moja kochana kurwa mać

Transkrypt

moja kochana kurwa mać
Moja kochana kurwa mać
Juan Luis Mira
MOJA KOCHANA KURWA MAĆ
Juan Luis Mira
Mać ma się tylko jedną, choćby była kurwą.
Moja kurwa mać była najlepszą macią na świecie. Wiem, że
większość ludzi myśli, że to ich mać jest najlepsza, ale moim
zdaniem są w błędzie – najlepsza była moja mać. Ojciec zostawił
nas, kiedy miałem zaledwie dwa lata. Odszedł do dewotki z osiedla,
Przewodniczącej Nocnej Adoracji, z którą najwyraźniej dzielił
różaniec i łoże. Moja mać nie zastanawiała się długo, odetchnęła z
ulgą, że pozbyła się takiego ciężaru –ojciec był spaślakiem ważącym
ponad sto kilo–, a że nie miała ani zawodu ani dochodu, wybrała
taki zawód, który wtedy miał jej przynieść najlepszy dochód, po to,
żeby wyprowadzić mnie na ludzi. I zaczęła robić jako kurwa. Była
bardzo szczęśliwą kurwą. Odkąd ojciec sobie poszedł, zawsze była
uśmiechnięta. Dzieciństwo było najbardziej udanym etapem w
moim życiu – otoczony zewsząd nowymi tatusiami, którzy dawali
mi buzi (a nie po buzi, jak to się wcześniej przyjęło). Moja mać
przyjmowała w domu, a ja wiedziałem, że kiedy miałem nowego
tatusia –prawie każdego dnia z wyjątkiem niedziel– musiałem iść
bawić się na podwórko. Poza tym, wszyscy tatusiowie, oprócz tego,
że płacili mojej maci, za każdym razem kiedy szli z nią do łóżka –co,
uważam, powinni robić wszyscy prawdziwi tatusiowie– mieli
obowiązek przynosić mi słodycze i prezenty. To był podatek, który
wymyśliła kurwa moja mać. Moja mać taka już była – kurwa z
wyobraźnią. W moim pokoju nie było już miejsca ani na kolejnego
indianina, ani na nową fortecę, ani na naklejki, ani na komiks, ani na
landrynki. Nie przesadzę, jeśli powiem, że wszystkie dzieciaki z
osiedla mi zazdrościły, dlatego w pierwszą niedzielę każdego
miesiąca poczuwałem się do obowiązku moralnego i wyciągałem
pudełko po butach z drobiazgami, które nie wiedziałem już gdzie
podziać, i obdzielałem nimi najbardziej potrzebujące dzieci. Jeden
tatuś klient powiedział mi, że to się nazywa miłosierdzie i poradził
mi, żebym to robił przez resztę mojego życia, i żebym dał spokój z
mszami i komżami. I tego tatusia widziałem któregoś dnia
przebranego za księdza.
http://juanluismira.com/
https://www.facebook.com/juanluismirateatro/
http://teatrhiszpanski.blogspot.com.es/
1
Moja kochana kurwa mać
Juan Luis Mira
Tak czy inaczej, ile ton cukierków bym nie dostał, jedno było
pewne: uważałem się na największego szczęściarza na całym
podwórku – wolałem uśmiech mojej maci od wszystkich prezentów
we wszechświecie. A uśmiech mojej maci był jak mieszanka
pocałunku z sokiem malinowym, był jak dopiero co wyjęte z pieca
ciasteczko, które wąchasz i czujesz łaskotki od środka, albo jak
poranek pierwszego dnia wakacji.
Wiedziałem, że moi koledzy w głębi duszy mi zazdrościli, w
dobrym tego słowa znaczeniu, ale zazdrościli, bo oni chcieli, żeby
ich macie wzięły przykład z mojej i zaczęły pracować jako kurwy. A
najgorsze było to, że wielu z nich nie rozumiało, czemu tego nie
robią. Musieli sobie wielu rzeczy odmawiać, bo z reguły głowa
rodziny, zamiast brać się do roboty, brał się do tłuczenia tych
najbardziej bezbronnych członków rodziny, zwłaszcza kiedy wracał
pijany z knajpy. Większość maci zapomniała już nawet, co to
uśmiech, a moja mać, która była tak zajęta, nie miała czasu, by
udzielić im paru prywatnych lekcji. Tak więc wszyscy stawiali mnie
za przykład zapewnienia lepszej przyszłości, która wówczas nie
zapowiadała się kolorowo. Oprócz mojej, która miała kolor
turkusowy, kolor ulubionego stroju mojej maci, w którym
przyjmowała swoich klientów z dniu Bożego Ciała.
Popatrz na małego Pablo –dawali do zrozumienia swoim
maciom– żyje jak król, żyje kurewsko dobrze.
W szkole żyłem dobrze ze wszystkimi. Moja mać nigdy
niczego nie ukrywała, nawet na wizytówkach ozdobionych
zabawnymi amorkami i serduszkami, pod swoim imieniem
dodawała inicjał K., k kropka, świadoma, że dalej już nie zajdzie. To
wystarczyło. A ja wiedziałem, że jestem, kim jestem: synem kurwy,
po prostu; kiedyś mówiło się skurwysyn, o czym dowiedziałem się
pewnego dnia, kiedy na lekcji czytaliśmy na głos Don Kichota. I
dlatego, kiedy słyszałem:
– Pablo, skurwysynu, chodź tu.
Szedłem zadowolony. A jak mówili:
– Kurwa twoja mać!
Wtedy wtedy wtedy to już był szczyt wszystkiego: wypinałem
