w Imię Jezusa

Transkrypt

w Imię Jezusa
Numer 5/ 2013 (59)
Biuletyn Prowincji Najśw. Imienia Jezus, Warszawa
W tym
numerze:
Przystanek
7
Jezus
Wolontariat
na stepie
8
Diamentowy
Jubileusz
14
S. Moniki
Złoty
Jubileusz
17
S. Janisławy
Jubileuszowe
Spotkanie z
S. Christianą
Mickiewicz
19
1% na
Ostrzeszów
22
W Imię Jezusa
Str. 2
Byłam na weselu
24 sierpnia 2013 r. w Poznaniu podczas uroczystej Eucharystii sprawowanej przez
Jego Ekscelencję Ks. Biskupa Grzegorza Balcerka, 6 Sióstr złożyło śluby wieczyste:
S. M. Estera od Ducha Świętego i Jego Oblubienicy Maryi
S. M. Liwia od Jezusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego i Maryi Matki Kościoła
S. M. Karolina od Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego
S. M. Sara od Jezusa Zmartwychwstałego
S. M. Zuzanna od Boga Ojca
S. M. Jana od Miłosiernego Serca Jezusa
Estera, Liwia, Karolina, Sara, Zuzanna,
Jana… Sześć pięknych, młodych kobiet dziewczyn można powiedzieć. Każda z nich
kilka dni temu, a dokładnie w sobotę 24 sierpnia 2013 r., poślubiła swego Oblubieńca.
Poświęcona obrączka uroczyście nałożona
na palec prawej ręki. Wygrawerowany tekst:
„Mój miły jest mój, a ja jestem Jego” - prawda że piękne słowa? To z biblijnej „Pieśni
na pieśniami” (Pnp 2,16). Na twarzach radość, jak to w dniu ślubu. Oprócz radości pokój… Tak, pokój promieniuje mocno i czytelnie z twarzy tych wyjątkowych oblubienic. Kościół pełen gości. U wszystkich widać wzruszenie. Jak tu się nie wzruszać, gdy
córka, wnuczka, siostra, koleżanka, przyjaciółka mówi swemu Oblubieńcowi, że Go
kocha i chce iść za Nim przez całe życie, aż do śmierci.
Co na to Oblubieniec? W Jego imieniu mówił ksiądz biskup Grzegorz. Mocne
słowa: „A ja w Imieniu Boga Wszechmogącego przyrzekam, że jeżeli to wiernie wypełnisz, otrzymasz łaskę Bożą i życie wieczne…”
Życie wieczne? W dniu ślubu mówić o życiu wiecznym? Oczywiście! Trzeba
mówić, myśleć, pamiętać. My nie zawsze pamiętamy. Dobrze, że są takie oblubienice,
które pamiętają - za siebie i nas. Sześć sióstr ze Zgromadzenia Najświętszej Rodziny
z Nazaretu w naszej pięknej świątyni parafialnej złożyło swoje śluby wieczyste.
Radość dla Zgromadzenia, duma i radość dla rodzin, radość dla parafii.
A jak ślub to i wesele. No więc było wesele. Obiad, a jakże, a po obiedzie…
Miejsce akcji - przedszkolny plac zabaw. Osoby: siostra Karen - śpiew, siostra Antonia
- śpiew i konferansjerka, siostra Ancilla - śpiew i gitara, siostra Judyta - gitara elektryczna. Pozostałe instrumenty: klawisze - ksiądz Grzegorz z Kalisza, perkusja - Piotr,
brat siostry Jany. No i niezastąpiony pan Maciej jako mistrz dźwięku. Razem - zespół
estradowy z najwyższej półki. Nawet ma nazwę: „Czarno - Czarni”. A jak zespół gra i
śpiewa, to nie ma mocnych - muszą być tańce. I były. Siostry ruszyły w tany, a za nimi
kto żyw. Cóż to było za wesele! Ja też tam byłam, też tańczyłam.
Czego nigdy nie zapomnę z tego wesela? Widoku pięknych, pełnych wdzięku, roztańczonych, rozśpiewanych zakonnic. Oblubienic Pana Jezusa - tych, które
złożyły śluby dzisiaj, a obok nich również i tych, które już dawno świętowały swoje
kolejne jubileusze.
Jeśli ktoś wątpi w to, czy
dobrze jest być oblubienicą
Pana Jezusa, niech przy
najbliższej okazji spojrzy w
oczy którejś z sióstr. To, co
ja zobaczyłam podczas
wesela, widać w nich
zawsze.
Anna Lipczyńska
Str. 3
Numer 5/ 2013 (59)
15 sierpnia...
15 sierpnia, w Ostrzeszowie, S. Natanaela Baraniecka złożyła pierwsze śluby zakonne, na ręce Przełożonej Generalnej
Matki Jany Zawieja. Uroczystej Eucharystii przewodniczył Ks. Biskup Edward Janiak.
i 26 w Ostrzeszowie...
26 sierpnia w Ostrzeszowie, sześć Sióstr postulantek zostało przyjętych do nowicjatu: S. M. Franciszka,
S. M. Zofia, S. Marianna, S. M. Karolina, S. M. Anastazja i S. M. Emma.
S. Zofia
S.S.
Emma
Emma S. Marianna
S.S.
Karolina
Karolina S. Franciszka
S. Anastazja
S. Zofia
S. Marianna
S. Franciszka
W Imię Jezusa
Str. 4
Postulantki
25 listopada 2013 r., w Żdżarach, do postulatu zostały przyjęte: Agnieszka Kowalska i Aleksandra Konrady.
S. Aleksandra
S. Agnieszka
.
Siostry postulantki w komplecie
Numer 5/ 2013 (59)
Str. 5
Nazaretanki o nazaretankach dla nazaretanek
W tym roku zdecydowałam się uczestniczyć w rekolekcjach prowadzonych w charyzmacie naszego Zgromadzenia. Podobnie
jak w poprzednim roku były one organizowane w Wytycznie. Razem ze mną wzięło w nich udział około 30 sióstr z różnych wspólnot, w tym prawie jedna trzecia sióstr z Krakowskiej Prowincji. Rekolekcje prowadził dla nas o. Dariusz Kozłowski, salezjanin oraz
s. Maria Teresa Marcinik z Rzymu i s. Dominika Konieczna. Każdego dnia rekolekcji s. Maria Teresa miała dla nas konferencję,
dzięki której lepiej zaczynałyśmy rozumieć czym jest charyzmat, duchowość, misja, a także prezentowała krótkie wykłady dotyczące Matki Założycielki. Konferencje księdza dotyczyły naszych Konstytucji, natomiast s. Dominika codziennie wieczorem robiła
wprowadzenie do porannej biblijnej medytacji. Mszę świętą, adorację i wspólny brewiarz przeżywałyśmy w wytyckim kościele,
który ks. Proboszcz całkowicie nam udostępnił. Piękna pogoda - i znikoma ilość komarów-skłaniały do wielu spacerów nad jezioro, do lasu, a także do przejażdżek rowerowych.Dla wielu sióstr czas tych rekolekcji był nie tylko duchową odnową i wzmocnie-
niem, ale także prawdziwym odpoczynkiem. Siostry ze wspólnoty w Wytycznie zadbały o wszystkie nasze potrzeby, udostępniając cały dom rekolekcyjny, jak również część klasztoru. Ostatniego dnia siostry przygotowujące się do złożenia ślubów wieczystych, które z nami odprawiały swoje rekolekcje, składały śluby na ostatnie dni junioratu. Tego też dnia, w Uroczystość Wniebowzięcia NMP, przypadał dzień imienin s. Marii Teresy. Aby wszystkie te okazje przeżyć w radości- wieczorem przy kolacji była
wspólna rekreacja. Pięknym doświadczeniem było to, jak łatwo po tygodniu wspólnego życia udało nam się znaleźć wspólny język, rozmowom nie było końca. Później jeszcze s. Dominika podzieliła nas na cztery grupy, byśmy w mniejszym gronie podzieliły
się owocami tych rekolekcji. I również te rozmowy zdawały się nie mieć końca… Tyle w nas dobrego poruszyły przedstawiane
treści, czas modlitwy i wyciszenia, tak bardzo każda z nas cieszyła się, że jest nazaretanką i że ma udział w tak pięknym i głębokim dziele, jakim jest nasze Zgromadzenie, że w jej sercu jest zawarty ten sam charyzmat, który odkrywała Matka Założycielka!
