Kto

Transkrypt

Kto
RADIO WOLNA EUROPA
Kto
mordował
Witold Pronobis
pracowników
Radia Wolna Europa
Praca w Radiu Wolna Europa oznaczała dla tych, którzy się na to zdecydowali, śmiertelne niebezpieczeństwo. Niesienie „wolnego słowa” przez dziennikarzy tego radia stawiało ich w rzędzie szczególnie groźnych przeciwników
komunistycznych reżimów. Niezależnie od innych nacisków służby specjalne
rządów w Warszawie, Pradze, Budapeszcie, Sofii czy Bukareszcie nieustannie
podejmowały akcje mające na celu zniechęcenie redaktorów do dalszego
uczestniczenia w tworzeniu programów, które nadawano do rodaków
w zniewolonych krajach. Zastraszano i szykanowano ich rodziny. Wobec pracowników wysuwano najbardziej nieprawdopodobne oskarżenia. Podejmowano liczne próby pozyskania ich do współpracy. Nie cofano się
też przed przemocą; liczne były przypadki pobić, szantażu i wymyślnych prowokacji. Niestety niejednokrotnie, na szczególnie znienawidzonych redaktorów, dokonywano zamachów. Ta działalność, na zlecenie państwowych przywódców, w ramach której nie cofano się
przed zbrodnią, mogła szokować. Przecież dziennikarze RWE nie prowadzili walki zbrojnej, nie podejmowali żadnej przemocy wobec przeciwnika. Oczywiście odrzucali też terroryzm jako coś absolutnie niedopuszczalnego, także w działalności wspieranej przez nich demokratycznej opozycji w ich kraju. Jedynym orężem Radia pozostawało „wolne słowo” i prawda – uwarunkowująca treść emitowanych stąd wiadomości.
W
lutym 1981 r., kilka
miesięcy przed moim
tam zatrudnieniem,
budynek RWE został
w znacznym stopniu
zniszczony w wyniku
wybuchu podłożonej bomby. Zamach
przeprowadził słynny terrorysta Ilich Ramírez Sánchez ps. „Carlos”, działając na
zlecenie rumuńskiego dyktatora Nicolae
Ceauşescu, przy współpracy reżimów
w Budapeszcie (AVO), Berlinie (Stasi)
i w Warszawie (SB). Dzięki szczęśliwemu
zbiegowi okoliczności nikt nie zginął. Jednak kilka osób odniosło rany, w tym dwie –
bardzo poważne. Natychmiast wszczęto
śledztwo. Niezależnie od siebie, choć wymieniając się informacjami, sprawców tego terrorystycznego ataku szukali bawarska policja i CIA z jej specjalną komórką
4
działającą w monachijskim budynku RWE, z Richardem H. Cummingsem na czele. Przez dość długi
okres nie osiągnięto poważniejszych rezultatów. Budynek radia
sporym nakładem kosztów wyremontowano i otoczono wysokim
murem. Ograniczono tym samym
możliwość kolejnego zamachu, ale
niebezpieczeństwo istniało nadal.
Pracownicy RWE w towarzyskich rozmowach unikali tego tematu, jak i przypominania wcześniejszych skrytobójczych zamachów, w których stracili życie ich
koledzy. Ale przecież pamiętano
o losie zamordowanych; o Abdurrahmanie Fatalibeyli – szefie biura
Azerbejdżańskiego Radia Wolności, o Leonidzie Karasie z sekcji
Inne Oblicza Historii
białoruskiej, o Aurelu Abranyi,
współpracującym z Rozgłośnią
Węgierską RWE, Bułgarze Georgi
Markowie czy Cornelu Chiriacu,
prowadzącym w Monachium muzyczną audycję dla młodzieży rumuńskiej.
Pamiętam dobrze Emila Georgescu, dyrektora sekcji rumuńskiej
RWE, który w 1981 r. cudem przeżył atak wynajętego nożownika.
Gdy 4 lata później nagle zachorował i znalazł się w szpitalu – ożyło
podejrzenie zamachu. Choroba,
zdiagnozowana przez lekarzy jako
rak płuc, podobnie jak w przypadku trzech jego poprzedników na
tym stanowisku rozwijała się błyskawicznie. W styczniu 1985 r.
Georgescu zmarł w monachijskiej
klinice onkologicznej. Wszystko
wskazuje na to, że zarówno jego
śmierć, jak i zgony Ghita Ionescu,
Mihaia Cismarescu czy Noëla Bernarda nastąpiły w rezultacie działania nierozpoznanego środka
wywołującego chorobę nowotworową o bardzo gwałtownym
Jedno z pomieszczeń bydynku
Radia Wolna Europa po zamachu
z 21 lutego 1981 r. Eksplozja
ok. 20 kg materiału wybuchowego umieszczonego w metalowym pojemniku, z czasowym lub
radiowym detonatorem nastąpiła krótko przed 22.00. Zegary
w budynku Radia zatrzymały się
na godz. 21.49. Fot. Narodowe
Archiwum Cyfrowe
www.ioh.pl
przebiegu (w Rumunii aktualnie
toczy się śledztwo mające wyjaśnić tajemnicę tych, z pewnością
nienaturalnych, zgonów).
Bezpieczeństwo RWE spoczywało w rękach specjalnego biura
o nazwie „Security Office”. Jego
pracownicy starali się nie dopuścić, by do naszego grona przeniknęli agenci wywiadów państw zza
„żelaznej kurtyny”. Z tego powodu
w jakimś stopniu także my sami
byliśmy przez nich obserwowani.
Nie była to dokuczliwa kontrola,
niestety chyba też nie najbardziej
dokładna. Różne „wpadki” były
nie tyle rezultatem niedoskonałości w pracy radiowego „Security
Office”, ile ograniczeń spowodowanych konstytucją RWE i faktu,
że działało ono w demokratycznym, niezawisłym kraju.
Likwidację pierwszej ofiary
przygotowało sowieckie KGB. Już
wkrótce po rozpoczęciu działalności w Monachium w tajemniczych
okolicznościach straciło życie
dwóch dziennikarzy Radia Liberty.
We wrześniu 1954 r. znaleziono
na brzegu rzeki Izary zwłoki Leonida Karasa, pisarza z sekcji białoruskiej. Początkowo nie podejrzewano morderstwa i sprawa zostałaby umorzona, gdyby nie ko-
Zamordowani dziennikarze
Radia Wolna Europa
Abdurrahman
Fatalibeyli
Szef biura Azerbejdżańskiego Radia
Wolności, którego
zwłoki odnaleziono
24 listopada 1954 r.
wciśnięte pod kanapę
w mieszkaniu rosyjskiego emigranta Michaiła
Ismaiłowa. Zginął uduszony garotą.
lejna tajemnicza śmierć. Kilka tygodni po pogrzebie Karasa odkryto zmasakrowane ciało Abdurrahmana Fatalibeyli, szefa biura Azerbejdżańskiego Radia Wolności,
wciśnięte pod kanapę w mieszkaniu rosyjskiego emigranta Michaiła Ismaiłowa. Policja niemiecka uznała, że
to właśnie on jest ofiarą. Po pogrzebie pojawiły się wątpliwości. Ekshumacja i powtórne oględziny zwłok wykazały, że w istocie ofiarą był Fatalibeyli. Ismaiłow zniknął. Ustalono, że do Monachium został wysłany przez
moskiewskie KGB dla likwidacji A. Fatalibeyli.
O ile śmierć Karasa była niewątpliwie skutkiem jego
krytycznego stosunku wobec ZSRR, o tyle Fatalibeyli od
dawna uważany był na Kremlu za zdrajcę. W latach 30.
był cenionym dowódcą armii sowieckiej, nagrodzonym
5
RADIO WOLNA EUROPA
Zamordowani dziennikarze
Radia Wolna Europa
Cornel
Chiriac
Redaktor popularnej
muzycznej audycji dla
słuchaczy rumuńskiej
Rozgłośni RWE został
zasztyletowany w jednej z knajpek w Monachium (w dzielnicy
Schwabing) w nocy z 4 na 5 marca 1975 r. w wieku
34 lat. Tajemnicze okoliczności zabójstwa potwierdzają zamach zorganizowany przez Securitate na
bezpośrednie życzenie Eleny Ceaușescu, żony rumuńskiego dyktatora.
