pobierz plik - Ogłoszenia parafialne 12-02
Transkrypt
pobierz plik - Ogłoszenia parafialne 12-02
Numer 1, rok 2011 2 Numer 1, rok 2011 OD REDAKCJI Drodzy Czytelnicy! No i doczekaliśmy się! Sześć lat adwentu, ale w końcu mamy beatyfikację Jana Pawła II. Jak na realia i przepisy kościelne – błyskawicznie! 1 maja w Rzymie wielka uroczystość. Pewnie w wielu głowach rodzi się pytanie: jechać czy nie jechać? Jechać do Watykanu skazując się na trud pielgrzymki, spore koszty i niewygodę czy pozostać w kraju, zasiąść przed telewizorem lub w najlepszym wypadku wybrać się do Łagiewnik? No cóż, wybór nie jest łatwy. Telewizja stara się nas zniechęcić do wyjazdu. Będzie ciasno, rzekomo już brakuje miejsc noclegowych, będzie drogo, będzie daleko od Placu św. Piotra… Nie jedźcie… Tandetna propaganda identyczna z tą, jaka miała miejsce w czasie pogrzebu papieża. Niby miało być tak tragicznie, a było zwyczajnie, jak w czasie papieskich pielgrzymek. Ale chyba nie tylko telewizja chce ludzi zniechęcić. Zdaje się, że nasze władze państwowe także. Minie osobiście zniechęciła informacja podana na portalu prezydenckim, że to prezydent Komorowski będzie przewodniczył beatyfikacji… Za- mów o Janie Pawle II. To dobrze. Trzeba pokazywać ludziom, że nawet, w zdaniem niektórych nienormalnych czasach da się żyć normalnie i uświęcić normalnie. Trzeba mówić, że ani ustrój polityczny, ani sytuacja społeczna, ani pochodzenie, wykształcenie nie skazują człowieka na potępienie i w każdej sytuacji da się być świętym. Można pogodzić miłość do Chrystusa, Kościoła i człowieka z wychowaniem bez matki, wojną, biedą, chorym systemem politycznym, w którym się żyje, codziennymi troskami, mięsem na kartki, jazdą na nartach, kajakami i górami, odpowiedzialnymi stanowiskami i funkcjami społecznymi, podróżami po świecie i chwilami samotności, słabym zdrowiem i byciem „na świeczniku”. Da się!!! Sposób na to pokazuje Jan Paweł II. A jeśli ktoś chce wiedzieć, co ma wspólnego maszynka do golenia i choroba Parkinsona, i w jaki niezwykły sposób Pan Bóg planuje nam życie, to zachęcam gorąco do przeczytania świadectwa o Janie Pawle II autorstwa ks. Andrzeja Radziszowskiego. Proponuję także wspomnienie o ks. Michale bawne… Do tej pory zawsze czynił to papież… In- Potaczało. Choć osoba tego kapłana jest już nam znana z wcześniejszych publikacji, jednak warto ją przypominać, choćby dla zwykłej „równowagi pra- formację – „przejęzyczenie” bardzo szybko zdjęto sowej”. Tyle się dziś przecież w różnych mediach z portalu (choć i tak rzecznik prezydenta zdążył się „pluje” na księży i tak bardzo próbuje się lansować już ośmieszyć). Niestety, prawdziwa i smutna jest inna wiadomość z tamtych okolic. Tenże prezydent zaprosił na beatyfikację gen. W Jaruzelskiego… jakieś dziwne „wyzwolone kapłaństwo”, choćby Pewnie nie było osoby o bardziej kryształowej reputacji. Ja rozumiem, że każdy ma prawo tam je- Na koniec coś co bardzo lubię: historia Polski połączona z podróżami i osobistymi doświad- chać, ale bez przesady. Z jego rozkazu strzelano do Polaków. Pewnie wielu z nich teraz będzie stało czeniami człowieka. Mam na myśli naszego drogiego Jubilata – pana Władysława Ruska i jego wspo- w Rzymie daleko od ołtarza… Tak chyba nie wypada… mnienia ze szlaku, jaki przebył jako żołnierz gen. Jakkolwiek by nam tę uroczystość próbowa- pan Rusek to nie tylko były żołnierz, ale i artysta malarz. Na pierwszej stronie okładki prezentujemy no zepsuć nie należy się zniechęcać. W końcu chrześcijan nie powinno nic dziwić czy zaskakiwać. Jezus wyraźnie nam powiedział: „zgorszenia muszą przez zapraszanie do publicznych debat kapłanów mających „na bakier” z nauka Kościoła. Andersa. Warto w tym miejscu wspomnieć, że portret Jana Pawła II jego autorstwa. przyjść…”. W związku z beatyfikacją pewnie pojawi się gazety życzymy dobrego przeżycia czasu Wielkiego w mediach sporo filmów, artykułów czy progra- Postu. Wszystkim Parafianom i Czytelnikom naszej ks. Marek Suder Numer 1, rok 2011 3 Z ŻYCIA PARAFII Szkolna wigilia Kolędowanie w „Betlejemce” Czy pięć lat to już tradycja? Jeśli tak, to myślę, że tradycją można już nazwać nasze sułkowskie spotkania kolędowo-jasełkowe w szopce „Betlejemce”. Od pięciu bowiem lat gromadzimy się na wspólnym kolędowaniu przy naszej szopce. Boże Narodzenie to jedno z największych świąt w roku. Szczególnym wydarzeniem tego okresu jest poprzedzająca je wigilia. Od kilku lat zwyczaj ten praktykowany jest także w naszej szkole. Uczniowie w tym dniu organizują wraz z wychowawcami wigilie klasowe. W tym roku po raz kolejny mogliśmy doświadczyć prawdziwej wspólnoty i jedności, jaką niesie ze sobą ten wspaniały wieczór wigilijny. Stało się to dzięki wspólnej wigilii wszystkich klas razem. Kulminacyjnym wydarzeniem tego dnia było wspólne śpiewanie kolęd przygrywanych przez rodzinną kapelę „Dudy”, połączone z rozważaniami o Bożym Narodzeniu i recytacją wierszy przygotowanych przez uczniów i katechetów. Ten piękny zwyczaj łamania się opłatkiem, śpiewania kolęd, utrwala tradycję oraz jednoczy uczniów w całej szkole. Zaangażowanie czasami jest tak wielkie, że nie można przejeść przyniesionych potraw, owoców czy wypić napojów. I bardzo dobrze! Bo nic tak nie jednoczy i uczy dzielenia się z drugim jak takie właśnie spotkania. I jeszcze jedno! Prawdziwa duchowość Bożego Narodzenia nie polega jedynie na naśladowani Chrystusa „z zewnątrz”, ale na przeżywaniu Chrystusa, który jest w nas i ukazywaniu Go życiem. Mam nadzieję że ten nowy zwyczaj przyjmie się na dłużej i przyczyni do jeszcze głębszego przeżywania pamiątki Bożego Narodzenia, jak również pogłębi w nas samych głębsze poczucie wspólnoty. Szczególne podziękowania kieruję do muzyków z kapeli „Dudy”, którzy w wyjątkowy sposób przyczynili się do uświetnienia i naszego większego przeżycia tego wydarzenia, jakim jest Narodzenie Syna Bożego. Bóg zapłać! Zbigniew Łapa 4 Inicjatorami jej budowy oraz takich spotkań byli w roku 2006 burmistrz Józef Mardaus, ks. wikary Paweł Drobny, dyrektor szkoły podstawowej Iwona Dzidek oraz strażacy, którzy zaprosili mieszkańców naszej gminy na występy do „Betlejemki”. Słowo „występy” nie oddaje całej atmosfery i tego wszystkiego, co dokonuje się w czasie takich spotkań przy naszej szopce. Dzieje się tam bowiem o wiele więcej! Co roku kolędy i pastorałki gra orkiestra dęta z Gminnego Ośrodka Kultury „Kuźnia”. Przygrywa także kapela rodzinna „Dudy”. Dzieci z okolicznych szkół i przedszkoli wystawiają jasełka. Kolędują mali i duzi. Najmłodsi mogą zrobić sobie zdjęcie z żywym zwierzętami: osiołkiem, owieczkami, gołębiami, królikami. Wszyscy mogą poczęstować się pysznym bigosem myśliwskim. Atmosfera jest zawsze ciepła, mimo że pogoda nie zawsze sprzyja. W tym roku było podobnie. Chociaż śnieg obficie padał, a na dodatek w tym samym czasie w Sułkowicach odbywały się także inne atrakcyjne imprezy i spotkania opłatkowe, publiczność dopisała. Wszyscy bawili się świetnie. Zapraszamy za rok! Organizatorzy Iwona Dzidek ks. Marek Suder Pomimo że nasze spotkanie trwało niecałe dwie godziny, jego przygotowanie zajęło dużo czasu i pochłonęło wiele sił. Nie byłoby ono oczywiście możliwe bez życzliwości i zaangażowania rzeszy wspaniałych ludzi. Są to (w kolejności przypadkowej): Marta Pelc, Krzysztof Trojan, Małgorzata Garbień, Stanisław Włoch, Andrzej Marek, Tomasz Stręk, Agata Kopacz, Renata Boczkaja, Halina Repeć, Magdalena Jermaczek, Aleksandra Łakomy, Maria Bochnia, Danuta Kostowal-Suwaj, Karolina Górkiewicz, Maria Kurek, Wiesława Golonka, Maria Hyrlicka, Łukasz Zając, Czesław Rzepka, Elżbieta Nędza, Wiesław Jędrzejowski, Jerzy Sroka, a także uczniowie klas I a, III a, uczestnicy zajęć świetlicy szkolnej, Michał Kiebzak, Bartłomiej Żurek, Szymon Jędrzejowski, Kamila Piwowara, uczennice z Gimnazjum w Sułkowicach. Dziękujemy również burmistrzowi Piotrowi Pułce, ks. proboszczowi Stanisławowi Jaśkowcowi, orkiestrze dętej i kapeli „Dudy”, druhom z OSP, myśliwym z Lanckorony, Radzie Rodziców SP Sułkowice, Pracownikom „Juco” i Gminnego Ośrodka Kultury w Sułkowicach, uczestnikom Warsztatów Terapii Zajęciowej w Harbutowicach. Numer 1, rok 2011 Z ŻYCIA PARAFII Kapłan a parafia Gdybyśmy poszukali słowa „parafia” w różnego rodzaju słownikach, to odkryjemy, że wszystkie jego definicje kładą nacisk na stronę prawną, administracyjną parafii. Nazywają ją „podstawową jednostka organizacyjną Kościoła katolickiego i wielu innych wyznań chrześcijańskich”. Tymczasem pierwotne znaczenie tego słowa miało wydźwięk raczej duchowy. Otóż parafia oznacza po prostu pielgrzymkę, a parafianin to pielgrzym, a więc ktoś, kto jest „w drodze”, kto jest raczej trudny do ujarzmienie czy zaszufladkowania gdzieś w stałym miejscu. Dla nas jako chrześcijan ważne jest i jedno, i drugie znaczenie. Po pierwsze nie należy zapominać (a słowo „parafia” nam to przypomina), że nie mamy tutaj stałego miasta, i że jesteśmy na tym świecie tylko przechodniami, pielgrzymami. Dziś się rodzimy, żyjemy, jutro umieramy i wracamy do naszej prawdziwej ojczyzny – do nieba. Stąd powinna wynikać nieustanna troska o nasze zbawienia, o życie wieczne i nie powinniśmy się przywiązywać nazbyt do tego, co posiadamy na tym świecie, bo może się to okazać balastem w wędrówce do nieba. Jest też druga strona medalu. Choć jesteśmy na pielgrzymce do nieba, to jednak musimy pamiętać, że w tej pielgrzymce wędrujemy przez ziemię. Na niej istnieje pewien porządek, prawa, normy, zasady, które nas obowiązują, gdyż chronią nas przed chaosem i bałaganem, który zawsze rodzi niepokój serca. W zaprowadzaniu takiego porządku organizacyjnego w czasie tej pielgrzymki do nieba pomagają struktury organizacyjne Kościoła. Parafia jest właśnie taką najmniejszą „komórką organizacyjną” Kościoła. Na jej czele stoi proboszcz mianowany przez biskupa, a w pracy duszpasterskiej pomagają mu wikariusze. W dzisiejszych czasach, niestety, ludzie coraz mniej przywiązują się do swojej parafii. Często się słyszy, że im jest obojętne, gdzie zawrą sakrament małżeństwa, ochrzczą swoje dzieci, przyjmą inne sakramenty lub gdzie będą chodzić na Mszę Świętą. I zdarza się tak, że wskutek tak liberalnego podejścia do spraw prawnych młody człowiek, by coś „załatwić” w Kościele, np. wziąć ślub, musi „odwiedzić” kilka parafii, aby skompletować wyma- Numer 1, rok 2011 gane do tego dokumenty. A wszystko przez to, że rodzice lub on sam nie czuli się związani z żadną wspólnota parafialną i teraz przeżywają frustrację. Jest to zapewne duży kłopot. Ale jest też i inny problem. Człowiek, który nie czuje się związany z żadną parafią, z żadnym kościołem, traci tożsamość religijną. Jego wiara stygnie. Robi się obojętny. Bo przecież to wspólnota, a taką jest parafia, przekazuje i buduje wiarę pojedynczego człowieka. Człowiek pozbawiony tej wspólnoty jest jak roślina bez korzeni. Usycha! Kapłan zostaje posłany przeważnie zawsze do konkretnej parafii. I nie chodzi tu o jakiś obszar, terytorium, lecz o wspólnotę. Biskup pisze w aplikacie, która kieruje księdza do pracy duszpasterskiej: Mając na uwadze pożytek duchowy wiernych mianuje księdza proboszczem (wikariuszem) parafii…”. A więc chodzi o dobro duchowe ludzi powie- rzonych, czyli o ich zbawienie. Nie zawsze dobro duchowe człowieka jest dla niego najważniejsze. Czasami ludzie wolą jakieś inne dobra. I wtedy np. ksiądz im zaczyna „nie odpowiadać”. Zaczynają się różnego rodzaju nieporozumienia. Nie zawsze wina stoi po stronie owiec. Czasem winny jest, niestety, też i pasterz, gdyż nie zrozumiał swego posłania… Módlmy się dziś, kochani, za wszystkie parafie, w których istnieją nieporozumienia między duszpasterzami a wiernymi. Niech ten nadrzędny cel nas wszystkich – niebo, do którego zdążamy, pozwoli zażegnać niezgodzie i wprowadzi prawo miłości. ks. Marek Suder OGŁOSZENIE Poszukujemy ludzi dobrej woli, wielkiego serca, z odrobiną czasu i samochodem, którzy zgodziliby się raz w miesiącu odbyć darmowy kurs do Krakowa i z powrotem. Wiąże się to z akcją charytatywną organizowaną przez naszą parafię. Szczegóły u ks. Marka. 5 JAN PAWEŁ II Błogosławiony Papież który mi mówił po imieniu Niewiele później przybył do Radziszowa, mojej rodzinnej parafii. Byłem już ministrantem i ks. proboszcz Nikander Mrożek wyznaczył mnie do trzymania pastorału podczas Mszy św. celebrowanej przy okazji wizytacji duszpasterskiej, która miała miejsce 5-6 czerwca 1960 roku. Był wtedy w moim domu rodzinnym, odwiedzał bowiem rodziny, z których pochodzili kapłani, a mój wujek ks. Franciszek Paciorek, pierwszy kapłan z Radziszowa, został bestialsko zamordowany 5 marca 1943 roku w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu. Biskup Wojtyła przybył z szacunku do babci - wójtowej jak ją ludzie nazywali. Wtedy to moja pięcioletnia siostra Marysia znalazła się u niego na kolanach, o co byłem trochę zazdrosny. Ale przecież ja byłem już duży i nie wypadało pchać się biskupowi na kolana, tym bardziej, że ona zajęła już miejsce. Rok później, 21 maja, był znowu w Radziszowie i wtedy przyjąłem z jego rąk sakrament bierzmowania. Wziąłem sobie na imię Franciszek, by uczcić pamięć wujka męczennika - Księdza Franusia, bo tak się o nim u nas w domu mówiło. Nie wiem, czy miało to jakikolwiek związek z moim powołaniem i moją drogą życiową, ale 18 lutego 1951 roku otrzymałem sakrament chrztu świętego u Salezjanów w Krakowie, w parafii świętego Stanisława Kostki, w kościele na Dębnikach. Tam Karol Wojtyła od 1938 roku, najpierw jako student polonistyki, a później jako robotnik Solwayu, przychodził na Msze święte i w kółku różańcowym uczył się od krawca Tyranowskiego modlitwy i kontemplacji. Wydaje mi się, że mogą być interesujące moje wspomnienia i refleksja nad tym, jak wielki wpływ miała na mnie i jak kształtowała moje kapłaństwo osoba nowego Błogosławionego, którego od 1 maja będziemy czcić w chwale ołtarzy. Po raz pierwszy zobaczyłem go z bliska na klęczniku, zatopionego w modlitwie w bocznej kaplicy w kościele Franciszkanów w Krakowie, gdzie znajdował się grób Anieli Salawy, dziś błogosławionej. Zabrała mnie z sobą babcia na jakąś uroczystość. Miałem wtedy siedem lat, a On był co dopiero konsekrowanym biskupem pomocniczym Archidiecezji Krakowskiej. Miał 38 lat, a mnie utkwiło w pamięci tylko to, że klęcząc miał założoną na krzyż nogę na nogę. 6 Kolejna okazja, aby być blisko Wojtyły, miała miejsce w Ludźmierzu koło Nowego Targu 15 sierpnia 1963 roku, kiedy to odbywała się uroczysta koronacja figury Gaździny Podhala - Matki Boskiej Ludźmierskiej. Ubrany w komeżkę, dopchałem się blisko polowego ołtarza, gdzie na podwyższeniu zebrali się prawie wszyscy biskupi polscy obok Prymasa Kardynała Wyszyńskiego i Arcybiskupa Karola Wojtyły. W czasie procesji z figurą Matki Najświętszej miał miejsce ciekawy incydent. W pewnym momencie wypadło berło z figury, ale zanim zdążyło upaść na ziemię, chwycił je w locie Arcybiskup Wojtyła. Po latach dopatrywano się w tym wydarzeniu proroctwa, że Matka Boża oddała w ręce Wojtyły berło władzy w Kościele. Spotykałem też Kardynała w Kalwarii Zebrzydowskiej. Przechodząc blisko orkiestry dętej „Sygnał”, w której grałem na klarnecie, zawsze pozdrawiał muzykantów, pielgrzymów i asysty biorące udział w procesji „Pogrzebu” i Wniebowzięcia Pani Kalwaryjskiej. Sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej było szczególnie drogie sercu Karola Wojtyły. Pielgrzymował ze swoim ojcem na Kalwarię będąc jeszcze dzieckiem, a jako biskup bywał na Kalwaryjskich Dróżkach najczęściej samotnie, aby, jak wyznał to już jako papież, modlić się i na medytacji rozwiązywać trudne sprawy Kościoła Krakowskiego. Numer 1, rok 2011 JAN PAWEŁ II Zapisała mi się dobrze w pamięci kolejna Jego wizyta w Radziszowie przy okazji peregrynacji Obrazu Matki Bożej Częstochowskiej po parafiach Krakowskiej Archidiecezji. Ideę zapoczątkował Prymas Tysiąclecia Sługa Boży Kardynał Wyszyński wiążąc ją z Tysiącleciem Chrztu Polski (966 - 1966). Tylko że w naszej Archidiecezji wędrowały już puste ramy. Ponieważ reżim komunistyczny uwięził na Jasnej Górze kopię obrazu, biskupi zadecydowali, że będą wędrować puste ramy, całodobowe czuwania i modlitwy będą kontynuowane, a Matka Boża i tak z nami była. W dniu 4 listopada 1968 roku puste ramy dotarły do Radziszowa. Przybył też Kardynał, aby się z nami modlić w dniu swego patrona św. Karola Boromeusza i uspokoić nastroje w parafii po aresztowaniu ks. Nikandra Mrożka. Graliśmy z orkiestrą na Mszy świętej odprawianej „pod lipami” na zewnątrz kościoła. Metropolita modlił się na podwyższeniu odmawiając brewiarz. W pewnym momencie odwrócił się w stronę orkiestry ze słowami: - Chłopcy, pięknie gracie, ale czy moglibyście to robić trochę ciszej? Miał dobry słuch muzyczny, lubił śpiewać, a chłopcy z orkiestry mieli mocne zadęcie, co przeszkadzało Mu widać w modlitwie. 