Bardzo wiele sióstr chciało, aby te rekolekcje miały swoją kontynuację, by można było jeszcze pogłębić zrozumienie charyzmatu,
by każda siostra, o ile tylko zechce, mogła w nich uczestniczyć. S. Maria Teresa zaczynając pierwszą konferencję powiedziała
nam, że mówiąc o charyzmacie nie powie właściwie nic nowego, jak tylko to, co już jest w naszych sercach. Tym niemniej odkrywanie tego złożonego w nas bogactwa okazało się dla nas wszystkich bardzo cenne i ubogacające, a nawet wielokrotnie odkrywcze. Mnie samej ten czas pozwolił dostrzec piękno i bogactwo naszych nazaretańskich wspólnot, radość z bycia razem,
wspólnego przeżywania codzienności, odkrywania Pana Boga służąc szerzeniu Jego Królestwa. I podobnie jak większość rekolektante mam nadzieję na kontynuację rekolekcji prowadzonych przez nazaretanki o nazaretankach dla nazaretanek.
s. M. Bożena Kamińska
W Imię Jezusa
Str. 6
Bo czym jest głoszenie Ewangelii
jak nie szerzeniem Królestwa Bożej Miłości?!
Przy Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie
powstała Szkoła Liderów Nowej Ewangelizacji, której
celem jest formacja ludzi do prowadzenia grup parafialnych i zespołów ewangelizacyjnych.
Słowo Boga, studium żywej teologii Kościoła oraz doświadczenie osób kreatywnie zaangażowanych w sztukę
przekazu wiary, w comiesięcznych spotkaniach trwających przez jeden rok, składają się na niezbędne wyposażenie tych, których Jezus wzywa do świadczenia o Jego
zmartwychwstaniu w dzisiejszym zsekularyzowanym
świecie.
Rodzaj intelektualno-duchowej formacji przygotowuje
również do głoszenia kerygmatu, użycia nowych środków
przekazu, umiejętności mówienia, słuchania i prowadzenia ludzi, a także organizacji inicjatyw ewangelizacyjnych.
Uczestnictwo w zajęciach SLNE było dla mnie zupełnie
nowym doświadczeniem. Miałam wrażenie, że Bóg odpowiada na moje pragnienia - wyposażając mnie w niezbędne narzędzia do głoszenia Ewangelii, wprowadzając
mnie we wspólnotę ludzi, dla których Ewangelia jest priorytetem w życiu. Wielokrotnie w wezwaniu do ewangelizacji odkrywałam swoje powołanie jako nazaretanki. Bo
czym jest głoszenie Ewangelii jak nie szerzeniem Królestwa Bożej Miłości?! Dziękuję Bogu, że rozpalił we mnie
pragnienie życia Jego posłaniem i sam je ciągle podtrzymuje, nie dając mi "świętego spokoju". Bo zbyt wielu jest
tych, którzy nie poznali miłości Boga i jest to za dużym
bólem Jezusowego Serca, by przejść obok tego obojętnie.
s. Judyta Bajuk
Numer 5/ 2013 (59)
Przystanek Jezus
Tegoroczny Przystanek Jezus w Kostrzynie n. Odrą zgromadził ponad 600 młodych ludzi, kapłanów, braci i sióstr zakonnych. Przystanek jest ogólnopolską inicjatywą ewangelizacyjną skierowaną do ludzi uczestniczących w Przystanku Woodstock, celem prezentacji osoby Jezusa Zmartwychwstałego, przynoszącego dar
zbawienia. Organizatorem PJ (od początku 1999r.) jest Katolickie Stowarzyszenie
Służbie Nowej Ewangelizacji Wspólnota św. Tymoteusza w Gubinie. Przystanek
nie jest imprezą konkurencyjną do Przystanku Woodstock, nie jest też odrębnym
festiwalem. Jest miejscem zatrzymania się, przystanku w pędzie życia, spotkania
człowieka z Jezusem. Przystanek Jezus jest inicjatywą organizowaną przez młodych i skierowaną do młodych. To wyjście naprzeciw tych, którzy omijają budynek
kościoła z różnych powodów. Głównym zadaniem ewangelizatorów jest świadczenie o spotkaniu z Jezusem, dzielenie się chlebem i czasem, modlitwa za potrzebujących, posługiwanie sakramentem Pokuty i Pojednania (księża), rozmowa.
"Idziemy do ludzi z pełnym szacunkiem-nie lepsi do gorszych. Różnimy się tylko i
równocześnie aż tym, że z łaski Boga mieliśmy szczęście spotkać Jezusa. Dla
nas jest On życiem, radością i siłą. Tym pragniemy się dzielić." bp Edward Dajczak.
"Nie łudź się! - twoim powołanie jest głoszenie Słowa Bożego". Przystanek Jezus
jest miejscem gdzie można doświadczyć ewangelizacji wprost. Trzeba pokonać
pokusę działania na własną rękę, traktowania młodych z Woodstocku jako
"innych, gorszych", rezygnacji, poczucia bezsensu pełnionej misji, nadmiernego
aktywizmu czy "nieatrakcyjności" Słowa Bożego. W czasie spotkań i rozmów z
ludźmi z Woodstocku, przekonałam się o tym, że ci ludzie ciągle szukają... Szukają Jezusa- często sami o tym nie wiedząc. Dla mnie samej był to czas rekolekcji,
weryfikacji wiary, w jakiego Jezusa wierzę i dlaczego, a także wdzięczności za dar
wiary. Było to też trudne doświadczenie przez dotykanie bólu i ran braci i sióstr,
przez odrzucenie, niezrozumienie i wrogość. Ale także ogromnej łaski kiedy młodzi pytali "co mamy zrobić, żeby zmienić swoje życie, żeby się nawrócić?", kiedy
wybierali Jezusa jako Pana i Zbawiciela, kiedy przystępowali do sakramentów.
Wielokrotnie w rozmowach wydawało mi się, że ludzkie rady, spojrzenie byłyby
bardziej adekwatne do problemu danego człowieka i stawałam przed wyborem głoszenia Słowa Bożego lub dawania ludzkich rad. Trzeba było zaufać, że to właśnie przez GŁUPSTWO GŁOSZENIA SŁOWA BOŻEGO spodobało się Bogu
zbawiać! I w momencie głoszenia kerygmatu to sam Bóg przychodzi ze swoją
łaską i uobecnia się w życiu tego człowieka. Przystankowa rzeczywistość otworzyła mi oczy na głód Boga w dzisiejszym świecie i ogromne rolę tych, których
Jezus wybiera i posyła. Nie można żyć blisko Jezusa i Go nie głosić.
s. Judyta Bajuk
Str. 7
W Imię Jezusa
Str. 8
Wolontariat na stepie
Wszystko zaczęło się od zdjęcia... Starej fotografii, na której wiła się ścieżka przez step. Zwykła fotka, zwykłym aparatem... Dla fotografika
– nic szczególnego, a dla mnie to było pierwsze zaproszenie... Do konkretnego miejsca, do ludzi, których losy wojny zesłały w 1936 roku w
dalekie stepy Kazachstanu. Potem przyszedł czas na rozmowy o tej piaszczystej drodze ze zdjęcia i powoli skrawek papieru nabierał kolorów,
życia.
Jesienią ubiegłego roku, przyjechał z kazaniami misyjnymi do naszej parafii na Rogatce ks. Tomasz Zysnarski, który obecnie jest proboszczem w Parafii Matki Boskiej Częstochowskiej w Kamyszence, w Kazachstanie. Dzielił się swoimi radościami ale i troską dotyczącą misyjnych
braków i potrzeb duszpasterskich... Słuchałam tych opowieści, a w sercu budziła się myśl - pytanie - jak pomóc? Podzieliłam się tym z Mariuszem Wypychem i Magdą Łączek z nazaretańskiej „Futryny”. W młodych rozpaliło się pragnienie doświadczenia misyjnego, zapał
i radość, że moglibyśmy wspólnymi siłami pomóc konkretnej parafii, a księdzu w apostolstwie i pracy parafialnej. Wciągnęli w to misyjne szaleństwo jeszcze dwie koleżanki z „Futryny” - Zuzkę Cebernik i Paulę Szewczyk. W porozumieniu z księdzem Tomaszem napisaliśmy plan
pracy – zorganizować dla dzieci i młodzieży tamtejszej diecezji kolonie letnie, zorganizować „Wakacje z Bogiem” dla dzieci z Kamyszenki,
przygotować i wykonać niezbędne dekoracje do uczczenia jubileuszu 20-lecia parafii w Kamyszence, włączyć się w katechizację, nauczyć
polskich pieśni kościelnych, zaproponować młodym kurs fotografii, śpiewu i dramy. Jednym słowem podzielić się tym, co nas samych inspiruje, pociąga i prowadzi do Boga. Poprzez modlitwę, ale i sztukę. Młodzi – młodym. Parafia – parafii. Tak bardzo chcieliśmy, żeby poprzez te
zajęcia, spotkania, wspólna pracę stworzyć przestrzeń poznania Boga, ale też zdobywania nowych umiejętności, doświadczeń, rozwijania
wyobraźni i talentów. Wierzyliśmy głęboko, że będzie to dla nas wszystkich szansa odzyskania radości i nadziei, motywacji do rozwoju i działania.
