Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl

Transkrypt

Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl
Kot
Publikacja na extrastory.czytajzafree.pl
Autor:
trawa1965
Kot.
Byłem dziś po raz kolejny w Lasach Paszyńskich koło Mogilna-tym razem w nieznanym mi
dotąd miejscu. Z dziupli w środku pomnikowego dębu wyszedł właśnie gołąb siniak. Jego
krótki spacer ograniczył się do grubego konaru wyrastającego tuż poniżej.
I wtedy ożyły bolesne wspomnienia. Bo przecież domatorskie zachowanie siniaka
spowodowało, że znów pomyślałem o stracie mojego Pieszczoszka-kota o imieniu Kuba.
Choć skończył w sposób bardzo charakterystyczny dla metod stosowanych przez człowieka,
a jego miejsce pochówku pozostanie dla mnie na zawsze nieznane, nie mam zamiaru na
nikim się mścić. Nie zbawiłbym przez to zgniłego świata, a dodatkowo skończyłbym w
więzieniu. Nie mam też złudzeń,że ta sprawa wzruszy większą liczbę osób. Skoro człowiek
arbitralnie ogłosił, że jest panem tego świata,, nadal więc tak jak dawniej jedyne dwunożne
zwierzę na tej ziemi będzie pogardzać innymi zwierzętami, pozbawiać je ich domów, zabijać
dla sportu, znęcać się nad nimi.
Więc po co, do kaduka, to robię?Żeby wylać swoje bezsensowne żale na papier?Żeby
powiedzieć, że stałem się wojującym ekologiem?
Nie!Ja robię to, aby oczyścić swoją duszę. Aby zachować resztki własnego honoru, o co w
tym świecie coraz trudniej. Aby po wieczne czasy zachowała się pamięć o bohaterskim
kocie, który zrobił wszystko, co możliwe, by stać się jednym z nas. A pośrednio-aby dopisać
kolejny rozdział historii Bronowic, gdzie mieszkałem przez niemal trzydzieści lat.
Była zima końca lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Na przysypanych śniegiem
gałązkach ligustru baraszkował sobie kos. Na niego zaczaił się kot. Jak się później okazało,
był to Kuba.
Ale do upolowania kosa nie doszło. Właśnie wtedy drogą przechodziły dwie małe
dziewczynki, które wzięły do ręki mojego przyszłego Przyjaciela.
Na początku zainteresowały mnie jego ogromne, jak na kota,rozmiary. Był tak wielki, że w
pierwszej chwili wziąłem go za...udomowionego żbika. Skąd miałem wtedy wiedzieć, że to
Strona: 1/8
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
rezultat kastracji?
-Piękny kot- zagadnąłem dziewczynki.-Gdzie on mieszka?-Tu- bez wahania wskazały na parter trzypiętrowej kamienicy, w której mieszkałem.
No to już wiedziałem, że jego właścicielką była starsza pani bez ręki i jej nastoletnia
wnuczka. Dziś ta pani już nie żyje,do czego w dużej mierze przyczyniło się brutalne
zabójstwo Kuby.
Wtedy właśnie spotkały się nasze spojrzenia-spojrzenie moich piwnych oczu i jego zielonych
.I już było pewne- zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia .Od tej chwili przez
dwa lata byliśmy kochankami, których łączyła magiczna chemia porównywalna chyba tylko
z tą, która łączy papieża i pielgrzymów.
Wziąłem Go do ręki- nie protestował .Przyłożyłem Go do policzka-był mięciuśki, słodziuśki i
ciepluśki .Powąchałem Mu uszko- żadnej reakcji. I tak codziennie przez wiele tygodni.
Wreszcie pewnego dnia sam się do nas zgłosił. Po prostu dokonał samowolnej
przeprowadzki. Widocznie zdecydował,że już nie może mieszkać z babcią bez ręki, jej
nastoletnią wnuczką i dwoma innymi kotami. To nic, że nastąpiło to o najmniej dogodnej dla
nas porze, bo o północy .Dla Niego było to najzupełniej normalne-największą sprawność
intelektualną i ruchliwość osiągał w nocy.
Początkowo moja ciocia nie mogła się z tym faktem pogodzić,więc starała się oddawać Go
dawnej właścicielce. Co wieczór niosła więc moje ukochane Sześć Kilo z powrotem,
pokonując przy okazji trzy piętra.
