Rodzina katolicka - Gdy położna jest jak grabarz

Transkrypt

Rodzina katolicka - Gdy położna jest jak grabarz
Rodzina katolicka - Gdy położna jest jak grabarz
piątek, 09 listopada 2012 20:14
Przychodzą do pracy z ideałami: chcą pomagać kobiecie w najpiękniejszym momencie życia,
przyjmować na świat prześliczne bobaski. Potem następuje dramatyczne zderzenie z
rzeczywistością: często wbrew woli muszą asystować przy tzw. terminacjach.
Położne. Ich rolą jest przyjmowanie porodów, pomaganie kobietom w trudnym i pięknym czasie
ciąży, połogu. Pielęgniarki anestezjologiczne asystują też m.in. przy cesarskich cięciach. Tak
najczęściej myślimy o ich pracy. I tak zazwyczaj w skrócie zakres ich obowiązków wygląda. Ale
na szlachetnym zawodzie położnej kładzie się cień dramatu. W szpitalach położniczych, w
których wykonuje się aborcje eugeniczne, czyli tzw. terminacje ciąż, pielęgniarki i położne
asystują przy zabiegach. Często wbrew swojej woli. Położne, jeśli już zabierają głos w tej
sprawie, to szeptem. Tylko między sobą i ze strachem mówią o dramatach na oddziałach
ginekologicznych. Gdy miesiąc temu na portalu gosc.pl zamieszczono tekst „Łamane sumienie
położnych”, zachęcając, by położne zmuszane do asystowania przy terminacjach ciąż
opowiedziały publicznie o swojej sytuacji, odezwało się sporo kobiet. A także kilka rodzin, które
nie mogą patrzeć, jak matka czy żona cierpi w miejscu pracy.
Żaden z rozmówców jednak, bojąc się utraty pracy lub procesu o zniesławienie, nie pozwolił na
ujawnienie prawdziwych danych osobowych czy nazwy szpitala. Obecnie pracownicy ochrony
zdrowia mogą odmówić udziału w procedurach medycznych sprzecznych z wyznawanymi przez
nich wartościami. Teoretycznie położna może więc odmówić asystowania przy aborcjach
eugenicznych. Zgodnie z art. 23 Ustawy o zawodach pielęgniarki i położnej, „pielęgniarka i
położna może powstrzymać się, po uprzednim powiadomieniu na piśmie przełożonego, od
wykonania świadczenia zdrowotnego niezgodnego z jej sumieniem, jednakże z wyjątkiem
przypadków niebezpieczeństwa utraty życia lub poważnego uszczerbku na zdrowiu pacjenta”.
Ta regulacja prawna jest powszechnie znana jako „klauzula sumienia”. I właśnie tę regulację,
opierając się na niewinnym „wyjątku”, łamie się regularnie.
Przypadek 1.: Krystyna, pielęgniarka anestezjologiczna
Krystyna, lat 34. Duże miasto na północy kraju. Zawód wykonywany od lat z sercem:
pielęgniarka anestezjologiczna. Miejsce pracy: blok operacyjny. Fakty: od zakończenia studiów
aż do ubiegłego roku pracowała m.in. przy cięciach cesarskich, drobnych zabiegach
chirurgicznych, ginekologicznych. Gdy na emeryturę odszedł ordynator ginekologii i
położnictwa, a nastał bardzo ambitny, rzutki i pragnący sukcesów na medycznej niwie „nowy”,
zmieniły się i zasady pracy. Szpital do swojej „oferty pomocowej” dorzucił terminacje ciąż. Jak
to się dzieje i gdzie? Krystyna znać szczegółów nie chce. Widzi tylko efekty. Na blok przywożą
1/5
Rodzina katolicka - Gdy położna jest jak grabarz
piątek, 09 listopada 2012 20:14
kobietę w zaawansowanej ciąży. Dziecko, prawdopodobnie po wcześniejszym podaniu „leków”
na umieranie gdzieś na oddziale ginekologii i położnictwa, już nie żyje. Wtedy przystępują do
„dzieła” lekarze i położne… – Ile można patrzeć na zabite dzieci? Zabite w naszym szpitalu? –
pyta Krystyna. – Dlaczego musimy w tym uczestniczyć? Nie po to jestem pielęgniarką, która
pomaga żyć, by asystować przy umieraniu! Krystyna i jej kilka koleżanek próbowały
protestować, rozmawiać z przełożonymi. Powiedziano im, co następuje: pracownic to my mamy
aż za dużo, więc mogą sobie szukać bardziej „komfortowego” zajęcia.
