Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl

Transkrypt

Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl
Fred
Publikacja na extrastory.czytajzafree.pl
Autor:
SebastianS
Wiele rzeczy można było powiedzieć o Fredzie, jednak nie to, że był miłym
gościem. Życie zaprawiło go. Miał twardą skórę, przez którą nie przenikały ludzkie uczucia i
twardą dupę, po której oberwał milion razy. Miał pięćdziesiąt pięć lat i do niedawna jedną
tylko namiętność – ruletkę, na której chętnie przegrałby duszę, gdyby można ją było
wymienić na żetony. W życiu nie przepracował uczciwie jednego dnia. Zaraz po wojsku, za
komuny jeszcze, zaczął handlować walutą. Niedługo po tym odkrył kasyno, swoją miłość i
przeznaczenie. W sumie przez przypadek. W tamtych czasach kasyno było jedynym
miejscem, gdzie w nocy, bez zbędnych ceregieli można było wymienić walutę. Zaglądał tam
regularnie, ale nigdy nie grał. Zbierał na paszport i bilet do Stanów. Chciał jeździć tirem, a
na starość kupić niewielkie ranczo. Miał już kapelusz, kurtkę i za duże kowbojki z brązowej
skóry – skarby z ciuchów. W pewien grudniowy wieczór zamiast kulić się jak pies w bramie,
usiadł przy stole. Wyjął dwadzieścia dolarów i powiedział: „zero szpil”. Nie wiedział co to
znaczy, ale podobała mu się nazwa, którą przeczytał na zielonym suknie. Wpadło
dwadzieścia sześć i tak to się zaczęło. Trzydzieści lat później Fred miał siwe włosy i długą
siwą brodę, której nigdy nie zgolił. Bywało, że zastanawiał się jak wygląda bez niej, jednak
nigdy nie zaryzykował, pamięć była ważniejsza, pamięć upadku. – Każdy jebany siwy włos
na moim durnym pysku jest pamiątką przegranego dnia, to moje życie – zwierzał się w
rzadkich chwilach słabości, zwykle kiedy pił. Wtedy też zapożyczał się na potęgę. Kiedy
sięgał bruku zaszywał się. W odruchu samozachowawczym wynajdywał jeleni, dla których
grał i pieniędzmi których spłacał zaciągnięte długi. Wierzyciele nie naciskali. Mieli dom
Freda, mieszkanie po matce i starego merca, którego chętnie mu pożyczali, jak trafił jelenia
na grę na wyjeździe. Nie bali się, że ucieknie, bo i dokąd? Nie znał życia poza kasynem, nie
trudno było go znaleźć, bo Fred nade wszystko kochał grać. Przy tym był charakterny. Mógł
nie jeść, potrafił nie kupić lekarstwa starej matce kiedy jeszcze żyła, ale dług spłacić musiał.
Pożyczał w końcu od przyjaciół i pożyczał stale. Do Granda przyjeżdżał dwa, trzy razy do
roku. Od kiedy urodził się Gienio, obowiązkowo w lipcu, żeby mały złapał jodu. Magda,
matka Gienia, zaryzykowała raz pytanie, dlaczego nie Ustka, czy Dąbki – cisza, spokój,
lepsze plaże. Stul pysk, suko – usłyszała. Ciesz się, że w ogóle. Co miałbym robić z tobą,
zwłaszcza w nocy? Tu przynajmniej mam kasyno. Mogę zarobić na to wszystko. Zrozumiała
i nie pytała więcej. Chodziła z synkiem na wielogodzinne spacery, a Fred grał.
Tego dnia „zero szpil” nie chodziło wcale, a było już dobrze po północy. Jebany krupier na
złość stale rzucał „ósemkowy”. Fred postanowił przeczekać na pokerze. Tego pedała w
końcu wyślą na przerwę, wtedy się odegram – myślał.
Strona: 1/10
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
-Mam wielką pytę! – powiedział postawny mężczyzna w średnim wieku i rzucił karty.
-Ale co jest, chwalimy się, czy gramy w pokera, komisarzu? – przygadał Fred.
Siedząca z nimi przy stole kobieta zapiszczała z uciechy i obstawiła zakład. Mężczyźni nie
zwrócili na nią uwagi. Kobity w kasynie to gatunek pośledni, przynoszą pecha. Chyba że
artystki, te to co innego. Fred beznamiętnie śledził rozdanie za rozdaniem w oczekiwaniu na
„kolor”, może „fulla”. O „karecie” nie marzył. Ostatnią widział kilka miesięcy temu, w
dodatku w telewizji. Stara Ela, jak nazywał brytyjską królową, jechała przez Londyn z okazji
jakiejś pierdołowatej rocznicy i pozdrawiała tych debili, swoich poddanych. Skądinąd na
debilach dobrze można było zarobić. Grać nie umieli, liczyć tym bardziej. Fred, jedyna hiena
obeznana z angielszczyzną, potrafił ich urobić, by na koniec złupić. Trzeba go było widzieć
wtedy! Kasyno, ni stąd ni zowąd przemieniało się w teatr, a Fred odgrywał swój monodram.
