Nie zapisana publikacja

Transkrypt

Nie zapisana publikacja
STÓ-wa 3 (43)
styczen - luty 2006
(www.sto.szczecin.pl)
Gimnazjum S.T.O., 71-761 Szczecin, ul. Tomaszowska 1, tel. 091 442 30 28
Rzuć w kąt tę myśl,
Kobiet mam niestety dość, zakon czeka mnie…
Piękne panie i dziewczęta - miłe są, lecz cóŜ Tak mi dały w kość, Ŝe poddaję się...
bierz w dłonie kwiat,
lakierki czyść,
garnitur w kant.
Kobiety są
męczące, lecz
bez nich ten świat
straciłby sens.
STÓSTÓ-wa 1
p.
Ósmy marca, Święto Kobiet - lecz nie dla mnie juŜ,
Ma
rci
n
Dziewczyny,
bądźcie nam piękne
nie tylko na wiosnę!
Zapowiedzi...
Kody, anioły i demony
Powieści Dana Browna robią furorę
w księgarniach na całym świecie. JuŜ
od dłuŜszego czasu zajmują pierwsze
miejsca na listach bestsellerów. A dlaczego? PoniewaŜ Dan Brown wprowadza nas w świat misternie uplecionych
intryg, które jednych fascynują, natomiast innych oburzają. Autor nie waha
się w nich rzucać cień na władze kościelne, z Watykanem włącznie...
A moŜe do Londynu?
Mówi się, Ŝe w Anglii wszystko jest spokojne, umiarkowane i chłodne: pogoda,
krajobrazy, ludzie… Wszystko, oprócz
Londynu.
Walentynki
Dnia 14 lutego obchodzimy powszechnie znane i lubiane święto, zwane
„walentynkami”. Jaka jest jego historia? Skąd do nas przywędrowało?
A moŜe narodziło się u nas - w Polsce?
O prawdziwym pochodzeniu walentynek i nie tylko…
Spotkanie z moralnością
Dla niektórych z nas ten wieczór
w teatrze był juŜ trzecim czy nawet
czwartym spotkaniem z panią Dulską
i jej zwariowaną rodzinką. Dlaczego
tak ich lubimy?
Komputerowy monolog
Nie czuję się najlepiej. Strzyka mi coś
w procesorze. Przemek mówi, Ŝe to nie
dobrze, Ŝe zabierze mnie do warsztatu.
AŜ mi klawiatura zgrzyta na samą myśl,
Ŝe ktoś będzie grzebał w mojej
skromnej, komputerowej osobie
Turyn 2006
Ciekawostki z XX Zimowych Igrzysk
Olimpijskich w Turynie skrzętnie wyszperane przez Martynę...
Bal
– odbył się 11 stycznia na Zamku KsiąŜąt
Pomorskich i większości z nas sprawił duŜą
radość. CóŜ to za wspaniała okazja
(nie wszyscy ją wykorzystali, niektórzy woleli
pomysłowe stroje karnawałowe), Ŝeby
zaprezentować wyszukane kreacje i unikane na
co dzień garnitury - zresztą niezwykle dobrze
korespondujące z dostojnymi zamkowymi
murami, które wewnątrz prezentowały się ...
wcale nowocześnie. Nasza „sala balowa” to tak
naprawdę było przytulne podziemie
wyposaŜone w dyskotekowe światła oraz
aparaturę - i dobrze! Trudno sobie nas
wyobrazić tańczących poloneza, to jeszcze
nie te klimaty. DJ okazał się niezwykle
kontaktowy, na naszą prośbę wyszukał
odpowiadające nam kawałki. A o to, Ŝebyśmy
mieli duŜo energii do zabawy, zadbali
organizatorzy - dostaliśmy słodko-pikantny
poczęstunek (ciepły serniczek - pycha!) i napoje
(płeć piękna narzekała, Ŝe nie była to woda
i sok pomarańczowy, ale nie moŜna mieć
wszystkiego, a poza tym od diety kalifornijskiej
teŜ trzeba kiedyś odpocząć). Dziewczyny,
tańczące w szpilkach wychodziły z zabawy
z obolałymi nogami, chłopcy raczej parkietu
nie zawojowali, ale cóŜ… I tak będzie co
wspominać!
śmijka
STÓSTÓ-wa 2
FERIE ZIMOWE
Zastanawialiście się kiedyś, gdzie ludzie
z naszego gimnazjum spędzają ferie? Jeśli
nie - poczytajcie, moŜe znajdziecie ciekawy
pomysł na wypoczynek za rok albo wybijecie
sobie coś z głowy i unikniecie rozczarowania…
Naszym rozmówcom zadaliśmy następujące
pytania:
Gdzie byłaś/eś na feriach?
Czy warto pojechać w to miejsce?
Dlaczego?
Martyna
Byłam na nartach we włoskich Dolomitach,
a dokładniej w pięknym kurorcie - Cortina
d’ Ampezzo. Polecam - jest tam duŜo
ciekawych tras narciarskich.
Agatka
Byłam na Słowacji, na
nartach -Bez rewelacji,
ale mnie się podobało.
Iwona
Ferie spędziłam na koniach
w Brzózkach. Kocham tak
spędzać czas.
Konrad
Jeździłem w Austrii na nartach.
Świetne warunki. Warto jechać.
Wojtek
Pojechałem do Zieleńca na
narty i snowboard. Polecam są tam dobre warunki i nie
trzeba duŜo płacić.
Jak widać, jesteśmy miłośnikami sportów
zimowych, wyjeŜdŜamy w róŜne rejony Europy… I najwyraźniej, są to wyjazdy udane!
śmijka
STÓSTÓ-wa 3
Walentynki
święto miłości czy
wszechobecnej
komercji ?
Nie szukaj pięknych kwiatów - róŜ,
Lecz pięknych serc i dobrych dusz.
Bo kochać i kochanym być,
To szczęście, dla którego warto Ŝyć.
Nie warto w Ŝyciu płakać i szlochać.
Nie warto w Ŝyciu marzyć i śnić.
Lecz warto kogoś bardzo pokochać
I dla tej miłości cierpieć i Ŝyć.*
Historia walentynek...
Zagraniczne walentynki wywodzą się
z pogańskiego zwyczaju, który później został
przejęty przez chrześcijaństwo. W staroŜytnym Rzymie dzień 14 lutego był wigilią lupercaliów - świąt ku czci Fauna - boŜka płodności
(mitycznego opiekuna trzód i zbiorów). W dniu
lupercaliów męŜczyźni losowali panny, które
zostawały ich towarzyszkami na czas uroczystości. Losowanie polegało na tym, Ŝe dziewice wrzucały do skrzynki swoje imiona, a chłopcy je losowali.
Obchody święta dotarły do Galii i Brytanii,
jednak po upadku Rzymu tradycja ta stopniowo
odeszła w zapomnienie. Pomogło jej
w tym wprowadzenie chrześcijaństwa, które we
wczesnym średniowieczu wyparło staroŜytne
tradycje pogańskie oraz zakaz prawny, wydany
przez papieŜa Galazjusza, który w 496 roku
STÓSTÓ-wa 4
zabronił świętowania lupercaliów.
Jednak nowemu porządkowi zawsze trudno
jest wyprzeć stare tradycje, zakorzenione
w kulturze od setek lat, dlatego zwierzchnicy
kościoła postanowili zrobić w przypadku tego
święta to, co zrobiono z innymi waŜnymi
dla lokalnych kultur świętami - nadać im chrześcijańską interpretację, czyli pozostawić ów
dzień świętem, jednak juŜ nie na cześć pogańskiego boŜka, ale chrześcijańskiego świętego.
Idealnym kandydatem okazał się biskup i męczennik, zgładzony przez cesarza Klaudiusza święty Walenty. Zginął on za swoją wiarę, kiedy - podobnie jak wielu pierwszych chrześcijan - odmówił wyrzeczenia się jej. Prawdopodobnie po jego śmierci pojawiło się wiele legend i historii wyjaśniających, dlaczego to właśnie on patronuje zakochanym.**
A noc Kupały...
to słowiańskie święto związane z letnim
przesileniem słońca. Obchodzone było w najdłuŜszą noc w roku - z 21 na 22 czerwca.
Przeprowadzane w tym czasie obrzędy miały
zapewnić świętującym zdrowie i urodzaj.
W czasie tej nocy rozpalano ogniska,
w których palono zioła. Odbywały się takŜe
róŜnego rodzaju wróŜby i tańce. Dziewczęta
puszczały w nurty rzek wianki z zapalonymi
świecami. Wyłowienie przez kawalera wianka
wróŜyło szybkie zamąŜpójście. Kupałą nazywano równieŜ ogniska palone podczas tych
obrzędów.
skie walentynki to odpowiednik naszej słowiańskiej nocy Kupały. Jednak przysłowie „cudze
chwalicie, swego nie znacie” i w tym przypadku okazuje się prawdziwe. Nawet się nie spostrzegliśmy, jak zagraniczne „święto zakochanych” wrosło w naszą kulturę
Jakie zwyczaje obowiązują podczas dzisiejszych walentynek? MoŜna ukochanej osobie
wysłać „walentynkę”, czyli liścik miłosny
(czasem anonimowy), kwiaty, czekoladki czy
inne bardziej wymyślne prezenty, świadczące
o naszej przyjaźni czy miłości do drugiej osoby.
Trudno nie oprzeć się wraŜeniu, Ŝe w dzisiejszych czasach walentynki są przede
wszystkim świętem komercyjnym, masowo
wykorzystywanym w handlu. JuŜ w ostatnich
dniach stycznia pojawiają się w sklepach coraz
bardziej osobliwe upominki „dla zakochanych”.
Nie mają w sobie nic z magii tradycyjnego
zwyczaju, po prostu wykorzystują naszą potrzebę romantyzmu, obdarowania ukochanej
osoby, nieśmiałym pomagają wyznać uczucia.
