejnych pięter poznawczych, kształtują się nowe systemy operacji. Ich zadaniem będzie integracja dotychczasowej operacyjnej wiedzy o świecie z elementami nowymi. Powstają spójne systemy wyjaśniające, które wraz z rozwojem i procesami uczenia się nieustannie przekraczają aktualny stan wiedzy o rzeczywistości, a także zdolne są do dalszej modyfikacji. Podawanie wiedzy w aktywny, poszukujący sposób przyczynia się do sprawnego budowania opisanych struktur umysłu. Kolejno kształtowane struktury poznawcze są systemami otwartymi. Każdy następny krok edukacyjny nie jest tym ostatnim, co sprzyja dalszemu stawianiu pytań, formułowaniu hipotez, szukaniu nowych dróg. Dopiero wraz z wędrówką po tak rozumianej drodze najpełniej dokonuje się proces przyswajania wiedzy gotowej do dalszych zadań. Podstawową właściwością inteligencji jest zatem transformacja. Zdolności operacyjne ludzkiego umysłu kształtują się wraz z wiekiem. Okres dorastania to czas najwyższej aktywności i dużych możliwości operacyjnych, nauczyciel powinien być inspiratorem czy wręcz prowokatorem opisanych procesów. Przy tak rozumianej aktywności szkolnej nauka staje się odkrywaniem, z którego obie strony procesu dydaktycznego mogą czerpać niemałą radość czy satysfakcję. Podobnie poznanie, a także świat postrzega wspominany już Whitehead10. Przyroda i wszystko, co nas otacza, ulega różnorodnym i bezustannym zmianom. Świat ciągle staje się, a jego nieustanna konstrukcja jest 10 A.N. Whitehead, Nauka i świat nowożytny, Kraków: Znak 1987. 116 Elżbieta Konopacka procesem, którego nie sposób zatrzymać dla celów poznawczych. Bierny intelekt, poznanie statyczne nie istnieją. Nasza wiedza każdorazowo zostaje wpisana w określoną strukturę świata, reprezentowaną już w naszej pamięci i gotową, by poddać się kolejnym modyfikacjom. Tradycyjne, podające metody nauczania, kładą nadmierny nacisk na abstrakcyjną, pozbawioną kontekstu, analizę intelektualną i przyswajanie wiedzy w gotowych formułach. Oderwanie od konkretu oraz gromadzenie informacji bez kontekstu utrudniają pracę naszego aktywnego przecież intelektu. Ginie tym samym możliwość oceny pojedynczych faktów zaistniałych w interakcji, znika aspekt relacji, oddziaływań, a także wartości. Pozostaje rutyna szkolna i suchy encyklopedyzm. Praktyka szkolna Zasadniczą cechą metod poszukujących w praktyce szkolnej jest wysoki poziom aktywności ucznia. Również od nauczyciela metody te wymagają dużej pomysłowości i nieustannego poszukiwania nowych rozwiązań, optymalnych z punktu widzenia dydaktyki. Prowokują do myślenia, stymulują aktywność indywidualną, a zdobywana w ten sposób wiedza nacechowana jest zaangażowaniem i emocjami, te zaś ułatwiają osiągnięcie wysokiego poziomu rozumienia i zapamiętania. Ze względu na wymienione cechy Józef Półturzycki określa tę grupę metod terminem „uczenie się innowacyjne”, co dobrze oddaje charakter całego procesu dydaktycznego11. Do jego istotnych cech należałoby zaliczyć: odejście od wiedzy typu encyklopedycznego, nastawienie na rozwój umiejętności (tak, by możliwa była dalsza, często samodzielna edukacja), budowanie motywacji, indywidualizacja kształcenia prowadząca do pełnego rozwoju osobowości oraz wykorzystanie zdolności, rozbudzenie samodzielności, twórczości, umiejętności pracy i współpracy w zespole. Wymienione cechy są właściwie głównymi zadaniami, jakie powinna realizować współczesna szkoła. Jednocześnie traktowanie ucznia jako poszukiwacza jest nie tylko antidotum na często represyjny charakter szkoły, akcentuje ono również procesualny wymiar edukacji, podkreślając podmiotową obecność ucznia w strukturach instytucji. 11 J. Półturzycki, Lekcja w szkole współczesnej, Warszawa: WSiP 1985, s. 23. Różnorodność i znaczenie aktywizujących metod 117 Metody aktywizujące omówiono wyróżniając kilka grup ze względu na organizację przestrzeni lekcyjnej. W praktyce szkolnej zdarza się, że występują one w różnych proporcjach na tej samej lekcji. Pracy w grupach, która jest formą prowadzenia zajęć, ale bywa niezwykle przydatna i jest stosowana w metodach aktywnych, nie omówiono oddzielnie. Jest jednak oczywiste, że tę ważną formę prowadzenia zajęć należy stosować często. Walory edukacyjno-wychowawcze tej formy pracy wymagają oddzielnego omówienia. Ze względu na wiele typów lekcji prowadzonych w toku poszukującym warto zastosować różne formy pracy w grupie. Metoda problemowa Lekcja problemowa to modelowy przykład metod poszukujących. Najczęściej stosowana jest jako konstrukcja wiodąca, która tym samym organizuje całą przestrzeń lekcyjną, rzadziej stanowi jedno z ogniw lekcji. Tradycją sięga czasów Sokratesa, mistrza w jej praktykowaniu, a wyróżniające cechy tej metody już w czasach początków filozofii miały pełne zastosowanie. Wyliczając niejako najważniejsze z tych, które do dziś nie utraciły aktualności, należy wskazać na: otwartość na poszukiwanie wielu stron i aspektów rzeczywistości, osadzenie w nieustannym dialogu, powiązania z praktyką, odwołania do logiki, nastawienie nacechowane swoistym sceptycyzmem. Zdaniem wielu nauczycieli filozofii, w tym także i moim, ten rodzaj lekcji stanowi idealny pomost do wprowadzenia i kontynuacji zagadnień filozoficznych. Dotyczy to zarówno każdego z etapów nauczania, jak i następujących po sobie faz rozwoju emocjonalno-intelektualnego ucznia. Ogniwa takiej lekcji można sprowadzić do: określenia głównego problemu czy też składowych wymagających rozstrzygnięcia, formułowania hipotez, uporządkowania możliwych rozwiązań, weryfikacji z podaniem przykładów i zastosowań. Kolejne zadania praktyczne postawione przed uczniem w wymienionej kolejności to wprawdzie ogniwa lekcji, ale także naturalny ciąg czynności prowadzących do rozwiązania typowego problemu badawczego. Można oczywiście włączyć do niego dodatkowo inne elementy ułatwiające pracę (np. graf porządkujący zapis podczas zbierania hipotez), ale nie zmienią one znacząco przyjętej strategii typowej dla lekcji problemowej. Włodzimierz Okoń zdecydowanie podkreśla wartość ostatniego ogniwa 118 Elżbieta Konopacka – wykorzystania dopiero co zdobytej wiedzy w nowych sytuacjach praktycznych i teoretycznych12. Rzeczywiście, zastosowanie świeżo zdobytych wiadomości to jeden z ważniejszych elementów procesu dydaktycznego, a często finał lekcji czy wręcz jej rekapitulacja. Tylko operacje na znanych już faktach czynią wiedzę w pełni przydatną, a jednocześnie są przy okazji sprawdzianem poziomu utrwalenia. Warto podkreślić aspekt wychowawczy lekcji problemowej. Ten sposób zdobywania wiedzy czyni ją głęboko uwewnętrznioną, a wartości, jakie stąd płyną, mają oczywisty charakter. Jednocześnie jest to ćwiczenie umysłowej wolności i niezawisłości w sądach, co prowadzi do wzrostu poczucia własnej wartości i daje dużą siłę do dalszej pracy. Choć z reguły materiał merytoryczny niejako określa typ lekcji, jednak dążenie do sproblematyzowania zagadnień powinno być celem nauczyciela. Z moich obserwacji wynika, że stosowanie tej zasady zarówno podczas podawania tematu lekcji jako problemu do rozstrzygnięcia, jak i stawiania go w toku prowadzenia zajęć, wyraźnie zwiększa poziom uwagi, zainteresowania przedmiotem, a także trwałość samej wiedzy. Koncentrację podczas pracy nad problemem wydatnie podnosi zapisywanie na tablicy kolejnych propozycji oraz nowych pomysłów. Mogą być one od razu notowane w bliskich czy przeciwnych sobie grupach. Tak poprowadzona wizualizacja porządkuje jednocześnie różnorodność rozstrzygnięć i stoi na straży formy wypowiedzi. Uczeń zmuszony jest do skrótu i troski o logiczny wymiar własnych propozycji. Zapis może stanowić wstępny projekt rozwiązania rozważanej kwestii, nad którym łatwiej dalej pracować. Przygotowanie lekcji problemowej wymaga wcześniejszych, świadomych działań nauczyciela. Na początkowym etapie nauki, szczególnie gdy filozofia jest nowym przedmiotem szkolnym, poza kwestiami merytorycznymi oraz sposobami ich problematyzacji, niezbędne jest wykształcenie wielu konkretnych umiejętności. Aby rozwiązywać problemy, dyskutować o nich, sporządzić notatkę, należy wcześniej przygotować ucznia do wykonania wspomnianych zadań. Stąd początkowa faza zajęć powinna być serią ćwiczeń z zakresu diagnostyki własnych możliwości i umiejętności, optymalnych technik pracy. Na tym etapie uczeń powinien poznać różne sposoby notowania, modelowania, analizy i inne formy stosowane w ciągu 12 W. Okoń, Wprowadzenie do dydaktyki ogólnej, Warszawa: Wydawnictwo Akademickie „Żak” 1987, s. 147. Różnorodność i znaczenie aktywizujących metod 119 dalszej nauki. Ważne jest również wyczulenie, już przy pierwszym kontakcie z przedmiotem, na otwarty charakter wiedzy, nauki, w tym przypadku filozofii. Wskazywanie różnych stanowisk, autorytetów filozoficznych i kulturowych, odwoływanie się do zagadnień spornych, bądź nie do końca wyjaśnionych, może w istotny sposób przysłużyć się temu celowi. Dyskusja spontaniczna i sterowana Elementy dyskusji pojawiają się praktycznie na każdej lekcji, szczególnie gdy nauczyciel często prowadzi zajęcia w tzw. toku poszukującym. Młodzież czuje się wówczas wręcz zobowiązana do choć krótkiej wypowiedzi. Dzieje się to w sposób naturalny. Metoda ta bez wątpienia pozwala na osiągnięcie wysokiego poziomu zaangażowania i aktywności ucznia. Dyskusja jako metoda ma, podobnie jak wcześniej omawiana lekcja problemowa, głębokie i odległe korzenie filozoficzne. Dialogiczne odkrywanie wartości, nieustanne poszukiwanie prawdy było podstawą aktywności Sokratesa i stanowiło punkt wyjścia dalszego filozofowania. Z platońskiej zaś wizji poznania, zdaniem Macieja Woźniczki, wywodzi się jedna z ważniejszych współczesnych technik nauczania13. Jest to metoda „podążania za uczniem”. Cechuje ją obecność swoistego nastawienia majeutycznego, które sprowadza się do ujawnienia nieuświadomionych, a zatem nieobecnych jeszcze werbalnie, pojęć oraz wartości. Nastawienie to może stanowić trudny do wyrażenia wstęp czy raczej wprowadzanie do dyskusji. Taką strategię, opartą na umiejętnościach majeutycznych, można byłoby określić mianem dyskusji spontanicznej (nauczyciele poloniści często nazywają ją heurezą). Do zadań prowadzącego należałoby rozbudzenie aktywności intelektualnej i pomoc w ekspresji odkrytej w taki sposób wiedzy. Spontaniczność częściowo tylko przygotowanej dyskusji daje uczniowi możliwość pełnej ekspresji własnej i jest to największa wartość, która będzie procentować w dyskusjach innego typu czy też na lekcji w całości zorganizowanej pod tym kątem. Dobrym, sprawdzonym pomysłem na pozostawienie „śladów” spontanicznej dyskusji jest notowanie na tablicy kolejnych, autorskich wypowiedzi sygnowanych 13 M. Woźniczka, Europa a Polska – idee dydaktyki nauk filozoficznych, „Filozofia w szkole” IV (2003), s. 147. 120 Elżbieta Konopacka inicjałami uczniów. Zapisane stanowiska mogą stać się punktem wyjścia do dalszej pracy dydaktycznej. Każdy w zasadzie typ dyskusji sterowanej powinien odbywać się według kolejnych, następujących po sobie elementów: 1) wprowadzenie wraz z zakreśleniem pola intelektualnego zagadnień, zbierania głosów z równoczesnym, choć sygnalnym, porządkowaniem ich według ustalonego klucza (może to być zapis na kartce, tablicy); 2) ekspozycja argumentów ze wskazaniem na tzw. argumenty brzegowe; 3) podsumowanie i przedstawienie różnorodności stanowisk całej grupie uczestniczącej. Świetnym wprowadzeniem, a także budowaniem pola pod rzeczową dyskusję, są ćwiczenia z zakresu pedagogiki twórczości dotyczące umiejętności słuchania. Aktywne uczestnictwo w nich uzmysławia, jak czuje się człowiek mówiący do tych, którzy go nie słuchają. Tego typu ćwiczenia warto przeprowadzić w parach, tak aby każdy mógł doświadczyć obydwu ról (mówiącego i słuchającego). Również dobrym pomysłem jest wcześniejsze opanowanie sztuki rozpoznawania najpospolitszych chwytów erystycznych (np. za Schopenhauerem)14. Uświadomienie zagrożeń, jakie mogą zniweczyć tok rzetelnej i uczciwej dyskusji, jest bardzo ważne, a jednocześnie wpływa porządkująco na jej przebieg. Prawie każda dyskusja niezwykle angażuje, czasem wręcz inspiruje do prowadzenia jej po lekcji w mniejszej już grupie, jest zatem dobrym wprowadzeniem do prac domowych czy też śródlekcyjnych typu esej. Znaczący walor ma ona także na lekcjach podsumowujących i porównujących określone zagadnienia. Elementy dyskusji mogą być stosowane jako rekapitulacja pod koniec lekcji. Drama Metoda dramy jest jedną z najwyżej procentujących poznawczo form prowadzenia zajęć. Oparta na teatralizacji przestrzeni lekcyjnej wprowadza tak dużą dawkę emocji i zaangażowania, że zasługuje na określenie „nauka przez przeżycie”. Jednocześnie przyswojone w ten sposób treści merytoryczne cechują się dużą trwałością w pamięci i podatne są na wykorzystanie do różnych celów operacyjnych. 14 A. Schopenhauer, Erystyka, czyli sztuka prowadzenia sporów, tłum. T. Kotarbiński, Warszawa: Oficyna wydawnicza Alma-Press 1986. Różnorodność i znaczenie aktywizujących metod 121 Przygotowanie tej formy nie wymaga wielkich przygotowań przy założeniu, że nie jest to prawdziwy teatr, tylko raczej nauka przez mądrą zabawę. Elementy dekoracyjne składające się na scenografię również mogą być pominięte bądź znacznie uproszczone, chyba że uczniowie pragną przedstawić efekty swej pracy „na zewnątrz”, na przykład innej klasie czy większej grupie, a nawet całej społeczności szkolnej. Istotnym elementem jest jednak strona merytoryczna przedsięwzięcia, trafny dobór tematu, tekstu, ograniczenie liczby postaci uczestniczących. Drama może być wykorzystana do realizacji różnych zadań merytorycznych przy okazji lekcji holistycznych, ponieważ już na poziomie wstępnych ustaleń dotyczących pomysłu na lekcję pojawiają się możliwości szerszego, całościowego ujęcia tematu czy ważnych uzupełnień z pokrewnych dziedzin wykraczających znacząco poza główny temat. Wymaga to od nauczyciela dużej plastyczności co do zgody na modyfikacje, swoiste poszerzanie obszaru. Powinien on także inspirować poszukiwanie odpowiednich źródeł, samodzielność i twórczość uczniów. Dzięki temu grupa na czas pracy ma szanse stać się „wspólnotą uczącą się”. W toku wzajemnych interakcji powstają wspólne wizje i dokonania, co jest niezwykle cennym składnikiem edukacji na wszystkich trzech poziomach: wiedzy, umiejętności i wychowania. Zastosowanie dramy na lekcjach filozofii może być także dobrą okazją do pogłębienia problematyki egzystencjalnej o własne doznania i refleksje ucznia. Poza realizacją wielu operacyjnych zadań pojawiają się wówczas także te, które wynikają z potrzeb typowo ludzkich. Wzmacniając poczucie własnej wartości i sensu istnienia uświadamiają równocześnie ciągłość wewnętrznej narracji, ale przede wszystkim dają poczucie identyfikacji z innymi. Jedyną poważną wadą, o której należy wspomnieć, jest czasochłonność takich form lekcyjnych. Należy bowiem dokonać wielu wspólnych wyborów i ustalić istotne kwestie techniczne. Ten typ lekcji zobowiązuje także nauczyciela do wielu działań typowo wychowawczych, jak stałe tonowanie ekspresji jednych, przy równoczesnych postawach inspiracji w stosunku do innych niepewnych czy nieśmiałych osób. Ponieważ omawiana metoda bazuje niejako na sferze emocjonalnej ucznia, lekcje dramy mogą być sensownym i czytelnym wprowadzeniem do zajęć z antropologii bądź etyki. Sprzyjają wówczas późniejszym dyskusjom, ułatwiają ocenę świata wartości. 122 Elżbieta Konopacka Najpełniejsze efekty podczas pracy tą metodą dają scenariusze oparte na tekstach filozoficznych zawierających polemikę bądź mające formę dialogu. Ich zaletą jest właśnie ta istotna cecha konstrukcji, dzięki niej łatwo dają się ująć w ramy swoistego „teatru”. Wybrane fragmenty tekstów źródłowych nie powinny być zbyt długie i wcześniej poddane analizie sprawdzającej poziom ich rozumienia. Drama stosowana w przypadku materiałów źródłowych zwykle inspiruje do konkretnych interpretacji tekstu, a później jest świetną prowokacją do zajęcia stanowiska z pozycji współczesnego człowieka. Wielokrotnie stosowałam metodę dramy przy tematach z zakresu filozofii starożytnej. Opiszę krótko scenariusz jednej z nich. Przygotowaniem teoretycznym była analiza tekstu o Sokratesie z opracowania Ireny Krońskiej, dotycząca walorów słowa mówionego i zarzutów wobec pisma15. Uczniowie własnym językiem wypisywali zarzuty, wady oraz zalety obydwu środków komunikacji. Każdy kolejny punkt powstającej tak charakterystyki oznaczaliśmy inicjałami autora (konkretnego ucznia) bądź samego Sokratesa, jako właśnie argument filozofa. Kolejnym krokiem było przygotowanie scenariusza, przy którym pracowali prawie wszyscy uczniowie. Ten etap pracy uwzględniał wiele autorskich pomysłów grupy. Ostatecznie miejscem dramy Oskarżenie i obrona Słowa Pisanego była sala sądowa zorganizowana w typowy sposób – dwa zespoły (oskarżycieli i obrońców) przygotowywały listę świadków i linie wiarygodnych argumentów. Oskarżone Słowo Pisane, reprezentowane na sali sądowej przez jednego z uczniów, którego ubranie oklejone było różnymi wyrazami, podczas przesłuchania uporczywie milczało, udzielając lapidarnych odpowiedzi za pomocą prezentacji zapisanych wcześniej plansz. Były to cytaty z różnych źródeł pisanych, z reguły niejednoznaczne, ale związane z poruszaną problematyką. Inni świadkowie posługiwali się słowem mówionym. Wśród powoływanych świadków oskarżenia i obrony można było znaleźć wiele postaci historycznych, twórców kultury, literatury i sztuki, a także rówieśników, którymi byli po prostu koledzy. Finał rozprawy to odczytanie „wyroku”, o którego kształcie decydował zespół powołanych wcześniej osób większego zaufania i to one formułowały ostateczne orzeczenie sądu. Końcowa faza, po zakończeniu dramy, podsumowująca część lekcji, miała charakter dyskusji, w której uczestniczyli wszyscy. 15 I. Krońska, Sokrates, Seria „Myśli i Ludzie”, Warszawa: Wiedza Powszechna 1983, s. 74. Różnorodność i znaczenie aktywizujących metod 123 Elementy dramy w postaci krótkich zadań, jak odgrywanie ról, wcielanie się w określone postaci i ich poglądy (np. wybranych filozofów), można wprowadzić jako fragmenty lekcji różnego typu. Dobrym wprowadzeniem do każdej dyskusji, bez względu na jej temat, jest przećwiczenie wybranych lub częściej stosowanych chwytów erystycznych. Wcześniej przygotowane na kartkach bardzo konkretne sposoby, jak nazywa je wspomniany wcześniej Artur Schopenhauer16, mogą służyć do wielu zadań, na przykład dyskusji czy po prostu troski o uczciwą ocenę rozpatrywanych na lekcji faktów. Założeniem wstępnym jest oczywiście wcześniejsza znajomość różnych możliwych chwytów erystycznych bądź ich grup (takie zajęcia można poprowadzić metodą ćwiczeń). Poza warstwą teoretyczną uczniowie z reguły znają stosowane powszechnie sposoby, jakimi posługuje się erystyka. Owe kartki zatem, z zapisanymi konkretnymi grupami sztuczek erystycznych, można wykorzystać do krótkiej dramy, a w istocie zabawy. Dwaj ochotnicy losują jedną z kartek i odgrywają pięciominutową scenkę, która jest ilustracją zapisanego na kartce chwytu. Cała klasa odgaduje, jaki jest to sposób, jak nazwać sztuczkę mająca omamić partnera dialogu. Ta krótka forma może być także swoistym przerywnikiem lekcji, wówczas zastosujemy ją niekoniecznie na początku zajęć. Znaczącym efektem tych krótkich ćwiczeń jest wydatne podniesienie poziomu uczciwości i rzetelności prawie każdej dyskusji. Metoda mapy i inne formy graficzne Wszystkie formy, które można określić tym mianem, sprowadzają się do sporządzenia szkicu graficznego, swoistej mapy rozważanych zagadnień. Kolejne szczegóły, hasłowe wręcz sygnały uwzględnianych treści, układają się w nieprzypadkowe związki. Są one rozlokowane najczęściej dookoła tzw. klucza-problemu, tematu do porównania, analizy. Byłby to zatem rodzaj wizualizacji, która ułatwia dalszą pracę, umożliwiając lepszą koncentrację nad rozważanymi kwestiami merytorycznymi. Metoda opracowana została przez Tony’ego Buzana17, który nazwał ją „mapą mentalną” czy też „mapą mózgu”. Mapy mentalne ilustrują wielopłaszczyznowość, a także 16 17 A. Schopenhauer, Erystyka czyli sztuka prowadzenia sporów. T. Buzan, Mapy twoich myśli, Łódź: Ravi 2000. 124 Elżbieta Konopacka złożoność naszego myślenia, symultaniczność procesów zapamiętywania, kojarzenia i odtwarzania faktów. W wyniku potraktowania przestrzeni kartki, czy tablicy jako miejsca do zbudowania mapy rozpatrywanych zagadnień powstaje szkic przestrzenny. Na pozycji centralnej, pośrodku, znajduje się „jądro” uwzględnianych treści – temat, problem do rozwiązania, dookoła rozmieszczamy, na pozór chaotycznie, ale będące faktycznie w bliskim związku, pojęcia reprezentujące zagadnienia bliższe i dalsze. Podczas tworzenia mapy uruchamiają się wszystkie korowe i podkorowe struktury pracującego mózgu, co wydatnie zwiększa nasze możliwości poznawcze. Kojarzymy szybciej, dostrzegamy nowe związki i zależności merytoryczne, a pamiętamy dłużej. Modyfikacją tej metody, przydatną zarówno do pracy indywidualnej, jak i zbiorowej, są inne rodzaje wizualizacji: mapa projektu, mapa skojarzeń, graf. Metoda autorstwa T. Buzana i jej stosowanie są dość dobrze opisane w dydaktyce ogólnej. Wyczerpujący instruktaż podaje Małgorzata Taraszkiewicz w pracy Jak uczyć lepiej18. W innej pracy zbiorowej Edyty Brudnik, Anny Moszyńskiej i Beaty Owczarskiej, poświęconej także omawianym metodom, można znaleźć przydatną dydaktycznie Kartę Pracy Ucznia, która zawiera istotne wskazówki do konstruowania map mentalnych19. Przygotowaniem do wprowadzenia metody mapy jest niewątpliwie wcześniejsze, w miarę stałe, stosowanie form graficznych. Mogą być one formą zapisu podczas analizy tekstu filozoficznego, ilustracją określonych zasad czy prawidłowości. Zapis graficzny okazuje się szczególnie przydatny przy analizie nowych, niejasnych dla ucznia zagadnień. Schemat, rysunek wykonany równocześnie z czytanymi po kolei zdaniami, pozwala na przedstawienie treści w innej, krótszej i jaśniejszej formie. Z tekstu łatwiej wówczas wyłowić główne tezy czy słowa klucze organizujące dalsze rozumienie. Znacznie upraszcza to stosowanie przez ucznia, już w późniejszej fazie pracy na lekcji, własnego języka dla wyrażenia nowych treści. To zaś jest zwykle najważniejszym celem pracy każdego mądrego nauczyciela. Źródła – czy raczej istotne naukowo podstawy pomysłu na wykorzystanie w pracy dydaktycznej form graficznych – można odnaleźć odwołując się do różnych faktów z antropologii czy psychologii. Człowiek jest gatunkiem M. Taraszkiewicz, Jak uczyć lepiej, Warszawa: CODN 2000, s. 130. E. Brudnik, A. Moszyńska, B. Owczarska, Ja i mój uczeń pracujemy aktywnie, Kielce: SFS 2000, s. 116. 18 19 Różnorodność i znaczenie aktywizujących metod 125 biologicznym, wyposażonym w silną reprezentację wyobraźni przestrzennej, a zmysł wzroku dominuje nad innymi zmysłami. Z kolei w odniesieniu do typów pamięci, jakie mogą decydować o naszych procesach poznawczych, występuje najczęściej pamięć wzrokowa lub inne mieszane rodzaje z jej dominacją. Dlatego też wszelkie formy wizualizacji usprawniają naszą pracę, ułatwiają rozumienie i zapamiętywanie. Gdyby pokusić się o ułożenie w określonej kolejności ćwiczeń prowadzących do szerokiego wprowadzenia form graficznych, należałoby rozpocząć od stosowania znaku dla zapisu określonych treści. Plusy, minusy, strzałki, linie ciągłe, przerywane, czyli podstawowe symboliczne formy, znaki, które mogą komunikować zależności lub ich brak, odległości, zbliżenia, a tym samym budować ogólne konstrukcje w odniesieniu do konkretów. Chciałabym podać przykład z własnej praktyki nauczycielskiej. Prowadziłam analizę fragmentów tekstu Parmenidesa, dotyczącego możliwych dróg dociekań ontologicznych, stosując swoistą wizualizcję podczas czytania kolejnych zdań. Uczniowie narysowali na tablicy dwie drogi, o jakich była mowa w tekście, prowadząc równocześnie, wraz z postępującą analizą charakterystykę opisową obu dróg (przedstawionych graficznie jako linie) również na tablicy. Poziom rozumienia i wyprowadzania znaczeń wynikających z analizowanych fragmentów był dużo wyższy niż podczas pracy bez stosowania opisanej wizualizacji. Oczywiście nie każdy tekst filozoficzny można analizować w ten sposób, ale każdorazowo fragmentaryczne choćby użycie metody graficznej ułatwia rozumienie. Polecenie: „przedstaw graficznie” może być także sprawdzianem poziomu przyswojenia treści merytorycznych. Brak pełnego rozumienia jest zwykle poważną przeszkodą dla omówionego wyżej obrazowania konkretnej wiedzy, a także przejawem niedostrzegania zależności i relacji wewnętrznych, jakie jej dotyczą. Metoda mapy – ponieważ zawsze jest cennym ćwiczeniem myślenia wielokierunkowego – okazuje się szczególnie przydatna podczas realizacji następujących zagadnień filozoficznych: 1. Charakterystyki systemu filozoficznego – dzięki nakreśleniu mapy łatwiej dostrzeżemy wewnętrzne zależności, uwikłania historyczne, możliwe konsekwencje dla kultury, a także sprawniej dokonamy oceny z naszego (współczesnego) punktu widzenia. 126 Elżbieta Konopacka 2. Porównywania różnych systemów filozoficznych, a także dalszego modelowania wiedzy o nich do innych niż filozoficzne obszarów rzeczywistości. 3. Syntezy epoki, szkoły filozoficznej – mapa ułatwia, w znaczącym stopniu, odnajdywanie kontekstów społeczno-kulturowych. 4. Rozwiązywania problemów – prawie każda wizualizacja pomaga w poszukiwaniu alternatywnych dróg. 5. Definiowaniu pojęć i też filozoficznych – mapa staje się wówczas swoistym kompendium wiedzy o danym pojęciu lub tezie odsyłających do historii, odniesień współczesnych, wreszcie potocznego rozumienia, co ułatwia uczniowi nieustanne redefiniowanie zagadnień filozoficznych własnym językiem. Zastosowanie metod graficznych w dydaktyce filozofii nie jest jednak częste. Być może wynika to z rzadkiej obecności filozofii w polskiej szkole. Metodą tą sprawnie posługują się autorzy Atlasu filozofii – Peter Kunzmann, Franz-Peter Burkard i Franz Wiedmann20. Założeniem tej pracy jest stałe wręcz posługiwanie się wizualizacją w postaci map lub innych form graficznych zestawionych z opisem tekstowym umieszczonym obok. Podsumowanie Za powszechnym wprowadzeniem metod aktywizujących w praktyce prowadzenia zajęć lekcyjnych z filozofii przemawia wiele argumentów. Najpoważniejsze wynikają z Raportu Klubu Rzymskiego, który określa za konieczne wyposażenie obywatela w umiejętność samodzielnego myślenia, podejmowania inicjatyw i działań w obliczu narastającej złożoności współczesnego świata. Globalne problemy wymagają obecnie od człowieka stałego zaangażowania i wzrastającego rozumienia środowiska kulturowego i przyrody. Ważnym głosem są także opinie filozofów i psychologów badających rozwój struktur odpowiedzialnych za gromadzenie i wykorzystanie wiedzy. Podkreślają oni procesualny i aktywny charakter tworzenia mechanizmów poznawczych, co bezpośrednio wskazuje na znaczenie metod poszukujących w praktyce nauczyciela. Poznawanie jest działaniem, a jego 20 P. Kunzmann, F.P. Burkard, F. Wiedmann, Atlas filozofii, Warszawa: Prószyński i S-ka 1999. Różnorodność i znaczenie aktywizujących metod 127 dynamika wymaga odpowiedniego poziomu aktywności ze strony poznającego. Wiedza uzyskana dzięki zastosowaniu metod aktywnych cechuje się wysokim poziomem trwałości. Przedstawiono najważniejsze, z punktu widzenia filozofii, metody. Szczególną uwagę zwrócono na lekcję problemową, która każdorazowo zmusza do myślenia i formułowania własnych wniosków czy też rozwiązań. Omówiono także zastosowanie różnych typów dyskusji oraz metodę dramy, uwzględniając przy tym specyfikę przedmiotu (filozofii). Dobrym uzupełnieniem wymienionych sposobów organizowania przestrzeni lekcyjnej może być metoda mapy i inne formy graficzne. Często stosowane okazują się one cennym uzupełnieniem prawie każdych zajęć. Zastosowanie grafu i schematu wzbogaca lekcje o elementy wizualizacji, dzięki czemu wydatnie wzrasta poziom rozumienia, a kształcenie umiejętności operacyjnych rośnie w stosunku do wiedzy. Wszystkie metody poszukujące zmuszają do myślenia i są swoistą ekspresją podmiotowości ucznia. Mają jednocześnie ogromny walor wychowawczy, uczą bowiem współpracy, a także szacunku dla odmienności drugiego człowieka. „Analiza i Egzystencja” 10 (2009) ISSN 1734-9923 PAWEŁ WALCZAK METODY AKTYWIZUJĄCE W NAUCZANIU FILOZOFII Wprowadzenie Zagadnienie metod aktywizujących i ich roli w edukacji filozoficznej wymaga zarysowania szerszego kontekstu podjętej przeze mnie refleksji, co uzasadnić może potrzebę podjęcia tego tematu. Dlatego zacząć muszę od dwóch konstatacji, które ukażą kontekst rozważań nad metodami nauczania filozofii. Od wielu lat mamy do czynienia z bardzo poważnym kryzysem autoprezentacji filozofii. Pośród wielu przyczyn tej sytuacji chciałbym podkreślić dwa, w mojej ocenie fundamentalne, źródła kryzysu. Pierwszym z nich jest panujący nad myśleniem zarówno profesjonalnych filozofów, jak i ludzi z filozofią akademicką niezwiązanych, stereotyp elitarności filozofii. Ten sposób myślenia o filozofii prowadzi do przekonania, iż filozofii nie należy włączać w system powszechnej edukacji, gdyż jest dziedziną nienadającą się do uczenia w szkole. Przykładem skrajnie negatywnego stanowiska w sprawie możliwości nauczania filozofii jest pogląd Georga Santayany. Pisał on, że prawdziwy filozof skazany jest na monolog z samym sobą, jest wędrowcem „samotnym jak nosorożec”, skazanym na niezrozumienie nawet w kręgu najgorętszych zwolenników, a skoro już musi zarabiać na życie, to niech lepiej poleruje 130 Paweł Walczak soczewki lub sprzedaje katalogi przed wejściem do jakiegoś muzeum, niż ma nauczać w szkole filozofii1. Drugim źródłem omawianego kryzysu jest fakt, iż mamy do czynienia z zanikiem refleksji dydaktycznej w środowisku filozoficznym. Lista zaniedbań w tym zakresie jest długa: w naszym kraju niemalże nie istnieje literatura na ten temat, nie prowadzi się badań z zakresu dydaktyki filozofii, nie pracuje się nad nowymi metodami nauczania filozofii, nie pisze się nowych podręczników. Generalizując, można powiedzieć, że poza nielicznymi wyjątkami w Polsce nie ma zainteresowania pośród akademickiej kadry filozoficznej działalnością edukacyjną i popularyzatorską. Obecnie dydaktyka filozofii jest dziedziną, która nie jest uznawana za naukową; w przeciwieństwie do krajów Europy Zachodniej nie ma w polskiej strukturze akademickiej takiej specjalności2. Fakt ten jest wyraźnym zerwaniem z polską tradycją filozoficzną. Mowa tu o szkole lwowsko-warszawskiej, która będąc ważnym kulturotwórczym środowiskiem przedwojennej Polski, wpływała w istotny sposób na realizację programu propedeutyki filozofii w szkołach średnich. Ważnym elementem działania każdej szkoły filozoficznej jest jej sposób przekazu tradycji zarówno naukowo-badawczej, jak i dydaktycznej. Właśnie ów program dydaktyczny zajmował istotne miejsce w twórczości i działalności myślicieli związanych ze szkołą lwowsko-warszawską, m.in. Kazimierza Twardowskiego, Tadeusza Kotarbińskiego, Kazimierza Ajdukiewicza, Władysława Tatarkiewicza (twórcę najpopularniejszego w Polsce podręcznika historii filozofii) czy Tadeusza Czeżowskiego. Dotychczasowa nieobecność filozofii w szkołach nie może być usprawiedliwieniem dla tak niskiego poziomu refleksji dydaktycznej w środowisku filozoficznym. Zaniedbanie tej refleksji ma bezpośredni wpływ na poziom dydaktyki akademickiej. Efektem źle uczonej filozofii, zarówno w szkole jak i na uczelniach wyższych, jest niska kultura filozoficzna naszego społeczeństwa, nikła wiedza filozoficzna także pośród ludzi legitymujących się Zob. G. Santayana, Character and Opinion in the United States, New York 1920, za: J. Szmyd, Czy można efektywnie nauczać filozofii młodzież szkolną i akademicką?, „Oświata i Wychowanie”, wersja B, 1/542 (1985), s. 13. 2 Przykładowo, w Niemczech ukazuje się recenzowany periodyk naukowy poświęcony zagadnieniom dydaktyki filozofii i etyki: „Zeitschrift fur Didaktik der Philosophie und Ethik”. 1 Metody aktywizujące w nauczaniu filozofii 131 wyższym wykształceniem, bardzo słabe zainteresowanie filozofią skutkujące malejącą liczbą kandydatów na studia filozoficzne. Druga konstatacja dotyczy współczesnej edukacji i zadań, jakie filozofia powinna mieć względem niej. Pod koniec ubiegłego stulecia przeprowadzono liczne badania na temat stanu edukacji i zadań stojących przed nią w obliczu przemian społecznych i kulturowych. W publikowanych licznych raportach na ten temat wyciągano podobne wnioski dotyczące kierunku rozwoju systemów edukacji i nowych sposobów kształcenia, aby przygotować nowego człowieka do nowych wyzwań, jakie stawia przed nim XXI wiek. Jak powinna wyglądać szkoła XXI wieku? Jacques Delors – autor jednego z takich raportów o stanie edukacji3 – omawia tzw. filary edukacji, które powinny zostać uwzględnione w celach nauczania we współczesnych programach szkolnych. Są nimi: uczyć się, aby wiedzieć; uczyć się, aby działać; uczyć się, aby żyć wspólnie; uczyć się, aby być. Aby szkoła mogła spełnić powyższe funkcje, należy zwrócić uwagę na pomijane dotąd kompetencje ucznia, jakie powinien on nabyć w procesie kształcenia: kategoryzacja, myślenie analogiami, ekstrapolacja, myślenie krytyczne, ewaluacja wartości, samodyscyplina i samoocena. Według Kazimierza Denka cele kształcenia powinny być równoznaczne z realizacją dewizy edukacji XXI wieku, która brzmi: „rozumieć świat – kierować sobą”4. Określa ona kształtowanie stosunku poznawczego do rzeczywistości przyrodniczej, społecznej, technicznej i naukowej oraz zdolność egzystencjalną do sterowania własnym życiem, pobudzaną przez wartości. „W edukacji trzeba podjąć realizację podstawowych celów kształcenia. Są nimi: poznanie siebie, odnajdywanie harmonii i równowagi wewnętrznej, rozwijanie szacunku wobec uniwersalnych wartości, efektywne współdziałanie w ramach różnego rodzaju grup i wspólnot, korzystanie z zasobów informacyjnych nowej cywilizacji, współdziałanie z przyrodniczym środowiskiem”5. Kształcenie takie sprzyja rozwojowi takich cech, jak aktywność, współpraca, współdziałanie, samorządność, przedsiębiorczość, zdolność sprostania wymogom konkurencji w gospodarce rynkowej, wrażliwość J. Delors, Edukacja. Jest w niej ukryty skarb, Warszawa: SOP 1996. K. Denek, Reforma systemu edukacji szkolnej – oczekiwania i obawy, „Kultura i Edukacja” 1–2 (2000), s. 35. 5 Tamże. 3 4 132 Paweł Walczak humanistyczna, szacunek dla wartości wyższych, motywacja do bezinteresownych działań społecznych, kultura moralna i uczuciowa, umiejętność nawiązywania kontaktu, dialogu i negocjacji. Filozofia jest dziedziną, która w znakomity sposób wpisuje się w proces kształtowania takich kompetencji człowieka, na które składa zapotrzebowanie współczesność. Dlaczego zatem filozofia w opinii wielu jawi się jako wiedza oderwana od rzeczywistości, dziedzina zbyt abstrakcyjna i zbyt teoretyczna, aby mogła zaistnieć w szkołach? Dlaczego nauczyciele obawiają się, że filozofia będzie kolejnym niepotrzebnym przedmiotem w nazbyt przeciążonej encyklopedyczną wiedzą szkole? Dlaczego nie dostrzega się w filozofii narzędzia kształtowania umiejętności i postaw, które są przecież celem współczesnej edukacji? Owo fatalne nieporozumienie, brak poparcia społecznego dla idei wprowadzenia filozofii do szkół oraz wyraźna niechęć środowiska nauczycielskiego wobec filozofii w szkole, ma również swe źródła w doświadczeniach złej praktyki nauczania filozofii. Podstawowymi mankamentami tej praktyki są przede wszystkim nadmiernie teoretyczny i informacyjny charakter prowadzonych zajęć z filozofii, analityczny styl nauczania oparty na przekazywaniu wiedzy oraz nieumiejętność stosowania metod aktywizujących w nauczaniu filozofii. Stąd bardzo ważnym zadaniem jest dziś refleksja nad możliwościami włączenia metod aktywizujących w proces edukacji filozoficznej, zarówno na poziomie szkolnym, jak i akademickim. Metody aktywne a filozofia Co to są metody aktywizujące? Metoda rozumiana jest tu jako strategia przekazywania wiedzy o świecie, zakładająca określoną formę kontaktu z uczniami, która wysoce uprawdopodobnia nabycie określonych doświadczeń. Istotą metod aktywizujących jest założenie, że proces uczenia się polega na takiej organizacji sytuacji edukacyjnej, dzięki której treści kształcenia stają się dostępne uczącemu i są możliwe do przetłumaczenia na osobiste doświadczenia. Oznacza to, że nie stosuje się w nich informowania i pouczania uczestników, jakie wnioski powinni wyciągnąć dla siebie z podawanych treści, ale organizuje sytuację, w której mogą to zrobić sami. Dzieje się to poprzez stworzenie okazji do pewnego rodzaju doświadczenia, Metody aktywizujące w nauczaniu filozofii 133 zaangażowania emocjonalnego, przemyślenia problemu, wykonania jakichś zadań, podzielenia się swoimi myślami i wysłuchania innych osób. W nauczaniu aktywizującym nauczyciel posługuje się nie tylko przekazem werbalnym, ale angażuje się także w osobisty kontakt z uczniami i zbliża do ich problemów. W przekazywaniu informacji posługuje się tzw. mową społeczną, czyli dostosowaną do poziomu umysłowego i sposobu myślenia słuchacza. Możliwe to jest tylko wtedy, gdy nauczyciel zna uczniów i może indywidualnie dostosowywać do nich swój język. Filozofia metod aktywizujących jest często wyrażana w formie parafrazy słynnej konfucjańskiej maksymy. Mel Silberman w ten sposób formułuje credo aktywnego nauczania: „To, co słyszę, zapominam. To, co słyszę i widzę, częściowo pamiętam. To, co słyszę, widzę i o co pytam lub o czym rozmawiam z drugą osobą, zaczynam rozumieć. To, co słyszę, widzę, o czym rozmawiam i co robię, przyswajam jako wiedzę lub umiejętność. To, czego nauczam, doskonalę”6. Autorzy projektu nowej podstawy programowej do nauczania filozofii w szkołach ponadpodstawowych docenili rolę filozofii w kształtowaniu umiejętności i kompetencji oczekiwanych od absolwenta i opisanych w celach kształcenia ogólnego. Aby filozofia mogła spełnić to zadanie, należy zmienić dotychczasowy styl uczenia filozofii poprzez zwiększenie roli ucznia w procesie uczenia się. Służą temu odpowiednio stosowane metody aktywizujące. Omówię pokrótce niektóre z metod, które w mojej ocenie doskonale nadają się jako narzędzia edukacji filozoficznej. Metody te zaprezentuję dzieląc je na dwie kategorie: 1) tradycyjne, do których zaliczam wykład, pogadankę dydaktyczną, dyskusję, oraz 2) nowoczesne – jako przykładowe przedstawię dramę, metodę projektu i gry dydaktyczne. Mówiąc o tradycyjnych metodach mam na myśli metody, które zazwyczaj pojawiają się na lekcjach filozofii, lecz nie zawsze w formie, którą można by uznać za aktywizującą. Chciałbym wskazać na możliwości stosowania tych metod w taki sposób, aby w jak największym stopniu uaktywniały ucznia. Nowoczesne metody aktywizujące są coraz częściej obecne w polskiej szkole. Dlatego należy zastanowić się nad możliwościami dostosowania niektórych z nich do realizacji zajęć z filozofii. 