Na Szlaku 1 - Kapucyni.pl

Transkrypt

Na Szlaku 1 - Kapucyni.pl
Na Szlaku
1
2 Numer 43/2009
Wszystkim Matkom z okazji ich
święta
składamy
wyrazy
głębokiej
wdzięczności za ich
codzienny trud oraz
życzymy
spokoju,
radości i samych
pogodnych dni.
Redakcja
SPIS TREŚCI
Słowo Proboszcza
4
Pobijamy rekordy
5
Dwa wieki temu
6
Sentencje
7
Poczet gwardianów
8
Katecheza na gruzach
10
Opis obrazu...
12
Dla dzieci
14
Błogosławiony Mikołaj z Gesturii
16
Chwila z poezją
17
Bliskość cielesna
18
Kronika
23
Lectio divina
25
Masz pomysł , pytanie , propozycję artukułu do gazetki, napisz do nas
nowy adres redakcji: [email protected]
REDAKCJA:
o. Roman Łukaszewski OFM Cap., o.Jacek Kania OFM Cap., o. Tomasz Olejnik OFM Cap., o.Andrzej Surkont OFM Cap., br. Zachariasz
Nycz OFM Cap., Grażyna Lewandowska (redaktor naczelny), Maria Michalska, Artur Burak (redaktor techniczny),Barbara Burak(korekta),
fotoreporter br. Daniel Januszek OFM Cap.
ADRES: Klasztor Braci Mniejszych Kapucynów ul. Klasztorna 27 37-464 STALOWA WOLA tel. 015 842 03 24, wew. 21
e-mail: [email protected] , [email protected] strona internetowa: www.stalowawola.kapucyni.pl
Nakład 500 Materiałów niezamówionych redakcja nie zwraca. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania tekstów i zmiany tytułów.
Na Szlaku
3
Kochani Parafianie
i Przyjaciele naszego klasztoruPokój z Wami!
Maryja weszła
w naszą narodową
egzystencję
jako
Bogurodzica, a więc
bez
królewskich
insygniów.
To
Jej
władza
nad
umysłami i sercami
Polaków od początku
była
bezsporna.
Nieprzypadkowo
najstarszy
zabytek
polskiej
poezji
„Bogurodzica”
- stał się hymnem polskiego rycerstwa.
Kościół w Polsce obchodzi 3 maja
Uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej
Polski, głównej Patronki Kościoła i Ojczyzny.
Po obronie Jasnej Góry przed Szwedami król
Jan Kazimierz nadał Jej oficjalny tytuł Królowej
Polski, dziękując za odzyskaną wolność i
wielowiekową obecność w życiu naszego narodu.
Tytułu Królowa Polski użył po raz pierwszy
papież Pius X w 1904 roku, przemawiając do
polskich pielgrzymów w czasie, gdy Polski nie
było na mapie świata. W roku 1924 papież Pius XI
ustanowił święto Matki Bożej Królowej Polski na
3 maja i zatwierdził specjalny formularz mszalny.
Królowanie Maryi przejawia się zarówno w
słowie, poezji, obrazach, rzeźbach i w sztuce.
Jej liczne wizerunki stają się nie tylko odbiciem
przebywającej gdzieś w zaświatach, abstrakcyjnie
pojmowanej postaci, ale nabierają realnych,
ziemskich cech. Nie czci się już jakiejś ogólnej
Matki Bożej, lecz Matkę Bożą z Jasnej Góry, z
Gidel, z Kodnia, z Lubaczowa, Ludźmierza...
Pisząc o tej wielości wizerunków, kard. Stefan
Wyszyński podkreślał wyraźnie: „Właściwie jest
jedna Matka rodzaju ludzkiego, która tylko mieszka
w różnych miejscach. Jest jedna Matka, ale ma
rozmaite dzieci — ma niemowlęta i przedszkolaki,
wieśniaków i robotników, dyplomowanych i
niewiedzących, ma też i tych wszystko wiedzących
i wszystko rozumiejących, którym się niekiedy
wydaje, że mają prawo do osądzania wszystkiego”.
Na przestrzeni wieków swemu uwielbieniu
Maryi dawali wyraz zarówno ludzie zwykli,
jak i najwięksi nasi twórcy: Mickiewicz,
Słowacki, Krasiński, Norwid, Wyspiański,
4 Numer 43/2009
Kasprowicz... „Nigdym ja ciebie, ludu, nie
rzuciła. / Nigdym od ciebie nie odjęła lica. / Jam
po dawnemu, moc twoja i siła, Bogurodzica!” –
tak pisała w okresie niewoli Maria Konopnicka
do Polaków, aby ich podtrzymać na duchu.
Na przestrzeni całej naszej historii zostaliśmy tak
wychowani, by powierzać Maryi Królowej Polski
rozmaite chwile – radości i smutki swojego życia, a
zwłaszcza trudne sprawy naszej Ojczyzny. Dlatego
sanktuarium na Jasnej Górze w Częstochowie stało
się punktem oparcia dla życia Narodu. Stąd wyzwala
się moc duchowa dotykająca serca, sprzyjająca
postawie wierności wobec Boga i Kościoła.
Od września 2008 roku przeżywamy w naszej
diecezji sandomierskiej Nawiedzenie Maryi w
cudownym wizerunku jasnogórskim. Wierni
z wielką żarliwością oczekują zawsze na to
spotkanie ze swoją matką i Królową. My, w
naszej parafii, będziemy przeżywali dobę z
Jej Wizerunkiem Częstochowskim w dniu 4 i
5 czerwca br. Przed nami pozostał więc jeden
miesiąc oczekiwania i modlitwy. Przygotujemy
się do tego ważnego momentu przez ośmiodniowe
Misje Peregrynacyjne, które rozpoczną się
w niedzielę Wniebowstąpienia Pańskiego (24
V), a zakończa w Uroczystość Zesłania Ducha
Świętego (31 V). Ten czas będzie intensywnym
okresem słuchania Bożego Słowa oraz gorących
przygotowań organizacyjnych, aby Maryję godnie
przyjąć w naszej wspólnocie parafialnej. Gorąco i
serdecznie zapraszam do licznego udziału w tym
wydarzeniu. W imieniu własnym i naszego ojca
misjonarza Stanisława, który poprowadzi ten
czas duchowych ćwiczeń, proszę o hojność serc.
Bóg posługuje się tym ważnym wydarzeniem
Peregrynacji w naszej diecezji oraz – ufam,
że tak będzie w naszej parafii – aby jeszcze
bardziej ożywić miłość i nadzieję w tych, którzy
Go szukają. Maryja w wizerunku nawiedzenia
przybędzie do nas w czwartek (4 VI) w godzinach
popołudniowych z parafii Trójcy Przenajświętszej,
od księży michalitów, a w piątek (5 VI) w
godzinach popołudniowych powędruje do drugiej
parafii rozwadowskiej. Tak więc przez jedną dobę
nasza świątynia stanie się swoistym sanktuarium
jasnogórskim. Do tej chwili przygotujmy się w
rodzinach modlitwą, np. Apelem Jasnogórskim
o 21.00 lub dziesiątkiem różańca, prosząc dla
siebie, dla najbliższych oraz całej naszej parafii
o łaski Boże, abyśmy żyli jeszcze gorliwiej
Ewangelią Chrystusa w codziennym życiu, przez
to naśladując naszą Matkę i Królową, Maryję.
Roman Łukaszewski OFM Cap.
Pobijamy rekordy
Tegoroczne Triduum Paschalne było dla nas
wyjątkowe
pod
wieloma
względami.
Schola po raz pierwszy
liczyła 35 osób, a w
sobotę liczba ta wzrosła
niemal do 40. To pra
wdziwy
rekord.
Podjęliśmy
się
również
największej
jak dotąd ilości pieśni,
które
wyśpiewaliśmy
przez
całe
Triduum. Sięgnęliśmy po
nowy repertuar opracowany
przez
zna
nych chrześcijańskich
kompozytorów, który
przywieźliśmy z warsztatów muzyczno - liturgicznych:
„Na
komunię” (opr. Piotr
Pałka), „Hymn ku czci
Krzyża Świętego” i
„Płaczcie Anieli” (opr.
Paweł Bębenek) oraz
„Kantyk
Mojżesza”
(opr.
Dawid
Kusz
OP). Wprowadziliśmy
również nieco brzmie
nia i atmosfery muzy
ki gospel utworem:
„Agnus Dei”, który
rozmodlił cały kościół
i nas samych po
dczas Koncertu Uwielbienia w Wielką Sobotę.
Nie mogło jednak zabraknąć pieśni: „Oto są baranki młode”, „Zmartwychwstał Pan”, „Nadzieja”,
które na stałe wpisały się w coroczny repertuar.
Powtórzyliśmy również pełne radości pieśni
Wspólnoty Miłości Ukrzyżowanej: „Chwała
Barankowi”, „Sławmy Pana” i „Hymn wielkanocny”. Ponownie wybrzmiał utwór w aranżacji Piotra
Zająca „Zwycięzca śmierci”, którego żydowska
melodyjność długo wybrzmiewa w głowach
słuchaczy. Piotr opracował także „Chrystus zmartwychwstan jest”. Utwór ten, który wyśpiewaliśmy
kończąc Koncert Uwielbienia, wprowadził nas
w
kontemplację
Zmartwychwstałego
Pana.
Sięgać szczytów
Myślę, że wielkim sukcesem Scholi jest to, iż w
zaledwie trzy tygodnie zmierzyliśmy się z
ambitnym, wielogłosowym repertuarem.
Nadmienię, iż duża część Scholi nie ukończyła szkoły muzycznej,
bądź w ogóle nie potrafi czytać nut.
Jednak Pan Bóg nie patrzy na nasze
wykształcenie, On sam obdarza nas
potrzebnymi talentami i zdolnościami.
Wspaniale
śpiewające
dziewczęta,
mężczyźni, a także instrumentaliści, nasi
niezastąpieni „realizatorzy dźwięku ”,
nieoceniona pomoc brata Rafała, moje i
Piotra kierownictwo, łaska Pana i Jego
błogosławieństwo, nasze zaangażowanie
i zdyscyplinowanie – to wspaniała mie
szanka, która dała niezapomniany efekt.
Nasze zaplecze
Zaplecze - to
godziny ćwiczeń i
rozśpiewek, to zdyscyplinowanie i kultura
osobista podczas prób;
to modlitwa, która
rozpoczynała i kończyła
każdą próbę.
To
osobiste
zaangażowanie
własnego
czasu,
niejednokrotnie
narażając się bliskim;
to łaska uświęcająca,
której
dostąpiliśmy
wszyscy,
a
która
współpracowała
z
nami uwielbiając Zmartwychwstałego Jezusa;
to każdy z nas, który ubogacił Scholę nie tyle
śpiewem i grą, co swą obecnością, osobowością,
uśmiechem i życzliwością.