Georgij
Markow
W 1969 r. zbiegł z komunistycznej Bugarii.
Pracował w Londynie
w BBC i dla RWE
w Monachium.
W swoich audycjach
ujawniał tajemnice
komunistycznych władz Bułgarii. KGB i bułgarskie
KDS (bułgarskie tajne służby) dokonały dwóch nieudanych zamachów na jego życie. 7 września 1978 r.
na londyńskiej ulicy został, pozornie przez przypadek, zraniony końcówką specjalnie skonstruowanego parasola z ładunkiem trującej substancji. Markow
zmarł po trzech dniach. W czasie obdukcji znaleziono
w miejscu ukłucia platynową 1,5 mm kulkę, wbitą
w jego łydkę, zawierającą śmiertelną dawkę rycyny.
Noël
Bernard
Był dyrektorem sekcji
rumuńskiej, gdy
w grudniu 1981 r. zachorował. W krótkim
okresie rozwinął się
u niego rak żołądka.
Zmarł 23 grudnia
1981 r., zapoczątkowując serię tajemniczych zgonów
kolejnych dyrektorów Rumuńskiej Rozgłośni RWE.
W aktach Securitate znaleziono notatki potwierdzające ich udział w tych zgonach.
6
Orderem Czerwonej Gwiazdy
w czasie wojny ZSRR z Finlandią.
We wrześniu 1941 r. dostał się do
niewoli. Przekonał Niemców do
swojego antybolszewizmu i zadeklarował chęć dalszej walki po ich
stronie. Dowodząc batalionem
Azerów, już w 1943 r. otrzymał
Żelazny Krzyż i awans do stopnia
majora. Liczył, że ta gorliwość
w walkach u boku Wehrmachtu
spowoduje niemiecką pomoc przy
budowie antyradzieckiej Unii Muzułmańskiej i utworzeniu niepodległego Azerbejdżanu. Po klęsce
hitlerowskich Niemiec zaoferował
swoje usługi Amerykanom i Centralnej Agencji Wywiadowczej. Od
1953 r. pracował w Monachium
jako kierownik sekcji azerbejdżańskiej w Radiu Liberty. Jego
zabójstwo mogło być zatem wykonaniem wydanego wcześniej
wyroku śmierci, co było niemal
regułą wobec b. radzieckich dowódców wojskowych, którzy po
czerwcu 1941 r. przeszli na stronę niemiecką.
Latem 1954 r. po raz pierwszy
wkroczyła do akcji przeciwko
RWE czechosłowacka tajna policja
StB. Postanowiono tam jakoś ukarać, najlepiej porwać, Stefana Kiripolsky’ego, jednego z pracowników wiedeńskiego biura RWE.
Dwa lata wcześniej zbiegł on do
Austrii i po kilku miesiącach znalazł zatrudnienie w funkcjonującym tam biurze podlegającym
monachijskiej rozgłośni. Jego
głównym zadaniem było zbieranie materiałów do dziennika radiowego od pojawiających się
w tym mieście uchodźców z Czechosłowacji. Został „namierzony”
przez agenta o pseudonimie
„Goździk”. Przekazane przez
„Goździka” meldunki były analizowane w departamencie wywiadowczym StB w Bratysławie.
Uznano tam, że pojawia się okazja, by przerwać działalność Kiripolsky’ego i jednocześnie nastraszyć cały zespół czechosłowacki.
Przy udziale KGB opracowano
plan porwania. Kiripolsky zamierzał spędzić swój pierwszy urlop
na południu kraju. Lekceważąc
niebezpieczeństwo, wybrał krótszą drogę pociągiem przez Wie-
ner Neustadt w strefie radzieckiej.
Wywiad czeski był już o tym poinformowany. W Wiener Neustadt
czekali funkcjonariusze KGB. Kiripolsky’ego oskarżono o prowadzenie działalności szpiegowskiej
przeciwko ZSRR na rzecz Amerykanów. Rosjan szczególnie interesował skład osobowy biura Radia
Wolna Europa w Wiedniu. Ponieważ kończył się okres okupacji
Austrii, po kilku tygodniach uznano, że lepiej przewieźć go do Czechosłowacji.
W praskim więzieniu przez kilkanaście kolejnych miesięcy bito
go i torturowano w celu wymuszenia zeznań. Ostatecznie z oskarżenia o zdradę stanu i szpiegostwo został skazany na karę dożywocia. W 1955 r. szantażem
i obietnicą lepszego traktowania
starano się przekonać go do publicznego wystąpienia na specjalnie zwołanej konferencji prasowej, podczas której miał przekazać spreparowane, kompromitujące RWE informacje. Treść wystąpienia szczegółowo opracowali
specjaliści z StB. Ostatecznie jednak zrezygnowano z tego pomysłu. Wypuszczono go dopiero
w okresie „praskiej wiosny”,
w maju 1968 r. Gdy w drugiej połowie lat 90., już po upadku komunizmu, próbowałem go odszukać, okazało się, że nie żyje. Zmarł
w Pradze w lipcu 1992 r.
Z wiedeńskim biurem RWE
związana jest także sprawa przedwojennego węgierskiego dziennikarza Aurela Abranyiego. Z opanowanego przez komunistów kraju udało mu się wydostać dopiero
po kilku nieudanych próbach, gdy
zgodził się na współpracę z węgierską bezpieką AVO. Za obietnicę wypełniania zadań wywiadowczych umożliwiono mu przedostanie się do Austrii, gdzie się
osiedlił i doczekał austriackiego
obywatelstwa. Otworzył w Wiedniu kancelarię adwokacką. Nawiązał też kontakt z RWE, przekazując tam informacje o bieżącej sytuacji na Węgrzech. Współpracował również z wywiadem francuskim i CIA. Oczywiście poinformował ich o swoich powiązaniach
z AVO, z którą cały czas unikał
Inne Oblicza Historii
Józef Światło
wyjechał do
wschodniego Berlina z zadaniem
uzyskania pomocy
NRD-owskiej Stasi
w zamordowaniu
redaktorki RWE,
Polki – Wandy
Brońskiej. Na
szczęście podczas
wykonwania tej
misji zdecydował
się na ucieczkę na
Zachód
kontaktów. Współpracę Abranyiego z RWE przerwała klęska rewolucji węgierskiej 1956 r. i zarzuty,
jakie postawiono dziennikarzom
węgierskiej sekcji RWE. Oskarżano
ich o podburzanie powstańców,
a jednocześnie atakowanie w audycjach faktycznego przywódcy
Imre Nagya, co pozbawiło go niezbędnego poparcia społecznego.
Tajne węgierskie służby nie zapomniały mu jednak „zdrady”.
Okazja nadarzyła się w październiku 1961 r. Został wówczas podstępnie uprowadzony przy pomocy agenta AVO. Tajemnicę udało
się częściowo odsłonić dopiero
pod koniec lat 80. Ustalono, że
Abranyi został pozbawiony przytomności, zawinięty w dywan
i przy pomocy KGB specjalnym samochodem z nadrukiem firmy
oferującej czyszczenie dywanów
wywieziony na Węgry. Po półtorarocznym śledztwie Sąd Wojskowy w Budapeszcie skazał go na
13 lat więzienia za zdradę i szpiegostwo. Dalsze jego losy pozostają do dzisiaj nieznane. Teoretycznie został zwolniony 15 października 1974 r. Do swoich bliskich nigdy jednak nie dotarł. Najprawdopodobniej został skrytobójczo
zamordowany przez funkcjonariuszy AVO.