Trzeba było tylko zorganizować cały wyjazd... Nie było łatwo; nie mieliśmy pieniędzy i pojęcia jak się do tego wszystkiego zabrać... Ale Święty
Józef Kaliski wiedział – znalazł nam dobrych ludzi, którzy pomogli i czuwał nad nami, by wszystko było po Bożemu 
29 czerwca pojechaliśmy do Poznania. W nabożeństwie na rozpoczęcie obchodów święta patronalnego poznańskiej katedry wzięli udział
abp Stanisław Gądecki i abp Jean-Claude Périsset, nuncjusz apostolski w Niemczech. Nieszpory zakończyła uroczystość przyznania przez
abp. Stanisława Gądeckiego medali za wybitne zasługi dla archidiecezji poznańskiej „Optime Merito Archidioecesis Posnaniensis” i rozesłania
młodych ludzi wyruszających na miesięczny wolontariat misyjny. Staliśmy wśród tych 34 osób, z maleńkim krzyżem na piersi, wzruszeni i
szczęśliwi, że Pan Bóg wzywa nas do takiej posługi, że możemy w taki sposób służyć Jemu Samemu. Pozostało tylko spakować się i ruszyć w
„Wielkie Nic”, by sprawdziły się słowa, że z każdym dniem mocniej i piękniej będzie nas Pan otwierał na łaskę, na doświadczanie Bożej Obecności w drugim człowieku. Będzie otwierał przed nami PRZESTRZEŃ, która dosłownie - powala na kolana...
Jechaliśmy z wielkimi planami... Z ułożonym grafikiem... Z zasadami - co, gdzie i jak. Ale szybko okazało się, że to my - radośni wolontariusze
z Polski bardziej niż nam się wydaje potrzebujemy pomocy i nawrócenia... A Pan Bóg nas zaskakiwał. Na "dzień dobry" pogodą. Ludzie mówili, że dawno nie było tak chłodnego i mokrego lata.. Ulewy, burze, błoto, temperatura ledwo sięgająca dwudziestej kreski. Ale dzięki temu widzieliśmy piękny, zielony i jeszcze cały w kwiatach step. Kolejne zaskoczenie – czas. Jest wtedy, gdy potrzebuje go drugi człowiek. Tak naprawdę, to my potrzebowaliśmy tych ludzi, by doświadczyć, że można żyć bez planów, co zrobimy za godzinę, że nie potrzeba bieżącej wody,
prądu, Internetu i tysiąca innych rzeczy... Ale nie można i nie da się żyć bez Pana Boga. Klękaliśmy codziennie przed Najświętszym Sakramentem, na Eucharystii, różańcu, niekończących się "koroneczkach"... Bolały kolana, zamykały się oczy, a staruszki uczyły - jaka modlitwa -
Numer 5/ 2013 (59)
Str. 9
"Co będziemy jeść, co będziemy pić...?" Pan Bóg i o to się zatroszczył. Ludzie z wiosek dzielili się z nami wszystkim co dla nich najlepsze sałem, śmietaną /ku radości Zuzi/, jajkami, dżemem, a nawet rybami i mięsem :), zapraszali na "czaj" - obfity, że trudno było się podnieść od
stołu ;) Zaraz po przyjeździe, rozpoczęliśmy półkolonie w Kamyszence. Na początku przychodziło kilkoro dzieci, po tygodniu już ponad 20.
Muzułmańskie, protestanckie, katolickie... Młodzi mówili "nasze dzieci". I tak było. Zrobili dla tych "naszych dzieci" boisko, upletli własnoręcznie siatkę do siatkówki, wykorzystywali wszelkie zasoby własnych możliwości, talentów, umiejętności, po prostu serca - by maluchom pokazać,
że radość z zabawy może prowadzić do Boga, jakkolwiek go nazywają. Dzieciaki chłonęły. Uczyły się grać na gitarze, na pianinie /kolonie w
Szczucińsku/, rysować, sklejać modele, śpiewać, robić fotografie... My uczyliśmy się pokory, cierpliwości i tego, że Pan Bóg może uczynić
wszystko możliwym, nawet jeśli się nie zna zbyt dobrze rosyjskiego. I tego, że "pochód" to po prostu piknik 
Razem z mamą ks. Tomka dobrałyśmy się do niewielkiego ogródka przed domem i zakrystii. Kosa w rękach mamy czyniła cuda z trawą,
chaszczami za domem, a ja prałam. Ornaty, alby, kielichową, obrusy i znów ornaty, alby... i tak z każdego punktu, z każdej wioski. Potem
prasowałam, prasowałam, prasowałam... Może do przyszłych wakacji wystarczy 
Byliśmy na Kongresie Eucharystycznym w Astanie, na koloniach we wspominanym
Szczucińsku z 30-stką dzieciaków, w Sanktuarium Matki Bożej Królowej Pokoju w
Oziornoje, Odwiedziliśmy tam karmelitanki i ojców benedyktynów rodem ze Szwajcarii. Zatrzymaliśmy się na krótko u nazaretanek w Kellerovce... W każdej wiosce
ludzie wychodzili przed dom i z radością zapraszali, by wejść choć na chwilę, porozmawiać, pobyć z nimi. Tak zwyczajnie. Ta gościnność i otwarte serca sprawiały,
że czuliśmy się jak w domu, a chwilę wcześniej obcy ludzie stawali się jak najbliższa rodzina.
Kolejne zaskoczenie - Doświadczenie Żywego Kościoła... Może już nie młody ten
Kościół, nie tak liczny, ale żywy... Zmieniały się tylko wystroje kaplic, melodie pieśni. Wzruszało mnie jak troszczyli się o Czytania, psalmy, modlitwę wiernych... Jak za każdego z kilkunastu zmarłych parafian zmawiali
"Zdrowaśkę"... Czternaście zwrotek "U drzwi Twoich" nie męczyło, bo było wołaniem, modlitwą ich serca.
Nadszedł czas powrotu i jakoś nam wszystkim trudno było wyjeżdżać... Ludzie pytali : Wrócicie do nas? Patrzyłam na Matkę Bożą- taką naszą
- Częstochowską, Polską.. W zbyt prostym, drewnianym ołtarzu.. Nie potrzebującą wiele. Tak jak ci ludzie - tylko tyle, by im towarzyszyć w ich
życiu - prostym, ubogim. Co w zamian? Przestrzeń - duchowa i fizyczna, Boża Obecność, która dosłownie - powala na kolana.... Wrócimy.
s. Kazimiera
W Imię Jezusa
Str. 10
DMN na wakacjach
Tegoroczne wakacje były szczególne dla naszego Duszpasterstwa, ponieważ przeżywaliśmy mały jubileusz: 10.
Forum DMN. A ponieważ było jubileuszowe, to podwójne!
Najpierw w Rzymie, na początku lipca. Wzięło w nim
udział 99 osób( w tym 4 kapłanów, 2 kleryków, 16 sióstr i
reszta to młodzież z całej Polski). Był to czas szczególny,
przeżywany w sercu Nazaretu i Kościoła, naznaczony spotkaniem z Ojcem Świętym, wyznaniem wiary na Placu św.
Piotra oraz niezapomnianym pobytem w Domu Generalnym naszych Sióstr.
10. Forum-bis natomiast odbywało się tradycyjnie w Żdżarach i upływało pod hasłem „Wiara cenniejsza niż złoto!”
Wzięło w nim udział 117 osób! Wielkie święto młodzieży
nazaretańskiej, która nie mogła pojechać do Rzymu.
Rekolekcje oazowe w Brynicy, takie bardzo nazaretańskie,
przeżyło 28 osób. A do Zakopanego przybyło 10 osób, by
rozeznawać swoje powołanie.
Wielka chwała Panu Bogu za te 250 osób, które skorzystały z nazaretańskich zaproszeń i spotkały się z Panem
Jezusem w Nazarecie! Dziękuję wszystkim zaangażowanym Siostrom za współpracę, a s. Przełożonej ze Żdżar i z
Zakopanego za otwarcie domów!
s. Bogna
www.dmn-nazaret.pl
Str. 11
Numer 5/ 2013 (59)
Kierunek Łeba…
Wyruszyliśmy z Kalisza 29.06.2013 na 14
dni do Łeby. Czterdzieści dzieci i czterech
wychowów: s. Fides, s. Danuta, s. Greta i
Pan Bernard, wolontariusz.
Dwa tygodnie nad morzem szybko minęły...
Pogoda była wymarzona. Jak dla nas nie
było meczących upałów, ale dla dzieci na
kąpiel w morzu było trochę za zimno. Na
szczęście były dni kiedy dzieci mogły się kąpać. Wtedy rzecz jasna, kostiumy, ręczniki,
kremy, nakrycia głowy i na plażę. Z kąpielą
nie było problemu. Nasza kolonia miała na
swoje potrzeby sympatycznych ratowników.
