„Dowód na istnienie drugiego” - spektakl

Transkrypt

„Dowód na istnienie drugiego” - spektakl
„Dowód na istnienie drugiego” - spektakl
Tweetnij
Co? „Dowód na istnienie drugiego” - spektakl
Kategoria: Kulturalne
Gdzie? Teatr
Dodano: 11.06.2015
Kiedy? 15.06.2015 Godz. 19:00
Przez: #Gru
Teatr Narodowy z Warszawy
bilety : 35 zł i 25 zł
Co jest do powiedzenia, a co do przemilczenia między pisarzami? Maciej Wojtyszko zderza Witolda
Gombrowicza ze Sławomirem Mrożkiem. To grozi eksplozją. Gombrowicza gra Jan Englert, Mrożka
Cezary Kosiński. Kreślą portrety artystów, z których jeden prowokuje swoją ciągłą grą, a drugi –
wycofaniem i milczeniem. Z dziejów rzeczywistych spotkań dwóch pisarzy w latach 1965 i 1966
Wojtyszko układa opowieść o zmaganiach z polskością. Dzięki niej lepiej uświadamiamy sobie, skąd
przyszliśmy i co nas ukształtowało.
reżyseria: Maciej Wojtyszko
scenografia: Paweł Dobrzycki
muzyka: Piotr Moss
reżyseria światła: Grzegorz Kędzierski
Występują: Monika Dryl, Dominika Kluźniak, Patrycja Soliman, Kamilla Baar, Grzegorz Kwiecień,
Marcin Przybylski, Jan Englert, Cezary Kosiński.
Czas trwania: 2 godz. 5 min, 1 przerwa
RECENZJE
Tango w operetce
"Dowód na istnienie drugiego" - reż. Maciej Wojtyszko - Teatr Narodowy w Warszawie
Mamy wydarzenie. "Dowód na istnienie drugiego" to I najlepsze przedstawienie Macieja Wojtyszki
od kilkunastu lat, a kreacja Jana Englerta - Witolda Gombrowicza jest jednym z największych
osiągnięć aktora.
Wojtyszko dramatopisarz jest unikatem. Kolekcjonuje dzienniki, inedita, rękopisy, na których bazie
tworzy odkrywcze portrety Wyspiańskiego, Bułhakowa czy Petrarki. "Dowód na istnienie drugiego"
opowieść o dwóch spotkaniach Witolda Gombrowicza ze Sławomirem Mrożkiem, stanowi dopełnienie
tych poszukiwań. Nie wszyscy muszą znać kulisy powstania "Krawca" Mrożka, któremu zarzucano
plagiat "Operetki" Nie wszyscy muszą wiedzieć, co Gombrowicz myślał o "Tangu". Najważniejszy jest
teatr. W tym świetnie zakomponowanym plastycznie i muzycznie (partytura Piotra Mossa)
przedstawieniu erudycyjne kadencje z dramatu Wojtyszki nabierają znaczeń dzięki wytrawnemu
aktorstwu. Człowiek wydobywa się z określonej formy, artysta wychodzi z narzuconych mu ról, a
uporczywe milczenie Mrożka równoważy się z elokwencją Gombra. Jan Englert od czasu "Duszyczki"
w reżyserii Grzegorzewskiego nie miał tak wieloznacznej, bogatej w sens roli. Jego Gombrowicz jest
zarozumiałym graczem, manipulatorem i intrygantem oraz pełnym wdzięku dandysem.
Wieloznaczność tego portretu została ujęta w nawias gorzkiej ironii. Kreacji jest więcej: Cezary
Kosiński jako introwertyczny, zafascynowany Gombrowiczem Mrożek; mgławicowo nieokreślona,
głębsza, niż podejrzewaliśmy w pierwszej chwili, Rita Gombrowicz w interpretacji Kamilli Baar;
wreszcie obcesowa żona Mrożka, malarka Maria Obremba zagrana znakomicie przez Dominikę
Kluzniak. O "Dowodzie na istnienie drugiego" będziemy pamiętać latami.
Łukasz Maciejewski
Wprost
25 marca 2014
Spektakle
Przyszedł Gombrowicz do Mrożka...