Szczególnie wrażliwy na niezależną krytykę i „wolne słowo” docierające z Zachodu był bułgarski
dyktator Todor Żiwkow, który za
pośrednictwem swoich służb specjalnych (Drżawna Sigurnost – DS)
www.ioh.pl
bezwzględnie rozprawiał się
z przeciwnikami. Gniew bułgarskiego wodza wzbudzał zwłaszcza
szydzący z reżimu w felietonach
emitowanych przez RWE popularny felietonista, dysydent Georgi
Markow. Z wykształcenia chemik,
z czasem bez reszty poświęcił się
pisarstwu. W swoich utworach
(m.in. w głośnej powieści The
Great Roof) krytykował stosunki
panujące w Bułgarii. W rezultacie
zakazano publikacji jego twórczości. W 1969 r. uciekł z kraju i zamieszkał początkowo we Włoszech, później w Londynie. Nawiązał współpracę z BBC i Radiem
Wolna Europa, gdzie miał cotygodniową audycję, analizującą
aspekty codziennego życia w komunistycznej Bułgarii. Jego działalność obserwowano w Sofii z coraz większą złością, poszukując
sposobu „uciszenia” niepokornego
pisarza. Funkcjonariusze DS postanowili zgładzić opozycjonistę.
Gen. Stojanow (ówczesny szef bułgarskiego MSW) zwrócił się o pomoc techniczną do ZSRR. Specjaliści z KGB udali się do Sofii, by
przeszkolić Bułgarów i pokazać im
swoje najnowsze osiągnięcia. Należało do nich urządzenie wystrzeliwujące niewielki ładunek trucizny
ze specjalnie spreparowanego parasola. W ładunku, pod rozpuszczającą się w temp. ok. 37ºC osłoną z wosku, ukryto toksyczny wyciąg z nasion rącznika (rycyna)
w ilości wystarczającej do spowodowania szybkiej śmierci.
Wynajęty przez DS zabójca
w początkach września 1978 r.
udał się do Londynu. Jako miejsce
zamachu wybrał przystanek autobusowy. Doczekawszy się odpowiedniego momentu (7 września),
skierował parasol w stronę swojej
ofiary i nacisnął spust. Markow
poczuł w prawym udzie niespodziewane ukłucie, ale bez większych podejrzeń wsiadł do nadjeżdżającego autobusu. W pracy
obejrzał bolące miejsce, gdzie ujrzał silnie zaczerwieniony, niewielki guz. Ponieważ czuł rosnącą niepokojąco gorączkę,
zgłosił się do szpitala. Badający go lekarz nie znalazł jednak żadnych śladów po truciźnie, która
zdążyła już wniknąć
do organizmu.
Pomimo
prób znale-
1
Kopia parasolki,
z której śmiertelnie ugodzono
trucizną Georgi
Markowa, wystawiona w waszyngtońskim
muzeum akcesoriów szpiegowskich
2
Jako pocisk posłużyła platynowa kulka o średnicy
1,52 mm wypełniona rycyną
3
4
5
1. Przycisk spustu
2. Złożony parasol
3. Cylinder ze sprężonym gazem
4. Wstrzykiwacz
5. Nasadka parasola
7
RADIO WOLNA EUROPA
Francesco Gullino
został aresztowany przez
bułgarskie służby w połowie lat 70. za próbę
nielegalnego wywiezienia z Bułgarii średniowiecznych ikon. Osadzony w więzieniu, otrzymał
propozycję współpracy
w zamian za uwolnienie.
Jego sklep z dziełami sztuki w Kopenhadze mógł być
dobrą przykrywką dla zadań szpiegowskich i tzw. tajnych operacji. Był aktywnym agentem DS aż do końca
istnienia komunistycznej Bułgarii w 1990 r. Zasłużył
się dla reżimu w Sofii prawdopodobnie nie tylko zabójstwem Markowa. W każdym razie został aż dwukrotnie odznaczony medalem Za zasługi dla bezpieczeństwa i porządku publicznego Bułgarii. Był krótko
zatrzymany w Kopenhadze w 1993 r. i przesłuchany
przez brytyjskich i duńskich śledczych, prowadzących
sprawę Markowa. Został jednak wypuszczony, gdyż
zabrakło niepodważalnych dowodów jego winy.
68-letni dziś Gullino przebywa na wolności, wiodąc
spokojne życie i podróżując bez przeszkód po krajach
Unii Europejskiej.
zienia skutecznej odtrutki bułgarski dysydent zmarł po 4 dniach
strasznych cierpień.
Wkrótce okazało się, że krwawa
seria trwa. Zaledwie 3 tygodnie
po śmierci Markowa zgłoszono
śmierć kolejnego dziennikarza
BBC. Okazał się nim Władimir Simeonow. Naprawdę nazywał się
Władimir Bobchew i w Anglii
przebywał od 1971 r. po ucieczce
z Bułgarii. Chociaż podejrzewano,
że przyczyną śmierci był silnie trujący gaz w sprayu, którym został
opryskany, ostatecznie przyjęto
wersję zachłyśnięcia się własną
krwią po upadku ze schodów.
Przypadek Simeonowa nigdy nie
został ostatecznie wyjaśniony,
chociaż brano pod uwagę możliwość, że został on usunięty przez
agentów DS po wykorzystaniu go
w sprawie likwidacji Markowa.
W swoich wspomnieniach, wydanych już po upadku ZSRR, ówczesny generał KGB Kaługin opisuje, jak to podczas wizyty w Sofii
jesienią 1978 r. został obdarowany przez gen. Stojanowa wspaniałym sztucerem do polowań marki
Browning. Prezent ten miał symbolizować wdzięczność bułgarskich komunistów za śmiercionośny parasol, który pozwolił ukarać
pisarza drwiącego z ich wielkiego
przywódcy. Zapewnie nie przypadkiem też wybrano datę zamachu. 7 września – dzień urodzin
Żiwkowa, był w tamtych czasach
w Bułgarii uroczyście świętowany.
Po 1989 r. historycy znaleźli
w archiwach DS ślady wskazujące
na osobę, która dokonała zamachu. Występuje ona w tych dokumentach pod pseudonimem „Piccadilly”. Posługiwał się nim urodzony we Włoszech duński obywatel Francesco Gullino.
Podobny zamach, tym razem
w Paryżu, przeżył inny bułgarski
dziennikarz Vladimir Kostow. Na
peronie stacji metra poczuł bolesne draśnięcie w okolicach łopatki. Po powrocie do domu poczuł
się źle. Po kilku dniach temperatura opadła i powoli wracał do
zdrowia. Przypadek Markowa
i trwające swędzenie w okolicach
łopatki skłoniły go jednak do ponownej wizyty w szpitalu. Znaleziono i usunięto częściowo rozpuszczoną kulkę wosku z trucizną
o identycznych właściwościach
jak ta, która stała się przyczyną
śmierci Markowa. To, że udało mu
się przeżyć, Kostow zawdzięczał
grubemu swetrowi. Nabój dotarł
do skóry nieco wolniej i nie zagłębił się wystarczająco głęboko. Kostow pracował w monachijskiej
rozgłośni do końca jej istnienia,
po czym w 1995 r. przeniósł się
do niepodległej już Bułgarii.
Z techniki użytej w przypadkach
Markowa i Kostowa KGB korzystała jeszcze kilkakrotnie na przełomie lat 70. i 80., m.in. w przypadku Borysa Korczaka, Polaka urodzonego w Wilnie, który po wojnie sądzony był w Warszawie za
swoją działalność niepodległościową. Cudem uniknął wykonania wyroku śmierci. Uwolniony
z więzienia, uciekł w 1964 r. do
Danii. Został potem zwerbowany
przez CIA, a następnie przez KGB.
Gdy w Moskwie odkryto jego podwójne zatrudnienie w tajnych
służbach, postanowiono go zlikwidować za pomocą naboju
z trucizną. Skrytobójczego zamachu, który zresztą przeżył, dokonano w miejscowości Vienna
(stan Wirginia) w 1981 r.
Oleg Kaługin, były szef sowieckiego kontrwywiadu, potwierdził
niedawno, że za zabójstwem Markowa również stało KGB, w którego laboratoriach skonstruowano
wspomniane parasolki i naboje
zawierające truciznę. Laboratoria
te istnieją nadal i ciągle unowocześniają metody zabijania. Ich
„wynalazki” służą do usuwania
niewygodnych ludzi, także poza
Rosją. Zdaniem Kaługina z ich pomocą zlikwidowano w Londynie
w listopadzie 2006 r. Aleksandra
Litwinienkę, a nieco wcześniej
próbowano usunąć ukraińskiego
kandydata na prezydenta Wiktora
Juszczenkę. Technicznych gadżetów, pochodzących z laboratoriów KGB, używano już w latach
50. Ofiarami byli wówczas Ukraińcy: Stepan Bandera, zamordowany w Monachium przy użyciu specjalnego pistoletu rozpylającego
cyjanek, i inny nacjonalista ukraiński Lew Rebet.
