Relacje-Interpretacje Nr 2 (22) czerwiec 2011

Transkrypt

Relacje-Interpretacje Nr 2 (22) czerwiec 2011
Relacje n­ter­pre­ta­cje
ISSN 1895–8834
Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej
Poeci Nowej Fali w Książnicy Beskidzkiej
Nr 2 (22) czerwiec 2011
Dwadzieścia lat Nadziei
Ikonografia Bielska-Białej w muzealnej Galerii MT
Rozmowa z Adamem Sikorą
Edukacja kulturalna – potrzeby i perspektywy
Oblicza Bielska‑Białej
Galeria MT Muzeum w Bielsku‑Białej
Bielsko, jubileuszowa karta pocztowa, Bielsko, 1898, wyd. Robert Machaliza
Bielsko, ul. Wzgórze, pocztówka, 1936, wyd. Franciszek Polaczek
Bielsko, dworzec kolejowy, pocztówka, 1916, wyd. Adolf Brandstätter
Richard Harlfinger, Widok Bielska i Białej, olej na płótnie, 1942
Ignacy Bieniek, Panorama Bielska-Białej, olej na płótnie, 1962
Jakub Glasner, Bielsko, linoryt barwny na papierze, ok. 1927
Jan Nikiel, Bank Inwestycyjny oraz fabryka włókiennicza i gmach Prez. MRN
w Bielsku-Białej, czarny tusz i akwarela na papierze, 1965
Bogusław Pikoń, Plac Fabryczny, olej na płótnie, 2005
Viktor Strauss, Wzgórze w Bielsku, miedzioryt na papierze, ok. 1919
Władysław Szostak, Pejzaż z Bielska – ul. Zamkowa, olej na płótnie, 1958
Tadeusz Król, BB ul. Pankiewicza, akryl na płótnie, 2009
Na okładce: Mateusz Taranowski, Reminiscencje bielskie: Bielsko – budowa
­centrum handlowego Sfera II, fotografia barwna, 2009
Archiwum Muzeum w Bielsku-Białej
Relacje n­ter­pre­ta­cje
Okładka/Wkładka
Oblicza Bielska-Białej
Kwartalnik Regionalnego
Ośrodka Kultury
w Bielsku-Białej
Wystaw y
1
Miasto w pasażu
Rok VI nr 2 (22) czerwiec 2011
Ewa Janoszek
5
Śladem Czarnej Julki
Mirosława Pindór
Literatura
9
Święto poezji
Marek Bernacki
Pokongresowe temat y
12
Potrzeby i perspektywy
Festiwalowy Cieszyn 2011
fotoSprinter.pl
Nasze rozmow y
28 Whisky z lodem pili tylko na Titanicu
Z Adamem Sikorą rozmawiali
Marzena Kocurek i Tomasz Gruszczyk
Katarzyna Olbrycht
Recenzja
16
Bitwa o Nangar Khel. Bitwa... o co?
Calineczka w teatrze Banialuka
Agnieszka Morcinek
Adres redakcji
ul. 1 Maja 8
43-300 Bielsko-Biała
telefony
33-822-05-93 (centrala)
33-822-16-96 (redakcja)
[email protected]
www.rok.bielsko.pl
Redakcja
Małgorzata Słonka
redaktor naczelna
Opracowanie graficzne, DTP
Mirosław Baca
Wydawca
Regionalny ­Ośrodek Kultury
w Bielsku-Białej
dyrektor Leszek Miłoszewski
Monika Serafin
Felieton
32
Kreatywnym być!
Andrzej Kierczak
Maski do spektaklu przygotowywanego
w Ośrodku Nadzieja
Piotr Kostuchowski
Edukacja pr zez sz tukę
19
20 lat bielskiej Nadziei
Maria Schejbal
22
Młodym blisko do teatru
Iwona Kusak
Bielsko-Biała. Ludzie i budowle
24 Młodsza linia familii
Piotr Kenig
33
36
Rozmaitości
Rekomendacje
Galeria
Wkładka
Kazimierz Gajewski – Miasto nocą
Rada redakcyjna
Ewa Bątkiewicz
Lucyna Kozień
Magdalena Legendź
Janusz Legoń
Leszek Miłoszewski
Artur Pałyga
Jan Picheta
Maria Schejbal
Agata Smalcerz
Maria Trzeciak
Urszula Witkowska
Druk
Augustana, Bielsko-Biała
Nakład 1000 egz.
(dofinansowany przez
Urząd Miejski w Bielsku-Białej)
Czasopismo bezpłatne
ISSN 1895–8834
Miasto
w pasażu
Ewa Janoszek
Taki pasaż jest więc bez wątpienia miastem,
ba, światem na niewielką skalę.
(Walter Benjamin, Pasaże1)
Scenograficzna synteza miasta sprowadza się
do trzech elementów – ulicy, okna i słupa ogłoszeń. Hala
starej fabryki Büttnera w Muzeum Techniki i Włókiennictwa stała się pasażem, powieścią szkatułkową, miastem w mieście w wielobarwnych odsłonach eksponatów wystawy Oblicza Bielska-Białej. Tekturowe uliczne
pierzeje, zarazem witryny, okna z kwaterami antyram
i graniaste słupy-kioski kuszące zwykle setkami drobnostek, kart pocztowych – to surogat miejskiej przestrzeni,
zadaszonej i zamkniętej ścianami galerii. Jak taśma filmowa przewija się papierowa balustrada schodów wiodących na wystawowe poddasze, na niej portrety, sygnatury, autoportrety. Zdjęcia artystów nie do końca
poznanych, tych wciąż niezapomnianych i tych obecnie
tworzących. Im wyżej, tym bardziej nasila się zapach maszynowego oleju, który nigdy już nie opuszcza pofabrycznych wnętrz, jakby wspomagając atak sztuki, obleganej
przez technikę w swej wieży z kości słoniowej.
R e l a c j e
Podobnie jak architektura wyrasta ze sztuki w swych
konstrukcjach żelaznych, tak i malarstwo wyrasta
z niej w panoramach.
Punkt szczytowy budowy panoram zbiega się z pojawieniem się pasaży.
Na półpiętrze wisi najstarsza panorama, Samuela
J­ ohanny’ego, bielskiego aptekarza, który pierwszy sportretował miasto i opisał – niczym etykiety na ampułkach
– kościoły, budynki szkolne, zamek, nawet Młynówkę,
precyzyjna dawka weduty z 1801 roku 2 .
Drugie półpiętro intryguje niezbyt częstym widokiem obu miast od północy, jaki nieznany nikomu Karl
Schwarz wykonał przeszło 50 lat później niż szacowny
farmaceuta. Rzeka wyraźnie oddziela Bielsko od Białej,
znikając gdzieś w obniżeniu Bramy Wilkowickiej, dominują wieże kościołów, kubiczne bryły fabryk i domy
wzdłuż wylotowych ulic, z górską panoramą w tle.
Sala wystawowa początkowo otwiera się dla wchodzącego dwunawowym wnętrzem. Idąc tropem najstarszych panoram, wybieram wschodnią nawę w głębi, zamkniętą powiększonym zdjęciem dzieła Rudolfa
Na balustradzie schodów
portrety, autoportrety,
sygnatury...
Ewa Janoszek
Dr Ewa Janoszek
– historyk sztuki, ­autorka
licznych artykułów, a także
książek o cmentarzu
ewangelickim w Białej
i architekturze przemysłowej
Bielska-Białej.
I n t e r p r e t a c j e
Bernta. Niełatwo zliczyć na nim wszystkie fabryczne
kominy, choć nie są to „tysiące dymiących obelisków
od 80 do 180 stóp wysokich”, jakie architekt Schinkel
widział z przedmieścia Manchesteru, jednak około 40
wznosi się ponad prostymi budynkami fabryk. Litografię
Carla Bollmanna, której kopię oferowaną w muzealnej
sprzedaży każdy może mieć na własność, zatytułować
by można „wóz z sianem – czyli alegoria dwóch miast”,
lecz przeciwnie do kojarzonego nazwą tryptyku Boscha,
nie ma tu nic z fantastycznych wizji ziemskich marności. Łatwo zidentyfikować można większość budowli,
odtworzonych z fotograficzną dokładnością, zwłaszcza
na bordiurze z opisanymi grafikami 32 obiektów, pełniącej funkcję ilustrowanego przewodnika po Bielsku
i Białej w roku 18723.
Gdzieś z ulicy Hałcnowskiej, wspinającej się wraz
z konnym wozem na wysoką kępę, widok leżących
w dole Bielska i Białej ujął Richard Harlfinger. Pejzaż tonący w zieleni i błękicie sunących po niebie chmur zaprzecza dacie swojego powstania, w środku szaleństwa
wojny w 1942 roku. Oprócz podmiejskich chałup, swoją wieżyczką w przemysłowej zabudowie wyróżnia się
Vöslauska Przędzalnia Wełny Czesankowej, żelbetowa
awangarda fabrycznej architektury.
Pasaż południowo-wschodni
Malarstwo Harlfingera jest dla mnie miłą estetyczną niespodzianką, tak jak i jego bielskie korzenie. ArR e l a c j e
tysta związany z wiedeńską secesją znany jest bardziej
jako autor modernistycznych, arkadowych witraży w katedrze św. Mikołaja, jego twórczość malarska jak dotąd
pozostawała mniej znana. Urzekł mnie szczególnie obraz zabudowań nad Niwką, która od ulicy Ratuszowej
płynie jeszcze odkrytym korytem. Boczne słońce ślizga się po spadzistych dachach niskich domów, podświetlając dymy kominów, płaska plama w wysmakowanej gamie barwnej wydobywa kształt wież kościoła
Bożej Opatrzności. Wiedeńczyk okazuje się być malarzem utraconych widoków. Na innym obrazie w gładkiej do złudzenia tafli rzeki odbija się fabryka Riesenfelda widziana z mostu na Białej, na brzegu otoczona
kominami stoi farbiarnia firmy Sternickel & Gülcher,
pejzaż zawłaszczony dziś przez handlowe centra. Całość ujęta została bardzo malarsko, z dużą wrażliwością
kolorystyczną. Podobne artystyczne walory sprawiły,
że w pamięci utkwiło mi jeszcze kilka obrazów, wiszących w przestrzeni tej nawy. Ogród Szkoły Przemysłowej, który Adam Bunsch uchwycił w późnowiosennym
śniegu, odbijającym świeżą zieleń drzew, z perspektywą
rzędów willi przy ulicy Krasińskiego, nad nim bialska
uliczka Szkolna na niewielkim obrazie Władysława Gęgi
(Gengi), obok zamglony tryptyk Zygmunta Andrzejewskiego i przemysłowe motywy Jana Chwieruta z dworcem kolei i fabryką Kohna w zimowej zasłonie.
Z tradycyjnych portretów Franciszka Zitzmana spogląda dwóch zasłużonych kapłanów. Surowa twarz księdza Stojałowskiego w aureoli z ram obrazu wiszącego
w malowanym tle za nim, na którym rozpoznać można
Dom Polski przy ulicy Blichowej. Postać bialskiego proboszcza, księdza Jana Szneidera ukazana została w renesansowej manierze półpostaci, stojącej przy parapecie
Ekspozycja w Galerii MT
Zbliżenie po lewej:
Ceramika Remigiusza Gryta
zatytułowana B‑B
Alicja Migdał‑Drost
I n t e r p r e t a c j e
otwartego okna z odsuniętą kotarą, przez które widać
elewację kościoła Opatrzności Bożej.
Uszlachetnienie przedmiotów to jego cel. (...)
Kolekcjoner przenosi się marzeniami nie tylko w świat
daleki lub miniony, zarazem w świat lepszy...
Świat ze starych kart pocztowych, miniony, choć
nie tak daleki, wyziera z setek litografii, chromolitografii i monochromatycznych fotografii, wykorzystywanych
jako widokówki. Świat ten, rozdrobniony i zwielokrotniony, pomieszczony został w kioskach – ogłoszeniowych słupach, w naokoło biegnących witrynach. Uporządkowany według wydawców i fotografów, począwszy
od najstarszego atelier Roberta Machalizy aż po istniejące po 1945 roku wydawnictwa Ruch i Czytelnik. Pocztówka w znanej powszechnie – dwustronnej – formie dobiega dopiero 120 lat, będąc w porównaniu z malarstwem
dość młodą dziedziną sztuki. Spośród ponad stu wydawców do tytułu królów bielskiej widokówki niewątpliwie
pretendować może kilkunastu. Zagadkowo brzmiące literowe sygnatury: A.B.B., S.B.B czy K.E.T. dla kolekcjonera są jak klucze do szyfru, pod którym kryją się najczęściej inicjały wydającego i miejsca wydawania. Tak
więc A.B.B. należy do Adolfa Brandstättera, S.B.B to Szymon Bendetz Bielsko, a K.E.T – Karl Eduard Türk. Tekturowy kiosk jako słup ogłoszeniowy zamieszcza krótką informację o właścicielach firm wydawniczych lub
fotografach, wraz ze zdjęciem ich siedzib, sygnaturami
i znakami firmowymi. Dowodem rzeczowym działalności są same pocztówki, a ich ilość świadczy o rozwoju i prospericie reklamowego interesu.
R e l a c j e
Pasaż południowo-zachodni
Znane nazwiska błyszczą w zachodniej nawie, której początek od wejścia należy do Juliana Fałata, środek
do Jakuba Glasnera, a w końcówce z jednym ze swych
obrazów na sztalugach ulokowała się Hertha Strzygowski. Osoby artystów sprawiają, że przeważają tu przesycone słońcem i powietrzem podmiejskie pejzaże z Bystrej
i Cygańskiego Lasu, oprócz kilku śródmiejskich linorytów i akwarel Glasnera. Naprzeciw w okiennych witrynach króluje tonacja sepii w grafikach Viktora Straussa
– z powtarzającym się często fragmentem ulicy Wzgórze
– i miedziorytach Władysława Zakrzewskiego.
Zza przepierzenia dobiegają dźwięki muzyki, można tam na małym ekranie zobaczyć film o bielskich wydawcach pocztówek. Prezentowanych artystów ukazuje
inny film, emitowany z kolei w zacienionej wnęce obok
głównego traktu.
Pasaż północny
Druga część wystawowego poddasza należy do artystów współczesności, otwierając się trójnawową symetrią. W przestrzeni nawy głównej – środkowej – na drodze przechodnia stoi kamienna rzeźba Remigiusza
Gryta, rozłamany blok dwumiasta zatytułowany B-B.
Już z daleka ze ściany szczytowej, zamykającej centralną uliczkę, biją płomienne żółcienie fabrycznego placu
i czerwienie muru z obrazów Bogusława Pikonia, a białymi ścianami chaty wśród złota zbóż wtóruje im pejzaż
z Mikuszowic, malowany przez Kazimierza Kopczyńskiego. Przeszklone witryny z prawej strony opanowały
w całości rysunki Józefa Cempli, wirtuoza kreski. Naprzeciw – z lewej zagościła estetyka epickich opowieści
nieprofesjonalnego malarza Jana Nikla, kontynuowana
I n t e r p r e t a c j e
Józef Cempla, Bielsko-B.,
­r ysunek ołówkiem na papierze fotograficznym, 1953
Rudolf Bernt,
Panorama Bielska,
reprodukcja na podstawie
pracy w Die österreichisch‑ungarische Monarchie in
Wort und Bild
Władysław Zakrzewski, Kościół ewangelicki, miedzioryt
na papierze, ok. 1934–1935
Archiwum
Muzeum w Bielsku-Białej
R e l a c j e
w zachodniej uliczce-nawie obrazami Marii Lenczewskiej, Stefana Juraszka i Albiny Żołnierskiej.
Wzdłuż zachodniej ściany króluje już jak najbardziej profesjonalna radość koloru pasteli Joanny Kwiecińskiej-Władyczki i Krzysztofa Krzycha rozedrganych
blaskami nocnych świateł. Podobną senną aurą, rozmywającą kształty w neonowej poświacie, ujmują pastele
Ewy Surowiec-Butrym, wiszące już na ścianie działowej dwóch sal.
Na tej samej ścianie, po drugiej stronie wejścia, fotografie Mateusza Taranowskiego mówią, co by było...
gdyby nie zburzono domu Tobiasa na placu Bolesława
Chrobrego, budynku podzamcza i zamkowych bazarów, gdyby z okien autobusu i tramwaju można wciąż
było zobaczyć bielską synagogę, gdyby zajezdnia tramwajowa w Cygańskim Lesie dalej pełniła swą funkcję,
tak jak i browar na Cieszyńskiej, a firma Ed. Ast zamiast
Vöslauki zbudowała Sferę.
Zestawienia „starego”
z „nowym”, już we wschodniej uliczce-nawie, ukazują dwa dyptyki i widok ulicy
Sobieskiego autorstwa Zenobiusza Zwolskiego, obok klasycznych pejzaży zaśnieżonej
Bystrej i Lipnika. Na drugim
końcu nawy feeria kolorów
ulic Pankiewicza i Schodowej bije z akrylowych płócien
Tadeusza Króla, kontrastując
z pastelową tonacją akwarelowych panoram Zbigniewa
Bielewicza.
Witryny okienne dzielące uliczki zajęły rysunki
i grafiki, m.in. Jana Grabowskiego i Ignacego Bieńka –
we wschodniej. W zachodniej
tradycyjne techniki wzbogacone zostały o drzewiaste tkaninowe kolaże Ewy Bergel, grafikę komputerową Anny Jasińskiej, a nawet biżuterię Małgorzaty Motyki‑Madej. Różne środki artystycznego wyrazu łączą
w sobie fotografie Dagmary Kwiatek, bazując na zdjęciach stylowych architektonicznych detali.
Wielorakie oblicza miasta, we wszystkich niemal
technikach, w spojrzeniach różnych pokoleń, realizm
i abstrakcja, fantazja i dokument splatają się w pasażu
różności, zgromadzonych w jednym miejscu. ...tak też
przed spacerowiczem miasto może się otwierać na wszystkie strony pozbawionym progów krajobrazem.
Muzeum w Bielsku-Białej: Oblicza Bielska-Białej. Twórcy ikonografii miasta. Prace ze zbiorów Muzeum w Bielsku-Białej,
24 lutego – 25 września 2011, Galeria MT – Muzeum Techniki i Włókiennictwa. Kuratorzy: Teresa Dudek Bujarek, Elżbieta Teresa Filip, Piotr Kenig; aranżacja: Teresa Dudek Bujarek, Franciszek Kłak.
Wystawie towarzyszą: książka zawierająca obszerny materiał
porównawczy oraz bogato ilustrowany album z reprodukcjami dzieł plastycznych i kart pocztowych (z tekstami kuratorów, pod redakcją Iwony Purzyckiej, w opracowaniu graficznym Alicji Migdał-Drost); cykl spotkań zatytułowany Ślady
obecności; wykład i warsztaty.
Cytaty pochodzą z dzieła Waltera Benjamina Pasaże (Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010).
2 Niestety, oryginalna grafika została skradziona ze zbiorów
Muzeum w 1984 roku, pozostały jedynie reprodukcje.
3 W zbiorach Muzeum w Bielsku-Białej jest tylko środkowa
część kompozycji, cała odbitka znajduje się w zbiorach
Mährisch-Schlesisches Heimatmuseum w Klosterneuburgu.
