1.51. Dyrektywalna teoria znaczenia, czyli dramat Filozofa, w
Transkrypt
1.51. Dyrektywalna teoria znaczenia, czyli dramat Filozofa, w
Adam Nowaczyk Dyrektywalna teoria znaczenia czyli dramat Filozofa Sens, prawda, wartość... BMS, Warszawa 2006, s. 120 –130. Powszechnie znane jest dramatyczne wyznanie Fregego, które znalazło się w posłowiu do drugiego tomu jego Grundgezetze der Arithmetik: Nic chyba bardziej niepożądanego nie może się wydarzyć pisarzowi naukowemu niż to, że po ukończeniu dzieła zostanie wstrząśnięta jedna z podstaw jego konstrukcji. Znalazłem się w takim położeniu na skutek listu p. Bertranda Russella, gdy tego tomu zbliżał się ku końcowi … Solatium miseris, socios habuisse malorum. Mam przekonanie, że coś podobnego wydarzyło się Ajdukiewiczowi, kiedy wkrótce po opublikowaniu Sprache und Sinn usłyszał krótką uwagę Tarskiego odnoszącą się do zawartej we wspomnianej rozprawie definicji znaczenia wyrażeń. Przeżycie, którego doświadczył Ajdukiewicz było — jak sądzę — równie bolesne jak doświadczenie Fregego. Oczywiście nie zachodzi tu pełna analogia. Tarski nie odkrył w dziele Ajdukiewicza antynomii. Zwrócił tylko uwagę autora na brak pewnej konsekwencji proponowanej przezeń definicji — konsekwencji, którą i autor, i jego krytyk zgodnie uznali za pożądaną. Chodziło — jak wiadomo — o to, iż z definicji znaczenia nie wynikało, że wyrażenia równoznaczne nie różnią się denotacją. Krytyczne spostrzeżenie Tarskiego spowodowało, że Ajdukiewicz na zawsze porzucił swoją koncepcję znaczenia wyrażeń. Nie ulega wątpliwości, że Ajdukiewicz przywiązywał do swojej teorii znaczenia istotną wagę. Po pierwsze dlatego, że pojęcie znaczenia uważał za niezbędne dla uprawiania metodologii i teorii poznania, co (cytuję) „wynika choćby z tego, że twierdzenia nauk nie są niczym innym, jak znaczeniami pewnych zdań”1. Po drugie dlatego, że zaproponowana teoria znaczenia stanowiła fundament filozoficznej doktryny radykalnego konwencjonalizmu, która — jak zauważa Ajdukiewicz po latach — uwiodła go „urokiem swej oryginalności i dalekosiężności światopoglądowej”2. Ponadto należy zauważyć że, sformułowana przezeń teoria była pierwszą w dziejach próbą zdefiniowania pojęcia znaczenia wyrażeń w sposób ścisły, przy użyciu narzędzi formalnych. Nasuwa się pytanie: czy Ajdukiewicz wcześniej nie dostrzegał potrzeby tej konsekwencji definicji znaczenia, na którą zwrócił mu uwagę Tarski? Wszak w owym czasie nie było to spostrzeżenie ani odkrywcze, ani kontrowersyjne. W 1 K. Ajdukiewicz, Język i poznanie, t. I . Wybór pism z lat 1920 - 1939, s. 145. 2 K. Ajdukiewicz, Język i poznanie, t. II, Wybór pism z lat 1945 - 1963, PWN, Warszawa 1965, s.176. 1 sposób niedwuznaczny sformułował je wcześniej Frege w Über Sinn und Bedeutung (1892). Odpowiedzi — na pierwszy rzut oka wyczerpującej — udzielił sam Ajdukiewicz w przedmowie do wyboru swych pism z okresu międzywojennego: „Były one pisane w czasie, gdy droga do definicji pojęć nazwanych później semantycznymi, tj. pojęć dotyczących stosunku wyrażeń do przedmiotów, do których się one odnoszą, była najeżona antynomiami. Podaniu definicji stosunku oznaczania przedmiotów przez ich nazwy