I moŜe to wystarczy, Ŝeby je obchodzić, bo
przecieŜ to od nas zaleŜy, czy damy się zniewolić natarczywej reklamie, czy skorzystamy
z okazji, aby nie zapomnieć o miłości…
Nocny Marek
* zebrane przez walentynki.onnet.pl
** na podstawie artykułu z junior.reporter.pl
*** na podstawie Wikipedii
Na Mazowszu i Podlasiu obrzędy sobótkowe były zwane kupalnocką, na pograniczu
polsko-ukraińskim - Kupałą. Nazwę zwyczaju
odnosi się takŜe błędnie do rzekomego słowiańskiego Boga płodności - Kupały.
Święto
zakochanych dziś
Tak więc święto zakochanych wcale nie
przywędrowało do nas z Zachodu. AnglosaSTÓSTÓ-wa 5
W sobotni wieczór prawie cała klasa I
wraz z panią Ewą oraz kilkoma najbardziej
zagorzałymi miłośniczkami Melpomeny z III
wybrała się do Teatru Współczesnego
na spektakl „Moralność pani Dulskiej”, zrealizowany według sztuki Gabrieli Zapolskiej,
a wyreŜyserowany przez Annę Augustynowicz.
Szczerze mówiąc, szliśmy do teatru
bez szczególnego entuzjazmu, wiadomo - wolna sobota, szkolne wyjście, ”eleganckie” ubranie, na lekturę…
Sztuka okazała się fantastyczna (szczegóły
obok). Prawdziwe Ŝycie w krzywym zwierciadle, pokazane w niezwykle komicznych sytuacjach, pełnych absurdalnego Ŝartu. śartu,
przez który przebijała tak wymowna prawda,
Ŝe chwilami śmiech zamierał i pojawiała się
smutna refleksja.
DuŜym zaskoczeniem dla nas była scenografia. Przygotowani na typowy, czyli skromny,
wygląd sceny Współczesnego, nie zawiedliśmy się - i tym razem królowała prostota, ale
jaka! Przestrzeń zamknięta metalowymi ramami, winda, zwracająca uwagę kolorystyka kostiumów i niezwykła charakteryzacja.
Bardzo podobała nam się dynamika przedstawienia. Nie było ani chwili na nudę, nikt
nawet nie ziewnął. Aktorzy przemieszczali się
po scenie w niewiarygodnym tempie, a szczególnie pani Dulska.
Podczas antraktu wszyscy wymieniali Ŝyczliwe uwagi na temat sztuki, chwalili grę aktorów. Nic dziwnego, Ŝe „Moralność pani Dulskiej” nie schodzi z afisza juŜ od ponad pięciu
lat. Zrozumieliśmy, dlaczego niektórzy przyszli
na ten spektakl po raz kolejny, rekordziści nawet czwarty.
Następnym razem na wyjście do teatru nikt
juŜ nie będzie musiał nas namawiać. Pani
Ewo, czekamy!
Martyna
STÓSTÓ-wa 6
la niektórych z nas ten
wieczór w teatrze był juŜ
trzecim - czy nawet czwartym spotkaniem z panią Dulską i jej
zwariowaną rodzinką. Co takiego jest w tym
przedstawieniu, Ŝe przyciąga nas ono za kaŜdym
razem równie mocno? Co sprawia, Ŝe tęsknimy
za nieszczęsną, gwałtowną i pełną ekspresji
Dulską? Czy sztuka opowiada nam o nas
samych i dlatego rzeczy widziane na scenie nas
nie nudzą? A moŜe - oglądając „Moralność” moŜemy ubawić się do łez i to jest jedyna
pozytywna strona przedstawienia?
Zabawnych sytuacji w sztuce nie brakuje.
Pani Dulska, grana przez Annę Januszewską, to
istny wulkan emocji. Wystarczy nieodpowiednie
słowo, nie taki gest, by wywołać prawdziwą
lawinę wrzasków, krzyków, tupotów i skomleń.
Nie bez powodu - nasza bohaterka ma nie byle
jaki problem i nie wie, jak go rozwiązać. Oto jej
ukochany syn - swawolny i pozbawiony
jakichkolwiek ambicji Ŝyciowych Zbyszko
(Wojciech Brzeziński) - nicpoń, hulaka,
bawidamek, hazardzista i Bóg jeden wie,
co jeszcze ma na sumieniu ten młodzieniec wpakował się w kłopoty. I to nie byle jakie!
Wpadła mu w oko słuŜąca Hanka (którą zresztą
sama zatrudniła, aby zatrzymać synalka
w domu), no i cały w tym ambaras, Ŝe dwoje
zechciało na raz. A więc, myśli sobie Dulska,
będzie „szkandal”, a tego boi się najbardziej.
NajwaŜniejsza dla naszej kochanej bohaterki
jest nic innego jak moralność. Jako posiadaczka
sporej kamienicy wymaga od swoich lokatorów
nieskazitelnej wręcz opinii. Nie ma mowy
o jakiejkolwiek rysie na Ŝyciorysie, nawet
najmniejsza wątpliwość co do uczciwości
nie wchodzi w grę. Dlatego nie do przyjęcia jest,
Ŝe jedna z jej lokatorek z rozpaczy po zdradzie
męŜa próbowała popełnić samobójstwo. Wielkie
rzeczy zdrada, rzecz w ocenie Dulskiej prawie
powszednia. śeby nie mieć wstydu tak
publicznie „prać swoje brudy”. I jeszcze naraŜać
dobre imię gospodyni - no bo KARETKA pod
domem, ZBIEGOWISKO, co LUDZIE
POMYŚLĄ, taka reklama nie jest potrzebna
uczciwej kobiecie, matce i Ŝonie. Jeszcze Ŝeby
chociaŜ samobójczyni umarła...
Nie tylko wobec lokatorów Dulska jest tak
bezwzględna. Zbyszko to Zbyszko, gigantyczny
wprost materiał na ksiąŜkę o męskiej
niedojrzałości, pozostali członkowie rodziny to
teŜ niezłe figury. MąŜ Dulskiej - Felicjan, chory
na serce, chodzi dokoła stołu, Ŝeby
zadośćuczynić zaleceniu lekarskiemu (długie
spacery), ale pod okiem Ŝony. Oj, biedny był ten
Felicjan, przytłoczony silnym charakterem swojej
połowicy. A panienki Dulskie? Oto nasza
osobista ulubienica, Melania (GraŜyna Madej)
oraz Hesia (Joanna Matuszak). Jedna niewinna
i tragicznie naiwna, druga przebojowa i sprytna obie jednak niewiele wiedzą o Ŝyciu i opacznie
interpretują wszystko, co dzieje się
w przepełnionym intrygami świecie dorosłych. Im
takŜe brzydnie niezaprzeczalna matczyna
dyktatura. Hesia podrywa na stancji jakiegoś
młodzieńca, a Mela wzdycha po nocach do
ściany - jej męŜczyźni nie w głowie, dobre
i naiwne serduszko kieruje ją ku niedostępnym
klasztornym murom. A więc rodzina Dulskich to
prawdziwa plejada beznadziejnych przypadków,
jeden lepszy od drugiego, a nad nimi Dulska,
niczym król, władca absolutny.
Przedstawienie przede wszystkim śmieszy,
ale, jak to zazwyczaj bywa, ma teŜ swoje drugie
dno - bardziej kpiące niŜ pouczające. Czy
przypadkiem nie jest to delikatna, a zarazem
dosadna aluzja do tego, byśmy sami popatrzyli
na nasz najbliŜszy świat – na naszą własną
rodzinę? Despotyczna matka, mrukowaty ojciec
bez prawa głosu, głupiutkie i naiwne córki oraz
syn szalejący na przekór wszystkim „po
kawiarniach” – czy to nie jest znajomy schemat
typowej rodziny? Tak, Dulscy są wśród nas,
Dulscy są wszędzie, tylko Ŝe zazwyczaj ukryci
przed bacznym okiem społeczeństwa, no bo
przecieŜ kaŜda Dulska dba o swoją
MORALNOŚĆ.
Sffawolna JeŜynka
STÓSTÓ-wa 7
Powieści Dana Browna robią furorę w księgarniach na całym świecie.
JuŜ od dłuŜszego czasu zajmują
pierwsze miejsca na listach bestsellerów. Dlaczego? PoniewaŜ Brown
wprowadza nas w świat misternie
uplecionych intryg, które jednych fascynują, natomiast innych oburzają.
Autor nie waha się w nich rzucać cień
na władze kościelne, nie wyłączając
Watykanu...
Dan Brown znalazł się na szczycie dzięki kryminałowi „Kod Leonarda
da Vinci”. W ksiąŜce tej, podobnie jak
w „Aniołach i demonach”, nawiązuje
do wielu znanych rzeźb, obrazów
i budowli. Nadaje to obu powieściom
pociągający walor autentyczności.
Historyk Robert Langdon, wykładowca na Harvardzie, znawca symboli, zostaje pilnie wezwany do połoŜonego koło Genewy centrum badań jądrowych CERN. Jego zadaniem będzie zidentyfikować zagadkowy wzór wypalony na ciele zamordowanego
fizyka. Langdon ze zdumieniem stwierdza, Ŝe jest to symbol tajemnego bractwa iluminatów - potęŜnej, aczkolwiek nieistniejącej od 400 lat organizacji walczącej z Kościołem, do której naleŜały najświetniejsze umysły Europy, jak choćby Galileusz. Jak się
okazuje, iluminaci przetrwali w ukryciu do czasów współczesnych i planują straszliwą
wendetę - wysadzenie Watykanu przy uŜyciu antymaterii wykradzionej z genewskiego
laboratorium. Langdon i Vittoria Vetra, córka zamordowanego fizyka, mają zaledwie
dobę, by odnaleźć utajnioną od XVI wieku siedzibę iluminatów i zapobiec niewyobraŜalnej tragedii...*
Przy tej ksiąŜce zdecydowanie nie moŜna zasnąć. Zaskakujące zwroty akcji, ciekawe, nie za długie dialogi, wiele interesujących informacji z - wydawałoby się - odległych dziedzin: fizyki i sztuki, a takŜe kilka „tajemnic” prosto z Watykanu. To wszystko
sprawia, Ŝe tę ksiąŜkę naprawdę warto przeczytać, jest jednak pewne „ale”...
