1 - Howrse

Transkrypt

1 - Howrse
Prolog
21lipca356r.p.n.e.
WdniunarodzinAleksandraWielkiegomiałomiejscerównieżinnewydarzenieo
znaczącymwpływienalosyludzkości.ŚwiątyniaArtemidywEfezie(wdzisiejszejTurcji),
jedenzsiedmiucudówświata,zostaładoszczętniespalonaprzezniejakiegoHerostratesa.
Natorturachwyznał,żepragnąłsławyzawszelkącenęiniewidziałinnegosposobu,byją
zdobyć.Zostałpostawionyprzedsądem,wotoczeniutłumuludzi,którzypatrzylinaniego
znienawiściąiodrazą.
Leczgdybysędziowieitłumniebylitakzaślepienigniewem,natleotaczającejciemności
dostrzeglibypostaćSybilliwblaskugasnącychpłomienitrawiącychświątynię.Oczy
staruszkiwywinęłysiędotyłu,ajejciałemzaczęływstrząsaćgwałtownedrgawki.Kobieta
wykrzykiwałacośwproroczymtransie.Jedenzkapłanów,któryprzeżyłpożar,podtrzymał
jąwramionach,gdyosunęłasiębezwładnie,zapadającwkilkudniowąśpiączkę.Spisałon
późniejsłowaSybillinamiedzianejtabliczce.Wszystkowskazywałonato,żeprzemawiała
głosemolimpijskichbogów:
WielkijestgniewArtemidy,córkiZeusa.Samawymierzyłabykaręśmiercisprawcytego
świętokradztwa.Przebiłabyjegosercesrebrnąstrzałą,gdybyniezatrzymałyjejpilne
obowiązki.Wtejwłaśniechwiliboginiczuwanadnarodzinamidziecka,którewymusi
szacunekdlabogówwcałymziemskimkrólestwie.Artemida,patronkałowów,
zwierzyny,dzikichostępów,akuszerekiboginiWielkiejNiedźwiedzicy,zabrałajednąz
gwiazdkonstelacjiCentauraipodarowałająowemudziecku,bywskazywałamudrogę
dochwalebnegoprzeznaczenia.Dziękitemumalecznajdziesiępodochronąmitycznego
stwora–półczłowieka,półkonia–ajegolosyzwiązanebędązChironemikońmi.
JednakzniewagaHerostratesaniemożesięjużnigdypowtórzyć.Niewolno
człowiekowikonkurowaćzbogami.Złudnewizjeświetnościichwałytoludzkiesłabościi
niemożnapozwolić,byznówzagroziłyonekrólestwubogówlubludzi.Artemidanadała
więcgwieździejeszczeinnąmoc:gdybyjejposiadaczanieszczęśliwieopanowało
szaleństwolubfuriaalbogdybyjegoambicjeprzekroczyłygranicezdrowegorozsądku,
gwiazdadoprowadziłabygodoupadku.
Dopókijąnosi,żadenczłowiekniebędziewstaniegopokonać.Oilezachowa
umiarkowanieirozwagę,awswychczynachpozostanieskromnyiuczciwy–będzie
niezwyciężony.Leczjeśliulegniesłabościom,spadnienaniegogniewZeusa.
Wówczasdziecko,którewyrosłonajednegoznajwiększychzdobywcówwhistoriiświata,
wydałozsiebiepierwszyokrzyk.ByłtoAleksanderWielki.
RodzącagowbólachkrólowaOlimpias,kapłankaZeusaiambitnażonaFilipaII
Macedońskiego,usłyszałaostrzegawcząprzepowiednięArtemidy.Pomimowycieńczenia,
najejustachzamajaczyłzwycięskiuśmiech.Któramatkaniemarzyowspaniałej
przyszłościdlaswojegodziecka?Zpomocąbogówzrobiwszystko,cowjejmocy,by
wykształcićAleksandraizapewnićmuprzeznaczonystatus.Synspełnijejwłasne
marzeniaowładzyiwiecznejchwale.NieuwierzyławostrzeżenieSybilli.Skoro
Aleksandrachronilisamibogowie,dlaczegomiałbyokazywaćumiarkowaniei
wstrzemięźliwość?Staniesięnajpotężniejszymczłowiekiemnaświecie,przywódcąwojsk
uwielbianympowszeczasy.
Gdyakuszerkapodałanoworodkamatce,Olimpiaswzięłagowramionaiprzytuliłaczule.
Poczuławtedyostreukłuciewzagłębieniuszyi.Odsunęłaodsiebiedzieckoispostrzegła,
żechłopieczaciskawpiąstcegwiazdęzbrązu.Odrazuzorientowałasię,żetowłaśnieten
przedmiot,przeznaczonywyłączniedlaAleksandra,obdarzonyjestwielkąmocą.Królowa
byłaprzekonana,żeWyroczniaprzemawiałatylkodoniejiniesądziła,żektośjeszczeo
nimwie.GwiazdęArtemidyzauważyłajednakakuszerkaiOlimpiasniemogłaryzykować
ujawnieniatajemnicy.Stanowiącazagrożeniekobietazginęławięcszybkoodukąszeń
wężyczuwającychnadsnemkrólowej.ZaśgwiazdaArtemidy,córkiiwysłanniczkiZeusa,
stałasięsekretnymsymbolemprzymierzabogów,namocyktóregoAleksandermiał
zyskaćnieśmiertelnośćiwiecznysukceswbojach.
DrugaświątyniaArtemidywzniesionazostałanazgliszczachpierwszej,wpołowie
czwartegostuleciaprzedChrystusem.Jednakw263rokun.e.splądrowalijąOstrogoci,a
następnie,w401rokun.e.,spalilijąchrześcijanie.Świątyniędoszczętniezniszczyłcesarz
Justynian,któryczęśćjejkolumnwykorzystałdobudowywielkiegopałacuw
Konstantynopolu.Podobniejakwielujegonastępców,cesarzspędziłwielegodzinna
próbachrozszyfrowaniasłówwyrytychnamiedzianejtabliczceznajdującejsięnajednejz
kamiennychkolumn.Któżniemarzyłbyozdobyciugwiazdywszechmogącychbogów?
Justyniantrzymałkolumnęzprzepowiedniąwswoimpałacu,zawiniętąwogromny
bizantyjskidywaniukrytąwpotężnejbibliotecerazemzwielomainnymiskarbami.
Pewnegorazuszczęśliwytrafbądźprzeznaczeniedoprowadziłodwudziestotrzyletniego
AleksandradoEfezu,gdzienawetzaoferowałGrekomzłotonaodbudowęświątyni.
Mieszkańcyjednakzabardzosiębaliiodrzucilijegopropozycję.Kontynuowałwięcswoją
podróżinigdyniespojrzałnamiedzianątabliczkęprzytwierdzonądokolumnywnaos,
wewnętrznymsanktuariumświątyni.
-1Sieć
–UciekajciezBabilonuprzezpiaski,ślademwody,boskichłezzbiałegozłotaikrwina
kamiennejświątyniZeusa…ProfesorzeTemudjin,skoroostatnijeździeczarmii
AleksandraWielkiegoprzekazałfragmentgwiazdykapłanomZeusa,toniepasujetodo
trasy,którąwedługnaspodążał.Nieznaleźliśmywtamtymobszarzeżadnych
historycznychanigeograficznychśladówświątynipoświęconejZeusowi,przypadających
naokresodok.326rokup.n.e.doczasu,kiedyimperiumzostałopodzielonemiędzy
generałówpośmierciAleksandrawBabilonieok.323rokup.n.e.Wkażdymrazie
dokopaniesiędojakichśruinnapustyni,takichjakDżaraszwJordanii,zajęłobynamcałe
lata!
–John,świątyniaZeusawDżaraszpochodzizczasówrzymskich,aniegreckich,podobnie
jakwieleinnychtzw.ruingrecko-rzymskichznajdowanychpośmierciAleksandra–
wyjaśniaspokojnieprofesor.
–Wiem,profesorze,poprostupowolitracęnadzieję.Hannibalmajużczteryzpięciu
fragmentówpieczęciAleksandraWielkiegoiniesądzę,żebyśmyznaleźliostatniprzed
nim…
WyczerpanimozolnymiposzukiwaniamiczłonkowieSiecisprawiająwrażeniekompletnie
przytłoczonychkonkluzjąJohna.Ponuremilczenieprzerywakobiecygłos.
–Profesorze?
–Tak,Leylo?
–Zacznijmyodpoczątku.Mamypewność,żejeździecwciążmiałprzysobiefragment
gwiazdy,gdyprzekraczałsyryjskąpustynię.Wiemyteż,żejechałzBabilonuwkierunku
południowo-zachodnim,leczniedotarłanidoMorzaŚródziemnego,aniCzerwonego.A
zatemobszarnaszychposzukiwańzawężasiędookolicpołudniowejSyrii,północnozachodniejArabiiSaudyjskiejiJordanii.Abyprzetrwaćwpustynnychregionach,musiał
obraćtakątrasę,gdziebyłonajwiększeprawdopodobieństwoznalezieniaźródełwodyi
dotarciadotychkilkustudniioaz,oddalonychodsiebienierazokilkadnimarszu.Po
drodzenapewnospotykałkoczowniczeplemiona,podróżującewkarawanachodjednego
miastadodrugiegoigłosząceprzyokazjiswojewierzenia.Czyzagubionywnieznanym
tereniejeździecmógłnaprzykładspotkaćwyznawcówinnegobogapodobnegodoZeusa?
–Leylo,jesteśgenialna!–wykrzyknęłaSalonqa.–Karawanyprzewoziły„boskiełzyz
białegozłota”,cennekadzidłozregionudzisiejszegoSułtanatuOmanudoEgiptui
Mezopotamii.BogaciNabatejczycy,koczowniczeplemię,któregonazwawywodzisięod
słowa„nabat”oznaczającego„wodętryskającązziemi”,mieliwyłącznąkontrolęnadtrasą
przewozutegokadzidła.Domistrzostwaopanowalitechnikiwyszukiwania,
przechowywaniaiukrywaniawodynapustyni.
–Jakiegobogaczcili?–przerwałPablo.–Czyjesttamświątynialubposągjakiegoś
lokalnegoZeusa?
–IchnajważniejszymbogiembyłDuszara,bóggóry–odparłJohn.Nabatejczycynie
sporządzaliludzkichpodobiznswoichbogów.Wmiejscachuważanychzaświętestawiali
pękate,prostokątneblokizkamienia.Nazywalije„betylami”,czyli„świętymi
kamieniami”.Wtrakcieceremoniireligijnychtrzynaściorokapłanówspryskiwałoświęty
kamieńkrwiązwierzęciaofiarnego.Tobywyjaśniałotę„krewnakamiennejświątyni
Zeusa”.
–AgłównymobszaremkultubyłaPetrawJordanii–dodałatrzęsącasięz
podekscytowaniaLeyla.–Petra,czyli„skała”,miejscezlistyświatowegodziedzictwa
UNESCO,zbudowanezezłotegoiróżowegopiaskowca,gdzieNabatejczycygromadzili
swojebogactwa.Niedostępnemiastoukrytewlabirynciegranitowychkorytarzy.
Odizolowaneodnaturalnychszlakówkomunikacyjnych,otoczonewieżamiwyrzeźbionymi
wskalnychwypukłościach,wznoszącesięnadimponującostromymiścianami.Wąskie
dolinyiprzełęczesprawiały,żetomiastobyłoniedozdobycia…
–PrześlęwammapyPetry–powiedziałJohn.–JeśliceremoniekuczciDuszary
odbywałysięnaszczyciegóry,kapłaniiwierniprzynosilibetylilicznedarydoświątyni
położonejwdolnejczęścimiasta,którązaznaczyłemstrzałką.Oilenaszeprzypuszczenia
sąprawidłowe,istniejeszansa,żefragmentgwiazdywciążsiętamznajduje.Profesorze
Temudjin,proszędaćznaćpracownikomUNESCO,abyniepozwalalinikomuwchodzić
doświątyni!
Wtymmomencieprofesor,któryzwyklejestniewzruszony,zaczynazdradzaćoznaki
niepokoju.Podnosirękę,dającdozrozumieniaczłonkomSieci,byprzestalimówić,ajego
wzrokskupionyjestwinnymmiejscu.Poprzerwie,którawydajesiętrwaćcałąwieczność,
wkońcuprzemawia.
–Właśnieusłyszałemokropnąwiadomość.WiększośćruinPetryzostałazniszczonaw
wynikukilkueksplozjiniewiadomegopochodzenia.Bardzomiprzykro…
Jednocześniewysokowpowietrzuodbywasięinnarozmowa.
–Dobrarobota.Nawyznaczonekontoprzelanojużumówionąkwotę.
Wniebieskichoczachmężczyznywidaćbłyskzadowolenia,gdykończyrozmawiaćprzez
swójtelefonsatelitarny.NaustachJohnaFitzgeraldaHannibalapojawiasięzłowieszczy
uśmiech,kiedyjegoprywatnyodrzutowiecprzelatujenadJordanią.Opuszkiempalca
wskazującegogłaszczemetalowytrójkątzbrązu,któryprzechowywanyjestwpancernej
kasetcezdolnejprzetrwaćnawetwybuchpociskunajnowszejgeneracji.Wartość
historycznamiejscaświatowegodziedzictwaUNESCOniemiaładlaniegowiększego
znaczenia,azniszczeniemiastaumożliwiłoskorumpowanymarcheologomzFundacji
HistoriiLudzkościHannibalazdobycieostatniegofragmentugwiazdyAleksandra
Wielkiego.TerazjużniktinicniepowstrzymaHannibalaprzedrealizacjąplanu…
-2Bawaria,Niemcy
PrzezoknoszykującegosiędolądowaniaodrzutowcaHannibalspoglądanawieżyczki
swojegozamkuSchattental,czyli„dolinycienia”.Budowlatamazasobąbogatąhistorięi
zanimzostałaprzejętazaogromnepieniądzeprzezHannibalCorpizamienionaw
laboratorium,byławłasnościąpotomkadynastiiLudwikaIIBawarskiego.Odrzutowiec
wlatujedogłębokiejdolinyukrytejmiędzydwomagórami,anastępniekierujesięw
stronęzamkuzepokiromantyzmu.Jegoarchitekturajestniecoeklektyczna:oryginalnie
zostałwzniesionywstyluromańskim,apóźniejrozbudowanyonoweczęściwstylu
neogotyckimibizantyjskim.Potężnyzamekzlokalizowanyjestwśrodkulasuzłożonegoz
wysokichczarnychsoseniotoczonyogromnymi,tarasowymiogrodamizmnóstwem
fontann.Pojegoprawejstroniestoikamienno-drewnianabudowlaprzypominającadużą
stodołę,leczznaczniewyższaodinnychzabudowańspotykanychwtychgórach.Rosnąca
wokołobudynkuzielonatrawajestnieskoszona,zmierzwionainierówna,agdzieniegdzie
przebijająsięfragmentygołej,spękanejziemi.Wpobliżuprawdopodobnieznajdująsię
jakieśzwierzęta,nacododatkowowskazujeobecnośćelektrycznegoogrodzenia.Choć
obecnieniewidaćtużadnychśladówżycia,obszartennajwyraźniejzostałprzystosowany
dohodowlizwierząt.Ztyłuzamkuznajdujesięzamknięty,ciemnybudynekzkamienia,
którywyglądapodobniejakstodołairównieżsprawiawrażenieopuszczonego.
ByułatwićpodróżowaniepracownikomHannibalCorpisamemuHannibalowi,nad
zamkiemzbudowanopasstartowy,mocnokontrastującyzotaczającymgokrajobrazem.