stała na przeszkodzie antynomia wyrazów «heterosemantycznych». Klasyczna definicja prawdy była zagrożona przez antynomię «Kłamcy».Wydawało się, ze definicje pojęć semantycznych są niemożliwe, że zatem nie można z sensem mówić równocześnie o języku i o rzeczywistości, o której w języku tym się mówi. Ale choć nie można z sensem mówić o tym, co dane wyrażenie oznacza, można mówić o tym, co ono znaczy, jeśli się to znaczenie pojmie w taki sposób, że nie będzie ono implikowało stosunku oznaczania (podkreślenie moje)3. Gdyby to wyjaśnienie (pochodzące z roku 1960.) dokładnie odzwierciedlało stan ducha Ajdukiewicza z okresu, kiedy pisał Sprache und Sinn i wcześniejszą rozprawę O znaczeniu wyrażeń, należałoby przyjąć, że w owym czasie świadomie unikał wszelkich implikacji semantycznych, zaś uznanie argumentu Tarskiego było prostym następstwem rehabilitacji pojęć semantycznych (dokonanej właśnie przez Tarskiego). Powstanie i upadek dyrektywalnej teorii znaczenia byłyby zatem wynikiem niefortunnego zbiegu okoliczności: tego, że Ajdukiewicz z powagą traktował antynomie semantyczne, oraz tego, że rozwiązanie tych antynomii pojawiło się zbyt późno. Jednakże przytoczone powyżej wyjaśnienie nie jest w pełni wiarygodne. Wprawdzie w proponowanej przez Ajdukiewicza definicji znaczenia nie pojawiają się pojęcia semantyczne (referencjalne), ale nic nie wskazuje na to, by Ajdukiewicz uważał je za teoretycznie zbędne i nieuleczalnie wadliwe. We wspomnianych powyżej rozprawach nie pojawia się żadna wzmianka o antynomiach semantycznych. (Dopiero w artykule następującym po Sprache und Sinn, relacjonującym doktrynę radykalnego konwencjonalizmu, Ajdukiewicz broni się przed użyciem „na własny rachunek” pojęcia prawdy z uwagi na antynomialny charakter tego pojęcia.) Co więcej, wyjaśniając, jakie pojęcie znaczenia pragnie poddać eksplikacji, Ajdukiewicz powołuje się na jego związki z pojęciami semantycznymi. W O znaczeniu wyrażeń czytamy: „Znaczenie nazwy w tym kontekście to coś takiego, co decyduje o tym, pod jakim aspektem, czyli jako jaki nam się musi zaprezentować przedmiot, aby go daną nazwą opatrzyć…”4 Czyż nie jest to stwierdzenie, że znaczenie nazw determinuje ich odniesienie przed- 3 K. Ajdukiewicz, Język i poznanie, t. I, PWN, Warszawa 1985, s. VI. 4 Tamże, s. 104 2 miotowe, a tym samym, że nazwy o tym samym znaczeniu nie mogą różnić się denotacją? Ponadto, mając na uwadze przede wszystkim poznawczą funkcję języka, Ajdukiewicz nie mógł ignorować tego, iż znaczenia wyrażeń w jakiś sposób wyznaczają ich odniesienia przedmiotowe; w przeciwnym razie nie uważałby pojęcia znaczenia za kategorię istotną. Może zatem spodziewał się, że jego definicja znaczenia jakieś implikacje semantyczne posiada? A jeśli tak, to dlaczego spostrzeżenie Tarskiego było dlań zaskoczeniem o katastrofalnych następstwach? Również w Sprache und Sinn pojawiają się pojęcia semantyczne, chociaż tylko w kontekście wyjaśnień marginalnych. Ajdukiewicz zauważył tu, że właściwe danemu językowi przyporządkowanie znaczeń „nie jest jeszcze dokonane, gdy ustali się przyporządkowanie pomiędzy słowami bądź też wyrażeniami języka a nazywanymi przez nie