Kąpiel odbywała się w super bezpiecznych
warunkach. Dzieci były bardzo szczęśliwe,
kiedy przychodziła kolej następnego wejścia
do morza.
Oprócz kąpieli w morzu, dzieci miały codziennie mnóstwo atrakcji. Pierwsza nasza
wyprawa to wędrówka po Słowińskim Parku
Narodowym. Zwiedzaliśmy muzeum tegoż
parku, skansen w Klukach, przeszliśmy trasę
ruchomymi wydmami, oraz byliśmy w Dinoparku— największym parku dinozaurów.
Dzieci oglądały również karmienie fok i odwiedziły oceanarium, które można było oglądać w 3D.
Jednak największą atrakcją był rejs statkiem
pirackim po morzu, przejażdżka konno oraz
plac zabaw przy ośrodku wczasowym.
W piątek 12.07.2013 wróciliśmy z kolonii.
Dotarliśmy szczęśliwie i dzięki Bożej Opatrzności nikomu niż złego się nie przytrafiło.
s. Greta
W
d
n
i
a
h
o
d
2
d
o
3
0
s
t
y
c
z
n
i
a
o
s
t
r
z
e
s
z
o
w
s
k
a
„
B
i
a
ł
a
W Imię Jezusa
Str. 12
SNR —
Wspomnienia z rekolekcji
Tegoroczny, wakacyjny pobyt w gronie rodzin szukających wciąż na nowo drogi do Nazaretu był dla mnie szczególnie
wyjątkowy. Podczas rekolekcji w Dusznikach Zdroju, (01 – 10 lipca 2013 r.) miałam bowiem szczęście spotkać wielu
niezwykłych ludzi, których przepiękne świadectwa codziennego, często trudnego życia Bogiem i wiarą, uświadamiały
mi, jak daleko jestem za nimi w tyle.
Posługujący naszej grupie wyjątkowy kapłan - ks. Roman Siatka MSF, pracujący w Stowarzyszeniu Matki Bożej Patronki Dobrej Śmierci, stale przypominał nam o tym, iż życie doczesne każdego z nas jest bardzo kruche i uświadamiał nam sens bycia zawsze przygotowanym na chwilę pożegnania się z tym światem.
Podczas lipcowego pobytu w Domu Rekolekcyjnym Ojców Franciszkanów, po długoletnim okresie sympatyzowania
z siostrami Nazaretankami (siostra Klara ćwiczyła ,,dzięki" nam dar cierpliwości), wraz z mężem, mieliśmy zaszczyt
przystąpić do Stowarzyszenia Najświętszej Rodziny z Nazaretu. Uroczystość ceremonii przyjęcia odbyła się w pięknej,
zamkowej kaplicy przy domu Zgromadzenia Misjonarzy Świętej Rodziny na Szczytniku. Była to dla mnie bardzo wzruszająca chwila, więc z dużym trudem odczytywałam słowa składanego przyrzeczenia. Widok zgromadzonych przy
nas, serdecznie uśmiechniętych sióstr Nazaretanek uświadamiał mi, że przecież zapewne są w tej chwili również z
nami i patrzą na nas z podobną miłością w oczach: matka Franciszka, Męczennice Nowogródzkie, zmarłe siostry Nazaretanki, członkowie Stowarzyszenia i inni święci .... A może i sama Najświętsza Rodzina zerka z nieba na swych
kolejnych marnych naśladowców i czcicieli?
Z wielką radością przyjęliśmy też od siostry Klary informację, że naszym ,,Aniołem modlitwy" została mianowana
siostra Elżbieta Todorska (dotychczasowa opiekunka skupień Stowarzyszenia w Kolumnie –a obecnie jest we wspólnocie w Obornikach), której od razu oddaliśmy pod modlitewną opiekę trójkę naszych dzieci, a szczególnie syna
Kacpra (21 lat), pracującego podczas wakacji, w trudnych warunkach, jako ratownik WOPR.
Do domu wróciliśmy szczęśliwi i bardzo ubogaceni duchowo. Teraz musimy codziennie dbać o to, by czerpiąc z duchowości Najświętszej Rodziny, jednocześnie pozostać wiernym, na całe pozostałe życie, danym Najświętszej Rodzinie z Nazaretu obietnicom.
Jola Przezak z Sieradza
Numer 5/ 2013 (59)
Latem 2013 r. odbyły się cztery serie rekolekcji dla rodzin
z naszego Stowarzyszeniu oraz jedna seria rekolekcji dla
młodzieży SNR. Rekolekcje odbywały się w następujących miejscowościach:
Duszniki Zdrój w domu rekolekcyjnym ojców franciszkanów- uczestniczyły w nich 42 osoby z 14
rodzin, w tym 25 dorosłych i 17 dzieci.
Szczytna Kłodzka w domu rekolekcyjnym Misjonarzy
Świętej Rodziny na Szczytniku. Uczestniczyły w
nich 43 osoby z 12 rodzin, w tym 21 dorosłych
i 22 dzieci.
Żdżary. Uczestniczyło w nich 56 osób z 18 rodzin,
w tym 28 dorosłych i 28 dzieci.
Ostrzeszów. Uczestniczyło w nich 48 osób z 15
rodzin, w tym 25 dorosłych i 23 dzieci.
Rekolekcje dla młodzieży odbyły się na Szczytniku.
Uczestniczyła w nich 23 osobowa grupa młodzieży,
której rodzice wraz z młodszym rodzeństwem w tym samym czasie w Dusznikach przeżywali swój czas rekolekcyjny.
Nauki rekolekcyjne głosili kapłani ze Zgromadzenia Misjonarzy Świętej Rodziny: ks. Roman Siatka, ks. Paweł Sobczak, ks. Piotr Michalski, ks. Andrzej Rabij i ks. Adrian
Jacek.
W przeprowadzeniu rekolekcji dla rodzin pomagało Dyrektorce SNR jedenaście sióstr: s. Agnieszka Bykowska,
s. Angelina Cieszko, s. Antonilla Brzuzy, s. Bernadreta
Dyc, s.Electa Szabelewska, s.Elżbieta Todorska, s.Klara
Pancewicz, s. Małgorzata Chaberska, s. Olga Noetzel,
s. Urszula Słobodzian i s. Wanda Korkus. Do pomocy
przy najmłodszych zaangażowana też była studentka,
Małgosia Pieronek, mieszkająca w roku szkolnym w naszym internacie na Czerniakowskiej, a pochodząca ze
Szczytnej.
Za rekolekcje dla młodzieży odpowiedzialna była
s. Maksymiliana Dojcz a pomagały jej: s. Terezjana
Pęska i s. Wiktoria Marchlik.
Podczas rekolekcji zostali przyjęci do SNR nowi członkowie (5 osób): Jolanta i Krzysztof Przezak z Sieradza,
Agnieszka Cybulska z Krakowa oraz Emilia i Mateusz
Janasek z Myślniewa k/Ostrzeszowa.
Temat rekolekcji to: SAKRAMENTY UMOCNIENIEM ŻYWEJ WIARY W RODZINIE.
Podczas rekolekcji w Żdżarach i Ostrzeszowie odbyły się
dodatkowo całodzienne warsztaty dla dorosłych na temat:
NIE BÓJMY SIĘ KONFLIKTÓW. Prowadziła je p. Joanna
Figura, mediator rodzinny z Warszawy. Natomiast dla
dzieci biorących udział w rekolekcjach w Ostrzeszowie,
s. Edyta Pietrzak poprowadziła warsztaty na temat:
„Dzieje klasztoru ostrzeszowskiego” oraz „Zajęcia pierwszych zakonników”. s. Klara
W Imię Jezusa
Str. 14
Jeden Pan Bóg był tylko pewny
z Siostrą Moniką Ponitką, Diamentową Jubilatką rozmawiała s. Maksymiliana Konkol
S. Maksymiliana: Siostro Moniko niedługo minie 70 lat od przyjęcia postulatu
i wstąpienia do Zgromadzenia. Zacznijmy jednak od początku. Urodziła się Siostra 26 sierpnia 1919 roku w Mąkoszycach.
S. Monika: Mąkoszyce to była mała miejscowość. W domu było nieduże gospodarstwo, tatuś orał krowami, nie było konia. Rodzice bardzo się napracowali. Dlatego
trudno było się uczyć. Trzeba było zdobyć zawód. Czasy były ciężkie. Byłam najmłodsza spośród pięciorga rodzeństwa, a potem urodziła się Andzia. Pierwszą Komunię
Świętą miałam w Mąkoszycach. Dawniej była to parafia Marcinki, chodziliśmy do Kobylej Góry lub Marcinek. Dopiero potem, przyszedł ks. Tadeusz Samulski, który był
budowniczym. We wsi nie było nic, nawet miejsca na budowę. Wystarał się o to. W Mąkoszycach była szkoła niemiecka i polska. Z polskiej szkoły zrobił probostwo i na tym probostwie już miał religię. Druga szkoła ładna, piętrowa była
niemiecka, protestancka. Ten ksiądz wszystkich zrównał, wszystkich pogodził. Początkowo było to niezrozumiałe: mamy iść się uczyć do szkoły protestanckiej? Ludzie tego najpierw nie rozumieli. Potem ks. Samulski wybudował w ciągu
roku kościół. W niebie ma za to zasługę.
