Nie zapisana publikacja
Transkrypt
Nie zapisana publikacja
STÓ-wa 3 (43) styczen - luty 2006 (www.sto.szczecin.pl) Gimnazjum S.T.O., 71-761 Szczecin, ul. Tomaszowska 1, tel. 091 442 30 28 Rzuć w kąt tę myśl, Kobiet mam niestety dość, zakon czeka mnie… Piękne panie i dziewczęta - miłe są, lecz cóŜ Tak mi dały w kość, Ŝe poddaję się... bierz w dłonie kwiat, lakierki czyść, garnitur w kant. Kobiety są męczące, lecz bez nich ten świat straciłby sens. STÓSTÓ-wa 1 p. Ósmy marca, Święto Kobiet - lecz nie dla mnie juŜ, Ma rci n Dziewczyny, bądźcie nam piękne nie tylko na wiosnę! Zapowiedzi... Kody, anioły i demony Powieści Dana Browna robią furorę w księgarniach na całym świecie. JuŜ od dłuŜszego czasu zajmują pierwsze miejsca na listach bestsellerów. A dlaczego? PoniewaŜ Dan Brown wprowadza nas w świat misternie uplecionych intryg, które jednych fascynują, natomiast innych oburzają. Autor nie waha się w nich rzucać cień na władze kościelne, z Watykanem włącznie... A moŜe do Londynu? Mówi się, Ŝe w Anglii wszystko jest spokojne, umiarkowane i chłodne: pogoda, krajobrazy, ludzie… Wszystko, oprócz Londynu. Walentynki Dnia 14 lutego obchodzimy powszechnie znane i lubiane święto, zwane „walentynkami”. Jaka jest jego historia? Skąd do nas przywędrowało? A moŜe narodziło się u nas - w Polsce? O prawdziwym pochodzeniu walentynek i nie tylko… Spotkanie z moralnością Dla niektórych z nas ten wieczór w teatrze był juŜ trzecim czy nawet czwartym spotkaniem z panią Dulską i jej zwariowaną rodzinką. Dlaczego tak ich lubimy? Komputerowy monolog Nie czuję się najlepiej. Strzyka mi coś w procesorze. Przemek mówi, Ŝe to nie dobrze, Ŝe zabierze mnie do warsztatu. AŜ mi klawiatura zgrzyta na samą myśl, Ŝe ktoś będzie grzebał w mojej skromnej, komputerowej osobie Turyn 2006 Ciekawostki z XX Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Turynie skrzętnie wyszperane przez Martynę... Bal – odbył się 11 stycznia na Zamku KsiąŜąt Pomorskich i większości z nas sprawił duŜą radość. CóŜ to za wspaniała okazja (nie wszyscy ją wykorzystali, niektórzy woleli pomysłowe stroje karnawałowe), Ŝeby zaprezentować wyszukane kreacje i unikane na co dzień garnitury - zresztą niezwykle dobrze korespondujące z dostojnymi zamkowymi murami, które wewnątrz prezentowały się ... wcale nowocześnie. Nasza „sala balowa” to tak naprawdę było przytulne podziemie wyposaŜone w dyskotekowe światła oraz aparaturę - i dobrze! Trudno sobie nas wyobrazić tańczących poloneza, to jeszcze nie te klimaty. DJ okazał się niezwykle kontaktowy, na naszą prośbę wyszukał odpowiadające nam kawałki. A o to, Ŝebyśmy mieli duŜo energii do zabawy, zadbali organizatorzy - dostaliśmy słodko-pikantny poczęstunek (ciepły serniczek - pycha!) i napoje (płeć piękna narzekała, Ŝe nie była to woda i sok pomarańczowy, ale nie moŜna mieć wszystkiego, a poza tym od diety kalifornijskiej teŜ trzeba kiedyś odpocząć). Dziewczyny, tańczące w szpilkach wychodziły z zabawy z obolałymi nogami, chłopcy raczej parkietu nie zawojowali, ale cóŜ… I tak będzie co wspominać! śmijka STÓSTÓ-wa 2 FERIE ZIMOWE Zastanawialiście się kiedyś, gdzie ludzie z naszego gimnazjum spędzają ferie? Jeśli nie - poczytajcie, moŜe znajdziecie ciekawy pomysł na wypoczynek za rok albo wybijecie sobie coś z głowy i unikniecie rozczarowania… Naszym rozmówcom zadaliśmy następujące pytania: Gdzie byłaś/eś na feriach? Czy warto pojechać w to miejsce? Dlaczego? Martyna Byłam na nartach we włoskich Dolomitach, a dokładniej w pięknym kurorcie - Cortina d’ Ampezzo. Polecam - jest tam duŜo ciekawych tras narciarskich. Agatka Byłam na Słowacji, na nartach -Bez rewelacji, ale mnie się podobało. Iwona Ferie spędziłam na koniach w Brzózkach. Kocham tak spędzać czas. Konrad Jeździłem w Austrii na nartach. Świetne warunki. Warto jechać. Wojtek Pojechałem do Zieleńca na narty i snowboard. Polecam są tam dobre warunki i nie trzeba duŜo płacić. Jak widać, jesteśmy miłośnikami sportów zimowych, wyjeŜdŜamy w róŜne rejony Europy… I najwyraźniej, są to wyjazdy udane! śmijka STÓSTÓ-wa 3 Walentynki święto miłości czy wszechobecnej komercji ? Nie szukaj pięknych kwiatów - róŜ, Lecz pięknych serc i dobrych dusz. Bo kochać i kochanym być, To szczęście, dla którego warto Ŝyć. Nie warto w Ŝyciu płakać i szlochać. Nie warto w Ŝyciu marzyć i śnić. Lecz warto kogoś bardzo pokochać I dla tej miłości cierpieć i Ŝyć.* Historia walentynek... Zagraniczne walentynki wywodzą się z pogańskiego zwyczaju, który później został przejęty przez chrześcijaństwo. W staroŜytnym Rzymie dzień 14 lutego był wigilią lupercaliów - świąt ku czci Fauna - boŜka płodności (mitycznego opiekuna trzód i zbiorów). W dniu lupercaliów męŜczyźni losowali panny, które zostawały ich towarzyszkami na czas uroczystości. Losowanie polegało na tym, Ŝe dziewice wrzucały do skrzynki swoje imiona, a chłopcy je losowali. Obchody święta dotarły do Galii i Brytanii, jednak po upadku Rzymu tradycja ta stopniowo odeszła w zapomnienie. Pomogło jej w tym wprowadzenie chrześcijaństwa, które we wczesnym średniowieczu wyparło staroŜytne tradycje pogańskie oraz zakaz prawny, wydany przez papieŜa Galazjusza, który w 496 roku STÓSTÓ-wa 4 zabronił świętowania lupercaliów. Jednak nowemu porządkowi zawsze trudno jest wyprzeć stare tradycje, zakorzenione w kulturze od setek lat, dlatego zwierzchnicy kościoła postanowili zrobić w przypadku tego święta to, co zrobiono z innymi waŜnymi dla lokalnych kultur świętami - nadać im chrześcijańską interpretację, czyli pozostawić ów dzień świętem, jednak juŜ nie na cześć pogańskiego boŜka, ale chrześcijańskiego świętego. Idealnym kandydatem okazał się biskup i męczennik, zgładzony przez cesarza Klaudiusza święty Walenty. Zginął on za swoją wiarę, kiedy - podobnie jak wielu pierwszych chrześcijan - odmówił wyrzeczenia się jej. Prawdopodobnie po jego śmierci pojawiło się wiele legend i historii wyjaśniających, dlaczego to właśnie on patronuje zakochanym.** A noc Kupały... to słowiańskie święto związane z letnim przesileniem słońca. Obchodzone było w najdłuŜszą noc w roku - z 21 na 22 czerwca. Przeprowadzane w tym czasie obrzędy miały zapewnić świętującym zdrowie i urodzaj. W czasie tej nocy rozpalano ogniska, w których palono zioła. Odbywały się takŜe róŜnego rodzaju wróŜby i tańce. Dziewczęta puszczały w nurty rzek wianki z zapalonymi świecami. Wyłowienie przez kawalera wianka wróŜyło szybkie zamąŜpójście. Kupałą nazywano równieŜ ogniska palone podczas tych obrzędów. skie walentynki to odpowiednik naszej słowiańskiej nocy Kupały. Jednak przysłowie „cudze chwalicie, swego nie znacie” i w tym przypadku okazuje się prawdziwe. Nawet się nie spostrzegliśmy, jak zagraniczne „święto zakochanych” wrosło w naszą kulturę Jakie zwyczaje obowiązują podczas dzisiejszych walentynek? MoŜna ukochanej osobie wysłać „walentynkę”, czyli liścik miłosny (czasem anonimowy), kwiaty, czekoladki czy inne bardziej wymyślne prezenty, świadczące o naszej przyjaźni czy miłości do drugiej osoby. Trudno nie oprzeć się wraŜeniu, Ŝe w dzisiejszych czasach walentynki są przede wszystkim świętem komercyjnym, masowo wykorzystywanym w handlu. JuŜ w ostatnich dniach stycznia pojawiają się w sklepach coraz bardziej osobliwe upominki „dla zakochanych”. Nie mają w sobie nic z magii tradycyjnego zwyczaju, po prostu wykorzystują naszą potrzebę romantyzmu, obdarowania ukochanej osoby, nieśmiałym pomagają wyznać uczucia. I moŜe to wystarczy, Ŝeby je obchodzić, bo przecieŜ to od nas zaleŜy, czy