NajemnicybiegnąnapowitanieHannibala,którycierpliwieczekauszczytuopuszczanych
właśnieschodówodrzutowca,napawającsięwilgotnym,czystympowietrzemizapachami
sokówroślinnych,mchuitrawy,takcharakterystycznymidlaBawarii.Szybkojednak
wracadorzeczywistości,gdynanadgarstkuczujewibracjeurządzenia,powiadamiająceo
otrzymaniuwiadomości.Zerkanaekraninteligentnegozegarka,naktórymwidaćteraz
zdjęcieNadiizwujostwemnalotniskuwrosyjskimWładywostoku.
–Dobrarobota,Filipe–odpowiada.
Hannibalzmierzadowejściazamku,anastępnieprzezautomatycznymostzwodzony
wchodzidoprzestronnegoholuwstylugotyckim.Złowrogiegargulceobserwujązgóry
przybyszów,którychkrokiodbijająsięechemodwysokiegosklepienia.Hannibalzostawia
śladyubłoconychstópnazakrywającymcałąpodłogębizantyjskimdywanie.Przywiózłgo
zjednejzeswoichwyprawdodawnegoKonstantynopola,gdziepodróżowałśladami
Aleksandra.Podścianamistojąpustekrzesłaczekającenanieobecnychgości,a
kryształoweżyrandolezwisajązsufitunacałejdługościprzejściawyznaczonegoprzez
ustawionewpółokręgufilary.Lampyteoświetlająpomieszczenie,doktóregoniewpada
jużświatło,ponieważwmiejscestarychokienwitrażowychwstawionomatowe,pancerne
szyby.
Hannibalschodziwdółkrętymischodami,przysłabymświetlezamontowanychna
ścianachżarówek,anastępniewchodzidośluzyzabezpieczonejtrzemaosobnymikodami.
Najpierwprzyciskadoskaneraczubekprawegopalcawskazującego,potemwstukujekod
nacyfrowymczytniku,anastępniewyraźniewymawiahasło:
–JohnFitzgeraldHannibal.
Drzwipowolisięotwierają,odsłaniajączaokrąglonykorytarzipołożonenaśrodkuschody.
Hannibalprzemierzakorytarzszybkimkrokiem,awśladzanimpodążaubranywczarny
garniturochroniarz.Mijajądużepomieszczeniepełneekranów,wktórymtrzej
pracownicyuważnieśledząpoczynaniawszystkichosóbwzamku,atakżemonitorują
każdąsalęiokolicznetereny,dziękiniezliczonymkameromukrytymnaterenie
posiadłości.Mężczyźniidądalejwzdłużzaokrąglonegokorytarzaidochodządodrugiego
przeszklonegopomieszczenia,którewyglądanalaboratorium.Znajdująsiętamstołyi
dużenarzędziachirurgiczne,ludziewbiałychfartuchachimaskach,probówki,
mikroskopy,komputeryitablicezeschematamigenomówirównaniamipołączonymi
strzałkami.Hannibalmijalaboratorium,nierzuciwszynawetprzelotnegospojrzeniana
to,cosięwnimdzieje,dochodzidokońcakorytarzaizawraca.Ochroniarzzatrzymujesięi
odwracatyłemdoszefa,byzapewnićmutrochęprywatności.
Zjegolewejstronyklatkaschodowaprowadzinadolnypoziompiwnicy.Przednim
znajdujesięwejścieprzypominającedrzwisejfu,wyposażonewlicznetłokiizasuwy,a
takżezamekwkształciesteruokrętowego.Hannibalpodchodzibliżej,ostrożniemijając
jedenzkamienibrukowychpołożonychnaśrodkukorytarza.Spodkoszuliwyciąga
przymocowanydoplatynowegołańcuszkakluczwkształcieosiemnastoramiennego
krzyża,którywkładadootworupośrodkuzamka.Ochroniarzwdalszymciągucierpliwie
czekazajegoplecami,aHannibalłapiezakółkonapancernychdrzwiachiwprowadza
sekwencjęodblokowującą,obracającjeodpowiedniowprawoiwlewo.Nakorytarzu
słychaćserięszybkichkliknięć,świadczącychopośpiechuHannibala.
Powoliizgłośnymsykiemblokadaustępuje,adrzwisięotwierają,odsłaniającniewielkie,
okrągłepomieszczeniezmetalowymielementami.Naśrodku,nastolezczarnego
kamieniawulkanicznego,stoiwalcowatamaszyna.Jejkrawędzieoświetlasłabezłote
światło,awczęścicentralnejwidaćwydrążeniewkształciepięcioramiennejgwiazdy.
Urządzenieotoczonejestkilkomaelektronicznymistojakami,naszczyciektórychznajdują
sięszklanekopułyzekspozytoramiwielkościludzkiejdłoni.
Hannibalomijamaszynę,podchodzidoustawionegowtylepomieszczeniastojakai
przesuwaniewielkądźwignięzboku,odsłaniającklawiaturęnumeryczną.
Palcamipośpieszniewstukujekododblokowującykopułę.Wjejwnętrzuznajdujesię
niewielkitrójkątnyotwór,wktórymumieszczapiątyiostatnifragmentgwiazdy,który
przedchwiląwyjąłzkasetki.Następniezwracasiędoochroniarzaroztrzęsionymz
ekscytacjigłosem:
–Christian,przynieśszampana.
Hannibalrobikrokwtyłizabierapustąkasetkę,akopułapowolisięzamyka.Słysząc
kliknięciepotwierdzającezablokowaniezamka,wzdychazsatysfakcją.
–Wreszciewszystkojestgotowe.
-3Ktośpukadodrzwigabinetu,gdzieHannibalponownieodczytujetreśćmiedzianej
tabliczkiwykradzionejzeskarbnicyJustyniana.Czypowinienwziąćnapoważniebajania
jakiejśszalonejstaruszkiżyjącejwczasachantycznych?Nie,zcałąpewnościąnie,mówi
dosiebie,podczasgdypukaniedodrzwistajesięcorazbardziejnatarczywe.Hannibal
postanawiazareagowaćizezłościąodkładatabliczkęnastosdiagramówimapnabiurku.
–Czego?!Cosięznowustało?!
–Jużsiódma,proszępana.
Hannibalniemalstraciłpoczucieczasu.Wstajezbrązowego,skórzanegofotelaiszybko
porządkujestosypapierówrozłożonychnasolidnym,owalnym,dębowymbiurku
ustawionymnaśrodkupokoju.Wyłączaniewielkąlampępodłogowąwciśniętąwkąt
międzydwomaścianamizastawionymipółkamipełnymiksiążekikierujesięwstronę
dobiegającegogogłosu.Ostrożniezamykazasobądużedrzwiwzmocnionemetalem.
Śpieszącwdółschodówwśladzaswoimpracownikiem,niezwracauwaginaambrazuryi
nieregularnekamienie,zktórychzbudowanesąścianywieży,aninastare,wysłużone
stopnie,którychkrawędziewygładziłysięwwynikuprzejścianiezliczonychilościstóp.
Jegomyślizaprzątatylkojednasprawa:doprowadzenieplanudokońcapotylulatach
pracy,badań,walkiiprzemocy.
NiemniejHannibalpróbujeoczyścićumysł,ponieważwie,żejeślibędziezabardzo
zamyślony,zmartwionylubniespokojny,zwierzęnatychmiasttowyczujeiniepozwolimu
siędosiebiezbliżyć.Popokonaniuschodówwchodzidoprzestronnejsaliprzyjęć,której
głównąozdobąjestfresknasuficie,zainspirowanymalowidłamizKaplicySykstyńskiej.
Wypełniaonrównieżścianyiłuki,ażdosamegodołu,dopodłogizbiałegomarmuru.
Komody,stołyikrzesłazdumąprezentująstylminionejepoki,mimożeprzezlatabyły
nieużywane.GdyHannibalzmierzawkierunkugłównychschodów,odgłosyjegokroków
odbijająsięechem.
–Christian,sprawdź,czynazewnątrzwszystkojestgotowe.
Słysząctenrozkaz,najemnikwpośpiechuwybiegatylnymidrzwiami,zabezpieczonymi
kodemtakjakwszystkieinne.Potemwchodzidobudynkunatyłachzamku,gdzie
znajdujesięmaneż,dużadrewnianaujeżdżalniawypełnionaochrowympiaskiemi
połączonakorytarzemzboksemwprawejczęścizamku.Wszystkojestnaswoimmiejscui
wyglądawporządku.Christianniedostrzegażadnychwewnętrznychanizewnętrznych
zagrożeń.
PodotarciunadolnepiętropiwnicyHannibalotwierakolejnedrzwiiwchodzido
ogromnegopomieszczeniawielkościzamku,gdziezamiastpodłogijestgołagleba
porośniętatrawą.Obrazygórskichlasówipagórkowatychkrajobrazówwyświetlanesąna
ścianach,wzdłużktórychbiegnąprzewodyelektryczne.Ścianysąstalenamagnetyzowane,
ocodbajązatrudnieniprzezHannibalatechnicy.Automatycznieodrzucąonekażdą
zbliżającąsiępostaćlubprzedmiot.Człowiekczułbysięwtakimotoczeniuosaczony,
mimowielukrzewówikwiatówrozmieszczonychtuiówdziewogromnympomieszczeniu.
Światłosprawiawrażenienaturalnego,leczjestraczejblade,takjakwciąguszarego,
pochmurnegodnia.
Hannibalzdejmujeuździenicęzhakazawieszonegoztyłuschodówigwiżdże,próbując
zwrócićuwagęzwierzęcia.Odgłosykopytodbijająsięechemodkamiennegosufituipo
chwiliwśróddrzewHannibaldostrzegasylwetkękonia.Ogier,prawydorosłyicałyczarny
zwyjątkiembiałejgwiazdynaczole,niespodziewaniezaczynapędzićnaprzód.Tenokaz
wyróżniasięfascynującąsiłąielegancją.Jegoczarnagrzywa,unoszonapodmuchami
powietrzawtrakciegalopu,jestlśniącairówna,apodgładką,błyszczącąsierściąwidać
napinającesięmięśnie.Końzniespotykanązaciętościąmierzyintruzaspojrzeniemswoich
jasnychoczu.
–Podejdźdomnie,Bucefale–szepczeHannibal.
Zwierzęzaczynapowolikroczyćwjegostronę,aHannibalwyciągaręceipokazujemu
uździenicęnaznakpokojuidobrejwoli.Bucefałzatrzymujesięznieufnością,wyczuwając
ustojącegoprzednimczłowiekagonitwęmyśli,nerwowość,stresipośpiech.Hannibal
podchodzidoniegostopniowo,leczzkażdymjegokrokiemkońcorazbardziejsię
wycofujeitupiekopytami.Hannibalstarasięunikaćgwałtownychruchówisprawiać
wrażenietakspokojnegoiżyczliwego,jaktotylkomożliwe,leczwszystkonanic.Bucefał
wciążsięwycofuje,zataczakółkaicałyczastupiekopytami.Wkońcu,gdycierpliwość
Hannibalasięwyczerpuje,niepokójukoniabierzegórę,oczymświadcząpłaskopołożone
uszyigwałtownewymachiwanieogonem.Nieszczęsnyogiersprawiawrażenie
niemożliwegodookiełznania,leczHannibalpodejmujeostatniąpróbę.Odwracasięi
udaje,żeodchodzi,conajwyraźniejuspokajaBucefała.Robidwakrokiwstronęschodów,
zsuwauździenicęwdółrąkitrzymamocnowodze,poczymodwracasięgwałtownie,by
wskoczyćnakonia,przytrzymującgozaszyję.
PotemusiłujenasunąćnachrapnikuździenicynapyskBucefała,leczzdenerwowanyogier
stajedębaizrzucagonaziemię.Końuciekagalopemichowasięzadrzewami,zdalaod
mężczyznyijegopodstępnychsztuczek.
SfrustrowanyHannibalwpadawatakfurii,corzadkomusięzdarza,iwścieklerzuca
uździenicąoziemię.Następnieodwracasięiidzieznaleźćjedynegoczłowieka,któryjestw
staniezapanowaćnadtymzwierzęciem–SiergiejaTkaczewa,którydawnotemunauczył
gojeździćkonnojakodziecko…
-4NarozkazHannibalaSiergiejnatychmiastprzerywalekturęwswoimpokojunaszczycie
jednejzwieluzamkowychwież.Wie,żeniemainnegowyjścia:imszybciejwypełniswoje
zadanieu„dziedzica”,tymszybciejbędziemógłwrócićdodomu,doswojejcórkiirodziny.
ZzaciśniętymizębamiwspominaprzysięgęzłożonąojcuHannibalaprzedjegośmierciąi
tamtendzieńwMoskwie,gdydziedzicprzybył,bypowiadomićoodejściuswojegoojca,a
nakoniecrozmowętelefoniczną,podczasktórejwkilkukrótkichirozkazującychsłowach
usłyszał,żemanatychmiastwracaćdokrajuBasków,gdziemiałmiejscetamtentragiczny
wypadek.Siergiejzawszebyłczłowiekiemcichymidotrzymującymsłowa.Leczprzysięga
złożonaojcuHannibala,wktórejzobowiązałsięzawszechronićjegosynaisłużyćmu,
kosztujegobardzodrogo.Pocieszasięjednakmyślą,żeprzynajmniejjegocórkaNadia
jestterazbezpiecznazwujemiciotką.
Siergiejschodzinadół,byspotkaćsięzHannibalemwmiejscujegoniedawnej,bolesnej
porażki.Niezdradzającżadnychoznakzaskoczenia,Siergiejdługorozglądasiępo
sztucznymogrodzie,zanimdostrzegazarysczarnegoogieraukrytegowzagajniku.
NastępnieprosiHannibala,byodszedłażpodścianęklatkischodowej.Samzaśbierze
uździenicęizmierzawkierunkuodgłosówniespokojnegodyszenia,dobiegającychspośród
drzewdającychiluzorycznepoczuciebezpieczeństwa.Kroczypowoliistopniowo,głęboko
wciągająciwydychającpowietrze,byuregulowaćswójoddech.
Międzydwomabukamiwidziogierastojącegowczujnejpozycji,zewszystkimiczterema
kopytamizapartymimocnooziemię.DziśporazpierwszyHannibalpozwoliłmuzobaczyć
konia;dotejporyjakośudawałomusięzapanowaćnadnimbezjegopomocy.Starałsię
uczestniczyćwzajeżdżaniuźrebakaizabiegachpielęgnacyjnych,byprzyzwyczaićzwierzę
doswojejobecności.Obecniemłodyogierdajesięjużpoprowadzićnałąkęlubarenę,
gdzierozwijaswojąmuskulaturępoprzezlonżowanie.LeczdziśBucefałjestzbytmocno
zaniepokojonystanemumysłuHannibala,bypozwolićmudosiebiepodejść.
WzimnymświetlepiwnicySiergiejpowolidostrzegazarystegowspaniałegostworzenia.
Nigdywżyciuniewidziałpiękniejszegokonia,orównieidealnychproporcjach,lśniącej
sierści,jedwabistejgrzywieibłyszczącychoczach,wktórychmożnadostrzecinteligencjęi
determinację.Potężny,dumnyidzielnyogier,godnywielkichkrólów-wojownikówz
dawnychlat,przypominającykoniezantycznychposągów.Jegociałomaidealnie
symetrycznąbudowę,pozbawionąjakichkolwiekskaz–dotegostopnia,żesprawia
dziwneinierealnewrażenie.Siergiejaprzytłaczaniepokój,maprzeczucie,żecośtunie
pasuje,żeztymkoniemjestcośnietak.Ogiertakmocnokontrastujezeswoim
otoczeniem,żewyglądajakaktornatlezielonegoekranu.Leczzaklinaczkoniniema
wyboruaniczasunazastanowienie;musisłuchaćHannibalaiprzyprowadzićdoniego
zwierzę.