Kochał rolę generała posyłającego zastępy żetonów w bój. Kpił z wrogów w białych
koszulach pod muchą i wyzywał los, gdy kolejne bitwy padały jego łupem! Publiczność wyła
zachwycona, a Fred napawał się tryumfem i gładził kieszeń wypełnioną łupami. Debile
zabierali swoje sto procent, a Fred obłaskawiał sutymi napiwkami pokonanych krupierów i
poił do rana zachwyconą publiczność. Tak, dla tych chwil, Fred kochał życie! Kiedy
zadzwonił telefon poczuł złość. Nie lubił żeby mu przeszkadzać kiedy grał, zwłaszcza ona o
tym wiedziała.
-Gienio zniknął! – usłyszał i zamarł.
-Jak to zniknął? – wykrztusił po chwili.
-Po prostu, nie wiem, nie ma go – głos Magdy drżał. – Jak zawsze przed spaniem wyszliśmy
popatrzeć na morze. Gienio jeździł rowerkiem po molo, a ja, sama nie wiem, zemdlałam
chyba, a jak się ocknęłam, już go nie było. Możesz tu przyjść – powiedziała jeszcze i zaniosła
się płaczem.
-Po jaką cholerę włóczysz się z nim po nocy, wrażeń szukasz? – wydarł się Fred.
-Nie rozmawiamy przy stole przez telefon! Proszę odejść i ciszej, zna pan zasady – zwrócił
uwagę kierownik.
Fred odszedł, bardziej żeby zebrać myśli, niż spełnić prośbę kierownika. Odruchowo
podszedł do baru i zamówił setkę. Od narodzin Gienia nie pił, ale teraz nie miało to
najmniejszego znaczenia. Serce miał ściśnięte bólem, a do głowy zakradł się strach. Co się
mogło stać? I gdzie jest Gienio? – pytał sam siebie. Wyobraźnia rozpoczęła swój nieznośny
taniec. W kolejnych wizjach widział chłopca wpadającego do wody, później płaczącego i
zagubionego, jak wałęsa się po ciemnym mieście, wreszcie wiezionego skradzionym autem
przez ludzi, którzy chcą go skrzywdzić. Tylko kto chciałby skrzywdzić Gienia? Był uroczy i
nie miał jeszcze pięciu lat! Bez sensu. Kolejną setką przepędził precz durne myśli. To
pewnie ta suka zamarudziła z jakimś frajerem, a mały się zgubił i zasnął gdzieś na plaży.
Trzeba go szybko znaleźć! Ruszył do wyjścia. W drzwiach zderzył się z wracającym z kibelka
komisarzem Głowackim.
-Fred, człowieku, stało się coś? Blady jesteś jak moja dupa, a wierz mi, wiem co mówię, bo
słońca nie widziała nigdy!
-Nie, chyba nie, w sumie nie wiem. Mały się zawieruszył. Muszę go poszukać – chaotycznie
odpowiadał Fred.
Strona: 2/10
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
-Sprawdź pod kołdrą. O tej porze gnojek powinien chrapać, nie?
-Mi to mówisz! Dobra, spieszę się – machnął ręką i wyminął policjanta.
-Jakby co, dzwoń. W końcu wiszę ci przysługę – krzyknął za Fredem i wrócił na salę. Idąc
rozglądał się z dezaprobatą. Nie cierpię lata - burknął pod nosem. Ściągają tu szumowiny z
całego kraju. Nawet na urlopie kręcą lody, hieny zajebane. Dostrzegł Rubina z dwoma
gorylami i młodą kurewką. Temu nie ma się co dziwić. Posiedział dwa lata, to teraz głodny
kasy. W sumie szkoda, że wyszedł. Sumienia nie ma za grosz, bandzior jeden. Żeby tylko
nie było kłopotów. Przyjaźnie pomachał Rubinowi i wrócił do pokera. Rubin był człowiekiem
instytucją - jednoosobowym bankiem. Stronił od gry za swoje, bo to nie na jego nerwy.
Bywało, że dostał parę żetonów na farta, to stawiał czerwone lub czarne i nie raz poszarpał
koszulę na krupierze lub cisnął szklanką o ścianę, kiedy weszło odwrotnie do obstawienia.
Był nieobliczalny, więc ze strachu tolerowano go. Rubin zjawiał się w kasynie, kiedy
dostawał cynk, że ktoś się grubo zgrywa. Siadał nieopodal i polerował kamień w sygnecie.