damy się zniewolić natarczywej reklamie, czy skorzystamy z okazji, aby nie zapomnieć o miłości… Nocny Marek * zebrane przez walentynki.onnet.pl ** na podstawie artykułu z junior.reporter.pl *** na podstawie Wikipedii Na Mazowszu i Podlasiu obrzędy sobótkowe były zwane kupalnocką, na pograniczu polsko-ukraińskim - Kupałą. Nazwę zwyczaju odnosi się takŜe błędnie do rzekomego słowiańskiego Boga płodności - Kupały. Święto zakochanych dziś Tak więc święto zakochanych wcale nie przywędrowało do nas z Zachodu. AnglosaSTÓSTÓ-wa 5 W sobotni wieczór prawie cała klasa I wraz z panią Ewą oraz kilkoma najbardziej zagorzałymi miłośniczkami Melpomeny z III wybrała się do Teatru Współczesnego na spektakl „Moralność pani Dulskiej”, zrealizowany według sztuki Gabrieli Zapolskiej, a wyreŜyserowany przez Annę Augustynowicz. Szczerze mówiąc, szliśmy do teatru bez szczególnego entuzjazmu, wiadomo - wolna sobota, szkolne wyjście, ”eleganckie” ubranie, na lekturę… Sztuka okazała się fantastyczna (szczegóły obok). Prawdziwe Ŝycie w krzywym zwierciadle, pokazane w niezwykle komicznych sytuacjach, pełnych absurdalnego Ŝartu. śartu, przez który przebijała tak wymowna prawda, Ŝe chwilami śmiech zamierał i pojawiała się smutna refleksja. DuŜym zaskoczeniem dla nas była scenografia. Przygotowani na typowy, czyli skromny, wygląd sceny Współczesnego, nie zawiedliśmy się - i tym razem królowała prostota, ale jaka! Przestrzeń zamknięta metalowymi ramami, winda, zwracająca uwagę kolorystyka kostiumów i niezwykła charakteryzacja. Bardzo podobała nam się dynamika przedstawienia. Nie było ani chwili na nudę, nikt nawet nie ziewnął. Aktorzy przemieszczali się po scenie w niewiarygodnym tempie, a szczególnie pani Dulska. Podczas antraktu wszyscy wymieniali Ŝyczliwe uwagi na temat sztuki, chwalili grę aktorów. Nic dziwnego, Ŝe „Moralność pani Dulskiej” nie schodzi z afisza juŜ od ponad pięciu lat. Zrozumieliśmy, dlaczego niektórzy przyszli na ten spektakl po raz kolejny, rekordziści nawet czwarty. Następnym razem na wyjście do teatru nikt juŜ nie będzie musiał nas namawiać. Pani Ewo, czekamy! Martyna STÓSTÓ-wa 6 la niektórych z nas ten wieczór w teatrze był juŜ trzecim - czy nawet czwartym spotkaniem z panią Dulską i jej zwariowaną rodzinką. Co takiego jest w tym przedstawieniu, Ŝe przyciąga nas ono za kaŜdym razem równie mocno? Co sprawia, Ŝe tęsknimy za nieszczęsną, gwałtowną i pełną ekspresji Dulską? Czy sztuka opowiada nam o nas samych i dlatego rzeczy widziane na scenie nas nie nudzą? A moŜe - oglądając „Moralność” moŜemy ubawić się do łez i to jest jedyna pozytywna strona przedstawienia? Zabawnych sytuacji w sztuce nie brakuje. Pani Dulska, grana przez Annę Januszewską, to istny wulkan emocji. Wystarczy nieodpowiednie słowo, nie taki gest, by wywołać prawdziwą lawinę wrzasków, krzyków, tupotów i skomleń. Nie bez powodu - nasza bohaterka ma nie byle jaki problem i nie wie, jak go rozwiązać. Oto jej ukochany syn - swawolny i pozbawiony jakichkolwiek ambicji Ŝyciowych Zbyszko (Wojciech Brzeziński) - nicpoń, hulaka, bawidamek, hazardzista i Bóg jeden wie, co jeszcze ma na sumieniu ten młodzieniec wpakował się w kłopoty. I to nie byle jakie! Wpadła mu w oko słuŜąca Hanka (którą zresztą sama zatrudniła, aby zatrzymać synalka w domu), no i cały w tym ambaras, Ŝe dwoje zechciało na raz. A więc, myśli sobie Dulska, będzie „szkandal”, a tego boi się najbardziej. NajwaŜniejsza dla naszej kochanej bohaterki jest nic innego jak moralność. Jako posiadaczka sporej kamienicy wymaga od swoich lokatorów nieskazitelnej wręcz opinii. Nie ma mowy o jakiejkolwiek rysie na Ŝyciorysie, nawet najmniejsza wątpliwość co do uczciwości nie wchodzi w grę. Dlatego nie do przyjęcia jest, Ŝe jedna z jej lokatorek z rozpaczy po zdradzie męŜa próbowała popełnić samobójstwo. Wielkie rzeczy zdrada, rzecz w ocenie Dulskiej prawie powszednia. śeby nie mieć wstydu tak publicznie „prać swoje brudy”. I jeszcze naraŜać dobre imię gospodyni - no bo KARETKA pod domem, ZBIEGOWISKO, co LUDZIE POMYŚLĄ, taka reklama nie jest potrzebna uczciwej kobiecie, matce i Ŝonie. Jeszcze Ŝeby chociaŜ samobójczyni umarła... Nie tylko wobec lokatorów Dulska jest tak bezwzględna. Zbyszko to Zbyszko, gigantyczny wprost materiał na ksiąŜkę o męskiej niedojrzałości, pozostali członkowie rodziny to teŜ niezłe figury. MąŜ Dulskiej - Felicjan, chory na serce, chodzi dokoła stołu, Ŝeby zadośćuczynić zaleceniu lekarskiemu (długie spacery), ale pod okiem Ŝony. Oj, biedny był ten Felicjan, przytłoczony silnym charakterem swojej połowicy. A panienki Dulskie? Oto nasza osobista ulubienica, Melania (GraŜyna Madej) oraz Hesia (Joanna Matuszak). Jedna niewinna i tragicznie naiwna, druga przebojowa i sprytna obie jednak niewiele wiedzą o Ŝyciu i opacznie interpretują wszystko, co dzieje się w przepełnionym intrygami świecie dorosłych. Im takŜe brzydnie niezaprzeczalna matczyna dyktatura. Hesia podrywa na stancji jakiegoś młodzieńca, a Mela wzdycha po nocach do ściany - jej męŜczyźni nie w głowie, dobre i naiwne serduszko kieruje ją ku niedostępnym klasztornym murom. A więc rodzina Dulskich to prawdziwa plejada beznadziejnych przypadków, jeden lepszy od drugiego, a nad nimi Dulska, niczym król, władca absolutny. Przedstawienie przede wszystkim śmieszy, ale, jak to zazwyczaj bywa, ma teŜ swoje drugie dno - bardziej kpiące niŜ pouczające. Czy przypadkiem nie jest to delikatna, a zarazem dosadna aluzja do tego, byśmy sami popatrzyli na nasz najbliŜszy świat – na naszą własną rodzinę? Despotyczna matka, mrukowaty ojciec bez prawa głosu, głupiutkie i naiwne córki oraz syn szalejący na przekór wszystkim „po kawiarniach” – czy to nie jest znajomy schemat typowej rodziny? Tak, Dulscy są wśród nas, Dulscy są wszędzie, tylko Ŝe zazwyczaj ukryci przed bacznym okiem społeczeństwa, no bo przecieŜ kaŜda Dulska dba o swoją MORALNOŚĆ. Sffawolna JeŜynka STÓSTÓ-wa 7 Powieści Dana Browna robią furorę w księgarniach na całym świecie. JuŜ od dłuŜszego czasu zajmują pierwsze miejsca na listach bestsellerów. Dlaczego? PoniewaŜ Brown wprowadza nas w świat misternie uplecionych intryg, które jednych fascynują, natomiast innych oburzają. Autor nie waha się w nich rzucać cień na władze kościelne, nie wyłączając Watykanu... Dan Brown znalazł się na szczycie dzięki kryminałowi „Kod Leonarda da Vinci”. W ksiąŜce tej, podobnie jak w „Aniołach i demonach”, nawiązuje do wielu znanych rzeźb, obrazów i budowli. Nadaje to obu powieściom pociągający walor autentyczności. Historyk Robert Langdon, wykładowca na Harvardzie, znawca symboli, zostaje pilnie wezwany do połoŜonego koło Genewy centrum badań jądrowych CERN. Jego zadaniem będzie zidentyfikować zagadkowy wzór wypalony na ciele zamordowanego fizyka. Langdon ze zdumieniem stwierdza, Ŝe jest to symbol tajemnego bractwa iluminatów - potęŜnej, aczkolwiek nieistniejącej od 400 lat organizacji walczącej z Kościołem, do której naleŜały najświetniejsze umysły Europy, jak choćby Galileusz. Jak się okazuje, iluminaci przetrwali w ukryciu do czasów współczesnych i planują straszliwą wendetę - wysadzenie Watykanu przy uŜyciu antymaterii wykradzionej z genewskiego laboratorium. Langdon i Vittoria Vetra, córka zamordowanego fizyka, mają zaledwie dobę, by odnaleźć utajnioną od XVI wieku siedzibę iluminatów i zapobiec niewyobraŜalnej tragedii...