„NAUKA W LAS” Szymek, wybitny EkoEkspert (prywatnie uczeń

Transkrypt

„NAUKA W LAS” Szymek, wybitny EkoEkspert (prywatnie uczeń
„NAUKA W LAS”
Szymek, wybitny EkoEkspert (prywatnie uczeń drugiej klasy szkoły podstawowej) moczył prawą nogę w Wiśle
i zastanawiał się nad sensem życia. Konkretnie nad jednym z jego aspektów:
- Po co kobiecie mężczyzna?
Zosia, koleżanka Szymka z klasy tudzież niezmordowana bojowniczka o czystość wód i lądów dmuchnęła
w łodygę mniszka lekarskiego (zwanego popularnie acz nieprawidłowo mleczem) wydając dźwięk, jaki
mogłaby wydać miniaturowa krowa na widok bardzo małego wilka.
- Mówią - mruknęła przez zęby i łodygę - Że kobiecie potrzebny jest mężczyzna, jak rybie rower.
Spojrzeli na wodę i uśmiechnęli się, każdy do swoich myśli.
- Widziałem kiedyś szczupaka na bicyklu. Bicykl to taki rower z wielkim kołem z przodu i małym z tyłu - Szymek
zanurzył w Wiśle lewą stopę, którą właśnie skończył rzucać pokruszony chleb kaczkom. Do ciągle oblepionej
resztkami okruszków stopy podjechały na małych trójkołowych rowerkach okonie i zaczęły podjadać,
łaskocząc chłopca tak mocno, że roześmiał się w głos i prawie połknął kawałek swojego nosa.
- Bez roweru w Wiśle ani rusz - zgodziła się Zośka - Pełno tu podwodnych ścieżek rowerowych. Jak nos?
- Trochę mało słodki - chrząknął Szymek - A jak złapiesz gumę pod wodą?
- To bąbelki lecą. Tak jak...
- No wiem, wiem...
Było piękne, bardzo czerwcowe popołudnie. Przyjaciele siedzieli na brzegu i obserwowali ryby krążące w Wiśle
na rowerach. Pojedynczo i całymi peletonami, (które w innych rzekach zwą ławicami), szybko i powoli, w tę
i z powrotem. Jak to ryby.
- A wiesz, co mnie denerwuje? - zapytała leniwie Zosia.
- Wiem, śmieci nad rzeką i śmieci w rzece. I w lesie. - mruknął Szymek.
- Skąd wiesz?
- Bo mnie też.
- To może zrobimy to, co zawsze chcieliśmy zrobić?
Szymek wstał i pstryknął palcami:
- Ruszajmy. Zapowiada się wielkie sprzątanie.
* * *
Dzwonek do drzwi domu państwa Przeciętnych-Kowalskich rozległ się tak bardzo znienacka, jak to tylko
możliwe. Pan Przeciętny-Kowalski spojrzał na żonę:
- Czekamy na kogoś?
1
- Nie - pani Przeciętna-Kowalska pokiwała głową.
- To pójdę otworzyć.
W drzwiach stało dwoje ośmioletnich dzieci.
- Dzień dobry - ukłoniła się dziewczynka - Mamy przesyłkę.
Chłopiec bez słowa wrzucił do domu czarny, wypchany worek.
- Zbierane nad Wisłą. Do widzenia! - ukłoniła się znów dziewczynka, po czym oboje odwrócili się na piętach
i uciekli.
Pan Przeciętny-Kowalski zmarszczył brwi:
- Co to ma znaczyć? Co to jest?
Pani Przeciętna-Kowalska otworzyła worek:
- Śmieci.
* * *
Szymek i Zosia trzymali się za brzuchy ze śmiechu:
- Dziewięć Punktów Ekologii za to zagranie! - chichotał Szymek.
- Tak jest! - przytaknęła Zośka - Zielona Siła, związki powierzchniowo czynne rzuciliśmy im na dywan. Mniejsze
obciążenie środowiska...
- Ale niestety były testowane w lesie na zwierzętach i pewnie zawierają szkodliwe substancje chemiczne podrapał się w głowę Szymek.
- Ale Przeciętni-Kowalscy mają ponad 25 lat doświadczenia w wyrzucaniu śmieci do lasu...