Siergiejinstynktownierozumiejegopotrzebęucieczki–lubwalki,wprzypadkugdy
ucieczkaniejestmożliwa.Chcemupokazać,żeniestanowizagrożeniainiebędziego
próbowałdoniczegozmuszać.Podchodzidokoniapowoli,bytengozauważył,lecznie
przestraszyłsię,poczymstajewmiejscuiprzemawiadoniegodelikatnie.Zaintrygowany
Bucefałzaczynatruchtać,zataczającpółokręgiwbezpiecznejodległościodSiergieja.Z
uchemnadstawionymwkierunkuzaklinaczakoni,któryterazstoibokiem,takabynie
patrzećbezpośrednionazwierzę,ajednocześnienieodwracaćsiędoniegotyłem,ogier
obserwujereakcjeczłowieka.Siergiejszepczeniskim,chrapliwymgłosemidostosowuje
swojezachowaniedosłówwypowiadanychwjęzykurosyjskim,którymauspokajające
brzmienie.Ogierstoiznadstawionymiuszamiinasłuchuje.
–Niezrobięcikrzywdy,Bucefale.Zobaczyszsam,żeniewejdęnatwojeterytorium.
Szanujęcięichciałbym,abyśtytaksamoszanowałmnie.Możeszdomniepodejśćbez
strachu.
Stopniowozaczynaczuć,żekońsięodpręża,ajegonieufnośćustępujemiejscaciekawości.
Bucefałrobikrokwprzód,apotemdrugi,trzeciikolejne,ażwkońcudochodzido
czekającegocierpliwieSiergieja.Potemcichoparskaiopieraczołonajegoramieniu.
Siergiejgłaszczekoniaidziękujemuzaokazanezaufanie.Powolibierzeuździenicęw
jednąrękę,adrugąprzesuwawkierunkuszyiBucefała,uspokajającgoidodającmu
otuchy.Następniezakładauździenicęnałebogiera.
TrzymającBucefałazawodze,SiergiejodwracasięwkierunkuHannibalawnadziei,żeten
nieskrzywdzikonia.Zdajesobiesprawę,żegniewiszaleństwo,jakiedostrzegłutego
człowieka,mogąsprowokowaćgodookropnychczynów,zarównowobecinnychludzijaki
koni,cojużnierazudowodniłwprzeszłości.Gdystajeobokniego,Hannibalwydajemu
polecenie:
–Przytrzymajgojeszczeprzezchwilę,żebyznowunieuciekł,ichodźzemną.
SiergiejkiwagłowąipodążazaHannibalem,któryzmierzaśmiało…prostonaścianę!
SkonsternowanySiergiejidziedalej,nicztegonierozumiejąc.Hannibaldochodzido
ściany,poczymnaciskajedenznieoszlifowanychkamieni.Kamieńzapadasięnakilka
centymetrów,otwierającukryteprzejście.Znajdujesiętamwindamogącapomieścićco
najmniejdwadzieściaosób.Hannibalwchodzidośrodka,azanimSiergiej,którywciąż
trzymawodzeBucefała.Windaprzesiąkniętajestsłodkimzapachemolejkóweterycznych.
Drzwisięzamykają,aHannibalmajstrujeprzyniewielkimpanelusterowania.Wnętrze
przypominaraczejnowoczesnąwindętowarową.Unoszącysięwpowietrzuzapachwydaje
sięmiećkojącywpływnaBucefała,którywzdrygasięnakażdypodejrzanydźwięk
wydawanyprzezurządzenie.NawetSiergiejiHannibaluspokajająsięwtrakciejazdyna
powierzchnię.
Windawydajekrótkisygnałdźwiękowy,apotemjejdrzwiotwierająsięwewnątrzstodoły,
która,kuzaskoczeniuSiergieja,wyglądabardziejjakdużyboks.Podłogawyścielonajest
nieskazitelniebeżowymitrocinami,drewnianeścianypokrytolśniącymwoskiem,aw
zasięguwzrokuniemanawetjednejpajęczynyczyinsekta.Hannibalotwierazewnętrzne
drzwiboksu,bezpytaniaprzejmujeodSiergiejawodzeiciągniezasobąkonia.Bucefał
orientujesię,żejestterazzdanynałaskęHannibalaizaczynaciągnąćuździenicę,lecz
Siergiejwyszeptujekilkarelaksującychsłówiuspokojonykońkontynuujemarsz.
Zdolinypowoliznikająostatniepromienieświatłaijużtylkopołożonynazachodzie
łańcuchgórskipozostajeskąpanywsłońcu.Mijakilkaminut,acałatrójkacierpliwieczeka
wmilczeniu,niespoglądającnasiebienawzajem.Gdyznikaostatnipromieńsłońcai
zapadazmierzch,HannibalprzyciągadosiebieBucefałaizdecydowanymkrokiem
wchodzinaciemnąłąkę.
Siergiejzupełnienierozumiejegozachowania.Pocomusztucznapodziemnałąka,skoro
wotoczeniuzamkuznajdująsiętakieogromnepołacieziemi?Dlaczegowypuszcza
Bucefałanazewnątrzdopiero,gdywdoliniezajdziesłońce?NagleSiergiejdoznaje
olśnienia.Wydawałomusię,żeświatłowpiwnicyjestdosyćciemne.Odnosiłprzezto
wrażenie,jakbyznajdowałsięnawsi,alenawsipozbawionejsłońca!Hannibalrobi
wszystko,cowjegomocy,byniewystawiaćkonianasłońce.Siergiejprzypominasobie
historiępierwszegospotkaniaAleksandraWielkiegozBucefałemikojarzyfakty.Po
plecachprzebiegamudreszcz.OgiernosiimięmitycznegokoniaAleksandra,aHannibal
traktujegotak,jakbytorzeczywiściebyłtenlegendarnykoń.Obawiasię,żeBucefał
przestraszysięwłasnegocienia,więcusiłujeniedopuścićdotakiejsytuacji.
Siergiejzastanawiasię,cosprawiło,żeHannibalstałsiętakimczłowiekiem.Dziecięce
zainteresowaniewielkimzdobywcąprzerodziłosięuniegowobsesję,szaleństwo.
Oszołomionytymodkryciem,Siergiejzaczynasięmartwić,jakiejeszczeplanychowaw
zanadrzutenczłowiek.Nicgoprzecieżnieograniczawrealizowaniuswych
paranoidalnychwizjiinienasyconychambicji.Odrazuporozwiązaniuuździenicyprzez
HannibalaBucefałzaczynamknąćgalopemprzedsiebie,głośnorżąc.Podotarciudo
elektrycznegoogrodzeniałąkipodskakujegniewnieistajedęba,jakbychciałstawićczoła
temu,ktoniepozwalamuopuścićwięzienia.Hannibal,zobłąkanymwyrazemtwarzyi
wykrzywionymuśmiechem,zwracasiędoSiergieja:
–Terazjużrozumiesz.Musiszzemnąwspółpracować,ażrozwiążemytenmały…problem.
Zaczynamyjutro.
Hannibalchcezatemokiełznaćkoniaistaćsięjegopanem,aniejestwstaniezrobićtego
samodzielnie.PodobniejakBucefał,rozgniewanySiergiejmaochotęstanąćdębaiuciecz
więzienia,leczwie,żetoniewchodziwgrę.Niemożesobiepozwolićnaryzyko,ponieważ
HannibalmógłbywodwecieskrzywdzićNadięlubjegorodzinę.
-5GabinetprofesoraTemudjina,UniwersytetwUłanBator,Mongolia
Nadiaintensywnieprzecieraoczy.NiezmrużyłaokanawetwtrakcielotuzWładywostoku
doUłanBator.Nieustanniemyśliotym,jakodnaleźćswojegoojcaSiergieja,zaklinacza
koni,którywpadłwłapyHannibala.Niemożeliczyćnanikogoopróczsiebie.Tylkojak
młodadziewczynazRosji,samaibezgroszaprzyduszy,możeustalić,wktórymzakątku
światanieuchwytnyHannibalukryłjejojcaiogieraZaldię?
–Napijsięherbaty,Nadiu.Ispróbujcośzjeść–namawiaSalonqa,wręczającjejtalerzz
pączkami.
Dziewczynapowstrzymujewybuchpłaczu.Odsuwanabokstoskartek,naktórych
znajdująsięjejniezgrabnerysunki,będącezapisemwspomnieńztamtegookropnego
dnia,kiedyutknęławpomieszczeniukontrolnymnazamkuHannibalawKrajuBasków.
–Tambyłotyleekranów,obrazówidźwięków.Bardzosiębałam.Nicniepamiętamz
tego,cosłyszałamiwidziałamnatychekranach.Bardzomiprzykro…
ProfesorTemudjinuśmiechasiędoniejserdecznie,zbieraporozrzucanekartkii
przekazujejesiedzącemunaprzeciwkochłopakowiztabletemgraficznym.
–Teinformacjesąbardzoprzydatne,Nadiu.NaszkolegaKusziprzygotujemodelena
podstawietwoichrysunkówibędziemymogliprzekształcićjenawersjęcyfrową.
KorzystajączumiejętnościKusziegoiinnychczłonkówSieci,będziemymogliposunąćsię
naprzódwsprawie.Aterazradziłbymcitrochęodpocząć.
–Niemogę!–lamentujeNadia,przesuwającdłońmipozmierzwionychrudychwłosach.–
Mójojciecjestwniebezpieczeństwie.GdyHannibalskończyznimiZaldią,obajstanąsię
dlaniegobezużyteczni.Będziechciałsięichpozbyć!
–Niebędzieszmogłaimpomóc,jeślinieodpoczniesz–nalegaSalonqa.–Chodźipołóż
sięnakanapiewpokojuobok.Jeślizaśniesz,obudzęcięzadwadzieściaminut.
ZuczuciemporażkiNadiawstajeiidziezaSalonqą.Naglezgłośnikównadekranami
komputerówdobiegapodekscytowanygłosdziewczyny.
–Zaczekajcie!Mamświetnypomysł!
WszyscyodwracająsięwkierunkuLeyli,któradołączyładowideokonferencjizKairuw
Egipcie.NakolejnymekraniewidaćskupionątwarzJohna.AmerykańskichłopakLeyli
dobrzezna„świetnepomysły”swejenergicznejispontanicznejdziewczyny.Jejpomysły
bywająnaprawdęodkrywcze…czasami!
–MogłabymdaćjejSłodkiegoCałusa!
PozostaliczłonkowieSiecizebraniwokółbiurkaprofesoraTemudjina,osobiścielub
wirtualnie,wyglądająnazdziwionych.ZnajdującysięwMassachusettsBattushigpyta:
–Leylo,chceszpocałowaćNadię?
–Nieeeee!„SłodkiCałus”tonazwasalonukosmetycznegomojejciotki.Gdyklientkaczuje
strachprzedwoskowaniem,proponujemyjejhipnozę!Klientkacałkowiciesięrelaksujei
odpręża,awtedyczęstoopowiadaoswoimżyciulubnajbardziejwstydliwychtajemnicach,
wnajdrobniejszychszczegółach!Ciociamówi,żemamdużytalenti…
–Niechcęnikomuopowiadaćoswoimżyciu!–protestujeNadia.
–Mogęodpowiedniopokierowaćtwojąpamięciąwzrokowąisłuchowąiwydobyćz
podświadomościtylkowybrane„urywki”,dziękiczemubędzieszmogłaopisaćto,co
zobaczyłaśnaekranach.Gdyprzebywałaśwpomieszczeniukontrolnym,twójmózg
zarejestrowałtysiąceinformacji,któresąukrytegłębokowtwojejpodświadomości.
Mogłabymjestamtądwydobyć.Profesorze,czymógłbypanprzekazywaćpytania,aty,
Kuszi,czymógłbyśuzupełniaćmodeleprzygotowanenapodstawieszkicówNadiionowe
informacje?
KuszirzucazdziwionespojrzenieprofesorowiTemudjinowi,którypotakujetwierdząco.
–Azatem,jeśliNadiapostanowimizaufaćipozwolisiępoddaćhipnozie,musiciejeszcze
tylkoznaleźćjakąśkanapę!
Nadiasprawiawrażeniebezsilnejizagubionej.Spoglądanaprofesorajaknakoło
ratunkoweizaufanie,którewniejwzbudza,sprawia,żesięuspokaja.Wzruszalekko
ramionami.
–Skorotonajlepszysposóbnaodnalezieniemojegoojca,myślę,żewartozaryzykować
ujawnienienawetnajbardziejwstydliwychsekretów!
SalonqaprzykrywakocemleżącąnakanapieNadię.NadrugimkońcuświataLeyla
koncentrujesię,przymykającoczyioddychającwolno.Mimożenacodzieńkipienergiąi
pomysłowością,potrafirównieżmocnosięskoncentrować.
–Jestemgotowa–mruknęłaNadia.
Leylarozpoczynahipnozę,powoliprzemawiającniskimgłosem.
–Oddychaszgłęboko,corazgłębiej.Twójumysłskupiasięnakrążącymwcielepowietrzu,
unoszącymtwójbrzuchiklatkępiersiową.Powoliwydychaszpowietrzeprzeznos,
usuwającjezklatkipiersiowejibrzucha.Twojeciałorobisięcorazcięższeiczujesz,że
pozbywaszsięwszelkiegonapięcia,począwszyodstópażpokoniuszkipalcówurąk.
Czujesz,jakodprężasiętwojatwarz,apotemtyłgłowy,szyjaicałykręgosłup.Całetwoje
ciałojestterazzrelaksowane…
PrzedprzejściemdofazyrelaksacjiumysłuLeylasprawdza,czyNadiaoddychapowolii
równomiernie.
–Aterazskupsięnajakimśmiłymwspomnieniu,naczymśprzyjemnym.Możetobyć
pływaniewciepłymoceanie,jazdaprzezwysokątrawę,aplauzwidowniposzczególnym
dobrymwystępiewcyrku…
NatwarzyNadiipojawiasięuśmiechzadowolenia.Wyglądaterazjakmaładziewczynka,
pewnasiebieirozpromieniona.Mruczydziecięcymgłosem:
–Udałomisię,tato!Jestemjużterazdużądziewczynką.Jechałamnagrzbiecietygrysa,
skakaliśmyrazemprzezogieńiwogólesięniebałam!
WzruszonaLeylarównieżsięuśmiecha,leczzpowrotemprzybieraswójprofesjonalnyton
iprosiNadię,byzostawiłatamtoprzyjemnewspomnienieiskupiłamyślina
pomieszczeniukontrolnymwzamkuHannibalawKrajuBasków.
–Terazznajdujeszsięwpokojuzekranami.Nieczujeszstrachu,bowiesz,żesięstąd
wydostaniesz.Ekranywłączająsię,jedenpodrugim.Skupsięnatychwyświetlających
obrazlasu,gdziewidziszczarnegoogiera,budynkilubjakiśzamek…
PokilkuchwilachNadiaprzemawianormalnymgłosem.
–Mnóstwowysokich,ciemnychsosen.Głębokadolinaotoczonagórami.Wdolestoi
kwadratowyzamekiczterywieże.Dużeogrody.Jacyśludzierozmawiajązesobą,alenie
rozumiem,comówią.
