Sto lat pana Kazimierza

Transkrypt

Sto lat pana Kazimierza
BEZPŁATNY TYGODNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY
NR 4 (22) / 26 stycznia 2012 r.
ISSN NR 2083-5787
Wywiad
z Elą Dunajewską
Kwestionariusz
Emila Ławeckiego
Fotoreportaż: dzień
z życia strażaków
Strefowisko
nie tylko o karnawale
a
z
r
e
i
m
i
z
a
K
Sto lat pana
Dariusz Mól
Redaktor naczelny
tygodnika Strefa Mińsk
„Cieszę się z całego mojego życia. Wiele
szczegółów już mi umknęło z pamięci,
w końcu mam już swoje lata, ale choć człowiek od młodych lat musiał pracować, to
chyba niczego bym nie zmienił. Zawsze
najważniejsze były dla mnie dzieci i rodzina. Zawsze byłem wesoły, opowiadałem
żarty, lubiłem ludzi, było i jest dobrze”.
– powiedział mi Kazimierz Wichrowski,
który 16 lutego skończy sto lat. Koniecznie
przeczytajcie z nim wywiad – pan Kazimierz mówi o tym, co w życiu najważniejsze, a jego najbliżsi – córka, wnuczki i prawnuki opowiadają o panu Kazimierzu.
Całość jest bardzo wzruszająca.
Polecam również wywiad, jaki przeprowadziła Dorota Berg z Elą Dunajewską. Ela
w MDK uczy małych mińszczan wrażliwości na sztuki plastyczne, a nam opowiada
o początkach swojej pracy, wspaniałych
ludziach, jakich spotkała, i swoich marzeniach. Dzięki takim osobom, które są zawsze uśmiechnięte, życzliwe i otwarte na
innych życie staje się piękniejsze. A dzięki
strażakom z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Mińsku możemy czuć się bezpieczniej. Nasz fotoreporter spędził z nimi cały dzień, towarzyszył
członkom Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej
podczas odpraw, trudnych ćwiczeń czy
przerwy na jedzenie. Zobaczcie na własne
oczy, jak wygląda jeden dzień z życia strażaków. Z kolei Mariola Kruszewka opisuje
mińskie ścieżki zasypane śniegiem, który ostatnio dał się nam we znaki. A Emil
Ławecki, student wydziału wokalnego
Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka
Chopina w Warszawie i członek Mińskiego
Towarzystwa Muzycznego odpowiada na
pytania z naszego kwestionariusza. Wiem,
że Strefowisko ma wielu swoich fanów –
na pewno ucieszą się z kolejnej odsłony
słowno-obrazkowego absurdalnego humoru. W tym miesiącu poświęconego m.in.
karnawałowym hulankom.
Czekamy na Wasze opinie, propozycje
tekstów, wywiadów, pomysły. To nasza
wspólna przestrzeń – zapraszamy!
Wszystkiego dobrego :)
Gdzie dostaniesz Strefę Mińsk: rano, w czwartek nasi kurierzy są na stacji PKP
w Mińsku, a potem w centrum miasta; tygodnik jest do wzięcia m.in.: w MBP, ul. Piłsudskiego 1a; w miejskim Aquaparku MOSiR, ul. Wyszyńskiego 56; w Miejskim Domu Kultury, w sklepie Office 1, ul. Warszawska 163/11; w salonie Danusia, ul. Sosnkowskiego 28;
w przychodni Melisa, ul. 11 listopada 4/18; w sklepie spożywczym przy ul. Łupińskiego
i w sklepie „Topaz” na Serbinowie, a także w wielu sklepach na terenie miasta.
Strefa informacji str. 4
Strefa obyczajów
str. 5
Strefa seniorów
str. 6
Kwestionariusz Strefy
str.9
Narciarskie porozumienie pomiędzy MOSiR i Nadleśnictwem w Mińsku, występ Kabaretu Skeczy Męczących w MDK, konkurs
„Dobroczyńca Roku”
Mariola Kruszewska po śniegu
O tym, co w życiu najważniejsze, mówi
mińszczanin Kazimierz Wichrowski, który
16 lutego skończy sto lat
Na nasze pytania odpowiada Emil Ławecki
Strefa osobowości
str. 10
Strefa coś dla ducha
str. 13
Strefa na własne oczy
str. 14
Strefowisko
str. 16
Strefa flesz i zapowiedzi
str. 18
Ogłoszenia drobne
str. 19
„Życie jest piękne” – przekonuje Ela Dunajewska w rozmowie z Dorotą Berg
O nowych albumach Kate Bush
„Król i Błazen” cz. 6
„Dzień z życia strażaka” – nasz fotoreporter podpatrzył okiem aparatu, co robią
strażacy z Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej
z Komendy Powiatowej Państwowej Straży
Pożarnej w Mińsku
Fotorelacja z mińskich imprez
Nie przegap, czyli kalendarz miejskich
imprez
R e k l a m a
W trudnej chwili żałoby jesteśmy
do Państwa dyspozycji o każdej porze dnia i nocy
Mińsk Mazowiecki, ul. Kościelna 6, tel. (25) 759 05 05, 503 823 712
Styczeń miesiącem zdrowych zębów!
Specjalna oferta, dla każdego pupila niespodzianka...
ul. Topolowa 4 lok. 6
05-300 Mińsk Maz.
tel. (25) 756-37-87
pon-piątek g. 9-20; sobota g. 10-15
www.przychodnianaskraju.pl
3
Narciarskie porozumienie
W poniedziałek, 23 stycznia Robert Smuga, dyrektor Miejskiego Ośrodka Sportu
i Rekreacji oraz nadleśniczy Piotr Serafin
podpisali porozumienie o wytyczeniu
tras dla narciarstwa biegowego w stylu
klasycznym w mińskim lesie.
To efekt zawartej kilka tygodni wcześniej
umowy z Towarzystwem Narciarskim „Biegówki”, propagującym narciarstwo biegowe w Polsce, które zobowiązywało dyrektora MOSiR do podpisania porozumienia
z mińskim Nadleśnictwem o wytyczeniu
tras narciarskich. Na mocy tego porozumienia powstaną dwie lub trzy trasy o różnej długości i stopniu trudności. Pierwsza,
dla początkujących, będzie biegła np. od ul.
Sportowej w stronę Pompki i z powrotem
do ośrodka MOSiR. Pozostałe trasy będą
dłuższe i zostaną wytyczone już za rzeką.
– Jeśli warunki pogodowe pozwolą i wytyczymy już dokładnie przebieg tras, to chciałbym pod koniec tego tygodnia założyć ślad
zakupionym do tego specjalnym urządzeniem YTS Lightweight Tracksetter. Musimy
też stworzyć regulamin tras, aby zachować
przepisy obowiązujące w Lasach Państwowych – mówi Robert Smuga.
W tym roku trasy pewnie nie będą oznaczone – wytyczać je będzie tylko założony ślad.
– Zaproponowałem, aby oznaczyć trasy
narciarskie na drzewach jak w przypadku
tras rowerowych czy turystycznych. Wystarczy wygładzić korowinę, co nie jest żadnym uszczerbkiem dla drzew, i oznakować
farbą, która wytrzyma wiele lat. Z mojego
doświadczenia wynika, że jest to najlepszy
sposób oznakowania, ponieważ tabliczki
zazwyczaj są niszczone – twierdzi Piotr
Serafin.
Początek tras będzie na ul. Sportowej, ze
względu na miejsca parkingowe znajdujące
się niedaleko ośrodka MOSiR. Ale, jak zapewnia Robert Smuga, w przyszłości trasy
będą tak wytyczane, aby umożliwić rozpoczynanie biegu nie tylko z jednego miejsca.
– Chciałbym zrobić kilka miejsc postojowych dla samochodów niedaleko najstarszej sosny. Wtedy nie tylko byłoby to
miejsce dla turystów, dzieci i młodzieży
szkolnej przyjeżdżających zobaczyć nasz
pomnik przyrody. W zimie korzystaliby
z nich także narciarze. Mam nadzieję, że
miejsca postojowe uda się zrobić w tym
roku, a najpóźniej w przyszłym – zapewnia
Piotr Serafin.
MOSiR będzie ponosił wszystkie koszty
związane z wytyczeniem śladu na trasach
oraz z utrzymaniem na nich porządku.
W przyszłym roku jest planowane także
uruchomienie przy ul. Sportowej wypożyczalni zimowego sprzętu sportowego,
m.in. nart, butów, wiązań i kijków.
Kabaret Skeczów
Męczących
W niedzielę, 29 stycznia o godz. 16
w sali kameralnej MDK wystąpi Kabaret Skeczów Męczących z programem
„Śmiechosteron”.