9 kwietnia 1969 był w Radziszowie na pogrzebie Anny Hallerowej - siostry generała Józefa Hallera, pochodzącej z Polanki Hallerów. Już chyba po pogrzebie znalazłem się w zakrystii, gdzie Kardynał zapytał księdza proboszcza Kwaka: - A ten młodzieniec co porabia? Odpowiedziałem sam, że kończę liceum i przygotowuję się właśnie do egzaminu maturalnego. Podszedł do mnie i kładąc mi rękę na ramieniu spojrzał głęboko w oczy. - I co dalej ? - padło pytanie. Odrzekłem, że być może zobaczymy się po wakacjach w Krakowie. Było to moje pierwsze publiczne wyznanie, że mam zamiar wstąpić do seminarium. Nikomu do tamtej chwili tego nie powiedziałem. Świadkiem naszej rozmowy był śp. ks. Stanisław Kościelny, który wraz z Wojtyłą studiował teologię w tajnym seminarium w okresie wojennym i mieszkali razem w Pałacu Arcybiskupim Księcia Kardynała Sapiehy. Łączyły ich więzy seminaryjnej przyjaźni i zapewne dzięki ks. Kościelnemu Kardynał znalazł się na pogrzebie pani Hallerowej. Opowiadał mi później mój ojciec Franciszek, rówieśnik i przyjaciel ks. Kościelnego, że „Stasiu wiele zawdzięczał Pani Hallerowej. Pomogła mu również finansowo w dojściu do matury”. Numer 1, rok 2011 Zaraz po rozpoczęciu roku akademickiego 19691970 Kardynał odwiedził swoich kleryków z pierwszego roku. Przyszedł do pokoju, gdzie mieszkaliśmy w ośmiu, bo rocznik był wyjątkowo liczny. Trochę mnie wtedy zaskoczył bezpośrednim pytaniem: - A ty dlaczego chcesz zostać księdzem? Odpowiedziałem, że pragnę służyć Panu Bogu i ludziom. - Um ... „diaconia”. Wiesz co znaczy to słowo? Wtedy nie wiedziałem. - Znaczy „służba” - wyjaśnił. - A za miesiąc rozpocznie się w Rzymie Synod poświęcony właśnie posłudze biskupów w Kościele - dodał. Niezapomnianym przeżyciem było dla kleryków uczestnictwo w liturgii sprawowanej przez Metropolitę w Królewskiej Katedrze na Wawelu. Tam też śpiewałem psalm responsoryjny podczas drugiego pogrzebu króla Zygmunta Augusta, po otwarciu jego grobu przy okazji remontu kaplicy, w której był pochowany. Obaj Kardynałowie byli obecni, i Wyszyński i Wojtyła. A kiedy jako diakon miałem szczęście i przez dwa lata śpiewałem w Katedrze w tercecie „Pasję” w Niedziele Palmową, w zakrystii powiedział do mnie: - Dał ci Pan Bóg talent dobrego głosu. Wykorzystuj go na Jego chwałę. Kiedy w seminaryjnej kaplicy na wiosnę 1970 roku jeden z przełożonych odprawiał po raz pierwszy Msze św. w języku polskim, Ks. Kardynał zajął miejsce w ławce pośród braci kleryckiej. I wtedy widziałem łzy w jego oczach. To co ustalono na Soborze Watykańskim II, w którym brał czynny udział, zaczynało mieć miejsce i w Krakowie. Kleryk Wojtyła opiera dłonie na barkach kleryka Kościelnego. 7 JAN PAWEŁ II Wyższe Seminarium Duchowne było dla Wojtyły jak „źrenica oka”. Odwiedzał nas często na Podzamczu i to nie tylko z okazji udzielania obrzędów czy święceń. Lubił być wśród kleryków. Żartował, opowiadał o swoich podróżach, pobytach w Rzymie, a my poznawaliśmy w ten sposób problemy Kościoła Powszechnego. Przychodził też z okazji swoich imienin na przygotowane przez kleryków przedstawienia albo na odegranie teatralnej sztuki, które on recytował w Teatrze Żywego Słowa będąc jeszcze studentem polonistyki. Podpowiadał, jeżeli ktoś zapomniał tekstu. Pamięć miał doskonałą. I zabawy było wtedy co niemiara. Bardzo ważne dla nas kleryków były osobiste rozmowy z Kardynałem Metropolitą. Jego nieprzeciętna osobowość i wielka wrażliwość okazywały się szczególnie w odniesieniu do alumnów powoływanych do służby wojskowej. Komunistyczne władze, poczynając od 1964 roku, wydały ustawę regulującą obowiązek służby wojskowej studentów. Na liście wyższych uczelni, które od służby wojskowej zwalniały, celowo pominięto Wyższe Seminaria Duchowne. Stąd co roku, w połowie października, niektórzy klerycy z drugiego roku studiów musieli iść do wojska na dwa lata do jednostek o zaostrzonym regulaminie i wzmożonej indoktrynacji ideologicznej. Wraz z pięcioma kolegami z kursu dostaliśmy bilety do Bartoszyc, daleko od Krakowa, tuż przy granicy z ZSRR. To był ten sam batalion, w którym cztery lata wcześniej służył żołnierzalumn Jerzy Popiełuszko, dziś błogosławiony męczennik, który oddał życie w obronie praw robotników i Solidarności. Kardynał Wojtyła pamiętał o nas. Traktuję jak relikwie kartki świąteczne, które otrzymywałem od Niego do wojska na każde Święta Bożego Narodzenia i Wielkiej Nocy. Stąd też potrzebą serca była wizyta u Kardynała w czasie urlopu z wojska. Sam Metropolita przybył do koszar w Bartoszycach, aby się z nami spotkać, ale nasi oficerowie wywieźli 8 nas wtedy do kopania rowów, by do spotkania nie doszło. Batalion 4413 mieścił się na terenie pułku piechoty zmechanizowanej i służyło tam około 180 kleryków z całej Polski, a obok nas, w tych samych plutonach, służyli „bracia podłączeni”, którzy mieli na nas donosić do dowódców, czy się przypadkiem głośno nie modlimy, o czym rozmawiamy, jakie mamy poglądy polityczne. W piątki na zajęcia taktyczne brano samych kleryków, bo nasi „bracia” mieli szkolenie na WUML (Wojskowy Uniwersytet Marksizmu i Leninizmu). Po zakończeniu służby prawie wszyscy alumni wracali do seminariów, a nasi koledzy „cywile”, już jako członkowie PZPR, otrzymywali dobre stanowiska pracy za gorliwe „kablowanie”, czyli donoszenie na kleryków. Kiedy w październiku 1972 roku wracaliśmy po wojsku do cywila, nasza piątka „krakusów” znalazła się o piątej rano na Plantach. Aby nie stukać do bramy seminarium o tak wczesnej porze, wstąpiliśmy do kościoła Franciszkanów, tuż obok Pałacu Arcybiskupów Krakowskich. W drugiej ławce od wejścia zobaczyliśmy Kardynała zatopionego w modlitwie. Słysząc rumor naszych kroków wyszedł z nami na zewnątrz i ściskając każdego mówił: - O jak to dobrze, że moi chłopcy wrócili. Teraz na trzy dni do domów, a później kontynuujemy studia. Prawda? Ówczesny rektor seminarium ks. Franciszek Macharski (który sześć lat później zastąpił Wojtyłę na stolicy św. Stanisława w Krakowie), gdy otwierał nam bramę tłumaczył, że Ksiądz Kardynał nie może nas dzisiaj przyjąć, ponieważ jedzie z delegacją biskupów europejskich do Oświęcimia. Biskupi ci przybyli do Krakowa tuż po beatyfikacji Ojca Maksymiliana Kolbego. „Jużeśmy się widzieli u Franciszkanów o świcie” – poinformowaliśmy rektora dumni z takiego spotkania. Kardynał Karol Wojtyła w seminarium na jasełkach Numer 1, rok 2011 JAN PAWEŁ II Wiele uroku miały wieczory kolędowe, a zwłaszcza wieczerza wigilijna, na którą każdego roku zostawali w seminarium klerycy piątego roku studiów. Każdemu przynosił jakiś podarunek. Po kolacji i życzeniach z opłatkiem było wspólne kolędowanie przy choince. Lubił intonować śpiew. Największą frajdę mieliśmy, kiedy dochodziło do śpiewu pastorałek. Znał na pamięć prawie wszystkie zwrotki. A gdy rozpoczął „Oj Maluśki, Maluśki..”, wiedzieliśmy, że dopiero będą hece. Układał śmieszne zwrotki. Oto przykład jednej: „Oj Maluśki, Malusieńki, Maluśki. Pon Jezus nieduzy. Usiodł se na przypiecku, przypiecku i fajecke kurzy”. Odśpiewywaliśmy na tę samą melodię komponując rymowane słowa obrazujące seminaryjne życie, a nawet krytykujące przełożonych. Żartował nawet z siebie samego i pozwalał nam się wyśmiać i wyśpiewać. Czuliśmy wtedy, że mamy w Nim dobrego Ojca, nie tylko Pasterza i Rządcę Diecezji. Trwało tak aż do Pasterki, którą w moich seminaryjnych czasach odprawiał po gołym niebem w parafiach Nowej Huty, gdzie ludzie starali się o budowę świątyń. Czasami wraz ze scholą złożona z kilku kleryków chodziłem do Jego kaplicy prywatnej przy Franciszkańskiej 3, aby śpiewać na Mszy św. Prowadziłem scholę i wybierałem niekiedy całkiem nowe pieśni. Pewnego razu, podszedł do nas po błogosławieństwie i zapytał: - Andrzej, czy ty wiesz, skąd pochodzą słowa, które śpiewaliście na dziękczynienie? Nie wiedziałem. - To „Didaché”, jedno z najstarszych świadectw chrześcijaństwa. Nauka Dwunastu Apostołów. Tekst współczesny Ewangeliom św. Marka i Łukasza - wyjaśnił i zanucił refren „Tobie chwała na wieki” z pieśni „Dziękujemy Ci Ojcze nasz”. Inny epizod bezpośredniego kontaktu z Kardynałem związany jest z moim zdrowiem. Było to w dniu, w którym miałem być na prywatnej rozmowie u Niego w Kurii, ale podczas porannej Mszy św. w seminarium zemdlałem z bólu przy ataku kamieni nerkowych. Przetransportowano mnie do szpitala, skąd dosyć szybko wróciłem, ale do Kardynała poszedłem dopiero dwa dni później. Kiedy Mu wyjaśniłem powód spóźnienia, wyjął z kieszeni sutanny swoją wizytówkę i na odwrocie napisał mi adres doktora Modelskiego przy ulicy Długiej. - Idź do niego z tą wizytówką. Zajmie się tobą, bo i ja mam problemy z tymi kamieniami, a więc wiem jak to boli. Doktor Modelski zaopiekował się więc i mną i wyleczył moje nerki. Numer 1, rok 2011 Ksiądz Kardynał Metropolita, Wielki Kanclerz Wydziału Teologicznego bardzo dbał o poziom intelektualny oraz wykształcenie teologiczne swoich przyszłych kapłanów i przy okazji prywatnych rozmów pytał o studia i o wyniki egzaminów. Jesienią 1976 roku byłem już diakonem i sekretarz osobisty Księdza Kardynała ks. Stanisław Dziwisz poprosił mnie, abym go zastąpił i pojechał z Metropolitą do Domu Starców przy ul. Helclów w Krakowie. Po Mszy świętej Kardynał przeszedł się po salach i zabrał mnie ze sobą na „obchód”. W jednym z pokoi napotkaliśmy staruszka, który miał całą twarz pociętą przy goleniu. Na pytanie Wojtyły „A cóż to się Wam stało?”, dziadeczek odpowiedział: „Mam chorobę Parkinsona, ręce mi się trzęsą i stale się zacinam żyletką do golenia”. Po wyjściu na korytarz Kardynał powiedział do mnie: - Zapamiętaj numer pokoju, wrócisz tu zaraz. Po przybyciu do budynku Kurii Metropolitalnej wziął mnie do swego pokoju i podał ledwo odwinięty z papieru pakunek. - Zanieś to staruszkowi z Helclów i pokaż mu jak się używa tej maszynki. Kiedy tramwajem objechałem do Domu Starców i wróciłem do seminarium, było już po obiedzie. Na furcie z wyrzutami czekał na mnie ks. rektor Macharski: „Gdzie byłeś tak długo? A możeście pontyfikalną Mszę odprawiali?” Kiedy mu zdałem relację z tego, co się stało, powiedział mi: „No zobacz sam. Przedwczoraj podarowałem Kardynałowi na imieniny elektryczną maszynkę do golenia, dobrej marki, Remingtona. Widzisz, gdzie wylądowała?” Przyszło mi do głowy po latach, widząc trzęsące się w chorobie ręce Ojca Świętego: Pewnie na Wa- tykanie ktoś Ci się golić pomaga. Staruszek z nieba Ci to wyprosił. 9 JAN PAWEŁ II Z dnia moich święceń kapłańskich 22 maja 1977 utkwiło mi w pamięci Jego skupienie. To się czuło, jak się za nas modli. Patrzył w oczy każdemu z nas neoprezbiterów stawiając pytanie: „Czy przyrze- kasz posłuszeństwo mnie i moim następcom?” „Przyrzekam!” Taka była i moja odpowiedź. Po- czym w absolutnej ciszy, nawet zdjęć nie robiono, położył mi na głowę dłonie. Tym gestem apostolskiej sukcesji przekazywał każdemu z diakonów „dar i tajemnicę” Chrystusowego Kapłaństwa, które do dziś próbuję odkrywać w sobie i pogłębiać ich działanie w mej posłudze. Po święceniach z Wawelu poszliśmy do seminarium na wspólny posiłek. Wraz z nami zaprosił naszych Rodziców. Podchodził do wszystkich. Rozmawiał dziękując za to, że dali swoich synów Bogu i Kościołowi Krakowskiemu. W tygodniu pomiędzy świeceniami a prymicjami zabrał nas nowo wyświęconych do Częstochowy na czuwanie modlitewne. Na Mszy świętej koncelebrowanej z Nim o północy przed obrazem Pani Jasnogórskiej, oddał nas pod Jej opiekę. Także wręczenie aplikaty urządził w uroczysty sposób. Zaprosił do Kurii proboszczów parafii, do których nas posyłał i każdemu z nich przedstawiał nowego współpracownika - neoprezbitera. Ten styl Pasterza i Ojca dla swoich kapłanów miał też bardzo praktyczny wymiar. Co roku spotykał się w miarę możliwości z każdym rocznikiem dwa razy, na zjedzie koleżeńskim i na opłatku. Ostatnie spotkanie z moim rocznikiem miało miejsce na dwa tygodnie przed pamiętnym konklawe jesienią 1978 roku. Konklawe, które się rozpoczęło 15 października, dzień później wyniosło Go na Stolicę Piotrową. Nad kominem Kaplicy Sykstyńskiej ukazał się biały dym zwiastujący wybór Papieża. Kiedy wiadomość 10 dotarła do Polski, ludzie wyszli na ulice, gromadzili się na placach aby wspólnie wyrazić i wyśpiewać rozpierającą ich radość i okazać dumę, że pierwszy z „rodu Polaków” zasiadł na papieskim tronie. Ściskano się wzajemnie, zabrzmiały dzwony, w kościołach odprawiano dziękczynne nabożeństwa. Wydawało się, że niebo dotknęło ziemi. Komuniści zbledli, z opóźnieniem podano wiadomość w środkach przekazu. Miałem wtedy lekcję religii z klasą maturalną w punkcie katechetycznym w Jaworznie-Szczakowa, gdzie byłem wikariuszem, gdy ktoś zapukał do okna i krzyknął: „Wojtyła został wybrany na Papieża!” Radości nie było granic. Puściłem młodzież do domów, a sam wsiadłem w zdezelowaną „syrenkę” i całą drogę do kościoła przebyłem naciskając klakson. Zebraliśmy się - księża z dekanatu na wspólne świętowanie. Większość z nas była przecież wyświęcona przez Wojtyłę. Niezapomniane chwile. Po 455 latach został Papieżem ktoś inny niż Włoch i na dodatek Polak, nasz Biskup. Królewskie Miasto Kraków dało światu swego najlepszego syna. Chwała