6 M. Silberman, Uczymy się uczyć, Gdańsk: GWP 2005, s. 15. 134 Paweł Walczak Wykład Z punktu widzenia skuteczności w przekazywaniu wiedzy wykład wydaje się metodą najbardziej odpowiednią. Wykład umożliwia przekazanie największej ilości informacji w najkrótszym czasie. Być może właśnie dlatego jest metodą chętnie i często w praktyce nauczania używaną, a nawet nadużywaną. Z punktu widzenia celów obecnie stawianych przed edukacją filozoficzną, gdzie oprócz wiadomości dominujące znaczenie mają umiejętności, tradycyjny wykład jawi się jako metoda archaiczna i nieskuteczna. Pomimo tego elementy wykładu muszą pojawiać się w wachlarzu metod stosowanych w praktyce szkolnej. Dlatego należy się zastanowić nad możliwością takiego konstruowania wykładu, aby stał się on metodą w możliwe jak największym stopniu aktywizującą oraz kształtującą pewne umiejętności. Chociażby umiejętność słuchania wykładu. Należy w tym celu przekształcić tradycyjny model wykładu, gdzie stroną aktywną jest jedynie wygłaszający wykład, zaś słuchacz jest biernym odbiorcą treści, w wykład aktywny, gdzie zarówno wykładowca jak i słuchacz przyjmują postawę aktywną. Sposobów aktywizacji wykładu jest wiele. Małgorzata Taraszkiewicz formułuje zasadę dobrego wykładu w postaci hasła: 3 × A = atrakcyjny mówca + atrakcyjny sposób przekazu + atrakcyjny temat7. Według autorek książki Sztuka prowadzenia wykładów i lekcji8 warunkiem aktywnego wykładu jest odejście od narcystycznego stylu prowadzenia wykładu w kierunku paradygmatu humanistycznego. Idea paradygmatu humanistycznego związana jest z teorią komunikacji interpersonalnej inspirowanej twórczością autorów reprezentujących nurt psychologii humanistycznej: Rutha Cohna, Victora Frankla, Friedmanna Schulza von Thuna. Według tej teorii wykładowca powinien charakteryzować się zdolnościami i umiejętnościami w czterech obszarach, które autorki wspomnianej pracy określają jako nastawienie na kontakt, osobiste zaangażowanie, kontakt oraz zainteresowanie tematem9. 7 M. Taraszkiewicz, Trendy – uczenie w XXI wieku, „Internetowy Magazyn CODN” 1 (2005), s. 6. 8 M. Winkler, A. Commichau, Sztuka prowadzenia wykładów i lekcji, Kraków: WAM 2008. 9 Zob. tamże, s. 27. Metody aktywizujące w nauczaniu filozofii 135 Pogadanka sokratejska Sokrates, uznawany za ojca tej metody, był przekonany, że wszelkie myślenie ma swój początek w pytaniu. Pytanie było dla niego narzędziem narodzin wiedzy w człowieku. On sam stawiał się w roli akuszerki, asystenta, który poprzez stawianie odpowiednich pytań pozwalał człowiekowi myśleć. Sokrates uczy nas, że uczyć znaczy zadawać odpowiednie pytania. Pogadanka jako metoda jest chętnie stosowana przez wielu nauczycieli. Najczęściej stosowany wariant tej metody zakłada, że nauczyciel poprzez zadawanie pytań dąży do z góry ustalonych przez siebie wniosków. W tym wariancie aktywizacja ucznia jest pozorna. Uczeń niemalże automatycznie odpowiada na pytania, które są zazwyczaj sformułowane w ten sposób, aby możliwa była tylko jedna odpowiedź. Celem dobrze skonstruowanej pogadanki, którą można określić jako sokratejską, filozoficzną, jest przede wszystkim myślenie ucznia. Pytanie, które ma stać się źródłem myślenia, powinno postawić ucznia przed autentycznym problemem. Mówiąc inaczej, proponowany do rozważań problem musi stać się problemem ucznia. Tylko taki problem zmobilizuje jego myślenie. Pogadanka jako metoda nauczania, choć jest bardzo atrakcyjna i inspirująca dla uczniów, jest bardzo wymagająca dla prowadzącego ją nauczyciela. Musi on współmyśleć z uczniem, musi podążać za pojawiającymi się odpowiedziami, których nie da się przewidzieć, jeśli pytania są dobrze postawione. Sokrates, jako niedościgniony wzór, powinien być patronem wszystkich nauczycieli myślenia. Dyskusja – gry dyskusyjne Dyskusja jest metodą, która zazwyczaj pojawia się na zajęciach z filozofii i etyki. Jednakże aby dyskusja spełniła swoje dydaktyczne funkcje, powinna być dobrze przygotowana. Zazwyczaj spontaniczne dyskusje na lekcji przeradzają się w niekontrolowane kłótnie i w efekcie przynoszą skutek odwrotny od zamierzonego. Metoda gier dyskusyjnych wprowadza element gry, który nadaje dyskusji charakter współzawodnictwa ukierunkowanego regułami. Metodę tę można stosować zarówno jako jeden z elementów lekcji (krótkie dyskusje, wymiana zdań, prezentacja poglądów i opinii), jak i w formie osobnych zajęć dydaktycznych (debaty, panele, drama sądowa itp.). W zależności od tematyki zajęć, na których użyje się dyskusji, metoda ta może wspierać realizację wielu celów dydaktycznych. W dyskusji bowiem uczeń, formułując swoje myśli i słuchając innych, poszerza wiedzę oraz dochodzi do lepszego 136 Paweł Walczak zrozumienia omawianych problemów. Przykłady rozmaitych zastosowań gier dyskusyjnych można znaleźć m.in. w książkach Gry dyskusyjne10 oraz Ja i mój uczeń pracujemy aktywnie11. Drama W Polsce drama pojawiła się już w latach 80. Za twórcę systemu wychowania dzieci i młodzieży opartego na dramie uważany jest Brian Way, który tak przedstawia tę metodę: „Odpowiedź na wiele pytań może przyjąć jedną z dwu form: albo informacji, albo bezpośredniego doświadczenia. Pierwszy typ odpowiedzi należy do kategorii kształcenia akademickiego, drugi właściwy jest dramie. Niech to będzie na przykład pytanie: Kto to jest niewidomy? Odpowiedzią może być: osoba niewidoma to osoba, która nie może widzieć. Alternatywna odpowiedź: Zamknij oczy i nie otwierając ich przez cały czas, spróbuj znaleźć wyjście z tego pokoju. Pierwsza odpowiedź zawiera zwięzłą informację. Intelekt jest być może usatysfakcjonowany. Natomiast druga odpowiedź dostarcza bezpośredniego doświadczenia, przekraczającego zakres zwykłej informacji, wzbogacającego wyobraźnię i prawdopodobnie poruszającego serce i duszę, tak samo, jak umysł. Taka jest w dużym uproszczeniu funkcja dramy. [...] Zaś rola pedagoga ogranicza się do inspirowania treści improwizacji oraz dyskretnej i życzliwej pomocy w budowaniu przez uczniów poczucia własnej odrębności, wiary w siebie i harmonii współistnienia z otoczeniem”12. Zatem drama jest metodą polegającą na znajdowaniu odpowiedzi drogą bezpośredniego doświadczenia oraz osobistego przeżycia. Jest metodą w pełni aktywizującą, angażującą myśl i wyobraźnię ucznia, działa na jego emocje i wzbudza odczucia estetyczne. Zalety dramy jako metody nauczania wskazują na potrzebę refleksji nad możliwościami zastosowania jej w nauczaniu filozofii. Gry dydaktyczne Gra dydaktyczna jest dla ucznia jedną z najatrakcyjniejszych metod. Podczas gry uczeń zbiera informacje, pokonuje trudności, rozwiązuje rozmaite problemy, opracowuje strategię, przewiduje skutki swoich działań, współpracuje z innymi. Atrakcyjność tej metody wiąże się z przyjemnością, jaką człowiek czerpie z uczestniczenia w grze, podczas której wchodzimy 10 11 12 U. Baer, Gry dyskusyjne, Lublin: Klanza 2000. E. Budnik, A. Moszyńska, B. Owczarska, Ja i mój uczeń pracujemy aktywnie. B. Way, Drama w wychowaniu dzieci i młodzieży, Warszawa: WSiP 1995, s. 16. Metody aktywizujące w nauczaniu filozofii 137 w pewien fikcyjny świat wraz z obowiązującymi tam regułami. W grze najbardziej istotny jest konstytuujący ją element emocjonalny, pewien stopień napięcia, które wynika z samej zabawy, rywalizacji i chęci wygranej. Gra dzieje się w świecie wyimaginowanym, ale angażuje „na żywo”, przeżywane emocje są autentyczne! Aby gra była dydaktyczna, musi czegoś uczyć. Dlatego warunkiem jej przydatności w nauczaniu filozofii jest odpowiednie skonstruowanie gry. Głównym elementem gry jest jej scenariusz, który określa „fabułę” i cel. Ważne są odpowiednio dopracowane zasady i reguły, które określają przebieg gry. Najczęściej spotykane scenariusze gier dydaktycznych opierają się na schemacie gier symulacyjnych, decyzyjnych, funkcyjnych („gry roli”). W grach wykorzystuje się często rozmaite rekwizyty, plansze, a także karty. Dobrymi przykładami zastosowania elementów gier dydaktycznych w edukacji filozoficznej są organizowane przez różne ośrodki akademickie w Polsce Labirynty Filozoficzne. W ramach Festiwalu Nauki 2007 w Zielonej Górze wraz ze studentami filozofii organizowałem ten rodzaj gry dla uczniów zielonogórskich szkół średnich. Zaprojektowany przez nas Labirynt Filozoficzny był grą terenową, w której grupy uczestników miały za zadanie odnaleźć poszczególnych filozofów za pomocą mapy labiryntu i uzyskać od nich odpowiedzi na wylosowane wcześniej pytania. Na starcie każda grupa losowała po jednym pytaniu z różnych dziedzin filozoficznych, które to pytania były umieszczonych w pojemnikach, na których widniały takie hasła, jak: „Poznanie”, „Byt”, „Człowiek”, „Bóg”. Informacji niezbędnych do odpowiedzi na te pytania uczestnicy poszukiwali wewnątrz labiryntu, odnajdując poszczególnych filozofów, w których wcielili się studenci, i przysłuchując się prowadzonym przez nich dialogom. Wewnątrz labiryntu znajdowały się takie miejsca, jak: „Rzeka”, przy której można było spotkać Heraklita, „Agora”, po której przechadzał się Sokrates ze swoimi uczniami, „Jaskinia” (Platon), „Likeon” (Arystoteles), „Świątynia” (św. Augustyn i św. Tomasz). Był także „Mecz filozofów” podczas którego argumenty wymieniali Locke i Berkeley. Odpowiedź grający mogli uzyskać także u Wyroczni, jednakże aby się z nią spotkać, musieli rozwiązać zagadki logiczne, które zadawał im Mędrzec strzegący wejścia do Świątyni Wyroczni. Uzyskanie odpowiedzi było warunkiem wyjścia z labiryntu i dawało prawo uczestniczenia w Uczcie Filozofów, która była jednocześnie nagrodą dla wszystkich uczestników. 138 Paweł Walczak Projekt Istota metody projektu polega na tym, że uczniowie realizują samodzielnie określone zadanie, przedsięwzięcie, w oparciu o przyjęte wcześniej założenia. Charakterystyczny dla tej metody jest jej interdyscyplinarny charakter oraz kształtowanie bardzo wielu uniwersalnych umiejętności związanych z koniecznością zastosowania wiedzy w praktyce. Zadanie określone w projekcie, które realizowane jest zazwyczaj przez dłuższy okres, opiera się na pewnych zasadach: – ma określone cele i metody, – ma określone terminy realizacji zadania oraz jego poszczególnych etapów, – znane są kryteria oceny, – realizatorzy pracują przede wszystkim samodzielnie i na własną odpowiedzialność, – projekt powinien zmierzać do stworzenia konkretnie określonego dzieła, które ma charakter publiczny (np. w postaci prezentacji, referatu, wystawy, publikacji, wydarzenia kulturalnego) i stosowane jest w wielu wariantach i formach. Możliwe są projekty indywidualne i grupowe. Przykładem metody przypominającej projekt jest referat – często stosowana metoda pracy z uczniami i studentami. Referat wymaga wielu czynności (kwerenda, refleksja, przygotowanie materiałów, napisanie, wygłoszenie referatu). Warto jednak zastanowić się nad sposobami doskonalenia tej metody, aby mogła ona spełniać warunki dobrego projektu. Projekt jest jedną z nowoczesnych metod aktywizujących, które staną się w najbliższej przyszłości podstawową formą pracy z uczniem i studentem. Dlatego tym pilniejszym zadaniem jest opracowanie podstaw i przykładów zastosowań metody projektu w nauczaniu filozofii. Podsumowanie Refleksja dydaktyczna jest refleksją metafilozoficzną nad samą istotą filozofii. Dydaktykę filozofii wyróżnia od dydaktyki innych nauk szczególny charakter wiedzy filozoficznej. Dlatego też sposoby i techniki przekazywania wiedzy i umiejętności w zakresie filozofii wymagają szczególnego namysłu. Z kolei filozofia sama w sobie wydaje się tym rodzajem nauki, która rozwija Metody aktywizujące w nauczaniu filozofii 139 się dzięki praktyce nauczania, przez dyskurs nauczyciela z uczniami. Dydaktyki zatem nie można dodać do filozofii w charakterze zewnętrznego instrumentu, to ona sama powinna się stać przedmiotem filozoficznej refleksji. Pisze o tym Eckhard Martens: „Filozofia określa siebie dopiero w procesie dydaktycznym. Filozofia i dydaktyka pozostają ze sobą w relacji wzajemnego określania się, są wzajemnie konstytutywne. [...] Ruch, motywacja filozoficznych podmiotów należy do samej istoty filozofii. Odniesienia do uczniów nie można zatem traktować jako izolowanej kwestii metodyczno-dydaktycznej, wynika ono bowiem z definicji samej filozofii”13. Dlatego ważnym postulatem staje się dziś przywrócenie miejsca w filozoficznym dyskursie kwestii nauczania filozofii. Należałoby zwracać większą uwagę na kształtowanie umiejętności dydaktycznych w kształceniu filozofów, by mogli oni być zarazem nauczycielami filozofii. „Tylko w ten sposób można sprostać zadaniu, jakie kryje się w dwoistym znaczeniu słowa: filozof. Filozof jest naukowcem, uprawiającym swoją dyscyplinę i mędrcem, który ucieleśnia określoną postawę życiową, czyli praktykę filozoficzną, jak czynili to np. Sokrates, Kant, Marks, Nietzsche, Kierkegaard czy Wittgenstein”14. 13 14 E. Martens, Dydaktyka filozoficzna, „Edukacja Filozoficzna” 6 (1988), s. 217–236. Tamże, s. 218. „Analiza i Egzystencja” 10 (2009) ISSN 1734-9923 KATARZYNA KUCZYŃSKA O KŁOPOTACH Z DYDAKTYKĄ FILOZOFII Filozofii na ziemiach polskich naucza się od średniowiecza1. Może zatem budzić zdziwienie fakt, że w ożywionej, w wyniku procesów transformacyjnych, debacie nad miejscem filozofii w modernizowanym systemie edukacji pojawiło się, i poniekąd stało się dominującym, pytanie o możliwość nauczania filozofii – „o czym świadczą charakterystycznie zapytujące tytuły licznych prac poświęconych edukacji filozoficznej: Czy filozofii można nauczać? Czy nauczanie filozofii jest w ogóle możliwe? Po co studiować filozofię? Elitarność filozofii? Czy nauczanie filozofii jest potrzebne?”2. W tradycji klasycznej uprawianie i nauczanie filozofii były nieodłączne, ich związek uległ sproblematyzowaniu wraz z instytucjonalizacją edukacji. Przywołane wątpliwości dotyczą także współczesnego kryzysu rozumienia samej filozofii. Filozofia jako „przedmiot nauczania” zyskuje specyficzny charakter poprzez kontekst, jaki stanowi szkoła wraz z jawnymi i ukrytymi regułami, które nią rządzą. Do najważniejszych z nich, z perspektywy omawianej problematyki, należy podział wiedzy ze względu na przedmiot i metodę badań, na poszczególne dyscypliny naukowe, czego pochodną ma być podział na przedmioty nauczania szkolnego. Wśród wyodrębnionych obszarów pozna1 Zob. J. Jadacki, Jakiej filozofii uczniowie potrzebują, „Kwartalnik Pedagogiczny” 3/4 (1982), s. 79–106. 2 W. Ostrowski, Uwagi o kształceniu filozoficznym oraz dydaktyce filozofii, s. 1 (tekst niepublikowany). 142 Katarzyna Kuczyńska nia znajduje się dydaktyka – podejmująca wielość kwestii dotyczących samego kształcenia. „Dydaktyka [ogólna] bada rzeczywistość, w której działają z jednej strony nauczyciel kierujący procesem uczenia się, zaś z drugiej strony – uczniowie aktywnie przyswajający materiał nauczania. Na rzeczywistość tę składają się odpowiednio treści kształcenia, zasady, metody i środki dydaktyczne, za pomocą których dąży się do realizacji w określonych formach organizacyjnych celów kształcenia. Można więc przyjąć, że dydaktyka zajmuje się analizą wszystkich czynności składających się na proces nauczania–uczenia się, rozumiany jako zbiór czynności, zmierzających do osiągnięcia wspólnego celu”3. Konkretnymi i swoistymi cechami nauczania poszczególnych przedmiotów zajmują się dydaktyki przedmiotowe (metodyki). Zatem wszelki namysł nad celem i odpowiadającymi środkami realizacji edukacji filozoficznej wchodzi w zakres dydaktyki filozofii. Jednakowoż status refleksji o nauczaniu filozofii w zinstytucjonalizowanym systemie edukacji powszechnej nie jest oczywisty, co najdotkliwiej odczuwają, jak się wydaje, ci, którzy ją uprawiają4. Z jednej strony, nie wpisuje się ona w tradycyjnie pojmowaną dydaktykę; z drugiej, jej związki z filozofią są również złożone. Zagadnienie edukacji filozoficznej kumuluje wiele, zdawałoby się różnorodnych, kwestii. Wskazywanie celu nauczania filozofii, podobnie jak jej uprawiania, może mieć charakter zarówno filozoficzny, jak i pozafilozoficzny. Aporia obecna we wszelkich „zachętach do filozofii”, od klasycznej autorstwa Arystotelesa do treści obecnych w aktualnych biuletynach instytutów filozofii, przygotowywanych w ramach prezentacji oferty edukacyjnej, ukazuje wzajemne przeplatanie się tezy o autoteliczności namysłu filozoficznego z prezentacją społecznej doniosłości kompetencji filozoficznych. W szerszym niż gremium filozofów gronie podejmującym kwestię sensu nauczania filozofii zazwyczaj zamiast aporii występuje konflikt racji. Z jednej strony, reprezentowana przez jej najbardziej radykalnych przedstawicieli, wiara w absolutną wartość filozofii, której mogłyby patronować słowa Sokratesa: F. Bereźnicki, Dydaktyka kształcenia ogólnego, Kraków: Impuls 2001, s. 18. Stąd pochodzi także dalsze charakterystyka dydaktyki przedmiotowej (s. 16–17). 4 „(...) kwestia sensowności pojęcia dydaktyka filozofii. Spory toczone w obrębie refleksji poświęconej nauczaniu filozofii wskazują, że nie można traktować tego pojęcia jako oczywistego w tej mierze, w jakiej ma to miejsce w przypadku innych dziedzin wiedzy obecnych w procesach kształcenia” – W. Ostrowski, Uwagi..., s. 1. 3 O kłopotach z dydaktyką filozofii 143 Więc teraz, Ateńczycy, jestem daleki od tego, żebym miał przemawiać w obronie siebie samego, jak by się komuś zdawać mogło, ale raczej w obronie was, żebyście czasem nie obrazili boga za to, że was obdarował, jeżeli na mnie wyrok śmierci wydacie. Z drugiej – waloryzacja zajęć filozoficznych z perspektywy zdrowego rozsądku, którą jako jedna z pierwszych wyraziła służąca z Miletu: Ty, Talesie, nie mogąc dostrzec tego, co jest pod nogami, chciałbyś poznać to, co jest na niebie! Przytoczone stanowiska oddają spór, który toczy się także w samym filozofującym: „niewątpliwie bowiem pierwszą osobą świadomą wszystkich zastrzeżeń, jakie zdrowy rozsądek ma przeciw filozofii, jest sam filozof”; „zdrowy rozsądek filozofa, jego istnienie jako «człowieka jak ja i ty», jest tym, co mu uświadamia, że jest on «nie w porządku», gdy oddaje się myśleniu. Nie jest immunizowany na potoczną opinię, należy mimo wszystko do «powszechności» ludzkiej i to jego własne poczucie realności czyni go podejrzliwym wobec czynności myślenia”5. Nie powinno zatem dziwić przenikanie się argumentów filozoficznych i zdroworozsądkowych w protreptycznych manifestach, gdzie zdrowy rozsądek został przekonany, ale nie pokonany. Nie powinna także budzić kontrowersji obecność uzasadnień drugiego rodzaju – kiedy filozofia stara się wkroczyć w przestrzeń heteronomiczną ze swoimi własnymi celami (jak np. zmierzanie do obiektywnego poznania), musi się wytłumaczyć z tej interwencji. Szkoła jest przestrzenią o wyjątkowo dużym zbiorze zadań do realizacji – gdyby edukacja filozoficzna prowadziła wyłącznie do rozbudzania pasji filozoficznej, wprowadzenie jej do powszechnego nauczania byłoby luksusem, na który społeczeństwo pozbawione niewolnictwa nie może i nie powinno sobie pozwolić. Jednakowoż szerokie spectrum „działań ubocznych” filozofii sprawia, że jej (odpowiednie) nauczanie przynosi pożytek w życiu osobistym i społecznym6. Filozoficzna topografia kultury jest nie tylko złożona, ale także zmienna. O ile supremacja filozofii, ogłoszona w chwili jej narodzin, w toku 5 H. Arendt, Myślenie, tłum. H. Buczyńska-Garewicz, Warszawa: Czytelnik 1991, s. 125–127. 6 Zob. J.A. Miller, Po co studiować filozofię?, tłum. A. Chomiak i inni, „Edukacja Filozoficzna” 35 (2003), s. 127–147. 144 Katarzyna Kuczyńska dziejów wiązała się z uprzywilejowaną pozycją w kulturze, dziś ukazuje inne oblicze. Zmieniły się mechanizmy kulturotwórcze – powszechnie słychać hasła o „końcu filozofii”, a „prawdziwi filozofowie” przywoływani są w toposie ubi sunt. Mury akademii stały się ostatnim bastionem powagi filozofii, a ci, którzy decydują się je przekraczać na rzecz jakkolwiek pojętej misji, narażają się na pogardę ze strony tych, których opuszczają, jak też owych, do których przychodzą7. „Uprawiamy sztukę dla sztuki, pielimy i nawozimy ogród, do którego nikt nie zagląda poza ogrodnikami”8. Ten, noszący znamiona resentymentu, izolacjonizm przejawia się także w kwestii społecznego kształcenia kompetencji filozoficznych. W tej sytuacji podporządkowanie szkolnego nauczania filozofii regułom dydaktyki, jako czemuś „zewnętrznemu” wobec samej filozofii9, nie zyskuje aprobaty, konieczne staje się ukonstytuowanie „metafilozofii”, czy „metadydaktyki”10, jako właściwego kontekstu dla namysłu nad filozoficznym kształceniem. Nie podzielają takiej potrzeby zaznaczania linii demarkacyjnych pedagodzy – w różnych jej subdyscyplinach nie brak uczonych, którzy uprawiają pedagogikę świadomą swojego humanistycznego rodowodu, przez co gotową przyswajać i przenosić na własny grunt rodzące się u źródeł humanistyki (tj. w filozofii) problemy, sposoby stawiania pytań i sposoby myślenia11. Jakkolwiek wielkie projekty filozoficzne przestały generować wielkie projekty edukacyjne, to jednak w kwestiach dotyczących wychowania myślenie filozoficzne jest nieodzowne, to ono wskazuje nowe cele 7 Przykładem może być budząca kontrowersję działalność w przestrzeni publicznej profesor Magdaleny Środy – w trakcie ustaleń dotyczących wyboru programu nauczanie etyki w gimnazjum w jednej ze szkół wrocławskich dyrekcja z góry, bez szczegółowej znajomości treści dokumentu, skądinąd w zupełności spełniającego wszelkie wymogi stawiane przez MEN, odrzuciła projekt autorstwa M. Środy z powodów wyżej wymienionych. 8 J. Mizińska, Filozofować bez alibi, [w:] Dylematy filozofii, red. D. Probucka, Kraków: Aureus 1999, s. 25. 9 Zob. E. Martens, Dydaktyka filozoficzna, tłum. K. Krzemieniowa, „Edukacja Filozoficzna” 6 (1988), s. 223. 10 J. Wojtysiak, Koncepcje nauczania filozofii, „Edukacja Filozoficzna” 21 (1996), s. 133–143. 11 R. Kwaśnica, Dwie racjonalności. Od filozofii sensu ku pedagogice ogólnej, Wrocław: Wydawnictwo DSW 2007, s. 13. O kłopotach z dydaktyką filozofii 145 pedagogice12, poddaje refleksji obowiązujące. Skoro więc fundowanie sensu jest domeną filozofii, w kwestii środków winna raczej zwrócić się w stronę dyscyplin w większym stopniu korzystających z racjonalności instrumentalnej. Dydaktyka – jako systematyczne poszukiwanie optymalnych form przekazywania wiedzy i nabywania umiejętności a także kształtowania postaw, jak też rezerwuar pojęć porządkujących sytuację nauczania i uczenia się – stanowi potencjalnego sojusznika w nauczaniu filozofii. To niewłaściwe rozpoznanie celów edukacji filozoficznej jest dla niej niebezpieczne, kiedy dokonuje się go wyłącznie z perspektywy pozafilozoficznej lub też z perspektywy filozoficznej, która jednak nie czyni swoim przedmiotem przestrzeni kulturowej, do przemierzania której należy w ramach edukacji przygotowywać. Uprawianie/nauczanie filozofii zawsze było dialektycznie związane z pozostałymi dziedzinami kultury – w jakiejś mierze kształtowało ich oblicza, a w jakiejś stanowiło odpowiedź na generowane przez nie potrzeby i pytania. Historia tego związku jest historią filozofii – manifestująca się periodyzacją podejmowanych przez nią problemów. Odżegnywanie się współcześnie od tych zależności nie wpłynie na poprawę kondycji filozofii – „akademizm, współczesna postać scholastyki, izoluje nas szczelnie od życia – rozlewnego, nieogarnionego, fantastycznie ciekawego”13. Bogactwo i różnorodność tego, co można dziś w sposób prawomocny rozumieć przez „filozoficzny”, z trudem poddaje się systematyzacji: „filozofia, która tradycyjnie określana jest jako «umiłowanie mądrości», rozpada się na wiele dość luźno ze sobą powiązanych działów, zaś działy te nie każdemu w sposób oczywisty wydawać się będą synonimami mądrości”14. Skoro zatem samo pojęcie „filozofii” jest dziś problematyczne, nie inaczej rzecz się ma z pojęciem „dydaktyki filozofii”, jeśli sposób nauczania filozofii F. Bereźnicki, Dydaktyka kształcenia ogólnego, s. 19. Tamże (s. 9): „Z założeń nowej szkoły wynika generalny postulat, odnoszący się do współczesnej szkoły – postulat respektowanie naczelnej zasady podmiotowości ucznia w procesie kształcenia. (...) Do rangi podstawowego zadania edukacji urasta przygotowanie każdej jednostki do kreatywnego uczestniczenia w kulturze i informacyjnej cywilizacji”. 13 J. Mizińska, Filozofować bez alibi, s. 25. 14 W. Słomski, Czy nauczanie filozofii jest możliwe?, [w:] Filozofia w szkole. Materiały konferencji naukowej Kielce, 10–11 września 1999, red. B. Bulikowski, W. Słomski, Kielce–Warszawa 2000, s. 159–176. 12 146 Katarzyna Kuczyńska „jest w prostej linii pochodną sposobu jej pojmowania”15. Z perspektywy przyjętego powyżej założenia – o ścisłym związku (nauczania) filozofii i kultury – rozwiązanie dylematu nie jest zbyt trudne. Ponowoczesność jest efektem symultanicznej różnorodności poszczególnych działów/nurtów filozofii – z bogactwa zrodzona domaga się edukacji przygotowującej do egzystowania w świecie złożonego pluralizmu, zatem edukacji umożliwiającej dostęp do wielu paradygmatów/modeli/konwencji kształcenia, w tym także filozoficznego. Ponadto filozofia musi zachować właściwą sobie „czujność” – „trzeba rozpoczynać ciągle od nowa”, „poszukiwać tego, co jeszcze pozostało nie pomyślane, chociaż było już myślane”16 – między innymi w kwestii celów edukacji i własnego miejsca w świecie ludzkim. Wyróżnione czynniki decydują o tym, że rozważając problem paradygmatu dydaktyki filozofii, nie sposób uzyskać projekt skończony. 15 J. Mizińska, Filozofowanie: pasja czy misja?, [w:] Pasja czy misja? O uczeniu filozofii, pr. zbior., Częstochowa: WSP 2001, s. 16. 16 J.-F. Lyotard, Pismo w sprawie nauczania filozofii, [w:] J.-F. Lyotard, Postmodernizm dla dzieci, tłum. J. Migasiński, Warszawa: Aletheia 1998, s. 133–134. „Analiza i Egzystencja” 10 (2009) ISSN 1734-9923 TOMASZ A. KWARCIŃSKI AGNIESZKA SALAMUCHA „MISTRZ–UCZEŃ” KONTRA „USŁUGODAWCA–KLIENT” REFLEKSJE NA TEMAT ZMIANY MODELU W EDUKACJI Tematem wystąpienia jest zmiana, jaka dokonała się w stylu nauczania filozofii w szkołach średnich i wyższych. Podczas gdy szkoły i uniwersytety pracują w modelu „mistrz–uczeń”, oczekiwania ich społecznego otoczenia i potrzeby wychowanków kształtują się w oparciu o model „usługodawca–klient”. Problem z nauczaniem filozofii polega na nieświadomości funkcjonowania w ramach tych modeli i nieznajomości tego, jak każdy z nich wykorzystać w praktyce edukacyjnej. Modele „mistrz–uczeń” i „usługodawca–klient” dotyczą relacji między nauczycielem i uczniem, a jako kryterium ich odróżnienia proponujemy oczekiwania i potrzeby, jakie żywi uczeń względem nauczyciela. W modelu „mistrz–uczeń” uczeń oczekuje, że mistrz doprowadzi go do poznania prawdy (jakkolwiek rozumianej), a przynajmniej nauczy go metody, jak do tej prawdy docierać. Ponadto mistrz jest dla ucznia nie tylko fachowcem przekazującym wiedzę (autorytetem epistemicznym), ale również tym, który uczy, jak należy postępować (autorytetem deontycznym), a nawet godnym naśladowania wzorem osobowym. Model „mistrz–uczeń” jest uświęcony tradycją sokratejską i platońską, dziedzictwem średniowiecznych uniwersytetów, ale szczególnie XIX-wiecznym ideałem uczonego, otoczonego rzeszą asystentów i studentów, obdarzonego władzą, pozycją i prestiżem społecznym. 148 Tomasz A. Kwarciński, Agnieszka Salamucha U podstaw modelu „usługodawca–klient” legło odkrycie, że wiedza może dawać bogactwo, tak jak posiadanie na własność ziemi czy fabryki. W modelu tym uczeń oczekuje, że nauczyciel poda mu w przystępnej formie pakiet wiadomości potrzebny do uzyskania dyplomu i znalezienia wymarzonej pracy. Ponieważ uczeń jest usługobiorcą, płaci i wymaga profesjonalnej usługi edukacyjnej, to znaczy wiedzy pewnej, którą będzie mógł zastosować. Mianem „usługi” określamy relację, której elementami są: 1) klient – osoba regulująca rachunek za usługę; 2) wykonawca – osoba wykonująca usługę; 3) przedmiot usługi; 4) usługodawca – podmiot sprzedający usługę. W szkolnictwie szczebla podstawowego i średniego osobami płacącymi za usługę edukacyjną (klientami) są rodzice, wykonawcami usługi są nauczyciele, przedmiotem świadczenia usług edukacyjnych są uczniowie/studenci, zaś usługodawcy to szkoły/uniwersytety. W przypadku płatnych studiów wyższych klientem i przedmiotem usługi są studenci, wykonawcą usługi jest kadra naukowo-dydaktyczna, zaś usługodawca to np. uniwersytet. Jeżeli studia mają charakter „bezpłatny”, tzn. są płatne pośrednio z kieszeni rodziców (i innych obywateli) w postaci podatków wykorzystywanych przez państwo na subsydiowanie edukacji, wówczas klientem staje się państwo (rodzice tracą właściwie kontrolę nad wydatkowaniem środków rządowych), a studenci są wyłącznie przedmiotem świadczenia usług edukacyjnych. Dopóki podmiotami konkurującymi między sobą są szkoły (usługodawcy), zaś klientami zazwyczaj rodzice, rynek jako regulator zachowań występujących pomiędzy uczniem i nauczycielem ma charakter zewnętrzny. Gdy rynek staje się mechanizmem wewnętrznym, uczeń postrzega siebie jako klienta, który płaci i wymaga, zaś nauczyciel zostaje postawiony w roli usługodawcy, który otrzymuje zapłatę, musi więc zaspokoić życzenia klienta. Za akceptacją modelu „usługodawca–klient” przemawia kilka argumentów: 1) Pozwala on połączyć najważniejsze cele społeczne: efektywność (skuteczną motywację), sprawiedliwość (każdy dostaje to, na co zasługuje) oraz wolność (jednostki mają swobodę wyboru). 2) Chroni przed nadużyciami ze strony nauczyciela i przed zalewem zbytecznej wiedzy. Student ma większą gwarancję, że zajęcia z filozofii dadzą mu wiedzę przydatną w późniejszej karierze zawodowej. 3) Zapewnia lepsze dopasowanie dostarczanej przez nauczyciela wiedzy do potrzeb uczniów. 4) Gwarantuje efektywność działania. Uczeń wymaga więcej od nauczyciela, ponieważ za to płaci, „Mistrz–uczeń” kontra „usługodawca–klient” 149 a równocześnie sam jest bardziej zmotywowany do nauki. 5) Konkurencja wśród nauczycieli podnosi jakość kształcenia. Model ten napotyka jednak na kilka trudności. 1) Jeśli studenci są klientami, trzeba przyciągnąć jak największą ich liczbę, aby nauczyciel miał z czego żyć, co może spowodować okrojenie programu i obniżenie wymagań. Przy takim spojrzeniu na edukację, do nauczania filozofii nie jest potrzebny wybitny myśliciel, a jedynie sprawny dydaktyk, który potrafi skłonić wszystkich uczących się do opanowania podstawowej partii materiału, aby obniżyć „wskaźnik niepowodzeń i odsiewu”. 2) Następuje dehumanizacja relacji pomiędzy uczniem i nauczycielem. Dominują relacje pieniężne – zdolność płacenia, a nie potrzeba, determinuje jakość usług oraz ich dostępność. 3) Wiedza filozoficzna ma charakter teoretyczny, a nie praktyczny, i nie da się przekształcić w zbiór algorytmów służących do generowania odpowiedzi na pytania o sens życia i istnienie świata. 4) Bardzo rzadko uczeń posiada dostateczną wiedzę, by odpowiedzialnie wybrać i ocenić kompetencje nauczyciela. Jest raczej zainteresowany tym, by przekaz był zabawny, ciekawy, a niekoniecznie wzbogacał jego wiedzę. Model „mistrz–uczeń” również boryka się z trudnościami. 1) Zdolni filozofowie często obywali się bez pomocy nauczyciela, a wielcy filozofowie często nie byli w stanie pozyskać bezpośrednio uczniów. 2) Model ten daje pole dla możliwych nadużyć, gdy rzekomi mistrzowie chcą przejąć rząd dusz. 3) Jest to model nieefektywny (mistrz nie kształci masowo) i nierentowny (mała liczba uczniów generuje duże koszty jednostkowe). 4) Brak standaryzacji nauczania, ponieważ mistrz wprowadza własny, uznany za najlepszy, styl uprawiania filozofii. 5) Myśl i osobowość mistrza może zaślepić uczniów, którzy starają się mu przypodobać i bronić jego „wielkości” przed polemistami zewnętrznymi. Z drugiej strony, genialnych samouków jest w filozofii stosunkowo niewielu, a mistrzowie, którzy nie mieli uczniów za życia, mają ich zazwyczaj pośmiertnie. Podstawą nauczania filozofii jest przecież relacja między uczniem a nauczycielem, w której nauczyciel wyrywa ucznia z „metafizycznej drzemki”. Niebagatelną rolę odgrywa tu jego osobowość i erudycja. Jak więc wykorzystać zalety obydwu opisanych paradygmatów, aby maksymalnie zrealizować cele edukacji filozoficznej? Niestety, dostrzegamy raczej przejawy pomieszania modeli niż przykłady korzystania z ich mocnych stron. Analiza fragmentów profili studenta filozofii, zamieszczonych w informatorach największych polskich uczelni, 150 Tomasz A. Kwarciński, Agnieszka Salamucha pokazuje, że eksponują one wiedzę ogólną i umiejętności krytycznego myślenia, przydatne w zawodach pozafilozoficznych (pracownicy reklamy i instytucji kulturalnych, dziennikarze, politycy, specjaliści PR, nauczyciele), z pominięciem wiedzy stricte filozoficznej (znajomość nurtów filozoficznych) i umiejętności koniecznych do pracy naukowej. Instytuty filozofii nie starają się w dostateczny sposób różnicować „produktu”, który mają do zaoferowania. Ponadto w żadnym z analizowanych tekstów nie ma wprost odniesienia do prawdy, dobra i piękna, a więc do wartości uosabianych przez mistrza, wprowadzającego swego ucznia w dziedzinę filozofii (teorii). Spotyka się natomiast odniesienie do takich wartości, jak kreatywność i elastyczność, które są również istotne w zawodach pozafilozoficznych. Czy zatem polityka reklamowa instytutów filozofii, eksponująca umiejętności praktyczne i wzbudzająca w studentach oczekiwania otrzymania specjalistycznej wiedzy, która umożliwi im znalezienie dobrej pracy poza terenem filozofii, nie rozmija się z praktyką nauczania filozofii, w której chcemy traktować studentów jak uczniów zapatrzonych w swych mistrzów? Co więcej, może lepiej „sprzedać” filozofię na rynku edukacyjnym jako niepraktyczną i elitarną niż jako praktyczną i masową? „Analiza i Egzystencja” 10 (2009) ISSN 1734-9923 MACIEJ WOŹNICZKA ALTERNATYWNOŚĆ KONWENCJI KSZTAŁCENIA FILOZOFICZNEGO JAKO WZORZEC EDUKACYJNY Wielość systemów filozoficznych powoduje pojawienie się pytania, po co studiować filozofię, skoro nawet uchodzący za mądrych filozofowie nie potrafią się ze sobą porozumieć. Piotr Jaroszyński Nie ma bowiem filozofii poza metafilozoficznymi punktami widzenia. Jan Woleński W szczególnych warunkach literatury drugiego obiegu pisał Stefan Amsterdamski: „Filozofia jest możliwa jedynie jako konfliktowa wielość różnych filozofii. Podobnie jak w kulturze sprzeczne wartości żywią się nawzajem, a ich konflikty ożywiają kulturę, która bez nich byłaby martwa, tak filozofia żyje poprzez konflikty między różnymi filozofiami. I nie jest to analogia tylko powierzchowna, albowiem poszczególne filozofie są zawsze próbami ugruntowania określonych systemów wartości na podstawie analizy problemów, które dana epoka wyłania jako filozoficzne. Po drugie, zarówno pod wpływem własnej logiki rozwoju, jak i w rezultacie przeobrażeń problemów, które dana epoka wyłania jako przedmiot refleksji filozoficznej, wewnętrzne ustrukturowanie owej konfliktowej wielości nie pozostaje niezmienione. Wreszcie, po trzecie, [...] tam gdzie jedna filozofia, obojętnie jaka, uzyskuje – a uzyskuje to nie to samo co próbuje uzyskać, bo próbuje każda – tam więc, 152 Maciej Woźniczka gdzie jedna filozofia anektuje cały obszar życia filozoficznego, wypełniony zazwyczaj przez ową konfliktową wielość, tam kończy się wszelka filozofia i zaczyna się dyktatura. Jest tak dlatego, że konflikty wartości, które filozofie poszczególne próbują rozwiązywać, nie są nigdy ostatecznie rozstrzygalne, lecz artykułują się wciąż na nowo w refleksji nad życiem społecznym. Toteż filozofia poszczególna zaanektować może cały ten obszar jedynie środkami pozaintelektualnymi. Rezultatem zaś takiej aneksji jest totalizacja jakiegoś systemu wartości, co w konsekwencji prowadzi do erozji wszystkich, włącznie z tymi, które przemocą odnoszą swe pyrrusowe zwycięstwo. I z tego punktu widzenia jest rzeczą zupełnie obojętną, czy ubóstwioną wartością jest równość, wolność, zbawienie duszy, jedność narodowa, czy państwo”1. Prawomocność funkcjonowania różnego rodzaju alternatywnych, niekiedy wręcz konfliktowych sposobów rozumienia i uprawiania filozofii, postrzegana jest również w zachodniej literaturze przedmiotu: „Jeśli istnieje jedna rzecz, charakteryzująca zarówno metodę, jak i wyniki filozoficznych dociekań, to musi nią być powszechny brak konsensusu, który poprzedza cały proces, a często utrzymuje się również po ukończeniu dzieła”2. Zwykle uprawianiu filozofii towarzyszy jakieś przekonanie, że rozbudowa danej orientacji nie sprawia już poważniejszych trudności, jeśli tylko przyjmie się dobrze uzasadnione i racjonalnie umotywowane założenia wyjściowe. Można więc przyjąć i taką tezę, zgodnie z którą stwierdza się, że jedną z podstaw wszelkiego filozofowania jest programowe dopuszczenie równocenności alternatywnych stanowisk filozoficznych. W konsekwencji taki postulat jest istotny zarówno we wstępnych etapach filozofowania, jak i w całym obszarze filozofii edukacyjnej. Jeśli istnieje względnie proste przełożenie sposobów rozumienia filozofii na konwencje jej przekazu edukacyjnego, to powstaje pytanie, jak owa „konfliktowa wielość różnych filozofii” może odnajdywać w nich swoje odzwierciedlenie, jak przełożyć owo założenie na konwencje kształcenia filozoficznego? Czy to oznacza, że nastąpił kres dotychczasowych zasad konstrukcji programów edukacyjnych z filozofii i musi w tym względzie nastąpić radykalna zmiana przyjmowanych założeń i podejmowanych w ich wyniku rozwiązań? 