WsłuchawceLeyliodzywasięSalonqa:
–Czyjestwstaniepowtórzyćto,comówiąciludzie?Możeudałobymisięrozpoznaćkraj
pojęzyku,któregoużywają.
LeylapotakujewmilczeniuizadajeNadiipytanie.Dziewczynamarszczyczołow
skupieniuiztrudemwydobywazsiebiekilkagardłowychdźwięków.
–Tomusibyćniemiecki!–wołaSalonqa.–Poprośją,żebydokładniejopisałazamek.
Kawałekpokawałku,naekranieKusziegopowstajeobraz,któryzwielkąuwagąśledzą
wszyscyczłonkowieSieci.GłosNadiistajesięcorazsłabszy.Zmęczeniezaczynabraćgórę,
więcLeylapytaprofesoraTemudjina,czywystarczyimtyleinformacjiiczymoże
wybudzićjązhipnozy.NaglesłychaćokrzykJohna:
–Chybawiem,gdzietojest!MójwujekmieszkawpołudniowychNiemczechigdybyłem
dzieckiem,jeździliśmyrazemnanartachispacerowaliśmypogórachBawarii.Chybajuż
kiedyświdziałemtenlasizamekukrytywdolinie!
GdyJohnpróbujeprzywołaćswojeświadomewspomnienia,profesorTemudjingestem
dajeLeyliznać,żemożejuż„uwolnić”Nadię.LeylaostrożniewybudzająztransuiNadia
zaczynacichomamrotać,poczymszybkozapadawgłębokisenidelikatniepochrapuje.
–Jestemtrochęśpiąca…
JohnwyświetlanaekranachmapęEuropy,powiększonąwmiejscu,gdzieznajdujesię
bawarskizamek,atakżelokalizacjęobecnieniezamieszkałegodomujegozmarłegowujka.
–Tobędzienaszabazawypadowa.Dozamkumożnastąddojśćpieszowdwadzieścia
minut.SpotkamysięnalotniskuwMonachium.Prześlęwambiletynasamolot!
-6Bawaria,zamekHannibala
–Nieeeee!Owen,nie!
PrzestraszonyHannibalbudzisięzpowracającegokoszmaru,zlanypotemizmocno
bijącymsercem.Gwałtowniewyprostowujesięwfoteluiklaszczewdłonie,byzwiększyć
jasnośćoświetleniawgabinecie,takjakbymiałotoodegnaćduchaOwenazczasów
dzieciństwa,któryprzybyłsięnadnimpoznęcać.
–Kiedywreszciezostawiszmniewspokoju?–wykrzykuje,zrzucajączbiurkawszystkow
zasięguręki:dokumenty,przyciskdopapieru,książki,dzbanekiszklankęwody.
Leczduchyprzeszłościistniejąpoto,bynasprześladować,bybezlitośnieprzypominaćo
naszejniegodziwościiwinie.Niemożemyichprzebłagać,nawetwyrażającskruchę.Nic
niemożeichpowstrzymaćprzedpowrotem,gdyżmająonecałąwiecznośćposwojej
stronie…
–Niedaszrady,nawetjaksiępostarasz!–kpiciemnowłosedzieckoodziwnych,
różnokolorowychoczach.
Owenzuśmiechemodwracasiędoswegostarszegobrata,awjegowielkichniebieskich
oczachpobłyskujeprzekora.
–Zaniedługobędęlepszyodciebie,takpowiedziałSiergiej.Pokażęci,jakdużojuż
umiem!
Zdmuchujejasnyloczeksprzedoczuipostanawiazmierzyćsięzwłasnymstrachem.Jego
starszybratregularnierzucamuwyzwania,żebysprowokowaćgodowiększegowysiłkui
rozwijaniaumiejętności.NamaneżuprzeszkodysąwyższeijestichwięcejiOwenboisię,
żeniedasobierady.Jakzwyklejednakniechcezawieśćstarszegobrata,więcłapieza
wodzeswojegokucaConnemaraispinajegobokipiętami.Kuczrywasiędogalopui
biegniewprostnapierwsząprzeszkodę.
–Iha!Iha!–wykrzykujeOwen,byzmobilizowaćkonia.
Pierwsząprzeszkodępokonująbezproblemów.Kuc,wytrenowanyprzezSiergieja
Tkaczewa,instruktorajazdyzatrudnionegoprzezojca,niespecjalnielubibyć„pieszczony”
piętamijeźdźca,alemadobrycharakter,zawszestarasięnajlepiej,jakpotrafiispokojnie
wykonujeskoki.Bezgranicznieufamałemuchłopcuilubimiećznimkontakt.Tymrazem
jednaktrasawytyczonanamaneżuniecosięzmieniła.Jestnaniejwięcejprzeszkód,które
stopniowostająsięcorazwyższe,atakżeszersze.Zaczynatracićpewnośćsiebie.Narożnik
jestzbytciasnyikońpotykasię,gdypróbujezbytszybkozmienićnogę,leczpochwili
odzyskujerównowagę.
Biegnącpoprzekątnej,maprzedsobątrzypionowestacjonaty,dalejmurek,a
bezpośredniozanim,owielezablisko,kwadratowyokser.Connemaralądujetużza
murkiemizbierasiędonastępnegoskokuprzezprzeszkodę.Jednakjegoprzednienogi
zahaczająopoprzeczki,którespadająnaziemięizderzająsięzesobą.Owenzaciskawodze
iciągniejejakszalony,chcącpomóckoniowiodzyskaćrównowagę,aletylkomuwten
sposóbprzeszkadza.Kucykopuszczaszyję,apotemprzewracasię,koziołkując.Ztrudem
wstaje,gdyżjegonogizaplątałysięwdrągiprzeszkody,porozrzucanedookołaniczym
bierki.Nieczujejużnagrzbiecieciężaruswojegojeźdźca.Zmartwionyioszołomiony,
zawraca,sapiącciężkoipróbujączrozumieć,dlaczegochłopiecjeszczeniewstałinie
próbujeznowuwspiąćsięnajegogrzbietpoupadku.Dzieckowciążleżynaziemi
pomiędzydrągamiiwywróconymistojakami,zgłowąprzekrzywionąpodnienaturalnym
kątemwzględemresztyciała.Wciążmajednakotwarteoczy,anajegoustachzastygł
uśmiech.
–Nieeeee!Owen,nie!
Ciemnowłosychłopakklęczynadciałemmłodszegobrata,potrząsającnimjakmarionetką
zodciętymisznurkamiizanoszącsięszlochem.Connemarapodchodzibliżej,szturcha
nosemciałoOwenairżydesperacko.Hannibalzaśokładagłowękoniagwałtownymi
ciosami,wykrzykując:
–Odejdź!Nienawidzęcię,towszystkotwojawina,tygłupizwierzaku!
Odtegomomentuwspomnieniastająsięchaotyczne,jakgdybyspadłananiestraszna,
ciężka,ciemnazasłona.Dobiegającezestajniwielokrotnewystrzałyzdubeltówki.Ojciec,
któryuderzaHannibalawtwarztakmocno,żeznosaciekniekrew,iktóryjużnigdy
więcejniezamieniazsynemanijednegosłowa.Matka,któranigdyniebędziewstanie
pogodzićsięzestratą.Owenbyłjejulubionymsynem.Tendrugi,oróżnokolorowych
oczach,wzbudzawniejstrach.SzkołazinternatemnapółnocyAnglii,wktórejHannibal
czułsięjakzesłanynawygnaniezakarę.Cisza,odrzucenie,samotnośćikoszmary…
Apotemprofesorhistoriinauniwersytecie,któryzganiłstudentazanaśmiewaniesięz
różnokolorowychoczuHannibala.Profesorwyjaśniłfizjologicznezasadypowstawania
heterochromii,oddawnauważanejzacechęwyróżniającączarnoksiężnikówobdarzonych
takzwanym„drugimwzrokiem”,pozwalającymzobaczyćznaczniewięcejniżzwykli
śmiertelnicy.NastępnieopowiedziałoAleksandrzeWielkim,któregooczymiałyponoć
różnąbarwę.Opowiadającotym,jakjedenznajwiększychzdobywcównaświecie
przełamałirracjonalnystrachotoczenia,orazswójwłasny,izaakceptowałtęfizyczną
niedoskonałość,adziękiwyróżnieniusięnatleinnychzaskarbiłsobiepowszechny
szacunek,profesorzapaliłświatełkowtuneluciemności,którapochłonęłaHannibala.
Odtamtejchwilizacząłsięidentyfikowaćztymwielkimstrategiemizdobywcą,co
stopniowoprzerodziłosięwobsesję.ZacząłstudiowaćhistoriężyciaAleksandra
Wielkiego,byzebraćonimjaknajwięcejinformacjiizrozumiećtępostać.Imlepiejgo
poznawał,tymwięcejchciałonimwiedzieć.Jegofascynacjaniemiałażadnychgranic.Po
zakończeniustudiówzzakresujęzykówstarożytnychihistoriicywilizacjiświata
antycznego,wtrakciektórychwybrałspecjalizacjęzhistoriigreckiejokresuklasycznegoi
hellenistycznego(przedipopodbojachAleksandra),założyłFundacjęHistoriiLudzkości
Hannibalaizacząłprzeczesywaćcałyświatwposzukiwaniuwszystkiego,comiało
jakikolwiekzwiązekzwielkimzdobywcą.
Hannibalbierzegłębokioddechirozprostowujepięści,odzaciskaniaktórychzbielałymu
kostkiwdłoniach.Palcemwskazującympoprawiapodpowiekąniebieskąsoczewkę
kontaktową,maskującąjegobrązoweoko.Następnieudajesiędopomieszczeniazjacuzzi,
byodegnaćodsiebiezakorzenionewpamięcisceny,powtarzającesięobrazy,które
prześladujągojużodtylulat.Obrazytesprawiły,żezacząłcierpiećnabezsennośćiteraz
ucinasobiejedyniekrótkiedrzemkiwciągudnia.Niejestwstaniezapaśćwteoretycznie
odprężającysen.Niemożesobiepozwolićnażadnesłabościczyniedoskonałości.Nigdy.
-7BezpomocylonżyandaluzyjskiogierZaldiaprezentujewszystkietrzyrodzajechodów,z
wdziękiemzataczająckółkawokółzaklinaczakoniSiergieja–człowieka,któryuratowałgo
zfarmy,gdziedoświadczyłtakbardzookrutnegotraktowania.Siergiejwziąłgodosiebie,
wyleczyłranyizłagodziłjegonarowistytemperament,apotemnauczyłszacunkui
zaufania.Długagrzywakoniafalujewrytmiechodu,amięśnienapinająsięisprawiają,że
sierśćpołyskujeniczymsrebrowświetleporanka.Wysuniętenaprzóduszyuważnie
nasłuchujązmianwgłosiemężczyzny,któryterazprosi,byzwolniłipodszedłdoniego.
Ogiernatychmiastspełniatopolecenie,poczymwpychanoswwyciągniętądłońSiergieja,
węszyizprzyjemnościąprzyjmujepieszczotyipochwały.
Następniemężczyznawyszeptujekilkasłów,którychniejestwstanieprzetłumaczyć,lecz
Zaldiarozumie,żemusizaufaćswemuludzkiemutowarzyszowi,któryterazbędzie
próbowałzrobićcośnowego.
–Możeszjużpodejść–mówigłośnoSiergiej.
Zaldiaunosigłowę.Słyszyszelestmokrejodrosytrawyirozpoznajezapachinnego
człowieka,zktórymmazłeskojarzenia.Kładzieposobieuszy,jegooddechprzyspiesza,a
mięśniesztywnieją.Gdybybyłtygrysem,zawarczałbyprzezzęby,byokazaćswoje
niezadowolenie,ryknąłbyodstraszająco.LeczSiergiejzuporemwyszeptujejeszczekilka
słówiogierwkońcuustępuje.Pozwalatemuczłowiekowi,któregokwaśnyzapach
pomieszanyjestzestrachem,wejśćnaswojeterytorium,apotempogłaskaćsięposzyi.
Nienawiązujeznimkontaktuwzrokowego,ponieważjegooczyzakrytesączarnąopaską.
Siergiejgłaszczeczołokonia,bytensięodprężyłiuspokoił.Zaldianiechętniepozwala
intruzowisiępoklepać,pogłaskaćpogrzbiecieizadzie,apotemzbliżyćsiędoswojego
boku.Siergiejdodajeimobuotuchy,podchodzidomężczyznyipomagamuwspiąćsięna
grzbietkonia.ZewzględunaSiergiejaogierpostanawiasięnieruszać.Stopniowo
przyzwyczajasiędonowegociężarunaswoimgrzbiecieoraznógocierającychsięojego
boki.Bezprotestówakceptujerównieżgłaskanie.GdySiergiejpowoliodchodzinakilka
kroków,końrzucamupytającespojrzenie:czypowinienpozwalaćsięprowadzić
mężczyźniesiedzącemunajegogrzbiecie?
–Nodalej–odpowiadaspokojnieSiergiej.
Zaldiawyczuwadelikatnyuciskpobokachiruchnaswoimgrzbiecie,którydajemudo
zrozumienia,żepowinieniśćdoprzodu.Robiwięckilkakroków,próbującwrócićw
bezpiecznemiejscewpobliżuSiergieja.Lecztenodszedłnabok,jakgdybystracił
zainteresowaniekoniem.ZdeprymowanyZaldiazatrzymujesięiczekanawskazówkilub
jakiekolwiekpolecenie,comadalejrobić.Potemczuje,żemężczyznaużywapomocy
jeździeckichiwydajemupolecenie,byposzedłdoprzodu,przechylającciężarciałai
pokazując,wktórymkierunkupowinieniść.NiewidzącsprzeciwuzestronySiergieja,
Zaldiapostanawiaspełnićtepolecenia.Zachowującwzmożonączujność,zaczynaiść,a
potemwykonujepółwoltęirównomiernymkrokiemzataczakoło,wciążostrożnie,leczjuż
zmniejszymnapięciem.Zakażdymrazem,gdypoprawniezareagujenawskazówkę,jest
głaskanyipowolizaczynasięodprężać.Terazpowolikłusuje,znówzataczająckoła.Potem
niecowydłużakrokiinadalutrzymujerównomiernetempo,wharmoniizluźno
kołyszącymsięnajegogrzbiecieciałem.Dostrzega,żeSiergiejspoglądananiegoz
aprobatązdrugiejstronyokręgu,apochwiliznówskupiauwagęnajeźdźcu,któryteraz
prosigoozmianęchodu.Płynnieprzechodziwięcdogalopu.Usiedzącegonagrzbiecie
mężczyznywyczuwateraznapięcieiniepokój.Jednakgdyprzyspiesza,napięcieujeźdźca
pochwiliznika,ajegociałozpowrotemprzechylasiędotyłu–mężczyznapróbuje
dostosowaćswojeruchydokoniazamiastgopopędzać.Ogierzwalniadorytmicznego
krótkiegogalopu.Słuchaireagujenapolecenia,zwalnia,zmieniakierunek,galopuje
szybciej,robizwroty,ażwkońcuzatrzymujesięcałkowicie,gdydostajestosownysygnał
odjeźdźca.
–Dobrze,zaczynaciufać.Tylkosięnienapinaj,bogozaniepokoisz.Wwiększości
przypadkówtoniekońodpowiadazawypadek,tylkojeździec,którysięusztywniai
popełniabłąd.
NastępnieSiergiejumieszczadwaskrzydłanaśrodkuujeżdżalniipoprzeczkęnaziemi
pomiędzynimi.
Zaldiadomyślasię,żeterazmajązazadaniepokonaćtęprzeszkodęipootrzymaniu
poleceniaodjeźdźca,zaczynaiśćstępemwzdłużliniiśrodkowejwkierunkupoprzeczki.
