mlodzianki 221 - Kościół Akademicki św. Anny
Transkrypt
mlodzianki 221 - Kościół Akademicki św. Anny
Pismo studentów od św. Anny MŁODZI ANKI Nr 11 (221) 23-25 XII 2007 IV niedziela adwentu i Boże Narodzenie KOMENTARZ DO NIEDZIELNEJ EWANGELII (Mt 1, 18-24 ) IV niedziela adwentu / ) " & " S % ! & ! S % 0 2 & ! / * ( " , + 1 ! * & " ' " & ! ! ) ! & & Codziennie jesteśmy zasypywani informacjami z życia śmietanki towarzyskiej. Jednego dnia dowiadujemy się oto, że pani X kocha pana Y i oboje wiedzą, że jest to wielka miłość i że nic nie jest w stanie ich rozdzielić. Mieszkają już razem i planują wspólną przyszłość. W kilka miesięcy później dowiadujemy się jednak, że ten eksperyment się nie powiódł i państwo X Y nadal szukają miłości, ale już w relacjach z innymi osobami. Drobny fakt, że w między czasie urodziło im się dziecko, dodaje tylko sensacji całej sprawie, bo może odbędzie się przy okazji proces sądowy o przyznanie praw rodzicielskich. I to bagno nosi dumną nazwę „wydarzenia ze świata śmietanki towarzyskiej”. Jakżesz żenująco blado, tragi – komicznie wypada ta śmietanka towarzyska wobec wydarzenia, które miało miejsce ok. 2000 lat temu, a dotyczyło absolutnej Elity Elit. Brali w nim udział: Duch Święty, Anioł przysłany od Boga, Św. Józef z rodu królewskiego, potomek Dawida i Św. Maryja, niepokalanie poczęta. To jest dopiero prawdziwa Śmietanka Towarzyska z Boskiego Namaszczenia. Jednocześnie wiemy doskonale, że i Maryja i Józef, choć wybrani przez Pana, byli zwykłymi ludźmi. Rodzi się zatem pytanie, jakie cechy ich wyróżniają na tle współczesnych nam elit? Św. Józef był rzemieślnikiem, cieślą, w którego żyłach płynęła 2 - ' ! " ) & ! 3 & % ! * " & & ! ' ! 4 3 ! $ ! $ " # # # # " królewska krew. Jego pasją nie było robienie kasy, zdobywanie wpływów. Myślę, że wykonywał swoją pracę godnie i solidnie. Sądzę, że wiele razy był oszukiwany przez możnych ówczesnego świata; bywały dni bez zamówień na jego pracę. W naszych oczach byłby nikim, nie zauważylibyśmy go na ulicy. A jednak to właśnie jemu Pan Bóg powierzył największe zadanie: wychowanie i opiekę doczesną nad Swoim Synem, Jezusem. Dlaczego? Bo Św. Józef miał serce zjednoczone z Bogiem, w pełni Mu ufające. To było serce pełne odwagi i mądrości, które wypływały ze świadomości, że Pan Bóg czuwa nad każdym jego krokiem. Ale wypełnione Duchem Świętym serce Józefa przede wszystkim potrafiło kochać, obdarowywać Miłością bezwarunkową. Taką Miłością darzył Św. Józef Najświętszą Maryję Pannę. Bo dzisiejsza Ewangelia jest o Miłości Józefa do Boga i Maryi. O Miłości, której sami z siebie nie potrafimy dać, nie znamy jej. Ale jeśli podejmiemy drogę ku Bogu, oddamy Bogu naszą wolę, nasze stereotypy myślenia, On nauczy nas jak być odważnym, jak być mądrym, a przede wszystkim jak kochać miłością bezwarunkową. I to jest dopiero wydarzenie z pierwszych stron gazet... Rafał Bober Mało sentymentalne refleksje z Betlejem „Pójdźmy do Betlejem i zobaczmy, co się tam zdarzyło” % & # ) * . $ ( $ $ % " " ! ' . Z jednej strony to dobrze, że Święta Bożego Narodzenia obrosły w wiele pięknych wyobrażeń, tradycji i motywów. Wypada się cieszyć, że również wiele osób niewierzących obchodzi je na swój sposób, jako święta rodzinne. Wspaniale, gdy ludzie wtedy zastanawiają się nad sensem życia, poświęcają więcej uwagi najbliższym, wybaczają urazy, bezinteresownie pomagają potrzebującym. Czy bez obawy zostania malkontentem można narzekać na ciepłą bożonarodzeniową atmosferę, piękne ozdoby, prezenty, życzliwsze spojrzenia znajomych i... nieznajomych? Ale często nasz sposób myślenia o sensie Narodzenia Pańskiego jest zbyt wyidealizowany. Przede wszystkim dlatego, że może zwalniać od zadawania sobie pytań, co dla nas oznacza wydarzenie sprzed około dwóch tysięcy lat. Pierwsze pytanie, które mi się nasuwało w Betlejem, dotyczyło przeżyć wewnętrznych matki Jezusa. Wszystko wskazuje na to, że Maryja była zwykłą, więc ubogą i niewykształconą dziewczyną żydowską, wyróżniającą się jedynie szczególnym upodobaniem do dobra i postawą „służebnicy Pańskiej”, jak czytamy w opisie Zwiastowania. Cóż to jednak znaczy? Nic innego jak to, że posłusznie i radośnie oczekiwała dziecka poczętego z czystego aktu woli Bożej. Czy potrafimy sobie wyobrazić, co to oznacza? Nosić w sobie takie Dziecko w zwyczajnie ludzki sposób? Odpowiadać sobie na pytania, jak to się właściwie stało i czemu to służy? Przeżywać wszelkie niedogodności właściwe dla matki w stanie błogosławionym. Niepewność, czy wszystko ułoży się dobrze, jak przebiegnie ciąża i poród? I jakie właściwie będzie to