Kiedy delikwent wyzbywał się ostatniej stówki, proponował przyjacielską pożyczkę – na
tydzień i tylko na dziesięć procent! Pałający chęcią odegrania się idioci szli na to i przez
kilka kolejnych miesięcy wyzbywali się na rzecz Rubina kosztowności, dzieł sztuki,
samochodów i nieruchomości. Odegrać się nie jest łatwo, wbrew powiedzeniu: „Kto gra
grubo, wygrać musi”, a procent u Rubina przyspieszał od drugiego tygodnia nie gorzej, niż
bolid formuły pierwszej. Fred śmiał się zawsze, kiedy podsyłał Rubinowi świeżą ofiarę.
Świadomość, że nie jest jedynym przegranym popaprańcem poprawiała humor. Poza tym
lubił ten idiotyczny wyraz twarzy interesantów, którzy pożyczając na tydzień i na dziesięć
procent, z dziesięciu tysięcy otrzymywali dziewięć, z których po tygodniu oddać musieli
jedenaście. Fred wierzył, że prędzej czy później Rubin zostanie odkryty i uhonorowany
nagrodą Nobla w dziedzinie ekonomii. To tylko kwestia czasu! Lubili się, bo w pewnym
sensie byli od siebie zależni. Fred zapożyczał się u Rubina, ale zawsze odwdzięczał się
cynkiem i tłustym jeleniem. Rubin rozumiał namiętność Freda do gry i wykazywał się daleko
posuniętą wyrozumiałością w okresach przedłużającej się niewypłacalności przyjaciela, co
oczywiście nie przeszkodziło mu w przejęciu majątku Freda. Ostatnio wzajemne relacje nie
wyglądały kolorowo. Dwa lata temu posadzili Rubina, a Fred został z niespłaconym długiem.
Początkowo myślał, że odda, jak tylko trafi kapitał do pomnożenia, ale passę miał plugawą,
a o dawców w kryzysie wcale nie było łatwo. Później zjawił się Brzytwa i to jemu Fred zaczął
puszczać cynki. Życie nie lubi próżni. Na pytanie o Rubina usłyszał, że to historia i że lepiej
cieszyć się życiem, więc cieszył się. Do wczoraj. Nie wiedział, że Rubin wyszedł przed
terminem i zamarł, kiedy go zobaczył wchodzącego ze świtą do kasyna. Rubin posłał mu nie
wróżący nic dobrego uśmiech i usiadł przy stole w drugim końcu sali. Fred wiedział, że
będzie musiał się z nim rozmówić, ale wolał zaczekać na wezwanie, niż samemu zebrać się
na odwagę i podejść. Za każdym razem kiedy spoglądał na dawnego kompana nadziewał
się na utkwione w siebie lodowate spojrzenie. Biegł teraz na molo i przypomniał sobie te
oczy. Mój Boże, żeby to nie była prawda – modlił się w duchu. Niech to będzie zwykłe
nieporozumienie. Dopadł do Magdy i mocno chwycił za ramiona.
-Gdzie on jest, słyszysz? Gdzie jest Gienio? – krzyczał i potrząsał kobietą.
-Przytul mnie Fred! Przytul, bo zwariuję!
Wbrew sobie objął ją. Pokonując wstręt i obrzydzenie, zrobił to pierwszy raz od pięciu lat, a
ona przylgnęła do niego całym ciałem. Drżała. Kiedy ją poznał gardził nią bo była dziwką.
Gdybym był alfonsem i zgarniał dolca od każdego z kim była jeździłbym nowiutkim mercem,
a ta buda byłaby moją własnością – drwił na całe kasyno ku uciesze współgraczy. Później
poznał jej historię i było mu jej żal. Ciężko być sierotą, jeszcze ciężej sierotą, która w
Strona: 3/10
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
poszukiwaniu ciepła i miłości trafia na męża sadystę. Już lepiej puszczać się i liczyć na
siebie. Dawał pieniądze i śmiał się gdy z rzadka coś wygrała. Jeszcze później zrobił jej
dziecko. W pięćdziesiąte urodziny, kiedy napił się pierwszy raz od czterech lat i poszedł z
nią. Nie wnikał jego, czy nie jego, choć koledzy szydzili. Po raz pierwszy pokochał żywą
istotę i po raz pierwszy stał się za kogoś odpowiedzialny. Oczywiście nigdy przed nikim
słowem nie zająknął się na ten temat, ale czuł, że robi co należy. Ona zajęła się dzieckiem,
on grał. Rodzinę trzeba było utrzymać, a nic innego nie umiał.
-Już dobrze. Trzeba działać. Opowiedz co się stało. – Chciał pogładzić Magdę po głowie, ale
szybko odsunął ją od siebie, kiedy poczuł pod palcami lepką maź. Spojrzał na rękę i
zobaczył krew. – Mów, co się stało. Dlaczego masz krew we włosach?