Jeśli przeczytaliście oba tytuły ( „Kod Leonarda da Vinci” oraz „Anioły i demony”),
z pewnością zauwaŜyliście pewne podobieństwo między nimi... Tak, fabuła obu ksiąŜek jest osnuta na dosłownie identycznym schemacie: niezwykłe morderstwo; tajemniSTÓSTÓ-wa 8
ca, w którą trudno uwierzyć; zagroŜenie Ŝycia;
potem długo, długo nic; trochę sztuki; zagadki,
które Langdon próbuje rozwiązać
z piękną wspólniczką (zawsze powiązaną
z pierwszą ofiarą); kilka kolejnych morderstw;
nieprzewidziany zwrot akcji - przyjaciel okazuje się wrogiem; ostatnia ofiara; uratowanie
świata przed katastrofą; osobisty sukces bohatera. Naprawdę - dziwny zbieg okoliczności...
Czasami moŜe się wydać irytujące ciągłe
nawiązywanie do sztuki. Ktoś dobrze powiedział: „To miał być thriller, a nie encyklopedia”.
Zgadzam się z tym, jednak mnie to nie przeszkodziło w przeczytaniu ksiąŜki, a nawet było
interesujące.
Natomiast przeraŜające są morderstwa...
Cztery zabójstwa kardynałów, w czterech róŜnych miejscach związanych z Kościołem...
Swoją drogą Brown ma dość niebezpieczną
wyobraźnię. Anioły obok demonów, tajemnicze
krypty w podziemiach Watykanu, samobójstwo
na oczach milionów ludzi. I do tego wątek budzącej się miłości. Jak dla mnie - zdecydowanie za duŜo...
AleŜ oczywiście! MoŜe znajdziecie coś
ciekawego w stylu Browna i wprowadzicie
do swoich prac z języka polskiego... Warto by
spróbować! Tylko nie wprowadzajcie tam tak
wiele przemocy, bo zamiast panią Ewę przekonać do swojego niewątpliwego talentu literackiego, tylko ją przerazicie i będzie kiepsko... ☺
Nocny Marek
*
ze strony www.gandalf.com.pl
Komedie romantyczne to w polskim kinie
rzadkość, mało który reŜyser decyduje się
podjąć wyzwanie, jakie stawia przed nim ten
na pozór prosty i przyjemny gatunek. Jak się
okazuje, wcale nie jest łatwo stworzyć polski
odpowiednik „Bridget Jones” czy „Notting Hill”.
Przekonał się o tym Ryszard Zatorski, którego
najnowszy film - „Tylko mnie kochaj”, gości juŜ
od dłuŜszego czasu na ekranach naszych kin.
Zachęcona lekkim, niezbyt skomplikowanym, ale pełnym ciepła „Nigdy w Ŝyciu!” zamierzałam spędzić miły wieczór dzięki kolejnej,
moŜe nieskomplikowanej, ale i niegłupiej historii. JakŜe wielkiego doznałam rozczarowania. „Tylko mnie kochaj” to banalna opowieść
o Michale (Maciej Zakościelny), dobrze sytuowanym architekcie z superautem, apartamentem w samym centrum pięknej i romantycznej
(czyŜby?) Warszawy, aŜ duszącym się w swoich sztywnych garniturach od Dolce& Gabbana, i małej dziewczynce imieniem Michalina
(Julia Wróblewska), niespodziewanie pojawiającej się w jego Ŝyciu i oświadczającej
z uśmiechem, Ŝe jest jej ojcem. Mało tego,
firma architektoniczna Michała przyjmuje waŜne zlecenie, a w biurze pojawia się tajemnicza
Julia (Agnieszka Grochowska), specjalistka od
ukwiecania wnętrz...
„Tylko mnie kochaj” to wcale nie zabawne
sceny i dialogi, drewniane aktorstwo i fabuła oczywista od pierwszej minuty filmu. Jedynym
plusem jest rewelacyjne aktorstwo małej Julki,
której proste, dziecięce spojrzenie na świat
bawi, a czasem nawet i wzrusza.
Jednym słowem – film w sam raz na komercyjne walentynki – lekki, przyjemny, pozbawiony jakiegokolwiek głębszego sensu.
Jednak czy warto tracić czas w kinie, zamiast
samemu zorganizować naprawdę miły wieczór
we dwoje?
Sffawolna JeŜynka
STÓSTÓ-wa 9
wszystkim cudownymi krajobrazami lasów
i jezior oraz fantastycznymi efektami specjalnymi - gadające bobry, faun Tumnus, lew
Aslan i inne stwory - wyglądają i zachowują się
jak Ŝywe. RównieŜ oprawie muzycznej filmu
nie moŜna niczego zarzucić – Harry GregsonWilliams znakomicie wywiązał się z powierzonego mu zadania i stworzył prawdziwie magiczną ścieŜkę dźwiękową.
„Opowieści
z Narni”*
Kiedy usłyszałam, Ŝe kręcony jest film
„Opowieści z Narni” wg powieści C. S. Lewisa,
nie posiadałam się z radości. W końcu to była
jedna z moich ukochanych ksiąŜek z dzieciństwa! Jeszcze kiedy sama nie potrafiłam czytać, pasjonowałam się przygodami Łucji,
Edmunda, Zuzanny i Piotra, ba - sama marzyłam o takich przeŜyciach (nawet wchodziłam
do szafy).
Mimo całej baśniowej oprawy film zaczyna
się niezbyt wesoło. Podczas niemieckich nalotów na Londyn większość dzieci zostaje wysłana na prowincję – tak teŜ dzieje się z naszą
czwórką bohaterów. Rodzeństwo trafia do domu starego profesora, którego niemiła gospodyni daje się im we znaki, zabraniając wszystkiego, co przyjemne. Jednak duŜy, stary dom
świetnie nadaje się do zabawy w chowanego,
co nasi bohaterowie nie omieszkali wykorzystać. I właśnie w czasie jednej z takich zabaw
najmłodsza Łucja odnajduje przejście do baśniowego świata, którym bezprawnie rządzi
okrutna Czarownica. Dzieci dowiadują się, Ŝe
według przepowiedni to właśnie one muszą
pokonać zło i przywrócić prawowitego władcę
krainy – lwa Aslana.
„Opowieści z Narni” zachwycają przede
STÓSTÓ-wa 10
Młodym aktorom równieŜ naleŜy się pochwała, szczególnie małej Georgie Henley,
która bardzo naturalnie zagrała Łucję. Jednak
najbardziej zapada w pamięć kreacja Tildy
Swinton, niezwykle sugestywnie grającej Białą
Czarownicę. Świetnie wyglądała, zarówno
jako dobra i wspaniała wróŜka, jak i bezwzględna, samozwańcza władczyni. Jej blada, prawie przezroczysta skóra i srebrne włosy
czyniły z niej prawdziwą królową zimy.
Krytycy najbardziej nie mogą się zgodzić
w jednej rzeczy - religijnym aspekcie
„Opowieści…”. Jedni twierdzą, Ŝe reŜyser Andrew Adamson - celowo spłycił znaczenie
nawiązań do chrześcijaństwa, drudzy zaś uwaŜają, Ŝe w filmie moŜna zobaczyć zbyt duŜo
takich symboli. Trudno ocenić, czy kaŜdy widz
zobaczy w Aslanie Chrystusa, a w złej Czarownicy - szatana, ale scena zmartwychwstania Lwa jest chyba jednoznacznym nawiązaniem…
MoŜna się kłócić czy „Opowieści...” powinny zostać sfilmowane, czy moŜe lepiej byłoby
tego nie robić i pozostawić utwór Lewisa
w spokoju. Ja wiem na pewno, Ŝe na filmie nie
czułam tego napięcia, które towarzyszyło mi
w czasie czytania ksiąŜki, ale winny temu mógł
być popcorn roznoszony w połowie filmu i małe dzieci, krzyczące mi nad głową…
Jedno jest pewne - magia „Opowieści
z Narni” nadal działa, wystarczy popatrzeć
na zyski ze sprzedanych biletów…
Johnnie Walker
* pisownia tytułu za Nową encyklopedią
powszechną PWN
Zimowe Igrzyska
Olimpijskie 2006
„w pigułce”
10 lutego 2006 w Turynie we Włoszech
na stadionie olimpijskim otwarto XX Zimowe Igrzyska Olimpijskie. Znicz olimpijski zapaliła dawna
włoska biegaczka narciarska - Stefania Belmondo.
Znicz towarzyszy rywalizacji sportowców
od igrzysk letnich w Antwerpii (1920). Na igrzyskach zimowych pierwsza sztafeta z ogniem
olimpijskim została zorganizowana w 1952
roku w Oslo. Ogień został wówczas zapalony
w norweskiej miejscowości Telemark. Dopiero
od igrzysk w Innsbrucku (1964) ogień olimpijski zapala się w Olimpii.
Zawody w Turynie rozgrywały się w 15
dyscyplinach (biathlon, bobsleje, kombinacja
norweska, curling, narciarstwo dowolne, hokej
na lodzie, łyŜwiarstwo figurowe, łyŜwiarstwo
szybkie, skoki narciarskie, narciarstwo alpejskie, narciarstwo biegowe, short track, skeleton, saneczkarstwo, snowboard).
Maskotkami tych igrzysk były Neve ze śniegu i Gliz z lodu. Ona - łagodna, czuła i elegancka, a on - wesoły. "Neve" i "Gliz" miały
się uzupełniać.
