plik pdf

Transkrypt

plik pdf
Redakcja
W
itam serdecznie w kolejnym numerze
magazynu Cztery Kopyta.
Nowy Rok, dla wielu osób jest magicznym
czasem, w którym spełniają się marzenia i łatwiej jest spełnić postanowienia, które sobie
postanowiliśmy. Życzę Wam drodzy czytelnicy,
aby czas ten naprawdę okazał się sprzyjający,
aby każe z Waszych marzeń zostało spełnione.
Pragniemy zarówno Was jak i Panią Annę
Popis-Witkowską (korektora) przeprosić za błąd, który wkradł się do poprzedniego numeru i artykuły „Przed panną – tylko... koń!”, „Przystań Ocalenie”, „Arabski Świat” i
„Appasionata” zostały zamieszone bez korekty. Mamy nadzieję, że w przyszłości podobne sytuacje nie będą miały miejsca.
Zapraszam do lektury.
Agata Obidowicz
Spis treści
Współpraca
Nawracająca obturacja dróg oddechowych
Koń: Arika - wielka przyjaźń
Przystań Ocalenie
Dyscypliny jeździeckie: Skoki część 2
Żywienie koni - podstawowe zasady
Rekreacja - u hobbysty czy businessmana?
W czym jeździć - buty
Rasy koni: Nonius
Naturalna praca z ziemi: odczulanie
Polska kawaleria: końskie osobistości
Kupno konia
Tańczące białe konie
Recenzje: Mustang z Dzikiej Doliny
Arabski świat: użytkowość
Artysta: Al Nelson Weitzel
CzteryKopyta.pl to darmowy e-zin poświęcony koniom. Jeżeli także interesujesz się końmi i chcesz pomóc w
tworzeniu magazynu napisz do nas na
adres:
[email protected]
Oprócz osób, które zechcą pisać artykuły poszukujemy także wszystkich
tych, którzy mają pomysł na innego rodzaju pomoc.
Reklama
Osoby zainteresowane reklamą na łamach magazynu, lub na stronie internetowej proszę o kontakt pod adresem:
[email protected]
Str. 1
Nawracająca obturacja dróg oddechowych
CD. Nawracająca obturacja dróg oddechowych
RAO (Reccurent Airway Obstruction), czyli nawracająca obturacja dróg oddechowych jest jednym z najczęściej występujących schorzeń układu oddechowego u
koni. Do końca lat 90. używano nazwy COPD (Chronic Obturatory Pulmonary Disease) – przewlekła obturacyjna choroba płuc. Powoli się jednak odchodzi od tej
nazwy, która jest zaczerpnięta z medycyny człowieka, gdyż patofizjologia tych chorób u ludzi i koni jest odmienna. RAO jest typowym przykładem choroby środowiskowej, spotykanej u koni powyżej 7–8 roku życia. Częstotliwość zachorowań
wzrasta z wiekiem, a sprzyja im utrzymywanie zwierząt w stajni na ściółce ze słomy i żywionych sianem niskiej jakości. Nie stwierdzono predyspozycji rasowych
do wystąpienia choroby, chociaż nie wyklucza się podłoża genetycznego, gdyż opisano częstsze przypadki w niektórych liniach hodowlanych. Z obserwacji polskich
można wywnioskować, że skłonność do RAO wykazują koniki polskie.
W oskrzelach zalega duża ilość gęstego śluzu, trudnego do odkrztuszenia, co
pogłębia duszność. W ścianie oskrzeli pojawiają się zmiany zarówno ostre
(obrzęk), jak i przewlekłe (przerost mięśni gładkich i zwłóknienie okolic okołooskrzelowych). Zmiany te, powstałe wskutek przewlekłego procesu, przeważnie
uniemożliwiają powrót zwierzęcia do zdrowia. W zasadzie konia z RAO nie da się
wyleczyć, można przedłużać życie, znosić lub łagodzić objawy.
Przyczyny
Obturacja (obturatio – łac.
zamknięcie, przymknięcie,
zasłonięcie) oskrzeli w
przebiegu RAO ma związek ze:
* skurczem oskrzeli;
* nagromadzeniem się w
świetle oskrzeli dużej ilości
gęstego śluzu, który nie
może być odkrztuszony.
Należy pamiętać, że RAO nie jest zapaleniem płuc. Większość objawów ma związek z miejscowymi reakcjami nadwrażliwości – zwłaszcza wczesnej
(anafilaktycznej) – w oskrzelach, czyli zasadnicze znaczenie ma obecność alergenów wziewnych w środowisku, w którym przebywa koń. Nie wyklucza się, że znaczenie ma również nadwrażliwość typu późnego (komórkowego). W środowisku
stajennym czynnikami uczulającymi są przede wszystkim silnie alergizujące grzyby
pleśniowe i promieniowce, a zwłaszcza Aspergillus fumigatus, Micropolyspora faeni, Faenia rectivirgulla i inne. Ich zarodniki mają bardzo małe rozmiary, co umożliwia im penetrację do światła górnych dróg oddechowych i dalej wgłąb drzewa
oskrzelowego. Tam dopiero wywołują odpowiedź immunologiczną. I tak w kolejnych sezonach koń wdychając zarodniki, uczula się na zawarte w nich alergeny.
Rozwija się reakcja alergiczna, która w efekcie doprowadza do skurczu oskrzeli,
które są nadreaktywne, również na działanie szkodliwych gazów (amoniaku, siarkowodoru – obecnych w powietrzu przy braku odpowiedniej wentylacji) oraz niskiej temperatury.
Str. 2
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Objawy
Objawy kliniczne występują najsilniej w okresie jesienno-zimowym, ponieważ
w tym okresie zwykle większość czasu konie przebywają w stajni. Początkowe stadium choroby jest trudne do zdiagnozowania. Są to zwykle pojedyncze napady suchego kaszlu, mogące jednak sugerować wiele chorób. W późniejszym czasie częstotliwość kaszlu się zwiększa, może się stać napadowy.
Objawy w pierwszej fazie rozwoju RAO wynikają przede wszystkim z nadreaktywności oskrzeli i ich skurczu. Ponadto w ścianie oskrzeli rozwijają się zmiany
zapalne. Zwykle właściciel konia zaczyna się niepokoić, gdy zauważa, że koń stojący w stajni ma duszności, kaszel, zwłaszcza podczas wykonywanych w obecności
konia prac stajennych – zmiany ściółki, zadawania siana. Zaostrzenie choroby objawia się przyspieszeniem oddechu, częstszym kaszlem, rozszerzeniem nozdrzy. Może pojawić się mleczny wypływ z otworów nosowych (śluzowy lub śluzoworopny). Podczas badania konia przez lekarza weterynarii zastanie przeprowadzony
wywiad, w którym lekarz wypyta właściciela między innymi o znoszenie wysiłku
przez konia, bo o ile w pierwszej fazie choroby nie ma większych zaburzeń znoszenia wysiłku i pobierania pokarmu, o tyle gdy choroba wchodzi w stadium zaawansowane, pojawia się silna nietolerancja wysiłkowa (każdy wysiłek powoduje
nieproporcjonalne zmęczenie) oraz spadek apetytu. U koni przewlekle chorujących
obserwuje się dwufazowe wydechy, wspomagane przez mięśnie tłoczni brzusznej,
co powoduje przerost brzusznego mięśnia skośnego zewnętrznego. Objawia się to w
postaci tzw. ,,rynienki oddechowej”. Natomiast spadek
pobierania pokarmu w zaawansowanych przypadkach
może doprowadzać do utraty
wagi i wyniszczenia. Równocześnie może pojawić się bladość błon śluzowych, a nawet
sinica.
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 3
CD. Nawracająca obturacja dróg oddechowych
Co robić?
Warunkiem skuteczności podejmowanego leczenia jest zmiana środowiska stajennego. Chodzi o eliminację alergenów będących przyczyną choroby. Głównym
źródłem grzybów pleśniowych i promieniowców jest przede wszystkim siano i
ściółka, bez ich zmiany nie ma mowy o zmniejszeniu objawów. Należy zwrócić
szczególną uwagę na jakość siana. Powinno być zadawane w postaci zmoczonej,
lecz trzeba je namoczyć, a nie skropić, bo woda szybko odparowuje z powierzchni.
Najlepiej, jeżeli koń je siano z podłogi, nie z paśnika. Zamiatanie podłogi w stajni
powinno się odbywać na mokro. Ściółka ze słomy powinna być zastąpiona innym
rodzajem – trocinami (najlepiej z drzew liściastych, ponieważ drewno drzew iglastych zawiera zbyt dużą ilość olejków eterycznych), torfem, papierem lub tekturą.
Niestety podnosi to koszty utrzymania. W czasie wymiany ściółki koń powinien
być wyprowadzony ze stajni.
Dobrym rozwiązaniem, chociaż nie zawsze możliwym do realizacji, jest całoroczne utrzymywanie konia na pastwisku. W zasadzie konie wytrzymują temperaturę do –30ºC bez niekorzystnych konsekwencji dla zdrowia, chociaż podczas silnych mrozów powinny mieć osłonę przed wiatrem. Należałoby zapewnić im w tym
okresie żywienie paszą wysokiej jakości. Przy utrzymywaniu konia na pastwisku
objawy cofają się po około 3–4 tygodniach od zmiany środowiska. Należy jednak
pamiętać, że nawet krótkotrwały, kilkuminutowy kontakt z alergenami stajennymi
może spowodować nawrót choroby.
Oczywiście istotne jest leczenie farmakologiczne, które, jak wspomniano wyżej, jest działaniem równoległym ze zmianą warunków utrzymania. Podstawowe
leki mają działanie rozszerzające oskrzela, mukolityczne (rozrzedzające wydzielinę
z dróg oddechowych). Stosowane są również glikokortykosteroidy, działające przeciwzapalnie. W zasadzie leki koń dostaje w okresie napadów duszności i w miarę
ustępowania objawów zaprzestaje się ich podawania.
Rokowanie w przypadku RAO zależy od stadium, w jakim zostanie zdiagnozowana, od podjętych działań i leczenia. Należy uwzględniać dość wysoki koszt leczenia oraz długotrwałość terapii, a
także możliwość nawrotów choroby w
okresie narażenia na niekorzystne środowisko. Jeżeli wszystkie warunki zostaną spełnione w odpowiednim czasie, jest szansa na długie okresy remisji
i użytkowanie konia przez wiele lat.
Ludmiła Strypikowska
Str. 4
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
A
Arika - wielka przyjaźń
rika (Bredna x Aromat) to piękna kara klacz rasy małopolskiej.
Urodziła się w 1993 roku w Wielogłowach. W latach 1998, 2000 i
2001 wydała na świat trzy piękne źrebaki. Pracuje w rekreacji, zarabiając na siebie…
Nasza przygoda rozpoczęła się trzy lata temu w pewien pochmurny i deszczowy dzień,
którego nigdy nie zapomnę. Przyjechałam jak co
tydzień na jazdę i wsiadałam właśnie na Arikę.
Zaczęła się jazda, było cudownie. Na żadnym
innym koniu nie czułam się nigdy tak dobrze i
tak pewnie – to była bajka. Gdy nasza godzinna
jazda dobiegała końca, zdecydowałyśmy się na
galop, a nigdy wcześniej nie galopowałam. Pamiętam, że od pierwszego impulsu łydką Arika
ruszyła szybkim, ale spokojnym galopem – i to
dopiero było cudowne, najcudowniejsze przeżycie na świecie. Na zewnątrz hali padało, grzmiało, było ciemno i zimno, a my galopowałyśmy,
ciągle galopowałyśmy.
No i tak właśnie zaczęła się nasza wielka
przyjaźń. Na początku Arikę poznawałam od strony jazdy, potem zaczęło się prawdziwe poznawanie konia, czyli chodzenie na spacery, czyszczenie już nie tylko w
stanowisku, siedzenie w boksie itd. Przebywanie z Ariką to była i jest wielka radość. Potem walka o to, aby mniej chodziła, więcej odpoczywała i częściej przebywała na pastwisku. Zakochałam się w tej kobyłce na zabój. Następnie zaczęłam
przyjeżdżać do stajni tylko dla niej i tylko po to, aby się do niej przytulić czy wyczyścić ją. Zaczęłam jej kupować sprzęt: począwszy od trzech szczotek, przez
ochraniacze, aż do pięknego welurowego potnika. Wszystko dla Ariki.
I teraz, kiedy przyjeżdżam do stadniny,
idę prosto do niej – przywitać się, przytulić
czy dać jakiś smakołyk. Kiedy tylko dowiaduję się, że Arika jest chora, że coś jej się
stało – od razu do niej jadę. Wiem, że to
wspaniała klacz, która zachwyciła i zachwyca mnie wszystkim. Nie jest „świętym” konikiem, który robi wszystko, co mu się każe
– jest całkiem inna.
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 5
CD. Arika - wielka przyjaźń
Przystań Ocalenie
Arika to zdecydowanie twardy charakter, nie lubi innych koni – wszystkie kopie, umie też czasami poszaleć na jazdach czy uciec z pastwiska, przeskakując
bramkę, ale to właśnie mi się w niej najbardziej podoba – to, że jest inna od wszystkich koni, potrafi pokazać, na co ją stać. Jest zdecydowana, pewna siebie i odważna. Kiedyś, kiedy jej jeszcze nie znałam, a widziałam ją galopującą na hali pod innymi jeźdźcami, myślałam, że jest zwyczajną kobyłką, ale rzeczywistość okazała
się zupełnie inna. To, że Arusia jest twardo stąpającym po ziemi koniem, nie wyklucza tego, że jest wrażliwa i potrafi okazać uczucia.
Cieszę się ogromnie, że spotkałam ją na swojej drodze – Arika zupełnie zmieniła moje życie...
Mam głęboką nadzieję, że już zawsze będę z nią, zawsze będę mogła do niej
iść, dać jej marchewkę, iść z nią na spacer czy wyczyścić ją. Mam nadzieję, że ją
kiedyś kupię i że ona zaprzyjaźni się w końcu z innymi końmi.
Ania K.
Wigilijne marzenie o przyjaźni...
Gdy baran, wół i osioł przy żłóbku stały,
pewnie o dobrych ludziach myślały.
Nadzieję miały, że Syn Boży
ludziom w serca miłość włoży.
Że odtąd i one za swe poświęcenie
dostaną od ludzi pomoc i schronienie,
że przyjaźń to będzie nowa życia zasada,
w której przyjaciel przyjaciela nie zjada,
nie bije, nie głodzi, cierpienia nie sprawia,
lecz troszczy się, pomaga i miłość objawia.
Czas płynął, lata szybko mijały,
a baran, wół i osioł jak stały, tak stały.
Choć w sercach niewielu światełko miłości zaświeciło,
to jednak nadzieję warto mieć było,
bo dzięki Wam, Kochani, miłości tej przybywa
i przyjaźń ludzi i zwierząt staje się możliwa.
Dzięki Wam istnieje Przystań i daje Ocalenie
oraz wymarzonej przy żłóbku przyjaźni spełnienie.
Za tę miłość i przyjaźń, za wszystkie Wasze dary,
gorące podziękowania i życzenia Wam składamy:
aby Wasze domy pełne miłości i szczęścia były,
a Wasze gorące serca ludziom i zwierzętom ogrzać się pozwoliły.
Zdrowych, szczęśliwych i pełnych miłości Świąt Bożego Narodzenia, a także
wszelkiej pomyślności w Nowym 2008 Roku życzą:
Zarząd i członkowie Komitetu Pomocy dla Zwierząt oraz wszyscy ocaleni
przez Was i otoczeni Waszą miłością mieszkańcy
Przystani Ocalenie
Str. 6
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 7
Skoki - technika i dokładność Część 2
W
tym numerze zapoznasz się z wyglądem stroju jeździeckiego obowiązującego podczas zawodów w skokach przez przeszkody, wyglądem siodła skokowego oraz z rodzajami konkursów, jakie się
odbywają w tej dyscyplinie.
