marzec - Kościół Chrześcijan Baptystów w RP
Transkrypt
marzec - Kościół Chrześcijan Baptystów w RP
Spis treści: s. 3 Serce, które znasz i serce, którego nie znasz – Dawid Breuer s. 6 Wigilia dla 1000 samotnych – Mikołaj Rykowski s. 8 Wieści z 1-go Zboru KChB w Warszawie s. 10 Cechy pionierskiego ruchu baptystycznego w Polsce – Albert W. Wardin s. 13 Świadectwa z czterech stron świata: Pozdrowienia z Utrechtu s. 16 Wyzwanie zmartwychwstania – Mateusz Wichary s. 20 Wielkanoc przyszłości – Ryszard Tyśnicki s. 22 Rozmyślania na łożu boleści – Beata Jaskuła-Tuchanowska s. 22 W poszukiwaniu Vera Crux - Paweł Krzywicki s. 24 Filozofujący chrześcijanie: Fideizm Błażeja Pascala – Janusz Kucharczyk s. 26 Inspirujące symbole: Kilka spojrzeń na filiżanki – Aneta Krzywicka s. 28 Kobieta kobiecie: Nie opuść uczty – Alina Woźniak s. 30 Dla dzieci: Telefon do nieba – Nela i Zbyszek Kłapa s. 31 Przy wspólnym stole: Post – Tomek Bogowski i Weronika Mazurkiewicz s. 32 Stylowa muzyka – Tomek Bogowski s. 33 Wiadomości ze świata – Konstanty Wiazowski MIESIĘCZNIK SŁOWO PRAWDY - ORGAN PRASOWY KOŚCIOŁA CHRZEŚCIJAN BAPTYSTÓW W RP Ukazuje się od 1925 r. Rocznik LXXXVIII: 2013 r. Nr 3 (marzec) • ISSN 0239-4413 KOLEGIUM REDAKCYJNE: Mateusz Wichary (Redaktor Naczelny), Gustaw Cieślar, Konstanty Wiazowski, Danuta Marcyniak, Aneta Krzywicka, Paweł Krzywicki, Ryszard Tyśnicki Adres redakcji i administracji: ul. Waliców 25, 00-865 Warszawa, tel./fax: 022 624 27 83 e-mail: [email protected] www.dlajezusa.pl (dział Materiały) Ofiary za pismo prosimy kierować na konto Kościoła Chrześcijan Baptystów: ING Bank Śląski 20105010541000002317496905. Materiałów nie zamawianych Redakcja nie zwraca i zastrzega sobie prawo dokonywania zmian w treści i w tytule nadesłanych tekstów. Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń. Jeśli nie jest to opisane inaczej, fotografie zostały dostarczone przez autorów artykułów. SKŁAD I OPRACOWANIE GRAFICZNE: Aneta i Paweł Krzywiccy DRUK I OPRAWA: KOMPAS II, Waliców 25, Warszawa Numer zamknięto: 11 marca 2012 r. (Projekt okładki z wykorzystaniem materiałów z kolekcji Fotolia) KAZANIE OD REDAKCJI „Wieża Babel”, obraz nieznanego artysty z 1587 r. Budowniczowie wieży Babel wierzyli w siebie. Jak wielu nam współczesnych, wierzyli we własny potencjał do zmiany świata wokół. Potrafili siebie zachęcać („Nuże” z wersetów Rdz 11:3 i 4), jednoczyć wokół wspólnej wizji budowania nowej rzeczywistości wieży i imienia, który by reprezentowała; w końcu byli kreatywni (wynaleźli cegłę zamiast kamienia i smołę zamiast zaprawy). W tym wszystkim świadomie ignorowali Boga, którego nakaz rozproszenia się po całej ziemi łamali. Choć nie powinniśmy zaprzeczać wartości zachęcania, kreatywności czy bycia razem, to przecież powinniśmy wiedzieć, że te wizje z definicji skazane są na niepowodzenie. Chrześcijanin to człowiek, który widzi, że nawet najpiękniejsze marzenia i najszczytniejsze pragnienia, jeśli nie są zbudowane na fundamencie Boga, są zbudowane na piasku. I ów fundament rozstrzyga o funkcjonalności i trwałości projektu. „Wszelkie ciało jest jak trawa, a wszelka chwała jego jak kwiat trawy” (1P 1:24). To nie oznacza, że mamy odrzucać wszystko, co robi Bóg poza Kościołem, bo robi wiele dobrego. Ale to oznacza, by pamiętać, że „Słowo, które żyje i trwa” (1P 1:23) to Słowo Chrystusowe, ewangelia, która jest jedyną nadzieją świata. Żaden zestaw praw i przepisów nie potrafi świata odnowić. Apostoł Paweł stwierdza wprost: „Gdyby zostało nadane prawo, które może ożywić, usprawiedliwienie byłoby z prawa” (Gal 3:21). Takiego prawa jednak nie ma. Jest natomiast grzech, zepsucie, tak, ale i nadzieja - przez krzyż i zmartwychwstanie Chrystusa, a dzięki nim przebaczenie grzechów, przemieniająca obecność Ducha Świętego, prawda Bożego Słowa i obietnica życia wiecznego. Oto co zmienia Grzech, krzyż i nowe życie świat; oto, jak przychodzi Królestwo Boże. I właśnie te podstawy ów świąteczny numer Słowa Prawdy przypomina. Kazanie mówi o realności grzechu, dowodząc konieczności Krzyża, a W poszukiwaniu Vera Crux o tym, na czym polega faktyczne owo poszukiwanie prawdziwego krzyża; w końcu Wyzwanie zmartwychwstania i Wielkanoc przyszłości wskazują niezbędność wielkanocnego przesłania. Polecam również ku zachęcie wiadomości z Katowic, Warszawy i Utrechtu: oto moc zmartwychwstania w praktyczny sposób obecna pośród nas. W części kobiecej miniatura o schyłku życia Dawida Beaty Jaskuły-Tuchanowskiej; Aneta Krzywicka pisze o inspiracjach filiżankami – i ich użyteczności – dla przedstawienia naszego duchowego stanu; Alina Woźniak – o przestrodze z zachowania starszego brata. Poza tym przestroga, że świat się zmienia i rozważania o relacji wiary i rozumu (w oparciu o życie B. Pascala), dla dzieci o tym, jak dostać się do nieba, a przy wspólnym stole tym razem o poście. W końcu, polecamy recenzję płyty i chrześcijański wybór wiadomości. Drogi Panie, który wybrałeś stać się człowiekiem, choć tego nie musiałeś czynić; który przyjąłeś najgorsze doświadczenie, jakie sami sobie gotujemy; który pozbawiłeś się czci i chwały – a następnie zmartwychwstałeś, wniebowstąpiłeś i królujesz na wieki, aż powrócisz do nas w chwale – bądź wywyższony! Zachowuj nas przy sobie, w miłości Ojca i mocy Twego Ducha, abyśmy mieli udział w przyszłym zmartwychwstaniu, w uwielbionych przez Ciebie ciałach, Amen. pastor Mateusz Wichary Dawid Breuer Serce, które znasz i serce, którego nie znasz Każdy, kto należy do Chrystusa musi zrozumieć dwie rzeczy. Po pierwsze, Twoja miłość do Boga jest dowodem na to, że On powołał cię do swojej rodziny, i że działa w twoim życiu ku dobremu: „A wiemy, że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują, to jest z tymi, którzy według postanowienia jego są powołani” (Rzym. 8:28). Drugą rzeczą, którą wszyscy musimy zrozumieć jest to, iż zarówno miłość do Boga, jak i bycie powołanym, czy też okoliczność, że Bóg czyni wszystkie rzeczy ku naszemu dobru wcale nie oznacza, że nie ma już w naszym życiu grzechu, z którym musimy sobie radzić. Przeciwnie. Musimy radzić sobie z grzechem właśnie dlatego, że jesteśmy powołani i kochamy Boga, i On wciąż działa ku naszemu dobru. Jeśli tego się nie nauczymy, będziemy dużo bardziej podatni na oskarżenia Szatana i poddani naszej własnej skłonności do rozpaczy, co może mieć fatalne skutki dla naszego życia. Grzech jest nędzą. Jest nędzą, z którą Dawid zmaga się w Psalmie 19. W pierwszej kolejności psalmista spogląda w górę w stronę nieba, aby rozkoszować się dziełem Stworzyciela (w. 2-7). Następnie kieruje on swój wzrok ku dołowi, by zachwycać się prawem Pana, Jego świadectwem i wyrokami (w. 8-12). W końcu psalmista błaga Boga o przebaczenie i moc do zwycięstwa nad grzechem (w. 13-15): 13 Uchybienia – któż znać może? Ukryte błędy odpuść mi! Także od zuchwałych ustrzeż sługę swego, Aby nie panowali nade mną! Wtedy będę doskonały i wolny od wszelkiego grzechu. 15 Niech znajdą upodobanie słowa ust moich I myśli serca mego u ciebie, Panie, Opoko moja i odkupicielu mój! przekłady Biblii – Revised Standard Version (RSV) i New International Version (NIV) – według tłumaczenia których wers ten brzmi następująco: „Także od rozmyślnych grzechów ustrzeż sługę swego, Nie pozwól aby panowały nade mną! Wtedy będę nienaganny i niewinny wielkiego przestępstwa”. Przekład Biblii Warszawskiej sugeruje, że Dawid w wersie 14 prosi o ochronę przed zuchwałymi. Psalmista nie ma tu jednak na myśli ludzi, a grzechy. W tekście hebrajskim wyraz „hasoch” oznaczający dosłownie „rozmyślnych, samowolnych, przekornych, aroganckich”, a który Biblia Warszawska przekłada jako „zuchwałych”, stoi bez rzeczownika, a okoliczność ta powinna nas prowadzić do wniosku, że nie mamy prawa uzupełniać go w domyśle wyrazem „ludzi”. Szczególnie, skoro możemy użyć wynikającego z kontekstu słowa znajdującego się w wersecie poprzedzającym, którym jest wyraz „uchybienia/ błędy/ grzechy”. Podobnie rzecz się ma z użyciem w końcowej części wersu 14 w przekładzie Biblii Warszawskiej zwrotu „od wszelkiego grzechu”. W tekście hebrajskim zwrot „mi’pesha rab” znaczy „od wielkiego grzechu, od wielkiego przestępstwa”. Spośród polskich przekładów najbliższy tekstowi hebrajskiemu jest przekład Biblii Gdańskiej, lecz nie na tyle bliski, by dostatecznie wyrażał on jego myśl. Sens tekstu oryginalnego wyrażają w najwyższym stopniu amerykańskie Dawid wskazuje nam więc w wersetach 13 i 14 na dwa rodzaje grzechów. Pokazuje nam jednocześnie, w jaki sposób należy rozprawiać się z każdym z nich. 14 Grzechy uchybień Pierwszy rodzaj grzechów jest opisany w wersie 13: „Uchybienia – któż znać może? Ukryte błędy odpuść mi!” Ma on dwie cechy charakterystyczne. Po pierwsze, jest zaskakujący. To właśnie ma na myśli Dawid, kiedy mówi: „Uchybienia – któż znać może?”. Przyznajemy, że popełniamy błędy. Oczywiście nie jesteśmy na tyle dumni, by mówić o swojej doskonałości. Jeśli jednak udajemy bycie doskonałymi, jesteśmy zupełnymi ignorantami, ponieważ każde wyznanie o ludzkiej doskonałości wynika z doskonałej ignorancji! Każda myśl, że jesteśmy wolni od grzechu powinna uczyć nas, że tkwimy w nim po uszy. „Jeśli mówimy, że grzechu nie mamy, sami siebie zwodzimy, i prawdy w nas nie ma” (1 Jana 1:8). „Któż może powiedzieć: Oczyściłem swoje serce, jestem wolny od grzechu?” (Przyp. Salomona 20:9). SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2013 • 3 Tak, jesteśmy skłonni, by wyznać, że popełniamy wiele błędów; ale kto pośród nas jest w stanie poznać je na tyle, by zawsze wykryć winę, kiedy zostały one właśnie popełnione? Mało kto. Kto może wejrzeć do głębin swojej grzeszności? „Podstępne jest serce, bardziej niż wszystko inne, i zepsute, któż może je poznać?” (Jer. 17:9). Niektóre grzechy nas najzwyczajniej zaskakują. Spoglądamy wówczas w lustro i mówimy sobie: „Nie znam ciebie. Zaskakujesz mnie!”. Drugą cechą charakterystyczną grzechu opisanego w wersie 13 jest to, że często jest on ukryty przed nami samymi. „Uchybienia – któż znać może? Ukryte błędy odpuść mi!”. Nie oznacza to, że jest on ukryty przed innymi osobami, tak jak sekretne kłamstwo, albo pożądanie, albo kradzież, o których nikt poza nami nie wie. Nie o to tu chodzi. Chodzi o jego zepsutą naturę. Ona nam się nie narzuca. Przeciwnie. Wydaje się niewinna, interesująca. Kto wie dokładnie, jak dalece błędna może być rzecz, która nam wydaje się prawa? Kto pośród nas może orzec, jak wiele nieprawości jest zmieszanej z naszą prawością? Nasze błędy są często ukryte przed nami samymi. Nie w tym znaczeniu, że nie wiemy, co robimy. Ale w tym, że nie widzimy ich prawdziwej jakości; nie czujemy ich grzeszności. Najzwyczajniej nie widzimy naszego grzechu jako grzechu. Wiemy, co powiedzieliśmy. Wiemy, co zrobiliśmy. Ale jesteśmy ślepi na grzeszność. Wywyższamy się, ranimy innych, umniejszamy Bogu chwały – i dobrze się z tym czujemy. Często jesteśmy tego nieświadomi, przynajmniej przez jakiś czas. Dlaczego? Myślę, że powody tego są różne. Jednym z nich może być po prostu to, że nie zostaliśmy jeszcze pouczeni z Pisma Świętego, że to, co robimy, jest złe. Dopiero kiedy dostrzegamy, jak niespójne jest nasze postępowanie z wiarą w Chrystusa, rozpoznajemy naturę tego, co robimy i zaczynamy z tym walczyć. Innym powodem może być to, że zachowywaliśmy się, lub mówiliśmy według grzesznego wzoru tak długo, i z takim powodzeniem, że nawet jeśli ktoś pokazuje nam w Piśmie, że nasze działanie jest złe, nie potrafimy się tym przejąć. Zbyt mocno się z tym grzechem zrośliśmy. Grzeszność jest tu ukryta w tym sensie, że ten konkretny grzech jest dla nas czymś naturalnym, czymś, co stanowi normę życia. Kolejnym powodem, być może najbardziej powszechnym pośród ludzi, którzy kochają Boga jest sytuacja, w której wiemy, że zachowanie albo nastawienie jest grzeszne, ale jest tak bardzo z nami związane od lat, że ujawnia się w nas, zanim zdajemy sobie z tego sprawę. Może to być moment, albo godzina, albo dzień, albo tydzień przed tym, jak Duch Święty poruszy nasze sumienie tak, że wyznamy skruszeni za Apostołem Pawłem: „Albowiem nie rozeznaję się w tym, co czynię; gdyż nie to czynię, co chcę, ale czego nienawidzę, to czynię” (Rzym. 7:15). I będziemy wówczas wylewali nasze serce przed Bogiem, szukając jego miłosierdzia i litości. To jest pierwszy rodzaj grzechu, o którym mówi Dawid: jesteś nim zaskoczony i zachowanie albo nastawienie, albo słowo podkrada się, ponieważ jego grzeszność jest w jakiś sposób ukryta przed oczami twojego serca na pewien czas. Grzechy rozmyślne Drugi rodzaj grzechu wskazany jest w wersie 14: „Także od rozmyślnych grzechów ustrzeż sługę swego […]”. Rozmyślny grzech wynika z obojętności wobec Boga i Jego Słowa oraz obojętności wobec potrzeb innych ludzi. Możemy również zostać zwabieni, by popełniać grzechy tego rodzaju przez umyślne nieposłuszeństwo innych osób. Jakiekolwiek jest pochodzenie rozmyślnego grzechu, nasza obojętność prowadzi do znieczulenia. A znieczulone, zatwardziałe serce prowadzi do wyniosłości i zuchwalstwa wobec Boga i ludzi. Ale czy nowonarodzony chrześcijanin jest podatny na rozmyślne grzechy, które świadomie sprzeciwiają się Bożej woli? Odpowiadając na to pytanie przysłuchajmy się najpierw słowom Dawida w wersetach 8-12: Zakon Pana jest doskonały, pokrzepia duszę, Świadectwo Pana jest wierne, Uczy prostaczka mądrości. 9 Rozkazy Pana są słuszne, rozweselają serce, 8 2013 prenumerata Słowo Prawdy to pismo od 1925 roku wydawane przez Kościół Chrześcijan Baptystów w RP. Towarzyszy nam nieprzerwanie – z wyjątkiem czasu II wojny światowej i najczarniejszego okresu stalinizmu – przez owe 86 lat. W tym czasie nie tylko dla baptystów, ale i naszych sąsiadów, znajomych, wszystkich, którzy szukali drogi do pojednania się i głębszej relacji z Bogiem, było wielką pomocą i zachętą. 4 Zamów dla siebie i bliskich! • SŁOWO PRAWDY • Numer 1 / styczeń 2013 Szczegółowe informacje o prenumeracie na stronie www: http://baptysci.pl/slowo-prawdy/prenumerata Przykazanie Pana jest jasne, oświeca oczy. 10 Bojaźń Pana jest czysta, ostoi się na zawsze, Wyroki Pana są prawdziwe, a zarazem sprawiedliwe. 11 Są bardziej pożądane niż złoto, nawet najszczersze, I słodsze niż miód, nawet najwyborniejszy. 12 Również twój sługa oświecił się nimi, Wielka jest nagroda dla tych, którzy ich strzegą. Z tekstu tego widać jasno, że Dawid kochał Boga. Dawid kochał Boga całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i ze wszystkich swoich sił. Pomimo szczerej miłości do Boga i oświecenia Bożym Słowem (patrz np. Ps. 119:11; 92-93) miał świadomość, że nie tylko jest on podatny na rozmyślne grzechy, ale że jest on podatny na bycie zniewolonym przez nie, co stwierdza w słowach: „Także od rozmyślnych grzechów ustrzeż sługę swego, Nie pozwól aby panowały nade mną!”. Co więcej, chrześcijanie są szczególnie skłonni, by popełniać rozmyślne grzechy, ponieważ są to jakiekolwiek grzechy popełnione przeciw światłu i poznaniu, które jest przecież w szczególny sposób udziałem wierzących! Dawid widzi różnicę pomiędzy – po jednej stronie grzechami, które popełniamy, ponieważ te zaskakują nas i podkradają się do nas („ukryte błędy” z w. 13) i po drugiej – grzechami, które popełniamy, ponieważ sądzimy, że wiemy co dla nas dobre lepiej niż Bóg albo sądzimy, że grzech nie jest wielką rzeczą („rozmyślne grzechy” z w. 14). Sensem tego rozróżnienia nie jest to, że istnieje specjalna kategoria szczególnie złych grzechów, jak morderstwo, gwałt, zdrada, itd. Raczej chodzi o to, że istnieje specjalna kategoria popełniania grzechów, a mianowicie grzeszenia w aroganckim buncie wbrew znanemu Bożemu prawu. Nie chodzi tutaj tak bardzo o to, jaki grzech popełniasz, ale raczej o to, czy popełniasz go z premedytacją, przekornie i w buncie. To są właśnie grzechy, które Dawid nazywa rozmyślnymi. Są w pełni zamierzone, popełnia- ne z otwartymi oczami i z nastawieniem serca, które mówi: „Wiem, że Bóg mówi, że to jest złe i szkodliwe, ale nie obchodzi mnie co myśli Bóg – i tak zamierzam to zrobić”. Rozwiązanie Teraz, kiedy znamy już różnicę między tymi dwoma rodzajami grzechów, musimy zadać pytanie, jak ludzie, którzy kochają Boga mają sobie z nimi radzić? Odpowiedzią jest sposób, w jaki modli się Dawid. W pierwszym przypadku psalmista modli się w wersie 13 o przebaczenie: „Ukryte błędy odpuść mi!”. W drugim przypadku natomiast, w odniesieniu do rozmyślnych grzechów Dawid modli się w inny sposób: „Także od rozmyślnych grzechów ustrzeż sługę swego, Nie pozwól aby panowały nade mną!”. Nie jest to modlitwa o przebaczenie i uniewinnienie od popełnionych już rozmyślnych grzechów; to jest modlitwa o moc do tego, by nie popełniać rozmyślnych grzechów. Chcę być dobrze zrozumiany: ten tekst nie mówi, że nie powinniśmy modlić się o moc nad ukrytymi błędami. Ten tekst nie mówi także, że nie powinniśmy modlić się o przebaczenie rozmyślnych grzechów, które popełniamy, i za które później żałujemy. Wiemy, że powinniśmy modlić się o moc nad ukrytymi błędami naszej pozostającej wciąż grzeszności. I wiemy też, że powinniśmy modlić się o wybaczenie, jeśli przechodziliśmy przez okres buntu i zadufania, i czujemy się teraz złamani i skruszeni, bo Bóg przywiódł nas do upamiętania. Niemniej myślę, że Dawid mówi nam coś bardzo ważnego o nas samych. Właśnie przez skupienie naszej uwagi na przebaczeniu względem ukrytych błędów i na szukanie mocy wobec grzechów rozmyślnych. Myślę, że mówi on dwie rzeczy. Po pierwsze, jak długo żyjemy, stara grzeszna natura (która została ukrzyżowana z Chrystusem i powinna być uważana za martwą) będzie wciąż nas zaskakiwała i złościła. Będzie się podkradać i popychać nas do działania, mowy i odczuć, których tak naprawdę nie chcemy, nie planujemy i których nienawidzimy, gdy tylko zostają one przez nas rozpoznane. Dlatego też przebaczenie z rąk Chrystusa jest całkowicie niezbędne, by żyć w radości, nadziei i pokoju. Musimy wierzyć, że te grzechy są zakryte i przebaczone, kiedy modlimy się: „Ukryte błędy odpuść mi!”. Po drugie, Dawid mówi, że musimy i możemy odnosić zwycięstwo nad rozmyślnymi grzechami. Nawet jeśli zmagamy się wciąż z zepsuciem starej natury. Dlatego też uwaga skupiona jest tutaj na modlitwie o moc: „Także od rozmyślnych grzechów ustrzeż sługę swego, Nie pozwól aby panowały nade mną!”. Wierzę, że możemy doświadczyć pełnego triumfu nad rozmyślnym grzechem, i że grzech ten można uśmiercić tak, by przestał być obecny w naszym życiu. Bóg powołuje nas do tego. On daje nam moc do tego przez swojego Świętego Ducha. I choć uporanie się z jednym może oznaczać rozpoczęcie procesu uśmiercania wobec drugiego, powinniśmy z nadzieją i oczekiwaniem Bożego działania szukać Jego pomocy w tej walce. Pamiętajmy, że łaska – zarówno przebaczenie w Synu, jak i moc do zmian w Duchu – zwycięża grzech! Psalm kończy się w wersie 15 pięknymi słowami, które następują po prośbie o przebaczenie i o moc do zwycięstwa nad grzechem: „Niech znajdą upodobanie słowa ust moich i myśli serca mego u ciebie, Panie, Opoko moja i odkupicielu mój!”