Ciekawostki
• 1 – tyle osób liczyła najmniejsza kadra
narodowa – reprezentacja San Marino
(stanowił ją 18-letni alpejczyk - Marino
Cardelli)
• 7 miejscowości rozgrywania zawodów:
Turyn, Bardonechcia, Cesana-Pariol,
Cesana-San Sicario, Pinerolo, Pragelato,
Sauze d'Oulx, Sestriere
• 15 lat miała najmłodsza uczestniczka
igrzysk w Turynie, chińska snowboardzistka - Sun Zhifeng; urodziła się 17 lipca 1991
roku i mierzy zaledwie 154 cm
• 20 euro kosztowały najtańsze wejściówki
na igrzyska (najdroŜsze - 850 euro)
• 36 punktów sprzedaŜy pamiątek o łącznej
powierzchni 1500 m2
• 46 osób tworzyło kadrę Polski (10 w biathlonie, 5 w bobslejach, 3 w saneczkarstwie, 1 w skeletonie, 4 w łyŜwiarstwie figurowym, 5 w łyŜwiarstwie szybkim, 1 w short
tracku, 3 w narciarstwie alpejskim, 3 w biegach narciarskich, 5 w skokach i 6 w snowboardzie)
• 54 lata miał najstarszy uczestnik igrzysk,
reprezentant USA w curlingu - Scott Baird
• 84 komplety medali
• 180 godzin relacji z igrzysk w TVP
• 2 550 sportowców z 80 państw
• 10 000 przedstawicieli mediów
• 200 000 kart wstępu przekazanych
do sprzedaŜy
• 3,5 mld euro – łączny koszt organizacji
XX ZIO w Turynie
Nowości
Short track, czyli łyŜwiarstwo szybkie na torze
krótkim - to jedna z najmłodszych wyczynowych dyscyplin sportów zimowych. Wyścigi
odbywają się na bardzo krótkim torze, którego
pętla standardowo wynosi 111,12 m, a sam tor
jest wyznaczany na tafli lodowiska. Zawodników jest czterech do sześciu i wszyscy startują
z jednej linii na dystansie 500, 1000, 1500,
3000 i 5000 m w biegach indywidualnych, zespołowych, a takŜe sztafetach. Liczy się kolejność na mecie. Snowcross to dyscyplina debiutująca na igrzyskach, najmłodsza wśród
wszystkich konkurencji snowboardowych. Trasę zjazdową stanowią liczne przeszkody (ostre
zakręty, muldy, skoki, i inne). Snowcross jest
trudny, bardzo widowiskowy, dlatego przyciąga ogromną publiczność.
Polscy medaliści
• Tomasz Sikora – srebrny medal w biegu
biathlonowym na dystansie 15 km
• Justyna Kowalczyk – brązowy medal w biegu narciarskim na dystansie 30 km
Martyna
STÓSTÓ-wa 11
ROZRYWKA
ROZRYWKA
Nie czuję się najlepiej. Strzyka mi coś
w procesorze. Przemek mówi, Ŝe to nie
dobrze, Ŝe zabierze
mnie do warsztatu. AŜ
mi klawiatura zgrzyta
na samą myśl, Ŝe ktoś
będzie grzebał w mojej skromnej, komputerowej osobie. Zwłaszcza, jak ma zimne
dłonie. Ciarki mnie
przechodzą, gdy ktoś
obmacuje mi części,
jeździ dłońmi po przewodach - po prostu
NIENAWIDZĘ TEGO! I nawet nie dostaję znieczulenia.
Aaa, i jeszcze jedno. Przemek mówił, Ŝe
jest to praktyczniejsze, ale mi z tym niezbyt wygodnie. Wymienił mi myszkę
na taką bezprzewodową. Wiem, tamta była denerwująca, bo ciągle piszczała, gdy
zbliŜał się do niej taki Adaś z 1C, ale cóŜ,
rodziny się nie wybiera. Tej nie lubię, bo
ciągle błyska mi po monitorze czerwonym
światełkiem.
Jednak przyznać muszę, Ŝe ostatni tydzień minął mi całkiem miło. ZbliŜa się
koniec roku szkolnego, jest sam środek
czerwca. Gorąco, jak nie wiem. Wszyscy
moi kumple narzekają, Ŝe się przegrzewają, ale ja jestem zdecydowanie ciepłolubny. Fakt, jak tak się wszyscy zabierzemy
do pracy, to nie jest zbyt przyjemne, ale
cóŜ, aktualnie rzadko kiedy przyjmujemy
całe klasy, informatyka tak obchodzi
wszystkich jak mnie zeszłoroczny śnieg
(słyszałem, Ŝe tak się mówi, bo nie wiem,
co to śnieg, ale o ile się orientuje, to nie
STÓSTÓ-wa 12
jest nic do jedzenia). No ale w kaŜdym
razie, jak juŜ mówiłem, było całkiem miło.
Przemek odpuszcza juŜ wszystkim okropnie nudne zadania w Wordzie, w Excelu
i tych innych technicznych dziwactwach.
No bo przepraszam, nie ma naprawdę nic
interesującego w obserwowaniu uczniów
wpatrzonych we mnie jak ciele na malowane wrota, zdziwionych, Ŝe coś im nie
wyszło. ChociaŜ, z drugiej strony, jak się
który wścieknie, to mam całkiem interesującą lekcję o kulturze młodzieŜowej, tak,
to mi trzeba przyznać, głośniki to ja mam
czyściutkie i słyszę nawet szept, gdyby nie
szum mojej zrzędzącej sąsiadki, to bym
słyszał nawet, co się dzieje za ścianką
w drugim rzędzie.
Ale o czym to ja mówiłem? A no tak, o
uczniach. Ludzie są śmieszni, a im starsi,
tym bardziej. No bo taka zerówka albo
siedzi w Paintcie i bazgrze jakieś malunki,
którymi potem zaśmieca mi twardy dysk,
albo gra w jakieś przygłupie gry. To samo
młoda podstawówka. Za to gimnazjum! To są
perełki. Uwielbiam mieć z nimi lekcje. Tylko
niektórzy zanudzają mnie grami. Z gimnazjalistami to ja się dokształcam w kaŜdym moŜliwym
tego słowa znaczeniu! Nie dość, Ŝe przeraŜeni,
z wypiekami na twarzy często wpadają
do Przemka i błagają go niemalŜe na kolanach,
by pozwolił im „wydrukować” jakąś pracę
(pomijając fakt, Ŝe najpierw trzeba takową
Internecie znaleźć), to jeszcze przecieŜ spędzają
ze mną czas przed lekcjami, po, i nawet czasem
na przerwach. Gimnazjaliści to naprawdę kopalnia nowych, nieodkrytych jeszcze przeze
mnie informacji! Dzięki nim wiem, czego się
słucha (co niekoniecznie jest zawsze przyjemne,
zwłaszcza dla moich biednych głośników…), co
się ogląda (uwielbiam, po prostu UWIELBIAM
rozanielone miny gimnazjalistek czule wpatrujących się w Ewana McGregora i tego….. eee….
no, zapomniałem. Ewana zapamiętałem, bo jak
na męŜczyznę to ma dziwną tendencję do noszenia róŜowych skarpetek do czarnego smokingu.
Lubię gościa, kiedyś będę musiał sobie skombinować z nim jakiś film…), a nawet, co się czyta!
Poza tym ostatnio weszła moda na pisanie pamiętników internetowych, tych no… zabrakło mi
słowa…. O! Blogów! Zazwyczaj jest to całkiem
przyjemne, zwłaszcza gdy któraś z dziewczyn
ma gwałtowny przypływ weny twórczej. Ale powiem szczerze, Ŝe i niektóre komputery się na to
skusiły, ha, tylko o tym nikt głośno nie mówi.
Moja sąsiadka po prawej, ma ksywę Dziunia34
i rozpisuje się godzinami o tym, Ŝe czuje się taka
samotna (jakby moje skromne towarzystwo jej
nie wystarczało, jędzy jednej!). No ale cóŜ, to
przecieŜ KOBIETA.. Czego moŜna Ŝądać
od sfrustrowanej komputerki z monitorową migreną.
Moja sąsiadka - Dziunia 34, niezły model
Ach te dzieciaki, ciągle tylko...
Pan i władca… to tylko pozory...
Oj, chyba będę musiał kończyć mój monolog,
do sali wszedł Przemek i zbliŜa się niebezpiecznie w moim kierunku. Ciary mnie przechodzą,
nie chcę! NIE CHCĘ!!!! JUś MNIE NIC NIE
BOLI!!! Nie zbliŜaj się do mnie, szatanie jeden!!!! NIEEEEE!!!!!!!!!!!!!!!
Sffawolna JeŜynka
… a tego to bardzo nie lubię. Brrrr!!
STÓSTÓ-wa 13
Na końskim grzbiecie...
Przed jazdą myślisz sobie, Ŝe nie ma nic prostszego,
wsiadasz na konia, a ten sam rusza stępem, na hasło „kłus”
przyspiesza kroku. Wszystko wydaje się być dziecinadą,
oczywiście - do czasu...
Pierwsze godziny spędzone na końskim grzbiecie nigdy
nie wyglądają tak, jak sobie wcześniej zaplanowałeś, Twoje
ruchy nie są płynne, a raczej pokraczne, jednak odczuwasz
równieŜ satysfakcję, bo w końcu pierwszą jazdę masz juŜ
za sobą. Temu uczuciu zazwyczaj towarzyszą zakwasy
(na które najlepsza jest witamina C, więc dobrym rozwiązaniem moŜe być sok z cytryny). Dopiero później uświadamiasz sobie, Ŝe jazda konna to nie tylko siedzenie
na grzbiecie konia i utrzymanie dobrej postawy, ale równieŜ
kontakt z Ŝywą istotą, która reaguje na kaŜdy twój ruch.