Zawodnik lub amazonka w konkursie skoków zobowiązani są do noszenia
określonego stroju, narzuconego regulaminem PZJ. Są jednak pewne różnice w
ubiorach kobiet i mężczyzn. Zawodnicy w czasie startu muszą mieć wysokie buty
jeździeckie w kolorze czarnym lub czarnym z brązowymi wyłogami, z płaskim obcasem o wysokości 1–2 cm. Mogą być również noszone sztyblety ze sztylpami, ale
pod warunkiem, że będą one w tym samym kolorze, co buty, i wykonane z licowej
(gładkiej i błyszczącej) skóry. Mężczyźni muszą mieć spodnie (bryczesy) białe, a
kobiety mogą być ubrane w spodnie białe lub kremowe. W ostatnim czasie pojawiły się nowe wzory bryczesów, np. z lampasami lub lejami w nieco innym kolorze
(w przypadku amazonek są one na ogół dopuszczane przez Komisję Sędziowską,
ale nie mogą drastycznie odbiegać od klasycznego wzorca). Koszula (bluzka) zawodnika może być biała lub w jasnym kolorze, ale zawsze z białym kołnierzykiem
lub stójką oraz białymi mankietami. Rękawy mogą być krótkie lub długie (nawet w
przypadku zwolnienia zawodników ze startu we frakach, np. z uwagi na upalną pogodę, nie wolno ich zawijać, a mankiety muszą być zapięte). W czasie ulewnego
deszczu sędzia główny zawodów powinien wyrazić zgodę na jazdę w kurtkach
przeciwdeszczowych. Krawat lub plastron zawsze w kolorze białym. Marynarki
jeździeckie (rajtroki, frak) mogą mieć kolor: czerwony, czarny, szary, granatowy
lub zielony. Noszenie marynarek w innych kolorach może mieć miejsce po wykupieniu przez sponsora lub klub zawodnika prawa (pozwolenia) do tego koloru. Zawodnicy będący jednocześnie członkami tzw. służb mundurowych, harcerze oraz
pracownicy ośrodków hodowlanych mogą startować w obowiązujących ich strojach służbowych (mundurach),
przy czym powinny być to odpowiednio dostosowane do
jazdy
konnej
mundury
„wyjściowe” (galowe). Na głowie zawodnik musi mieć kask
z przynajmniej trzypunktowym
mocowaniem, zapięty pod brodą. Aby kask spełniał wymogi
bezpieczeństwa, paski nie mogą luźno wisieć pod brodą, a
powinny być podciągnięte.
Str. 8
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CD. Skoki - technika i dokładność Część 2
Powyższe wymaganie
dotyczy w czasie skoków
także członków służb mundurowych. Twarde nakrycie głowy jest obowiązkowe również w czasie pracy
na drążkach lub podczas
skoków na rozprężalni
(dotyczy to wszystkich
osób, również luzaków).
Młodzicy i juniorzy są zobowiązani do jego noszenia
w każdym przypadku, gdy
znajdują się na koniu, co
PZJ zaleca również wszystkim innym, niezależnie od
wieku. W przypadku skoków ostrogi mogą być długości od 3,5 cm (za wyjątkiem
kuców), proste lub zakrzywione (końcówką w dół) i oczywiście skierowane prosto
do tyłu i tępo zakończone. Bat (palcat) w skokach nie może przekraczać 75 cm, a
jego końcówka nie może być w jakikolwiek sposób obciążona. Na zawodach skokowych w czasie pracy ujeżdżeniowej (i tylko wówczas) można używać również
bata ujeżdżeniowego, którego dopuszczalna długość wynosi 120 cm. Kamizelki
ochronne stają się coraz bardziej powszechne na zawodach. Można je nosić zarówno na fraku, jak i pod nim. Oglądając parkur przed konkursem, zawodnik musi być
ubrany w minimum: buty do jazdy, bryczesy, koszulę i krawat lub plastron. Strój
musi być schludny i czysty. Na rozprężalni (w trakcie przygotowywania konia do
startu) zawodnicy nie muszą nosić marynarek. Mogą jeździć w koszulach lub bluzkach, ale zawsze w wysokich butach jeździeckich. Zawodnicy startujący w konkursie Grand Prix lub wyjeżdżający do każdej ceremonii
dekoracji muszą zawsze być w pełnym stroju jeździeckim – bez względu na aurę.
Siodło ma bardzo charakterystyczną budowę.
Ma długie, płaskie siedzisko, wysunięte do przodu
tybinki i często dodatkowe poduszki kolanowe. Pozwala to na łatwiejsze utrzymanie równowagi w półsiadzie podczas wykonywania skoków. Najczęściej
jest w kolorze czarnym, ciemnobrązowym lub w obu
tych kolorach (np. brązowe siedzisko, a reszta czarna).
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 9
CD. Skoki - technika i dokładność Część 2
Konkursów rozgrywanych w skokach jest bardzo wiele rodzajów i różnią się one
zasadami. Punkty karne w większości konkursów przyznawane są jednakowo
(punkty karne zostały omówione w poprzednim numerze). Rozgrywane są w różnych klasach, które podzielone są pod względem wysokości przeszkód:
LL – do 80 cm,
L – do 100 cm,
P – do 110 cm,
N – do 120 cm,
C – do 130 cm,
CC1 – do 140 cm,
CC2 – do 150 cm,
CC3 – powyżej 150 cm.
Najczęściej rozgrywane i najlepiej znane rodzaje konkursów to przede wszystkim
konkurs zwykły, na dokładność, potęga skoku, z oceną za styl jeźdźca oraz konkurs
szybkości.
* Konkurs zwykły – zawodnicy posiadający jednakową liczbą punktów karnych
klasyfikowani są według czasu przejazdu. W przypadku jednakowej liczby punktów i jednakowego czasu jeźdźcy kandydujący do pierwszego miejsca mogą rozegrać dogrywkę – o zwycięstwie decyduje lepszy czas. Konkursy tego typu mogą
być rozgrywane tylko od klasy P.
* Konkurs na dokładność ma założoną normę czasu, której nie wolno przekroczyć, jednak to nie czas przejazdu, ale liczba punktów karnych decyduje o zajętym
miejscu. Jeźdźcy mający tę samą liczbę punktów karnych zajmują miejsca ex aequo. W ten sposób rozgrywa się np. konkursy klasy LL. O pierwsze miejsce można
przeprowadzić jedną lub dwie rozgrywki, przy czym ostatnią zawsze na
zasadzie konkursu zwykłego.
* Potęga skoku – w przebiegu podstawowym jeźdźcy mają do pokonania 4–
6 przeszkód o wysokości minimum
140 cm, z których przynajmniej jedna
jest pionowa i ma wysokość 170–180
cm. Gdy przebieg podstawowy nie wyłoni zwycięzcy, przeprowadza się
maksymalnie cztery rozgrywki na
dwóch przeszkodach, z których jedna
jest szeroka, a druga to mur. Obie muszą być podwyższane o 10, 15 lub 20
cm. Wygrywa zawodnik, który czysto
pokona największą wysokość.
Str. 10
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CD. Skoki - technika i dokładność Część 2
* Konkursy na styl
jeźdźca są od paru lat
obowiązkowe w klasie
L. Sędziuje w nich
kwalifikator PZJ lub
osoba przez niego upoważniona.
Sędzia,
oprócz stylu skoków,
ocenia takie elementy,
jak: galop z właściwej
nogi na zakrętach, liczba foule między kolejnymi
przeszkodami,
obowiązkowe koła w
kłusie i galopie na początku, w środku i na końcu przejazdu oraz przyznaje za
wszystkie błędy i zrzutki punkty karne. Przejazd jest komentowany – według najnowszych przepisów tylko do 5 punktów karnych. Aby otrzymać licencję zawodniczą i najniższą, III klasę sportową, trzeba trzykrotnie ukończyć parkur klasy L z
maksymalnie 5 punktami karnymi.
* Konkurs szybkości oceniany jest głównie ze względu na czas przejazdu. Popełniane błędy są przeliczane na karne sekundy i dodawane do czasu przejazdu. Jest to
tzw. konkurs z wyboru przeszkód – jeździec może skakać w dowolnej kolejności
przez wszystkie przeszkody, a pokonanie każdej
bez zrzutki jest warte określoną z góry liczbę
punktów. Każdą przeszkodę można skoczyć dwa
razy, a wygrywa ten, kto w określonym czasie
uzbiera najwięcej punktów.
Pozostałe konkursy, rozgrywane rzadziej i
mniej
znane,
to
konkurs
dwufazowy,
konkurs szwajcarski, konkurs z wyboru trasy,
konkurs sześciu barier, konkurs o wzrastającym
stopniu, trudności oraz sztafety.
Redakcja CzteryKopyta.pl i przyjaciele
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 11
Żywienie koni - podstawowe zasady
Ż
ywienie jest jednym z najważniejszych elementów opieki nad koniem,
ponieważ wpływa na jego zdrowie, zachowanie oraz wygląd. Rodzaj i
ilość podawanej paszy powinny być dostosowany do rasy, charakteru,
wzrostu, masy ciała i rodzaju wykonywanej przez konia pracy. Posiłki
powinny być podawane o stałych godzinach. Należy pamiętać, że każdy koń jest
indywidualnością i każdy potrzebuje innego rodzaju paszy, w różnych ilościach.
Żołądek konia jest stosunkowo niewielki w stosunku do masy jego ciała, dlatego
należy podawać mu paszę często, ale w małych ilościach. Konie żyjące na wolności
pasą się przez około 16 godzin na dobę, pobierając małe ilości pokarmu. Organizm
koni przystosowany jest do pobierania pokarmów takich jak trawa i siano. Są one
bogate w celulozę, która jest trawiona w układzie pokarmowym dzięki symbiozie z
bakteriami rozkładającymi ten składnik do postaci strawnej w jelitach. Proces ten
jest niezwykle długotrwały, a zachodzić może jedynie w dużej komorze fermentacyjnej, której funkcję pełni jelito ślepe. Do najważniejszych składników diety koni
należą białka, witaminy oraz sole mineralne. Jednak żeby je odpowiednio wykorzystać, potrzeba odpowiedniej ilości energii, której źródłem są tłuszcze, węglowodany
rozpuszczalne (skrobia), włókno pokarmowe (błonnik) oraz białko (w niewielkim
stopniu).
Tłuszcze roślinne zapewniają dużą dawkę energii oraz są z łatwością trawione.
Mogą być stosowane w specjalistycznym żywieniu koni sportowych, gdyż stanowią rezerwę energii.
Węglowodany rozpuszczalne pobierane są przede wszystkim z paszy treściwej
(zboża). Największą ich ilość zawiera
owies i jest zdecydowanie najbezpieczniejszy i najpowszechniej stosowany ze
wszystkich zbóż. W innych częściach
świata konie karmione są także kukurydzą,
ale tego rodzaju dieta wymaga stałej i fachowej kontroli, gdyż jest niezwykle wysokoenergetyczna. Zboża są bezproblemowo przyswajane przez organizm, gdyż są
łatwostrawne, jednak ich nadużywanie może spowodować wyginięcie flory bakteryjnej zamieszkującej jelita. Może to doprowadzić do biegunki, kolki lub ochwatu.
Należy pamiętać, że tego rodzaju pasze powinny być podawane w małych ilościach i
nigdy na pusty żołądek. Wcześniej należy
podać na przykład siano.
Str. 12
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CD. Żywienie koni - podstawowe zasady
Włókno pokarmowe znajduje się w
paszy objętościowej
(trawa, siano, słoma,
sianokiszonka). W jego skład wchodzą nierozpuszczalne węglowodany (celuloza, lignina, hemiceluloza),
skrobia oraz tłuszcze.
Wszystkie te substancje wchodzą w skład
komórki
roślinnej.
Konie niewykonujące
żadnej pracy lub wykonujące lekką, klacze jałowe lub źrebne (do ostatniego trymestru ciąży) mogą być żywione głównie
tym rodzajem paszy.
Białko znajduje się w młodej zielonce i często podawane jest w nadmiarze.
Nadmierna ilość tego składnika może powodować pocenie się, wzrost częstotliwości oddechu, przyspieszoną akcję serca oraz u koni sportowych słabsze wyniki na
zawodach. Tym objawom często towarzyszy wzrost pragnienia oraz wzmożone wydalanie amoniaku, co prowadzi do zwiększenia pobudliwości nerwowej. Należy pamiętać, że białko pełni głównie rolę budulca, ale w skrajnych przypadkach, takich
jak zagłodzenie, może stanowić źródło energii.
Pasze podawane koniom można podzielić na treściwe oraz objętościowe. Do
pasz treściwych zaliczamy zboża. Owies jest ziarnem o wysokiej wartości odżywczej, ale nieodpowiednio podawany (w zbyt dużych ilościach) może powodować
zapasienie, wzrost temperamentu oraz prowadzić do poważnych schorzeń (np.
ochwat). Jęczmień jest także dobrą paszą energetyczną. Można podawać go w formie gniecionej lub śrutowej (w takich postaciach jest łatwiej przyswajalny dla organizmu). Ziarno kukurydzy jest paszą mającą największą zawartość energii, dlatego
podaje się je w niewielkich ilościach (najczęściej w formie gniecionej). Nadmiar
tego rodzaju paszy powoduje otyłość oraz nadpobudliwość. Nie należy karmić nią
koni, gdyż – jako zboże chlebowe (podobnie jak bobik) – pęcznieje w przewodzie
pokarmowym, co prowadzi do kolek. Jeżeli zajdzie konieczność karmienia zwierzęcia tym zbożem, należy pamiętać, że koniecznie trzeba je podać w formie śruty.
Otręby pszenne, jako pokarm lekkostrawny i mlekopędny, podaje się głównie klaczom karmiącym. Otręby należy lekko zwilżyć, co spowoduje mniejsze pylenie i
łatwiejsze pobieranie.
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 13
CD. Żywienie koni - podstawowe zasady
Pasze
objętościowe
to
przede wszystkim siano oraz zielonka. Do tej grupy zaliczamy
także lucernę, która najczęściej
dostępna jest w formie siana, suszu lub granulatu. Zawiera więcej białka niż trawa. Koniom
można podawać także pasze
uzupełniające, np. marchew i
jabłka. Powodują one pobudzenie apetytu oraz korzystnie
wpływają na trawienie. Makuchy lniane oraz siemię lniane
można podawać w niewielkich ilościach i w formie rozgotowanej. Produkty te są
bogate w białko i tłuszcze oraz mają dobry wpływ na stan sierści. Należy pamiętać
także, że koń w zależności od temperatury wypija od 20 do 60 litrów wody dziennie, dlatego powinien mieć do niej stały dostęp. Jeżeli w stajni nie znajduje się automatyczne poidło, konia należy poić z wiadra lub żłobu minimum 4 razy dziennie
i 2 razy w nocy. Stały dostęp do wody powoduje, że koń pije mniej wody na raz, co
zmniejsza niebezpieczeństwo wystąpienia kolki.
Sposób żywienia koni trzeba dostosować także do typu ich użytkowania. Inaczej żywi się roczne ogierki zarodowe, roczne klaczki, konie dwu- i trzyletnie, reproduktory, klacze-matki, konie robocze, wierzchowe oraz wyścigowe.
W okresie przyzwyczajania rocznych ogierków zarodowych do wypasania wypędza się je początkowo na parę godzin. Wraz z upływem czasu okres pobytu koni
na pastwisku należy wydłużać, a zarazem zmniejszać ilość podawanych pasz treściwych, które zastępuje soczysta trawa. W pierwszych dniach przyzwyczajania do
padokowania zgania się ogierki w południe oraz na noc do stajni. W późniejszym
okresie konie mogą pozostawać na pastwisku także nocą. Przez cały okres letni, aż
do wczesnej jesieni, ogierki mogą przebywać na pastwisku nawet po 16 godzin na
dobę. W tym czasie można im podawać także siano oraz niewielkie ilości paszy treściwej. W okresie jesiennym, kiedy trawy tracą wartości odżywcze, należy podawać większe ilości siana oraz zwiększyć ilość ziarna. Można podawać także lucernę. W okresie zimowym ogierki powinny być tak żywione, żeby rozrastały się
wzwyż, a nie wszerz. W tym okresie ich dieta składa się głównie z siana oraz owsa.
Podczas tradycyjnego żywienia (siano, owies) u roczniaków deficyt białkowy zostaje praktycznie całkowicie usunięty, ale deficyt energetyczny trwa do drugiego roku życia. Dodatkowo konie powinny mieć stały dostęp do lizawek solnych, a w
okresie pozapastwiskowym należy dodatkowo podawać mikroelementy oraz multiwitaminy.
Str. 14
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CD. Żywienie koni - podstawowe zasady
Żywienie klaczek rocznych przeznaczonych na matki powinno być mniej intensywne niż ogierków rocznych. Informacja ta dotyczy głównie owsa (podajemy
mniej). Do paszy natomiast można dodać płatki ziemniaczane, marchew lub buraki
półcukrowe. Poza tym kwestie dotyczące padokowania u klaczek nie różnią się od
sposobu wypasania ogierków.