Łatwo się domyślić, że to nic nie dało . Mój Przyjaciel głośno protestował, jeżąc sierść i
fucząc. Dlatego pewnego dnia dała sobie spokój.
Gdy już zadomowił się u nas na dobre, zacząłem szukać dla niego nowego imienia.
Wprawdzie na słowo „ Kuba” zawsze reagował i ciocia tym imieniem nazywała Go do końca,
ale instynktownie czułem, że żaden kot nie powinien tak się nazywać. Imię „ Kuba” jest
przecież mniej oficjalną formą imienia” Jakub”.Nie mogłem sobie wyobrazić mojego
Przyjaciela jako biblijnego patriarchy z brodą,wygłaszającego „natchnione” kazania i stale
trzymającego w ręku bat na swoje własne dzieci.
Więc jakże mój Przyjaciel miałby się nazywać?
Odpowiedź na to pytanie podsunęło mi jego zachowanie. Od tej chwili nazywałem go
zawsze inaczej, zgodnie z tym, jaki obaj mieliśmy nastrój w danej chwili. W tej sytuacji jego
imię mogło zmieniać się nawet kilka razy dziennie. .Wiele zależało tu od...stopnia naszych
intymnych zbliżeń.
Jego specjalnością było wskakiwanie mi na piersi,gdy leżałem, i zastyganie w bezruchu.
.Była to znakomita okazja do rozmów.
-Kochasz mnie,Futrzaku,co?-pytałem. On odpowiadał swoim charakterystycznym”rrrrr”, co
miało oznaczać najwyższy stopień ekstazy.
Strona: 2/8
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
-Kocham Tłamsidło, kocham-odpowiadałem wstając i robiąc z niego żywy naszyjnik .W
takich chwilach zachowywałem jednak minimum ostrożności- starałem się nie patrzeć Mu
prosto w oczy, nawet gdy puszczałem Go wolno .Kot mógłby potraktować takie zachowanie
jak wypowiedzenie wojny i nasza przyjaźń skończyłaby się bezpowrotnie .Dlatego zawsze ,
gdy byliśmy na wprost siebie, odwracałem się do Niego bokiem.
W tym czasie odwiedzał mnie mój kolega. Zimą graliśmy w szachy, a latem jeździliśmy na
grzyby i jagody. W dużej mierze dzięki niemu jestem tym, kim jestem. Gdyby nie nasze
podróże, powstanie moich najlepszych dzieł literackich byłoby niemożliwe.
Oczywiście często rozmawialiśmy o moim Przyjacielu .Podczas jednej z wypraw
powiedziałem do niego:
-Wiesz, Romek, gdy mojemu Cierpliwkowi wącham uszko, on zamyka oczka-.
-Bo nie chce na to wszystko patrzeć-odpowiedział.
Oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
Od momentu gdy nasza mała rodzina wzbogaciła się o Miaukusia, musieliśmy myśleć o
zaspokojeniu jego potrzeb żywnościowych i fizjologicznych. Z tymi
drugimi nie było żadnego-no, prawie żadnego-problemu-Futrzak niejako załatwił go za nas.
Niepotrzebnie więc kupiliśmy kuwetę. Cierpliwek po prostu podchodził do drzwi
wyjściowych i miauczał, a my już wiedzieliśmy, co to oznaczało Gdybym wiedział,że może
się to w przyszłości stać źródłem problemów i jedną z przyczyn jego zabójstwa...Ale niczego
nie żałuję-On był przecież moim Przyjacielem, a nie niewolnikiem, do jasnej cholery!
Pewnego dnia, gdy spał w łóżku cioci[w moim nigdy, bo w czasie snu objawia się u mnie
pochorobowa drżączka porażenna],zapomniał o swoim wychowaniu i obsikał całą pościel.
Jak się wkrótce okazało, po raz pierwszy i ostatni .Bo za chwilę bardzo tego żałował,
obsypując ciocię pocałunkami.
-No dobrze, już dobrze- powiedziała ciocia, tuląc się do Niego.