A gdy powołały się na klauzulę sumienia dla położnych i pielęgniarek, usłyszały: zabieg
usunięcia martwego płodu z jamy macicy jest zabiegiem ratującym życie matki. Zabiegiem
zagrażającym życiu kobiety, nagłym. Więc… klauzula nie obowiązuje. – Jak to nagłym? – pyta
retorycznie Krystyna. – Przecież to zabieg planowy. Wystarczy tak dobrać personel, by przy
terminacjach asystowały tylko te pielęgniarki, które nie mają dylematów moralnych. Mówią nam
lekarze: „Wy nic złego nie robicie. Pomagacie kobietom, by nic złego im się nie stało”. A dzieje
się coś złego: szpital zabija chore dzieci, a nie pomaga w ich przyjęciu. I szpital zmusza nas,
byśmy były grabarzami tych dzieci. Jestem pielęgniarką, nie chcę być grabarzem. Krystyna
próbowała o swoim i innych pielęgniarek dramacie informować terenowy oddział Izby
Pielęgniarek i Położnych. Pielęgniarka urzędniczka grzecznie jej wysłuchała. I na tym koniec.
Krystyna więc od pół roku szuka innej pracy. Może znajdzie.
Przypadek 2.: Kamila, ze względnym happy endem
Kamila, lat 27. Obecnie pracuje w szpitalu, w którym dzieci się wyłącznie przyjmuje. Nie
odbiera… – W liceum uważałam, że położnictwo to jest najpiękniejszy zawód na świecie.
Pomagać rodzić się nowemu życiu, troszczyć się, opiekować, chronić malutką, bezbronną
istotę. Takie były moje wyobrażenia o pracy położnej, gdy szłam na studia. W trakcie nauki były
ciche wzmianki o tym, że jeżeli coś jest niezgodne z naszym sumieniem, to mamy prawo
odmówić bez żadnych konsekwencji. I to tyle na temat aborcji oraz naszych praw. Kamila po
studiach rozpoczęła poszukiwanie pracy. Koleżanka napisała do niej kiedyś: „W moim szpitalu,
w W., jest praca. Chcesz?”. – Ucieszyłam się, bo u nas z pracą krucho. Koleżanka odpisała
jednak: „U nas są terminacje ciąż, jakby coś. Nie przeszkadza ci to?”. Do dzisiaj nie wiem,
dlaczego nie powiedziałam, że jednak nie chcę tej pracy... Pierwszego dnia na rozmowie u
przełożonej pielęgniarek i położnych: „Pani Kamilo, chciałabym, żeby Pani wiedziała, że u nas
na oddziale dokonywane są terminacje ciąż i położne w nich uczestniczą”.
– Nie wyrażę słowami tego, co wtedy poczułam… Ogromny sprzeciw wewnętrzny, bunt.