- Hej, przecież w Dziewięciu Punktach Ekologii chodziło o coś zupełnie innego - Szymek pokręcił swoim mało
słodkim nosem.
- Pewnie tak. Ale my jesteśmy bardzo rozwinięci jak na swój wiek i nie tylko zbieramy śmieci w lesie, znamy
się na ekologii, ale też zastanawiamy się nad rolą kobiety w życiu mężczyzny. Takie z nas Pokolenie
EkoEkspertów - stwierdziła Zosia poważnie.
- A jesteśmy dopiero w drugiej klasie - Szymek nie przestawał kręcić nosem - To co dopiero będzie w czwartej?
- Wiesz co, mam pomysł - rzuciła nagle Zosia.
- Wiem. Trzeba ich czegoś nauczyć. Samo wrzucenie śmieci to za mało. - teraz nos Szymka kręcił się już sam,
z rozpędu.
- A skąd wiesz, że ja też tak pomyślałam? - zdziwiła się dziewczynka.
- Jestem EkoEkspertem!
* * *
Pod dom państwa Przeciętnych-Kowalskich podjechało dwoje dzieci na rowerach.
- To oni! - krzyknął pan Przeciętny-Kowalski, który akurat mył swój samochód na podwórku.
2
- To my - zgodziła się Zosia.
- I co teraz?! - ryknął pan Przeciętny-Kowalski - Znowu mi wrzucicie śmieci do domu?!
- Nie - Szymek pokręcił głową (oprócz nosa, który był tak zmęczony, że już nie chciał się kręcić) –
Dziś przywieźliśmy dla was kwiatki.
Zosia wręczyła mężczyźnie bukiet polnych chabrów, rumianków i cykorii, mówiąc:
- To jest taka metafora.
- Że tak jest lepiej - wyjaśnił Szymek - Że daje się światu to, co ma się w sercu.
- Rany, ale my jesteśmy mądrzy jak na swój wiek - mruknęła Zośka.
Pan Przeciętny-Kowalski stał jak wryty i nie odzywał się słowem.
- Do mycia auta dobre są produkty przyjazne dla rąk. Mniej chemii, więcej natury - rzucił Szymek
na pożegnanie - Do widzenia.
* * *
- Kwiaty? - Pani Przeciętna-Kowalska uśmiechnęła się promiennie - Polne kwiaty? Och, to takie romantyczne
kochanie! Dziękuję! Są cudowne. Tak dawno nie dostałam od ciebie kwiatów. Po to, właśnie po to jest
potrzebny kobiecie mężczyzna. Przynajmniej od czasu do czasu.
Pan Przeciętny-Kowalski próbował uśmiechać się równie promiennie, choć cień nieśmiałości i chmura wstydu
były wyraźnie widoczne dla wprawnego oka.
- Wiesz, kochanie, trzeba zmienić parę rzeczy - zagaił pan Przeciętny-Kowalski - Na początek segregacja śmieci.
I żadnego wywożenia do lasu. Nauka już nie pójdzie w las.
* * *
Zosia i Szymek siedzieli nad Wisłą, patrząc na worki z nazbieranymi śmieciami błyszczące w promieniach
zachodzącego słońca. Na liściu nenufaru na rzece żaba grała bluesa na banjo, nucąc przy tym mało
optymistyczną pieśń:
Jestem żabą. Jestem żabą drogi kumie
Dziś nadymam się w zadumie, bo to umiem
Jestem żabą, jest mi smutno, bagno wyschło
Mało wody i bezmuszna rzeczywistość
Żabi blues
Jestem żabą, żabą samcem, wiedz człowieku
Pod opieką mam kałużę pełną skrzeku
Na śniadanie i na obiad zupa z muchy
Pieczeń z muchy, wszystko z muchy, nawet kluchy
Żabi blues
3
- Zrobiliśmy kawał dobrej roboty - uśmiechnął się Szymek.
- To prawda - przytaknęła Zośka, a potem rzuciła w kierunku żabiego banjolero - Może nie będzie tak źle?
Żaba uśmiechnęła się tak szeroko, jak tylko żaby potrafią:
- Jak zakumają, o co chodzi, to może nie będzie...
Autor: Grzegorz Żak
4