Najbardziej dramatyczny dla Radia i jego pracowników okazał się
rok 1981. Do szczególnie agresywnych działań przystąpił wów-
Pomieszczenia budynku Radia
Wolna Europa po zamachu
z 21 lutego 1981 r. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe
8
Inne Oblicza Historii
www.ioh.pl
czas reżim w Rumunii, wykorzystując jednego z najkrwawszych
terrorystów XX wieku „Carlosa”
(prasa nadała mu przydomek
„Szakal”). Zresztą rumuńska Securitate od dłuższego czasu podejmowała zbrodnicze akcje w Monachium. W niewyjaśniony do dzisiaj sposób zmarło na chorobę
nowotworową o bardzo gwałtownym przebiegu czterech kolejnych dyrektorów Rozgłośni Rumuńskiej RWE. W marcu 1975 r.
zginął ugodzony nożem na monachijskiej ulicy popularny i chętnie
słuchany w ojczystym kraju 34-letni dziennikarz RWE Cornel Chiriac,
prowadzący muzyczną audycję
dla młodzieży. Policja zatrzymała
17-letniego emigranta rumuńskiego Mario Groppa, któremu jednak
nie potrafiono udowodnić winy
ani wydobyć od niego konkretnych zeznań. W końcu lutego
1975 r. w prasie rumuńskiej pojawiły się doniesienia mające skompromitować Chiriaca, co uprawdopodabnia podejrzenia o roli Securitate w jego zabójstwie.
Późnym wieczorem 21 lutego
1981 r. nastąpiła eksplozja potężnego ładunku materiału wybuchowego, który został podłożony
pod murem jednego ze skrzydeł
budynku radiowego, powodując
znaczne straty materialne i raniąc
kilkanaście osób, w tym siedem
ciężko (szczęśliwie nikt nie zginął). Najbardziej poszkodowana
okazała się czeska dziennikarka
Maria Pulda, którą odłamki muru
uderzyły w głowę. Przeszła wielomiesięczne leczenie, kilkanaście
trudnych operacji i długą rehabilitację, nigdy nie odzyskując pełnego zdrowia. Wstrząs i wywołany
wybuchem podmuch spowodowały znaczne uszkodzenia ścian,
naruszenie betonowego filara,
zniszczenie mebli i urządzeń technicznych. Ogólne straty oceniono
na grubo ponad 2 mln dolarów.
Szczególnie dotkliwe straty poniosła rozgłośnia czeska. Znajdująca się po tej samej stronie budynku redakcja polskiego „dziennika” ucierpiała tylko w ograniczonym stopniu i jako jedna
z pierwszych poinformowała słuchaczy o dokonanym zamachu.
Zamordowani dziennikarze
Radia Wolna Europa
Mihai
Cismărescu
Został w grudniu
1981 r., po śmierci
Noëla Bernarda, mianowany dyrektorem
stacji rumuńskiej Radia Wolna Europa.
Zaledwie po roku pełnienia tej funkcji także on niespodziewanie zaczął odczuwać poważne problemy
żołądkowe. Oficjalnie zmarł na raka żołądka 26 lutego 1983 r.
Emil
Georgescu
Należał do wyjątkowo znienawidzonych
przez Ceaușescu redaktorów RWE. Już
latem 1981 r. został
zaatakowany w garażu w pobliżu swojego mieszkania w Monachium
i wielokrotnie ugodzony nożem. Przeżył jednak ten
atak. Gdy po śmierci Mihaia Cismărescu objął dyrekcję rumuńskiej rozgłośni, zamach na jego życie
ponowiono w wypróbowany już, skuteczny sposób.
Nagle zachorował i po gwałtownym przebiegu choroby zmarł na raka 1 lutego 1985 r.
Vlad
Georgescu
Redaktor w rumuńskiej sekcji RWE, autor cieszących się
ogromnym zainteresowaniem audycji historycznych. W 1987 r.
zapowiedział nadawanie treści opublikowanych na Zachodzie rewelacji generała Securitate Iona Pacepy, który zbiegł na
Zachód i wydał książkę Czerwone horyzonty: kroniki szefa komunistycznego wywiadu. Wbrew pogróżkom wykonania na nim wyroku śmierci Vlad
Georgescu zdecydował się na emisję swojej audycji. Fragmenty Czerwonych horyzontów wzbudzily
ogromne zainteresowanie Rumunów, ale autor audycji przypłacił to życiem. Wkrótce zachorował na
raka i zmarł 13 listopada 1988 r. w wieku 51 lat…
9
RADIO WOLNA EUROPA
W organizowaniu zbrodniczych zamachów na pracowników Radia w Monachium wyróżniała sie Rumunia
i Bułgaria. Z redaktorów rumunskiej sekcji RWE zginęli:
prowadzacy audycje muzyczne Cornel Chiriac (śmiertelnie raniony nożem), Vlad Georgescu (historyk) i kolejni
trzej dyrektorzy: Noël Bernard, Mihai Cismărescu (1983),
Emil Georgescu (1985). Na osobisty rozkaz bułgarskiego
szefa partii Żiwkowa zamordowano Georgija Markowa
i probowano zabić (tak jak w przypadku Markowa za
pomocą spreparowanej parasolki) Vladimira Kostowa.
Zginęli też inni, jak np. Abdurrahman Fatalibeyli-Dudanginski z sekcji azerbejdżańskiej lub białoruski dziennikarz Leonid Karas.
Teren wokół
bydynku Radia
Wolna Europa
po zamachu
z 21 lutego
1981 r. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe
10
Także emisja programów radiowych w innych sekcjach nie została poważniej zakłócona, choć zapewne o to właśnie chodziło zamachowcom. Śledztwo toczyło
się dość ślamazarnie i nie przynosiło żadnych efektów. Dopiero kilka miesięcy po zamachu odkryto
zaparkowany w pobliżu, niewątpliwie pozostawiony tu przez terrorystów samochód osobowy
z ukrytą bronią ręczną i granatami. W przeciwieństwie do niemieckiej policji, zdecydowanie zareagowały władze USA, przeznaczając specjalne środki na usunięcie zniszczeń i zabezpieczenie budynku przed potencjalnymi, kolejnymi zamachami. Nie było zresztą
całkowitej pewności, czy sprawcami zbrodni i terrorystycznych
akcji wymierzonych w pracowników RWE jest rzeczywiście ZSRR
lub któreś z państw bloku wschodniego, jednak dokonany wkrótce
potem zamach na życie papieża
Jana Pawła II i wprowadzenie stanu wojennego w Polsce potwierdzały te przypuszczenia.
Dowiodło tego także kolejne
zdarzenie, które spotkało dziennikarza rumuńskiej sekcji RWE Emila
Georgescu. Rankiem 28 czerwca
1981 r. został zaatakowany przez
mężczyznę, który zadał mu ponad 20 ciosów nożem. Pani Georgescu, schodząca do garażu tuż
za mężem, usłyszała słowa zabójcy: „teraz już nic więcej nie napiszesz!”. Dostrzegła też fragment
francuskich numerów rejestracyjnych samochodu zamachowca, co
pomogło niemieckiej policji dość
szybko ująć sprawcę. Ponieważ jego ofiara przeżyła, został skazany
zaledwie na kilkuletnie więzienie.
Przed sądem nie zdradził zleceniodawców zbrodni. Georgescu
po półrocznym pobycie w szpitalu
powrócił do pracy w początkach
1982 r. Nie bez przyczyny nadal
obawiał się ataku na swoje życie.
W 1984 r. nagle zachorował na
raka płuc. Choroba, podobnie jak
w przypadku trzech poprzednich
dyrektorów Rumuńskiej Rozgłośni
RWE, rozwijała się błyskawicznie.