Siostra chodziła już do nowej szkoły?
Tak, skończyłam 7 klas. W szkole uczyłam się w języku polskim. To było po zaborach. Jak się idzie z Mąkoszyc była
granica z Niemcami. Przez drogę przełożone były zasieki z drutu, a dalej stał niemiecki żołnierz. Po lekcjach chodziliśmy pod tę granicę, stawaliśmy naprzeciwko Niemca i śpiewaliśmy polskie pieśni Niemcowi na złość.
Co siostra pamięta z dzieciństwa?
Pamiętam jak tata uczył nas modlitwy. Odmawiało się ją na końcu pacierza:
„A proszę Cię racz mi dać zdrowe dobre,
rozum dobry, pamięć dobrą, bojaźń Bożą,
przyjaźń ludzką i błogosławieństwo Twoje święte.”
Wtedy jako dzieci, modliliśmy się na klęczkach i czasem, szybko, byle jak to mówiliśmy. Ale teraz, tyle lat życia przeszłam i tę modlitwę pamiętam.
Numer 5/ 2013 (59)
Str. 15
Jak Siostra odkryła swoje powołanie?
To straszne rzeczy są (śmiech). Przede wszystkim ja wiedziałam, bo już miałam przecież 18 lat, to już troszeczkę się
orientowałam, ale miałam wpierw rekolekcje u naszych sióstr w Ostrzeszowie jako dziewczynka. Wróciłam po tych
rekolekcjach, wszystko było normalnie, ale jakoś tak potem takie przemyślenia były, że jednak ja pójdę do klasztoru.
A, że już miałam 18 lat to mój tatuś powiedział:
- Ty jesteś najmłodsza jeszcze nigdzie nie byłaś tylko w domu to teraz na ciebie czas, żebyś troszkę poznała świat.
A szkół jeszcze takich nie było, no były już szkoły, ale żeby gdzieś pojechać, czy coś takiego. A ja mówię:
-Tato ja już mam wszystko umyślone, tato ja idę do klasztoru.
A on mówi:
- Co!? Do klasztoru pójdziesz? Tam się idzie i występuje, przychodzi z powrotem i ani do życia ani do śmierci.
A ja mówię:
- Tato, jak ja pojadę to już nie wrócę.
Tato płakał i mama płakała i wszyscy.
Wstąpiła Siostra do Zgromadzenia w Kaliszu. Kto siostrę przyjmował?
Do postulatu przyjmowała mnie s. Immakulata, ówczesna przełożona kaliska. Byłam postulantką w Kaliszu, ale ja nie
miałam bierzmowania. W papierach było napisane. Kiedyś biegam po kuchni, a s. Ewangelista przychodzi i mówi: Wiecie co, ja też byłam dziewczynką, ale żeby się tak zachować jak to teraz się zachowują młodzi, to ja nie słyszałam.
I ja wtedy mówię, a ja jeszcze nie byłam bierzmowana. Nie byłaś bierzmowana i nic nie mówisz. Przełożeni wiedzą, bo
tam napisane jest. Ona zrobiła ruch poszła do matki Prowincjalnej i raz dwa wysłali mnie do Warszawy, bo w Warszawie było bierzmowanie. Miałam tam trafić razem z dziewczynkami ze szkoły. Ale ja byłam sama jedna u biskupa w jego kaplicy. Biskup odprawił Mszę św. potem się ładnie ubrał w szaty i postulantkę bierzmował.
Na imię dostałam Maria Teresa. Potem S. Prowincjalna – Matka Anna jechała do Kalisza i mnie zabrała.
Teraz mogłam już jechać do nowicjatu. Z Kalisza pojechałam do Grodna do nowicjatu. Było nas około 15.
Żyję tylko ja jedna.
Siostra była w nowicjacie tylko rok. Dlaczego?
Miałam tylko rok nowicjatu, bo trzeba było prędko Panu Bogu przysięgę składać. Groziło nam, że nas zabiorą. Władze
uprzedzały, że dążą do tego, żeby klasztory zlikwidować. Żeby zmniejszyć nasz klasztor siostry były wysyłane do innych klasztorów lub do domów rodzinnych. Wiedzieliśmy, co bolszewicy robią z innymi klasztorami. Zabrano siostrom
dworek pod Grodnem, który dostarczał mleko, jaja, mięso. Odcięli nam to, a tu gromada do wyżywienia. Stamtąd pojechałam do Wilna. Z Wilna Rosjanie wywieźli nas w lasy syberyjskie. Wywieziono 29 sióstr. Byłyśmy w Starobielsku,
stamtąd wywozili na śmierć lub w głąb Rosji. Już w Starobielsku zdjęłyśmy habity. W habitach już nie wolno było
chodzić. Jechałyśmy jeszcze głębiej w lasy. Tam były tylko komary, nic więcej. Tam na Syberii niby chodziłyśmy do
pracy, dali nam buty, jakieś spodnie. Mieszkałyśmy w dawniejszym klasztorze, przerobionym, poodcinane ramy, obrazy. Czekałyśmy tam i nie wiedziałyśmy, co będzie z nami, gdzie pojedziemy dalej, nic nie wiedziałyśmy. Wszystko
było niepewne – jeden Pan Bóg był tylko pewny. Tam zginęła nasza siostra Fidelisa. Nas zabrali gromadą, a ją zabrali
gdzieś pojedynczo z innymi ludźmi. Ona była w tym obozie, gdzie my poprzednio. Zmarła i tam ją pochowali.
Jak tam przyjechałyśmy to Rosjanki nam powiedziały: tutaj niedawno jedna siostra umarła i tam ją pochowali w lesie.
S. Adamina wypytała ludzi, nie dała za wygraną. Był tam ksiądz z żołnierzami. Poszła do tego księdza pytać, odnalazła
grób siostry Fidelisy i na nim ksiądz odprawił Mszę świętą.
W Imię Jezusa
Str. 16
Co najbardziej utkwiło Siostrze w pamięci?
Przeżyłyśmy kiedyś taką noc, że prawie nie ma nocy. Jest jasno, jasno, jasno… Podwieźli nas pod takie miejsce, że mamy tu siedzieć, a dopiero jak przyjdą władze możemy
pójść do obozu. Całą noc siedziałyśmy. S. Regina znała się dobrze na geografii i powiedziała, że my przeżywamy ważną noc. Byłyśmy w lesie i słońce cały czas świeciło.
Najwięcej nam dokuczał głód. Byłyśmy młode od 20 do 30 paru lat, w lesie. Nic nie było
do jedzenia. Zimą to był śnieg. Dostawało się klocek chleba – kleistego, gliniastego.
Czasem była zupka w południe – taka fitka. Jak nie było zupki to się piło wodę lub śnieg.
Kiedyś ktoś dał nam kurczaka – żywego. Kurczak mieszkał z nami w naszej lepiance.
Czym mogłyśmy tym go karmiłyśmy. Jak urósł żadna z nas nie chciała go zabić. Pewnego dnia, kurczak, który stał się kurą zaczął głośno gdakać. Jedna z sióstr mówi: będzie
znosić jajka. I tak było: kura zniosła jajka, ale dla nas był to kolejny kłopot: kto to jajko
zje?
Czy któraś z sióstr spisała syberyjskie przeżycia?
S. Veritas spisywała wszystko, co działo się na tułaczce. Kiedy wychodziłyśmy z Syberii
przed granicą z Uzbekistanem ktoś poradził, aby te zapiski schować. Tylko gdzie. Siostra włożyła je do opony w samochodzie, którym jechałyśmy. Niestety na granicy kazano
nam się przesiąść do innego samochodu, a zapiski s.Veritas odjechały.
Po ogłoszeniu amnestii trafiły siostry do Iranu.