Gdy opanujesz juŜ podstawy jazdy i wreszcie zacznie ci
coś wychodzić, popadasz w samouwielbienie i tutaj następuje wielkie „bum”, zwane równieŜ zderzeniem z rzeczywistością. Okazuje się bowiem, Ŝe to dopiero początek twojej
pracy z końmi.
W tym miejscu często przerasta cię ogrom wysiłku, jaki
musisz włoŜyć w rozwijanie swoich umiejętności i zdarza
się, Ŝe zawracasz. Po prostu stwierdzasz, Ŝe wszystko, co
mogłeś zdobyć, juŜ zdobyłeś, i nie ma sensu uczyć się dalej
(w końcu nawet podstawami moŜesz zrobić wraŜenie
na swoich kolegach).
Jednak jeśli to ci nie wystarczy i naprawdę chcesz osiągnąć coś więcej, zaczynasz bardziej przykładać się do jazdy i kaŜdą chwilę poświęcasz na budowanie swojej relacji
z koniem. Z kaŜdym dniem podejmujesz nowe wyzwania.
Uświadamiasz sobie, Ŝe podczas jazdy nie tylko ty uczysz
się współpracować ze zwierzęciem, ale równieŜ ono uczy
się współpracować z tobą.
Jesteś juŜ na takim poziomie, Ŝe potrafisz odczytywać
sygnały dawane przez konia, który za pomocą ustawienia
uszu „mówi” ci, w jakim jest nastroju, w jego oczach moŜesz dostrzec, kiedy się czegoś obawia. Zaczynacie tworzyć swój własny język.
JeŜeli juŜ przejdziesz ten etap, moŜesz być pewien, Ŝeposiadasz prawdziwego przyjaciela – konia. Jednak pamiętaj, Ŝe to dopiero początek drogi, jaką masz przed sobą...
Kinga
STÓSTÓ-wa 14
Ubiór jeźdźca
Toczek – chroni
głowę przed urazami w czasie jazdy
(od ok. 100 zł).
Bryczesy- specjalne
spodnie do jazdy konnej, zapewniające swobodę ruchów, nieposiadające cisnących szwów. Chronią przed obtarciami
i pozwalają na wygodny i prawidłowy dosiad
(od ok. 100 zł).
Rękawiczki – ochrona rąk przed
otarciami od wodzy
(od ok. 15 zł z materiału, skórzane ok. 70 zł).
Oficerki – długie buty
do jazdy konnej (od
ok. 350 zł).
Sztyblety – krótkie buty
do jazdy konnej
(od ok. 200 zł).
Czapsy – chronią łydki, załoŜone z sztybletami
pełnią rolę podobną do oficerek (od ok. 100
zł).
Oczywiście czasami dobre chęci, precyzyjny
dosiad i mocna łydka nie wystarczą, by koń chciał z nami współpracować, wtedy mogą się przydać:
ostrogi i palcat.
Musimy jednak pamiętać, Ŝe
z „pomocy” korzystamy bardzo
ostroŜnie, tak by nie sprawić
bólu zwierzakowi, a
Bill Kaulitz
T OKIO
HOTEL
Tokio Hotel (poprzednia nazwa zespołu
brzmiała Devilish) to niemiecka młodzieŜowa
grupa muzyczna pochodząca z Magdeburga,
grająca swoistą odmianę popu.
Pierwszy singel Durch den Monsun wydali
w lipcu 2005 i od razu odnieśli znaczący sukces, sprzedając duŜe ilości tego krąŜka. Drugim singlem jest Schrei, który powtórzył sukces pierwszego.
6 listopada 2005 otrzymali dwie nagrody
Comet Awards.
DYSKOGRAFIA
• Schrei (2005)
• Durch den Monsun (2005; singiel)
• Schrei (2005; singiel)
oficjalna strona: www.tokiohotel.de
e-mail: [email protected]
Data urodzenia:
01.09.1989
Miejsce urodzenia:
Leipzig [Lipsk]
Rodzeństwo:
jednojajowy brat bliźniak - Tom
Hobby: muzyka i imprezy
Ulubiony zespół: Green Day
Ulubiona piosenka: Boulevard of
Broken Dreams
Tom Kaulitz:
Data urodzenia:
01.09.1989
Miejsce urodzenia:
Leipzig [Lipsk]
Rodzeństwo:
jednojajowy brat bliźniak Bill
Hobby: graffiti, muzyka i imprezy
Ulubiony zespół: Samy Deluxe
Ulubiona piosenka: Let me go
Georg Listing
Data urodzenia:
31.03.1987
Miejsce urodzenia:
Magdeburg
Rodzeństwo: nie ma
Hobby: muzyka, sport i imprezowanie (zwłaszcza taniec)
Ulubiony zespół: Green Day, Oasis,
BEP
Ulubiona piosenka: Don't phunk
with my heart
Gustav Schäfer:
Data urodzenia:
08.09.1988
Miejsce urodzenia:
adres:
Tokio Hotel
c/o Universal Music
Stralauer Allee 1
10245 Berlin
Magdeburg
Rodzeństwo: siostra
Hobby: muzyka i jazda na rowerze
Ulubiony zespół: Metallica
opr. śmijka
i Slipknot: BYOB (System of a down)
Ulubiona piosenka: BYOB (System
of a down)
STÓSTÓ-wa 15
PODRÓŻE – świat na wyciągnięcie ręki
LONDYN
Mówi się, Ŝe w Anglii wszystko jest spokojne, umiarkowane i chłodne:
pogoda, krajobrazy, ludzie… Wszystko, oprócz Londynu.
ZABYTKI
ZABYTKI
W Londynie zdecydowanie nie ma sensu poruszać się samochodem. Nawet jeśli ktoś
umiałby poradzić sobie z lewostronnym ruchem jazdy, to godzinach szczytu trudno
przecisnąć się w tłumie pieszych, przemierzających główne ulice miasta. Dlatego najlepszym rozwiązaniem jest podróŜ metrem lub autobusem. Rozkłady jazdy są w miarę
przejrzyste, więc nie powinno być problemu z odnalezieniem odpowiedniej stacji.
Zresztą nawet piesze wycieczki są przyjemnością - piękna, stara architektura miesza
się z na wskroś nowoczesnymi budynkami, a w małych, bocznych uliczkach, które
nie są opisywane w Ŝadnych przewodnikach, moŜna natrafić na prawdziwe skarby.
Tate Gallery
Jedna z najsłynniejszych galerii powstała w 1897 roku dzięki darowi sir Henry’ego
Tate’a. Muzeum posiada wielkie zbiory, składające się z trzech zasadniczych części:
sztuki angielskiej od 1550 roku do dziś, sztuki światowej XX wieku oraz dzieł Tunera,
który zapisał swoje obrazy narodowi brytyjskiemu.
Kierując się od Tate Gallery na północ, wzdłuŜ rzeki, dojdziemy do Westminster Abbey.
Opactwo Westminsterskie jest znane jako miejsce spoczynku angielskich władców,
miejsce koronacji i innych bardzo waŜnych uroczystości. Jego wnętrze przedstawia
całą gamę stylów architektonicznych - od surowego gotyku nawy głównej do niezwykłych zawiłości kaplicy Henryka VII. Swoje miejsce znalazły tu teŜ pomniki - warto
zobaczyć jeden z najpiękniejszych, poświęcony lady Nightingale czy takim sławom jak
Szekspir i Dickens.
Kiedy wyjdziemy z Westminster Abbey, kierując się wzdłuŜ Tamizy, bez problemu powinniśmy znaleźć, znajdujący się przy Westminster Bridge - Big Ben.
Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, Ŝe „Big Ben” to nie nazwa sławnego, czterotarczowego zegara, umieszczonego na 106-metrowej wieŜy, ale waŜącego 14 ton
STÓSTÓ-wa 16
dzwonu, wybijającego godziny. Nazwany tak
został od imienia głównego komisarza robót –
sir Benjamina Halla. Od czasu uruchomienia
w 1859 roku Big Ben stanął tylko dwa razy.
Downing Street
Nazwa ulicy pochodzi od sir Georga Downinga, który w 1680 roku kupił ziemię w pobliŜu
Pałacu Whitehall, gdzie wytyczył ulicę i wybudował domy (cztery z nich zachowały się do
dzisiaj, jednak ich wygląd uległ znacznej zmianie). W 1732 roku król Jerzy II podarował kamienicę pod numerem dziesiątym sir Robertowi Walpole’owi i od tego czasu jest to oficjalna
rezydencja brytyjskich premierów.
Buckingham Palace
Pałac Buckingham to rezydencja brytyjskich
monarchów. Pełni funkcje urzędowe, mieszkalne i reprezentacyjne. Pracuje tu około trzystu
osób - w tym urzędnicy i słuŜba dworska.
W pałacu znajduje się basen, prywatna sala
kinowa i galeria obrazów, która mieści zbiór
najcenniejszych płócien z kolekcji królowej.
Zaraz obok Buckingham Palace, na wschód
znajduje się uroczy St. James Park.
Ziemie parku zostały osuszone przez Henryka
VII i włączone do jego terenów łowieckich,
jednak Karol II dostosował je do potrzeb spacerujących. Obecnie w lecie moŜna tu spotkać
urzędników rozmawiających o sprawach państwowych, wygrzewających się na trawie lub
przechadzających wśród kolorowych klombów.
National Gallery
Galeria narodowa została załoŜona na początku XIX wieku, dzięki królowi Jerzemu IV, który
przekonał niechętny rząd do zakupienia kilkudziesięciu cennych dzieł - między innymi takich mistrzów jak Rafael czy Rembrandt, co
dało początek wielkiej kolekcji narodowej. Dziś
moŜemy tu zobaczyć sławne „MałŜeństwo
Arnolfinich” van Eycka czy rysunek genialnego
Leonarda da Vinci. Dzięki bogatym ofiarodawcom zbiory ciągle się rozrastają.
