Schody do nieba- Rozdział I
Transkrypt
Schody do nieba- Rozdział I
Schody do nieba- Rozdział I Publikacja na extrastory.czytajzafree.pl Autor: Emily00 Rozdział I Perski kot i klucz Żar lał się z nieba, a wokół panowała niczym niezmącona cisza. Tumany kurzu i pyłu unosiły się nad polną drogą, którą leniwie toczył się powóz ciągnięty przez dwa czarne konie. Jechał tak już cały dzień, ale wciąż był daleko od swojego celu. Prawdę mówiąc, jadący nim człowiek nie bardzo wiedział gdzie dokładnie znajduję się miejsce, do którego tak długo zmierzał. Był bardzo zmęczony, ponieważ wcześniej musiał dostarczyć cztery przesyłki do bardzo odległych od siebie miejsc, szczerze powiedziawszy, w ogóle nie był stworzony do takich podróży. Jeszcze raz przywołał do siebie wspomnienie sprzed niespełna dwóch dni, kiedy to otrzymał niesamowite zadanie. Pewien tajemniczy nieznajomy przekazał mu pięć czerwonych kopert i nakazał, aby natychmiast doręczono je właściwym osobom. Najdziwniejsze było to, że za wykonanie zlecenia zapłacono zaraz na początku, a nagroda była naprawdę wielka, zbyt wielka, jak na zwykłe doręczenie kilku listów. Na myśl o ogromnej zapłacie podróżnik rozchmurzył się nieco, ale tylko na chwilę, bo gorący żar i zmęczenie znów dało mu się mocno we znaki. Wróciło do niego ze zdwojoną siłą całe rozdrażnienie wywołane przez nieoczekiwane zlecenie. Postanowił zatrzymać powóz i rozprostować nogi. Wyszedł na zakurzoną drogę i nerwowym krokiem przeszedł kilka metrów, po czym oparł się o stary, drewniany płot oddzielający dawno już zarośnięte pole od drogi. Wyjął z kieszeni czerwoną kopertę, ostatnią z pięciu, które znajdowały się w powierzonym mu pakieciku. Z dostarczeniem czterech wcześniejszych nie miał najmniejszego kłopotu, łatwo odnajdywał wszystkie domy i adresatów. Może to, dlatego, że mieszkali w dużych miastach i byli powszechnie znani, czy to z nazwiska, czy z zawodu, który wykonywali. Tak czy inaczej ostatni list zaprowadził go w zupełnie niezamieszkaną okolicę, wokół były tylko dzikie łąki i rzeka, bez ani jednej żywej duszy, którą można by było zapytać o drogę. Podróżnik nie bardzo wiedział, co ma w tej sytuacji zrobić. Droga, którą jechał mogła się ciągnąć i ciągnąć w nieskończoność, a przecież musi wrócić przed zapadnięciem zmroku, bo kto wie, co może się czaić w ciemności zwłaszcza w tych wielkich, dzikich lasach. Mógłby zostać napadnięty, albo całkowicie się zgubić i co wtedy miałby zrobić? Tak koniecznie musiał wracać. Z drugiej jednak strony nie chciał wyjść na oszusta, zawsze był uczciwy, nigdy nikogo nie oszukał. Już sam nie wiedział, co gorsze. - A niech to wszystko diabli wezmą!- krzyknął. Strona: 1/6 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl Jego rozdrażnienie osiągnęło punkt kulminacyjny, okropnie się wściekł. Cisnął listem z całej siły przed siebie, tak, że nieszczęsny kawałek papieru opadł na zakurzoną ziemię. Rozwścieczony człowiek zaczął powoli wracać do siebie i już, już miał podnieść list, kiedy to nagły podmuch wiatru porwał lekką kopertę i zniósł ją nad pobliski strumień. Przerażony posłaniec patrzył jak ostatnia przesyłka wiruje w powietrzu i wpada do rzeki. Panika zaczęła wdzierać się powoli do umysłu tego człowieka i oplątała go całkowicie, tak, że nie mógł poruszyć nawet palcem. Stał jak wryty obok drewnianego płotu i uporczywie wpatrywał się w rzekę. To był koniec, list na pewno zamókł, wszystko działo się tak szybko, że mężczyzna nie uchwycił nawet momentu, w którym rzeka pochłonęła na zawsze tą ważną wiadomość. Myśli posłańca galopowały