przedmiotami”, ponieważ „dwa wyrażenia mogą nazywać ten sam przedmiot, a jednak posiadać różne znaczenia”5. To prawda, że nie powiedział explicite, że zarazem nazwy mające to samo znaczenie są nazwami tego samego przedmiotu, ale czy nie zakładał tego implicite? Tworząc swoją teorię znaczenia Ajdukiewicz inspirował się (w oryginalnej wersji semantyczną) koncepcją konotacji nazw Milla nadając jej interpretację pragmatyczną. Jeśli nazwa kwadrat konotuje równoboczność i prostokątność (będące dwoma własnościami), to znaczy to tyle, co: nie można odrzucać zdania To jest kwadrat jeśli się uznaje zdania To jest prostokątne i To jest równoboczne. Pojęcia uznawania i odrzucania zdań to, według znanego podziału Morrisa, pojęcia rdzennie pragmatyczne. Ajdukiewicz doszedł do wniosku, że to, co udało się w przypadku pojęcia konotacji nazw, powinno się powieść również w przypadku ogólniejszego pojęcia znaczenia. Stąd próba redukcji pojęcia językowego znaczenia wyrażeń (nie tylko nazw) do pragmatyki języka. Wprawdzie Ajdukiewicz tak tego nie określał (swoją koncepcję znaczenia uporczywie nazywał syntaktyczną), ale tak się rzecz miała. Ajdukiewicz zakładał, że na konstytutywną charakterystykę danego języka składają się, poza słownikiem i regułami składni, tylko reguły sensu (inaczej: dyrektywy znaczeniowe) zakazujące odrzucania bądź obligujące do uznawania zdań (bądź bezwarunkowo, bądź w określonych okolicznościach). Jego reguły sensu odnoszą się do zachowań użytkowników języka, ale nie są to zachowania zewnętrzne. Uznawanie lub odrzucanie zdań polega na przeżywaniu (asertywnym bądź dysasertywnym) pewnej myśli (sądu w sensie psychologicznym). Jeśli uznawanie lub odrzucanie zdań ma być uwarunkowane pewnymi okolicznościami, które nie polegają na uznawaniu lub odrzucaniu innych zdań, 5 Tamże, s. 149. 3 są to również zdarzenia mentalne, polegające w tym przypadku na doznawaniu pewnych wrażeń. Z behawiorystycznego punktu widzenia, reprezentowanego współcześnie przez Quine’a, koncepcja Ajdukiewicza jest mentalistyczna. Taki jej charakter jest zgodny z duchem miejsca i czasu, w którym powstała, a tłumaczony bywa wpływem Twardowskiego. Jednakże punktem wyjścia było tu pytanie: jak moglibyśmy wykryć, że ktoś wiąże z pewnym wyrażeniem inne znaczenie, niż my? Odpowiedź mogła być tylko jedna: przez obserwację jego zachowań zewnętrznych, a w szczególności przez rejestrowanie jego odpowiedzi na postawione pytania. Jeśli Ajdukiewicz nie stara zredukować pojęcia znaczenia — na modłę behawiorystyczną — do zachowań intersubiektywnie obserwowalnych, to tylko dlatego, że świadom jest, iż ludzie mogą symulować asercję, skutkiem czego zachowania takie nie są niezawodnym wskaźnikiem przekonań. Ajdukiewicz redukuje pojęcie znaczenia do przekonań (pozytywnych bądź negatywnych) uzyskiwanych na podstawie określonych motywów, którymi mogą być inne przekonania lub wrażenia zmysłowe. Czy taka eksplikacja pojęcia znaczenia może mieć implikacje semantyczne? Może, jeśli staniemy na gruncie tradycyjnego przeświadczenia, że nasze przekonania (myśli, sądy w sensie psychologicznym) „są o czymś”. Przy takim podejściu przekonania, a więc stany bądź dyspozycje