Historia Kabaretu Skeczów Męczących
sięga 1995 r., kiedy to w kieleckim liceum
kilku kolegów postanowiło występować na
scenie i prezentować skecze na różne tematy. Ale za oficjalną datę założenia śmiesznej
formacji przyjmuje się 2003 r. Do tej pory
Kabaret stworzył pięć programów autorskich, z których każdy był bardzo dobrze
przyjmowany i wielokrotnie nagradzany
(KSM wywalczył ponad 50 nagród na różnych konkursach kabaretowych). Grupę
tworzą: Karol Golonka, Jarosław Sadza, Michał Szczurkiewicz, Michał Tercz i Paweł
Piotrowski. „Na scenie charakteryzują się
ogromną werwą i radością tworzenia, nie
stronią od improwizacji i zabawy z widzami”. W Mińsku na pewno usłyszymy znane
piosenki i skecze, np. o Jacku Krzynówku
czy mało rozgarniętym ochroniarzu „Śrubie”. Dobra zabawa i śmiech do łez gwarantowane. Bilety wstępu kosztują 25 zł.
„Dobroczyńca Roku”
Konkurs o tytuł „Dobroczyńca Roku” to
największy ogólnopolski konkurs, od 15
lat nagradzający i promujący firmy wspierające i angażujące się w działalność społeczną. O tym, kto otrzyma nagrodę, decyduje Kapituła Konkursu, eksperci oraz
internauci w głosowaniu publicznym.
Formuła konkursu „Dobroczyńca Roku”
rokrocznie daje możliwość do prezentacji
działalności społecznej realizowanej przez
polskie przedsiębiorstwa samodzielnie lub
we współpracy z organizacjami pozarządowymi. Jest okazją do zaprezentowania
wkładu w budowanie wspólnego dobra
i wyeksponowania społecznego zaangażowania jako ważnego elementu działalności
firm.
Każda firma lub fundacja założone przez
firmę mogą być zgłoszone w 4 kategoriach:
współpraca firmy z organizacją pozarządową, strategiczne programy społecznego
zaangażowania firmy, program wolontariatu pracowniczego, lokalny wymiar
społecznego zaangażowania firmy. Nabór
wniosków do konkursu został przedłużony
i potrwa do 10 lutego. Finaliści konkursu
zostaną zaprezentowani na stronie internetowej www.dobroczyncaroku.pl w kwietniu, w ramach głosowania internetowego.
Rozstrzygnięcie konkursu odbędzie się
w maju podczas uroczystej Gali Finałowej
w Warszawie. Aby zgłosić firmę do konkursu, należy utworzyć konto na stronie www.
dobroczyncaroku.pl i wypełnić wniosek
elektroniczny.
Oprac. DM na podst. mat. organizatorów,
fot. organizatorzy, DM
Zabawa na walentynki
Walentynki już niedługo, dlatego zapraszamy naszych Czytelników do zabawy – napiszcie do nas o najbardziej romantycznych historiach, jakie Wam
się przydarzyły, nie tylko w dniu 14 lutego. Najciekawsze opowieści opublikujemy w Strefie, a ich autorzy otrzymają od nas niespodzianki, które będą
mogli wykorzystać właśnie w walentynki. Na Wasze maile czekamy do końca stycznia. Piszcie na adres: [email protected]
4
Zima wreszcie przypomniała sobie o swoich powinnościach i sypnęła śniegiem. Drogowców nie
zaskoczyła, od grudnia jej wyglądali, licząc ewentualne straty. Z równym utęsknieniem oczekiwali nadejścia jej prawdziwego oblicza sprzedawcy łopat i innego sprzętu do walki z białym żywiołem. Zaskoczyła, jak zwykle, gospodarzy domów – tych z nazwy i tych z urzędu.
Po śniegu
pług śnieżny z prędkością ferrari. Fontanna pośniegowego błota szczodrze rozsypuje się na świeżo oczyszczonym chodniku.
Gest Igrekowskiego manifestującego swoje hm… niezadowolenie nie nadaje się do
upublicznienia.
U Zetowskich też praca wre. Kopce śniegu
z chodnika lądują na jezdni. Przecież samochody zaraz to rozjeżdżą no i sól rozpuści,
to po co ma zalegać przed płotem.
Utrudzone stopy zatrzymują się wreszcie
przed furtką. Dotarłam, piszczele całe. Ulicą nadjeżdża kolejny samochód. Na jezdni
zalega woda, dużo wody. Ale kierowca ma
sucho, wygodnie, spieszy się i nic go nie obchodzi, że dzięki niemu będę miała okazję
odwiedzić pralnię.
Moje mińskie ścieżki przemierzam od lat.
Zmieniają się pory roku, zmienia intensywność opadów, ale przydomowe i przyurzędowe trotuary oraz place wyglądają
niemal tak samo. Sprawdziłam.
Igrekowski energicznie macha szuflą. Co
chwilę przystaje i popala papierosa. Ucina
pogawędkę z Nowakiem. Kwitnie życie towarzyskie, każda okazja dobra. Ulicą sunie
Piękne, alpejskie krainy, gdzie dziennie
spada do kilku metrów śniegu, jak wy to
robicie, że po śniadaniu stąpam pewnie
nieprzemoczoną stopą po suchej kostce? A
śnieg zalega tylko na stokach gór?
Tekst Mariola Kruszewska, fot. DM
R e k l a m a
U Iksińskich krucha staruszka walczy z białym nalotem uzbrojona w tęgą, metalową
łopatę. Z okna domu wyłania się głowa dorodnie zbudowanego nastolatka: „Babcia,
kiedy obiad? Głodny jestem!” Może chory,
może zajęty, może babcia dla zdrowotności... Nie mnie oceniać.
Posesja Kowalskich. Tu jak zwykle elegancko odśnieżone, całą szerokością. Latem zawsze zamiecione, a i niewielki ogród przyciąga oko urodą. Odpoczynek dla stóp. Ślę
w duchu wyrazy wdzięczności.
Dobre samopoczucie kończy się po paru
metrach. Sąsiedzi Kowalskich, klasyczne
typy aspołeczne, mają w nosie moje stopy.
Po co inwestować w łopatę, po co się przemęczać, ludzie i tak wydepczą ścieżkę, a
jak przyjdzie odwilż (a przyjdzie z pewnością), to samo się rozpuści. Idę – dwa kroki
w przód, jeden w tył. W głowie mordercze
myśli, na końcu języka najgorsze życzenia.
I strach o kruche kości. Ktoś obliczył, że jak
już łamać nogę, to najlepiej wychodząc z
samochodu w godzinach pracy na nieodśnieżonej powierzchni należącej do prywatnego właściciela. Wówczas wysokość
odszkodowania jest najkorzystniejsza. Nie
dbam o odszkodowanie, stąpam ostrożnie
i próżno wyglądam przedstawicieli Straży
Miejskiej. Ci zajęci są zapewne wlepianiem
mandatów za złe (czytaj: w jedynym możliwym do tego miejscu) parkowanie.
5
żebym nie bałamucił czasu, i mówił, żebym lepiej coś zarobił, więc chodziłem na
rynek i zawsze coś tam sprzedałem. Można
powiedzieć, że pracowałem od najmłodszych lat. A potem poszedłem do wojska
w Siedlcach.
Jak Pan wspomina
dzieciństwa?
Mińsk
swojego
K. W. – Teraz Mińsk to raj. Za czasów mojego dzieciństwa tak nie było. Przeważnie
stały drewniane domy, nie było takich
dróg jak teraz, tylko brukowane. Nawet
przez długi czas pracowałem przy brukowaniu ulic.
Cieszę się z całego
mojego życia. Zawsze
najważniejsze były dla
mnie dzieci i rodzina.
A jak Pan poznał się ze swoją przyszłą
żoną?
Sto lat pana Kazimierza
16 lutego mińszczanin Kazimierz Wichrowski skończy 100 lat.
Na własne oczy widział, jak zmienia się nasze miasto, które teraz
znacznie bardziej mu się podoba niż przed wojną. Ma dwie córki, cztery wnuczki, ośmiu prawnuków i jednego praprawnuka.
Teraz mieszka ze swoją młodszą córką Danutą Kurek. Jeszcze
trzy lata temu sam jeździł po Mińsku rowerem. Teraz bardziej
polega na drewnianej lasce, choć czasem o niej zapomina. Kiedy
wychodzi z mieszkania na dwór, to śpiewa na klatce. Wtedy sąsiedzi wiedzą, że można będzie z Kaziem porozmawiać, pożartować, bo dobry humor nigdy go nie opuszcza...
Mieszka Pan w Mińsku od urodzenia?