* Przy tej ksiąŜce zdecydowanie nie moŜna zasnąć. Zaskakujące zwroty akcji, ciekawe, nie za długie dialogi, wiele interesujących informacji z - wydawałoby się - odległych dziedzin: fizyki i sztuki, a takŜe kilka „tajemnic” prosto z Watykanu. To wszystko sprawia, Ŝe tę ksiąŜkę naprawdę warto przeczytać, jest jednak pewne „ale”... Jeśli przeczytaliście oba tytuły ( „Kod Leonarda da Vinci” oraz „Anioły i demony”), z pewnością zauwaŜyliście pewne podobieństwo między nimi... Tak, fabuła obu ksiąŜek jest osnuta na dosłownie identycznym schemacie: niezwykłe morderstwo; tajemniSTÓSTÓ-wa 8 ca, w którą trudno uwierzyć; zagroŜenie Ŝycia; potem długo, długo nic; trochę sztuki; zagadki, które Langdon próbuje rozwiązać z piękną wspólniczką (zawsze powiązaną z pierwszą ofiarą); kilka kolejnych morderstw; nieprzewidziany zwrot akcji - przyjaciel okazuje się wrogiem; ostatnia ofiara; uratowanie świata przed katastrofą; osobisty sukces bohatera. Naprawdę - dziwny zbieg okoliczności... Czasami moŜe się wydać irytujące ciągłe nawiązywanie do sztuki. Ktoś dobrze powiedział: „To miał być thriller, a nie encyklopedia”. Zgadzam się z tym, jednak mnie to nie przeszkodziło w przeczytaniu ksiąŜki, a nawet było interesujące. Natomiast przeraŜające są morderstwa... Cztery zabójstwa kardynałów, w czterech róŜnych miejscach związanych z Kościołem... Swoją drogą Brown ma dość niebezpieczną wyobraźnię. Anioły obok demonów, tajemnicze krypty w podziemiach Watykanu, samobójstwo na oczach milionów ludzi. I do tego wątek budzącej się miłości. Jak dla mnie - zdecydowanie za duŜo... AleŜ oczywiście! MoŜe znajdziecie coś ciekawego w stylu Browna i wprowadzicie do swoich prac z języka polskiego... Warto by spróbować! Tylko nie wprowadzajcie tam tak wiele przemocy, bo zamiast panią Ewę przekonać do swojego niewątpliwego talentu literackiego, tylko ją przerazicie i będzie kiepsko... ☺ Nocny Marek * ze strony www.gandalf.com.pl Komedie romantyczne to w polskim kinie rzadkość, mało który reŜyser decyduje się podjąć wyzwanie, jakie stawia przed nim ten na pozór prosty i przyjemny gatunek. Jak się okazuje, wcale nie jest łatwo stworzyć polski odpowiednik „Bridget Jones” czy „Notting Hill”. Przekonał się o tym Ryszard Zatorski, którego najnowszy film - „Tylko mnie kochaj”, gości juŜ od dłuŜszego czasu na ekranach naszych kin. Zachęcona lekkim, niezbyt skomplikowanym, ale pełnym ciepła „Nigdy w Ŝyciu!” zamierzałam spędzić miły wieczór dzięki kolejnej, moŜe nieskomplikowanej, ale i niegłupiej historii. JakŜe wielkiego doznałam rozczarowania. „Tylko mnie kochaj” to banalna opowieść o Michale (Maciej Zakościelny), dobrze sytuowanym architekcie z superautem, apartamentem w samym centrum pięknej i romantycznej (czyŜby?) Warszawy, aŜ duszącym się w swoich sztywnych garniturach od Dolce& Gabbana, i małej dziewczynce imieniem Michalina (Julia Wróblewska), niespodziewanie pojawiającej się w jego Ŝyciu i oświadczającej z uśmiechem, Ŝe jest jej ojcem. Mało tego, firma architektoniczna Michała przyjmuje waŜne zlecenie, a w biurze pojawia się tajemnicza Julia (Agnieszka Grochowska), specjalistka od ukwiecania wnętrz... „Tylko mnie kochaj” to wcale nie zabawne sceny i dialogi, drewniane aktorstwo i fabuła oczywista od pierwszej minuty filmu. Jedynym plusem jest rewelacyjne aktorstwo małej Julki, której proste, dziecięce spojrzenie na świat bawi, a czasem nawet i wzrusza. Jednym słowem – film w sam raz na komercyjne walentynki – lekki, przyjemny, pozbawiony jakiegokolwiek głębszego sensu. Jednak czy warto tracić czas w kinie, zamiast samemu zorganizować naprawdę miły wieczór we dwoje? Sffawolna JeŜynka STÓSTÓ-wa 9 wszystkim cudownymi krajobrazami lasów i jezior oraz fantastycznymi efektami specjalnymi - gadające bobry, faun Tumnus, lew Aslan i inne stwory - wyglądają i zachowują się jak Ŝywe. RównieŜ oprawie muzycznej filmu nie moŜna niczego zarzucić – Harry GregsonWilliams znakomicie wywiązał się z powierzonego mu zadania i stworzył prawdziwie magiczną ścieŜkę dźwiękową. „Opowieści z Narni”* Kiedy usłyszałam, Ŝe kręcony jest film „Opowieści z Narni” wg powieści C. S. Lewisa, nie posiadałam się z radości. W końcu to była jedna z moich ukochanych ksiąŜek z dzieciństwa! Jeszcze kiedy sama nie potrafiłam czytać, pasjonowałam się przygodami Łucji, Edmunda, Zuzanny i Piotra, ba - sama marzyłam o takich przeŜyciach (nawet wchodziłam do szafy). Mimo całej baśniowej oprawy film zaczyna się niezbyt wesoło. Podczas niemieckich nalotów na Londyn większość dzieci zostaje wysłana na prowincję – tak teŜ dzieje się z naszą czwórką bohaterów. Rodzeństwo trafia do domu starego profesora, którego niemiła gospodyni daje się im we znaki, zabraniając wszystkiego, co przyjemne. Jednak duŜy, stary dom świetnie nadaje się do zabawy w chowanego, co nasi bohaterowie nie omieszkali wykorzystać. I właśnie w czasie jednej z takich zabaw najmłodsza Łucja odnajduje przejście do baśniowego świata, którym bezprawnie rządzi okrutna Czarownica. Dzieci dowiadują się, Ŝe według przepowiedni to właśnie one muszą pokonać zło i przywrócić prawowitego władcę krainy – lwa Aslana. „Opowieści z Narni” zachwycają przede STÓSTÓ-wa 10 Młodym aktorom równieŜ naleŜy się pochwała, szczególnie małej Georgie Henley, która bardzo naturalnie zagrała Łucję. Jednak najbardziej zapada w pamięć kreacja Tildy Swinton, niezwykle sugestywnie grającej Białą Czarownicę. Świetnie wyglądała, zarówno jako dobra i wspaniała wróŜka, jak i bezwzględna, samozwańcza władczyni. Jej blada, prawie przezroczysta skóra i srebrne włosy czyniły z niej prawdziwą królową zimy. Krytycy najbardziej nie mogą się zgodzić w jednej rzeczy - religijnym aspekcie „Opowieści…”. Jedni twierdzą, Ŝe reŜyser Andrew Adamson - celowo spłycił znaczenie nawiązań do chrześcijaństwa, drudzy zaś uwaŜają, Ŝe w filmie moŜna zobaczyć zbyt duŜo takich symboli. Trudno ocenić, czy kaŜdy widz zobaczy w Aslanie Chrystusa, a w złej Czarownicy - szatana, ale scena zmartwychwstania Lwa jest chyba jednoznacznym nawiązaniem… MoŜna się kłócić czy „Opowieści...” powinny zostać sfilmowane, czy moŜe lepiej byłoby tego nie robić i pozostawić utwór Lewisa w spokoju. Ja wiem na pewno, Ŝe na filmie nie czułam tego napięcia, które towarzyszyło mi w czasie czytania ksiąŜki, ale winny temu mógł być popcorn roznoszony w połowie filmu i małe dzieci, krzyczące mi nad głową… Jedno jest pewne - magia „Opowieści z Narni” nadal działa, wystarczy popatrzeć na zyski ze sprzedanych biletów… Johnnie Walker * pisownia tytułu za Nową encyklopedią powszechną PWN Zimowe Igrzyska Olimpijskie 2006 „w pigułce” 10 lutego 2006 w Turynie we Włoszech na stadionie olimpijskim otwarto XX Zimowe Igrzyska Olimpijskie. Znicz olimpijski zapaliła dawna włoska biegaczka narciarska - Stefania Belmondo. Znicz towarzyszy rywalizacji sportowców od igrzysk letnich w Antwerpii (1920). Na igrzyskach zimowych pierwsza sztafeta z ogniem olimpijskim została zorganizowana w 1952 roku w Oslo. Ogień został wówczas zapalony w norweskiej miejscowości Telemark. Dopiero od igrzysk w Innsbrucku (1964) ogień olimpijski zapala się w Olimpii. Zawody w Turynie rozgrywały się w 15 dyscyplinach (biathlon, bobsleje, kombinacja norweska, curling, narciarstwo dowolne, hokej na lodzie, łyŜwiarstwo figurowe, łyŜwiarstwo szybkie, skoki narciarskie, narciarstwo alpejskie, narciarstwo biegowe, short track, skeleton, saneczkarstwo, snowboard). Maskotkami tych igrzysk były Neve ze śniegu i Gliz z lodu. Ona - łagodna, czuła i elegancka, a on - wesoły. "Neve" i "Gliz" miały się uzupełniać. Ciekawostki • 1 – tyle osób liczyła najmniejsza kadra narodowa – reprezentacja