Kto
Transkrypt
Kto
RADIO WOLNA EUROPA Kto mordował Witold Pronobis pracowników Radia Wolna Europa Praca w Radiu Wolna Europa oznaczała dla tych, którzy się na to zdecydowali, śmiertelne niebezpieczeństwo. Niesienie „wolnego słowa” przez dziennikarzy tego radia stawiało ich w rzędzie szczególnie groźnych przeciwników komunistycznych reżimów. Niezależnie od innych nacisków służby specjalne rządów w Warszawie, Pradze, Budapeszcie, Sofii czy Bukareszcie nieustannie podejmowały akcje mające na celu zniechęcenie redaktorów do dalszego uczestniczenia w tworzeniu programów, które nadawano do rodaków w zniewolonych krajach. Zastraszano i szykanowano ich rodziny. Wobec pracowników wysuwano najbardziej nieprawdopodobne oskarżenia. Podejmowano liczne próby pozyskania ich do współpracy. Nie cofano się też przed przemocą; liczne były przypadki pobić, szantażu i wymyślnych prowokacji. Niestety niejednokrotnie, na szczególnie znienawidzonych redaktorów, dokonywano zamachów. Ta działalność, na zlecenie państwowych przywódców, w ramach której nie cofano się przed zbrodnią, mogła szokować. Przecież dziennikarze RWE nie prowadzili walki zbrojnej, nie podejmowali żadnej przemocy wobec przeciwnika. Oczywiście odrzucali też terroryzm jako coś absolutnie niedopuszczalnego, także w działalności wspieranej przez nich demokratycznej opozycji w ich kraju. Jedynym orężem Radia pozostawało „wolne słowo” i prawda – uwarunkowująca treść emitowanych stąd wiadomości. W lutym 1981 r., kilka miesięcy przed moim tam zatrudnieniem, budynek RWE został w znacznym stopniu zniszczony w wyniku wybuchu podłożonej bomby. Zamach przeprowadził słynny terrorysta Ilich Ramírez Sánchez ps. „Carlos”, działając na zlecenie rumuńskiego dyktatora Nicolae Ceauşescu, przy współpracy reżimów w Budapeszcie (AVO), Berlinie (Stasi) i w Warszawie (SB). Dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności nikt nie zginął. Jednak kilka osób odniosło rany, w tym dwie – bardzo poważne. Natychmiast wszczęto śledztwo. Niezależnie od siebie, choć wymieniając się informacjami, sprawców tego terrorystycznego ataku szukali bawarska policja i CIA z jej specjalną komórką 4 działającą w monachijskim budynku RWE, z Richardem H. Cummingsem na czele. Przez dość długi okres nie osiągnięto poważniejszych rezultatów. Budynek radia sporym nakładem kosztów wyremontowano i otoczono wysokim murem. Ograniczono tym samym możliwość kolejnego zamachu, ale niebezpieczeństwo istniało nadal. Pracownicy RWE w towarzyskich rozmowach unikali tego tematu, jak i przypominania wcześniejszych skrytobójczych zamachów, w których stracili życie ich koledzy. Ale przecież pamiętano o losie zamordowanych; o Abdurrahmanie Fatalibeyli – szefie biura Azerbejdżańskiego Radia Wolności, o Leonidzie Karasie z sekcji Inne Oblicza Historii białoruskiej, o Aurelu Abranyi, współpracującym z Rozgłośnią Węgierską RWE, Bułgarze Georgi Markowie czy Cornelu Chiriacu, prowadzącym w Monachium muzyczną audycję dla młodzieży rumuńskiej. Pamiętam dobrze Emila Georgescu, dyrektora sekcji rumuńskiej RWE, który w 1981 r. cudem przeżył atak wynajętego nożownika. Gdy 4 lata później nagle zachorował i znalazł się w szpitalu – ożyło podejrzenie zamachu. Choroba, zdiagnozowana przez lekarzy jako rak płuc, podobnie jak w przypadku trzech jego poprzedników na tym stanowisku rozwijała się błyskawicznie. W styczniu 1985 r. Georgescu zmarł w monachijskiej klinice onkologicznej. Wszystko wskazuje na to, że zarówno jego śmierć, jak i zgony Ghita Ionescu, Mihaia Cismarescu czy Noëla Bernarda nastąpiły w rezultacie działania nierozpoznanego środka wywołującego chorobę nowotworową o bardzo gwałtownym Jedno z pomieszczeń bydynku Radia Wolna Europa po zamachu z 21 lutego 1981 r. Eksplozja ok. 20 kg materiału wybuchowego umieszczonego w metalowym pojemniku, z czasowym lub radiowym detonatorem nastąpiła krótko przed 22.00. Zegary w budynku Radia zatrzymały się na godz. 21.49. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe www.ioh.pl przebiegu (w Rumunii aktualnie toczy się śledztwo mające wyjaśnić tajemnicę tych, z pewnością nienaturalnych, zgonów). Bezpieczeństwo RWE spoczywało w rękach specjalnego biura o nazwie „Security Office”. Jego pracownicy starali się nie dopuścić, by do naszego grona przeniknęli agenci wywiadów państw zza „żelaznej kurtyny”. Z tego powodu w jakimś stopniu także my sami byliśmy przez nich obserwowani. Nie była to dokuczliwa kontrola, niestety chyba też nie najbardziej dokładna. Różne „wpadki” były nie tyle rezultatem niedoskonałości w pracy radiowego „Security Office”, ile ograniczeń spowodowanych konstytucją RWE i faktu, że działało ono w demokratycznym, niezawisłym kraju. Likwidację pierwszej ofiary przygotowało sowieckie KGB. Już wkrótce po rozpoczęciu działalności w Monachium w tajemniczych okolicznościach straciło życie dwóch dziennikarzy Radia Liberty. We wrześniu 1954 r. znaleziono na brzegu rzeki Izary zwłoki Leonida Karasa, pisarza z sekcji białoruskiej. Początkowo nie podejrzewano morderstwa i sprawa zostałaby umorzona, gdyby nie ko- Zamordowani dziennikarze Radia Wolna Europa Abdurrahman Fatalibeyli Szef biura Azerbejdżańskiego Radia Wolności, którego zwłoki odnaleziono 24 listopada 1954 r. wciśnięte pod kanapę w mieszkaniu rosyjskiego emigranta Michaiła Ismaiłowa. Zginął uduszony garotą. lejna tajemnicza śmierć. Kilka tygodni po pogrzebie Karasa odkryto zmasakrowane ciało Abdurrahmana Fatalibeyli, szefa biura Azerbejdżańskiego Radia Wolności, wciśnięte pod kanapę w mieszkaniu rosyjskiego emigranta Michaiła Ismaiłowa. Policja niemiecka uznała, że to właśnie on jest ofiarą. Po pogrzebie pojawiły się wątpliwości. Ekshumacja i powtórne oględziny zwłok wykazały, że w istocie ofiarą był Fatalibeyli. Ismaiłow zniknął. Ustalono, że do Monachium został wysłany przez moskiewskie KGB dla likwidacji A. Fatalibeyli. O ile śmierć Karasa była niewątpliwie skutkiem jego krytycznego stosunku wobec ZSRR, o tyle Fatalibeyli od dawna uważany był na Kremlu za zdrajcę. W latach 30. był cenionym dowódcą armii sowieckiej, nagrodzonym 5 RADIO WOLNA EUROPA Zamordowani dziennikarze Radia Wolna Europa Cornel Chiriac Redaktor popularnej muzycznej audycji dla słuchaczy rumuńskiej Rozgłośni RWE został zasztyletowany w jednej z knajpek w Monachium (w dzielnicy Schwabing) w nocy z 4 na 5 marca 1975 r. w wieku 34 lat. Tajemnicze okoliczności zabójstwa potwierdzają zamach zorganizowany przez Securitate na bezpośrednie życzenie Eleny Ceaușescu, żony rumuńskiego dyktatora. Georgij Markow W 1969 r. zbiegł z komunistycznej Bugarii. Pracował w Londynie w BBC i dla RWE w Monachium. W swoich audycjach ujawniał tajemnice komunistycznych władz Bułgarii. KGB i bułgarskie KDS (bułgarskie tajne służby) dokonały dwóch nieudanych zamachów na jego życie. 