dla Kościoła Krakowskiego, mówiliśmy, lecz jednocześnie wiedzieliśmy doskonale, że zabraknie ojca, na którego można było liczyć, zawierzyć mu nasze kłopoty, poprosić o radę. Od tego pamiętnego dnia Wojtyła nie był naszym Kardynałem Metropolitą dla diecezji, ale Janem Pawłem II, następcą św. Piotra w Rzymie, dla całego Kościoła i świata całego. Numer 1, rok 2011 JAN PAWEŁ II Jego pierwsze kazanie wygłoszone na Placu Świętego Piotra 22 października zgromadziło przed telewizorami całą Polskę. Słowa: „Nie lękajcie się! Otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi” nie tylko przeszły do historii, ale stały się programem Jego papieskiej posługi dla całego świata. Spośród moich spotkań z Ojcem Świętym na Watykanie pierwsze wydaje mi się najbardziej wymowne i osobiste. Było to w pierwszą niedzielę Wielkiego Postu 24 lutego 1980 roku. W piętnastoosobowej grupie, złożonej z pięciu księży, pięciu Sióstr Służebniczek oraz pięciu najbardziej zaangażowanych w budowę kościoła w Nowej Hucie Mistrzejowicach (gdzie pracowałem od 1979 do 1987 roku) polecieliśmy do Rzymu jako delegacja parafii, aby zaprezentować Papieżowi zdjęcia z poświęcenia dolnej kaplicy i zaprosić Go, by przybył na konsekrację, kiedy już budowa górnego kościoła zostanie ukończona. Odprawiał dla nas Mszę świętą w prywatnej kaplicy (śpiewałem Psalm responsoryjny), a w czasie homilii wspominał chwile, w których jako Kardynał odprawiał w „Zielonej Budce”, prawie pod gołym niebem, Msze św. dla stale rozrastającej się, drugiej co do wielkości (po Bieńczycach) parafii tej części Krakowa Nowej Huty, która w zamysłach władz komunistycznych miała być miastem bez Boga, bo bez kościoła. Po Mszy św. w papieskich apartamentach Ojciec Święty przyjął nas w swojej prywatnej bibliotece, gdzie przedstawiano Mu każda osobę z naszej grupy. Kiedy przyszła moja kolej, Jan Paweł II zwrócił się do mnie z uśmiechem: - A tego księdza to dobrze pamiętam. To jest Andrzej, który będąc w wojsku wysadził w powietrze magazyn z amunicją. Cała grupa zaskoczona tymi słowami patrzyła na mnie i na Papieża ze zdziwieniem i niedowierzaniem. A ja odrzekłem w tym samym humorystycznym tonie: „Tutaj wiedzą wszystko. Zawsze twierdziłem, że Watykan ma najlepszy wywiad pod słońcem”. Już podczas śniadania, na które Ojciec Święty zaprosił księży, musiałem wyjaśniać o co chodzi, a wieczorem, u Sióstr gdzie nocowaliśmy, opowiadać dokładnie co to się wtedy w wojsku stało i skąd Papież o tym wiedział. Rzeczywiście, w nocy z 28 na 29 czerwca 1972 roku, podczas pełnienia warty garnizonowej, którą trzymali sami żołnierze-alumni w Bartoszycach, zapalił się od pioruna największy z magazynów, którego strzegliśmy jako warta. Przez trzy godziny Numer 1, rok 2011 rzucony na ziemię od wybuchu wraz z dwoma kolegami leżałem na ziemi, a nad nami przelatywały i wybuchały skrzynki z amunicja, pociski do moździerzy, granaty i amunicja do dział i czołgów. W promieniu 1 km od wartowni rozrzucone zostały niewybuchy i niewypały, a w koszarach i przy najbliżej ulicy od koszar wyleciały wszystkie szyby. Był to drugi wypadek tego typu w powojennej Polsce, amunicji rozrzuconej było 120 ton w przeliczeniu na trotyl. Kiedy pożar przygasnął, jeden z oficerów przyjechał czołgiem, aby szukać naszych trupów. Nikomu nic się nie stało, poza drobnymi ranami na nodze i ręce, które sobie zrobiłem przedzierając się przez druty kolczaste podwójnego zasieku. - Boża opatrzność czuwała nad wami - mówił do mnie Wojtyła, kiedy przyszedłem do niego w czasie pobytu na urlopie. - Matka Najświętsza ustrzegła swoich synów, przyszłych kapłanów. Był ciekaw całego zdarzenia. Musiałem Mu w szczegółach opowiedzieć i naszkicować rozkład magazynów, miejsce gdzie znajdowała się wartownia, magazyn który wybuchnął oraz trasę pełnienia warty. Opatrzność posłużyła się dziurą po żwirze na rzeką Łyną, gdzie schroniliśmy się wykorzystując martwe pole jamy. Oficerowie kontrwywiadu, którzy prowadzili w jednostce śledztwo po wybuchy, próbowali nastraszyć nas kleryków wyssanym z palca oskarżeniem, że to my podpaliliśmy magazyn, po którym został jedynie na trzy metry głęboki rów w ziemi. Nawet będąc Papieżem Wojtyła nie zapomniał o mojej wojskowej przygodzie. cdn. ks. Andrzej Radziszowski Ksiądz prałat Andrzej Radziszowski od 23 lat pracuje we włoskojęzycznym kantonie w Szwajcarii, w diecezji Lugano (przy granicy z Włochami). W 1969 roku rozpoczęliśmy wspólną drogę do kapłaństwa w Metropolitalnym Seminarium Duchownym w Krakowie. Od tamtych dni łączą nas więzi przyjaźni, a nasze kapłaństwo uformowała wielka osobowość i świętość najpierw kardynała Karola Wojtyły, a później Ojca Świętego Jana Pawła II. Snując refleksje o osobistych spotkaniach z kardynałem Karolem Wojtyłą ksiądz prałat Andrzej Radziszowski dzieli się z nami wieloma nieznanymi faktami, do których wracaliśmy w gronie kapłanów - kolegów podczas naszej wizyty w parafii Stabio, w której ks. Andrzej pełni funkcję proboszcza. ks. Stanisław Jaśkowiec 11 WSPOMNIENIA Ks. kanonik Michał Potaczało Ks. Michał Potaczało urodził się 8 sierpnia 1912 roku we wsi Hucisko blisko Leżajska. Pochodził z wielodzietnej rodziny. Po maturze wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego w Przemyślu. Święcenia kapłańskie przyjął w 1937 roku. Pracował w wielu parafiach. W latach 1954-1975 był proboszczem w Chrzanowie Rospondowej, gdzie zmarł w opinii świętości 4 stycznia 1075 roku. Z tej parafii w Chrzanowie pochodzi ks. proboszcz Stanisław Jaśkowiec, którego ks. Michał Potaczało przygotowywał do Pierwszej Komunii Świętej oraz w drodze do kapłaństwa. „Codziennie dziękuję Panu Bogu bogatemu w miłosierdzie, za księdza Michała, mojego proboszcza. Tak wiele Mu zawdzięczam. Tak wiele się od Niego nauczyłem. Tak bardzo pragnę iść w Jego ślady” – pisał ks. Jaśkowiec w 11 nr. „Od Serca”. Przypominamy, że w 13 nr. opublikowaliśmy tekst Jana Lachendro o ks. Michale Potaczało. Obecnie kolejne wspomnienia o tym świątobliwym proboszczu z Chrzanowa. (B) Kapłan – sługa Boga i ludzi Pamięć o księdzu Michale Potaczało – człowieku wielkiego serca nadal trwa, jest żywa. Był ojcem dla wszystkich napotkanych. Dla niego po Bogu najważniejszy był człowiek, a sam usuwał się w cień i nic nie mówił o swoim wykształceniu, aby ludzi nie peszyć. Pomagał każdemu, był do dyspozycji o każdej porze dnia i nocy i miał czas na modlitwę – on ciągle się modlił, trwał w modlitwie. Mówił, że trzeba się łączyć duchowo, bo Bóg jest przy nas. Dzielił się swoim sercem z każdym człowiekiem, oddawał więcej niż miał. Uwrażliwiony na biedę ludzką, odpowiadał natychmiast na Jezusowe „Pragnę”. Był bardzo zatroskany o dzieci pozbawione opieki rodziny, a także o starszych i nieporadnych, nikt 12 nie był mu obojętny. Do każdego wyciągał rękę, nie pozostawiając nikogo bez jakiejkolwiek pomocy. W każdym człowieku widział Boga. Ksiądz Michał szczególną troską otaczał młodzież. Dla młodych organizował wspaniałe wycieczki, rozpalał ogniska i długo z nimi rozmawiał na różne tematy. Nauczał odważnie wyrażać myśli w kulturalnej dyskusji, z zachowaniem wzajemnego szacunku i tolerancji. Posiadał rozległą wiedzę ogólną. Ukończył Uniwersytet Warszawski – wydział historii. Zależało mu na młodzieży i jej wykształceniu, dlatego też organizował u siebie korepetycje, zapraszając różnych nauczycieli, którzy bezinteresownie douczali, sam też pomagał w nauce. Otaczał opieką zaniedbaną młodzież. Leżało mu na sercu, aby młodzi ludzie kształcili się w różnych dziedzinach jak muzyka, malarstwo, kultura chrześcijańska, literatura, a także medycyna. Czynił wszystko, aby młodzież mogła rozwijać swoje talenty. Nawiązywał bliski kontakt z małżeństwami przeżywającymi kryzys i jednał powaśnionych małżonków. Nadsłuchiwał, komu trzeba pomóc, pocieszyć, poradzić. Odwiedzał parafian w szpitalu, niósł pocieszenie tak dla wierzących, jak i dla obojętnych wierze. Pragnął wszystkich zbliżyć do Boga, nikim i niczym się nie zrażał. Szedł przez życie, zawierzając Opatrzności Bożej. W tym czasie powstawały osiedla, budowano mieszkania i on był prawie przy każdym powstającym domu. Jak ks. Michał mógł to wszystko pogodzić, że miał czas na modlitwę i ludzkie sprawy? Znalazłam odpowiedź na to pytanie w Roku Kapłańskim u księdza proboszcza z Ars: „Jeżeli jest się zakochanym tylko w Bogu”. Młodzież, którą uczył, rozeszła się po świecie. Gdy odwiedzają dom rodzinny, to także grób księdza Michała, by mu o wszystkim opowiedzieć, jak za dawnych czasów. Był ojcem, można było zwrócić się do niego o każdej porze dnia i nocy. Wysłuchał, dał wskazówki, poczęstował tym, co miał. Najważniejsze, że miał czas dla nich na długie nieraz rozmowy, a zagubionym pomagał wracać na ścieżki Bożych Przykazań. Od biednych nie brał pieniędzy, wziął od tych, którzy mieli więcej i podzielił się z tymi, co ich nie mieli. Dla parafian ważne było, że rozmawiał, wysłuchał. Dla ks. Michała była radość, że mógł im pomóc, bo po to się żyje, żeby dobrze robić, a w tym pomagała księdzu nieustająca modlitwa. Uczył, jak kochać Boga i człowieka, zwłaszcza, gdy jest zagubiony. Angażował do Numer 1, rok 2011 WSPOMNIENIA współpracy świeckich, by czynnie brali udział w różnych organizacjach przy kościele i uczestniczyli we Mszy i Sakramentach Świętych. Życie parafialne było żywe, bo był to kapłan zatroskany o zbawienie powierzonych mu i napotkanych na swej drodze ludzi. Pozostał w pamięci i w sercach ludzi jako ten, który przemawiał przykładem własnego życia. Dawał ewangeliczny przykład prostego, codziennego życia i świadectwa miłosierdzia, jak trzeba kochać człowieka bez względu na jego pochodzenie i wyznanie. Dbał o wygląd świątyni, razem z parafianami wybudował plebanię, zakupił ławki, ozdobił ściany kościoła scenami Maryjnymi, historycznymi, Drogą Krzyżową. Przeróbka ołtarza nie została zrobiona, bo śmierć nagle zaskoczyła go w 62. roku życia. Wiadomość o śmierci księdza Michała rozeszła się błyskawicznie. Płakały nie tylko kobiety, ale i mężczyźni nie mogli się powstrzymać od łez. Młodzież ucząca się poza Chrzanowem zwalniała się z wykładów, by uczestniczyć w pogrzebie. Nikogo nie zabrakło. Wierni brali udział w ostatniej drodze księdza Michała, byli nawet ci, którzy trzymali się z dala od kościoła. Oni też zrozumieli, że utracili najukochańszego kapłana, który im podał rękę przy ślubach czy chrztach świętych. Do dziś wspomnienia o ks. Michale są bardzo żywe, bo ludzie cenili go za to, że zawsze był przy nich w każdej sytuacji i znalazł czas, by ich umocnić. Rozmowy z księdzem dawały spokój wewnętrzny. Martwią się, aby nie został zapomniany, bo oni już odchodzą. Taki kapłan jak ks. Michał Potaczało powinien żyć wiecznie w pamięci, bo wskazywał drogę do Boga i do drugiego człowieka. Pragnął szczęścia dla każdego. Za duszę śp. Księdza Michała zamawiane są Msze święte. Przynoszone są kwiaty i znicze. Są też wspomnienia w różnych czasopismach, broszurach, a nawet w książce. Klub Inteligencji Katolickiej co roku wspomina ks. Michała. Bierze w tym udział Szkoła Podstawowa nr 5 w Fabloku, której patronem jest ks. Michał Potaczało. Był to kapłan wyjątkowy, nieprzeciętny. Pochowano go obok kościoła na Rospontowej, koło pomnika św. Maksymiliana Kolbe, bo parafianie chcieli go mieć przy sobie i taka też była wola ks. Michała. Jest wśród nich, pomaga im, gdy go o to proszą, dalej służy ludziom. Anna Pawlikowska Numer 1, rok 2011 Nikogo nie odrzucał Nie było mi dane poznać osobiście Księdza Michała Potaczało. Kilka lat temu zapukała do moich drzwi pani Ania, która – jak się potem dowiedziałam – przez 30 lat starała się, aby pamięć o Proboszczu z Rospontowej nie zaginęła. Opowiedziała mi pokrótce historię posługi kapłańskiej i życia Księdza Michała i poprosiła o pomoc w zbieraniu świadectwa o Kapłanie, który zmarł w opinii świętości, a jego dobre serce i otwartość na każdego człowieka powodują, że pamięć o nim jest nadal żywa. Zgodziłam się, ale byłam pełna obaw czy podołam temu zadaniu. Czas naglił – miałam tylko kilkanaście dni na zebranie i opracowanie materiału, który miał się znaleźć w książce „Zakochany w każdym człowieku” autorstwa Jana Lachendro.(...) Pani Ania pomogła mi nawiązać kontakt z kilkoma osobami, które znały Księdza Michała, doznały od niego wsparcia duchowego, moralnego, a często nawet materialnego. Był dla nich jak dobry ojciec – wysłuchał, doradził, udzielił pomocy. Pomagał osieroconym dzieciom, skłóconym rodzinom; ludziom zagubionym, więźniom. Nikogo potępiał, nie odrzucał. Każdemu dawał szansę na przyjaźń z Bogiem i drugim człowiekiem. Swoją niezłomną wiarą, zawierzeniem Opatrzności i oddaniu Matce Bożej, budował duchową świątynię parafii Matki Bożej Ostrobramskiej i zjednał sobie mieszkańców Rospontowej. Kim był? Co sprawiła, że słysząc jego imię, ludzie mają łzy w oczach, powracają wspomnienia, słowa wdzięczności, modlitwy.(...) Postanowiłam bliżej poznać człowieka, duszpasterza, dobroczyńcę, przyjaciela, który całym swoim życiem świadczył o nieustannej miłości do Boga i człowieka. Był rok 1954. Do niewielkie parafii w Chrzanowie Rospontowej przybył nowy proboszcz – Ksiądz Michał Potaczało. Nikt nie zdawał sobie sprawy, że ten skromny człowiek na zawsze pozostanie w pamięci i sercach ludzkich. Żelazne łóżko, zniszczona sutanna, wytarta, spłowiała furażerka. Ksiądz Michał nie przywiązywał wagi do rzeczy przyziemnych. Rozdawał wszystko co miał, nawet własne ubrania, buty. Kiedy parafianie kupili mu buty, bo te stare były już bardzo „schodzone”, następnego dnia podarował je biednemu człowiekowi, który musiał iść do pracy, żeby utrzymać rodzinę. 13 WSPOMNIENIA Gorące serce otwarte dla wszystkich, umiejętność słuchania, chęć pomocy i kromka chleba dla głodnego – symbole prostego żołnierskiego życia i pełnego oddania Bogu i bliźniemu. Przebył daleką drogę, jak wielu w tamtych czasach, straszliwy czas okupacji, żołnierki w Armii Ks. Michał Potaczało (1963 r.) Krajowej, konspiracji, partyzantki, tułaczki, rewizje, ucieczki przed Gestapo, a potem przed Służbą Bezpieczeństwa. Los rzucał go po całej Polsce. Przed II wojną światową pracował jako wikariusz w Pysznicy. Pomimo młodego wieku był ogromnie zaangażowany w prace na rzecz parafian – założył kółko rolnicze, sklep, a nawet przedszkole. Pomagał ludziom w walce z nałogiem pijaństwa. Był dla nich wsparciem i ostoją, nikogo nie pozostawił bez pomocy. Kiedy na początku wojny był wikariuszem w parafii w Rozwadowie, poszukiwało go gestapo, ukrywał się; chodził w cywilnym ubraniu, spał w jamach, bunkrach, nawet na wieży kościelnej. W czasie pacyfikacji wsi organizował opiekę nad uchodźcami, rannymi, grzebał zabitych. Wspierał duchowo i moralnie ludzi przerażonych okropieństwami wojny, utratą najbliższych, ciągłym zagrożeniem i nieuchronnym widmem śmierci.