1 S. Amsterdamski, Marzec w filozofii i filozofia marca, [w:] Towarzystwo Kursów Naukowych. Zeszyty Naukowe, Seria „Kolokwia”, Marzec 1968, 2 (1981), s. 56–57. 2 P. Stokes, 100 największych filozofów, tłum. J. Korpanty, Warszawa: Świat Książki 2007, s. 9. Alternatywność konwencji kształcenia filozoficznego 153 Dla uzyskania szerszego kontekstu interpretacyjnego wskazane jest określenie dotychczas przyjmowanych zasad konstrukcji programów edukacyjnych z filozofii. 1. Zasady konstrukcji programów edukacyjnych z filozofii 1.1. Zasada dominującej orientacji filozoficznej (dziejowo: arystotelizm, tradycja empiryczno-sensualistyczna, idealizm heglowski, konsekwencje pozytywizmu i psychologizm, uwarunkowania polityczne, synkretyzm). Aspekt diachroniczny konwencji edukacyjnych Postawa prawie bezpośredniego przenoszenia sposobów uprawiania filozofii do procedur kształcenia filozoficznego jest bodaj najbardziej naturalna i najpowszechniejsza. Prawie bezwiednie zakłada się w niej, że należy uczyć tego, co jest zgodne z danym standardem rozumienia filozofii. Jeśli zmianom o charakterze dziejowym ulegają owe standardy, to odpowiednim modyfikacjom podlegają i konwencje kształcenia filozoficznego. Można przyjmować różne kryteria wyodrębniania podstawowych paradygmatów esencjalistycznej filozofii (np. kryterium jakości doświadczenia egzystencjalnego: era Arystotelesowska i era Kartezjańska)3. W ich konsekwencjach edukacyjnych można mówić o szeregu bardziej szczegółowych standardach dziejowych tej tradycji. Najdłużej trwający standard związany był ze scholastycznym arystotelizmem i trwał od początku edukacyjnej filozofii w Polsce do reform Komisji Edukacji Narodowej. Główne jego cechy związane były z charakterem całej średniowiecznej formacji filozoficznej: oparciu się na szeregu prawd podstawowych i uzgadnianiu prowadzonych refleksji z wiarą chrześcijańską. Na pierwszy plan wysuwano refleksję metafizyczną, którą uważano za podstawę wszelkiej wiedzy. Absolutny stosunek do prawd powodował, że filozofii nadawano jedynie charakter „odbiorczy”4. Stąd powstawała silna tradycja komentatorska uwzględniająca duży szacunek dla tradycji i autorytetów. Literaturze szkolnej nadawano formę podręczników Por. P. Kłoczowski, Rewolucja kartezjańska, Kraków: Ośrodek Myśli Politycznej, http://www.omp.org.pl/index.php?module=subjects&func=viewpage&pageid=300 (IX 2005). 4 A. Stöckl, J. Weingärtner, Historia filozofii w zarysie, tłum. F. Kwiatkowski, Kraków 1930, s. 176. 3 154 Maciej Woźniczka i komentarzy. Nazwa całej formacji (filozofia szkolna) pochodzi od traktowania filozofii scholastycznej jako umiejętności szkolnej, co było związane głównie z analizą zagadnień – rozszerzaniem i pogłębianiem ich rozumienia5. Za dominujący element metody scholastycznej uważano logikę dedukcyjną. W metodach nauczania wyróżniano dwie części: wyjaśnienie tekstu oraz dysputę. Arystotelizm niezwykle długo utrzymywał się w kształceniu filozoficznym. Nawet w XVII wieku, jak zauważył Zbigniew Ogonowski, związek między ideami filozoficznymi a dydaktyką filozofii nie był zbyt mocny6. Działalność filozoficzną prowadzili: Bacon, Galileusz, Gassendi, Kartezjusz, Hobbes, Spinoza, Malebranche, Newton, Leibniz, Locke – a w szkołach dominował arystotelizm. W tym też wieku następuje przejście od komentarzy do samodzielnych podręczników. Za pierwszy w ogóle podręcznik filozofii uważa się Disputationes metaphysicae Franciszka Suareza (I wydanie – Salamanca 1597)7. Dopiero w oświeceniu następuje usunięcie ze szkół i uczelni filozofii scholastycznej. Nowe idee dydaktyczne wiązane są z empiryzmem, sensualizmem, refleksją przyrodoznawczą. W 1769 roku ukazał się w Wilnie pierwszy podręcznik logiki w języku polskim (Logika Kazimierza Narbuta), stanowiący próbę przełamania tradycji scholastycznej. Jednak nie wzbudził on uznania Komisji Edukacji Narodowej. Dlatego w 1777 roku zwrócono się do Condillaca o napisanie nowego podręcznika, który ukazał się w polskim przekładzie (autorstwa Jana Znosko) w 1802 roku8. Zaskakujące, że mimo tak dobrej tradycji logicznej nie było wtedy w kraju filozofa zdolnego do napisania podręcznika logiki w języku polskim. Z pewnym opóźnieniem pojawiły się: w Krakowie podręcznik Andrzeja Przeczytańskiego (1784), zapoznający z filozofią angielską i posiadający fragmenty z dzieł Locke’a, oraz podręcznik Patrycego Przeczytańskiego Por. „Zresztą dążenie do opracowania odpowiednich kompendiów na poziomie akademickim, jakbyśmy powiedzieli obecnie, nie stanowiło jednak cechy wyłącznie magistrów krakowskich: podobne zjawisko dostrzegamy i na Zachodzie w różnych ośrodkach uniwersyteckich tych czasów. Jest to oznaką schyłku pewnego typu kultury, w danym przypadku Scholastyki”, [w:] W. Wąsik, Historia filozofii polskiej, t. I, Warszawa: Instytut Wydawniczy Pax 1958, s. 62. 6 Z. Ogonowski, Filozofia szkolna w Polsce w XVII wieku, Warszawa: PWN 1985, s. 5. 7 Tamże, s. 7. 8 Por. H. Hinz, A. Sikora (oprac.), Polska myśl filozoficzna. Oświecenie, romantyzm, Warszawa: PWN 1964, s. 25. 5 Alternatywność konwencji kształcenia filozoficznego 155 (1816), napisany w konwencji sensualizmu i empiryzmu (z tej książki korzystał na wykładach w latach 1818–1821 Anioł Dowgird, profesor filozofii Uniwersytetu Wileńskiego)9. W Polsce podjęta została również próba wykorzystania do dydaktyki tradycji heglowskiej (filozofii idealistycznej bliskiej silnej wówczas w Polsce idei romantyzmu). Przedstawił ją Józef Kremer10. Był to podręcznik filozofii w ujęciu systematycznym (chyba pierwszy w Polsce – niezależnie od Libelta). Kremer był jednym z pierwszych propagatorów heglizmu w Polsce, jeśli chodzi o publikacje nie miał równych sobie w tym okresie; orientacja, którą prezentował, uzyskała nawet specjalny termin: heglizm galicyjski. Również i dalsze podręczniki logiki Kremera były pierwszymi poważniejszymi dziełami z tego zakresu od czasu XVII stulecia11. Heglizm Kremera miał wyraźną postać religijną („szczytem najwyższym mądrości ludzkiej jest nie abstrakcja, lecz osoba bezwzględna – Bóg”). Przedstawiana logika zawiera osadzenie metafizyczne i wyznacza arbitralność tworzonej na jej podstawie wiedzy: „same zasady logiczne, które zradzają w nas z koniecznością wiedzę o bytności Bożej, są również zarodem wszystkich innych prawd tak wielkiego znaczenia dla człowieka”. Wyraźna jest też akceptacja empirycznej filozofii przyrody, która „winna opierać się na doświadczeniu”, oraz widoczny jest silny sprzeciw wobec filozofii apriorycznej, która „prowadzi do marzeń”. W filozofii ducha następuje wyróżnienie: 1) „ducha samego w sobie”; 2) „ducha wyrażającego się w rzeczywistości” (w tym filozofia prawa i filozofia moralności) oraz 3) „ducha poznającego udzielony mu pierwiastek bezwzględny”. Niewątpliwie są to przykłady akcentów idealistycznych, wzmacniających specyficzną „słowiańskość” filozofii polskiej (w tym i jej przekazu edukacyjnego) oraz stanowiących o jej odrębności. Wyraźny jest wpływ innych epok dziejowych (i ich głównych idei filozoficznych) na sposób kształcenia filozoficznego. Trudno ocenić jednoznacznie oddziaływanie pozytywizmu na dydaktykę filozofii. W niektórych podręcznikach stwierdza się, że nastała epoka nauk pozytywnych, zmieniająca zasadniczo spekulatywną postać dotychczasowej filozofii. Jedną z jej W. Wąsik, Historia filozofii polskiej, Wrocław: Pax 1958, s. 317–318. J. Kremer, Wykład systematyczny filozofii obejmujący wszystkie jej części w zarysie. Dla miłośników tej umiejętności pragnących dokładniej się z nią obeznać, t. I, vol. 1, Kraków 1849 (zawiera fenomenologię i logikę), t. I, vol. 2, Wilno 1852 (zawiera filozofię natury i filozofię ducha); t. II (Filozofia natury i ducha ludzkiego), Warszawa 1877. 11 J. Maj (red.), Józef Kremer 1806–1875, Kraków: Universitas 2007. 9 10 156 Maciej Woźniczka konsekwencji jest pojawienie się psychologizmu (opartego na psychologii empirycznej). W Polsce jest to okres od podręcznika Emila Boiraca12 (1891) po okres podręczników II Rzeczypospolitej. W orientacji psychologistycznej, wzmocnionej logiką, były pisane podręczniki propedeutyki filozofii, wydane tuż przed drugą wojną światową. Następny okres kształcenia filozoficznego zdominowany jest przez warunkowanie ideologią polityczną (okres marksizmu w latach 1945–1989). Współczesności trudno jest nadać jednoznaczny wymiar (hasło „postmodernizm” nie wzbudza jednoznacznego entuzjazmu wśród filozofów), w filozofii dydaktycznej istotne są zarówno wątki scjentystyczne (motywowane scjentystycznym charakterem kultury współczesnej i przedstawiane poprzez instytucje edukacyjne), jak i swoisty współczesny synkretyzm (różnorodność poszukiwań, orientacja na podmiot, akcentowanie potrzeby praktyczności w kształceniu filozoficznym). Główne elementy poszczególnych okresów to: wierność danej tradycji, wzmocnienie edukacyjne jej głównych idei, przekonanie o słuszności danego paradygmatu interpretacyjnego filozofii w danym okresie kulturowym. Przenoszenie idei filozofii do jej obszaru edukacyjnego nigdy nie miało charakteru bezpośredniego. Trudno mówić o egzystencjalistycznych, fenomenologicznych czy hermeneutycznych podręcznikach do filozofii czy innych tego typu materiałach edukacyjnych, choć jakieś elementy tych formacji można w nich odnaleźć. Przyczyną tej nieciągłości jest zapewne nie tylko hermetyczny charakter specjalistycznej refleksji filozoficznej (często słabo orientowanej na przekaz edukacyjny), ale i powody kulturowo-społeczne. 1.2. Zasada wierności tradycji i podtrzymywania dotychczasowych wzorców. Klasyczna filozofia realistyczna a filozofia analityczna. Aspekt synchroniczny konwencji edukacyjnych Ogląd zasad konstrukcji programów edukacyjnych z filozofii może mieć charakter nie tylko historyczny (zresztą historia może być rozumiana nie tylko jako ciąg wymiennych paradygmatów, ale i jako rozwój jednej, względnie spójnej formacji filozoficznej). Silna w Polsce względnie ahistoE. Boirac, Zasady filozofii przystępnie wyłożone na podstawie historycznej i opatrzone tematami rozpraw, tłum. A. Dygasiński, Warszawa 1891. W końcówce XIX w. widoczna była postawa psychologizmu w systematycznej interpretacji materiału filozoficznego. Zasady filozofii Boiraca wyłożone są w następującym porządku: psychologia, logika, etyka, metafizyka, historia filozofii. 12 Alternatywność konwencji kształcenia filozoficznego 157 ryczna tradycja religijna zdaje się odwoływać do racji absolutystycznych i uniwersalistycznych. Właściwie można ją uznać za jedyną formację kształcenia filozoficznego, która niezmiennie odwołuje się do tych samych założeń, nawet nie tyle ściśle filozoficznych, ile bardziej światopoglądowych. Już w pracy Józefa Gołuchowskiego (1861; filozofia mesjanistyczna, filozofia narodowa) została podjęta próba udowodnienia (konwencja przekazu edukacyjnego) istnienia Boga osobowego oraz nieśmiertelności duszy13. W 1871 roku (prawdopodobnie w pierwszym napisanym przez Polaka podręczniku propedeutyki filozofii) Franciszek Kautny, wzorem zapewne silnej jeszcze w Polsce tradycji arystotelesowskiej, stwierdził: „szukamy zaś nie tylko pojedynczych, podrzędnych prawd, ale co więcej, i ogólnych, najwyższych, zasadniczych, z których wszystkie inne wynikają, i na których wszystkie inne, do nich się odnoszące, polegają”14. W historii filozofii starożytnej N.J. Laforeta (1873) przedstawiony jest podział na filozofię pogańską i filozofię chrześcijańską15, łącznie ze stwierdzeniem, że pierwsza z wymienionych „znikła zupełne w pierwszej połowie VI wieku”16. Filozofia u tego myśliciela pojmowana jest w sposób scholastyczny jako podporządkowana teologii17. W 1875 roku Henryk Struve przypisał filozofii poszukiwanie „jedności, niezmienności i celowości bytu” stanowiące podstawę pojęcia jego istoty jako „jednej, niezmiennej i działającej celowo, zasady wszechbytu”18. W 1899 roku Marian Morawski określił filozofię jako „badanie pierwszych 13 J. Gołuchowski, Dumania nad najwyższymi zagadnieniami człowieka poprzedzone historycznym rozwinięciem głównych systematów filozoficznych od Kanta do najnowszych czasów, Wilno 1861. 14 Ks. F. Kautny, Propedeutyka filozoficzna oparta na prawdziwych zasadach, Kraków 1871, s. 9. Określił on filozofię jako „umiejętność prawd zasadniczych, dotyczących wszechrzeczy, rozumem ludzkim nabytą”, tamże. 15 Podział ten jest podtrzymany i we współczesnych podręcznikach: u Coplestona jest wyróżnienie: „student chrześcijański” i „myśl pogańska”, [w:] F. Copleston, Historia filozofii, tłum. H. Bednarek, Warszawa: Pax 1998, t. I Grecja i Rzym, s. 22. 16 N.J. Laforet, Dzieje filozofii starożytnej, tłum. W. Miłkowski, Kraków 1873, s. X. 17 Por. „Badana od strony konkretnej i ontologicznej, filozofia ma za główny przedmiot Boga samego w sobie i w związku ze światem, a w szczególności z człowiekiem: Bóg i bezwzględne idee, których on jest właściwym siedliskiem, rozważane jako przedmiot rozumu ludzkiego – oto środkowy punkt badań filozoficznych”, [w:] tamże, s. 1. 18 H. Struve, Cechy charakterystyczne filozofii i jej znaczenie w porównaniu z innymi naukami. Mowa miana na akcie uroczystym Uniwersytetu Warszawskiego..., Warszawa 1875, s. 44. 158 Maciej Woźniczka przyczyn wszechrzeczy”19. Fryderyk Kirchner definiował w 1902 roku filozofię jako „naukę o ostatecznych podstawach wszelkiego bytu”, zakładającą „myślenie systematyczne, gruntowne i konsekwentne”20. W 1903 roku u Henryka Struvego filozofia to nauka mająca na celu wyjaśnienie „objawów bytu” z punktu widzenia „ogólnych zasad wiedzy”21, a nawet „badanie zasad wszechbytu”22. W podręczniku Jana Bączka (1909) zawarte jest przeświadczenie o dostarczaniu przez historię filozofii wiedzy „o najwyższych przyczynach bytu i życia” oraz wpływu prawdy objawionej na nią23. W pracy W. Gąsiorowskiego (1928) podtrzymane jest przekonanie, że filozofia usiłuje odkryć przyczyny ostateczne24. W 1929 roku w Słowniku wyrazów obcych Michała Arcta filozofię określano jako „naukę badającą istotę wszechrzeczy”25. Jeszcze w 1930 roku używano określenia „filozofia, ta nauka o wszechbycie”26. W 1930 roku A. Stöckl i J. Weingärtner stwierdzili, że najbardziej naturalny podział dziejów filozofii polega na wyróżnieniu filozofii przed i po Chrystusie27, a za punkt zwrotny w nich uznali pojawienie się kategorii objawienia28. W podręczniku Kazimierz Kowalskiego (1930) „filozofia to nauka rozumowa o najgłębszych przyczynach całości czyli porządku bytu”29. W 1947 roku ks. F. Kwiatkowski określał filozofię jako naukę o „ostatecznych przyczynach wszechrzeczy... nabytą światłem M. Morawski, Filozofia i jej zadanie, Kraków 1899, s. 7. F. Kirchner, Katechizm historii filozofii od Talesa aż do czasów najnowszych, tłum. K. Krauz, Warszawa 1902, s. 5. 21 H. Struve, Wstęp krytyczny do filozofii, Warszawa 1903, s. 75. 22 Tamże, s. 83. 23 J. Bączek, Zarys historii filozofii, Warszawa 1909, s. 3. 24 W. Gąsiorowski, Historia filozofii, Sandomierz 1928. 25 Por. „Filozofia to nauka badająca istotę wszechrzeczy w celu wyjaśnienia szczegółowych objawów bytu, nauka usiłująca zbadać, czym jest świat, aby określić stanowisko człowieka w świecie; badanie zasad i praw jakiejś gałęzi wiedzy; mądrość głęboka”, [w:] M. Arct, Słownik wyrazów obcych, Warszawa 1929, wyd. IX, s. 78 (reprint Warszawa 1992). 26 Por. R. Rajchman-Ettingerowa, Propedeutyka filozofii w szkole średniej, „Przegląd Filozoficzny” 33 (1930), s. 133. 27 A. Stöckl, J. Weingärtner, Historia filozofii w zarysie, s. 1. 28 Por. „W objawieniu chrześcijańskim uzyskała filozofia wyższe światło przewodnie, które jej przyświecało jak gwiazda i utrzymywało ją w kwestiach zasadniczych na drodze prawdy”, tamże, s. 114. 29 K. Kowalski, Podstawy filozofii, Gniezno 1930, s. 24. 19 20 Alternatywność konwencji kształcenia filozoficznego 159 przyrodzonym rozumu ludzkiego”30. Przekonanie o istnieniu ostatecznego porządku rzeczy przedstawiane jest i w obecnych podręcznikach chrześcijańskiej formacji edukacyjnej. W pracy Czesława S. Bartnika nadal „filozofia bada ostateczne przyczyny wszechrzeczy, bytu jako takiego i rzeczywiście istniejącego”31. Andrzej Maryniarczyk zauważył, że „filozofia byłaby więc «drogą wstępującą» w poznaniu ostatecznej przyczyny wszechrzeczy”32. Jedną z alternatywnych, warunkowanych tradycją, propozycji kształcenia filozoficznego przedstawiają w Polsce przedstawiciele i kontynuatorzy szkoły lwowsko-warszawskiej. Zgodnie z nią filozofia analityczna traktowana jest jako wiedzotwórczy i metodologiczny rdzeń filozofii. Programowe założenia minimalistyczne tej filozofii mają stanowić o jej ścisłości i bliskości względem programu filozofii naukowej. Do głównych jej założeń należały postulaty Brentanowskiego programu uprawiania filozofii: budowanie warunkowanej epistemologicznie wizji „filozofii naukowej”, opozycja wobec idealistycznej i metafizycznie zorientowanej filozofii, logicyzacja refleksji filozoficznej, nawiązująca do tradycji arystotelesowsko-scholastycznej. Zasadniczymi składnikami koncepcji dydaktycznej przedstawicieli szkoły lwowsko-warszawskiej były: stanowisko antyirracjonalistyczne, postulat minimalizmu metafizycznego, traktowanie refleksji przyrodoznawczej jako miejsca odniesień, integracja doświadczenia filozoficznego i moralnego. Przekonania te znalazły wyraz w publikacjach o charakterze dydaktycznym (por. choćby Epistemologię Jana Woleńskiego33). Niebagatelną rolę w tej tradycji dydaktycznej odgrywa postawa mistrza, autorytetu naukowego i moralnego – co oznacza uwzględnianie również czynników o charakterze społecznym (motyw szkoły naukowej) w konstrukcji programów edukacyjnych w zakresie filozofii. F. Kwiatkowski, Filozofia wieczysta w zarysie, Kraków: Wydawnictwo Apostolstwa Modlitwy 1947, s. 12. 31 Cz.S. Bartnik, Historia filozofii, Lublin: KUL 2001, wyd. 2, s. 30. 32 A. Maryniarczyk, Aktualność tomizmu, [w:] M.A. Krąpiec, S. Kamiński, Z.J. Zdybicka i in., Wprowadzenie do filozofii, Lublin: RW KUL 1999, s. 707. 33 Por. deklarację pisania podręczników filozofii systematycznej w konwencji określonej tradycji (tu: filozofii analitycznej): „W każdym razie, bronię klasycznej definicji prawdy, empiryzmu genetycznego i metodologicznego, realizmu bezpośredniego (naturalnego), antyirracjonalizmu, i realizmu epistemologicznego, by podkreślić punkty najogólniejsze i najważniejsze”, [w:] J. Woleński, Epistemologia, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN 2005, s. 9. 30 160 Maciej Woźniczka 1.3. Zasada instytucjonalizacji kształcenia Merytoryczną podstawą konstrukcji programów edukacyjnych z filozofii są przede wszystkim koncepcje i idee filozoficzne. Ale ich wykorzystanie przebiega w określonych uwarunkowaniach instytucjonalnych. Uwarunkowania te istotniejsze są na niższych etapach kształcenia, gdzie ważne są dookreślenia o charakterze wychowawczym. Potrzeba szkolnej pedagogizacji wymaga nie tylko opisu rzeczywistości, ale również jej oceny. Postawa taka widoczna jest już w najstarszych podręcznikach, zwłaszcza pisanych przez przedstawicieli filozofii chrześcijańskiej34, łącznie z postulatem odróżniania dziejów filozofii od historii literatury oraz religii prawdziwej od fałszywej35. Jedynie pierwsze z wymienionych są właściwym wykładem „historii ducha ludzkiego”, drugie mają dla niego znaczenie tylko marginalne. W podobnej konwencji wartość dociekań poznawczych człowieka określał w 1896 roku E. Blanc36. Por. „Zresztą należy surowo oceniać ludzi, których błędy zatruły źródła tradycji filozoficznej. Dziejopisarz nie jest zwykłym zbieraczem, lecz sędzią; zadaniem jego zniweczyć błąd, a głosić prawa prawdy. Chcieć, pod pozorem bezstronności, mówić tym samym tonem i niemal tymi samymi wyrazami o różnych teoriach, prawdziwych lub fałszywych, walczących o panowanie nad umysłami, znaczyłoby obałamucać rozum i uwłaczać umiejętności. Prawdziwa bezstronność zależy na wynoszeniu dobra lub poniżaniu złego wszędzie, gdzie się je napotka, lecz nie na stawianiu ich na równi. Zwyczaj ten, niestety tak pospolity w naszym wieku, chcący jakby gwałtem wynaleźć jakąś równowagę między prawdą a fałszem, otaczania równym szacunkiem Epikura lub Spinozy, jak Platona lub Malebranche’a, jest dla każdego umysłu, niepozbawionego przyrodzonej prawości i energii, jednym z najsmutniejszych objawów słabości rozumu”, [w:] N.J. Laforet, Dzieje filozofii starożytnej, tłum. W. Miłkowski, Kraków 1873, s. 6. 35 Por. „Jest ona [historia filozofii – M.W.] nieodłączną zwłaszcza od historii religii, która się dzisiaj rozwija i której nie mamy powodu się obawiać, tak samo, jak przeciwnicy nie mają przyczyny się cieszyć. Religie, istotnie, przy całej swej rozmaitości nie wykluczają religii prawdziwej, tak jak fałszywe systematy filozoficzne nie wykluczają systematu prawdziwego”, [w:] J. Bączek, Zarys historii filozofii, s. 6. 36 Por. „Kreślić historię filozofii jest to kreślić dzieje ducha ludzkiego, opowiadać jego postępy, zboczenia, jego rozwój, błędy i zwycięstwa. Postawiony wobec zagadnień przeszłości i przyszłości, wpośród wszelakiego rodzaju tajemnic, człowiek, pomimo cechującej go lekkomyślności, oddawał się badaniom filozoficznym z niezmordowaną ciekawością i z bezgraniczną nadzieją poznania. Chciał wszystko poznać sam przez się: Boga, duszę, ducha, materię, prawdę i dobro. Narody i filozofowie badali zawzięcie, każdy na swój sposób, te wielkie zagadnienia. Pierwsi przynosili swoje dawne tradycje, mniej lub więcej zmienione, swoją logikę naturalną, nieuświadomioną zdolność poznania; filozofowie ze swej strony dorzucili refleksje oryginalne i naukową swą dialektykę. Tak 34 Alternatywność konwencji kształcenia filozoficznego 161 W. Gąsiorowski stwierdził wręcz, że w skład filozofii wchodzi kryteriologia, która ma ocenić wartość poznania37. Instytucjonalizacja kształcenia filozoficznego zdaje się wywierać pewien wpływ na charakter nauczanej filozofii. Wzmacniane są elementy, które mają pozytywne znaczenie wychowawcze. Ma ono różny charakter, zależny od tego, czy filozofia jest samodzielnym przedmiotem edukacyjnym, czy też jedynie kontekstowym (nauczanie blokowe, ścieżki międzyprzedmiotowe). Wciąż istotne jest znaczenie pedagogizujące propedeutyki filozofii (współcześnie przedmiot ten podtrzymany jest w kształceniu akademickim na kierunkach filozoficznych). Tradycja instytucjonalizacji kształcenia filozoficznego jest potężna, ale jej rozwój ograniczają warunki społeczno-kulturowe (wiązane z tradycją, światopoglądowe i ideologiczne). Wydaje się, że w kształceniu filozoficznym nie można wykluczyć żadnej z wymienionych wyżej zasad. W pełnych jego koncepcjach winny znaleźć właściwe miejsce wszystkie z wymienionych czynników. 2. Sposoby rozumienia filozofii a konwencje jej przekazu edukacyjnego Problem alternatywności rozwiązań filozofii edukacyjnej można rozpatrywać nie tylko w kontekstach dziejowych (diachronicznych i synchronicznych) czy instytucjonalnych, ale również w aspekcie kształtowanych przez tradycję jej głównych postaci. W tym sensie można mówić o czterech głównych formacjach edukacyjnych. 2.1. Kulturowa formacja edukacyjna Podstawową cechą tej formacji jest orientacja maksymalistyczna (zawierająca elementy irracjonalizmu, egzystencjalizmu, filozofii życia, filozofii dialogu, orientacji na etykę). Konsekwencją tego maksymalizmu powstała filozofia, ta przynajmniej, która jest przedmiotem historii i która nie jest zgoła jedynym owocem refleksji mędrców, ale także zbiorowym dziedzictwem wieków minionych”, [w:] E. Blanc, Histoire de la philosophie et particuleriement de la philosophie contemporaine, Lyon 1896. Na podstawie: J. Bączek, Zarys historii filozofii, s. 6. 37 W. Gąsiorowski, Historia filozofii, Sandomierz 1928. 162 Maciej Woźniczka jest znaczna niejednolitość i różnorodność w zakresie przedstawianych propozycji. Koncepcje filozofii orientowane kulturowo nie znalazły swojego odpowiednika w wyraźnej reprezentacji dydaktycznej, opracowanej w postaci konkretnych publikacji. Jednak przedstawiane były widoczne sugestie dotyczące wzmocnienia kulturowego oddziaływania filozofii edukacyjnej. Już w 1927 roku Stanisław Ossowski zwracał uwagę na potrzebę takiej modyfikacji kształcenia filozoficznego, która wychodziłaby poza program ściśle scjentystycznej filozofii38. Stanisław Kamiński, który przyznawał się do dziedzictwa również i analitycznej tradycji szkoły lwowsko-warszawskiej, uznawał pomysł budowania filozofii opartej na nauce za absurdalny39 (proponował orientację na ideał philosophiae perennis, wskazywał na oczekiwania „sapiencjalno-światopoglądowe” wobec filozofii, sprzeciwiał się jej ideologizacji). Przedstawiciel filozofii katolickiej, ks. Augustyn Jakubisiak, określił logicyzm szkoły lwowsko-warszawskiej mianem virus logisticus40. Duże znaczenie dydaktyczne posiadają propozycje aksjologiczne Henryka Elzenberga (studiował pod kierunkiem Bergsona, wiązany z egzystencjalizmem; wiele lat uczył w gimnazjach w Krakowie i Wilnie) oraz jego krytyka hegemonii nauki w kulturze41. Jako „umiarkowany irracjonalista” występował przeciwko nazbyt restrykcyjnemu charakterowi filozofii postulowanemu przez szkołę lwowsko-warszawską (krytykował nadmierny scjentyzm, sprzeciwiał się sugestiom utożsamiania kultury z nauką i propozycjom poszukiwania „ostatecznych rozwiązań”)42. Ta krytyczna wobec scjentyzmu orientacja w dydaktyce utrzymuje się aż po współczesny postmodernizm. 38 Por. „lekcje w szkole średniej nie są przeznaczone dla przyszłych pracowników naukowych, ale dla przyszłych rzesz inteligencji, która zajmie w społeczeństwie różnorodne stanowiska”, [w:] S. Ossowski, Propedeutyka filozofii w szkole średniej, „Przegląd Filozoficzny” 29 (1927), s. 231. 39 Por. A. Bronk, Wielość i jedność nauki (Stanisława Kamińskiego opcje metodologiczne), [w:] S. Kamiński, Nauka i metoda. Pojęcie nauki i klasyfikacja nauk, Lublin: TN KUL 1992. Do druku przygotował A. Bronk, s. 352. 40 Tamże, s. 252. 41 Por. H. Elzenberg, Nauka i barbarzyństwo, „Pamiętnik Warszawski” 4/5 (1930), s. 104–115; na podstawie przedruku: tenże, oprac. M. Woroniecki, Z historii filozofii, Kraków: Wydawnictwo Znak 1995, s. 228. 42 Por. S. Borzym, Panorama polskiej myśli filozoficznej, Warszawa: PWN 1993, s. 248–250. Alternatywność konwencji kształcenia filozoficznego 163 Jednak pewne propozycje kulturowego wzmocnienia filozofii formułowane były również przez przedstawicieli szkoły lwowsko-warszawskiej. Regina Rajchman-Ettingerowa proponowała nadanie propedeutyce filozofii bardziej kulturowego charakteru43. Bolesław Gawecki dopuszczał taką koncepcję filozofii, która była „wyrazem poglądu na świat i życie”. Również Jan Łukasiewicz proponował traktować filozofię jako „najogólniejszy pogląd na świat, a nie jako naukę, co niezupełnie odpowiadało intencjom Struvego i Twardowskiego”44. Wizje pojmowania filozofii, formułowane przez oponentów i przeciwników szkoły lwowsko-warszawskiej, takich jak: Roman Ingarden (krytyka neopozytywizmu), Leon Chwistek45 (teoria „wielu rzeczywistości”, idea indywidualnych teorii filozoficznych, krytyka twardowszczyków za werbalizm), Ludwik Fleck (koncepcja „stylu myślowego”, socjologiczne uwikłania wiedzy), Stanisław Ignacy Witkiewicz (zarzut solipsyzmu i jednostronności wobec twardowszczyków) – nie uzyskały rozwinięcia i kontynuacji w postaci jakiejkolwiek propozycji konkretnej konwencji dydaktycznej. Por. „Współczesna zaś nasza kultura idzie nie tylko w głąb, ale i wszerz: obok nieprzebranego bogactwa objawów wykazuje ona niebywałą, jak najdalej idącą specjalizację i zwężenie indywidualnego pola działania. Wysuwa ona przeto zagadnienie połączenia fachowości z ogólnym wykształceniem i rodzi gwałtowną potrzebę rzucenia mostu z jednostronności swego zawodu, swego przedmiotu i pola pracy do najogólniejszych, najistotniejszych składników kultury, potrzebę połączenia fragmentów z całością. Chodzi o stworzenie, o urobienie «całego» człowieka w celu zespolenia odmiennych, rozbieżnych stron kultury i umożliwienie wzajemnego oddziaływania”, [w:] R. Rajchman-Ettingerowa, Propedeutyka filozofii w szkole średniej, „Przegląd Filozoficzny” 33 (1930), s. 133. 44 J. Woleński, Szkoła lwowsko-warszawska w polemikach, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe Scholar 1997, s. 45. Por. J. Łukasiewicz, O nauce i filozofii, „Przegląd Filozoficzny” 18 (1915). 45 L. Chwistek ok. 1930 r. w rozdzialiku Smutny stan filozofii polskiej pisał: „Pokolenie dzisiejsze wykazuje przerażającą bezpłodność, już to czepiając się bezkrytycznie niezbyt fortunnych pomysłów niemieckich, już to odkładając pracę filozoficzną do czasu, kiedy jacyś tam rzekomo genialni «logistycy» polscy wykończą swoje od dawna zapowiedziane, nader skomplikowane, a w gruncie rzeczy zupełnie jałowe systemy”, [w:] tenże, Pisma filozoficzne i logiczne, Warszawa: PWN 1961, t. I, s. 190. 43 164 Maciej Woźniczka 2.2. Formacja edukacyjna scjentyzmu Bez wątpienia w konwencjach kształcenia filozoficznego dominowała postawa scjentystyczna. Można ją interpretować jako dziedzictwo tradycji postpozytywistycznej. Najsilniejszy wyraz znalazła w postaci propozycji edukacyjnych opracowanych w konwencji filozofii analitycznej i tradycji edukacyjnej mistrzów szkoły lwowsko-warszawskiej. Model scjentystyczny to: koncepcja „małej filozofii”, opieranie się na w miarę aktualnym stanie „wiedzy filozoficznej”, dominujący układ to systematyczny – czy w bardziej praktycznej wersji oparty na wybranych zagadnieniach. Ten wariant można oczywiście rozwijać, jedną z jego postaci może być nowy przedmiot: teoria wiedzy – podjęty już w niektórych krajach Unii Europejskiej. Pełna wersja tego wariantu i jego orientacja docelowa to filozofia pojmowana jako dyscyplina naukowa, odpowiednia bardziej dla poziomu akademickiego. W tej tradycji dydaktycznej jedną z jej oznak było akcentowanie znaczenia logiki. Zgodnie z założeniami silnej w Polsce tradycji arystotelesowsko-scholastycznej uważano dość powszechnie, że logika stanowi właściwe wprowadzenie do filozofii. Argumentację tę wzmacniano w Polsce potrzebą okiełznania swoistego „ducha narodowego” Polaków, który najsilniejszy swój wyraz znalazł w postaci filozofii mesjanistycznej. Po nowożytnym przewrocie epistemologicznym włączono do zlogicyzowanej propedeutyki filozofii część psychologiczną (orientowaną empirycznie). Konwencja ta znalazła odzwierciedlenie w wydanych po polsku podręcznikach filozofii już na początku XIX wieku46, stanowiła nawiązanie do ówczesnej trady1802 – E.B. de Condillac, Logika czyli pierwsze zasady sztuki myślenia, tłum. J. Znosko, Wilno; wyd. 2 – 1808; wyd. 3 – 1819 (był to przekład podręcznika logiki Condillaca z 1780 r., zaakceptowany przez KEN, do 1830 r. stosowany w polskich szkołach, wznowiony w BKF w 1952 r. ze wstępem i przypisami T. Kotarbińskiego); 1812 – F. Jaroński: O filozofii (cz. I. Wiadomość o filozofii w powszechności, cz. II Logika, cz. III Przypisy i objaśnienia do logiki), Kraków; 1816 – P. Przeczytański, Logika czyli sztuka rozumowania, Warszawa [podręcznik logiki (Przeczytański był pijarem) w duchu sensualizmu i empiryzmu (Locke)]; 1818 – F.W.D. Snell, Psychologia empiryczna i logika z dzieła o filozofii... wyjęte i na polski język przełożone przez Wojciecha Izydora Choynackiego, Warszawa; 1862 – T. Borzęcki, Treść logiki popularnej, poprzedzona krótkim wykładem psychologii, Warszawa; 1871 – ks. F. Kautny, Propedeutyka filozoficzna oparta na prawdziwych zasadach, Kraków (w konwencji ówcześnie przyjętego „pospolitego zwyczaju” składała się z dwóch części: logiki i psychologii empirycznej). 46 Alternatywność konwencji kształcenia filozoficznego 165 cji europejskiej47 i była kontynuowana do lat czterdziestych XX wieku48. Wzmacniali ją szczególnie przedstawiciele o orientacji logicznej ze szkoły lwowsko-warszawskiej. Nie jest jasne, dlaczego proponowali tak długo również wersję psychologistyczną propedeutyki49, skoro „antypsychologizm był powszechnie akceptowany wśród filozofów szkoły lwowsko-warszawskiej, a artykuł Łukasiewicza był tam traktowany jako ostateczne zamknięcie całej sprawy”50. Ale opozycja tej szkoły do określonego stylu filozofii polskiej (np. tradycja postromantyczna) mogła mieć znaczenie ujemne dla dydaktyki. Radykalne postulaty filozoficzne mogły sugerować jednostronne rozwiązania dydaktyczne. Postulaty scjentyzacji filozofii mogły prowadzić do redukcji filozofii światopoglądowej51. Opozycja wobec tej postawy edukacyjnej była nieliczna i rozproszona. Należał do niej Władysław Tatarkiewicz, który sprzeciwiał się ograniczaniu wstępnego kursu filozofii tylko do zagadnień logicznych Por. Ch. Jourdain, Notions de philosophie, Paris 1863 (rozdziały tej książki tworzą: psychologia, logika, etyka i teodycea, elementy historii filozofii); R. Lehmann, Lehrbuch der philosophischen Propädeutik, Berlin 1911, wyd. 3 (głównie logika i psychologia, krótkie rozdzialiki o teorii poznania, etyce i estetyce). 48 1938 – K. Ajdukiewicz, Propedeutyka filozofii dla liceów ogólnokształcących, Lwów–Warszawa (wyd. 2 – 1947, 3 i 4 – 1948, 5 – 1950); 1938 – T. Czeżowski, Propedeutyka filozofii. Podręcznik dla II klasy wszystkich wydziałów w liceach ogólnokształcących (wyd. 2 – 1946 pt. Główne zasady nauk filozoficznych. Podręcznik propedeutyki filozofii, wyd. 3 – 1959); 1938 – B. Gawecki, Propedeutyka filozofii. Podręcznik dla kl. drugiej liceów ogólnokształcących, Warszawa; 1938 – H. Lelesz, Podręcznik propedeutyki filozofii dla klasy drugiej liceów ogólnokształcących, Lwów; 1939 – J. Metallmann, Wprowadzenie do zagadnień filozoficznych, Kraków. 49 Być może ważny był tu wpływ samego mistrza, bowiem „do końca swoich dni jednak Twardowski uważał psychologię za dyscyplinę filozoficzną”, [w:] R. Palacz, Klasycy filozofii polskiej, Warszawa–Zielona Góra: Zachodnie Centrum Organizacji 1999, s. 318. 50 J. Woleński, Szkoła lwowsko-warszawska w polemikach, s. 33. Wspominany artykuł Łukasiewicza ukazał się w 1907 r. 51 Por. „Klasyczne zagadnienia filozofii należą więc do sfery światopoglądu, a te można jedynie głosić na własny, prywatny użytek. Była to więc rezygnacja z wielkiej i twórczej problematyki filozoficznej i ograniczenie działalności filozoficznej do programu szkolnego, przykrojonego także do wymagań i sytuacji polskiej filozofii”, [w:] R. Palacz, Klasycy filozofii, s. 326. 47 166 Maciej Woźniczka i psychologicznych52, powołując się nawet na związane z tym kursem negatywne doświadczenia osobiste53. Bohdan Kieszkowski, częściowo akceptując założenia orientacji logiczno-psychologicznej, stwierdził, że „nie realizuje ona założonych celów propedeutyki filozofii” oraz „nie stoi w zgodzie z obecnym stanem nauk filozoficznych”54. Ludwik Chmaj jako podstawową wadę tej koncepcji wymienił brak możliwości rozbudzania zainteresowań filozoficznych (uznawane współcześnie za jeden z podstawowych elementów wychowawczych) i wyraził nawet opinię, iż spowoduje ona „całkowity upadek kultury filozoficznej w Polsce”55. Krytykę nie tylko postawy edukacyjnej przedstawicieli szkoły lwowsko-warszawskiej, ale i jej poważniejszego oddziaływania kulturowego na polską filozofię przedstawił Roman Ingarden (wspomnieć tu należy dyskusyjny zarzut Ingardena, że szkoła nadmiernie ciążyła ku pozytywizmowi – a tymczasem, według Woleńskiego, przynależy bardziej do tradycji analitycznej56). Por. „Nikt oczywiście nie będzie zaprzeczać, że logika i psychologia mają znaczenie bardzo doniosłe dla wyrobienia umysłowego i wykształcenia ogólnego. Są wręcz niezastąpione. Nie znaczy to wszakże, aby były wystarczające dla ogólnego filozoficznego wykształcenia. Ograniczenie do nich kursu filozofii i pominięcie w liceum innych działów filozofii ma skutek podwójnie zły. Trzeba mianowicie stwierdzić, że zainteresowania młodzieży w wieku licealnym w najrzadszych tylko wypadkach idą w kierunku rozważań tak ścisłych jak logiczne, natomiast idą w kierunku «światopoglądowym». [...] Gdyby kto chciał skarykaturować program przesadnie logistyczny, to na pewno nie wybrałby innych przykładów”, [w:] W. Tatarkiewicz, B. Gawecki i in., Opinie o programach licealnych. Filozofia, „Przegląd Pedagogiczny” 1937, s. 153. 