Siedziałyśmy w tym lesie beznadziejnie. Jedna pani, która była razem z nami dostała wiadomość od swojego narzeczonego, który był w Jangi Jul, a tam było takie miejsce, gdzie się
Polacy gromadzili. On wpierw dał wiadomość, a potem przyjechał i ją zabrał. I jak ją zabrał to
przewiózł wszystkie wiadomości do Jangi Jul. Po jakimś czasie byłyśmy w pracy, patrzymy, a
tu idzie polski żołnierz. Szedł do tego miejsca, w którym mieszkałyśmy. Przyjechał z zawiadomieniem, że siostry są wolne i mają jak najprędzej wyjeżdżać. Znowu było szykowanie do
wyjazdu. W Jangi Jul dowiedziałyśmy się, że niby jesteśmy już wolne od tej Rosji, stamtąd
już wyjechałyśmy, ale do domu jeszcze nie możemy jechać, bo tam jest okupacja. Do jakiegoś czasu było pozwolenie, że transporty szły z powrotem z lasów. Po jakimś czasie powiedzieli koniec, ostatni transport, więcej nie będzie. Kto się wydostał to się wydostał, a kto został, został na zawsze. Na razie nas wysłali do Kirgizi – tam siedziałyśmy więcej niż rok i
zbierałyśmy watę (bawełnę). Aż przyszła wiadomość, że już można wyjeżdżać. Ale w spisie
nazwisk ostatnich parę sióstr było odciętych i te parę sióstr musiało zostać na dobre w Rosji,
wróciły później prosto do Polski. A myśmy jechały do Persji.
Z Teheranu przez Tanzanię dotarły siostry
razem z dużą grupą dzieci – polskich sierot do Rongai w Kenii.
Tam prowadziłyśmy sierociniec i szkołę. W
Rongai 15 sierpnia 1946 złożyłam śluby wieczyste. Jak się spojrzy w dal świat jest taki
piękny i duży. W Afryce dużo rzeczy nas dziwiło. Gdy szłyśmy drogą, murzyni z niej schodzili i klękali i kłaniali się nam. S.Regina tylko
nas prosiła, żebyśmy były poważne i nie
śmiały się.
Było tam takie zgromadzenie. Przełożoną
była Niemka, ale siostry to murzynki. Kiedyś
je zaprosiłyśmy. Martwiłyśmy się tylko, co im
damy do jedzenia. Z pomarańczami sobie
poradzą, ale co jeszcze. Zrobiłyśmy kanapki.
Jak usiadłyśmy do stołu zaczęłyśmy śpiewać,
ale tak naprawdę patrzyłyśmy, jak one będą
się zachowywać. Zsunęły wszystko z kanapek
i zjadły sam chleb, ale najpierw go rozkruszyły.
Z Kenii jechałyśmy jedne do Rzymu, jedne do
Anglii, jedne do Polski. Ja jechałam do Polski,
ale mówiono nam, że to jest ryzyko. Dojechałyśmy do Włoch, tam długo czekałyśmy. Ale
jak przyjechałyśmy do Polski: ta obdrapana,
zburzona Polska… to było okropne. Nie było
żadnych dużych domów, stały tylko grube
mury, ściany jakby czymś pooblewane. Patrzyłyśmy i nie mogłyśmy słowa powiedzieć.
Okropna była Warszawa. Ale cieszyłyśmy się,
że już jedziemy do swoich. Takie były nasze
tułaczki. Po powrocie do Polski byłam w Warszawie, Łukowie, Ostrzeszowie, tam miałam
złoty jubileusz i wtedy mogłam się zobaczyć
z całą rodziną.
Zwiedziła Siostra kawałek świata. Tatuś
mówił, że trzeba zobaczyć świat, pewnie
nie myślał, że aż tyle kilometrów Siostra
przejedzie. Czy mając ponad 90 lat pozostają jeszcze jakieś marzenia?
Chciałabym raz jeszcze zobaczyć Matkę Bożą
Bralińską. Na polu stoi kościółek, dlatego
mówi się kościół na Pólku. Jest taka legenda,
że gospodarz orał krowami, i te krowy, jak
ciągnęły pług poklękały, bo zobaczyły światło.
Ten kościółek jest bardzo ciekawie zbudowany. Ołtarz jest na środku kościoła, a do kościoła są 4 wejścia. Próbowano kiedyś ołtarz
przenieść, ale aniołowie w nocy przenieśli go
z powrotem. Do Bralina chodziło się na odpust. Tak, chciałabym jeszcze tam pojechać.
Życzę spełnienia marzeń
Siostrze za rozmowę.
i
dziękuję
Numer 5/ 2013 (59)
Str. 17
Wielbi dusza moja Pana
Tu jest mój dom
ze Złotą Jubilatką s. Janisławą Lipką
rozmawia s. Maksymiliana Konkol
S.Maksymiliana: Zacznijmy od początku. Urodziła się siostra dwa
lata po zakończeniu wojny w Połoniu koło Przasnysza. Co Siostra
pamięta ze swojego dzieciństwa?
w odwiedziny. Mamusia zrobiła prawdziwą wiejską jajecznicę. Potem odprowadziłam Księdza i wtedy on mnie
zapytał:
-A gdzie ty pójdziesz do szkoły?
Ja na to:
S.Janisława: Było nas pięcioro rodzeństwa: trzech chłopców: Czesław, Wincenty i Stanisław, i dwie dziewczyny Stanisława i ja. Ja byłam najmłodsza. Niedaleko Połonia jest Rostkowo z którego pochodzi
św. Stanisław, dlatego mam brata Stanisława i siostrę Stanisławę.
Rodzice nie mieli gospodarstwa, chowali tylko jedną krowę. Tatuś był
cieślą – stolarzem. Gdy myślałam o moim powołaniu to przypomniałam sobie takie wydarzenie. Byłam wtedy kilkuletnią dziewczynką,
moja mam pojechała na pielgrzymkę do Częstochowy. Wtedy, w tamtych czasach była to wielka wyprawa. Mama pojechała z moją ciocią
Marysią. Gdy się rano obudziłam nie było mamy, nie wiem ile czasu,
ale dla mnie to było długo. Potem, gdy mama przyjechała dzieliła się z
sąsiadką: „Tak się modliłam, żeby któreś dziecko poszło na księdza,
albo na siostrę.”
Jakie były dalsze drogi powołania?
- Nie wiem jeszcze, może gdzieś do
klasztoru pójdę.
Jeżeli chodzi o samo powołanie, to pierwsza myśl o klasztorze pojawiła się, gdy miałam 6 lat. Było to w bardzo prozaiczny sposób. Poszłam
z moją koleżanką, sąsiadką, 2 lata ode mnie starszą, pomóc jej paść
krowę. Zaczęłyśmy dziecinną zabawę: kim kto będzie.
- To ja dam znać Geni (s.Christelli Samsel), bo ona tak się modli
żeby ktoś z rodziny do klasztoru poszedł. Napisała do niej. Ona była
wtedy w Komańczy. Przyjechał brat i powiedział, że Genia odpisała.
Pojechałam odebrać od brata list, ale pomyślałam, że i tak pójdę
tam, gdzie będę chciała. Napisałam do dwóch zgromadzeń (adresy
wzięłam z gazety): do Sióstr Rodziny Marii na ul. Hożą i do Sióstr
Karmelitanek w Ostródzie. Wymyśliłam sobie, że pójdę do tych,
które mi pierwsze odpowiedzą. Jakoś długo nie przychodziły odpowiedzi. Mama mówi zdecyduj się. Pojechałam więc do Warszawy,
pomyślałam zobaczę ten klasztor, wrócę i powiem, że mi nie odpowiada. Przecież bratowa nie będzie mi wynajdowała zgromadzeń.
I przyjechałam tutaj. Weszłam szkolnym wejściem. Przyjęła mnie
s.Justa i skierowała do przełożonej s. Hilarii. Idąc przez szkołę stanęłam na korytarzu, na III piętrze i jakby mnie piorunem poraziło.
Przeszła mi przez głowę myśl: albo tu albo nigdzie. Powiedziała mi
s.Hilaria, że nie ma Matki Prowincjalnej więc muszę przyjechać jeszcze raz. Wracałam do domu i całą drogę płakałam. Mama pyta co ci
się stało i podaje mi dwa listy z dwóch zgromadzeń. Usiadłam do
stołu, nawet nie zjadłam kolacji i od razu odpisałam, że idę do sióstr
nazaretanek. Płakałam rzęsistymi łzami. No i przyszłam do nazaretanek…
Ja mówię, że zostanę nauczycielką.
A ona na to:
- No wiesz, nauczycielką… taki zawód?!
- A ty kim będziesz.
- A ja pójdę do zakonu.
– A co to jest?
Więc ona mi tłumaczy:
- Trzeba być dobrym, trzeba Panu Bogu służyć.
Zaczęłam się nad tym zastanawiać. Mama ciągle na mnie narzeka,
ale doszłam do wniosku, że może się jeszcze poprawię i coś z tego
wyjdzie.
Ostatecznie ja poszłam do zakonu, a moja koleżanka skończyła studia
pedagogiczne.
Drugim faktem, który pamiętam, to ten, że po sąsiedzku mieszkał
kolega mojego brata, który była w seminarium u salezjanów. I on często przyjeżdżał, zawsze do nas przychodził. Na wsi sąsiedzi, to czasem więcej niż rodzina. I on mnie pyta:
- Jadziu co u ciebie. Kim ty będziesz?