Magda chaotycznie zaczęła opowiadać, jak to Gienio przespał całe popołudnie, bo zmęczył
go upał i poranne plażowanie. Później się zbudził, na samą kolację, następnie długo oglądał
bajki i w ogóle nie chciał spać. To wzięła go na spacer z rowerkiem, bo po rowerku zawsze
był wykończony i spał jak zabity. Fredowi włosy się zjeżyły na dźwięk wyrazu „zabity”.
Przyszli tutaj, mały jeździł, ona patrzyła na usypiające morze i wtedy nagle poczuła silny ból
w głowie, taki nie do zniesienia i chyba zemdlała. Ocknęła się, a chłopca nie było, tylko
rowerek. Fred spojrzał na samotny, mały rowerek stojący tuż przy barierce i poczuł łzy
napływające do oczu. Nie mógł się rozkleić. Gienio gdzieś musi być i może boi się teraz.
Szybko wyjrzał przez barierkę. Woda łagodnie omywała pale podtrzymujące molo.
-Idź w prawo. Przeszukaj pięćset metrów plaży i wołaj go przez cały czas. Zadzwoń, jak coś
znajdziesz, choćby ciuszek, cokolwiek. Ja pójdę w lewo – zarządził.
Biegiem udał się na swoją część plaży. Z początku jego krzyki przeplatały się z
nawoływaniami Magdy, po chwili słyszał już tylko własny, nienaturalnie brzmiący głos i fale
wdzierające się na brzeg. Chciał być racjonalny i skuteczny w działaniu, chciał jak
najszybciej znaleźć chłopca i utulić go do snu. Tymczasem wyobraźnia znowu upomniała się
o uwagę i Fred chcąc nie chcąc śledził jej projekcje. Skąd ta krew na włosach? Rozbiła głowę,
jak upadła? Zaraz, mówiła coś o bólu nie do zniesienia. To możliwe, że ktoś ją ogłuszył i
zabrał Gienia? A jeśli nawet, to kto i po co miałby to robić? To niedorzeczne! Chyba, że
Rubin! On jeden mógłby mieć powód, a jednocześnie jest wystarczająco porąbany! – Fred
omal nie upadł, kiedy kolejne elementy złożyły się w spójną całość. Zjawił się tak nagle i
skąd wiedział, że tu będę? I te jego oczy. Chciał, żebym z nich wyczytał, że oto nadszedł
czas zapłaty i wcale nie chodzi o dług, tylko o zdradę. Fred zaniechał poszukiwań na plaży.
Zrozumiał, że traci czas. Pędem ruszył z powrotem do Granda. Zadzwonił do Magdy, żeby
wracała do pokoju i czekała na niego. Wpadł do kasyna jak oszalały i natychmiast
przyskoczył do Rubina. Zrobił to tak szybko, że goryle nie zdążyli zareagować. Strzelił
Rubina z całej siły w twarz, zwalił z krzesła na podłogę, kolanami przygniótł klatkę piersiową
i krzyczał:
-Gdzie jest Gienio, skurwysynu! Oddaj mojego chłopca. Gdzie on jest? Gadaj bo...
Nie dokończył. Ogromna ręka zacisnęła się na jego karku. Jeden z goryli podniósł Freda jak
kociaka. Miażdżył mu kark i dodatkowo wykręcił rękę. Drugi ochroniarz podniósł szefa i
otrzepywał mu garnitur. Na sali zrobiło się niezłe zamieszanie. Przypadkowi gracze chyłkiem
wymykali się z kasyna. Starzy wyjadacze radzi byli, że coś się podziało i żywo komentowali
zajście. Kierownik z ochroną naradzali się nad koniecznością interwencji i jej ewentualną
formą. Ustalili, że grzecznie, ale stanowczo poproszą skonfliktowane strony o opuszczenie
kasyna. Odetchnęli z ulgą, kiedy zobaczyli, że goryle Rubina ciągną Freda ku wyjściu.
Problem rozwiązał się sam. Na zewnątrz Fred zainkasował dwa w szczękę oraz jeden w splot,
Strona: 4/10
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
tak na wszelki wypadek, na uspokojenie. Sycząc z bólu, z perspektywy chodnika patrzył na
zbliżające się buty Rubina.
-Całkiem cię pojebało Fred? Tak witasz starego przyjaciela?
-Oddaj mi syna Rubin. Nasze sprawy załatwiaj ze mną, mały nic ci nie zrobił – wychrypiał.
-Nie mów mi co mam robić! Napadasz na mnie przy ludziach, upokarzasz i jeszcze śmiesz
pysk otwierać! Powinienem cię zabić, stary durniu. Nikt tak ze mną nie gra!
