Na Szlaku 1 - Kapucyni.pl
Transkrypt
Na Szlaku 1 - Kapucyni.pl
Na Szlaku 1 2 Numer 43/2009 Wszystkim Matkom z okazji ich święta składamy wyrazy głębokiej wdzięczności za ich codzienny trud oraz życzymy spokoju, radości i samych pogodnych dni. Redakcja SPIS TREŚCI Słowo Proboszcza 4 Pobijamy rekordy 5 Dwa wieki temu 6 Sentencje 7 Poczet gwardianów 8 Katecheza na gruzach 10 Opis obrazu... 12 Dla dzieci 14 Błogosławiony Mikołaj z Gesturii 16 Chwila z poezją 17 Bliskość cielesna 18 Kronika 23 Lectio divina 25 Masz pomysł , pytanie , propozycję artukułu do gazetki, napisz do nas nowy adres redakcji: [email protected] REDAKCJA: o. Roman Łukaszewski OFM Cap., o.Jacek Kania OFM Cap., o. Tomasz Olejnik OFM Cap., o.Andrzej Surkont OFM Cap., br. Zachariasz Nycz OFM Cap., Grażyna Lewandowska (redaktor naczelny), Maria Michalska, Artur Burak (redaktor techniczny),Barbara Burak(korekta), fotoreporter br. Daniel Januszek OFM Cap. ADRES: Klasztor Braci Mniejszych Kapucynów ul. Klasztorna 27 37-464 STALOWA WOLA tel. 015 842 03 24, wew. 21 e-mail: [email protected] , [email protected] strona internetowa: www.stalowawola.kapucyni.pl Nakład 500 Materiałów niezamówionych redakcja nie zwraca. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania tekstów i zmiany tytułów. Na Szlaku 3 Kochani Parafianie i Przyjaciele naszego klasztoruPokój z Wami! Maryja weszła w naszą narodową egzystencję jako Bogurodzica, a więc bez królewskich insygniów. To Jej władza nad umysłami i sercami Polaków od początku była bezsporna. Nieprzypadkowo najstarszy zabytek polskiej poezji „Bogurodzica” - stał się hymnem polskiego rycerstwa. Kościół w Polsce obchodzi 3 maja Uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski, głównej Patronki Kościoła i Ojczyzny. Po obronie Jasnej Góry przed Szwedami król Jan Kazimierz nadał Jej oficjalny tytuł Królowej Polski, dziękując za odzyskaną wolność i wielowiekową obecność w życiu naszego narodu. Tytułu Królowa Polski użył po raz pierwszy papież Pius X w 1904 roku, przemawiając do polskich pielgrzymów w czasie, gdy Polski nie było na mapie świata. W roku 1924 papież Pius XI ustanowił święto Matki Bożej Królowej Polski na 3 maja i zatwierdził specjalny formularz mszalny. Królowanie Maryi przejawia się zarówno w słowie, poezji, obrazach, rzeźbach i w sztuce. Jej liczne wizerunki stają się nie tylko odbiciem przebywającej gdzieś w zaświatach, abstrakcyjnie pojmowanej postaci, ale nabierają realnych, ziemskich cech. Nie czci się już jakiejś ogólnej Matki Bożej, lecz Matkę Bożą z Jasnej Góry, z Gidel, z Kodnia, z Lubaczowa, Ludźmierza... Pisząc o tej wielości wizerunków, kard. Stefan Wyszyński podkreślał wyraźnie: „Właściwie jest jedna Matka rodzaju ludzkiego, która tylko mieszka w różnych miejscach. Jest jedna Matka, ale ma rozmaite dzieci — ma niemowlęta i przedszkolaki, wieśniaków i robotników, dyplomowanych i niewiedzących, ma też i tych wszystko wiedzących i wszystko rozumiejących, którym się niekiedy wydaje, że mają prawo do osądzania wszystkiego”. Na przestrzeni wieków swemu uwielbieniu Maryi dawali wyraz zarówno ludzie zwykli, jak i najwięksi nasi twórcy: Mickiewicz, Słowacki, Krasiński, Norwid, Wyspiański, 4 Numer 43/2009 Kasprowicz... „Nigdym ja ciebie, ludu, nie rzuciła. / Nigdym od ciebie nie odjęła lica. / Jam po dawnemu, moc twoja i siła, Bogurodzica!” – tak pisała w okresie niewoli Maria Konopnicka do Polaków, aby ich podtrzymać na duchu. Na przestrzeni całej naszej historii zostaliśmy tak wychowani, by powierzać Maryi Królowej Polski rozmaite chwile – radości i smutki swojego życia, a zwłaszcza trudne sprawy naszej Ojczyzny. Dlatego sanktuarium na Jasnej Górze w Częstochowie stało się punktem oparcia dla życia Narodu. Stąd wyzwala się moc duchowa dotykająca serca, sprzyjająca postawie wierności wobec Boga i Kościoła. Od września 2008 roku przeżywamy w naszej diecezji sandomierskiej Nawiedzenie Maryi w cudownym wizerunku jasnogórskim. Wierni z wielką żarliwością oczekują zawsze na to spotkanie ze swoją matką i Królową. My, w naszej parafii, będziemy przeżywali dobę z Jej Wizerunkiem Częstochowskim w dniu 4 i 5 czerwca br. Przed nami pozostał więc jeden miesiąc oczekiwania i modlitwy. Przygotujemy się do tego ważnego momentu przez ośmiodniowe Misje Peregrynacyjne, które rozpoczną się w niedzielę Wniebowstąpienia Pańskiego (24 V), a zakończa w Uroczystość Zesłania Ducha Świętego (31 V). Ten czas będzie intensywnym okresem słuchania Bożego Słowa oraz gorących przygotowań organizacyjnych, aby Maryję godnie przyjąć w naszej wspólnocie parafialnej. Gorąco i serdecznie zapraszam do licznego udziału w tym wydarzeniu. W imieniu własnym i naszego ojca misjonarza Stanisława, który poprowadzi ten czas duchowych ćwiczeń, proszę o hojność serc. Bóg posługuje się tym ważnym wydarzeniem Peregrynacji w naszej diecezji oraz – ufam, że tak będzie w naszej parafii – aby jeszcze bardziej ożywić miłość i nadzieję w tych, którzy Go szukają. Maryja w wizerunku nawiedzenia przybędzie do nas w czwartek (4 VI) w godzinach popołudniowych z parafii Trójcy Przenajświętszej, od księży michalitów, a w piątek (5 VI) w godzinach popołudniowych powędruje do drugiej parafii rozwadowskiej. Tak więc przez jedną dobę nasza świątynia stanie się swoistym sanktuarium jasnogórskim. Do tej chwili przygotujmy się w rodzinach modlitwą, np. Apelem Jasnogórskim o 21.00 lub dziesiątkiem różańca, prosząc dla siebie, dla najbliższych oraz całej naszej parafii o łaski Boże, abyśmy żyli jeszcze gorliwiej Ewangelią Chrystusa w codziennym życiu, przez to naśladując naszą Matkę i Królową, Maryję. Roman Łukaszewski OFM Cap. Pobijamy rekordy Tegoroczne Triduum Paschalne było dla nas wyjątkowe pod wieloma względami. Schola po raz pierwszy liczyła 35 osób, a w sobotę liczba ta wzrosła niemal do 40. To pra wdziwy rekord. Podjęliśmy się również największej jak dotąd ilości pieśni, które wyśpiewaliśmy przez całe Triduum. Sięgnęliśmy po nowy repertuar opracowany przez zna nych chrześcijańskich kompozytorów, który przywieźliśmy z warsztatów muzyczno - liturgicznych: „Na komunię” (opr. Piotr Pałka), „Hymn ku czci Krzyża Świętego” i „Płaczcie Anieli” (opr. Paweł Bębenek) oraz „Kantyk Mojżesza” (opr. Dawid Kusz OP). Wprowadziliśmy również nieco brzmie nia i atmosfery muzy ki gospel utworem: „Agnus Dei”, który rozmodlił cały kościół i nas samych po dczas Koncertu Uwielbienia w Wielką Sobotę. Nie mogło jednak zabraknąć pieśni: „Oto są baranki młode”, „Zmartwychwstał Pan”, „Nadzieja”, które na stałe wpisały się w coroczny repertuar. Powtórzyliśmy również pełne radości pieśni Wspólnoty Miłości Ukrzyżowanej: „Chwała Barankowi”, „Sławmy Pana” i „Hymn wielkanocny”. Ponownie wybrzmiał utwór w aranżacji Piotra Zająca „Zwycięzca śmierci”, którego żydowska melodyjność długo wybrzmiewa w głowach słuchaczy. Piotr opracował także „Chrystus zmartwychwstan jest”. Utwór ten, który wyśpiewaliśmy kończąc Koncert Uwielbienia, wprowadził nas w kontemplację Zmartwychwstałego Pana. Sięgać szczytów Myślę, że wielkim sukcesem Scholi jest to, iż w zaledwie trzy tygodnie zmierzyliśmy się z ambitnym, wielogłosowym repertuarem. Nadmienię, iż duża część Scholi nie ukończyła szkoły muzycznej, bądź w ogóle nie potrafi czytać nut. Jednak Pan Bóg nie patrzy na nasze wykształcenie, On sam obdarza nas potrzebnymi talentami i zdolnościami. Wspaniale śpiewające dziewczęta, mężczyźni, a także instrumentaliści, nasi niezastąpieni „realizatorzy dźwięku ”, nieoceniona pomoc brata Rafała, moje i Piotra kierownictwo, łaska Pana i Jego błogosławieństwo, nasze zaangażowanie i zdyscyplinowanie – to wspaniała mie szanka, która dała niezapomniany efekt. Nasze zaplecze Zaplecze - to godziny ćwiczeń i rozśpiewek, to zdyscyplinowanie i kultura osobista podczas prób; to modlitwa, która rozpoczynała i kończyła każdą próbę. To osobiste zaangażowanie własnego czasu, niejednokrotnie narażając się bliskim; to łaska uświęcająca, której dostąpiliśmy wszyscy, a która współpracowała z nami uwielbiając Zmartwychwstałego Jezusa; to każdy z nas, który ubogacił Scholę nie tyle śpiewem i grą, co swą obecnością, osobowością, uśmiechem i życzliwością. Co pozostanie Pozostaną wrażenia estetyczne, emocje, radość, duma z podjęcia wysiłku, energia i „pałer” na następny rok. Zostaną też ludzie, którzy przywołani ogłoszeniami o naborze zakotwiczyli w Scholi na dłużej. Pozostanie także doświadczenie