San Marino (stanowił ją 18-letni alpejczyk - Marino Cardelli) • 7 miejscowości rozgrywania zawodów: Turyn, Bardonechcia, Cesana-Pariol, Cesana-San Sicario, Pinerolo, Pragelato, Sauze d'Oulx, Sestriere • 15 lat miała najmłodsza uczestniczka igrzysk w Turynie, chińska snowboardzistka - Sun Zhifeng; urodziła się 17 lipca 1991 roku i mierzy zaledwie 154 cm • 20 euro kosztowały najtańsze wejściówki na igrzyska (najdroŜsze - 850 euro) • 36 punktów sprzedaŜy pamiątek o łącznej powierzchni 1500 m2 • 46 osób tworzyło kadrę Polski (10 w biathlonie, 5 w bobslejach, 3 w saneczkarstwie, 1 w skeletonie, 4 w łyŜwiarstwie figurowym, 5 w łyŜwiarstwie szybkim, 1 w short tracku, 3 w narciarstwie alpejskim, 3 w biegach narciarskich, 5 w skokach i 6 w snowboardzie) • 54 lata miał najstarszy uczestnik igrzysk, reprezentant USA w curlingu - Scott Baird • 84 komplety medali • 180 godzin relacji z igrzysk w TVP • 2 550 sportowców z 80 państw • 10 000 przedstawicieli mediów • 200 000 kart wstępu przekazanych do sprzedaŜy • 3,5 mld euro – łączny koszt organizacji XX ZIO w Turynie Nowości Short track, czyli łyŜwiarstwo szybkie na torze krótkim - to jedna z najmłodszych wyczynowych dyscyplin sportów zimowych. Wyścigi odbywają się na bardzo krótkim torze, którego pętla standardowo wynosi 111,12 m, a sam tor jest wyznaczany na tafli lodowiska. Zawodników jest czterech do sześciu i wszyscy startują z jednej linii na dystansie 500, 1000, 1500, 3000 i 5000 m w biegach indywidualnych, zespołowych, a takŜe sztafetach. Liczy się kolejność na mecie. Snowcross to dyscyplina debiutująca na igrzyskach, najmłodsza wśród wszystkich konkurencji snowboardowych. Trasę zjazdową stanowią liczne przeszkody (ostre zakręty, muldy, skoki, i inne). Snowcross jest trudny, bardzo widowiskowy, dlatego przyciąga ogromną publiczność. Polscy medaliści • Tomasz Sikora – srebrny medal w biegu biathlonowym na dystansie 15 km • Justyna Kowalczyk – brązowy medal w biegu narciarskim na dystansie 30 km Martyna STÓSTÓ-wa 11 ROZRYWKA ROZRYWKA Nie czuję się najlepiej. Strzyka mi coś w procesorze. Przemek mówi, Ŝe to nie dobrze, Ŝe zabierze mnie do warsztatu. AŜ mi klawiatura zgrzyta na samą myśl, Ŝe ktoś będzie grzebał w mojej skromnej, komputerowej osobie. Zwłaszcza, jak ma zimne dłonie. Ciarki mnie przechodzą, gdy ktoś obmacuje mi części, jeździ dłońmi po przewodach - po prostu NIENAWIDZĘ TEGO! I nawet nie dostaję znieczulenia. Aaa, i jeszcze jedno. Przemek mówił, Ŝe jest to praktyczniejsze, ale mi z tym niezbyt wygodnie. Wymienił mi myszkę na taką bezprzewodową. Wiem, tamta była denerwująca, bo ciągle piszczała, gdy zbliŜał się do niej taki Adaś z 1C, ale cóŜ, rodziny się nie wybiera. Tej nie lubię, bo ciągle błyska mi po monitorze czerwonym światełkiem. Jednak przyznać muszę, Ŝe ostatni tydzień minął mi całkiem miło. ZbliŜa się koniec roku szkolnego, jest sam środek czerwca. Gorąco, jak nie wiem. Wszyscy moi kumple narzekają, Ŝe się przegrzewają, ale ja jestem zdecydowanie ciepłolubny. Fakt, jak tak się wszyscy zabierzemy do pracy, to nie jest zbyt przyjemne, ale cóŜ, aktualnie rzadko kiedy przyjmujemy całe klasy, informatyka tak obchodzi wszystkich jak mnie zeszłoroczny śnieg (słyszałem, Ŝe tak się mówi, bo nie wiem, co to śnieg, ale o ile się orientuje, to nie STÓSTÓ-wa 12 jest nic do jedzenia). No ale w kaŜdym razie, jak juŜ mówiłem, było całkiem miło. Przemek odpuszcza juŜ wszystkim okropnie nudne zadania w Wordzie, w Excelu i tych innych technicznych dziwactwach. No bo przepraszam, nie ma naprawdę nic interesującego w obserwowaniu uczniów wpatrzonych we mnie jak ciele na malowane wrota, zdziwionych, Ŝe coś im nie wyszło. ChociaŜ, z drugiej strony, jak się który wścieknie, to mam całkiem interesującą lekcję o kulturze młodzieŜowej, tak, to mi trzeba przyznać, głośniki to ja mam czyściutkie i słyszę nawet szept, gdyby nie szum mojej zrzędzącej sąsiadki, to bym słyszał nawet, co się dzieje za ścianką w drugim rzędzie. Ale o czym to ja mówiłem? A no tak, o uczniach. Ludzie są śmieszni, a im starsi, tym bardziej. No bo taka zerówka albo siedzi w Paintcie i bazgrze jakieś malunki, którymi potem zaśmieca mi twardy dysk, albo gra w jakieś przygłupie gry. To samo młoda podstawówka. Za to gimnazjum! To są perełki. Uwielbiam mieć z nimi lekcje. Tylko niektórzy zanudzają mnie grami. Z gimnazjalistami to ja się dokształcam w kaŜdym moŜliwym tego słowa znaczeniu! Nie dość, Ŝe przeraŜeni, z wypiekami na twarzy często wpadają do Przemka i błagają go niemalŜe na kolanach, by pozwolił im „wydrukować” jakąś pracę (pomijając fakt, Ŝe najpierw trzeba takową Internecie znaleźć), to jeszcze przecieŜ spędzają ze mną czas przed lekcjami, po, i nawet czasem na przerwach. Gimnazjaliści to naprawdę kopalnia nowych, nieodkrytych jeszcze przeze mnie informacji! Dzięki nim wiem, czego się słucha (co niekoniecznie jest zawsze przyjemne, zwłaszcza dla moich biednych głośników…), co się ogląda (uwielbiam, po prostu UWIELBIAM rozanielone miny gimnazjalistek czule wpatrujących się w Ewana McGregora i tego….. eee…. no, zapomniałem. Ewana zapamiętałem, bo jak na męŜczyznę to ma dziwną tendencję do noszenia róŜowych skarpetek do czarnego smokingu. Lubię gościa, kiedyś będę musiał sobie skombinować z nim jakiś film…), a nawet, co się czyta! Poza tym ostatnio weszła moda na pisanie pamiętników internetowych, tych no… zabrakło mi słowa…. O! Blogów! Zazwyczaj jest to całkiem przyjemne, zwłaszcza gdy któraś z dziewczyn ma gwałtowny przypływ weny twórczej. Ale powiem szczerze, Ŝe i niektóre komputery się na to skusiły, ha, tylko o tym nikt głośno nie mówi. Moja sąsiadka po prawej, ma ksywę Dziunia34 i rozpisuje się godzinami o tym, Ŝe czuje się taka samotna (jakby moje skromne towarzystwo jej nie wystarczało, jędzy jednej!). No ale cóŜ, to przecieŜ KOBIETA.. Czego moŜna Ŝądać od sfrustrowanej komputerki z monitorową migreną. Moja sąsiadka - Dziunia 34, niezły model Ach te dzieciaki, ciągle tylko... Pan i władca… to tylko pozory... Oj, chyba będę musiał kończyć mój monolog, do sali wszedł Przemek i zbliŜa się niebezpiecznie w moim kierunku. Ciary mnie przechodzą, nie chcę! NIE CHCĘ!!!! JUś MNIE NIC NIE BOLI!!! Nie zbliŜaj się do mnie, szatanie jeden!!!! NIEEEEE!!!!!!!!!!!!!!! Sffawolna JeŜynka … a tego to bardzo nie lubię. Brrrr!! STÓSTÓ-wa 13 Na końskim grzbiecie... Przed jazdą myślisz sobie, Ŝe nie ma nic prostszego, wsiadasz na konia, a ten sam rusza stępem, na hasło „kłus” przyspiesza kroku. Wszystko wydaje się być dziecinadą, oczywiście - do czasu... Pierwsze godziny spędzone na końskim grzbiecie nigdy nie wyglądają tak, jak sobie wcześniej zaplanowałeś, Twoje ruchy nie są płynne, a raczej pokraczne, jednak odczuwasz równieŜ satysfakcję, bo w końcu pierwszą jazdę masz juŜ za sobą. Temu uczuciu zazwyczaj towarzyszą zakwasy (na które najlepsza jest witamina C, więc dobrym rozwiązaniem moŜe być sok z cytryny). Dopiero później uświadamiasz sobie, Ŝe jazda konna to nie tylko siedzenie na grzbiecie konia i utrzymanie dobrej postawy, ale równieŜ kontakt z Ŝywą istotą, która reaguje na kaŜdy twój ruch. Gdy opanujesz juŜ podstawy jazdy i wreszcie zacznie ci coś wychodzić, popadasz w samouwielbienie i tutaj następuje wielkie „bum”, zwane równieŜ zderzeniem z rzeczywistością. Okazuje się bowiem, Ŝe to dopiero początek twojej pracy z końmi. W tym miejscu często przerasta cię ogrom wysiłku, jaki musisz włoŜyć w rozwijanie swoich umiejętności i zdarza się, Ŝe zawracasz. Po prostu