Kazimierz Wichrowski (K. W.) – Nie. Urodziłem się w Wólce Pieczącej pod Stanisławowem. Byłem jeszcze niemowlakiem,
jak rodzice przeprowadzili się do Mińska.
Nie mieli swojego gospodarstwa, majątku,
wynajmowali się do pracy u bogatszego gospodarza, ale w pewnym momencie postanowili pójść na swoje i spróbować szczęścia
w mieście. I tak chyba w 1914 r. cała rodzina zamieszkała w Mińsku.
Miał Pan rodzeństwo?
K. W. – Miałem pięć sióstr i pięciu braci.
Ze mną i z rodzicami nasza rodzina liczyła
trzynaście osób. Najstarszego brata Staśka w ogóle nie znałem, bo już pojechał za
pracą, ale gdzie, to już teraz sobie nie przypomnę. Potem był Wacław, który też wyjechał do pracy, następnie Marian, Bolek
i Roman. Moje siostry to Bola, Nela, Jaśka,
Ola i Gienia. Ciężkie to były czasy – wojna,
6
K. W. – Chciałem zobaczyć, czy może
w Warszawie nie znajdę jakiejś dobrej
pracy. I pewnego dnia pojechałem, żeby
się rozejrzeć. I właśnie tam poznałem
moją Marysię, która pochodziła z Sandomierza, a w stolicy pracowała jako pomoc w domu u jakichś zamożnych warszawiaków. Przypadliśmy sobie do serca
i po paru miesiącach postanowiliśmy się
pobrać. Wzięliśmy ślub w Sandomierzu
i przeprowadziliśmy się do Mińska. Dostaliśmy parę groszy na nową drogę życia
i za te pieniądze kupiłem mały, drewniany dom w Anielinie Małej, tzw. Biduli.
Obecnie mój dawny dom stoi przy ulicy
potem niepodległa Polska i dużo nas było
w domu do wykarmienia. Skończyłem tylko trzy oddziały szkoły podstawowej, bo
trzeba było pracować i pomagać rodzicom.
A znaleźć jakieś zajęcie wcale nie było łatwo – chwytaliśmy się każdej sposobności,
żeby tylko móc zarobić na życie. Pamiętam,
że tata skupował flaki wołowe i potem je
sprzedawał. Wtedy w Mińsku było bardzo
dużo Żydów, więc z nimi robił różne interesy. Jako mały chłopiec często pomagałem
tacie w tej pracy. Pomagali także moi bracia i siostry. A jak już ktoś z nas stawał się
pełnoletni, to wyjeżdżał za pracą do innych
miast, a nawet i za granicę.
Gdzie mieszkaliście, gdy sprowadziliście
się do Mińska?
K. W. – Mieszkaliśmy na ul. Długiej za Kościołem Mariawickim. Pamiętam, że niedaleko naszego domu stacjonował 7. Pułk Ułanów Lubelskich i czasem podpatrywałem,
co się tam dzieje. Ale tata mnie pilnował,
Portret ślubny. Z Marysią pan
Kazimierz pobrał się w Sandomierzu.
Modrzejewskiej. W 1937 r. urodziła się
nam córka – Krysia. Jak już mówiłem, pracowałem przy brukowaniu mińskich ulic.
A potem wybuchła wojna.
Znowu było ciężko?
K. W. – Oj, było. Wojnę spędziłem w Mińsku. Starsze rodzeństwo wyjechało za pracą. W 1940 roku na świat przyszła nasza
druga córka – Danusia. Chcieli zabrać
mnie na roboty do Niemiec, ale wyprosiłem sołtysa, że przecież mam dwoje dzieci, żeby mnie skreślił z listy, bo jak mnie
zabiorą, to kto utrzyma rodzinę – żona
z dwójką małych dzieci na pewno sama
nie dałaby rady. I jakoś się udało – sołtys
o mnie zapomniał. Ale za to na roboty do
Niemiec wzięli mojego brata Romana.
Pod koniec wojny w 1945 r. umarła moja
mama – miała 92 lata.
To już wiadomo po kim Pan odziedziczył
geny długowieczności. A co robił Pan po
wojnie?
K. W. – Pracowałem jako szewc – miałem
swój mały zakład w domu. Robiłem buty
i wychowywałem dzieci, bo żona przez całe
dnie pracowała w szpitalu. A potem zatrudniłem się w Fabryce Urządzeń Dźwigowych
w Mińsku jako magazynier. Ale zaczęły się
grupowe zwolnienia i musiałem odejść.
Zatrudniłem się w Królewcu jako dozorca
w betoniarni. A jak i ten zakład w końcu
zamknęli, to poszedłem na emeryturę.
Nie chciałem jednak siedzieć bezczynnie
w domu i żeby sobie trochę dorobić, zacząłem handlować na rynku roboczymi ubraniami i butami. Spotykałem tam dużo ludzi, przychodzili znajomi, pożartowało się,
pohandlowało, porozmawiało, człowiek się
nie nudził.
Jak Pan ocenia swoje życie z perspektywy
stu lat?
K. W. – Cieszę się z całego mojego życia.
Wiele szczegółów już mi umknęło z pamięci, w końcu mam już swoje lata, ale choć
człowiek od młodych lat musiał pracować,
to chyba niczego bym nie zmienił. Zawsze
najważniejsze były dla mnie dzieci i rodzina. Zawsze byłem wesoły, opowiadałem
żarty, lubiłem ludzi, było i jest dobrze.
Istnieje jakiś sprawdzony przepis na
długowieczność?
K. W. – Dobry humor i dużo ruchu.
A może jakaś specjalna dieta?
Na weselu prawnuka Rafała.
K. W. – Od zawsze lubię jeść mięso, słoninę
i boczek, im tłustsze, tym lepsze, a schabowy to tylko z kością. Także zupy na mięsie
bardzo mi smakują. Dużo też jadłem ryb,
W domu w Anielinie pan Kazimierz
z żoną przyjął obraz Matki Boskiej.
bo często po pracy wsiadałem na rower i jechałem na połów. Kiedyś w Mińsku i pod
miastem było gdzie łowić. Przeważnie zarzucałem wędkę w rzece na Zakolu lub
w stawie na Łazienkach.
Co jest najważniejsze w życiu?
K. W. – Najważniejsze jest zdrowie, bo
jak to mówią – kiedy człowiek zdrów, to
i wszystko inne też będzie. I rzeczywiście
coś w tym jest. Myślę też, że ważna jest ufność i dobroć wobec ludzi, bo jeśli się czyni
dobro, to ono zawsze wraca do człowieka,
a zło tylko nas niszczy. Tak właśnie starałem się żyć.
Zazwyczaj na urodziny życzy się ludziom
stu lat. Panu te życzenia się spełniły. Czego więc teraz można Panu życzyć?
K. W. – Może dwustu lat (śmiech)? Ale to
chyba już za dużo (śmiech).
Rozmawiał Dariusz Mieczysław Mól,
fot. z archiwum domowego Kazimierza
Wichrowskiego, DM
R e k l a m a
7
Rodzina o Kazimierzu Wichrowskim
Danuta Kurek, córka
To mój ukochany tata. To on nas wychowywał. Zawsze byliśmy bardziej związani
z nim niż z mamą, choć bardzo ją kochałam. Ale tata to tata. Od dawna zajmuje honorowe miejsce w sercu, ale też przy stole,
gdy przyjdą do mnie goście, albo jak odbywają się rodzinne spotkania. Jego wnuki
i prawnuki też okazują mu duży szacunek
– wiedzą, że dziadek i pradziadek ma swoje
niezbywalne prawa, np. codziennie musi
o godz. 17 obejrzeć Teleekspress. Ogląda
też swoje ulubione seriale, lubi dawne filmy i komedie. „Janosika” mógłby oglądać codziennie.
Tata ma ogromne poczucie humoru. A o jego
zdrowie dba wnuczka,
która jest lekarzem, choć
tata za bardzo nie choruje. Ma w mieszkaniu
swój pokoik – to jego
azyl, w którym ma ciszę
i spokój. Pewnie, że czasami się spieramy, ale ja
szybko ustępuję. Bardzo
go kocham.
Hania, wnuczka
nietuzinkową, ciekawą i stale nas zaskakującą, a przy tym jest skromny. Dziękuję ci,
dziadku, że jesteś.
Ula, wnuczka
Gdyby wszyscy dziadkowie byli tacy jak
mój, świat byłby lepszy, a życie prostsze.