Wielkiej Miłości… Anna Chruściel Na Szlaku 5 Dwa wieki temu Dwa wieki temu, 3 maja 1791 roku nasi przodkowie, którym zawdzięczamy dzieło Konstytucji, przynieśli owoc swych prac nad naprawą Rzeczypospolitej do warszawskiej katedry św. Jana. W ten sposób dali wyraz przeświadczeniu, że Konstytucja, czyli ustawa zasadnicza jako dzieło ludzkie winna być odniesiona do Boga. On jest najwyższą Prawdą i Sprawiedliwością. Trzeba, aby prawo ustanowione przez człowieka, przez ludzki autorytet ustawodawczy, odzwierciedlało w sobie odwieczną Prawdę i odwieczną Sprawiedliwość, których źródłem jest sam Bóg. Konstytucja Majowa zdumiewa dojrzałością zawartej w nim prawdy i mądrości. Przemawia w niej dusza narodu - a raczej wielu narodów, które w tamtym czasie stanowiły wraz z Polakami ówczesną Rzeczpospolitą. Słychać w niej głos narodu, który czuje zagrożenia pochodzące nie tylko z zewnątrz, ale także z wnętrza własnych poczynań i działań. Światło Ewangelii Jezusa Chrystusa otworzyło oczy króla oraz twórców Konstytucji 3 Maja na pokorne, biedne, bezbronne i bezradne warstwy społeczeństwa polskiego. Zapomnienie o biednych, bezbronnych i bezradnych jest zawsze przyczyną zagrożeń dla bezpieczeństwa i ładu w Ojczyźnie. Nie wystarczy prowadzić wojen z 6 Numer 43/2009 dala od własnego ojczystego domu, by strzec jego bezpieczeństwa. Trzeba także uczynić wszystko, aby życie każdego człowieka, w tym człowieka biednego, bezbronnego i bezradnego, było uznane, szanowane i we właściwy sposób zabezpieczone. Znamienne słowa powiedział sekretarz Kongregacji Nauki Wiary arcybiskup Angelo Amato: „Oprócz odrażającego terroryzmu kamikadze jest jeszcze tak zwany terroryzm o ludzkiej twarzy. /…/ Ma on miejsce wtedy, gdy „aborcja nazywana jest dobrowolnym usunięciem ciąży, a nie zabiciem bezbronnej istoty ludzkiej lub kiedy eutanazję określa się delikatniej jako śmierć z godnością”. Dzisiaj zło – powiedział arcybiskup Amato – nie jest tylko działaniem jednostek lub łatwych do zidentyfikowania grup, ale pochodzi także z ciemnych centrali, z laboratoriów fałszywych opinii, anonimowych sił, które atakują nasze umysły nieprawdziwymi wiadomościami, uznając za śmieszne i wsteczne zachowanie zgodne z Ewangelią. A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego (J 19,25) ... niewiasty i uczeń. Przyszli oni dobrowolnie. Święty Jan przyszedł, bo chciał być przy swoim Mistrzu do końca! Mógł się bać, ale przyszedł dobrowolnie. Nie został przymuszony jak Szymon Cyrenejczyk. Nie znalazł się tam z obowiązku, jak żołnierze. Jan był człowiekiem wolnym i przyszedł na „rozkaz serca”. Jezus powierza mu swą Matkę, która jest Matką ludzi wolnych, a nie niewolników. Historia ukazuje nam etapy popadania naszych ojców w niewolę: w niewolę kłótni narodowych, w niewolę walki o tron polski, w niewolę rządów Sasów, prywatę, Targowicę. Nie pomogła już Konstytucja 3 Maja. Niewola wewnętrzna sprowadziła utratę niepodległości i suwerenności na prawie 150 lat. Jezus nie powierzył Maryi niewolnikom, ale ludziom wolnym, słabym niejednokrotnie, ale wolnym. Niektórzy kreatorzy współczesnego liberalizmu głoszą zasadę, że człowiek ma być wolny! Ową wolność należy sobie zapewnić przez ustawy, w których większość zadecyduje, co to jest prawda i gdzie jest prawda! Twierdzą również, że to człowiek jest twórcą prawa, twórcą swojej wolności, twórcą swego szczęścia. Powinien zatem wyzwolić się od „ciemnogrodu”, a wejść do „jasnogrodu”, gdzie będą żyć ludzie wolni - nawet „samowolni”. Treści tej liberalnej „wolności” wciskają się w duszę dzieci, młodzieży, starszych, całych rodzin. W objęciach tej „wolności” wyrastają niewolnicy strachu przed poczętym dzieckiem. Wrogiem teraz nie jest zły polityk, tylko dziecko. Wyrastają niewolnicy strachu przed małżeństwem jednym, nierozerwalnym. Wyrastają niewolnicy narkotyków. Wyrastają niewolnicy pieniądza i handlu za wszelką cenę. Taka wolność się opłaca, bo daje władzę. Wyrastają niewolnicy obsesji walki z Bogiem i Kościołem, walki za wszelką cenę. Niewolnicy zła nie uznają Boga, nie uznają niezmiennych zasad moralnych, nie uznają tradycji. Rodzi się współczesna targowica ducha, targowica kultury, która grzebie polskiego ducha, oddaje polską duszę we władanie często „obcej kultury”. Nie brońmy się przed dziedzictwem kultury i tradycji naszych Ojców, których etos związany był przede wszystkim z Bogiem, Kościołem, Ojczyzną i ziemią. Przecież połowa Polaków mieszkających w mieście jeździ po metryki chrztu na wieś, na święta wyjeżdża na wieś do rodziców, groby swoich rodziców i dziadków odwiedza we wioskach. Etos rolnika jednak to nie tylko ziemia i praca. Etos rolnika to przede wszystkim jego dusza, jego wiara, jego przekonania. To etos jednej twarzy. Tego uczy polska ziemia, której nie można oszukać. Trwa nadal „bitwa o Polskę”, która dzisiaj oznacza bitwę o Polskę wierną swym dziejom, zbudowaną na fundamencie wiary i chrześcijańskiej kultury. opr. Roman Łukaszewski OFM Cap. SENTENCJE Idźcie zatem naprzód z przekonaniem i odwagą. Cały świat czeka na pomoc, na pociechę, na przygarnięcie go do serca. Największą troską każdego chrześcijanina winna być miłość, będziemy sądzeni z miłości, jaką mieliśmy dla bliźniego. Tragiczny w skutkach kąkol przemocy, nienawiści, okrucieństwa, egoizmu musi zostać przezwyciężony przez dobre ziarno naszej miłości. Jan Paweł II W Ewangelii Chrystus przypomina nam, że wszyscy jesteśmy powołani do zbawienia i do życia z Bogiem. Wobec rzeczywistości zbawienia nie ma nikogo, kto byłby bardziej uprzywilejowany od drugiego. Wszyscy muszą przejść przez ciasna bramę własnego zaparcia i wyrzeczenia. Aby przejść przez tę ciasną bramę, wszyscy muszą bezustannie walczyć, walczyć z mocą. Tą ciasną bramą jest przede wszystkim pokorne przyjęcie, z czystą wiarą i pogodną ufnością, Bożego Słowa; zachowanie prawa moralnego jako objawionej woli Bożej i przyjęcie cierpienia jako środka zadośćuczynienia i odkupienia. Ciasna brama jest, jednym słowem, przyjęciem mentalności ewangelicznej, która w Kazaniu na Górze znajduje swój najlepszy wyraz. Jan Paweł II Najdrożsi, starajcie się poznać Chrystusa w sposób całkowity i autentyczny. Pogłębiajcie waszą znajomość Chrystusa, aby wejść w głębszą z Nim przyjaźń. Tylko i jedynie wyznanie Jezusa może wam dać prawdziwą radość, nie egoistyczną, powierzchowną, ale prawdziwą: poznanie Chrystusa usuwa poczucie samotności, pozwala pokonać smutki i niepewność, daje prawdziwe znaczenie życiu, hamuje namiętności, ubogaca ideały, wzmacnia energię w kierunku miłości, oświeca w momentach dokonywania ważnego wyboru. Jan Paweł II Człowiek powinien być nieustraszony wśród grozy, namiętności i pokus życiowych, ma kroczyć na przód po ścieżce wiary, ścieżce stromej i niebezpiecznej, lecz pewnie wiodącej do celu, a wiara ta ma być cicha, korna, gotowa do ofiar, cierpień i trudów. Milczenie, trwoga i drżenie – oto jej wyraz. Ale do tej wiary trzeba dojść poprzez dziki i straszny las pełen ostrych cierni, przez które należy się przebić na wzór owego rycerza, pewnego siebie i ufnego w Bogu, któremu służy i którego kocha. Kierkegard opr. Zachariasz Nycz OFM Cap. Na Szlaku 7 PO CZET GWARDIANÓW KO NWENTU ROZWADO WSKIEGO ja z uporem wkraczam na nią. Gdy już upłynęło O.Elekt Hegenbarth 1756 - 1759 Hegenbarth (Hegembelk) Anioł, w trzechlecie przełożeństwa przewielebnego o. Damazego z Litomierzyc, członka czcigodnej Prowincji Czeskiej i gdy po kapitule ustalono skład naszej familii zakonnej, nadzieje czcigodnej familii nie zostały zawiedzione. Kapituła zakonie o. Elekt, ur. 12 III 1714 w Duba, w Prowincjalna, która odbyła się w Czechach. Najpierw wstąpił do bernardynów. O. pod przewodnictwem o. Firminusa ustaliła skład Murawiec w pracy Bernardyni warszawscy pisze o wspólnoty w Rozwadowie. Gwardianem został nim: ,,W 1742 r. o. Anioł Hegembelk organista i br. o. Elektus, który pełnił tę funkcję przez trzy lata Paschalis Szulc, utalentowany rzeźbiarz, przeszli do (1756 - 1759), a po sześciu latach przez kolejne trzy kapucynów na Miodowej. Jednak po roku pobytu lata (1765 - 1769). W pierwszych latach istnienia w ich klasztorze wystarali się o dyspensę papieską klasztoru rozwadowskiego był tu nowicjat. W roku i powrócili do klasztoru św. Anny. Najwidoczniej przyjęcia funkcji gwardiana przez o. Elekta było klasztor bernardynów pod względem dyscypliny w klasztorze 10 nowicjuszy, którymi zajmował się