Piotr Szymczak Internet 2.0, tłumacz I społeczność czytelnIków

Transkrypt

Piotr Szymczak Internet 2.0, tłumacz I społeczność czytelnIków
Piotr Szymczak
Internet 2.0, tłumacz i społeczność czytelników:
propozycja udoskonalenia jakości przekładu
W dialogu Fajdros Sokrates diagnozuje, że pismo ma więcej
wad niż zalet. Najlepiej pamiętamy przestrogę, że upowszechnienie się pisma zniweczy dziedzictwo technik mnemotechnicznych,
ale warto też zwrócić uwagę na inny argument: pismo nie potrafi
reagować na krytykę. Inaczej niż mówca, który jest w stanie
zareagować na okoliczności i wyjaśnić albo obronić własne idee,
słowa pisane są bierne i umieją się jedynie powtarzać.
Zdaje ci się nieraz, że one myślą i mówią. A jeśli ich zapytasz o coś
z tego, o czym mowa, bo się chcesz nauczyć, one wciąż tylko jedno wskazują; zawsze jedno i to samo. A kiedy się mowę raz napisze, wtedy się ta
pisana mowa toczyć zaczyna na wszystkie strony i wpada w ręce zarówno
tym, którzy ją rozumieją, jak i tym, którym nigdy w ręce wpaść nie powinna,
i nie wie, do kogo warto mówić, a do kogo nie. A kiedy ją fałszywie oceniają
i niesłusznie hańbią, zawsze by się jej ojciec przydał do pomocy, bo sama
ani się od napaści uchronić, ani jej odeprzeć nie potrafi.
Ironia losu sprawiła, że Sokrates — znakomity polemista
— stracił życie, bo nie umiał obronić własnych słów, zaś książki
metodą zdartej płyty przegadują czytelników od tysiącleci. Trafność diagnozy Sokratesa nie może nas jednak zaślepiać: to pismo
przekazuje myśli za cenę odizolowania stron komunikacji.
W procesie wymiany myśli jest to wada fundamentalna, a głuchota książek jest chyba szczególnie bolesna dla tłumaczy. Kiedy
otaczają i oceniają nas głównie osoby o podobnej formacji intelek
Platon: Fajdros. Przeł. St. Witwicki. Warszawa: PWN 1958, s. 275 a-e.
206
Piotr Szymczak
tualnej i w podobnym do nas wieku — konsultanci, redaktorzy,
adiustatorzy — łatwo utracić kontakt z pulsem żywego języka,
przez co tłumacze mogą się znajdować w nieuświadomionej izolacji językowej. Co więcej, tłumacz bywa oddzielony od wiedzy
o kluczowych dla niego aspektach języka fachowego, i izolacja
ta najczęściej kończy się popełnieniem błędu. Dlatego niniejszy
artykuł przedstawia propozycję rozwiązania, które może zacieśnić
więzi między tłumaczem, wydawcą i społecznością czytelników
oraz pomóc uzyskać bardziej dopracowane teksty.
Błędy w tłumaczeniu
Wielu tłumaczy — prędzej czy później być może każdy — styka się z krytyką swojej pracy, a krytyczne uwagi budzą w nas
reakcję obronną. Odruchowo wznosimy wokół własnej pracy
mentalną zaporę: podważamy szczegóły krytyki, bagatelizujemy
zarzuty, powołujemy się na odmienną strategię tłumaczeniową,
której nie zrozumiał surowy krytyk. Zapewne mamy sporo racji
— może nawet całkowitą. Ale czy taka psychologiczna zapora
rzeczywiście spełnia pożyteczną rolę?
Z błędami walczymy jako praktycy, doskonaląc warsztat językowy i stylistyczny. Z błędami walczymy jako nauczyciele,
omawiając ze studentami najczęściej powtarzane błędy, żeby mogli
ich unikać. Z błędami walczą krytycy i recenzenci książek, dla
których wytykanie usterek przekładu jest tradycyjnym rytuałem.
Z błędami walczą wreszcie wydawcy, angażując specjalistów,
którzy przejmują tekst od tłumacza i przygotowują go do druku. Jednak na co dzień wolimy udawać, że błędy są czymś, co
spotyka innych. Tłumacz chce się cieszyć opinią nieomylnego
fachowca, a wydawca chce, żeby książkę otaczał nimb profesjonalnego dopracowania. Jednak pomimo najlepszych chęci tłumaczy
i wydawców do tłumaczeń wkradają się — i zawsze będą się
wkradać — błędy i usterki.