mentalne, są pośrednikami między wyrażeniami a rzeczywistością. Jest to — jak wiadomo — doktryna właściwa niemal całej tradycyjnej epistemologii. Wiadomo jednakże, że doktryna ta jest kiepskim kandydatem do roli podstaw semantyki (tj. teorii referencji), przede wszystkim dlatego, że nie potrafimy powiedzieć nic konkretnego o strukturze myśli, nie postulując istnienia wewnętrznego „języka myśli”. Ale hipotetyczny lingua mentalis daje się opisać tylko jako pewien system konwencjonalnych znaków, co czyni zbędnym pośrednictwo myśli między wyrażeniami a rzeczywistością. Nie ulega wątpliwości, że w koncepcji Ajdukiewicza problematyka semantyczna została zepchnięta na margines, do czego — być może — przyczyniła się obawa przed uwikłaniem w antynomie. Jednakże nic nie wskazuje na to, że Ajdukiewicz kwestionował odnoszenie się wyrażeń do przedmiotów, jak również pogląd Fregego, że odniesienie przedmiotowe jest zdeterminowane przez znaczenia. Jak już wspomniałem, zdaniem Ajdukiewicza pełną charakterystykę języka uzyskuje się przez wskazanie słownika, reguł składni i reguł sensu. Ajdukiewicz postulował zależność dwustronną: znaczenia wyrażeń określają obowiązujące w danym języku reguły sensu, a z kolei ogół obowiązujących reguł sensu przyporządkowuje wyrażeniom przysługujące im znaczenia. Zależność pierwsza oparta jest na trafnej obserwacji, iż pewne zachowania językowe pozwalają (przy dodatkowym założeniu o powadze i szczerości rozmówcy) ustalić rozbieżności w sposobie interpretacji wyrażeń. W przeciwieństwie 4 do niej, zależność druga jest hipotezą teoretyczną: hipotezą ryzykowną, ale zarazem niezbędną do uzyskania pragmatycznej definicji pojęcia równoznaczności i wtórnie (przez abstrakcję) pojęcia znaczenia wyrażeń. Jak wiadomo, Ajdukiewicz wyróżnił trzy rodzaje reguł sensu (dyrektyw znaczeniowych): reguły aksjomatyczne, dedukcyjne i empiryczne. Języki, w których obowiązują wyłącznie reguły aksjomatyczne i dedukcyjne, nazywa Ajdukiewicz dyskursywnymi, zaś języki, w których obowiązują również reguły empiryczne — empirycznymi. Dwa wyrażenia danego języka J nazywa Ajdukiewicz równoznacznymi, gdy reguły sensu języka J mówią o nich to samo, co oznacza, że konsekwentne i wzajemne zastąpienie jednego drugim w dowolnym zdaniu objętym regułami sensu nie zmienia zasobu dyrektyw języka J. Pojęcie znaczenia definiuje Ajdukiewicz przez abstrakcję, co pozwala utożsamić znaczenie danego wyrażenia z klasą wyrażeń z nim równoznacznych. Ponieważ każde wyrażenie należy do jednej i tylko jednej spośród takich klas (klas abstrakcji), Wszystkie wyrażenia są na mocy przyjętej definicji jednoznaczne, czyli mają ściśle określone znaczenie, niezależnie od tego, co i jak wiele mówią o nich reguły sensu. Jednoznacznie określone znaczenie mają nawet te wyrażenia, o których reguły sensu niczego nie mówią, ponieważ nie występują one w zdaniach objętych regułami sensu w sposób istotny. (Oczywiście wszystkie takie wyrażenia, o ile należą do tej samej kategorii syntaktycznej, mają to samo znaczenie.) Zatem ściśle określone znaczenia mają wyrażenia dowolnych języków, zarówno empirycznych jak i dyskursywnych, chociaż te ostatnie to języki „czystej logiki i czystej matematyki”, czyli języki teorii uchodzących za niezinterpretowane We wcześniejszej rozprawie O pojęciu dowodu Ajdukiewicz z naciskiem stwierdzał, że symbole występujące w aksjomatach takich teorii są pozbawione wszelkiego znaczenia; teraz przypisuje im pewien sens, w dodatku jednoznacznie określony, chociaż nie jest to sens empiryczny (taki mogłyby im zapewnić tylko reguły empiryczne). Jest rzeczą zastanawiającą, iż w dobie ożywionych dyskusji nad warunkami sensowności wyrażeń, jakie toczyły się w Kole Wiedeńskim, Ajdukiewicz problemu sensowności nie podjął. Wszak wydaje się oczywiste, że zadając pytanie o to, które wyrażenia są równoznaczne, czyli mają to samo znaczenie, należało wpierw rozstrzygnąć, które wyrażenia mają jakiekolwiek znaczenie i czy tylko jedno. Tymczasem Ajdukiewicz tylko zadeklarował na wstępie, że interesują go języki, w których każde wyrażenie ma sens ściśle określony, a głosząc tezę, że sens ten jest zdeterminowany przez reguły sensu, nie nałożył na postać i zasób tych reguł żadnych ograniczeń, nawet natury czysto syntaktycznej. Było to niewątpliwie podyktowane dążeniem do maksymalnej ogólności rozwijanej koncepcji. Domyślamy się, że wyrażeniom języków dyskursywnych przypisywał pewien „sens formalny” niezależnie od tego, jaką postać mają obowiązujące w tych językach reguły. Rzecz jasna, nie można było spodziewać się, aby tak 5 rozumianym sensom odpowiadały określone denotacje, ponieważ reguły „formalne” (odwołujące się wyłącznie do kształtu wyrażeń) nie są w stanie tych denotacji jednoznacznie scharakteryzować, chociaż przy pewnych założeniach natury semantycznej mogą przesądzać o tym, które wyrażenia muszą, a które nie mogą mieć tej samej denotacji. Oczywiście, Ajdukiewicz żadnych założeń charakteryzujących język pod względem semantycznym nie czyni. Tym niemniej, w jego wywodach pojawia się nieoczekiwanie pojęcie prawdy. Kiedy ponownie stwierdza, że równoznaczność i równoważność wyrażeń nie są tym samym, podaje następującą ogólną definicję równoważności wyrażeń: „Dwa wyrażenia A i A’ są równoważne, jeśli każdemu prawdziwemu zdaniu zawierającemu A odpowiada prawdziwe zdanie powstałe z niego przez wstawienie A’ za A i A za A’, i na odwrót.” Zauważa ponadto, że z definicji tej „można przez abstrakcję uzyskać definicję walencji wyrażenia, która w wypadku nazw daje definicję zakresu nazwy (w terminologii Milla: denotacji)”6. Przytoczona definicja nie jest całkiem jednoznaczna, ale należy się domyślać, że chodzi tu o operację zastąpienia wszystkich egzemplarzy wyrażenia A wyrażeniem A’ i jednocześnie wszystkich egzemplarzy wyrażenia A’ wyrażeniem A. Kiedy taka operacja jest wykonalna wobec wszelkich zdań salva veritate, wyrażenia A i A’ są równoważne. Wspomniana tu operacja występuje również w definicji równoznaczności wyrażeń, z tą różnicą, że w tym przypadku zachowana ma być nie prawdziwość, lecz obowiązywanie reguł sensu. Nasuwa się pytanie: dlaczego Ajdukiewicz nie skonfrontował pojęć równoznaczności i równoważności rozumianych zgodnie z zaproponowanymi definicjami pod względem ich zakresu, a tylko zadowolił się stwierdzeniem, że są to różne pojęcia? Czy