A potem, gdy ja miałem z Nim kolejną „wąchaną sesję”,powiedziałem Mu tak:
-Wiem, Przyjacielu,że nie zrobisz tego więcej-z miłości do nas .Oboje kochamy Cię tak
bardzo jak Ty nas. Ale skąd, Biedaku, mogłeś wiedzieć,że naraziłeś nas na niemały
dodatkowy wydatek?Przecież pojęcie ekonomii nie mieści się w Twojej mentalności.Dopiero po kilku miesiącach okazało się, że mój Wąch miał jednak szczątkowe pojęcie o
tych sprawach...
Dodałem wtedy więc:
-Skąd możesz wiedzieć, że żyjemy w świecie, w którym sami, z własnej woli, nałożyliśmy na
siebie kagańce?Ale to dobrze, że tego nie wiesz i chodzisz własnymi drogami-JESZCZE
własnymi drogami...Bo nam nie wolno o tym nawet marzyć!
Nasze Tłamsidło miało rzeczywiście nieskomplikowaną mentalność i dlatego w przypadku
Strona: 3/8
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
jedzenia nie znało pojęcia kompromisu. Jadło to co lubiło, nie bacząc na problemy
ekonomiczne, jakich nam z tego powodu przysparzało .Wiedziały o nich nawet właścicielki
pobliskich sklepów.
-Dzień dobry-mówiłem im codziennie.
-Whiskas i galaretki, co?-odpowiadały.
-Whiskas tak, ale galaretki już nie- odpowiadałem, wahając się między miłością do
Sierściucha, pustawą kieszenią a miłością do swojego żołądka. Bo chcąc niechcąc,
Cierpliwek wypróbowywał wartość reklamowanego produktu. Okazało się,że Whiskas jest
nic niewart. Bo nawet gdy chwycił Go porządny głód, zjadał tylko[i to z przymusu] część
miski z Whiskasem.
Cały problem rozwiązał dopiero przypadek.
Pewnego razu,gdy ciocia przygotowywała gulasz na obiad, kawałek surowego mięsa spadł
na ziemię. Miaukuś tylko na to czekał. Wiedziony jakimś szóstym zmysłem dopadł
smacznego kąska i spałaszował go w ułamku sekundy. Potem wsparł się dwiema tylnymi
łapkami o podstawę kuchenki i przybrawszy postawę stojącą spojrzał na ciocię błagalnym
wzrokiem.
-A nie wolałbyś, Kubo, upolować jakiejś myszki?-zapytała.
Ale postawa Tłamsidła rozwiewała wszelkie wątpliwości. Odtąd kupowaliśmy Mu tylko
surowe mięso.
Nasz Uszeczkowiec nie mógł też w żaden sposób pojąć,że noc jest do spania. Dużą część
dnia spał zwinięty w kłębuszek na[albo w!] tapczanie. Podczas snu
trzęsły mu się wibryssy, co sugerowało, że o czymś śni.
Ale gdy nadchodziła noc, nie był już tak spokojny. Każdego ranka około czwartej zeskakiwał
z łóżka i zaczynał drapać pazurami po fotelu. .Wtedy ciocia od razu zrywała się na równe
nogi, by go nakarmić i wypuścić na dwór.
Koty wolno żyjące w mieście dzielą się na koty piwniczne i koty kościelne. Duża większość
kotów przebywa jednak w piwnicach, które zapewniają lepszą ochronę ich sekretów. Mój
Przyjaciel należał oczywiście do tej pierwszej grupy, gdyż chciał zachować pewien stopień
niezależności od nas.
Z upływem miesięcy coraz wyraźniej zmieniał się Jego charakter. Młode koty po wyszaleniu
się w dzieciństwie, w miarę upływu lat stają się coraz bardziej stateczne aż do momentu
gdy osiągną wysoki stopień „ kanapowości”. Z Uszeczkowcem było inaczej. Pozornie
układny i stateczny, w najmniej oczekiwanym momencie stawał się pobudliwy i
superpomysłowy. Zdarzało się,że urządzał prawdziwe orgie, skacząc po meblach .Choć stały
na nich różne przedmioty, nigdy niczego nie zniszczył, nauczywszy się „paraekonomicznego”
sposobu myślenia.