7 września 1978 r. na londyńskiej ulicy został, pozornie przez przypadek, zraniony końcówką specjalnie skonstruowanego parasola z ładunkiem trującej substancji. Markow zmarł po trzech dniach. W czasie obdukcji znaleziono w miejscu ukłucia platynową 1,5 mm kulkę, wbitą w jego łydkę, zawierającą śmiertelną dawkę rycyny. Noël Bernard Był dyrektorem sekcji rumuńskiej, gdy w grudniu 1981 r. zachorował. W krótkim okresie rozwinął się u niego rak żołądka. Zmarł 23 grudnia 1981 r., zapoczątkowując serię tajemniczych zgonów kolejnych dyrektorów Rumuńskiej Rozgłośni RWE. W aktach Securitate znaleziono notatki potwierdzające ich udział w tych zgonach. 6 Orderem Czerwonej Gwiazdy w czasie wojny ZSRR z Finlandią. We wrześniu 1941 r. dostał się do niewoli. Przekonał Niemców do swojego antybolszewizmu i zadeklarował chęć dalszej walki po ich stronie. Dowodząc batalionem Azerów, już w 1943 r. otrzymał Żelazny Krzyż i awans do stopnia majora. Liczył, że ta gorliwość w walkach u boku Wehrmachtu spowoduje niemiecką pomoc przy budowie antyradzieckiej Unii Muzułmańskiej i utworzeniu niepodległego Azerbejdżanu. Po klęsce hitlerowskich Niemiec zaoferował swoje usługi Amerykanom i Centralnej Agencji Wywiadowczej. Od 1953 r. pracował w Monachium jako kierownik sekcji azerbejdżańskiej w Radiu Liberty. Jego zabójstwo mogło być zatem wykonaniem wydanego wcześniej wyroku śmierci, co było niemal regułą wobec b. radzieckich dowódców wojskowych, którzy po czerwcu 1941 r. przeszli na stronę niemiecką. Latem 1954 r. po raz pierwszy wkroczyła do akcji przeciwko RWE czechosłowacka tajna policja StB. Postanowiono tam jakoś ukarać, najlepiej porwać, Stefana Kiripolsky’ego, jednego z pracowników wiedeńskiego biura RWE. Dwa lata wcześniej zbiegł on do Austrii i po kilku miesiącach znalazł zatrudnienie w funkcjonującym tam biurze podlegającym monachijskiej rozgłośni. Jego głównym zadaniem było zbieranie materiałów do dziennika radiowego od pojawiających się w tym mieście uchodźców z Czechosłowacji. Został „namierzony” przez agenta o pseudonimie „Goździk”. Przekazane przez „Goździka” meldunki były analizowane w departamencie wywiadowczym StB w Bratysławie. Uznano tam, że pojawia się okazja, by przerwać działalność Kiripolsky’ego i jednocześnie nastraszyć cały zespół czechosłowacki. Przy udziale KGB opracowano plan porwania. Kiripolsky zamierzał spędzić swój pierwszy urlop na południu kraju. Lekceważąc niebezpieczeństwo, wybrał krótszą drogę pociągiem przez Wie- ner Neustadt w strefie radzieckiej. Wywiad czeski był już o tym poinformowany. W Wiener Neustadt czekali funkcjonariusze KGB. Kiripolsky’ego oskarżono o prowadzenie działalności szpiegowskiej przeciwko ZSRR na rzecz Amerykanów. Rosjan szczególnie interesował skład osobowy biura Radia Wolna Europa w Wiedniu. Ponieważ kończył się okres okupacji Austrii, po kilku tygodniach uznano, że lepiej przewieźć go do Czechosłowacji. W praskim więzieniu przez kilkanaście kolejnych miesięcy bito go i torturowano w celu wymuszenia zeznań. Ostatecznie z oskarżenia o zdradę stanu i szpiegostwo został skazany na karę dożywocia. W 1955 r. szantażem i obietnicą lepszego traktowania starano się przekonać go do publicznego wystąpienia na specjalnie zwołanej konferencji prasowej, podczas której miał przekazać spreparowane, kompromitujące RWE informacje. Treść wystąpienia szczegółowo opracowali specjaliści z StB. Ostatecznie jednak zrezygnowano z tego pomysłu. Wypuszczono go dopiero w okresie „praskiej wiosny”, w maju 1968 r. Gdy w drugiej połowie lat 90., już po upadku komunizmu, próbowałem go odszukać, okazało się, że nie żyje. Zmarł w Pradze w lipcu 1992 r. Z wiedeńskim biurem RWE związana jest także sprawa przedwojennego węgierskiego dziennikarza Aurela Abranyiego. Z opanowanego przez komunistów kraju udało mu się wydostać dopiero po kilku nieudanych próbach, gdy zgodził się na współpracę z węgierską bezpieką AVO. Za obietnicę wypełniania zadań wywiadowczych umożliwiono mu przedostanie się do Austrii, gdzie się osiedlił i doczekał austriackiego obywatelstwa. Otworzył w Wiedniu kancelarię adwokacką. Nawiązał też kontakt z RWE, przekazując tam informacje o bieżącej sytuacji na Węgrzech. Współpracował również z wywiadem francuskim i CIA. Oczywiście poinformował ich o swoich powiązaniach z AVO, z którą cały czas unikał Inne Oblicza Historii Józef Światło wyjechał do wschodniego Berlina z zadaniem uzyskania pomocy NRD-owskiej Stasi w zamordowaniu redaktorki RWE, Polki – Wandy Brońskiej. Na szczęście podczas wykonwania tej misji zdecydował się na ucieczkę na Zachód kontaktów. Współpracę Abranyiego z RWE przerwała klęska rewolucji węgierskiej 1956 r. i zarzuty, jakie postawiono dziennikarzom węgierskiej sekcji RWE. Oskarżano ich o podburzanie powstańców, a jednocześnie atakowanie w audycjach faktycznego przywódcy Imre Nagya, co pozbawiło go niezbędnego poparcia społecznego. Tajne węgierskie służby nie zapomniały mu jednak „zdrady”. Okazja nadarzyła się w październiku 1961 r. Został wówczas podstępnie uprowadzony przy pomocy agenta AVO. Tajemnicę udało się częściowo odsłonić dopiero pod koniec lat 80. Ustalono, że Abranyi został pozbawiony przytomności, zawinięty w dywan i przy pomocy KGB specjalnym samochodem z nadrukiem firmy oferującej czyszczenie dywanów wywieziony na Węgry. Po półtorarocznym śledztwie Sąd Wojskowy w Budapeszcie skazał go na 13 lat więzienia za zdradę i szpiegostwo. Dalsze jego losy pozostają do dzisiaj nieznane. Teoretycznie został zwolniony 15 października 1974 r. Do swoich bliskich nigdy jednak nie dotarł. Najprawdopodobniej został skrytobójczo zamordowany przez funkcjonariuszy AVO. Szczególnie wrażliwy na niezależną krytykę i „wolne słowo” docierające z Zachodu był bułgarski dyktator Todor Żiwkow, który za pośrednictwem swoich służb specjalnych (Drżawna Sigurnost – DS) www.ioh.pl bezwzględnie rozprawiał się z przeciwnikami. Gniew bułgarskiego wodza wzbudzał zwłaszcza szydzący z reżimu w felietonach emitowanych przez RWE popularny felietonista, dysydent