(...) Sam cudownie jej uniknął, chcąc przedostać się na drugą stronę Sanu z meldunkiem dla partyzantów, a potem uciekając przed esesmanami. Zawsze powtarzał, że Opatrzność czuwała nad nim. Po latach tylko nieliczni poznali prawdę o tamtych czasach. Jak sam mówił – nie chciał narażać osób uczestniczących w ruchu oporu, nawet nie zapisywał tych wydarzeń, aby zapiski nie trafiły w niepowołane ręce w czasie wielokrotnych rewizji w jego mieszkaniu. Czasami po Mszy Świętej spacerował koło kościoła i gwizdał piosenki partyzanckie. Wracały wspomnienia. W czasach reżimu Ksiądz Potaczało spotykał się z ludźmi w ich domach pod pozorem uroczystości rodzinnych i tam rozmawiali o wolnej Polsce. 14 Gromadził wokół siebie ludzi mądrych, otwartych i odważnych, którzy byli zaangażowani w odzyskanie niepodległości naszej Ojczyzny. Spotykał się z młodzieżą i prowadził ich przez meandry propagandy komunistycznej. Zachęcał do poznawania pięknych kart historii Polski, dyskutował o Bogu i wolności człowieka. Czasami dyskusje trwały do późnej nocy. Na odnowionych ścianach kościoła umieścił sceny z historii Polski. Był niezłomny w sprawach zasadniczych „Bóg. Honor, Ojczyzna”. Jako gorący patriota ubolewał nad losem Polski, śledził wydarzenia polityczne, ale nigdy nie dał się nakłonić do współpracy z komunistami. Nawet sakra biskupia, którą go kuszono, nie była dla niego warta zaprzedania swojej duszy. W trudnych czasach totalitaryzmu dwukrotnie uniknął zamachu na swoje życie. To były prawdziwe lekcje patriotyzmu. Na plebanii organizował korepetycje dla zdolnych i słabszych uczniów. Zapraszał profesorów i inżynierów do pracy z młodzieżą. Czasy były ciężkie. Rodzice nie mieli pieniędzy, aby opłacać dodatkowe lekcje. Dzięki pomocy Księdza Michała niejeden młody człowiek mógł podjąć studia i „wyjść na ludzi”. Do dzisiaj na jego grobie leżą kwiaty – podziękowania od księży, lekarzy, inżynierów, nauczycieli. Praca z młodzieżą, szczególnie trudną, zaniedbaną dawała mu ogromną satysfakcję. Organizował wycieczki na Żelatową lub na Lipowiec. W plecaku miał zawsze piłkę, chleb i dżem. Opowiadał dowcipy, śpiewał piosenki, układał słowa do znanych melodii.(...) Potrafił wydobyć na światło dzienne talenty młodych, doradzić, w jakim kierunku mają iść, aby osiągnąć cel w życiu i pozostać godnymi ludźmi. Pokazywał młodym piękno przyrody, opowiadał historię Polski, ale przede wszystkim uczył okazywania szacunku drugiemu człowiekowi. Ksiądz Michał Potaczało nie dzielił ludzi na wierzących i niewierzących.(...) Każdemu dawał szansę spotkania z Bogiem. Kiedy w kościele wieczorem paliło się światło – był to znak, że czeka. Udzielał sakramentów świętych ludziom na wysokich stanowiskach, którzy nie mogli w tamtych czasach oficjalnie wziąć ślubu kościelnego czy ochrzcić dziecka.(...) Nikogo nie potępiał, wskazywał drogę, a człowiekowi pozostawiał wybór. Jak sam mówił „Jestem zakochany w każdym człowieku – i chciałbym każdemu nieba przychylić”. Nigdy nie miał wyznaczonych godzin urzędowania czy urlopu – zawsze można było przyjść i porozmawiać. Ksiądz Michał miał dar słuchania. Zapytany – nie wydawał pochopnych sądów, Numer 1, rok 2011 WSPOMNIENIA nie działał bez zastanowienia. Wszystko musiał przemyśleć, „przemodlić”, a wtedy udzielał rad i wskazówek. Wiele osób wspomina jak bardzo był uczynny – udzielał porad prawnych, pisał podania nawet do Sądu Najwyższego. Robił zakupy starszym, schorowanym ludziom, kupował węgiel i własnoręcznie zwalał go do piwnicy. W czasie budowy plebanii nie wstydził się pracy fizycznej – kopał doły, roz-ładowywał wagony z wapnem. Kiedy widział, że ktoś buduje dom, przychodził z błogosławień-stwem, a potem brał łopatę i pracował razem z innymi. Okazywał pomoc bezinteresownie. Wiedza, którą posiadał była bardzo rozległa – począwszy od chemii, matematyki czy fizyki, poprzez wiedzę medyczną aż po historię i literaturę. Rozmawiając z innymi nie okazywał wyższości. Niewielu parafian wiedziało, że ukończył studia historyczne na Uniwersytecie Warszawskim. Swoją wiedzę i umiejętności przekazywał młodym, zachęcał ich do pracy nad sobą, ciągłego rozwoju i samokształcenia. Uwielbiał czytać książki – miał wspaniały księgozbiór, z którego mogli korzystać mieszkańcy parafii. A przy tym wszystkim lubił żarty, dowcipy, często się śmiał i nie pozwalał innym na bezpodstawne narzekanie czy utyskiwanie. Jako literat pozostawił bogatą spuściznę: wiersze, nowele, opowiadania, wspomnienia oraz powieści historyczne z dziejów Polski, Europy i starożytnego Wschodu. Z jego myśli przelanych na papier wyłania się obraz wrażliwego, bogatego wewnętrznie człowieka zatroskanego o losy Ojczyzny i ludzi powierzonych jego opiece. Jak żołnierz na posterunku wytrwał do końca w służbie Bogu i bliźniemu. Mija 35 lat od jego śmierci, a na grobie wciąż płoną znicze, leżą świeże kwiaty. Ksiądz Michał pozostawił swój niezatarty ślad na ziemi. Jest patronem Szkoły Podstawowej numer 5 w Chrzanowie. (...) W technikum w Fabloku, gdzie pracował z młodzieżą, widnieje wmurowana tablica pamiątkowa poświęcona Księdzu Potaczale. Tam też w 2005 roku była wystawa zdjęć połączona z promocją książki Jana Lachendro „Zakochany w każdym człowieku” – źródła bogatej wiedzy o Księdzu Michale.(...) W ubiegłym roku powstało Stowarzyszenie Przyjaciół Księdza Michała Potaczało „Apostoł dobroci” skupiające ludzi, w sercach których Ksiądz Michał zagościł na zawsze. Renata Hejmo Apostoł dobroci - Spotkałam go tylko trzy razy w życiu, a każde zapamiętam na zawsze. Ciepły uścisk dłoni, dobre słowo i to niesamowite ciepło, które biło od księdza – tak 7l-letnia Anna Pawlikowska z Chrzanowa wspomina księdza Michała Potaczało. - To okazja, by wspomnieć tak wspaniałego człowieka, jakim był ksiądz Michał. Co roku uczestniczę w Mszy świętej za jego duszę i akademii szkolnej. Tym razem znowu się wzruszyłam. Młodzież wraz z harcerzami przygotowali piękny występ. Galowo ubrani wnieśli sztandar do kościoła i pięknie opowiadali o księdzu. Choć dzieci go nie znały, bo to przecież już 35 lat minęło od śmierci, znają jego historię. To wspaniałe, że pielęgnują pamięć o nim – podkreśla Pawlikowska. - Pochodzę z Podhala, gdzie trudne było życie. Brak pracy, ciężko chora matka, utrudnienia w dostępie do lekarzy. Od szkolnej koleżanki dowiedziałam się, że proboszcz Michał Potaczało w parafii Matki Boskiej Ostrobramskiej potrzebuje katechet-ki. Pojechałam, bo kocham dzieci. Miałam jednak obawy, że góralska gwara będzie przeszkodą. Ksiądz powiedział „Damy sobie radę...”. - Już byłam spakowana do wyjazdu, a tu przyszedł list z wiadomością, że ksiądz zmarł nagle 4 stycznia 1975 roku. To była paraliżująca wiadomość. Mimo wszystko pojechałyśmy z mamą do Chrzanowa i zamieszkałyśmy w wynajętym przez księdza dla nas mieszkaniu. Parafianie nie zostawili nas bez opieki. Przynosili żywność i pieniądze potrzebne na najważniejsze wydatki. Szukali też pracy dla mnie, gdyż pracowałam jako zakrystianka. Kilka osób zwierzyło mi się, że to ksiądz Potaczało prosił, aby mnie i mojej matce pomagali – wspomina ze wzruszeniem pani Anna. Często odwiedza grób księdza. - Minęło wiele lat, a pamięć o księdzu wielkiego serca jest nadal żywa. Dla niego najważniejszy był człowiek. W potrzebie podawał każdemu rękę, nikogo nie wyróżniał. O każdej porze dnia i nocy był do dyspozycji drugiego człowieka. Żył ubogo i pracowicie, ale w jego domu zawsze był chleb dla głodnego, krzesło przy stole i czas na rozmowę, pocieszenie. W pięknym kościele Matki Boskiej Ostrobramskiej on tam nadal jest i czuwa przy ołtarzach modlitewnych cichością i nadal pomaga tym, którzy wymawiają jego imię w swych modlitwach. Był ukochany przez ludzi, a kto widzi drugiego człowieka, tego i Bóg widzi. Niech będzie błogosławione jego imię i pamięć o kapłanie prawdziwym człowieku – tak Anna Pawli-kowska kończy wspomnienie o księdzu. (MB) Numer 1, rok 2011 15 POEZJA OD SERCA Drzewo oliwne Mój pień jest piękny, jakby potężny powróz z wielu gałęzi skręcony. Jestem wiekowa, ale żywa i rodząca. Moje liście są zielone i co roku dają nowe owoce. Moje oliwki od wieków posilają i są lekarstwem na rany i schorzenia. Patrzą na mnie pielgrzymi i turyści, słuchają objaśnień, że mam już lat tysiąc, korzenie są te same, z jakich rosły drzewa, gdy tu przychodził Mistrz i Nauczyciel. Opowiadam wciąż o tamtych spotkaniach, gdy samotnie nocował tu Jezus. Spał oparty o mój pień gruby i modlił się szeptem, nieraz przez całą noc. Bywało, że zjawiał się w ogrodzie z uczniami swoimi. Rozmawiali, spali, modlili się razem i każdy w swym sercu. W noc przed jego męką, po wspólnej wieczerzy, przyszedł do Ogrodu, wraz z trzema uczniami. Jego twarz zbolała zdawała się mówić o tym, co stało się wkrótce. Uczniowie byli spokojni, jakby nic nie czuli, co już nadchodziło. Nastawiałam liście i wszystkie owoce, gałązki me patrzyły na każdy gest Mistrza. Mój pień wsłuchiwał się w cichy głos Jezusa, który coraz bardziej stawał się jękiem całego wszechświata. Księżyc jasno świecił, gwiazdy były jakby parasolem z nieba. On, dotykając ziemi, lękiem i bólem swego serca, wołał wciąż do Ojca. Po setkach lat, tysiącach, słyszę dziś tamte słowa: Ojcze, oddal kielich, lecz nie moja wola... Twa wola niech się stanie. Pamiętam też tamte krople potu, w świetle nocnym widziałam, że krwawe się stały. Kilka razy powtarzał, że już jest gotów. Podszedł do swych uczniów. Piotr, Jan, Jakub spali, jakby nic ważnego się nie przybliżało. „Czuwajcie, módlcie się, duch ochoczy, lecz ciało słabe”. Czy oni coś pojęli? Gdy dziś przychodzą do tego ogrodu ludzie z bliska i z daleka, myślę o nich, myślę też o tych, co mają swe noce Ogrójca: o samotnych w cierpieniu, w chorobie, w opuszczeniu, 16 o samotnych w grzechu, wątpiących i pełnych rozpaczy. Czy ze swoim Ogrójcem przychodzisz – choćby myślą - do mego Ogrodu? Czy dotykasz mnie, mego pnia i mych liści, aby się nauczyć, że ratunkiem są Jego słowa: Twa wola niech się stanie. On walczył wewnętrznie, ból w miłość przemieniał, oddaniem Ojcu i ludziom zbawiał cię, człowiecze. Zamiast nocy grzechu, przeżyj noc Ogrójca, będziesz ocalony i ocalisz innych. Nagle z dala słychać gwar i głośne krzyki, ciemność nocy jasna od blasku księżyca, staje się jaśniejsza od ognia pochodni. Mistrz jest wciąż spokojny, uczniowie zaś smutni, pełni lęku, bezradni. Ich zdumienie jest wielkie, bo na czele zgrai idzie jeden z uczniów. Nie wiedzą, co się dzieje. Razem byli wezwani, razem stale przy Mistrzu. Uczeń z Kariotu pozdrawia Jezusa, całuje Go w policzek. Mistrz mówi: Pocałunkiem zdradzasz. Powiązali Tego, który przed chwilą się modlił: Twoja wola niech się stanie. To wszystko jest nie do zrozumienia. Ty, który po wiekach - choćby myślą tylko - stajesz przy pniu moim, pomyśl, jak często pocałunek ucznia jest dziś powielany. Znak ofiarnej miłości staje się symbolem obłudy i zdrady. Widzę do dziś Piotra, jak próbował bronić Jezusa i siebie. Szczerze miecza użył. Zapomniał o słowach i przykładzie Mistrza. Musiał więc usłyszeć: Schowaj miecz, kto mieczem walczy, od miecza też zginie. Pozostałam w ciszy nocy i ogrodu. Nikt nie zwracał uwagi na drzewo, co słucha, widzi i pamięta. Migotanie ognia coraz dalej było, aż wszystko zamilkło. Wiem, w nocy sądzono Jezusa, a Judasz wiele razy liczył swe srebrniki. Gdy patrzył na błyszczące kawałki metalu, widział w nich naprzemian odbicie Jezusa i swoje odbicie. I słyszał głos Mistrza: Po coś przyszedł? A najbardziej bolało: Przyjacielu. A ja, oliwka - drzewo ogrójcowe, mówię ci, bracie, siostro, idący przez czas i ziemię: zdradzasz. Ty jeszcze masz szansę, Judasz już jej nie ma. (za zgodą autora) Numer 1, rok 2011 OD SERCA RODZICOM Upomnienie Jeżeli czytamy Ewangelię jako traktat o wychowaniu człowieka, łatwo możemy odkryć ostrożność Chrystusa w szafowaniu pochwałami i dość częste sięganie Mistrza do upomnień. Nad takim postępowaniem winni się zastanowić współcześni pedagodzy. Dziś preferuje się pochwały, sądząc, że upomnienie może utrwalać kompleksy. Chrystus jest doskonałym Pedagogiem. Zna człowieka, gdyż jest jego Twórcą. Nie musi podejmować eksperymentów, gdyż dobrze wie, jak go wychować. Upomnienie jest nieodzowne w wychowaniu. Jednak umiejętność operowania nim to wielka sztuka. Posiadają ją jedynie ci, którzy autentycznie kochają człowieka. Upomnienie zawiera w sobie gorzką prawdę i należy ją umieć powiedzieć drugiemu człowiekowi tak, aby jej ujawnienie prowadziło do jego poprawy. Skutek upomnienia zależy w dużej mierze od tego, w jakim czasie i miejscu zostało ono udzielone i w jaki sposób zostało przekazane. Te okoliczności potrafi właściwie uwzględnić jedynie ten, kto prawdziwie kocha. Mistrz z Nazaretu podaje dokładną instrukcję, dotyczącą upomnienia: „Gdy twój brat zawini przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź ze sobą jeszcze jednego lub dwóch, żeby na słowie dwóch lub trzech świadków opierała się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik" (Mt 18, 15-17). Wypowiedź ta pozwala dostrzec wielką troskę Mistrza zarówno o upomnianego, jak i o upominających. Jego instrukcja jest szczegółowa. Pierwszy etap upomnienia to dyskretne spotkanie w cztery oczy. Drugi wymaga już świadków. Chrystus dba bowiem o wzrastającą siłę upomnienia i o obiektywizm, który łatwiej zachować, gdy kilku ludzi wypowiada się na temat człowieka. Dopiero na trzecim etapie winien się pojawić czynnik oficjalny, czyli urzędowy. Jezus uwzględnia oporne zachowanie się upomnianego, i to na wszystkich etapach. Uznanie opierającego się człowieka za poganina i za celnika jest równoznaczne z odsunięciem się od niepoprawnego brata. Z punktu widzenia praktycznego większość spraw trudnych, wymagających upomnienia, winna być załatwiona na dwu pierwszych etapach. Jezus zdecydowanie się sprzeciwia jakie- Numer 1, rok 2011 mukolwiek donosicielstwu. Ten, kto chce pomóc w poprawie drugiemu, winien to uczynić najpierw sam; a jeśli mu się to nie uda, powinien to uczynić na zasadzie sądu koleżeńskiego, a dopiero wówczas, gdy i to zawodzi, trzeba zwrócić się o pomoc do tego, kto piastuje urząd. Takie ustawienie sprawy jest połączone z wezwaniem do braterskiej odpowiedzialności za drugiego człowieka, co może prowadzić nawet do ukrywania przed władzą błędów brata, aby mu dać jeszcze szansę rehabilitacji. Zdrowa atmosfera we wspólnocie istnieje tylko wówczas, gdy dziewięćdziesiąt pięć procent trudnych spraw załatwiają sami jej członkowie, bez zaangażowania w nie władzy. Urząd jest instancją ostatnią i jego interwencja powinna być możliwie najrzadsza. Jezus zna mechanizmy donosicielstwa. Wielokrotnie je demaskuje. Gdy Herod chce Go zabić, przekazuje mu przez jego donosicieli wiadomość, że za trzy dni opuści teren podlegający władzy króla. Sam zostaje aresztowany przy współpracy Judasza, donosiciela, zatrudnionego przez Jego wrogów. Na kartach Ewangelii spotykamy ostre słowa upomnienia Jezusa, skierowane do Piotra. Mocne i publiczne upomnienie uczonych w Piśmie i faryzeuszy, zanotowane w dwudziestym trzecim rozdziale Ewangelii św. Mateusza. Delikatne upomnienie kieruje Chrystus do kobiet, współczujących Mu w Jego drodze na egzekucję. Aby dokładniej zapoznać