Jednej rzeczy nie mógł nam wszakże darować-leków z walerianą. To właśnie jest jeden z
typów zachowań odróżniających kota od każdego innego ssaka. Mój Przyjaciel nie mógł być
wyjątkiem, więc gdy wskoczył na stół,przetoczył buteleczkę z lekiem przez cały blat
.Usłyszeliśmy tylko brzęk tłuczonego szkła, po czym zobaczyliśmy Go zaciekle zlizującego
Strona: 4/8
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
zawartość leku z podłogi.
Zaraz potem stało się coś, czego się nie spodziewaliśmy. Dopadły Go nagłe konwulsje
.Zaczął się rzucać na wszystkie strony jak ryba wyjęta z wody.
-Ależ On jest pijany!-krzyknąłem, zdziwiony własnym odkryciem.
-Lecę po sąsiadkę-krzyknęła ciocia.-Zaraz zdemoluje nam przecież całe mieszkanie!
Ale zanim sąsiadka nadbiegła, już było po wszystkim.
-Ależ On ma twardy łeb-powiedziałem.
-Nie to co ty- odparła ciocia.
Nie znaczy to bynajmniej, że pozwalaliśmy Tłamsidłu na wszystko. Oboje z ciocią
wyznawaliśmy przecież zasadę,że każda świadoma i rozumna istota musi posiadać, oprócz
praw, także swoje obowiązki. Obowiązkiem mojej Laleczki było to co najtrudniejsze-praca
nad sobą. Laleczka musiała się na przykład nauczyć, że gdy ja piszę jakiś utwór, to nie
wolno mi w tym czasie przeszkadzać .Wtedy musiał pokornie czekać na zgodę cioci na
wejście do domu.
Był arystokratą smaku-podobnie jak ja. Wyrażał to w bardzo specyficzny sposób. Gdy
wchodził na klatkę schodową, najpierw patrzył, czy gdzieś drzwi do mieszkania nie są
otwarte. Jeśli były, bez wahania wchodził tam nieproszony., .Ale gdy zauważył, że
właściciel[ka] nie jest w zbyt dobrym humorze od razu się wycofywał. Wtedy jedyną rzeczą,
która mu pozostała, był ten ohydny Whiskas, którym go przez pierwszy rok karmiliśmy
.Wszystko na zasadzie- lepszy rydz niż nic.
Pod tym względem byliśmy również podobni-ja też często”uprawiałem pieczeniarstwo”.
Był On też-podobnie jak ja-intelektualistą[oczywiście na kocią miarę].Nie wymyślał nowych
teorii naukowych ani nie wdawał się w polityczne polemiki. Ale z wielkim zainteresowaniem
patrzył godzinami w telewizor, umiał odróżnić dobro od zła dzięki przeżywanej przyjaźni, a
w końcu nauczył się też zasad savoire-vivru. Wystarczyło Mu powiedzieć:-Nie leż na stole- a
On natychmiast przenosił się na inne miejsce .Potrafił też sam zadbać o ułożenie się do snu.
Odkrywszy, że nasza masywna szafa nadaje się doskonale do tego celu, nauczył się ją
otwierać. Potem ciocia, domyślając się, gdzie On jest, wołała:
-Nie ma Kuby. Gdzie On się podział? Kuba, Kuuuba!Wtedy otwieranie szafy było niebezpieczne., bo rozbudzony Miaukuś potrafił trzepnąć Swoją
łapą. Ale Jego zdenerwowanie mijało tak szybko jak letnia burza.
Aby jednak i temu zapobiec, wystarczyło krzyknąć:-Jedzenie!- Na odpowiedź nie trzeba by
było długo czekać...
Mój Przyjaciel sam zabiegał o karesy, mimo iż brałem Go do ręki za brzuch, a On zwisał
wtedy z obu stron. Zamiast się na mnie o to gniewać, mruczał z zadowolenia. Gdy zaś
razem z ciocią wchodził po schodach, co chwila przystawał, aby Go pogłaskać.
Strona: 5/8
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
-Dobry kotek, ładny kotek-mówiła wtedy ciocia, głaskając Go.
Był bardzo rozmowny .Co chwilę zmieniał Swój głosik,wyrażając tym swoje bogate
słownictwo. Jego ulubiona fraza to”la,la,li,li,la,la” wyrażająca gotowość do pieszczot.
Stosował ją, oznajmiając Swój powrót z piwnicy do domu.