Georgi Markow. Z wykształcenia chemik, z czasem bez reszty poświęcił się pisarstwu. W swoich utworach (m.in. w głośnej powieści The Great Roof) krytykował stosunki panujące w Bułgarii. W rezultacie zakazano publikacji jego twórczości. W 1969 r. uciekł z kraju i zamieszkał początkowo we Włoszech, później w Londynie. Nawiązał współpracę z BBC i Radiem Wolna Europa, gdzie miał cotygodniową audycję, analizującą aspekty codziennego życia w komunistycznej Bułgarii. Jego działalność obserwowano w Sofii z coraz większą złością, poszukując sposobu „uciszenia” niepokornego pisarza. Funkcjonariusze DS postanowili zgładzić opozycjonistę. Gen. Stojanow (ówczesny szef bułgarskiego MSW) zwrócił się o pomoc techniczną do ZSRR. Specjaliści z KGB udali się do Sofii, by przeszkolić Bułgarów i pokazać im swoje najnowsze osiągnięcia. Należało do nich urządzenie wystrzeliwujące niewielki ładunek trucizny ze specjalnie spreparowanego parasola. W ładunku, pod rozpuszczającą się w temp. ok. 37ºC osłoną z wosku, ukryto toksyczny wyciąg z nasion rącznika (rycyna) w ilości wystarczającej do spowodowania szybkiej śmierci. Wynajęty przez DS zabójca w początkach września 1978 r. udał się do Londynu. Jako miejsce zamachu wybrał przystanek autobusowy. Doczekawszy się odpowiedniego momentu (7 września), skierował parasol w stronę swojej ofiary i nacisnął spust. Markow poczuł w prawym udzie niespodziewane ukłucie, ale bez większych podejrzeń wsiadł do nadjeżdżającego autobusu. W pracy obejrzał bolące miejsce, gdzie ujrzał silnie zaczerwieniony, niewielki guz. Ponieważ czuł rosnącą niepokojąco gorączkę, zgłosił się do szpitala. Badający go lekarz nie znalazł jednak żadnych śladów po truciźnie, która zdążyła już wniknąć do organizmu. Pomimo prób znale- 1 Kopia parasolki, z której śmiertelnie ugodzono trucizną Georgi Markowa, wystawiona w waszyngtońskim muzeum akcesoriów szpiegowskich 2 Jako pocisk posłużyła platynowa kulka o średnicy 1,52 mm wypełniona rycyną 3 4 5 1. Przycisk spustu 2. Złożony parasol 3. Cylinder ze sprężonym gazem 4. Wstrzykiwacz 5. Nasadka parasola 7 RADIO WOLNA EUROPA Francesco Gullino został aresztowany przez bułgarskie służby w połowie lat 70. za próbę nielegalnego wywiezienia z Bułgarii średniowiecznych ikon. Osadzony w więzieniu, otrzymał propozycję współpracy w zamian za uwolnienie. Jego sklep z dziełami sztuki w Kopenhadze mógł być dobrą przykrywką dla zadań szpiegowskich i tzw. tajnych operacji. Był aktywnym agentem DS aż do końca istnienia komunistycznej Bułgarii w 1990 r. Zasłużył się dla reżimu w Sofii prawdopodobnie nie tylko zabójstwem Markowa. W każdym razie został aż dwukrotnie odznaczony medalem Za zasługi dla bezpieczeństwa i porządku publicznego Bułgarii. Był krótko zatrzymany w Kopenhadze w 1993 r. i przesłuchany przez brytyjskich i duńskich śledczych, prowadzących sprawę Markowa. Został jednak wypuszczony, gdyż zabrakło niepodważalnych dowodów jego winy. 68-letni dziś Gullino przebywa na wolności, wiodąc spokojne życie i podróżując bez przeszkód po krajach Unii Europejskiej. zienia skutecznej odtrutki bułgarski dysydent zmarł po 4 dniach strasznych cierpień. Wkrótce okazało się, że krwawa seria trwa. Zaledwie 3 tygodnie po śmierci Markowa zgłoszono śmierć kolejnego dziennikarza BBC. Okazał się nim Władimir Simeonow. Naprawdę nazywał się Władimir Bobchew i w Anglii przebywał od 1971 r. po ucieczce z Bułgarii. Chociaż podejrzewano, że przyczyną śmierci był silnie trujący gaz w sprayu, którym został opryskany, ostatecznie przyjęto wersję zachłyśnięcia się własną krwią po upadku ze schodów. Przypadek Simeonowa nigdy nie został ostatecznie wyjaśniony, chociaż brano pod uwagę możliwość, że został on usunięty przez agentów DS po wykorzystaniu go w sprawie likwidacji Markowa. W swoich wspomnieniach, wydanych już po upadku ZSRR, ówczesny generał KGB Kaługin opisuje, jak to podczas wizyty w Sofii jesienią 1978 r. został obdarowany przez gen. Stojanowa wspaniałym sztucerem do polowań marki Browning. Prezent ten miał symbolizować wdzięczność bułgarskich komunistów za śmiercionośny parasol, który pozwolił ukarać pisarza drwiącego z ich wielkiego przywódcy. Zapewnie nie przypadkiem też wybrano datę zamachu. 7 września – dzień urodzin Żiwkowa, był w tamtych czasach w Bułgarii uroczyście świętowany. Po 1989 r. historycy znaleźli w archiwach DS ślady wskazujące na osobę, która dokonała zamachu. Występuje ona w tych dokumentach pod pseudonimem „Piccadilly”. Posługiwał się nim urodzony we Włoszech duński obywatel Francesco Gullino. Podobny zamach, tym razem w Paryżu, przeżył inny bułgarski dziennikarz Vladimir Kostow. Na peronie stacji metra poczuł bolesne draśnięcie w okolicach łopatki. Po powrocie do domu poczuł się źle. Po kilku dniach temperatura opadła i powoli wracał do zdrowia. Przypadek Markowa i trwające swędzenie w okolicach łopatki skłoniły go jednak do ponownej wizyty w szpitalu. Znaleziono i usunięto częściowo rozpuszczoną kulkę wosku z trucizną o identycznych właściwościach jak ta, która stała się przyczyną śmierci Markowa. To, że udało mu się przeżyć, Kostow zawdzięczał grubemu swetrowi. Nabój dotarł do skóry nieco wolniej i nie zagłębił się wystarczająco głęboko. Kostow pracował w monachijskiej rozgłośni do końca jej istnienia, po czym w 1995 r. przeniósł się do niepodległej już Bułgarii. Z techniki użytej w przypadkach Markowa i Kostowa KGB korzystała jeszcze kilkakrotnie na przełomie lat 70. i 80., m.in. w przypadku Borysa Korczaka, Polaka urodzonego w Wilnie, który po wojnie sądzony był w Warszawie za swoją działalność niepodległościową. Cudem uniknął wykonania wyroku śmierci. Uwolniony z więzienia, uciekł w 1964 r. do Danii. Został potem zwerbowany przez CIA, a następnie przez KGB. Gdy w Moskwie odkryto jego podwójne zatrudnienie w tajnych służbach, postanowiono go zlikwidować za pomocą naboju z trucizną. Skrytobójczego zamachu, który zresztą przeżył, dokonano w miejscowości Vienna (stan Wirginia) w 1981 r. Oleg Kaługin, były szef sowieckiego kontrwywiadu, potwierdził niedawno, że za zabójstwem Markowa również stało KGB, w którego laboratoriach skonstruowano wspomniane parasolki i naboje zawierające truciznę. Laboratoria te istnieją nadal i ciągle unowocześniają metody zabijania. Ich „wynalazki” służą do usuwania niewygodnych ludzi, także poza Rosją. Zdaniem Kaługina z ich pomocą zlikwidowano w Londynie w listopadzie 2006 r. Aleksandra Litwinienkę, a nieco wcześniej próbowano usunąć ukraińskiego kandydata na prezydenta Wiktora Juszczenkę. Technicznych gadżetów, pochodzących z laboratoriów KGB, używano już w latach 50. Ofiarami byli wówczas Ukraińcy: Stepan Bandera, zamordowany w Monachium przy użyciu specjalnego pistoletu rozpylającego cyjanek, i inny nacjonalista ukraiński Lew Rebet. Najbardziej dramatyczny dla Radia i jego pracowników okazał się rok 1981. Do szczególnie agresywnych działań przystąpił wów- Pomieszczenia budynku Radia Wolna Europa po zamachu z 21 lutego 1981 r. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe 8 Inne Oblicza Historii www.ioh.pl czas reżim w Rumunii, wykorzystując jednego z najkrwawszych terrorystów XX wieku „Carlosa” (prasa nadała mu przydomek „Szakal”). Zresztą rumuńska Securitate od dłuższego czasu podejmowała zbrodnicze akcje w Monachium. W niewyjaśniony do dzisiaj sposób zmarło na chorobę nowotworową o bardzo gwałtownym przebiegu czterech kolejnych dyrektorów Rozgłośni Rumuńskiej RWE. W marcu 1975 r. zginął ugodzony nożem na monachijskiej ulicy popularny i chętnie słuchany w ojczystym kraju 34-letni dziennikarz RWE Cornel Chiriac, prowadzący muzyczną audycję dla młodzieży. Policja zatrzymała 17-letniego emigranta rumuńskiego Mario Groppa, któremu jednak nie potrafiono udowodnić winy ani wydobyć od niego konkretnych zeznań. W końcu lutego 1975 r. w prasie rumuńskiej pojawiły się doniesienia mające skompromitować Chiriaca, co uprawdopodabnia podejrzenia o roli Securitate w jego zabójstwie. Późnym wieczorem 21 lutego 1981 r. nastąpiła eksplozja potężnego ładunku materiału wybuchowego, który został podłożony pod murem jednego ze skrzydeł budynku radiowego, powodując znaczne straty materialne i raniąc kilkanaście osób, w tym siedem ciężko (szczęśliwie nikt nie zginął). Najbardziej poszkodowana okazała się czeska dziennikarka Maria Pulda, którą odłamki muru uderzyły w głowę. Przeszła wielomiesięczne leczenie, kilkanaście trudnych operacji i długą rehabilitację, nigdy nie odzyskując pełnego zdrowia. Wstrząs i wywołany wybuchem podmuch spowodowały znaczne uszkodzenia ścian, naruszenie betonowego filara, zniszczenie mebli i urządzeń technicznych. Ogólne straty oceniono na grubo ponad 2 mln dolarów. Szczególnie dotkliwe straty poniosła rozgłośnia czeska. Znajdująca się po tej samej stronie budynku redakcja polskiego „dziennika” ucierpiała tylko w ograniczonym stopniu i jako jedna z pierwszych poinformowała słuchaczy o dokonanym zamachu. Zamordowani dziennikarze Radia Wolna Europa Mihai Cismărescu Został w grudniu 1981 r., po śmierci Noëla Bernarda, mianowany dyrektorem stacji rumuńskiej Radia Wolna Europa. Zaledwie po roku pełnienia tej funkcji także on niespodziewanie zaczął odczuwać poważne problemy żołądkowe. Oficjalnie zmarł na raka żołądka 26 lutego 1983 r. Emil Georgescu Należał do wyjątkowo znienawidzonych przez Ceaușescu redaktorów RWE. Już latem 1981 r. został zaatakowany w garażu w pobliżu swojego mieszkania w Monachium i wielokrotnie ugodzony nożem. Przeżył jednak ten atak. Gdy po śmierci Mihaia Cismărescu objął dyrekcję rumuńskiej rozgłośni, zamach na jego życie ponowiono w wypróbowany już, skuteczny sposób. Nagle zachorował i po gwałtownym przebiegu choroby zmarł na raka 1 lutego 1985 r. Vlad Georgescu Redaktor w rumuńskiej sekcji RWE, autor cieszących się ogromnym zainteresowaniem audycji historycznych. W 1987 r. zapowiedział nadawanie treści opublikowanych na Zachodzie rewelacji generała Securitate Iona Pacepy, który zbiegł na Zachód i wydał książkę Czerwone horyzonty: kroniki szefa komunistycznego wywiadu. Wbrew pogróżkom wykonania na nim wyroku śmierci Vlad Georgescu zdecydował się na emisję swojej audycji. Fragmenty Czerwonych horyzontów wzbudzily ogromne zainteresowanie Rumunów, ale autor audycji przypłacił to życiem. Wkrótce zachorował na raka i zmarł 13 listopada 1988 r. w wieku 51 lat… 9 RADIO WOLNA EUROPA W organizowaniu zbrodniczych zamachów na pracowników Radia w Monachium wyróżniała sie Rumunia i Bułgaria. Z redaktorów rumunskiej sekcji RWE zginęli: prowadzacy audycje muzyczne Cornel Chiriac (śmiertelnie raniony nożem), Vlad Georgescu (historyk) i kolejni trzej dyrektorzy: Noël Bernard, Mihai Cismărescu (1983), Emil Georgescu (1985). Na osobisty rozkaz bułgarskiego szefa partii Żiwkowa zamordowano Georgija Markowa i probowano zabić (tak jak w przypadku Markowa za pomocą spreparowanej parasolki) Vladimira Kostowa. Zginęli też inni, jak np. Abdurrahman Fatalibeyli-Dudanginski z sekcji azerbejdżańskiej lub białoruski dziennikarz Leonid Karas. Teren wokół bydynku Radia Wolna Europa po zamachu z 21 lutego 1981 r. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe 10 Także emisja programów radiowych w innych sekcjach nie została poważniej zakłócona, choć zapewne o to właśnie chodziło zamachowcom. Śledztwo toczyło się dość ślamazarnie i nie przynosiło żadnych efektów. Dopiero kilka miesięcy po zamachu odkryto zaparkowany w pobliżu, niewątpliwie pozostawiony tu przez terrorystów samochód osobowy z ukrytą bronią ręczną i granatami. W przeciwieństwie do niemieckiej policji, zdecydowanie zareagowały władze USA, przeznaczając specjalne środki na usunięcie zniszczeń i zabezpieczenie budynku przed potencjalnymi, kolejnymi zamachami. Nie było zresztą całkowitej pewności, czy sprawcami zbrodni i terrorystycznych akcji wymierzonych w pracowników RWE jest rzeczywiście ZSRR lub któreś z państw bloku wschodniego, jednak dokonany wkrótce potem zamach na życie papieża Jana Pawła II i wprowadzenie stanu wojennego w Polsce potwierdzały te przypuszczenia. Dowiodło tego także kolejne zdarzenie, które spotkało dziennikarza rumuńskiej sekcji RWE Emila Georgescu. Rankiem 28 czerwca 1981 r. został zaatakowany przez mężczyznę, który zadał mu ponad 20 ciosów nożem. Pani Georgescu, schodząca do garażu tuż za mężem, usłyszała słowa zabójcy: „teraz już nic więcej nie napiszesz!”