U koni dwu- oraz trzyletnich zmniejsza się intensywność wzrostu wzwyż, natomiast zwiększa wszerz i wzdłuż. W okresie padokowania najodpowiedniejszą paszą dla dwulatka jest trawa pastwiskowa, a w okresie zimowym siano. Białko należy uzupełniać, podając pasze treściwe, ale niekoniecznie musi być to owies. Trzylatki żywi się tak samo jak konie dwuletnie – z tym wyjątkiem, że jeżeli są użytkowane, np. zaprzęgowo lub w jakikolwiek inny sposób, należy zwiększyć ilość podawanych pasz treściwych.
Pożywienie koni roboczych użytkowanych w leśnictwie i rolnictwie składa się
głównie z owsa, siana oraz słomy. Można także podawać kiszonkę z kukurydzy, a
także suche wysłodki, buraki półcukrowe i pastewne wysłodki prasowane. Należy
pamiętać, że źródłem energii dla koni pracujących są węglowodany. W okresie
wzmożonej pracy należy zwiększyć ilość paszy treściwej oraz siana łąkowego.
Można dodać siano z lucerny lub koniczyny. Podczas pracy średniej dieta koni roboczych opiera się głównie na świeżej trawie pastwiskowej z mniejszym udziałem
pasz treściwych. W czasie wykonywania lekkiej lub żadnej pracy można wykluczyć
pasze treściwe, dając koniowi stały dostęp do siana i słomy. Należy pamiętać, że
nie wolno dopuścić do wychudzenia ani otłuszczenia, natomiast powinno się utrzymywać stałą dobrą kondycję roboczą tych koni.
W żywieniu reproduktorów zapotrzebowanie na energię pobieraną z paszy
wzmaga się w okresie kopulacyjnym i zależy od
ciężaru ciała, typu budowy, liczby pokrywanych
kaczy, temperamentu oraz
aktywności
ruchowej
ogiera. W tym okresie należy także pamiętać, że
nie wolno dopuścić do zapasienia konia, co jest nie
tylko szkodliwe dla zdrowia, ale także obniża
sprawność płciową. Dodatkowo do paszy należy
podawać witaminy oraz
mikro- i makroelementy.
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 15
CD. Żywienie koni - podstawowe zasady
Dieta klaczy niezaźrebionych i niestanowionych nie należy do
skomplikowanych. Jeżeli są to konie pracujące,
zasady ich żywienia są
takie same jak koni roboczych. Jeśli nie pracują, wystarczy im pasza
objętościowa z małym
dodatkiem pasz treściwych. W żywieniu klaczy źrebnych należy
uwzględnić zapotrzebowania rozwijającego się
płodu, natomiast u klaczy karmiących – konieczność wyprodukowania pełnowartościowego mleka w niezbędnej ilości. W okresie wczesnej ciąży (dla klaczy zaźrebionych w zimie lub przy braku pastwiska) dieta zawierająca owies oraz siano pokrywa z nadwyżką zapotrzebowania energetyczne. Najbardziej zlecane dla klaczy
w pierwszym stadium ciąży jest jednak padokowanie. W okresie zaawansowanej
ciąży zaczyna powstawać niewielki deficyt białkowy, jednak jest on na tyle niewielki, że nie wymaga zwiększania dawki paszy treściwej. Od dziewiątego miesiąca ciąży, kiedy klacze zwykle przebywają już w stajni, ilość podawanej paszy musi
być podwyższana. W ostatnim miesiącu należy zacząć podawać także otręby pszenne i siemię lniane oraz dodatkowo marchew. W okresie laktacji klaczy karmiącej
deficyt białkowy wzrasta do tego stopnia, że należy go uzupełniać (przez pierwsze
trzy miesiące) pełnowartościowymi
mieszankami
paszowymi. Przez kolejne
trzy miesiące, kiedy klacz
przebywa na pastwisku,
pokrywane jest zapotrzebowanie na białko, fosfor
oraz karoten, ale nie zawsze na energię. Konieczne
jest zatem podawanie siana (z dodatkiem lucerny)
oraz pasz treściwych
(owies i otręby pszenne).
Str. 16
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CD. Żywienie koni - podstawowe zasady
Żywienie koni wierzchowych nie różni się od żywienia zaprzęgowych. Konie te
wykonują wysiłek w krótkim przedziale czasowym, co powoduje przyspieszenie
przemiany materii. U koni biorących udział w zawodach oraz pokazach występuje
także stres. Wszystko to powoduje znaczne straty energii i wymaga szybkiej regeneracji. Żywienie koni wierzchowych musi być zatem intensywne i musi zapewniać
odpowiednią dawkę białka i dopływ energii. Przy pracy lekkiej dieta składająca się
z siana i owsa jest wystarczająca. Przy pracy średniej i ciężkiej (konie startujące w
WKKW) należy stosować pełnowartościowe mieszanki paszowe, których jednym z
głównych składników jest owies.
Konie wyścigowe wykonują krótkotrwałą, ale bardzo wyczerpującą pracę
(gonitwy). Żeby koń mógł osiągać jak najlepsze wyniki, musi mieć w pełni sprawne mięśnie, narządy wewnętrzne oraz krążenie krwi. Aby można było osiągnąć ten
cel, pasza powinna dostarczać odpowiedniej dawki energii, ale także być uboga w
zbędny balast. Przeważnie owies zastępowany jest odpowiednimi mieszankami, a
do jakości i pochodzenia siana przywiązuje się ogromną wagę. Intensywne żywienie powinno rozpocząć się na dwa miesiące przed początkiem sezonu wyścigowego
oraz w czasie trwania wyczerpujących treningów.
Należy pamiętać, jak ważnym elementem opieki nad koniem jest żywienie, i
trzeba sobie zdawać sprawę z tego, iż niewłaściwe żywienie może koniowi zaszkodzić. Jeżeli nie ma się pewności co do rodzaju i racji paszowych, jakie koń powinien otrzymywać, można skonsultować się z lekarzem weterynarii lub specjalistą
do spraw żywienia zwierząt.
Agata Obidowicz
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 17
Rekreacja - u hobbysty czy businessmana?
CD. Rekreacja - u hobbysty czy businessmana?
ardzo wielu jest ludzi chcących uczyć się jeździć konno, ale nie każdego stać na kupno i utrzymanie własnego wierzchowca. Dlatego właśnie
istnieje bardzo dużo szkółek zajmujących się rekreacyjną jazdą konną. I tu przed adeptem sztuki jeździeckiej pojawiają się dylematy: którą
szkółkę wybrać, czym się kierować przy wyborze, na co zwracać uwagę na pierwszej lekcji jazdy? Wbrew pozorom pytania te nie należą do najłatwiejszych.
Dla niektórych ludzi ważna jest przede wszystkim cena i dogodny dojazd. Ceny w stajniach rekreacyjnych zależą od standardu stajni i odległości od miasta. Jeżeli stajnia ma krytą halę, która daje możliwość jazdy przy niesprzyjających warunkach atmosferycznych, i znajduje się niedaleko miasta, z dogodnym i łatwym dojazdem – automatycznie cena jest wyższa niż w kameralnej stajni położonej dalej. I
tu trzeba sobie zadać kolejne pytanie: czy to jest najważniejsze? Według mnie nie.
Zdecydowanie lepiej uczy się jazdy konnej w stajni z przyjazną atmosferą, końmi
pełnymi życia i chętnymi do pracy niż w szkółce, gdzie na każdego początkującego
patrzy się podejrzliwie, konie są przepracowane i niechętne do współpracy. I tutaj
właśnie pojawia się wyraźny podział stajni na te „dla koni i ludzi” oraz na te
„nastawione na pieniądze”.
Wyobraź sobie teraz, drogi Czytelniku, że znalazłeś w sieci stronę WWW ładnie położonej stajni, dość blisko Twojego miejsca zamieszkania, z łatwym dojazdem zarówno samochodem, jak i miejskimi środkami transportu. Cena jest dość
przystępna, więc postanawiasz umówić się
tam na lekcję jazdy konnej. Przyjeżdżasz
do stajni i od progu czekają na Ciebie różne niespodzianki. W stajni jest brudno, samo obejście także nie budzi podziwu. Konie stoją brudne w swoich boksach czy
stanowiskach, na resztkach słomy lub gołej podłodze. Sprzęt jeździecki jest zaniedbany, wędzidła brudne, a zamiast czapraków pod siodła wkłada się stare, brudne,
dziurawe koce. Jesteś tam nowy, nikogo
nie znasz i nikt nie zna Ciebie, tylko dlaczego każdy z góry jest negatywnie nastawiony? Instruktor przygotowuje dla Ciebie
konia w zasadzie bez słowa, w milczeniu.
Wyprowadza ze stajni na ujeżdżalnię. Każe Ci wsiąść, reguluje strzemiona, podciąga popręg, zapina lonżę i zaczyna prowadzić jazdę. Poza Tobą w lekcji uczestni-
czy kilka innych osób,
które mają już jakieś
pojęcie o jeździe konnej
i jeżdżą samodzielnie
(bez lonży) po wyznaczonym placu. Instruktor wydaje im polecenia
w czasie, gdy koń, na
którym siedzisz, chodzi
beznamiętnie wokół
niego. Czasem nauczyciel powie Ci, jak
usiąść, jak ułożyć rękę
i... to wszystko. Minęła
godzina, Ty wynudziłeś
się jak nigdy dotąd i
kompletnie nic nowego
się nie nauczyłeś. Zsiadasz z konika, instruktor wsadza na niego kolejną osobę, a
Ty płacisz należne pieniądze i wracasz do domu. Niemniej jednak wracasz do tej
samej stajni za kilka dni, a tamtą nieszczęsną lekcję zrzucasz na karb swojego braku doświadczenia albo myślisz, że instruktor miał zły dzień i to dlatego. Po kilku,
niestety podobnych, jazdach instruktor stwierdza, że umiesz już na tyle dużo, by
jeździć samodzielnie (w zastępie). Cieszysz się, bo wydaje Ci się, że tak więcej się
nauczysz. Jednak tak nie jest. Konik idzie ślepo za ogonem stajennego kolegi, a samodzielne wykonanie jakiegokolwiek ćwiczenia kończy się niepowodzeniem. Z całej stajni znasz imiona tylko dwóch, góra trzech wierzchowców. Ciekawe dlaczego?
Ano dlatego, że to one głównie cały czas pracują i z nimi głównie masz styczność.
A czemu tak jest? Bo są najspokojniejsze i dlatego one głównie są eksploatowane.
Czy na nich można się czegoś nauczyć? Można – dosiadu, ułożenia ręki i postawy
na koniu. Czy czegoś więcej? Nie, bo koniki te wykonują wszystkie polecenia machinalnie i w reakcji na głos (polecenie instruktora). Stwierdzasz, że więcej niż od
instruktora, który na jeździe mówi znudzonym głosem jedynie: „A teraz wolta w
prawo”, „Teraz zmiana kierunku za czołowym”, „Teraz ruszcie kłusem”, nauczysz
się z książek. Kupujesz lub pożyczasz zatem pierwszy lepszy podręcznik jazdy
konnej i... oczy Ci się otwierają na wiele spraw. W książce widzisz zdjęcia koników
pod jeźdźcami. Każdy konik jest czysty, uszka ma postawione do przodu, na nogach ma ochraniacze, pod siodłem czysty czaprak. Zaczynasz porównywać obrazy
z książki z tym, co znasz. Konie są chude, podczas jazdy łeb zwisa bezwładnie,
uszy są oklapnięte, oczy smutne, chód powolny i niechętny. Zaczynasz się zastanawiać, czy aby na pewno wszystko z tą stajnią jest w porządku, próbujesz spojrzeć
B
Str. 18
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 19
CD. Rekreacja - u hobbysty czy businessmana?
na to wszystko oczami konia – i co widzisz? Noc przestana w stajni na brudnej
ściółce, rano trochę owsa albo najtańszej
dostępnej na rynku paszy, potem kilka godzin jazdy w kółko na lonży albo ujeżdżalni, potem znów stajnia i jedzenie, potem
kolejne godziny pracy i znów stajnia – i
tak w kółko, od dni, miesięcy, lat... Codziennie ta sama rutyna – i nieważne, że
brak już sił, że nogi są opuchnięte. Czasem
dla odmiany wyjazd w teren, który przeważnie kończy się kulawizną. Słyszysz
głos wiecznie niezadowolonego właściciela stajni, który właśnie podjechał nowym
samochodem, że konie za mało pracują, że
mało zarabiają... Czy po tym, czego się dowiedziałeś, dalej będziesz chciał uczęszczać na lekcje jazdy konnej do tej stajni?
Chyba nie…
A teraz, drogi Czytelniku, wyobraź sobie zupełnie inną sytuację. Jesteś zdegustowany poprzednią stajnią, ale ponieważ dalej chcesz się uczyć jeździć konno, postanawiasz znaleźć dla siebie inne miejsce. Dowiadujesz się o stajni, która znajduje
się dalej od miasta niż ta Ci znana, a cena jest w miarę porównywalna. Postanawiasz się tam udać i umawiasz się z instruktorem telefonicznie na jazdę. Przyjeżdżasz do stajni. Instruktor pyta Cię o Twoje umiejętności. Zgodnie z prawdą mówisz, że w zasadzie nie wiesz nic... Zabiera Cię zatem do stajni. W środku jest czysto, konie stoją na słomie. Instruktor lub osoba mu pomagająca pokazuje Ci, jak
podchodzić do konia, jak z nim postępować, jak czyścić (także kopyta), jak zakładać siodło oraz ogłowie. Potem w jego obecności starasz się wykonać te czynności
jeszcze raz samodzielnie. Zwracasz uwagę na zadbany sprzęt, czyste wędzidła i
czapraki pod siodłami. Wyprowadzasz konia na ujeżdżalnię, gdzie pod okiem instruktora uczysz się podciągać popręg i regulować długość strzemion. Podczas jazdy wykonujesz różne ćwiczenia i poprawiasz błędy, które Twój nowy nauczyciel Ci
wskaże. Zauważasz, że konik idzie zupełnie inaczej, chętnie pracuje i wesoło strzyże uszami. Po jeździe uczysz się rozsiodływać konia, sprawdzasz, czy w kopytach
nie utkwił jakiś kamień, który może spowodować kulawiznę, po czym wypuszczasz
konika na pastwisko. Chętnie wracasz do tej stajni następnym razem i decydujesz
się właśnie w tym miejscu kontynuować naukę. Z każdym dniem zdobywasz nowe
umiejętności. Za każdym razem jeździsz na innym koniku, poznając ich różne cha-
Str. 20
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CD. Rekreacja - u hobbysty czy businessmana?
raktery. Kiedy instruktor zauważa, że
radzisz sobie na lonży,
a Twoja jazda nie robi
już krzywdy koniowi
(np. nie szarpiesz już
za wodze), pozwala
Ci uczestniczyć w jazdach samodzielnych.
Tym razem także wykonujesz różne ćwiczenia, a jazdy nie są
nudne i monotonne –
także dla koni. Trochę
jazdy w zastępie, wolty, wężyki, poprawianie błędów, drągi... Uczysz się samodzielnie panować nad koniem, żeby szedł tam, gdzie Ty chcesz, żeby szedł takim
tempem, o jakie go poprosisz, ale także – żeby był chętny do współpracy. Zawsze
jeździsz na innym koniku, a nie wciąż na tym samym. Czasem zdarza Ci się spaść,
ale nie załamujesz się, tylko wsiadasz i ćwiczysz dalej. Każdy wierzchowiec chodzi
po tyle samo godzin. Nie forsuje się wciąż kilku wybranych. W przerwie między
jazdami konie wypuszczane są na pastwisko, gdzie mogą zakosztować soczystej
trawy, pobrykać i pobawić się ze sobą. To jest bardzo ważne dla konia i dla jego
psychiki. Konie są zadbane, wesołe, energiczne, chętne do pracy. Zaprzyjaźniłeś się
także z innymi jeźdźcami i razem uczycie się nowych rzeczy oraz wymieniacie się
doświadczeniami. Co jakiś czas właściciel lub stajenny robi przegląd całego sprzętu, bo może coś się zepsuło i trzeba kupić nowe, codziennie sprawdza, czy z końmi
wszystko w porządku, czy są zdrowe, czy chętnie jedzą. Co prawda stajnia ta jest
trochę dalej od miejsca Twojego zamieszkania, co zwiększa cenę dojazdu, ale przecież możesz przyjechać tutaj rzadziej, a skorzystać znacznie więcej za jednym razem, niż skorzystałbyś, jeżdżąc nawet codziennie w poprzedniej stajni.