Co pozostanie
Pozostaną wrażenia estetyczne, emocje, radość, duma
z podjęcia wysiłku, energia i „pałer” na następny rok.
Zostaną też ludzie, którzy przywołani ogłoszeniami
o naborze zakotwiczyli w Scholi na dłużej. Pozostanie także doświadczenie Wielkiej Miłości…
Anna Chruściel
Na Szlaku
5
Dwa wieki temu
Dwa wieki temu, 3 maja 1791 roku
nasi przodkowie, którym zawdzięczamy dzieło
Konstytucji, przynieśli owoc swych prac nad
naprawą Rzeczypospolitej do warszawskiej katedry
św. Jana. W ten sposób dali wyraz przeświadczeniu,
że Konstytucja, czyli ustawa zasadnicza jako
dzieło ludzkie winna być odniesiona do Boga. On
jest najwyższą Prawdą i Sprawiedliwością. Trzeba,
aby prawo ustanowione przez człowieka, przez
ludzki autorytet ustawodawczy, odzwierciedlało
w sobie odwieczną Prawdę i odwieczną
Sprawiedliwość, których źródłem jest sam Bóg.
Konstytucja Majowa zdumiewa dojrzałością
zawartej w nim prawdy i mądrości. Przemawia w
niej dusza narodu - a raczej wielu narodów, które w
tamtym czasie stanowiły wraz z Polakami ówczesną
Rzeczpospolitą. Słychać w niej głos narodu, który
czuje zagrożenia pochodzące nie tylko z zewnątrz,
ale także z wnętrza własnych poczynań i działań.
Światło Ewangelii Jezusa Chrystusa otworzyło
oczy króla oraz twórców Konstytucji 3 Maja na
pokorne, biedne, bezbronne i bezradne warstwy
społeczeństwa
polskiego.
Zapomnienie
o
biednych, bezbronnych i bezradnych jest zawsze
przyczyną zagrożeń dla bezpieczeństwa i ładu
w Ojczyźnie. Nie wystarczy prowadzić wojen z
6 Numer 43/2009
dala od własnego ojczystego domu, by strzec jego
bezpieczeństwa. Trzeba także uczynić wszystko,
aby życie każdego człowieka, w tym człowieka
biednego, bezbronnego i bezradnego, było uznane,
szanowane i we właściwy sposób zabezpieczone.
Znamienne słowa powiedział sekretarz Kongregacji
Nauki Wiary arcybiskup Angelo Amato: „Oprócz
odrażającego terroryzmu kamikadze jest jeszcze
tak zwany terroryzm o ludzkiej twarzy. /…/ Ma
on miejsce wtedy, gdy „aborcja nazywana jest
dobrowolnym usunięciem ciąży, a nie zabiciem
bezbronnej istoty ludzkiej lub kiedy eutanazję
określa się delikatniej jako śmierć z godnością”.
Dzisiaj zło – powiedział arcybiskup Amato –
nie jest tylko działaniem jednostek lub łatwych
do zidentyfikowania grup, ale pochodzi także z
ciemnych centrali, z laboratoriów fałszywych
opinii, anonimowych sił, które atakują nasze umysły
nieprawdziwymi wiadomościami, uznając za
śmieszne i wsteczne zachowanie zgodne z Ewangelią.
A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego (J
19,25) ... niewiasty i uczeń. Przyszli oni dobrowolnie.
Święty Jan przyszedł, bo chciał być przy swoim
Mistrzu do końca! Mógł się bać, ale przyszedł
dobrowolnie. Nie został przymuszony jak Szymon
Cyrenejczyk. Nie znalazł się tam z obowiązku, jak
żołnierze. Jan był człowiekiem wolnym i przyszedł
na „rozkaz serca”. Jezus powierza mu swą Matkę,
która jest Matką ludzi wolnych, a nie niewolników.
Historia ukazuje nam etapy popadania naszych
ojców w niewolę: w niewolę kłótni narodowych, w
niewolę walki o tron polski, w niewolę rządów Sasów,
prywatę, Targowicę. Nie pomogła już Konstytucja
3 Maja. Niewola wewnętrzna sprowadziła utratę
niepodległości i suwerenności na prawie 150 lat.
Jezus nie powierzył Maryi niewolnikom, ale ludziom
wolnym, słabym niejednokrotnie, ale wolnym.
Niektórzy
kreatorzy
współczesnego
liberalizmu głoszą zasadę, że człowiek ma być
wolny! Ową wolność należy sobie zapewnić przez
ustawy, w których większość zadecyduje, co to jest
prawda i gdzie jest prawda! Twierdzą również, że to
człowiek jest twórcą prawa, twórcą swojej wolności,
twórcą swego szczęścia. Powinien zatem wyzwolić
się od „ciemnogrodu”, a wejść do „jasnogrodu”,
gdzie będą żyć ludzie wolni - nawet „samowolni”.
Treści tej liberalnej „wolności” wciskają się
w duszę dzieci, młodzieży, starszych, całych
rodzin. W objęciach tej „wolności” wyrastają
niewolnicy strachu przed poczętym dzieckiem.
Wrogiem teraz nie jest zły polityk, tylko dziecko.
Wyrastają niewolnicy strachu przed małżeństwem
jednym, nierozerwalnym. Wyrastają niewolnicy
narkotyków. Wyrastają niewolnicy pieniądza i
handlu za wszelką cenę. Taka wolność się opłaca,
bo daje władzę. Wyrastają niewolnicy obsesji
walki z Bogiem i Kościołem, walki za wszelką
cenę. Niewolnicy zła nie uznają Boga, nie uznają
niezmiennych zasad moralnych, nie uznają tradycji.
Rodzi się współczesna targowica ducha, targowica
kultury, która grzebie polskiego ducha, oddaje
polską duszę we władanie często „obcej kultury”.
Nie brońmy się przed dziedzictwem kultury
i tradycji naszych Ojców, których etos związany
był przede wszystkim z Bogiem, Kościołem,
Ojczyzną i ziemią. Przecież połowa Polaków
mieszkających w mieście jeździ po metryki chrztu
na wieś, na święta wyjeżdża na wieś do rodziców,
groby swoich rodziców i dziadków odwiedza we
wioskach. Etos rolnika jednak to nie tylko ziemia i
praca. Etos rolnika to przede wszystkim jego dusza,
jego wiara, jego przekonania. To etos jednej twarzy.
Tego uczy polska ziemia, której nie można oszukać.
Trwa nadal „bitwa o Polskę”, która dzisiaj oznacza
bitwę o Polskę wierną swym dziejom, zbudowaną
na fundamencie wiary i chrześcijańskiej kultury.
opr. Roman Łukaszewski OFM Cap.
SENTENCJE
Idźcie zatem naprzód z przekonaniem i odwagą.
Cały świat czeka na pomoc, na pociechę, na
przygarnięcie go do serca. Największą troską
każdego chrześcijanina winna być
miłość,
będziemy sądzeni z miłości, jaką mieliśmy dla
bliźniego. Tragiczny w skutkach kąkol przemocy,
nienawiści, okrucieństwa, egoizmu musi zostać
przezwyciężony przez dobre ziarno naszej miłości.
Jan Paweł II
W Ewangelii Chrystus przypomina nam, że
wszyscy jesteśmy powołani do zbawienia i do życia
z Bogiem. Wobec rzeczywistości zbawienia nie
ma nikogo, kto byłby bardziej uprzywilejowany
od drugiego. Wszyscy muszą przejść przez ciasna
bramę własnego zaparcia i wyrzeczenia. Aby przejść
przez tę ciasną bramę, wszyscy muszą bezustannie
walczyć, walczyć z mocą. Tą ciasną bramą jest
przede wszystkim pokorne przyjęcie, z czystą wiarą
i pogodną ufnością, Bożego Słowa; zachowanie
prawa moralnego jako objawionej woli Bożej i
przyjęcie cierpienia jako środka zadośćuczynienia
i odkupienia. Ciasna brama jest, jednym słowem,
przyjęciem mentalności ewangelicznej, która w
Kazaniu na Górze znajduje swój najlepszy wyraz.
Jan Paweł II
Najdrożsi, starajcie się poznać Chrystusa w
sposób całkowity i autentyczny. Pogłębiajcie
waszą znajomość Chrystusa, aby wejść w głębszą
z Nim przyjaźń. Tylko i jedynie wyznanie Jezusa
może wam dać prawdziwą radość, nie egoistyczną,
powierzchowną, ale prawdziwą: poznanie Chrystusa
usuwa poczucie samotności, pozwala pokonać
smutki i niepewność, daje prawdziwe znaczenie
życiu, hamuje namiętności, ubogaca ideały,
wzmacnia energię w kierunku miłości, oświeca
w momentach dokonywania ważnego wyboru.
Jan Paweł II
Człowiek powinien być nieustraszony wśród grozy,
namiętności i pokus życiowych, ma kroczyć na przód
po ścieżce wiary, ścieżce stromej i niebezpiecznej,
lecz pewnie wiodącej do celu, a wiara ta ma być
cicha, korna, gotowa do ofiar, cierpień i trudów.
Milczenie, trwoga i drżenie – oto jej wyraz. Ale
do tej wiary trzeba dojść poprzez dziki i straszny
las pełen ostrych cierni, przez które należy się
przebić na wzór owego rycerza, pewnego siebie
i ufnego w Bogu, któremu służy i którego kocha.
Kierkegard
opr. Zachariasz Nycz OFM Cap.
Na Szlaku
7
PO CZET GWARDIANÓW KO NWENTU ROZWADO WSKIEGO
ja z uporem wkraczam na nią. Gdy już upłynęło
O.Elekt Hegenbarth
1756 - 1759
Hegenbarth
(Hegembelk) Anioł, w
trzechlecie
przełożeństwa
przewielebnego
o.
Damazego z Litomierzyc, członka czcigodnej
Prowincji Czeskiej i gdy po kapitule ustalono
skład naszej familii zakonnej, nadzieje czcigodnej
familii
nie
zostały
zawiedzione.