uznał za rzecz oczywistą, że równoznaczność pociąga za sobą równoważność? A może zauważył, że porównanie zakresów obu pojęć jest niemożliwe bez pewnych założeń, których nie chciał explicite artykułować? W rzeczy samej, porównanie zakresów obu omawianych pojęć jest możliwe tylko przy założeniu, że zdania danego języka dzielą się na prawdziwe i fałszywe, a ponadto, że obowiązujące w nim reguły sensu są prawdotwórcze. W przypadku języków dyskursywnych oznacza to, że reguły aksjomatyczne gwarantują prawdziwość odpowiednich zdań, a reguły dedukcyjne niezawodność wnioskowań. Przyjęcie takiego założenia oznaczałoby posłużenie się na serio niezdefiniowanym i logicznie podejrzanym pojęciem prawdy. Racje, dla których Ajdukiewicz przed takim założeniem się wzbraniał, nie są w pełni jasne; wszak pojęciem prawdy właśnie posłużył się przy definiowaniu równo- 6 Tamże, s. 163. 6 ważności. Natomiast w momencie, gdy usłyszał argument Tarskiego, założenie to implicite przyjął. Wiemy o tym stąd, że w przeciwnym wypadku nie mógłby tego argumentu uznać za konkluzywny. Przyjrzyjmy się argumentowi Tarskiego w wersji, jaką przedstawił sam Ajdukiewicz: Wyobraźmy sobie język, w którym reguły aksjomatyczne nakazują bezwzględne uznawanie aksjomatów rachunku funkcyjnego z identycznością, a nadto dwóch aksjomatów dodatkowych: A≠ B B ≠ A, gdzie A i B są nowymi stałymi terminami pierwotnymi. Jako reguły dedukcyjne niech obowiązują w tym języku reguły dowodzenia rachunku funkcyjnego z identycznością. Łatwo dostrzec, że reguły sensu tego języka są inwariantne wobec przestawienia stałych A i B. Wobec tego przyjęta definicja równoznaczności kazałaby terminy A i B uważać za równoznaczne. Ale wobec aksjomatów A ≠ B i B ≠ A, terminy te mają różną denotację. Widać więc, że w rozważanym języku miałoby się dwa terminy o tym samym znaczeniu, a różnej denotacji, co wydaje się konsekwencją nie do przyjęcia.7 W świetle przyjętej tu charakterystyki języka, nie ma podstaw, aby stałym A i B przypisywać określone denotacje, to też istotny sens omawianego argumentu jest następujący: stałe A i B mają różne denotacje przy każdej interpretacji języka rachunku funkcyjnego, w której stałe logiczne interpretowane są w sposób standardowy, a aksjomaty A ≠ B i B ≠ A są zdaniami prawdziwymi. Przy tym założeniu stałe A i B, chociaż równoznaczne w myśl definicji Ajdukiewicza, nie mogą być równoważne w sensie posiadania tych samych denotacji. Do wniosku, że równoznaczność nie implikuje równoważności można również dojść posługując się definicją równoważności proponowaną przez Ajdukiewicza. Załóżmy, że w opisanym powyżej języku mamy predykat P, zaś zdanie: P(A) ∧ ¬P(B) jest (przy pewnej interpretacji) prawdziwe, ale nie jest aksjomatem. Wówczas stałe A i B pozostają nadal równoznaczne, ale nie są równoważne, ponieważ zdanie 7 K. Ajdukiewicz, Język i poznanie, t. II, s. 397. 