wewnętrznej w ich przekonaniu nie ustęował o. Patrycjusz, magister nowicjuszy i moralista do klasztorowi kapucynów.” Czy ustępował, czy rozwiązywania spraw sumienia. Już na początku nie, tego nie wiem. Ale o. A. Hegembelk wstąpił przełożeństwa o. Elekta kronikarz odnotował do kapucynów kustodii polskiej 7 VII 1743 w ciekawe wydarzenie: Ponieważ zaś naturalne Lubartowie. Przez 29 lat kierował nowicjatem w zdolności wspomaga Bóg, do wspaniałych dóbr jakie Rozwadowie. Wychował 72 kleryków i 25 braci. los przynosi, wypada nieśmiertelnymi zgłoskami Przez sześć lat rządził klasztorem w Rozwadowie wypisać (1756-1759, -1769), a w 1759-1762 klasztorem w Pana Ratyńskiego. Dnia 24 sierpnia 1756 Lubartowie. Był ponadto definitorem i wikarym roku, w uroczystość św. Bartłomieja, rano ok. prowincji. Zmarł 9 X 1775 w Rozwadowie. godziny 10.00, w obecności licznych wiernych, Tyle o o. Elekcie znalazłam w „Słowniku kapucynów polskich”. Dalszych informacji poszukiwałam w klasztornej kronice. A jest to wyjątkowe źródło historyczne. Dzięki kronikom lata nieśmiertelne żyją - zanotował kronikarz w roku 1756. Z uporem wracają wspomnienia, bez których pustą byłaby rola Kościoła. Dlatego i 8 Numer 43/2009 wspaniałomyślność Warszawie najjaśniejszego nadając doniosłe znaczenie temu wydarzeniu, przy dźwięku z trąb i innych instrumentów, błogosławieństwem Innocentego, wikariusza przewielebnego kapitulnego, o. wniósł insygnia Męki Pańskiej. Ten triumfalny znak niech będzie opieką naszego konwentu. W drugim roku jego posługi miało miejsce inne ważne wydarzenie. Przysłano z Gdańska do klasztoru dzwon, który swoją barką przywiózł teren aż do Jarosławia, łącznie z miastem. do Rozwadowa Stanisław Potocki, dobrodziej Z zapisów kronikarzy wiemy, że przez i fundator klasztoru w Dunajowicach. Dzwon wieki dobrodzieje wspierali zakonników. Od ich jeszcze podczas transportu na Wiśle konsekrował dobrej woli uzależnione było życie braci, a także biskup Ostrowski, nadając mu imię Aniceta i utrzymanie gospodarstwa. Kroniki przekazują Franciszek. W obrzędzie poświęcenia uczestniczyła potomnym wiele takich faktów. W 1758 roku, wielce księżna łaskawy dobroczyńca Joanna Lubomirska, życzliwa i zakonu, pan Jackowski, bardzo oddana rozwadowskiemu klasztorowi. stolnik bielski za 12 złotych zakupił do refektarza W tym też roku, z polecenia ks. Teodora obraz przedstawiający Jezusa w otoczeniu uczniów Lubomirskiego z pałacu w Rzeszowie ofiarowano zdążających do Emaus. Kronikarz pisze o nim: klasztorowi dwa zegary na korytarze i trzeci do przedstawiający historię idących do Emaus. Obraz kuchni oraz płótno lniane na korporały, a dzięki dotrwał do naszych czasów, znajduje się refektarzu, zebranej jałmużnie niemniej nie jest to jeden, ale w dwa obrazy. Na jednym widać studnię. uczniów idących z Jezusem wykopano ogrodzie Kwestowanie do Emaus, drugi przedstawia było rzeczywistością ich bardzo istotną dla posiłek - jak poznali Pana zakonu. po Dzięki spożywających jego chwalebnym zmartwychwstaniu zebranym w ten sposób po pieniądzom, dzięki życzliwości dobrych ludzi łamaniu chleba. Oba te obrazy oddziela od siebie bracia mogli dokonywać koniecznych zakupów czy znacznie późniejszy obraz pędzla Władysława remontów. I właśnie dzięki ofiarom dobrodziejów Barwickiego przedstawiający Jezusa na krzyżu. w 1758 roku o. Elekt sprawił w refektarzu nowe W roku 1759 dzięki zebranej jałmużnie o. ognisko, a także wyremontował prawie wszystkie Elekt zbudował w klasztorze nowe piece z okna. Aby jednak sąsiadujące ze sobą klasztory włoskimi kominami. Wykonał też najpilniejsze w Lublinie i Sędziszowie nie przeszkadzały sobie prace związane z naprawą dachu na kościele i nawzajem w tym właśnie okresie wytyczono klasztorze, tam, gdzie były większe zniszczenia. granice, w obrębie których bracia poszczególnych Natomiast z funduszy rodziny Lubomirskich klasztorów mogli zbierać jałmużnę. Dla klasztoru odnowiono trumnę Kapituła rozwadowskiego teren kwestowania sięgał na i grobowiec prowincjalna, fundatora. która odbyła południe do Kolbuszowej, na zachód do Opatowa, się 17 sierpnia 1759, mianowała kolejnego na trakcie krakowskim do Połańca i na północ aż do gwardiana, Kraśnika, wyłączając wszytkie te miasta. Natomiast w kierunku wschodnim obszar ten obejmował o. Rafała Moszyńskiego. Grażyna Lewandowska Na Szlaku 9 Katecheza na gruzach O potrzebie ekipy remontowo-budowlanej Gimnazjaliści po egzaminach w miesiącu kwietniu zadecydują, w oparciu o uzyskane z nich wyniki, o swojej dalszej karierze naukowej. Przed nimi zapewne jedna z trudniejszych decyzji – wybór szkoły ponadgimnazjalnej - mająca znaczny wpływ na ich przyszłość, której już coraz bardziej samodzielnie nadają swój własny kształt. Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom młodzieży, szczególnie z myślą o gimnazjalistach, Samorządowe Liceum Ogólnokształcące im. Cypriana Kamila Norwida w Stalowej Woli zorganizowało 4 kwietnia bieżącego roku tzw. dzień otwarty szkoły. Stworzyło to wyjątkową okazję, aby z bliska i niemal od podszewki przyjrzeć się Samorządowemu Liceum Ogólnokształcącemu – młodemu w latach, bo powołanemu do istnienia 24 kwietnia 1998 roku – i bogatemu w wykwalifikowaną kadrę pedagogiczną, w mądrość, doświadczenie, tradycje szkolne, co znajduje przełożenie w osiąganych sukcesach naukowych licealistów (konkursy, olimpiady), w przyjęciach 10 Numer 43/2009 na studia wyższe, a w tym kontynuacji nauki na prestiżowych uczelniach, otrzymanych stypendiach oraz całościowym wychowaniu młodego człowieka, podejmującego odpowiedzialność za siebie, za przyszłą rodzinę, za Polskę, za dar wiary. Wszyscy nauczyciele i pedagodzy pod egidą dyrekcji szkoły (pan dyrektor mgr Marek Czopor, wicedyrektorzy mgr Irena Kutyła, mgr Marek Teśniarz), przy niezbędnym wsparciu samych licealistów bardzo energicznie i profesjonalnie włączyli się w dzieło pomocy gimnazjalistom szukającym stosownej dla nich szkoły, jak również promocji Samorządowego Liceum Ogólnokształcącego. W nurt tych przedsięwzięć i dokonań wpisali się również katecheci: p. Teresa Mastalerczyk, br. Rafał Pysiak OFMCap, br. Tomasz Olejnik OFMCap oraz br. Jacek Węgrzyn OFMCap. Podejmując inicjatywę br. Jacka, czerpiąc z niewyczerpanej studni pomysłów br. Rafała oraz opierając się na sile br. Tomasza, wspólnie stworzyli montaż teatralno-multimedialny opierający się myśli św. Pawła, który w jednym ze swoich listów napisał, że „nasze ciała są świątynią Ducha Świętego” (1 Kor). Przed wejściem do sali każdy natknął się na kościotrupa w habicie kapucyńskim, który dzielił się z zainteresowanymi refleksją: a nie miałeś człowieku czasami wrażenia, że Twoje życie jest nieforemne jak porąbane drewno na opał lub jak kupa gruzu na budowie? Wejdź. Zapraszamy. Stanowiło to przyczynek do zastanowienia się nad wiarą, która wyraża się na co dzień w świadectwie, ma odzwierciedlenie w spowiedzi, w Komunii świętej, w miłości Kościoła, po prostu w wytrwałym naśladowaniu Chrystusa. Gruzy, kamienie, drewno, podkłady budowlane, świece, prezentacja multimedialna Wiara młodych, foldery miały jeszcze bardziej zwrócić nas do tej głębi życia, życia – duchowego, nadprzyrodzonego, które Bóg złożył w nas samych. Ponieważ człowiek jest świątynią Ducha Świętego, toteż jak każda budowla wystawiona na wiatry, wodę, czas, potrzebuje duchowej ekipy remontowo-budowlanej, ludzi wybranych przez Boga do tego właśnie szczególnego typu zadań. Jeżeli chcesz doświadczyć i dowiedzieć się więcej – to bracia kapucyni czekają na Ciebie tak na katechezie, jak i po niej, w szkole i poza szkołą, w Kościele, w drodze, w porę i nie w porę. Człowiek poszukuje Boga. To przekonanie wyraża poeta Cyprian Kamil Norwid, patron Samorządowego Liceum Ogólnokształcącego, we fragmencie wiersza pt. Promethidion: „Kształtem miłości piękno jest – i tyle. Ile ją człowiek oglądał na świecie, W ogromnym Bogu, albo w sobie-pyle, Na tego Boga wystrojonym dziecię; Tyle o pięknem człowiek wie i głosi – Choć każdy w sobie cień pięknego nosi I każdy – każdy z nas – tym piękna pyłem”. O uczniach, gimnazjalistach, maturzystach pamiętamy w modlitwach zanoszonych do Boga, bo człowiek świadom swojej wyjątkowości w świecie, świadom swojej godności i powołania potrzebuje także tego światła i mocy, które daje Chrystus i Jego Ewangelia. Jacek Węgrzyn OFMCap. Na Szlaku 11 Miłosierdzie jest największym przymiotem Boga Obraz Jezusa