dziecko, jak go wychowywać, jak się zachować wobec rodziny i sąsiadów? Maryja musiała być mocną kobietą… Obecnie Betlejem leży na terytorium Autonomii Palestyńskiej. Od Jerozolimy odgradza je izraelski „mur bezpieczeństwa”, który z jednej strony odcina zwykłych Palestyńczyków od możliwości pracy i prowadzenia interesów w Izraelu, pogłębiając ich ubóstwo i frustrację, a z drugiej strony dość skutecznie zapobiega przenikaniu terrorystów na teren tego państwa. Patrząc na mur można lepiej zrozumieć bliskowschodni węzeł gordyjski. I modlić się o pokój dla wszystkich mieszkańców Ziemi Świętej z nadzieją, że nie zabraknie ludzi, którzy doprowadzą w końcu do trwałych rozwiązań politycznych, skłaniających oba społeczeństwa do normalnego, spokojnego życia. Betlejem nie jest pięknym ani sentymentalnym miejscem, w którym pulsuje pozytywna energia płynąca z narodzenia Jezusa. To ubogie miasto, pełne niezbadanych domów i sklepów. Razi brak estetyki i ładu. Pozytywnie 3 wyróżnia się tylko plac przed bazyliką Bożego Narodzenia, której obecny kształt pochodzi z czasów bizantyjskiego cesarza Justyniana (VI wiek). Po drugiej stronie placu stoi główny meczet miasta. Z jego minaretu płyną przez głośniki muzułmańskie modlitwy, które słychać wyraźnie nawet w środku bazyliki. Większość mieszkańców Betlejem to Palestyńczycy wyznający islam. Słuchając wezwań do modlitwy pięć razy dziennie utwierdziłem się w przekonaniu, że społeczność islamska ma silną własną tożsamość i przekonanie o słuszności swojego sposobu życia. Miejscowi chrześcijanie (też przede wszystkim Palestyńczycy) to kurcząca się wskutek emigracji mniejszość. Ale to jedna z najstarszych wspólnot chrześcijańskich na świecie, dla której oparciem są przyjeżdżający pielgrzymi oraz duchowni z różnych krajów, pełniący posługę w Bazylice Narodzenia i innych kościołach. W Betlejem bezpośrednio doświadczamy skutków podziałów wśród chrześcijan. Bazyliką Bożego Narodzenia opiekują się nasi bracia prawosławni, a obok niej stoi katolicki kościół św. Katarzyny. Zasady sprawowania liturgii w bazylice są uregulowane zwyczajowo, ale nieraz dochodziło i dochodzi do nieporozumień, a nawet gorszących sporów między chrześcijanami różnych wyznań i tradycji. Pielgrzymka do Ziemi Świętej wymaga ekumenicznej postawy i wiedzy. Jest zarazem lekcją, jak wiele problemów stwarzają podziały wśród chrześcijan, i że tym bardziej należy dążyć do przywrócenia jedności Kościołów Wschodu i Zachodu. Chyba dla każdego chrześcijanina wielkim przeżyciem jest moment wejścia do Bazyliki Narodzenia (przez słynne, niskie i ciasne wejście), a potem zejścia do groty, gdzie gwiazda symbolizuje najbardziej prawdopodobne miejsce narodzenia Jezusa. Tutaj, w skalnym zaułku (a nie w gospodzie, a tym bardziej nie w szpitalu położniczym) Maryja urodziła swojego syna, a zarazem Syna Bożego. Z przyzwyczajenia łatwo przechodzą nam przez usta te słowa – Syn Boży. A one oznaczają, że to dziecko było prawdziwym Bogiem, a więc przyczyną istnienia świata i nas. Dziecko, które wyrosło potem na silnego mężczyznę – nie tyle 4 wędrownego nauczyciela i proroka, ile Zbawiciela, którego łączą ścisłe relacje z każdym człowiekiem wszystkich wieków. Z każdym bez wyjątku. W takie śmiałe i niepojęte rzeczy wierzymy. Jezus jest Zbawicielem muzułmanów modlących się w pobliskim meczecie, Żydów medytujących pod Ścianą Płaczu w Jerozolimie, ludzi niewierzących, jak również nas, chrześcijan żyjących w Polsce. Mamy świadczyć o naszej wierze najlepiej, jak potrafimy, odważnie i z nadzieją, ale zarazem musimy szanować godność każdej osoby, również tej, która nie zna Ewangelii, lekceważy ją lub odrzuca. Nie pozostaje nam nic innego, jak zaufać jednemu Bogu wszystkich ludzi, który zna wszystkie nasze sprawy, i każdego oceni sprawiedliwie i miłosiernie. Jednak wiara w to, że potężny Bóg postanowił urodzić się jako człowiek w Betlejem dwadzieścia wieków temu, wejść w naszą „skórę” i nasz świat, aby ogłosić Dobrą Nowinę o Zbawieniu, która stanie się „rewolucją ducha” dla całej ludzkości, pozostaje wstrząsająca. Równie frapujące jest szukanie odpowiedzi na pytania, dlaczego ludzkość jest wciąż tak bardzo podzielona pod względem religijnym, politycznym, majątkowym i mentalnym? Dlaczego cały czas niektórzy krzywdzą innych? Dlaczego ściągają na siebie i swoich bliźnich tyle nieszczęść, których można by uniknąć? Potrzeba życia Ewangelią samemu i dzielenia się nią z innymi pozostaje wciąż zadaniem do wykonania… Ziemskie życie Jezusa zaczęło się właśnie tam, w niepozornym miasteczku Betlejem. Właściwie przez przypadek