Mam na imię Karolina. Wychowana zostałam w rodzinie katolickiej
Transkrypt
Mam na imię Karolina. Wychowana zostałam w rodzinie katolickiej
Mam na imię Karolina. Wychowana zostałam w rodzinie katolickiej. Zawsze wierzyłam w Boga. Wyobrażałam Go sobie jako staruszka siedzącego na tronie gdzieś "wysoko" w Niebie. Mimo wszystko nie byłam gorliwą katoliczką. O wielu sprawach też nie wiedziałam( nie interesowały mnie dogmaty). W czasach gimnazjum jako 15 letnia dziewczyna zaczęłam pić alkohol. Pojawiły się pierwsze imprezy, pierwszy papieros. Wydawało mi się, że życie zwykłej nastolatki tak powinno wyglądać. Nie miałam jakichś większych kompleksów. Wszytko do pewnego momentu wydawało się zabawą. Pomijając nawet niektóre epizody, gdzie było mi niekiedy przykro, że panowały między mną a przyjaciółmi kłótnie, rozstania, pierwsze zawodzenia miłosne, to że nie miałam z kim porozmawiać. W domu nigdy się nie przelewało. Aczkolwiek rodzice potrafili zaplanować wszystko tak, aby niczego nam nie brakowało. Z czasem pojawiały się problemy. Często dochodziło to poważnych kłótni. Przyczyny były różne. Najczęściej związane z alkoholem lub z braku szacunku do rodziców. Gdy zaczęłam naukę w liceum moje życie zaczęło się zmieniać. Pojawiło się więcej imprez, więcej używek. Uwielbiałam tańczyć przy muzyce klubowej , najczęściej skąpo ubrana. Na drugi dzień obok zwykłego kaca dopadał mnie zawsze "kac moralny" Nigdy tego nie rozumiałam dlaczego miałam wyrzuty sumienia. Dlaczego coś, co wydawało mi się niezłą rozrywką było tak naprawdę kolejnym błędem życiowym. Z czasem kontakty z przyjaciółmi były coraz słabsze. Większość czasu przebywałam w domu z książką w ręku. Były to książki fantastyczne. Uwielbiałam się pogrążać w takich lekturach, gdzie jest mowa o innych światach. Zastanawiałam się chwilami nad sensem życia. Dużo rozmyślałam nad tym co mnie czeka po życiu. Z czasem przeobraziło się to w stan depresyjny. W swoim życiu wiele nakłamałam. I dobrze mi to wychodziło. Nie obowiązywał mnie dekalog. Pisząc o tym nie mam na myśli tego, że nie znałam jego treści. Wiodłam takie życie, że nie zachowałam ani jednego przykazania. Choć mogłabym powiedzieć, ze nikogo nie zabiłam. Pomimo tego iż nazywałam siebie Chrześcijanką nigdy tego nie pokazałam. Dla mnie to była tylko formalność. Wkońcu Bóg jest taki miłosierny dlaczego miałabym skończyć w piekle? Czy byłam przykładowo gorsza niż historyczni dyktatorzy tacy jak Stalin czy Hitler? Może to wydawać się śmieszne, ale takie było moje usprawiedliwienie. Pod uwagę brałam także "czyściec," gdzie przeszłabym jakieś "oczyszczenie." Wszystko co do tej pory mi się przytrafiało uważałam za wielką niesprawiedliwość. To, że nie mieszkam w wielkim domu, nie mam więcej pieniędzy, nie jestem piękną dziewczyną, za którą oglądaliby się chłopcy , że nie mam dobrych relacji z rodzicami. Myślałam wtedy o Bogu dlaczego jest taki "niesprawiedliwy" Nie chciałam życ już na tym świecie. Co prawda wyobrażałam sobie swoją śmierć, ale nigdy nie byłabym w stanie odebrać sobie życia. Miałam na uwadze to, że moi bliscy nie przeżyli by tego i najprawdopodobniej obwiniali by siebie za to. Przed snem włączałam zawsze swoją wyobraźnię. Kreowałam swój świat, gdzie nad wszystkim miałam kontrolę i wydawałam wyroki, zwalczałam wszelką niesprawiedliwość. Często umieszczałam w celach tych ludzi, którzy sprawiali mi wcześniej wiele przykrości. Także "uczyłam" się kontroli nad własnym snem. Nie zawsze było idealnie. Nie zawsze to ja kontrolowałam swój sen. Czasami śniły mi się przerażające postacie. Ktoś najwyraźniej się mną interesował. Byłam świadoma tego co mnie otaczało i co czułam w danej chwili, ale byłam do tego stopnia sparaliżowana, że nie mogłam się poryszuć. Jedynie wydawałam stłumiony krzyk i głębokie oddechy. Nie rozumiałam dlaczego tak się dzieje. Szukałam możliwych rozwiązań po stronach internetowych. Pewnego dnia natrafiłam na świadectwa ludzi, którzy opowiadali o tym jakie prowadzili życie, co im się przytrafiło, w końcu o tym jak poznali Jezusa. Nagle dla mnie czas zatrzymał się w miejscu. Dosłownie byłam w szoku. Do końca dnia nie mogłam wydobyć z siebie słowa. To tak jakby w mojej głowie nastąpiła eksplozja. Teraz tylko mój umysł czekał na nowy porządek. Bardzo wpłynęły na mnie świadectwa ludzi, którzy się nawrócili. Nie mogłam pojąc tego, że takie rzeczy przytrafiają się zwykłym ludziom. Zaczęłam czytać Pismo Święte. Niewiarygodne było to jak "zjadałam" fragmenty, które przeczytałam. Wszystko do mnie trafiało. To nie była już zwykła lektura. Pierwszy raz zaczęłam modlić się do Boga, na tamten czas była to modlitwa Pańska. Czułam się bardzo nieswojo. Tak jakby ktoś się na mnie patrzył. To było coś mrocznego. Po tym jak zasnęłam, znowu dopadł mnie paraliż senny. Wtedy szczerze zawołałam do Jezusa, aby mi pomógł. Nagle za mną pojawiła się światłość. Czułam, że to było coś, czego zawsze chciałabym doświadczać. Obudziłam się, dziękując Bogu za to, że przegonił ode mnie złe duchy. Następnego wieczoru, leżąc i rozmyślając o Bogu nagle przed moimi oczyma pojawiły się wszystkie grzechy które popełniłam, nawet te, o których dawno zapomniałam. Nie mogłam przestać płakać nawet, gdy próbowałam, płacz był silniejszy. Grzechy pojawiały się jak na klatce filmowej. Czułam niewyobrażalny wstyd i żal za grzechy. Myślałam o Jezusie, o Jego śwętości, że jest taki czysty przyodziany w najbielszą szatę... Czułam do siebie obrzydzenie. Czułam jak moja dusza płonie. Nie myślałam o niczym innym jak tylko o tym, że nie ma dla mnie nadziei... "Umarłem za ciebie" nagle poczułam spokój i dotyk Ducha Świętego. Czytając o tym jak Pan Jezus umierał na krzyżu za nasze grzechy nie byłam świadoma tego, że to było jedyne rozwiązanie. Duch Święty w swoim czasie przekonał mnie o tym, że byłam grzesznicą i jedyną drogą do Boga jest Jezus. Dziś Jezus jest moim jedynym Zbawicielem, jest Panem mojego życia!