7 P(B) ∧ ¬P(A) prawdą być nie może. Nasuwa się przypuszczenie, że gdyby Ajdukiewicz skonfrontował swoje pojęcia równoznaczności i równoważności wyrażeń, byłby skłonny zmodyfikować swoją definicję równoznaczności. Czy mógł takiej konfrontacji dokonać nie dysponując definicją pojęcia prawdy? Teoretycznie było to możliwe. Wystarczało w tym celu założyć, że reguły sensu są prawdotwórcze oraz, że — w myśl znanych zasad metalogicznych — zbiór zdań prawdziwych jest jakimś maksymalnym zbiorem niesprzecznym. Jest oczywiste, że syntaktycznopragmatyczna charakterystyka języka, którą zakładał Ajdukiewicz, żadnego takiego zbioru nie wyróżnia. Ajdukiewicz sam dostrzegał pewną nieadekwatność swojej definicji równoznaczności i sygnalizował możliwość jej skorygowania. Rzecz w tym, że z proponowanej definicji nie wynikało, iż wyrażenia zrównane na mocy definicji (będącej regułą ich zastępowania w zdaniach z zachowaniem asercji) są równoznaczne. Korekta, którą Ajdukiewicz dopuszczał, miałaby polegać na dołączeniu do definicji równoznaczności definicyjnej równoważności wyrażeń jako warunku alternatywnego. Oczywiście, taka modyfikacja nie uchyliłaby zarzutu Tarskiego. Czy argument Tarskiego można było uchylić? Jak już zauważyliśmy, za równoznaczne uznał Ajdukiewicz wyrażenia, o których reguły sensu „mówią to samo”. Co o nich mówią, było okolicznością zupełnie nieistotną i właśnie to umożliwiło Tarskiemu skonstruowanie „obalającego” przykładu. Definicja proponowana przez Ajdukiewicza opierała się na operacji jednoczesnego podstawiania, czyli wzajemnego zastępowania dwu wyrażeń we wszystkich miejscach, gdzie one występują. Aby zarzut Tarskiego uchylić, wystarczało w niej zastąpić jednoczesne podstawianie zwykłym zastępowaniem pojedynczego egzemplarza w dowolnym kontekście. Po takim zabiegu wyrażenia A i A’ byłyby równoznaczne wówczas, gdy ani zastąpienie A przez A’, ani zastąpienie A’ przez A w dowolnym zdaniu objętym przez pewną regułą sensu nie zmienia ogólnego zasobu obowiązujących reguł sensu. W przykładzie Tarskiego aksjomatami języka są, między innymi, równości A = A oraz B = B, natomiast równości A = B i B = A nimi nie są, a nawet pod groźbą sprzeczności być nie mogą. Oznacza to, że wyrażenia A i B nie są zastępowalne z zachowaniem zasobu reguł sensu w stanie niezmienionym, a zatem nie są równoznaczne. Przedstawiona tu modyfikacja definicji równoważności zapewne nie rozwiązuje wszystkich problemów teorii znaczenia, ale przed zarzutem Tarskiego chroni skutecznie. Chciałoby się wiedzieć, dlaczego Ajdukiewicz z tej linii obrony nie skorzystał. Czy nie dostrzegał takiej możliwości? A może dostrzegał, ale odrzucił 8 ją jako niezadowalającą? Na pytania te zapewne nie znajdziemy wiążącej odpowiedzi. Istnieje wszakże powód, dla którego mógł on uznać proponowana modyfikację za niezadowalającą. Wiadomo, że tworząc swoją teorię znaczenia wyrażeń, w myśl której pojęcie znaczenia jest zrelatywizowane do języka, Ajdukiewicz nie miał na względzie naturalnych języków etnicznych. Oświadczył wyraźnie: My pojmujemy język tak, że do jego jednoznacznego scharakteryzowania nie wystarcza mniej więcej ustalone uporządkowanie pomiędzy słowem a znaczeniem, lecz wymagane jest całkiem ścisłe przyporządkowanie znaczeń. Trwając przy tym ścisłym pojęciu języka nie będziemy mogli powiedzieć, że istnieje jeden język polski, lecz musimy stwierdzić, że istnieje wiele języków polskich, które mogą być wszystkie równobrzmiące, lecz