Kapituła
zakonie o. Elekt, ur. 12 III 1714 w Duba, w
Prowincjalna, która odbyła się w
Czechach. Najpierw wstąpił do bernardynów. O.
pod przewodnictwem o. Firminusa ustaliła skład
Murawiec w pracy Bernardyni warszawscy pisze o
wspólnoty w Rozwadowie. Gwardianem został
nim: ,,W 1742 r. o. Anioł Hegembelk organista i br.
o. Elektus, który pełnił tę funkcję przez trzy lata
Paschalis Szulc, utalentowany rzeźbiarz, przeszli do
(1756 - 1759), a po sześciu latach przez kolejne trzy
kapucynów na Miodowej. Jednak po roku pobytu
lata (1765 - 1769). W pierwszych latach istnienia
w ich klasztorze wystarali się o dyspensę papieską
klasztoru rozwadowskiego był tu nowicjat. W roku
i powrócili do klasztoru św. Anny. Najwidoczniej
przyjęcia funkcji gwardiana przez o. Elekta było
klasztor bernardynów pod względem dyscypliny
w klasztorze 10 nowicjuszy, którymi zajmował się
wewnętrznej w ich przekonaniu nie ustęował
o. Patrycjusz, magister nowicjuszy i moralista do
klasztorowi kapucynów.” Czy ustępował, czy
rozwiązywania spraw sumienia. Już na początku
nie, tego nie wiem. Ale o. A. Hegembelk wstąpił
przełożeństwa o. Elekta kronikarz odnotował
do kapucynów kustodii polskiej 7 VII 1743 w
ciekawe wydarzenie: Ponieważ zaś naturalne
Lubartowie. Przez 29 lat kierował nowicjatem w
zdolności wspomaga Bóg, do wspaniałych dóbr jakie
Rozwadowie. Wychował 72 kleryków i 25 braci.
los przynosi, wypada nieśmiertelnymi zgłoskami
Przez sześć lat rządził klasztorem w Rozwadowie
wypisać
(1756-1759, -1769), a w 1759-1762 klasztorem w
Pana Ratyńskiego. Dnia 24 sierpnia 1756
Lubartowie. Był ponadto definitorem i wikarym
roku, w uroczystość św. Bartłomieja, rano ok.
prowincji. Zmarł 9 X 1775 w Rozwadowie.
godziny 10.00, w obecności licznych wiernych,
Tyle o o. Elekcie znalazłam w „Słowniku
kapucynów
polskich”.
Dalszych
informacji
poszukiwałam w klasztornej kronice. A jest to
wyjątkowe źródło historyczne. Dzięki kronikom
lata nieśmiertelne żyją - zanotował kronikarz w
roku 1756. Z uporem wracają wspomnienia, bez
których pustą byłaby rola Kościoła. Dlatego i
8 Numer 43/2009
wspaniałomyślność
Warszawie
najjaśniejszego
nadając doniosłe znaczenie temu wydarzeniu,
przy dźwięku
z
trąb
i innych instrumentów,
błogosławieństwem
Innocentego,
wikariusza
przewielebnego
kapitulnego,
o.
wniósł
insygnia Męki Pańskiej. Ten triumfalny znak
niech
będzie
opieką
naszego
konwentu.
W drugim roku jego posługi miało miejsce
inne ważne wydarzenie. Przysłano z Gdańska do
klasztoru dzwon, który swoją barką przywiózł
teren aż do Jarosławia, łącznie z miastem.
do Rozwadowa Stanisław Potocki, dobrodziej
Z zapisów kronikarzy wiemy, że przez
i fundator klasztoru w Dunajowicach. Dzwon
wieki dobrodzieje wspierali zakonników. Od ich
jeszcze podczas transportu na Wiśle konsekrował
dobrej woli uzależnione było życie braci, a także
biskup Ostrowski, nadając mu imię Aniceta i
utrzymanie gospodarstwa. Kroniki przekazują
Franciszek. W obrzędzie poświęcenia uczestniczyła
potomnym wiele takich faktów. W 1758 roku, wielce
księżna
łaskawy dobroczyńca
Joanna
Lubomirska,
życzliwa
i
zakonu, pan Jackowski,
bardzo oddana rozwadowskiemu klasztorowi.
stolnik bielski za 12 złotych zakupił do refektarza
W tym też roku, z polecenia ks. Teodora
obraz przedstawiający Jezusa w otoczeniu uczniów
Lubomirskiego z pałacu w Rzeszowie ofiarowano
zdążających do Emaus. Kronikarz pisze o nim:
klasztorowi dwa zegary na korytarze i trzeci do
przedstawiający historię idących do Emaus. Obraz
kuchni oraz płótno lniane na korporały, a dzięki
dotrwał do naszych czasów, znajduje się refektarzu,
zebranej
jałmużnie
niemniej nie jest to jeden, ale
w
dwa obrazy. Na jednym widać
studnię.
uczniów idących z Jezusem
wykopano
ogrodzie
Kwestowanie
do Emaus, drugi przedstawia
było
rzeczywistością
ich
bardzo istotną dla
posiłek - jak poznali Pana
zakonu.
po
Dzięki
spożywających
jego
chwalebnym
zmartwychwstaniu
zebranym w ten sposób
po
pieniądzom, dzięki życzliwości dobrych ludzi
łamaniu chleba. Oba te obrazy oddziela od siebie
bracia mogli dokonywać koniecznych zakupów czy
znacznie późniejszy obraz pędzla Władysława
remontów. I właśnie dzięki ofiarom dobrodziejów
Barwickiego przedstawiający Jezusa na krzyżu.
w 1758 roku o. Elekt sprawił w refektarzu nowe
W roku 1759 dzięki zebranej jałmużnie o.
ognisko, a także wyremontował prawie wszystkie
Elekt zbudował w klasztorze nowe piece z
okna. Aby jednak sąsiadujące ze sobą klasztory
włoskimi kominami. Wykonał też najpilniejsze
w Lublinie i Sędziszowie nie przeszkadzały sobie
prace związane z naprawą dachu na kościele i
nawzajem w tym właśnie okresie wytyczono
klasztorze, tam, gdzie były większe zniszczenia.
granice, w obrębie których bracia poszczególnych
Natomiast z funduszy rodziny Lubomirskich
klasztorów mogli zbierać jałmużnę. Dla klasztoru
odnowiono
trumnę
Kapituła
rozwadowskiego teren kwestowania sięgał na
i
grobowiec
prowincjalna,
fundatora.
która
odbyła
południe do Kolbuszowej, na zachód do Opatowa,
się 17 sierpnia 1759, mianowała kolejnego
na trakcie krakowskim do Połańca i na północ aż do
gwardiana,
Kraśnika, wyłączając wszytkie te miasta. Natomiast
w kierunku wschodnim obszar ten obejmował
o.
Rafała
Moszyńskiego.
Grażyna Lewandowska
Na Szlaku
9
Katecheza na gruzach
O potrzebie ekipy remontowo-budowlanej
Gimnazjaliści po egzaminach w miesiącu
kwietniu zadecydują, w oparciu o uzyskane z nich
wyniki, o swojej dalszej karierze naukowej. Przed
nimi zapewne jedna z trudniejszych decyzji –
wybór szkoły ponadgimnazjalnej - mająca znaczny
wpływ na ich przyszłość, której już coraz bardziej
samodzielnie nadają swój własny kształt.
Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom
młodzieży, szczególnie z myślą o
gimnazjalistach, Samorządowe Liceum
Ogólnokształcące im. Cypriana Kamila
Norwida w Stalowej Woli zorganizowało
4 kwietnia bieżącego roku tzw. dzień
otwarty szkoły. Stworzyło to wyjątkową
okazję, aby z bliska i niemal od podszewki
przyjrzeć się Samorządowemu Liceum
Ogólnokształcącemu – młodemu w latach,
bo powołanemu do istnienia 24 kwietnia
1998 roku – i bogatemu w wykwalifikowaną
kadrę
pedagogiczną,
w
mądrość,
doświadczenie, tradycje szkolne, co znajduje
przełożenie w osiąganych sukcesach naukowych
licealistów (konkursy, olimpiady), w przyjęciach
10 Numer 43/2009
na studia wyższe, a w tym kontynuacji nauki na
prestiżowych uczelniach, otrzymanych stypendiach
oraz całościowym wychowaniu młodego człowieka,
podejmującego odpowiedzialność za siebie, za
przyszłą rodzinę, za Polskę, za dar wiary.
Wszyscy nauczyciele i pedagodzy pod
egidą dyrekcji szkoły (pan dyrektor mgr
Marek Czopor, wicedyrektorzy mgr
Irena Kutyła, mgr Marek Teśniarz), przy
niezbędnym wsparciu samych licealistów
bardzo energicznie i profesjonalnie włączyli
się w dzieło pomocy gimnazjalistom
szukającym stosownej dla nich szkoły,
jak również promocji Samorządowego
Liceum Ogólnokształcącego. W nurt tych
przedsięwzięć i dokonań wpisali się również
katecheci: p. Teresa Mastalerczyk, br. Rafał
Pysiak OFMCap, br. Tomasz Olejnik OFMCap
oraz br. Jacek Węgrzyn OFMCap. Podejmując
inicjatywę br. Jacka, czerpiąc z niewyczerpanej
studni pomysłów br. Rafała oraz opierając się
na sile br. Tomasza, wspólnie stworzyli montaż
teatralno-multimedialny opierający się myśli św.
Pawła, który w jednym ze swoich listów napisał,
że „nasze ciała są świątynią Ducha Świętego” (1
Kor). Przed wejściem do sali każdy natknął się na
kościotrupa w habicie kapucyńskim, który dzielił
się z zainteresowanymi refleksją: a nie miałeś
człowieku czasami wrażenia, że Twoje życie jest
nieforemne jak porąbane drewno na opał lub jak
kupa gruzu na budowie? Wejdź. Zapraszamy.
Stanowiło to przyczynek do zastanowienia się nad
wiarą, która wyraża się na co dzień w
świadectwie, ma odzwierciedlenie w
spowiedzi, w Komunii świętej, w miłości
Kościoła, po prostu w wytrwałym
naśladowaniu
Chrystusa.
Gruzy,
kamienie, drewno, podkłady budowlane,
świece, prezentacja multimedialna Wiara
młodych, foldery miały jeszcze bardziej
zwrócić nas do tej głębi życia, życia –
duchowego, nadprzyrodzonego, które
Bóg złożył w nas samych. Ponieważ
człowiek jest świątynią Ducha Świętego,
toteż jak każda budowla wystawiona na
wiatry, wodę, czas, potrzebuje duchowej
ekipy remontowo-budowlanej, ludzi wybranych
przez Boga do tego właśnie szczególnego typu
zadań. Jeżeli chcesz doświadczyć i dowiedzieć
się więcej – to bracia kapucyni czekają na Ciebie
tak na katechezie, jak i po niej, w szkole i poza
szkołą, w Kościele, w drodze, w porę i nie w porę.
Człowiek poszukuje Boga. To przekonanie
wyraża poeta Cyprian Kamil Norwid, patron
Samorządowego Liceum Ogólnokształcącego,
we fragmencie wiersza pt. Promethidion:
„Kształtem miłości piękno jest – i tyle.
Ile
ją
człowiek
oglądał
na
świecie,
W ogromnym Bogu, albo w sobie-pyle,
Na
tego
Boga
wystrojonym
dziecię;
Tyle o pięknem człowiek wie i głosi –
Choć każdy w sobie cień pięknego nosi
I każdy – każdy z nas – tym piękna pyłem”.