Zawsze miałam swoje zdanie, starałam się kierować własnym sumieniem, nie ulegałam
wpływom innych, żeby się przypodobać, a tu nagle ktoś narzuca mi coś, co jest niezgodne z
2/5
Rodzina katolicka - Gdy położna jest jak grabarz
piątek, 09 listopada 2012 20:14
moją wiarą i przekonaniami. Nie dostałam żadnego prawa wyboru! Kamila dowiedziała się też,
że dyrekcja szpitala uważa, że terminowanie „chorych” ciąż to jest… pomoc kobietom. –
Zabijanie to pomoc? W szoku poszłam na oddział. I się nasłuchałam... Kamila szybko odkryła,
że pracujące w szpitalu położne cierpią. Niektóre opowiadają o krwi, płaczu, koszmarze. A
zaraz potem inne, szczególnie gdy słyszą przełożeni, głośniej ripostują: to kwestia
przyzwyczajenia, ktoś to z dobrze pojętego obowiązku musi robić… Kamila rozmawiała też z
położną, która nie uczestniczy w aborcjach. Kobieta żyje w ciągłym stresie i nerwach, bo choć
niby respektuje się jej wybór, wciąż ktoś jej grozi zwolnieniem... Z płaczem powiedziała Kamili:
– Jeśli możesz, uciekaj stąd jak najszybciej! Ostateczne stanowisko Kamili, zakomunikowane
przełożonym: – Nie obchodzi mnie to, jakie są „zasady” szpitala. Terminacja to zwykłe
mordowanie dzieci i nie chcę tak pracować. Kamila odeszła. Pracę dobrą (!) znalazła. Dzieci
przyjmuje, nie odbiera.
Przypadek 3.: Nawet wolno ochrzcić
Anna, obecnie już nie pracuje jako położna. Pisze, jakie rzeczy na swoim oddziale widziała:
„Pacjentka, 23. tydzień ciąży, otrzymuje środki naskurczowe zaaplikowane przez lekarza i
czeka na poród, który uwolni ją od problemu, jakim byłoby wychowanie upośledzonego dziecka.
Stwierdzone wady rozwojowe. Zapada decyzja o natychmiastowym zakończeniu ciąży. Dziecko
rodzi się zniekształcone: skrócone kończyny, wodogłowie i zapewne wady narządów
wewnętrznych. Zaraz po urodzeniu traktowane jest jak preparat do badania. Nie zdecydowano
jeszcze tylko, czy ma trafić do lodówki, czy do formaliny! Zaraz zapadnie wyrok. Ale uwaga: ono
żyje! Leży wraz z łożyskiem w metalowej misce i wyraźnie widać, jak bije mu serce! Wbrew
przewidywaniom i diagnozie. Położna pośpiesznie i dyskretnie dokonuje wodą chrztu dziecka,
przecież jest katoliczką (wszyscy uczestnicy tegoż zdarzenia są katolikami). Tyle ma prawo
zrobić. Dziecko po kilku minutach umiera i trafia do lodówki. Próby oporu położnych kliniki
wobec takiego procederu traktowane są jako przejaw niesubordynacji i grozi się takim położnym
utratą pracy. Co kierownictwo kliniki dobitnie i jasno wypowiada”. Anna dodaje: „Są położne,
które chcą asystować przy terminacjach. Mówią, że towarzyszenie kobietom w każdej sytuacji
to ich powinność. Trzymają za rękę matkę, gdy lekarze zabijają jej dziecko. Ja w ten sposób nie
chcę. Dlaczego mimo istniejącego prawa muszę?”.
Przypadek 4.: Matki horror incognito
Jan (19 lat) opowiada, że nie może patrzeć, jak jego matka cierpi po każdym „zabiegu”, w
którym musi uczestniczyć. A uczestniczy, gdy na oddziale nie ma odpowiedniej „zmiany” – innej
położnej, dla której asysta przy terminacji nie stanowi problemu. Dzieci rodzą się po 20.
tygodniu, czasem to nawet 24., 25. tydzień ciąży. Mają zespół Downa, głównie. Ale także i inne
3/5
Rodzina katolicka - Gdy położna jest jak grabarz
piątek, 09 listopada 2012 20:14
dziecięce „winy” – zespół Turnera, mukowiscydoza, wielowodzie. Zazwyczaj, jak przewiduje
plan terminacji, są już martwe. Matka Jana często płacze. Szczególnie wtedy, gdy „martwe”
dziecko, nawet prawie kilogramowe, gdy się urodzi, to jednak chwilę zakwili. Nawet do
inkubatora takiego dzieciaczka się nie bierze. Bo po co? A lekarze biorący udział w zabiegu
pocieszają: „No przecież matka się z takim męczyć nie będzie. I dzieciak się męczyć nie będzie.