1
I n t e r p r e t a c j e
Mirosława Pindór
Śladem
Czarnej Julki
O Czarnej Julce, powieści wspomnieniowej Gustawa Morcinka pisano, iż czyta się ją z zainteresowaniem, obojętnie czy traktuje się ją jako powieść z lat dzieciństwa, czy jako swoistą widokówkę z terenu
Karwiny1 z tamtych dawnych już lat, nie istniejącej już w tamtej postaci, z krajobrazem górniczych hałd
i budoli2. Samego Morcinka zaś postrzegano jako pisarza, który zatrzymuje czas, jakby przechadzał się
po gościńcu ze starym aparatem fotograficznym i wykonywał nim zdjęcia chwilami niewyraźne z zamazanym tłem albo prześwietlonym lub uchwyconym w ruchu szczegółem. Zdjęcia są czarno-białe, na pożółkłym papierze, blade, powoli zanikające, coraz mniej rzeczywiste. Ale drzemie w nich klimat, atmo­sfera
dawnych lat oddana z poetycką wyobraźnią i sugestią3.
Tak właśnie, jako swoista widokówka z Karwiny
przełomu XIX i XX wieku, fotografia „wykonana” przez
Morcinka, jako opowieść o Mieście, które – zdawałoby
się trwać będzie wiecznie, lecz pewnego dnia, ot, tak zupełnie nieoczekiwanie, zapadło się pod ziemię, wreszcie
jako mit o utraconej Arkadii odczytana została powieść
Morcinka przez Jarosława Drużyckiego – kuratora prezentowanej w Książnicy Cieszyńskiej ekspozycji Śladem
R e l a c j e
„Czarnej Julki”. Karwina z czasów dzieciństwa ­Gustawa
Morcinka.
Podczas wernisażu aktor Sceny Polskiej Teatru Cieszyńskiego Ryszard Malinowski odczytał licznie przybyłym gościom (w tym z Zaolzia) fragment powieści
o tym, jak to banda Julki poszła witać cesarza, który 30
sierpnia 1906 roku zawitał do Cieszyna. We fragmencie
tym przywołane zostały zarówno dzielnice Karwiny, jak
Janusz Szczotka
Dr Mirosława Pindór
– absolwentka
teatrologii na UJ, adiunkt
w cieszyńskim Zakładzie
Edukacji ­Kulturalnej
Wydziału ­­Etno­logii i Nauk
o Edukacji UŚ.
I n t e r p r e t a c j e
Statut kasy ­zapomogowej
dla chorych przy
­arcyksiążęcych kopalniach
w Karwinie, 1897
Podręcznik Armanda Karella
do nauki czytania, 1892
Mapa ogólna starostwa
frysztackiego, 1895
R e l a c j e
i z nią sąsiadujący Frysztat, znaczący wówczas ośrodek
miejski, oraz odległy Cieszyn z Sachsenbergiem. Fragment wybrany został przez organizatorów nie bez przyczyny – doskonale wpisywał się w myśl przewodnią ekspozycji, jaką był motyw wędrowania. Tekst Czarnej Julki
uznano bowiem za nić Ariadny, która prowadzi po karwińskim labiryncie i tym samym po wystawie labirynt
ten ilustrującej.
– Proponujemy państwu podróż sentymentalną, podróż do miasta, którego już nie ma – powiedział podczas wernisażu Krzysztof Szelong, dyrektor cieszyńskiej Książnicy. – Miasta, które jeszcze kilkadziesiąt lat
temu stanowiło jedno z najważniejszych centrów gospodarczych, społecznych, politycznych, narodowych
na mapie Śląska Cieszyńskiego, a które dosłownie zniknęło z powierzchni ziemi. Bardzo wielu mieszkańców
przygranicznych wsi codziennie pokonywało kilkunastokilometrową trasę do pracy na szybie Jana. Próbujemy tę tradycję przywołać, ta wystawa może w tym
pomóc4.
Ekspozycja miała być nie tylko zachętą do odwiedzenia starej Karwiny, ale także zmotywować do ponownego
sięgnięcia po Czarną Julkę, lekturę zapomnianą, poddać
pomysł wprowadzenia jej do kanonu lektur w szkołach
Śląska Cieszyńskiego.
17 rozdziałów książki znalazło przełożenie na 25 gablot tematycznych, gdzie spotkały się dawny świat śląskocieszyński (w równym stopniu rzeczywisty, co zmitologizowany) i świat realny. Tematyka poszczególnych
gablot, bezpośrednio nawiązująca do wybranych dwu-
stronicowych fragmentów powieści, nie była jednakże
tożsama z tytułami poszczególnych rozdziałów powieści ani też zestawiona zgodnie z obowiązującą w utworze Morcinka chronologią wydarzeń. Miała charakter autorski.
W gablocie pierwszej, opatrzonej adnotacją O „Czarnej Julce”, znalazły się m.in. dwa egzemplarze powieści (wydania Czytelnika z 1962 i 1971 roku). W drugiej,
O pierwszych lekturach, umieszczono Przypadki Robinsona Krusoe (pisownia oryginalna), wydane w Lipsku
w 1851 roku, z pieczęcią Biblioteki Ludowej w Cieszynie oraz egzemplarz Pana Tadeusza (wydanie z roku
1906). Zawartość pozostałych oscylowała wokół takich
tematów, jak m.in.: O śmierci ojca, O powstaniu Karwiny, O Polakach, Niemcach, renegatach i pyrcokach,
O górniczym życiu, O Bożym Narodzeniu, O elementarzu, O powitaniu cesarza czy O Kościuszce w Dąbrowie. Trzy ostatnie gabloty miały charakter wybitnie nostalgiczny, co przekładało się na tytuły: O pożegnaniu
z Karwiną (pokazano stary zegar z kukułką odmierzający ongiś dobry dla Karwiny czas), O tym, co pozostało... (a pozostało niewiele, m.in. grób polskiego inżyniera rodem spod Wieliczki Celestyna Racka, który zginął
w kopalni, prowadząc akcję ratunkową w 1894 roku
i kościół św. Piotra z Alkantary z 1736 roku) oraz nader znaczącą zawartość tej zamykającej wystawę (klepsydra z polską, czeską i niemiecką nazwą miasta: Karwina–Karvinná–Karwin i czerwonym, „trumiennym”
w swej wymowie goździkiem).
I n t e r p r e t a c j e
Eksponaty pozyskano z zasobów Muzeum Śląska
Cieszyńskiego, Statního okresu Archivu Karviná i Książnicy Cieszyńskiej. Ze zbiorów tej ostatniej pochodziły
książki, by przywołać bodaj: Manifest komunistyczny
Marksa–Engelsa (wydanie berlińskie z 1904 roku), podręcznik do Nauki języka niemieckiego dla austryackich
szkół ludowych pospolitych (ułożony przez cesarsko-królewskiego radcę Armanda Karella, wydany w Wiedniu
w 1908 roku), Mały kancjonał najużywańszych do nabożeństw pieśni z dodatkiem modlitw (wydanie cieszyńskie,
1904), śpiewnik Andrzeja Hławiczki, broszura Karola
Michejdy O pijaństwie (1887). Zdeponowane w Książnicy
Cieszyńskiej poszczególne numery „Gwiazdki Cieszyńskiej”, „Dziennika Cieszyńskiego”, „Głosu Ludu Śląskiego”, „Robotnika Śląskiego”, „Równości”, skoczowskiego „Ślązaka” i niemieckojęzycznej „Silesii” (wszystkie
spotykamy na kartach Czarnej Julki) były źródłem kopii wycinków prasowych. Wśród licznych fragmentów
prasowych doniesień (przeważnie z lat 1900, 1903, 1910)
znalazły się m.in. notatki: o kupowaniu dzieci do czeskiej
szkoły („Gwiazdka Cieszyńska”, 28 lipca 1909), o patologiach w życiu społecznym Karwiny (sporo o pladze
pijaństwa, jego zgubnych skutkach, nieuczciwości sklepikarzy, w tym fałszowaniu środków żywności), o tragediach, które wstrząsały całym górniczym światem
(zwłaszcza katastrofie z 14 czerwca 1894 roku, w której zginęło 235 górników), o sytuacjach groteskowych
(np. bójce polskich strażaków z czeskimi o to, czyj pożar
i kto ma prawo go gasić), a także okolicznościowe ogłoszenia (np.: Podaję niniejszym do ogólnej wiadomości,
że mój syn Hugo Zlatnik nie jest upoważniony do ściągania za mnie pieniędzy i że za niego żadnych długów płacić nie będę, podpisał Antoni Zlatnik, przedsiębiorca
budowlany w Karwinie). Jako komentarz do prasowych
not posłużyły fotografie, uwieczniające m.in. kopalniane szyby czy też cieszyńskie panny na Moście Głównym
pozostające w oczekiwaniu na przyjazd Franciszka Józefa I. Zdjęcia wypożyczono ze Statního okresu Archivu
Karviná i Muzeum Śląska Cieszyńskiego. Podobnie jak
pocztówki z przełomu XIX i XX wieku.
R e l a c j e
Ze zbiorów Muzeum Śląska Cieszyńskiego pozyskano oryginalne mapy, m.in. ogólną starostwa frysztackiego, ogólną Księstwa Cieszyńskiego z XIX–XX
wieku, przeglądową Zagłębia Ostrawsko-Karwińskiego, nadto oryginalne plakaty eksponowane na odrębnych planszach (np. anonsujący działalność księgarni
polskiej Stella).
Faksymilia dokumentów pochodziły w większości ze zbiorów Statního okresu Archivu Karviná.
Wśród nich znalazły się tak oryginalne, jak spis karwińskich położnych uwzględniający nazwisko obecnej
na kartach powieści „egzaminowanej akuszerki” Brzó­
skuli czy kosztorys elektryfikacji frysztackiego ratusza. Uwzględniono także różnego rodzaju akty prawne, w tym statuty.
Przedmioty codziennego i niecod ziennego użytku z czasu akcji powieści pochodziły
ze zbiorów cieszyńskiego
Muzeum. Temat gospód
(po wielokroć spotykany
na kartach Czarnej Julki,
jako że górnicza kolonia
Granice była obwarowana
dwoma karczmami) stał się
siłą sprawczą pojawienia
się w jednej z gablot kieliszków; postać grubiańskiego rzeźnika Vallka...
rzeźnickiego topora; fragment o sklepikarzu Fafule
uzasadniał umieszczenie
w gablocie O Zacherlinie
i karwińskich sklepach arkusza guzików do rozporka. Ze względu na mocno
zaakcentowaną tematykę
górniczą można było zobaczyć pudełko na tytoń,
Laska górnicza, XIX–XX w.,
lampka górnicza, XIX–XX w.
Dom robotniczy w Karwinie
na Swowińcu, pocztówka,
początek XX w.
Anna Fedrizzi-Szostok
Janusz Szczotka
I n t e r p r e t a c j e
Jarosław Drużycki, kurator
wystawy, w karwińskiej
szkolnej ławce
Anna Fedrizzi-Szostok
k­ aganek górniczy, laskę górniczą. W gablocie poświęconej powitaniu cesarza znalazła się srebrna broszka z popiersiem władcy i oryginalna butelka po wodzie mineralnej „Franciszek Józef” (Franz Joseph Bittwaser). Pojawiły
się także banknoty i monety, będące w użyciu w czasach
dzieciństwa i młodości Morcinka.
Jako że gros powieściowych zdarzeń rozgrywa się
w szkole, wydzielono niewielki obszar z przeznaczeniem na klasę szkolną, z ławką z XIX–XX wieku, krucyfiksem i kopią portretu najjaśniejszego pana cesarza
w pięknym mundurze, obwieszonego orderami, łysego
z bokobrodami5, tablicą z zapisanym na niej pierwszym
wersem pieśni In Warschau schwuren Tausend auf den
Knieen... (Walecznych tysiąc opuszcza Warszawę...), której to nauczyciel Skupień uczył klasę Julki ku rozpaczy
kierownika szkoły.
Wystawa znakomicie wpisała się w obchody związane z przypadającą 25 sierpnia 2011 roku 120. rocznicą
urodzin autora Czarnej Julki. A jubileusze – jak stwierdza Ewa Fonfara – służą skupieniu i refleksji. (...) książki naszego skoczowskiego pisarza stanowią cząstkę tradycji kulturowej, należy zatem podjąć wysiłki, by spuściznę
przeszłości wciąż na nowo odczytywać i odzyskiwać dla
współczesnych6. I tak właśnie, jako nowe odczytanie i odzyskiwanie dla współczesnych powieści Czarna Julka –
pisanej przez Morcinka od sierpnia 1957 do marca 1958
roku – postrzegać należy prezentowaną w Książnicy Cieszyńskiej ekspozycję. A zawartość jej streścić można cytatem z powieści: A ponad wszystkimi (...) rzeczami były
dwa światy o niezwykłym uroku. Jednym z nich były okoliczne kopalnie (...). Drugi świat tworzyła Julka7. Cytat
ten zyskał wizualny odpowiednik na plakacie i zaproszeniu: zarys dziewczęcej sylwetki o czarnym warkoczu
i kopalniany szyb weń wkomponowany to dwa podstawowe znaki plastyczne, jakie zastosowano. Julka, Karwina, a także pozakarwiński świat (na plakacie sygnowany
cieszyńską Wieżą Piastowską) to tematy, wokół których
cała wystawa się zogniskowała. Wystawa nader nostalgiczna w swej wymowie, od zwiedzających wymagająca skupienia, uważności i niespiesznego oglądu. Oglądu z Czarną Julką w ręku.
1 W czasach dzieciństwa Morcinka Karwina przekształciła się
z mało znaczącej wioski w duże osiedle górnicze. Po podziale
Śląska Cieszyńskiego znalazła się na terenie jego czeskiej części. Prawa miejskie uzyskała w 1923 roku. Współczesna Karwina powstała w 1948 roku z połączenia z miastem Frysztat
i ościennymi wioskami. Intensywna eksploatacja węgla w latach 50. i 60. na terenie starej Karwiny doprowadziła do nieodwracalnych zmian na powierzchni, ziemia z budynkami
zaczęła się zapadać, ludność wysiedlono. Ze starej Karwiny
pozostały tylko ruiny i nieliczne budowle, których degradacja stale postępuje.
2 (kaja), „Czarna Julka” Gustawa Morcinka, [w:] Program
do przedstawienia Czarna Julka, red. K. Jaworski, Český
Těšín 1993.
3 K. Piotrowski, Czarna Julka z klasy umarłych, „Zwrot” 1993,
nr 12, s. 56.
4 Zob.: „Gazetacodzienna.pl” [online] z 27.02.2001, [dostęp:
15.03.2011], dostępny w Internecie: http://www.gazetacodzienna.pl/index.php?p=wwiad&id=5110.
5 G. Morcinek, Czarna Julka, Katowice 1978, s. 151.
6 E. Fonfara, Gustaw Morcinek – „autor dobrych książek”,
„Kalendarz Skoczowski” 2001, s. 38.
7 G. Morcinek, op.cit., s. 100.
Książnica Cieszyńska w Cieszynie: Śladem „Czarnej Julki”.
Karwina z czasów dzieciństwa Gustawa Morcinka – wystawa,
25 lutego – 5 czerwca 2011, kurator Jarosław Drużycki.
R e l a c j e
I n t e r p r e t a c j e
Marek Bernacki
Dzięki cennej inicjatywie dyrektora Bogdana Kocurka i Katarzyny Ruchały, szefowej Działu Promocji
Książnicy Beskidzkiej, na początku kwietnia uczestniczyliśmy w prawdziwym święcie poezji! W ramach kolejnej odsłony Festiwalu 4 Pory Książki – Pora Poezji przez trzy dni (4–6 kwietnia) ­gościli
w Bielsku-Białej poeci przynależący do pokolenia Nowej Fali: Ryszard Krynicki, Jerzy Kronhold i Adam
Zagajewski. Wielkie zainteresowanie wywołały zwłaszcza spotkania z Krynickim i Zagajewskim, powszechnie uważanymi za klasyków współczesnej polskiej poezji.
Pierwsze, poniedziałkowe spotkanie, poprowadzone przez niżej podpisanego, miało trzy odsłony. Na początku publiczność zebrana w Książnicy Beskidzkiej
przysłuchiwała się kilkudziesięciominutowej rozmowie o poezji. Gość wieczoru, ubrany w ciemną marynarkę i czarny półgolf kontrastujący z dostojną siwizną włosów i brody, odpowiadał cierpliwie na kolejne
pytania. Mówił o powinowactwach własnej twórczości
z poezją Mistrzów – Tadeusza Peipera („papieża awangardy”) i Zbigniewa Herberta (notabene, podczas spotkania prof. Anna Węgrzyniak odczytała głośny wiersz
Herberta Do Ryszarda Krynickiego – list z tomu Raport
z oblężonego miasta). Ustosunkował się do kwestii zaR e l a c j e
angażowania poetów Nowej Fali w próbę opisania rzeczywistości społeczno-politycznej lat 70. XX wieku (co
było zgodne z manifestem programowym zawartym
w książce Adama Zagajewskiego i Juliana Kornhausera pt. Świat nie przedstawiony, 1974). Sporo miejsca Ryszard Krynicki poświęcił zagadnieniu metafizycznego
wymiaru własnej poezji, którą badaczka literatury polskiej Alina Świeściak próbuje opisywać poprzez kategorię nowoczesnej melancholii i oporu wobec nicości: Poezja Ryszarda Krynickiego rozpięta jest między dwiema
pustkami: między metafizycznie czynną „pełnią nicości”
(„nicością wszystkiego”, „pełnią otchłani”) z pierwszych
tomów a kosmiczną głuszą z „Kamienia, szronu”. Może
Adam Zagajewski
z prowadzącą spotkanie
Dorotą Siwor
Katarzyna Ruchała
Dr Marek Bernacki
– bielszczanin, absolwent
polonistyki na UJ, adiunkt
w Katedrze Literatury
i Kultury Polskiej ATH.
A. Zagajewskiemu poświęcił
swoją pracę magisterską.
I n t e r p r e t a c j e
zresztą są to dwie wersje tej samej pustki, tyle że niezwykle pojemnej semantycznie i ontycznie, pustki poddanej
pracy systematycznego pustoszenia. (...) Krynicki jest zatem poetą podejmującym modernistyczne problemy wyrażania niepełności i nieoczywistości bytu, melancholijnego zamyślenia się nad jego dotkniętą brakiem kondycją
i kondycją dotkniętego kryzysem języka1.
Gość był wyraźnie poruszony, gdy przyszło mu odpowiedzieć na pytanie, czy uważa się za poetę religijnego. Na poparcie tej tezy prowadzący spotkanie przeczytał alegoryczny wiersz rozpoczynający się od słów
W tym roku nie zrodziłem owoców z 1986 r., będący wyraźną aluzją do biblijnej przypowieści o nieurodzajnym
drzewie figowym. Po chwili wymownego milczenia poeta wyznał, iż chciałby być uważany za kogoś, dla kogo
sprawy religijne są najważniejsze, ale świadom jest, że
nie dana mu została łaska wiary...
Podsumowując wielowątkową rozmowę, autor Niepodległych nicości przeczytał kilkanaście utworów pochodzących z tomu Wiersze wybrane (Kraków 2011).
Na początku wybrzmiało kilka tekstów Paula Celana.
(Należy przypomnieć, że wiersze tego wybitnego poety
pochodzenia żydowskiego, świadka Zagłady, od wielu już lat przyswajane są literackiej polszczyźnie przez
Ryszarda Krynickiego.) Po zakończeniu recytacji poeta
1
Zob.: A. ­Świeściak, odpowiedział na kilka pytań z sali, udzielił wywiadu re­Wymiary pustki. ­ daktorce radiowej Dwójki, po czym długo wpisywał deRyszard Krynicki, [w:] dykacje tym wszystkim, którzy podchodzili do stolika
taż, ­Melancholia w poezji zaopatrzeni w tomiki jego poezji.
­polskiej po 1989 roku,
Środowe spotkanie z Adamem Zagajewskim, pro­K raków 2010, s. 113. wadzone przez dr Dorotę Siwor z Kolegium Nauczy-
Ryszard Krynicki (z prawej),
obok Marek Bernacki
Krzysztof Płatek
10
R e l a c j e
cielskiego w Bielsku-Białej, które ściągnęło do Książnicy Beskidzkiej liczną rzeszę miłośników twórczości
autora Jechać do Lwowa, przebiegało według odmiennego scenariusza. Poeta, świetnie prezentujący się
w modnie skrojonej tweedowej marynarce i znakomicie dobranych okularach, czytał swoje wiersze w trzech
odrębnych seriach. W przerwach odpowiadał na pytania dotyczące trzech podstawowych zagadnień: świata,
poezji i śmierci.
Wielkie wrażenie wywarły na zebranych, recytowane z charakterystyczną dla Zagajewskiego emfazą, niepublikowane dotąd najnowsze jego utwory poetyckie.
Wśród nich znalazł się wiersz Mandelsztam w Teodozji.
Odczytanie tego tekstu autor poprzedził krótkim wyjaśnieniem: – Tytułowa Teodozja to miasto na Krymie.
Tam władze sowieckie aresztowały Osipa Mandelsztama.
To wtedy znany rosyjski poeta, ofiara stalinowskich represji, miał wypowiedzieć znamienne słowa, które przeszły do historii: „Wypuście mnie, ja nie zostałem stworzony do więzienia”.
Zagajewski przeczytał ponadto dwa piękne wiersze Nigdzie i Koncert poświęcone pamięci ukochanego
ojca, będące dopełnieniem cyklu z tomu Niewidzialna
ręka (Kraków, 2009), a także wiersz Walizka, dedykowany zapomnianemu krakowskiemu poecie Jerzemu
Hordyńskiemu, zmarłemu w Chicago („Był poetą zachwytu i goryczy”).
Na pytanie prowadzącej, czy poezja jest w stanie opisać dookolną Rzeczywistość, Adam Zagajewski udzielił
wymijającej, żartobliwej odpowiedzi: – To zbyt trudne
pytanie, aby odpowiedzieć na nie przed godziną 18.00.
I n t e r p r e t a c j e
– Jednak chwilę później rozwinął tę zasadniczą kwestię:
– Poezja nie jest opisem świata, raczej próbą odgadywania, czym świat mógłby być.
W kolejnej grupie recytowanych wierszy znalazły się
m.in. utwory dedykowane wybitnym poetom: Zbigniewowi Herbertowi (Pożegnanie Zbigniewa Herberta), Czesławowi Miłoszowi (Odchodzi wielki poeta) i Konstantemu Ildefonsowi Gałczyńskiemu (K.I.G.). Komentując
zacytowaną przez Dorotę Siwor opinię Dereka Walcotta, że „Zagajewski jest świeckim mistykiem”, autor Ody
do wielości ripostował: – Jestem człowiekiem religijnym, ale rzadko chodzę do kościoła, bo mam problem
z polskim katolicyzmem. – Rozwijając wątek rzekomego pokrewieństwa między sztuką słowa i uniesieniami
duchowymi, stwierdził, że poezja to „mistyka dla początkujących”. Wyraził też pogląd, że dla poety czysta
mistyka byłaby zabójcza, bo nie da się przecież budować
poezji na tym, czego nie można wysłowić.
Następnie, zachęcony przez Mirosława Dzienia,
bielskiego literaturoznawcę i poetę, Adam Zagajewski
mówił, jak rozumie piękno i wzniosłość, dwa kluczowe pojęcia pojawiające się w jego twórczości. – Piękno
– stwierdził – jest czymś ważnym, ale ma złą nazwę. –
Według autora W cudzym pięknie słowo to w naszych
czasach straciło swoją pierwotną wartość, stało się zbyt
łatwe, podejrzane. Jednak to, co oznacza, jest niezwykle
istotne. – Może powinniśmy szukać innego słowa, które wyrażałoby tę treść? – dywagował poeta. Definiując
wzniosłość, ironizował: – To jest to, za co mnie atakują. – Rozwijając temat, stwierdził, że żyjemy w czasach,
w których nikt nie chce wzniosłości, ale koniecznie trzeba jej bronić i oddać honor.
Po przeczytaniu kolejnej partii wierszy Adam Zagajewski, który od wielu lat prowadzi kosmopolityczny tryb
życia, wyjaśniał, że miastem, z którym najbardziej czuje
się związany, jest Kraków. Na pytanie polonisty Krzysztofa Płatka, czy wstrząsający wiersz Noc nie jest przypadkiem „jego trenem”, poeta odparł, że nie. – To wiersz elegijny napisany na cześć zmarłego przedwcześnie mojego
10-letniego siostrzeńca, Marka – wyjaśnił.
Spełniając życzenie zebranych, przeczytał na koniec
dwa znane wiersze: utwór religijny On działa (z tomu
Oda do wielości) i pochodzący z tomu Niewidzialna ręka
wiersz Rodzinny dom – wstrząsającą poetycką relację
z podróży do Lwowa, miejsca swego urodzenia.
Mimo oficjalnego zakończenia spotkania publiczność nie miała zamiaru rozstawać się z poetą. Do stolika, przy którym siedział, ustawiła się długa kolejka
R e l a c j e
miłośników jego twórczości. A kiedy autor Solidarności i samotności cierpliwie wpisywał kolejne dedykacje
na stronach podsuwanych mu tomików i książek, w kuluarach wciąż jeszcze słychać było ożywione rozmowy
na temat wysłuchanych wierszy.
Mimo niekorzystnej kwietniowej aury ci, którzy
przybywali do Książnicy Beskidzkiej na spotkania
z przedstawicielami Nowej Fali, dali się uwieść magii
wielkiej poezji. Tej wspaniałej ekspresji ludzkiego ducha, która – według Cypriana Norwida – jako jedyna
obok dobroci przetrwa, utrwalając na wieki nasz osobowy kształt wydobyty z wszystkich przygodnych rzeczy tego ulotnego świata...
Jerzy Kronhold
Katarzyna Ruchała
Książnica Beskidzka w Bielsku-Białej: Festiwal 4 Pory Książki – Pora Poezji pod hasłem Poeci Nowej Fali znowu razem,
4–7 kwietnia 2011.
? Od redakcji
* Trzeciemu z nowofalowych bohaterów tegorocznej Pory
­Poezji, Jerzemu Kronholdowi, chcemy poświęcić odrębny tekst
w jednym z najbliższych numerów RI. Dlatego spotkania z cieszyńskim poetą nie relacjonujemy w powyższym materiale.
I n t e r p r e t a c j e
11
Katarzyna Olbrycht
Potrzeby
i
perspektywy
Edukacja kulturalna
w województwie śląskim
Istotą kultury jest realizowanie i przejawianie się człowieczeństwa tak
w sensie uniwersalnym (gdy mówimy o kulturze człowieka), jak i w sensie
związanym z określoną grupą (gdy mowa jest o przynależności człowieka
do poszczególnych kultur na poziomie lokalnym, regionalnym, narodowym,
ponadnarodowym itd.). W takim ujęciu istotą edukacji kulturalnej jest przygotowanie do kompetentnego, aktywnego, podmiotowego udziału w kulturze. Warunkiem jest zrozumienie wartości samej kultury i uczestniczenia
w niej, odczuwanie potrzeby twórczych i odbiorczych kontaktów z nią –
zarówno tą popularną, jak i wysoką – gotowość do samodzielnych, wolnych
wyborów opartych na przyjętych kryteriach i świadomych ocenach.
Prof. dr hab. Katarzyna
Olbrycht – absolwentka
pedagogiki na UJ. Od 1975
roku związana z UŚ, obecnie
kieruje Zakładem Edukacji
Kulturalnej w Cieszynie.
12
R e l a c j e
Analiza dokumentów międzynarodowych formułowanych od lat 90. XX w. przez UNESCO, a także w różnych gremiach europejskich pokazuje, że przez edukację
kulturalną rozumie się dziś edukację artystyczną, edukację twórczą, edukację do korzystania z ofert instytucji kultury oraz edukację służącą kształceniu stosunku
do dziedzictwa kulturowego, tzn. tożsamości kulturowej, ochrony dziedzictwa kultury własnej i innych, szacunku do różnorodności kulturowej i postaw dialogowych wobec innych kultur.
Województwo śląskie dysponuje ogromnym potencjałem kulturowym, który wyrasta tak z bogatego dziedzictwa, jak i z sytuacji współczesnego Śląska. Coraz
pilniejsze, także na Śląsku, staje się poszukiwanie odpowiedzi na pytania: Jak sprawić, żeby edukacja w tej
dziedzinie przestała być traktowana jako mniej ważny
dodatek do zasadniczej działalności instytucji oświatowych i kulturalnych? Jak wzmocnić lub czym zastąpić
słabnące dziś, a tak ważne kulturotwórczo i edukacyjnie lokalne biblioteki, małe muzea, zakładowe ośrodki
kultury stanowiące przez lata bazę zespołów amatorskich i różnych form aktywności? Jak nie zmarnować
ich doświadczeń i dorobku? Jak poszerzyć możliwości
kształcenia artystycznego uzdolnionej młodzieży? Jak
zwiększyć dostępność ofert kulturalnych i wzbudzić zainteresowanie nimi w sytuacji niepewności zatrudnienia, a równocześnie presji wzorów masowej konsumpcji?
Jak umotywować ludzi do tego, by nie ograniczali swoich
kontaktów z kulturą do festynów, imprez „biesiadnych”
i kabaretów? Jak prowadzić edukację regionalną, by wyszła poza stereotyp imprez mających charakter „cepeliady” lub dydaktycznych lekcji muzealnych, utrwalających
oprócz niekompetencji historycznej brak zainteresowaI n t e r p r e t a c j e
nia współczesnością i perspektywami regionu? Z drugiej
strony, jak wykorzystać stwierdzone w badaniach mieszkańców Śląska cenne edukacyjnie zrozumienie, że kontakty z kulturą wymagają przygotowania?
Czynnikiem wyznaczającym miejsce kultury i aktywności w tej dziedzinie w społeczeństwie jest poczucie
odpowiedzialności za kulturę. Zarówno swoją (w sensie
kultury osobistej, indywidualnej, wewnętrznej, poziomu własnej aktywności w tej sferze), jak i w sensie kultury własnej społeczności lokalnej, własnego regionu,
wspólnoty narodowej, do której się należy, wreszcie –
szerszej wspólnoty kulturowej, jaką w przypadku Polski jest Europa.
Główne zadania edukacji kulturalnej można więc
zgrupować w dwóch obszarach.
Pierwszy, z perspektywy praktyki społecznej bardziej
konkretny, coraz lepiej także na Śląsku rozumiany i realizowany, obejmuje: stwarzanie warunków do zdobywania wiedzy o kulturze, do rozumienia jej, korzystania
z niej i jej współtworzenia; kształcenie potrzeb i nawyków uczestniczenia w kulturze; kształcenie tożsamości
kulturowej oraz szacunku i postawy dialogowej wobec
innych kultur.
R e l a c j e
Drugi ma znaczenie bardziej fundamentalne, przygotowujące do podmiotowego, świadomego, krytycznego i twórczego stosunku do kultury budowanej w sobie
i kultury swojej społeczności. Obejmuje: uświadamianie znaczenia kultury i aktywności kulturalnej w rozwoju indywidualnym człowieka i w rozwoju społeczeństwa; kształcenie postawy odpowiedzialności za kulturę
własną i własnej społeczności, widzianej w skali lokalnej, regionalnej i narodowej.
Jak z tej perspektywy przedstawiają się potrzeby
i perspektywy edukacji kulturalnej w województwie
śląskim?
Zdobywanie wiedzy o kulturze oraz inicjacja w aktywność kulturalną przypisywane są instytucjom oświatowym – głównie szkołom i coraz częściej przedszkolom.
Tak jak w całej Polsce, również na Śląsku praktyczna realizacja tych postulatów będzie zależała od motywacji
dyrekcji szkół, kompetencji kadry, zapewnienia warunków realizacyjnych (pomieszczeń, wyposażenia, organizacji procesu nauczania dostosowanego do specyfiki
zajęć), nastawienia samorządów lokalnych i stworzenia
mechanizmów umożliwiających i ułatwiających współpracę z innymi podmiotami w środowisku. Potrzebne
byłyby także atrakcyjne formy kształcenia i doskonalenia dla dorosłych, organizowane przez instytucje oświatowe i instytucje kultury, uwzględniające edukację międzypokoleniową.
Na Śląsku można znaleźć wiele przykładów dobrych
praktyk edukacji kulturalnej rozpoczynanej już w wieku przedszkolnym. By przykłady te mogły inspirować
i motywować innych, powinny być promowane, popularyzowane w środowisku, m.in. przez media lokalne,
specjalnie organizowane formy prezentacji osiągnięć
i wymiany doświadczeń.
Nie można nie dostrzegać, że dla powszechnej edukacji kulturalnej dzieci i młodzieży nie jest obojętny poziom kompetencji kulturalnych kadry nauczycielskiej, niezależnie od specjalności i prowadzonych
przedmiotów. Warto by więc zastanowić się nad formami wspierania aktywności w tym zakresie nauczycieli
(np. ulgi w biletach na wydarzenia, pomoc w organizacji wyjazdów na znaczące imprezy, wysyłanie informacji
o bieżących wydarzeniach drogą internetową na adresy
Zajęcia edukacyjne dla
najmłodszych w Galerii
Bielskiej BWA
Krzysztof Morcinek
I n t e r p r e t a c j e
13
Zajęcia edukacyjne z rzeźby
w ramach projektu
„Jak powstaje dzieło”,
prowadzi Józef Hulka
Archiwum ROK
14
R e l a c j e
szkół ­i ­przedszkoli, ambitne imprezy organizowane dla
­nauczycieli m.in. z okazji Dnia Nauczyciela itp.).
Kształcenie potrzeb i nawyków uczestniczenia w kulturze powinno być oparte przede wszystkim na działaniach instytucji upowszechniania, które są w stanie zapewnić odpowiednią jakość oferty. Na Śląsku bardzo
wiele placówek – w tym już prawie wszystkie większe
instytucje kultury – prowadzi różne działania edukacyjne. Również w tym zakresie powraca postulat lepszej promocji i szerszego upowszechniania informacji o ciekawych inicjatywach, tworzenia form zachęty
do występowania z projektami edukacyjnymi dotyczącymi działań tych instytucji, a także zapewnienia kadry
przygotowanej do tego, by poszukiwać nowych, atrakcyjnych, niezdydaktyzowanych form pracy z uczestnikami zajęć edukacyjnych.
Z drugiej strony można by się zastanowić nad formami pomocy konsultacyjnej profesjonalnych gremiów ludzi kultury umożliwiającej weryfikowanie pojawiających
się na rynku ofert adresowanych do dzieci i młodzieży.
Edukacja w zakresie kształcenia tożsamości kulturowej koncentruje się dziś głównie na edukacji regionalnej. Województwo śląskie jest obszarem, gdzie po-
czucie tożsamości regionalnej, odrębności kulturowej,
emocjonalna identyfikacja z regionem są stosunkowo
silne. Edukacja regionalna polega głównie na przybliżaniu lokalnych tradycji. Pojawia się jednak pytanie,
czy to wystarczy, szczególnie młodszemu pokoleniu?
Czy nie zamyka to kształcenia tożsamości kulturowej
w kręgu powierzchownie znanego folkloru i wspomnieniowych sentymentów? Czy pozwala wyjaśniać zachodzące tu procesy historyczne i kulturowe, napięcia społeczne, biografie mieszkańców, bogaty dorobek duchowy
i materialny, ukazywać osiągnięcia wybitnych twórców,
zapoznawać z cennymi zabytkami, uświadamiać współczesny potencjał? Atrakcyjność folkloru jest ważnym,
ale zaledwie pierwszym krokiem edukacji regionalnej.
Podobny problem dotyczy poznawania innych kultur,
począwszy od tych składających się na dorobek województwa śląskiego, przez kultury innych regionów Polski, do kultury Europy i świata. Czy nie warto by szerzej
wykorzystać turystyki kulturalnej opartej na specjalnie
opracowanych szlakach edukacyjnych, sięgnąć do terenowych gier edukacyjnych, rekonstrukcji historycznych,
inscenizacji wydarzeń? Być może potrzebne byłyby formy upowszechniające wiedzę o najnowszych projektach
zrealizowanych, powstających i inicjowanych na Śląsku.
Mówiąc o kształceniu postaw wobec dziedzictwa kulturowego, nie można zapominać, że obejmuje ono nie tylko dziedzictwo regionalne, ale także narodowe, a na tej
bazie dziedzictwo kultury w szerszej skali, ponadnarodowej, wreszcie – uniwersalnej. Dlatego ważne jest poszukiwanie takich form edukacyjnych, które budziłyby
świadomość narodową, a także przygotowywały do kontaktów międzykulturowych. Może warto by się zastanowić nad formami przybliżania wybitnych postaci i środowisk śląskich, których dorobek i osiągnięcia wnoszą
uznane wartości w kulturę polską, tym samym sprawiając, że osoby te stają się ambasadorami kultury Śląska i Polski.
Drugim zasadniczym obszarem omawianej edukacji jest oddziaływanie na świadomość kulturową społeczeństwa, na zrozumienie wartości kultury. Budzenie
motywacji do udziału w niej i do poczucia odpowiedzialności za jej kształt i rozwój wymaga zrozumienia,
że człowiek tworzy kulturę jako najbardziej ludzką sferę świata, i sam jest tworzony przez nią. Kultura widziana jako sfera najważniejszych wartości, wzorów zachowań i dokonań człowieka umożliwia bardziej świadome
przeżywanie siebie, świata i innych. To właśnie ten wymiar – egzystencjalny, głęboko ludzki otwiera możliwoI n t e r p r e t a c j e
ści oddziaływania na różne sfery osobowości człowieka, pozwalając włączać edukację kulturalną w procesy
profilaktyki społecznej i resocjalizacji. W naszym województwie można znaleźć bardzo interesujące propozycje działań tego typu (m.in. Teatru Grodzkiego w Bielsku-Białej). Tu należałoby postulować ogłaszanie przez
różne podmioty konkursów na projekty w zakresie edukacji kulturalnej adresowanej do środowisk zaniedbanych edukacyjnie i kulturowo, zagrożonych patologią,
wykluczeniem społecznym.
Obiecującym elementem realizacji edukacji w sferze
uświadamiania znaczenia kultury dla rozwoju mogłyby
być przedstawiane w mediach wypowiedzi znaczących
postaci, które na przykładzie własnej biografii ukazywałyby, czym jest i może być dla człowieka kultura. Wymagałoby to formy, która zainteresowałaby przeciętnego odbiorcę, a równocześnie nie zatarła różnicy między
marketingiem i promocją kultury duchowej.
Edukacja kulturalna może i powinna przyczyniać
się do uruchomienia potencjału kulturowego Śląska.
Wymaga to decyzji i uregulowań na różnych szczeblach zarządzania oświatą i kulturą, a także determinacji w poszukiwaniu bardziej efektywnych form wzajemnej informacji, koordynacji działań, współpracy różnych
podmiotów, wykorzystywania sił i środków, jakimi dysponuje dane środowisko. Sytuacja walki o środki finansowe, a równocześnie napięcia polityczne stwarzają w społeczeństwie, a więc i w instytucjach związanych
R e l a c j e
z kulturą, oświatą, w środowiskach samorządowych i organizacjach pozarządowych zagrożenie dominacją postaw rywalizacji, konkurencji, blokujących motywację
do współdziałania, koordynacji wysiłków i środków.
Należałoby poszukiwać form zakładających współpracę i ją wymuszających.
Warte rozważenia byłoby tworzenie, wspieranie
i nagradzanie lokalnych i regionalnych sieci podmiotów realizujących edukację kulturalną, które tworzyłyby wspólne projekty, wykorzystujące wszystkie dostępne warunki i możliwości.
Socjolog Aldona Jawłowska wprowadziła kategorię
człowieka kulturalnego, obejmując nią: formację intelektualną, stosunek do wartości oraz aktywność twórczą
i odbiorczą. Z perspektywy współczesnej sytuacji edukacyjnej można uznać, że człowiek kulturalny jest niezwykle trafnym i aktualnym określeniem celu edukacji
kulturalnej, także na Śląsku.
Warsztaty plastyczne
w ramach projektu
„Lokomotywa” w Galerii
Bielskiej BWA
Krzysztof Morcinek
Warsztaty z grafiki
w Regionalnym Ośrodku
Kultury, prowadzi
prof. Michał Kliś
Archiwum ROK
Zamieszczony tekst jest skrótem referatu wygłoszonego przez
prof. Katarzynę Olbrycht na Kongresie Kultury Województwa
Śląskiego we wrześniu 2010 roku.
I n t e r p r e t a c j e
15
Monika Serafin
Bitwa
o Nangar Khel
Współczesny świat wpadł w pułapkę nieustającej presji bycia aktualnym.
Niestety, często tylko pobieżnie. W natłoku informacji człowiek coraz
częściej traci kontrolę nad ich weryfikacją. Nie wspominając już o głębszej refleksji nad nimi... Presji aktualności poddani są także współcześni
twórcy, którzy coraz częściej zastanawiają się, co by tu jeszcze zrobić,
aby teatr odpowiadał na tzw. społeczną potrzebę. Paradoks pytania tkwi
jednak w tym, że często zadają je, zamiast po prostu spytać – jaka właściwie jest ta potrzeba.
16
R e l a c j e
Bo ta radość jest oczywiście trochę taka jak estetyczne
działanie dobrze rozwiązanego zadania matematycznego. Znana sprawa zresztą. (...) Ale dziś dla teatru to
niewątpliwie za mało1.
Bitwa... o co?
Teatr w swej istocie zakłada konfrontację. W tej perspektywie tzw. trudna tematyka posiada moc, która konstytuuje i napędza jego istnienie. Łatwo jednak w materii tej przedobrzyć. Czy i gdzie istnieje bowiem granica
pomiędzy poruszaniem jakiegoś TEMATU a życiem
samym w sobie? Kiedy mamy prawo zajmować się jakimś tematem? Jedni stwierdzą, iż prawo takie w teatrze,
szczególnie współcześnie, istnieje zawsze... Dla innych
nie będzie to już tak oczywiste... To kwestia wewnętrznej odpowiedzialności.
Bitwa o Nangar Khel to spektakl nawiązujący do wydarzeń sprzed czterech lat. W sierpniu 2007 roku polscy wojskowi ostrzelali afgańską wioskę. Zginęło sześć
osób, w tym kobiety i dzieci. Polska prokuratura oskarżyła sześciu żołnierzy o zbrodnię wojenną zabójstwa cywili, za co grozi kara dożywocia. Zdaniem śledczych wojskowi musieli wiedzieć, że pociski trafią w zabudowania
cywilne oraz przebywających tam ludzi. Obrońcy żołnierzy stwierdzają, że ostrzeliwali oni pobliskie wzgórze, gdzie mieli ukrywać się terroryści. Jako przyczynę
tragedii podają m.in. wadliwość stosowanej broni i pocisków oraz fakt, że w czasie tragedii w wiosce ­mieli być
obecni talibowie. Wokół sprawy narósł ogromny szum
medialny. Do tej pory nie wydano prawomocnego wyroku sądowego.
Bielski spektakl nie jest pierwszym teatralnym przedsięwzięciem poruszającym „feralną” sprawę polskich
I n t e r p r e t a c j e
komandosów w Afganistanie. W 2009 roku odbyła się
premiera spektaklu Nangar Khel Teatru Ad Spectatores
z Wrocławia. Te dwa projekty znacznie się jednak od siebie różnią. Wrocławscy twórcy zrealizowali swoje przedstawienie metodą (modnego dawniej, a obecnie powracającego do łask) tzw. verbatimu. Spektakl zbudowali
na bazie relacji prasowych i telewizyjnych. Istotną rolę
odgrywały tu same media jako środek przekazu i generowania informacji oraz publicystyczny charakter przedsięwzięcia. Obok historii polskich żołnierzy szczątkowo
i z pewnymi nadużyciami przywołali kwestię światowego terroryzmu oraz tego, jak informacja o nim buduje
naszą współczesną świadomość i nasze poczucie bezpieczeństwa bądź też jego brak.
Reżyser bielskiego spektaklu Łukasz Witt-Michałowski oraz współpracujący z nim dramaturg Artur Pałyga podążyli inną drogą. O ile we wcześniejszym przedstawieniu w ogóle nie poruszono kwestii ofiar tragedii,
o tyle w Teatrze Polskim sprawa ta ułożyła się inaczej.
Bohaterami spektaklu są trzej mężczyźni w ubiorach
komandosów. Jak komandosi jednak się nie zachowują. Nie noszą też zbyt poważnych „męskich” ksywek. Są
to Bolek, Lolek i Pampalini. Chłopcy... bawią się w wojnę.
Zabawa nieźle im wychodzi, ale co poza tym? Pomysł ten
można zinterpretować jako rodzaj pamfletu na polskie
siły zbrojne oraz na wyidealizowaną postawę sprawnego
i dobrze wyszkolonego żołnierza – patrioty. Oczywiście
nie trzeba się z tym zgadzać. Można pójść innym tropem
i dopatrywać się w tym zabiegu intelektualnej rozgrywki, w której pod lupę bierze się sam fenomen wojny rozpatrywanej jako „gra”. W tej perspektywie jednak rozwiązanie takie, niestety, już się nie broni.
W pewnym momencie nasi pseudożołnierze rozpoczynają „rekonstrukcję” wydarzeń z sierpnia z Nangar Khel... różne wersje. Cały czas nie wypadają z roli.
W końcu pojawia się i druga strona – trzy afgańskie kobiety przygotowujące wesele w wiosce Nangar Khel. Aktorki, które wcielają się w te role, mają na sobie burki.
Nie widać ich twarzy. Ich „funkcja” wydaje się być oczywista. Nasuwa wszakże wiele wątpliwości. Wątek afgański, choć konstrukcyjnie budowany był prawdopodobnie na równorzędnych prawach z wątkiem żołnierzy,
pozostaje niepełny. Zapośredniczenie przez teatr obcych wzorów kulturowych oraz czyichś prywatnych doświadczeń zawsze stanowi punkt newralgiczny. Tak też
dzieje się tutaj. Postacie Afganek są dla nas egzotyczne,
tajemnicze. Mówią innym, baśniowym, poetyckim językiem... Są jednak sztuczne. Czyim bowiem językiem
R e l a c j e
tak naprawdę się posługują? Czyim dyskursem? Swoim
czy... naszym? Nie wystarczy ubrać burki i „odegrać”...
W żołnierzy można się „bawić”. Trudno jednak o czymś
takim mówić w tym przypadku. Za nieuzasadniony uważam także pomysł z rozdawaniem widzom prześcieradłowych burek przed spektaklem. To tani chwyt. I chyba mimo wszystko nie na miejscu. Niestety, zdarza się,
że teatr nieświadomie przywłaszcza sobie i wykorzystuje tożsamość Innego. Czyni to jednak bez większej odpowiedzialność etycznej (o ile kategoria etyki w teatrze
jest jeszcze w ogóle istotna).
W spektaklu pojawiają się dwa ciekawe momenty.
Z pewnością taka jest scena, w której żołnierze kolejno
zamieniają się miejscami i rolami z afgańskimi kobietami. Uwagę przykuwa także scena końcowa. Tu jednak
nasuwa się znów kilka wątpliwości. Po obu stronach kameralnej przestrzeni siedzą w grupach mężczyźni, żołnierze oraz kobiety, Afganki. Pomiędzy nimi znajduje się
zaś teatralna zapadnia, a także symboliczna, nie do przeskoczenia, przepaść. Kobiety, siedzące po prawej stronie,
zaczynają przywoływać imiona tragicznie zabitych oraz
odniesione przez nich rany. To silne i, chciałabym wierzyć, że świadome posunięcie... Czy aby na pewno?
Tandem Witt-Michałowski i Pałyga w swoim spektaklu nie chciał osądzać swoich bohaterów, żołnierzy.
Czy chciał ich obronić? – sądzę, że tak. Czy słusznie? –
uważam, że nie. Nie w tym rzecz. Twórcy ci nie poszli śladem wrocławskich artystów. Nie wdali się w suche przedstawienie faktów i walkę na argumenty. W swój spektakl
włączyli natomiast wątek ofiar. Strony zostały zaprezentowane. Brakuje im jednak tła – tego szerszego (kulturowego i społecznego), a także jednostkowego (psychologicznego). Nie wiem, czy jest ono możliwe do pełnego
przywołania w teatrze. Nie wiem też, na ile większość
widzów tego tak naprawdę potrzebuje. Bez niego wszakże historia zawsze pozostanie zafałszowana.
W spektaklu, poza aktorami, udział biorą mieszkająca od dawna w Polsce Afganka Safia Rabati oraz
uczestnik wydarzeń z 2007 roku chorąży Andrzej Osiecki. Każde przedsięwzięcie wykraczające poza rutynowy
warsztat pracy nad spektaklem jest warte zauważenia.
Niestety, te dwie autentyczne postacie nie mogą zagwarantować „autentyczności” spektaklu. Ich obecność
z różnych względów jest ryzykowna. Nie do końca rozumiem motywy ich postępowania i udziału w przedstawieniu. Szczególnie chorążego.
Jedno z ostatnich zdań, jakie pada w spektaklu, należy właśnie do niego. Osiecki oskarża. Oskarża nas
1
J. Grotowski, K. Puzyna,
Obok teatru, „Dialog” 1973,
nr 7, s. 99.
Monika Serafin
– absolwentka teatrologii
oraz filologii polskiej na UJ,
kulturoznawca. Związana z Teatrem CST oraz
Stowarzyszeniem na rzecz
Odnowy i Współistnienia
Kultur Sałasz.
I n t e r p r e t a c j e
17
Na koniec jeszcze jeden cytat: Jeżeli czymś zajmujemy się przez przypadek, oznacza to, że nie jest nam to tak
naprawdę potrzebne (...). Jeżeli robimy coś na sposób spekulatywny, jest to zawsze sztuczne czy jałowe. (...) To bardzo łatwo paplać o tragediach innych ludzi, trudniej stawić czoła tragedii, która przenika się z naszym własnym
życiem2. Żadne działanie teatralne, któremu nie towarzyszą szczerość i brak pośpiechu, nie może dać konkretnych rezultatów. Świadomi tego muszą być wszyscy
twórcy określonego przedsięwzięcia. Niestety, w obecnych czasach zbyt często szafuje się pojęciem szczerości artystycznej. Nie wspominając już o pośpiechu. Dziś
wszystko powinno być raczej „instant”. Cóż – presja aktualności.
Tomasz Wójcik
2 J. Grotowski, Co było...
„Dialog” 1972, nr 10, s. 116.
18
R e l a c j e
wszystkich, bo to my głosowaliśmy na polityków, którzy
wysłali ich na tę wojnę. Bo oni są tylko „bronią w ich rękach... w naszych rękach”. Nie chcę wdawać się w zawiłości etyki żołnierza, nie miejsce na to i nie jest to aż
takie istotne dla spektaklu. Interesuje mnie etyka człowieka. Żołnierz powiedziałby pewnie, że nie mam prawa
ich rozdzielać, a jednak zrobię to. Zrobię tym bardziej,
że coś mi się tu zwyczajnie nie zgadza! Otóż, żołnierze
do Afganistanu wysyłani są nie z przymusu, ale z tzw.
własnej woli. Otrzymują za to spore sumy. Państwo składa im, o ile dobrze wiem, ofertę, a oni jako osoby wykonujące zawód żołnierza mogą ją przyjąć – bądź też
nie (co, owszem, może wpłynąć negatywnie na ich karierę wojskową). Mają jednak wybór. To chyba nieco
zmienia stan rzeczy...
Nie rozumiem sensu oskarżenia, które wybrzmiewa na końcu spektaklu. Można oskarżyć władzę i polityków, oskarżyć nas – ale co z tego wynika? Wszyscy są
winni – tylko nie ja? Po co ta maskarada i kreowanie się
na bohatera? Zapewne jednych to wszystko niezwykle
usatysfakcjonuje. W innych być może wzbudzi sadomasochistyczne poczucie winy. Ale przecież, co najważniejsze, nie przywróci nikomu matki albo córki. Nie zmieni też faktu, że ktoś nacisnął na spust i – bez względu
na to, kto wydał rozkaz, bez względu na opinię publiczną i wyrok sądowy – musi z tym żyć. I to jest dopiero
prawdziwy dramat.
Poza tym, takie atakujące oskarżenie w jednej ­chwili
przysłania wszystko inne, a widz pozostaje z wrażeniem, że spektakl opowiada tylko o „jednej stronie”
i to na dodatek chyba trochę zakamuflowanej... Sądzę,
że nieuczciwe w związku z tym jest mówienie o składaniu hołdu ofiarom oraz ich przywoływanie.
Teatr Polski w Bielsku-Białej: Artur Pałyga Bitwa o Nangar
Khel, reżyseria, scenografia i kostiumy Łukasz Witt-Michałowski, muzyka Max Kowalski, ruch sceniczny Katarzyna
Zielonka. Obsada: Marta Gzowska-Sawicka, Maria Suprun,
Magdalena Gera, Sławomir Miska, Tomasz Drabek, Rafał Sawicki oraz Safia Rabati, chor. Andrzej „Osa” Osiecki. Premiera 27 marca 2011.
I n t e r p r e t a c j e
lat bielskiej
20 Nadziei
Życie to jest teatr, mówisz ciągle, opowiadasz;
Maski coraz inne, coraz mylne się nakłada;
Wszystko to zabawa, wszystko to jest jedna gra
Przy otwartych i zamkniętych drzwiach. To jest gra!
Maria Schejbal
W Katolickim Ośrodku Wychowania i Terapii Młodzieży Nadzieja w Bielsku-Białej Komorowicach
przygotowujemy spektakl na konferencję z okazji dwudziestolecia istnienia placówki. Ma to być teatralna rzecz o uzależnieniu – o jego przyczynach, o drogach prowadzących na manowce i o szansach pokonania nałogu. W ostatniej scenie brzmią zacytowane na wstępie słowa ze znanego wiersza Edwarda Stachury Życie to nie teatr, a towarzyszy im celebrowane zdejmowanie i odrzucenie
masek przez młodych aktorów – podopiecznych Ośrodka.
Jednak spektakl nie kończy się jednoznacznym happy endem, bo i historie wychowanków Nadziei mają
bardzo różne finały. Jednym udaje się powrócić do normalności, zbudować własny szczęśliwy świat, ukończyć
studia, zdobyć pracę, stworzyć rodzinę. Inni przez całe
życie zmagają się z narkotykową chorobą i jej niszczącym działaniem. Zdarzają się też historie tragiczne, przerwane w pół drogi, w których nadzieja zawodzi. A teatr? Jaka może być jego rola w procesie terapii i szukania
przez młodych ludzi swojego miejsca w świecie? W ciąR e l a c j e
gu kilkunastu lat prowadzenia warsztatów w Ośrodku wielokrotnie zadawałam sobie to pytanie. Każdego
roku, spotykając się z nową grupą, zastanawiałam się,
czy teatr rzeczywiście ma tu, w tym szczególnym miejscu, rację bytu?
Życie w Ośrodku toczy się według ustalonego porządku, jego rytm regulują stałe godziny posiłków, nauki (w placówce działa gimnazjum), pracy, sesji terapeutycznych, aktywności sportowej i rekreacyjnej.
Warsztaty teatralne prowadzone w Nadziei od 15 lat
Maria Schejbal
– absolwentka teatrologii
na UJ. Współtwórczyni
misji i programu Teatru
­Grodzkiego. Należy do Międzynarodowej organizacji
Ashoka – Innowatorzy dla
Dobra Społecznego.
I n t e r p r e t a c j e
19
Na stronie poprzedniej:
Zdjęcie ze spektaklu
przygotowanego
na jubileusz Nadziei
Piotr Kostuchowski
20
­ ależą do ­programu zajęć ukierunkowanych na rozwój
n
zainteresowań. Czy są potrzebne?
Kiedy przypatrywałem się próbom i spektaklom, widziałem, jak młodzież odmieniała się na scenie. Było to dla
mnie fascynujące. Potem sam wziąłem udział w warsztatach i poczułem, że na scenie można być kimś innym.
Zacząłem się zastanawiać, jak połączyć terapię z pracą
teatralną. Stąd moje zainteresowanie psychodramą, którą wprowadzam do metod terapeutycznych w Ośrodku.
Poprzez odgrywanie ról dociera się do sedna, do prawdy,
której na scenie nie da się ukryć. Doświadczenia młodych
ludzi z zajęć teatralnych powracają w terapii indywidualnej. Kiedy rozmawiamy, nasi podopieczni przywołują
czasem swoje sceniczne przeżycia. Ktoś, kto zagrał siebie
samego z przeszłości – osobę uzależnioną – przeraził się
tym, co przeżył na scenie i co zobaczył już z nowej, trzeźwej perspektywy. Ktoś inny, przeciwnie, uświadomił sobie, że wciąż nie potrafi żyć bez ćpania. I to też jest ważny
punkt wyjścia do rozmowy, do pracy nad sobą. A jeszcze inne cenne doświadczenie to zagranie zupełnie nowej roli, dotknięcie czegoś, czego w realnym życiu dotąd
brakowało. I odkrycie, że dobrze kimś takim być, że warto szukać nowych dróg
Adam Kasprzyk – kierownik Ośrodka
Początek mojej przygody z ośrodkową młodzieżą to rok 1996 – inscenizacja baśni Charlesa Kingsleya
Wodne dzieci. Zaczynałam bez żadnego doświadczenia
w prowadzeniu warsztatów i był to mój pierwszy bezpośredni kontakt z problemem uzależnień. Przygotowując
się do zajęć, nie myślałam o terapeutycznych funkcjach
sztuki, chciałam po prostu zaproponować podopiecznym
Nadziei udział we wspólnej teatralnej pracy. Spektakl,
który udało nam się po wielu trudach stworzyć i zaprezentować widzom, był dla mnie początkiem odkrywania wartości, jakich dotąd w teatrze nie dostrzegałam.
Twórczość rozwijana we wspólnocie osób doświadczonych dramatycznymi przeżyciami, pozostających w izolacji ma wyjątkową specyfikę. Jest głęboko naznaczona potrzebą wyrażania trudnych uczuć, lęków, tęsknot.
Służy nawiązaniu relacji ze światem, z którym utraciło się więź – rodzinną, społeczną. W tym świecie trzeba się na nowo odnaleźć, a to niezwykle trudne wyzwanie. Teatr pozwala doświadczyć siły sukcesu, akceptacji
i radości z osiągniętego celu. Czasem teatralna aktywność po prostu pomaga zapomnieć o problemach, które wydają się nierozwiązywalne, ponad siły. Wypeł-
R e l a c j e
nia pustkę, powoduje, że myśli i emocje znajdują nowy
punkt odniesienia.
W naszych artystycznych przedsięwzięciach sięgaliśmy po rozmaite literackie inspiracje i tematy „z życia wzięte”, o bardzo różnej temperaturze emocjonalnej i skrajnie odmiennych treściach. W Dzidziusiu
pana Laurenta Rolanda Topora, wystawionym przez
nas na prośbę jednej z uczestniczek zajęć, młodych aktorów wyraźnie pociągały okrucieństwo, czarny humor,
zjadliwa ironia i surrealistyczny nastrój. Jednak w końcowej scenie tego przedstawienia znalazły ujście ich autentyczne emocje. Poczucie krzywdy, bezradności i bólu
zabrzmiały w dramatycznym, finałowym pytaniu o stracone dzieciństwo. Zupełnie innym doświadczeniem była
praca nad widowiskiem o świętych patronach Europy.
Pomimo moich obaw, że dla uczestników zajęć będzie
to temat całkowicie obcy i nudny, postacie świętych: Benedykta, Cyryla i Metodego, Brygidy Szwedzkiej, Katarzyny ze Sieny i Edyty Stein okazały się dla nich inspirujące i bliskie. Podróż w czasie, przestrzeni i śladami
zawikłanych biografii ludzi wyjątkowych stała się źródłem refleksji nad wartościami i celami, którym warto
się w życiu poświęcić. I jeszcze jeden przykład. Przygotowany przez nas happening ekologiczny, który został
pokazany w centrum Katowic, przed dużym domem
handlowym, dał grupie poczucie, że bardzo wiele zależy od nas samych, że mamy konkretne możliwości działania, wyrażania opinii, wpływania na innych. Że nasz
głos może być słyszalny.
W spektaklach wykorzystywaliśmy różne środki ekspresji – odwołując się najczęściej do wizualnego przekazu i ograniczając rolę słowa. Obraz, plastyczna wizja
czy działanie ruchowe były zazwyczaj bardzo istotnym dopełnieniem werbalnej narracji. Zwykle udawało mi się też przekonać warsztatowiczów do sięgnięcia
po elementy sztuki lalkowej. Czasem, jak w inscenizacji Topora, lalka była tylko ornamentem, znakiem plastycznym. Ogromny pluszak, różowy miś wiszący nad
sceną, uosabiał w przedstawieniu tytułowego Dzidziusia – cel brutalnych ataków i agresji. Z kolei w Świętych
i w etiudzie ekologicznej animacja dużych figur była
głównym zadaniem aktorów, któremu oddali się z prawdziwym zaangażowaniem, ujawniając nieoczekiwane
lalkarskie talenty. Bez względu na to, jakimi technikami artystycznymi się posługiwaliśmy i jaki był przedmiot naszych poszukiwań, najważniejszą sprawą pozostawało zawsze stworzenie czegoś nowego. Liczyło się
działanie wspólne, z autentycznym wysiłkiem, by osiąI n t e r p r e t a c j e
gnąć jak najlepszą teatralną jakość, by odkryć w sobie
twórczy potencjał.
W 2000 roku warsztaty w Nadziei zostały włączone
do programu edukacyjnego Teatru Grodzkiego, zyskując nowe możliwości i perspektywy rozwoju dzięki silnej
operacyjnej bazie stowarzyszenia i funduszom na materiały scenograficzne czy artystyczne podróże. Do naszej
ekipy dołączył Tomasz Zieliński, jeden z założycieli Teatru Grodzkiego – odtąd autor opracowania muzycznego wszystkich ośrodkowych przedstawień. Od dwóch lat
zajęcia w Komorowicach prowadzi Justyna Kostuchowska, instruktorka stowarzyszenia, która jest zarazem wychowawcą w Ośrodku.
W teatrze dane mi jest przeżywać w sposób zwielokrotniony, rozumieć i doświadczać może nawet silniej
niż w życiu. Na zajęciach staram się podzielić z młodzieżą swoim zauroczeniem, oczarowaniem teatrem. Jako
twórcy spektaklu możemy kreować rzeczywistość, mamy
na nią wpływ. Zazwyczaj, zanim zaczniemy budować
scenariusz, pytam: co chcielibyście w tym spektaklu powiedzieć innym? Młodzież jest bardzo twórcza i ma bardzo wiele do powiedzenia. Występ na scenie daje możliwość oczyszczenia, zaistnienia wobec ludzi w innej roli
niż narkus, ćpun, degenerat, a także jest okazją do przełamania własnej słabości. Zdarzyło mi się pokazać publicznie przedstawienie, które być może miało nikłą wartość artystyczną, aktorów trawiła trema, nie znali sceny,
byli wystraszeni. Ale nigdy nie zapomnę słów Weroniki, która trafiła do naszego ośrodka po dłuższym pobycie
w szpitalu psychiatrycznym: „Nie wierzyłam, że w życiu
coś może mi się udać; nie wierzyłam, że mam dość odwagi, by żyć. To wyjście na scenę wróciło mi wiarę w siebie.
Zaczęłam wierzyć, że może mi się coś udać...”.
Justyna Kostuchowska
Stachura pisał: Życie to nie teatr, ja ci na to odpowiadam. Życie to nie tylko kolorowa maskarada. Dialog życia
i teatru to sens naszych wysiłków twórczych w Nadziei.
Osobiste problemy i przeżycia młodych aktorów nieustannie krzyżują się z wątkami i tematami inscenizowanych historii. Są ukrytym tłem tworzonych na scenie
postaci i wydarzeń. Grając role, wchodząc w cudzą skórę, uczymy się zawsze czegoś nowego, zdobywamy umiejętności, które można wykorzystać w wielu życiowych,
praktycznych sytuacjach. Nasze emocje, nasz wysiłek
i zmaganie z samym sobą pozostają autentyczne, choć są
ujęte w nawias sceny. Granica pomiędzy tym, co realne
R e l a c j e
i tym, co należy do teatralnej fikcji, nie jest tu oczywista
i wyraźna. Teatr zaangażowany w proces terapii to przestrzeń osobna w świecie sztuki scenicznej. Jego oddziaływania na życie nie sposób zmierzyć i zważyć ani też
zamknąć w statystycznych zestawieniach. Historia życia każdego młodego człowieka – uczestnika warsztatów teatralnych w Ośrodku – jest niepowtarzalna i wyjątkowa, tak jak niepowtarzalne i wyjątkowe są zawsze
teatralne spotkania aktorów z widzami.
Podopieczni Nadziei
podczas występu na
bielskim Rynku w ramach
Święta Małych i Dużych,
2008
Ewelina Gryglewicz
Katolicki Ośrodek Wychowania i Terapii Młodzieży (www.
nadzieja.bielsko.pl) jest niepublicznym zakładem opieki zdrowotnej powołanym przez Fundację Zapobiegania i Resocjalizacji Uzależnień Nadzieja w marcu 1991 roku. Księdza Józefa Walusiaka – założyciela Fundacji, znają w Bielsku-Białej
wszyscy. To człowiek legenda, rozpoznawalny w całej Polsce
jako „ksiądz od narkomanów”.
Ośrodek – placówkę koedukacyjną, której program terapeutyczny skierowany jest do dzieci i młodzieży między 13 a 18
rokiem życia, uzależnionych od środków psychoaktywnych:
narkotyków i alkoholu – dofinansowuje Narodowy Fundusz
Zdrowia. Liczba miejsc przewidziana jest na 28 osób. Terapia prowadzona jest w trybie stacjonarnym i trwa około 12
miesięcy.
Z okazji jubileuszu Nadziei 25 maja w Bielskim Centrum Kultury odbywała się konferencja pod hasłem „Pomoc dziecku
i rodzinie dotkniętej uzależnieniem”.
I n t e r p r e t a c j e
21
Iwona Kusak
Młodym
blisko do teatru
8 kwietnia w Domu Kultury w Kamienicy już po raz dwudziesty pierwszy odbył się ważny dla amatorskiego ruchu ­teatralnego
w naszym regionie przegląd – Bielskie Spotkania Teatralne. Jury z niekłamaną satysfakcją oglądało różnorodne formy sceniczne, barwne i żywiołowe spektakle pokazujące, że to właśnie młodym ludziom najbliżej do teatru, dzięki naturalnej skłonności do naśladownictwa i zabawy. W konkursie wzięło udział 11 zespołów reprezentujących domy kultury i szkoły południowej
części województwa śląskiego.
Iwona Kusak
– absolwentka ­polonistyki
na UJ, instruktorka ­teatralna,
pedagog dramy. Pracuje
w Regionalnym Ośrodku
Kultury w Bielsku-Białej.
22
R e l a c j e
Werdykt potwierdza opinię o dobrej kondycji amatorskiego ruchu teatralnego w naszym regionie. Nagrodzono
spektakle zrealizowane w różnych konwencjach, niebanalne w warstwie treści i ciekawe formalnie, dokumentujące rozważania młodych ludzi o życiu i śmierci (Umarli
ze Spoon River), o takich wartościach, jak miłość i wierność (Orfeusz i Eurydyka) czy uczciwość i władza (Inne
Kaczątko). Dla mniej doświadczonych zespołów mogą
być drogowskazami pokazującymi, jak należy wykorzystywać teatr jako narzędzie rozwoju, kształtowania postaw młodych ludzi i wprowadzania ich w świat wartości.
A grup teatralnych w Bielsku-Białej i okolicznych
powiatach istnieje naprawdę dużo. I choć nikt nie pokusił się o zebranie aktualnych danych statystycznych,
faktem jest, że takie zespoły działają w większości domów i ośrodków kultury, a także w wielu szkołach. Róż-
ni je poziom artystyczny spektakli, łączy entuzjazm
i zaangażowanie w teatralną przygodę. Szkoda tylko,
że duża aktywność dziecięcych i młodzieżowych zespołów cieszy tak naprawdę jedynie środowisko. Bielskie
Spotkania to cenna, ale przecież okazjonalna impreza.
Obecnie szkoła deklaruje odejście od encyklopedycznego podawania wiedzy. Niestety, za tą deklaracją
nie idzie praktyka. A przecież teatr to świetny sposób
na zapewnienie młodym ludziom wszechstronnego rozwoju. Dramę, czyli techniki teatralne wykorzystywane
na lekcjach przedmiotowych i wychowawczych, uznaje się na świecie za najskuteczniejszą metodę edukacyjną. Pozalekcyjne zajęcia artystyczne uczą młodych ludzi tego, co w życiu będzie im bardzo potrzebne: pracy
zespołowej, umiejętności rozwiązywania konfliktów,
podejmowania decyzji. Podnoszą ich samoocenę i wyI n t e r p r e t a c j e
zwalają kreatywność. Dobry teatr amatorski daje młodym ludziom to, czego na danym etapie intelektualnego
i emocjonalnego rozwoju najbardziej potrzebują. Dzieci
przenosi w świat baśni i fantazji, rozwijając ich wyobraźnię i twórczą aktywność, młodzieży stwarza możliwość
wypowiadania się we własnym imieniu, mówienia o rzeczach naprawdę dla niej ważnych.
Amatorski ruch teatralny zasługuje na większe
wsparcie nie tylko dyrektorów szkół, ale i władz oświatowych, które powinny motywować nauczycieli do prowadzenia takich działań i stwarzać im możliwość doskonalenia umiejętności. Tak pięknie integrujący instytucje
kulturalne i oświatowe, zasługuje na docenienie także
przez władze samorządowe, które często zapominają,
że edukacja kulturalna to coś, na czym nie powinno się
zarabiać, ale w co trzeba inwestować.
Wiele mówi się o trudnej młodzieży, narzeka na wandalizm i inne kłopoty wychowawcze. Antidotum mogą
być m.in. przedsięwzięcia zagospodarowujące czas wolny, rozwijające zdolności i zainteresowania. Bezcenne są
wszelkie działania skłaniające młodych ludzi do aktywnego uczestnictwa w życiu kulturalnym i społecznym,
a więc także amatorski ruch teatralny. Ci, którzy na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat wzięli udział w Bielskich
Spotkaniach Teatralnych, jeśli nawet nie wybrali artystycznych zawodów, są dziś widzami spektakli wystawianych na scenach Bielska-Białej i całego kraju. Udziałowi
w przeglądzie zawdzięczają większą wrażliwość i wyższe niż przeciętne kompetencje kulturowe.
Przegląd w Kamienicy cenią nauczyciele i instruktorzy, lubią młodzi aktorzy. Nigdy nie dominowała tu atmosfera rywalizacji, ale raczej twórczego spotkania wielkiej teatralnej rodziny. Imprezie dodawały atrakcyjności
także wysmakowana oprawa plastyczna, wystawy lalek,
koncerty i spotkania. Pomysłodawcą i pierwszym organizatorem był Franciszek Kopczak, obecny dyrektor
Miejskiego Domu Kultury w Bielsku-Białej.
– W latach osiemdziesiątych brakowało w naszym
mieście imprezy stymulującej rozwój amatorskiego ruchu teatralnego. Zorganizowane po raz pierwszy w 1990
roku Bielskie Spotkania Teatralne miały być okazją
do konfrontacji dokonań dziecięcych i młodzieżowych
grup oraz edukacji instruktorów. Podczas przeglądu
typowaliśmy też najlepsze zespoły z Bielska-Białej oraz
okolic do udziału w przeglądzie wojewódzkim w Wadowicach – wspomina Franciszek Kopczak. Udział w BST już wtedy miał charakter prestiżowy.
Po nowym podziale administracyjnym impreza wypełR e l a c j e
niła lukę po Wadowickich
Spotkaniach Teatralnych
i swym zasięgiem objęła
województwo śląskie.
W latach 2004–2008
przegląd odbywał się w teatrze Banialuka. Występ
na prawdziwej scenie był
dla uczestników dodatkową nagrodą. Szkoda,
że względy f inansowe
przesądziły o powrocie
BST na kameralną scenę
w Kamienicy.
– Duża liczba chętnych do udziału w przeglądzie
skłoniła nas do zoorganizowania Szkolnych Igraszek Teatralnych dla grup młodszych stażem, zdobywających
pierwsze sceniczne szlify – mówi Halina Pisowadzka,
kierowniczka Domu Kultury w Kamienicy. – Najlepsze
zespoły Igraszek są typowane do udziału w Bielskich
Spotkaniach Teatralnych, gdzie mogą skonfrontować
swoje umiejętności z prezentacjami doświadczonych
i wielokrotnie nagradzanych teatrów amatorskich.
– Impreza zawsze miała charakter twórczych zmagań charakteryzujących się wzajemną życzliwością i dążeniem do zgłębienia tajników teatru – potwierdza jurorka wielu edycji BST, teatrolog Ewa Bątkiewicz. – Była
i jest ważnym elementem edukacji teatralnej zarówno
młodych aktorów, jak też instruktorów. Po każdej prezentacji jurorzy omawiają spektakle z instruktorami.
Doceniają ciekawe pomysły i wartościowe rozwiązania
sceniczne, ale zwracają również uwagę na mankamenty
reżyserskie i udzielają wskazówek warsztatowych. Świetnym zwyczajem jest oglądanie przez zespoły wszystkich
spektakli, co stwarza możliwość uczenia się od innych,
podziwiania przedstawień przygotowanych przez doświadczonych instruktorów.
Miejski Dom Kultury – Dom Kultury w Bielsku-Białej Kamienicy: 21. Bielskie Spotkania Teatralne, 7 kwietnia 2011.
Złota Kurtyna: Teatralny Bzik z Gminnego Ośrodka Kultury w Pawłowicach za Orfeusza i Eurydykę, Srebrna Kurtyna:
Teatr z Dostawką z Domu Kultury w Bielsku-Białej Lipniku
za Inne Kaczątko, Brązowa Kurtyna ex aequo: Manufaktura z Domu Kultury w Kamienicy za Umarłych ze Spoon River oraz Metamorfozy z Gimnazjum nr 14 w Bielsku-Białej
za Oburzające dropsy.
Umarli ze Spoon River,
Teatr Manufaktura z Domu
Kultury w Kamienicy
Na sąsiedniej stronie:
Oburzające dropsy, Teatr
Metamorfozy z Gimnazjum
nr 14 w Bielsku-Białej
Małgorzata
Motyka‑Madej
I n t e r p r e t a c j e
23
Piotr Kenig
Młodsza linia familii
Spośród licznych przedsiębiorców, którzy w pierwszej połowie XIX wieku
przyczynili się do przekształcenia bielsko-bialskiego rzemiosła sukienniczego w nowoczesny przemysł wełniany, tylko niewielu odnotowanych zostało z imienia i nazwiska w skromnej skądinąd literaturze historycznej dotyczącej tego tematu. Erwin Hanslik w swojej pracy na temat Białej (1909)
wspomina Christiana Wilhelma Zipsera, który w latach 40. XIX wieku kupił i unowocześnił fabrykę sukna przy dzisiejszej ul. S. Sempołowskiej. Był
on starszym kuzynem słynnego Eduarda Zipsera.
24
Przypomnijmy, że najstarszym znanym przodkiem
rodziny był Johann Zipser, mający dwóch synów, Andreasa i Gottfrieda. Pierwszy z braci dał początek starszej,
bardziej znanej linii rodu, o czym pisaliśmy w poprzedR e l a c j e
nich odcinkach. Tu nakreślimy historię młodszego oraz
najważniejszych spośród jego licznych potomków.
Gottfried Zipser (1756–1816), podobnie jak ojciec
i brat, zdobył prawa mistrzowskie w bielskim cechu sukienników. W 1780 r. poślubił Marię Elisabethę Christianus. Do 1785 r. mieszkał w należącym do ojca domu
na Górnym Przedmieściu 123, później przeprowadził się
na Przedmieście Dolne. Najpierw do bliżej nieznanego,
nowo wzniesionego budynku numer 149, a około 1790 r.
do domu pod numerem 72, który stał w miejscu dzisiejszych kamienic przy ul. N. Barlickiego 1-3. Odnotowany
w księgach metrykalnych jako „sukiennik i kupiec”, należał do grupy majętnych tzw. wielkich mistrzów, którzy
na przełomie XVIII i XIX w. wytwarzali sukno na większej liczbie krosien, zatrudniając po kilku czeladników.
I n t e r p r e t a c j e
Zipserowie nie tylko
z Mikuszowic...
Część 4
Ich zakłady były manufakturami, a wielkość produkcji
nie ustępowała tej, jaką wykazywały pierwsze koncesjonowane „fabryki sukna”. Szwagrem Gottfrieda był Andreas Valentin Bathelt (1746–1825), który od 1809 r. prowadził w Bielsku wraz z synami dużą wytwórnię sukna,
po pewnym czasie przekształconą w „c.k. fabrykę”.
Po 1800 r. do dobrze prosperującej firmy Gottfrieda
wstępowali kolejno jego synowie. Zapewne około 1805 r.
Zipser senior wybudował obszerny, piętrowy, murowany dom na ówczesnych peryferiach Dolnego Przedmieścia, przy dzisiejszej ul. N. Barlickiego 22, gdzie zamieszkał wraz z rodziną. Nowej posesji nadano numer
174 (w 1823 r. zmieniony na 82) – zapewne i tu działały
krosna tkackie oraz inne urządzenia produkcyjne. Nadal
wykorzystywano też stary budynek, stojący bliżej centrum, zniszczony bądź poważnie uszkodzony w 1808 r.
w wielkim pożarze Bielska, jednak wkrótce odbudowany.
Gottfried i Maria Elisabetha Zipserowie spo­częli
na cmentarzu Świętej Trójcy. Pozostawili ośmioro potomstwa. Losy najstarszej z sióstr, Johanny Elisabethy, pozostają nieznane. Młodsze zostały żonami bielskich sukienników: Maria Eleonora (1793–1846) wyszła
za Wilhelma Fröhlicha, Dorothea Friederika (1795–?)
za Benjamina Bocka, Eva Rosina (1798–1873) poślubiła
Friedricha Kunza. Czterej synowie, wykształceni w zawodzie sukiennika, zapewnili ciągłość rodu.
Pierwszy z synów Gottfrieda, Andreas Gottlieb Zipser (1781–1808) poślubił w 1804 r. w Pszczynie Johannę
Josephę, córkę pochodzącego z Bielska sukiennika Andreasa Andraschkego. Miał z nią dwóch synów i jedną
córkę. W 27. roku życia został przejechany przez wóz
konny i zmarł, w kilka miesięcy później wdowa wyszła
za jego młodszego brata, Christiana Wilhelma.
Johann Gottfried Zipser (1786–1829) mieszkał początkowo w należącym do ojca starym domu nr 72,
działał jako mistrz sukienniczy. Około 1825 r. został
dzierżawcą farbiarni cechowej przy Dolnym Rynku 116
(obecnie pl. F. Smolki 3), prowadzonej wcześniej przez
jego kuzyna Karla Friedricha Zipsera. Tu umarł w wieku 43 lat. Jego żoną była od 1807 r. Johanna Friederika
Wenzel, córka kuśnierza (zm. 1847). Z małżeństwa tego
przyszły na świat trzy córki. Los najstarszej, Christiany
Henrietty (1808–?), pozostaje nieznany. Charlotta AmaR e l a c j e
lia (1810–1844) wyszła za działającego w Białej sukiennika i folusznika Samuela Schüppelta, najmłodsza, Auguste (1812–1891), została żoną bielskiego postrzygacza
sukna Josefa Bernaczika.
Christian Wilhelm Zipser (1788–1855), jak wspomniano, poślubił w 1809 r. wdowę po starszym bracie.
Początkowo małżonkowie mieszkali w domu rodziców
na Dolnym Przedmieściu 174, a od ok. 1816 r. w budynku nr 72. W 1818 r. doszło do „transakcji wiązanej”: bielski farbiarz Friedrich Patzer nabył od spadkobierców
zmarłego Gottfrieda Zipsera budynek nr 72, gdzie uruchomił swoje przedsiębiorstwo, jednocześnie sprzedał
Christianowi Wilhelmowi murowany dom na Dolnym
Przedmieściu 98 (w 1823 r. numer zmieniono na 110).
Budynek ów stał przy obecnej ul. Cechowej 2, vis-à‑vis
ówczesnego Domu Cechowego i farbiarni. Pozostawał w posiadaniu Zipsera do 1849 r., kiedy to przeszedł
na własność jego zięcia, wiedeńskiego kupca Wilhelma
Heinricha. Od niego dom nabył w 1861 r. żydowski kupiec Salomon Tugendhat, po czym wystawił w jego miejscu obecnie istniejącą kamienicę.
W latach 20. XIX w. Christian Wilhelm pełnił funkcję cechmistrza bielskich sukienników, a po śmierci brata Johanna Gottfrieda został dzierżawcą farbiarni cechowej, prowadził ją do 1835 r. Mniej więcej w tym czasie
(1832), z powodu wzrastającego eksportu bielskich sukien do krajów Orientu, zainstalował w niej dodatkową
kadź do farbowania wełny w kolorze indygo, co wywołało sprzeciw pozostałych farbiarzy.
Pod koniec lat 30. XIX w. w austriackim przemyśle wełnianym rozpoczął się okres prosperity, trwający
Nowy dom Gottfrieda
Zipsera przy dawnej ulicy
Kolejowej 22 (od 1857 r.
­hotel Nordbahn, po lewej);
pocztówka, ok. 1908
Na sąsiedniej stronie:
Plac Giełdowy, wcześniej
Dolny Rynek, w głębi
­fragment starego domu
Gottfrieda Zipsera, po
prawej Dom Cechowy;
pocztówka, początek XX w.
Piotr Kenig – bielszczanin,
historyk, zainteresowany
szczególnie dziejami Bielska‑Białej w XVIII-XIX wieku.
Kustosz i kierownik Muzeum
Techniki i Włókiennictwa.
I n t e r p r e t a c j e
25
26
aż do rewolucji 1848 r. Wzrastało znaczenie produkcji
wielkoprzemysłowej, fabrycznej. Sprawozdanie z „Trzeciej austriackiej wystawy przemysłowej”, która odbyła
się w Wiedniu w 1845 r., podawało: Bielsko wraz z okolicą, na granicy Galicji, liczy 13 przędzalni z 400 maszynami i 34.000 wrzecion, ponadto 50 maszyn [przędzalniczych] u pojedynczych sukienników, 5 manufaktur z 129
krosnami i 210 mistrzów z 790 krosnami. Rocznie zużywa się tam 25.000 cetnarów wełny owczej, i produkuje ponad 62.000 sztuk sukna za 3.544.000 guldenów, produkcja
jeszcze ciągle wzrasta. Dobra koniunktura spowodo­wała,
że wielu przedsiębiorców, dysponujących środkami finansowymi, przystąpiło do budowy nowych zakładów
bądź modernizacji starych. Był wśród nich również Christian Wilhelm Zipser, który wraz z synami w 1842 r. kupił od Rudolfa Theodora Seeligera posesję nr 312 wraz
z ogrodem i dawnym młynem zbożowym w Białej, ­czyli
dawną fabrykę Davida Grunewalda przy ul. św. Jana.
W dwa lata później przebudował urządzenia napędowe
tejże „fabryki przędzalniczej” (Spinnfabrik), wymienił
koło wodne z nasiębiernego na podsiębierne. Nie obyło się przy tym bez protestów sąsiadów. Załamanie koniunktury w burzliwych latach 1848–1849 przyczyniło
się zapewne do kłopotów finansowych przedsiębiorstwa
Zipserów, bowiem w 1850 r. fabryka w Białej sprzedana
została braciom Thetschel.
Christian Wilhelm wychował dziewięcioro potomstwa – trójkę dzieci starszego brata Andreasa Gottlieba oraz szóstkę własnych. Najstarszy z rodzeństwa,
­Andreas Gottfried (1805–1879), sukiennik, był właścicielem domu stojącego w miejscu dzisiejszej kamienicy przy ul. A. Mickiewicza 14 (Dolne Przedmieście 57).
Około 1829 r. poślubił Johannę Friederikę, córkę fabrykanta sukna Johanna Harwatha. Był ojcem pięciu córek,
R e l a c j e
Christian Wilhelm Zipser
i Johanna Josepha Zipser
z domu Andraschke
Ze zbiorów
Margarete Nitsch
Budynek fabryczny przy
ul. S. Sempołowskiej,
w latach 1842–1850
­w łasność Christiana Wilhelma Zipsera, stan z 2005 r.
Piotr Kenig
które wydał za bielskich sukienników. Losy syna Karla
Andreasa pozostają nieznane, natomiast Gustav Heinrich był buchalterem w Wiedniu.
Drugi z pasierbów, Karl Johann (ok. 1807–1871), poślubił przed 1837 r. Christinę Amalię, córkę bielskiego
kupca Karla Steinbrechera. Po teściu przejął dom przy
Dolnym Rynku 137 (obecnie pl. F. Smolki 6). Był kupcem i współudziałowcem w kilku firmach branży wełnianej. O spółce z braćmi i ojczymem już wspomniano,
równocześnie około lat 1847–1849 wspólnie z Johannem Bartelmussem dzierżawił przędzalnię braci Piesch
w Wapienicy 71, gdzie bez powodzenia próbował uruchomić obróbkę bawełny. W późniejszych latach był
właścicielem fabryki sukna w Skoczowie oraz prowadził handel wielobranżowy w Bielsku. Miał sześcioro
potomstwa. Losy dwóch synów, Karla Antona oraz Emila Ferdinanda, pozostają nieznane, Ludwig Theodor był
buchalterem, a Friedrich Wilhelm urzędnikiem. Starsza córka, Leontine Helene, wyszła za fabrykanta sukna Emila Ribberta (firma Bracia Ribbert w Komorowicach), młodsza, Malvine Auguste, za bielskiego farbiarza
Franza Mänhardta.
Wilhelm Traugott (1812–1874), starszy z naturalnych synów Christiana Wilhelma, poślubił przed 1839 r.
Charlottę Friederikę, córkę Christiana Martina Schulza, fabrykanta sukna w Białej. Wszedł do firmy teścia
jako wspólnik (Schulz & Zipser). Zmarł w Białej. Jego
syn ­ Robert Wilhelm był kupcem i agentem w Wiedniu, Adolf Heinrich fabrykantem sukna w ­Białymstoku,
I n t e r p r e t a c j e
­ lbert ­Julius mieszkał w Wiedniu, podobnie jak jego sioA
stra Louise Charlotte.
Młodszy syn Christian Heinrich (1816–?), żonaty
z córką sukiennika Emilie Hermann, w latach 1842–1850
mieszkał w fabryce przy ul. św. Jana, sprawując tam zapewne stały nadzór nad produkcją. W księgach metrykalnych parafii ewangelickich odnotowano urodzenie
czterech córek oraz dwóch synów z tego małżeństwa.
Po 1860 r. małżonkowie opuścili Bielsko-Białą. Ich dalsze losy pozostają nieznane.
Pasierbica Eleonora Elisabeth wydana została
za bielskiego sukiennika Ferdinanda Hoinkesa. Spośród
czterech rodzonych córek Christiana Wilhelma – Dorothea (1810–?) poślubiła sukiennika Eduarda Bartkego, Johanna Karolina (1815–1900) bielskiego architekta i budowniczego Johanna Carla Bayera, Anna Rosina
(1818–?) wyszła za zarządcę z Białej Georga Jany’ego,
a Maria Friederika (1822–?) została żoną wiedeńskiego
kupca Wilhelma Heinricha.
Christian Wilhelm i Johanna Josepha Zipserowie
spoczęli na bielskim cmentarzu ewangelickim przy dzisiejszej ul. A. F. Modrzewskiego (sektor II, rząd 1, grób 1).
Ufundowany przez ich potomków okazały piaskowcowy
nagrobek zachował się po dziś dzień, jednak upływ czasu
zatarł całkowicie umieszczone na nim inskrypcje.
Najmłodszy z synów Gottfrieda Zipsera, Karl Traugott (1790–1853), odziedziczył po ojcu dom na Dolnym
Przedmieściu 174, gdzie działał jako producent sukna.
W 1814 r. ożenił się z Johanną Eleonorą, córką Gottlieba Bartkego (Batkego), współwłaściciela „fabryki sukna” Solich, Bock & Batke. Trzy córki wyszły za bielskich
sukienników. Najstarszy z synów, Karl Gustav (1816–
1873), przypuszczalnie opuścił Bielsko. Drugi, Julius
Eduard (1818–1871), zrobił karierę jako kupiec i właściciel firmy spedycyjnej. Poślubił córkę pruskiego radcy
dworu, Theklę Babette Pietsch. Działał w Lipniku-Białej, gdzie przyszło na świat jego potomstwo: Julius Hermann, profesor Szkoły Przemysłowej w Bielsku; Hermine Thekla, żona Ericha Schwarza, dyrektora fabryki
obić zgrzebnych Adolf Mänhardt w Bielsku; Anna Marianna, żona finansisty Theodora Sixta, a następnie Viktora Pfistera, dyrektora fabryki sukna Eduard Zipser &
Sohn w Mikuszowicach. Losy Wilhelma Traugotta pozostają nieznane.
W 1834 r., po śmierci pierwszej żony, Karl Traugott
poślubił Charlottę, córkę bielskiego kupca Karla Friedricha Sennewaldta. Mieli dwoje dzieci. Córka Maria
Luisa (1936–?) została żoną Karla Friedricha Bathelta,
syna bielskiego fabrykanta sukna, zaś syn Erich Theodor
zmarł w niemowlęctwie.
W 1854 r. Julius Eduard Zipser odziedziczył po ojcu
budynek nr 82. W następnych latach prowadząca na peryferie miasta droga, przy której ulokowana była posesja, całkowicie zmieniła swój charakter. Jako ulica dojazdowa do uruchomionego w 1855 r. dworca kolejowego
była systematycznie zabudowywana okazałymi kamienicami. Dom Zipserów, stojący teraz przy ul. Kolejowej 22 (obecnie N. Barlickiego), został wydzierżawiony
małżonkom Aloisowi i Rosalii Duxom, przybyłym z Jastrzębia Zdroju na pruskim Śląsku. Ci urządzili w nim
pierwszy w Bielsku hotel, nazwany Nordbahn, otwarty
w 1857 r. W takim charakterze budynek funkcjonował
przez blisko siedem dekad. Po śmierci Juliusa Eduarda
nieruchomość została sprzedana, na początku XX w. należała do żydowskiej rodziny Michników. W latach 20.
dawny hotel, zakupiony przez Śląski Bank Eskontowy,
przebudowano do dzisiejszej postaci.
Archiwum
Nagrobek Christiana
­Wilhelma Zipsera i jego
żony na starym cmentarzu
ewangelickim w Bielsku
Kamieniczka przy
ul. Cechowej 2 w miejscu
dawnego domu Christiana
Wilhelma Zipsera
Aleksander Dyl
R e l a c j e
I n t e r p r e t a c j e
27
Whisky
z lodem
Rozmowa
z Adamem Sikorą
Adam Sikora (ur. 1960 w Mikołowie) – operator filmowy, reżyser, fotografik, malarz. Absolwent Wydziału Operatorskiego PWSFTviT w Łodzi. Autor zdjęć do kilkunastu filmów fabularnych, kilkunastu
dokumentalnych oraz kilkudziesięciu spektakli telewizyjnych. Jeden z najbardziej rozchwytywanych
operatorów filmowych ostatnich lat. Współpracował m.in. z Lechem Majewskim, Piotrem Dumałą,
Jerzym Skolimowskim, laureat wielu nagród, w tym Srebrnej Żaby za zdjęcia do Angelusa na Międzynarodowym Festiwalu Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych Plus Camerimage 2001. Realizuje także
własne filmy fabularne (ostatnio Ewę i Wydalonego) oraz dokumentalne (Boże Ciało, Paweł).
Marzena Kocurek
– filmoznawczyni, absolwentka podyplomowych
studiów gender na UJ.
Działa w Stowarzyszeniu
Montaż. Współzałożycielka
projektu edukacyjnego
Czytelnia Kultury.
Tomasz Gruszczyk
– kulturoznawca, literaturoznawca. Publikował
m.in. we „Frazie” oraz
książce Świat przez pryzmat
JA. Prowadzi Czytelnię
Kultury. Członek bielskiego
­Stowarzyszenia Montaż.
28
R e l a c j e
Marzena Kocurek, Tomasz Gruszczyk: W programie
tegorocznego festiwalu „Kino na Granicy” znajdujemy
aneks do ubiegłorocznej retrospektywy Pana twórczości. Ale wiemy, że gości Pan w Cieszynie nie tylko wtedy,
gdy prezentowane są Pańskie filmy. Proszę powiedzieć,
co przyciąga Pana do Cieszyna, czym ten festiwal różni
się od innych?
Adam Sikora: Nie ma znowu aż tak dużo festiwali, na któ-
rych są wyświetlane moje filmy... Sądzę, że ten różni się
od pozostałych programem. Cieszyn to jedyne chyba
miejsce, gdzie prezentowane są filmy polskie obok czeskich, oryginalny i niepowtarzalny jest zatem styk tych
dwóch kinematografii. Z tego właśnie powodu zawsze
z ogromną przyjemnością tu przyjeżdżam. Mogę obejrzeć i bardzo dobre retrospektywy mistrzów, i bardzo
interesujące czeskie filmy współczesne. To jest niesamowita wartość tego festiwalu, że możemy poznać kinema-
tografię bardzo dobrą, o której niewiele wiemy w Polsce
– mam na myśli szczególnie współczesne kino czeskie.
Chcemy zapytać Pana o współpracę z Lechem Majewskim, która rozpoczęła się, o ile dobrze pamiętamy,
w roku 1997 telewizyjnym filmem Pokój saren. Później
był Wojaczek, następnie Angelus, teraz zaś oglądamy
w Cieszynie Młyn i krzyż, Panów najnowszy film.
Wszystkie te tytuły, przynajmniej dla nas, w naszym
odbiorze charakteryzują się szczególną wyrazistością
plastyczną, obrazową. Czy można by zaryzykować
twierdzenie, że to właśnie ten wspólny mianownik
Waszych osobnych, autorskich wizji kina, w którym
się odnajdujecie?
Trudno mi powiedzieć, czy się odnajdujemy, czy nie odnajdujemy; w dodatku to są jednak trochę różne filmy.
Wojaczek jest zupełnie inny od Angelusa, Angelus jest zupełnie inny od tego najnowszego. Myślę, że mamy po-
I n t e r p r e t a c j e
Marzena Kocurek
To m a s z G r u s z c z y k
pili tylko na Titanicu...
dobne spojrzenie, może podobne rzeczy nas w kinie interesują. Lech też jest malarzem, też ma bardzo dużą
wiedzę na temat obrazu i bardzo dużą wagę przywiązuje do warstwy wizualnej, w niej widzi tworzywo narracji filmowej. To jest dosyć unikalne spojrzenie, jeśli
chodzi o reżyserów. Zazwyczaj reżyserzy podstawą filmu, budulcem scenariusza czynią jakąś historię, pewien
dramat – albo inaczej: jakąś relację pomiędzy ludźmi.
Lech natomiast skupia się na obrazie, który ma być nośnikiem. I rzeczywiście, chyba to nas połączyło w pewnym momencie i sprawiło, że nasza współpraca zaowocowała takimi właśnie filmami.
Filmami, których ważnym, acz nie jedynym tematem
jest Śląsk. W każdym przygląda mu się Pan, fotografuje
go z innej perspektywy. W Angelusie mieliśmy nieomal
realizm magiczny śląskiego fenomenu na skalę światową, w Wojaczku natomiast czarno-białą mitografię
mikołowskiego poety. Wreszcie rok temu zrealizował
Pan własny film o Śląsku, Ewę, który można zobaczyć
na cieszyńskim festiwalu. I w Ewie znowu zmienia się
perspektywa, pojawia się nowy wątek, czyli kwestia
społeczna – Śląsk zyskuje w ten sposób jakiś inny
wymiar, którego wcześniej w filmach tworzonych
przez Lecha Majewskiego i Pana nie było. Czy zatem
trzeba było zrezygnować z tej współpracy, zrealizować
własny projekt, by mogło się pojawić współczesne tło
społeczne?
To, o czym państwo mówią, to są równoległe wątki, pojawiające się we wszystkich tych filmach, choć w różny sposób. W przypadku Angelusa Śląsk jest rodzajem
niezwykle atrakcyjnej scenografii, a warstwa wizualna
filmu nawiązuje do stylistyki malarstwa prymitywnego, malarstwa twórców związanych z Grupą Janowską,
o której opowiada. Gdy myśleliśmy o obrazie do tego
filmu, to operowaliśmy takim językiem, jakim operowali ci właśnie malarze, nawiązywaliśmy do niego.
Czyli jest to jakiś rodzaj stylizacji. Natomiast w przypadku Ewy chcieliśmy z Ingmarem Villqistem po prostu
R e l a c j e
opowiedzieć dramat, który rozgrywa się między ludźmi. Jest to bowiem film o pewnych emocjach – przede
wszystkim o trudnej miłości dwojga ludzi – z konkretnym tłem społecznym, współczesnym Śląskiem i jego
problemami. Tylko że kwestia społeczna nie była dla
nas najważniejsza, nie chcieliśmy robić kina społecznego. To raczej kino, w którym społeczny kontekst jest zaledwie tłem – i dlatego właśnie uznaliśmy, że musimy
operować językiem wizualnym dużo bardziej uproszczonym, bardziej przezroczystym, który podporządkowany jest dramaturgii, akcji tego filmu. Chodziło nam
o to, żeby wizualność nie zdominowała historii ani bohaterów i ich relacji. Stąd ta neutralność i przezroczystość obrazu.
No właśnie, Ewa różni się od poprzednich Pana „śląskich” filmów rolą obrazu, który już nie jest nośnikiem
znaczeń, bo staje się nim fabuła, historia. Ale przecież
w tym samym czasie realizuje Pan Wydalonego. Film,
który dla każdego, kto zetknął się z twórczością Samuela Becketta, jest na wskroś Beckettowski, a jak
doskonale pamiętamy, w prozie Irlandczyka trudno
doszukać się klasycznej fabuły, za to najciekawsze
rzeczy dzieją się w języku. Pan jednak zrezygnował
z dialogów, z jakiegokolwiek słowa. Czy to posunięcie
wynikało z problemów z prawami autorskimi do spuścizny Beckettowskiej, czy też był to świadomy zamysł
artystyczny?
Nie, to była świadoma decyzja, od samego początku
w ogóle nas poziom dialogu nie interesował. Ale język
Becketta – w tym filmie jest. To przecież głównie język
opisowy, to minimalizm rozmów, to brak komunikacji między bohaterami, a nawet jeśli próba komunikacji
już następuje, są to bardzo lapidarne, jakieś szczątkowe jej formy. Całe bogactwo językowe u Becketta ujawnia się w opisie. I to znalazło swój wyraz w naszym projekcie. To obraz przejął funkcję opisu, to obraz stał się
słowem. Dlatego zupełnie nam nie brakowało warstwy
­językowego kontaktu między naszymi bohaterami,
Adam Sikora
Jacek Drygała
Fotosy z Wydalonego
oraz zdjęcie Adama Sikory
otrzymaliśmy dzięki
uprzejmości producenta,
Magic Production.
I n t e r p r e t a c j e
29
bo między nimi tak naprawdę w ogóle nie ma kontaktu. Są tak autystyczni, że nie ma miejsca na jakikolwiek
kontakt.
W takim razie, czy odbiór tego filmu nie musi zostać
poprzedzony lekturą Becketta, by stał się on w ogóle
czytelny?
Sadzę, że nie, że to nie ma znaczenia.
Czyli język obrazu jest tu uniwersalny?
Trudno mi powiedzieć, jaki jest odbiór tego filmu,
ale myślę, że nie jest konieczna znajomość prozy Becketta, żeby go oglądać. Wydaje mi się, taką mam nadzieję, że jest samoistnym tworem. Owszem, wyrasta z prozy Becketta, bo to ona jakby wywołała w ogóle myślenie
o nim, ale uważam, że film tworzy dość autonomiczną
całość i że kontekst Beckettowski nie jest bezwzględnie
konieczny do jego odbioru.
Na spotkaniu przed projekcją Wydalonego powiedział
Pan, że film przesiąknięty jest komizmem. Komizmem,
który obok upadku i dezintegracji postaci jest najważniejszy w całej twórczości prozatorskiej Becketta,
prawda?
Kadry z filmu Wydalony
w reżyserii i ze zdjęciami
Adama Sikory
Jacek Drygała
30
R e l a c j e
Tak, tak, komizm jest integralnie wpisany w jego twórczość, a my staraliśmy się to w jakiś sposób przenieść
na ekran. Ale tak naprawdę komizm Becketta zrozumiałem, gdy kręciliśmy Essential Killing ze Skolimowskim. Tam dźwiękowcami byli Irlandczycy i dzięki
nim pojąłem irlandzkie poczucie humoru, taką tajemnicę pisarza.
Pamiętam, staliśmy na zamarzniętym jeziorze gdzieś
w Norwegii już czwartą godzinę, było strasznie zimno
– zapytałem wtedy dźwiękowca, czy whisky pije się z lodem, czy bez. On powiedział: „Słuchaj, whisky z lodem
pili tylko na Titanicu”... Wtedy pojąłem całą tajemnicę
Becketta, zrozumiałem, jakie znaczenie dla jego twórczości miał fakt, że był Irlandczykiem.
Choć pisał przecież po francusku...
...to zachował irlandzkie poczucie humoru. Całą tę prozę
można tak czytać, przez ten pryzmat. Jest w niej oczywiście
wymiar dramatyczny, tragiczny, ale wszystko jest podszyte takim zupełnie fantastycznym poczuciem humoru.
Absurdalnym, sarkastycznym. To bodaj ­Baudelaire nazwał ten rodzaj humoru bezlitosnym, pisał, że to śmiech,
którym można zabijać. Takie połączenie nędzy człowieka, tragedii jego upadku z komizmem jest także
w Wydalonym. Czy to prawda, że film nie będzie miał
żadnej dystrybucji?
Nie, na pewno nie.
I nie ma szansy, żeby w jakiś sposób go zdobyć? Nie planuje Pan żadnych wydań, choćby na DVD?
Na razie nie, zresztą tym zajmują się panie, które prowadziły produkcję. Ten film ma swoje życie festiwalowe.
Tak sobie jeździ po różnych przeglądach, ma dosyć dobre recenzje, natomiast dystrybutorów w Polsce bardzo
trudno jest przekonać do tego rodzaju rzeczy. Już Ewa
miała na początku ogromny problem z rozpowszechnianiem, co wydaje mi się dziwne, bo jest to film, który operuje prostym językiem, nie jest pod tym względem jakiś
szczególnie trudny. A ze znalezieniem dystrybutora mieliśmy spore trudności. Zatem w przypadku Wydalonego nawet nie próbowaliśmy szukać. Zasadnicze pytania
dystrybutora są takie: czy w filmie gra gwiazda znana
z telenoweli, czy to jest komedia? Jeżeli film nie spełnia
tych dwóch podstawowych kryteriów, to potencjalnego
dystrybutora przestaje on interesować.
Ale to nie przeszkadza Panu w planowaniu i realizacji
nowych filmów... Właśnie – mamy w Cieszynie aneks
do zeszłorocznej retrospektywy Pana twórczości, można
więc wnioskować, że ostatni rok był pracowity i owocny.
Tak to się zbiegło – kilka projektów w ciągu ostatnich
paru lat.
I n t e r p r e t a c j e
Festiwalowa publiczność
„Kina na Granicy”...
fotoSprinter.pl
Jak wygląda teraz Pana wzięcie jako operatora, a może
planuje Pan jakiś własny film? Wiemy, że robi Pan obecnie zdjęcia w Pradze z Davidem Ondričkiem. Czy blisko
już do sfinalizowania tego projektu?
Blisko do ukończenia zdjęć, zostało nam chyba dziesięć dni zdjęciowych, tak więc w połowie maja będziemy mieli surowy materiał. Nie wiem, kiedy planowana
jest premiera, podejrzewam, że w przyszłym roku. Ale
rzeczywiście, jeśli chodzi o pracę operatorską, jest to dosyć intensywny czas, robię obecnie kilka filmów. Między
innymi z Baronem (Arturem Więckiem), między innymi
w Cieszynie, to znaczy głównie w Cieszynie...
Może powiedzieć Pan coś więcej?
Hmm... no, to nowy film Barona...
Są trudne czasy dla filmowców, dla reżyserów, dla twórców. Tak naprawdę to czas producentów, oni dyktują warunki. Jest oczywiście obecnie kilku ciekawych producentów, kilka ambitnych projektów, jak chociażby nowy
zespół prowadzony przez Jerzego Kapuścińskiego, Studio Filmowe Kadr, które ma na swoim koncie i Rewers,
i ostatnio Salę samobójców. Jednak to może jedyna taka
osoba, jedyne takie miejsce na mapie polskiej kinematografii. Poza nim producenci oczekują tylko jednego –
i nie ma miejsca na poważne sprawy.
...a wśród niej Adam Sikora
fotoSprinter.pl
Bardzo enigmatyczna odpowiedź! Czy Cieszyn w tym
filmie to tylko scenografia, czy też może będzie grał
jakąś ważną rolę?
Nie, Cieszyn nie gra w nim siebie, ani raz nie pada w tym
filmie nazwa Cieszyn, ale jest głównym bohaterem w sensie miejsca, w sensie scenograficznym. Jest cudownym
miastem, poprzez ten film poznaję je coraz lepiej, głębiej, wchodzimy w takie różne, fantastyczne zaułki –
to jest świetne miasto do fotografowania! Jeśli zaś chodzi
o własny projekt, to przyznam: nie mam czasu na własne projekty. Myślimy co prawda z twórcami Wydalonego o jego kontynuacji...
To poważne plany?
Tak, jak najbardziej. Ale wciąż tylko plany; co z tego wyjdzie – zobaczymy.
Zapewne trzeba by szukać tego filmu wyłącznie na festiwalach i przeglądach, a szkoda, że tylko tam. Niedawno
Kazimierz Kutz o głównym nurcie polskiej kinematografii, który w kinach prezentowany jest najczęściej
i najchętniej oglądany, wyraził się krótko, acz dosadnie,
mówiąc, że to „kino dla debili robione przez idiotów”.
R e l a c j e
I n t e r p r e t a c j e
31
Andrzej Kierczak*
Kreatywnym
być!
Musisz być kreatywny – słyszę co chwila. I ambitnie, co chwila, próbuję
sprostać temu wyzwaniu.
* Pseudonim
32
R e l a c j e
Jako artysta plastyk odrzucam wszelkie tradycyjne
formy – nie maluję obrazów, nie wykonuję rzeźb, czasem
tylko coś nazwę happeningiem lub instalacją, względnie sprejem pomażę jakąś ścianę. Do tego chętnie dołożę wykład o wyższości czarnej kropki nad całą sztuką
figuratywną. W dziedzinie muzyki poważnej stawiam
na śpiew ptaków i skrzypienie starej szafy, a w rozrywce moimi idolami są komputer (kompozycje) i komórka
(dzwonki). Jako artysta teatru przeganiam do rezerwatu
Szekspira, Moliera i Mrożka, by oddać scenę blogerom
i specjalistom od montowania w przypadkowe spektakle nieprzypadkowych strzępów słów, a nawet zdań. Jako
kreatywny literat i krytyk nie będę występował, bo tych
profesji już nie ma. Literaturę zastąpił esemes, bez polskich znaków, kropek, przecinków i dużych liter. Im
tańszy, najlepiej w promocji, tym lepszy. W rolę krytyka wcielił się natomiast telewizyjny spiker, któremu podoba się wszystko, co pokazuje jego stacja.
Kreatywny talent mogę pokazać jako organizator
eventów (dawniej: imprez). Tu wielką inwencją, wiedzą i sztuką trzeba się wykazać zwłaszcza przy wyborze miejsca akcji. Możliwości są dwie: ruina poprzemysłowa (tzw. industrial) lub dzika przyroda (tzw. natura).
Do pierwszej wtłaczamy resztki z pozostałej jeszcze klasyki, by w zderzeniu z charakterystycznymi dla niej ładem i harmonią ukazać porażające piękno odrapanych
i brudnych ścian. Przyrodzie z kolei, w myśl zasady dzikie do dzikiego, podrzucamy coś absolutnie współczesnego, np. chór zachrypniętych polskich kiboli. Wybór
miejsca akcji zwalnia organizatorów eventu z dalszej
Agata Tomiczek-Wołonciej
pracy. Program ustalą sobie obecni na miejscu zdarzenia wykonawcy i publiczność, w cudowny, bo samoczynny sposób, przemienieni w jedną wielką wolontaryjną wspólnotę.
I tak dalej, i tym podobnie. Magiczne słowo „kreatywność” działa cuda. Wielokrotnie powtarzane przy
różnych dziwnych okazjach jest traktowane jak niezbędny atrybut nowoczesności. Jeśli chcesz, żeby twoja praca była doceniana, to nazwij ją kreatywną. Jeśli chcesz
awansować, na przykład, nie daj Boże, zostać dyrektorem, to wszystkim wokół musisz wytłumaczyć, że jesteś
kreatywny. Masz ambicję być artystą, choćby tolerowanym, nawet nie wybitnym, bez etykietki „kreatywny” ani
rusz. Chcesz, by twoja impreza kulturalna została zauważona i doceniona – nazwij ją kreatywnym eventem!
Wystarczy dobrych rad. Instrukcji „Jak odnieść sukces” w tym felietoniku nie będzie. Może w ogóle nie ma
sensu robić problemu z tej „kreatywności”? Słowo jak
słowo, a że akurat stało się modne? Kiedyś wszyscy
w Polsce byli „solidarni”, od jakiegoś czasu wszystko
jest „kultowe”, a każda niby-gwiazdka wykrzykuje z estrady, że jest „zaje...”. Z czasem i „kreatywność” wróci
pewnie do swych pierwotnych znaczeń. Zajmie należne sobie miejsce w słowniku, a obok pojawi się dopisek.
Może „rzadki”? Albo „przestarzały”? „Wulgarny” – chyba nie? A może: „obraźliwy”, „ironiczny”? Jaka historia,
taki dopisek, jakie czasy – taki słownik.
I n t e r p r e t a c j e
ROZMAITOŚCI
16
lutego w sali koncertowej Państwowej Szkoły
Muzycznej w Bielsku-Białej Marcin Żupański
Chicago Quartet otworzył 13. Lotos Jazz Festival
Bielską Zadymkę Jazzową. Tego wieczoru w auli
PSM wystąpili również Mateusz Barabasz i część
zespołu Besquidians, a w Klubie Klimat – saksofonistka Candy Dulfer. Wśród tytanów światowego
jazzu, którzy zaszczycili swoją obecnością Zadymkę,
znaleźli się: Avishai Cohen, Ahmad Jamal (zdobywca Anioła Jazzowego 2011), Joshua Redman
oraz Eddie Henderson w towarzystwie polskich
muzyków pod wodzą perkusisty Tomasza Grochota.
Laureatem zadymkowego konkursu został Atom
String Quartet, czyli: Krzysztof Lenczowski, Dawid
Lubowicz, Mateusz Smoczyński, Michał Zaborski.
Festiwal zakończył się 20 lutego koncertem The
Hillbilly Moon Explosion w schronisku na Szyndzielni. Wśród imprez towarzyszących znalazły się:
wystawa fotografii Barbary Adamek Midnight Talks
– just listen & feel jazz, audycje nadawane przez Radio Katowice i telewizję internetową, pokazy sztuki
audiowizualnej oraz koncerty promujące uczniów
bielskiej szkoły muzycznej i studentów Akademii
Muzycznej w Katowicach.
8
marca w cieszyńskim Domu Narodowym górale
z Beskidu Śląskiego, Żywieckiego, Podhala,
Spiszu, Zaolzia i Słowacji już po raz dwudziesty
uczestniczyli w „Pogrzebie Basów”, tradycyjnej
imprezie na koniec karnawału, zorganizowanej
przez restaurację Targową we współpracy z Kazimierzem Urbasiem z zespołu Torka. Od XIX wieku
w Cieszynie w każdy wtorek przed Popielcem
kupcy zbierali się na Starym Targu, gdzie w dużej
sali kamienicy Sarkandra odbywał się ostatni bal
karnawału. Podczas tegorocznej imprezy muzycy
mieli okazję odnowić znajomości, nawiązać nowe
kontakty, a widzowie – posłuchać prawdziwej
muzyki góralskiej, obejrzeć pokazy taneczne, spróbować regionalnych potraw.
gnienia i czym chcą się podzielić z publicznością.
Malarstwo z jednej strony przedstawiało kobiety
piękne, subtelne, romantyczne, niekiedy zadumane,
zagadkowe, poszukujące; z drugiej – wyrażało bunt
wobec mechanicznego powielania ikony kobiecości,
wyznaczanej zarówno przez masową pornografię,
jak też potentatów reklamy i marketingu. Przez cały
marzec wystawie towarzyszył Kobiecy salonik sztuki
– spotkania, wykłady, warsztaty zorganizowane
z myślą o zdrowiu, urodzie i kondycji.
17
i 18 marca Akademia Techniczno-Humanistyczna we współpracy z Kołem Naukowym
American Club oraz Konsulatem Generalnym
Stanów Zjednoczonych w Krakowie przygotowała
seminarium poświęcone kultowej amerykańskiej
Drodze 66 – Historic Route 66: 2000 miles or more
of American Myth exemplified in Literature, Film,
Music and Art. Organizatorem przedsięwzięcia był
dr Jerzy Kossek z Katedry Anglistyki ATH. Podstawowym celem seminarium było przedstawienie stanu
pracy badawczej prowadzonej w tej dziedzinie przez
pracowników Katedry Anglistyki i zaproszonych
gości z innych ośrodków akademickich (Łódź, Częstochowa, Kraków) oraz ze Stanów Zjednoczonych.
W prezentacjach nie zabrakło odwołań do literatury,
filmu, kultury masowej, a także relacji z poszukiwań
lingwistycznych, historycznych i antropologicznych.
W celu popularyzacji języka angielskiego wykłady
były w nim prowadzone. Dopełnieniem programu
seminarium były pokazy muzyczne i filmowe oraz
wystawa motorów Harley Davidson.
21
marca w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej
po raz czterdziesty trzeci wręczono Złote
Maski. Nagrody zostały przyznane w siedmiu kategoriach. Statuetkę za najlepszą scenografię odebrała Eva Farkašová, współpracująca z Banialuką.
W kategoriach: najlepsza rola kobieca i najlepsza
rola męska zwyciężyli Beata Deutschman (z Teatru
Zagłębia w Sosnowcu) i Kuba Abrahamowicz
(z Teatru Polskiego w Bielsku-Białej). Nagroda
za choreografię trafiła do Jakuba Lewandowskiego.