O uczniach, gimnazjalistach, maturzystach
pamiętamy w modlitwach zanoszonych do Boga,
bo człowiek świadom swojej wyjątkowości
w świecie, świadom swojej godności i
powołania potrzebuje także tego światła i
mocy, które daje Chrystus i Jego Ewangelia.
Jacek Węgrzyn OFMCap.
Na Szlaku
11
Miłosierdzie jest największym przymiotem Boga
Obraz Jezusa Miłosiernego
„Jezu ufam tobie”
wiąże się z objawieniem, jakie miała
s. Faustyna Kowalska w celi płockiego klasztoru 22 lutego 1931 roku. Przedstawia
miłosierdzie Boga wobec człowieka. Jest swoistym wezwaniem do czynnej miłości bliźniego.
Wieczorem, kiedy byłam w celi, ujrzałam Pana Jezusa ubranego w szacie białej. Jedna
ręka wzniesiona do błogosławieństwa,a druga dotykała szaty na piersiach. Z uchylenia szaty na
piersiach wychodziły dwa wielkie promienie, jeden czerwony,a drugi blady - napisała w swoim
dzienniczku s. Faustyna. Te dwa promienie oznaczają krew i wodę;blady promień oznacza wodę, która
usprawiedliwia dusze; czerwony promień oznacza krew, która jest życiem dusz. Te dwa promienie
oznaczają więc przede wszystkim sakramenty święte. I dalej: Szczęśliwy kto w ich cieniu żyć będzie.
Pierwszy obraz Jezusa Miłosiernego został namalowany w Wilnie w 1934 roku na prośbę
Sługi Bożego, ks. Michała Sopoćko, spowiednika s. Faustyny w pracowni Eugeniusza
Kazimirowskiego. Dzisiaj znajduje się w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Wilnie.
Obraz powstawał powoli, s. Faustyna miała zastrzeżenia. Postać Jezusa wydała się jej nie dosyć piękna, nie tak
piękna jak Go widziała w swoim objawieniu. Zasmucona pytała Jezusa: „Kto Cię wymaluje tak pięknym, jakim
jesteś?” Ale On odrzekł jej: „Nie w piękności farby ani pędzla jest wielkość tego obrazu, ale w łasce Mojej”
Opis obrazu Króla Miłosierdzia według
Ks. Michała Sopoćko z roku 1974:
W kulcie Miłosierdzia Bożego obraz Króla
Miłosierdzia
odgrywa
pierwszorzędną
rolę. Dlatego Służebnica Boża s. Faustyna
przywiązywała do jego poprawności wielką
wagę. W obrazie tym odróżniała ona cechy
istotne i polecała czuwać, by one były zachowane.
Do istotnych cech tego obrazu należą:
1. Postawa Zbawiciela idąco-stawająca jak to
bywa, gdy idąc, zatrzymujemy się, by powitać
kogoś, a więc lewa noga wysunięta naprzód, a
prawa nieco zgięta w kolanie.
2. Na obu nogach i rękach mają być zachowane
blizny.
3. Prawa ręka ma być podniesiona do wysokości
ramienia do błogosławieństwa otwartą dłonią,
a lewa ma dotykać szaty w okolicy Serca
niewidzialnego, skąd wychodzą dwa silnie
zabarwione promienie – na prawo od widza blady,
12 Numer 43/2009
a na lewo czerwony.
4. Promienie te oświetlają przestrzeń i posadzkę, a
częściowo i ręce.
5. Wejrzenie Chrystusa ma być takie, jak z krzyża
ku dołowi, co s. Faustyna nawet zanotowała w
swoim „Dzienniczku”.
6. Tło obrazu ma być ciemne jak to bywa o
zmroku, z lekko zarysowującymi się drzwiami,
na tle których była wizja, do której drzwi nie
należą. Dlatego na obrazie Kazimirowskiego one
są niewidoczne, a dodano je na zlecenie Komisji
Gł. Episkopatu, jako warunek zezwolenia na
zawieszenie obrazu w świątyni.
7. Pod obrazem ma być podpis: „Jezu, ufam
Tobie”
Cały obraz ma przedstawiać Chrystusa w momencie
ukazania się Apostołom w dniu Zmartwychwstania
(J 20, 19 nn) i ustanowienia Sakramentu Pokuty,
Sakramentu Miłosierdzia Bożego, jak się wyraża
Sobór Watykański II. Takie tłumaczenie obrazu
całkowicie wyjaśnia i uzasadnia wymienione cechy
istotne tego obrazu, a przede wszystkim postawę idąco
– stawającą, kierunek wejrzenia na Apostołów, itp.
„Pan Jezus nazwał siebie Królem Miłosierdzia”.
Przy wyżej podanej interpretacji wszystkie
wymienione cechy obrazu z wizji Siostry
Faustyny całkowicie są zgodne z opowiadaniem
Ewangelisty o tym jednym z najdonioślejszych
zdarzeń w życiu ziemskim Zmartwychwstałego
Chrystusa. „Wieczorem owego pierwszego dnia
tygodnia, gdy drzwi domu, gdzie przebywali
uczniowie, były zamknięte z obawy przed Żydami
przyszedł Jezus, stanął pośrodku i mówi do nich:
Pokój wam. A to powiedziawszy, okazał on i
ręce, i nogi, i bok. Tedy uradowali się uczniowie
ujrzawszy Pana. Znów więc rzekł do nich Jezus:
„Pokój wam. Jak Ojciec mnie posłał, tak i ja was
posyłam”. Po tych słowach tchnął na nich i rzekł
do nich: „Weźmijcie Ducha Świętego. Których
grzechy odpuścicie, są im odpuszczone, a których
zatrzymacie, są im zatrzymane” (J 20, 19nn).
Czy może być dokładniejsza zgodność
przytoczonego cytatu Ewangelisty z opisem
obrazu z wizji? To jest najdonioślejszy moment
z chwalebnego życia Zbawiciela, który
ustanawia Sakrament Miłosierdzia Bożego i
poleca Apostołom iść na misję, by głosić pokój
Chrystusowy – pokój Jego Królestwa wśród
skłóconych narodów, które zaszły w ślepą ulicę i
nie mogą znaleźć wyjścia z sytuacji zawikłanych.
Obraz z wizji Służebnicy Bożej Siostry Faustyny
Kowalskiej
wykonany
przez
Eugeniusza
Kazimierowskiego dokładnie według jej wskazówek
nie ma ustalonej nazwy. Jedni nazywają go
obrazem Miłosierdzia Bożego (nazwa najbardziej
rozpowszechniona w kraju, jako że Chrystus
jest uosobieniem Miłosierdzia Bożego), drudzy
mianują go Najmiłosierniejszym Zbawicielem.
Ostatnio zaś za granicą zaczęli go nazywać obrazem
miłosiernego Chrystusa lub miłosiernego Jezusa.
Sprawa nazwy tego obrazu była aktualna jeszcze
za życia Służebnicy Bożej. Wówczas zapytałem
ją o zdanie. Ona po modlitwie odpowiedziała:
Przez lata pojawiły się inne wersje
tego obrazu. Najbardziej znany jest obraz Hyły, który
artysta ofiarował do kaplicy zakonnej w KrakowieŁagiewnikach jako wotum za ocalenie rodziny z
wypadków wojennych. Kopia tego obrazu znajduje
się również w naszym kościele nad chrzcielnicą.
Każdego dnia parafianie modlą się przed nim,
polecając Królowi Miłosierdzia swoje troski i
pragnienia. Błogosławiony ks. Michał Sopoćko
powiedział, że spoglądanie na obraz Miłosierdzia
Bożego ma na celu obudzenie ufności ku Bogu przez
Pośrednika Jezusa Chrystusa, a zatem nie ustawajmy
w modlitwie, prośmy aby blask Nieustającej
Miłości pobudzał i kształtował naszą wiarę.
G.Lewandowska
Na Szlaku
13
Dla dzieci
TELEGRAM
PILNE * Stop * Wszystkim Mamom * Stop * z okazji ich święta * Stop *
życzymy wszystkiego najlepszego * Stop
Dzieci wraz z panią katechetką
Razem = Miłość
Adaś był zawsze grzecznym chłopcem. Chętnie pomagał mamie. Po lekcjach
opuszczał swoich kolegów biegnących na boisko i wracał do domu. Tu czekało na
niego sporo pracy. Czasem koledzy naśmiewali się z niego, że jest maminsynkiem.
Początkowo nie przejmował się tym, co mówili. Pewnego razu chłopcy z jego klasy
grali po lekcjach mecz z drużyną sąsiedniej szkoły. W szkole nie było lepszego bramkarza od Adasia.
Nie byłoby problemu, ale obiecał mamie, że zostanie z młodszą siostrą, zrobi zakupy i posprząta w domu,
aby mama mogła odwiedzić swoją koleżankę.
-Co zrobić? Tata w pracy, nie ma mnie kto zastąpić – myślał Adam. – Jeśli nie zostanę, koledzy mi tego
nie wybaczą.
Został na meczu. Wygrali 3 do 1. Zmęczony wrócił do domu. Mama, oczywiście nie odwiedziła swojej
koleżanki. Adamowi było trochę przykro, jednak zaczął grać bohatera. Wziął kartkę papieru, ołówek i
napisał:
za sprzątanie – 10zł
za pilnowanie Basi – 10zł
za robienie zakupów – 10zł
za inne prace
- 15zł
razem - 55zł
Taki oto rachunek wręczył mamie. Było jej bardzo
przykro. Rozpłakała się nawet. Po czym wzięła ołówek i
na drugiej stronie kartki napisała:
za urodzenie - 0zł
za wychowanie -0zł
za nieprzespane noce, gdy byłeś chory – 0zł
za gotowanie obiadu i pranie - 0zł
RAZEM = MIŁOŚĆ
26 maja jest Dzień Matki. Pomyśl, czy przypadkiem nie jesteś podobny do Adama i już dziś zastanów się,
co możesz zrobić, aby w tym dniu sprawić przyjemność swojej mamie. Nikt nie potrafi tak kochać jak
ona. Na łące rosną piękne kwiatki. Ułóż z nich bukiecik i dołącz go do życzeń i do uśmiechu dla swojej
mamy. Zrób chociaż tyle.
14 Numer 43/2009
Kartki z rozwiązaniem dostarczcie na furtę do 22.05.2009.
Losowanie nagród 24.05.2009 po Mszy świętej rodzinnej.
Marcel Milczarek
wylosował nagrodę za rozwiązanie naszej
zagadki z marca 2009.
Serdecznie gratulujemy !
Śmiechu warte
Zosiu – pyta mama córkę – czy dobrze umyłaś sałatę, ma taki dziwny smak? – Tak mamusiu, nawet myłam
ją mydłem.