tam, bo właśnie zarządzono spis ludności, przeprowadzany w sposób maksymalnie niewygodny dla obywateli – każdy miał udać się do miasta, z którego wywodził się jego ród, aby tam się zapisać. A Józef, mąż Maryi, pochodził z rodu Dawida, drugiego króla Izraela, który przyszedł na świat właśnie w Betlejem. Podobnie życie przytłaczającej większości ludzi nie zaczyna się w najsłynniejszych miejscach świata, w sposób wymarzony i wygodny. Wręcz przeciwnie. Ale Betlejem uczy, że w każdym miejscu może zacząć się coś dobrego, a nawet niezwykłego. Wszędzie może rozpocząć się cud życia, miłości, przyjaźni, wielkości człowieka, niezależnie od tego, czy napiszą o tym gazety i czy zostanie to odnotowane w encyklopedii. *** SOS dla Ziemi Świętej Od początku grudnia trwa akcja „SOS dla Ziemi Świętej”, prowadzona przez polski oddział organizacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie. Akcja polega na rozpowszechnianiu informacji o niełatwym położeniu chrześcijan w ojczyźnie Jezusa oraz na zachęcie do zakupu dewocjonaliów i pamiątek, wyrabianych z drzewa oliwnego przez palestyńskich chrześcijan, m. in. w Betlejem. Można je zamówić na stronie internetowej www.pkwp.org Bohdan Białorucki Nie jest tajemnicą, że powoli budujemy społeczeństwo bez ojców. Biologiczni ojcowie nie uczestniczą w wychowaniu swoich dzieci. Czasami nie ma ich po prostu fizycznie, czasami są zbyt zajęci bardziej „męskimi” zajęciami jak zdobywanie pieniędzy, statusu zawodowego, władzy. W rezultacie rosną nam kolejne pokolenia kobiet i mężczyzn z coraz to bardziej fałszywym obrazem ojca, męża. Pokolenia, które nie wiedzą, jaki powinien być mężczyzna jako mąż i ojciec. Oczywiście podobne zagubienie dotyczy także roli kobiety, matki, ale jeśli weźmiemy pod uwagę rolę mężczyzny w rodzinie – jak to przedstawił Św. Paweł w liście do Efezjan – to zdamy sobie sprawę, że rola ojca jest absolutnie wyjątkowa i błędy popełnione w tej sferze życia rodzinnego niosą daleko poważniejsze konsekwencje niż błędy popełniane przez matkę/żonę… Otóż Św. Paweł pisze tak (Ef. 5; 21-33): " % % $ % $ $ % $ % % % $ % % % . A w innym fragmencie Św. Paweł pisze też (1Kor. 11; 3): $ % $ % . Widać zatem, że rodzina bez mężczyzny to rodzina bez głowy. To źle funkcjonująca, wydająca gorzkie owoce, pozbawiona ochrony podstawowa komórka społeczna. Jakże cudowna perspektywa, łatwa zdobycz dla krążącego wokół złego ducha. Bo jak Św. Piotr pisze jeszcze w innym miejscu (1P 5; 8): " % $ % % $ $ % $ % $ % % % % " % . Kto zatem ma bronić rodziny jeśli ten, który do tego jest przeznaczony, często nawet nie wie, że takie ma posłannictwo. Nie lamentujmy więc naiwnie nad falą terroru w szkołach, na stadionach, falą pornografii, alkoholizmu, narkomanii, obsesji wokół pieniądza, władzy, seksu. To są 5 wszystko owoce dobrze skoordynowanych działań wymierzonych w tych, którzy pełnią lub będą pełnić rolę głowy rodziny. Rolę, która została im przydzielona w Mądrości Bożej. Dlatego powyższe działania nie są skierowane przeciw kobietom, choć one także ponoszą tego konsekwencje. To są działania prowadzone po to, aby zniszczyć porządek, jaki Pan Bóg zaplanował dla człowieka, tu i teraz. Aby zniszczyć ten porządek należy uderzyć w jego ośrodek dowodzenia, w „głowę”. A mężczyzna współczesny jest atakowany ze wszystkich stron. Ma być ukochanym synkiem mamusi, dumą tatusia, wytrawnym businessmanem. Ma być otoczony przedmiotami luksusu; wysportowany, elegancki i być sprawnym i szczodrym kochankiem. Mężczyzna współczesny ma zdobywać pieniądze, władzę, miłość, bo wie, że niczego nie dostanie za darmo. Ma się piąć po drabinie sukcesu, drabinie donikąd, ale tej „nicości” nie widać z dołu. Bardzo niewielu mężczyznom udało się wspiąć na szczyty tej drabiny, a ci którzy tam dotarli, znaleźli tylko pustkę i nicość, kolejne oszustwo złego ducha. W tym zagubieniu współczesnego mężczyzny jako absolutny gigant naszych czasów jawi się nam Św. Józef. Myślę, że nie święci, zakonnicy, księża, biskupi, ale cieśla z Betlejem, głowa Św. Rodziny będzie przewodnikiem, wzorem dla mężczyzny XXI wieku. Św. Józef jest wsłuchany w Boga. Tak jak jego przodek, król Dawid, ma serce króla. Nie ma zaszczytów, władzy, ale ma serce królewskie, bo w tym sercu nosi Boga. Jest to serce odważne, mądre, niezmienne, nie podlegające chwilowym emocjom, bo w tym sercu mieszka Bóg, a Bóg jest niezmienny. Św. Józef, w swojej wolnej woli, w którymś momencie swojego życia zaprosił Boga do swojego serca. Musiał powiedzieć męskie „fiat” na głos Boga. Otworzył się na Boga, uznał w pokorze Jego Mądrość, tak jak