. Słodka modlitwa. „Słowa ust moich” są jednak kpiną, jeśli nie są połączona z „myślami serca”; łupina jest niczym bez nasiona, a słowa ust i myśli serca są bezużyteczne, jeśli nie znajdą upodobania, lub nawet jeśli znajdą upodobanie tylko u człowieka. Są marnością, dopóki nie znajdą upodobania w oczach Boga. Prośmy zatem Boga o to, by słowa naszych ust, połączone z rozmyślaniem naszego serca były Bogu miłe zawsze, a w szczególności wówczas, kiedy prosimy Go o przebaczenie ukrytych błędów, i o moc do usunięcia rozmyślnego grzechu z naszego życia. Panie, dopomóż nam w tym. Amen. Kazanie wygłoszone w niedzielne popołudnie dn. 11 listopada 2012 r. w Kościele Seminaryjnym w Warszawie-Radości SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2013 • 5 WYDARZENIA Mikołaj Rykowski Wigilia dla 1000 samotnych Skąd ten pomysł? Zaczęło się dokładnie 10 lat temu, kiedy razem z żoną Jolą po raz pierwszy postanowiliśmy ugościć w naszym skromnym mieszkaniu samotnych i ubogich znajomych. Nie pochodzimy ze Śląska, nasze rodziny mieszkają daleko, więc doskonale rozumiemy, jak bardzo może doskwierać samotność. A przecież przy każdym polskim świątecznym stole znajduje się tradycyjnie jedno puste miejsce. W Katowicach zamieszkaliśmy przed kilkunastu laty prowadząc tu działalność gospodarczą, budując relacje i przyjaźnie. Wtedy też spotkaliśmy się ze świadectwem ewangelii. Po naszym nawróceniu do Chrystusa otwarliśmy nasz dom na spotkania biblijne, na które przychodziło wiele osób samotnych i potrzebujących – nie mogliśmy przed nimi zamknąć drzwi w święta! Z roku na rok przybywało gości. A gdy jeszcze zjechała do nas rodzina, mieszkanie okazało się za małe. Wtedy podjęliśmy decyzję by zaprosić ich wszystkich, także nieznajomych, do prowadzonej przez nas od kilku lat restauracji „Wioska Rybacka” w Parku Śląskim, w pobliżu którego mieszkamy. Ten największy w Europie park miejski, znany choćby ze zlokalizowanych 6 • SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2013 na jego terenie: Stadionu Śląskiego, Wesołego Miasteczka czy Śląskiego Ogrodu Zoologicznego leży w samym sercu aglomeracji, pomiędzy Katowicami, Chorzowem i Siemianowicami Śl. Jest atrakcyjnym miejscem wypoczynku i rekreacji dla tysięcy mieszkańców nie tylko pobliskich osiedli ale i całego regionu. Przed laty Bóg wzbudził we mnie pragnienie wykorzystywania otrzymanych od Niego talentów dla Jego chwały. Od otwarcia restauracji w 2003 roku każdego lata organizujemy przy niej we współpracy z lokalnym środowiskiem chrześcijańskim plenerowe weekendy ewangelizacyjne. Gromadzą one na koncertach, spektaklach teatralnych i nabożeństwach setki uczestników. Przez te wszystkie lata imprezy te stały się okazją do pogłębienia ekumenicznych relacji między chrześcijanami różnych wyznań i na trwale wpisały się nie tylko w krajobraz naszego środowiska, ale też samego parku. Jakiś czas temu nieśmiałe marzenie zaczęło mi towarzyszyć w okresie świątecznym: „może wzorem innych miast uda się zmobilizować chętnych do nakarmienia potrzebujących w Wigilię gdzieś w centrum”? Przyglądałem się tego typu akcjom charytatywnym prowadzonym gdzie indziej. „Jak wspaniale było by zaprosić wszystkich samotnych w ten Wigilijny wieczór na prawdziwą wieczerzę do stołu, a nie tylko do jadłodajni – miejsca, w którym mogliby wraz z innymi świętować, śpiewać kolędy i cieszyć się bożonarodzeniową atmosferą”. W zeszłym roku nastąpił przełom! Okazało się, że nie tylko ja noszę się z takim zamiarem. Władze Parku Śląskiego wspaniałomyślnie zareagowały na taki pomysł, nie tylko stając się współorganizatorem tego wydarzenia, ale przede wszystkim udostępniając swój największy obiekt – halę wystawową „Kapelusz”. Stanęliśmy przed możliwością zorganizowania Wigilii dla 1000 osób! Można by długo opowiadać o burzliwych spotkaniach organizacyjnych, koncepcjach, pomysłach i nieprawdopodobnych wydarzeniach, które towarzyszyły przygotowaniom. W cudowny sposób Pan Bóg zmobilizował wielu znanych mi i nieznanych, bezinteresownych wolontariuszy. Otworzył przed nami serca i drzwi, do których pewnie nigdy nie mielibyśmy odwagi nawet zapukać. Dzięki przychylności wielu ludzi, instytucji i sponsorów, w niezwykle krótkim czasie zebraliśmy środki finansowe i produkty. Pozyskaliśmy również niezbędną pomoc i ręce chętne do pracy z tak wielu stron, że aż brak tu miejsca, by to wszystko opisać. Nadszedł ten dzień – Wigilia Narodzenia Naszego Pana. Postaraliśmy się jak najlepiej przygotować na przyjęcie kilkuset gości. Pomyśleliśmy o wszystkim: nie tylko o świątecznych potrawach – wyśmienitych zupach, rybach pod każdą postacią, ciastach i słodyczach – ale także o świątecznym klimacie, stosownym wystroju, zespołach muzycznych śpiewających kolędy, a nawet o prezentach pod prawdziwymi pachnącymi choinkami. Specjalnie przygotowane autobusy zapewniły transport chętnym z okolicznych miast. Słowami Ewangelii o narodzeniu Jezusa – żywego Boga, modlitwą i opłatkiem przywitali wszystkich duchowni: katolicki i luterański (bo nasz baptystyczny pastor, Ireneusz Górczyński prowadził całą uroczystość). Przez kilka godzin ponad siedemset osób uczestniczyło nie tylko we wspaniałej uczcie kulinarnej, ale też doświadczyło ciepła, bliskości, jak w świątecznym domu. Śpiew kolęd słychać było nawet w autobusach rozwożących wigilijnych gości do ich często smutnych i pustych mieszkań. Ale to nie koniec tej wyjątkowej Wigilii! Po zakończeniu wydarzenia okazało się, że pozostało mnóstwo wspaniałego jedzenia, które szkoda by było zmarnować. Co więc zrobić? Nieoczekiwanie pojawił się pomysł, aby w tej wigilijnej wieczerzy uczestniczyć mogły potrzebujące, częstokroć żyjące na granicy ubóstwa... ukraińskie rodziny na Wołyniu. To co zostało: ryby, pieczywo, ciasta – załadowawszy po brzegi samochód ciężarowy – w pierwszy dzień Świąt zawiozłem wraz ze swoją 9-letnią córką Zuzią za naszą wschodnią granicę. Ten niespodziewany transport żywności opuścił Unię Europejską w cudowny sposób! Dzięki pomocy miejscowego zaprzyjaźnionego pastora baptystycznego Piotra Matfiejczuka z miejscowości Kołki, te niespodziewane „prezenty” zagościły na stołach ponad setki potrzebujących rodzin. Szczególnie utkwiła nam w pamięci wizyta w domu, w którym zastaliśmy trójkę samotnych dzieci pozostawionych przez rodziców, którzy w ramach Świąt kilka dni wcześniej wyszli pić. To, co przywieźliśmy było ich pierwszym od trzech dni posiłkiem. Łzy w oczach ukraińskich staruszków również były bardzo wymowne. Jedna ze starszych kobiet ze wzruszeniem wyznała: to dziwne, że dziś pomagają nam Polacy, których siedemdziesiąt lat temu zabijaliśmy. Pojednanie, które oferuje Bóg przez Dzieciątko z Betlejem może być udziałem nas, ludzi, w różnych wymiarach. Samotność i ubóstwo często pojawiają się w naszym życiu. Od wielu lat prowadzę działalność gospodarczą, ale całkiem niedawno także i mi widmo bankructwa zajrzało w oczy. Wtedy na własnej skórze odczułem, czym mogą być pusta lodówka, niezapłacone ra- chunki, czy brak pomocnej dłoni. Dlatego teraz, kiedy sami staramy się stanąć na nogi, łatwiej dostrzegamy potrzeby drugiego człowieka. Jesteśmy przekonani, że to Pan Bóg kładzie nam na sercu troskę o innych, szczególnie tych, którzy nie są w stanie o siebie zadbać. Zaskakującym post scriptum tych wydarzeń było pojawienie się mojego nazwiska w plebiscycie na człowieka roku w Chorzowie – mieście, na terenie którego znajduje się Park Śląski i prowadzona przeze mnie restauracja. Corocznie przeprowadza go największa regionalna gazeta „Dziennik Zachodni”. O dziwo zwyciężyłem, zdobywając prawie połowę głosów. Nagrodą był wywiad ze mną w chorzowskim dodatku tejże gazety. Teraz moja historia obok 30 pozostałych lokalnych laureatów dotrze do czytelników w całym województwie. Ci zdecydują, kto zostanie Człowiekiem Roku na Śląsku. Chciałbym, aby ten zupełnie niezamierzony, poboczny efekt realizacji mojego głębokiego marzenia stał się dla wielu zachętą w ufności, że z Bożą pomocą, przy wsparciu i zaangażowaniu ludzi dobrej woli, możemy być użyteczni w dziele okazywania miłości i świadectwem o Tym, który jest jej źródłem. Mam nadzieję, że to moje proste świadectwo będzie dla was inspiracją do podobnego myślenia i działania wszędzie tam, gdziekolwiek stawia was Bóg. Mikołaj i Jolanta Rykowscy należą do Zboru baptystycznego Opoka w Katowicach. Są również zaangażowani w ruch chrześcijan biznesmenów. SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2013 • 7 Z ŻYCIA ZBORÓW Wieści z 1-go Zboru KChB w Warszawie Kutno Chrzest „Filip otworzył swoje usta i zwiastował mu dobrą nowinę o Jezusie (…) A gdy tak jechali drogą, przybyli nad jakąś wodę, a eunuch rzekł: Oto woda; cóż stoi na przeszkodzie abym został ochrzczony? Filip zaś powiedział mu: Jeśli wierzysz z całego serca, możesz. A odpowiadając rzekł: Wierzę, że Jezus Chrystus jest Synem Bożym. I kazał zatrzymać wóz, zeszli obaj, Filip i eunuch do wody, i ochrzcił go”. Tymi słowami, będącymi zapisem działalności Filipa z Dziejów Apostolskich, pastor Marek Budziński rozpoczął najbardziej doniosłą i przepełnioną radością Zboru, uroczystość chrztu w dniu 2 grudnia 2012 r. Jest to podsumowanie półrocznego przygotowania, mającego na celu realizację Wielkiego Nakazu Misyjnego, zleconego przez Pana Jezusa Chrystusa a zapisanego w ostatnim wersecie Ewangelii Marka: „Idąc na cały świat, głoście ewangelię wszystkiemu stworzeniu. Kto uwierzy i ochrzczony zostanie, będzie zbawiony, ale kto nie uwierzy będzie potępiony”. Chrzest w wieku świadomym, będący fundamentem chrześcijańskiego Kościoła znajduje tu swe praktyczne wypełnienie. Biel szat, woda w baptysterium, chór i zespół zborowy, społeczność Zboru, zaproszeni goście, oczekiwany poczęstunek – to elementy składowe tej uroczystości. Dzisiejsza uroczystość wyróżnia się także tym, że kilku uczestników biorących chrzest to osoby mieszkające w okolicy Zboru. Zainteresowanych szczegółowymi informacjami i galerią zdjęć zapraszamy na stronę www.baptysci.waw.pl 8 • SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2013 W sobotę 12 stycznia z budynku przy ulicy Waliców z bratem Andrzejem Dąbrowskim wyjeżdżamy do Kutna, na cykliczne spotkanie, w którym uczestniczą także bracia z naszego Zboru. Chrześcijańska organizacja zajmująca się pomocą ludziom uzależnionym od alkoholu, właśnie w Kutnie znalazła miejsce na spotkania z całej Polski tych, którzy posiadają takie problemy. cza dla naszego dobra, dla kształtowania nas, na swoje podobieństwo. Pytanie brata Grzegorza, aby organizować podobne spotkania w naszym Zborze znalazło już swoje potwierdzenie. Wokół nas widać codzienność alkoholu i jego skutków. To nasza światowa kultura i przykra cywilizacja. Mamy obowiązek ratować tych, którzy poszukują Boga, a nie potrafią zejść z tej „drogi”, podając im pomocną dłoń. Pan na krzyżu umarł nie dla naszego wygodnego życia, ale dla stworzenia w sobie samym nowego człowieka, przygotowanego do chodzenia z wyciągniętą dłonią do tych, którzy na taką dłoń czekają. Braterskie spotkanie 26 styczeń 2013 roku – to data, która winna zapisać się nową kartą w historii 1 Zboru Kościoła Chrześcijan Baptystów w Warszawie. Z inicjatywy Przewodniczącego Rady Zboru Piotra Czerwińskiego, w sali przy kuchni odbyło się spotkanie mężczyzn z naszego Zboru. Na spotkanie przybyło 25 wspaniałych braci. Rozpiętość wiekowa braci, którzy wzięli udział w spotkaniu to 26 do 76 lat. Mężczyźni na rozpoczęcie odśpiewali kilka pieśni na cześć naszego Pana Jezusa Chrystusa i pomodlili się. Fundamentem są świadectwa ludzi, którzy przez Chrystusa zostali uwolnieni od tego dramatycznego zniewolenia. Słuchając tych wypowiedzi będących żywym potwierdzeniem działalności Ducha Świętego tu i teraz, Ekumenia można budować własną wiarę i nadzieję w Panu, jako realną rzeczywistość istniejącego czasu. Rozbite małżeństwa, rozbite rodziny, potargane życiorysy, więzienia, przestępstwa, chaos, tragedie i dramaty – to poprzednie życie osób składających świadectwa. Budowa nowego w Panu, normalizacja, pokój wewnętrzny, uwolnienie od nałogów – to tylko niektóre zmiany, które sprawia Pan. Kazanie wygłoszone przez brata Andrzeja Dąbrowskiego wprowadza właśnie w stan zrozumienia tej rzeczywistości, która dzieje się w Panu, przez Jego obecność i wszechmocne działanie. Świadectwo jednego z naszych braci uzmysławia nam, że często do świętości droga prowadzi przez ogień, którego musimy doświadczyć. Pan to dopusz- fotografie: http://www.baptysci. waw.pl/multimedia/czytelnia/relacje/697-2013-01-26-spotkanie-mezczyzn 23 stycznia 2013 roku, jak już wielokrotnie przeżywaliśmy, odbywa się nabożeństwo ekumeniczne. Wśród członków Zboru możemy zobaczyć przedstawicieli wielu Kościołów wyznań chrześcijańskich. Obecnym przyświeca myśl jedności w różnorodności: dzieci, które odnoszą się do tego samego Ojca, Syna i Ducha Świętego, oddające cześć temu samemu Bogu bez dotychczasowej wrogości, w braterstwie, pragnące spotkać się, aby odnaleźć utraconą przed wiekami wspólnotę wiary. Na ile to twór sztuczny, będący pomysłem człowieczym, a na ile to tworzący się organizm powstający pod wpływem działania Ducha Bożego, tak naprawdę trudno jest określić. Niemniej spotkanie to uzmysławia nam poprzez wypowiedzi uczestników, że taki dialog i działanie jest potrzebne i użyteczne. Możemy posiadać pewne różnice, ale mamy wspólne odniesienie do tego samego Boga. Słowo wstępu wygłosił brat Piotr Czerwiński zapowiadając i nakreślając temat braterstwa. Na spotkaniu Słowem Bożym służył brat Cieślar, odnosząc się do samego pojęcia braterstwa w Kościele. Następnie, w oparciu o Słowo Boże z 2 Listu Piotra (1:3-7) uczestnicy spotkania przypominali sobie, jakimi cechami winniśmy uzupełnić swoją wiarę, od cnoty do miłości. Zakończyliśmy Psalmem 133, mówiącym o błogosławieństwie bratniej zgody. Na następne spotkanie 23 lutego zapraszamy do Radości z przewodnim tematem – o roli mężczyzny w życiu rodziny, którym podzieli się brat Krzysztof Motyka. Na tym spotkaniu podkreślał to i nasz Pastor, i przedstawiciele innych religii oraz przedstawiciel Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Spotkanie w Sali kolumnowej, wspólne dyskusje podczas spożywania poczęstunku mogły przekonać nawet przeciwników ekumenizmu. Barwność postaci, strojów, myśli oraz wypowiedzi upewniają nas, że to co różnorodne – w Bogu – staje się bogactwem budowy jedności, a nie wrogości. SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2013 • 9 Z HISTORII KOŚCIOŁA Albert W. Wardin Cechy pionierskiego ruchu baptystycznego w Polsce U czestnicząc w uroczystości 150-lecia ruchu baptystycznego na ziemiach polskich, uważam, że należałoby zwrócić uwagę na jego charakterystyczne cechy. W jakich okolicznościach powstawał? Jak bardzo był ruchem krajowym, macierzystym? Jakiego rodzaju przywódcy wywodzili się z jego łona? Jak reagował na ówczesną opozycję wobec siebie? Chrzest Gotfryda Alfa, dotychczasowego nauczyciela szkoły podstawowej i ośmiu innych osób 28 listopada 1858 roku, dokonany przez Wilhelma Weista zapoczątkował ruch baptystyczny w Polsce. Następnego dnia Weist ochrzcił dalszych siedemnaście osób. W tym celu przybył na ziemie polskie pod zaborem rosyjskim z Prus Wschodnich. Wydarzenie to nie tylko przyśpieszyło pojawienie się na ziemiach polskich nowego wyznania, ale było też niemal pierwszą próbą przeniknięcia ruchu baptystycznego do carskiej Rosji. Dwa lata wcześniej dwaj nowo nawróceni Szwedzi zostali ochrzczeni na Wyspach Alandzkich, znajdujących się na Morzu Bałtyckim i należących wtedy do Rosji. Były to bardzo skromne początki, które tylko w pewnym stopniu przyczyniły się do pojawienia się baptystów w Finlandii. Obok istniejących już w 1860 roku na tych wyspach dwóch małych zborów, z których jeden wkrótce przestał istnieć, Alf przyczynił się do powstania 4 sierpnia 1861 roku w Adamowie pierwszego niezależnego zboru baptystycznego na polskim terenie carskiej Rosji. Drugi taki zbór powstał 25 sierpnia tego samego roku w Kicinie. Ponadto Alf przyczynił się do powstania w 1864 roku pierwszych dwóch zborów 10 • SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2013 baptystycznych w Rosji, a ściśle mówiąc na Ukrainie. We wrześniu 1859 roku Alf był pierwszym obywatelem rosyjskim ordynowanym na stanowisko baptystycznego duchownego. 1. Troska o sprawy rodzime Główne pytanie stawiane przez współczesną misjologię dotyczy tego, w jakim zakresie ruch religijny ma rodzimy charakter. Czy jest zjawiskiem przede wszystkim krajowym? W swoim studium nad brytyjską historią misji, Jeffrey Cox w ostatnim numerze The International Bulletin of Missionary Research stwierdził: „Kościoły w trzecim świecie są zależne od zachodnich wpływów albo są zjawiskiem czysto lokalnym; w historycznym znaczeniu są one hybrydami znajdującymi się w dialektycznej relacji między misjonarzami, a nie-zachodnimi chrześcijanami”.11 skali swoją wiarę łatwowiernym ukraińskim chłopom. Ponadto prawosławni a także luterańscy oponenci byli bardzo zadowoleni z łączenia baptystów z rewolucyjnym skrzydłem anabaptystów z Münster.2 Dlatego przed dalszymi rozważaniami należy wziąć pod uwagę przede wszystkim charakter ruchu baptystycznego jako takiego, a następnie charakter ruchu baptystycznego w Niemczech. Otóż baptyści od samych początków są ruchem międzynarodowym. Baptyści wywodzą się z angielskiego separatyzmu, którego główne zasady prowadzą do angielskiego purytanizmu, a te z kolei pochodzą z protestanckiej reformacji Marcina Lutra i Jana Kalwina. Ludzie ci starali się wrócić do zasad Pisma Świętego. W porównaniu do tradycyjnych protestantów, jak luteranie czy reformowani, baptyści uważali się za bardziej biblijnie zorientowanych. Nie tylko odrzucili sakramentalizm i stan kapłański, ale wyznawali powszechne kapłaństwo i biblijną zasadę kongregacyjnego zarządzania zborem, formułowali własne wyznania wiary, odrzucili formy liturgiczne narzucone przez narodowe Kościoły czy władze świeckie, praktykowali chrzest wierzących przez zanurzenie i domagali się wolności religijnej. Baptyści nie byli sektą, czyli odłamem opartym na swoim własnym, szczególnym objawieniu. Starali się raczej przybliżyć do apostolskiego Kościoła, o jakim dowiadywali się z Pisma Świętego. Czy podobnie było w Polsce? Dla badacza rosyjskiej historii baptystów jest to nie tylko poważna, ale też dyskusyjna sprawa. Odnosi się to również do baptystów na terenie zaboru rosyjskiego, zwanego rosyjską Polską. Napięcia między Rosją i Niemcami sprawiły, że historycy baptystów rosyjskich chętnie podkreślają narodowy charakter ruchu baptystycznego w tym kraju. Z drugiej zaś strony historycy prawosławni starając się zdyskredytować baptystów jako element obcy wskazują na jego niemieckie powiązania. Niektórzy z nich dowodzą, że oto misjonarze niemieckich baptystów wci- Ze swoich angielskich początków ruch baptystyczny wkrótce dotarł do Walii, szybko też sięgnął aż do Ameryki. Przez prawie dwa stulecia baptyści byli niemal wyłącznie ruchem angloamerykańskim. Ale przy końcu osiemnastego i na początku dziewiętnastego wieku zaczęli wysyłać misjonarzy do Azji, a w drugiej i trzeciej dekadzie dziewiętnastego wieku w końcu przybyli na teren kontynentalnej Europy. Johann Oncken był w Hamburgu nie tylko pionierem ruchu baptystycznego w Niemczech, ale został nazwany ojcem kontynentalnych baptystów europejskich. Został ochrzczony w 1834 roku przez Amerykanina Bernasa Searsa. Ruch Onckena objął swym zasięgiem sąsiadujące z Niemcami kraje oraz Bałkany i Rosję. 