„Sadło na bok” część 1. - Facetem jestem i o siebie dbam

Transkrypt

„Sadło na bok” część 1. - Facetem jestem i o siebie dbam
„Sadło na bok” część 1.
Pewnie jeśli czytacie ten tekst macie za sobą niejedną próbę zrzucenia kilku kilogramów lub
redukcji poziomu tkanki tłuszczowej. Możecie sądzić, że nie udało wam się to z powodu braku tzw.
„silnej woli”. Ale czy naprawdę tak było? Zastanówcie się na początku jak wyglądały te próby.
Typowy przykład takiego zrywu wygląda następująco.
1)
2)
3)
4)
5)
Zapłon motywacyjny.
Decyzja typu – od dziś będę biegać.
Kilka dni bardzo sumiennego wykonywania postanowienia.
Spadek motywacji.
Koniec wszelkich działań prowadzących do celu.
Skąd bierze się punkt nr 4? Typowym tłumaczeniem jest właśnie ta tajemnicza „silna wola”. Ja
jednak proponowałbym spojrzeć na to inaczej. Otóż plany wielkich zmian zazwyczaj nie są ani
dobrze przygotowane, ani nie są racjonalne, ani nie są dostosowane do możliwości danej osoby.
Dumnie brzmi zdanie, że od dziś będę biegać po pół godziny dziennie. Ale jeśli np. nie
wykonywałeś żadnego ruchu przez bardzo wiele czasu, prowadziłeś siedzący tryb życia, to
półgodzinny bieg może być dla Ciebie męką. A przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie zareaguje
pozytywnie na samokatowanie się. Mało tego – w opisanym tutaj przykładzie ciało da również
wyraźny sygnał, że chyba pomieszało nam się w głowach. Ból mięśni i ścięgien będzie wołaniem
ciała „co Ty do jasnej cholery wyprawiasz”. Nie chodzi mi o to, że nie może boleć. Ale żeby dojść
do etapu, w którym ból i silne zmęczenie nie działają demotywująco potrzeba czasu.
Podobnie jest w przypadku wszelkiego rodzaju diet. Po pierwsze mało komu chce się wszystko
skrupulatnie przygotowywać. A nawet jeśli ktoś już poddał się jakiejś diecie odchudzającej, to
często po jej zakończeniu wraca do swojego dawnego jadłospisu (niejednokrotnie ze wzmożoną
siłą). Po jakimś czasie wraca do stanu sprzed tej cudownej diety. I znowu, nie twierdzę, że różnego
rodzaju diety nie dają efektów, ale ostatecznie mało komu dzięki nim udaje się na trwałe coś
zmienić.
Po tym wstępnie mogę już przejść do kluczowej sprawy.
Celem tego kursu nie jest odchudzanie, ale zmiana stylu życia w taki sposób, żeby utrata
zbędnych kilogramów była jedynie efektem ubocznym i trwałym rezultatem.
Inaczej mówiąc na pierwszym miejscu będę stawiać zdrowie, a nie odchudzanie. Zresztą sam
jestem doskonałym przykładem tego, że takie nastawienie działa. Przez całe życie nie miałem
problemów z nadwagą. Niektórzy mogą powiedzieć, że to dzięki genom. Ale to nie prawda.
Zawsze, od najmłodszych lat ruch był stałym elementem mojego życia. Najpierw trenowałem
kajakarstwo, potem przez chwilę piłkę nożną i siatkówkę. Chodziłem często na basen, biegałem,
chodziłem na siłownię. Nie zawsze robiłem te rzeczy regularnie, ale były one elementem mojego
życia. Kiedy byłem trochę starszy i poszedłem na studia, to angażowałem się w bardzo wiele
rzeczy, z tego powodu wiele moich dni wyglądało tak, że właściwie non stop gdzieś chodziłem, coś
załatwiałem, z kimś się spotykałem. Więc de facto w taki czy inny sposób ruch był obecny w moim
życiu. Poza tym ciągle zamiast windy wybieram schody, zamiast przejechać 2-3 przystanki