Zmarł w styczniu 1985 r. Wszyst-
ko wskazuje na to, że śmierć nastąpiła w rezultacie podania mu
środka wywołującego śmiertelną
chorobę.
Dowody, że za tymi wydarzeniami, a także za zamachem bombowym z lutego 1981 r. stali rumuński dyktator, Securitate i międzynarodowy terrorysta „Carlos”,
pojawiły się wraz upadkiem komunizmu i dostępem do tamtejszych archiwów. Pierwszy wyraźny ślad prawdziwych sprawców
zamachu znaleziono w dokumentach, które dostarczył w 1991 r.
odpłatnie do RWE były funkcjonariusz wschodnioniemieckiej Stasi.
Wściekłość Ceauşescu i jego
wrogi stosunek do RWE osiągnęły
apogeum po ucieczce w lipcu
1978 r. do USA jego najwierniejszego generała, a jednocześnie
szefa wywiadu i ministra spraw
wewnętrznych Rumunii Iona Mihaia Pacepy. Gdy jednak jego zlokalizowanie okazało się chwilowo niewykonalne, dyktator zdecydował
się na akcję przeciwko rumuńskiej
rozgłośni w Monachium, która
szeroko informowała o ucieczce
generała i o ujawnianych przez
niego tajnych akcjach Securitate.
Pacepa opisał je zresztą później
w książce Czerwone horyzonty:
Kroniki szefa komunistycznego
wywiadu. Wśród radiosłuchaczy
lektura ta wywoływała nie mniejsze emocje niż w swoim czasie
wśród Polaków rewelacje Józefa
Światły nadawane przez polską
rozgłośnię po jego ucieczce z PRL.
Pacepa pisze tam zresztą także
o planach zgładzenia Georgescu.
Fakt, że w bombowym zamachu
na RWE ucierpiała czeska, a nie rumuńska redakcja, był wynikiem
słabego rozpoznania celu ataku
i pośpiechu, w jakim działali zamachowcy.
„Carlos” przyjął zadanie dotyczące bombowego ataku na RWE.
Zaprosił wybrane przez siebie zaufane osoby do Budapesztu. Podczas nocnej narady (24/25 września 1980 r.) podzielono zadania
i zarysowano plan całej akcji.
Szczegółowe rozpoznanie terenu
i bezpośrednie dowodzenie wziął
na siebie Weinrich. Głównych zamachowców miało wspierać dwo-
Inne Oblicza Historii
je bojówkarzy z baskijskiej ETA. Carlos nie zamierzał osobiście uczestniczyć w akcji, a jedynie pozostawać w kontakcie telefonicznym z dowodzącym atakiem.
Nie udało się wyjaśnić, na ile aktywna była w kolejnych
miesiącach współpraca tajnych służb Rumunii, Węgier, NRD
i Polski z „Carlosem”. „Carlos” szukał dokładnych planów
obiektu. Najpewniej w tym celu udał się jesienią 1980 r. do
Warszawy, gdzie udostępniono mu dokumenty dotyczące
zabezpieczeń budynku RWE. Niewątpliwie za zgodą gen.
Kiszczaka, choć on nie przyznaje się do tego. Dokładne opisy, szkice i inne notatki sporządzone w fazie przygotowawczej pozostały w Budapeszcie. Węgrzy przekazali je po wyjeździe „Carlosa” wywiadowi enerdowskiemu (w ten sposób dostały się w ręce jednego z funkcjonariuszy Stasi, który
sprzedał je dyrekcji RWE w 1991 r.).
Niewiele nowych szczegółów do znanych już faktów
o tym zamachu wniósł w marcu 2003 r. proces przeciwko
jednemu ze wspólników „Carlosa” Weinrichowi. Jako świadek zeznawała była żona „Carlosa”. Zeznania składała też
Maria Pulda, która odniosła wówczas najpoważniejsze obrażenia. Czeska dziennikarka zmarła kilka miesięcy później.
Według raportów biura bezpieczeństwa RWE z końca
lat 60. pierwszoplanową rolę w podejmowaniu akcji przeciwko Rozgłośni odgrywały PRL-owskie służby bezpieczeństwa. Niestety upadek komunizmu nie pozwolił historykom
dotrzeć do tych archiwalnych zasobów polskich „służb”,
które zawierały dowody ich wieloletniej aktywności wymierzonej w Radio. Akta te 16 stycznia 1990 r. zostały zniszczone na mocy decyzji ppłk. bezpieki Tadeusza Chętki, który
zresztą został później pozytywnie zweryfikowany (?) i pełnił
także po 1990 r. różne odpowiedzialne funkcje w wywiadzie Rzeczypospolitej Polskiej. Podobnie zachował się ostatni szef wywiadu zagranicznego komunistycznej Bułgarii,
gen. Wladymir Todorow. To on właśnie zniszczył, liczącą
17 tomów akt, dokumentację sprawy Markowa.
Nie są znane próby wynajmowania zabójców dla wyeliminowania nawet tych najbardziej znienawidzonych przez
reżim w Warszawie polskich dziennikarzy RWE. Poza jednym przypadkiem. Niemal na pewno wspomniany wyjazd
do Berlina w grudniu 1953 r. Józefa Światły związany był
z planami zamordowania Wandy Pampuch-Brońskiej, która
występowała przed mikrofonami rozgłośni w Monachium,
opisując własne tragiczne przeżycia w ZSRR i okoliczności
towarzyszące likwidacji polskich komunistów w ramach
tzw. wielkiej czystki (zostali tam rozstrzelani także jej rodzice). W zabiciu dziennikarki miał pomóc wywiad NRD.
Jednak ucieczka Światły i ujawnienie przez niego działań,
które podejmowały tajne komunistyczne służby, spowodowały odstąpienie od tego zamysłu.
Odosobnionym przypadkiem było upublicznienie wyroku
śmierci, który wydał wojskowy sąd w Warszawie w 1983 r.
na ówczesnego dyrektora Rozgłośni Polskiej RWE Zdzisława
Najdera za jego rzekome szpiegostwo na rzecz USA. Tym
samym praktycznie zamknięto sobie możliwość fizycznego
wyeliminowania go rękami nasłanego zabójcy. Nie były to
już lata 50., gdy nic nie mogło powstrzymać KGB np. przed
skrytobójczym wykonaniem wyroku śmierci.
REKLAMA
Fot. z archiwum autora.
www.ioh.pl
11
RADIO WOLNA EUROPA
Oleg Tumanow
„kret” KGB w Radio Liberty
Witold Pronobis
Do walki z RWE i zastraszania jego pracowników zaangażowano przede wszystkim służby specjalne państw
bloku komunistycznego, z sowieckim KGB na czele.
W najbardziej drastycznych działaniach, czyli w zamachach na życie pracowników rozgłośni, przodowały
„służby” bułgarskie i rumuńskie. Ale nie próżnowały też
pozostałe, które otrzymywały z Moskwy specjalne zadania w zakresie penetracji monachijskiego radia. Tak
np. polskiej SB wraz z sekcją wywiadu wojskowego PRL
zlecono zdobycie szczegółowych informacji nt. systemów zabezpieczenia i ochrony budynku przy Oettingenstrasse (gdzie mieściła się siedziba wszystkich narodowych redakcji RWE i Radia Liberty).
N
ajbardziej skuteczne
było umieszczenie
wśród pracowników
RWE własnego agenta bądź pozyskanie
go do współpracy
szantażem lub przekupstwem.
W polskim zespole do najlepiej
znanych należał działający tutaj
w latach 1965–1971 Andrzej Czechowicz. Został zwerbowany już
po zatrudnieniu go w radiowym
dziale „badań i analiz”, niemniej
okazał się bardzo aktywny, przekazując do Warszawy setki raportów. Na ogół nie miały one większej wartości operacyjnej. Po pospiesznym ściągnięciu go do PRL
Czechowicz był wykorzystywany
w propagandowych napadach na
RWE. Jako rzekomy „kapitan” wywiadu PRL napisał też żenująco
naiwną książkę Siedem trudnych
lat, mającą przekonać czytelników
o zaangażowaniu RWE w działania zachodnioniemieckich „rewanżystów i militarystów” oraz
o rzekomej moralnej degrengoladzie redaktorów.