1 Jeffrey Cox, „What I have Learned About Missions from Writing The British Missionary Enterprise since 1700”, International Bulletin of Missionary Research, XXXII/2 (kwiecień 2008), 87. 2 Jeżeli chodzi o atak prawosławnych na baptystów, patrz Aleksiej Dorodnicyn, Jużno-russkij anabaptizm, izwiestnyj pod imieniem sztundy (Stawropol, 1903). W czasie pobytu na Wyspach Brytyjskich Oncken w swojej młodości znalazł się pod wpływem różnych protestanckich Kościołów. Jako misjonarz Kontynentalnego Towarzystwa w Hamburgu przyłączył się do angielskiego Kościoła Reformowanego. Stał się baptystą nie pod wpływem jakiegoś baptystycznego misjonarza, ale z przekonania, że baptyści opierają swoją wiarę na biblijnych zasadach. Chociaż Oncken i jego współpracownicy wzorowali się i korzystali z pomocy zagranicznej, mimo to od samego początku ruchowi Onckena przewodzili narodowi przywódcy i to oni nadawali jemu kierunek. Zarówno jego początek jak i rozwój nie zależał od zagranicznych misjonarzy. Ruch ten zakładał samodzielnie zbory, instytucje, tworzył własną denominację i stowarzyszenia, sformułował swoje wyznanie wiary. 2. Narodowy charakter baptystów w Polsce Chociaż niemieccy baptyści pod przewodnictwem Onckena przejawiali pewne narodowe cechy, pozostaje jednak pytanie: do jakiego stopnia początki baptystyczne miały charakter narodowy, etniczny? Czy w Polsce baptyzm to jedynie poszerzenie niemieckiej działalności baptystycznej? Zwolennicy takiego poglądu przekonują, że przecież sam Alf miał niemieckie pochodzenie, a na początku większość nowo nawróconych było etnicznie Niemcami. W 1859 roku przez wiele miesięcy Alf przebywał w Hamburgu, ośrodku pracy baptystycznej w Niemczech i tam został ordynowany na baptystycznego pastora. Przy wstawiennictwie Onckena pierwsze wsparcie finansowe Alfa pochodziło ze Szkocji. Finanse na wspieranie pracy misyjnej w Polsce pochodziły z Niemiec, Wysp Brytyjskich i Ameryki. Baptystyczne wyznanie wiary na terenie zaboru rosyjskiego zostało zapożyczone od baptystów niemieckich. Pierwsze zbory baptystyczne na tym terenie były członkami Pruskiego Stowarzyszenia w Niemczech, a powstałe w 1877 roku Polskie Stowarzyszenie Baptystyczne należało do Niemieckiego Kościoła Baptystów. Dopiero w 1887 roku powstał Związek Zborów Baptystycznych w Rosji, niezależny od Niemieckiego Kościoła Baptystów. Ale nie jest to pełny obraz sytuacji. Alf urodził się w Polsce i mówił nie tylko po niemiecku, ale też posługiwał się językiem polskim, który uważał za swój rodzimy język. Doświadczył nawrócenia zanim cokolwiek wiedział o baptystach. Studiując Pismo Święte doznał duchowego oświecenia, które skłoniło go do głoszenia ewangelii. Został baptystą dopiero wtedy, gdy Kościół Luterański, do którego należał starał się mu w owej misji przeszkadzać i go prześladował. Zainteresował się baptystami tylko ze względu na ich biblijne zasady, chociaż trudno mu było zaakceptować chrzest wierzących i odrzucić chrzest niemowląt. Zbory baptystyczne w Polsce wyłaniały własnych przywódców i same poczuwały się do odpowiedzialności za ewangelizację. Chociaż baptyści niemieccy odwiedzali je, doradzali i wspierali, to jednak dzieło ewangelizacji nie pochodziło z zagranicy. Prowadził je sam Alf i jego współpracownicy. W 1862 roku Konsystorz Kościoła Luterańskiego stwierdził, że baptyści w Polsce nie sprowadzają misjonarzy z zagranicy, lecz sami prowadzą pracę misyjną.3 Ponadto władze rosyjskie wydalały większość niemieckich obywateli, którzy starali się działać na terenie Rosji. Jak twierdzi w 1887 roku prawosławny pisarz Arsenij Rożdżestwienskij, bez żadnych ceregieli wydalały one takich ludzi z kraju.4 Szczególnie na początku bardzo trudno było pastorom lub misjonarzom z Niemiec przybyć na tereny okupowane przez Rosję. Weist, który ochrzcił Alfa, za udział w nielegalnych spotkaniach i dokonanie chrztu na pięć dni poszedł do aresztu. Niemiec Gnas, który został wraz z Weistem aresztowany ale pozostał z Alfem, został wyrzucony z kraju. Gdy J. A. Gülzau i L. A. Hein w 1861 roku przekroczyli niemiecką granicę, by pomóc w ukonstytuowaniu się zboru w Adamowie, władze skonfiskowały wszystkie ich książki i traktaty. Miejscowi baptyści obawiali się, że zostaną oni aresztowani za udział w małym nielegalnym spotkaniu poza Adamowem, 3 List Konsystorza Ewangelicko-Augsburskiego do Komisji Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego w Archiwum Akt Dawnych, Henryk Tomaszewski, Grupy Chrześcijańskie typu Ewangeliczno-Baptystycznego na terenie Polski od 1858 do 1939 roku (Praca doktorska, Chrześcijańska Akademia Teologiczna w Warszawie, 1978), s.40. 4 Arsenij Rożdżstwienskij, Jużnorusskij sztundizm, (St. Petersburg, 1899), s 101 ale wydarzenie to nie doprowadziło do ich ukarania. August Penski, który w 1868 roku był pastorem zboru położonego przy granicy rosyjskiej w Prusach Zachodnich, odwiedzając swoje placówki misyjne na terenie polskich terenów pod zaborem rosyjskim został w 1868 roku na sześć dni zatrzymany w areszcie.5 Ruch baptystyczny nie ograniczał się do jednej narodowości: starał się nieść ewangelię wszystkim ludziom. W swojej działalności Alf nie ograniczał się do niemieckich luteran czy mennonitów. Wychodził poza swój niemiecki krąg, zwiastując ewangelię wszystkim, włącznie z rzymskokatolickimi Polakami, którzy byli dominującą grupą na tym terenie. W odróżnieniu od większości swoich współpracowników Alf posługiwał się biegle i głosił ewangelię w języku polskim. On i jego współwyznawcy rozpowszechniali polskie Biblie i traktaty. Na kursach biblijnych Alf starał się prowadzić zajęcia z języka polskiego, prosił o podręczniki nie tylko w języku niemieckim, ale też i w języku polskim. W 1875 roku Alf powołał polskiego kolportera, który rozprowadzał literaturę wśród polskiej ludności. Mimo sprzeciwu świadczył też Żydom. Z zadowoleniem wspominał pracę niezależnej misji żydowskiej w Warszawie. Korzystając z możliwości Alf gotów był służyć na innych terenach. Od 1859 roku, gdy większość członków zboru w Adamowie wyemigrowała na Wołyń na Ukrainie, oddalony o 800 km od dotychczasowego miejsca ich zamieszkania – otworzyło się przed nim nowe pole misyjne. Baptystyczni emigranci udawali się tam w poszukiwaniu lepszych warunków życia. Po zniesieniu pańszczyzny właściciele ziemscy chętnie przyjmowali nową siłę roboczą. Ze względu na słabość tamtejszego Kościoła Luterańskiego, panowała tam większa wolność religijna, stąd było to bardzo dobre pole misyjne. Zawsze zorientowany misyjnie Alf odwiedził te tereny w 1864 roku i później wracał tam wiele razy. Wraz z innym towarzyszem podróży w 1883 roku Alf dotarł aż do Wołgi, usługiwał w Saratowie, Samarze i Kazaniu. 5 Albert W. Wardin, jun. Gotrfried F. Alf: Pioneer of the Baptist Movement in Poland (Brentwood, Tennessee: Baptist History and Heritage Society, 2003), 57,67. SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2013 • 11 3. Narodowe przywództwo Od samego początku przywódcami baptystów w carskiej Rosji byli młodzi mężczyźni w wieku dwudziestu lub trzydziestu lat. To dzięki nim ruch ten wyróżniał się gorliwością i dynamizmem. W czasie swego chrztu Alf miał tylko dwadzieścia siedem lat, a jego chrzciciel – Weist – trzydzieści sześć. Alf nadal mógł pracować jako niezależny misjonarz, ale tak jak Oncken zaczął budować wyznaniową strukturę. Musiał zaczynać od małych początków bez żadnego wsparcia od zewnątrz. Zaczął więc organizować zbory i otwierać stacje misyjne. Jego zbór w Kicinie był jednym wśród równych i stanowił wzorzec dla innych zborów. Zachęcał do organizowania szkół niedzielnych i popierał tworzenie zespołów misyjnych. Dążył do rozwoju przedsiębiorczości, ale ze względu na brak ochotników i ubóstwo materialne pierwszych baptystów, było to zadanie bardzo trudne. Dlatego we wsparciu swoich misjonarzy i ich pomocników Alf był zmuszony korzystać z pomocy zagranicznej. W 1887 roku wraz ze swoim pomocnikiem udał się do niemieckich baptystów w Ameryce, aby zbierać na te cele fundusze. Tak jak Oncken Alf gromadził wokół siebie współpracowników, przeważnie byli to nauczyciele szkół, którzy też utracili swoje zajęcie. Dwaj z nich wkrótce jako misjonarze wyemigrowali na Ukrainę. W 1874 roku Alf informował, że pracuje tam już osiemnastu misjonarzy. Idąc za przykładem Onckena organizował kursy misyjne. Ich uczestnicy mieli uczyć innych w swoich zborach a niektórzy z nich, jak oczekiwano, mogli stać się pastorami czy misjonarzami. Alf odczuwał potrzebę lepszej edukacji pastorów baptystycznych, szczególnie tych, którzy służyli w miastach. W latach 60-tych i 70-tych XIX w. odbyło się wiele kursów misyjnych. Na początku sami baptyści w Polsce pokrywali ich wszystkie koszty, ale od 1872 roku częściowo pokrywali je niemieccy baptyści. Alf odczuwał braki swego przygotowania do nauczania, ale później otrzymał w tym zakresie pomoc. W kursie misyjnym w Kicinie w 1874 roku wspierali go August Penski z Prus Zachodnich i Karol Ondra, wyróżniający się pastor misyjny na Ukrainie, sam wywodzący się z zapoczątkowanego przez Alfa ruchu. W 1879 roku na 12 • SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2013 kursie misyjnym, znowu w Kicinie, Alfa wspierał Penski oraz Eduard Aschendorf, który pracował na polskim terenie. 4. Przezwyciężanie trudności Praca Pańska nigdy nie jest łatwa. Ale gdyby nie poświęcenie Alfa, przeszkody i trudności, z jakimi się zetknął mogłyby z łatwością zniszczyć ten nowy ruch. Patrząc na jego życie, jestem pełen podziwu i uznania dla jego odwagi i wytrwałości. W okresie niezwykle trudnym zastanawiał się nad przeniesieniem się na Ukrainę, ale czuł się związany z Polską i nie opuścił kraju. Nigdy nie czuł się zniechęcony i każdą nadarzającą się okazję był gotów wykorzystać do głoszenia ewangelii. Od samego początku zarówno Kościół jak i władze państwowe uważały baptystów za zagrażającą publicznemu porządkowi sektę. Jako oddzielna organizacja baptyści stali się wyzwaniem dla państwowo-kościelnej struktury, szczególnie dla Kościoła Luterańskiego, państwowego Kościoła niemieckiego oraz Kościoła Rzymskokatolickiego, uznanego Kościoła dla Polaków, jak też dla mennonitów i wspólnot żydowskich. Te grupy religijne gwałtownie sprzeciwiały się jakiemukolwiek ruchowi, który zagrażałby ich monopolowi. We współpracy z władzami państwowymi wykorzystywały prawne i administracyjne środki, włącznie z interwencjami policji, by ruch ten powstrzymać. Ponadto przeciwnicy atakowali baptystów zarzucając im nadużycia i stawiane zarzuty wobec władz kościelnych, przez co zachęcali mieszkańców wiosek do samosądów. Będąc jeszcze luteraninem, jako nowo upieczony mąż i ojciec małego synka, Alf został zwolniony z funkcji nauczyciela, ponieważ nie zgodził się na zaprzestanie swojej ewangelizacyjnej działalności. W tym czasie władze aresztowały go wraz z innym nauczycielem, obydwaj zostali pobici i na trzy dni osadzeni w areszcie w Pułtusku. Gdy postanowił przyłączyć się do baptystów, jego ojciec wydziedziczył go i odebrał mu kawałek ziemi, którą wcześniej przekazał w użytkowanie. W 1859 roku władze pozwoliły mu udać się do Hamburga mając nadzieję, że już stamtąd nie wróci. Po powrocie dowiedział się, że władze zakazały bap- tystom spotkań, ale mimo to nadal odwiedzał wioski i głosząc tam Słowo Boże zdobywał zwolenników. Prawie czternaście lat po powrocie z Hamburga dwaj policjanci 6 grudnia 1860 roku aresztowali go we wsi Chilanów. Skonfiskowali dwa egzemplarze Biblii i wiele traktatów. Po zakuciu w łańcuchy i prowadzeniu do trzech różnych więzień, 15 grudnia został zwolniony. Władze trzymały go w areszcie domowym pod ścisłym nadzorem, w końcu odebrano mu paszport. Chociaż w każdej chwili spodziewał się zatrzymania, nadal prowadził swoją działalność. Ale nie zawsze odznaczał się niezwykłą odwagą, miał też chwile słabości. Po wyjściu z więzienia kiedyś powiedział, że czuje się mało kompetentny w swojej pracy i bardzo brakuje mu „prawdziwej odwagi lwa”, a czasem nawet nie dostaje mu wiary.6 Jego uwięzienie przez trzy miesiące, od 9 września do 9 grudnia 1863 roku w Pułtusku było chyba najtrudniejsze do zniesienia, był to bowiem sprawdzian wszystkich jego duchowych i ludzkich wartości.7 Został oskarżony o wyjście poza ograniczony dla siebie teren, o rozpowszechnianie literatury i bezprawne korzystanie ze starego paszportu ze zmienioną datą jego wydania. Władze więzienia zmusiły go do noszenia więziennego ubioru. Wyżywienie było bardzo nędzne, spał na betonowej podłodze. Współwięźniowie w liczbie około siedemdziesięciu stanowili zbiorowisko różnych niebezpiecznych ludzi, którzy wyśmiewali się z niego, podkradali jego posiłki czy żywność, którą dostarczała mu żona. Czuł się coraz bardziej przygnębiony, osaczony przez złe towarzystwo, głód i dokuczliwe pasożyty. Uważał, że szatan szydzi z niego, podsuwa mu myśl, iż nie cierpi z powodu Chrystusa, lecz ze swojej własnej winy. W tej trudnej sytuacji zwrócił się do Nowego Testamentu. Zaczął odpłacać dobrem za złe, dzielił się chlebem z innymi więźniami, przez co zdobywał ich szacunek. Dzielił się z nimi swoim świadectwem, rozpowszechniał traktaty, a nawet Nowe Testamenty w języku polskim, które przynosiła mu tam jego żona. Gdy opuszczał więzienie, wszystkich, których mógłby skrzywdzić, prosił o wybaczenie. 6 Ibid., s.28. 7 Ibid., ss. 45-47. Żaden inny przywódca baptystyczny w dziewiętnastowiecznej Rosji nie wycierpiał tyle co Alf. Cierpiał bardziej niż sam wielki Oncken w Niemczech, czy jakikolwiek Niemiec lub Rosjanin w carskiej Rosji. Na cierpienie to składało się przesłuchiwanie, nękanie, areszt domowy, kary pieniężne, kamienowanie, pobicia, uwięzienie, transport aresztanta, groźba zesłania na Syberię i atak tłumu. Gottfried Liebert, kronikarz początków ruchu baptystycznego pod zaborem rosyjskim twierdzi, że osiemnaście razy Alf był narażony na prześladowanie, trzydzieści dwa razy był więziony i jako więzień przebył 1.728 kilometrów. Jednak Alf nie był jedynym, który znosił na ziemiach polskich taki ucisk. Tacy ludzie jak Eduard Aschendorf, Peter Ewert i Besel też wiele razy byli aresztowani, a wielu innych znalazło się w więzieniu, było atakowanych przez tłum. Przynajmniej do 1865 roku cała wspólnota baptystyczna doświadczała silnego ucisku, ale prześladowanie w końcu ustało. Chociaż niosło ze sobą ból i cierpienie, właściwie ten ruch wzmocniło. Opozycja oczyściła go z ludzi niezdecydowanych i doprowadziła do większej wzajemnej solidarności. Prześladowanie dawało również możliwość wydawania świadectwa o wierze i stało się reklamą ruchu. Luterańscy pastorzy przekonali się, że prześladowanie przynosi odwrotne od oczekiwanych przez nich skutków. Pozdrowienia z Utrechtu z Dirk-Janem Horjus z Utrechtu w Holandii rozmawia Daniel Trusiewicz Dirk-Janem Proszę, przedstaw się polskim czytelnikom. Nazywam się Dirk-Jan, mam 34 lata i jestem żonaty. Razem z moją żoną Marieke mamy 2 dzieci: Jesse i Ifka. Pochodzę z pastorskiego domu, mój ojciec jest pastorem, który służył w kilku zborach baptystycznych i obecnie zbliża się do wieku emerytalnego. W zasadzie to od chwili nawrócenia w wieku 13 lat zawsze marzyłem o pracy z ludźmi. Po studiach teologicznych zaangażowałem się w zakładanie nowej wspólnoty w Utrechcie i tak jest do dziś. Mieszkamy obecnie na terenie kolonii chrześcijańskiej, co daje nam Horjus możliwość zaangażowania w pomoc młodzieży z trudnych i dysfunkcyjnych rodzin, które także mieszkają w naszej kolonii. Moje pasje poza pracą to czytanie, malowanie i fotografia. Jak możesz opisać zbór, w którym służysz? Jest to baptystyczna wspólnota w zachodniej części Utrechtu. Nasza społeczność liczy dziś ok. 100 osób i są to ludzie bardzo zaangażowani w jej życie. Proces powstawania nowego zboru zaczął się jakieś 5 lat temu. Przez pierwszy rok dużo się przygotowywaliśmy. Wtedy uformowany został zespół z 6 osób pochodzących ze zboru- Dirk-Janem Horjus z rodziną Praca Alfa i jego współpracowników przyczyniła się do powstania pierwszego ważnego przyczółka baptystycznego w cesarstwie rosyjskim. Dopomogła ona upowszechnić ewangelię w Polsce a następnie na Ukrainie. Jestem tutaj z wami ze względu na wpływ Alfa, który jest moim prapradziadkiem. Ale ważniejszy jest sam fakt, że mimo wojen, niepokojów między narodami i ruchów ludnościowych, ruch baptystyczny w Polsce przetrwał w swych sukcesach i chwilach trudnych te sto pięćdziesiąt lat. Bądźmy wdzięczni za spuściznę Alfa. Niech będzie dla nas aktualna dzisiaj i w przyszłości. (tł.kw). Referat wygłoszony 21 września 2008 w Radości na uroczystości 150-lecia ruchu baptystycznego w Polsce SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2013 • 13 w zawieraniu nowych kontaktów z nieznajomymi. Ludzie są zazwyczaj uprzedzeni do jakiegokolwiek Kościoła, gdyż uważają, że chrześcijaństwo jest nieatrakcyjne dla współczesnego człowieka, najczęściej utożsamiane ze staroświeckimi formami kultu, itp. Jakie sposoby zdobywania ludzi dla Boga stosuje wasz zbór? matki, do którego dołączyło od razu ok. 50 osób. Do dnia dzisiejszego większość została i po drodze przyłączyli się nowi, ale niektórzy tzw. pionierzy odeszli. Dziś jest nas ok. 100 osób. Patrząc na statystyki stwierdzam, że ok. 30% aktualnej liczby członków zboru doszło raczej niedawno. Skąd pomysł na założenie nowego zboru? Wizja założenia nowej wspólnoty zrodziła się w dużym zborze utrechckim liczącym ok. 700 osób, który nazywa się Rank (w języku holenderskim: „latorośl”). Założycielom naszego zboru przyświeca idea, aby powstawały wspólnoty niekoniecznie wielkie, lecz takie, które będą prowadziły ewangelizację w swoich środowiskach i docierały z ewangelią do okolicznych mieszkańców. Dlatego postanowiliśmy założyć ten zbór, aby odpowiedzieć na potrzeby lokalnej ludności. Grupa docelowa, którą chcemy Szkoła w Utrechcie, gdzie odbywają się nabożeństwa zdobyć to młode małżeństwa i rodziny, których nie brakuje Gdzie istnieje wasz zbór? w najbliższym sąsiedztwie. Pytanie, jak Pracujemy w nowo powstałej dziel- ich zainteresować Bogiem? Próbowanicy miasta Utrecht, gdzie wszyscy są liśmy różnych form i niektóre okazały nowi, gdyż ta dzielnica powstała zale- się całkowicie nieefektywne, a inne dwie kilka lat temu. Ludzie mieszkający dość skuteczne. Na przykład, organitutaj są przeważnie w średnim wieku, zowaliśmy koncerty we współpracy a zdecydowana większość to rodziny z chrześcijańską organizacją Athletes in z dziećmi. Najczęściej oboje rodzice Action. Sporo ludzi przyszło na te wypracują i nieraz zdarzają się rodziny darzenia i mogliśmy uznać to za udadysfunkcyjne lub nawet rozbite. Ludzie ną imprezę masową, ale był problem tu są anonimowi i to im odpowiada, z nawiązaniem relacji z nowymi ludźgdyż niechętnie nawiązują nowe znajo- mi. Doszliśmy potem do wniosku, że mości. Jest to typowa sypialnia Utrechtu jednak sami wierzący sportowcy poa nawet Amsterdamu, gdyż ludzie pra- winni zapraszać swoich przyjaciół lub cują a nawet odpoczywają i spędzają znajomych na tego typu wydarzenia, wolny czas gdzie indziej, a potem wra- i to byłoby najbardziej naturalne. Dzięcają do swoich domów jedynie na noc- ki temu mogłyby powstawać naturalne leg. Jeśli chodzi o miejscowe atrakcje więzi między ludźmi, co byłoby najbarspołeczne, to istnieje tylko klub sporto- dziej skuteczne w końcowym efekcie. wy oraz fitness i nic poza tym. Jeśli bada- Staraliśmy się także zorganizować coś my stosunek ludzi do chrześcijaństwa, dla ludzi, którzy mieszkają niedaleko to przeważa sceptycyzm, relatywizm naszego miejsca spotkań, coś w roi indywidualizm, a także ostrożność dzaju nabożeństw otwartych dla ludzi OŚRODEK W RADOŚCI Oferta edukacyjna WBST: Oferta konferencyjna ośrodka: • Studia Licencjackie • Konferencje weekendowe, tematyczne dla wszystkich grup wiekowych • Instytut Katechetyczny • Pokoje gościnne • Instytut Studiów Żydowskich • Kościół Seminaryjny udostępniamy na uroczystości chrztów i ślubów • Kurs Indukcyjnego Studium Biblii e-mail: [email protected] www.wbst.edu.pl Jeżeli ktoś chciałby wesprzeć działalność ośrodka, prosimy o wpłaty na konto Kościoła Chrześcijan Baptystów w RP nr 20 1050 1054 1000 0023 1749 6905, tytułem... (tu prosimy wpisać przeznaczenie wpłaty). 