pierś, dumny, jakby moją mać odznaczyli orderem i od tych słów –
http://juanluismira.com/
https://www.facebook.com/juanluismirateatro/
http://teatrhiszpanski.blogspot.com.es/
2
Moja kochana kurwa mać
Juan Luis Mira
choć sam nie zdawałem sobie sprawy z tego szczegółu– moje
źrenice błyszczały niczym u wielkich bohaterów, jak Ivanhoe albo
Kapitan Trueno. Najgorsze było to, że czasem się zapominałem i
szedłem nieproszony. Dużo ludzi używa słowa „skurwysyn” tak
sobie, bez powodu; ty skurwysynu, nie ma skurwysyna, a ja za
każdym razem, kiedy to słyszałem, od razu stawałem na baczność,
chociaż nie raz, nie dwa nie miało to nic wspólnego ze mną. Raz
Pipo, mój najlepszy kolega, bił się w mojej obronie na podwórku, a
ja poszedłem rozdzielać go i Pirriego, który był niezłym ladaco.
– No bo powiedział do ciebie skurwysynu!
– No i co?
– Jak to co, bałwanie?
To „bałwanie” trochę mnie zabolało. Zabolało, bo to mojemu
koledze nie wiodło się najlepiej. Jego dom to była awantura za
awanturą, a jego ojciec, po sprezentowaniu plaskacza wszystkiemu,
co się nawinęło, na koniec mówił do jego maci: Kurwa! Pierdolona
kurwa twoja mać! Jakby to było jakieś wyzwisko! Tak więc objąłem
Pipa i zanuciłem mu pierwsze linie melodii, którą moja mamusia
zwykła mi nucić, jak co rano przygotowywała mi mleko na
śniadanie: „Słowa nie obrażają, skarbeńku, tylko zimne serce...”. I
Pipo dał sobie spokój, a zarazem przypomniał sobie, że on też
potrafi się uśmiechać.
Wieczorem, przed snem moja mać opowiadała mi przepiękne
bajki. Gotowa do boju, jak to mówiła, wymalowana i z głębokim
dekoltem, przed pójściem do pracy, nurkowała w morzu
pluszowych misiów i opowiadała mi o gwiazdach, które płakały
wodnymi kwiatami, co tylko niewielu ludzi mogło zobaczyć. Jeśli ci
się uda, szeptała, wypowiesz życzenie, a ono się spełni. I
opowiadała mi historie innych maci, które też były kurwami jak ona
i bardzo kochały swoje dzieci i opowiadały im bajki co wieczór,
żeby następnego dnia niebo było jeszcze błękitniejsze i żeby od
patrzenia w nie bolały oczy. Kiedy zamykały mi się oczy –czasem
robiłem to celowo, żeby ona nie spóźniła się na swoje randki–
zbliżała tusz swoich rzęs do moich policzków; to były motyle
pocałunki. Potem starała się nie robić hałasu obcasami, gasiła
lampkę na szafce przy łóżku i posyłała mi kolejny pocałunek z
http://juanluismira.com/
https://www.facebook.com/juanluismirateatro/
http://teatrhiszpanski.blogspot.com.es/
3
Moja kochana kurwa mać
Juan Luis Mira
dłoni, z której dochodziło tylko lekkie cmoknięcie; wychodziła, ale
zostawiała woń swojej ostatniej pieszczoty, która pachniała jak
świeżo zerwana z drzewa cytryna. A ja byłem święcie przekonany,
że będę jednym z wybrańców, którzy odkryją owe niemożliwe
kwiaty, podczas gdy noc okrywała mnie bielą swoich prześcieradeł.
I jak tu nie mieć słodkich snów. Moja mać sprawiała, że nigdy nie
miałem koszmarów.
Pewnego dnia, kiedy wstałem z łóżka –miałem wtedy
ukończone dwanaście lat– mojej maci nie było w domu. Zdziwiłem
się, bo po raz pierwszy nie obudziły mnie jej pocałunki. Ubrałem się
pospiesznie i poszedłem sam do szkoły. W czasie przerwy przyszli
do mnie jacyś panowie, którzy wyglądali na policjantów, chociaż nie
byli w mundurach, i powiedzieli, że moja mać miała wypadek.
Potem dowiedziałem się, że jednemu kilentowi coś strzeliło do
głowy i wbił mojej maci nóż w pierś.
Jej, najsłodszej kobiecie pod słońcem.
Najsłodszej kurwie pod słońcem.
Zamieszkałem z moją ciotką, ale moja mać wracała co wieczór
pachnąca cytrynami, żeby opowiadać mi bajki i uczyć mnie, jak
mogę, bez niczyjej pomocy, dojrzeć magiczny wodny kwiat.
I udało się – w każdą świętojańską noc znajduję jeden; kwitną
w miejscach najmniej niespodziewanych, w koszach na śmieci, na
latarniach, w powietrzu, na grzbiecie nocnego kota. I wtedy, kiedy
odkrywam ten kwiat, proszę o spełnienie jednego życzenia, zawsze
tego samego:
żeby moja mać dalej mi opowiadała bajki na dobranoc.
z hiszpańskiego na polski przełożyła Ilona Narębska
Opowiadanie pochodzi z tomu:
2000, Juan Luis Mira, „P.” [„K.”], w: tegoż, Doce cuentos y medio
un poco imposibles [Dwanaście i pół opowieści trochę niemożliwych],
Instituto Alicantino de Cultura Juan Gil–Albert, Alicante.
http://juanluismira.com/
https://www.facebook.com/juanluismirateatro/
http://teatrhiszpanski.blogspot.com.es/
4

Podobne dokumenty