Nowak w Rodezji - Jakub Ciećkiewicz

Transkrypt

Nowak w Rodezji - Jakub Ciećkiewicz
18 C
AFRYKA DLA
POCZĄTKUJĄCYCH
Jakub Ciećkiewicz
Afrowigilia
T
rzecie w podróży
święta Bożego Narodzenia spędzam
pod namiotem, na drodze
Zambezi-Bulawayo. Jest
grudzień, a więc lato, wokół
rozkwita bujna zieleń, słońce upalnie pali skórę, a ja
tęsknię do śniegu, do choinek rozstawionych na placach naszych miast... Tak
piękny jest ich zapach, tak
radują oko swym widokiem,
a mnie zamiast choinek otaczają olbrzymie, nieforemne
baobaby, typowe drzewa
afrykańskich stepów” – zanotował 24 XII 1933 r. – największy polski podróżnik –
Kazimierz Nowak.
Zanim zrobił wpis do notatnika, rozbił namiot
w przedsionku dzikiej pustyni Kalahari. Wzniecił ogień
i po spożyciu skromnej wieczerzy zażył porcję chininy.
W jego głowie ozwały się tysiące dzwonów; księżyc, jedyny towarzysz włóczęgi,
srebrzystym blaskiem oblał
okoliczne piaski, zaszeleścił
wąż, który wypełzł na nocne
łowy. Poznański podróżnik,
leżąc na kocu, w poczuciu
całkowitej samotności,
na progu depresji – wspominał dwa lata swojej szaleńczej
rowerowej wyprawy.
HISTORIE
Z PARAGRAFEM
Ewa Kopcik
Miliony z paliw
P
rzestępcy Anno Domini 2011 rzadko już paradują w dresach i białych skarpetkach, jak ich poprzednicy z minionych dekad.
Noszą markowe garnitury,
weekendy spędzają na egzotycznych plażach. Nierzadko
brzydzą się przemocą, a problemy załatwiają pieniędzmi.
Według policji w Polsce
wciąż najszybciej bogacą się
oszuści paliwowi. Przed miesiącem małopolska policja
rozbiła gang, który w ciągu
kilku miesięcy zarobił około
10 mln zł. Jego zyskiem była
nieopłacona akcyza. Pomysłodawcą i organizatorem te-
Pierwsze święta, w 1931
roku, spędził, pokonując Saharę. „Zakupiłem na drogę
wszystkiego po trochu: kaszy jęczmiennej, cukru, oliwy, różnych korzeni, cebuli,
tytoniu, zapałek i choć ładunek ten, łącznie z 32 litrami
wody, ważył ponad 70 kilogramów, nie przedstawiał
się okazale – zapisał”.
Zgromadzone zapasy
wyczerpał już w połowie pustyni. Błądząc po okrutnych,
marsjańskich hamadach,
cudem znalazł dwa wodopoje, niestety, bez śladów wilgoci. Dwukrotnie ocalili go
przejeżdżający Tuaregowie.
Wreszcie, krańcowo wycieńczony, upadł na jakiejś
wydmie i czekał na nadejście śmierci, gdy poprzez
gorączkę usłyszał śpiewne
głosy modlących się muzułmanów z pobliskiej oazy
Ghat. Dowlókł się do niej
z najwyższym wysiłkiem...
Podczas następnej Wigilii zabił lwa. „Moje oko,
przywykłe do ciemności,
wyłowiło w mroku owalny
kształt, coraz większy, bliższy... Jeden oszczep oparłem o rower pod kątem 45
stopni, drugi, gotowy do ciosu, trzymałem w dłoniach
przed sobą. Wtem ryk przeraźliwy i trzask łamiącego
się drzewca, wspartego
o ziemię oszczepu... gorąca
krew bluznęła mi w twarz...
i cisza. Rzężenie.”
W międzyczasie przeżył
wiele przygód. Przebywał
na dworze króla Ruandy,
podróżował przez kraj ludożerców i krainę Pigmejów,
walczył z ogromnym pytonem na równiku. Stale
w drodze. W podróży. Z determinacją Robinsona: „Mimo pory deszczowej i fatalnego stanu dróg, które
go „biznesu” był 39-letni
mężczyzna, nazywany przez
współpracowników „dyrektorem”. Kontaktowali się z nim
poprzez 22-letnią asystentkę,
bo on sam często zmieniał
adresy i telefony. Był poszukiwany trzema listami gończymi.
– Interes działał według
schematu mafii paliwowej.
Oparty był o działalność kilku
zarejestrowanych firm. Tylko
jedna z nich posiadała koncesję na obrót paliwami, pozostałe były tzw. słupami, mającymi
siedziby w Polsce, na Słowacji
i w Czechach. Najpierw kupowano olej przemysłowy, który
odpowiednio modyfikowano,
aby zmienić jego przeznaczenie, potem wprowadzano go
do obrotu jako pełnowartościowy olej napędowy. Transakcje
legalizowano poprzez fikcyjny
obrót paliwem pomiędzy firmami. Dla upozorowania rzeczywistego obrotu deklarowano wywóz paliwa za granicę.