teraz z niezwykłą prędkością, zszokowany otarł mocno spocone czoło. Nawet gdyby jakimś cudem odnalazł adresata nie znał treści przesyłki, którą miał mu dostarczyć. Sytuacja przedstawiała się okropnie i nie było już żadnego ratunku. Posłaniec postanowił nic nikomu nie mówić. Może to wcale nie było takie ważne? Po chwili był już o tym święcie przekonany. Rozkazał jak najszybciej zawrócić powóz. Przez całą drogę męczyły go potworne wyrzuty sumienia, próbował zasnąć, ale nie mógł zmrużyć oka nawet przez chwilę. W tym samym czasie kilkanaście mil dalej na pewnej uliczce pojawiła się nagle zagadkowa postać. Przybysz miał na sobie długą czarną, podróżną pelerynę, sięgającą do ziemi, jego twarz była kredowobiała, a smutne, zamyślone oczy miały jaskrawożółty kolor i zdawały się płonąć w mroku jak dwie latarnie. Te oczy nie wyglądały ani trochę normalnie, były bardziej kocie niż ludzkie. Wrażenie to potęgowała ciemność roztaczająca się wokół przybyłego. Był to niejaki Alfred Williams, ten sam, który przed dwoma dniami zlecił pewnemu człowiekowi bardzo ważne zadanie. -Ten plan był bardzo głupi, od początku mówiłem, że to nie wypali, a mimo to uparłaś się żeby wysłać kogoś innego. I co to zmieniło? Znowu wyszło na to, że sami musimy się wszystkim zająć. – To mówiąc spojrzał na czarnego kota, który siedział na drzewie. Alfred wyglądał tak, jakby był chory, albo co najmniej bardzo zmęczony. Nie miał ze sobą żadnego bagażu, ani żadnej dodatkowej rzeczy nie licząc czerwonej koperty, której róg wystawał z kieszeni w jego pelerynie. Bardzo silny podmuch wiatru strącił z jego głowy dziwaczny cylinder w fioletowo-czarne pasy, który zawirował w powietrzu i prawie bezszelestnie opadł na ziemię. Co dziwniejsze, jego właściciel zdawał się wcale tego nie dostrzegać. Spoglądał gdzieś w przestrzeń, jakby nic się nie stało i jakby zamierzał niczym marmurowy posąg stać tak aż do wschodu słońca. Widokiem, który tak go zainteresował był biały domek, jedyny budynek znajdujący się w najbliższej okolicy. Oprócz niego w mroku dostrzec można było tylko podniszczoną tabliczkę z napisem Birch street. Alfred powiódł wzrokiem po rzędzie okien białego domku i powiedział: -Jeśli chcesz żeby coś było zrobione dobrze, zrób to sam. Obiecuję, że to nie zajmie więcej niż sekundę. Czarna kotka prychnęła jakby chciała powiedzieć „akurat” i w tej chwili oczy jej przyjaciela zrobiły się czerwone. Podniósł nadal spoczywający na ziemi cylinder, założył go na głowę i zniknął gdzieś w ciemności nocy, a wraz z nim zniknęła czarna kotka. Całe to wydarzenie śledził bacznie jeszcze jeden kot, całkowicie obcy niezwykłym przybyszom. Strona: 2/6 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl Żadne z nich nie zauważyło perskiej, brązowookiej kotki, która cały czas siedziała przyczajona w zaroślach sporego ogródka należącego do białego domku. Gdyby rzeczona dwójka wiedziała coś o obecności kotki, natychmiast by się ulotniła. Ich pobyt w tym świecie był bardzo nie na miejscu ( to dlatego zlecono zadanie komuś innemu) i jak pechowo się składa ruda kotka dobrze o tym wiedziała. Zwykły kot uciekłby pewnie na widok obcej osoby i zapomniałby o całym zdarzeniu. Jednak ten pers nie był zwyczajny, co więcej zamierzał donieść o całej sprawie odpowiednim osobom w odpowiednim czasie. W tej chwili zwierzę (jeżeli to w ogóle możliwe) było bardzo zdziwione. Kotka podniosła się z miejsca i ruszyła w kierunku domu. Minęła wielkie krzewy kwitnących jeszcze róż i jednym zwinnym skokiem przesadziła niziutki płotek, który oddzielał kwiaty od szerokiej