53 Por. „Ograniczenie filozofii w nauczaniu szkolnym do logiki i psychologii z pominięciem zagadnień światopoglądowych jako trudnych i nie nadających się do precyzyjnego traktowania nie jest bynajmniej pomysłem tak postępowym, jakby się mogło zdawać. Tak było np. w przedwojennych szkołach rosyjskich; jakie zaś w nich dawało owoce, to wiem z doświadczenia własnego i kolegów: trzeba było niemało czasu i wysiłku, aby z powrotem pogodzić się z filozofią i zachęcić do niej”, tamże. 54 B. Kieszkowski, Zagadnienie programu propedeutyki filozofii, „Przegląd Filozoficzny” (1) 1931, s. 60. 55 W. Tatarkiewicz, B. Gawecki i in., Opinie o programach licealnych. Filozofia, „Przegląd Pedagogiczny” (1937), s. 155. 56 J. Woleński, Filozoficzna szkoła lwowsko-warszawska, Warszawa: PWN 1985, s. 317. 52 Alternatywność konwencji kształcenia filozoficznego 167 2.3. Klasyczna filozofia realistyczna (metafizyczna, orientacja na religię, dociekanie ostatecznych podstaw rzeczywistości i poznania) W kraju światopoglądowo zdominowanym przez religię katolicką uznanie winna mieć koncepcja klasyczna filozofii. Trzeci, klasyczny model kształcenia obejmowałby „ostateczne” odniesienia filozofii, orientację na religię (współfunkcjonowanie z duchowym klimatem nauczania religii w szkole) i przeznaczony byłby raczej dla liceów katolickich czy szkół preferujących tę postawę światopoglądową. Przełom XIX i XX wieku zaznaczył się w dydaktyce silnym oddziaływaniem klasycznej koncepcji filozofii. W wielu podręcznikach filozofii w Polsce mocno akcentowano przynależność do tej tradycji interpretacyjnej. Na początku dominuje postawa ocenna (echa apologetyki?), która z czasem ulega pewnemu wyciszeniu. W materiałach podręcznikowych zawarte jest przekonanie, iż „centralne pytania filozofii odnajdujemy również w religii”57. Klasyczna filozofia realistyczna właściwie cały czas osadzona jest na rdzeniu neotomistycznym w różnych wariantach (w dokładniejszych analizach wyróżnia się pięć odmian neotomizmu w Polsce: tradycyjny, lowański, egzystencjalny, konsekwentny oraz logicyzujący). Nie ma żadnych wątpliwości, że „neotomizm jest uważany za oficjalną filozofię Kościoła katolickiego w Polsce i za filozoficzną wykładnię światopoglądu chrześcijańskiego”58. Nauczanie filozofii w konwencji neotomistycznej posiada silne uzasadnienia instytucjonalne, chyba najpoważniejsze w całej strukturze dydaktyki filozofii w ogóle (nauczanie religii) – zwłaszcza na poziomie szkolnictwa podstawowego i średniego. Z zamierzeń i celu ta formacja edukacyjna wydaje się być bliska i stanowić pewną pozostałość konwencji filozofii szkolnej, wykładanej w XVII i XVIII wieku (kiedy stanowiła opozycję instytucjonalnej filozofii scholastycznej wobec rozwijającej się poza placówkami akademickimi filozofii racjonalistycznej). Ogólne założenia wariantu edukacyjnego tej filozofii dotyczą osadzania wartości życia na podstawie religijnej59, przekonania, iż istnieje jedna J. Galarowicz, Na ścieżkach prawdy. Wprowadzenie do filozofii, Kraków: PAT 1992, s. 93. 58 Tamże, s. 78. 59 „Jakkolwiek wspaniały system nauki spekulatywnej wytworzyli filozofowie greccy, przecież rozwiązać nie mogli oni najważniejszych zagadnień życiowych, aż nareszcie sama Prawda Boża przyszła na świat”, [w:] Bączek, Zarys historii filozofii, s. 68. 57 168 Maciej Woźniczka filozofia prawdziwa (niekiedy wręcz żarliwa walka o prawdę filozoficzną) czy nawet podważanie filozofii nowożytnej i współczesnej poczynając od Kartezjusza60. Nie można odrzucić tezy stanowiącej o tym, że proponowane interpretacje motywowane są potrzebą uporządkowania chaosu poznawczego i aksjologicznego współczesnej kultury, utrzymywania postawy krytycznej, efektywnego wykorzystania tradycji filozoficznej. 2.4. Filozofia synkretyczna, praktyczna, podmiotowa (ponowoczesna) Jako uzupełnienie tych formacji edukacyjnych można przyjąć model czwarty – synkretyczny. Generalnie wypełniałby on obszar filozofii praktycznej. Zawierałby nie tylko konwencję „dociekań filozoficznych” Matthew Lipmana czy projekt „Lego-Logos”, ale również początkujące w Polsce poradnictwo filozoficzne. Ogólnie wykorzystywałby on propozycje płynące z antypedagogiki, hermeneutyki i postaw wiązanych z postmodernizmem. Obszar jego funkcjonowania to zakres „orientacji na rozwój” i kształcenie filozoficzne raczej młodszej części pokolenia. Program dociekań filozoficznych rozpowszechniany jest w Polsce przez fundację Phronesis. Podstawą tej koncepcji jest nie przekaz wiedzy filozoficznej (co wywołuje sprzeciw „tradycyjnych” filozofów), lecz kształcenie umiejętności filozoficznego myślenia61. Klasę szkolną traktuje się jako wspólnotę dociekającą, której podstawą funkcjonowania jest dialog i dyskusja. Niedopuszczalna jest jakakolwiek forma manipulacji czy indoktrynacji, ani przejmowania przez dzieci własnych poglądów nauczyciela. Główna atrakcyjność programu skupiona jest na rozwiązaniach metodycznych, których dotkliwy brak jest powszechnie odczuwany w innych standardach kształcenia filozoficznego. Łącznie z ewidentnymi niestosownościami typu: „Nauka odrzuca wszelką formę ewolucjonizmu absolutnego i ateleologicznego”, [w:] J. Bączek, Zarys historii filozofii, s. 112, czy silnymi ocenami: „Nazwano poglądy Nietzschego wariacko-zbójecką filozofią”, tamże, s. 158. 61 Por. M. Lipman, A.M. Sharp, F.S. Oscanyan, Filozofia w szkole, tłum. B. Elwich, A. Łagodzka, Warszawa: CODN 1996. 60 Alternatywność konwencji kształcenia filozoficznego 169 3. Alternatywność a problem propedeutyki filozofii Propedeutyka filozofii to typowy przykład niejasności koncepcyjnej obszaru kształcenia filozoficznego. W literaturze przedmiotu przedstawiano różne propozycje, dotyczące interpretacji i potrzeby funkcjonowania wyodrębnionej dyscypliny dydaktycznej, występującej pod nazwą „propedeutyka filozofii”. Pomimo że kryteria wyodrębniania propedeutyki od jej właściwej nauki nie były wyraźnie formułowane, to jednak w przypadku filozofii dość powszechnie ją wydzielano. Już w 1863 roku Henryk Struve zauważył, że „specjalny nasz wykład logiki [...] nie często nada nam sposobność rozważyć znaczenie filozofii w ogóle”62. W 1871 roku w propedeutyce określanej (już wtedy w konwencji „pospolitego zwyczaju”) jako nauce „przygotowawczej czyli przysposabiającej do filozofii” wydzielano dwie główne części: logikę i psychologię empiryczną63. W 1898 roku ks. Marian Morawski stwierdził, że w ostatnich dziesiątkach lat XIX wieku nastąpiło osłabienie kulturowego funkcjonowania filozofii, czego właśnie wyrazem było wprowadzenie propedeutyki64. Na początku XX wieku akceptowano niemiecką koncepcję propedeutyki65, choć zdarzały się i wzorce francuskie66. W. Jerusalem stwierdził, że psychologia i logika słusznie uchodzą za nauki przygotowawcze, czyli propedeutyczne do filozofii67. Henryk Struve wyróżnił dwa rodzaje propedeutyki filozoficznej. Pierwszy (propedeutyka filozoficzna w ścisłym 62 H. Struve, Wywód pojęcia filozofii. Lekcja wstępna do nauk filozoficznych miana w Szkole Głównej w Warszawie dnia 14. lutego 1863 r., Warszawa 1863, s. 2. 63 F. Kautny, Propedeutyka filozoficzna..., s. 12. 64 Por. „Po wszechnicach zamiast filozofii wykłada się najczęściej tylko historię filozofii – filozofię traktują jako antyk, jako martwy pomnik starożytności. Ze szkół na koniec samo imię filozofii zostało wykluczone i zastąpione niepoczesną propedeutyką”, [w:] ks. M. Morawski, Filozofia i jej zadanie, Kraków 1899, s. VII, wyd. 3. 65 Por. np. A. Meinong, Ueber philosophische Wissenschaft und ihre Propädeutik, 1885; P. Natorp, Philosophische Propädeutik (Allgemeine Einleitung in die Philosophie und Anfangsgründe der Logik, Ethik und Psychologie) in Leistsätzen zu akademischen Vorlesungen, Marburg 1905 (zawiera jeszcze sylogizmy). 66 M.A. Gibon, Cours de Philosophie, Paris 1842 (psychologia wymieniona jest jako pierwsza część filozofii – 360 stron, logika jako druga – 80 stron, co kończy I tom). 67 W. Jerusalem, Wstęp do filozofii, z trzeciego wydania oryginału niemieckiego przełożyła Julia Dicksteinówna, pod redakcją i z przedmową Adama Mahrburga, Warszawa 1907, s. 39 oraz: „Logika uchodzi powszechnie za niezbędny wstęp do filozofii i jako propedeutyka filozoficzna bywa często wykładana w szkołach średnich”, tamże, s. 72. 170 Maciej Woźniczka znaczeniu) to nauka wstępna do filozofii (nauka przygotowawcza, wstęp do filozofii czy też „krytyczny rozbiór zasadniczych pojęć o filozofii”68 – Ignacy Halpern proponował tu terminy: immanentna propedeutyka filozoficzna, ogólna propedeutyka filozoficzna69). W tym rozumieniu miała to być samodzielna nauka przygotowująca do badań filozoficznych. Natomiast propedeutyce filozoficznej w drugim, dydaktycznym znaczeniu, przypisał charakter bardziej pedagogiczny niż filozoficzny (główną jej częścią był elementarny kurs psychologii i logiki). Jej głównym celem było uzyskanie „ogólnego przygotowania i wykształcenia naukowego”. Podobną interpretację propedeutyki filozofii przyjął Salomon Igel70. Adam Mahrburg przypisał wstępowi do filozofii (w odróżnieniu od nie posiadających tej własności nauk szczegółowych) znaczenie przygotowawcze – propedeutyczne71. Wyróżnił trzy rodzaje wprowadzeń do filozofii: stanowisko historyczne, encyklopedyczne i teoretyczne. Za najtrudniejsze uznał przedstawienie stanowiska teoretycznego filozofii, w którym winna być ona „nauką o powszechnej wartości poznawczej”. W 1920 roku ukazała się rzetelna publikacja systematyzująca Halperna, zawierająca dyskusję siedmiu typów propedeutyki72. Brak ustalonego kanonu w tym zakresie jest, jego zdaniem, przyczyną jedynie autorskich, ale jednostronnych interpretacji filozofii jako nauki teoretycznej. Ten stan rzeczy był powodem zrozumiałych, licznych trudności w tworzeniu koncepcji kształcenia filozoficznego. Halpern zwrócił też uwagę, że logika i psychologia rozpatrywane w kontekstach edukacyjnych „nie są właściwie filozofią”, a „kto obstaje za logiką i psychologią wyłącznie, jest raczej za wprowadzeniem dwóch nowych przedmiotów do programu szkoły, aniżeli H. Struve, Wstęp krytyczny do filozofii, s. 45. I. Halpern, O propedeutyce filozofii w szkole średniej, „Przegląd Filozoficzny” 22, III (1920), s. 223–250. 70 S. Igel, Dydaktyka propedeutyki filozofii, [w:] S. Łempicki i in. (red.), Encyklopedia wychowania, Warszawa 1934, s. 427. 71 Por. A. Mahrburg, Słowo wstępne, s. VII, [w:] W. Jerusalem, Wstęp do filozofii, wydanie drugie z 4. wydania oryginału niemieckiego ukazało się w 1912 r. W 1926 r. ukazało się trzecie wydanie tej samej pozycji z 9 i 10 wydania oryginału niemieckiego w przekładzie J. Dicksteinówny (ze względu na zmiany pozbawione już przedmowy A. Mahrburga). 72 I. Halpern, O propedeutyce filozofii w szkole średniej, „Przegląd Filozoficzny” 22, III (1920), s. 223–250. 68 69 Alternatywność konwencji kształcenia filozoficznego 171 za propedeutyką filozofii”73. Po takiej analizie, przedstawionej przez Halperna, powstają pytania: co się stało z naszą wielką tradycją kształcenia filozoficznego? dlaczego wciąż brak jest elementarnych standardów jego dotyczących? 4. Problem alternatywności w konwencjach edukacyjnej filozofii Nie ulega wątpliwości, że potrzebne jest określenie bardziej wyraźnej różnicy między filozofią profesjonalną, specjalistyczną a filozofią edukacyjną. Jednym z jej wyznaczników winno być przyporządkowanie poszczególnym etapom kształcenia określonego typu dydaktycznej filozofii. W etapie szkolnym dominować winna filozofia o profilu kulturowym (choćby ze względu na silne motywy wychowawcze). W programach niefilozoficznych studiów akademickich bardziej scjentystyczna, ale jednak jeszcze filozofia kulturowa (ze względu na jej obecny, powszechny brak w szkolnictwie średnim) oraz potrzebę elementów filozofii specjalistycznej – wiązania jej z danym kierunkiem studiów. Dopiero w ramach akademickich studiów filozoficznych możliwa jest w pełni profesjonalna filozofia scjentystyczna (choć pojmowanie scjentyzmu w filozofii wcale nie jest jednoznaczne). Dla określenia treści kształcenia w poszczególnych etapach potrzebny jest nie tyle program przedstawicieli jednej orientacji filozoficznej, ile program bardziej systematyków filozofii czy wypływający z jej doświadczeń historycznych (np. modelu historyczno-problemowego). Dla zabezpieczenia spójności przekazu edukacyjnego filozofii wskazana jest alternatywność modeli edukacyjnej filozofii, uwzględniająca „konfliktową wielość różnych sposobów rozumienia i uprawiania filozofii”. Konieczność ta staje się wyraźna w sytuacji zmiany zakresów współczesnej odpowiedzialności edukacyjnej, związanej z potrzebą zwiększenia adaptacji kulturowej filozofii (w obliczu zwłaszcza tak silnych przemian cywilizacyjnych i technologicznych) kosztem zmniejszenia nacisku na tradycję. Wskazana jest zmiana podstawowych założeń edukacyjnych, umożliwiająca wprowadzenie konsekwencji równocenności podstawowych, współczesnych systemów czy orientacji filozoficznych, a może nawet jakiś kulturowy program alternatywizacji edukacyjnej. Współczesne dyskusje dotyczące sposobów rozumienia i uprawiania filozofii 73 Tamże, s. 244. 172 Maciej Woźniczka winny znaleźć swoje odzwierciedlenie w odpowiednich propozycjach dydaktycznych, ponieważ inaczej spory o podstawę programową kształcenia filozoficznego mogą powodować „wpadnięcie w wir jałowych sporów metafilozoficznych”. W wyborze modelu edukacji filozoficznej możliwe są następujące postawy: 1. Podtrzymanie tradycji filozofii scjentystycznej. Propozycja zdecydowanie zbyt ambitna, ale też i jednostronna zwłaszcza dla potrzeb wstępnej edukacji filozoficznej. Możliwe jest więc jej złagodzenie (w tym duchu przedstawiane są propozycje filozofii kulturowej czy sproblematyzowanej historii filozofii). 2. Wybór jednej z opcji światopoglądowych (np. filozofii katolickiej, filozofii pragmatycznej, filozofii postmodernistycznej); przykład aktu takiego wyboru ma obecnie miejsce w powszechnym kształceniu religijnym (dominującej religii katolickiej) w szkołach. 3. Przedstawienie alternatywnych koncepcji kształcenia filozoficznego. Propozycja najbardziej rzetelna merytorycznie i dostosowana do aktualnych warunków kulturowych, możliwa do pogodzenia z programami innych przedmiotów nauczania, uwzględniająca istotne dla filozofii warunki jej przemian dziejowych. To uznanie alternatywności (a być może i komplementarności) konwencji kształcenia filozoficznego może prowadzić do przyjęcia jej jako odrębnej wartości edukacyjnej i generować powstawanie nowych wzorców edukacyjnych. Oznaczać one mogą zmianę modelu wiedzy filozoficznej, inną relację do historycznego podłoża filozofowania czy wreszcie reorientować dotychczas preferowane wartości wychowawcze. Mimo tego, że we współczesnym kształceniu filozoficznym brak jest koncepcyjnej jednolitości i konsekwencji w realizowaniu przyjmowanych założeń, to jednak dyskusja nad nimi winna być dalej prowadzona. Wyraźna jest tu potrzeba lepszego uporządkowania teoretycznego tego zakresu edukacji. „Analiza i Egzystencja” 10 (2009) ISSN 1734-9923 ZBIGNIEW ZDUNOWSKI EDUKACJA FILOZOFICZNA WOBEC WYZWANIA RELATYWIZMU NA PRZYKŁADZIE PROGRAMU MATTHEW LIPMANA FILOZOFIA W SZKOLE 1. Spotkanie z relatywizmem1 Zajmując się od dwudziestu lat nauczaniem filozofii i etyki, spotykam się coraz częściej z różnymi przejawami relatywistycznej kultury, która w znacznym stopniu kształtuje świadomość moich uczniów. Wszystko jest względne, Wszystko jest subiektywne, Wszystko zależy od punkty widzenia, Każdy ma swoją prawdę, Pan tak uważa, a ja tak – słyszałem od nich wielokrotnie. Relatywizm, jak większość pojęć filozoficznych, jest terminem notoryjnie wieloznacznym. Na użytek niniejszej pracy przyjmuję, że oznacza ono stanowisko filozoficzne głoszące względność podstawowych wartości, takich jak prawda (relatywizm epistemologiczny) i dobro (relatywizm etyczny). Względne są wartości, które są wartościami dla kogoś lub do czegoś. Klasyczną rozprawą na temat relatywizmu etycznego jest w polskiej literaturze W. Tatarkiewicza O bezwzględności dobra (1919); przedruk m.in. [w:] tenże Pisma z etyki i teorii szczęścia, Wrocław–Warszawa–Kraków: Ossolineum 1992. Krytykę relatywizmu epistemologicznego przeprowadził K. Twardowski w słynnej pracy O tak zwanych prawdach względnych” (I wyd. Lwów 1900). Na temat wspólczesnego kształtu relatywizmu epistemologicznego i możliwości jego „rozbrojenia” por. cenną pracę A. Groblera Prawda a względność, Kraków: Auerus 2002. 1 174 Zbigniew Zdunowski Pochwałę ceniącego beztreściową wolność relatywizmu, zgodną z postmodernistycznymi standardami, uważam za postawę intelektualnie jałową, a życiowo szkodliwą2. Z przyjęcia relatywistycznych założeń wynika m.in. niemożność obiektywnego odróżnienia prawdy od fałszu, dobra od zła, sensu od bezsensu. Nie da się żyć w świecie, w którym nie ma powszechnie uznawanych wartości, stałych punktów odniesienia, niezmiennych praw. Współczesny relatywizm wywiera wpływ nie tylko na kulturę masową adresowaną głównie do młodzieży. Ma on swoich wybitnych przedstawicieli także w sferze zjawisk zaliczanych do tzw. kultury wysokiej, ambitnej, np. w filozofii, naukach humanistyczno-społecznych, literaturze, filmie. Również pedagogika i dydaktyka, w tym dydaktyka filozofii, nie uniknęły wpływów tego sposobu pojmowania i kształtowania świata. Teraz, w ten i tak już pozostający pod wpływem relatywistycznej kultury świat młodzieży3, wchodzi ze swoim przekazem edukacyjnym nauczyciel filozofii. Obecność ukrytego przesłania relatywizmu we współczesnych sposobach nauczania filozofii pragnę omówić na przykładzie amerykańskiego programu Filozofia w szkole autorstwa Matthew Lipmana i grona współpracowników. Opracowali oni nowoczesny, ciekawy przewodnik metodyczny dla nauczyciela, wzbogacony o liczne materiały do pracy z uczniem4. Swoją Od relatywizmu właściwego, którego pojęcie zostało wyjaśnione w przypisie 1, proponuję odróżnić relatywizm w sensie psychologicznym. Rozumiem przez niego postawę intelektualną, będącą wyrazem słusznego krytycyzmu, która ceniąc pluralizm ujęć poznawczych, nie wyciąga jednak z niego wniosków relatywistycznych lub sceptycznych. Tak rozumiany relatywizm psychologiczny może odegrać pożyteczną rolę, chroniąc naszą wiedzę przed dogmatyzmem i absolutyzowaniem aktualnych ujęć poznawczych prawdy. Odróżnienie obiektywnej prawdy od subiektywnych ujęć poznawczych prawdy jest jednym z najważniejszych środków, przy pomocy których można prowadzić efektywną krytykę relatywizmu w sensie właściwym. 3 W ciągle zmieniającym się, nieuporządkowanym świecie kultury współczesnej uczeń, który potrzebuje wyraźnej orientacji, zamiast niej otrzymuje zachętę do samodzielnego myślenia i wyrażania samego siebie, pogłębia tylko chaos nieokreśloności. Hasła bądź sobą, myśl konsekwentnie, wybieraj samodzielnie nie mogą zastąpić tego, co etyka klasyczna nazywała mądrze sztuką życia. 4 Por. M. Lipman, A.M. Sharp, F.S. Oscanyan, Filozofia w szkole, CODN 1997. Uzupełniającymi publikacjami do tego programu są m.in.: M. Lipman, A.M. Sharp, Dociekania etyczne, Warszawa 1994; M. Lipman, A.M. Sharp, Rozważania o społeczeństwie; Konspekty lekcji. Materiały pomocnicze do programu „Filozofia w szkole”, Warszawa 1994; „Dzieci i Świat. Materiały pomocnicze do pracy z programem Filozofia dla dzieci, 2 Edukacja filozoficzna wobec wyzwania relatywizmu 175 uwagę skupię na analizie wybranych idei książki Filozofia w szkole, jako głównego źródła inspirującego zalecane metody pracy z uczniem. Będę je omawiał i oceniał bardziej z perspektywy nauczyciela praktyka, który zajmuje się edukacją na co dzień, niż naukowca zaangażowanego w tworzenie i badanie nowych teorii dydaktycznych. Zamierzam uzasadnić tezę głoszącą, że jest to program w znacznym stopniu obciążony relatywizmem, który nie jest głoszony jawnie. Autorzy się do niego nie przyznają, a nawet się od niego odżegnują. Czynią to między innymi w następujących wypowiedziach: „Stwierdzenie, że dzieci należy zachęcać do myślenia samodzielnego, i że nauczyciel powinien zachować otwartość na różnorodne punkty widzenia, może zaniepokoić niektórych pedagogów jako nakłanianie do przemyślanego relatywizmu, jeszcze bardziej szkodliwego niż relatywizm płynący z bezmyślności. Może budzić obawę, że pod sztandarem pluralizmu uniemożliwia się zbieżność poglądów i wspólne akceptowanie pewnych przekonań, a na pierwszym planie stawia się intelektualną różnorodność”5. „Modna dziś doktryna, wedle której w sferze wartości wszystko jest względne (to, co jest dobre dla ciebie, może być złe dla mnie), jest godna ubolewania. Sformułowanie takiego stwierdzenia jest równoznaczne z przekonaniem, że wszystko, cokolwiek robimy, jest dobre. Nacisk, jaki kładziemy na logikę i dociekanie, stanowi próbę wyjścia poza subiektywizm. Jest to możliwe dzięki wyposażeniu dzieci w narzędzia, pozwalające dokonywać im analizy sytuacji tak, by rozwiązanie, do którego dochodzą było pewne i mądre”6. „Wartości nie powinny być identyfikowane z osobistymi pragnieniami, ale z czymś, co dzięki refleksji i dociekaniu okazuje Warszawa 1994. Dla potrzeb niniejszej pracy nazw Filozofia w szkole oraz Filozofia dla dzieci na określenie programu będę używał zamiennie. 5 Tamże, s. 61. 6 Tamże, s. 184. 176 Zbigniew Zdunowski się być znaczące. Proces dociekania prowadzi więc od postawy subiektywnej do obiektywnej”7. Mimo tych deklaracji autorów podtrzymuję twierdzenie, że wymieniony program zawiera ukryte przesłanie relatywizmu i w dalszych częściach przedstawionej pracy spróbuję to wykazać. Program jest znany i popularny w wielu krajach, jego oddziaływanie jest więc już dziś ogólnoświatowe, doczekał się także polskich odpowiedników8. W artykule spróbuję uzasadnić swoje ostrożne podejście i krytyczny sceptycyzm wobec tej stosunkowo nowej i skutecznie propagowanej (dzięki wielkiemu wysiłkowi wielu ofiarnych ludzi) propozycji metodycznej. Niżej przedstawiam wybrane argumenty. 2. Etyka sytuacyjna w programie Filozofia w szkole Stosunek do relatywizmu autorów programu nie jest wyrażony jednoznacznie. Z jednej strony wydaje się, że zależy im na tym, by programu tego nie kojarzono z relatywizmem. Są jednak i inne wypowiedzi, które uzasadniają hipotezę, że przekaz przy użyciu proponowanych metod i technik nie jest neutralny aksjologicznie, i że służy kształtowaniu postaw sprzyjających relatywizmowi etycznemu. Argument I Ukryte przesłanie relatywizmu najwyraźniej daje się zauważyć w partiach programu poświęconych rozwojowi myślenia o sprawach moralnych. Tamże, s.185. Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Proces dociekania w sensie logicznym prowadzi od zdań występujących w roli przesłanek do zdań występujących w roli wniosków; w sensie psychologicznym proces dociekania, w zaproponowanej wersji, przyczynia się, wbrew deklarowanym intencjom, do pojawienia się lub utrwalenia postaw subiektywistycznych i relatywistycznych. W mojej pracy będę się starał uzasadnić to ostatnie stwierdzenie. 8 Polska wersja amerykańskiego programu Philosophy for Children nosi nazwę Filozoficzne dociekania z dziećmi i młodzieżą. Jej Autorki – B. Elwich, A. Łagodzka i B. Pytkowska-Kapulkin, zarejestrowały go w MEN w 1999 r. O ciekawych europejskich doświadczeniach z realizacją programu filozofowania z dziećmi piszą H. Diduszko, B. Elwich, K. Gutowska i B. Pytkowska-Kapulkin, Filozoficzna europejska gazeta dzieci, „Edukacja Filozoficzna” 41 (2006). 7 Edukacja filozoficzna wobec wyzwania relatywizmu 177 Komentując przykłady używane na zajęciach kształtujących to myślenie, Lipman przyznaje: „Każdy z tych przykładów pozwala zrozumieć, że coś nie jest właściwe [dobre, słuszne – Z.Z.] samo w sobie. Jest natomiast właściwe wtedy, gdy bierze się pod uwagę relacje zachodzące pomiędzy jakimś działaniem, a jego kontekstem i całością, której to działanie jest częścią. Zachęcając dzieci do refleksji moralnej, musimy im pomagać dostrzec relacje pomiędzy tym, co robią, a sytuacją, w której to będą robić”9. Nie ulega wątpliwości, że, mimo licznych zapewnień o neutralności i nieingerencji w myślenie uczniów, mamy tu do czynienia z opowiedzeniem się autorów programu po stronie sytuacjonizmu, który jest przecież jedną z typowych współczesnych wersji relatywizmu etycznego. Nauczyciel, do czego zachęcają Autorzy, ma pomóc dziecku zrozumieć, że właśnie sytuacjonizm, będący odmianą relatywizmu, jest tą najwłaściwszą postawą etyczną. Jak to podpowiedziane odkrycie ma się do ciągle powtarzanych w książce deklaracji, że nauczyciel tylko pomaga myśleć, dopuszcza wielość punktów widzenia, a w szczególności nie manipuluje, nie sugeruje właściwych rozwiązań? Autorzy programu zalecają, aby jakąś szczegółową kwestię moralną rozpatrywać zawsze we wzajemnych relacjach, związkach z innymi działaniami, które tworzą kontekst, bez uwzględnienia którego nie można postępować właściwie. Problematyką moralną i kwestią związku logiki z moralnością zajmuje się jedna z powieści przeznaczonych do realizacji programu w klasach 7–9: Lisa (Iza). Możemy się z niej dowiedzieć, jak rozumieć (czy na czym polega?) właściwie postępowanie. Komentując dylemat, przed którym stanęła bohaterka powieści10, Autorzy stwierdzają, że tym, co jest niezmiernie ważne, a co często się lekceważy, jest dostrzeżenie, iż kluczowym momentem moralności mogą być nie tyle pojedyncze wartości, ile panujące między nimi relacje. Dla wzmocnienia swego stanowiska dodają: „Powie [ktoś], że albo kłamstwo jest rzeczą właściwą lub niewłaściwą. Podobnie kradzież. [...] Skupianie uwagi na samym czynie przywodzi M. Lipman, A.M. Sharp, F.S. Oscanyan, Filozofia w szkole, s. 96. Problem moralny, który uczniowie mają rozważać wraz z bohaterami powieści, jest następujący: czy można, tak jak Lisa, lubić („kochać”) zwierzęta, a jednocześnie zajadać kurczaki, a więc przyzwalać na ich zabijanie? Na tym przykładzie dzieci zastanawiają się nad zgodnością przekonań i postępowania oraz nad konsekwencjami praktycznymi, które wynikają z przyjętych przekonań. 9 10 178 Zbigniew Zdunowski na myśl patrzenie przez teleskop [...]: obserwowany przedmiot wydaje się duży, pozbawiony proporcji oraz kontekstu. Gdy przypatrujemy się samemu aktowi kłamstwa, bez wyobrażania sobie jego związków z innymi czynami i przekonaniami, a zatem nie umieszczając tego czynu w kontekście, okazuje się, że rozmawiamy o czymś czysto abstrakcyjnym”11. Taką samą wymowę mają dalsze rozważania: „Rozpatrując pojedyncze działania, a więc nie odwołując się do ich powiązań z innymi działaniami, które mogłyby ujawnić głębsze znaczenie popełnionego czynu, obcujemy z czymś, co nie zasługuje ani na pochwałę, ani na naganę. [...] Nie znajdziemy autorytetu, który byłby nie do podważenia. Podobnie ma się rzecz z zasadami moralnymi – nie możemy wskazać takich, których nie można by zakwestionować (podkr. – Z.Z). [...] Czasami naruszenie reguł gramatycznych jest uzasadnione, ponieważ reguły te nie są nieugięte. Podobnie ma się rzecz z praktyką moralną: powinna się ona rozwijać w sposób konsekwentny i kształtować jednostkę jako integralną całość”12. Te cytaty wydały mi się konieczne, aby wiernie odtworzyć myśl autorów. W porównaniu z wypowiedziami cytowanymi wcześniej, utrzymanymi jednoznacznie w tonie sprzeciwu wobec relatywizmu i subiektywizmu, razi wyraźna niekonsekwencja13, jakby różne fragmenty pisały różne osoby14. Tak czy inaczej, programowi brak w tej materii pożądanej zgodności. Na tym etapie rozważań można już mieć uzasadnione wątpliwości co do spójności tez głoszonych przez autorów. Czas na krótkie podsumowanie. 1) Jeśli ktoś uważa, że nie ma zasad i norm niepodważalnych, bezwzględnie obowiązujących, daje tym samym podstawy, aby w sporze relatywizmu z antyrelatywizmem uważać go właśnie za relatywistę. M. Lipman, A.M. Sharp, F.S. Oscanyan, Filozofia w szkole, s. 199. Tamże, s. 200. 13 Choć właśnie spójność, zgodność i konsekwencję Autorzy cenią jako warunki (kryteria) poprawnego myślenia oraz dokonywania prawidłowych ocen w sferze moralności. 14 Co nie jest wykluczone, biorąc pod uwagę, że dzieło, z którego pochodzą przytoczone cytaty, jest praca zbiorową. 11 12 Edukacja filozoficzna wobec wyzwania relatywizmu 179 2) Jeśli ktoś twierdzi, że nie ma czynów samych w sobie dobrych lub samych w sobie złych, że wszystko zależy od relacji (stosunku do innych elementów sytuacji i do całości), od kontekstu (warunków, sytuacji) – nie można go uważać za przeciwnika relatywizmu. Wręcz przeciwnie – jest to wyraźne opowiedzenie się za etyką sytuacjonizmu, a więc za relatywizmem. W perspektywie przyjętej przez autorów programu nie ma prawd (norm, wartości) bezwzględnych, niepodważalnych, za które warto byłoby nawet oddać życie, kiedyś – w dorosłym życiu. Taka postawa może być konsekwencją założenia, że aksjologiczny pluralizm i równorzędność wartości są czymś w rodzaju aksjologicznego a priori. Jego przyjęcie praktycznie oznacza to, że nauczyciel pozostaje bezradny w obliczu najistotniejszych sporów moralnych. Nie powinien on wskazywać jednego stanowiska, nawet jeśli uważa je za lepiej uzasadnione, słuszne, właściwe. Nie może wyraźnie opowiedzieć się po żadnej ze stron, aby nie narażać się na zarzut indoktrynacji. Może, co najwyżej, „zachować milczenie w nadziei, że w miarę rozwoju toczącego się w klasie dialogu dziecko samo zrozumie, dlaczego jego idea jest niewłaściwa”15. Przy zajęciu takiej postawy realizacja programu musi doprowadzić uczniów do praktycznej akceptacji relatywizmu, która to doktryna, co przyznają sami autorzy, rzeczywiście „ jest godna ubolewania”. Dzieci, co również potwierdzają twórcy programu, gorliwie naśladują dorosłych. Z tego stwierdzenia spróbujmy jednak wyprowadzić inne niż oni wnioski praktyczne. Jeśli dzieci uczą się tego, co najlepsze przede wszystkim przez dobry przykład, jeśli żywa świadomość moralna jest kształtowana również przez budzący zaufanie autorytet i praktykę życia swoich zasługujących na miłość i szacunek rodziców (i nauczycieli), nie musimy tak wielkiej roli przypisywać samodzielnemu odkrywaniu i uzasadnianiu wartości. W obliczu najważniejszych problemów i kontrowersji moralnych nakaz neutralności pod pretekstem zachowywania bezstronności sędziego, czuwającego tylko nad formalną stroną dyskusji, nie wydaje się usprawiedliwiony. Dzieci na początku potrzebują wyraźnych wzorców i odpowiedzi, aby zyskać orientację w świecie, który dopiero zaczynają poznawać i próbują oswoić. Niezaspokojenie tego pragnienia to błąd, który może być przyczyną wielu 15 Tamże, s. 118. 180 Zbigniew Zdunowski niepowodzeń wychowawczych, konfliktów w rodzinie, poważnych problemów naszych wychowanków w ich późniejszym życiu. 3. Kłopoty z prawdą: prawda czy użyteczność? Argument II Ujawnienie koncepcji prawdy zakładanej przez autorów programu Filozofia w szkole jest jedną z fundamentalnych kwestii, od których zależy przeprowadzenie jego oceny, co będzie miało decydujący wpływ na ostateczną decyzję o jego stosowaniu lub odrzuceniu przez nauczyciela. Zarówno zwolennicy, jak i krytycy tego programu zgodzą się chyba ze stwierdzeniem, że przyjęta w nim koncepcja prawdy oparta jest na założeniach filozofii pragmatycznej16, choć sami twórcy unikają wyraźnej deklaracji akcesyjnej, łączącej ich z tą tradycją. Ogólne założenia pragmatyzmu wyznaczają też ramy, w świetle których można lepiej zrozumieć deklarowane intencje autorów, a także cele i metody programu, oraz ocenić rzeczywiste skutki, do których może prowadzić jego realizacja. O pragmatycznym, a tym samym relatywistycznym17 charakterze prawdy przyjętej w analizowanym programie świadczy najdobitniej rozumienie procesu rozumienia, myślenia, które to umiejętności ma kształtować program. Pytanie, na czym polega rozumienie, myślenie, w ujęciu autorów sprowadza się do posiadania wiedzy operatywnej. „Wiedzy nie zdobywa się ucząc się czegoś na pamięć, osiąga się ją poprzez interakcje z otoczeniem i rozwiązywanie trudnych problemów. Dzieci przyswajają sobie wiedzę, kiedy poprzez dyskusje i działania dowiadują się, w jaki sposób mogą ją zastosować do tego, co robią [...]. Gdy dzieci wypowiadają słowa, lecz nie Zbieżna z tą opinią jest wypowiedź M. Malinowskiego. Por. Filozofia nie tylko dla dorosłych, [w:] tamże, s. 11. 17 Świadczy o tym najbardziej chyba znana myśl W. Jamesa, wskazująca na relatywny charakter prawdy, jej zależność od okoliczności ją tworzących: „Prawda przytrafia się idei, okoliczności czynią ją taką”. Na gruncie takiej koncepcji prawdy żadna „prawda” nie obroni na stałe swej prawdziwości. 16 Edukacja filozoficzna wobec wyzwania relatywizmu 181 potrafią stosować wyrażonej w tych słowach wiedzy, oznacza to, że wiedza nie została przyswojona” [kursywa – Z.Z.]18. Czy uczeń potrafi myśleć, czy rozumie filozoficzne pojęcia, możemy się przekonać sprawdzając, czy potrafi na podstawie posiadanej wiedzy działać sprawnie, skutecznie. Wiedza, którą cenią autorzy, jest wiedzą typu Jak? – wiedzą, która swą wartość demonstruje, gdy jest skutecznym środkiem osiągania celów praktycznie użytecznych, „niezależnie od tego, czy chodzi o wymyślanie sylogizmu, czy o rozwiązywanie konfliktu interpersonalnego na placu zabaw”19. O tym, że filozofia narodziła się z dążenia do uzyskania wiedzy, która jest wartością dla niej samej, o bezinteresownym poszukiwaniu prawdy dla samej prawdy, a nie dla praktycznych korzyści, przy omawianiu celów i metod programu Filozofia dla dzieci w ogóle się nie wspomina. Dla autorów liczy się tylko wiedza operacyjna, ważne są tylko jej aspekty formalne, chodzi o to, jak działać najbardziej efektywnie. „System edukacyjny, co jest dzisiaj częstym zjawiskiem, zakłada, że nauczanie winno mieć przede wszystkim cel praktyczny, tj. ma służyć zwłaszcza przygotowaniu młodego człowieka do życia w określonych warunkach społeczno-gospodarczych”20. Obawiam się, że ta jednostronna koncentracja na mierzalnej skuteczności, użyteczności, praktyczności stosowanych metod nie uwzględnia w dostatecznym stopniu złożoności procesu dydaktycznego i bogactwa osobowości ucznia, z którym spotyka się nauczający. Konsekwencją zajęcia takiego stanowiska jest, w moim odczuciu, niedocenianie niemierzalnych lub trudno mierzalnych aspektów związanych z nauczaniem i kształtowaniem właściwych postaw wychowanków. Bezkrytyczny kult praktycznej wiedzy, która musi zawsze przynosić wymierne korzyści, mija się z prawdą o tym, że te najważniejsze oddziaływania – na psychikę i duchowość – przynoszą zazwyczaj skutki oddalone w czasie, a do tego niewymierne lub wymykające się ścisłym pomiarom. Filozofia w szkole sprzyja rozwijaniu myślenia samodzielnego, a nie prawdziwościowego. Nauczyciel ma ośmielać ucznia do wyrażania własM. Lipman, A.M. Sharp, F.S. Oscanyan, Filozofia w szkole, s. 99–100. Tamże, s. 99. 20 T. Mazur, Nauczanie filozofii a rzeczywistość duchowa studentów, „Edukacja Filozoficzna” 41 (2006), s. 104. Sam autor jednak nie jest zwolennikiem tego paradygmatu. 18 19 182 Zbigniew Zdunowski nego zdania, osobistego punktu widzenia. Program ma zachęcić dzieci do samodzielnego myślenia i pomagać im w odkrywaniu własnej filozofii życia21. Taka koncepcja ćwiczeń łatwo przekłada się na myślenie ucznia, że obiektywny horyzont prawdy nie istnieje, a przynajmniej jest nieosiągalny. Subiektywna opinia ma przysłonić walor obiektywnej prawdy. 4. Etyka rad zamiast etyki norm i wartości Na koniec chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt programu Filozofia w szkole, który chyba dość łatwo można przeoczyć22. Argument III A oto stosowny cytat: „Procedur myślowych pozwalających rozważać kwestie moralne nie wolno mylić z tym, co bywa uważane za absolutne pryncypia moralne – np. że należy zawsze czynić to, co byłoby właściwe dla wszystkich ludzi w podobnych okolicznościach23, albo że zawsze należy dążyć do tego, by nasze postępowanie przyniosło możliwie najwięcej szczęścia możliwie największej liczbie osób. Owe «pryncypia» mogą funkcjonować jako użyteczne uogólnienia przeszłych doświadczeń i jako takie stanowić pomocne wskazówki dla przyszłych poczynań. Nie są one jednak niezawodne i nie sposób w pełni na nich polegać”24 [podkr. – Z.Z.]. Tamże, s. 16, 17, 29, 52, 96 i passim. Sam zwróciłem na niego uwagę dopiero przy ponownej lekturze książki Lipmana. 23 Jest to jeszcze jedna wersja imperatywu kategorycznego Kanta. 24 W tym krótkim zdaniu pojawiają się co najmniej dwie kwestie sporne: 1) czy wszystkie normy są tylko uogólnieniem minionych doświadczeń? Czy jakiekolwiek uogólnienie faktów, a więc tego, co było, pozwala na sformułowanie normy, która dotyczy przecież porządku powinności? Jaka procedura logiczna pozwala na uprawomocnienie takiego przejścia? 2) Czy normy, które pretendują do roli bezwzględnie obowiązujących wzorów zachowań, możemy traktować tylko jako pomocne wskazówki, propozycje? 21 22 Edukacja filozoficzna wobec wyzwania relatywizmu 183 Według Autorów pryncypia moralne nie mają charakteru bezwzględnie obowiązującego. Pełnią tylko funkcję wskazówek25. Są raczej zachętą, poradą, propozycją, zaproszeniem niż rozkazem, imperatywem moralnym. Żadne wskazówki, zachęty, rady, propozycje, zaproszenia nie mają charakteru bezwzględnie obowiązującego. Mogą być przyjęte lub odrzucone. W tym ujawnia się ich względność, a więc cecha przysługująca relatywizmowi. 