różnią się — chociaż nie bardzo znacznie — przyporządkowaniem słów i znaczeń.8 Przyporządkowanie znaczeń dokonuje się — jak utrzymywał Ajdukiewicz — wyłącznie za pośrednictwem reguł sensu, ale — jak już zauważyliśmy — nie podjął on kwestii, kiedy pełny korpus takich reguł zapewnia jednoznaczność wyrażeń. Uznając za konkluzywny argument Tarskiego doszedł do wniosku, że wyrażenia A i B w jego przykładzie jednak — wbrew proponowanej definicji — równoznaczne nie są. Czy tylko dlatego, że nie można im przypisać tej samej denotacji w żadnej dopuszczalnej interpretacji? Ten mankament można było — jak wiemy — można było usunąć, ale Ajdukiewicz próby takiej nie podjął. Dlaczego? Ponieważ zauważył, że żaden, nawet najbardziej restryktywny korpus reguł, nie jest w stanie zapewnić jednoznacznego przyporządkowania denotacji żadnym wyrażeniom. Jeśli wskazane tu wyjaśnienie jest trafne, to świadczy ono o tym, że Ajdukiewicz pisząc rozprawy O znaczeniu wyrażeń oraz Sprache und Sinn hołdował Fregowskiej koncepcji znaczenia jako charakterystyki wyrażeń determinującej ich denotacje9. W języku idealnym, który miał na uwadze, miało nie być miejsca na wieloznaczności, a tym samym również na indeterminację odniesienia. Jeśli zatem indeterminacja taka jest faktem (co w odniesieniu języków dyskursywnych nie powinno budzić wątpliwości), to same reguły sensu nie zapewniają jednoznacznego przyporządkowania znaczeń. Stąd w ostatnim swoim publicznym wystąpieniu Ajdukiewicz stwierdza, iż zarzut Tarskiego 8 K. Ajdukiewicz, Język i poznanie, t. II, s. 397. 9 „Zazwyczaj związek między znakiem, jego sensem i jego nominatem jest taki, że znakowi odpowiada określony sens, a temu sensowi odpowiada znów określony nominat…”, Frege, Sens i nominat, w: J Pelc, „Logika i język. Studia z semiotyki logicznej, PWN, Warszawa 1967, s. 227. 9 „…wskazuje bodaj na to, że pojęcia znaczenia nie można definiować za pomocą samych środków syntaktycznych bez zastosowania pojęć semantyki, w węższym tego słowa znaczeniu.”10 Jeżeli miał tu na uwadze Fregowskie pojęcie znaczenia, to jest to niewątpliwie spostrzeżenie trafne. Jednakże wydaje się, że Ajdukiewicz przecenił wagę argumentu Tarskiego traktując go jako przeszkodę w zbudowaniu jakiekolwiek pragmatycznej teorii znaczenia lub, po prostu, pragmatycznej teorii języka. Wprawdzie redukcja semantyki referencjalnej do składni i pragmatyki jest zapewne niemożliwa, to jednak fundamentem wszelkiej teorii języka, jeśli ma ona mieć status teorii empirycznej, są reguły użycia wyrażeń. Odrzucając swoją teorię znaczenia wyrażeń, Ajdukiewicz nie zrezygnował z tego, co stanowiło jej podstawowe wyposażenie: z reguł sensu. Odwołując się do tych reguł wyjaśniał wiele metodologicznie doniosłych pojęć. Aczkolwiek kiedy w swojej wędrówce od umiarkowanego aprioryzmu do skrajnego empiryzmu pozbywał się kolejno reguł aksjomatycznych i dedukcyjnych zapewne nie podążał drogą właściwą. Wszak, gdyby takie reguły w naszym społecznie usankcjonowanym języku nie obowiązywały, skąd moglibyśmy wiedzieć, że nasz rozmówca używa innego dialektu czy żargonu? A przecież na ogół wiemy. 10 K. Ajdukiewicz, Język i poznanie, t. II, s. 397. 10