tramwajem wolę się przespacerować. Nigdy nie myślałem, że robię te rzeczy po to, żeby być
szczupłym. Po prostu robiłem to wszystko po to, żeby być zdrowszym. Żeby mieć lepszą kondycję
fizyczną i żeby dzięki temu po prostu żyć lepiej i szczęśliwiej. To był czynnik, który mnie zawsze
motywował. Z takim nastawieniem przez całe swoje życie dbałem o siebie w tym aspekcie.
Auor: Tomasz Saweczko facetemjestem.pl
Przy okazji doszedłem to kolejnego ważnego punktu.
W walce z tłuszczem najważniejszy jest ruch.
I nie chodzi tutaj tylko o latanie na siłownię, bieganie i pływanie. Chodzi o życiowe nastawienie
„proruchowe” – jakkolwiek zabawnie brzmi to słowo. :)
Dobrze, ponieważ obiecałem, że ta seria będzie maksymalnie konkretna i zwięzła to przejdźmy do
rzeczy. W celu zmiany stylu życia na taki jaki proponuję posłużymy się techniką kaizen. Znowu
pewnie brzmi to zabawnie. :) Jest to technika stosowana głównie w japońskich korporacjach.
Odnosi się ona do idei mały kroków, ale wcale nie w takim rozumieniu jakie przychodzi wam na
myśl. Nie chodzi o to, żeby krok po kroku podnosić sobie poprzeczkę. Chodzi zaś o to, żeby za
pomocą śmiesznie małych kroków „programować” swój mózg do myślenia na dany temat. Znowu
posłużę się przykładem z własnego życia. Miałem taki okres, że faktycznie trochę się zasiedziałem i
naprawdę wiedziałem, że potrzebny mi jest solidny wycisk, żeby rozruszać trochę kości. Nie
mogłem za nic się zmotywować. Zawsze coś stało mi na przeszkodzie. Postanowiłem spróbować
zadziałać za pomocą metody kazien. Zacząłem robić codziennie rano 10 przysiadów. Drobnostka.
Każdy może sobie na to pozwolić. Po około dwóch tygodniach wróciłem do regularnych treningów
na siłowni. Mało tego – był to najlepszy powrót to stałego treningu w moim życiu. Możecie się
zastanawiać jakie znaczenie miało te 10 przysiadów dziennie. Otóż tak jak już pisałem działa to w
ten sposób, że robiąc je codziennie podświadomie myślałem o powrocie do regularnych treningów.
Może ujmę to w trochę inny sposób. Pomyślcie, że robilibyście dziennie jeden przysiad. Takie
byłoby postanowienie. Jak myślicie jak szybko by się to wam znudziło i zaczęlibyście robić ich
więcej? Pewnie po jednym dniu. :) I w moim przypadku zadziałała dokładnie ta sama zasada.
Robiłem przysiady, myślałem o tym, że mam się więcej ruszać, aż w końcu mi się znudziło takie
lelum polelum i wróciłem do bardziej zaawansowanej formy treningu. Rozbudziłem w sobie nawyk
ruchu. I w ten sposób można rozbudzić o wiele więcej dobrych nawyków, które przybliżą nas do
celu.
Teraz do dzieła! Macie trzy zadania do wykonania przez następne dwa tygodnie.
1) Zapiszcie sobie swoją wagę (tylko nie na jakiejś kartce, którą zaraz zgubicie).
2) Wybierzcie sobie jedną banalną czynność (jak te 10 przysiadów dziennie), którą będziecie
powtarzać przez najbliższe 2 tygodnie. Uwaga – ma być banalna i ma nie zabierać wam
więcej niż 2 minuty waszego cennego czasu.
3) Zróbcie podobnie w sprawie diety. Nie rezygnujcie z niczego, ale znajdźcie jedną zdrową
rzecz, którą będziecie jeść codziennie. Może to być marchewka, jabłko, grejpfrut.
Cokolwiek. Ale ma być to jedna rzecz. Nie dwie, nie trzy, nie dziesięć. Jedna.
Potraktujcie to zadnie jako rozgrzewkę. :)
Tomek
Auor: Tomasz Saweczko facetemjestem.pl

Podobne dokumenty