stwierdzasz, Ŝe wszystko, co mogłeś zdobyć, juŜ zdobyłeś, i nie ma sensu uczyć się dalej (w końcu nawet podstawami moŜesz zrobić wraŜenie na swoich kolegach). Jednak jeśli to ci nie wystarczy i naprawdę chcesz osiągnąć coś więcej, zaczynasz bardziej przykładać się do jazdy i kaŜdą chwilę poświęcasz na budowanie swojej relacji z koniem. Z kaŜdym dniem podejmujesz nowe wyzwania. Uświadamiasz sobie, Ŝe podczas jazdy nie tylko ty uczysz się współpracować ze zwierzęciem, ale równieŜ ono uczy się współpracować z tobą. Jesteś juŜ na takim poziomie, Ŝe potrafisz odczytywać sygnały dawane przez konia, który za pomocą ustawienia uszu „mówi” ci, w jakim jest nastroju, w jego oczach moŜesz dostrzec, kiedy się czegoś obawia. Zaczynacie tworzyć swój własny język. JeŜeli juŜ przejdziesz ten etap, moŜesz być pewien, Ŝeposiadasz prawdziwego przyjaciela – konia. Jednak pamiętaj, Ŝe to dopiero początek drogi, jaką masz przed sobą... Kinga STÓSTÓ-wa 14 Ubiór jeźdźca Toczek – chroni głowę przed urazami w czasie jazdy (od ok. 100 zł). Bryczesy- specjalne spodnie do jazdy konnej, zapewniające swobodę ruchów, nieposiadające cisnących szwów. Chronią przed obtarciami i pozwalają na wygodny i prawidłowy dosiad (od ok. 100 zł). Rękawiczki – ochrona rąk przed otarciami od wodzy (od ok. 15 zł z materiału, skórzane ok. 70 zł). Oficerki – długie buty do jazdy konnej (od ok. 350 zł). Sztyblety – krótkie buty do jazdy konnej (od ok. 200 zł). Czapsy – chronią łydki, załoŜone z sztybletami pełnią rolę podobną do oficerek (od ok. 100 zł). Oczywiście czasami dobre chęci, precyzyjny dosiad i mocna łydka nie wystarczą, by koń chciał z nami współpracować, wtedy mogą się przydać: ostrogi i palcat. Musimy jednak pamiętać, Ŝe z „pomocy” korzystamy bardzo ostroŜnie, tak by nie sprawić bólu zwierzakowi, a Bill Kaulitz T OKIO HOTEL Tokio Hotel (poprzednia nazwa zespołu brzmiała Devilish) to niemiecka młodzieŜowa grupa muzyczna pochodząca z Magdeburga, grająca swoistą odmianę popu. Pierwszy singel Durch den Monsun wydali w lipcu 2005 i od razu odnieśli znaczący sukces, sprzedając duŜe ilości tego krąŜka. Drugim singlem jest Schrei, który powtórzył sukces pierwszego. 6 listopada 2005 otrzymali dwie nagrody Comet Awards. DYSKOGRAFIA • Schrei (2005) • Durch den Monsun (2005; singiel) • Schrei (2005; singiel) oficjalna strona: www.tokiohotel.de e-mail: [email protected] Data urodzenia: 01.09.1989 Miejsce urodzenia: Leipzig [Lipsk] Rodzeństwo: jednojajowy brat bliźniak - Tom Hobby: muzyka i imprezy Ulubiony zespół: Green Day Ulubiona piosenka: Boulevard of Broken Dreams Tom Kaulitz: Data urodzenia: 01.09.1989 Miejsce urodzenia: Leipzig [Lipsk] Rodzeństwo: jednojajowy brat bliźniak Bill Hobby: graffiti, muzyka i imprezy Ulubiony zespół: Samy Deluxe Ulubiona piosenka: Let me go Georg Listing Data urodzenia: 31.03.1987 Miejsce urodzenia: Magdeburg Rodzeństwo: nie ma Hobby: muzyka, sport i imprezowanie (zwłaszcza taniec) Ulubiony zespół: Green Day, Oasis, BEP Ulubiona piosenka: Don't phunk with my heart Gustav Schäfer: Data urodzenia: 08.09.1988 Miejsce urodzenia: adres: Tokio Hotel c/o Universal Music Stralauer Allee 1 10245 Berlin Magdeburg Rodzeństwo: siostra Hobby: muzyka i jazda na rowerze Ulubiony zespół: Metallica opr. śmijka i Slipknot: BYOB (System of a down) Ulubiona piosenka: BYOB (System of a down) STÓSTÓ-wa 15 PODRÓŻE – świat na wyciągnięcie ręki LONDYN Mówi się, Ŝe w Anglii wszystko jest spokojne, umiarkowane i chłodne: pogoda, krajobrazy, ludzie… Wszystko, oprócz Londynu. ZABYTKI ZABYTKI W Londynie zdecydowanie nie ma sensu poruszać się samochodem. Nawet jeśli ktoś umiałby poradzić sobie z lewostronnym ruchem jazdy, to godzinach szczytu trudno przecisnąć się w tłumie pieszych, przemierzających główne ulice miasta. Dlatego najlepszym rozwiązaniem jest podróŜ metrem lub autobusem. Rozkłady jazdy są w miarę przejrzyste, więc nie powinno być problemu z odnalezieniem odpowiedniej stacji. Zresztą nawet piesze wycieczki są przyjemnością - piękna, stara architektura miesza się z na wskroś nowoczesnymi budynkami, a w małych, bocznych uliczkach, które nie są opisywane w Ŝadnych przewodnikach, moŜna natrafić na prawdziwe skarby. Tate Gallery Jedna z najsłynniejszych galerii powstała w 1897 roku dzięki darowi sir Henry’ego Tate’a. Muzeum posiada wielkie zbiory, składające się z trzech zasadniczych części: sztuki angielskiej od 1550 roku do dziś, sztuki światowej XX wieku oraz dzieł Tunera, który zapisał swoje obrazy narodowi brytyjskiemu. Kierując się od Tate Gallery na północ, wzdłuŜ rzeki, dojdziemy do Westminster Abbey. Opactwo Westminsterskie jest znane jako miejsce spoczynku angielskich władców, miejsce koronacji i innych bardzo waŜnych uroczystości. Jego wnętrze przedstawia całą gamę stylów architektonicznych - od surowego gotyku nawy głównej do niezwykłych zawiłości kaplicy Henryka VII. Swoje miejsce znalazły tu teŜ pomniki - warto zobaczyć jeden z najpiękniejszych, poświęcony lady Nightingale czy takim sławom jak Szekspir i Dickens. Kiedy wyjdziemy z Westminster Abbey, kierując się wzdłuŜ Tamizy, bez problemu powinniśmy znaleźć, znajdujący się przy Westminster Bridge - Big Ben. Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, Ŝe „Big Ben” to nie nazwa sławnego, czterotarczowego zegara, umieszczonego na 106-metrowej wieŜy, ale waŜącego 14 ton STÓSTÓ-wa 16 dzwonu, wybijającego godziny. Nazwany tak został od imienia głównego komisarza robót – sir Benjamina Halla. Od czasu uruchomienia w 1859 roku Big Ben stanął tylko dwa razy. Downing Street Nazwa ulicy pochodzi od sir Georga Downinga, który w 1680 roku kupił ziemię w pobliŜu Pałacu Whitehall, gdzie wytyczył ulicę i wybudował domy (cztery z nich zachowały się do dzisiaj, jednak ich wygląd uległ znacznej zmianie). W 1732 roku król Jerzy II podarował kamienicę pod numerem dziesiątym sir Robertowi Walpole’owi i od tego czasu jest to oficjalna rezydencja brytyjskich premierów. Buckingham Palace Pałac Buckingham to rezydencja brytyjskich monarchów. Pełni funkcje urzędowe, mieszkalne i reprezentacyjne. Pracuje tu około trzystu osób - w tym urzędnicy i słuŜba dworska. W pałacu znajduje się basen, prywatna sala kinowa i galeria obrazów, która mieści zbiór najcenniejszych płócien z kolekcji królowej. Zaraz obok Buckingham Palace, na wschód znajduje się uroczy St. James Park. Ziemie parku zostały osuszone przez Henryka VII i włączone do jego terenów łowieckich, jednak Karol II dostosował je do potrzeb spacerujących. Obecnie w lecie moŜna tu spotkać urzędników rozmawiających o sprawach państwowych, wygrzewających się na trawie lub przechadzających wśród kolorowych klombów. National Gallery Galeria narodowa została załoŜona na początku XIX wieku, dzięki królowi Jerzemu IV, który przekonał niechętny rząd do zakupienia kilkudziesięciu cennych dzieł - między innymi takich mistrzów jak Rafael czy Rembrandt, co dało początek wielkiej kolekcji narodowej. Dziś moŜemy tu zobaczyć sławne „MałŜeństwo Arnolfinich” van Eycka czy rysunek genialnego Leonarda da Vinci. Dzięki bogatym ofiarodawcom zbiory ciągle się rozrastają. British Museum Muzeum zostało załoŜone w 1753 roku i jest jednym z najwaŜniejszych na świecie. Zbiory zapoczątkował sir Hans Sloane, a w ciągu lat, dzięki darom i zakupom, kolekcja systematycznie się powiększa. Teraz znajdują się tu skarby z całego świata. British Museum mieści się w 94 salach o łącznej długości 4 kilometrów. Są one podzielone na następujące działy: - Brytania prehistoryczna i rzymska - Eksponaty średniowieczne, renesansowe i nowoczesne - Zachodnia Azja - StaroŜytny Egipt - Grecja i Rzym - Sztuka orientalna - British Library. Sir John Soane’s Museum Jest to jedno z najbardziej zaskakujących muzeów w Londynie. Dom, w którym się ono mieści, został podarowany przez sir Johna Soane’a dla narodu brytyjskiego w 1837 roku. Ofiarodawca zastrzegł sobie, Ŝe niczego nie moŜna w nim zmieniać i zgodnie z jego Ŝyczeniem kolekcja (a jest to zbiór pięknych, choć czasem dziwnych przedmiotów, niejednokrotnie o charakterze dydaktycznym) znajduje się właściwie w takim stanie, w jakim ją pozostawiono. Katedra św. Pawła Po wielkim poŜarze Londynu w 1666 roku, z katedry św. Pawła zostały tylko ruiny. Dopiero po jedenastu latach Christopherowi Wrenowi udało się zaprojektować budynek, który STÓSTÓ-wa 17 spotkał się z aprobatą dziekana i kapituły. Wnętrze katedry jest bardzo przestronne i harmonijne. Nawa, transept oraz prezbiterium tworzą - jak to w średniowiecznej katedrze kształt krzyŜa, jednak wnętrze jest pełne przepychu, który tworzy wspaniałą oprawę dla wielu waŜnych ceremonii, takich jak pogrzeb Winstona Churchilla czy ślub księcia Karola z lady Dianą. Z katedry św. Pawła dość prosto moŜna trafić do Shakespeare’s Globe Museum. Wystarczy przejść przez Millenium Bridge, który znajduje się w linii prostej na południe, w kierunku Tamizy. Teatr Globe – główna siedziba trupy aktorskiej, dla której tworzył William Sheakspeare, jest obecnie zrekonstruowany nieco bardziej na wschód od swego pierwotnego połoŜenia. W muzeum prezentowane są ciekawe wystawy, a w porze lunchu organizowane interesujące spotkania, na których moŜna posłuchać jazzu, muzyki z czasów elŜbietańskich lub poezji. Tower Bridge Ukończony w 1894 roku most Tower jest cudownym przykładem sztuki inŜynierskiej czasów wiktoriańskich i chyba jednym z najpiękniejszych mostów świata. Szybko stał się wizytówką Londynu. W wieŜach mostu znajduje się muzeum jego historii. Kiedy juŜ obejrzymy Tower Bridge, warto zajrzeć do Tower of London. Nie sposób jej przegapić. W swej długiej, bo 900-letniej historii, Tower wzbudzała strach. Nic dziwnego, w jej murach przetrzymywani byli więźniowie stanu - przewaŜnie w strasznych warunkach, a w pobliskim Tower Hill torturowano skazańców. Najgorszą śmiercią w Tower było powieszenie, ale tak, Ŝeby człowiek się nie udusił, potem wrzucano go do dołu z wodą i podtapiano, ale nie tak, Ŝeby skazaniec się utopił. Następnie przestępcę przypalano, a na koniec wypruwano jeszcze Ŝywemu wnętrzności. Najsławniejszymi mieszkańcami Tower są STÓSTÓ-wa 18 obecnie kruki. Legenda głosi, Ŝe kiedy kruki odlecą, Wielka Brytania upadnie, więc przezorni Brytyjczycy dbają, aby ptaki miały nadcięte lotki, co zapobiega ich odlotowi. W Tower moŜemy zobaczyć klejnoty koronne, kolekcję srebrnych i złotych naczyń stołowych, broń i zbroje. Science Museum Przebogate zbiory Muzeum Nauki ukazują rozwój nauki i techniki. MoŜna tu podziwiać niezliczone urządzenia techniczne i poznać proces ich tworzenia. Dzięki specjalnym, fascynującym wystawom zwiedzający mogą sami wziąć udział w badaniach naukowych czy na przykład symulacji wybuchu wulkanu. Notting Hill Do XIX wieku obszar, gdzie dziś odbywa się największy uliczny karnawał, był terenem rolniczym. W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych Notting Hill stanowiło centrum społeczności karaibskiej. Początki karnawału datuje się na rok 1966 i od tamtego czasu, co roku, w czasie ostatniego sierpniowego weekendu uczestnicy festiwalu, przebrani w kolorowe stroje, wypełniają wszystkie ulice w okolicy. Niestety, rzadko moŜna tutaj spotkać Hugh Granta czy Julię Roberts, przechadzających się po ulicach… Madame Tussaud’s Swoją karierę madame Tussaud’s rozpoczęła podczas francuskiej rewolucji, kiedy to sporządzała maski pośmiertne ofiar terroru. Wystawę swych prac otworzyła w 1835 roku przy Baker Street, niedaleko obecnej siedziby muzeum. Główna cześć ekspozycji to „Garden Party”, gdzie moŜemy zobaczyć Brada Pitta, państwa Beckham czy Madonnę, oraz „Wielki Hall” z figurami rodziny królewskiej, pisarzy, polityków i artystów. Największą popularnością cieszy się „Izba Okropności”, gdzie zostały stworzone najbardziej przeraŜające momenty w historii zbrodni i kar. Zwiedzanie kończy „Duch Londynu” – podróŜ taksówką po najwaŜniejszych wydarzeniach z historii Londynu. Regent’s Park Park wytyczono w 1812 roku według projektu Johna Nasha, pragnącego stworzyć podmiejski ogród z ponad pięćdziesięcioma willami oraz pałacem dla księcia Regenta. Wprawdzie projekt pałacu pozostał niezrealizowany, ale wybudowano osiem willi (do naszych czasów zachowały się tylko trzy). W parku znajduje się jezioro, po którym moŜna pływać łódką, z wieloma gatunkami ptactwa wodnego. Latem w pobliskim teatrze na świeŜym powietrzu moŜna oglądać sztuki Szekspira, a Broad Walk zapewnia moŜliwość malowniczego spaceru. Hyde Park W 1536 roku posiadłość Hyde, naleŜąca do Opactwa Westminsterskiego, została przejęta przez Henryka VIII, który zmienił ją w park królewski, gdzie urządzał polowania. Kiedy król Jakub I udostępnił teren szerokim rzeszom, był on jednym z najbardziej cenionych obszarów miasta. Dziś na sztucznym jeziorze Serpentine moŜna pływać, a na Speaker’s Corner nadal moŜna usłyszeć ludzi wygłaszających swoje ekscentryczne poglądy, podczas gdy widzowie zadają im - często bezlitosne pytania. Od strony zachodniej Hyde Park łączy się z Kensington Gardens. W 1841 roku tereny, naleŜące do Pałacu Kensingtońskiego, zostały przekształcone w park publiczny i tak powstały Ogrody Kensington. Warto zobaczyć wyrzeźbioną w 1912 roku figurkę Piotrusia Pana oraz dekoracyjne fon- tanny i pomniki, znajdujące się w północnej części parku. Na wschód od pałacu znajduje się Round Pond - staw, nad którym prawie zawsze moŜna spotkać entuzjastów sterowania modelami łódeczek. JEDZENIE Londyn jest rajem dla miłośników kuchni hinduskiej. MoŜna tu zobaczyć niezliczone ilości restauracji tandoori i bhel poori, które oferują bardzo urozmaicone, a często teŜ i niedrogie jedzenie. Zachęcam do spróbowania kuchni tajskiej (uwaga, bardzo ostra!), malajskiej, chińskiej i indonezyjskiej; najlepsze znajdują się oczywiście w Soho. Miłośnicy kuchni włoskiej czy francuskiej teŜ na pewno nie będą zawiedzeni. ZAKUPY W Londynie moŜna kupić dosłownie wszystko, a zwłaszcza odzieŜ, z której słynie to miasto. W centrum jest mnóstwo zarówno sklepów towarowych z pięknymi wystawami, jak i małych sklepików, które mieszczą dwóch klientów. Warto przejść się po Oxford Street, gdzie jest pełno sklepów oferujących dobrej jakości rzeczyza niezbyt wygórowaną cenę. Nie moŜna teŜ zapominać o bocznych uliczkach z bazarami, gdzie moŜemy trafić na prawdziwe skarby. Najbardziej znany dom towarowy to Harrods, gdzie w trzystu działach pracuje cztery tysiące osób, a dział spoŜywczy to jedna wielka wystawa serów, ryb oraz owoców i warzyw. W innych działach moŜna kupić porcelanę, odzieŜ, szkło, sprzęt elektroniczny i wyposaŜenie kuchni. Ceny nie zawsze muszą być wysokie. Do Harrodsa kierują się w większości zagraniczni turyści, Londyńczycy zaś częściej zaglądają do pobliskiego Harveya Nicholsa, gdzie szczególnie ceniony jest dział, w którym sprzedaje się wysokiej jakości ubrania angielskie, francuskie i amerykańskie. Warto równieŜ zajść do Selfridges, mieszczącego się na Oxford Street, który oferuje bardzo szeroki asortyment - od torebek Gucciego i szali HerSTÓSTÓ-wa 19 mesa do sprzętu AGD i pościeli. Natomiast wieczorem moŜna pooglądać piękne, błyszczące wystawy. W tygodniu większość sklepów jest otwarta od 9.00 do 18.00. W czwartki na Oxford Street, a w środy - w Knightsbridge i Chelsea zakupy moŜna robić do 19.00 lub 20.00. WyprzedaŜe przypadają na styczeń-luty i czerwiec-lipiec. W tym czasie kaŜdy sklep obniŜa ceny i wyprzedaje niemodny juŜ towar. Największe okazje moŜna trafić w domach towarowych. Najsłynniejsza wyprzedaŜ jest u Harrodsa - kolejki ustawiają się na długo przed otwarciem sklepu, a w środku trzeba być przygotowanym na ostrą walkę o swoją wymarzoną rzecz. ROZRYWKA Teatry londyńskie - stolica Anglii obfituje w wiele wydarzeń, jest jednym z najwaŜniejszych ośrodków teatralnych w Europie, a poziom spektakli naleŜy do najwyŜszych. Wśród róŜnorodnych ofert licznych scen West Endu kaŜdy miłośnik teatru znajdzie coś dla siebie. Kina – w ciągu jednego dnia w Londynie wyświetla się około 250 filmów brytyjskich i amerykańskich w wersji oryginalnej, najnowszych i tych naleŜących do klasyki. W samym centrum mieści się około 50 kin. Większość to wielkie kompleksy, prezentujące najnowsze przeboje, ale nie brakuje teŜ kin niezaleŜnych, które proponują zupełnie inny repertuar. Taniec – tutaj kaŜdy znajdzie coś dla siebie, od klasycznego baletu do pantomimy, jazzu, tańca eksperymentalnego i tańców innych narodów. Niestety, większość zespołów gra bardzo krótko - rzadko trwają dłuŜej niŜ dwa tygodnie, a często nawet krócej niŜ tydzień. Szczegółowe informacje na ten temat moŜna znaleźć w tygodnikach kulturalnych. Rock, pop, jazz i inne – w normalny dzień w Londynie odbywa się około osiemdziesięciu koncertów obejmujących wszystkie gatunki – rock, reggae, soul, folk, country, pop, jazz STÓSTÓ-wa 20 i muzykę latynoską. Natomiast latem w parkach, pubach, salach koncertowych i stadionach organizowane są najróŜniejsze festiwale. Kluby – Europejczycy długo naśmiewali się z londyńczyków, Ŝe kładą się spać przed północą, kiedy w Rzymie czy Madrycie Ŝycie dopiero się rozpoczyna. Teraz nie jest to juŜ prawdą. Jeśli komuś przyjdzie ochota, moŜe przetańczyć całą noc w jednych z najlepszych klubów. Jednak w starych, konserwatywnych pubach drinki nadal rozdawane są tylko do 23.00. Johnnie Walker Kensington gardens - impresja Mijam pomarańczowo-złotą kopułę Royal Albert Hall i uśmiecham się sama do siebie na wspomnienie chwili, w której pierwszy raz zobaczyłam ten stylizowany na rzymski amfiteatr budynek. Miejsce licznych przedstawień cyrkowych, spektakli muzycznych i walk bokserskich, niby nic takiego, a jednak ciągle mnie przechodzą ciarki, kiedy tamtędy przechodzę. Skręcam w lewo na Kensington Road. Po drugiej stronie ulicy jawią mi się olbrzymiej wielkości Kensington Gardens, które od strony wschodniej łączą się ze słynnym Hyde Parkiem. Jest ciepło, zadziwiająco ciepło jak na tutejszy klimat. I, o dziwo, nie pada, wieje za to lekki wietrzyk, rozwiewający moją długą, brązową spódnicę. Sierpniowe słońce przygrzewa delikatnie, uwielbiam to uczucie. Nigdy nie lubiłam marznąć. Mijam Royal College of Art i przechodzę przez ruchliwą ulicę. W końcu to godziny szczytu, samochody mkną jak oszalałe, kaŜdy chce jak najszybciej dotrzeć do celu. O mały włos nie wpadam pod słynny dwupiętrowy londyński autobus, którego czerwień silnie kontrastuje z ponurymi, szarymi barwami budynków. W ostatniej chwili dostrzegam na boku pojazdu reklamę moich ukochanych „Les Miserables”, granych na deskach Palace Theatre. Stawiając pierwsze kroki na chodniku, czuję mimowolnie, Ŝe się wyciszam, Ŝe zostawiam za sobą gwar i hałas Ŝycia codziennego. Idę dalej, z twarzą skierowaną w stronę parku. Zieleń ciągnie mnie ku sobie niczym woda spragnionego. Wyciągam rękę w stronę cienkich sztachetek ogrodzenia, nagrzanych ciepłem słońca. Jak dziecko idę z ciągle wyciągniętą ręką, czuję, jak palce uderzają w kolejne sztachety, jak obijają się niezgrabnie. Po chwili zabawa mnie nudzi. Miarowy stukot ustępuje, ręka ląduje na kremowej, szmacianej torebce. Wyciągam z niej zwiniętą paczkę migdałów w cynamonie i mijając czerwoną budkę telefoniczną, wchodzę przez Queen’s Gate na teren ogrodów. Słońce odbija się od soczyście zielonej, rozkosznie mieniącej się trawy. Mijają mnie spacerujący ludzie, zarówno londyńczycy, cieszący się weekendem, jak równieŜ turyści, odpoczywający po cięŜkim dniu zwiedzania. Słyszę cichy szept rozmów, wręcz uspokajający. Mijam Palace Gate, a wraz z nią tłum turystów z Azji, wdzięcznie roześmianych. Zawsze się zastanawiałam, jak oni są robią, Ŝe są tacy pogodni. Roześmiani i optymistycznie nastawieni do świata. No ale nic. Skręcam w prawo i wchodzę na The Broad Walk, skąd doskonale widać juŜ cel mojej wędrówki – Kensington Palace, powszechnie znany jako „Dom księŜnej Diany”. Majestatyczny, typowy dla angielskiej architektury budynek z czerwonej cegły, ukrywa się za ciemnozieloną szatą najróŜniejszych drzew. Idę jeszcze chwilę spacerkiem wśród rozłoŜystych dębów i w końcu wypatruję osamotnioną ławeczkę, stojącą akurat naprzeciwko Round Pond, sporej wielkości jeziorka Ŝyjącego własnym Ŝyciem niemalŜe w sercu ogrodów. Dzieci - bawiące się łódkami puszczanymi na wodzie piszczą w niebogłosy, klaszczą, podskakują, tańczą, a ja patrzę na nie wręcz oczarowana. Ich rodzice odpoczywają, siedząc na takich jak moja, drewnianych ławeczkach, lub na kocu rozłoŜonym na trawie. Wpatruję się przez chwilę w ten bajeczny STÓSTÓ-wa 21 widok, po czym sięgam po moje migdały w cynamonie. Siedzę w miejscu, w którym wyjątkowo mocno świeci słońce, co mnie niezmiernie cieszy. Czuję, jak moje ciało rozgrzewa się i wchłania Ŝyciodajne, ciepłe promienie. MruŜę oczy, znów nie wzięłam z domu okularów. Opieram się wygodnie i wyciągam nogi przed siebie. Nie jest to zbyt grzeczne, ale kto mnie tam widzi. Obok siada kilka gołębi, przywabionych zapachem cynamonu. Zaczynają jakiś rytualny taniec dookoła mojej ławki, ale ja je ignoruję, zbyt wiele razy dałam się nabrać na ich niewinność malującą się w ciemnych, paciorkowatych oczach. Przymykam powieki i upojona słońcem i wiatrem, zaczynam odpływać. Wyglądam pewnie śmiesznie, przysypiająca tak tutaj z błogością malującą się na twarzy, ale co mi tam. Słyszę gruchanie Ŝebrzących gołębi. Posiedzę jeszcze chwilę i pojadę na Long Lane, do mojej księgarenki - myślę sobie i oczami wyobraźni widzę moje małe królestwo, zakurzone i totalnie zapuszczone przez niewyobraŜalnie wręcz lenistwo pana Alberta. Kwiaty przy oknie trzeba by juŜ wymienić. I te na stolikach teŜ… aa, i przydałoby się kupić kawę, kończy się. Ciekawe, czy Rufus zrobił ten remanent, chociaŜ szczerze wątpię… Zegar na pobliskiej wieŜy kościelnej donośnym tonem wybija dwunastą. Nie lubię tego dźwięku, tak jak tykania zegarów, wahadeł, spręŜyn, śrubek, cyferblatów… Nie lubię. Bo ktoś panuje nad czasem, sprawia, Ŝe się kurczy, ogranicza do godzin, minut, sekund… próbuje go okiełznać. To jak walka Don Kichota z wiatrakami, myślę. Zaraz będę musiała iść. Wzdycham i obserwuję w milczeniu gołębie, które ciągle towarzyszą mi skuszone moimi migdałami. Wyciągam machinalnie jeden z nich, macam przez chwilę palcami, czuję, jak osiada na nim brązowordzawy cynamon. Czuję jego delikatną woń, ginącą w całej palecie innych zapachów. Mija mnie jakiś męŜczyzna, wyraźnie się gdzieś śpieszący. Lubię obserwować ludzi. Ten jest artystą. Wyczuwam to, coś wewnątrz mi to mówi. Niedbale zapięta, pasiasta koszula