Mężczyznasiedzinagrzbiecie,jegoręcespoczywająnakłębie,anogiściskająbokikonia,
jakbywobawieprzedupadkiem.LeczwszystkoidziezgodniezplanemiSiergiejprosi,by
przeszlidokłusu,apotemdogalopu.Wracająstępem.NastępnieSiergiejpodnosi
poprzeczkęoczterdzieścicentymetrówiterazczekaichprawdziwyskokprzezprzeszkodę,
cojestłatwymzadaniemdlasilnegoogiera.
Końsłyszyjednakszorstkioddechjeźdźcaiusztywniasię,prychając.
–Nodalej,daszradę.Zrelaksujsię,zaufajślepokoniowi,zjednoczsięznim,bądźniczym
centaur…Musiszsiępoprostuodprężyć–mówipółgłosemzaklinaczkoni,stojącobok
ogiera.Przednimiegzaminkońcowy.
Zaldiazdajesobiesprawę,żetaprzeszkodaniejestdlaniego,leczdlamężczyzny
siedzącegonajegogrzbiecie.Końrobikolejneokrążenie,przechodzidokłusu,apotemdo
galopuiustawiasięnaprzeciwkoprzeszkody.Zbliżasiędopoprzeczki,ajegoregularny
krokdowodzi,żejestdoskonaleprzygotowanydoskoku.Leczgdyjegokopytaodrywają
sięodziemi,czuje,żejeździeczaczynapanikować:gwałtowniewczepiasięwgrzywęi
przywieradojegoszyi,byuchronićsięprzedupadkiem,anogamizcałejsiłyoplatatułów.
Gdylądują,mężczyznanadalniejestwstaniepuścićgrzywyaniprzestaćgościskać
nogami.JednakSiergiejzachęcaichdopodjęciakolejnejpróby.
–Nodalej.Zaufajmu.Niezawiedziecię.Ondaradęityteż.Jeśliniejesteśwstanie
poruszaćsięrazemznimbezokazywaniastrachu,nigdynieudacisięosiągnąćcelu.
Kończuje,jakmężczyznastopniowosięrelaksuje.Mijakilkaminutigdyjeździeclekko
ściskagołydkami,dającznać,żejestgotowydokolejnejpróby,Zaldiazrywasiędo
galopu.Ruszawkierunkuprzeszkodyitymrazemczuje,żecośsięzmieniło.Jeździec
poruszasięrytmiczniewrazznim,spoglądającnapoprzeczkęwoddali.Mimożenadal
czujenacielejegonogi,tojużnieściskająmuonetułowia.Mężczyznanietrzymasięjego
grzywy.GdyZaldiaprzenosiciężarciała,szykującsiędoskoku,jeździecdostosowujesię
dojegoruchów,zrękamirozpostartymijakorzełszybującyponiebie.Poruszająsięrazem
wjednymrytmie,agdyprzelatująnadpoprzeczką,mężczyznawstrzymujeoddech.Po
chwili,którazdawałasiętrwaćkilkaminut,kopytaZaldiiwkońcudotykająziemi.Po
gładkimlądowaniujeździecnieodpoczywa,leczwciążporuszasięwjednymtempieze
swoimkoniem.
Zaldiastopniowozwalniaipokilkumetrachsięzatrzymuje.Naglemężczyznapochylasię
wprzódiobejmujegozaszyję,nagradzając.Kończujejegociepłoiniewyczuwajuż
strachu.Odprężasięwięcicierpliwieczekanakolejnepolecenie.
Siergiejzaczynaklaskać,przerywająctępięknąchwilęmiędzykoniemijeźdźcem,która
zdawałasiębyćzawieszonawczasie.Mężczyznazsiadaizdejmujeopaskęzakrywającąmu
oczy,apotemopuszczaujeżdżalnięzgłośnym,triumfalnymśmiechem.
–Udałomisię,dziękitobie,Siergieju!
–Wreszciejesteśgotowy.Niepotrzebujeszjużmojejpomocy.AzatemjaiZaldiamożemy
wracać,takjakobiecałeś.
–SamolotwkrótcezabierzeZaldięzpowrotemdoRosji.Leczty,Siergieju,będziesz
musiałzostaćjeszczechwilędłużej.Chcę,żebyśbyłobecny,kiedywsiądęnaBucefała!
-8Bawaria,domnieżyjącegowujaJohna
NalotniskuwMonachiumszóstkamłodychludziznającychsięzwideokonferencjiodrazu
rozpoznajesięnawzajem.Przyglądająsięsobie,zdumieniróżnicamifizycznymipomiędzy
tym,cowidzielinaekranachicosobiewyobrażali,atym,cozobaczyliwrzeczywistości.
Niektóreosobysąwyższelubniższe,bardziejlubmniejpewnesiebie,niżsięspodziewali.
Czyjaśwodapogoleniulubperfumyujawniająnieoczekiwanącechęcharakteru,aktoś
innymanasobiejakiśzaskakującydodateklububranie.Zachowująjednakteuwagidla
siebie,gdyżpomimodługiegolotuizmęczeniapodróżąwszyscyskupienisąnajednym:
chcąpokrzyżowaćplanyHannibalainiedopuścićdotego,byzdobyłnieograniczonąmoc.
Zminibusu,któryodebrałichzlotniska,wysiedlipięćsetmetrówoddomunieżyjącego
wujaJohna.Resztędrogimusząprzejśćpieszo,ciągnączasobąwszystkiebagaże,wzdłuż
porośniętejbujnąroślinnościąścieżki.Gdymijająstrumieńzkrystalicznieczystąwodą,
ichoczomukazujesięsolidny,kamiennybudynekwodcieniachbeżu,różuiochry,
położonywmiejscu,któreniegdyśbyłoleśnąpolaną.Dachpokrytydachówkamidzielnie
walczyznaporemgałęzizpobliskichdrzew,którewygodniesięnanimoparły.Napatio
spomiędzyośmiokątnychpłyt,wyciosanychztegosamegokamieniacodom,wyrastają
kępkitrawy.Wszędziewidaćśladyświadcząceotym,żeprzyrodapróbujenapowrót
zapanowaćnadtymmiejscem,leczścianybudynkutrzymająsięmocno.
–Otonaszabazawypadowa–mówiJohn,otwierającciężkiefrontowedrzwi.
Wdomuczućzapachstęchlizny.CzłonkowieSieciotwierająoknaiokiennice,by
przewietrzyćpokoje.Wszystkiemeblezakrytesąbiałymiprześcieradłami,cosprawia
wrażenie,jakbyczaswtymmiejscusięzatrzymał.Jedenzpokojówjestcałyzagracony
sprzętemnarciarskimiwspinaczkowymwróżnychrozmiarach.Johnuśmiechasię,gdy
znajdujeswojenartyzczasówdzieciństwa.Battushiginstalujeipodłączasprzęt
komputerowynadużymdrewnianymstolewjadalni,przyktórymmożeusiąśćnawet
dwadzieściaosób.Następniewszyscyzbierająsięprzystole.
–Dobra–mówiBattushig.–Terazmusimywymyślić,jakdostaćsiędozamkuizabrać
stamtądgwiazdę,idowiedziećsię,codokładnieplanujeHannibal,bymócgo
powstrzymać.
–Ajachciałbymzobaczyćtegopięknegoczarnegoogiera–wtrącaPablo.
–Dobrze–odzywasięSalonqa.–Aleprzedewszystkimmusimyznaleźćjakiśsposób,
żebysiędostaćdośrodka.
–Hannibalniepozostawiłbyprzecieżtakiegomiejscabeznadzoruczyzabezpieczeń.Tam
wszędziesąkamery,inaczejwogólebymgonieznalazła.Niewspominającjużo
pułapkachikodachdodrzwi…
–Czylijaktozrobimy?Toprawdziwatwierdza…–niepokoisięLeyla.
–Spróbujęwłamaćsiędoichsystemuinformatycznegoiprzejąćnadnimkontrolę–
odpowiadaBattushig.–Gdywyłączętewszystkiemechanizmy,którezpewnością
zabezpieczajągwiazdę,będziemymogliwejśćdozamkuijąstamtądzabrać.Podejrzewam,
żepowłamaniudosystemubędziemymielikilkaminutnadziałanie,alepotem
uruchomiąsięzabezpieczeniaawaryjneiniewiem,ileczasunampozostanie.
–Wystarczy,żebędęmiałdośćczasu,bydostaćsiędopomieszczeniakontrolnegoi
przejąćsterowanie–mówiJohn.–Przejmękontrolęnadkameramimonitoringui
poprowadzęwasdowyjścia.
–Jesteścieszaleni!–wołagniewnieLeyla.–Myślicietylkoosystemachkomputerowych.
Acozuzbrojonymistrażnikamipilnującymizamkuicałegoterenu?Jeślikamerynie
pokażąnam,gdziesięznajdują,niebędziemymogliichominąć,awtedyszybkonas
załatwią!
–Ajeśliprzemycętamnaszewłasnekamery?–pytaPablo.–Zabrałemzesobąmojemałe
drony.Pomyślałem,żemogąsięprzydać…ijakwidać,miałemrację!–dodajez
uśmiechem.
–Azatem,podsumowując–niecierpliwisięLeyla.–Pablowyśletamswojedrony,
Battushigwłamiesiędosystemuobronnegozamku,amywejdziemydośrodkaibędziemy
omijaćstrażników.Johnudasiędopomieszczeniakontrolnego,aresztadopokojuz
gwiazdą.PotemBattushigpomożenamwyłączyćmechanizmzabezpieczającygwiazdę,
zabierzemyjąiJohnwyprowadzinaswszystkichzzamku.Aczypomyśleliście,jakw
międzyczasierozprawićsięzHannibalem?
–Icozmoimojcem?–przerywaNadia.–NiemożemygozostawićwłapachHannibala!
Pablozaciskapięści;okrucieństwoHannibalanieznagranic.Bardziejniżkiedykolwiek
jestzdeterminowany,byzniszczyćtegopotwora.Nadiapróbujezaśpowstrzymaćłzy
napływającejejdooczunamyśloojcu.Starasięnietracićnadziei,aleboisię,że
przyjechałazbytpóźnoiwkrótceodkryjecośstrasznego.
–Chcętampójść–mówichłodno.–ChcęuwolnićojcaispojrzećHannibalowiwoczy,
gdygowreszciepokonamy.Mogłabymużyćswoichumiejętnościakrobatycznych,których
nauczyłamsięwcyrku,żebywspiąćsięnawieżeiwejśćprzezokno.Apotemznajdęojca.
Napewnomajakieśprzydatneinformacje.
–Pójdęztobą–mówiJohn.–Znamtenlas,więcznajdęjakąśścieżkęwśróddrzew.
Powinniśmytamdojśćwjakieśdwadzieściaminut.
–Idęzwami–dodajestanowczoLeyla.
–Dobrze–mówiSalonqa.–JazostanęigdyBattushigwłamiesiędosystemu
zabezpieczeń,będęwasprowadzić.
–Jaktylkodronydolecąnamiejsce,dołączędowasiposzukamtegoczarnegoogiera–
dodajePablo.
Zjednegozkomputerówdobiegaczyjśgłos.
–Acoznami?Comożemyzrobić,żebywampomóc?
ZniecierpliwieniczłonkowieSiecidająjasnodozrozumienia,żeteżchcąwziąćudziałw
całejakcji.
–Damwamkod,którywprowadzicienaswoichkomputerach.Otworzysięwtedyokno
dialogoweibędzieciemielidostępdointranetuwzamku.Wtedywszyscyzaczniecie
wysyłaćwiadomościnatęskrzynkę.Jeślibędziewaswystarczającodużo,pomożeciemi
rozwalićsystem–odpowiadaBattushig.
–Ajeślicośznajdziecie,będęprzekazywaćinformacjeodwas!–dodajeSalonqa.
JohnbierzeswojąogromnąwalizkęiwydobywazniejsprzętgodnyagentówCIAz
oddziałuSWAT:miniaturowekamerydozamontowanianahełmie,miniwyświetlacze,
zestawysłuchawkowe,latarki,wytrychy,hakiwspinaczkoweinarzędziadocięciaszkłaz
ostrzemdiamentowym.Widzączaskoczoneminynatwarzachswoichtowarzyszy,mówiz
uśmiechem:
–Wdzieciństwiebyłemwielkimfanemfilmówszpiegowskich.Teakcesoriamogąsięnam
przydać!
-9–Dronywystartowały–mówiPablo.
Jegopalcepodrygująnaskomplikowanympulpiciesterowniczym,któryprzypomina
kokpitwsamolocie.SalonqaiBattushigczekająznapięciemizniecierpliwieniem,
wpatrującsięwmonitorywyświetlająceobrazzdronóworazwekranBattushiga,cały
wypełnionykodem.Zapośrednictwemkamerdronówmogąobserwowaćszybko
zmieniającysiękrajobraznatrasielotu,czarnekoronysosnowychdrzew,porośnięte
bujnąroślinnościądolinyiogromnepołaciezielenizmnóstwempagórków.
–Gdziejesteście?–SalonqapytaJohna.
–Jesteśmyjużprawieucelu.Widzępolanęjakieśpięćdziesiątmetrówprzednami.
Ukryjemysięzadrzewamiibędziemyczekaćnasygnałodwas.
DronyomijajągóręiwreszciewidaćzamekSchattental,którywyglądazupełniejakz
bajki.PrzypominaonjednakbardziejsiedzibęSinobrodegoniższlachetnegoksięcia…Na
skrajulasuLeyla,JohniNadiaobserwujątrasędronównajednymzminiaturowych
ekranówJohna.ZachwyconaLeylawoła:
–Łaaał,piękne!Widokzgóryjestowielelepszy.
Jednakszybkoprzerywa,widzącpiorunującespojrzeniaswoichtowarzyszy,którzy
właśniestraciliprzezniąkoncentrację.
–Jesteśmyjużprawieucelu.Pójdęnazwiady–mówiPablo.
–Rozpoznajętefontanny!–wykrzykujeNadia.–Zbokustoitenciemnybudynek,atam
jestbrama!Pomieszczeniezgwiazdąjestwpiwnicy,aleniewiemdokładniegdzie.
–Przyjrzyjmysięzbliska!–wołaPablo.
Zdecydowanymruchemprzesuwajoystickidoprzoduipozostalimogąobserwować,jak
kamerygwałtowniepikująwdół,wszybkimtempieprzybliżającsiędoziemi.
–Zarazzwymiotuję…–narzekaSalonqa.
–Jużprawiejesteśmy–Battushigodpowiadazczułościąwgłosie,piszącnaklawiaturzez
prędkościąbłyskawicy.–Jeszczetylkokilkametrów!PrzyjacieleSieci,właśnieprzesłałem
wamkod.Przygotujcieswojeklawiatury!
WmiędzyczasieHannibal,któryponowniezaszyłsięwswoimgabinecie,studiujeplany
rozrzuconenamasywnym,drewnianymstole.Nadużejkartcepapieru,pokrytej
przecinającymisięstrzałkami,równaniami,legendamiinotatkami,narysowanajest
pięcioramiennagwiazdapołamananapięćczęściwkształcietrójkątówznieregularną
podstawą.NastępnieHannibalbierzedrugąkartkęzrysunkiemgwiazdyodokładnie
takichsamychwymiarach,leczwjednymkawałku,jakbyktośzłożyłukładankęwcałość.
Licznenotatkiwyjaśniają,jaknależytozrobić.
