Moja mała nieważność

Transkrypt

Moja mała nieważność
„Moja mała nieważność”
Dzień z życia pewnej społeczności
„Prosta historia” Dawida Lynch’a, to pełna optymizmu historia
zwykłych ludzi, którzy pomimo
wszystko i wbrew wszystkim osiągają zamierzony cel i dokonują
rzeczy wydawałoby się niemożliwych. Tacy zwykli, prości ludzie
mieszkają wszędzie, są obok nas,
wystarczy tylko uważnie się rozejrzeć. Nie zwracają na siebie uwagi,
nie przykuwają wzroku ekstrawagancją, po prostu są i nawet nie
zdajemy sobie sprawy jak ważną
rolę pełnią w naszej społeczności.
Czasem nawet oni sami tego nie
wiedzą. Pracując od wielu lat na
Akademii Górniczo-Hutniczej miałam i mam okazję spotykać się
z nimi każdego dnia. Czy są to jednak tylko zwykli ludzie…?
Dzień roboczy na uczelni zaczyna się zazwyczaj przed godziną
8 rano. Po uciążliwej jeździe w zatłoczonych autobusach, jeszcze
trochę zaspani pracownicy pierwsze kroki kierują na portiernię w celu odebrania kluczy do swoich pomieszczeń biurowych. Jak co rano
wita ich szczery i życzliwy uśmiech
pana Andrzeja, portiera, który zawsze ma dobre słowo na powitanie, nie narzeka, że w pracy jest już
od 6 – zarabia raczej mało. Może
to się wydawać nieistotne i mało
ważne, lecz kiedy drugi człowiek
obdarowuje nas uśmiechem na
powitanie my przekazujemy ten
uśmiech dalej. I tak w miłym nastroju rozpoczyna się poranny rytuał parzenia kawy, którego zapach
roznosi się leniwie po pustych pawilonach. Kiedy to już wiadomo co
i gdzie, około godziny 9, korytarze
wypełniają się zabieganymi pracownikami, którzy przystępują do
wykonywania zaplanowanej na ten
dzień „papierkowej roboty”. Każdy
tutaj ma swoje „wydeptane” ścieżki, prawie wszyscy się znają, wymieniają uprzejmości, ale co kryje
się za drzwiami do tych wszystkich
pokoi? Zapukam.
Marta pracuje na AGH od niedawna, mijamy się często na korytarzu. Zazwyczaj uśmiechnięta
i życzliwa. Kiedyś przez przypadek
trafiłam na wystawę jej fotografii
przygotowanej z okazji święta ulicy
Józefa na krakowskim Kazimierzu.
– Czy świat widziany w obiektywie to ucieczka od rzeczywistości?
Zadaję pytanie wprost. – Filtr zakładam tylko na obiektyw, na życie
20
nigdy – odpowiada zdecydowanym tonem Marta. – W takim razie,
czym jest dla ciebie fotografia?
– To przede wszystkim odskocznia, to pasja, która pochłania,
uwrażliwia i rozwija. Wrażliwość towarzyszyła mi od dziecka, ale została uporządkowana i usystematyzowana przez pierwszy aparat fotograficzny. Fotografia wyostrza zmysły, pozwala bardzo szczegółowo
patrzeć na życie, pozwala na dostrzeganie ogromnej gamy kolorów
małych rzeczy i małych uczuć.
Marta ma na swoim koncie 4
wystawy swojej fotografii. Jej zdjęcia to nie abstrakcja, fotomontaż
czy ubarwienie świata, to odzwierciedlenie rzeczywistości, jej realny
wizerunek. Swoją przygodę z aparatem zaczęła w 1997 roku od wystawy fotografii dzieci z okazji X-lecia przedszkola integracyjnego
w Olkuszu, i jak sama przyznaje,
była to niesamowita podróż po
świecie, który w dalszym ciągu wydaje nam się obcy i daleki. Później
była wystawa przeglądowa pt. „To,
co najpiękniejsze” i dwie wystawy
na Kazimierzu z okazji święta ulicy
Józefa oraz „Kraków i Wiedeń”.