Podobne metody stosowały
właściwie wszystkie „służby”
w bloku wschodnim, a poza PRL
(m.in. oprócz wspomnianego Czechowicza działali Andrzej Smoliński, małżeństwo Gontarczyków,
Mieczysław Lach czy Jerzy Bożekowski) w tym zakresie przodowały także Czechosłowacja („Czechowiczem” był tam Pavel Minarik) i ZSRR (m.in. Jurij Marin).
W jednym wypadku KGB udało się
jednak odnieść znaczący sukces,
Dział Nasłuchu Radia Wolna Europa, Schleisheim
Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe
30
Inne Oblicza Historii
ich agent stanął bowiem na samym
czele rosyjskiej rozgłośni w Monachium. Nazywał się Oleg Aleksandrowicz Tumanow. Poznałem go
osobiście i wraz z innymi kolegami przeżywaliśmy fakt jego niespodziewanego zniknięcia w lutym 1986 r. Redakcyjni koledzy Tumanowa sugerowali porwanie. Nie
wykluczano skrytobójstwa. Jednak
już po kilku tygodniach tajemnica
została częściowo rozwiązana –
radziecka prasa podała informację
o powrocie z wywiadowczej misji
agenta Olega Tumanowa! Zapowiedziano, że przed kamerami telewizyjnymi w centrum prasowym
sowieckiego ministerstwa spraw
zagranicznych opowie dziennikarzom o swoich szpiegowskich dokonaniach. W Radiu nadal podejrzewano jakąś machinację. Dobrowolne uczestnictwo Tumanowa
w takim spektaklu powszechnie
uważaliśmy za mało prawdopodobne. Mówiono o faszerowaniu
go narkotykami lub podawaniu silnych psychotropów.
Prawda okazała się dużo mniej
dramatyczna, choć sensacyjna,
zwłaszcza gdy ujawniano kolejne
szczegóły tej afery.
Któregoś letniego popołudnia
1985 r. jadłem w radiowej kantynie
obiad w towarzystwie wicedyrektora polskiej sekcji Władysława
Wantuły. W pewnym momencie,
gdy zbliżał się do naszego stolika
znany mi z widzenia jeden z redaktorów Radia Liberty, Wantuła szepnął: „Pogratulujmy mu – to Oleg
Tumanow, od wczoraj dyrektor rosyjskiego zespołu”. Pozdrowił nas
stosunkowo młody, niespełna
40-letni, niewysoki, barczysty mężczyzna o pogodnej twarzy. Zwróciłem uwagę na charakterystyczne
znamię na jego prawym policzku.
Podczas obiadu Wantuła opowiedział mi dość niezwykłą historię Tumanowa, który – jak się okazało – był kiedyś marynarzem sowieckiej floty, skąd zdezerterował
w połowie lat 60.
Ponieważ Tumanowa poznałem
osobiście i – przyznam – zrobił na
mnie pozytywne wrażenie, to
prawda o nim okazała się dla
mnie szczególnie przykra. Oto jego historia.
www.ioh.pl
Siedziba RWE w Ogrodzie Angielskim w Monachium – widok z lotu ptaka. Fot. Narodowe
Archiwum Cyfrowe
Oleg Aleksandrowicz Tumanow
urodził się w 1944 r. w Moskwie.
Tam też zmarł w 1997 r., stosunkowo młodo, osamotniony i rozczarowany, coraz mniej pewnie
przekonujący, zwykle już tylko samego siebie, o patriotycznych
motywacjach współpracy z KGB.
Pochodził zresztą z rodziny wiernie mu służącej – dziadek w NKWD
w okresie stalinowskich czystek,
a ojciec od początku lat 40. Tumanow zakończył naukę na pomaturalnej szkole handlowej, chociaż
marzyła mu się praca operatora
Miedzynarodowa legitymacja prasowa
Tumanowa jako
dziennikarza
„Radia Liberty”
w Monachium
31
RADIO WOLNA EUROPA
Ważnym elementem działalności rozgłośni były
audycje o charakterze edukacyjnym, odfałszowujące
zakłamywaną historię polityczną Polski i dzieje jej kultury. W tym zakresie niezwykle ważną rolę odgrywały
audycje Pawła Zaręby, Tadeusza Żenczykowskiego
i Witolda Pronobisa.
Hasło propagowane przez oficjalne władze
wśród żołnierzy Ludowego
Wojska Polskiego. Materiały te
miały dyskredytować działaczy
opozycyjnych
i uzasadniać
wprowadzenie
stanu wojennego. W połowie
lat 80. wszystkie te materiały
były dyskretnie
wycofywane
i niszczone,
Warszawa,
13 grudnia
1981 r. Fot.
Agencja FORUM
32
filmowego. Na krótko znalazł zatrudnienie w „Mosfilmie”, gdzie
najwyraźniej nie doceniono jego
zapału i potencjalnych zdolności.
Później trafił do biura architektonicznego jako rysownik, co jednak
nie dawało mu większej satysfakcji. Odszedł stamtąd na własną
prośbę i wstąpił ochotniczo do
Marynarki Wojennej. Przez 6 miesięcy szkolono go na artylerzystę
w jednostkach Floty Bałtyckiej.
Tymczasem morską służbę rozpoczął nie jako artylerzysta, a w charakterze pomocnika oficera politycznego, co oznaczało ścisłą
współpracę z KGB. Jednym z jego
zadań, które gorliwie wykonywał,
podsłuchując kolegów, było meldowanie o zamiarach podjęcia
ucieczki na Zachód przez innych
marynarzy z krążownika „Swierdłowsk”, gdzie odbywał służbę.
Jesienią 1965 r. „Swierdłowsk”
znalazł się na wodach Morza
Śródziemnego, na wysokości
Egiptu, w ramach wspólnych manewrów z Flotą Czarnomorską.
Właśnie wówczas Tumanow zdecydował się na ucieczkę. Którejś
nocy samotnie, bez bagażu, dopłynął do odległego o 2 km brzegu, obok graniczącego z Libią
miasteczka El Salloum. Przedostał
się do granicy z Libią (jeszcze
wówczas współpracującą z USA)
i dopiero po jej przekroczeniu poprosił o azyl polityczny. Jestem
przekonany, że rzeczywiście była
to dezercja.
Ucieczka żołnierza radzieckiej
floty naturalnie zainteresowała
CIA. Wyznaczono oficera, Alexandra Lembersky’ego, który specjalnie wybrał się do Libii, by dokładniej przyjrzeć się uciekinierowi. Towarzyszył on Tumanowowi także
w następnych latach, stając się
z czasem jego powiernikiem i przyjacielem. Na wniosek Lembersky’ego Tumanowa przewieziono do
Niemiec Zachodnich i osadzono
w amerykańskim obozie dla
uchodźców w pobliżu Frankfurtu
nad Menem. Był tam wielokrotnie
przesłuchiwany, także za pomocą
wykrywacza kłamstw. W jego zachowaniu nie doszukano się niczego podejrzanego. Gdy zaś wyraził
zamiar przekazania obszernych relacji z życia w ZSRR, jego przypadek został zgłoszony do redakcji
Oleg Tumanow jako marynarz
sowieckiej floty bałtyckiej i pomocnik oficera politycznego na
„Swierdłowsku”, 1964 r.
rosyjskiej „Radia Liberty” w Monachium. Tumanow nie ukrywał
zainteresowania pracą w Rozgłośni. Zaproponowano mu przyjazd
do Monachium. Wydawał się wartościowym nabytkiem, zwłaszcza
gdy udowodnił, że ma niezłe pióro.
Coraz lepiej sprawdzał się też jako
komentator radiowy. Już w 1966 r.
został stażystą w dziale radiowych
wiadomości. Po zakończeniu stażu
objął stały etat redakcyjny. Stopniowo awansował, aż do stanowiska
dyrektora sekcji rosyjskiej RL.