Panującąciszęprzerywaostrewyciesyrenyalarmowej.ZaniepokojonyHannibalzrywasię
zfotelaiwybiegazpokoju.Wszyscyjegonajemnicy,rozproszenipocałymzamkui
okolicach,biegnąwkierunkugłównychschodówporozkazyodswegopracodawcy.W
głowieHannibalakłębisięmnóstwomyśli,agdydocieranaparter,krzyczydonośnie:
–Christian,zamknijSiergiejawjegopokoju.Niemożewykorzystaćtejokazjidoucieczki!
Hannibalwie,żeniemożesobiepozwolić,byjacyśintruzispotkaliSiergiejaiodkryli,co
takiegodziejesięwpiwnicyzamku,dlategobiegniedopomieszczeniakontrolnego,gdzie
jedenzpracownikówmówi:
–Naszintranetjestatakowany,proszępana,alatającedronywdarłysiędostrefy
bezpieczeństwa.
–Notojestzniszczcie,idioto!–odpowiadaHannibalzezmrużonymigniewnieoczami,
przekrzykującwyciesyreniwykrzywiającwściekleusta.
Stojącyprzednimtechnikzaczynastukaćwklawiszepanelukontrolnegozzawrotną
prędkościąialarmustaje.
–Tam!–wołatechnik,wskazującnajedenzmonitorówkontrolnych.
Hannibalwpatrujesięwekran,naktórymwidaćobrazzkameryzewnętrznej,iobserwuje,
jakdronypadająjedenpodrugimniczymmuchywchmurachdymu.Wykrzywiaustaw
uśmiechuzadowolenia,leczwie,żeniemożemarnowaćwięcejcennegoczasu.Napastnicy
mogąuderzyćwdowolnejchwiliimaniewieleczasu,byprzygotowaćsięnaich
wtargnięcie.
–Zostańcietuizablokujciewszystkiewejścia!Przyprowadźcietych,którzyzostaliw
laboratorium,izamknijciesięwpomieszczeniukontrolnym.
Hannibalbiegniedodrzwinakońcukorytarza,odblokowujezamekprzypominającyster
okrętowyipędzidopokoju,wktórymznajdujesięgwiazda.
-10Dronyjużprawiedoleciałydozamkowychwież,gdynaglerozlegasięskwierczącydźwięk,
aobrazjednejzkamerrozmazujesięipochwilizupełnieznika.SkonsternowanyPablo
desynchronizujeswojedronyiużywajednegoznich,byzbadaćobszar,wktórymdoszło
doutratykontaktu.
Grupazprzerażeniemobserwuje,jakdronzaczynasiępalićipowoliopadaćruchem
spiralnymwkierunkujednejześcianbudynku,zostawiajączasobąchmurędymu.Po
chwilisłychaćkolejneodgłosyskwierczenia.Jedenpodrugimgasnąwszystkiemonitory.
Pięćdronówpalisięniczymkomaryzłapanewelektrycznąpułapkę.
Wszyscysązszokowaniiniesąwstaniewydusićzsiebieanisłowa.Ogarniaich
rozczarowanie,apotemstrach.Ichjedynyplanspaliłnapanewce,więcwyglądanato,żei
całamisjazakończysięniepowodzeniem.WnapadziegniewuPablozrywasięirzuca
kontrolerydronównaziemięzwściekłymokrzykiem.
Leyla,NadiaiJohn,którzysiedząnachłodnejzieminaskrajupolany,gdzieznajdujesię
zamekSchattental,równieżzastyglizprzerażenianawidoktego,cowłaśniesięwydarzyło.
BłyskawicznareakcjasystemuobronnegoHannibalaświadczyotym,żeonjużwieo
planachwtargnięcianajegotereninajprawdopodobniejprzygotowujesięterazdo
kontratakulubucieczki,cooznacza,żewkrótcestracąjedynąszansęnato,bygo
powstrzymać.
NadiałapieotrzymanyodJohnaniewielkiprzecinakdoszkłaiwybiegazlasu,wołającdo
siedzącychnieruchomo,zszokowanychznajomych:
–Wchodzęnawieżę!Muszęznaleźćojca,zanimbędziezapóźno!Spotkamsięzwami
później!
Nadiapędziwstronęzamku,planującprzedostaćsiędośrodkaprzezdachciemnego
budynkunatyłach.Gdydocieradościany,niemożesiępowstrzymaćprzedrzuceniem
ostatniegosmutnegospojrzeniawkierunkudrzew,gdzieukrywasiędwojejejznajomych,
czekającychbezsilnie,sparaliżowanychstrachemibrakiemzdecydowania.
WyjmujehakwspinaczkowyJohna,zwijalinęibierzejądolewejręki.Następniewyrzuca
metalowypazurwysokowgórę,liczącnato,żewylądujeongdzieśnadachuniskiego
budynku.Pochwilisłyszypobrzękiwanie,apotemszuranie.Zaciskazębywnadziei,że
kotwicaocośzahaczy.Wkońcuszuranieustajeisłychaćgłuchyłoskot.Nadiapociągaza
linę,byupewnićsię,żehaktrzymamocno.Pokilkusekundachwahaniapostanawia
przejśćdodziałania.Chwytamocnolinęobiemarękamiikołyszeniądelikatniewlewoiw
prawo,byupewnićsię,żejestodpowiednioprzymocowana.Najpierwrobinaścianie
jedenkrok,potemdrugi,anastępnierozpoczynawspinaczkęwstronędachu.Kroczącw
szybkimtempiepodrewnie,zaczynasięzastanawiać,doczegosłużytenbudynek,
sprawiającywrażeniedośćnowego.Mającdodyspozycjitakdużyzamek,pocoktoś
miałbystawiaćtakogromnąprzybudówkęitowdodatkuzdrewna?
Gdydocieranadach,dostrzegarozmieszczonewzdłużścianniewielkieoknazmatowymi
szybami,wstawionenajwyraźniejpoto,byniewpuszczaćdośrodkazbytdużoświatła.
Trzymającsięjednąręką,wyciągazkieszenidiamentowyprzecinakdoszkłaiwycina
otwórwszybie.Chowaprzecinakipopychawyciętewszklekoło,którewpadadośrodka
budynku,nierobiącnajmniejszegohałasu.
–Widzicieto,coja?–mówiNadiadomikrofonuprzymocowanegodoucha.
–Toarena!Końmusibyćgdzieśwpobliżu.Ktośtamchybaniedawnobył,bonapiasku
widaćśladykopyt,anaśrodkustoiprzeszkoda–odpowiadaPablo.–Dobrze,Nadiu,a
terazkontynuujwspinaczkę!
Dziewczynawspinasięnadach,podnosikotwicęispoglądawniebo.
–Rany,aletuwysoko–mówidosiebienerwowo.
–Daszradę–wsłuchawcerozlegasięgłosSalonqi,któradodajejejotuchy.–Przypomnij
sobie,jaktobyłowcyrku!
WprzypływiedeterminacjiNadiarzucakotwicęwkierunkumurkówwystającychze
ścianyzablankami.Haklądujeidealniemiędzydwiemablankami.Posprawdzeniu,czy
trzymasięodpowiedniomocno,Nadiakontynuujewspinaczkę.Podojściudochodnika
strzeleckiegozostałojużtylkowejśćnajednązwież.Wybieratępolewejstronieiwspina
siępookrągłejścianiewieżyniczympająk,wciskającswedrobnestopyidelikatneręcew
ambrazury.
Gdyjestjużprawienasamejgórze,ogarniajązwątpienie,czyudasięznaleźćwtejwieży
ojca–podrodzeprzezambrazurywidaćbyłotylkoschodyipuste,ciemnepomieszczenia.
Zaglądadośrodkaprzezokno,którektośprzezpomyłkęlubwpośpiechuzostawił
otwarte,iznajdujedużąsalę,gdziestoijedyniebiurko,wygodnyskórzanyfotel,lampa
podłogowa,aprzyścianachwysokieregałyzksiążkami.
–TojestpewniegabinetHannibala.Wejdźdośrodka.Napewnojesttamcościekawego!
–zachęcaSalonqa,którachcedokładniewiedzieć,cotakiegodziejesięwzamku.
Nadiawahasięprzezchwilę.Najpierwchciałaposzukaćojca.Takibyłjejgłównyceli
powód,dlaktóregoodłączyłasięodgrupyiwybrałatutajwpojedynkę.
–Patrzcie,nabiurkuleżycośbłyszczącego!–wołaJohn.
CiekawośćisolidarnośćjednakprzeważająiNadiawchodzidopomieszczenia.Gdyz
powrotemstajeobiemanogaminasolidnympodłożu,rozglądasiędookołaiwrogu
dostrzegaszczytwalącychsięschodów,którezapewnezostałyuznanezanienadającesię
doużytkuidonikądnieprowadzą.Jejojcaniemawtejwieży.Nadiapodchodzidobiurka
Hannibalaiwtymmomencieoczomwszystkichukazujesiętajemniczamiedziana
tabliczkazwyrytymigreckiminapisami.
–Potrzymajjąprzedsobą,ajaprzetłumaczę–prosiSalonqa,zerkająckątemokana
ekran.NastępnieodczytujenagłosprzepowiednięSybilli.
–…Dopókijąnosi,żadenczłowiekniebędziewstaniegopokonać.Oilezachowa
umiarkowanieirozwagę,awswychczynachpozostanieskromnyiuczciwy–będzie
niezwyciężony.Leczjeśliulegniesłabościom,spadnienaniegogniewZeusa.
–Myślicie,żechodziogwiazdę,którejwszystkiepięćczęścimaterazHannibal?
–Pewnietak–odpowiadaBattushig.–FundacjaHistoriiLudzkościprzezwielelat
zgromadziłasetkiprzedmiotówzwiązanychzAleksandremWielkim.Alewątpię,żeby
HannibalwziąłnapoważnieprzepowiednięSybilli.Zasługujenato,żebyZeusgozałatwił!
–Nodobra,czymogęjużiść?–pytaNadia.
–Tak,spróbujwejśćdoinnejwieży!–odpowiadaSalonqa.
Nadiaprzeciskasięprzezoknoiopuszczagabinet.Chwytamocnolinęzakończonąhakiem
ispuszczasięponiejwdółwieży.Następniebiegniwkierunkudrugiejwieżynatylnej
ścianieiwspinasięwgóręnajszybciej,jakpotrafi…
-11WlesieotaczającymzamekSchattentalsłychaćzdeterminowanygłos.
–John,niemożemytutaksiedziećinicnierobić.Skoroniemożemywejśćdozamku
głównymidrzwiamianiwspiąćsięnawieżęjakNadia,musimyznaleźćjakiśinnysposób.
Chodź!
Niepozostawiającczasunaprotesty,LeylabiegnieprzezlaswśladyNadii.
JohndoganiaLeylępodosłonądrzew,apotemostrożniepodchodząrazemdoareny.
WtedyJohndostrzegaprzesuwnedrzwiiotwieraje.Zakradająsięnawidowniępołożoną
nadopuszczonymterenemareny.Zostajątamprzezmoment,onieśmieleniciemnościąi
grobowącisząpanującąwogromnymbudynku.PochwiliLeylazaczynaciągnąćJohnaza
rękaw,wskazującpalcemwprzeciwnymkierunku.Najednejzdrewnianychścian
znajdujesiędużyiszerokimetalowypanel.Parazeskakujezwidowninanieskazitelny
piasekizmierzawstronępanelu.Szukająjakiegośuchwytulubmechanizmu,który
pozwoliłbyimgoprzesunąć.Potempróbujągoprzepchnąćnabok,leczciężkipanel
wbudowanywdrewnianąścianęwydajesiębyćniedoruszenia.Wichsłuchawkach
rozlegasięgłosSalonqi.
–John,drewnoprzytwoimprawymramieniuwyglądananiecocieńsze.Sprawdź,czynie
matamprzełącznikalubczegośinnegopodspodem.
GdyJohnkładzierękęnawskazanymobszarze,czuje,jakścianazapadasięiprzesuwana
bok,odsłaniającmetalowąskrzynkęprzypominającązamekdodrzwizkodemcyfrowym:
widaćdziesięćponumerowanychprzyciskówiklawiszEnter.
–Hm…czyktośznakombinacjęotwierającątenzamek?–pytaLeyla.
–Tedrzwiniesąpodłączonedogłównejsieci–wyjaśniaBattushigprzepraszającym
tonem.–Niemogęnimisterować.Spróbujciewpisaćjakieśprosteczterocyfrowe
kombinacje.Najczęściejużywanetonaprzykład:1234,0000,1111,5555,2222itakdalej.
–Nicztego–mówiJohnpokilkunieudanychpróbach.
–Wypróbujmywobectegokilkakombinacjiopartychnabudowieklawiatury.2580,0852,
apotemklawiszezprawejkolumnyizlewej.
–Dalejniedziała.
–SpróbujwpisaćmójPIN:5683–podpowiadaLeyla.–Gdywysyłaszsms,takombinacja
tworzysłowo„LOVE”wtrybiesłownikowym.
Battushigmarszczyczoło,zafrapowanytymipoczątkowyminiepowodzeniami.
–Niewiemynawet,czytenkodjestczterocyfrowy…
–AmożespróbujciewpisaćdatęurodzeniaHannibala?–wtrącaSalonqa.
Takizniegonarcyz,żebyćmożekodmacośwspólnegozjegoosobą.
Niestetytakombinacjarównieżniedziała.Następnasugestiapochodziodprofesora
Temudjina.
–Salonqa,słuszniepomyślałaśoobsesjiHannibala.Spróbujciewpisaćtakikod:2107356.
ZdumieniJohniLeylasłysząseriękliknięćimetalowypanelprzesuwasięnabok,
odsłaniająccośwrodzajunowoczesnejwindy.
–Dobrarobota,profesorze!–wołaSalonqa.–Jakpannatowpadł?
–TodataurodzeniaAleksandraWielkiego:21lipca356r.p.n.e.Leyla,John–uważajcie
tamnasiebie.
PowejściudowindyizamknięciudrzwiJohniLeylaczująrelaksującyzapacholejków
eterycznych.Powolizjeżdżająpodziemię.
–Trzymajmykciuki,żebynietrafićdorowupełnegowęży…–mruknęłaLeyla.
Leczgdydocierająnamiejsceidrzwiwindyotwierająsięponowniezgłuchymłoskotem,
zamiastwężywitaichwesołyśpiewptakówizielony,wiejskikrajobraz.Przyciemnione
światłowtymzaskakującymogrodziesprawia,żezarysybujnejroślinnościsąwyraźnie
widocznenatleotoczenia.LeylaiJohnstawiająkilkaniepewnychkrokównamiękkim,
omszałympodłożu,zczujnościąwypatrującjakichkolwiekśladówobecnościwrogów.
–Rety,ależtyjesteśpiękny!–wołanagleLeyla.
–Ee…czytonapewnoodpowiedniachwilaimiejsce?–mamroczezakłopotanyJohn.
–Niemówięotobie!Spójrznaniego.Onjestwspaniały!
Kilkametrówprzednimistoipięknyczarnyogieriobserwujeichraczejzciekawościąniż
nieufnością.Wyglądanaznużonego,ajegosmutnerżeniebrzmirozpaczliwie.Leyla
przetrząsakieszenieiwyjmujesaszetkęzcukrem,którązabrałazsamolotu.Otwierają,
wysypujezawartośćnadłońiwyciągająwkierunkuogiera,mrucząc:
–Nieruszajsię,John.Aty,mójpiękny,podejdźtuipoczęstujsięsmakołykiem,któryma
dlaciebieciociaLeyla,nochodź…
Zapachizachowanieprzybyszyniewzbudzająukonianiepokoju,aaksamitny,melodyjny
głosdziewczynyprzyciągagodonich.Pochwiliwahaniapodchodziizaczynajeśćsłodkie
kryształkizwyciągniętejrękiLeyli,liżącjejdłoń,gdziesłodkośćmieszasięzesłonawym
smakiemskóry…Leylaunosidrugąrękęidelikatniegłaszczekoniapoczole,policzkachi
karku,całyczasdoniegoprzemawiając.