Jeśli już sobie wyobraziłeś te dwie sytuacje – zastanów się, w której chciałbyś
uczestniczyć i w której więcej skorzystasz. Która sytuacja jest bardziej komfortowa
– zarówno dla Ciebie, jak i dla zwierząt. Należy pamiętać, że jazda konna powinna
sprawiać przyjemność nie tylko jeźdźcowi, ale także koniowi. Standardy opisane w
tym artykule wcale nie zależą od zamożności właściciela, ale od tego, czy jest on
biznesmenem i chce na koniach zarobić, czy od tego, że jest on hobbystą i kocha
konie.
Agata Obidowicz
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 21
W
W czym jeździć - buty
iele osób zaczynających jeździć konno zapewne zastanawia się, jakie
obuwie będzie do tego najodpowiedniejsze. Chodzi przecież nie tyle
o naszą wygodę, co o bezpieczeństwo podczas jazdy – zarówno nasze, jak i konia. W tym artykule postaram się przedstawić najpowszechniejsze rodzaje butów do jazdy konnej, co – mam nadzieję – ułatwi wybór.
Czapsy (zdjęcie po prawej) to ochraniacze chroniące łydkę przed obtarciem przez puślisko. Wykonane są najczęściej z zamszu lub innej skóry, zapinane z
tyłu na zamek. Dużym ich plusem jest to, że można
je łączyć z różnymi butami (które mają płaską podeszwę i wąski nosek). Występują w wielu rozmiarach,
więc każdy na pewno znajdzie odpowiednie dla siebie. Przy wyborze czapsów należy znać ich wysokość (długość od zgięcia pod kolanem do punktu,
który znajduje się w środku linii od pięty do ziemi,
ten pomiar najlepiej robić na siedząco) oraz obwód
łydki (należy mierzyć w najgrubszym miejscu łydki,
dość ciasno, ale tak, aby między centymetrem krawieckim a łydką zmieścił się ciasno jeden palec). W sklepie dla pewności odpowiedniego dobrania można podać
jeszcze wzrost, wtedy mamy gwarancję dobrego zakupu, który zapewni nam wygodę podczas jazdy. Dobrze dopasowane czapsy nie będą się ześlizgiwać, obracać czy
rozpinać, więc nie będą zakłócać spokojnej nauki jazdy.
Sztyblety (zdjęcie po lewej) to krótkie buty do jazdy konnej, sięgają nieco
ponad kostkę. Bardzo dobrze sprawdzają się podczas ciepłych dni, gdyż nie
odparzają nogi jeźdźca.
Wykonane najczęściej ze
skóry lub gumy. Sztyblety
są wsuwane albo wiązane.
Najczęściej buty te zestawia się z czapsami (jest to najprostsze i najbardziej uniwersalne połączenie). Zamiast
czapsów można też stosować do nich podkolanówki
jeździeckie.
Oficerki (zdjęcie po prawej) to wysokie buty do
jazdy konnej, sięgają aż do kolana (tj. czapsy + sztyblety tylko w całości), tak jak powyższe buty wykonane są zazwyczaj ze skóry lub gumy. Doskonale sprawdzają się podczas chłodniejszych dni (jesień, wiosna).
Str. 22
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CD. czym jeździć - buty
Termobuty (zdjęcie po lewej) to zimowe buty do jazdy
konnej, o dość specyficznym
wyglądzie. Są bardzo ciepłe,
wykonane z nieprzemakalnego
materiału, zwykle ze skórzaną
wstawką w okolicy łydki. Zapinane na rzepy. Jeżdżąc w zimie
w takich butach, nie musimy się
martwić, że zmarzną nam nogi.
Kowbojki (zdjęcie na dole)
stosowane są zwykle podczas
jazdy w stylu west. Zrobione na
podobieństwo butów dawnych
kowbojów. Posiadają obcas i
wąski czubek. Cholewka na górze nieco szersza. Wykonane
głównie ze skóry. Miewają różnorakie zdobienia.
Dużym plusem butów wykonanych
z gumy jest łatwość ich utrzymania.
Podczas tak zwanej „ciapy” wystarczy
je przepłukać wodą, aby były czyste, nie
wymagają zabiegów konserwacyjnych,
takich jak pastowanie czy natłuszczanie.
Jednak buty skórzane są cieplejsze, bardziej trwałe i lepiej oddychają.
Nie wolno jeździć konno w adidasach ani żadnych innych butach, które
mają szeroki czubek czy duży język i
protektor, gdyż noga może utknąć w
strzemieniu, co może być niebezpieczne. Do jazdy konnej nie nadają się też
wszelkie buty na obcasie (można zrobić
krzywdę zarówno sobie, jak i koniowi).
Monika Piech
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 23
Nonius
K
omuś, kto dopiero wkracza
w świat hippiki, słowo to raczej kojarzy się z jakimś
jeździeckim
sprzętem, tymczasem
jest to najliczniejsza
rasa koni hodowanych
na Węgrzech. Oryginalne stado Węgrzy przywieźli z Francji w 1815
roku. Były to głównie
konie normandzkie, a
najwspanialszy ogier nosił imię Nonius (wychowany został w stadzie Deux Ponts, jego ojcem był ogier półkrwi angielskiej Orion, a matką klacz normandzka). Temu właśnie osobnikowi cała
rasa zawdzięcza swoją nazwę. Ogier ten okazał się niezwykle płodny w krzyżówkach z innymi rasami. Zaczęto go kojarzyć z klaczami arabskimi, lipicańskimi, andaluzyjskimi i węgierskimi. Z krzyżówek tych powstawały niezwykle łagodne, pełne życia, a zarazem mocne i chętne do pracy konie. W ten sposób powstała uniwersalna rasa, nadająca się do różnorodnego użytkowania. Największe zainteresowanie
wzbudziła wśród farmerów i węgierskiej armii. Nonius zostawił po sobie w sumie
79 ogierów reproduktorów i 137 klaczy hodowlanych. W 1840 roku zwierzęta te
zostały uznane za
nową rasę koni.
Pod koniec XIX
wieku klacze Noniusa zaczęto kojarzyć z końmi
pełnej krwi angielskiej, wskutek tego powstały
konie o lżejszym
typie
budowy.
Dzisiaj tę rasę
można podzielić
na trzy zasadnicze typy: typ
ciężki – pociągo-
Str. 24
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CD. Nonius
wy, typ używany w zaprzęgach i pracach polowych (lekkopociągowy, zaprzęgowy)
oraz typ wierzchowy. Konie wszystkich typów są zazwyczaj maści karej, skarogniadej lub ciemnogniadej, natomiast wszelkie białe odmiany są niepożądane.
Nonius to elegancki koń o szlachetnej sylwetce. Głowa zazwyczaj duża, o profilu garbonosym (pozostałość po krzyżówkach z lipicanami), długich uszach i stosunkowo małych oczach. Szyja jest najczęściej wysoko osadzona, a kark mocno
umięśniony. Łopatki są przeważnie skośnie ustawione. Grzbiet i lędźwie są szerokie, a zad muskularny, masywny i lekko ścięty. Dużym atutem koni tej rasy są solidne stawy oraz duże, prawidłowo zbudowane i silne kopyta. Wysokość tych koni
zależna jest od ich typu: typ lżejszy 155 do 165 cm, typ cięższy 165 do 175.
Monika Piech
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 25
S
Naturalna praca ziemi: odczulanie
trach dla konia jest rzeczą naturalną, tak zaprogramowała go ewolucja –
jeśli jest coś (w odczuciu konia) niebezpiecznego, to zwierzę ucieka. Taka reakcja bywa czasem kłopotliwa. Niektóre konie są bardziej płochliwe
od innych, wystarczy mały szelest i już trzęsą się, uciekają, ponoszą...
Czasami jeździec próbuje ukarać takiego konia, czy to batem, czy głosem. To źle.
Dlaczego? Nie mamy prawa karać konia za to, jak zaprogramowała go natura!
Jeśli tak postępujemy – uczymy konia, że nie jesteśmy partnerem, któremu można
ufać i otwarcie pokazać emocje (oczywiście te końskie, strach jest jedną z nich).
Ale nie jesteśmy bezradni. Możemy pomóc w przezwyciężeniu strachu, nabraniu
zaufania do naszych decyzji... Możemy pomóc koniowi stać się pewnym siebie i
odważnym! Najprostszą drogą do osiągnięcia takiego stanu rzeczy jest... odczulanie!
Na etapie wstępnym pozwalam, aby koń zapoznał się z folią, zwykle przybiera to
postać obwąchiwania.
Czym jest „odczulanie”? Ogólnie rzecz biorąc – to przyzwyczajanie konia do
różnych sytuacji, oduczanie reagowania na nie (jedyną reakcją pożądaną jest rozluźnienie). Czasami może to być trudne – zwłaszcza gdy strach zakorzeniony jest
głęboko i koń kojarzy z danym przedmiotem/sytuacją przykre wspomnienia. Ale
warto przyłożyć się do tego typu ćwiczeń i nie iść na skróty. Dać koniowi wystarczająco dużo czasu na przemyślenia, pozwolić samemu znaleźć rozwiązanie
Str. 26
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CD. Naturalna praca ziemi: odczulanie
(zasady te są uniwersalne!). Możemy konia odczulać na dwa podstawowe sposoby,
są to tzw. techniki:
Przybliżanie i oddalanie – polega na stopniowym zwiększaniu presji w momencie, gdy koń zaakceptuje poprzedni „stopień”. Zawsze zaczynamy od miejsca/
strefy, które koń akceptuje. W przypadku odczulania na sam dotyk może to być
szyja, może być koniec ogona, ale może się okazać, że koń akceptuje naszą obecność dopiero wtedy, gdy stoimy 3 m dalej! I wtedy zaczynamy właśnie z tego miejsca. To bardzo ważne. Potem stopniowo zbliżamy się – o krok, o parę centymetrów
– w zależności od tego, czy dotykamy konia, czy też chodzi o bardziej wizualne
przyzwyczajenie do czynności/przedmiotu. Jeśli koń wykazuje zaniepokojenie –
nie podchodzimy bliżej, ale cofamy się do miejsca, które zostało już zaakceptowane. Nie dajemy w ten sposób wygrać! Po prostu mówimy: „Nie jesteś gotowy na
tak bliski kontakt, OK, nie ma sprawy, poczekam”. Nie jest to zupełne odpuszczenie, które wzmocniłoby niewłaściwe zachowanie, ale poluzowanie, pozwolenie na
oswojenie się z sytuacją. Jak wygląda to w praktyce? Przykładowo: koń boi się
spryskiwacza. Tak więc pryskam w takiej odległości od konia, aby nie odczuwał on
zagrożenia. Czekam, aż koń zaakceptuje tę czynność (zaakceptuje, czyli rozluźni
się – nie chodzi o to, aby spięty koń stał w miejscu, ale aby się rozluźnił! Nawet
gdy koń stoi, może być przerażony!), następnie robię krok w przód. Czekam, aż
koń zaakceptuje taki układ, jeśli wykazuje lęk, zaczyna uciekać – cofam się i jeszcze raz czekam na akceptację. Gdy w końcu uda mi się zbliżyć do konia na tyle,
aby móc go opryskać, początkowo nie kieruję strumienia wody (czy też innego płynu, ale do odczulania zdecydowanie polecam wodę) prosto na konia, ale w druga
stronę. Później stopniowo zmniejszam kąt między strumieniem i koniem, aż... opryskuję konia! Na każdym etapie mogę wycofać się, gdy koń wyrazi taką potrzebę.
Gdy rozluźni się całkowicie – odpuszczam, kończę zajęcia. Niekoniecznie od razu
musisz całkowicie odczulić konia, należy nagradzać mniejsze postępy, np. rozluźnienie, gdy stoję w odległości 2 metrów lub gdy pryskam w inną stronę niż stoi
koń.
Wrzucenie na głęboką wodę – ta technika polega na wprowadzeniu w otoczenie konia czynnika wywołującego strach i nieusuwaniu go aż do momentu, gdy koń
zachowa się właściwie – czyli albo zatrzyma się, albo rozluźni. Może wydawać się
to dziwne. Zobaczmy na przykładzie, jak to wygląda. Konie boją się samochodów.
Jeśli wypuścimy je na pastwisko tuż koło drogi, po jakimś czasie przestaną reagować na przejeżdżające samochody. Do takiego łatwego akceptowania czynników
otoczenia również zaprogramowała konie natura. Gdyby uciekały przed wszystkim,
co teoretycznie stanowi zagrożenie – nie miałyby czasu na jedzenie i rozmnażanie
się. Dlatego konie potrafią sklasyfikować czynniki jako niebezpieczne – gdy nie
znają ich lub znają od nieprzyjemnej strony, oraz neutralny – ich obecność nie zagraża koniom, z czasem przyzwyczajają się do nich (np. ptaki na drzewie, podmuCzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 27
CD. Naturalna praca ziemi: odczulanie
chy wiatru). W praktyce wygląda to tak (powtórzę przykład ze spryskiwaczem):
wypuszczam konia na okrągły wybieg, staję na środku i pryskam. Pozwalam na
ucieczkę. Gdy koń zatrzyma się (a nawet koń o świetnej kondycji kiedyś się zatrzyma), wzmacniam zachowanie, przestając pryskać. Koniec zajęć. Stopniowo wymagam więcej, stania, gdy znajduję się bliżej konia, rozluźnienia, w końcu rozluźnienia, gdy opryskuję konia.
Wybór odpowiedniej techniki zależy od konia i naszego wyczucia. Jeśli koń
ma złe wspomnienia, panicznie się boi – lepsza będzie łagodniejsza metoda przybliżania i oddalania. Jest ona lepsza również w sytuacji, gdy odczulamy na dotyk –
trudno jest utrzymać stały dotyk i pozwolić jednocześnie na ucieczkę (jak w technice drugiej). Bardzo ważne jest, aby odczulanie powtórzyć z dwóch stron – to, ze
odczulimy konia z lewej, nie znaczy, że gdy przedmiot znajdzie się po prawej, tokoń nie będzie się już bał!
CD. Naturalna praca ziemi: odczulanie
Tak samo każda inna zmiana (np. zamiast folii leżącej na ziemi – powieszona na
płocie) już może wprowadzić niepokój. Skoro tak jest, to jakim cudem takie odczulanie działa? Przecież prawdopodobieństwo spotkania w terenie takiej samej folii,
jaką wykorzystaliśmy do zabawy, jest raczej niewielkie, ale koń nabiera zaufania,
zaczyna kojarzyć, że nawet pozornie straszne rzeczy przy nas wcale nie robią mu
nic złego. Z pewnością zauważysz, że im więcej ćwiczeń na odczulanie – tym szybciej i łatwiej przychodzi oswajanie z nowymi przedmiotami. Nie wynika to z niczego innego, jak z rosnącego zaufania! Koń stanie się pewniejszy, zacznie darzyć Cię
większym zaufaniem... Czego chcieć więcej?
Mimo że odczulanie nie należy do zbyt skomplikowanych rzeczy, należy bezwzględnie przestrzegać kilku zasad. Nie wolno konia zmuszać krótszym uwiązaniem, łańcuchami przeplecionymi przez kantar itp.! Nie chodzi o to, aby konia
utrzymać w miejscu. Jeśli nie mamy pewności, że zdołamy konia utrzymać, zacznijmy w małym wybiegu na wolności. Nie chodzi nam o to, aby koń stał w miejscu, ale o to, aby stał rozluźniony, zrelaksowany i bez żadnej obawy. Nie możemy
sugerować naszą mową ciała niczego innego poza „spokojnie, rozluźnij się”. Znaczy to tyle, że sami powinniśmy być rozluźnieni, uśmiechnięci, zrelaksowani. Nie
możemy oddychać za szybko, spinać się, wykonywać gwałtownych ruchów. Bardzo ważna jest płynność! Jeśli odczulamy na głaskanie folią, to nasze ruchy powinny być „okrągłe”, miękkie i rytmiczne. Jeśli będziemy działać raz mocniej, raz słabiej, z różną częstotliwością, to znacznie trudniej będzie koniowi zaakceptować dany przedmiot/czynność. Rytmika i powtarzanie buduje poczucie bezpieczeństwa –
koń wie, co się zaraz stanie, bo przecież ciągle dzieje się to samo. I ostatnia zasada
– przerywamy odczulanie w dwóch przypadkach: kiedy koń zrobi jakiś postęp (czy
to stanie w miejscu, czy rozluźni się – w zależności od tego, co chcemy osiągnąć i
od czego wychodzimy) lub gdy nie mamy już siły i rośnie w nas złość, frustracja.
