(z) Siekierek do Warszawy

Transkrypt

(z) Siekierek do Warszawy
DROGA (Z) SIEKIEREK DO WARSZAWY
autor Dominik Gadomski
W XVI wieku (a może jeszcze wcześniej), gdy Warszawa była niewielkim,
ściśniętym murami obronnymi miasteczkiem, daleko na południe, za Solcem, za
lasem, na kępie w zakolu Wisły powstały dwie wsie: Wielkie i Małe Siekierki. Ich
wczesne dzieje zostały całkowicie zapomniane i nigdy już nie dowiemy się, jacy
byli ówcześni siekierczanie. Możemy być jednak pewni, że Warszawa nie była
im wcale bliska. Owszem, w Starej Warszawie odbywały się targi, na których
mieszkańcy okolicznych wsi mogli sprzedawać płody rolne i zapewne niejeden
siekierkowski chłop tak właśnie robił. Ale średniowieczne miasto – nawet tak
niewielkie jak Warszawa – było w innym świecie, niż wieś. Żeby poczuć się
warszawiakiem, żeby podlegać miejskiemu prawu, należało zdobyć
obywatelstwo, które mogli otrzymać jedynie właściciele kamienic, położonych
przy Piwnej, Świętojańskiej i innych staromiejskich uliczkach. A siekierczanie
mieli własne problemy i własne zajęcia. Może już wtedy zajmowali się
wikliniarstwem? Pewnie tak. A jeszcze pewniejsze jest to, że co rok musieli
walczyć z wylewami Wisły. Gdy myślę o średniowiecznych Siekierkach,
wyobrażam je sobie równie spokojne, leniwe, jak dziś.
Taką właśnie spokojną, wesołą wieś kupił za panowania Jana III
Sobieskiego (wraz z całą dzisiejszą południową Warszawą) pewien wielki
magnat – Stanisław Herakliusz Lubomirski. W Siekierkach nie zbudował niestety
ani barokowego pałacu, ani świątyni, a tylko pawilon. Siekierczanie musieli
zapamiętać Lubomirskiego głównie jako fundatora kościoła św. Antoniego i
klasztoru bernardynów w pobliskim Czerniakowie. Jego łacińskiej poezji raczej
nie znali.
Lubomirski zmarł w 1702 r. Osiemnaście lat później wieś znalazła jeszcze
dostojniejszego właściciela – Jego Królewską Mość Augusta II Wettina. Król
chyba nigdy nie zawitał do Siekierek i przemknął przez ich historię
niezauważony. Co innego Aleksandra Potocka, która w 1864 r. podpisała
(zachowany do dziś!) dokument o uwłaszczeniu chłopów. Kiedy dwadzieścia
pięć lat później wydawano X tom „Słownika geograficznego Królestwa
Polskiego i innych krajów słowiańskich”, Wielkie i Małe Siekierki liczyły łącznie
358 mieszkańców. Nawet z ogromnym folwarkiem, założonym obok wioski,
były osadniczym pyłkiem między Solcem, Czerniakowem a ziemnym fortem
„Augustówka” – wybudowanym przez Rosjan elementem pierścienia umocnień,
otaczającego Warszawę. Właśnie – Rosjanie! Gdzieś umknął nam taki drobiazg,
jak likwidacja Rzeczypospolitej. I słusznie. Większość ówczesnych mieszkańców
wcale nie brała udziału w Sejmach rozbiorowych, bitwach epoki napoleońskiej i
powstaniach narodowych. Zajmowała się czymś zupełnie innym:
wikliniarstwem, uprawą roli, walką z powodzią… Wybuch I wojny światowej i
wkroczenie do Warszawy Niemców rozgrywały się gdzieś daleko, jakby w innej
rzeczywistości.
Tym dziwniejsza była decyzja z 1916 r., gdy Wielkie i Małe Siekierki,
liczące wówczas około dwóch tysięcy mieszkańców, przyłączono do Warszawy.
W annałach można zapisać tę datę wytłuszczonym drukiem – oto rok, w którym
przestała istnieć wioska w zakolu Wisły, a jej mieszkańcy zostali warszawiakami!
Ale kamienie milowe historii rzadko są zauważane przez świadków wydarzeń.
Jeszcze w 1935 r. reporter „Gazety Polskiej”, który wybrał się na Siekierki, nie
zastał tam Warszawy. Nie dostrzegł jej w wiejskich drogach, biegnących wśród
pól ziemniaków, ani w drewnianych chatach z porośniętymi mchem dachami.
Niezależność Siekierek zabrzmiała najdobitniej w słowach jednego z
mieszkańców, gdy wyjaśnił on dziennikarzowi wprost: „Warszawa jest na górze.
Tu na dole są Siekierki”. Naturalna granica w postaci skarpy wiślanej wygrywała
z granicami papierowymi, wyznaczonymi przez urzędników. W czasach
międzywojennych, gdy autobusy i tramwaje jeździły tylko najważniejszymi
ulicami milionowej Warszawy, Siekierki były wciąż bardzo daleko od
Śródmieścia. A siekierczanin, chcący dotrzeć do tramwaju na Czerniakowskiej,
przemierzał tę samą drogę, którą jego przodkowie chodzili na uroczystości
odpustowe u bernardynów, w czasach króla Sobieskiego.