Młoda artystka oprócz fotografii
wyrafinowanej uprawia również
sztukę użytkową. Z pasją oddaje
magię dnia, w której dwoje ludzi
wiąże się przysięgą małżeńską – to
okazja do poznania szczęścia –
z tego powodu pogrzeby leżą poza
kręgiem moich zainteresowań…
Konfrontacja z publicznością:
na początku wystawy znajduje się
wprowadzenie dla publiczności
i każdy powinien się z nim zapoznać. Nie tłumaczę ludziom, co
chcę pokazać za pomocą fotografii.
Ich doznania artystyczne powinny
być odzwierciedleniem wrażliwości,
z tego powodu nie staram się widza
wyprowadzać ze swoich odczuć, to
ma być czysto subiektywne doznanie. Każdy dostrzega coś innego,
moja koleżanka artystka zwraca
uwagę na kolory, architekt na perspektywę, a starsza Pani z Jerozolimy nie mówiła nic, ale widziałam
podziw w jej oczach i sam fakt obcowania z tym niemym zachwytem
był niesamowitym doznaniem.
Czym jest sztuka dla Marty? –
To element a nie substytut życia,
jest obok, a nie w zamian. To pasja,
z którą żyje, ale nic nie zastąpi spotkania z przyjacielem przy lampce
wybornego wina.
Zbliżają się święta Bożego Narodzenia, po korytarzach „przemykają” oryginalne świąteczne stroiki.
Zauważyłam wzmożony ruch w pokoju na I piętrze. Wchodzę. Moim
oczom ukazuje się widok niecodzienny. Na biurku, obok stosu dokumentów, egzystuje piękny świąteczny stroik. Autorem tej niecodziennej wystawy jest Kasia. Układaniem ikeban i stroików wraz
z mężem zajmuje się od ponad 5
lat. Na początku była to pasja, która dostarczała satysfakcji. Dzisiaj to
zajęcie, które jest źródłem dochodu. Swoje kompozycje wystawiają
w sklepie, można je oglądać na
stronie internetowej, ale największym jak do tej pory sukcesem jest
współpraca z klubem „Rotunda”,
gdzie często robią scenografię przy
okazji organizowania okolicznościowych imprez. Kasia komponuje
według własnych pomysłów.
– Co jest dla ciebie inspiracją?
– Egzotyka inspiruje do lepienia
różnych form. Dużo podróżuję.
Zwiedzam przede wszystkim południowe kraje. Zbieram dosłownie
wszystko, co może się przydać:
różnego rodzaju suszki, gałęzie,
śmieci… (śmiech) Kiedyś na Węgrzech ze stosu odpadów winnych
wyciągałam małe konary, które
upchałam do samochodu i przywiozłam do Polski. W Chorwacji
mój mąż wśród śpiewu cykad zrywał ogromne szyszki i rzucał na ziemię, a ja upychałam do pudła, żeby
w okresie świątecznym mieć zapas
egzotycznych ozdób do moich
stroików.
Jak każdy artysta, Kasia żeby
ułożyć ikebanę musi mieć natchnienie, nie ma reguły, kiedy i co
uda się wymyślić.
– Wszystko zależy od tego, jaki
element wezmę pierwszy do ręki.
Nie jestem w stanie założyć a priori
jaki kształt będzie miała dana kompozycja.
– Boisz się krytyki?
– Jeżeli robię coś na zamówienie dla indywidualnego odbiorcy
zawsze jest niepokój – ojej, zrobiłam, ale czy się spodoba? Natomiast „masowa” produkcja dla anonimowych klientów pozostawia
mnie wolną od takich emocji.
– Czy pasja zmieniła Twoje życie?
– Tak, na pewno, to przede
wszystkim odskocznia w monotonnych dniach wypełnionych biurową
pracą. Pozwala złapać oddech.
Pomimo iż swojemu hobby Kasia poświęca dużo czasu (na przykład przygotowanie scenografii
w klubie Rotunda), to przedsię-
wzięcie i praco i czasochłonne, to
jednak nie wypełnia jej życia w stu
procentach. Artystka ceni sobie
przyjaźń i spotkania rodzinne, nie
wchodzi jednak ze swoimi kompozycjami w życie najbliższych. Uważa, że każdy ma swój styl, a ona
jako „kompozytorka” wie o tym
najlepiej. Pasja jest dla niej dowartościowaniem, którego potrzebuje,
jak zresztą każdy człowiek, ale
oprócz tego, czerpie z niej czystą
przyjemność.