Wtedy lepiej przerwać. Sama byłam niegdyś jeźdźcem bardzo nerwowym i porywczym, tak więc wiem, jak trudno jest nam nad tym panować. Lepiej przerwać niż
zepsuć całą pracę... To nieprawda, ze wtedy przegrywamy. Wygrywamy sami z sobą.
Agnieszka Litwa
Gdy zaczynam głaskać konia folią, ten spina się lekko, nie jest przerażony, nie ucieka, ale mamy nad czym pracować – nad rozluźnieniem. Będę głaskać go tak długo,
aż opuści choć trochę szyję.
Str. 28
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 29
Polska kawaleria: końskie osobistości
Czołem!
Na styczniowe chłody postanowiłem zapewnić Czytelnikom rozgrzewkę w
postaci kontynuacji rozpoczętego w grudniu tematu i opowiedzieć Wam nieco więcej o kawaleryjskim koniu. Tym razem jednak chciałbym wspomnieć o końskich
osobistościach, zarówno o tych wierzchowcach, które odegrały znaczącą rolę i zapisały się złotymi zgłoskami na kartach historii, jak i tych, które pozostały w pamięci jedynie nielicznych, ale zapadły w nią dzięki incydentom z nimi związanym.
Żył w międzywojennej Polsce koń, który choć nie startował w zawodach i nie
odnosił spektakularnych sukcesów sportowych, był wielokrotnie na ustach wszystkich. Trudno byłoby chyba i dziś znaleźć pośród koniarzy takiego, który by choć
raz nie zasłyszał imienia, które brzmiało Kasztanka. I nie chodzi tu bynajmniej o
końską maść… Mowa bowiem o słynnej klaczy Marszałka Piłsudskiego, o której
pisano w żołnierskich wierszach, śpiewano w piosenkach, jak i portretowano ją
wraz z Marszałkiem.
Przybliżmy zatem postać Kasztanki… Tu przyjdzie mi odwołać się do nieocenionej skarbnicy wiedzy na temat kawalerii, pana Lesława Kukawskiego.
Była to klacz maści jasnokasztanowatej, z białą łysiną i takimiż białymi skarpetkami na wszystkich czterech nogach, niewysoka, licząca ok. 150 cm wzrostu.
Urodziła się w majątku Czaple Małe, prawdopodobnie w 1909 lub 1910 r. Właściciel ofiarował ją żołnierzom I Brygady – i tak trafiła na służbę do Marszałka. Ten
zaś miał i drugiego służbowego konia, skarogniadą klacz, którą z powodu grymasów, jakie robiła, nazwano Minka. Jednakże to Kasztanka zapadła w pamięć potomnych jako ukochany rumak Marszałka, który miłość tę gorąco odwzajemniał. Była
bowiem Kasztanka koniem nerwowym, mającym poważanie jedynie dla swojego
pana.
W 1922 r. Kasztanka zamieszkała w koszarach 7 Pułku Ułanów Lubelskich w
Mińsku Mazowieckim. Tam powiła potomstwo – siwego ogiera Niemena, typowanego początkowo na następcę matki w służbie u Marszałka, oraz kasztanowatą
klacz, nazwaną Mera – na cześć rzeki przepływającej przez Żułów, czyli majątek
rodzinny, w którym przyszedł na świat Komendant. Z Mińska dowożono Kasztankę
do Warszawy, gdy Marszałek miał jej dosiadać z okazji świąt państwowych. Ukochana klacz odwiedzała go również w Sulejówku, gdzie przebywał wyłączony na
kilka lat z polityki. Sprawiała tam swoją obecnością szczególną radość córkom Komendanta, Wandzi i Jagódce, które wprost przepadały za nią.
Po raz ostatni Marszałek dosiadł Kasztanki z okazji Święta Niepodległości 11
listopada 1927 r., podczas defilady w Warszawie. Klacz wysłana została tam już 3
listopada 1927, zgodnie ze specjalnym zarządzeniem gabinetu wojskowego Ministra Spraw Wojskowych. Można przy tej okazji zauważyć, jakiej rangi był to koń,
skoro decyzje w sprawie jego transportu zapadały na najwyższych szczeblach. Po
Str. 30
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CD. Polska kawaleria: końskie osobistości
zakończeniu obchodów została Kasztanka odesłana do
Mińska transportem kolejowym, w trakcie którego zachorowała. Różne są hipotezy na temat tego, co się w
trakcie tej feralnej podróży
wydarzyło. Prawdopodobnie źle zabezpieczona klacz
przewróciła się w wagonie,
uszkadzając kręgosłup. Po
dotarciu transportu na miejsce Kasztanka nie mogła się
podnieść. Natychmiast zorganizowano pomoc weterynaryjną na szczeblu pułku, a
gdy ta nie przynosiła efektów, zawezwano lekarzy z
Warszawy. Oni również nie
zdołali przywrócić zdrowia
ukochanemu
zwierzęciu
Marszałka. Oficjalna diagnoza brzmiała: „poważny
uraz wewnętrzny, silne zaburzenie naczyń krwionośnych i serca”. Kasztanka odeszła 23 listopada 1927 r. o godzinie piątej rano. Jej skóra została zdjęta i wypchana,
po czym umieszczona w Belwederze, gdzie pozostawała do 1935 r. Pozostałe
szczątki pochowano na terenie koszar 7 Pułku Ułanów, ozdabiając miejsce pochówku głazem, który głosił: „Tu leży Kasztanka, ulubiona klacz bojowa Marszałka Piłsudskiego”.
Wypchana Kasztanka przetrwała wojnę, jednakże brak należytej opieki i konserwacji spowodował, iż nadmiernie zainteresowały się nią mole. Po wojnie Muzeum Wojska Polskiego, w którym Kasztanka znalazła schronienie, wizytował Michał Rola-Żymierski, ówczesny stalinowski Marszałek Polski, postać, która niechlubnie zapisała się w historii naszej ojczyzny (tu nadmienić trzeba, iż tenże 6
września 1927 r. został skazany przez sąd na 5 lat pozbawienia wolności za nadużycia finansowe przy dostawach masek gazowych dla armii; skazanie pociągnęło za
sobą degradację i wydalenie z armii). Tak więc w stopniu Marszałka Polski stanął
były szpieg NKWD przed obliczem Marszałkowskiej Kasztanki. Dowiedziawszy
się, co to za koń i do kogo należał, nakazał Kasztankę spalić, mszcząc się w ten
sposób za dawne „krzywdy”. Tak oto zakończyła Kasztanka swój drugi żywot.
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 31
CD. Polska kawaleria: końskie osobistości
Służyły w polskiej armii dwa takie konie, które w sposób szczególny zasłużyły się krajowi, rozsławiając jego imię w Europie i na świecie. Mam tu na myśli Jaśka i Pikadora, konie majora Adama Królikiewicza, jednego z najwybitniejszych i
najbardziej utytułowanych międzywojennych jeźdźców. Przyjdzie mi pewnie jemu
samemu poświęcić osobny artykuł, jako że postać to wymagająca osobnej atencji,
tymczasem wspomnieć chciałbym o jego niezapomnianych koniach. Ten, komu
nieobca jest „Olimpijska Szarża” – wspomnienia majora – zna pewnie oba wierzchowce, ja jednakże pozwolę sobie kilka słów na ich temat skreślić, opierając się na
jakże pięknych relacjach naszego czołowego zawodnika, oficera 1 Pułku Szwoleżerów. Trzeba bowiem oddać, iż w sposób niezwykle ujmujący, czasem chwytający
za serce przedstawił sylwetki swoich dwóch wielkich przyjaciół. Miał w życiu wiele koni, ale żadnym nie poświęcił tyle uwagi, co Jaśkowi i Pikadorowi.
Jaśka odnalazł w 1918 r., we dworze opodal Włodawy nad Bugiem, jeden z
formujących się szwadronów 1 Pułku Szwoleżerów. W tamtym czasie polskie pułki
miały spore braki, zarówno w ludziach, jak i koniach, zatem uzupełniano je przy
każdej możliwej okazji. I tak w stajni owego dworu stał gniady wałach, który – wedle relacji właściciela – jako chory został mu oddany przez oddział austriackiej kawalerii w zamian za zdrowego konia. Kawaleryjska przeszłość przesądziła o losie
rumaka i szybko wyfasowano mu z taboru siodło. Kiedy zakładano mu je na
grzbiet, ze stajni dochodził rozpaczliwy „płacz” jego kasztanowatej współlokatorki.
W szwoleżerskich głowach zaświtała myśl, co by może i drugiego konia do służby
wcielić. Odgadnąwszy te intencje, właściciel obu koni postawił los koni i swój na
jedna kartę. Zadecydował, że skoro konie, to i on do szwadronu pójdzie. Wypito
strzemiennego, a konie, jako „rodzeństwo”, ochrzczono imionami Jaś i Małgosia,
która to para, z rozkazu dowódcy, chodziła w jednej dwójce, by móc być blisko siebie. Taka oto jest geneza imienia Jaśka, które, jak okazać się miało później, było jego drugim z kolei. W 1922 r. do rozprężającego Jaśka porucznika Królikiewicza
podszedł nieznajomy pan i rzekł: „To przecież jest Mantel”. Królikiewicz, chcąc
wyprowadzić go z błędu, wyjaśnił, że koń nazywa się Jasiek. Nieznajomy okazał
się jednak być byłym oficerem 1 Pułku Austriackich Ułanów i uparcie twierdził, że
w 1909 roku przyjmował tego angloaraba węgierskiej hodowli do służby, jako remonta. Po zbadaniu licznych paleń na ciele Jaśka okazało się, iż istotnie jest owym
austriackim Mantelem. Udało się w ten sposób ustalić zarówno pochodzenie, wiek,
jak i pierwsze imię konia, który pozostał jednakże do końca Jaśkiem.
Jak się miało wkrótce okazać, Jasiek był koniem wybitnym, niezwykle utalentowanym sportowcem, który rozbudził w Królikiewiczu sportową pasję, stał się
przyczynkiem do wytężonej pracy, która zaowocowała później tak wspaniałymi
sukcesami na parkurach całego świata. Pierwsze sędziowane zawody pojechali obaj
jeszcze przed 1920 r., gdy młody Adam Królikiewicz oddelegowany został na przyspieszony kurs dowódców szwadronów w Starej Wsi pod Warszawą. Na zakończe-
Str. 32
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CD. Polska kawaleria: końskie osobistości
nie kursu przyszły olimpijczyk i jego koń zajęli, ku zaskoczeniu tego pierwszego,
czwarte miejsce. Kolejny start odbył się latem 1920 r. w Warszawie. Zanim do tego
doszło, Adam Królikiewicz opracował ciekawą, lecz – jak się miało niedługo okazać – skuteczną metodę doskonalenia jeździeckich umiejętności. Otóż w ramach
przygotowań do VII Olimpiady powołano w Warszawie Olimpijską Konną Grupę
Sportową, w skład której weszli najzdolniejsi jeźdźcy i najlepsze konie, ściągnięci z
różnych pułków kawalerii. Treningi owej grupy odbywały się codziennie na terenie
parku Agrykola, w pobliżu koszar 1 Pułku Szwoleżerów, w którym służył podporucznik Królikiewicz. Ten młody żołnierz, który, jak sam o sobie mówił, nie urodził
się na koniu ani nawet obok niego, w wolnych od zajęć chwilach, przez ogrodzenie,
przyglądał się pracy zawodników. Śledził sposób jazdy, dosiadu, wykonywane ćwiczenia. Po tak poczynionych obserwacjach szedł do Jaśka i razem powtarzali to, co
udało się zaobserwować. Jak się okazało, na efekty nie trzeba było czekać. Latem
1920 r. w Warszawie rozegrano zawody hippiczne, mające być podsumowaniem
przygotowań Grupy Olimpijskiej, której przewodził major Karol Rómmel. Najcięższą próbą zaś był Wielki Konkurs Myśliwski o Nagrodę Naczelnego Wodza, którą
ten miał osobiście wręczyć. Do tej konkurencji stanęli Jasiek i Królikiewicz. Po
brawurowym przejeździe i dogrywce, w której brał udział m.in. faworyt imprezy
Karol Rómmel, Jasiek i jego jeździec odnieśli pierwsze zwycięstwo. Konkurs ten
był o tyle wyjątkowy, iż pierwszy i jedyny raz w historii zawodów dopuszczono obstawianie zakładów. Królikiewicz, wbrew powszechnej zasadzie, że na własnego
konia stawiać nie wypada, zaryzykował 10 marek. Po odniesionym przez zawodnika zwycięstwie totalizator wypłacił mu 431.
Odniesiony w 1920 r. sukces powtórzyli obaj, Jasiek i Adam, w roku następnym, wstępując na wspaniałą drogę pełną sukcesów – zarówno w kraju, jak i za
granicą. Po Warszawie zatem przyszedł czas na Niceę, Rzym, Mediolan, Paryż,
Londyn, Lucernę. Nadmienić warto, że w początkach swej sportowej kariery Jasiek, mając za sobą wojenne doświadczenia, osiągnął wiek około 16 lat, co zgodnie
z obowiązującymi przepisami oznaczało wybrakowanie, czyli odejście ze służby.
Międzynarodowe sukcesy osiągał jako staruszek, przyuczając przy swoim boku
swojego jakże godnego następcę – Pikadora. Ciekawe było również to, że po powrocie z zawodów konie wracały do normalnej, codziennej służby liniowej w pułku.
W 1927 roku przeszedł Jasiek na emeryturę. Przed przymusowym wybrakowaniem uchronił go jego jeździec, wykupując z wojska na własność. Otrzymał Jasiek w stajni 1 szwadronu 1 Pułku Szwoleżerów wygodny boks, udekorowany licznymi trofeami. Miejsce to stało się celem licznych pielgrzymek oficjeli, hodowców
i miłośników konia. Jasiek był, jak pisał jego właściciel, koniem o łagodnym i towarzyskim usposobieniu, jednakże na starość zdziwaczał nieco. Znienawidził na
przykład okresowe przeglądy koni, a lekarzy weterynarii darzył niewytłumaczonym
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 33
CD. Polska kawaleria: końskie osobistości
wstrętem. Pozwalał im zbliżyć się do siebie jedynie w wyjątkowych sytuacjach,
gdy zdrowie mu poważniej szwankowało, jednakże o zaprowadzeniu go do ambulansu weterynaryjnego nie było mowy.
Jasiek, ciesząc się wielkim uznaniem i szacunkiem, wiódł swobodny żywot
emeryta. W pogodne dni wypuszczany był ze stajni i spacerował nieskrępowanie po
całym terenie koszar, omijając jednakże skrzętnie miejsce pracy weterynarzy. Płazem uchodziło mu włóczenie się po ogródkach szwadronowych gospodarstw, jak
żadnemu innemu koniowi darowywano mu wyjadanie roślin, jarzyn, a niekiedy
kwiatów. Jasiek uwielbiał kąpiele, toteż zażywał ich często w pułkowych stawach.
Jego miłość do wody była tak dalece posunięta, iż kładł się w każdą kałużę, każde
zagłębienie wypełnione wodą. Stąd też szef szwadronu zabraniał wypuszczać go w
deszczowe dni, choć Jaśkowi udawało się czasem wymknąć niepostrzeżenie, wytarzać w błocie i wrócić cichaczem do stajni.
Pod koniec życia Jasiek zmienił się nie do poznania. Zapadł się w sobie, stracił apetyt, oczy stały się mętne, pozbawione wcześniejszego blasku. Porósł na zimę
puszystym włosem, którego nie zrzucił latem, posiwiał. Zgubiła go miłość do kąpieli. Któregoś zimnego grudniowego dnia 1933 r. Jasiek wyszedł o zmierzchu na
swój ostatni wieczorny spacer. Nikt nie zwrócił uwagi na jego wyjście i długą nieobecność. Dostrzeżono ją dopiero przy porannym obrokowaniu i wszczęto natychmiastowe poszukiwania. Znaleziono biednego, starego Jaśka w stawie, tuż za stajnią. Staruszek nie mógł się prawdopodobnie podnieść z kąpieli o własnych siłach i
przeleżał tak całą noc w lodowatej wodzie. Nabawił się zapalenia płuc. Natychmiast odwieziono go do szpitala, gdzie tym razem bez protestów przyjął pomoc
jednego z najwybitniejszych lekarzy, prof. dra Kulczyckiego, który pomimo całej
swej wiedzy, doświadczenia i serca, jakie włożył w leczenie, nie był w stanie go
uratować. Jeden z najwspanialszych koni, jakie reprezentowały biało-czerwone barwy na arenach świata, zasnął na wieki 9 grudnia 1933 roku, w dniu święta pułkowego, mając 28 lat.