Trudne to, ale konieczne”. Syn Jan mówi: – Moja matka jest na skraju wyczerpania nerwowego.
Nie ma nawet pomocy psychologicznej. Ale co możemy zrobić? Mama nie znalazła innej pracy.
Mam jeszcze dwoje młodszego rodzeństwa. Ojciec na rencie. Praca potrzebna. Gdy sam
znajdę pracę, może coś się w domu zmieni… Syn próbował matkę namówić na rozmowę. By
powiedziała wszystko, wyrzuciła terminacyjny horror z siebie. Nawet incognito. Bezskutecznie.
Kto obroni położne?
Nikoleta Broda, socjolog i położna, zarząd Fundacji MaterCare: – Jesteśmy fundacją
wspierającą katolickie położne i ginekologów. Docierają do nas sygnały o sytuacji w szpitalach.
Próbowaliśmy o problemie rozmawiać m.in. z posłami, prosić ich o pomoc. Jak do tej pory
bezskutecznie. Niedawno też przedstawiłam sytuację pani minister ds. równego traktowania
Agnieszce Kozłowskiej-Rajewicz. Bo przecież brak możliwości wykorzystywania klauzuli
sumienia to jawna dyskryminacja! W połowie maja Nikoleta Broda na spotkaniu z minister
poinformowała ją o dramacie polskich położnych. Pozostawiła też stosowny list. Oto fragmenty:
„Zwracam się do Pani w imieniu położnych, które są w Polsce dyskryminowane ze względu na
światopogląd. Z różnych regionów Polski docierają do nas informacje od położnych, które nie
mogły skorzystać z tzw. klauzuli sumienia i zostały zmuszone do rezygnacji z pracy.
Asystowanie przy procedurze terminacji ciąży jest przeżyciem traumatycznym. Wywołuje m.in.
dysonans, konflikty wewnętrzne, uniewrażliwia, powoduje zaburzenia lękowe. Jest bardzo
często powodem wystąpienia zespołu stresu pourazowego oraz wszelkiego rodzaju uzależnień.
Traktowanie położnych, które z powodów światopoglądowych nie chcą asystować przy
przerywaniu ciąży, jako gorszych pracowników, uniemożliwianie korzystania z klauzuli
sumienia, sugerowanie, a nawet zmuszanie do zmiany pracy, obniżanie pensji, zmuszanie do
asystowania przy pozbawianiu życia dzieci w fazie prenatalnej jest przejawem dyskryminacji”. –
Od maja minęło nieco czasu. Od tamtej pory pani minister nie kontaktowała się z nami. Nie
wiem, czy zainteresowała się problemem. O spotkaniu z położnymi co prawda poinformowała
na swojej stronie internetowej. Ale w krótkiej notatce nawet nie zająknęła się o naszym liście –
mówi Broda. – Czy naprawdę położne zmuszane do asysty przy terminacjach są w tym kraju
bezbronne? Zapytaliśmy panią minister Kozłowską-Rajewicz o jej stanowisko w sprawie
łamania sumień położnych. Oto odpowiedź: „Jest oczywistym naruszeniem prawa zmuszanie
pielęgniarek do asystowania w planowanych zabiegach, jeśli zaistniał opisywany stan rzeczy”.
Minister informuje też, że o sytuacji położnych wcześniej była raz informowana. Zapewnia, że
wystąpiła do ministra zdrowia z zapytaniem, czy resort ma informacje na temat łamania prawa
w opisywany przez położne sposób i jak ma zamiar przeciwdziałać tym praktykom. „Zamierzam
rozpoznać ten stan rzeczy i doprowadzić do wyjaśnienia sytuacji. O efektach będę informować”
– napisała pani minister. Na efekty z niecierpliwością czekamy.
4/5
Rodzina katolicka - Gdy położna jest jak grabarz
piątek, 09 listopada 2012 20:14
Agata Puścikowska
Źródło: Gość Niedzielny
5/5

Podobne dokumenty