14 Kontakt: www.baptysci.pl • e-mail: [email protected] • tel. 22 615 50 76 wew. 33 • ul. Szczytnowska 35-39, 04-812 Warszawa • SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2013 spoza zboru. Ta forma jednak okazała się nieskuteczna i zbyt pracochłonna, ponieważ wymagała wielu przygotowań, a ludzie spoza wspólnoty wcale nie przychodzili zbyt licznie. Pojawiali się na nich obcy, ale nie zostawali w naszym gronie na stałe. Trzy lub cztery razy w roku organizujemy specjalne wydarzenia (jakby otwarte nabożeństwa) dla dzieci. Mamy na nich dużą frekwencję dzieci spoza zboru, które zawsze dodatkowo przyprowadzają ze sobą swoje rodzeństwo, rodziców, a nawet dziadków. Poza tym organizujemy obozy dla dzieci razem ze zborem-matką. To są bardzo skuteczne metody pracy, gdyż angażują cale rodziny i ludzie ci zostają na stałe we wspólnocie. Niewątpliwie bardzo skuteczny okazał się u nas Kurs Alfa, który powtarzaliśmy wiele razy dla nowych grup ludzi. Kurs ten polega na przedstawieniu podstaw chrześcijaństwa. Jednak ludzie szukający głębiej stwierdzili, że Kurs Alfa nie odpowiada na niektóre pytania i dlatego zaczęliśmy opracowywać swój własny program. Jest to dyskusyjny kurs w oparciu o książkę autorstwa Tim’a Keller’a pt: „Bóg. Czy są powody by wierzyć? Wiara w epoce sceptycyzmu” (wyd. polskie Starogard Gdański 2010). Ten kurs jest przeznaczony dla mniejszych grup niż w przypadku Alfa, aby umożliwić lepsze warunki do dyskusji. Chcemy przez to docierać do ludzi z wyższym wykształceniem. Jakie możesz wymienić szczególne błogosławieństwa w twojej służbie? Największą radość sprawia mi dostrzeganie duchowego rozwoju ludzi. Szczególnie widoczne jest to w dziedzinie uczniostwa i niesienia praktycznej pomocy jedni drugim. Mogę podać konkretny przykład. Niedawno pewna kobieta zmarła przedwcześnie na raka i jej mąż został z dziećmi sam. To dało konkretną możliwość pomocy tej rodzinie będącej w trudnej sytuacji. Niektórzy ludzie ze wspólnoty bardzo zaangażowali się w pomoc tej rodzinie. Dzięki temu praktykowali to, czego nauczyli się z Biblii. To był bardzo zachęcający przykład, całkiem jak w Dziejach Apostolskich… Co roku nasz zbór organizuje wycieczki rowerowe w ciekawe miejsca. Ostatnio uczestniczyło w niej ponad 250 osób z sąsiedztwa, pojechali z nami na taką wycieczkę, i niektórzy nawet pojawili się potem na nabożeństwach. Cieszy nas także, gdy młodzi ludzie angażują się w pomoc starszym, np. pomagają im w sprzątaniu domów lub drobnych remontach i robią to oczywiście społecznie. Bardzo budujące jest to, że zawsze są chętni do zaangażowania się w taką służbę. Gdy widzę wolontariu- dzielnicy, ale wymagane jest zaangażowanie ludzi odpowiednio wykwalifikowanych i powołanych do tego celu. Wyzwaniem jest także miejsce spotkań wspólnoty. Obecnie spotykamy się w szkole, ale gdybyśmy chcieli mieć własny budynek, to wiąże się z ogromnym kosztem, na co nas obecnie nie stać. Jakie macie potrzeby modlitewne? Przede wszystkim, aby Bóg sprawił duchowy głód w naszym narodzie. Odnoszę wrażenie, że jako naród je- Utrecht, fot. stockxchng szy, którzy poświęcają swój czas, energię i środki dla ludzi potrzebujących, to jest dla mnie namacalny dowód ich dojrzałości duchowej i jednocześnie bardzo konkretne błogosławieństwo. Jakie wyzwania stoją przed zborem? Największym wyzwaniem jest nawiązywanie trwałych relacji z ludźmi, którzy są spoza zboru. Szukanie sposobów, jak znajdować wspólny język z nimi. Jest takie napięcie, które możemy nazwać „świętym niezadowoleniem”, aby nie popaść w stan samouwielbienia. Inna kwestia to podejmowanie decyzji odnośnie przyszłości. Obecnie zastanawiamy się nad nowym projektem, który polegałby na zorganizowaniu chrześcijańskiego przedszkola dla dzieci. Jest taka potrzeba w naszej steśmy zbyt zadowoleni z siebie i ludzie w większości nie szukają Boga. Dlatego potrzebujemy duchowego przebudzenia. Może kryzys finansowy, jaki rozwija się w Europie sprawi, że ludzie zaczną zwracać się do Boga? A także, abyśmy jako wspólnota rozpoznali konkretne miejsce swojej służby dla społeczeństwa. Być może będzie to przedszkole? Potrzebujemy wyraźnego potwierdzenia. Myślimy także o założeniu kolejnego zboru w przyszłości, ale potrzebujemy rozpoznać czas i tempo, aby nie wyprzedzać Boga w jego myśleniu i planach dla nas. Dziękuję za udzielenie tego wywiadu. Jestem przekonany, że czytający te słowa będą zachęceni waszym przykładem i poświecą czas na modlitwę o was. SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2013 • 15 TEMAT NUMERU: ZMARTWYCHWSTANIE janinem i w co w zasadzie chrześcijanin wierzyć musi. To przychodzi spoza nich. Bóg wiąże się nie z czymkolwiek, ale z prawdami ewangelii. I poprzez wiarę w te prawdy nadaje swoją tożsamość grzesznikowi. To Jego tożsamość – dzieci Bożych, braci Jego Syna. I to On ustala zasady. „A jeśli się o Chrystusie opowiada, że został zmartwychwzbudzony, jakże mogą mówić niektórzy między wami, że zmartwychwstania Mateusz Wichary fot. fotolia nie ma?” (1Kor 15:12) Wyzwanie zmartwychwstania Najwyraźniej mogli. Choć nie mogli. Czyli, mogli sobie to wyobrazić, że zmartwychwstania nie ma i było na to przyzwolenie w ich zborze. A nie mogli, bo zdaniem apostoła Pawła – a poprzez niego i samego Ducha Świętego – wiara w zmartwychwstanie to nie jakiś wątek poboczny w chrześcijaństwie. To jego samo serce, bez którego chrześcijaństwo traci swe życie. A jak to jest dziś? Ktoś kiedyś zauważył, że zmartwychwstanie Jezusa tylko dla pierwszego pokolenia chrześcijan było dowodem na prawdziwość słów Jezusa. Dla każdego następnego pokolenia, tak pokolenia nawróconych Koryntian, jak i nas dzisiaj, zmartwychwstanie staje się już prawdą wiary. Czymś, w co się wierzy. Czy więc jest nam dalej potrzebne? Skoro nie jest już dla wiary dowodem, a raczej jeszcze większym wyzwaniem? Czy dalej powinno być dla nas tak ważne, jak było dla chrześcijan pierwszego pokolenia? Wsłuchajmy się w słowa Pawła. W zmartwychwstanie trzeba wierzyć Paweł pisze o tym w 1 Liście do Koryntian (15:1-4). Chrześcijaninem nie 16 • SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2013 jest ten, kto za chrześcijanina się uważa. Nie jest również ten, kto chodzi do chrześcijańskiego zboru. Nie jest nim ten, kto się w zborze wychował. Nie jest również nim ktoś, kto ma jakieś poglądy o Jezusie Chrystusie lub wierzy w miłość Bożą. Nie na to wskazuje apostoł. Paweł opiera tożsamość chrześcijańską o wiarę w ewangelię, czyli zwiastowanie o określonych czynach i wydarzeniach związanych z osobą Jezusa Chrystusa. Koryntianie ją przyjęli i w niej trwają – i to właśnie, a nie cokolwiek innego sprawia, że są zbawieni (w. 1-2). Więcej: mają w niej trwać tak, jak Paweł ją im zwiastował. Jeśli ją zmieniają – na próżno (na daremno) uwierzyli. W dniu, gdy papież Benedykt XVI ogłosił swoją decyzję o abdykacji, słuchałem bardzo ciekawej radiowej dyskusji. Z jednej strony, prof. Bartoś, katolik, dowodził, iż Benedykt XVI słusznie abdykuje – nie nadaje się do tej funkcji, zawiódł. Z drugiej strony luteranin, red. Bruncz, który brał go w obronę. W toku tej dość ostrej dyskusji pojawiło się pytanie o rolę doświadczenia wiary dla nauki Kościoła. Czy wiara chrześcijan powinna być źródłem po- znania Boga dla Kościoła? Czy raczej na odwrót, to Kościół (hierarchiczny) powinien być źródłem wiary dla ludu? Teoretycznie, dla protestantów spór ten – o tak rozumianą teologię „od dołu” i „od góry” – jest bezzasadny. Wierzymy przecież, że źródłem poznania Boga jest Słowo Boże. Wiara rodzi się przez słuchanie tego Słowa (Rz 10:17), a nie na odwrót – to nie Słowo rodzi się z wiary Kościoła. To jasne wskazanie prymatu teologii „od góry”. Z drugiej strony, kiedy jako baptyści pytamy, KTO w praktyce rozstrzyga, jak owo Słowo rozumieć, okazujemy się całkowicie „oddolni”. Nie ma żadnej hierarchii, która mogłaby nam cokolwiek nakazać. To Zbór wierzy, Kościół (ogół wiernych) wierzy, i zarówno Zbór jak i Kościół ostatecznie decydują, jak owo Słowo należy rozumieć. Co ma to wspólnego ze zmartwychwstaniem Jezusa Chrystusa? Apostoł Paweł jasno stwierdza, że tożsamość chrześcijańska przychodzi „z góry.” To nie człowiek decyduje, na czym polega bycie chrześcijaninem. To nie Koryntianie mają moc zadecydować, co „dla nich” oznacza bycie chrześci- Warto o tym i dziś pamiętać. Dzisiaj dowodzi się nam, że człowiek wybiera sam swą tożsamość w 100%. Również to, czy chce być kobietą, czy mężczyzną. Wszystko staje się względne. Ostatecznym punktem odniesienia staje się sam człowiek. Tylko, że to nieprawda. W tym wydawało się najwyższym wywyższeniu człowieka, postrzeganiu go jako najwyższe dobro, kryje się największe jego upodlenie. Jeśli bowiem nie ma wartości ponad człowieka i poza człowiekiem, to człowiek nie jest w ogóle żadną wartością. Jak ujął to jeden teolog, „Człowiek współczesny jest sierotą. Nie jest zakorzeniony nigdzie poza czasem i przestrzenią. Czuje się zagubiony w nieskończonym kosmosie. Ciągle słyszy, że pochodzi od małpy i zmierza do nicości”. Oto wolność bez Bożej tożsamości i od Bożej tożsamości: rozpacz, samotność, beznadzieja i bezsens. Wiara jest więc i osobistym aktem woli, i określoną treścią. Nie można jej zredukować do tylko jednego z tych dwóch wymiarów. Zawsze jest określonym działaniem duszy; zgodą, uznaniem – ale właśnie – określonych przekonań, wartości, celów. Danych człowiekowi z góry, z autorytetem. Właściwą treść bez zmieniającego życie poruszenia duszy krytykuje Jakub w swym Liście, jako wiarę „martwą samą w sobie” (2:17). Ale i akt wiary bez właściwej treści jest próżny; w Liście do Rzymian (10:2) apostoł Paweł nazywa taką wiarę „nierozsądną” („nie wynikającą z poznania” – PE; „nie opartą na pełnym zrozumieniu” – BT). To wiara, ale wiara zbuntowana, odrzucająca Bożą treść (Chrystusa) i dlatego nie dająca usprawiedliwienia, które jest w Nim właśnie. Nie chodzi mi o to, że mamy pogardzać ludźmi wierzącymi inaczej. Silna wiara zawsze zasługuje na szacunek. Ale chodzi o to, byśmy może nawet biorąc z nich przykład zachowali trzeźwość własnego myślenia i pamiętali, że chrześcijaninem i osobą zbawioną jest się przez wiarę w ewangelię, a nie przez cokolwiek innego. To, w co wierzymy, zmienia nas. Bóg wie lepiej, w co mamy wierzyć. Wierząc w to, co wyznaczył Bóg, poddajemy się więc Bożym zmianom. A wierząc w to, na co mamy ochotę poddajemy się zmianom czysto ludzkim. Dalej wierzymy, ale jedynie w tradycje, mity, obiegowe stereotypy. Mienimy się mądrymi, a stajemy się głupi, jak pisze Paweł w Liście do Rzymian (1:22). Tracimy Bożą treść. Wypełniamy się poglądami ludzi. Zyskując popularność tracimy świętość. Zamieniamy Bożą prawdę na własne widzimisię. I zbierzemy tego owoc w pustce, rozczarowaniu, słabości i smutku. Nie mówiąc już o niewierze kolejnego pokolenia. Wierzmy więc w zmartwychwstanie. Świat się nie zmienił aż tak. Dalej Boża prawda jest Bożą prawdą, i dalej człowiek stara się sobie życie ułatwić, tworząc prawdy rzekome, które wydają mu się korzystniejsze, a ostatecznie rodzą przekleństwo. Chrześcijaństwo dalej opiera się na ewangelii, która pochodzi od samego Boga. To JEGO dobra wiadomość. To JEGO orędzie skierowane do grzeszników. To On stał się człowiekiem i dla ludzi uczynił to, co uczynił i to On – Duch Święty – tej wiadomości używa dla zmiany naszego życia. Mamy wierzyć w wyjątkową osobę od Boga – Jezusa Chrystusa, który narodził się z Boga w ciele Marii, żył bezgrzesznie, umarł dla naszego zbawienia, zmartwychwstał, a teraz panuje w niebie, skąd powróci sądzić żywych i umarłych, a Królestwu Jego nie będzie końca. Tak, to zadanie. Wiara jest próbą dla naszej woli i wyobraźni. Dla umysłu – sposobu postrzegania świata, światopoglądu. Wymaga pokory. Wymaga poszukiwań. Czasu. Modlitwy. Ciszy. Uczciwego uświadomienia sobie własnych wątpliwości i wołania do Boga o odpowiedzi na nie. Czytania książek autorów świętszych i mądrzejszych od nas samych. Czytania Biblii i znów ciszy, i modlitwy. Inwestycji tego, co w nas najlepsze; wysiłku intelektualnego i duchowego; przekraczania samego siebie. I to wszystko tak właśnie ma być, aby wiara nie była czymś tanim i lekkim, ale drogocennym i wypróbowanym. A w tym wszystkim Bożym, stałym, jednym dla wszystkich chrześcijan na całym świecie, niezależnie od miejsca i czasu. Zmartwychwstanie to fakt Mówi o tym werset 4: „trzeciego dnia został z martwych wzbudzony według Pism”. To wydarzenie historyczne. „Trzeciego dnia.” Było sobie kilka dni. Był jeden dzień, gdy umarł. Był drugi dzień, gdy leżał martwy. I był dzień trzeci, gdy został z martwych wzbudzony. To był dzień, jeden z wielu, wyjątkowy, ale też po prostu jeden w naszej historii. Bóg nie wzywa nas do wiary w coś, co nie miało miejsca. Apostoł Paweł bardzo konsekwentnie o tym pisze: „ukazał się Kefasowi, potem dwunastu; potem ukazał się więcej niż pięciuset braciom naraz, z których większość dotychczas żyje, niektórzy zaś zasnęli; potem ukazał się Jakubowi, następnie wszystkim apostołom; a w końcu po wszystkich ukazał się i mnie jako poronionemu płodowi” (15:5-8). Chrystus zmartwychwstały nie kazał w siebie wierzyć. Najpierw się ukazywał wielu, wielu osobom. Zmartwychwstanie faktycznie STAŁO się dogmatem wiary – bo Jezus w pewnym momencie przestał się ukazywać. I dlatego „niewierny” (sceptyczny?) Tomasz staje się wyzwaniem dla każdego chrześcijanina, wraz ze słowami Jezusa: „błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (J 20:29). Ale jego zmartwychwstanie było faktem poddającym się weryfikacji, jak każdy inny. Gdyby któryś z Koryntian nie wierzył, mógł zadać sobie trud i odszukać jednego z owych pięciuset braci. Zapytać. Odszukać innych apostołów. Zweryfikować to, co mówił Paweł. Mamy jednak ze zmartwychwstaniem jeszcze inny problem. Oto jaki: dla większości współczesnych ludzi historia jest powtarzalnością. W wydarzeniach szukamy podobieństw zaSŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2013 • 17 kładając, że aby stwierdzić, czy coś się wydarzyło, czy nie, najlepszym testem jest zgodność tego z innymi wydarzeniami. Im częściej coś się zdarza, tym bardziej prawdopodobne, że zdarzyło się i tym razem. Test ten jest wartościowy. Gdy ktoś opowiada nam coś bardzo nieprawdopodobnego, raczej nie wierzymy mu na słowo. Skoro takie rzeczy się nie dzieją – o czym mówi nam nasze doświadczenie życiowe, bądź znane nam dane o świecie – to raczej wątpimy, dopóki nie dostarczy nam danych, które to uwiarygodnią. Ale ten test stawia też pod znakiem zapytania zmartwychwstanie. Nie obserwujemy zbyt wiele zmartwychwstań. Nie obserwujemy nawet wskrzeszeń (powrotu do życia w starym, naznaczonym grzechem ciele). Cóż więc mamy uczynić? Zwróćmy uwagę, że Paweł dodaje, że Jezus zmartwychwstał „według Pism”. Tak, to wydarzenie wyjątkowe, mówi Paweł. Z definicji zmartwychwstanie Chrystusa jest czymś niepowtarzalnym. W wersie 20 Paweł nazywa je „pierwociną” – pierwszym owocem przyszłych zbiorów. To zapowiedź przyszłości, wyjątkowa, niepowtarzalna. A więc nie odnajdziemy potwierdzenia zmartwychwstania Jezusa w powtarzalności. Raczej, mówi Paweł, w jego zapowiedziach w Pismach. W tym, że zdarzenie to nie jest kosmicznym przypadkiem, ale zapowiadanym punktem zwrotnym; chwilą, na którą świat był przygotowywany. Tę samą strategię prezentuje apostoł Piotr. W swym pierwszym kazaniu dowodzi konieczności zmartwychwstania Jezusa na podstawie Psalmu 16 (patrz Dz 2:22-33) oraz Jego wniebowstąpienia z Psalmu 110 (Dz 2:3436). Nie jest to więc przypadek. To zaplanowany przez Boga punkt zwrotny w dziejach zbawienia i historii. To początek Nowego Przymierza, które jest preludium do widzialnego panowania Bożego Syna, gdy powróci. W ten sposób zmartwychwstanie łączy się z całością historii. Nie istnieje historia zbawienia bez zmartwychwstania. Ono jest zwornikiem, na którym opie18 • SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2013 ra się cała biblijna logika dziejów. Ale nie istnieje również zmartwychwstanie bez owej historii. Bez niej jest niczym ważnym; faktem bez doniosłości i znaczenia; jakimś niewyjaśnionym cudem, który sobie może i był, ale co z tego? Zmartwychwstanie dowodzi, że Bóg