się z ewangelicznym upomnieniem, należałoby uważnie przeczytać całość Starego Testamentu, zwłaszcza Księgi Mądrościowe, bo Mistrz z Nazaretu odwołuje się do tego, co było obecne w świadomości Izraelitów. Upomnienie zaś stanowi ważny element mądrości. Ewangeliczne upomnienie należy rozważyć dokładnie nie tylko ze strony upominanego i upominającego, ale także w aspekcie udzielania upomnień oraz ich przyjmowania. W praktyce z reguły widzi się tylko upominanego, a nie stawia się żadnych wymagań upominającym. Tymczasem jeśli ktoś nie umie sam przyjąć upomnienia, nie nadaje się w ogóle do upominania i nie powinien tego czynić. Trzeba samemu znać smak upomnienia, jeśli się chce kogoś nim częstować. Zachowanie wskazań Jezusa przy upominaniu gwarantuje jego skuteczność i czyni je twórczą formą miłości. ks. prof. Edward Staniek 17 OD SERCA DZIECIOM 18 Numer 1, rok 2011 MINISTRANCI I LEKTORZY Podsumowanie służby ministrantów i lektorów Minął rok pracy na pańskiej niwie, czyli służby przy ołtarzu. Czas więc na podsumowania. Najpierw bardzo dziękuję WSZYSTKIM ministrantom i lektorom za ich zaangażowanie i świadectwo. Muszę powiedzieć (oby nie zapeszyć!), że mamy dobrych ministrantów. I to nie tylko, kiedy mówimy o ich gorliwości w chodzeniu do kościoła, ale także o ich postawie jako ludzi, chłopców, młodzieży. Nie słyszałem w ciągu tego roku ani raz żadnej skargi typu: „proszę księdza, on jest ministrantem, a pali papierosy, włóczy się nocami po przystankach, czy widziano go pijanego…” Wiem, że nie wszystko wiem, ale jednak przy tej liczbie chłopców mógłbym słyszeć takie uwagi wielokrotnie. Wiem, że święci nie są i zdarzały się im kilka razy jakieś drobne „wpadki” (dosłownie trzy razy), ale czymże to jest wobec 365 dni w roku i 84 chłopców… Cieszyłbym się jeszcze bardziej, gdybym ze szkół miał takie dobre wieści jak „z ulicy”. Tu już niestety bywa różnie. Zapał do nauki nie jest mocną stroną niektórych. Szkoda… Zachowanie w szkole, na lekcjach też w niektórych (baaardzo nielicznych) wypadkach mogłoby ulec poprawie. Generalnie jednak - na dużym plusie. Również godna pochwały jest aktywność w parafii. Ministranci i lektorzy robią mnóstwo drobnej dobrej roboty, której czasami nawet nie widać, a o której wiem przeważnie tylko ja i pan kościelny (podlewanie krzewów, koszenie trawy, ubieranie i rozbieranie dekoracji, sprzedaż gazet, zbieranie pieniędzy do Wieczystej Księgi Ofiarodawców, choć to nie ich obowiązek, słowem przysłowiowe: „zanieś, przynieś, pozamiataj…”). Zawsze jednak można na nich liczyć. Numer 1, rok 2011 Oczywiście najważniejsza jest służba przy samym ołtarzu, a te oddają punkty zbierane w całym roku. Niestety (albo na szczęście) nie wymyślono jeszcze miernika pobożności, bo wtedy człowiek nic już w życiu nie miałby okazji robić ze zwykłej dobroci i miłości. Niemniej wierzymy, że gorliwość i pobożność jakoś starają się iść w parze… Najlepszym ministrantem 2010 roku okazał się być (nie pierwszy raz zresztą) Krzysztof Majocha (1243 pkt.). Ośmielę się ze wstydem stwierdzić, że Krzysiu był chyba w tym roku więcej razy w kościele niż ja… Zaraz za nim plasuje się jego kolega i kuzyn Jan Zajda (1006 pkt.). Ich zdrowa rywalizacja była zacięta, ale Janek ma dalej do kościoła i to go pokonało. Ponieważ ich wyniki są kosmiczne, więc następne wydają się być przy nich niewielkie. To jednak tylko złudzenie! Bracia Krzysztof (825 pkt.), Jan (803 pkt.) i Łukasz Jędrzejowscy (800 pkt.) („Mikołajcyki”) wcale nie są dużo gorsi. Oni chodzili średnio tylko raz dziennie do kościoła w ciągu tego roku. Krzysiek M. zaś i Jasiu Z. dwa, a nawet czasem trzy razy. Gdyby jednak zliczyć ilość wydeptanych kilometrów, to bracia Jędrzejowscy (każdy z osobna) na pewno zrobili ich więcej niż lider, choć z Jankiem by przegrali, bo to prawie sąsiad. Kolejne miejsca to już po prostu normalna (nie wyczynowa, zawodnicza), lecz bardzo gorliwa jazda. Paweł Jończyk (695 pkt.), Beniamin Nowak (551 pkt.), Tomasz Pakosz (501 pkt.), Dawid Godzik (498 pkt.), Piotr Kuchta (488 pkt.), Konrad Garbień (485 pkt.), Piotr Garbień (471 pkt.), Mateusz Kulesza (420 pkt.), Szymon Światłoń (403 pkt.) chodzili do kościoła po prostu wzorowo. Znacznie powyżej tego, co musieli. Oczywiście wyliczyłem tu tylko tych wzorowych. A przecież są jeszcze bardzo dobrzy i dobrzy i słabsi, i ci, którzy nie zbierają punktów, a służą gorliwie, i ci, którzy po prostu tylko w niedzielę, ale jednak „trzymają się ołtarza”. I im dziękujemy i zachęcamy do jeszcze większej gorliwości. Na koniec pragnę podziękować także Rodzicom ministrantów, bo to niejednokrotnie ich zasługa, że potrafią synów nie tylko zmotywować do porannego wstawania, ale jakże często przywieźć ich do kościoła samemu uczestnicząc we Mszy. Gratulujemy! Verba docent, exempla trahunt! (Słowa uczą, przykłady pociągają!) Króluj nam Chryste! ks. Marek Suder 19 MINISTRANCI I LEKTORZY Turniej piłki nożnej ministrantów Na wstępie trzeba powiedzieć, co to jest. Otóż są to ogólnopolskie zawody halowej piłki nożnej dla służby liturgicznej. Organizuje je od sześciu lat ministranckie czasopismo „Króluj nam Chryste” (KNC) pod patronatem Konferencji Episkopatu Polski. Najpierw graliśmy w tak zwanym etapie dekanalnym, w którym mogło wziąć udział 12 parafii z naszego dekanatu w trzech kategoriach wiekowych, a wzięły udział tylko Sułkowice i Rudnik. Pozostali nie czuli chyba powołania… 14 grudnia 2010 r. na sali przy gimnazjum ministranci ze szkoły podstawowej sromotnie przegrali z rówieśnikami z Rudnika (0:9). Za to gimnazjaliści wzięli odwet i wygrali z rudniczanami 5:3. Lektorzy starsi, ze szkoły średniej, nie znaleźli rywali, z którymi mogliby się potykać i przeszli do drugiego etapu na zasadzie „dzikiej karty”. Etap drugi, rejonowy odbywał się w Makowie Podhalańskim. Obejmował on zwycięzców z 4 dekanatów (Jordanów, Sucha Beskidzka, Maków Podhalański, Sułkowice) czyli całego VI rejonu. W kategorii szkoły podstawowej zwyciężyli nasi pogromcy z Rudnika. I trzeba powiedzieć, że potraktowali rywali nie mniej okrutnie niż nas (6:0, 5:0 i 3:0 i to w przeszło połowę krótszym czasie gry!). Przeszli oni naturalnie do etapu diecezjalnego i jeśli go wygrają (czego im życzymy!) będą reprezentować Archidiecezję Krakowską w ogólnopolskim finale w maju w Gdańsku. Gwoli usprawiedliwienia powiem tylko, że rudniczanie w ubiegłym roku w Elblągu w taki właśnie sposób zajęli 9. miejsce w Polsce! Jeśli chodzi o naszych zwycięskich gimnazjalistów, to niestety po pierwszym świetnym meczu (4:1 z dryblasami z Sidziny) przegrali dwa następne (0:1 i 0:2) i w ostateczności zajęli III miejsce. Gwoździem do trumny była pechowo stracona bramka z Bystrą i przegrana 0:1. Mecz z Osielcem był już tylko grą „o pietruszkę”, więc nieco odpuściliśmy grając słabszym składem. Lektorzy ze szkoły średniej mieli tylko dwóch rywali. Swój pierwszy mecz (dodajmy świetny!) przegrali z chłopakami z Osielca 2:4. I to nie z winy własnej, lecz wskutek ewidentnego pecha. Poprzeczki, słupki, strzały tuż obok słupka… Gdyby choć co trzeci się udał, wynik byłby zgoła inny. Po meczu Maciek się tłumaczył: „No nic dziś nie chciało wejść, proszę księdza…”. Potwierdzam. 20 Drugi mecz był już w zasadzie tylko formalnością, a tu nagle w cudowny sposób wszystko wychodziło. Pech się odwrócił. Szkoda, że za późno. Dopełniliśmy więc tej formalności wygrywając ładnie 8:0 z Bystrą Podhalańską. W ostateczności skończyło się na 2. miejscu. Cóż pozostaje powiedzieć: będziemy próbować za rok! Na kręglach Są sporty, które nie każdy rozumie, np. kręgle. Pozornie nie ma wielkiej filozofii w przewróceniu kilku kręgli kulą puszczona z odległości kilkunastu metrów. A jednak… Okazało się, że to nie tylko trudne, ale i dosyć męczące. Przekonała się o tym młodzież z Grupy Apostolskiej i ministranci. 4 grudnia byli bowiem wraz z ks. Marianem i ks. Markiem w Wadowicach. Odwiedzili miejsca związane z Janem Pawłem II. Oprócz kręgielni, zaliczyli również lodowisko. Obeszło się bez ofiar, choć niektórzy mieli pierwszy raz łyżwy na nogach. Narciarze To już po raz trzeci nasi ministranci mieli okazję do wspólnego wyjazdu na narty. W tym roku 13 stycznia wyjechali z dziećmi z klasy sportowej ze szkoły podstawowej. W sumie uczestniczyło w nim 34 ministrantów i 16 uczniów wraz z opiekunami – nauczycielami ze szkoły podstawowej. Wszystko można w tym wyjeździe zaliczyć jako udane. Nawet pogodę (w Sułkowicach padał deszcz, ale w Białce Tatrzańskiej śnieg), z wyjątkiem jednego: za dużo ludzi na stoku i w kolejkach. Czwartek, środek tygodnia pracy, żadnych ferii ani „długich weekendów”, a tu tyle ludzi na stokach. Pytam: kto w tej Polsce pracuje?! :-) ks. Marek Suder Numer 1, rok 2011 OD SERCA MŁODZIEŻY Bierzmowanie bywa nazywane sakramentem pożegnania z Kościołem, i to z uroczystym błogosławieństwem biskupa! Patrząc na postawę wielu naszych kandydatów do bierzmowania warto zadać sobie pytanie: Czy ten problem nie dotyczy i naszych kandydatów do tego sakramentu? Czasami mam wrażenie, że nawet bardzo! Co zrobić, by to zmienić? Zachęcam do zapoznania się z poniższym artykułem zamieszczonym w czasopiśmie „Idziemy” z 27 maja 2007. Może jego treść będzie okazją do refleksji dla rodziców i samych kandydatów do sakramentu bierzmowania nad własnym podejściem i rozumieniem jego znaczenia. Zbigniew Łapa Sakrament marnowanych szans Żeby porozmawiać z kandydatami do bierzmowania, odwiedzam kościoły św. Michała w Warszawie i św. Trójcy w Ząbkach, gdzie do sakramentu, jak zresztą w wielu parafiach o tej porze roku, przygotowują się młodzi ludzie. Zatrzymuję na progu kościoła grupę licealistów. Do sakramentu przystąpią za kilkanaście dni. - Dlaczego tu jesteście? P.: Bo nie chcę mieć w przyszłości problemów ze ślubem lub byciem ojcem chrzestnym. A.: Żeby być umocnionym Duchem Świętym, dostać Jego dary i je w sobie rozwijać. K.: Bo jak nie będę chodziła, to mi ojciec zrobi „szlaban” na Internet. - Kim jest dla Was Duch Święty? Większość: ??? W.: Kimś, kto umacnia nas w wierze P.: Pośrednikiem między mną Jezusem? A.: Jedną z osób Trójcy Świętej. Bogiem, który umacnia w człowieku jego wiarę. - W czasie przygotowań do bierzmowania musieliście chodzić na roraty, regularnie się spowiadać, uczestniczyć w nabożeństwach, drogach krzyżowych. To trudne? S.: To zależy, czy ktoś robił to już wcześniej. Jeśli to się robi tylko dla stempla, to jest ciężko. - Zamierzacie tym praktykom być wierni po bierzmowaniu? Większość: ??? C.: Zobaczymy. Numer 1, rok 2011 - Macie wsparcie, choćby modlitewne, w waszych domach lub środowiskach? Większość: ??? S.: Moja babcia modli się za mnie A.: Ja z kolegą należę do wspólnoty oazowej, która modli się za nas. C.: Nic o tym nie wiem (śmiech). - Jak wybieraliście świadków? S.: Ja wybrałem przyszłą żonę. A.: Wybrałem kolegę ze wspólnoty, którego już wcześniej często prosiłem o modlitwę. K.: Poprosiłam żonę mojego brata. C.: Zaproponowałem kumplowi. - Miało znaczenie to, czy chodzi do kościoła? C.: A chodzi? S.: Gdybym miał wybrać osoby naprawdę praktykujące, musiałbym poszukać poza rodziną i najbliższym towarzystwem. - Jakie wybraliście imiona do bierzmowania? P.: Michał. B.: Klaudiusz. S.: Franciszek. - Kim jest św. Michał? P.: Nie wiem. - A Klaudiusz? B.: Kurcze. Jeszcze wczoraj wiedziałem. S.: Święty Franciszek wyrzekł się bogactwa i rozdawał je biednym. To mnie w nim ujmuje. - Dlaczego po bierzmowaniu wiele osób zapomina o Kościele i praktykach religijnych? W.: Bo się musi uczyć (śmiech). S.: Ja mam już 23 lata, ale pamiętam, że gdy miałem 16–17 lat, to myślałem głównie o zabawie. Zawsze byli koledzy, dziewczyny, towarzystwo… Teraz podchodzę do tego bardziej świadomie. P.: Jak się ma 16–19 lat, to nie chodzi się w niedziele do kościoła, bo się odsypia imprezy. - Czego się spodziewacie lub oczekujecie po bierzmowaniu? Co ono w waszym życiu zmieni? K.: Niczego się nie spodziewam. A.: Duch Święty zadziała, jak chce. C.: Zobaczymy. S.: Mam nadzieję, że moja wiara będzie mocniejsza. B.: Co ma być, to będzie. P.: Nie zastanawiałem się nad tym. 21 OD SERCA MŁODZIEŻY Komu Ducha Świętego? Zanim namaści ks. biskup Powyższa rozmowa, zdaniem komentujących ją księży typowa, wskazuje na motywy i świadomość młodych ludzi, z jaką przystępują do „widzialnego znaku niewidzialnej rzeczywistości”, czyli sakramentu bierzmowania. Jego celem, jak naucza Kościół (KKK 1285; KPK kan. 897), jest wprowadzanie w dojrzałość chrześcijańską przez ściślejsze związanie się z Kościołem, ubogacenie Duchem Świętym i – jako konsekwencja – stawanie się świadkiem Chrystusa. Tymczasem osiąganie „dojrzałości chrześcijańskiej” nie jest pierwszym, wymarzonym celem ani młodych ludzi, ani nawet ich rodziców. Więź z Kościołem zanika. Darów Ducha Świętego nie widać. A bierzmowani zamiast głosić Chrystusa i bronić wiary, wstydzą się jej. Zdarzają się oczywiście chlubne wyjątki, które świadomie dążą do pogłębiania wiary, ale tych jest zdecydowana mniejszość. Dlaczego tak się dzieje? Dużo zależy od przygotowania do bierzmowania. - Jeśli jest źle przeprowadzone, to zdarzają się później „pożegnania z Kościołem”. Z kolei, jeśli przygotowanie jest dobre, może być świetną okazją do nawrócenia – przekonuje ks. Macios. W obu warszawskich diecezjach przyjęto, kierując się dokumentami Kościoła, że przygotowanie do bierzmowania powinno trwać jeden rok (lub dłużej) i obejmować młodzież najwcześniej od III klasy gimnazjum. Jednak co do samej treści i formy przygotowań istnieje w parafiach pewna dowolność. Jej plusem są organizowane czasem weekendowe lub dłuższe wyjazdy rekolekcyjne, udział w „akcjach ewangelizacyjnych” itp. Zdaniem wielu księży jednak, dowolność sprawia, że młodzież często szuka, gdzie szybciej i łatwiej „zaliczyć” kurs. Stolica Apostolska sugeruje, aby uzgadniać między parafiami, a nawet diecezjami, sprawy dotyczące całości duszpasterstwa. - Świadomość działania Ducha Świętego, Jego mocy, która uzdalnia do ewangelizacji, do życia chrześcijańskiego czy pogłębionego życia sakramentalnego lub modlitewnego jest niestety znikoma! – tłumaczy ks. Przemysław Macios, odpowiedzialny za duszpasterstwo młodzieży w diecezji warszawsko-praskiej. Istotnie trudno oprzeć się wrażeniu, że katecheza o Duchu Świętym do świadomości wiernych przebija się bardzo opornie, a uroczystość zesłania Ducha Świętego schowana jest w głębokim cieniu, w ukryciu za uroczystością zmartwychwstania Pana Jezusa czy Bożym Narodzeniem. Wiedza o początku działalności publicznej Kościoła leży! Wielu kapłanów ma świadomość tego, że wołanie Jana Pawła II: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi” odbija się echem, ale po pustych ulicach. 