Najlepszymi reżyserami okazali się Attila Keresztes
i Grzegorz Kempinsky, a najlepszą rolę w teatrze
lalkowym stworzyła Marta Popławska (z katowickiego Ateneum). W kategorii spektaklu roku jury
nie przyznało nagrody. Galę prowadzili Anna Guzik
i Włodzimierz Pohl.
Wystawa Peter Michal Bohúň – malarz, który nas łączy, Muzeum w Bielsku-Białej
Alicja Migdał‑Drost
W
Muzeum w Bielsku-Białej z okazji Dnia Kobiet
można było oglądać wystawę pt. Kobiety
malują kobiety. Joanna Sierko-Filipowska, Katarzyna Szydłowska i Martta Węg za pośrednictwem
swoich obrazów zaprezentowały trzy niepowtarzalne historie – o kobietach, które malują kobiety,
jak siebie widzą, jaki jest ich świat, jakie są ich pra-
R e l a c j e
I n t e r p r e t a c j e
33
ROZMAITOŚCI
24
marca w bielskim Kolegium Nauczycielskim
otwarta została wystawa ilustracji do książek
dla dzieci autorstwa krakowskiej twórczyni Aleksandry Kucharskiej-Cybuch pt. Podróż w baśniowe
światy. Było to pierwsze tego typu przedsięwzięcie
w historii placówki. Wernisaż, w którym udział
wzięli goście z zaprzyjaźnionych z uczelnią instytucji, pracownicy oraz studenci, uświetniło odczytanie
prozy Oscara Wilde’a Słowik i róża oraz występ
muzyków z Państwowej Szkoły Muzycznej w Bielsku-Białej. Wystawę, prezentującą 28 prac, oglądać
można było do 15 kwietnia w holu budynku.
24
marca odbyło się VII Forum Bibliotekarzy
Województwa Śląskiego poświęcone roli
biblioteki w środowisku społecznym. Spotkanie
zostało zorganizowane przez Oddział Towarzystwa
Nauczycieli Bibliotekarzy Szkół Polskich w Bielsku‑Białej we współpracy m.in. z Książnicą Beskidzką,
Pedagogiczną Biblioteką Wojewódzką, Sekcjami
Bibliotekarskimi przy Oddziałach Związku Nauczycielstwa Polskiego w Częstochowie i Katowicach.
W progach Wyższej Szkoły Administracji w Bielsku-
‑Białej spotkało się 315 uczestników z województw
śląskiego i małopolskiego oraz Czech i Słowacji.
Wystąpienia dotyczyły m.in. różnych form współpracy ze środowiskiem lokalnym, realizowania
projektów edukacyjnych oraz badań społeczności
lokalnych. Roli biblioteki szkolnej poświęcony był
wykład dr Małgorzaty Gwadery z Uniwerytetu Śląskiego, a o bibliotece jako ważnym ośrodku edukacji
środowiskowej i aktywności mówił przedstawiciel
Centrum Wspierania Aktywności Lokalnej.
31
marca w Domu Kultury Włókniarzy odbyło
się podsumowanie XVII edycji Ogólnopolskiego Konkursu Malarstwa Nieprofesjonalnego
im. Ignacego Bieńka. Z 368 nadesłanych obrazów
jury zakwalifikowało na wystawę 124 dzieła 119
autorów, reprezentujących różne techniki i spojrzenia na rzeczywistość. Przyznano 8 nagród i 9
wyróżnień. Pierwsze miejsce za obraz Hej kolęda,
kolęda... zdobył Mieczysław Greń z Bielska-Białej;
drugie – Irena Hulboj z Jasienicy za obraz Duma;
trzecie – Stanisław Koguciuk z Pławanic za zestaw
prac Ostatnia wieczerza i Cztery pory roku.
Z
okazji przypadającego na 2 kwietnia Międzynarodowego Dnia Książki dla Dzieci w Książnicy
Beskidzkiej otwarto wystawę elementarzy z całego świata. Właścicielem tej niezwykłej kolekcji
jest Słowak, Štefan Peteja, posiadający ponad 600
książek, wydanych w ciągu trzech ostatnich stuleci
(najstarsza z 1896) i pochodzących ze 125 państw.
Pracownicy biblioteki oraz obecna na wystawie
Helena Jacošová, dyrektor Instytutu Słowackiego
w Warszawie, przeczytali po kilka zadań z elementarzy: angielskiego, niemieckiego, polskiego
i słowackiego. Wydarzeniem towarzyszącym było
spotkanie z bielską autorką książek dla dzieci,
Renatą Piątkowską. Zaprezentowała ona swoje
najnowsze pozycje – Wieloryb i Gdyby jajko mogło
mówić.
O
d 7 kwietnia do 15 maja w Galerii Wystaw
Czasowych Muzeum w Bielsku-Białej prezentowano wystawę Peter Michal Bohúň – malarz,
który nas łączy, efekt polsko-słowackiego projektu
edukacyjnego skierowanego do dzieci i młodzieży
po obu stronach granicy. Założeniem było przybliżenie historii, kultury i życia społeczno-gospodarczego dwóch ośrodków, w których żył i tworzył
Bohúň. W realizacji projektu pomogły materiały
bibliograficzno‑informacyjne, przygotowane zarówno dla nauczycieli, jak i uczniów, umożliwiające
przeprowadzenie zajęć w szkołach i placówkach
kulturalno‑oświatowych, oraz warsztaty w bielskim
Muzeum i w Liptowskiej Galerii P. M. Bohúňa.
Na wystawie można było zobaczyć wybrane dzieła
malarza i powstałe z ich inspiracji prace uczniów.
Podsumowaniem wszystkich działań będzie katalog zawierający informacje o projekcie, relacje
z przeprowadzonych warsztatów, dokumentacje
z wystaw i reprodukcje najciekawszych prac.
C
alineczka to najnowsza premiera (8 kwietnia)
Teatru Lalek Banialuka. Spektakl wyreżyserował
Witold Mazurkiewicz, bazując na dość swobodnej,
ale ciepłej i optymistycznej adaptacji Marty Guśniowskiej. W efekcie powstało atrakcyjne wizualnie
widowisko muzyczne: z pomysłową scenografią
Zdjęcie z wystawy Bliski, ważny, świadek...
Galeria Środowisk Twórczych
Arturo Mari
34
R e l a c j e
I n t e r p r e t a c j e
ROZMAITOŚCI
uczestniczyła w warsztatach prowadzonych przez
Ziutę Zającównę, aktorkę, adiunkta Państwowej
Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie, oraz Tomasza
Kmiecika, muzyka, artystę związanego z Piwnicą
pod Baranami. Organizatorzy konkursu to Regionalny Ośrodek Kultury oraz Centrum Wychowania
Estetycznego im. Wiktorii Kubisz w Bielsku-Białej.
W
Giuseppe Tavanti i Angela Avanzati, koncert Chopin we Włoszech
Jarosława Koziary, melodyjnymi piosenkami, do których muzykę skomponował Gabriel Menet, z wartką
akcją i niezwykle sympatyczną bohaterką, w postać
której wcieliła się, występująca po raz pierwszy
na deskach Banialuki, Marta Marzęcka. Losy Calineczki układają się w opowieść o poszukiwaniu
przyjaźni i miłości, o potrzebie niesienia pomocy
potrzebującym, wzajemnym szacunku, wrażliwości
na cierpienie innych, dobroci.
15
kwietnia w Galerii Bielskiej BWA odbył się
wernisaż X Ogólnopolskiego Biennale
Rysunku i Malarstwa Uczniów Średnich Szkół Plastycznych. Biennale, zorganizowane przez bielski
„Plastyk”, jest konkursem, a zarazem przeglądem
umiejętności warsztatowych, inwencji i aspiracji
uczniów szkół państwowych i prywatnych. W tym
roku młodzież z 34 placówek nadesłała 609 dzieł
malarskich i rysunkowych. Komisja konkursowa
zwróciła uwagę na wysoką wartość artystyczną
prac z Bielska-Białej, Częstochowy, Dąbrowy Górniczej, Katowic i Zabrza. Do wystawy pokonkursowej zakwalifikowano 60 obrazów i 40 rysunków.
Laureatką Grand Prix została Sabina Pietrusa z Bielska-Białej. Jury nagrodziło jej pracę malarską pt.
Wnętrza. Przyznano także po trzy nagrody główne.
W dziedzinie malarstwa otrzymali je: Joanna Dutka
z Zabrza, Wojciech Sętowski z Częstochowy i Anna
Kotuła z Tarnowskich Gór; w dziedzinie rysunku:
Barbara Skrzyniarz z Dąbrowy Górniczej, Kajetan
Suliński z Gdyni i Mateusz Ogrodowski z Zabrza.
R e l a c j e
Archiwum Centro Italiano di Cultura
15
kwietnia Centro Italiano di Cultura zorganizowało w auli bielskiej szkoły muzycznej recital
fortepianowy Chopin we Włoszech. Gwiazdą
wieczoru był pianista Giuseppe Tavanti. Podczas
wykonywania niektórych utworów mistrzowi towarzyszyła jego żona, Angela Avanzati. Chcąc zilustrować związki Chopina z Włochami, artyści zagrali
m.in. Variazione sulla Marcia de I Puritani, Mazurca
in la minore op. 17 n° 4, Souvenir de Paganini, Valzer
in la bemolle maggiore op. 69 n° 1. W programie
znalazły się również utwory Rossiniego i Belliniego,
kompozytorów doskonale znanych Chopinowi,
oraz m.in. Donizettiego, Pucciniego, Verdiego czy
Einuadiego, dla których Chopinowska muzyka była
inspiracją i wzorcem stylistycznym.
W
dniach 16 i 17 kwietnia w Centrum Wychowania Estetycznego w Bielsku-Białej odbyły
się eliminacje wojewódzkie 56. Ogólnopolskiego
Konkursu Recytatorskiego. W czterech turniejach
– recytatorskim, „wywiedzione ze słowa”, teatrów
jednego aktora oraz poezji śpiewanej – wzięło
udział 26 laureatów etapów rejonowych. W konkursie recytatorskim zwyciężyli: Piotr Karasiński
z Bielska-Białej, Mariusz Galilejczyk z Chorzowa,
Monika Kulczyk z Żywca. W turnieju „wywiedzione
ze słowa” najlepszy okazał się Mateusz Gola z Raciborza. Za najciekawszy monodram uznano prezentację Jakuba Zawadzkiego z Katowic, a zwyciężczynią turnieju poezji śpiewanej została Katarzyna
Wietrzny z Bielska-Białej. Drugiego dnia młodzież
dniach 26–30 kwietnia miał miejsce XII
Międzynarodowy Festiwal Muzyki Sakralnej
na Podbeskidziu „Sacrum in Musica”. Pierwszy koncert wypełniło oratorium Urbs amabilis
z muzyką Zbigniewa Wodeckiego i poezją Leszka
Aleksandra Moczulskiego. Wystąpili m.in. Beata
Rybotycka, Ewa Uryga, Jacek Wójcicki, Janusz Radek, Zbigniew Wodecki oraz – w rolach narratorów
– Maria Suprun i Kazimierz Czapla. Drugi dzień
poświęcony był muzyce żydowskiej, zaśpiewał
André Ochodlo z The Jazzish Quintet. Trzeciego
dnia w ewangelickim zborze Zbawiciela rozbrzmiały
śpiewy starocerkiewne w wykonaniu The Male
Choir of St. Petersburg pod dyrekcją Wadima Afanasjewa. Gwiazdą czwartego dnia festiwalu była
amerykańska sopranistka – Gwendolyn Bradley,
która wystąpiła z wrocławskim chórem Spirituals
Singers Band i Bielską Orkiestrą Kameralną pod dyrekcją Janusza Powolnego. Na zakończenie „Sacrum
in Musica” wystąpił Paco Peña wraz z chórem Ave
Sol z Bielskiego Centrum Kultury.
27
kwietnia w Galerii Środowisk Twórczych BCK
otwarto wystawę poświęconą postaci i dziełu Jana Pawła II pt. Bliski, ważny, świadek... Wśród
prezentowanych prac znalazły się m.in. symboliczne
obrazy Macieja Bieniasza, czarno-białe abstrakcyjne płótna Tadeusza Wiktora, portrety papieża
malowane przez Arkadiusza Walocha oraz zdjęcia
Arturo Mariego – osobistego fotografa papieskiego,
Leszka Mądzika – reżysera, scenografa i malarza,
Mieczysława Kotlarczyka – twórcy krakowskiego
Teatru Rapsodycznego, z którym związany był młody Karol Wojtyła. Jak podkreślał kurator wystawy,
Piotr Czadankiewicz, ekspozycja skłaniała nie tylko
do refleksji nad świadectwem życia wyjątkowego
człowieka, ale również do poszukiwania odpowiedzi na zasadnicze, egzystencjalne pytania.
(oprac. Agnieszka Kobiałka)
I n t e r p r e t a c j e
35
REKOMENDACJE
BIELSKO-BIAŁA
12. Ogólnopolski Festiwal Piosenki Aktorskiej
dla Dzieci i Młodzieży „Śpiewanko”
16–17 czerwca, Dom Kultury w Hałcnowie
Informacje: MDK – Dom Kultury w Hałcnowie,
ul. Siostry Małgorzaty Szewczyk 1,
tel. 33-816-23-28, www.mdk.beskidy.pl,
[email protected]
BYTOM
18. Międzynarodowa Konferencja Tańca
­Współczesnego i Festiwal Sztuki Tanecznej
26 czerwca – 9 lipca, Śląski Teatr Tańca
Informacje: Śląski Teatr Tańca,
ul. S. Żeromskiego 27, tel. 32-281-82-53,
www.stt.art.pl, [email protected]
CIESZYN
6. Festiwal Filmowy „Wakacyjne Kadry”
5–11 lipca, kino Piast, Teatr im. Adama
­Mickiewicza, COK Dom Narodowy
Informacje: Urząd Miejski, Rynek 1,
tel. 33-479-43-40, www.wakacyjnekadry.pl,
[email protected]
Festiwal „Make It Yourself”
19–21 sierpnia, Piwnica Teatralna i inne miejsca
Informacje: Stowarzyszenie Cieszyńskiej
­Młodzieży Twórczej, ul. Srebrna 1a,
tel. 694-183-295, www.miy.cieszyn.pl, [email protected]
CHORZÓW
Festiwal Muzyczny im. Ryśka Riedla
30–31 lipca, Wojewódzki Park Kultury
i Wypoczynku – Pola Marsowe
Informacje: Adam Antosiewicz, ul. J. Brzozy 41,
43-100 Tychy, tel. 32-327-75-09,
www.festiwalryska.pl
GLIWICE
Międzynarodowy Festiwal Jazzowy
„Jazz w ruinach”
5–13 sierpnia, ruiny Teatru Miejskiego
Informacje: Stowarzyszenie Muzyczne Śląski
Jazz Club, Rynek 18, tel. 503-806-535,
www.sjc.pl, [email protected]
36
R e l a c j e
K ATOWICE
17. Międzynarodowy Festiwal Sztuk
Performatywnych „A Part”
10–20 czerwca, Katowice – różne lokalizacje
Informacje: Stowarzyszenie Teatralne A Part,
ul. N. Barlickiego 15b/4, tel. 32-250-39-04,
www.apart.art.pl, [email protected]
6. Off Festival
5–7 sierpnia, Dolina Trzech Stawów
Informacje: Fundacja Independent,
ul. Powstańców 23, 41-400 Mysłowice,
www.off-festival.pl, [email protected]
MILÓWKA
Międzynarodowa Gala Orkiestr Dętych
2–3 lipca, Gminny Ośrodek Kultury
Informacje: Gminny Ośrodek Kultury,
ul. Dworcowa 1, tel. 33-863-73-99,
www.milowka.pl, [email protected]
PSZCZYNA
3. Pszczyński Weekend Teatralny
1–3 lipca, Rynek, Park Zamkowy,
uliczki Starego Miasta
Informacje: Pszczyńskie Centrum Kultury,
ul. Piastowska 1, tel. 32-210-45-51,
www.pckul.pl, [email protected]
TARNOWSKIE GÓRY
10. Tarnogórskie Spotkania Jazzowe
26 maja – 5 czerwca, Pałac w Rybnej
Informacje: Pałac w Rybnej, ul. Powstańców
Warszawskich 83, tel. 32-284-18-37,
www.palacrybna.pl, [email protected]
WISŁA
24. Wojewódzki Przegląd Dziecięcych Zespołów
Folklorystycznych
11–12 czerwca, amfiteatr im. Stanisława Hadyny
Informacje: Regionalny Ośrodek Kultury
w Bielsku‑Białej,
ul. 1 Maja 8, tel. 33-812-69-08,
www.rok.bielsko.pl, [email protected]
ŻORY
Projekt Teatron – Festiwal Teatrów
i Widowisk Ulicznych
6–7 sierpnia, rynek i dzielnice miasta
Informacje: Miejski Ośrodek Kultury,
ul. Dolne Przedmieście 1, tel. 32-434-24-36,
www.mok.zory.pl, [email protected]
4 8 . T y d zie ń K u lt u ry
B eski d zkiej
w tym:
42. Festiwal Folkloru Górali Polskich w Żywcu
22. Międzynarodowe Spotkania Folklorystyczne
w Wiśle
64. Gorolski Święto w Jabłonkowie
17. Festyn Istebniański w Istebnej,
33. Wawrzyńcowe Hudy w Ujsołach
30 lipca – 7 sierpnia, Wisła, Szczyrk, Żywiec,
Maków Podhalański, Oświęcim, Istebna, Ujsoły,
Jabłonków
Informacje: Regionalny Ośrodek Kultury
w Bielsku-Białej, ul. 1 Maja 8, tel. 33-812-69-08,
www.rok.bielsko.pl, www.tkb.art.pl
WĘGIERSKA GÓRKA
5. Rekonstrukcja Historyczna „Wrzesień 1939”
9 lipca, schron bojowy Wędrowiec
Informacje: Ośrodek Promocji Gminy Węgierska
Górka, oś. XX-lecia II RP 2, tel. 33-864-21-87,
www.wegierska-gorka.opg.pl,
[email protected]
Więcej informacji o imprezach
w województwie ­śląskim na stronie:
silesiakultura.pl
I n t e r p r e t a c j e
GALERIA
Kazimierz
Gajewski
Miasto nocą
Kazimierz Gajewski (rocznik 1950)
od ponad trzydziestu lat zajmuje się fotografią. Brał udział w wystawach krajowych (m.in. w Bielsku-Białej, Częstochowie, Kielcach, Łodzi, Warszawie)
i zagranicznych (m.in. w Baia Mare,
Kanagawie, Kieżmarku, Los Angeles, Wolfsburgu). Zdobywał nagrody
i wyróżnienia. Jest członkiem Beskidzkiego Towarzystwa Fotograficznego
i Związku Polskich Artystów Fotografików. Uczy w Podhalańskiej Państwowej
Wyższej Szkole Zawodowej w Nowym
Targu i Akademii im. Jana Długosza
w Częstochowie. Fotografuje przede
wszystkim krajobrazy i architekturę,
ale zajmuje się też fotografią reklamową. W swoich pracach wykorzystuje
rzadko dziś stosowaną technikę gumową oraz cyfrową obróbkę zdjęć.