O bolesnej stracie dowiedział się major Królikiewicz, będąc we Włoszech, w
szkole jeździeckiej w Pinerolo koło Turynu. Początkowo poprosił o spreparowanie
ukochanego konia w całości, dla muzeum pułkowego, jednakże koszt takiego zabiegu okazał się bardzo wysoki i w końcu zachowana została jedynie głowa wraz z
szyją. Patrzył odtąd Jasiek spośród jeździeckich trofeów, zgromadzonych w gabinecie swojego pana, podobno jednej z największych tego typu kolekcji w Europie.
Cały ten skarbiec zginął 8 września 1939 r. w ogniu hitlerowskich bomb w Garwolinie, do którego ewakuowano Centrum Wyszkolenia Kawalerii.
Godnym następcą i kontynuatorem sukcesów Jaśka był drugi koń Adama Królikiewicza – Pikador, początkowo zwany Maćkiem. Był to gniadosz, nieco ciemniejszy od Jaśka, a mając 156 cm wzrostu, był od niego o 2 cm wyższy. Charakterystycznym dla niego było garbonose czoło i brak ogona, jako że dokonano na nim
Str. 34
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CD. Polska kawaleria: końskie osobistości
zabiegu kurtyzowania, czyli obcięcia chrzęści ogonowej, tak aby nie odrosła. Podobnie jak Jasiek miał za sobą służbę wojskową. W trakcie I wojny światowej służył bowiem przez pierwsze 10 lat życia w zaprzęgu, w szeregach armii amerykańskiej. Do Polski przybył w 1919 r., zakupiony wraz z dużą partia innych koni. Po
wojnie wrócił w wieku 12 lat do Warszawy, do macierzystego 1 Pułku Szwoleżerów.
Znajomość Adama Królikiewicza z Pikadorem zaczęła się w dniu, kiedy młody podporucznik obserwował pewnego dnia wachmistrza, dosiadającego nowego
konia taborowego, który nie miał ogona. Ten zaś, zupełnie surowy, szalał pod
jeźdźcem. W pewnym momencie puścił się galopem w kierunku stajni, przed którą
stały dwa szeregi żelaznych koniowiązów o wysokości ok. 110 cm. Koń, wbrew
woli jeźdźca, bez większego trudu przeskoczył je i wpadł do stajni. Królikiewicz
zaproponował wachmistrzowi zamianę Maćka na pewnego konia ze szwadronu
szkolnego, którym podporucznik w owym czasie dowodził, ten zaś chętnie przystał
na zamianę. Oficjalnie, rozkazem dziennym dowódcy pułku, Maciek został przydzielony do nowego pana. Pewnie żaden z nich nie zdawał sobie tego dnia spraw z
tego, jak brzemienna w skutki będzie ta decyzja, co miało okazać się już w kilku
następnych latach.
Początki znajomości były trudne, jako że przez jej pierwsze sześć tygodni ani
koń, ani jeździec nie chcieli odpuścić. Pewnego dnia jednak Maciek ustąpił, co
Królikiewicz od razu wyczuł. W nagrodę Maciek powędrował od razu do stajni w
asyście swojego pana, który poklepywał go, tulił i raczył ciepłymi słowami. Od tego momentu Maciek odmienił się, chętnie i posłusznie pracował z jeźdźcem, robiąc
szybkie postępy i osiągając bardzo wysoką formę sportową.
Zaczęło się w Nicei w 1923 roku, kiedy to Pikador wygrał pierwszą nagrodę
w konkursie myśliwskim Monaco. Potem była Wielka Nagroda Lucerny, zdobyta w
Szwajcarii w 1924 r. Rok ten zapisał Pikador na trwałe w historii polskiego jeździectwa, jak i w historii polskiego sportu olimpijskiego. Dosiadając go bowiem,
Adam Królikiewicz zdobył brązowy medal olimpijski na VII Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu. W tym miejscu warto wspomnieć, że stało się tak wskutek ogromnej pomyłki, jak i bezczynności polskiego przedstawicielstwa na olimpiadzie. Drugie miejsce i srebrny medal przypadły bowiem w udziale Włochom. Dosiadający
Trebecco kapitan Lequio był bliski upadku w trakcie swojego przejazdu, jednakże
został podtrzymany przez stojącego obok fotografa. Zgodnie z obowiązującymi w
tamtych czasach przepisami, taka pomoc wykluczała jeźdźca z konkursu, jednakże
fakt ten, choć zauważony przez wielu widzów, nie został odnotowany przez jury. Z
niezrozumiałych powodów polskie przedstawicielstwo nie interweniowało i tym samym pierwszym zdobytym w historii przez Polaków medalem olimpijskim był brązowy – zamiast srebrnego.
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 35
CD. Polska kawaleria: końskie osobistości
Startując w latach 1923–26 na corocznych, skupiających ogromną liczbę koni
i widzów zawodach w Nicei i zdobywając wiele nagród, w tym Wielką Nagrodę
Miasta Nicei (zdobytą rok wcześniej przez Jaśka), Pikador był koniem tak utytułowanym, że po zastosowaniu najwyższego dopuszczalnego handicapu nie miał prawa startowania na tamtejszym torze. Był to przepis dziwny, niespotykany na innych
torach, jednakże jedynie Pikadorowi udało się dostąpić zaszczytu wykluczenia na
przyszłość z kolejnych nicejskich imprez.
Po olimpijskim sukcesie przyszły kolejne, odnoszone w Rzymie, Mediolanie,
Neapolu. W 1926 r. Pikador ukończył 17 lat, co w myśl wojskowych przepisów
kwalifikowało go do wybrakowania. Z zasady bowiem konie brakowane były po
ukończeniu 15 roku życia, niekiedy jednak robiono wyjątek od tej zasady. Przepisy
zezwalały jednakże oficerom na wykupienie ich dotychczasowych koni służbowych
na własność – i tak też postąpił rotmistrz Królikiewicz, płacąc cenę 300 zł. Było to
niezwykle mało, jako że w owym czasie ceny koni sportowych, osiągających sukcesy tej rangi co Pikador, były wielokrotnie wyższe. Dość powiedzieć, że gdy pojawiali się zainteresowani kupnem, rotmistrz podawał cenę 5 000 dolarów, choć jak
na tamte warunki, była to cena zaporowa. Pomimo swojego wieku Pikador był w
pełni sił, jednakże świadomość o zastąpieniu go innym koniem doskwierała Królikiewiczowi coraz bardziej. Nie mogąc startować w Nicei w konkursach wojskowych, spróbował Adam Królikiewicz swoich sił w konkursie cywilnym. Zmiana
munduru na cywilny strój jeździecki zaowocowała zdobyciem kolejno pierwszych
trzech miejsc w trzech kolejnych konkursach. Nadto Pikador, wypożyczony młodej
francuskiej amazonce, zwyciężył w najcięższym konkursie przy najwyższym dla
niego handicapie.
Szczyt formy Pikadora nastąpił w Rzymie i był jednocześnie początkiem końca jego wspólnej z Adamem Królikiewiczem kariery sportowej. Niegdysiejszy Maciek ustanowił rekord zwycięstw w konkursie, w którym stanęło do walki około 200 koni. Rotmistrz czuł jednak, że rzymskie konkursy są kresem fantastycznej dyspozycji Pikadora. Choć pojawiało się wielu chętnych, to wspomniana już cena
5 000 dolarów skutecznie odstraszała amatorów. Czarna wizja o rozstaniu z Pikadorem zaczęła się spełniać w Neapolu, dokąd polska ekipa została zaproszona po startach w Rzymie. Pikador, choć wciąż uważany za groźnego rywala, chodził wyraźnie zmęczony, nie imponował już taką formą jak w Rzymie czy Nicei. Nadeszła
więc w końcu ta bolesna chwila. Pikador został sprzedany włoskiej amazonce Dentice di Frasso za cenę 100 000 lirów, która była kwotą niespotykaną za 17-letniego
konia w owym czasie. Sprzedaż ukochanego Pikadora sprawiła ogromny ból Królikiewiczowi. Jak pisze – czuł się, jakby część duszy oddał za pieniądze. Smutek topił w łzach przez całą noc. Była to smutna, ale boleśnie prawdziwa rzeczywistość
sportu jeździeckiego w Polsce międzywojennej. By móc dalej startować, musiał
mieć rotmistrz konia na światowym poziomie, w doskonałej dyspozycji. Takie
Str. 36
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CD. Polska kawaleria: końskie osobistości
kosztowały fortunę, więc zaproponowana kwota 100 000 lirów była jedyną szansą
zdobycia środków na pozyskanie nowego wierzchowca. W kraju nikt nie sprezentowałby mu sportowego konia, trudno byłoby również pozyskać go z pułkowych szeregów.
Ostatni konkurs pojechał Pikador z Królikiewiczem w Mediolanie, jako że
warunkiem przy sprzedaży konia była możliwość startu nie tylko w Neapolu, ale
również w Mediolanie. Nie były to jednak starty udane. Załamany rotmistrz, wiedząc, że będzie musiał się wkrótce rozstać ze swym wierzchowcem, nie jechał tak
jak niegdyś. Pikador również wyczuwał przygnębiającą atmosferę, więc obu starty
nie wychodziły. Spotkali się ponownie rok później w londyńskiej hali Olimpia, gdy
Pikadora dosiadał włoski jeździec, major Borsarelli. Przez szereg kolejnych lat jedynie ze słyszenia dowiadywał się rotmistrz, że Pikador ma się dobrze, choć nie
startuje już w znaczących zawodach. Ostatni raz ta para, która przysporzyła polskiemu sportowi jeździeckiemu tyle chwały i emocji, spotkała się w 1932 r. w Rzymie. Była pora obrokowania, kiedy Królikiewicz wszedł do stajni i cicho zbliżył się
do boksu swojego ulubieńca. Ten stał zajęty obiadem. Rotmistrz gwizdnął jak za
dawnych lat. Pikador obrócił się natychmiast i rżąc, podszedł do niewidzianego od
5 lat pana. Łzy stanęły w oczach jeźdźca, gdy tulił ponownie ukochane zwierzę. Pikador miał fenomenalną pamięć. Wracali kiedyś razem podczas letnich manewrów
późną nocą na kwaterę. Pamiętać trzeba, że poza kariera sportową Pikador odbywał, do momentu wykupienia go przez Królikiewicza, regularną służbę wojskową.
Gdy przejeżdżali przez długą wieś, w której stacjonowali dwa lata wcześniej, rotmistrz postanowił sprawdzić, jak to jest z ową końską pamięcią. Puścił zatem Pikadorowi wodze, a ten idąc stępa, zaniósł swojego pana wprost pod stodołę, w której
kwaterowali uprzednio. Trudno i dziwić się zatem, że po pięciu latach rozłąki jego
reakcja na znany mu gwizd była natychmiastowa.
Będąc, już jako major, w 1934 r. na stażu w znanej w owych czasach, włoskiej szkole jazdy Tor di Quito pod Rzymem, dowiedział się Adam Królikiewicz od
jakiegoś jeźdźca, że ten był rok wcześniej na polowaniu w okolicy, dosiadając Pikadora. Było to o tyle zaskakujące dla majora, że widział, iż 24-letni Pikador nie powinien był brać udziału w tak forsownych imprezach. Okazało się, iż Dentice di
Frasso, po nagłym bankructwie, sprzedała Pikadora jakiemuś handlarzowi, a ten
wypożyczył go właśnie rozmówcy. Na pytanie, co się dzieje z jego koniem, tamten
odpowiedział – nie bez zakłopotania – że nie wie. Zdobywszy adres owego handlarza, udał się zaniepokojony Królikiewicz na rzymskie Zatybrze. Zbliżając się do
człowieka, który wyglądał jak typowy włoski handlarz koni, poczuł weteran walk
pierwszej wojny dziwny lęk przez złą wiadomością. Na pytanie o Pikadora handlarz najspokojniej odpowiedział: „Zjedliśmy Pikadora, nie mogłem utrzymywać
konia, który był do niczego”. Wyobrazić można sobie, jak wieli cios otrzymał major, słysząc te słowa. Pełen bólu odwrócił się i odszedł, nie mogąc pogodzić się z
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 37
CD. Polska kawaleria: końskie osobistości
losem, jaki spotkał jednego z najznakomitszych koni w historii polskiego jeździectwa.
Nie potrafię w tak piękny sposób pisać o koniach, jak o swoim Jaśku i Pikadorze pisał major Adam Królikiewicz. Na kartach jego wspomnień przewija się
wiele innych końskich postaci, jednakże Jasiek i Pikador w sposób szczególny i
wyczuwalny zajmują w nich eksponowaną rolę. Znamienne jest to, że gdy pisze o
zdobywanych nagrodach, częstokroć pomija swój udział, wspominając jedynie, iż
to Jasiek czy Pikador wygrał. Każdego, kogo interesują losy tych wspaniałych koni,
odsyłam do „Olimpijskiej Szarży”. Wydaje mi się, że dla miłośników nie tylko kawalerii, ale sportu konnego w ogólności, książka ta powinna stać się to niemalże
lekturą obowiązkową.
Nie samym Jaskiem i Pikadorem polska kawaleria jednak stała. Służyły w niej
tysiące innych koni, a o losach niektórych z nich szansę mamy dowiedzieć się dzięki relacjom i wspomnieniom tych, którzy w tym pięknym, kolorowym wojsku służyli.
Był swojego czasu w 14 Pułku Ułanów Jazłowieckich we Lwowie koń imieniem Aferzysta. Znany był z wyjątkowych zdolności ściągania kantara, potrafił
zdjąć każdy, jaki mu założono. Oswobodzony wychodził ze stajni i wyjadał trawę
na przystajennym placu. Gdy odegrano sygnał „karmić”, krótkim galopem udawał
się do koryta z wodą, gdzie gasił pragnienie, po czym udawał się do stajni i czekał,
aż mu założą na powrót kantar i podadzą owies. Co ciekawe, nie robił tego zimą,
ale nie dla tego, że było mu zimno. Po prostu wiedział, że o tej porze nie znajdzie
trawy.
Przydzielono kiedyś Aferzystę nowo wcielonemu ułanowi. Rotmistrz powierzając mu konie, ostrzegł go, że konia tego nie należy bić, bo potrafi oddać. Wieczorem tego dnia miało miejsce następujące zdarzenie: ułani rozpoczęli czyszczenie koni, aż w pewnym momencie rozległ się krzyk. Oficer dyżurny podbiegł szybko do boksu Aferzysty i zobaczył w nim leżącego pod żłobem ułana, a obok Aferzystę, trzymającego na ułańskim grzbiecie nogę. Okazało się, że przy czyszczeniu
koń uderzył ułana głową w plecy, na co ten oddał mu zgrzebłem w szyję. Aferzysta
niewiele myśląc, złapał ułana zębami za plecy i rzucił na ziemię [Józef Bokota,
„Ułańskie drogi. Wspomnienia oficera kawalerii i Armii Krajowej”].
W Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu, a dokładniej – we wchodzącej w jej skład Szkole Podchorążych Rezerwy Kawalerii, służył koń, którego nijak
nie szło zmusić do skakania przez przeszkody. Wszystko, co napotkał na swojej
drodze, czy to drągi, czy bramy, rozbijał piersiami w pełnym galopie. Z okazji dnia
św. Huberta zorganizowano tradycyjny bieg, zakończony pogonią za lisem. Trasa
wiodła przez las, wąskimi duktami, usianymi co kawałek różnymi przeszkodami. W
pewnym miejscu, tuż za zakrętem, umieszczono przymocowaną na stałe szynę kolejową. Dzielny wałach oczywiście próbował ją staranować, co skończyło się tak,
Str. 38
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CD. Polska kawaleria: końskie osobistości
że jadący na nim ułan poszybował wysoko nad ziemią i padł gdzieś w ściółkę,
szczęśliwie omijając w locie drzewa, koń zaś runął na ziemię. Przerażony ułan zebrawszy się w sobie, podszedł do konia i zaczął go czule głaskać, podejrzewając, że
przydarzyła się wierzchowcowi jakaś poważna kontuzja. Ten nagle zerwał się na
nogi, udowadniając, że jest co najmniej równie twardy jak stalowa szyna.
Koni przez kawaleryjskie szeregi przewinęły się tysiące, a ułanów jeszcze więcej. I każdy z nich znałby pewnie kilka ciekawych opowiastek i anegdot z trudów
codzienności w pułkach jazdy czy CWK w Grudziądzu. Szkoda tylko, że tak już
niewielu ich zostało. Chwała tym, którzy swoje wspomnienia przelali na karty książek, dzięki którym mamy okazję i my dowiedzieć się czegoś o wspólnym losie koni
i ludzi w trudnej wojskowej służbie.