to przed wiekami uczynił jego przodek, król Dawid. Od tej chwili Pan Bóg przemieniał serce Józefa, przygotowywał je do najważniejszej misji jego 6 życia, obdarzenia Miłością Jezusa i Najświętszą Marię Pannę, do zbudowania rodziny na skale Miłości danej od Boga. Jesteśmy w okresie Bożego Narodzenia. Zostaniemy zasypani tanimi wizjami miłości i happy endów. Medialni eksperci od marketingu będą nam wmawiali, że tandetne emocje, kiczowate opowiadanka to miłość. Niestety, nic bardziej mylnego. Nie potrafimy kochać nie będąc przygotowani, nauczeni co to jest miłość. A tę naukę może nam tylko przekazać Ten, który jest Miłością, tzn. Pan Bóg. Nie można prawdziwie kochać, jeśli nie przyjmie się najpierw Boga do własnego serca. Św. Józef pokazuje nam, na jakie szczyty Miłości może się wznieść mężczyzna, który jest w jedności z Bogiem. Obraz wiernego, troskliwego małżonka jest mdły, nie oddaje prawdziwej mocy tej Miłości. Ta Miłość jest tak wielka, tak niezwykła, bo oparta jedynie, tylko i wyłącznie, na duchowym obcowaniu małżonków. W czasach gdy wielożeństwo było dozwolone, w kraju o patriarchalnym systemie wartości, Św. Józef miał żonę, z którą nie miał związku cielesnego, żonę, która do śmierci pozostała niepokalana. Jak on musiał ją kochać. Jak czule patrzył na jej przepiękną, spokojną, kochającą twarz. Jak zachwycał się jej uśmiechem witającym go u progu domostwa, jak patrzył na jej wdzięczną sylwetkę, gdy uwijała się w kuchni. Jak podziwiał jej oddanie Bogu, co przekładało się na bycie posłuszną, oddaną i mądrą żoną. Jak musiał się radować, gdy razem wielbili Boga, bo oddał im w opiekę Swojego Jedynego Syna, Jezusa. Jak oboje musieli się czuć wybrani i wdzięczni, że wypełniając Wolę Bożą ich imiona – skromnego cieśli z Betlejem i prostej dziewczyny z Judei – będą znane po wieczność. Czy dzisiaj ktoś chce się nauczyć tak oddawać swoją wolną wolę Panu Bogu w monotonii dnia powszedniego? Czy dzisiaj ktoś chce się nauczyć tak kochać? Rafał Bober KOMENTARZ DO ŚWIĄTECZNEJ EWANGELII & " # % $ & $ % $ % $ $ % % % $ % $ % % $ & & S $ $ % % & S $ % % " $ S " % " % & " " & % " % % $ % % S % & S % $ % % $ % (J 1,1-18 ) $ % % $ % % # % % " % % % & $ " W tekstach Ewangelii czytanych podczas Mszy Św. odprawianej w noc wigilijną oraz o świcie, rozważamy Narodzenie Chrystusa jako pewne zdarzenie osadzone w konkretnych okolicznościach miejsca i czasu. Wcielenie staje się przez to nie tylko tajemnicą naszej wiary, ale jednocześnie niepodważalnym faktem historycznym. Liturgia trzeciej z kolei świątecznej Mszy Św. stawia nam przed oczami jeszcze większą i znacznie trudniejszą tajemnicę narodzenia się Syna w łonie Ojca, jako odwiecznego Słowa. Piękne, a jednocześnie bardzo wymagające słowa rozpoczynające Ewangelię wg św. Jana przypominają nam, że przeżywany okres Świąt ma być dla nas konkretnym znakiem czasu. Pozwala każdemu doświadczyć spotkania z Bogiem, który istniejąc od początku stworzenia, właśnie w tym konkretnym momencie decyduje się stanąć i przemówić do nas już nie tylko za pośrednictwem swych licznych proroków, ale przez swego Syna. Przepowiednie przyjścia Mesjasza, pojawiające się tak często w tekstach liturgicznych ostatniego okresu Adwentu stają się oto rzeczywistością. Słowo staje się ciałem. Ta niezwykła tajemnica ucieka nam bardzo często w natłoku tak wielu spraw, z którymi mamy do czynienia w okresie bezpośrednio poprzedzającym noc Narodzenia Pańskiego. W rezultacie, kiedy w rodzinnej atmosferze staramy się nieco głębiej przeżywać ten wyjątkowy moment, niezwykle łatwo umyka nam prawdziwy obraz Chrystusa, odwiecznego Słowa wcielonego w nasze człowieczeństwo. Kiedy oddzielimy czas świętowania od jego prawdziwej przyczyny, wtedy nie pozostanie nam już nic innego, jak tylko pewne rytualne gesty, powtarzalne praktyki (łamania się opłatkiem czy spożywania określonych potraw), czy ten trudno definiowalny „spokój”, którego tak często życzymy sobie nawzajem. Łatwo wtedy postawić pytanie, czy przypadkiem te kolejne Święta zamiast zbliżenia nas do prawdziwej Tajemnicy, nie były tylko okresem odkrywania tajemnic ukrytych w gwiazdkowych prezentach. Chrystus nie przyszedł akurat teraz tylko po to, aby stworzyć nam jedną z wielu okazji do nieco bliższego i bardziej uroczystego spotykania się w gronie naszych bliskich. I choć kolejne Święta w swym zasadniczym przebiegu są do siebie bardzo podobne, za każdym razem pozwalają na nowo odkryć istotę Wcielenia, a więc potrzebę objawienia prawdziwej natury Boga, który jest Miłością. Pozostaje tylko niezmienne pytanie, czy tym razem uda nam się tą miłość przyjąć. Nie jest to łatwe, skoro Bóg decyduje się na przyjście do nas w tak mało przekonujący sposób, jako małe dziecko, narodzone gdzieś w ekstremalnych warunkach wiejskiej obory. Tym większa może być jednak radość z odkrycia Tego, który zawsze cierpliwie czeka na nasze osobiste zaproszenie. Boże Narodzenie to niezwykły czas na podjęcie świadomej decyzji, czy rzeczywiście mamy odwagę być dziećmi Bożymi i korzystać z obiecanej nam Łaski. Marcin Stębelski 7 Hej kolęda, kolęda! 