-Zrobisz co zechcesz, tylko oddaj mi chłopca.
-Mózg ci się zagotował na słońcu, Fred? Szczam na twojego bachora i tą kurwę, jego matkę.
Jestem biznesmenem, nie niańką.
-Rubin, błagam cię!
-Ten znowu swoje! – zirytowany chciał kopnąć leżącego, ale powstrzymał go komisarz
Głowacki.
-Wystarczy! – zagrzmiał dźwięcznym barytonem. – Gub się ze swoimi kundlami Rubin. Jeden
z kundli widocznie poczuł się dotknięty epitetem. Zacisnął pięści i ruszył na komisarza. Ten
pstryknął w niego palonym papierosem, wyjął broń i przeładował.
-Nawet o tym nie myśl, fajfusie!
-Zostaw – polecił Rubin gorylowi. - Spadamy! A z tobą Fred jeszcze nie skończyłem.
Kiedy zniknęli, Głowacki pomógł Fredowi zebrać się z chodnika. Usiedli na krawężniku.
Zapalili.
-Masz mi coś do powiedzenia?
-Gienio zniknął. Myślę, że ten świr go porwał. Za długi i za to, że skumałem się z Brzytwą –
wyznał Fred. Później opowiedział ze szczegółami co i jak, choć sam wiedział niewiele, a
większości tylko się domyślał.
-Paweł, pomóż mi go znaleźć, proszę cię – zakończył i rozpłakał się. Żal było na niego
patrzeć, wyglądał okropnie – staro i bezradnie.
Komisarz Paweł Głowacki poklepał Freda po plecach i zaczął działać. Mimo późnej pory i
braku formalnych przesłanek do przyjęcia zawiadomienia o zaginięciu dziecka, dwadzieścia
minut później nie było w Sopocie policjanta, który nie szukałby Gienia. Każdy otrzymał
pobrane z telefonu Freda zdjęcie chłopca i każdy usłyszał, że sprawa ma status priorytetu, a
szef osobiście jest w nią zaangażowany. Rzeczywiście Głowacki chciał pomóc. Przede
wszystkim sam był ojcem, więc wiedział co musi czuć Fred. Inna rzecz, że po ćwierćwieczu
nadarzyła się wreszcie okazja żeby spłacić dług. W końcu to dzięki Fredowi był dzisiaj, kim
był. Kiedy się poznali, dopiero zaczynał przygodę z policją, a przez ręce Freda przepływało
wówczas więcej waluty, niż miał w rezerwie Narodowy Bank Polski. Bezbłędnie wyczuł co się
święci, kiedy pierwsze fałszywki podrażniły wyczulone opuszki jego palców. Nie podniósł
alarmu i nie próbował załatwić sprawy po swojemu, jak nieraz bywało w przypadku
drobnych leszczy. Instynkt podpowiedział mu, że kroi się coś grubego. Zadzwonił do
Głowackiego, którego poznał na pokerku zaledwie kilka dni wcześniej i stało się tak, że
Strona: 5/10
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
rozpracowali skandynawski gang, który postanowił wyprać w Polsce kilka baniek fałszywych
dolarów. Fred odzyskał spokój w pracy i bezpieczeństwo transakcji, a Głowacki zaczął robić
błyskawiczną karierę. Dziś był szefem kryminalnej i nadal nie wiedział, dlaczego Fred
zadzwonił właśnie do niego. Raz zapytał. Ze wszystkich psów, jakie znam, masz najmniej
durny pysk, a twój tubalny głos brzmi poczciwie i budzi zaufanie – usłyszał. Więcej nie pytał,
ale wiedział, że dług jaki miał u Freda, ciężko będzie spłacić. Chociaż w kilkadziesiąt minut
postawił na nogi całą policję, długoletnie doświadczenie podpowiadało, że nie ma to
większego sensu. Wiedział jednak ile nadziei wlewa taka akcja w serce zrozpaczonego
rodzica. Przy okazji znajdą się jakieś kurewki i ćpuny, które zerwały się z domów na wakacje,
więc zawsze jakiś pożytek. Jeździli po mieście, sprawdzali rozmaite adresy, wysłuchiwali
meldunków przez policyjne radio i nic, ani śladu Gienia. Komisarz wiedział, że kluczowe dla
rozwiązania zagadki będą zeznania matki chłopca i to, co uda wycisnąć się z Rubina. Było
jednak za wcześnie. Do Magdy przed oficjalnym przesłuchaniem wysłał Martę, policyjnego
psychologa. Zawsze to lepiej, jak baby pogadają sobie od serca. Na komendę wezwie ją
później. Rubina z kolei kazał śledzić. Może popełni jakiś błąd, zdradzi się czymś i sam
doprowadzi ich do chłopca. Na biegu sprawdzano też połączenia jakie wykonał z komórki i
pokoju, w którym się zatrzymał. Około szóstej Głowacki odwiózł Freda do hotelu. Więcej
pomóc nie mógł, a wyglądał jak gówno, którym gardzą nawet muchy.