5. Postulaty i propozycje W związku z przedstawionymi uwagami, których przedmiotem było ukazanie niektórych problemów związanych z kulturowym zjawiskiem relatywizmu na gruncie dydaktyki filozofii, słuszne wydają się następujące postulaty pod adresem i edukacji filozoficznej w szkole: – Teoria i praktyka nauczania filozofii powinny nadal szukać takiego sposobu przekazu nauczanych treści, aby przesłanie pluralizmu nie prowadziło do relatywistycznych wniosków i konsekwencji. – Dydaktyka filozofii przy formułowaniu celów nauczania powinna wyraźnie i jednoznacznie skupić się na ukazywania filozofii jako poznania typu prawdziwościowego. Analiza recenzowanego programu, a w szerszym zakresie obowiązujących dokumentów prawa oświatowego (w tym podstawy programowej ścieżki edukacyjnej do liceum), wskazuje, że przy formułowaniu celów, którym powinna służyć filozoficzna edukacja, akcentuje się przede wszystkim potrzebę kształcenia umiejętności myślenia krytycznego, samodzielnego. Doceniając wagę rozwijania tego sposoby aktywności intelektualnej ucznia, należy dopowiedzieć, że krytycyzm i samodzielność nie są wartościami samoistnymi. Bez uzupełnienia, że ważne jest także (i przede wszystkim) podążanie ucznia wraz z nauczycielem ku prawdzie, nie można uznać takiego sposobu określania celów za słuszny. – Nie kwestionując potrzeby ukazywania związków między teorią (czystym, bezinteresownym myśleniem) i praktyką życia, należy z równą dbałością zachować więź między filozofią rozumianą jako myślenie o my- Jeśli pryncypia moralne pełnią rolę wskazówek, to, w ujęciu Lipmana, tym bardziej będzie to dotyczyło norm szczegółowych. Przemawiają za tym dwa argumenty: 1) to, co szczegółowe, zawiera się w tym, co ogólne; 2) to, co szczegółowe, jest bardziej zależne od zmiennych okoliczności niż to, co ogólne. 25 184 Zbigniew Zdunowski śleniu (na co głównie zwracają uwagę Autorzy lipmanowskiego programu), a koncepcją filozofii jako realistycznego myślenia o rzeczywistości przedmiotowej i niezależnej istnieniowo od poznającego podmiotu. – Edukacja szkolna, włączając w nią różne formy edukacji filozoficznej, powinna zmienić swój negatywny stosunek do metod opartych na autorytecie nauczyciela oraz uczyć szacunku dla autorytetu rodziców i wychowawców. Osobisty przykład mądrej, darzonej zaufaniem lub kochanej osoby jest niezastąpionym źródłem kształtowania wrażliwości aksjologicznej i postaw moralnych. Metody oparte tylko na kształceniu samodzielnego myślenia, dialogu i partnerstwie w warunkach kryzysu instytucjonalnej edukacji mogą pełnić w procesie wychowawczym rolę wspomagającą, ale nie jedyną czy dominującą. Należy zaniechać indoktrynacji polegającej na negatywnym kojarzeniu wychowania opartego na autorytecie wychowawcy poprzez umieszczanie tego pojęcia w pejoratywnym kontekście nauczania autorytarnego, przeciwstawianego pozytywnemu nauczaniu podmiotowemu. Niedostrzeganie pozytywnej i niezastąpionej roli rodziców w wychowaniu, socjalizacji, uczeniu dialogu i myślenia, niedocenianie jej zadań we współpracy ze szkołą jest poważnym brakiem, który świadczy chyba o jednostronności przedstawionych propozycji programowych. Takie podejście nie jest nowoczesne – w swej niepełności jest anachroniczne i nieskuteczne. Integralny program uczenia dzieci filozofii i filozofowania powinien o wiele większą uwagę zwracać na potrzebę „relacji i kooperacji” wielu podmiotów uczestniczących w procesie kształcenia. – Dydaktyka filozofii i praktyka jej nauczania powinny łączyć świeżość nowoczesności z wiernością tradycji, powinny być w równej mierze oparte na aktywnym, śmiałym eksperymencie oraz na spokojnym szacunku dla rozumu i przywiązaniu do autorytetu. Wydaje się, że mimo podobnie brzmiących zapewnień26, program Filozofia w szkole nie jest w stanie sprostać realizacji tych postulatów. 6. Refleksje końcowe Główną tezą, którą starałem się uzasadnić, było stwierdzenie, że program Filozofia w szkole zawiera ukryte przesłanie relatywizmu. Takiemu 26 Tamże, s. 207. Edukacja filozoficzna wobec wyzwania relatywizmu 185 przesłaniu należy się przeciwstawić ze względu na jego jałowość intelektualną i szkodliwość społeczną. Choć program Filozofia dla dzieci nie głosi relatywizmu wprost, a werbalnie nawet odnosi się do niego krytycznie, to w praktyce oswaja on uczniów z moralnością sytuacyjną, co ostatecznie może doprowadzić wielu z nich do przyjęcia postaw sprzyjających relatywizmowi etycznemu27 i epistemologicznemu. Nie twierdzę, że wskazane przeze mnie trudności, niekonsekwencje, ukryte założenia i przesłania całkowicie dyskwalifikują program Filozofia w szkole. Jednak ich dostrzeżenie pozwala podejść do niego z większą ostrożnością i realizmem, co może pomóc w uniknięciu wielu rozczarowań w trakcie jego realizacji i wielu szkodliwych skutków, które mogą się ujawnić po wielu latach od zakończenia edukacji prowadzonej na jego podstawie. Próby adaptacji amerykańskiego programu do polskich warunków wskazują, że zachowując jego walory, być może uda się uniknąć wielu zawartych w nim wad i zagrożeń28. Praktykowanie relatywizmu jest postawą łatwiejszą: zamiast zabiegać o sprostanie autentycznym wymaganiom moralnym, dochowywać wierności wartościom „z najwyższej półki”, można orientować swoje życie na to, co wygodne, przyjemne, użyteczne w danym momencie. 28 Por. np. cykl ciekawych podręczników Edukacja filozoficzna A. Aduszkiewicza, P. Marciszuka i R. Piłata do nauczania na poziomie klas gimnazjalnych. Podręczniki uzupełnia przewodnik metodyczny H. Diduszko. Całość ukazała się w wydawnictwie Stentor w latach 2001–2005. Cennym dla mnie doświadczeniem był udział w Warsztatach z dociekań filozoficznych, prowadzonych tą metodą przez prof. A. Pobojewską w ramach przedmiotu „Wprowadzenie do filozofii”. Refleksje dotyczące zajęć uczących myślenia i dialogu przy zastosowaniu metody opartej na programie Filozofia w szkole – por. m.in. A. Pobojewska, Warsztaty z dociekań filozoficznych, „Edukacja Filozoficzna” 25 (1998), przedruk [w:] Filozofia – sztuka myślenia i dobro wspólne. Sposoby uczenia się i nauczania filozofii, red. M. Woźniczka, Częstochowa: Apeiron 1998, s. 133–149; taż, Filozofowanie – nowy wymiar edukacji, [w:] Pasja czy misja? O uczeniu filozofii, red. D. Probucka, A. Olech, M. Woźniczka, Częstochowa: Apeiron 2001, s. 23–32; taż, Dociekania filozoficzne a propedeutyka filozofii. Nauczanie filozofii w szkolnictwie średnim, [w:] Dydaktyka filozofii. Doświadczenia, dylematy, osiągnięcia, red. E. Piotrkowska, J. Wiśniewski, Poznań 2001, s. 133–143. 27 „Analiza i Egzystencja” 10 (2009) ISSN 1734-9923 PIOTR BOŁTUĆ TAJEMNICE E-LEARNINGU W FILOZOFII LICENCJAT Z FILOZOFII ON-LINE Wiele wydziałów uniwersyteckich boryka się ze skutami niżu demograficznego. Taka też była przyczyna wizyty dziekana w moim gabinecie na University of Illinois w Springfield (UIS). Jako nowy kierownik Zakładu Filozofii zostałem w połowie 2004 roku postawiony przed dylematem: albo zdobędziemy znaczną grupę studentów filozofii, albo uczelnia zabierze etaty po dwóch idących na emeryturę kolegach, co oznaczałoby rozwiązanie zakładu. Widziałem następujące rozwiązanie. Od roku 1999 prowadziłem z powodzeniem, i nie bez przyjemności, kursy on-line z zakresu filozofii człowieka i filozofii polityki, co pozwalało mi m.in. na częstsze przyjazdy do Polski. Jak wykazały poszukiwania internetowe, żadna uczelnia w Stanach Zjednoczonych nie specjalizowała się w prowadzeniu on-line zaawansowanych kursów z filozofii, nawet na poziomie licencjatu, nie mówiąc już o nadawaniu tytułu magistra w tym systemie. Niekiedy proponowano licencjat zawierający filozofię, łącząc ją jednak z naukami politycznymi albo teologią, ale nigdy nie oferowano jej jako głównego kierunku. Zwykle też wyglądało na to, że na jednej uczelni filozofii przez internet uczyły nie więcej niż jedna czy dwie osoby. Próbowano też zazwyczaj dotrzeć do studentów biorących pierwszy kurs z filozofii, oferując przedmioty o nazwie Myślenie krytyczne lub Wprowadzenie do filozofii. Dlatego dobrym pomysłem wydało 188 Piotr Bołtuć mi się podjęcie próby zorganizowania zakładu, który specjalizowałby się w nauczaniu filozofii on-line na poziomie zaawansowanym. Zresztą od dawna chodziła mi po głowie historia pewnego kursu Basa van Fraassena z filozofii fizyki kwantowej w Princeton (1991), który nie odbył się, ponieważ wymagał tak zaawansowanej wiedzy, że nawet w Princeton było tylko czworo studentów posiadających wystarczające kwalifikacje i zarazem zainteresowanych przedmiotem. Przyszło mi wtedy na myśl, że zastosowanie nowych technologii (np. video-conferencing) umożliwiłoby udział także osób z innych ośrodków i w konsekwencji prowadzenie bardziej zaawansowanych zajęć niż jest to możliwe w systemie tradycyjnym na jakiejkolwiek uczelni. Od początku nie traktowałem więc e-learningu jako szansy na rozszerzenie dostępności nauczania dla studentów mniej zaawansowanych, ale w pierwszej kolejności jako szansę na podniesienie stopnia zaawansowania kursów poprzez adresowanie ich do studentów najlepszych, niezależnie od miejsca zamieszkania. Dodatkowy czynnik pomagający w podjęciu decyzji zorganizowania pierwszego w USA licencjatu z filozofii dostępnego w pełni on-line stanowił fakt, że UIS był już wówczas jednym z liderów nauczania w tym systemie, wyróżnionym znacznym grantem Fundacji Sloana. Mojemu programowi udało się wejść w pulę tego grantu, co umożliwiło rozruch projektu e-learningowego, w tym rozwinięcie dziewięciu kursów z filozofii; były nawet umiarkowane środki na reklamę. Powstała zatem potrzeba szczegółowego opracowania programu nauczania oraz rozwiązań dydaktycznych. Program studiów Całe lato poświęciłem na szkicowanie programu nauczania, którego celem było przygotowanie studentów do podjęcia studiów doktoranckich. Zwracałem przy tym uwagę na zapewnienie wystarczającej elastyczności: aby program był pomocny studentom o różnych zainteresowaniach w ramach filozofii, a równocześnie aby nie rozdrobnić skromnych sił zakładu na próbę nauczania wszystkiego. Dysponując tylko czterema do pięciu etatów (lub ich ekwiwalentów godzinowych), starałem się, aby zakład skoncentrował się na paru dziedzinach. Program studiów licencjackich w USA powinien mieć mniej niż 40 godzin semestralnych kursów przedmiotowych (pozostały czas to tzw. electives, czyli przedmioty ogólne) – jeden przedmiot prowadzony Tajemnice e-learningu w filozofii 189 przez semestr to zwykle od 3 do 4 godzin. Wspólnie z moimi kolegami podjąłem decyzję o przyjęciu dwóch szerokich „specjalizacji” – core oraz values. Termin core jest trudno przetłumaczalny i oznacza „rdzeń filozofii analitycznej”; wchodzi do niego filozofia umysłu, metafizyka (analityczna), filozofia języka, epistemologia, filozofia nauki i logika. Specjalizacja z dziedziny values, czyli „wartości”, wymaga czterech kursów z filozofii moralnej, politycznej albo estetyki. Ustaliliśmy, że specjalizacja wymaga czterech kursów, w tym dwu zaawansowanych. Każdy student musi zaliczyć dwa kursy z zakresu, w którym się nie specjalizuje (wartości albo filozofia analityczna), oraz dwa przekrojowe kursy z historii filozofii (jeden ze starożytnej i średniowiecznej, drugi z nowożytnej). Wreszcie należy zaliczyć jeden kurs spoza powyższych tematów, np. z filozofii kontynentalnej. Natomiast warunkiem przyjęcia na studia licencjackie z filozofii, co następuje najwcześniej na drugim roku innych studiów, jest uprzednie zaliczenie dwu kursów z filozofii: jednego z myślenia krytycznego lub z logiki, drugiego z dowolnej dziedziny filozofii (wystarczy przejść taki kurs nawet w liceum, co w USA jest rzadkie, ale mamy też studentów zagranicznych). Chcemy bowiem, ażeby osoby zaczynające nasz program posiadały już przedsmak wiedzy o filozofii (w praktyce te wymogi można czasem spełnić już w trakcie pierwszego semestru studiowania u nas, ale do tego czasu przyjęcie do programu ma charakter warunkowy). Podjęliśmy decyzję, że na naszych studiach licencjackich nie będzie się można specjalizować w zakresie historii filozofii, chodzi nam bowiem o wykształcenie w studentach umiejętności analitycznego, racjonalnego myślenia i argumentowania, a wiedzę o charakterze historycznym traktujemy jako tło do uprawiania filozofii. Dlatego nie oferujemy zajęć z historii filozofii poza wymaganymi kursami przekrojowymi, prowadzonymi na zasadzie godzin zleconych przez doświadczonych nauczycieli filozofii – nie planujemy bowiem zatrudniania w tej dziedzinie. Poczyniłem też kilka niekonwencjonalnych kroków, takich jak podzielenie czterogodzinnego kursu etyki na dwa dwugodzinne. Pierwszy, wymagany od wszystkich studentów, to wprowadzenie do etyki. Później studenci mają wybór. Na zajęcia z zaawansowanej filozofii moralnej można się zapisać tylko po zaliczeniu kursu pierwszego i nie są one wymagane, co umożliwia znaczne podniesienie poziomu. W zamian – lub dodatkowo do filozofii moralnej – można zaliczyć też dwugodzinne zajęcia z etyki stosowanej (np. z etyki komputerowej). Chodziło mi po części o to, żeby 190 Piotr Bołtuć studenci podejmujący różne kursy z etyki stosowanej nie musieli za każdym razem spędzać po pół semestru na uczenie się podstaw teorii etycznej; co więcej, instruktorzy etyki stosowanej są często specjalistami w danej dziedzinie szczegółowej, a nie profesjonalnymi filozofiami. Jest zatem lepiej, gdy student ma wprowadzenie do etyki ze specjalistą od tej problematyki, a później zapisuje się na kurs z etyki stosowanej lub z teorii moralnych, nie powtarzając każdorazowo wprowadzenia do etyki. Ponadto każdy student musi zaliczyć seminarium licencjackie. Również ten przedmiot jest podzielony na dwie części, po dwie godziny zaliczeniowe każda. W pierwszej części studenci mają przedsmak poziomu oferowanego na dobrych studiach magistersko-doktorskich; ta część kursu jest często zaliczana także przez studentów studiów magisterskich. Nauczamy tam obecnie albo problematyki wolnej woli, albo teoria specjalnych zobowiązań moralnych; obie wersje oparte są na artykułach z pism naukowych. W części drugiej pomagamy studentom „wyszlifować” ich najlepszą pracę semestralną, tak aby stanowiła dobry esej wymagany w czasie aplikacji na studia magistersko-doktorskie. Seminarium to jest zawsze prowadzone przez dwoje pełnoetatowych pracowników i stanowi jedno z trudniejszych zajęć do prowadzenia, mimo że mamy w nim do 14 studentów. Wynika to z faktu, że analizujemy ze studentami szczegóły argumentów oraz poprawiamy wspólnie różne wersje prac końcowych. Realizacja programu studiów przez zakład filozofii Powyżej omówiłem zawartość seminarium kończącego program licencjacki w UIS. Interesująca może być też struktura tematyczna innych kursów. Korzystając z tego, że mieliśmy relatywnie wolną rękę w zatrudnianiu, w ciągu następnych dwóch lat udało mi się pozyskać osoby idealnie odpowiadające mojej wizji programu. Pierwszym zatrudnionym był absolwent Princeton, który w trakcie studiów pełnił funkcję asystenta Saula Kripkego, a potem Davida Lewisa. John Barker jest w stanie uczyć prawie każdego przedmiotu z zakresu z filozofii analitycznej (od zaawansowanej logiki, którą wykładał w Pittsburgu, do filozofii języka i umysłu). Pozyskaliśmy także absolwentkę MIT, współredaktorkę antologii na temat metafizycznych własności trwania obiektów fizycznych. Roxanne Marie Kurtz ma jednocześnie doktorat z filozofii polityki i była zainteresowana nauczaniem w zakresie Tajemnice e-learningu w filozofii 191 obu tych dyscyplin. Poza tym zatrudniamy na godziny adiunktów z USA, Polski, Izraela, Finlandii i Wielkiej Brytanii posiadających znaczny dorobek naukowy z zakresu estetyki, filozofii nauki, etyki stosowanej oraz filozofii kontynentalnej, którzy uczą wyłącznie w tych dziedzinach, lub wyjątkowo prowadzimy kursy wprowadzające. Natomiast z historii filozofii, nauczanej jako sekwencja dwóch kursów wprowadzających, preferujemy osoby o dużym doświadczeniu w nauczaniu filozofii w liberal arts college (uczelniach humanistycznych). Kurs „Osoba, tożsamość, godność” potraktowaliśmy jako zaawansowane wprowadzenie do filozofii, które pomaga studentom w przyjęciu ujednoliconego, w szerokim sensie analitycznego, sposobu filozofowania. Kurs ten oferujemy zwykle latem, tak aby poprzedzał pierwszy pełny semestr (struktura taka jest możliwa dzięki temu, że jesteśmy przede wszystkim programem e-learningowym i wyjazdy wakacyjne nie kłócą się z wykonaniem jednego kursu zajęć internetowych). Następnie studenci wybierają zwykle analityczne „Wprowadzenie do epistemologii i metafizyki”, pierwszy z dwu kursów z historii filozofii, a także logikę. Wiosną zabierają się za etykę, dalszy ciąg historii filozofii, często za filozofię moralną i mają wybór między wprowadzeniem do filozofii polityki, filozofią nauki, estetyką i paroma innymi kursami. Na drugim roku rozpoczynają kursy zaawansowane, np. filozofię społeczną, etykę w obliczu specjalnych więzi moralnych lub wartości w polityce. Kursy z dziedziny core są zwykle nieco bardziej zaawansowane, np. filozofia umysłu, a zwłaszcza metafizyka analityczna i filozofia języka. Licencjantom, a nawet studentom studiów magisterskich oferujemy najczęściej zajęcia ogólne, np. teorię moralną, filozofię nauki lub filozofię języka. Mniej mamy natomiast zajęć specyficznych, których przedmiot zwykle jest bliżej związany z zainteresowaniami instruktora niż potrzebami dydaktycznymi. Wyjątek stanowią kursy bardzo zaawansowane. Oferujemy dwa kursy specjalne z zakresu nowo tworzonej subdyscypliny, jaką jest filozofia komputerów. Jest to etyka komputerowa prowadzona przez specjalistę z wydziału Computer Science oraz mój kurs międzynarodowy dotyczący filozoficznych problemów związanych z komputerami. Kurs ten został zorganizowany pomiędzy uczelniami z USA, Szwecji, Grecji i Włoch, po części dlatego, żeby uwzględnić rozmaite perspektywy badawcze w tej nowo powstającej dziedzinie. Profesorowie z tych uczelni wygłosili po jednym lub dwa referaty e-learningowe (nagrywane kamerą) umieszczone 192 Piotr Bołtuć na platformach kursu w USA i Szwecji, na których odbywały się również dyskusje asynchroniczne. Doświadczenie w nauczaniu kursów międzynarodowych on-line zdobyłem już wcześniej, prowadząc (w języku angielskim) zajęcia na temat „Racjonalność a wybór moralny” dla studentów ze Szkoły Głównej Handlowej i UIS. Doświadczenia z tego ostatniego kursu opisałem w piśmie „E-Mentor” (2006), zaś kwestię międzynarodowej współpracy e-learningowej w „Formamente” (2008a). Dydaktyka w skali poszczególnego przedmiotu oraz profil studenta W ramach e-learningu wiele osób najbardziej interesuje się tym, co się robi w poszczególnej klasie, tj. jak nauczanie on-line rzeczywiście przebiega. Otóż każdy przedmiot prezentowany jest jako seria wykładów (z odnośnikami internetowymi, które stanowią integralną część wykładów). Każdemu wykładowi towarzyszy dyskusja asynchroniczna prowadzona raz lub dwa razy w tygodniu. Wykładowca podaje pytania, a studenci mają kilka dni na udzielenie pierwszej odpowiedzi, a potem jeszcze czas na skomentowanie wypowiedzi paru innych studentów. Zwykle staramy się, by autor wykładów był również prowadzącym zajęcia, przynajmniej w niektórych grupach, i aby był dostępny dla studentów e-mailowo, co różni nas np. od British Open University lub Polskiego Uniwersytetu Wirtualnego (2009b, c). Zasadniczą formą prowadzenia zajęć jest u nas dyskusja. Staramy się zachować złoty środek pomiędzy dwoma ekstremami. Pierwszym ekstremum, popularnym w szkołach pomaturalnych (community colleges) w USA, jest tzw. konstruktywizm edukacyjny pozwalający studentom na niezorganizowane „grupowe dochodzenie do prawdy” w procesie dyskusji. Drugim ekstremum, popularnym w tradycji brytyjskiej edukacji na odległość, jest traktowanie kursu e-learningowego jako czytania tekstów z instruktorem (readings). W tym pierwszym systemie rola edukacyjna dyskusji z innymi studentami (peer-to-peer interactions), a zwłaszcza jej ukierunkowania przez profesora, jest przeceniana; natomiast w tym drugim systemie jest ona niedoceniana. My natomiast postępujemy zgodnie z metodą nauczania asynchronicznego (rozwiniętą przez Asynchronous Learning Networks), w której głównym miejscem zajęć e-learningowych jest ukierunkowana Tajemnice e-learningu w filozofii 193 dyskusja, w której profesor nie wyrzeka się roli nauczyciela, podejmującego m.in. obowiązek poprawiania błędów, jakie mogą się w takiej dyskusji pojawić (w przeciwnym razie pojawia się często tzw. fałszywy konsensus). Profesor tworzy także dobrą atmosferę do prawdziwej dyskusji edukacyjnej. Dyskusja taka pozwala studentom na formułowanie i szlifowanie argumentów, a zatem na lepsze zrozumienie tematu. Studenci oceniani są z dyskusji, ale główna część oceny opiera się na dwóch lub trzech egzaminach oraz pracy pisemnej. Praca pisemna zwykle ma formę analitycznego eseju (position paper). Po przedstawieniu problemu oraz tezy student buduje argument na jej poparcie, następnie odpowiada na potencjalne zarzuty przeciwnika w dyskusji, niekiedy uwzględniając pewne sugestie strony przeciwnej w ostatecznym sformułowaniu swojej tezy i argumentu. Zwykle praca nad esejem przechodzi trzy stadia: 1. Zapoznanie się z tematem i sformułowanie tezy. 2. Napisanie w punktach planu pracy (sentence outline). 3. Napisanie i poprawa samego eseju. Na każdym etapie następuje dyskusja eseju (lub jego wstępnej formy) z innymi studentami, a także z instruktorem. Oceniamy przede wszystkim jasność i klarowność argumentu, jego spójność, relewantność, wykorzystanie odpowiedniej literatury przedmiotu i ewentualnie oryginalność. Egzaminy mają zwykle charakter testów wielokrotnego wyboru, chociaż często na egzaminie końcowym trzeba także napisać krótkie eseje. Jest on ograniczony czasowo, np. do 60 minut, i często proktorowany. Proktorowanie to podchodzenie do egzaminu w miejscu publicznego zaufania, np. w innej uczelni lub bibliotece publicznej, gdzie odpowiedzialny pracownik sprawdza tożsamość studenta i nadzoruje, aby nie ściągano. Forma ta, powszechnie przyjęta w USA, powoduje, że nigdy nie jest konieczne osobiste stawienie się studentów na terenie uczelni w trakcie studiowania (co nie byłoby rozwiązaniem dopuszczalnym prawnie w Polsce. Umożliwia to udział w zajęciach e-learningowych studentów pozbawionych możliwości fizycznego przyjścia na uczelnię, np. osób przewlekle chorych, żołnierzy służby czynnej na misjach zagranicznych, osób samotnie wychowujących dzieci, podróżujących zawodowo (mamy np. pilota awionetki i koncertującego piosenkarza), prowadzących biznes, pozbawionych wolności oraz osób z zagranicy, które nie wymagają wizy USA, żeby u nas studiować. Wedle przyjętych w USA standardów tylko zajęcia prowadzone w 100% w internecie, bez wymogu przyjazdu na spotkanie wprowadzają- 194 Piotr Bołtuć ce czy na egzamin, są e-learningiem. Wszystkie zajęcia, które wymagają osobistego kontaktu, nawet tylko w celu zapisania się, to już nauczanie w systemie mieszanym (blended learning)1. Jest tak dlatego, że e-learning pozwala na pełną mobilność geograficzną, umożliwiając studiowanie osobom z podanych wyżej grup. Kim są nasi studenci? Profil studenta uczestniczącego w moich zajęciach w USA jest bardzo zróżnicowany – od typowych studentów w wieku 18–23 lat, poprzez tych, którzy zapisują się na studia nieco później (24–29 lat), do studentów w wieku nietradycyjnym (30–59 lat) i nielicznych słuchaczy „trzeciego wieku” (od 60 lat). Mamy wiele osób pracujących albo wychowujących dzieci, lub jedno i drugie, które znajdują czas (często tylko godzinę dziennie) na edukację. Jest wiele osób na wysokich stanowiskach, zainteresowanych przedmiotem jako hobby lub prowadzących własne firmy, często dysponujących wspaniałą umiejętnością organizacji pracy, ale niedysponujących czasem na dojazdy i przesiadywanie w klasie. Są także osoby korzystające ze wsparcia finansowego dla bezrobotnych, są liczni żołnierze służby czynnej, przewlekle chorzy, osoby towarzyszące rodzinie na placówkach, a nawet więźniowie. Jest też sporo studentów międzynarodowych uczestniczących w naszych zajęciach z Hiszpanii, Izraela czy Dalekiego Wschodu. Okazało się, że zainteresowanie naszym programem jest tak duże, iż przyjmowanie do programu on-line ma charakter konkursowy. Jakkolwiek niektórzy studenci zapisują się na nasz licencjat (a ostatnio także ma magisterium z filozofii, oparte na trochę innej strukturze i współorganizowane z sekcją studiów indywidualnych naszej uczelni) dla zaspokojenia osobistych zainteresowań, większość idzie na studia doktorskie lub magisterskie. Wielu absolwentów naszego programu e-learningowego dostało się do programów doktorskich z pełnymi stypendiami, co świadczy pośrednio o coraz większym zintegrowaniu e-learningu w USA z głównym nurtem nauczania akademickiego. Wykazano (jest to tzw. teza braku znaczącej różnicy – the no-significant difference thesis), że rezultaty edukacyjne nauczania on-line nie różnią się 1 Kursy „wspomagane przez internet” (web-enhanced) to takie, w których nie więcej niż 20% zajęć odbywa się poprzez internet, np. wówczas, gdy nauczyciel wyjeżdża na konferencję lub gdy podaje w sieci wyniki egzaminów i niektóre prace domowe. Tajemnice e-learningu w filozofii 195 zasadniczo od wyników nauczania w kampusie2. W coraz większym zakresie jest to przyjmowane do wiadomości przez szkoły wyższe i pracodawców. Nauczanie w systemie mieszanym W latach 2001–2004 prowadziłem na mojej uczelni senacką podkomisję do spraw nauczania przez internet. Rozważaliśmy tam uwarunkowania strukturalne i tzw. wąskie gardła w rozwoju e-learningu. Przewodniczącym komisji ds. technologii, której część stanowiła moja podkomisja, był Lee Frost-Kumpf, jeden z najbardziej przenikliwych umysłów, jakie spotkałem. Sugerował on, że nauczanie przez internet, podobnie zresztą jak nauczanie w systemie tradycyjnym w kampusie, to przypadki skrajne, plasujące się na przeciwległych krańcach spektrum form wykorzystania nowoczesnych technologii w nauczaniu akademickim. Frost-Kumpf uważał, że nauczanie w przyszłości to praca studentów z multimediami, takimi jak zaawansowane animacje (stosowane w różnych dziedzinach od eksperymentów naukowych do realizacji projektów architektonicznych), gry strategiczne, dostęp do interaktywnych wykładów najwybitniejszych uczonych oraz interaktywne programy e-learningowe. Natomiast praca w klasie to uwieńczenie i podsumowanie tych doświadczeń, zresztą wsparte pomocami multimedialnymi, między innymi służącymi do pokazania pracy wykonanej w środowisku wirtualnym. Nie zgadzałem się wówczas z tym poglądem sądząc, że niezależność geograficzna, jaką daje pełny e-learning, jest ważniejszym czynnikiem. Późniejsze badania, w formie analizy czynnikowej efektów nauczania (learning outcomes), przeprowadzone w City University of New York i replikowane w innych ośrodkach, wykazały, że inne aspekty nauczania są lepiej przekazywane w budynkach uczelnianych, a inne przez internet. Wynika z tego w sposób pośredni, ale nader jasny, że istnieje możliwość stworzenia kursu łączącego odpowiednie aspekty nauczania tradycyjnego i nauczania przez internet, który będzie się charakteryzował lepszymi wynikami niż nauczanie w każdym z tych systemów z osobna. Wniosek ten 2 The No Significant Difference Thesis, por. T.L. Russell, The No Significant Difference Phenomenon (2001, IDECC, wyd. 5). Również: http://www.nosignificantdifference. org/. 196 Piotr Bołtuć został potwierdzony empirycznie, mianowicie wykazano, że wyniki dobrze prowadzonego nauczania po części w kampusie, a po części w internecie, są do 20% lepsze niż wyniki nauczania uzyskane w którymkolwiek z tych systemów z osobna. Jest to główny argument na rzecz nauczania w systemie mieszanym. Głównym czynnikiem lepiej przyswajalnym w e-learningu jest argumentatywna dyskusja, umiejętność bardzo istotna w uprawianiu filozofii. Wypowiedź e-learningowa w systemie asynchronicznym daje studentom czas i spokój na zastanowienie się, a także możliwość sprawdzenia źródeł. Jest to więc zwykle wypowiedź bardziej przemyślana, a mniej emocjonalna; nie mają też wpływu na udział w dyskusji e-learningowej cechy przypadkowe dla jej przedmiotu, np. trema lub aparycja wypowiadającego się. Innym pozytywem nauczania przez internet jest łatwy dostęp do rozmaitych danych czy artykułów. Natomiast główny czynnik lepiej przekazywany w klasie to wartość emotywna. Nauczyciel w klasie korzysta z komunikacji niewerbalnej, mogąc w znacznej mierze wpływać na poglądy, oceny, a nawet postawy uczniów. W nauczaniu akademickim jest to szczególnie ważne, gdy przekazuje się wiadomości istotnie nowe o znaczeniu światopoglądowym, często wpływające na zmianę paradygmatu poznawczego. Nauczanie w systemie mieszanym nie jest łatwe. Przy pierwszych próbach, gdy prowadziłem w tym systemie zajęcia z myślenia krytycznego, kłopot polegał na tym, że różni studenci wybierali sobie medium, w którym wedle nich kurs odbywał się naprawdę, natomiast to, co miało miejsce w tym drugim medium, uważali za dodatek. Tak więc niektórzy oddawali się nauczaniu e-learningowemu, uczestnicząc w dyskusji w internecie, natomiast w klasie fizycznej byli ospali i niezmotywowani, uważając, że to, co się tam dzieje, stanowi jedynie powtórzenie dla osób niedających sobie rady w e-learningu. Inni natomiast uważali, że jest to kurs „normalny”, czyli w kampusie, a tylko wspomagany elektronicznie w tym sensie, że pewne materiały są zamieszczone w internecie. Dopiero prowadząc zajęcia w systemie blended learning po raz drugi, udało mi się w pełni zintegrować część prowadzoną w kampusie i część e-learningową, a co ważniejsze – przekonać studentów, że mamy do czynienia z jednymi, spójnymi zajęciami przebiegającymi w równej proporcji on-line i w kampusie. Tajemnice e-learningu w filozofii 197 O perspektywach e-learningu filozoficznego Możemy mówić o krótko- i średnioterminowych perspektywach e-learningu z filozofii w Polsce i w skali światowej. Można by się też pokusić o pewne prognozy, czy raczej idee, realizacji w skali długoterminowej, aczkolwiek mają one nieco ograniczoną wartość poznawczą – czynię to w innych publikacjach (Bołtuć 2004, 2007b, 2008a, 2009a; Bołtuć P., Bołtuć M. 2004]. W Polsce e-learning z filozofii występuje w Szkole Głównej Handlowej, Polskim Uniwersytecie Wirtualnym3, a także w paru innych uczelniach (Boltuc 2007a), natomiast niezwykłą rolę mógłby on odegrać w rozszerzaniu dostępności naszego przedmiotu w nauczaniu licealnym, dlatego że nauczanie filozofii w systemie mieszanym umożliwiałoby w małych ośrodkach tylko rzadkie (np. comiesięczne) spotkania z nauczycielem filozofii, gdyż reszta lekcji, w tym kontakty między uczniami, odbywałaby się głównie w internecie (Bołtuć 2009b). Mam również nadzieję, że niż demograficzny spowoduje, iż przynajmniej jedna z uczelni w Polsce zdecyduje się na oferowanie licencjatu lub magisterium z filozofii w systemie e-learningowym (tj. w warunkach polskich 70% zajęć odbywałoby się w internecie). Byłoby jeszcze lepiej, gdyby tego rodzaju program miał charakter ogólnopolski i włączał najwybitniejszych filozofów z całego kraju (a być może też z zagranicy). Dotarlibyśmy w ten sposób do całej grupy osób pozbawionych dzisiaj pełnych szans edukacyjnych, np. kobiet w ciąży i wychowujących małe dzieci, osób pracujących w nieregulowanym trybie pracy lub tych z bardzo odległych ośrodków i Polaków z zagranicy. Również w skali międzynarodowej nauczanie filozofii on-line rozwija się obecnie zdecydowanie za wolno. Po przezwyciężeniu opozycji teoretycznej, promulgowanej przez takich autorów, jak Hubert Dreyfus i Charles Ess, dzisiaj braki w tym zakresie są głównie skutkiem inercji. Obecnie e-learning jest jedyną formą edukacji cechującą się stałym przyrostem studentów. Nikły udział filozofii w tym nurcie powoduje osłabienie roli filozofii wobec innych dziedzin, nawet w zakresie nauk humanistycznych i społecznych (2005a, 2007a). 3 S. Iwanowski, Ł. Zaorski-Sikora, E-filozofia: e-learning i b-learning w nauczaniu filozofii, [w:] A. Pobojewska (red.), Interaktywna edukacja filozoficzna: metody – techniki – środki (w druku). 198 Piotr Bołtuć UIS specjalizuje się w prowadzeniu silnych studiów licencjackich z filozofii i w tym zakresie jest liderem w skali globalnej, choć dobre programy występują też w Kanadzie i na antypodach, głównie w Nowej Zelandii. Istnieje też mieszany system nauczania filozofii w British Open University – od licencjatu aż do doktoratu, ale studia te nie są dostępne geograficznie poza sferą występowania „lokalnych tutorów” tej uczelni, wiążą się też z innymi problemami (2009c)4. UIS jest obecnie zainteresowany współpracą z uczelnią dysponującą studiami magisterskimi (i przynajmniej paroma zainteresowanymi pracownikami naukowymi znającymi filozoficzny język angielski) w celu otwarcia magisterium międzykontynentalnego. W tym zakresie dążymy do rozwinięcia własnego programu, który oparty jest częściowo na modelu interdyscyplinarnym (obecnie współpracujemy z programem Liberal and Integrative Studies na naszej uczelni), a nie dyscyplinarnym, i mamy nadzieję na jego przekształcenie w wysokiej klasy międzynarodowy program magisterski5. Bibliografia prac autora na temat edukacji on-line Bołtuć P. (2003), Edukacja bez dystansu, „E-mentor” 1, s. 8–14; por. www.e-mentor. edu.pl. Bołtuć P. (2004) Współczesne modele e-learningu akademickiego. Szkic strategii eksportowej, [w:] M. Dąbrowski, M. Zając (red.), Rozwój e-edukacji w ekonomicznym szkolnictwie wyższym, Warszawa: FPAKE, s. 31–26. Boltuc P. (2005a), E-Teaching Philosophy, „APA Newsletter on Philosophy and Computers”, s. 3–5. Bołtuć P. (2005b), Główne trendy w e-learningu akademickim, [w:] M. Dąbrowski, M. Zając (red.), Rozwój e-edukacji w ekonomicznym szkolnictwie wyższym, Warszawa: FPAKE. Bołtuć P. (2006), Etyka biznesu: grzechy wynikłe z nieumiejętności grzeszenia, „E-mentor” 2. Boltuc P. (2007a), Global Learning Environment in Philosophy, „Dialogue and Universalism” 7–8, s. 149–158. 4 D. Matravers, Philosophy at the Open University, „APA Newsletter on Philosophy and Computers” 07/2 (2008). 