Od kiedy pamiętam zawsze był i będzie
w moim życiu. Był, kiedy stawiałam pierwsze kroki, kiedy kaligrafowałam pierwsze
litery alfabetu, kiedy przywiązaną paskiem
do siebie woził mnie skuterkiem do szko-
Jak byłam mała i mieszkaliśmy z rodzicami
i dziadkami w jednym
domu, to pamiętam
dziadka jako ciągle zajętego gospodarza. Nigdy
nie siedział bezczynnie. Zawsze miał coś do
zrobienia. Oszczędność,
wieczne sprzątanie i niechęć do marnotrawstwa
były codziennością dziadKazimierz Wichrowski z wnuczką Ulą i prawnuczką Olą.
ka. Każdy, kto poznał
dziadka, wiedział, że jest
on specem od łapania much, os, komarów ły. Był w moim dorastającym życiu, gdy
i pająków. Miał nawet własnoręcznie przez do rodziny wprowadzałam męża, oczekisiebie zrobione cztery rodzaje pacek na wałam jego akceptacji. Był pomocny, gdy
muchy: do firanek były dwa rodzaje – meta- wychowywałam swoje dzieci, a teraz one
lowa i plastikowa, do murów – filcowe. Każ- nie wyobrażają sobie, że kiedykolwiek moda porządnie oprawiona na kijku. Dziadek głoby go zabraknąć. Dziadek to nieprzemiKazio był też niezwykle zręczny – rąbanie jająca epoka, pomost między tym, co stare
drewna w jego wykonaniu to prawdziwy a nowe. Nie zawsze było mu łatwo pogomajstersztyk. Mogłam godzinami patrzeć, dzić się z transformacją, jaka dokonywała
jak to robi. Dziadek nigdy nie jeździł samo- się na przełomie tych stu lat w naszym żychodem, ale o rowerach wie prawie wszyst- ciu rodzinnym, sąsiedzkim, społecznym,
ko. Do tej pory jest to jeden z najbardziej politycznym. Ale nie rozczulał się nad
cenionych przez niego środków lokomocji. sobą, uczył nas pokory wobec życia, które
Rower to największa duma dziadka, który nie zawsze usłane jest różami. Szczupły,
twierdzi, że mężczyzna musi mieć zawsze żywotny człowiek, pełen poczucia humowyczyszczone buty i sprawny rower. Bar- ru, do dziś nazywany „Wicherkiem”. Przez
dzo kocham swojego dziadka. Jest osobą całe swoje życie był pracowity jak mrówka.
R e k l a m a
8
Dziadek nie zna słowa nuda. Ułożony przez
siebie plan dnia realizuje perfekcyjnie, doprowadza wszystko do końca. Jego dewizą
życiową jest powiedzenie „Co masz zrobić
jutro, zrób dziś”. Dzięki niemu poznałam
w dzieciństwie smak raków, królika, prawdziwego rosołu i wyrobów wędliniarskich,
które sam robił. Smaku pyz ziemniaczanych, przygotowywanych do tej pory przez
dziadka, nie znajdziecie nawet w najlepszej
restauracji. Dziadek znany jest też z ciętej
riposty, dobrego dowcipu ożywiającego
spotkanie rodzinne i codzienne życie, np. ekspedientka w sklepie pyta
– „Panie Kaziu, po co pan
biega tak po schodach
góra-dół, góra-dół któryś
raz z kolei? – „A bo mi
córka kazała kostusię ganiać” – padła odpowiedź.
Taki jest mój dziadek.
Małgosia, wnuczka
Jak byłam małą dziewczynką chętnie przyjeżdżałam do dziadka i babci na wakacje. Pamiętam,
jak dziadek woził mnie
motorowerem nad wodę.
Były to bardzo przyjemne chwile spędzone
z dziadkiem Kaziem.
Martyna,
prawnuczka
Gdy byłam małą dziewczynką, moją ulubioną
zabawą była skacząca
myszka. Dziadek robił ją
zazwyczaj z chusteczki
do nosa. Przez umiejętny
ruch ręki myszka skakała raptownie w różnych
kierunkach, wywołując mój uśmiech i radość. Teraz w ten sposób dziadek zabawia
praprawnuka Szymona.
Amina, prawnuczka
W mojej pamięci zawsze zostanie określenie dziadka: „Sodoma i Gomora”. Nigdy
nie zapomnę, jak kłóciłyśmy się z siostrą, która jest Sodomą, a która Gomorą, choć tak naprawdę nie wiedziałam,
co oznaczają te słowa. Ale kiedy dziadek
tak nas nazywał, wiadomo było, że coś
przeskrobałyśmy.
Alek, prawnuczek
Pradziadek Kazio jest miły i śmieszny!!!
I się przekomarza!!! Ale bardzo go lubię!!!
Emil Ławecki
Naukę śpiewu rozpoczął w Miejskiej Szkole
Artystycznej w Mińsku. Od 2010 r. jest studentem wydziału wokalnego Uniwersytetu
Muzycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Współpracuje z wieloma zespołami
wokalnymi i chórami kameralnymi, m.in.:
Chórem Akademii Leona Koźmińskiego,
Chórem Kameralnym MTM, zespołami Ars
Antiqua i Ars Chori. Wykonuje w nich partie
chóralne i solowe, odnosi wiele sukcesów na
konkursach i festiwalach zarówno w kraju,
jak i za granicą. Ale przede wszystkim można
go usłyszeć na dziesiątkach koncertów z muzyką wokalną pochodzącą z różnych epok.
Od sześciu lat jest członkiem Mińskiego Towarzystwa Muzycznego, a od czterech zasiada w jego zarządzie, gdzie aktywnie działa na
rzecz podnoszenia poziomu kultury muzycznej w naszym regionie.
Zawód: Student Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie.
Data urodzenia: 31 Marca 1986 roku.
Znak zodiaku: baran.
Stan cywilny: kawaler.
Miejsce urodzenia: Warszawa.
W pracy lubię, gdy: wszystko idzie jak należy.
Zawsze poprawia mi nastrój: fryzjer i zakupy :)
Zaleta, którą mogę się pochwalić to: duża doza optymizmu.
Gdy wychodzę z domu, nigdy nie zapomnę: o plecaku, a w plecaku mam portfel,
nuty, telefon i jeszcze mnóstwo różnych „niezbędnych rzeczy”.
Nie zasnę bez: mogę zasnąć w każdej sytuacji i o każdej porze.
Dotychczas żałuję najbardziej, że: nie mogę robić naraz wszystkich rzeczy,
które bym chciał.
Marzę, aby być: bogatym.
Sytuacje, które mnie stresują to: kiedy występuję przed „swoimi”
oraz przemówienia publiczne.
Czuję zadowolenie, kiedy: wszystko idzie po mojej myśli.
Zawsze znajdę czas na: rozmowę.
Zazdroszczę: ludziom, którzy potrafią zaplanować sobie dzień
i trzymać się tego planu.
Najbardziej dumny jestem z: tego, co robię.
Koniec tygodnia to dla mnie: przeważnie czas koncertów.
Zmieniłbym: jest mnóstwo takich rzeczy i to zarówno we mnie, jak i w innych :)
Moje największe dotychczasowe osiągnięcie to: że jestem tu, gdzie jestem,
i robię to, co robię.
Wolny czas: spędzam z rodziną lub z dziewczyną.
Nie mogę obyć się: bez muzyki.
Czuję strach przed: ludźmi, z którymi nie da się rozmawiać.
Uwielbiam: śpiewać.
Zmieniłbym w sobie: brak systematyczności, niepunktualność, niekonsekwencję,
słomiany zapał i jeszcze wiele, wiele innych rzeczy :)
Moją pasją jest ostatnio: Jonas Kaufmann.
Małżeństwo to: coś, do czego – mam nadzieje – kiedyś dorosnę.
Ukształtowali mnie: oczywiście Rodzice.
Największe marzenie to: śpiewać i utrzymać się z tego na godnym poziomie.
Szczęście to: dla mnie rodzina.
Moja pierwsza miłość: Ela, sąsiadka z naprzeciwka, problem w tym, że miałem
wtedy 6 lat, a ona 16 i nic z tego nie wyszło :)
Pytania ułożyła i odpowiedzi wysłuchała: mo
R e k l a m a
9
olśniewająco. Pamiętam czasy, ponad 20
lat temu, kiedy jako nastolatka przychodziłam do pałacu i Ty wyglądałaś identycznie jak teraz. Zawarłaś jakiś pakt
z diabłem w sprawie nieprzemijającej
urody?
E. D. – Kiedyś zajął się mną balsamista
faraonów – może to jego sprawka, że czas
łagodnie się ze mną obchodzi, a może po
prostu dobre geny, nie wiem.
