„MOJE PIERWSZE TRZY DNI W KRAKOWIE” Zanim zacznę
Transkrypt
„MOJE PIERWSZE TRZY DNI W KRAKOWIE” Zanim zacznę
„MOJE PIERWSZE TRZY DNI W KRAKOWIE” Zanim zacznę opisywać to co jest w temacie wspomnę, że pochodzę ze Lwowa. W wyniku zawieruchy wojennej II wojny światowej zostałam z rodziną w ramach repatriacji ewakuowana w I kwartale 1945 roku do Polski (docelowo do Krakowa). Wyjeżdżając ze Lwowa rozmyślałam nad tym jak to moje życie będzie wyglądało, czy potrafię się przystosować do nowego środowiska. W tamtej chwili było dla mnie to, że już nie będzie słychać warkotu samolotów zrzucających bomby na miasto. Zniszczenia we Lwowie były ogromne. Ze Lwowa do Krakowa jechaliśmy 2 tygodnie wagonami towarowymi tak zwanymi „świńskimi”. Dlaczego tak długo? – bo trwały jeszcze działania wojenne i odczepiano parowóz od transportu repatriantów i zasilano nimi transporty wojskowe kierowane na front. W końcu nastąpił dzień, w którym przekroczyliśmy granicę rosyjskopolską w Medyce i znaleźliśmy się w Polsce. Stąd jeszcze podróż do Krakowa ale już w spokojnej atmosferze, chociaż z niepewnością jak się tutaj ułoży życie. I tu się zaczął nowy rozdział mojego życia. Nareszcie jesteśmy w Krakowie. Pierwsze dni niewiadomej – co dalej ???? Zajechaliśmy na boczne tory tak zwana rampę kolejową. Następnie przewieziono nad so baraków na Prądniku. Później zaczęto repatriantom przydzielać mieszkania. Otrzymaliśmy mieszkanie wspólne (dokwaterowanie do zamieszkałych już tam lokatorów) w dzielnicy podgórze, w której do dzisiaj mieszkam, ale obecnie w innym samodzielnym mieszkaniu. Po przyjeździe do Krakowa pierwsze kroki skierowaliśmy do Rynku Głównego i okolic Śródmieścia. Byliśmy zachwyceni pięknem Krakowa i tym, że Kraków nie ucierpiał dużo podczas działań wojennych. Zniszczenia były małe w porównaniu ze Lwowem. Odwiedziliśmy rodzinę taty, która wcześniej przed wybuchem II wojny światowej zamieszkała w Krakowie. Tak minął mój pierwszy dzień w Krakowie. Następne dni były podobne, było co zwiedzać i zachwycać się pięknem zabytków: Wawelu, Kościoła Mariackiego, Sukiennic. To 3 filary charakteryzujące Kraków oraz piękne kościoły (w Krakowie jest ich bardzo dużo) oraz muzea i inne zabytki. Byłam zauroczona. Atrakcją dla mnie było wejście po wielu schodach na wieżę Kościoła Mariackiego i podziwianie widoku Krakowa z góry. W drugi dzień była kontynuacja zwiedzania Śródmieścia – Rynku Głównego, Sukiennic od wewnątrz – kramów pełnych regionalnych różności. Wszystko było piękne i urokliwe. Na zewnątrz, na płycie rynku między Sukiennicami a Kościołem Mariackim były kramy z kwiatami i sprzedające je krakowskie kwiaciarki w regionalnych strojach. Wszystko piękne, kolorowe jak z bajki. W Rynku Głównym kursowały wówczas nie tylko dorożki ale też tramwaje i taksówki. Trzeci dzień minął w całkiem innym miejscu. Był to okres Świąt Wielkanocnych, w którym to czasie bezpośrednio po dwóch dniach wymienionych świąt odbywał się tu odpust na krzemionkach tak zwana „Rękawka”. Stoi tam malutki kościołek św. Benedykta. Msza Święta jest tam odprawiana tylko 1 raz w roku w dzień odpustu (wtorek po Wielkanocy). Z kościółkiem tym związana jest tajemnica czy legenda. Podobno pod stopniami kościółka mieszka królewna, która pilnuje ukrytych tam skarbów. Jak to bywa na odpustach były tam różne kramy z zabawkami, karuzele, huśtawki itd. Wszyscy wesoło bawili się a najbardziej dzieci. Powracając do moich wcześniejszych przemyśleń, życie w Krakowie zaczęło dla mnie nabierać „rumieńców”. W najbliższym możliwym czasie zaczęłam kontynuować naukę w gimnazjum. Poznałam koleżanki i życie moje zaczęło toczyć się normalnym trybem. Są to moje wspomnienia zapamiętane sprzed 70 lat. Władysława Mrzygłód