alejki. Kot w rekordowym czasie znalazł się na schodach prowadzących do domku. Spojrzał na duży, zaniedbany trochę ogród. Pers nigdy go nie opuszczał i znał tutaj każdy centymetr kwadratowy powierzchni. Mógłby go pokonać z zamkniętymi oczami. Był zbyt przywiązany do domowników i nie ośmieliłby się wybrać na żadną dalszą wyprawę. Nigdy nie odwiedził nawet sąsiedniej ulicy, ani pobliskiego lasu. Jednak wydarzenie dzisiejszej nocy skłoniło go do złamania tej zasady. Zamierzał udać się w podróż i to niewyobrażalnie daleką, choć zaskakująco krótką. Alfred i tak miał sporo szczęścia, ponieważ kotka nie zauważyła koperty. Gdyby kotka zwróciła na nią uwagę na początku, nie uszedłby jej uwagi fakt, iż koperta zniknęła na chwilę przed tym jak nieznajomy założył swój pasiasty cylinder. Musiał więc dostarczyć już swoja przesyłkę. Istotnie tak było, zrobił to w ułamku sekundy, a koperta leżała teraz na szafce nocnej, w pokoju śpiącej dziewczynki, która o niczym jeszcze nie wiedziała. Spała spokojnie, nie podejrzewając nawet, że w jej pokoju był ktoś zupełnie obcy, i że przez stosunkowo długi czas bacznie jej się przypatrywał. Nawet kocie oczy nie uchwyciły tej bardzo krótkiej chwili, luki, w której intruz bez kłopotu zdołał wedrzeć się do domu, znaleźć swój cel i wykonać zadanie. Alfred posiadał niesamowitą zdolność pokonywania dużych odległości w bardzo krótkim czasie. Był prawdziwym mistrzem wśród mistrzów. Podczas tej jednej sekundy zdołał odnotować w pamięci wygląd pomieszczenia i dokładnie się wszystkiemu przyjrzeć. Pokój, w którym przebywała dziewczynka był bardzo duży i ładnie urządzony. Tuż koło drzwi znajdował się wielki kamienny kominek, obok, którego leżał ogromny, puszysty dywan. Spora, zdobiona szafa była niczym wartownik strzegący swojej fortecy, a okrągły stolik zdawał się kołysać w mroku. Nieco dalej stał duży, czerwony fotel, ustawiony tak, aby osoba akurat w nim siedząca miała jak najlepszy widok na ogród i lasy rozciągające się wokół domu. Teraz przez okno zaglądał jedynie posępny, stary księżyc, który rzucał swoje blade światło na obrazy wiszące na ścianach pokoju. Figurki stojące na komodzie w mroku wyglądały jak żywe. Były tam księżniczki, baletnice i panie przechadzające się w pstrokatych strojach, a każda z dam miała inną wspaniałą fryzurę i kapelusz z fantazyjnymi piórami. Figurki były pasją małej dziewczynki, uwielbiała je kolekcjonować i nie pozwalała, na to, aby ktoś inny mógł ich dotknąć. Przywilej ten posiadała tylko ona. Dostała je dawno temu od swojego nieżyjącego już ojca, który bardzo często podróżował i z każdej takiej wyprawy przywoził jej jedną w prezencie. Zmarł dawno temu w trakcie podróży, do której zmusiły go stale pogarszające się interesy rodziny. Dziewczynka mieszkała teraz z mamą i babcią, obie panie bardzo szanowała i kochała, zresztą nie bez wzajemności. Spała więc spokojnie, nie martwiąc się niczym, a za wielkim oknem, na horyzoncie budziło się powoli ciepłe, wrześniowe słońce. Parę godzin później uchylone drzwi zaskrzypiały cicho i do pokoju weszła ruda perska kotka. Dzwoneczek zawieszony na fioletowej obróżce podzwaniał, gdy kot stawiał swoje lekkie, zwinne kroki. Dźwięk ten, choć niemalże niesłyszalny, wyrwał ze snu jedenastoletnią Lidię. Otworzyła oczy i natychmiast spojrzała w kierunku okna, aby upewnić się czy słońce jest już dostatecznie wysoko na niebie. Faktycznie słońce już wzeszło i do pokoju wpadało jasne światło. Dziewczynka szybko wstała i zaczęła się czesać. Miała długie czarne jak węgiel loki, Strona: 3/6 