22 Według ks. inf. Jerzego Zalewskiego z Wydziału Spraw Sakramentalnych Archidiecezji Warszawskiej wskazane jest ujednolicanie reguł dotyczących zarówno wieku kandydatów do bierzmowania (nieoficjalnie mówi się, że w ramach Konferencji Episkopatu toczą się prace nad jego podniesieniem) jak i sposobu ich przygotowania do tego sakramentu. Według ks. Zalewskiego, nie należy wydłużać czasu przygotowania do bierzmowania, ale podnieść jego jakość. W ramach przygotowań młodzież musi „stempelkami” rozliczyć się z udziału w Mszach św., w roratach, w nabożeństwach w ciągu roku, spowiedzi, rekolekcjach adwentowych i wielkopostnych. Niesłusznie krytykuje się te praktyki, w rzeczywistości bowiem – często mimowolnie – pozwalają one młodym ludziom odkryć całe modlitewne Numer 1, rok 2011 OD SERCA MŁODZIEŻY i sakramentalne bogactwo Kościoła, którego w inny sposób nie mieliby szansy choćby „spróbować”. Wszystkie te przygotowania i starania duszpasterzy oraz świeckich wolontariuszy na nic się nie zdadzą, jeśli bierzmowanym zabraknie przykładu i wsparcia duchowego ze strony ich rodziców i środowiska. Ranga sakramentu Zdarza się, że 17-latek, wychodząc w środku tygodnia z domu, rzuca zdawkowe: „Mamo, dziś będę w domu trochę później. Po angielskim idę do kościoła, bo biskup będzie nas bierzmował”. Tak więc bierzmowanie bywa jedynie punktem w planie zajęć. Dużym problemem jest brak pogłębionej refleksji teologicznej nad sakramentami i odarcie w powszechnej świadomości bierzmowania z jego uroczystego, społecznego charakteru. Choć udzielany raz w życiu, przegrywa – w ludzkich oczach – nie tylko z uroczystym świętowaniem innych sakramentów, ale często nawet przeżywamy go mniej niż poświęcenie palemek czy samochodów. Ten problem dostrzegły już niektóre Kościoły w zlaicyzowanych krajach zachodnich. Kościół we Francji wprowadził między I Komunią Świętą a bierzmowaniem uroczystość „Confession de foi” (wyznanie wiary), polegającą na uroczystym wyznaniu wiary i świadomym odnowieniu przez 13-latków przyrzeczeń chrzcielnych. Nie jest to żaden sakrament, ale uroczysty wstęp do dorosłości, znak, że bierzmowanie już za 2 lata. - Dla młodzieży to ważny moment, rozpoczynający pewien etap. Na „Confession de foi” zjeżdża się cała rodzina, chrzestni i przyjaciele, którzy po skończonej uroczystości wspólnie świętują. Zarówno dla młodych, jak i ich rodziców ma to swoje, mobilizujące znaczenie. Z okazji bierzmowania, które ten etap kończy, organizuje się jeszcze bardziej huczną uroczystość – mówi ks. Mariusz Tłokiński ze Wspólnoty Chemin Neuf, duszpasterz w parafii Saint Denis de la Chapelle w Paryżu. We Francji, oprócz cotygodniowych spotkań w parafiach w ramach przygotowań do bierzmowania, często organizuje się wielkie, kilkudniowe spotkania pod namiotami. Przyjeżdża na nie młodzież z kilku diecezji, a dla przykładu na spotkanie w okręgu paryskim w weekend poprzedzający tegoroczną Pięćdziesiątnicę przybyło 12 tys. młodych. Tam mają konferencje, koncerty muzyki chrześcijańskiej, pogadanki, spotkania z biskupami, którzy rozmawiają z młodzieżą o ich problemach i wątpliwościach. We Francji, gdzie nie ma zjawiska masowego katolicyzmu, do bierzmowania przystępuje głównie młodzież z rodzin rzeczywiście katolickich. Numer 1, rok 2011 - To najczęściej rodzice zachęcają do bierzmowania. Zależy im na tym i dają młodym dobry przykład chrześcijańskiego życia. Jest ścisły kontakt między rodzicami i duszpasterzami – mówi ks. Tłokiński. W każdej diecezji jest wspólny dla wszystkich parafii program przygotowań. Co zrobić, żeby owoce sakramentu nie przeszły bierzmowanym koło nosa? Odpowiedź wbrew pozorom nie jest trudna: jeśli w rodzinie jest wszystko w porządku, to i z dzieckiem w porządku. Kapłan jest jedynie pomocą dla rodziców, wsparciem, natomiast nigdy nie zastąpi rodziców w wychowaniu i szczepieniu u dziecka wiary. O roli rodziców w przygotowaniu dzieci m.in. do bierzmowania pisał dobitnie Jan Paweł II w Adhortacji „Familiaris Consorcio”. Ksiądz Zalewski zapewnia: - Jeśli rodzina kształtuje świadomość religijną dziecka, to nie będzie odejść od Kościoła, ale wrastanie w Kościół. Rodzina jest najważniejsza, ale nie tylko ona powinna kształtować wiarę młodzieży. - Katecheza i zaliczenie kilkudziesięciu nawet pytań nie zastąpi ewangelizacji dobrego przykładu. Młodzi ludzie potrzebują rówieśników, którzy pokażą im, że można żyć z Panem Bogiem blisko, że jest to możliwe i normalne – dodaje ks. Macios. Po bierzmowaniu Mimo ignorancji, z jaką młodzież nierzadko podchodzi do sakramentu bierzmowania, ani proboszczowie nie wahają się przedstawiać kandydatów do bierzmowania, ani biskupi – bierzmować. I dobrze, bo zasada „jakie życie, taki sakrament” nie musi się sprawdzać. Znamię otrzymane w sakramencie chrztu i bierzmowania pozwala każdemu bez wyjątku człowiekowi wierzyć w Boga, pokładać w Nim nadzieję i kochać Go (patrz: Jan Paweł II, „Pastores Gregis”, 13). Dlatego ludzie ledwie prześlizgujący się przez bierzmowanie, często potem – z opóźnionym zapłonem – odnajdują gorliwość wiary i swoje miejsce w Kościele. Potrzebują tylko wiary, modlitwy i wsparcia Kościoła, czyli nas wszystkich. Bardzo ważne jest, aby coś młodzieży zaproponować. - Jeśli nie będzie to jedna z grup czy wspólnot działających w parafii, to taką grupę dla bierzmowanych trzeba po prostu stworzyć! – mówi wielu księży. Zawsze jest czas i szansa, by dary Ducha Świętego, które posiadamy już od dnia chrztu, zacząć wykorzystywać lub choćby je obudzić. Żeby sakrament bierzmowania nie był sakramentem pożegnania z Kościołem, w dodatku z uroczystym błogosławieństwem biskupa! 23 OD SERCA MŁODZIEŻY Poznawać Boga przez Biblię Jak informowałem już w jednym z numerów naszej gazety, 9 uczniów naszego gimnazjum zakwalifikowało się do etapu rejonowego. W dniu 9 grudnia w Gimnazjum w Bysinie odbył się kolejny etap wojewódzkiego konkursu biblijnego w którym nasi uczniowie uzyskali bardzo dobre wyniki. Z wielka radością informuję, że z dziewięciu startujących uczniów pięciu uzyskało powyżej 60% poprawnych odpowiedzi: Marta Golonka, klasa III d - 58 punktów, Magdalena Golonka, klasa III d - 56 punktów, Łukasza Gędźba, klasa I d - 54 punkty, Anna Jończyk, klasa III d - 46 punktów, Monika Zaremba, klasa III d - 42 punkty. Jest to bardzo dobry wynik, zwłaszcza w kontekście bardzo trudnych pytań, z którymi musieli się zmierzyć. Pozostali uczniowie uzyskali także bardzo dobre wyniki. Adama Pyrtek, klasa III d - 41 punktów, Joanna Kuchta, klasa III a - 41 punktów, Weronika Żak, klasa III a - 35 punktów, Klaudia Bobeł, klasa III d - 29 punktów Maksymalnie można było zdobyć 70 punktów. 29 grudnia ogłoszono wyniki etapu rejonowego. Finalistkami Małopolskiego Konkursu Biblijnego zostały dwie uczennice naszej szkoły: Marta Golonka oraz Magdalena Golonka. Warunkiem udziału w finale było uzyskanie, co najmniej 56 punktów na 70 możliwych do zdobycia. Finalistkom serdecznie gratuluję wspaniałego wyniku. Katecheta i opiekun Zbigniew Łapa Fragment testu, z którym musieli się zmierzyć nasi uczniowie. Sprawdź i ty swoją wiedzę! (Pytania na podstawie Księgi Wyjścia) 1. Podaj imiona (zwróć uwagę na prawidłową pisownię) dwóch hebrajskich położnych, którym faraon wydał nakaz mordowania nowonarodzonych chłopców Hebrajczyków. (2 p.) 2. Kto wydobył skrzynkę z małym Mojżeszem spośród sitowia na brzegu rzeki? (1 p.) 3. Kapłan Jetro, teść Mojżesza, występuje w Księdze Wyjścia również pod innym imieniem. Podaj to imię. (1 p.) 4. Jak miał na imię pierwszy syn Mojżesza? (1 p.) 24 5. Po pierwszej wizycie Mojżesza u faraona pewną grupę Izraelitów dotknęły tak wielkie restrykcje, że ich położenie stało się rozpaczliwe. Która to była grupa? (1 p.) 6. Jak długo trwała plaga ciemności? (1 p.) 7. O jakiej porze nocy (według tekstu Księgi Wyjścia) nastąpiła śmierć pierworodnych w całym Egipcie? (1 p.) 8. Ile wyborowych rydwanów rozkazał faraon użyć do pościgu za Izraelitami opuszczającymi jego kraj? (1 p.) 9. Jaki instrument muzyczny, po przejściu Izraelitów przez Morze Czerwone, wzięła do ręki Miriam, siostra Aarona, by wraz z innymi kobietami grać i tańczyć na cześć Pana? (1 p.) 10. Jaki smak, według określenia z Księgi Wyjścia, miała manna? (1 p.) 11. W czasie, gdy Amalekici walczyli z Izraelitami pod Refidim, Mojżesz modlił się na szczycie góry z wzniesionymi rękami, które podtrzymywali dwaj mężczyźni. Jednym z nich był Aaron, brat Mojżesza. Podaj imię drugiego z nich. (1 p.) 12. W którym miesiącu od wyjścia z Egiptu Izraelici przybyli na pustynię pod górą Synaj? (1 p.) 13. Mojżesz przebywał na górze Synaj 40 dni i 40 nocy. W którym dniu Pan Bóg przywołał Mojżesza z pośrodku obłoku zakrywającego górę? (1 p.) 14. Pan Bóg nakazał Izraelitom obchodzenie w ciągu roku trzech uroczystych świąt. Wymień ich nazwy. (3 p.) 15. Na określenie jakiego przedmiotu Księga Wyjścia używa słowa „Świadectwo”? (1 p.) 16. Na świeczniku siedmioramiennym znajdowały się ozdoby ze złota w kształcie kwiatów. Kwiat jakiej rośliny był wzorem dla tych ozdób? (1 p.) 17. Co oddzielało Miejsce Najświętsze od Miejsca Świętego w przybytku? (1 p.) 18. Do wykonania przybytku i strojów kapłańskich użyto z nakazu Boga bardzo cennych tkanin. Wśród nich było cienkie lniane płótno. Jak nazywa się ta droga, lniana tkanina? (1 p.) 19. Która część stroju kapłańskiego miała przywiązaną złotą ozdobę z napisem „Poświęcony Panu”? (1 p.) 20. Z czego była wykonana kadź przeznaczona do rytualnych obmyć w przybytku? (1 p.) 21. Jaki ołtarz, oprócz ołtarza całopalenia, znajdował się w przybytku? (1 p.) 22. Jaka kara groziła temu, kto złamałby nakaz Pana Boga i pracował w szabat? (1 p.) 23. Podaj imię osoby (zwróć uwagę na pisownię), która z nakazu Boga, kierowała pracami przy budowie przybytku? (1 p.) 24. Uzupełnij tekst Księgi Wyjścia o odpowiednie słowa (wpisz je dokładnie w takiej kolejności i w takim brzemieniu, w jakim występują w tekście): (6 p.) a) Pan powiedział wówczas do Mojżesza: ‹‹Oto ześlę wam chleb z nieba, jak ……………….…………………….…… i będzie wychodził lud, i każdego dnia będzie …………….. ……………………………. według potrzeby dziennej››. b) Tablice te były ……………………..…………. Bożym, a …………………………..……… na nich było pismem Boga wyrytym na tablicach. c) Przeszedł Pan przed jego [Mojżesza] oczyma i wołał: ‹‹Jahwe, Jahwe, Bóg …………………………………………….. i łagodny, nieskory do gniewu, bogaty w łaskę i ……………..……………………………...›› (….). Numer 1, rok 2011 HISTORIA SERCEM PISANA Przez Bliski Wschód pod Monte Cassino część III Wła d ysła w R us e k w P er sj i W Persji przeszedłem malarię, na którą zapadłem bardzo silnie. Przez cały czas trzy razy dziennie zażywałem chininę. Coś okropnego! Choroba trwała bardzo długo. Słabi na serce nie wytrzymują, gdyż gorączka dochodzi do 41 stopni. Przy mnie lekarz czuwał całą noc. Było przesilenie. Wytrzymałem, ale jeść ani pić nie potrafiłem, od razu mnie wymiotowało. Jest to choroba zwana również zimnicą, gdyż drżysz jak liść na osice, a później gorączka duża kładzie człowieka na łopatki do tego stopnia, że nie jesteś w stanie palcem ruszyć. Drugą przygodę, jaką miałem w tym kraju, był polip w nosie. Nie było innego wyjścia jak znów pójść do lekarza. Lekarz stracił mowę wskutek postrzału. Kiedy mnie zbadał, kilka razy klasnął w ręce i już pielęgniarka przyniosła co trzeba. Po założeniu lustra na czoło wbił mi nożyczki do nosa i chrup, chrup! Myślałem, że na wylot przebija mi głowę, coś potwornego! Na drugi dzień byłem spuchnięty i nic nie widziałem. Codziennie chodziłem do niego szosą asfaltowa 6 kilometrów. Po wyleczeniu tej dolegliwości zrobił mi się wrzód pod pachą. Znów przebijanie, rżnięcie, bandażowanie itp. Nie na tym koniec. W czasie spaceru po służbie nieraz siadaliśmy i sobie różne rzeczy wspominaliśmy. W takich właśnie okolicznościach usiadłem sobie w małym strumyku, tak do pasa, bo upal był niemożliwy. Siedziałem chyba pół godziny. Następnie ubrałem się i poszedłem do koszar. Rano pobudka, ja nie mogłem się podnieść. Oficer służbowy: „Kolego, wstawaj!” Numer 1, rok 2011 Ale nie ma o czym gadać. Zanieśli mnie do apteki i potem prosto do lekarza. Ten spojrzał na mnie, uśmiechnął się: „Mogłeś dłużej się moczyć, a pojechałbyś do nieba”. Jak się później dowiedziałem od lekarza, on myślał, że nie będę chodzić, ale udało się. Były tam dobre, zagraniczne lekarstwa. Dalszy etap podróży to Syria. Nic specjalnego, nic się nie działo. Kraj górzysty, piaszczysty. Palmy wszelkiego rodzaju, ludzie ci sami, osiołki jako środek lokomocji itd. Przerzucali nas z miejsca na miejsce. Ruch na całego. Wszystko normalnie jak w wojsku. Służba, warta, ćwiczenia. Ubiór tropikalny, hełm korkowy na głowie, lekka koszula „khaki”, rękawki krótkie, spodnie krótkie, pas parciany z żółtą sprzączką, dwa pasy przez ramiona, skarpety grube wełniane, buty sznurowane na masywnej podeszwie. Mimo to jeszcze odczuwało się zmęczenie. Do obozu przychodzili Arabowie przynosząc pomarańcze, cytrusy, grejpfruty, za co otrzymywali boczek, szynkę, bo w tym klimacie jeść tego nikt z nas nie mógł. Anglicy gonili ich, używali nawet nahajki, co nas dziwiło. Uważali, że to oni są panami tej ziemi, a inni niewolnikami. Żaden Anglik nie mógł pojawić się wieczorem w dzielnicy arabskiej, bo zaraz go zlikwidowali. Z Polakami Arabowie żyli za pan brat. Różne hece miały miejsce, nie tylko z tubylcami, ale i między nami. Przecież młodzi ludzie chcą się wyżyć, ten opowiada, to ten znowu co innego. Nieraz z humorem sobie przygadują, czas nam upływa jak ta lala. Przeważnie niedługo przebywaliśmy w jednym miejscu, pociągało nas już wreszcie zrobić coś konkretnego, rzucić się w wir walki czy coś w tym rodzaju. W Palestynie cudne budynki, palmy, ogrody pomarańczy, cytrusów, oliwek. Trudno to wszystko opisać, brak po prostu słów, że takie piękności tak daleko od nas. Po pierwsze czekały nas odwiedziny miejsc świętych. Trzeba podziękować Bogu za zdrowie i prosić o opiekę w drodze do najdroższych. Ten kraj mnie zachwyca pod każdym względem, ciągle wracam do niego myślami. Tutaj pozostaliśmy czas dłuższy, bo czekała nas walka. Do niej musieliśmy się przygotować, by godnie się zaprezentować i pokazać nareszcie swój kunszt wojowania. Ciągle mieliśmy ćwiczenia aż do znudzenia. Wyżywienie bez zarzutu. Ja po prostu buta nie mogłem zawiązać z powodu tuszy, wyglądałem niczym wieprz. Śmiał się dowódca: „Jak ty będziesz walczył, ciebie Niemcy zaraz pochwycą, gdyż uciec nie potrafisz”. Naprawdę nic nie jadłem oprócz pomarańczy i picia piwa, którego dziesięć na dzień wypijałem i oczywiście słodycze. 