–Cotyturobiszcałkiemsam,biedaku?Dlaczegoukrywająciętutaj,wtymsztucznym
ogrodzie?Powinieneśprzecieżbiegaćnazewnątrz,wesołoiswobodnie,takjakmoja
egipskaksiężniczkaAmira.Bylibyściepięknąparą…
Tymczasemwinnymrejoniezamkurozlegająsięodgłosyuderzaniawoknowieży.
–Tato!Wpuśćmnie!
ZaszybąpojawiasięSiergiejzwyrazemniedowierzanianatwarzy.Mijaparęsekund,nim
wychodzizszokunatyle,bypodbiecdooknaiwpuścićdośrodkazwisającąnad
przepaściąakrobatkę,apotemmocnojąprzytulić.
–Nadia!Chybaoszalałaś,żetujesteś!Myślałem,żejesteśbezpiecznawRosji!
–Myślałeś,żezostawięcięnałascetegopotwora?Chodź,wydostaniemysięstądi
uciekniemy–dodaje,wysuwającsięzobjęćojcaiodwracającwkierunkuotwartegookna.
–Zaczekaj,Nadiu.Niewieszwszystkiego…
-12Siergiej,któryzawszebyłniezwyklecichyitajemniczy,sprawiaterazwrażenie,jakby
pękławnimjakaśwewnętrznatama.Wyrzucazsiebiecałypotoksłów.Opowiadacórceo
pierwszymspotkaniuzrodzinąHannibalawKrajuBasków,otragicznymwypadku,w
którymHannibalstraciłswegoutalentowanegomłodszegobrata,cozniszczyłocałą
rodzinę,anastępnieoprzysiędze,jakązłożyłprzedśmierciąojcaJohnaFitzgeralda
Hannibala,ionieoczekiwanejprośbiepowielulatach,bynauczyćHannibalajazdy
konnej,araczejpanowanianadkońmi.Otym,jakodkryłuHannibalaobsesję,którapo
jakimśczasiezawładnęłanimdotegostopnia,żezacząłsięidentyfikowaćzAleksandrem
WielkiminadałtrzymanemuwpiwnicyczarnemukoniowiimięBucefał,polegendarnym
rumakuwielkiegozdobywcy.AtakżeodecyzjiHannibala,bywypuszczaćkoniana
zewnątrzdopierowtedy,gdywdoliniezajdziesłońce.
WsłuchawceNadiasłyszyporuszonegłosyczłonkówSieci,zszokowanychopowieścią
Siergieja.Zadająjejmnóstwoponurychpytań,ażwkońcuwszyscydochodządotego
samego,niepokojącegowniosku:
ŻyjącydwatysiąceczterystalattemukońBucefał,októrymmówiono,żejestniedo
okiełznania,bałsiętylkojednejrzeczy:swegowłasnegocienia.Zaledwiedwunastoletni
wówczasAleksanderintuicyjnietorozumiał.DosiadłBucefałaipogwałtownejwalce
udałomusięzwrócićgowstronęsłońca,dziękiczemuukryłjegocieńiuspokoiłbestię.
Bucefałnależałdotychkoni,któresłuchajątylkojednegopana.Pozwalałsięprowadzić
młodemuchłopcuiwiernietowarzyszyłAleksandrowiprzezwszystkielatapodbojów.
JednakHannibalniepotrafiłzaskarbićsobiezaufaniakonii,kierowanyirracjonalną
obawą,żeczarnyogier,równieżnazwanyBucefałem,możesięwyrwaćspodjegokontroli,
postanowiłwogóleniepozwalaćmuwychodzićnasłońce.
AzatemHannibalprzygotowujesiędojazdynawłasnymBucefale,zposkładanąwcałość
gwiazdąAleksandraWielkiego,comamuzapewnićnieograniczonąpotęgęi
nieśmiertelność.Ktowie,cozrobitenczłowiek,gdystaniesięwszechmogący…tym
bardziej,żejużterazposiadaogromnewpływywgospodarce,polityceinauce,adotego
wyraźniecierpinazaburzeniapsychiczne.
ProfesorTemudjinstarasięuspokoićcałągrupę:
–Zastanówmysięnadtymodstronypraktycznej.Znaleźliśmyogiera,leczgwiazdyjak
dotądnie.Azatemwpierwszejkolejnościpowinniśmyznaleźćiwykraśćgwiazdę.
–Leylaijajesteśmynajbliżejśrodkowejczęścizamku–mówiJohn.–Poszukamy
gwiazdy.
–Pomogęwam–dodajePablo.–Zanimdronysięrozbiły,przyfundamentachzamku
zobaczyłemcośwrodzajukanałuwentylacyjnego.Spróbujęsiętamtędyprzedostaćdo
środka.BattushigiSalonqa,obserwujcieokolicęidajciemiznać,jeślizauważyciena
drodzejakieśprzeszkodylubczającegosięwroga.
NatomiastSiergiej,którywłaśniespotkałsięzcórką,ajegokońZaldiawróciłjużdoRosji,
chcejaknajszybciejopuścićzamek.Nadiasięwaha:odnalazłaojcainicjużniezyskana
dalszympobyciewtymmiejscu.LeczjejprzyjacieleiprofesorTemudjinstalisiędlaniej
jakbydrugąrodziną.Czyporzuciichwmomencie,gdytoonimuszązaryzykowaći
postawićwszystkonajednąkartę?
PodczasgdyNadiaiSiergiejwychodzązzamkuprzezoknoispuszczająsięwdółnalinie,
LeylaniechętniezostawiaczarnegoogieraipodążazaJohnemwkierunkucentralnej
klatkischodowej.
ZkoleiPablozacząłjużbiecprzezsosnowylas,zdeterminowany,byzrealizować
wyznaczonesobiezadanie.Czujetakogromnygniewwobecczłowieka,któryzzimną
krwiąizupełnieniepotrzebniezastrzeliłjegoklaczTormentę,żeobiecałsobiego
zniszczyć.CzłonkowieSiecisązbytpokojowonastawieniibrakujeimodwagi.Tęmisję
będziemusiałwykonaćsamodzielnie…
-13Pablodocieradodolnejczęścizamku.Wycinaroślinnośćdużymnożemonazwiefacón,
którygauchosnoszązatkniętyzaszerokimpasemnaplecach.Zdejmujepokrywęotworu
wentylacyjnegoiwdrapujesiędociemnego,wilgotnego,wąskiegokanału,którybiegnie
stromowdół.Domyślasię,żemusibyćnadpiwnicązesztucznymogrodem,wktórym
zamkniętoczarnegoogiera.Pochwiliczołganiawyczuwazapachśrodkaantyseptycznego.
Docieradokońcakanałuwentylacyjnego.Wsztucznympółmrokuzakratąwidzi
pomieszczeniewypełnionepozamykanymiszafkamiipółkamiześrodkamimedycznymi,
takimijakgaza,kompresy,bandaże,butelkiiprobówkiwworeczkach.Uważnie
nasłuchuje,bysprawdzić,czywpobliżuniemażadnegostrażnika.Nic,wtlesłychać
jedyniemechanicznyszumurządzeń,regularnyniczymbicieserca.Pomieszczeniejest
pusteiwyglądanato,żedrogawolna.Ostrożniezdejmujekratęiześlizgujesiędośrodka
niczymwąż.
Drzwiniesązamknięte.Otwierajepocichujednąręką,adrugązaciskamocnonanożu.
Mechanicznyhałasprzybieranasile.Idziedalejkorytarzemidochodzidopomieszczenia
przypominającegopodziemnąstajnię.Wosobnychboksachleżąklaczenaróżnych
etapachciąży.Żadnasięnierusza,aleoddychają.Sąpodłączonedokroplówekiurządzeń
mierzącychichfunkcjeżyciowe.Nadrzwiachboksówzamiastimionumieszczonesą
jedynieliczbyiwykresy.
Pablaogarnianiepokój.Próbujejednakzignorowaćtouczucieikontynuować
przeszukiwanieterenu.Wchodzidoogromnego,pustegolaboratorium.Pomieszczenie
wygląda,jakbypracownicyopuścilijewpośpiechu,naprzykładzpowoduewakuacji.
ZestresowanydogranicPablorozglądasiędookołainiemożepowstrzymaćokrzyku
przerażeniaiodrazynawidokwbudowanychwścianyakwariów,awzasadzietego,cosię
wnichznajduje.Wprzezroczystympłyniebezwładnieunosząsięciałakoninaróżnych
etapachrozwoju,odembrionówponowonarodzoneźrebaki.
–Czyktośmożemiwyjaśnić,cotojest?–pytasłabymgłosem,zszokowanytym
makabrycznymwidokiem.
Mijatrochęczasu,zanimczłonkowieSiecisłyszągłosprofesoraTemudjina,który
przerywaciszęwichsłuchawkach.
–Obawiamsię,żesątorezultatyeksperymentówzzakresuinżynieriigenetycznej…
–Profesorze!–wykrzykujerozgniewanyPablo.–Wiem,żezapomocąinżynierii
genetycznejmożnazmodyfikowaćpomidora,takbyprzedłużyćjegotrwałość,lub
zwiększyćodpornośćsoinapestycydy,aleto?!Hannibalprowadzieksperymenty
genetycznenaźrebakach?
–Przyczymwszystkiewyglądajątaksamo…
–dodajeSalonqasłabymgłosem.–Profesorze,czytosą…jakieśklony?
CzłonkowieSieciześciśniętymigardłamiprzysłuchująsięwyjaśnieniomprofesorana
tematklonowaniazwierząt.–Bierzesięfragmentskórydorosłegodawcyiwyodrębniaz
niejfibroblasty,którezawierająwszystkiegenyzwierzęcia.Następnieprzechowujesięte
fibroblastywciekłymazocie,wczymśwrodzaju„bankukriogenicznego”.
Następnieodżyjącejlub…świeżozabitejklaczypobierasięoocyt,czyliprzyszłejajo.
ZawierająceDNAjądrozastępujesiętymzrozmrożonegofibroblastuiwtensposób
powstajeembrion.Takapróbakończysięsukcesemwjednymnadwaipółtysiąca
przypadków.Posiedmiudniachrozwojumłodyembrionprzenoszonyjestdomacicy
surogatki.Jedenaściemiesięcypóźniejmatkarodzisklonowaneźrebię,którema
wszystkiegenyzwierzęcia-dawcy.Takieciążesąjednakobarczoneznaczniewiększym
ryzykiemniżnormalneipomimopostępówwnauce,klonowaniezwierzątwciążw95%
przypadkówkończysięśmierciąembrionówlubpłodów.
–Azatem–kontynuujeSalonqa,próbującskupićuwagęnaliczbachizracjonalizować
sobietemat,bynieulecemocjom.–Jeżeliklonowaniesiępowiedzie,źrebakbędzie
identycznąkopiądawcy,nawetjeżeliurodzisięznaczniepóźniej.
Pabloniemożeopanowaćzawrotówgłowy.Wzbierawnimwściekłośćiodrazanawidok
tych„nieudanychprób”pływającychwakwariachiklaczyuwięzionychwboksachniczym
szczurylaboratoryjne,noszącychwswoichbrzuchachmonstrastworzoneprzez
Hannibala.Pośpieszniewybiegazlaboratorium,bygoznaleźć.Terazmajeszczewięcej
powodów,bygozałatwićnadobre!
Podchodzidokolejnychdrzwi.Otwierajedygoczącymizgniewudłońmi.Zalewagofala
mroźnegopowietrza.Pomieszczeniewyglądanachłodnię,leczwszystkieścianysąpuste.
Salonqainformujego,żewtympomieszczeniuniemamonitoringu,więcniebędąmogli
goostrzecwrazieniebezpieczeństwa.Pablozaciskazębyiwchodzidośrodka.Zjegonosa
wydobywająsięterazkłębypary.Zagrubymprzeszkleniemwidaćjakąśdziwną…rzeźbę.
OczyBattushigarozszerzająsięnawidokobrazówprzesyłanychprzezkameręPabla.
ZaciskapalcenaramieniuSalonqitakmocno,żesprawiajejból.
Przypominasobiehistorięzlodowymkonieminiesamowitepodobieństwotejrzeźbydo
konia,którywpadłdogórskiejszczelinywMongoliiwrazzjeźdźcem,żołnierzem
AleksandraWielkiego.Ciałozwierzęciaprzetrwałozakonserwowanewlodzieprzezprawie
dwatysiąceczterystalat.Hannibalprzetransportowałjewswoimsamolocie-chłodnido
siedzibyamerykańskiejfirmyHannibalCorp,specjalizującejsięwkriogenice,zanim
państwowezespołybadawczezdążyłyjeprzeanalizować.Odtamtejporywszelkiesłuchyo
tymodkryciuzaginęły.JeślitenkońnaprawdębyłBucefałem,aHannibalowiudałosię
wyodrębnićfragmentyjegoDNA,toczybyłwstaniesklonowaćtozwierzę?
ZpewnymtrudemSalonqaodczepiapalceBattushigawczepionewjejramię.Potrząsa
swoimkolegą,którysprawiaterazwrażenie,jakbyrównieżzamieniłsięwposąg.
–Cosięstało?Wyglądasz,jakbyśzobaczyłducha!
–Nieuwierzycie–odpowiadapochwili.–Tojesttenkońuwięzionywlodzie,którywpadł
doszczelinywMongoliirazemzżołnierzemAleksandra,jestemtegopewien!
-14CzłonkowieSiecisiedząnieruchomo,obserwująclodowyposąg,iuświadamiająsobie,że
torzeczywiściejestprawdziwyBucefał.Wakwariachiwbrzuchachklaczyleżącychw
boksach…znajdująsięzkoleijegoklony,aczarnyogierwsztucznymogrodziewpiwnicy
musibyćzatemtąjedną,udanąkopiąBucefała.
Wcałymzamkurozlegasięostrydźwiękalarmu,uruchomionegonajprawdopodobniejz
powoduwzrostutemperaturywchłodni,którynastąpiłzewzględunazbytdługootwarte
drzwi.
–Uciekajstamtąd,Pablo!–krzyczySalonqa.–Tracimykontrolęnadkamerami.Nie
możeszdaćsięzłapaćstrażnikomHannibala.
Pabloodruchowowypełniapolecenie.Zamykazasobądrzwiiwraca,zupełnie
oszołomionytym,czegodowiedziałsięoeksperymentachHannibalazklonowaniem.Lecz
jednopytanieniedajemuspokoju.Gdybysammiałdostępdotakiejtechnologiiimógł
przeprowadzaćeksperymentygenetyczne,czyudałobymusięodtworzyćTormentęz
fragmentówjejDNA,wraziegdybyumarłaodponiesionychran?
JohniLeylabiegnąposchodachprowadzącychodsztucznegoogrodunagórnepiętro,
przeskakująccoczteryschodki.Gdydocierająnamiejsce,dwojeztrzechdrzwijest
zamkniętych.Ostatniedrzwi,zzamkiemwkształciesteruokrętowego,stojąotworem.Ze
względunagłośnowyjącyalarmmogąsięporozumiewaćwyłączniezapomocągestów.