"Dowód na istnienie drugiego" - reż. Maciej Wojtyszko - Teatr Narodowy w Warszawie
Miesiąc z Teatrem Narodowym w Warszawie jest okazją do poznania repertuaru
charakterystycznego dla naszej sceny narodowej. Drugą propozycją wśród czterech zaproszonych do
Gdańska tytułów był "Dowód na istnienie drugiego" w reż. Macieja Wojtyszki - błyskotliwa wariacja
na temat spotkania Witolda Gombrowicza ze Sławomirem Mrożkiem. Leżaki, stolik i parasol
ogrodowy. Na nich opalające się Mara Obremba (żona Mrożka), Maria Paczkowska (przyjaciółka
Mrożka i Gombrowicza) i wiercący się Sławomir Mrożek, nie mogący znaleźć dla siebie miejsca. Po
długiej milczącej scenie wieści o pobycie Gombrowicza w okolicy i zaproszeniu Gombrowicza
przynosi Bohdan Paczowski. Autor "Tanga" (jeszcze młody, ale już zauważony w Polsce i na świecie
pisarz) wiadomość tę przyjmuje z popłochem, ale w charakterystyczny dla siebie sposób - milcząco.
Tak zaczyna się "Dowód na istnienie drugiego" autorstwa i reżyserii Macieja Wojtyszki.
To jednak dopiero wtargnięcie do dramatu "Dowód na istnienie..." i na scenę Witolda Gombrowicza
uzmysłowi jak małomówną postacią jest Sławomir Mrożek, który potokom słów, słownemu
podszczypywaniu i jawnym prowokacjom mistrza Gombrowicza przeciwstawia wymowne, pełne
zakłopotania milczenie, doprowadzając tym brylującego na salonach światowca Gombrowicza do
głębokiej frustracji.
Nim do ich spotkania dojdzie, Wojtyszko przygotowuje paradoks w stylu innego mistrza, Jerzego
Jarockiego. Gombrowicz wraz z Ritą Labrosse i malarzem Kazimierzem Głazem zjawiają się u
Paczowskich (gdzie pomieszkuje Mrożek z żoną) pod nieobecność gospodarzy. W tej sytuacji
wszystko wydaje im się niezręczne - zarówno spotkanie w cudzym domu powracających gospodarzy,
jak i wycofanie się, skoro już się weszło do środka, i oczekiwanie przed domem. Ten typowy dla
Jarockiego (przez lata związanego z Teatrem Narodowym wybitnego reżysera) paradoks służy
Wojtyszce by zręcznie przedstawić Gombrowicza podobnie jak wcześniej Mrożka, na tle najbliższych
przyjaciół. Cały spektakl kręci się wokół tej dwójki. Milczący, gburowaty Mrożek przez cały pierwszy
akt wydobędzie z siebie ledwie kilkanaście słów, choć niemal cały czas uczestniczy w konwersacjach
bohaterów i jest nieustannie nagabywany przez Gombrowicza zaintrygowanego młodym pisarzem.
Mrożek na tle wygadanego, elokwentnego starego mistrza jest skrytym, wycofanym, zamkniętym w
sobie introwertykiem. Grający go Cezary Kosiński doskonale oddaje podszytą szacunkiem
nieporadność i konsekwentnie defensywną postawę Mrożka wobec ekstrawertyka Gombrowicza.
Zdesperowany autor "Ferdydurke" (w tej roli fantastyczny Jan Englert) posuwa się do intryg (np.
pomysłu, by malarz Głaz złożył mu publiczny hołd klękając przed nim na kolana) i kreuje się na
genialnego, spełnionego mistrza, wprawiając tym Mrożka w jeszcze większe zakłopotanie. Ten taniec
starego tokującego samca nie zaspokaja go jednak. Gigantyczna megalomania, samouwielbienie i
próba traktowania bliskich jak swojego prywatnego dworu prowadzą go do kreowania i
reżyserowania zdarzeń, które dobrze wypadną w jego "Dziennikach", traktowanych jako dzieło życia.