Dlaczego pijesz tak dużo wody? – Bo właśnie zjadłem jabłko … -A co to ma do rzeczy? Zapomniałem to
jabłko umyć!
-Ojciec ubiera synka do przedszkola. – I co, dobrze cię ubrałem? –Tak, ale mama najpierw zakłada mi
skarpety, a potem buty.
Pomożesz mi wyremontować mieszkanie? – pyta ojciec Jasia. –Tak, a co mam robić? - Pomaluj okna. Pół
godziny później Jasio pyta: - Tato, a ramy też pomalować?
W sklepie Jaś dostrzega napis: „Wszystko dla ucznia”. –Czy mogę dostać dzienniczek ucznia ze średnią
ocen 4,5?
Bogaty szejk arabski pociesza swego syna, którego wyrzucono właśnie ze szkoły: - Nie martw się, kupię ci
nową szkołę.
Matematyk pokazuje uczniom, jak należy rozwiązać równanie z jedną niewiadomą. Zapisał całą tablicę, a
gdy skończył, mówi: - Teraz już wiemy, że „x” równa się zero. Na to Jasio: - To straszne. Tyle liczenia na
nic.
opr. M.Michalska
Na Szlaku
15
ŚWIĘCI KAPUCYNI
ŚWIĘCI KAPUCYNI
ŚWIĘCI KAPUCYNI
ŚWIĘCI KAPUCYNI
ŚWIĘCI KAPUCYNI
ŚWIĘCI KAPUCYNI
ŚWIĘCI KAPUCYNI
Błogosławiony mikołaj z gesturii
Jan Medda urodził się
w Gesturii niedaleko
Cagliari (Włochy) 5.
08. 1882 r. jako szóste
dziecko w ubogiej, ale
bardzo religijnej rodzinie.
I Komunia święta, którą
przyjął w grudniu 1896
r., była w jego życiu
wydarzeniem przełomowym. Od tego czasu zaczął
wyróżniać się wyjątkową pobożnością, często
przystępował do Stołu Pańskiego, unikał zabaw i
rozrywek, nawet tych niewinnych. W otaczającej go
przyrodzie widział dzieło Boże. Był bardziej dojrzały
duchowo, delikatny w obejściu i roztropny w sądach.
Pragnął wstąpić do seminarium duchownego,
by zostać kapłanem, ostatecznie jednak zgłosił
się do klasztoru kapucynów w Coglari, gdzie w
październiku 1913 r. przywdział habit zakonny
i przyjął imię Mikołaj. Przez pierwsze lata życia
zakonnego mieszkał w różnych klasztorach i
pracował przeważnie w kuchni. W 1924 r. wrócił
do Cagliari i przez resztę życia zakonnego tj. przez
34 lata pełnił funkcję kwestarza. Codziennie rano,
niezależnie od pogody, brat Mikołaj skromnie i
w milczeniu przechodził ulicami miasta, o nic
nikogo nie prosząc, a jednak ludzie dawali mu
jałmużnę, nie szczędząc grosza i darów w naturze.
Wielu zwierzało mu się ze swoich problemów,
prosząc o modlitwę. Wzywano go do chorych
w domach i szpitalach: dzięki jego modlitwom
wielu ludzi wracało do zdrowia, był już wtedy
uważany za świętego i cudotwórcę. Jego postawa i
zachowanie sprawiły, że wielu z tych, którzy się z
nim stykali, nawracało się. Zachęcani jego słowem
i przykładem, zaczynali się modlić i pełnić uczynki
miłosierdzia. Po powrocie z kwesty udawał się
przed Najświętszy Sakrament lub do kaplicy
Niepokalanej, gdzie w absolutnej ciszy, pogrążony
w modlitwie spędzał długie godziny dnia lub
nocy. Brat Mikołaj niewiele mówił. Apostołował i
ewangelizował milczeniem, które było jego drogą
do świętości. Żyjąc na co dzień Ewangelią, stawał
się świadkiem Chrystusa i pokazywał, że można
naśladować Zbawiciela nawet w zgiełku wielkiego
miasta. Zmarł po krótkiej chorobie 8. 06. 1958 r.,
beatyfikował go papież Jan Paweł II 3. 10. 1999 r.
opr. Zachariasz Nycz OFM Cap.
Każdy, kto obrał lepszą cząstkę, musi przejść przez wszystkie cierpienia Chrystusa, dzieląc z Nim
męczarnie przebyte na pustyni, w Ogrójcu i na Krzyżu.
o. Pio z Pietralciny OFM Cap.
16 Numer 43/2009
CHWILA Z POEZJĄ
TRZECI MAJA
Wspomnij. Polsko ten czas.
Pomnij na rozpacz tych dni
Kiedy się rwały strzały raz po raz
Ginęli bracia, lecz naprzód szli.
Za nimi ciągnął się krzyk rozpaczy
Że Polska - że - naród - że my.
Czas skąpany krwią drogę znaczył
Dziś, zapomnianej twarzy,
bezdomnej krwi.
Niechaj więc teraz zapłoną
sztandary,
popłynie pieśń, na cały świat
Nie zaprzepaścim ni ziemi, ni wiary
Nad nami Bóg ! Z nami Ojczyzny Kwiat!
Zofia Zakrzewska - Myszka
MODLITWA I
Mój cichy szept biegnie ku niebu
Jak pieśń rozkołysana
Nie umiem wypowiedzieć
Tego, co czuje serce
Nie potrzeba słów
ON wie wszystko
Pochyla się nade mną
Mówi: wiem, czego pragniesz
Ale to nie tak...
Panie! Ty wiesz...
MODLITWA II
MAJ
Wszystko się wokół zmienia
Wiersz, spleciony rymem jest inny
Cóż. Myśli się kładą jak ślady cienia
Niezmienny jest tylko Maj.
Mój - polski, rodzinny.
Bo w jakimż innym kraju
Tak z serca pieśń Maryjną
niesie echo?
Po górach, dolinach i ruczaju
Pod każdą polską strzechą.
Gdzie na tej ziemi płynie gaj
niebieskookich niezapominajek
Błękitną szatą, usłany Maj,
Gdzie konwalii dzwoneczki grają.
Gdzie kolorami tęczy mienią się bzy
Rzucają bukiety jak ciężkie grona
Gdzie inaczej - promyk słońca lśni
Tuląc je do swego łona.
A gdy wśród zielonej alei orzeźwienia
Popłynie trel. - Ciwit - Ciwit
w pachnącej koronie
Odzywa się delikatna struna
ukojenia
l szczęście, jak w nowej sukni zapłonie
Zofia Zakrzewska - Myszka
Niczym żaglówka popychana wiatrem
Płynie ku niebu myśl ulotna
Ciche westchnienie przedziera się
Poprzez gąszcz ludzkich głosów
Słowa są zbędne
Myśl wystarczy
To moja modlitwa
Czy słyszysz, Panie?
Barbara Orlik- Grabowska
Na Szlaku
17
Bliskość cielesna w okresie wstrzemięźliwości seksualnej
Wstrzemięźliwość seksualna jest najczęściej
związana z decyzją odłożenia poczęcia. Unikanie
współżycia seksualnego w tym okresie rodzi
napięcie między potrzebą bliskości drugiej osoby
a koniecznością oddalenia się od jej ciała. Zbyt
duża bliskość powoduje pobudzenie seksualne,
którego w którymś momencie nie można
już opanować. Budzi lęk przed możliwością
poczęcia dziecka. Utrzymywanie zbyt dużego
dystansu często rodzi sztywność w zachowaniu,
pozbawia relację małżeńską serdeczności i
czułości. Może osłabiać wzajemną miłość,
rodzić poczucie oschłości, samotności. Może
być źle zrozumiane przez współmałżonka jako
oznaka niechęci do niego. Historię małżeństwa
w różnych jego okresach można nazwać
balansowaniem między tymi dwoma postawami.
Ideał - obdarowywanie się znakami czułości,
szacunku i uznania
Relacja małżeńska w okresie wstrzemięźliwości
seksualnej ma swoją wyjątkową specyfikę, która
wymaga szczególnego podejścia. Ideałem w
tym czasie nie jest ani pełna swoboda seksualna
związana z szukaniem największej przyjemności
ani upodobnienie relacji między małżonkami
do związku brata z siostrą, a więc pozbawienie
jej odczuć seksualnych, wyeliminowanie ich,
odseksualizowanie się. Małżonkowie w tym okresie
są nadal małżonkami i dlatego muszą nauczyć się
kochać w sposób odpowiedni dla małżeństwa.
Skoro nie mogą współżyć seksualnie, to tym
bardziej potrzebują wyraźnych znaków i gestów, że
pragną siebie, że chcą się sobie oddać, że z tęsknotą
oczekują współżycia seksualnego. Dlatego jest tak
bardzo ważne, aby w tym trudnym okresie stosowali
całą gamę przeróżnych sposobów wyrazu miłości.
Małżonkowie właśnie w okresie wstrzemięźliwości
powinni poświęcić sobie więcej uwagi, znaleźć
czas na wspólną rozmowę, posiłek. Mąż powinien
się starać, aby zaspokoić potrzeby uczuciowe żony,
zaznaczać, że pamięta o niej i za nią tęskni. Te
znaki miłości nie mogą być oderwane od trudów
i obowiązków codziennego życia, np. gdy żona
jest zmęczona przebywaniem z dziećmi, mąż
18 Numer 43/2009
mógłby zaopiekować się nimi, dając jej chwilę
wytchnienia, okazję do pozostania samą. Żona
właśnie w tym okresie powinna być szczególnie
miła i wyrozumiała dla męża. Doceniać jego trud
wstrzemięźliwości, szanować jego pracę zawodową,
dostrzegać sukcesy, troskę o dom i rodzinę.
W okresie powstrzymania się od współżycia
seksualnego nie może także zabraknąć takich oznak
bliskości jak dotyk, objęcie, przytulenie, pocałunki,
czułe słówka, liściki miłosne itp. Są to wszystko
sygnały żywych uczuć, miłosne gesty, delikatne
i subtelne, które rodzą się wobec „człowieka
drugiej płci”. Różnią się one od pocałunków,
gestów i pieszczot podejmowanych z zamiarem
rozpoczęcia współżycia seksualnego, mających na
celu szybkie rozbudzenie sfery zmysłowej. Takie
gesty i znaki uspokajają i mogą uczynić ten czas
jak najmniej frustrującym dla małżeństwa. Tylko
odkrycie innych niż współżycie seksualne znaków
wyrażania sobie miłości jest kluczem do sukcesu do pogłębienia psychicznego i duchowego miłości,
nadania miłości cielesnej nowego znaczenia.
