Rodzina katolicka - Nie wszyscy jesteśmy gejami
Transkrypt
Rodzina katolicka - Nie wszyscy jesteśmy gejami
Rodzina katolicka - Nie wszyscy jesteśmy gejami poniedziałek, 02 marca 2009 15:48 Tytułowe zdanie wypowiedziałem z wielkim uczuciem ulgi, po tym jak piosenkarz Giuseppe Povia najpierw wszedł do wielkiego finału Festiwalu włoskiej piosenki w Sanremo, a następnie zajął w nim drugie miejsce. Tymczasem pełna bluzgów pod adresem swojego kraju piosenka homoseksualisty Marca Masiniego przepadła z kretesem. Ufff... Czemu cieszę się z drugiego miejsca „Józka”? Powodów jest wiele. Najważniejszy to oczywiście jego konkursowa piosenka „Luca era gay”, która na długo przedtem zanim została usłyszana, wzbudziła popłoch wśród telewizyjnych dziennikarzy, prowadzących wszelkiej maści i rodzaju, gwiazd i gwiazdek włoskiego szoł biznesu, o dyżurnych aktywistach gejowskich oczywiście nie wspominając. Trochę jak u nas z książką Gontarczyka i Cenckiewicza o Wałęsie: nikt jej jeszcze nie czytał, ale protestował każdy. Przeciw czemu tak protestowali i z czym tak zaciekle polemizowali? Ano ponoć obraża ona, ta piosenka, uczucia gejów, jest homofobiczna i tego rodzaju dyrdymały. (Kto jeszcze nie zna słów odsyłam na Forum do całkiem udanego tłumaczenia na polski w wykonaniu peregrinusa ) W efekcie pierwszego dnia Festiwalu na pierwszą prezentację Povia wyszedł jak zbity pies: przygaszony, przestraszony, zamknięty , z niewidzącymi oczyma wbitymi gdzieś między parter a balkon widowni kina Ariston. Dawno już nie miałem gęsiej skórki słuchając piosenki. Buntowałem się w srodku: czego wy durni Włosi chcecie od tego chłopaka i jego piosenki?! Przemknęła mi wówczas dokładnie taka myśl, którą kilka dni później wypowiedział sam Povia: że być może skretyniałem całkiem w tym wszystkim i tak na prawdę także i ja jestem gejem??? Na szczęście rzut oka na będąca tuż obok, rozśpiewaną małżonkę pozwolił mi na szybki powrót do rzeczywistości. Zaraz potem wydarzyła się rzecz bez precedensu podczas trwania całego festiwalu: prowadzący Paolo Bonolis udzielił głosu jednej osobie z widowni. W ramach „polemiki” oddał mikrofon już nawet nie gejowi, tylko „arcygejowi” („Arcigay” tak się nazywa ich organizacja), który wymamrotał bez związku jakiegoś smsa od swojego przyjaciela, któremu zmarł kochaś. Po czym pouczył (ten arcygej) Povię, że nic nie wie o szczęściu i takie tam. Kiedy na widowni pojawiły się gwizdy, Bonolis napomniał publiczność, że zachowuje się skandalicznie. Aż do ostatniego dnia festiwalu kopanie „Józka” nie miało końca. W tych „dyskusjach”, które udało mi się śledzić, uderzała nieprawdopodobna jednomyślność światopoglądowa: zarówno prowadzący programy jak i zapraszeni goście (wśród których obowiązkowo brał udział przynajmniej jeden zadeklarowany homoseksualista) jeździli po Povii bardziej niż – nie przymierzając - TVN24 wespół z Gazetą Wyborczą po Kaczyńskich w czasach ich największej siły. Nie było nikogo, kto by stanął w jego obronie, a przede wszystkim w obronie wartości o których mowa w „Luca era gay”. (A to nie tylko same słowa – np. w trakcie wykonywania po raz drugi tej piosenki na scenę weszła para ubrana jak do ślubu: on w garniturze, ona w białej sukni z welonem). 1/2 Rodzina katolicka - Nie wszyscy jesteśmy gejami poniedziałek, 02 marca 2009 15:48 Zamiast tego histerycznie przerzucano się określeniami typu „skandaliczna piosenka”, „obrzydliwa”, „okropna”, „beznadziejna” itp. Bałem się w pewnym momencie, że nie wytrzyma tej presji i w końcu pokaja się i pobiczuje publicznie przepraszając jednocześnie, że śmiał w ogóle bronić poglądów mu bliskich. Dokładnie tak, jak uczynił to Al Bano (ten od Rominy Power i piosenki „Felicita”). Otóż pytany przez jednego z dziennikarzy(a stało się to tuż przed Festiwalem), co by zrobił, gdyby miał syna geja, nieopatrznie odpowiedział coś w stylu: miłość ojcowska miłością, ale byłbym bardzo rozczarowany i jako dla mężczyzny i ojca byłaby to dla mnie porażka życiowa. Oj się zewsząd gromy posypały! A jak przepraszał, a jak się tłumaczył, aż w końcu zaśpiewał jeden ze swoich szlagierów ze specjalna dedykacją dla gejów, których jeszcze raz nie omieszkał gorąco przeprosić. I dali mu spokój. Povia, na szczęście, „nie poszedł tą drogą” i już rozluźniony po pierwszym występie z wyraźnym rozbawieniem reagował na zaciekłość „tolerancyjnych” środowisk. Ostatecznie – wyszło na jego. Po raz kolejny okazało się, że zwykli ludzie są dziwnie odporni na nachalną propagandę opiniotwórczych środowisk i wybrali nie tego co trzeba. Nie dość, że dokonali niepoprawnego politycznie wyboru, to na dodatek wybrali naprawdę piękną piosenkę. Nie po raz pierwszy zresztą – Giuseppe wygrał przecież w 2005 roku w Sanremo równie ładną i madrą piosenką („Il bambini fanno ooh!”). A na pytania dlaczego wybrał akurat ten temat z anielskim spokojem odpowiada, że chętnie podejmuje tematy społeczne i to nie od dziś, bo śpiewa także np. o anoreksji czy bulimii - o historiach opowiedzianych mu przez ludzi. Taką historią jest też autentyczny przypadek Luki, dziś pięćdziesięcioletniego męża jednej żony i ojca dwójki dzieci. Luka opowiedział swoje życie Povii w podróży pociągiem. „Nie mogłem pozostać wobec tego świadectwa obojętny” – mówi piosenkarz. Oby więcej takich świadectw jak Luki i takich nieobojętnych jak Giuseppe Povia. Kermit The Frog Źródło: Fronda.pl 2/2