1 & ! & % ! " & " " & - & ! - 1 ! % & " 4 & " ! & " & . Święta Narodzenia Pańskiego to bowiem znakomita okazja do tego, by wspólnie pomuzykować i zaśpiewać coś więcej, niż tylko zwyczajowe „sto lat” lub „Alleluja!” W każdej rodzinie z pewnością znajdzie się ktoś, kto zna nuty i potrafi grać na instrumencie, obojętnie czy będzie to gitara, pianino, skrzypce czy choćby harmonijka ustna. We wspólne śpiewanie chętnie włączają się dzieci, a robią to odważnie i głośno. Warto, by także dorośli, zachęceni przez starsze pokolenia, pielęgnowali tę piękną – ufam, że jeszcze nie zanikającą – polską tradycję. Nigdzie na świecie nie ma tylu wspaniałych kolęd, takiego bogactwa muzycznego i słownego! Jak drogie były one zawsze naszemu rodzimego sercu niech zaświadczy fakt, iż Fryderyk Chopin wykorzystał fragment słynnej „Lulajże Jezuniu” w swoim Scherzu h-moll op. 20. Na przestrzeni wieków teksty kolęd bywały zmieniane lub dopisywano ich dalszy ciąg. To pokazuje, jak żywy i stary jest ten obyczaj w naszej kulturze. Niektóre utwory powstawały w dramatycznych okolicznościach, jak np. „Nie było miejsca dla Ciebie”, która narodziła się w czasie II wojny światowej w obozie koncentracyjnym w Gusen. W żadnym wypadku nie idźmy więc „na łatwiznę” i nie pozwólmy zastąpić naszych głosów melodią płynącą z magnetofonu; niech w naszych domach nie króluje muzyka pop wykonywana przez zawodowych artystów zarejestrowanych na płytach CD, które przez cały 8 Adwent musieliśmy niestety, słuchać w hipermarketach. Wspólne śpiewanie kolęd najlepiej rozpocząć już w te Święta. Jak się do tego zabrać? W księgarniach, a także na stronach internetowych, nie brak nut i tekstów kolęd. Po wieczerzy wigilijnej należy rozdać poszczególnym członkom rodziny – począwszy od najstarszych do najmłodszych – teksty kolęd. Jedna lub parę osób – w zależności od umiejętności – będzie nam akompaniowała. Każda z osób śpiewających może wylosować lub wybrać dowolny utwór – może swój ulubiony? Nawiasem mówiąc, moją ulubioną bożonarodzeniową pieśnią jest „Wśród nocnej ciszy”, a Państwa? Królować ma wtedy przede wszystkim radość, przyjemność, a nie przykry obowiązek, kiedy odmruczymy pod nosem: „Cicha noc, święta noc” i pobiegniemy oglądać prezenty gwiazdkowe. Śpiewamy przecież Narodzonemu Jezusowi, wyrażając tym samym naszą wdzięczność i miłość Dzieciątku. A „kto śpiewa, dwa razy się modli”. Potrzebne jest więc zaangażowanie i zapał – w tym miejscu również warto przyjrzeć się dzieciom, zobaczyć z jaką nieskrępowaną wesołością one śpiewają – „jeśli nie będziecie jako dzieci”, no właśnie… Można też urządzić konkurs na najlepiej zaśpiewaną kolędę lub turniej, kto pamięta jak największą liczbę zwrotek. Papież Jan Paweł II podobno bardzo lubił śpiewać kolędy, zawsze przestrzegał tego obyczaju i kazał śpiewać wszystkie zwrotki! – to dopiero wyzwanie i wysoko postawiona poprzeczka, prawda? Kolędy można także wykonywać w parach lub śpiewać je na głosy. W żadnym wypadku nie należy się tylko zrażać, wstydzić i usprawiedliwiać: „że ja nie mam głosu, nie znam słów”, itd. Kościół, jak i własny dom, to nie filharmonia, gdzie trzeba zaśpiewać najczyściej i najsprawniej technicznie. Tutaj liczy się przede wszystkim serce, które włożymy w pieśni. Jak wykazały badania tylko 2% społeczeństwa wykazuje całkowitą głuchotę na muzykę i nie jest w stanie powtórzyć czysto melodii, a więc do dzieła! Niech w naszych domach zabrzmi potężne: „gloria in excelsis Deo!” Czego niniejszym Czytelnikom i sobie życzę. Agata Kot. ' + 8 ! ( ) " ( 8 ) ) 2 % , ) " G ) 1 ) 1 7 * K 1 ( , 7 , ) = 2 * = , , 8 P ! % ! % % 7 , ! ! ! , ) # ' @ & M ' * , 7 ! ( 1 ! 5 N " , ! ! 3 , 7 ! 1 , 6 * ! 7 7 ! I ! " ! ) ? " ! , " 9 , & 8 = 7 & 5 * & ! ' % * - , 2 ' ) 2 , % % " & % # ! 5 ) ! ! * 5 0 O * K , ) J ( " ( . 7 7 ! ( , P ! ! 1 " : H ) " ; 2 G % ( 9 & % & 2 ( ) , $ ( , ) , ! # ( ( " " % " , ( 7 ! ! 1 ( ! ! ( * , 1 8 ! 5 ) * 1 1 = 2 , F , 3 ( N ) ( 4 ( : A * G " 3 ) 1 7 3 ! " 2 , 3 8 ( ! & & ( . + , , ) ) ' ( , J ( " 6 * B = ( 1 ( " 2 ( " 7 . : E 6 , , " ! 7 ! 7 D ! " 3 - " ' ( 8 * 1 ( ( 7 * & 2 ! 1 5 ) ! 