W takiej sytuacji mentalna zapora chroniąca przed wątpliwościami nie pozwala przełamać językowej i merytorycznej izolacji
Internet 2.0…
207
i ulepszyć tłumaczenia. Dlatego budującym i oryginalnym przykładem otwartej, konstruktywnej dyskusji o własnych błędach są
ostatnie rozdziały niedawnej książki Tłumacząc się z tłumaczenia,
które zainspirowały niniejszy artykuł. Autorka, Elżbieta Tabakowska — wówczas kierowniczka Katedry UNESCO do Badań nad
Przekładem i Komunikacją Międzykulturową na Uniwersytecie
Jagiellońskim, znakomita badaczka problematyki przekładoznawczej i tłumaczka Normana Daviesa, którego książki stanowią wyjątkowe wyzwanie dla tłumacza — otwarcie omawia usterki we
własnych przekładach i zastanawia się nad ich nieuchronnością.
Skoro współpraca znakomitej tłumaczki, dwujęzycznego autora,
grona fachowych konsultantów i doświadczonych redaktorów
w renomowanym wydawnictwie nie daje gwarancji pozbycia się
błędów, niedoskonałości zaczynają się jawić jako immanentny
element procesu wydawniczego. Owszem, z latami gromadzimy wiedzę, doświadczenie i refleksję na temat tłumaczenia,
co pozwala uniknąć wielu błędów. Ale zarazem tym wyraźniej
zaczynamy dostrzegać, jak misterną sztukę uprawiamy i jak
kruche bywają nasze linie obrony. Cytując Marka Bieńczyka,
znakomitego i wrażliwego tłumacza, „tłumaczy należy pilnować
z pistoletem przy głowie; wystarczy jedno fałszywe słowo, by
wszystko sknocić”.
Nie oznacza to, że mamy bezradnie zwiesić ręce — należy po
prostu rozejrzeć się za odpowiednim pistoletem, a więc zadać
pytanie: czy w pracy tłumacza i wydawcy nie dałoby się lepiej
wykorzystać rozproszonej wiedzy czytelników, odwołując się do
pomocy cyfrowej platformy, która umożliwiałaby łatwiejsze i bardziej ustrukturowane zgłaszanie błędów i usterek? Proponowany
tu model korygowania błędów tłumaczeniowych — oparty na idei
crowdsourcingu, czyli gromadzący i koordynujący wiedzę dostępną większej społeczności — pozwalałby oswoić i skanalizować
krytyczne uwagi czytelników, pomagając nam postawić kolejny
E. Tabakowska: Tłumacząc się z tłumaczenia. Kraków: Znak 2009. O problemach związanych z tłumaczeniem książek Normana Daviesa patrz także:
E. Tabakowska: O przekładzie na przykładzie. Kraków: Znak 1999.
M. Bieńczyk: Książka twarzy. Warszawa: Świat Książki 2012, s. 382.
208
Piotr Szymczak
krok na drodze ku lepszym publikacjom. Zamiast stanowić przykrą anomalię, krytyczne listy od czytelników mogłyby się stać
naturalną, rutynową i cenioną pomocą.
Platforma zamiast sztafety
Dlatego proponuję udoskonalenie poszczególnych elementów
systemu przez utworzenie platformy online, która pozwalałaby
czytelnikom zgłaszać uwagi na temat usterek znajdowanych
w książkach i robić to w sposób zautomatyzowany i ustrukturowany. Taki system nie tylko pomagałby zapewnić bardziej wartościowe wydania, ale również wyrywałby z izolacji tłumacza,
pokazując mu na bieżąco, jak odbierana jest jego praca.
We współczesnym świecie mamy do czynienia z mnogością
dynamicznych, rozproszonych środowisk wiedzy, a procesy transformacji kulturowej oraz transferu i asymilacji wiedzy naukowej
i ekonomicznej (głównie z lingua franca jaką jest angielszczyzna)
utrudniają docieranie do aktualnych i miarodajnych źródeł. Dlatego
łatwo sobie wyobrazić sytuację, w której tłumaczowi — nawet
dochowującemu najwyższej staranności — nie udaje się dotrzeć
do ucierającej się dopiero wiedzy terminologicznej albo do szczegółów aparatu pojęciowego. Część błędów i niedoskonałości, które
prześlizgnęły się do wydania, wychwytują krytycy i recenzenci,
jednak ich uwagi na ogół ograniczą się do rytualnej formułki
w rodzaju „Satysfakcję z ukazania się tej ważnej pozycji psuje
nieco jakość przekładu”, po której z braku czasu i miejsca następuje co najwyżej wyliczenie kilku przypadkowych usterek.