Przywierajądościanpoobustronachdrzwiiumawiająsięnamigi,żewejdądo
pomieszczeniajednocześnie.Wśrodkunikogoniema.Zciekawościpodchodządo
skomplikowanego,walcowategourządzeniaustawionegowcentrumpomieszczenia.
Urządzenieotoczonejestkilkomaelektronicznymistojakami,naszczyciektórychznajdują
sięszklanekopułyzekspozytoramiwielkościludzkiejdłoni…wszystkiesąjednakpuste.W
centralnejczęściurządzeniawidaćposkładanąwcałośćpięcioramiennągwiazdęzbrązu,
naktórejwyrytogreckienapisyisymbole,podobnedotychzkomputerowychreprodukcji
przygotowanychprzezBattushiga.John,jakzwykleostrożny,przyglądasięuważnie
urządzeniu.Obawiasię,żegwiazdamożebyćotoczonajakimśsystememzabezpieczeń,
któremogłybyichzabić.Leylapostanawiajednakdziałaćichwytagwiazdęgołymirękami.
WoładoJohna:
–Szybko,musimydołączyćdopozostałychnazewnątrzbudynku!
Naglehałassyrenyalarmowejustaje.JohnpowstrzymujeLeylęprzedwejściemdopokoju
zgwiazdąiprzyciskajądościanywsamąporę,gdyżwichkierunkubiegnietrzech
uzbrojonychstrażników.PrzezchwilęJohniLeylamyślą,żejużponich,leczjedenz
najemnikówwchodzinaniewielkikamieńprzydrzwiachizapadasiępodnimpodłoga,a
przerażenistrażnicyznikająwgłębizamku.Zdołudobiegająrozpaczliwekrzyki,leczJohn
iLeylapostanawiająjezignorowaćipobiecwkierunkuwyjścia,omijającziejącyotwór
szerokimłukiem.
Wsłuchawkach,wktórychodmomentupierwszegouruchomieniaalarmuniebyło
dźwięku,słysząteraznieprzyjemnietrzeszczący,rozkazującygłosBattushiga,którypo
chwiliznówstajesięsłyszalny.
–Misjazakończona!Natychmiaststamtąduciekajcie!
NagleSalonqazadajenietypowepytanieBattushigowi,którywalczyoutrzymanie
komunikacjizczłonkamiSieci:
–Gdybyśmógłzatrzymaćpieczęćwszechmocy,cobyśzniązrobił?
LeczBattushigjestzbytzaaferowanyprowadzeniemcyfrowejwojnyiniesłyszypytania.
TwarzSalonqipochmurnieje.Onawie,cobyzrobiła,gdybystanęłaprzedtakimwyborem.
Nigdyniezgodziłabysięzatrzymaćgwiazdyaniskorzystaćzjejmocy.Niemogłabyznieść
myśliowiecznymżyciuwsamotności.Wolałabycieszyćsięteraźniejszością,amożenawet
przyszłością,ubokuBattushiga…
Myślitejednakszybkoulatują.GdyLeylabiegniewrazzJohnem,bydonichdołączyć,
potykasięowystającykorzeńiwydajezsiebieokrzykbólu,askręconakostkauginasię
podciężaremjejciała.BoleśnieupadanaziemięiJohnzatrzymujesię,byjejpomóc.Leyla
zaciskazęby,bynierozpłakaćsię,gdypróbujestanąćnazwichniętejnodze.Johnwsuwa
rękępodjejramię,bypomócjejiść,leczLeylaodpychagoiwskazujenaprzedmiot
pobłyskującywśródkamieniisosnowychigieł.Gdyodruchowowyciągnęłaprzedsiebie
ręce,byzamortyzowaćupadek,upuściłagwiazdę.Leżyonateraznaziemiroztrzaskanana
kawałkiipokrytabiaławymproszkiem.Johnchcepozbieraćfragmentygwiazdyiwsunąć
jedokieszenikoszuli,leczLeylakuśtykawjegostronęimówi:
–Zostawto,John.Toniebyłaprawdziwagwiazda,tylkokopiazrobionazkompozytulub
farbowanegogipsumodelarskiego.Hannibalnasoszukał.
ZdumionyJohnprostujesię.
–Czywszyscysłyszeli?Hannibalmusimiećtępieczęćprzysobie.Próbowałnaswywabićz
zamku.Musimytamwrócićipowstrzymaćgoprzedużyciemgwiazdy!
Battushigzrywasięzzakomputera,bypobiecdozamku,leczSalonqagopowstrzymuje.
–Bezurazy,alewtwoimstanieniedaszradystawićczołaHannibalowiwwalce.Mam
pewienpomysł,alepotrzebujępomocy,twojejiKusziegowMongolii.Tonaszaostatnia
szansa…
-15Nazewnątrzzaczynasięściemniać.Leyla,którawie,żezpowoduskręconejkostkibędzie
spowalniaćtempomarszu,kłócisięJohnem.
–Zostawmnieiuciekaj.Jużprawienoc.HannibaliBucefałucieknąizaszyjąsięwlesie
jakkaraluchywsłoikuzczarnymioliwkami.
Pablodyszydomikrofonu:
–Wmiejsce,gdzieniemażadnegocienia…podziemnyogródjestpusty…Biegnijciena
arenę!
LeczgdyPablodocieradoareny,gdziewkrótcedołączadoniegoJohn,jestjużzapóźno.
HannibalsiedziokrakiemnaklonieBucefała.Stojąnieruchomonaśrodkuareny,której
oświetlenierozpraszawszelkicień.Hannibalsprawiawrażenie,jakbynanichczekał.
–Wreszciejesteście…–wjegogłosiesłychaćdumęiarogancję,gdyBattushigiSalonqa
wchodząnaarenętużzaresztą.
PotemHannibalinformujechłodno,żemógłichpozabijać,leczzamiasttegopostanowił
tuwszystkichzebrać.Pragnie,bybyliświadkamijegotriumfu,gdyżwkońcuudałomusię
zapanowaćnadogiereminaprawićgwiazdę.Pablozgniewnymokrzykiemwyjmujeswój
facónibiegnienaśrodekareny,leczSalonqablokujemudrogęiprzytrzymujego.
–Nie!Nieróbtego!John,pomóżmi!
Hannibalśmiejesięzłośliwie,ajegoróżnokoloroweoczybłyszczązradości.Rozpina
koszulęugóryizaczynawymachiwaćnadgłowąpieczęciąAleksandraWielkiego,którą
nosinasznurkuzawieszonymnaszyi.Niedostrzegaprzesuwającegosięzanimcienia.Nie
rozumie,dlaczegoBucefałnaglestanąłdęba,dlaczegopiaseknaareniecałyzalanyjest
jasnymświatłem,dlaczegojakiścieńkoniawydajesięatakowaćBucefałaidlaczegojego
rumakzacząłpanikowaćiwalczyćzrękąprzytrzymującąwodze,wbrewkłującymgowbok
ostrogom.Hannibalwyjezfrustracjiiuderzaspanikowanegokoniawyjętązbuta
teleskopowąszpicrutą,zostawiającnacielekoniakrwawepręgi.Ignorujebłagania
Siergieja,którywłaśnieprzybyłnaarenęrazemzNadiąiprosiHannibala,byprzestałbić
ogiera.Wręczprzeciwnie,uderzagojeszczemocniej.Niechcesiępoddaćwchwili,gdy
jestjużtakbliskoosiągnięciawszystkiego,oczymmarzył!
OszalałyzestrachuibóluBucefałwalczyzjeźdźcemiwkońcuzrzucagozsiodła,asam
uciekajaknajdalejodzłegocienia,któryprzypuściłnaniegoatak.GdyHannibalupadana
ziemię,jegociałowyginasię,jakbyzostałoporażoneprądem,inaglezaczynapłonąć
niczymwyschniętedrzewo,wktóreuderzyłpiorun.
Nastolatkowiewosłupieniupatrząnatlącesięnaareniepopioły–jedyne,copozostałopo
Hannibalu.TymczasemSiergiej,stojącykilkametrówodBattushiga,próbujeuspokoić
konia.Battushigwpatrujesięwdal,aspomiędzyjegopalcówzwisaminiaturowyprojektor
holograficzny.Naglewypowiadanastępującesłowa,sprawiającwrażenie,jakbymówiłdo
siebie:
–„Gdybyposiadaczanieszczęśliwieopanowałoszaleństwolubfuriaalbogdybyjego
ambicjeprzekroczyłygranicezdrowegorozsądku,gwiazdadoprowadzigodoupadku”.
Przepowiedniasięspełniła…Wybacznam,Bucefale…
IntuicjaSalonqidobrzejejpodpowiedziała.Hannibalzastosowałtyleśrodków
ostrożności,byklonBucefałanigdyniezobaczyłsłońca,żestałosiętojegonajwiększą
słabością,któraprzesądziłaonieszczęśliwymdlaniegokońcu.PonieważczłonkowieSieci
niebyliwstaniewytworzyćświatłapodobnegodosłonecznego,użylizdjęćBucefaławcelu
wyświetleniaanimowanegoholograficznegocienia,będącegolustrzanymodbiciem
potężnegoogiera,anastępnienadalimutakiefekt,jakbyatakowałBucefała.Przerywając
więź,jakąHannibalnawiązałzeswoimrumakiem,sprowokowaligodoujawnienia
swojegoszaleństwainadmiernychambicji.
-16Epilog
Siergiejkończypakowanierzeczyzdomu,któregoużywaliwcharakterzebazywypadowej.
Gdyzamykazasobądrzwi,wydajemusię,żewoddalisłyszysmutne,pożegnalnerżenie.
NigdyniezapomnidźwiękukopytBucefałabiegnącegowstronęciemnegolasu.Cosię
stanieztymniezwykłymogierem,dumnyminieposkromionym,potym,jakSiergiej
wypuściłgonawolność?Tegoniewienikt…Imożetakjestnajlepiej.
Nastolatkowiezebralisięuszczytudoliny,wbezpiecznejodległościodzamku.Odruchowo
uczciliostatniewydarzeniaminutąciszyirefleksji,anastępnieprzeszlidorealizacji
końcowegozadania.Postanowili,żezamekijegomakabrycznewyposażeniezostaną
zniszczone.Gdytylkoichpracodawcazniknąłzpolawidzenia,najemnicyHannibala
ucieklibeznajmniejszychwyrzutówsumienia.Wszystkieklaczewypuszczonowrozległe,
leśneostępy.Pozostałojużtylkonacisnąćprzyciskiuruchomićaktywowanąprzez
Internetserięzdalniesterowanycheksplozji.Zanimjednaknadobrezamknąrozdział
poświęconytajemnicyHannibalaiAleksandra,musząpodjąćostatnią,trudnądecyzję.Co
zrobićzpięciomafragmentami,któreNadiapozbierałapotym,jakBucefałrozdeptał
gwiazdęnaarenie?
JakopierwszyodzywasięJohn.
–Każdyznasweźmiepojednymkawałkuiukryjegowjakimśtajnymmiejscu,takjak
zrobilitojeźdźcyPtolemeusza.Nigdynikomuniepowiemy,gdzieukryliśmytefragmenty,
nawetsobienawzajem.Tonajlepszysposób,żebyzachowaćsprawęwtajemnicy.
SugestiaJohnaspotykasięzciężkimmilczeniem.Wszyscywiedzą,żemarację.Wiedzą
też,żeprzyjęcieobowiązkuukryciafragmentugwiazdywiążesięzodpowiedzialnościądo
końcażycia.Battushigprzerywamilczenie,przemawiającpoważnymtonem.
–Chybawszyscytoprzeczuwaliśmy…wgłębiduszy.Pokusazdobyciawszechmocyi
nieśmiertelnościjestzbytwielka,nawetmimonajlepszychintencji.Jeślipozostaniemyw
kontakcieibędziemysiępróbowalispotkać,niewiem,czybędziemywstanieoprzećsię
pokusie,bynanowozłożyćpieczęćiskorzystaćzjejmocy.
–Toznaczy,żeniebędziemymoglisięjużnigdyzobaczyć–podsumowujeSalonqa.
–Yy…–wtrącaLeylaześciśniętymgardłem.–Jestpięćfragmentówgwiazdy,anasjest
sześcioro.Więckto…?
Całaszóstkajednocześniepodnosiręcedogóry.PochwilijednakoczyLeylinapotykają
spojrzenieJohna,aoczyBattushiga–spojrzenieSalonqi…Pablochoćrazcieszysię
skrycie,żeniemadziewczyny,aNadianagleuświadamiasobie,żejużnigdyniebędzie
mogłazobaczyćojca.Tenwybórjestniemożliwy!
***
Halaodlotów,lotniskowMonachium
ProfesorTemudjinpodchodzidozmęczonychnastolatkówzebranychwhali,ściskadłoń
Siergiejaizamieniaznimszeptemkilkasłów.Pochwiliobajodwracająsiędogrupy,aich
spojrzeniaprzepełnionesąwzruszeniemizrozumieniem.
–Dwajstarzykawalerowiewezmąpojednymfragmencie.LeylaiJohn,Salonqai
Battushig,niechcemywasrozdzielać.Miłośćjestsilniejszaniżwszystko…
–Tato?–mamroczestrapionaNadia.–JeśliPabloweźmiefragmentikażdazparweźmie
pojednym,atyiprofesorweźmiecieostatniedwa,czytoznaczy,żejużnigdycięnie
zobaczę?
–Czypotrafiszsobiewyobrazićkogoś,ktolepiejumiałbyzachowaćtajemnicęniżtwój
ojciec?–odpowiadaSiergiejzprzekorąwgłosie.
Nadiawybuchapłaczemirzucasięwrozpostarteramionaojca.
Gdynalotniskurozlegająsięwezwaniadowejścianapokładysamolotów,profesor
Temudjinserdecznieobejmujewszystkichposzukiwaczyprzygód.
–Żegnajcie,przyjaciele.Podjęliściewłaściwądecyzję,choćcenązatojestżyciezciężarem
tajemnicyibrakmożliwościponownegospotkaniasięzosobamiztegogrona.Mam
nadzieję,żewaszeżyciebędzietaksamodługie,szczęśliweirozważnejakżycie
Ptolemeusza…
PamiętnikiPtolemeuszaISotera,królaEgiptu,ok.285r.p.n.e.
…ZdjąłemzszyiAleksandrapieczęćwszechmocyipołamałemmieczemramiona
gwiazdy.Pięciuzaufanymjeźdźcompowierzyłemmisjęwywiezieniaposzczególnych
ramiongwiazdytakdaleko,jaktotylkomożliwe,abyniktjużniezdołałponownie
złożyćpieczęci.Piątyjeździec,mójnajlepszyporucznik,dosiadłBucefałaiwyruszyłna
jedenzkrańcówświata.
…Aleksanderzupełniesięzmienił.PorzuciliśmyplanypodbojuIndiiisięwycofaliśmy.
TużprzedswoimitrzydziestymitrzecimiurodzinamiAleksanderzmarłnamalarięw
Babilonie.
…Niedawnoobchodziłemswoje80.urodziny,awcałymswymdługimżyciunigdyjuż
nieujrzałemżadnegozpięciujeźdźców.Światjestzbytwielki,byjednaosobamogła
sprawowaćnadnimwładzę,niepowodujączniszczenia.ModlęsiędoZeusaiAmona,by
nikomudokońcaświatanieudałosięponowniepołączyćpięciufragmentówpieczęci
AleksandraWielkiego…
Koniec
JeślipodobałaCisiętahistoria,poznajBucefałiodkryjinnelegendarnekoniena
www.howrse.pl
AutorkapowieścioLegendarnychKoniach:ChristineFrasseto
©2015Owlient.AllRightsReserved.

Podobne dokumenty