5 Ponieważ jestem odpowiedzialny za koordynację tego procesu, byłbym szczególnie zainteresowany współpracą z jakąś uczelnią z Polski. Tajemnice e-learningu w filozofii 199 Bołtuć P. (2007b), Przemiana paradygmatu w szkolnictwie wyższym i ekspansja e-learningu z perspektywy amerykańskiej, [w:] M. Dąbrowski, M. Zając (red.), E-Edukacja. Net, Warszawa: FPAKE. Bołtuć P. (2007c), Best Practices’ w e-learningu na Uniwersytecie of Illinois, Springfield w dziedzinie nauk humanistycznych, [w:] IV Symposium kształcenia na odległość, Gdynia, s. 17–26. Bołtuć P. (2007d), Rząd ogranicza e-studia, „Gazeta Prawna” 9/11, s. 20; por. http://di.com.pl/news/18078,6.html. Bołtuć P. (2007e), Gry wirtualne, mniej lub bardziej zabawne (rec.), „E-mentor”, s. 44–46. Boltuc P. (2007f), Communities of Practice and Other Issues in Online Learning. Wywiad z Sebem Schmollerem, „E-mentor” 3. Bołtuć P. (2007g), Kres kryzysu, kres nowożytności, [w:] Kryzys postindustrialny: interpretacje, prognozy, red. P. Mazurkiewicz, K. Wielecki, Centrum Europejskie Uniwersytetu Warszawskiego, s. 37–44. Boltuc P. (2008a), Global Learning Through Collaboration, „Formamente, Rivista Internationale di Ricerca sul Futuro Digitale”, GUIDE Association, Rome, Italy, III 1–2, s. 145–154. Boltuc P. (2008b), E-Learning, „Tendencje” 2008, http://www.cren.pl/uploadedfiles/e-learning-bar.pdf. Boltuc P. (2008c), Obowiązki w świecie cyfrowym (rec.), „E-mentor” 2. Bołtuć P. (2008d), Bizness otwarty (rec.), „E-mentor” 3. Boltuc P. (2009a), Paradigm Change in Higher Education Due to the World Wide Web, „Dialogue and Universalism” 1–2. Bołtuć P. (2009b), E-learningowe metody nauczania filozofii, [w:] A. Pobojewska (red.), Interaktywna edukacja filozoficzna: metody – techniki – środki (w druku). Boltuc P. (2010), Two Paradigms in E-learning, „On the Horizon” (w druku). Bołtuć P., Bołtuć M. (2004), Another take on Game-Based Learning, „E-mentor” 4. „Analiza i Egzystencja” 10 (2009) ISSN 1734-9923 DEBATA ALDONA POBOJEWSKA MODEL EDUKACJI FILOZOFICZNEJ LIST INICJUJĄCY W naszym gronie nie musimy zapewne nikogo przekonywać o korzyściach płynących z edukacji filozoficznej podjętej już w szkole, choć prawdopodobnie różnimy się w rozstrzygnięciach, jaki kształt winna ona przyjąć. Cel dyskusji upatruję jednak nie tyle w przedstawieniu różnych modeli tej edukacji, ile we wskazaniu najistotniejszych zagrożeń łączących się z przebiegającym obecnie procesem wprowadzania filozofii do programów nauczania. Zwracam się zatem do Państwa z prośbą o wskazanie najważniejszych z tych niebezpieczeństw oraz krótkie omówienie ich źródeł i konsekwencji. Formułując w ten sposób prośbę do Państwa, ominęłam centralne zagadnienia wiążące się z naszym tytułowym problemem. Nie uczyniłam tego z błahego powodu. Otóż kiedy opracowywałam temat tej debaty, byłam jeszcze przekonana, że mamy (w miarę) ustabilizowaną sytuację w obszarze nauczania filozofii na poziomie szkolnym. Od sierpnia 2007 roku obowiązują bowiem zmodyfikowane podstawy programowe dla wszystkich etapów edukacyjnych, które przewidują filozoficzną ścieżkę edukacyjną w gimnazjach i filozofię jako przedmiot do wyboru na ponadgimnazjalnym etapie nauki. Jednak na początku maja 2008 roku został przedstawiony do dyskusji nowy projekt Podstawy programowej dla wszystkich etapów edukacji szkolnej. Sprawa instytucjonalizacji edukacji filozoficznej w szkole przedstawia się zatem następująco. Powstają ministerialne podstawy jej wdrażania, które 202 Model edukacji filozoficznej są długo dyskutowane, wielokrotnie recenzowane, wchodzą w życie, a po pół roku tworzy się kolejne projekty i zdaje się jakby wszystko rozpoczynano od początku – nakreślanie celów, zadań, doboru treści nauczania itp. Około dwóch lat trwały prace nad konstrukcją aktualnej podstawy programowej dla edukacji filozoficznej w szkołach średnich, zaś obecnie całą procedurę powtarza się tak, jakby nie było poprzednich ustaleń i płynących z nich wniosków. Oczywiste jest, że każdą propozycję kształcenia w zakresie filozofii trzeba dostosować do aktualnej sytuacji w edukacji. Z drugiej jednak strony, należy kierować się specyfiką tej dyscypliny i wybierać strategię jej nauczania odwołując się do uzasadnionych projektów oraz przemyślanych doświadczeń szerokiej rzeszy osób zaangażowanych w tworzenie teorii i praktyki nauczania filozofii, czyli zarówno akademików, szkolnych nauczycieli przedmiotu, ale również odbiorców tego kształcenia – uczniów. Zatem, aby ułatwić pracę twórcom kolejnych projektów, pożądane byłoby opracowanie materiałów pomocniczych, które zbierałyby takie rozważania. W materiałach tych znalazłaby się refleksja nad całym pakietem zagadnień, które należy uwzględnić przy konstrukcji jakiegokolwiek projektu edukacji filozoficznej. Byłby tam namysł nad swoistością filozofii jako przedmiotu nauczania oraz nad hierarchią celów edukacji filozoficznej. Dalej winny być prezentowane rozmaite konwencje edukacji filozoficznej wraz ze stworzonymi na ich podstawie całościowymi modelami kształcenia filozoficznego. W poszczególnych koncepcjach należałoby wskazać założone w nich cele oraz podać kryteria wyboru poszczególnych projektów. Byłoby to również miejsce dla zgłaszania oczekiwań szkoły w odniesieniu do kształcenia filozoficznego i na określenie gradacji tych potrzeb. Równocześnie przedstawiano by propozycje uzgadniania poszczególnych teoretycznych wizji nauczania filozofii z praktyką szkolną (aktualne potrzeby, obecne realia, nowe trendy itp.) oraz zastanawiano by się nad przydatnością omawiania określonych, klasycznych zagadnień filozoficznych na danych etapach współczesnego nauczania. Ocena wad i zalet poprzednich rozwiązań kształcenia filozoficznego pozwoliłaby na unikanie powtarzania starych błędów. Następnie zostałaby stworzona płaszczyzna dla korelacji filozofii z innymi przedmiotami szkolnymi (humanistycznymi, przyrodniczymi, ale też artystycznymi itd.). Należałoby również zastanowić się nad przygotowaniem edukacji filozoficznej od strony metodycznej. Odrębną kwestię stanowiłby namysł nad strategią wdrażania filozofii do systemu edukacji, Debata 203 określenie warunków instytucjonalnych i społecznych sprzyjających powodzeniu tego przedsięwzięcia. Zapewne nie są to wszystkie tematy, które winny zostać opracowane w takich materiałach. W naszej dyskusji jesteśmy w stanie podjąć zaledwie jedno z istotnych zagadnień dotyczących edukacji filozoficznej w szkole. Kryterium, którym się kierowałam przy jego wyborze, stanowiła największa przydatność naszej refleksji w aktualnej sytuacji na tym polu. Wskazanie przez osoby od lat zaangażowane w to przedsięwzięcie najpilniejszych spraw z nim związanych mogłoby stać się impulsem do systematycznego aktualizowania opracowań przedstawionego powyżej problemowego kontekstu tego procesu. Powtórzę zatem: Jakie istotne zagrożenia widzą Państwo na obecnym etapie wprowadzania filozofii do szkoły? Jakie są ich źródła i konsekwencje? ANNA JEDYNAK O NAUCZANIU FILOZOFII W SZKOLE Z różnych względów włączanie filozofii do programów szkolnych nie odbywa się łatwo ani prosto. Filozofowie różnią się nie tylko poglądami filozoficznymi, ale i metafilozoficznymi: inne problemy wydają im się godne podejmowania i inne stosują metody. Znajduje to odbicie w koncepcjach nauczania filozofii w szkole. Różne środowiska forsować mogą koncepcje różniące się celami, metodami, doborem treści, sposobem oceniania. Choć programy nauczania innych przedmiotów też są dyskutowane, w filozofii jak w żadnym innym przedmiocie brakuje consensu czy choćby zbliżania się do niego. Chyba nie ma takich elementów nauczania filozofii, które by przez jakiegoś filozofa nie były kwestionowane. Może to powodować częste zmiany podstaw programowych, podręczników, wymagań – zależnie od układu wpływów. W szczególności może dojść także do mniej lub bardziej zakamuflowanego zideologizowania nauczania filozofii, stosownie do przekonań aktualnych decydentów. Sytuacja taka nie służy wypracowaniu zdrowej tradycji nauczania filozofii. Może również kompromitować środowisko filozoficzne i podwa- 204 Model edukacji filozoficznej żać poza nim przekonanie o potrzebie nauczania filozofii – skoro tyle jest jego różnych, niezgodnych koncepcji. W rezultacie – skłaniać decydentów do rezygnacji z tego przedmiotu, skoro nie ma chyba takiego aspektu nauczania filozofii, który by przez jakiegoś filozofa nie był kwestionowany. Pomocne może być tu korzystanie ze sprawdzonych wzorów zachodnich, gdzie filozofia nauczana jest w sposób otwarty, wykraczający poza przekazywanie wiedzy. Wśród różnych koncepcji nauczania filozofii szczególnie ważny wydaje się właśnie podział na te, które jako cel wprowadzenia tego przedmiotu wskazują przede wszystkim erudycję oraz te, które podkreślają umiejętności i predyspozycje, jakie mają uczniowie wynieść z lekcji filozofii. Bliższe mi są te drugie, przy czym kształtowanie umiejętności i predyspozycji nie może być zawieszone w próżni i dobrze, jeśli podstawy do tego dostarcza znajomość problemów i koncepcji filozoficznych. Ale znajomość ta nie może być jedynym celem nauczenia filozofii. Gdyby tak było, filozofia byłaby jeszcze jednym przedmiotem „do wykucia”, oderwanym od życia i może zniechęcającym uczniów do przyszłego, pozaszkolnego z nią kontaktu. Trwają dyskusje, czy ważniejszym celem lekcji filozofii jest wiedza, czy umiejętności. To prawda, że umiejętności kształtują się na bazie wiedzy i nie ma tu opozycji, ale na ogół o równowagę jest trudno i któryś element dominuje, choćby w oczekiwaniach nauczyciela. Moim zdaniem wiedza nie powinna być celem samym w sobie, ale właśnie podstawą do wprowadzania uczniów w filozofię otwartą. Dostrzegam trzy grupy celów nauczania filozofii. Pierwsza dotyczy wiedzy, jaką uczeń powinien posiąść. A powinien wiedzieć, czym jest filozofia, jakie są jej podstawowe zagadnienia, stanowiska i kierunki, jakimi terminami operuje, jaką rolę pełni w życiu społecznym, czym różni się od ideologii i od nauki. Druga grupa celów dotyczy umiejętności racjonalnego prowadzenia dyskusji. Uczeń powinien umieć dostrzegać problemy filozoficzne, artykułować je w sposób jasny i zrozumiały, logicznie myśleć, przekonująco uzasadniać własne poglądy, referować i oceniać cudze poglądy i argumentacje, ujawniać cudze przemilczane założenia, podejmować dyskusje w celu wspólnego szukania prawdy, spokojnie przyjmować krytykę własnych poglądów i odpowiadać na nią w sposób rzeczowy. Trzecia grupa celów dotyczy wyrobienia w uczniach pewnych predyspozycji czy nawet – pożądanych cech osobowości. Należy do nich ukształtowanie refleksyjnej postawy wobec świata, dostrzeżenie wartości tej refleksji, rozbudzenie Debata 205 zainteresowania filozofią, a także poglądami innych ludzi, szacunek dla inaczej myślących, skłonność do szukania z nimi płaszczyzny porozumienia, rozwinięcie krytycyzmu wobec obiegowych oczywistości, rozbudzenie wrażliwości na wartości etyczne, estetyczne i poznawcze, skłonność do odkrywania, budowania czy rozwijania własnej tożsamości i własnego światopoglądu, świadomość odpowiedzialności za siebie i swoje czyny. Oczywiście, na różnych poziomach kształcenia w różnym stopniu możliwa byłaby realizacja poszczególnych celów. Najłatwiej zapewne zrealizować cele z pierwszej grupy, najtrudniej – z trzeciej. Brakuje doświadczonej kadry, która mogłaby uczyć w szkole filozofii nastawionej nie tylko na wpajanie wiedzy, ale i na kształtowanie umiejętności i postaw. Z innych lekcji uczniowie nie wynoszą troski o jakość argumentacji: albo dyskusje nie są wcale przewidziane, albo premiowana jest w nich aktywność, zaangażowanie i siła perswazji, a nie jakość i skuteczność argumentacji – co jest niewątpliwie łatwiejsze dla nauczyciela. Nie wynoszą też uczniowie ważnej umiejętności łączenia zagadnień pozornie odległych, co jest potrzebne dla rozumienia świata w szerszej perspektywie. Lekcje filozofii stwarzają szansę, aby wypełnić obie te luki. Mogą sprzyjać budowie społeczeństwa obywatelskiego, którego reprezentanci umieliby ze sobą racjonalnie dyskutować, łącząc przemyślaną argumentację z poszanowaniem oponentów, umieliby rozumieć racje drugiej strony i uwzględniać jej interesy, negocjować i wypracowywać kompromisy. To wszystko wymaga jednak bardzo umiejętnego prowadzenia tych lekcji. Wobec braku doświadczonej kadry być może nie da się zrealizować nauczania filozofii zaangażowanej praktycznie, wychodzącej od spraw bliskich uczniom i pokazującej związek klasycznych problemów z pytaniami, które można stawiać dziś. Zmieniłaby się wtedy filozofia w jeszcze jeden erudycyjny przedmiot, związany z pamięciowym opanowaniem materiału. Być może lepiej nauczać jej tak niż wcale – można mieć nadzieję, że dostarczy bazy, którą może z czasem uczniowie zagospodarują sami na własną rękę. Ale może to być płonna nadzieja: jest możliwe, że uczniowie tylko się do filozofii zniechęcą jako do nieprzydatnej (i jako dorośli pytać będą publicznie, po co filozofia w szkole). W szczególności, taka nauka filozofii skutkuje niekiedy relatywizmem, a uczniowie nabierają przekonania, że „wszystko da się jakoś udowodnić” (tak napisał kiedyś na egzaminie wstępnym kandydat na studia filozoficzne), że poglądy nie są sprawą prawdy, ale gustu, konwencji czy oczekiwań społecznych. 206 Model edukacji filozoficznej Z drugiej strony, gdyby filozofii otwartej miała uczyć osoba w tym zakresie niedoświadczona, lekcje przerodziłyby się pewnie w swobodne rozmowy o czymkolwiek, niespecjalnie pożyteczne. Być może pomocna byłaby wymiana na forach internetowych doświadczeń z lekcji filozofii, w gronie uczniów, nauczycieli i innych zainteresowanych osób (np. rodziców). Niemniej jednak pilna wydaje się potrzeba wykształcenia nauczycieli zdolnych kompetentnie nauczać w szkole filozofii otwartej. Bardzo trudną kwestią, związaną z nauczaniem w szkole nie tylko filozofii, ale i etyki, jest zachowanie równowagi między ukazaniem uczniom dwóch spraw: po pierwsze, tego, że nie ma jedynej słusznej prawdy, że w wielu kwestiach prawdy się dopiero szuka, że różne poglądy mają swoich zwolenników, że ścierają się argumenty; po drugie, tego, że motorem filozofii jest jednak dążenie do prawdy i że o nią tu chodzi; że ukazuje filozofia (a w jej obrębie szczególnie etyka) pewne niezbywalne wartości. To ostatnie wydaje się obecnie szczególnie ważne. Ze środowiska nauczycieli dochodzą alarmujące wieści o tym, że uczniom brakuje elementarnej dyscypliny i właśnie – elementarnych zasad. A nawet świadomości, że jakieś zasady powinny obowiązywać. Zdarza się, że większość wysiłku nauczyciele zmuszeni są poświęcać nie na nauczanie przedmiotów, ale np. na tłumaczenie uczniom (na poziomie gimnazjum!), dlaczego w ogóle powinni chodzić do szkoły i się uczyć, czy dlaczego powinni zachowywać się w klasie w określony sposób – najczęściej z mizernym skutkiem. I nie są to odosobnione przypadki, lecz zjawiska coraz częstsze. Nie wiadomo, czy taki stan rzeczy jest skutkiem zaniedbań wychowawczych wynikłych z przepracowania rodziców, czy mody na permisywne wychowanie, czy obecnego modelu kształcenia (największe problemy są właśnie na poziomie gimnazjum), czy wszystkiego po trochu. Wydaje się on bardzo poważnym zagrożeniem dla przyszłości naszego kraju – nie mniejszym niż zagrożenia związane np. z zatruciem środowiska czy wyczerpywaniem zasobów naturalnych. O ile jednak o zagrożeniach przyrodniczych mówi się i rozważa środki zaradcze, o tyle sprawa kondycji psychicznej i moralnej młodego pokolenia nie budzi takiej troski, jaką powinna. Być może dyskutowane dziś programy nauczania filozofii nie biorą pod uwagę obecnej sytuacji ani bardzo podstawowych wyzwań, jakim należy sprostać w pracy z młodzieżą, i pisane są tak, jak gdyby dotyczyły uczniów sprzed pokolenia. Być może należałoby dziś wszystkie możliwości – w tym edu- Debata 207 kację filozoficzną – wykorzystać w celu odwrócenia tych alarmujących trendów. WANDA KAMIŃSKA W DOBRYM TONIE JEST BYĆ „NA NIE”? Wygląda na to, że pogubiliśmy się z ideą nauczania filozofii. Pogubiliśmy się w chwili, gdy potrzebna jest nam jedność, dzięki której filozofia mogłaby wzmacniać swój status naukowy, kumulować swoją tradycję w kulturze, przeistaczać i zmieniać kierunek recepcji na mocy dyskursu dydaktycznego. Animozje w środowisku filozoficznym, uruchamiające się po wszystkich administracyjnych ustaleniach, odsłaniają słabości naszego środowiska: atomizację, niechęć do wspólnej pracy, brak umiejętności wsłuchiwania się w argumentację adwersarza1. Tzw. krytyczne myślenie wspiera cynizm wobec tych, którzy wypracowywali poprzednie zapisy podstawy. W dobrym tonie jest być „na nie” wobec „dydaktycznego” i „społecznego” myślenia na gruncie filozofii, być „na nie” wobec poczynań decydentów. Jesteśmy tak niechętni do zobiektywizowania własnej dydaktyki, że na każdy inny niż nasz model nauczania patrzymy podejrzliwie. To już nie jest profesjonalny indywidualizm, to zawodowa kapryśność każe nam myśleć wedle opinii uświęconych ośrodków akademickich. Można odnieść wrażenie, że to zawodowe wydelikacenie powoduje minimalizm oraz rozproszenie w filozofii. Nadal chcemy uczyć swojej (środowiskowej lub prywatnej) filozofii, a nie widzimy dyscypliny, która powinna być uformowana w przekaz wiedzy, z celami, metodami i ewaluacją. Jak to zrobić, jeśli nie widzimy dyscypliny wiedzy w odniesieniu do innych dyscyplin, a filozofią nazywamy tylko swoje badania, tematy, granty, podręczniki, konferencje? Czyżbyśmy już tylko chcieli pisać „dla swoich”? Może dlatego tych ostatnich jest coraz mniej… 1 Rozumiem, że są to cechy większości grup zawodowych w Polsce, ale czy my musimy je powielać? 208 Model edukacji filozoficznej Aktualnie filozofowie (osoby uprawiające ten zawód) dzielą się na aprobujących i nieaprobujących idei wprowadzenia filozofii do szkół. Pośród tych pierwszych rozgrywa się nadal walka o realizację tej idei. (Można nawet powiedzieć: idea częściej ich dzieli niż łączy). Pośród negujących można wyróżnić: – teoretyków indywidualistów oddanych pracom badawczym, zaczynających myślenie o filozofii wraz z uzyskanym doktoratem; do tego poziomu edukacja filozoficzna mieści się w modułach wiedzy innej niż filozofia; w opinii tej grupy osób edukacja systemowa i matura są zbędne, ponieważ Olimpiada Filozoficzna wystarczy, by popularyzować wśród licealistów ten typ wiedzy; – teoretyków i praktyków aspołecznych, którzy sceptycznie odnoszą się do wszelkich prób obiektywizowania wiedzy filozoficznej zgodnie z rozpowszechnionym poglądem, że wszystko, co ważne w filozofii mieści się, jeśli nie poza szkołą, to na pewno poza słowami – głoszą nieuchwytność celów nauczania; – akademicy urażeni, skrytykują każdą inną niż własną koncepcję nauczania filozofii, nie zauważając wysiłku oraz wyników pracy „przeciwników”. Nauczyciele i teoretycy filozofii aprobujący jej szkolny wymiar są również podzieleni. Nie tylko koncepcyjnie (dominuje tutaj kontrowersyjne, bo nie za bardzo uprawomocnione napięcie: w warunkach polskich: Piłat–Grobler, historia filozofii – problem), ale i znaczeniowo: – pragmatycy zgadzają się na wprowadzenie filozofii ze względu na godziny2; – akademicy, którzy widzą jeden model dydaktyki filozofii, z mocną misją wykorzenienia jej innych typów – przywoływany jest często argument z czystości poprawnej recepcji filozofii w Polsce; – filozofowie aprobujący wszelkie zmiany – tzw. nieprzeszkadzający – nawet nie będący stroną w sporze; 2 Ten motyw, silnie oddziałujący na lewicującą część naszych światopoglądów, jest w gruncie rzeczy nie do przyjęcia. Jeśli mamy wprowadzać filozofię tylko dla godzin naszych absolwentów, to, przy braku pedagogizacji i dydaktyki szczegółowej, nie warto, ponieważ szybko okaże się, że „król jest nagi”. Trudno jest z pozycji kiepskich praktyków wprowadzać systemowe zmiany. Ten argument zresztą odsłania cynizm naszego środowiska, które znowu chce coś „ugrać dla siebie” lub dla tzw. filozofii. Debata 209 – nauczyciele „podtablicowi”, zostawieni sami sobie, niejednokrotnie bezradni z powodu niekompetencji „akademików”, niejednokrotnie geniusze nauczania; – tzw. chętni, wyłącznie z postawą, mniej lub bardziej zainteresowani współpracą na rzecz wprowadzenia filozofii do szkół, niezależnie od poglądu na sprawę. Te „podziały” są poglądowym, a nie merytorycznym, zapisem obserwacji i rozmów środowiskowych. Odzwierciedlają jednak stan opinii, z którymi mamy do czynienia w postawach wobec dydaktyki filozofii. Snuję te rozważania, aby pokazać, że problem dydaktyki filozofii ma wymiar środowiskowy. Jest bowiem pochodną koncentracji środowiska wokół idei filozofii, a nie wokół pytania o koncepcję czy model nauczania. Najpierw musimy stworzyć przedmiot w kontekście refleksji nad dyscypliną wiedzy zwaną filozofią, a później dopiero obserwować osadzenie tego przedmiotu we współczesnym kształceniu, zmieniać rozkład akcentów itd. Na razie wydaje się, że mówimy językiem „ofiar systemu”. Wskazujemy, że przedmiot jest obcy współczesnej młodzieży, że dyscyplina nauki nie jest wkomponowana w kulturę, że dyrektorzy szkół nie lubią filozofii. Przypomina się baletnica, której przeszkadza rąbek u spódnicy. A gdyby tak jednak pomyśleć o teorii dydaktyki filozofii? Jest ona niezbędna przy wszystkich celach nauczania tego przedmiotu, na wszystkich poziomach kształcenia filozofii. Tam, gdzie nie potrafimy rozeznać się w stanie wiedzy naszych nauczycieli, tam, gdzie wyłącznie deklaratywnie traktujemy wiadomości naszych uczniów, tam, gdzie mamy do czynienia z błędną dydaktyką, niszczącą tożsamość ucznia, jego dociekliwość, jedność jego myśli, odczuwania, jego rozumienia, tam, jest potrzebna dyscyplina metaprzedmiotowa. Jakże łatwo jest „brylować” filozofom pośród młodych adeptów sztuki dociekania, manipulować ich naturalną tendencją do egotyzmu, kierować neurotyzm młodzieży naszych czasów w stronę solipsyzmu. Wydaje się, że aporetycznym charakterem filozofii wyłącznie inspirujemy uczniów, a nie uczymy. Próbujemy pokazać im wielkość pytań, ale nie wymagamy odpowiedzi. Nikt, kto ma choć trochę żywego światła umysłu nie będzie wierzył w rozwiązania, które łączy aporia. Nie należy się chyba dziwić, że skończył się pozytywny czas dla filozofii. Kiedy ktoś kiepsko uczy, miesza w głowach wielu „wyzwolonych” od rzeczywistości uczniów. Niewytłumaczony odpowiednio wielogłos w filozofii uczy relatywizacji wielu dyskursów i jeśli ktoś nadal chce dociekać słuszności i prawdy, musi 210 Model edukacji filozoficznej uciec z filozofii. Nie jest wcale rzadkim przypadkiem traktowanie (najpierw przez nauczycieli, a potem przez uczniów) wielkich filozofów „po partnersku”. Studenci, wykluczeni z uczestnictwa w popkulturze, przychodzą na zajęcia jak po terapię lub – przekonani o swojej wielkości – przychodzą dokonać przełomu na miarę Tomasza lub Kanta. Jedni i drudzy przeżywają potężny kryzys na III roku, gdy uświadamiają sobie pozór swoich pierwszych motywów podjęcia studiów. Ktoś im wmówił, że wszelkie teksty kultury są do połknięcia w każdym wieku i natychmiast. Nauczenie ich szacunku dla filozofii, która otwiera przestrzeń rozumienia idei oraz rozeznania w rzeczywistości, otwiera i powoduje progres, jest w tych warunkach ogromną sztuką, wymagającą kunsztu pedagogicznego na najwyższym poziomie. Myślenie stereotypowo akademickie na ogół nie dostrzega aspektu dydaktycznego, problemowego. Może dlatego koncepcja kształcenia systemowego, zawierającego etap propedeutyczny, interdyscyplinarny, z podstawami logiki i myślenia normatywnego (dla wielu jest to nadal myślenie ideologiczne), jest tak trudny do zaakceptowania. Na gruncie teorii dydaktyki stawiam za Brunerem pytanie o modelowanie wiedzy na poziomie ucznia szkoły podstawowej, gimnazjalnej, ponadgimnazjalnej. Pytam też – przy wyborze programu nauczania – jak daleko wiedzy ucznia i licealisty do myślenia naukowego, akademickiego i czy absolwent liceum po trzyletnim kursie z filozofii w szkole ma możliwość w dalszej edukacji na uniwersytecie osiągnięcie poziomu współczesnej wiedzy w filozofii. Tak, to pytanie o status wiedzy filozoficznej z punktu widzenia środowisk akademickich. To one wszak mają sprawować mecenat nad podstawą programową z filozofii, one też mają udowodnić, że matura z filozofii nie jest do selekcji „swoich”, że może sprawdzać umiejętności ucznia niezbędne przy wyborze innych kierunków studiów. Tu się koło zamyka. Filozofia spotyka się z niefilozofią poprzez korytarze wiedzy… Istnieje niebezpieczeństwo, że „spontaniczną” praktyką bez teorii będziemy na lekcjach filozofii unifikowali jakąś postać wiedzy „powszechnie przyjętej”, wiedzy doksalnej, która skutecznie blokuje granicę episteme. O jaki typ wiedzy filozoficznej chodzi? O taki, który w oparciu o wiedzę zapamiętaną i zrozumianą pozwoli na generowanie odpowiednich umiejętności filozoficznych. Droga do ich uformowania jest co najmniej tak daleka jak i w innych dyscyplinach wiedzy. Tak jak matematycy są przekonani, że pracują na rzecz umiejętności matematycznych swoich uczniów i studentów, tak jak adepci sztuki są wprowadzani w arkana niezbędnych sprawności, Debata 211 tak też filozofowie mogą uczynić swoją dziedzinę przedmiotem namysłu dydaktycznego. Czy jednak nie zgubiliśmy się z powodu utraty przekonania, że filozofia jest sztuką? Chyba tak, skoro mówimy już wyłącznie językiem historii filozofii… Na pewno ratio filozofii jest płaszczyzną odniesienia dla rodzącego się do refleksyjności umysłu młodego człowieka. Obok sztuki i matematyki jest miejsce na filozofię, która nie tylko ma uczyć rozpoznawania granicy prawdy i fałszu, ale uczyć łączenia swoich przekonań z absolutnym horyzontem tkwiącym w pojęciach oraz w relacjach między nimi. Pojęcia filozoficzne mają swoje immanentne korytarze w ludzkiej wiedzy – przekonują nas Guattari i Deleuze. Dlaczego nie mielibyśmy wypracować ich obecności na wydziałach nauk społecznych, medycynie, na terenie humanistyki? Dlaczego nie mielibyśmy rzucić wyzwania pojęciom matematycznym? Mam tutaj na myśli istotowy związek filozofii z niefilozofią w ramach różnych typów abstrakcji, aby wszelkie sfery ludzkiej myśli mogły się wzajemnie dopełniać. Propedeutyka filozofii w szkołach średnich, otwarta na łączenie całości wiedzy w granicach „duszy i ciała” nastoletniego człowieka, wymaga innej dydaktyki akademickiej, zorientowanej w ramach specjalności nauczycielskiej na umiejętności gwarantujące realizacje celów nauczania. Nauczyciel filozofii w szkole średniej, operujący zakresem wiedzy licealisty, może generować pojęcia filozoficzne, które mają siłę wznoszenia. Brak tych pojęć (prawo, przestrzeń, determinizm, prawda, kanony, normy, fałsz, wartość, celowość, powinność, jedność, sens, znaczenie, istota, cechy opisu) w edukacji powszechnej dotkliwie odczuwamy w obowiązującej nas kulturze. Pomyślmy, jak bardzo zmieniłby się status akademickiej filozofii, gdybyśmy te pojęcia wprowadzili do personal knowledge uczniów szkoły średniej. Jesteśmy przed pierwszą maturą z filozofii, przed pierwszą jej ewaluacją. Jeśli już dzisiaj wiadomo, że zmienią się proporcje wiadomości i umiejętności w następnej podstawie, to co powiemy we wrześniu nauczycielom, którzy będą przymuszeni do kolejnej zmiany koncepcji nauczania „pod maturę”? Co powiemy egzaminatorom, ekspertom, studentom? Czy nie jest lepiej poobserwować przebieg matur w makroskali, poprawić błędy, posłuchać „podtablicowych” przed kolejnymi zmianami? Obecny tryb analityczny w oparciu o wiedzę historyczno-filozoficzną wymaga erudycji słownikowej, uporządkowanej, ukierunkowanej metaprzedmiotowo. Wiedza historyczno-filozoficzna oraz umiejętności polegające na analizie 212 Model edukacji filozoficznej porównawczej głównych stanowisk filozoficznych są dzisiaj podstawą oceny sprawności filozoficznych ucznia. Taki zatem typ nauczania powinien wybrać nauczyciel, który pragnie skutecznie przygotować swoich podopiecznych do egzaminu maturalnego. MACIEJ WOŹNICZKA GŁOS W DYSKUSJI Problem modelu edukacji filozoficznej w Polsce na początku XXI wieku może być rozpatrywany w różnych aspektach. Już najbardziej elementarne zagadnienia mogą odnosić się do kwestii społecznych i dotyczyć podstaw funkcjonowania kultury narodu. Najpoważniejsza kwestia dotyczy potrzeby i możliwości regeneracji kształcenia filozoficznego na poziomie przedakademickim. Zapóźnienia kulturowe i destrukcja tego obszaru kształcenia przez systemy totalitarne są tu tak poważne, że właściwie należałoby zapytać o jego sens, jego status edukacyjno-kulturowy w okresie współczesnych, dynamicznych przemian cywilizacyjnych. Do propozycji przedstawianych przed drugą wojną światową nie można już bezpośrednio nawiązywać, a kryteria rozwiązania dylematu: do jakiego stopnia korzystać z rozwiązań innych krajów, a do jakiego wypracowywać własny model powszechnej edukacji filozoficznej (a tu: na jakich racjach oprzeć się najpoważniej) – pozostają nader niejasne. I. Aktualne problemy kształcenia filozoficznego w Polsce I.1. Poziom przedakademicki I.1.A. Kwestie podstawowe – możliwość wykorzystania dotychczasowych doświadczeń w kształceniu filozoficznym (odrębny przedmiot – szkoły elitarne, matura z filozofii w 2002 roku, olimpiada filozoficzna, ścieżki międzyprzedmiotowe, nauczanie blokowe oraz oddzielnie: nauczanie etyki jako odrębnego przedmiotu edukacyjnego); Debata 213 – wybór konwencji współczesnego kształcenia filozoficznego (kulturowy czy scjentystyczny standard kształcenia filozoficznego, maksymalistyczna czy minimalistyczna wersja filozofii edukacyjnej, proporcje między przekazem wiedzy a kształtowaniem umiejętności) oraz związanej z nimi orientacji aksjologicznej; – problem dostosowania kształcenia filozoficznego w Polsce do standardów Unii Europejskiej (nauczanie we Francji, Niemczech; wsparcie Unii dla programu powrotu do powszechnego kształcenia filozoficznego); – orientacja wobec innych przedmiotów kształcenia filozoficznego: etyka, logika, teoria wiedzy, teoria kultury, antropologia filozoficzna, psychologia filozoficzna, propedeutyka filozofii; – problem „polityczny”: nauczanie filozofii i etyki a nauczanie religii (kwestia „matury z religii”): zakresy komplementarne w jakości doświadczenia egzystencjalnego; – możliwości wychowawcze w zakresie kształcenia poprzez przedmioty filozoficzne (mądrościowy aspekt filozofii i jej podmiotowa orientacja, przeciwdziałanie negatywnemu oddziaływaniu kultury masowej, ekofilozofia, filozofia polityczna – problem demokracji, etyka jako podstawowy przedmiot wychowawczy). I.1.B. Kwestie uzupełniające – status filozofii jako przedmiotu nauczania (fakultatywny czy obowiązkowy, problem korelacji filozofii z innymi przedmiotami nauczania – filozofia samodzielnym czy „skorelowanym” przedmiotem edukacyjnym); potrzebny byłby również ogólniejszy ogląd rzeczywistości edukacyjnej filozofii (np. propedeutyka filozofii czy filozofia, rezygnacja z nauczania logiki); – kryteria wyboru założeń do budowy podstawy programowej z filozofii i etyki (orientacja społeczna, kulturowa, wychowawcza czy scjentystyczna). Filozofia spekulatywna czy filozofia praktyczna; istotna jest tu formacja filozofii stosowanej (Applied Philosophy), filozofii praktyki (Philosophy of Practice). Od ok. 1980 roku rozwija się na Zachodzie ruch praktyki filozoficznej (Philosophical Practice) zbierający doświadczenia mniejszych formacji (Philosophical Cafes, Philosophical Wines, Socratic Dialogues, Philosophy for Children, Philosophy for Business – w Polsce 214 Model edukacji filozoficznej podejmowano już próby warsztatów filozoficznych dla bezrobotnych czy w zakładach penitencjarnych); – kwestia matury z filozofii (np. matura międzynarodowa z filozofii, nauczanie filozofii w języku angielskim); – przygotowanie organizacyjne do powszechnego kształcenia filozoficznego (potrzeba przeprowadzenia pilotażowego kursu filozofii w szkołach, ocena programu z zastosowaniem technik pomiaru dydaktycznego, korekty do podstawy programowej); – metodyka kształcenia filozoficznego (zróżnicowanie technik metodycznych w zależności od poziomu edukacji: konwencja „dociekań filozoficznych”, projekt „Lego-Logos”, ujęcie historyczno-problemowe), środki informatyczne i multimedialne w nauczaniu przedmiotów filozoficznych; – poziom bazy literaturowej: podręczniki do filozofii i etyki, zeszyty ćwiczeń, konspekty i scenariusze lekcji; – kształcenie nauczycieli filozofii i etyki (studia kierunkowe i podyplomowe, przygotowanie pedagogiczne), wzorem francuskim: agregacja – prawo do nauczania przedmiotów filozoficznych, współpraca z ośrodkami metodycznymi. I.2. Poziom akademicki I.2.1. Filozofia na niefilozoficznych kierunkach studiów – uwzględnienie specyfiki kierunku: studia medyczne, społeczne (prawo, politologia, socjologia, pedagogika, dziennikarstwo), artystyczne; – kwestia nauczania etyki na kierunkach zawodowych (etyka stosowana poszczególnych profesji); – metodyka akademickiego kształcenia filozoficznego (dotychczas sprawa niemal prywatna profesorów, łącznie z kwestiami organizacyjnymi: współcześnie np. nauczanie filozofii on-line); – kwestia organizacji dydaktyki kształcenia filozoficznego (np. jak określić relacje między wzmacnianiem samodzielnych struktur filozoficznych w uczelniach a potrzebą kształcenia filozoficznego w niefilozoficznych jednostkach organizacyjnych); – problem finansowania kształcenia w zakresie przedmiotów filozoficznych (np. obecna redukcja godzin z przedmiotów filozoficznych w imię tzw. „minimów programowych”). Debata 215 I.2.2. Filozofia jako przedmiot nauczania kierunkowego – konwencja akademickiego kształcenia filozoficznego: model społeczny (Francja) czy analityczny (Niemcy, Anglia) – echa współczesnego sporu filozofii kontynentalnej z filozofią anglosaską; – udział edukacji filozoficznej w całości edukacji kulturowej w ogóle; – problem profilu filozofii jako przedmiotu kierunkowego (ministerialne standardy kształcenia); – proporcje między nauczaniem historii filozofii a nauczaniem filozofii współczesnej; – teoretyczny a praktyczny wymiar studiów filozoficznych (filozofia „czysta” a filozofia specjalnościowa, np. filozofia społeczna, filozofia medycyny, filozofia prawa); – polskie kształcenie filozoficzne a polska filozofia (dominacja logiki – szkoła lwowsko-warszawska, filozofii społecznej – tradycja dziejowa, teologii – konteksty kulturowe). I.3. Inne – funkcjonowanie filozofów we współczesnym społeczeństwie i jego kulturze (świadome i zaangażowane współtworzenie przez filozofów kultury jako element propedeutyczny dla kształcenia filozoficznego – propozycja Henryka Elzenberga: wytwarzanie potrzeby filozofowania); – uwikłania polityczne kształcenia filozoficznego (nieustający spór przedstawicieli środowiska filozoficznego z decydentami, demokracja a elitarność w edukacji filozoficznej); – standardy kształcenia filozoficznego w Polsce i poza nią (dyskusja profilów filozofii dydaktycznej); – możliwość lepszego wykorzystania historii polskiego kształcenia filozoficznego (dziejowa korespondencja ze standardami kulturowymi narodu). II. Podstawowe zagrożenia dla procesu wprowadzenia powszechnego programu kształcenia filozoficznego Obecnie najistotniejsze zagrożenia łączące się z wprowadzaniem filozofii do szkół mają charakter społeczny. Są one naturalną konsekwencją 216 Model edukacji filozoficznej zniknięcia deformacji ideologicznych (okres 1947–1989). Dyskusja nad funkcjonowaniem filozofii w szkole stanowi swoisty powrót do propozycji formułowanych w Polsce w okresie międzywojennym (jednak bezpośrednie nawiązanie do przedstawianych wówczas projektów nie jest możliwe), jak i wcześniejszym (np. w okresie zaborów w Galicji prowadzony był kurs propedeutyki filozofii). Współczesny problem funkcjonowania filozofii w szkole osadzony jest między postulatami środowiska filozoficznego (i otoczenia edukacyjnego z nim związanego) a możliwościami administracyjnymi (decyzjami władz edukacyjnych). Ten charakter trudności zdaje się wskazywać na potrzebę wykorzystania adekwatnych do niego narzędzi ich przezwyciężenia. Kwestia zasadności, oceny wartości przedstawianych projektów i organizacji kształcenia filozoficznego ma pewną tradycję. W analizie zagrożeń należałoby wymienić zagadnienia bezpośrednie oraz pośrednie (mające charakter długotrwałych prawidłowości). Podstawowe zagrożenia związane są z wyżej wymienionymi problemami, dodatkowe przedstawiam poniżej. II.1. Zagrożenia bezpośrednie – brak stabilnej procedury w zakresie określania podstaw kształcenia filozoficznego: – brak ośrodka decyzyjnego (inspiracje MEN, ad hoc wyodrębniane zespoły ekspertów i zasady ich powoływania, stowarzyszenia filozoficzne, środowisko nauczycieli filozofii); – brak stałego zespołu koordynującego prace w zakresie kształcenia filozoficznego, silna orientacja na propozycje autorskie; – słabe porozumienie między nauczycielami akademickimi a nauczycielami szkolnymi i oczekiwaniami szkolnego środowiska edukacyjnego; – brak sposobów i kryteriów rozstrzygania podstawowych trudności, np. w sporze o standard (kanon) kształcenia filozoficznego (np. wariant scjentystyczny czy kulturowy); – nieskuteczność środowiska filozoficznego (próby wprowadzenia na stałe matury z filozofii, apele kolejnych zjazdów filozoficznych (Toruń, Szczecin), propozycje zmian w publikowanym piśmiennictwie edukacyjnym); Debata 217 – duży wpływ bezpośrednich oddziaływań politycznych i wręcz agresywne warunkowania polityczne stosowane wobec kształcenia filozoficznego (działania kolejnych ministrów edukacji – nauczanie filozofii bardziej kwestią światopoglądową niż kulturową?); – doraźność działań (często wymuszany przez instytucje administracyjne pośpiech i dorywczość) i pomijanie sukcesywnie uzyskiwanych osiągnięć; – słabe wsparcie metodyczne (wykładnia wychowawcza, propozycje programowe, konspekty, scenariusze lekcji). II.2. Zagrożenia pośrednie – mające charakter długotrwałych zaległości – specyficzny dla refleksji filozoficznej stan świadomości kulturowej: – niska potrzeba filozofowania (Polskę trzeba pobudzić filozoficznie – postulat Henryka Elzenberga); – niska konkurencyjność społeczna (w zestawieniu np. z maturą z wiedzy o tańcu); – poważne zapóźnienia kulturowe (nauczanie filozofii jako konsekwencja relacji danej formacji kulturowej do filozofii w ogóle); – brak stabilizacji instytucjonalnej kształcenia filozoficznego w szkole (ścieżka edukacyjna, przedmiot do wyboru, przedmiot objęty maturą; łącznie ze szczegółowymi procedurami typu: wliczanie oceny z filozofii i etyki do średniej ocen); – niejednoznaczność modelu edukacyjnego nauczanej filozofii (kontrowersje wokół podstawy programowej, odmienne wizje wynikające z: olimpiady filozoficznej, matury 2002, propozycji autorskich); – uwikłanie w przemiany edukacyjne teraźniejszości (koncepcja ścieżek edukacyjnych, nauczania blokowego, modułowa); – kontrowersje dotyczące kształcenia moralnego w szkole (przedmiot religia/etyka – merytoryczna absurdalność administracyjnie nakazanego przeciwstawienia); – trudności w instytucjonalnej reprezentacji środowiska nauczycieli filozofii (związek, stowarzyszenie); – słaba współpraca dydaktyków filozofii z dydaktykami innych przedmiotów nauczania; 218 Model edukacji filozoficznej – brak administracyjnego nakazu publikacji podręczników dla przedmiotów do wyboru (niepokój i zażenowanie: dlaczego w kraju tak bogatym w problemy moralne nie jest prowadzona dystrybucja elementarnych materiałów edukacyjnych z filozofii i etyki? – w polskich księgarniach nie można kupić żadnego podręcznika do etyki dla poziomu szkolnego!). Za podstawowe źródła przedstawionych zagrożeń należałoby uznać kwestie kulturowo-instytucjonalne. Wiele z pojawiających się propozycji zmian ma wysoce postulatywny, deklaratywny charakter. Ich wprowadzenie napotyka na poważne trudności o charakterze zarówno środowiskowym, jak i administracyjno-organizacyjnym. Wprowadzenie filozofii do szkół na większą skalę niż dotychczas wymaga znacznie poważniejszych działań niż obecnie stosowane. III. Propozycje rozwiązania trudności W świetle przedstawionych uwag propozycje zmian w zakresie kształcenia filozoficznego wymagają znacznych, poważniejszych środków i działań. Przede wszystkim modyfikacji wymaga społeczna wizja filozofii. Potrzebny jest program wytworzenia potrzeby filozofowania. Stając się powszechnym przedmiotem edukacyjnym, winna ulec wzmocnieniu praktyczna część filozofii. Najlepszy byłby plan maksymalistyczny, zawierający: – organizację projektu (ze wspomaganiem np. z Unii Europejskiej) wprowadzenia w Polsce powszechnego kształcenia filozoficznego (rozumiany jako celowa zmiana kulturowa w kraju). Celem nadrzędnym