Tymczasem trafiało ono do sieci stacji paliw należących
do grupy
– opowiadają śledczy.
Od dwóch lat trwa inne
śledztwo – w sprawie prze-
przypominają klawiaturę
fortepianu, pokonuję tyle
przestrzeni, ile pozwalają
płuca i serce. Trzaskają dętki, złowieszczo trzeszczą
szprychy. Ubranie całe
ochlapane rzadkim błotem.
Parno i duszno, ręce – pełne
pęcherzy błotnych – z trudem utrzymują kierownicę
roweru, toczącego się ciężko po wyboistej drodze”.
W listopadzie 1933 r.,
na zatopionej pośród dżungli polanie, wędrowiec z Poznania spotkał „Murzyna
stąpającego za wołami”
i pługiem. „Orać trudno.
Kamienie, załomy skalne,
głębokie jary, ziemia licha,
a jednak orzą!” – pomyślał
z uznaniem. Był trochę zdezorientowany, gdy czarnoskóry chłop zaśpiewał nagle
w języku Ndebele „Kiedy
ranne wstają zorze” – ale
po chwili zrozumiał, że
w pobliżu znajduje się polska misja. Gdy usłyszał bicie dzwonów, nie bacząc
na krokodyle, przeprawił
się przez rzekę. „Kto i czego
szuka tu po nocy – ktoś zapytał z ciemności. – Włóczęga, rowerem przybyły. Rodak prosi swoich o gościnę”
– odpowiedział.
***
Kiedy polski podróżnik dotarł do Matabelandu,
w Rodezji nastąpiły historyczne zmiany. Brytyjska
Kompania Afryki Południowej – firma, która podbiła
kraj i rabowała jego bogactwa, dbając wyłącznie
o zysk akcjonariuszy, popadła w ostry konflikt z pionierami. Osadnicy czuli się
oszukiwani. Płacili podatki
za uprawę ziemi i eksploatację bogactw, nie otrzymując
w zamian żadnej opieki i po-
twórni oleju opałowego
na krakowskich Rybitwach.
Dostarczano go zza wschodniej granicy, odbarwiano
i sprzedano jako olej napędowy na stacjach benzynowych
w całej Małopolsce. Według
prokuratury szajka zarobiła
na tym 127 mln zł.
„Tylko” na 20 mln zł podsumowała natomiast krakowska Prokuratura Apelacyjna
zyski oszustów, którzy sprzedali ponad 60 tys. ton produktów ropopochodnych pochodzących z rafinerii w Trzebini. Był to olej technologiczny, produkowany dla kopalni
do wzbogacania węgla. Trafiał jednak na stacje benzynowe, a stamtąd do baków naszych samochodów. Z opinii
biegłego wynika, że jakość
paliwa była tak fatalna, iż
w skrajnych przypadkach
mogło dojść do uszkodzenia
silników.
– Kupili sobie przychylność
jednego z pracowników rafinerii i dzięki niemu
autocysterny mogły tankować
oleje technologiczne poza kolejnością. Takich dostaw było
aż 2,5 tys. Cysterny jechały
wprost na stacje benzynowe,
FOT. JAKUB CIEĆKIEWICZ
23.12.2011
Tradycyjna wieś w Zimbabwe
mocy. Kampania nie budowała szkół, szpitali...
Po kilkuletniej walce,
w 1922 roku, kraj został
przekształcony w brytyjską
kolonię z angielskim gubernatorem i dowódcą sił
zbrojnych. Biali mieszkańcy wybierali od tej pory
swoje władze, zarządzali
państwem, opanowali najlepsze grunty rolne i tereny
kopalniane. Czerpali niebotyczne zyski z upraw tytoniu, handlu mięsem, wydobycia złota, chromu, miedzi, wolframu, antymonu
i azbestu.
Czarnych o zdanie nie
pytano. Miejscowych wodzów zmuszono do uległości i zmieniono w funkcjonariuszy władzy kolonialnej –
plemiona skazano na wegetację w rezerwatach, na najgorszych ziemiach, w niezdrowym klimacie. Tak rodził się rasizm, którego
esencję wyraził w prostych
sowach premier Roy
Welensky: „Afrykanie nie
powinni nawet marzyć o zajęciu choćby nieco ważniejszej pozycji w partnerstwie
z białym człowiekiem”.
Plątanina
finansowych
udziałów,
biznesowych
koligacji
przestępców to
największy węzeł
gordyjski, z jakim
się borykamy
– mówi policjant
ale towar przeistaczał się już
w olej napędowy. Dzięki fałszywym fakturom, które krążyły między fikcyjnymi firmami – tłumaczy prok. Piotr
Kosmaty z Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie.