6 ( ( ( 2 K 2 ! 1 7 L 1 & 1 1 ) - : > , * ) 7 : : , ( & ( * , , 8 ! ( 2 ) 0 6 ! : ) , L ( / 1 = 7 $ ! , . 8 9 2 J ( ) & 2 ) ) ) " , C ( 5 / ! 3 , : ? B 8 , ! , ( % * ( & ! < 1 , 6 " 6 % ( " ) " 1 7 , * * , ) ! = : 7 ! : ( 2 7 : " - @ , ( / ! - , & , . ! F 2 1 & ) % , ) , , ) ( ( + , * 6 ( ! ! 7 ( ( " " ? ( ( ? & Rytuały świąteczne w naszym życiu Przeczytałam niedawno książkę Anselma Grüna Q . Początkowo wydawało mi się, że autor pisze o rzeczach tak bardzo zwykłych, a przez swą oczywistość wręcz banalnych. Jednak w toku dalszego czytania i pogłębionej refleksji odkryłam, że te rytuały, o których jest w książce mowa, zwykle były lub nadal są obecne w moim życiu i że to właśnie m.in. dzięki nim Bóg jest stale ze mną, także wtedy, kiedy błądzę. Uświadomiłam sobie, jak dużo zawdzięczam swoim rodzicom i dziadkom, wśród których kształtowała się moja wiara. Myślę, że wielu ludziom, którym różnego rodzaju zdrowe rytuały są obce, ta książka podpowie, jak uporządkować swoje życie wewnętrzne m.in. poprzez te obrzędy. Wiele z nich związanych jest ze świętami roku liturgicznego. Przed nami Święta Bożego Narodzenia. To okres szczególnie bogaty w rytuały i stwarzający doskonałą okazję do ich pielęgnowania lub odtworzenia od nowa, o ile dotąd były one nieobecne w naszym życiu osobistym czy rodzinnym. W tym momencie moje myśli biegną do rodzinnego domu na wsi i czasów dzieciństwa. Przed moimi oczyma staje dzień Wigilii. Kuchnia po brzegi wypełniona różnymi zapachami, smakołykami, ale niczego nie można spróbować. Rodzice i dziadkowie poszczą, więc ja także jako dziecko biorę sobie za punkt honoru wytrwać z nimi aż do czasu wieczerzy. To nas wszystkich łączy. Potem nakrywanie do stołu. Odkąd sięgam pamięcią, na stole pod białym lnianym obrusem, używanym do dziś tylko raz w roku, zawsze była gruba warstwa siana (aż przechylały się talerze), bo przecież Chrystus urodził się na sianie. Po posiłku to siano wraz z innymi resztkami pokarmów oraz opłatkiem zanoszone było dla bydła w oborze. Wiem, że to wszystko możliwe jest tylko R na wsi, ale czy i tam tak jest do dziś w każdym domu – tego już nie jestem pewna. Wszyscy znamy zestaw potraw obowiązujących na wigilijnym stole, chociaż różni się on trochę w zależności od regionu. Jednak przeze mnie od czasów dzieciństwa taką najbardziej oczekiwaną potrawą były zawsze... kluski z makiem, bo jadamy je tylko ten jeden raz w roku. Podczas dzielenia się opłatkiem przy stole panowała szczególna atmosfera. Opłatek do ręki jako pierwszy zawsze brał Dziadek, który w ostatnich latach swego życia, gdy większą część zimy spędzał już w łóżku, w ten wieczór zasiadał do stołu. I to też świadczyło o tym, że była to wyjątkowa chwila. Życzenia składane przez Dziadka były krótkie: „Daj Boże, abyśmy za rok doczekali”. I te słowa powtarzali wszyscy. I tylko tyle – tak niewiele, a zarazem dużo, bo cały nadchodzący rok i nasze życie zostały powierzone Panu Bogu. Pamiętam też, że gdy następnego dnia rano budziliśmy się, mama zawsze opowiadała o pasterce. Dla mnie brzmia- 9 ło to bardzo tajemniczo. Co to jest ta pasterka, że mama w środku nocy, gdy na zewnątrz śnieg i mróz, idzie pieszo 5 km do kościoła i potem opowiada o tym z takim przejęciem? W końcu nie daję za wygraną – ja sama muszę to przeżyć. Miałam chyba 10 lat, gdy pierwszy raz też w taką mroźną noc wyruszyłam na pasterkę. I tak zostało do dziś. Tyle tylko, że już od wielu lat jeździmy całą rodziną samochodem. To tylko niektóre z rytuałów wciąż żywych w mojej rodzinie. Uświadamiam sobie, że one nas łączą, wprowadzają ład w naszej rodzinie, że każdy wie, co i kiedy powinien robić, a czego spodziewać się po innych. Myślę, że każdy z nas, każda rodzina ma takie swoje rytuały, które jednoczą, wprowadzają pokój, sprawiają, że czujemy się dobrze. Ważne jest to, aby były one wypełnione treścią. Nieraz zastanawiałam się, gdy widziałam moich znajomych, którzy nigdy nie chodzą do kościoła (poza uroczystościami takimi jak Chrzest, Pierwsza Komunia Święta, ślub, pogrzeb), przygotowujących Święta w domu (potrawy, choinkę, prezenty itp.). Jaki oni widzą sens tego wszystkiego? Czy Boże Narodzenie nie jest dla nich przypadkiem tylko długim grudniowym weekendem, kiedy można odpocząć, objadać się, pooglądać telewizję? Anselm Grün pisze, że nie ma sensu celebrowanie rytuałów, „gdy stają się puste”, bo wtedy „odsłaniają wewnętrzną pustkę i zwątpienie”. Autor dodaje, że „rytuały mają sens jedynie wtedy, kiedy się wierzy w to, z czym się wiążą. (...) Jest to wiara w Boga, który nas niesie, który zbliża się namacalnie w