Nie mniej bogata była Jego gestykulacja. Gdy kładłem się na tapczanie, oddając się
marzeniom,On wskakiwał na mnie,siadając mi na piersiach. Wtedy jedynie głaskałem Jego
mięciusieńkie uszka. Była to druga forma naszych intymnych zbliżeń,która od formy
„siedzącej” różniła się tym, że wtedy potrafił mi wsadzać Swoje wibryssy do oczu.
-Mój Cierpliwek,taki Móóój- powtarzałem.
Ale i wtedy powtarzała się sytuacja znana z „siedzącej” formy karesów- ciocia wołała Go z
kuchni ..Jak zwykle na znany Mu odgłos pichcenia przepierdaszków natychmiast zrywał się z
moich piersi i w sekundę później pałaszował kawałki wątróbki.
W samym centrum Krakowa, nieopodal Rynku Głównego, mieszkała znajoma cioci jeszcze
ze szkolnych lat .Ta wielka patriotka katolicka i bezkrytyczna zwolenniczka PIS-u miała
problemy ze swoją samotnością, toteż ciocia, dopóki mogła chodzić o własnych siłach,
często do niej zaglądała, przy okazji zabierając tam mnie .Dla tejże pani napisałem kiedyś
wiersz patriotyczny- niestety miernej jakości. Ale i tak pani ta była zachwycona,gdy jej go
odczytałem.
Pewnego razu zabrałem tam głos w sprawie mojego Tłamsidła.
-Mamy w domu wyjątkowo mądrego Futrzaka-zacząłem-.Jest przy tym piękny .Ma
tygrysikowatą sierść i ziemisty brzuszek-.
A ciocia na to:
-Jarek się nad Nim znęca .Przykłada Go sobie do mordy,nos Mu do uszu wsadza...
I wtedy rozmowa powróciła na utarte tory .O samotności, o tym,jak tą panią opuściły
niewdzięczne dzieci. O tym,że będąc na Zachodzie zapomniały hasła
:”Bóg,honor,Ojczyzna”...A potem, jak zwykle, ta pani głośno się rozpłakała.
Nie mogłem tego dłużej słuchać .Za wszelką cenę chciałem znaleźć sposób,aby skierować
rozmowę na poprzednie tory. A że jestem apodyktyczny i nie mam dystansu do starszych
ludzi,przyszło mi to z łatwością. Pretekstem do wtrącenia się do rozmowy stała się saszetka
z napisem: „Echte tee”.
-Prawdziwa herbata-powiedziałem, chcąc zabłysnąć swoją znajomością niemieckiego.- Z
tego wynika, że pańska córka wciąż myśli o pani. A może też ma w domu kota?Poskutkowało. Pani przerwała rozmowę z ciocią i opowiedziała mi taką oto historyjkę:
-Koty są wredne i podstępne i za to ich nienawidzę .Mój znajomy tak zaprzyjaźnił się ze
swoim kotem, że w końcu pozwolił mu siadać z nim przy jednym stole podczas obiadu i jeść
Strona: 6/8
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
z talerza. Nie zdążył nawet tego pożałować. Już bowiem w trakcie pierwszej biesiady kot
rzucił się na niego i przegryzł mu gardło .Dobrze,że został potem uśpiony-.
Ja, znając swojego Miaukusia wiedziałem, że to albo wytwór fantazji tej pani, albo wynik
złego traktowania kota przez swojego właściciela, albo po prostu objaw niechęci do kotów w
ogóle. Jest zupełnie nieprawdopodobne i niewyobrażalne,aby kot domowy urósł w ciągu
sekundy tak, by mógł z krzesła dosięgnąć talerza .No chyba że gospodarzowi chciałoby się
zrobić specjalny stołek w kształcie dziewiętnastowiecznego welocypedu...
Minęły dwa lata i nawet nie zauważyłem, jak nad moim Uszeczkowcem zaczęły gromadzić
się czarne chmury .A już sygnałem alarmowym powinna była być pewna rozmowa, która
odbyła się kilka miesięcy przed śmiercią mojego Przyjaciela.
-Nie otwieraj tego, to zabija-perswadowała moja sąsiadka swojej znajomej z widzenia.
-Wręcz przeciwnie-odparła nieznajoma.-Wszystko, co nie jest ludzkie, trzeba zabić .To
człowiek jest panem stworzenia .Reszta to szkodniki-.