. Dostrzegła też fragment francuskich numerów rejestracyjnych samochodu zamachowca, co pomogło niemieckiej policji dość szybko ująć sprawcę. Ponieważ jego ofiara przeżyła, został skazany zaledwie na kilkuletnie więzienie. Przed sądem nie zdradził zleceniodawców zbrodni. Georgescu po półrocznym pobycie w szpitalu powrócił do pracy w początkach 1982 r. Nie bez przyczyny nadal obawiał się ataku na swoje życie. W 1984 r. nagle zachorował na raka płuc. Choroba, podobnie jak w przypadku trzech poprzednich dyrektorów Rumuńskiej Rozgłośni RWE, rozwijała się błyskawicznie. Zmarł w styczniu 1985 r. Wszyst- ko wskazuje na to, że śmierć nastąpiła w rezultacie podania mu środka wywołującego śmiertelną chorobę. Dowody, że za tymi wydarzeniami, a także za zamachem bombowym z lutego 1981 r. stali rumuński dyktator, Securitate i międzynarodowy terrorysta „Carlos”, pojawiły się wraz upadkiem komunizmu i dostępem do tamtejszych archiwów. Pierwszy wyraźny ślad prawdziwych sprawców zamachu znaleziono w dokumentach, które dostarczył w 1991 r. odpłatnie do RWE były funkcjonariusz wschodnioniemieckiej Stasi. Wściekłość Ceauşescu i jego wrogi stosunek do RWE osiągnęły apogeum po ucieczce w lipcu 1978 r. do USA jego najwierniejszego generała, a jednocześnie szefa wywiadu i ministra spraw wewnętrznych Rumunii Iona Mihaia Pacepy. Gdy jednak jego zlokalizowanie okazało się chwilowo niewykonalne, dyktator zdecydował się na akcję przeciwko rumuńskiej rozgłośni w Monachium, która szeroko informowała o ucieczce generała i o ujawnianych przez niego tajnych akcjach Securitate. Pacepa opisał je zresztą później w książce Czerwone horyzonty: Kroniki szefa komunistycznego wywiadu. Wśród radiosłuchaczy lektura ta wywoływała nie mniejsze emocje niż w swoim czasie wśród Polaków rewelacje Józefa Światły nadawane przez polską rozgłośnię po jego ucieczce z PRL. Pacepa pisze tam zresztą także o planach zgładzenia Georgescu. Fakt, że w bombowym zamachu na RWE ucierpiała czeska, a nie rumuńska redakcja, był wynikiem słabego rozpoznania celu ataku i pośpiechu, w jakim działali zamachowcy. „Carlos” przyjął zadanie dotyczące bombowego ataku na RWE. Zaprosił wybrane przez siebie zaufane osoby do Budapesztu. Podczas nocnej narady (24/25 września 1980 r.) podzielono zadania i zarysowano plan całej akcji. Szczegółowe rozpoznanie terenu i bezpośrednie dowodzenie wziął na siebie Weinrich. Głównych zamachowców miało wspierać dwo- Inne Oblicza Historii je bojówkarzy z baskijskiej ETA. Carlos nie zamierzał osobiście uczestniczyć w akcji, a jedynie pozostawać w kontakcie telefonicznym z dowodzącym atakiem. Nie udało się wyjaśnić, na ile aktywna była w kolejnych miesiącach współpraca tajnych służb Rumunii, Węgier, NRD i Polski z „Carlosem”. „Carlos” szukał dokładnych planów obiektu. Najpewniej w tym celu udał się jesienią 1980 r. do Warszawy, gdzie udostępniono mu dokumenty dotyczące zabezpieczeń budynku RWE. Niewątpliwie za zgodą gen. Kiszczaka, choć on nie przyznaje się do tego. Dokładne opisy, szkice i inne notatki sporządzone w fazie przygotowawczej pozostały w Budapeszcie. Węgrzy przekazali je po wyjeździe „Carlosa” wywiadowi enerdowskiemu (w ten sposób dostały się w ręce jednego z funkcjonariuszy Stasi, który sprzedał je dyrekcji RWE w 1991 r.). Niewiele nowych szczegółów do znanych już faktów o tym zamachu wniósł w marcu 2003 r. proces przeciwko jednemu ze wspólników „Carlosa” Weinrichowi. Jako świadek zeznawała była żona „Carlosa”. Zeznania składała też Maria Pulda, która odniosła wówczas najpoważniejsze obrażenia. Czeska dziennikarka zmarła kilka miesięcy później. Według raportów biura bezpieczeństwa RWE z końca lat 60. pierwszoplanową rolę w podejmowaniu akcji przeciwko Rozgłośni odgrywały PRL-owskie służby bezpieczeństwa. Niestety upadek komunizmu nie pozwolił historykom dotrzeć do tych archiwalnych zasobów polskich „służb”, które zawierały dowody ich wieloletniej aktywności wymierzonej w Radio. Akta te 16 stycznia 1990 r. zostały zniszczone na mocy decyzji ppłk. bezpieki Tadeusza Chętki, który zresztą został później pozytywnie zweryfikowany (?) i pełnił także po 1990 r. różne odpowiedzialne funkcje w wywiadzie Rzeczypospolitej Polskiej. Podobnie zachował się ostatni szef wywiadu zagranicznego komunistycznej Bułgarii, gen. Wladymir Todorow. To on właśnie zniszczył, liczącą 17 tomów akt, dokumentację sprawy Markowa. Nie są znane próby wynajmowania zabójców dla wyeliminowania nawet tych najbardziej znienawidzonych przez reżim w Warszawie polskich dziennikarzy RWE. Poza jednym przypadkiem. Niemal na pewno wspomniany wyjazd do Berlina w grudniu 1953 r. Józefa Światły związany był z planami zamordowania Wandy Pampuch-Brońskiej, która występowała przed mikrofonami rozgłośni w Monachium, opisując własne tragiczne przeżycia w ZSRR i okoliczności towarzyszące likwidacji polskich komunistów w ramach tzw. wielkiej czystki (zostali tam rozstrzelani także jej rodzice). W zabiciu dziennikarki miał pomóc wywiad NRD. Jednak ucieczka Światły i ujawnienie przez niego działań, które podejmowały tajne komunistyczne służby, spowodowały odstąpienie od tego zamysłu. Odosobnionym przypadkiem było upublicznienie wyroku śmierci, który wydał wojskowy sąd w Warszawie w 1983 r. na ówczesnego dyrektora Rozgłośni Polskiej RWE Zdzisława Najdera za jego rzekome szpiegostwo na rzecz USA. Tym samym praktycznie zamknięto sobie możliwość fizycznego wyeliminowania go rękami nasłanego zabójcy. Nie były to już lata 50., gdy nic nie mogło powstrzymać KGB np. przed skrytobójczym wykonaniem wyroku śmierci. REKLAMA Fot. z archiwum autora. www.ioh.pl 11 RADIO WOLNA EUROPA Oleg Tumanow „kret” KGB w Radio Liberty Witold Pronobis Do walki z RWE i zastraszania jego pracowników zaangażowano przede wszystkim służby specjalne państw bloku komunistycznego, z sowieckim KGB na czele. W najbardziej drastycznych działaniach, czyli w zamachach na życie pracowników rozgłośni, przodowały „służby” bułgarskie i rumuńskie. Ale nie próżnowały też pozostałe, które otrzymywały z Moskwy specjalne zadania w zakresie penetracji monachijskiego radia. Tak np. polskiej SB wraz z sekcją wywiadu wojskowego PRL zlecono zdobycie szczegółowych informacji nt. systemów zabezpieczenia i ochrony budynku przy Oettingenstrasse (gdzie mieściła się siedziba wszystkich narodowych redakcji RWE i Radia Liberty). N ajbardziej skuteczne było umieszczenie wśród pracowników RWE własnego agenta bądź pozyskanie go do współpracy szantażem lub przekupstwem. W polskim zespole do najlepiej znanych należał działający tutaj w latach 1965–1971 Andrzej Czechowicz. Został zwerbowany już po zatrudnieniu go w radiowym dziale „badań i analiz”, niemniej okazał się bardzo aktywny, przekazując do Warszawy setki raportów. Na ogół nie miały one większej wartości operacyjnej. Po pospiesznym ściągnięciu go do PRL Czechowicz był wykorzystywany w propagandowych