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl które sięgały jej aż do pasa. Zawsze zaplatała je w ciasny warkocz, tak było i tym razem. Potem rozejrzała się po pokoju i zobaczyła swoją kotkę. Na widok pupila dziewczynka uśmiechnęła się promiennie. Wzięła kota na ręce i położyła go na swoim łóżku, gdzie natychmiast zasnął. Lidia nie wiedziała nic o nocnej wyprawie ulubienicy i była święcie przekonana, o tym, że przespała ona calutką noc, na którejś ze swoich ulubionych poduszek w salonie. Dziewczynka szybko się ubrała i natychmiast skierowała swoje kroki w kierunku drzwi. Nagle zatrzymała się wpół drogi. -Idziesz ze mną?- zapytała. Helia otworzyła oczy, zeskoczyła z łóżka i leniwie podreptała za swoją panią, która już zbiegała po schodach. Lidia otworzyła drzwi prowadzące do jadalni. Śniadanie było już przygotowane i stało na stole, ale w pokoju nie było nikogo. Ani trochę ją to nie zdziwiło, od śmierci ojca coraz częściej zostawała sama, bo matka cały swój czas poświęcała na ratowanie rodzinnej firmy. W tym wszystkim miał pomóc jej brat, ale on tylko pogarszał sprawę, a najgorsze było to, że jedyna siostra wcale tego nie widziała. Lidia miała dwie kuzynki w tym samym wieku, co ona, ale unikały się jak ognia. Magie i Bonnie były w oczach dziewczynki dwoma diabłami, stworzonymi specjalnie po to, aby jej uprzykrzać życie. Dłuższe spotkania z kuzynkami kończyły się zawsze większą lub mniejszą katastrofą. Właśnie dlatego mama nie zabierała jej nigdy ze sobą, co dziewczynka przyjęła z wielka ulgą. Lidię zawsze dziwiło to, jak bardzo rodzeństwo różni się od siebie, bo przecież jej mama była miła, a wuj wprost przeciwnie, szorstki i nerwowy. Lubił się kłócić o wszystko, z wszystkimi, jego spojrzenie było lodowate i mroziło każdego, kto znalazł się w zasięgu jego wzroku ( tak przynajmniej sądziła Lidia). Jakkolwiek było w rzeczywistości Lidia nie zamierzała zbliżyć się do tej trójki nawet na krok. Była bardzo zadowolona z tego, że może zjeść śniadanie bez towarzystwa kuzynek. Była w trakcie jedzenia trzeciej bułeczki, kiedy uświadomiła sobie, że jest czwartek. W czwartki zawsze wybierała się na bardzo długi spacer, którego celem był domek panny Spofford. Kompletnie straciła zainteresowanie śniadaniem, zerwała się z krzesła i pobiegła do swojego pokoju, aby ubrać kapelusz. W chwilę później, już gotowa, przekroczyła próg wielkich drzwi frontowych. Zaraz za nią kroczyła oczywiście Helia, lecz według czwartkowego rytuału towarzyszyła jej tylko do furtki i ani kroku dalej. Lidia weszła na drogę, ale wcale nie miała zamiaru dalej nią iść. Zamiast tego skręciła w lewo, w kierunku polnej ścieżki i maszerowała tak przez około godzinę, aż jej oczom ukazał się spory dworek. Był to dom panny Racheli Spofford. Lidia zapukała do drzwi. Otworzyła jej jedna ze służących i powiadomiła ją, że panna Rachela jest w salonie na pierwszym piętrze. Te kilka słów w zupełności wystarczyło Lidii, znała dom prawie tak dobrze jak pannę Spofford. Przebiegła przez długi hall i jej oczom ukazały się duże, spiralne schody. Normalnie, bez namysłu wbiegłaby po nich na piętro, jednak tego dnia zatrzymała się i zaczęła uważnie je oglądać. Schody zaczęły dziwnie się rozmazywać, stopnie raz się wydłużały, to znów wracały do normalnych kształtów. Zdobiący je dywan podarł się na strzępy, a pozłacane poręcze wyglądały teraz jak dwie gigantyczne kobry. Węże opadły ciężko na marmurową posadzkę i zaczęły sunąć w kierunku zszokowanej dziewczyny. Były bardzo blisko, wręcz na wyciągnięcie ręki, kiedy nagle wszystkie dziwne zjawiska ustąpiły a po strasznych gadach nie było już śladu. Na szczycie schodów stała jedynie panna Spofford. Starsza dama wbiła w dziewczynkę badawcze, przeszywające spojrzenie. Kiedy Lidia wyszła z pierwszego szoku, uświadomiła sobie, że leży na podłodze. - Co się stało? Nic Ci nie jest?