A ja mówię:
- Ojej, jaka szkoda, że nie jestem chłopcem, bo bym poszła na księdza.
A on mi zaczął tłumaczyć, że są siostry zakonne i jeżeli trzeba to on
mi adres da, a na razie mam się uczyć. Wtedy mówię mu, że mama
powiedziała, że jestem taka niedobra. A on mówi: Ty jesteś Jadziu
bardzo dobra. I tak mnie wzmocnił. Potem bardzo interesowałam się
katechezą. Do naszej parafii przyszedł nowy ksiądz. Nie miał on
szczególnych talentów do kazań, ani do śpiewu, ale był bardzo Bożym
kapłanem. Wypożyczałam od niego książki religijne. Mama przędła
len, a ja czytałam. Pewnego razu ksiądz przyjechał do naszego domu
- Tak, no to się zastanów dobrze.
Wtedy zdecydowałam, że pójdę do
szkoły do sióstr salezjanek do Sokołowa Podlaskiego. Tam kiedyś byłam
świadkiem jak dwie siostry rozmawiały. Teraz z perspektywy czasu inaczej na to patrzę, ale wtedy tę ich
rozmowę odebrałam jako kłótnię i powiedziałam, że nie będę w takim klasztorze, w którym się kłócą. Przyszłam do nazaretanek i kłóciły się i nic mi nie przeszkadzało.
Potem moja bratowa, która miała siostrę u nazaretanek, jak się dowiedziała, że ja myślę o klasztorze od razu mówi:
W Imię Jezusa
Str. 18
Kto przyjął Siostrę do postulatu?
Siostra Inez Strzałkowska. Na jubileuszu s.Christelli
dowiedziałam się, że modliła się ona o to, żeby przyszedł ktoś
do nazaretanek. Modliła się do swojego nieżyjącego brata i mówiła:
Braciszku czy ty jesteś w niebie? Daj mi znak. Jeżeli w ciągu dwóch
tygodni zgłosi się ktoś z mojej rodziny do klasztoru to znaczy, że
jesteś w niebie. W trakcie tych dwóch tygodni ja się zgłosiłam. A w
naszej parafii był cioteczny brat siostry Łucji Klonowskiej proboszczem. Spotkałam się z nim w kościele i on mówi: Jadziu słyszałem,
że masz zamiar do klasztoru pójść. Wiesz ja wróciłem wczoraj z
pogrzebu mojej siostry, zmarła u nazaretanek, może byś za nią poszła, zastąpiła jej miejsce. A ja mówię, że ja niczyich miejsc zastępować nie będę. Przyszłam do klasztoru w październiku i na Wszystkich Świętych s.Hilaria poprosiła mnie, abym poszła z siostrą Celestą na cmentarz uporządkować groby. Idę na cmentarz, patrzę i
czytam: S.Łucja Klonowska. I przyszłam zastąpić to miejsce. Jak
odchodziłam do klasztoru to s. Hanna (córka brata Wincentego)
miała 2 lub 3 tygodnie, a siostra Helena (córka brata Stanisława)
miał 3 miesiące. Jest jeszcze u nas s.Angelika, mój tatuś i siostry
dziadek to rodzeni bracia. Jak odchodziłam, to modliłam się, żeby
one przyszły do klasztoru.
Szczególną pielgrzymką, była pielgrzymka w stanie wojennym.
Wtedy szło 50 tysięcy ludzi. Byłyśmy wtedy tak potwornie zmęczone, że gdy doszłyśmy na Jasną Górę i tam poproszono nas
jeszcze o posługę, to s.Ruth kanoniczka Ducha Świętego zemdlała.
Czy miała Siostra chwile, że żałowała swej decyzji?
Nie, chociaż raz myślałam o odejściu. To było w nowicjacie. Szłam Była siostra w Ciechocinku, w Łukowie i w Ząbkach.
już do Matki Mistrzyni, żeby powiedzieć, że odchodzę i usłyszałam Jak Siostra wspomina te domy?
takie słowa: „Nie wolno ci tego robić. Przez Ciebie będzie dużo doCiechocinek to dom, w którym niejedno się przeżyło. Czasem
bra.” I zostałam.
trzeba było zastąpić mamę, gdy rodzona matka porzucała swoje
Już będąc w klasztorze ukończyła Siostra studium pielęgniarW Łukowie byłam tylko rok. W Ząbkach pracowastwa. Czy Siostra sama wybrała zawód, czy tak zdecydowali dziecko.
łam
w
kancelarii
i jako siostra parafialna. Tam spotkałam miesiąc
przełożeni?
W dzieciństwie miałam dwa marzenia: być w klasztorze i być lekarzem. Klasztor postawiłam na pierwszym miejscu. W postulacie byłam z s. Christianą Mickiewicz, ona poszła się uczyć, a mnie s. Kazimiera zapytała czy chcę się uczyć, czy pójść do nowicjatu. Odpowiedziałam, że przyszłam do klasztoru i to wszystko. Poszłam do nowicjatu, później dano mnie na pielęgniarstwo. Cieszyłam się z tego.Pojechałam z s. Joannetą, potem znów pojechałam i tak już było
co roku. Aż do momentu, gdy zaczęłam chorować i nie mogłam być
kilka razy na pielgrzymce. Potem znów zaczęłam chodzić z przerwą
kiedy była w Ciechocinku. Pewnego razu s.Lucyna Kornacka mówi
do mnie: Siostro przeor paulinów poszukuje kogoś odpowiedzialnego za służbę medyczną. Nie chciałam się zgodzić, bo wiedziałam, co
to oznacza, więc odmówiłam. Ale s.Lucyna powiedziała, że mam
sama to powiedzieć przeorowi. Ja się dałam na to nabrać. Zadzwoniłam do przeora i mówię: Nie mogę się tego podjąć, bo zdaję sobie
sprawę, jak jest to trudna i odpowiedzialna praca. A on mówi: no
dobrze, ale niech siostra chociaż przyjdzie zobaczy. Jak poszłam to
już zostałam.
przed śmiercią błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszkę.
Który dom Nazaretu jest Siostrze najbliższy?
Warszawa, bo tu wstąpiłam. Miałam wtedy 16 lat i to jest mój
dom.
W innych czuję się dobrze, ale tu jest mój dom.
Dziękuję Siostrze za rozmowę i życzę kolejnych jubileuszy.
Numer 5/ 2013 (59)
Str. 19
Uczennice Krzyża w Nazarecie
19 grudnia w Warszawie odbyło się piękne spotkanie.
Razem z S. Christianą Mickiewicz, założycielką Wspólnoty Uczennic Krzyża i Jej Siostrami, wspólnota Domu
Prowincjalnego świętowała złoty jubileusz życia zakonnego. 25 lat w Nazarecie i 25 lat we Wspólnocie
Uczennic Krzyża. S. Christiana, jubileuszową Eucharystię, którą sprawował jej brat, ks. Franciszek, w duchu
wdzięczności ofiarowała w intencji naszego Zgromadzenia.
W Imię Jezusa
Str. 20
Byłyśmy w Japonii
Warszawskie Liceum Sióstr Nazaretanek rozpoczęło współpracę ze szkołą Harima High School w Japonii w 2011 roku. Inicjatorem projektu była szkoła japońska, która w krajach europejskich poszukiwała liceum żeńskiego, gdzie kultywuje się tradycje, wartości
rodzinne i narodowe. Liceum Sióstr Nazaretanek zostało wybrane
spośród wielu szkół.
W kwietniu 2012 r. grupa uczennic naszej szkoły pod opieką siostry dyrektor Ruth i s. Józefiny pojechały na pierwszą wymianę
do Kraju Kwitnącej Wiśni. W październiku tego samego roku gościliśmy sześć uczennic wraz z opiekunami na rewizycie. W czerwcu
2013 roku Nazaret miał zaszczyt gościć w murach szkolnych małżonkę Premiera Japonii, panią Akie Abe, która zaprosiła przedstawicielki Szkoły do swojej rezydencji w Tokio. Październik 2013 roku
przyniósł kolejną wizytę w szkole w Himeji. Wyjazd ten został połączony z wizytą w rezydencji pani Abe.
s. Karolina
Poniżej znajdują się wspomnienia uczestniczki wycieczki, Eweliny
Truszowskiej:
18 października razem z pięcioma uczennicami liceum, Siostrą Dyrektor i Siostrą Wicedyrektor wyjechałam na wymianę do Japonii. Szkoła, którą odwiedziłyśmy, to żeńskie Liceum Harima w Himeji, mieście słynącym z wpisanego na listę UNESCO Zamku Białej
Czapli.
Już następnego dnia po przyjeździe poznałam moją host
rodzinę i od razu zrozumiałam, że to będzie niesamowity wyjazd.
