Bardzo serdecznie dziękuję Wam za wpłacone przez

Transkrypt

Bardzo serdecznie dziękuję Wam za wpłacone przez
Bardzo serdecznie dziękuję Wam za wpłacone przez Was pieniędze i przede wszystkim za to, że w
ogóle Wam się chciało :-)
Dzięki Waszej pomocy udało się zrobić wiele dobrego dla kotów, które potrzebowały pomocy
człowieka.
Kilka dni temu administracja zabiła deskami okienko piwniczne w bloku na moim osiedlu przez
które wchodził i wychodził czarny kocurek. W związku z tym, że kot był tylko jeden nie
"walczyłam" z administracją, nie było sensu. Złapałam go do klatki-łapki i zaniosłam do lecznicy.
Tam został odpchlony, odrobaczony, przebadany i gdy miałam pewność, ze jest zdrowy, zabrałam
go do swojego mieszkania. Na razie mieszka w klatce wystawowej, musi się oswoić. Potem podejmę
decyzję czy zostaje u mnie na stałe czy będę szukała dla niego innego domu. Kocurek ma na imię
George.
Jesienią w parku za kościołem spotkałam mężczyznę, który wypuścił z koszyka trzy małe kociaki
mając nadzieję, że ktoś się nimi zainteresuje wychodząc z kościoła i je adoptuje. Niestety tak się nie
stało więc zrobiłam zdjęcia kociakom i zamieściłam w internecie ogłoszenia. Kociaki zostały w
lecznicy przebadane i odrobaczone, miały leczone uszy, poniewaz miały świerzbowca, jeden z nich,
który najdłużej czekał na nowy dom został również zaszczepiony. W załączeniu są trzy zdjęcia
kociaków zrobione w parku. Wszystkie maluchy są już w nowych domkach.
Mama kociaków znaleziona i adoptowana wcześniej przez tego meżczyznę, którego spotkałam z
kociakami w parku została wystarylizowana, aby już więcej nie miała kociaków. Małe kociaki są
wspaniałe, ale nie łatwo znaleźć dla nich domy, a poza tym nie można świadomie rozmnażać
zwierząt, ponieważ jest ich zbyt wiele w schroniskach i na pewno nie wszystkie znajdą swoich
opiekunów...
Warunkiem wyrażenia zgody przez opiekuna na wysterylizowanie kotki było zapłacenie za zabieg
przez fundację, nie miałam wyjścia, nie chciałam, aby kotka "produkowała" kociaki. W załączeniu
jest zdjęcie czarno-białej kotki w koszyku zrobione w lecznicy kilka godzin po sterylizacji.
Gdy na początku września byłam na wsi zobaczyłam rudego kociaka siedzącego na środku drogi.
Okazało sie, że kociak został pozostawiony przez osoby przebywające latem na wsi, które wyjechały
do domu i nie zabrały go ze sobą. Przywiozłam go do Warszawy, niestety kocurek bardzo poważnie
zachorował i był intensywnie leczony (dwa razy dziennie chodziłam z nim na kroplówki do lecznicy,
karmiłam go strzykawką). Na szczęście kocurek wyzdrowił i po paru tygodniach pojechał do
nowego domku w Rembertowie. W załączeniu są dwa zdjęcia Rudosława zrobione u mnie w
domu już po wyzdrowieniu.
Trikolorka została znaleziona w piwnicy na Mokotowie, prawdopodobnie któś ją tam podrzucił, bo
była oswojona, a nikt z mieszkańców jej nie szukał. Koteczka zamieszkała tymczasowo w lecznicy,
została tam odpchlona i odrobaczona, a po paru dniach zamieszkała u mojej znajomej. W załączeniu
jest jedno (niestety bardzo kiepskie) zdjęcie malutkiej trikolorki.
Dwie malutkie szylkretowe koteczki trafiły do lecznicy z podwórka na Żoliborzu. Opiekunka
zauważyła, że mają biegunkę i trzeba było zacząć je leczyć. Po ponad tygodniowej kuracji poczuły
się lepiej i pojechały do domku tymczasowego przy ul. Sandomierskiej. Niestety są tam do dzisiaj,
nikt nie chce aoptować ich razem ani osobno pomimo licznych ogłoszeń zamieszczanych w
internecie. Prawdopodobnie koteczki zostaną tam już na stałe, poniewaz małżeństwo, które się nimi
opiekuje bardzo je pokochało. Załączam trzy zdjęcia szylkretowych koteczek o imionach Pestka i
Plamka.
Leczenie wszystkich kotów o których napisałam powyżej kosztowało ponad 900 zł. Dzięki Wam
udało się zapłacić połowę tej kwoty, resztę zebrałam wśród moich znajomych.
Jeszcze raz bardzo serdecznie Wam dziękuję i mam nadzieję, że nadal będziecie pomagać
zwierzętom w potrzebie. One nie umieją prosić o pomoc ani nie potrafią zapłacić za leczenie.
Pozdrawiam serdecznie,
Małgosia