rytuałach, który chce, aby Go doświadczono jako miłosiernego i błogosławionego Boga, jako źródło naszej miłości i naszego życia.” Jeśli wierzysz, że Chrystus narodził się na sianie w ubogiej szopie, wśród zwierząt i pastuszków, że było Mu zimno i że swym przyjściem przyniósł światu tyle radości, to zrób wszystko, by we współczesnym świecie, w którym przyszło ci żyć, nic tej radości nie zagłuszyło. Daj Boże, aby radość z narodzin Dzieciątka Jezus zawsze gościła w naszych sercach. Irena Kietlińska Święta w życiu % % Q 10 & % % % $ $ $ % % % % % % „Jesteś DDA czyli Dorosłym Dzieckiem Alkoholika” – swego czasu słowa te zostały wypowiedziane pod moim adresem. Fragment książeczki „12 Kroków dla Dorosłych Dzieci z uzależnieniowych i innych rodzin dysfunkcyjnych” w idealny sposób opisuje kim są DDA: DDA % . Dziś moje życie wygląda zupełnie inaczej. Dzięki Panu Bogu trafiłam do grupy terapeutycznej DDA. Tam dowiedziałam się wielu rzeczy o sobie. Zrozumiałam jakie mechanizmy rządzą moim postępowaniem, tam też rozliczyłam się z moją przykrą przeszłością. Terapia była jednak dopiero początkiem drogi do zdrowienia. Dziś wiem, że wiele we mnie, w moim sercu tylko Bóg mógł uleczyć i nadal oczywiście to robi. Kiedy zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, w ogóle jakiekolwiek Święta, we mnie niestety, odzywają się jeszcze niemiłe wspomnienia. Był czas kiedy wręcz nienawidziłam Świąt. Nie czułam ducha zbliżającego się dnia Narodzin Pana Jezusa. Pamiętam taki dzień Wigilii kiedy błaga % $ łam Boga o śmierć, o to żeby zabrał mnie do siebie, ukrócił moje męki na tym ziemskim padole. Na szczęście Bóg miał wobec mnie zupełnie inne plany. Ale Święta w rodzinie alkoholowej nie należą do przyjemnych chwil w życiu człowieka. Obraz jaki pamiętam z czasu czynnego alkoholizmu w rodzinie, to kłótnie mamy z pijanym tatą, jej zapłakane oczy, czasami trzeźwienie taty po miesięcznym ciągu, a innym razem nawet podchmielenie w Wigilię. Wszelkie świąteczne rytuały – sprzątanie domu, robienie zakupów, ubieranie choinki, dzielenie się opłatkiem, wręczanie sobie prezentów, wspólne śpiewanie kolęd – to wszystko wówczas nie miało dla mnie znaczenia, było idiotyczne i przepełniało mnie bólem. Jednocześnie obserwowałam inne normalne rodziny, widziałam ich radość z tego Wielkiego Święta i czułam zazdrość, że w mojej rodzinie tak nie jest, i złość do całego świata. Nie znosiłam spotkań rodzinnych. Tam czułam się jak wyrzutek, kosmita, ktoś nienormalny. I te ironiczne uśmieszki i wypowiedzi pod moim adresem. Rodzinka niestety, wiedziała jak zadać ból. Pragnęłam zasnąć, po czym obudzić się dopiero po Świętach, zapaść się pod ziemię, po prostu rozpłynąć w powietrzu. Sądziłam wów- czas, że nikomu nie jestem potrzebna, nikt nie uroni nawet jednej łezki po mnie. Dzięki Bogu nie uwierzyłam w te słowa. Pojęłam, że Bóg cały czas był, jest i będzie ze mną. Bez względu na to kim jestem i z jakiej rodziny pochodzę, On kocha mnie zawsze, jest mi Ojcem i Matką. Kiedy przychodzą gorsze chwile i kiedy na nowo odzywa się okrutna przeszłość, pamiętam słowa wypowiedziane przez Pana Boga do każdego z nas: „Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie. Oto wyryłem cię na obu dłoniach, twe mury są ustawicznie przede Mną” (Iz 49,15-16). Proszę Boga, by w te Święta i każde kolejne, płakało i błagało o śmierć coraz mniej z nas, by na drogi życia DDA Bóg zsyłał ludzi z dobrymi, wrażliwymi sercami, by coraz mniej nas było samotnych i opuszczonych, w końcu by coraz więcej z nas zdrowiało i wracało do normalnego życia, tak jak mi się to udało z pomocą Najwyższego. Elżbieta Wiśniewska 10 lat temu akurat w grudniu znalazłam się w szpitalu. Liczyłam, że na święta Bożego Narodzenia wrócę już do domu. Pan Bóg jednak chciał inaczej. Przyjęłam więc Jego wolę z pokorą. Kiedy jednak w przeddzień Wigilii praktykantki – pielęgniarki urządziły na oddziale świąteczne występy, nie wytrzymałam i... rozpłakałam się jak dziecko. Przed oczyma stanął mi rodzinny dom, wigilijny stół, choinka, którą zawsze ubierałam, pasterka... I tego wszystkiego tym razem nie będzie?! Boże, dlaczego?! Ale Anioł zesłany przez Pana przytulił mnie do siebie, otarł moje łzy, pocieszył, że to wszystko dla mojego dobra. Jak to? Sama wśród bezdomnych i staruszków, których rodzina chciała „pozbyć się” z domu na święta? Z samymi ziemniakami w menu ( 3 razy na dzień ) i kroplówkami na deser? Bez bliskich, bo mieszkają daleko? Bez kolęd, które tak lubię śpiewać pełną piersią? Bez pasterki, której jak dotąd nie opuściłam od co najmniej 20 lat? Nie, to niemożliwe, że