W tej sprawie przed kilkoma dniami do sądu trafił
akt oskarżenia. Obejmuje
21 osób, którym zarzucono
udział w zorganizowanej
grupie przestępczej, oszustwo i pranie brudnych pieniędzy. O kierowanie gangiem prokuratura oskarża
trzech mężczyzn (z Małopolski i ze Śląska). Czwarty
– to były kierownik działu
Wysokie podatki zmusiły miejscowe plemiona
do pracy na plantacjach
i w kopalniach. Czarni nie
mogli się zrzeszać. Nie mieli wstępu do kin, restauracji, barów i hoteli – we własnym kraju traktowano ich
jak niewolników. Gdy Wielka Brytania próbowała interweniować i wywierać nacisk –Rodezja ogłosiła, że
jest republiką białego człowieka. Ale to było znacznie
później...
***
Tymczasem Kazimierz Nowak jedzie dalej na rowerze
i ma wrażenie, jakby płynął
przez bezmiar oceanu.
„Oprócz wysp bielejących
pałacami czy wytwornymi
willami spotykam jeszcze
inne. Małe. Tak małe, że
prędzej powinienem wyczuć je poprzez ścianę roślinności lub usłyszeć, niż
dojrzeć okiem. To koczowiska tubylców”. „Przed chatami gliniaki, czerepy, kilka
kur, parę kóz, a przede
wszystkim tłumy dzieci”
– pisze. W tych „biedawioskach” Nowak spędza wiele
spedycji w trzebińskiej rafinerii. Pozostali to tzw. słupy, czyli studenci, absolwenci różnych uczelni i bezrobotni, którzy zostali wynajęci do założenia
fikcyjnych firm. W tej sprawie aż 19 osób przyznało się
do winy i zadeklarowało
chęć dobrowolnego poddania się karze. Uzgodnione
z prokuraturą wyroki wynoszą od 2 lat od 4,5 roku
więzienia w zawieszeniu.
Także grzywny i przepadek
700 tys. zł zabezpieczonych
w śledztwie. Większość pieniędzy, które stracił skarb
państwa, zdążyło się już
jednak rozpłynąć. Na poczet kar zabezpieczono
wprawdzie majątek oskarżonych (głównie domy
i działki), ale jego łączna
wartość to zaledwie jedna
dziesiąta ich zysków.
– Przymknąć przestępcę
to jedno, a położyć rękę na jego fortunie to zupełnie inna
historia. Sieć powiązań, plątanina finansowych udziałów, biznesowych koligacji
przestępców to dziś największy węzeł gordyjski, z jakim
się borykamy – przyznaje po-
dni, korzystając z gościnności plemion i najczęściej
są to chwile bardzo miłe.
Obserwuje chłopców
ćwiczących się w strzelaniu
z łuku, dziewczęta sposobiące się do roli matek, rozmawia z myśliwymi o przygodach w buszu. Wieczorami, siedząc z mężczyznami
przy ognisku, słucha opowieści czarowników o tradycjach i wielkości plemion,
które kiedyś władały całą
okolicą: „Młodzież przyswaja sobie te opowiadane
mądrości, rośnie duchowo,
spaja się w jeden mały naród...” – zauważa proroczo!
Kiedy podróżnik z Poznania przybywa
do Bulawajo, największego
miasta Rodezji – jest rozgoryczony. „Wielokrotnie słyszałem od Anglików, że
wstyd przynoszę białej rasie, gotując sobie herbatę,
samodzielnie rozbijając namiot... Uważali oni rower
za przyrząd dobry dla
boya... byłem postrzegany
jako fenomen, dziwadło, odmieniec...”.
Polski podróżnik zapisuje jeszcze kilka sarkastycznych uwag na temat rasistów z Rodezji i szybko wyrusza w dalszą drogę. Nowy rok 1934 spędza
w namiocie, w strasznej burzy. „Całe niebo rozjaśniło
się od błyskawic, z ogłuszającym trzaskiem biły pioruny, a potem lunął deszcz,
tak rzęsisty, że w jednej
chwili potoki rwącej wody
zalały okolicę”. Kiedy woda
podmyła kołki namiotu,
Kazimierz Nowak okrył się
plandeką i stał w miejscu,
aż rwące potoki sięgnęły
mu kolan. Wkrótce padnie
podcięty malarią. Do Polski
wróci dopiero za trzy lata.
licjant, zajmujący się tropieniem przestępczości gospodarczej w Małopolsce.
Ustalanie majątku wymaga
studiowania ksiąg wieczystych, znajdowania kont bankowych, występowania z zapytaniami do różnych instytucji, które prowadzą rejestry.
Na odpowiedź śledczy nierzadko czekają nawet kilka
miesięcy. Tymczasem po wyjściu z aresztu podejrzany natychmiast idzie do notariusza,
aby sprzedać nieruchomość,
albo fikcyjnie przepisać samochód na „słupa”.
Teoretycznie już od kilku
lat prawo stwarza możliwość
konfiskaty nielegalnie zdobytych majątków przepisanych na podstawione osoby.
Jeżeli gangster kupił np.
na babcię nieruchomość
wartą parę milionów złotych,
to i jej dochody powinny być
prześwietlone. Kiedy okazuje się, że staruszki nie było
stać na kupno, powinna zostać obciążona 75-proc. podatkiem. Jeżeli go nie zapłaci, nieruchomość powinien
przejąć skarb państwa. Tyle
teoria. W praktyce jest dużo
gorzej.

Podobne dokumenty