Miłosiernego „Jezu ufam tobie” wiąże się z objawieniem, jakie miała s. Faustyna Kowalska w celi płockiego klasztoru 22 lutego 1931 roku. Przedstawia miłosierdzie Boga wobec człowieka. Jest swoistym wezwaniem do czynnej miłości bliźniego. Wieczorem, kiedy byłam w celi, ujrzałam Pana Jezusa ubranego w szacie białej. Jedna ręka wzniesiona do błogosławieństwa,a druga dotykała szaty na piersiach. Z uchylenia szaty na piersiach wychodziły dwa wielkie promienie, jeden czerwony,a drugi blady - napisała w swoim dzienniczku s. Faustyna. Te dwa promienie oznaczają krew i wodę;blady promień oznacza wodę, która usprawiedliwia dusze; czerwony promień oznacza krew, która jest życiem dusz. Te dwa promienie oznaczają więc przede wszystkim sakramenty święte. I dalej: Szczęśliwy kto w ich cieniu żyć będzie. Pierwszy obraz Jezusa Miłosiernego został namalowany w Wilnie w 1934 roku na prośbę Sługi Bożego, ks. Michała Sopoćko, spowiednika s. Faustyny w pracowni Eugeniusza Kazimirowskiego. Dzisiaj znajduje się w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Wilnie. Obraz powstawał powoli, s. Faustyna miała zastrzeżenia. Postać Jezusa wydała się jej nie dosyć piękna, nie tak piękna jak Go widziała w swoim objawieniu. Zasmucona pytała Jezusa: „Kto Cię wymaluje tak pięknym, jakim jesteś?” Ale On odrzekł jej: „Nie w piękności farby ani pędzla jest wielkość tego obrazu, ale w łasce Mojej” Opis obrazu Króla Miłosierdzia według Ks. Michała Sopoćko z roku 1974: W kulcie Miłosierdzia Bożego obraz Króla Miłosierdzia odgrywa pierwszorzędną rolę. Dlatego Służebnica Boża s. Faustyna przywiązywała do jego poprawności wielką wagę. W obrazie tym odróżniała ona cechy istotne i polecała czuwać, by one były zachowane. Do istotnych cech tego obrazu należą: 1. Postawa Zbawiciela idąco-stawająca jak to bywa, gdy idąc, zatrzymujemy się, by powitać kogoś, a więc lewa noga wysunięta naprzód, a prawa nieco zgięta w kolanie. 2. Na obu nogach i rękach mają być zachowane blizny. 3. Prawa ręka ma być podniesiona do wysokości ramienia do błogosławieństwa otwartą dłonią, a lewa ma dotykać szaty w okolicy Serca niewidzialnego, skąd wychodzą dwa silnie zabarwione promienie – na prawo od widza blady, 12 Numer 43/2009 a na lewo czerwony. 4. Promienie te oświetlają przestrzeń i posadzkę, a częściowo i ręce. 5. Wejrzenie Chrystusa ma być takie, jak z krzyża ku dołowi, co s. Faustyna nawet zanotowała w swoim „Dzienniczku”. 6. Tło obrazu ma być ciemne jak to bywa o zmroku, z lekko zarysowującymi się drzwiami, na tle których była wizja, do której drzwi nie należą. Dlatego na obrazie Kazimirowskiego one są niewidoczne, a dodano je na zlecenie Komisji Gł. Episkopatu, jako warunek zezwolenia na zawieszenie obrazu w świątyni. 7. Pod obrazem ma być podpis: „Jezu, ufam Tobie” Cały obraz ma przedstawiać Chrystusa w momencie ukazania się Apostołom w dniu Zmartwychwstania (J 20, 19 nn) i ustanowienia Sakramentu Pokuty, Sakramentu Miłosierdzia Bożego, jak się wyraża Sobór Watykański II. Takie tłumaczenie obrazu całkowicie wyjaśnia i uzasadnia wymienione cechy istotne tego obrazu, a przede wszystkim postawę idąco – stawającą, kierunek wejrzenia na Apostołów, itp. „Pan Jezus nazwał siebie Królem Miłosierdzia”. Przy wyżej podanej interpretacji wszystkie wymienione cechy obrazu z wizji Siostry Faustyny całkowicie są zgodne z opowiadaniem Ewangelisty o tym jednym z najdonioślejszych zdarzeń w życiu ziemskim Zmartwychwstałego Chrystusa. „Wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia, gdy drzwi domu, gdzie przebywali uczniowie, były zamknięte z obawy przed Żydami przyszedł Jezus, stanął pośrodku i mówi do nich: Pokój wam. A to powiedziawszy, okazał on i ręce, i nogi, i bok. Tedy uradowali się uczniowie ujrzawszy Pana. Znów więc rzekł do nich Jezus: „Pokój wam. Jak Ojciec mnie posłał, tak i ja was posyłam”. Po tych słowach tchnął na nich i rzekł do nich: „Weźmijcie Ducha Świętego. Których grzechy odpuścicie, są im odpuszczone, a których zatrzymacie, są im zatrzymane” (J 20, 19nn). Czy może być dokładniejsza zgodność przytoczonego cytatu Ewangelisty z opisem obrazu z wizji? To jest najdonioślejszy moment z chwalebnego życia Zbawiciela, który ustanawia Sakrament Miłosierdzia Bożego i poleca Apostołom iść na misję, by głosić pokój Chrystusowy – pokój Jego Królestwa wśród skłóconych narodów, które zaszły w ślepą ulicę i nie mogą znaleźć wyjścia z sytuacji zawikłanych. Obraz z wizji Służebnicy Bożej Siostry Faustyny Kowalskiej wykonany przez Eugeniusza Kazimierowskiego dokładnie według jej wskazówek nie ma ustalonej nazwy. Jedni nazywają go obrazem Miłosierdzia Bożego (nazwa najbardziej rozpowszechniona w kraju, jako że Chrystus jest uosobieniem Miłosierdzia Bożego), drudzy mianują go Najmiłosierniejszym Zbawicielem. Ostatnio zaś za granicą zaczęli go nazywać obrazem miłosiernego Chrystusa lub miłosiernego Jezusa. Sprawa nazwy tego obrazu była aktualna jeszcze za życia Służebnicy Bożej. Wówczas zapytałem ją o zdanie. Ona po modlitwie odpowiedziała: Przez lata pojawiły się inne wersje tego obrazu. Najbardziej znany jest obraz Hyły, który artysta ofiarował do kaplicy zakonnej w KrakowieŁagiewnikach jako wotum za ocalenie rodziny z wypadków wojennych. Kopia tego obrazu znajduje się również w naszym kościele nad chrzcielnicą. Każdego dnia parafianie modlą się przed nim, polecając Królowi Miłosierdzia swoje troski i pragnienia. Błogosławiony ks. Michał Sopoćko powiedział, że spoglądanie na obraz Miłosierdzia Bożego ma na celu obudzenie ufności ku Bogu przez Pośrednika Jezusa Chrystusa, a zatem nie ustawajmy w modlitwie, prośmy aby blask Nieustającej Miłości pobudzał i kształtował naszą wiarę. G.Lewandowska Na Szlaku 13 Dla dzieci TELEGRAM PILNE * Stop * Wszystkim Mamom * Stop * z okazji ich święta * Stop * życzymy wszystkiego najlepszego * Stop Dzieci wraz z panią katechetką Razem = Miłość Adaś był zawsze grzecznym chłopcem. Chętnie pomagał mamie. Po lekcjach opuszczał swoich kolegów biegnących na boisko i wracał do domu. Tu czekało na niego sporo pracy. Czasem koledzy naśmiewali się z niego, że jest maminsynkiem. Początkowo nie przejmował się tym, co mówili. Pewnego razu chłopcy z jego klasy grali po lekcjach mecz z drużyną sąsiedniej szkoły. W szkole nie było lepszego bramkarza od Adasia. Nie byłoby problemu, ale obiecał mamie, że zostanie z młodszą siostrą, zrobi zakupy i posprząta w domu, aby mama mogła odwiedzić swoją koleżankę. -Co zrobić? Tata w pracy, nie ma mnie kto zastąpić – myślał Adam. – Jeśli nie zostanę, koledzy mi tego nie wybaczą. Został na meczu. Wygrali 3 do 1. Zmęczony wrócił do domu. Mama, oczywiście nie odwiedziła swojej koleżanki. Adamowi było trochę przykro, jednak zaczął grać bohatera. Wziął kartkę papieru, ołówek i napisał: za sprzątanie – 10zł za pilnowanie Basi – 10zł za robienie zakupów – 10zł za inne prace - 15zł razem - 55zł Taki oto rachunek wręczył mamie. Było jej bardzo przykro. Rozpłakała się nawet. Po czym wzięła ołówek i na drugiej stronie kartki napisała: za urodzenie - 0zł za wychowanie -0zł za nieprzespane noce, gdy byłeś chory – 0zł za gotowanie obiadu i pranie - 0zł RAZEM = MIŁOŚĆ 26 maja jest Dzień Matki. Pomyśl, czy przypadkiem nie jesteś podobny do Adama i już dziś zastanów się, co możesz zrobić, aby w tym dniu sprawić przyjemność swojej mamie. Nikt nie potrafi tak kochać jak ona. Na łące rosną piękne kwiatki. Ułóż z nich bukiecik i dołącz go do życzeń i do uśmiechu dla swojej mamy. Zrób chociaż tyle. 14 Numer 43/2009 Kartki z rozwiązaniem dostarczcie na furtę do 22.05.2009. Losowanie nagród 24.05.2009 po Mszy świętej rodzinnej. Marcel Milczarek wylosował nagrodę za rozwiązanie naszej zagadki z marca 2009. Serdecznie gratulujemy ! Śmiechu warte Zosiu – pyta mama córkę – czy dobrze umyłaś sałatę, ma taki dziwny smak? – Tak mamusiu, nawet myłam ją mydłem. Dlaczego pijesz tak dużo wody? – Bo właśnie zjadłem jabłko … -A co to ma do rzeczy? Zapomniałem to jabłko umyć! -Ojciec ubiera synka do przedszkola. – I co, dobrze cię ubrałem? –Tak, ale mama najpierw zakłada mi skarpety, a potem buty. Pomożesz mi wyremontować mieszkanie? – pyta ojciec Jasia. –Tak, a co mam robić? - Pomaluj okna. Pół godziny później Jasio pyta: - Tato, a ramy też pomalować? W sklepie Jaś dostrzega napis: „Wszystko dla ucznia”. –Czy mogę dostać dzienniczek ucznia ze średnią ocen 4,5? Bogaty szejk arabski pociesza swego syna, którego wyrzucono właśnie ze szkoły: - Nie martw się, kupię ci nową szkołę. Matematyk pokazuje uczniom, jak należy rozwiązać równanie z jedną niewiadomą. Zapisał całą tablicę, a gdy skończył, mówi: - Teraz już wiemy, że „x” równa się zero. Na to Jasio: - To straszne. Tyle liczenia na nic. opr. M.Michalska Na Szlaku 15 ŚWIĘCI KAPUCYNI ŚWIĘCI KAPUCYNI ŚWIĘCI KAPUCYNI ŚWIĘCI KAPUCYNI ŚWIĘCI KAPUCYNI ŚWIĘCI KAPUCYNI ŚWIĘCI KAPUCYNI Błogosławiony mikołaj z gesturii Jan Medda urodził się w Gesturii niedaleko Cagliari (Włochy) 5. 