Pan Bóg tak zaplanował mi świętowanie Narodzin Swego Jednorodzonego Syna. Ale Duch Święty ukoił mój płacz i oświecił mnie. Usłyszałam głos, który mi mówił: „Aby radować się z Narodzin Jezusa wcale nie trzeba zasiadać do obficie zastawionego sto- łu. Jezus, który narodził się w betlejemskim żłobie, przyjdzie także do ciebie leżącej tu na tym szpitalnym łóżku.” Zaufałam Panu. I On sprawił, że to były niepowtarzalne święta. Pan zesłał całe zastępy Aniołów, które rozradowały moje serce. W dniu Wigilii z rana pojawił się kolega moich znajomych (dla mnie ktoś zupełnie obcy) i w ich imieniu – bo oni sami wyjechali z Warszawy – przyniósł mi radio, bym mogła posłuchać kolęd. Podzielił się ze mną opłatkiem i podarował wigilijne i świąteczne smakołyki przygotowane przez jego mamę. Boże, jak Ty mnie kochasz! Jezus sam przychodzi do mnie przez bliźnich! Widzę, jak symboliczny pusty talerz na stole przeobraża się, nabiera realnego znaczenia. Boża radość rozlewa się w moim sercu. Przychodzi Noc, Święta Noc. Pan daje mi siły, bym „dobrze opatulona” dotarła do szpitalnej Kaplicy na pasterkę. Jakże inaczej niż zwykle brzmi kolęda „Bóg się rodzi...”. Bo ja czuję, że On się naprawdę rodzi we mnie. Przez kolejne dni świąteczne Bóg sprawił również, że mogłam uczestniczyć we Mszy Św. i przyjąć Chrystusa do swego serca. A drugiego dnia Świąt przyjechała do mnie mama. Zostawiła resztę rodziny i dom, by być w tym dniu tylko przy mnie. 11 Boże, nie zapomniałeś o niczym. Usunąłeś wszelkie przeszkody, by niczego mi nie brakowało. Obdarowałeś mnie obficiej niż mogłabym oczekiwać. Po ludzku rzecz biorąc, trudno uwierzyć, że takie święta mogły być radosne. A jednak. One były przeżyte po Bożemu. Niczym nie zagłuszone. Ubogi szpital mógł przypominać stajnię. Wokół Jezusa znajdowali się pasterze. Tutaj też byli ludzie prości, w większości samotni, słabi. Przy żłóbku czuwali wół i osioł, a tu garstka personelu trzymała całodobową straż. Żadnego pośpiechu, zamieszania, za to dużo czasu na śpiewanie w duszy: „ ...” Od tamtej pory nadal wszystkie święta Bożego Narodzenia spędzam w domu rodziców i zawsze biorę udział w przygotowaniach do ich przeżywania, ale już jakże inaczej. I nie chodzi mi tylko o to, że uczestniczę zawsze w rekolekcjach, bo to jest dla mnie oczywiste. Ale te zwykłe domowe przygotowania też są inne. Kiedy bowiem czuję, że zaczynamy w kuchni mieć z moją mamą odmienne zdania, to już nie staram się za wszelką cenę przeforsowywać „swojej racji”, bo mam % % / $ * % " ' $ % / & * " ? # A ! ' / * ' ; 7 " ( " G E ! 6 świadomość, że ważniejsze jest to, byśmy do stołu wigilijnego zasiedli wszyscy w zgodzie niż poróżnieni, np. sposobem doprawienia kapusty z grzybami. Bo istotniejsze jest to, że nikogo z nas nie brakuje przy tym stole niż to, że w tym roku zabrakło na nim np. barszczu z uszkami. Kiedyś „poganiałyśmy” się z mamą wzajemnie przy różnych pracach domowych, by ze wszystkim zdążyć. Teraz mam w sobie więcej spokoju, no bo cóż się takiego wielkiego stanie, jeśli upiekę jedno ciasto mniej niż planowałam albo nie zdążę zrobić porządków w szafce kuchennej... Najważniejsze przecież jest to, by zdążyć przygotować się na przyjście Pana Jezusa, by Go godnie przyjąć do swego serca, by z radością głosić chwałę Pana, ciesząc się z Jego narodzin. Pomyśl, czy przypadkiem w okresie Bożego Narodzenia nie powinieneś odwiedzić kogoś chorego, samotnego, aby swoją wizytą sprawić mu radość? Może z twojej strony potrzeba naprawdę tak niewiele wysiłku, by ktoś wątpiący uwierzył w Miłość Bożą. Uważaj, byś w przedświątecznym „zgiełku” nie zagubił istoty tych radosnych świąt. Irena Kietlińska * ' + 8 * & 3 % " & ' & $ 9 C * ) $ 6 % & $ " # : ! * / " $ ; # D E ( / + $ % & ) " A " E & % " ( ' . & % ! ( $ ' = ! 3 1 & ' 0 % @ A ) & ' . ; % 5 % $ A K < 5 / * . 1 ! 4 ! 7 ! E 3 * * 3 J @ 2 " = S @ * 1 & ? ( ( & & ? & $ ! ' ( 3 / 6 = / = . E . ! > A ! 3 E . $ ! A $ - & < $ # , * D * 1 & / # ' ) % ! < " $ ( + = 2 * E ' * $ & ! A ( : 6 ' 3 ' 6 A 5 ! A " ! $ @ $ & < D $ I G % * $ & 1 A * ' " 7 * # & ? = = > ! ! * ' 1 / > ! $ = ? * 1 ! " ? @ & & @ * % % $ & ? A S * = 3 ! B ? * H L ! A . $ 3 & ! % ( @ L Ks. Michał Muszyński # [email protected] $ Msze św. w niedziele i w uroczystości: 8.30; 10.00; 12.00; 15.00; 19.00; 21.00. Msze św. w dni powszednie: 7.00; 7.30; 15.00; 18.30. (w święta, I piątki miesiąca i 2. dnia miesiąca: 21.00) 12 Sakrament Pokuty i Pojednania: pon.-piąt. 7.00-8.00; 15.00-19.00, sobota: 7.00-8.00, 15-16, 18.30-19; niedziela: w czasie Mszy świętych. Chrzty dzieci w I i III niedzielę miesiąca o godz 12.00