Choć oś dramaturgiczna konsekwentnie skupiona jest na dwójce Mrożek - Gombrowicz, inni też
mają swoją rolę do odegrania. Erotyzm i wdzięk kokietki zainteresowanej mężczyznami sukcesu
wnosi Maria Paczowska (w tej roli Monika Dryl), zaś w inteligentną pierwszą żonę Mrożka, Marę
Obrembę, która zdecydowanie najciekawszą scenę buduje nad sztalugą podczas szermierki słownej z
Gombrowiczem wciela się Patrycja Soliman. W roli lalki, błyskotki w rękach mistrza występuje
mówiąca tylko po francusku Rita Labrosse, później żona Gombrowicza (Kamilla Baar). Mniej wyraźni
na scenie, choć niezbędni w reżyserskiej układance Macieja Wojtyszki są Grzegorz Kwiecień (jako
Bohdan Paczowski) i Marcin Przybylski (Kazimierz Głaz).
Szkoda, że w dużo słabszym drugim akcie napięcie wywołane intrygującym milczeniem Mrożka
zostaje zniesione. Rozmawiający z Gombrowiczem bohater Kosińskiego od razu przestaje być
równorzędnym partnerem dla starego mistrza, nawet jeśli nie da wciągnąć się w jego intrygę
przeciw Ricie i da mu wreszcie mata w partyjce szachów. Także sama sztuka Wojtyszki wpada na
mieliznę przesadnie rozbudowanych wątków pobocznych (wyjazd Rity), z których niewiele wynika.
Mimo to spektakl Teatru Narodowego należy ocenić wysoko - to z pewnością nie wybitny, ale godny
reprezentant repertuaru Teatru Narodowego, z mistrzowską, zniuansowaną kreacją Jana Englerta.
***
W ramach Miesiąca z Teatrem Narodowym pokazane zostaną jeszcze dwa tytuły: "Kotka na gorącym
blaszanym dachu" w reż. Grzegorza Chrapkiewicza 20 i 21 listopada oraz "Udręka życia" w reż. Jana
Englerta 29-30 listopada. Na oba spektakle nie ma już biletów.
Łukasz Rudziński
14 listopada 2014
Więź
"Dowód na istnienie drugiego" - reż. Maciej Wojtyszko - Teatr Narodowy w Warszawie
Autorski spektakl Macieja Wojtyszki jest pożegnaniem Sławomira Mrożka i hołdem złożonym
Jerzemu Jarockiemu. Dziesięć lat temu w Teatrze Narodowym odbyła się premiera "Błądzenia"
Jerzego Jarockiego, spektaklu będącego summą jego reżyserskich spotkań z Gombrowiczem. "Będąc
bohaterem "Błądzenia", jest Gombrowicz zarazem jego tematem - pisał Janusz Majcherek. - Jarocki
stwarza w teatrze ekwiwalent zasadniczej problematyki Gombrowicza: stworzenie samego siebie,
swojego życia na podobieństwo dzieła. Dziełem jest tyleż literatura, co sam pisarz, który swoje życie
przetwarza w literaturę, pragnąc formy i jednocześnie wciąż się formie wymykając []. Proces tych
przetworzeń, poszukiwanie dla siebie kształtu, nadawanie temu poszukiwaniu wyrazu literackiego to
właśnie tytułowe błądzenie" ("Zeszyty Literackie" nr 1/2005).
Spektakl Jarockiego zawierał inscenizowane fragmenty dramatów i opowiadań pisarza, ale też jego
"Dziennika": dyskusji, jakie toczył ze współczesnymi, i świadectw z tomu "Gombrowicz w Europie". W
drugiej części przedstawienia oglądaliśmy dojrzałego bohatera, cieszącego się już światowym
uznaniem. Jarocki śledząc, jak rozwijała się jego idea i twórczość, z rozmysłem prezentował go także
prywatnie, w gronie przyjaciół, u boku kobiety, którą kochał, pokazując na scenie nawet ślub pisarza.
Było to poruszające, także dlatego, że Gombrowicz nigdy nie odwiedził powojennej Polski, podczas
gdy Vence stało się miejscem mitycznym dla co najmniej kilku pokoleń wielbicieli pisarza. Po latach
oglądaliśmy jego dom na scenie, jak i samego bohatera, w ciągłym zmaganiu ze sobą i innymi.
Napięcie między małym miasteczkiem na południu Francji i krajem znajdowało swoje wyładowanie.