- zawołała zaniepokojona panna Spofford. Strona: 4/6 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl - Wszystko w porządku. Po prostu się potknęłam.- odpowiedziała Lidia. Serce waliło jej jak młot. Pomyślała sobie, że bardzo by było głupio mówić, że widziała dwa wielkie węże na środku korytarza. Panna Rachela stwierdziłaby pewnie, że za długo przebywała na słońcu, czy coś w tym rodzaju. Tak właściwie to ona sama nie miała pewności, czy nie tak właśnie było. Przecież kobry nie spacerują sobie ot tak, po czyichś domach. Lepiej było trzymać się wersji z upadkiem. Lidia wstała i otrzepała sukienkę. Przez całą drogę do salonu musiała wysłuchiwać pytań typu ” Na pewno dobrze się czujesz?”, albo „ Może zaparzyć Ci mięty?”. W końcu po wielu zapewnieniach ze strony Lidii panna Spofford dała temu spokój. Usiadły w salonie i zaczęły pić herbatę. Tematem numer jeden stał się jakiś obraz, który panna Spofford dostała niedawno od siostry. Trzeba wiedzieć, że panna Rachela od ponad dwudziestu lat sprowadzała z różnych zakątków świata oryginalne dzieła sławnych artystów. W jej kolekcji było około sto obrazów ( głównie portrety) i mniej więcej tyle samo rzeźb. Cały zbiór znajdował się w wielkiej galerii w zachodniej części domu. - Tak właściwie, to nigdy nie opowiadała mi pani o swojej siostrze. Czy panie są w tym samym wieku?- zapytała Lidia. Koniecznie chciała zmienić temat, bo wiedziała, że jej rozmówczyni potrafiłaby trajkotać o obrazie całe wieki. Zwykle starsza pani wałkowała temat tak długo aż słuchaczowi zaczynały więdnąć uszy, jednak to pytanie lekko wytrąciło ją z równowagi i nagle stała się bardzo małomówna. - Emm… no.. Tak właściwie, to można powiedzieć, że… że tak – wykrztusiła, a w chwilę później już całkiem wyraźnym, choć trochę nerwowym tonem zapytała, czy Lidia nie ma ochoty na jeszcze jedną filiżankę herbaty. Dziewczynka zaczęła podejrzewać, że Panna Spofford chce coś przed nią zataić, ale postanowiła już o nic nie pytać. Grzecznie podziękowała za herbatę, powoli zaczęła zbierać się do wyjścia i tu znów ogromnie się zdziwiła, bo jej towarzyszka nie stawiała ku temu najmniejszego oporu, wprost przeciwnie przyjęła ten pomysł z pewną dozą ulgi. Lidia w drodze powrotnej zastanawiała się nad tym wszystkim, co dzisiaj zobaczyła i była wręcz przekonana o tym, że coś było na rzeczy. Historia z wężami, zmieszanie panny Spofford, a do tego wszystkiego ten głupi list. Przerażenie po raz drugi tego dnia wzięło w swe szpony Lidię. Stanęła w miejscu jak wryta i zaczęła gorączkowo przetrząsać wszystkie swoje wspomnienia w poszukiwaniu listu. Nie mogła pojąć, dlaczego o nim pomyślała. Przecież nie pamiętała żadnej wiadomości, paczki ani niczego w tym rodzaju. W ciągu ostatnich dwóch dni nic nie dostała. To było za dużo jak na jedno popołudnie, dziewczynka pomyślała, że chyba faktycznie się przegrzała. - Coś się stało? – dobiegł do niej z oddali czyjś głos. Lidia bardzo dobrze znała ten ton. Był to Jimmy, chłopak, któremu świadomość, że jest od Lidii starszy o rok, wystarczyła do tego żeby kpić sobie z niej przy każdej okazji. Dziewczyna wcale nie miała ochoty na rozmowę z tym typem. - Nic się nie stało, po prostu lubię stać sobie na środku drogi. Tak bez powodu. – mówiąc to Lidia wywróciła oczami - Mniejsza