projektu winno być określenie podstawowych trudności we wprowadzaniu powszechnego kształcenia filozoficznego i ich stopniowe rozwiązywanie; – powołanie stałego zespołu ds. kształcenia filozoficznego, posiadającego wysokie umocowanie instytucjonalne, monitorującego poszczególne etapy wprowadzania powszechnego kształcenia filozoficznego; – wieloetapowy i długodystansowy projekt modyfikacji kulturowej w Polsce, zawierający badania pilotażowe i diagnostykę poszczególnych etapów wprowadzania programu kształcenia filozoficznego. Propozycje rozwiązywania szczegółowych trudności będą wynikały z przyjmowanych założeń i rozwiązań o charakterze podstawowym. Wskazana też byłaby diagnoza stanu kulturowego Polski, uwzględniająca potrzeby edukacyjne (w tym i filozoficzne). Być może stanowiłaby ona jedno z kryteriów pozwalających na uniknięcie „wiru jałowych sporów Debata 219 metafilozoficznych”. Właściwy dla filozofii spór nie może się przekładać na brak jednoznaczności przyjmowanych rozwiązań praktycznych. Koncepcje filozofii uprawianej w Polsce (wariant scjentystyczny, kulturowy, klasyczny czy synkretyczny) winny znaleźć odzwierciedlenie w przedstawianych, szczegółowych konwencjach kształcenia filozoficznego. Za podstawowe dla tych uwag należy jednak przyjąć kryterium antropologiczne – ludzkiej potrzeby lepszego rozumienia i doświadczania rzeczywistości. ALDONA POBOJEWSKA EDUKACJA FILOZOFICZNA – NIEKTÓRE DYLEMATY I ŚRODKI ZARADCZE W dyskusjach prowadzonych na temat kształtu podstaw programowych z filozofii dla szkół ponadgimnazjalnych splata się wiele problemów. Jeżeli ich jasno nie wyartykułujemy i nie będziemy współpracowali przy ich rozstrzygnięciu, to trudno będzie stworzyć sensowną wizję edukacji filozoficznej. Poniżej wskazuję kilka, istotnych w tym kontekście, zagadnień. Najpierw zajmuję się wpływem przyjętej koncepcji filozofii na preferowany kształt edukacji filozoficznej. Następnie wyciągając wnioski z poprzednich rozważań, nakreślę schemat kształcenia w zakresie filozofii. Wizja filozofii a kształt edukacji filozoficznej Toczący się spór o to, czego winna się uczyć młodzież na lekcjach filozofii, nie ma charakteru „kolejnej kłótni między decydentami”, uwarunkowanej ich doraźnymi interesami, lecz posiada o wiele poważniejsze podłoże. Jego przyczyny sięgają samych początków i podstaw filozofii. Otóż – jak wiadomo – od momentu jej powstania do dnia dzisiejszego filozofowie nie są zgodni w odpowiedzi na pytanie: czym jest filozofia? Polemiki na ten temat toczą się już około trzydziestu wieków i nie doprowadziły do konsensusu. Uznaje się obecnie, że istnieje wiele prawomocnych odpowiedzi w tej 220 Model edukacji filozoficznej kwestii, poczynając od takich, które określają ją jako „najogólniejszą naukę o rzeczywistości”; a kończąc na tych, które ujmują ją jako próbę wyrazu niepowtarzalności losu ludzkiego indywiduum. Spór między filozofami na temat dyscypliny, którą się zajmują, dotyczy nie tylko tego, czym ona jest, ale też różnej oceny procesu filozofowania i jego efektu – wiedzy (episteme). Jedni przenoszą punkt ciężkości na samo filozofowanie, czyli na drogę prowadzącą do wiedzy (kontekst odkrycia). Patrzą więc na filozofię w porządku jednostki, indywidualnego procesu dochodzenia do niej. Do tej opcji nawiązuje etymologia terminu filozofia, który znaczył „(u)miłowanie mądrości”. Czy (u)miłowanie mądrości jest równoznaczne z jej posiadaniem? Nie! Sygnalizuje tylko, że ktoś ją miłuje, ceni i ewentualnie dąży do niej. W tej tradycji rozumie się filozofię przede wszystkim jako filozofowanie, czyli czynność podejmowaną przez poszczególnych ludzi („Filozofia nie jest teorią, lecz działalnością” – Wittgenstein). Jest to więc „podróż”, którą można odbywać wyłącznie osobiście i która wymaga specyficznych kompetencji, wskazywanych już w starożytności. Składa się na nie wiele umiejętności i postaw, takich jak ciekawość, zaangażowanie i dociekliwość poznawcza; z jednej strony – świadomość własnej niewiedzy i pokora, a z drugiej – wiara we własne możliwości oraz samodzielność intelektualna i moralna; zdolność dostrzegania problemów w sprawach na pozór oczywistych i umiejętność formowania poznawczo ciekawych pytań; sztuka podejmowania różnych typów myślenia: krytycznego, abstrakcyjnego, kreatywnego, analitycznego czy syntetycznego, sztuka uczestnictwa w dialogu w duchu tolerancji i współpracy, która obejmuje uważne słuchanie oraz rozpoznawanie poznawczej wartości argumentów oponenta, ponadto zdolność precyzyjnego formułowania sądów i ich uzasadniania, a także posługiwanie się podstawowymi operacjami logicznymi itp. Powyższa lista nie pretenduje do pełności. Pozwala jednak zorientować się o rozmaitości i trudności wymaganych kwalifikacji. Jedne z nich warunkują otwarcie adepta filozofii na jej problematykę, inne decydują o motywacjach do podjęcia i kontynuowania stosownego namysłu, a jeszcze inne są narzędziami umożliwiającymi ten namysł oraz jego postęp. Kwalifikacje te można krótko nazwać sztuką myślenia i dialogu. Zdecydowana większość filozofów utożsamia jednak swoją dyscyplinę wyłącznie z uznanymi i historycznie utrwalonymi rezultatami indywidualnego (i zbiorowego) namysłu – z wiedzą (kontekst uzasadnienia), a drogę prowadzącą do nich traktują tylko jako środek do uzyskania tego Debata 221 celu i nie przyznają filozofowaniu samoistnej wartości. W konsekwencji, filozofię ujmuje się jako dążenie do mądrości lub jako zbiór systemów, stanowisk i kierunków. Różnice w kwestii przyznania podstawowej wartości: czy to przede wszystkim filozofowaniu, czy to wiedzy filozoficznej, stanowią podstawę konfliktu w kwestii określenia głównego celu edukacji filozoficznej: czy ma być nim zdobywanie umiejętności, czy wiedzy. Jak łatwo przewidzieć, adherenci poglądu, że filozofia to głównie proces indywidualnego dążenia do rozwiązania określonych zagadnień natury filozoficznej, kładą nacisk na kształtowanie u jej adeptów kompetencji, o których była mowa powyżej. Natomiast zwolennicy rozumienia filozofii jako wiedzy teoretycznej podkreślają, że jej nauczanie winno przede wszystkim służyć uzyskaniu episteme, tj. opanowaniu kanonu problemów, kierunków i tekstów filozofii europejskiej (czy to w trybie historycznym, czy problemowym). To ostatnie stanowisko bywa wzmacniane wskazaniem na autoteliczny, a więc dysfunkcjonalny charakter filozofii. Rzeczywiście, w jej ujęciu tradycyjnym, zapoczątkowanym przez starożytnych, wiedza filozoficzna służy wyłącznie zaspokojeniu potrzeby rozumienia świata. Wymaga to jednak rozwinięcia. Nie ma wątpliwości, że cele namysłu filozoficznego i operacyjnego (swoistego dla myślenia potocznego i pewnych poziomów nauki) różnią się. Refleksję operacyjną cechuje nastawienie praktyczne, chce ona zdobyć wiedzę, aby jej użyć, tj. wiedza stanowi środek do realizacji celu zewnętrznego w stosunku do niej. Myślenie filozoficzne usiłuje natomiast coś rozumieć dla samego tylko rozumienia i nie troszczy się o jakiekolwiek zastosowanie zdobytej wiedzy. Tak jednak wygląda sprawa wyłącznie w planie nastawionym bezpośrednio na ogląd rezultatów namysłu filozoficznego (kontekst uzasadnienia). Natomiast przy podejściu szerszym, biorącym pod uwagę nie samą tylko wiedzę filozoficzną, ale również drogę dochodzenia do niej wraz z niezbędnymi do tego kompetencjami jednostki, jak również sposób rozwiązywania przez tę jednostkę zadań po przebytej edukacji filozoficznej, okazuje się, że wykształcenie filozoficzne ma również praktyczne konsekwencje. Świadczą o tym badania, które wskazują, że – statystycznie rzecz biorąc – specjaliści różnych dziedzin, dysponujący kulturą filozoficzną, lepiej sobie radzą w rozwiązywaniu problemów zawodowych, a jeśli staną wobec takiej konieczności, to łatwiej się przekwalifikują, niż ich niemający tej kultury koledzy. Mało tego – absolwenci filozofii, po krótkim przysposo- 222 Model edukacji filozoficznej bieniu w danym fachu, efektywniej pracują na stanowiskach menedżerskich niż specjalnie w tym kształceni zawodowcy3. Można zatem zaryzykować wniosek, że wykształcenie filozoficzne podnosi skuteczność różnorodnej aktywności operacyjnej poszczególnych osób. Daje się to prosto wytłumaczyć tym, że dzięki właściwemu nauczaniu filozofii osiąga się nie tylko samą wiedzę filozoficzną i jej rozumienie, ale także (a może nawet przede wszystkim) rozwija ono „przy okazji” kompetencje jednostki, które niekoniecznie łączone są z filozofią – ową sztukę myślenia i dialogu. Innymi słowy, odpowiednio poprowadzona edukacja filozoficzna wspomaga u jej adepta rozwój szeroko rozumianej samodzielności i dojrzałości intelektualnej oraz interpersonalnej. Reasumując, mnogość niesprowadzalnych do siebie, prawomocnych i funkcjonujących równocześnie stanowisk w różnych kwestiach (w tym: czym jest ona sama, jak i co jest ważniejsze: proces filozofowania czy jego efekt)) stanowi jedno z niezbywalnych znamion filozofii. Marquard nazywa to wieloznacznością. Sytuacja ta stanowi źródło bogactwa nurtów i kierunków filozoficznych, ale również sporów i polemik. W perspektywie edukacji wieloznaczność filozofii sprawia, że jakkolwiek rozumiane jednostronne jej nauczanie jest z wielu powodów niekorzystne. Otóż ograniczenie się do prezentacji jednej, choćby najwartościowszej, jej opcji (chrześcijańskiej, scjentystycznej, postmodernistycznej itp.) fałszuje obraz tej dyscypliny (starsze pokolenie zna to, ponieważ uczono je wyłącznie tzw. filozofii marksistowskiej). Ponadto uniemożliwia osiągnięcie celów głównych edukacji filozoficznej, gdyż nie pozwala zrozumieć głębi wielu zagadnień filozoficznych. Znajomość bowiem odmiennych rozwiązań takich kwestii, jak czym są: wiedza, prawda, dobro, piękno, człowiek, świat itd., staje się punktem wyjścia do ważnych procesów świadomościowych, które mają zajść u adepta tej wiedzy. Na przykład, orientacja, jak ujmuje się różne pojęcia, rozpoznanie tego, co jest im wspólne i co je różni, sprzyja dostrzeżeniu ogólności danych kategorii, a dopiero ona pozwala uświadomić sobie specyfikę każdego poszczególnego rozwiązania (szczegół rozumie- Wiele instytucji, np. banków, grup konsultingowych, doradców biznesowych i personalnych, poszukuje pracowników myślących „w poprzek dyscyplin”, posiadających m.in. umiejętności komunikacji interpersonalnej, myślących analitycznie i plastycznie, ciekawych świata, umiejących podejmować decyzje (por. Die Wirtschaft will Querdenker, „Frankfurter Allgemeine – Hochschulanzeiger”, Mai 2008, s. 22–23. 3 Debata 223 my przez ogół). Ergo – należy zaznajamiać młodzież z wieloma nurtami i stanowiskami filozoficznymi. Jednak skoncentrowanie edukacji filozoficznej wyłącznie na aspekcie erudycyjnym, a pominięcie, czy zbyt pobieżne potraktowanie, indywidualnego procesu zdobywania tej wiedzy, a wraz z nim charakterystycznych dla niego kompetencji, pociąga za sobą negatywne konsekwencje. Po pierwsze – utrudnia (uniemożliwia?) osiągnięcie podstawowych celów erudycyjnego nauczania filozofii (czyli samo rozumienie przez uczniów problemów filozoficznych i swoistości ich odmiennych rozwiązań, gdyż brak im do tego odpowiednich narzędzi). Po drugie – szkodzi edukacji filozoficznej jako takiej, ponieważ filozofia sprowadzona do przekazu puli tez, stanowisk i nazwisk staje się udręką dla przeciążonego informacjami i filozoficznie nieprzygotowanego ucznia polskiej szkoły. Pierwszy kontakt z filozofią od strony teorii rodzi często w uczniach trwałe zniechęcenie do tej dyscypliny. Małe są też korzyści z ewentualnie wyuczonych w takim trybie wiadomości z jej zakresu, gdyż nie ma powodu, aby nie dzieliły one losu wiedzy z innych przedmiotów, tzn. jak pokazują badania, zdolny uczeń po roku jest w stanie reprodukować 50% wyuczonych informacji, a po dwu latach już jedynie ich 30–20%. Po trzecie – nie wspomaga realizacji wielorakich zadań stawianych przed edukacją jako taką. Kompetencje niezbędne do rozumienia problematyki filozoficznej zawierają się bowiem w zbiorze pożądanych cech absolwenta polskiej szkoły, gdyż kształtowanie postaw i wyrabianie umiejętności warunkujących samodzielność intelektualną i moralną, jak też umiejętności komunikacji interpersonalnej, stawia się aktualnie, jeżeli nie przed, to na pewno na równi z preferowanym do niedawna wpajaniem treści merytorycznych. Na podstawie powyższych rozważań uprawniony staje się wniosek, że edukacja filozoficzna winna być wielostronna (wieloaspektowa) w szerokim znaczeniu tego słowa. Winna zapoznawać uczniów z odmiennymi stanowiskami filozoficznymi oraz kłaść nacisk zarówno na przekaz wiedzy, jak też na wyrabianie umiejętności i kształtowanie postaw poznawczych oraz społecznych, umożliwiających rozumienie specyfiki filozofii oraz podejmowanie samodzielnych prób rozwiązywania kwestii filozoficznych. 224 Model edukacji filozoficznej Kształcenie incydentalne czy procesualne? Zanim przejdę do naszkicowania propozycji schematu wielostronnej edukacji filozoficznej, zacznę od truizmu, że nauczanie jakiegokolwiek przedmiotu szkolnego nie jest aktem, lecz procesem i trwa zazwyczaj długo, rozkłada się go na fazy, ustala ich kolejność oraz stopień trudności. Przykładowo, kształcenie matematyczne zaczyna się od arytmetyki, a nie od trygonometrii i uczeń musi zdobyć wiele umiejętności oraz wiedzę, zanim zacznie działania na trójkątach. Atoli na wiadomościach zdobytych w szkole średniej nie kończy się wtajemniczenie w arkana matematyki. Studenci różnych kierunków zapoznają się z jej wybranymi działami, a studenci matematyki, w zależności od specjalizacji, opanowują różnie zakreślony, szeroki wybór jej subdyscyplin. Instytucjonalnie zorganizowana edukacja filozoficzna również nie powinna się ani rozpoczynać, ani kończyć na szkole średniej, lecz winno się ją inicjować wcześniej i kontynuować później (studia). Nie należy jej planować jednofazowo i to w kształcie jednoznacznie erudycyjnym, jak w proponowanych projektach podstaw programowych z filozofii dla szkół ponadgimnazjalnych. Pamiętajmy, że znajomość i rozumienie stanowisk filozoficznych stanowi dopiero zwieńczenie całego procesu nauczania, a do właściwego odbioru tej problematyki niezbędne są uczniowi określone kompetencje. Zazwyczaj pomija się kwestię tych kwalifikacji i umieszcza filozofię w programach ostatnich klas szkół średnich, podejmując jej encyklopedyczne nauczanie. Zakłada się zapewne, że wszystkie wymogi wyjściowe są już wtedy spełnione. Nie jest to jednak oczywiste, gdyż sztuka myślenia i dialogu nie rozwija się u młodego człowieka samoistnie, szczególnie przy stosowaniu podających metod dydaktycznych, używanych jeszcze w dużej mierze w naszym szkolnictwie. Metody te, wymagając od ucznia – jak wiemy – odtwarzania materiału przekazywanego przez nauczyciela, wyrabiają wprawdzie zdolność recepcji oraz pamięć, ale też pasywność intelektualną wychowanków. Natomiast do filozofowania konieczna jest przede wszystkim samodzielność myślenia. Uzasadniony zdaje się więc wniosek, że polscy uczniowie (nawet szkół średnich) w zdecydowanej większości nie są przygotowani do podjęcia edukacji filozoficznej w jej erudycyjnym wymiarze, gdyż nie dysponują odpowiednimi narzędziami do jej rozumienia. Debata 225 Z przedstawionych powyżej powodów naukę filozofii należy zaczynać nie od przekazu materiału merytorycznego (którym programy jej nauczania można naszpikować ponad wszelką miarę), lecz od przygotowania uczniów do zajmowania się tą dziedziną, czyli od wyrabiania u nich określonych kwalifikacji umożliwiających interioryzację proponowanych przez nią treści. W kontekście pytania o strategię nauczania filozofii prowadzi to do wniosku, że należy wyróżnić przynajmniej dwie zasadnicze fazy edukacji filozoficznej: wstępną, kompetencyjną – nastawioną na kształtowanie u adeptów filozofii kwalifikacji koniecznych do zajmowania się tą dyscypliną oraz fazę merytoryczną – zorientowaną na zapoznanie ucznia (czy to w układzie historycznym, czy problemowym) z klasycznymi filozoficznymi kwestiami i ich proponowanymi przez tradycję rozwiązaniami. Oba te etapy są niezmiernie ważne i żadnego z nich nie można wyeliminować z jakiejkolwiek sensownie pomyślanej edukacji filozoficznej4. Zaproponowany powyżej tryb edukacji filozoficznej ma wiele zalet. Pozwala na systematyczne nauczanie filozofii, które możliwości psychointelektualne uczniów koreluje ze skalą trudności stawianych przed nimi zadań. Pozwala ujrzeć i przeżyć wychowankom sens uczenia się filozofii i zachęcić do jego kontynuacji, gdyż „łatwiej przejść od własnych prób filozofowania do zainteresowania się, jak inni rozwiązywali problemy”, które i ja uznaję za ważne, niż od znajomości systemów filozoficznych do podjęcia indywidualnych wysiłków refleksji filozoficznej. Umożliwia ukazanie specyfiki filozofii, jaką stanowi jej wieloznaczność – zarówno odnosząca się do jej samorozumienia, jak i rozwiązywania stawianych przed nią problemów. Wspomaga pozafilozoficzne cele edukacji przez kształtowanie u uczniów pożądanych postaw społecznych i poznawczych oraz wyrabianie odpowiednich umiejętności. Wychodzi naprzeciw potrzebom młodzieży, takim jak potrzeby rozumienia świata, intelektualnej aktywności czy wyrażania własnego zdania. Zapobiega patologiom szkolnego życia społecznego, W całościowo i długofalowo pomyślanej edukacji filozoficznej (co obecnie jest nierealne) należy opracować – w ramach dwu faz głównych – etapy pomniejsze. Mogłyby one wyglądać następująco. Etap pierwszy (szkoła podstawowa) – lekcje filozofowania; etap drugi (gimnazjum) – wskazywanie wątków filozoficznych w kulturze europejskiej; etap trzeci (szkoła średnia) – propedeutyka filozofii ujęta jako zapoznanie z wyborem podstawowych problemów i kierunków filozoficznych; etap czwarty (drugi rok licencjatu) – historia filozofii, etap piąty (studia magisterskie) – metodologia nauk. 4 226 Model edukacji filozoficznej gdyż lekcje nastawione na wyrabianie umiejętności i kształtowanie postaw w zdecydowanej mierze należy prowadzic metodami interaktywnymi5. Może warto by spróbować? 5 Najnowsze badania (z 2008 r.) łódzkich socjologów wykazały, że w klasach, gdzie prowadzono lekcje metodami interaktywnymi, poziom przejawianej przez uczniów agresji jest dużo niższy niż w klasach, w których naucza się metodami podającymi. „Analiza i Egzystencja” 10 (2009) ISSN 1734-9923 RECENZJE IRENEUSZ ZIEMIŃSKI ROZUM ZAKORZENIONY W BOSKOŚCI? Krzysztof Mech: Logos wiary. Między boskością a racjonalnością, Instytut Myśli Józefa Tischnera: Kraków 2008, ss. 464. Encyklika Jana Pawła II Fides et ratio spowodowała ponowne zainteresowanie filozofów (zwłaszcza w Polsce) problemem relacji rozumu do wiary. Wśród publikacji nawiązujących do tego problemu, będących jednak nie komentarzem tekstu encykliki, lecz samodzielną próbą rozstrzygnięcia problemu racjonalności wiary, należy wymienić przede wszystkim pionierską książkę Karola Tarnowskiego Usłyszeć niewidzialne1. Autor broni w niej idei wiary fundamentalnej jako pierwotnego prazaufania człowieka do świata, które może – chociaż nie musi – skonkretyzować się w postaci wiary religijnej, dosięgając w ten sposób Boga jako ostatecznej podstawy ludzkiej nadziei. Logos wiary Krzysztofa Mecha można potraktować jako rozwinięcie niektórych wątków książki Tarnowskiego, autor usiłuje bowiem wskazać na wspólne źródło wiary i rozumu, którym jest boskość. Książkę Mecha możemy zatem zinterpretować z jednej strony jako próbę ukazania idei rozumu zakorzenionego w Bogu, z drugiej jako analizę warunków możliwości myślenia o Bogu. Autor interpretuje kulturę europejską jako spotkanie dwu logosów: filozoficznego rozumu Greków oraz religijnej wiary Izraelitów. Ten fundament tradycji Zachodu został jednak zapomniany (s. 17), a historia europejskiego rozumu to stopniowe uwalnianie się ze sfery sacrum i oddzielanie od boskości (s. 141). Na gruncie chrześcijaństwa doszło do naturalizacji rozumu, którego stosowalność 1 K. Tarnowski, Usłyszeć niewidzialne. Zarys filozofii wiary, Kraków: Instytut Myśli Józefa Tischnera 2005. 228 Recenzje ograniczono wyłącznie do świata. W związku z tym Mech stawia dwa ściśle powiązane pytania; pierwsze ma charakter historyczny: „spytajmy w sposób możliwie najbardziej nieuprzedzony – dlaczego w ogóle dokonało się przeciwstawienie wiary i rozumu? W tym przeciwstawieniu najbardziej zadziwiające jest nie tylko jak, ale to, że w ogóle do niego doszło” (s. 13). Pytanie drugie ma charakter ontologiczny i dotyczy istoty rozumu – czym jest i co stanowi jego podstawę? Odpowiedzią na pierwsze pytanie są dzieje pojmowania rozumu i wiary oraz ich wzajemnego związku (s. 12–14); odpowiedzią na drugie jest boskość jako źródło ludzkiej racjonalności (s. 14). Celem książki jest próba pokazania, że „możliwe jest myślenie, które wychodząc od różnicy między wiarą a rozumem, zmierza w stronę ich wspólnego źródła, aby rozjaśnić to, co w różnicy zapomniane” (s.12). Autor chce także „odsłonić zjawiającą się ze szczególną mocą w początkach chrześcijaństwa ideę ‘zakorzenienia’ ludzkiej racjonalności w tym, co boskie w człowieku, a następnie odsłonić drogę, na której związek boskości i racjonalności ulega zapomnieniu” (s. 14). Chodzi zatem o przywrócenie jedności dwu logosów, czyli naprawienie „błędu dziejów” przez zakorzenienie rozumu w boskości; książka nie ma jednak być syntezą, lecz próbą „przemyślenia dziejów wiary i rozumu na wybranych przykładach” (s. 15). W rozdziale pierwszym Mech kreśli swoistą fenomenologię wiary, analizując teksty biblijne. Wiarę Izraelitów oraz chrześcijan interpretuje jako obietnicę przyszłych dóbr, a zarazem porękę ich uzyskania. Obietnica dotyczy przede wszystkim widzenia Boga i zostaje częściowo spełniona dzięki Wcieleniu. Widzenie Boga w Jezusie nie jest jednak całkowite, stanowiąc zapowiedź pełnego widzenia w chwale w życiu przyszłym (s. 41–42). Dla osób żyjących po Jezusie wiara nie oznacza widzenia, lecz uznanie za prawdę głoszonej przez Niego nauki (s. 42–43). Ten poznawczy element odróżnia wiarę chrześcijańską (pistis) od wiary Izraelitów (emuna). „Myśleć chrześcijańską pistis od strony tego, co różni ją od emuny, to znaczy myśleć ją od strony odsłaniającego się na kartach Nowego Testamentu wymiaru poznania. Pistis jest akceptującym słuchaniem słowa, które niesie ze sobą pewne konkretne treści; jest akceptującym poznaniem treści wiary i uznaniem ich za prawdziwe w nadziei na zbawienie” (s. 45). Z tego powodu istotna staje się kategoria prawdy, która dla Izraelitów oznaczała dotrzymanie przez Jahwe słowa danego narodowi wybranemu (s. 46). W chrześcijaństwie wiara jest otwarta na prawdę rozumianą poznawczo: „Pistis odsyła do treści, które domagają się, by uznać je za prawdziwe; słowo ma tutaj konkretny kształt, staje się nauczaniem” (s. 47–48). Ten właśnie element odsyła do filozofii greckiej, zwłaszcza że prolog Ewangelii według świętego Jana wprowadza pojęcie logosu. „Pojmowanie Janowego logosu jako logosu w człowieku otwiera możliwość jego utożsamienia z logosem Heraklita i stoików” (s. 63). Logos Janowy to zarówno rozum obecny w człowieku, jak i Rozum Boży, który przyszedł na świat. Wprawdzie w nauczaniu świętego Pawła dostrzec można Recenzje 229 niechęć do filozofii jako mądrości ludzkiej, będącej przeciwieństwem mądrości Bożej, objawionej w Chrystusie, to jednak Apostoł poszukiwał kontaktu z filozofią, widząc w niej przesłankę wiary (s. 69–70). Pełne spotkanie obu logosów dokonało się, zdaniem Mecha, w pismach Ojców Kościoła, którzy nie dostrzegali rozdźwięku między rozumem a wiarą, lecz istotną między nimi jedność. Centralnym pytaniem Ojców był raczej status filozofii greckiej – czy jest w niej zawarta jakakolwiek prawda i czy jest ona elementem dziejowego objawienia Bożego? Ojcowie pytali zatem, „czy filozofia grecka w jakimś zakresie uczestniczy w boskim Logosie, czy też jest całkowicie od niego oddzielona?” (s. 77). Podstawą jedności rozumu i wiary jest ich źródłowa współprzynależność do Boskiego Logosu, w którym chrześcijanie uczestniczą z racji jego pełnego objawienia w Chrystusie (s. 76–77); dzięki rozumowi zatem Bóg zamieszkuje w człowieku, a człowiek uczestniczy w Bogu (s. 102). Prowadzi to do poszerzonej koncepcji racjonalności, która ma przede wszystkim charakter nie dyskursywny, lecz kontemplacyjny (s. 136). Rozum nie jest zdolnością czysto naturalną, niezależną od tego, co religijne, lecz zakorzenioną w boskości, co ma skutki etyczne – rozum nie tylko odsłania prawdę o dobru, lecz także motywuje do dobra (s. 140). Współcześnie jesteśmy na antypodach takiego pojmowania rozumu (s. 141), a główną odpowiedzialność za ten stan rzeczy ponosi, zdaniem Mecha, święty Tomasz z Akwinu, który zerwał z ideą rozumu zakorzenionego w Bogu (s. 145). Powodem było wprowadzenie różnicy teologicznej jako podstawowej zasady myślenia oraz usytuowanie Boga i rozumu po różnych jej stronach. Różnica teologiczna to przede wszystkim oddzielenie łaski i natury, czyli nadprzyrodzoności od tego, co przyrodzone (s. 143, 146), skutkiem czego jedynym przedmiotem poznania rozumowego okazuje się świat przyrody (s. 152–153). Rozum nie jest w stanie dosięgnąć nadprzyrodzonej rzeczywistości objawienia (s. 180) ani tym bardziej dostąpić bezpośredniego oglądu Boga (s. 153); oddzielenie to powoduje również, że Stwórca nie oddziałuje bezpośrednio na rozum człowieka. „Idea uczestnictwa nie tylko nie znosi radykalnej różnicy Boga i świata, ale właśnie ją wyraża; wyraża ich wzajemne oddzielenie” (s. 147). Rozum ludzki jest powiązany z Bogiem jako swoją zewnętrzną przyczyną stwórczą, analogicznie do innych bytów; nie istnieje jednak bliższa więź, która pozwoliłaby uznać Boga za podstawę naszej racjonalności (s. 158–159). Fakt ten ma konsekwencje epistemologiczne, rozum bowiem nie jest w stanie „poznać nic więcej ponad to, co wynika z jego natury” (s. 160). Koncepcja Tomasza ma także skutki ontologiczne, rzeczy stworzone nie są bowiem znakami Boga ani przejawami Jego woli, lecz efektem koniecznych praw natury. „Świat podporządkowany działaniu naturalnych praw, to świat oddzielony od Boga, posiadający względem Niego niezależność” (s. 192). Do tego dochodzi oddzielenie aksjologiczne: „To, co przyrodzone, za sprawą materii, a także grzechu jest odległe 230 Recenzje od Boga” (s. 150). Akt stwórczy nie wystarcza, by zasypać przepaść między Bogiem i człowiekiem (s. 150), a wiara religijna zostaje pozbawiona wszelkich racji, co stało się powszechną ideą nowożytności, zwłaszcza u Kanta. Zdaniem Mecha Kant pogłębia przepaść między rozumem i wiarą oraz przyrodą i Bogiem myśląc w kategoriach różnicy epistemologicznej, oddzielającej świat zmysłów i rozumu. Świat przyrody jest systemem praw czystego intelektu, doskonale zamkniętego na jakiekolwiek działanie łaski. „W filozofii Kanta to, co nadprzyrodzone, zostaje faktycznie pozbawione możliwości oddziaływania na człowieka i jego racjonalne myślenie” (s. 269). Łaska nie może naruszyć autonomii rozumu, wobec czego jest możliwa co najwyżej poza obszarem wiedzy (s. 249–250). Poza tym w systemie Kanta religia zostaje zredukowana do moralności jako religii rozumu (s. 269). Człowiekiem doskonałym okazuje się ten, kto bezwzględnie wypełnia prawo, samo jednak istnienie prawa jest tajemnicą (s. 245). Filozofem myślącym jeszcze w kategoriach oddzielenia, próbującym jednak je przezwyciężyć, jest, zdaniem Mecha, Heidegger. Twierdził on, że Bóg zakłada człowieka jako warunek możliwości swego wysłowienia (s. 357); człowiek jednak może Boga wypowiedzieć tylko o tyle, o ile sam jest dla siebie jawny (s. 358). Z tego powodu zasadnicza okazuje się różnica esencjalna – między człowiekiem istotnym, czyli takim, jakim byłby, gdyby urzeczywistnił w stopniu najpełniejszym swoją istotę a człowiekiem obecnym, pozostającym w stanie upadku i wyobcowania (s. 340). Obecny człowiek pozostaje samotny, Bóg jest bowiem przed nim ukryty i odległy; wprawdzie jest oczekiwany, ale jeszcze nie nadszedł, może się bowiem ujawnić dopiero u kresu ludzkiej drogi ku własnej istocie (s. 360–361). Heidegger nie przezwyciężył jednak różnicy między wiarą a rozumem, lecz ją pogłębił. W jego ujęciu wiara nie stanowi bowiem drogi prowadzącej do Boga (nie odsłania Go ani nie przybliża), lecz jest śmiertelnym wrogiem rozumu filozoficznego, niszcząc podstawy możliwości pytania o bycie (s. 363). Myślicielem, któremu przepaść tę udało się zasypać był, zdaniem Mecha, Tillich, według którego negacja rozumu jest antyludzka i antyboża. Tillich radykalnie przeciwstawia się myśleniu w kategoriach różnicy teologicznej (s. 368). Jego zdaniem „Bóg, objawienie, łaska, cud – te i inne kategorie są możliwe poza rozdziałem na to, co naturalne oraz na to, co nadprzyrodzone” (s. 368). Przyjmując za zasadną różnicę esencjalną, Tillich interpretuje ją w kategoriach pęknięcia między prawdziwą esencją człowieka a jego aktualną egzystencją w stanie upadku (s. 374–375). Rozdźwięk zachodzi między tym, jaki człowiek być powinien, a jaki jest; ponieważ jednak esencja nie została całkowicie zniszczona przez grzech, stanowi ostateczny cel i kryterium oceny egzystencji (s. 378). Jakkolwiek upadły i okaleczony, rozum nigdy nie pozostaje od Boga oddzielony, ponieważ jedność z boską podstawą stanowi jego istotę (s. 395). Bóg jest nie tylko Recenzje 231 fundamentem rozumu, lecz także jego ostatecznym celem i spełnieniem (s. 431), rozum urzeczywistnia wszak własną istotę tylko wtedy, gdy przekracza granice skończoności, doświadczając fundującej go podstawy (s. 399). Dzięki temu zniesiona zostaje różnica teologiczna wprowadzona przez Akwinatę. Podsumowując rozprawę można stwierdzić, że tak jak Heidegger postrzegał europejską filozofię jako dzieje zapomnienia bycia, tak Mech interpretuje myśl chrześcijańską jako dzieje zapomnienia wspólnych źródeł rozumu i wiary. Otrzymaliśmy zatem bardzo interesującą wizję dziejów europejskiego rozumu jako próby zmierzenia się z problemem Boga, popartą oryginalną interpretacją omawianych doktryn (zwłaszcza systemu Tomasza). Konkluzją jest stwierdzenie: „im bardziej rozum był pojmowany jako przyrodzona, autonomiczna władza człowieka, która nie pozostaje w żadnym związku z boskością, z tym większą mocą ujawniał się rozdział wiary i rozumu” (s. 435). Mech uważa też, że dzieje pojmowania rozumu ukazują nie tylko jego źródłowy sens historyczny, lecz także istotę. Wprawdzie skromnie zaznacza, że interesuje go jedynie opis dziejów rozumu i jego odłączenia od boskości, nie chce zaś tego procesu oceniać ani postulować powrotu do utraconej jedności (s. 75–76), to jednak, wbrew tym deklaracjom, pozytywnie odpowiada na pytanie o możliwość przywrócenia istotnego związku między rozumem a boskością, opowiadając się za ideą rozumu zakorzenionego i koniecznością dekonstrukcji różnicy teologicznej (s. 281). Mech ukazuje zatem nie tylko historię uwalniania rozumu ze sfery sacrum, lecz także broni idei rozumu jako epifanii Boga. Konsekwencje tego rozstrzygnięcia wykraczają poza obszar filozofii religii, dotyczą bowiem ostatecznego ugruntowania ludzkiej racjonalności; już z tego powodu Logos wiary należy uznać za książkę ważną i wartą szerszej dyskusji. Jest ona nie tylko próbą budowania filozofii religii, lecz także filozofii religijnej. O ile we wspomnianej wyżej książce Usłyszeć niewidzialne Karol Tarnowski stara się uzasadnić racjonalność wiary religijnej przez odwołanie do pierwotnej wiary fundamentalnej oraz ludzkiej wolności, o tyle Krzysztof Mech tezę o racjonalności religii (zwłaszcza chrześcijańskiej) uzasadnia w oparciu o samą strukturę wiary religijnej. Obce są mu zatem próby uzasadnienia racjonalności religii przez ukazanie jej analogii z myśleniem naukowym (jak czyni to chociażby Richard Swinburne); Mech stara się raczej pokazać, że z perspektywy rozumu Bóg nie jest daleki ani obcy, lecz stanowi jego ontyczne źródło. Zasadniczym kluczem do takiej interpretacji rozumu jest kategoria różnicy, stanowiąca jeden z głównych wątków filozofii europejskiej. Autor nie podjął wprawdzie analizy samej różnicy jako takiej (co stanowi jedno z możliwych rozwinięć jego badań w przyszłości), ukazał jednak trafnie jej skutki dla pojmowania relacji rozumu i wiary. „Różnica władała przez podział, dzieliła, ale w taki sposób, że to, co zostało przez nią oddzielone, nie współprzynależy już do tego samego, nie 232 Recenzje odsyła do wspólnego gruntu, nie wskazuje na wspólną podstawę” (s. 437). Różnica wyznacza obszary możliwej wiedzy, co sprawia, że poznanie Boga staje się zależne do tego, po której stronie różnicy zostanie umiejscowiony (s. 437). Wybór ten jest zwykle arbitralny, Mech chce jednak uzasadnić umiejscowienie boskości i rozumu po tej samej stronie różnicy negatywnymi konsekwencjami, do których prowadzi rozstrzygnięcie przeciwne. Oddzielenie Boga i rozumu powoduje bowiem, że Bóg staje się całkowicie zbędny w świecie, którym rządzą naturalne i konieczne prawa, wszelka zaś wiara staje się synonimem irracjonalności (s. 439). Usytuowanie natomiast Boga i rozumu po tej samej stronie powoduje, że aktualny dystans poznawczy można potraktować jako przejściowy stan upadku, który jednak nie wyklucza możliwości powrotu do źródła (s. 440). Logos wiary jest książką podejmującą problem samej możliwości myślenia, które dążąc do ostatecznego ugruntowania w pierwotnej jedności, napotyka na barierę różnicy. Chociaż jednak myślenie w kategoriach różnicy jest nieuchronnie obciążone błędem, to całkowita jej eliminacja nie jest możliwa, wszelkie bowiem poznanie polega na odróżnianiu (s. 444). Dlatego w przypadku relacji rozumu i wiary chodzi o to, by w obliczu niemożliwości ich utożsamienia umiejscowić je po tej samej stronie, unieważniając różnicę teologiczną. Zdaniem Mecha jest to możliwe, o czym świadczą początki chrześcijaństwa oraz inne kultury, w których różnica ta nie występuje. Zaprezentowany tom wyrasta z przekonania, że jest możliwe myślenie w ramach wiary, które bynajmniej nie dyskredytuje rozumu ani filozofii. Zgadzając się z taką diagnozą, należy jednak wskazać, że postulowana przez Mecha idea rozumu zakorzenionego w boskości jest dyskusyjna, zarówno jeśli chodzi o wymiar historyczny, jak i ontologiczny, można bowiem zaproponować inną interpretację historii europejskiego rozumu. Wprawdzie dokładne określanie punktów zwrotnych w dziejach jest zawsze ryzykowne, co podkreśla sam Autor (s. 15), to jednak trudno zrozumieć, dlaczego właśnie filozofia Tomasza z Akwinu została uznana za wydarzenie przełomowe. Można przecież argumentować, że napięcie między rozumem a wiarą było obecne w myśli chrześcijańskiej od początku (wystarczy przywołać Tertuliana) i nigdy nie zostało wyeliminowane (teoria dwu prawd w średniowieczu, Ockham, Luter, Kalwin, Pascal, współcześnie zaś Barth czy Szestow). Wprawdzie ten antyracjonalizm nigdy nie zdominował chrześcijaństwa, to jednak wskazywał na nędzę rozumu niezdolnego poznać żadnej z Bożych tajemnic. Rozdźwięk zatem, o którym mówi Mech, można usytuować zarówno przed Tomaszem (chociażby u Tertuliana), jak i po Tomaszu (chociażby w doktrynie Hume’a, Kanta czy Hegla, w systemie którego dochodzi do odwrócenia relacji między rozumem ludzkim i boskim; ten pierwszy nie jest już funkcją boskości ani jej przejawem, lecz podstawą dziejowego rozumu boskiego). Takie alternatywne opisy nie mają jednak Recenzje 233 wielkiego sensu, wobec każdego bowiem można zgłosić istotne obiekcje; mimo to trudno zgodzić się, że przełomem była doktryna Tomasza. Wprawdzie niezwykle interesujące i niekonwencjonalne są spostrzeżenia poczynione przez Mecha na temat naturalizacji rozumu oraz autonomii świata w systemie Akwinaty, to jednak można wątpić, czy są trafne. Tomasz w wykładni zaproponowanej przez Mecha okazuje się bowiem zarówno burzycielem pierwotnej jedności rozumu i wiary, jak też autorem (a przynajmniej głównym prekursorem) nowożytnej koncepcji przyrody, rządzonej systemem koniecznych praw i wolnej od jakiejkolwiek ingerencji Boga. W ten sposób system tomistyczny z jednej strony daje filozoficzne podstawy ufundowania nowożytnej fizyki, z drugiej wskazuje na nieusuwalną irracjonalność wiary religijnej, pozbawionej wszelkich uzasadnień (s. 193). Nawet jednak najżarliwsi obrońcy Tomasza nie przypisują mu zasług w zakresie powstania nowożytnej idei nauki, a najzagorzalsi krytycy nie sądzą, by utożsamiał wiarę religijną ze ślepą akceptacją nieuzasadnialnych przekonań. Z jednej zatem strony Mech zdecydowanie przecenia rolę Tomasza w dziejach europejskiego rozumu, z drugiej nie docenia jego wysiłku racjonalizacji wiary chrześcijańskiej. Przede wszystkim trudno zgodzić się z tezą, że Bóg na gruncie systemu Tomasza jest stwórcą świata, lecz pozostaje od niego oddzielony. Bóg przecież – właśnie jako stwórca – jest nieustannie obecny w świecie, utrzymując go w istnieniu; zależność świata od Boga nie redukuje się do jakiejś pierwotnej chwili zaistnienia, lecz jest ciągłym stanem bytu, który ma istnienie wyłącznie udzielone. W takim opisie stworzenia kryje się jeden z istotnych problemów kreacjonizmu – jak wieczny Bóg może utrzymywać świat w istnieniu w każdej chwili czasu; tego jednak zagadnienia Mech nie podjął. Jeśli natomiast przyjmujemy ideę creatio continua, to musimy zgodzić się również, że Bóg może na świat oddziaływać w dowolny sposób oraz że jest w nim obecny. Nie ma zatem racji Mech, że akt stworzenia pogłębia przepaść między Bogiem a światem; jest raczej odwrotnie – trudno o więź bliższą. Wówczas jednak nie ma opozycji między