-Prześpij się trochę.
-Jak coś będziesz miał...
-Jasna sprawa! Teraz już idź. Ja jadę przesłuchać Rubina. Kazałem zawinąć go w nocnym
klubie, w Gdańsku. Już go wiozą.
-Jadę z tobą!
-Nie. Przeszkadzałbyś tylko. Jesteśmy w kontakcie Fred. Znajdziemy go.
Fred dotoczył się do pokoju. Dopiero teraz poczuł jaki jest zmęczony. Wszystko go bolało,
ale najgorsza była głowa. W niej toczyła się nieustająca walka, a Fred przegrywał ją w
każdej minucie, kiedy nie było przy nim Gienia. Odświeżył się i ciężko runął na łóżko.
Chociaż był potwornie zmęczony, nie mógł, a może bał się zasnąć. Gdy tylko przymykał
oczy, pod pulsującymi powiekami zjawiał się Gienio, a on nie mógł mu pomóc. W wizji nie
rozpoznawał niczego, co choćby o milimetr przybliżałoby go do synka. Wstał, ubrał się,
zaparzył kawę. Nie mógł znaleźć papierosów, więc po cichu wszedł do sypialni. Nie spała.
Stała przy oknie, patrzyła na morze.
-Ciągle nic – rzucił sucho.
Wziął leżące na łóżku papierosy. Chciał zabrać całą paczkę. W końcu wyjął trzy sztuki,
resztę z powrotem cisnął na łóżko.
-Znajdziemy go. Głowacki to dobry glina.
Wypił kawę, wypalił kolejno wszystkie trzy papierosy i wyszedł. Powietrze było rześkie o tej
porze. Włóczył się bez celu, kusząc los, licząc na jakiś znak, na cokolwiek. Nic się jednak nie
wydarzyło. Przystanął przed kościołem garnizonowym. Ile to już lat nie zaglądał do kościoła?
Pewnie ze dwadzieścia albo lepiej. Jedyne co kojarzył na pewno, to ślub z pierwszą żoną.
Czyżby więc trzydzieści lat? Cztery lata temu miał być na chrzcinach Gienia, ale zapomniał
się i nie zdążył. „Zerowy” wchodził jak natchniony – oddał cały dług Rubinowi, do tego dwa
Strona: 6/10
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
mniejsze i w żetonach miał dobrych pięćdziesiąt tysięcy. Nie żałował, choć było mu głupio, a
Magda płakała. Rozejrzał się jak złodziej i wszedł do kościoła. Było cicho i jakoś tak – Fred
nie potrafił znaleźć odpowiedniego słowa. Usiadł w ostatniej ławce i zastygł. W myślach
próbował zmówić jakąś modlitwę, ale nie potrafił. Pamiętał tylko początki. Może na głos
poszłoby lepiej – pomyślał – tak siłą rozpędu? Nie odważył się jednak. Czuł się tak wielkim
grzesznikiem, że wstydził się odezwać do Boga. Skoro zgrzeszyć można „myślą, mową,
uczynkiem i zaniedbaniem” to i pomodlić się powinno móc myślą. Tam do licha! Przecież
nie przyszedłem tu snuć wywodów teologicznych. Przyszedłem żeby, no właśnie, po co
przyszedłem? – Drogi Boże! Właściwie nawet nie wiem, czy w ciebie wierzę. Gdybym wierzył,
bałbym się ciebie i dla świętego spokoju przestrzegałbym twych praw. Jednak zawsze byłem
głupi, więc i tu mogłem coś pokręcić. Jak pewnie wiesz, jestem hazardzistą. No właśnie,
gdybyś był, czy pozwoliłbyś mi tak zmarnować życie? Nie dałbyś mi jakiegoś ostrzeżenia,
znaku? Powiesz wolna wola, zgoda, ale czy przyjemnie ci patrzeć, jak twoje dziecko się
stacza. Mniejsza z tym. Dla mnie i tak za późno. Przyszedłem w sprawie Gienia, mojego
synka. Taki mały, śmieszny blondasek, na pewno wiesz który. Zniknął gdzieś wczoraj, a jest
taki malutki i bezradny jeszcze. Pomóż mi go znaleźć, błagam cię. To, że go mam, to jedyna
dobra rzecz, jaka mnie w życiu spotkała, nie odbieraj mi tego. Mnie ukarz, jego nie masz za
co. A jeśli nie chcesz karać, przyjmij chociaż przysięgę starego człowieka. Do końca życia
nie przekroczę progu kasyna, tylko mi go oddaj! Umilkł pod ciężarem wypowiedzianych
słów. Nie planował żadnych deklaracji, tymczasem stało się. Dla tego gnojka wyrzekał się
właśnie całego swojego życia! Widocznie tak trzeba. Może to znak, o którym myślałem
przed chwilą? Niech się dzieje co chce, byle mały znalazł się cały i zdrowy!