Na wszelki wypadek wezmę od Ciebie numer do tego balsamisty zaraz po wywiadzie, a teraz wróćmy do MDK. Czym się
zajmujesz?
więc nie było tak pięknie. Ale teraz idę
codziennie z przyjemnością do pracy, bo
park i pałac to według mnie najpiękniejsze
miejsca w Mińsku.
E. D. – Mój zakres obowiązków to oprawa
plastyczna imprez MDK i miejskich, czyli robię plakaty, zaproszenia, dekoracje.
Prowadzę też zajęcia plastyczne dla dzieci
i młodzieży, trzymam pieczę nad konkursami plastycznymi organizowanymi przez
MDK na szczeblu powiatowym, organizuję wystawy pokonkursowe i wybrane artystyczne w Zielonym Domku. Większymi
wystawami zajmuje się bardzo profesjonalnie moja koleżanka Joanna Wilczak.
Odpowiadam też za współpracę z Kołem
Kombatanckim w Mińsku, czyli dbam
o oprawę plastyczną imprez rocznicowych
w razie potrzeby i ogarniam sprawy organizacyjne. Miło mi się pracuje z panem
Franciszkiem Zwierzyńskim, dla którego
z chęcią wykonałam projekty okładki do
dwóch jego książek. Projektowaliśmy razem także tablice upamiętniające miejsca
pamięci narodowej. Za ową współpracę
uhonorowano mnie w 2007 r. złotą Odznaką za Zasługi dla Związku Kombatantów
Rzeczypospolitej Polskiej i Byłych Więźniów Politycznych.
Jesteś mińszczanką od urodzenia?
A gdzie nauczyłaś się fachu?
Jeżeli chodzi o miejsce, to faktycznie
trudno o piękniejsze.
E. D. – Nie, urodziłam się w Łukcie w woj.
warmińsko-mazurskim i dopiero jak miałam cztery lata, opuściłam Ostródę i zamieszkałam w Mińsku. To będzie już jakieś
100 lat temu (śmiech).
E. D. – Na początku pracowaliśmy w suterenie jednego z bloków przy ul. Dąbrówki,
Prosty rachunek pokazuje, że w takim
razie masz już 104 lata, a wyglądasz
E. D. – W Studium Reklamy – to była dla
mnie wymarzona szkoła, pełna ciekawych
ludzi, trzymająca wysoki poziom artystyczny. Bardzo dobrze wspominam tamte czasy. Moją wychowawczynią była ulubiona,
pełna ciepła i wyrozumiała Ania Natorff.
Jeździłam z nią na plenery malarskie organizowane przez Centrum Kultury i Sztuki
województwa siedleckiego. Wiele się od
niej nauczyłam. Doszlifowano mnie dalej w Akademii Podlaskiej, zarówno pod
względem warsztatowym, jak i pedagogicznym, co jest mi niezbędne w mojej codziennej pracy.
Życie jest piękne
Ela Dunajewska w rozmowie z Dorotą Berg odkrywa swoją receptę na ciekawe życie, szczęście, wymarzoną pracę i opowiada
o ludziach, z którymi tworzyła i tworzy kulturalną przestrzeń
naszego miasta. To ona w MDK uczy małych mińszczan wrażliwości na sztuki plastyczne. A skrycie marzy o domku na wsi...
Podobno jesteś pracownikiem z najdłuższym stażem w naszym Miejskim Domu
Kultury?
Elżbieta Dunajewska (E. D.) – Chyba tak,
bo zaczęłam pracę zaraz po liceum, a to już
będzie ze trzydzieści lat. I jestem szczęśliwa, bo robię to, co lubię, i nie wyobrażam
sobie siebie gdzie indziej.
A potem wraz ze szkołą skończyły się
„ciekawe czasy” i zaczęła proza życia?
W pracowni plastycznej w MDK – „nie wyobrażam sobie siebie gdzie indziej”.
10
E. D. – Nie było tak źle. Zaczęłam moją wymarzoną pracę i szczęśliwie otaczali mnie
wspaniali ludzie, pasjonaci, ciekawe osobowości. W małym PDK-u na Dąbrówki działały sekcje: plastyczna, szachowa, teatralna,
fotograficzna, muzyczna, zawiązywał się
Big Band, odbywały się dyskoteki, konkursy piosenki dla dzieci i młodzieży, np. Festiwal Piosenki Przedszkolnej, który zapoczątkowała Ela Sieradzka, a także konkursy
recytatorskie, plastyczne, turnieje szachowe, groteki dla dzieci. Działał również Dyskusyjny Klub Filmowy, były występy estradowe. Dużo się działo, a my wtedy oprócz
wspólnej pracy nawiązaliśmy przyjaźnie,
które trwają po dziś dzień. Nie było wyścigu szczurów, lansu, wygryzania się, mogliśmy na sobie polegać i liczyć na siebie nie
tylko w sytuacjach zawodowych.
i przyozdabiałam rysunkami, żeby przyciągały wzrok. Plakaty, które robiłam dla kina
Bałtyk, często były kradzione z gabloty ze
względu na rysunki. Teraz nikomu nie
przyjdzie do głowy, żeby ukraść plakat ze
względów estetycznych, bo do wszystkiego
mamy łatwy dostęp. A to przekłada się na
całą naszą pracę, kiedyś np. łatwiej było
przyciągnąć mińszczan na organizowane
przez nas imprezy
Kogo ze współpracowników najlepiej
wspominasz?
E. D. – Wręcz przeciwnie, kiedyś często
były to lokalne inicjatywy i występy amatorskie, teraz profesjonalne i na wysokim
poziomie artystycznym, ale ludzie są zagonieni i bardziej wymagający, cóż, świat
idzie do przodu.
E. D. – Wszyscy byli wspaniali, trudno
kogoś wyróżnić, ale nie sposób nie wspomnieć np. o mojej pierwszej dyrektor Łucji
Groblewicz, która nazywała mnie „Mała”
i ten przydomek przylgnął do mnie na zawsze. Dobrze wspominam Elę Sieradzką,
która prowadziła sekcję teatralną, a później
została naszym kierownikiem, Janusza Szymańskiego, Janka Kaczorka, Ewę Wąsowką, wszystkim znaną „Funię”, Zbyszka Sitka, który zajmował się trudną młodzieżą,
szczególnie Błoniem, bo znane kiedyś było
jako skupisko narkomanów. Jest jeszcze Gosia Wilkosz, która też prowadziła zajęcia teatralne. Spod jej skrzydeł na wielkie wody
wyfrunęli Karolak i Goźliński. Chciałam
wspomnieć jeszcze wspaniałą dziewczynę
pracującą ze mną – Teresę Żelazo, która teraz pracuje w Domu Kultury w Malborku,
ale nadal utrzymujemy kontakt. Współpracował też z nami Maciek Cichocki, który
prowadził niezapomniane dyskoteki. Wielu by jeszcze wymieniać...
To znaczy, że teraz Wasza oferta jest
mniej atrakcyjna?
Jakie imprezy czy inicjatywy „przeminęły z wiatrem”, a warto o nich teraz mińszczanom przypomnieć?
E. D. – Na przykład w końcu lat osiemdziesiątych działał zespół taneczno-wokalny
„Przygoda” prowadzony przez profesjonalnego pana od baletu – Leszka Adamczyka
oraz przez Macieja Domagałę i Romana Wachowicza we współpracy z Marcinem Wolskim. Dokonali świetnych nagrań w Kielcach. W Sali widowiskowej FUD odbyła
się premiera widowiska „Hej, przygodo”.
Robiłam projekty strojów i ogromną scenografię, kilka odsłon, wszystko jak w teatrze
podciągane w górę. Pamiętam niekończące
się przyszywanie kółeczek metalowych do
materiału-tła, przeciąganie lin do podciągania, malowanie jaskini, itp. Najbardziej
śmieszne i pracowite zarazem było gotowanie kości (śmiech). W przedstawieniu była
scena z jaskiniowcami. Kupiliśmy więc
w rzeźni kości, wielkie, wołowe i gotowaliśmy je u mnie w ogrodzie w ogromnym
garze. Pomagała też moja mama, oczyszczała je z mięsa. Później kości schły, a na koniec pomalowaliśmy je lakierem – to było
poświęcenie! Teraz kupiłoby się gotowe.
Czym się różniła praca wtedy od tej teraz?
E. D. – Pod względem technicznym trzeba
było więcej rzeczy robić ręcznie. Wszystkie
plakaty na imprezy wypisywałam sama
Ela Dunajewska z Tomaszem Stockingerem i z Piotrem Skrzyneckim.
R e k l a m a
Biuro Rachunkowe
Monika Kujawa
Oferuje profesjonalną
obsługę w zakresie usług:
finansowo-księgowych
kadrowo-płacowych
Konkurencyjne ceny.