napadach na RWE. Jako rzekomy „kapitan” wywiadu PRL napisał też żenująco naiwną książkę Siedem trudnych lat, mającą przekonać czytelników o zaangażowaniu RWE w działania zachodnioniemieckich „rewanżystów i militarystów” oraz o rzekomej moralnej degrengoladzie redaktorów. Podobne metody stosowały właściwie wszystkie „służby” w bloku wschodnim, a poza PRL (m.in. oprócz wspomnianego Czechowicza działali Andrzej Smoliński, małżeństwo Gontarczyków, Mieczysław Lach czy Jerzy Bożekowski) w tym zakresie przodowały także Czechosłowacja („Czechowiczem” był tam Pavel Minarik) i ZSRR (m.in. Jurij Marin). W jednym wypadku KGB udało się jednak odnieść znaczący sukces, Dział Nasłuchu Radia Wolna Europa, Schleisheim Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe 30 Inne Oblicza Historii ich agent stanął bowiem na samym czele rosyjskiej rozgłośni w Monachium. Nazywał się Oleg Aleksandrowicz Tumanow. Poznałem go osobiście i wraz z innymi kolegami przeżywaliśmy fakt jego niespodziewanego zniknięcia w lutym 1986 r. Redakcyjni koledzy Tumanowa sugerowali porwanie. Nie wykluczano skrytobójstwa. Jednak już po kilku tygodniach tajemnica została częściowo rozwiązana – radziecka prasa podała informację o powrocie z wywiadowczej misji agenta Olega Tumanowa! Zapowiedziano, że przed kamerami telewizyjnymi w centrum prasowym sowieckiego ministerstwa spraw zagranicznych opowie dziennikarzom o swoich szpiegowskich dokonaniach. W Radiu nadal podejrzewano jakąś machinację. Dobrowolne uczestnictwo Tumanowa w takim spektaklu powszechnie uważaliśmy za mało prawdopodobne. Mówiono o faszerowaniu go narkotykami lub podawaniu silnych psychotropów. Prawda okazała się dużo mniej dramatyczna, choć sensacyjna, zwłaszcza gdy ujawniano kolejne szczegóły tej afery. Któregoś letniego popołudnia 1985 r. jadłem w radiowej kantynie obiad w towarzystwie wicedyrektora polskiej sekcji Władysława Wantuły. W pewnym momencie, gdy zbliżał się do naszego stolika znany mi z widzenia jeden z redaktorów Radia Liberty, Wantuła szepnął: „Pogratulujmy mu – to Oleg Tumanow, od wczoraj dyrektor rosyjskiego zespołu”. Pozdrowił nas stosunkowo młody, niespełna 40-letni, niewysoki, barczysty mężczyzna o pogodnej twarzy. Zwróciłem uwagę na charakterystyczne znamię na jego prawym policzku. Podczas obiadu Wantuła opowiedział mi dość niezwykłą historię Tumanowa, który – jak się okazało – był kiedyś marynarzem sowieckiej floty, skąd zdezerterował w połowie lat 60. Ponieważ Tumanowa poznałem osobiście i – przyznam – zrobił na mnie pozytywne wrażenie, to prawda o nim okazała się dla mnie szczególnie przykra. Oto jego historia. www.ioh.pl Siedziba RWE w Ogrodzie Angielskim w Monachium – widok z lotu ptaka. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe Oleg Aleksandrowicz Tumanow urodził się w 1944 r. w Moskwie. Tam też zmarł w 1997 r., stosunkowo młodo, osamotniony i rozczarowany, coraz mniej pewnie przekonujący, zwykle już tylko samego siebie, o patriotycznych motywacjach współpracy z KGB. Pochodził zresztą z rodziny wiernie mu służącej – dziadek w NKWD w okresie stalinowskich czystek, a ojciec od początku lat 40. Tumanow zakończył naukę na pomaturalnej szkole handlowej, chociaż marzyła mu się praca operatora Miedzynarodowa legitymacja prasowa Tumanowa jako dziennikarza „Radia Liberty” w Monachium 31 RADIO WOLNA EUROPA Ważnym elementem działalności rozgłośni były audycje o charakterze edukacyjnym, odfałszowujące zakłamywaną historię polityczną Polski i dzieje jej kultury. W tym zakresie niezwykle ważną rolę odgrywały audycje Pawła Zaręby, Tadeusza Żenczykowskiego i Witolda Pronobisa. Hasło propagowane przez oficjalne władze wśród żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego. Materiały te miały dyskredytować działaczy opozycyjnych i uzasadniać wprowadzenie stanu wojennego. W połowie lat 80. wszystkie te materiały były dyskretnie wycofywane i niszczone, Warszawa, 13 grudnia 1981 r. Fot. Agencja FORUM 32 filmowego. Na krótko znalazł zatrudnienie w „Mosfilmie”, gdzie najwyraźniej nie doceniono jego zapału i potencjalnych zdolności. Później trafił do biura architektonicznego jako rysownik, co jednak nie dawało mu większej satysfakcji. Odszedł stamtąd na własną prośbę i wstąpił ochotniczo do Marynarki Wojennej. Przez 6 miesięcy szkolono go na artylerzystę w jednostkach Floty Bałtyckiej. Tymczasem morską służbę rozpoczął nie jako artylerzysta, a w charakterze pomocnika oficera politycznego, co oznaczało ścisłą współpracę z KGB. Jednym z jego zadań, które gorliwie wykonywał, podsłuchując kolegów, było meldowanie o zamiarach podjęcia ucieczki na Zachód przez innych marynarzy z krążownika „Swierdłowsk”, gdzie odbywał służbę. Jesienią 1965 r. „Swierdłowsk” znalazł się na wodach Morza Śródziemnego, na wysokości Egiptu, w ramach wspólnych manewrów z Flotą Czarnomorską. Właśnie wówczas Tumanow zdecydował się na ucieczkę. Którejś nocy samotnie, bez bagażu, dopłynął do odległego o 2 km brzegu, obok graniczącego z Libią miasteczka El Salloum. Przedostał się do granicy z Libią (jeszcze wówczas współpracującą z USA) i dopiero po jej przekroczeniu poprosił o azyl polityczny. Jestem przekonany, że rzeczywiście była to dezercja. Ucieczka żołnierza radzieckiej floty naturalnie zainteresowała CIA. Wyznaczono oficera, Alexandra Lembersky’ego, który specjalnie wybrał się do Libii, by dokładniej przyjrzeć się uciekinierowi. Towarzyszył on Tumanowowi także w następnych latach, stając się z czasem jego powiernikiem i przyjacielem. Na wniosek Lembersky’ego Tumanowa przewieziono do Niemiec Zachodnich i osadzono w amerykańskim obozie dla uchodźców w pobliżu Frankfurtu nad Menem. Był tam wielokrotnie przesłuchiwany, także za pomocą wykrywacza kłamstw. W jego zachowaniu nie doszukano się niczego podejrzanego. Gdy zaś wyraził zamiar przekazania obszernych relacji z życia w ZSRR, jego przypadek został zgłoszony do redakcji Oleg Tumanow jako marynarz sowieckiej floty bałtyckiej i pomocnik oficera politycznego na „Swierdłowsku”, 1964 r. rosyjskiej „Radia Liberty” w Monachium. Tumanow nie ukrywał zainteresowania pracą w Rozgłośni. Zaproponowano mu przyjazd do Monachium. Wydawał się wartościowym nabytkiem, zwłaszcza gdy udowodnił, że ma niezłe pióro. Coraz lepiej sprawdzał się też jako komentator radiowy. Już w 1966 r. został stażystą w dziale radiowych wiadomości. Po zakończeniu stażu objął stały etat redakcyjny. Stopniowo