Czas oczekiwania na współżycie seksualne jest w
myśl tej koncepcji szczególnym czasem adoracji,
zalotów, czułości, okazywania sobie szacunku i
uznania. Wrażliwość na swoje potrzeby, zdolność
obdarzania się czułością, szacunkiem i uznaniem
jest barometrem twórczej relacji między mężem a
żoną. Kochający się małżonkowie uświadamiają
sobie wtedy, że łączy ich głęboka więź, wspólnota
miłości, że odczuwają siebie w najbardziej ukrytych
drganiach duszy. Czują się duchowo i psychicznie
zespoleni ze sobą, ogarnięci poczuciem bliskości.
Naturalne pragnienie współżycia seksualnego w
okresie płodnym, choć w pełni niezaspokojone, musi
być koniecznie zrekompensowane przez okazywanie
sobie czułości. „Takiej czułości ogromnie wiele
potrzeba w małżeństwie, w całym tym wspólnym
życiu, gdzie przecież nie tylko «ciało» potrzebuje
«ciała», ale przede wszystkim człowiek potrzebuje
człowieka”. Czas wstrzemięźliwości jest nie tylko
czasem umiarkowanego dystansu cielesnego, ale
także, a nawet przede wszystkim, czasem rozmowy,
budowania małżeńskiej przyjaźni. To nie przez
samo panowanie nad swoją seksualnością wzrasta
miłość małżeńska. Miłość wzrasta tylko wtedy, gdy
zachowanie wstrzemięźliwości jest motywowane
miłością i przeżyte jest w atmosferze czułości.
Zmiana na lepsze w relacjach między małżonkami
nie dokonuje się przez samo respektowanie okresu
płodnego u kobiety, ale przez twórcze wykorzystanie
tego czasu dla pogłębienia więzi międzyosobowej.
Nie można zapominać, że liczna grupa małżonków
nie jest wychowana do okazywania sobie czułości.
„Czułość bowiem domaga się pewnej czujności
zwróconej ku temu, aby różnorodne jej przejawy nie
nabrały innego znaczenia, nie stały się tylko formami
zaspokojenia zmysłowości i wyżycia seksualnego.
Dlatego czułość nie obejdzie się bez wyrobionego
opanowania wewnętrznego, które w tym ujęciu
staje się wykładnikiem wewnętrznej subtelności i
delikatności względem osoby drugiej płci”. Wielu
małżonków nie ma w sobie na tyle wrażliwości, aby
w okresach wstrzemięźliwości seksualnej umieli
wykreować nowy styl bycia razem. Nieumiejętność
ta często wypływa z braku wewnętrznej wolności
względem doznań seksualnych. Do takiej
wolności trzeba się wychować, dorosnąć, czasami
rozwiązać zadawnione problemy rodzinne. Na
pewno niedocenioną wartością na drodze uczenia
się takiej postawy jest zachowanie czystości
przedmałżeńskiej. We współczesnej kulturze nie
jest ona jednak ceniona. Gdy przez całe lata żyje
się bez ograniczeń, to potem staje się bezradnym
wobec wyzwań okresu wstrzemięźliwości.
Radykalny
dystans – smutne
wstrzemięźliwości
oblicze
Zdarza się czasami, że małżonkowie nie chcą w
ogóle współżycia seksualnego albo przesadnie
je ograniczają nie tylko z powodu lęku przed
poczęciem dziecka, ale w wyniku spirali problemów
we wzajemnej komunikacji, nawarstwionych i
zadawnionych urazów. Życie we dwoje staje się
wtedy puste i smutne, naznaczone cierpieniem,
zamiast radością. Zachowania paraliżujące miłość,
choć wypływają z urazów lub lęków, znajdują
pozorne wsparcie w zasadach moralnych, które
małżonkowie katoliccy chcą zachowywać. Może
nawet być tak, że głównym powodem podawanym
współmałżonkowi uzasadniającym oziębłość,
radykalne oddalenie od siebie, a nawet wyraźne
odrzucenie, stają się wymagania nauki Kościoła.
W takich przypadkach manipulacja moralnością
katolicką, traktowanie jej jako parawau skrywającego
rzeczywiste motywacje, jest szczególnie szkodliwa.
Małżonkowie przekonują siebie wzajemnie, że
lepiej ze względu na Boga zrezygnować radykalnie
i jednoznacznie z intymności, z wszelkiego rodzaju
gestów, pieszczot, nawet i z czułości. Czułość
przecież też bardzo łatwo może przerodzić się
w zmysłowe pragnienie, trudne do opanowania.
Wtedy jako jedynie moralny, zgodny z wolą
Bożą, sposób życia widzi się unikanie siebie
wzajemnie, spanie osobno, zasłanianie przed sobą
swojej nagości, zrezygnowanie z pocałunków.
Wytworzony dystans oznacza oziębłość, oddalenie
emocjonalne, życie w odosobnieniu. Siła do
wytrwania we wstrzemięźliwości płynie nie z
miłości, nie ze zgody na czekanie na upragnione
współżycie seksualne, ale z niechęci do drugiej
osoby, lęku przed pobudzeniem, współżyciem i
poczęciem dziecka. Im większy lęk, tym większy
dystans. Im większe ryzyko pobudzającej
bliskości, tym większa surowość moralna. Sens
i wartość okresu wstrzemięźliwości zostaje
wypaczona i sprowadzona przede wszystkim do
wysiłku unikania siebie. Bycie z sobą oznacza
uciekanie przed intensywnością wysyłanych i
odbieranych bodźców seksualnych. Konsekwencją
takiego podejścia są potem trudności uzyskania
satysfakcji w czasie współżycia seksualnego w
okresie niepłodnym. Nie można bowiem nagle
przejść z zagrożenia w ufność, ze sztywności
w spontaniczność, z zamknięcia w otwartość.
Naturalna dynamika seksualności
Kobiety właśnie w okresie wstrzemięźliwości są
gotowe do zrodzenia potomstwa i równocześnie
z mocy samej natury są pobudzone, spragnione
współżycia seksualnego. Zachęcając mężczyzn do
rozpoczęcia godów, nawet nieświadomie wysyłają
im subtelne sygnały, wyczuwalne przez nich
miłosne fluidy. Jeżeli małżonkowie nie decydują się
na poczęcie dziecka, a tym samym na współżycie
seksualne, to nie mogą, bez gwałtu na swojej
naturze pozostać nieczuli wobec siebie. Zaloty,
okazywanie sobie czułości i uznania stają się w tym
wypadku konieczną odpowiedzią na pragnienie
natury (choć subiektywnie niewystarczającą, ale
jednak bardzo płodną psychicznie i duchowo).
Małżonkowie, którzy przebywają z sobą nawet
Na Szlaku
19
jeżeli nie chcą doprowadzić się do pobudzenia
niemożliwego do opanowania, to jednak
mimowolnie ulegają wzrastającemu rozbudzeniu.
Specyfiką seksualności jest to, że wszelkim myślom
i pragnieniom seksualnym towarzyszy pewien
napór zmysłów, który z początku delikatnie, a
później usilnie skłania do osiągnięcia satysfakcji
seksualnej. Dynamika seksualności rządzi się
swoimi prawami, które są wpisane w naturę
ludzką. Rozbudzane zmysły nie uspokajają się
automatycznie, gdy pobudzające bodźce przestaną
działać albo gdy człowiek postanowi zatrzymać
proces rozbudzania. „Reakcja zmysłowości
zwykle w swojej (tj. zmysłowej) sferze psychiki
niejako przebrzmiewa do końca, nawet chociaż w
sferze woli spotyka się z wyraźną opozycją. Nikt
zaś nie może żądać od siebie ani tego, by reakcje
zmysłowości w nim się nie pojawiały, ani też
tego, by ustępowały one natychmiast, skoro tylko
wola nie pozwoli czy nawet wyraźnie opowie się
przeciw. (...) Czymś innym jest „nie chcieć”, a
czym innym „nie czuć”, „nie doznawać”. Dlatego
w wielu przypadkach małżonkowie, odkładając na
później zbliżenie seksualne, będą czuli wzbierający
w nich napór zmysłowości. Będą coraz bardziej
tęsknili za sobą i coraz wyraźniej pragnęli
współżycia seksualnego. Bez względu na to czy
będą chcieli rozładowania napięcia seksualnego
czy też nie, gdy do współżycia zawczasu nie
dojdzie, ich organizm może go bardzo potrzebować.
Zazwyczaj ludziom jest bardzo trudno dostrzec
różnicę między naturalnym procesem rozbudzenia
przebiegającym niezależnie od woli człowieka a
wolnym wyborem rozbudzania się w celu podjęcia
współżycia seksualnego. Wraz ze wzrostem naporu
seksualności człowiek nie potrafi rozróżnić, czy
słucha bardziej zewu zmysłowości czy nadal
jest posłuszny decyzji woli, która sprzeciwia
się grzechowi. Coraz bardziej traci pewność.
W którymś momencie nie wie, czy w swojej
bezsilności ulega przemożnej woli zmysłów, czy
coraz bardziej dobrowolnie dąży do przeżycia
przyjemności. Z tego powodu dla wielu osób
jest bardzo trudne rozeznanie granicy pomiędzy
naturalnymi poruszeniami ciała, a dobrowolnym
aktem woli. Dlatego często się zdarza, że silny napór
zmysłowości, z którym człowiek nie umie sobie
poradzić, pochopnie utożsamia z przyzwalającym
aktem woli, a tym samym uznaje swoją winę
moralną i siebie oskarża. Problem ten dostrzega
20 Numer 43/2009
Magisterium Kościoła, które głosi, że „ze względu
na rodzaj i przyczyny grzechów natury seksualnej,
łatwiej się zdarza, iż nie występuje w nich w
pełni wolne przyzwolenie. Wskutek tego wymaga
się tu roztropności i ostrożności w wydawaniu
jakiegokolwiek sądu o odpowiedzialności
człowieka”. Rozładowanie napięcia seksualnego
nieobciążone żadną winą moralną dokonuje się
zazwyczaj podczas polucji nocnej, w czasie snu.
Może także następować na jawie, w stanie półsnu.
Gdy małżonkowie śpią razem, takie wyładowania
będą
wzmocnione
wzajemną
bliskością
cielesną, której przecież nie mogą uniknąć.
Największa
wartość - pełne
seksualne
współżycie
Nie tylko katoliccy małżonkowie mają poczucie,
że dobrze przeżyty akt małżeński rodzi pokój
w sercu i ożywia miłość. Daje znacznie głębsze
poczucie jedności, wzajemnej wdzięczności i
pełni zaspokojenia uczuciowego i seksualnego
niż pieszczoty doprowadzające do orgazmu poza
stosunkiem seksualnym. Wrażliwi małżonkowie,
gdy porównują te dwa doświadczenia, czują istotną
różnicę. Pojawia się podczas tych czynności jakieś
zafałszowanie relacji miłosnej między mężem a żoną.
W wyniku zbyt częstego doprowadzania się do
orgazmu poza stosunkiem seksualnym pojawia się
u małżonków w jakiejś perspektywie czasu coraz
większa niemożność panowania nad własnymi
popędami, zanika zdolność do samokontroli.