Kościół podziałał kojąco na Freda, dodał otuchy. Spodziewał się, że teraz to już kwestia
minut i Gienio wróci. Spojrzał na zegarek. No właśnie, dlaczego komisarz nie dzwoni? Jest
już po dziesiątej.
Paweł Głowacki miał ciężki orzech do zgryzienia. Tak bardzo chciał pomóc, a nie miał
porządnego punktu zaczepienia. Myślał intensywnie i niezwykle racjonalnie pomimo
nieprzespanej nocy. Tak naprawdę Rubin jako jedyny miał motyw. Fred wisi mu kasę i
zdradził go, to fakt. Z drugiej strony dopiero wyszedł z pierdla. Ryzykowałby? A jeśli nawet,
to po co ta mistyfikacja? Żadnych żądań, nic, a przecież widział Freda. Do tej pory dałby już
do zrozumienia, że ma małego i powiedziałby czego chce. Za duży narwaniec z niego, żeby
rozgrywać to na zimno. Coś tu śmierdzi. Przesłuchanie trwało już cztery godziny, a Rubin
nie wypowiedział choćby słowa, które wiązałoby go ze sprawą. Jeszcze bardziej jałowo
wyglądały toczące się równolegle w sąsiednich pokojach przesłuchania goryli Rubina.
Jedynymi pytaniami, na które odpowiedzieli, były te o personalia, pozostałych zdawali się
nie rozumieć i konsekwentnie milczeli. Głowacki nie chciał tracić więcej czasu na Rubina.
Śledztwo nie posuwało się, a chłopca wciąż nie było.
-Ja wiem, że mendy twojego pokroju załatwiają sobie alibi, zanim jeszcze coś przeskrobią,
ale jeżeli masz coś wspólnego z zaginięciem małego, dowiem się o tym – obiecał komisarz
głosem jeszcze niższym, niż zazwyczaj i zajrzał w oczy Rubinowi.
-Nie lubię kłopotów i nie chcę kłopotów – znudzonym głosem odparł tamten.
-Wolałbym, żebyście załatwiali swoje sprawy u siebie. Skoro już uparliście się, że Grand jest
waszym wakacyjnym kasynem, zachowujcie się tak, żebyśmy w innych okolicznościach niż
poker się nie spotykali.
-Rozumiem, że mogę już iść komisarzu?
Strona: 7/10
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
-Tak.
-Co pan powie na pewien eksperyment?
-Spieprzaj!
Głowacki zapalił papierosa i rozsiadł się w fotelu obrotowym. Obmyślał kolejny ruch, kiedy
po krótkim pukaniu do pokoju weszła Marta.
-Kiepsko wyglądasz komisarzu – uśmiechnęła się i usiadła na krześle, na którym przed
chwilą siedział Rubin.
-Co ty powiesz! Może zamiast pieprzyć trzy po trzy, dla odmiany powiesz coś, czego nie
wiem?
-Ej, komisarzu! Trochę empatii.
-Zapalisz? – pchnął po biurku paczkę papierosów.
-Od razu milej, prawda? Ogień?
Rzucił kobiecie zapalniczkę. Przez chwilę palili w milczeniu.
-Jakieś postępy? – zapytała ona.
-Raczej cofamy się. Właśnie wykluczyłem Rubina z kręgu podejrzanych. Trzeba wezwać
matkę chłopca, może ona zezna coś, co nas naprowadzi. W jakiej jest formie? Można ją
przesłuchać?
-Trudno powiedzieć. Wiesz, ona w ogóle nie okazuje emocji. Nie płacze, nie krzyczy, jakby
nic nie czuła. Zamknęła wszystko w sobie, pierwszy raz widzę coś takiego.
-Co to może znaczyć?
-Sama nie wiem.
-Mówiła coś co może nam się przydać?
-Raczej nie. Nie wiem, czy jest gotowa na przesłuchanie. Z jednej strony niby rozmawia
rzeczowo, ale za chwilę masz wrażenie, że zupełnie nie wie o czym mówi. Może to jeszcze
szok.
-Jakiś przykład?
-Niech pomyślę. Ma rozbitą głowę, mówi, że poczuła silny ból, ale nie potrafi określić jego
źródła, nie wie, czy pochodził z zewnątrz, od uderzenia dajmy na to, czy to jakiś atak
wewnętrzny. Tak samo z tymi mężczyznami.
-Jakimi mężczyznami?