działa w historii i ostatecznie historia jest testem Jego istnienia. Patrząc na świat wokół nas nie powinniśmy widzieć świata bez Boga. Przeciwnie: to świat, w który wchodzi Jego Królestwo. To świat, który mamy zmienić dla Chrystusa. To świat, nad którym w pełni władzy nad niebem i ziemią króluje nasz Pan, który w ów świat nas posyła ze swą wielką misją czynienia wszystkich narodów Jego uczniami. A to wszystko wynika ze zwycięskiego dzieła zbawienia – śmierci i zmartwychwstania. Nasz Bóg bowiem jest Bogiem, który stawia sobie za cel jej przemianę. Obiecuje w niej działać; obiecuje ludzkość zmieniać. Wkroczył w nią poprzez swego Syna, który buduje wśród nas swoje Królestwo; którego Kościół jest ciałem na ziemi, który obiecał budować, i którego bramy piekielne nie przemogą; którego Duch tworzy z nas swą świątynię. Historia jest Boża, zmartwychwstanie jest jej zwieńczeniem, a dzieje Kościoła, a szczególnie misji są dowodem na to, że Bóg faktycznie jest wierny swoim obietnicom. Zmartwychwstanie potwierdza się w misji; misja dowodzi mocy zmartwychwstania. A jedno i drugie każe nam patrzeć naprzód, w nadziei spełnienia tego, co i zmartwychwstanie i rozwój Kościoła i Królestwa Bożego zapowiadają. Bez zmartwychwstania nie ma chrześcijaństwa „Jeśli nie ma zmartwychwstania, to i Chrystus nie został wzbudzony; a jeśli Chrystus nie został wzbudzony, tedy i kazanie nasze daremne, daremna też wasza wiara; wówczas też byliśmy fałszywymi świadkami Bożymi, bo świadczyliśmy o Bogu, że Chrystusa wzbudził, którego nie wzbudził... jeśli Chrystus nie został wzbudzony, daremna jest wiara wasza; jesteście jeszcze w swoich grzechach. Zatem i ci, którzy zasnęli w Chrystusie, poginęli. Jeśli tylko w tym fot. fotolia życiu pokładamy nadzieję w Chrystusie, jesteśmy ze wszystkich ludzi najbardziej pożałowania godni” (15:12-19). Dla wielu osób religia jest czymś sentymentalnym i ciepłym. Rodzinnym. Miłym. Związanym z tradycjami, pięknymi chwilami, starymi hymnami, dobrymi ludźmi, płomiennymi mówcami (względnie: życzliwymi pastorami). Ci ludzie dostrzegają i cenią społeczną funkcję religii i Kościoła, jako nośnika ważnych treści, jako czynnika tworzącego bardzo ważną wspólnotowość, związanie losów poszczególnych ludzi i rodzin, czynnik splatający i przeplatający je ze sobą pomiędzy pokoleniami. I to wszystko prawda. Tym, z Bożej woli, chrześcijaństwo jest. Ono faktycznie tworzy wspólnotę losów; prawdziwe, mocne, trwałe więzi. Tradycję – nawet jeśli nie natchnioną, to przecież towarzyszącą nam w bardzo różnych chwilach, i w wielu wymiarach potrzebną i właściwą. Niemniej to wszystko, jakkolwiek jest to piękne, dobre, pożyteczne, wspaniałe, warte kultywacji i przekazywania następnym pokoleniom, ostatecznie zasadza się na niezbędnej wierze. Pewnych jasnych, jednoznacznych twierdzeniach. Nieusuwalnej i koniecznej tkance przekonań o Bogu, człowieku i świecie, nawet jeśli ulegniemy wrażeniu, że jej nie ma. Ona bowiem nie musi nachalnie ukazywać się w każdej chwili. Ale istnieć musi. Jak powietrze, bez którego nasze ciało by nie przeżyło godziny; jak światło, bez którego nasze życie stałoby się trudne i nieznośne; jak pokarm, bez którego cierpielibyśmy straszną śmierć. Powietrze, światło, jedzenie – nie uświadamiamy ich sobie cały czas, ale bez nich nasze życie w każdej chwili byłoby niemożliwe. Podobnie prawda ewangelii. Śmierć Chrystusa w nasze miejsce, wyjątkowość Jego osoby; Jego zmartwychwstanie. Może na co dzień nie widać, jak bardzo to ważne. Ale – Paweł jest tu bezlitośnie logiczny i konsekwentny – bez zmartwychwstania nie ma nic. Pozostaje wydmuszka. Bez życia, bez sensu, treści i nadziei. Pustka, daremność, pozór. Znam wielu braci i siostry, którzy karmią się owym społecznym wymiarem chrześcijaństwa. To wspaniale. To błogosławieństwo naszej wiary. Korzystajmy z tego i cieszmy się tym. Ale nie lekceważmy prawd ewangelii. Znam wielu dobrych, pobożnych chrześcijan, którzy w sytuacji konfliktu, sporu teologicznego powiedzieliby: czyż nie najważniejsza jest miłość? Czyż nie ważniejsze jest, byśmy naśladowali Jezusa w świętości. niż spierali się o słowa? Cóż, spór o słowa oczywiście może być jałowy. Ale może również być sporem o sprawy podstawowe. Bez których chrześcijaństwo traci sens. Istnienie Boga, prawdziwość Jego objawienia (realność natchnienia Słowa Bożego), prawdziwe i pełne człowieczeństwo i bóstwo Jezusa Chrystusa, osobowość Ducha Świętego, historyczność przekazów ewangelicznych, prawdziwość poleceń apostolskich zawartych w Listach – to wszystko powietrze, światło i pokarm, bez których chrześcijaństwo zamiera. Nie lekceważmy sporów o sprawy podstawowe. Chrześcijaństwo to (również) walka – walka o wiarę raz na zawsze przekazaną świętym (List Judy 3). I fakt, nie każdy chrześcijanin pewnie do tej walki jest powołany. Ale niech osoby tej walki nie czujące nie zabraniają walczyć tym, którzy są do tego powołani. Bez zmartwychwstania nie ma chrześcijaństwa. Zmartwychwstanie każe nam spoglądać poza znane horyzonty Doczesność i wieczność. Ten wiek i wiek przyszły, który nadchodzi. To podstawowy podział przyszłości obecny w Listach Pawła, ale i Ewangeliach (zob. np. Mt 12:32; Mk 10:29-30; Łk 18:29-30; Ef 1:21). Całą przyszłość można podzielić na dwa wieki: pierwszy trwa obecnie i się skończy (jest czasowy), drugi nadejdzie i będzie trwał na wieki. To dwa różne okresy trwania świata. Wiążą się z nimi inne zasady, wartości, jakość. Wiek obecny jest zły: ma swego boga, którego czci, swą wypaczoną mądrość, która sprzeciwia się Bogu, swe skażone wartości i styl życia. Ten wiek się całkowicie nie zmieni; ten wiek po prostu musi przeminąć. Chrystus zwycięży ostatniego wroga, którym jest śmierć (15:26). To po prostu musi przyjść: wtedy pochłonięta będzie śmierć w zwycięstwie (15:54). Wiek nadchodzący jest dobry; doskonały. To wiek światłości; jego bogiem jest Bóg prawdziwy, zasadami i wartościami Jego zasady i wartości. To się również nigdy nie zmieni; ten wiek po prostu musi przyjść. A granicą pomiędzy nimi jest Boży dzień: dzień sądu, przyjścia Chrystusa (15:52). To nie oznacza, że chrześcijanie mają być bierni i po prostu czekać, aż Jezus powróci. Chrystus króluje, dopóki nie położy wszystkich nieprzyjaciół pod stopy swoje – jak mówi Paweł w 1 Liście do Koryntian (15:25) – i werset ten opisuje rzeczywistość Kościoła; proces zdobywania świata przez ewangelię. Ale jednocześnie, aby nadszedł wiek doskonałości, musi nastąpić Boża ingerencja, która wiąże się z powrotem Chrystusa. Te dwa wymiary są dla nas niezbędne. Moc zmartwychwstania już działa. Działa w naszym osobistym uświęceniu, ale również w misji i rozwoju Kościoła. Choć w obu przypadkach nie ma obietnicy dojścia do doskonałości, zachodzi i musi zachodzić. Dlatego, że jest Bożą wolą; spełnieniem się Bożego planu. Że bez uświęcenia czy misji, chrześcijaństwo okazuje się pustą deklaracją, a zmartwychwstanie obietnicą przyszłej przemiany, w którą bardzo trudno uwierzyć, bo nie ma żadnych oznak jej mocy wokół nas. Dlatego uświęcenie i misja są niezbędne. One dowodzą, że nadzieja zmartwychwstania jest prawdziwa, bo doświadczamy jej mocy wśród nas już tu i teraz. Moc, dzięki której chrześcijanie wierzą i widzą duchową rzeczywistość, to nic innego, jak moc zmartwychwstania (Ef 1:19-20). SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2013 • 19 TEMAT NUMERU: ZMARTWYCHWSTANIE Ale z drugiej strony, uświęcenie i rozwój Kościoła to nie wszystko. To zapowiedź. To przedsmak. Wspaniałe preludium, ale nie pełnia owej rzeczywistości, którą wyznajemy i na którą czekamy. Owa pełnia przyjdzie wraz z powrotem Chrystusa. Dowiedzie pełni mocy zmartwychwstania i pełni panowania Chrystusa, gdy wszelki język wyzna Jezusa Panem, ku chwale Boga Ojca (Flp 2;11). Wyzwanie Czy więc, wyzwanie zmartwychwstania jest wciąż aktualne? Potrzebne? Pouczające? Tak. Wciąż potrzebujemy „wiary z góry”. Potrzebujemy tego zwieńczenia Bożej historii; bez niego nie ma chrześcijaństwa, ani nadziei wieczności. Ewangelia, Słowo Chrystusowe musi być fundamentem, aby nie było nim słowo ludzkie. A zmartwychwstanie jest jego koniecznym elementem. Żyjemy w dziwnych czasach. Wyjątkowego zmieszania niewiary i łatwowierności. Przepowiedziane zresztą przez C.S. Lewisa, który stwierdził, że ludzie niewierzący w Boga nie tyle nie wierzą w nic, co są skłonni uwierzyć w cokolwiek. I tak faktycznie się dzieje. Wiele osób nie wierzy w Boga. A jednocześnie wierzy w ufoludki, energetyzowanie butelek poprzez kładzenie rąk na telewizorze, wróża Klemensa rozkładającego tarota za jedyne 5.99 + VAT, i wszelkie inne nowinki ezoteryczne. Żyjemy w świecie politeizmu. Zaludnionym przez różnych małych bogów i boginki. Każdy o wąskim obszarze kompetencji, ale jednak. Kultura ów świat chaosu wspiera. Polityczna poprawność, poza wszystkimi innymi skutkami posiada również i taki, iż nie wolno zaprzeczyć żadnej wierze, a jednocześnie, nie wolno rościć sobie praw uniwersalnych. Przypomina to bardzo sytuację w I wieku. Wtedy również każdy mógł wierzyć w cokolwiek chciał, dopóki oddawał również cześć cesarzowi. W tym świecie zagmatwania i niejasności, wyznajmy jak pierwsi chrześcijanie i jak prawosławni do dziś: Chrystus zmartwychwstał! – prawdziwie zmartwychwstał! Bądźmy pewni Bożego fundamentu. Budujmy na nim z zaufaniem, a On będzie nas zmieniał dla swojej chwały, przemieniając nas tu i teraz oraz dla życia w przyszłym świecie, Amen. 20 • SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2013 A jeśli Chrystus nie został wzbudzony, daremna jest wiara wasza; jesteście jeszcze w swoich grzechach. Zatem i ci, którzy zasnęli w Chrystusie, poginęli. Jeśli tylko w tym życiu pokładamy nadzieję w Chrystusie, jesteśmy ze wszystkich ludzi najbardziej pożałowania godni. A jednak Chrystus został wzbudzony z martwych i jest pierwiastkiem tych, którzy zasnęli. (1 Kor. 15:17-20) Sensem świąt Wielkanocnych nie jest przypomnienie historii, ale nadzieja eschatologiczna dla nas. Zmartwychwstanie Chrystusa to nie tylko akt historycznej sprawiedliwości, ale obietnica i zapowiedź naszej drogi od śmierci do życia i to w wymiarze zarówno duchowym, jak i fizycznym. Gdy jestem na pogrzebie lub cmentarzu i zastanawiam się nad tym miejscem, to słowa apostoła Pawła zawarte w tym fragmencie są dla mnie pocieszeniem. Niestety, czy tego chcemy, czy nie, zmierzamy na cmentarz nie jako odwiedzający, ale jako rezydenci. To jest smutne i przygnębiające. Każda nasza aktywność, nasze osiągnięcia, nasze miłości i nienawiści tu w tym miejscu się kończą... ale czy kończą? Właśnie słowa Pawła pokazują, że niekoniecznie tu jest koniec, choć na pewno jest to pewien etap. W przypadku Jezusa trwał 3 dni, w naszym trwać będzie ciut dłużej. Święta Wielkanocne przypominają nam pusty grób, gdy niewiasty a potem apostołowie trzeciego dnia do niego poszli. Sami byli zdziwieni, sami nie za bardzo wierzyli w taką możliwość, ale stanęli przed faktem. Co prawda, próbowali zapytać się ogrodnika, gdzie przeniósł ciało Jezusa, ale ani ogrodnik nie był ogrodnikiem, ani nigdzie nikogo nie przenosił. Gdy wszystkie elementy i argumenty racjonalne wykorzystali, musieli uznać fakt zmartwychwstania. Tak trudny do przyjęcia, dla samego wyboru, ale dla obietnicy zmartwychwstania. Czasami te nasze wybory są trudne, wymagają wyrzeczeń, poświęceń dla innych, czasami rezygnacji z wygodnego i bezpiecz- mieć, ale najlepiej nigdy z niej nie korzystać. I taki jest Kościół żyjący statystykami, walką o stołki, remontami, strategiami, teoriami rozwoju a nie realną, dynamiczną misją pełną Wielkanoc przyszłości że słowa Tomasza o wkładaniu rąk w rany Jezusa przeszły do historii, jako postawa szczególnej nieufności. Wielu ludzi mówiło mu o zmartwychwstaniu, a on dalej chce doświadczyć i dotknąć. Prawda o zmartwychwstaniu jest tak niesamowita i tak odrealniona, że z trudem można w nią uwierzyć, a jednak jest faktem, którego świadectwo mamy zapisane w ewangeliach. Potem ci sami apostołowie oddali swoje życie, jako męczennicy za prawdę, że „Chrystus zmartwychwstał!” A mogli przecież żyć inaczej – wystarczyło publicznie wyrazić przeciwną opinię. Jednak dla tej prawdy i obietnicy z niej płynącej warto było oddać swoje życie. My też wierzymy w zmartwychwstanie Chrystusa. Ale czy jesteśmy gotowi za tę naszą wiarę oddać życie? A może nasza wiara jest jedynie wirtualna tak długo, jak nic nas nie kosztuje? Przecież stanięcie przed plutonem egzekucyjnym wymaga nie wiary wirtualnej, ale realnej w zmartwychwstanie. nego życia, a jednak je podejmujemy. W tych decyzjach chrześcijanie nie są masochistami, ale ludźmi nadziei. Wydaje się jednak, że Koryntianie w wyniku fałszywych teorii tę nadzieję stracili. Może dlatego tak mało pozytywnych rzeczy napisał o nich apostoł. Czasami się zastanawiamy, dlaczego Kościół jest taki słaby, bez wizji, rozwoju, dynamizmu. Może właśnie w naszej wierze w rzeczy ostateczne tkwi problem? Gdy nam jest bliżej do doczesności, do tych statystycznych 75 lat, jakie mamy do przeżycia, a daleko do nadziei zmartwychwstania – wtedy stajemy się słabi, zlaicyzowani... A wiarę traktujemy tak, jak polisę ubezpieczeniową: warto ją poświęcenia wszystkiego dla Jezusa, który na końcu tej drogi daje nam obietnicę zmartwychwstania. Czasami się zastanawiam, czy w pełni świadomie podpisałbym się pod słowami apostoła Pawła z Listu do Filipian (1,21): „Albowiem dla mnie życiem jest Chrystus, a śmierć zyskiem”. Jest to trudne pytanie, szczególnie gdy odpowiadamy na nie praktycznie, a nie teoretycznie. Teoretycznie bowiem można złożyć każdą deklarację. Jakże nam bliżej do parafrazy: „Albowiem dla mnie życiem jest Chrystus i życie jest zyskiem błogosławionym przez Niego”. Oczekujemy, że w Jezusie otrzymamy błogosławieństwo długiego życia, dobrobytu, radości, korzyści docze- snych, a do idei męczeństwa za wiarę jest nam tak daleko jak do czasów, gdy apostoł Paweł chodził po ziemi. W sumie cieszymy się, że żyjemy w Polsce a nie w Iranie, gdyż tam chrześcijanie cierpią prześladowanie a u nas mamy swoje prawa. Jednak gdyby apostoł Paweł miał taką postawę, to pewnie nigdy nie poszedłby ewangelizować świata wrogiego chrześcijaństwu. Święta Wielkanocne to nie tyle wspominanie historii, choć pewnie też, ale przede wszystkim nadzieja przyszłości dla tych, którzy ten dzień świętują. To moment naszej refleksji nie tylko nad zbawieniem tu i teraz, ale nad naszym zmartwychwstaniem, nad naszą wieczną przyszłością, osobistą Wielką Nocą a może dniem, gdy opuścimy raz na zawsze cmentarz i wrócimy do świata, nie jako duchy, ale jako materialno-duchowe osoby. Naszą nadzieją przyszłości nie jest dobra emerytura ale wieczne życie na nowej Ziemi i w nowym Jeruzalem, zstępującym z nieba dla tych, którzy są przeznaczeni do spożywania owoców z drzewa życia (Obj.2122). Tego wam i sobie drodzy czytelnicy życzę z okazji świąt. Ryszard Tyśnicki fot. stockxchng Paweł pisząc do Koryntian już wie, że nie wszyscy z nich wierzą w realne zmartwychwstanie Jezusa. Wie, że taka częściowa wiara nie prowadzi do celu. Słusznie zauważa, że nie warto być chrześcijaninem bez tej wiary i pewności zmartwychwstania. Życie godne ewangelii sprawia, że pewne przestrzenie życia są zamknięte dla nas, a są one kuszące i dające radość. Wierzący człowiek dokonuje wyboru, czasami trudnego, nie SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2013 • 21 Znane opowieści innej nieco treści Beata Jaskuła-Tuchanowska Rozmyślania na łożu boleści Leżę nieruchomo. Każdy ruch sprawia mi trudność i ból. Kości moje są połączone jakby konopnymi sznurkami, które sparciały i lada moment mogą się zerwać. Z wielkim wysiłkiem próbuję się unieść na mym łożu boleści. A miłosierdzie jego jest nad wszystkimi jego dziełami(...)” – te słowa matka śpiewała najczęściej. Zawsze wierzyła, że pisany mi jest inny los niż tylko bycie nadwornym pieśniarzem króla Saula... Abiszag skwapliwie podsuwa pod moje barki wałki i poduchy wypełnione gęsim puchem, bym mógł usiąść. Podaje mi puchar z winem z domieszką znieczulających ból ziół. Ta młoda Szunamitka jest ostatnią radością moich oczu. Jej wdzięczne ruchy, słodki głos i dotyk ciepłych dłoni, próbujących wykrzesać odrobinę energii z moich wysuszonych na proch członków, dodaje mi otuchy i siły, by jeszcze raz otworzyć oczy, kolejny raz podziękować mojemu Jahwe za nadchodzący poranek. Michal... moja pierwsza żona, ta jego córka, zaślubiona mi według prawa i obrzędu. Jakże pragnąłem zasłużyć na jej uznanie, na błysk pochwały w czarnych jak onyks źrenicach, jak onyks twardych. Podobnie jak jej ojciec zawsze widziała we mnie tylko prostackiego pastucha. Temperament też odziedziczyła po nim zaiste nieniewieści. On rzucał we mnie włócznią, ona zabijała każdym spojrzeniem i słowem... Nigdy nie zapomnę, mimo że pamięć mi też szwankuje, o jej pogardliwym śmiechu, gdy pląsałem przed Panem w radosnym uniesieniu. Patrząc na jej młode, gibkie ciało przypominam sobie kobiety mojego życia. Matkę, która nauczyła mnie wielu pieśni na chwałę Pana, pochylającą się nad paleniskiem, nucącą cicho. A potem...cieszącą się z każdej strofy wymyślonego przeze mnie psalmu. (...) „Łaskawy i miłosierny jest Pan, Nierychły do gniewu i pełen łaski. Dobry jest Pan dla wszystkich, Paweł Krzywicki go życia - Salomona – najmądrzejszego z licznych synów Dawidowych. Sercem Dawida szarpnął bolesny skurcz. Przypomniał sobie innego syna – Absaloma – najpiękniejszego chłopca w Izraelu. Jego włosy, wtulające się wraz z rozgorączkowaną głową w podołek matki a potem... martwe, błękitne niczym niebo źrenice, patrzące jakby z żalem w twarz ojca z obciętej za bunt głowy. Król zaszlochał. Abiszag rzuciła się na kolana, jęła całować zimną dłoń Dawida i powtarzać: -- Co mogę uczynić dla ciebie panie? Jak odegnać smutki? Może wezwę muzyków z psalterionami, a może tancerki ze Wschodu? Ale Dawid zasnął. Śnił o wojnach zwycięskich i o sławie swojego syna, który dokończy jego nieziszczone marzenie – zbuduje Świątynię Jahwe. Bo czyż wraz z naszymi dziećmi nie łączymy nadziei nieśmiertelności naszych dzieł i zamysłów, a wraz z ich klęską nie ponosimy tej najsroższej z przegranych bitew, ważniejszej od upadku warownego grodu, bitwy o dusze dla Pana?! fot. Fotolia W poszukiwaniu Vera Crux Wraz ze świętami Wielkanocy obserwujemy wzmożone zainteresowanie mediów problematyką z dziedziny biblistyki i historii chrześcijaństwa. Choć, niestety te same „sensacyjne doniesienia” goszczą w telewizji co roku, jak „Kevin” w Boże Narodzenie. Nie może między innymi, zabraknąć tekstów o dalszych losach krzyża, na którym dokonała się męka Pana i relikwiach z niego „odłupanych”. Spoczywają w złotych szkatułach bazylik udostępniane do oglądania za pancerną szybą przejętym