W ogłaszanych już w Moskwie
oświadczeniach prasowych, udzielanych wywiadach, wreszcie w napisanej własnoręcznie biografii,
którą opublikował w 1993 r., dawał najróżniejsze, niekiedy
sprzeczne wyjaśnienia dotyczące
motywów swojej ucieczki. We
wspomnianej książce wyjaśnia, że
opuścił pokład sowieckiego krążownika ze sprecyzowanym przez
KGB zadaniem. Miał czynić starania, by dostać się do redakcji Radia Liberty. Oczywiście nie da się
całkowicie wykluczyć takiej wersji, wydaje mi się ona jednak mało
prawdopodobna. Zaprzecza jej
też oświadczenie byłego płk. KGB
Wiktora Gundarewa, który zbiegł
do USA w lutym 1986 r. To zresztą z powodu jego wiedzy o sowieckich agentach w RWE Tuma-
Inne Oblicza Historii
now został alarmowo odwołany
do Moskwy.
Gdy 26 lutego 1986 r. dyrektor
rosyjskiej redakcji Radia Swoboda,
pomimo wyznaczonych na ten
dzień ważnych terminów, nie pojawił się w pracy, wywołało to
zrozumiały niepokój. Po kilku godzinach intensywnych poszukiwań i bezskutecznego wydzwaniania na numer domowego telefonu zdecydowano się wyłamać
drzwi jego prywatnego mieszkania. Oczywiście gospodarza nie
znaleziono. Nie stwierdzono jednak braku cenniejszych przedmiotów i dokumentów. Gdy Tumanow nie odnalazł się także w następnych tygodniach, coraz bardziej prawdopodobna stawała się
wersja, że został siłą uprowadzony przez KGB i wywieziony z Niemiec. Tymczasem szczegółowe
zeznania jego redakcyjnych kolegów ujawniły różne dziwne zachowania Tumanowa, sugerujące
także inne rozwiązanie zagadki.
Nie wykluczano już możliwości,
że był on świadomym informatorem KGB, a jego obecny powrót
do ZSRR ma związek ze wspomnianą ucieczką Gundarewa, który wiedział o KGB-owskim agencie o pseudonimie „Mgła” w Rozgłośni monachijskiej. Choć nie
przypominał sobie jego prawdziwego nazwiska, CIA w końcu je
rozszyfrowała. Pseudonim „Mgła”
nosił Oleg Tumanow...
Nie było zatem zaskoczeniem,
gdy w końcu kwietnia 1986 r. radziecka agencja prasowa TASS
wydała komunikat informujący, że
Tumanow, czyli były dyrektor sekcji rosyjskiej RWE/RL, „wypełniający tam swój obywatelski obowiązek, powrócił do Ojczyzny, by dać
świadectwo metod wojny psychologicznej prowadzonej przez USA,
a wymierzonej w Związek Radziecki i bratnie kraje obozu socjalistycznego”. O dalszych szczegółach jego misji miano się dowiedzieć na
konferencji prasowej w Ministerstwie Spraw Zagranicznych ZSRR.
Jednak zachowanie Tumanowa na
tej konferencji, gdy wygłaszał wyuczone na pamięć kwestie, dawało podstawy do spekulacji, że nie
znalazł się tam całkowicie dobro-
www.ioh.pl
W studio RWE. Audycja Fakty
Wydarzenia Opinie, prowadzący red. Witold Pronobis,
21 stycznia 1988 r.
wolnie. Był skrajnie zdenerwowany, a jego reakcje wskazywały, że
jest pod wpływem środków farmakologicznych. Nie chciał też udzielać wyjaśnień dotyczących nagłego opuszczenia Monachium. Swoją dwudziestoletnią pracę w Rozgłośni nazwał „koszmarem, jakiego nikomu by nie życzył”, a powrót uzasadniał rzekomą świadomością nasilającego się konfliktu
światowego, kiedy to, jak określił,
„każdy uczciwy człowiek powinien
znajdować się wśród swoich”.
W monachijskiej rozgłośni prowadzono tymczasem intensywne
śledztwo, znajdując coraz więcej
dowodów świadczących o trwającej latami współpracy Tumanowa
z KGB. Jak się okazało, dostarczał
do Moskwy informacje na temat
prywatnego życia niemal wszystkich pracowników rosyjskiej sekcji
RWE/RL, a także wewnętrzne radiowe dokumenty, do których
miał dostęp. W wyemitowanym
w radzieckiej telewizji już w 1974 r.
(potem wielokrotnie powtarzanym) filmie o Radio Liberty „Dywersyjne radio” wykorzystano
przede wszystkim informacje dostarczone przez Tumanowa.
Według zeznań wspomnianego
już Gundarewa pozyskanie Tumanowa do szpiegowskiej działalności na rzecz Moskwy było wynikiem psychologicznego nacisku,
jaki zastosowano, gdy tylko został
namierzony przez wywiad sowiecki. W 1972 r. wykorzystano
pierwszą sprzyjającą okazję, wręczając mu m.in. list od ojca, funkcjonariusza KGB, któremu uciecz-
Konferencja prasowa w Moskwie po ucieczce Tumanowa z Monachium, 1986 r. Fot. z archiwum autora
33
Czy ślub Tumanowa ze Swietłaną też był skutkiem
nakazu KGB? Para w rok po ślubie – 1979 r.
Szefem ochrony w Radiu Wolna
Europa w Monachium był przez
15 lat (do 1995 r.)
Richard H. Cummings. Obecnie
jest publicystą
i autorem. Niedawno wydał
książkę pt. Cold
War Radio. The
Dangerous History of American
Broadcasting in
Europe, 1950–
–1989, opisującą
walkę tajnych
służb państw komunistycznych
z Radiem Wolna
Europa
34
ka syna rzekomo złamała karierę.
Zapewne zaszantażowano go także groźbą ujawnienia charakteru
jego służby na „Swierdłowsku”
i zaproponowano dodatkowe wynagrodzenie pieniężne. Tumanow,
bez większych oporów wyraził
zgodę. Miał nadzieję, że CIA nie
wykryje działalności, której się
podjął, i że nadal będzie mógł korzystać z wygodnego, dostatniego życia na Zachodzie, a przy okazji poprawi swój budżet szpiegowskim honorarium z Moskwy.
Inny uciekinier z ZSRR, były szef
operacji KGB w USA Oleg Kaługin
w 1988 r. wyznał Amerykanom,
że w RWE/RL działało kilku jego
agentów, spośród których wyróżniał właśnie Tumanowa jako szczególnie aktywnego, zasypującego
wprost rezydenturę KGB we
wschodnich Niemczech lawiną
szczegółowych raportów, za które otrzymywał dodatkowe wynagrodzenie.
Na postępowanie Tumanowa
w Monachium sporo światła rzucają zwierzenia jego byłej żony
Swietłany, którą poznał w Londynie, córki zamieszkałych na Łotwie Rosjan, którym udało się wyemigrować na Zachód, gdy miała
zaledwie 13 lat. Ukończyła filolo-
gię angielską i dostała pracę w British Broadcasting Corporation,
gdzie specjalizowała się w problematyce rosyjskiej i prowadziła
dział wiadomości. Pozostawała
w kontakcie z wieloma rosyjskimi
uciekinierami, np. Władimirem Kuzniecowem, i wydalonymi z ZSRR
opozycjonistami, np. Władimirem
Bukowskim i Aleksandrem Sołżenicynem. Interesujące perspektywy pracy w BBC zadecydowały
o jej rezygnacji z planowanego
wyjazdu z matką do Kanady.
Zapewne wpływ na to miała także znajomość, którą zawarła
w lutym 1978 r., z popularnym
dziennikarzem RL w Monachium –
Olegiem Tumanowem, który przyjeżdżał do Anglii, by u londyńskich antykwariuszy kupować stare rosyjskie monety. Było to jego
znane i dość kosztowne hobby.
Nie żałował też pieniędzy na wytworne garnitury, które kupował
wyłącznie w renomowanym domu towarowym Harrodsa.