British Museum
Muzeum zostało załoŜone w 1753 roku i jest
jednym z najwaŜniejszych na świecie. Zbiory
zapoczątkował sir Hans Sloane, a w ciągu lat,
dzięki darom i zakupom, kolekcja systematycznie się powiększa. Teraz znajdują się tu skarby z całego świata. British Museum mieści się
w 94 salach o łącznej długości 4 kilometrów.
Są one podzielone na następujące działy:
- Brytania prehistoryczna i rzymska
- Eksponaty średniowieczne, renesansowe
i nowoczesne
- Zachodnia Azja
- StaroŜytny Egipt
- Grecja i Rzym
- Sztuka orientalna
- British Library.
Sir John Soane’s Museum
Jest to jedno z najbardziej zaskakujących muzeów w Londynie. Dom, w którym się ono mieści, został podarowany przez sir Johna Soane’a dla narodu brytyjskiego w 1837 roku.
Ofiarodawca zastrzegł sobie, Ŝe niczego nie
moŜna w nim zmieniać i zgodnie z jego Ŝyczeniem kolekcja (a jest to zbiór pięknych, choć
czasem dziwnych przedmiotów, niejednokrotnie o charakterze dydaktycznym) znajduje się
właściwie w takim stanie, w jakim ją pozostawiono.
Katedra św. Pawła
Po wielkim poŜarze Londynu w 1666 roku,
z katedry św. Pawła zostały tylko ruiny. Dopiero po jedenastu latach Christopherowi Wrenowi udało się zaprojektować budynek, który
STÓSTÓ-wa 17
spotkał się z aprobatą dziekana i kapituły.
Wnętrze katedry jest bardzo przestronne i harmonijne. Nawa, transept oraz prezbiterium
tworzą - jak to w średniowiecznej katedrze kształt krzyŜa, jednak wnętrze jest pełne przepychu, który tworzy wspaniałą oprawę dla wielu waŜnych ceremonii, takich jak pogrzeb Winstona Churchilla czy ślub księcia Karola z lady
Dianą.
Z katedry św. Pawła dość prosto moŜna trafić
do Shakespeare’s Globe Museum. Wystarczy przejść przez Millenium Bridge, który znajduje się w linii prostej na południe, w kierunku
Tamizy.
Teatr Globe – główna siedziba trupy aktorskiej,
dla której tworzył William Sheakspeare, jest
obecnie zrekonstruowany nieco bardziej na
wschód od swego pierwotnego połoŜenia.
W muzeum prezentowane są ciekawe wystawy, a w porze lunchu organizowane interesujące spotkania, na których moŜna posłuchać
jazzu, muzyki z czasów elŜbietańskich lub poezji.
Tower Bridge
Ukończony w 1894 roku most Tower jest cudownym przykładem sztuki inŜynierskiej czasów
wiktoriańskich i chyba jednym z najpiękniejszych mostów świata. Szybko stał się wizytówką Londynu. W wieŜach mostu znajduje się muzeum jego historii.
Kiedy juŜ obejrzymy Tower Bridge, warto zajrzeć do Tower of London. Nie sposób jej
przegapić.
W swej długiej, bo 900-letniej historii, Tower
wzbudzała strach. Nic dziwnego, w jej murach
przetrzymywani byli więźniowie stanu - przewaŜnie w strasznych warunkach, a w pobliskim Tower Hill torturowano skazańców. Najgorszą śmiercią w Tower było powieszenie,
ale tak, Ŝeby człowiek się nie udusił, potem
wrzucano go do dołu z wodą i podtapiano, ale
nie tak, Ŝeby skazaniec się utopił. Następnie
przestępcę przypalano, a na koniec wypruwano jeszcze Ŝywemu wnętrzności.
Najsławniejszymi mieszkańcami Tower są
STÓSTÓ-wa 18
obecnie kruki. Legenda głosi, Ŝe kiedy kruki
odlecą, Wielka Brytania upadnie, więc przezorni Brytyjczycy dbają, aby ptaki miały nadcięte
lotki, co zapobiega ich odlotowi.
W Tower moŜemy zobaczyć klejnoty koronne,
kolekcję srebrnych i złotych naczyń stołowych,
broń i zbroje.
Science Museum
Przebogate zbiory Muzeum Nauki ukazują
rozwój nauki i techniki. MoŜna tu podziwiać
niezliczone urządzenia techniczne i poznać
proces ich tworzenia. Dzięki specjalnym, fascynującym wystawom zwiedzający mogą
sami wziąć udział w badaniach naukowych czy
na przykład symulacji wybuchu wulkanu.
Notting Hill
Do XIX wieku obszar, gdzie dziś odbywa się
największy uliczny karnawał, był terenem rolniczym. W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych Notting Hill stanowiło centrum społeczności karaibskiej. Początki karnawału datuje
się na rok 1966 i od tamtego czasu, co roku,
w czasie ostatniego sierpniowego weekendu uczestnicy festiwalu, przebrani w kolorowe
stroje, wypełniają wszystkie ulice w okolicy.
Niestety, rzadko moŜna tutaj spotkać Hugh
Granta czy Julię Roberts, przechadzających
się po ulicach…
Madame Tussaud’s
Swoją karierę madame Tussaud’s rozpoczęła
podczas francuskiej rewolucji, kiedy to sporządzała maski pośmiertne ofiar terroru. Wystawę
swych prac otworzyła w 1835 roku przy Baker
Street, niedaleko obecnej siedziby muzeum.
Główna cześć ekspozycji to „Garden Party”,
gdzie moŜemy zobaczyć Brada Pitta, państwa
Beckham czy Madonnę, oraz „Wielki Hall”
z figurami rodziny królewskiej, pisarzy, polityków i artystów. Największą popularnością cieszy się „Izba Okropności”, gdzie zostały stworzone najbardziej przeraŜające momenty
w historii zbrodni i kar. Zwiedzanie kończy
„Duch Londynu” – podróŜ taksówką po najwaŜniejszych wydarzeniach z historii Londynu.
Regent’s Park
Park wytyczono w 1812 roku według projektu
Johna Nasha, pragnącego stworzyć podmiejski ogród z ponad pięćdziesięcioma willami
oraz pałacem dla księcia Regenta. Wprawdzie
projekt pałacu pozostał niezrealizowany, ale
wybudowano osiem willi (do naszych czasów
zachowały się tylko trzy). W parku znajduje się
jezioro, po którym moŜna pływać łódką, z wieloma gatunkami ptactwa wodnego. Latem
w pobliskim teatrze na świeŜym powietrzu
moŜna oglądać sztuki Szekspira, a Broad
Walk zapewnia moŜliwość malowniczego spaceru.
Hyde Park
W 1536 roku posiadłość Hyde, naleŜąca do
Opactwa Westminsterskiego, została przejęta
przez Henryka VIII, który zmienił ją w park
królewski, gdzie urządzał polowania. Kiedy
król Jakub I udostępnił teren szerokim rzeszom, był on jednym z najbardziej cenionych
obszarów miasta. Dziś na sztucznym jeziorze
Serpentine moŜna pływać, a na Speaker’s
Corner nadal moŜna usłyszeć ludzi wygłaszających swoje ekscentryczne poglądy, podczas
gdy widzowie zadają im - często bezlitosne pytania.
Od strony zachodniej Hyde Park łączy się
z Kensington Gardens.
W 1841 roku tereny, naleŜące do Pałacu Kensingtońskiego, zostały przekształcone w park
publiczny i tak powstały Ogrody Kensington.
Warto zobaczyć wyrzeźbioną w 1912 roku
figurkę Piotrusia Pana oraz dekoracyjne fon-
tanny i pomniki, znajdujące się w północnej
części parku. Na wschód od pałacu znajduje
się Round Pond - staw, nad którym prawie
zawsze moŜna spotkać entuzjastów sterowania modelami łódeczek.
JEDZENIE
Londyn jest rajem dla miłośników kuchni hinduskiej. MoŜna tu zobaczyć niezliczone ilości restauracji tandoori i bhel poori, które oferują bardzo urozmaicone, a często teŜ i niedrogie jedzenie. Zachęcam do spróbowania kuchni tajskiej
(uwaga, bardzo ostra!), malajskiej, chińskiej
i indonezyjskiej; najlepsze znajdują się oczywiście w Soho. Miłośnicy kuchni włoskiej czy francuskiej teŜ na pewno nie będą zawiedzeni.
ZAKUPY
W Londynie moŜna kupić dosłownie wszystko,
a zwłaszcza odzieŜ, z której słynie to miasto.
W centrum jest mnóstwo zarówno sklepów
towarowych z pięknymi wystawami, jak i małych sklepików, które mieszczą dwóch klientów. Warto przejść się po Oxford Street, gdzie
jest pełno sklepów oferujących dobrej jakości
rzeczyza niezbyt wygórowaną cenę. Nie moŜna teŜ zapominać o bocznych uliczkach
z bazarami, gdzie moŜemy trafić na prawdziwe
skarby.
Najbardziej znany dom towarowy to Harrods,
gdzie w trzystu działach pracuje cztery tysiące
osób, a dział spoŜywczy to jedna wielka wystawa serów, ryb oraz owoców i warzyw. W innych działach moŜna kupić porcelanę, odzieŜ,
szkło, sprzęt elektroniczny i wyposaŜenie
kuchni. Ceny nie zawsze muszą być wysokie.
Do Harrodsa kierują się w większości zagraniczni turyści, Londyńczycy zaś częściej zaglądają do pobliskiego Harveya Nicholsa, gdzie
szczególnie ceniony jest dział, w którym sprzedaje się wysokiej jakości ubrania angielskie,
francuskie i amerykańskie. Warto równieŜ
zajść do Selfridges, mieszczącego się
na Oxford Street, który oferuje bardzo szeroki
asortyment - od torebek Gucciego i szali HerSTÓSTÓ-wa 19
mesa do sprzętu AGD i pościeli. Natomiast
wieczorem moŜna pooglądać piękne, błyszczące wystawy.