25 HISTORIA SERCEM PISANA Już niedaleko, z dala widać ląd. Delfiny nas odprowadzają skacząc do góry. Śmiejemy się jak dzieci, piękna zabawa, a już pilot nas wprowadzał do portu w Tarento. Wyładowanie trwało kilka dni. Miejsca zakwaterowania przygotowane zostały na czas. Kwatery to jednoosobowe namioty. Wła d ysła w R us e k w e Wł osz ec h W wolnych chwilach wyjeżdżaliśmy na wycieczki oglądać cuda natury. Zwłaszcza do Jerozolimy, do Grobu Chrystusa. Pod mury Salomona nas nie wpuścili, bo się obawiali. Miejsce to było na mój gust zaniedbane, pełno gruzu, śmieci, brak odpowiedniej konserwacji. Bazylika wspaniała, widok jak z bajki tysiąca i jednej nocy. Straż w starodawnych strojach wokoło trzymała rygor i postrach. Przygotowania do wyjazdu do Aleksandrii i przez morze do Włoch. Pracy po uszy, wszystko musi być zapięte na ostatni guzik. Przed wyjazdem z tego portu postanowiliśmy choć na trochę skoczyć do piramid, tych jednych z siedmiu cudów świata. To warto zobaczyć, aż w głowie się kręci, kiedy spojrzeć w górę, tak wysoko chyba o niebo się dotyka kamień na kamieniu. A jakie duże! Toż to olbrzymy! Kto i jak mógł to zbudować, że do chwili obecnej stoją, jakby je dziś postawili? Sfinks, ten lew o ludzkiej twarzy z chustką na głowie, zmienia się jak kameleon: raz płacze, to znów się śmieje, otwiera usta, mruży oczy, marszczy się ze złości. Coś niesamowitego. Tak stojąc można go obserwować cały dzień i nie znudzi się. Pożegnaliśmy te pomniki faraonów, bo czas naglił i wróciliśmy do portu. Tak dużego zgrupowania wojsk jeszcze nie widziałem. Organizacja aż miło patrzeć. Pojedynczo, bez tłoku weszliśmy na pokład. Każdy miał swoje miejsce. Bagaż oddzielnie, pełne worki odzieży. Każdy w pasie ratunkowym. Na pokładzie cisza, nikt nic nie mówi, jest noc, wróg czyha. Płyniemy w konwoju. Suniemy jak wieloryby bez plusku. Naraz alarm, wszyscy na pokład. W pogotowiu stoimy. Cisza grobowa, miny nam zrzedły. Czas się dłuży. Co będzie? Nareszcie odwołanie. Kamień spadł nam z serca. Okazało się, że była to niemiecka łódź podwodna w rejonie Krety. Dwa dni trwała podróż. 26 Po sformowaniu jednostek i przydzieleniu nam dowódców mogliśmy się zorientować, do kogo należymy. Przydzielono mnie do 31 PAL. Pełniłem funkcje podzwiadowczego 4 dywizjonu. Pułk nasz należy do 5 Kresowej Dywizji Piechoty, której żołnierze nosili na rękawie lewej ręki rysunek żubra. Każda jednostka miała swój znak. Prócz tego nosiliśmy żółty krzyż 8 Armii na granatowym tle, pod żubrem napis POLAND. W skład 2 Korpusu wchodziły 3 Dywizja Strzelców Karpackich, SKDP, ZWB i Grupa Artylerii, około 49 tys. ludzi. 2 Korpusem dowodził generał Władysław Anders, 5 KDP generał Nikodem Sulik, 31 PAL pułkownik Czesław Obtułowicz, Baterią major Karol Dukowicz, Dywizjonem kapitan Stanisław Krawczyński. Szlak bojowy 2 Korpusu rozpoczął się nad rzeką Sangro, gdzie oddziały polskie miały do obrony pewien odcinek. Następnie brał udział w wielkiej ofensywie alianckiej na Rzym, rozpoczętej w maju 1944 r. wsławiając się w dwutygodniowej bitwie o kompleks wzgórz Monte Cassino. Nasz dywizjon wspierał 17 batalion. Wkopani byliśmy do głębokiego jaru. Nasza bateria mogła strzelać, gdyż była w martwym polu. Bez przerwy ładowaliśmy pociski, że aż w pasie bolało. Od rozpoczęcia ognia do zakończenia zasypaliśmy cały jar łuskami. Znam taki wypadek, że działa rozkręcali, wynosili je na swoich barkach w częściach, montowali na górze i strzelali. Wszyscy spoceni, jakby kto woda polał, ludzie łapali powietrze. Straszne boje staczali piechurzy, którzy padali jak muchy. Niemiec za wszelką cenę nie chciał oddać tej twierdzy. Polacy parli naprzód ze zdwojoną siłą mając w pamięci swoich bliskich. Siła natarcia była tak duża, że złamała wroga. Nadszedł koniec. 18 maja z rana na klasztorze powiewała flaga biało-czerwona, a niżej flaga angielska. To przeżycie uhonorowaliśmy całodobowym snem, wdychając zapach maków, których czerwień zasłała całe zbocze góry oraz polany niżej położone. A były tak duże, że doprawdy nigdy i nigdzie takich nie zobaczę. Nic więc dziwnego, że przez Feliksa Konarskiego została napisana piosenka „Czerwone maki pod Monte Cassino”. Numer 1, rok 2011 HISTORIA SERCEM PISANA W dalszym ciągu 2 Korpus zadał dotkliwy cios 10 Armii niemieckiej zdobywając Ankonę. Po opanowaniu jej ruszył za cofającym się wrogiem do Rimini. Następnie jednostki polskie sforsowały rzekę Metauro. Wzięły udział w przełamaniu tzw. „Linii Gotów”. Walki trwały do września. Żołnierz polski widząc zniszczenia i grabieże dóbr kulturalnych przez Niemców pomagał władzom włoskim przez ratowania dokumentów, zabezpieczaniem dzieł sztuki itp. Jesienią 2 Korpus w Apeninach wsławił się w trudnym paśmie górskim. W toku tych walk jednostki Korpusu osiągnęły rzekę Senio, gdzie na czas zimy front się ustabilizował. Działania w Apeninach spadły głównie na piechotę, która musiała pokonywać tereny górzyste i bagniste. Walczono o każdy budynek. Ostatnim etapem walk polskich była bitwa o Bolonię, której zdobycie wymagało przygotowań. Rozbite wojska niemieckie skapitulowały. Naszych żołnierzy zginęło 2620. Cmentarze polskich żołnierzy znajdują się w Loreto, Ankonie, Bolonii. Oddaję hołd żołnierzom, którzy polegli na trasie wędrówki przez Związek Radziecki, Bliski Wschód, Włochy, Wielką Brytanię, lata komunizmu do wolnej Polski. Władysław Rusek P isa ni e l is t u z An g li i do ro dz in y w P ols ce że nie utrudniano tego nikomu, jednak z każdym rozmawiano o sytuacji politycznej i nowej rzeczywistości w kraju. Kiedy podjął już decyzję, nie wycofał się z niej, choć koledzy namawiali, aby został. Często mówił, że trudno byłoby mu mieszkać na obczyźnie, kiedy wszystkie jego myśli i poczynania biegły ku Polsce. W 1948 r. zapukał do drzwi mieszkania na ul. Brackiej we Włocławku. Po blisko 9 latach skończyła się jego tułaczka i walka u boku 2. Korpusu Polskiego pod dowództwem generała Władysława Andersa. Do druku wspomnienia przygotował Stefan Bochenek Joanna Włoch, wnuczka Władysława Ruska, pisze w swej pracy magisterskiej: Niekorzystny dla Polski rozwój sytuacji na konferencjach Wielkiej Trójki spowodował, że 2. Korpus stawał się problemem. Żołnierze w większości nie chcieli wracać do Polski, w której rządziła komunistyczna władza. Dla samych komunistów byli więźniowie łagrów i obozów stali się również niepożądanymi obywatelami. Istniały różne propozycje, co dalej zrobić z żołnierzami. Generał Anders żądał, aby Korpus stanowił dalej całość. Nie zgadzał się na rozdzielenie żołnierzy do różnych państw. Ostatecznie zdecydowano o przetransportowaniu Polaków do Wielkiej Brytanii, co nastąpiło w czerwcu i lipcu 1946 r. Z Wysp Brytyjskich do Sułkowic od Władysława Ruska przyszedł do rodziny pierwszy list. Pisał od tej pory często i regularnie. Tłumiona przez wiele lat tęsknota za domem odżyła z całą mocą, dlatego zdecydował się na powrót do ojczyzny. Wspomina, Numer 1, rok 2011 W k am i en i oł om i e na Zi e l on e j Po powrocie do Sułkowic miał duże problemy ze znalezieniem pracy. Interesowała się nim także Służba Bezpieczeństwa. Często malował i rysował ludzi w czasie pracy na roli. Właśnie te obrazki były sprawdzane przez SB, która przepytywała ludzi, czy czasem „pan Rusek nie chciał wysłać obrazków na Zachód jako planów terenu”. Aby już więcej nie malował, dostał pracę w zakładzie „Kuźnia” w Sułkowicach. 27 HISTORIA SERCEM PISANA Dziadek mieszka w Sułkowicach. Czasem wspomina okres wojny, ale zawsze stara się podkreślić w opowieściach wesołe zdarzenia z wojska. Jako miłośnika sztuki i historii interesowały go zabytki i kultura odwiedzanych państw. Tę wiedzę pogłębiał przez lata. Nie pamiętam, aby opowiadał o obsłudze działa, natomiast powieści o piramidach, Sfinksie i innych zabytkach słyszałam bardzo często. Nigdy też nie uważał się za wielkiego bohatera, mawiał, że takie były czasy i to one zmusiły go do pewnych zachowań i działalności. Mimo to uważam mojego dziadka za bohatera i wielkiego człowieka. Zawsze jest osobą pogodną i uśmiechniętą. Nigdy nie zrobił nikomu żadnej przykrości – podkreśla Joanna Włoch. 3 stycznia 2011 r. ppor. Władysław Rusek ukończył sto lat. W tym dniu dostojnemu jubilatowi życzenia zdrowia złożyli m.in. Prezes Zarządu Koła Miejsko-Gminnego Związku Kombatantów Rzeczypospolitej Polskiej i byłych Więźniów Politycznych ppor. Eugeniusz Pitala oraz ppłk rez. Franciszek Ziemianin i redaktor „Od Serca”. Informujemy, że w Galerii „Kuźnia” Gminnego Ośrodka Kultury można obejrzeć wystawę obrazów Władysława Ruska. Fot. z wystawy po prawej 28 Numer 1, rok 2011 OGŁOSZENIE Zapraszamy na samolotową pielgrzymkę do Fatimy i Composteli. Odbędzie się ona w dniach 4 - 11 października 2011 r. Koszt 3200 zł od osoby. Zapisy i szczegółowe informacje u ks. Marka lub p. Tadeusza Ziembli. Cena zawiera: - Przelot tanimi liniami lotniczymi na trasie Warszawa Lizbona - Warszawa - Transfery autokarem na trasie pielgrzymki - 6 noclegów w hotelach **/*** - Wyżywienie: 6 śniadań, 6 obiadokolacji - Ubezpieczenie KL+NW - Opieka pilota - Podatek VAT Cena nie zawiera: - biletów wstępu do zwiedzanych obiektów ok. 75 euro - napojów do obiadokolacji PROGRAM: Dzień 1 Lizbona Zbiórka na lotnisku Okęcie w Warszawie. Na dwie godziny przed odlotem odprawa biletowo - bagażowa. Bezpośredni przelot do Lizbony (wylot o godz. 07.00). Po przylocie do Portugalii (godz. 10.00) rozpoczniemy zwiedzanie jej stolicy tj. Lizbony. Zobaczymy najważniejszy i zarazem najpiękniejszy zabytek Lizbony - manueliński klasztor Hieronimitów. Zobaczymy słynną wieżę Belem i pomnik Odkrywców. Następnie urokliwymi uliczkami starej Lizbony podejdziemy do: Kościoła p.w. Św. Antoniego (gdzie urodził się św. Antoni), Katedry Se z relikwiami św. Wincentego (patrona Lizbony) oraz zamku św. Jerzego, skąd roztacza się wspaniała panorama na całą stolicę Portugalii. W godzinach wieczornych przejedziemy do hotelu w Fatimie, obiadokolacja. Nocleg. Dzień 2 Aljustrel, Fatima Rano, po śniadaniu udamy się do wsi Aljuster, gdzie znajdują się domy dzieci, którym objawiła się Matka Boża, a następnie weźmiemy udział w Drodze Krzyżowej, cudownie ulokowanej wśród gaju oliwnego. Następnie przyjedziemy do Sanktuarium i miejsca objawień w Fatimie, podczas, których Matka Boska przekazała dzieciom trzy tajemnice fatimskie, nawiedzimy: Kaplicę Objawień, Bazylikę Matki Boskiej Różańcowej z grobami Łucji, Franciszka i Hiacynty, Bazylikę Trójcy Świętej oraz zobaczymy Pomnik Jana Pawła II. Powrót do hotelu, obiadokolacja. Wieczorem będziemy uczestniczyć w przepięknym nabożeństwie różańcowym ze świecami. Nocleg. Dzień 3 Batalha, Alcobaca, Nazare Rano, po śniadaniu udamy się do Batalhi, miasteczka słynącego z Klasztoru Santa Maria da Vitoria, arcydzieła portugalskiego gotyku (XIV - XVI wiek). Następnie udamy się do Alcobaca, w której zwiedzimy klasztor Santa Maria wpisany na listę UNESCO. Następnie udamy się do Nazare. Jest to niewielkie, urokliwe, portugalskie miasteczko leżące między skalistym wybrzeżem. Na urwistym brzegu, nad miastem, zbudowano małą wio- Numer 1, rok 2011 skę Sitio. Największą budowlą jest tu piękny kościół Matki Boskiej z Nazare. Miejscowość słynie również z szerokiego pasa żółtej plaży. Wieczorem powrócimy do hotelu w Fatimie. Obiadokolacja i nocleg. Dzień 4 Tomar, Obidos, Santarem Po śniadaniu wyjedziemy do Tomar. Zwiedzimy Zamek Rycerzy Chrystusowych (dawni Templariusze). Następnie spacer urokliwymi uliczkami miasta. Stąd przejedziemy do Obidos, uroczego miasteczka zwanego „miastem ślubów”, ponieważ zgodnie z wielowiekową tradycją królowie portugalscy ofiarowali swym wybrankom to miasto w prezencie, w dniu ślubu. Udamy się do Santarem, pięknego miasteczka, w którym miał miejsce cud eucharystyczny. Wieczorem obiadokolacja w hotelu, nocleg. Dzień 5 Santiago de Compostela Rano, po śniadaniu wyruszymy w kierunku Hiszpanii. Dotrzemy do Santiago de Compostela - Sanktuarium św. Jakuba, w średniowieczu obok Rzymu i Jerozolimy najważniejszego miasta pielgrzymkowego. Nawiedzimy Katedrę, w której znajdują się relikwie Apostoła, zobaczymy słynny Portyk Chwały oraz drzwi otwierane tylko w Roku Jubileuszowym. Msza Św. Wieczorem zakwaterowanie w hotelu, obiadokolacja, nocleg. Dzień 6 Braga, rejs w Porto, Coimbra Rano, po śniadaniu przejedziemy do Bragi, dawnej siedziby Prymasa Portugalii. Nawiedzimy Sanktuarium Dobrego Jezusa na Górze, gdzie szczególnie uroczyście obchodzone są Święta Wielkanocne. Następnie udamy się do Porto - proponujemy rejs statkiem po złotej rzece Duoro. Następnie przejedziemy do Coimbry, historycznej stolicy Portugalii z założonym w 1290 r. uniwersytetem ze słynną barokową Biblioteką Joanina. Wieczorem przejedziemy do hotelu w Fatimie. Obiadokolacja, nocleg. Dzień 7 Sintra, Cabo de Roca, Lizbona Rano, po śniadaniu przejedziemy do Sintry, wpisanej na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. W centrum zobaczymy Pałac Narodowy. W tym dniu udamy się także na Cabo da Roca, który jest najdalej wysuniętym na Zachód punktem Europy. Jest to skalisty przylądek z latarnią morską na opadającej pionowo w wodę 140 metrowej skale, z którego roztacza się przepiękny widok na bezkresny ocean. Następnie przejedziemy na lotnisko w Lizbonie. Odprawa biletowo - bagażowa. Odlot do Polski (około godz. 17.00). Przylot do Warszawy w późnych godzinach wieczornych. Zakończenie pielgrzymki 29 UŚMIECHNIJ SIĘ Osobliwe wymiary Kościelny z małej wioski pojechał do miasta, by zamówić nowy obrus do ołtarza. Przybywszy na miejsce, zorientował się przerażony, że zapomniał kartki z wymiarami oraz napis. Telegrafuje więc prośbę o pomoc i otrzymuje odpowiedź: „Dziecię nam się narodziło. Dwa metry szerokości i cztery długości”. Naprawy Kościół w małym miasteczku był bardzo stary, a ząb czasu zostawił swój ślad na obrazach i figurach. Tutejszy proboszcz poprosił więc konserwatora o odnowienie. Ten po zakończeniu prac zażądał 20 talarów wynagrodzenia. Rada kościelna chciała jednak dołączyć do akt szczegółowy rachunek, więc dowcipny kościelny zestawił poszczególne usługi: Posrebrzenie brody Bogu Ojcu – 2,50 Nowe gwiazdy na firmamencie – 3,00 Nowe skrzydła dla Archanioła Gabriela – 3,00 Połatanie koszuli syna marnotrawnego – 1,50 Oczyszczenie Morza Czerwonego z brudu – 2,00 Umycie arcykapłanów – 1,50 Przykręcenie nowych rogów diabłu – 2,50 Wstawienie nowego zęba św. Piotrowi – 0,50 2 kolorowe pióra dla koguta św. Piotra – 1,50 Nowy makijaż twarzy św. Jadwigi – 2,00 Obrona Mały brzdąc spowiada się po raz trzeci w swoim życiu. Jako ostatni grzech wyznaje: „Broniłem się przed błogosławieństwem dziecka”. Ksiądz zdziwiony pyta: „W jaki sposób? Co masz na myśli?”. Młody penitent odpowiada: „Kiedy moja mama kładzie mnie wieczorem do łóżka, zawsze robi mi znak krzyża na czole. Ale kiedyś nie miałem na to ochoty, naciągnąłem kołdrę aż za głowę i udawałem, że śpię”. Niewiele rozumu Podczas przyjęcia duchowny ma przy stoliku sąsiada, który krytycznie wypowiada się na temat religii i Kościoła, w końcu zwraca się bezpośrednio do księdza i mówi: „Nie wierzę w całe te cuda urządzane w Kościele. Wierzę tylko w to, co mogę pojąć moim rozumem”. „Innymi słowy - odpowiada na to duchowny – w ogóle w nic pan nie wierzy”. Szybka robota „Tato, jak Bogu udało się stworzyć świat w sześć dni?”. „Nie był skazany na «fachowców»!”. 30 Dziecko przychodzi z kościoła „No i co tam ksiądz mówił na kazaniu?” – pyta ojciec syna. „Mówił, że rodzice nie powinni ciągle o to pytać swoich dzieci, tylko powinni sami przyjść do kościoła”. Szantaż Ralf idzie po Bożym Narodzeniu do miasta. Wstępuje do kościoła. Rozgląda się ostrożnie na wszystkie strony, a potem wyjmuje z szopki Maryję i zabiera Ją ze sobą. Następnie idzie do innego kościoła i z tamtejszej szopki zabiera św. Józefa. W domu pisze list: „Drogie Dzieciątko Jezus, przynieś mi proszę na następną gwiazdkę komputer, w przeciwnym razie nie zobaczysz więcej swoich rodziców...”