z niewyprasowanym kołnierzykiem, zgniłozielone sztruksowe spodnie, okulary w ciemnych, trochę zbyt grubych oprawkach. Stawia olbrzymie kroki, śpieszy się gdzieś, zaraz pogubi całą masę trzymanych w dłoni luźnych, zabazgranych kartek. Uśmiecham się do siebie i odprowadzam go wzrokiem do ledwie widocznej bramy parku. Wypadałoby juŜ iść. Metro będzie przepełnione, duszne, ale jest to zło konieczne, do domu mam zbyt daleką drogę, a czasu mało. Szkoda. Grzebię w torebce w poszukiwaniu biletu do metra. Faktycznie. Jest, schowany między komórką a małym, plastykowym woreczkiem. Gołębie zaczynają tuptać podniecone, a kiedy rzucam im w górę garść maleńkich, jasnych i gładkich ziaren słonecznika, gwałtownie rozpościerają skrzydła. W ostatniej chwili umykam, by nie znaleźć się w samym centrum prawdziwej bitwy. Słyszę za sobą szum skrzydeł i głośny gruchot gołębi. Zostawiam go tutaj w Kensington Gardens i odchodzę w kierunku Queen’s Gate, by powrócić w następny weekend. Sffawolna JeŜynka STÓSTÓ-wa 22 Kiedy Jim po raz kolejny przekroczył próg Kensington Market, listopad swym złotem otulił juŜ szary i deszczowy Londyn. Tego dnia pogoda zdecydowanie nie sprzyjała samotnym podróŜom, ale Jim wiedział, Ŝe sprzyja podejmowaniu waŜnych, Ŝyciowych decyzji. Do tego był juŜ przyzwyczajony. Zimny, porywisty wiatr rozwiewał mu włosy i dął niemiłosiernie w oczy tak, Ŝe zaszły mu one łzami. Wytargał z taksówki swoją torbę podróŜną, przeciwstawiając się Wiatrowi Przyszłości. Jim czuł, Ŝe z kaŜdym dniem pokonuje go z coraz bardziej natęŜoną siłą, Ŝe niedługo przyjdzie taki dzień, który będzie zdecydowanie moŜna nazwać Dniem, w Którym śycie Zaczyna się od Nowa. Kiedy wszedł do sklepu, Sam spojrzał na niego ukradkiem i posłał serdeczny uśmiech. Trzymał w ręku jakiś niewielki obrazek, obok niego stała kobieta w średnim wieku. Klientka. Jima przeszedł jakiś dziwny dreszcz gwałtownych, niekontrolowanych emocji. – Cześć Sam - powiedział radośnie i poszedł w głąb galerii, ku pomieszczeniu, w którym ostatnio pił kawę z Samem. Tego dnia słychać było jakąś piosenkę The Who, rozbrzmiewającą cicho, sączącą się pomiędzy pozawieszane i poukładane obrazy. Wsiąkała w delikatne, niedoświadczone płótna, czekające na swoje pierwsze przeŜycia. Jim wrócił do Sama, który teraz został juŜ sam - klientka w ostatniej chwili się rozmyśliła i pozostawiła za sobą zimne, mroźne powietrze, i nutę Ŝalu malującą się w kocim oku Samuela, który mimo wszystko nie dał po sobie poznać rezygnacji. – No, jak czujesz? Wszystko juŜ załatwione? – spytał, odstawiając obraz na podłogę, w miejsce, gdzie zionęła pusta dziura przeznaczona właśnie dla niego. – Wszystko załatwiłem. Zadzwoniłem do kolegi z Birmingham, który pracuje w biurze nieruchomości, i - o ile się orientuję - robi wszystko, co moŜe, by sprzedać mój stary dom - zrelacjonował Jim, zdejmując mokry szalik i rozpinając płaszcz. Samuel chyba wyczuł nutę dezorientacji i niepewności w jego głosie, ale nie dał po sobie tego poznać. – Chodź, napijemy się kawy z cynamonem, moja Sara zostawiła mi dzisiaj całą puszkę - powiedział ciepło, zapraszając ponownie do starego pokoju z wielkim plakatem Lennona. – Kiedy ją poznam? – zaśmiał się Jim, chociaŜ tak naprawdę zupełnie go nie obchodziło, kiedy pozna wielką miłość Sama, studentkę filologii angielskiej. Chłopak zaróŜowił się delikatnie i przeczesał dłonią swoje miodowe włosy. W tym momencie drzwi sklepu się otworzyły i wpadła przez nie jakaś młodziutka dziewczyna, na oko dwudziestoletnia, z rozwianym, kruczoczarnym włosem. Miała na sobie gruby, ciemnofioletowy płaszcz i opasana była długim na kilometr szalikiem w kolorze wściekłego pomarańczu. – Witam cię, Samuelu! – krzyknęła od wejścia i juŜ po chwili była przy nich. Oczom Jima ukazała się delikatna, piękna twarz o śniadej karnacji. Nieznajoma miała duŜe, czarne oczy, niczym najczarniejsze węgle, którymi obserwowała bacznie świat. Jim poczuł, Ŝe mimo ponownego wtargnięcia mroźnego powietrza, robi mu się niewymownie gorąco. – Cześć, Mario - przywitał się Sam i w przyjaznym geście wskazała Jima. – Marie, to nasz nowy współlokator, Jim Altman. Jammie, to jest przyjaciółka Davida z Academy, Marie McLoyd. Nieznajoma z lśniącym uśmiechem białych zębów podała Jimowi rękę, a ten, sparaliŜowany, mruknął coś pod nosem, coś, co w normalnych warunkach atmosferycznych powinno brzmieć jak: „Cześć, jestem Jim” i podał jej STÓSTÓ-wa 23 lodowatą od listopadowego mrozu dłoń. – Miło mi pana poznać. – przywitała się, po czym w następnej sekundzie mierzyła juŜ srogo Sama, dźgając go palcem w pierś. – Misio, masz coś dla mnie? - dodała głosem przesyconym jadem. Sam spojrzał z rozbawieniem, czym spowodował wybuch jej perlistego, zaraźliwego śmiechu. – Mam, Marie, no jasne, Ŝe mam... – powiedział, kierując się po schodach na górę. – JakŜe bym śmiał nie mieć.... Marie i Jim zostali sami w dziwnie dusznej galeryjce. – Ten aniołek wisi mi obraz - powiedziała dziewczyna, przeczesując drobnymi palcami kruczoczarne pukle. – Miał mi skombinwać Van Gogha. – Myślałem, Ŝe obrazy tutaj maluje tylko David... - powiedział Jim, czując, Ŝe powoli się rozluźnia. – No tak. David jest bardzo utalentowany - wyznała Marie, mruŜąc oczy. – Aha - skwitował Jim. W tym momencie rozległ się znajomy Jimowi tupot stada bizonów biegnących po schodach i Sam nieporadnie wylądował na dole z olbrzymim, prostokątnym pakunkiem pod pachą. – Proszę! - rzucił, piekielnie z siebie zadowolony. – Dobra. Jak wrócę do domu, zdam relację. A co z Monetem? – Którym Monetem? - spytał Sam, a w jego oku błysnęła niepewność.– „La Grenouillere”, z 1869. – Aaa - zaśmiał się tak, jak zawsze, gdy próbuje odwrócić kota ogonem. – MoŜe lepiej mi napisz, co? Na stole stoją karteczki... Bo wiesz, ja w przeciwieństwie do ciebie, nie jeŜdŜę na podwieczorek na Montmartre, a na kolację do restauracji na Polach Elizejskich, takŜe wiesz... - powiedział, zaczynając tańczyć niczym Zorba. Marie spojrzała na niego z totalnym politowaniem. Podeszła, stukając zamszowymi kozakami, i pochyliła się nad maleńkimi kartkami papieru, rozrzuconymi na stoliku „w artystycznym, samuelowym nieporządku” . Odwróciła się od nich tyłem tak, Ŝe Sam mógł spokojnie wziąć głęboki oddech. Po chwili pióro stuknęło cicho o powierzchnię dębowego blatu i Marie zwróciła się do Sama. – Proszę. Bardzo mi na tym zaleŜy. Dajcie znać, kiedy będzie gotów, ok? – Dobra. Cześć, Marie - powiedział Sam z niewymowną ulgą brzmiącą w głosie. – Do widzenia - dziewczyna zwróciła się do Jima i podała na poŜegnanie rękę, patrząc mu bacznie w oczy. Ręka była ciepła i miękka w dotyku, i jeszcze... Kiedy wyszła, Jim schował szybko dłoń do kieszeni i - mówiąc Samowi, Ŝe idzie się rozpakować - podąŜył na górę. W połowie schodów przystanął, wyciągnął z kieszeni schludnie zgiętą, małą karteczkę. RozłoŜywszy ją, ujrzał kaligraficznie napisany i dwukrotnie podkreślony numer telefonu Marie. Uśmiechnął się z niedowierzaniem, schował kartkę do kieszeni i ruszył do swojego nowego mieszkania tutaj, nad Kensington Market. Z kaŜdym stopniem czuł się coraz szczęśliwszy. Duch Przeszłości pozostał na mroźnej, londyńskiej ulicy i zmieszał się z mroźnym, listopadowym wiatrem, by wspólnymi siłami dawać mu się jeszcze we znaki. Lecz nie dziś. Nie teraz. Jeszcze nie. Sffawolna JeŜynka REDAKCJA: Magda Duma, Ola Garus,, Martyna Kawecka, Kinga Kociszewska, Dominika Lach, Daniela Orzechowska. SKŁAD: Pracownia Komputerowa Opiekun: p. Ewa Madruj STÓSTÓ-wa 24