Proza - Zespół Szkolno – Przedszkolny w Ciasnej Gimnazjum

Transkrypt

Proza - Zespół Szkolno – Przedszkolny w Ciasnej Gimnazjum
Lewa strona literki m
ONA:
Wtulam się w koszulę, którą zabrałam z Twojego mieszkania. Nie chcę. Ale to
jedyna namacalna rzecz, jaka pozostała mi po Tobie. Nie liczę książek i płyt z
inicjałami I.K, bo one mi Tobą nie pachną. Na myśl mi nie przyszło, że w momencie
otwierania drzwi stanę się nagle czyjaś. Twoja.
Tęsknię za Tobą. – piszę do Ciebie. Wbijam paznokcie w skórę. Idiotka. Nie
powinnam tego pisać, okazywać słabości.
Tamten letni poranek pamiętam ze szczegółami. Wstałam z łóżka wcześniej niż
zwykle. W łazience chlusnęłam wodą w twarz. Z lustra patrzyły na mnie moje
własne, jeszcze bardziej brązowe i przerażone oczy, a półdługie rude włosy
sterczały we wszystkie strony. W domu było cicho – wszyscy wyjechali, a ja
zostałam sama. Nie wiem, kiedy pojawiła się ta myśl, która kazała spakować plecak
i zamknąć za sobą drzwi. Dopiero w pociągu zaczęłam się zastanawiać, czy to co
robię, jest normalne. Wynik moich rozmyślań był przerażający – to nie było
normalne. Ściskałam w dłoni kartkę papieru z adresem, który mógł być już
nieaktualny. Jechałam do Ciebie, nie mając pojęcia, czy jesteś choć w połowie
taki, jakim mi się wydawałeś. Z listów niewiele można się dowiedzieć o tym, co
widać. Było przecież tylko o tych marzeniach z dna duszy, o tym czego nie widać.
Bałam się, że mnie zawiedziesz. Że okażesz się zwyczajny.
Teraz wiem, że nie mogłam mylić się bardziej.
Osiedle było szare. Takie same, szare budynki ustawione w niemającym końca
szeregu. Nawet twarze ludzi były podobne. Już nie dziwiłam Ci się, że tak bardzo
chciałeś opuścić to miejsce. Słowa powitania powtarzałam w myślach milion razy.
Cześć. To ja. Jestem tutaj przy okazji, więc postanowiłam Cię odwiedzić. Po raz
kolejny okazało się, że gotowe scenariusze nie są dla mnie.
Ósme piętro. Serce biło mi jak szalone, kiedy pukałam. Kiedy z głębi mieszkania
usłyszałam kroki, w pierwszym odruchu chciałam uciec, zniknąć, znaleźć się w
swoim domu. Pomyślałam nawet, że przecież listy mi wystarczają. Drzwi uchyliły
się, a wszystkie myśli nagle uleciały ze mnie. Pozostała jedna. Wwiercająca się w
mózg tak głęboko, że czułam ją każdą komórką.
Ty jesteś.
Nagle zatonęłam w Twoich objęciach, Twoje ręce w moich włosach i nagle wiem,
że jestem w tym miejscu, w którym być powinnam. Odsuwasz mnie od siebie i
mrużąc oczy mówisz, że zaoszczędziłam Ci drogi. Wskazujesz ręką na plecak w
przedpokoju i już wiem.
Ja jestem.
Uwielbiam Twoje oczy. Uwielbiam ich zieleń – tak różną. Kiedy mówiłeś o mnie,
były intensywnie zielone, jak soczysta trawa na łące, na którą mnie wtedy
zabrałeś. Kiedy odjeżdżałam, zrobiły się takie blade i smutne. Mówiłeś, że jestem
Twoim sensem. Nie kłamałeś. Twoje oczy zawsze mówią prawdę. Najbardziej
podobały mi się, gdy się śmiałeś. Mrużyłeś je wtedy tak zabawnie, a ja spalałam się
od intensywności tych złotych plamek, które brały się nie wiadomo skąd.
Wieczorem chodziliśmy po mieście G. Mówiłam, że jestem w nim zakochana. Wtedy
nie wiedziałam, że nie tylko w nim.
Chodziliśmy bez butów, tak jak obiecałeś kiedyś. Kiedy siedzieliśmy na ławce,
trzymając się za ręce, bałam się poruszyć. To wszystko było tak nierealne, tak
idealne, że każdy zbędny gest mógłby wszystko popsuć.
Kiedy kilka godzin później wsiadałam do pociągu, nic nie mówiłeś. Wystarczył mi
Twój wzrok. Tyle pięknych słów w jednym spojrzeniu, tyle deklaracji i pragnień.
Co teraz? – pytam się Twojej koszuli. Milczy.