awansował, aż do stanowiska dyrektora sekcji rosyjskiej RL. W ogłaszanych już w Moskwie oświadczeniach prasowych, udzielanych wywiadach, wreszcie w napisanej własnoręcznie biografii, którą opublikował w 1993 r., dawał najróżniejsze, niekiedy sprzeczne wyjaśnienia dotyczące motywów swojej ucieczki. We wspomnianej książce wyjaśnia, że opuścił pokład sowieckiego krążownika ze sprecyzowanym przez KGB zadaniem. Miał czynić starania, by dostać się do redakcji Radia Liberty. Oczywiście nie da się całkowicie wykluczyć takiej wersji, wydaje mi się ona jednak mało prawdopodobna. Zaprzecza jej też oświadczenie byłego płk. KGB Wiktora Gundarewa, który zbiegł do USA w lutym 1986 r. To zresztą z powodu jego wiedzy o sowieckich agentach w RWE Tuma- Inne Oblicza Historii now został alarmowo odwołany do Moskwy. Gdy 26 lutego 1986 r. dyrektor rosyjskiej redakcji Radia Swoboda, pomimo wyznaczonych na ten dzień ważnych terminów, nie pojawił się w pracy, wywołało to zrozumiały niepokój. Po kilku godzinach intensywnych poszukiwań i bezskutecznego wydzwaniania na numer domowego telefonu zdecydowano się wyłamać drzwi jego prywatnego mieszkania. Oczywiście gospodarza nie znaleziono. Nie stwierdzono jednak braku cenniejszych przedmiotów i dokumentów. Gdy Tumanow nie odnalazł się także w następnych tygodniach, coraz bardziej prawdopodobna stawała się wersja, że został siłą uprowadzony przez KGB i wywieziony z Niemiec. Tymczasem szczegółowe zeznania jego redakcyjnych kolegów ujawniły różne dziwne zachowania Tumanowa, sugerujące także inne rozwiązanie zagadki. Nie wykluczano już możliwości, że był on świadomym informatorem KGB, a jego obecny powrót do ZSRR ma związek ze wspomnianą ucieczką Gundarewa, który wiedział o KGB-owskim agencie o pseudonimie „Mgła” w Rozgłośni monachijskiej. Choć nie przypominał sobie jego prawdziwego nazwiska, CIA w końcu je rozszyfrowała. Pseudonim „Mgła” nosił Oleg Tumanow... Nie było zatem zaskoczeniem, gdy w końcu kwietnia 1986 r. radziecka agencja prasowa TASS wydała komunikat informujący, że Tumanow, czyli były dyrektor sekcji rosyjskiej RWE/RL, „wypełniający tam swój obywatelski obowiązek, powrócił do Ojczyzny, by dać świadectwo metod wojny psychologicznej prowadzonej przez USA, a wymierzonej w Związek Radziecki i bratnie kraje obozu socjalistycznego”. O dalszych szczegółach jego misji miano się dowiedzieć na konferencji prasowej w Ministerstwie Spraw Zagranicznych ZSRR. Jednak zachowanie Tumanowa na tej konferencji, gdy wygłaszał wyuczone na pamięć kwestie, dawało podstawy do spekulacji, że nie znalazł się tam całkowicie dobro- www.ioh.pl W studio RWE. Audycja Fakty Wydarzenia Opinie, prowadzący red. Witold Pronobis, 21 stycznia 1988 r. wolnie. Był skrajnie zdenerwowany, a jego reakcje wskazywały, że jest pod wpływem środków farmakologicznych. Nie chciał też udzielać wyjaśnień dotyczących nagłego opuszczenia Monachium. Swoją dwudziestoletnią pracę w Rozgłośni nazwał „koszmarem, jakiego nikomu by nie życzył”, a powrót uzasadniał rzekomą świadomością nasilającego się konfliktu światowego, kiedy to, jak określił, „każdy uczciwy człowiek powinien znajdować się wśród swoich”. W monachijskiej rozgłośni prowadzono tymczasem intensywne śledztwo, znajdując coraz więcej dowodów świadczących o trwającej latami współpracy Tumanowa z KGB. Jak się okazało, dostarczał do Moskwy informacje na temat prywatnego życia niemal wszystkich pracowników rosyjskiej sekcji RWE/RL, a także wewnętrzne radiowe dokumenty, do których miał dostęp. W wyemitowanym w radzieckiej telewizji już w 1974 r. (potem wielokrotnie powtarzanym) filmie o Radio Liberty „Dywersyjne radio” wykorzystano przede wszystkim informacje dostarczone przez Tumanowa. Według zeznań wspomnianego już Gundarewa pozyskanie Tumanowa do szpiegowskiej działalności na rzecz Moskwy było wynikiem psychologicznego nacisku, jaki zastosowano, gdy tylko został namierzony przez wywiad sowiecki. W 1972 r. wykorzystano pierwszą sprzyjającą okazję, wręczając mu m.in. list od ojca, funkcjonariusza KGB, któremu uciecz- Konferencja prasowa w Moskwie po ucieczce Tumanowa z Monachium, 1986 r. Fot. z archiwum autora 33 Czy ślub Tumanowa ze Swietłaną też był skutkiem nakazu KGB? Para w rok po ślubie – 1979 r. Szefem ochrony w Radiu Wolna Europa w Monachium był przez 15 lat (do 1995 r.) Richard H. Cummings. Obecnie jest publicystą i autorem. Niedawno wydał książkę pt. Cold War Radio. The Dangerous History of American Broadcasting in Europe, 1950– –1989, opisującą walkę tajnych służb państw komunistycznych z Radiem Wolna Europa 34 ka syna rzekomo złamała karierę. Zapewne zaszantażowano go także groźbą ujawnienia charakteru jego służby na „Swierdłowsku” i zaproponowano dodatkowe wynagrodzenie pieniężne. Tumanow, bez większych oporów wyraził zgodę. Miał nadzieję, że CIA nie wykryje działalności, której się podjął, i że nadal będzie mógł korzystać z wygodnego, dostatniego życia na Zachodzie, a przy okazji poprawi swój budżet szpiegowskim honorarium z Moskwy. Inny uciekinier z ZSRR, były szef operacji KGB w USA Oleg Kaługin w 1988 r. wyznał Amerykanom, że w RWE/RL działało kilku jego agentów, spośród których wyróżniał właśnie Tumanowa jako szczególnie aktywnego, zasypującego wprost rezydenturę KGB we wschodnich Niemczech lawiną szczegółowych raportów, za które otrzymywał dodatkowe wynagrodzenie. Na postępowanie Tumanowa w Monachium sporo światła rzucają zwierzenia jego byłej żony Swietłany, którą poznał w Londynie, córki zamieszkałych na Łotwie Rosjan, którym udało się wyemigrować na Zachód, gdy miała zaledwie 13 lat. Ukończyła filolo- gię angielską i dostała pracę w British Broadcasting Corporation, gdzie specjalizowała się w problematyce rosyjskiej i prowadziła dział wiadomości. Pozostawała w kontakcie z wieloma rosyjskimi uciekinierami, np. Władimirem Kuzniecowem, i wydalonymi z ZSRR opozycjonistami, np. Władimirem Bukowskim i Aleksandrem Sołżenicynem. Interesujące perspektywy pracy w BBC zadecydowały o jej rezygnacji z planowanego wyjazdu z matką do Kanady. Zapewne wpływ na to miała także znajomość, którą zawarła w lutym 1978 r., z popularnym dziennikarzem RL w Monachium – Olegiem Tumanowem, który przyjeżdżał do Anglii, by u londyńskich antykwariuszy kupować stare rosyjskie monety. Było to jego znane i dość kosztowne hobby. Nie żałował też pieniędzy na wytworne garnitury, które kupował wyłącznie w renomowanym