Bezpłatny odbiór
i dostarczenie opracowanych
dokumentów do klienta.
e-mail: [email protected]
tel.: 695 189 290
11
Przy widowisku pracowała też ciężko Ela
Sieradzka, która uszyła przepiękne stroje.
Dokładnie już nie pamiętam, ale chodziło
tu o przekrój dziejowy, od jaskini przez
teraźniejszość do ery komputerów i kosmosu! Ogromne i bogate przedsięwzięcie.
Elektronik z Sulejówka robił podłączenie
komputerów-atrap, wszystko świeciło, migało, do tego supermuzyka, czad!
A coś dla Ciebie?
E. D. – Chciałabym mieć więcej czasu, spokoju i... domek na wsi
A naszemu miastu czego można życzyć?
E. D. – Żeby doczekało się w końcu architekta miejskiego, który sprawiłby, że nasza
miejska architektura byłaby bardziej spójna, tak jak to zrobiono z jedną z elewacji Biblioteki Miejskiej, która wtopiła się w otoczenie. Życzę też naszemu miastu i jego
mieszkańcom więcej kwiatów, skwerków
i zieleni w przestrzeni miejskiej, żeby piękniej i milej żyło się nam tutaj razem.
Jakie sławy poznałaś dzięki swojej pracy?
E. D. – Budkę Suflera, Lady Pank, Szczepanika, Kryszaka, który na żywo ma dużo
więcej włosów niż w telewizji i jest bardzo
miłym człowiekiem. Poznałam też Tomasza Stockingera, Andrusa, Korę i wielu
innych. Piłam wódkę z Jankiem Himilsbachem, a najmilej z całej tej plejady gwiazd
wspominam Piotra Skrzyneckiego. To był
bardzo ciepły człowiek i wielki artysta.
Rozmawiała Dorota Berg,
fot. z archiwum Elżbiety Dunajewskiej, DM
Pewnie z Twoją pracą wiąże się wiele ciekawych sytuacji. Opowiesz nam jakieś zabawne zdarzenie?
E. D. – Było ich wiele, bo taka jest praca
z artystami – czasami zaskakująca, czasami zabawna, ale na pewno zawsze pełna
emocji. Pamiętam jak kiedyś poszłam na
dywanik do dyrekcji za prima aprilisowy
żart, bo namalowałam plakaty z zapowiedzią koncertu Violetty Villas, który oczywiście się nie odbył, bo istniał tylko w mojej
wyobraźni. Ale wzbudził zainteresowanie
mińszczan (śmiech). Darek Wocial, były
szachista, a obecnie pediatra, przypomniał
mi historię ze zwierzaczkami z kasztanów
i żołędzi. Mali plastycy i szachiści dzielili
wspólna salę. Maluchy wykonały zwierzaki, którym za nóżki służyły zapałki, a starsi od nich szachiści poupalali im te nóżki
i nijak zwierzaki nie chciały stać. Podobno
Ela Dunajewska wieku 16 lat
z ukochanym kotem Bobeszem.
się wtedy rozpłakałam. Takie psoty robiliśmy sobie nawzajem. My im malowaliśmy
stoły podczas naszej pracy, a oni wymyślali kary (śmiech).
Jakie imprezy organizowane i współorganizowane przez MDK lubisz najbardziej?
Podczas jednej z wystaw, gdy jeszcze
Dom Kultury mieścił się przy ul. Dąbrówki.
E. D. – Lubię Festiwal Jana Himilsbacha,
który jest robiony z dużym rozmachem.
Uwielbiam Przegląd Piosenki Poetyckiej,
którego inicjatorką jest Joanna Wilczak
– ma on swój niepowtarzalny klimat
z wysokim poziomem wykonawców konkursowych i jedynym w swoim rodzaju
cudownym koncertem artystów Piwnicy
pod Baranami.
Jaki jest Twój największy życiowy sukces?
E. D. – 13-letni Konrad, mój syn i najważniejszy facet w moim życiu.
Odziedziczył zdolności plastyczne po
mamie?
„Początki mojej pracy w Domu Kultury – razem
z moimi podopiecznymi topimy marzannę”.
E. D. – Odziedziczył, nawet mój profesor
malarstwa ze studiów, kiedy obejrzał jego
prace, poradził mi, żebym nad nim pracowała, bo warto. Chociaż mój syn, co nietypowe dla duszy artystycznej, lubi i jest
całkiem niezły z przedmiotów ścisłych. Ma
też bardzo filozoficzne podejście do życia.
Zobaczymy, na kogo wyrośnie.
Jakie jest Twoje największe marzenie?
Na plenerze malarskim w Urlach.
12
E. D. – Żeby Konrad był zdrowy, szczęśliwy
i wyrósł na dobrego człowieka, żeby miał
zawsze proste ścieżki życiowe.
Po premierze widowiska „Hej, przygodo”
z Małgosią Wilkosz.
się też nadziwić, jak inaczej (i lepiej) brzmi
„Rubberband Girl”, nie mówiąc już o genialnej piosence „Deeper Understanding”,
która nabrała głębi i jeszcze bardziej złowieszczej wymowy. Kiedy „Director’s Cut”
trafił na sklepowe półki, zaczęto też mówić
o nowym studyjnym albumie Kate Bush.
Kate Bush poznałem dzięki audycjom Tomasza Beksińskiego, który w latach 80. na
antenie programu 2 Polskiego Radia prezentował jej wczesne płyty. Zakochałem
się bez pamięci w niezwykłym głosie Kate
i jej muzycznej wyobraźni. Słuchałem „The
Kick Inside” (z przebojem „Wuthering
Heights”), „Lionheart” (z hitem „Wow”
i „Hammer Horror”), „Never for Ever” (ze
słynną „Babooshką” i „Army Dreamers”),
„The Dreaming”. Potem ukazał się chyba
najbardziej znany album Kate „Hounds of
Love”. Może to właśnie szum, jaki zrobił się
wtedy wokół niej, sprawił, że artystka przestała wydawać regularnie nowe krążki. Na
każdy trzeba było czekać latami.
„50 Words For Snow” ukazał się pod koniec
2011 r. Otwiera go utwór „Snowflake”. Kiedy pierwszy raz usłyszałem to nagranie,
nie wiedziałem, co powiedzieć. Zaskoczył
mnie głos Alberta McIntosha i perfekcyjność dźwięków pianina. Ale gdy rozpoczął
się „Lake Tahoe”, nie miałem już wątpliwości, że Kate zaprasza mnie do swojego
introwertycznego muzycznego świata,
w którym muzyka, słowa i niczym nieskrępowana wyobraźnia tańczą, jak artystka
im zagra. Utwory na „50 Words For Snow”
są rozbudowane i tworzą niezwykłe, może
trochę mroczne muzyczne opowieści.
W roli głównej oczywiście pianino, a w tle
trochę elektroniki, gitary, perkusja, czasem
orkiestra. Głos Kate zjawiskowy jak zawsze,
ale dojrzalszy, trochę niższy. Po „Aerial”
wydanym w 2005 r. to kolejny konceptualny album Kate, który albo odrzuci się
zaraz po pierwszym przesłuchaniu, albo
za kolejnym odtworzeniem będzie się smakowało każdą jego nutę z coraz większą
przyjemnością. Takie płyty tworzą artyści, którzy już niczego nie muszą nikomu
udowadniać, nie łaszą się muzycznie do
publiczności, tylko robią swoje. To kolejny
krążek, który potwierdza, że Kate Bush jest
po prostu genialna!
Tekst Dariusz Mieczysław Mól,
fot. EMI Music
Cihy rysuje z cyklu „Król i Błazen” odc. 6
Tym bardziej się cieszyłem, gdy w 2011
roku. Kate podarowała swoim fanom aż
dwa znakomite albumy. W połowie roku
ukazał się „Director’s Cut”. To niezwykła
płyta, bo znalazły się na niej „przerobione”
kawałki z „The Sensual World” oraz „The
Red Shoes”. Obie płyty bardzo lubię i wydawało mi się, że nagrane na nich piosenki
są perfekcyjnie dopracowane – po co więc
coś zmieniać. Ale już po pierwszym przesłuchaniu „Director’s Cut” ze zdumieniem
stwierdziłem, że można, że brzmią lepiej.
Kate nagrała na nowo główny wokal i sekcję perkusji, „The Sensual World” zyskał
nowy tekst, a „Moments Of Pleasure” bez
orkiestry, tylko z męskim chórem dosłownie powalił mnie na kolana. Nie mogłem
R e k l a m a
13
Dzień z życia strażaków
R e k l a m a
14
fot. PawełJ
Nasz fotoreporter spędził jeden dzień ze strażakami z Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Mińsku Mazowieckim. Towarzyszył im z aparatem
m.in. podczas odpraw, trudnych ćwiczeń czy przerw na posiłek. Oto, co utrwalił jego obiektyw...