W drodze na pocztę AGH spotykam osobę, która była chyba najbardziej barwną postacią tutejszej
administracji. Była, ponieważ od
roku przebywa na emeryturze. Pani
Jadzia pracując przez wiele lat
w charakterze „gońca” poznała
niemalże wszystkich pracowników
administracyjnych i naukowych.
Pomimo iż jej życie nie było łatwe
– wychowała się w domu dziecka
– zawsze można było liczyć na jej
uśmiech i szczerość. Krążyły opinie, że kto, jak kto, ale Jadzia zawsze potrafiła być szczera do bólu.
Z definicji szczerość to zaleta, ale
nie wszyscy doceniają jej wartość.
W dzisiejszym zakłamanym świecie traktowana bywa jako przywara, stąd osoby, które potrafią nazwać rzeczy po imieniu, mają przeważnie więcej wrogów, niż przyjaciół. Obecnie pani Jadzia pomaga
koleżance, która sprzedaje obwarzanki na terenie uczelni. Jak zawsze aktywna! Przywitała mnie głośnym uśmiechem i radością. To
naprawdę niesamowite uczucie
wiedzieć, że ktoś szczerze raduje
się Twoim widokiem. Studenci, którzy zatrzymywali się przy stoisku,
wciągani byli w pogawędkę i zawsze odchodzili z uśmiechem na
zmarzniętych twarzach. Refleksja
zaskoczyła mnie bardzo – to cudownie mieć tyle radości z emerytury! Najbardziej niesamowitą rzeczą w spotkaniach z panią Jadzią
jest to, że nigdy nie zapomina
o tym, kim jesteś, wypowiada się
w superlatywach i masz wrażenie,
że jesteś kimś ważnym. To takie
niespotykane i wręcz archaiczne
zachowanie w XXI wieku. Jak zwykle nie udało mi się wciągnąć pani
Jadzi w rozmowę o niej samej – za
bardzo koncentruje się na życiu
i problemach innych, a jej własne
są na tyle mało ważne, że szkoda
o nich w ogóle rozprawiać…
Dzień pracy na uczelni dobiega
końca. Jeszcze tylko powrót do
domu jak zwykle zatłoczonym
środkiem komunikacji miejskiej.
BIP 151 – marzec 2006 r.
Mam dzisiaj szczęście. W autobusie toczy się naprawdę interesująca rozmowa. Spotykam kolejnych
znajomych z uczelni – pana Zbigniewa i panią Terenię. W związku
z zainteresowaniem skamieniałościami pytam pana Zbysia czy pamięta o zbliżającej się giełdzie minerałów na AGH. Jego pasją są nie
tylko kamienie, ale również gołębie
i sztuka japońska – informuje mnie
znajoma jakby chciała wyręczyć
p. Zbysia, który trochę nieśmiało
stwierdza: moja żona zawsze przestrzega mnie, że kto znosi kamienie
do domu, ten ma ciężkie życie. Czy
w staropolskich przysłowiach jest
jakaś magia? Zastanawiam się
czasem nad sensem czy też bezsensem folklorystycznych powiedzeń. Wiem, że ten człowiek przeżył śmierć własnego dziecka i od
wielu lat zajmuje się teściową przykutą do wózka inwalidzkiego, natomiast zainteresowania dotyczące
kamieni to hobby stosunkowo
świeże. Szybko odsuwam logiczną
sieć powiązań i domysłów. Jakby
ze snu wyrywa mnie kobiecy szczebiot: Pan Zbysiu ma również wiele
innych pasji, uwielbia na przykład
chodzić ulicami Krakowa, podczas
gdy wszyscy jego mieszkańcy pogrążeni są we śnie. Dowiaduję się
również od p. Teresy, że na ulicy
Czystej znajduje się agat, który jest
wmurowany gdzieś, ale gdzie, to
już zostawia naszej odkrywczej inwencji. Z rezygnacją stwierdzam,
że główne skrzypce w tej rozmowie
gra „promotorka” p. Zbigniewa. On
nie ma szansy na swobodną i samodzielną wypowiedź…, dlatego
umawiam się z nim na spokojną
rozmowę przy herbacie następnego dnia (do dnia powstania tekstu
niestety nie spotkaliśmy się…).