Tymczasem ta sama wiedza fachowa istnieje i funkcjonuje
w środowisku czytelników. Niestety, w obecnym modelu czytelnik
napotykający usterkę czy błąd rzeczowy w przekładzie — nawet
jeśli jest w stanie zaproponować sprostowanie — nie dysponuje
wygodnym kanałem komunikacji z tłumaczem, którego oddziela
od czytelnika coś w rodzaju weneckiego lustra. Żeby wiedza czytelnika mogła trafić tam, gdzie jest najbardziej potrzebna — a więc
do tłumacza — czytelnik musi zapoczątkować istną sztafetę:
Internet 2.0…
209
znaleźć stronę internetową wydawcy, na niej odszukać dane
kontaktowe, ułożyć i wysłać e-mail z opisem błędu. W trzewiach
wydawnictwa e-mail musi trafić do redaktora odpowiedzialnego za konkretne wydanie, a ten będzie mógł skontaktować się
z tłumaczem. Dopiero tłumacz może otrzymywane uwagi zsyntetyzować, a redakcja wydawnictwa ewentualnie uwzględnić zmiany
w wydaniu poprawionym. Jest to długi łańcuch i wystarczy, aby
pękło w nim jedno ogniwo, żeby wiedza przestała krążyć w sposób
efektywny. Nic dziwnego, że konstruktywne uwagi od czytelników
stanowią rzadkość.
Cechy platformy
Moim zdaniem istniejący system można znacząco ulepszyć,
jeśli platforma służąca do przekazywania uwag będzie posiadać
następujące cechy:
P r z e k a z y w a n i e u w a g m u s i b y ć ł a t w e. Każda książka
drukowana powinna zawierać standardową formułę zachęcającą
czytelnika do zgłaszania pomocnych uwag i wyjaśniającą, jak
należy to zrobić. Książki mogłyby w tym celu wykorzystywać matrycowy kod kreskowy QR Code, który za pomocą smartphone’a
czy tabletu przenosiłby czytelnika bezpośrednio do systemu komentarzy. Jeszcze łatwiejsze byłoby to w przypadku ebooków:
oprogramowanie czytnika mogłoby umożliwiać wysyłanie uwag
bezpośrednio z poziomu czytanej strony. W tej chwili czytnik taki
jak Amazon Kindle umożliwia zapisanie zaznaczonego fragmentu
tekstu, sprawdzenie słówka w słowniku oraz zrobienie notatki
— idealnie należałoby uzupełnić menu opcji czytnika o możliwość
typu „Zgłoś uwagę lub poprawkę”, która natychmiast bezprzewodowo trafiałaby do systemu.
S y s t e m p o w i n i e n o r g a n i z o w a ć u w a g i. Uwagi powinny być przez system gromadzone i syntetyzowane w taki
sposób, aby wydawca i tłumacz mogli wygodnie wykorzystać je
do doskonalenia tekstu. Takie uwagi powinny być co najmniej
klasyfikowane w bazie danych według wydania i strony, może
210
Piotr Szymczak
też według rodzaju uwagi czy usterki. System mógłby automatycznie zgłaszać wydawcy i tłumaczowi strony albo fragmenty
budzące liczne uwagi i kontrowersje, generować raporty i analizy
porównawcze.
System powinien być jeden (lub przynajmniej
j e d n o l i t y ). Do obsłużenia wszystkich wydań w Polsce, a nawet
na świecie, wystarczy jedna platforma, a przemyślany protokół
API czyniłby system elastycznym i sprawiałby, że mógłby do
niego przystąpić w dowolnej chwili każdy wydawca. Jeden system dostępny dla całej branży wydawniczej rozwiązywałby także
problem kosztów — im większa liczba uczestników, tym łatwiej
znaleźć pieniądze na utrzymanie serwerów i oprogramowania.
Wydania poprawione
Oczywiście nasuwa się pytanie, co robić z gromadzonymi
uwagami. Wydanie książki jest kosztowne: nawet jeśli będziemy
mogli ją poprawić, czy wydawcy będą zachwyceni perspektywą
łatwego przygotowywania wydania poprawionego? Czy opór wobec nowego nie okaże się silniejszy od ewentualnych korzyści?
Takie myślenie opiera się na podwójnym błędzie. Pierwszym
błędem jest założenie, że możliwe jest utrzymanie obecnego
stanu rzeczy. Rozwój ebooków, ideologia Open Access czy wymiana plików w internecie już dziś stawiają branżę wydawniczą
wobec technologicznego i ideologicznego przełomu. Elementy
crowdsourcingu — dobrze znane w środowisku literackim — już
teraz przenikają do literatury naukowej. W 2009 roku Kathleen
Fitzpatrick opublikowała w internecie wstępną wersję swojej
książki, zapraszając czytelników do zgłaszania uwag, a udoskonalona w ten sposób książka ukazała się drukiem w 2011 roku
nakładem wydawnictwa New York University Press. Zmianom
zachodzącym w branży wydawniczej poświęcony został cykl
wywiadów z przedstawicielami amerykańskich wydawnictw na
K. Fitzpatrick: Planned Obsolescence. Nowy Jork: New York University
Press 2011.
Internet 2.0…
211
ukowych przeprowadzony pod egidą „The Chronicle of Higher
Education”. Monica McCormick (New York University Press)
oraz Gita Manaktala (MIT Press) mówiły o wyzwaniach związanych z ideologią Open Access i kryzysie tradycyjnego modelu
finansowania monografii naukowej, Ken Wissoker (Duke University Press) o konieczności przemyślenia na nowo systemu
przygotowywania akademickich tekstów do druku, tak żeby np.
dało się opatrzyć każdy rozdział książki naukowej streszczeniem
i sprzedawać pojedyncze rozdziały w formie ebooków. Zauważmy
na marginesie, że to ostatnie zjawisko — które od dawna funkcjonuje już w przypadku artykułów w czasopismach — jest takim
samym systemem jak ten, który umożliwił wielbicielom muzyki
kupowanie pojedynczych piosenek, a przy okazji doprowadził do
ruiny tradycyjnych detalistów w branży muzycznej. Bierność jest
o wiele mniej atrakcyjną opcją, niż się może wydawać.
Drugi błąd osób pragnących zachowania status quo polega na
tym, że przygotowanie wydania poprawionego w obiegu cyfrowym
staje się o wiele mniejszym wyzwaniem. Cyfrowy proces wydawniczy na naszych oczach dorównuje kroku tradycyjnemu drukowi
i zapewne ostatecznie usunie na margines książki drukowane. W
takich realiach przygotowywanie wydań poprawionych będzie
tanie i stosunkowo bezproblemowe. Jest to model już znany ze
świata oprogramowania, gdzie wersje programów i aplikacji standardowo podawane są w kilkuczęściowym formacie (np. Evernote
4.6.4), oznaczającym kolejno wersje, poważniejsze ulepszenia
i drobne korekty, który w języku wydawniczym odpowiadałby
numerowi wydania, numerowi wydania poprawionego oraz czemuś w rodzaju erraty. Po udoskonaleniu programu wystarczy
dokonać aktualizacji, aby każdy użytkownik mógł uzyskać dostęp
do najnowszej wersji książki. Taki właśnie model już funkcjonuje z powodzeniem w świecie ebooków: np. księgarnia Amazon
Wywiady ukazały się w internetowym wydaniu „The Chronicle of Higher
Education” w sekcji ProfHacker poświęconej nowoczesnym technologiom
cyfrowym w pracy naukowej i dydaktycznej. Daty publikacji wywiadów to:
M. McCormick — 27 marca 2012 r., G. Manaktala — 17 lipca 2012 r.,
K. Wissoker — 17 kwietnia 2013 r. (wszystkie wywiady przeprowadziła Adeline Koh).
212
Piotr Szymczak
umożliwia automatyczne aktualizowanie książek zakupionych
i pobranych na czytnik Kindle.
Płynne książki
Taka płynność materii wydawniczej może budzić opór, zwłaszcza wśród badaczy przyzwyczajonych do stabilności wydań oraz
wśród wydawców, którzy pragną otaczać własne produkty nimbem
niezawodności i dopracowania. Nie jest to problem trywialny
— za sprawą badań Elizabeth Eisenstein stabilność i identyczność
tekstów drukowanych jest rozpoznawana jako jeden z filarów, na
których wzniesiona została nowoczesna kultura. Chce zapytać, czy
mamy to dziedzictwo porzucić i cytować teraz wydanie „1.3.7”?
Warto sobie jednak uświadomić, że stabilność tradycyjnych
książek jest jedynie owocem kompromisu, a ściślej rzecz biorąc,
logistycznego bezwładu. Jeśli książka zawiera usterki albo może
zostać w inny sposób ulepszona, miła sercu badacza stabilność
wydania w rzeczywistości oznacza zaskorupienie tekstu w stanie
niepożądanym, bo niedoskonałym. Stan taki jest tolerowany, bo
wymiana drukowanych książek na ulepszone byłaby nieopłacalna. Jednak w sytuacji, kiedy badacze będą mogli automatycznie
uzyskać dostęp do aktualnej wersji tekstu i do informacji na temat
wprowadzonych zmian, cytowanie „wydania 1.3.7” szybko stanie
się naturalne nawet dla nas, badaczy. Większość czytelników,
którzy czytają książki po prostu dla przyjemności i zawartych
w nich informacji, zapewne zmiany tej nawet nie zauważy.
Nowe rozwiązanie
czy udoskonalenie istniejącego systemu?
Nowe rozwiązanie może budzić wiele obaw. Z punktu widzenia tłumacza podstawową będzie obawa o jego własne miejsce
E. Eisenstein: The Printing Press as an Agent of Change: Communications
and Cultural Transformations in Early Modern Europe. Cambridge: Cambridge
University Press 1979.
Internet 2.0…
213
w cyfrowo usprawnionym procesie. Czy zsyntetyzowany głos ludu
nie zagłuszy głosu tłumacza i nie uczyni go zbytecznym?
Przede wszystkim należy wyjaśnić, że propozycja owa nie
dotyczy wykonywania pracy tłumaczeniowej przez społeczność
czytelników. Rozdzielanie pracy tłumaczeniowej na wiele osób
już dzisiaj jest stosowane w dużych zleceniach wymagających
szybkiej obróbki, gdzie teksty szatkuje się na krótsze kawałki tłumaczone przez wielu tłumaczy, a nad spójnością terminologiczną
i stylistyczną czuwa oprogramowanie CAT i redaktor. Natomiast
proponowane tu rozwiązanie dotyczy jedynie zgłaszania przez
czytelników uwag i korekt.
Jest to system podobny poniekąd do istniejącego stanu rzeczy:
tłumacze już teraz nie są i praktycznie nigdy nie bywali samotnymi rewolwerowcami, do których należały wszystkie decyzje
w procesie powstawania tekstu. Oprócz tłumacza w proces ten
zaangażowany jest redaktor i adiustator, konsultant specjalizujący
się w dziedzinie, której dotyczy książka, często również autor czy
wydawca (który np. wymyśla lub akceptuje tytuł, uzupełnia okładkę o materiały reklamowe, zaprasza autorów do napisania wstępu
czy przedmowy, a nawet podsuwa wartościowe jego zdaniem
rozwiązania terminologiczne). Takiego poszerzenia grupy osób
pracujących nad tekstem nie odbieramy zazwyczaj jako zamachu
na autonomię tłumacza, ale jako przejaw dbałości o jakość przekładu. Tak samo platforma umożliwiająca czytelnikom zgłaszanie
komentarzy i sugestii dotyczących tłumaczenia byłaby jedynie
technologicznym usprawnieniem i uzupełnieniem istniejących
ogniw tradycyjnego procesu wydawniczego — nadal mamy w niej
tłumacza, korektora czy konsultanta merytorycznego, a jeśli coś
się zmienia, to fakt że tryby procesu czytelniczej korekty zostają
naoliwione, bo czytelnicy mogą nadsyłać zastrzeżenia i korekty
łatwiej, szybciej i w sposób bardziej uporządkowany.
Ta sama uwaga — utrzymanie stanu rzeczy i ulepszenie czy
usprawnienie go za pomocą technologii — stosuje się zresztą
do każdego elementu proponowanej tu platformy. Ryzykując
spłycenie pomysłu, proponuję w istocie usprawnienie tradycyjnej
instytucji funkcjonującej od dawna w standardowych procesach
214
Piotr Szymczak
wydawniczych, jaką jest list do wydawnictwa. Tak samo nie jest
bez precedensu zjawisko crowdsourcingu, czyli współpracy dużych
zespołów (najczęściej ochotników) nad wspólnymi przedsięwzięciami. Samo słowo pojawiło się w angielszczyźnie zaledwie kilka
lat temu, kiedy wprowadził je w artykule prasowym Jeff Howe
jako grę słów inspirowaną innym modnym pojęciu, którym jest
outsourcing (crowd = tłum, outsourcing = przekazanie zadania
do wykonania komuś innemu). Jednak samo zjawisko istniało
na długo przed początkiem ery cyfrowej, a jego bodaj najsłynniejszym owocem jest pomnikowy słownik The Oxford English
Dictionary, który powstawał od drugiej połowy XIX w. dzięki
ofiarności ochotników zgłaszających redaktorom ciekawe przykłady użycia wyrazów w starych źródłach. Trzeba nadmienić, że
nawet ten pomnik leksykografii (wydany w dwudziestu tomach
w 1989 roku), kiedy został wznowiony w 1991 roku, ukazał się
w wydaniu poprawionym.
Nawiasem mówiąc — będzie to dłuższy nawias, jednak interesujący w kontekście naszych rozważań — tę samą diagnozę
fundamentalnego braku oryginalności można postawić wielu
innym sztandarowym osiągnięciom nowoczesnej technologii cyfrowej: np. Linux jest w istocie przerobioną wersją stworzonego
w latach 70. . systemu operacyjnego UNIX, a Wikipedia, jeśli na
nią trzeźwo spojrzeć, to po prostu encyklopedia, czyli coś, co
funkcjonuje we współczesnej formie od XVIII w., a korzeniami
sięga starożytności. Jaron Lanier, jeden z pionierów wirtualnej
rzeczywistości i wpływowy krytyk przedsięwzięć spod znaku
Web 2.0, diagnozuje na tej podstawie ogólną kulturową słabość
modelu Open Access i cyfrowej rewolucji, nazywając to zjawisko
second-order creativity, czyli twórczością drugiego rzędu. Jak
pisze w książce You Are Not a Gadget: A Manifesto:
J. Howe: The Rise of Crowdsourcing. „Wired” 2006, 14 czerwca.
J.A. Simpson i E.S.C. Weiner: Oxford English Dictionary. Wyd. II. Oksford: Clarendon Press 1989, s. xxxv–lxi. Barwne koleje wydawnicze słownika
opisywali również: S. Winchester. The Meaning of Everything: The Story of
the Oxford English Dictionary. Oksford: Oxford University Press 2003 oraz
S. Ogilvie: Words of the World: A Global History of the Oxford English Dictionary. Cambridge: Cambridge University Press 2013.
Internet 2.0…
215
Dajmy na to, że w latach osiemdziesiątych powiedziałbym: „Za ćwierć
wieku — kiedy cyfrowa rewolucja zdąży zrobić olbrzymie postępy, a układy
scalone będą miliony razy szybsze od dzisiejszych — ludzkości nareszcie
uda się dopiąć celu, jakim będzie napisanie nowej encyklopedii i nowej
wersji UNIX-a. Byłoby to kompletnie żałosne.
A zatem współczesny internetowy crowdsourcing jako taki
stanowi co najwyżej usprawnienie istniejących od pokoleń rozwiązań. Jednak należy przyznać, że skala usprawnienia sama
w sobie pociąga za sobą różnicę jakościową. W teorii nie ma
powodu, dla którego nie dałoby się napisać zbiorowej encyklopedii, korzystając wyłącznie z tradycyjnych narzędzi dostępnych
w bibliotekach i sklepach papierniczych — tak jak to sobie wyobrażał Jorge Luis Borges w opowiadaniu Tlön, Uqbar, Orbis
Tertius, w którym tajemnicza grupa intelektualistów tworzy encyklopedię wyimaginowanego świata. Jednak w praktyce wiemy,
że gdy liczba użytkowników okazuje się tysiące czy dziesiątki
tysięcy razy większa od liczby osób generujących zasoby, każde
ambitniejsze przedsięwzięcie skazane jest na niepowodzenie. Gdy
ochotnicy muszą angażować pokaźną ilość czasu i energii, każdy
pasażer na gapę korzystający z systemu, nie dając nic w zamian,
staje się obciążeniem i z czasem cały mechanizm staje w miejscu
(czasami zanim wykona pierwszy ruch).
Jednak ogromna oszczędność czasu, pieniędzy i zasobów osiągana dzięki internetowi działa niczym smar w trybach skomplikowanego mechanizmu. Komputerowa automatyzacja prowadzi do sukcesu przedsięwzięć, w które angażuje się aktywnie choćby jeden
użytkownik na dziesięć tysięcy. Jeżeli — jak chce Lanier — nadal
działają one na tej samej zasadzie co tradycyjne przedsięwzięcia
crowdsourcingowe, to tylko w takim sensie, w jakim Boeing
777 nadal działa na tej samej zasadzie, co Flyer I braci Wright.
Udane przedsięwzięcia crowdsourcingowe mobilizują aktywność
“Let’s suppose that back in the 1980s I had said, “In a quarter century, when
the digital revolution has made great progress and computer chips are millions
of times faster than they are now, humanity will finally win the prize of being
able to write a new encyclopedia and a new version of UNIX!” It would have
sounded utterly pathetic”. J. Lanier: You Are Not a Gadget: A Manifesto. Nowy
Jork: Alfred A. Knopf 2010, rozdz. 9.
216
Piotr Szymczak
użytkowników na skalę, która jest całkowicie niewspółmierna
do angażowanych środków finansowych, przynosząc jakościową
różnicę, której nie da się ich zbyć wzruszeniem ramion.
Trzeba podkreślić, że działania crowdsourcingowe — nawet
o zasięgu globalnym — nie są domeną finansowych kolosów
i jest wśród nich miejsce na oddolne inicjatywy. Żeby sięgnąć po
najoczywistszy przykład, do którego pije Lanier, roczne wydatki
The Wikimedia Foundation w latach 2011–2012 nie przekraczały
30 milionów dolarów10, jednak prowadzona przez fundację Wikipedia należy do najczęściej odwiedzanych witryn na świecie.
W Polsce za przykład może służyć prof. Lech Mankiewicz, dyrektor Centrum Fizyki Teoretycznej PAN w Warszawie i promotor
projektu spolszczenia materiałów na serwisie edukacyjnym Khan
Academy, w który z wielkim powodzeniem angażują się głównie
tłumacze-ochotnicy11. Legendarną kartą historii w środowisku tłumaczy jest inicjatywa crowdsourcingowa „Mission 4636”, kiedy
to grupa tłumaczy zmobilizowana przez Roberta Munro uratowała
wiele istnień ludzkich, umożliwiając komunikację pomiędzy
ratownikami a ofiarami trzęsienia ziemi w Haiti w 2011 roku12.
W tłumaczeniu crowdsourcing funkcjonuje również z powodzeniem na styku aktywności politycznej i społecznej, gdy osoby
o różnym pochodzeniu społecznym dzięki internetowi angażują
się we wspólne działania społeczne albo polityczne, o czym kilka
lat temu pisała Mona Baker13.
Dlatego jedna prosta platforma współpracy, która umożliwi
przekazywanie komentarzy i wskazówek w sposób uporządkowany, szybki i praktycznie darmowy, może zapewnić nową jakość
przy użyciu w swej istocie tradycyjnych, jednak w praktyce ulepRaport Wikimedia Foundation. Wikimedia Foundation 2011–12 Annual
Report.
11
A. Pezda: Oni robią polską wersję Akademii pana Khana. „Gazeta Wyborcza” 28 lutego 2013 r.
12
R. Munro: Crowdsourcing and the Crisis-Affected Community: lessons
learned and looking forward from Mission 4636. „Journal of Information Retrieval” 2013, t. 16, nr 2, s. 210–266.
13
M. Baker: Translation and Activism: Emerging Patterns of Narrative Community. „The Massachusetts Review” 2006, t. 47, nr 3, s. 462–84.
10
Internet 2.0…
217
szonych do punktu nowatorstwa narzędzi. W naszym przypadku,
czyli w przypadku tłumaczeń, istnieje już tradycyjny mechanizm
zapewnienia jakości, którego elementami są korekta — konsultacja
— recenzje i reakcje czytelników. O tym, jak w praktyce blokowana jest w tym systemie wiedza czytelników, napisałem powyżej,
jednak warto sobie uświadomić, że recenzje krytyczne również nie
są pozbawione wad. Uwaga krytyków rozkłada się nierównomiernie, przez co jedne książki i przekłady są poddawane starannym
analizom, a inne — zostają zignorowane ze szkodą dla ich czytelników. Tradycyjna krytyka odbywa się na forum publicznym, co
może hamować szczerość krytyków lub przeciwnie — zagrzewać
ich do boju i prowokować stadne myślenie. Proponowany system
zgłaszania uwag krytycznych działałby na płaszczyźnie prywatnej,
co ma tę istotną konsekwencję, że pozwala wykorzystać zjawisko
tzw. mądrości tłumu. Jeśli oddamy głos czytelnikom, udrożniając
ten kanał komunikacji, niejako pomnażamy liczbę niezależnych
konsultantów, którzy przyglądają się tekstowi.
Mądrość i głupota tłumu
Podkreślam pojęcie mądrości tłumu — o którym za chwilę
— bowiem nie można nie zadać sobie pytania, czy czytelnicy
występujący w roli cudownie rozmnożonego konsultanta rzeczywiście okażą się karną i skuteczną armią, czy może pozostaną
zdezorganizowanym i przekrzykującym się tłumem. Analiza jakości i błędów przekładu nie jest zadaniem łatwym. Nawet fachowcy
różnią się poglądami — wystarczy wspomnieć legendarne boje
toczone z krytykami i innymi tłumaczami przez Stanisława Barańczaka w esejach z tomu Ocalone w tłumaczeniu14 — a co dopiero
mówić o rozmowie z tłumem besserwisserów, na ogół nie mających przed oczami tekstu oryginału, a mimo to zabierających się
do krytykowania przekładu w sposób niefachowy i uproszczony?
14
St. Barańczak: Ocalone w tłumaczeniu: Szkice o warsztacie tłumacza
z dodatkiem małej antologii przekładów-problemów. Kraków: Wydawnictwo
a5 2004.
218
Piotr Szymczak
Chyba każdy w praktyce zetknął się z efektem Dunninga-Krugera, który przewiduje, że im mniejszą wiedzą fachową dysponuje
czytelnik, tym bardziej skłonny będzie do krytyki i proponowania
własnych, zgubnych rad15.
Z pomocą przychodzi tu zjawisko mądrości tłumu, które w 2004
roku spopularyzował James Surowiecki w książce o tym samym
tytule16. Polega ono na tym, że uśredniona wiedza osób działających niezależnie od siebie często okazuje się znacznie trafniejsza
zarówno od decyzji zbiorowości działających wspólnie, jak i — co
jeszcze ciekawsze — od decyzji poszczególnych osób. Uwagi
napływające z wielu niezależnych i nieskoordynowanych ze sobą
źródeł mogą zawierać błędy — nawet fatalne — jednak jako całość pozwalają wychwytywać szersze prawidłowości i przynoszą
cenne pomysły.
Crowdsourcing uwag krytycznych może stanowić idealny
przykład zastosowania tej techniki, przy czym cenne dla tłumacza mogą się okazać nawet uwagi początkowo przez niego
odrzucane. Przykładowo tłumacz może nie uświadamiać sobie,
że krytyka pewnych jego sformułowań jako nienaturalnych czy
archaicznych i proponowana korekta, którą normalnie odrzuciłby
jako nowomodny barbaryzm lub efekt niedouczenia czytelnika,
w rzeczywistości zasługuje na uwagę, bo sygnalizuje rzeczywistą
zmianę zachodzącą w języku. Jeśli takie uwagi będą napływać
regularnie i w dużej liczbie, istnieje większa szansa, że tłumaczowi
uda się wyrwać z językowej izolacji, o której pisałem na wstępie.
Co to oznacza dla wydawców?
Wszystko, co powiedziałem o działalności crowdsourcingowej,
pasuje doskonale do modelu działalności wydawców. Choć wśród
15
D. Dunning, K. Johnson, J. Ehrlinger i J. Kruger: Why people fail to recognize their own incompetence. „Current Directions in Psychological Science”
2003, t. 12, nr 3, s. 83–87.
16
J. Surowiecki: The Wisdom of Crowds: Why the Many Are Smarter Than
the Few and How Collective Wisdom Shapes Business, Economies, Societies
and Nations. Nowy Jork: Doubleday 2004.
Internet 2.0…
219
przedsięwzięć crowdsourcingowych spotyka się działania komercyjne, charakterystyczną cechą dla tego zjawiska jest altruistyczna
mobilizacja użytkowników dla wyższego celu czy wspólnego
dobra, ewentualnie z domieszką miłości własnej czy próżności
użytkowników (przykładem może być program recenzji na stronie
Amazon.com, gdzie najbardziej cenieni recenzenci zaproszeni do
udziału w programie Amazon Vine otrzymują specjalne wyróżnienie graficzne, a poza książkami otrzymanymi do recenzji nie
czerpią z udziału materialnych korzyści).
Ponieważ działalność wydawnictw harmonijnie godzi interesy wydawcy (zysk) z interesem czytelników (wysokiej jakości
produkt) oraz zbiorowości (świadome, dobrze poinformowane
społeczeństwo), wydaje się, że crowdsourcing będzie naturalnym
impulsem dla wielu czytelników dbających o jakość szerzonej
wiedzy. Polska jako kraj, w którym wydaje się ogromną liczbę
przekładów w porównaniu z twórczością rodzimą17, jest szczególnie predestynowana do tego, żeby takie rozwiązanie powstało
w naszym kraju. Platforma mobilizująca czytelników do doskonalenia książek byłaby z jednej strony cennym, unikatowym i na
swój sposób nowatorskim rozwiązaniem, a z drugiej strony wydaje
się ideą, która trafiła na odpowiedni moment — nisko rosnącym
owocem, po który wystarczy wyciągnąć rękę.
Piotr Szymczak
Tytuł angielski?
Summary
This article describes a proposal to develop an integrated feedback platform
enabling readers to provide seamless and well-structured feedback to publishers,
authors and/or translators highlighting factual errors, terminology issues, etc.
Ideally, such a system could be integrated into e-readers and e-reader apps as
17
Wg raportu Biblioteki Narodowej co drugi tytuł wydawany w Polsce jest
tłumaczeniem. Książki tłumaczone mają zwykle wyższe nakłady, co oznacza,
że 70% egzemplarzy trafiających co roku na rynek stanowią przekłady. Por.:
<http://www.bn.org.pl/aktualnosci/230-z-czytelnictwem-nadal-zle---raport-z-badan-biblioteki-narodowej.html> (data dostępu?).
220
Piotr Szymczak
a straightforward feature where readers could simply choose to “Send Feedback”
on highlighted passages, similar to existing features such as “Highlight” or “Make
Note” in the Kindle reader. The same platform could also be integrated with
printed books using QR codes. By eliminating the barriers of communication
between readers on the one hand and publishers and translators on the other,
the article argues that such a system would yield better books, better translations
and better translators.
Петр Шимчак
Интернет 2.0, переводчик и общественность читителей:
предложение повышения качества перевода
Резюме
Posłałem już e-mail w tej sprawie do autora

Podobne dokumenty