A jednak w latach międzywojennych dużo się na Siekierkach zmieniło.
Na Bartyckiej, Gościńcu i Polskiej pojawił się bruk (kamień przyjechał prosto z
cerkwi, która zniknęła z pl. Saskiego). Młoda dzielnica otrzymała lepszy dostęp
do prądu i wody pitnej, ale także oświaty – istniejący nadal budynek szkoły
podstawowej otwarto dwa lata przed wojną. Zdecydowanie najważniejsza dla
przyszłości Siekierek była jednak budowa Wału Zawadowskiego, który do dziś
ochrania ten narażony na powodzie teren przed gniewem Wisły. Mało
wiadomo o siekierkowskim folwarku i o dworku, znajdującym się przy ulicy
Nadrzecznej. Jeszcze mniej wiemy o siekierkowskich Żydach. Najstarsi
mieszkańcy ich pamiętają, ale nikt nie jest w stanie powiedzieć, kiedy
„starozakonni” przybyli w zakole Wisły. Wiadomo tylko, kiedy zniknęli...
Wojna zmieniła wszystko. Gdyby nie ona, prezydent Warszawy Stefan
Starzyński zapewne zdołałby zapoczątkować budowę kompleksu sportowego,
mającego stanowić zaplecze dla projektowanej Dzielnicy Piłsudskiego. Tam,
gdzie dziś wznosi się wieża sanktuarium, powstałby stadion, basen, hale
sportowe i korty tenisowe, a nad samą Wisłą – przystań. A Starzyński nie
należał do ludzi, rzucających słów na wiatr.
Wojna jednak wybuchła, przekreślając te ambitne plany. Jeszcze w
1939r. hitlerowcy (nie tylko niemieccy) zapisali czarną kartę historii Siekierek,
czasowo przesiedlając wszystkich tutejszych mężczyzn na Wilanów i niszcząc
dużą część drewnianej zabudowy tej spokojnej dzielnicy.
Życie pod nazistowską okupacją było dla siekierczan bez wątpienia
najtrudniejszym sprawdzianem w dziejach. Dwie daty zmieniły ich dzielnicę na
zawsze: 3 maja 1943 i 23 sierpnia 1944. Takich dat się nie zapomina. Pierwsza
wyznaczyła początek objawień maryjnych, jakich przez sześć lat doświadczała
młodziutka Władysława Fronczak. Druga – to najtragiczniejszy z wojennych dni,
w którym hitlerowcy zamordowali ponad stu mężczyzn i zrównali okolicę z
ziemią. Na tych spośród siekierczan, których wojna rzuciła daleko od domów,
czekał po powrocie straszliwy widok. Pod ich nieobecność drewniana dzielnica
zmieniła się w dymiące zgliszcza, zaś przy Bartyckiej wyrósł potężny kopiec,
usypany z gruzów Warszawy – dopiero sześć lat temu został on Kopcem
Powstania Warszawskiego.
Jeszcze w połowie lat 70-tych „Encyklopedia Warszawy” nazywała
Siekierki „osiedlem rolniczym”, a jedynym okolicznym obiektem, który zasłużył
na wzmiankę w tej publikacji, była elektrociepłownia, której kominy zepsuły
nadwiślański krajobraz. Siekierki nie rozwijały się za sprawą pewnego
nieszczęsnego podpisu, złożonego na dekrecie o nacjonalizacji warszawskich
gruntów, który do dziś uprzykrza życie mieszkańcom. Podpis ten złożył
oczywiście Bolesław Bierut.
Żeby być sprawiedliwym muszę przyznać, że szara epoka PRL-u
przybliżyła Siekierki do Warszawy jak żadna inna. I to w bardzo prosty sposób –
za sprawą autobusu linii 108. „Sto ósemką” można było dojechać aż na pl.
Trzech Krzyży. Bez przesiadek! To było jak początek nowej ery. Albo jak powiew
wielkomiejskiego powietrza od strony Śródmieścia.
A co z objawieniami maryjnymi z lat okupacji? Prymas Stefan Wyszyński
dążył do wybudowania na Siekierkach kościoła, ale komunistyczne władze były
temu niechętne. Niechętne do tego stopnia, że pijar o. Edward Szajor, który
pod koniec gierkowskiej dekady rozpoczął posługę na Siekierkach, miewał
spotkania z „nieznanymi sprawcami”. To nie były dobre czasy dla objawień.
Dopiero w 1988 r. zaczęła się budowa kościoła – obecnego Sanktuarium Matki
Bożej Nauczycielki Młodzieży – którego wieża wznosi się nad Siekierkami.
Ale strzelista wieża sanktuarium to nie jedyny nowy obiekt w tej
przytulnej dzielnicy w zakolu Wisły. Jest tu dom zakonny pijarów, jest szkoła
podstawowa, przedszkole i gimnazjum. Są nowe domy, są sklepy, są boiska, są
ścieżki rowerowe, są przystanki autobusowe. Tam, gdzie kiedyś był Klub
Małego Warszawiaka, teraz jest „Dorożkarnia”.
O, a tutaj, bliżej Wisły, jest Wieeelka Ławka, zaprojektowana przez
dzieci. Kiedyś było tu kąpielisko. Tędy płynęła kiedyś rzeczka.