. Dokładne instrukcje Przed uroczystością Pierwszej Komunii Świętej ksiądz udziela dzieciom ostatnich wskazówek: „Przed kościołem spotykamy się za kościołem, a po kościele przed kościołem!”. Zakłady Do uszu arcybiskupa stale dochodziły skargi na pewnego wikarego, który miał niezdrowy nałóg ciągłego zakładania się. Proboszczowie po kolei pozbywali się go, chociaż duszpasterskie obowiązki wypełniał z najwyższą sumiennością i nie sprawiał żadnych innych problemów. Arcybiskup postanowił zawrócić zbłąkaną owieczkę ze złej drogi i poprosił owego niesfornego wikarego do siebie, by mu „zmyć głowę”. Jego proboszcz zaś czekał w przedpokoju. Młody człowiek wszedł, a Jego Eminencja, stękając powoli ułożył się w fotelu. „To od odcisków – zwrócił się wikary do biskupa – mogę się założyć”. „To bzdura – zagrzmiał przełożony – to chyba ja wiem”. „Stawiam butelkę dobrego wina, że jednak ksiądz biskup je ma” - odważył się młody wikary znowu. Biskup pewny zwycięstwa przyjmuje w końcu zakład i ściąga buty i skarpetki. Żadnych odcisków nie ma. Triumfująco zainkasował butelkę wina i udzieliwszy reprymendę wikaremu, odesłał go do proboszcza. „Mam nadzieję, że to pomogło” – zastanawia się biskup i opowiada proboszczowi w cztery oczy historię z zakładem, która zapewne da nauczkę wikaremu. „O wielkie nieba! – wykrzykuje proboszcz. – Wcześniej ze mną założył się o 10 butelek wina, że Jego Eminencja w ciągu pół godziny zdejmie przed nim buty i skarpetki!” Numer 1, rok 2011 UŚMIECHNIJ SIĘ Przydługie kazanie Pewien kaznodzieja mówi długie kazanie, bardzo długie. Nagle jeden ze słuchaczy wstaje i kieruje się do wyjścia. Kaznodzieja pyta: „Dokąd pan idzie?”. „Do fryzjera” - odpowiada zapytany. Kaznodzieja woła za odchodzącym: „A wcześniej nie mógł pan pójść?”. Na to mężczyzna: „Wtedy jeszcze nie było takiej potrzeby”. Pytanie z ankiety ONZ: Proszę szczerze odpowiedzieć na pytanie, jak twoim zdaniem należy rozwiązać problem niedostatku żywności w wielu krajach na świecie? Ankieta okazała się porażką, ponieważ: - w Afryce nikt nie wiedział, co to jest żywność, - w Izraelu nikt nie wiedział, co to jest szczerze, - w Europie Zachodniej nikt nie wiedział, co to jest Dziesięć przykazań Ksiądz wyjaśnia 10 przykazań Bożych. Kiedy doszedł do piątego „Nie kradnij!”, widzi, jak mężczyzna w trzecim rzędzie drgnął i zaczął ukradkowo patrzyć po sąsiadach. Kiedy chwilę później kaznodzieja mówi o przykazaniu „Nie cudzołóż”, dostrzegł, że ten sam mężczyzna w trzecim rzędzie nagle się rozluźnił, oparł o ławkę i uśmiecha się. To wzbudziło tak wielką ciekawość kaznodziei, że podszedł do niego po Mszy św. i pyta, co też jego zachowanie miało oznaczać. Na to ten odpowiada: „To bardzo proste. Kiedy wspomniał ksiądz o przykazaniu «Nie kradnij», nagle sobie przypomniałem, że zginął mi parasol. Ale jak tylko zaczął ksiądz mówić o przykazaniu «Nie cudzołóż», przypomniałem sobie, gdzie go zostawiłem”. - na Bliskim Wschodzie nikt nie wiedział, co to jest Ogłoszenie Podczas ogłoszeń ksiądz zapowiada: „W naszym kościele zainstalowano nowy głośnik. Jeden z parafian ufundował go na pamiątkę swojej żony”. Problemy z mikrofonem W czasie Mszy św. dla dzieci ksiądz spostrzega, że mikrofon nie działa. „Z mikrofonem jest coś nie tak” - mówi. „I z duchem twoim” - odpowiadają grzecznie dzieci. Odpowiednio do ceny Pewna rodzina opuszcza kościół. Ojciec zaczyna od razu krytykować kazanie, śpiew chóru kościelnego i denerwuje się przy tym, ale jego mała córka wie, jak go uspokoić: „Co chcesz tato? Za te 2 złote, które dałeś na tacę za całą rodzinę, program był naprawdę dobry”. Patron Jak się nazywa patron dzwonów kościelnych? Święty Bimbam. Wybrano z „Księgi humoru chrześcijańskiego” Wydawnictwo M, Kraków, 2007 Numer 1, rok 2011 niedostatek, - w Chinach nikt nie wiedział, co to jest własne zdanie, rozwiązanie problemu, - w Ameryce Południowej nikt nie wiedział, co to znaczy proszę, - w Ameryce Północnej nikt nie wiedział, że są jeszcze jakieś inne kraje, - w Polsce powiedzieli, że nic nie będą wypełniali, dopóki ankieter z nimi nie wypije, a jak wypił, to dostał po gębie, bo wyglądał na Niemca. Sprzeczka - Jak się skończyła twoja sprzeczka z żoną? - Przyszła do mnie na kolanach. - Tak? I co powiedziała? - Wyłaź spod łóżka, ty tchórzu! Małżeństwo Mąż w kolejnych latach trwania małżeństwa tak mówi do żony, gdy przechodzą przez jezdnię: 1. Uważaj, kochanie, jedzie samochód. 2. Uważaj, jedzie samochód. 3. Maryśka, jedzie auto! 4. Nie widzisz auta?! 5. Jak żeś ślepa, to właź pod koła. Jeż Dwóch juhasów znalazło jeża i zaczęli się kłócić, jak to zwierzę się nazywa. - To je iglok! - Ni! To je śpilok! Kłótnię usłyszał baca. Gdy dowiedział się, co jest jej powodem, popatrzył na jeża i mówi: - To nie iglok ani śpilok. To je kolcok! Tabletki Wchodzi baca do apteki i prosi o tabletki na sen. - A co, baco, spać nie możecie? - Moge, ino wnucek ni moze. - I wnuczkowi chcecie dać tabletki?! Lepiej zaśpiewajcie mu jakąś kołysankę. - Dyć śpiewom. - A cóż to śpiewacie? - Śpiewom: „Śpij, Jędrusiu, śpij, maleńki. Hej!!!” 31 Intencje 13 III – 24 IV 2011 r. Niedziela, 13 III 2011 r. 7.00 + Jan Mielecki, Aniela żona, bracia Kazimierz i Władysław 8.30 + Tadeusz Świerczyński w 1. rocznicę śmierci 10.00 + Julian Światłoń w 19. rocznicę śmierci 11.30 + Józef Blak 16.00 + Piotr, Zofia Tylek, Adam, Wanda, Emilia, Roman Surówka Poniedziałek, 14 III 2011 r. 6.45 rez. 6.45 + + Józef Betlej 18.00 + Józef Skorut Wtorek, 15 III 2011 r. 6.45 + Maria i Jan Postawa 6.45 + Antoni Włoch, Aniela żona, Franciszek syn 18.00 + Julia Światłoń w 10. rocznicę śmierci Środa, 16 III 2011 r. 6.45 rez. 6.45 + Maria Kania (pogrzebowa) 18.00 Nowennowa Czwartek, 17 III 2011 r. 6.45 + Adam Nędza 6.45 + Józef Kurowski, Józef Garbień 18.00 + Józef Sroka Piątek, 18 III 2010 r. 6.45 + Maria Ciembronowicz 6.45 + Józef Ostafin i zmarli z rodziny 18.00 rez. Sobota, 19 III 2011 r. 6.45 + Józef Kuchta, Zofia żona 6.45 + Janina Kuchta w rocznicę śmierci 18.00 + Józef Biela, Julia żona, Józef syn Niedziela, 20 III 2011 r. 7.00 rez. 8.30 rez. 10.00 rez. 11.30 + Lucjan Zaremba w 5. rocznicę śmierci 11.30 Dziękczynna z prośbą o błogosławieństwo Boże dla Maciusia w 1. rocznicę urodzin 16.00 + Jan Skorut w rocznicę śmierci Poniedziałek, 21 III 2011 r. 6.45 rez. 6.45 + Franciszek Moskal, Maria żona, Stanisław syn 18.00 rez. Wtorek, 22 III 2011 r. 6.45 + Józef Piątkowski, Janina żona, Józef syn 6.45 + Maria Kania (pogrzebowa) 18.00 + Stanisław Stokłosa w 6. rocznicę śmierci Środa, 23 III 2011 r. 6.45 rez. 6.45 + Jan Biela, Kazimierz syn, Stanisław syn 18.00 Nowennowa Czwartek, 24 III 2011 r. 6.45 + Maria Kania (pogrzebowa) 6.45 + Katarzyna Świerczyńska (pogrzebowa) 18.00 + Zofia Moskal w 1. rocznicę śmierci, Józef Moskal w 4. rocznicę śmierci Piątek, 25 III 2010 r. 6.45 rez. 6.45 + Maria Kania 18.00 + Józef Ziemba, Ludwika żona 32 Sobota, 26 III 2011 r. 6.45 + Władysława Mielniczek (pogrzebowa) 6.45 + Katarzyna Świerczyńska 18.00 + Józefa, Kazimierz syn Niedziela, 27 III 2011 r. 7.00 ++ Zmarłych członków Żywego Różańca 8.30 rez. 10.00 + Stanisław Twardosz w 1. rocznicę śmierci 11.30 rez. 16.00 + Maria Kozik w 3. rocznicę śmierci Poniedziałek, 28 III 2011 r. 6.45 + Maria Kania (pogrzebowa) 6.45 18.00 + Jan Twardosz Wtorek, 29 III 2011 r. 6.45 + Justyna Moskal 6.45 + Marianna Koźlak 18.00 + Maria i Józef Kaczmarczyk Środa, 30 III 2011 r. 6.45 + Maria Ciembronowicz 6.45 + Ryszard Wydrzyński w 10. rocznicę śmierci 18.00 Nowennowa Czwartek, 31 III 2011 r. 6.45 + Katarzyna Świerczyńska (pogrzebowa) 6.45 + Józef Włoch, Anastazja żona, Stanisław syn 18.00 + Stanisław Postawa Piątek, 1 IV 2010 r. 6.45 + Stanisław Profic w 3. rocznicę śmierci 16.00 + Jan Chrobak (pogrzebowa) 18.00 + Bogusław Włoch w 9. rocznicę śmierci 18.00 Wynagradzająca od Straży Honorowej NSPJ Sobota, 2 IV 2011 r. 6.45 W int. Członków Żywego Różańca 6.45 + Jan Zawada (pogrzebowa) 6.45 + Katarzyna Świerczyńska (pogrzebowa) 18.00 + Jan Pieronkiewicz, Matylda żona Niedziela, 3 IV 2011 r. 7.00 + Roman Moskal, Ludwika żona, Jan i Stanisław synowie 8.30 + Julian Bochenek, Maria żona, Franciszek, Bronisław synowie 10.00 rez. 11.30 Dziękczynna w 50 rocznicę ślubu Heleny i Stanisława z prośbą o błogosławieństwo Boże 16.00 + Józef Skorut Poniedziałek, 4 IV 2011 r. 6.45 + Anna Natanek (pogrzebowa) 6.45 rez. 18.00 + Julian Salus w 6. rocznicę śmierci Wtorek, 5 IV 2011 r. 6.45 + Maria Ciembronowicz 6.45 O przebaczenie grzechów i szczęśliwą śmierć dla Stefanii 18.00 + Antoni Włoch, Aniela żona, Franciszek syn Środa, 6 IV 2011 r. 6.45 + Władysława Mielniczek (pogrzebowa) 6.45 + Michał Kozik, Anna żona, Julian syn 18.00 Nowennowa Numer 1, rok 2011 Intencje 13 III – 24 IV 2011 r. Czwartek, 7 IV 2011 r. 6.45 + Jan Chrobak (pogrzebowa) 6.45 + Antonina w 10. rocznicę śmierci, Stanisław i Franciszek Profic 18.00 O powołania (od Straży Honorowej NSPJ) Piątek, 8 IV 2010 r. 6.45 + Jan Zawada (pogrzebowa) 6.45 + Czesław Moskal (pogrzebowa) 18.00 rez. Sobota, 9 IV 2011 r. 6.45 + Stanisław Garbień 6.45 + Anna Natanek (pogrzebowa) 18.00 + Adam Kurek w 5. rocznicę śmierci Niedziela, 10 IV 2011 r. - REKOLEKCJE 7.00 + Michalina Moskal 8.30 ++ W intencji ofiar katastrofy smoleńskiej (od Straży Honorowej NSPJ) 8.30 + Jan Latoń w 1. rocznicę śmierci 10.00 + Stanisław Mielecki 10.00 + Henryk i Maria Postawa 11.30 O zdrowie, błogosławieństwo Boże i opieką MB dla Krzysztofa w 18. rocznicę urodzin 16.00 + Justyna Moskal w 1. rocznicę śmierci Poniedziałek, 11 IV 2011 r. - REKOLEKCJE 6.45 rez. 8.30 + Czesław Moskal (pogrzebowa) 11.00 17.00 + Antonina Biela, Józef syn Wtorek, 12 IV 2011 r. - REKOLEKCJE 6.45 + Katarzyna Świerczyńska (pogrzebowa) 6.45 + Jan Moskal, Antonina żona, Mieczysław syn 12.00 17.00 rez. Środa, 13 IV 2011 r. - REKOLEKCJE 6.45 + Maria Bochenek 8.30 + Maria Profic 11.00 17.00 Nowennowa 18.30 Czwartek, 14 IV 2011 r. 6.45 rez. 6.45 18.00 + Czesław Moskal (pogrzebowa) Piątek, 15 IV 2010 r. 6.45 + Wincenty i Stefania Moskal 6.45 + Anna Natanek (pogrzebowa) 18.00 + Jan Chrobak (pogrzebowa) Sobota, 16 IV 2011 r. 6.45 + Anna Natanek (pogrzebowa) 6.45 + Władysława Piechota 18.00 + Czesław Moskal (pogrzebowa) Niedziela, 17 IV 2011 r. 7.00 + Szczepan, Anna, Julian Bargieł 8.30 + Stanisław Światłoń w 4. rocznicę śmierci 10.00 Dziękczynna za otrzymane łaski z prośbą o błogosławieństwo Boże dla Zbigniewa w rocznicę urodzin i dla jego rodziny 11.30 rez. 16.00 Dziękczynna z prośbą o błogosławieństwo Boże dla Dawida w 1. rocznicę urodzin Numer 1, rok 2011 Poniedziałek, 18 IV 2011 r. 6.45 rez. 6.45 + Zofia Moskal (pogrzebowa) 18.00 + Jadwiga Światłoń w 9. rocznicę śmierci Wtorek, 19 IV 2011 r. 6.45 + Anna Natanek (pogrzebowa) 6.45 + Czesław Moskal (pogrzebowa) 18.00 rez. Środa, 20 IV 2011 r. 6.45 + Czesław Moskal (pogrzebowa) 6.45 + Józef Oliwa, Wiktoria żona, Władysław i Józef synowie 18.00 Nowennowa Wielki Czwartek, 21 IV 2011 r. 18.00 rez. 18.00 + Zofia i Władysław Biela w 30. rocznicę śmierci 18.00 Wielki Piątek, 22 IV 2010 r. Wielka Sobota, 23 IV 2011 r. 18.00 18.00 18.00 Wielka Niedziela, 24 IV 2011 r. 7.00 Dziękczynna w 40. r ślubu Jana i Marii z prośbą o błogosławieństwo Boże 8.30 + Tadeusz Garbień 10.00 rez. 11.30 Dziękczynna z prośbą o błogosławieństwo Boże dla Kamila w 4. rocznicę urodzin 18.00 rez. Sprawy gospodarcze parafii - Komunikanty - 500 zł - Deski i okleina oraz robocizna bocznych ławek i podestów - 3350 zł - Nieczystości i woda - 840 zł - Utrzymanie strony internetowej parafii - 600 zł - Seminarium 4. kw. 2010 r. - 2622 zł - Kuria 4. kw. 2010 r. - 967 zł - Ubezpieczenie 4. kw. 2010 r. - 550 zł - Ryczałt 4. kw. 2010 r. - 2638 zł - Papieski Uniwersytet Jana Pawła II - 1950 zł - Pomoc dzieciom - 100 zł - Ubezpieczenie za 3 miesiące - 450 zł - Gaz - 13021 zł - Telefon - 266 zł - Pomoc duszpasterska - 521 zł - Wydawnictwo - 93 zł - Prąd - 10083 zł - Olej - 285 zł - Podatek I wpłata od nieruchomości i rolny - 1952 zł - Materiał i montaż jego łączy na dachu kościoła (pozostała część) - 3000 zł - Prace hydrauliczne w kościele - 19000 zł - Kurs dla katechetów - 460 zł - Wymiana domofonów na plebanii - 3500 zł Stefan Matuła 33 INFORMACJE Do Pana odeszli Chrzest przyjęli + Stefania Latoń, l. 85 (z ul. Ślusarskiej) + Marian Temple, l. 72 (z ul. Polnej ) + Franciszek Mielecki, l. 74 (z ul. Partyzantów) + Stanisław Stokłosa, l. 74 (z ul. 11 Listopada) + Zofia Dragosz, l. 71 (z ul. 21 Stycznia) + Maria Bargieł, l. 93 (z ul. Wąskiej) + Władysława Mielniczek, l. 71 (z Myślenic) + Kazimierz Sołtys, l. 75 (z ul. Sportowej) + Maria Kania, l. 77 (z ul. Partyzantów) + Jan Chrobak, l. 65 (z ul. Szkolnej) + Jan Zawada, l. 83 (z ul. Sucha Góra) + Katarzyna Świerczyńska, l. 84 (z ul. Smereczyńskiego) + Anna Natanek, l. 85 (z ul. Krzywej) + Zofia Moskal, l. 90 (z ul. Na Węgry) + Czesław Moskal, l. 68 (z ul. 11 Listopada) 17. 12. 2010 r. Szymon Gawura Małżeństwo zawarli 08. 01. 2011 r. Mariusz Paweł Trąbka Mariola Anna Stokłosa Małżeństwo pobłogosławił ks. Marek Suder 12. 02. 2011 r. Tadeusz Gatlik Justyna Katarzyna Malina Małżeństwo pobłogosławił ks. Marian Błaszczyk Sakramentu udzielił ks. Marian Błaszczyk 26. 12. 2010 r. Hanna Joanna Krupa Dominik Józef Betlej Sakramentu udzielił ks. Marian Błaszczyk 08. 01. 2011 r. Karol Józef Kizinkiewicz Maja Matulska Sakramentu udzielił ks. Marek Suder 16. 01. 2010 r. Mateusz Mikołaj Kiebzak Nadia Katarzyna Miziura Sakramentu udzielił ks. Stanisław Jaśkowiec 29. 01. 2011 r. Kaja Oliwia Kiebzak Sakramentu udzielił ks. Marek Suder 05. 02. 2011 r. Jakub Zawada Zuzanna Agata Gasińska Blanka Domalik Krystian Łukasz Sroka Martyna Michalina Chodnik Sakramentu udzielił ks. Stanisław Jaśkowiec 19. 02. 2011 r. Dominik Światłoń Gabriela Danuta Ślazik Sakramentu udzielił ks. Marek Suder Wielki Post Czasopismo Parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Sułkowicach Nr 1 (26), rok 2011 Redaguje zespół Ks. Marek Suder - redaktor naczelny Adres: ul. Tysiąclecia 1A, 32-440 Sułkowice tel. 12 273 25 46 e-mail: [email protected] Redakcja zastrzega sobie prawo do redagowania i skracania tekstów. Skład: Amadeusz Studio www.nagrania.com Druk: Drukarnia „Styl” w Krakowie Czasopismo istnieje dzięki ofiarności ludzi. Dziękujemy wszystkim, którzy wspierają tę formę duszpasterstwa. Bóg zapłać! 34 Msze Święte w dni powszednie: 6.45 i 18.00 w niedziele: 7.00, 8.30, 10.00, 11.30 i po Gorzkich Żalach ok. 16.00 Droga Krzyżowa w piątki dla dzieci o 16.00 dla dorosłych o 17.00 dla młodzieży po Mszy ok. 18.30 Gorzkie Żale w niedziele o 15.00 Droga Krzyżowa ulicami Sułkowic 08.04. 2011 godzina 18.30 Rekolekcje Wielkopostne 10-13. 04. 2011 Kancelaria parafii czynna: wtorek, czwartek, sobota od 7.30 - 8.00 poniedziałek, środa, piątek 16.00 - 17.30 Numer 1, rok 2011 Numer 1, rok 2011 35 36 Numer 1, rok 2011