W tygodniu większość sklepów jest otwarta od
9.00 do 18.00. W czwartki na Oxford Street,
a w środy - w Knightsbridge i Chelsea zakupy
moŜna robić do 19.00 lub 20.00.
WyprzedaŜe przypadają na styczeń-luty
i czerwiec-lipiec. W tym czasie kaŜdy sklep
obniŜa ceny i wyprzedaje niemodny juŜ towar.
Największe okazje moŜna trafić w domach
towarowych. Najsłynniejsza wyprzedaŜ jest u
Harrodsa - kolejki ustawiają się na długo
przed otwarciem sklepu, a w środku trzeba być
przygotowanym na ostrą walkę o swoją wymarzoną rzecz.
ROZRYWKA
Teatry londyńskie - stolica Anglii obfituje w
wiele wydarzeń, jest jednym z najwaŜniejszych
ośrodków teatralnych w Europie, a poziom
spektakli naleŜy do najwyŜszych. Wśród róŜnorodnych ofert licznych scen West Endu kaŜdy
miłośnik teatru znajdzie coś dla siebie.
Kina – w ciągu jednego dnia w Londynie wyświetla się około 250 filmów brytyjskich i amerykańskich w wersji oryginalnej, najnowszych i
tych naleŜących do klasyki. W samym centrum
mieści się około 50 kin. Większość to wielkie
kompleksy, prezentujące najnowsze przeboje,
ale nie brakuje teŜ kin niezaleŜnych, które proponują zupełnie inny repertuar.
Taniec – tutaj kaŜdy znajdzie coś dla siebie,
od klasycznego baletu do pantomimy, jazzu,
tańca eksperymentalnego i tańców innych narodów. Niestety, większość zespołów gra bardzo krótko - rzadko trwają dłuŜej niŜ dwa tygodnie, a często nawet krócej niŜ tydzień. Szczegółowe informacje na ten temat moŜna znaleźć w tygodnikach kulturalnych.
Rock, pop, jazz i inne – w normalny dzień
w Londynie odbywa się około osiemdziesięciu
koncertów obejmujących wszystkie gatunki –
rock, reggae, soul, folk, country, pop, jazz
STÓSTÓ-wa 20
i muzykę latynoską. Natomiast latem w parkach, pubach, salach koncertowych i stadionach organizowane są najróŜniejsze festiwale.
Kluby – Europejczycy długo naśmiewali się
z londyńczyków, Ŝe kładą się spać przed północą, kiedy w Rzymie czy Madrycie Ŝycie dopiero
się rozpoczyna. Teraz nie jest to juŜ prawdą.
Jeśli komuś przyjdzie ochota, moŜe przetańczyć całą noc w jednych z najlepszych klubów.
Jednak w starych, konserwatywnych pubach
drinki nadal rozdawane są tylko do 23.00.
Johnnie Walker
Kensington gardens - impresja
Mijam pomarańczowo-złotą kopułę Royal
Albert Hall i uśmiecham się sama do siebie
na wspomnienie chwili, w której pierwszy raz
zobaczyłam ten stylizowany na rzymski amfiteatr budynek. Miejsce licznych przedstawień
cyrkowych, spektakli muzycznych i walk bokserskich, niby nic takiego, a jednak ciągle
mnie przechodzą ciarki, kiedy tamtędy przechodzę. Skręcam w lewo na Kensington Road.
Po drugiej stronie ulicy jawią mi się olbrzymiej
wielkości Kensington Gardens, które od strony
wschodniej łączą się ze słynnym Hyde Parkiem. Jest ciepło, zadziwiająco ciepło jak
na tutejszy klimat. I, o dziwo, nie pada, wieje
za to lekki wietrzyk, rozwiewający moją długą,
brązową spódnicę. Sierpniowe słońce przygrzewa delikatnie, uwielbiam to uczucie. Nigdy
nie lubiłam marznąć.
Mijam Royal College of Art i przechodzę
przez ruchliwą ulicę. W końcu to godziny
szczytu, samochody mkną jak oszalałe, kaŜdy
chce jak najszybciej dotrzeć do celu. O mały
włos nie wpadam pod słynny dwupiętrowy
londyński autobus, którego czerwień silnie
kontrastuje z ponurymi, szarymi barwami budynków. W ostatniej chwili dostrzegam na boku pojazdu reklamę moich ukochanych „Les
Miserables”, granych na deskach Palace Theatre. Stawiając pierwsze kroki na chodniku,
czuję mimowolnie, Ŝe się wyciszam, Ŝe zostawiam za sobą gwar i hałas Ŝycia codziennego.
Idę dalej, z twarzą skierowaną w stronę parku.
Zieleń ciągnie mnie ku sobie niczym woda
spragnionego. Wyciągam rękę w stronę cienkich sztachetek ogrodzenia, nagrzanych ciepłem słońca. Jak dziecko idę z ciągle wyciągniętą ręką, czuję, jak palce uderzają w kolejne sztachety, jak obijają się niezgrabnie.
Po chwili zabawa mnie nudzi. Miarowy stukot
ustępuje, ręka ląduje na kremowej, szmacianej
torebce. Wyciągam z niej zwiniętą paczkę migdałów w cynamonie i mijając czerwoną budkę
telefoniczną, wchodzę przez Queen’s Gate
na teren ogrodów.
Słońce odbija się od soczyście zielonej,
rozkosznie mieniącej się trawy. Mijają mnie
spacerujący ludzie, zarówno londyńczycy,
cieszący się weekendem, jak równieŜ turyści,
odpoczywający po cięŜkim dniu zwiedzania.
Słyszę cichy szept rozmów, wręcz uspokajający. Mijam Palace Gate, a wraz z nią tłum turystów z Azji, wdzięcznie roześmianych. Zawsze się zastanawiałam, jak oni są robią, Ŝe są
tacy pogodni. Roześmiani i optymistycznie
nastawieni do świata. No ale nic. Skręcam
w prawo i wchodzę na The Broad Walk, skąd
doskonale widać juŜ cel mojej wędrówki –
Kensington Palace, powszechnie znany jako
„Dom księŜnej Diany”. Majestatyczny, typowy
dla angielskiej architektury budynek z czerwonej cegły, ukrywa się za ciemnozieloną szatą
najróŜniejszych drzew. Idę jeszcze chwilę
spacerkiem wśród rozłoŜystych dębów
i w końcu wypatruję osamotnioną ławeczkę,
stojącą akurat naprzeciwko Round Pond, sporej wielkości jeziorka Ŝyjącego własnym Ŝyciem niemalŜe w sercu ogrodów. Dzieci - bawiące się łódkami puszczanymi na wodzie piszczą w niebogłosy, klaszczą, podskakują,
tańczą, a ja patrzę na nie wręcz oczarowana.
Ich rodzice odpoczywają, siedząc na takich
jak moja, drewnianych ławeczkach, lub na
kocu rozłoŜonym na trawie.
Wpatruję się przez chwilę w ten bajeczny
STÓSTÓ-wa 21
widok, po czym sięgam po moje migdały
w cynamonie. Siedzę w miejscu, w którym wyjątkowo mocno świeci słońce, co mnie niezmiernie cieszy. Czuję, jak moje ciało rozgrzewa się i wchłania Ŝyciodajne, ciepłe promienie.
MruŜę oczy, znów nie wzięłam z domu okularów. Opieram się wygodnie i wyciągam nogi
przed siebie. Nie jest to zbyt grzeczne, ale kto
mnie tam widzi. Obok siada kilka gołębi, przywabionych zapachem cynamonu. Zaczynają
jakiś rytualny taniec dookoła mojej ławki, ale ja
je ignoruję, zbyt wiele razy dałam się nabrać
na ich niewinność malującą się w ciemnych,
paciorkowatych oczach. Przymykam powieki
i upojona słońcem i wiatrem, zaczynam odpływać. Wyglądam pewnie śmiesznie, przysypiająca tak tutaj z błogością malującą się na twarzy,
ale co mi tam. Słyszę gruchanie Ŝebrzących
gołębi. Posiedzę jeszcze chwilę i pojadę
na Long Lane, do mojej księgarenki - myślę
sobie i oczami wyobraźni widzę moje małe królestwo, zakurzone i totalnie zapuszczone
przez niewyobraŜalnie wręcz lenistwo pana
Alberta. Kwiaty przy oknie trzeba by juŜ wymienić. I te na stolikach teŜ… aa, i przydałoby się
kupić kawę, kończy się. Ciekawe, czy Rufus
zrobił ten remanent, chociaŜ szczerze wątpię…
Zegar na pobliskiej wieŜy kościelnej donośnym tonem wybija dwunastą. Nie lubię tego
dźwięku, tak jak tykania zegarów, wahadeł,
spręŜyn, śrubek, cyferblatów… Nie lubię. Bo
ktoś panuje nad czasem, sprawia, Ŝe się kurczy, ogranicza do godzin, minut, sekund…
próbuje go okiełznać. To jak walka Don Kichota z wiatrakami, myślę. Zaraz będę musiała
iść. Wzdycham i obserwuję w milczeniu gołębie, które ciągle towarzyszą mi skuszone moimi migdałami. Wyciągam machinalnie jeden
z nich, macam przez chwilę palcami, czuję,
jak osiada na nim brązowordzawy cynamon.