domu towarowym Harrodsa. Dziewiętnastoletnia wówczas Swietłana, o zwracającej uwagę urodzie, początkowo odrzucała zaloty starszego o kilkanaście lat Tumanowa. Chyba jednak zrobiła na nim silne wrażenie, skoro ten do tej pory zatwardziay kawaler szukał okazji do kolejnych spotkań. Zeznała po latach, że jej zgoda na bliższy związek z Tumanowem wypływała z pobudek materialnych. Jego pozycja zawodowa i niezłe zarobki dawały jej gwarancję życiowej stabilizacji. Okres narzeczeństwa nie trwał długo. W marcu 1978 r. odbył się ich ślub. Było jasne, że dalsze wspólne życie będą spędzać w Monachium, chociaż wymagało to załatwienia mnóstwa formalności. Chodziło o uzyskanie stałej niemieckiej wizy dla Swietłany. Tumanow zwrócił się z prośbą do Lembersky’ego, który wykorzystując kanały CIA, szybko pokonał istniejące przeszkody. W maju 1978 r. Tumanowowie wprowadzili się do nowego mieszkania niedaleko budynku RWE/RL. W Monachium Tumanow poinformował Swietłanę o swojej współpracy z KGB. Była zaszokowana i przerażona, ale na razie nie odczuwała skutków podwójnej roli granej przez świeżo poślubionego męża. Bardzo szybko się to zmieniło. KGB uznało, że i ją należy pozyskać do szpiegowskiej działalności na rzecz Moskwy. Wykorzystanie zaufania Amerykanów i umieszczenie jej w jakimś ważnym miejscu nie wydawało się trudne. Dzięki pośrednictwu Lembersky’ego trafiła do specjalnej szkoły języków wschodnich dla przyszłych pracowników wywiadu wojskowego USA, mieszczącej się w podmonachijskiej miejscowości Bad Aibling. Nauczała tam języka i literatury rosyjskiej. Ze swoimi studentami utrzymywała kontakty towarzyskie i niejednokrotnie ułatwiała im, za pośrednictwem męża, zgodę na korzystanie z bogatej biblioteki RWE/RL. Ich małżeństwo nie układało się jednak najlepiej, a kryzys potęgował coraz bardziej widoczny alkoholizm Tumanowa. Nasilił się on, gdy wyszedł na jaw krótkotrwały flirt Swietłany z jednym z jej studentów. Romans przerwała jej ciąża. W końcu 1982 r. urodziła córkę, której postanowili nadać imię Aleksandra, na cześć mieszkającego w Moskwie ojca Tumanowa. W połowie 1983 r. Swietłanie zaproponowano pracę w oddziale Inne Oblicza Historii CIA zajmującym się sprawami rosyjskimi. Z czasem stanęła na czele zespołu badającego sytuację w republikach nadbałtyckich. Tym samym wzrosła jej szpiegowska wartość. Zapewne nie przejawiała takiego zaangażowania we współpracy z KGB jak jej mąż, ale regularnie pisała dla nich meldunki dotyczące niekiedy najbardziej tajnych operacji podejmowanych przez CIA. Ostatni meldunek złożyła podczas tajnego wypadu do Berlina Wschodniego, podczas gdy w Monachium trwały poszukiwania jej męża. Zresztą ich małżeństwo praktycznie już nie istniało. Od lutego 1986 r. mieszkali osobno. Gdy wróciła, została aresztowana i osadzona w więzieniu za współpracę z KGB. Przesiedziała 6 miesięcy – do procesu, w którym skazano ją na 5 lat więzienia w zawieszeniu. A Oleg Tumanow? Po nagłośnionej propagandowo konferencji prasowej przestał być potrzebny. Otrzymał skromne mieszkanko w jednym z moskiewskich „mrówkowców”, żyjąc w niemal całkowitym zapomnieniu. Wprawdzie w 1989 r. główny organ KPZR dziennik „Prawda” opublikował obszerny wywiad z byłym agentem, jednak roiło się w nim od kłamstw i przeinaczeń. W tym samym zapewne czasie KGB postanowiło jeszcze raz go wykorzy- stać, polecając mu spisanie wspomnień, oczywiście pod nadzorem i według zaleconego scenariusza. Pisanie szło mu jednak opornie, jako że prawie nie trzeźwiał. W 1990 r., tuż po upadku ZSRR, odnalazł go w Moskwie Wilhelm Dietl, niemiecki dziennikarz pracujący dla pisma „Criminal Digest”. Przeprowadził z nim wielogodzinną rozmowę, podczas której 42-letni wówczas Tumanow wyraził rozczarowanie zepchnięciem go na „boczny tor”. Nie potrafił zdobyć się na szczerość i uparcie podtrzymywał wersję wpajaną mu przez niedawnych mocodawców z KGB. Dla czytelników interesujące mogły być tylko te fragmenty wywiadu, w których opowiadał, raczej zgodnie z prawdą, o szczegółach wyjazdu z Monachium w 1986 r., gdy w pośpiechu opuścił swoje 3-pokojowe mieszkanie i udał się na lotnisko. W Wiedniu spotkał się z kolejnym „kontaktem” KGB. Przekazano mu nowe dokumenty, na inne nazwisko, oraz bilet do Moskwy. Wieczorem 25 lutego wylądował na lotnisku Szeremietiewo. Przewieziono go w okolice Moskwy, gdzie mieszkał przez kilka tygodni, wyłącznie w towarzystwie funkcjonariuszy KGB, którzy mozolnie przygotowywali go do zaplanowanej na 28 kwietnia konferencji prasowej. Być może ten zbyt spontaniczny wywiad, a także nagły brak „opiekunów” z KGB po rozpadzie ZSRR stały się powodem powrotu Tumanowa do maszynopisu, nad którym kazano mu pracować. Te wspomnienia byłego agenta miały być teraz bardziej szczere. Ale nie były. Możliwe, że funkcjonariusze tajnej policji nadal go kontrolowali. Bardziej jednak prawdopodobna wydaje mi się inna wersja. Wbrew kompletnemu osamotnieniu, w jakim się znalazł w Moskwie, ten człowiek, który do niedawna prowadził niezwykle aktywne życie, w cenie, jaką przyszło mu teraz płacić, szukał jakiegoś sensu swojej niechlubnej, szpiegowskiej misji na rzecz zbrodniczego reżimu. Nie omieszkał też ostatniego rozdziału zatytułować z goryczą: „Obcy we własnym kraju”. Książka ukazała się w jednym z rosyjskich wydawnictw w końcu 1993 r. w ograniczonym nakładzie i przeszła tam niemal bez echa. Nieco większe było zainteresowanie w USA i w Niemczech, gdzie opublikowano jej tłumaczenie. Córka Aleksandra, w towarzystwie matki, odwiedziła go w jego skromniutkim moskiewskim mieszkaniu tylko raz, w 1992 r. Był wtedy kompletnie pijany. Oleg Tumanow zmarł 4 lata później, w wieku 54 lat, w całkowitym zapomnieniu. W żadnej z moskiewskich gazet nie wydrukowano nawet nekrologu. W żadnej radiowej rozgłośni nie wspomniano o tym fakcie, chociaż do 1986 r. był dyrektorem powszechnie słuchanego w Rosji, choć zakazanego tam Radia Swoboda, na szkodę którego szpiegował i które bez skrupułów zdradzał. Jan Nowak-Jeziorański pełnił funkcję dyrektora RWE do roku 1975. Jego następcami byli: Zygmunt Michałowski (1976–1981), Zdzisław Najder (1982–1987), Marek Łatyński (1987–1989) i Piotr Mroczyk (1989–1994). Fot. z archiwum autora. Podczas pracy nad wspomnieniami z nieodłączną butelką Ballantine'a, Moskwa, 1992 r. www.ioh.pl 35 LUBISZ NASZE PISMO? POLUB „INNE OBLICZA HISTORII” NA FACEBOOKU! www.facebook.com/inneobliczahistorii RADIO WOLNA EUROPA