Jeszcze przed naszym przylotem Japończycy poprosili nas, abyśmy
napisały parę słów o sobie. Ja napisałam, że interesuję się historią i
sowami. Pierwszym miejscem, które odwiedziłam, była tradycyjna
restauracja. Jej głównym motywem dekoracyjnym były sowy! Nie
była to jedyna niespodzianka, którą zrobili dla mnie moi gospodarze.
Poszliśmy do wypożyczalni kimon i ubrano mnie oraz Japonkę w
kimona. Myślałam: "parę zdjęć i po sprawie". Jednak oni powiedzieli:
"Teraz pójdziemy zwiedzać zamek". Ubrana w kimono, w drewnianych, tradycyjnych butach i ze stylową parasolką przemierzałam
ulice Himeji, zwiedzałam zamkowe ogrody, zamek oraz brałam
udział w ceremonii picia herbaty. To było naprawdę wspaniałe doświadczenie.
W szkole brałyśmy udział w lekcjach języka angielskiego,
fizyki, wf-u, matematyki oraz zajęciach, dzięki którym mogłyśmy poznać kulturę japońską, np.: manier, kaligrafii czy tańca z wachlarzem. Uczyłyśmy się też języka migowego
W czwartek wyjechałyśmy z Himeji do Tokio shinkansenem
razem z Japonkami. Zwiedziłyśmy japoński parlament i oglądałyśmy
obrady parlamentu. Wjechałyśmy na wieżę Tokio Sky Tree, drugi
najwyższy budynek na świecie. W Tokio Nazaret i Harima zagościły
na światowych salonach.
Na zaproszenie pani Akie Abe, żony premiera Japonii,
przedstawiłyśmy prezentację o współpracy między naszymi szkołami na przyjęciu polsko- japońsko-irlandzkim. W spotkaniu wzięli
udział, poza panią Abe, premier Japonii, polski wicepremier Janusz
Piechociński i ambasadorowie: panowie Cyryl Kozaczewski i John
Neary.
Numer 5/ 2013 (59)
Str. 21
Następnego dnia odwiedziłyśmy słynną ulicę Harajuku i pojechałyśmy shinkansenem do Kioto. Po drodze
pożegnałyśmy się z Japonkami. W Kioto zwiedziłyśmy wiele zabytkowych świątyń, w tym Złoty Pawilon. Po dwóch
dniach w dawnej stolicy Japonii, nazywanej "japońskim
Krakowem", nadszedł czas, aby wrócić do Polski.
Na lotnisku w Osace czekały, aby nas pożegnać,
nasze host rodziny. Była to wielka niespodzianka, ponieważ nie spodziewałyśmy się tego, tym bardziej, że odległość od Himeji do Osaki wynosi dwie godziny!
Ta wymiana była dla mnie niezwykłym przeżyciem. Wszyscy: nauczyciele, uczennice i ich rodziny starali
się jak najbardziej, aby pobyt w Japonii był dla nas niezapomniany.
Jak przygotować rodzinę na Pierwszą Komunię Świętą dziecka?
W naszej warszawskiej parafii św. Stefana od kilku lat, nie tylko dzieci przygotowują się do dnia swojej Pierwszej Komunii, ale również ich rodzice. Raz w miesiącu spotykają się, aby wysłuchać katechezy oraz uczestniczyć razem z dziećmi w różnych nabożeństwach, w zależności od okresu roku liturgicznego.
W ubiegłym roku zrodził się pomysł, aby opracować program służący formacji
rodziców. Owocem pracy Księdza Proboszcza Mirosława Jaworskiego, s. Miriam
Olszewskiej i s. Maksymiliany Konkol była książka pt. „Przygotowanie rodziny
do Pierwszej Komunii Świętej dziecka”. Jest to podręcznik dla katechetów i
proboszczów zawierający konspekty nabożeństw i katechez. W prezentowanej
koncepcji przygotowania rodziny do Pierwszej Komunii św. dziecka przewidziane
są dwa spotkania dzieci i rodziców w miesiącu: jedno formacyjne, drugie modlitewne. Przygotowanie rozłożone jest na osiem miesięcy od września do kwietnia
i kończy się w maju uroczystością Pierwszej Komunii św.
Program ten realizowany w naszej parafii spotkał się z dobrym przyjęciem przez
rodziców. W czasie spotkań jeden z rodziców stwierdził, że „pojawiają się ze
strony dziecka nowe pytania i tematy do rozważań, my jako rodzice musimy się
odpowiednio przygotować na udzielanie odpowiedzi dziecku.” Autorzy zaczęli
zastanawiać się jak pomóc rodzicom? Powoli dojrzewała myśl o napisaniu przewodnika – podręcznika dla nich. I tak powstał książka „Mamo, tato kim jest Pan
Bóg”. Pierwsza część przewodnika napisana przez s. Maksymilianę Konkol, to
próba pokazania tego, co jest najważniejsze w wychowaniu dziecka w wierze
rodziców. Znajdują się w niej podstawowe wiadomości na temat rozwoju dziecka
oraz wiele praktycznych wskazówek dotyczących przekazu wiary.
Część druga, która jest owocem pracy s. Miriam Olszewskiej, s.Lidii Burdach,
ks. Mirosława Jaworskiego oraz Państwa Anny i Zbigniewa Kozikowskich, odnosi się do bezpośredniego przygotowania dziecka do Pierwszej Komunii Świętej.
Tematy zostały ułożone zgodnie z programem „Przygotowanie rodziny do Pierwszej Komunii świętej dziecka”. Jest dziesięć zagadnień, na każdy miesiąc po
jednym. Wyjaśniają one w prosty sposób podstawowe pojęcia dotyczące wiary.
Tematy zawierają też wskazówki i praktyczne zadania dla rodziców.
Zachęcamy wszystkie siostry katechetki do lektury i próby realizacji proponowanego programu.
s. Maksymiliana Konkol
W Imię Jezusa
Str. 22
Numer 5/ 2013 (59)
Str. 23
Kalendarium Prowincji
27.12 –01.01.14
29-30.03.2014
Warszawa, skupienie junioratu
Warszawa, zebranie sióstr przełożonych
[[
09-10.04.2014
29.12.2013
Warszawa, spotkanie jubileuszowe
(rocznik sióstr, które złożyły I śluby w 1991 r.)
Kalisz –Orioniści, wizytacja prowincjalna
11-13.04.2014
03.01.2014
Kalisz II, wizytacja prowincjalna
Najśw. Imienia Jezus, Święto Prowincji
20.04. 2014
03-05.01.2014
Wielkanoc
Rawa Mazowiecka, wizytacja prowincjalna
23.04.2014
06.01.2014
25 rocznica beatyfikacji Matki Założycielki
Żdżary, święto postulatu
27.04.2014
02-10.02.2014
Beatyfikacja Jana Pawła II i Jana XXIII
Warszawa, wsp. szk., wizytacja prowincjalna
29-30.04.2014
03.02.2014
Kwartalny dzień pokuty w poszczególnych
wspólnotach
09.02.2014
Warszawa –zebranie sióstr przełożonych
01.05.2014
Jubileuszowa pielgrzymka z Roszkowej Woli do
Żdżar
Warszawa, srebrny jubileusz S. Stefanii
03.05.2014
05.03.2014
Kwartalny dzień pokuty w poszczególnych
wspólnotach
14rocznica beatyfikacji Męczennic
z Nowogródka
17-24.05.2014
07 –09.03.2014
Zakopane 1, wizytacja prowincjalna
10 –12.03.2014
Zakopane 2, wizytacja prowincjalna
Radość Ewangelii napełnia serce
i całe życie tych, którzy
spotykają się z Jezusem.
Ci, którzy pozwalają, żeby ich zbawił,
zostają wyzwoleni
od grzechu,
od smutku,
od wewnętrznej pustki,
od izolacji.
Z Jezusem Chrystusem
radość zawsze rodzi się i odradza.
Papież Franciszek
Ukraina, wizytacja prowincjalna
17-26.05.2014
Kazachstan, wizytacja prowincjalna
31.05-01.06.2014
Warszawa –zebranie sióstr przełożonych
Msze Święte dziękczynne za opiekę Św. Józefa nad naszą Prowincją będą
odprawione w każdym dniu marca 2014 roku w poszczególnych domach
Zgromadzenie Sióstr
Najśw. Rodziny z Nazaretu
Prowincja Warszawska
ul. Czerniakowska 137
00-720 Warszawa, Polska
tel. (48) 22 841 42 27,
faks (48) 22 851 05 48
nazaretanki.warszawa@ gmail.com
www.nazaretanki.pl/warszawa
Redakcja: s. Amabilis Sikora
Redakcja zastrzega sobie prawo skrótów
i korekty nadesłanych tekstów.

Podobne dokumenty