Boję się, że przestałam myśleć.
Zrób coś.
ON:
Odszedłem od biurka i stanąłem przy oknie. Zamknąłem na chwilę oczy i
wyobraziłem sobie Ją stukającą w klawiaturę, przyglądającą się każdemu słowu.
Dobrze wiedziałem, że żałowała swojej impulsywności, że ledwo kliknąwszy
„wyślij”, zaczynała wbijać paznokcie w skórę do krwi.
Tęsknię za Tobą. Te trzy wyrazy nie dają mi spokoju. Ona za mną tęskni.
Nie chciałem nigdy dzielić losu bohaterów tych wszystkich smutnych książek, które
tak lubię. Ale fakt, że Ona tęskni, wszystko zmienia. Pakuję plecak. Ona tęskni –
tylko to się liczy. Trzy słowa nagle przewracają mój świat do góry nogami.
Powinienem kupić Jej kwiaty. Tylko nie żółte, nie znosi żółtych. Minuty ciągną się
w nieskończoność. Przeglądam wydruki Jej listów. Ponadto Ty jesteś, a Ciebie nikt
mi nie zabroni – pisze. Tak, wiem – to z Świetlickiego. Powinniśmy mu kiedyś
podziękować, gdyby nie on, nas by nie było. Czasem w nocy śnią mi się koszmary.
Żyję w świecie, w którym Jej nie ma. Pukam w każde drzwi, pytam o Nią, a ludzie
przecząco kręcą głowami. Założę się, że w tym świecie nie ma także Świetlickiego.
Chciałbym już być z Nią. Z fragmentów sklejam w myślach Jej twarz. Brązowe
oczy. Zadarty nos. Mówiła coś o jednym piegu na nosie. Mówiła: nie zapomnij o
nim.
Gdy wtedy usłyszałem pukanie, całe to pakowanie torby wydało mi się rzeczą
niepotrzebną. Wiedziałem, kto czeka na mnie za drzwiami. Otworzyłem.
Uderzył mnie zapach cynamonu, to te kolczyki, które nosiła w uszach zapewne.
Moje ręce w Jej włosach, Jej ręce na mojej szyi. Wskazałem na stojący w
przedpokoju plecak i powiedziałem, że zaoszczędziła mi drogi. Potem pamiętam
tylko trzymanie się za ręce i do upadłego chodzenie po mieście G. Było we mnie
coś, co sprawiało, że kiedy patrzyłem na Nią, na Jej rude włosy, na pełne usta i ten
zadarty nos z jednym piegiem, nie umiałem wykrztusić ani słowa, choć chciałem
powiedzieć Jej o tylu ważnych rzeczach.
Dopiero kiedy odjechała, znalazłem właściwie określenie. Przerażające i
najpiękniejsze jednocześnie.
Obiecałem Jej kiedyś miasto G. wieczorem, na boso. Ściągnęła sandały z rzemyków
i zaczęła się śmiać. Tańczyła na rynku w tej swojej fioletowej sukience, a
przechodzący ludzie pokazywali Ją sobie palcami. Niektórym rozjaśniała się twarz
na Jej widok, mówili, że taka młodość ich zachwyca, że taką młodość to oni
rozumieją. Inni kręcili głowami i wzdychali, mówili, że wariatka jakaś. Albo
wiedźma. Ja myślałem: czarodziejka.
Kiedyś bałem się, że taka prawdziwa Ona, a nie taka z listów dotąd znana, okaże
się zwyczajna. Bałem się, że straci wiele z tej delikatności, która przebijała z
każdego słowa, że Ona tak naprawdę nie daje po sobie poznać, jak bardzo wrażliwa
jest, tym samym udając kogoś innego. Żałuję, ze zawahałem się wtedy, że nie
wsiadłem do pociągu i nie pojechałem za Nią. Czas to nadrobić. Wyciągam z szafy
plecak, pakuję się. Wychodząc na dwór stwierdzam, że przegapiłem moment, w
którym tak bardzo się ochłodziło. Miałem Ją w pamięci i dla mnie ciągle świeciło
słońce. Zawróciłem do domu, by zabrać koszulę. Nie ma jej. Nigdzie jej nie ma. Na
dnie szafy znajduję małą karteczkę: Zabrałam ją sobie. Nie chcę zapomnieć.
Zacząłem się śmiać. Bluza okazała się zbędna, bo na zewnątrz znowu zaczęło
świecić słońce. Pół tysiąca kilometrów. Dwie przesiadki. Kilkanaście godzin jazdy.
I Jej twarz, znowu roześmiana, Jej oczy.
Pociąg, w porównaniu do czasu, wlecze się nad wyraz wolno. Wskazówki pędzą jak
oszalałe, a liczba kilometrów dzielących mnie od Niej maleje w ledwo
zauważalnym stopniu. Wkładam słuchawki w uszy i słyszę nagle:
I don't want to be your friend / I just want to be your lover /No matter how it
ends.
Zyskuję pewność, że to co robię teraz, jest słuszne. Przeglądam Jej listy,
uśmiecham się na wspomnienie tych wszystkich nocnych rozmów, pisałem Jej
wtedy:
wiesz, mamy swoją własną samotność w sieci. Dobrze, że od nas będzie zależało
jak się to wszystko skończy i czy skończy się w ogóle.
Jej odpowiedź była pełna nadziei:
Mamy szczęście, że ja nie jestem Nią, tylko jestem sobą. Mamy szczęście, że
możemy wszystko i że nic prócz odległości nie dzieli nas i nie jest nam przeszkodą.
ONA:
To czyste wariactwo jest, wiesz? Pod nosem nucę, że to zaledwie kilka dni, a ja nie
mieszczę łez, zagryzam wargi. Tęsknota mnie zalewa. Wolałabym się utopić, nie
chcę tęsknić aż tak. Przypominam sobie, jak rozmawialiśmy o tym, że należymy do
siebie duchowo. Prawdopodobnie kiedyś, w tamtym życiu, byliśmy ze sobą na tyle
blisko, że nasze dusze na nowo odnalazły się teraz, by znów się połączyć. Pisałeś,
że teraz już nic na nie rozłączy. Nie żałuję, że pojechałam do Ciebie. Czuję teraz
niedosyt, chcę jeszcze więcej Twojej obecności, a tego nie mogę dostać. Bo tak
naprawdę tylko to się liczy. Obecność. Bez niej nie można być. Jeśli jej nie ma, to
nie ma żadnego My, są tylko nic nieznaczące wobec tych wszystkich drżeń słowa.
Ważne jest dopasowanie duszy, ale moment, w którym splatają się dwie tak różne
dłonie, nie powinien traktowany być zwyczajnie. Moja mała dłoń idealnie leżała w
Twojej wielkiej dłoni. Było to idealne w swoim niedopasowaniu połączenie.
Powinnam już stąd iść. Ludzie dziwnie patrzą na mnie. Od kilku godzin siedzę na
dworcu, mam nadzieję, że przyjedzie. Kolejny pociąg z miasta G. za kilkanaście
minut. Zaczekam. Może przyjedzie.
A potem już tu nie wrócę.
Mogę się założyć, że gdybym teraz napiła się mleka, okazałoby się, że straciło ono
smak.
Pociąg osobowy z…
Nie musiałam słuchać dalej. Wiedziałam.
Wjedzie na tor trzeci przy peronie piątym.
ON:
Mogłaby czekać. Scałowałbym z Niej cały smutek, może by mi wybaczyła. Wybaczy
mi. Musi.
Pociąg zwalnia. Wiem, że czeka. Inaczej serce nie chciałoby wylecieć mi z piersi.
Każdy atom do Niej tęskni, dotknąć Jej znowu. Nie puszczać już. To naprawdę bez
znaczenia, czy potem poniesiemy tego jakieś konsekwencje.
Zatrzymał się. Zakładam plecak na plecy i wyskakuję z pociągu. Kwiaty. Muszę
kupić kwiaty. Tylko nie żółte.
Nagle w tłumie widzę rude włosy. Ona. Kwiaty, kto myślałby o kwiatach, kiedy Ona
zaraz może odejść? Rozpycham się łokciami, jak mantrę powtarzam: stój tam,
gdzie stoisz.
Nie odchodź, już nie.
Wszystko Ci powiem, wszystko.
ONA:
Nie widzę Go. Dlaczego serce tak szybko podskakuje? Intuicja każe się odwrócić.
On. Zauważył mnie. Idzie w moją stronę. Nogi same pchają mnie do przodu biegnij,
biegnij- woła każda część mnie.
Biegnij i mu powiedz. Powiedz mu, że już wiesz. Że zrozumiałaś.
ONI:
Nagle jesteśmy. Od nowa. Dłonie. Włosy. Dłonie we włosach. Szyja. Dłonie. Dłonie
na szyi. Usta.
Liczy się jedna tylko rzecz: jesteś.
Nigdy nie będziemy już musieli bać się o Nasz świat.
Słowa, które za chwilę wypowiemy, będą tylko dopełnieniem gestów.
Żanetta Kalamorz
klasa trzecia
kategoria opowiadanie
Zespół Szkolno-Przedszkolny w Ciasnej. Gimnazjum
42-793 Ciasna, ul. Lubliniecka 21, woj. śląskie
Nauczyciel Małgorzata Gzyl

Podobne dokumenty