Mężczyźni widzą, że stają się coraz słabsi, niezdolni
do panowania nad sobą. Gdy mężczyzna nie umie
sobie poradzić z napięciem seksualnym, może
szukać bliskości żony w sposób zbyt natarczywy,
bez kultury i delikatności, bez troski o zaspokojnie
jej potrzeb. W jej odbiorze będzie dążył nie
do spotkania z nią, ale tylko do wyładowania
seksualnego przy jej pomocy. Wtedy kobieta może
bardzo boleśnie odczuć fałszywą nutę używania
jej przez męża. Czuje się samotna, niekochana i
nieszczęśliwa. Świadomość nieopanowania męża
może wzmagać w niej lęk przed mimowolnym
zapłodnieniem. Lęk ten pozbawia ją chęci nie tylko
pieszczot, ale jakiejkolwiek bliskości cielesnej ze
strony męża. Czułość, bliskość, intymność zamiast
radości będą dla niej znaczyć zawsze tylko jedno
– męski pretekst, aby jak najszybciej rozpocząć
współżycie seksualne. W tej sytuacji musi wyrzec
się bezpiecznej bliskości, której bardzo pragnie.
Ma poczucie wykorzystania i uprzedmiotowienia
i to pod pretekstem miłości małżeńskiej. Idąc
w tym kierunku, można nie zauważyć regresji
seksualności, cofania się relacji miłosnej, jej zaniku
na korzyść płytkiego zaspokojenia seksualnego.
Kontakt między małżonkami biologizuje się, traci
głębię (nie tylko w przenośni) i zatrzymuje się na
powierzchni ich ciał. Małżonkowie, pomimo że
fizycznie zostali zaspokojeni, pozostają wobec
siebie samotni, może nawet obojętni wobec siebie,
skoncentrowani na sobie, i tym samym oddaleni od
siebie. Takie zachowania nie przyczyniają się do
pogłębienia i uduchowienia miłości małżeńskiej,
umacniają egoizm małżonków, a zarazem osłabiają
więź między nimi. Nie są satysfakcjonujące.
Kobiety na ogół szybciej wyczuwają ten problem.
Dotykany problem moralny ze swojej natury
jest bardzo delikatny i subtelny. Jest on dobrze
widoczny dopiero w świetle bardzo czystej,
wysublimowanej relacji miłosnej. Miłość, która
jest oczyszczona z egocentryzmu i interesowności,
określa się miłością „agape”, miłością oblubieńczą,
miłością kazania na górze. Jest ona ideałem
świętości małżeństwa a nie początkiem jego drogi
życiowej. Nie można ukrywać, że w tym względzie
wrażliwość Kościoła przewyższa wrażliwość
przeciętnego małżeństwa. Wrażliwość Kościoła,
która głosi, że małżonkowie powinni intensywnie
się rozbudzać tylko wtedy, gdy planują zakończyć
takie pieszczoty pełnym aktem małżeńskim, można
porównać do delikatnego kompasu, który pokazuje
właściwy kurs w kierunku celu, który znajduje się za
horyzontem. Warto go obrać, mając świadomość, że
ludzka namiętność (eros) będzie bardzo utrudniać
drogę w wyznaczonym kierunku. Warto się starać
tak żyć, ale też i pamiętać, że tylko nielicznym
małżeństwom udaje się szybko uporządkować
sferę seksualną i tym samym szybko osiągnąć
odległy cel. Wrażliwość Kościoła nie bez powodu
zwraca uwagę, że podejmowanie intensywnych,
rozbudzających pieszczot bez zamiaru pełnego
współżycia seksualnego często wprowadza
pewien nieład moralny w życie małżonków.
Dlatego małżonkowie powinni intensywnie się
rozbudzać tylko wtedy, gdy planują zakończyć
takie pieszczoty pełnym aktem małżeńskim.
Warto się starać tak żyć, ale też i pamiętać, że
tylko nielicznym małżeństwom udaje się szybko
uporządkować sferę seksualną. Większość ludzi
potrzebuje czasu, pracy nad sobą i Bożej łaski, aby
osiągnąć dojrzałość w tej ważnej dziedzinie życia.
Nie wszystkie zachowania seksualne są związane
ze świadomymi i dobrowolnymi wyborami. Wielu
ludzi przeżywa swoisty przymus wyładowania
napięcia seksualnego, od którego nie umieją
się uwolnić. Nie są w stanie wytrwać w decyzji
zaprzestania czynów, które sami uznają za złe.
Wspominając o możliwości nadużyć, nie można
zapominać, że poszukiwanie bliskości cielesnej
nie zawsze wypływa z chęci użycia drugiej osoby
dla własnej satysfakcji seksualnej. Delikatni, czuli
względem siebie małżonkowie, pieszcząc się w
okresie płodnym przeżywają miłość, bliskość,
wdzięczność, podarowanie sobie intymnych
chwil. Mają przy tym uczucie bliskości duchowej.
Co jakiś czas może się tak zdarzyć, że w wyniku
swojej słabości nadmiernie się rozbudzą,
doprowadzając do orgazmu. W takich przejawach
bliskości fizycznej nie można dopatrywać się zaraz
grzechu. Obraźliwe jest nazywanie takich sytuacji
„wspólnym onanizowaniem się” lub jeszcze bardziej
dobitnie „masturbacją we dwoje”. Poprzez takie
słowa degraduje się bardzo bogactwo psychicznej
i duchowej więzi małżeńskiej. Relacje między
małżonkami opisana jest jednowymiarowym
językiem, który pozbawia ją siły przywiązania,
szczerości uczucia, wzajemnej troski, a słabość
małżonków w trudnej sztuce wychowania
swojej seksualności interpretuje się jedynie jako
wyrachowane świadczenie sobie usług seksualnych.
Szybki wzrost napięcia seksualnego i rozbudzenie
zakończone orgazmem może pojawić się
spontanicznie w czasie zalotów, okazywania sobie
znaków czułości. Nawet gdy wola trwania w dobru
jest stała, małżonkowie zbliżając się do siebie nie
są w stanie przewidzieć jak bardzo się pobudzą, czy
będą umieli przerwać niewinnie zapowiadające się
czułości i pieszczoty. Czasami szybkość wzbierania
fali rozbudzanych zmysłów zaskoczy ich i nagle
ogarnie. Niektóre osoby są z natury tak wrażliwe
na punkcie seksualnym, że wystarczy im nawet
mała pieszczota, aby nie były w stanie opanować
narastającego podniecenia. U osób szczególnie
uwrażliwionych pod względem seksualnym
podniecenie prowadzące szybko do orgazmu może
się pojawić nawet przy podejmowaniu czynności
wydawałoby się niewinnych (obserwacja kąpiącego
Na Szlaku
21
się współmałżonka, jego spojrzenie, gest, dotyk jego
ciała). Takie całkiem naturalne reakcje się zdarzają
i jeżeli pojawiły się bez jakiegoś zaplanowanego
dążenia do ich wywołania nie można zaraz
doszukiwać się w nich grzechu i obciążać winą
moralną. Trzeba traktować wyrozumiale chwile
zapomnienia,
nieopanowania
namiętności
wynikłego z braku czujności przy okazywaniu sobie
czułości. Takie sytuacje pomagają małżonkom
lepiej poznać swoje reakcje. Z ich znajomości
powinni wyciągnąć wnioski na przyszłość.
Ksawery Knotz OFM Cap. cd. w nast. numerze
A co ma Bóg do
Twojego zdrowia,
pieniędzy, pracy,
wypoczynku,
miłości, śmierci?
Jeśli nie ma nic, to
znaczy, że nie jesteś
chrześcijaninem! –
śmiało odpowiada
ojciec Knotz.
Autor w bardzo
otwarty
sposób
odpowiada na wiele
pytań na temat
seksu. Książka nie
moralizuje, ale jak
każdy
poradnik
życia pomaga w
rozwiązywaniu
problemów
i
podnoszeniu
jakości
życia
małżeńskiego.
Co ma Bóg do mojego seksu? – może i Ty
kiedyś zadałeś takie pytanie…
22 Numer 43/2009
Ojciec
Knotz
czasem
dość
humorystycznym
j ę z y k i e m
przekazuje jednak
prawdę, że Bóg
nas nie podgląda
w sypialni, ale jest
zainteresowany
szczęśliwym
p o ż y c i e m
seksualnym
małżonków i w
tym czasie obdarza
ich swoimi darami.
Celem współżycia
seksualnego
nie może być
jednak
sama
przyjemność, ale zbudowanie więzi, przeżycie
jedności w intymnym spotkaniu kochających się osób!
Kronika Wydarzeń
2 kwietnia – w 4. rocznicę śmierci Jana Pawła
II modliliśmy się o rychłe wyniesienie go na
ołtarze podczas Eucharystii o godz. 18.00.
palmy, w trakcie Mszy św. o godzinie 10.30 i
12.00 odbyły się uroczyste procesje. Na sumie I
3 kwietnia po Mszy św. wieczornej
odbyła się Droga Krzyżowa, wspólna z
parafią Matki Bożej Szkaplerznej ulicami
obu parafii-od nas do kościoła farnego.
wspólnota Drogi Neokatechumenalnej śpiewała
CREDO na melodię ułożoną przez Kiko Arguelo.
6 kwietnia – przez cały okres Wielkiego Postu,
a szczególnie w okresie Wielkiego Tygodnia,
tradycyjnie już odbywała się spowiedź. Jak co
roku chętnych przybywało z każdym dniem.
9 kwietnia – Wielki Czwartek, dzień ustanowienia
Eucharystii i Kapłaństwa. O godzinie 18.00 odbyła się
Msza Wieczerzy Pańskiej, której przewodniczył br.
Damian Delekta, senior konwentu braci kapucynów.
10 kwietnia –Wielki Piątek, pamiątka śmierci Jezusa.
Rano o godzinie 8.00 odbyła się wspólna Jutrznia,
o 15.00 Godzina Miłosierdzia, a o 18.00 uroczysta
liturgia na cześć Męki Pańskiej. W nocy wspólnoty
parafialne i poszczególni wierni czuwali wraz z
ministrantami przy grobie do godziny 8.00 rano.
4 kwietnia – o godzinie 21.00 odbył się kolejny
Apel Jasnogórski przygotowujący naszych parafian
do peregrynacji obrazu MB Częstochowskiej.
5 kwietnia – Niedziela Palmowa. Podczas każdej
Eucharystii w tym dniu święciliśmy przyniesione
11 kwietnia – Wielka Sobota, rano modliliśmy
się Jutrznią, a w ciągu dnia parafianie licznie
adorowali krzyż i Najświętszy Sakrament w Grobie
Pańskim. O godzinie 21.00 rozpoczęła się Liturgia
Wigilii Paschalnej, której przewodniczył br. Rafał
Pysiak. Podczas całego Triduum Paschalnego
Na Szlaku
23
schola młodzieżowa dbała o oprawę muzyczną,
a po jego zakończeniu wystąpiła z krótkim
koncertem, który bardzo podobał się parafianom.