08. 1882 r. jako szóste dziecko w ubogiej, ale bardzo religijnej rodzinie. I Komunia święta, którą przyjął w grudniu 1896 r., była w jego życiu wydarzeniem przełomowym. Od tego czasu zaczął wyróżniać się wyjątkową pobożnością, często przystępował do Stołu Pańskiego, unikał zabaw i rozrywek, nawet tych niewinnych. W otaczającej go przyrodzie widział dzieło Boże. Był bardziej dojrzały duchowo, delikatny w obejściu i roztropny w sądach. Pragnął wstąpić do seminarium duchownego, by zostać kapłanem, ostatecznie jednak zgłosił się do klasztoru kapucynów w Coglari, gdzie w październiku 1913 r. przywdział habit zakonny i przyjął imię Mikołaj. Przez pierwsze lata życia zakonnego mieszkał w różnych klasztorach i pracował przeważnie w kuchni. W 1924 r. wrócił do Cagliari i przez resztę życia zakonnego tj. przez 34 lata pełnił funkcję kwestarza. Codziennie rano, niezależnie od pogody, brat Mikołaj skromnie i w milczeniu przechodził ulicami miasta, o nic nikogo nie prosząc, a jednak ludzie dawali mu jałmużnę, nie szczędząc grosza i darów w naturze. Wielu zwierzało mu się ze swoich problemów, prosząc o modlitwę. Wzywano go do chorych w domach i szpitalach: dzięki jego modlitwom wielu ludzi wracało do zdrowia, był już wtedy uważany za świętego i cudotwórcę. Jego postawa i zachowanie sprawiły, że wielu z tych, którzy się z nim stykali, nawracało się. Zachęcani jego słowem i przykładem, zaczynali się modlić i pełnić uczynki miłosierdzia. Po powrocie z kwesty udawał się przed Najświętszy Sakrament lub do kaplicy Niepokalanej, gdzie w absolutnej ciszy, pogrążony w modlitwie spędzał długie godziny dnia lub nocy. Brat Mikołaj niewiele mówił. Apostołował i ewangelizował milczeniem, które było jego drogą do świętości. Żyjąc na co dzień Ewangelią, stawał się świadkiem Chrystusa i pokazywał, że można naśladować Zbawiciela nawet w zgiełku wielkiego miasta. Zmarł po krótkiej chorobie 8. 06. 1958 r., beatyfikował go papież Jan Paweł II 3. 10. 1999 r. opr. Zachariasz Nycz OFM Cap. Każdy, kto obrał lepszą cząstkę, musi przejść przez wszystkie cierpienia Chrystusa, dzieląc z Nim męczarnie przebyte na pustyni, w Ogrójcu i na Krzyżu. o. Pio z Pietralciny OFM Cap. 16 Numer 43/2009 CHWILA Z POEZJĄ TRZECI MAJA Wspomnij. Polsko ten czas. Pomnij na rozpacz tych dni Kiedy się rwały strzały raz po raz Ginęli bracia, lecz naprzód szli. Za nimi ciągnął się krzyk rozpaczy Że Polska - że - naród - że my. Czas skąpany krwią drogę znaczył Dziś, zapomnianej twarzy, bezdomnej krwi. Niechaj więc teraz zapłoną sztandary, popłynie pieśń, na cały świat Nie zaprzepaścim ni ziemi, ni wiary Nad nami Bóg ! Z nami Ojczyzny Kwiat! Zofia Zakrzewska - Myszka MODLITWA I Mój cichy szept biegnie ku niebu Jak pieśń rozkołysana Nie umiem wypowiedzieć Tego, co czuje serce Nie potrzeba słów ON wie wszystko Pochyla się nade mną Mówi: wiem, czego pragniesz Ale to nie tak... Panie! Ty wiesz... MODLITWA II MAJ Wszystko się wokół zmienia Wiersz, spleciony rymem jest inny Cóż. Myśli się kładą jak ślady cienia Niezmienny jest tylko Maj. Mój - polski, rodzinny. Bo w jakimż innym kraju Tak z serca pieśń Maryjną niesie echo? Po górach, dolinach i ruczaju Pod każdą polską strzechą. Gdzie na tej ziemi płynie gaj niebieskookich niezapominajek Błękitną szatą, usłany Maj, Gdzie konwalii dzwoneczki grają. Gdzie kolorami tęczy mienią się bzy Rzucają bukiety jak ciężkie grona Gdzie inaczej - promyk słońca lśni Tuląc je do swego łona. A gdy wśród zielonej alei orzeźwienia Popłynie trel. - Ciwit - Ciwit w pachnącej koronie Odzywa się delikatna struna ukojenia l szczęście, jak w nowej sukni zapłonie Zofia Zakrzewska - Myszka Niczym żaglówka popychana wiatrem Płynie ku niebu myśl ulotna Ciche westchnienie przedziera się Poprzez gąszcz ludzkich głosów Słowa są zbędne Myśl wystarczy To moja modlitwa Czy słyszysz, Panie? Barbara Orlik- Grabowska Na Szlaku 17 Bliskość cielesna w okresie wstrzemięźliwości seksualnej Wstrzemięźliwość seksualna jest najczęściej związana z decyzją odłożenia poczęcia. Unikanie współżycia seksualnego w tym okresie rodzi napięcie między potrzebą bliskości drugiej osoby a koniecznością oddalenia się od jej ciała. Zbyt duża bliskość powoduje pobudzenie seksualne, którego w którymś momencie nie można już opanować. Budzi lęk przed możliwością poczęcia dziecka. Utrzymywanie zbyt dużego dystansu często rodzi sztywność w zachowaniu, pozbawia relację małżeńską serdeczności i czułości. Może osłabiać wzajemną miłość, rodzić poczucie oschłości, samotności. Może być źle zrozumiane przez współmałżonka jako oznaka niechęci do niego. Historię małżeństwa w różnych jego okresach można nazwać balansowaniem między tymi dwoma postawami. Ideał - obdarowywanie się znakami czułości, szacunku i uznania Relacja małżeńska w okresie wstrzemięźliwości seksualnej ma swoją wyjątkową specyfikę, która wymaga szczególnego podejścia. Ideałem w tym czasie nie jest ani pełna swoboda seksualna związana z szukaniem największej przyjemności ani upodobnienie relacji między małżonkami do związku brata z siostrą, a więc pozbawienie jej odczuć seksualnych, wyeliminowanie ich, odseksualizowanie się. Małżonkowie w tym okresie są nadal małżonkami i dlatego muszą nauczyć się kochać w sposób odpowiedni dla małżeństwa. Skoro nie mogą współżyć seksualnie, to tym bardziej potrzebują wyraźnych znaków i gestów, że pragną siebie, że chcą się sobie oddać, że z tęsknotą oczekują współżycia seksualnego. Dlatego jest tak bardzo ważne, aby w tym trudnym okresie stosowali całą gamę przeróżnych sposobów wyrazu miłości. Małżonkowie właśnie w okresie wstrzemięźliwości powinni poświęcić sobie więcej uwagi, znaleźć czas na wspólną rozmowę, posiłek. Mąż powinien się starać, aby zaspokoić potrzeby uczuciowe żony, zaznaczać, że pamięta o niej i za nią tęskni. Te znaki miłości nie mogą być oderwane od trudów i obowiązków codziennego życia, np. gdy żona jest zmęczona przebywaniem z dziećmi, mąż 18 Numer 43/2009 mógłby zaopiekować się nimi, dając jej chwilę wytchnienia, okazję do pozostania samą. Żona właśnie w tym okresie powinna być szczególnie miła i wyrozumiała dla męża. Doceniać jego trud wstrzemięźliwości, szanować jego pracę zawodową, dostrzegać sukcesy, troskę o dom i rodzinę. W okresie powstrzymania się od współżycia seksualnego nie może także zabraknąć takich oznak bliskości jak dotyk, objęcie, przytulenie, pocałunki, czułe słówka, liściki miłosne itp. Są to wszystko sygnały żywych uczuć, miłosne gesty, delikatne i subtelne, które rodzą się wobec „człowieka drugiej płci”. Różnią się one od pocałunków, gestów i pieszczot podejmowanych z zamiarem rozpoczęcia współżycia seksualnego, mających na celu szybkie rozbudzenie sfery zmysłowej. Takie gesty i znaki uspokajają i mogą uczynić ten czas jak najmniej frustrującym dla małżeństwa. Tylko odkrycie innych niż współżycie seksualne znaków wyrażania sobie miłości jest kluczem do sukcesu do pogłębienia psychicznego i duchowego miłości, nadania miłości cielesnej nowego znaczenia. Czas oczekiwania na współżycie seksualne jest w myśl tej koncepcji szczególnym czasem adoracji, zalotów, czułości, okazywania sobie szacunku i uznania. Wrażliwość na swoje potrzeby, zdolność obdarzania się czułością, szacunkiem i uznaniem jest barometrem twórczej relacji między mężem a żoną. Kochający się małżonkowie uświadamiają sobie wtedy, że łączy ich głęboka więź, wspólnota miłości, że odczuwają siebie w najbardziej ukrytych drganiach duszy. Czują się duchowo i psychicznie zespoleni ze sobą, ogarnięci poczuciem bliskości. Naturalne pragnienie współżycia seksualnego w okresie płodnym, choć w pełni niezaspokojone, musi być koniecznie zrekompensowane przez okazywanie sobie czułości. „Takiej czułości ogromnie wiele potrzeba w małżeństwie, w całym tym wspólnym życiu, gdzie przecież nie tylko «ciało» potrzebuje «ciała», ale przede wszystkim człowiek potrzebuje człowieka”. Czas