Czuję jego delikatną woń, ginącą w całej palecie innych zapachów. Mija mnie jakiś męŜczyzna, wyraźnie się gdzieś śpieszący. Lubię
obserwować ludzi. Ten jest artystą. Wyczuwam to, coś wewnątrz mi to mówi. Niedbale
zapięta, pasiasta koszula z niewyprasowanym
kołnierzykiem, zgniłozielone sztruksowe
spodnie, okulary w ciemnych, trochę zbyt grubych oprawkach. Stawia olbrzymie kroki, śpieszy się gdzieś, zaraz pogubi całą masę trzymanych w dłoni luźnych, zabazgranych kartek. Uśmiecham się do siebie i odprowadzam
go wzrokiem do ledwie widocznej bramy parku. Wypadałoby juŜ iść. Metro będzie przepełnione, duszne, ale jest to zło konieczne, do
domu mam zbyt daleką drogę, a czasu mało.
Szkoda. Grzebię w torebce w poszukiwaniu
biletu do metra. Faktycznie. Jest, schowany
między komórką a małym, plastykowym woreczkiem. Gołębie zaczynają tuptać podniecone, a kiedy rzucam im w górę garść maleńkich, jasnych i gładkich ziaren słonecznika,
gwałtownie rozpościerają skrzydła. W ostatniej chwili umykam, by nie znaleźć się w samym centrum prawdziwej bitwy.
Słyszę za sobą szum skrzydeł i głośny gruchot gołębi. Zostawiam go tutaj w Kensington
Gardens i odchodzę w kierunku Queen’s Gate,
by powrócić w następny weekend.
Sffawolna JeŜynka
STÓSTÓ-wa 22
Kiedy Jim po raz kolejny przekroczył próg
Kensington Market, listopad swym złotem otulił juŜ szary i deszczowy Londyn. Tego dnia
pogoda zdecydowanie nie sprzyjała samotnym podróŜom, ale Jim wiedział, Ŝe sprzyja
podejmowaniu waŜnych, Ŝyciowych decyzji.
Do tego był juŜ przyzwyczajony. Zimny, porywisty wiatr rozwiewał mu włosy i dął niemiłosiernie w oczy tak, Ŝe zaszły mu one łzami.
Wytargał z taksówki swoją torbę podróŜną,
przeciwstawiając się Wiatrowi Przyszłości. Jim
czuł, Ŝe z kaŜdym dniem pokonuje go z coraz
bardziej natęŜoną siłą, Ŝe niedługo przyjdzie
taki dzień, który będzie zdecydowanie moŜna
nazwać Dniem, w Którym śycie Zaczyna się
od Nowa.
Kiedy wszedł do sklepu, Sam spojrzał
na niego ukradkiem i posłał serdeczny
uśmiech. Trzymał w ręku jakiś niewielki obrazek, obok niego stała kobieta w średnim wieku. Klientka. Jima przeszedł jakiś dziwny
dreszcz gwałtownych, niekontrolowanych
emocji.
– Cześć Sam - powiedział radośnie i poszedł
w głąb galerii, ku pomieszczeniu, w którym
ostatnio pił kawę z Samem. Tego dnia słychać było jakąś piosenkę The Who, rozbrzmiewającą cicho, sączącą się pomiędzy
pozawieszane i poukładane obrazy. Wsiąkała
w delikatne, niedoświadczone płótna, czekające na swoje pierwsze przeŜycia. Jim wrócił do
Sama, który teraz został juŜ sam - klientka
w ostatniej chwili się rozmyśliła i pozostawiła
za sobą zimne, mroźne powietrze, i nutę Ŝalu
malującą się w kocim oku Samuela, który mimo wszystko nie dał po sobie poznać rezygnacji.
– No, jak czujesz? Wszystko juŜ załatwione? – spytał, odstawiając obraz na podłogę,
w miejsce, gdzie zionęła pusta dziura przeznaczona właśnie dla niego.
– Wszystko załatwiłem. Zadzwoniłem do
kolegi z Birmingham, który pracuje
w biurze nieruchomości, i - o ile się orientuję - robi wszystko, co moŜe, by sprzedać
mój stary dom - zrelacjonował Jim, zdejmując mokry szalik i rozpinając płaszcz. Samuel
chyba wyczuł nutę dezorientacji i niepewności
w jego głosie, ale nie dał po sobie tego poznać.
– Chodź, napijemy się kawy z cynamonem,
moja Sara zostawiła mi dzisiaj całą puszkę - powiedział ciepło, zapraszając ponownie
do starego pokoju z wielkim plakatem Lennona.
– Kiedy ją poznam? – zaśmiał się Jim, chociaŜ tak naprawdę zupełnie go nie obchodziło,
kiedy pozna wielką miłość Sama, studentkę
filologii angielskiej.
Chłopak zaróŜowił się delikatnie i przeczesał dłonią swoje miodowe włosy. W tym momencie drzwi sklepu się otworzyły i wpadła
przez nie jakaś młodziutka dziewczyna, na
oko dwudziestoletnia, z rozwianym, kruczoczarnym włosem. Miała na sobie gruby, ciemnofioletowy płaszcz i opasana była długim na
kilometr szalikiem w kolorze wściekłego pomarańczu.
– Witam cię, Samuelu! – krzyknęła od wejścia i juŜ po chwili była przy nich. Oczom Jima
ukazała się delikatna, piękna twarz o śniadej
karnacji. Nieznajoma miała duŜe, czarne oczy,
niczym najczarniejsze węgle, którymi obserwowała bacznie świat. Jim poczuł, Ŝe mimo ponownego wtargnięcia mroźnego powietrza,
robi mu się niewymownie gorąco.
– Cześć, Mario - przywitał się Sam i w przyjaznym geście wskazała Jima. – Marie, to
nasz nowy współlokator, Jim Altman.
Jammie, to jest przyjaciółka Davida
z Academy, Marie McLoyd.
Nieznajoma z lśniącym uśmiechem białych
zębów podała Jimowi rękę, a ten, sparaliŜowany, mruknął coś pod nosem, coś, co w normalnych warunkach atmosferycznych powinno
brzmieć jak: „Cześć, jestem Jim” i podał jej
STÓSTÓ-wa 23
lodowatą od listopadowego mrozu dłoń.
– Miło mi pana poznać. – przywitała się, po
czym w następnej sekundzie mierzyła juŜ srogo Sama, dźgając go palcem w pierś.
– Misio, masz coś dla mnie? - dodała głosem przesyconym jadem.
Sam spojrzał z rozbawieniem, czym spowodował wybuch jej perlistego, zaraźliwego
śmiechu.
– Mam, Marie, no jasne, Ŝe mam... – powiedział, kierując się po schodach na górę.
– JakŜe bym śmiał nie mieć....
Marie i Jim zostali sami w dziwnie dusznej
galeryjce.
– Ten aniołek wisi mi obraz - powiedziała
dziewczyna, przeczesując drobnymi palcami
kruczoczarne pukle. – Miał mi skombinwać
Van Gogha.
– Myślałem, Ŝe obrazy tutaj maluje tylko
David... - powiedział Jim, czując, Ŝe powoli
się rozluźnia.
– No tak. David jest bardzo utalentowany - wyznała Marie, mruŜąc oczy.
– Aha - skwitował Jim.
W tym momencie rozległ się znajomy Jimowi
tupot stada bizonów biegnących po schodach
i Sam nieporadnie wylądował na dole z olbrzymim, prostokątnym pakunkiem pod pachą.
– Proszę! - rzucił, piekielnie z siebie zadowolony.
– Dobra. Jak wrócę do domu, zdam relację. A co z Monetem?
– Którym Monetem? - spytał Sam, a w jego
oku błysnęła niepewność.– „La Grenouillere”, z 1869.
– Aaa - zaśmiał się tak, jak zawsze, gdy
próbuje odwrócić kota ogonem. – MoŜe lepiej
mi napisz, co? Na stole stoją karteczki...
Bo wiesz, ja w przeciwieństwie do ciebie,
nie jeŜdŜę na podwieczorek na Montmartre, a na kolację do restauracji na Polach
Elizejskich, takŜe wiesz... - powiedział, zaczynając tańczyć niczym Zorba.
Marie spojrzała na niego z totalnym politowaniem. Podeszła, stukając zamszowymi
kozakami, i pochyliła się nad maleńkimi kartkami papieru, rozrzuconymi na stoliku „w artystycznym, samuelowym nieporządku” . Odwróciła się od nich tyłem tak, Ŝe Sam mógł spokojnie wziąć głęboki oddech. Po chwili pióro stuknęło cicho o powierzchnię dębowego blatu
i Marie zwróciła się do Sama.
– Proszę. Bardzo mi na tym zaleŜy. Dajcie
znać, kiedy będzie gotów, ok?
– Dobra. Cześć, Marie - powiedział Sam
z niewymowną ulgą brzmiącą w głosie.
– Do widzenia - dziewczyna zwróciła się
do Jima i podała na poŜegnanie rękę, patrząc
mu bacznie w oczy. Ręka była ciepła i miękka
w dotyku, i jeszcze...
Kiedy wyszła, Jim schował szybko dłoń
do kieszeni i - mówiąc Samowi, Ŝe idzie się rozpakować - podąŜył na górę. W połowie schodów
przystanął, wyciągnął z kieszeni schludnie zgiętą, małą karteczkę. RozłoŜywszy ją, ujrzał kaligraficznie napisany i dwukrotnie podkreślony
numer telefonu Marie. Uśmiechnął się z niedowierzaniem, schował kartkę do kieszeni i ruszył
do swojego nowego mieszkania tutaj, nad Kensington Market. Z kaŜdym stopniem czuł się
coraz szczęśliwszy. Duch Przeszłości pozostał
na mroźnej, londyńskiej ulicy i zmieszał się
z mroźnym, listopadowym wiatrem, by wspólnymi siłami dawać mu się jeszcze we znaki. Lecz
nie dziś. Nie teraz. Jeszcze nie.
Sffawolna JeŜynka
REDAKCJA: Magda Duma, Ola Garus,, Martyna Kawecka,
Kinga Kociszewska, Dominika Lach, Daniela Orzechowska.
SKŁAD: Pracownia Komputerowa
Opiekun: p. Ewa Madruj
STÓSTÓ-wa 24