pątnikom. Najsłynniejszy jest fragment krzyża odnaleziony w Jerozolimie osobiście przez cesarzową Helenę, matkę Konstantyna. Jednak datowanie węglowe wskazuje, iż jest to doskonały falsyfikat. Już Jan Kalwin dostrzegł, że ilość drzazg z „krzyża Pańskiego” rozsiana po kościołach całego świata wypełniłaby spory statek. Stąd powstało przekonanie entuzjastów 22 Wziąłem więc nałożnice i żony z plemion, które chciały zadzierzgnąć sojusz, ale moje serce do żadnej nie przylgnęło, choć były mi posłuszne i piękne, pochodzące z książęcych czy królewskich rodów. Marzyłem, by u mego boku była niewiasta nie tylko bogobojna, ale i zdolna zrozumieć porywy mego serca i ducha. Taka, którą mógłbym „położyć niczym pieczęć na mym sercu”. Betsheba była taką niewiastą. Ze wszech miar godną pożądania. I nie tylko ze względu na jej powłokę cielesną... Słodycz, łagodność i dobroć... Nigdy nie powiedziała złego słowa za to, com uczynił Uriaszowi – jej mężowi. Ani wówczas, gdy zmarł nasz pierworodny. Pokutowała tak jak i ja, i jak ja dostąpiła łaski pocieszenia i nowe- o cudownym ich rozmnażaniu się. Jedna z nich spoczywa nawet w klasztorze na świętokrzyskiej Łysej Górze. To dobre miejsce na takie czary mary. No więc co z tym krzyżem? Gdzie jest prawdziwy? Kto go przed nami ukrywa? Watykan, masoni czy lobby kolekcjonerów osobliwości? Z pewnością Prawdziwy Krzyż fizycznie nie istnieje. I nigdy nie zaginął, bo nikt go nie ukrywał. Krzyż był w starożytności tym samym, czym dla nas jest dzisiaj szubienica lub krzesło elektryczne. Nikt nie zostawia sobie na pamiątkę sznura, na którym zawisła jego ukochana osoba. Raczej pała do takich przedmiotów obrzydzeniem. Chce wymazać to tragiczne wydarzenie z pamięci. Wynalazek krzyża Rzymianie przejęli ochoczo od Asyryjczyków. „Ideą” wieszania na nich było przekonanie, że dany złoczyńca nie jest godzien, by jego zwłoki kalały ziemię. Często też dla przestrogi pozostawiano ciała na krzyżach aż do całkowitego rozkładu. Po stłumieniu buntu Spartakusa tysiące straconych widniało przybitych wzdłuż rzymskich dróg. Dlatego Józef z Arymatei musiał poprosić o możliwość zdjęcia Pana z krzyża. Krzyże były prawdopodobnie przedmiotami wielorazowego użytku i po zdjęciu ciała Jezusa przybijano do tego „świętego” kolejnych skazańców. Aż w końcu zniszczał doszczętnie. Jedyny krzyż, na którym zależy Jezusowi Zbawicielowi to ten, wyryty na twoim sercu - jako świadectwo Bożej mocy i miłosierdzia. Historia krzyża to twoja droga do Boga. Prawda jest w Dobrej Nowinie, mającej prawdziwą moc zwycięstwa nad śmiercią. Krzyża z próchna lepiej niech szukają inni. Szkoda na to czasu. Mikołaj Kopernik (wikipedia) • SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2013 SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2013 • 23 Fideizm Błażeja Pascala Z CYKLU Filozofujący chrześcijanie Janusz Kucharczyk (1623-1662) wobec prądów umysłowych schyłku XVI i początków XVII stulecia (sceptycyzm, racjonalizm, empiryzm) czyli wiara, rozum i doświadczenie wobec wątpliwości Wzrost humanistycznego sceptycyzmu po Soborze Trydenckim Druga połowa wieku XVI i początki XVII to okres pogłębiającego się kryzysu poczucia pewności. Radosny optymizm wczesnego humanizmu już się skończył. Łagodny, realistyczny i nieco naiwny styl wczesnych malarzy epoki odrodzenia zostaje zastąpiony bardziej emocjonalnie nasyconym, nieco dziwacznym i groteskowym, ewokującym niepokój manieryzmem. Podobnie w filozofii. Pogodny i naiwny humanizm wczesnego rensansu zostaje zastąpiony bardziej wyrafinowaną i sceptyczną jego wersją, którą reprezentują Michel Montagne (1533 – 1592) i Pierre Charron (1541 – 1603). Podkreślają oni niemożliwość poznania prawdy, względność wartości, kultury, obyczajów. Nic nie wiadomo naprawdę, twierdzą, ale ważne, żeby móc cieszyć się życiem i żyć rozsądnie, tak jak tylko jest to możliwe. Rozpoznajemy tu idee humanizmu, ale jakby zmienione. Akcent pada na podważanie ludzkich możliwości poznawczych, brak pewności. Ten sceptycyzm wita wiek XVII. On stanie się dla niego punktem wyjścia. Obsesją tej epoki jest wyjście poza ową niepewność i sen o wiedzy pewnej, ostatecznej, niepodważalnej, stanie na krawędzi między coraz bardziej poddawaną w wątpliwość rzeczywistość świata codziennego doświadczenia a oczekiwaną metodą prowadzącą do wiedzy, której w wątpliwość już poddać się nie da. Pierwsze odpowiedzi i rozkwit myśli późnego renesansu i początków baroku nistycznych przynosi wspominany w poprzednim odcinku cyklu katolicki mistyk Franciszek Salezy (1567-1627). Obaj szukają pocieszenia w przekonaniu, że wszystko, co się dzieje musi być dobre, skoro stoi za tym Bóg. Odwołują się do wiary rozumianej bardziej racjonalistycznie i na chłodno (Lipsius) lub też mistycznej, intensywnie przeżywanej z podkreślaną rolą miłości Boga i do Boga. Kopernik zaczyna przemawiać do wyobraźni Tym, co wyróżnia tę epokę to nagły wzrost zainteresowania Kopernikiem. Jego rewolucyjny pomysł nie był już wtedy nowy, ale nagle zaczęto sobie uświadamiać wszystkie wypływające zeń konsekwencje. O rozwoju nauki w XVII wieku jeszcze powiemy, ale nie sposób teraz tego wątku pominąć, ponieważ tworzy on klimat epoki. To wszak czasy Galileusza (1564-1640) i Jana Keplera (1571- 1630), którzy przyczynili się znacząco do przekształcenia intrygującej, ale słabo osadzonej w faktach idei polskiego astronoma w podstawy nowożytnej nauki, której punktem kulminacyjnym będzie fizyka Newtona. Stają oni przed koniecznością pogodzenia tej ekstremalnie paradoksalnej i sprzecznej ze zdrowym rozsądkiem i codziennym doświadczeniem koncepcji (któż nie widzi codziennej wędrówki słońca po niebie? Jak mozna twierdzić, że to ziemia obraca sie wokół słońca?) nie tylko z danymi emporycznymi, matematyczną ścisłością ale i wiarą. Zdążyły się bowiem pojawić idee, które inspirowane tą nową astronomią prowadzą do wniosków jawnie sprzecznych z wiarą (Giordano Bruno i Tommasso de Cam- Pierwsze dekady XVII wieku to okres niezwykle intensywnego rozwoju intektualnego, gorączki, niesłychanie twórczego fermentu i całej serii rewolucyjnych pomysłów. Pierwsze pomysły rozwiania wątpliwości zasianych przez późny humanizm nawiązują na ogół jeszcze do idei odrodzeniowych, choć przetworzonych i zapowiadających już barok. W malarstwie to czas niespokojnych, nowatorskich i szalenie oryginalnych prac Caravaggia. W muzyce odpowiada mu Monteverdi, w literaturze Szekspir. W filozofii pojawia się wywodząca się z założeń humanizmu synteza chrześcijaństwa i stoicyzmu dokonana przez Flamanda Justusa Lipsiusa (1547-1606). Inną formę przetworzenia idei huma24 • SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2013 Mikołaj Kopernik (wikipedia) Błażej Paskal (wikipedia) panella). Kepler chce szukać w nowej heliocentrycznej wizji nieba potwierdzenia zarówno platońskiej fizyki, jak i chrześcijańskiego dogmatu o Trójcy Świętej (niezbyt przekonująco), a Galileusz rzuca hasło dwóch oddzielnych ksiąg: natury i Pisma Świętego. I to ta idea pozwala na intensywny rozwój nauki. Ją też rozwiną największe umysły epoki. Empiryzm i racjonalizm jako sposoby ucieczki od wątpliwości Zarówno Francis Bacon (1564-1640), jak współczesny mu twórca podstaw nowożytnej chemii Polak Michał Sędziwój (1566-1636) są niewątpliwie chrześcijanami, ale zarazem nadzieje na przyszłą przemianę świata wiążą z nauką. Polski alchemik tworzy w oparciu o alchemię swego rodzaju eschatologiczną wizję rozwoju królestwa Bożego na ziemi rozwijającego się w wyniku odkryć nauki. Francis Bacon, podobnie jak Galileusz głosi ideę dwóch ksiąg: Biblii i Przyrody. Kluczem do tej drugiej ma być doświadczenie, ale już nie bezpośrednie i naiwne jak renesansowych przyrodników, ale posługujące się eksperymentem oraz rozwiniętą metodą indukcji. Tak tworzą się podstawy nauki. Chrześcijaninem jest też niewątpliwie młodszy od nich Kartezjusz (1596-1650). On z kolei afirmuje nie doświadczenie, ale rozum rozumiany jako podddanie się żelaznej logice wypływającej z danych, których nie da się podważyć. Dla niego czymś takim jest poczucie, że się samemu jest. Z tej tezy wyprowadza istnienie duszy, Boga, świata, materii, podstawwoych praw fizyki i biologii. Rozum staje sie wyjściem z wątpienia. To początek wspaniałego rozwoju nauki, który niebawem wyda oświecenie. A jednak, władza raz oddana nauce zwiastuje obce chrześcijaństwu idee, choć dokonali tego ludzie, których intencją podważanie wiary na pewno nie było. Ale czy tak rozumiana nauka na pewno prowadzi do umocnienia wiary? W połowie wieku XVII zaczęto w to wątpić. Błażej Pascal i prawa serca Błażej Pscal to postać bezsprzecznie wyjątkowa. Popularny stereotyp (z gruntu fałszywy!) dzieli ludzi na uczuciowców i mózgowców. Jeżeli jakiś uczony odwołuje się do wiary, to ów nieodrzeczny stereotyp zakłada, że musi to być wiara wyrozumowana, oparta na nauce i logice odwołująca się do dowodów. Otóż nie musi. Pascal był wybitnym naukowcem, który swój ponadprzeciętny talent do fizyki i matematyki objawił bardzo wcześnie. Dokonał wielu odkryć w obu tych dziedzinach w wieku, kiedy inni zajmują się zabawą i psotami. W wieku lat osiemnastu skosntruował mechaniczną maszynę liczącą. Opracował podstawy rachunku prawdopodobieństwa i różniczkowego oraz aerostatyki, rozwinął wiedzę na temat geometrii stożka. Doświadczył jednak dwa razy intensywnego doświadczenia religijnego, nazywanego odpowiednio pierwszym i drugim nawróceniem. To drugie okazało się trwałe. I ono powoli zmieniło jego stosunek do świata. Przez jakiś czas zajmował się jeszcze nauką, ale jego zainteresowania przechodziły na sprawy wiary. Jednakże w przeciwieństwie do Kartezjusza czy Keplera, w nauce nie widział drogi do Boga. Naukowa wi- zja świata go przerażała. Wszechświat, który po przewrocie kopernikańskim stał się ogromnym, zimnym mechanizmem a nie miejscem zamieszkanym przez anioły, był dla niego pusty. Nie widział tam, w przeciwieństwie do Kartezjusza Bożego aktu stwórczego ani (inaczej niż Kepler) metafory Trójcy Świętej. Rozum go do Boga nie prowadził. Czyniło to serce. Nie należy tego rozumieć sentymnetalnie i czułostkowo. Serce dla Pascala oznacza wszystko, o czym jesteśmy przekonani, ale nie możemy tego udowodnić. Tym dla niego były aksjomaty logiki czy geometrii. Aby coś poznać, musimy już cos założyć. Czymś takim było przekonanie, że świat nie jest snem, czego podejrzenie niepokoiło zarówno filozofa Kartezjusza jak i poetę Calderona de la Barca, autora dramatu Życie jest snem. Kartezjusz szukał pewności w rozumie, Pascal w wierze. Był jansenistą, czyli jak dzisiaj byśmy powiedzieli, ewangelicznym katolikiem. Wierzył w całkowite zepsucie człowieka, predestynację oraz zbawienie z łaski przez wiarę. Centrum jego życia stanowił Jezus Chrystus, którego obecność przeżył bardzo intensywnie. Bardzo pragnął bronić wiary wobec rozpowszechniajacego się wtedy (skrycie) niedowiarstwa. To rozum i nauka stały się niekwestionowanym autorytetem, wiara była podzielona i niepewna, choć wciąż w kulturze dominująca. Tak więc, Pascal nie sądził, że do wiary w Boga może przyciagnąć filozofia czy nauka. Był przekonany, że tak poznany Bóg nie jest Bogiem Abrahma, Izaaka i Jakuba oraz Jezusa Chrystusa. Tego Boga się nie dowodzi, lecz przeżywa wiarą i doświadczeniem nawrócenia. Ale co zrobić, jeżeli się nie przeżywa? Czy należy z tego powodu zrezygnować z obrony wiary? Nie. Odwołał się do rozumu, ale swoiście pojmowanego. Jak powiedziałem, stworzył podstawy rachunku prawdopodobieństwa. Wtedy to była teoria, która pozwalała przewidzieć wygraną w ruletkę albo zakłady na wyścigach, czyli rzeczy, które są niepewne. W co więc - pyta Pascal - lepiej uwierzyć, w to, że Bóg jest, czy że Go nie ma? Wierząc masz szansę na niebo, a nic nie tracisz. Odrzucając wiarę ryzykujesz stratą życia wiecznego i nic nie zyskujesz. Warto więc postawić na wiarę, choć nie jest to pewne, ale warto zaryzykować, bo wygrana jest nieskończona. Tak istnienia Boga nikt wcześniej nie dowodził. Wnioski praktyczne Wszyscy zmagamy sie z różnego rodzaju wątpiwościami. Świetnym ich zapisem jest wiele z Psalmów, które dokumentują swoistą drogę od zwątpienia do nowo pokrzepionej wiary. Pascal dostarcza rozumowi argumentów, które mogą pomóc sercu wierzyć. A Ty, Czytelniku? Czy twoja wiara też jest swego rodzaju zakładem? Czy raczej masz racjonalną pewność jej prawdziwości? A jeżeli nie, to czym się kierujesz? Doświadczeniem? Ale co, jeżeli ktoś go nie przeżył i nie czuje? Albo kiedyś przeżył, a teraz nie przeżywa? Czy warto postawić na wiarę i ciągle przy niej trwać? Czy wiara to rodzaj ruletki? A może jednak to fałszywa metafora, która niszczy to, co jest istotą wiary. Jak sądzisz? Czy na co dzień żyjesz według wiary opartej na dowodach jak Kartezjusz, czy na sercu i zakładzie, jak Pascal? SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2013 • 25 filiżanki Inspirujące symbole Aneta Krzywicka Kilka spojrzeń na Czyli o tym, jak wiele zależy od naszej postawy wobec Boga Naczynie to symbol bardzo prosty, popularny i dobrze wyjaśniony w Biblii. To symbol postawy człowieka, tak zwanego „serca”, które Bóg kształtuje po swojemu, nadaje mu unikalną wartość, a potem używa tak, jak chce (np. Rz 9:18-24). Jednak warto spojrzeć z różnych stron nawet na tak oczywistą ilustrację, aby zrozumieć znaczenia niewidoczne na pierwszy rzut oka i wydobyć te bardziej osobiste dla każdego z nas. Kontekst Przypominam sobie z czasów dzieciństwa specyficzną kolekcję filiżanek stojącą w domu rodziców mojej mamy, gdzie spędzaliśmy każde wakacje. Przez lata nie ocalało ich wiele, a każda była inna – jedna gładka i elegancka, inna malutka, zdobiona drobnymi kwiatuszkami, kolejna – bogatym wzorem, następna ze złotym obrzeżem, ta z reliefami, tamta fantazyjna jak dzbanuszek, inna wyjątkowo wyrafinowana z cieniutkiej, niemal przeźroczystej porcelany i w końcu jedna solidna, fajansowa w ludowym stylu. Niektóre były mocno pożółkłe od starości, inne wyszczerbione albo bez uszka. Nie wolno było ich nawet dotykać, ponieważ stanowiły cenną pamiątkę. I pamiętam dobrze półki w mieszkaniu rodziców zastawione porcelanowymi serwisami – kolekcję mojej mamy. W czasach, gdy trudno było kupić cokolwiek, ten zbiór posiadał dużą wartość. Nigdy nie korzystaliśmy z tych filiżanek. I chyba tylko mama lubiła je czyścić i układać od nowa. Z kolei w mojej rodzinie traktujemy filiżanki bardzo praktycznie. Stoją w pod26 • SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2013 ręcznej szafce w kuchni, a nie w jakiejś ozdobnej witrynie. I są używane nie tylko podczas wizyt gości. Te trzy przykłady symbolizują trzy różne postawy wobec Boga. Poprzednie pokolenia w mojej rodzinie miały postawę pełną szacunku, jednak z dystansem. Dopiero gdy całym sercem uwierzyłam w Jezusa, zrozumiałam, że mogę mieć z Bogiem bliski kontakt. Nie muszę tylko patrzeć i podziwiać, mogę z radością i w każdej chwili korzystać z tej relacji. Właściwości nych wierzących, szczerych chwalców Boga. Ludzi, którzy pozostają w swej naturze mało odporni na zranienia i grzech, i łatwo rozbić ich serca, ale jednak są specjalnie przez Boga kształtowani i wypalani w piecu doświadczeń życiowych, zabezpieczeni szczelnym błyszczącym szkliwem wiary, z którego łatwo zmyć brud. Kształt wskazuje na użyteczność, materiał na dużą wartość, zdobienia – na piękno. Cienkie ścianki symbolizują dobroć i wrażliwość. Szkliwo – fakt, że powierzchowny kontakt z grzechem nie może na- „Bo Bóg, który rzekł: Filiżanka to naczyZ ciemności niech światłość zaświeci, nie, które nie służy do celów pospolirozświecił serca nasze, aby zajaśniało poznanie tych. Nie jest wiachwały Bożej, która jest na obliczu drem ani balią, beczką, garnkiem Chrystusowym. bądź kubkiem. Uży, aby się wane jest raczej dla przyjemności i w chaokazało, że moc, która wszystko rakterze reprezentaprzewyższa, jest z Boga, tywnym. Nie jest zbyt ciężkie, niezbyt duże, a nie z nas. (2 Kor 4:6-7) z reguły ładne i poręczne. Glinka kaolinowa użyczyniu trwawana do wyrobu porcelany le zaszkodzić. ma szlachetną jasną barwę i jest W każdej chwili bardzo plastyczna. Wraz z dodatkowyznany grzech może być przebaczowymi składnikami, które ją wzmacniają, zostaje wyrobiona, ukształtowana ny, wnętrze oczyszczone, a skorupy i zabezpieczona gładkim szkliwem, ale sklejone. Bóg jest dobrym garncarzem. przede wszystkim utwardzona w wysokiej temperaturze. Struktura jest szczelna i wytrzymała, a jednak pozostaje Gdy tuż przed spotkaniem domowym bardzo krucha. patrzę na przygotowane na stole fiFiliżanka „awansowała” w moich liżanki i wiem, że za chwilę zostaną oczach do symbolu wypróbowa- napełnione – widzę w nich symbol Mamy zaś ten skarb w naczyniach glinianych Stan i położenie modlących się ludzi. Bo oto schodzimy się na takie spotkanie z otwartymi sercami, z pragnieniem bycia napełnionymi przez Boga. A gdy widzę, jak ktoś chwyta za dzbanek z herbatą i napełnia każdą filiżankę jedna po drugiej, wyobrażam sobie, jak Bóg za chwilę wypełni nasze oczekujące serca. Ale nie każde serce czeka, nie każde pragnie, nie każde potrafi... Bardzo dużo zależy od naszej postawy. I znowu posłużę się przykładem filiżanek. Tym razem bez znaczenia będzie ich kształt i właściwości – bardziej skupię się na tym, w jakim są stanie oraz gdzie się znajdują. To bowiem symbolizuje nasze nastawienie do Boga i gotowość angażowania się w sprawy bliskie Jego sercu. Czy więc odnajdujesz się w którymś z poniższych przykładów? Filiżanka stojąca na stole – czysta i pusta symbolizuje otwartość i pragnienie bycia napełnionym Duchem Świętym. Nie ma żadnych przeszkód, by została użyta, ponieważ jest przygotowana i jest w zasięgu. Filiżanka odwrócona do góry dnem – takiego naczynia nie można napełnić. Wylana na nią woda po prostu spłynie. To symbolizuje człowieka, który nie chce korzystać z darów Boga, ponieważ ma inne poglądy lub zamiary. To obraz zamkniętego serca. Taka postawa może wynikać z buntu, niezależności lub przekory, czasem z rozczarowania, wstydu lub lenistwa. Trudno samodzielnie wyjść z takiego stanu. Jednak wbrew pozorom Bóg może łatwo odwrócić taką „filiżankę”. Filiżanka zabrudzona – choćby stała na stole, nie sięgamy po nią, ponieważ widzimy, że była używana przez kogoś innego. Jednak po umyciu filiżanka może być ponownie użyta. Podobnie Duch Święty nie wypełni nas, dopóki nie odwrócimy się od grzechu. Filiżanka napełniona częściowo – można ją dopełnić, ale efekt zależy od tego, co było wcześniej w jej wnętrzu. Gdy był tam taki sam napój, nie ma problemu. Jeśli były tam np. fusy, przy napełnianiu zostaną poruszone, wyrwane ze swojego miejsca i cała woda się brudzi – to obraz tego, jak nasze modlitwy i Boże działanie „mie- szają” w naszych śmieciach z przeszłości. To