wstrzemięźliwości jest nie tylko czasem umiarkowanego dystansu cielesnego, ale także, a nawet przede wszystkim, czasem rozmowy, budowania małżeńskiej przyjaźni. To nie przez samo panowanie nad swoją seksualnością wzrasta miłość małżeńska. Miłość wzrasta tylko wtedy, gdy zachowanie wstrzemięźliwości jest motywowane miłością i przeżyte jest w atmosferze czułości. Zmiana na lepsze w relacjach między małżonkami nie dokonuje się przez samo respektowanie okresu płodnego u kobiety, ale przez twórcze wykorzystanie tego czasu dla pogłębienia więzi międzyosobowej. Nie można zapominać, że liczna grupa małżonków nie jest wychowana do okazywania sobie czułości. „Czułość bowiem domaga się pewnej czujności zwróconej ku temu, aby różnorodne jej przejawy nie nabrały innego znaczenia, nie stały się tylko formami zaspokojenia zmysłowości i wyżycia seksualnego. Dlatego czułość nie obejdzie się bez wyrobionego opanowania wewnętrznego, które w tym ujęciu staje się wykładnikiem wewnętrznej subtelności i delikatności względem osoby drugiej płci”. Wielu małżonków nie ma w sobie na tyle wrażliwości, aby w okresach wstrzemięźliwości seksualnej umieli wykreować nowy styl bycia razem. Nieumiejętność ta często wypływa z braku wewnętrznej wolności względem doznań seksualnych. Do takiej wolności trzeba się wychować, dorosnąć, czasami rozwiązać zadawnione problemy rodzinne. Na pewno niedocenioną wartością na drodze uczenia się takiej postawy jest zachowanie czystości przedmałżeńskiej. We współczesnej kulturze nie jest ona jednak ceniona. Gdy przez całe lata żyje się bez ograniczeń, to potem staje się bezradnym wobec wyzwań okresu wstrzemięźliwości. Radykalny dystans – smutne wstrzemięźliwości oblicze Zdarza się czasami, że małżonkowie nie chcą w ogóle współżycia seksualnego albo przesadnie je ograniczają nie tylko z powodu lęku przed poczęciem dziecka, ale w wyniku spirali problemów we wzajemnej komunikacji, nawarstwionych i zadawnionych urazów. Życie we dwoje staje się wtedy puste i smutne, naznaczone cierpieniem, zamiast radością. Zachowania paraliżujące miłość, choć wypływają z urazów lub lęków, znajdują pozorne wsparcie w zasadach moralnych, które małżonkowie katoliccy chcą zachowywać. Może nawet być tak, że głównym powodem podawanym współmałżonkowi uzasadniającym oziębłość, radykalne oddalenie od siebie, a nawet wyraźne odrzucenie, stają się wymagania nauki Kościoła. W takich przypadkach manipulacja moralnością katolicką, traktowanie jej jako parawau skrywającego rzeczywiste motywacje, jest szczególnie szkodliwa. Małżonkowie przekonują siebie wzajemnie, że lepiej ze względu na Boga zrezygnować radykalnie i jednoznacznie z intymności, z wszelkiego rodzaju gestów, pieszczot, nawet i z czułości. Czułość przecież też bardzo łatwo może przerodzić się w zmysłowe pragnienie, trudne do opanowania. Wtedy jako jedynie moralny, zgodny z wolą Bożą, sposób życia widzi się unikanie siebie wzajemnie, spanie osobno, zasłanianie przed sobą swojej nagości, zrezygnowanie z pocałunków. Wytworzony dystans oznacza oziębłość, oddalenie emocjonalne, życie w odosobnieniu. Siła do wytrwania we wstrzemięźliwości płynie nie z miłości, nie ze zgody na czekanie na upragnione współżycie seksualne, ale z niechęci do drugiej osoby, lęku przed pobudzeniem, współżyciem i poczęciem dziecka. Im większy lęk, tym większy dystans. Im większe ryzyko pobudzającej bliskości, tym większa surowość moralna. Sens i wartość okresu wstrzemięźliwości zostaje wypaczona i sprowadzona przede wszystkim do wysiłku unikania siebie. Bycie z sobą oznacza uciekanie przed intensywnością wysyłanych i odbieranych bodźców seksualnych. Konsekwencją takiego podejścia są potem trudności uzyskania satysfakcji w czasie współżycia seksualnego w okresie niepłodnym. Nie można bowiem nagle przejść z zagrożenia w ufność, ze sztywności w spontaniczność, z zamknięcia w otwartość. Naturalna dynamika seksualności Kobiety właśnie w okresie wstrzemięźliwości są gotowe do zrodzenia potomstwa i równocześnie z mocy samej natury są pobudzone, spragnione współżycia seksualnego. Zachęcając mężczyzn do rozpoczęcia godów, nawet nieświadomie wysyłają im subtelne sygnały, wyczuwalne przez nich miłosne fluidy. Jeżeli małżonkowie nie decydują się na poczęcie dziecka, a tym samym na współżycie seksualne, to nie mogą, bez gwałtu na swojej naturze pozostać nieczuli wobec siebie. Zaloty, okazywanie sobie czułości i uznania stają się w tym wypadku konieczną odpowiedzią na pragnienie natury (choć subiektywnie niewystarczającą, ale jednak bardzo płodną psychicznie i duchowo). Małżonkowie, którzy przebywają z sobą nawet Na Szlaku 19 jeżeli nie chcą doprowadzić się do pobudzenia niemożliwego do opanowania, to jednak mimowolnie ulegają wzrastającemu rozbudzeniu. Specyfiką seksualności jest to, że wszelkim myślom i pragnieniom seksualnym towarzyszy pewien napór zmysłów, który z początku delikatnie, a później usilnie skłania do osiągnięcia satysfakcji seksualnej. Dynamika seksualności rządzi się swoimi prawami, które są wpisane w naturę ludzką. Rozbudzane zmysły nie uspokajają się automatycznie, gdy pobudzające bodźce przestaną działać albo gdy człowiek postanowi zatrzymać proces rozbudzania. „Reakcja zmysłowości zwykle w swojej (tj. zmysłowej) sferze psychiki niejako przebrzmiewa do końca, nawet chociaż w sferze woli spotyka się z wyraźną opozycją. Nikt zaś nie może żądać od siebie ani tego, by reakcje zmysłowości w nim się nie pojawiały, ani też tego, by ustępowały one natychmiast, skoro tylko wola nie pozwoli czy nawet wyraźnie opowie się przeciw. (...) Czymś innym jest „nie chcieć”, a czym innym „nie czuć”, „nie doznawać”. Dlatego w wielu przypadkach małżonkowie, odkładając na później zbliżenie seksualne, będą czuli wzbierający w nich napór zmysłowości. Będą coraz bardziej tęsknili za sobą i coraz wyraźniej pragnęli współżycia seksualnego. Bez względu na to czy będą chcieli rozładowania napięcia seksualnego czy też nie, gdy do współżycia zawczasu nie dojdzie, ich organizm może go bardzo potrzebować. Zazwyczaj ludziom jest bardzo trudno dostrzec różnicę między naturalnym procesem rozbudzenia przebiegającym niezależnie od woli człowieka a wolnym wyborem rozbudzania się w celu podjęcia współżycia seksualnego. Wraz ze wzrostem naporu seksualności człowiek nie potrafi rozróżnić, czy słucha bardziej zewu zmysłowości czy nadal jest posłuszny decyzji woli, która sprzeciwia się grzechowi. Coraz bardziej traci pewność. W którymś momencie nie wie, czy w swojej bezsilności ulega przemożnej woli zmysłów, czy coraz bardziej dobrowolnie dąży do przeżycia przyjemności. Z tego powodu dla wielu osób jest bardzo trudne rozeznanie granicy pomiędzy naturalnymi poruszeniami ciała, a dobrowolnym aktem woli. Dlatego często się zdarza, że silny napór zmysłowości, z którym człowiek nie umie sobie poradzić, pochopnie utożsamia z przyzwalającym aktem woli, a tym samym uznaje swoją winę moralną i siebie oskarża. Problem ten dostrzega 20 Numer 43/2009 Magisterium Kościoła, które głosi, że „ze względu na rodzaj i przyczyny grzechów natury seksualnej, łatwiej się zdarza, iż nie występuje w nich w pełni wolne przyzwolenie. Wskutek tego wymaga się tu roztropności i ostrożności w wydawaniu jakiegokolwiek sądu o odpowiedzialności człowieka”. Rozładowanie napięcia seksualnego nieobciążone żadną winą moralną dokonuje się zazwyczaj podczas polucji nocnej, w czasie snu. Może także następować na jawie, w stanie półsnu. Gdy małżonkowie śpią razem, takie wyładowania będą wzmocnione wzajemną bliskością cielesną, której przecież nie mogą uniknąć. Największa wartość - pełne seksualne współżycie Nie tylko katoliccy małżonkowie mają poczucie, że dobrze przeżyty akt małżeński rodzi pokój w sercu i ożywia miłość. Daje znacznie głębsze poczucie jedności, wzajemnej wdzięczności i pełni zaspokojenia uczuciowego i seksualnego niż pieszczoty doprowadzające do orgazmu poza stosunkiem seksualnym. Wrażliwi małżonkowie, gdy porównują te dwa doświadczenia, czują istotną różnicę. Pojawia się podczas tych czynności jakieś zafałszowanie relacji miłosnej między mężem a żoną. W wyniku zbyt częstego doprowadzania się do orgazmu poza stosunkiem seksualnym pojawia się u małżonków w jakiejś perspektywie czasu coraz większa niemożność panowania nad własnymi popędami, zanika zdolność do samokontroli. Mężczyźni widzą, że stają się coraz słabsi, niezdolni do panowania