-Błagam, niech pani nie otwiera drzwi, które mogą panią przycisnąć .Bo wtedy stanie się
pani kaleką- zawołałem.
Początkowo myślałem, że ta pani jest po prostu antysemitką. Okazało się jednak, że
nienawidziła przyrody. Jej poglądy trafiły na podatny grunt tak zwanej „transformacji
ustrojowej”, czyli tego, co wtedy w ludziach ujawniło się najgorszego-pogoni za zyskiem za
wszelką cenę. Co gorsza, w owym czasie do Bronowic napłynęła rzesza cudzoziemców z
niedwuznacznym zamiarem osiedlenia się tutaj na stałe. Samorządowcy i mieszkańcy
zwęszyli w tym niezły interes. Od tego momentu spadkobiercy tradycji „Wesela” stali się
nimi już tylko z nazwy.
Przystąpiono więc do tak zwanego”likwidowania pozostałości socjalizmu”.Na pierwszy ogień
poszły parkowe drzewa, które wycinano bez opamiętania[na ich miejscu miały stanąć
hotele i drapacze chmur].Znamienny jest fakt, że robili to przeważnie ci sami ludzie, którzy
pół wieku wcześniej, będąc dziećmi, drzewa te sadzili. A zaraz potem przyszła kolej na
„największe szkodniki”-koty. Tu już nie starano się nawet o zachowanie jakichkolwiek
pozorów-po prostu masowo je truto. Już wkrótce na przestrzeni kilku kilometrów od mojego
domu nie było ani jednego kota oprócz mojego Wącha.
Skutek był opłakany ..Pozbawione naturalnych wrogów szczury rozmnożyły się w
zastraszającym tempie i powyłaziły z piwnic na ulice. Dzielnica, początkowo piękna,
wskutek postępującej zabudowy i braku dbałości o cokolwiek poza mamoną zamieniło się w
jedno „ śmiecio-szczurowisko”.
Nie miałem już złudzeń-los Wącha był przesądzony. W każdej chwili mogli Go zamordować
.Ale dziękuję losowi, że przynajmniej dał nam szansę na długie pożegnanie.
W dniu Jego, jak się okazało,ostatniego wyjścia na dwór, przytuliłem Go mocno i
powiedziałem tak:
-Uszeczkowcu mój, kiedyś zabraknie Cię wśród nas. Ale pamiętaj- spotkamy się jeszcze we
wspólnym niebie. Ja jestem niepełnosprawny i już nie pierwszej młodości,Ty zaś, po
przeliczeniu moich lat na Twoje,jesteś moim rówieśnikiem. Ty ważysz sześć kilo, ja zaś, w
Strona: 7/8
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
przeliczeniu na Twoją wagę- sto kilo. Popatrz,jesteśmy podobni do siebie jak dwie krople
wody.
-Miau-odpowiedział.
-Dobrze już, dobrze, Pieszczoszku mój,nie denerwuj się. To nic. Taki jest nasz świat. Ty
jesteś według ludzi podstępnym szkodnikiem, o mnie zaś mówią: „O, znów idzie ten
wariat”. Nikt z nas nie jest w stanie tego zmienić-.
W odpowiedzi Wąch pomerdał mi ogonkiem po twarzy, jeszcze raz wyrażając bezgraniczne
zaufanie w stosunku do mnie.
A potem minął jeden dzień, drugi, trzeci-kota nie ma. Nie odpowiadał na nasze zawołania.
Czwartego dnia przeżyliśmy dramat. Otwieramy drzwi- On leży pod nimi, a z mordki cieknie
Mu piana.
-O Boże-krzyknęła ciocia-.Kto Ci to zrobił?
Natychmiast wezwaliśmy sąsiadkę z dołu-poprzednią jego właścicielkę, a potem
weterynarza. Ten już jednak nie był w stanie nic zrobić. Miaukuś zmarł w niewyobrażalnych
męczarniach.
Pierwszą moją reakcją był gniew, który szybko ustąpił miejsca dojmującej pustce. Potem
były wspomnienia:
-Pamięta ciocia, jakie On miał mięciusieńkie futerko?- No pewnie, że nie szczecinę-odparła ciocia, z trudem powstrzymując łzy.
Strona: 8/8
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl

Podobne dokumenty