„Moja mała nieważność”, choć
rozprawiać można o niej dużo i na
różne sposoby, to tak naprawdę
jest do końca niezgłębioną częścią
nas samych. To misterium, którym
można podzielić się tylko do pewnego stopnia, a to, co zostaje tworzy niepowtarzalny klimat każdej
rozmowy, wystawy, kompozycji.
Uczelnia opustoszała. Zwykli
ludzie udali się do swoich domów.
Zabrali ze sobą swój uśmiech,
szczerość, skromność i ciekawość.
Czy wrócą tu jutro? Czy może tak
jak bohater „Prostej historii” wsiądą na swoją kosiarkę, by dokonać
rzeczy, które jeszcze dziś wydają
się niemożliwe…
Monika Korbiel
III rok studia zaoczne
AGH-WNSS
BIP 151 – marzec 2006 r.
Violetta Korecka
Moje spojrzenie w przeszłość
Wiek XX, jak każdy inny wiek,
nie różni się niczym innym w swej
konstrukcji czasowej od wieków
przeszłych i tych, co przed nami.
To pewien zamknięty cykl, w którym zawsze to samo się dzieje.
I jak każdy wiek ma zawsze tylko
100 lat, 1200 miesięcy, tygodni,
dni, godzin, minut, sekund też zawsze tyle samo. I jak każdy inny
wiek, ma kilka pokoleń ludzi, którzy
coś tworzą, albo coś burzą. Wiek
ma swoje lata tłuste i chude, ma
swoje wojny i pokoje, klęski żywiołowe, choroby i wynalazki. Ma czas
na odbudowę zniszczonego i przebudowe starego. To, co już stare,
przebudowuje pokolenie młode,
dążąc do poznania nowego, niebezpiecznego, ale jakże podniecającego życia. I jak zawsze to nowe
pokolenie będzie uznawane za siłę
burząca przez tych, co teraz już
stare budowali kiedyś jako nowe.
Bo zawsze stare jest stabilne, nie
niesie niespodzianek, nie zmusza
do nauki, myślenia, poznania.
W każdym wieku mężczyźni,
w których umysłach polowanie jest
zakodowane, walczą o tereny, na
których będę mogli przeżyć. Tylko
z czasem postępu zmienia się rodzaj zwierzyny i broni. Dla jednych
są to roponośne tereny, dla innych
tereny uprawne, a jeszcze dla innych czystość rasy wydumana
w chorym umyśle i ciele wcale nie
rasowym.
I jak w każdym wieku plagą są
choroby. Te, co są już uleczalne –
nikt o nich nie pamięta – bo panoszą się już nowe, bardziej groźne,
O promocji słów kilka
Promocja – działania zmierzające do zwiększenia popularności czegoś lub kogoś, lansowanie,
protegowanie, upowszechnianie
czegoś (swo.pwn.pl). Obecnie słowo to zyskało nieco pejoratywne
znaczenie. Promocja to coraz częściej synonim tandety ukrytej za niską ceną. Niemniej jednak pozostańmy przy jego pierwotnym znaczeniu.
Współczesna promocja to narzędzie, którego lekceważyć nie
sposób. Decyduje ona często o popularności produktów określonej
firmy, kreuje jej wizerunek, wpływa
na ludzkie postawy. Posługując się
coraz nowszymi i powszechniejszymi mediami dociera do coraz większej liczby odbiorców, manipuluje
nimi w umiejętny sposób. Oddziaływanie jej jest silne, petenci w oficjalnych wypowiedziach często odżegnują się od jej wpływu, co nie
przeszkadza im w kupnie produktu,
którego reklamy telewizyjne pojawiają się najczęściej.
Stare porzekadło mówi: „Siedź
w kącie, a znajdą cię”. Niestety już
nie. Obecnie święci triumfy mniej
znane i bardziej może branżowe
powiedzonko „Nie ma cię w telewizji, to nie ma cię w ogóle”. Powiedzonko tyleż banalne, co okrutne
w swej wymowie. W miejsce telewizji można śmiało podkładać zamienniki jak radio, Internet itd.