naturą a nadprzyrodzonością, samo bowiem istnienie świata jest nieustannym cudem, a stworzenia, całkowicie zależne od Bożej woli, są niejako „na łasce” Stwórcy. Przepaść ta jest nie do przebycia tylko dla stworzeń, wynika bowiem z ich radykalnej zależności; jako stwarzane nie mogą stać się bytami koniecznymi, istniejącymi własną mocą. Z perspektywy Boga przepaści nie ma, jest On bowiem obecny u samych podstaw świata przez to właśnie, że go nieustannie stwarza. Relacja Boga do świata jest jedną z najtrudniejszych kwestii metafizycznych i nie stanowi bynajmniej specyfiki systemu Tomasza. Jeżeli bowiem istnieje byt konieczny, to – jeśli przyjmujemy sensowność takiego obiektu – jego istnienie jest oczywiste. Wtedy jednak staje się tajemnicze, dlaczego stwarza on byty przygodne, niedoskonałe i z perspektywy absolutu zbędne. Jeśli zaś stwarza, to rodzi się dalsze 234 Recenzje pytanie – czy może stworzyć byt zarazem realny, zdolny do samodzielnego istnienia i nieustannie zależny od swej przyczyny? Przed tym problemem stawało wielu myślicieli, opowiadając się za deizmem lub panteizmem. Tomasz chciał uniknąć zarówno tezy, że świat istnieje mocą własnej natury, jak też twierdzenia, że stworzenia są tylko zjawiskami Boga czy elementami jego wszechobejmującego bytu; próbował dowieść, że Bóg utrzymuje świat w istnieniu, nadając poszczególnym rzeczom charakter substancjalny oraz trwałą naturę jako zasadę działania. Prawa natury są jednak dziełem Boga jako ich ostatecznego źródła (a nawet Jego odbiciem w świecie). Nie widać zatem powodu dla przeciwstawiania tezy Tillicha (Bóg nie jest częścią świata ani bytem istniejącym obok niego, lecz ostatecznym jego źródłem) kreacjonizmowi Tomasza; metafizycznie oba stanowiska wydają się równoważne. Trudno także zgodzić się z tezą Mecha, iż Tomasz radykalnie przeciwstawił nadprzyrodzony porządek łaski i przyrodzony porządek natury (s. 125). Zgodnie z ideą zależności stworzeń od Boga, ich natura nie jest zamknięta na Jego dalsze działania, lecz ma charakter otwarty. Otwartość tę analizował neotomista anglosaski Mascall, uważając ją za najistotniejszy rys bytów stworzonych, będący konsekwencją ich przygodności i zależności od Boga. Szczególną otwartość przypisywał człowiekowi, zdolnemu nie tylko poznawać Boga rozumem, lecz także podatnemu na dodatkowe formy oświecenia, chociażby w postaci doświadczeń mistycznych. Z tego powodu można powątpiewać, czy pojęcie natury, jako oddzielonej od nadprzyrodzonej łaski, w systemie Tomasza ma w ogóle sens. U podstaw tego problemu leży kłopot związany z pojęciem nadprzyrodzoności, którego filozoficznej zasadności Mech broni na przekór współczesnej sekularyzacji. Kategoria ta ma charakter religijny i jest doskonale czytelna dla osób wierzących, dla tych jednak, którzy religię odrzucają, stanowi puste słowo. Dla człowieka religijnego nadprzyrodzoność jest realna i obecna w świecie codziennego doświadczenia, wobec czego odróżnienie między naturą a nadprzyrodzonością staje się zbędne. Z pozoru ma ono sens tam, gdzie radykalnie odróżnia się naturalne działania Boga (zgodne z prawami przyrody) od działań cudownych (sprzecznych z prawami przyrody). Problem w tym, że na gruncie kreacjonizmu również prawa przyrody są dziełem Boga, a z punktu widzenia istoty Boga odróżnienie działań naturalnych i nadnaturalnych traci sens, oba bowiem są zgodne z Jego boską naturą. Szkoda, że Mech potraktował kategorię nadprzyrodzoności jako oczywistą i nie poddał jej bliższej analizie, bez czego trudno odkryć, jaką filozoficzną funkcję miałaby ona pełnić i jakie problemy rozwiązywać. Poza tym, jeśli rozum jest dla Tomasza Bożym stworzeniem, to nigdy nie może porzucić piętna swego pochodzenia; stąd zaś, że jego naturalnym przedmiotem są byty stworzone nie wynika, że nie może on poznać również Boga. Wprawdzie wykluczony jest bezpośredni ogląd Boga (intuitio Dei), możliwy jest jednak, co pokazywał Mascall, współogląd Boga (contuitio Dei) jako źródła rzeczy stworzo- Recenzje 235 nych; nie odkrywamy zatem istnienia Boga ani Jego podstawowych atrybutów za pomocą wnioskowania, lecz dzięki zapośredniczającemu oglądowi. Trudno wreszcie zgodzić się z tezą o nieuzasadnialności wiary na gruncie doktryny Tomasza; spotykamy się tu raczej z niebezpieczeństwem jej nadmiernej racjonalizacji. Wprawdzie Akwinata uznawał istnienie prawd wiary dla rozumu niedostępnych (Wcielenie, Trójca, Zmartwychwstanie), to jednak sądził, że rozum uprawomocnia je przez odwołanie do tezy o istnieniu, wszechmocy i dobroci Boga, dzięki czemu można dowieść logicznej niesprzeczności dogmatów chrześcijańskich oraz możliwości (a nawet prawdopodobieństwa) zdarzeń uznawanych za Objawienie. Jeśli uwagi te są trafne, to Tomasz rzeczywiście był bliski myślicielom nowożytnym (jak sugeruje Mech), jednak nie w przeciwstawianiu rozumu i Boga, lecz w podkreślaniu ich wzajemnego związku. Koncepcja rozumu zakorzenionego w boskości jest przecież jedną z centralnych idei kartezjanizmu, który to nurt Mech w swoich analizach pominął. „Czy Bóg może ujawnić się w nowożytnym podmiocie jako jego podstawa?” – pyta Autor recenzowanej książki i natychmiast odpowiada: „Nie wydaje się to możliwe” (s. 342), stwierdzając zarazem, że na gruncie systemu Kartezjusza rozum jest od Boga oddzielony (s. 314, p. 92). Tymczasem w doktrynie tej mamy do czynienia z ideą creatio continua, która powoduje, że byty stworzone (także umysły) nie spełniają w sensie ścisłym definicji substancji, co stało się źródłem okazjonalizmu Malebranche’a i panteizmu Spinozy. Nie można też zapominać, że istnienie doskonałego Boga pozwala Kartezjuszowi przezwyciężyć solipsyzm wątpiącego podmiotu. Bóg jest także stwórcą ludzkiego rozumu i autorem jego naturalnych zdolności poznawczych, dzięki czemu stanowi ostateczną podstawę wiedzy. Nie ma zatem racji Mech, gdy przypisuje Kartezjuszowi ideę autonomicznego podmiotu, który „sam siebie czyni jedynym prawomocnym źródłem poznania” (s. 314, p. 92), zwłaszcza że podmiotem poznania nie jest dla Kartezjusza człowiek jako jednostka czy gatunek, lecz wyzwolone z subiektywnych ograniczeń czyste ja (stanowiące pierwowzór Husserlowskiej idei ja transcendentalnego). Trudno także zgodzić się z zaproponowaną przez Mecha interpretacją kartezjańskiego pojęcia wolności i prawdy, która ma być „ufnością samemu sobie, albo mówiąc inaczej, brakiem ufności wobec wszelkich możliwych, w tym także religijnych, autorytetów” (s. 314, p. 92). Przy takim rozumieniu wolność i prawda mają charakter negatywny, uwalniając jednostkowy podmiot od wszelkich zewnętrznych autorytetów i przypisując mu prawo do polegania wyłącznie na samym sobie. Prawda tymczasem jest dla Kartezjusza oglądem oczywistych idei, wolność natomiast – pozytywną mocą myślenia i działania, stanowiącą (z racji swej nieograniczoności) najdoskonalszy obraz nieskończonego Boga w człowieku. Wprawdzie to właśnie wolność jest źródłem błędów, jednak stanowi ona równocześnie rzeczywisty znak Boga w człowieku. 236 Recenzje Skoro zaś nieskończoność i doskonałość są ontycznie pierwotne wobec skończoności i niedoskonałości (przejawiającej się w wątpieniu), to można sugerować, że w systemie Kartezjusza Bóg jest obecny także w metodycznym wątpieniu jako podstawa istnienia podmiotu oraz gwarant prawdy. Jeśli zaś chodzi o nowożytne pojęcie rozumu i wiary, to nie zasadza się ono na wolności rozumu względem religijnych autorytetów, lecz na różnicy między oczywistością prawd rozumu (także idei Boga) a brakiem oczywistości w sferze wiary. Z tego powodu teologowie Sorbony stawiali Kartezjuszowi zarzut, że bezzasadnie założył możliwość intelektualnego wglądu w istotę Boga, przypisując człowiekowi zbyt duże zdolności poznawcze. O ile jednak w przypadku systemu Kartezjusza można argumentować, że na czoło wysuwa się negatywna rola Boga jako istoty prawdomównej, pozwalającej usunąć hipotezę zwodziciela, o tyle w doktrynie iluminacji bronionej przez Malebranche’a Bóg pełni rolę pozytywną. Jest On jedyną przyczyną i warunkiem możliwości ludzkiego poznania (oświecając nasz umysł przez udzielanie swych idei) i jedynym jego przedmiotem (jako ontyczna podstawa idei, będących archetypami rzeczy). Bóg jest zatem obecny w nas bezpośrednio, a rozum okazuje się zakorzeniony w Bogu jako swym źródle i ostatecznym celu. Wypada żałować, że Mech w omawianej książce porzucił swoje wcześniejsze przekonanie na temat nowożytnego racjonalizmu: „Jeszcze XVII-wieczny racjonalizm uznawał rozum człowieka za boski pierwiastek noszący w sobie nadprzyrodzone światło umożliwiające poznanie Boga”2. Być może uwzględnienie tego aspektu skłoniłoby Autora do osłabienia głównej tezy o oddzieleniu rozumu od boskości oraz do rewizji twierdzenia o przełomowym znaczeniu doktryny Tomasza. Nie ulega wątpliwości, że proponowana przez Mecha teoria rozumu zakorzenionego w Bogu jest bardzo obiecująca, otwiera bowiem wprost nieskończone horyzonty poznawcze, dając nadzieję na przezwyciężenie agnostycyzmu i sceptycyzmu. Problem w tym, że nie jest ona do końca jasna; nie wiemy, czy chodzi o związek ontyczny rozumu i Boga, czy o relację epistemiczną. Jeżeli Mech ma na względzie tezę ontologiczną, to jej zwolennikiem był także Tomasz z Akwinu, głosząc ideę rozumu ludzkiego jako Bożego stworzenia. Wykładnia taka nie wyjaśnia jednak, dlaczego rozum jest w stanie o swojej podstawie zapomnieć, stając się niezdolny do poznania Boga. Wygląda na to, że zakorzenienie rozumu w Bogu nie wystarczy dla jego sprawnego funkcjonowania także w dziedzinie poznania religijnego; potrzebne jest spełnienie dodatkowych warunków epistemologicznych, które jednak nie zostały w rozprawie określone. Jeśli jednym z takich warunków miałaby być 2 K. Mech, Chrześcijaństwo i dialektyka w koncepcji Paula Tillicha, Kraków: Nomos 1997, s. 16. Recenzje 237 iluminacja, to powstanie problem, na ile nasz rozum jest rzeczywiście rozumem ludzkim i skończonym, na ile zaś funkcją rozumu Bożego. Osobnym pytaniem jest kwestia założeń teorii bronionej przez Mecha oraz ich uzasadnienia. Autor odwołuje się wprawdzie do idei zakorzenienia rozumu w boskości jako modelu obowiązującego w pierwotnej myśli chrześcijańskiej oraz innych tradycjach religijnych, argument ten ma jednak charakter wyłącznie historyczny i wydaje się niewystarczający dla uzasadnienia tezy o zasadniczej jedności rozumu ludzkiego i Bożego. Złośliwy krytyk mógłby wszak naiwnie zapytać, jakie inne dane, poza dziejowymi sposobami pojmowania rozumu, przemawiają za teomorficzną interpretacją ludzkiej racjonalności. Pomysł ten ma niewątpliwie sens na gruncie teizmu, jeśli ma jednak wyjaśniać możliwość poznania Boga, powinien zostać wsparty także argumentami niehistorycznymi i niereligijnymi. Z kwestią tą wiąże się zagadnienie bardziej szczegółowe, dotyczące kryterium pozwalającego rozpoznać boskie pochodzenie rozumu, można bowiem znowu naiwnie zapytać, co świadczy o tym, że rozum dotarł do swojej boskiej podstawy. Jeśli znakiem tym miałaby być zgodność przekonań z prawdami określonej religii, to mogłoby się okazać, że rozum nie jest bynajmniej zakorzeniony w boskości, lecz raczej w określonej tradycji kulturowej lub dogmatyce kościelnej. Poza tym stajemy wobec pytania, jak w ogóle było możliwe oddzielenie rozumu od wiary i zburzenie ich pierwotnej jedności. Jeśli nawet momentem krytycznym w dziejach była doktryna Tomasza, to można wątpić, czy wynikała ona z błędnej naturalizacji rozumu; wydaje się raczej, że ujawniła tylko naturalną strukturę i funkcję rozumu jako władzy różnej od wiary. Wówczas jednak pytanie o racje rozdzielenia rozumu i wiary nie ma już sensu jedynie historycznego, lecz dotyczy istoty rozumu; wypada życzyć Autorowi, by w dalszych swoich publikacjach ten wątek rozwinął. Wymienione uwagi polemiczne w niczym nie umniejszają dokonań uzyskanych w recenzowanej pracy. Przeciwnie, wskazują raczej na zawarte w niej niekonwencjonalne interpretacje poszczególnych doktryn filozoficznych oraz filozoficznie bardzo odważną teorię rozumu zakorzenionego w boskości. Otrzymaliśmy książkę mądrą, która wyrasta z przekonania, że filozofia nie powinna stronić od religii a religia nie powinna bać się filozofii. Mech przekonująco dowodzi, że rozum i wiara mogą nie tylko „pokojowo współistnieć”, lecz także wspierać się w poszukiwaniu prawdy. Tak uprawiana filozofia staje się źródłową mądrością, otwierając przed człowiekiem nadzieję, że jego istnienie ma sens, jest bowiem zakorzenione w Bogu jako ostatecznym fundamencie i celu. 238 Recenzje TADEUSZ SZUBKA O FUNDAMENTALNYM PROBLEMIE METAFIZYKI Jacek Wojtysiak, „Dlaczego istnieje raczej coś niż nic?”. Analiza problemu w kontekście dyskusji we współczesnej filozofii analitycznej, Towarzystwo Naukowe KUL, Lublin 2008, ss. 479. Monografia Jacka Wojtysiaka, cenionego polskiego filozofa młodszego pokolenia, o dużym dorobku naukowym, dydaktycznym i popularyzatorskim, poświęcona jest klasycznemu i niezwykle zagadkowemu pytaniu metafizycznemu, które przez niektórych myślicieli uważane jest za najważniejsze i najbardziej kluczowe w filozofii, a przez innych za wyraz lęków egzystencjalnych, kierujących filozofów w stronę niesprawdzalnych dywagacji i nieudolnych prób racjonalizacji przekonań religijnych. Autor książki należy niewątpliwie do tej pierwszej grupy, a jego celem w dwóch jej obszernych, zasadniczych rozdziałach jest szczegółowa analiza samego zagadnienia oraz ocena stanowisk przedstawianych jako jego rozwiązanie. Poprzedzone zostały one rozdziałem wstępnym, zawierającym zarys teorii pytań oraz – częściowo – teorii wyjaśniania. Podtytuł (nieco barokowy) oraz wstęp wyraźnie określają obszar badawczy autora. Jest nim szeroko rozumiana filozofia analityczna ostatnich kilku dekad i znaczna większość tego, co w niej w tym okresie opublikowano na temat problemu zawartego w sformułowaniu „dlaczego istnieje raczej coś niż nic?”, pochodzącym pierwotnie od GottfriedaWilhelma Leibniza. Wojtysiak niewiele mówi o stosowanych przez siebie metodach, poza deklaracją, że posługuje się głównie szeroko pojętą analizą (od siebie dodałbym, że jest to analiza z upodobaniami do wykorzystywania standardowych środków logicznych i pewnej dozy symbolomanii). Zaznacza też, że „analiza będzie uzupełniania innymi operacjami, zwłaszcza eksperymentami myślowymi” (s. 12), aczkolwiek charakterystyka owych operacji jest niezwykle zdawkowa i daleka od odpowiedniej dla tego typu rozważań precyzji, gdyż nie bardzo wiadomo, czy opierają się one na działaniu wyobraźni, czy też na intelektualnej władzy pojmowania, i czy odwołując się do danych współczesnej kosmologii, mają zmierzać do wniosków o tym, co fizycznie możliwie lub konieczne, czy też o tym, co metafizycznie możliwe lub konieczne. Recenzje 239 Rozdział pierwszy stanowi dobrze pomyślane wprowadzenie do problematyki rozprawy, a w szczególności do teorii pytań. Istniejące teorie pytań Wojtysiak dzieli na dwie grupy: (1) koncepcje językowe, czyli lingwistyczne, oraz (2) koncepcje niejęzykowe. Z pozoru podział ten nie powinien sprawiać żadnego kłopotu, lecz po dokładnym przyjrzeniu się umieszczonym tam koncepcjom okazuje się trudny do utrzymania. Z jednej strony nie bardzo wiadomo, dlaczego do językowych należą koncepcje imperatywne, w myśl których pytania są nakazami lub prośbami, a „ich treścią jest domaganie się (życzenie uzyskania) pewnej informacji (odpowiedzi)” (s. 23, podkr. – T.S.). Przecież domaganie się i życzenie uzyskania czegoś to kategorie psychologiczne, a nie językowe. Z drugiej strony, prima facie zaskakujące jest umieszczenie w stanowiskach niejęzykowych koncepcji mnogościowej, według której „pytanie jest klasą pewnych wyrażeń językowych (zwłaszcza zdań – odpowiedzi lub założeń) lub bytem o podobnym statusie logicznym” (s. 24). Podobnie problematyczne jest podane przez autora zestawienie odmian pytań jednorodnych. Na przykład, nie jest jasne, czym kierował się autor zaliczając jedne z nich do pytań o własności, a inne do pytań o stany rzeczy. Podane przez niego przykłady pytań: „co robi Jonasz?” oraz „dlaczego niektóre orzechy są puste?” nie sugerują bynajmniej, że to pierwsze jest pytaniem o własności, a to drugie o stan rzeczy. Ktoś, kto twierdziły, że oba te pytania są pytaniami o stany rzeczy lub że to pierwsze jest pytaniem o stan rzeczy, a to drugie o pewną własność lub zespół własności brzmiałby równie wiarygodnie i na poparcie swego stanowiska mógłby przytoczyć rozmaite racje. Akapit zawierający wstępną krytykę agnostycyzmu filozoficznego Miltona K. Munitza jest nieprzekonujący. Wojtysiak uważa, że stanowisko to jest nie do utrzymania, gdyż nawet dalekosiężne koncepcje metafizyczne można sprawdzać i porównywać „za pomocą takich kryteriów jak: spójność, prostota, moc eksplanacyjna, zgodność z danymi innych dziedzin poznania, generowanie użytecznych poznawczo hipotez” (s. 60). Bez wątpienia kryteria te odgrywają pewną rolę w wyborze koncepcji metafizycznych, lecz tego wyboru jednoznacznie nie wyznaczają, tj. nie są w stanie wyłonić z grona teorii metafizycznych tej jednej, która jest w całej pełni trafna. Ponadto, kryteria te dopuszczają bardzo wiele różnorodnych interpretacji. Dotyczy to w szczególności treściowo rozumianej spójności (której szczególnym przypadkiem jest zgodność z danymi innych dziedzin poznania), prostoty i mocy eksplanacyjnej. Jeśli zaś chodzi o takie mgliste wymogi, jak „generowanie użytecznych poznawczo hipotez”, to należałoby wpierw określić, o jaką dokładnie użyteczność chodzi i w jakim kontekście. Wszystko to, co w obszernej rozprawie Wojtysiaka czytelnik dowiaduje się na temat wyjaśniania, nie wykracza poza poziom wstępnych ustaleń pojęciowych. Uważam, że zagadnieniu temu, nawet kosztem teorii pytań, która uchodzi za „polską 240 Recenzje specjalność”, należało poświęcić w monografii znacznie więcej miejsca. Przede wszystkim warto byłoby zestawić przykłady standardowych wyjaśnień naukowych z wyjaśnieniami metafizycznymi, pokazując dokładnie ich podobieństwa i różnice. Pozwoliłoby to być może uniknąć autorowi mieszania porządku poznawczego z porządkiem bytowym, prowadzącego do umieszczania relacji wyjaśniania w obrębie ontologicznie rozumianych stanów rzeczy (wydaje się, że stany rzeczy jako takie mogą być częściami innych stanów rzeczy, mogą wywoływać inne stany rzeczy i być przez nie wywoływane, lecz same nie mogą innych wyjaśniać i być przez nie wyjaśniane; co najwyżej ujęte pojęciowo w ramach określonej teorii mogą być w odpowiednich wyjaśnieniach przywoływane). Być może lepiej przedstawiona zostałaby wówczas także natura ostatecznego wyjaśnienia, gdyż to, co proponuje Wojtysiak nie odbiega od wizji ciągu następujących po sobie wyjaśnień, który z takich czy innych powodów musi mieć swój kres. Rozdział drugi zawiera bardzo drobiazgową analizę tytułowego pytania monografii, określanego przez autora pytaniem Leibniza (PL3), gdyż to właśnie od tego nowożytnego myśliciela pochodzi jej najczęściej przywoływana wersja. Pytanie to zostało podzielone na cztery składniki: pozytywne twierdzenie egzystencjalne, negatywne twierdzenie egzystencjalne, funktor porównawczy oraz wskaźnik pytajności. Rozważone zostały bardzo skrupulatnie liczne interpretacje tych składników. Wynik tych ponad stu stron rozważań nie jest szczególnie imponujący. Czytelnik, który przez nie przebrnął, dowiaduje się bowiem, że chodzi w tym wszystkim o ostateczne najlepsze wyjaśnienie faktu niepustości świata pojmowanego jako zbiór indywiduów. Krótko mówiąc, najtrafniejsza parafraza pytania Leibniza jest następująca: „dlaczego zbiór S jest niepusty raczej niż pusty?”. Dla kogoś przywiązanego do standardowej teoriomnogościowej terminologii logicznej taka parafraza może świadczyć o dokonanym postępie analitycznym. Dla kogoś jednak, kto zdaje sobie sprawę z ontologicznych kłopotów związanych z pojęciem zbioru oraz z trudnością nadania wszelkim kategoriom logicznym sensownej interpretacji ontologicznej, jest to postęp pozorny. Z podobnym umiarkowaniem i sceptycyzmem należy odnieść się do zapewnień Wojtysiaka, że pojąwszy zdanie „istnieje coś” jako zdanie o niepustości odpowiedniego zbioru „możemy pominąć rozmaite problemy związane ze zdaniami egzystencjalnymi – wszystko, co nam zostaje, to określenie zbioru przedmiotów, który chcemy wziąć pod uwagę” (s. 128). Może z punktu widzenia formalnych zapisów w standardowej logice tak rzeczywiście jest, lecz nie z punktu Warto przy tej okazji zauważyć, że Wojtysiak ma nie tylko skłonność do symbolomanii, lecz również do stosowania licznych skrótów, w których gąszczu czytelnik często się gubi. Z wielu z nich autor mógłby bez szkody dla jasności wywodów i objętości rozprawy zrezygnować. 3 Recenzje 241 widzenia analizy filozoficznej, gdyż eksplikując pojęcie niepustości, wcześniej lub później trzeba będzie się odwołać do pojęcia istnienia. Aczkolwiek autor uraczył czytelnika blisko trzydziestoma interpretacjami zaimka „coś”, to bogactwo przywoływanych wątków nie zawsze idzie w tym wszystkim w parze z należną precyzją merytoryczną i zatrzymaniem się na sprawach najważniejszych. Dotyczy to w szczególności koncepcji podstawowych indywiduów i rozumienia tego, co indywidualne. Wojtysiak w zasadzie nie wychodzi w tej materii poza twierdzenia w rodzaju: indywidua to przedmioty, które są nieorzekalne i nieegzemplifikowalne; indywidua podstawowe to takie, które nie są niesamodzielne itd. Nie sięga też do właściwej literatury źródłowej w tym zakresie (chociażby do prac P.F. Strawsona, który zagadnieniu temu poświęcił sporo miejsca w swej wcześniejszej i późniejszej twórczości). Ponadto w sposób nieco zaskakujący, zważywszy na etymologię i uzus językowy, odróżnia znaczenia synonimicznych słów „przedmiot” i „obiekt” (s. 93). Wspominając o tym, że substancje zwie się też konkretami lub obiektami, nie dodaje, że nie każdy konkret musi być substancją i vice versa. Ostatni, najobszerniejszy rozdział monografii przedstawia stanowiska będące odpowiedziami na pytanie Leibniza. Autor proponuje własną, rozbudowaną typologię tych odpowiedzi, a następnie rozważa ich zalety i wady. Szczegółowo rozważa następujące stanowiska: agnostycyzm (pytanie Leibniza jest nierozstrzygalne), modalizm immanentny (racją istnienia świata pojętego jako niepusty zbiór jest jego status modalny), nomologizm (świat istnieje, ponieważ obowiązują takie a nie inne prawa i prawidłowości), kauzalizm immanentny (świat istnieje za sprawą przyczynowego oddziaływanie niektórych jego czynników wewnętrznych) oraz kauzalizm transcendentny (ostateczną racją istnienia świata jest byt konieczny znajdujący się poza nim). Wojtysiak nie występuje już w tym rozdziale wyłącznie jako bezstronny analityk, któremu wystarcza odpowiednia doza precyzji, lecz jako zwolennik jednego ze stanowisk, kauzalizmu transcendentnego (teizmu), którego wyższość nad innymi stara się z wigorem uzasadnić, chociaż w chwilach analitycznej trzeźwości stara się ów wigor nieco mitygować. Podobnie jak we wcześniejszych partiach książki autor zdecydowanie krytykuje w tym rozdziale agnostycyzm, który uważa za stanowisko będące „nie tyle rezultatem dogłębnej analizy, ile efektem rezygnacji z jej przeprowadzenia” (s. 235). Niestety, w krytyce tej Wojtysiak posuwa się do wygłaszania pochopnych twierdzeń. Pisze na przykład: „Kto twierdzi, że nigdy nie można rozstrzygnąć danego problemu, zakłada, że zna w całości nasze ograniczenia poznawcze. Z kolei przypisywanie sobie znajomości prawdziwej i niezmiennej (ostatecznej) odpowiedzi na pytanie «co mogę wiedzieć?, a czego nie?» świadczyłoby z jednej strony o wysokiej epistemicznej samowiedzy, a z drugiej – o epistemicznym pesymizmie (kapitulanctwie): 242 Recenzje postęp poznawczy może się odbywać do pewnych granic, które są nieprzesuwalne” (s. 231). O tym, że tezy o nierozstrzygalności nie muszą występować w otoczce tych założeń, a w szczególności nie muszą być wyrazem epistemicznego kapitulanctwa, można się przekonać rozważając liczne nierozwikłane problemy dotyczące biegu minionych zdarzeń, po których nie pozostały żadne świadectwa oraz wszelkie teorie formalne zawierające arytmetykę liczb naturalnych, które – o czym wiadomo od lat trzydziestych XX wieku – są nierozstrzygalne. Tezy o nierozstrzygalności mogą zatem być wynikiem respektowania istotnych ograniczeń poznawczych, których z takich czy innych względów przekroczyć się nie da. W swojej rozbudowanej typologii odpowiedzi na pytanie Leibniza Wojtysiak zdaje się nie uwzględniać poglądu minimalistycznego lub deflacyjnego. Jest to pogląd, który łączy wątki agnostyczne, gdyż kwestionuje możliwość rozstrzygnięcia maksymalistycznie i dramatycznie rozumianego pytania Leibniza, lecz nie przejawia tendencji mistycyzujących. W swojej ogólnej tendencji bliski jest też – by posłużyć się terminologią autora – kauzalizmowi immanentnemu, lecz z niechęcią odnosi się do wszelkich spekulacji o elementach pierwszych, metafizycznych „pętlach przyczynowych”, bytach przygodnych, które muszą mieć ostateczną „rację” swego istnienia w czymś, co nie jest przygodne itp. Na pytanie „dlaczego istnieje raczej coś niż nic?” zwolennicy takiego stanowiska odpowiadają bardzo krótko i banalnie „dlatego, że istnieje” i odcinają się od dalszego zgiełku metafizycznego na ten temat. Stanowisko takie może na pierwszy rzut oka wydać się filozoficznie mało satysfakcjonujące. Jednakże dzieje myśli filozoficznej dostarczają licznych przykładów tego, że w sprawach najbardziej podstawowych udzielane odpowiedzi są ostatecznie banalne (wystarczy w tym celu przyjrzeć się chociażby znanym uzasadnieniom obowiązywania prawa niesprzeczności). Parafrazując jedno z powiedzeń Ludwiga Wittgensteina, najtrudniejsze w filozofii nie jest dotarcie do początków, lecz zatrzymanie się tam i zaprzestanie dalszych poszukiwań. Jeśli tego nie zrobimy, będziemy generować rozmaite dylematy, zmuszać siebie i czytelników do wyboru między absurdem i tajemnicą (por. s. 428) oraz pokrzepiać się rozmaitymi pseudowyjaśnieniami. Rzecz jasna, każdy człowiek potrzebuje pokrzepienia i otuchy, lecz filozofia do tej roli nie najlepiej się nadaje. Recenzowana monografia napisana jest prawie nienagannym językiem i dobrze zredagowana, aczkolwiek niektóre rozwiązania są zbyt formalistyczne (na przykład, zapewne czytelnik częściej wolałby mieć do czynienia z pełnym brzmieniem imion omawianych autorów, bez potrzeby sięgania do indeksu osobowego). Usterki, jakie zauważyłem w trakcie lektury są bardzo nieliczne. Oto one. Na s. 36 zamiast „Trzęsciki” powinno być „Trzęsicki”. Odniesienie na s. 62 do pracy Woleńskiego [2004, s. 249] jest nieprecyzyjne; najprawdopodobniej powinno być 2004a. Analogiczna Recenzje 243 uwaga dotyczy odniesień na s. 171, 389 i 393, gdzie z kolei powinno być Woleński 2004b. W przypisie na s. 94 autor wspomina o teorii tropów „zainicjowanej przez D.C. Williamsa i K. Campbell”. Sugeruje to, że Campbell jest kobietą, co niestety mija się z faktycznym stanem rzeczy. Owym filozofem jest osoba płci męskiej: Keith Campbell z Australii. Na s. 96 popełniony został częsty pojawiający się błąd dotyczący imion Quine’a; podane są trzy inicjały W.V.O., a powinny być tylko dwa: W.V. Wiąże się to z tym, że pierwsze imię Quine’a to Willard, natomiast Van Orman jest nazwiskiem panieńskim matki Quine’a, funkcjonującym jako drugie imię (tego rodzaju wykorzystywanie nazwisk jest dosyć często spotykane w krajach anglosaskich). Ponieważ jest to jedno imię, chociaż pisane rozdzielnie, właściwym jego skrótem jest V., a nie V. O. Warto dodać, że Quine konsekwentnie posługiwał się w swoich publikacjach i korespondencji inicjałami W.V. Wspominając o współczesnych ujęciach zdroworozsądkowej koncepcji substancji-indywiduum, autor powinien odwołać się obok Strawsona (lub zamiast niego) do Davida Wigginsa (s. 274, przyp. 72). Uwzględnianie internetowej wersji książki Basa van Fraassena, udostępnionej w ramach bazy Oxford Scholarship Online, jako osobnego wydania jest przejawem nadmiernej skrupulatności (s. 33, 34, 42, 48, 67, 71, 189, 190, 191, 389, 465). Wersja ta jest bowiem dokładnym powtórzeniem pierwodruku papierowego. Podobnie ma się rzecz z odnotowywaniem roku wprowadzenia do obiegu książek w taniej wersji broszurowej, które zostały wydane pierwotnie w oprawie twardej. Jeżeli wprowadzenia tego dokonuje się bez istotnych poprawek w tekście i zmiany paginacji, rok ten jest zwykle pomijany. Uwaga ta dotyczy na przykład książki B. Rundle’a z 2004 roku (s. 461). Niektórych czytelników może nieco razić hybrydowa pisownia i odmiana łacińskich terminów: explanandum, explanans, explikans itd. Być może jest to dopuszczalne, lecz osobiście wolałbym, aby konsekwentnie trzymać się łacińskiej pisowni i łacińskiej odmiany albo posługiwać się spolszczonymi wersjami tych terminów po polsku odmienianymi. Nie do końca jestem przekonany, że tłumaczenie często stosowanego wyrażenia a brute fact jako „surowy fakt” jest najtrafniejsze. Po pierwsze, jest ono filologicznie niedokładne, gdyż odpowiednikiem słowa „surowy” w języku angielskim jest raw. W terminologii filozoficznej spotyka się go przede wszystkim w zwrocie raw feels, oznaczającym surowe, teoretycznie nieopracowane doznania. Po drugie, sformułowanie „surowy fakt” zdaje się sugerować, że należy coś z owym faktem zrobić, jakoś go teoretycznie „ugotować”, „zakonserwować” itp. Tymczasem angielskie wyrażenie a brute fact raczej nie niesie ze sobą takich skojarzeń. Sugeruje jedynie, że jest to fakt, który należy przyjąć, czyli po prostu fakt, fakt zastany lub niezbity, coś, czego nie można zakwestionować, nawet jeśli 244 Recenzje jest to dla nas z takich czy innych powodów niewygodne lub trudne do zadowalającego wyjaśnienia4. W recenzji monografii Jacka Wojtysiaka skupiłem się przede wszystkim – jak to jest w zwyczaju filozofów – na kwestiach dyskusyjnych, zwracając uwagę na pominięte perspektywy badawcze i wątpliwe rozróżnienia oraz wyliczając niektóre usterki i niedociągnięcia. Zważywszy jednak na rozmach całego przedsięwzięcia teoretycznego autora, na ogrom wykorzystanej literatury, na duże zdolności analityczne oraz umiejętność porządkowania i wiązania rozmaitych wątków, do recenzowanej monografii nie można nie odnieść się z uznaniem i podziwem. Z pewnością stanowi ona znaczny wkład do najnowszej filozofii polskiej i w jej ramach będzie jedną z ważniejszych prac ontologicznych obecnej dekady. Poczyniwszy tę uwagę, należy tytułem oddania sprawiedliwości autorowi odnotować, że zdaje on sobie sprawę z trudności adekwatnego przekładu tego idiomatycznego wyrażenia anglosaskiej terminologii filozoficznej (s. 327, przyp. 141). Wolałbym jednak, aby pisząc o kontekście pojawienia się tego wyrażenia w filozofii, nie odwoływał się expressis verbis do nie zawsze rzetelnej internetowej Wikipedii, lecz sięgnął do prac źródłowych w tym zakresie, w tym do artykułu G.E.M. Anscombe i książek Johna R. Searle’a, a także do słowników i encyklopedii filozoficznych, będących w powszechnym obiegu, tym bardziej że hasło dotyczące terminu brute fact znajduje się m.in. [w:] S. Blackburn, The Oxford Dictionary of Philosophy, Oxford: Oxford University Press 1994, s. 50 [Oksfordzki słownik filozoficzny, przeł. C. Cieśliński i in., Warszawa: Książka i Wiedza 1997, s. 247, gdzie termin ten przełożony jest jako „nagi (surowy) fakt”] oraz T. Honderich (ed.), The Oxford Companion to Philosophy, Oxford: Oxford University Press 1995, s. 106 [Encyklopedia filozofii, przeł. J. Łoziński, t. 2, Poznań: Zysk i S-ka 1999, s. 597; brute fact jest w tym tłumaczeniu „nagim faktem”]. 4 „Analiza i Egzystencja” 10 (2009) ISSN 1734-9923 IN MEMORIAM PROFESOR BARBARA SKARGA (1919–2009) 18 września 2009 roku zmarła profesor Barbara Skarga, od wielu lat jedna z najważniejszych postaci polskiej filozofii i humanistyki, słusznie nazwana pierwszą damą polskiej filozofii. Była emerytowanym profesorem Instytutu Filozofii PAN, redaktor naczelną czasopisma „Etyka”. Wkrótce miała obchodzić 90. urodziny. Pożegnaliśmy ją 25 września w warszawskim kościele Ewangelicko-Reformowanym, a urna z jej prochami została złożona w rodzinnym grobie na cmentarzu kalwińskim przy ulicy Żytniej. Barbara Skarga urodziła się w Warszawie 25 października 1919 roku. Po śmierci ojca w 1930 roku jej rodzina znalazła się w trudnej sytuacji finansowej i przeniosła się do Wilna, gdzie było bliżej do rodzinnych Chocieńczyc (obecnie w granicach Białorusi). Matka zaczęła pracować jako urzędniczka, sama utrzymując trójkę dzieci. Barbara rozpoczęła studia na warszawskiej politechnice, ale wkrótce porzuciła ją dla studiów filozoficznych na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie. Była tam uczennicą m.in. Henryka Elzenberga i Tadeusza Czeżowskiego. Po wybuchu wojny, wkroczeniu bolszewików do Wilna i zamknięciu uniwersytetu, zaangażowała się w tajne nauczanie i konspirację, była łączniczką AK. W 1944 roku została aresztowana, spędziła trzynaście miesięcy w wileńskim więzieniu NKWD i na Łukiszkach, a następnie została skazana na 11 lat obozu pracy (Uchta na Syberii i Bałchasz w Kazachstanie). Potem otrzymała nakaz dożywotniego osiedlenia się w kołchozie we wsi Budionowka. Dopiero stamtąd udało jej się nawiązać kontakt z rodziną, a następnie w grudniu 1955 roku, w wieku 36 lat i z siwizną na głowie, wróciła do Polski. Doświadczenia łagrowe opisała w wydanej w 1985 roku przez paryską „Kulturę” książce Po wyzwoleniu 1944–1956 (pod pseudonimem Wiktoria Kraśniewska). Po powrocie do Polski dokończyła studia filozoficzne na Uniwersytecie Warszawskim (1957) i zaczęła pracować w Polskiej Akademii Nauk. Obroniła 246 In memoriam pracę doktorską na temat narodzin polskiego pozytywizmu i habilitacyjną na temat pozytywizmu francuskiego. Tytuł profesora nadzwyczajnego otrzymała w 1975 roku, a tytuł profesora zwyczajnego dopiero w 1988 roku, na rok przed przejściem na emeryturę (1989). Napisała wiele książek i artykułów. Początkowo skupiła się na bezpiecznej w PRL-u historii filozofii, później, jak słusznie zauważył w pogrzebowym przemówieniu Władysław Stróżewski, zaczęła toczyć dialog z filozofami współczesnymi, zwłaszcza Emmanuelem Levinasem, i poświęciła się własnym próbom opisu ludzkiego doświadczenia. Najważniejsze tytuły jej książek są następujące: Narodziny pozytywizmu polskiego 1831–1864 (1964), Ortodoksja i rewizja w pozytywizmie francuskim (1967), Renan (1969), Kłopoty intelektu. Między Comte’m a Bergsonem (1975), Czas i trwanie. Studia nad Bergsonem (1982), Przeszłość i interpretacje. Z warsztatu historyka filozofii (1987), Granice historyczności (1989), Tożsamość i różnica. Eseje metafizyczne (1997), Ślad i obecność (2002), Kwintet metafizyczny (2005), Człowiek to nie jest piękne zwierzę (2007), Tercet metafizyczny (2009). Przygotowała dwutomową antologię Filozofia i myśl społeczna w latach 1865–1895 oraz pięciotomowy Przewodnik po literaturze filozoficznej XX wieku (1994–1997). W roku 1980 wybrano ją na przewodniczącą Komitetu Nauk Filozoficznych PAN. Na fali odnowy zorganizowała wtedy ocenę poziomu polskiej filozofii i dużą konferencję na temat racjonalizmu. Na próżno starała się o pracę na Uniwersytecie Warszawskim. Jak mówił Jerzy Szacki w przemówieniu z okazji uroczystości odnowienia jej doktoratu na tej uczelni: „niedopuszczona w PRL do pracy na uniwersytecie – potrafiła stworzyć jakby prywatną katedrę, gdzie wielu niezależnie myślących młodych ludzi znalazło oparcie i naukową inspirację”. Uroczystość odnowienia jej doktoratu w 2008 roku była „swoistym spłaceniem długu”, jaki wobec niej zaciągnęli uczestnicy jej seminarium i czytelnicy jej tekstów, jak powiedział jeden z jej seminarzystów, a zarazem dziekan Wydziału Filozofii i Socjologii UW, Jacek Migasiński. Jej filozofia była tak samo stanowcza, jak jej życie. Wbrew modzie nie ukrywała niechęci do filozofii analitycznej i scjentystycznej, co przysporzyło jej wrogów. Prowadząc prace badawcze nad pozytywizmem, utwierdziła się w przekonaniu, że pozytywizm w filozofii to pomyłka, że filozofia nie powinna naśladować nauk empirycznych. Ceniła filozofię niemiecką i francuską, Heideggera, Gadamera, Levinasa. Uprawiała filozofię w stylu historii idei, stosowała metody fenomenologiczne. Nie stroniła od spraw publicznych, pisała eseje dla „Tygodnika Powszechnego”, „Znaku” i „Gazety Wyborczej”, zabierając głos w ważnych sprawach (np. lustracji) i budując swój autorytet wśród szerokich kręgów intelektualistów. W 1995 roku została odznaczona przez Lecha Wałęsę Orderem Orła Białego i została członkiem kapituły orderu (w latach 2001–2005 Kanclerzem Orderu). In memoriam 247 Była członkiem Pen Clubu, otrzymała Medal Świętego Jerzego od „Tygodnika Powszechnego” i odznaczenia rządu francuskiego. Podziwiano jej niezłomność w łagrach i w PRL-u, jej życie i filozofia były świadectwem klęski totalitaryzmu. Eseje drukowane w ostatnich latach w „Gazecie Wyborczej” składają się na testament etyczny, w którym odrzuca nienawiść jako zasadę życia społecznego i broni wartości moralnych: „Świat, z którego wygnana by była sprawiedliwość i budująca ją moralność, nie byłby wart istnienia” Nie była feministką, ale zasługuje na miano najwybitniejszej polskiej filozofki, następczyni takich postaci jak Maria Ossowska czy Izydora Dąmbska. Jak pisze Magdalena Środa, problem dyskryminacji kobiet uważała za nieważny, patrzyła na wszystko z perspektywy czasu i śmierci, która tę kwestię czyni drugorzędną. Renata Ziemińska