nad sobą. Gdy mężczyzna nie umie sobie poradzić z napięciem seksualnym, może szukać bliskości żony w sposób zbyt natarczywy, bez kultury i delikatności, bez troski o zaspokojnie jej potrzeb. W jej odbiorze będzie dążył nie do spotkania z nią, ale tylko do wyładowania seksualnego przy jej pomocy. Wtedy kobieta może bardzo boleśnie odczuć fałszywą nutę używania jej przez męża. Czuje się samotna, niekochana i nieszczęśliwa. Świadomość nieopanowania męża może wzmagać w niej lęk przed mimowolnym zapłodnieniem. Lęk ten pozbawia ją chęci nie tylko pieszczot, ale jakiejkolwiek bliskości cielesnej ze strony męża. Czułość, bliskość, intymność zamiast radości będą dla niej znaczyć zawsze tylko jedno – męski pretekst, aby jak najszybciej rozpocząć współżycie seksualne. W tej sytuacji musi wyrzec się bezpiecznej bliskości, której bardzo pragnie. Ma poczucie wykorzystania i uprzedmiotowienia i to pod pretekstem miłości małżeńskiej. Idąc w tym kierunku, można nie zauważyć regresji seksualności, cofania się relacji miłosnej, jej zaniku na korzyść płytkiego zaspokojenia seksualnego. Kontakt między małżonkami biologizuje się, traci głębię (nie tylko w przenośni) i zatrzymuje się na powierzchni ich ciał. Małżonkowie, pomimo że fizycznie zostali zaspokojeni, pozostają wobec siebie samotni, może nawet obojętni wobec siebie, skoncentrowani na sobie, i tym samym oddaleni od siebie. Takie zachowania nie przyczyniają się do pogłębienia i uduchowienia miłości małżeńskiej, umacniają egoizm małżonków, a zarazem osłabiają więź między nimi. Nie są satysfakcjonujące. Kobiety na ogół szybciej wyczuwają ten problem. Dotykany problem moralny ze swojej natury jest bardzo delikatny i subtelny. Jest on dobrze widoczny dopiero w świetle bardzo czystej, wysublimowanej relacji miłosnej. Miłość, która jest oczyszczona z egocentryzmu i interesowności, określa się miłością „agape”, miłością oblubieńczą, miłością kazania na górze. Jest ona ideałem świętości małżeństwa a nie początkiem jego drogi życiowej. Nie można ukrywać, że w tym względzie wrażliwość Kościoła przewyższa wrażliwość przeciętnego małżeństwa. Wrażliwość Kościoła, która głosi, że małżonkowie powinni intensywnie się rozbudzać tylko wtedy, gdy planują zakończyć takie pieszczoty pełnym aktem małżeńskim, można porównać do delikatnego kompasu, który pokazuje właściwy kurs w kierunku celu, który znajduje się za horyzontem. Warto go obrać, mając świadomość, że ludzka namiętność (eros) będzie bardzo utrudniać drogę w wyznaczonym kierunku. Warto się starać tak żyć, ale też i pamiętać, że tylko nielicznym małżeństwom udaje się szybko uporządkować sferę seksualną i tym samym szybko osiągnąć odległy cel. Wrażliwość Kościoła nie bez powodu zwraca uwagę, że podejmowanie intensywnych, rozbudzających pieszczot bez zamiaru pełnego współżycia seksualnego często wprowadza pewien nieład moralny w życie małżonków. Dlatego małżonkowie powinni intensywnie się rozbudzać tylko wtedy, gdy planują zakończyć takie pieszczoty pełnym aktem małżeńskim. Warto się starać tak żyć, ale też i pamiętać, że tylko nielicznym małżeństwom udaje się szybko uporządkować sferę seksualną. Większość ludzi potrzebuje czasu, pracy nad sobą i Bożej łaski, aby osiągnąć dojrzałość w tej ważnej dziedzinie życia. Nie wszystkie zachowania seksualne są związane ze świadomymi i dobrowolnymi wyborami. Wielu ludzi przeżywa swoisty przymus wyładowania napięcia seksualnego, od którego nie umieją się uwolnić. Nie są w stanie wytrwać w decyzji zaprzestania czynów, które sami uznają za złe. Wspominając o możliwości nadużyć, nie można zapominać, że poszukiwanie bliskości cielesnej nie zawsze wypływa z chęci użycia drugiej osoby dla własnej satysfakcji seksualnej. Delikatni, czuli względem siebie małżonkowie, pieszcząc się w okresie płodnym przeżywają miłość, bliskość, wdzięczność, podarowanie sobie intymnych chwil. Mają przy tym uczucie bliskości duchowej. Co jakiś czas może się tak zdarzyć, że w wyniku swojej słabości nadmiernie się rozbudzą, doprowadzając do orgazmu. W takich przejawach bliskości fizycznej nie można dopatrywać się zaraz grzechu. Obraźliwe jest nazywanie takich sytuacji „wspólnym onanizowaniem się” lub jeszcze bardziej dobitnie „masturbacją we dwoje”. Poprzez takie słowa degraduje się bardzo bogactwo psychicznej i duchowej więzi małżeńskiej. Relacje między małżonkami opisana jest jednowymiarowym językiem, który pozbawia ją siły przywiązania, szczerości uczucia, wzajemnej troski, a słabość małżonków w trudnej sztuce wychowania swojej seksualności interpretuje się jedynie jako wyrachowane świadczenie sobie usług seksualnych. Szybki wzrost napięcia seksualnego i rozbudzenie zakończone orgazmem może pojawić się spontanicznie w czasie zalotów, okazywania sobie znaków czułości. Nawet gdy wola trwania w dobru jest stała, małżonkowie zbliżając się do siebie nie są w stanie przewidzieć jak bardzo się pobudzą, czy będą umieli przerwać niewinnie zapowiadające się czułości i pieszczoty. Czasami szybkość wzbierania fali rozbudzanych zmysłów zaskoczy ich i nagle ogarnie. Niektóre osoby są z natury tak wrażliwe na punkcie seksualnym, że wystarczy im nawet mała pieszczota, aby nie były w stanie opanować narastającego podniecenia. U osób szczególnie uwrażliwionych pod względem seksualnym podniecenie prowadzące szybko do orgazmu może się pojawić nawet przy podejmowaniu czynności wydawałoby się niewinnych (obserwacja kąpiącego Na Szlaku 21 się współmałżonka, jego spojrzenie, gest, dotyk jego ciała). Takie całkiem naturalne reakcje się zdarzają i jeżeli pojawiły się bez jakiegoś zaplanowanego dążenia do ich wywołania nie można zaraz doszukiwać się w nich grzechu i obciążać winą moralną. Trzeba traktować wyrozumiale chwile zapomnienia, nieopanowania namiętności wynikłego z braku czujności przy okazywaniu sobie czułości. Takie sytuacje pomagają małżonkom lepiej poznać swoje reakcje. Z ich znajomości powinni wyciągnąć wnioski na przyszłość. Ksawery Knotz OFM Cap. cd. w nast. numerze A co ma Bóg do Twojego zdrowia, pieniędzy, pracy, wypoczynku, miłości, śmierci? Jeśli nie ma nic, to znaczy, że nie jesteś chrześcijaninem! – śmiało odpowiada ojciec Knotz. Autor w bardzo otwarty sposób odpowiada na wiele pytań na temat seksu. Książka nie moralizuje, ale jak każdy poradnik życia pomaga w rozwiązywaniu problemów i podnoszeniu jakości życia małżeńskiego. Co ma Bóg do mojego seksu? – może i Ty kiedyś zadałeś takie pytanie… 22 Numer 43/2009 Ojciec Knotz czasem dość humorystycznym j ę z y k i e m przekazuje jednak prawdę, że Bóg nas nie podgląda w sypialni, ale jest zainteresowany szczęśliwym p o ż y c i e m seksualnym małżonków i w tym czasie obdarza ich swoimi darami. Celem współżycia seksualnego nie może być jednak sama przyjemność, ale zbudowanie więzi, przeżycie jedności w intymnym spotkaniu kochających się osób! Kronika Wydarzeń 2 kwietnia – w 4. rocznicę śmierci Jana Pawła II modliliśmy się o rychłe wyniesienie go na ołtarze podczas Eucharystii o godz. 18.00. palmy, w trakcie Mszy św. o godzinie 10.30 i 12.00 odbyły się uroczyste procesje. Na sumie I 3 kwietnia po Mszy św. wieczornej odbyła się Droga Krzyżowa, wspólna z parafią Matki Bożej Szkaplerznej ulicami obu parafii-od nas do kościoła farnego. wspólnota Drogi Neokatechumenalnej śpiewała CREDO na melodię ułożoną przez Kiko Arguelo. 6 kwietnia – przez cały okres Wielkiego Postu, a szczególnie w okresie Wielkiego Tygodnia, tradycyjnie już odbywała się spowiedź. Jak co roku chętnych przybywało z każdym dniem. 9 kwietnia – Wielki Czwartek, dzień ustanowienia Eucharystii i Kapłaństwa. O godzinie 18.00 odbyła się Msza Wieczerzy Pańskiej, której przewodniczył br. Damian Delekta, senior konwentu braci kapucynów. 10 kwietnia –Wielki Piątek, pamiątka śmierci Jezusa. Rano o godzinie 8.00 odbyła się wspólna Jutrznia, o 15.00 Godzina Miłosierdzia, a o 18.00 uroczysta liturgia na cześć Męki Pańskiej. W nocy wspólnoty parafialne i poszczególni wierni czuwali wraz z ministrantami przy grobie do godziny 8.00 rano. 4 kwietnia – o godzinie 21.00 odbył się kolejny Apel Jasnogórski przygotowujący naszych parafian do peregrynacji obrazu MB Częstochowskiej. 