pozytywne zamieszanie, bo ujawnia, co należy zmienić. Z drugiej strony „A w y (.. pokazuje, .) że nie mo,p żemy w pełwzaj emnie rzemawia ni skorzystać jąc d i pieś w ps o sie alma niach z darów i możbie c hih pełny liwości, jakie Bóg y i wys m c n h ach, du ławia chciałby nam dać. jąc P cha, śpi ewają serca ana Bywa, że nie korzydaje dużo w wa ch” ( c stamy z duchowych s Ef 5 zych pokoju i miło, 18-19 błogosławieństw tyl). ści, aby posklejać ko dlatego, że „nanaszą psychikę po pełniliśmy się” innymi destrukcyjnym działaniu sprawami, np. troskami, kłamstw, zranień i rozczalękiem, pracą, hobby lub curowań – i po konsekwendzymi problemami. Niektórych zacjach ich długotrwałego działania. wartości nie można przemienić, trzeba je po prostu „wylać” ze swojego życia, Podróbka filiżanki – przy próbie nanp. raniące wspomnienia, niewłaści- pełnienia naczynie rozpada się lub we emocje, zmartwienia, oczekiwania przecieka. Nie ma wytrzymałości. To symbol ludzi, którzy nie do końca prowadzące donikąd, egoizm. zrozumieli, o co chodzi w chrześcijańFiliżanka napełniona – nie nadaje się stwie. Może nie są jeszcze „wypaleni”. do świeżego napełnienia, dopóki się jej nie opróżni. Jeśli napój nie zosta- Filiżanka prezentowana za szybą – nie wypity lub wylany i pozostanie symbolizuje osobę żyjącą na pokaz, w naczyniu na dłużej – zacznie się która wcale nie pragnie być używana psuć. Potrzebujemy świeżości ducho- przez Boga, bo mogłaby się „pobruwej, ale nie dla samych przeżyć, ale dzić” lub „rozbić”. Może temu towado używania. Jeśli nie działamy, mar- rzyszyć słaby kontakt z rzeczywistością nujemy Boże dary. Czy zdajemy sobie oraz tendencja do przyciągania spojsprawę, że proszenie o napełnienie rzeń i... kurzu. Kurz w tym wypadku Duchem Świętym oznacza nie tylko symbolizuje zaniedbania. korzystanie z duchowych przeżyć, Filiżanka zamknięta w szafce – nie ale też gotowość na służenie innym rzuca się w oczy. Może to czas „duludziom? Nawet przy ciężkiej pracy chowej poczekalni”, bo jeszcze nie stale możemy czerpać nowe siły od pora na tę konkretną filiżankę, a może Boga. Problem zaczyna się dopiero potrzebny jest chwilowy odpoczynek wówczas, gdy bardziej polegamy na „na suszarce”. W zamknięciu można swoich siłach, niż na Bogu. Bo gdy być jednak również z własnej woli, ze wypełnimy się swoimi możliwościa- strachu lub z wygody. Bóg z pewnością mi i osiągnięciami, nie ma już miejsca widzi osoby zamknięte w sobie i próna Bożą wodę. Pojemność filiżanki bujące się chronić przed trudnościami, nie jest duża – to zachęta, by częściej i pomaga rozwiązywać ich problemy. przychodzić do Boga po napełnienie. Ale w pierwszej kolejności używa tych, Filiżanka rozbita, uszkodzona – nie którzy są przygotowani. Duch em spełnia swojej funkcji, dopóki nie zostanie naprawiona. To dlatego Bóg w pierwszej kolejności pomaga nam uporządkować życie. To dlatego nape łniaj cie s ię Filiżanka przewrócona na bok – wlewany płyn natychmiast wypływa na zewnątrz. Można ją odpowiednio ustawić i problem znika. Ba, łatwo napiSŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2013 • 27 sać, trudniej wprowadzić w czyn. Za taką „przewróconą” postawą może stać prawdziwe cierpienie lub chwilowa emocjonalna utrata równowagi. Jednak o wiele częściej, niestety, to obraz wierzących, którzy wciąż potykają się, chwieją, nie są zbyt stabilni. Przez brak celu lub jasnych przekonań często tracą kierunek, wiarę, odwagę i miłość. Nie wierzą, że zasługują na lepsze życie, bo czują się niegodni Bożego zaufania ani błogosławieństwa. Zamiast skupić się na możliwościach Boga i korzystać z Jego łaski, wolą myśleć o własnej niedoskonałości. Jakby można było wypracować swoimi osiągnięciami godność i wartość u Boga! Taka specyficzna modlitwajęczenie jest pełna usprawiedliwiania siebie i użalania się. To coś zupełnie innego, niż pokorne i błagalne uniżenie przed Bogiem. Z cierpiącym łatwo płakać, jednak użalającemu się trzeba w końcu powiedzieć, aby się wyprostował, oczyścił i pozwolił napełnić Duchem Świętym. Jaka filiżanka ilustruje Twój dzisiejszy stan? Jeśli nie jest taki, jak tego potrzebujesz, spróbuj zmienić swoją postawę na bardziej otwartą i oczekującą. Do zdobycia jest nie tylko satysfakcja z praktycznej chrześcijańskiej użyteczności, ale i inne duchowe błogosławieństwa, którymi Bóg napełnia chojnie przygotowanych. Nie ustawaj w zmianach i w wierze. Być może zainspirowałam kogoś do poszukiwania kolejnych znaczeń, do rozglądania się wokół, czy przypadkiem jakieś przedmioty, przyroda lub wydarzenia okażą się pomocne w zrozumieniu duchowej rzeczywistości. Bardzo bym się z tego ucieszyła, jednak pragnę iteż ostrzec. Szukając symboli i interpretując je można dojść do zbyt daleko idących wniosków. Oczywiście, w sensie artystycznym ograniczeniem jest tylko wyobraźnia. Jeśli jednak wnioski nawiązują do spraw wiary, warto skonfrontować je z fundamentem – z Bożym Słowem. 28 • SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2013 Kobieta kobiecie Alina Woźniak Na spotkanie wychodzi mu Ojciec, który zachował dla marnotrawnego miejsce przy stole. Ojciec jest tak poruszony powrotem syna, że robi coś, czego nikt się nie spodziewał – wyprawia ucztę! Wszystko zakończyłoby się w tej przypowieści happy end-em, gdyby nie straszy brat marnotrawnego syna, który przez te lata był przy Ojcu. Starszy syn jest niemile zaskoczony tym, co zastał. Widzimy w nim rozczarowanego, zgorzkniałego, smutnego człowieka, który jest pełen gniewu w stosunku do zdawać by się mogło, wspaniałomyślnego ojca. Wypomina mu swoją pracę. Ma pretensje i zarzuty wobec Ojca. Próbuje narzucić swój sposób myślenia. Nie opusc Wygląda na to, że obaj synowie mają za sobą pobyt w chlewie. Młodszy w chlewie buntu, a starszy w chlewie użalania się nad sobą. Młodszy wrócił do domu. Starszy wciąż siedzi w brudnej kałuży. uczty Czego się spodziewał starszy brat? Może tego, że młodszy nigdy nie wróci? Nie nazywa go nawet swoim bratem, lecz synem swego Ojca. Nie ma w nim cienia radości z powodu odzyskania brata. Zdaje się, że nie ma żadnych więzi braterskich. Powiedzielibyśmy obrazowo, że starszy brat „postawił krzyżyk” na młodszym. W tym wyrażeniu jest wyraźny opis postawy uznania kogoś za przegranego, bezwartościowego, czy uznanie relacji, jako niewartych jakichkolwiek zabiegów i starań. fot. fotolia P amiętamy trzy opowiedziane przez Jezusa historie z Ewangelii Łukasza w rozdziale 15 kończące się ucztą? Pierwszą wyprawił pasterz, gdy odnalazł zagubioną owieczkę. Zostało mu co prawda jeszcze 99 innych owiec. Mógł tę jedną spisać na straty a zadowolić się pozostałymi dziewięćdziesięcioma dziewięcioma. Ale ten pasterz myślał inaczej. Wyruszył na poszukiwania tej jednej zaginionej, a gdy ją odnalazł, zaniósł do stada na zielone pastwiska i… z radości wydał przyjęcie. Druga uczta odbyła się przed drzwiami domu. Gospodyni zgubiła drachmę. To nie była jej jedyna moneta, chociaż jej zachowanie mogłoby na to wskazywać. Przesuwała meble, wymiatała starannie wszystkie kąty. Gdy wreszcie odnalazła zgubę wybiegła na ulicę krzycząc z radości i zaprosiła swoje sąsiadki, by te mogły radować się z nią. Trzecia przypowieść jest o kochającym Ojcu i synu marnotrawnym. O młodzieńcu, który złamał serce Ojca, zabierając swoją część majątku i wyjeżdżając w świat. Wymienił swoją godność na alkohol a ambicię na chlew. Gdy sięgnął dna, poczuł smutek i podjął decyzję o powrocie. Żywił nadzieję na pracę w charakterze parobka u Ojca w gospodarstwie i mieszkanie w szopie. A jeśli już wrócił, to być może spodziewał się, że Ojciec postawi starszego jako wzór do naśladowania i w obecności wszystkich doceni jego lojalność? Starszy brat jest przepełniony żalem i rozczarowaniem. Może tak naprawdę zazdrości młodszemu, że ten odważył się na to, czego on również pragnął: skorzystać z uciech życiowych przyjemności. Tak jakby żałował, w myśl obiegowego porzekadła: „lepiej grzeszyć, a potem żałować niż żałować, że się nie zgrzeszyło”. Pozornie bardziej pozytywna postawa starszego syna, który nie odszedł z domu, objawia poważny wewnętrz- ny problem w człowieku. Starszy syn mimo, że jest w domu ojca, zdaje się być w głębi serca również marnotrawnym synem. Mimo, że nie doświadczył „widzialnego” odejścia, nie jest w pełnej bliskości z Ojcem, a tym samym nie jest w pełni w domu Ojca. Jak ojciec reaguje na rozżalonego syna? Nie karci go, lecz cierpliwie mu tłumaczy: „moje dziecko… wszystko, co moje do ciebie należy”. Mówi mu, że miejsce przy stole, akceptacja i wybaczenie są dostępne i dla niego. Słowa ojca, że „zawsze i wszystko”, zachęcają starszego syna do współświętowania: „A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten twój brat był umarły, a znowu ożył, zaginął, a odnalazł się”. Te obumarłe, pogubione relacje można przywrócić do życia! Ojciec z wielką serdecznością, nie zrażając się pretensjami, językiem, tonem starszego syna zaprasza go na wspólną ucztę radości. Pragnie przezwyciężyć jego legalizm wielkoduszną i darmową miłością, która przewyższa ludzką sprawiedliwość i wzywa obu braci, by ponownie zasiedli do jego stołu. O młodszym ojciec mówi: „twój brat”, by starszy rozpoznał w nim brata. Szansę na pojednanie z ojcem i ze sobą nawzajem mają obaj. Czy postać starszego brata jest nam zupełnie obca? A może zdarzają się sytuacje, że czujesz się jak on? Może w prezencie dostałaś kolejne książki i pościel, zamiast wymarzonej biżuterii, którą dostaje twoja siostra? Może dostajesz kwiaty, czekoladki, których nie lubisz, a te ulubione dostaje koleżanka? Może nie jesteś dostatecznie doceniona za swoją ciężką pracę, czy służbę w kościele? Może twoje życie wydaje się nie dość… Współczesna psychologia społeczna obserwując dzisiejsze relacje międzyludzkie dochodzi do wniosku, że nic tak nie boli, jak sukces innych. Czyżby prawda ta była ponadczasowa? Lochy goryczy zapraszają do wejścia każdą z nas. Każdego dnia doświadczamy bólu. Bywamy zdradzane, odrzucane, pomijane. Ktoś okazuje się lepiej ocenionym, odnoszącym większe sukcesy mimo, że ja tak ciężko pracuję, że tak bardzo się staram i też zasługuję. Mamy wybór: możemy przykuć się do swojego zranienia i pozwolić, by zamieniło się ono w nienawiść. Albo możemy odsunąć zranienia i przyjść na ucztę. Łatwo powtarzamy przysłowie: „przyjaciół poznaje się w biedzie”. Potrafimy być współczujący, empatyczni gdy pomagamy się komuś dźwignąć, podnieść z upadku – będąc w lepszej pozycji. Jednak czy potrafimy być przyjaciółmi w sukcesie, w sytuacji, gdy siostrze zaczyna się układać? Czy potrafimy się cieszyć na wieść o powodzeniu kogoś bliskiego? Przypowieść o kochającym ojcu i marnotrawnym synu ukazuje nam prawdę o człowieku. Ktoś może „oficjalnie” nie odejść od Boga, a mimo to może nie kochać i nie być szczęśliwym. Pan Jezus opowiada te przypowieści w odpowiedzi na „szemranie” faryzeuszy skierowane przeciwko Jezusowi: przeciwko Jego sposobowi odnoszenia się do tych, którzy byli grzesznikami. To szemranie było skierowane przeciwko obrazowi Boga, jaki ukazywał i urzeczywistniał Jezus. Taki obraz Boga nie odpowiadał oczekiwaniom faryzeuszy i uczonych w Piśmie. Dzisiaj również istnieje niebezpieczeństwo „szemrania” przeciwko Bogu i rozminięcia się z Nim. Dzieje się tak, gdy człowiek jest wpatrzony w swoje racje i w swoje poczucie sprawiedliwości i swoją pobożność. Gdy chce narzucić Panu Bogu swoje sposoby i kryteria zbliżania się Boga do człowieka. Pamiętajmy, że to gospodarz urządza przyjęcie według swojego zamysłu i ma wszelkie prawo do hojności. Zatem, nie opuść uczty! Zapytasz może: ale czy ja także jestem zaproszona? W wielu miejscach Pisma jesteśmy zachęcani, zapraszani do żywej relacji z Jezusem, który pokonał grzech: „Oto stoję u drzwi! Pukam. Jeśli ktoś usłyszy mój głos i otworzy drzwi, wstąpię do niego i będę z nim ucztował, a on ze mną”. Pamiętajmy, że Jezus pokonał śmierć. Zatem, nawet jeśli „postawiłaś krzyżyk” na pewnych ludziach, Ojciec może ich podźwignąć! A jeśli pewne więzi umarły, to zmartwychwstały Jezus może je ożywić. SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2013 • 29 opracowanie: Nela i Zbyszek Kłapa TELEFON DO NIEBA Ten znak drogowy informuje o dostępności telefonu przy drodze. Coraz trudniej go spotkać, bo prawie każdy ma swój telefon bezprzewodowy, więc przydrożne telefony stają się niepotrzebne. Ludzie myślą sobie, że wszędzie mogą się dodzwonić. A czy można dodzwonić się do nieba? Może za pomocą iPhone’a? Samsunga? A może Smartfona? Nie, bo każdy z nich ma jakieś ograniczenia. Mają ograniczony zasięg, potrzebują zasilania, opłaty za połączenia, nie są wodoodporne, można je zgubić itp. Żadnym z nich nie można połączyć się z Bogiem, a właściwie nie są do tego potrzebne. Telefon, jaki mam na myśli ma nieograniczony zasięg. Gdziekolwiek jesteś możesz go użyć, nie potrzebujesz żadnej baterii, nie płacisz za abonament, słyszalność jest doskonała, jest wodo- odporny i… nigdy nie jest zajęty! Co to za telefon? Czy już wiesz? Bóg przemawia do ludzi poprzez swoje Słowo, czyli Biblię. Gdy ją czytasz lub słuchasz? Jak ktoś czyta, to tak, jakbyś słuchał Boga. Gdy czegoś się dowiadujesz, to chcesz o tym porozmawiać. Chcesz zadać pytania, podzielić się swoimi myślami czy wątpliwościami, poprosić o coś albo przeprosić, jeżeli wiesz, że zrobiłeś coś inaczej niż powiedział Bóg. Takie słowa wypowiadasz, gdy się modlisz. Na pewno już zgadłeś, o jaki telefon chodzi… Ten niezwykły telefon to modlitwa. Jak myślisz, którzy ludzie go mają? Zgodzisz się, że tylko wierzący ludzie. Oni mogą Bogu wszystko powiedzieć! Ale czy wszyscy go używają? A jak jest z tobą? Czy korzystasz z tego telefonu codziennie i w różnych sytuacjach? NAPISZ SMS-A, posługując się kodem zapisanym obok na klawiaturze telefonu. Sprawdź, czy dobrze napisałeś, zaglądając do Księgi Jeremiasza 33:3. Tomasz Bogowski i Weronika Mazurkiewicz POST TB: Kolejny temat, którym się dziś zajmiemy będzie post. W związku z tym, że dla katolików marzec jest okresem Wielkiego Postu chciałbym, abyśmy porozmawiali trochę na temat praktyki postu w naszych Kościołach. Powiedz trochę więcej o Wielkim Poście i co on oznacza dla katolików? WM: Wielki Post jest czasem przygotowania do Świąt Wielkanocnych. Jezus przebywał 40 dni na pustyni i my te 40 dni nazywamy właśnie Wielkim Postem. Jest to czas oczekiwania na to, co się wydarzy, czyli po raz kolejny będziemy przypominać mękę, śmierć i zmartwychwstanie Pana Jezusa. Ten okres trwa od środy popielcowej, aż do wielkiego czwartku, czyli 40 dni. Dla katolików jest to czas przygotowania i wyciszenia. Niestety, często ten okres mylony jest z adwentem, który jest czasem radosnego oczekiwania na narodzenie Zbawiciela. Wielki Post powinien być natomiast czasem umartwiania. Katolik powinien pościć w jakiś sposób, wynika to bardziej z tradycji, niż z kościelnych przepisów. Każdy powinien w tym czasie wybrać sobie jakąś formę umartwienia, na przykład rezygnujemy wtedy z ulubionych posiłków lub z uczestnictwa w zabawach, hucznych imprezach. TB: A poza wymienionym już imprezowaniem, co jeszcze dla katolika oznacza „pościć”, w tym wymiarze praktycznym? WM: Pierwsze rozumienie postu jest takie, że w tym okresie nie spożywamy mięsa z racji tego, że potrawy mięsne są najdroższe. Pieniądze, które moglibyśmy wydać na te potrawy powinny być przekazane na przykład ubogim. To dotyczy każdego piątku w roku liturgicznym. W czasie Wielkiego Postu szczególnie piątki powinny być podkreślone i przestrzegane. Dodatkowo każdy powinien dodać jakieś umartwienie w tym czasie. Nie musi to być związane z jedzeniem, ale odrzucenie czegoś, co jest dla nas przyjemne i co wymaga od nas jakiegoś wysiłku. Nie działa to w ten sposób, że nie będę jadła słodyczy, to schudnę, ale nie będę ich jadła bo to jest rzecz, z której najtrudniej mi zrezygnować i będę w jakimś sensie cierpiała z tego powodu. TB: Czyli teoretycznie można pościć nie oglądając telewizji, rezygnując z facebooka, nie spotykając się ze znajomymi? WM: Dokładnie tak. Mamy też coś takiego, jak post eucharystyczny, który zabrania jedzenia godzinę przed przy- jęciem Komunii Świętej i godzinę po tym fakcie. TB: A jakie duchowe znaczenie ma post dla katolików? Dla protestantów bowiem post jest pewną próbą manifestacji Bogu, że chce się coś poświęcić, aby spędzić z Nim więcej czasu, niejako złapać więcej Jego uwagi. Kiedy czytamy Stary i Nowy Testament, to widzimy wiele momentów, gdzie ludzie poprzez post próbowali coś u Boga wywalczyć. Gdy na przykład Niniwa miała być zniszczona i król zarządził, że mają pościć nie tylko ludzie, ale także zwierzęta, by Bóg odwrócił swój gniew. Jednak kluczowym fragmentem, który mówi o poście jest 58 rozdział Księgi Izajasza, który mówi, że post jest stanem serca i nie chodzi tak bardzo o samo niejedzenie, ale o to, by w tym czasie darować długi ludziom, być dobrym dla bliźnich, spędzić więcej czasu z Bogiem na modlitwie itd. Jak to wygląda u was? Czy można w ten sposób, mówiąc nieładnie „zapunktować” u Pana Boga, czy jest to po prostu jeden z obrzędów religijnych? WM: Katolicy mogą poza okresami narzuconego postu, dobrowolnie wprowadzić sobie taki post, o którym mówisz. Myślę więc, że w rozumieniu pod- Powiem jeszcze, że katolicy powinni praktykować post przez cały rok. Piątek jest dniem, w którym zmarł Jezus, dlatego w tym dniu powinniśmy powstrzymywać się od spożywania posiłków mięsnych oraz uczestnictwa w zabawach, bo dlaczego mam się bawić w dniu, w którym umarł mój Zbawiciel? Niestety, dla większości katolików, jak i dla mnie samej piątkowe poszczenie nie stało się nawykiem, a jest raczej pozostałością tradycji praktykowanej przez naszych dziadków. 