R e k l a m a
15
wstępniak
Karnawał jaki jest, każdy widzi. Trudno się
oprzeć wrażeniu, że w naszym mieście karnawał trwał zawsze przez cały rok, niezależnie od ram wyznaczonych kalendarzem
gregoriańskim.
Cóż tam impreza w Rio, skoro my zawsze
mieliśmy nasze Tokio (wtajemniczeni
wiedzą, o czym mówię :). W Tokio zawsze
trwał karnawał. Przybierał czasem formę
zabawy, czasem konfliktu ideologicznego,
kiedy indziej szeptanych rozmów Polaków. W Tokio zbierali się znajomi i mniej
znajomi. Od zimy do zimy, przez cały rok
można było dzielić się swoimi poglądami,
rozprawiać filozoficznie o ważnych i mniej
ważnych sprawach, tańczyć i śpiewać
w podgrupach, kierując się poczuciem
przynależności do danej podgrupy. Niekiedy podgrupy falowały z niechęci do siebie,
aczkolwiek zawsze na końcu wyjaśniano
sobie wszelkie nieścisłości i wracano na
swoją ławkę. Karnawał uliczny to zabawa pokaźnej liczby obywateli, więc pozostawia po sobie jeszcze bardziej pokaźną
ilość śmieci. Tak też bywało w Tokio, co
nie ukrywam – jako uczestnik tamtych imprez – napawa mnie do dzisiaj wstydem.
Z czasem świadomość w narodzie wzrastała i wyrzucenie atrybutów karnawałowych
do licznie rozstawionych śmietniczek nie
sprawiało już takiej trudności.
Czasami na imprezach karnawałowych
pojawiali się przedstawiciele władzy. Towarzystwo na chwilę cichło, kilku wybrańców okazywało swoje dane osobowe,
reszta w tym samym czasie energicznie
ukrywała nie wiedzieć czemu wyżej już
wspomniane atrybuty karnawałowe. Nigdy jednak nie dochodziło do jawnego
buntu przeciw władzy, ponieważ władza
chyba też doceniała potrzebę narodu do
zgromadzeń i poczucia wspólnoty. Co
prawda, czasami zdarzały się drobne rozruchy, ale nie słyszałem, żeby przybrały kiedykolwiek formę walk ulicznych.
Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie w pewnym okresie mojego życia, kiedy co jakiś
czas urlopowany wracałem do Mińska
z wielkopolskiej emigracji, Tokio było miejscem, gdzie nadrabiałem zaległości z wiedzy dotyczącej życia towarzyskiego, wydarzeń mniej lub bardziej ważnych dla ludzi,
mniej lub bardziej ważnych.
W karnawale większość z nas lubiła bawić
się w miejscach zamkniętych, typu mieszkania lub lokale, często jednak wracając do
domu, brnąc w śniegu, albo rozkoszując się
resztkami świadomości, wiosennym deszczem lub letnim świtem zgadaliśmy się
z nadzieją na kontynuację zabawy w Tokio.
Zawsze można było spotkać tam kogoś ciekawego i nieważne, że ten ktoś nie za bardzo miał już ochotę do zabawy i wymiany
poglądów. Ważnie, że w Tokio zawsze trwał
karnawał bez ram kalendarza...
Redakcja Strefowiska (adres znany Redakcji)
16
STREFA NIE TYLKO KARNAWAŁOWA
Świetną zabawą podczas imprez w czasach, gdy nie istniały jeszcze komórki, było
dzwonienie do przypadkowych ludzi za
pomocą telefonu na kablu i swobodne konwersowanie z nimi.
- Chodźcie, zadzwonimy do kogoś.
- Ja będę gadać.
Wykręcamy numer i dajemy słuchawkę
podpitemu P., który wali z grubej rury:
- No co, palancie? Ty k… jełopie, co chciałeś?
Nagle kolega blednie i szybko odkłada
słuchawkę.
- O k… to był mój ojciec!
Jeden mój znajomy grał na gitarze w latach
osiemdziesiątych w kultowym rokowym
zespole. Trasy, koncerty i nudne peerelowskie hotele – dobre pomysły na spędzanie
wolnego czasu były więc w cenie. Zmęczenie, intensywna zabawa i zawsze ktoś
pierwszy poległ na placu boju. Ale od czego
ma się kolegów? Pomoc nadchodziła szybko. Po chwili nasz bohater leżał rozebrany
na łóżku. Kolejny etap zabawy to zamiana
drzwi od pokoju śpiącego z drzwiami świeżo zdjętymi z damskiej toalety.
Na dobrej imprezie dziewczyna wyskakuje
z tortu, na kiepskiej – tort z dziewczyny.
Sąsiedzi przyzwyczajeni do imprez
u K.L. nie zdziwili się zbytnio, gdy pewnego głośnego sobotniego wieczoru
wszedł do nich przez drzwi balkonowe
miły, młody człowiek. Powiedział: ,,Dobry wieczór’’, po czym wyszedł drzwiami wejściowymi.
Inny muzyk rockowy z bardzo znanej kapeli w latach 80-tych miał problemy z piciem. Opowiadał później, już po latach, że
przez dwa tygodnie był w trasie, grał koncerty, czasami nawet dwa dziennie, będąc
przez cały ten czas na zerwanym filmie.
Znane jest w świecie rockmanów pewne
powiedzenie: można grać na trzeźwo, ale
po co ryzykować?
Pewien mój dobry znajomy przesadzał z alkoholem. Tego feralnego dnia urwał mu się
film. Całkiem poprawnie fizycznie funkcjonując, wylądował na baletach w mieszkaniu
D. Bawiła tam również M. mieszkająca w bliźniaczym mieszkaniu, również w centrum
Mińska, jednak w innym bloku. Nasz bohater nad ranem odzyskał film i skojarzył, gdzie
jest, jednak niezbyt precyzyjnie. Wydawało
mu się bowiem, że wychodzi od M., i chociaż
mieszkał na Serbinowie, to po dotarciu do
ulicy Warszawskiej skierował się ostro w stronę Warszawy. I tak pędząc co sił w nogach,
po jakimś czasie znalazł się w szczerym polu,
nie bardzo wiedząc, o co chodzi.
Scena z radzieckiego filmu. Potańcówka
w kołchozie. Druzgocąca przewaga kobiet.
Pracownice w chustkach podpierają ściany.
Młody traktorzysta z rękami w kieszeniach
i szelmowskim uśmiechem przechadza się
po sali, próbując dokonać wyboru partnerki do tańca. Jest panem sytuacji. Na twarzach mijanych kobiet maluje się nadzieja.
- Tańczysz?
- Tak.
Zapytana kobieta odpowiada, nie dowierzając swojemu szczęściu.
- A ja śpiewam: la, la, la…
TH
WIEŚCI GMINNE
Karnawał w RIO
Jak wiadomo, najwspanialszy karnawał
odbywa się w RIO, dlatego zapytaliśmy
pracowników Regionalnej Izby Obrachunkowej (RIO), jak w tym roku będą świętować i bawić się w okresie karnawału. I nie
zawiedliśmy się! Pracownicy szykują wspaniałe stroje i ćwiczą sambę już od września.
Wzdłuż głównego korytarza wyznaczono
„sambodrom”, gdzie w piątek przy dźwiękach oszałamiającej muzyki i feerii iluminacji przejdzie wspaniały korowód różnych szkół tańca księgowego. Na specjalnie
skonstruowanych platformach z biurek
i foteli na kółkach wystąpią wspaniale wystrojone księgowe i rewidentki, rywalizując o nagrodę najbardziej roztańczonego
działu kontroli. Ta wspaniała inicjatywa od
lat przyciąga wielu widzów, a werdykty sędziów z pobliskiego sądu potrafią wywołać
prawdziwe łzy szczęścia lub prawdziwego
zawodu wśród uczestników oraz widzów.
Jak bawią się elity
„W naszej firmie przygotowania do zabawy
trwają już kilka dni – mówi Zosia (21 l.) recepcjonistka pewnej dużej firmy – już od czwartku, nawet do bardzo późnych godzin nocnych
szefowie wrzucają ogromne ilości dokumentów, faktur czy umów do niszczarek. Uzyskane w ten sposób długie papierowe tasiemki
pakujemy do foliowych worków, które wywożą podstawione ciężarówki. Zapewne posłużą do uświetnienia karnawałowej zabawy
– zgaduje Zosia – zabawa na pewno będzie
wspaniała, bo szef ostatnio mówił, że będzie
„niezła jazda bez trzymanki”, i śmiał się dziko. Szefowa trochę płakała, trochę się śmiała,
ale to chyba z podniecenia. Szef powiedział,
że możemy w poniedziałek nie przychodzić,
więc pewnie nieźle zabalują w ten weekend”
– zgaduje nasza respondentka.