5 kwietnia – Niedziela Palmowa. Podczas każdej Eucharystii w tym dniu święciliśmy przyniesione 11 kwietnia – Wielka Sobota, rano modliliśmy się Jutrznią, a w ciągu dnia parafianie licznie adorowali krzyż i Najświętszy Sakrament w Grobie Pańskim. O godzinie 21.00 rozpoczęła się Liturgia Wigilii Paschalnej, której przewodniczył br. Rafał Pysiak. Podczas całego Triduum Paschalnego Na Szlaku 23 schola młodzieżowa dbała o oprawę muzyczną, a po jego zakończeniu wystąpiła z krótkim koncertem, który bardzo podobał się parafianom. 12 kwietnia – o godzinie 16.50 modlitwą Nieszporów zakończyliśmy w parafii przeżywanie i świętowanie tajemnic paschalnych. 19 kwietnia – Niedziela Miłosierdzia Bożego. O godz. 15.00 odmawialiśmy Koronkę do Bożego Miłosierdzia. O godzinie 16.00 odbył się wspaniały Koncert Wielkanocny zatytułowany: “Resurexit sicut dixit” (Zmartwychpowstał, jak powiedział) w wykonaniu chórów i solistów naszego stalowowolskiego Miejskiego Domu Kultury. Koncert zgromadził wielkie rzesze melomanów i został zarejestrowany przez TV „Stella”. Po każdej Mszy świętej tego dnia członkowie wspólnoty Ruch Światło – Życie na placu parafii i kilku parafii naszego dekanatu, otrzymała dar sakramentu bierzmowania. 23 kwietnia – uroczystej Eucharystii z udziałem Grupy Modlitwy Ojca Pio przewodniczył br. Jacek Węgrzyn, a po liturgii członkowie GMOP spotkali się w refektarzu klasztornym na wielkanocnym „ j a j e c z k u ” . kościelnym sprzedawali wypieki domowe, zbierając w ten sposób fundusze na rekolekcje letnie. 21 kwietnia - o godz. 16.00 odbyła się uroczysta Eucharystia, której przewodniczył ks. bp Edward Frankowski. W czasie liturgii młodzież naszej 26 kwietnia – o godzinie 15.00 odprawiona została Eucharystia z udziałem Franciszkańskiego Zakonu Świeckich, a po niej poświąteczne spotkanie w refektarzu klasztornym. opr. Grażyna Lewandowska 24 Numer 43/2009 Lectio divina – w perspektywie zaleceń Gwidona II kartuza 1. Stopień meditatio – rozmyślanie cz. II Czym jest ten etap – mówi Gwidon II jasno: „wnikliwym działaniem ducha, badającym treść ukrytej prawdy przy pomocy własnego rozumu”. Rozmyślanie angażuje więc w nas to, co duchowe, zwłaszcza nasz rozum, którego działanie jest opisane jako „badanie ukrytej prawdy”. Rozum tej prawdy nie tworzy, nasz duch tę prawdę bada, niejako jej dotyka, zapoznaje się z nią. Ta prawda ma dla człowieka (dla mnicha) ogromne znaczenie, bo dotyczy jego życia, a nie rzeczywistości wirtualnej. Gwido II dalej podaje, że podczas rozmyślania nasz duch – rozum tę prawdę znajduje. Co za szczęście! Gdy się w życiu duchowym mnicha – człowieka pojawi „pilne rozmyślanie”, wtedy nie pozostaje on na zewnątrz, lecz wchodzi do środka i prawdziwie zważa na to, co Pan powiedział. Gwidon II podaje dla przykładu tekst Mt 5,8: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą”. Ponieważ w trakcie pilnego rozmyślania, mnich zważa na to, co Pan mówi – wie już, że nie wystarczy mieć ręce niesplamione kradzieżą (takich ludzi jest dużo) lub innym złym uczynkiem, lecz że – trzeba oczyszczać serce, w którym znajdują się przewrotne, oddzielające od Pana i bliźniego myśli. Rozważa pilnie dalej trzymając się Słowa, jak wielka powinna być ta czystość serca, skoro autor natchniony woła: „Stwórz o Boże we mnie serce czyste” (Ps 51,12). Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, ile soku wypłynie z jednej mandarynki – tzn. z jednego pilnego rozmyślania, ale tym nie trzeba się martwić, to pozostawić Duchowi. 2. Stopień oratio – modlitwa To trzeci szczebel w tej niezwykłej drabinie, której nie zaprojektował człowiek. Gwido II szczerze przyznał, że ta myśl nagle wtargnęła do jego wnętrza. Jak jest pojmowana modlitwa w tej drabinie mnichów? Oratio jest „skierowaniem ku Bogu oddanego serca celem oddalenia zła lub uzyskania dobra”. W tej modlitwie następuje zwrot serca, nie jest to tylko cześć wyrażona Bogu ludzkimi wargami. Modlitwa serca w liście Gwidona jawi się jako jeden z owoców pilnej medytacji. Podczas medytacji – jak zaznacza – otwierają się oczy serca (oczy duszy), dzięki czemu widzi ono, że samo z siebie, własnymi siłami i uczynkami, nie może i „nie potrafi osiągnąć upragnionej słodyczy poznania i doświadczenia”. Gdy to serce jest oddane Bogu, poddane Jego działaniu – dokonuje się w nim rozmyślanie. Co dzieje się podczas takiego rozmyślania – Gwido II pisze, iż w tym „rozmyślaniu zapłonął ogień i pragnienie większego poznania Ciebie”. Co się dalej dzieje? W sercu zaczyna rozbrzmiewać modlitwa: Panie, „gdy łamiesz dla mnie chleb Pisma Świętego, to w łamaniu chleba dajesz mi się poznać (por. Łk 24,30 – 35). A im bardziej Cię poznaję, tym bardziej pragnę Cię poznać, już nie w «łupinie» litery, lecz w doświadczalnym odczuciu. A proszę o to, Panie, nie na mocy moich zasług, lecz ze względu Na Szlaku 25 na Twoje miłosierdzie. Wyznaję bowiem, że zgrzeszyłem”, Panie miłosierdzia Twego nie powstrzymuj – proszę (por. Iz 63,15). 3. Stopień contemplatio - kontemplacja To już czwarty stopień drabiny, która sięga nieba – jak podaje Gwido II. O kontemplacji pisze, że ona „jest jakimś uniesieniem ponad siebie ducha zakotwiczonego w Bogu, jest zakosztowaniem radości wiekuistej słodyczy”. Kontemplacja jest dziełem Pana, który w takich chwilach „pokrzepia zmęczoną duszę, karmi zgłodniałą, nasyca wyschniętą” – krótko mówiąc, przywraca jej piękno, odziewa ją szatami zbawienia lub jak podpowiada nam Dziewica z Nazaretu –„czyni jej wielkie rzeczy”, albowiem Jego miłosierdzie z pokolenia na pokolenie. W tych nieprzewidywalnych chwilach łaski, działanie Pana sprawia, że dusza prawdziwie zostaje „upojona” Jego dobrym winem ( por. J 2,9), lecz to upojenie czyni „ją trzeźwą”. Kontemplacja jest więc ważnym „stopniem” w życiu duchowym, bo dzięki niej mnich odzyskuje duchową trzeźwość, którą często traci pijąc inne wino, które – co trzeba przyznać – może być „szybciej podane”. 4. Rekapitulacja Wszystkie te stopnie, ponieważ tworzą drabinę, są ze sobą powiązane. Uchwycenie tych więzi jest ogromną pomocą dla każdego kto zechce po tej drabinie wchodzić z ziemi do bram nieba i pić (chociaż, czasami) dobre wino. Gwido II tak przybliża nam tę tajemniczą więź, która zachodzi pomiędzy poszczególnymi stopniami – „te stopnie tak mocno wiążą się ze sobą, a następując po sobie tak sobie służą, że poprzednie bez następnych nic albo niewiele znaczą, a następne bez poprzednich prawie nigdy lub rzadko mogą być osiągnięte”. Jakże wiele mówi to stwierdzenie, że „poprzednie bez następnych nic albo niewiele znaczą”! Na niewiele zda się mnichowi czas oddawany na czytanie, na studiowanie, jeśli nie prowadzi to go do rozmyślania i wewnętrznego rozpoznawania, do przemiany jego myślenia i nowego otwarcia swego wnętrza przed Panem, który karmi a czasem uderza swoim słowem. Niewiele pomoże mnichowi rozmyślanie, jeśli 26 Numer 43/2009 nie zobaczy on Prawdziwego Nauczyciela, którego właśnie w tej chwil może słuchać, który przychodzi do niego ze słowem życia (por. J 6,1 - 69). Niewiele też pomaga modlitwa, która stała się „tekstem warg” systematycznie wypowiadanym, a nie zwrotem serca oddanego Duchowi, który ma moc unieść duszę ku wyżynom nieba. Gwido II chcąc przybliżyć czytelnikowi wartość i znaczenie kolejnych stopni, pisze pod koniec swego listu: „czytanie bez medytacji jest jałowe”– ono nas wtedy nie pociągnie, nie poprowadzi w głąb, traci swój smak, swój wdzięk, swój blask. Rozmyślanie – zaś „bez czytania jest narażone na błędy”, myśli ulegają licznym namiętnością, zaczynają się błąkać, nie wiemy do czego lub do kogo powrócić, serce traci pewność i nie wie, przed Kim się zatrzymać. Modlitwa „bez rozmyślania staje się oziębła”– wołanie serca zamiera a nasza uczuciowość usycha, serce zamarza, ogień go nie rozpala, bo palenisko jest puste. Rozmyślanie bez modlitwy jest ostatecznie bezowocne – bo przecież rozmyślanie mnicha chrześcijańskiego nie ma być tworzeniem niezawodnych „sylogizmów”. Modlitwa, która dzięki Duchowi przemienia się w oddanie, przynosi owoc w postaci kontemplacji, „osiągnięcie zaś kontemplacji bez modlitwy zdarza się rzadko lub jest cudem”. Błogosławiony jest ten „któremu na tym najwyższym stopniu bodaj na krótki czas wolno pozostać”. W konkluzji, możemy powiedzieć, że lectio divina – to jedna z wielu dróg pomagających utrzymać się mnichowiczłowiekowi w Życiu, do którego zrodził nas Ojciec w ogromie swego miłosierdzia. Tej drogi wspólnota Kościoła nikomu nie narzuca, lecz ją ukazuje i przedstawia, by mogli ją wybrać ci, którzy dziś są w Kościele i chcą żyć we wspólnocie życia w Chrystusie i z Chrystusem. Na Szlaku 27 28 Numer 43/2009