o mnie, a co ty tu robisz? – dodała po chwili. - W zasadzie nic ważnego, miałem tylko sprawdzić czy paczka dla cioci na pewno została dostarczona pod właściwy adres. - odrzekł Jimmy. - Cioci? W najbliższej okolicy mieszka tylko panna Spofford. Jesteś jej siostrzeńcem? - Nie siostrzeńcem, a bratankiem i owszem chodzi o ciocię Rachelę. – poprawił ją Jimmy – Tak na marginesie, powinnaś lepiej pilnować swojego kota. Ostatnio często się u nas zjawia. – dodał. Strona: 5/6 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl - Helia nigdy nie opuszcza domu. Co niby miałaby robić kilka dobrych mil dalej? Jimmy uniósł brwi. - Kilka? Skoro tak twierdzisz. Możesz ją o to zapytać. – zażartował chłopak. W tej chwili Lidia poczuła do niego okropny wstręt, odwróciła się na pięcie i odeszła. O dziwo Jimmy nie próbował jej zatrzymać. Jak przez sen pokonała resztę trasy dzielącą ją od domu. Gdy w końcu weszła do chłodnego budynku o razu poczuła się lepiej. Mamy jeszcze nie było, prawdę mówiąc Lidia spodziewała się jej dopiero późnym wieczorem. Nie było sensu zaglądać do babci, ponieważ o tej porze zwykle czytała, a dziewczynka nie chciała jej przerywać. Poszła na górę do swojego pokoju i usiadła na łóżku. Heli nigdzie nie było, więc to, co Jimmy mówił musiało być prawdą. Lidia miała tylko nadzieję, że jej ulubienicy nic nie jest. Nagle poczuła się taka samotna. Tak bardzo nienawidziła tego chłopaka. W zasadzie nie pamiętała nawet, o co pokłócili się przy pierwszym spotkaniu, ale wiedziała, że z jakiegoś powodu nie może być dla niego miła. Był dla niej takim naturalnym wrogiem, nie mogła ścierpieć jego widoku, ale też nie mogła całkiem go zignorować, zwykle zamieniali kilka zdań i na tym się kończyło. Lidia rozejrzała się po pokoju i nagle jej uwagę przykuła czerwona koperta z równie czerwoną pieczęcią na wierzchu. Dziewczynka pomyślała sobie, że list chodził jej po głowie, ponieważ zobaczyła go już wcześniej, pewnie po prostu o nim zapomniała. Sięgnęła po kopertę i bardzo ostrożnie ją otworzyła. Była zupełnie pusta. Po co ktoś miałby przysyłać jej zapieczętowaną kopertę, w której nic nie ma? Lidia przetrząsnęła ją raz, drugi, ale nic nie znalazła. To wszystko pachniało jakimś kiepskim, nieudanym dowcipem. Zawiedziona odłożyła szkarłatną kopertę z powrotem na stolik, a gdy tylko to zrobiła, usłyszała głuche łupnięcie, tak jakby w kopercie znajdował się jakiś niewyobrażalnie ciężki przedmiot. Dziewczynka jeszcze raz zajrzała do środka i jakież ogromne było jej zdumienie, gdy zobaczyła na dnie srebrny kluczyk wysadzany małymi diamentami. Wzięła go do ręki i uważnie obejrzała, kształtem przypominał klucz do jej własnego pokoju. W Lidii obudziła się wielka ciekawość, musiała koniecznie sprawdzić czy można nim zamknąć, albo otworzyć te drzwi. Zerwała się z łóżka i podbiegła do nich, ostrożnie wsadziła klucz do zamka i spróbowała go przekręcić, ale nic z tego nie wyszło. Klucz nawet nie drgnął, choć męczyła się przez kolejne pięć minut i wkładała w to całą swoją energię. W końcu zrezygnowana usiadła w ulubionym fotelu i pogrążyła się w głębokim zamyśleniu. Po raz kolejny doszła do wniosku, że coś jest mocno nie tak. Za dużo działo się dziwnych rzeczy. Łatwo zrozumieć czyjeś zakłopotanie, albo zmianę zwyczajów kota, jednak węże i klucz to już lekka przesada. Nie miała czasu na dalsze rozmyślania, bo przed dom zajechał powóz, a w chwilę później rozległ się dzwonek oznaczający obiad i chcąc nie chcąc Lidia musiała zejść do jadalni. Strona: 6/6 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl