Krótka historia odbudowy pustelni i klasztoru braci

Transkrypt

Krótka historia odbudowy pustelni i klasztoru braci
jomy, który użyczył mi pojazdu oraz jako kierowca prowadził, dojechał do Kuźnic, gdzie zostaliśmy zatrzymani przez milicję z zakazem dalszej jazdy, jako że
jest to teren Parku Tarzańskiego. Na nic zdały się tłumaczenia. Ojciec Marcin
spodziewając się nas, wyszedł naprzeciw i wyjaśnił, że albertyni posiadają zezwolenie wjazdu na teren Parku Tatrzańskiego oraz klasztoru. Pojechaliśmy więc
dalej kamienistą, bardzo stromą drogą w górę Kalatówek. Do klasztoru był jeszcze spory kawałek drogi, kiedy samochód zatrzymał się i dalej jechać nie było
można z powodu znacznej stromizny i wielkich głazów na drodze. Z pomocą
przybyli powiadomieni o tym bracia ze zgromadzenia. Wzięli na swoje ramiona
figurę i tak ruszyliśmy w stronę klasztoru. Ojciec Marcin zaproponował, aby odprawić przy okazji Drogę krzyżową jaką często bracia odprawiają idąc do klasztoru. I tak, w tej niesamowitej scenerii tatrzańskich lasów, z figurą Chrystusa na
ramionach, na stromej górskiej drodze, rozpoczęliśmy nasze nabożeństwo. Stacje
były oznaczone krzyżykami na skalnych głazach i drzewach. Przy każdej stacji
zatrzymywaliśmy się i ojciec Marcin prowadzili rozważanie oraz krótką modlitwę. Do klasztoru dotarliśmy, gdy ostatnie promienie słońca ślizgały się po graniach Giewontu oraz oświetlały szczyty zębatej korony Tatr. Przy ostatniej stacji
usłyszeliśmy glos klasztornego dzwonu. Byliśmy na miejscu przy pustelni. Tutaj
był już inny świat, była cisza i spokój. Stąd jakby bliżej do nieba. Można mieć
nadzieję, ze tak jak przed pożarem kościółka i pustelni, wędrujący szlakami tatrzańskimi ludzie będą zatrzymywać się tu na chwilę refleksji i modlitwy o właściwy kierunek nie tylko tej górskiej drogi na zakopiańskie Kalatówki do pustelni
św. Brata Alberta, ale każdej ludzkiej drogi.
Tu zakończyła się też moja droga z figurą Ukrzyżowanego Chrystusa z krakowskiej Mogiły.
Stanisław Bałos
=======================================================================
Któredy
?
3
(27)
2008
MOGILSKI KRZYŻ W PUSTELI BRACI
Skąd na Kalatówkach wziął się Krzyż z Mogiły?
Twórca tej wiernej kopii zechciał opowiedzieć o tej
niezwykłej pracy, która była zarazem jego duchową
przygodą. Stanisław Bałos „od dziecka dłubał coś
w drewnie, zawsze go to fascynowało. Ukończył zawodową szkołę drzewną. Profesjonalnie rzeźbieniem
zajął się od 1963 roku. Spod jego ręki najczęściej wychodzą rzeźby o tematyce sakralnej. Prace jego dłuta
ozdobiły ogromną liczbę ołtarzy w Polsce i na świecie.
Trafiły do Stanów Zjednoczonych, Kanady, 3iemiec,
Włoch a za pośrednictwem misjonarzy i do Afryki.
Bałos dumny jest najbardziej z miniatury ołtarza Wita
Stwosza z Kościoła Mariackiego w Krakowie. Pracował nad nią trzy lata” (za: Małgorzata Targasz, „Gazeta
Krakowska” 24.03.2007 na stronie malopolska.pl).
STAISŁAW
BAŁOS
Krótka historia
odbudowy
pustelni
i klasztoru
braci albertynów
na Kalatówkach
w Zakopanem
Ecce Homo
s. Agnieszka Koteja
Mogę zawisnąć całym ciężarem
piękna i brzydoty.
Zagmatwane ścieżki
– jak sznury na Ecce Homo –
nie zaduszą
Drogi.
Mogę zatracić cały ciężar, odpocząć
w Tobie. Jesteś
pewny.
Prądnik 3.10.2003
=======================================================================
Serdecznie życzymy, by nadchodzące Święta Wielkanocne przyniosły wszystkim tę
radość, którą miała Matka Najświętsza „tuląc się do Zmartwychwstałego Syna swego”, a spotkanie ze Zmartwychwstałym owocowało w nas „świętą jednością, zgodą
i miłością wzajemną” - redakcja
=======================================================================
Odpowiedzialni
s. Agnieszka Koteja, [email protected] [0-18/20-125-49]
br. Marek Bartoś, [email protected] [0-12/42-95-664
WSPOMNIENIE TWÓRCY KOPII KRZYŻA MOGILSKIEGO
Dnia 17 września 1977 r. z niewiadomych przyczyn spłonął kościółek braci
albertynów na Kalatówkach w Zakopanem.
Zbudowany przez założyciela zgromadzenia św. Brata Alberta, Adama
Chmielowskiego, przyciągał wędrujących szlakami tatrzańskimi ludzi. Po pożarze
z maleńkiej świątyni pozostało jedynie dymiące pogorzelisko. Drewniana budowla paliła się jak pochodnia, niczego nie zdołano uratować. Ojciec Marcin, jedyny
kapłan w tym zgromadzeniu, wygrzebał z pogorzeliska blaszaną miskę, która
kiedyś służyła braciom, położył obok kamienia, na którym usiadł i patrząc na
dymiące węgle, poruszał wargami w cichej modlitwie. Zapłakani ludzie podchodzili czasem, wrzucając do miski jakieś grosiki.
Z odbudową spalonej świątyni wiązały się liczne kłopoty z powodu sprzeciwu
władz, które czyniły wszystko, aby nie pozwolić na ponowne jej wzniesienie.
Bracia albertyni zdecydowanie bronili prawa do odbudowy spalonego klasztoru.
Nie opuścili pogorzeliska. Pomimo zimy i mrozów mieszkali w piwnicy zniszczonej budowli. Ludzie wspierali ich czym mogli, przynosili chleb, mleko
i oscypki. Wielką życzliwość i pomoc oraz troskę o odbudowanie kościółka wykazywał ówczesny metropolita krakowski kardynał Karol Wojtyła, jednakże dopiero, gdy został on wybrany na papieża w październiku 1978 r., starania te dały
rezultat w postaci zgody na odbudowę klasztoru. Niebawem, bo już w roku 1979
planowana była wizyta Ojca świętego Jana Pawła II w Ojczyźnie. W tej sytuacji
dalszy opór władz byłby kompromitacją.
Albertyni z zapałem zabrali się do dzieła odbudowy klasztoru. Nowy kosciółek postanowili wybudować z kamienia, natomiast wnętrze wykończyć surowym
drewnem, odtwarzając pierwotny wystrój świątyni. W zgliszczach odnaleziono
krzyż z opalonymi kikutami ramion. Zostanie on później umieszczony w nowej
świątyni jako pamiątka "stygmatyzacji albertynów", jak nazwał to wydarzenie
jeden z zakopiańskich księży. Spalenie pustelni nastąpiło bowiem w rocznicę
otrzymania stygmatów przez św. Franciszka z Asyżu, ojca i założyciela zakonu
franciszkanów, którego albertyni są duchowymi synami.
Troskę o odbudowę przejął następca kardynała Wojtyły na Stolicy św. Stanisława, kardynał Franciszek Macharski. Życzeniem jego było, aby we wzniesionej
na nowo świątyni umieścić kopię Krzyża z klasztoru Cystersów w Mogile.
Łaskami słynący Krzyż Pana Jezusa z Mogiły znany w całej Polsce, szczególnie zaś w Nowej Hucie, której patronował od samych początków jej powstania,
był symbolem walki o miejsce dla Boga w życiu mieszkańców nowobudowanego
miasta, o prawo do wyznawania wiary oraz godność osoby ludzkiej. W latach
stalinowskiego terroru i dyktatury władzy komunistycznej Nowa Huta miała być
miastem bez Boga i niejako przeciwwagą dla "konserwatywnego i klerykalnego"
starego Krakowa. Była to swoista zemsta komunistów za przegrane referendum
ustrojowe w 1947 r. w województwie krakowskim. Nastąpiło jednak to, czego się
komuniści nie spodziewali. Otóż w centrum Nowej Huty robotnicy wznieśli
krzyż. Ludzie zaczęli dopominać się o pozwolenie na budowę kościoła. Tego już
władza tolerować nie zamierzała. Przystąpiono do usunięcia krzyża. W obronie
stanęli mieszkańcy Nowej Huty. Były ofiary. Męczeńska krew uświęciła nowohucką ziemię. Jest to już zupełnie inny rozdział historii, warto jednak o nim
wspomnieć, choćby dlatego, by podkreślić ogromną moc oddziaływania Krzyża
Mogilskiego na świadomość mieszkańców tego robotniczego miasta oraz ukazać
trafność życzenia kardynała Macharskiego, aby w pustelni braci albertynów
umieszczona została kopia tego właśnie krzyża, krzyża, z którym zrosły się już na
zawsze dzieje Nowej Huty.
Należało znaleźć kogoś, kto podjąłby się wykonania figury. I tak, latem
1981 r. do mojej pracowni w podbabiogórskiej wiosce Grzechynia przybył
wspomniany już ojciec Marcin i zapytał, czy podjąłbym się tego dzieła. Okoliczność była o tyle pomyślna, iż w roku następnym w okresie od stycznia do Wielkiego Tygodnia zaplanowano gruntowną konserwację wizerunku Pana Jezusa
Mogilskiego. Miała to być pierwsza od wieków tego rodzaju praca połączona ze
zdjęciem figury z krzyża, sporządzeniem dokumentacji fotograficznej oraz metrycznej. Dotąd nie był on bowiem zdejmowany. Po wstępnych uzgodnieniach
podjąłem się wykonania krzyża. W związku z tym na początku stycznia 1982 r.
w klasztorze oo. Cystersów w Mogile odbyło się spotkanie krakowskich historyków sztuki oraz konserwatorów, na które zostałem zaproszony. Omówiono
i uzgodniono szczegóły wykonania kopii oraz ustalono termin zakończenia pracy
na Wielki Tydzień roku następnego. Wtedy właśnie ostatecznie podjąłem się pracy, do której przystąpiłem niezwłocznie. Termin wykonania figury był wystarczająco długi, ale pracę trzeba było zacząć natychmiast.
Po wzajemnych uzgodnieniach konserwatorzy zdjęli figurę z krzyża i złożyli
w jednej z dużych klasztornych cel, zamienionej na okres prac w pracownię konserwatorską. Sporządzono dokładną dokumentację fotograficzną stanu figury
sprzed konserwacji. Następnie po odklejeniu włosów, wąsów i brody zrobionych
z końskiego włosia, wykonano fotografię całej figury, jak też poszczególnych
fragmentów głowy, twarzy i rąk. Moja praca w tym czasie polegała na sporządzeniu dokładnego rysunku figury w skali 1:1. Zajęło mi to kilka dni. Wszystkie
opisane wyżej prace wykonywane były z wielkim pietyzmem należnym dziełu
tego rodzaju, będącemu nie tylko zabytkiem, ale przede wszystkim przedmiotem
wielkiego kultu religijnego.
Rzeźba od wielu lat nie konserwowana i niezabezpieczona znajdowała się
w bardzo złym stanie. Widoczne były liczne pęknięcia i ślady korników, jak też
wiele ubytków. Nienaruszony pozostał jednakże ten niezwykle głęboki wyraz
bólu i cierpienia widoczny w całej postaci Chrystusa, szczególnie zaś jego twarzy.
Brak właściwych proporcji w korpusie Chrystusa (zbyt krótka część dolna) zdaje
się jedynie potęgować ową niesamowitą siłę wyrazu postaci.
Przy pracy nad rysunkami ukrzyżowanego Chrystusa miało miejsce dosyć
przykre, ale jakże wymowne dla mnie zdarzenie, które nazwałbym moją osobistą
"stygmatyzacją" i chociaż uważam je za przypadek, zdumiewająca wydaje się być
zbieżność owego zdarzenia z tym konkretnym dziełem; podobne prace wykonywałem przecież od lat. Otóż opisywane wyżej prace miały miejsce w okresie stanu wojennego w Polsce, który jak wiemy był okresem pustych sklepów. Pojawiły
się więc problemy z zakupem papieru rysunkowego, w tym przypadku kartonu
potrzebnego do wykonania rysunków. Udało mi się jednak po znajomości "załatwić" u sprzedawców w sklepie spożywczym arkusze szarego papieru pakunkowego. Arkusze te sklejane z kilku warstw tworzyły pewien rodzaj tektury, na
której można było rysować. Do klejenia używałem kleju o składzie chemicznym,
powodującym już przez same jego opary podrażnienia oraz oparzenia. Wiedziałem o tym niedostatecznie. W moim przypadku doszło do silnego oparzenia rąk,
szczególnie dłoni. Stopień oparzenia był tak duży, że potworzyły się bąble i skóra
z dłoni zaczęła schodzie płatami, po czym ręce wyglądały jak u noworodka. Leczenie trwało przeszło dwa miesiące. Trzeba było zatem czekać, by móc wykonać
jakąkolwiek pracę. Czas przerwy wykorzystałem do przemyśleń nad czekającą
mnie pracą. Uważam więc, że okres ten nie był czasem straconym.
Po wykonaniu potrzebnych rysunków oraz szkiców zacząłem pracę nad wykonaniem rzeźby, która trwała przez całe lato i jesień 1982 r. Nie była ona łatwa
i wymagała sporego wysiłku, nie tylko fizycznego. W połowie października załadowałem figurę do samochodu i powiozłem na Kalatówki do Zakopanego. Zna-

Podobne dokumenty