"W maratonie życia"...objętym tajemnicą

Transkrypt

"W maratonie życia"...objętym tajemnicą
“W maratonie życia”…objętym
tajemnicą…
Nic nie dzieje się przypadkiem. Wszystko, co nas spotyka, dzieje się
właśnie po to, abyśmy mogli odkrywać nasze człowieczeństwo i pobierać
lekcje, jakie daje nam życie.
Zawsze marzyłam o tym, iż napiszę książkę. Już jako mała dziewczynka
wyobrażałam sobie, jakie to musi być cudowne uczucie, dzielić się z
innymi ludźmi tym, co tkwi głęboko w nas. Moje tęsknoty za tworzeniem
znajdowały ujście w tzw. “zeszytach emocji”, które pisałam, będąc
nastolatką. Było to nic innego jak pamiętniki, w których treść
zawierała moje życie. Pisałam wiersze i byłam w nich absolutnie sobą.
Jako już trochę starsza dziewczyna…przestałam pisać. Wydawało mi się
to…mało
sensowne…Komentarze
innych
na
temat
moich
“bazgrołów”
sprawiły, że…porzuciłam myśl o tym, że kiedykolwiek, cokolwiek
napiszę.
Dziś…jestem kobietą po przejściach, tworzę udany, chociaż bardzo
wymagający związek z mężczyzną z przeszłością i…to właśnie dzięki
niemu, postanowiłam spróbować….napisać książkę, o której zawsze
marzyłam, za którą tęskniłam, lecz zawsze myślałam o niej w
kategoriach “Kiedyś”.
“Kiedyś”, zamieniłam na “teraz” i…usiadłam do pisania. Zwolniłam
tempo, przestałam gonić za czymś, co tak naprawdę nie uszczęśliwia
mnie samej, lecz działa na mnie destrukcyjnie. Przestałam wyniszczać
swoje ciało katorżniczymi treningami, które tak naprawdę do nikąd nie
nie zaprowadziły. Prawdziwą siłę, odkrywam wtedy, kiedy oddycham
słuchając szumu wiatru, oraz dźwięku klawiatury, poprzez którą płyną
emocje moich postaci. One chcą trafić prosto do Was…Kto wie? Być może
zostaniecie moimi czytelnikami? Nie nie, absolutnie nie zamierzam
przestać ćwiczyć i biegać – to jest część mojego życia, która jest we
mnie tak mocno zakorzeniona, że bez niej nie wyobrażam sobie
funkcjonowania. Jednak..tak jak wspomniałam to jest tylko część
mnie…Do absolutnego życia z sobą w symbiozie, zabrakło mi mojej
obecności w moim życiu…Postanowiłam ją odkryć i spełnić to, co dziś
jest jeszcze tęsknotą…
Tęsknię za tym, aby opowiedzieć Wam kilka historii..one mogły wydarzyć
się naprawdę i wierzę, że skoro do mnie przychodzą, to są warte
opowiedzenia.
Najtrudniejszy był pierwszy krok…obmyślenie w głowie, co tak naprawdę
chcę opowiedzieć, jak chcę opowiedzieć i jak będą wyglądały postacie
mojej powieści. Poszukanie ich pierwowzorów wśród otoczenia, czy też
stworzenie ich od podstaw w mojej głowie na podstawie tego, czego sama
chciałabym doświadczyć. Póżniej…już poszło i każdego dnia, krok po
kroku, powoli, sumiennie i rzetelnie pracuję nad urzeczywistnieniem
moich pragnień.
Chciałabym się podzielić setną stroną historii, której główną
bohaterką jest MATYLDA KOCHANEK – OSTROWSKA. Jedna kobieta, trzech
mężczyzn i…ogrom emocji…
Być może, ktokolwiek z Was, odnajdzie w tej powieści nadzieję… jeśli
będzie to chociażby JEDNA OSOBA – wtedy z dumą stwierdzę, że BYŁO
WARTO!
Zapraszam do lektury fragmentu powieści…noszącej jeszcze roboczy tytuł
“W maratonie życia”. Przyzna szczerze…trochę się denerwuję tą mini
publikacją…
Dotarłam do domu późną nocą. Nie byłam już tą samą kobietą. Właśnie
zdradziłam swojego męża. Spełnił się więc jego proroczy tekst o tym,
abym sobie kogoś znalazła. Nie znalazłam sobie nikogo. Znajduje ten,
kto szuka – ja nie szukałam. Relacja z Jankiem spadła na mnie, nie
pytając mnie o zdanie. Miłość, tak samo jak śmierć – nie wybiera dnia
ani godziny, po prostu się pojawia i już. Życie ją przyniosło – ono
nie znosi próżni. Nasza miłość, nie dała nam wyboru. Nie potrafiliśmy
się jej oprzeć, ani nad nią zapanować. Może powinniśmy byli najpierw
wsadzić stopę do jeziora naszych uczuć, ale nie zrobiliśmy tego.
Wskoczyliśmy do niego razem, na pełnym pędzie i to jeszcze bez kół
ratunkowych. To co się działo później, przypominało super szybką jazdę
kolejką górską. Tylko, że my nie zapieliśmy pasów. Poszliśmy na
żywioł, i to było w tym całym szaleństwie najpiękniejsze.
Zakochany człowiek ma na oczach klapki, nie widzi nikogo i niczego, co
mogłoby sprawić, że jego uczucie osłabnie. Czy miałam wyrzuty
sumienia? Oczywiście, że nie. Zakochany człowiek nie ma żadnych
skrupułów. Kiedy na horyzoncie pojawia się nowa miłość, rozwala cały
system wartości miłości starej. Depcze ją, pali, upycha w szafie, i
nie chce mieć z nią nic do czynienia. Zakochana kobieta oddaje siebie
bez reszty. Ja również oddałam siebie. Weszłam w relację, nie pytając
o jutro, nie analizując ani nie myśląc o tym, co się wydarzy. Liczył
się tylko on – mój „Jony”. Od momentu, kiedy poczułam go w swoim
ciele, karuzela uczuć rozkręciła się tak szybko, że nie byliśmy w
stanie jej powstrzymać. Każdą wolną chwilę spędzaliśmy razem. Zabawne
jest, że kiedy nasi przyjaciele proszą nas o spotkanie, to nigdy nie
mamy czasu. Wymówką jest wszystko, pranie, prasowanie, sprzątanie,
lekcje angielskiego, zakupy i tak dalej. Jednak, kiedy się zakochamy,
wszystko schodzi na drugi plan. Spotkanie z obiektem naszych uczuć,
jest najważniejsze. Kiedy jeszcze jest to miłość z nurtu tych
zakazanych, to nie mamy prawa wybrzydzać. Bierzemy to, co nam oferuje.
Ona nie pyta, czy mamy czas, ona nas informuje, że może teraz i tylko
teraz. Wtedy rzucamy wszystko i lecimy jak na złamanie karku. Nie
zastanawiamy się, czy zapłaciliśmy na czas ratę kredytu. W dupie z tą
ratą! Kto by myślał o przyziemnych sprawach, kiedy za rogiem czeka on,
i ma dla ciebie tylko godzinę – tylko tyle czasu udało mu się wyrwać z
rzeczywistości. Albo go weźmiesz, albo nie, lecz kiedy nie weźmiesz,
może się okazać, że na następny raz będziesz musiała długo czekać. To
jest jak narkotyk. Miłość do Janka była moim uzależnieniem. Nie
potrafiłam nad nią zapanować. Musiałam go mieć i koniec.
Ściskam ciepło
Ania