Pora kończyć zatem. Tych, których znudziłem, przepraszam. Wytrwałym,
którzy dobrnęli do końca, dziękuję. Do zobaczenia w następnym numerze.
Piotr Dobrowolski
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 39
Kupno konia
M
arzeniem każdego miłośnika koni jest oczywiście posiadanie własnego wierzchowca. Zanim jednak zdecydujesz się na zakup, musisz być pewny, że cię stać na jego utrzymanie oraz że masz wystarczająco dużo czasu na opiekę nad nim. A nie jest to takie proste, jak
może się wydawać. Będziesz musiał płacić za pensjonat (jeśli nie posiadasz własnej
stajni), kowala i weterynarza oraz zakupić cały sprzęt do pielęgnacji konia i jazdy
konnej. Jeżeli jesteś zdecydowany na zakup, to zanim go dokonasz, musisz rozejrzeć się za pensjonatem, w którym będziesz trzymał wierzchowca. Wybór pensjonatu powinien uwzględniać wiele czynników. Najważniejszym jest oczywiście dobro konia, na które składa się kilka ważnych elementów. Zwróć uwagę, czy stajnia
posiada zielone pastwiska lub padoki, na których Twój koń będzie mógł spędzać
czas wraz z innymi wierzchowcami. Obejrzyj stan padoków oraz jakość i rodzaj
ogrodzeń. Jeżeli ogrodzenia są zbyt niskie lub zniszczone – istnieje ryzyko, że konie mogą wybrać się na samodzielną wycieczkę poza teren pastwiska. Jeśli łąka
ogrodzona jest drutem z kolcami lub pozrywaną taśmą, od razu zrezygnuj z tej stajni jako nowego domu dla twojego
wierzchowca. Kolejną ważną rzeczą, o którą musisz zapytać, jest
to, ile razy dziennie i czym konie
są karmione. Ważne jest to, żebyś
to Ty decydował o tym, ile razy
dziennie i co będzie dostawał do
jedzenia koń. Jeżeli chcesz do paszy podawać mu dodatkowo witaminy czy inne suplementy, dopytaj
się, czy opiekun stajni zadba o to,
by Twój koń to otrzymywał. Obejrzyj boksy – czy jest w nich czysto
i czy konie mają stały dostęp do
wody. Kolejnym niezwykle ważnym aspektem jest padokowanie.
Zapytaj, czy konia będziesz musiał
sam wypuszczać, a później sprowadzać z wybiegu samodzielnie,
czy zajmie się tym stajenny, oraz
jak długo konie przebywają na pastwisku. Niezwykle ważna jest
także całodobowa opieka. Dowiedz się, czy na noc ktoś pozostaje w pobliżu stajni, czy może ko-
Str. 40
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CD. Kupno konia
nie pozostawiane są same sobie. Jest to bardzo istotne, szczególnie w wypadku nagłych wypadków czy zachorowań zwierząt. Kolejne czynniki wpływające na wybór
stajni to te związane z użytkowaniem konia. Obejrzyj ujeżdżalnię, zwracając uwagę
na jej rozmiary oraz podłoże. Najlepszą polową ujeżdżalnią jest oczywiście maneż
wysypany piaskiem, ponieważ nie kurzy się i dobrze trzyma wilgoć, a po deszczu
konie się na nim nie ślizgają. Jeżeli chcesz trenować skoki, to zapytaj, czy będziesz
bezpłatnie mógł korzystać z zestawu przeszkód (jeżeli są). Warto też zwrócić uwagę na liczbę ujeżdżalni i liczbę znajdujących się w stajni koni. Jeżeli w stajni jest
ich sporo, a do dyspozycji jeden mały plac do jazdy, to chyba nie za bardzo ma sens
wstawianie tam konia, szczególnie jeśli chcesz trenować. Gdy na terenie ośrodka
znajduje się hala, to koniecznie zapytaj, czy korzystanie z niej jest w cenie pensjonatu oraz czy obowiązuje jakiś harmonogram, kto i kiedy może jeździć. Tak samo
jak na ujeżdżalni – zobacz jej rozmiary i podłoże. Jeżeli najbardziej lubisz spędzać
czas z koniem na przejażdżkach w terenie, koniecznie obejrzyj okolicę stajni oraz
zapytaj o trasy turystyki konnej i ich stan. Kolejnymi niezwykle ważnymi aspektami są opieka kowala i weterynarza. Dowiedz się, czy w stajni leczy jeden lekarz
weterynarii, a jeśli tak, to kto to jest. Zapytaj także, czy możesz korzystać z usług
innego weterynarza niż ten polecany przez stajnię. To samo dotyczy kowala. Sam
powinieneś decydować, kto dba o stan zdrowia Twojego konia oraz kto będzie się
zajmował jego kopytami. Zapytaj także o miejsce do przechowywania sprzętu jeździeckiego oraz o zaplecze socjalne (przebieralnia, łazienka, WC). Znalezienie odpowiedniej stajni wcale nie jest takie łatwe. Nie poddawaj się po pierwszej obejrzanej stajni, która nie spełni Twoich oczekiwań. Pamiętaj, że dobry pensjonat to nieoceniony skarb.
Jeżeli znalazłeś już stajnię dla swojego przyszłego przyjaciela, możesz go
śmiało kupić, jednak samo kupno konia też musi być przemyślane. Najlepszą sytuacją jest kupno konia, którego się już zna, od znajomych ludzi. Wtedy możesz
mieć stuprocentową pewność jeśli chodzi o charakter zwierzęcia, jego pochodzenie,
ewentualne narowy i przyzwyczajenia. Jeżeli chcesz kupić konia z ogłoszenia, koniecznie umów się z jego obecnym właścicielem kilka razy. Powinien pokazać Ci,
jak wierzchowiec zachowuje się na pastwisku, podczas zabiegów pielęgnacyjnych,
siodłania oraz w trakcie jazdy. Zobacz, jak zwierzę porusza się we wszystkich chodach, zarówno na swobodzie, jak i pod jeźdźcem. Powinieneś mieć także możliwość pojeżdżenia na koniu oraz ewentualnie także umówić się na wyjazd w teren.
Zdarzają się takie przypadki, że w ogłoszeniu możemy przeczytać o „niezwykle
spokojnym koniu” i po kilku wcześniej umówionych wizytach rzeczywiście taki
nam się wydaje, ale gdy już go kupimy, okazuje się zupełnie odmienny od tego, jakim go poznaliśmy. Czemu tak się dzieje? ? Niektórzy ludzie chcąc sprzedać konia
narowistego, niespokojnego i nerwowego, czasami na czas umówionej wizyty podają mu środki uspokajające. Należy zatem pamiętać, żeby złożyć jedną lub dwie
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 41
CD. Kupno konia
niezapowiedziane wizyty. Wtedy będziesz
mógł mieć pewność co
do charakteru zwierzęcia. Jeżeli chcesz kupić
z ogłoszenia młodego
konia, który jeszcze nie
jest ujeżdżony, także
obejrzyj go we wszystkich chodach (na swobodzie lub lonży), a
także zapytaj o jego rodziców i ich charaktery.
Jeżeli chcesz kupić źrebaka, to powinieneś znać zarówno jego rodziców, jak i właścicieli. Znajomość rodziców pozwoli ocenić mniej więcej, jak koń będzie w przyszłości wyglądał oraz
jaki może mieć charakter. Gdy znasz także jego właścicieli i ich podejście do koni,
możesz być pewny, że źrebię było od urodzenia w dobrych rękach.
Jeżeli zdecydowałeś się na kupno, koniecznie umów się z lekarzem weterynarii, który przeprowadzi kontrolne badania. Sprawdzi on między innymi wiek konia,
budowę oraz ślady po przebytych wcześniej chorobach. Zdecydowanie lepiej umówić się ze znajomym weterynarzem niż z lokalnym, gdyż ten może nie być szczery
w swojej opinii dotyczącej stanu zdrowia zwierzęcia.
Kupując ujeżdżonego konia, należy także zdawać sobie sprawę z własnych
umiejętności. Jeżeli jesteś osobą, która dopiero uczy się jeździć, zwierzę powinno
być spokojne i dobrze ułożone. Do tego najlepiej nadają się „konie profesorzy”. Jeśli poziom Twoich umiejętności jest zaawansowany i masz doświadczenie w pracy
z młodymi końmi lub znasz kogoś, kto będzie mógł Ci pomóc, możesz kupić młodego, świeżo ujeżdżonego konia lub też takiego, który dopiero będzie się uczył pracować pod siodłem. Jeżeli masz sportowe aspiracje, a jesteś początkującym zawodnikiem, możesz wybrać konia, który startował już w zawodach w wybranej przez
Ciebie konkurencji i ma w tym doświadczenie. Kolejnymi ważnymi czynnikami,
które pozwolą dokonać odpowiedniego wyboru wierzchowca, są także nasz wzrost
i waga. Osoba szczuplejsza, lżejsza i słabsza może kupić konia mniejszego, o drobnej budowie, natomiast osoba wyższa, cięższa i silniejsza powinna wybrać bardziej
masywne i większe zwierzę. Ważną rzeczą jest także cena. Należy zdawać sobie
sprawę, iż konie rasowe z dobrymi rodowodami są znacznie droższe, delikatniejsze
pod względem zdrowotnym i kosztowniejsze w utrzymaniu od koni ras bardziej
prymitywnych (kuce oraz konie małe) lub mieszańców. Cena powinna być także
dobrana indywidualnie do danego konia i uwzględniać jego wiek, stan zdrowia, ra-
Str. 42
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CD. Kupno konia
sę oraz pochodzenie. Starsze osobniki (powyżej 10 roku życia) oraz konie w wieku
do 3,5 roku są zazwyczaj tańsze.
Jeżeli zdecydowałeś się na danego
konia i jesteś gotowy za niego zapłacić,
koniecznie spisz umowę kupnasprzedaży w dwóch egzemplarzach. Dokument ten powinien zawierać takie informacje, jak dane Twoje oraz poprzedniego właściciela, imię konia, rok urodzenia, pochodzenie, cenę, stan zdrowia,
charakter oraz numer jego paszportu.
Poproś także o wszystkie dokumenty
zwierzęcia. Paszport jest najważniejszym z nich i bez niego w zasadzie koń nie może wyjść poza gospodarstwo czy
stadninę, gdzie przebywa. Zawiera on szczegółowy opis słowny oraz graficzny, niezbędny podczas identyfikacji konia, rodowód, daty obowiązkowych szczepień, informacje o ewentualnym przebytym leczeniu i badaniach. Należy pamiętać, że
paszport nie jest dowodem własności. Innymi dokumentami, jakie możesz dostać,
są książeczka zdrowia, a w przypadku koni rasowych dowód urodzenia źrebięcia
(wydawany na podstawie świadectwa pokrycia klaczy) oraz świadectwo wpisania
klaczy lub ogiera do księgi stadnej. Po dokonaniu kupna musisz niezwłocznie udać
się do Okręgowego Związku Hodowców Koni w celu rejestracji zmiany właściciela
konia (jest to procedura odpłatna).
Skoro już kupiłeś swojego wymarzonego konia, to teraz musisz go jakoś przetransportować do nowej stajni. Do tego celu powinieneś wynająć lub pożyczyć odpowiednią przyczepę. Przed transportem koniecznie zabezpiecz nogi zwierzęcia.
Mogą do tego posłużyć specjalne ochraniacze lub owijki. Zabezpiecz także ogon,
zawijając go bandażem lub zakładając ochraniacz, żeby koń nie wytarł sobie z niego włosów podczas przewozu. Jeżeli jest zimno, nałóż na konia derkę polarową. Po
przyjeździe w nowe miejsce najprawdopodobniej koń może zachowywać się nerwowo, pocić się ze stresu, dreptać nerwowo w boksie lub rżeć. W takiej sytuacji najlepiej pozostawić go samego, żeby oswoił
się z nową sytuacją i miejscem, w jakim się
znalazł. Pozwól mu swobodnie poznawać
nowe otoczenie i zapewnij mu odpowiednią opiekę, a z dnia na dzień koń będzie się
czuł pewniej i bezpieczniej.
Agata Obidowicz
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 43
M
Tańczące białe konie
arzenie małej dziewczynki, gdy zmykała oczy, tak prozaiczne i
oczywiste: piękny biały rumak o srebrzystej grzywie i muskularnym ciele... Rytm muzyki rozbrzmiewa wkoło, wszystkie balkony zatłoczone, słychać szepty, napięcie wzrasta. Z oddali dochodzą odgłosy
podków stąpających po szesnastowiecznym bruku. Na środku czworoboku w tej
zimnej hali pojawia się mistrz ceremonii, który wprowadza słuchaczy w arkana historii tańczących białych ogierów... Początek słynnej Hiszpańskiej Szkoły Jazdy
sięga ok. roku 1575. Dzięki pasji arcyksięcia Karola, brata Maksymiliana II, założona została hodowla słynnych koni w Lipizzy, na północny wschód od Triestu.
Krzyżując konie holsztyńskie, arabskie i berberyjskie, stworzono piękne białe lipicany. Hala z 1735 r., w której odbywają się pokazy, oraz właściwa szkoła powstały
jednak w Hofburgu nieco później dzięki Karolowi VI. Tłum oczekuje wejścia aktorów dzisiejszego przedstawienia, rozmowy cichną, a wraz z nimi i oddechy jakby
zamierają, bo oto otwierają się ogromne wrota u wejścia do hali, a w nich widać
pierwszego srebrzystego rumaka. Głowy wychylają się coraz bardziej w dół, aby
uchwycić każdy krok, każdy majestatyczny gest wjeżdżających lipicanów. W rytm
muzyki rozpoczyna się niesamowity pokaz tańca w wykonaniu koni oraz ich jeźdźców. Białe ogony falują, muskularne ciała zaś – zwiewnie jak baletnice, w idealnej
harmonii i z subtelną delikatnością – tańczą w rytm muzyki. Wokół słychać westchnienia zachwytu, cicho wypowiadane w różnych językach słowa uznania dla misternego przygotowania jeźdźca i konia. Słowa uznania bez wątpienia należą się panu Aloisemu Podhajsky'emu, który był przez 26 lat jeźdźcem, nauczycielem i dyrektorem słynnej Hiszpańskiej Jazdy Konnej w Wiedniu. Pułkownik Podhajsky
charakteryzował się niesamowitą intuicją w stosunku do koni i troskliwie się tymi
zwierzętami opiekował – i to dzięki tym cechom wydobywał z nich to co najlepsze.
Dzięki odpowiedniemu wieloletniemu kształceniu jeźdźców konie szkolone w tej niesamowitej
szkole sprawiają wrażenie umiejących czytać w myślach osób dosiadających ich. Spokój, równowaga i gracja towarzyszą wykonaniu tak trudnych ćwiczeń jak
piaff czy pasaż, z przejściami lekkimi i wręcz niezauważalnymi.
Przyszedł czas na zaprezentowanie niezwykłych umiejętności,
których nie można zobaczyć na
tradycyjnych czworobokach –
czyli kurbety i lewady. A teraz
Str. 44
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CD. Tańczące białe konie
czas na pokaz pracy z ziemi, lonżowanie koni, nauka młodych koni oraz zapierające dech w piersi kapriole na
lonży i między filarami. Kolejne kurbety w ręku, kapriole wykonywane
jakby przez pegazy tylko skrzydeł im
brak i lewady przysparzają publiczność o zawrót głowy. Szepty przepełnione słowami uznania są jak najbardziej słuszne – zarówno w odniesieniu
do tańczących białych ogierów, jak i
ich jeźdźców. Ponownie wkracza
mistrz ceremonii i wyrywa nas z tej
bajkowej i mistycznej atmosfery sprzed wieków, dziękując koniom, jeźdźcom i
przybyłej publiczności. Rozbrzmiewają oklaski, wkoło widać uśmiechnięte twarze i
tylko rozszerzone źrenice zdradzają, że euforia nadal w sercach panuje. Sceny, których byliśmy świadkami, bez wątpienia odcisną miłe piętno w naszych sercach, a
Wiedeń, który uraczył nas zimną, deszczową, majową pogodą pozostanie jako piękne i ciepłe wspomnienie. Aby poznać historię powstania szkoły, warto przejść również do Lipizzaner Museum, w którym można poznać bliżej blisko 400-letnią historię tradycyjnego jeździectwa. Ekspozycja obejmuje sprzęt jeździecki, audiowizualizację historii szkoły oraz podgląd do stajni, w której mieszkają piękne srebrzyste
lipicany.