Biały Bal
Zupełnie inaczej wyglądają przygotowania
do zabaw w jednym ze szpitali. Do karnawałowego szaleństwa przygotowuje się cały
personel oraz chorzy. Wszędzie widać przygotowania. Anastezjolodzy szykują prawdziwie odlotowe mieszanki, chirurdzy
ostrzą sobie lancety, salowe szykują sale.
Całe pogotowie stoi w pogotowiu, a księgowość nie wyrabia w szykowaniu ozdób
w formie kolorowych karteczek o różnych
rozmiarach. Na wszystkich rozrywkowych
gości czeka porządna porcja adrenaliny
– w zależności od ich potrzeb i możliwości.
Gipsownia proponuje zabawę pt. wszystkim najlepiej jest w białym. W trakcie zabawy będą wykonywane okolicznościowe
zdjęcia rentgenowskie (także rozbierane).
Obsługa zapewnia slalom po oddziałach,
przejazdy łóżkiem lub autem na sygnale,
wizytę w prosektorium i inne niesamowite atrakcje. Rano zmęczonym imprezowiczom pielęgniarki podadzą kaczki lub zaproponują relaksujący basen.
Odwieczna wojna
Podajemy wyniki odwiecznej wojny postu
z karnawałem:
Post: 0
Karnawał: 2012
Czyli po staremu! Wesołej zabawy!
W każdy czwartek czytaj nas on line:
R e k l a m a
17
Nie przegap!
26 stycznia – czwartek
o godz. 10 i 11.30 w Miejskiej Szkole Artystycznej dzieci mogą obejrzeć wyświetlane
na ekranie przedstawienie „Magiczna trupa Robinsona Bluesa”.
w godz. 15-17 Miejska Biblioteka Publiczna
zaprasza dzieci na urodziny Kuby i Buby.
W programie: konkursy, zabawy, wspólne
śpiewanie oraz tort. Wstęp wolny.
o godz. 15 w MBP odbędzie się I spotkanie
sieci organizacji pozarządowych z powiatu
mińskiego zorganizowane przez Federację
Organizacji Służebnych MAZOWIA w ramach projektu „Budujemy współpracę na
Mazowszu - od organizacji do federacji”.
o godz. 21 Mjuzikowe Karaoke w Mjuzik
Pubie. Imprezę poprowadzą: Ruda Dorotka, Dragan oraz Nalaś. Wstęp wolny.
Ferie w mieście – zajęcia w MBP i SP5.
27 stycznia – piątek
od godz. 10 Miejska Biblioteka Publiczna
zaprasza młodych czytelników na Galimatias, czyli dzień różności.
Czwartek, 19.01 – wernisaż wystawy malarstwa Zygmunta Magnera w MDK.
o godz. 21 Mjuzik Pub & Massive Events zapraszają na Sound Battle. To pierwsza tego
typu impreza, gdzie zmierzą się miłośnicy
muzyki elektronicznej (house i electro pop)
i Dubstep, Drum’n’Bass oraz Electro Trash.
Zagrają: Jr.Dany, Brain Damage, Loczek, Savic, Ben Hostic i Hali. Wjazd do godz. 22 –
10 zł, po godz. 22 – 15 zł.
28 stycznia – sobota
w godz. 16-23 wieczór gier planszowych i bitewnych, ul. Kazikowskiego 25 (wejście od
parkingu). Zapraszamy graczy w wieku od
15 lat. Można przynieść swoje gry. Na miejscu kawiarenka ze słodyczami i napojami.
29 stycznia – niedziela
o godz. 16 w sali kameralnej Miejskiego
Domu Kultury wystąpi Kabaret Skeczów
Męczących z programem „Śmiechosteron”.
Bilety kosztują 25 zł. Szerzej o występie
KSM piszemy w Strefie informacji na str. 4.
18
Sobota-niedziela, 21 i 22.01 – VI Wystawa Gołębi Rasowych, Drobiu Ozdobnego
i Ptaków Egzotycznych w SP5.
Niedziela, 22.01 – koncert kolęd Chóru Kameralnego Mińskiego Towarzystwa
Muzycznego pod dyrekcją Tomasza Zalewskiego w Kościele pw. Św. Antoniego z Padwy.
Redaktor naczelny
Dariusz Mieczysław Mól
e-mail: [email protected]
Dział reklamy
tel. 724 822 000, 724 001 900
e-mail: [email protected]
Wydawca
Strefa M sp. z o. o.
Mińsk Mazowiecki, ul. I PLM „W-wa” 1d/16
tel. + 48 660 435 991
e-mail: [email protected]
Zespół redakcyjny
Dorota Berg,Jarosław Rosłoniec,
Wojtek „Cihy” Cichoń
Skład DTP E-HO Justyna Golcew
Druk EUROGRAF S.C.
Biuro Redakcji ul. Świętokrzyska 5
Strona internetowa www.strefaminsk.pl
Korekta Monika Wasilewska
Redakacja nie zwraca niezamówionych
artykułów i zastrzega sobie prawo do zmian
i skrótów w nadesłanych tekstach. Redakcja
nie odpowiada za treść ogłoszeń i reklam.
Fot. Valdi Piekarski (MBP), Leszek Siporski (minskmaz.com), DM
o godz. 10 MDK zaprasza na pokaz filmowy
komedii „Zemsta futrzaków”. Bilet kosztuje
5 zł i można go będzie nabyć przed projekcją.
USŁUGI
Budowa domów, więźba dachowa, krycie
dachów 603-555-572
Ocieplanie poddaszy, układanie paneli,
malowanie 603-435-208
NIERUCHOMOŚCI
Sprzedam działkę w Targówce 1711mkw.
tel. 723 937 947, dzwonić wieczorem.
Wynajmę mieszkanie dwupokojowe 54 m
umeblowane na parterze ul. Szpitalna tel.
507 277 622
NAUKA
Nauka pływania Tel. 530 777 537
Cool School przy PKP
Angielski dla dzieci
Klubik malucha
Zajęcia muzyczne
503816910 www.cool-school.za.pl
PRACA
Zatrudnię przedstawiciela handlowego
z doświadczeniem CV na adres [email protected]
Przewozy pasażerskie JARCYK, 8+1,
15+1, 17+1, 20+1, tel. 668 030 132
NOCLEGI W GÓRACH – KORBIELÓW
25 zł/os, 3 pokoje 4-os. tel 604 839 755
Doradztwo: aranżacja wnętrz, ścianek działowych, wybór materiałów wykończeniowych, umeblowania. 502 894 965.
Spedytor międzynarodowy
Wykształcenie: średnie lub wyższe
Doświadczenie: mile widziane
Miejsce pracy: Mińsk Maz.
Inne: znajomość jęz. angielskiego
w stopniu komunikatywnym, mile widziana znajomość drugiego jęz. obcego,
dyspozycyjność, odporność na stres (22)
Kierowca C+E z uprawnieniami HDS
Miejsce pracy: Nowy Konik
Inne: prawo jazdy kat. C+E, uprawnienia
HDS (24)
Kierownik budowy z uprawnieniami
Wykształcenie: wyższe magisterskie
(budownictwo)
Doświadczenie: wymagane kilkuletnie dośw.
Miejsce pracy: Mińsk Maz.
Inne: wymagane pełne uprawnienia budowlane (21)
Sekretarka
Wykształcenie: średnie
Miejsce pracy: Sulejówek
Inne: znajomość jęz. rosyjskiego w stopniu
komunikatywnym, umiejętność dobrej
organizacji czasu pracy, odpowiedzialność,
rzetelność, odporność na stres (23)
Pracownik administracyjno – biurowy
(z grupą inwalidzką)
Wykształcenie: średnie (ekonomiczne)
Doświadczenie: wymagane
Miejsce pracy: Kałuszyn
Inne: dobra znajomość komputera, grupa
inwalidzka (20)
Wynajmę plac, utwardzony, ogrodzony
1000 m2 ul. Huberta tel. 600 042 553
RÓŻNE
Asystent spedytora
Wykształcenie: średnie lub wyższe
Doświadczenie: mile widziane
Miejsce pracy: Mińsk Maz.
Inne: znajomość jęz. angielskiego w
stopniu komunikatywnym, mile widziana
znajomość drugiego jęz. obcego, dyspozycyjność, odporność na stres (22)
R e k l a m a