Dziewiętnastoletnia wówczas
Swietłana, o zwracającej uwagę
urodzie, początkowo odrzucała
zaloty starszego o kilkanaście lat
Tumanowa. Chyba jednak zrobiła
na nim silne wrażenie, skoro ten
do tej pory zatwardziay kawaler
szukał okazji do kolejnych spotkań. Zeznała po latach, że jej
zgoda na bliższy związek z Tumanowem wypływała z pobudek
materialnych. Jego pozycja zawodowa i niezłe zarobki dawały jej
gwarancję życiowej stabilizacji.
Okres narzeczeństwa nie trwał
długo. W marcu 1978 r. odbył się
ich ślub. Było jasne, że dalsze
wspólne życie będą spędzać
w Monachium, chociaż wymagało
to załatwienia mnóstwa formalności. Chodziło o uzyskanie stałej
niemieckiej wizy dla Swietłany.
Tumanow zwrócił się z prośbą do
Lembersky’ego, który wykorzystując kanały CIA, szybko pokonał
istniejące przeszkody. W maju
1978 r. Tumanowowie wprowadzili się do nowego mieszkania
niedaleko budynku RWE/RL.
W Monachium Tumanow poinformował Swietłanę o swojej
współpracy z KGB. Była zaszokowana i przerażona, ale na razie nie
odczuwała skutków podwójnej roli
granej przez świeżo poślubionego
męża. Bardzo szybko się to zmieniło. KGB uznało, że i ją należy pozyskać do szpiegowskiej działalności
na rzecz Moskwy. Wykorzystanie
zaufania Amerykanów i umieszczenie jej w jakimś ważnym miejscu
nie wydawało się trudne. Dzięki
pośrednictwu Lembersky’ego trafiła do specjalnej szkoły języków
wschodnich dla przyszłych pracowników wywiadu wojskowego
USA, mieszczącej się w podmonachijskiej miejscowości Bad Aibling.
Nauczała tam języka i literatury rosyjskiej. Ze swoimi studentami
utrzymywała kontakty towarzyskie
i niejednokrotnie ułatwiała im, za
pośrednictwem męża, zgodę na
korzystanie z bogatej biblioteki
RWE/RL. Ich małżeństwo nie układało się jednak najlepiej, a kryzys
potęgował coraz bardziej widoczny
alkoholizm Tumanowa. Nasilił się
on, gdy wyszedł na jaw krótkotrwały flirt Swietłany z jednym
z jej studentów. Romans przerwała
jej ciąża. W końcu 1982 r. urodziła
córkę, której postanowili nadać
imię Aleksandra, na cześć mieszkającego w Moskwie ojca Tumanowa.
W połowie 1983 r. Swietłanie zaproponowano pracę w oddziale
Inne Oblicza Historii
CIA zajmującym się sprawami rosyjskimi. Z czasem stanęła na czele zespołu badającego sytuację w republikach nadbałtyckich. Tym samym
wzrosła jej szpiegowska wartość.
Zapewne nie przejawiała takiego
zaangażowania we współpracy
z KGB jak jej mąż, ale regularnie pisała dla nich meldunki dotyczące
niekiedy najbardziej tajnych operacji podejmowanych przez CIA.
Ostatni meldunek złożyła podczas
tajnego wypadu do Berlina
Wschodniego, podczas gdy w Monachium trwały poszukiwania jej
męża. Zresztą ich małżeństwo
praktycznie już nie istniało. Od lutego 1986 r. mieszkali osobno. Gdy
wróciła, została aresztowana i osadzona w więzieniu za współpracę
z KGB. Przesiedziała 6 miesięcy – do
procesu, w którym skazano ją na
5 lat więzienia w zawieszeniu.
A Oleg Tumanow? Po nagłośnionej propagandowo konferencji prasowej przestał być potrzebny. Otrzymał skromne mieszkanko
w jednym z moskiewskich „mrówkowców”, żyjąc w niemal całkowitym zapomnieniu. Wprawdzie
w 1989 r. główny organ KPZR
dziennik „Prawda” opublikował
obszerny wywiad z byłym agentem, jednak roiło się w nim od
kłamstw i przeinaczeń. W tym samym zapewne czasie KGB postanowiło jeszcze raz go wykorzy-
stać, polecając mu spisanie wspomnień, oczywiście pod nadzorem
i według zaleconego scenariusza.
Pisanie szło mu jednak opornie,
jako że prawie nie trzeźwiał.
W 1990 r., tuż po upadku ZSRR,
odnalazł go w Moskwie Wilhelm
Dietl, niemiecki dziennikarz pracujący dla pisma „Criminal Digest”. Przeprowadził z nim wielogodzinną rozmowę, podczas której 42-letni wówczas Tumanow
wyraził rozczarowanie zepchnięciem go na „boczny tor”. Nie potrafił zdobyć się na szczerość
i uparcie podtrzymywał wersję
wpajaną mu przez niedawnych
mocodawców z KGB. Dla czytelników interesujące mogły być tylko
te fragmenty wywiadu, w których
opowiadał, raczej zgodnie z prawdą, o szczegółach wyjazdu z Monachium w 1986 r., gdy w pośpiechu opuścił swoje 3-pokojowe
mieszkanie i udał się na lotnisko.
W Wiedniu spotkał się z kolejnym
„kontaktem” KGB. Przekazano mu
nowe dokumenty, na inne nazwisko, oraz bilet do Moskwy. Wieczorem 25 lutego wylądował na lotnisku Szeremietiewo. Przewieziono
go w okolice Moskwy, gdzie mieszkał przez kilka tygodni, wyłącznie
w towarzystwie funkcjonariuszy
KGB, którzy mozolnie przygotowywali go do zaplanowanej na
28 kwietnia konferencji prasowej.
Być może ten zbyt spontaniczny
wywiad, a także nagły brak „opiekunów” z KGB po rozpadzie ZSRR
stały się powodem powrotu Tumanowa do maszynopisu, nad
którym kazano mu pracować. Te
wspomnienia byłego agenta miały być teraz bardziej szczere. Ale
nie były. Możliwe, że funkcjonariusze tajnej policji nadal go kontrolowali. Bardziej jednak prawdopodobna wydaje mi się inna
wersja. Wbrew kompletnemu osamotnieniu, w jakim się znalazł
w Moskwie, ten człowiek, który
do niedawna prowadził niezwykle
aktywne życie, w cenie, jaką przyszło mu teraz płacić, szukał jakiegoś sensu swojej niechlubnej,
szpiegowskiej misji na rzecz zbrodniczego reżimu. Nie omieszkał też
ostatniego rozdziału zatytułować
z goryczą: „Obcy we własnym
kraju”.
Książka ukazała się w jednym
z rosyjskich wydawnictw w końcu
1993 r. w ograniczonym nakładzie
i przeszła tam niemal bez echa.
Nieco większe było zainteresowanie w USA i w Niemczech, gdzie
opublikowano jej tłumaczenie.
Córka Aleksandra, w towarzystwie matki, odwiedziła go w jego skromniutkim moskiewskim
mieszkaniu tylko raz, w 1992 r.
Był wtedy kompletnie pijany.
Oleg Tumanow zmarł 4 lata
później, w wieku 54 lat, w całkowitym zapomnieniu. W żadnej
z moskiewskich gazet nie wydrukowano nawet nekrologu. W żadnej radiowej rozgłośni nie wspomniano o tym fakcie, chociaż do
1986 r. był dyrektorem powszechnie słuchanego w Rosji, choć zakazanego tam Radia Swoboda, na
szkodę którego szpiegował
i które bez skrupułów zdradzał.
Jan Nowak-Jeziorański
pełnił funkcję
dyrektora RWE
do roku 1975.
Jego następcami
byli: Zygmunt
Michałowski
(1976–1981),
Zdzisław Najder
(1982–1987),
Marek Łatyński
(1987–1989)
i Piotr Mroczyk
(1989–1994).
Fot. z archiwum autora.
Podczas pracy nad wspomnieniami z nieodłączną
butelką Ballantine'a, Moskwa, 1992 r.
www.ioh.pl
35
LUBISZ NASZE PISMO? POLUB „INNE OBLICZA HISTORII” NA FACEBOOKU! www.facebook.com/inneobliczahistorii
RADIO WOLNA EUROPA

Podobne dokumenty