Jakby Gombrowicz w jakiś tajemniczy sposób powracał z emigracji, na którą wyruszył
transatlantykiem. Nie tylko materializował się na scenie, ale też odnajdywał między nami swoje
miejsce. Może wtedy, kiedy Jan Englert najspokojniej kładł się na kanapie? Małgorzata Kożuchowska
jako Rita poruszała się z gracją i prostotą nie z tego świata? Magdalena Warzecha w roli Marii
Paczowskiej wstawiała kwiaty do wazonu? Działo się tak jednak dzięki teatrowi i wybitnemu artyście,
który jak zwykle z aptekarską dokładnością odważył składniki, by stworzyć wzruszenie. Z pewnością
pozyskując Jarockiego, dyrektor Narodowego zrobił najlepszy ruch, jaki mógł zrobić w tym czasie i
miejscu: i dla widowni, i dla swojego zespołu. I dla Gombrowicza. Biograficzny trop podjął po
dekadzie Maciej Wojtyszko w autorskim spektaklu "Dowód na istnienie drugiego", prezentowanym,
podobnie jak "Błądzenie", na scenie przy Wierzbowej. Komponując przedtem, oparty w znacznym
stopniu na dokumentach i świadectwach epoki, dramat o spotkaniu Gombrowicza i Mrożka, który w
1963 roku wyjechał z kraju i już do niego przed zmianą ustroju nie wrócił. Pokazując dwie silne,
odmienne osobowości: pisarzy, których dzieliło pokolenie, inne pochodzenie i doświadczenia, i którzy
w różny sposób walczyli o swój głos i torowali sobie drogę do wielkości, a jednocześnie nieustannie
spotykali się w swych poszukiwaniach, tropiąc podobne motywy i tematy, używając podobnych
środków.
W roli Gombrowicza Wojtyszko obsadził Jana Englerta. W spektaklu widzimy też
trzydziestopięcioletniego Mrożka, w chudym i wysokim ciele Cezarego Kosińskiego. Mocno
onieśmielonego obecnością mistrza, z którego dziełem, jak wynika z wydanych w naszych czasach
Dzienników Mrożka, bez ustanku się zmagał. Niezbyt zgrabnego towarzysko i uparcie milczącego, w
przeciwieństwie do jego przyjaciół, Marii i Bohdana Paczowskich (Monika Dryl i Grzegorz Kwiecień)
i sześćdziesięcioletniego, bez ustanku prowokującego Gombrowicza, potrafiącego cieszyć się
urokami życia. Mrożka właśnie osiągającego wielki sukces, który przyszedł w 1965 roku, wraz z
warszawską, a potem krakowską premierą Tanga (potwierdzony następnie premierą niemiecką,
przygotowaną przez Erwina Axera rok później). Trudno byłoby się jednak po jego zachowaniu tego
sukcesu domyśleć. Mrożek mierzy się z większym od siebie i ma tego świadomość. O "Tangu" sam
pisał, że nie powstałoby w takim kształcie bez "Ślubu" Gombrowicza. Ze sceny słyszymy o
podobieństwach "Operetki" i "Krawca", z powodu których Mrożek odłożył swój dramat do szuflady;
bał się, że pozostając pod literackim wpływem Gombrowicza, mimowiednie popełnił plagiat, ale i
dlatego, że uważał "Operetkę" za lepsze ujęcie tego samego tematu. Odnoszący głośny krajowy
sukces Mrożek, powoli znany także gdzie indziej, pozostaje w cieniu odnoszącego światowy sukces,
starszego o pokolenie, kolegi, który właśnie wydał "Dziennik" i "Operetkę". I, jak przypomniała przy
okazji publikacji sztuki Małgorzata Szpakowska, razem z Borgesem i Beckettem otrzymał nominację
do stypendium Fundacji Forda, a jego kandydatura brana była pod uwagę przy Nagrodzie Nobla.
Wszystko zależy od kontekstu. Komplementowany przez rówieśników Mrożek, cieszący się wielką
popularnością w kraju, wie, że ma do czynienia z gigantem.
Gombrowicz jednak jest go ciekaw. Wojtyszko, jak ustaliła Szpakowska, umieszcza ich faktyczne
spotkania z 1965 i 1967 roku odpowiednio w roku 1965 (we włoskim Chiavari) i 1966 (w Vence).