I w każdej wersji powiedzonko to
będzie prawdziwe.
Współczesny młody człowiek
w przeciwieństwie do swoich rodziców, a nawet starszych kolegów,
coraz pełniej wykorzystuje popularnego „blaszaka”, którego wersja
zminiaturyzowana stanowi narzędzie lub zabawkę od lat najmłodszych. Przez Internet można dziś
wszystko (prawie wszystko) – można kupować, kształcić się, flirtować, podróżować. Świat stał się
dzięki niemu jedną wielką wioską.
Nie mniej istotnym elementem
współczesności jest kultura obrazkowa. Możemy się zżymać na upadek czytelnictwa, ale jest to fakt.
Kultura masowa bazuje na obrazie,
kolorowym obrazie, którego sugestywność połączona z dobraną
muzyką i chwytliwym hasłem sączy
w nasze uszy niemalże imperatywy
co do zakupów sprzętu TV, AGD
itd. Jest to powód do smutku, ale
jednocześnie spore pole do popisu dla wszystkich, którzy umiejętnie wykorzystają tę tendencję. Informacja graficzna to znak, który
przyciąga uwagę. Idący w ślad za
nim zwięzły komunikat słowny może skierować zainteresowanego
na określony temat. Przejrzyste
skonstruowanie zawartego w nim
przekazu gwarantuje osiągnięcie
celu. Bo oto młody człowiek zachęcony interesującym zdjęciem
skorzysta z nadrukowanego na
nim adresu website i znajdzie to,
czego potrzebuje, znajdzie odpowiedź na pytanie (pytania), które
bo jeszcze nieznane. Ale stare jakby zazdrosne, że o nich zapomniano, powracają w dziesiątkach mutacji, stwarzając nowe zagrożenia.
I klęski żywiołowe, tym bardziej
nienaturalne, bo stworzone przez
człowieka i jego wszędobylską
obecność, chęć zmiany ziemi
i uczynienia jej sobie poddaną,
w pojęciu źle widzianym i zaczerpniętym być może kiedyś z Biblii.
A wynalazki? Ciągle bardziej szalone i nieobliczalne, gnające nie tylko w kosmos, zmieniające oblicze
ziemi w bardziej doskonale, ale
również próbujące stworzyć ciągle
młodego człowieka w stu jego jednakowych kopiach, wynalazki i nowinki techniczne służące do zaspokojenia władających światem,
być może do jego unicestwienia
wyrażającego się w kilotonach wybuchu jądrowego.
Oby gdzieś był kres możliwości.
pojawiły się w momencie, gdy zobaczył ikonę.
Na chwilę jeszcze o internecie.
Mailing reklamowy to nowe narzędzie coraz chętniej wykorzystywane przez wszystkich chcących się
reklamować. Jego niska cena
w porównaniu z reklamą w czasopismach oraz możliwość skutecznego docierania do określonego
odbiorcy czyni ten sposób promowania atrakcyjnym. Jeżeli do tego
dodać natychmiastowy raport
o sposobie wykorzystania rozesłanego materiału (ile osób weszło na
stronę domową reklamodawcy, ile
osób szukało informacji „głębiej”
w jej strukturze), chciałoby się rzec
„Mailing to siła!”. Statystyki akcji
mailingowej przeprowadzonej
przez ZIP (Zespół ds. Informacji
i Promocji) wyglądają obiecująco.
Statystyka pokazała, że 50% osób,
które otrzymały informację odwiedziło stronę domową AGH i poszukiwało informacji związanych głównie z rekrutacją. Akcje te adresowane były do osób w przedziale
wiekowym 18–21 lat zamieszkujących teren województw małopolskiego, śląskiego, świętokrzyskiego i podkarpackiego. Miejmy nadzieję, że przełoży się to na ilość
zainteresowanych kształceniem
w naszej Akademii.
Promocja z wykorzystaniem
metod najbardziej popularnych,
ale i najbardziej skutecznych –
brzmi banalnie, niemniej nie jest to
rzecz łatwa i prosta. A przede
wszystkim na jej efekty przyjdzie
nam poczekać.
ZIPPO
2

Podobne dokumenty