12 kwietnia – o godzinie 16.50 modlitwą
Nieszporów zakończyliśmy w parafii przeżywanie
i
świętowanie
tajemnic
paschalnych.
19 kwietnia – Niedziela Miłosierdzia Bożego. O
godz. 15.00 odmawialiśmy Koronkę do Bożego
Miłosierdzia. O godzinie 16.00 odbył się wspaniały
Koncert Wielkanocny zatytułowany: “Resurexit
sicut dixit” (Zmartwychpowstał, jak powiedział)
w wykonaniu chórów i solistów naszego
stalowowolskiego Miejskiego Domu Kultury.
Koncert zgromadził wielkie rzesze melomanów
i został zarejestrowany przez TV „Stella”.
Po każdej Mszy świętej tego dnia członkowie
wspólnoty Ruch Światło – Życie na placu
parafii i kilku parafii
naszego
dekanatu,
otrzymała dar sakramentu
bierzmowania.
23 kwietnia – uroczystej
Eucharystii z udziałem
Grupy Modlitwy Ojca
Pio przewodniczył br.
Jacek Węgrzyn, a po
liturgii
członkowie
GMOP spotkali się w
refektarzu klasztornym
na
wielkanocnym
„ j a j e c z k u ” .
kościelnym sprzedawali wypieki domowe, zbierając
w ten sposób fundusze na rekolekcje letnie.
21 kwietnia - o godz. 16.00 odbyła się uroczysta
Eucharystia, której przewodniczył ks. bp Edward
Frankowski. W czasie liturgii młodzież naszej
26 kwietnia – o godzinie 15.00 odprawiona
została Eucharystia z udziałem Franciszkańskiego
Zakonu Świeckich, a po niej poświąteczne
spotkanie
w
refektarzu
klasztornym.
opr. Grażyna Lewandowska
24 Numer 43/2009
Lectio divina – w perspektywie zaleceń Gwidona II kartuza
1. Stopień meditatio – rozmyślanie
cz. II
Czym jest ten etap – mówi Gwidon II jasno:
„wnikliwym działaniem ducha, badającym
treść ukrytej prawdy przy pomocy własnego
rozumu”. Rozmyślanie angażuje więc w nas
to, co duchowe, zwłaszcza nasz rozum, którego
działanie jest opisane jako „badanie ukrytej
prawdy”. Rozum tej prawdy nie tworzy, nasz
duch tę prawdę bada, niejako jej dotyka,
zapoznaje się z nią. Ta prawda ma dla człowieka
(dla mnicha) ogromne znaczenie, bo dotyczy
jego życia, a nie rzeczywistości wirtualnej.
Gwido II dalej podaje, że podczas rozmyślania
nasz duch – rozum tę prawdę znajduje. Co za
szczęście!
Gdy się w życiu duchowym mnicha –
człowieka pojawi „pilne rozmyślanie”, wtedy
nie pozostaje on na zewnątrz, lecz wchodzi
do środka i prawdziwie zważa na to, co Pan
powiedział. Gwidon II podaje dla przykładu
tekst Mt 5,8: „Błogosławieni czystego serca,
albowiem oni Boga oglądać będą”. Ponieważ
w trakcie pilnego rozmyślania, mnich zważa na
to, co Pan mówi – wie już, że nie wystarczy
mieć ręce niesplamione kradzieżą (takich
ludzi jest dużo) lub innym złym uczynkiem,
lecz że – trzeba oczyszczać serce, w którym
znajdują się przewrotne, oddzielające od
Pana i bliźniego myśli. Rozważa pilnie dalej
trzymając się Słowa, jak wielka powinna być
ta czystość serca, skoro autor natchniony woła:
„Stwórz o Boże we mnie serce czyste” (Ps
51,12). Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, ile
soku wypłynie z jednej mandarynki – tzn. z
jednego pilnego rozmyślania, ale tym nie trzeba
się martwić, to pozostawić Duchowi.
2. Stopień oratio – modlitwa
To trzeci szczebel w tej niezwykłej
drabinie, której nie zaprojektował człowiek.
Gwido II szczerze przyznał, że ta myśl nagle
wtargnęła do jego wnętrza.
Jak jest pojmowana modlitwa w tej
drabinie mnichów? Oratio jest „skierowaniem
ku Bogu oddanego serca celem oddalenia
zła lub uzyskania dobra”. W tej modlitwie
następuje zwrot serca, nie jest to tylko cześć
wyrażona Bogu ludzkimi wargami. Modlitwa
serca w liście Gwidona jawi się jako jeden z
owoców pilnej medytacji. Podczas medytacji –
jak zaznacza – otwierają się oczy serca (oczy
duszy), dzięki czemu widzi ono, że samo z
siebie, własnymi siłami i uczynkami, nie może
i „nie potrafi osiągnąć upragnionej słodyczy
poznania i doświadczenia”. Gdy to serce
jest oddane Bogu, poddane Jego działaniu –
dokonuje się w nim rozmyślanie. Co dzieje
się podczas takiego rozmyślania – Gwido II
pisze, iż w tym „rozmyślaniu zapłonął ogień i
pragnienie większego poznania Ciebie”. Co się
dalej dzieje? W sercu zaczyna rozbrzmiewać
modlitwa: Panie, „gdy łamiesz dla mnie
chleb Pisma Świętego, to w łamaniu chleba
dajesz mi się poznać (por. Łk 24,30 – 35). A
im bardziej Cię poznaję, tym bardziej pragnę
Cię poznać, już nie w «łupinie» litery, lecz w
doświadczalnym odczuciu. A proszę o to, Panie,
nie na mocy moich zasług, lecz ze względu
Na Szlaku
25
na Twoje miłosierdzie. Wyznaję bowiem, że
zgrzeszyłem”, Panie miłosierdzia Twego nie
powstrzymuj – proszę (por. Iz 63,15).
3. Stopień contemplatio - kontemplacja
To już czwarty stopień drabiny, która sięga
nieba – jak podaje Gwido II. O kontemplacji
pisze, że ona „jest jakimś uniesieniem ponad
siebie ducha zakotwiczonego w Bogu, jest
zakosztowaniem radości wiekuistej słodyczy”.
Kontemplacja jest dziełem Pana, który w
takich chwilach „pokrzepia zmęczoną duszę,
karmi zgłodniałą, nasyca wyschniętą” – krótko
mówiąc, przywraca jej piękno, odziewa ją
szatami zbawienia lub jak podpowiada nam
Dziewica z Nazaretu –„czyni jej wielkie rzeczy”,
albowiem Jego miłosierdzie z pokolenia
na pokolenie. W tych nieprzewidywalnych
chwilach łaski, działanie Pana sprawia, że dusza
prawdziwie zostaje „upojona” Jego dobrym
winem ( por. J 2,9), lecz to upojenie czyni „ją
trzeźwą”. Kontemplacja jest więc ważnym
„stopniem” w życiu duchowym, bo dzięki niej
mnich odzyskuje duchową trzeźwość, którą
często traci pijąc inne wino, które – co trzeba
przyznać – może być „szybciej podane”.
4. Rekapitulacja
Wszystkie te stopnie, ponieważ tworzą
drabinę, są ze sobą powiązane. Uchwycenie
tych więzi jest ogromną pomocą dla każdego
kto zechce po tej drabinie wchodzić z ziemi do
bram nieba i pić (chociaż, czasami) dobre wino.
Gwido II tak przybliża nam tę tajemniczą więź,
która zachodzi pomiędzy poszczególnymi
stopniami – „te stopnie tak mocno wiążą się ze
sobą, a następując po sobie tak sobie służą, że
poprzednie bez następnych nic albo niewiele
znaczą, a następne bez poprzednich prawie
nigdy lub rzadko mogą być osiągnięte”. Jakże
wiele mówi to stwierdzenie, że „poprzednie
bez następnych nic albo niewiele znaczą”! Na
niewiele zda się mnichowi czas oddawany na
czytanie, na studiowanie, jeśli nie prowadzi
to go do rozmyślania i
wewnętrznego
rozpoznawania, do przemiany jego myślenia i
nowego otwarcia swego wnętrza przed Panem,
który karmi a czasem uderza swoim słowem.
Niewiele pomoże mnichowi rozmyślanie, jeśli
26 Numer 43/2009
nie zobaczy on Prawdziwego Nauczyciela,
którego właśnie w tej chwil może słuchać,
który przychodzi do niego ze słowem życia
(por. J 6,1 - 69). Niewiele też pomaga modlitwa,
która stała się „tekstem warg” systematycznie
wypowiadanym, a nie zwrotem serca oddanego
Duchowi, który ma moc unieść duszę ku
wyżynom nieba.
Gwido II chcąc przybliżyć czytelnikowi
wartość i znaczenie kolejnych stopni, pisze pod
koniec swego listu: „czytanie bez medytacji
jest jałowe”– ono nas wtedy nie pociągnie,
nie poprowadzi w głąb, traci swój smak, swój
wdzięk, swój blask. Rozmyślanie – zaś „bez
czytania jest narażone na błędy”, myśli ulegają
licznym namiętnością, zaczynają się błąkać,
nie wiemy do czego lub do kogo powrócić,
serce traci pewność i nie wie, przed Kim się
zatrzymać.
Modlitwa „bez rozmyślania staje się
oziębła”– wołanie serca zamiera a nasza
uczuciowość usycha, serce zamarza, ogień go
nie rozpala, bo palenisko jest puste. Rozmyślanie
bez modlitwy jest ostatecznie bezowocne – bo
przecież rozmyślanie mnicha chrześcijańskiego
nie ma być tworzeniem niezawodnych
„sylogizmów”. Modlitwa, która dzięki
Duchowi przemienia się w oddanie, przynosi
owoc w postaci kontemplacji, „osiągnięcie
zaś kontemplacji bez modlitwy zdarza się
rzadko lub jest cudem”. Błogosławiony jest ten
„któremu na tym najwyższym stopniu bodaj na
krótki czas wolno pozostać”.
W konkluzji, możemy powiedzieć,
że lectio divina – to jedna z wielu dróg
pomagających utrzymać się mnichowiczłowiekowi w Życiu, do którego zrodził nas
Ojciec w ogromie swego miłosierdzia. Tej
drogi wspólnota Kościoła nikomu nie narzuca,
lecz ją ukazuje i przedstawia, by mogli ją
wybrać ci, którzy dziś są w Kościele i chcą
żyć we wspólnocie życia w Chrystusie i z
Chrystusem.
Na Szlaku
27
28 Numer 43/2009