Z Polski najtaniej do Wiednia można dojechać pociągiem, dokonując zakupu
biletów PKP na 60 dni przed wyjazdem. Podróż taka trwa około 7 i pół godziny.
Warto również już w kraju zarezerwować nocleg w hotelach na obrzeżach Wiednia, w pobliżu stacji metra lub pociągu miejskiego. Na miejscu można kupić bilet
miejski 3-dniowy, który uprawnia do korzystania ze wszystkich środków komunikacji publicznej. Aby móc obejrzeć pokaz Hiszpańskiej Szkoły Jazdy Konnej, należy dokonać rezerwacji biletów (ceny od 40 do 160 euro) przez Internet na kilka
miesięcy przed planowanym wyjazdem, gdyż praktycznie nie ma możliwości zakupu biletów przed wejściem. Możliwe jest też wejście i oglądanie oficjalnych ćwiczeń koni i jeźdźców – na takie pokazy można zakupić bilety (cena to ok. 20 euro)
na kilka dni przed wizytą. Przydatna jest również przynajmniej podstawowa znajomość języka niemieckiego, a jeśli już się zgubimy, to warto poprosić o pomoc policjantów, którzy zwykle mówią po angielsku. Sam Wiedeń jest pięknym, majestatycznym miastem, wypełnionym licznymi monumentami przedstawiającymi konie,
co bez wątpienia urzeknie serce koniarza.
Magdalena Rybicka
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 45
Mustang z Dzikiej Doliny
„Mustang z Dzikiej Doliny”
Tytuł oryginalny: „Spirit: Stallion of the Cimarron”
Reżyseria: Lorna Cook, Kelly Asbury
Muzyka: Hans Zimmer, Steve Jablonsky
„Tej opowieści nie znajdziecie w żadnej książce. Mówią, że historia Zachodu napisana została w siodle. Ale
nikt jeszcze nie słyszał opowieści płynącej z głębi serca
konia...” – tymi słowami zaczyna się przepiękny i wzruszający film animowany „Mustang z Dzikiej Doliny”.
Główny bohater filmu, mustang Spirit, urodził się w malowniczej dolinie Starej Ameryki, wolnej od cywilizacji. Już jako mały źrebak był odważnym i
ciekawskim indywidualistą. Gdy
dorósł, został przywódcą stada,
tak jak kiedyś jego ojciec. Zaszczyt ten jednak łączył się z odpowiedzialnością. Pewnego wieczoru Spirit zauważył w mroku
jasne światło i postanowił sprawdzić, co nowego pojawiło się w dolinie, którą zamieszkiwało jego stado... Nie wiedział, że to zmieni całe jego życie. Byli to ludzie (oddział kawalerii), którzy wkrótce złapali dzikiego i nieokiełznanego ogiera. Chcieli zmienić mustanga w posłusznego wierzchowca. Zniewolony koń postanawia za wszelką cenę się uwolnić i wrócić do swojego domu, do swojego
stada... Koń spotyka na swej drodze nowego przyjaciela – młodego Indianina o imieniu Rwący Potok, z plemienia Lakota. Losy
tych dwóch bohaterów splatają się
ze sobą na długo. Koń i człowiek
wspólnie przechytrzają żołnierzy,
w międzyczasie mustang poznaje
Rose – piękną indiańską klacz...
Str. 46
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CD. Mustang z Dzikiej Doliny
„Mustang z Dzikiej Doliny”
to nietypowy film animowany,
gdyż jego główny bohater nie
mówi. Czasem słychać tylko jego
myśli, co zdecydowanie czyni
film ciekawszym i bardziej tajemniczym. Jest to historia opowiadająca w cudowny, jasny i
zrozumiały sposób o wolności,
marzeniach, dążeniach oraz miłości i wierności samemu sobie.
Piękna muzyka i piosenki czynią
ten film jeszcze bardziej niezwykłym i wzruszającym. Wszystko to powoduje, że
podczas oglądania tego filmu nieraz poczujecie, że łezka kręci się w oku...
„Mustang to dusza Zachodu. Jednak o tym, czy ten Zachód zdobyto, czy utracono musicie zdecydować sami...”.
Monika Piech
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 47
Arabski Świat
K
oń arabski niestety nie cieszy się
zbyt dużą popularnością jako
wierzchowiec… A szkoda. Może
dzieje się tak dlatego, że ludzie kojarzą te konie z czempionatowymi pięknościami, zapominając całkowicie o ich predyspozycjach w sporcie jeździeckim. Araby
niestety uważane są za konie płochliwe i słabe, bardziej nadające się do oglądania niż
jeżdżenia na nich.
Araby odznaczają się niezwykłą wytrzymałością organizmu na długotrwały wysiłek fizyczny, co automatycznie predysponuje je do udziału w rajdach długodystansowych. Konie te bez zbytniego wysiłku mogą
pokonywać długie i trudne trasy – nawet w
niesprzyjających warunkach pogodowych.
Są także bardzo odważne i zrównoważone,
dlatego bez trudu pokonują takie przeszkody, jak brody na rzekach, strome zbocza,
mostki czy zwalone drzewa.
Wytrzymałość tych koni jest wykorzystywana także podczas gonitw torowych, w których występują z powodzeniem. W Polsce araby ścigają się głównie na
dystansach 1400, 1600, 1700, 1800, 2000 i 2400 metrów. Co prawda nie są dobrymi sprinterami, ale na dalsze odległości spisują się znakomicie.
Konie czystej krwi arabskiej
znakomicie nadają się także
do zwykłej jazdy rekreacyjnej. Są niezwykle mądre,
szybko się uczą i chętnie
współpracują z człowiekiem,
jeśli tylko ten ma odpowiednie podejście i odpowiednio
traktuje zwierzę. Młode konie
szybko uczą się chodzić pod
siodłem i nie sprawiają problemów podczas procesu
ujeżdżania. Stają się partnerem jeźdźca i szybko się
Str. 48
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CD. Arabski Świat
przywiązują, co może zaowocować wspaniałą przyjaźnią na
długie lata. Można je także
spotkać w niektórych szkółkach jeździeckich, gdzie z powodzeniem uczą się na nich
młodzi adepci jeździectwa.
Dla rozpowszechnienia użytkowości koni arabskich jako
wierzchowców organizowane
są także czempionaty klas
użytkowych, które z roku na
rok cieszą się coraz większym
powodzeniem. Konie prezentowane są pod jeźdźcami w różnych klasach. Klacze
pokazywane są w klasie z wałachami, zaś ogiery występują osobno. Można wystąpić w stroju klasycznym, polskim lub arabskim, gdzie oceniane jest zarówno przebranie jeźdźca, jak i konia, oraz ruch i zachowanie konia. Można wystąpić także w
klasie, w której do przejechania będzie program ujeżdżenia lub parkur.
Konie tej rasy nie za bardzo nadają się
do wysokich klas w skokach przez przeszkody, jednak i tu znajdują się wyjątki. Grzechem
byłoby nie wspomnieć o kasztanowatej klaczy imieniem Niniwa (Etogram x Niwa/
Eukaliptus), która mając zaledwie 146 cm w
kłębie, potrafi przeskoczyć przeszkody mające nawet 130 cm wysokości.
Należy także pamiętać, że poprzez to, iż
konie te są stosunkowo drobne i niskie, nie
nadają się dla cięższych i wysokich jeźdźców.
Klacz Niniwa
Zachęcam wszystkich, którzy nie są do
Fot. Artur Mostowski
końca przekonani co do użytkowości tych koni jako wierzchowców, do wybrania się na czempionat klas użytkowych
(organizowany w Janowie Podlaskim) lub po prostu popracowania z tymi końmi
pod siodłem.
Agata Obidowicz
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 49
CD. Arabski Świat
Arabskie Aktualności:
W dniach 7–9 grudnia 2007 w
Paryżu odbył się Czempionat
Świata Koni Czystej Krwi
Arabskiej. Konie polskiej hodowli dopisały do swojego
konta kolejne sukcesy.
Pierwszego dnia prezentowane były klacze. W grupie
A w klasie klaczy młodszych
na czwartym miejscu uplasowała się Psyche Victoria hodowli i własności Alicji Poszepczyńskiej. W grupie B
znajdowało się aż 5 klaczy z Polski: Eksterna (Falborek Arabians), Sefora i Pinta z
Janowa oraz Ejrene i Pistoria z Michałowa. W czołowej szóstce znalazły się Ejrene
na miejscu trzecim i Pistoria na pozycji piątej. W grupie A w klasie klaczy starszych
w czołowej szóstce nie znalazła się żadna klacz z naszego kraju, jednak grupa B była zdominowana przez Polskę. Pierwsze miejsce zajęła michałowska Kwestura, zaraz za nią uplasowała się jej stajenna koleżanka El Dorada. Na miejscu piątym była Palmira – także hodowli i własności SK Michałów. Należy także wspomnieć, że
miejsce trzecie zajęła wyhodowana w Michałowie Eberia, która obecnie stanowi
własność Jadem Arabians (Belgia).
Drugiego dnia wybierane były najpiękniejsze ogiery. W grupie ogierów młodszych w klasie A prezentowany był Altis z Falborek Arabians. Koń niestety nie
chciał ładnie zaprezentować się w kłusie, na skutek czego zajął trzecie miejsce. W
grupie A w klasie ogierów starszych
pokazywane były dwa polskie konie,
Poganin z Janowa Podlaskiego, który zajął pierwsze miejsce, oraz
Esparto z Michałowa, który był trzeci. W grupie B prezentowany był michałowski Grafik, który uplasował
się na trzeciej pozycji. Dodatkowo
tego dnia nagrodę specjalną za najlepszy ruch otrzymała Kwestura z
SK Michałów.
Str. 50
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CD. Arabski Świat
Ostatniego dnia wybrano Czempionów Świata z poszczególnych grup wiekowych. Czempionką klaczy starszych została Kwestura, która otrzymała także laur
najwyżej ocenionego konia. Pozostałe polskie konie pokazały się znakomicie, jednak nie zdobyły tytułu czempiona ani wiceczempiona.
W tym roku konkurencja w Paryżu była naprawdę mocna, mimo to nasze konie wyszły z tej rywalizacji z dobrymi wynikami. Zachwyciły zarówno sędziów, jak i
publiczność. Mamy nadzieję, że za rok polskiej ekipie pójdzie równie dobrze, a może nawet i lepiej niż w tym roku.
Szczegółowe wyniki:
http://www.janow.arabians.pl
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 51
S
Al Nelson Weitzel
trach przed pozostaniem
kolejnym przymierającym
głodem artystą powstrzymywał Ala Weitza przed
spełnieniem marzeń przez ponad 20
lat. Jako chłopiec spędzał wiele dni,
przesiadując na ławce nad rzeką North
Saskatchewan, często zabierając ze sobą w to miejsce szkicownik, w którym
kreślił ptaki i rośliny. Gdy był nastolatkiem, zafascynowało go tworzenie rysunków do komiksów, a jego szkicownik zaczął się wtedy zapełniać postaciami bohaterów komiksowych. Realistyczne obrazy bohaterów takich jak
Doc Savage (Jamesa Bama) wprawiły
go w podziw, a tym samym sprawiły, że
zaczął kopiować tuziny papierowych
okładek. Kilka szkicowników zapełnił
także obrazami ze „Star Treka”,
„Planety Małp” i „Conana Barbarzyńcy”, a każdy z nich niósł w sobie oczekiwanie na to, że kiedyś w przyszłości sen o
zostaniu artystą stanie się faktem. Będąc studentem wydziału plastycznego, odkrył,
iż większość osób dzielących jego artystyczne zamiłowania prowadziła bardzo
skromny tryb życia. Na swojej drodze życiowej spotkał niewielu ludzi, którzy wierzyli, że ze sztuki można wyżyć, co bardzo zniechęciło go, przyczyniając się do
zmiany marzenia na bardziej konwencjonalne zajęcie. Mimo że względny sukces
Ala jako sprzedawcy zapewniał byt jego rodzinie, to nie ukoiło głodu
duszy, a tym samym, jak
to większość ludzi, niedoszły artysta zaczął szukać nowej drogi do spełnienia się w życiu. I wtedy, w 1994 roku, Al zapoznał się z metodą rytownictwa. Ta wcześniej
przeoczona metoda zmieniła całkiem jego życie.
Str. 52
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CD. Al Nelson Weitzel
W tej technice Al odnalazł
coś, co sprawiło, że poczuł
miłość do szczegółów i detali.
Czytając opis techniki rytownictwa, stwierdził, że to jest z
pewnością metoda, która pozwoli na stworzenie czegoś
nowego i całkiem innego.
Znalazłszy zakurzone kawałki
rycin w lokalnym sklepie z artykułami kreślarskimi, rozpoczął eksperymenty i wkrótce
odkrył, iż w ten sposób można stworzyć obrazy dzikiej
przyrody, które są bardziej szczegółowe niż te tworzone tradycyjną metodą. Wkrótce jego prace mogły ujrzeć światło dzienne, będąc prezentowane na lokalnych, prowincjonalnych i krajowych wystawach. Pomimo że wielu sędziów miało wątpliwości co do używanych materiałów, wygrał on wiele nagród. Demonstrując swoja
technikę pracy, wywołał poruszenie wśród publiczności, która przyglądała się wyłaniającemu się z czarnego tła obrazowi. W rezultacie jego obrazy zaczęły się
sprzedawać, a tym samym uśpione marzenie zaczęło być prawdą.
Szczegółowe i życiowe dzieła Ala zainspirowały setki artystów, zarówno profesjonalistów, jak i amatorów, którzy chcieli sprawdzić się w tej unikatowej i podniecającej technice. Jego „domowy zestaw rytownika”, zaprojektowany z myślą o
domowym użytku, stal się popularnym wstępem do prawdziwego rytownictwa, a
tym samym wykreował rzesze artystów, którzy czerpali radość z wyzwań i nagród,
jakie niesie ze sobą ta technika.
Jego
spontaniczność
oraz
umiejętność zachęcenia do nauki sprawiły, iż lekcje Ala stały
się popularne wśród uczniów w
różnym wieku. Większość czasu spędza w szkole Saskatchewan, gdzie dzieli się z uczniami i nauczycielami swoją wiedzą z zakresu sztuki. Wygrał
wiele nagród na poziomie prowincji i kraju i kilkakrotnie był
członkiem komisji w Zachodniej Kanadzie.
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 53
CD. Al Nelson Weitzel
Prace Ala zostały określone jako „niewiarygodnie realistyczne”,
„zadziwiające kreacją światła i cienia”, „będące niesamowitym osiągnięciem”, „na
tyle trójwymiarowe, że ma się wrażenie ich prawdziwości”. Zatem nie jest dziwne,
że dzieła Ala znajdują się zarówno w biurach korporacji, jak i w prywatnych kolekcjach na całym świecie. Seria reprodukcji „Sztuka osiągnięć” jest popularna zarówno w kanadyjskich domach, jak i w biurach. Wystawiając swoje obrazy na aukcje
charytatywne, pozyskał on tysiące dolarów, które przeznaczył na ochronę dzikiej
przyrody, a także pomoc osobom biednym.
Galerie Weitzel, gdzie można obejrzeć gabloty z dziełami Ala, można znaleźć
w „Centre at Circle” i „Eight”, które zostały otwarte latem 2000 roku. Galerie Weitzel II znajdują się w „Cornwell Centre” i „Regina , które zostały otwarte we wrześniu 2002, a co więcej, otwarcie kolejnych wystaw jest w planach.
Al mieszka w Kanadzie, w Saskatoon (największe miasto prowincji Saskatchewan) z żoną i trzema córkami.
Z angielskiego przełożyła Anna Kuzio
Źródło: www.weitzelart.com
Str. 54
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 55

Podobne dokumenty

plik pdf - Cztery Kopyta (Magazyn on-line)

plik pdf - Cztery Kopyta (Magazyn on-line) Rasy Koni: Florida Cracker Horse Fundacja Pegasus Arabski Świat: Aachen, WH Justice Arabski Świat: Endurance Horse English: English Saddle Naturalna praca… : Bezpieczeństwo Sławni ludzie: Gary Stev...

Bardziej szczegółowo

plik pdf - Cztery Kopyta (Magazyn on-line)

plik pdf - Cztery Kopyta (Magazyn on-line) CzteryKopyta.pl to darmowy e-zin poświęcony koniom. Jeżeli także interesujesz się końmi i chcesz pomóc w tworzeniu magazynu napisz do nas na adres: [email protected]

Bardziej szczegółowo