Podczas pierwszego Gombrowicz wypytuje młodego malarza Kazimierza Głaza (Marcin Przybylski) o
znajomość twórczości Mrożka, podczas drugiego rozmawia z nim o krajowym sukcesie "Tanga". W
stosunku do kolegi po fachu bywa protekcjonalny, ale chyba chce mu pomóc. Chce rozbroić
kompletnie zasznurowanego Mrożka, sprowokować do żywszej reakcji, i jak wielu rozbija się o
pancerz, za którym chowa się skrajny introwertyk, chroniący nadwrażliwość, kompleksy i ambicje,
jeszcze niegotowy na to spotkanie. Gombrowicz jednak nie ma zbyt wiele czasu, ma jeszcze tylko trzy
lata. Spełniony jako artysta, cieszy się miłością po uszy zakochanej, młodej i pięknej kobiety (w roli
Rity Kamilla Baar), ale wie, że to długo nie potrwa (sam o tym delikatnie nadmienia). W porównaniu
z nim Mrożek jest w dużo lepszej sytuacji. Wszystko jeszcze przed nim, nawet jeśli to ciężki znój.
Zaskoczeniem jest finał. Skomponowany z materii dokumentalnej, słów napisanych przez Mrożka,
odsłania głęboki związek uczuciowy łączący go z Gombrowiczem. Związek nie homoseksualnej
natury, a duchowego i intelektualnego powinowactwa, wytwarzającego jednak więź nieomal
fizyczną, ocierającą się o erotyzm. Miłość? Fascynacja? Podziw? W każdym razie coś, co przekracza
przyjęte, hetero- i homoseksualne, normy i wyobrażenia. Jakieś mniej znane piętro egzystencji. Skoro
jednak ich dzieła - ich dzieci - bywały tak podobne, może to właśnie z Gombrowiczem Mrożek
nawiązał najsilniejszą więź? Rok 1969 okazał się zresztą dla niego ostatecznym pożegnaniem i z nim,
i z żoną, Marą Obrembą (w tej roli Dominika Kluźniak, na zmianę z Patrycją Soliman), końcem
jakiegoś etapu.
Wojtyszko napisał swój dramat i opublikował go za życia Sławomira Mrożka, ale wystawił już po
jego śmierci, co powoduje, że spektakl Narodowego staje się swoistym pożegnaniem pisarza. Twórcy
dla nowej epoki problematycznego, bo w sposób doskonały reprezentującego styl poprzedniej:
nieubłaganą logikę wywodu, precyzję i staranność konstrukcji, koherentną wizję świata, która
wydaje się skończona i pełna, a przez to zamknięta. Podczas gdy, wraz z transformacją, na
współczesne sceny wkroczył rwący strumień współczesności: świat nieuporządkowany, eklektyczny,
otwarty na rozmaite głosy, łatwiej poddający się reżyserskim interpretacjom. Jak celnie zauważył
Tadeusz Łomnicki, walczącego z totalitaryzmem pisarza pokonała demokracja. W każdym razie w
teatrze.
Mrożek znalazł się w czyśćcu, skierowany tam przez współczesnych, jak stwierdzono w rozmowie
przeprowadzonej w numerze "Dialogu", który ukazał się tuż po premierze spektaklu, i to pomimo
doskonałych interpretacji jego czołowych dramatów w reżyserii Jarockiego, prezentowanych w
ostatniej dekadzie na scenie Narodowego. Jak jednak wynika z eseju Tomasza Bocheńskiego,
opublikowanego obok tej rozmowy, ciągłe kwestionowanie siebie i otoczenia było esencją egzystencji
Mrożka, który nieustannie podawał w wątpliwość rozmaite prawdy (i własne osiągnięcia), rezygnując
z wiary w wyższy porządek, ideologie, wreszcie we własne powołanie i misję. Czyściec zaczął się
więc już za życia i z własnego wyboru, bo Mrożek sprzeciwił się najpierw ideologiom Wschodu,
potem Zachodu, a na końcu kulturze masowej. Redukując kolejne wiary, pozbywając się złudzeń.
Autorski spektakl Macieja Wojtyszki żegnając Mrożka, oddaje też hołd Jarockiemu, przypominając,
poprzez temat i rolę Jana Englerta, jego wybitne przedstawienie sprzed dekady. Kontynuując, a być
może nawet domykając, jakiś etap artystycznych wyborów Teatru Narodowego.
Kalina Zalewska
28 stycznia 2015
Data 11/06/2015

Podobne dokumenty