30 • SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2013 SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2013 • 31 staw zgadzamy się ze sobą. U nas jest to może dodatkowo wymuszone, abyśmy o poście pamiętali. Myślę, że gdyby powiedzieć ludziom, że mogą pościć kiedy chcą, to większość z nich nie robiłaby tego. Dlatego właśnie, szczególnie w czasie, w którym jesteśmy, jest to mocno narzucone i podkreślane, a dodatkowo w Kościele dużo rzeczy się wtedy dzieje. Te 40 dni to taki czas, kiedy Kościół może szczególnie wpłynąć na wiernych. Istotna jest także intencyjność postu, czyli pamiętanie o tym, że jest to również forma modlitwy. TB: A czy katolicy praktykują post w kluczowych momentach życia, jak na przykład ślub, albo żałoba? WM: Właśnie nie! Pierwszy raz spotkałam się z tym, kiedy poznałam ekipę I Am Second, dziś moich przyjaciół, składającą się właśnie z protestantów i zauważyłam, że dla was jest to częste zjawisko. Do tej pory podchodziłam do postu w sposób umartwieniowy, a nawet Wielki Post traktowałam raczej pobłażliwie, wybierając sobie chociażby niejedzenie słodyczy, których i tak za bardzo nie lubiłam. Zauważyłam jednak, że protestanci praktykują post w trudnych momentach, przed egzaminami, przed podjęciem ważnych decy- Stylowa muzyka czyli o stylach w muzyce chrześcijańskiej Tomek Bogowski 32 zji. Nigdy tak do tego nie podchodziłam, bo my tak tego nie praktykujemy. TB: My to właśnie rozumiemy w ten sposób, jako wzmocnienie modlitwy, ponieważ nawet przytaczany już fragment z Księgi Izajasza mówi o tym, że kiedy będziemy wołać do Boga po poście, on nas wysłucha. To jeszcze jedno pytanie, czy można być katolikiem nie poszcząc? Bo uważam, że można być wierzącym protestantem i nie pościć. WM: Myślę, że nie. Katolik powinien pościć, bo jest to jedno z przykazań kościelnych: „wszystkie posty nakazane zachowywać”. Szczególnie w dwa dni w roku, które są postem ścisłym, czyli wstrzymywaniem się od posiłków. Można wtedy zjeść jeden posiłek do syta i dwa mniejsze, ale najeść się można raz. To jest Środa Popielcowa i Wielki Piątek. W te dwa dni post jest nakazany. Moim zdaniem więc, nie można być praktykującym katolikiem nie poszcząc, bo te posty są nakazane. Dodatkowo to wzmocnienie modlitwy postem, o których mówiłeś również funkcjonuje, ale myślę, że uświadamia sobie to tylko mniejszość katolików, którzy są bardziej wtajemniczeni i dba- ją o swoje życie z Bogiem. W Kościele się raczej o tym nie mówi, może bardziej we wspólnotach, w „odnowach”, neokatechumenacie czy ruchu światłożycie. TB: A o co chodzi z tradycją, którą w naszym kraju mocno praktykujemy, czyli tłustym czwartkiem? WM: To nie jest kościelna tradycja. Jest to pewnie tradycja ludowa, doklejona do katolicyzmu, że w czwartek tydzień przed środą popielcową wcinamy pączki. Chyba nawet nie miałabym skojarzenia ze środą popielcową, ale skoro o to zapytałeś to pewnie ma jakieś powiązanie (śmiech). TB: Czyli wygląda na to, że post rozumiemy podobnie, mimo że katolicy trochę bardziej post mają narzucony i egzekwowany? WM: Tak, myślę że Kościół narzucając post na wiernych wyszedł naprzeciwko nim powodując, że chociażby raz w roku ludzie pomyślą o tym i będą praktykować. Więc ten nakaz jest niejako dla dobra wiernych, a jeśli ktoś nie chce pościć, to jego wola. TB: Czyli podkreślamy oboje, że post jest rzeczą dobrą i zachęcamy Czytelników do jego praktykowania! SPOKEN – Illusion O zespole Spoken pisałem już przy okazji ich koncertu w 2012 roku w Polsce. Tym razem kolejna sposobność, by przypomnieć i zarekomendować tą formację Czytelnikom Słowa Prawdy, bo na dniach ukazał się nowy, siódmy już studyjny album. Band powstał w 1996 roku, jednak od samego początku do dziś wytrwał w nim jedynie wokalista, Matt Baird. Inspirując się muzyką hard rockową chłopaki kładli podwaliny pod powstające w tamtym czasie nurty, takie jak rapcore i rap metal. Od początku ich teksty przepełnione były ewangelicznymi treściami i aż do dziś trwają w misyjnym postanowieniu używania muzyki do zwiastowania dobrej nowiny. Nawet zeszłoroczny koncert w Sanoku, na którym miałem okazję być, mimo w większości pijanej publiczności (koncert miał miejsce w klubie) i niezbyt dużej frekwencji zakończył się krótkim zwiastowaniem. Nowy album to 12 kawałków w dobrze znanej chociażby z poprzedniego albumu pt. „Spoken” stylistyce zespołu. Dojrzała muzyka, przemyślane teksty, wykop i pazur z mocnym naciskiem na ewangelię, to charakterystyka obecnej stylistyki zespołu. Członkowie nie grają już oldschoolowego rap core, ale dojrzały i melodyjny łomot. Dla mnie osobiście perełką jest niepowtarzalny wokal Matta Baird. Co ciekawe, na początku tego roku wydał on EPkę z trzema kawałkami uwielbieniowymi, gdzie można posłuchać zupełnie innej odmiany muzyki. Jest ona do ściągnięcia za darmo w internecie poprzez jego profil fejsbukowy. Polecam szczerze oba wydawnictwa. • SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2013 Opracował: Konstanty Wiazowski Nowe dane o wyznaniach religijnych Amerykański portal „Pew Forum” opublikował nowe dane odnośnie głównych wyznań religijnych na świecie. Mówią one o tym, że 84% ludności świata (czyli 5,8 mld ludzi spośród 6,9 mld wszystkich mieszkańców ziemi) należy do pięciu głównych tradycyjnych religii na świecie: chrześcijaństwa, hinduizmu, islamu, buddyzmu i judaizmu. Chrześcijanie stanowią wśród nich największą grupę religijną – 32% (2 mld), następną są muzułmanie – 23% (1,5mld), potem hinduiści – 15 procent (1 mld), buddyści – 7 procent (488 mln) i żydzi – 0,2 procenta (15 mln). Wśród chrześcijan 50% stanowią katolicy, 37% protestanci różnych denominacji; 12% – prawosławni, a ostatni jeden procent to różne denominacje umownie nazywane chrześcijańskimi, jak mormoni, świadkowie Jehowy itp. Skala procentowa chrześcijan wobec wszystkich mieszkańców w różnych rejonach świata rozkłada się następująco: Europa – 62,9; Ameryka Łacińska i Karaiby – 90; Afryka Subsaharyjska – 62,9; Azja Południowo-Wschodnia – 7,1; Ameryka Północna – 77,4; Bliski Wschód i Afryka Północna – 3,7 (pewforum. org). Nigeria – wizyta przedstawicieli Światowego Związku Baptystów (ŚZB) Olasupo Ayokunle, prezydent Nigeryjskiej Konwencji Baptystów serdecznie podziękował przedstawicielom komisji praw człowieka przy ŚZB za ich wizytę w tym kraju w grudniu ub. r. Delegacji przewodniczył Raimundo Barreto, dyrektor wydziału Wolność i Sprawiedliwość przy ŚZB. Goście odwiedzili zbory, gdzie fundamentaliści muzułmańscy dokonali zamachów. W stolicy Nigerii Abuja, Barreto odczytał publicznie w obecności senatora i sekretarza prezydenckiego list Neville Callama, sekretarza generalnego ŚZB do prezydenta Nigerii Goodlucka Jonathana, w którym Callam domaga się ochrony i bezpieczeństwa dla wszystkich obywateli tego kraju, oraz intensyfikacji wysiłków na rzecz pokoju i pojednania narodowego. Delegacja ŚZB wzięła udział w dwudniowym rządowym seminarium na temat rozwiązywania konfliktów i pokojowej koegzystencji. W Nigerii znajduje się największy Kościół Baptystyczny w Afryce – 3,5 miliona ochrzczonych członów w ponad 10.000 zborach (bwa. org). Austria – federacja pięciu wolnych Kościołów Pięć ewangelicznych Kościołów w tym kraju zamierzaja utworzyć federację, by w ten sposób uzyskać prawne uznanie. Wtedy członkowie takiej federacji mogliby prowadzić zajęcia z religii w szkołach lub poradnictwa w szpitalach. Aby zarejestrować w Austrii jakiś Kościół, liczba jego członków musi stanowić przynajmniej 0,2 procenta mieszkańców tego kraju, czyli ponad 16.000 osób. Żaden z wolnych Kościołów nie ma tyle członków, zaś razem te pięć liczy ponad 20.000 członków. Obecnie są one traktowane tylko jako konfesyjne organizacje. Do federacji tej będą należeć: Wolny Kościół Zielonoświątkowy, Kościół Baptystów, Wolny Kościół Mennonitów i Zbory Elaila. Sekretarz generalny Kościoła Baptystów Walter Klimt będzie rozmawiał z dwoma innymi wolnymi Kościołami, zainteresowanymi taką federacją. Klimt uważa, że proces ten zakończy się już tego lata. Wolne Kościoły Austrii posiadają swoją radę, która odbywa coroczne posiedzenia. Protestancki Kościół Austrii liczy prawie 320.000 członków. Austria ma 8,4 mln mieszkańców, z których 5,6 mln to katolicy, drugą grupą wyznaniową (350.000) stanowią muzułmanie. Co czwarty Austriak nie wyznaje żadnej religii (ebf.org). Mozambik – nowy śpiewnik z nutami Muzyk i misjonarka Sylwia Papp z Budapesztu podjęła się niezwykłego zadania. W ciągu czterech lat zebrała wszystkie tradycyjne pieśni śpiewane w zborach baptystycznych Mozambiku, które nie miały nut ani układu wierszowego. W czasie wielu wizyt w tym kraju nagrywała śpiewane pieśni, a następnie układała w strofy i zapisywała melodię. W ten sposób powstał nutowy śpiewnik z 570 pieśniami. Węgierski Kościół Baptystów z Europejską Misją Baptystów sfinansowały wydanie 2.600 egzemplarzy tego śpiewnika. W końcu 2012 roku udała się ona do Mozambiku, by uroczyście go przekazać tamtejszemu Kościołowi. W czasie tej uroczystości Sozinho Guerra, przewodniczący Kościoła Baptystów w Mozambiku serdecznie dziękował za ten dar. Sylwia Papp była pod wrażeniem życia wierzących w tym kraju, którzy otwarcie mówią o swojej wierze. Prawie 47% mieszkańców Mozambiku (23 mln) to wyznawcy prymitywnych religii. 35% to chrześcijanie, reszta to muzułmanie. Są tam dwa Kościoły Baptystyczne w 700 zborach, liczące prawie 200.000 członków (ebf. org). Serbia – misja baptystyczna Sięga ona swoimi korzeniami do drugiej połowy XIX wieku. Najstarsze zbory pojawiły się z Nowym Sadzie (1875), Belgradzie (1882) i Baczka Petrowac (1897). W okresie międzywojennym powstało większość dzisiejszych zborów, powstał wtedy też, w 1922 roku Kościół Baptystów. Po wojnie krajem rządzili komuniści, którzy starali się likwidować ewangeliczną działalność. W czasie wojny domowej w latach 90tych serbscy baptyści musieli się zmagać z falami uchodźców, powstało też wtedy kilka nowych zborów. Obecnie rodzimi misjonarze zakładają nowe zbory. Ważna jest w tej dziedzinie współpraca i pomoc Europejskiej Federacji Baptystów. W ostatnich pięciu latach powstało 8 nowych zborów, obecnie jest ich 69 o łącznej liczbie prawie 2000 członków. I tak placówka w Ruma, gdzie jako misjonarze pracują Igor i Anita, w ciągu trzech lat odwiedzała sierociniec, udzielała pomocy potrzebującym, rozpowszechniała Nowe Testamenty i była świadkiem wielu nawróceń. Tak samo rozwija się misja w Srbobran – rozpowszechniono tam 250 Nowych Testamentów, nawiązano wiele nowych kontaktów, założono Klub Dobrej Nowiny, prowadzi się tam Kurs Alfa (IMP,1/2013). SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2013 • 33 Nowy fenomen – „niekościelne” chrześcijaństwo Dramatyczny wzrost chrześcijaństwa w Azji, Afryce i Ameryce Południowej wyraża się w następujących danych: jeżeli rozwój ten będzie trwał dalej, to do 2050 roku w sześciu krajach będzie po 100 milionów chrześcijan. Jednym z tych krajów będą Stany Zjednoczone, znajdujące się na terenie uprzemysłowionego Zachodu. Chrześcijaństwo rozwija się tam, gdzie dotąd panowały inne religie. Tam słowo chrześcijanin kojarzy się z zachodnią kulturą, imperializmem i kolonizacją. Z tego powodu nowe ruchy ku Chrystusowi inaczej określają naturę Kościoła, nazywają się ruchami wewnątrz własnej kultury lub „niekościelnym” chrześcijaństwem. Członkowie tych ruchów ufają Chrystusowi, ale pozostają w ramach swojej hinduistycznej czy islamskiej kultury. I tak na terenach Tamil Nadu w Indiach, ci wyznawcy Chrystusa nie przyłączyli się do żadnego chrześcijańskiego Kościoła, pozostają w społeczeństwie hinduskim. Nazywają siebie Jesu bhakta – wyznawcami Jezusa. Jest ich ponad 160.000. To samo dzieje się w kulturze islamskiej. Ponad 200.000 ludzi w małych społecznościach domowych oddaje cześć Jezusowi, którego nazywają Isa. Wzbudza to żywą debatę i pytanie, czy muzułmanin może przyjąć Pana Jezusa i nie nazywać się chrześcijaninem? (Christianity Today,1-2/2013) Południowy Sudan – ewangelizacja Franklina Grahama W 1956 roku Sudan uwolnił się od panowania brytyjskiego i odtąd władze muzułmańskie w Chartumie zaczęły prześladować mieszkańców południa – w większości czarnoskórych chrześcijan i animistów. W kraju tym toczyły się dwie wojny domowe: w latach 1955-72 i 1983-2005. W 1983 roku Sudańska Wyzwoleńcza Armia Ludowa podjęła walkę o niepodległość. W 2005 roku doszło do rozmów między południem a północą kraju, zaś w 2011 roku, po referendum powstało nowe państwo – Południowy Sudan. Wojna domowa i głód pochłonęły 2,5 mln ofiar. „Samarytańska Sakiewka” – charytatywna fundacja Franklina Grahama przez prawie 20 lat niosła pomoc uciekinierom i głodującym. W dwóch obozach dla uciekinierów pomagała 120.000 osobom. Wspierała wiercenie studzien głębinowych, prowadziła program rolny. Z jej pomocą odbudowano tam 500 kościołów. W dniach 26-27 października ub. r. pod hasłem „Nadzieja dla nowego narodu”, na głównym placu stołecznego miasta Juba, Franklin Graham zwiastował ewangelię. Ponieważ 73 procent mieszkańców to analfabeci, opowiadał im o tym, jak Bóg od początku troszczył się o człowieka, by w końcu posłać na świat swego Syna. Na dwóch nabożeństwach, przy udziale 500-osobowego chóru, poselstwa ewangelicznego słuchało ponad 100.000 osób, z których dziesiątki tysięcy powierzyło swoje życie Chrystusowi (Decisson, 12/2012). Demokratyczna Republika Kongo – konferencja kobiet W Kinszasie, stolicy tego kraju w dniach 13-17 sierpnia ub. r. odbyła się 12 Kontynentalna Konferencja Kobiet Baptystycznych. Wzięło w niej udział ponad 300 kobiet z wszystkich Kościołów baptystycznych tego kraju (a jest ich tam 10) oraz z 16 innych krajów Afryki. Otwarcie Konferencji poprzedził marsz prawie 2000 kobiet ulicami tego miasta, w czasie którego było wiele śpiewu, rozważań biblijnych i dzielenia się ewangelią. Delegacja kobiet została też zaproszona do złożenia wizyty pani Olive Lembe Kabil, żonie prezydenta kraju. Świętowano też 56 rocznicę powstania Unii Kobiet Baptystycznych Afryki. Grupa kobiet z Centralnej Republiki Afrykańskiej przybyła na Konferencję w jej ostatnim dniu. Ich podróż rzeką Kongo miała trwać tylko siedem dni, ale łódka została uszkodzona, dlatego podróż przedłużyła się do dziesięciu dni. Choć były głodne i wyczerpane, cieszyły się jednak społecznością z siostrami z innych krajów. Wszystkie baptystyczne kobiety afrykańskie przygotowują się do powitania Światowej Konferencji Kobiet Baptystycznych, która odbędzie się w 2015 roku w Durbanie, w Południowej Afryce (Baptist World, 4/2012). 34 • SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2013 Trans World Radio – przygotowanie nowych programów Radiostacja ta przygotowuje obecnie 52 programy radiowe pt. „Moc w prześladowaniach”, z których każdy będzie trwał 15 minut. Będą to wywiady i świadectwa prześladowanych chrześcijan, którzy będą odpowiadali głównie na jedno pytanie: Co pomaga ci wytrwać w czasie prześladowań? Ponieważ według Biblii prześladowania będą raczej wzrastać, chrześcijanie są zachęcani do pomagania sobie nawzajem. Nie chodzi zatem o samą informację o prześladowaniach, ale danie prześladowanym możliwości do wspierania innych, którzy znajdują się w podobnej sytuacji oraz oddanie chwały Bogu. Poza informacją o sytuacji prześladowanych, będzie też podana nauka biblijna odnośnie prześladowań. Producenci tego programu są przekonani, że przez to wzbudzą zainteresowanie innych chrześcijan, którzy mogą przyjść z pomocą prześladowanym. Będą one mówiły o Ciele Chrystusa i potrzebie troski o siebie poszczególnych jego organów (infoSERV, 2/2012). Stany Zjednoczone – ostatnie kazanie Billy Grahama Jak wszystkim wiadomo, w kraju tym ostatnio szerzą się wpływy liberalne – kolejne stany legalizują użycie narkotyków, małżeństwa homoseksualne, wzrasta sprzeciw wobec wiary chrześcijańskiej, nawet w domach opieki nie wolno śpiewać kolęd. W tym roku mija 40 lat od przyjęcia prawa do aborcji na żądanie, dlatego corocznie dokonuje się tam ponad milion aborcji, a dług publiczny przybiera astronomiczne rozmiary. Obecnie 20 procent Amerykanów nie ma związku z żadną religią, a 6 procent stanowią agnostycy i ateiści. Dlatego Stowarzyszenie Ewangelizacyjne Billy Grahama podjęło ważną decyzję. Franklin Graham pisze: „Czy przyłączycie się do nas w realizacji chyba największego w naszej służbie przedsięwzięcia, które mój ojciec nazywa Moja nadzieja z Billy Grahamem? Właśnie teraz przygotowuje on kazanie o nadziei dla narodu, które w listopadzie tego roku, w dniu jego 95.urodzin dotrze do wszystkich domów w Ameryce. Byłem u niego następnego dnia po wyborach, gdy kończył 94 rok życia, znowu mówił mi o potrzebie stania w obronie sprawiedliwości i odważnego zwiastowania poselstwa o nawróceniu, odkupieniu i życiu w posłuszeństwie Panu Jezusowi Chrystusowi – temu, który jest naszą nadzieją” (Decision, 12/2012). Bliski Wschód – spadek ilości chrześcijan Chrześcijańskie wpływy na Bliskim Wschodzie stale maleją. Jeżeli 100 lat temu dwadzieścia procent mieszkańców tego regionu stanowili chrześcijanie, to obecnie stanowią oni tylko pięć procent. Chrześcijanie nie stanowią już większości w Libanie, który kiedyś był politycznym i kulturowym bastionem chrześcijaństwa w arabskim świecie. Obecnie chrześcijanie są w mniejszości w palestyńskim mieście Betlejemie, gdzie urodził się Chrystus. Po upadku reżymu Husejna z Iraku wyjechało prawie 300 tysięcy chrześcijan. 100 tysięcy uciekło z Syrii, szczególnie z terenów przygranicznych. W czasie wojny domowej 60 tysięcy chrześcijan wyjechało z Libii. Obecny Egipt wydaje się być na Bliskim Wschodzie jedyną twierdzą chrześcijaństwa – 10 procent mieszkańców tego kraju to koptowie. Ale i oni obawiają się fanatyków islamskich – tylko w ubiegłym roku prawie 100 tysięcy chrześcijan opuściło ten kraj. Inną przyczyną zmniejszającej się ilości chrześcijan na Bliskim Wschodzie jest mały przyrost naturalny w chrześcijańskich rodzinach. Jeżeli emigracja chrześcijan z tego regionu będzie trwała nadal, to wpływ chrześcijaństwa zaniknie tam zupełnie (credo. ru). Rosja – podsumowanie pastorskiej konferencji W październiku i listopadzie ub. r. w Moskwie, Nowosybirsku i Chabarowsku odbyła się kilkudniowa konferencja pastorów baptystycznych. Nie były to trzy, lecz jedna konferencja, poświęcona temu samemu tematowi z tymi samymi wykładowcami, którymi byli Smirnow i Buchmatskij – przewodniczący i zastępca Rady Kościoła Baptystów w Rosji. W każdej konferencji wzięło udział prawie po 300 osób. Jej wyjątkowość polegała na tym, że wykładowcami byli sami Rosjanie. Temat „Kościół: jego misja, powołanie i istota” wzbudził wielkie zainteresowanie. Do południa były wykłady, a po południu dyskusje, odpowiedzi na pytania i rozmowy. Były to ważne spotkania, o wiele bogatsze niż z udziałem zagranicznych wykładowców, stwierdzono. Świadczy to o tym, że sami Rosjanie też są kompetentni i potrafią być dobrymi wykładowcami. Konferencja w trzech miastach rozległej Rosji była odpowiedzią na prośby pastorów, którzy potrzebują wsparcia i pomocy. A rodzimi wykładowcy najlepiej rozumieją środowisko swoich rodaków. Choć temat konferencji był jeden, to każdy region miał nieco inne problemy. Jeden z uczestników konferencji powiedział: „To najlepsze seminarium w moim życiu, warto było wziąć w nim udział”. Postanowiono, że taka konferencja będzie odbywać się każdej jesieni. W tym roku jej tematem będzie przygotowanie nowych pracowników, czynienie nowych uczniów, przekazywanie obowiązków swoim następcom. Będzie też mowa o edukacji i przygotowaniu nowych pracowników już w zborach, a nie w seminarium (baptist. ru). XXXV Krajowa Konferencja Kościoła Zbory jako srodowiska rozwoju wiary 16-18 maja 2013 Warszawa Radość Informacje i rejestracja: www.baptysci.pl, tel. 22 615 50 76