-Tymi od Rubina. Niby widziała ich dobrze, bo przechodziła koło nich, ale w ogóle nie potrafi
ich opisać, ani nawet powiedzieć w co byli ubrani.
-Co powiedziałaś! – wykrzyknął Głowacki i zerwał się na równe nogi. Wybiegł z biura nim
Strona: 8/10
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Marta zdążyła powtórzyć ostatnie słowa. Po chwili pędził na sygnale ulicami Sopotu. Tylko
fakt, że możliwość taką z góry musiałby uznać za niedorzeczną, tłumaczył, dlaczego nie
polecił jeszcze w nocy sprawdzić zapisu z monitoringu przy molo. Teraz wpatrywał się w
mały ekran i nie dopuszczał do siebie, że to co na nim widzi jest prawdą. Zadzwonił po
ekipę nurków i sam udał się w stronę plaży. W hotelu nie zastał ani Magdy, ani Freda.
Wyjrzał przez okno. Ekipa nurków rozpoczęła poszukiwania. Idąc na plażę przy molo, musiał
przedzierać się przez spory już tłum gapiów. Kiedy zobaczył Freda, chciał zawrócić, uciec,
ale było za późno. Fred z twarzą wykrzywioną bólem podszedł do komisarza. Drżącym
głosem zapytał:
-Paweł, co oni tu robią? Czy to ma jakiś związek z ...
-Posłuchaj Fred. Obawiam się...
-Nie Paweł, ja nie chcę tego słuchać – zacisnął dłonie na uszach, przedarł się przez tłum
gapiów i pobiegł na molo. Na sygnał Głowackiego, przepuszczono go. Pobiegł dokładnie w
miejsce, gdzie pracowali nurkowie. Komisarz przeszedł pod taśmą policyjną i stanął przy
samej wodzie. Nie towarzyszyły mu żadne emocje, na nic już nie czekał. Znał wynik
poszukiwań i był bezsilny. Kilkanaście minut później z odrętwienia wyrwał go dźwięk
powtarzanego przez jednego z policjantów wyrazu:
-Komisarzu, komisarzu, komisarzu.
Odwrócił się i zobaczył Magdę, próbującą wyminąć policjanta.
-Puść – nakazał.
Magda podeszła i stanęła obok niego. Milczała tylko i patrzyła w morze.
-Nikogo tam nie było, prawda? – zagadnął po chwili.
Potwierdziła skinieniem głowy.
-I nie był to nieszczęśliwy wypadek?
-Nie
-Chcesz opowiedzieć, co się stało?
Znowu cisza, a po niej krzyk nurka – Mamy, wyciągajcie! Chwila napięcia i ciało chłopca
wylądowało w łódce. Było sine, a do nóżek miało przytwierdzone ciężarki na rzepy, których
Magda używała do ćwiczeń. Fred wydał z siebie zwierzęcy okrzyk i pobiegł na plażę.
-Coś ty zrobiła, Magda! Na miłość boską, coś ty zrobiła!
-Dobrze ci tak! – syknęła przez zęby.
-Opamiętaj się wariatko! Co mówisz?
-Myślisz, że jesteś święty, że mi pomogłeś? Otóż nie! Wolałabym dalej puszczać się i nie
myśleć o niczym, niż czekać na ciebie i twoją litość. Łudzić się, że może mnie zauważysz,
pokochasz.
-O czym ty mówisz kobieto, opamiętaj się!
Strona: 9/10
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
-Pokochałeś go, zamiast mnie. I za co? Nawet nie wiesz, czy był twój.
-Zamilcz, na Boga!
-Ukradłeś mi całe moje życie i liczyłeś na wdzięczność? Idź do diabła, złodzieju i zdechnij w
samotności. To moja zemsta. Nie będziesz miał nikogo!
Oszalały Fred rzucił się na Magdę. Przewrócił ją, chwycił za gardło i zaczął topić. Komisarz
próbował go odciągnąć. Fred zwinnym ruchem wyrwał mu broń z kabury pod pachą,
odbezpieczył i wycelował do Pawła.
-Odsuń się, ciebie to nie dotyczy, wszyscy się wynoście – krzyknął i oddał strzał w powietrze.
Tłum gapiów rozbiegł się, zdezorientowani policjanci czekali rozkazów komisarza. Fred
wrócił do Magdy i strzelił jej prosto w głowę. Po chwili pistolet wypadł mu z ręki, a on osunął
się na kolana.
-Idę do ciebie mój mały..., nic się nie bój. Tata już idzie... .
Rozdarte bólem serce pękło. Fred bezwładnie upadł na piach.
Wieczorem po rozegranym dramacie nie było śladu. Morze zmyło krew i wyrównało brzeg, a
słońce zaszło na czerwono. Jutro będzie piękny dzień.
Strona: 10/10
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl

Podobne dokumenty